)
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Zoey
Niedziela była tak samo do dupy jak sobota. Dopiero później,
kiedy sobie przeanalizowałam całą tę sytuację, zrozumiałam,
że po kłótni między Erin i Shaunee wszystko zaczęło się sypać.
To dziwne, lecz fakt, że one dwie nie rozmawiały ze sobą,
bardzo wpłynął na całą naszą grupę. Zupełnie jakby ich wzajemne
pretensje wyprowadziły wszystkich z równowagi.
- Nie wiem jak ciebie, ale mnie te dwie lale o wspólnym
móżdżku doprowadzają do szału - powiedziała Afrodyta
i opadła obok mnie. Siedziałam na krawężniku przy dawnym
podjeździe do dworca. Westchnęłam. "To by było na tyle, jeśli
chodzi o chwilę samotności", pomyślałam i przesunęłam
się, żeby zrobić jej więcej miejsca.
- Wiem - przyznałam. – Dziwnie to wygląda, kiedy nie są
ciągle razem, a do tego Shaunee sprawia wiecznie wrażenie,
jakby miała za chwilę zalać się łzami, a Erin tylko milczy
i dąsa się. Szaleństwo.
- Ogień i lód - mruknęła Afrodyta.
Uniosłam brwi.
- A wiesz, że możesz mieć rację?
- Mogłoby wreszcie dotrzeć do twojego łba, że mam rację
prawie zawsze. - Afrodyta wyjęła wysadzany kryształkami
243
pilniczek ze swojej torebki od Coacha i zaczęła piłować
paznokcie. - Nie wiem, co znaczy cała reszta tego debilnego
wiersza, ale akurat ten kawałek na sto procent mówi
o pannach zrosłomóżdżkach.
- Dlaczego piłujesz paznokcie?
Afrodyta rzuciła mi spojrzenie w rodzaju: ,,O co ci, kurwa, chodzi?".
- Bo w tym debilnym mieście nie ma gabinetów kosmetycznych
czynnych przez całą dobę. Nie licząc paru przerażających, a ja chcę mieć
zrobione paznokcie, a nie pochwę. I HIV też nie chcę złapać.
- Afrodyto, czasami nie można cię zupełnie zrozumieć.
- Cieszę się, że poszerzam twoje horyzonty. A wracając
do tematu, co zamierzasz zrobić z ptasimi móżdżkami?
- Nic. To przyjaciółki, a przyjaciółki niekiedy się na
siebie wściekają. Same muszę rozwiązać to nieporozumienie
i pogodzić się.
- Poważnie? To wszystko, co masz do zaoferowania?
- A czego ty do cholery ode mnie oczekujesz?
- Czyżbyś właśnie zaklęła? Czy "cholera" - Afrodyta wykonała
palcami znak cudzysłowu - nie jest brzydkim
słowem? A co byś powiedziała na "zaraz tam pójdę i sprawdzę"?
Popatrzyłam na nią zmrużonymi oczami.
- Powtórzę po raz enty: nie ma nic złego w tym, że ktoś
się nie wyraża szpetnie!
- Krzyczysz i przeklinasz. Matko, zaraz się okaże, że
w piekle latają śnieżki.
- Pinda z ciebie.
- Dzięki. Ale pytałam poważnie. Co zamierzasz zrobić
z Bliźniaczkami?
- Dać im święty spokój! - Wcale nie zamierzałam
krzyczeć, lecz echo odbijające się od kamiennego budynku
było dowodem na to, że jednak podniosłam głos. Wzięłam
244
głęboki oddech i próbowałam powstrzymać chęć uderzenia
Afrodyty. - Nie mogę brać na siebie odpowiedzialności za
każdym razem, kiedy ktoś z moich przyjaciół popada w konflikt
z innym z moich przyjaciół. Przecież to bez sensu.
- Ale to jest w tym głupim proroczym wierszu - odparła Afrodyta,
wyrównując sobie paznokcie.
- Nadal nie rozumiem, dlaczego akurat ja ...
Przymknęłam się, bo pod dworzec podjechała czarna limuzyna
Lincoln i zatrzymała się dokładnie na wprost nas.
Patrzyłyśmy z nieatrakcyjnie rozdziawionymi ustami, jak
od strony kierowcy wysiada jeden z Synów Ereba, po czym
kompletnie nas ignorując, otwiera drzwi pasażerowi.
Wysoka, szczupła, ubrana w suknię z granatowego aksamitu
Tanatos chwyciła podaną przez wojownika dłoń
i zgrabnie wysiadła z limuzyny. Uśmiechnęła się do nas, skinęła
głową, kiedy się pokłoniłyśmy, ale widać było, że jest
zainteresowana budynkiem dworcowym.
- Jaki piękny przykład architektury art deco z lat trzydziestych
dwudziestego wieku - powiedziała, obejmując
wzrokiem fronton budowli. - Niezmiernie żałuję, że minęła
epoka kolejnictwa. Kiedy osiągnęła swoje apogeum, jazda
przez ten fantastyczny kraj była cudowną rozrywką. Właściwie
nadal jest. Tylko że tak niewiele jest nowoczesnych
tras kolejowych. Szkoda, że nie miałyście okazji odwiedzić
dworca kolejowego w latach czterdziestych: tragedia, nadzieja,
rozpacz i odwaga, wszystko skupione na jednej tętniącej życiem
powierzchni - powiedziała Tanatos, patrząc z uwielbieniem na stary
budynek. - Nie to co te dzisiejsze lotniska. Pozbawione romantyzmu,
bez życia i bez duszy, zwłaszcza po tragedii z jedenastego września.
Smutne ... Bardzo smutne ...
- Tanatos, czy możemy ci w czymś pomóc? - zapytałam w końcu,
bo Tanatos sprawiała wrażenie, jakby zamierzała tak stać w
nieskończoność i gapić się na starą stację.
245
Skinęła wojownikowi, żeby wsiadł do samochodu.
- Zaczekaj na mnie na parkingu po drugiej stronie ulicy
- poleciła. - Wrócę niebawem.
Syn Ereba skłonił się i odjechał.
- Moje miłe panie - zwróciła się do nas Tanatos. -
Czas na zmianę.
- Zmianę czego? - zapytałam.
- Na pewno wejścia do tuneli - rzekła sucho Afrodyta.
- Kalona przyszedł tutaj. Tanatos przyszła tutaj. Mu-
simy zawiesić transparent powitalny, bo ewidentnie cała
idea wchodzenia ukradkiem przez piwnicę zupełnie się nie
sprawdza.
- Oryginalnie ujęte, aczkolwiek prawdziwe - odparła Tanatos.
- Między innymi dlatego w imieniu Najwyższej
Rady Nyks zakupiłam dla was ten budynek.
Zamrugałam zdumiona i próbowałam znaleźć właściwe
słowa, lecz ubiegła mnie Afrodyta.
- Mam nadzieję, że to oznacza remont?
- Owszem - potwierdziła Tanatos.
