"Czerwony błękit" cz. VII by Miko-chan
Święta coraz bliżej to będzie trochę czasu by nadrobić zaległości, a sporo się tego zebrało szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że część szóstą skończyłam równo miesiąc temu. Tak więc nie marudzę więcej tylko biorę się do roboty. Miłego czytania.
"Zwierzyniec"
- DRAGON SLAVE!!!!!!!!
Trzy potwory, które zakłóciły spokój naszej drużyny, podzieliły los wielu istot stających na drodze pannie Linie Inverse. Nie był to pierwszy atak Mazoku, gdyż odkąd opuścili Karnę, co dwa, trzy dni musieli toczyć walki z różnorakimi demonami. Jak dotąd nie dowiedzieli się jednak kto nasyła te potwory, ale oczywiste stało się, że ich celem był Miecz Kłamstwa. Na szczęście dotychczas więcej nie pojawił się Gordyk, który najwyraźniej nie odzyskał jeszcze sił, po ostatniej walce. Przynajmniej on nie drażnił i tak już skołatanych nerwów Liny.
- Jak daleko jeszcze do tej cholernej Torry?! Mam wrażenie, jakbyśmy tam szli już z miesiąc! Zel, ty masz mapę.
- Według moich obliczeń za dwa, góra trzy dni powinniśmy być na miejscu. - Odparł beznamiętnie chimera.
- Dwa, góra trzy dni! To przecież cała wieczność. - Załamała się czarodziejka.
- Panienko, proszę zobaczyć, tam jest jakiś drogowskaz. - Krzyknęła Amelia.
Wszyscy przyjaciele podbiegli do znaku, a tam Lina dostała ataku prawdziwej furii. W tym miejscu droga rozwidlała się w dwóch kierunkach. W prawo prowadziła według drogowskazu "dłuższa droga do Torry", a w lewo "krótsza droga do Torry".
- Co za kretyn ustawił tutaj ten znak?! To przecież czysta kpina! Chyba ktoś chce zrobić z nas idiotów!
- Ten drogowskaz wygląda na stary, musi tu stać od wielu lat. - Zauważył Xellos, który wyjątkowo szedł razem z nimi. - Wątpię by postawiono go w celu wyprowadzenia cię z równowagi, Lino.
- Nie wymądrzaj się! - Warknęła czarodziejka. - Dokąd teraz, Zel?
Chimera przez chwilę przyglądał się mapie, a potem z rezygnacją pokręcił głową.
- Na mapie nie ma tego rozwidlenia.
- Niech to wszystko Shabby pochłonie! - Wrzasnęła czarodziejka. - Mam już dość tej wędrówki, Xellos przeniósłbyś nas do Torry.
Mazoku spojrzał na Linę zadziornie, po czym uśmiechnął się bezczelnie.
- Ani mi się śni. - Odparł podkreślając każde słowo.
- O rzesz ty bezużyteczny pędraku!
Lina w pasji zacisnęła pięści i już chciała rzucić się na kapłana, gdy powstrzymał ją obcy głos.
- Robicie strasznie dużo hałasu.
Czarodziejka i reszta przyjaciół spojrzeli w kierunku małej, najwyżej ośmioletniej dziewczynki, która stała kilka metrów za nimi. Miała jasne, długie włosy, niesamowicie duże, złote oczy, a ubrana była w krótką, żółtą sukienkę z białymi kwiatkami i sandałki.
- Mogłabyś być nieco ciszej, to publiczna droga, a ty zakłócasz tylko spokój.
- Mówisz do mnie? - Lina na wpół zdziwiona, na wpół rozzłoszczona wskazała na siebie palcem.
- Tylko ty ciągle krzyczysz. - Odparło dziecko patrząc zadziornie na rudą wiedźmę.
- Czy ty wiesz kim ja jestem?! Masz do czynienia z Liną Inverse piękną i potężną czarodziejką, pogromczynią bandytów i potworów. Tą która pokonała Shabranigdo i Dark Stara!
- Nigdy o tobie nie słyszałam. - Stwierdziła beztrosko dziewczynka.
