background image

Niezwykłe ranczo w Utah

Część 1

Siedzę na białym plastykowym krześle w czymś, co wydaje się być pogrążone w kompletnych 

ciemnościach. Do klatki piersiowej i pleców mam przymocowany pasami zestaw elektronicznych 
przyrządów – mikrofony, kamerę wideo, pudełko wykrywające zmiany pola magnetycznego oraz 
licznik Geigera-Müllera. Gdzieś jest również lampa błyskowa, jedyne urządzenie, którego działanie 
rozumiem, jak również jedyne, którego lokalizacji nie znam.

Przede mną niemal wyczuwam złowrogie kształty jakichś strasznych drzew. Wrogie żuki brzęczą 

dookoła mojej głowy i wydaje mi się, że gdzieś w pobliżu na tym położonym na odludziu krańcu 
stanu Utah musi być tawerna. Około 100 metrów lub trochę więcej, za płotem z kolczastego drutu i 
małym strumyczkiem, są moi koledzy, poszukiwacze i badacze zjawisk paranormalnych, również 
wyposażeni w kamery wideo, lornetki noktowizyjne i różnorodną aparaturę elektroniczną. Mają 
mnie obserwować – obserwować, co się dzieje.

Dzisiejszej nocy jestem przynętą. Zastanawiam się przynętą na co? Nie wypowiedziana nadzieja 

polega na tym, że mój własny, wrodzony współczynnik dziwności może dawać mi pewnego rodzaju 
połączenie   z   niezaprzeczalnie   dziwną   energią   lub   bytem,   który   zdaje   się   manifestować   swoją 
obecność pośród tej żyjącej na odludziu wiejskiej społeczności, a w szczególności na tym małym 
ranczu, na którym obecnie przebywam, czekając, aż coś przejawi swoją obecność.

Dokładnie w tym samym miejscu, w którym teraz siedzę, wydarzyły się bardzo dziwne rzeczy. 

Właśnie tutaj pewnego człowieka zaatakował ryczący, prawie niewidoczny stwór przypominający 
predatora z głośnego filmu o tym samym tytule (Predator). Również tutaj pewien doktor medycyny 
oświadczył, że jego umysł zaatakowała i przejęła nad nim kontrolę jakiś wroga nam inteligencja, 
która ostrzegła go, że nie jest tu mile widziany. Co więcej, cały zespół badaczy obserwował z 
trwogą, jak w ciemnościach otwierają się jasne wrota portalu i wychodzi przez nie humonoidalne 
stworzenie, które momentalnie zniknęło. Również tutaj okaleczonych zostało bądź unicestwionych, 
a nawet zniknęło kilka zwierząt – krów i psów.

Ta   część   północno-wschodniego   Utah   od   niepamiętnych   czasów   jest   miejscem   wręcz 

niewiarygodnych   wydarzeń   o   charakterze   paranormalnym.   Stali   mieszkańcy   byli   świadkami 
pojawień się UFO, Sasquatch

1

, okaleczeń bydła, zjawisk o charakterze parapsychicznym, odwiedzin 

stworzeń,   których   nie   znajdziecie   w   żadnym   ZOO   ani   podręczniku,   „poltergeistów”   (duchów 
manifestujących swoją obecność poprzez hałasy, pukanie etc.) i wielu innych niewytłumaczalnych 
zdarzeń.

Emerytowany   nauczyciel   Junior   Hicks   jest   nieoficjalnym   historiografem   tych   wszystkich 

dziwnych wydarzeń. Skatalogował ponad 400 z nich, z których większość dotyczy obserwacji UFO, 
i twierdzi, że były ich tysiące. Hicks szacuje, że co najmniej połowa spośród 50.000 mieszkańców 
tego   regionu   widziało   dziwne   rzeczy   na   niebie   –   latające   spodki,   pojazdy   w   kształcie   cygara, 
zygzakujące świetliste kule. Tych obiektów było tak dużo, że miejscowa policja już dawno przestała 
przyjmować doniesienia na ich temat. (Wielu przedstawicieli prawa widziało je osobiście). Hicks i 
członkowie jego rodziny również byli świadkami zdarzeń z udziałem UFO i innych obiektów.

–   Aktywność   UFO   nasiliła   się   na   początku   lat   pięćdziesiątych   –   oznajmił   Hicks.   –   Były 

przypadki, gdy cała szkoła obserwowała te wiszące nad miastem w biały dzień obiekty. W latach 
sześćdziesiątych i siedemdziesiątych mieliśmy tu, jak sądzę, więcej obserwacji UFO niż w innych 
częściach świata.

