Czerwony Błękit, Czerwony Błękit 09, Ohayo-o


"Czerwony błękit" cz. IX by Miko-chan

 

Oj, będzie się działo, będzie się działo. A zresztą przekonajcie się sami (tu następuje chory śmiech autorki).

 

"Raz kozie śmierć"

 

Wszyscy siedzący przy stole spojrzeli w kierunku drzwi, gdy dotarł do nich głos Filii.

- …wtedy dopiero myślałam, że szlag mnie trafi. Tu przepowiednia, zagrożenie, a oni w najlepsze się zabawiają. No i Zel poniósł konsekwencje mojej złości. W końcu ma się te atrybuty, a potem musiał biedak okładać głowę lodem. - Smoczyca z rozbawieniem opowiadała Edwardowi, jakąś historię z ich wyprawy, gdy weszli do karczmy.

Podeszli do stolika, przy którym siedzieli ich przyjaciele i wtedy dopiero spostrzegli, że wszyscy patrzą na nich jakoś dziwnie.

- Coś się stało? - Spytała Filia poważniejąc.

- Yyy… nie, skąd. - Odparła z wahaniem Lina udając jednocześnie, że jest bardzo zajęta swoim szaszłykiem.

Amelia siedziała, jak na szpilkach, a wzrok miała utkwiony w stojącej przed nią jajecznicy, jej zakłopotanie objawiało się tylko tym, że na przemian robiła się biała i czerwona. Zel i Gourry nie wyglądali tak podejrzanie (jeden, bo miał kamienną twarz, a drugi, bo i tak niewiele rozumiał). Jedynie Xellos uporczywie wpatrywał się w smoczycę, ale ona to całkowicie zlekceważyła. Usiadła na wolnym miejscu i wzięła imbryk z herbatą. Nalała sobie i Edwardowi i udawała, że nie widzi dziwnego zachowania przyjaciół. Jedynie Leza zachowywała się naturalnie (bo trudno powiedzieć normalnie), gdyż co chwila powstrzymywała kolejne napady śmiechu, zwłaszcza kiedy spoglądała na siedzącego obok Mazoku.

Zapadło dziwne milczenie.

- Dobra, nie ma co więcej tracić tu czasu. - Stwierdziła bojowo Lina, gdy tylko opróżniła swój talerz. - Zbierajmy się.

Niemal wszyscy jak na komendę wstali od stołu, prócz Gourrego, który jeszcze nie skończył jeść. Niestety czarodziejka brutalnie odciągnęła go od niedokończonego posiłku i razem z innymi opuściła gospodę.

 

Lecieli już od kilku godzin, ale deszcz, który niespodziewanie stanął im na drodze, znacznie utrudniał podróż. Do tego porywisty wiatr, jak na złość wiał im prosto w oczy, więc nie dość że mokli to jeszcze niewiele widzieli. Niespodziewanie powietrze rozdarł huk, a Filia jęknęła z bólu. Wszyscy myśleli, że trafił w nich piorun, ale szybko okazało się, że to ktoś ich zaatakował i zranił smoczycę w skrzydło. Filia z trudnością wylądowała na ziemi, a gdy przybrała na powrót ludzką formę, przyjaciele dostrzegli poważną ranę na jej boku. Amelia i Edward od razu pośpieszyli by ją uzdrowić, a pozostali członkowie drużyny starali się dostrzec w strugach deszczu przeciwnika. Chwilę później obok nich pojawił się także Xellos i laską wskazał kierunek, gdzie znajdował się wróg. W tym samym momencie pojawiły się trzy Demony, te same które zaatakowały ich wcześniej: Teo, Rico i Samson.

- To niemożliwe. Myślałam, że ich zniszczyłam. - Krzyknęła Lina patrząc z niedowierzaniem na Mazoku.

- Najwyraźniej udało ci się unicestwić jedynie Torrę. - Rzuciła, jak zawsze rozbawiona Leza.

- Lepiej zamiast rzucać głupie komentarze, schowałabyś się. Nie mam zamiaru ryzykować życia broniąc cię. - Lina nie pozostała jej dłużna.

- Bez obaw. Nie zamierzam stawać na drodze Demonom, które chcą zabić tylko ciebie.

- Nie przeginaj, mała.

