Chłopi streszczenie szczegółowe

background image

„Chłopi” - streszczenie szczegółowe:

Część 1 – Jesień

I

Była już jesień, ludzie na polach kopali ziemniaki. Ksiądz rozglądał się dookoła, idąc polną

drogą. Po chwili spotkał starą Agatę, o której rozmawiali pracujący w polu. Mieszkała dotąd

u krewnych Kłąbów, lecz nie ma już u nich pracy, ponieważ nadchodzi zima. By nie być

ciężarem, sama odeszła. Ucałowawszy księdza w rękę i wziąwszy darowaną złotówkę, poszła

przed siebie, trzymając w ręku kijaszek. Skierowała się w kierunku lasów, do ludzi po

proszonym.

Kapłan co jakiś czas krzyczał na pasącego jego konie Walka, który podziwiał uroki jesieni.

Spostrzegł na drodze pod lasem dziewczynę ciągnącą na postronku krowę. Za nią podążał

Żyd Moszka – szmaciarz, który pchał taczki, a na pytanie księdza: Co słychać? odrzekł, że

kartofle, kapusta i żyto obrodziły, po czym pocałował kapłana w rękę i poszedł dalej.

Ksiądz nakazał Walkowi ponowne przegonienie koni, a sam poszedł w kierunku kapliczki.

Co chwila podbiegali do niego wiejscy chłopcy i, tak jak Agata i Żyd, całowali po rękach,

a on ich gładził po głowach. Przystanąwszy przy kopaczach zbierających kartofle, zapytał

o właściciela pola. Usłyszał, iż należało ono do Boryny. Hanka Borynowa również go

ucałowała, a kapłan zapytał o zdrowie jej dziecka, które niedawno ochrzcił, po czym

pobłogosławił

oboje.

Poszedł

dalej,

w

dłoń

zbierając

dojrzałe

ziarno.

Dotarł do cmentarza ogrodzonego kamiennym murem. Przez mogiły podążał w kierunku

kaplicy, stojącej wśród pożółkłych brzóz i czerwonych klonów. Tymczasem na polu Hanka

zbierała z ludźmi kartofle, co chwilę popędzając ich do szybszej pracy, ponieważ

nieuchronnie zbliżał się wieczór. Słychać było uderzanie motyk o ziemię, czasem ktoś

stęknął, prostując grzbiet. Wśród kopaczy przeważały stare kobiety i komornicy. W płachtach

leżały dzieci, cichutko popłakując. Kobiety rozmawiały o Agacie, o której Jagustynka

mówiła, iż poszła na żebry, a przedtem zrobiła porządki u krewniaków, pracując u nich przez

lato. Wypędzili ją na samą zimę. Jagustynka twierdziła, że Agata wróci na wiosnę (naznosi

cukru, herbaty, trochę grosza, który wyżebrze), zapewne rodzina ją wówczas przyjmie,

background image

ponieważ jesienią to już la niej miejsca nie ma w sieni ani we chliwie. Scierwy, psie krewniaki

i zapowietrzone.

Na polu pracowali również synowie Paczesiowej, uważani za starych kawalerów. Mówiono,

że matka nie chce ich puścić z domu, ponieważ straciłaby pracowników. Kobiety rozprawiały

jeszcze o Jagnie Paczesiównie, która nie kwapiła się do pracy, spędzając dnie na przeglądaniu

się w lustrze i zaplataniu warkoczy. Dziewczyna patrzy ino, kogo by puścić pod pierzynę,

któren aby mocny! Mówiły, że jest bardzo ładna (wypasiona kiej jałowica, biała na gębie,

a ślepie to ma rychtyk jak te lnowe kwiatki... a mocna, że i niejeden chłop jej nie uradzi)

i cieszy się dużym powodzeniem: a to jak za suką, tak chłopaki za nią ganiają – prawiły

oburzone.

Rozmowę przerwało pojawienie się Józki, która przybiegła na pole po Hankę Borynową

krzycząc, by wracała do domu, bo jednej krowie coś się złego stało (upadła na oborę i leży).

Słysząc to, Hanka wyjęła dziecko z płachty, owinęła je zapaską i podążyła w stronę domu.

Ludzie stwierdzili, że szkoda Borynowej krowy. Przyczynę zdarzenia upatrywali w braku

kobiecej ręki w gospodarstwie najbogatszego mieszkańca wsi: Boryna jeszcze krzepki, może

się ożenić, a głupi by był, żeby dzieciom zapisywał. Mimo że pochował już dwie żony,

powinien się ożenić (miał dopiero około sześćdziesiątki: każda młódka pójdzie za niego,

niechby tylko rzekł). Podkreślali, iż Hanka przebywa tam jedynie ze względu na swego męża

(syna Boryny), bowiem gospodyni z niej żadna.

Kopacze pozbierali motyki i koszyki z pola. Zapadała noc Nadszedł czas powrotu do domu.

II

Zagroda Boryny z trzech stron otoczona była budynkami gospodarskimi, z czwartej

znajdował się sad odgradzający wszystko od drogi. Gdy Hanka z Józką

przybiegł z pola, nad krową stało już kilka kobiet radzących nad sposobami pomocy

zwierzęciu. Synowa starego Boryny wysłała Józkę po Jambrożego, który znał

się na chorobach. Bała się powrotu teścia: jak ociec nadjadą, będzie to pomstowanie,

będzie. - A przeciech my niczego niewinowate! – narzekała płaczliwie.

Jambroży, po dokładnym obejrzeniu krowy, powiedział, że zwierzę zdycha. Chwilę potem

background image

wszyscy zebrani usłyszeli wóz, którym wracał Boryna z synem Antkiem. Naprzeciw nim

wybiegła płacząca Józka, opowiadając z daleka przebieg tragedii. Starszy z mężczyzn był zły

na Witka (młodego parobka), którego oskarżył o nieupilnowanie krowy, na co usłyszał, że to

borowy przegnał zwierzę z gajów, gdzie parobek ją wypasał. Gdy później uciekali, krowa się

pokładała i stękała. Maciej ocenił wartość sztuki bydła na trzysta złotych, które właśnie tracił.

Krzyczał, że pod jego nieobecność w domu zawsze są jakieś straty: Trzysta złotych jak

w błoto! Do miski to ścierwów aż gęsto, a przypilnować nie ma kto. Taka krowa, taka krowa!

A to człowiek ruszyć się z domu nie może, bo zaraz szkoda i upadek.... Groził podaniem dworu

do sądu. Kiedy Hanka wyszeptała, że była przy kopaniu, teść nie wziął tego pod uwagę.

Nakazał przynieść kosę, po czym samodzielnie zarżnął zwierzę, aby się już nie męczyło.

Potem wszedł do swej chałupy, krzycząc do synowej, by dała mu coś zjeść. Po chwili

wszyscy mieszkańcy izby jedli na dworze jajecznicę z chlebem. Mężczyzna ciągle pytał

o Witka, który gdzieś się schował ze strachu i po licznych rozporządzeniach poszedł do izby

na drzemkę. Gdy Hanka z Józką wykonywały domowe prace, pojawił się Witek pytając, czy

gospodarz jest bardzo zły, na co Józia powiedziała, że tatulo go spierze. Chłopiec zaczął

płakać, co spowodowało, że obiecała wstawić się za nim. W podziękowaniu wyjął zza

pazuchy drewnianego, własnoręcznie wykonanego nakręcanego boćka i podarował

dziewczynie.

Boryna wybrał się w odwiedziny do wójta. Droga upłynęła mu na rozmyślaniach, ile ma

jeszcze pracy: zwózka drewna, kapusta w polu, siew nieskończony, a jeszcze na domiar złego

musi jechać do sądu. Szedł wolno, bolały go kości, nie miał się z kim podzielić swymi

troskami. Czuł w powietrzu zapach gotowanych ziemniaków i żuru ze skwarkami, który

wydostawał się z wiejskich chałup. Myślał o swej żonie, kobiecie gospodarnej, która zmarła

na wiosnę: Przyszedł z roboty, spracowany - to i jeść tłusto dała, i często gęsto kiełbasy

podtykała kryjomo przed dzieciskami... A jak się wszystko darzyło!... i cielaki, i gąski,

i prosiaki... że co jarmarek było z czem jeździć do miasta, i grosz był zawsze gotowy, na

zakład z samego przychówku... A już co kapusty z grochem, to już jensza zgoła tak nie

potrafi.... Wtedy dobrze im się wiodło… A teraz Antek robił wszystko po swojemu, Hanka

nie sprawdzała się jako gospodyni, a Józka była jeszcze dzieckiem. Wspominał, jak podczas

ostatnich żniw zdechł im wieprzek, wrony udusiły gąski, a teraz padła krowa. Same straty…

Tak rozmyślając, doszedł do domu wójta, któremu oznajmił, że jedzie jutro do sądu

background image

w sprawie Jewki (oskarżyła go o ojcostwo swego dziecka). Narzekał, że nic mu się nie udaje,

na co wójt z małżonką poradzili, by najbogatszy gospodarz we wsi znowu się ożenił: A we wsi

tyle jest dziewuch, że jak się idzie między chałupami, to bucha kiej z pieca. Jako kandydatkę

wymienili Jagnę – córkę Dominikowej, lecz Boryna nic nie powiedział, a po chwili milczenia

zaczął się żegnać usprawiedliwiając, że jest już późno, a nazajutrz musi stawić się w sądzie na

dziewiątą rano.

Powrotna droga upłynęła mu na rozmyślaniach nad słowami, które usłyszał od wójtostwa.

Planując kolejny ożenek, Jagnę brał już wcześniej pod uwagę, ponieważ była mocną i ładną

dziewką. Sam nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego poszedł pod dom Jagny.

Dzięki świecącej się tam lampce zobaczył ją przez otwarte okno. Siedziała w samej koszuli

i podskubywała gęsi. Popatrzywszy chwilę z ukrycia, udał się w stronę swego domu myśląc:

Piękna kobieta. Przypomniał sobie, że Dominikowa miała piętnaście morgów ziemi, po czym

szybko policzył, że na każde z jej dzieci (dwóch synów i córka) przypadało po pięć morgów.

Rachował, jakie korzyści przyniósłby mu ożenek. Jej pole graniczyło z jego polem.

Po ślubie połączyłby wszystko (miałby aż trzydzieści pięć morgów ziemi – przewyższałby

go jedynie młynarz), a Jagna w wianie wniosłaby spłatę za opuszczaną chałupę

i pozostawiony braciom inwentarz. Posiałby na Jagninych morgach pszenicę, dokupiłby

konie, a krowę żona wniosłaby w posagu. Gdy zasypiał, snuł rozmyślania o Jagnie.

Zdawał sobie sprawę z tego, co mówili o niej mieszkańcy wsi, dlatego zastanawiał się,

jak zareagowałyby dzieci na wieść o ponownym ożenku starego ojca. W końcu

stwierdził, że nie musi przejmować się ich reakcją, ponieważ wszystko należało do niego.

Jeżeli

nie zgodzą

się z

jego

decyzją,

będą

musieli

opuścić

chałupę.

III

Kuba, starszy parobek Boryny, wstał skoro świt. Sypiał w stajni razem z Witkiem.

Wyjrzawszy na dwór, dostrzegł szron i poczuł przejmujący chłód. Kuśtykając

(kiedyś postrzelono go w kolano) podszedł do studni, umył się, przygładził włosy.

Potem

klęknął

na

progu

stajni

i

odmówił

pacierz.

U Borynów w chałupie jeszcze spali. Kuba wyprowadził wóz ze stodoły, napoił konie,

podsypał im słomy. Cały czas do nich mówił. Potem nakarmił psa Łapę i poszedł obudzić

młodego pastucha Witka. Przebudzony chłopak wstał, wyciągnął z jaskółczych gniazd małe

ptaszki, usiadł pod chałupą i wypuścił je z rąk. Zza budynku znienacka wyszedł Boryna –

background image

chwycił Witka za kark i bił go rzemiennym pasem krzycząc, że to przez niego stracił krowę:

- Takiś to pastuch, co? Tak to pilnujesz, co? Najlepsza krowa się zmarnowała, co?... Ty

znajdku, ty pokrako warsiaska! Ty! - I bił zapamiętale, gdzie popadło, aż rzemień świszczał,

a chłopak wił się kiej piskorz i wrzeszczał: - Nie bijta! Loboga! Zabije mię! Gospodarzu!...

O Jezu ratujta.... Gospodarz w gniewie wypomniał, że wziął go jako znajdę nie po to, by

zabijał mu bydło. Witek krzyczał i płakał, a gdy przestały padać na niego mocne razy –

uciekł.

Po powrocie do izby Boryna ubierał się w milczeniu, zdenerwowany brakiem poszanowania

ze strony domowników: - Widzi mi się, co bez kijaszka z nimi obyć się nie obędzie, bez

twardego! Dawno się im to należało, zaraz po śmierci nieboszczki, kiej kłyźnić się zaczęły

o gronta, ale się jeszcze wagował, żeby zgorszenia we wsi nie czy nić. Gospodarz był

przeciech nie leda jaki, na trzydziestu morgach, i z rodu nie bele chto - Boryna, wiadomo. Ale

dobrością z nimi się nie skończy, nie!.... Przyszedł mu na myśl kowal (zięć), który podjudzał

całą wieś przeciw teściowi za to, że nie odpisał mu sześciu morgów ziemi i morgi lasu.

Józka wróciła z obory i zrobiła śniadanie. Otrzymała również polecenie, by zajęła

się sprzedażą mięsa z krowy, ponieważ ludzie już wiedzą o śmierci bydlęcia

i będą przychodzić. Miała zawołać Jamrożego, który zasoli i przyprawi resztę mięsa,

po

czym

zanieść

kawałek

Magdzie

(żona

kowala).

Na koniec Boryna obiecał córce, iż przywiezie jej z miasta bułeczkę: - Hale, córuchno, hale!

Pilnuj tutaj, a już ci bułeczkę przywiezę abo i co. Wsiadł na wóz i ruszył, a: We wsi poczynał

się już zwykły ruch: poranek był jasny i chłodny, a że zaś przymrozek orzeźwił powietrze, to

i raźniej się poruszali, i zgiełkliwiej; wychodzili gromadnie na pola, którzy do kopania szli

z motyczkami a koszykami na ręku, dojadając śniadań; którzy z pługiem ciągnęli na

ścierniska; którzy. na wozach brony wieźli a worki pełne ziarna siewnego; którzy znów zasię

wykręcali ku lasom z grabiami na ramionach, ściółkę grabić - że ino dudniło po obu stronach

stawu i krzyk się wzmagał, bo drogi były zatłoczone bydłem ciągnącym na paszę, szczekaniem

psów, pokrzykami, co wybuchały raz w raz z niskiej, ciężkiej kurzawy, jaka się była wznosiła

z orosiałych dróg.

Do Tymowa dojechał po ósmej. Zaraz obstąpili jego wóz Żydzi myśląc, że przywiózł coś na

sprzedaż, szybko ich jednak odpędził. Na środku placu stało już kilka wozów

background image

z wyprzęgniętymi końmi. Boryna zatrzymał konia i poszedł pod budynek sądu. Gmach był

jeszcze zamknięty, lecz nie przeszkadzało to zebranemu tłumowi, który cierpliwie czekał na

otwarcie. W tłumie dostrzegł Jewkę z dzieckiem na ręku oraz Dominikową (matkę Jagny).

Gdy sądy się rozpoczęły, zaczęły się pojedyncze sprawy: o nieporządek na podwórzu, pobicie

chłopaka za wypasanie koni kończyną. I tak szła sprawa za sprawą, kieby skiba za skibą,

równo i dość spokojnie, czasem tylko podnosiły się skargi abo chlipanie, abo i przekleństwo

(…). Po przerwie swój czas otrzymała sprawa Boryny. Jewka posądzała go o ojcostwo

twierdząc, że była kiedyś w jego domu służącą. Wszystkie zarzuty mieli potwierdzić jej

świadkowie. Boryna wszystkiemu zaprzeczył i sprawa nie została rozwiązana.

Po opuszczeniu budynku gospodarz w towarzystwie Dominikowej i Szymka (jej syn) udał się

do karczmy na posiłek. Dominikowa wyznała, że oskarżycielkę Boryny do wszystkiego

podjudzili kowal (zięć Boryny) i młynarz, u którego obecnie służyła. To oni namawiali się na

lipieckiego gospodarza: - Tyla, żeby was pokłyźnić a podać na pośmiewisko i umartwienie.

Drugi człowiek jest taki, że z jenszego la samej uciechy pasy by darł. Kobieta poszła jeszcze

pomodlić się do klasztoru, a Boryna kupił córce bułeczki. Cała trójka wspólnie wracała do

Lipiec. Jazda upływała im na niezobowiązujących rozmowach, aż w końcu Dominikowa

powiedziała, że z niego jest jeszcze majętny i silny chłop, który powinien się ożenić.

Prorokowała, że kandydatek na pewno nie zabraknie, każda dziewucha zgodzi się zostać jego

żoną: - Zróbcie ino zapis, a i co najpierwsze się wama nie sprzeciwią....

IV

Była niedziela - cichy, opajęczony i przesłoneczniony dzień wrześniowy. Na ściernisku za

stodołą pasł się cały inwentarz Boryny pod okiem Kuby i Witka, uczącego się pacierza.

Pilny uczeń zobaczył, że ludzie idą już na mszę niedzielną do kościoła. Dzwony biły, gdy

Kuba nakazał Witkowi spędzić bydło do obór i iść do kaplicy, a sam wziął parę kuropatw za

koszulę (upolował je w założonych sidłach) i udał się do księdza, któremu nieśmiało wręczył

ptaki. Został zaproszony na plebanię, gdzie kapłan wręczył mu w podziękowaniu złotówkę.

Kuba był mu za to bardzo wdzięczny (kilka razy już zanosił kapłanowi ptactwo, zające,

grzybki, lecz nigdy dotąd nie dostał zapłaty). Ze szczęścia aż się popłakał.

Potem poszedł na mszę, po niej uczestniczył w procesji. Kroczył tuż przy księdzu, nad którym

najznamienitsi mieszkańcy wsi (Boryna, kowal, wójt i Tomek Kłąb) nieśli czerwony

background image

W niedzielę u Borynów obiad był syty, przyrządzany przez Józię: (…) bo mięso było, była

i kapusta z grochem, był i rosół z ziemniakami, a na amen postawili niezgorszą miseczkę

kaszy jęczmiennej, uprażonej ze słoniną”. Po posiłku każdy wrócił do swych zajęć, oddając

się najpierw krótkiej chwili odpoczynku. Kuba położył się pod brogiem (stóg siana), a Hanka

z dziećmi i Antkiem poszli między pola na spacer, rozmawiając po drodze o swej przyszłości.

Stwierdzili, iż gdyby mieli trzy krowy i jednego konia, poszliby wówczas na gospodarstwo

Hanki, która w wianie dostała trzy morgi (niestety, była to nędzna ziemia).

Młody Boryna rzekł, iż po matce należy mu się od ojca osiem morgów pola. Marzył o chwili,

gdy spłaci rodzinę (kowala, Grzelę – brata przebywającego akurat w wojsku oraz Józkę)

i pozostaje na ojcowiźnie. Małżonkowie ubolewali, że mimo ciężkiej pracy nie mają nic

swojego. Żalili się do siebie na starego Borynę, który posyłał Grzeli do wojska pieniądze,

a ubrania po matce przechowywał w skrzyni, nie chcąc dać nic nikomu.

Po tej rozmowie Antek udał się samotnie do wsi, nie pozwalając żonie pójść na pogaduszki

do sąsiadek, więc wróciła na podwórko. Zastanawiała się nad powodami częstych zmian

nastroju męża, który raz był na nią zły, a innym razem niezwykle sympatyczny. Chciała

usiąść przy Kubie, lecz on wstał i udał się karczmy. Zamówił u Jankiela wódkę. Złotówkę od

księdza szybko wydał na kolejne trunki, by w końcu zamawiać na kredyt. W trakcie rozmowy

baldachim. Z wrażenia, że idzie tak blisko księdza, wchodził ludziom pod nogi, czym

sprowadzał na siebie przezwiska niedojda, kulas, jednak udawał, że te słowa nie jego dotyczą.

Po nabożeństwie, jak każdej niedzieli, ludzie poszli na cmentarz przy kościele.

Dominikowa szła z Jagusią, a czas upływał im na rozmowie z licznymi krewnymi (w Lipcach

prawie wszyscy byli spokrewnieni, a rozmowa po mszy była zwyczajem). Kobiety

z zazdrością spoglądały na Jagnę: (…) abych nasycić oczy tym jej wełniakiem pasiastym

i sutym, co jak tęczą mazurską mienił się na niej, to na jej czarne trzewiki wysokie,

zasznurowane aż po białą pończochę czerwonymi sznurowadłami, to na gorset z zielonego

aksamitu, tak wyszyty złotem, że aż się w oczach mieniło, to na sznury bursztynów i korali, co

otaczały jej, białą, pełną szyję - pęk różnobarwnych wstążek zwieszał się od nich na plecach

i gdy szła, wił się za nią niby tęcza. Kuba też był zauroczony Jagusią, lecz musiał wracać do

domu na obiad i do dalszej pracy.

background image

z Jankielem, proponującym parobkowi nieuczciwe postępowanie względem pracodawcy,

okazało się, iż Kuba jest bardzo lojalny. Mężczyźni w końcu pokłócili się i parobek zasnął

w

kącie.

Do karczmy przychodzili kolejni mieszkańcy wsi. Zapalili światło i w dźwiękach muzyki

oddali się tańcom, pogawędkom, piciu. Było tak jak w każdą niedzielę. Wśród gości wyliczyć

można Franka młynarczyka, rozrabiakę i hulakę, którego ksiądz bezskutecznie z ambony

namawiał do ożenku z ciężarną Magdą – służącą organistów (Franek wymawiał się tym, iż na

jesieni miał iść do wojska, dlatego też żona nie była mu do niczego potrzebna).

Podpita Jagustyna namawiała ludzi do zabawy, a potem poszła do alkierza, gdzie zastała

kowala, Antka i kilku młodszych gospodarzy. Zaczęła wtrącać się do rozmowy, w wyniku

czego kowal wyrzucił ją do dużej izby. Zapadała już późna noc Ludzie pomału opuszczali

karczmę. Niedziela dobiegła końca.

V

Nadchodziła jesień. Pod wieczór często podały zimne deszcze. Bociek z przetrąconym

skrzydłem, który nie odleciał do ciepłych krajów, chodził po łąkach. Pojawiał się czasem na

podwórzu Borynów, gdzie Witek rzucał mu jedzenie. Coraz więcej „dziadów” żebrzących

chodziło po wsi od domu do domu. Niektórzy opowiadali, że przychodzą ze świętych miejsc

– z Częstochowy i Kalwarii, chwaląc się tym, co widzieli i co przeżyli. We wsi

nie

słychać

już

było

przyśpiewów,

a

ludzie

siedzieli

w

izbach.

Mieszkańcy Lipiec wybierali się za parę dni na coroczny jarmark na świętą Kordulę,

bojąc się o stan dróg (wskutek deszczów mogły rozmięknąć). Na długo przed tym świętem

planowali, co by tu sprzedać z inwentarza, z ziarna czy przychówku, by w zamian kupić na

straganach przyodziewek i sprzęty gospodarskie. Gorące przygotowania również były

udziałem Borynów. Maciej z Kubą kończyli młócenie pszenicy, Hanka z Józką

podkarmiały maciorę i gąski (by drożej je sprzedać), a Antek z Witkiem jeździli

do boru po susz na ogień i ściółkę do obory i na ogacenie ścian chałupy.

Następnego dnia wraz ze świtem ludzie podążali do Tymowa na oczekiwany jarmark.

Topolową drogą poruszał się wolno sznur wozów. Nie wszyscy jednak mieli możliwość

background image

jazdy, ponieważ na wozach umieszczono inwentarz na sprzedaż. Gospodarze i komornicy szli

piechotą. Co biedniejsi ciągnęli za sobą uwiązane na sznurkach świnie, barany, krowy.

Również parobcy podążali na jarmark, który był także miejscem załatwienia nowej pracy,

znalezienia ciekawej oferty. Lipce nagle opustoszały, zdawało się, iż nikt ich nie

zamieszkuje… Maciej Boryna pozostawił w domu Kubę płaczącego z powodu

uniemożliwienia mu podróżny na jarmark, Witka i Jagustynkę, która otrzymała polecenia

przygotowania posiłku i wydojenia krów.

Gospodarz szedł piechotą, mając nadzieję, iż uda mu się dosiąść do któregoś z sąsiadów

(rodzina pojechała wcześniej wozem). Nie pomylił się – do swej bryczki zaprosił go

organista. Była tam już organiścina wraz z synem Jasiem, który specjalnie przyjechał ze

szkoły na święto. W przyszłości miał zostać księdzem. W trakcie jazdy minęli Dominikową,

Jagnę i Szymka, którzy również jechali wozem (wraz z inwentarzem). Po wzajemnym

pozdrowieniu młody organista zdawał się być niezwykle zachwycony urodą Jagusi.

Kiedy dojechali do miasteczka, Maciej podziękował za podwiezienie, po czym

poszedł szukać swej rodziny. Przeciskał się przez tłum, zatłoczone ulice, mijał place,

zaułki, pełne wozów i przeróżnych towarów. Na poklasztornym rynku stały kramy

obwieszone paciorkami, lusterkami, wstążkami. Dalej sprzedawano święte obrazy.

Kupił Józce chustkę na głowę (obiecał ją córce już na wiosnę), potem przepychał się do

targowiska za klasztorem, mijając po drodze wysokie drewniane kozły, na których wisiały

szeregi butów. Widział rymarzy, kołodziejów, garbarzy, krawców. Mijał stoły zapchane

kiełbasami, boczkami, szynkami. Piekarze prosto z wozów sprzedawali placki, chleb i bułki.

Ustawiono też kramy z książkami i zabawkami. Pośrodku rynku, dookoła drzew rozłożyli się

ze swymi towarami bednarze, blacharze i garncarze, za nimi stali stolarze z pięknie

wykonanymi meblami. Wszyscy zachwalali towary wystawione na sprzedaż. Na wozach

kobiety sprzedawały cebulę, jajka, masło. Można było nawet kupić gorącą kiełbasę i herbatę.

Dobrą atmosferę psuł widok ślepych, kulawych, niemych „dziadów” żebrzących pod murami

katedry.

Boryna w końcu odnalazł Józkę i Hankę, którym nie udało się jeszcze sprzedać maciory –

ludzie ciągle targowali cenę. W tłumie dostrzegł Jagnę stojącą wśród wozów, lecz gdy

w końcu udało mu się dotrzeć w to miejsce – już jej nie było. Odnalazł za to Antka

siedzącego na workach pszenicy, o którą targowali się kupcy. Gdy syn poprosił

background image

Macieja o złotówkę (chciał się napić i coś zjeść), zaczął mu wypominać, że

patrzy

jedynie

na

jego

pieniądze,

lecz

w

końcu

zgodził

się.

W Tymowie Boryna udał się do alkierza zajmowanego przez pisarza z prośbą o sporządzenie

skargi sądowej na dziedzica. Oskarżał go o to, iż borowy pobił Witka i przepędził jego krowę,

wskutek czego zdechła. Maciej nie zamierzał darować dziedzicowi swej krzywdy. Domagał

się pokrycia wszelkich poniesionych strat. Potem spotkał Jagnę mierzącą na jednym ze stoisk

czapkę, którą chciała kupić bratu. Zaczął szeptać czułe, niewinne słówka, patrząc jej

namiętnie w oczy. Gdy odeszła od kramu, torował jej przejście w tłumie. Przy jednym ze

stoisk Jagna zachwyciła się chustkami i wstążkami, co spowodowało, że Boryna gotów był

zapłacić za wszystko, co tylko dziewczyna wybierze.

Nie przyjąwszy propozycji, córka Dominikowej poszła dalej. Nie przeszkodziło to skąpemu

zazwyczaj Maciejowi w zakupie prezentu i dogonieniu panny. Stanęli przy kramie z koralami

i paciorkami, które Jagusia zaczęła mierzyć. Wówczas usłyszała od adoratora, że po

nieboszczce żonie ma on w skrzyni aż osiem par korali. Gdy usiedli, Maciej patrzył

zachwycony na jej urodę, zdrowie i młodość. Spytał, czy wybrała już któregoś z licznych

adoratorów, na co odparła, że nikogo jeszcze nie przyjęła. Wtedy ofiarował jej chustkę

i wstążkę, co spowodowało rumieniec zaskoczenia i szczęścia na twarzy dziewczyny.

Zakochany Boryna nie zauważył jej jaśniejących oczu, gdy na pożegnanie wspomniał

o Antku. Jagna udała się na poszukiwanie matki. Przy klasztornym murze dostrzegła żebrzącą

Agatę siedzącą na słomie. Staruszka zapytała Jagnę o Lipce i rodzinę Kłąbów, czym

wywołała zdziwienie rozmówczyni (przecież Kłębowie wygnali Agatę, a ta o nich pytała!).

