Chłopi streszczenie [wszystkie tomy]

background image

CHŁOPI – STRESZCZENIE

CHŁOPI, TOM 1 - JESIEŃ

I

Początkiem powieści Reymonta jest scena spotkania księdza ze starą Agatą. Spotkanie jest
przypadkowe – podczas codziennej przechadzki proboszcz mija Agatę niosącą podróżny tobołek.

Kobieta, zapytana o cel wędrówki, odpowiada, że wyrusza w świat po prośbie. Decyzję swoja
tłumaczy tym, iż nie przystoi jej mieszkać u krewniaków także zimą, kiedy nie ma dla niej żadnej

roboty w gospodarstwie, a pod dach zagarnąć trzeba także i zwierzynę. Zakłopotany ksiądz daje
jej skromną jałmużnę i idzie dalej. Obserwuje szare pola, mija różnych ludzi i z każdym zamienia

parę życzliwych słów na temat pracy, pogody czy gospodarstwa.

Ludzie kopiący kartofle w jednej z mijanych przez proboszcza grup, chwalą między sobą księdza.
Rozmawiają o starej Agacie i obgadują Kłębów, czyli jej krewnych, którzy, jak się okazuje w

przytoczonej rozmowie, wygnali ją na zimę. W rozmowie poruszony jest także temat Jagny:
kobiety wyśmiewają się z jej wyniosłości i nieróbstwa. Pada sugestia, że mąż gospodyni, Hanki,

romansuje z Jagną. Dowiadujemy się również, że teść Hanki, Maciej Boryna, wciąż nie przepisuje
na syna swojej ziemi. Jest on jednym z bogatszych gospodarzy w całych Lipcach, opisany jako

jeszcze krzepki, zdolny do pracy i – na co zwracają uwagę kobiety – do żeniaczki.

Na pole przybiega Józka, córka Boryny, z informacją, że zachorowała jedna z krów. Kobiety od
razu biegną na teren gospodarstwa. Jednocześnie zachodzi słońce i wszyscy kończą pracę w polu.

II.

Mimo interwencji Hanki i innych ludzi krowa zdycha. Widać, że dla wszystkich jest to duża strata.

Jedynym, choć marnym pocieszeniem, jest ilość pożywienia, które jałówka może dostarczyć.

Pojawia się wracający z miasta gospodarz, Maciej Boryna. Zgodnie z przewidywaniami rodziny
denerwuje się na Hankę i na Józkę, obwiniając także je o śmierć krowy. Przekonany jest bowiem,

że gdyby nie jego nieobecność na gospodarstwie, nic by się zwierzęciu nie stało. W sposób
widoczny Boryna budzi respekt wśród domowników, boi się go synowa, czyli Hanka, młody

pastuch Witek, oraz córka.

Z dialogów oraz opisów odczuć bohaterów, daje się odczytać także niechęć syna do ojca. Kiedy

Boryna śpi, rozzłoszczony Antek wypowiada pod nosem słowa: „śpia se kiej dziedzic, a ty
parobku rób”. Niechęć ta jest odwzajemniona, myśląc o swoich dzieciach, Boryna mówi do

siebie: „wszystkie to kiej te wilki za owcą”. Przekonany jest, że jedyne o czym myślą, to spadek i
gospodarstwo.

Antek z charakteru i zachowania jest podobny do swojego ojca, toteż również przed nim Hanka

odczuwa lęk, nie śmie o nic go prosić.

Do późnego wieczora wszyscy krzątają się przy gospodarstwie. Nie ma czasu na lenistwo, ani na
odpoczynek, cały czas w obejściu i w domu czeka na każdego jakiś obowiązek. Nawet Józka,

która w zasadzie jest jeszcze małą dziewczynką, nieustannie wykonuje jakąś domową czynność.

background image

Jeszcze tego wieczoru Boryna jedzie do wójta. Okazuje się, że gospodarz ma przed sobą sprawę
sądową – oskarżony jest o ojcostwo dziecka, które urodziła służąca u niego jakiś czas dziewczyna,

Jewka.

W domu wójta, poza omawianiem czekającej Borynę rozprawy, namawiają go także do ożenku.

Wśród propozycji pada imię Jagny. W drodze powrotnej Boryna idzie koło domu Jagny, zagląda
przez okno i zachwyca się jej urodą.

III.

Następnego dnia stary, kulawy parobek Kuba i młody pastuch Witek, robią porządek w obejściu.

Dokładnie opisane jest przy tym gospodarstwo Boryny. Stary Kuba, dokładny, pracowity i
sumienny, odnosi się z surową troską i ze zrozumieniem, w stosunku do młodego sieroty, jakim

jest Witek. Czule przemawia również do zwierząt, nie tylko karmi je i poi, ale również czule do
nich przemawia, gładzi. Również jego pomocnik i podopieczny troszczy się o zmarznięte wróble,

czy o zwierzęta z gospodarstwa.

Niespodziewanie Witek dostaje brutalną karę cielesną od gospodarza za to, że nie dość dokładnie

pilnował krowy – „Boryna łoił go rzetelnie, wybijał mu na skórze swoją stratę tak zajadle, że
Witek miał już gębę posiniaczoną, z nosa puściła mu krew, krzyczał w niebogłosy”.

Boryna, po wymierzeniu pastuchowi własnej, domowej sprawiedliwości, jedzie do sądu, w

sprawie Jewki. Miejsce gmachu sądowego opisane jest dość szczególnie – „narodu się nawaliło, że
ani palca wetknąć, i parli się coraz krzepciej na kraty, aż trzeszczały”. Przeprowadzanych jest

wiele spraw jednocześnie. Panuje chaos, ludzie kłócą się między sobą, obrażają nawzajem, sądowy
woźny zaś nieustannie zmuszony jest uciszać petentów. Większość pozwów dotyczy spraw

gospodarskich, zabitej zwierzyny, zagarniętych mórg ziemi itd.

Sprawa Boryny, który – jak się okazuje – nie jest winny, nie kończy się wyrokiem. Historia z
poszkodowaną Jewką, którą w swoim czasie przygarnął, ukazuje go jako człowieka, który mimo

swojej zawziętości potrafi być litościwy.

W sądzie pojawia się też Dominikowa, matka Jagny. Po rozprawie wracają razem. Dominikowa

podejrzewa kowala, czyli zięcia Boryny, o winę wobec Jewki i sprowaokawanie jej do próby
obarczenia Boryny. Motywacją kowala jest według niej czystą złośliwość. Dowiadujemy się, że

Maciej jeszcze gorzej żyje z zięciem niż z synem. Ostrożnie temat schodzi na Jagnę, Boryna znów
zaczyna myśleć o ożenku.

IV.

W niedzielę wszyscy we wsi idą do kościoła. Msza jest kluczową ceremonią, bardzo uroczystą i

przez wszystkich mieszkańców poważnie traktowaną. Ksiądz wzniosłym kazaniem doprowadza
wiernych do łez i wyrzutów sumienia. Parobek Boryny, Kuba, który od księdza dostał złotówkę

za upolowane ptaszki, rzuca ją ze wzruszeniem na tacę.

Widoczna jest tu również pewna hierarchia – niektórzy mieszkańcy wsi mają w kościele swoje

ławki, innym (na przykład Kubie) nie wypada nawet podejść do przodu.

Pobożność chłopów, mimo że widoczna tylko w niedzielę podczas mszy, jest jednak
nieudawana. Powszechny jest respekt przed osobą księdza i świętym miejscem.

background image

Kiedy po mszy z kościoła wychodzi Jagna, wszyscy mieszkańcy nie spuszczają z niej wzroku. Dla
mężczyzn zachwycająca jest jej uroda, kobiety zaś przyglądały się dziewczynie z zazdrością.

Przy niedzielnym obiedzie Antek znowu spiera się z Boryną, wypominając mu brak spadku w
postaci zapisanej dla niego ziemi, a także skąpstwo. Potem przechadza się z Hanką i z zazdrością

oglądają pole należące wciąż do ojca. Trudno dogadać im się także między sobą, i jedno i drugie
nosi w sobie poczucie krzywdy i przekonanie o swojej samotności.

Syn Boryny nie szanuje żony, traktuje ją z obojętnością i surowością. Ona z kolei wyraźnie kocha

Antka, oczekuje od niego dobrego słowa, zaś za każdym razem, gdy słyszy jego docinki i
półsłówka, jest jej przykro. Nie rozumie również Macieja, wie bowiem, że gdyby zapisał im

ziemię, ona do starości troszczyłaby się o niego i dogadzała mu.

W tym czasie wieczorne życie wsi toczy się w karczmie. Żyd Jankiel próbuje namówić Kubę, żeby
okradał Borynę, obiecuje mu także alkohol i pieniądze za upolowaną zwierzynę. Ten jednak jest

oburzony i nie godzi się na okradanie swojego gospodarza. Właściciel karczmy z kolei
przedstawiony jest jako człowiek chytry: dolewa parobkowi tak, że w końcu ten winien jest mu

całego rubla.

Reszta towarzystwa także pije, niektórzy tańczą, wielu z nich kłóci się i dogryza sobie nawzajem.

V.

Opisana jest tu „pogłębiająca się” jesień, w której coraz krótszy dzień „wstawał coraz leniwiej,

stężały od chłodu i cały w szronach, i w bolesnej cichości ziemi zamierającej”. Nadeszła pora
wiatru, który „warzył resztki zieleni i rwał ostatnie liście topolom pochylonym nad drogami, że

spływały cicho niby łzy”.

We wsi przygotowywano się do jarmarku. Razem z nim nadchodził czas płacenia podatków. Ci,

których nie stać było na uiszczenie obowiązkowych opłat, traktowali jarmark jako okazję do
sprzedania części inwentarza lub innych dóbr. Jedni chcieli sprzedawać krowy, inni z kolei młócili

zborze lub tuczyli świnie albo gęsi. Okazuje się, że także podczas jarmarku najmowano służbę do
pracy na gospodarstwach. Podczas roboty Boryna rozmawia z Kubą, namawia na pozostanie na

służbie. Kuba stawia pewne warunki, na które Maciej niechętnie się zgadza. Poucza Kubę
podczas rozmowy, że Jezus stworzył niektórych na gospodarzy, innych na parobków. Pada

znamienna kwestia: „Takie już na świecie urządzenie jest i nie twoja głowa zmieni”.

Kiedy rozpoczął się jarmark, już o świcie wyruszali ze wsi dosłownie wszyscy: gospodarze,
parobkowie, kobiety, młode dziewczyny, biedota itd. – „Kto jeno żył, to z całej okolicy walił na

jarmark”. Na jarmarku, poza kupnem i sprzedażą gospodarskich dóbr, odbywało się życie
towarzyskie, dokonywano również zmiany służby i najmowano najróżniejszą pomoc. Przy okazji

handlowano drobiazgami, ozdobami, czy odzieżą. Dla każdego jarmark był wielkim wydarzeniem
i rozrywką naraz, podziwiano kolorowe towary, a ci, którzy nie mogli sobie na nie pozwolić

cieszyli się już samym oglądaniem.

Cały dzień, podczas drogi i na miejscu, Boryna obserwował uważnie Jagnę. Przy okazji odwiedził
urzędowego pisarza po to, by złożyć skargę na dwór: chciał bowiem uzyskać odszkodowanie za

to, że jego krowa zachorowała na skutek zjedzonej na dworskim polu kończyny.

Po wyjściu od pisarza Boryna spotkał Jagnę. Pożartowali chwilę, po czym Maciej dał jej w

prezencie chustę, którą kupił przedtem swojej córce, oraz drogą wstążkę z przykazaniem, aby nie

background image

godziła się zbyt pochopnie na różne propozycje zamążpójścia. Jagienka zdziwiona była
zachowaniem Boryny, jednak nie sprawiało jej ono przykrości.

Jeszcze na jarmarku zdążył Boryna pokłócić się z kowalem, czyli swoim zięciem. Konflikt
dotyczył ziemi, której Maciej nie zapisał również swojej córce, żonie kowala. W rozmowie tej

pierwszy raz wspomniał także na głos o możliwych planach ożenku. Mimo pozornej zgody, która
nastąpiła pod koniec, jeden drugiemu nie uwierzył w dane sobie nawzajem obietnice: „jeden

drugiemu nie wierzył ani tyla, co za paznokciem – znali się dobrze, jak te łyse konie i przezierali
na wskroś, kieby przez szyby”

VI.

Po jarmarku rozpoczęła się pora deszczowa, całe Lipce zrobiły się ciemne i wyciszone. Głównym

zajęciem stały się „kapuśniaki”, czyli wycinanie i zwożenie kapusty. Mieszkańcy pomagali sobie
nawzajem w robocie, jednego dnia wycinano warzywo w jednym, drugiego dnia w drugim

gospodarstwie.

Wielu ludzi żartowało już z planów zamążpójścia Boryny. Najbardziej docinała szczególnie

złośliwa Jagustynka. Na sugestię Hanki, że dopiero na wiosnę Boryna pochował żonę,
odpowiada: „Kużden chłop to jak ten wieprzyk, żeby nie wiem jak był nachlany, to do nowego

koryta ryj wradzi”.

Kiedy z wycinania kapusty Jagna wracała do domu, spotkała Antka. Mężczyzna pomógł jej
wyciągnąć wóz z zabłoconej ziemi, a następnie postanowił ją odprowadzić. Z ich zachowania

oraz z dialogu między dwojgiem domyśleć się można, że od dawna trwa miedzy nimi flirt. Syn
Boryny zwierza się, że to dla niej namówił Kłębów na zorganizowanie zabawy. Dziewczynie

także uczuciowo nie był obojętny mąż Hanki, bo „tchu złapać nie mogła, ni przyciszyć serca
namiętnie bijącego”.

Po powrocie do domu Jagna zastała u siebie Jambrożego. Tym razem kościelny pojawił się jako

swat. Krytykował młodych, którzy wesela chcą po to, by tylko balować za pieniądze z posagu
żony, zdradzając po chwili, że przychodzi na polecenie Boryny. Dominikowa, po wyrażeniu wielu

wątpliwości, wyraziła w końcu zgodę na zaręczyny, przekonując sama siebie tym, że córka jej
będzie przez pierwszego gospodarza Lipiec szanowana.

Postawa Jagny z kolei była dość obojętna („mnie ta wszystko jedno, każecie, to pójdę”). Jedyną
wyartykułowaną refleksją przyszłej narzeczonej było to, że majątki i ziemia są jej obojętne, oraz

że u matki było jej dobrze z tego powodu, że robiła co chciała. Borynę lubiła, mając jednak na
uwadze to, że chustkę i wstążkę, którą kupił jej na jarmarku, dostałaby także i od innych, gdyby

tylko mieli tyle pieniędzy co gospodarz.

Tymczasem, niezależnie od wizyty Jambrożego i bez wiedzy o zaręczynach, do Jagny przyszła
Józka prosić ja o pomoc w wycinaniu kapusty u Borynów.

VII.

W dniu, w którym miała iść do Borynów pomagając przy wycinaniu kapusty, odwiedził Jagnę
Mateusz. Był to parobek, który po półrocznej wędrówce wrócił do Lipiec. Przed wyruszeniem w

świat romansował z Jagną. W serdecznym przywitaniu przeszkodziła im Dominikowa. Wyrzuciła
gościa, robiąc przy tym córce liczne wyrzuty.

background image

Podczas swoich tłumaczeń, Jagna zaczyna jawić się jako osoba bezwolna, łatwo ulegająca licznym
emocjom, szczególnie emocjom związanym z mężczyznami: „zawsze z nią się tak dzieje, że niech

kto a ostro spojrzy na nią (…) to się w niej wszystko trzęsie, moc ją odchodzi”.

Podczas wycinania kapusty u Borynów, zebrała się w ich kuchni spora grupa kobiet. Pracowały,

docinając sobie nawzajem lub żartując. Rozmowa zeszła między innymi na starego Rocha,
tajemniczą postać, która co kilka lat pojawiała się w Lipcach. O człowieku tym mówiono, że

podróżował po całym świecie, odwiedzając także Ziemię Świętą.

Rozmowę przerwało wejście Boryny. Gospodarz skonstatował z radością, że Jagna ubrana jest w
chustkę od niego, zaraz też zaczął częstować gości wódką i posiłkami. Pojawił się także

tajemniczy Roch. Ze wszystkich ludzi towarzyszących Borynom przy pracy, najbardziej
zainteresowana gościem była Jagna. Zastanawiała się jak to jest podróżować, jak wygląda

nieznany jej świat. Ona jedyna też wzruszyła się grą skrzypiec, za które zabrał się jeden z gości
Borynów – „zły same kapały z tej onej tęskliwości dziwnej, co jej była wstała w sercu nie

wiadomo za czym”.

Muzykę zagłuszył skowyt psa – okazało się, że Łapa, pies Borynów przycięty ma ogon. Wtedy
to, chcąc pouczyć chłopów, że pies również jest żywym stworzeniem i cierpi jak człowiek, stary

Roch zaczął opowiadać historię.

Historia była o tym, jak to Pan Jezus „szedł na odpust”. Opowiadał stary Roch, że podczas drogi

„Zły” – prawdopodobnie Szatan – chciał zmylić trasę Jezusowi, posyłając przeciw niemu raz
kurzawę, raz gęsty las, a na końcu dzikie zwierzęta. Kiedy znakiem krzyża przepędzone zostały

zwierzęta, został tylko pies, jeszcze nie oswojony przez ludzi. Szczekał na Jezusa, próbował go
ugryźć i nie dał się odgonić tak długo, aż zarządził Jezus, że odtąd będzie pies człowiekowi służył

i nie da sobie bez niego rady. Opowieść Rocha kończy się historią, jak to Jezus obronił psa na
odpuście, kiedy próbowali go zabić inni ludzie, ten zaś chodził już zawsze za nim, próbując także

odgonić od krzyża Pana faryzeuszy. To pies również najdłużej czekał pod krzyżem, aż w końcu,
umierając, powiedział mu Jezus „pójdź, Burek, ze mną”.

Poza złośliwą Jagustynką wszyscy potraktowali historię z powagą. Kiedy rozchodzili się do

swoich domów, Jagnę potajemnie odprowadził Antek.

VIII.

Nazajutrz po wycinaniu kapusty rozeszła się wiadomość o zaręczynach Boryny z

Jagną. Informacja od razu wzbudziła zazdrość wśród kobiet. Denerwowały się, że zarozumiałość
Jagny jeszcze się spotęguje, kiedy stanie się pierwszą gospodynią w Lipcach. „Jagna! (…) To się

lachała z tym i owym… a teraz gospodynią pierwszą będzie! Jest to na świecie sprawiedliwość?”,
„Będzie się ona dopiero nadymała! I tak kiej ten paw chodzi a głowy zadziera”. Przewidywano

też, że kowal, albo Antek z Hanką nie darują tego Jagnie, która w sposób naturalny zostanie ich
konkurentką do ziemi. Nowina nieznana była tylko dzieciom Boryny.

Jedyną osobą, która uważała, że Maciej powziął dobre postanowienie co do przyszłości, była

Jagustynka. Okazało się, że zapisała ona swoim dzieciom całą ziemię i szybko została z niej
wygnana.

Do Dominikowej na swaty Boryna wysłał Jambrożego i wójta. Opisana jest scena, w której

targują się oni o przyszłą pannę młodą. Wszystko odbywa się jak w przedstawieniu: matka Jagny
udaje, że nie wie o co i o kogo chodzi, obiecywana jest ziemia, inwentarz itd. Wedle powziętego

background image

wcześniej planu oficjalne zaręczyny zostały przyjęte i wszyscy poszli do karczmy, gdzie czekał
Boryna.

Jagna przyjmowała radość narzeczonego spokojnie, a nawet z obojętnością. Ten z kolei był dla
niej wylewny, obiecywał jej spokój, wygodę i dostatek. Inaczej rozmawiała z Boryną

Dominikowa, wykorzystując nastrój przyszłego zięcia i twardo targując się z nim o najlepszą
ziemię. Uzyskała tym samym korzystną obietnicę zapisu.

W karczmie poruszano także temat sprzedaży chłopskiego lasu przez dziedziców mieszkających

we dworze.

IX.

Jesień tymczasem chyliła się ku końcowi i powoli nadchodziły mrozy. Wieś obległa informacja,
że dwór sprzedał jednak las na wyrąb i wszystkich ogarnął markotny, zimowy nastrój. Niewesoło

było także u Borynów, gdzie dzieci Macieja wiedziały już o jego zaręczynach z Jagną. Wiedziano
również o zapisanych jej sześciu morgach najlepszej ziemi. Józka i Hanka popłakiwały, Antek zaś

„ani jadł, ni spał, nie mógł się zająć czymkolwiek, był ogłuszony jeszcze nieprzytomny zgoła i nie
wiedzący, co się z nim dzieje”.

Kuba tymczasem dostał strzelbę od Jankiela, aby polować dla niego na zwierzynę. Obiecał także

Witkowi, że następnym razem ten pójdzie z nim do boru postrzelać. Przy okazji dowiaduje się
czytelnik o samotności Witka, o tym, że nie ma on nikogo, a nawet nie pamięta imion rodziców.

Kuba zabiera go do kościoła, aby dał na wypominki za zmarłych. Ze wstydu, że nie pamięta ani

jednego z członków swojej rodziny, Witek wymienia pierwsze imiona, jakie przychodzą mu do
głowy.

Nadeszły Zaduszki. Wszyscy odwiedzają groby zmarłych, słychać szepty modlitw i panuje nastrój
grozy i tajemniczości. „Cicho było, tą dziwnie posępną cichością Zaduszek; tłumy szły drogą w

surowym milczeniu, ino tupot nóg się rozlegał głucho, ino te drzewa przydrożne chwiały się
niespokojnie (…), ino te grania i śpiewy proszalne dziadów łkały w powietrzu”.

Opisany jest także stara część cmentarza, o którą nikt z mieszkańców wsi już nie dbał. Właśnie w

starej, zaniedbanej części Kuba odprawił rytuał Dziadów, rozrzucając chleb po mogiłach dla
pokutujących dusz. Wypowiadał za każdym razem życzenie o treści „pożyw się, duszo

krześcijańska, co cię wypominam w wieczornym czasie”. Przy okazji opowiedział również
Witkowi, jak kiedyś służył we dworze, przy koniach i na polowaniach, dopóki dworu nie spalili,

razem z służącą w nim matką Kuby.

Reszta ludzi, szczególnie kobiet, odprawiała rytuał Dziadów potajemnie, także rzucając resztki
zadusznej wieczerzy na nagrobki.

X.

Antek wybrał się do księdza po poradę, w związku z planowanym ożenkiem Macieja. Pierwszą
reakcją proboszcza był gniew: przypominał Antkowi, że Boryna jest jego ojcem i należy mu się

szacunek, a ponadto inni ludzie mają o wiele gorzej i grzechem jest narzekanie na niesprawiedliwy
los. Syn gospodarza odpowiada, że „juści, ino tej pokorności mam już po grdykę, że więcej nie

background image

ścierpię! Choćby i zbój, choćby i ukrzywdziciel, ale że ojciec rodzony, to już wolno wszystko, a
dzieciom nie wolno dochodzić swojej krzywdy!”

Przy okazji dowiedział się także ksiądz, że wszyscy we wsi chcą walczyć z dworem o sprzedany
las.

Gorzki humor Antka spowodowany był nie tylko ziemią, którą odpisał Boryna Jagnie, ale

również zazdrością i słabością, jaką do Jagny, czyli do przyszłej macochy, odczuwał. Chcąc pobyć
między ludźmi, aby poprawić choć trochę nastrój, Antek udał się do szwagra, kowala. Tam

jednak spotkały go drobne złośliwości i docinki na temat Jagny. Pokłócił się także ze szwagrem
(o majątek Boryny), oraz z goszczącym u niego wójtem. Wójta oskarżał o to, że jest przez Borynę

przekupiony, oraz że dostał wynagrodzenie od dworu za to, by trzymać stronę dziedzica w
sprawie sprzedaży lasu. W złości, pokłócony i ze szwagrem i z wójtem wrócił do domu.

Następnego dnia kowal przyszedł do Antka tak, jakby żadna konflikt między nimi nie zaszedł.

Zaczął namawiać Antka, aby przy świadkach obiecał im Boryna ziemię, oraz by spłacili Józkę i
drugiego brata, Grzela, który służył w wojsku. Jednocześnie namawiał go, aby nie załatwiał

interesów kłótnią i aby udawał, że zadowolony jest z ożenku ojca. Antek jednak wyrzucił kowala
z gospodarstwa wyzywając go od złodziei. Zorientował się bowiem, że kowal chce dla siebie

także gruntów po zmarłej matce Antka. Kowal tymczasem postanowił się dogadać z Boryną
przeciw Antkowi.

Hankę odwiedził stary Bylica, jej ojciec. Podczas rozmowy okazało się, że siostra Hanki źle
traktuje ojca, który nie dojada, nie ma ciepłego miejsca do spania i często wyganiany jest z domu.

Tego samego dnia, pod wieczór, kowalowa, Antek i Hanka spotkali się z Boryną na
gospodarstwie. Wybuchła między nimi gwałtowna kłótnia o ziemię. Antek z żoną wypominali, ile

pracy wkładają w gospodarstwo, które nie należy do nich, kowalowa zaś prosiła, aby odpisał
Jagnie to, co już jej prawnie zapisał. Mężczyźni wygrażali sobie, kobiety płakały.

Boryna starał się początkowo nie dopuścić do bójki. Apogeum kłótni nastąpiło wtedy, gdy

Hanka zaczęła obrażać Jagnę. Boryna chciał uderzyć synową, jednak osłonił ją Antek dorzucając
swoje trzy grosze do wyzwisk kierowanych w stronę Jagny. Wtedy to mężczyźni zaczęli się bić.

Boryna ucierpiał mniej niż Antek, jednak spokoju nie dawała mu opinia, którą właśnie zasłyszał
o przyszłej żonie. Z żalu nakazał synowi, aby opuścił jego dom. Hanka i Antek wyprowadzili się

po cichu, bez kłótni i protestów. Razem z nimi poszedł pies Łapa. Od decyzji Boryny nikomu z
domowników nie ulżyło.

XI.

Niedługo po kłótni Antka z Boryną nadszedł dzień wesela. Dominikowa od rana pouczała córkę

jak obchodzić się z przyszłym mężem tak, aby uzyskać coś dla siebie i nie doznać krzywdy.

Przygotowania do zabawy trwały od rana. Dziewczyny przyozdabiały wieś wstążkami i stroikami,

a dom panny młodej jedliną i świerkiem. Z wnętrza domu wyniesiono sprzęty, a pokoje ozdobiła
Jagna kolorowymi wycinkami.