Leza nic nie odpowiedziała, tylko w podskokach schowała się za najbliższą skałą.

- Lina, może do pokonania tych Demonów użyjesz Miecza Kłamstwa. - Zaproponował Zel.

- Myślałam o tym, ale boję się, że nie zdołam kontrolować tego, co się pojawi. Dlatego użycie miecza uważam raczej za ostateczność.

- Rozumiem, w takim razie pozostają nam konwencjonalne metody. - Skwitował chimera i uśmiechając się złowrogo spojrzał na szykujących się do ataku przeciwników.

Walka rozgorzała natychmiast. Już nie było żadnych wstępów czy negocjacji, Mazoku chciały ich po prostu zabić i odebrać wartościowy artefakt, nie zamierzały okazać im żadnej litości i nie liczył na litość dla siebie. Najbardziej agresywny był Rico, który od razu rzucił się w stronę Liny, Zela i Gourrego. Choć walczył w pojedynkę, to dzięki długim pazurom i niesamowitej zwinności trzymał przyjaciół na dystans. Mimo iż wyglądał jak człowiek, to jego ruchy i zachowanie przywodziły na myśl raczej jakieś drapieżne zwierze. Jednocześnie ani miecz, ani czary nie mogły go skrzywdzić, gdyż zawsze na drodze im stawał muskularny Samson, który zdawał się być zupełnie odporny na wszelkie ataki. Doskonale współpracowali, jakby nawzajem znali swoje myśli. Jedynym pocieszeniem był fakt, że swoją magią nie wspierał ich Teo, gdyż aktualnie miał na karku Xellosa. Kapłan wyglądał na bardzo zdeterminowanego do pokonania rywala, ale Teo okazał się godnym przeciwnikiem i odpierał wszystkie ataki Beastpriesta.

W pewnym momencie do walki przyłączyły się Filia i Amelia. Smoczyca poczęstowała Demony laserem, a księżniczka La Tiltem, jednak oba te ataki rozbiły się o barierę postawioną przez Samsona. Lina z coraz większym niezadowoleniem przyglądała się rozwojowi wypadków. Obawiała się, że tylko Miecz Ciemności zdoła przebić się przez tą obronę, ale ciągłe ataki Rico nie pozwalały na wypowiedzenie formuły.

- Zel, spróbuj ich na chwilę unieruchomić! - Krzyknęła w stronę chimery.

Ta krótka chwila rozproszenia uwagi okazała się brzemienna w skutkach. Gdy odwróciła głowę zobaczyła tuż przed sobą wykrzywioną w złowieszczym uśmiechu twarz Rico. Ułamek sekundy i długie szpony zostały zatopione w jej ciele, a Miecz Kłamstwa oderwany od paska. Czarodziejka poczuła jedynie zimno stalowych pazurów, a potem cichy jęk wydobył się z jej ust. Gwałtowny atak Gourrego odpędził Demona, a Lina osunęła się na ziemię.

- Lina! - Krzyknął szermierz klękając koło niej. - Filia! Amelia! Lina jest ranna!

Dziewczyny podbiegły do czarodziejki, a Gourry wstał i spojrzał w stronę Rico, który właśnie wzbił się w powietrze i najwyraźniej zamierzał uciec ze swoim łupem.

- Nie uciekaj, tchórzu! - Wrzasnął szermierz, ale był bezradny.

Mazoku tylko spojrzał na niego z tryumfem i roześmiał się złośliwie.

Niespodziewanie jednak wokół jego ciała na wysokości pasa pojawił się świetlisty krąg, na którym błyszczały jakieś runy. Demon był wyraźnie zbity z tropu, gdyż nigdy wcześniej nie widział podobnego czaru. W jednej chwili obręcz zaczęła się gwałtownie kurczyć, aż wbiła się boleśnie w tułów Rico. Mazoku zawył z bólu, wypuszczając jednocześnie Miecz Kłamstwa z ręki. Broń z cichym brzękiem upadła na ziemię. Dosłownie moment później obok Rico pojawił się Samson i jednym szybkim ciosem zniszczył magiczny okrąg.

- Guślarskie sztuczki! - Syknął większy z Demonów.

- Może i guślarskie, ale skuteczne. - Odparł Edward stając koło Zela i Gourrego.