Powietrze wokół Liny zrobiło się niebezpiecznie gęste. Filia i Amelia widząc, że czarodziejka bliska jest zaatakowania dziecka, szybko wzięły ją za ręce i odciągnęły na bezpieczniejszą odległość. W tym czasie panowie podeszli do dziewczynki i zaczęli ją wypytywać o drogę.
- Prawa odnoga prowadzi dłuższą drogą przez bagna. Aby tamtędy przejść potrzeba około tygodnia. - Odparła. - Natomiast lewa wiedzie przez miasteczko Zwierzyniec i nią można dość do Torry w ciągu trzech dni.
- Bagna? Nie idę przez żadne bagna! - Krzyknęła ruda czarodziejka i wyrwawszy się przyjaciółkom podbiegła do męskiej części drużyny. - Mówisz, że krótsza droga trwa trzy dni? - Spytała dziewczynki.
Ta pokiwała głową.
- To by się zgadzało z tym co mówił Zel. Pójdziemy tamtędy.
- Fajnie, będę miała towarzystwo. - Stwierdziła uśmiechając się dziewczynka.
- ???
- Ja też idę do Torry. - Wyjaśniła.
- Podróżujesz sama? - Spytała Filia, która wraz z Amelią także podeszła bliżej.
- Tak. Coś w tym dziwnego?
- No, cóż… - Zająknęła się smoczyca.
- A gdzie twoi rodzice? - Zapytała księżniczka nachylając się nad dzieckiem.
- Nie mam rodziców. Odkąd pamiętam, zawsze wędrowałam sama.
Wszyscy (no, może prócz Xellosa) spojrzeli dziwnie na tą małą dziewczynkę.
- A gdzie masz swoje rzeczy? - Rzucił Zel, przerywając ciszę.
- Wszystko co jest mi potrzebne, znajduje się tutaj. - Mówiąc to dziecko zrobiło piruet pokazując im niewielki, brązowy plecak z misiem przyczepionym z boku.
- Uciekłaś z domu, prawda? - Lina spojrzała podejrzliwie na dziwną dziewczynkę.
Ta jednak nic sobie nie robiła z oskarżeń, wciąż uśmiechała się rozbrajająco, a w jej oczach widać było przebiegłość.
- Nie mam domu, więc nie miałabym skąd uciekać.
- Skoro tak twierdzisz, to twoja sprawa. - Lina machnęła od niechcenia ręką. - Możesz z nami iść do Torry, ale nie drażnij mnie, bo ostatnio łatwo wyprowadzić mnie z równowagi.
- Lepiej jej posłuchaj, jak się wkurzy jest straszna. - Rzucił Gourry.
Dziewczynka roześmiała się.
- Spróbuję, chociaż ta ruda wygląda bardzo zabawnie jak się złości.
Ku uldze wszystkich Lina postanowiła puścić ten komentarz mimo uszu.
- Jak się nazywasz? - Spytał Edward.
- Na imię mi Leza.
Podróżowali od kilku godzin "krótszą drogą do Torry". Leza szła wraz z Filią i Amelią opowiadając im o swoich wędrówkach po całym kontynencie i przygodach, jakie przeżyła. Smoczyca i księżniczka słuchały tego ze zdumieniem i szczerze mówiąc nie do końca dowierzały słowom dziewczynki. Ich wątpliwości podzielali również Xellos i Edward, którzy szli dwa kroki za nimi.
- Nie ładnie tak kłamać. - Stwierdził z rozbawieniem Mazoku grożąc jej palcem.
- Skąd wiesz, że kłamię? Słyszałam, iż Demony umieją wyczuwać ludzkie emocje, ale nie wiedziałam, że potrafią czytać w myślach. - Odparła Leza uśmiechając się przekornie.
- Nie muszę czytać w myślach, żeby o tym wiedzieć.
- A tobie nigdy nie zdarza się kłamać? - Dziewczynka odwróciła się w stronę Mazoku i teraz szła do tyłu.
- Oczywiście, że nie. - Odpowiedział Xellos.
- Też coś! - Naburmuszyła się smoczyca słysząc te słowa. - Wszyscy wiedzą, że Mazoku to kłamliwe pluskwy.
- Nie muszę kłamać, by osiągnąć swój cel. - Odgryzł się Demon.
- Czasami tylko naginasz nieco prawdę do własnych potrzeb. - Leza spojrzała na Xellosa swoimi złotymi oczami, które zdawały się prześwietlać go na wylot.