- Chwileczkę - odezwałam się. - Nie jesteśmy Domem Nocy.
Dlaczego Najwyższa Rada miałaby angażować się w to,
gdzie mieszkamy?
- Bo jesteśmy fajni i wyjątkowi, a oni nie chcą, żebyśmy mieszkali w
brudnej norze - powiedziała Afrodyta.
- Albo po prostu chcą mieć kontrolę nad tym, gdzie
mieszkamy i co robimy - odparłam.
Tanatos uniosła brwi.
- Wypowiadasz się z autorytetem najwyższej kapłanki
- Nie jestem nią - zapewniłam Tanatos. - Jestem
adeptką, to Stevie Rae jest naszą najwyższą kapłanką.
- Gdzie ona jest?
- Z Rephaimem. Wkrótce zacznie świtać, a ona zwykle
spędza z nim czas, zanim Rephaim nie zamieni się w ptaka
- odparłam bez ogródek.
246
- A ty kim jesteś?
Skrzywiłam się.
- Wiesz tyle samo co ja. Wiesz, że Stark został obdarowany
mieczem strażnika w Zaświatach, a to oznacza, że
jestem w pewnym sensie królową, ponieważ on jest moim
strażnikiem i wojownikiem.
- Po co te wszystkie pytania? Myślałam, że jesteśmy po
tej samej stronie - zauważyła Afrodyta.
- Ja stoję po stronie prawdy - odparła Tanatos.
- Wiesz, że Neferet to kłamliwa suka - rzekła Afrodyta.
- Mówiliśmy ci to na wyspie San Clernente, kiedy Zo była
u umarlaków.
- Ona ma na myśli Zaświaty - powiedziałam, prze-
wracając oczami.
- Jak zwał, tak zwał, nieważne. Powiedzieliśmy ci wtedy
sporo rzeczy o Neferet i sprawiałaś wrażenie, jakbyś nam
wierzyła. Nawet pomogłaś nam rozwiązać problem Starka
i wyspy Skye. Co się teraz zmieniło?
Nastąpiła superdługa cisza, przez co miałam wystarczają-
co dużo czasu, by zacząć się zastanawiać, czy Afrodyta nie
posunęła się zbyt daleko. W końcu Tanatos była potężną starą
wampirką, członkinią Najwyższej Rady posiadającą dar
komunikacji ze śmiercią. Już złym pomysłem było zarzucanie
jej pytaniami, a co dopiero mówić o wkurzeniu jej.
- Wierzę, że to wszystko, co powiedzieliście mi, kiedy
dusza Zoey została rozerwana na kawałki, było według was
prawdą - odparła w końcu Tanatos.
- Wróciłam, nie jesteśmy we Włoszech i prawda nie
uległa zmianie. Neferet się nie zmieniła - powiedziałam.
- A jednak Neferet upiera się przy tym, że Nyks jej wybaczyła
i obdarowała Auroksem na znak swojej boskiej łaski
- rzekła Tanatos.
- To ścierna - odparłam. - Neferet nic się nie zmieniła,
a Aurox nie jest żadnym darem od Nyks.
247
- Jestem zdania, że Neferet ukrywa prawdę - oznajmiła Tanatos.
- Oględnie mówiąc - stwierdziłam.
- Tylko że my wyrażamy to inaczej - dodała Afrodyta .
. - Nie chcemy być nieuprzejme, ale od dłuższego czasu
dochodzi pomiędzy nami a Neferet do konfrontacji i byliśmy
świadkami tego, co ona starannie ukrywa przed Najwyższą
Radą, ba, w ogóle przed wampirami - dodałam.
- A kiedy próbujemy to podważyć, nikt nam nie wierzy,
bo jesteśmy za młodzi - powiedziała Afrodyta. - Młodzi
i pokręceni. - Uniosłam brwi, więc się poprawiła: - To
znaczy nie ja. Mówię o was.
- Między innymi dlatego tutaj jestem - wyznała Tanatos.
- Mam być oczami i uszami Najwyższej Rady.
- A co konkretnie oznacza zakup dworca przez Najwyższą
Radę? - zapytałam.
- Mam nadzieję, że sprowadza się do tego, że będę
mogła dać spokój złotej karcie kredytowej mojej matki.
a niektórzy z nas, przynajmniej ci, którzy wraz ze wstanie
słońca nie muszą się chować w trumnach, dostaną przyzwoite
pokoje na górze, kiedy ten budynek zostanie wreszcie wyremontowany
- przedstawiła swoją opinię Afrodyta.
- Masz rację. Oznacza to także, że możecie zostać
osobnym Domem Nocy bez żadnych związków z pierwotną
szkołą - wyjaśniła Tanatos. - Najwyższa Rada sądzi, że
mądrym posunięciem będzie utworzenie odrębnego Domu Nocy
dla czerwonych adeptów.
- Och, nie. Właśnie dlatego nie zbudowano dwóch szkół
średnich w Broken Arrow. Oznaczałoby to zbyt dużą rywalizację
w jednej dzielnicy - powiedziałam. - Wystarczy, że nienawidzimy
ludzi z Union i z Jenks, a do tego potrzebny nam wspólny front.
- O czym ty gadasz, do licha ciężkiego? - zdumiała się Afrodyta.
248
- Broken Arrow, Union, Jenks - odparłam. - Szkoły średnie.
Niedobrze, jak jest ich za dużo w jednym mieście.
- Byłaś przewodniczącą samorządu uczniowskiego czy
piastowałaś jakieś inne równie nie akceptowane społecznie
stanowisko? - zapytała Afrodyta. - W Tulsie jest milion
szkół. średnich i jakoś piekło jeszcze nie zamarzło. To debilizm,
kiedy pcha się dziesiątki uczniów do jednej szkoły.
Wiesz, ile patologii wtedy się przedostaje? Beznadzieja.
Kompletna beznadzieja.
Na szczęście Tanatos stanęła między nami.
- Normy obowiązujące w świecie ludzkich nastolatków
nigdy nie rządziły światem adeptów. Tulsa stanowi bardzo
ważny punkt dla naszej społeczności, zdecydowanie war-
to utworzyć tutaj drugi Dom Nocy. Jest nas coraz więcej,
zwłaszcza że nastąpił wysyp czerwonych adeptów, co odnotowano
także w innych regionach.
- Są inni czerwoni adepci? To znaczy oprócz nas? - zapytałam.
- Tak.
- Ale są jacyś naznaczeni od razu na czerwono czy tylko tacy,
co zmarli, a potem ożyli jako czerwoni? ~ zainteresowała się Afrodyta,
zanim zdołałam przekazać jej spojrzeniem, że ma się zamknąć.
- Ta wasza adeptka jest jedyną odnotowaną, która została
naznaczona na czerwono - odparła Tanatos.
- A więc wiesz o Shaylin? - Aż wstrzymałam oddech.