Ciąg   wydarzeń   związanych   z   UFO   nie   stanowi   początku   bogatego   wachlarza   niezwykłych 

zjawisk   w   tym   rejonie.   Plemię   Indian   Ute   mieszka   tu   znacznie   dłużej   od   białych   osadników. 
Wodzowie plemienia niechętnie rozmawiają z przybyszami, ale ich ustnie przekazywana historia roi 
się od przykładów dziwnych stworzeń i obserwacji. W indiańskich legendach stworzenia te nazywa 
się Skinwalkerami (Chodzące Skóry). Inne kręgi kulturowe nazywają je „zmieniaczami kształtów”, 

background image

„wilkołakami” lub Bigfootami (Wielka Stopa).

–   Uteowie   traktują   ich   bardzo   poważnie   –   twierdzi   Hicks.   –   Uważają,   że   Skinwalkerzy   są 

potężnymi duchami, które znalazły się tutaj z powodu klątwy, którą rzucili na nich wiele pokoleń 
temu Nawahowie. W centrum legendy znajduje się to ranczo. Uteowie twierdzą, że to ranczo jest 
„Ścieżką Skinwalkera”. Członkom plemienia nie wolno stawiać stopy na tych terenach i stan ten 
trwa od wielu lat.

To ranczo to liczący blisko 200 hektarów teren dobrze nawodnionych pastwisk i kilku gęstych 

topolowych zagajników. Całe ranczo jest podzielone na trzy części, z których każda była kiedyś 
osobnym gospodarstwem. Po jednej stronie znajdują się gęste zarośla i mała rzeczka, a po drugiej 
skalista i malownicza górska grań. Jak twierdzi Hicks, Uteowie nazywają ją „Granią Skinwalkera”. 
Na ranczo prowadzi jedna polna droga.

Kiedy   właściciel   tego   rancza,   Tom   Gorman   (pseudonim),   kupił   je   w   roku   1994,   było 

niezamieszkałe od siedmiu lub ośmiu lat. Gormana, jego żonę i dwójkę ich dzieci zaciekawiła cała 
gama zamków i zasuw, w które były zaopatrzone drzwi i okna głównego domu. Po obu stronach 
drzwi znajdowały się zasuwy. Nawet szafy w kuchni były w nie zaopatrzone. Ponadto na obu 
końcach   domu   były   umieszczone   żelazne   słupy   i   ciężkie   łańcuchy.   Gorman   domyślił   się,   że 
poprzedni właściciele trzymali przywiązane do nich obronne psy, ale nie miał pojęcia dlaczego.

Kuloodporny Wilk

W dniu, w którym Gormanowie wprowadzili się, nastąpiła zapowiedź tego, co ich czeka. W 

którymś momencie zauważyli na pastwisku ogromnego wilka, który ostrożnie przeszedł w poprzek 
pola i ku zdziwieniu wszystkich podszedł ukradkiem do rodziny, zachowując się, jakby był z nią 
zaprzyjaźniony. Tego dnia padał deszcz i członkowie rodziny pamiętali, że wilk śmierdział psem, 
kiedy go głaskali.

Po   kilku   minutach   wilk   pobiegł   do   zagrody   dla   bydła,   złapał   cielaka   za   pysk   i   usiłował 

przeciągnąć go przez sztachety ogrodzenia. Gorman razem ze swoim ojcem zaczął bić wilka kijami 
po grzbiecie, ale wilk nie chciał puścić cielaka. Gorman wyjął z ciężarówki Magnum kalibru 9 mm i 
strzelił   do   wilka   z   bliskiej   odległości,   ale   kula   nie   zrobiła   na   nim   żadnego   wrażenia.   Gorman 
wpakował   w   wilka   następną   kulę.   Wilk   puścił   w   końcu   cielaka,   ale   w   dalszym   ciągu   stał   i 
przyglądał   się   rodzinie,   jakby   nic   się   nie   stało.   Gorman   jeszcze   dwa   razy   strzelił   do   wilka   z 
potężnego pistoletu. Wielkie zwierzę cofnęło się nieco, ale nie okazało żadnych oznak strachu, nie 
widać też było na jego ciele ani jednej kropli krwi.

