Emancypantki57


395






























57 Rada familijna
O czwartej po południu zaczęli się schodzić goście zaproszeni na naradę. Naprzód pan
Miętlewicz w nowym garniturze w pasy, tudzież kołnierzyku wyłożonym tak szeroko, że
jego końce opierały się prawie na obojczykach. Potem major
z dwoma kapciuchami tytoniu
(jakby wyjeżdżał w daleką drogę); dalej siwy proboszcz, na którego życzliwie mrugała doktorowa,
a on jej odmrugiwał zacierając ręce. Na ostatku przyszła panna Cecylia. Zadyszana,
upadła na krzesło w pokoiku Madzi, błagając panią Brzeską, ażeby jej nie kazała iść do ogrodu,
gdzie jest tylu mężczyzn. Ale doktorowa wzięła ją za rękę, zaciągnęła do altanki i bladą
jak papier posadziła naprzeciw majora.

Niechże major dziś będzie oględny...
szepnęła staremu pani Brzeska.

Tylko pani mnie rozumu nie ucz
mruknął wydobywając z wściekłością drut do fajki,
krzesiwko, hubkę i paczkę siarczanych zapałek z różnokolorowymi główkami.
W domu państwa Brzeskich podwieczorek zawsze bywał dobry, ale tego dnia przeszedł
wszelkie oczekiwanie. Nigdy jeszcze nie widziano tak mocnej kawy, tak grubych kożuchów
na śmietance i tylu gatunków bułek, obwarzanków, ciastek suchych i kruchych, placuszków
obsypanych makiem i cukrem, a wszystko prosto z pieca.
Postawiono nawet buchający parą samowar na wypadek, gdyby major zażądał herbaty; a
doktorowa własną ręką przyniosła z szafy butelkę białego araku, bo może major zechce pić
herbatę z arakiem. W kuchni, śpiżarni, w ogrodzie i altance rozlegał się głos doktorowej deklinującej:
pan major, dla pana majora, panu majorowi...
Biedna panna Cecylia, na którą major od czasu do czasu rzucał (zdaniem doktorowej)
bezwstydne spojrzenia, na przemian bladła i rumieniła się spoglądając ukradkiem spod długich
rzęs na okropnego starca, który wbrew interesom jej brata propagował reformackie pigułki,
a u iksinowskich dzieci miał opinię ludożercy, czyli
kominiarza.
Kiedy doktorowa nalała kawę, major spojrzawszy na siedzącego obok siebie Miętlewicza
rzekł:

Cóżeś się pan dziś ustroił jak mamka?... Rozwaliłeś kołnierzyk, że ci prawie pępek widać...
Panna Cecylia mimo woli szepnęła: "Ach!..."
a doktorowa prędko odezwała się:

Może major pozwoli tych obwarzaneczków?... Jeszcze ciepłe... Panno Cecylio
dodała

niech pani posmaruje panu majorowi bułeczkę...
Major, któremu w tak delikatny sposób przypomniano obecność panny Cecylii, zawstydził
się i z niechęcią odwrócił się od Miętlewicza, bo przecież z jego winy wymówił brzydkie
słowo przy dziewczętach.
Tymczasem posłuszna panna Cecylia zaczęła smarować masłem bułkę. Była jednakże tak
zmieszana, że upuściła nóż, zgniotła bułkę i o mało nie przewróciła szklanki z kawą. Ażeby
ją ośmielić, major odezwał się:

Cóż to, wypędzacie waszego prowizora?...
Panna Cecylia w pierwszej chwili nie wierzyła własnym uszom, że major do niej mówi.
Zmiarkowawszy jednak po spojrzeniu doktorowej, iż wypadek ten rzeczywiście miał miejsce,
zebrała odwagę i odpowiedziała:

Tak, braterstwo rozstają się z panem Fajkowskim.

Pierwszy raz muszę przyznać im słuszność
rzekł major, ażeby już zupełnie zjednać sobie
pannę Cecylię.
Takie awantury wyrabiać w domu familijnym!...

Brat mówił, że pan Fajkowski nie może być w aptece, ponieważ jest lunatykiem...

Doprawdy?
zawołała Madzia.
Chodzi po dachach?...

Wyobraź sobie, że onegdaj w nocy wszedł po daszku do kuchni na pierwsze piętro
oknem...
objaśniła panna Cecylia.
Jakie to szczęście, że on do pani nie wszedł!...
westchnęła
Madzia.

Madziu!...
zaczęła doktorowa.

Ja
mówiła panna Cecylia
umarłabym ze strachu. Przecież zawołać nie mogłam, bo
obudziłby się i spadłby...

