Amor z ulicy Rozkosznej


Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Aspiracja - Wszystkie dzieci kochają bajki.
amor tyulowe 16-02-2005 18:26 Page 1
Li li ana Fabi si łska
Amor z ulicy Rozkosznej
amor tyulowe 16-02-2005 18:26 Page 2
Li li ana Fabi si łska
Sąsiadce Agatce
za tytu", od którego wszystko si zacz"o,
Koalci
za utlenioną formalin i zielone buraczki,
Robertowi
za to, Że wierzy" w  Amora jak nikt,
Julce
za karburator i tysiące sms-ów
i pewnemu kibicowi Polonii Warszawa
za to, Że Dziwne Stwory
juŻ zawsze bdą mie pi"karskie imiona
a ja codziennie bd Ęmia si do "ez
Roz dz i a" 1
Na szczĘcie nie Guba"ówka!
Mam na imi Amor. Brzmi jak kiepski dowcip,
ale to szczera prawda. Tak dali mi na imi rodzice.
Do dziĘ są zachwyceni swoim pomys"em, uwaŻają,
Że to najlepsze, co im w Życiu przysz"o do g"owy.
Matka lekarka, ojciec doktor chemii... Ona ratuje
ludziom Życie, on odkry" w laboratorium nowy wi-
rus wywo"ujący Żó"taczk... ale to si nie liczy.
 Najbardziej dumni jesteĘmy z naszego Amorka
 powtarzają rozanieleni. I puszczają do siebie oko.
No bo jestem dzieckiem wielkiej mi"oĘci i powinie-
nem by wzruszony, Że tak mnie nazwali.
 A jak mia"bym na imi, gdybym by" dziew-
czynką?  zapyta"em kiedyĘ.
 Guba"ówka  oĘwiadczyli zgodnie, nie zasta-
nawiając si ani minuty.  W Zakopanem wziliĘmy
Ęlub, spdziliĘmy miesiąc miodowy, potem jeędzili-
Ęmy tam na kaŻdą sobot i niedziel... Jak móg"byĘ
si nazywa, jeĘli nie Guba"ówka?
No tak... To juŻ chyba wol by ch"opcem. I nie-
mal jestem im wdziczny, Że nazwali mnie Amor.
7
Móg"bym przecieŻ nazywa si Giewont. Albo
Butorowy Wierch. Albo Murowaniec. Rodzice
przecieŻ zawsze pili herbat i jedli bigos w Muro-
wałcu, widzia"em zdjcia. Tak, Amor chyba nie jest
najgorszym imieniem. Ca"kiem mi"o brzmi w po"ą-
czeniu z moim nazwiskiem: Amor Korzonek.
Wcale nieęle, prawda? JuŻ troch si przyzwycza-
i"em, nosz to imi od prawie dziesiciu lat. Jeszcze
z dziesi i moŻe je polubi?
Nie wiem tylko, czy polubią je moi nowi sąsiedzi.
O ile tam w ogóle bdą jacyĘ sąsiedzi. Rodzice kupi-
li dom, za tydzieł si przeprowadzamy. Jeszcze go
nie widzia"em. Jest w MaĘlankach,  ca"kiem blisko
Warszawy . Tak mówi mama. A tata zapewnia
mnie, Że  w ogóle nie poczuj róŻnicy . Nie poczu-
j! Moja szko"a bdzie trzydzieĘci kilometrów od
tego nowego domu. Tata obieca", Że bdzie mnie
codziennie wozi", Żebym nie musia" rozstawa si
z kolegami, ale s"ysza"em, jak we wtorek wieczorem
mama, myĘląc, Że juŻ Ępi, powiedzia"a:  Za miesiąc
sam si zmczy tymi dojazdami i bdzie prosi", Żeby
go przenieĘ do szko"y bliŻej domu. Taka wiejska
szko"a to moŻe by ca"kiem fajna rzecz . Fajna!
Wiejska szko"a! Akurat! Jaka mnie po niej czeka
przysz"oĘ? PrzecieŻ nasza wychowawczyni, pani
Woęniak, ciągle powtarza, Że musimy juŻ teraz
walczy o wysoką Ęrednią i udziela si w kó"kach
zainteresował, Żeby dosta si do najlepszego gim-
nazjum, potem liceum  a w kołcu na studia. Poka-
8
zywa"a nam statystyki. Dzieci z naszej szko"y nie
mają k"opotów z egzaminami wstpnymi, Ęwietnie
znają jzyki, no i dostają dodatkowe punkty za kó"-
ko malarskie i informatyczne. A tam, na tej wsi,
pewnie nawet nie wiedzą, co to jest komputer.
