"Czerwony błękit" cz.I by Miko-chan
Jest to z pewnością powód do świętowania, gdyż właśnie rozpoczynam drugiego pełnometrażowego fika. Na razie nic konkretnego nie zdradzę, ponieważ sama jeszcze nie jestem niczego pewna, nie wiem nawet do jakiego to się będzie zaliczać gatunku ^^. Czas pokaże. Życzę miłej lektury.
"Naszyjnik z ludzkich zębów"
Ogień trzaskał wesoło na kominku, a stłumiony gwar wypełniał powietrze w karczmie. Zadziwiające było, iż tutaj, zaledwie kilkanaście kilometrów od miejsca walki z Valgarvem, ludzie zupełnie nie zdawali sobie sprawy z zagrożenia, jakie nad nimi wisiało. Nie wiedzieli, że całkiem niedaleko grupa śmiertelników stoczyła walkę o losy świata i nie mieli pojęcia, jak niewiele dzieliło ich od śmierci. Śmiali się, rozmawiali czy śpiewali w błogiej nieświadomości tamtych wydarzeń, lecz chyba tak było najlepiej, gdyż ta wiedza jedynie zasiałaby panikę, a to z pewnością nie zmieniłoby sytuacji. Z czasem i tak dotrą do nich wiadomości o zniszczeniach i walce, jaka miała miejsce na południu. A oni, nie bez racji, przypiszą to jak zwykle wojnie między bogami i potworami, po czym wrócą do swoich codziennych zajęć, nie zaprzątając sobie tym więcej głowy. Bo większość tych ludzi to zwykli zjadacze chleba, a nie bohaterowie gotowi ratować świat. Większość, jednak nie wszyscy.
Przy jednym ze stolików, ustawionym w kącie, siedziała szóstka ludzi i spożywając kolację, rozmawiali o czymś z przejęciem. Choć nie, w tym właśnie momencie czworo z nich praktycznie milczało, a tylko dwójka cokolwiek mówiła, oczywiście w chwilach, gdy ich narządy mowy nie były napchane jedzeniem.
- Byłam tak głodna, że aż zapomniałam, jaka to przyjemność mieć coś konkretnego w ustach. - Niemal krzyczała ruda dziewczyna, połykając jednocześnie olbrzymie kawałki mięsa. - To okrucieństwo trzymać nas tak długo bez jedzenia. Nawet Shabranigdo pozwolił nam zjeść kolacje, nim przystąpiliśmy do walki z nim, prawda Zel?
Chimera spojrzał na czarodziejkę znad filiżanki herbaty.
- Pozwolił, ale chyba tylko dlatego, że nie chciało mu się nas gonić. - Odparł z przekąsem.
- Nie zmienia to jednak faktu, że taka długa walka jest bardzo wyczerpująca i teraz muszę odzyskać nadwątlone siły. - Dodała dziewczyna zupełnie nie zważając na wypowiedź przyjaciela.
- Zgadzam się z Liną, co prawda nie pamiętam tego całego Shabrabimbo, ale jedzenie jest wyśmienite.
- Ma pan szczęście, panie Gourry, że panna Lina jest bardzo pochłonięta kolacją, w przeciwnym razie znów dostałby pan po głowie. - Skomentowała Amelia.
- Kiedy Lina widzi przed sobą stół zastawiony jedzeniem, to w ogóle przestaje słyszeć cokolwiek. Najwyraźniej żołądek przejmuje wtedy funkcję rozumu. - Skomentował fioletowowłosy Mazoku, racząc się tortem czekoladowym.
- To akurat usłyszałam! - Czarodziejka spojrzała na niego zabójczym wzrokiem, wbijając jednocześnie nóż w pieczeń z indyka.
Xellos głośno przełknął kawałek ciasta.
Sytuacja uspokoiła się nieco, dopiero gdy wszystkie talerze zostały opróżnione i ustawione w zgrabne wieżyczki. Lina wyciągnęła się na krześle i z satysfakcją masowała ręką po żołądku.
- Teraz mi dobrze. - Westchnęła. - Wiesz, Filio, że ty płacisz rachunek. Skoro nie masz naszego wynagrodzenia, to przynajmniej postawisz parę razy obiad.
Smoczyca jak dotąd milczała, patrząc na niewielką niebieską kulkę w swoich dłoniach. Dopiero teraz zwróciła uwagę na przyjaciół.