Przynieś nam, Madziu, szachy
odezwał się major. Z triumfem spojrzał na doktorowę,
która gotowa była uściskać go za takt i przytomność umysłu.

Ale chyba dzisiaj panowie nie będą grali?...
rzekła doktorowa, gdy Madzia powróciła z
pudłem i szachownicą.
Mamy naradzać się...

Radzić nie będziemy całą noc
odburknął major.
Nie jesteśmy lunatykami.
Przez ten czas pan Miętlewicz rumienił się jak panienka. Równie bowiem zakłopotała go
przygoda pana Fajkowskiego jak i jego własny kołnierzyk, który dopiero teraz wydał mu się
stanowczo za długi i za głęboko wycięty. W tej chwili wolałby mieć na szyi girlandę z ostu i
pokrzyw aniżeli ten podły kołnierzyk, bo ile razy która z panien spojrzała na niego, nieszczęsnemu
Miętlewiczowi przychodził na myśl ten punkt jego osoby, który tak brutalnie napiętnował
major.
Kiedy uprzątnięto stół i major z haftowanego kapciucha zaczął nakładać fajkę, doktorowa
westchnąwszy odezwała się:

Cóż pan major sądzi o nowym kaprysie Madzi?... Sprzykrzyła jej się pensja i chce wyjechać
do Warszawy!...

Za kark jej nie weźmiemy
odparł major.

Jednakże, władza rodzicielska w tym wypadku...
wtrącił proboszcz.

Nawet myśleć o tym nie może panna Magdalena
pochwycił Miętlewicz.
Całe miasto
zdziwione... naczelnik straży ziemskiej mówił mi, że
to niepodobna, a sam naczelnik powiatu,
kiedy się dowiedział, przestał przyjmować interesantów... Chodził po biurze z założonymi
rękoma i wciąż mówił do siebie: także!... także!...

Słyszysz, Madziu
odezwała się doktorowa podnosząc palec w górę.

Szkoda, żeście państwo od razu nie zaprosili naczelnika straży ziemskiej, jeżeli on ma
decydować o przyszłości Madzi
warknął major.

Ale opinia publiczna, panie majorze!
zawołał Miętlewicz.
Umowy co do panienek
już prawie zawarte
rzekła doktorowa.

Posłuszeństwo względem rodziców
święty obowiązek!...
dodał proboszcz.

Dlaczego nie chcesz otworzyć pensji?
zapytał major Madzię.

Proszę pana majora, jest tak
zaczęła Madzia.
Nauczyciel ma żonę, pięcioro dzieci i
babkę... Ma sto pięćdziesiąt rubli pensji na rok...

Opowiadaj krótko
upomniał ją major.

Ja mówię krótko. Więc, proszę pana majora, nauczyciel dorabia sobie prywatnymi lekcjami
jeszcze dwadzieścia rubli miesięcznie... A że, proszę pana majora, jego uczennice mają
przejść do mnie, więc nauczyciel traci te dwadzieścia rubli miesięcznie i musi żonę z trojgiem
dzieci wysłać na wieś...

No, ale dlaczego ty chcesz wyjechać?...
badał major. Przecie ty masz uczennice...

Właśnie, że mam...

Więc otwieraj pensję...

Ale ja nie mogę rujnować bytu rodziny nauczyciela... nie mogę odrywać dzieci od matki
i ojca... Jakaż by to była sprawiedliwość, gdyby ginął człowiek ,po kilkunastu latach pracy...

Brzozowski nie miał tych skrupułów względem twego ojca rzekła doktorowa.

Może doktór Brzozowski nie miał innego miejsca... A ja mam doskonałe warunki w
Warszawie.

Panno Cecylio... niechże pani coś powie!...
zawołała doktorowa.
Przecież pani ma
prawa nie zwolnić Madzi z danego słowa...

Bóg wie
cicho odezwała się zapytana
ile mnie to kosztuje... Ale pobudki panny
Magdaleny są tak szlachetne...

A cóż na to ojciec?... Ojca zdanie chcielibyśmy usłyszeć... rzekł proboszcz.

Zrobi pani krzywdę całemu miastu, całej...
wtrącił Miętlewicz.

Ty jesteś ojciec?...
ostro zapytał go major.

Ja tu nie mam nic do powiedzenia
odezwał się doktór. Boli mnie jej wyjazd, ale cieszą
jej instynkta... Trzeba dbać nie tylko o własne interesa!...

Mój doktorze
odparł major
gdyby każdy żołnierz myślał o skórze swego sąsiada, a
może nawet i nieprzyjaciela, pięknie wyglądałaby armia!... Niech każdy dba o siebie...

Słyszysz, Madziu?
rzekła doktorowa posyłając majorowi spojrzenie pełne wdzięczności.