Tylko oni trzej pozostali na placu boju, gdyż Filia i Amelia, wciąż nie mogły opanować krwotoku Liny, a Xellos nadal zabawiał się z Teo. Nie mieli jednak czasu zastanawiać się nad beznadziejnością tej sytuacji, gdyż rana na tułowiu Rico błyskawicznie się zagoiła i ten z jeszcze większą furią przystąpił do natarcia. Najpierw zaatakował Gourrego i z całej siły uderzył w jego miecz, krusząc go na kawałki, a potem ogłuszył szermierza ciosem w twarz. Chwilę później był już przy Zelu, który z trudem odpierał te szaleńcze ataki. Nawet jego kamienna skóra okazała się za miękka, by osłonić go przed szponami Rico. Chimera upadł na ziemię, czując jak z boku sączy mu się krew. Nie zajmując się już pokonanymi Demon ruszył na egzorcystę, ale w ostatniej chwili powstrzymała go potężna bariera. Sytuacja była patowa, Rico nie mógł przebić się przez osłonę, a Edward nie mógł zaatakować, gdyż cały czas podtrzymywał czar. Rozejrzał się wokoło, dziewczyny wciąż uzdrawiały Linę, Zel i Gourry także byli ranni, a Xellos był zbyt zajęty, żeby liczyć na jego pomoc (na jego pomoc w ogóle nie można zbytnio liczyć, ale to detal). W pewnej chwili dostrzegł jednak, że metr od niego leży zupełnie bezpański Miecz Kłamstwa. Nie było czasu na wahania, poprzednim razem nie odważył się go użyć i Lina omal nie przypłaciła tego życiem, a teraz oni wszyscy mogą zginąć. Trudno, będzie co ma być.

Edward skupił się i potężną falą energii odepchnął Demona od siebie. Błyskawicznie podbiegł i podniósł miecz, po czym nie tracąc czasu wbił go w ziemię.

- Królewska Kobro przybądź z otchłani! - Krzyknął, a w tej samej chwili poczuł silny ból w okolicy serca.

- Edward, ty idioto! Co robisz?! - Wrzasnęła Lina, która odzyskawszy nieco sił dostrzegła poczynania egzorcysty.

Ten spojrzał w kierunku przerażonych dziewczyn, ale nie mógł już nic odpowiedzieć. Uśmiechnął się jedynie cierpko, po czym… zniknął.

W tym samym momencie w ziemi utworzył się ziejący ciemnością okrąg, z którego wysunął się gigantyczny wąż. Miał szare łuski i szeroki kołnierz przy głowie, a utrzymując się w pionie mierzył co najmniej z piętnaście metrów. Jego ciemne, szkliste oczy od razu zwróciły się w kierunku Demonów, a sekundę później nastąpił atak. Kobra wbiła swoje sztyletowate zęby w ciało Samsona, który w żaden sposób nie był w stanie temu zapobiec, gdyż postawiona bariera pękła niczym bańka mydlana. Wąż z wściekłością potrząsał łbem, aż w końcu wyrzucił niemal przepołowionego Mazoku gdzieś daleko poza pole walki. Potem zwrócił się w stronę Rico, który widząc co się stało z jego bratem utracił całą pewność siebie. W otwartym pysku kobry utworzyła się ogromna kula energii i choć Demon próbował umknąć, to ona dosięgła go i wyrwała prawie połowę jego tułowia.

Gdy Teo dostrzegł co dzieje się nieopodal, jednym zaklęciem zdezorientował Xellosa i przeniósł się do Rico, chwycił go i obaj równocześnie wyparowali.

Wąż jeszcze przez chwilę rozglądał się wokoło jakby szukając przeciwników, a potem wrócił do wnętrza mrocznego okręgu, który zamknął się zaraz za jego głową.

Wszyscy odetchnęli z ulgą, choć wiedzieli, że było to pyrrusowe zwycięstwo. Mimo szoku Amelia podbiegła do Zela, a Filia do Gourrego, który wciąż leżał nieprzytomny. Smoczyca starała się na razie skupić na tym co robi, ale to nie było w stanie powstrzymać łez, które coraz bardziej napływały do jej oczu. Lina z mieszaniną smutku, złości i odrazy patrzyła na wciąż tkwiący w ziemi Miecz Kłamstwa. Coraz mocniej żałowała, że w ogóle znalazł się w jej rękach.