Zdziwiony   ranczer   załadował   strzelbę   myśliwską   i   ponownie   strzelił   do   wilka,   ponownie   z 

bardzo małej odległości. Gorman jest nie tylko doświadczonym strzelcem, ale również doskonałym 
myśliwym cieszącym  się dużą reputacją.  Pięć kul powinno wystarczyć  do powalenia  łosia, nie 
mówiąc już o wilku. Piąty strzał spowodował odstrzelenie wilkowi kępki włosów i ciała, ale nie 
wyglądało na to, aby go to w jakikolwiek sposób skonsternowało. Po szóstym strzale wilk przebiegł 
normalnym truchtem przez pole i wszedł w błotnisty zagajnik. Gorman tropił go wraz z ojcem przez 
około półtora kilometra podążając po śladach jego łap odciśniętych w błocie, lecz trop w pewnym 
miejscu nagle się urwał, jak gdyby wilk rozpłynął się w powietrzu.

Po powrocie Gorman wszedł do zagrody i obejrzał  dokładnie  odstrzelony  skrawek wilczego 

ciała. Śmierdział jak zepsute mięso. Następnie przeprowadził rozmowy z sąsiadami, ale żaden z 
nich nic nie słyszał o jakimkolwiek oswojonym ogromnym wilku. Kilka tygodni później żona Toma 
natknęła się na tak wielkiego wilka, że jego grzbiet znajdował się na wysokości górnej krawędzi 
okna jej samochodu, obok którego stanął. Wilkowi towarzyszyło zwierzę podobne do psa, ale nie 
potrafiła go dokładnie zidentyfikować.

W ciągu następnych dwóch lat rodzina i ich sąsiedzi natknęli się na całą menażerię dziwnych 

zwierzaków. Jadąc do domu wczesnym popołudniem, Gorman i jego żona zauważyli, że coś atakuje 
jednego z ich koni. Opisali tego stwora jako „niskiego, silnie umięśnionego, o wadze około stu 
kilogramów, o kręconej, rudej sierści i puszystym ogonie”. Zwierzak przypominał muskularną hienę 
i zdawał się sięgać pazurami do konia, sprawiając wrażenie, jakby z nim igrał. Gorman zbliżył się 
na odległość około 12 metrów, ale zwierzę, jak zeznał, w mgnieniu oka dosłownie zniknęło. Brzdęk 

background image

i już go nie było. Gormanowie obejrzeli konia i okazało się, że na jego nogach jest szereg szram po 
pazurach. (Kilka miesięcy później żona zastępcy szeryfa widziała podobną, muskularną, ryżawą 
bestię przebiegająca przez ich obejście).

Pewien gość, który odwiedził ich farmę, był świadkiem bardziej złowrogiego spotkania w środku 

obejścia, dokładnie w miejscu, w którym siedzę właśnie w charakterze przynęty. Gorman, jego syn i 
ich   gość   widzieli   coś   dużego   rozmazanego,   co   przemieszczając   się   między   drzewami   przez 
pastwisko, pokonało odległość 100 metrów w ciągu kilku sekund, a kiedy zbliżyło się do nich, 
zaryczało niczym niedźwiedź – ryk był tak potężny, że można go było usłyszeć z odległości kilkuset 
metrów. Nie był to jednak niedźwiedź. Jak twierdzą Gormanowie, to coś było prawie niewidoczne i 
przypominało   zakamuflowaną   istotę   z   filmu   Predator.   Gość   Gormanów   był   tak   przerażony,   że 
chwycił kurczowo Gormana i bał się ruszyć z miejsca. Następnie szybko opuścił ranczo i nigdy 
więcej już ich nie odwiedził.

Widywano   też   inne  stworzenia   i  istoty,   w   tym  egzotyczne,   różnobarwne  ptaki,  które   z  całą 

pewnością nie były mieszkańcami tego regionu i których nie udało się zidentyfikować. Miało też 
miejsce wiele bliskich spotkań ze stworzeniami mierzącymi około 9 stóp (2,7 m) wzrostu, które 
przypominały Bigfoota (szczegóły tych spotkań przedstawię dalej).

Jakby   tych   wizualnych   przeżyć   było   mało,   również   inne   zmysły   rodziny   Gormanów   były 

wystawione na różne wyzwania. Często obezwładniał ich silny zapach piżma. Pastwiska były w 
niewytłumaczalny sposób oświetlane nocą niczym stadion do gry w footbol. Widzieli snopy światła, 
które zdawały się emanować z gruntu. Zarówno oni, jak i inni ludzie, powiadają, że słyszeli dźwięki 
przypominające odgłosy ciężkich maszyn pracujących pod ziemią. Słyszeli też głosy. Tom, jego syn 
oraz siostrzeniec pamiętają, że słyszeli głośną, bezcielesną konwersację w jakimś niezrozumiałym 
języku. Bezcielesne męskie głosy mówiły według nich kpiącym tonem i wyglądało, jakby głosy 
dochodziły z wysokości 6 metrów nad ich głowami, lecz w tamtym miejscu nic nie było widać. Psy 
towarzyszące trzem świadkom warczały i szczekały w kierunku głosów, po czym uciekły w panice.

