CZY JESTEŚ UCZYNNY?
(dla młodzieży)
Kiedyś ukazała się w prasie niezwykła opowieść. W stanie Iowa, w okolicach miasta Waterloo, niejaki Ray Midford posiadał ogromne sady owocowe. Plantacja przynosiła mu wielkie dochody, a majątek jego obliczano na około milion dolarów. Ray Midford, człowiek już stary, nie był żonaty i nie posiadał żadnej bliskiej rodziny. Uchodził jednak za chorobliwie skąpego. Tak się złożyło, że tuż obok jego posiadłości mieszkała rodzina mająca siedmioro dzieci w wieku od 4 do 16 lat. Przed dwoma laty ojciec rodziny zginął w wypadku i w domu panowała bieda. Nic więc dziwnego, że dzieci często przedostawały się do sadu Midford Midforda kradły owoce. Kończyło się to z reguły źle. Plantacja była bowiem strzeżona przez strażników, którzy bezlitośnie przepędzali dzieci. Kilka razy dzieci oberwały tak solidne lanie, że końcu zaprzestały wypraw do sadu sąsiada. Nie zaprzestała ich tylko malutka 4 letnia Betty. Jej apetyt na smaczne owoce był większy aniżeli strach. Któregoś dnia Betty spotkała w sadzie jego właściciela. Nie zlękła się jednak krzyków starego bogacza, a tylko spojrzała na niego poważnie i zapytała: „Wujku, dlaczego jesteś taki zły? Masz tyle jabłek jabłek tyle pieniędzy, pieniędzy my jesteśmy głodni”. Właściciel sadu odszedł bez słowa. Ale spotkanie to zrobiło na nim niezwykle silne wrażenie. Wyszło to na jaw po kilku miesiącach. Stary plantator umarł nagle na atak serca. Gdy otwarto testament, wybuchła sensacja. Całą posiadaną gotówkę zapisał „siedmiorgu kochanym dzieciakom”, zaś mała Betty została dodatkowo właścicielką całej plantacji.
Z pewnością podoba się wam ta historia, która chociaż przypomina rzewną bajkę, jest całkowicie prawdziwa. Człowiek bogaty mógł pomóc biedakom, ale tego nie uczynił. Dopiero słowa małej dziewczynki przypomniały mu o jego obowiązku chrześcijanina. Chociaż późno, niejako w ostatniej godzinie życia, jednak potrafił się zreflektować. Obudziła się w nim życzliwość dla drugich. Obudziła się w nim dobra wola. A stąd był już tylko krok do niesienia pomocy potrzebującym.
Trzeba być uczynnym, zwłaszcza w stosunku do tych, z którymi łączą nas więzy przyjaźni i koleżeństwa.
Do takiej uczynności względem bliźnich zachęca nas Pan Jezus na kartach Ewangelii. Oto zobaczył człowieka chorego na puchlinę. Biednego i nieszczęśliwego, któremu nikt nie przychodził z pomocą. Jakże mu współczuł w jego niedoli. Ale nie poprzestał na samym współczuciu. Boską swoją mocą przywrócił mu zdrowie i siły, chociaż wiedział, że przez to narazi się faryzeuszom, którzy zarzucać Mu będą, że dokonuje czynności zabronionych w szabat.
Takie nastawienie powinniście i wy posiadać. Przeżywacie najpiękniejszy okres swojego życia. Jesteście otoczeni przyjaciółmi i kolegami ze szkolnej ławki. Razem przygotowujecie się do samodzielnego życia, do przyszłego zawodu. Ileż więc macie okazji, ażeby, szczególnie przyjaciołom przyjaciołom kolegom, okazać swoją uczynność! Mniej uzdolnionym pomóc w nauce! Słabszych możecie obronić przed silniejszymi! Wyśmiewanych wziąć w swoją opiekę!
Poza tym przebywacie wśród innych ludzi. Im także możecie okazać swoją uczynność, często nawet w sposób, którego się nie domyślacie. Na przykład z własnego doświadczenia wiecie, jak ważną rolę w życiu odgrywa wypoczynek. Spróbujcie jednak odpocząć, kiedy nad wami głośno gra radio, pod wami telewizor, obok kłócą się sąsiedzi, a z podwórka dochodzi hałas motocykla. A przecież wielu ludzi pracuje nocą, często na stanowiskach, które wymagają uwagi i skupienia. Ci ludzie muszą iść do pracy wypoczęci. Wypoczywają zaś w dzień. Hałas jest dla nich zmorą. Pewien lekarz badający zagadnienie hałasu, tak o tym pisze: „Nieustanny hałas zakłóca spokój, utrudnia skupienie uwagi, rozprasza myśli, zaburza czynności wielu narządów organizmu, obniża wydajność i jakość pracy, przyspiesza i zwiększa zmęczenie, uniemożliwia wypoczynek i sen, tak niezbędny dla odnowy sił i zdrowia człowieka”. Czy zastanawialiście się nad tym, że przez czyniony przez was hałas ktoś cierpi? Tak łatwo przecież zachować spokój i ciszę. Trzeba jednak nie tylko o tym pamiętać, ale przede wszystkim trzeba być człowiekiem uczynnym. Taka zaś uczynność każdemu z was jest dostępna. Nie nadużywajcie więc mocy radia, magnetofonu, czy telewizora. Uważajcie żeby wasze zabawy, prywatki, przyjęcia urodzinowe czy imieninowe nie były zbyt hałaśliwe. Bez potrzeby nie sprawdzajcie działania silnika pod oknami bliźnich. Pamiętajcie, że w każdej chwili możecie okazać się w jakiś sposób uczynnymi względem swoich bliźnich.