 Mamo, a czy w tym domu jest telefon?  za-
pyta"em wczoraj.
Spojrza"a na mnie, jakbym zapyta", czy w Ęcianie
nie zamurowano przypadkiem jakiejĘ mumii,
i wzruszy"a ramionami.
 Nie wiem, Amorku, ja w ogóle nie widzia"am
tego domu  powiedzia"a i zas"oni"a twarz grubą
ksigą o stosowaniu zió" w leczeniu chorób p"uc.
 Jak to: nie widzia"aĘ?  krzykną"em przeraŻony.
 No, wiesz, tylko na zdjciach  odpar"a z roz-
targnieniem.  Cena by"a taka niska, to by"o aŻ nie-
prawdopodobne, nie zastanawialiĘmy si ani chwi-
li. Nigdy nie myĘla"am, Że bdzie nas sta na dom
z duŻym ogrodem. A tymczasem ta cena... Niesa-
mowita okazja! Sprzedamy to mieszkanie, zap"aci-
my za dom i jeszcze kupimy nowe meble. Widzia"eĘ
kiedyĘ taki tani dom? Trzeba by"o si decydowa
natychmiast. My byĘmy pojechali ogląda, a w tym
czasie ktoĘ by go kupi". Nie, nie moŻna by"o ryzy-
kowa. A poza tym to bdzie takie mi"e, wejĘ tam
po raz pierwszy i od razu zamieszka. Taka niespo-
dzianka, przygoda. Nie czujesz tego?
 Ale mamo, przecieŻ tam moŻe sta jakaĘ rude-
ra, tam moŻe by puste pole, oni ci mogli oszuka!
9
Czy ty nie oglądasz telewizji? Ludzie tylko czekają,
aŻ si trafi ktoĘ taki jak ty! Nikt nie sprzedaje tak
tanio domów! Mamo...
Poczu"em, Że brakuje mi s"ów. Moi rodzice są
tacy "atwowierni. Najchtniej zamieszkaliby gdzieĘ
pod Giewontem i paĘli owce. Nie wiem, jakim
cudem uda"o im si skołczy studia i znaleę pra-
c. Zdarza"o si im juŻ gubi wózek, w którym
spa"em, raz spalili ca"ą kuchni, zostawiając w"ą-
czony piekarnik, tata z"ama" nog, bo si zagapi"
w gwiazdy i nie patrzy" w dó", mama co tydzieł
musi sta na poboczu i b"aga kogoĘ, Żeby jej
pomóg", bo zabrak"o jej benzyny. No, ale zakup
domu, którego si nawet nie widzia"o, to juŻ chyba
lekka przesada!
 Jak mogliĘcie kupi dom, nie oglądając go?
 zaatakowa"em tat, gdy tylko wszed" do domu.
 Synku, nie denerwuj si, przecieŻ widzieliĘmy
go na zdjciach.  On teŻ nie dostrzega" problemu.
 A poza tym, nie wiesz jeszcze najlepszego. Gdy
dowiesz si, przy jakiej ulicy stoi ten dom, bdziesz
zachwycony. Od razu wiedzieliĘmy, Że by" nam
pisany, przeznaczony.
 Zw"aszcza tobie, kochanie, zw"aszcza tobie 
rozpromieni"a si mama, odk"adając ksiąŻk na pó"-
k, obok jej ulubionej encyklopedii zió".
 Ulica Zakopiałska?  usi"owa"em odgadną,
dzikując jednoczeĘnie w myĘlach niebiosom, Że
uchroni"y mnie przed imieniem Giewont.
10
 Zakopiałska to by"aby dla mnie i dla taty,
a nie dla ciebie.  Mama odrzuci"a do ty"u kosmyk
ciemnych, krconych w"osów, które zawsze wcho-
dzą jej do ust i oczu.  A dla ciebie synku... No,
zgadnij.
 Boj si  szepną"em.
Ale mama nie us"ysza"a. RadoĘ rozsadza"a ją
od Ęrodka, nie mog"a juŻ d"uŻej czeka.
 Rozkoszna, synku!  zawo"a"a rozpromienio-
na.  PomyĘl tylko: Amor z ulicy Rozkosznej.
Czy to nie brzmi s"odko?