- Tak. Neferet oznajmiła, że dziewczyna była niewidoma
przed naznaczeniem, a teraz odzyskała wzrok. Wywnioskowała
stąd, że to biedne dziecko było okaleczone, dlatego
nie musiało umrzeć, by uzyskać czerwone znaki.
Chciałam bronić Shaylin, powiedzieć, że wcale nie była.
okaleczona, że jest kimś wyjątkowym, intuicja jednak pod-
powiadała mi, żebym milczała w kwestii daru prawdziwego
widzenia.
249
- Zoey, nie trzeba ukrywać niczego przed kimś, kto
szuka prawdy. Chyba że wolisz kłamstwa i oszustwa - zaskoczyła
mnie Tanatos.
Popatrzyłam jej w oczy.
- Nie wolę kłamstw i oszustw, ale Neferet nauczyła
mnie jednego: uważać, komu ufam. - I ponieważ intuicja
nadal nie dawała mi spokoju, wyrzuciłam z siebie to, co leżało
mi na sercu: - Podobno Neferet ma nowego partnera..
Słyszałaś coś na ten temat?
- Nie. Zoey, czyżbyś brała Auroksa za jej partnera? Czy
to dar od Nyks, czy nie, nic nie wskazuje na to, żeby Neferet
była zaangażowana w jakiekolwiek romantyczne relacje
z Auroksem. To chyba wyłącznie jej sługa.
- Nie mówię o Auroksie - ciągnęłam, chociaż są
wymówienie jego imienia powodowało dziwny ucisk w żołądku.
- Mówię o białym byku,
Tanatos wydawała się kompletnie i doszczętnie zszokowana.
- Zoey, czczenie białego i czarnego byka to pradawne
zwyczaje, które straciły na popularności setki lat temu. Mam
jedynie podstawową wiedzę na temat tej religii i jej historii
ale mogę ci powiedzieć, że nigdy żadna kapłanka Nyks nie
oddała się białemu bykowi. To, o czym wspominasz, byłoby
czymś potwornym i miałoby niezwykle poważne konsekwencje.
- Tanatos zbladła i tak bardzo się zdenerwowała..
że powietrze uniosło jej włosy i zaczęło nimi poruszać nerwowo.
„Ma dar komunikacji z powietrzem i ze śmiercią, to ciekawe", pomyślałam.
- Nie oskarżam nikogo - powiedziałam głośno. - Pytam tylko, czy
słyszałaś coś na ten temat.
- Nie! Najwyższa Rada, tak samo zresztą jak i cała społeczność
wampirów, uważa, że jej partnerem był i jest Kalona, stworzenie,
które było na ziemi Erebem, jak przekonywała Neferet, chociaż
250
zabroniła mu się do siebie zbliżać na sto lat.
Afrodyta prychnęła.
- To jedno wielkie gówno. Był z nią, ponieważ uważał,
że ona ma kontrolę nad jego duszą. W końcu coś się pokiełbasiło
i w Krainie Szaleństwa Neferet straciła panowanie nad Kaloną.
Już się bałam, że Afrodyta za chwilę wypapla resztę rzeczy o Kalonie,
o tym, że spotyka się z nami i domaga się rozejmu, by zniszczyć Neferet,
na szczęście Afrodyta okazała się mądrzejsza.
- Odpowiesz mi na proste pytanie? - zagadnęła.
Tanatos wydawała się zszokowana, lecz pokiwała głową.
- Dajmy na to, że Aurox nie jest jednak darem od Nyks,
powiedzmy, czymś super złym, czymś, co biały byk i Neferet
stworzyli razem, bo zachowują się jak szaleńcy. Co by było
potrzebne, żeby stworzyć taką kreaturę?
- Wielka ofiara.
- Czyli Neferet musiałaby kogoś zabić tylko po to, żeby
móc stworzyć Auroksa?
- Tak, chociaż aż ciarki mnie przechodzą na myśl o tak
psychopatycznym działaniu.
- To tak jak nas - wyznała Afrodyta i popatrzyła mi
w oczy smutno, choć wymownie. - Zbyt wiele osób z naszego
otoczenia straciło niedawno życie.
- Tak - powtórzyłam za nią, czując że robi mi się, słabo.
- Zbyt wiele.
Aurox
Zainteresowanie tej dziewczyny było dla niego zaskoczeniem.
Zgodnie z rozkazem Neferet wybrał się właśnie na conocny patrol
- miał dopilnować, by żaden Kruk Prześmiewca
nie dostał się na teren Domu Nocy. Po drodze musiał
minąć budynek z sypialniami dziewcząt. Ona stała pod jednym
z rozłożystych drzew, a kiedy się zbliżył, wyszła na środek ścieżki.
- Cześć - uśmiechnęła się jedwabiście. – Jestem Rebecca.
Nie mieliśmy okazji się poznać, ale dowiadywałam się
o ciebie.
- Cześć, Rebecca. - Przystanął zaciekawiony. Dziewczyna nie była
ani piękna, ani niezwykła jak niektóre adeptki. "Jak Zoey", szepnął mu
w głowie jakiś głos. Aurox uciekł od takich myśli. Ta Rebecca miała
w sobie coś uwodzicielskiego, jej mowa ciała, sposób, w jaki wysuwała
biodro do przodu, zarzucała na plecy długie jasne włosy mówiły mu, że
jej się podoba. - Jestem Aurox.
Zaśmiała się i oblizała różowe wargi.
- Wiem, kim jesteś. Powiedziałam przecież, że dowiadywałam się
o ciebie.
- I czego się dowiedziałaś?
Podeszła bliżej i znowu przerzuciła włosy przez ramiona
- Że dobrze sobie radzisz w walce, a to w dzisiejszy
czasach spora zaleta - powiedziała.
Przesunęła polakierowanym na różowo paznokciem
jego klatce piersiowej, a wtedy jej emocje uderzyły w
go jak fala. Czuł jej pożądanie. Było połączone z desperacją
i niewielką podłością. Wciągnął głęboko powietrze do płuc
wdychając oszołamiający zapach żądzy z nutą okrucieństwa
Jego ciałem wstrząsnął dreszcz oczekiwania i poczuł, że
rośnie w nim moc.
- Mmm, jesteś twardy. - Rebecca zaśmiała się cicho
i przysunęła się jeszcze bliżej. - Mam na myśli twoje mięśnie,
rzecz jasna - dodała. Jej pożądanie wzrosło, ·kiedy
przesunęła piersiami po jego ciele, polizała go po szyi, a potem
ugryzła, nie na tyle, żeby poleciała krew, ale i nie
delikatnie, żeby można wziąć to za zabawę.
252
Uradowało to tkwiącego w nim byka, który się poruszył.
- Lubisz ból? - zapytał Aurox, przesuwając gwałtownie
ręce w dół jej pleców. Pochylił głowę i jego zęby znalazły
łagodny łuk jej szyi. Wgryzł się, celowo spijając krew, chociaż
nie obchodził go jej smak. - Lubisz ból? - powtórzył pytanie
z ustami pełnymi jej krwi.