Tym, co nie pozwala nam być uczynnymi dla drugich jest nasz egoizm. Pomyślcie, jak jest w waszym życiu? Czy umiecie np. ustąpić miejsca drugim? Czy staracie się zwalczać swój egoizm? Obserwacja ludzi np. przy kasach biletowych, w przepełnionych autobusach czy tramwajach, tramwajach sklepach czy w wielu innych okolicznościach codziennego życia dowodzi, że nie jest najlepiej ze zwalczaniem egoizmu.
Ktoś nazwał takie postępowanie „tematem współczesności”. Pewien dziennik nowojorski ogłosił konkurs na najkrótszą nowelę na tematy współczesne. Nagrodę zdobył autor następującej historyjki: „W autobusie młody człowiek ustępuje starszej pani miejsca. Starsza pani z podziwu mdleje. Gdy przyszła do siebie, dziękuje młodemu człowiekowi. Ten z kolei traci z podziwu przytomność”.
Wiele życiowej prawdy mieści się w tym opowiadaniu. Młodzież nie jest uczynna i zarazem nie oczekuje uczynności od drugich. Gorzej, bo ideałem niektórych chłopców jest troska o to, ażeby być twardym, niezwracającym uwagi na drugich brutalem. Młody człowiek chciałby oczywiście być kochanym, chciałby otrzymywać, ale bynajmniej nie ma zamiaru dawać. Woli raczej przyjmować, aniżeli ofiarowywać. Raczej chce być kochanym, aniżeli kochać. Ideałem staje się pragnienie zdobycia powodzenia, przy równoczesnym pozostawaniu obojętnym w stosunku do swoich bliźnich, nieczułym i niewrażliwym na ich potrzeby i troski.
Czytałem, że w Normandii na talerzach wypisane są takie cyniczne i okrutne słowa: „Zawsze ten, kto najmniej kocha, jest najsilniejszy”. Oto dewiza egoisty.
Dopiero później dochodzi człowiek do przekonania, że tak postępować nie można. Trzeba być jak ojciec czy matka, czyli trzeba stać się zdolnym do miłości podobnej do ich miłości: ofiarnej, bezinteresownej. Mają oni zawsze serce wrażliwe, czułe, uważne, otwarte, gotowe na spieszenie z pomocą potrzebującym. Jednym słowem: kochać to znaczy zgadzać się na to, że niekiedy musi się być przez drugich zranionym. Kochać, to znaczy pozwolić, że straci się cały swój egoizm, ażeby wyjść naprzeciw potrzebom bliźniego. To jest trudna rzecz, ale nieodzowna dla każdego, kto pragnie pokonać swój egoizm, kto pragnie być uczynnym.
Rzeczą konieczną staje się wypracowanie w sobie takiej wewnętrznej zdolności, żeby świadomie zrezygnować na rzecz bliźniego z tego, co lepsze, wygodniejsze. Przeciwko takiej postawie buntuje się egoizm. A jednak trzeba przezwyciężyć go. I to nie gdzieś czy kiedyś, ale już teraz, w tym tygodniu. Postarajmy się świadomie zrezygnować na rzecz bliźniego z tego, co lepsze, co wygodniejsze. Okazji do tego będziecie mieli bardzo dużo.
A gdy wam będzie trudno, pomyślcie tylko, że każdy człowiek podąża tam, gdzie prowadzi go miłość. Jeżeli człowiek umiłował bogactwo, będzie ustawicznie szukał, aby do niego jak najszybciej dojść, nie patrząc, jakimi metodami i sposobami. Jeżeli przedmiotem miłości człowieka stanie się ciało, będzie szukał okazji do zaspokojenia pragnień ciała.
Warto pracować nad sobą, warto należeć do tych, nie szukają siebie, którzy każdego dnia uważnie rozglądają się gdzie i komu można pomóc. Właśnie tacy usłyszą kiedyś z ust samego Chrystusa słowa pochwały i nagrody: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej!”
(Łk 14,10).