Ca"ą noc leŻa"em w "óŻku i wpatrywa"em si
w ciemnoĘci w sufit. OczywiĘcie niewiele by"o na
nim wida. Tylko cienie zza okna i kontur okrąg"ej
lampy, którą podarowa"a mi babcia. Tak bardzo za
nią zatskni"em. Jest taka normalna, zwyczajna,
spokojna. Robi pierogi, zup pieczarkową, w jej
domu zawsze pachnie pastą do pod"ogi i kompo-
tem, który gotuje z malin i truskawek. Ona nigdy
nie nazwa"aby mnie Amor. Podobno bardzo si
zez"oĘci"a na mam, kiedy us"ysza"a, Że tak mi da"a
na imi. Chcia"a nawet z"oŻy jakąĘ skarg, bo  jak
twierdzi"a  urzdnik nie powinien pozwoli moim
rodzicom na coĘ takiego. Szkoda, Że nie z"oŻy"a.
I szkoda, Że mieszka tak daleko... AŻ za Rzeszo-
wem. Widuj ją dwa razy w roku, czasami nawet
rzadziej. Och, jak ja bym chcia", Żeby z nami miesz-
ka"a. Na pewno nie dopuĘci"aby do tego, Żeby
11
rodzice kupili dom, którego nie widzieli. I kaza"a-
by mamie zają si chirurgią albo okulistyką, a nie
zio"ami. Babcia na pewno nie wie, Że mama posta-
nowi"a si specjalizowa w medycynie naturalnej.
Jak jakaĘ zielarka, a nie prawdziwy lekarz z po-
rządnym dyplomem!
Roz dz i a" 2
Latający fortepian
W tamten wtorek ca"e moje Życie nagle run"o
i zamieni"o si w chaos.
Rano, kiedy wychodzi"em do szko"y, rodzice
pakowali poĘciel i opróŻniali szafki w kuchni, ale
poza tym wszystko by"o na swoim miejscu. Moje
ubrania, zeszyty, ulubione zielone zamszowe buty,
moja ksiąŻka o mumiach, którą podarowa"a mi
ciocia Ela na urodziny...
Kiedy wróci"em, po kilku godzinach, jacyĘ mŻ-
czyęni wynosili w"aĘnie mój rega", a mama upycha"a
w czarnym worze miĘka z urwanym uchem, tego,
z którym zawsze spa"em, jeszcze jako przedszkolak.
Gdy poszed"em do szko"y, przesta"em z nim sypia,
w kołcu by"em juŻ za duŻy na takie rzeczy. Ale on
wciąŻ siedzia" na parapecie i patrzy" na mnie spod
tego oderwanego ucha duŻymi, okrąg"ymi czarnymi
oczyma, bez ęrenic i rzs. Teraz parapet by" pusty.
Ca"e moje Życie trafi"o do worków, pude"ek...
i samochodu z napisem  Przeprowadzki bezstreso-
wo , który sta" pod blokiem. Akurat, bezstresowo!
13
Dobre sobie! Mama skołczy"a upycha miĘka i po
prostu si rozp"aka"a. Zacz"a wali piĘcią w worek
i krzycze  Nigdy nie skołcz tego cholernego pa-
kowania! , a tata biega" od okna do drzwi i pyta",
gdzie są ci ludzie od fortepianu.
 A co, ci z samochodu nie mogą go zabra?
Bezstresowo?  zapyta" Jacek, mój najlepszy przy-
jaciel, który przyszed" mi pomóc. Powiedzia",
Że przy przeprowadzce liczy si kaŻda para rąk
do noszenia paczek, ale wikszoĘ paczek by"a juŻ
w samochodzie.
 Pewnie, Że nie mogą.  Tata popuka" si
w czo"o.  Widzia"eĘ kiedyĘ kogoĘ, kto znosi forte-
pian po schodach albo zwozi windą, w której z tru-
dem mieĘci si czwórka chudzielców? Potrzebne
są specjalne taĘmy do spuszczenia go przez okno.
Mieli je przynieĘ trzy godziny temu. Zaraz dosta-
n sza"u i bd gryz"!
Nawet mnie ucieszy"a ta wizja, a Jacka chyba
jeszcze bardziej. Z trudem powstrzyma" chichot,
kiedy wyobrazi" sobie gryzącego doktora Korzonka.