Odpowiedź przyszła w dreszczu pożądania, który wstrząsnął
jej ciałem.
- Lubię - jęknęła Becca. - Chodź. Pozwól mnie też
spróbować. Bądź moim partnerem, moim mężczyzną.
Auroksowi nie przyszło do głowy, żeby ją powstrzymać.
tej chwili w ogóle nie myślał. Tylko czuł: pożądanie podsycane
podłą zdesperowaną naturą. I dał się temu ponieść. Naparł
na dziewczynę, zamknął oczy i wypowiedział słowa,
które wydostały się z głębi jego podświadomości - były tak
instynktowne i automatyczne, że nie wymagały ani myślenia, ani
zrozumienia.
- Tak, Zo - powiedział. - Ugryź mnie.
- Ty pieprzony gnojku! Zoey? Zaraz pokażę ci coś, przy
czym ta cholerna Zoey Redbird będzie wyglądała jak łagodna dziewica.
I
Rebecca go ugryzła. Mocno. Aurox poczuł ostry ból
i ciepło wypływającej krwi. A potem dziewczyna przywarła ustami do
świeżej rany na jego szyi - lecz tylko na sekundę. Wyczuł w niej
zmianę, ledwie posmakowała jego krwi. Wściekłość i pożądanie
ustąpiły czystemu przerażeniu.
- Na boginię! Nie, coś jest nie tak! - Rebecca próbowała się wyrwać
z jego objęć, ale podniósł ją, zrobił dwa potężne kroki i przycisnął. -
Zaczekaj! Nie! - prosiła. Starała się mówić spokojnie, jednakże jej strach
przepływał przez niego, karmił go, zmieniał. - Przestań! Nie smakujesz
tak jak trzeba!
253
Tkwiąca w nim bestia zatętniła życiem i poruszyła się
szukając ujścia, by siać spustoszenie. Prychnął, a byk odpowiedział
tym samym.
- Przestań! Nie chcę być z kimś, kto myśli wyłącznie o Zoey!
Zoey ...
Imię zadrżało w jego duszy, gasząc byka, jak woda gasi ogień.
- Co tu się dzieje? - Usłyszawszy głos Smoka Lankforda,
Aurox odsunął się i wypuścił Rebeccę. Dziewczyna
osunęła się na ziemię i popatrzyła na Auroksa z przestrachem.
- Aurox? Rebecca? Macie jakiś problem? – zapytał Smok.
- Niewielkie nieporozumienie. Wydawało mi się, że
adeptka rozumie, czego pragnie - wyjaśnił Aurox i ignorując
zupełnie dziewczynę, odwrócił się do mistrza szermierki
- Byłem w błędzie.
Rebecca ruszyła spod drzewa i stanęła tak, żeby pomiędzy nią a
Auroksem znalazł się Smok. Jej strach ustąpił już
miejsca pewności siebie i wściekłości.
- Wiem, czego nie chcę faceta, który ma bzika na punkcie
Zoey Redbird. Mam nadzieję, że lubisz stać w kolejce, bo przed
tobą jest cała lista innych napaleńców.
- Rebecca, nie ma powodu do takiej ordynarności.
Wiesz przecież, że wampiry wierzą w wolność wyboru o
wzajemność odczuć. Jeśli pożądanie nie jest odwzajemnia
należy odejść z godnością - rzekł stanowczo Smok.
- Brzmi idealnie - odpowiedziała Smokowi, a po
popatrzyła pogardliwie na Auroksa. - Żegnaj, palancie-
dodała i odmaszerowała.
- Auroksie - zaczął Smok powoli - społeczność
wampirów jest otwarta na rozmaite ścieżki, które prowadzą
do pożądania i zaspokojenia namiętności, ale musisz
254
wiedzieć, że nie należy kroczyć niektórymi z nich, jeśli nie ma
wyraźnej zgody wszystkich zainteresowanych oraz pewnego
głębszego poziomu doświadczenia. - Smok westchnął,
przez co wydał się stary i zmęczony. - Czy rozumiesz, co
próbuję ci wyjaśnić?
- Tak - odparł Aurox. - Ta adeptka, Rebecca, ma
podłą naturę.
- Doprawdy? Nie zauważyłem.
- Moim zdaniem Zoey Redbird nie ma podłej natury.
Smok uniósł brwi.
- Nie, ja też uważam, że nie ma. Ale zdajesz sobie sprawę,
że Neferet i Zoey nie żyją w przyjaźni, prawda?
Aurox wytrzymał spojrzenie.
- Są dla siebie wrogami.
Smok nawet nie mrugnął.
- Można i tak to nazwać, chociaż wolałbym, żeby sytuacja
prezentowała się inaczej.
- Nie jesteś zwolennikiem Neferet - zauważył Aurox.
Twarz mistrza szermierki stała się kamienną maską,
a jego zmęczona, choć otwarta postawa zniknęła.
- Idę wyłącznie własną drogą.
- A nie drogą Nyks?
- Nie sprzeciwię się bogini, ale też nie zamierzam reprezentować
nikogo oprócz siebie. Smok jest jedyną drogą, jaka mi została.
Aurox przyjrzał mu się badawczo. Wampir ukrywał swoje
uczucia, nie można było wyczuć niczego - ani gniewu, ani
rozpaczy, ani strachu. Niczego. Stanowiło to zagadkę. Być
może właśnie ta zagadkowość sprawiła, że Aurox zwierzył
mu się z własnej tajemnicy:
- Wymówiłem imię Zoey zamiast Rebecca.
Smok znowu uniósł brwi, a sądząc po minie, musiał być
nieco rozbawiony.
255
- No cóż, Auroksie, kobiety czy to o podłej, czy o szlachetnej
naturze nie lubią, kiedy w obecności jednej wypowiada się imię drugiej.
- Nie wiem, dlaczego to zrobiłem.
- Widocznie musiałeś myśleć o Zoey. - Smok wzruszył ramionami.
- Nie zdawałem sobie z tego sprawy.
- Czasami tak się dzieje.
- Czyli to normalne?
- W ciągu ponad stu lat odkryłem tylko jedną prawdę jeśli chodzi
o kobiety, nic nie jest normalne.
- Mistrzu szermierki, czy mogę cię prosić o przysługę
- Możesz.
- Nie mów, proszę, Neferet o tym, co się tu dzisiaj zdarzyło.
- Ja nie mam zwyczaju zwierzać się nikomu i tobie
to radzę - powiedział Smok, po czym poklepał Auroksa po
ramieniu i odszedł. Aurox zaś został zdezorientowany, zaniepokojony
i jak zwykle samotny.
)
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
Zoey
- To będzie jedno wielkie gówno monstrualnych rozmiarów
- szepnęła do mnie Afrodyta, kiedy stałyśmy w poniedziałek przed salą,
która została wyznaczona jako klasa Tanatos. Należała do większych
pomieszczeń lekcyjnych w całej szkole. Prawdę powiedziawszy,
nie licząc sali teatralnej, która przypominała bardziej mini aulę, oraz
samej auli, była to największa "typowa" klasa. "Super - pomyślałam.