Miały też miejsce fizyczne, trudne do wytłumaczenia manifestacje. W czasie sprawdzania swojej 

trzody Gorman zauważył, że ktoś rozkopał mu pastwisko. Ktoś wykopał z gruntu setki kilogramów 
ziemi.  Krawędzie  dziury   w  ziemi   przypominały   doskonale   koncentryczne   koła,  jak  gdyby ktoś 
upuścił   na   pastwisko   gigantyczny   wykrojnik   do   ciastek.   Znaleziono   również   kilka   mniejszych 
okrągłych śladów.

Gormanowie podają także, że spotkali się ze zjawiskiem przypominającym kręgi zbożowe. Jeden 

z wzorów znalezionych na ich pastwisku składał się z trzech kół wygniecionej trawy. Każde z nich 
miało średnicę około 2,5 metra i wszystkie razem tworzyły trójkąt, którego boki miały długość 9 
metrów. Proszę pamiętać, że na ranczo prowadzi tylko jedna droga i gdyby ktoś wjeżdżał na nie lub 
wyjeżdżał z niego, zostałby z całą pewnością zauważony przez Gormanów lub ich sąsiadów.

UFO i inne dziwności

Wiosną 1995 roku Gormanowie zaczęli widywać dziwne rzeczy na niebie. Przebywając na polu 

w   czasie   doglądania   bydła,   Gorman   i   jego   siostrzeniec   zauważyli   coś,   co   było,   jak   sądzili, 
turystycznym pojazdem, który zaparkował na ich posesji. Zbliżyli się do niego, przypuszczając, że 
kierowca ma jakieś kłopoty z pojazdem. Kiedy zbliżyli się do niego, „turystyczny pojazd” odsunął 
się od nich bezgłośnie. Kiedy ponownie się ruszyli w jego stronę, pojazd znowu się oddalił. Wspięli 
się na płot, żeby mieć lepszy widok, i wtedy zorientowali się, że to nie jest Winnebago

2

. Pojazd 

uniósł   się   nad   wierzchołki   drzew   i   nie   emitując   żadnych   dźwięków   powoli   odleciał.   Z   całą 
pewnością   nie   był   to   helikopter.   Świadkowie   mieli   bardzo   dobry   widok   i   twierdzą,   że   obiekt 
przypominał kształtem lodówkę oraz miał jedno światło z przodu oraz drugie czerwone z tyłu.

Niedługo potem wszyscy członkowie rodziny zaczęli widywać dziwne napowietrzne obiekty. 

Pani   Gorman   opowiedziała   o   czymś,   co   przypominało   niewidzialny   dla   radarów   myśliwiec   z 
mrugającymi dyskotekowymi światłami na obrzeżu, który unosił się bezgłośnie na wysokości około 
6   metrów   nad   jej   samochodem,   po   czym   odleciał.   Każdy   z   członków   rodziny   wielokrotnie 
obserwował   chmurę,   która   często   wisiała   w   powietrzu   tuż   za   ich   posiadłością.   Chmura 
charakteryzowała   się   tym,   że   posiadała   „mrugające   światełka   bożonarodzeniowe”   lub   „ciche 
miniekspolozje”   wewnątrz.   Wśród   innych   pojazdów   przemieszczających   się   w   powietrzu 

background image

obserwowanych   przez   Gormanów,   ich   sąsiadów   i   innych   świadków   znajdowały   się   klasyczne 
latające spodki, latające sombrera, słupy ognia przypominające świetlówki oraz cygarowate pojazdy 
o długości przekraczającej wymiary boiska piłkarskiego.

Najczęściej obserwowanymi obiektami były jednak unoszące się w powietrzu najróżniejszych 

rozmiarów i kolorów kule. W latach 1995-1996 Gormanowie i inni ludzie donieśli o 12 oddzielnych 
zdarzeniach z udziałem dużych pomarańczowych kul unoszących się nad drzewami w centrum ich 
posiadłości. Tom Gorman twierdzi, że od czasu do czasu w pomarańczowych kulach otwierały się 
luki,   z   których   wylatywały   mniejsze   pomarańczowe   kule.   (Właściciel   pobliskiego   rancza 
opowiedział mi o swoich własnych spotkaniach z czymś, co określił jako latającą pomarańczową 
piłkę do koszykówki).

