;;Jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które gdyby je
szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, jakie trzeba
by napisach (J 21, 25)
Ta książka to zbiór historii o tym, jak Jezus wędrował wraz z uczniami do Jero
zolimy. Daje nam obraz szczegółów ich codziennego życia. Podczas podróży
Jezus dotyka serc, dusz i myśli wszystkich, z którymi rozmawia. Czyniąc to,
wielokrotnie objawia swoją Boskość.
Gdy czytałem tę książkę, czułem, że zdobywam wiedzę o uczuciach i myślach
Jezusa, który żył niegdyś jako człowiek podobny do nas. Czułem, że poznaję
Jego radości i smutki, Jego jedność z Ojcem i Jego Bożą mądrość.
Polecam tę książkę każdemu, kto chce poznać Jezusa bardziej osobiście,
kochać Go goręcej i lepiej naśladować.
Z PRZEDMOWY 0. RICHARDA MCSORLEYA SJ
Jestem pod w ielkim w rażeniem książki
O
c z a m i
J
e z u s a
.
0. ROBERT DE GRANDIS SSJ
Cykl Carvera Alana Am esa
O
c z a m i
J
e z u s a
to zbiór opowieści o życiu
Jezusa spisany na podstawie prywatnych objawień autora, przypominają
cych wizje bł. A nny Katarzyny Em m erich czy św. Brigidy Szwedzkiej. Są to
opowieści wyjątkowe, bowiem ich narratorem jest sam Jezus, a wszystkie
wydarzenia obserw ujem y Jego oczami.
ISBN 978-83-61989-92-9
CENA 39,90 ZŁ (5% VAT)
7 8 8 3 6 1
9 8 9 9 2 9
O
p o w ie ś ć
o
życ iu
J
ezu sa
na
podstaw ie
MISTYCZNYCH OBJAWIEŃ C .A . A
m
ESA
O
czami
J
ezusa
C
a r v e r
A
l a n
A
m e s
Polecam tę książkę każdemu, kto chce poznać Jezusa bardziej
osobiście
i
lepiej Go naśladować
O.
R
ichard
M
c
S
o rley
S J
C
a r v e r
A
lan
A
m e s
*
•
O
czami
J
ezusa
Through the Eyes of Jesus, Vol. i, 2,3
Copyright © C.A. Ames 2012
Copyright © for the Polish translation
by Wydawnictwo Esprit 2012
A ll rights reserved
Imprimatur wydania oryginalnego:
bp Percival Hernandez, Biskup Pomocniczy Bombaj
i września 2003
Na okładce:
James Tissot, Ojcze Nasz - Modlitwa Pańska
© Brooklyn Museum / Corbis
i s b n
978-83-61989-92-9
Wydanie 1 w tej edycji, Kraków 2012
Korekta: Monika Nowecka
Druk: Drukarnia im. A. Półtawskiego
Wydawnictwo Esprit sc
ul. św. Kingi 4,30-528 Kraków
tel./fax 12 267 05 69,12 264 37 09,12 264 37 19
e-mail: sprzedaz@esprit.com.pl
biuro@wydawnictwoesprit.com.pl
Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl
Przedmowa
Gdy w 1994 roku Jego Ekscelencja B.J. Hickey, Arcybiskup Perth
w Zachodniej Australii, poprosił mnie, bym wziął pod swoje skrzy
dła Carvera Alana Amesa, na początku wahałem się, a nawet
byłem sceptyczny. Przez następnych kilka lat pozostawałem jego
duchowym kierownikiem i spowiednikiem w jednej osobie. Zdo
łałem dobrze poznać Alana, towarzysząc mu zarówno w złych, jak
i dobrych chwilach: wtedy gdy dane mu było radować się z ob
cowania z Panem, jak i w czasie często tak gwałtownych ataków
Szatana. Co do tego, że Święta Trójca, Najświętsza Maryja Panna,
aniołowie i święci posługują się nim dla potrzeb pewnej misji,
nie mam żadnych wątpliwości. Jego pokora, miłosierdzie i po
słuszeństwo kościelnym przełożonym czynią go autentycznym
sługą bożym. Chociaż nie uzyskał wykształcenia teologicznego,
jego pisma w zadziwiający sposób odzwierciedlają ortodoksyjną
naukę Kościoła katolickiego, a jego nabożeństwo do Najświętsze
go Sakramentu i Dziewicy Maryi oraz oddanie się papieżowi są
dowodem jego wiary.