Panna młoda nie odczuwała jednak radości z powodu ślubu. Odczuwała tęsknotę za czymś,

czego nie umiała nazwać („kolebałam się w niej dusza jak woda i raz wraz biła, jakby o kamień

background image

jaki”). Dodatkowo nastrój jej psuła myśl o Antku. Kiedy bowiem matka z rana pouczała ją na
temat małżeństwa, powiedziała także, jak to Antek obrażał Jagnę podczas kłótni z Boryną.

Cały dzień do domu przychodzili na moment różni goście, niosąc w podarunku chleb, mięso,
kury lub pieniądze. Szybko jednak wracali do siebie i dopiero pod wieczór, kiedy na drogę wyszła

orkiestra, powychodzili z domów i przyłączali się do grających. Orkiestra doprowadziła gości do
domu Dominikowej i zawróciła do pana młodego. Wójt i Szymon, jeden z braci Jagny, zgodnie z

tradycją wyciągnęli Borynę z domu i powiedli do przyszłej małżonki.

U Dominikowej odbyło się błogosławieństwo i po nim dopiero para młoda w asyście gości,
orkiestry i drużbów udała się do kościoła. Po szybkim ślubie wrócili do domu pannny młodej,

gdzie przywitała ich znowu Dominikowa chlebem i solą.

Pierwszy taniec był zgodnie ze zwyczajem tańcem dla młodej – Jagna bawiła się wtedy z każdym
z weselników, a na sam koniec z młodym. Boryna opisany jest jako wyśmienity tancerz – „a

okręcał w miejscu, a zawracał, a hołubce bił, aż wióry leciały z podłogi”. Po tańcu rozpoczął się
posiłek, a wraz z nim picie, rozmowy, żarty. Poruszano gorące tematy, takie jak sprzedaż lasu lub

nakaz wybudowania nowej szkoły, którą sfinansować miała wieś, i na którą nikt poza wójtem nie
chciał się zgodzić.

Żartowano także z Jagny i Boryny. Po cichu szeptano o krzywdzie Antka i Hanki, o braku radości
na twarzy Jagny, a wreszcie o romansach panny młodej z Mateuszem czy Antkiem i o braciach

Jagny, Szymonie i Jędrzeju, którym od lat matka nie pozwala się żenić, i którzy zawsze
wykonywali wszystkie czynności domowe tak, by siostra ich robiła w domu jak najmniej.

Po posiłku rozpoczęły się zabawy, a potem oczepiny. Polegały one na udawanej wojnie między

panienkami, które broniły Jagny przed starszymi. Kiedy obrona nie udała się, z upozorowanym
smutkiem założono Jagnie czepek na znak, że od tej chwili ma obowiązki żony. Na zmianę goście

bawili się lub odprawiali weselne obrzędy. Trwało to do świtu, aż większość weselników posnęła
od alkoholu i tańców.

XIII

Witek wrócił do domu z wesela o świecie i od razu zasnął. Dlatego też nie słyszał nawoływań
Kuby, który od kilku dni z niewiadomych przyczyn był chory. Dopiero zbudzony przez psa

zaniósł mu wodę i opowiedział trochę o weselu. Kuba jednak czuł się już bardzo źle, wszystko
bolało go i gorączkował. Cierpiał i wołał o pomoc. Witek pobiegł więc po pomoc na wesele,

gdzie jednak większość była już pijana lub spała. Nikt za bardzo nie chciał go słuchać, a
Jagustynka wyrzuciła go nawet z domu Dominikowej.

Dopiero późnym rankiem Jagustynka zajrzała do Kuby, orientując się szybko, że parobek umiera.

Chciała posłać po księdza, jednak Kuba nie zgadzał się, aby proboszcz, którego podziwiał z
nabożeństwem, przychodził do niego do obory. Został więc sam, z psem Łapą i końmi. Głaskał

podchodzące do niego zwierzęta, nie mogąc się ruszać. Z daleko dochodziły go głosy
weselników, które rozpoznawał. W malignie zastanawiać się zaczynał nad codziennymi

kłopotami wsi i jej mieszkańców.

Kiedy pod wieczór przyszedł do Kuby Jambroży okazało się, że parobek ma postrzeloną łydkę, o
której nikomu nie powiedział. Sprawcą rany okazał się borowy, który przyłapał go na polowaniu

na zające. Na uratowanie nogi było już za późno. Jambroży zasugerował obcięcie nogi w szpitalu,
zakładając parobkowi tymczasowy opatrunek.

background image

Kuba, gdy został sam, zaczął rozpaczać. Z słów Jamborżego wywnioskował, że ucięcie nogi
uratowałoby mu życie, jednak bał się, że jako bezużyteczny kaleka zostanie przez Borynę

wygnany. „Juści, parobek bez kulasa… ni do pługa, ni do żadnej roboty. Cóż ja bym począł?
Bydło mi ino pasać albo na żebry iść… we świat, pod kościół, gdzie… abo jak ten stary trep na

śmiecie…”.

W tym samym czasie Jagna uroczyście przeprowadzała się do męża. Muzyka wciąż grała, Boryna

szykował poczęstunek. Dominikowa namawiała Jagnę, by odpoczywała i korzystała z wesela
zamiast podejmować od razu gości. Reszta panien, razem ze swoimi matkami, zazdrościła

Jagience nowego domu, przy okazji złośliwie obgadując ja i przesadnie troskliwą Dominikową.

Pojawił się też Jankiel, którego niektórzy, jako Żyda, nie chcieli przyjąć. Boryna jednak
wyniósł mu wódkę.

Zabawa rozgorzała na nowo, tym razem jednak Jagna zachowywała się jak gospodyni.

Jednocześnie poczuła się radośnie i swobodnie w nowym domu.

Roch zawołał Jambrożego do Kuby. Ten nie był zachwycony, że przerywają mu posiłek –

zawołał: „niech zdycha, a nie przeszkadza ludziom jeść”. Poszedł jednak za Rochem do stajni,
gdzie okazało się, że parobek uciął sobie nogę siekierą nad kolanem. Myślał bowiem, że w ten

sposób wyzdrowieje, unikając jednocześnie szpitala.

Roch troskliwie opatrywał Kubę i modlił się. Pojechał tez po księdza przykazując, aby nie
zostawiano parobka samego. Jambroży jednak wrócił do domu Boryny napić się wódki. Do Kuby

przyszła Józka, przyniosła mu trochę weselnego jedzenia, opowiadała mu o zabawie, o tym jak
matka Jagny odgania syna od dziewczyny. Parobek jednak niewiele już rozumiał ze słów

dziewczyny.

Księga kończy się opisem, jak to ulatuje do nieba dusza Kuby, a w tle słychać wesołą zabawę
weselników.

Tom II. Zima

I

„Nadchodziła zima(...)” Hanka próbowała rozpalić ogień w kominie, lecz mokre drzewo
uniemożliwiało jej szybkie zakończenie pracy. W izbie panowały przejmujące zimno i wilgoć. Po
drugiej stronie sieni, z izby zajmowanej przez Hankę z rodziną każdego ranka dochodziły kłótnie
i krzyki. Od trzech tygodni, odkąd małżeństwo zamieszkało u Bylicy, Antek nawet nie rozmawiał
z Hanką, przesiadując całymi dniami w karczmie. Nie martwił się, że nie mają pieniędzy i jedzenia
(prócz gotowanych ziemniaków z solą), nie chciał nawet chodzić po opał do lasu. Bardzo się
zmienił. Cały czas nękały go myśli o Jagusi, niczym opętanie, z którym nie mógł sobie poradzić.
Choć wcześniej nie brał pod uwagę opuszczenia Lipiec, teraz pomysł wydał mu się sensowny,
dlatego oznajmił żonie, że „idzie w świat”. Stanąwszy na drodze, rozglądał się po polach, a w
chwilę potem usłyszał dzwoneczki sań i zobaczył pasażerów tego pojazdu… Borynę z Jagną! Za
nimi jechały kolejne sanie. Ujrzawszy ukochaną, stanął jak skamieniały, po czym poszedł do
karczmy z pytaniem, dokąd jechał ojciec. Usłyszał od Jankiela, że Maciej podążał do sądu,
ponieważ prawuje się o stratę krowy. W karczmie siedzieli nabywcy poręby lasu na Wilczych
Dołach. Ich widok jeszcze bardziej rozwścieczył mężczyznę. Zaczął zamawiać kolejne kwaterki

background image

gorzałki. Dopiero gdy był już kompletnie pijany, a Żyd żądał zapłaty za alkohol, wybiegł z
karczmy i krzyczał, że zabije każdego, kto stanie mu na drodze (nawet Jankiela).

II

Żona Antka znajduje sobie i mężowi posadę. Młynarz zatrudnia go w tartaku. Hanka siedziała w
izbie, a dzieci bawiły się na łóżku pod pierzyną. Rozglądała się po biednym pomieszczeniu,
wspominając wybielone ściany, podłogę z desek, ciepłą i czystą izbę u Borynów. Była zła,
ponieważ pokłóciła się przed chwilą z siostrą, a powoli, z dnia na dzień, wszystkie obowiązki
należące do Antka spadały na jej wątłe barki. Z żalem przypominała sobie słowa szwagra o tym,
że Jagustynka wszystkie domowe obowiązki wykonywała za Jagnę, która wylegiwała się w łóżku
do południa, popijając herbatę, gdy tymczasem Maciej stale się do niej przymilał i kupował, co
tylko chciała.

Żona Antka wzięła pieniądze za sprzedaną Żydom krowę i poszła do karczmy oddać dług
Jankielowi, od którego brali podstawowe artykuły spożywcze na kredyt. Chodziła też po wsi z
nadzieją, że znajdzie u kogoś pracę dla męża. Zawitała do organistów, u których rozpłakała się,
pierwszy raz mówiąc o panującej w domu biedzie, o utracie sił i chęci do życia. Organistowie
wysłuchali zapłakanej Borynowej, a gospodyni dała jej pracę (uprzędzenie wełny), za którą
obiecała mąkę i kaszę. Worki z wełną mieli przynieść Hance parobcy.

Po wyjściu na drogę Antkowa nie wiedziała, gdzie iść w poszukiwaniu zajęcia dla męża.
Zobaczywszy Nastkę, idącą do młyna z kolacją dla pracującego tam Mateusza, dowiedziała się o
dobrze płatnej „robocie”. Z nowymi siłami poszła prosić młynarza o jakieś zajęcie dla Antka.
Młody Boryna został przyjęty do pracy przy obróbce drewna, lecz przedtem Hanka usłyszała, że
cała wieś plotkowała o jej mężu – uganiającym się za Jagną i migającym się od obowiązków.
Podziękowała i opuściwszy młyn, cały czas myślała o usłyszanych słowach. Gdy wróciła do
domu, zastała tam już trzy worki wełny przyniesione przez parobków. W jednym z nich znalazła
bochen chleba, kawał słoniny i pół garnka kaszy. Zrobił sytą kolację, a po położeniu dzieci spać
przędła wełnę prawie do świtu. Ciągle myślała o Antku i Jagnie, wskutek czego ogarnął ją żal.
Nadal tak bardzo przecież kochała męża, a on ją tak boleśnie odtrącał. Przez cały następny dzień
była spokojniejsza. Jej mąż wrócił dopiero wieczorem, zmęczony i zmarnowany.

W nocy Antek obiecał żonie, że nie „pójdzie w świat”, na co usłyszał o propozycji pracy u
młynarza w tartaku (Hanka nie przyznała się, że to ona prosiła w imieniu męża o posadę – za
bardzo się go bała). Nie zapewnił, że zacznie pracę, miał się zastanowić. Kobieta przytuliła się do
niego, lecz on mógł myśleć jedynie o Jagnie.

III

Antek pracuje całymi dniami, unikając kontaktu z otoczeniem, a w końcu wdaje się w bójkę z
Mateuszem (rozpowiadającym o swym przeszłym związku z Jagną) i pokonuje go.

background image

Nazajutrz Antek podjął pracę u młynarza, który nakazał mu posłuszeństwo wobec Mateusza,
jego prawej ręki w tartaku. W porze obiadowej, gdy wszyscy poszli jeść do młynicy, Antek
pozostał na mrozie, nie chcąc słyszeć śmiechu i być ofiarą poniżania wywołanego nagłą biedą.
Zjadł suchy chleb, który popił wodą z rzeki.

Zmęczony i przemarznięty skończył pracę o zmroku. Zaraz potem dotarł do domu, nie mając już
sił na nic, tylko na sen. Ostatnio odzwyczaił się od ciężkiej roboty. Położywszy się pod pierzynę,
od razu zasnął. Żona chodziła boso po izbie, by nie zbudzić go stukającymi trepami. I tak mijały
Antkowi i Hance kolejne dni: „I czy mróz choćby i największą skrzytwą prażył, czy zawierucha
dęła i biła wichurą i śniegiem, że oczów nie było można ozewrzeć, czy odwilż przychodziła, że
trzeba było stać dnie całe w rozmiękłym śniegu, a przykry, wilgotny ziąb w kości właził, czy
śniegi sypały, że topora własnego mało co widział - trzeba było zrywać się do dnia, bieżyć i dnie
długie pracować, aż gnaty trzeszczały i każda żyła z osobna pruła się z utrudzenia, a śpieszyć się
do tego, bo cztery piły tak zeżerały drzewo, że ledwie mogli nastarczyć i Mateusz poganiał”.
Boryna nie znosił Mateusza rozpowiadającego swoich o miłostkach z Jagną. Obserwował go -
sprawnego i silnego, w imieniu młynarza doglądającego pracy (w zamian za dodatkowe
pieniądze). Ludzie czekali chwili, kiedy między nimi dojdzie do bójki. Z dnia na dzień w rywalach
rosła nienawiść, w dodatku obaj mieli się za najsilniejszych chłopów we wsi. W gruncie rzeczy
Mateusz nie był złym człowiekiem, miał jednak świadomość swej siły i oddziaływania na kobiety.
W przeciwieństwie do Antka, który krył się z uczuciem do Jagny, rozpowiadał o tym wszem i
wobec.

W porze obiadowej kobiety pojawiły się z dwojakami. Choć wszyscy poszli do młynicy, Antek z
Hanką weszli do izby młynarczyka (znajomego Boryny), ponieważ mężczyzna stronił od ludzi.
Zastali tam paru chłopów z przyległych wiosek czekających na zmielenie zboża. Antek zjadł
przyniesiony posiłek: kapustę z grochem i kluski ziemniaczane z mlekiem. W tym czasie żona
czule wpatrywała się w niego. Mimo iż „zmizerniał” od pracy na mrozie, dla niej cały czas był tak
samo przystojny. Rozmawiali o domu.

Po wyjściu żony Antek przysłuchiwał się słowom, które padały z ust chłopów. Mówili, że dwa
tygodnie temu powrócił z dalekich krajów brat dziedzica. Nie chcąc mieszkać we dworze,
przeniósł się do borowego do lasu, gdzie sam sobie gotuje, gra na skrzypkach, a co najdziwniejsze
– wypytuje mieszkańców Lipiec o niejakiego Kubę, który wyniósł go rannego z pola bitwy na
swych plecach. Słysząc to Boryna powiedział, że u nich pracował niegdyś Kuba, były parobek
dziedzica, lecz teraz nie żyje.

Do pogorszenia stosunków miedzy Mateuszem i Antkiem przyczynił się młynarz, który dał temu
drugiemu podwyżkę za dobrą pracę. Borynie jednak było wszystko jedno. Nie ucieszył go nawet
gest młynarza. Całe dnie spędzał w pracy, do domu wracając jedynie na wieczorny sen. Zrobił się
jeszcze bardziej milczący. Pieniądze oddawał Hance. W niedzielę odmawiał pójścia na mszę,
bojąc się przypadkowego spotkania z Jagną. Nie obchodziły go sprawy wsi, smutki czy radości
sąsiadów, żył poza nimi, jakby obcy. Niedawno, gdy przypadkowo spotkał kowala, który
tłumaczył się z uczestnictwa w weselu, groźnie kazał mu zejść z drogi, czym wprawił szwagra w
osłupienie.

background image

Pewnego dnia Mateusz opowiadał chłopom o Jagusi, za którą rzekomo uganiał się po polach.
Śmiał się ze wszystkich mężczyzn Borynów, którzy skamleli pod jej drzwiami (tak podobno
mówiła do niego Jagna). Antek przypadkowo to usłyszał. Otworzył drzwi, skoczył na Mateusza i
chwyciwszy go za gardło i za pas, wyniósł na dwór, przerzucił przez płot graniczący z potokiem i
wrzucił do wody. W jednej chwili zgromadziła się duża liczba ludzi, którzy wyciągnęli
zakrwawionego Mateusza. Chcieli posyłać po księdza. Tymczasem Antek usiadł spokojnie przed
kominem i grzał sobie ręce. Gdy ludzie wrócili z dworu, zagroził: „Kto ino będzie mnie szargał i
nastawał na mnie, każdemu tak zrobię albo jeszcze lepiej!”. Wszyscy milczeli, patrząc jedynie z
podziwem na Antka, który pierwszy dał radę Mateuszowi.

Następnego dnia Boryna nie poszedł do pracy myśląc, że jest już zwolniony. Zmienił zdanie
dopiero, gdy po śniadaniu przyszedł po niego młynarz mówiąc, by wracał i zajął miejsce
Mateusza, dopóki ten nie wyzdrowieje. Wpierw jednak wynegocjował taką stawkę, jaką
otrzymywał poprzednik. Hanka nie zdawała sobie sprawy z wydarzeń poprzedniego dnia.

IV

We wsi trwają przygotowania do świąt Bożego Narodzenia, podczas których Jagna zakochuje się
w Jasiu – synu organistów. Po wigilijnej kolacji wszyscy idą razem na pasterkę; po niej Antek
potajemnie umawia się z macochą na spotkanie.

Po paru dniach mgieł i wilgoci znowu przyszedł mróz i śnieg przywalił pola. W każdej chałupie
robiono porządki: posypywano sienie i podłogi świeżym igliwiem, pieczono chleby i świąteczne
strucle. Zbliżały się Gody Pańskiego Dzieciątka – święto cudu i zmiłowania Jezusowego nad
światem. Trwały przygotowania do świąt. Boryna wraz z Pietrkiem (parobkiem przyjętym na
miejsce Kuby) wybrał się do miasta po zakupy. W izbie Jagna przy pomocy matki zagniatała
ciasto. Kobiety piekły chleby, a Józka ozdobiła ściany kolorowymi wycinankami. Roch poszedł z
Jambrożym do kościoła przystrajać ołtarz, a do Borynów zawitali kolędnicy: Jaś (syn organistów)
z młodszym bratem przynieśli opłatek. Gospodyni położyła go na talerzyku przed pasyjką, dając
za nią Jasiowi garnek siemienia lnianego i sześć jajek. Mimo że rozmawiała z Jasiem wesoło i
życzliwie, ten cały czas się czerwienił. Opowiedziała mu o śmierci Kuby, co spowodowało, że
młodzieniec się rozpłakał, zmartwiony o duszę zmarłego (skonał przed przybyciem księdza). Syn
organisty opowiadał o wizycie u Antka, u którego panowała ogromna i wyniszczająca bieda.

Po tej rozmowie Jaś opuścił towarzystwo, a gdy został sam, wciąż przed oczami miał piękną
Jagnę. Choć słyszał już o jej wpływie na okolicznych mężczyzn, nie zdawał sobie sprawy, że
będzie kolejną ofiarą. Tymczasem Jagna również rozmyślała, zaskoczona urodą dziecka
organistów. Wspominała również Antka, przywołanego przez Jasia. Przez trzy miesiące widziała
go jedynie raz, a nadal była pod jego urokiem, nadal nosiła go w sercu. Coraz bardziej
denerwowały ją zaloty męża, o względy którego nie zabiegała zupełnie, była tylko bardziej
rozdrażniona. Po wyjściu młodego organisty posprzątała izbę i oporządziła krowy, co nie
zdarzało się jej zbyt często, by potem długo płakać, co stało się powodem domysłów o jej
błogosławionym stanie. Dominikowa po cichu przeliczała grunty, które Jagna miała zyskać dla
dziecka, a Boryna się cieszył…Jagna po chwili wyprowadziła wszystkich z błędu.

W dzień Wigilii, podczas suto przygotowanej wieczerzy, wyczekiwano pierwszej gwiazdki. W
każdej chałupie od wschodu stawiano snop zboża i pod obrus wkładano siano. Także w

background image

Borynowej izbie pielęgnowano tradycję. Gospodarz podzielił opłatek miedzy wszystkich. Z
powodu całodniowego postu byli bardzo głodni: „Najpierw był buraczany kwas, gotowany na
grzybach z ziemniakami całymi, a potem przyszły śledzie w mące obtaczane i smażone w oleju
konopnym, później zaś pszenne kluski z nnakiem, a potem szła kapusta z grzybami, olejem
również omaszczona, a na ostatek podała Jagusia przysmak prawdziwy, bo racuszki z gryczanej
mąki z miodem zatarte i w makowym oleju uprużone, a przegryzali to wszystko prostym
chlebem, bo placka ni strucli, że z mlekiem i masłem były, nie godziło się jeść dnia tego”. Do
wieczerzy dołączyła Jagustynka, bezskutecznie czekająca pod chałupą dzieci z nadzieją, że
zaproszą ją na poczęstunek. Po posiłku Jagna częstowała kawą z cukrem, Roch czytał nabożną
książkę.

Dominikowa zaprowadziła wszystkich do obory, do krów. Jagna za radą matki obdzieliła
inwentarz opłatkiem, po czym wrócili do izby. W niedługich czasie do Borynów przyszli
kowalowie z dziećmi, z którymi wybierali się na pasterkę. Zięć poinformował, że wójt wzywa
Dominikową do rodzącej żony, wskutek czego towarzystwo się zmniejszyło. Gdy domownicy
usłyszeli sygnaturkę kościelną wzywającą na pasterkę, ubrali się i wyszli, w domu zostawiając
jedynie Jagustynkę.

Ludzie ze wszystkich stron zmierzali do kościoła, który wypełnił się po brzegi. Antek wśród
zebranych ujrzał ojca z rodziną i Jagnę; ku której udało mu się przepchać. Ona również go
ujrzała: „Siedziała sztywno jak i drugie kobiety, w książkę patrzała, ale ani jednej litery nie
rozeznała, ni kart nawet, nic, bo te jego oczy smutne, oczy żałosne, oczy parzące blaskami stały
przed nią, jaśniały jak gwiazdy, świat cały przysłoniły, że zatraciła się całkiem, przepadła zgoła - a
on wciąż klęczał, słyszała jego krótki i gorący oddech i czuła tę moc słodką, tę moc straszną, jaka
biła od niego, szła jej prosto do serca, krępowała niby powrozami i przejmowała strachem a
słodkością, dreszczem, od którego rozum odchodził, miłowania krzykiem tak potężnym, że
trzęsła się w niej każda kosteczka, a serce tłukło się jako ten ptak, gdy mu dla swawoli skrzydła
przybiją do ściany!...”. Antek szeptał, by któregoś dnia wyszła na spotkanie pod „bróg” (stóg
siana). Od żaru jego słów prawie zemdlała. Potem radosny stał na mrozie. Nabierał w ręce śnieg,
który połykał łapczywie, by w końcu pobiec w pole…

V

Lipeccy chłopi przychodzą do Boryny radzić się w sprawie lasu. Maciej odmawia uczestnictwa w
kolejnej naradzie, wykręcając się jutrzejszym wyjazdem do rodziny w ważnej sprawie (obawia się
dziedzica, ponieważ liczy na odszkodowania za krowę).

Borynowie wrócili z pasterki dopiero nad ranem. Jagna do południa leżała w łóżku, nie mogąc
zasnąć, ponieważ cały czas myślała o Antku. Gdy w końcu wstała, poszła do matki, której jednak
nie spotkała (była u rodzącej wójtowej).

Dom Borynów odwiedziła Nastka, którą Jagustynka zapytała o zdrowie Mateusza. Dopiero teraz
domownicy dowiedzieli się o bójce Antka z bratem dziewczyny. Jagna po cichu zapytała o powód
walki, a poznawszy go – przekonała się, iż Antek miłuje ją tak samo, jak ona jego. W głowie
huczały jej słowa kochanka, by wyszła wieczorem pod bróg. Dopiero teraz dostrzegła starość
męża, poczuła rodzące się do niego obrzydzenie. Samotnie poszła na wieczorne nieszpory, licząc
na spotkanie Antka, lecz w kościele zobaczyła jedynie wychudzoną Hankę.

background image

Do Macieja jako do pierwszego gospodarza we wsi przyszedł Kłąb z sąsiadami z propozycją, by
przystąpił do ich grupy. Chłopi dowiedzieli się, że sprzedany przez dziedzica las lada dzień wytną
rębacze. Krzyczeli, że nie mogą na to pozwolić. Boryna zaproponował napisanie skargi na
dziedzica do komisarza, lecz chłopi nie chcieli tak długo czekać na odpowiedź. Choć zaprosili
Macieja na jutrzejszą naradę, odmówił tłumacząc, iż musi jechać do Woli, do krewniaków
kłócących się miedzy sobą o gospodarkę (tak naprawdę podróż była wymówką, ponieważ nie
chciał wszczynać kolejnej walki z dworem, cały czas mając nadzieję na odszkodowanie w sprawie
krowy). Nazajutrz Boryna ubrał się odświętnie i skierował wóz w stronę Woli (musiał tam jechać,
by chłopi nie domyślili się niczego), co niewymownie ucieszyło Jagnę (nieświadomą podstępu).
Zamierzała wyjść na spotkanie: „Rwała się już jej dusza do wylotu, śmiały się oczy, wyciągały
ręce, prężyła pierś i ognie błyskawicami upalnymi chodziły po niej i słodką męka oblewały... Ale z
nagła, niespodziewanie chwycił ją dziwny lęk i ścisnął za serce, że zmilkła, przycichła w sobie
(…)”.

Zmieniła zdanie. Szybko poprosiła męża, by zabrał ją ze sobą - i w kilka minut później już jechali
razem.

VI

Borynom składa wizytę nieznajomy (pan Jacek, poszukujący informacji o zmarłym Kubie). Maciej
nie jest pewien wierności małżonki (najpierw podejrzewa Mateusza), a gdy znajduje zapaskę Jagny
i rzuca jej pod nogi – w jego głowie pojawiają się pierwsze przypuszczenia co do romansu żony z
Antkiem.

Witek poinformował Borynę o przyjeździe dziedzica, który udał się do młynarza. Maciej wiedział,
że odbywała się tam narada w sprawie lasów z udziałem wójta, sołtysa, kowala i młynarza, na
którą nikt go nie zawołał, mimo że był pierwszym gospodarzem we wsi. Założywszy kożuch i
czapkę, wyszedł z domu.