Bo doktor Korzonek, czyli mój tata, to niespotyka-
nie spokojny cz"owiek. Nie zdenerwowa" si nawet
wtedy, kiedy sąsiedzi z trzeciego pitra zalali nam
ca"e mieszkanie i nie da"o si juŻ uratowa ani tele-
wizora, ani ca"kiem rozmik"ej czterotomowej ency-
klopedii technicznej po angielsku, na którą wyda"
ca"ą pensj. A kiedy wezwano go do szko"y, bo roz-
bi"em gigantyczny s"ój z sercem krowy w formalinie,
14
stojący w pracowni biologicznej, i z powodu smro-
du dyrektor musia" odwo"a lekcje na ca"ym pitrze
do kołca dnia, tata powiedzia" tylko:  Jestem
troch zdziwiony, jak ci si to uda"o. Ten s"ój by"
przecieŻ z bardzo grubego szk"a, a ty jesteĘ raczej
drobnej postury. Szkoda, Że nie powiedzia"eĘ dyrek-
torowi, Że nieprzyjemną woł formaliny, która tak
naprawd nazywa si aldehyd mrówkowy, najlepiej
wywabi, utleniając ją do kwasu mrówkowego.
Wystarczy rozpyli w pomieszczeniu wod utlenio-
ną. PrzecieŻ jako syn chemika, musisz to wiedzie,
prawda?
Nie powiedzia"em mu wtedy, Że nie tylko nie
wiem, co to znaczy  utleni do kwasu , ale nawet
nie mam pojcia, co to tak naprawd jest formalina.
mierdzi i przelewa si po s"ojach z obrzydliwymi
czĘciami wycitymi z róŻnych zwierząt. Okrop-
noĘ! Nie mog, oczywiĘcie, powiedzie tego rodzi-
com. UwaŻają, Że jako syn lekarki i chemika musz
lubi takie rzeczy. TeŻ coĘ! Lubi rozkrojoną ropu-
ch zamknitą w s"oju?!
Tym razem tata wygląda" na wyprowadzonego
z równowagi. Chodzi" od okna do drzwi, przytupy-
wa", a nawet wyją" paczk papierosów. Nie pali od
piciu lat, ale wciąŻ trzyma w szufladzie papierosy
 na wszelki wypadek . Teraz jednak trzyma" t pacz-
k w rce. MoŻe dlatego, Że nie mia" juŻ szuflady?
By"a przecieŻ w wielkim bezstresowym samochodzie
dwa pitra niŻej.
15
 Jak nie przyjadą w ciągu minuty, to zapal! 
sykną" w kołcu, odchodząc od okna.
Faceci od taĘm zlitowali si jednak nad jego
p"ucami i w tym samym momencie zapukali
do drzwi.
 Nareszcie!  krzykną" tata ucieszony i nacisną"
klamk.
 My po fortepian  powiedzia" nieogolony typ
o wielkich d"oniach, ubrany w za duŻy szary dres.
 Mają panowie taĘmy?  upewni"a si mama,
wyglądając z pustego pokoju i odgarniając z twarzy
sklejone potem kosmyki w"osów.
 Mamy  mrukną" ten sam typ i wyciągną"
z kieszeni jakiĘ d"ugi czarny pasek.
 Samochód juŻ czeka pod oknem.  Tata
wychyli" si, Żeby pokaza im ciŻarówk firmy
organizującej bezstresowe przeprowadzki.
 Mamy swój  powiedzia" cicho drugi mŻczy-
zna, niŻszy o dwie g"owy od tego w dresie.
Ten dla odmiany mia" d"onie tak ma"e jak moje,
a na g"ow wcisną" we"nianą czapk w Żó"tą kratecz-
k. W kwietniu? To chyba lekka przesada!
 Jak to swój?  zdziwi"em si, bo przecieŻ by"em
Ęwiadkiem rozmów z kierowcą.  Oni tam czekają,
w tej ciŻarówce, w"aĘnie na fortepian. Wszystko
tak uk"adali, Żeby si zmieĘci". wier samochodu
jest wolne.
 Ch"opczyku, nie wtrącaj si, jak doroĘli rozma-
wiają, dobrze?
16
Ten w dresie bardzo si stara", Żeby jego g"os
brzmia" mi"o, ale widzia"em, Że ma ochot mnie ude-
rzy albo przynajmniej powiedzie  zamknij si .
Szkoda, Że Jacek akurat sprawdza", czy nic nie
zosta"o w "azience, i nie s"ysza" tej rozmowy.
Na pewno by mu coĘ odpowiedzia"! Na szczĘcie
odezwa" si tata.
 Nasz syn jest dla nas partnerem w rozmowach
 wyjaĘni" mu  i prosz, Żeby panowie nie trakto-
wali go lekcewaŻąco.