Nie mam już wątpliwości, zniknął także początkowy scep
tycyzm. Dlaczego Bóg wybrał mnie, bym towarzyszył duchowo
temu człowiekowi, tego nie wiem. Doceniam to, że dane mi jest
być jego przyjacielem. Wszystkim zaś, którzy zechcieliby zbliżyć
się do Pana z otwartymi sercami i umysłami, książkę tę polecam.
o. Gerard Dickinson
Święto Wniebowzięcia
n m p
1996
Wstęp
Pan Bóg, Jezus Chrystus, zwraca się do mnie w słowach i ukazuje
w wizjach od lutego 1994 roku. Na początku niczego nie zapisy
wałem, ale później Bóg polecił mi, bym chwycił za pióro i zapisał
to, czego doświadczam. Potem, 6 lutego 1996 roku, Jezus zaczął
ukazywać mi pewne sceny z Jego życia ziemskiego.
Jego oczami oglądałem poszczególne sceny z życia Jezusa i Jego
uczniów, gdy wędrowali przez wsie i miasta Ziemi Świętej. Oprócz
tego Pan Jezus udzielił mi także łaski poznania Jego myśli.
Oglądając sceny objawiające miłość Boga i słuchając ich, często
nie mogłem powstrzymać łez smutku, ale także i radości. Odnio
słem wrażenie, że każde objawienie przynosiło jakieś pouczenie,
które trzeba było zgłębić i przyswoić. Objawiając bowiem te zda
rzenia, Pan uczy nas, jak żyć i miłować.
W Judaszu zacząłem dostrzegać wszystkie słabości, które są
i naszym udziałem, a także to, że kiedy ignorujemy Boga lub o Nim
zapominamy, Boga, który przecież jest zawsze przy nas gotowy
nam pomóc, tak łatwo jest się od Niego oddalić. Przykład Juda
sza ukazał mi również, że Pan Jezus wybaczy każdy błąd, który
popełnimy w życiu, ponieważ tak bardzo nas kocha. Trzeba nam
jedynie przyjąć Jego miłość i prosić o przebaczenie.
Pokusy, życie emocjonalne, problemy i pragnienia człowieka
tamtych czasów były niemal identyczne z tymi, które przeżywa
my dzisiaj. Być może jednym z powodów, dla których Pan Jezus
objawia sceny ze swego życia, jest to, by pokazać nam, że można
pokonać egoizm i grzech. Trzeba nam jedynie uciec się do Boga,
a On nigdy nie cofnie swej pomocy.
Objawienie wizji i słów Pana Jezusa nadal trwa.
C. A
lan
A
m es
,
27
lip ca 1996
Słowo od wydawcy oryginalnego
Pismo Święte mówi nam: „Jest ponadto wiele innych rzeczy, któ
rych Jezus dokonał, a które gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę,
że cały świat nie pomieściłby ksiąg, jakie trzeba by napisać” (J 21,25).
W dzisiejszych czasach dane już nam było poznać prywatne
objawienia czcigodnej Anny Katarzyny Emmerich, św. Brygidy
Szwedzkiej, ammy Marii Cecylii Agredy i innych; wszystkie one
mówiły o wydarzeniach, które mogły mieć miejsce za życia Jezusa
i świętych. I tym razem otrzymujemy prywatne objawienia o życiu
Jezusa, udzielone przez Niego samego Carverovi Alanowi Amesowi.
Potrzeba czasu, nim Kościół potwierdzi autentyczność tych ob
jawień. Nie jest naszym zamiarem uprzedzać orzeczenia Kościoła
w tym względzie, ale niezależnie od tego, czy te zdarzenia miały
miejsce, czy też nie, książka ta stanowi lekturę duchową, dzięki
której możemy nasze umysły i myśli skierować ku Bogu, a także
ukazuje, jak możemy zmieniać nasze życie na drodze do świętości.