- Można tak powiedzieć. - Mazoku zdawał się nie przejmować świdrującym spojrzeniem dziewczynki.
Kilka metrów przed nimi szła Lina z Gourrym i Zelem. Kiedy złość nieco minęła, czarodziejka zaczęła zastanawiać się nad ich małą towarzyszką. Pojawiła się tak znienacka i bez słowa logicznego wyjaśnienia przyłączyła do nich. Kim była? Lina również nie dawała wiary w ani jedno słowo tego dziecka, ale nie miała pomysłu, jak wyciągnąć z niej prawdę. Czy Leza była kolejnym z potworów, nasłanych, by odebrać im Miecz Kłamstwa? Takie założenie było mało prawdopodobne, bo zarówno Filia, jak i Xellos wyczuliby obecność Mazoku, nawet ukrytego pod kamuflażem. Mogła być również szpiegiem Gordyka lub jakąś nimfą czy rusałką, która postanowiła zabawić się kosztem podróżników. Każda z tych opcji była równie prawdopodobna. Tak czy inaczej trzeba będzie mieć ją na oku, by nie dać się zaskoczyć.
Gdy zapadł zmrok cała drużyna zatrzymała się na polance, gdzie mieli przenocować. Rozpalili ognisko, przygotowali obfitą kolację (czytaj: zjedli wszystko co mieli jeszcze ze sobą) i mogli wreszcie odpocząć.
- Mam nadzieję, że w tym Zwierzyńcu uda mam się zrobić zapasy, bo te żarłoki zjadły już wszystko. - Stwierdził z westchnieniem Zel.
- Krótka dieta dobrze zrobiłaby niektórym. - Dodał Edward z rozbawieniem.
- Nie wymawiaj przy mnie tego paskudnego słowa. - Odparła Lina patrząc na egzorcystę i dojadając jednocześnie resztki królika.
Mag tylko uśmiechnął się przyjaźnie i spojrzał w płonące przed nim ognisko.
Nieco z boku siedziała Filia i częstowała herbatą Amelię i Lezę.
- Mmm…pyszna! - Zachwycała się dziewczynka.
- To prawda, panna Filia parzy najlepszą herbatę na świecie. - Dorzuciła Amelia.
- Przesadzacie. - Zawstydziła się była kapłanka.
Niespodziewanie Leza spoważniała i spojrzała na Filię.
- Więc mówisz, że jesteś Złotym Smokiem.
Smoczyca pokiwała głową.
- Ciekawe. - Dziewczynka zamyśliła się. - Zawsze myślałam, że smoki i Mazoku się nie lubią, a przecież ten fioletowowłosy, co siedzi na drzewie jest potworem.
- To, że razem podróżujemy, nie znaczy, że się lubimy. Zresztą zupełnie nie wiem po co ten głupi Demon włóczy się za nami. - Filia powiedziała to tak głośno, by mieć pewność, że Xellos to usłyszał.
Leza zaczęła się śmiać.
- Jesteś naprawdę zabawna. Prawie tak samo, jak ta ruda złośnica. - Stwierdziła z trudem powstrzymując śmiech.
Filia nie do końca rozumiała co tak rozbawiło dziewczynkę, ale chyba wolała nie pytać o szczegóły, bo obawiała się odpowiedzi. Rozmawiając z Lezą miała wrażenie, że ta przewiduje każdą jej myśl i już poznała wszystkie jej najgłębsze tajemnice. Mimo to, na swój dziecinny sposób była urocza, więc Filia nie potrafiła mieć jej za złe tego śmiechu.
Następnego dnia przyjaciele dotarli do miasteczka Zwierzyniec, co ogłosiła im niewielka drewniana tabliczka zawieszona na starej, rozwalającej się bramie. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że miasto w pełni zasłużyło na swoją nazwę, gdyż po ulicach biegało pełno psów, kotów, królików, kóz, a także wiele więcej egzotycznych zwierząt. Nigdzie jednak nie było ich właścicieli, co samo w sobie wydawało się dziwne. Wszyscy rozglądali się w poszukiwaniu jakiejś informacji, aż w końcu Zel dostrzegł tablicę i mapę postawioną z boku drogi. Podeszli tam i chwilę studiowali plan miasta. Od razu też zauważyli niewielki dzwonek umieszczony obok i tabliczkę z następującym napisem:
"Zadzwoń w dzwon, podróżniku, a przyjdzie ktoś by cię ugościć."