Nie dane im było jednak opłakiwać śmierci egzorcysty, gdyż nagle powietrze przeciął złowieszczy i dziwnie znajomy śmiech. Tuż przed nimi pojawił się Gordyk.

- Nie ma co, facet ma wyczucie czasu. - Rzucił z przekąsem Xellos pojawiając się z powrotem obok przyjaciół.

- Powiem szczerze, że miałem nadzieje iż te Demony, was wykończą, a ja przyjdę na gotowe. - Stwierdził butnie Gordyk. - Kto by pomyślał, że ten cherlak ośmieli się użyć mojego miecza, jest jeszcze większym idiotą niż przypuszczałem. Poświęcić się dla przyjaciół to ostatnia głupota, szczególnie, że wiedział, iż i tak zginiecie. Ale to już nie ważne. Odbiorę moją własność i porachuję się ze złodziejami.

Gordyk ruszył w kierunku miecza, ale moment później gwałtownie się zatrzymał, gdyż na jego drodze stała jakaś postać. Był to wysoki mężczyzna, ubrany na czarno, z długimi ciemnymi włosami i nienaturalnie bladą twarzą.

- Wampir? - Zdziwił się Gordyk, jednak po chwili odzyskał spokój. - A no tak, przecież on zawarł z tobą przymierze. I co teraz będziesz chciał ze mną walczyć?

- Nie tylko walczyć. - Odparł wampir wyciągając Miecz Kłamstwa z ziemi. - Zabiję cię.

Przyjaciele ze zdumieniem patrzyli na przybysza, którego od dawna uważali za martwego. Szczególnie Zelgadis był w szoku, gdy pojął kim jest mężczyzna trzymający teraz Ostrze Iluzji. To był ten, który chciał zabić Amelię. Jakim cudem on nadal żyje?

- Ha, ha, ha! - Po polu rozniósł się śmiech Gordyka. - Chcesz mnie pokonać moją własną bronią? Albo jesteś tak bezczelny, albo tak głupi.

Na twarzy wampira również pojawił się uśmiech.

- Przekonamy się.

Mówiąc to podniósł miecz na wysokość twarzy, ale jego ostrze wciąż pozostawało zwrócone ku ziemi. Niespodziewanie z klingi zaczęły wynurzać się tysiące czarnych, lśniących chrząszczy. Były ich nieprzebrane rzesze, setki tysięcy skarabeuszy, które jednocześnie zaczęły kroczyć w kierunku Gordyka.

- Głupcze! Nie pokona mnie nawet najbardziej wymyślna iluzja. W walce ze mną Zguba Wierzących jest bezużyteczna!

Niespodziewanie jednak stało się coś dziwnego, owady dotarły do Gordyka i zaczęły się wspinać po jego nogach. Mężczyzna syknął z bólu, gdyż gryzły go przy tym niemiłosiernie. Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie i zaczął nerwowo zrzucać z siebie skarabeusze. Tych jednak było więcej i więcej, ponieważ wciąż nowe wychodziły z Miecza Kłamstwa.

- Jak to możliwe?! Przecież to tylko iluzja! - Krzyczał Gordyk próbując się pozbyć skarabeuszy.

Chrząszcze jednak nic nie robiły sobie z jego wysiłków, jedne po drugich wspinały się do góry, aż w końcu pokryły każdy skrawek ciała mężczyzny, tworząc wokół niego, jeden wielki, wciąż poruszający się kokon.

- Sam jesteś głupcem. - Odparł spokojnie wampir. - Mógłbyś mnie bez problemu zabić, ale zgubiła cię twoja pewność. To nie jest wytwór Miecza Kłamstwa, ale mój własny i jak widzisz, te owady są jak najbardziej prawdziwe. To już koniec.

Mówiąc to opuścił miecz i pstryknął palcami. Wszystkie skarabeusze zapłonęły niebieskim ogniem, a po okolicy rozniósł się krzyk Gordyka.

Chwilę później szczątki chrząszczy opadły na ziemię, a osłabiony mężczyzna osunął się na kolana. Wampir podszedł bliżej i zamachnął się mieczem, chcąc zadać ostateczny cios.