Zresztą
zabrał głos Miętlewicz
jeżeli panna Magdalena chce odszkodować nauczyciela,
niech mu od każdej uczennicy odstąpi jakiś procent...

Tak jak pan Eisenmanowi, ażeby ci nie przeszkadzał
dodał major.

Posłuchajcie mnie, panowie
mówiła wzruszonym głosem doktorowa.
Dzięki mężowi
już nie śmiałabym ograniczać swobody naszym dzieciom, gdyby tylko chodziło o swobodę...
Ale co Madzię czeka w tej Warszawie?... Będzie guwernantką rok... dwa... dziesięć lat... no i
co potem?... My, w razie śmierci, oprócz starego domu i kilku morgów gruntu nic nie zostawimy
dzieciom... Więc co ona pocznie ze sobą?...

Toż samo grozi jej, gdyby została tutaj
wtrącił doktór.
Ale tu miałaby pensyjkę...
swoją własną... I po kilkunastu latach pracy, ona, taka oszczędna, mogłaby coś odłożyć...

mówiła matka.
Przecież sam postanowiłeś, Feliksie, że piętnaście rubli, które chce nam
płacić za mieszkanie i obiady, będą składały się dla niej na posag...

Madzia ma posag... cztery tysiące rubli
odezwał się major.

Co też pan mówi!...
odparła doktorowa.
Madzia od babki dostała trzy, nie cztery tysiące
rubli, a dzisiaj nie ma z tego i połowy...

A ja pani powiadam, że Madzia będzie miała cztery tysiące rubli... Nie teraz, ale za parę
lat
odparł major.
W altance zrobiło się cicho. Wtem najprzytomniejszy ze wszystkich Miętlewicz pochylił
się i
pocałował majora w ramię.

Tyś chyba zupełnie oszalał, Miętlewicz?
rzekł major.

Podziękujże, Madziu...
odezwał się proboszcz.
Madzia stała zdziwiona nic nie rozumiejąc. Ale doktorowa rozpłakała się.

Nigdy już ona nie będzie należeć do mnie!
zawołała. W dzieciństwie odebrała mi ją
babka, później ta nieszczęśliwa Latterowa, której niech Bóg przebaczy... a teraz major...

Ani jej pani odbieram
odparł starzec
ani jej za mego życia grosza nie dam. Jest młoda,
więc niech pracuje... Ale niechże mi nikt nie gada, że dziewczyna nie ma zabezpieczonej
przyszłości!...

A gdyby pani zaangażowała naszego nauczyciela?...
zawołał rozpromieniony Miętlewicz.

Mógłby uczyć arytmetyki, jeografii.

Myślałam o tym
odparła Madzia
ale on ma czas dopiero po czwartej, kiedy u nas
skończą się lekcje.
Major zamyślił się.

Ile miałabyś dochodu miesięcznie?
spytał Madzi.

Około sześćdziesięciu rubli na nas dwie...

Więc podzieliwszy między trzy osoby wypadnie po dwadzieścia rubli... Gra niewarta
świeczki!...
zakonkludował major. No, proboszczu, siadajmy do warsztatu...
I wysypał z pudełka figury na szachownicę.

Jakże to?... więc jak panowie radzicie?...
pytała rozgorączkowana doktorowa chwytając
majora za ramię.
Nareszcie niechże się dowiem, co zrobi dziewczyna...

Ona wie o tym lepiej od nas
odparł major ustawiając szachy.

Ale ja nic nie wiem, ja... matka...
Major jedną rękę oparł na szachownicy, drugą na poręczy ławki i odwróciwszy się całym
korpusem do doktorowej mówił przystukując wieżą:

Pensja od razu mi się nie podobała, bo Madzia na przełożoną jest za młoda. Po wtóre

nie zapłacą jej jak należy, w końcu opuszczą i dziewczyna zmarnuje się w ciągu kilku lat... A
co potem?... Nic potem!... Niech więc jedzie do Warszawy, kiedy chce pracować, co się jej
chwali... Niech pozna świat, nie ten iksinowski kurnik... Tam może i chłopca porządnego
znajdzie... A za jakiś rok... dwa, kiedy odejdę na wieczny urlop, będzie miała cztery tysiące
rubli... może i trochę więcej... Z takim groszem i doświadczeniem, jeżeli zechce, niech założy
pensję, ale już porządną...

Widzi mama, że pan major każe mi jechać do Warszawy odezwała się Madzia.

Uściskajże majora!... podziękuj!...
wtrącił proboszcz popychając Madzię.

Basta!...
rzekł major.
Kiedy ją ściskam, robię to bez pozwolenia jegomości. A dziękować
nie ma za co, bo przecie nie zabiorę pieniędzy do grobu.