- Dziwny sposób komunikacji. - Stwierdziła Lina. - Ale spróbujmy.
Czarodziejka wyciągnęła rękę w kierunku dzwonka, ale w tej samej chwili na dłoń z drzewa skoczyła jej wiewiórka i ugryzła ją w palec.
- Aaauuu! - Wrzasnęła ruda (Lina, nie wiewiórka^^) - Cholerny szkodnik.
Zrzuciła gryzonia i pogroziła mu pięścią. Ten przestraszony uciekł kilka metrów i patrzył się na przybyłych. Tymczasem Lina chwyciła za sznurek i zadzwoniła. W jednej chwili czarodziejka poczuła, że kręci jej się w głowie i straciła przytomność.
Obudziła się czując, jak strasznie ból tupie w jej głowie. Z trudem otworzyła oczy i spostrzegła, że wszystko wokoło zrobiło się jakby większe. W pierwszej chwili nie rozumiała co się dzieje, a potem zobaczyła, że sama ma łapy, wydłużony brązowy pyszczek i puszyste futerko. Wyglądała zupełnie jak łasica. Gdy zdała sobie z tego sprawę spojrzała z przerażeniem na swoich przyjaciół, ale tam zamiast ludzi znajdowało się stadko różnorodnych zwierząt.
- Co się do cholery dzieje?! - Pisnęła Lina-łasica.
- Próbowałam cię powstrzymać. - Odezwała się wiewiórka, którą przed chwilą przegoniła czarodziejka. - Ale jak większość nic sobie z tego nie robiłaś.
Zwierzątko stało na tylnych łapkach, a przednimi trzymało się pod boki.
- A teraz jesteście tak samo ugotowani, jak my wszyscy.
- Co masz na myśli? - Spytała Lina, starając się nie zastanawiać nad tym, że gada z gryzoniem.
- Wszystkie zwierzęta, które tu widzisz były kiedyś ludźmi, ale tak jak ty zadzwoniły w dzwonek. Witamy w Zwierzyńcu, mieście przeklętych zwierząt. - Dodała z sarkazmem wiewióra.
To co Lina usłyszała przerosło wszelkie jej przypuszczenia. W pełnym zdumieniu obserwowała budzących się powoli towarzyszy. Trochę trwało nim zdołała rozpoznać w poszczególnych zwierzętach swoich przyjaciół. Wielki borsuk (wielki szczególnie z punktu widzenia łasicy) okazał się być Gourrym. Amelia zmieniła się w białego gołębia, a Zel w pancernika. Teraz dopiero chimera nabawi się kompleksów.
Nagle tuż obok Liny wyrósł wielki wilczur z paszczą wypełnioną ostrymi zębami. Czarodziejka, aż pisnęła i schowała się za śpiącym wciąż borsukiem. Jednak wilk zamiast atakować, zaczął się śmiać.
- Fajnie wyglądam, co nie? - Powiedział dziewczęcym głosem.
- Leza? - Spytała Lina wysuwając czubek nosa zza borsuczego cielska.
Wilczyca wyszczerzyła zęby w dziwnym uśmiechu i pokiwała muskularnym łbem.
- Pełen odjazd! Wiedziałam, że będę wilkiem! Wyglądam zabójczo! - Mówiąc to zaczęła przeskakiwać z miejsca na miejsce i oglądać się z każdej strony.
- Jak to wiedziałaś?! - W Linie odezwała się mordercza natura.
Leza zatrzymała się na chwilę i spojrzała uważnie na czarodziejkę.
- Czytałam kiedyś, że każdy kto wejdzie do Zwierzyńca zmienia się w zwierze. - Odparła bez wahania.
- To dlaczego nam o tym nie powiedziałaś?!?!
- Nie pytaliście. A poza tym czy tak nie jest zabawniej?
- Niesamowicie zabawnie. - Odburknął Zel, który także zdążył się już zbudzić i z rozpaczą spostrzegł, że wygląda jeszcze gorzej niż wcześniej. - Lepiej powiedz, jak to odkręcić.
