"Ku nieuchronnemu przeznaczeniu?"
część dziewiąta
- Gdzie twoi koledzy?
Po opłaceniu rachunków Gourry zauważył, że Zelgadis wymienił kilka zdań z kompanani i ci odeszli w nieznanym mu kierunku.
- Odesłałem ich - Zelgadis przyśpieszył kroku.
- Dokąd? - Gourry nie zamierzał popuścić.
- Tam gdzie idziemy będzie niebezpiecznie - Zel skrzywił się - więc po co mam ich narażać.
- Myślisz, że już zdobył kamień?
- Nie.
- Skąd ta pewność?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Po prostu wiem.
Gourry nie nalegał na dalsze wyjaśnienia. Resztę podróży odbyli w milczeniu.
Siedziała przy stole w wielkiej, acz pustej, sali. Czerwony Kapłan pstryknął palcami i przed nimi pojawiło się mnóstwo potraw smakowicie pachnących.
- No jedz - zachęcił ją Rezo. - Wiem, że masz duży apetyt - uśmiechnął się.
Lina przyglądała mu się w milczeniu. Zadziwiające jak szybko zmieniał swoje zachowanie. Raz był uprzejmnym dżentelmenem; raz okrutnym magiem; a teraz znowu miłym gospodarzem...
- Nie obawiaj się, nie dosypałem niczego do jedzenia.
Lina nie drgnęła.
- No...?
- Mówiłam, że posążek sprzedałam po drodze - odezwała się wreszcie.
- Pamiętam.
- A więc nie masz nic przeciwko, że opuszczę twoje... hmmm... przemiłe towarzystwo?
Rezo wyglądał jakby nie dosłyszał w jej głosie sarkazmu.
- Ależ oczywiście!
Podniosła się.
- Jak tylko Dilgear upewni się, że nie skłamałaś - powstrzymał ją zimnym uśmiechem.
Xellos stał na wzgórzu obserwując z dala wieżę Czerwonego Kapłana. Wiatr szarpał jego peleryną, lecz mazoku jakby tego nie dostrzegał. Promienie słońca odbijały się w jego ametystowych tęczówkach. Gdyby ktoś teraz spojrzał w jego oczy przeraziłby się śmiertelnie ujrzawszy bijącą z nich wściekłość.
Przed chwilą widział się z Zellas. Nie była zadowolona...
Prawdę mówiąc była bardzo niezadowolona...
Ścisnął mocniej laskę. Nie będzie przed sobą tego ukrywał.
Była wściekła...
Zatrzymali się w przydrożnej karczmie.
- Daleko heszcze? - zapytał Gourry z pełnymi ustami.
- Dzisiaj powinniśmy dojść na miejsce - sam ledwo tknął jedzenie. Naciągnął mocniej kaptur. Naprawdę nie lubił tłumów. Rozejrzał się wokoło, ale nikt na nich nie zwracał uwagi.
- Masz jakiś plan? - Gourry przełknął ostatni kęs i poklepał się po brzuchu.
Zel popatrzył na stos talerzy pietrzący się przed nim i pokiwał ze zdziwieniem głową.
- Gdzie ty to wszystko zmieściłeś?
- Po każdym użyciu Miecza Światła rośnie mi apetyt.
Chimera pogrążyła się w myślach utkwiwszy wzrok w podłogę.
Miecz Światła. O mały włos, aby zginął. Gdyby nie jego przeklęte ciało nie siedziałby tu teraz. Czyżby musiał podziękować za to Rezo? Skrzywił się na jego wspomnienie. Gdyby nie on, nie musiałby walczyć przeciwko Gourry'emu.
Podniósł wzrok na towarzysza, który wbijał w niego spojrzenie.
- Mówiłeś coś?
- Pytałem, czy masz jakiś plan.
- Tak - odparł niechętnie odwracając wzrok.
"Skłamał" Gourry'ego właściwie to nie zdziwiło. Przez te kilka dni wspólnej podróży polubił Zelgadisa. A przede wszystkim zaufał mu...
To nie była łatwa podróż, często musieli walczyć z różnymi nasłanymi przez Rezo przeciwnikami: począwszy od zwykłych rzezimieszków po trolle. I zawsze mógł na niego liczyć. A raz nawet osłonił go przed atakiem.
Dlaczego?
Mogł pozwolić by tamci go pokonali, a potem wziąść jego miecz i samemu udać się po kamień filozoficzny, lecz nie zrobił tego.
Gourry uśmiechnął się ciepło.
- Czego się szczerzysz? - warknął Zel.
- Nie, nic - Gourry uśmiechnął się szerzej. On miał plan. - Możemy ruszać?
Z talerzy postawionych przed Liną sukcesywnie znikały potrawy.
- Długo mam czekać na mojego kurczaka?
Kelner wyrwany z szoku, jakiego doznał na widok takiego głodomora, zamrugał kilka razy oczami.
- Już... podaję - wykrztusił z siebie i poleciał do kuchni.
Rezo o dziwo wypuścił ją już dwa dni później. A nawet opowiedział jej jak oszołomił jej "ochronę", Zelgadisa i jego towarzyszy przy pomocy zaklęcia, a potem zabrał ją do siebie. O tym jak przeszukał dokładnie jej ubranie i nie znalazł posążka - nie ukrywał przy tym rozczarowania. A potem nagle obudziła się w pokoju nad tą knajpą.
Dziwne...
Po co mu ten posążek? Ona nie zauważyła w nim nic szczególnego. Jaką skrywał tajemnicę?
Poza tym Zelgadis...
Człowiek w masce. Co pod nią ukrywa? Co nim kieruje? Dlaczego wtedy tak nagle zmienił front? I jaką władzę ma nad nim Rezo?
No i "ochrona".
Lina zamarła z łyżką w połowie drogi do ust.
- Gourry... - zdziwiła się słysząc swój własny głos. - Aaaaaa! Co mi chodzi po głowie! Kelner!!!
- Już!!!!!
Przede wszystkim musi odnaleźć posążek przed Czerwonym Kapłanem.
- Najpierw udałem się do sklepu, w którym Lina dokonała transakcji...
- To już wiem - zniecierpliwił się Rezo. - Co dalej?
- Potem do tego miłego staruszka mieszkającego w wiosce obok, który go kupił...
- Jak się nie zaczniesz streszczać to marnie skończysz - wycedził przez zęby Czerwony Kapłan.
Dilgear zaczął się jąkać.
- No więc... jjjak mówiłem... pppotem do jego siostry mmmmieszkającej kilka wiosek dalej...
Rezo zacisnął dłoń na lasce, ale się nie odezwał.
- No i w końcu okazało się, że dała go swojej wnuczce, która wróciła z rodzicami do miasta na drugim końcu kraju - wyrzucił to z siebie szybkością karabinu maszynowego.
- Achaa...
Dilgear odetchnął.
- Więc co tu jeszcze robisz? - usłyszał przeraźliwie zimny szept.
koniec części dziewiątej...
story write by Aurorka (29.5.2004) (titonosek@interia.pl)
3
3