Do Jagny i Witka przyszedł jakiś nieznajomy człowiek pytając, czy to dom Borynów i czy może
się ogrzać. Uzyskawszy przyzwolenie, usiadł, stając się obiektem bacznej obserwacji młodej
gospodyni. Gość był stary i przygarbiony, ubrany w pański ubiór. Siedział zamyślony. W chwilę
później przyszły również sąsiadki, chcąc nasycić swoje plotkarskie oczy widokiem obcego.

Wraz z nadejściem wieczoru sąsiadki zrezygnowały z przyglądania się i poszły, a wówczas
nieznajomy zapytał Jagnę, czy służył u nich Jakub Socha, którego szukał od powrotu po
wszystkich wsiach. Wtedy okazało się, że obcy to brat dziedzica, którym Kuba bardzo się niegdyś
opiekował. Tak oto wyjaśnił się powód dziwnej wizyty. Gość dowiedział się, że niestety, Kuba
umarł jesienią. Witek opowiedział mu o dobrym sercu Sochy i naukach, jakie dzięki niemu
poznał, obiecując pokazanie grobu zmarłego. Przy pożegnaniu brat dziedzica zapowiedział
kolejne odwiedziny i prosił Jagnę, by przekazała mężowi jego dane – Jacek z Woli. Wieczorem w
końcu doszło do potajemnego spotkania zakochanych. Jagna usłyszała słowa o tęsknocie,
miłości, pożądaniu. Zaczęli się z Antkiem przytulać i całować namiętnie pod znajomym brogiem.
Czułą schadzkę przerwało wołanie Boryny. Antek uciekł w stronę ogrodu, a jego ukochana
pobiegła w kierunku podwórka, nieświadomie gubiąc po drodze zapaskę (chustkę) w przejściu.

background image

Rozgorączkowaną twarz potarła śniegiem, nazbierała drzewa i weszła do izby. W chwilę potem
usłyszała wyrzuty męża, który szukał jej w oborze. Skłamała, że poszła po drzewo do szopy, lecz
Maciej jej nie uwierzył, podejrzewając ponowne schadzki z Mateuszem. Po przyjściu Nastki
gospodarz zaczął pytać o niego, lecz podejrzenia rozwiał fakt, że brat dziewczyny leżał bardzo
chory.

Widząc nieufność męża i chcąc zmienić temat, Jagna zaczęła opowiadać o wizycie Jacka z Woli.
Podczas kolacji dołączył do nich Roch z pytaniem, czy prawdą jest, że dziedzic nie zatrudni
lipieckich chłopów przy rąbaniu lasu. Zdziwiony Boryna odparł, że nie jest wtajemniczony w te
plany, ponieważ chłopi nie zawołali go na naradę, za co do tej pory czuł do nich ogromny żal.
Zapowiedział, że póki dziedzic nie porozumie się z ludźmi, nie pozwolą mu wyciąć ani jednego
drzewa. Po kolacji gospodarz poszedł sprawdzić obejście. Wrócił po chwili z ośnieżoną zapaską
Jagny w ręku. Rzucił chustkę pod nogi żony, mówiąc, że znalazł ją przy przełazie (wąskim
przejściu między sadem a szopą nakrytym dachem z rosnących gałęzi drzew, wówczas pokrytych
śniegiem). Przerażona Jagna szybko znalazła wymówkę- to pies wynosi wszystko z domu. Boryna
nic nie odpowiedział. Nie uwierzył w te tłumaczenia…

VII

Na wieczorze tanecznym w karczmie Antek porywa do tańca Jagnę, czym rozpoczyna awanturę z
ojcem. Po groźbach Maciej, nie umiejąc poradzić sobie z narastającym gniewem, mówi żonie
przykre słowa.

Po adwencie i Godach ludzie zbierali się w karczmie, gdzie planowano tańce. Dowiedzieli się tam
o propozycji dziedzica, który dawał pieniężne zadatki gotowym pracować przy wyrębie lasu,
najczęściej mieszkańcom okolicznych wsi. Powszechnie odczuwano to jako niesprawiedliwość,
ponieważ lipczanom nie starczało na jedzenie. Zima była sroga, w chałupach panowała bieda, a
wszyscy odliczali dni do wiosny, łudząc się wizjami nieokreślonego zarobku. Postępowanie
dziedzica sprawiło, że czuli się oszukani. Wybrali się po radę do Kłąba i księdza, lecz niestety, nie
otrzymali tam pomocy.

W karczmie zebrała się prawie cala wieś, grzejąc się przy cieple kominka. W jednym kącie siedzieli
muzykanci, a pod ścianami przy stołach popijający gorzałkę. Pojawił się nawet Mateusz,
wprawdzie jeszcze nie całkiem zdrowy po pobiciu, lecz już zdolny do samodzielnego poruszania
się. Zdziwił Antka przeprosinami za złe słowa o Jagnie przyznając, że kłamał i obiecując
nieprzeszkadzanie w szczęściu zakochanym. Zaczęli wspólnie pić i gawędzić, jakby żadna
awantura nie miała miejsca. Antek żalił się, że nie może spać ani jeść, ponieważ stale myśli o
ukochanej, dla której zrobiłby wszystko. Temat miłości skończył się, gdy dosiedli się inni
mężczyźni. Zaczęto się zastanawiać, czy nie zawrzeć z dziedzicem ugody, jednak przeciwni temu
byli gospodarze, bowiem zwykli chłopi (bezrolni) nie mieliby możliwości zarobku przy wyrębie.

W karczmie przebywał także brat dziedzica – Jacek. Prawdą okazały się wszelkie krążące na temat
jego dobrego serca historie: pomagał mieszkańcom wiosek, dziewczęta uczył przyśpiewek i
pieśni. W pewnym momencie grono gości powiększyli Boryna, Jagna, Józka i Nastka. Maciej
przywitał się z nielicznymi gospodarzami - bogatsi chłopi bawili się na chrzcinach dziecka wójta.
Mimo że Macieja proszono na ojca chrzestnego, urażony postępowaniem gospodarzy w sprawie
niedawnej narady – odmówił.

background image

Kiedy Antek ujrzał Jagnę,: „(…)zaś już nie spuszczał oczów z Jagusi, stała właśnie przy
szynkwasie, chłopaki się do niej sypnęli zapraszać do tańca, odmawiała pogadując wesoło, a
ukradkiem przebierając oczami wskróś ludzi - taka urodna widziała się dzisiaj, że choć naród już
był napity, a spoglądali na nią z podziwem. Ponad wszystkie piękniejsza (…) żadna ani się
równała z Jagną, żadna. Przenosiła wszystkie urodą, strojem, postawą i tymi modrymi, jarzącymi
ślepiami, jako róża przenosi one nasturcje a malwy, a georginie, a maki, że zgoła podlejsze się
przy niej widzą, tak ci ona przenosiła wszystkie i nad wszystkie panowała. Przystroiła się też
dzisiaj kiej na jakie wesele; wełniak wdziała gorącożółty w zielone a białe pasy, stanik zaś z
modrego aksamitu, dziergany złotą nitką i głęboko, do pół piersi wycięty, a na koszuli cieniuśkiej,
która bieluchną fryzką burzyła się suto koło szyi i przy dłoniach, zawiesiła rzędy korali,
bursztynów i onych pereł, na włosach miała chusteczkę jedwabną, modrawą, w różowy rzucik
farbowaną, a końce od niej puściła na plecy”. Jankiel zaprowadził starego Borynę do alkierza,
gdzie przebywał już kowal, który opuścił chrzciny najwcześniej. Tymczasem Antek podszedł do
Jagny, objął ją wpół i porwał to tańca. Podczas pląsów nie zwracali uwagi na bacznie
obserwujących ich i szepczących ludzi: „Ale Antkowi już było wszystko jedno dzisiaj, skoro jeno
poczuł ją przy sobie, skoro przycisnął do się, że aż się prężyła i przywierała te lube modre oczy,
to się już był całkiem zapamiętał! Radość w nim grała i takie wesele, jak kieby się ten zwiesnowy
dzień w nim zrobił. Zapomniał o ludziach i świecie całym, krew w nim zawrzała i moc wstała
taka harda, nieustępliwa, aż mu piersi rozpierało! A Jaguś też była całkiem jakby utopiona w
lubości i w zapamiętaniu! Unosił ją jak ten smok, nie opierała się temu, bo jakże, mogłaby to, kiej
kręcił nią, ponosił, przyciskał, że chwilami mroczało w niej i traciła z pamięci świat wszystek, a
grało w niej takim weselem, młodością, uciechą, że już nic nie widziała, ino te jego brwie czarne,
te oczy przepaściste, a te wargi czerwone, ciągnące!”.

Tańczyli już z godzinę, a zostali sami na parkiecie. Inni nie mogli dotrzymać szybkiego tempa, za
to otoczyli ich kołem. Antek cały czas rzucał pieniądze muzykantom, by w chwilach przerwy
fundować wszystkim gorzałkę. Gdy po jakimś czasie pojawił się Boryna, zaalarmowany przez
obecne kobiety, zbliżył się do tańczącej pary i głośno powiedział żonie: „- Do domu! – (…) gdy
nadlecieli, i chciał ją chycić za rękę, ale w ten mig Antek zakręcił w miejscu i poniósł dalej, że
próżno chciała się wyrwać. Podskoczył wtedy Boryna, rozwalił koło, wyrwał ją z Antkowych
ramion, nie popuścił i nie spojrzawszy nawet na syna wiódł z karczmy”. Antek wybiegł.
Dogoniwszy ojca z macochą przy stawie, usłyszał, by nie zaczepiał ludzi i odszedł (Jagna w tym
czasie uciekła do domu). Nieprzytomny ze złości, pijany doleciał do ojca z krzykiem, by puścił do
niego Jagnę, i z pięściami, gotów do bicia. Gdy Boryna ponownie poradził, by odszedł, bo w
przeciwnym razie „zakatrupi go jak psa”, Antek otrzeźwiał, słysząc słowa ojca i widząc jego oczy.
Zszedł z drogi. Maciej poszedł do domu.

Młody zalotnik dopiero w karczmie zdał sobie sprawę z tego, co zrobił. Ktoś posłał po Hankę.
Ludzie rozchodzili się do domów, a Jankiel zamykał lokal. Żona prosiła, by Antek wrócił z nią do
domu, na co usłyszała: „- Idź sama, nie pójdę z tobą! Mówię ci, odejdź! - krzyknął groźnie, a
potem nagle, nie wiada laczego, nachylił się do niej i w samą twarz powiedział: - Żeby mnie w
kajdany skuli, w lochu zamknęli, wolniejszym bym był niźli przy tobie, słyszysz, wolniejszym!”.
Wyszła z płaczem.

background image

Po chwili także i on opuścił karczmę. Chodził bez celu dookoła stawu, a ze względu na
dokuczliwe zimno w końcu całkowicie wytrzeźwiał. W głowie huczały mu słowa ojca, którego się
bał, a serce ściskała mu rozpaczliwa miłość do Jagny. Mijając kościół, zobaczył jakąś postać
leżącą krzyżem na śniegu pod figurką i płaczącą z prośbą o miłosierdzie Boże. Podszedł, myśląc,
iż to jakiś wędrowiec. Była to Hanka, wyglądająca i zachowująca się dziwnie. Podniósł ją ze
śniegu i chwyciwszy jej ciężarne ciało pod boki, powiedział, że pójdą razem do domu. Kobieta
nie opierała się. Całą drogę szli w milczeniu przerywanym jedynie płaczem Hanki.

VIII

Po potańcówce w domu Borynów panuje zła atmosfera. Zawstydzony Maciej usprawiedliwia
przez ludźmi postępowanie żony, która nadal spotyka się z pasierbem.

W domu u Borynów po zajściu w karczmie było cicho i smutno. Schorowany Maciej leżał w
łóżku, wszystko ściskając w sobie. Nie powiedział żonie ani jednego złego słowa. Nie skarżył się
nawet Dominikowej, która codziennie smarowała mu bolące boki gorącym olejem, tłumacząc
córkę przez Boryną. Całą winą obarczyła jego, ponieważ poszedł pić do alkierza, zostawiając
młodą i potrzebującą zabawy Jagnę wśród tańczących par. Mówiła: „- Nic to innego, tylko
wątroba się wama zapiekła albo macica opadła! - rzekła Dominikowa, smarując mu boki gorącym
olejem” Jagna od kilku dni była blada, odmawiała jedzenia, cierpiała na bezsenność. Nie mogła
nawet pracować, cały czas czuła na sobie wzrok leżącego męża. Nie miała też z kim
porozmawiać, ponieważ matki często nie było w domu. Parę razy po kryjomu, choć z wielki
strachem sprawdzała, czy pod brogiem nie czekał Antek, zawsze bezskutecznie. Po paru dniach
Maciej wstał z łóżka i chodził z sąsiedzkimi wizytami, pierwszy zaczynając rozmowę o
potańcówce w karczmie. Wszystko obracał w żart, chcąc zapewnić sąsiadów, że nic się nie stało.
Nikt jednak nie wierzył jego słowom, ponieważ wiedziano, iż był najpoważniejszym
gospodarzem we wsi, człowiekiem dumnym, czasem nieprzyjemnym. Plotkowano, że tłumaczy
całe zajście w obawie, że wezmą go „na języki”. Jedynie sołtys Szymon powiedział, co myśli
naprawdę: „- Baj baju, chłop śliwy rwie, a ino ich dwie! Ludzkie gadanie jest jak ten ogień, nie
przygasicie pazurami, sam się musi wypalić! A to wam jeno przypomnę, com był rzekł przed
ślubem: jak stary bierze młodą, złego nie odegna i święconą wodą!”, czym ogromnie rozzłościł
Borynę

Odtąd wiele się zmieniło…Maciej znowu wszystkiego pilnował i wszystko trzymał w garści jak
dawniej. Nie opuszczał obejścia na krok, przebywał w izbie nawet wieczorami, stale pilnując
Jagusi, której świąteczne ubrania zamknął w skrzyni, a klucz nosił przy sobie. Domowe
obowiązki zlecił Józce, odbierając tym samym żonie rolę gospodyni. Ponieważ Jagna stale żaliła
się matce na takie traktowanie, Dominikowa próbowała ponownie rozmawiać z zięciem, ale
usłyszała, że jej córka była panią do tej pory, robiła, co chciała, ale nie uszanowała przywilejów,
dlatego nadszedł czas na zmiany. Boryna kategorycznie oznajmił również, że nie życzy sobie
powrotu do tego tematu. Choć niejednokrotnie słyszał w nocy płacz żony, wiedział, że tylko
cierpliwością i wytrwałością wywoła jakieś zmiany.

Pewnego wieczoru Jagustynka poradziła Jagnie, by nie dopuszczała do siebie męża, co było
według niej doskonałym sposobem na wychowanie każdego mężczyzny. Po długich namysłach
wieczorem dziewczyna w obecności kowala, Nastki, Rocha powiedziała do męża, by dał jej
klucze do skrzyni, ponieważ chce przewietrzyć ubrania. Zawstydzony Boryna spełnił jej prośbę, a

background image

gdy potem wyciągnął rękę, by oddała klucze, usłyszał harde słowa Jagny, że w skrzyni są jej
ubrania i sama będzie ich pilnować. Od tego wieczoru u Borynów rozpoczęła się prawdziwa
wojna. Kłótniom, które słyszała cała wieś, nie było końca. Małżonkowie prześcigali się we
wzajemnych złośliwościach. Jagna wieczorami przenosiła się do izby po drugiej stronie sieni, a w
niedzielę, odświętnie ubrana, podążała samotnie do kościoła. Dumny i bogaty, lecz jednocześnie i
zmęczony gospodarz coraz częściej, by uchronić się przed nowymi plotkami, ustępował żonie.

Podczas kolędy ksiądz powiedział Borynie, że zna przebieg zajścia w karczmie. Kazał wybaczyć
niewinnej Jagnie, oskarżając o wszystko Antka. Zobaczywszy oswojonego boćka, którym
opiekował się Witek, zachwycił się nim. Boryna obiecał, że Witek zaniesie ptaka na plebanię.
Mimo całodziennego płaczu wieczorem chłopak oddał boćka.

Ulegając namowom księdza, Maciej próbował zmienić postępowanie względem żony, lecz spokój
i radość nie zawitały już do ich domu. Jagna znienawidziła męża, coraz częściej wychodząc pod
bróg do Antka. W schadzkach pomagali jej Witek i Jagustynka. Chłopak wywoływał Jagnę z
domu, mszcząc się w ten sposób na Borynie za oddanie boćka. Przywiązał się do Jagny, która nie
krzyczała na niego i podsuwała lepsze jedzenie. Rola Jagustynki, nielubiącej bogaczy za ciężkie i
nędzne życie, polegała zaś na tym, że kryła dziewczynę mówiąc, iż jest u matki lub w obejściu.
Gdy tylko Antek wracał z pracy, stara kobieta przekazywała mu wieści od ukochanej, przynosząc
z kolei dziewczynie plotki na jej temat, krążące po wsi. Nie była jednak uczciwa - pewnego dnia
powiedziała Maciejowi, że Antek chodzi po wsi grożąc, że spali ojca. Odtąd Boryna ze strachu
obchodził budynki gospodarcze nawet w nocy, stale pilnując obejścia. Stał się bardzo milczący i
zamknięty. Tak mijały zimowe dniPewnego dnia wójt przyniósł Borynie wezwanie na rozprawę
sądową wyznaczoną na następny dzień. Namawiał go przy tym, nie pierwszy raz zresztą, by
przyłączył się do niego, młynarza i kowala. Oni już podpisali umowę ze dworem, dotyczącą
pozwolenia na zwożenie drzewa do tartaku (potem przerabiali je na deski i sprzedawali w
mieście), na czym Maciej mógłby zarobić nawet sto rubli. Usłyszawszy to, Boryna wypomniał, że
ludzie mają do nich żal za podpisanie z dziedzicem ugody uniemożliwiającej prostym chłopom
zarobek. Wójtowi, obruszonemu i zniesmaczonemu oskarżeniami, udało się w końcu namówić
Borynę do spółki. Umówili się na spotkanie następnego dnia (po powrocie Boryny z sądu) u
młynarza, by ustalić szczegóły umowy. Po wyjściu wójta Maciej udał się na podwórze, poszukując
Jagny, którą zobaczył powracającą od strony przełazu. Na pytanie, gdzie była, odburknęła jakieś
słowo, po czym poszła do chałupy. Później, gdy rodzina szykowała się do spania, Boryna zgodził
się, by żona z Józką poszły nazajutrz do Kłąbów z kądzielą, choć wcześniej im zabraniał. Był
zdecydowanie w dużo lepszym humorze.

IX

Hanka, mimo zamieci i zaawansowanej ciąży, udaje się ze swym ojcem do lasu po drewno na
opał. W drodze powrotnej spotyka powracającego z sądu Macieja. Godzą się. We wsi wybucha
pożar.

Chociaż od rana panowała zamieć, Hanka wybrała się z ojcem i wiejskimi komornicami po susz
do lasu. W chałupie było przeraźliwie zimno, nie było czym rozpalić ognia – to zmusiło do
wędrówki największych biedaków ze wsi. Mimo że Hanka była w ciąży, nie żaliła się nikomu na
swój los, znosząc głód i zimno. Tymczasem jej mąż siedział w ciepłej karczmie, gdzie przepijał

background image

pieniądze. Słów, które niegdyś tam od niego usłyszała, nie wybaczyła nigdy. Ostatnie miesiące
pozostawiły ślad na jej ciele – schudła, zapadła się.

Doszli do lasu: „Bór był stary, ogromny, wyniosły; sosna stała przy sośnie nieprzeliczoną ciżbą,
gęstwą nieprzebraną, a tak śmigłą, prostą i mocarną, że widziały się kiej te wielgachne słupy z
opleśniałej miedzi, majaczące w mroku szarozielonych sklepień nieprzejrzanymi rzędami -
posępne, lodowe brzaski biły z dołu od śniegów, zaś w górze, przez strzępiaste konary, niby
wskroś zdziurawionych strzech, świtało niebo białawe i mętne. Wichura przewalała się górą, że
czasami cichość się czyniła jakby w kościele, kiedy to z nagła organy zmilkną i śpiewy ustaną, a
jeno szemrzą wzdychy ostatnie, tupoty, pogasłe brzmienia pacierzów i te przytajone, konające
nuty - bór stawał wtedy nieruchomy, oniemiały, jakby wsłuchany w grzmotliwą wrzawę, w ten
dziki krzyk pól tratowanych, co rwał się gdziesik ze świata i niósł wysoko, daleko, że tylko
jękliwym świegotem drgał po lesie”.

Hanka nazbierała w płachtę tyle drewna, ile mogła udźwignąć na plecach. Tymczasem ojciec
przewiązał sznurkiem pęk suszu i wlókł go za sobą. Wracali do wioski, pozostawiwszy zbierające
chrust kobiety w lesie. Droga nie była łatwa – zapadali się w śnieg po kolana, wiatr dmuchał tak,
iż nie wiedzieli, w którą stronę iść. Dotarli w końcu do drogi, robiąc postój pod świętym krzyżem
Chrystusowym, by po chwili ruszyć znowu: „(…)ciężar ją przygniatał, sęki wpijały się w plecy i
chociaż przez zapaskę i kaftan, a wgniatały się w żywe mięso, ramiona ją strasznie bolały, a zaś
ten węzeł płachty, zakręcony w kij, wrzynał się w gardziel i dusił, szła coraz wolniej i ciężej”.
Hanka prosiła Boga, by dodał jej sił i bezpiecznie zaprowadził do domu. Płakała i traciła
nadzieję, coraz głębiej zapadając w zaspy, przewracając się i podnosząc z wielkim ciężarem na
plecach. Już nie miała sił wygrzebywać się ze śniegu, gdy nagle usłyszała dzwoneczki u sań,
którymi jechał Boryna w towarzystwie Witka i Jambrożego (wracali z sądu). Gdy mijali kobietę,
Maciej zatrzymał się i zaproponował synowej podwiezienie, ponieważ w błogosławionym stanie
nie powinna się przemęczać. Poinformował, że Bylicę, który siedział pod drzewem i płakał z
wyczerpania, drugimi saniami zabrał Bartek. Boryna z litością patrzył na skuloną synową, dziwiąc
się jej spokojowi i zmianie, która w niej zaszła od momentu ostatniego spotkania. Gdy przyznał
się do spostrzeżeń, Hanka odpowiedziała, że zawdzięcza wszystko biedzie. Po przywiezieniu do
chałupy Boryna szepnął synowej, by go odwiedziła, za co ucałowała teścia w rękę. Za chwilę
pojawił się również Bylica na drugich saniach. Hanka natychmiast rozpaliła ogień, nakarmiła
dzieci, a ojciec zachwalał postępowanie Boryny, prosząc, by córka pogodziła się z Maciejem. Gdy
Bylica zasnął, wyglądała nadejścia męża. Postanowiła, że choćby Antek zabronił jej pójść do
Boryny – nie posłucha. Usłyszany wrzask sprawił, że wybiegła przez izbę i zobaczyła ogień
pośrodku wsi. Z naprzeciwka biegł zakrwawiony Antek, bez czapki, z osmoloną twarzą i dzikim
spojrzeniem w oczach. Wciągnął ją do izby, mimo że chciała sprawdzić, czy to nie jest ogień z
pola jego ojca…

X

Na wieczorze kądzieli u Kłębów Roch opowiada o jastrzębiu, koniu i innych zwierzętach. Potem
następuje kolejna schadzka kochanków.

background image

Tego samego dnia, kiedy Boryna pojechał saniami do sądu, Jagna z Józką i Nastką poszły
wieczorem do Kłąbów na „pszęślicową wieczornicę”, w której uczestniczyło wiele osób.
Panowała radosna atmosfera, słychać było furkoczące wrzeciona. Po przyjściu Mateusza i Rocha
(teraz mieszkał i uczył u Kłąbów) wszyscy czekali na wizytę przebranych dzieci ze wsi (był to
kolejny tradycyjny zwyczaj).

Roch, wysłuchawszy próśb dziewcząt, opowiadał zebranym historie o królach, wojnach, górach,
leniwym koniu. Ta ostatnia szczególnie przypadła wszystkim do gustu, ponieważ traktowała o
odkupieniu winy i przebaczeniu. W trakcie tych opowieści pojawił się Antek, lecz Jagna udawała,
że go nie widzi. Potem zebrani zaczęli śpiewać religijne pieśni, którym na fleciku wtórował
Mateusz. Było już bardzo późno. Gdy nikt nie patrzył, kochankowie wymknęli się
niepostrzeżenie. Antek w sieni chwycił Jagnę za rękę i poprowadził daleko za stodoły.

XI

W czasie upojnych chwil w brogu zakochani zostają wyśledzeni i podsłuchani przez Borynę,
który zastawia i podpala wyjście ze stogu siana, czekając na zewnątrz z widłami. Jagnie i Antkowi
udaje się uciec.