Przyjaciele, którzy w zdumieniu obserwowali całe to zajście, wstrzymali oddech. Napięcie trwało zaledwie kilka sekund, ale potem nic się nie wydarzyło. Z niezrozumiałych przyczyn wampir nie zabił Gordyka, a jedynie przycisnął koniec miecza do szyi przeciwnika, tak silnie, że popłynęła stróżka krwi.

- Nie zasługujesz na to żeby żyć. - Stwierdził w końcu wciąż spokojnym głosem wampir. - Ale nie ja będę tym, który cię zgładzi. Wynoś się!

Oczy Gordyka wyrażały nieskończoną nienawiść, ale on nic nie odpowiedział. Chwilę później nie było go już na polu bitwy.

Deszcz wciąż wściekle siekł o ziemię, jakby chciał natychmiast zmazać wszystkie ślady niedawnej walki, a wiatr szarpał konarami drzew i ubraniami zebranych. Po chwili bezruchu wampir podszedł do przyjaciół i spojrzał na nich z pewnym rozbawieniem, szczególnie długo zatrzymując wzrok na Amelii. Najwyraźniej dostrzegł to Zel, gdyż jego dłonie zacisnęły się w pięści i sobą zasłonił księżniczkę.

- Nie dostaniesz jej drugi raz! - Rzucił z wściekłością.

Wampir patrzył na chimerę i nawet nie próbował ukryć swojego zadowolenia.

- Zabawny jesteś. Ciekawe jak pokonalibyście mnie teraz, gdy nie ma już z wami egzorcysty? - Stwierdził.

- Znalazłby się jakiś sposób. - Warknęła Lina, której ta sytuacja bardzo się nie podobała. - Może chcesz się o tym przekonać?

- Lepiej mnie nie prowokuj, ruda wiedźmo, bo mogę zapomnieć po co tu jestem.

- Kogo nazywasz wiedźmą?! - Czarodziejka mimo poważnego osłabienia zdołała podnieść się z ziemi i gotowa była przypalić wampira kilkoma fireballami.

- Oboje przestańcie. - Powstrzymał ich znajomy, spokojny głos.

Sekundę później między Liną, a wampirem pojawił się podobno martwy egzorcysta.

- Edward!? - Zakrzyknęli równocześnie przyjaciele.

- No, tak. To ja. - Odparł nieco przestraszony ich reakcją mag.

- Ale jak to możliwe? Myśleliśmy, że nie żyjesz! - Lina coraz bardziej odzyskiwała dawną werwę.

- Eee… - zająknął się Edward. - To dość skomplikowane. Rzeczywiście powinienem zginąć po kontakcie z Mieczem Kłamstwa, ale niedaleko stąd jest świątynia białej magii. Gdy ją zlokalizowałem, przeniosłem się tam i to nieco osłabiło działanie mojej klątwy. Trwało jednak trochę nim wróciłem do stanu używalności.

- Jak to przeniosłeś się? Posiadasz zdolność teleportacji? Przecież to umieją robić tylko nieśmiertelni. - Odezwał się Zel, który na chwilę zapomniał o obecności wampira.

- To prawda. Ale kiedyś poznałem pewnego nieśmiertelnego, a ponieważ wyświadczyłem mu drobną przysługę, on podzielił się ze mną tym sekretem.

Ruda czarodziejka doskoczyła do egzorcysty i spojrzała na niego podejrzliwie.

- I mówisz to dopiero teraz? Kiedy od kilku tygodni wędrujemy jak błędni po całym kontynencie, a ty mogłeś nas po prostu przenieść!

- To nie tak. - Edward uśmiechnął się widząc minę Liny. - Nie jestem w tym tak wprawny jak potwory czy smoki. Ta zdolność jest niestety ograniczona tylko do mojej osoby.

Czarownica zamyśliła się tarmosząc jednocześnie swoją rudą czuprynę.

- Dobrze, powiedzmy, że rozumiem większość z tego co powiedziałeś. - Stwierdziła po chwili. - Ale wytłumacz mi jeszcze co on tutaj robi. - Mówiąc to wskazała na stojącego za Edwardem wampira.

