"Ku nieuchronnemu przeznaczeniu?"
część jedenasta
- Rezo!!
- Co tam chłopcy macie?
Zelgadis schował rękę za plecy.
- No, no - uśmiechnął się Rezo. - Nie bądźcie tacy. Też chcę zobaczyć.
- Gdzie Lina?!? - Gourry położył dłoń na mieczu.
- Lina? - zdziwił sie Czerwony Kapłan. - Ależ pewnie w domu.
- Łżesz - warknął Zel.
- Ja??? - gdyby to był ktoś inny pewnie otworzyłby teraz szeroko oczy.
- Co udajesz takiego zdziwionego?! - Zel już nie warczał; prawie krzyczał. - Gadaj, gdzie ona jest?!?
- Ależ naprawdę nie wiem, o co wam chodzi - odwrócił się i zaczął wchodzić po schodach. - Jeśli chcecie, możecie przeszukać mój dom - dodał nie odwracając się.
Niechętnie, ale poszli za nim.
Nie wiedział gdzie jest ruda czarodziejka.
Nie wiedział...
ON!
O co do diaska chodzi???
Najpierw Zellas nie chciała by pokazał się Linie. Później nawet go za to nie ochrzaniła. A teraz pozwalała mu się ujawnić, a nawet ukazać swe prawdziwe oblicze.
A najważniejsze...
Kto ją oszukał?
Kto miał na tyle śmiałości by JĄ oszukać???
Na samą myśl o tym poczuł zimne ciarki na plecach. On sam by się na to nie odważył. Za nic w świecie!
Jej zemsta byłaby zbyt okrutna...
Rzeczywiście mieli zamiar obszukać całą wieżę. Rezo naprawdę nie miałby nic przeciwko temu. Tylko, że...
Nie wyczuwał Liny.
Nie mogła się przecież nagle oddalić na taką odległość, żeby jego zaklęcie nie działało.
Coś było nie tak. Pytanie, co?
Chyba, że...
Nie, to niemożliwe.
Niepowinna wiedzieć o zaklęciu, dzięki któremu wiedział gdzie się znajduje, a tym bardziej go zneutralizować.
- Nie podoba mi się jego mina - powiedział półgębkiem do blondyna.
Gourry chyba nie dosłyszał, bo w ogóle nie zareagował.
- Gourry? - dźgnął go łokciem.
- Hę? - zwrócił na niego nieobecne spojrzenie.
- Jakie hę? Myślisz, że weszliśmy w pułapkę?
Szermierz zamrugał kilka razy i jego spojrzenie się trochę wyostrzyło.
- Możliwe - przytaknął.
- I mówisz to tak spokojnie?! - jego szept był zdecydowanie za głośny, ale Rezo pogrążony w myślach nie zwracał na nich uwagi.
- Teraz to bez znaczenia - powiedział spokojnie. - Dziwię się tylko, że nie próbował nam zabrać posążka...
- No właśnie!
- A jeśli... - nie dokończył, bo Rezo nagle się odwrócił.
- Jest tu?!?
Patrzyli na niego totalnie zaskoczeni.
Xellos w ostatniej chwili wyczuł obecność czarodziejki i tylko dlatego zdążył zrobić unik przed fireball'em.
Był tak zaskoczony jej nagłym pojawieniem, że otworzył szeroko oczy.
Znajdowali się na wzgórzu, z którego rozpościerał się widok na wieżę Reza. Słońce zdążyło już zajść, ale nie zapadły jeszcze takie ciemności, żeby nie dostrzegł w jej oczach żądzy mordu...
Wybiegli na zewnątrz, ale nikogo nie dostrzegli. Rozejrzeli się niepewnie.
- Tam! - Zelgadis wskazał ręką daleki wybuch.
- Dokąd to? - powstrzymał ich Rezo. - Oddajcie posążek - w jego głosie zabrzmiała groźba. - Natychmiast - i nieczekając na odpowiedź rzucił zaklęcie...
- Zamiast na mnie się mścić, powinnaś spojrzeć w prawo...
Lina zaniechała rzucenia kolejnego fireball'a i zerknęła.
- O! - ucieszyła się. - Dwie zemsty za jednym zamachem!
- Co Xellos tam robi?
Zellas drgnęła i zniechęcią się odwróciła. Ujrzała za sobą wpierw duże zielone oczy, a potem z mroku wyłoniła się dziewczynka z kucykami.
- A co? - odparła niedbale siadając na swym tronie. - Ty też się wtrącałaś.
Dziewczynka przytaknęła i uśmiechnęła się uroczo.
- Wiesz co teraz musi nastąpić, prawda?
Popiół z papierosa spadł na jej sukienkę, ale nawet tego nie zauważyła...
Zel w ostatniej chwili rozstawił barierę, co uchroniło ich od stania się kupką popiołu.
Rezo zmarszczył brwi i niedając im czasu na zastosowanie kontrataku ponownie uderzył. Na szczęście bariera wytrzymała, ale Zel ciężko dyszał.
- Ej, co ci? - szermierz zerknął na towarzysza niespokojnie. - Wytrzymasz?
Nie otrzymał odpowiedzi...
koniec części jedenastej...
story wrote by Aurorka (3.6.2004) (titonosek@interia.pl)
2
2