- Będzie po prostu dużo miejsca na eksplozję, która zaraz nastąpi".
.
- Nie da rady zwiać z tej lekcji - odszepnęłam do
Afrodyty, a potem odezwałam się do reszty: - No dobra,
wchodzimy. Nie martwcie się. Jesteśmy razem, nie będzie aż
tak źle.
Otoczyła mnie moja grupka, a także Stevie Rae, Rephaim
i
inni czerwoni adepci. Wszyscy pokiwali głowami. Wyda-
wali się zrezygnowani i gotowi stawić czoło temu, co się będzie
działo, jak gówno trafi w wentylator. Otworzyłam drzwi
i
zrobiłam krok do środka.
Mój kamień proroczy od razu zaczął się rozgrzewać.
Dallas i jego banda siedzieli już w klasie i jak można było
się spodziewać, zajęli wszystkie ostatnie ławki.
257
Aurox siedział z przodu z dala od drzwi, najwyraźniej
chciał się odseparować od grupy Dallasa. Zastanawiał
mnie, dlaczego nie zadaje się ze złymi, skoro tak samo jak
i oni należy do popleczników Neferet. Tak czy inaczej, starannie
unikałam jego wzroku.
- Spróbuję utrzymać pozytywne nastawienie - rzekła
Stevie Rae, ignorując pogardliwe uśmieszki, jakie Dallas
wysyłał pod jej adresem, oraz wstrętny śmiech, który unosił
się w powietrzu niczym tanie perfumy Nicole. – Nie pozwól,
żeby cię wykurzyli - dodała do Rephaima, po czym
chwyciła go za rękę i pocałowała w policzek.
- Taaa, powodzenia - powiedziała Erin.
Stojąca nieco dalej Shaunee nie odezwała się ani słowem
- Jest czerwony, ale nie taki dobry czerwony jak Shannee
- stwierdziła Shaylin, zerkając mi przez ramię na Dallasa.
- To znaczy? - zapytałam.
- Jestem czerwona? - upewniała się Shaunee.
- Tak. Twój kolor jest wyraźny i łatwy do zrozumie
Jesteś jak płomień ogniska: ciepła i dobra.
- To było miłe - zauważyła Stevie Rae.
- A Dallas? - zaciekawił się Rephaim.
- Jest czerwony jak bomba. Jak wściekłość. Albo nienawiść.
- Sugeruję więc, żebyśmy usiedli z przodu, jak najdalej
od niego - zaproponowała Stevie Rae.
- Czasami trudno uciec od niektórych spraw - powiedziała
Erin, ale wcale nie patrzyła przy tym na Dallasa.
Wzrok miała wbity w czerwoną jak płomień ogniska Shaunee.
Ta z kolei wpatrywała się we własne paznokcie.
- Nie bądź starą marudą - skarciła ją Stevie Rae, przerywając
kłopotliwą ciszę, a potem obdarzyła mnie tym swoim słodkim
szerokim uśmiechem. - No to siadamy z przodu!
258
- Okej, idź pierwsza - odparłam, chociaż tak naprawde
miałamłam ochotę uciekać z krzykiem.
- Mam ochotę uciec stąd z krzykiem - odezwała się
Afrodyta, w przerażający sposób wypowiadając na głos
moje myśli, i ruszyła za mną, Stevie Rae i Rephaimem.
Zrezygnowałam z "ja też", które cisnęło mi się na usta,
i z przyzwyczajenia zajęłam miejsce obok Stevie Rae,
w pierwszej ławce środkowego rzędu. Zadzwonił dzwonek
do klasy weszła Tanatos - bezpośrednio ze swojego gabinetu,
z którego niewielkie drzwi prowadziły na przód klasy,
podwyższony jak scena z mównicą na środku i tablicą interaktywną
na ścianie.
- Och, jakie ładne kolory! - odezwała się siedząca tuż
za mną Shaylin.
- Bądźcie pozdrowieni - powiedziała Tanatos, a my
odwzajemniliśmy powitanie. Tanatos wyglądała potężnie
i iście po królewsku. Miała na sobie suknię w kolorze nocy
ozdobioną jedynie wyszytym srebrną nicią zarysem Nyks,
która otwartymi ramionami obejmowała księżyc. - Witam
was na lekcji pierwszej z pierwszych. W całej naszej historii
nie było nigdy klasy takiej jak ta, złożonej z rozmaitych rodzajów
adeptów, z osób zmienionych przez boginię, z ludzi,
a nawet z wampirów. Stoję przed wami jako przedstawicielka
Najwyższej Rady Nyks, która dopóki będziecie istnieć
w wampirskiej społeczności, pozostanie waszym naczelnym
organem rządzącym. - Kiedy Tanatos wypowiadała końcówkę
ostatniego zdania, zatrzymała na mnie spojrzenie. Popatrzyłam
jej w oczy bez mrugnięcia. Kurczę, miała rację.
Nie byłam tylko pewna w stu procentach, czy ja i moja
grupa mamy ochotę istnieć w społeczności wampirów.
- Zastanawiacie się zapewne, co dokładnie obejmą te
zajęcia, ale mogę zaspokoić waszą ciekawość ledwie częściowo.
Jestem tu po to, żeby doskonalić was i każdego prowadzić jego
drogą, która jest tak samo jedyna i wyjątkowa
259
jak wy sami. Te zajęcia odbywają się podczas waszej lekcji
socjologii wampirskiej, dlatego też poruszę tematy, które po-
winni zrozumieć zarówno adepci, jak i wampiry, takie mia-
nowicie, jak śmierć i ciemność, Skojarzenie a rola strażnika..
światło i miłość. Ze względu na szczególny charakter tej kla-
sy są także tematy, które wy przyniesiecie do mnie, a co się
z tym wiąże, do wszystkich obecnych. Przyrzekam wam, że
będę z wami zawsze szczera, a jeśli nie będę znała odpowie-
dzi na pytania, zrobię co w mojej mocy, by znaleźć ją razem
z wami.
Uznałam, że na razie nie brzmi to aż tak tragicznie i naw
zaczęłam czuć się uspokojona i zaciekawiona, kiedy gówno
trafiło jednak w wentylator.
- Zacznijmy więc nasze poszukiwanie prawdy. Chciała-
bym, żeby każdy z was poświęcił teraz kilka chwil na refleksje.
A potem napiszcie na kartce co najmniej jedno pytani
na które chcielibyście znaleźć odpowiedź podczas naszych
zajęć. Złóżcie kartkę, a kiedy wyjdziecie z klasy, ja przeczy-
tam wszystkie pytania. Bądźcie szczerzy sami ze sobą, nie
bójcie się cenzury ani krytyki. Nie musicie się podpisywać
jeśli wolicie pozostać anonimowi.