Jakby na to nie spojrzeć, jest to naszym najważniejszym zada
niem w tym życiu. Zmierzać do świętości... stać się narzędziem
Boga, przyczyniając się do zbawienia naszego i innych. Mając na
uwadze ten ostateczny cel życia, publikujemy te oto słowa drukiem,
dla Twojego, Czytelniku, zbudowania i duchowego wzrostu.
Poniżej zamieszczamy urywek z objawień z 20 lutego 1996 roku
jako zapowiedź tego, co odnajdziesz na stronach tej książki.
Słychać było tętent koni i maszerujących szybko ludzi, potem
ujrzeliśmy m ijający nas oddział wojska rzymskiego udający się
w kierunku wsi. Staliśmy niemal ogłuszeni tupotem nóg i szczękiem
broni.
Gdy dotarliśmy do wsi, panował tam zamęt. Żołnierze zdążyli
już przeszukać domy w poszukiwaniu buntowników i zaareszto
wać w brutalny sposób pięciu mężczyzn. Mieszkańcy wsi tłumnie
się zebrali, prosząc Rzymian, by ci uwolnili pojmanych mężczyzn.
Oświadczyli, że mężczyźni ci są niewinni, i domagali się, by ich
zwolniono. Centurion, który siedział na koniu, wcale nie chciał
słuchać, rozkazał za to żołnierzom, by odparli nacierający tłum.
Gdy tak się stało, mały chłopiec wybiegł z tłumu, krzycząc:
- Ojcze, ojcze!
Jeden z żołnierzy, potężnej budowy i wysokiego wzrostu, uderzył
chłopca zaciśniętą pięścią i chłopiec ów, który m iał około czterech
lat, upadł na ziemię, a jego ciałem wstrząsnęły konwulsje. Tłum
ucichł, a oficer zgromił żołnierza:
- Głupcze, to jeszcze dziecko.
Oficer zeskoczył z konia i pochylił się nad chłopcem, który prze
stał się już wić i leżał martwy. Gdy zdejmował hełm, można było
dostrzec łzy spływające mu po policzkach.
Wykrzyknął:
- To przecież jeszcze dziecko, mam syna w jego wieku, to jeszcze
dziecko.
I szczerze zapłakał.
Gdy tłum rozstąpił się, by umożliwić M i przejście, przesunąłem
się naprzód. Wyglądało na to, że żołnierze chcą M nie zatrzymać
i wtedy ktoś krzyknął:
- To Jezus z Nazaretu, to ten prorok, wielki uzdrowiciel.
Słysząc to, żołnierze cofnęli się, a Ja podszedłem do chłopca.
Centurion spojrzał na Mnie i powiedział:
- Czy potrafisz pomóc?
W jego sercu ujrzałem zagubioną duszę, pełną bólu, jaki niosła
ze sobą praca, którą wykonywał, pełna śmierci i zniszczenia... ale
pod tym zamętem zdołałem dostrzec współczucie, miłość i nadzieję.
- Pomogę - odpowiedziałem, pochylając się i podnosząc chłopca
z ziemi.
- Ale przecież on nie żyje - powiedział żołnierz, który uderzył
chłopca. - Teraz nic już nie możesz zrobić.
Łagodnie się do niego uśmiechnąłem i powiedziałem:
18
|
- M ój Ojciec, który M nie posłał, ocala życie i je zabiera. Należy
ono do Niego i może nim rozporządzać... więc jeśli wolą Jego jest,
by ten chłopiec żył, to będzie żył.
- W takim razie Twój Ojciec musi być czarownikiem - odrzekł
żołnierz.
- Nie, M ój Ojciec jest Bogiem całego stworzenia, który uczynił
wszystko, co istnieje, i jest Jego wolą, by to dziecko żyło.
Gdy wypowiedziałem te słowa, chłopiec wrócił do życia, płacząc:
- M am o!
Żołnierz, zdziwiony, cofnął się, a matka dziecka podeszła do
chłopca i podniosła go... pełna radości, pełna dziękczynienia, bło
gosławiąc Boga za Jego miłosierdzie. Żołnierze wpatrywali się we
Mnie, gdy tłum zaczął jednym głosem wielbić Boga.
- Kim Ty jesteś? - krzyczał z bojaźnią żołnierz.