Dobiegli do zasp, leżących daleko od wsi. Upadli zmęczeni i sczęśliwi, aż zaparło im dech w
piersiach. Przytuleni: „Byli spowici jeszcze w czarodziejską tęczę cudów i marzeń, że płynęli jakby
z korowodem tych dziwów, wywołanych przed chwilą, przez baśniowe kraje szli, na wskróś tych
scen nadludzkich, wszystkich stawań, wszystkich cudów, przez najgłębsze kręgi zdumień i
oczarowań. Jawy kołysały się w cieniach, po niebie błądziły, wyrastały z każdym spojrzeniem
oczu, przez serca płynęły, aż chwilami przytajali oddechy, zamierali z trwogi i przywarci do siebie,
oniemieli, zalękli, wpatrywali się w bezdenną, skłębioną głąb marzenia, aż rozkwitały im dusze w
kwiat zdumień, w prześwięty kwiat wiary i modlitewnych uniesień, że padali na samo dno
podziwu i niepamięci”. Momentami powracali do przytomności, a Jagna mówiła wtedy, ze
pójdzie za ukochanym na koniec świata, ponieważ opętał ją miłością. Antek mówił to samo…
Ogarnął ich szał namiętności. Noc była mroźna i ciemna, ale nie dla nich. „I porwani miłosną
wichurą, oślepli na wszystko, oszaleli, wyzbyci z pamięci stopieni z, sobą jako dwie żagwie
płonące, nieśli się w tę noc nieprzejrzaną, w pustkę i głuchą samotność, by oddawać się sobie na
śmierć, do dna dusz, pożeranych wieczystym głodem trwania... Nie mogli już mówić, tylko
nieprzytomne krzyki rwały się im gdziesik aż z samych trzewiów, tylko szepty zduszone, porwane
a strzeliste jak wytryski ognia, słowa błędne i opite szałem, spojrzenia żrące do szpiku, spojrzenia
struchlałe obłąkaniem, spojrzenia huraganów walących na siebie, aż przejął ich taki straszny
dygot żądzy że zwarli się z dzikim skowytem i padli... nieprzytomni zgoła. . . Świat się wszystek
zakołował i runął wraz z nimi w ogniste przepaście...”. Gdy śnieg, na którym leżeli, zmiękł,
Antek: „Ogarnął ją sobą i rozgrzewał takimi całunkami, aż oboje wnet zabaczyli o całym świecie,
objęli się krzepko w pas i poszli jakąś dróżką, która się im sama nawinęła pod nogi; szli kołysząc
się ciężko ruchem drzew, pokrytych nadmiarem kwiatów i kolebiących się cicho w pszczelnym
brzęku...”. Wracali przytuleni i nieprzytomni za szczęścia. Za Borynową stodołą przycupnęli,
Antek tulił ukochaną płaczącą ze szczęścia. Schowali się jednak do brogu (weszli w stóg siana
przez otwór tuż nad ziemią), słysząc jakieś głosy. „Cień jakiś oderwał się od ścian i przygarbiony
posuwał się po śniegach, był coraz bliżej, wyrastał, zatrzymywał się co mghienie i znowu szedł...
skręcił za bróg od pola, przyczołgał się prawie pod otwór i nasłuchiwał długo... Potem przesunął

background image

się do przełazu i zniknął pod drzewami... Nie wyszło i Zdrowaś, kiej się znowu pokazał wlekąc za
sobą wielgachną wiązkę słomy, przystanął na mgnienie, posłuchał i skoczył do brogu, przytkał
wiązką dziurę...trzasnęła zapałka i ogień w mig rozbłysnął po słomie, zatrzepał się, tysiącem
jęzorów błysnął i po chwili buchnął krwawą płachtą, ogarniając całą ścianę brogu... Boryna zaś
przygięty, straszny kiej trup, czatował z widłami w ręku”. W jednej chwili poczuli, że pali się bróg
- dym wdzierał się do środka stogu. Antek w ciemności nie mógł znaleźć wyjścia, bo było
zastawione. Udało mu się je otworzyć, do czego użył całej swej siły. Gdy wydostał się na
zewnątrz, natknął się na czekającego ojca trzymającego w ręku widły. Maciej chciał go uderzyć,
lecz nie trafił dokładnie, a syn uciekł. Wtedy Boryna rzucił się do brogu, lecz żony już tam także
nie było – uciekła. Oszalały zaczął krzyczeć: „-Gore! Gore!”, czym szybko sprowadził ludzi na
ratunek.

XII

Ludzie oglądają spalone zgliszcza, szepcząc imię podpalacza (Antka). Boryna wygania Jagnę z
domu, a Hanka dowiaduje się o schadzce męża w spalonym brogu. Gdy powraca od teścia z
zapasami jedzenia, pierwszy raz przeciwstawia się Antkowi.

Takiego wydarzenia jak minionej nocy w Lipcach jeszcze nie było. Bróg był doszczętnie spalony,
a ogień jeszcze nie zgasł, cały czas się tlił. Ktoś z pogorzeliska wyjął kawałek szmaty, w której
ludzie rozpoznali zapaskę Jagusi. Plotkowali, że sprawcą pożaru był Antek, stale odgrażający się
po wsi, że spali ojca. O wszystko obwiniali parę kochanków. Boryna nie brał udziału w
oględzinach resztek brogu. Już rozniosła się wieś o tym, że pobił żonę i wygnał do matki.
Przyjechał pisarz ze strażnikiem i zajęli się badaniem przyczyny pożaru. Do siebie zaprosił ich
Maciej, a zdziwieni ludzie pytali, czemu nie aresztowano Antka.

Nadszedł marcowy dzień ostatków. W karczmie grali muzykanci, gospodynie smażyły pączki…
W jednym z domów jednak nie pielęgnowano zwyczaju. Od nocy pożaru, gdy Hanka dowiedziała
się od Weronki o wszystkich jego szczegółach, przestała się odzywać. Nie spała, przestała jeść,
straciła chęć do życia. Nie wiedziała, co się działo wokół, popadła w apatię. Opiekę nad dziećmi
przejęła jej siostra, ponieważ Antek całymi dniami była nieobecny.

Kobieta: „Dopiero trzeciego dnia jakoś przebudziła się; przecknęła jakby ze snu strasznego, ale
tak zmieniona, że kieby zgoła inna podniesła się z tej martwicy, twarz miała szarą, popielną zgoła,
porytą zmarszczkami, postarzałą o lata, a tak przystygłą, że jakoby ją kto z drzewa wyrzezał, jeno
oczy gorzały bystro a sucho i usta zacinały się mocno, opadła przy tym do cna z ciała, że szmaty
wisiały na niej kiej na kołku. Powstała znowu do życia, ale i na wnątrzu przemieniona, bo choć
dawną duszę miała jakby zetloną na proch, to w sercu poczuła jakąś dziwną, nie odczuwaną
dawniej moc, nieustępliwą siłę życia i walki, hardą pewność, że przemoże i weźmie górę nad
wszystkim”. Podziękowała za pomoc Weronce, którą zdziwiła nagłą zmianą zachowania.
Przestała narzekać na męża, na los, co było jej dotychczasowym zwyczajem.

W środę popielcową Hanka poszła z obiecanymi odwiedzinami do teścia, któremu padła do nóg.
Bardzo długo rozmawiali, a na koniec wizyty Boryna kazał Józce przyszykować synowej i
wnukom jedzenie (trzeba było zawieźć je na sankach, tak hojny się okazał). Dał też trochę
pieniędzy i poprosił, by przychodziła częściej. Po powrocie Hanka zastała w domu ponurego
męża, który zagroził, że jeśli nie odda ojcu otrzymanych rzeczy, wyrzuci wszystko za drzwi. W

background image

momencie, gdy doskoczył z zamiarem uderzenia, wstąpiła w nią taka siła, że chwyciła za
maglownicę, gotowa się bronić. Usłyszała: „- Tanio cię kupił, glonkiem chleba jak tego psa -
mruknął ponuro”, na co odparła hardo: „- Jeszcześ taniej nas i siebie przedał, bo za Jagniną
kieckę! - wykrzyknęła bez namysłu, że zwinął się jakby nożem pehnięty, ale Hanka jakby się naraz
wściekła, zalały ją wspomnienia krzywd, że buchnęła nagłym, wezbranym potokiem
wypominków i żalów wiecznie tajonych, nie darowała mu już nic, nie przepomniała ani jednej
przewiny, ani jednego zła, a jeno biła w niego zapamiętałością kieby tymi cepami, żebych mogła -
zabiłaby na śmierć w tej minucie!...”. Te słowa spowodowały, że Antek przestraszył się
odmienionej żony; nie widział jej jeszcze w takim stanie. Od czasu pożaru pił nieustannie, tracąc
pracę. Miał za kompanów najgorszych awanturników ze wsi. Wspólnie wszczynali awantury,
dlatego ludzie skarżyli się księdzu i wójtowi. Aby zapłacić rachunki w karczmie, Antek sprzedał
nawet ostatnią jałówkę. Nie przestał jednak schadzek z Jagną. Odbywały się teraz w stodole u
Dominikowej. Pewnego dnia, gdy dowiedział się, że ukochana wróciła do męża, był zdruzgotany.
Nie został o tym uprzedzony, mimo że poprzedniego wieczoru spotkali się tak jak zawsze. Choć
chodził stale nieopodal podwórza ojca, nie widział Jagny już od paru dni. Mając jeszcze nadzieję
na spotkanie na nieszporach, poszedł nawet do kościoła, lecz i tam jej nie ujrzał. Usłyszał za to
kazanie traktujące o wyrodnych synach, podpalających rodziców. Ksiądz patrzył wprost na
niego… Nakazał wiernym, by przepędzali „zbója”, ponieważ w przeciwnym razie popełnią
grzech.

Po opuszczeniu kościoła zrozumiał swój grzech i winę. Wszędzie, dokąd wchodził, ludzie
wychodzili lub odwracali od niego głowę, a Gołębowa – matka Mateusza – otwarcie wypędziła
Antka z chałupy i wyklęła go. Wszyscy potępili Antka. Rozumiał powody, lecz nie potrafił
pohamować rosnącej złości na ojca, któremu poprzysiągł zemstę.

XIII

Choć Boryna przyjmuje żonę z powrotem do domu, traktuje ją oschle (jak dziewkę do pracy).
Kochankowie zrywają romans, a chłopi ruszają na bitwę w obronie lasu przed wyrębem. W czasie
ostrej walki miedzy lipczanami a ludźmi dziedzica Antek staje w obronie pobitego przez
borowego ojca i zabija pracownika dziedzica.

W Lipcach panowała bieda. Ludziom skończyły się zapasy jedzenia, a Jankiel również nie chciał
dawać więcej na kredyt – sam był coraz biedniejszy…Dziedzic dotrzymał słowa i do pracy przy
wyrębie lasu nie zatrudnił żadnego chłopa z wioski. Wraz z odwilżą pojawiły się choroby. Ospa
zabrała dwoje dzieci wójta, żniwa zbierały także tyfus i gorączka.

Odkąd Boryna z powrotem przyjął Jagnę, zmienił się nie do poznania. Przestał ją pilnować,
mimo że wiedział o kolejnych schadzkach z Antkiem (którego nadal kochała). Nie awanturował
się, nie wypominał niczego, za to traktował ją jak prostą dziewkę do pracy. Mimo ciągłych
umizgów żony i propozycji zgody po przyłapaniu na zdradzie coś w nim pękło. Jagna, nie czując
ciężaru popełnionego grzechu, zmęczona sytuacją w domu, nieraz chciała wrócić do matki, lecz
ta nakazała jej żyć przy mężu grożąc, że nigdy córki nie przyjmie. Plotkowano, że Boryna zmienił
zapis sporządzony przed ślubem, lecz były to jedynie domysły. Codziennie odwiedzała go Hanka,
którą bardzo polubił. Pozwalał, by wnuki, które tak naprawdę pokochał dopiero teraz, zostawały
na noc.

background image

Jagna nadal kochała Antka, lecz uczucie umierało. Po pamiętnej nocy pożaru spotykała się z nim
już nie z miłości, lecz przymusu, żalu i rozpaczy. Czuła się zawiedzona, myślała, że jest inny, a
okazał się jedynie zawziętym i grzesznym człowiekiem (sama nie czuła się winna współudziału w
nieprzyzwoitym postępowaniu). W dniu, w którym doszło do kłótni między kochankami, spotkali
się za stodołą. Antek całował ukochaną i przytulał, a gdy powiedziała, że musi wracać, poczuł
niepokój. Domyślił się, że już nie chciała z nim być, odtrącając tak, jak wszyscy. Wyrzucił z siebie:
„- A to ci jeszcze powiem, bo swoją głupią głową nie miarkujesz, że jeślim na takie psy zeszedł,
to i bez ciebie, bez to, żem cię miłował, rozumiesz, bez to! Za cóż to mnie ksiądz wypomniał i
wygnał z kościoła kiej zbója, za ciebie! Za cóż to wieś cała mnie odstąpiła kiej parszywego, za
ciebie! Wycierzpiałem wszyćko, przeniosłem, nawet i na to nie pomstowałem, że ci stary mojego
rodzonego grontu zapisał tylachna... A tobie się już mierzi że mną, wywijasz się kiej ten piskorz,
cyganisz, uciekasz, bojasz się mnie i patrzysz na mnie jak wszystkie, kiej na tego mordownika i
najgorszego! Innego ci już potrza, innego! rada byś, bych parobki za tobą ganiały kiej te psy na
zwiesnę, ty!... - krzyczał zapamiętale i te wszystkie krzywdy, złoście, jakimi się karmił od dawna,
jakimi jeno żył, zwalał na jej głowę, ją winił o wszystko, ją przeklinał za to, co przecierpiał, aż w
końcu brakło mu już głosu i taka go złość porwała, że rzucił się do niej z pięściami, ale opamiętał
się w ostatniej chwili, pchnął ją tylko na ścianę i spiesznie poszedł”. Choć biegła, rzucając się mu
na szyję – nie chciał już z nią rozmawiać. Jagna czuła, że spotkała ją krzywda i niesprawiedliwość.
Wieczorem wieś obiegła wiadomość o rozpoczęciu wyrębu chłopskiego lasu. Ludzie zebrali się w
karczmie, pomstując na dziedzica, który wyciął im już pół boru. Antek z Mateuszem poszli do
Kłąba, u którego trwała akurat narada gospodarzy. Aż do następnego dnia nikt jednak nie znał
wyników spotkania. Nazajutrz Antek bił w dzwony na dzwonnicy, czym wywołał ogólny
popłoch. Mateusz z Kobusem wzywali wszystkich, by wspólnie szli bronić lasu. Drogi wypełniły
się ludźmi niosącymi kosy, cepy, siekiery. Wszyscy kierowali się do karczmy, gdzie czekali
gospodarze. Kowal z młynarzem, którzy mieli w tym własny interes, odradzali mieszkańcom
Lipiec obronę lasu i uczestnictwo w proteście. Podobnie twierdzili Roch z księdzem. Gdy w
końcu przemówił Boryna (niegdysiejszy sołtys), ludzie usłyszeli: „- Narodzie chrześcijański,
Polaki sprawiedliwe, gospodarze a komorniki! Krzywda się nam wszystkim stała, krzywda równa,
jakiej ni ścierpieć, ni podarować! Dwór las nasz tnie, dwór nikomu z naszych roboty nie dawał,
dwór cięgiem na nas nastaje i do zaguby wiedzie!... Bo i nie spamiętać mi tych krzywd, tych
fantowań, tych szkód, a utrapień, jakie cały naród ponosi! Podawalim do sądu - co mu kto zrobi!
Jeździlim ze skargą - na darmo. Ale miarka się przebrała, tnie nasz bór! Pozwolim to, na to, co?”.
Mężczyźni, kobiety i starsze dzieci ustawili się w rzędy i ruszyli za prowadzącym pochód.

Na Wilczych Dołach tego dnia pracowało około czterdziestu chłopów z okolicznych wiosek.
Rębacze zobaczyli na dróżce sanie z jadącym Maciejem, a za nim ogromny tłum. Po chwili stał
już przed nimi rosły Boryna prosząc, by odeszli z nie swojego lasu. Pracownicy, zebrawszy sprzęt,
odgrażając się odeszli. Boryna zadecydował, że w kilku pójdą na rozmowę do dziedzica. Mieli mu
powiedzieć, by z wycinką poczekał aż do wyroku sądu (nie wiadomo było, jaka część boru należy
do chłopów). Nagle od strony dworu wyłonili się powiadomieni przez parobka o zajściu jego
mieszkańcy. Za nimi powracali rębacze. Gdy dworscy dojeżdżali konno do reprezentacji Lipiec,
rządca zaczął bić kobiety batem po głowach. Ludzie już chcieli uciekać, lecz nie Boryna – on
pierwszy ruszył do walki, a za nim towarzysze, ramię przy ramieniu. Zaczęła się zawzięta bitwa.

background image

Macieja wypatrzył borowy, który po chwili doskoczył do niego, po drodze powalając Mateusza i
innych. Siłowali się niczym dwa niedźwiedzie. Świadkiem tego był ukryty za drzewem Antek,
który wyciągnął fuzję… celując w ojca! Nie mógł jednak strzelić. Nagle usłyszał krzyk Macieja z
prośbą o ratunek. To borowy uderzył go z całej siły w głowę. Antek rzucił natychmiast fuzję i
podbiegł do ojca, który: „(…) jeno charczał, krew zalewała mu twarz, głowę miał prawie na pół
rozłupaną, żyw był jeszcze, ale już oczy zachodziły mu mgłą i kopał nogami”. Syn przytulił ranną
głowę ojca do piersi i zaczął krzyczeć wniebogłosy, czym sprowadził zaniepokojonych ludzi.
Borynę położono na gałęziach. Tymczasem Antek sprawiał wrażenie chorego umysłowo: „Naraz
ucichł, przypomniał sobie z nagła wszystko i rzucił się do borowego z krzykiem przerażającym i
z takim szaleństwem w oczach, że borowy się zląkł i zaczął uciekać, ale czując, że go tamten
dogania, odwrócił się raptem i strzelił mu prawie prosto w piersi, nie trafił go jedak jakimś
cudem, tyle jeno, że twarz osmalił, a Antek zwalił się na niego jak piorun. Próżno się bronił,
próżno wymykał, próżno przywiedziony rozpaczą i strachem śmiertelnym o zmiłowanie prosił -
Antek porwał go w pazury kiej ten wilk wściekły, zdusił za gardziel; aż grdyka zachrzęściała,
uniósł do góry i tłukł nim o drzewa potąd, póki ostatniej pary nie puścił. A potem jakby się
zapamiętał, że już nie wiedział, co robił; rzucił się w bitkę, a tam, kędy się zjawił, serca truchlały,
ludzie uciekali ze strachem, bo straszny był, umazany ojcową krwią i swoją, bez czapki, z
pozlepianym włosem, siny kiej trup, okropny jakiś a tak nadludzko mocny, że prawie sam jeden
zmordował i pobił tę resztę dających opór, aż musieli go w końcu uspokajać i odrywać, boby
zabijał na śmierć...”.

Bójka się skończyła. Kobiety opatrywały rannych, nieprzytomnego Borynę ułożono na saniach.
Antek szedł obok i przytrzymywał głowę ojcu, tak, że gdy ten otworzył oczy, patrzył na syna:
„(…) jakby sobie nie wierząc, aż głęboka, cicha radość rozświeciła mu twarz, poruszył ustami
parę razy i z największym wysiłkiem szepnął: - Tyżeś to, synu?... Tyżeś?... I omdlał znowu”.

Tom III Wiosna

I

Do Lipiec z „żebrów” wraca Agata, która dowiaduje się od napotkanej na drodze Jagustynki o
wydarzeniach związanych z bitwą o las.

Po ciężkiej i długiej zimie, po poważnej chorobie, do Lipiec z żebrów wróciła Agata (krewna
Kłąbów) - starowinka w łachmanach, z kijem w ręku, z tobołami na plecach, obwieszona
różańcami. Pozdrawiała pracujące na polach kobiety, a przeliczywszy wyżebrane pieniądze,
poszła dalej. Od paru lat zbierała na własny pogrzeb. Marzyła, by umrzeć w izbie, na łóżku. Na tę
chwilę czekały u Kłąbów przygotowane nowe poduszki, prześcieradła i okrycie – pierzyna.
Wyprawkę „na śmierć” zbierała od wielu lat, żywiąc nadzieję, że w ostatecznej godzinie ktoś z
mieszkańców wsi przyjmie ją z tym wszystkim do chałupy. Teraz patrzyła na rozległy sad
okalający gospodarstwo Borynów- największego z tutejszych mieszkańców.

Zdziwił ją fakt, że przez całą drogę nie ujrzała żadnego mężczyzny. Dopiero Jagustynka
powiedziała jej, że wszyscy siedzą w „kryminale”, dodając po chwili, że w wyniku tego Kłąbowa z
pewnością przyjmie dodatkową parę rąk do pracy. I nie myliła się – Agata mogła zostać.
Dowiedziała się od krewnej o bitwie o las, o zabiciu borowego przez Antka i nieprzytomnym

background image

Macieju, do którego Roch przyprowadzał doktorów. Z uczestników potyczki we wsi z mężczyzn
zostali już tylko wójt i kowal.

Wieczorem Agata rozwinęła tobołki, obdarowując krewnych podarkami. W pewnym momencie
Kłąbowa, jak gdyby nic się nie stało powiedziała, że pierzynkę ze skrzyni oddała swemu choremu
dziecku. Staruszka, nic nie odpowiedziawszy, otworzyła stary kufer, do którego tak pieczołowicie
składała wyprawę. Zabrakło w nim pierzyny.

Rozpłakała się cichutko, żaląc Bogu na swoje krzywdy.

II

Rocho przynosi Hance wiadomości od przebywającego w areszcie Antka, który nakazał żonie
ubicie wieprzka na święta. Podczas krótkiego odzyskania świadomości Maciej prosi synową o
odszukanie ukrytych pieniędzy, które miały zostać przeznaczone na ratowanie syna.

Nadeszła Palmowa Niedziela. Hanka, dla której zbliżał się termin porodu trzeciego dziecka,
sprawdzała obejście, zaglądała do inwentarza. Wspominała słowa ojca, usłyszane po powrocie
uczestników bitwy o las. Bylica radził, by jak najprędzej przeszła do gospodarstwa teścia
(przewidywał jego śmierć), bo w przeciwnym razie wprowadzi się tam kowal, i nikt go już nie
wyrzuci. Kobieta wzięła więc dzieci, parę rzeczy i zamieszkała w Borynowej izbie, w której
niegdyś mieszkała z mężem. Przypominała sobie również, jak w trzy dni po bójce po Antka
przyszli strażnicy i skutego zabrali do więzienia. Od tamtej pory musiała nieustannie walczyć o
siebie i dzieci. Pilnowała, by nikt nie rozkradł gospodarstwa teścia. Nie bała się gróźb kowala,
Dominikowej, a nawet wójta.

Po powrocie do izby i nakarmieniu dzieci poszła do izby, w której nieruchomo, z głową
obwiązaną szmatami, z otwartymi błędnymi oczami leżał Maciej. Opiekowała się nim od samego
początku. Teraz napoiła świeżą wodą (podawaną po łyżeczce), poprawiła pościel.

Codziennie musiała odpierać ataki małżeństwa kowalów, dopominających się ziemi, a nie
pomagających w niczym. Kowal, gdy tylko Hanka nie widziała, wykradał z chałupy, co tylko
mógł. Czekał jedynie na chwilowe ocknięcie rannego, by, obnosząc swoją zatroskaną twarz, nie
zostać pominiętym wraz z żoną przy podziale majątku.

Pytał nawet Jagnę o miejsce schowania pieniędzy przez Macieja, obiecując sprawiedliwy podział.
Lecz Jagnę nie obchodziły żadne sumy ani chory mąż. Patrzyła na kowala i jego żonę z
obrzydzeniem i odrazą. Oddała Hance obowiązki gospodyni. Chciała jedynie wrócić do domu,
lecz słuchając matki, czekała do czasu podziału majątku. Wspominała dzień, w którym chłopi
przynieśli rannego Borynę i towarzyszącego mu Antka, który przez trzy dni nie odstępował ojca
na krok. Pamiętała rozpacz Hanki, gdy zabierano jej męża. Bolało ją, że Antek nie spojrzą nawet
w jej kierunku, a kiedyś przecież tak ją kochał…Plotki, które rozpuszczali ludzie, były prawdą –
za piękną żoną Macieja „uganiał się” teraz wójt. Jednak nie mógł zastąpić Antka, nie był godzien
nawet porównywania z niedawnym kochankiem.

background image

Po śniadaniu przyrządzonym przez Hankę Jagna ubrała się pięknie i poszła z palmą do kościoła.
Podobnie zrobili Józka z Witkiem. Do żony Antka w tym czasie przyszedł Roch, zwolniony
akurat z więzienia, przynosząc wieści o mężu: kazał zabić wieprzka i opiekować się gospodarką,
chwalił dzielność i pracowitość Hanki. Po wyjściu posłańca w kobietę wstąpiły nowe siły,
mobilizowało ja wspomnienie pochwał. Kolejnym gościem była kowalowa. Usiadła przy ojcu, a
w pewnej chwili krzyknęła na bratową. Gdy ta wbiegła do izby, zobaczyła, że Boryna siedzi na
łóżku, rozglądając się wokół. Zaraz zjawił się też kowal. Maciej dziwnym głosem po imieniu
zawołał Hankę, która podparła mu głowę. Nagle zaczął się tak wyrywać, że ledwie go można
było utrzymać, potem wyprężony padł na łóżko. Wtedy córka wcisnęła mu do ręki zapaloną
gromnicę, myśląc, że umiera. On jednak otworzył oczy, wypuścił świecę i nakazał synowej
wygnać „tych ludzi” (kowalów). Magda wyszła natychmiast, a jej mąż dopiero po groźnym
spojrzeniu teścia, który ręką wskazał mu drzwi.

Po wyjściu kowal zakradł się pod okno, by podsłuchiwać. Boryna kazał Hance zbliżyć się, co
wykonała płacząc. Wyjawił jej z wielkim wysiłkiem, iż w komorze, w zbożu, schował pieniądze.
Nakazał, by je wzięła, nim inni się dowiedzą. Jeśliby nadeszła taka potrzeba, miała też sprzedać
pół gospodarki i bronić Antka. Potem posiniał i opadł na posłanie, bełkocząc niezrozumiałe
słowa. Hanka krzyknęła. Wbiegli kowalowie, lecz Maciej nie odzyskał już przytomności. Wszyscy
siedzieli przy chorym do wieczora. Kowal nie dowiedział się szczegółów rozmowy, z której
usłyszał jedynie wzmianki o zbożu. Wieczorem synowa Boryny nie znalazła okazji, by poszukać
pieniędzy.

III

Jambroży zabija wieprzka i robi kiełbasy, a Jagna i Dominikowa przy ćwiartowaniu mięsa kradną
połowę półtuszy. W tym czasie kowal szuka potajemnie pieniędzy Boryny. Między Hanką a Jagną
dochodzi do kłótni.

Rano Hanka, zanim wybrała się do Jankiela, nakazała Józce nagrzać wody, ponieważ Jambroży
miał zarżnąć wieprzka. Wstąpiła po drodze do Weronki i obiecała również zrobić paczkę
Stachowi. Powiedziała, by siostra przyszła do niej wieczorem, to da jej kawałek mięsa. Na
obietnicę odwdzięczenie się przez Weronkę odparła, że wie, co znaczy bieda. Zajrzała również do
ojca, który leżał w jej dawnej izbie. Jemu również kazała przyjść, obiecując syty posiłek w zamian
za opiekę nad dziećmi. Kupiwszy u Jankiela parę kwaterek gorzałki, wróciła do domu. Zastała ta
Jambrożego gotowego do zabicia zwierzęcia. Ponieważ u Hanki nie było miejsca, zwierzę po
uboju i umyciu pod nieobecność Jagny zaniesiono do izby Boryny i powieszono u sufitu, by
ułatwić porcjowanie i krojenie.