Zaległa cisza, po chwili Stevie Rae uniosła rękę.
- Tak, Stevie Rae?
- Chciałam się tylko upewnić, czy dobrze rozumie
Możemy zapytać o wszystko? Nie martwiąc się, że pytanie
może wpędzić nas w kłopoty?
Tanatos uśmiechnęła się przyjaźnie do mojej przyjaciółki.
- To doskonały... - zdążyła powiedzieć, kiedy z tyłu sali
dobiegł teatralny szept Dallasa:
- Chce zapytać, co ptak ma takiego, czego nie ma facet
i dlaczego jej się to tak podoba! - Dallas mówił tak wyraźnie,
że wszyscy go usłyszeli.
Stevie Rae chwyciła Rephaima za rękę – wiedziałam, że
chce zapobiec konfrontacji. A potem przestałam już zwracać
260
uwagę na moją przyjaciółkę i jej chłopaka, bo zareagowała
Tanatos. Zmiana, jaka w niej zaszła, była koszmarnie, potwornie
przerażająca. Tanatos zdała się rosnąć. Nagle omiótł
ją wiatr, jego porywy uniosły jej włosy. Kiedy się odezwała,
przypomniało mi to scenę z Władcy pierścieni, kiedy
Galadriela pozwoliła Frodowi zobaczyć, jaką potworną
królową ciemności stałaby się, gdyby wzięła od niego pierścień.
- Czy ty uważasz mnie za istotę niższego rzędu, Dallas?
- zagrzmiała, a wszyscy zadrżeli od uderzenia bijącej
od niej mocy. Tanatos była tak rozgniewana, że aż trudno
było na nią patrzeć, więc zerknęłam przez ramię na Dallasa.
Wcisnął się w krzesło, twarz miał białą jak kreda.
- Nnieee ... profesorko - wyjąkał.
- Nazywaj mnie kapłanką! - zawołała. Wyglądała,
jakby za chwilę miała cisnąć w niego piorunami i zesłać na
ziemię grzmoty.
- Nie, kapłanko - poprawił się. - Nie chciałem zachować się
nieuprzejmie.
- Ale chciałeś być nieuprzejmy wobec jednego z kolegów
z klasy, a to jest absolutnie niedopuszczalne na moich
lekcjach. Zrozumiałeś mnie, młody czerwony wampirze?
- Tak, kapłanko.
Wiatr ucichł, Tanatos zaś znowu wyglądała tylko maje-
statycznie, już nie morderczo.
- Doskonale - powiedziała i ponownie zwróciła się do
Stevie Rae: - Odpowiedź na twoje pytanie brzmi następująco:
jeśli nie wykażecie się brakiem szacunku, możecie pytać
o wszystko i nie lękać się potępienia.
- Dziękuję - odparła Stevie Rae, jakby jej zabrakło
tchu.
- No dobrze, możecie zacząć pisać pytania - powie-
działa Tanatos, po czym przeniosła wzrok z Rephaima na
Auroksa. - Wcześniej o to nie pytałam, ale że tak powiem,
261
system edukacji jest dla was nowością, więc czy potrzebujecie
pomocy w czytaniu lub pisaniu?
Rephaim pokręcił głową i odpowiedział pierwszy:
- Ja nie potrzebuję. Potrafię czytać i pisać w kilku ludzkich
językach.
- Wow, naprawdę? Nie wiedziałam - zdumiała się Stevie Rae.
Uśmiechnął się nieśmiało i wzruszył ramionami.
- Ojciec uznał, że to może być przydatne.
- A ty, Auroksie?
Widziałam, że przełyka ślinę i wydaje się zdenerwowany.
- Potrafię czytać i pisać, ale ... ale nie wiem, jak opanowałem
tę umiejętność.
- To interesujące - rzekła Tanatos i jakby opanowanie
umiejętności czytania i pisania za sprawą magii było czymś
powszednim, wróciła do pierwotnego tematu kompletnie nie-
speszona: - Zoey i Stevie Rae, siedzicie blisko, więc proszę,
żebyście zebrały później odpowiedzi, jedna z jednej połowy
klasy, druga z drugiej.
Mruknęłyśmy "okej", a potem wyprostowałam się wpatrzona
w pustą kartkę. Czy powinnam zapytać o coś zupełnie niewinnego,
na przykład o dar komunikacji i o to, kiedy "normalnie" on się pojawia?
Czy raczej iść w szczerość i zapytać o coś, co naprawdę chciałabym
wiedzieć?
Popatrzyłam dookoła. Stevie Rae już pisała swoje pytanie
z bardzo poważną miną. Rephaim właśnie odłożył ołówek
i składał kartkę na pół. Zerknęłam na nią, ale udało mi się
tylko zobaczyć, że się podpisał imieniem.
"Będę szczera", postanowiłam i napisałam: "Jak się uporać ze
stratą rodzica?". Zawahałam się, w końcu podpisałam
się pod pytaniem. Próbowałam podejrzeć, co pisze Stevie Rae,
lecz już skończyła i miała kartkę w ręku. Po chwili wyskoczyła
z miejsca i ruszyła między ławkami, zbierając kartki, jakby
niczego innego w życiu nie robiła.
262
Westchnęłam i poszłam zebrać kartki z ławek stojących
po mojej stronie. Oczywiście w jednej z nich siedział Aurox
- następny w rzędzie, za Damienem i Shaunee. Nie chciałam
patrzeć mu w oczy, więc zamiast tego wbiłam wzrok
w papier, który mi podał. Zobaczyłam napisane wielkimi
drukowanymi literami pytanie: KIM JESTEM? I podpis.
Totalnie zaskoczona spojrzałam mu w twarz. Patrzył na
mnie bez mrugnięcia, a potem odezwał się tak cicho, że tylko
ja mogłam usłyszeć:
- Chciałbym wiedzieć.
Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego niezwykłych opa-
lizujących oczu. Nie wiedzieć czemu chyba ogarnęło mnie
zidiocenie, bo usłyszałam własny głos szepczący w odpowiedzi:
"Ja też". Wyrwałam mu z rąk kartkę i szybko odeszłam,
starając się nie myśleć, tylko robić to, co do mnie należało,
Dallas i jego adepci wydawali się nienaturalnie wyciszeni.
Nawet nie spojrzeli na mnie i na Stevie Rae, ale zauważyłam,
że nie napisali ani słowa na kartkach, które od nich wzięłam,
a to był poważnie pasywno-agresywny zły znak. Wetknęłam
ich kartki na spód stosu i zaniosłam Tanatos. Wzięła je i po-
dziękowała.