Swoją drogą wampir wyglądał na całkowicie znudzonego tą przydługą debatą. Oparł miecz o ramię i bliski był tego, żeby zacząć ziewać. Zainteresował się dopiero, gdy rozmowa została skierowana na jego osobę.

- Wtedy w jaskini, on rzeczywiście nie zginął, ale został uwięziony w moim ciele. - Zaczął Edward. - Wiedziałem, że Gordyk w końcu znowu się pojawi, więc w zamian za darowanie życia, on miał mnie wspomóc w walce z tym draniem.

- Jak mogłeś?! Przecież to morderca! Chciał zabić Amelię! - Krzyknął Zel, patrząc z niedowierzaniem na egzorcystę.

- Wiem. - Edward niespodziewanie spoważniał. - Ale wierz mi, miałem swoje powody.

- To żadna odpowiedź! - Zel był coraz bardziej wściekły.

Niespodziewanie jednak podszedł do niego wampir i patrząc wprost na niego, powiedział dziwnym głosem.

- Mam taki sam wpływ na to kim jestem, jak ty na to, że jesteś chimerą.

Zelgadis wyglądał tak, jakby nie rozumiał wypowiedzianych słów. Tymczasem wampir zwrócił się do Edwarda.

- Zrobiłem to czego chciałeś, teraz odchodzę.

Egzorcysta nic nie odpowiedział jedynie skinął głową. Widząc to wampir rzucił na ziemię Miecz Kłamstwa, a potem spojrzał jeszcze raz na Zelgadisa.

- Ty i tak krzywdzisz ją bardziej niż ja. - Powiedział, po czym przekształcił się w jakiegoś ptaka i w kilka chwil znikł w przestworzach.

- Pozwoliłeś mu odejść? - Spytała moment później Lina.

- Powiedziałaś mi kiedyś, że ponieważ uratowałaś mi życie, to teraz ono należy do ciebie. Tak samo ja darowałem życie jemu i tylko do mnie należy decyzja co z nim zrobić. - Odparł mag, ponownie przybierając normalny, łagodny wyraz twarzy.

Czarodziejka pokręciła z niezadowoleniem głową. Wszystko ją bolało, była przemoknięta do suchej nitki i dodatkowo czuła, że dzisiaj Edwarda nie przegada. To nie był jej najlepszy dzień.

- Mam na dzisiaj dość. - Odezwała się w końcu. - Jestem zmęczona i głodna, a do tego stoję na jakiejś zapuszczonej łące w strugach deszczu. Xellosku bądź tak dobry i zabierz nas do jakiegoś miasta, gdzie w przytulnej gospodzie moglibyśmy przeczekać tą cholerną ulewę. - Mówiąc to wlepiła błagalne spojrzenie w Mazoku.

Wszyscy najpierw ze zdziwieniem popatrzyli na Linę, a potem na kapłana, który był co najmniej tak samo zaskoczony, jak pozostali. Szybko jednak otrząsnął się z szoku i uśmiechnął perfidnie.

- No, wiesz, Lino. Nigdy nie przypuszczałem, że będziesz chciała wziąć mnie na litość.

- Widzisz teraz, jak nisko upadłam. Ale pomyśl - także czarodziejka uśmiechnęła się podstępnie. - Nie będę w ciebie więcej ciskać fireballami i zafunduję ci torcik marcepanowy z herbatką.

Trudno powiedzieć, czy to pokojowe zapewnienia Liny czy może słodkie przekupstwo zadziałało, ale Demon zgodził się przetransportować drużynę do pobliskiego miasta. Przeniósł wszystkich prócz Edwarda, który z oczywistych przyczyn nie mógł skorzystać z pomocy Mazoku. Na szczęście i on po niedługim czasie dołączył do pozostałych.

Gdy już wszyscy zostali uzdrowieni i teraz siedzieli przy stole zastawionym różnymi smakołykami (w tym torcikiem marcepanowym, a jakże) mogli wreszcie spokojnie zastanowić się nad wydarzeniami dzisiejszego dnia. Na dworze prócz szalejącej wichury, rozpętała się jeszcze burza, więc jednogłośnie postanowili, że dalszą podróż należy odłożyć na dzień następny.