Ja nie wiem, czy mi wypada przyjmować taką ofiarę... odezwała się zakłopotana Madzia.
Starzec z fajką w zębach zerwał się z ławki, błysnął krwią nabiegłymi oczyma, a ująwszy
się pod boki zaczął wyginać się jak baletnica i przedrzeźniać Madzię piskliwym głosem:

Tiu-tiu-tiu-tiu!... Ofiary przyjąć nie może!... I ty, smarkata, robisz uwagi?..: Jeżeli
chcesz dług spłacić, to gdy usłyszysz, że mnie już umyły baby, zmów na wszelki wypadek
pacierz za moją duszę...
dodał łagodnym tonem.
Może naprawdę jest jaka dusza?...

szepnął.

Tak?...
zawołał proboszcz, z gniewem odsuwając szachownicę.
Nie gram z takimi,
którzy mówią, że nie ma duszy.

Powiedziałem: może jest!
wrzasnął major uderzając pięścią w stół.

No, tak to co innego...
odparł uspokojony proboszcz. Zaczynaj pan... Nie, dziś ja zaczynam.
Kiedy zaczęła się gra, panna Cecylia dała znak Madzi i obie cichaczem wymknęły się w
głąb ogrodu.

Boże!...
szepnęła panna Cecylia oglądając się na wszystkie strony i chwytając rękoma
za głowę.
Boże!... co się ze mną dzieje... Ależ ja nigdy nie widziałam podobnego człowieka...

Mówi pani o majorze?...
spytała Madzia.

Naturalnie!... O kim innym mogłabym mówić w tej chwili... Wie pani
dodała nagle
panna Cecylia
mówmy sobie: t y...
Ach, jak to dobrze!...
odpowiedziała Madzia.
Ucałowały się i zarumieniona, z błyszczącymi oczyma panna Cecylia prawiła:

Cóż to za dobry człowiek!... Nie, to jest anioł... Nie, prawda, z taką fajką nie można być
aniołem, ale cóż to za szlachetny człowiek!... Ale przy tym jaki ordynaryjny!... Gdyby mnie
tak powiedział jak panu Miętlewiczowi... Boże!...
Do panien zbliżyła się doktorowa, a z nią pan Miętlewicz, który pod pozorem bólu gardła
zawiązał sobie chustką od nosa różową szyję.
Na ten widok panna Cecylia spuściła długie rzęsy, a Madzia ledwie powstrzymała się od
nowego wybuchu wesołości. Szczęściem zwróciła uwagę na to, co mówił Miętlewicz:

Ma słuszność major, że Iksinów nazywa kurnikiem!... Niedługo stąd wszyscy się wyniosą...
Pan Krukowski już wyjechał, państwo podsędkowie także mają przenieść się do Warszawy...
I ja nie będę tu popasał, nie mam pola dla moich zdolności... Wreszcie i do Eisenmana
zaczynam tracić zaufanie.
W altance zrobił się krzyk: proboszcz dawał mata majorowi, a ten dowodził, że nie ma
wyobrażenia o szachach. Partię przerwano na przedostatnim cugu, major bowiem żadnym
sposobem nie chciał uznać mata, którego nie byłoby, gdyby jego królowa zajmowała tę linię,
gdyby koń stał tam, a wieża tutaj...

Tak
odparł proboszcz
i gdyby pański król mógł wychodzić do ogrodu, kiedy mu zabraknie
miejsca na szachownicy. Dwaj starcy kłócąc się zaczęli wybierać się do domu. Panie
i Miętlewicz zbliżyli się ku altance.

No, dziękuję doktorowej za podwieczorek... Pyszny był... rzekł major.
A ty, mała

dodał całując Madzię w głowę uciekaj stąd, gdzie pieprz rośnie... W tej dziurze panny starzeją
się, a mężczyźni głupieją...
zakończył i spojrzał na Miętlewicza.

Ja także wynoszę się stąd
odpowiedział Miętlewicz. Otworzę interes w Warszawie...

Tylko pierwej kup sobie inną koszulę, bo ta cię kiedy opadnie
wtrącił major.

KONIEC ROZDZIAŁU


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Emancypantki32
Emancypantki33
EmancyT2R34
Emancypantki47
Emancypantki49
Emancypantki11
Emancypantki20
Emancypantki17
Emancypantki55
Emancypantki18
Emancypantki19
Emancypantki45
Emancypantki35
Emancypantki26
EmancyT2R9
Celiński P Interfejsy mediów cyfrowych dalsza emancypacja obrazów czy szansa na ich zdetronizow
Emancypantki14
EmancyT2R26

więcej podobnych podstron