- Przestudiuję je sobie dzisiaj i jutro rozpoczniemy dyskusję
na wybrane tematy. Zostało nam jeszcze trochę czasu,
więc chciałam zająć się zagadnieniem, które większość z was
uzna zapewne za ważne: Skojarzenie z partnerem lub sympatią,
Spodziewałam się, że Tanatos udzieli nam typowego wykładu na
NIE, jaki wszyscy nam serwowali na temat Skojarzenia od
pierwszych dni naszego pobytu w Domu Nocy, lecz jak się okazało,
myliłam się. Tanatos otwarcie przedyskutowała przyjemność i piękno
prawdziwego Skojarzenia oraz dramat niewłaściwego. Była
interesująca i zabawna (na swój ironiczny brytyjski sposób).
Ani się nie obejrzałam, jak rozległ się dzwonek obwieszczający
koniec lekcji.
263
Zostałam z tyłu, czekając na Afrodytę, która wdała się
w głęboką, choć zadziwiająco uprzejmą dyskusję z Tanatos
na temat Skojarzenia. Afrodyta próbowała bronić swojego
zdania, że Skojarzenie nie sprowadza się do seksualności.
Jednakże ku rozpaczy Afrodyty (która Skojarzyła się kiedyś
ze Stevie Rae, chociaż nie trwało to długo) Tanatos przekonywała,
że pociąg seksualny idzie w parze ze Skojarzeniem.
- Afrodyto, to, czy zgodzisz się co do czegoś czy nie,
nie zmieni prawdy - zakończyła dyskusję Tanatos.
- Pójdę odprowadzić Zoey na drugą lekcję - powiedziała
Afrodyta ewidentnie niezadowolona.
- Oczywiście, młoda wieszczko. - W głosie Tanatos
pojawił się uśmiech, chociaż jej twarz pozostała poważna.
- I dziękuję ci za tak żywiołową dyskusję. Już czekam na
jutrzejszą,
Afrodyta skinęła głową, skrzywiła się, a kiedy znalazła
się poza zasięgiem słuchu Tanatos, odezwała się do mnie:
- Żywiołowa dyskusja! Na moją zgrabną dupeczkę! Już
nigdy w życiu nie będę rozmawiała na temat pieprzonych lesbijskich
skojarzeń! Nigdy!
- Ona chyba nie to miała na myśli - powiedziałam,
uważając, żeby broń Boże się nie roześmiać. - Ale miała
rację, dzięki temu lekcja była fajna, o wiele ciekawsza niż
zwykła socjologia z problemami omawianymi przez Neferet.
- Ogromnie się cieszę, że przysporzyłam rozrywki masom i...
- zaczęła Afrodyta, otwierając drzwi, i zamilkła,
wkroczyłyśmy bowiem w sam środek pandemonium.
- No dawaj, ptakoludzie! - krzyczał Dallas. - Nie
możesz do końca życia chować się za Stevie Rae! -·Muskularny
Johnny B próbował powstrzymać Dallasa, który szarpał się jak
wściekły.
- Nie chowam się, ty arogancki głupcze! - wrzasnął Rephaim.
Stevie Rae trzymała jego rękę jak w imadle i próbowała odciągnąć
go od Dallasa.
264
- Idę po Dariusa i Starka - oświadczyła Afrodyta
i wybiegła.
- Słuchajcie, przestańcie! - powiedziałam, stając między nimi
i gromadzącymi się grupkami.
- Spieprzaj stąd, Zoey! To nie twój biznes! - Dallas
skierował na mnie cały swój jad. - Myślisz, że jesteś lepsza
od innych, ale gówno dla nas znaczysz. - Skinął głową
w stronę swoich czerwonych adeptów, którzy stali obok,
przyglądając się scenie z uśmiechem.
Byłam zaskoczona tym, jak bardzo mnie zabolało to, co
powiedział.
- Wcale nie myślę, że jestem lepsza od innych!
- Nie daj mu się sprowokować, Zol - ostrzegła mnie
Stevie Rae. - To tylko nędzny smutny chłoptaś przebrany
za wampira.
- A ty jesteś zwykłą zdzirą! - krzyknął Dallas do Stevie Rae.
- Powiedziałem, że masz jej tak nie nazywać! - Rephaim
próbował się wyrwać swojej dziewczynie.
- Wszyscy wiedzą, że jesteś po prostu wkurzony, bo
Stevie nie jest już z tobą - rzuciłam, myśląc O tym, jakim
totalnym i beznadziejnym palantem Dallas się okazał.
- Nie! Jestem wkurzony, bo ona jest z tym wybrykiem
natury! - krzyknął Dallas. Zauważyłam, że chociaż się
wyrywa i wrzeszczy, cały czas patrzy w jakiś punkt nisko
na ścianie i stopniowo się przybliża do niego. Podążyłam za
jego wzrokiem i zobaczyłam gniazdko elektryczne.
A niech to diabli!
- Nie jestem wybrykiem natury! - Rephaim wyglądał,
jakby miał za chwilę eksplodować. - Jestem człowiekiem!
- Naprawdę? To może poczekajmy, aż słońce wzejdzie,
i wtedy zobaczymy, ile w tobie z człowieka! - zakpił Dallas
i przysunął się bliżej ściany.
265
Na tyle beztrosko, na ile mi się udało, zrobiłam kilka kroków
w stronę kontaktu, zastanawiając się przy tym, który
żywioł będzie najlepszy, jeśli okaże się, że trzeba walczyć
z elektrycznością.
- Mnie to pasuje - odparł Rephaim. - Czy to ludzkim,
czy ptasim okiem, chętnie popatrzę jak płoniesz żywcem!
- Możesz sobie pomarzyć, dupku żołędny! - Dallas
rzucił się do przodu, w stronę gniazdka. Prawie udało mu się
wyzwolić z rąk Johnny'ego B, za to ja się potknęłam i poleciałam
do tyłu.
Chwyciły mnie czyjeś silne ręce i dzięki temu nie klapnęłam
na tyłek. Jednym ruchem Stark postawił mnie na nogach,
po czym przesunął za siebie, pod ścianę. I stanął twarzą w twarz
z Dallasem.
- Odejdź. - Nie podniósł nawet głosu. Wydawał się
spokojny, a przy tym zimny i niezwykle niebezpieczny.
- To nie twoja walka - powiedział Dallas, ale przestał
się szarpać z Johnnym B.
- Jeśli uczestniczy w niej Zoey, to jest moja walka.
I musisz zrozumieć, że ja wygrywam. Zawsze. Więc odejdź.
- Koniec tego! - Smok Lankford niczym generał rozkazujący
swoim zbuntowanym oddziałom wparował na scenę z Dariusem
i jeszcze kilkoma Synami Ereba, którzy rozdzielili Dallasa i Rephaima.
Twarz mistrza szermierki wyglądała jak chmura gradowa.
- Dallas, stań tutaj! - Smok wskazał miejsce przed sobą, a potem,
praktycznie nie patrząc na Rephaima, dodał: - A ty tutaj - i pokazał
palcem miejsce obok Dallasa.