- To nie moja wina, że świątynia została zniszczona. - Zaczęła tłumaczyć. - A wraz z nią cały skarbiec.
- Zgadzam się, ale jako ostatnia przedstawicielka Świątyni Króla Ognistego Smoka, jesteś odpowiedzialna, za opłacenie naszych trudów. - Stwierdziła poważnie Lina, po czym dodała rozbawiona. - Zakładając, że co miesiąc oddasz nam powiedzmy sto sztuk złota, to zdołasz się wypłacić w ciągu… policzmy… czterdziestu jeden lat i dziewięciu miesięcy. Ale w końcu jesteś nieśmiertelna, więc nie robi ci to chyba różnicy.
Filia spojrzała na czarodziejkę zdziwiona, jakby chciała wybadać czy mówi poważnie, czy żartuje, bo w końcu z Liną nigdy nic nie wiadomo.
- Spłacę cały dług, z czasem. Mam tylko nadzieję, że nie naliczysz mi jeszcze odsetek.
Lina wybuchła śmiechem.
- Nie musisz się o to obawiać. Wezmę jedynie pod zastaw twoją maczugę.
- Co?! - Smoczyca, aż poderwała się z krzesła. - Miałabym się z nią rozstać na prawie pół wieku? - Krzyknęła.
Natychmiast jednak opanowała się widząc, że wszyscy towarzysze wyglądają na mocno rozbawionych tym przedstawieniem.
- Chyba zbyt poważnie traktujesz słowa Liny. - Uspokoił ją Zel. - Każdy z nas odegrał ważną rolę w zniszczeniu Dark Stara, ty również, więc nie widzę powodu byś miała być pokrzywdzona.
- Właśnie, gdyby nie pomoc panny Filii, niewiele byśmy zdziałali. - Dodała z entuzjazmem Amelia.
Była kapłanka usiadła na miejsce.
- Mój wkład nie był, aż tak znaczący.
- Fałszywa skromność. - Rzuciła Lina. - Zrobiłaś dokładnie tyle samo co Xellos, a przynajmniej nie przeszkadzałaś po drodze.
- Nic nie poradzę, że miałem nieco inne polecenia. - Obruszył się Demon. - Ale w końcu również wam pomogłem i… - Tu spojrzał na Filię przekornie. - nie domagam się zapłaty.
- Nawet gdybym miała pieniądze, to i tak nie dałabym ci złamanego grosza.
- Nawet gdybyś mi cokolwiek ofiarowała, to i tak bym tego nie przyjął.
Bóg i potwór spojrzeli na siebie ze złością, a Zel nachylił się w stronę Amelii.
- Zaczyna się. - Mruknął.
- Ja też nie sądziłam, że ten rozejm potrwa długo. - Westchnęła księżniczka.
- Dosyć!! - Lina uderzyła ręką w stół. - Zanim na dobre się rozkręcicie, ja przerwę ten cyrk! Ty Xellos przestań drażnić Filię, bo znowu ucieknie i nie będzie miał kto zapłacić rachunku. A ty Filio, przestań zwracać na niego uwagę, bo naprawdę naliczę ci takie odsetki, że hej!
Antagoniści spojrzeli za zdziwieniem na czarodziejkę, po czym oboje zamilkli.
- Lino, mogę zadać pytanie? - Wtrącił Gourry.
- Zależy jakie.
- Kim jest antagonista?
Rudowłosa westchnęła ciężko.
- Zapomniałam, że dla ciebie każde słowo mające więcej niż dziesięć liter, jest niezrozumiałe.
- Antagonista - przeciwległy; przeciwny; działający przeciwstawnie; oponent; przeciwnik; rywal; wróg. Przynajmniej tyle piszą w słowniku. - Stwierdziła Amelia zamykając książkę.
- ???
- Skąd wytrzasnęłaś tak nagle słownik, Amelio? - Spytała zaskoczona czarodziejka.
- Wyjęłam z torby pana Xellosa. - Odparła z zadowoleniem.
- Co? - Mazoku spojrzał zdumiony na swoją wybebeszoną torbę stojącą na podłodze. - To narusza moją prywatność!
- Jakby kogoś obchodziło co tam trzymasz. - Zelgadis wzruszył ramionami.
- Mniejsza o to. Musimy się zastanowić co teraz. - Lina wyjęła mapę i rozłożyła na stole. - Jesteśmy mniej więcej tutaj. - Wskazała palcem miejsce na dole kartki. - Wniosek. Powrót do domu zajmie nam… strasznie długo. Chyba, że któryś z nieśmiertelnych pomoże nam w tej sprawie.
