Emancypantki49


340






























49 Przechadzki cmentarne
W piątym dniu choroby pana Krukowskiego, na krótko przed zachodem słońca, Madzia
spacerowała po ogródku. Nagle nad parkanem od strony ulicy mignęła czapka z gwiazdką, a
po chwili obok krzaka malin upadł list.

Od panny Eufemii!...
odezwał się stłumiony głos spoza parkanu.
Madzia trochę zlękła się, trochę rozgniewała się na dziwnego posłańca, lecz podniosła i
przeczytała kartkę.
Były znowu na niej dwa całujące się gołąbki, tym razem nie przekreślone.
"Najdroższa, święta, jedyna przyjaciółko moja! Dziś po zachodzie słońca przyjdź na
cmentarz, gdzie czekać cię będę z nieopisaną tęsknotą. Błagam cię, nie odmów, chodzi bowiem
o ważne rzeczy."
Dalej następowało wykreślone zdanie: "może o życie dwojga istot"
podpis: "Twoja na
wieki. Eufemia."
W pół godziny Madzia, której już nikt nie zapytywał, dokąd wychodzi, znalazła się na
wskazanym miejscu.
Cmentarz był niewielki, opasany murem; wchodziło się do niego przez furtkę, która puszczona
z ręki, sama się zamykała wahając się w prawo i lewo i
kłapiąc. Na białych pomnikach
jeszcze było znać różowe blaski zorzy wieczornej. Madzi, gdy biegła główną ulicą, wydawało
się, że mogiłki są jakby wyższe, że szare i czarne krzyże spoglądają na nią i że wśród
wielkiej ciszy między drzewami snują się cienie i słychać szepty.
Mijając kamień grobowy swej babki Madzia uklękła i odmówiła pacierz. W rzeczy samej
na cmentarzu było słychać szelest, a potem odgłos, jakby kto przelazł mur i skoczył na drugą
stronę.
"Boże, po co ja tu przyszłam?..."
pomyślała wylękniona Madzia. W tej chwili usłyszała
szybkie kroki i głos panny Eufemii...
To. ty, Madziu?...
Madzia powstała z klęczek; panna Eufemia rzuciła się jej na szyję i zaczęła całować ją z
płaczem.

Czy przebaczysz mi kiedy?...
Zamiast odpowiedzi Madzia uściskała ją. Potem obie wziąwszy się pod ręce pobiegły
między najgęstsze drzewa i usiadły na ławeczce naprzeciw niskiego krzyżyka, który pochylił
się na bok, jakby chciał słyszeć ich szepty.

Odrzuciłaś Krukowskiego?...
mówiła panna Eufemia tuląc się do ramienia Madzi.

Ach, jakaś ty szlachetna... jakaś ty odważna!... Nie wiesz nawet, ile cię błogosławię, bo dopiero
ty otworzyłaś mi oczy na prawdę... Dla mojej matki majątek jest wszystkim i gdyby pół
roku temu, ach, gdyby nawet po koncercie oświadczył mi się Krukowski, przyjęłabym go i
zdeptałabym najszlachetniejsze serce...
Zadyszana odpoczęła.

Widzisz, Madziu, my, kobiety na partykularzu, jesteśmy bardzo nikczemne: sprzedajemy
się, pozwalamy się sprzedawać, wyrzekamy się własnej woli, a nawet uczuć dla majątku...
A tymczasem jakiż majątek zastąpi prawdziwą miłość?...
Spojrzyj na te groby, Madziu, w których wszystko się kończy, dokąd nie można zabrać
majątku, i powiedz: czy dla podłej mamony godzi się odtrącać serce... kochające... ubóstwiające
nas serce? Ja dopiero dziś czuję kobiecą godność, dopiero dziś jestem dumna, kiedy
wiem
jak on mnie kocha... Dać komu tyle szczęścia, ile ja mogę dać temu człowiekowi...
ach... czy jest coś ważniejszego na świecie?...

O kim mówisz?
spytała Madzia.

O Cynadrowskim. Nie chcę nic taić przed tobą: zaręczyliśmy się z nim i czuję, że zaczynam
go kochać... Kobieta potrzebuje być kochaną, ubóstwianą... to jej wynagradza ofiary,
jakie ponosi w życiu...

A rodzice?...
Panna Eufemia otrząsnęła się..