Tymczasem Boryna po rozstaniu z Jagną spotkał swego zięcia kowala domagającego się

ponownie przepisania większej liczby morgów na rzecz żony. Czekał na to cztery lata. Mimo

że straszył sądem, Maciej po raz kolejny odmówił. Jeszcze nie umiera i nie musi nic

przepisywać. Kowal zdał sobie sprawę, że złością nic nie wskóra, więc zmienił taktykę.

Zaczął prosić, by teść postawił mu wódkę, na co ten przystał. Przy alkoholu zięć ponownie

zapytał o przepisanie i spłaty. Mężczyźni rozeszli się. Boryna powrócił do Antka.

Jarmark dobiegał końca. Zaczął padać deszcz. W tak uciążliwej aurze ludzie zwijali kramy

i odjeżdżali do domów. Miasteczko pustoszało i milkło. Jedynie bezdomnym żebrakom.

nigdzie się nie spieszyło. Borynowie wracali do Lipiec pustym wozem, ponieważ udało im się

background image

sprzedać cały inwentarz. Kupili wiele rzeczy niezbędnych do prowadzenia gospodarstwa.

Zapadał zimny wieczór. Antek popędzał konie. Gdy dojeżdżali do lasu: Ciemno było, że choć

oko wykol; deszcz padał coraz grubszy i gdzieniegdzie po drodze rozlegały się turkoty wozów

i ochrypłe śpiewy pijaków, albo i ktosik człapał się wolno po błocie. A środkiem topolowej

drogi, co ino szumiała głucho i pojękiwała jakby z zimna. Minęli na drodze pijanego

Jambrożego, który śpiewał najgłośniej jak tylko mógł. Plucha szła taka i ciemność, że koniom

ogonów nie rozeznał, a i światła wsi widziały się ledwie jako to wilczych ślepiów migotanie.

VI

Cały czas padały deszcze. Nadchodziła jesienna szaruga. Dni stawały się coraz krótsze.

Skłębione chmury, pociemniałe pola, wszędzie błoto. Z drzew opadały ostatnie liście.

Przerażająca cichość ogarnęła ziemię. Umilkły pola, przycichły wsie, ogłuchły bory. Wsie

poczerniały i jakby silniej przywarły do ziemi, do płotów, do tych sadów nagich,

poskręcanych i jęczących z cicha. Nadszedł czas zbierania i zwożenia kapusty z pól. Przed

chałupami przygotowywano beczki do jej kiszenia. Wyciętą kapustę wrzucano na stojące na

polu wozy, na które przenoszono ją na specjalnych płachtach. Pracowała cała wieś.

Pole Dominikowej sąsiadowało z polem Borynów. Józka z Hanką, Kubą i Jagustynkę również

zbierali kapustę. Wóz Paczesiów był już pełen kapusty, więc jego właściciele pożegnali się

z sąsiadami i ruszyli do domu. Konia prowadził Szymek, a Jagna, zmęczona i przemoczona

do suchej nitki, cieszyła się z końca pracy. Zapadał mrok. Pod ogromnym ciężarem ich wóz

utknął w błocie. Z mgły wyłonił się na szczęście Antek, który pomógł przepchać wóz

i odprowadził do młyna. Szedł obok Jagny za wozem i ta chwila samotności spowodowała, ze

zaprosił dziewczynę do Kłąbów na niedzielne tańce, na które załatwił skrzypka. Panna

obiecała, że zjawi się, jeżeli tylko otrzyma pozwolenie matki. Gdy odszedł, Jagna nadal miała

przed oczami pożądliwy wzrok przystojnego mężczyzny. Zalewała ją fala gorąca. Była

pewna, że drugiego takiego Antka nie ma na świecie. Ilekroć go widziała, nie wiedziała, co

się działo z jej ciałem.

Po powrocie do chałupy i po kolacji Jagna z matką zasiadły do kądzieli, a synowie

Dominikowej zajęli się sprzątaniem (matka tak ich wychowała, że zajmowali się wszystkimi

domowymi obowiązkami). Jambroży (uczestnik wieczerzy) oznajmił, że ktoś chce starać się

background image

o rękę Jagusi i pragnął przysłać swata z wódką, lecz ponieważ jest bardzo strachliwy, boi się

odmowy matki dziewczyny. W końcu starzec uchylił rąbka tajemnicy, zdradzając, że tym

kimś jest bogaty gospodarz, wdowiec. Dominikowa oznajmiła, że nie odda córki do „cudzej

chałupy” i „cudzych dzieci”, podkreślając, że zaopatrzyła Jagnę we własne morgi.

Domyśliła się, że chodziło o starego Borynę. Choć Jambroży zapewniał, że dziewczyna

miałaby dobre i dostatnie życie, dopiero wzmianka o zapisie ziemi poskutkowała –

Dominikowa oczyma wyobraźni widziała już swoje pole powiększone o sąsiednie

gospodarstwo Boryny. Zapytana o zdanie córka odpowiedziała, że wypełni jej wolę. Kobieta

zezwoliła Jambrożemu na przekazanie wieści Borynie, który mógł przysłać swata. Po wyjściu

gościa Jagna zapatrzyła się w okno i zamyśliła nad swym losem, nad wygodnym życiem pod

opieką matki. Dotąd robiła, co chciała, nienarażona na przykre słowa czy uwagi, z dala od

morgów i majątków. Choć mogła być żoną każdego kawalera ze wsi, zamierzała posłuchać

rady matki.

W chwilę potem przyszła Józka z zaproszeniem na jutrzejszy dzień, na wspólne obieranie

kapusty w domu Borynów. Miało się tam zebrać dużo wiejskich dziewczyn i chłopaków.

Jagna się chętnie zgodziła. Dominikowa zaczęła śpiewać pieśni, w czym wtórowały jej dzieci.

VII

Nazajutrz aura nie sprzyjała zabawom i rozmowom. Z powodu padającego deszczu ludzie

siedzieli w swych chałupach. Jagna nie mogła doczekać się wieczoru, kiedy miała iść do

Borynów. Nikt nie przeszkadzał jej w planowaniu rozmaitych wariantów spotkania, ponieważ

Dominikowa

została

wezwana

do

rodzącej

kobiety,

a

bracia

pracowali.

Do Jagny przyszedł parobek Mateusz – przystojny, silny trzydziestoletni kawaler. Wzbudził

zmieszanie w zachwyconej wizytą Jagusi, która zapytała, gdzie przebywał przez ostatnie pół

roku. Odpowiedziawszy, że pracował u ludzi „w świecie”, zaczął gwałtownie całować

zaskoczoną dziewczynę. Zawstydziło go dopiero wejście do izby Jędrzycha (brata Jagusi). Po

jakimś czasie wróciła również Dominikowa, która zakomunikowała, by nie przychodził

więcej do jej córki i dał jej spokój, po czym wygnała go ze swej chałupy. Zaczęła też

krzyczeć na Jagnę, wypominając ostro jej wcześniejsze „latanie” z Mateuszem „po sadach”.

Ostrzegła jednocześnie, że ludzie ponownie mogą zacząć o niej plotkować. Wskutek tego

background image

zajścia

dziewczyna

wybuchła

płaczem,

co

spowodowało,

że

matka,

by

uspokoić,

pozwoliła

córce

zostać

u

Borynów

do

północy.

Pięknie wystrojona, szybko udała się do sąsiedniego gospodarstwa, w którym zastała już dużo

pracujących osób. Pojawił się tam dobrze znany w Lipcach wędrowiec Roch, który zabawiał

towarzystwo barwnymi opowieściami. Szczególną uwagę wzbudziła legenda o Jezusie i jego

psu, który bardziej kochał Pana i troszczył się o Niego niż wyznawcy. Gdy w nocy Jagusia

wracała samotnie do domu, pojawił się przed nią ukryty w krzakach… Antek. Objął ją

mocno, a gdy nie poczuł żadnego oporu, razem skryli się w bujnych zaroślach.

VIII

Nazajutrz Lipce obiegła wieść o Borynowych zmówinach z Jagną. Rozpowiedziała to żona

wójta. Jedynie dzieci Macieja nic nie wiedziały o planach ojca. Stary Boryna od rana chodził

zły i zdenerwowany. Skrzyczał Witka, że nie podrzucił słomy krowom, jak zwykle pokłócił

się z Antkiem. Jagustynka wyznała gospodarzowi, że popiera jego pomysł ożenku. Radziła,

by nie przejmował się dziećmi, bo one i tak odpłacą mu złym, tak samo jak jej. Nie chcąc

dłużej wysłuchiwać tych żalów, gospodarz udał się do wójta. Wraz z nim i ze swym kumem -

sołtysem Szymonem poszli do karczmy, gdzie wypili po kieliszku. Maciej dał im butelkę

gorzałki i nakazał pójść do Dominikowej mówiąc, iż poczeka na ich powrót.

Mężczyźni, po dotarciu do chałupy Paczesiów, weszli do czystej i ciepłej izby. Stara kobieta

przywitała ich grzecznie, udając zdziwienie. Dowiedziała się, w czyim imieniu przychodzą.

Stwierdziła, że jej córka ma dopiero dziewiętnaście lat, a Boryna jest już stary i ma dzieci.

Zapewniała, iż nie odda córki do cudzej chałupy na poniewierkę. Dopiero gdy wójt

poczęstował ją alkoholem, stronom udało się ustalić szczegóły małżeństwa. Dominikowa

z synami i Jagną poszli w towarzystwie wójta i sołtysa na zmówiny do karczmy, w której

czekał Boryna. Nie mógł się nadziwić pięknu narzeczonej. Jankiel zaczął wystawiać jedzenie

i napoje, grała muzyka. Za wszystko oczywiście płacił Boryna, który szeptał Jagnie do ucha

czułe słówka, obiecując, że nie zabraknie jej ptasiego mleka. Jagna była smutna. Siedziała

w milczeniu, słuchając słów trzy razy starszego od niej narzeczonego. Dominikowa ponownie

rozpoczęła targi z przyszłym zięciem. Po długich namowach Boryna zgodził się na jej

warunki.

background image

Ustalono, że w sobotę para da na zapowiedzi, a Maciej pojedzie do miasta i zrobi zapis na

Jagusię. Ta podziękowała mu, wypełniając wolę matki. W karczmie było coraz więcej ludzi:

wszyscy jedli, pili, a płacił…Maciej Boryna. Był tak oczarowany swoją narzeczoną, że mimo

wrodzonej oszczędności teraz nie liczył się z groszem. Dominikowa, pożegnawszy się

z przyszłym zięciem, zabrała córkę i pijanych synów odmawiających powrotu, lecz

obawiających się gniewu matki. Gdy opuścili pomieszczenie, do karczmy wszedł młynarz

z nowiną, że dziedzic sprzedał porębę na Wilczych Dołach. Wówczas Maciej

z

chłopami

odgrażali

się

dworowi.

Przyrzekli,

nie

oddadzą

lasu.

IX

Upłynęło parę dni od zmówin Jagny i Macieja. Deszcze w końcu ustały i przyszedł Dzień

Zaduszny. W Lipcach od rana bezustannie biły kościelne dzwony. Ich dźwięk unosił się nad

polami, lasami i przyległymi wioskami. Do wsi przylatywało ptactwo - znak nadchodzącej

srogiej zimy. Obsiadało przykościelne lipy, cmentarne drzewa. Starsi ludzie zapewniali,

nigdy

nie

widzieli

o

tej

porze

roku

tyle

ptactwa.

W ostatnią niedzielę mieszkańcy Lipiec usłyszeli w kościele pierwsze zapowiedzi o ślubie.

Narzeczeństwo w sobotę pojechało do urzędującego w mieście rejenta, gdzie Boryna zapisał

ukochanej obiecane sześć morgów pola. Teraz całe dnie przesiadywał u Jagusi. Zawsze

ubrany w odświętnie, nie przejmował się gospodarstwem; do domu przychodził jedynie na

noc, często pod wpływem alkoholu. W domu u Borynów panowała cisza. Józka całe

dnie snuła się po izbie, Antek przestał jeść i spać, zatykał usta, by nie krzyczeć.

Serce mu pękało, a dusza bolała. Drzwi od obór i chlewów stały otworem,

inwentarz chodził po sadzie, lecz starego Borynę to zupełnie nie obchodziło.

Po śniadaniu Kuba i Witek udali się do kościoła. Chłopak szedł boso (nie miał butów)

i głośno dzielił się swymi planami z rozmówcą. Gdy dorośnie, zamierza jechać do Warszawy,

nająć się jako parobek do pracy przy koniach i kupić sobie buty. Zbliżywszy się do kościoła,

po obu stronach drogi zobaczyli głośno modlących się żebraków. Weszli w końcu do zakrystii

i z trudem dostali się do otoczonego grupką ludzi organisty, który przyjmował pieniądze na

„wypominki” za dusze zmarłych, brał za to po sześć groszy, a imię nieboszczyka zapisywał

w specjalnym zeszycie. Gdy Kuba podał imiona bliskich i zapłacił, czekał na Witka: Witek

background image

ostał nieco w tyle, że go to po bosych nogach srodze deptali, ale się pchał, jak mógł, choć ta i

niejeden burknął, że to się to pod łokcie ciśnie a starszym zastąpia, pieniądze w garści ściskał

- dopiero kiej go dopchnęli do stołu, wprost organisty, zapomniał języka w gębie... (…)A on

co?... Wie to, kto jego mać? Kto ojciec?... Wie?... Ma to dać za kogo?... Jezu mój!

Jezusiczku... to ino gębę szeroko otworzył i te oczy modre i stojał nieruchawy jako ten głupi i

serce mu się skurczyło z bolenia, że ledwie zipał, ledwie mógł złapać tego dechu... i tak mu się

ckno zrobiło w dołku, jakby już miał ostatnią parę puścić... (…)i tak się trząsł w sobie, tak

dygotał każdą kosteczką, że ani zębów zewrzeć nie mógł, ani ustoić prosto; przysiadł w kącie

na podłodze, od oczów ludzkich, i płakał rzewnymi, sierocymi łzami..: - Matulu! Matulu! -

skamlało w nim cosik i oździerało mu duszę do dna. A pomiarkować nie mógł ni rozeznać,

czemu to wszyscy ojców mają, matki mają, a on jeden sierota, on jeden tylko, on jeden....

W końcu podał pierwsze imiona, które przyszły mu do głowy, zapłacił zarobionymi od

Boryny pieniędzmi i odszedł. Wraz z Kubą udał się za kościół, gdzie ksiądz wyczytywał

imiona zmarłych dusz, za które wszyscy zebrani się modlili.

Po południu w Dzień Zaduszny co roku w cmentarnej kaplicy odprawiano nieszpory.

Borynowie również się tam udali. Na cmentarzu przy wejściu stały beczki. Jedna należała do

księdza, druga do organisty, trzecia do Jambrożego, a reszta do żebraków. Każdy

z przychodzących musiał coś do każdej wrzucić, na przykład chleb, kiełbasę, słoninę, masło,

grzyby, a nawet motki przędzy (co najlepsze, dostawało się księdzu, co najgorsze –

żebrakom). Ludzie, szepcząc i płacząc, chodzili wśród mogił. Opuszczali cmentarz,

popędzani nadchodzącą nocą. Żebracze śpiewy umilkły, a wycie psów rozbrzmiewało

w całych Lipcach. Drogi opustoszały, karczmę zamknięto. Mieszkańcy wsi oddawali się

zadumie w zaciszu swych domów.

U Antka w izbie siedzieli Roch, Jambroży, Jagustynka, Kłąb, Kuba z Witkiem – zabrakło

jedynie Boryny, spędzającego czas w chacie Jagusi. Wszyscy zajmowali ławy przed

kominem, a każdy z nich na swój sposób myślał o mijającym Dniu Zadusznym.

X

Antek poszedł do księdza po radę w sprawie decyzji ojca, który zapisał ziemię Jagnie. Nie był

jednak zadowolony z wizyty - usłyszał, że ma słuchać ojca, bo sprzeciw to grzech śmiertelny.

background image

Doszli do karczmy. Ksiądz zapytał, czemu siedzi tam tak dużo „pijasów” (pijanych chłopów),

na co usłyszał, że zebrali się w sprawie planowanej sprzedaży lasów przez dziedzica.

Boryna zarzekał się, że jeśli trzeba będzie, pójdzie po sprawiedliwość do sądu,

a

nawet

weźmie

siekierę

i

sam

obroni

bór

przed

wycinką.

Pozostawiwszy księdza, Antek zaszedł do kowala, któremu poskarżył się na radę

duchownego. Odgrażał się, że jeżeli trzeba będzie, pójdzie do sądu po sprawiedliwość.

Usłyszał, by nie straszył, bo w przeciwnym razie ojciec wygoni go z chałupy. Do mężczyzn

dołączył wójt, on również bronił starego Boryny. Antek w szale gniewu wykrzyczał, że wójt

przepija gromadzkie pieniądze, a z dziedzicem na pewno zawarł jakiś układ w sprawie

sprzedaży lasu. Młody Boryna zamierzył się nawet na zaskoczonego urzędnika, lecz w jego

obronie stanął kowal. Wściekły Antek opuścił towarzystwo myśląc, że wszyscy są przeciwko

niemu. Następnego dnia rano odwiedził kowala z przeprosinami za wczorajszy wieczór

i dowiedział się, że po południu starego Borynę odwiedzi kowalowa. Może uda się jej

w dobrej atmosferze rozmówić z Maciejem w sprawie zapisu poczynionego Jagnie.

Antek po powrocie od szwagra, którego nie lubił (nazywał go judaszem i skąpcem), zajrzał do

izby Boryny, w której zastał około dwadzieścioro wiejskich dzieci uczonych przez Rocha.

W swej części domu spotkał ojca Hanki. Stary, schorowany Bylica po obfitym posiłku zaczął

użalać się na swą drugą córkę Weronkę, z którą mieszkał (nie dawała ojcu jeść, zabrała

pierzynę, nie chciała dawać drzewa na opał, stale wysyłała go na żebry). Hanka była skłócona

z siostrą za to, że po śmierci zagarnęła wszystkie matczyne pamiątki, nie wywiązując się przy

tym z opieki nad ojcem. Gdy zaczęła oskarżać Weronkę, w obronie córki stanął Bylica,

usprawiedliwiając złe postępowanie kłopotami z wieloma dziećmi i problemami finansowymi

(jej mąż zarabiał czterdzieści groszy dziennie u organisty przy młóceniu).

Po południu przyszła kowalowa wraz z dziećmi, gotowa czekać na powrót ojca nawet do

wieczora. W tym czasie z wiejskimi nowinami przybiegła Jagustyna, informując, iż Maciej na

wesele zaprosił organistów, księdza, młynarza – zapowiadało się najbogatsze wesele

w

Lipcach.

Po powrocie stary Boryna usłyszał od swoich starszych dzieci - Antka i Magdy „radę” - by

background image

XI

Nadszedł dzień ślubu Jagny. Przygotowania do wesela wymagały jeszcze sporo pracy.

Wcześniej wybielono wapnem cały dom (na zewnątrz i w środku), ustrojono gałęziami

świerczyny jego zewnętrzne ściany, opłotki udekorowano jedliną – pachniało jak w lesie.

Jagna w tak szczególnym dniu była smutna. Myślała o Antku, nie mogąc uwierzyć, że

podczas bójki z ojcem powiedział o niej tak niesprawiedliwe słowa, które donieśli jej ludzie.

Pomału zaczęli się schodzić pierwsi goście, zaproszeni nawet z okolicznych wiosek.

Przychodziły kumy, krewniaczki i dawnym obyczajem znosiły kury, chleby, placki, mąkę,

a nawet i srebrnego rubla. Wszystko to w podzięce za zaproszenie, by wynagrodzić gospodyni

poniesione

straty.

Kobiety

„przepijały” z gospodynią po kieliszku gorzałki.

Muzykanci wyszli w tym czasie z chałupy wójta na drogę. Instrumenty przystroili wstążkami,

prowadząc sześciu drużbów Boryny. Potem wrócili po pana młodego, który pojawił się

wygolony, weselnie przystrojony i dał się poprowadzić do domu narzeczonej. Wszyscy

śpiewali, a wieś się przyglądała i podziwiała. Dominikowa z synami witała gości na progu.

Sień i podwórko były pełne ludzi. Młynarzowa z organiściną wyprowadziły Jagnę z izby,

zmienił zapis ziemi, ponieważ w przeciwnym razie spotkają się w sądzie. Zaczęła się kłótnia.

Hanka i Antek szkalowali wybrankę Macieja. Syn wyznał: - I ja przywtórzę, że lakudra jest,

włók, ja! A spał z nią, kto chciał, ja!... - wołał nieprzytomnie i gadał, co mu ślina na język

przyniosła. To spowodowało, iż gospodarz, w którym krew wrzała złością i gniewem –

uderzył go w twarz, rozpoczynając tym samym bójkę. Kobiety krzyczały, a walczących

rozdzielili dopiero zaalarmowani sąsiedzi. Zakrwawionego Antka zanieśli do jego izby.

Borynie nie stało się nic – wygonił sąsiadów, zamknął drzwi, usiadł przed kominem

i analizował słowa, które wykrzykiwał jego syn o Jagusi. Po chwili wyszedł z domu.

Następnego ranka Boryna nakazał Antkowi odejść z domu. Syn z synową spakowali skromny

dobytek i opuścili gospodarstwo. Przenieśli się do Bylicy, z którym zamieszkali w małej izbie

na końcu wsi, aż za karczmą. Pies Łapa również poszedł za nimi, powodując wybuch płaczu

przywiązanej do niego Józki (ojciec uspokajał ją, że pies wkrótce wróci, ponieważ u Antków

nie będzie miał co jeść). Izbę po synu Boryna kazał córce posprzątać i dać Rochowi. Cała

wieś szybko dowiedziała się o bójce i wypędzeniu Antka. Plotkom nie było końca.

background image

w chwilę później obstąpiły ją druhny. Ubrana w białe aksamity panna młoda wyglądała

pięknie, czym wzbudzała zachwyt gości. Boryna chwycił ją za rękę i wspólnie uklękli przed

błogosławiąca ich matką dziewczyny. Jaguś padła do jej nóg z płaczem, żegnając się ze

wszystkimi.

Goście wyszli przed domu i ustawili się w szeregu, prowadzonym przez muzykantów:

A potem Jagnę wiedli drużbowie - szła bujno, uśmiechnięta przez łzy, co jej jeszcze u rzęs

wisiały, weselna niby ten kierz kwietny i kiej słońce ciągnąca wszystkich oczy; włosy miała

zaplecione nad czołem, w nich koronę wysoką, ze złotych szychów, z pawich oczek i gałązek

rozmarynu, a od niej na plecy spływały długie wstążki we wszystkich kolorach i leciały za nią,

i furkotały kieby ta tęcza; spódnica biała rzęsisto zebrana w pasie, gorset z błękitnego jak

niebo aksamitu wyszyty srebrem, koszula o bufiastych rękawach, a pod szyją bujne krezy

obdziergane modrą nicią, a na szyi całe sznury korali i bursztynów aż do pół piersi opadały.

Za nią druhny prowadziły Macieja. Jako ten dąb rozrosły w boru po śmigłej sośnie, tak on

następował po Jagusi, w biedrach się ino kołysał, a po bokach drogi rozglądał, bo mu się

zdało, że Antka w ciżbie uwidział. A za nimi dopiero szła Dominikowa ze swatami, kowalowie,

Józia, młynarzowie, organiścina i co przedniejsi. Na ostatek zaś całą drogą waliła wieś cała.

Ślub odbył się szybko, ponieważ ksiądz spieszył się do chorego. Po ceremonii organista grał

na organach, żegnając weselny orszak, podziwiany przez całą wieś.

Po powrocie Dominikowa zapraszała gości do stołu. Na najważniejszym miejscu usiedli

państwo młodzi, a obok goście pierwsi po uważaniu (po majątku, starszeństwie, aż do druhen

i dzieci). Drużbowie Boryny wraz z muzykantami zabawiali gości. Organista głośno odmówił

modlitwę, po której goście jedli, pili i gawędzili, a kucharki donosiły jedzenie, pilnując, by na

stole niczego nie zabrakło. Maciej bezskutecznie podtykał żonie jedzenie, obiecując, że

będzie jej z nim dobrze, ponieważ wynajmie dziewczynę do pomocy, by się nie

przepracowywała. Wśród tematów dyskusji najważniejszym była sprzedaż lasu.

Gdy zjedzono pierwsze dania i wypito trochę alkoholu, z izby uprzątnięto stoły, by zrobić

miejsce na tańce i zabawy. Wszyscy bawili się wesoło - i młodsi, i starsi. Po zakończeniu

obrządków oczepinowych kobiety w czepiec zbierały pieniądze od gości dla młodych. Jagusia

„przepijała” z zebranymi po kieliszku, lecz w oczach miała łzy. Boryna wpatrzony był

w młodą żonę jak w obraz. Zabawie nie było końca: I tańcowali! ...Owe krakowiaki, drygliwe,

background image

baraszkujące, ucinaną, brzękliwą nutą i skokliwymi przyśpiewkami sadzone, jako te pasy

nabijane, a pełne śmiechów i swawoli; pełne weselnej gędźby i bujnej, mocnej, zuchowatej

młodości i wraz pełne figlów uciesznych, przegonów i waru krwi młodej kochania pragnącej.

Hej! (...). Tak oto chłopski naród bawił się na najbogatszym weselu. O świcie jeszcze

tańczono, pito. Kto się zmęczył – odpoczywał, a potem ponownie wracał do zabawy.

XII

Nad ranem Jagustynka wygnała z wesela Witka, by poszedł zobaczyć, co dzieje się z chorym

Kubą. Na dworze panował mocny przymrozek, a w Borynowej chałupie Roch czytał nabożne

książki. Po wejściu do obory Witek został powitały przez psa Łapę, który wrócił od Antka

i Hanki. Chłopak nakarmił go weselną kiełbasą, po czym przyniósł choremu Kubie wiadro

wody i zasnął. Stary parobek przeczuwał, że umiera. Majaczył w gorączce tak, że przebudził

śpiącego. Prosił, by przyprowadzić z przyjęcia Jagustynkę lub Jambrożego znających się na

chorobach.

Oboje byli pijani i nie chcieli odwiedzić chorego. Pod wieczór przyszedł do Kuby Jambroży.

Chcąc zobaczyć chorą nogę, odwinął zakrwawione szmaty, odsłaniając spuchniętą i zropiałą

łydkę. Parobek przyznał, że parę dni temu był na polu, gdzie strzelił do niego borowy za to, że

wcześniej zabił zająca. Od tej pory Kuba leżał w stajni. Jambroży opatrzył nogę i obiecał, że

pójdzie do wójta po wóz, którym pojadą do szpitala, lecz chory nie zgodził się. Nie

przekonało go zapewnienie Jambrożego, że gdyby uciąć nogę w kolanie, wyzdrowienie

byłoby pewne. Weselnik wrócił na przyjęcie, zostawiając wyjącego z bólu,

majaczącego i mdlejącego parobka, który nie czuł już zdrętwiałej nogi.

U Dominikowej nadal trwało wesele. Szykowano się do przenosin młodej panny do

mieszkania męża. Najpierw goście przeprowadzili krowę, potem przenieśli skrzynię, pierzynę

i inne rzeczy otrzymane w wianie. Muzykanci szli przodem, prowadząc Jagusię z matką,

braćmi i weselnikami. Boryna czekał na nich na ganku swej chałupy wraz z kowalami i Józką.

Dominikowa wniosła przodem w węzełku skibkę chleba, soli szczyptę, węgiel, wosk

z gromnicy i pęk kłosów poświęconych na Zielną, a gdy i Jaguś próg przestąpiła, kumy ciskały

za nią nitki wyprute i paździerze, by zły nie miał przystępu i wiodło się jej wszystko. Młodzi

przyjmowali życzenia szczęścia i pomyślności. Ponownie rozpoczęto weselną ucztę.

Dominikowa z naganą obserwowała Szymka tańczącego z Nastką Gołębianką. Do

background image

towarzystwa dołączyli wójt i Jambroży, zaczęto pić i jeść. Jagna podtykała gościom potrawy,

a Boryna chodził za nią krok w krok, co chwila całując młodą żonę.

Witek wywołał z przyjęcia Jambrożego, na którego czekał Roch. Poszli do stajni. Zobaczyli

leżącego we krwi parobka i brudną siekierę Kuba leżał przewieszony przez próg z odciętą

nogą. Otworzywszy oczy, powiedział, że dziobnął dwa razy i teraz nic go nie boli.

Roch postanowił jechać po księdza, więc poprosił towarzysza, by doglądał

umierającego

(Jambroży

jednak

powrócił

zaraz

na

wesele).

W czasie, gdy postanowiono, że następnego wieczoru w karczmie odbędą się poprawiny,

Kuba

żegnał

się

ze

światem,

składając

duszę

Panu

Jezusowi.