Filia pokręciła smętnie głową.
- Po tym jak przeniosłam was wszystkich do świątyni Starożytnych Smoków, przez jakiś czas będę mieć problem z teleportowaniem nawet samej siebie.
Czarodziejka bez nadziei spojrzała na Mazoku.
- Nawet na to nie licz.
- Na ciebie w ogóle rzadko kiedy można liczyć.
- W końcu jestem Demonem, czyż nie?
- Ech. Beznadziejna sprawa. W takim razie nie ma wyjścia, o powrocie do Seiluun trzeba będzie zapomnieć. Jakieś propozycje?
- Ja wyruszam w dalsze poszukiwania. Ostatecznie po to tu przybyłem. - Odpowiedział natychmiast chimerowaty wojownik.
- Skoro nie mogę wrócić do Seiluun, to chciałabym towarzyszyć panu Zelgadisowi.
Księżniczka spojrzała lekko zarumieniona na swojego sąsiada.
- Domyślałam się, że tak powiecie. Ja z Gourrym, powinniśmy poszukać nowego miecza. Teraz gdy nie mamy już Hikari no ken, on praktycznie jest bezbronny.
Tu ruda czarodziejka wskazała na szermierza, który zasnął w czasie tej przydługiej wymiany zdań.
- W takim razie nie musimy się rozstawać. - Stwierdziła uradowana Amelia. - Ostatecznie może uda nam się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
- Nie ujęłabym tego lepiej. - Zgodziła się czarodziejka. - Filio, czy pójdziesz z nami?
- Z chęcią. I tak nie mam gdzie się zatrzymać.
- A ty, Xellos?
Mazoku uśmiechnął się i zwyczajowo złapał ręką z tyłu głowy.
- Obcowanie w waszym towarzystwie jest nader interesujące, ale nie miałbym z tego żadnego pożytku. Poza tym wzywają mnie obowiązki, więc raczej nie.
Lina spojrzała nieco zawiedziona na kapłana.
- W sumie, szkoda. Jesteś wkurzający, ale w krytycznych sytuacjach czasem się przydajesz.
- Uznam to za komplement.
- Nie obawiaj się, wątpię by ktoś za tobą tęsknił. - Rzuciła kąśliwie smoczyca.
- Raczej mi na tym nie zależy. - Odparł równie złośliwie Demon.
- Wierz mi, odetchnę z ulgą, gdy…
Filia nie zdołała powiedzieć reszty, ponieważ ruda czarodziejka zatkała jej usta.
- Nawet nie kończy! Nikt nie ma ochoty tego słuchać.
- Ja tam uwielbiam słuchać, jak Filia wymyśla nowe sposoby na sprowokowanie mnie.
- Ty się nie liczysz. - Lina obrzuciła Xellosa wymownym spojrzeniem. - Jak masz zamiar się ulotnić, to lepiej zrób to od razu.
Tajemniczy kapłan wzruszył nieznacznie ramionami.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to żegnam.
I najbezczelniej w świecie zniknął.
- Jeszcze jedno, Lino. - Głos Xellosa rozbrzmiał w powietrzu. - Lepiej puść Filię, bo zrobiła się już fioletowa.
Rzeczywiście czarodziejka tak mocno ścisnęła smoczycę, że ta nie mogła złapać oddechu. Dopiero po chwili jej twarz wróciła do normalnego kolorytu.
- Pytanie tylko gdzie mamy się udać. Może pani, panno Filio, wie gdzie można by znaleźć odpowiednią broń dla pana Gourrego lub lekarstwo dla pana Zelgadisa.
- Z tego co pamiętam, w pobliżu nie ma żadnych większych świątyń, ale mieszka tu wielu arystokratów. - Odparła po namyśle smoczyca.
- Przepraszam.
Przy stole stanął niski, dość pulchny mężczyzna, ubrany w biały fartuch.
- Przez przypadek usłyszałem kawałek waszej rozmowy. Rozumiem, że szukacie jakiejś broni, domyślam się, iż chodzi o wyjątkowy oręż, taki, którego nie nabędzie się w pierwszym lepszym sklepie.
- Zgadza się, zwykłe miecze posiadamy. - Powiedziała ruda, wyraźnie zaintrygowana.