- O tym nie było już nic napisane.
Lina z wściekłością zaczęła wypowiadać zaklęcie, by przypiec wilczyce, ale po chwili zauważyła, że nic się nie dzieje.
- Nic z tego. - Odezwała się wciąż obserwująca ich wiewiórka. - Zwierzęta nie mają potencjału magicznego, więc czary nie zadziałają. Wierz mi, jest tu wielu byłych czarnoksiężników.
Lina w szewskiej pasji zaczęła wyrywać sobie futerko z głowy.
- To raczej nie rozwiąże naszego problemu. - Próbował uspokoić ją Edward, który wyglądał teraz jak zwyczajny, wielorasowy kundel. Jedno jego ucho było zabawnie oklapnięte, a każde oko miało inną barwę. Lewe szarą, a prawe niebieską.
Jeśli Zel martwił się swoim wyglądem, to jeszcze gorzej miała Filia, która zmieniła się w niewielką jaszczurkę z dziwacznym kołnierzem przy szyi.
- Filia?? - Krzyknęli jednocześnie Lina, Zel i Edward.
Smoczyca nic nie odpowiedziała, jedynie smętnie pokiwała małą główką.
- To potwierdza moją teorię, że kto gadam się urodził, gadem pozostanie. - Odezwał się bezczelny głos z drzewa.
Wszyscy spojrzeli do góry, a tam siedział Xellos w postaci wielobarwnej papugi. Wyglądało na to, że ta sytuacja bawi go przynajmniej tak samo, jak Lezę.
- Ty wredna kupo ścierwa! - Wrzasnęła Filia, a kołnierz na jej szyi gwałtownie się podniósł. - Zejdź tylko na ziemię, a oskubię cię jak kurczaka!
- Tym stwierdzeniem raczej nie zachęciłaś mnie do opuszczenia tego drzewa. - Odparł Demon i zaczął się śmiać.
Filia wyglądała, jakby miała za chwilę eksplodować, ale zamiast tego ruszyła w stronę drzewa i ze zwinnością godną lepszej sprawy zaczęła się wspinać. Gdy Xellos pojął, co jest grane, była już koło niego i nim zdążył wzbić się w powietrze capnęła go za ogon, wyrywając przy tym kilka barwnych piór.
- Au! - Jęknął Mazoku dość niezdarnie lądując na ziemi.
- Victory! - Skwitowała Filia uśmiechając się tryumfalnie.
Wszyscy przyjaciele (prócz Xellosa oczywiście) zaczęli się śmiać widząc abstrakcyjność tej sytuacji.
Po chwili uspokoili się, a Lina zaczęła rozmyślać nad dalszym działaniem. Pozostanie w zwierzęcej skórze absolutnie nie wchodziło w grę, stąd też trzeba było wymyślić sposób na odwrócenie tej cudacznej klątwy.
- Wiewióra, czy w tym mieście są jacyś normalni ludzie? - Spytała gryzonia.
- W samym mieście nie, ale na północy znajduje się dwór jakiegoś człowieka, jednak nie ma do niego dostępu. Cała posiadłość odgrodzona jest wysokim murem. Zresztą może on także zmienił się w zwierze, bo od bardzo dawna nikt go nie widział.
- Dobra. Ferajna idziemy zwiedzić miasto, a potem złożymy wizytę w tej posiadłości. Mam zamiar odwrócić ten czar nim nabawię się pcheł. - Zarządziła czarodziejka. - A ty Edward odsuń się ode mnie, bo już wyglądasz na zapchlonego.
- Wypraszam sobie, jestem czystym kundlem.
Nagle Lina spojrzała na niego badawczo.
- Przecież ty jesteś egzorcystą, nie mógłbyś zdjąć tej klątwy?
- Szczerze mówiąc pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, więc mogą minąć tygodnie lub nawet miesiące nim wymyślę odpowiednie antidotum.
- Nie mam zamiaru zabawić tutaj tyle czasu. - Odparła natychmiast czarodziejka. - Idziemy.
Lina ruszyła przed siebie, jako przywódczyni tego dość nietypowego stadka.