Część 2 – Zima

I

Nadchodziła zima(...). Hanka próbowała rozpalić ogień w kominie, lecz mokre drzewo

uniemożliwiało jej szybkie zakończenie pracy. W izbie panowały przejmujące zimno

i wilgoć. Po drugiej stronie sieni, z izby zajmowanej przez Hankę z rodziną każdego ranka

dochodziły kłótnie i krzyki. Od trzech tygodni, odkąd małżeństwo zamieszkało u Bylicy,

Antek nawet nie rozmawiał z Hanką, przesiadując całymi dniami w karczmie. Nie martwił

się, że nie mają pieniędzy i jedzenia (prócz gotowanych ziemniaków z solą), nie chciał nawet

chodzić po opał do lasu. Bardzo się zmienił. Cały czas nękały go myśli o Jagusi, niczym

opętanie, z którym nie mógł sobie poradzić. Choć wcześniej nie brał pod uwagę opuszczenia

Lipiec, teraz pomysł wydał mu się sensowny, dlatego oznajmił żonie, że idzie w świat.

Stanąwszy na drodze, rozglądał się po polach, a w chwilę potem usłyszał dzwoneczki sań

i zobaczył pasażerów tego pojazdu… Borynę z Jagną! Za nimi jechały kolejne sanie.

Ujrzawszy ukochaną, stanął jak skamieniały, po czym poszedł do karczmy z pytaniem, dokąd

jechał ojciec. Usłyszał od Jankiela, że Maciej podążał do sądu, ponieważ prawuje się o stratę

krowy.

W karczmie siedzieli nabywcy poręby lasu na Wilczych Dołach. Ich widok jeszcze bardziej

background image

rozwścieczył mężczyznę. Zaczął zamawiać kolejne kwaterki gorzałki. Dopiero gdy był już

kompletnie pijany, a Żyd żądał zapłaty za alkohol, wybiegł z karczmy i krzyczał,

że

zabije

każdego,

kto

stanie

mu

na

drodze

(nawet

Jankiela).

II

Hanka siedziała w izbie, a dzieci bawiły się na łóżku pod pierzyną. Rozglądała się po

biednym pomieszczeniu, wspominając wybielone ściany, podłogę z desek, ciepłą i czystą izbę

u Borynów. Była zła, ponieważ pokłóciła się przed chwilą z siostrą, a powoli, z dnia na dzień,

wszystkie obowiązki należące do Antka spadały na jej wątłe barki. Z żalem przypominała

sobie słowa szwagra o tym, że Jagustynka wszystkie domowe obowiązki wykonywała za

Jagnę, która wylegiwała się w łóżku do południa, popijając herbatę, gdy tymczasem Maciej

stale

się

do

niej

przymilał

i

kupował,

co

tylko

chciała.

Żona Antka wzięła pieniądze za sprzedaną Żydom krowę i poszła do karczmy oddać dług

Jankielowi, od którego brali podstawowe artykuły spożywcze na kredyt. Chodziła też po wsi

z nadzieją, że znajdzie u kogoś pracę dla męża. Zawitała do organistów, u których rozpłakała

się, pierwszy raz mówiąc o panującej w domu biedzie, o utracie sił i chęci do życia.

Organistowie wysłuchali zapłakanej Borynowej, a gospodyni dała jej pracę (uprzędzenie

wełny), za którą obiecała mąkę i kaszę. Worki z wełną mieli przynieść Hance parobcy.

Po wyjściu na drogę Antkowa nie wiedziała, gdzie iść w poszukiwaniu zajęcia dla męża.

Zobaczywszy Nastkę, idącą do młyna z kolacją dla pracującego tam Mateusza, dowiedziała

się o dobrze płatnej „robocie”. Z nowymi siłami poszła prosić młynarza o jakieś zajęcie dla

Antka. Młody Boryna został przyjęty do pracy przy obróbce drewna, lecz przedtem Hanka

usłyszała, że cała wieś plotkowała o jej mężu – uganiającym się za Jagną i migającym się od

obowiązków. Podziękowała i opuściwszy młyn, cały czas myślała o usłyszanych słowach.

Gdy wróciła do domu, zastała tam już trzy worki wełny przyniesione przez parobków.

W jednym z nich znalazła bochen chleba, kawał słoniny i pół garnka kaszy. Zrobiła sytą

kolację, a po położeniu dzieci spać przędła wełnę prawie do świtu. Ciągle myślała o Antku

i Jagnie, wskutek czego ogarnął ją żal. Nadal tak bardzo przecież kochała męża, a on ją tak

boleśnie odtrącał. Przez cały następny dzień była spokojniejsza. Jej mąż wrócił dopiero

wieczorem, zmęczony i zmarnowany.

background image

W nocy Antek obiecał żonie, że nie pójdzie w świat, na co usłyszał o propozycji pracy

u młynarza w tartaku (Hanka nie przyznała się, że to ona prosiła w imieniu męża o posadę –

za bardzo się go bała). Nie zapewnił, że zacznie pracę, miał się zastanowić. Kobieta

przytuliła

się

do

niego,

lecz

on

mógł

myśleć

jedynie

o

Jagnie.

III

Nazajutrz Antek podjął pracę u młynarza, który nakazał mu posłuszeństwo wobec Mateusza,

jego prawej ręki w tartaku. W porze obiadowej, gdy wszyscy poszli jeść do młynicy, Antek

pozostał na mrozie, nie chcąc słyszeć śmiechu i być ofiarą poniżania wywołanego nagłą

biedą.

Zjadł

suchy

chleb,

który

popił

wodą

z

rzeki.

Zmęczony i przemarznięty skończył pracę o zmroku. Zaraz potem dotarł do domu, nie mając

już sił na nic, tylko na sen. Ostatnio odzwyczaił się od ciężkiej roboty. Położywszy się pod

pierzynę, od razu zasnął. Żona chodziła boso po izbie, by nie zbudzić go stukającymi trepami.

I tak mijały Antkowi i Hance kolejne dni: I czy mróz choćby i największą skrzytwą prażył, czy

zawierucha dęła i biła wichurą i śniegiem, że oczów nie było można ozewrzeć, czy odwilż

przychodziła, że trzeba było stać dnie całe w rozmiękłym śniegu, a przykry, wilgotny ziąb

w kości właził, czy śniegi sypały, że topora własnego mało co widział - trzeba było zrywać się

do dnia, bieżyć i dnie długie pracować, aż gnaty trzeszczały i każda żyła z osobna pruła się

z utrudzenia, a śpieszyć się do tego, bo cztery piły tak zeżerały drzewo, że ledwie mogli

nastarczyć i Mateusz poganiał.

Boryna nie znosił Mateusza rozpowiadającego swoich o miłostkach z Jagną. Obserwował go

- sprawnego i silnego, w imieniu młynarza doglądającego pracy (w zamian za dodatkowe

pieniądze). Ludzie czekali chwili, kiedy między nimi dojdzie do bójki. Z dnia na dzień

w rywalach rosła nienawiść, w dodatku obaj mieli się za najsilniejszych chłopów we wsi.

W gruncie rzeczy Mateusz nie był złym człowiekiem, miał jednak świadomość

swej siły i oddziaływania na kobiety. W przeciwieństwie do Antka, który krył się

z

uczucie

do

Jagny,

rozpowiadał

o

tym

wszem

i

wobec.

W porze obiadowej kobiety pojawiły się z dwojakami. Choć wszyscy poszli do młynicy,

background image

Antek z Hanką weszli do izby młynarczyka (znajomego Boryny), ponieważ mężczyzna

stronił od ludzi. Zastali tam paru chłopów z przyległych wiosek czekających na zmielenie

zboża. Antek zjadł przyniesiony posiłek: kapustę z grochem i kluski ziemniaczane z mlekiem.

W tym czasie żona czule wpatrywała się w niego. Mimo iż zmizerniał od pracy na mrozie,

dla

niej

cały

czas

był

tak

samo

przystojny.

Rozmawiali

o

domu.

Po wyjściu żony Antek przysłuchiwał się słowom, które padały z ust chłopów. Mówili, że

dwa tygodnie temu powrócił z dalekich krajów brat dziedzica. Nie chcąc mieszkać we

dworze, przeniósł się do borowego do lasu, gdzie sam sobie gotuje, gra na skrzypkach, a co

najdziwniejsze – wypytuje mieszkańców Lipiec o niejakiego Kubę, który wyniósł go rannego

z pola bitwy na swych plecach. Słysząc to Boryna powiedział, że u nich pracował

niegdyś

Kuba,

były

parobek

dziedzica,

lecz

teraz

nie

żyje.

Do pogorszenia stosunków miedzy Mateuszem i Antkiem przyczynił się młynarz, który dał

temu drugiemu podwyżkę za dobrą pracę. Borynie jednak było wszystko jedno. Nie ucieszył

go nawet gest młynarza. Całe dnie spędzał w pracy, do domu wracając jedynie na wieczorny

sen. Zrobił się jeszcze bardziej milczący. Pieniądze oddawał Hance. W niedzielę odmawiał

pójścia na mszę, bojąc się przypadkowego spotkania z Jagną. Nie obchodziły go sprawy wsi,

smutki czy radości sąsiadów, żył poza nimi, jakby obcy. Niedawno, gdy przypadkowo spotkał

kowala, który tłumaczył się z uczestnictwa w weselu, groźnie kazał mu zejść z drogi, czym

wprawił szwagra w osłupienie.

Pewnego dnia Mateusz opowiadał chłopom o Jagusi, za którą rzekomo uganiał się po polach.

Śmiał się ze wszystkich mężczyzn Borynów, którzy skamleli pod jej drzwiami (tak podobno

mówiła do niego Jagna). Antek przypadkowo to usłyszał. Otworzył drzwi, skoczył na

Mateusza i chwyciwszy go za gardło i za pas, wyniósł na dwór, przerzucił przez płot

graniczący z potokiem i wrzucił do wody. W jednej chwili zgromadziła się duża liczba ludzi,

którzy wyciągnęli zakrwawionego Mateusza. Chcieli posyłać po księdza. Tymczasem Antek

usiadł spokojnie przed kominem i grzał sobie ręce. Gdy ludzie wrócili z dworu, zagroził: Kto

ino będzie mnie szargał i nastawał na mnie, każdemu tak zrobię albo jeszcze lepiej!. Wszyscy

milczeli, patrząc jedynie z podziwem na Antka, który pierwszy dał radę Mateuszowi.

Następnego dnia Boryna nie poszedł do pracy myśląc, że jest już zwolniony. Zmienił zdanie

dopiero, gdy po śniadaniu przyszedł po niego młynarz mówiąc, by wracał i zajął miejsce

background image

Mateusza, dopóki ten nie wyzdrowieje. Wpierw jednak wynegocjował taką stawkę, jaką

otrzymywał poprzednik. Hanka nie zdawała sobie sprawy z wydarzeń poprzedniego dnia.

IV

Po paru dniach mgieł i wilgoci znowu przyszedł mróz i śnieg przywalił pola. W każdej

chałupie robiono porządki: posypywano sienie i podłogi świeżym igliwiem, pieczono chleby

i świąteczne strucle. Zbliżały się Gody Pańskiego Dzieciątka – święto cudu

i zmiłowania Jezusowego nad światem. Trwały przygotowania do świąt. Boryna wraz

z Pietrkiem (parobkiem przyjętym na miejsce Kuby) wybrał się do miasta po zakupy. W izbie

Jagna przy pomocy matki zagniatała ciasto. Kobiety piekły chleby, a Józka ozdobiła ściany

kolorowymi wycinankami. Roch poszedł z Jambrożym do kościoła przystrajać ołtarz, a do

Borynów zawitali kolędnicy: Jaś (syn organistów) z młodszym bratem przynieśli opłatek.

Gospodyni położyła go na talerzyku przed pasyjką, dając za nią Jasiowi garnek siemienia

lnianego i sześć jajek. Mimo że rozmawiała z Jasiem wesoło i życzliwie, ten cały czas się

czerwienił. Opowiedziała mu o śmierci Kuby, co spowodowało, że młodzieniec się rozpłakał,

zmartwiony o duszę zmarłego (skonał przed przybyciem księdza). Syn organisty opowiadał

o wizycie u Antka, u którego panowała ogromna i wyniszczająca bieda.

Po tej rozmowie Jaś opuścił towarzystwo, a gdy został sam, wciąż przed oczami miał piękną

Jagnę. Choć słyszał już o jej wpływie na okolicznych mężczyzn, nie zdawał sobie sprawy, że

będzie kolejną ofiarą. Tymczasem Jagna również rozmyślała, zaskoczona urodą dziecka

organistów. Wspominała również Antka, przywołanego przez Jasia. Przez trzy miesiące

widziała go jedynie raz, a nadal była pod jego urokiem, nadal nosiła go w sercu. Coraz

bardziej denerwowały ją zaloty męża, o względy którego nie zabiegała zupełnie, była tylko

bardziej rozdrażniona. Po wyjściu młodego organisty posprzątała izbę i oporządziła krowy, co

nie zdarzało się jej zbyt często, by potem długo płakać, co stało się powodem domysłów o jej

błogosławionym stanie. Dominikowa po cichu przeliczała grunty, które Jagna miała zyskać

dla dziecka, a Boryna się cieszył…Jagna po chwili wyprowadziła wszystkich z błędu.

W dzień Wigilii, podczas suto przygotowanej wieczerzy, wyczekiwano pierwszej gwiazdki.

W każdej chałupie od wschodu stawiano snop zboża i pod obrus wkładano siano. Także

w Borynowej izbie pielęgnowano tradycję. Gospodarz podzielił opłatek miedzy wszystkich.

Z powodu całodniowego postu byli bardzo głodni: Najpierw był buraczany kwas, gotowany

background image

na grzybach z ziemniakami całymi, a potem przyszły śledzie w mące obtaczane i smażone

w oleju konopnym, później zaś pszenne kluski z nnakiem, a potem szła kapusta z grzybami,

olejem również omaszczona, a na ostatek podała Jagusia przysmak prawdziwy, bo racuszki

z gryczanej mąki z miodem zatarte i w makowym oleju uprużone, a przegryzali to wszystko

prostym chlebem, bo placka ni strucli, że z mlekiem i masłem były, nie godziło się jeść dnia

tego. Do wieczerzy dołączyła Jagustynka, bezskutecznie czekająca pod chałupą dzieci

z nadzieją, że zaproszą ją na poczęstunek. Po posiłku Jagna częstowała kawą z cukrem, Roch

czytał nabożną książkę.

Dominikowa zaprowadziła wszystkich do obory, do krów. Jagna za radą matki obdzieliła

inwentarz opłatkiem, po czym wrócili do izby. W niedługich czasie do Borynów przyszli

kowalowie z dziećmi, z którymi wybierali się na pasterkę. Zięć poinformował, że wójt

wzywa Dominikową do rodzącej żony, wskutek czego towarzystwo się zmniejszyło.

Gdy domownicy usłyszeli sygnaturkę kościelną wzywającą na pasterkę, ubrali się

i

wyszli,

w

domu

zostawiając

jedynie

Jagustynkę.

Ludzie ze wszystkich stron zmierzali do kościoła, który wypełnił się po brzegi. Antek wśród

zebranych ujrzał ojca z rodziną i Jagnę; ku której udało mu się przepchać. Ona również go

ujrzała: Siedziała sztywno jak i drugie kobiety, w książkę patrzała, ale ani jednej litery nie

rozeznała, ni kart nawet, nic, bo te jego oczy smutne, oczy żałosne, oczy parzące blaskami

stały przed nią, jaśniały jak gwiazdy, świat cały przysłoniły, że zatraciła się całkiem,

przepadła zgoła - a on wciąż klęczał, słyszała jego krótki i gorący oddech i czuła tę moc

słodką, tę moc straszną, jaka biła od niego, szła jej prosto do serca, krępowała niby

powrozami i przejmowała strachem a słodkością, dreszczem, od którego rozum odchodził,

miłowania krzykiem tak potężnym, że trzęsła się w niej każda kosteczka, a serce tłukło się jako

ten ptak, gdy mu dla swawoli skrzydła przybiją do ściany!.... Antek szeptał, by któregoś dnia

wyszła na spotkanie pod bróg (stóg siana). Od żaru jego słów prawie zemdlała. Potem

radosny stał na mrozie. Nabierał w ręce śnieg, który połykał łapczywie, by w końcu pobiec

w pole…

V

Borynowie wrócili z pasterki dopiero nad ranem. Jagna do południa leżała w łóżku, nie

background image

mogąc zasnąć, ponieważ cały czas myślała o Antku. Gdy w końcu wstała, poszła do matki,

której

jednak

nie

spotkała

(była

u

rodzącej

wójtowej).

Dom Borynów odwiedziła Nastka, którą Jagustynka zapytała o zdrowie Mateusza. Dopiero

teraz domownicy dowiedzieli się o bójce Antka z bratem dziewczyny. Jagna po cichu

zapytała o powód walki, a poznawszy go – przekonała się, iż Antek miłuje ją tak samo, jak

ona jego. W głowie huczały jej słowa kochanka, by wyszła wieczorem pod bróg.

Dopiero teraz dostrzegła starość męża, poczuła rodzące się do niego obrzydzenie.

Samotnie poszła na wieczorne nieszpory, licząc na spotkanie Antka, lecz

w

kościele

zobaczyła

jedynie

wychudzoną

Hankę.

Do Macieja jako do pierwszego gospodarza we wsi przyszedł Kłąb z sąsiadami z propozycją,

by przystąpił do ich grupy. Chłopi dowiedzieli się, że sprzedany przez dziedzica las lada

dzień wytną rębacze. Krzyczeli, że nie mogą na to pozwolić. Boryna zaproponował napisanie

skargi na dziedzica do komisarza, lecz chłopi nie chcieli tak długo czekać na odpowiedź.

Choć zaprosili Macieja na jutrzejszą naradę, odmówił tłumacząc, iż musi jechać do Woli, do

krewniaków kłócących się miedzy sobą o gospodarkę (tak naprawdę podróż była wymówką,

ponieważ nie chciał wszczynać kolejnej walki z dworem, cały czas mając nadzieję na

odszkodowanie w sprawie krowy). Nazajutrz Boryna ubrał się odświętnie i skierował wóz

w stronę Woli (musiał tam jechać, by chłopi nie domyślili się niczego), co niewymownie

ucieszyło Jagnę (nieświadomą podstępu). Zamierzała wyjść na spotkanie: Rwała się już jej

dusza do wylotu, śmiały się oczy, wyciągały ręce, prężyła pierś i ognie błyskawicami

upalnymi chodziły po niej i słodką męka oblewały... Ale z nagła, niespodziewanie chwycił ją

dziwny lęk i ścisnął za serce, że zmilkła, przycichła w sobie (…). Zmieniła zdanie. Szybko

poprosiła męża, by zabrał ją ze sobą - i w kilka minut później już jechali razem.

VI

Witek poinformował Borynę o przyjeździe dziedzica, który udał się do młynarza. Maciej

wiedział, że odbywała się tam narada w sprawie lasów z udziałem wójta, sołtysa, kowala

i młynarza, na którą nikt go nie zawołał, mimo że był pierwszym gospodarzem we wsi.

Założywszy

kożuch

i

czapkę,

wyszedł

z

domu.

background image

Do Jagny i Witka przyszedł jakiś nieznajomy człowiek pytając, czy to dom Borynów i czy

może się ogrzać. Uzyskawszy przyzwolenie, usiadł, stając się obiektem bacznej obserwacji

młodej gospodyni. Gość był stary i przygarbiony, ubrany w pański ubiór. Siedział zamyślony.

W chwilę później przyszły również sąsiadki, chcąc nasycić swoje plotkarskie oczy widokiem

obcego.

Wraz z nadejściem wieczoru sąsiadki zrezygnowały z przyglądania się i poszły, a wówczas

nieznajomy zapytał Jagnę, czy służył u nich Jakub Socha, którego szukał od powrotu po

wszystkich wsiach. Wtedy okazało się, że obcy to brat dziedzica, którym Kuba bardzo się

niegdyś opiekował. Tak oto wyjaśnił się powód dziwnej wizyty. Gość dowiedział się, że

niestety, Kuba umarł jesienią. Witek opowiedział mu o dobrym sercu Sochy i naukach, jakie

dzięki niemu poznał, obiecując pokazanie grobu zmarłego. Przy pożegnaniu brat dziedzica

zapowiedział kolejne odwiedziny i prosił Jagnę, by przekazała mężowi jego dane – Jacek

z Woli.

Wieczorem w końcu doszło do potajemnego spotkania zakochanych. Jagna usłyszała słowa o

tęsknocie, miłości, pożądaniu. Zaczęli się z Antkiem przytulać i całować namiętnie pod

znajomym brogiem. Czułą schadzkę przerwało wołanie Boryny. Antek uciekł w stronę

ogrodu, a jego ukochana pobiegła w kierunku podwórka, nieświadomie gubiąc po drodze

zapaskę (chustkę) w przejściu. Rozgorączkowaną twarz potarła śniegiem, nazbierała drzewa

i weszła do izby. W chwilę potem usłyszała wyrzuty męża, który szukał jej w oborze.

Skłamała, że poszła po drzewo do szopy, lecz Maciej jej nie uwierzył, podejrzewając

ponowne schadzki z Mateuszem. Po przyjściu Nastki gospodarz zaczął pytać o niego, lecz

podejrzenia

rozwiał

fakt,

że

brat

dziewczyny

leżał

bardzo

chory.

Widząc nieufność męża i chcąc zmienić temat, Jagna zaczęła opowiadać o wizycie Jacka

z Woli. Podczas kolacji dołączył do nich Roch z pytaniem, czy prawdą jest, że dziedzic nie

zatrudni lipieckich chłopów przy rąbaniu lasu. Zdziwiony Boryna odparł, że nie jest

wtajemniczony w te plany, ponieważ chłopi nie zawołali go na naradę, za co do tej pory czuł

do nich ogromny żal. Zapowiedział, że póki dziedzic nie porozumie się z ludźmi, nie pozwolą

mu wyciąć ani jednego drzewa. Po kolacji gospodarz poszedł sprawdzić obejście. Wrócił po

chwili z ośnieżoną zapaską Jagny w ręku. Rzucił chustkę pod nogi żony, mówiąc, że znalazł

ją przy przełazie (wąskim przejściu między sadem a szopą nakrytym dachem z rosnących

background image

gałęzi drzew, wówczas pokrytych śniegiem). Przerażona Jagna szybko znalazła wymówkę- to

pies wynosi wszystko z domu. Boryna nic nie odpowiedział. Nie uwierzył w te tłumaczenia.

VII

Po adwencie i Godach ludzie zbierali się w karczmie, gdzie planowano tańce. Dowiedzieli się

tam o propozycji dziedzica, który dawał pieniężne zadatki gotowym pracować przy wyrębie

lasu, najczęściej mieszkańcom okolicznych wsi. Powszechnie odczuwano to jako

niesprawiedliwość, ponieważ lipczanom nie starczało na jedzenie. Zima była sroga,

w chałupach panowała bieda, a wszyscy odliczali dni do wiosny, łudząc się wizjami

nieokreślonego zarobku. Postępowanie dziedzica sprawiło, że czuli się oszukani. Wybrali się

po radę do Kłąba i księdza, lecz niestety, nie otrzymali tam pomocy.

W karczmie zebrała się prawie cala wieś, grzejąc się przy cieple kominka. W jednym kącie

siedzieli muzykanci, a pod ścianami przy stołach popijający gorzałkę. Pojawił się nawet

Mateusz, wprawdzie jeszcze nie całkiem zdrowy po pobiciu, lecz już zdolny do

samodzielnego poruszania się. Zdziwił Antka przeprosinami za złe słowa o Jagnie przyznając,

że kłamał i obiecując nieprzeszkadzanie w szczęściu zakochanym. Zaczęli wspólnie pić

i gawędzić, jakby żadna awantura nie miała miejsca. Antek żalił się, że nie może spać ani

jeść, ponieważ stale myśli o ukochanej, dla której zrobiłby wszystko. Temat miłości

skończył się, gdy dosiedli się inni mężczyźni. Zaczęto się zastanawiać, czy nie

zawrzeć z dziedzicem ugody, jednak przeciwni temu byli gospodarze, bowiem

zwykli

chłopi

(bezrolni)

nie

mieliby

możliwości

zarobku

przy

wyrębie.

W karczmie przebywał także brat dziedzica – Jacek. Prawdą okazały się wszelkie krążące na

temat jego dobrego serca historie: pomagał mieszkańcom wiosek, dziewczęta uczył

przyśpiewek i pieśni. W pewnym momencie grono gości powiększyli Boryna, Jagna, Józka

i Nastka. Maciej przywitał się z nielicznymi gospodarzami - bogatsi chłopi bawili się na

chrzcinach dziecka wójta. Mimo że Macieja proszono na ojca chrzestnego,

urażony postępowaniem gospodarzy w sprawie niedawnej narady – odmówił.

Kiedy Antek ujrzał Jagnę,: (…)zaś już nie spuszczał oczów z Jagusi, stała właśnie przy

szynkwasie, chłopaki się do niej sypnęli zapraszać do tańca, odmawiała pogadując wesoło, a

ukradkiem przebierając oczami wskróś ludzi - taka urodna widziała się dzisiaj, że choć naród

background image

już był napity, a spoglądali na nią z podziwem. Ponad wszystkie piękniejsza (…) żadna ani się

równała z Jagną, żadna. Przenosiła wszystkie urodą, strojem, postawą i tymi modrymi,

jarzącymi ślepiami, jako róża przenosi one nasturcje a malwy, a georginie, a maki, że zgoła

podlejsze się przy niej widzą, tak ci ona przenosiła wszystkie i nad wszystkie panowała.

Przystroiła się też dzisiaj kiej na jakie wesele; wełniak wdziała gorącożółty w zielone a białe

pasy, stanik zaś z modrego aksamitu, dziergany złotą nitką i głęboko, do pół piersi wycięty, a

na koszuli cieniuśkiej, która bieluchną fryzką burzyła się suto koło szyi i przy dłoniach,

zawiesiła rzędy korali, bursztynów i onych pereł, na włosach miała chusteczkę jedwabną,

modrawą, w różowy rzucik farbowaną, a końce od niej puściła na plecy.

Jankiel zaprowadził starego Borynę do alkierza, gdzie przebywał już kowal, który opuścił

chrzciny najwcześniej. Tymczasem Antek podszedł do Jagny, objął ją wpół i porwał to tańca.

Podczas pląsów nie zwracali uwagi na bacznie obserwujących ich i szepczących ludzi: Ale

Antkowi już było wszystko jedno dzisiaj, skoro jeno poczuł ją przy sobie, skoro przycisnął do

się, że aż się prężyła i przywierała te lube modre oczy, to się już był całkiem zapamiętał!

Radość w nim grała i takie wesele, jak kieby się ten zwiesnowy dzień w nim zrobił. Zapomniał

o ludziach i świecie całym, krew w nim zawrzała i moc wstała taka harda, nieustępliwa, aż

mu piersi rozpierało! A Jaguś też była całkiem jakby utopiona w lubości i w zapamiętaniu!

Unosił ją jak ten smok, nie opierała się temu, bo jakże, mogłaby to, kiej kręcił nią, ponosił,

przyciskał, że chwilami mroczało w niej i traciła z pamięci świat wszystek, a grało w niej

takim weselem, młodością, uciechą, że już nic nie widziała, ino te jego

brwie

czarne,

te

oczy

przepaściste,

a

te

wargi

czerwone,

ciągnące!”.

Tańczyli już z godzinę, a zostali sami na parkiecie. Inni nie mogli dotrzymać szybkiego

tempa, za to otoczyli ich kołem. Antek cały czas rzucał pieniądze muzykantom, by

w chwilach przerwy fundować wszystkim gorzałkę. Gdy po jakimś czasie pojawił się Boryna,

zaalarmowany przez obecne kobiety, zbliżył się do tańczącej pary i głośno powiedział żonie: -

Do domu! – (…) gdy nadlecieli, i chciał ją chycić za rękę, ale w ten mig Antek zakręcił

w miejscu i poniósł dalej, że próżno chciała się wyrwać. Podskoczył wtedy Boryna, rozwalił

koło, wyrwał ją z Antkowych ramion, nie popuścił i nie spojrzawszy nawet na syna wiódł

z karczmy. Antek wybiegł. Dogoniwszy ojca z macochą przy stawie, usłyszał, by nie

zaczepiał ludzi i odszedł (Jagna w tym czasie uciekła do domu). Nieprzytomny ze złości,

pijany doleciał do ojca z krzykiem, by puścił do niego Jagnę, i z pięściami, gotów do bicia.

Gdy Boryna ponownie poradził, by odszedł, bo w przeciwnym razie „zakatrupi go jak psa”,

background image

Antek otrzeźwiał, słysząc słowa ojca i widząc jego oczy. Zszedł z drogi. Maciej poszedł do

domu.

Młody zalotnik dopiero w karczmie zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Ktoś posłał po Hankę.

Ludzie rozchodzili się do domów, a Jankiel zamykał lokal. Żona prosiła, by Antek wrócił

z nią do domu, na co usłyszała: - Idź sama, nie pójdę z tobą! Mówię ci, odejdź! - krzyknął

groźnie, a potem nagle, nie wiada laczego, nachylił się do niej i w samą twarz powiedział: -

Żeby mnie w kajdany skuli, w lochu zamknęli, wolniejszym bym był niźli przy tobie, słyszysz,

wolniejszym!. Wyszła z płaczem.