- Plotka głosi, że dwa dni drogi na wschód stąd, mieszka pewien człowiek. To potężny i bardzo okrutny wojownik, który terroryzuje okoliczne wsie. Podobno jest w posiadaniu magicznego miecza o ogromnej sile.
- Mów dalej.
- Ludzie opowiadali, że w nocy z jego posiadłości słychać krzyki i lamenty ludzi tam uwięzionych, a on sam dla zachowania młodości kąpie się w krwi swoich ofiar. Nikt nie wie dokładnie jak on wygląda, gdyż nikt, kto go zobaczył, nie pożył tak długo, by o tym opowiedzieć. Wiadomo jedynie, że nazywa się Gordyk.
- To straszne! -Księżniczka aż zerwała się z krzesła. - Panno Lino, nawet jeśli nie uda nam się zdobyć tej broni, to musimy ukrócić rządy tego potwora.
- Nie ekscytuj się tak Amelio. - Uspokoiła ją przyjaciółka. - Dziękujemy panu.
Gospodarz skłonił lekko głowę, po czym przeciskając swój spory brzuch między stolikami, ruszył obsługiwać innych klientów.
- Wątpię, by choć połowa z tego co usłyszeliśmy była prawdą. Ludzie w strachu wymyślają różne rzeczy. Jednak warto się temu przyjrzeć. Ostatecznie jeśli posiada jakieś włości, to można liczyć na spore bogactwo, więc w przypadku nie zdobycia miecza, przynajmniej się nieco obłowimy.
- Typowa dla ciebie logika. - Westchnął Zel.
- Oczywiście. Tak więc, wszystko ustalone. Jutro o świcie wyruszymy na wschód.
Entuzjazm Liny, jakoś niespecjalnie udzielił się reszcie, jednak przystanęli na taką propozycję.
Filia leżała w łóżku, ale mimo późnej nocy nie mogła zasnąć. Coś nie dawało jej spokoju, jakieś nieokreślone przeczucie, może wspomnienie. I to imię, Gordyk. Była niemal pewna, że gdzieś już je słyszała, czy raczej czytała, ale było to dawno temu i nie potrafiła sobie przypomnieć szczegółów. Jedno było pewne, miało ono związek z jakąś tragedią.
Słońce stało w zenicie, gdy przyjaciele opuścili gospodę (ładny mi świt - dop. Autorka. [och, zamknij się! - dop. Lina] ). Pogoda była wręcz wymarzona do pieszej wędrówki, dlatego z przyjemnością szli wiejską drogą. Lina zapełniwszy swój żołądek wydawała się szczęśliwa, a jak ona jest szczęśliwa to i Gourry również. Zel i Amelia podążali krok za nimi i rozmawiali o czymś ściszonym szeptem, a Filia kroczyła obok pogrążona we własnych myślach. Po południu zatrzymali się nad rzeką, gdzie urządzili sobie krótki piknik, bagatela dwie i pół godziny obżerania się herbatą i ciasteczkami. Sielanka. Potem w jak najlepszych nastrojach udali się do pobliskiego miasteczka, gdzie zamierzali spędzić noc. Wszyscy byli w wyśmienitych humorach, czego były różne powody. Nikt nie wysadzał okolicy w powietrze, (zapewne dlatego, że Lina była zbyt najedzona), nikt nie wszczynał kłótni, do czego walnie przyczyniła się nieobecność Xellosa. Nikt w końcu nie narzekał, przecież ostatecznie dopiero co pokonali Valgarva, więc raczej szybko nowe zagrożenie się nie pojawi.
Gospoda, w której się zatrzymali nie wyróżniała się niczym specjalnym, wyglądała bowiem jak setki wcześniej przez nich odwiedzonych. Prowadziła ją kobieta w kwiecie wieku o dość obfitych kształtach i nader wesołym usposobieniu. Uśmiech praktycznie nie schodził z jej twarzy, a śmiech odbijał się echem o wszystkie ściany. Jej dobry humor urwał się jednak gwałtownie, gdy Lina zapytała o człowieka imieniem Gordyk.
- Dobrze wam radzę trzymać się od niego z daleka. - Rzuciła poważnie. - Chodzą różne plotki, ale żadne nie oddają prawdziwej natury tego łotra. To okrutnik i barbarzyńca, mówią, że na szyi nosi naszyjnik z zębów ludzi, których zabił, a potem zjadł. Jego dworu strzegą magiczne bestie, a on sam podobno zawarł pakt o nieśmiertelność z jakimś potężnym potworem, może nawet z samym Rubinookim.
