P
IERWSZY
KRZYK
DZIECIĘCIA
WIEKU
„Na oczach poczernia ych ze wstydu i w ciek o ci królów oba wojska chrz kn
y,
ł
ś
ł ś
ą
ęł
wzi
y si pod r ce i posz y na spacer, zrywaj c kwiaty pod ci gn cymi chmurami...”
ęł
ę
ę
ł
ą
ą
ą
Lem, Recepta Gargancjana.
Ciąża trwała gdzieś tak – jak Edwin Bendyk wyliczył – od 1968 roku. A poród
zaczął się w 2007, gdy obecni osiemnastolatkowie przekroczyli magiczny wiek
lat trzynastu, kiedy to można pod własnym pseudonimem założyć konto w
większości serwisów. U wezgłowia położnicy stali prorocy społeczeństwa 2.0,
krzepcy ojcowie-założyciele turbokapitalizmu i śliniący się marketingowcy-
pedofile. Rządy i ich służby były akurat zajęte zupełnie czym innym – chwała im
za to. Za to zza drzwi zaglądał wścibski plotkarz - kuzyn z Australii, przejazdem
do Szwecji, gdzie potem zrobił niespodziewaną karierę gwałciciela.
Trzy Wróżki Chrzestne przyniosły dziecięciu dary.
–
Ja Ci daję dostęp do F*** - zadeklarowała dwuznacznie uśmiechnięta
pierwsza wróżka, ta po studiach na Harwardzie - Nigdy się nie dowiesz, co
to jest prywatność, czy dyskrecja, ale za to poznasz, jak to jest mieć
tysiące braci i sióstr z wyboru, a z każdym innymi, nierozerwalnymi
więzami się zwiążesz. I w każdej minucie będziesz czuć tę więź, choć
może żadnego z nich nie ujrzysz na własne oczy. Ale zapłacisz za to
ciągłym molestowaniem przez marketingowców, PRowców, fałszywych
proroków i co cwańszych polityków. Strzeż się i szukaj w tym własnej siły.
–
Ja Ci daję takie fajne pudełeczko, zobacz – niewyraźnie bąknęła druga, z
nadgryzionym jabłkiem w zębach i słuchawkami na uszach – dzieci nie
powinny siedzieć przy komputerze; to psuje wzrok i kręgosłup. Dalej,
biegaj, skacz, baw się; zawsze online!
–
Ja Ci daję małe, orbitalne działko jonowe – trzeciej wróżki nie było widać
dokładnie, tylko dziwną, nieruchomą, wcale niekobiecą, jakby papierową
twarz – nie mów nikomu, ale zobacz: pstryk i taka Estonia nawet nie
piśnie. Pobaw się nim z innymi dziećmi, nauczcie się go używać, a
zobaczycie, dorośli będą was szanować. A, i pamiętaj, bądźcie miłe dla
kuzyna Julka. On zawsze ma jakieś ciekawe ploteczki...
Nasze dzieciątko na początku nie wrzeszczało. Bawiło się wesoło, obracało w
rączkach i pchało do buzi nowe zabawki. Rodzice, babcie i ciocie (zwłaszcza te
po naukach społecznych) jak zwykle spierały się do kogo podobne i po kim
takie inteligentne, a po kim takie płytkie i niezainteresowane prawdziwym
życiem.
A dziecko spokojnie sobie rosło. Coraz więcej jego życia, pamięci i tożsamości
było nie z tego, a z cyfrowego świata. Coraz więcej jego rodzeństwa było z
wyboru – też cyfrowego. I osobowość mozaikowa taka, (bo przecież tyle jest
różnych forów, grup i portali) i tożsamość społeczna i memy i nawet odwieczne
pytania, powtarzane przez wszystkie dzieci, ku zakłopotaniu starszych
(najlepiej głośno, przy szacownych gościach!) - wszystko to w sieci było i w
sieci żyło. A jak się stało ZUO – zabrali siłą na wakacje poza zasięg komórki,
albo zakazali przez weekend z sieci korzystać – to trzeba było nadganiać
strasznie, bo rodzeństwo sieciowe przez ten czas już i nowe memy wyroiło i
nowe newsy i flaszmoby i wszystko – a Ty jakby obca całkiem i taka samotna...
A rodzice coraz niespokojniej popatrywali, zwłaszcza, że to, panie, kryzys i
szkoły jakie by tu wybrać i przecież my w ich wieku... Ale ciotki – te po
socjologii – uspokajają, że przecież to przejściowe, że w 68 też szaleli (niejedna
sobie westchnęła przy tym) a teraz patrz, jacy my porządni wyrośli (wzdech...).
To i ono wyrośnie z tego.
No więc spokojnie czekali. I czekaliby tak do dzisiaj, ale okazało się, że ktoś
miał zajawkę i takie ACTA sobie wymyślił. I nie pomyślał, biedak, że dzieciom
może się nie spodobać pomysł, żeby im amputować całą tożsamość społeczną i
pokoleniową. Żeby ich remixy, źródło memów i sposób wyrażania się,
skatalogować i poddać nadzorowi. Nieszczęsny ten byt (pewnie zbiorowy, bo
jednostki takie głupie to nie bywają) nie pomyślał, że problemy sprawią nie
chorzy i umierający, którym chciał generyczne leki wziąć pod but. Nie rolnicy i
konsumenci, którym chciał opatentować rośliny i resztę genotypów. I nie
artyści, których już na wieczność chciał wprząc w kierat megadystrybutorów.
Ten anonimowy (przypadkowa zbieżność nazwisk) kretyn zapomniał, że nie ma
mocy piekielnej nad gniew dziecka, któremu chcesz zabrać, co jego.
I wtedy nastąpił wybuch...
A ja tam byłem, na IKWI karmiłem, a co sobie pomyślałem, to Wam
opowiedziałem.
A teraz mówię do Was, przedsieciowi Bracie i Siostro. Jeśli szukacie dziedziców
wolności, to znajdziecie ich wśród dzieci sieci. Idź, naucz się ich języka – bo im
Twój jest na nic potrzebny – i rozmawiaj z nimi. Nie bój się. Dla wszystkich
starcza miejsca pod wielkim dachem nieba. Tylko pilnujmy – WSZYSCY RAZEM –
żeby nam tego nieba nie opatentowali.