Rodzice?... Alboż ty odrzucając Krukowskiego pytałaś rodziców?... Jestem także kobietą,
człowiekiem, i mam prawo rozporządzać przynajmniej moim ciałem... Przecież to

moje
ciało, jedyna moja własność, które mogę oddać ukochanemu, ale sprzedawać
nigdy!
Madzi boleśnie ścisnęło się serce i długo, długo całowała pannę Eufemię.

W zimie
mówiła podsędkówna
ojciec mego narzeczonego ma kupić mu poczthalterię
w Kieleckiem. Będzie to dla nas podstawa bytu, a resztę dopełnię pracą... Bo i któż mi broni,
nawet gdy zostanę poczthalterową, uczyć dzieci?
Otarła chustką oczy.

Dlatego proszę cię, Madziu, przyjmij mnie na wspólniczkę do twej szkoły. Będę pracowała
od rana do wieczora... Nie chcę już własnego pokoju, firanek, tapetów... Pobielone ściany
to dosyć... Przy tobie nawyknę do uczenia, a wieczorami będę haftowała; może zresztą
znajdę lekcje muzyki i tym sposobem zbiorę pieniądze na wyprawkę, bardzo skromną... Bo
mama, jestem pewna, nic mi nie da przed ślubem.
Powstały z ławki i opuściły cmentarz.
Madzia była wzruszona: w tej pokornej, gotowej do poświęceń narzeczonej nie mogła poznać
dawnej panny Eufemii, pysznej egoistki.
Od tej pory Madzia co wieczór przychodziła na cmentarz i rozmawiała z panną Eufemią o
jej planach na przyszłość albo o pensyjce, którą miały założyć. Podsędkównie zawsze towarzyszył
sekretarz pocztowy,, lecz na widok Madzi krył się za mur.
Kiedy pan Krukowski na dobre dźwignął się z niemocy i zrzucił szlafrok, a dla kompensaty
coraz częściej grywał na skrzypcach, jego siostra zaprosiła do siebie panią rejentowę i
odbyła długą konferencję przy zamkniętych drzwiach. Po skończeniu jej pani rejentowa promieniejąca
zadowoleniem udała się do pani podsędkowej i odbyła z nią drugą konferencję.
Po skończeniu jej pani rejentowa wyszła, a z kolei pani podsędkowa zaczęła promieniować
wielkim zadowoleniem.
Następnie pani podsędkowa wezwała pana podsędka i zaczęła z nim konferencję. Po wysłuchaniu
zdań początkowych pan podsędek zawołał:

Ja to przeczuwałem od dawna!...
Ale w dalszym ciągu rozmowy zerwał się z krzesła, zaczął tupać nogami i krzyczeć:

Ja do tego mieszać się nie będę!... Daj mi syna, to zrobię z nim; co mi się podoba; ale
córka należy do ciebie...

Masz niedobrze w gełowie czy co?...
odpowiedziała uroczyście pani podsędkowa.

Skądże ja ci syna wezmę?...
I uwagę swoją poparła ruchami pełnymi godności; może zbyt wielkiej na tak małą odpowiedź.
A że zbliżał się zachód słońca, więc z naciskiem poprosiła podsędka, ażeby nie wydalał
się z domu. ,
Podsędek był zrozpaczony; całe szczęście, że niedługo czekał. Wnet bowiem usłyszał szanowną
małżonkę, która mówiła do panny Eufemii:

Dokądże to panienka?...
Na spacer.
Musiało to być hasłem, gdyż podsędek ze swego pokoju przeszedł do saloniku i usiadł na
krześle pod piecem w sposób charakteryzujący człowieka, który cierpi na żołądek.
Również do saloniku wsunęła się majestatycznie pani podsędkowa, a za nią panna Eufemia
w kapeluszu na głowie. Nawet już zapinała drugą rękawiczkę.
Podsędkowa z powagą usadowiła się na fotelu i rzekła do córki:

Więc panienka na spacer?

Tak.

Czy nie na cementarz?

Na cmentarz.

I nie boisz się sama sepacerować o tej porze między grobami?...

Ach, więc tak?...
rzekła spokojnie panna Eufemia siadając obok stołu, naprzeciw podsędkowej.