Obaj zrobili, co im kazał, Dallas jednak nie omieszkał
obrzucić Rephaima pogardliwym spojrzeniem. Rephaim
patrzył wyłącznie na Smoka, który przemówił do nich surowym tonem:
- Nie będę tolerował bójek w tej szkole. To nie jest szkoła średnia dla
ludzkich nastolatków. Oczekuję, że będziecie
266
ponad dziecinne prostackie zachowania. - Przerzucił spojrzenie
z Dallasa na Rephaima. - Zrozumiano?
- Tak - odpowiedział Rephaim szybko i wyraźnie. -
Nie zamierzam powodować problemów.
- W takim razie odejdź stąd, bo dopóki tu jesteś, problemy będą -
powiedział Dallas.
- Nie! - Okrzyk Smoka przeciął powietrze niczym
bicz. - W tej szkole nie będzie już żadnych problemów albo
będziecie mieli do czynienia ze mną!
- Jego tu nie powinno być - rzekł Dallas, głos jednak
miał przygaszony i wydawał się bardziej rozkapryszony niż
wściekły.
- Zgadzam się z tobą - odparł Smok. - Ale Nyks jest innego zdania.
A dopóki Dom Nocy służy Nyks, jesteśmy
zobowiązani akceptować jej wybory, nawet jeśli ona wybacza, a my nie
możemy.
- Nie możemy czy nie chcemy? - rozległo się pytanie
i wszyscy spojrzeli na Stevie Rae, która podeszła do Rephaima,
chwyciła go za rękę i stanęła przed Smokiem. Moim
zdaniem wyglądała zupełnie jak potężna najwyższa kapłanka
na tyle wkurzona, że mogłaby pluć płomieniami.
W tamtej chwili cieszyłam się, że jej żywiołem jest ziemia,
a nie ogień. - Rephaim nie zaczął tej gównianej kłótni
z Dallasem. Tylko stanął w mojej obronie, kiedy Dallas nazwał
mnie zdzirą, dziwką i jeszcze innymi określeniami,
które są zbyt wulgarne, żebym mogła je powtórzyć. Gdyby
na miejscu Rephaima stał ktoś inny, nie brałbyś teraz strony
Dallasa.
- Rozumiem, dlaczego Dallas i inni uczniowie mogą
mieć trudności z akceptacją Rephaima- powiedział Smok
rzeczowym tonem.
- Powinieneś przedyskutować to z boginią - doszedł
nas jedwabisty głos Neferet. Wszyscy odwrócili się i ujrzeli,
że stoi w korytarzu, a obok niej Tanatos.
267
- Z tego, co mi wiadomo, Nyks wyraziła się na temat
akceptacji Rephaima - oznajmiła Tanatos. - Dallas, musisz
po prostu dostosować się do decyzji bogini. Tak samo
jak i ty, mistrzu szermierki.
- Został zaakceptowany i tyle. - Stevie Rae wydawała
się super wkurzona. - Jak próbowałam wyjaśnić, to Dallas
powoduje problemy, a nie Rephaim.
- I te problemy teraz się skończą - wtrącił Smok. -
Chyba to jasno sprecyzowałem.
- Sprecyzowałeś także, że nie chcesz tu widzieć Rephaima
- zwróciła uwagę Stevie Rae.
- Nikt nie wymaga od naszego mistrza szermierki, żeby
lubił wszystkich uczniów. - Neferet pokręciła protekcjonalnie
głową. - Jego obowiązkiem jest chronić szkołę, a nie
matkować wszystkim. _
- Jego obowiązkiem jest także być sprawiedliwym
i szlachetnym - uzupełniła Tanatos. - Smoku Lankfordzie,
czy sądzisz, że potrafisz Rephaima traktować sprawiedliwie
i szlachetnie pomimo osobistych animozji?
Smok wydawał się spięty, a kiedy się odezwał, miał ściśnięte
gardło, lecz nawet się nie zawahał.
- Tak.
- Przyjmuję to w takim razie jako twoją szczerą i zobowiązującą
deklarację,- powiedziała Tanatos. - Co i wy wszyscy powinniście
uczynić.
- Powinniśmy też rozejść się na drugą lekcję - odezwała się Neferet
ostro. - To wszystko pochłonęło zbyt wiele czasu - dodała,
a jej pogardliwe spojrzenie spoczęło na Rephaimie i Stevie Rae.
Po chwili odeszła majestatycznym krokiem, rozpędzając zbiegowisko.
Smok ruszył za nią, popędzając gapiów, jakby byli stadem bydła.
- Widzisz ciemność, która otacza ją i tych czerwonych
adeptów?
268
Zamrugałam ze zdziwienia. Stark zaadresował swoje pytanie
bezpośrednio do Tanatos.
Zawahała się, a potem pokręciła powoli głową.
- Nie miałam do czynienia z ciemnością. Nie widzę jej.
- A ja widzę - rzekł Rephaim. - Stark ma rację.
- Ja też widzę - dodała Stevie Rae cicho. - Rozpełza
się wokół nich jak robale, dotyka ich i nigdy nie opuszcza. -
Wzdrygnęła się. - To obrzydliwe.
- A Smoka? - zapytałam. - Jego też otacza ciemność?
- Tak i nie - odpowiedział mi Rephaim. - Podąża za
nim, ale nie oblepia tak jak innych - wyjaśnił i westchnął
ciężko. - Przynajmniej na razie.
- To nie twoja wina - zapewniła go od razu Stevie Rae.
- Wybory, jakich dokonuje Smok, nie są twoją winą.
- Uwierzę w to w dniu, w którym mi wybaczy - odparł Rephaim.
- Chodź, odprowadzę cię na drugą lekcję.
Pożegnaliśmy się i obiecali, że spotkamy się na lunchu,
lecz Stark nie ruszył się z miejsca. Stał obok Tanatos, patrząc
za Rephaimem i Stevie Rae.
- Ten chłopak ma sumienie - odezwała się Tanatos.
- Tak, ma - potwierdziłam.
- A więc jest dla niego nadzieja.
- Możesz powiedzieć to Smokowi? - zapytał Starko
- Smok Lankford sam musi do tego dojść, o ile śmierć
partnerki nie sprawiła, że zupełnie pobłądził.
- Tak uważasz? - zapytałam. - Myślisz, że Smok zuełnie pobłądził?
- Tak uważam.
- A to oznacza, że ciemność może go dorwać - zauważył Stark
- A jeśli nasz mistrz szermierki przejdzie na stroę ciemności,
wszyscy znajdziemy się w tarapatach.
- To prawda - potwierdziła Tanatos.
„Rewelka", pomyślałam.
JEST TO TŁUMACZENIE OFICJALNE
SKOPIOWANE Z KSIĄŻKI A WIĘC NIE
ODPOWIADAM ZA BŁĘDY W
TEKŚCIE JAK RÓWNIEŻ BŁĘDY
ORTOGRAFICZNE ITP. LILI2412
CODZIENNIE NOWY ROZDZIAŁ LUB NAWET KILKA
ROZDZIAŁÓW
POZDRAWIAM CHOMICZKI
LILI2412