Według zwyczaju „przepijania” uboju zeszli się sąsiedzi, częstowani przez nową gospodynię
gorzałką i „zakąską”. Gdy wróciła Jagna, zaraz pobiegła po kowala. Jambroży nadal porcjował
mięso, a Jagustynka kładła je w cebrzyki, gdy nagle zjawił się wściekły mąż Magdy z krzykiem,
skąd Hanka ma prawo do rządzenia. Odparła, że od męża. Kowal chciał zabrać pół świniaka
twierdząc, że Antka i tak wyślą w kajdanach na Sybir… W Hance coś zawrzało, chwyciła nóż i
zobaczyła strach w oczach oskarżyciela. Przeprosił, pytając szeptem, o jakich beczkach i
pieniądzach w zbożu mówił ojciec. W ten sposób zdradził się, że podsłuchiwał. Oczywiście, nie
uzyskał odpowiedzi.

background image

Do towarzystwa, z pomocą przy rozbieraniu mięsa, dołączyły Jagna z matką, które zaczęły po
kryjomu chować mięso w komorze (Hanka, Józka i Pietrek na szczęście szybko przenosili
świeżynę do izby Hanki). O zmierzchu rozpoczęło się robienie kiełbas, szynek, salcesonów, a
Hanki nie odstępowała myśl o sposobie odebrania zawłaszczonego przez Jagnę mięsa. Pojawił się
mający pilnować dzieci Bylica. Niefortunnie powiedział, że Hanka powinna poczęstować
wszystkich zebranych i sąsiadów mięsnymi produktami, ponieważ taki był zwyczaj. Tak też
zrobiła, choć żal jej było kiełbas i smacznych wędlin. Nakazała odświętnie ubranej Józce: „Te
dłuższe nieś stryjnie najpierw, zbójem na mnie patrzy, pyskuje, ale nie ma rady; to ci z miseczkom
wójtom, łajdus on, ale z Maciejem żyli w przyjacielstwie i może być w czym pomocny; cała
kiszka, kiełbasa i kawał boczku dla Magdy, la kowali, niech nie szczekają, że sami zjadamy
ojcowego świniaka, juści, całkiem im tym pyska nie zatka, ale przyczepkę będą miały mniejszą...
Pryczkowej tę tu kiełbasę, harda, wynośliwa, pyskata, ale z przyjacielstwem szła pierwsza...
Kłębowej ten ostatni...”. Dziewczyna co jakiś czas przychodziła po następne porcje, przynosząc
kolejne podziękowania od obdarowanych.

Hanka chciała zamknąć wrota stodoły, gdy mignął jej cień. Od Witka dowiedziała się, że był to
kowal, dlatego zaniepokojona pobiegła do izby Boryny, pytając o męża Magdy. Okazało się, że
poszedł do komory w poszukiwaniu jakiegoś dawno pożyczonego klucza, a tak naprawdę
przeszukiwał beczki ze zbożem. Gdy tam dobiegła, zaczęła wyzywać go od złodziei i zbójów,
czym go bardzo zawstydziła. Opuścił pomieszczenie. Potem z krzykiem zaczęła grozić Jagnie, że
jeżeli coś zginie z domu, poda ją do sądu, po czym skoczyła do córki Paczesiowej. Pobiłyby się,
gdyby nie Roch, który je rozdzielił. Przerażona Jagna rzuciła się z płaczem na łóżko, a tymczasem
Hanka wyjaśniła powód kłótni Rochowi. Mężczyzna stwierdził, że nie powinna krzywdzić
dziewczyny, którą osądzi Bóg.

IV

Rocho organizuje pomoc w opuszczonych przez mężczyzn gospodarstwach lipeckich. Chałupa
Bylicy zostaje zniszczona przez wichurę. U Borynów trwają przygotowania do świąt
wielkanocnych. Hanka odnajduje i ukrywa za koszulą pieniądze teścia.

Roch poszedł do swego nowego domu – do sołtysów. Pomagał całej wsi opuszczonej przez
mężczyzn: rąbał drewno, przynosił wodę ze stawu, łagodził kłótnie i zwady. Nie mógł jednak
pomóc wszystkim: w Lipcach było ponad pięćdziesiąt chałup, inwentarz, leżące odłogiem pola,
których nikt nie orał i nie siał. Kobiety same nie dawały sobie rady.

Pewnej nocy przeszła silna wichura, która pozrywała dachy z niektórych domów. O tym, że
Weronce zawaliła się w nocy chałupa, Hanka dowiedziała się rano od sąsiadki. Po dotarciu na
miejsce zastała jedynie pokrzywione ściany bez dachu i kawałek sieni. Przytuliła siostrę i jej dzieci.
Pojawił się ksiądz, któremu kobiety opowiedziały, co się zdarzyło w nocy.

Inwentarz ocalał, bo był w sieni, a Weronka, bo schroniła się w ziemniaczanym dole. Kapłan dał
jej trzy ruble i zaoferował zabranie krowy do swej obory. Sąsiadka, mająca wolną izbę,
zaproponowała, że weźmie Weronkę i jej potomstwo do siebie. Nie chciała zapłaty, jedynie
sporadyczną pomoc w gospodarstwie.

background image

Ludzie zaczęli przenosić spod rumowiska rzeczy kobiety do stojącej niedaleko chałupy Sikorów.
Pomagał nawet parobek Pietrek i Roch, sprowadzeni przez Hankę, która obiecała dać siostrze
święty obraz oraz trochę garnków. Chciała też zabrać do siebie ojca, ale wolał zostać w sieni
zapewniając, że będzie chodził do Borynów na posiłki. Gdy Hanka, wracając do domu, zajrzała
jeszcze do siostry, spotkała tam już sąsiadki z prezentami; każda przyniosła, co tylko mogła:
groch, kaszę, mąkę.

Kiedy Hanka wróciła do domu, przyszła do niej Tereska z pytaniem, czy kupi nowy wełniak,
ponieważ potrzebowała pieniędzy. Gdy odmówiła, a kobieta wyszła, Jagustynka powiedziała, iż
Tereska potrzebowała pieniędzy nie dla męża do wojska, lecz dla Mateusza, z którym miała
romans i którego odwiedzała z paczkami w więzieniu. Pod koniec dnia synowa Boryny odkryła,
że ktoś ukradł jej mięso przeznaczone dla męża. Wszystko wskazywało na Jagnę, ponieważ Józka
widziała, jak wynosiła coś pod zapaską. Wtedy gospodyni nakazała przenieść mięso Paczesiowej
do swej komory. Po kolejnej kłótni Jagna wykrzyczała Hance, że ze względu na Antka miała takie
samo prawo do świniaka jak i ona. W Wielki Piątek u Borynów Hanka z Pietrkiem skończyli
bielenie domu, zaś Jagna z Józką zgodnie malowały pisanki, które żona Antka odłożyła do
poświęcenia. W sobotę Józka wysypała obejście żółtym piaskiem. Naprzeciw łóżka Macieja
ustawiono duży stół przykryty białym obrusem. Sąsiadki w miseczkach i donicach przynosiły
swoje święconki; ustawiano je potem na ławie obok stołu. Było tak na prośbę księdza, który
chciał, by w bogatszych chałupach zebrało się po kilka rodzin i zostawiło święconki. Dzięki temu
miał mniej domów do odwiedzenia. Najpierw objeżdżał okoliczne wioski, by na koniec
odwiedzić Lipce.

Kobiety zostawiły więc pokarmy i poszły do kościoła na uroczystość poświęcenia ognia i wody:
„Józka przyniosła wody całą flaszkę i ogień, którym zaraz Hanka rozpaliła drwa przygotowane i
pierwsza też wody święconej popiła dając kolejnie wszystkim - od chorób gardzieli pono strzegła
- a potem skropiła nią inwentarz i drzewiny rodne w sadzie, że to się przyczyniało do urodzajów i
dawało bydlątkom letkie lągi. A później widząc, że ni Jagna, ni kowalowa nie pomyślały o starym,
umyła go w ciepłej wodzie, przyczesała jego skołtunione włosy i przewlekła mu koszulę i
pościele. Boryna dozwalał z sobą robić wszystko, nie poruszywszy się ani razu, leżał jak zawżdy
wpatrzony przed siebie i martwy jak zawżdy...”. Hanka przebrała się w świąteczny strój, umyła
dzieci, a po przyjściu sąsiadek czekała z nimi na księdza. Wyszła po niego aż na drogę. Kapłan
poświęcił pokarmy i jajka, a Witkowi dał pieniądze za boćka, którego chwalił za odganianie kur, i
opuścił dom Boryny.

Wieczorem tłumy wiernych zmierzały do kościoła. W tym czasie Hanka, zostawszy w domu,
kazała Bylicy stać na straży w obejściu, tymczasem sama udała się do komory Boryny. Wyszła po
pół godzinie, chowając trzęsącymi rękoma coś za stanik i udała się na rezurekcję.

V

Po porannej mszy i wspólnym świątecznym śniadaniu Hanka wyjeżdża na widzenie z mężem do
aresztu. Józka odkrywa podkopy prowadzące do komory. Na Podlesiu pali się folwark.

background image

W kościele Hanka przepchnęła się do ławek, czując między piersiami ukryty węzełek znaleziony
w zbożu. Nabożeństwo skończyło się przed północą, a ona wyszła z kościoła ostatnia.

Nazajutrz w chałupie Borynów: „Wedle zwyczaju nie rozpalono ognia w kominie, kontentując się
zimnym święconym. Właśnie je była Hanka przynosiła z ojcowej izby, rozdzielając po talerzach,
że każdemu po równo wypadło po kawale kiełbasy, szynki, sera, chleba, jajek i placka słodkiego”.
Odświętnie ubrani, zasiedli do śniadania, po którym Hanka, naszykowawszy dużo jedzenia dla
męża, pojechała z Pietrkiem wozem na widzenie. Razem z nimi zabrała się Jagustynka, ponieważ
chciała załatwić swoje sprawy.

Po ich wyjściu Józka zaniosła śniadanie ojcu, który jadł z apetytem, patrząc martwym wzrokiem.
Potem, do momentu pojawienia się kowalowej, posiedział przy nim trochę Roch. Jagna, która nie
chciała jechać z matką w odwiedziny do brata, ubrała się w odświętne stroje po zmarłej żonie
Boryny i spacerowała po wsi. W tym czasie Roch rozmawiał o panu Jacku z Bylicą, który znał go
z czasów, gdy jako młodzieniec biegał za dziewczynami.

Zbliżał się wieczór, a Hanki wciąż nie było. Przyjechała dopiero około północy, smutna i
zmęczona, przekazując czekającemu Rochowi pozdrowienia od Antka. Położyła się spać: „Ale
Hanka, choć się zarno do dzieci przyłożyła, usnąć nie mogła mimo utrudzenia. Jakże!... toć Antek
ją przyjął kiej tego psa uprzykrzonego... Święcone ze smakiem jadł, te kilkanaście złotych wziął,
nie pytając, skąd miała, i nawet się nie użalił nad jej umęczeniem daleką drogą!... Opowiadała mu,
co i jak się robi w gospodarce - nie pochwalił, a naprzeciw niejednemu ze złością przyganiał... O
całą wieś rozpytywał, a o dzieciach ni wspomniał... Szła ku niemu z tym sercem wiernym i
kochającym, utęskniona wielce łask jego; żoną mu przeciech ślubną była i matką jego dzieci, to jej
nawet nie przyhołubił, nie pocałował, nie zatroskał się o jej zdrowie... Kiej obcy się widział i kiej
na obcą sobie spoglądał, nie bardzo słuchając jej rozpowiadań, że już w końcu i mówić nie
mogła, żal ją dusił, łzy zalewały, to jeszcze krzyknął, by mu z bekami nie przyjeżdżała! Jezus
kochany, dziw, że trupem nie padła... To za tę ciężką służbę kole jego dobra, za pracę nad siły, za
te cierpienia wszyćkie - nic w zapłacie: ni jednego słowa łaski, ni jednego słowa pociechy!”.
Nazajutrz był lany poniedziałek, więc chłopcy biegali po wsi, oblewając piszczące dziewczyny.
Jagustynka martwiła się o źle wyglądającą Hankę, nawet starała się zająć ją rozmową. Mówiła o
kłopotach dziedzica, któremu urzędowo zabroniono sprzedaży lasu, przez co kupcy wytoczyli mu
mnóstwo procesów. W końcu położyła do łóżka młodą Borynową, która niemal zemdlała, a
Witkowi kazała szukać psów, ponieważ od rana nie było ich słychać. Józka za chałupą odnalazła
zwierzę z rozwaloną głową, obok wykopanej wielkiej dziury w ziemi, prowadzącej do komory
Boryny. Zaczęła krzyczeć, podejrzewając, iż sprawcą wszystkiego był jakiś okoliczny złodziej. Po
oględzinach pomieszczenia ustalono straty: wysypane zboże z beczek, poprzewracane worki i
sprzęty. Usłyszawszy głosy, Hanka wiedziała, że był to efekt działań kowala (na szczęście dobrze
ukryła pieniądze). Zaraz zbiegli się zaalarmowani ludzi, pojawił się wójt z sołtysem, a gdy Roch
podszedł do żony Antka, usłyszał, iż złodziej się spóźnił.

W tym czasie znudzona Jagna spacerowała topolową drogą, gdzie po jakimś czasie spotkała Jasia,
syna organistów. Podczas rozmowy stanęła tak blisko, że przestraszony odskoczył i poszedł do
domu. Ona dalej cieszyła się wiosenną pogodą. Kiedy przechodziła obok karczmy, złapał ją wójt,
po czym zaprowadził bocznymi drzwiami do alkierza mówiąc, że napiją się gorzałki.

background image

Wieczorem, gdy cała rodzina i przyjaciele Borynów siedzieli na ganku, słuchając opowieści
Rocha, usłyszeli dochodzący z drogi głos. Ktoś krzyczał, że Podlesie się pali. Choć folwark stał
na wzgórzu za lasem, parę wiorst od Lipiec, widać było, jak płonęły dworskie budynki, stodoły i
obory z inwentarzem. Zbiegli się mieszkańcy wsi: pijany wójt, ksiądz, sołtys, który miał pomysł,
jak ratować dobytek dziedzica, lecz nikt z lipczaków nie podniósł się z miejsca ani nie zrobił
kroku w kierunku płomieni. Jedynie wójt z sołtysem i kowalem pojechali gasić ogień. Czynili to
gołymi rękami, ponieważ ludzie nie pozwolili im zabrać z chałup wiader czy bosaków.

VI

Na świat przychodzi trzeci syn Antka i Hanki, któremu nadano imię Roch. Trwa śledztwo w
sprawie pożaru folwarku i podkopu u Borynów prowadzone przez pisarza i strażników. Jagna
zaczyna spotykać się w karczmie z wójtem, od którego otrzymuje liczne prezenty.

Nas ranem zmęczona niedawnym porodem Hanka leżała w pościeli, czekając na powrót ludzi z
kościoła, w którym chrzczono jej syna. Ojciec umilał jej czas opowieściami.

Powiedział, że mieszka teraz u niego pan Jacek (w wyremontowanej nieco sieni), który zrobił
sobie tam porządne legowisko.

„Wracali już z kościoła od chrztu. Przodem Józka niesła dziecko w poduszce, chustą przykrytej,
pod stróżą Dominikowej, a za nimi walili wójt z Płoszkową, w kumy proszeni, z tyłu zaś
kusztykał Jambroży nie mogąc nadążyć. Ale nim próg przestąpili, Dominikowa odebrała dziecko
i przeżegnawszy się jęła z nim, wedle starego obyczaju, obchodzić cały dom, na węgłach jeno
przystając i przy każdym z osobna mówiąc: - Na wschodzie - tu wieje... - Na północy - tu ziębi... -
Na zachodzie - tu ciemno...- Na południu - tu grzeje... - A wszędy strzeż się złego, duszo ludzka,
i jeno w Bogu miej nadzieję”. Gdy weszli do izby, Dominikowa rozebrała dziecko i oddała
Hance, mówiąc: „- Prawego chrześcijanina, któremu Rocho na imię przy chrzcie świętym dano,
przynosim wam, matko. Niech się zdrowo chowa na pociechę!”.

Jagustynka zaprosiła gości do suto zastawionego stołu, który sama przygotowała.

Tego dnia wszystkie żale zostały zapomniane, nawet między kobietami. Hanka zaprosiła Jagnę na
poczęstunek, by „przepiła” za zdrowie dziecka. Uczestnikiem chrzcin był wójt, jednak wkrótce
wywołał go sołtys mówiąc, że przyjechał pisarz ze strażnikami i czekają na niego. Ogłosili, że
będą przesłuchiwać ludzi w sprawie pożaru na Podlesiu i podkopu u Borynów. W sprawie pożaru
dworu nikt nie chciał mówić. Zeznań nie złożyła żadna z kobiet, a pisarz musiał chodzić z
sołtysem i rozpytywać ludzi…Gdy przyszli do Boryny, już na progu kancelista skrzyczał Bylicę,
że nie pilnuje chałupy i pozwala grasować złodziejom, na co zdenerwowany staruszek, trzęsąc się,
odpowiedział: „- A tyś co za osoba? Gromadzie służysz, gromada ci płaci, to rób, coć masz przez
wójta nakazane, a wara ci od gospodarzy! Widzisz go, łachmytek jeden, pisarek jakiś! Odpasł się
na naszym chlebie i będzie tu ludźmi pomiatał... i na ciebie się znajdzie większy urząd i kara...”.
Długo potem nie mógł opanować zdenerwowania.

Dni mijały, jedne słoneczne, inne deszczowe. Nadeszła pora sadzenia ziemniaków i robót w
polu. „A cóż z tego, kiej pola nie zaorane, nie obsiane, nie obrobione leżały, niby paroby zdrowe i
krzepkie, przeciągające się jeno na słońcu, a całe tygodnie trawiąc na niczym, zasie na tłustych,
rodnych ziemiach miasto zbóż ognichy się pleniły, osty strzelały w górę, lebiody trzęsły się po

background image

dołkach, rudziały szczawie, perze kłuły się gęsto po podorówkach jesiennych, a na rżyskach
wynosiły się smukłe dziewanny i łopiany kiej te kumy podufałe zasiadały szeroko, że co ino tliło
się w przytajeniu i strachem dotela żyło, kiełkowało teraz weselnie, szło chyżym rostem, pchało
się z bruzd na zagony i panoszyło się bujnie po rolach. Aż lęk jakiś przewiewał po tych polach
opuszczonych”.

Tylko u Borynów prace posuwały się naprzód: „Hanka, choć jeszcze z łóżka, rządziła wszystkim
tak zmyślnie i kwardo, że nawet Jaguś musiała z drugimi stawać do roboty, i o wszelkiej rzeczy
równą pamięć miała: o lewentarzu, o chorym, kaj orać i co gdzie siać, o dzieciach, gdyż Bylica już
od chrzcin nie przychodził, zachorzał pono. Juści, że całe dni leżała w samotności, tyle jeno ludzi
widując, co w obiad i wieczorem, albo Dominikową, zaglądającą do niej raz w dzień; żadna z
sąsiadek nie pokazywała się, nawet Magda, a o Rochu to jakby słuch za- ginął: jak pojechał
wtenczas z proboszczem, tak i nie powrócił. Strasznie mierziło się jej to leżenie, więc aby rychlej
ozdrowieć i sił nabrać, nie żałowała sobie tłustego jadła ni jajków, ni mięsa, nawet przykazała
zarznąć na rosół kokoszkę, nie nieśną po prawdzie, ale zawdy wartałą ze dwa złote”.

Do wsi przyjechali Cyganie. Koczowali w lesie, a po wsi chodzili od chałupy do chałupy, żebrząc.
Hanka, bojąc się kradzieży ze strony przybyszów, kazała Józce sprowadzić Jagnę, ponieważ
chciała zamknąć na noc drzwi. Niestety, dziewczynie nie udało się odnaleźć macochy. Wtedy
Pietrek pozamykał drzwi i obejście i poszli spać. Późno w nocy wróciła Jagna. Tak się dobijała do
drzwi, że obudziła Hankę, która, otworzywszy drzwi, zobaczyła ją pijaną. Słyszała, jak po chwili
runęła na łóżko w swej izbie. Rano okazało się, że we wsi było kilka włamań. Skradziono konia
sąsiadki, sołtysowi wóz z podwórka. Mimo poszukiwań po złoczyńcach nie było śladu.

Na pocieszenie Roch oznajmił dobrą wiadomość, że w czwartek chłopi z okolicznych wsi
pomogą lipieckim kobietom w pracach polowych. Tak też się stało. Przyjechali odświętnie ubrani
wozami z Woli, Rzepek, Dębicy, Przyłęka. Po porannej mszy ksiądz z Rochem rozporządzili
przydział prac, biorąc pod uwagę, by bogatszy chłop trafił do majętniejszego gospodarstwa.

Jedzenie i gorzałkę na poczęstunek ustawiono na wyniesionych na podwórza ogromnych ławach.
Po posiłku i przebraniu mężczyźni ruszyli w pole: „Puste i zdrętwiałe pola ożyły, potrzęsły się
głosy, ze wszystkich podwórz wytaczały się wozy, wszystkimi dróżkami ciągnęły pługi,
wszystkimi miedzami ludzie ruszali, a wszędy, skroś sadów i przez pola rwały się pokrzyki, leciały
radosne pozdrowienia, konie rżały, turkotały rozeschłe koła, psy ujadały zapamiętale ganiając za
źrebakami, a bujna, mocna radość przepełniała serca i po ziemiach się niesła - i na poletkach pod
ziemniaki, na jęczmiennych rolach, na rżyskach, na zachwaszczonych ugorach stawali i wesołym
pogwarem, szumnie i rozgłośnie kiej do tańca”. Pracowali długo i bez wytchnienia, robiąc
przerwę jedynie na posiłki, przynoszone przez lipieckie kobiety. Hanka, choć nie potrzebowała
pomocy, również wzięła na nocleg dwóch chłopów pracujących u Weronki i Gołębiowej.
Poczęstowała ich dobrym posiłkiem. Następnego dnia do pracy przyłączył się również ksiądz (w
podwiniętej sutannie), któremu żaliły się komornice, bowiem nie przydzielono im nikogo do
pomocy. Uspokoiły się dopiero po obietnicy pożyczenia koni, które miały zaprzęgnąć do pługów
i zaorać swe pola. Wieczorem Lipce żegnały okolicznych chłopów, dziękując za dwudniową
pomoc i okazaną życzliwość.

background image

VII

Wójt ogłasza wiadomość o powrocie chłopów z więzienia. Między Hanką i Jagną dochodzi do
coraz częstszych kłótni.

W Lipcach rozeszła się wieść o rychłym powrocie aresztantów. Kobiety zebrały się pod chałupą
wójta, a gdy ten wyszedł z papierem w ręku i potwierdził to, pokazując urzędowe pismo,
ucieszyły się ogromnie. Stała wśród nich także Hanka, która wiedziała, że jej mąż nie wróci z
innymi – był oskarżony o morderstwo. Kiedy wracała z Jagustynką do chałupy, napotkany po
drodze kowal zaśmiał się, że niektórych „zbójów” nigdy nie wypuszczą z kryminału. Słowa te
bardzo ją zabolały.

Po powrocie, choć osłabiona, rozplanowała jednak aktualną pracę, przydzielając zebranym w
sieni komornicom sadzenie ziemniaków na polach Boryny. Potem usiadła na kamieniu płacząc,
że zostało mnóstwo pracy, a ona – bezsilna i sama, dźwiga na plecach całe gospodarstwo. Gdy
zapytała Jagnę, czemu nie idzie w pole, rozpoczęła się kolejna kłótnia. Hanka krzyczała: „Dobrze
ludzie wiedzą, co wyrabiasz! W całej parafii wiedzą o twoich sprawkach. Nie raz cię już widzieli z
wójtem w karczmie, nie dwa! A wtedy, com ci po północku drzwi otwierała, wracałaś z pijatyki, z
łajdactwa, pijana byłaś kiej świnia... Do czasu dzban wodę nosi, do czasu... Nie bój się, kto w
głośności żyje, o tym cicho mówią! Skończy się twoje panowanie, że ni wójt, ni kowal cię nie
obronią, ty... ty!...”

Jagna odparła, żeby trzymała się od niej daleko. Już prawie doszło do bójki, lecz Hanka opadła z
sił i poszła do swej izby. Ostatnio nawet nie przychodził do niej ojciec, który podobno był chory,
z kolei córka nie miała sił, by go odwiedzać.

W Lipcach trwały przygotowania do powrotu mężczyzn. Jagna nie mogła znieść leżącego cały
czas męża, któremu życzyła śmierci, mówiąc: „Być już raz zdechł!” i wychodziła na ganek, by na
niego nie patrzeć. Raz nawet (po kłótni z Hanką) wzięła motyczkę i poszła w pole. Pracowała z
komornicami, jednak szybko zostawiła je w tyle za sobą, ponieważ miała więcej siły. Od kilku
miesięcy żyła myślą, że wśród powracających będzie też Antek.

Po południu wszystkie pięknie ubrane kobiety udały się do kościoła na mszę, po której przeszły
w procesji. Pietrek niósł święty krzyż, a silniejsze gospodynie chorągiew. Jambroży rozdał świece i
wszyscy ruszyli przez wieś, drogą nad stawem. Na końcu wolno szła Agata. Za młynem zapalono
światło. Ksiądz śpiewał pieśni, idąc za krzyżem. Gdy procesja doszła do pierwszego kopca,
skropił święconą wodą cztery strony świata, po czym ruszyli dalej na równinę. Kapłan święcił
pola, ziemię i drzewa. Przy drugim kopcu, pod którym podobno spoczywały ciała poległych na
wojnie, lipczanie pomodlili się za ich dusze i ruszyli w kierunku topolowej drogi. Gdy już mieli
dochodzić do trzeciego kopca, ktoś krzyknął, że z lasu wychodzą jakieś chłopy.

Kobiety rozpoznały mężów i przyspieszyły kroku (narażając się na gniew księdza, ponieważ
procesja nie dobiegła końca). Doszły do krzyża Borynów, na skraj ziem lipieckich i dworskiego
boru, gdzie stali już cisi i zniszczeni pobytem w areszcie mężczyźni. Wszyscy klęknęli, a ksiądz
pobłogosławił ich i rozpoczął wspólną modlitwę. Dopiero teraz zaczęły się powitania, krzyki i
płacz. Kapłan dał znak i procesja, już razem z mężczyznami, poszła w stronę ostatniego kopca,
drogą wzdłuż lasu: „A że sporo narodu przybyło, to już zapchali całą drogę, szli także i borem

background image

między drzewami, szli i nad polami, że całe Podlesie zaroiło się ludźmi, a hukało pieśnią
niebosiężną (…)Tylko Hanka poczuła się jakby za całym światem. A toć tuż przed nią i za nią, i
wszędy chłopy szły szumno, a kiele każdego kobiety i dzieci tulą się radośnie niby te krze wątłe, a
toć gwarzą, cieszą się, w oczy sobie zaglądają, cisną się do siebie, a ona jedna przemówić nie ma
do kogo! Cały naród wre ukropem radości niepowstrzymanej, a ona, choć idzie w pośrodku, tak
się czuje opuszczona i nieszczęsna, jako to drzewo usychające w gąszczach, na którym nawet
wrona gniazda nie uwije ni żaden ptak nie przysiądzie. Nawet mało kto ją przywitał - jakże!
każdemu było pilno do swoich... co im tam ona?... a tylachna ich wróciło... nawet Kozieł, że
znowu będzie trzeba pilnować komory i chlewy zamykać... nawet i te największe buntowniki:
Grzela, wójtów brat, i Mateusz... Antka jeno nie puścili... może go już nigdy nie zobaczy...”. Przy
ostatnim postoju czekał już na księdza w bryczce jego parobek Walek. Kapłan odjechał po
szybkim zakończeniu procesji, zostawiając radosnych ludzi. Wszystkie domy wypełniły się
śmiechem i hałasem. Tylko u Borynów było pusto. Hanka została sama z dziećmi, bowiem
wszyscy poszli na wieś, by wspólnie się cieszyć.