Na początku roku 1996 obserwacje niebieskich kul unoszących się na ranczem stały się pospolitą 

rzeczą.   Kule   miały   w   ocenie   świadków   wielkość   piłki   do   softballa

3

  wykonanej   ze   szkła   i 

wypełnionej  musującymi,  niebieskimi  cieczami,  które  obracały  się wewnątrz kuli.  Gormanowie 
mówią, że w kwietniu obserwowali, jak jedna z takich niebieskich kul wielokrotnie okrążyła głowę 
jednego z ich koni. Koń był oświetlony intensywnym niebieskim światłem. Od strony kuli dobiegał 
dźwięk przypominający trzaski, jakie wydaje w powietrzu statyczna elektryczność, ale nie był to 
piorun kulisty. Wyglądało na to, że kula była inteligentnie sterowana. Kiedy Gormanowie zbliżyli 
się do konia, kula bardzo szybko oddaliła się, błyskając i zwinnie manewrując między konarami 
drzew.

Gormanowie twierdzą, że te niebieskie kule wywierały na ich rodzinę pewien psychologiczny 

wpływ. Za każdym razem, gdy pojawiały się, członkowie rodziny odczuwali fale strachu, które były 
znacznie silniejsze od typowego strachu, jakiego się normalnie doświadcza. To właśnie pojawienie 
się jednej szczególnej niebieskiej kuli ostatecznie przekonało Gormanów do sprzedaży rancza.

Pewnego   wieczoru   w   maju   1996   roku   Gorman   przebywał   w   towarzystwie   trzech   psów   na 

zewnątrz domu, kiedy w pewnym momencie zauważył niebieską kulę śmigającą po polu w pobliżu 
domu.   Gorman   poszczuł   psy,   które   pogoniły   warcząc   za   kulą,   ale   ta   zawzięcie   manewrowała 
pozostając poza zasięgiem ich pysków. Kula wywabiła psy z pola do rosnącego obok pola gęstego 
zagajnika. Gorman oświadczył, że usłyszał przeraźliwy skowyt psów, które potem nagle ucichły, 
nie reagując na jego wołanie.

Nazajutrz rano Gorman poszedł ich szukać. Znalazł jedynie trzy okrągłe miejsca, w których 

roślinność była wysuszona i kruszyła się. W środku każdego z kół widniała tłusta czarna bryłka. 
Gorman domyślił się, że jego psy zostały przez coś zwęglone. Właśnie to zniknięcie psów sprawiło, 
że Gormanowie sprzedali ranczo.

Okaleczenia i inne tajemnicze wydarzenia z udziałem zwierząt

Gorman   nie   jest   zwykłym,   przeciętnym   ranczerem.   Ma   średnie   wykształcenie   i   jest 

doświadczonym   hodowcą   trzody   chlewnej   oraz   bydła.   Uchodził   za   specjalistę   w   zakresie 
sztucznego   zapładniania   i   planował   wyhodowanie   na   swojej   malowniczej   farmie   hybrydowej, 
wysokowydajnej   rasy.  Jego   liczące   od   60  do   80  sztuk   stado   składało   się   z   drogich,   rasowych 
jałówek   oraz   czterech   900-kilogramowych   byków   zarodowych.   Jednak   od   dnia,   w   którym 
przeprowadził swoje stado na ranczo, jego nadzieje i zwierzęta stały się celem nieustannego ataku. 
Ogniste   kule,   które   tak   często   widywano   nad   jego   posiadłością,   zdawały   się   być   szczególnie 
zainteresowane ich bydłem i często widywano, jak kręciły się wokół głów zwierząt. Czasami bydło 
reagowało gwałtownie – stado nagle rozdzielało się, jak gdyby jakaś niewidzialna siła przepychała 
się przez środek zagrody.

Wkrótce zaczęło być jeszcze gorzej. Mimo iż Gormanowie bardzo uważnie pilnowali stada, coś 

rozpoczęło potworną rzeź. Jedną z krów znaleziono martwą na polu. W jednym oku miała wycięty 
dziwny, zupełnie suchy otwór. Nie było żadnych śladów krwi i Gorman głowił się, co mogło tego 
dokonać. Wokół padliny unosił się silny zapach piżma, zapach, który znali aż nadto dobrze.