Po chwili także i on opuścił karczmę. Chodził bez celu dookoła stawu, a ze względu na

dokuczliwe zimno w końcu całkowicie wytrzeźwiał. W głowie huczały mu słowa ojca,

którego się bał, a serce ściskała mu rozpaczliwa miłość do Jagny. Mijając kościół,

zobaczył jakąś postać leżącą krzyżem na śniegu pod figurką i płaczącą

z prośbą o miłosierdzie Boże. Podszedł, myśląc, iż to jakiś wędrowiec. Była to

Hanka, wyglądająca i zachowująca się dziwnie. Podniósł ją ze śniegu i chwyciwszy

jej ciężarne ciało pod boki, powiedział, że pójdą razem do domu. Kobieta nie

opierała się. Całą drogę szli w milczeniu przerywanym jedynie płaczem Hanki.

VIII

W domu u Borynów po zajściu w karczmie było cicho i smutno. Schorowany Maciej leżał

w łóżku, wszystko ściskając w sobie. Nie powiedział żonie ani jednego złego słowa. Nie

skarżył się nawet Dominikowej, która codziennie smarowała mu bolące boki gorącym olejem,

tłumacząc córkę przez Boryną. Całą winą obarczyła jego, ponieważ poszedł pić do alkierza,

zostawiając młodą i potrzebującą zabawy Jagnę wśród tańczących par. Mówiła: - Nic to

innego, tylko wątroba się wama zapiekła albo macica opadła! - rzekła Dominikowa, smarując

mu boki gorącym olejem.

Jagna od kilku dni była blada, odmawiała jedzenia, cierpiała na bezsenność. Nie mogła nawet

pracować, cały czas czuła na sobie wzrok leżącego męża. Nie miała też z kim porozmawiać,

ponieważ matki często nie było w domu. Parę razy po kryjomu, choć z wielki strachem

sprawdzała, czy pod brogiem nie czekał Antek, zawsze bezskutecznie. Po paru dniach Maciej

wstał z łóżka i chodził z sąsiedzkimi wizytami, pierwszy zaczynając rozmowę o potańcówce

background image

w karczmie. Wszystko obracał w żart, chcąc zapewnić sąsiadów, że nic się nie stało. Nikt

jednak nie wierzył jego słowom, ponieważ wiedziano, iż był najpoważniejszym gospodarzem

we wsi, człowiekiem dumnym, czasem nieprzyjemnym. Plotkowano, że tłumaczy całe zajście

w obawie, że wezmą go na języki. Jedynie sołtys Szymon powiedział, co myśli naprawdę:

- Baj baju, chłop śliwy rwie, a ino ich dwie! Ludzkie gadanie jest jak ten ogień, nie

przygasicie pazurami, sam się musi wypalić! A to wam jeno przypomnę, com był rzekł przed

ślubem: jak stary bierze młodą, złego nie odegna i święconą wodą!, czym ogromnie rozzłościł

Borynę.

Odtąd wiele się zmieniło. Maciej znowu wszystkiego pilnował i wszystko trzymał w garści

jak dawniej. Nie opuszczał obejścia na krok, przebywał w izbie nawet wieczorami, stale

pilnując Jagusi, której świąteczne ubrania zamknął w skrzyni, a klucz nosił przy sobie.

Domowe obowiązki zlecił Józce, odbierając tym samym żonie rolę gospodyni. Ponieważ

Jagna stale żaliła się matce na takie traktowanie, Dominikowa próbowała ponownie

rozmawiać z zięciem, ale usłyszała, że jej córka była panią do tej pory, robiła, co chciała, ale

nie uszanowała przywilejów, dlatego nadszedł czas na zmiany. Boryna kategorycznie

oznajmił również, że nie życzy sobie powrotu do tego tematu. Choć niejednokrotnie słyszał

w nocy płacz żony, wiedział, że tylko cierpliwością i wytrwałością wywoła jakieś zmiany.

Pewnego wieczoru Jagustynka poradziła Jagnie, by nie dopuszczała do siebie męża, co było

według niej doskonałym sposobem na wychowanie każdego mężczyzny. Po długich

namysłach wieczorem dziewczyna w obecności kowala, Nastki, Rocha powiedziała do męża,

by dał jej klucze do skrzyni, ponieważ chce przewietrzyć ubrania. Zawstydzony Boryna

spełnił jej prośbę, a gdy potem wyciągnął rękę, by oddała klucze, usłyszał harde słowa Jagny,

że w skrzyni są jej ubrania i sama będzie ich pilnować. Od tego wieczoru u Borynów

rozpoczęła się prawdziwa wojna. Kłótniom, które słyszała cała wieś, nie było końca.

Małżonkowie prześcigali się we wzajemnych złośliwościach. Jagna wieczorami przenosiła się

do izby po drugiej stronie sieni, a w niedzielę, odświętnie ubrana, podążała samotnie do

kościoła. Dumny i bogaty, lecz jednocześnie i zmęczony gospodarz coraz częściej, by

uchronić się przed nowymi plotkami, ustępował żonie.

Podczas kolędy ksiądz powiedział Borynie, że zna przebieg zajścia w karczmie. Kazał

background image

Pewnego dnia wójt przyniósł Borynie wezwanie na rozprawę sądową wyznaczoną na

następny dzień. Namawiał go przy tym, nie pierwszy raz zresztą, by przyłączył się do niego,

młynarza i kowala. Oni już podpisali umowę ze dworem, dotyczącą pozwolenia na zwożenie

drzewa do tartaku (potem przerabiali je na deski i sprzedawali w mieście), na czym Maciej

mógłby zarobić nawet sto rubli. Usłyszawszy to, Boryna wypomniał, że ludzie mają do nich

żal za podpisanie z dziedzicem ugody uniemożliwiającej prostym chłopom zarobek. Wójtowi,

obruszonemu i zniesmaczonemu oskarżeniami, udało się w końcu namówić Borynę do spółki.

Umówili się na spotkanie następnego dnia (po powrocie Boryny z sądu) u młynarza, by

ustalić szczegóły umowy. Po wyjściu wójta Maciej udał się na podwórze, poszukując Jagny,

którą zobaczył powracającą od strony przełazu. Na pytanie, gdzie była, odburknęła jakieś

słowo, po czym poszła do chałupy. Później, gdy rodzina szykowała się do spania, Boryna

zgodził się, by żona z Józką poszły nazajutrz do Kłąbów z kądzielą, choć wcześniej im

zabraniał.

Był

zdecydowanie

w

dużo

lepszym

humorze.

IX

Chociaż od rana panowała zamieć, Hanka wybrała się z ojcem i wiejskimi komornicami po

wybaczyć niewinnej Jagnie, oskarżając o wszystko Antka. Zobaczywszy oswojonego boćka,

którym opiekował się Witek, zachwycił się nim. Boryna obiecał, że Witek zaniesie ptaka na

plebanię.

Mimo

całodziennego

płaczu

wieczorem

chłopak

oddał

boćka.

Ulegając namowom księdza, Maciej próbował zmienić postępowanie względem żony, lecz

spokój i radość nie zawitały już do ich domu. Jagna znienawidziła męża, coraz częściej

wychodząc pod bróg do Antka. W schadzkach pomagali jej Witek i Jagustynka. Chłopak

wywoływał Jagnę z domu, mszcząc się w ten sposób na Borynie za oddanie boćka.

Przywiązał się do Jagny, która nie krzyczała na niego i podsuwała lepsze jedzenie. Rola

Jagustynki, nielubiącej bogaczy za ciężkie i nędzne życie, polegała zaś na tym, że kryła

dziewczynę mówiąc, iż jest u matki lub w obejściu. Gdy tylko Antek wracał z pracy, stara

kobieta przekazywała mu wieści od ukochanej, przynosząc z kolei dziewczynie plotki na jej

temat, krążące po wsi. Nie była jednak uczciwa - pewnego dnia powiedziała Maciejowi, że

Antek chodzi po wsi grożąc, że spali ojca. Odtąd Boryna ze strachu obchodził budynki

gospodarcze nawet w nocy, stale pilnując obejścia. Stał się bardzo milczący i zamknięty. Tak

mijały zimowe dni.

background image

susz do lasu. W chałupie było przeraźliwie zimno, nie było czym rozpalić ognia – to zmusiło

do wędrówki największych biedaków ze wsi. Mimo że Hanka była w ciąży, nie żaliła się

nikomu na swój los, znosząc głód i zimno. Tymczasem jej mąż siedział w ciepłej karczmie,

gdzie przepijał pieniądze. Słów, które niegdyś tam od niego usłyszała, nie wybaczyła nigdy.

Ostatnie miesiące pozostawiły ślad na jej ciele – schudła, zapadła się.

Doszli do lasu: Bór był stary, ogromny, wyniosły; sosna stała przy sośnie nieprzeliczoną

ciżbą, gęstwą nieprzebraną, a tak śmigłą, prostą i mocarną, że widziały się kiej te wielgachne

słupy z opleśniałej miedzi, majaczące w mroku szarozielonych sklepień nieprzejrzanymi

rzędami - posępne, lodowe brzaski biły z dołu od śniegów, zaś w górze, przez strzępiaste

konary, niby wskroś zdziurawionych strzech, świtało niebo białawe i mętne. Wichura

przewalała się górą, że czasami cichość się czyniła jakby w kościele, kiedy to z nagła organy

zmilkną i śpiewy ustaną, a jeno szemrzą wzdychy ostatnie, tupoty, pogasłe brzmienia

pacierzów i te przytajone, konające nuty - bór stawał wtedy nieruchomy, oniemiały, jakby

wsłuchany w grzmotliwą wrzawę, w ten dziki krzyk pól tratowanych, co rwał się gdziesik ze

świata i niósł wysoko, daleko, że tylko jękliwym świegotem drgał po lesie.

Hanka nazbierała w płachtę tyle drewna, ile mogła udźwignąć na plecach. Tymczasem ojciec

przewiązał sznurkiem pęk suszu i wlókł go za sobą. Wracali do wioski, pozostawiwszy

zbierające chrust kobiety w lesie. Droga nie była łatwa – zapadali się w śnieg po kolana, wiatr

dmuchał tak, iż nie wiedzieli, w którą stronę iść. Dotarli w końcu do drogi, robiąc postój pod

świętym krzyżem Chrystusowym, by po chwili ruszyć znowu: (…)ciężar ją przygniatał, sęki

wpijały się w plecy i chociaż przez zapaskę i kaftan, a wgniatały się w żywe mięso, ramiona ją

strasznie bolały, a zaś ten węzeł płachty, zakręcony w kij, wrzynał się w gardziel i dusił, szła

coraz wolniej i ciężej. Hanka prosiła Boga, by dodał jej sił i bezpiecznie zaprowadził do

domu. Płakała i traciła nadzieję, coraz głębiej zapadając w zaspy, przewracając się

i podnosząc z wielkim ciężarem na plecach. Już nie miała sił wygrzebywać się ze śniegu, gdy

nagle usłyszała dzwoneczki u sań, którymi jechał Boryna w towarzystwie Witka i Jambrożego

(wracali z sądu). Gdy mijali kobietę, Maciej zatrzymał się i zaproponował synowej

podwiezienie, ponieważ w błogosławionym stanie nie powinna się przemęczać.

Poinformował, że Bylicę, który siedział pod drzewem i płakał z wyczerpania, drugimi saniami

zabrał Bartek. Boryna z litością patrzył na skuloną synową, dziwiąc się jej spokojowi

i zmianie, która w niej zaszła od momentu ostatniego spotkania. Gdy przyznał się do

spostrzeżeń, Hanka odpowiedziała, że zawdzięcza wszystko biedzie.

background image

Po przywiezieniu do chałupy Boryna szepnął synowej, by go odwiedziła, za co ucałowała

teścia w rękę. Za chwilę pojawił się również Bylica na drugich saniach. Hanka natychmiast

rozpaliła ogień, nakarmiła dzieci, a ojciec zachwalał postępowanie Boryny, prosząc, by córka

pogodziła się z Maciejem. Gdy Bylica zasnął, wyglądała nadejścia męża. Postanowiła, że

choćby Antek zabronił jej pójść do Boryny – nie posłucha. Usłyszany wrzask sprawił, że

wybiegła przez izbę i zobaczyła ogień pośrodku wsi. Z naprzeciwka biegł zakrwawiony

Antek, bez czapki, z osmoloną twarzą i dzikim spojrzeniem w oczach. Wciągnął ją do izby,

mimo że chciała sprawdzić, czy to nie jest ogień z pola jego ojca…

X

Tego samego dnia, kiedy Boryna pojechał saniami do sądu, Jagna z Józką i Nastką poszły

wieczorem do Kłąbów na pszęślicową wieczornicę, w której uczestniczyło wiele osób.

Panowała radosna atmosfera, słychać było furkoczące wrzeciona. Po przyjściu Mateusza

i

Rocha

(teraz

mieszkał i uczył u Kłąbów) wszyscy czekali na wizytę

przebranych

dzieci

ze

wsi

(był

to

kolejny

tradycyjny

zwyczaj).

Roch, wysłuchawszy próśb dziewcząt, opowiadał zebranym historie o królach, wojnach,

górach, leniwym koniu. Ta ostatnia szczególnie przypadła wszystkim do gustu, ponieważ

traktowała o odkupieniu winy i przebaczeniu. W trakcie tych opowieści pojawił się Antek,

lecz Jagna udawała, że go nie widzi. Potem zebrani zaczęli śpiewać religijne pieśni, którym

na fleciku wtórował Mateusz. Było już bardzo późno. Gdy nikt nie patrzył, kochankowie

wymknęli się niepostrzeżenie. Antek w sieni chwycił Jagnę za rękę i poprowadził daleko za

stodoły.

XI

Dobiegli do zasp, leżących daleko od wsi. Upadli zmęczeni i sczęśliwi, aż zaparło im dech

w piersiach. Przytuleni: Byli spowici jeszcze w czarodziejską tęczę cudów i marzeń, że płynęli

jakby z korowodem tych dziwów, wywołanych przed chwilą, przez baśniowe kraje szli, na

wskróś tych scen nadludzkich, wszystkich stawań, wszystkich cudów, przez najgłębsze kręgi

zdumień i oczarowań. Jawy kołysały się w cieniach, po niebie błądziły, wyrastały z każdym

spojrzeniem oczu, przez serca płynęły, aż chwilami przytajali oddechy, zamierali z trwogi

background image

Wracali przytuleni i nieprzytomni za szczęścia. Za Borynową stodołą przycupnęli, Antek tulił

ukochaną płaczącą ze szczęścia. Schowali się jednak do brogu (weszli w stóg siana przez

otwór tuż nad ziemią), słysząc jakieś głosy. Cień jakiś oderwał się od ścian i przygarbiony

posuwał się po śniegach, był coraz bliżej, wyrastał, zatrzymywał się co mghienie i znowu

szedł... skręcił za bróg od pola, przyczołgał się prawie pod otwór i nasłuchiwał długo... Potem

przesunął się do przełazu i zniknął pod drzewami... Nie wyszło i Zdrowaś, kiej się znowu

pokazał wlekąc za sobą wielgachną wiązkę słomy, przystanął na mgnienie, posłuchał i skoczył

do brogu, przytkał wiązką dziurę...trzasnęła zapałka i ogień w mig rozbłysnął po słomie,

zatrzepał się, tysiącem jęzorów błysnął i po chwili buchnął krwawą płachtą, ogarniając całą

ścianę brogu... Boryna zaś przygięty, straszny kiej trup, czatował z widłami w ręku. W jednej

chwili poczuli, że pali się bróg - dym wdzierał się do środka stogu. Antek w ciemności nie

mógł znaleźć wyjścia, bo było zastawione. Udało mu się je otworzyć, do czego użył całej

swej siły. Gdy wydostał się na zewnątrz, natknął się na czekającego ojca trzymającego w ręku

widły. Maciej chciał go uderzyć, lecz nie trafił dokładnie, a syn uciekł.

Wtedy Boryna rzucił się do brogu, lecz żony już tam także nie było – uciekła.

i przywarci do siebie, oniemieli, zalękli, wpatrywali się w bezdenną, skłębioną głąb marzenia,

aż rozkwitały im dusze w kwiat zdumień, w prześwięty kwiat wiary i modlitewnych uniesień, że

padali na samo dno podziwu i niepamięci. Momentami powracali do przytomności, a Jagna

mówiła wtedy, ze pójdzie za ukochanym na koniec świata, ponieważ opętał ją miłością.

Antek mówił to samo… Ogarnął ich szał namiętności. Noc była mroźna i ciemna, ale nie dla

nich. I porwani miłosną wichurą, oślepli na wszystko, oszaleli, wyzbyci z pamięci stopieni

z, sobą jako dwie żagwie płonące, nieśli się w tę noc nieprzejrzaną, w pustkę i głuchą

samotność, by oddawać się sobie na śmierć, do dna dusz, pożeranych wieczystym głodem

trwania... Nie mogli już mówić, tylko nieprzytomne krzyki rwały się im gdziesik aż z samych

trzewiów, tylko szepty zduszone, porwane a strzeliste jak wytryski ognia, słowa błędne i opite

szałem, spojrzenia żrące do szpiku, spojrzenia struchlałe obłąkaniem, spojrzenia huraganów

walących na siebie, aż przejął ich taki straszny dygot żądzy że zwarli się z dzikim skowytem

i padli... nieprzytomni zgoła. . . Świat się wszystek zakołował i runął wraz z nimi w ogniste

przepaście.... Gdy śnieg, na którym leżeli, zmiękł, Antek: Ogarnął ją sobą i rozgrzewał

takimi całunkami, aż oboje wnet zabaczyli o całym świecie, objęli się krzepko w pas i poszli

jakąś dróżką, która się im sama nawinęła pod nogi; szli kołysząc się ciężko ruchem drzew,

pokrytych nadmiarem kwiatów i kolebiących się cicho w pszczelnym brzęku....

background image

Oszalały zaczął krzyczeć: -Gore! Gore!”, czym szybko sprowadził ludzi na ratunek.

XII

Takiego wydarzenia jak minionej nocy w Lipcach jeszcze nie było. Bróg był doszczętnie

spalony, a ogień jeszcze nie zgasł, cały czas się tlił. Ktoś z pogorzeliska wyjął kawałek

szmaty, w której ludzie rozpoznali zapaskę Jagusi. Plotkowali, że sprawcą pożaru był Antek,

stale odgrażający się po wsi, że spali ojca. O wszystko obwiniali parę kochanków. Boryna nie

brał udziału w oględzinach resztek brogu. Już rozniosła się wieś o tym, że pobił żonę i wygnał

do matki. Przyjechał pisarz ze strażnikiem i zajęli się badaniem przyczyny pożaru. Do siebie

zaprosił ich Maciej, a zdziwieni ludzie pytali, czemu nie aresztowano Antka.

Nadszedł marcowy dzień ostatków. W karczmie grali muzykanci, gospodynie smażyły

pączki… W jednym z domów jednak nie pielęgnowano zwyczaju. Od nocy pożaru, gdy

Hanka dowiedziała się od Weronki o wszystkich jego szczegółach, przestała się odzywać. Nie

spała, przestała jeść, straciła chęć do życia. Nie wiedziała, co się działo wokół, popadła

w apatię. Opiekę nad dziećmi przejęła jej siostra, ponieważ Antek całymi dniami była

nieobecny.

Kobieta: Dopiero trzeciego dnia jakoś przebudziła się; przecknęła jakby ze snu strasznego,

ale tak zmieniona, że kieby zgoła inna podniesła się z tej martwicy, twarz miała szarą,

popielną zgoła, porytą zmarszczkami, postarzałą o lata, a tak przystygłą, że jakoby ją kto

z drzewa wyrzezał, jeno oczy gorzały bystro a sucho i usta zacinały się mocno, opadła przy

tym do cna z ciała, że szmaty wisiały na niej kiej na kołku. Powstała znowu do życia, ale i na

wnątrzu przemieniona, bo choć dawną duszę miała jakby zetloną na proch, to w sercu

poczuła jakąś dziwną, nie odczuwaną dawniej moc, nieustępliwą siłę życia i walki, hardą

pewność, że przemoże i weźmie górę nad wszystkim. Podziękowała za pomoc

Weronce, którą zdziwiła nagłą zmianą zachowania. Przestała narzekać na męża, na los,

co

było

jej

dotychczasowym

zwyczajem.

W środę popielcową Hanka poszła z obiecanymi odwiedzinami do teścia, któremu padła do

nóg. Bardzo długo rozmawiali, a na koniec wizyty Boryna kazał Józce przyszykować synowej

i wnukom jedzenie (trzeba było zawieźć je na sankach, tak hojny się okazał). Dał też trochę

pieniędzy i poprosił, by przychodziła częściej. Po powrocie Hanka zastała w domu ponurego

background image

męża, który zagroził, że jeśli nie odda ojcu otrzymanych rzeczy, wyrzuci wszystko za drzwi.

W momencie, gdy doskoczył z zamiarem uderzenia, wstąpiła w nią taka siła, że chwyciła za

maglownicę, gotowa się bronić. Usłyszała: - Tanio cię kupił, glonkiem chleba jak tego psa -

mruknął ponuro, na co odparła hardo:„- Jeszcześ taniej nas i siebie przedał, bo za Jagniną

kieckę! - wykrzyknęła bez namysłu, że zwinął się jakby nożem pehnięty, ale Hanka jakby się

naraz wściekła, zalały ją wspomnienia krzywd, że buchnęła nagłym, wezbranym potokiem

wypominków i żalów wiecznie tajonych, nie darowała mu już nic, nie przepomniała ani jednej

przewiny, ani jednego zła, a jeno biła w niego zapamiętałością kieby tymi cepami, żebych

mogła - zabiłaby na śmierć w tej minucie!.... Te słowa spowodowały, że Antek przestraszył

się odmienionej żony; nie widział jej jeszcze w takim stanie.

Od czasu pożaru pił nieustannie, tracąc pracę. Miał za kompanów najgorszych

awanturników ze wsi. Wspólnie wszczynali awantury, dlatego ludzie skarżyli się księdzu

i wójtowi. Aby zapłacić rachunki w karczmie, Antek sprzedał nawet ostatnią jałówkę. Nie

przestał jednak schadzek z Jagną. Odbywały się teraz w stodole u Dominikowej. Pewnego

dnia, gdy dowiedział się, że ukochana wróciła do męża, był zdruzgotany. Nie został o tym

uprzedzony, mimo że poprzedniego wieczoru spotkali się tak jak zawsze. Choć chodził stale

nieopodal podwórza ojca, nie widział Jagny już od paru dni. Mając jeszcze nadzieję na

spotkanie na nieszporach, poszedł nawet do kościoła, lecz i tam jej nie ujrzał. Usłyszał za to

kazanie traktujące o wyrodnych synach, podpalających rodziców. Ksiądz patrzył wprost na

niego… Nakazał wiernym, by przepędzali zbója, ponieważ w przeciwnym razie popełnią

grzech.

Po opuszczeniu kościoła zrozumiał swój grzech i winę. Wszędzie, dokąd wchodził, ludzie

wychodzili lub odwracali od niego głowę, a Gołębowa – matka Mateusza – otwarcie

wypędziła Antka z chałupy i wyklęła go. Wszyscy potępili Antka. Rozumiał powody, lecz nie

potrafił pohamować rosnącej złości na ojca, któremu poprzysiągł zemstę.

XIII

W Lipcach panowała bieda. Ludziom skończyły się zapasy jedzenia, a Jankiel również nie

chciał dawać więcej na kredyt – sam był coraz biedniejszy…Dziedzic dotrzymał słowa i do

pracy przy wyrębie lasu nie zatrudnił żadnego chłopa z wioski. Wraz z odwilżą pojawiły się

choroby. Ospa zabrała dwoje dzieci wójta, żniwa zbierały także tyfus i gorączka.

background image

Wieczorem wieś obiegła wiadomość o rozpoczęciu wyrębu chłopskiego lasu. Ludzie zebrali

się w karczmie, pomstując na dziedzica, który wyciął im już pół boru. Antek z Mateuszem

Odkąd Boryna z powrotem przyjął Jagnę, zmienił się nie do poznania. Przestał ją pilnować,

mimo że wiedział o kolejnych schadzkach z Antkiem (którego nadal kochała). Nie

awanturował się, nie wypominał niczego, za to traktował ją jak prostą dziewkę do pracy.

Mimo ciągłych umizgów żony i propozycji zgody po przyłapaniu na zdradzie coś w nim

pękło. Jagna, nie czując ciężaru popełnionego grzechu, zmęczona sytuacją w domu, nieraz

chciała wrócić do matki, lecz ta nakazała jej żyć przy mężu grożąc, że nigdy córki nie

przyjmie. Plotkowano, że Boryna zmienił zapis sporządzony przed ślubem, lecz były to

jedynie domysły. Codziennie odwiedzała go Hanka, którą bardzo polubił. Pozwalał, by

wnuki, które tak naprawdę pokochał dopiero teraz, zostawały na noc.

Jagna nadal kochała Antka, lecz uczucie umierało. Po pamiętnej nocy pożaru spotykała się

z nim już nie z miłości, lecz przymusu, żalu i rozpaczy. Czuła się zawiedzona, myślała, że jest

inny, a okazał się jedynie zawziętym i grzesznym człowiekiem (sama nie czuła się winna

współudziału w nieprzyzwoitym postępowaniu). W dniu, w którym doszło do kłótni między

kochankami, spotkali się za stodołą. Antek całował ukochaną i przytulał, a gdy powiedziała,

że musi wracać, poczuł niepokój. Domyślił się, że już nie chciała z nim być, odtrącając tak,

jak wszyscy. Wyrzucił z siebie: - A to ci jeszcze powiem, bo swoją głupią głową nie

miarkujesz, że jeślim na takie psy zeszedł, to i bez ciebie, bez to, żem cię miłował, rozumiesz,

bez to! Za cóż to mnie ksiądz wypomniał i wygnał z kościoła kiej zbója, za ciebie! Za cóż to

wieś cała mnie odstąpiła kiej parszywego, za ciebie! Wycierzpiałem wszyćko, przeniosłem,

nawet i na to nie pomstowałem, że ci stary mojego rodzonego grontu zapisał tylachna...

A tobie się już mierzi że mną, wywijasz się kiej ten piskorz, cyganisz, uciekasz, bojasz się mnie

i patrzysz na mnie jak wszystkie, kiej na tego mordownika i najgorszego! Innego ci już potrza,

innego! rada byś, bych parobki za tobą ganiały kiej te psy na zwiesnę, ty!... - krzyczał

zapamiętale i te wszystkie krzywdy, złoście, jakimi się karmił od dawna, jakimi jeno żył,

zwalał na jej głowę, ją winił o wszystko, ją przeklinał za to, co przecierpiał, aż w końcu

brakło mu już głosu i taka go złość porwała, że rzucił się do niej z pięściami, ale opamiętał się

w ostatniej chwili, pchnął ją tylko na ścianę i spiesznie poszedł. Choć biegła, rzucając się mu

na szyję – nie chciał już z nią rozmawiać. Jagna czuła, że spotkała ją krzywda

i niesprawiedliwość.

background image

poszli do Kłąba, u którego trwała akurat narada gospodarzy. Aż do następnego dnia nikt

jednak nie znał wyników spotkania. Nazajutrz Antek bił w dzwony na dzwonnicy, czym

wywołał ogólny popłoch. Mateusz z Kobusem wzywali wszystkich, by wspólnie szli bronić

lasu. Drogi wypełniły się ludźmi niosącymi kosy, cepy, siekiery. Wszyscy kierowali się do

karczmy, gdzie czekali gospodarze. Kowal z młynarzem, którzy mieli w tym własny interes,

odradzali mieszkańcom Lipiec obronę lasu i uczestnictwo w proteście. Podobnie twierdzili

Roch z księdzem. Gdy w końcu przemówił Boryna (niegdysiejszy sołtys), ludzie usłyszeli:

- Narodzie chrześcijański, Polaki sprawiedliwe, gospodarze a komorniki! Krzywda się nam

wszystkim stała, krzywda równa, jakiej ni ścierpieć, ni podarować! Dwór las nasz tnie, dwór

nikomu z naszych roboty nie dawał, dwór cięgiem na nas nastaje i do zaguby wiedzie!... Bo

i nie spamiętać mi tych krzywd, tych fantowań, tych szkód, a utrapień, jakie cały naród

ponosi! Podawalim do sądu - co mu kto zrobi! Jeździlim ze skargą - na darmo. Ale miarka się

przebrała, tnie nasz bór! Pozwolim to, na to, co?. Mężczyźni, kobiety i starsze

dzieci

ustawili

się

w

rzędy

i

ruszyli

za

prowadzącym

pochód.

Boryną.

Na Wilczych Dołach tego dnia pracowało około czterdziestu chłopów z okolicznych wiosek.