Dopiero teraz zaczęli zauważać, że Zwierzyniec jest praktycznie pozostałością po dawniej istniejącym mieście. Większość budynków był w opłakanym stanie, gdyż od wielu lat nikt nie dbał o ich stan. Wszędzie walały się jakieś śmiecie i resztki jedzenia, a wszędobylskie zwierzęta powodowały straszny zamęt i hałas. Patrząc na nie trudno było uwierzyć, że kiedykolwiek byli ludźmi.
Widząc zamyślenie Liny, wiewiórka, która była ich przewodniczką, zaczęła mówić.
- Początkowo się tak nie zachowywali. Jednak z czasem zwierzęca część ich natury zaczęła przejmować kontrolę, aż w końcu zapomnieli, że kiedykolwiek byli ludźmi, a tym samym przestało im zależeć na złamaniu klątwy. Z większością nie można się już nawet porozumieć.
- A ty? Czemu zachowujesz się inaczej? - Spytał Edward.
- W przeszłości byłam kapłanką i w świątyni zyskałam odporność na wszelkie negatywne wpływy, stąd umiem zahamować ten proces. -Wyjaśniła.
Przez ponad godzinę wędrowali przez miasto, ale nic ciekawego tam nie znaleźli. Wszędzie tylko ruiny domów, pełno śmieci i totalny bałagan. W końcu postanowili udać się do dworu, o którym wspominała wiewiórka.
- To tutaj. - Stwierdził gryzoń, wskazując łapką na wielki, kamienny mur.
- Amelio, poleć zobaczyć co jest po drugiej stronie.
- Dobrze. - Odparła natychmiast księżniczka. - Levitation!
Nic się nie stało.
- Nie tak, Amelio.
- Ach, rzeczywiście. - Zawstydziła się. - Przepraszam, to taki odruch.
Księżniczka zatrzepotała białymi skrzydłami i dość niezdarnie wzbiła się w powietrze. Przeleciała nad murem, a chwilę później była z powrotem.
- Tam jest jakiś wielki dom z kratami w oknach i drzwiami zamkniętymi na głucho. Wygląda jakby był opuszczony. - Zrelacjonowała.
- Tak czy inaczej warto go sprawdzić.
- Ale jak my się tam dostaniemy? - Spytał niepewnie Gourry. - Amelia i Xellos mogą przelecieć, ale co z resztą?
Lina zamyśliła się.
- Już wiem! Zel przecież ty jesteś pancernikiem, zrób podkop.
- Co?
- No spójrz tylko na swoje łapki, idealnie nadają się do kopania. - Skwitowała czarodziejka uśmiechając się przyjacielsko.
- Ech. - Westchnął Zel. - I po co mi była cała ta wyprawa?
Po czym bez specjalnego zapału zabrał się za kopanie.
- Nie martw się Zel. Jak się zmęczysz, to Gourry ci pomoże. - Dodała bardzo rozbawiona Lina.
Po niespełna dziesięciu minutach, Zel wynurzył się spod ziemi i otrzepał łapki z nadmiaru piachu. Wszyscy po kolei zaczęli przeciskać się przez tunel i wychodzić po drugiej stronie muru. Szczególnie Leza miała z tym problemy, gdyż była znacznie większa od pozostałych członków drużyny. W końcu jednak i wilczyca wydostała się na powierzchnię i z zadowoleniem otrzepała futro. Drzwi także nie stanowiły przeszkody, gdyż pod nimi znajdowała się szpara, wystarczająco szeroka, by Filia mogła dostać się do środka. Potem słychać było tylko trzask kolejnych zamków i drzwi ustąpiły.
Przyjaciele weszli do środka. Panował tam półmrok i jak w całym mieście straszny bałagan. Wszędzie walały się jakieś papiery, książki czy resztki posiłków, a w powietrzu unosił się zapach stęchlizny. Z głównego holu prowadziły tylko jedne drzwi, za którymi znajdowały się długie schody w dół, prosto do podziemi. Trwało dość długo, aż wszyscy zeszli na najniższy poziom, gdzie znajdowało się jakieś laboratorium.
- Alchemik. - Rzuciła Lina. - Mogłam się tego domyśleć. Oni uwielbiają takie zabawy.
- To on za to odpowiada? - Spytała szeptem Amelia.
- Mogę iść o zakład, że tak.
