Co czeka premiera Kaczyńskiego w Ameryce
(Korespondencja własna "Dziennika Związkowego")
Warszawa W przyszłym tygodniu przyjedzie ze swoją pierwszą oficjalną wizytą do
Stanów Zjednoczonych premier Jarosław Kaczyński. Po Tadeuszu Mazowieckim, Janie
Krzysztofie Bieleckim, Janie Olszewskim, Hannie Suchockiej, Jerzym Buzku i swoim
bezpośrednim poprzedniku, Kazimierzu Marcinkiewiczu, będzie on kolejnym,
składającym wizytę w Waszyngtonie szefem polskiego rządu wywodzącym się ze
środowisk antykomunistycznych.
Mimo że na premiera został desygnowany przez bratabliźniaka dopiero 10 lipca br., jest
niewątpliwie przywódcą politycznym po przejściach. Po wyborach, które wygrała jego
partia Prawo i Sprawiedliwość wkrótce minie rok, ale był to rok szczególny nadal
codziennie zaskakuje nowymi wyzwaniami i nierozwiązywalnymi dylematami. Największą
bolączką jego rządu i poprzedniego, na którego czele stał Marcinkiewicz, są dwie litery:
PO.
Niezależnie czy ktoś Platformę Obywatelską określa mianem centroprawicowej,
liberalnokonserwatywnej czy probiznesowej, wiadomo, że partia Tuska i Rokity
nieznaczną różnicą głosów przegrała ubiegłoroczne jesienne wybory i z demokratycznym
werdyktem wyborców nie była w stanie się pogodzić. Jej liderzy wielokrotnie odrzucali
oferty wejścia do koalicji, woląc zamiast tego knuć, szczuć, obrzucać błotem braci
Kaczyńskich i innych działaczy PiS oraz każdą ich wypowiedź czy ruch zohydzić,
ośmieszyć i przedstawić w krzywym zwierciadle.
Mimo to premier Kaczyński stara się nie dać wytrącić z równowagi i przejawia
zadziwiającą cierpliwość. Mimo kłód rzucanych pod nogi jego rządu oraz ustawicznych
tarć wewnątrz trójpartyjnej koalicji, i tak poczyniono spore kroki na drodze do budowanej
przez PiS IV Rzeczpospolitej.
Taki właśnie zahartowany w boju polski premier przybywa do Waszyngtonu w przyszłą
środę, ale już na etapie planowania wizyty pojawił się przykry zgrzyt. W kraju i wśród
Polonii rozeszła się wieść, że prezydent Bush nie przyjmie szefa polskiego rządu, mimo
że znalazł czas dla jego postkomunistycznych poprzedników, Leszka Millera i Marka
Belki. Ma się za to spotkać z wiceprezydentem Dickiem Cheneyem, sekretarz stanu
Condoleezzą Rice, spikerem Izby Reprezentantów oraz szefem Departamentu
Energetyki.
"Nie jestem zaskoczony stanowiskiem Białego Domu, choć trochę mi przykro
skomentował sprawę krytyczny wobec Busha b. ambasador amerykański w Warszawie,
Nicholas Rey. To nie jest wina Jarosława Kaczyńskiego, bo przynajmniej do tej pory
nowe polskie władze nie zrobiły przecież nic, by popsuć stosunki z Waszyngtonem. To
raczej przykład, jak administracja Busha podchodzi do polityki zagranicznej. Gdy Polska
była potrzebna, gdy była dla Ameryki priorytetem, nie było żadnych problemów z
załatwieniem spotkania w Białym Domu. Teraz o tym zapomniano".
1
Choć stosunki na linii Warszawa Waszyngton nadal są dobre, tego nie można
powiedzieć o relacjach Polski z Unią Europejską. Dlatego też w Brukseli premier
Kaczyński musiał się dwoić i troić, aby rozpocząć kampanię odbudowy zniszczonego
wizerunku swojego kraju. W ostatnim czasie doszło do nieporozumień z Unią, która
oskarżała Polaków o rzekomy antysemityzm, naruszanie praw homoseksualistów oraz
zamiar przywrócenia kary śmierci. Unia naciska na rząd polski w kierunku prywatyzacji
(czytaj: wyprzedaży obcemu kapitałowi) stoczni bałtyckich, podczas gdy władze chcą
uratować choćby legendarną Stocznię Gdańską.