Rębacze zobaczyli na dróżce sanie z jadącym Maciejem, a za nim ogromny tłum. Po chwili

stał już przed nimi rosły Boryna prosząc, by odeszli z nie swojego lasu. Pracownicy,

zebrawszy sprzęt, odgrażając się odeszli. Boryna zadecydował, że w kilku pójdą na rozmowę

do dziedzica. Mieli mu powiedzieć, by z wycinką poczekał aż do wyroku sądu (nie wiadomo

było, jaka część boru należy do chłopów). Nagle od strony dworu wyłonili się powiadomieni

przez parobka o zajściu jego mieszkańcy. Za nimi powracali rębacze. Gdy dworscy dojeżdżali

konno do reprezentacji Lipiec, rządca zaczął bić kobiety batem po głowach. Ludzie już chcieli

uciekać, lecz nie Boryna – on pierwszy ruszył do walki, a za nim towarzysze, ramię przy

ramieniu. Zaczęła się zawzięta bitwa.

Macieja wypatrzył borowy, który po chwili doskoczył do niego, po drodze powalając

Mateusza i innych. Siłowali się niczym dwa niedźwiedzie. Świadkiem tego był ukryty za

drzewem Antek, który wyciągnął fuzję… celując w ojca! Nie mógł jednak strzelić. Nagle

usłyszał krzyk Macieja z prośbą o ratunek. To borowy uderzył go z całej siły w głowę. Antek

rzucił natychmiast fuzję i podbiegł do ojca, który: (…) jeno charczał, krew zalewała mu

twarz, głowę miał prawie na pół rozłupaną, żyw był jeszcze, ale już oczy zachodziły mu mgłą i

kopał nogami. Syn przytulił ranną głowę ojca do piersi i zaczął krzyczeć wniebogłosy, czym

background image

sprowadził zaniepokojonych ludzi. Borynę położono na gałęziach. Tymczasem Antek

sprawiał wrażenie chorego umysłowo: Naraz ucichł, przypomniał sobie z nagła wszystko

i rzucił się do borowego z krzykiem przerażającym i z takim szaleństwem w oczach, że borowy

się zląkł i zaczął uciekać, ale czując, że go tamten dogania, odwrócił się raptem i strzelił mu

prawie prosto w piersi, nie trafił go jedak jakimś cudem, tyle jeno, że twarz osmalił, a Antek

zwalił się na niego jak piorun. Próżno się bronił, próżno wymykał, próżno przywiedziony

rozpaczą i strachem śmiertelnym o zmiłowanie prosił - Antek porwał go w pazury kiej ten wilk

wściekły, zdusił za gardziel; aż grdyka zachrzęściała, uniósł do góry i tłukł nim o drzewa

potąd, póki ostatniej pary nie puścił. A potem jakby się zapamiętał, że już nie wiedział, co

robił; rzucił się w bitkę, a tam, kędy się zjawił, serca truchlały, ludzie uciekali ze strachem, bo

straszny był, umazany ojcową krwią i swoją, bez czapki, z pozlepianym włosem, siny kiej trup,

okropny jakiś a tak nadludzko mocny, że prawie sam jeden zmordował i pobił tę resztę

dających opór, aż musieli go w końcu uspokajać i odrywać, boby zabijał na śmierć....

Bójka się skończyła. Kobiety opatrywały rannych, nieprzytomnego Borynę ułożono na

saniach. Antek szedł obok i przytrzymywał głowę ojcu, tak, że gdy ten otworzył oczy, patrzył

na syna: (…) jakby sobie nie wierząc, aż głęboka, cicha radość rozświeciła mu twarz,

poruszył

ustami

parę

razy

i

z

największym

wysiłkiem

szepnął:

-

Tyżeś

to,

synu?...

Tyżeś?...

I

omdlał

znowu.

Część 3 – Wiosna

I

Po ciężkiej i długiej zimie, po poważnej chorobie, do Lipiec z żebrów wróciła Agata (krewna

Kłąbów) - starowinka w łachmanach, z kijem w ręku, z tobołami na plecach, obwieszona

różańcami. Pozdrawiała pracujące na polach kobiety, a przeliczywszy wyżebrane pieniądze,

poszła dalej. Od paru lat zbierała na własny pogrzeb. Marzyła, by umrzeć w izbie, na łóżku.

Na tę chwilę czekały u Kłąbów przygotowane nowe poduszki, prześcieradła i okrycie –

pierzyna. Wyprawkę „na śmierć” zbierała od wielu lat, żywiąc nadzieję, że w ostatecznej

godzinie ktoś z mieszkańców wsi przyjmie ją z tym wszystkim do chałupy. Teraz patrzyła na

rozległy sad okalający gospodarstwo Borynów- największego z tutejszych mieszkańców.

background image

Zdziwił ją fakt, że przez całą drogę nie ujrzała żadnego mężczyzny. Dopiero Jagustynka

powiedziała jej, że wszyscy siedzą w „kryminale”, dodając po chwili, że w wyniku tego

Kłąbowa z pewnością przyjmie dodatkową parę rąk do pracy. I nie myliła się – Agata mogła

zostać. Dowiedziała się od krewnej o bitwie o las, o zabiciu borowego przez Antka

i nieprzytomnym Macieju, do którego Roch przyprowadzał doktorów. Z uczestników

potyczki

we

wsi

z

mężczyzn

zostali

już

tylko

wójt

i

kowal.

Wieczorem Agata rozwinęła tobołki, obdarowując krewnych podarkami. W pewnym

momencie Kłąbowa, jak gdyby nic się nie stało powiedziała, że pierzynkę ze skrzyni oddała

swemu choremu dziecku. Staruszka, nic nie odpowiedziawszy, otworzyła stary kufer, do

którego tak pieczołowicie składała wyprawę. Zabrakło w nim pierzyny. Rozpłakała się

cichutko, żaląc Bogu na swoje krzywdy.

II

Nadeszła Palmowa Niedziela. Hanka, dla której zbliżał się termin porodu trzeciego dziecka,

sprawdzała obejście, zaglądała do inwentarza. Wspominała słowa ojca, usłyszane po

powrocie uczestników bitwy o las. Bylica radził, by jak najprędzej przeszła do gospodarstwa

teścia (przewidywał jego śmierć), bo w przeciwnym razie wprowadzi się tam kowal, i nikt go

już nie wyrzuci. Kobieta wzięła więc dzieci, parę rzeczy i zamieszkała w Borynowej izbie,

w której niegdyś mieszkała z mężem. Przypominała sobie również, jak w trzy dni po bójce po

Antka przyszli strażnicy i skutego zabrali do więzienia. Od tamtej pory musiała nieustannie

walczyć o siebie i dzieci. Pilnowała, by nikt nie rozkradł gospodarstwa teścia.

Nie

bała

się

gróźb

kowala,

Dominikowej,

a

nawet

wójta.

Po powrocie do izby i nakarmieniu dzieci poszła do izby, w której nieruchomo, z głową

obwiązaną szmatami, z otwartymi błędnymi oczami leżał Maciej. Opiekowała się nim od

samego początku. Teraz napoiła świeżą wodą (podawaną po łyżeczce), poprawiła pościel.

Codziennie musiała odpierać ataki małżeństwa kowalów, dopominających się ziemi, a nie

pomagających w niczym. Kowal, gdy tylko Hanka nie widziała, wykradał z chałupy, co tylko

mógł. Czekał jedynie na chwilowe ocknięcie rannego, by, obnosząc swoją zatroskaną

twarz,

nie

zostać

pominiętym

wraz

z

żoną

przy

podziale

majątku.

background image

Pytał nawet Jagnę o miejsce schowania pieniędzy przez Macieja, obiecując sprawiedliwy

podział. Lecz Jagnę nie obchodziły żadne sumy ani chory mąż. Patrzyła na kowala i jego żonę

z obrzydzeniem i odrazą. Oddała Hance obowiązki gospodyni. Chciała jedynie wrócić do

domu, lecz słuchając matki, czekała do czasu podziału majątku. Wspominała dzień, w którym

chłopi przynieśli rannego Borynę i towarzyszącego mu Antka, który przez trzy dni nie

odstępował ojca na krok. Pamiętała rozpacz Hanki, gdy zabierano jej męża. Bolało ją, że

Antek nie spojrzał nawet w jej kierunku, a kiedyś przecież tak ją kochał…

Plotki, które rozpuszczali ludzie, były prawdą – za piękną żoną Macieja uganiał się teraz

wójt. Jednak nie mógł zastąpić Antka, nie był godzien nawet porównywania z niedawnym

kochankiem.

Po śniadaniu przyrządzonym przez Hankę Jagna ubrała się pięknie i poszła z palmą do

kościoła. Podobnie zrobili Józka z Witkiem. Do żony Antka w tym czasie przyszedł Roch,

zwolniony akurat z więzienia, przynosząc wieści o mężu: kazał zabić wieprzka i opiekować

się gospodarką, chwalił dzielność i pracowitość Hanki. Po wyjściu posłańca w kobietę

wstąpiły nowe siły, mobilizowało ja wspomnienie pochwał. Kolejnym gościem była

kowalowa. Usiadła przy ojcu, a w pewnej chwili krzyknęła na bratową. Gdy ta wbiegła do

izby, zobaczyła, że Boryna siedzi na łóżku, rozglądając się wokół. Zaraz zjawił się też kowal.

Maciej dziwnym głosem po imieniu zawołał Hankę, która podparła mu głowę. Nagle zaczął

się tak wyrywać, że ledwie go można było utrzymać, potem wyprężony padł na łóżko. Wtedy

córka wcisnęła mu do ręki zapaloną gromnicę, myśląc, że umiera. On jednak otworzył oczy,

wypuścił świecę i nakazał synowej wygnać tych ludzi (kowalów). Magda wyszła natychmiast,

a jej mąż dopiero po groźnym spojrzeniu teścia, który ręką wskazał mu drzwi.

Po wyjściu kowal zakradł się pod okno, by podsłuchiwać. Boryna kazał Hance zbliżyć się, co

wykonała płacząc. Wyjawił jej z wielkim wysiłkiem, iż w komorze, w zbożu, schował

pieniądze. Nakazał, by je wzięła, nim inni się dowiedzą. Jeśliby nadeszła taka potrzeba, miała

też sprzedać pół gospodarki i bronić Antka. Potem posiniał i opadł na posłanie, bełkocząc

niezrozumiałe słowa. Hanka krzyknęła. Wbiegli kowalowie, lecz Maciej nie odzyskał już

przytomności. Wszyscy siedzieli przy chorym do wieczora. Kowal nie dowiedział się

szczegółów rozmowy, z której usłyszał jedynie wzmianki o zbożu. Wieczorem

synowa

Boryny

nie

znalazła

okazji,

by

poszukać

pieniędzy.

background image

III

Rano Hanka, zanim wybrała się do Jankiela, nakazała Józce nagrzać wody, ponieważ

Jambroży miał zarżnąć wieprzka. Wstąpiła po drodze do Weronki i obiecała również zrobić

paczkę Stachowi. Powiedziała, by siostra przyszła do niej wieczorem, to da jej kawałek

mięsa. Na obietnicę odwdzięczenie się przez Weronkę odparła, że wie, co znaczy bieda.

Zajrzała również do ojca, który leżał w jej dawnej izbie. Jemu również kazała przyjść,

obiecując syty posiłek w zamian za opiekę nad dziećmi. Kupiwszy u Jankiela parę kwaterek

gorzałki, wróciła do domu. Zastała ta Jambrożego gotowego do zabicia zwierzęcia. Ponieważ

u Hanki nie było miejsca, zwierzę po uboju i umyciu pod nieobecność Jagny zaniesiono do

izby Boryny i powieszono u sufitu, by ułatwić porcjowanie i krojenie.

Według zwyczaju „przepijania” uboju zeszli się sąsiedzi, częstowani przez nową gospodynię

gorzałką i „zakąską”. Gdy wróciła Jagna, zaraz pobiegła po kowala. Jambroży nadal

porcjował mięso, a Jagustynka kładła je w cebrzyki, gdy nagle zjawił się wściekły mąż

Magdy z krzykiem, skąd Hanka ma prawo do rządzenia. Odparła, że od męża. Kowal chciał

zabrać pół świniaka twierdząc, że Antka i tak wyślą w kajdanach na Sybir… W Hance coś

zawrzało, chwyciła nóż i zobaczyła strach w oczach oskarżyciela. Przeprosił, pytając

szeptem, o jakich beczkach i pieniądzach w zbożu mówił ojciec. W ten sposób

zdradził

się,

że

podsłuchiwał.

Oczywiście,

nie

uzyskał

odpowiedzi.

Do towarzystwa, z pomocą przy rozbieraniu mięsa, dołączyły Jagna z matką, które zaczęły po

kryjomu chować mięso w komorze (Hanka, Józka i Pietrek na szczęście szybko przenosili

świeżynę do izby Hanki). O zmierzchu rozpoczęło się robienie kiełbas, szynek, salcesonów,

a Hanki nie odstępowała myśl o sposobie odebrania zawłaszczonego przez Jagnę mięsa.

Pojawił się mający pilnować dzieci Bylica. Niefortunnie powiedział, że Hanka powinna

poczęstować wszystkich zebranych i sąsiadów mięsnymi produktami, ponieważ taki był

zwyczaj. Tak też zrobiła, choć żal jej było kiełbas i smacznych wędlin. Nakazała odświętnie

ubranej Józce: Te dłuższe nieś stryjnie najpierw, zbójem na mnie patrzy, pyskuje, ale nie ma

rady; to ci z miseczkom wójtom, łajdus on, ale z Maciejem żyli w przyjacielstwie i może być

w czym pomocny; cała kiszka, kiełbasa i kawał boczku dla Magdy, la kowali, niech nie

szczekają, że sami zjadamy ojcowego świniaka, juści, całkiem im tym pyska nie zatka, ale

przyczepkę będą miały mniejszą... Pryczkowej tę tu kiełbasę, harda, wynośliwa, pyskata, ale

z przyjacielstwem szła pierwsza... Kłębowej ten ostatni.... Dziewczyna co jakiś czas

background image

przychodziła po następne porcje, przynosząc kolejne podziękowania od obdarowanych.

Hanka chciała zamknąć wrota stodoły, gdy mignął jej cień. Od Witka dowiedziała się, że był

to kowal, dlatego zaniepokojona pobiegła do izby Boryny, pytając o męża Magdy. Okazało

się, że poszedł do komory w poszukiwaniu jakiegoś dawno pożyczonego klucza, a tak

naprawdę przeszukiwał beczki ze zbożem. Gdy tam dobiegła, zaczęła wyzywać go od

złodziei i zbójów, czym go bardzo zawstydziła. Opuścił pomieszczenie. Potem z krzykiem

zaczęła grozić Jagnie, że jeżeli coś zginie z domu, poda ją do sądu, po czym skoczyła do córki

Paczesiowej. Pobiłyby się, gdyby nie Roch, który je rozdzielił. Przerażona Jagna rzuciła się

z płaczem na łóżko, a tymczasem Hanka wyjaśniła powód kłótni Rochowi. Mężczyzna

stwierdził,

że

nie

powinna

krzywdzić

dziewczyny,

którą

osądzi

Bóg.

IV

Roch poszedł do swego nowego domu – do sołtysów. Pomagał całej wsi opuszczonej przez

mężczyzn: rąbał drewno, przynosił wodę ze stawu, łagodził kłótnie i zwady. Nie mógł jednak

pomóc wszystkim: w Lipcach było ponad pięćdziesiąt chałup, inwentarz, leżące odłogiem

pola, których nikt nie orał i nie siał. Kobiety same nie dawały sobie rady.

Pewnej nocy przeszła silna wichura, która pozrywała dachy z niektórych domów. O tym, że

Weronce zawaliła się w nocy chałupa, Hanka dowiedziała się rano od sąsiadki. Po dotarciu na

miejsce zastała jedynie pokrzywione ściany bez dachu i kawałek sieni. Przytuliła siostrę i jej

dzieci. Pojawił się ksiądz, któremu kobiety opowiedziały, co się zdarzyło w nocy.

Inwentarz ocalał, bo był w sieni, a Weronka, bo schroniła się w ziemniaczanym dole. Kapłan

dał jej trzy ruble i zaoferował zabranie krowy do swej obory. Sąsiadka, mająca wolną izbę,

zaproponowała, że weźmie Weronkę i jej potomstwo do siebie. Nie chciała

zapłaty

jedynie

sporadyczną

pomoc

w

gospodarstwie.

Ludzie zaczęli przenosić spod rumowiska rzeczy kobiety do stojącej niedaleko chałupy

Sikorów. Pomagał nawet parobek Pietrek i Roch, sprowadzeni przez Hankę, która obiecała

dać siostrze święty obraz oraz trochę garnków. Chciała też zabrać do siebie ojca, ale wolał

zostać w sieni zapewniając, że będzie chodził do Borynów na posiłki. Gdy Hanka, wracając

do domu, zajrzała jeszcze do siostry, spotkała tam już sąsiadki z prezentami; każda

przyniosła,

co

tylko

mogła:

groch,

kaszę,

mąkę.

background image

Kiedy Hanka wróciła do domu, przyszła do niej Tereska z pytaniem, czy kupi nowy wełniak,

ponieważ potrzebowała pieniędzy. Gdy odmówiła, a kobieta wyszła, Jagustynka powiedziała,

iż Tereska potrzebowała pieniędzy nie dla męża do wojska, lecz dla Mateusza, z którym miała

romans i którego odwiedzała z paczkami w więzieniu. Pod koniec dnia synowa Boryny

odkryła, że ktoś ukradł jej mięso przeznaczone dla męża. Wszystko wskazywało na Jagnę,

ponieważ Józka widziała, jak wynosiła coś pod zapaską. Wtedy gospodyni nakazała przenieść

mięso Paczesiowej do swej komory. Po kolejnej kłótni Jagna wykrzyczała Hance, że ze

względu na Antka miała takie samo prawo do świniaka jak i ona.

W Wielki Piątek u Borynów Hanka z Pietrkiem skończyli bielenie domu, zaś Jagna z Józką

zgodnie malowały pisanki, które żona Antka odłożyła do poświęcenia. W sobotę Józka

wysypała obejście żółtym piaskiem. Naprzeciw łóżka Macieja ustawiono duży stół przykryty

białym obrusem. Sąsiadki w miseczkach i donicach przynosiły swoje święconki; ustawiano je

potem na ławie obok stołu. Było tak na prośbę księdza, który chciał, by w bogatszych

chałupach zebrało się po kilka rodzin i zostawiło święconki. Dzięki temu miał mniej domów

do odwiedzenia. Najpierw objeżdżał okoliczne wioski, by na koniec odwiedzić Lipce.

Kobiety zostawiły więc pokarmy i poszły do kościoła na uroczystość poświęcenia ognia

i wody: Józka przyniosła wody całą flaszkę i ogień, którym zaraz Hanka rozpaliła drwa

przygotowane i pierwsza też wody święconej popiła dając kolejnie wszystkim - od chorób

gardzieli pono strzegła - a potem skropiła nią inwentarz i drzewiny rodne w sadzie, że to się

przyczyniało do urodzajów i dawało bydlątkom letkie lągi. A później widząc, że ni Jagna, ni

kowalowa nie pomyślały o starym, umyła go w ciepłej wodzie, przyczesała jego skołtunione

włosy i przewlekła mu koszulę i pościele. Boryna dozwalał z sobą robić wszystko, nie

poruszywszy się ani razu, leżał jak zawżdy wpatrzony przed siebie i martwy jak zawżdy....

Hanka przebrała się w świąteczny strój, umyła dzieci, a po przyjściu sąsiadek czekała z nimi

na księdza. Wyszła po niego aż na drogę. Kapłan poświęcił pokarmy i jajka, a Witkowi dał

pieniądze za boćka, którego chwalił za odganianie kur, i opuścił dom Boryny.

Wieczorem tłumy wiernych zmierzały do kościoła. W tym czasie Hanka, zostawszy w domu,

kazała Bylicy stać na straży w obejściu, tymczasem sama udała się do komory Boryny.

Wyszła po pół godzinie, chowając trzęsącymi rękoma coś za stanik i udała się na rezurekcję.

background image

V

W kościele Hanka przepchnęła się do ławek, czując między piersiami ukryty węzełek

znaleziony w zbożu. Nabożeństwo skończyło się przed północą, a ona wyszła z kościoła

ostatnia.

Nazajutrz w chałupie Borynów: Wedle zwyczaju nie rozpalono ognia w kominie, kontentując

się zimnym święconym. Właśnie je była Hanka przynosiła z ojcowej izby, rozdzielając po

talerzach, że każdemu po równo wypadło po kawale kiełbasy, szynki, sera, chleba, jajek

i placka słodkiego” Odświętnie ubrani, zasiedli do śniadania, po którym Hanka,

naszykowawszy dużo jedzenia dla męża, pojechała z Pietrkiem wozem na widzenie. Razem

z nimi zabrała się Jagustynka, ponieważ chciała załatwić swoje sprawy.

Po ich wyjściu Józka zaniosła śniadanie ojcu, który jadł z apetytem, patrząc martwym

wzrokiem. Potem, do momentu pojawienia się kowalowej, posiedział przy nim trochę Roch.

Jagna, która nie chciała jechać z matką w odwiedziny do brata, ubrała się w odświętne stroje

po zmarłej żonie Boryny i spacerowała po wsi. W tym czasie Roch rozmawiał o panu Jacku

z Bylicą, który znał go z czasów, gdy jako młodzieniec biegał za dziewczynami.

Zbliżał się wieczór, a Hanki wciąż nie było. Przyjechała dopiero około północy, smutna

i zmęczona, przekazując czekającemu Rochowi pozdrowienia od Antka. Położyła się

spać:„Ale Hanka, choć się zarno do dzieci przyłożyła, usnąć nie mogła mimo utrudzenia.

Jakże!... toć Antek ją przyjął kiej tego psa uprzykrzonego... Święcone ze smakiem jadł, te

kilkanaście złotych wziął, nie pytając, skąd miała, i nawet się nie użalił nad jej umęczeniem

daleką drogą!... Opowiadała mu, co i jak się robi w gospodarce - nie pochwalił, a naprzeciw

niejednemu ze złością przyganiał... O całą wieś rozpytywał, a o dzieciach ni wspomniał... Szła

ku niemu z tym sercem wiernym i kochającym, utęskniona wielce łask jego; żoną mu przeciech

ślubną była i matką jego dzieci, to jej nawet nie przyhołubił, nie pocałował, nie zatroskał się

o jej zdrowie... Kiej obcy się widział i kiej na obcą sobie spoglądał, nie bardzo słuchając jej

rozpowiadań, że już w końcu i mówić nie mogła, żal ją dusił, łzy zalewały, to jeszcze krzyknął,

by mu z bekami nie przyjeżdżała! Jezus kochany, dziw, że trupem nie padła... To za tę ciężką

służbę kole jego dobra, za pracę nad siły, za te cierpienia wszyćkie - nic w zapłacie: ni

jednego słowa łaski, ni jednego słowa pociechy!

background image

Nazajutrz był lany poniedziałek, więc chłopcy biegali po wsi, oblewając piszczące

dziewczyny. Jagustynka martwiła się o źle wyglądającą Hankę, nawet starała się zająć ją

rozmową. Mówiła o kłopotach dziedzica, któremu urzędowo zabroniono sprzedaży lasu,

przez co kupcy wytoczyli mu mnóstwo procesów. W końcu położyła do łóżka młodą

Borynową, która niemal zemdlała, a Witkowi kazała szukać psów, ponieważ od rana nie było

ich słychać. Józka za chałupą odnalazła zwierzę z rozwaloną głową, obok wykopanej wielkiej

dziury w ziemi, prowadzącej do komory Boryny. Zaczęła krzyczeć, podejrzewając, iż

sprawcą wszystkiego był jakiś okoliczny złodziej. Po oględzinach pomieszczenia ustalono

straty: wysypane zboże z beczek, poprzewracane worki i sprzęty. Usłyszawszy głosy, Hanka

wiedziała, że był to efekt działań kowala (na szczęście dobrze ukryła pieniądze). Zaraz zbiegli

się zaalarmowani ludzi, pojawił się wójt z sołtysem, a gdy Roch podszedł

do

żony

Antka,

usłyszał,

złodziej

się

spóźnił.

W tym czasie znudzona Jagna spacerowała topolową drogą, gdzie po jakimś czasie spotkała

Jasia, syna organistów. Podczas rozmowy stanęła tak blisko, że przestraszony odskoczył

i poszedł do domu. Ona dalej cieszyła się wiosenną pogodą. Kiedy przechodziła obok

karczmy, złapał ją wójt, po czym zaprowadził bocznymi drzwiami do alkierza

mówiąc,

że

napiją

się

gorzałki.

Wieczorem, gdy cała rodzina i przyjaciele Borynów siedzieli na ganku, słuchając opowieści

Rocha, usłyszeli dochodzący z drogi głos. Ktoś krzyczał, że Podlesie się pali. Choć folwark

stał na wzgórzu za lasem, parę wiorst od Lipiec, widać było, jak płonęły dworskie budynki,

stodoły i obory z inwentarzem. Zbiegli się mieszkańcy wsi: pijany wójt, ksiądz, sołtys, który

miał pomysł, jak ratować dobytek dziedzica, lecz nikt z lipczaków nie podniósł się z miejsca

ani nie zrobił kroku w kierunku płomieni. Jedynie wójt z sołtysem i kowalem pojechali gasić

ogień. Czynili to gołymi rękami, ponieważ ludzie nie pozwolili im zabrać z chałup wiader czy

bosaków.

VI

Nas ranem zmęczona niedawnym porodem Hanka leżała w pościeli, czekając na powrót

ludzi z kościoła, w którym chrzczono jej syna. Ojciec umilał jej czas opowieściami.

Powiedział, że mieszka teraz u niego pan Jacek (w wyremontowanej nieco sieni),

który

zrobił

sobie

tam

porządne

legowisko.

background image

Wracali już z kościoła od chrztu. Przodem Józka niesła dziecko w poduszce, chustą przykrytej,

pod stróżą Dominikowej, a za nimi walili wójt z Płoszkową, w kumy proszeni, z tyłu zaś

kusztykał Jambroży nie mogąc nadążyć. Ale nim próg przestąpili, Dominikowa odebrała

dziecko i przeżegnawszy się jęła z nim, wedle starego obyczaju, obchodzić cały dom, na

węgłach jeno przystając i przy każdym z osobna mówiąc: - Na wschodzie - tu wieje... - Na

północy - tu ziębi... - Na zachodzie - tu ciemno...- Na południu - tu grzeje... - A wszędy strzeż

się złego, duszo ludzka, i jeno w Bogu miej nadzieję. Gdy weszli do izby, Dominikowa

rozebrała dziecko i oddała Hance, mówiąc: - Prawego chrześcijanina, któremu Rocho na imię

przy chrzcie świętym dano, przynosim wam, matko. Niech się zdrowo chowa na pociechę!.

Jagustynka zaprosiła gości do suto zastawionego stołu, który sama przygotowała.

Tego dnia wszystkie żale zostały zapomniane, nawet między kobietami. Hanka zaprosiła

Jagnę na poczęstunek, by „przepiła” za zdrowie dziecka. Uczestnikiem chrzcin był wójt,

jednak wkrótce wywołał go sołtys mówiąc, że przyjechał pisarz ze strażnikami i czekają na

niego. Ogłosili, że będą przesłuchiwać ludzi w sprawie pożaru na Podlesiu i podkopu

u Borynów. W sprawie pożaru dworu nikt nie chciał mówić. Zeznań nie złożyła żadna

z kobiet, a pisarz musiał chodzić z sołtysem i rozpytywać ludzi…

Gdy przyszli do Boryny, już na progu kancelista skrzyczał Bylicę, że nie pilnuje chałupy

i pozwala grasować złodziejom, na co zdenerwowany staruszek, trzęsąc się, odpowiedział:

- A tyś co za osoba? Gromadzie służysz, gromada ci płaci, to rób, coć masz przez wójta

nakazane, a wara ci od gospodarzy! Widzisz go, łachmytek jeden, pisarek jakiś! Odpasł się na

naszym chlebie i będzie tu ludźmi pomiatał... i na ciebie się znajdzie większy urząd

i

kara....

Długo

potem

nie

mógł

opanować

zdenerwowania.

Dni mijały, jedne słoneczne, inne deszczowe. Nadeszła pora sadzenia ziemniaków i robót

w polu. A cóż z tego, kiej pola nie zaorane, nie obsiane, nie obrobione leżały, niby paroby

zdrowe i krzepkie, przeciągające się jeno na słońcu, a całe tygodnie trawiąc na niczym, zasie

na tłustych, rodnych ziemiach miasto zbóż ognichy się pleniły, osty strzelały w górę, lebiody

trzęsły się po dołkach, rudziały szczawie, perze kłuły się gęsto po podorówkach jesiennych,

a na rżyskach wynosiły się smukłe dziewanny i łopiany kiej te kumy podufałe zasiadały

szeroko, że co ino tliło się w przytajeniu i strachem dotela żyło, kiełkowało teraz weselnie,

background image

szło chyżym rostem, pchało się z bruzd na zagony i panoszyło się bujnie po rolach.

lęk

jakiś

przewiewał

po

tych

polach

opuszczonych.