Jagna, która nigdy tego nie robiła, teraz wydoiła krowy, nakarmiła świnie, nie czując zmęczenia.
Nie zwróciła też uwagi, gdy Pietrek – czterdziestoletni parobek, zaczął ją całować i obalił na
słomę. Spragniona miłości i bliskości, otrząsnęła się jednak i podniosła, wyzywając kawalera od
„świniarzy”, grożąc, że „poprzetrąca mu kulasy”, jeżeli to się powtórzy. Po kolacji, gdy szła do
matki, natknęła się na rozmawiających i przytulonych Mateusza z Tereską, którzy udali, że jej nie
widzą. Zrozpaczona, że do niej nikt nie wrócił, zrezygnowała z wizyty i biegiem wróciła do izby.

VIII

Tereska, romansując z Mateuszem, otrzymuje od przebywającego w wojsku męża list o jego
powrocie. Dochodzi do awantury i bójki małżeństwa wójtów i Kozłów.

Tereska otrzymała list od męża służącego od dłuższego czasu w wojsku. Ponieważ była
analfabetką, Nastka Gołębiowa doradziła, by wzięła kilka jajek jako zapłatę i poszła do
umiejącego czytać organisty. W liście Jasiek radośnie informował, że na żniwa wraca do Lipiec na
stałe i nie może doczekać się powrotu. Przykazał również, by Tereska powiadomiła Borynę o
tym, iż wraz z nim wraca syn Macieja – Grzela.

Informacje te spowodowały, że adresatka listu przepłakała w polu kilka godzin, po czym wróciła
do domu: „Mieszkała za kościołem, pobok Mateusza, w chałupinie o jednej izbie z półsionką,
gdyż drugą przy działach brat oderznął i przeniósł na swój grunt, że kiej rozcięte w poprzek
żebra sterczały przepiłowane ściany i dach, przypierające do okopconego komina”. Od jakiegoś
czasu Tereska zdradzała męża z Mateuszem, obiektem ogromnej miłości. Rychły powrót
małżonka wzbudzał w niej strach przed jego reakcją na plotki ludzi. Po jakimś czasie wybrała się
do Hanki, by powiadomić o powrocie Grzeli, lecz nie zastała jej w domu, otrzymała za to
niedwuznaczną radę od Jagustynki: „wygonić Mateusza spod pierzyny”.

W tym czasie we wsi rozpętała się olbrzymia awantura, którą zapoczątkowała kłótnia Kozłów i
wójtów. Wójtowa posądziła sąsiadkę o kradzież płótna, na co usłyszała, że pewnie wójt dał je
kochance (tak samo, jak gromadzkie pieniądze, które razem przepijali). Małżeństwa pobiły się, po
czym wójtowie pojechali do miasta w celu złożenia skargi na sąsiadów, a ci po chwili, bardzo

background image

pobici, również podążyli tą samą drogą. Kozłowa miała powyrywane ze skórą włosy, a jej mąż
rozbitą głowę.

Mateusz oglądał ruiny chałupy Bylicy. Ponieważ znał się na stawianiu domów, Stach (mąż
Weronki, a zięć Bylicy) poprosił go o radę. Usłyszał, że należy postawić nową izbę. Ponieważ nie
miał pieniędzy na drzewo, mieszkający u nich pan Jacek obiecał pomoc w załatwieniu
potrzebnych materiałów, jednak jego słowa nie zostały potratowane poważnie (ludzie mówili, że
był chory „na głowę”). Wracający do domu Mateusz zaczął rozmowę z Jagną pracującą w
matczynym ogrodzie. Gdy chciał ją przytulić, usłyszał od dawnej kochanki, że ma pójść do
Tereski. Cała wieś już wiedziała o ich romansie i paczkach, zawożonych przez mężatkę do
więzienia.

Słowa Jagny sprawiły, że niespieszący się do małżeństwa przystojny mężczyzna przypomniał
sobie Tereskę: „Dosyć już miał tej płaksy, zbrzydły mu te ciągłe kwiki. Nie ślubował przeciek,
bych się jej musiał trzymać jak ten ogon krowy! Ma przeciek chłopa! I ksiądz gotów go jeszcze
wypomnieć z ambony! Z taką to i człowiek flaczeje. Psiakrótka z tymi babami! - srożył się w
sobie. (…) Cicha przecież była jak zawsze, uległa i pracowita jak mrówka, nawet rada, że wziął
nad nią górę i kwardo panuje. A właśnie on i bez to srożył się coraz barzej. Gniewały go jej
kochające, lękliwe oczy, gniewał chód cichy, gniewała twarz pokorna, gniewało i to, że cięgiem
plątała się kole niego. Miał już ochotę krzyknąć, by mu z oczu ustąpiła”, Zabawiał się nią jak
rzeczą, bez uczucia. Gdy udał się po obiedzie do Kłębów, dowiedział się o planowanym
powrocie Jaśka - męża niedawnej kochanki, lecz ta informacja nie wywołała w nim żadnej
głębszej reakcji. Przebywając u Kłębów, był świadkiem przyjścia Agaty. Kobieta uzbierała
podczas zimowych żebrów trzydzieści złotych i chciała je teraz dać Kłębowi, by przyjął ją do
chałupy, gdy będzie umierać, lecz ten odmówił. Kiedy potem rozmawiał z żoną, wytłumaczył jej,
że nie mogą przyjąć krewnej, ponieważ cała wieś zaczęłaby plotkować, że robią to dla pieniędzy.

Po bójce wieś podzieliła się między zwolenników Kozłów i wójtów. Dominikowa popierała tych
drugich. Wójt wywoływał z domu jej córkę, która nie przejmowała się głosami mieszkańców
Lipiec i bez skrupułów spotykała się z kochankiem. Nie słuchała nawet matki, tracącej respekt
również u synów. Obaj nie pozwalali już jej pomiatać sobą i być pośmiewiskiem całej wsi.

U Borynów przy chorym czuwał jedynie Witek. Kowal opowiedział Hance, że Antkowi grozi
dziesięć lat więzienia, po czym zaproponował, że za pięćset rubli pomoże mu w ucieczce do
Ameryki. Doradzał jednocześnie, że Hanka mogłaby później dojechać do męża. Usłyszał, że nie
posiada takiej sumy i że poradzi się adwokata.

IX

Roch przynosi Hance wiadomość o możliwości wypuszczenia Antka z aresztu po wpłaceniu
kaucji. Komornice odnajdują w lesie śpiących pijanych Jagnę i wójta.

Roch wrócił do Lipiec z Częstochowy, gdzie był na odpuście. Teraz zatrzymał się u Borynów, a
gdy zjadł posiłek przygotowany przez Hankę, poszedł przywitać się z gospodarzem, który leżał w
sadzie na specjalnym posłaniu, przykryty pierzyną. Gdy przyjaciel zapytał, czy go poznaje,
wychudzony Maciej poruszył sinymi wargami i przytaknął. Po tym spotkaniu Roch uświadomił
Hance, by przygotowała się na rychłą śmierć teścia.

background image

Usłyszał od kobiety, iż Weronka będzie miała nowy dom, ponieważ pan Jacek dotrzymał słowa
w sprawie obiecanego drzewa, w zamian ustalając, że będzie mieszkał w starej chałupie Bylicy do
śmierci: „Obiecał, ale przeciech niejeden obiecuje. Obiecanka cacanka, a głupiemu radość -
powiedają. A pan Jacek dał Stachowi list i kazał mu z nim iść do dziedzica. Nawet Weronka się
przeciwiła, by szedł, bo powiada, co będzie buty darł na darmo?... jeszcze się z niego wyśmieją, że
zawierzył głupiemu... Ale Stacho się uparł i poszedł. I powiada, że może w pacierz po oddaniu
listu dziedzic go kazał zawołać na pokoje, poczęstował gorzałką i rzekł: "Przyjeżdżaj z wozami,
to ci borowy wycechuje dziesięć sztuk budulcu..." Dał mu Kłąb koni, dał sołtys, dałam i ja
Pietrka. Dziedzic już na nich czekał w porębie i zaraz sam wybrał co najśmiglejsze z tych, co to je
zimą cięli la Żydów. No i zwożą, bo dobrze trzydzieści wozów będzie z gałęziami. Stacho galantą
„chałupę” se wyszykuje! Nie potrza mówić, jak panu Jackowi dziękował i przepraszał; bo po
prawdzie wszyscy go mieli za dziadaka i za głupawego, że to nie wiada, z czego żyje, i pod
figurami, to we zbożach grywa na skrzypicy, a czasem tak bele co i nie do składu powie, jako ten
niespełna rozumu... A on taki pan, że mu sam dziedzic posłuszny!... Kto by to przódzi dał
wiarę?...”.

W czasie jednej z licznych rozmów Roch wyznał Hance, że istnieje szansa, by jej mąż opuścił
areszt. Dowiedział się w urzędzie o konieczności wpłaty pięciuset rubli w zastaw do sądu (to
samo mówił kowal). Gdy to usłyszała, przyznała, że posiada tak ogromne pieniądze, ponieważ
Boryna w chwili względnej świadomości kazał jej przeznaczyć znalezione pieniądze na ratowanie
Antka. Roch przeliczył zawartość przyniesionego zawiniątka: „Były w nim papierowe pieniądze,
były i srebrne, awet było parę złotych i sześć biczów korali”, było czterysta trzydzieści dwa ruble.
Poradził, by kobieta sprzedała sztukę inwentarza, to wówczas uzbiera konieczną sumę, po czym
nakazał dobrze ukryć pieniądze. Na koniec obiecał, że nikomu nie zdradzi tajemnicy, jak również
zgodził się pomóc zbudować ołtarz na ganku na jutrzejsze Boże Ciało (we wsi zawsze robiono
cztery ołtarze – dwa po jednej, dwa po drugiej stronie drogi: u Borynów, młynarza, wójta i
Płoszki). Roch wybrał się w odwiedziny do Bylicy i pana Jacka. Zbliżał się wieczór, gdy chłopak
Kłębów pędził konno przez wieś krzycząc, że w lesie leżą zabici ludzie. Zaraz powiadomiono o
tym księdza i sołtysa.

O zmierzchu Kłąb, sołtys i parobek wrócili z leżących na wozie pijanym wójtem, mówiąc
zebranym, że w lesie nie znaleźli żadnego ciała, a wójta spotkali na drodze, lecz ludzie temu nie
uwierzyli. Dopiero gdy z boru wracały komornice z drzewem na plecach i Kozłową na czele,
mieszkańcy Lipiec od nich dowiedzieli się o przebiegu zdarzenia: ... widzim z dala, prawda, leżą
jakieś ludzie kieby nieżywe... jeno im kulasy sterczą spod jałowców. Filipka me ciąga, by uciekać...
Grzelowa już pacierz trzepie i mnie też mróz po plecach chodził, alem się przeżegnała,
podchodzę bliżej... patrzę... a to pan wójt leży przez kapoty, a pobok Jagusia Borynowa... i śpią se
w najlepsze. Spili się w mieście, gorąc był, to se chcieli wypocząć w chłodzie i pojamorować. Jaże
buchała od nich gorzałka! Nie budzilim: niech świadki przyjdą, niech cała wieś obaczy, co się
wyprawia! Wstyd mówić, jak była rozdziana; jaże Filipka z litości przyokryła ją zapaską. Czysta
sodoma. Stara jestem, a jeszcze o takim zgorszeniu nie słyszałam. Sołtys zaraz przyjechał i budził,
Jagna w pola uciekła, zaś pana wójta ledwie na wóz wdygowali, spity był kiej świnia!”.

background image

Tego dnia rano wójt wraz z Jagną i Dominikową udali się do miasta. Okazało się, że wrócili sami,
bez matki, przez co mieli czas na zabawę i pijaństwo. Wieś zapałała oburzeniem, wykrzykiwano
wyzwiska i obelgi. Tylko Pietrek, parobek Borynów, stanął w obronie Jagny, lecz zaraz został
zagłuszony przez innych mieszkańców Lipiec. Wszyscy żyli tym, co się stało w lesie. Gdy sąsiadki
wyszły, Hanka przeszła do izby Boryny i rozebrała po cichu pijaną, śpiącą w ubraniu Jagnę, po
czym odeszła. Do późna w nocy Płoszka i Kozły biegali po wsi, podburzając innych przeciw
wójtowi, a ksiądz zabronił wystawiać święty obraz w mieszkaniu pijaka i rozpustnika.

Nazajutrz u Borynów: „(…) przed gankiem stanęła kieby kapliczka, wypleciona z brzozowych
gałęzi a zieleni, wykryli ją całą wełniakami, że jaże grała w oczach od kolorów, zaś w pośrodku,
na podwyższeniu, stanął ołtarz, przykryty bieluśką i cieńką płachtą i zastawiony świecami a
kwiatami w doinkach, które Józka oblepiła w strzyżki ze złotego papieru. Wielki obraz Matki
Boskiej wisiał nad ołtarzem, a pobok zawiesili mniejsze, ile się jeno zmieściło. Zaś la większej
przyozdoby nad samym ołtarzem przyczepili klatkę z kosem, którego Nastusia przyniesła: ptak
się wydzierał po swojemu, że mu to Witek z cicha przygwizdywał. A całe opłotki od drogi
wysadzone były świerczyną na przemian z brzózkami, żółtym piaskiem grubo wysypane i
zarzucone tatarakiem. Józka znosiła całe naręcze modraków, ostróżek; wyczki polnej i
przystrajała ściany kapliczki; opięła też nimi obrazy, lichtarze i co ino było można, że nawet
ziemię przed ołtarzem potrząsnęła kwiatami; nie darowała i „chałupie”, gdyż całe ściany i okna
ginęły pod zielenią, zaś w snopki dachu nawtykała tataraków”. Na mszę i procesję przybyli
mieszkańcy okolicznych wiosek.

Po południu w karczmie zebrało się sporo ludzi. Czas upływał na tańcach, a powszechne
zdziwienie wzbudził protest synów Dominikowej, którzy pierwszy raz nie posłuchali matki i nie
opuścili zabawy, gdy przyszła po nich z kijem. Chłopi radzili miedzy sobą, jak przegonić
Niemców, chcących osiedlić się na Podlesiu (w tym celu dali już nawet zadatek dziedzicowi).
Mieszkańcy Lipiec zapewniali, że gdyby tylko mieli fundusze, sami kupiliby ziemię, a potem
podzielili ją między sobą: „(…) Lipce mają ziemi za mało, że narodu cięgiem przybywa, gdyż co
starczyło za dziadków la trojga, musi się teraz rozdzielać la dziesięciorga”. W karczmie bawiono
się i pito do późnej nocy.

X

Roch z Hanką wyjeżdżają do miasta w sprawie wpłacenia kaucji, a we wsi dochodzi do kolejnej
bójki – tym razem między Szymkiem a Dominikową. Powodem była wiadomość o ślubie syna z
Nastusią. Lipczanie udają się do folwarku i próbują nakłonić Żydów do opuszczenia wsi. Ludzie
na wsi szeptali za plecami Jagny, że jest kochanką wójta, jednak ona nie czuła żadnej winy i
skruchy. Twierdziła, że została upojona alkoholem i wykorzystana, podczas gdy nikt nie stanął w
jej obronie. Miała żal do ludzi; podkreślała, że inaczej traktowaliby ją, gdyby była panną. Nawet
matka nie chciała już częstych wizyt córki. Prosiła o opamiętanie i radziła, by zostawała w domu
przy chorym mężu. Jedynie Hanka broniła Jagny przed sąsiadkami, podkreślając winę wójta.

background image

Pewnego dnia żona Antka dostała z kancelarii list, który przeczytał jaj Roch. Było w nim
napisane, by wpłaciła pięćset rubli do sądu, co równało się w tymczasowym wypuszczeniem z
aresztu jej męża. Choć przyjaciel domu prosił, by nie zdradziła się z nowiną, opowiedziała o tym
Józce, a prawdę z jej szczęśliwej twarzy wyczytała również Jagna, która zaraz poszła do
Dominikowej.

Była tam świadkiem następującej sceny: Szymek prosił matkę, by dała mu pięć rubli, które chciał
dać na opłacenie zapowiedzi z Nastką, na co usłyszał kategoryczne, że nie dostanie, bowiem
matka nie dopuści do małżeństwa z tą „wywłoką”. W czasie kłótni sam chciał wziąć pieniądze, co
spowodowało, iż Dominikowa zaczęła bić syna pogrzebaczem po głowie i plecach. Gdy Jagna z
Jędrzychem chcieli ich rozdzielić, zbiegli się sąsiedzi i zrobiło się jeszcze głośniej. Szymek
próbował wyrwać matce pręt z ręki: „Aż trzasnął ją pięścią między oczy, chycił za boki i rzucił
kiej ocipką na izbę; potoczyła się i niby kloc całym ciężarem padła na rozpaloną blachę,
pomiędzy gary pełne wrzątku, komin się rozwalił i wszystko się zapadło...”.

Dominikowa zaczęła krzyczeć, by „wynosił się” z jej domu i, nie patrząc na ból i tlące się ubranie,
wyrzucała przez okno jego rzeczy krzycząc, że nie da najmniejszego kawałka ziemi. Życzyła
synowi, by „zdychał” z głodu. „Szymek zaś, ledwie już dychający, zbity i okrwawiony, jeno
patrzał na matkę wytrzeszczonymi ślepiami, strach go ułapił za gardziel, trząsł się cały, słowa nie
mogąc wykrztusić ni wiedząc, co się dzieje”.

Pomoc wyrzucanemu chłopakowi ofiarował Mateusz, lecz została odrzucona. Szymek usiadł pod
ścianą chałupy mówiąc, że nie odejdzie, bo tu jest ziemia po ojcu, która się mu należy. Sąsiadki z
Jambrożym opatrzyły oparzone twarz i ręce Dominikowej. Miała spalone włosy i prawie straciła
wzrok. Wieś interesowała się stanem jej zdrowia, do chałupy wciąż ktoś przychodził, przez co
doszło do rozmowy między Mateuszem a Hanką, która ujawniła swą złość na księdza za to, że
na kazaniu potępił za cudzołóstwo Jagnę i Tereskę, a nie mężczyzn.

Na ganku Borynowego domu zebrali się chłopi na naradę, której przewodniczył Roch.
Zastanawiali się nad możliwością niedopuszczenia do zakupu Podlesia przez niemieckich Żydów.
W końcu całą gromadą udali się na folwark, gdzie przedstawili starozakonnym swe zdanie,
żądając, by opuścili należną im ziemię. Tłumaczem i negocjatorem został Roch, który ogłosił
decyzję Żydów, że nie zamierzają ustąpić. Wówczas włączył się Mateusz.

„- Słuchajta, Miemcy! - ryknął wyciągając pięście. - Mówiliśmy do was po ludzku, poczciwie, a wy
grozicie kreminałem i przekpiwacie się z nas! Dobra, ale teraz zagramy z wami inaczej! Nie chceta
zgody, to wama zapowiadamy przed Bogiem i ludźmi, jak pod przysięgą, że na Podlesiu nie
wysiedzicie! Przyszlim z pokojem, a wy chceta wojny! Dobra, kiej wojna, to wojna! Mata za sobą
sądy, mata urzędy, mata pieniądze, a my jeno te gołe pięście... Obaczymy, czyje będzie górą! A
jeszcze to wam dołożę, byście zapamiętali... jako ogień ima się słomy, ale zeźre i murowańce, a
chyta się i zboża choćby na pniu... bydło też pada na paśnikach... zaś żaden człowiek nie uciecze
od złej przygody... Spamiętajta, co rzekłem: wojna w dzień i w nocy, i na każdym miejscu...”.
Wracając, do wsi, pewni swych racji chłopi już dzielili pola między sobą.

background image

XI

Maciej Boryna umiera na polu, po niespodziewanej poprawie stanu zdrowia.

Zostawiwszy Rocha w mieście, Hanka wróciła do domu. Już za parę dni jej mąż miał wrócić,
wystarczyło tylko, by przyjaciel domu wpłacił pieniądze do guberni. W końcu powiedziała o
wszystkim milczącemu Borynie (leżącemu, jak zawsze, w sadzie).

Po kłótni z chłopami niemieccy Żydzi domagali się od dziedzica zwrotu pieniędzy za Podlesie.
Krążyły plotki, że podali już lipieckich mężczyzn do sądu, oskarżając o najście. W obronie
gospodarzy stanęli między innymi ksiądz i młynarz, który bał się konkurencji mającego stanąć w
pobliżu niemieckiego młyna.

Pewnego dnia na pole przybiegł Witek, wołając do pracującej Hanki, że Maciej wstał z łóżka i coś
krzyczy. Zastała teścia siedzącego i dopominającego się o buty. Był przytomny, pytał, czy robota
w polu już zrobiona, jednak zapadał w krótkie chwile odrętwienia. Mieszkańcy chaty zawołali
księdza, który zjawił się z ostatnim namaszczeniem.Potem przez parę dni przy umierającym mężu
siedziała Jagna, pragnąc uchodzić za przykładną żonę. i zrobić dobre wrażenie na sąsiadach.

Hanka powiedziała Maciejowi o dniu powrotu Antka, lecz on popatrzył na nią nieprzytomnie, z
otępieniem, zaś w nocy wstał, kierowany tajemniczą siłą i poszedł w pole, wołany dziwnym
wewnętrznym głosem.

„Boryna naraz przyklęknął na zagonie i jął w nastawioną koszulę nabierać ziemi, niby z tego wora
zboże naszykowane do siewu, aż zagarnąwszy tyla, iż się ledwie podźwignął, przeżegnał się,
spróbował rozmachu i począł obsiewać... Przychylił się pod ciężarem i z wolna, krok za krokiem
szedł i tym błogosławiącym, półkolistym rzutem posiewał ziemię na zagonach (…)Potykał się o
skiby, plątał we wyrwach, niekiedy się nawet przewracał, jeno że nic o tym nie wiedział i nic nie
czuł kromie tej potrzeby głuchej a nieprzepartej, bych siać. Szedł aż do krańca pól, a gdy mu
ziemi zabrakło pod ręką, nowej nabierał i siał, a gdy mu drogę zastąpiły kamionki a krze
kolczaste, zawracał (…)I tak przechodził czas, a on siał niezmordowanie, przystając jeno
niekiedy, bych odpocząć i kości rozciągnąć, i znowu się brał do tej płonej pracy, do tego trudu
na nic, do tych zbędnych zabiegów”.

W pewnej chwili zachwiał się i upadł: „Zmartwiał naraz, wszystko przycichło i stanęło w miejscu,
błyskawica otworzyła mu oczy z pomroki śmiertelnej, niebo się rozwarło przed nim, a tam w
jasnościach oślepiających Bóg Ociec, siedzący na tronie ze snopów, wyciąga ku niemu ręce i
rzecze dobrotliwie: - Pódziże, duszko człowiecza, do mnie. Pódziże, utrudzony parobku...
Zachwiał się Boryna, roztworzył ręce, jak w czas Podniesienia: - Panie Boże zapłać! - odrzekł i
runął na twarz przed tym Majestatem Przenajświętszym. Padł i pomarł w onej łaski Pańskiej
godzinie. Świt się nad nim uczynił, a Łapa wył długo i żałośnie...”.


Tom I Lato

background image

I

Odbywa się pogrzeb Macieja Boryny i przygotowana przez synową stypa.

Obudziwszy się, Józka na prośbę Hanki sprawdziła, dlaczego pies tak głośno wyje na dworze.
Okazało się, że Maciej nie żyje. Córka głośnym płaczem i krzykiem sprowadziła wszystkich na
pole. Ciało Boryny przeniesiono do izby i położono na łóżku, nie przestając cucenia i ratowania.
W końcu wszyscy zrozumieli, że gospodarz nie żyje. Wiadomość szybko obiegła całe Lipce. Do
domu zmarłego zaczęli schodzić się sąsiedzi, a Witek pobiegł po nocującą akurat u chorej matki
Jagnę. Nie wierzyła, że została młodą wdową.

Miarę na trumnę zdjął Mateusz, który zrobił sobie tymczasowy stolarski warsztat w sadzie (deski
na ten cel już dawno leżały przygotowane). Jambroży wyprosił zebranych z izby, po czym wraz z
Jagustynką i Agatą umył Macieja i przebierał w czystą koszulę. Gdy skończył, udał się na mszę,
ponieważ była akurat niedziela. Podobnie zrobili Weronka z Bylicą, zabierając dzieci Hanki.
Żałobny nastrój popsuł kowal, domagając się pieniędzy od Hanki i grożąc, że w przeciwnym
razie rozpowie, iż zabiła teścia. Ta jednak, zapłakana, co jakiś czas wyglądała na drogę w nadziei,
że zobaczy na niej Antka z Rochem. Siedziała przy zmarłym z Jagną, Witkiem i Agatą, w czasie
modlitwy myśląc: „- Trzydzieści dwie morgi, a paśniki, a las, a budynki, a lewentarze, tylachne
gospodarstwo! - westchnęła ogarniając z lubością szerokie pola i ten cały świat Boży. - Żeby tak
pospłacać i ostać na wszystkim! Być, jak ociec byli! - Pycha ją rozparła z nagła, hardo spojrzała w
samo słońce, prześmiechnęła się znacząco i z sercem pełnym słodkich nadziei jęła szeptać słowa
różańca.

- Ale od półwłóczka nie ustąpię; pół „chałupy” też moje i tych krów mlecznych nie popuszczę z
garści - wyrzekła nieco żalnie”.

Po mszy przyszli ludzie, by pomodlić się przy ciele: „Leżał w pośrodku izby, na szerokiej ławie,
nakrytej płachtą i obstawionej płonącymi świecami, juści, co wymyty był, wyczesany i ogolony do
czysta, jeno na policzku miał długą zadrę od Jambrożowej brzytwy, zalepioną papierem. Ubier
też miał wdziany co najlepszy: białą kapotę, którą se był sprawił na ślub z Jagusią, portki pasiate i
buty prawie całkiem nowe. W spracowanych, wyschłych rękach trzymał obrazik Częstochowskiej,
pod ławą stała balia z wodą, bych przechładzać powietrze, zaś na glinianych pokrywach dymiły
jałowcowe jagody zapełniając izbę kieby tą mgłą modrawą, w której wynosił się straszliwy
majestat śmierci”. Gdy się rozeszli, Hanka z kowalową poszły ustalić z księdzem i organistą
formalności w sprawie pogrzebu. Wieczorem ponownie pojawili się sąsiedzi Boryny, a że izba
była niewielka, siedzieli nawet na podwórzu, śpiewając religijne pieśni.