Ktoś, widzę, wyszpiegował mnie, więc nie mam co taić. Tak, mamo, chodzę po
cmentarzu albo z Madzią, albo z panem... Cynadrowskim.
Podsędek z wielką uwagą obserwował szparę podłogi: podsędkowa rzuciła się na fotelu,
ale nie zmieniła tonu.

Pan Cenaderowski
rzekła
bardzo niestosowne towarzystwo dla panienki twego setanowiska!
Panna Eufemia schyliła głowę i zaczęła mrugać oczyma.
Ja go kocham, mamo...

szepnęła.
Podsędek rozkrzyżował ręce.

Nierozsądena jesteś, moja Femciu
odpowiedziała podsędkowa
z twoim kochaniem i
z twoją pensją. Wszystko to są skutki przestawania z panną Magdaleną...

O, nie... Z nią zakładam pensję, ale jego kocham sama... Długo walczyłam z jego błaganiami
i rodzącym się we mnie uczuciem... Ale skoro raz przysięgłam, że będę należeć do
niego...
Podsędek schwycił się za brzuch i kiwał głową. Podsędkowa przerwała córce:

Nigdy nie sądziłabym, Eufemio, że możesz zapomnieć o swoim stanowisku...

No, nie jest tak znowu świetne stanowisko starej panny, którą zostałabym za rok lub
dwa... Dotychczas ślepo słuchałam mamy i co z tego?... Skończyłam dwadzieścia pięć lat...

O, i dobrze!...
mruknął podsędek.

A przyzna mama, że lepiej umrzeć aniżeli zostać starą panną... Czyliż ich tu nie znamy
dosyć w rozmaitym wieku?... Im która starsza, tym bardziej nieszczęśliwa i wyśmiewana...
Dziękuję za takie stanowisko, wolę być panią poczthalterową...
mówiła panna bawiąc się
albumem.

Pi!... jak ta dziewczyna gada... jak ona gada!...
wtrącił podsędek.

A ja sądzę
rzekła powoli podsędkowa
że lepiej być panią Krukowską z bełogosławieństwem
rodziców aniżeli wydziedziczoną i wyklętą panią Cenaderowską...
Pannie Eufemii wysunął się z rąk album i z łoskotem upadł na ziemię.

Cóż to znaczy?...
spytała drżącym głosem.

To, że pan Kerukowski i jego siostra w tych dniach oświadczą się o twoją rękę, jeżeli
będą pewni, że nie odmówisz... Panna Eufemia wybuchnęła płaczem.

Boże, cóż się to dzieje! :. Ależ Cynadrowski...

Przelotna sełabostka
odparła matka.

Ja mu przysię:.. ja mu przyrzekłam...

Zapewne w chwili szlachetnego uniesienia, oszołomiona jego bełaganiami i rozpaczą...

Zamieniliśmy pierścionki... zresztą
on ma moje listy...
Aj, do diabła!...
mruknął
podsędek.

Moja Eufemio
mówiła podsędkowa.
Pan Kerukowski jest szlachetnie urodzony,
pięknie wychowany, a mimo to nieszczęśliwy i osamotniony. Takiemu człowiekowi podać
rękę, welać mu otuchę, przywrócić wiarę w siebie
to, moim zedaniem, cel godny kobiety
wyższej... Ale pan Cenaderowski, któremu wystarczyć by mogła tewoja pokojówka...
Podsędkowa wyniośle wzruszyła ramionami; panna Eufemia płakała.
Rozpoczęta w tej kwestii konferencja ciągnęła się do późnej nocy, przeplatana łzami i
uściskami matki i córki tudzież wykrzyknikami podsędka, które w bardzo niewielkim stopniu
przyczyniały się do wyjaśnienia sytuacji.
Panna Eufemia nie była tego wieczora na cmentarzu.

KONIEC ROZDZIAŁU


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Emancypantki32
Emancypantki57
Emancypantki33
EmancyT2R34
Emancypantki47
Emancypantki11
Emancypantki20
Emancypantki17
Emancypantki55
Emancypantki18
Emancypantki19
Emancypantki45
Emancypantki35
Emancypantki26
EmancyT2R9
Celiński P Interfejsy mediów cyfrowych dalsza emancypacja obrazów czy szansa na ich zdetronizow
Emancypantki14
EmancyT2R26

więcej podobnych podstron