 Dobra juŻ, dobra.  Mniejszy z mŻczyzn stara"
si za"agodzi sytuacj.  PrzecieŻ ten brzdąc wie, Że
kolega nie chcia" ęle. No nie, ma"y?
Przytakną"em. ZaleŻa"o mi na tym, by zabrali for-
tepian i wyszli. Nie zamierza"em si k"óci. By"em
jednak wdziczny tacie, Że staną" w mojej obronie.
 Ale on ma racj  wtrąci"a si mama.  PrzecieŻ
ustalaliĘmy inaczej. Panowie mieli przyjĘ z taĘmami,
zap"aciliĘmy wy"ącznie za t us"ug, nie za transport.
Nie chcieliĘmy wynajmowa drugiego samochodu.
Tamten na dole od pó" godziny czeka tylko na for-
tepian.
 JuŻ nie czeka.  Facet w dresie wyciągną" swą
monstrualną rk w stron okna i wskaza" odjeŻdŻają-
cą ciŻarówk.  PowiedzieliĘmy im, Żeby juŻ jechali.
 Ale my nie zamierzamy p"aci za drugi samo-
chód!  zdenerwowa"a si mama.  WynajliĘmy
jeden, wszystko by si w nim zmieĘci"o. Nie intere-
suje mnie to, co panowie sobie wymyĘlili, ja juŻ
17
op"aci"am us"ug. Amor ma racj, w tej ciŻarówce
zosta"o mnóstwo miejsca.
 Amor?  zainteresowa" si ten niŻszy.  S"ysza-
"eĘ, Karol? Ten dzieciak nazywa si Amor. Ale
numer!
 Hi, hi!  Niedogolony gigant w dresie aŻ
poczerwienia" z radoĘci.  Ale dzieciakowi imi
wybrali, niech mnie...
 MoŻe wrócimy do rozmowy o transporcie
fortepianu?  zaproponowa" lodowatym tonem tata.
 Chyba nie wyjaĘniliĘmy sobie jeszcze wszystkiego.
 Ten transport to za darmo. Znaczy si, w pre-
zencie od firmy  powiedzia" ma"y, naciągając czap-
k na oczy.
 Gratis, jak to mówią  doda" ten w dresie.
 Ale...  Mama najwyraęniej im nie dowierza"a.
 adnych  ale .  Niedogolony wszed" na par-
kiet, zostawiając brudne Ęlady, i zaczą" szybko
obwiązywa fortepian taĘmą.
Dobrze, Że mama juŻ nie bdzie musia"a czyĘci
tej pod"ogi, pomyĘla"em. Ciekawe, jak bdzie wyglą-
da"a pod"oga w naszym nowym domu. MoŻe w ogó-
le jej nie bdzie? JakiĘ beton, albo po prostu udepta-
na ziemia. Za taką cen...
 Przepraszam, Że si wtrącam...  Tata by"
chyba odrobink zaniepokojony.  Czy pan na pew-
no zna si na spuszczaniu fortepianów przez okno?
Jestem co prawda chemikiem, ale znam prawa fizy-
ki... Moim zdaniem powinniĘcie uŻy co najmniej
18
trzech pasów podtrzymujących. Dwa pierwsze na-
leŻy związa ze sobą i przerzuci przez dwa skraje
klawiatury. Poprowadzone pod spodem, powinny
wyjĘ bokami instrumentu i zejĘ si we wczeĘniej
zrobionym węle. OczywiĘcie, wze" musi znajdo-
wa si na osi Ęrodka ciŻkoĘci fortepianu, który po-
winien by mniej wicej w odleg"oĘci dwóch piątych
d"ugoĘci instrumentu, nieco po prawej stronie osi
pod"uŻnej. Trzecia taĘma powinna opleĘ koniec for-
tepianu, aby wprowadzi dodatkowe punkty pod-
parcia tworzące par si" zabezpieczających przed
utratą równowagi, na wypadek gdybyĘmy nie wce-
lowali we wspomniany Ęrodek ciŻkoĘci. Szacując
ciŻar instrumentu na sto pidziesiąt kilogramów...
 Dobra, dobra... damy sobie rad bez tej pana
matematyki. Dla nas to przecieŻ nie pierwszyzna 
sykną" przez zby nieogolony typ w dresie i kopną"
w kostk swego towarzysza.  Rusz si, robota czeka.
Nie mog"em uwierzy, Że wywód mojego taty nie
zrobi" na nich Żadnego wraŻenia! Nie przejli si
wcale tym, Że mówi" do nich prawdziwy naukowiec.