- Ja Jestem - powiedziałem, a tłum się uciszył.
- A co to za odpowiedź? Ja pytam, kim Ty jesteś, a Ty mówisz:
„Ja Jestem”.
- Ja jestem Synem, Ja jestem Barankiem i Ja jestem przebacze
niem od Boga.
Centurion wskoczył pospiesznie na konia, a do swoich ludzi
warknął:
- Uwolnijcie tych ludzi. Nie potrzebujemy ich.
Spojrzał na Mnie i skinieniem podziękował, po czym odjechał
z wioski wraz ze swoim oddziałem.
9
C
zęść
i
tłum aczył
Przem ysław Strugielski
Mojej żonie, której miłość była dla mnie wsparciem
Pamięci Bernarda Nesdena,
przyjaciela, który swoje życie poświęcił Bogu
Kiedy szliśmy ścieżką wiodącą do najbliższej wsi, Moi uczniowie
rozprawiali o wydarzeniach, które się dokonały we wcześniej od
wiedzonym mieście. Piotr wykrzykiwał na Moją cześć:
- Nasz Mistrz prawdziwie jest Mesjaszem. Spójrzcie na wszyst
kie cuda, które miały miejsce. Spójrzcie na tych wszystkich ule
czonych ludzi. Spójrzcie na całą miłość, którą Jezus obdarza. On
prawdziwie jest Panem.
Jakub i Jan zgodzili się i, rozradowani i podekscytowani, zaczęli
tańczyć i śpiewać:
- Przyszedł Pan, przyszedł Pan.
Pozostali również wiele rozprawiali, wielbiąc Boga i mówiąc
0 Jego miłości.
Gdy zbliżaliśmy się do następnej wsi, Jakub wysunął się naprzód
1 zapytał:
- Mistrzu, czy dzisiaj uczynisz tutaj cuda?
Spojrzałem na niego: tak młody, tak niewinny, tak pełen mi
łości i tak bardzo ufny. Jakże pragnąłem, by wszyscy ludzie byli
mu podobni.
Rzekłem do Jakuba:
- Cuda dokonują się tam, gdzie wiara jest silna. Cuda doko
nują się dla wzmocnienia wiary, by przyprowadzić ludzi do Boga,
i po to, by zbawiać dusze. Jeśli w tej wsi potrzebny jest cud, doko
na się.
Jakub spojrzał na Mnie i uśmiechnął się, z napięciem oczekując
na to, co miało nastąpić.
- Panie - dał się słyszeć czyjś głos - gdzie się zatrzymamy i za
co kupimy żywność? Mamy tylko kilka monet... nie wystarczy,
by nas nakarmić. Może powinniśmy poprosić, by ludzie, których
uleczysz, zapłacili nam?
Odpowiedziałem Judaszowi:
- Gdy daję, daję na chwałę Boga, daję w imię Ojca i daję za darmo.
- Możesz mi zatem powiedzieć, jak się wyżywimy?
- Pokładaj ufność we Mnie, Judaszu, Ja zadbam o wszystko, cze
go nam trzeba. Ojciec Mój Niebieski da wszystko, co jest potrzebne,
tak by Jego pragnieniom stało się zadość. Nakarmiłem pięć tysięcy
ludzi, czy nie wierzysz, że mogę nakarmić i nas?
Sfrustrowany i wątpiący, Judasz odszedł, mamrocząc coś pod
nosem i skarżąc się pozostałym uczniom.
I właśnie wtedy usłyszeliśmy czyjś głos.
- Oto nadchodzi, On jest tutaj. To ten Prorok. To Jezus Naza-
reński. Przyprowadźcie chorych, przyprowadźcie ich!
Wioska ożywiła się, jej mieszkańcy biegali od domu do domu,
ogłaszając, że przybyłem. Po krótkiej chwili zebrał się tłum ludzi,
którzy przeciskali się i przepychali, by być bliżej Mnie.
Stanąłem na jakimś kamieniu i poprosiłem, by usiedli, i na
uczałem tak:
- Ojciec, który jest w Niebie, posłał Mnie, bym uleczył wasze
serca i dusze, bym ukazał wam prawdę o Bogu. Ojciec w swo
im nieskończonym miłosierdziu ofiarowuje wam swoją miłość
i przebaczenie, ofiarowuje wam wieczny pokój, wieczną radość
i wieczną miłość. Przypatrzcie się waszym dzieciom. Zobaczcie, jak
bardzo je kochacie i jak pragniecie dla nich wszystkiego, co dobre.