- Gdyby tak było rzeczywiście, to w grę wchodziłoby odnalezienie kamienia honoru. - Stwierdził Zel, kiedy karczmarka się oddaliła.
- To znowu jakieś niepotwierdzone brednie. - Warknęła Lina, drapiąc się w głowę. - Nie można przecież zawrzeć paktu z Shabranigdo, bo on jest uśpiony. Jeśli usłyszę jeszcze kilka takich opisów, to chyba polubię tego Gordyka.
- Nie Lino. - Wtrąciła Filia. - Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale to imię wzbudza we mnie niepokój. Kimkolwiek jest, powinniśmy być ostrożni. Może nawet lepiej się wycofać.
- Chyba żartujesz. Nie po to przelazłam taki kawał piechotą, żeby przestraszyć się opowieści jakieś wieśniaczki. Wejdziemy tam, stłuczemy go na kwaśne jabłko i zabierzemy skarby, koniec kwestii.
- Obyś miała rację.
Smoczyca nie wyglądała na przekonaną argumentami czarodziejki, ale doskonale widziała, że nie odwiedzie Liny od tego pomysłu.
Następnego dnia rano, dowiedzieli się jak dotrzeć do posiadłości Gordyka i pożegnawszy gospodynię, ruszyli w drogę. Kobieta co prawda, patrzyła na nich, jakby już byli martwi, ale oni nie przywiązywali do tego większej wagi.
Późnym popołudniem na horyzoncie pojawił się cel ich wyprawy. Wielki, rozłożysty dwór z czerwonego kamienia, o czarnym dachu i oknach z których ziała ciemność. Cały teren otoczony był wysokim murem, zakończonym żelaznymi szpikulcami, a dostępu do wnętrza broniła wysoka na pięć metrów brama. Obok niej wisiał niewielki dzwonek z metalowym sercem w kształcie czaszki.
- Najwyraźniej nie tylko Xellos ceni sobie swoją prywatność. - Stwierdziła Lina patrząc na potężną bramę. - Ostatecznie nie szkodzi najpierw spróbować kulturalnie.
Czarodziejka podeszła bliżej i pociągnęła energicznie za łańcuch od dzwonu. Prawie natychmiast gdy dźwięk ucichł, brama z głośnym jękiem otwarła się.
- Panno Lino. Jesteś pewna, że chcesz tam wejść? Mam jakieś złe przeczucia.
- Czyżby cię strach obleciał, Amelio? Przecież widzisz, że zapraszają nas do środka.
- Niby tak, ale ten naszyjnik z zębów…
- Och, daj spokój, chyba w to nie uwierzyłaś?
- Oczywiście, że nie. - Odparła natychmiast księżniczka, ale jej mina sugerowała coś zupełnie innego.
Cała grupa minęła bramę i ruszyła szeroką alejką w stronę budynku. Po obu stronach ścieżki rozciągał się mocno zaniedbany i zapuszczony ogród, ale Filia dostrzegła, że w niewielkiej sadzawce pływają kolorowe rybki. Przy samym wejściu do dworu, stały dwa posągi, przedstawiające skrzydlate gargulce, które zdawały się obserwować przechodzących obok gości. Na szczęście żadne z przyjaciół nie dostrzegło, najmniejszych bodaj znamion ich ruchu. Gdy stanęli przed drzwiami, te otwarły się, nim Lina zdołała zapukać.
Wewnątrz panował mrok, tak że nie sposób było dostrzec co znajduje się wokoło. Jedyne światło w tym pomieszczeniu wskazywało na wysokie, dębowe drzwi, usytuowane na półpiętrze. Kiedy się do nich zbliżyli, te otwarły się samoistnie. Weszli do dużego pokoju z kominkiem i podłogą wyłożoną skórami zwierząt. Na środku stał stół z misą pełną owoców, a ściany zastawione były regałami z książkami. W przeciwległym rogu pomieszczenia znajdował się duży czarny fotel, a w nim zasiadał właściciel tego dworu. Mężczyzna podniósł się i zlustrował wzrokiem przybyłych. Miał nie więcej jak czterdzieści lat, krótkie czarne włosy i dość kwadratową twarz. Ubrany był w krwistoczerwoną koszulę, czarną kamizelkę i takież same spodnie, a wzdłuż jego pleców spływała również ciemna peleryna z wewnętrzną stroną w kolorze szkarłatu. Jego rysy był ostre, a spojrzenie ponure, ale mimo to nie wykazywał oznak agresji.