I to jak mówi"! Nie zrozumia"em z tego ani s"owa,
ale by"em naprawd wzruszony. A oni nic! Po prostu
schylili si i przez minut albo dwie obaj mocowali
taĘmy. Bez chwili zastanowienia owinli nimi nogi
fortepianu i przewiązali go w pasie. To znaczy, jakoĘ
tak w po"owie. Nie wiem, jak nazywa si to miejsce.
 Ja naprawd nie neguj panów kompetencji,
sądz jednak, Że ten fortepian nie jest równo zacze-
19
piony. Tutaj zupe"nie brakuje podparcia, a tu z ko-
lei...
 Nie ma co d"uŻej kombinowa  przerwa" tacie
ten mniejszy.  Spuszczamy, i to juŻ. Raz, dwa, trzy...
Zamkną"em oczy. Otworzy"em je dopiero, gdy
zza okna rozleg" si huk.
 Niech to szlag!  sykną" facet w dresie.
 Spad"! A przecieŻ tak go dobrze związaliĘmy.
 Cholera!  Jego pomocnik krci" g"ową z nie-
dowierzaniem.  Mówi"eĘ, Że nie spadnie. MyĘla"eĘ,
Że umie fruwa, czy co? To zwyk"e ciŻkie pud"o,
a nie czarodziejski dywan. I co teraz zrobimy?
No co?
 Sądz, Że sta"o si tak, gdyŻ zignorowaliĘ-
cie panowie spraw pasów podtrzymujących, one
naprawd powinny zbiega si w Ęrodku ciŻkoĘci,
który, jak nietrudno wyliczy, znajduje si mniej
wicej w odleg"oĘci dwóch piątych d"ugoĘci for...
 Micha", przestał gada i le na dó"!  Mama
si rozp"aka"a.  Ten fortepian to nasza jedyna
cenna rzecz. Ale pewnie nic juŻ z niego nie zosta"o.
W"óŻ buty i biegnij. Chyba gdzieĘ tu muszą by two-
je buty? Sprawdę, co si sta"o. Sprawdęcie obaj.
Biegnij, Amorku. I Jacek! Gdzie jest Jacek?
Nie mia"em pojcia, co mój przyjaciel tak d"ugo
robi w "azience. Nie mog"em jednak teraz o tym
myĘle. Nie mog"em teŻ czeka na wind, wolniejszą
od Żó"wia. Zbieg"em na podwórko, skacząc po dwa
schodki, i natychmiast poczu"em ogromną ulg.
20
Fortepianowi nic nie by"o. No, prawie nic. Mia"
oderwany jeden peda", a na lewej nóŻce powsta"a
g"boka rysa przypominająca piorun, rozdwajający
si na samym kołcu. Poza tym jednak wszystko
wygląda"o normalnie.
Zaraz za mną na podwórku pojawili si ci dwaj,
którzy spowodowali wypadek. Natychmiast zaczli
"adowa fortepian do samochodu.
 No, ma"y, le i powiedz rodzicom, Że wszystko
w porządku  szturchną" mnie ten niŻszy.  Bdą
jeszcze mogli sprzeda to cacko i nieęle na nim
zarobią.
 Oni nie bdą go sprzedawa, jest przecieŻ...
 zaczą"em t"umaczy.
Nagle jednak zrozumia"em, Że nie musz im wy-
jaĘnia, dlaczego ten fortepian jest dla nas waŻny.
Szkoda czasu na rozmow z takimi typami. Lepiej
szybko pobiegn na gór i pociesz mam. Tata
pewnie wciąŻ szuka butów w ca"kiem pustym miesz-
kaniu, a mama miota si ze "zami w oczach i ency-
klopedią zió" pod pachą, potyka si o te buty, ale ich
nie widzi... Tak potrafią si zachowywa tylko moi
rodzice!
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Aspiracja - Wszystkie dzieci kochają bajki.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dla dzieci Amor Z Ulicy Rozkosznej
AMOR
symulowane rozkosze,10
Pomoc dzieciom ulicy – doświadczenia organizacji pozarządowych
Baudelaire Charles Amor i czaszka id 2156235
Kristjansdottir, The Poisoned Arrows of Amor
(swo) życie ulicy
Rola pedagoga ulicy w systemie profilaktyki 1
Wielowariantowa koncepcja drogowa projektowanej ulicy Nowotargowej w Łodzi
Zostan jej obsesja Rozkoszne techniki seksualne Edycja zmieniona i rozszerzona
Wyspa Rozkoszy

więcej podobnych podstron