Następnego dnia odbył się pogrzeb. Trumnę ustawiono w kościele na katafalku, a po mszy
Jambroży rozdał zebranym świece, po czym wszyscy ruszyli w kierunku cmentarza. Drewniana
skrzynia jechała na wozie wyścielonym słomą, a za nią szli wszyscy mieszkańcy Lipiec, nie
wyłączając dziedzica: „I już tak rozśpiewani, a pełni jakowejś dufności weszli na smętarz. Co
najpierwsi gospodarze dźwignęli trumnę, a nawet sam dziedzic jął wspierać w pośrodku, i ponieśli
ją żółtymi drożynami wskroś okwieconych mogił, traw i krzyżów, za kaplicę, kaj w gąszczach

leszczyn i bzów czekał już grób świeżo wybrany”.

background image

Po pogrzebie Hanka zaprosiła gości na stypę. Wzdłuż ścian Borynowej izby stały stoły i ławy
zastawione jedzeniem i gorzałką. Zasiedli przy nich gospodarze, dziedzic i co ważniejsi obywatele,
zaś część należącą do synowej zmarłego zajmowały kobiety, pijące herbatę. Dobre słowo o
nieboszczyku powiedział dziedzic, wyrażając przy tym chęć ugody z chłopami, którzy przy nim
nie chcieli mówić zbyt dużo. Uradzali się dopiero potem, w karczmie. Chcieli, by pan oddał im
bór i ziemię – było to jedynym warunkiem porozumienia. Gdy wszyscy opuścili mieszkanie
Borynów, Jagna kilkakrotnie przychodziła do Hanki, nie chcąc siedzieć samotnie w izbie, w której
źle się czuła.

II

Nadchodzi odpust w Lipcach na świętego Piotra i Pawła. Jagna jest coraz bardziej zauroczona
Jasiem.

W Lipcach nadszedł dzień odpustu na świętego Piotra i Pawła. Od rana handlarze rozstawiali
kramy z towarami wokół kościoła. Pojawiło się wielu ludzi, nawet z okolicznych wsi. Przyjechali
dziedzice z przyległych dworów i paru księży z okolicznych parafii. Po mszy i procesji ludzie
krążyli wokół przykościelnych kramów. Do Hanki podszedł dziedzic z pytaniem, czy wpłaciła już
kaucję za męża, ponieważ mógł także poręczyć za niego słowem w urzędzie. Dziękując odparła,
że już wkrótce przywiezie go Roch.

Ten dzień obfitował w wiele wydarzeń: ksiądz ogłosił pierwsze zapowiedzi ślubu Szymka i
Nastusi, niemieccy Żydzi wyprowadzali się z Podlesia, wydało się też, że w kasie wójta brakuje
dużo gromadzkich pieniędzy, które próbował pożyczyć od ludzi, by pokryć braki. Również dla
Hanki ten czas był znaczący, ponieważ zobaczyła pod kościołem żebrzącego ojca (uciekł w tłum,
gdy chciała go zabrać ze sobą). Wieczorem w karczmie kowal powtórzył chłopom, że dziedzic
zaoferował natychmiastowe przepisanie im ziemi: „Szło o zgodę z dziedzicem, któren obiecywał
za morgę lasu dać chłopom po cztery na podleskich polach, a drugie tyle ziemi puścić na spłaty;
chciał nawet borgować drzewo na „chałupy”„ (…)U rejenta wszyćko nam odpisze. Weźta ino
sobie dobrze do głowy! Tylachna ziemi la narodu. A toć każdemu w Lipcach wykroi się nowa
gospodarka. Miarkujta ino sobie...”. Mieszkańcy Lipiec nie uwierzyli, bojąc się, czy komisarz w
urzędzie zgodzi się na takie warunki ugody…Kawałka pola zaczęli dopominać się również
komornicy.

Z kolei Jagna udała się w tym czasie pod okna organistów, by ukradkiem popatrzeć na Jasia, z
którym widziała się za dnia (dał młodej wdowie obrazek z jej patronką). Choć chciała odejść, lecz
zaczęło ją: „(…) cosik rozbierać, serce się tłukło kiej oszalałe, paliły ją oczy, paliły usta nabrane i
same ręce wyciągały się ku niemu, a chociaż się kurczyła w sobie, roztrząsał nią taki dziwny,
niezmożony dygot, że wpierała się w płot bezwolnie i z taką mocą, jaże trzasnęła żerdka. Jasio
wychylił głowę, popatrzył dokoła i znowu się zamodlił”.

III

Nadchodzi wiadomość o śmierci Grzeli – syna Boryny. Hanka wygania z domu Jagnę po tym, jak
ta zapewnia ją o swym głębokim związku z Antkiem.

W kościele odbyła się msza za duszę Macieja Boryny, po której rodzina poszła z księdzem na
cmentarz. Kapłan przykazał, by podział gospodarki odbył się sprawiedliwie, lecz kłótnie między

background image

Hanką, kowalem a Dominikową zaczęły się już po powrocie do domu. Żona Antka nie pozwoliła
nic zabrać, podkreślając, ze podziału powinien dokonać najstarszy z rodzeństwa, czyli Antek – po
powrocie.

W tym czasie pojawiła się wójtowa z urzędowym listem dla Hanki. Gdy zobaczyła w izbie Jagnę,
zaczęła się kłótnia o wójta. O mało nie doszło do rękoczynów, lecz gospodyni w porę
interweniowała, nie przejmując się słowami gościa o romansie Jagny i Antka.

Po tej awanturze młoda wdowa chciała się nawet wyprowadzić do matki, krzycząc, że wszystko
sprzysięgło się przeciw niej, narzekała przy tym na los i życie u Borynów, na co usłyszała od
Hanki, że gdyby żyła poczciwie, jej kłopoty nie miałyby miejsca. Wypomniano jej również
historię z Antkiem, na co urażona Jagna powiedziała hardo: „- To ja za nim latałam, ja! Cyganisz
kiej ten pies! Wszyscy ano wiedzą, jak się przed nim oganiałam! Dyć kiej piesek skamlał pode
drzwiami, abym mu chocia trep swój pokazała! To on me niewolił! To on me otumanił i robił z
głupią, co chciał! A tera powiem ci prawdę, jeno byś jej nie pożałowała. A to me miłował, że już
nie wypowiedzieć! A tyś mu obmierzła kiej ten stary, utytłany łach, że miał już chudziak po
grdykę twojego kochania, jaże mu się odbijało kiej po starym sadle, że jeno pluł wspominając o
tobie. Nawet gotów był sobie zrobić co złego, abych cie jeno nie widzieć więcej na oczy.
Chciałaś, to masz prawdę. A zapamiętaj, co ci jeszczek dołożę: jak zechcę, to żebyś mu całowała
nogi, kopnie cię, a za mną poleci w cały świat! Wymiarkuj to sobie i ze mną się nie równaj,
rozumiesz, co?”.

Na te słowa Hance zabrakło tchu, zbladła, a gdy Jagna poszła do swej izby, rozpłakała się. W
końcu, w przypływie odwagi, kazała kobiecie opuścić dom Borynów, grożąc wyrzuceniem przez
parobka. Wdowa rzuciła wyjęty ze skrzyni zapis o przepisaniu gospodarstwa, po czym spakowała
się i odeszła do matki, która złorzeczyła Hance. Po tym zajściu Hanka udała się do młynarza,
który odczytał jej list przyniesiony przez wójtową. Usłyszała, że Grzela się utopił, a rzeczy po
nim czekały na odbiór u naczelnika w powiecie. To spowodowało kolejne falę płaczu i tak
przygnębionej Hanki.

Wieść o wygnaniu Jagny szybko obiegła całe Lipce. Nazajutrz do Borynowej izby przyszedł wójt,
informując o skardze złożonej na Hankę przez Dominikową i jej córkę w sądzie. Przyniósł
również wiadomość o jutrzejszym powrocie Antka, po czym wyszedł oburzony pytaniem Hanki,
czy broni pokrzywdzonej, czy „kochanicy”.

IV

Do Lipiec wraca Antek. Ogląda ojcowiznę i wita się z sąsiadami.

Po awanturze z Jagną Hanka nie mogła zasnąć całą noc. Nad ranem zrobiła pranie, przykazała
obowiązki Józce i Witkowi, a sama poszła z komornicami (pracowały u niej w odrobku za ziemię
pod len i ziemniaki) w pole, okopywać kapustę. Słońce było już wysoko, gdy Józka przybiegła z
wiadomością o powrocie Antka. W drodze do domu Hanka pytała szwagierkę o słowa, które
wypowiedział. W końcu dojrzała go siedzącego na ganku z Rochem.Kiedy ją ujrzał, wyszedł
naprzeciw, co spowodowało, że pod kobietą ugięły się nogi, a gdy ją mocno przytulił, rozpłakała
się. Antek wiedział już o śmierci ojca i brata od Rocha oraz o jej ciężkiej pracy pod jego

background image

nieobecność. Hanka podziękowała przyjacielowi rodziny za okazaną pomoc, całując go po
rękach.

Po chwili przyniosła z izby najmłodszego syna i pokazała Antkowi, który tulił trójkę dzieci i swą
siostrę Jóżkę, a następnie rozdał prezenty (nawet Witek coś dostał). Po posiłku zmęczeni drogą
mężczyźni poszli spać do stodoły. Hanka, płacząc ze szczęścia, pobiegła pokazać sąsiadkom
nową chustkę i trzewiki (prezenty). Z kolei po południu Roch poszedł na wieś, a Antek
przyglądał się obejściu, chwaląc żonę, że tak dobrze dała sobie ze wszystkim radę. Spytał też o
Jagnę, a gdy usłyszał, że oddała zapis po tym, jak została wygnana, powiedział, że to nic nie
znaczy – musiałaby przepisać ziemię u rejenta. Potem wraz z najstarszym synem poszedł obejrzeć
pola. Gdy wrócili, przyjrzał się dokładnie ojcowej izbie, którą zamierzał odmalować, by przenieść
się do niej z rodziną. Obiecał żonie, że załatwi dziewkę do pomocy, ponieważ Jagustynka nie
sprawdzała się w tej roli (chodziła do dzieci z nadzieją, że przyjmą ją z powrotem).

Wieczorem przyszli w odwiedziny Mateusz z Grzelą (brat sołtysa) i innymi miejscowymi
chłopami. Kowal powiedział, że ludzie wycofali się z proponowanej przez dziedzica ugody, teraz
zaś proponowali Antkowi, by poszedł w ich imieniu ułagodzić zdenerwowanego pana. Gdy
chłopi się rozeszli, Hanka poprosiła rozmyślającego męża, by poszedł spać i zakończył męczący
dzień.

V

Antek nadal spotyka się z Jagną, a dziedzic sprzedaje lipeckim chłopom ziemię na dogodnych dla
nich warunkach. Hanka sprzeciwia się pomysłowi męża o ucieczce do Ameryki przed karą za
zabicie borowego.

Hance czas od rana do południa upłynął na domowych porządkach. Gdy zbliżał się wieczór,
kazała Józce zanieść podwieczorek pracującym w polu Antkowi i komornicom. Mężczyzna orał
bez ustanku, odpoczął dopiero po pojawieniu się siostry. Odwiedziła go również Jagustynka,
opowiadająca o swym nowym położeniu. Pomagała dzieciom, u których były olbrzymia bieda i
głód. Od niej Antek dowiedział się również o Dominikowej, w domu której panowało istne
piekło: kłótnia z Szymkiem, nieustanny lament Jagusi. Na dźwięk znajomego imienia serce
dawnego kochanka zabiło mocniej…

Wieczorem poszedł do kowala, który zaoferował mu pracę: wożenie drzewa na tartak. Antek z
chęcią przystał na propozycję, ponieważ potrzebował pieniędzy. Potem udał się do tartaku,
którym dowodził Mateusz. Od niego dowiedział się, że dziedzic mierzył właśnie swą ziemię
sprzedawaną chłopom. Nie chcieli dojść do porozumienia wspólnie, a teraz każdy chodził do
właściciela folwarku sam, po kryjomu po zakup ziemi. Między drzewami Antek ujrzał Jagnę, za
którą natychmiast pobiegł i wyznał jej tęsknotę wszystkich minionych dni. Gdy zaproponował
wieczorem spotkanie, odeszła. Po kolacji pokręcił się po obejściu, po czym poszedł do Mateusza.
Zastał tu płaczącą Nastkę i odgrażającego się matce Szymka. W niedzielę miał być ich ślub, a oni
nie mieli gdzie się podziać. Dziewczyna wymyśliła, że kupią od dziedzica na kredyt sześć morgów
ziemi, a na zadatek przeznaczą dziesięć tysięcy pochodzących z wiana. Poręczenia obiecali
udzielić Antek z Mateuszem.

background image

Idąc na spotkanie z Jagną, Antek natknął się na księdza, od którego usłyszał, że za zabójstwo
zapewne wywiozą go na Sybir na dziesięć lat. W końcu zobaczył się z kochanką, która jednak
odepchnęła go, gdy chciał ją objąć. Wypominała cały czas, że musiała wysłuchiwać obelg ludzi,
została wygnana przez Hankę, a on tymczasem siedział spokojnie w areszcie. Antek wypomniał
jaj wójta i innych kochanków, na co rzekła z wyrzutem: „-To po coś mi nie wzbronił? Byś me
miłował, to byś me nie dał na wolę, nie ostawiłbyś me samej, a jeno strzegł przed złą przygodą,
jak to, drugie robią! - skarżyła się boleśnie i tak pełna niezgłębionego żalu, że już nie poredził się
bronić. Odpadły go wszystkie złoście, a serce się rozdygotało kochaniem”. Mężczyzna przytulił
Jagnę, i poczuł, że ich dawna namiętność odżyła. Gdy zapytał, czy ucieknie z nim do Ameryki
usłyszał, że nie, ponieważ w Lipcach było jej dobrze. Ucięła rozmowę zapewnieniem, ze więcej
już do niego nie wyjdzie, ponieważ teraz jest „niczyja”. Antek nie zatrzymywał ukochanej, a po
powrocie do chałupy poszedł spać do sadu. Długo myślał o Jagnie, a w końcu postanowił, że
musi z nią skończyć, ponieważ teraz był gospodarzem.

Od następnego dnia stale woził drzewo z lasu na tartak. Właśnie w czasie pracy dowiedział się od
Mateusza o kupnie na raty dla Nastusi gruntu od dziedzica i przełożeniu ślubu do czasu
zbudowania domu. Coraz bardziej nęciła go myśli o ucieczce, którą dodatkowo popierał kowal,
oferując nawet załatwienie pieniędzy na wyjazd (wtedy zagarnąłby całą gospodarkę). Tymczasem
Hanka poznała myśli męża dotyczące wyjazdu. Wpadła w szał krzycząc, że nie pojedzie w świat
„na poniewierkę” i groziła, że prędzej zabije dzieci, a sama wskoczy do studni. Upłynęło dużo
czasu, nim Antkowi udało się ją uspokoić. Płacząc, mówiła:

„- Odsiedzisz swoje i wrócisz! Nie bój się, dam se radę... nie uronię ci ni zagona, jeszcze me nie
znasz... nie popuszczę z pazurów. Pan Jezus pomoże, to i taki dopust udźwignę - płakała cicho”.
Mężczyzna w końcu stwierdził, że będzie to, co ma być.

VI

Z pomocą Mateusza i pana Jacka Szymek i Nastka budują chałupę na kupionym polu, po czym
biorą ślub.

Szymek spał w stodole Mateusza. Rano zebrał narzędzia i taczki, z którymi udał się na pole
kupione od dziedzica. Leżało ono pod lasem, na wprost wsi i było kawałkiem dzikiego ugoru,
pełnego kamieni. Nawet dziedzic odradzał im zakup, mówiąc, by wybrali lepszy kawałek, lecz
Szymek powiedział, że poradzi sobie. Kupili teren tanio, na raty, po sześćdziesiąt rubli za morgę.

Szymek obszedł całe pole i znalazł miejsce na wybudowanie chałupy. Zaczął wybierać kamienie,
równać ziemię. Tak samo jak on pracowali na nowo nabytych polach sąsiedzi. Wszyscy umilali
czas rozmową. W południe Nastka przyniosła mu obiad, narzekając, że na ugorze i tak nic nie
wyrośnie, a przecież nie mają domu… Usłyszała obietnicę rychłego zamieszkania. Na budowę
chałupy mieli otrzymać trochę drzewa od dziedzica, na resztę budulca musiała wystarczyć glina.

Na pole koniem przyjechał Jędrzych, który wymknął się matce, by zaorać bratu teren. Nie mógł
pomagać długo; już nazajutrz pojawił się ze śladami pobicia przez Dominikową, dlatego przez
następne dni Szymek pracował sam: „(…)i robił niestrudzenie kiej ten koń w kieracie, nie bacząc
na utrudzenie ni na żar, dnie bowiem szły takie gorące, rozprażone a duszne, że ziemia pękała,
wody wysychały, trawy żółkły, a zboża stały ledwie już żywe w owej piekielnej pożodze, pola

background image

robiły się puste i głuche, gdyż nie sposób było wytrzymać przy robocie, prosto żywy ogień lał się
z nieba i słońce wyżerało ślepie. Zbielałe, mętne niebo wisiało kieby ta ognista, rozdrgana
płachta, obtulająca wszystką ziemię taką spieką, że ni wiater się poruszył, ni zaruchały się drzewa,
ni ptak zaśpiewał lebo głos ludzki się kaj zerwał, a co dnia jednako ze wschodu na zachód
wędrowało słońce siejąc nieubłaganie ogień i posuchę”. Od poniedziałku z pomocą przyszedł
mu… pan Jacek (brat dziedzica!).

Przez kilkanaście dni jedli razem posiłki z dwojaków, sypiali na polu pod jednym kożuchem,
dzięki czemu Szymek przekonał się, że nieprawdą były plotki o chorobie umysłowej pana Jacka,
człowieka mądrego i doświadczonego przez życie. Po paru dniach do pomocy dołączyli również
Mateusz i syn Kłębów. Gdy w końcu postawili chałupę, Szymek wybielił ściany, a pan Jacek na
pożegnanie zażartował, że może kiedyś przyjdzie do niego „pomieszkać na komorne”.

Nazajutrz odbył się cichy ślub, o którym Dominikowa nie chciała nawet słyszeć. Jagna, w
tajemnicy przed matką, wynosiła z domu różne tobołki do Nastusi. Po sakramencie paru gości
przeniosło się do Mateusza. Na koniec wieczoru Szymek pożyczył konia od Kłęba, zapakował na
niego skrzynie, naczynia, pościel, wszystkie tobołki, posadził na tym swoją Nastusię, teściowej
padł do nóg, ucałował szwagra i usiadł na miejscu woźnicy, kierując się w kierunku nowego
domu. Dobrzy ludzie pomogli młodej parze w zagospodarowaniu: Kłębowa przyniosła kokoszkę
z kurczakami, a Jasiek Przewrotny uwiązał im pod chałupą swego psa, po czym uciekł.

VII

Jagna ofiarowuje pomoc Szymkowi i Nastce (wynosi wszystko z domu od Dominikowej, a nawet
daje pieniądze zarobione na sprzedaży gęsi) i zrywa romans z wójtem. Chłopi naradzają się u
Antka przed głosowaniem w sprawie budowy szkoły w Lipcach.

Hanka na prośbę chorej na ospę Józki dała Nastusi prosiaka, którego odprowadził Witek. Spełnił
prośbę gospodyni, a potem wrócił na swoje miejsce przy łóżku obsypanej krostami dziewczyny.
Odganiał od niej muchy, podawał do picia wodę. Tak mijały dnia Józinej choroby…

Pewnego dnia nad wsią przeszła ulewa z burzą, a jeden piorun uderzył w nową stodołę wójta,
paląc ją doszczętnie. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Kozłowa objaśniła to wydarzenie jako karę
dla małżeństwa, i tylko dzięki interwencji Antka nie doszło do kolejnej bójki. Wracając z gaszenia
pożaru, Antek natknął się na Jagnę, lecz ta nawet na niego nie spojrzała.

Jagustynka nadal smarowała Józkę maściami, a pewnego dnia po kryjomu odwiedziła ją nawet
Jagna, przynosząc garść cukierków i uciekając na odgłos kroków Hanki. Potem pobiegła do
Nastki, szczęśliwej z krowy - prezentu od pana Jacka. Rozwodziła się nad dobrym sercem Antka,
który bardzo pomógł (poręczył za nich u dziedzica), oraz Hanki (dała im prosiaka). Jagna, nie
mogąc dłużej słuchać o małżeństwie, dała młodej żonie dziesięć rubli – zapłatę za sprzedane gęsi.

W drodze powrotnej młoda wdowa spotkała Mateusza, z którym rozeszli się po chwili rozmowy.
Nagle kobieta znieruchomiała, ponieważ czyjeś ręce chwyciły ją wpół. Okazało się że to wójt
szepczący o kupionych koralach i zapewniający, że kochanka mu nie ucieknie. Jednak Jagna
wyrwała się krzycząc, że jeżeli jeszcze raz odważy się ją dotknąć – wydrapie mu oczy, czym
wprawiła mężczyznę w osłupienie. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca w chałupie, zdenerwowana
powiedziała matce, że wybiera się do organistów, u których pomagała ostatnio często w pracy

background image

(aby tylko posłuchać o Jasiu). Dzięki wieczornej wizycie dowiedziała się, że nazajutrz miał zjawić
się syn gospodarzy, co spowodowało, iż ugięły się pod nią nogi. W czasie dłużącej się nocy
postanowiła sobie, że wyjdzie chłopakowi naprzeciw.

Tymczasem u Borynów zebrało się około dwudziestu chłopów popierających Antka i Grzelę i
naradzających się przez jutrzejszym zebraniem w miejskiej kancelarii, na które wszystkich
lipieckich gospodarzy wzywał wójt w sprawie zgody na postawienie we wsi szkoły. Roch pouczał
chłopów, co mają mówić, po czym rozeszli się do domów.

VIII

Nadchodzi dzień zebrania i głosowanie dotyczącego budowy placówki. Wójt wygania Antka. W
końcu pomysł postawienia szkoły zostaje przegłosowany.

Następnego dnia przed kancelarią chłopi wraz z pisarzem oczekiwali przyjazdu naczelnika.
Pojedynczo byli wywoływani, a urzędnik przypominał o składce na sąd i zapłacie podatku (nie
mieli pieniędzy), a pisarz radził: „- A uchwalcie na szkołę, bo jak się będziecie sprzeczali, to
naczelnik może się rozgniewać i gotów wam jeszcze popsuć zgodę z dziedzicem o las -
przestrzegał lipeckich ludzi”).

Grono mieszkańców Lipiec powiększyli chłopi z okolicznych wsi, zebrani również w sprawie
szkoły. Gdy w końcu pojawił się oczekiwany urzędnik, sołtysi stanęli na czele swych wsi, wójt
zasiadł za stołem, a pisarz zaczął czytać: „-...jako przykazano postawić szkołę w Lipcach, któraby
była i dla Modlicy, Przyłęka, Rzepek i drugich pomniejszych wsi: Potem długo wywodził, jaki to
z tego będzie profit, jakie to dobrodziejstwo oświata, jak to urzędy jeno myślą dzień i noc, bych
tylko narodowi przyjść z pomocą, bych go wspierać, oświecać i bronić przed złem. Zaś w końcu
wyliczał, ile potrza na plac z polem, ile na sam budynek i na całe utrzymanie szkoły wraz z
nauczycielem, i że na to wszystko trzeba będzie uchwalić dodatkowy podatek po dwadzieścia
kopiejek z morgi”. Słysząc tę propozycję, chłopi nie zgodzili się na szkołę, ponieważ nie mieli na
płacenie większych podatków. Argumentowali też, że w szkole uczono by w języku rosyjskim
Rozzłościli tym naczelnika. Na próżno gospodarze okolicznych wsi prosili lipeckich o ugodę –
bezskutecznie. Jeśli nauka odbywałaby się po polski, natychmiast wyraziliby zgodę – tłumaczyli.

W końcu głos zabrał Antek mówiąc, że cesarz wydał ustawę, w której było napisane, że w
szkołach i sądach należy posługiwać się językiem polskim. Wystąpienie to spowodowało, że
naczelnik zapytał Borynę o godność i odebrał mu prawo głosu po usłyszeniu nazwiska.
Zawstydzony Antek odszedł krzycząc do chłopów, by nie godzili się na „ruską” szkołę. Teraz
rozpoczęło się pojedyncze wzywanie gospodarzy, przy nazwiskach których pisarz stawiał krzyżyk
lub kreskę. Wynik przedstawiał się następująco: 200 głosów za szkołą, 80 przeciwko. Lipeccy
chłopi zaczęli krzyczeć, że zostali oszukani, domagali się ponownego głosowania, naczelnik
jednak ogłosił, ze w Lipcach powstanie szkoła, po czym odjechał swym powozem. Przegrani
ludzie zaczęli się rozchodzić.

IX

Nieopodal lasu Antek dostrzega rozmawiających Jasia z Jagną, o czym niezwłocznie powiadamia
organiścinę, sugerując randkę. Dominikowa ostrzega dziewczynę przez plotkami ludzi.

background image

Wracając z narady do Lipiec, Antek odpędzał się od obcych psów kijem. Szedł coraz wolniej.
Spotkał startego Żyda szmaciarza popychającego przed sobą taczkę napchaną szmatami, który
poprosił go o pomoc. Teraz syn Macieja pchał wózek, a towarzysz opowiadał: „- Wiecie, jeszcze
zimą naczelnik zrobił kontrakt z jednym majstrem na postawienie szkoły w Lipcach. Mój zięć im
faktorował”. Antek, który wiedział, że w zimie nie było jeszcze ustawy o budowie szkoły, zdziwił
się tymi słowami. Rozstali się, gdy doszli do lasu.

Boryna, wychodząc z boru, zobaczył Jasia z Jagną, stojących obok bryczki, zapatrzonych w siebie
i szepczących. Domyślił się, że jest świadkiem randki, ponieważ niedawna kochanka była pięknie
ubrana. Młodzieniec zrywał jagody i wkładał kobiecie do ust. Nie chcąc zostać zauważonym,
Antek ominął ich po kryjomu, Przed wsią zobaczył organiścinę siedzącą z najmłodszym
dzieckiem i doglądającą pasących się gęsi, od której po przywitaniu usłyszał, że wyczekuje
powrotu syna ze szkoły. Wtedy poinformował, że widział jej Jasia z Jagną, idących w kierunku
młodego lasku.