Tylko u Borynów prace posuwały się naprzód: Hanka, choć jeszcze z łóżka, rządziła

wszystkim tak zmyślnie i kwardo, że nawet Jaguś musiała z drugimi stawać do roboty,

i o wszelkiej rzeczy równą pamięć miała: o lewentarzu, o chorym, kaj orać i co gdzie siać,

o dzieciach, gdyż Bylica już od chrzcin nie przychodził, zachorzał pono. Juści, że całe dni

leżała w samotności, tyle jeno ludzi widując, co w obiad i wieczorem, albo Dominikową,

zaglądającą do niej raz w dzień; żadna z sąsiadek nie pokazywała się, nawet Magda,

a o Rochu to jakby słuch za- ginął: jak pojechał wtenczas z proboszczem, tak i nie powrócił.

Strasznie mierziło się jej to leżenie, więc aby rychlej ozdrowieć i sił nabrać, nie żałowała

sobie tłustego jadła ni jajków, ni mięsa, nawet przykazała zarznąć na rosół kokoszkę, nie

nieśną po prawdzie, ale zawdy wartałą ze dwa złote.

Do wsi przyjechali Cyganie. Koczowali w lesie, a po wsi chodzili od chałupy do chałupy,

żebrząc. Hanka, bojąc się kradzieży ze strony przybyszów, kazała Józce sprowadzić Jagnę,

ponieważ chciała zamknąć na noc drzwi. Niestety, dziewczynie nie udało się odnaleźć

macochy. Wtedy Pietrek pozamykał drzwi i obejście i poszli spać. Późno w nocy wróciła

Jagna. Tak się dobijała do drzwi, że obudziła Hankę, która, otworzywszy drzwi, zobaczyła

ją pijaną. Słyszała, jak po chwili runęła na łóżko w swej izbie. Rano okazało się, że

we

wsi

było

kilka

włamań.

Skradziono

konia

sąsiadki,

sołtysowi

wóz

z

podwórka.

Mimo

poszukiwań

po

złoczyńcach

nie

było

śladu.

Na pocieszenie Roch oznajmił dobrą wiadomość, że w czwartek chłopi z okolicznych wsi

pomogą lipieckim kobietom w pracach polowych. Tak też się stało. Przyjechali odświętnie

ubrani wozami z Woli, Rzepek, Dębicy, Przyłęka. Po porannej mszy ksiądz z Rochem

rozporządzili przydział prac, biorąc pod uwagę, by bogatszy chłop trafił do majętniejszego

gospodarstwa.

Jedzenie i gorzałkę na poczęstunek ustawiono na wyniesionych na podwórza ogromnych

ławach. Po posiłku i przebraniu mężczyźni ruszyli w pole: Puste i zdrętwiałe pola ożyły,

potrzęsły się głosy, ze wszystkich podwórz wytaczały się wozy, wszystkimi dróżkami ciągnęły

pługi, wszystkimi miedzami ludzie ruszali, a wszędy, skroś sadów i przez pola rwały się

background image

pokrzyki, leciały radosne pozdrowienia, konie rżały, turkotały rozeschłe koła, psy ujadały

zapamiętale ganiając za źrebakami, a bujna, mocna radość przepełniała serca i po ziemiach

się niesła - i na poletkach pod ziemniaki, na jęczmiennych rolach, na rżyskach, na

zachwaszczonych ugorach stawali i wesołym pogwarem, szumnie i rozgłośnie kiej do tańca.

Pracowali długo i bez wytchnienia, robiąc przerwę jedynie na posiłki, przynoszone przez

lipieckie kobiety.

Hanka, choć nie potrzebowała pomocy, również wzięła na nocleg dwóch chłopów

pracujących u Weronki i Gołębiowej. Poczęstowała ich dobrym posiłkiem. Następnego dnia

do pracy przyłączył się również ksiądz (w podwiniętej sutannie), któremu żaliły się

komornice, bowiem nie przydzielono im nikogo do pomocy. Uspokoiły się dopiero po

obietnicy pożyczenia koni, które miały zaprzęgnąć do pługów i zaorać swe pola. Wieczorem

Lipce żegnały okolicznych chłopów, dziękując za dwudniową pomoc i okazaną życzliwość.

VII

W Lipcach rozeszła się wieść o rychłym powrocie aresztantów. Kobiety zebrały się pod

chałupą wójta, a gdy ten wyszedł z papierem w ręku i potwierdził to, pokazując urzędowe

pismo, ucieszyły się ogromnie. Stała wśród nich także Hanka, która wiedziała, że jej mąż nie

wróci z innymi – był oskarżony o morderstwo. Kiedy wracała z Jagustynką do chałupy,

napotkany

po

drodze

kowal

zaśmiał

się,

że

niektórych

„zbójów”

nigdy

nie

wypuszczą

z

kryminału.

Słowa

te

bardzo

zabolały.

Po powrocie, choć osłabiona, rozplanowała jednak aktualną pracę, przydzielając zebranym

w sieni komornicom sadzenie ziemniaków na polach Boryny. Potem usiadła na kamieniu

płacząc, że zostało mnóstwo pracy, a ona – bezsilna i sama, dźwiga na plecach całe

gospodarstwo. Gdy zapytała Jagnę, czemu nie idzie w pole, rozpoczęła się kolejna kłótnia.

Hanka krzyczała: Dobrze ludzie wiedzą, co wyrabiasz! W całej parafii wiedzą o twoich

sprawkach. Nie raz cię już widzieli z wójtem w karczmie, nie dwa! A wtedy, com ci po

północku drzwi otwierała, wracałaś z pijatyki, z łajdactwa, pijana byłaś kiej świnia... Do

czasu dzban wodę nosi, do czasu... Nie bój się, kto w głośności żyje, o tym cicho mówią!

Skończy się twoje panowanie, że ni wójt, ni kowal cię nie obronią, ty... ty!...

Jagna odparła, żeby trzymała się od niej daleko. Już prawie doszło do bójki, lecz Hanka

opadła z sił i poszła do swej izby. Ostatnio nawet nie przychodził do niej ojciec, który

background image

podobno był chory, z kolei córka nie miała sił, by go odwiedzać.

W Lipcach trwały przygotowania do powrotu mężczyzn. Jagna nie mogła znieść leżącego

cały czas męża, któremu życzyła śmierci, mówiąc: Być już raz zdechł! i wychodziła na

ganek, by na niego nie patrzeć. Raz nawet (po kłótni z Hanką) wzięła motyczkę i poszła

w pole. Pracowała z komornicami, jednak szybko zostawiła je w tyle za sobą, ponieważ miała

więcej siły. Od kilku miesięcy żyła myślą, że wśród powracających będzie też Antek.

Po południu wszystkie pięknie ubrane kobiety udały się do kościoła na mszę, po której

przeszły w procesji. Pietrek niósł święty krzyż, a silniejsze gospodynie chorągiew. Jambroży

rozdał świece i wszyscy ruszyli przez wieś, drogą nad stawem. Na końcu wolno szła Agata.

Za młynem zapalono światło. Ksiądz śpiewał pieśni, idąc za krzyżem. Gdy procesja doszła do

pierwszego kopca, skropił święconą wodą cztery strony świata, po czym ruszyli dalej na

równinę. Kapłan święcił pola, ziemię i drzewa. Przy drugim kopcu, pod którym podobno

spoczywały ciała poległych na wojnie, lipczanie pomodlili się za ich dusze i ruszyli

w kierunku topolowej drogi. Gdy już mieli dochodzić do trzeciego kopca,

ktoś

krzyknął,

że

z

lasu

wychodzą

jakieś

chłopy.

Kobiety rozpoznały mężów i przyspieszyły kroku (narażając się na gniew księdza, ponieważ

procesja nie dobiegła końca). Doszły do krzyża Borynów, na skraj ziem lipieckich

i dworskiego boru, gdzie stali już cisi i zniszczeni pobytem w areszcie mężczyźni. Wszyscy

klęknęli, a ksiądz pobłogosławił ich i rozpoczął wspólną modlitwę. Dopiero teraz zaczęły się

powitania, krzyki i płacz. Kapłan dał znak i procesja, już razem z mężczyznami, poszła

w stronę ostatniego kopca, drogą wzdłuż lasu: A że sporo narodu przybyło, to już zapchali

całą drogę, szli także i borem między drzewami, szli i nad polami, że całe Podlesie zaroiło się

ludźmi, a hukało pieśnią niebosiężną (…)Tylko Hanka poczuła się jakby za całym światem.

A toć tuż przed nią i za nią, i wszędy chłopy szły szumno, a kiele każdego kobiety i dzieci tulą

się radośnie niby te krze wątłe, a toć gwarzą, cieszą się, w oczy sobie zaglądają, cisną się do

siebie, a ona jedna przemówić nie ma do kogo! Cały naród wre ukropem radości

niepowstrzymanej, a ona, choć idzie w pośrodku, tak się czuje opuszczona i nieszczęsna, jako

to drzewo usychające w gąszczach, na którym nawet wrona gniazda nie uwije ni żaden ptak

nie przysiądzie. Nawet mało kto ją przywitał - jakże! każdemu było pilno do swoich... co im

tam ona?... a tylachna ich wróciło... nawet Kozieł, że znowu będzie trzeba pilnować komory

background image

Przy ostatnim postoju czekał już na księdza w bryczce jego parobek Walek. Kapłan odjechał

po szybkim zakończeniu procesji, zostawiając radosnych ludzi. Wszystkie domy wypełniły

się śmiechem i hałasem. Tylko u Borynów było pusto. Hanka została sama z dziećmi,

bowiem

wszyscy

poszli

na

wieś,

by

wspólnie

się

cieszyć.

Jagna, która nigdy tego nie robiła, teraz wydoiła krowy, nakarmiła świnie, nie czując

zmęczenia. Nie zwróciła też uwagi, gdy Pietrek – czterdziestoletni parobek, zaczął ją całować

i obalił na słomę. Spragniona miłości i bliskości, otrząsnęła się jednak i podniosła, wyzywając

kawalera od „świniarzy”, grożąc, że „poprzetrąca mu kulasy”, jeżeli to się powtórzy. Po

kolacji, gdy szła do matki, natknęła się na rozmawiających i przytulonych Mateusza

z Tereską, którzy udali, że jej nie widzą. Zrozpaczona, że do niej nikt

nie

wrócił,

zrezygnowała

z

wizyty

i

biegiem

wróciła

do

izby.

VIII

Tereska otrzymała list od męża służącego od dłuższego czasu w wojsku. Ponieważ była

analfabetką, Nastka Gołębiowa doradziła, by wzięła kilka jajek jako zapłatę i poszła do

umiejącego czytać organisty. W liście Jasiek radośnie informował, że na żniwa wraca do

Lipiec na stałe i nie może doczekać się powrotu. Przykazał również, by Tereska powiadomiła

Borynę

o

tym,

wraz

z

nim

wraca

syn

Macieja

Grzela.

Informacje te spowodowały, że adresatka listu przepłakała w polu kilka godzin, po czym

wróciła do domu: Mieszkała za kościołem, pobok Mateusza, w chałupinie o jednej izbie

z półsionką, gdyż drugą przy działach brat oderznął i przeniósł na swój grunt, że kiej rozcięte

w poprzek żebra sterczały przepiłowane ściany i dach, przypierające do okopconego komina.

Od jakiegoś czasu Tereska zdradzała męża z Mateuszem, obiektem ogromnej miłości. Rychły

powrót małżonka wzbudzał w niej strach przed jego reakcją na plotki ludzi. Po jakimś czasie

wybrała się do Hanki, by powiadomić o powrocie Grzeli, lecz nie zastała jej w domu,

otrzymała za to niedwuznaczną radę od Jagustynki: wygonić Mateusza spod pierzyny.

i chlewy zamykać... nawet i te największe buntowniki: Grzela, wójtów brat, i Mateusz... Antka

jeno nie puścili... może go już nigdy nie zobaczy....

background image

W tym czasie we wsi rozpętała się olbrzymia awantura, którą zapoczątkowała kłótnia Kozłów

i wójtów. Wójtowa posądziła sąsiadkę o kradzież płótna, na co usłyszała, że pewnie wójt dał

je kochance (tak samo, jak gromadzkie pieniądze, które razem przepijali). Małżeństwa pobiły

się, po czym wójtowie pojechali do miasta w celu złożenia skargi na sąsiadów,

a ci po chwili, bardzo pobici, również podążyli tą samą drogą. Kozłowa miała

powyrywane

ze

skórą

włosy,

a

jej

mąż

rozbitą

głowę.

Mateusz oglądał ruiny chałupy Bylicy. Ponieważ znał się na stawianiu domów, Stach (mąż

Weronki, a zięć Bylicy) poprosił go o radę. Usłyszał, że należy postawić nową izbę. Ponieważ

nie miał pieniędzy na drzewo, mieszkający u nich pan Jacek obiecał pomoc w załatwieniu

potrzebnych materiałów, jednak jego słowa nie zostały potratowane poważnie (ludzie mówili,

że był chory „na głowę”). Wracający do domu Mateusz zaczął rozmowę z Jagną pracującą

w matczynym ogrodzie. Gdy chciał ją przytulić, usłyszał od dawnej kochanki, że ma pójść do

Tereski. Cała wieś już wiedziała o ich romansie i paczkach, zawożonych przez mężatkę do

więzienia.

Słowa Jagny sprawiły, że niespieszący się do małżeństwa przystojny mężczyzna przypomniał

sobie Tereskę: Dosyć już miał tej płaksy, zbrzydły mu te ciągłe kwiki. Nie ślubował przeciek,

bych się jej musiał trzymać jak ten ogon krowy! Ma przeciek chłopa! I ksiądz gotów go

jeszcze wypomnieć z ambony! Z taką to i człowiek flaczeje. Psiakrótka z tymi babami! - srożył

się w sobie. (…) Cicha przecież była jak zawsze, uległa i pracowita jak mrówka, nawet rada,

że wziął nad nią górę i kwardo panuje. A właśnie on i bez to srożył się coraz barzej. Gniewały

go jej kochające, lękliwe oczy, gniewał chód cichy, gniewała twarz pokorna, gniewało i to, że

cięgiem plątała się kole niego. Miał już ochotę krzyknąć, by mu z oczu ustąpiła. Zabawiał się

nią jak rzeczą, bez uczucia.

Gdy udał się po obiedzie do Kłębów, dowiedział się o planowanym powrocie Jaśka - męża

niedawnej kochanki, lecz ta informacja nie wywołała w nim żadnej głębszej reakcji.

Przebywając u Kłębów, był świadkiem przyjścia Agaty. Kobieta uzbierała podczas zimowych

żebrów trzydzieści złotych i chciała je teraz dać Kłębowi, by przyjął ją do chałupy, gdy

będzie umierać, lecz ten odmówił. Kiedy potem rozmawiał z żoną, wytłumaczył jej, że nie

mogą przyjąć krewnej, ponieważ cała wieś zaczęłaby plotkować, że robią to dla pieniędzy.

Po bójce wieś podzieliła się między zwolenników Kozłów i wójtów. Dominikowa popierała

background image

tych drugich. Wójt wywoływał z domu jej córkę, która nie przejmowała się głosami

mieszkańców Lipiec i bez skrupułów spotykała się z kochankiem. Nie słuchała

nawet

matki,

tracącej

respekt również u synów. Obaj nie pozwalali już

jej

pomiatać

sobą

i

być

pośmiewiskiem

całej

wsi.

U Borynów przy chorym czuwał jedynie Witek. Kowal opowiedział Hance, że Antkowi grozi

dziesięć lat więzienia, po czym zaproponował, że za pięćset rubli pomoże mu w ucieczce

do Ameryki. Doradzał jednocześnie, że Hanka mogłaby później dojechać do męża. Usłyszał,

że

nie

posiada

takiej

sumy

i

że

poradzi

się

adwokata.

IX

Roch wrócił do Lipiec z Częstochowy, gdzie był na odpuście. Teraz zatrzymał się u Borynów,

a gdy zjadł posiłek przygotowany przez Hankę, poszedł przywitać się z gospodarzem, który

leżał w sadzie na specjalnym posłaniu, przykryty pierzyną. Gdy przyjaciel zapytał, czy go

poznaje, wychudzony Maciej poruszył sinymi wargami i przytaknął. Po tym spotkaniu Roch

uświadomił

Hance,

by

przygotowała

się

na

rychłą

śmierć

teścia.

Usłyszał od kobiety, iż Weronka będzie miała nowy dom, ponieważ pan Jacek dotrzymał

słowa w sprawie obiecanego drzewa, w zamian ustalając, że będzie mieszkał w starej chałupie

Bylicy do śmierci: Obiecał, ale przeciech niejeden obiecuje. Obiecanka cacanka, a głupiemu

radość - powiedają. A pan Jacek dał Stachowi list i kazał mu z nim iść do dziedzica. Nawet

Weronka się przeciwiła, by szedł, bo powiada, co będzie buty darł na darmo?... jeszcze się

z niego wyśmieją, że zawierzył głupiemu... Ale Stacho się uparł i poszedł. I powiada, że może

w pacierz po oddaniu listu dziedzic go kazał zawołać na pokoje, poczęstował gorzałką i rzekł:

"Przyjeżdżaj z wozami, to ci borowy wycechuje dziesięć sztuk budulcu..." Dał mu Kłąb koni,

dał sołtys, dałam i ja Pietrka. Dziedzic już na nich czekał w porębie i zaraz sam wybrał co

najśmiglejsze z tych, co to je zimą cięli la Żydów. No i zwożą, bo dobrze trzydzieści wozów

będzie z gałęziami. Stacho galantą „chałupę” se wyszykuje! Nie potrza mówić, jak panu

Jackowi dziękował i przepraszał; bo po prawdzie wszyscy go mieli za dziadaka i za

głupawego, że to nie wiada, z czego żyje, i pod figurami, to we zbożach grywa na skrzypicy,

a czasem tak bele co i nie do składu powie, jako ten niespełna rozumu... A on taki pan, że mu

sam dziedzic posłuszny!... Kto by to przódzi dał wiarę?....

background image

W czasie jednej z licznych rozmów Roch wyznał Hance, że istnieje szansa, by jej mąż opuścił

areszt. Dowiedział się w urzędzie o konieczności wpłaty pięciuset rubli w zastaw do sądu (to

samo mówił kowal). Gdy to usłyszała, przyznała, że posiada tak ogromne pieniądze,

ponieważ Boryna w chwili względnej świadomości kazał jej przeznaczyć znalezione

pieniądze na ratowanie Antka. Roch przeliczył zawartość przyniesionego zawiniątka: Były

w nim papierowe pieniądze, były i srebrne, awet było parę złotych i sześć biczów korali, było

czterysta trzydzieści dwa ruble. Poradził, by kobieta sprzedała sztukę inwentarza, to wówczas

uzbiera konieczną sumę, po czym nakazał dobrze ukryć pieniądze. Na koniec obiecał, że

nikomu nie zdradzi tajemnicy, jak również zgodził się pomóc zbudować ołtarz na ganku na

jutrzejsze Boże Ciało (we wsi zawsze robiono cztery ołtarze – dwa po jednej, dwa po drugiej

stronie drogi: u Borynów, młynarza, wójta i Płoszki).

Roch wybrał się w odwiedziny do Bylicy i pana Jacka. Zbliżał się wieczór,

gdy chłopak Kłębów pędził konno przez wieś krzycząc, że w lesie leżą zabici ludzie.

Zaraz

powiadomiono

o

tym

księdza

i

sołtysa.

O zmierzchu Kłąb, sołtys i parobek wrócili z leżących na wozie pijanym wójtem, mówiąc

zebranym, że w lesie nie znaleźli żadnego ciała, a wójta spotkali na drodze, lecz ludzie temu

nie uwierzyli. Dopiero gdy z boru wracały komornice z drzewem na plecach i Kozłową na

czele, mieszkańcy Lipiec od nich dowiedzieli się o przebiegu zdarzenia: ... widzim z dala,

prawda, leżą jakieś ludzie kieby nieżywe... jeno im kulasy sterczą spod jałowców. Filipka me

ciąga, by uciekać... Grzelowa już pacierz trzepie i mnie też mróz po plecach chodził, alem się

przeżegnała, podchodzę bliżej... patrzę... a to pan wójt leży przez kapoty, a pobok Jagusia

Borynowa... i śpią se w najlepsze. Spili się w mieście, gorąc był, to se chcieli wypocząć

w chłodzie i pojamorować. Jaże buchała od nich gorzałka! Nie budzilim: niech świadki

przyjdą, niech cała wieś obaczy, co się wyprawia! Wstyd mówić, jak była rozdziana; jaże

Filipka z litości przyokryła ją zapaską. Czysta sodoma. Stara jestem, a jeszcze o takim

zgorszeniu nie słyszałam. Sołtys zaraz przyjechał i budził, Jagna w pola uciekła, zaś pana

wójta

ledwie

na

wóz

wdygowali,

spity

był

kiej

świnia!.

Tego dnia rano wójt wraz z Jagną i Dominikową udali się do miasta. Okazało się, że wrócili

sami, bez matki, przez co mieli czas na zabawę i pijaństwo. Wieś zapałała oburzeniem,

background image

wykrzykiwano wyzwiska i obelgi. Tylko Pietrek, parobek Borynów, stanął w obronie Jagny,

lecz zaraz został zagłuszony przez innych mieszkańców Lipiec. Wszyscy żyli tym, co się stało

w lesie. Gdy sąsiadki wyszły, Hanka przeszła do izby Boryny i rozebrała po cichu pijaną,

śpiącą w ubraniu Jagnę, po czym odeszła. Do późna w nocy Płoszka i Kozły

biegali po wsi, podburzając innych przeciw wójtowi, a ksiądz zabronił

wystawiać

święty

obraz

w

mieszkaniu

pijaka

i

rozpustnika.

Nazajutrz u Borynów: (…) przed gankiem stanęła kieby kapliczka, wypleciona z brzozowych

gałęzi a zieleni, wykryli ją całą wełniakami, że jaże grała w oczach od kolorów, zaś

w pośrodku, na podwyższeniu, stanął ołtarz, przykryty bieluśką i cieńką płachtą i zastawiony

świecami a kwiatami w doinkach, które Józka oblepiła w strzyżki ze złotego papieru. Wielki

obraz Matki Boskiej wisiał nad ołtarzem, a pobok zawiesili mniejsze, ile się jeno zmieściło.

Zaś la większej przyozdoby nad samym ołtarzem przyczepili klatkę z kosem, którego Nastusia

przyniesła: ptak się wydzierał po swojemu, że mu to Witek z cicha przygwizdywał. A całe

opłotki od drogi wysadzone były świerczyną na przemian z brzózkami, żółtym piaskiem grubo

wysypane i zarzucone tatarakiem. Józka znosiła całe naręcze modraków, ostróżek; wyczki

polnej i przystrajała ściany kapliczki; opięła też nimi obrazy, lichtarze i co ino było można, że

nawet ziemię przed ołtarzem potrząsnęła kwiatami; nie darowała i „chałupie”, gdyż całe

ściany i okna ginęły pod zielenią, zaś w snopki dachu nawtykała tataraków. Na mszę

i procesję przybyli mieszkańcy okolicznych wiosek.

Po południu w karczmie zebrało się sporo ludzi. Czas upływał na tańcach, a powszechne

zdziwienie wzbudził protest synów Dominikowej, którzy pierwszy raz nie posłuchali matki

i nie opuścili zabawy, gdy przyszła po nich z kijem. Chłopi radzili miedzy sobą, jak przegonić

Niemców, chcących osiedlić się na Podlesiu (w tym celu dali już nawet zadatek dziedzicowi).

Mieszkańcy Lipiec zapewniali, że gdyby tylko mieli fundusze, sami kupiliby ziemię, a potem

podzielili ją między sobą: (…) Lipce mają ziemi za mało, że narodu cięgiem przybywa, gdyż

co starczyło za dziadków la trojga, musi się teraz rozdzielać la dziesięciorga.

W

karczmie

bawiono

się

i

pito

do

późnej

nocy.

X

Ludzie na wsi szeptali za plecami Jagny, że jest kochanką wójta, jednak ona nie czuła żadnej

winy i skruchy. Twierdziła, że została upojona alkoholem i wykorzystana, podczas gdy nikt

background image

nie stanął w jej obronie. Miała żal do ludzi; podkreślała, że inaczej traktowaliby ją,

gdyby była panną. Nawet matka nie chciała już częstych wizyt córki.

Prosiła o opamiętanie i radziła, by zostawała w domu przy chorym mężu. Jedynie Hanka

broniła

Jagny

przed

sąsiadkami,

podkreślając

winę

wójta.

Pewnego dnia żona Antka dostała z kancelarii list, który przeczytał jaj Roch. Było w nim

napisane, by wpłaciła pięćset rubli do sądu, co równało się w tymczasowym wypuszczeniem

z aresztu jej męża. Choć przyjaciel domu prosił, by nie zdradziła się z nowiną, opowiedziała

o tym Józce, a prawdę z jej szczęśliwej twarzy wyczytała również Jagna, która zaraz poszła

do

Dominikowej.

Była tam świadkiem następującej sceny: Szymek prosił matkę, by dała mu pięć rubli, które

chciał dać na opłacenie zapowiedzi z Nastką, na co usłyszał kategoryczne, że nie dostanie,

bowiem matka nie dopuści do małżeństwa z tą wywłoką. W czasie kłótni sam chciał wziąć

pieniądze, co spowodowało, iż Dominikowa zaczęła bić syna pogrzebaczem po głowie

i plecach. Gdy Jagna z Jędrzychem chcieli ich rozdzielić, zbiegli się sąsiedzi i zrobiło się

jeszcze głośniej. Szymek próbował wyrwać matce pręt z ręki: Aż trzasnął ją pięścią między

oczy, chycił za boki i rzucił kiej ocipką na izbę; potoczyła się i niby kloc całym ciężarem padła

na rozpaloną blachę, pomiędzy gary pełne wrzątku, komin się rozwalił i wszystko się

zapadło....

Dominikowa zaczęła krzyczeć, by wynosił się z jej domu i, nie patrząc na ból i tlące się

ubranie, wyrzucała przez okno jego rzeczy krzycząc, że nie da najmniejszego kawałka ziemi.

Życzyła synowi, by zdychał z głodu. Szymek zaś, ledwie już dychający, zbity i okrwawiony,

jeno patrzał na matkę wytrzeszczonymi ślepiami, strach go ułapił za gardziel, trząsł się cały,

słowa

nie

mogąc

wykrztusić

ni

wiedząc,

co

się

dzieje.

Pomoc wyrzucanemu chłopakowi ofiarował Mateusz, lecz została odrzucona. Szymek usiadł

pod ścianą chałupy mówiąc, że nie odejdzie, bo tu jest ziemia po ojcu, która się mu należy.

Sąsiadki z Jambrożym opatrzyły oparzone twarz i ręce Dominikowej. Miała spalone włosy

i prawie straciła wzrok. Wieś interesowała się stanem jej zdrowia, do chałupy wciąż ktoś

przychodził, przez co doszło do rozmowy między Mateuszem a Hanką, która ujawniła swą

złość na księdza za to, że na kazaniu potępił za cudzołóstwo Jagnę i Tereskę, a nie mężczyzn.

background image

Na ganku Borynowego domu zebrali się chłopi na naradę, której przewodniczył Roch.

Zastanawiali się nad możliwością niedopuszczenia do zakupu Podlesia przez niemieckich

Żydów. W końcu całą gromadą udali się na folwark, gdzie przedstawili starozakonnym swe

zdanie, żądając, by opuścili należną im ziemię. Tłumaczem i negocjatorem został Roch, który

ogłosił decyzję Żydów, że nie zamierzają ustąpić. Wówczas włączył się Mateusz.

- Słuchajta, Miemcy! - ryknął wyciągając pięście. - Mówiliśmy do was po ludzku, poczciwie,

a wy grozicie kreminałem i przekpiwacie się z nas! Dobra, ale teraz zagramy z wami inaczej!

Nie chceta zgody, to wama zapowiadamy przed Bogiem i ludźmi, jak pod przysięgą, że na

Podlesiu nie wysiedzicie! Przyszlim z pokojem, a wy chceta wojny! Dobra, kiej wojna, to

wojna! Mata za sobą sądy, mata urzędy, mata pieniądze, a my jeno te gołe pięście...

Obaczymy, czyje będzie górą! A jeszcze to wam dołożę, byście zapamiętali... jako ogień ima

się słomy, ale zeźre i murowańce, a chyta się i zboża choćby na pniu... bydło też pada na

paśnikach... zaś żaden człowiek nie uciecze od złej przygody... Spamiętajta, co rzekłem: wojna

w dzień i w nocy, i na każdym miejscu.... Wracając, do wsi, pewni swych racji chłopi już

dzielili pola między sobą.

