Rzeczy pospolite
Fakty i Mity nr 10 / 2016
Kanibale wegetariańscy
Kochają ludzkie mięso, ich sprawne szczęki rozrywają ciała na strzępy. A przecież pozornie
żywią się tylko celulozą - papierowymi teczkami.
Niejednokrotnie pisaliśmy na naszych łamach o ciężkiej chorobie umysłowej
antylewicowości, która każe widzieć świat wyłącznie w czarno-białych kolorach: to, co
lewicowe, jest w tej wizji rzeczywistości tylko złe, a to, co antylewicowe - wyłącznie dobre.
Przy czym „lewackość" dla cierpiących na tę dysfunkcję oznacza wszystko,
co niekonserwatywne. Wystarczy być na przykład za równymi prawami dla kobiet,
aby być dla nich „lewakiem".
Tak rozumiana antylewicowość w parze z antykomunizmem prowadzi do teczkowego
obłędu. Teczki służb bezpieczeństwa dawnych proradzieckich dyktatur uważa się
w środowiskach prawicowych za wyrocznie równe pismom świętym Żydów i chrześcijan,
a ich twórcy - oficerowie SB - są traktowani niczym skrybowie piszący pod natchnieniem
Ducha. Każde ich słowo jest spijane jak objawienie - wyrok boski spadający na odsądzonego
od czci i wiary nieszczęśnika - prawdziwego lub urojonego „współpracownika służb".
Nawet w najciemniejszych czasach stalinowskich twórczość służb bezpieczeństwa nie
była traktowana z takim nabożeństwem i powagą jak teraz - przez zapiekłych wrogów
tak zwanego komunizmu.
Teczkomaniacy doszli w swym wariactwie do ściany, za którą nie ma już niczego. Bo szpital
psychiatryczny jest po tej stronic ściany - zamienili w dom obłąkanych nie tylko Sejm,
ale i media. Właściwie całą naszą rzeczywistość.
Teczkożercy pastwią się teraz nad aktorem Zelnikiem. Mało mi go żal, bo od lat był
sługą najbardziej uniżonym PiS-u. Teraz wiemy, dlaczego aż tak bardzo uniżonym - on
wiedział, że oni mogą się dowiedzieć... Wolał więc zawczasu być w postawie
klęcząco-proszącej. Niewiele mu to dało. Posolidarnościowe środowisko nie miało
miłosierdzia dla ideologicznego kolegi. Nic wszak tak nie podnieca jak przyjemność
rozszarpania swojaka. To szczyt rozkoszy kulinarno-erotycznych dla wyznawców rządzącej
nami subkultury byłych działaczy „Solidarności".
Nie żal mi Zelnika nie tylko dlatego, że jest politycznie i światopoglądowo żenujący.
Zjada go grupa, do której dobrowolnie się przyłączył. No i niektórzy rzeczywiście spożywają
go po katolicku, uczyniwszy wcześniej znak krzyża i udzielając (częściowego) rozgrzeszenia.
Nigdy nie zapomnę, jak kilkanaście lat temu umierający Aleksander Małachowski
z wielkim przejęciem i zgrozą ostrzegał przed nadchodzącym PiS-em. Jak przed czymś
śmiertelnie groźnym dla Polski. Ale ziarna tego obłędu zostały zasiane znacznie wcześniej,
i to nie przez PiS-owców, ale konserwatystów z obozu posolidarnościowego.
To nie PiS wymyślił lustrację, ale Korwin-Mikke. To nic PiS stworzył absurdalną policję
historyczną - IPN. To prezydent Komorowski powołał do istnienia Dzień Żołnierzy
Wyklętych. Polska teraz dochodzi do krańców drogi, którą wybrała znacznie wcześniej.
ADAM CIOCH