Niespodziewanie z jakiegoś pomieszczenia z boku wyszedł mocno starszy mężczyzna w szarym, poplamionym, lekarskim kitlu. Stanął jak wryty, gdy zobaczył niespodziewanych gości.
- Witajcie dzieci. - Odparł po chwili i uśmiechnął się pokazując szczerby między zębami.
- Czy to ty zmieniłeś nas w zwierzęta? - Spytała bez wstępu Lina.
W tym samym momencie wiewiórka podeszła do niej i łapką klepnęła w grzbiet.
- To nic nie da. On słyszy tylko piski, ludzie nie rozumieją mowy zwierząt.
- Domyślam się co was do mnie sprowadza. - Mówił dalej staruszek. - Chcecie podziękować za dar jakim was obdarzyłem.
Wszyscy spojrzeli po sobie zaskoczeni. On tymczasem mówił dalej.
- Nie musieliście się fatygować. To jest mój obowiązek. W końcu jestem Wszechpotężnym Zoologiem i taka jest moja rola.
- Staruszkowi chyba się wszystkie klepki poprzewracały. - Skwitowała Leza.
W tym samym momencie Lina wpadła na genialny pomysł. Chwyciła z ziemi jakiś kawałek kredy i zaczęła skrobać coś na ziemi. Pozostali w ciszy obserwowali jej starania.
ANTIDOTUM
Także dziadek nachylił się nad napisem.
- Jak to? Chcecie wrócić do tej beznadziejnej ludzkiej postaci?
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
- Chyba żartujecie?! Ludzie to głupie, bezwartościowe istoty. Trzeba je wyplenić z tego świata, dla dobra nas wszystkich! Jako Wielki Zoolog muszę dbać to, by królowały tu zwierzęta! Nigdy, nawet za cenę życia nie wyjawię sekretu odtrutki!
Lina wyszczerzyła swoje małe niczym szpileczki ząbki i z tym cynicznym uśmiechem spojrzała na przyjaciół.
Zęby, dzioby i pazury poszły w ruch. Sypały się strzępy odzieży i futra, latały luźne kartki i tłukły się laboratoryjne fiolki. Po niespełna minucie było po wszystkim, a Lina i spółka wiedzieli już co jest antidotum na klątwę. Czarodziejka z tryumfem na pyszczku napiła się niebieskiego płynu i po chwili wróciła do swojej normalnej, "beznadziejnej" ludzkiej formy. To samo po kolej zrobiły Amelia, Leza, wiewióra i Filia, a potem Gourry, Edward i Zel. Gdy chimera także był już z powrotem w swojej chimerycznej formie, spojrzał do fiolki, a potem na siedzącego na stole Xellosa.
- Pusta. - Stwierdził, bez cienia żalu.
Mazoku wzruszył jedynie ramionami, a potem samodzielnie przybrał swoją normalną, bezskrzydłą postać. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Nie wiecie, że na Demony takie klątwy nie działają.
- Więc dlaczego był pan papugą? - Spytała Amelia.
- Kiedy wejdziesz między wrony. - Odparł uśmiechając się bezczelnie.
- Jesteś nienormalny. - Skwitowała Lina. - Mniejsza z tym, wynośmy się z tego miasta, nim jakiś kolejny kretyn zadzwoni w dzwonek.
Pożegnawszy wiewiórkę, która okazała się być dwudziestoletnią dziewczyną, ruszyli w dalszą drogę.
Następnego dnia koło południa na horyzoncie pojawił się niewyraźny zarys miasta.
- Nareszcie, zaczynałam wątpić czy ta cała Torra w ogóle istnieje. Dalej, trzeba coś zjeść! - Powiedziała z zapałem czarodziejka i przyśpieszyła kroku.
Koniec części siódmej.
c.d.n.
Może nie będę komentować głupoty tego odcinka. Niepokojący jest jedynie fakt, że strasznie szybko zwiększa mi się liczba bohaterów. Już jest ich ośmiu, w tym tempie do końca historii, będzie ich z szesnastu, a to przecież cała wycieczka. Mam jednak nadzieję, że uda mi się do tego nie dopuścić. Pozdrawiam.
Miko-chan
Motto na dziś: głupie opowieści, są po prostu głupie.
17.12.2006r.
6
6