- Jedno jest pewne, ani te Demony, ani Gordyk nie zginęli, a to oznacza, że prędzej czy później znowu wejdą nam w drogę. - Skwitowała dyskusję Lina.

- I prawdopodobnie będzie tak dopóki nie odnajdziemy Miecza Prawdy. - Dorzucił Xellos.

- Niestety masz rację, ale póki co nie warto martwić się na zapas. - Dodała ruda czarodziejka. - Teraz trzeba odbić sobie frustracje.

Powiedziawszy to wbiła zęby w soczyste udko kurczaka.

 

Gdzieś w małym, mrocznym pokoju, trzy Demony klęczały przed swoją panią. Dwa z nich wciąż były ciężko ranne.

- Skończeni nieudacznicy! - Wrzeszczała kobieta. - Już drugi raz daliście się pokonać tej zgrai! Jesteście bezużyteczni! Gdybym stworzyła trzy ropuchy, byłby z nich większy pożytek! Moja cierpliwość właśnie się skończyła, poniesiecie zasłużoną karę!

Mazoku bez słowa patrzyły na swoją stwórczynię, a ta machnęła jedynie ręką i jej słudzy rozpłynęli się w powietrzu.

 

Egzorcysta szedł powoli w kierunku swojego pokoju, nagle jednak zatrzymał go znajomy głos.

- Edward, zaczekaj. Muszę z tobą porozmawiać. - Filia zrównała się z magiem, była bardzo poważna. - Nie powinieneś tak dzisiaj ryzykować. Mogłeś zginąć.

- Inni również. Nie miałem wyboru. - Odparł spokojnie.

- Nie doceniasz nas sądząc, że tak łatwo damy się pokonać.

- Możliwe.

Zapadło krótkie, ale dziwnie nieprzyjemne milczenie.

- Przez chwilę myślałam, że nie żyjesz. - Smoczyca odwróciła wzrok w stronę okna, za którym mókł krajobraz.

- Przykro mi. Pamiętaj jednak, że jestem tylko człowiekiem i prędzej czy później umrę.

Filia spojrzała na Edwarda i uśmiechnęła się.

- Mimo wszystko cieszę się, że to nie nastąpiło dzisiaj. - Mówiąc to pocałowała go w policzek. - Dobranoc.

Egzorcysta również się uśmiechnął i odprowadził smoczycę wzrokiem.

Kiedy Filia otworzyła drzwi i weszła do pokoju, od razu poczuła, że nie jest sama. Rozejrzała się i w mroku dostrzegła tajemniczego kapłana siedzącego na parapecie okna.

 

Koniec części dziewiątej.

 

c.d.n.

 

Coś ostatnio mam fazę, na kończenie w chamskich momentach^^. Toż to się skończyło, jak odcinek w taniej telenoweli. Na pocieszenie dodam, że w następnym odcinku będzie gorąco i myślę, że dużo pytań znajdzie tam swoje odpowiedzi, przynajmniej tak planuję, a co z tego wyjdzie czas pokaże. Pozdrawiam i do następnego przeczytania.

 

Miko-chan

 

Motto na dziś: Co ma wisieć nie utonie.

 

21.12.2006r.

6

6



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Czerwony Błękit, Czerwony Błękit 12, Ohayo-o
Czerwony Błękit, Czerwony Błękit 12, Ohayo-o
Czerwony Błękit, Czerwony Błękit 07, Ohayo-o
Czerwony Błękit, Czerwony Błękit 06, Ohayo-o
Czerwony Błękit, Czerwony Błękit 01, Ohayo-o
Kot na Rozdrożu, Kot Na Rozdrożu 09, Ohayo-o
Ku nieuchronnemu przeznaczeniu, Ku Nieuchronnemu Przeznaczeniu 09, Ohayo-o
09 Błękitny karbunkuł
21 Co tam u Janielskich Błękitny motyl wrzesień,09
2010 09 09 Kto wciska gaz do dechy na czerwonym Kobiety
czerwony kapturek2 www prezentacje org 3
Błękitnokrwiści 3 Objawienie
Czerwone jabłuszko
Czerwona pomarańcza
czerwony kapturek2
czerwone1
Kamieniołom zlepieńca zygmuntowskiego w Chęcinach Czerwonej Górze
Klementynka i błekitne jajeczko

więcej podobnych podstron