Inne bydlęta zostały pocięte czymś w rodzaju zębatych  nożyc. O okaleczeniach  zwierząt  od 

dziesiątków lat donoszono z całych Stanów Zjednoczonych. W typowych przypadkach uszy, oczy, 
wymiona   i   genitalia   były   usunięte   z   chirurgiczną   precyzją.   U   zwierząt   Gormana   wystąpiły 

background image

wszystkie rodzaje tych okaleczeń.

Jako doświadczony myśliwy i ranczer  Gorman był bardziej  niż otrzaskany z możliwościami 

wszelkich występujących w naturze drapieżników. Te mordy nie były dziełem kojotów lub pum. 
Rany były zbyt czyste  i nigdy nie było kropli krwi w  miejscu,  w którym znajdowano martwe 
zwierzę.   Inne   zwierzęta   również   ucierpiały.   Ulubiony   koń   miał   nogi   pocięte   jakby   ostrym 
instrumentem   lub   szponami.   (Zapach   piżma   wciąż   unosił   się   w   powietrzu,   kiedy   znalazł 
poranionego konia). Jego psy zdawały się cierpieć na paranoję. Siedziały całymi dniami w budach i 
bały się nawet wychodzić na posiłki. Jednej nocy zniknęło sześć kotów.

Wkrótce   zaczęło   znikać   również   bydło.   Jedno   ze   zwierząt   zniknęło   z   pastwiska   pokrytego 

śniegiem. Gorman szedł śladami kopyt odciśniętymi w śniegu, ale w pewnym miejscu ślady nagle 
urwały się, jak gdyby zwierzę zostało uniesione w górę. Zastanawiał się, co się mogło stać z ważąca 
ponad pół tony krową, która musi przecież zostawić ślady w śniegu.

W ostatecznym bilansie 14 z jego rasowych zwierząt zostało pokrojonych bądź zniknęło bez 

śladu. W jednym przypadku znaleziono okaleczoną krowę w ciągu zaledwie pięciu minut po tym, 
jak   syn   Gormana   sprawdzał   ją.   Coś   wycięło   dziurę   w   odbycie   zwierzęcia   na   głębokość   45 
centymetrów. Wycięta część sięgała do jamy brzusznej krowy, a mimo to nie było śladu krwi na 
krowie ani na pokrytej śniegiem ziemi.

Utrata 14 cennych zwierząt z liczącego 80 sztuk stada stanowi ekstremalną liczbę, bez względu 

na   to,   jakie   byśmy   zastosowali   normy.   (Miały   miejsce   i   inne   straty,   ale   z   wytłumaczalnych 
powodów). Oznaczało to, że Gorman był bliski bankructwa. Pewnego kwietniowego popołudnia 
Gormanowie pojechali na krótkie zakupy do miasta. Mijając zagrodę, w której znajdowały się ich 
cztery   byki,   wymienili   uwagi   na   temat   tego,   że   będą   mieli   duże   kłopoty,   jeśli   coś   stanie   się 
któremuś  z nich. Kiedy zaledwie pół godziny później wrócili na ranczo, wszystkie cztery  byki 
zniknęły. Gormanowie wszczęli gorączkowe poszukiwania, ale nie znaleźli po nich najmniejszego 
śladu.

W końcu Gorman zajrzał do dużej metalowej przyczepy ustawionej wewnątrz zagrody. Uważał, 

że to raczej nieprawdopodobne, aby byki mogły tam być, ponieważ z zagrody do przyczepy było 
tylko jedno wejście i to zagrodzone grubym metalowym drutem, który znajdował się na swoim 
miejscu. Gorman doznał szoku, kiedy zobaczył wszystkie cztery byki wewnątrz przyczepy ściśnięte 
jak sardynki w puszce, wtłoczone między jej ściany. Kiedy zawołał do żony, informując ją, że je 
znalazł,   byki   ocknęły   się,   jak   gdyby   z   jakiegoś   letargu,   i   zaczęły   nerwowo   kopać   w   ściany 
przyczepy oraz siebie nawzajem.

–   Jest   absolutnie   niemożliwe,   żeby   ktokolwiek   mógł   zwabić   te   cztery   potężne   byki   do   tej 

przyczepy – twierdzi zdecydowanie Colm Kelleher, mikrobiolog, który miał okazję dobrze poznać 
Gormanów. – Zwabienie do przyczepy jednego byłoby nie lada wyczynem, a cóż dopiero czterech? 
To   całkowicie   niemożliwe.   Jedyne   drzwi   wiodące   z   zagrody   do   przyczepy   były   wciąż 
zabezpieczone drutem, a na ich wewnętrznej stronie wciąż były pajęczyny dowodzące, że nie były 
one otwierane. Wygląda, jakby ktoś podsłuchał rozmowę właścicieli dotyczącą ich obaw o byki i 
postanowił zagrać im na nerwach.