XI

Zostawiwszy Rocha w mieście, Hanka wróciła do domu. Już za parę dni jej mąż miał wrócić,

wystarczyło tylko, by przyjaciel domu wpłacił pieniądze do guberni. W końcu powiedziała

o

wszystkim

milczącemu

Borynie

(leżącemu,

jak

zawsze,

w

sadzie).

Po kłótni z chłopami niemieccy Żydzi domagali się od dziedzica zwrotu pieniędzy za

Podlesie. Krążyły plotki, że podali już lipieckich mężczyzn do sądu, oskarżając o najście.

W obronie gospodarzy stanęli między innymi ksiądz i młynarz, który bał się

konkurencji

mającego

stanąć

w

pobliżu

niemieckiego

młyna.

Pewnego dnia na pole przybiegł Witek, wołając do pracującej Hanki, że Maciej wstał z łóżka

i coś krzyczy. Zastała teścia siedzącego i dopominającego się o buty. Był przytomny, pytał,

czy robota w polu już zrobiona, jednak zapadał w krótkie chwile odrętwienia. Mieszkańcy

chaty

zawołali

księdza,

który

zjawił

się

z

ostatnim

namaszczeniem.

Potem przez parę dni przy umierającym mężu siedziała Jagna, pragnąc uchodzić

background image

za

przykładną

żonę

i

zrobić

dobre

wrażenie

na

sąsiadach.

Hanka powiedziała Maciejowi o dniu powrotu Antka, lecz on popatrzył na nią

nieprzytomnie, z otępieniem,

zaś w nocy wstał, kierowany tajemniczą siłą

i

poszedł

w

pole,

wołany

dziwnym

wewnętrznym

głosem.

Boryna naraz przyklęknął na zagonie i jął w nastawioną koszulę nabierać ziemi, niby z tego

wora zboże naszykowane do siewu, aż zagarnąwszy tyla, iż się ledwie podźwignął, przeżegnał

się, spróbował rozmachu i począł obsiewać... Przychylił się pod ciężarem i z wolna, krok za

krokiem szedł i tym błogosławiącym, półkolistym rzutem posiewał ziemię na zagonach

(…)Potykał się o skiby, plątał we wyrwach, niekiedy się nawet przewracał, jeno że nic o tym

nie wiedział i nic nie czuł kromie tej potrzeby głuchej a nieprzepartej, bych siać. Szedł aż do

krańca pól, a gdy mu ziemi zabrakło pod ręką, nowej nabierał i siał, a gdy mu drogę zastąpiły

kamionki a krze kolczaste, zawracał (…)I tak przechodził czas, a on siał niezmordowanie,

przystając jeno niekiedy, bych odpocząć i kości rozciągnąć, i znowu się brał do tej płonej

pracy, do tego trudu na nic, do tych zbędnych zabiegów.

W pewnej chwili zachwiał się i upadł: Zmartwiał naraz, wszystko przycichło i stanęło w

miejscu, błyskawica otworzyła mu oczy z pomroki śmiertelnej, niebo się rozwarło przed nim, a

tam w jasnościach oślepiających Bóg Ociec, siedzący na tronie ze snopów, wyciąga ku niemu

ręce i rzecze dobrotliwie: - Pódziże, duszko człowiecza, do mnie. Pódziże, utrudzony

parobku... Zachwiał się Boryna, roztworzył ręce, jak w czas Podniesienia: - Panie Boże

zapłać! - odrzekł i runął na twarz przed tym Majestatem Przenajświętszym. Padł i pomarł w

onej łaski Pańskiej godzinie. Świt się nad nim uczynił, a Łapa wył długo i żałośnie....

Część 4 – Lato

I

Obudziwszy się, Józka na prośbę Hanki sprawdziła, dlaczego pies tak głośno wyje na dworze.

Okazało się, że Maciej nie żyje. Córka głośnym płaczem i krzykiem sprowadziła wszystkich

na pole. Ciało Boryny przeniesiono do izby i położono na łóżku, nie przestając cucenia

i ratowania. W końcu wszyscy zrozumieli, że gospodarz nie żyje. Wiadomość szybko obiegła

całe Lipce. Do domu zmarłego zaczęli schodzić się sąsiedzi, a Witek pobiegł po nocującą

background image

akurat u chorej matki Jagnę. Nie wierzyła, że została młodą wdową.

Miarę na trumnę zdjął Mateusz, który zrobił sobie tymczasowy stolarski warsztat w sadzie

(deski na ten cel już dawno leżały przygotowane). Jambroży wyprosił zebranych z izby,

po czym wraz z Jagustynką i Agatą umył Macieja i przebierał w czystą koszulę. Gdy

skończył, udał się na mszę, ponieważ była akurat niedziela. Podobnie zrobili Weronka

z Bylicą, zabierając dzieci Hanki.

Żałobny nastrój popsuł kowal, domagając się pieniędzy od Hanki i grożąc, że

w przeciwnym razie rozpowie, iż zabiła teścia. Ta jednak, zapłakana, co jakiś czas wyglądała

na drogę w nadziei, że zobaczy na niej Antka z Rochem. Siedziała przy zmarłym z Jagną,

Witkiem i Agatą, w czasie modlitwy myśląc: - Trzydzieści dwie morgi, a paśniki, a las,

a budynki, a lewentarze, tylachne gospodarstwo! - westchnęła ogarniając z lubością szerokie

pola i ten cały świat Boży. - Żeby tak pospłacać i ostać na wszystkim! Być, jak ociec byli! -

Pycha ją rozparła z nagła, hardo spojrzała w samo słońce, prześmiechnęła się znacząco

i

z

sercem

pełnym

słodkich

nadziei

jęła

szeptać

słowa

różańca.

- Ale od półwłóczka nie ustąpię; pół „chałupy” też moje i tych krów mlecznych

nie

popuszczę

z

garści

-

wyrzekła

nieco

żalnie.

Po mszy przyszli ludzie, by pomodlić się przy ciele: Leżał w pośrodku izby, na szerokiej

ławie, nakrytej płachtą i obstawionej płonącymi świecami, juści, co wymyty był, wyczesany

i ogolony do czysta, jeno na policzku miał długą zadrę od Jambrożowej brzytwy, zalepioną

papierem. Ubier też miał wdziany co najlepszy: białą kapotę, którą se był sprawił na ślub

z Jagusią, portki pasiate i buty prawie całkiem nowe. W spracowanych, wyschłych rękach

trzymał obrazik Częstochowskiej, pod ławą stała balia z wodą, bych przechładzać powietrze,

zaś na glinianych pokrywach dymiły jałowcowe jagody zapełniając izbę kieby tą mgłą

modrawą, w której wynosił się straszliwy majestat śmierci. Gdy się rozeszli, Hanka

z kowalową poszły ustalić z księdzem i organistą formalności w sprawie pogrzebu.

Wieczorem ponownie pojawili się sąsiedzi Boryny, a że izba była niewielka,

siedzieli

nawet

na

podwórzu,

śpiewając

religijne

pieśni.

Następnego dnia odbył się pogrzeb. Trumnę ustawiono w kościele na katafalku, a po mszy

Jambroży rozdał zebranym świece, po czym wszyscy ruszyli w kierunku cmentarza.

Drewniana skrzynia jechała na wozie wyścielonym słomą, a za nią szli wszyscy mieszkańcy

background image

Wieczorem w karczmie kowal powtórzył chłopom, że dziedzic zaoferował natychmiastowe

przepisanie im ziemi: Szło o zgodę z dziedzicem, któren obiecywał za morgę lasu dać chłopom

po cztery na podleskich polach, a drugie tyle ziemi puścić na spłaty; chciał nawet borgować

drzewo na „chałupy”„ (…)U rejenta wszyćko nam odpisze. Weźta ino sobie dobrze do głowy!

Tylachna ziemi la narodu. A toć każdemu w Lipcach wykroi się nowa gospodarka. Miarkujta

ino sobie.... Mieszkańcy Lipiec nie uwierzyli, bojąc się, czy komisarz w urzędzie zgodzi się

Lipiec, nie wyłączając dziedzica: I już tak rozśpiewani, a pełni jakowejś dufności weszli na

smętarz. Co najpierwsi gospodarze dźwignęli trumnę, a nawet sam dziedzic jął wspierać

w pośrodku, i ponieśli ją żółtymi drożynami wskroś okwieconych mogił, traw i krzyżów, za

kaplicę, kaj w gąszczach leszczyn i bzów czekał już grób świeżo wybrany.

Po pogrzebie Hanka zaprosiła gości na stypę. Wzdłuż ścian Borynowej izby stały stoły i ławy

zastawione jedzeniem i gorzałką. Zasiedli przy nich gospodarze, dziedzic i co ważniejsi

obywatele, zaś część należącą do synowej zmarłego zajmowały kobiety, pijące herbatę. Dobre

słowo o nieboszczyku powiedział dziedzic, wyrażając przy tym chęć ugody z chłopami,

którzy przy nim nie chcieli mówić zbyt dużo. Uradzali się dopiero potem, w karczmie.

Chcieli, by pan oddał im bór i ziemię – było to jedynym warunkiem porozumienia. Gdy

wszyscy opuścili mieszkanie Borynów, Jagna kilkakrotnie przychodziła do Hanki,

nie

chcąc

siedzieć

samotnie

w

izbie,

w

której

źle

się

czuła.

II

W Lipcach nadszedł dzień odpustu na świętego Piotra i Pawła. Od rana handlarze rozstawiali

kramy z towarami wokół kościoła. Pojawiło się wielu ludzi, nawet z okolicznych wsi.

Przyjechali dziedzice z przyległych dworów i paru księży z okolicznych parafii. Po mszy

i procesji ludzie krążyli wokół przykościelnych kramów. Do Hanki podszedł dziedzic

z pytaniem, czy wpłaciła już kaucję za męża, ponieważ mógł także poręczyć za niego słowem

w

urzędzie.

Dziękując

odparła,

że

już

wkrótce

przywiezie

go

Roch.

Ten dzień obfitował w wiele wydarzeń: ksiądz ogłosił pierwsze zapowiedzi ślubu Szymka

i Nastusi, niemieccy Żydzi wyprowadzali się z Podlesia, wydało się też, że w kasie wójta

brakuje dużo gromadzkich pieniędzy, które próbował pożyczyć od ludzi, by pokryć braki.

Również dla Hanki ten czas był znaczący, ponieważ zobaczyła pod kościołem żebrzącego

ojca (uciekł w tłum, gdy chciała go zabrać ze sobą).

background image

na takie warunki ugody…Kawałka pola zaczęli dopominać się również komornicy.

Z kolei Jagna udała się w tym czasie pod okna organistów, by ukradkiem popatrzeć na Jasia,

z którym widziała się za dnia (dał młodej wdowie obrazek z jej patronką). Choć chciała

odejść, lecz zaczęło ją: (…) cosik rozbierać, serce się tłukło kiej oszalałe, paliły ją oczy, paliły

usta nabrane i same ręce wyciągały się ku niemu, a chociaż się kurczyła w sobie, roztrząsał

nią taki dziwny, niezmożony dygot, że wpierała się w płot bezwolnie i z taką mocą, jaże

trzasnęła żerdka. Jasio wychylił głowę, popatrzył dokoła i znowu się zamodlił.

III

W kościele odbyła się msza za duszę Macieja Boryny, po której rodzina poszła z księdzem na

cmentarz. Kapłan przykazał, by podział gospodarki odbył się sprawiedliwie, lecz kłótnie

między Hanką, kowalem a Dominikową zaczęły się już po powrocie do domu.

Żona Antka nie pozwoliła nic zabrać, podkreślając, ze podziału powinien

dokonać

najstarszy

z

rodzeństwa,

czyli

Antek

po

powrocie.

W tym czasie pojawiła się wójtowa z urzędowym listem dla Hanki. Gdy zobaczyła w izbie

Jagnę, zaczęła się kłótnia o wójta. O mało nie doszło do rękoczynów, lecz gospodyni w porę

interweniowała, nie przejmując się słowami gościa o romansie Jagny i Antka.

Po tej awanturze młoda wdowa chciała się nawet wyprowadzić do matki, krzycząc, że

wszystko sprzysięgło się przeciw niej, narzekała przy tym na los i życie u Borynów, na co

usłyszała od Hanki, że gdyby żyła poczciwie, jej kłopoty nie miałyby miejsca. Wypomniano

jej również historię z Antkiem, na co urażona Jagna powiedziała hardo: - To ja za nim

latałam, ja! Cyganisz kiej ten pies! Wszyscy ano wiedzą, jak się przed nim oganiałam! Dyć

kiej piesek skamlał pode drzwiami, abym mu chocia trep swój pokazała! To on me niewolił!

To on me otumanił i robił z głupią, co chciał! A tera powiem ci prawdę, jeno byś jej nie

pożałowała. A to me miłował, że już nie wypowiedzieć! A tyś mu obmierzła kiej ten stary,

utytłany łach, że miał już chudziak po grdykę twojego kochania, jaże mu się odbijało kiej po

starym sadle, że jeno pluł wspominając o tobie. Nawet gotów był sobie zrobić co złego, abych

cie jeno nie widzieć więcej na oczy. Chciałaś, to masz prawdę. A zapamiętaj, co ci jeszczek

dołożę: jak zechcę, to żebyś mu całowała nogi, kopnie cię, a za mną poleci w cały świat!

Wymiarkuj to sobie i ze mną się nie równaj, rozumiesz, co?

background image

Na te słowa Hance zabrakło tchu, zbladła, a gdy Jagna poszła do swej izby, rozpłakała się.

W końcu, w przypływie odwagi, kazała kobiecie opuścić dom Borynów, grożąc wyrzuceniem

przez parobka. Wdowa rzuciła wyjęty ze skrzyni zapis o przepisaniu gospodarstwa, po czym

spakowała się i odeszła do matki, która złorzeczyła Hance. Po tym zajściu Hanka udała

się do młynarza, który odczytał jej list przyniesiony przez wójtową. Usłyszała, że

Grzela się utopił, a rzeczy po nim czekały na odbiór u naczelnika w powiecie. To

spowodowało

kolejne

falę

płaczu

i

tak

przygnębionej

Hanki.

Wieść o wygnaniu Jagny szybko obiegła całe Lipce. Nazajutrz do Borynowej izby przyszedł

wójt, informując o skardze złożonej na Hankę przez Dominikową i jej córkę w sądzie.

Przyniósł również wiadomość o jutrzejszym powrocie Antka, po czym wyszedł oburzony

pytaniem Hanki, czy broni pokrzywdzonej, czy kochanicy.

IV

Po awanturze z Jagną Hanka nie mogła zasnąć całą noc. Nad ranem zrobiła pranie, przykazała

obowiązki Józce i Witkowi, a sama poszła z komornicami (pracowały u niej w odrobku za

ziemię pod len i ziemniaki) w pole, okopywać kapustę. Słońce było już wysoko, gdy Józka

przybiegła z wiadomością o powrocie Antka. W drodze do domu Hanka pytała szwagierkę

o słowa, które wypowiedział. W końcu dojrzała go siedzącego na ganku z Rochem.

Kiedy ją ujrzał, wyszedł naprzeciw, co spowodowało, że pod kobietą ugięły się nogi,

a gdy ją mocno przytulił, rozpłakała się. Antek wiedział już o śmierci ojca i brata od Rocha

oraz o jej ciężkiej pracy pod jego nieobecność. Hanka podziękowała przyjacielowi

rodziny

za

okazaną

pomoc,

całując

go

po

rękach.

Po chwili przyniosła z izby najmłodszego syna i pokazała Antkowi, który tulił trójkę dzieci

i swą siostrę Józkę, a następnie rozdał prezenty (nawet Witek coś dostał). Po posiłku

zmęczeni drogą mężczyźni poszli spać do stodoły. Hanka, płacząc ze szczęścia, pobiegła

pokazać sąsiadkom nową chustkę i trzewiki (prezenty). Z kolei po południu Roch poszedł na

wieś, a Antek przyglądał się obejściu, chwaląc żonę, że tak dobrze dała sobie ze wszystkim

radę. Spytał też o Jagnę, a gdy usłyszał, że oddała zapis po tym, jak została wygnana,

powiedział, że to nic nie znaczy – musiałaby przepisać ziemię u rejenta. Potem wraz

background image

z najstarszym synem poszedł obejrzeć pola. Gdy wrócili, przyjrzał się dokładnie ojcowej

izbie, którą zamierzał odmalować, by przenieść się do niej z rodziną. Obiecał żonie,

że załatwi dziewkę do pomocy, ponieważ Jagustynka nie sprawdzała się w tej roli

(chodziła

do

dzieci

z

nadzieją,

że

przyjmą

z

powrotem).

Wieczorem przyszli w odwiedziny Mateusz z Grzelą (brat sołtysa) i innymi miejscowymi

chłopami. Kowal powiedział, że ludzie wycofali się z proponowanej przez dziedzica

ugody, teraz zaś proponowali Antkowi, by poszedł w ich imieniu ułagodzić

zdenerwowanego pana. Gdy chłopi się rozeszli, Hanka poprosiła rozmyślającego

męża,

by

poszedł

spać

i

zakończył

męczący

dzień.

V

Hance czas od rana do południa upłynął na domowych porządkach. Gdy zbliżał się wieczór,

kazała Józce zanieść podwieczorek pracującym w polu Antkowi i komornicom. Mężczyzna

orał bez ustanku, odpoczął dopiero po pojawieniu się siostry. Odwiedziła go również

Jagustynka, opowiadająca o swym nowym położeniu. Pomagała dzieciom, u których były

olbrzymia bieda i głód. Od niej Antek dowiedział się również o Dominikowej, w domu której

panowało istne piekło: kłótnia z Szymkiem, nieustanny lament Jagusi. Na

znajomego

imienia

serce

dawnego

kochanka

zabiło

mocniej…

Wieczorem poszedł do kowala, który zaoferował mu pracę: wożenie drzewa na tartak. Antek

z chęcią przystał na propozycję, ponieważ potrzebował pieniędzy. Potem udał się do tartaku,

którym dowodził Mateusz. Od niego dowiedział się, że dziedzic mierzył właśnie swą ziemię

sprzedawaną chłopom. Nie chcieli dojść do porozumienia wspólnie, a teraz każdy chodził do

właściciela folwarku sam, po kryjomu po zakup ziemi. Między drzewami Antek ujrzał Jagnę,

za którą natychmiast pobiegł i wyznał jej tęsknotę wszystkich minionych dni. Gdy

zaproponował wieczorem spotkanie, odeszła. Po kolacji pokręcił się po obejściu, po czym

poszedł do Mateusza. Zastał tu płaczącą Nastkę i odgrażającego się matce Szymka.

W niedzielę miał być ich ślub, a oni nie mieli gdzie się podziać. Dziewczyna wymyśliła, że

kupią od dziedzica na kredyt sześć morgów ziemi, a na zadatek przeznaczą dziesięć tysięcy

pochodzących z wiana. Poręczenia obiecali udzielić Antek z Mateuszem.

background image

Idąc na spotkanie z Jagną, Antek natknął się na księdza, od którego usłyszał, że za

zabójstwo zapewne wywiozą go na Sybir na dziesięć lat. W końcu zobaczył się z kochanką,

która jednak odepchnęła go, gdy chciał ją objąć. Wypominała cały czas, że musiała

wysłuchiwać obelg ludzi, została wygnana przez Hankę, a on tymczasem siedział spokojnie w

areszcie. Antek wypomniał jaj wójta i innych kochanków, na co rzekła z wyrzutem: -To po

coś mi nie wzbronił? Byś me miłował, to byś me nie dał na wolę, nie ostawiłbyś me samej,

a jeno strzegł przed złą przygodą, jak to, drugie robią! - skarżyła się boleśnie i tak pełna

niezgłębionego żalu, że już nie poredził się bronić. Odpadły go wszystkie złoście, a serce się

rozdygotało kochaniem. Mężczyzna przytulił Jagnę, i poczuł, że ich dawna namiętność

odżyła. Gdy zapytał, czy ucieknie z nim do Ameryki usłyszał, że nie, ponieważ w Lipcach

było jej dobrze. Ucięła rozmowę zapewnieniem, ze więcej już do niego nie wyjdzie,

ponieważ teraz jest niczyja. Antek nie zatrzymywał ukochanej, a po powrocie do chałupy

poszedł spać do sadu. Długo myślał o Jagnie, a w końcu postanowił,

że

musi

z

nią

skończyć,

ponieważ

teraz

był

gospodarzem.

Od następnego dnia stale woził drzewo z lasu na tartak. Właśnie w czasie pracy dowiedział

się od Mateusza o kupnie na raty dla Nastusi gruntu od dziedzica i przełożeniu ślubu do czasu

zbudowania domu. Coraz bardziej nęciła go myśli o ucieczce, którą dodatkowo popierał

kowal, oferując nawet załatwienie pieniędzy na wyjazd (wtedy zagarnąłby całą gospodarkę).

Tymczasem Hanka poznała myśli męża dotyczące wyjazdu. Wpadła w szał krzycząc, że nie

pojedzie w świat na poniewierkę i groziła, że prędzej zabije dzieci, a sama wskoczy do studni.

Upłynęło dużo czasu, nim Antkowi udało się ją uspokoić. Płacząc, mówiła:

- Odsiedzisz swoje i wrócisz! Nie bój się, dam se radę... nie uronię ci ni zagona, jeszcze me

nie znasz... nie popuszczę z pazurów. Pan Jezus pomoże, to i taki dopust udźwignę - płakała

cicho.

Mężczyzna

w

końcu

stwierdził,

że

będzie

to,

co

ma

być.

VI

Szymek spał w stodole Mateusza. Rano zebrał narzędzia i taczki, z którymi udał się na pole

kupione od dziedzica. Leżało ono pod lasem, na wprost wsi i było kawałkiem dzikiego ugoru,

pełnego kamieni. Nawet dziedzic odradzał im zakup, mówiąc, by wybrali lepszy kawałek,

lecz Szymek powiedział, że poradzi sobie. Kupili teren tanio, na raty, po sześćdziesiąt rubli za

morgę.

background image

Przez kilkanaście dni jedli razem posiłki z dwojaków, sypiali na polu pod jednym kożuchem,

dzięki czemu Szymek przekonał się, że nieprawdą były plotki o chorobie umysłowej pana

Jacka, człowieka mądrego i doświadczonego przez życie. Po paru dniach do pomocy

dołączyli również Mateusz i syn Kłębów. Gdy w końcu postawili chałupę,

Szymek wybielił ściany, a pan Jacek na pożegnanie zażartował, że może

kiedyś

przyjdzie

do

niego

pomieszkać

na

komorne.

Nazajutrz odbył się cichy ślub, o którym Dominikowa nie chciała nawet słyszeć.

Jagna, w tajemnicy przed matką, wynosiła z domu różne tobołki do Nastusi. Po sakramencie

paru gości przeniosło się do Mateusza. Na koniec wieczoru Szymek pożyczył konia od

Kłęba, zapakował na niego skrzynie, naczynia, pościel, wszystkie tobołki, posadził na tym

swoją Nastusię, teściowej padł do nóg, ucałował szwagra i usiadł na miejscu woźnicy,

kierując się w kierunku nowego domu. Dobrzy ludzie pomogli młodej parze

w zagospodarowaniu: Kłębowa przyniosła kokoszkę z kurczakami, a Jasiek Przewrotny

uwiązał

im

pod

chałupą

swego

psa,

po

czym

uciekł.

Szymek obszedł całe pole i znalazł miejsce na wybudowanie chałupy. Zaczął wybierać

kamienie, równać ziemię. Tak samo jak on pracowali na nowo nabytych polach sąsiedzi.

Wszyscy umilali czas rozmową. W południe Nastka przyniosła mu obiad, narzekając, że na

ugorze i tak nic nie wyrośnie, a przecież nie mają domu… Usłyszała obietnicę rychłego

zamieszkania. Na budowę chałupy mieli otrzymać trochę drzewa od dziedzica,

na

resztę

budulca

musiała

wystarczyć

glina.

Na pole koniem przyjechał Jędrzych, który wymknął się matce, by zaorać bratu teren.

Nie mógł pomagać długo; już nazajutrz pojawił się ze śladami pobicia przez Dominikową,

dlatego przez następne dni Szymek pracował sam: (…)i robił niestrudzenie kiej ten koń

w kieracie, nie bacząc na utrudzenie ni na żar, dnie bowiem szły takie gorące, rozprażone

a duszne, że ziemia pękała, wody wysychały, trawy żółkły, a zboża stały ledwie już żywe

w owej piekielnej pożodze, pola robiły się puste i głuche, gdyż nie sposób było wytrzymać przy

robocie, prosto żywy ogień lał się z nieba i słońce wyżerało ślepie. Zbielałe, mętne niebo

wisiało kieby ta ognista, rozdrgana płachta, obtulająca wszystką ziemię taką spieką, że ni

wiater się poruszył, ni zaruchały się drzewa, ni ptak zaśpiewał lebo głos ludzki się kaj zerwał,

a co dnia jednako ze wschodu na zachód wędrowało słońce siejąc nieubłaganie ogień

i posuchę. Od poniedziałku z pomocą przyszedł mu… pan Jacek (brat dziedzica!).

background image

VII

Hanka na prośbę chorej na ospę Józki dała Nastusi prosiaka, którego odprowadził Witek.

Spełnił prośbę gospodyni, a potem wrócił na swoje miejsce przy łóżku obsypanej krostami

dziewczyny. Odganiał od niej muchy, podawał do picia wodę. Tak mijały dnia Józinej

choroby.

Pewnego dnia nad wsią przeszła ulewa z burzą, a jeden piorun uderzył w nową stodołę wójta,

paląc ją doszczętnie. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Kozłowa objaśniła to wydarzenie jako

karę dla małżeństwa, i tylko dzięki interwencji Antka nie doszło do kolejnej bójki. Wracając

z gaszenia pożaru, Antek natknął się na Jagnę, lecz ta nawet na niego nie spojrzała.

Jagustynka nadal smarowała Józkę maściami, a pewnego dnia po kryjomu odwiedziła ją

nawet Jagna, przynosząc garść cukierków i uciekając na odgłos kroków Hanki. Potem

pobiegła do Nastki, szczęśliwej z krowy - prezentu od pana Jacka. Rozwodziła się nad

dobrym sercem Antka, który bardzo pomógł (poręczył za nich u dziedzica), oraz Hanki (dała

im prosiaka). Jagna, nie mogąc dłużej słuchać o małżeństwie, dała młodej żonie dziesięć rubli

– zapłatę za sprzedane gęsi.

W drodze powrotnej młoda wdowa spotkała Mateusza, z którym rozeszli się po chwili

rozmowy. Nagle kobieta znieruchomiała, ponieważ czyjeś ręce chwyciły ją wpół. Okazało się

że to wójt szepczący o kupionych koralach i zapewniający, że kochanka mu nie ucieknie.

Jednak Jagna wyrwała się krzycząc, że jeżeli jeszcze raz odważy się ją dotknąć – wydrapie

mu oczy, czym wprawiła mężczyznę w osłupienie. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca

w chałupie, zdenerwowana powiedziała matce, że wybiera się do organistów, u których

pomagała ostatnio często w pracy (aby tylko posłuchać o Jasiu). Dzięki wieczornej wizycie

dowiedziała się, że nazajutrz miał zjawić się syn gospodarzy, co spowodowało, iż ugięły się

pod nią nogi. W czasie dłużącej się nocy postanowiła sobie, że wyjdzie chłopakowi

naprzeciw.

Tymczasem u Borynów zebrało się około dwudziestu chłopów popierających Antka i Grzelę i

naradzających się przez jutrzejszym zebraniem w miejskiej kancelarii, na które wszystkich

lipieckich gospodarzy wzywał wójt w sprawie zgody na postawienie we wsi szkoły. Roch

background image

pouczał chłopów, co mają mówić, po czym rozeszli się

do domów.

VIII

Następnego dnia przed kancelarią chłopi wraz z pisarzem oczekiwali przyjazdu naczelnika.

Pojedynczo byli wywoływani, a urzędnik przypominał o składce na sąd i zapłacie podatku

(nie mieli pieniędzy), a pisarz radził: - A uchwalcie na szkołę, bo jak się

będziecie sprzeczali, to naczelnik może się rozgniewać i gotów wam jeszcze

popsuć

zgodę

z

dziedzicem

o

las

-

przestrzegał

lipeckich

ludzi.

Grono mieszkańców Lipiec powiększyli chłopi z okolicznych wsi, zebrani również

w sprawie szkoły. Gdy w końcu pojawił się oczekiwany urzędnik, sołtysi stanęli na czele

swych wsi, wójt zasiadł za stołem, a pisarz zaczął czytać: -...jako przykazano postawić szkołę

w Lipcach, któraby była i dla Modlicy, Przyłęka, Rzepek i drugich pomniejszych wsi: Potem

długo wywodził, jaki to z tego będzie profit, jakie to dobrodziejstwo oświata, jak to urzędy

jeno myślą dzień i noc, bych tylko narodowi przyjść z pomocą, bych go wspierać, oświecać

i bronić przed złem. Zaś w końcu wyliczał, ile potrza na plac z polem, ile na sam budynek i na

całe utrzymanie szkoły wraz z nauczycielem, i że na to wszystko trzeba będzie uchwalić

dodatkowy podatek po dwadzieścia kopiejek z morgi. Słysząc tę propozycję, chłopi nie

zgodzili się na szkołę, ponieważ nie mieli na płacenie większych podatków. Argumentowali

też, że w szkole uczono by w języku rosyjskim Rozzłościli tym naczelnika. Na próżno

gospodarze okolicznych wsi prosili lipeckich o ugodę – bezskutecznie. Jeśli nauka

odbywałaby

się

po

polski,

natychmiast

wyraziliby

zgodę

tłumaczyli.