- Witam w moich progach, nieznajomi. - Odezwał się głosem bez odrobiny uprzejmości. - Co mogę dla was zrobić?
- Jesteś Gordyk, jak się domyślam. Ja nazywam się Lina Inverse i wraz z przyjaciółmi przybyłam tu, by dowiedzieć się czegoś o pewnym mieczu, którego ponoć jesteś właścicielem.
- Doprawdy? To miła odmiana po tych wszystkich obrońcach sprawiedliwości, którzy nieustannie zakłócają mój spokój. - Na twarzy mężczyzny pojawił się cień wrednego uśmiechu.
- Póki co nie mamy powodów, by z tobą walczyć. Ku mojej uldze nie nosisz naszyjnika z ludzkich zębów, nie słyszę również jęków twoich ofiar, więc jestem skłonna uznać cię za cywilizowanego człowieka.
Tym razem mężczyzna nie wytrzymał i roześmiał się głośno. Jednak ten dźwięk bardziej przyprawiał o dreszcze niż wyrażał radość.
- Jesteś naprawdę zabawna, panno Inverse. Choć nie wiem, co masz na myśli nazywając mnie człowiekiem cywilizowanym, może mnie obrażasz.
- Ty chyba nie traktujesz nas poważnie. - Wtrącił Zel.
- Ależ wręcz przeciwnie. Głupotą byłoby lekceważenie ludzi, którzy przyczynili się do zgładzenia Dark Stara.
- Więc nasza sława znów nas wyprzedziła. - Skomentowała Lina.
- Może nie opuszczam zbyt często swojego domowego zacisza, ale wiem co dzieje się w okolicy. A wy doskonale pasujecie do opisu jaki otrzymałem, choć brakuje jeszcze Mazoku, ale to łatwo wytłumaczyć.
- Masz szpiegów?
- Można tak powiedzieć. Zresztą to nieważne. Chcieliście dowiedzieć się czegoś o mieczu, czyż nie?
Mówiąc to Gordyk wyciągnął rękę przed siebie i wtedy w jego dłoni pojawiła się broń. Masywny, lśniący miecz o rękojeści rzeźbionej na kształt węża oplatającego początkowy fragment klingi.
- Ostrze Iluzji, zwane również Zgubą Wierzących. Broń zdolna przywoływać piekielne bestie, a w ręku wprawnego szermierza zabójcza sama w sobie.
Linie na ten widok zalśniły się oczy.
- Nie chciałbyś go może sprzedać? - Spytała natychmiast zacierając rękę.
- Nic mi po waszym złocie, ale jest pewna szansa na porozumienie.
Filia przez chwilę dostrzegła w oczach tego mężczyzny iskry szaleństwa.
<Pomocy…>
Nieznany głos przebił się niespodziewanie do świadomości smoczycy. Rozejrzała się wokoło i natychmiast dostrzegła, że tylko ona go usłyszała, gdyż jej przyjaciele stali w bezruchu.
- Jakie porozumienie masz na myśli?
- Zapewnicie mi nieco rozrywki. Wy zginiecie, ja potrenuję i wszyscy będą zadowoleni.
- Wytłumacz mi, - zaperzyła się ruda czarodziejka. - Czemu od początku wiedziałam, że w końcu to powiesz?
- Nie wiem, może kobieca intuicja.
Mężczyzna wbił miecz w posadzkę, a całe pomieszczenie natychmiast zaczęło drżeć. Nagle podłoga zafalowała, a z jej powierzchni niczym z wody wynurzyły się trzy bestie, przypominające nieco zwęglone jaszczury. Każda z nich miała dwie głowy i trzy ogony, a z pleców wyrastały im błoniaste skrzydła, choć te miały powypalane dziury. Istoty te strasznie cuchnęły spalenizną, a przy każdym ruchu z ich ciał sypała się sadza.
Przyjaciele widząc te dziwaczne stwory wycofali się z pokoju do bardziej przestronnego holu, gdzie teraz było znacznie jaśniej, gdyż wokoło płonęły pochodnie.
- Co teraz, Lino?
- To proste, wy pozbądźcie się tych pokrak, a ja odbiorę miecz Gordykowi.