Pomoc ze strony NIDS

Colm Kelleher nie zdawał sobie w roku 1996 sprawy z tego, że ranczo Gormanów stanie się 

wkrótce stać się jego domem, z dala od jego prawdziwego domu. Kelleher jest zastępcą dyrektora 
NIDS   (National   Institute   for   Discovery   Science   –   Narodowy   Instytut   Nauk   Odkrywczych), 
organizacji   badawczej   z  siedzibą   w   Las   Vegas   założonej   przez   biznesmena   Roberta   Bigelowa, 
którego   wieloletnie   zainteresowanie   zjawiskami   paranormalnymi,   w   tym   UFO,   okaleczeniami 
zwierząt   oraz   odmiennymi   stanami   ludzkiej   świadomości,   skłoniło   go   do   powołania   do   życia 
robiącego wrażenie zespołu fizyków, inżynierów, psychologów oraz specjalistów z innych dziedzin 
ze stopniami doktorskimi, którego zadaniem miało być badanie tematów, których główny nurt nauki 
z reguły unika.

W połowie 1996 roku Gormanowie byli gotowi do wycofania się z interesu. Ci, którzy znali 

Toma   Gormana,   powiadają,   że   winił   siebie   za   ten   dziwny   ciąg   zdarzeń,   który   zrujnował   jego 

background image

ranczerskie przedsięwzięcie. Nie chciał się poddać, ale uważał, że ktoś rzucił na niego klątwę i 
dlatego był gotów, mając na względzie bezpieczeństwo swojej rodziny, zrezygnować. Przy jakiejś 
okazji opowiedział swoją historię reporterowi wiadomości. Historię tę usłyszał znany dziennikarz z 
Salt Lakę City i przyjechał na ranczo porozmawiać z nim i jego rodziną. Wykonano zdjęcia  i 
agencja  informacyjna zainteresowała się jego przypadkiem. W ten sposób Bob Bigelow po raz 
pierwszy dowiedział się o jego ranczu.

Bigelow   poleciał   razem   ze   swoim   zespołem   do   Utah   i   przedstawił   się   rodzinie   Gormanów. 

Pracownicy   NIDS   sprawdzili   całą   historię,   przeprowadzili   rozmowy   z   sąsiadami   i   potwierdzili 
niewiarygodne,   jak   się   wydawało   na   pierwszy   rzut   oka,   opowieści   Gormanów.   Bigelow 
zaproponował, że kupi jego posiadłość z zamiarem przekształcenia jej w interaktywne laboratorium 
zjawisk paranormalnych – nieustający eksperyment, który może rzucić światło na problemy, do 
których oficjalna nauka odnosi się bardzo sceptycznie.

O dziwo, udało mu się również przekonać Gormanów do pozostania na ranczu w charakterze 

jego opiekunów. W tym momencie rodzina była zrujnowana. Jakby mało było UFO, kul ognistych, 
okaleczeń bydła, znikania zwierząt, obserwacji Bigfootów oraz legend o Skinwalkerach, doszło 
również do całej serii wypadków o bardziej osobistym charakterze, które zdarzyły się wewnątrz 
domu   i   uniemożliwiły   Gormanom   normalne   życie.   W   domu   ukazywały   się   zjawy,   oślepiające 
światła,   zaś   przez   okna   do   wnętrza   zaglądały   ciemne   postacie.   Meble,   narzędzia   i   przedmioty 
codziennego użytku zmieniały miejsce, a czasami znikały, aby ponownie pojawić się w najmniej 
oczekiwanych miejscach. Nikt nie mógł spać. Kiedy udało się im zasnąć na kilka godzin, dręczyły 
ich senne koszmary i często okazywało się, że różni członkowie rodziny mieli identyczne sny. 
Dwójka dzieci, wzorowi uczniowie przed przybyciem na ranczo, bardzo mocno opuściła się w 
nauce.   Pani   Gorman   straciła   pracę   w   miejscowym   banku   z   powodu   częstych   nieobecności   i 
zakłócających spokój opowieści. W nadziei na większe bezpieczeństwo Gormanowie spali razem na 
podłodze frontowego pokoju.