W końcu głos zabrał Antek mówiąc, że cesarz wydał ustawę, w której było napisane,

że w szkołach i sądach należy posługiwać się językiem polskim. Wystąpienie to

spowodowało, że naczelnik zapytał Borynę o godność i odebrał mu prawo głosu po

usłyszeniu nazwiska. Zawstydzony Antek odszedł krzycząc do chłopów, by nie godzili się na

„ruską” szkołę. Teraz rozpoczęło się pojedyncze wzywanie gospodarzy, przy nazwiskach

których pisarz stawiał krzyżyk lub kreskę. Wynik przedstawiał się następująco: 200 głosów za

szkołą, 80 przeciwko. Lipeccy chłopi zaczęli krzyczeć, że zostali oszukani, domagali się

ponownego głosowania, naczelnik jednak ogłosił, ze w Lipcach powstanie szkoła, po czym

odjechał

swym

powozem.

Przegrani

ludzie

zaczęli

się

rozchodzić.

background image

IX

Wracając z narady do Lipiec, Antek odpędzał się od obcych psów kijem. Szedł coraz wolniej.

Spotkał startego Żyda szmaciarza popychającego przed sobą taczkę napchaną szmatami, który

poprosił go o pomoc. Teraz syn Macieja pchał wózek, a towarzysz opowiadał: - Wiecie,

jeszcze zimą naczelnik zrobił kontrakt z jednym majstrem na postawienie szkoły w Lipcach.

Mój zięć im faktorował. Antek, który wiedział, że w zimie nie było jeszcze ustawy

o budowie szkoły, zdziwił się tymi słowami. Rozstali się, gdy doszli do lasu.

Boryna, wychodząc z boru, zobaczył Jasia z Jagną, stojących obok bryczki, zapatrzonych

w siebie i szepczących. Domyślił się, że jest świadkiem randki, ponieważ niedawna kochanka

była pięknie ubrana. Młodzieniec zrywał jagody i wkładał kobiecie do ust. Nie chcąc zostać

zauważonym, Antek ominął ich po kryjomu, Przed wsią zobaczył organiścinę siedzącą

z najmłodszym dzieckiem i doglądającą pasących się gęsi, od której po przywitaniu usłyszał,

że wyczekuje powrotu syna ze szkoły. Wtedy poinformował, że widział jej

Jasia

z

Jagną,

idących

w

kierunku

młodego

lasku.

Rozzłoszczona kobieta nie wierzyła usłyszanym słowom. Usatysfakcjonowany Boryna

odszedł. Wkrótce Jaś podjechał, a po przywitaniu i opowiedzeniu nowin ze szkoły został

zapytany o Jagnę. Nie skłamał, mówiąc, że spotkał ją przy lesie i chwilę porozmawiał.

Organiścina była ucieszona powrotem syna, który miał pomagać księdzu w kościele.

Następnego dnia podczas nabożeństwa młodzieniec służył do mszy, co obserwowała klęcząca

z boku Jagusia (ich spojrzenia parokrotnie się spotkały). Po południu Jasio poszedł do wsi

odwiedzić znajomych: Posiedział czas jakiś przy Mateuszu, któren Stachową „chałupę”

wyciągał już do zrębu; postał nad stawem z Płoszkową bielącą płótno; odwiedził chorą Józkę;

nasłuchał się wyrzekań wójtowej; przyjrzał się w kuźni, jak kowal stalił kosy i nacinał ostrza

sierpów; zajrzał i na ogrody, kaj pracowało najwięcej dzieuch i kobiet, a wszędy wielce byli

mu radzi, witając przyjacielsko i patrząc na niego z niemałą dumą: boć lipeckie to było

dziecko, więc jakby w krewieństwie ze wszystkimi. A dopiero na samym ostatku wstąpił do

Dominikowej; stara siedziała przed domem i przędła wełnę, dziwił się temu, gdyż oczy miała

przewiązane.

background image

Został poczęstowany mlekiem, przyniesionym przez Jagusię, która obserwowała jako każdy

krok, zwłaszcza gdy odchodził: Niewypowiedzianie parło ją cosik za nim i tak strasznie

ponosiło, że aby się nie dać pokusić, wpadła do sadu, chyciła się oburącz jakiegoś drzewa i

przytulając się do niego stanęła bez tchu prawie i przytomności, nakryta, niby płaszczem,

gałęziami, zwisłymi od jabłek; stała z przywartymi powiekami, z uśmiechem zatajonym w

kątach warg, pełna szczęśliwości, a zarazem lęku, i pełna jakowychś łez słodkich i lubego

dygotu, jak wtedy, kiej patrzała na niego przez okno, w tamtą noc wiośnianą.

Jaś

również

był

pod

urokiem

Jagny.

Pewnego dnia organiścina posłała po Jagnę, by przyszła do niej poprasować, a ta pojawiła się

wystrojona jak do kościoła. Dużo czasu spędzała też w świątyni, ponieważ tam bez

skrępowania mogła obserwować ukochanego. Jagna nie wiedziała, że zainteresowany nią był

również Mateusz. Gdy spostrzegła to Tereska, zaczęła wdowę po Borynie wyzywać do

dziewcząt ze wsi i buntować przeciwko niej kobiety. Nieświadoma niczego Jagna była

pochłonięta nową miłością, żyła niczym we śnie i nie miała poczucia czasu (nie wiedziała,

czy jest dzień, czy noc). Dominikowa czuła, ze z córką działo się coś złego.

Któregoś razu Jagna niechcący natknęła się na Jasia siedzącego na kopcu i czytającego

książkę. Okryła się rumieńcem, po czym zaczęli rozmawiać. Gdy młodzieniec

musiał wracać do domu, postanowiła go odprowadzić. Przysiedli jeszcze pod drzewem,

gdzie Jasio czytał jej książkę, gdy nagle stanęła przy nich Kozłowa informując, że

chłopaka szuka matka. Pobiegł natychmiast do domu, a Jagna poszła w swoją stronę,

słysząc

za

sobą

słowa

Kozłowej,

że

jeszcze

ktoś

rozgrzeszy.

X

Po powrocie do chałupy Jagna usłyszała od matki, że do wójta przyjechali wojskowi. Fakt ten

wzbudził ogólne poruszenie we wsi, ludzie snuli domysły, o co może chodzić.

Do Antka, siedzącego na ganku, przybiegł przez pola Grzela, aby go ostrzec przed

żandarmami, którzy udawali się w kierunku jego domu w poszukiwaniu Rocha. Na szczęście

młody Boryna zachował spokój i kazał Rochowi natychmiast schować się do nowego brogu,

postawionego przez Mateusza. Przed ucieczką Roch zdążył jeszcze rzucić leżącej na łóżku

Józce jakieś papiery, prosząc, aby je ukryła pod sobą, po czym wybiegł na zewnątrz. Gdy

background image

wojskowi nadeszli, Hanka z dzieckiem była w izbie, a Antek siedział na ganku. Widok

żandarmów spowodował, że z przerażenia serce podskoczyło mu do gardła. Gdy wójt zapytał,

czy Rocho jest w domu, odpowiedział, że nie, pewnie poszedł do kogoś we wsi.

Wojskowi weszli do chałupy i zaczęli rewizję. Bali się jednak podejść do Józki, ponieważ

Hanka uprzedziła ich, że dziewczyna jest chora na ospę. Po nieudanych poszukiwaniach

w udali się do innych domostw. Kiedy odeszli, Antek nakazał Mateuszowi i Grzeli odciągnąć

tłum gapiów zebranych pod jego chałupą. Mężczyźni nakłonili zgromadzonych,

żeby poszli za nimi do wsi szukać Rocha. Gdy nie było już świadków,

Antek

przyprowadził

Rocha

do

izby

Józki.

Starzec wiedział, że musi opuścić wieś. Pozbierał wszystkie swoje rzeczy, zjadł coś naprędce

i pożegnał się z domownikami. Antek powiedział, że u Szymka na Podlesiu będą czekały na

niego konie. Zapewnił, że spotkają się jeszcze przy figurze pod borem. Rocho udał się do

Dominikowej po resztę swoich rzeczy. Pożegnał się ze starszą kobietą, a Jagna nalegała, by

móc go odprowadzić. Po drodze niosła tobołek Rocha, a ten prosił ją,

aby się opamiętała, by wreszcie zmieniała swoje życie. Wypominał jej wszystkich mężczyzn,

z którymi coś ją łączyło. Zaczął od Antka, potem mówił o wójcie, a skończył na Jasiu.

Bulwersowało go, że o tym ostatnim związku mówił nawet ksiądz. Na dźwięk imienia „Jaś”

Jagna oburzyła się, twierdziła, iż nic złego z nim nie robi, jedynie romansuje. Jednocześnie

mówiła, że za Jasiem poszłaby na koniec świata. Jednak Rocho już tego nie słyszał.

Doszli do lasu, gdzie na Rocha czekali Antek, Grzela i Mateusz. Wszyscy usiedli na trawie

i wysłuchiwali ostatnich nauk Rocha: Mówił tak ważkie i zgoła niespodziane rzeczy, że

słuchali z zapartym tchem, z trwogą i radością zarazem, przyjmując każde jego słowo

z dreszczem wiary serdecznej, jako by tę komunię przenajświętszą... Niebo im bowiem

otwierał, raje pokazywał, że dusze im poklękały w zachwyceniu, oczy widziały cudności

niewypowiedziane, a serca się pasły janielskim, przesłodkim śpiewaniem nadziei....

XI

Nadeszły żniwa. Kłębowa poszła prosić młynarzową o pół kwaterki kaszy na kredyt, jednak

jej nie dostała. Oburzona przekazała to Magdzie, która powiedziała, że jej mąż kupił od

dziedzica dwadzieścia morgów ziemi na Podlesiu i tam postawi własny młyn. Z tą nowiną

Kłębowa udała się do Hanki szykującej się do wymarszu na pielgrzymkę. W domu była także

background image

Jagustynka, która doniosła, że mąż Tereski, Jasiek, wrócił z wojska. Dodała, że teraz siedzi

w domu i czeka na żonę. Kozłowa zdążyła już mu opowiedzieć o romansie

Tereski z Mateuszem. Z kolei Antek z wiadomością o powrocie Jaśka udał się do

Mateusza,

którego

spotkał

u

Szymka

i

Nastusi.

Mateusz ucieszył się na wieść o powrocie męża Tereski, której miał już dość: - Czasu by nie

chwaciło, żebym miał każdej żałować! Wpadła mi w pazury, to i wzionem, każdy by zrobił to

samo! Nie bój się, użyłem jak pies w studni, bo com się musiał nasłuchać beków i wyrzekań,

to starczyłoby la dziesięciu. Uciekałem, to kieby cień szła za mną. Niechże i Jasiek się nią

nacieszy. Nie kochanie mi w głowie, a jeno całkiem co drugiego. Miał własne plany i chciał

się ożenić, ale nie wyjawił Antkowi, z kim. Potem spytał mimochodem, czy Antek ma zamiar

oddać Jagnie ziemię, którą przepisał jej Boryna. Antek odparł, że wykupi od niej te morgi,

domyślając

się,

że

Mateusz

chciał

się

ożenić

właśnie

z

Jagną.

Wracając do domu, Mateusz w myślach przeliczał morgi Dominikowej i Jagny. Gdyby udało

mu się tym zarządzać, byłby gospodarzem pełną gębą. W chałupie dowiedział się od

płaczącej matki, że Teresa kilkakrotnie pytała o niego. Zaraz zresztą przybiegła i ze łzami

w oczach powiedziała, że Jasiek wrócił z wojska. Wróciwszy do domu, zastała swojego męża,

który wprost zapytał, czy to prawda, że zdradzała go z Mateuszem. Gdy przytaknęła, Jasiek

się rozpłakał, a ona wybiegła do kochanka.

Mateusz wyprowadził ją przed chałupę. Kobieta tuliła się do niego, mówiąc: - O mój jedyny,

o mój wybrany z tysiąca, zabij me, a nie odpędzaj od siebie! Miłujesz to me, co? Miłujesz?

Dyć me utul ten ostatni razik, dyć me weź, ogarnij sobą i niedaj na mękę, nie daj płakania, nie

daj zatracenia! Jedynego cię mam na wszyćkim świecie, jedynego... Ino me ostaw przy sobie,

a służyła ci będę za tego psa wiernego, za tę ostatnią dziewkę!, na co on zaczął się wykręcać

od odpowiedzi. Chciał, aby dała mu święty spokój. Tereska krzyknęła: - Cyganisz jak pies!

Zawdyś me ocyganiał! Już me teraz nie zwiedziesz! Strach ci Jaśkowego kija, to się wijesz kiej

ta przydeptana glista! A ja mu zawierzyłam jak komu najlepszemu! Mój Boże, mój Boże!

A Jasiek taki poczciwy, nawiózł mi podarunków, nigdy mi nie powiedział marnego słowa i ja

mu tak odpłaciłam. I takiemu przeniewiercy zawierzyłam, takiemu zbójowi! takiemu psu! Idź

se za Jagusią! - zawrzeszczała przyskakując do niego z pięściami - idź, i niech was pożeni

hycel,

pasujeta

do

siebie,

lakudra

i

złodziej.

Matka Mateusza przyglądała się temu, zalewając się łzami. Tereska upadła na ziemię,

background image

zanosząc się płaczem. Wtedy zza drzew wyszedł Jasiek, który wszystko słyszał.

Ujął ją za rękę, prosząc, by wróciła z nim do domu. Zapewniał, że nie zrobi jej krzywdy,

a Mateuszowi powiedział: - Pókim żyw, to ci jej krzywdy nie daruję, tak mi dopomóż, Panie

Boże!. Po tych słowach Marteusz poszedł prosto do karczmy, gdzie pił całą noc. Tam wszyscy

wiedzieli, co się wydarzyło. Tylko Jagustynka trzymała stronę Tereski.

U organistów też zaczęły się żniwa. Z uwagi na ogromny upał organiścina nakazała synowi,

by wrócił z pola do domu i aby sobie odpoczął. Jasiowi szybko znudziło się w chałupie

i wyszedł na wieś. Pod domem Kłąbów usłyszał straszliwe jęki. Gdy wszedł do sieni,

zorientował się, że wydaje je konająca Agata. Z sieni, gdzie została ulokowana

przez Kłąbów, przeniósł ją na łóżko w izbie. Zaraz po tym pobiegł na pole,

by

powiadomić

o

wszystkim

rodzinę

staruszki.

Wieczorem Agatę ułożono w pościeli, a w dłoń włożono różaniec. Nazajutrz przyszedł ksiądz

z ostatnim namaszczeniem, ale nie zabawił długo, ponieważ był z kimś umówiony. Kapłan

nakazał Jasiowi siedzieć przy Agacie do końca. Do izby z czasem zaczęli schodzić się

sąsiedzi, a wśród nich Jagusia. Zgromadzeni modlili się pod przewodnictwem Jaśka, który

czytał Agacie brewiarz. Gdy tego wieczora zmarła, chłopak z płaczem pobiegł do domu,

a Jagusia podążyła za nim, tuląc roztrzęsionego do swej piersi i próbując uspokoić. W takiej

pozie zastała ich organiścina, która zagroziła Jagnie, że jeżeli się natychmiast nie wyniesie,

poszczuje ją psami. Dziewczyna próbowała się tłumaczyć, ale została zmuszona do

opuszczenia domu organistów. Wybiegłszy z pokoju Jasia, skierowała się ku polom.

XII

Jasio chciał biec za Jagną, ale matka mu nie pozwoliła. Opowiedziała synowi, co ludzie we

wsi mówią o młodej wdowie, ale on nie uwierzył jej słowom. Długo płakał, nie mógł dojść do

siebie, bił się z myślami. Chcąc przestać myśleć o Jagnie, udał się do zmarłej Agaty,

aby pomodlić się nad nią. Następnego dnia także modlił się przy nieboszczce,

znad

której

Jagustynka

wciąż

odganiała

natrętne

muchy.

Kłębowie pojechali do miasta, by wydać pieniądze, które pozostawiła im Agata, a Mateusz

zajął się robieniem trumny. W izbie, w której spoczywało ciało zmarłej, pojawiły się Jagna

z matką, aby się pomodlić. Młoda wdowa popatrzyła na Jasia smutnymi oczami.

background image

Do Lipiec zaczęli tłumnie zjeżdżać okoliczni parafianie, aby rano wyruszyć stąd na

pielgrzymkę do Częstochowy. Po pogrzebie Jasio postanowił porozmawiać z Jagną, chcąc

wyjaśnić, czego na jej temat dowiedział się od matki. Udał się w kierunku domu Jagusi,

jednak nie szedł drogą, ale obejściami, aby mieć pewność, że nikt go nie zobaczy. Zakradł się

od strony sadu, gdzie właśnie spotkał pracującą przy ziemniakach Jagnę. Zawołał ją i poszli

razem w kierunku pól. Na zadane wprost pytanie, czy to, co powiedziała na jej temat matka,

było prawdą, usłyszał odpowiedź przeczącą. Uspokoił się. Po chwili oboje płakali. Szli przed

siebie, nie odzywając się, pochłonięci sobą, zauroczeni.

Nagle dobiegł ich głos organiściny, która wołała syna. Kobieta podbiegła do nich, złapała

syna za rękę i pociągnęła go za sobą. Wpatrzona w Jasia Jagna szła za nimi, ale organiścina

chwyciła kamień i cisnęła w nią, krzycząc: - Poszła precz! A do budy, ty suko! - zakrzyczała

wzgardliwie. Jagusia obejrzała się dokoła, całkiem nie miarkując, o kogo tamtej chodzi, ale

gdy jej zniknęli z oczów, długo się plątała po drogach, a potem, gdy w „chałupie” poszli spać,

siedziała pod ścianą do białego rana. Godziny szły za godzinami, piały kokoty, rżały konie

przy wozach nad stawem, robił się świt, wieś zaczynała wstawać, brali wodę ze stawu,

wypędzali bydło na pastwiska, kto już wychodził na robotę, gdzie już trajkotały kobiety, kajś

dzieci popłakiwały matyjaśnie, a ona wciąż siedziała na jednym miejscu i z otwartymi oczami

śniła na jawie o Jasiu - że cosik z nim rozmawia, że patrzą na się tak z bliska, jaże ją

ogarniały słodkie ognie, że idą kajś i śpiewają coś takiego, czego nie

poredziła

sobie

przypomnieć

-

i

tak

cięgiem

jedno

w

kółko.

Do Dominikowej przyszła Hanka, mówiąc, że idzie na pielgrzymkę i prosi o przebaczenie

wszystkich dawnych grzechów. Szła do Częstochowy, by podziękować Bogu za wysłuchanie

modlitw o odmianę losu. Powiedziała także, że Jasio organistów także wybiera się w drogę.

Na porannej mszy ksiądz pobłogosławił i pożegnał pielgrzymów, których było około stu,

a wśród nich nawet Tereska z mężem. Za tłumem podążały wozy z tobołami. Cała wieś ich

odprowadzała. Jagusia: (…) szła z matką i z drugimi, była strasznie zmizerowana, trzęsła się

w sobie z żałości, a łykając gorzkie, sieroce łzy patrzyła w Jasia kieby w to słońce, juści, co

z dala, bo organiścina z dziećmi nie opuszczała go ani na chwilę, że nie było sposobu

przemówić do niego ni nawet stanąć mu w oczach.

Pod figurą na Podlesiu odprowadzający pożegnali się z pielgrzymami i zawrócili, Jagna zaś:

Czekała z upragnieniem nocy i cichości, ale i noc nie przyniesła jej folgi ni ukoju, tłukła się

background image

do samego świtania kole „chałupy”„, szła na drogi, poleciała nawet na Podlesie pod figurę,

kaj ostatni raz widziała Jasia, i zapiekłymi od męki oczami szukała na szerokiej, piaszczystej

drodze jakby śladów jego kroków, choćby cienia po nim, choćby tej grudki ziemi tkniętej przez

niego. Nie było, nie było la niej nic i nikaj, nie było już zmiłowania i poratunku. Zabrakło jej

w

końcu

nawet

łez,

zabite

smutkiem

i

rozpaczą,

oczy

świeciły

kiej

studnie niezgłębionej boleści. A tylko niekiej, przy pacierzu, zrywała się ze spiekłych warg

żałosna

skarga.

-

I

za

co

to

wszystko,

mój

Boże,

za

co?.

XIII

Jagna chodziła jak nieprzytomna. Jędrzych coraz częściej przesiadywał u Szymka, przez co

gospodarka Dominikowej podupadała. Zaniedbywany był inwentarz, szybko skończyło się

drewno na opał. Podobnie sprawy miały się w polu, gdzie len prosił się o wyrwanie, ale

Jędrzych nie miał zamiaru pracować. Mówił matce, że jeśli ona wygnała Szymka, to on też

może w każdej chwili odejść. Dominikowa, zaniepokojona stanem Jagusi, udała się do

księdza po radę. Wróciła do domu wściekła, ponieważ dowiedziała się, jaka opinia krąży we

wsi na temat jej córki, - Zaraz w nocy zrobiły nad nim sąd, organista zerżnął mu skórę, ksiądz

swoje, cybuchem dołożył i bych ustrzec przed tobą, wyprawili go do Częstochowy. Słyszysz

to? Pomiarkujże, coś narobiła! - krzyknęła groźnie. - Jezus Maria! Biły go! Jasia biły! -

zerwała się gotowa lecieć na jego obronę, ale jeno zakrzyczała przez zaciśnięte zęby (…).

Dominikowa zaczęła bić kijem córkę, twierdząc, że przynosi jej tylko wstyd na stare lata.

Jagna broniła się mówiąc, że słyszała od ludzi, że będąc w jej wieku, matka zachowywała się

podobnie.

Dominikowa była zła, że Jagusia przepędziła Mateusza. Uważała, że przez to znajduje się

wciąż na językach ludzi. Prosiła, by dziewczyna udała się do księdza do spowiedzi i po

pokutę, na co Jagna odpowiedziała, że nie pójdzie, a pokutę już ma, ponieważ wciąż cierpi za

swoją miłość.

Następnego dnia była niedziela. Wieś obiegła wiadomość, że wójt został aresztowany za brak

pieniędzy w kasie gminnej. Podobno brakowało sporej sumy. Krążyła wieść, że urzędnicy

zabiorą mu gospodarkę, a resztę pieniędzy będą musieli zwrócić lipczanie. Informacja ta

spowodowała, że ludzie się oburzyli, a we wsi podniósł się krzyk. Prym w tym wiodła

Kozłowa.

background image

Gdy organiścina podrzuciła hasło, że wójt wydał pewnie pieniądze na Jagnę, tłum podchwycił

te słowa. Ludzie skupili swoje oburzenie na Jagnie, w jej stronę została skierowana agresja.

Dziewczyna stała się nagle przyczyną wszelkich nieszczęść i plag, jakie dotknęły Lipce

w ostatnim czasie. Obwiniono ją nawet o śmierć Boryny. Uznano, że dopóki jest we wsi, będą

się przydarzać wszystkim nieszczęścia. Tłumowi zrobiło się nawet żal płaczącej wójtowej.

Pod wodzą organiściny ludzie poszli do księdza po radę. Kapłan nie chciał się do niczego

mieszać.

Wieczorem tego dnia odbyła się w karczmie narada ludności wiejskiej. Zjawił się na niej

nawet Antek, bez którego nie mogła zapaść we wsi żadna decyzja. Wszyscy po kolei zabierali

głos, nie pozostawiając na Jagnie suchej nitki. Zapytali Antka o zgodę na wypędzenie Jagny

ze wsi, a on, dotychczas milczący, odparł: - W gromadzie żyję, to i z gromadą trzymam!

Chceta ją wypędzić, wypędźta; a chceta se ją posadzić na ołtarzu, posadźta! Zarówno mi

jedno! Po tych słowach wyszedł z karczmy. Jedyną osobą, która broniła Jagusi, był Mateusz.

Nazajutrz Antek, wiedząc, co się wydarzy we wsi, wziął kosę i udał się w pole. Tłum,

zgromadzony pod domem organistów, skierował się ku chałupie Dominikowej. Wdarli się do

„chałupy”„ kiej burza, jaże zadygotały ściany, Dominikowa zastąpiła drogę, to ją stratowali,

Jędrzych skoczył bronić i w oczymgnienie zrobili z nim to samo, wreszcie Mateusz chciał ich

powstrzymać przed komorą i chociaż prał drągiem, chociaż bronił całą mocą, ale nie wyszło

i Zdrowaś, już leżał kajś pod ścianą z rozbitym łbem i nieprzytomny. Jagusia była zaparta

w alkierzu, a kiej wyrwali drzwi, stała przytulona do ściany i nie broniła się, nie wydała

nawet głosu, blada była kiej trup, a w oczach szeroko rozwartych gorzało ponure płomię

grozy i śmierci. Sto rąk wyciągnęło się po nią, sto rąk głodnymi, chciwymi pazurami chyciło

ją ze wszystkich stron, wyrwało niby kierz płytko wrośnięty w ziemię i powlekło w opłotki.

Związali Jagusię i wrzucili ją na wóz z gnojem, zaprzęgnięty w dwie krowy. Dziewczyna była

przy tym ciągle bita i opluwana. Ktoś wpadł na pomysł, aby wywieźć ją pod kościół, tam

rozebrać do naga i bić, ale Jambroży nie wpuścił ich na teren świątyni. Parobek Borynów,

Pietrek, powoził, zaś Jagusia w postronkach, na gnoju, zbita do krwi, w porwanym odzieniu,

pohańbiona na wieki, skrzywdzona ponad człowiecze wyrozumienie i nieszczęsna ponad

wszystko, leżała jakby już nie słysząc ni czując, co się dzieje dokoła, tylko żywe łzy nieustanną

strugą ciekły po jej twarzy posiniaczonej, a niekiedy wzniesła się pierś niby w tym krzyku

skamieniałym.

background image

Wreszcie dojechali do kopców pod lasem i zrzucili tam Jagnę z wozu wraz z gnojem. Nie

zdążyła się nawet poruszyć, a już zgromadziły się wokół niej kobiety. Zaspokajając swoją

nienawiść, zaczęły ją dotkliwie kopać. Potem wracały do wsi, mijając po drodze zapłakaną

Dominikową, która: szła okrwawiona w potarganej odzieży, zaszlochana i z trudem macająca

kijem drogę, a gdy pomiarkowała, kto ją wymija, wybuchnęła strasznym głosem: - A żeby was

mór! A żeby was zaraza! A żeby was ogień i woda nie szczędziły! Każden jeno głowę wtulił

w ramiona i uciekał zestrachany. A ona wielkimi krokami pobiegła na ratunek Jagusi.

Na polach ludzie zbierali plony i zwozili do stodół, Tylko jedne pola Dominikowej stojały

opuszczone i jakby zapomniane; ziarno się już sypało z kłosów, zboża mdlały od suszy, a nikto

się tam nawet nie pokazał, z lękliwym smutkiem odwracano od nich oczy, niejeden już

wzdychał nad nimi, niejeden drapał się frasobliwie, oglądał trwożnie na drugich i potem

jeszcze skwapniej przypinał się do roboty, nie pora była deliberować nad taką marnacją

i upadkiem. Ślepy żebrak, który odwiedził Nastusię, przyniósł dla Jagusi od zakonnic

z Przyrowa święconą wodę, która miała pomóc dziewczynie powrócić do zdrowia. W domu

Dominikowej panowały przygnębienie i rozpacz. Jagna postradała zmysły i co jakiś czas

zrywała się do ucieczki z domu. Wciąż wołała Jasia. Jej matka przypominała raczej trupa niż

kobietę. Szymek pomagał matce w gospodarstwie. Jedynie Mateusz i Nastusia płakali nad

krzywdą

Jagny.

Reszta

mieszkańców

Lipiec

żyła

swoim

życiem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom I, streszczenia lektur, chłopi
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom III, streszczenia lektur, chłopi
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom IV, streszczenia lektur, chłopi
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom II, streszczenia lektur, chłopi
CHŁOPI streszczenie szczegółowe
Chłopi Streszczenie szczegółowe
Chłopi Jesień-streszczenie szczegółowe, lektury
Dżuma streszczenie szczegółowe
ferdyturke streszczenie szczego Nieznany
DŻUMA streszczenie szczegółowe
Potop streszczenie szczegółowe
Quo vadis streszczenie szczegółowe
Lalka streszczenie szczegolowe
Makbet - streszczenie szczegółowe, streszczenia lektur
Tango streszczenie szczegółowe

więcej podobnych podstron