- Rzeczywiście, proste jak drut. - Westchnął Zel. - Astralna sieć!
Chimera zaczarowanym orężem zaatakował najbliżej stojącego potwora i przeciął go niemal na pół. Ten jednak otrzepał się jedynie z nadmiaru sadzy i wydał z siebie tak ogłuszający pisk, że przyjaciele z trudem wytrzymywali ten hałas. Jedna z bestii rzuciła się w stronę Filii, próbując wbić w jej ciało łapy najeżone ostrymi szponami, jednak smoczyca zdołała wysłać ją na drugi koniec pokoju, za pomocą swojej maczugi. Trzeci jaszczur powalił nieco zdezorientowanego Zelgadisa, ale szybka interwencja Amelii zmusiła go do odwrotu.
Wszystkie trzy bestie przez dłuższą chwilę skutecznie uniemożliwiały dostanie się do Gordyka, który stał na półpiętrze i z rozbawieniem obserwował walkę.
- Myślałem, że pogromców Dark Stara stać na coś więcej. Przecież to jedynie słabe kerony, upiory zabitych w okrutny sposób zwierząt. To dosłownie trzecia liga.
- Nie udawaj takiego zawiedzionego! - Wrzasnęła Lina. - Jeszcze nic nie widziałeś! Fireball!!!
Kula ognia uderzyła z środkowego kerona. Potwór stanął w płomieniach, ale te natychmiast zgasły. Nieco sadzy poleciało na ziemię i tyle. Bestia otrzepała się gwałtownie i z nieukrywanym zadowoleniem ruszyła na rudą czarodziejkę.
- Elmekia Lance!!!
Zaklęcie astralne rzucone przez Amelię, nieco otumaniło stwora, ale fizycznie nie uczyniło mu żadnej krzywdy. Jedynie sprowokowało go do wydania z siebie, ponownie ogłuszającego pisku.
- Mam dość tego jazgotu! - Lina zaczynała być sfrustrowana. - Święty wietrze, wietrze, który delikatnie przemykasz przez ziemię, niech wszystkie rzeczy wypełnią się twoim czystym oddechem, Van Rail!
Z dłoni czarodziejki wydobyły się trzy wiązki jakby płynnego lodu, który wystrzeli w stronę bestii. Te przez chwilę szamotały się z wściekłością, aż zamieniły się w trzy lodowe rzeźby.
- Teraz Filio!
Smoczyca podbiegła do potworów i kilkoma wprawnymi ruchami maczugi, przerobiła je na zamrożone confetti. W tym czasie Zel zaatakował Gordyka. Gdy ich miecze się skrzyżowały, potężna fala powietrza odrzuciła chimerę, aż na ścianę. Lina od razu doszła do wniosku, że nie ma sensu się patyczkować, jednak nim zaczęła inkantację zaklęcia, wokoło podłoga ponownie zafalowała i wynurzyły się kolejne kerony. Były równie paskudne jak ich poprzednicy i chyba jeszcze bardziej wściekłe, gdyż od razu ruszyły na przyjaciół.
- Amelio, zabierz stąd Zela, chyba jest ranny! - Krzyknęła czarodziejka widząc, że chimera nie może się podnieść z ziemi.
- Flare arrow!!
Księżniczka jednym ruchem zrobiła wyrwę w ścianie i pomogła swojemu towarzyszowi wyjść na zewnątrz.
- Gourry! Filia! Wy też uciekajcie, ja się nimi zajmę.
Złowrogi błysk w oku Liny, dokładnie tłumaczył co czarodziejka zamierza zrobić. Szermierz i smoczyca nie potrzebowali większej zachęty do opuszczenia dworu Gordyka. Nim znaleźli się w bezpiecznej odległości, z wnętrza dało się słyszeć tylko głos rudego pogromcy bandytów.
- DRAGON SLAVE!!!!!!!!!!
BUM!
Koniec części pierwszej.
c.d.n.
To się nazywa mocno przegadany rozdział. Toż to się składa głównie z dialogów, ech, nie miałam jakoś nastroju na przydługie opisy, może w następnej części się postaram bardziej. Póki co pozdrawiam wszystkich i życzę dobrej nocy, bo już prawie jedenasta.
Miko-chan
<Miko-chan1@wp.pl>
lub
<Miko_chan1@op.pl>
Motto na dziś: Pij mleko, myj zęby i uważaj na przejściach dla pieszych.
15.10.2006r.
1
1