Ludzie z NIDS zaoferowali Gormanom moralne, emocjonalne i finansowe wsparcie, a co jeszcze 

ważniejsze,   mieli   plan.   Ranczo   dawało   im   życiową   szansę   zbadania   pełnego   zakresu   zjawisk 
paranormalnych.   Planowali   odizolowanie   rancza,   naszpikowanie   go   wyrafinowanym   sprzętem 
obserwacyjnym,   obsadzenie   przez   24   godziny   wyszkolonym   w   obserwacjach   personelem   i 
czekanie, co się stanie.

Niektórzy mieszkańcy z sarkazmem pytali, o co tym hochsztaplerom z Las Vegas naprawdę 

chodzi.   Często   mówiono   o   swego   rodzaju   szwindlu.   Znawcy   UFO   trąbili,   że   Bob   Bigelow   to 
„podejrzany”' facet, który ma powiązania z CIA, i że zamierza zmonopolizować rynek ET. Żądali, 
aby  wszystko, co dzieje  się na ranczu,  było natychmiast  udostępniane  im  do oceny, natomiast 
demaskatorzy paranormalności prorokowali, że zespół NIDS skończy z pustymi rękami, ponieważ 
niewytłumaczalne wydarzenia po uważnym zbadaniu nieuchronnie rozpadną się w nicość.

Jak się okazało, nikt nie miał racji. NIDS odizolowało ranczo od zewnętrznych obserwatorów i 

ani CIA, ani żadna inna agencja rządowa nie miała udziału ani dostępu do tego, co się działo na 
farmie pod auspicjami NIDS, zaś samo zjawisko ani nie wyparowało, ani nie uległo dezintegracji.

Przez   ostatnie   sześć   lat   wydarzenia   dziejące   się   na   ranczu   były   pod   ścisłą   obserwacją. 

Świadkowie,   w   tym   doskonali   naukowcy   i   detektywi,   udokumentowali   cały   szereg   nie 
mieszczących   się   w   głowie   niezwykłych   zdarzeń   i   jednocześnie   wprowadzili   niemal   całkowitą 
blokadę informacji odnośnie tego, co się tam dzieje.

Zawarłszy umowę z Bobem Bigelowem, jako pierwszy człowiek z poza jego ekipy mogłem 

wejść na farmę i porozmawiać z naukowcami i byłymi detektywami, którzy badają to, co się tam 
dzieje.   Przeprowadziłem   rozmowy   z   personelem   rancza,   a   także   z   osobami,   które   donosiły   o 
niezwykłych obserwacjach. Kilka nocy spędziłem na samej farmie, obserwując dziwne światła i 
inne zjawiska.

Nikt spośród badających nie jest w stanie z całą pewnością określić, co się tu dzieje. Badacze 

NIDS nie czynią żadnych sugestii na temat ET, duchów lub Skinwalkerów. Po prostu zbierają dane 
i starają się to wszystko zrozumieć. Daje mi to pewną dozę komfortu psychicznego, kiedy siedzę tu 
ciemnościach na plastykowym krześle i czekam, aż coś się wydarzy. Z całą pewnością rozum może 
płatać figle, ale czy tak wielu świadków może się mylić?

W drugiej części przyjrzymy się długiej liście dziwnych zdarzeń, do których doszło podczas 

background image

stacjonowania   na   farmie   zespołu   NIDS,   między   innymi   strzelaninie   i   tropieniu   nieznanego 
stworzenia,   zniszczeniu   elektronicznego   ekwipunku   przez   coś   niewidzialnego,   tworzeniu 
„lodowych kół” oraz otwieraniu czegoś, co niektórzy nazywają portalem do innego wymiaru.

Przypisy:

1. Sasquatch   to   indiańskie   określenie   Wielkiej   Stopy   (Bigfoot),   dużego   kudłatego   humanoidalnego 

stworzenia, o którym mówi się, że zamieszkuje dzikie tereny Stanów Zjednoczonych i Kanady położone 
głównie na Północnym Zachodzie.

2. Winnebago   to   duży   samochód   turystyczno-kempingowy   zbudowany   tak,   aby   ludzie   mogli   w   nim 

mieszkać   w   czasie   pobytu   na   kempingu   –   połączenie   przyczepy   kempingowej   z   samochodem 
dostawczym.

3. Forma baseballa, w którą gra się na mniejszym boisku (w kształcie rombu) i używa większej i bardziej 

miękkiej piłki niż w baseballu.

Autor: George Knapp

Magazyn UFO NR 3 (55) VII

-

IX 2003