Te sprawy nie stanowią problemu dla Administracji amerykańskiej. A stosunek władz
polskich do kampanii irackiej, który tak głęboko skłócił Warszawę z częścią "starej
Europy", w Waszyngtonie jest niewątpliwym atutem. Z tym że liczba polskich żołnierzy w
Iraku wynosi ok. 900 i będzie malała. Nawiązując do oczekiwanej, wkrótce zaplanowanej
z pompą, wizyty dyktatora Kazachstanu Nursułtana Nazarbajewa, którego same władze
amerykańskie oskarżają o korupcję, ambasador Rey powiedział: "Kazachstan ma ropę i
jest kluczowym krajem regionu. Kiedy Polska była potrzebna Ameryce w Iraku, też
inaczej wyglądały wizyty w Waszyngtonie". Dlatego dyktator Nazarbajew będzie gościem
w nadmorskiej rezydencji rodziny Bushów w stanie Maine, a Kaczyński
Niektóre źródła amerykańskie bagatelizują sprawę, tłumacząc, że spotkanie w Białym
Domu nie ma aż tak dużego znaczenie. Spotkanie w Owalnym Gabinecie przy kominku
ma raczej charakter kurtuazyjny, wymienia się wyrazy życzliwości, rozmawia o
ogólnikach, a o konkretach dyskutuje się w Departamencie Stanu i Kongresie. Ale takie
spotkania mają olbrzymie znaczenie psychologiczne. Najważniejsza jest tzw. okazja do
wykonania zdjęć czyli tzw. "photo opportunity".
Amerykańscy urzędnicy twierdzą, że brak spotkania z polskim premierem wcale nie
oznacza, że osłabła pozycja polityczna Polski. Po prostu program działań i imprez
politycznych jest niezwykle napięty, ponieważ Kongres wznawia działalność po
wakacjach, obchodzona jest piąta rocznica ataku terrorystycznego na Amerykę zwanego
9/11, odbywa się Zgromadzenie Ogólne ONZ i rozwija się kampania przed listopadowymi
wyborami. Przedstawiciele administracji tłumaczą też, że prezydent Bush rzadko spotyka
się z premierami, przede wszystkim z głowami państwa i właśnie zamierza przyjąć
prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który też wkrótce przybywa z wizytą.
Tak czy inaczej, Polska Ambasada różnymi drogami próbuje doprowadzić do spotkania
Jarosława Kaczyńskiego z Bushem. Jak twierdzą polscy dyplomaci w USA, Polonia
amerykańska jest oburzona takim rozwojem sprawy. Sukcesem byłaby nawet zgoda na
choćby krótkie przywitanie: uścisk dłoni, wymiana uśmiechów czy coś w tym rodzaju. Dla
większości przyjeżdżających do Waszyngtonu mężów stanu, zdjęcie czy ujęcie
telewizyjne z przywódcą najpotężniejszego państwa świata ma kolosalne znaczenie,
zwłaszcza na rynku politycznym własnego kraju. Spotkanie z Bushem pomogłoby
poprawić wizerunek premiera w kraju, gdzie nie cieszy się zbyt wielką popularnością.
Czy w rozmowach premiera Kaczyńskiego pojawi się dyżurny temat polskoamerykański
2
ostatnich lat zniesienie wiz turystycznych dla Polaków nie wiadomo. Sprawę tę
poruszali bez większego skutku wszyscy polscy przywódcy, którzy wizytowali stolicę
USA. Odpowiedź była zawsze podobna: jeśli liczba odmów wizowych dla Polaków
spadnie poniżej pewnego progu, a spadnie, kiedy Polacy przestaną nielegalnie pracować
i bezprawnie przedłużać swój pobyt w Ameryce, wówczas można znieść wizy.
Na pewno będzie się dyskutować o najgorętszej sprawie w dwustronnych kontaktach, o
tarczy antyrakietowej. USA poszukuje lokalizacji dla takiej instalacji i uważa, że Polska
albo Czechy byłyby optymalnym miejscem na takie instalacje. Stacja antyrakietowa
składałaby się z podziemnych silosów, z których rakiety zdolne udaremnić
nieprzyjacielski atak na USA byłyby wystrzeliwane. Takich ataków Waszyngton oczekuje
zwłaszcza ze strony państw "zbójeckich" Iranu i Korei Północnej.
Wzmocniłoby to zapewne sojusz polskoamerykański i zapewniłoby Polakom znaczne
korzyści materialne oraz nowe miejsca pracy dla miejscowej ludności. Z drugiej strony
jednak spowodowałoby dodatkowe napięcia w i tak nie najlepszych stosunkach
Warszawy z Moskwą, która podejrzewałaby, że wszystko to jest wymierzone w Rosję.
Mogłoby też spowodować odwet przeciw Polsce ze strony środowisk terrorystycznych
lub owych krajów "zbójeckich". Jednak największe zastrzeżenia Warszawy budzą
nalegania strony amerykańskiej, aby taka instalacja w Polsce miała charakter
ekstraterytorialny. Oznacza to jakby państewko w państwie, obszar, na którym nie
obowiązuje polskie prawo.
Po takich dylematach można przypuszczać, że Dostojny Gość z Warszawy naładuje
swój przysłowiowy akumulator na spotkaniach z Polonią, zwłaszcza w Chicago. W
Wietrznym Grodzie przedstawiciele patriotycznej prawicy zawsze mogli liczyć na
serdeczne przyjęcie. PiS braci Kaczyńskich jest opcją polityczną zbliżoną do Ruchu
Odrodzenia Polski b. premiera Jana Olszewskiego, który w Chicago wygrał wybory
prezydenckie w 1995 r. W okręgu nowojorskim natomiast wygrał Wałęsa. Obecnie
Olszewski jest doradcą politycznym prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Robert Strybel
09-11-2006
3