Rozzłoszczona kobieta nie wierzyła usłyszanym słowom. Usatysfakcjonowany Boryna odszedł.
Wkrótce Jaś podjechał, a po przywitaniu i opowiedzeniu nowin ze szkoły został zapytany o
Jagnę. Nie skłamał, mówiąc, że spotkał ją przy lesie i chwilę porozmawiał. Organiścina była
ucieszona powrotem syna, który miał pomagać księdzu w kościele.

Następnego dnia podczas nabożeństwa młodzieniec służył do mszy, co obserwowała klęcząca z
boku Jagusia (ich spojrzenia parokrotnie się spotkały). Po południu Jasio poszedł do wsi
odwiedzić znajomych: „Posiedział czas jakiś przy Mateuszu, któren Stachową „chałupę” wyciągał
już do zrębu; postał nad stawem z Płoszkową bielącą płótno; odwiedził chorą Józkę; nasłuchał
się wyrzekań wójtowej; przyjrzał się w kuźni, jak kowal stalił kosy i nacinał ostrza sierpów; zajrzał
i na ogrody, kaj pracowało najwięcej dzieuch i kobiet, a wszędy wielce byli mu radzi, witając
przyjacielsko i patrząc na niego z niemałą dumą: boć lipeckie to było dziecko, więc jakby w
krewieństwie ze wszystkimi. A dopiero na samym ostatku wstąpił do Dominikowej; stara
siedziała przed domem i przędła wełnę, dziwił się temu, gdyż oczy miała przewiązane”.

Został poczęstowany mlekiem, przyniesionym przez Jagusię, która obserwowała jako każdy krok,
zwłaszcza gdy odchodził: „Niewypowiedzianie parło ją cosik za nim i tak strasznie ponosiło, że
aby się nie dać pokusić, wpadła do sadu, chyciła się oburącz jakiegoś drzewa i przytulając się do
niego stanęła bez tchu prawie i przytomności, nakryta, niby płaszczem, gałęziami, zwisłymi od
jabłek; stała z przywartymi powiekami, z uśmiechem zatajonym w kątach warg, pełna
szczęśliwości, a zarazem lęku, i pełna jakowychś łez słodkich i lubego dygotu, jak wtedy, kiej
patrzała na niego przez okno, w tamtą noc wiośnianą”. Jaś również był pod urokiem Jagny.

Pewnego dnia organiścina posłała po Jagnę, by przyszła do niej poprasować, a ta pojawiła się
wystrojona jak do kościoła. Dużo czasu spędzała też w świątyni, ponieważ tam bez skrępowania
mogła obserwować ukochanego. Jagna nie wiedziała, że zainteresowany nią był również Mateusz.
Gdy spostrzegła to Tereska, zaczęła wdowę po Borynie wyzywać do dziewcząt ze wsi i buntować
przeciwko niej kobiety. Nieświadoma niczego Jagna była pochłonięta nową miłością, żyła niczym
we śnie i nie miała poczucia czasu (nie wiedziała, czy jest dzień, czy noc). Dominikowa czuła, ze
z córką działo się coś złego.

background image

Któregoś razu Jagna niechcący natknęła się na Jasia siedzącego na kopcu i czytającego książkę.
Okryła się rumieńcem, po czym zaczęli rozmawiać. Gdy młodzieniec musiał wracać do domu,
postanowiła go odprowadzić. Przysiedli jeszcze pod drzewem, gdzie Jasio czytał jej książkę, gdy
nagle stanęła przy nich Kozłowa informując, że chłopaka szuka matka. Pobiegł natychmiast do
domu, a Jagna poszła w swoją stronę, słysząc za sobą słowa Kozłowej (że jeszcze ją ktoś
rozgrzeszy).

X

Do wsi przybywa żandarmeria poszukująca Rocha. Mężczyzna zostaje ukryty przez chłopów, a w
końcu opuszcza Lipce.

Po powrocie do chałupy Jagna usłyszała od matki, że do wójta przyjechali wojskowi. Fakt ten
wzbudził ogólne poruszenie we wsi, ludzie snuli domysły, o co może chodzić.

Do Antka, siedzącego na ganku, przybiegł przez pola Grzela, aby go ostrzec przed żandarmami,
którzy udawali się w kierunku jego domu w poszukiwaniu Rocha. Na szczęście młody Boryna
zachował spokój i kazał Rochowi natychmiast schować się do nowego brogu, postawionego
przez Mateusza. Przed ucieczką Roch zdążył jeszcze rzucić leżącej na łóżku Józce jakieś papiery,
prosząc, aby je ukryła pod sobą, po czym wybiegł na zewnątrz. Gdy wojskowi nadeszli, Hanka z
dzieckiem była w izbie, a Antek siedział na ganku. Widok żandarmów spowodował, że z
przerażenia serce podskoczyło mu do gardła. Gdy wójt zapytał, czy Rocho jest w domu,
odpowiedział, że nie, pewnie poszedł do kogoś we wsi.

Wojskowi weszli do chałupy i zaczęli rewizję. Bali się jednak podejść do Józki, ponieważ Hanka
uprzedziła ich, że dziewczyna jest chora na ospę. Po nieudanych poszukiwaniach w udali się do
innych domostw. Kiedy odeszli, Antek nakazał Mateuszowi i Grzeli odciągnąć tłum gapiów
zebranych pod jego chałupą. Mężczyźni nakłonili zgromadzonych, żeby poszli za nimi do wsi
szukać Rocha. Gdy nie było już świadków, Antek przyprowadził Rocha do izby Józki.

Starzec wiedział, że musi opuścić wieś. Pozbierał wszystkie swoje rzeczy, zjadł coś naprędce i
pożegnał się z domownikami. Antek powiedział, że u Szymka na Podlesiu będą czekały na niego
konie. Zapewnił, że spotkają się jeszcze przy figurze pod borem. Rocho udał się do Dominikowej
po resztę swoich rzeczy. Pożegnał się ze starszą kobietą, a Jagna nalegała, by móc go
odprowadzić. Po drodze niosła tobołek Rocha, a ten prosił ją, aby się opamiętała, by wreszcie
zmieniała swoje życie. Wypominał jej wszystkich mężczyzn, z którymi coś ją łączyło. Zaczął od
Antka, potem mówił o wójcie, a skończył na Jasiu. Bulwersowało go, że o tym ostatnim związku
mówił nawet ksiądz. Na dźwięk imienia „Jaś” Jagna oburzyła się, twierdziła, iż nic złego z nim
nie robi, jedynie romansuje. Jednocześnie mówiła, że za Jasiem poszłaby na koniec świata. Jednak
Rocho już tego nie słyszał.

Doszli do lasu, gdzie na Rocha czekali Antek, Grzela i Mateusz. Wszyscy usiedli na trawie i
wysłuchiwali ostatnich nauk Rocha: „Mówił tak ważkie i zgoła niespodziane rzeczy, że słuchali z
zapartym tchem, z trwogą i radością zarazem, przyjmując każde jego słowo z dreszczem wiary
serdecznej, jako by tę komunię przenajświętszą... Niebo im bowiem otwierał, raje pokazywał, że

background image

dusze im poklękały w zachwyceniu, oczy widziały cudności niewypowiedziane, a serca się pasły
janielskim, przesłodkim śpiewaniem nadziei...”.

XI

Zaczynają się żniwa. Z wojska wraca mąż Tereski. Umiera Agata. Organiścina wygania Jagnę z
domu.

Nadeszły żniwa. Kłębowa poszła prosić młynarzową o pół kwaterki kaszy na kredyt, jednak jej
nie dostała. Oburzona przekazała to Magdzie, która powiedziała, że jej mąż kupił od dziedzica
dwadzieścia morgów ziemi na Podlesiu i tam postawi własny młyn. Z tą nowiną Kłębowa udała
się do Hanki szykującej się do wymarszu na pielgrzymkę. W domu była także Jagustynka, która
doniosła, że mąż Tereski, Jasiek, wrócił z wojska. Dodała, że teraz siedzi w domu i czeka na
żonę. Kozłowa zdążyła już mu opowiedzieć o romansie Tereski z Mateuszem. Z kolei Antek z
wiadomością o powrocie Jaśka udał się do Mateusza, którego spotkał u Szymka i Nastusi.

Mateusz ucieszył się na wieść o powrocie męża Tereski, której miał już dość: „- Czasu by nie
chwaciło, żebym miał każdej żałować! Wpadła mi w pazury, to i wzionem, każdy by zrobił to
samo! Nie bój się, użyłem jak pies w studni, bo com się musiał nasłuchać beków i wyrzekań, to
starczyłoby la dziesięciu. Uciekałem, to kieby cień szła za mną. Niechże i Jasiek się nią nacieszy.
Nie kochanie mi w głowie, a jeno całkiem co drugiego”. Miał własne plany i chciał się ożenić, ale
nie wyjawił Antkowi, z kim. Potem spytał mimochodem, czy Antek ma zamiar oddać Jagnie
ziemię, którą przepisał jej Boryna. Antek odparł, że wykupi od niej te morgi, domyślając się, że
Mateusz chciał się ożenić właśnie z Jagną.

Wracając do domu, Mateusz w myślach przeliczał morgi Dominikowej i Jagny. Gdyby udało mu
się tym zarządzać, byłby gospodarzem pełną gębą. W chałupie dowiedział się od płaczącej matki,
że Teresa kilkakrotnie pytała o niego. Zaraz zresztą przybiegła i ze łzami w oczach powiedziała,
że Jasiek wrócił z wojska. Wróciwszy do domu, zastała swojego męża, który wprost zapytał, czy
to prawda, że zdradzała go z Mateuszem. Gdy przytaknęła, Jasiek się rozpłakał, a ona wybiegła
do kochanka.

Mateusz wyprowadził ją przed chałupę. Kobieta tuliła się do niego, mówiąc: „- O mój jedyny, o
mój wybrany z tysiąca, zabij me, a nie odpędzaj od siebie! Miłujesz to me, co? Miłujesz? Dyć me
utul ten ostatni razik, dyć me weź, ogarnij sobą i niedaj na mękę, nie daj płakania, nie daj
zatracenia! Jedynego cię mam na wszyćkim świecie, jedynego... Ino me ostaw przy sobie, a służyła
ci będę za tego psa wiernego, za tę ostatnią dziewkę!”, na co on zaczął się wykręcać od
odpowiedzi. Chciał, aby dała mu święty spokój. Tereska krzyknęła: „- Cyganisz jak pies! Zawdyś
me ocyganiał! Już me teraz nie zwiedziesz! Strach ci Jaśkowego kija, to się wijesz kiej ta
przydeptana glista! A ja mu zawierzyłam jak komu najlepszemu! Mój Boże, mój Boże! A Jasiek
taki poczciwy, nawiózł mi podarunków, nigdy mi nie powiedział marnego słowa i ja mu tak
odpłaciłam. I takiemu przeniewiercy zawierzyłam, takiemu zbójowi! takiemu psu! Idź se za
Jagusią! - zawrzeszczała przyskakując do niego z pięściami - idź, i niech was pożeni hycel,
pasujeta do siebie, lakudra i złodziej”.

Matka Mateusza przyglądała się temu, zalewając się łzami. Tereska upadła na ziemię, zanosząc się
płaczem. Wtedy zza drzew wyszedł Jasiek, który wszystko słyszał. Ujął ją za rękę, prosząc, by

background image

wróciła z nim do domu. Zapewniał, że nie zrobi jej krzywdy, a Mateuszowi powiedział: „- Pókim
żyw, to ci jej krzywdy nie daruję, tak mi dopomóż, Panie Boże!”. Po tych słowach Marteusz
poszedł prosto do karczmy, gdzie pił całą noc. Tam wszyscy wiedzieli, co się wydarzyło. Tylko
Jagustynka trzymała stronę Tereski.

U organistów też zaczęły się żniwa. Z uwagi na ogromny upał organiścina nakazała synowi, by
wrócił z pola do domu i aby sobie odpoczął. Jasiowi szybko znudziło się w chałupie i wyszedł na
wieś. Pod domem Kłąbów usłyszał straszliwe jęki. Gdy wszedł do sieni, zorientował się, że
wydaje je konająca Agata. Z sieni, gdzie została ulokowana przez Kłąbów, przeniósł ją na łóżko
w izbie. Zaraz po tym pobiegł na pole, by powiadomić o wszystkim rodzinę staruszki.

Wieczorem Agatę ułożono w pościeli, a w dłoń włożono różaniec. Nazajutrz przyszedł ksiądz z
ostatnim namaszczeniem, ale nie zabawił długo, ponieważ był z kimś umówiony. Kapłan nakazał
Jasiowi siedzieć przy Agacie do końca. Do izby z czasem zaczęli schodzić się sąsiedzi, a wśród
nich Jagusia. Zgromadzeni modlili się pod przewodnictwem Jaśka, który czytał Agacie brewiarz.
Gdy tego wieczora zmarła, chłopak z płaczem pobiegł do domu, a Jagusia podążyła za nim, tuląc
roztrzęsionego do swej piersi i próbując uspokoić. W takiej pozie zastała ich organiścina, która
zagroziła Jagnie, że jeżeli się natychmiast nie wyniesie, poszczuje ją psami. Dziewczyna
próbowała się tłumaczyć, ale została zmuszona do opuszczenia domu organistów. Wybiegłszy z
pokoju Jasia, skierowała się ku polom.

XII

Organiścina przerywa rozmowę Jagny i Jasia. Z Lipiec wyrusza do Częstochowy pielgrzymka, w
której uczestniczą: Hanka, Tereska z mężem oraz Jaś.

Jasio chciał biec za Jagną, ale matka mu nie pozwoliła. Opowiedziała synowi, co ludzie we wsi
mówią o młodej wdowie, ale on nie uwierzył jej słowom. Długo płakał, nie mógł dojść do siebie,
bił się z myślami. Chcąc przestać myśleć o Jagnie, udał się do zmarłej Agaty, aby pomodlić się
nad nią. Następnego dnia także modlił się przy nieboszczce, znad której Jagustynka wciąż
odganiała natrętne muchy.

Kłębowie pojechali do miasta, by wydać pieniądze, które pozostawiła im Agata, a Mateusz zajął
się robieniem trumny. W izbie, w której spoczywało ciało zmarłej, pojawiły się Jagna z matką, aby
się pomodlić. Młoda wdowa popatrzyła na Jasia smutnymi oczami.

Do Lipiec zaczęli tłumnie zjeżdżać okoliczni parafianie, aby rano wyruszyć stąd na pielgrzymkę
do Częstochowy. Po pogrzebie Jasio postanowił porozmawiać z Jagną, chcąc wyjaśnić, czego na
jej temat dowiedział się od matki. Udał się w kierunku domu Jagusi, jednak nie szedł drogą, ale
obejściami, aby mieć pewność, że nikt go nie zobaczy. Zakradł się od strony sadu, gdzie właśnie
spotkał pracującą przy ziemniakach Jagnę. Zawołał ją i poszli razem w kierunku pól. Na zadane
wprost pytanie, czy to, co powiedziała na jej temat matka, było prawdą, usłyszał odpowiedź
przeczącą. Uspokoił się. Po chwili oboje płakali. Szli przed siebie, nie odzywając się, pochłonięci
sobą, zauroczeni.

background image

Nagle dobiegł ich głos organiściny, która wołała syna. Kobieta podbiegła do nich, złapała syna za
rękę i pociągnęła go za sobą. Wpatrzona w Jasia Jagna szła za nimi, ale organiścina chwyciła
kamień i cisnęła w nią, krzycząc: „- Poszła precz! A do budy, ty suko! - zakrzyczała wzgardliwie.
Jagusia obejrzała się dokoła, całkiem nie miarkując, o kogo tamtej chodzi, ale gdy jej zniknęli z
oczów, długo się plątała po drogach, a potem, gdy w „chałupie” poszli spać, siedziała pod ścianą
do białego rana. Godziny szły za godzinami, piały kokoty, rżały konie przy wozach nad stawem,
robił się świt, wieś zaczynała wstawać, brali wodę ze stawu, wypędzali bydło na pastwiska, kto już
wychodził na robotę, gdzie już trajkotały kobiety, kajś dzieci popłakiwały matyjaśnie, a ona wciąż
siedziała na jednym miejscu i z otwartymi oczami śniła na jawie o Jasiu - że cosik z nim
rozmawia, że patrzą na się tak z bliska, jaże ją ogarniały słodkie ognie, że idą kajś i śpiewają coś
takiego, czego nie poredziła sobie przypomnieć - i tak cięgiem jedno w kółko”.

Do Dominikowej przyszła Hanka, mówiąc, że idzie na pielgrzymkę i prosi o przebaczenie
wszystkich dawnych grzechów. Szła do Częstochowy, by podziękować Bogu za wysłuchanie
modlitw o odmianę losu. Powiedziała także, że Jasio organistów także wybiera się w drogę. Na
porannej mszy ksiądz pobłogosławił i pożegnał pielgrzymów, których było około stu, a wśród
nich nawet Tereska z mężem. Za tłumem podążały wozy z tobołami. Cała wieś ich
odprowadzała. Jagusia: „(…) szła z matką i z drugimi, była strasznie zmizerowana, trzęsła się w
sobie z żałości, a łykając gorzkie, sieroce łzy patrzyła w Jasia kieby w to słońce, juści, co z dala,
bo organiścina z dziećmi nie opuszczała go ani na chwilę, że nie było sposobu przemówić do
niego ni nawet stanąć mu w oczach”.

Pod figurą na Podlesiu odprowadzający pożegnali się z pielgrzymami i zawrócili, Jagna zaś:
„Czekała z upragnieniem nocy i cichości, ale i noc nie przyniesła jej folgi ni ukoju, tłukła się do
samego świtania kole „chałupy”„, szła na drogi, poleciała nawet na Podlesie pod figurę, kaj
ostatni raz widziała Jasia, i zapiekłymi od męki oczami szukała na szerokiej, piaszczystej drodze
jakby śladów jego kroków, choćby cienia po nim, choćby tej grudki ziemi tkniętej przez niego.
Nie było, nie było la niej nic i nikaj, nie było już zmiłowania i poratunku. Zabrakło jej w końcu
nawet łez, zabite smutkiem i rozpaczą, oczy świeciły kiej studnie niezgłębionej boleści. A tylko
niekiej, przy pacierzu, zrywała się ze spiekłych warg żałosna skarga. - I za co to wszystko, mój
Boże, za co?”.

XIII

Wójt zostaje aresztowany z powodu braku pieniędzy w gminnej kasie. Jagnę mieszkańcy wywożą
z Lipiec na kupie świńskiego nawozu (przy sprzeciwie Mateusza i bierności Antka).

Jagna chodziła jak nieprzytomna. Jędrzych coraz częściej przesiadywał u Szymka, przez co
gospodarka Dominikowej podupadała. Zaniedbywany był inwentarz, szybko skończyło się
drewno na opał. Podobnie sprawy miały się w polu, gdzie len prosił się o wyrwanie, ale Jędrzych
nie miał zamiaru pracować. Mówił matce, że jeśli ona wygnała Szymka, to on też może w każdej
chwili odejść. Dominikowa, zaniepokojona stanem Jagusi, udała się do księdza po radę. Wróciła
do domu wściekła, ponieważ dowiedziała się, jaka opinia krąży we wsi na temat jej córki, „- Zaraz
w nocy zrobiły nad nim sąd, organista zerżnął mu skórę, ksiądz swoje, cybuchem dołożył i bych
ustrzec przed tobą, wyprawili go do Częstochowy. Słyszysz to? Pomiarkujże, coś narobiła! -
krzyknęła groźnie. - Jezus Maria! Biły go! Jasia biły! - zerwała się gotowa lecieć na jego obronę,
ale jeno zakrzyczała przez zaciśnięte zęby (…)”. Dominikowa zaczęła bić kijem córkę, twierdząc,

background image

że przynosi jej tylko wstyd na stare lata. Jagna broniła się mówiąc, że słyszała od ludzi, że będąc
w jej wieku, matka zachowywała się podobnie.

Dominikowa była zła, że Jagusia przepędziła Mateusza. Uważała, że przez to znajduje się wciąż
na językach ludzi. Prosiła, by dziewczyna udała się do księdza do spowiedzi i po pokutę, na co
Jagna odpowiedziała, że nie pójdzie, a pokutę już ma, ponieważ wciąż cierpi za swoją miłość.

Następnego dnia była niedziela. Wieś obiegła wiadomość, że wójt został aresztowany za brak
pieniędzy w kasie gminnej. Podobno brakowało sporej sumy. Krążyła wieść, że urzędnicy zabiorą
mu gospodarkę, a resztę pieniędzy będą musieli zwrócić lipczanie. Informacja ta spowodowała, że
ludzie się oburzyli, a we wsi podniósł się krzyk. Prym w tym wiodła Kozłowa.

Gdy organiścina podrzuciła hasło, że wójt wydał pewnie pieniądze na Jagnę, tłum podchwycił te
słowa. Ludzie skupili swoje oburzenie na Jagnie, w jej stronę została skierowana agresja.
Dziewczyna stała się nagle przyczyną wszelkich nieszczęść i plag, jakie dotknęły Lipce w ostatnim
czasie. Obwiniono ją nawet o śmierć Boryny. Uznano, że dopóki jest we wsi, będą się przydarzać
wszystkim nieszczęścia. Tłumowi zrobiło się nawet żal płaczącej wójtowej.

Pod wodzą organiściny ludzie poszli do księdza po radę. Kapłan nie chciał się do niczego
mieszać.

Wieczorem tego dnia odbyła się w karczmie narada ludności wiejskiej. Zjawił się na niej nawet
Antek, bez którego nie mogła zapaść we wsi żadna decyzja. Wszyscy po kolei zabierali głos, nie
pozostawiając na Jagnie suchej nitki. Zapytali Antka o zgodę na wypędzenie Jagny ze wsi, a on,
dotychczas milczący, odparł: „- W gromadzie żyję, to i z gromadą trzymam! Chceta ją wypędzić,
wypędźta; a chceta se ją posadzić na ołtarzu, posadźta! Zarówno mi jedno!”. Po tych słowach
wyszedł z karczmy. Jedyną osobą, która broniła Jagusi, był Mateusz.

Nazajutrz Antek, wiedząc, co się wydarzy we wsi, wziął kosę i udał się w pole. Tłum,
zgromadzony pod domem organistów, skierował się ku chałupie Dominikowej. „Wdarli się do
„chałupy”„ kiej burza, jaże zadygotały ściany, Dominikowa zastąpiła drogę, to ją stratowali,
Jędrzych skoczył bronić i w oczymgnienie zrobili z nim to samo, wreszcie Mateusz chciał ich
powstrzymać przed komorą i chociaż prał drągiem, chociaż bronił całą mocą, ale nie wyszło i
Zdrowaś, już leżał kajś pod ścianą z rozbitym łbem i nieprzytomny. Jagusia była zaparta w
alkierzu, a kiej wyrwali drzwi, stała przytulona do ściany i nie broniła się, nie wydała nawet głosu,
blada była kiej trup, a w oczach szeroko rozwartych gorzało ponure płomię grozy i śmierci. Sto
rąk wyciągnęło się po nią, sto rąk głodnymi, chciwymi pazurami chyciło ją ze wszystkich stron,
wyrwało niby kierz płytko wrośnięty w ziemię i powlekło w opłotki”.

Związali Jagusię i wrzucili ją na wóz z gnojem, zaprzęgnięty w dwie krowy. Dziewczyna była przy
tym ciągle bita i opluwana. Ktoś wpadł na pomysł, aby wywieźć ją pod kościół, tam rozebrać do
naga i bić, ale Jambroży nie wpuścił ich na teren świątyni. Parobek Borynów, Pietrek, powoził,
zaś „Jagusia w postronkach, na gnoju, zbita do krwi, w porwanym odzieniu, pohańbiona na wieki,
skrzywdzona ponad człowiecze wyrozumienie i nieszczęsna ponad wszystko, leżała jakby już nie
słysząc ni czując, co się dzieje dokoła, tylko żywe łzy nieustanną strugą ciekły po jej twarzy
posiniaczonej, a niekiedy wzniesła się pierś niby w tym krzyku skamieniałym”.

background image

Wreszcie dojechali do kopców pod lasem i zrzucili tam Jagnę z wozu wraz z gnojem. Nie zdążyła
się nawet poruszyć, a już zgromadziły się wokół niej kobiety. Zaspokajając swoją nienawiść,
zaczęły ją dotkliwie kopać. Potem wracały do wsi, mijając po drodze zapłakaną Dominikową,
która: „szła okrwawiona w potarganej odzieży, zaszlochana i z trudem macająca kijem drogę, a
gdy pomiarkowała, kto ją wymija, wybuchnęła strasznym głosem: - A żeby was mór! A żeby was
zaraza! A żeby was ogień i woda nie szczędziły! Każden jeno głowę wtulił w ramiona i uciekał
zestrachany. A ona wielkimi krokami pobiegła na ratunek Jagusi”.

Na polach ludzie zbierali plony i zwozili do stodół, „Tylko jedne pola Dominikowej stojały
opuszczone i jakby zapomniane; ziarno się już sypało z kłosów, zboża mdlały od suszy, a nikto
się tam nawet nie pokazał, z lękliwym smutkiem odwracano od nich oczy, niejeden już wzdychał
nad nimi, niejeden drapał się frasobliwie, oglądał trwożnie na drugich i potem jeszcze skwapniej
przypinał się do roboty, nie pora była deliberować nad taką marnacją i upadkiem”. Ślepy żebrak,
który odwiedził Nastusię, przyniósł dla Jagusi od zakonnic z Przyrowa święconą wodę, która
miała pomóc dziewczynie powrócić do zdrowia. W domu Dominikowej panowały przygnębienie
i rozpacz. Jagna postradała zmysły i co jakiś czas zrywała się do ucieczki z domu. Wciąż wołała
Jasia. Jej matka przypominała raczej trupa niż kobietę. Szymek pomagał matce w gospodarstwie.
Jedynie Mateusz i Nastusia płakali nad krzywdą Jagny. Reszta mieszkańców Lipiec żyła swoim
życiem.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Chłopi streszczenie; z cytatami; wszystkie tomy
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom I, streszczenia lektur, chłopi
pol-Chłopi streszczenie, CHŁOPI
chłopi streszczenie
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom III, streszczenia lektur, chłopi
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom IV, streszczenia lektur, chłopi
Chłopi - streszczenie szczegółowe Tom II, streszczenia lektur, chłopi
Chlopi, Streszczenia lektur, Streszczenia lektur
Chłopi streszczenie
Chłopi streszczenie, Lektury matura
chlopi streszczenie
Chłopi streszczenie szczegółowe
CHLOPI STRESZCZENIE
Władysław Reymont Chłopi Streszczenie
Reymond Władysław Chłopi streszczenie (klp)
streszczenie wszystkich odcinkow violetty
CHŁOPI streszczenie szczegółowe

więcej podobnych podstron