Gdy dorastają, prowadzicie je, doradzacie im, pomagacie im, by
wzrastały i stawały się w pełni dziećmi Bożymi, tak jak to miało
być. Ojciec, który jest w Niebie, jest waszym Ojcem i opiekuje się
wami, pragnąc tylko prowadzić, udzielać pomocy, doradzać, tak
by nagroda życia wiecznego należała do was.
Wyobraźcie sobie człowieka robiącego chleb. Bierze odpowied
nią miarę ciasta i ugniata je, aż będzie gotowe do wypieku. Na
skutek działania ognia, który daje ciepło, chleb rośnie, stając się
tym, czym miał się stać. Tak samo jest z dziećmi Bożymi. Ojciec
udziela wszystkiego, czego wam trzeba, byście osiągnęli pełnię roz
woju. Ofiarowuje wam ogień swojej miłości, przez Ducha Świętego,
który wasze dusze, umieszczone niejako w piecu, ogrzewa, tak by
rosły, byście stali się tym, kim macie się stać. Trzeba wam tylko
otworzyć drzwi waszych serc, byście zostali napełnieni ogniem
miłości Boga i by zapanował w was wieczny pokój.
J
e z u s
7
l u t e g o
1996
Otworzyłem szeroko ramiona i powiedziałem:
- Wszyscy wy, którzy łakniecie, odnajdźcie to, czego wam brak,
we Mnie... Wszyscy wy, którzy doznajecie bólu, bądźcie uwolnieni
od niego przeze Mnie... wszyscy wy, którzy zagubiliście się, bądźcie
odnalezieni we Mnie. Ja jestem światłością, która przyszła na świat,
by skruszyć kajdany pętające ludzkość. Ja jestem światłością, która
świeci w ciemności. Ja jestem światłością, którą posłał Ojciec, by
wskazywała drogę.
Tłum napierał na Mnie, próbowali Mnie dotknąć, chcieli być
blisko Mnie. Piotr podniesionym głosem kazał im czekać na swoją
kolej, a Ja dotykałem każdego, prosząc Ojca, by ulżył ich cierpie
niom. Ślepi odzyskiwali wzrok, głuchym wracał słuch, chromi
mogli chodzić.
Zbliżyło się także dziecko. Zobaczyłem, że jedna z jego nóg była
znacznie krótsza. Trzymając kurczowo matkę za rękę, chłopiec
przykuśtykał do Mnie.
- Nauczycielu, proszę, dotknij się mojego syna, proszę, uzdrów
go. Urodził się taki i z pewnością w ten sposób płaci za moje grze
chy. Proszę, nauczycielu, ulecz go. Proś, o co chcesz, a dam Tobie,
lecz proszę, uzdrów mojego syna. - Rozpłakała się, a jej syn objął
ją i, łkając, rzekł:
- Nie płacz, mamo, kocham cię. Mamo, proszę, nie płacz.
Moje serce niemal pękło na widok takiego smutku i tak wielkiej
miłości. Jak mógłbym nie odpowiedzieć na jej prośby?
- Dziecko, podejdź do Mnie - rzekłem.
Chłopiec spojrzał na Mnie z wahaniem.
- Podejdź tu - powiedziałem.
Poruszony, przykuśtykał do Mnie, a Ja schyliłem się i podnio
słem go. Gdy brałem go w ramiona, pocałunkiem otarłem jego łzy
i zwracając się do Ojca, rzekłem:
- Ojcze, Ty Mnie posłałeś, bym pełnił Twoją wolę, więc teraz
na Twoją chwałę uzdrawiam to dziecko w Twoje imię.
Gdy postawiłem chłopca na ziemię, był uleczony, a obie jego
nogi były tej samej długości. Wszyscy zebrani wznieśli okrzyki na
cześć Boga, a matka chłopca ucałowała Moje stopy. Podniosłem
ją, mówiąc:
- Teraz poznałaś miłość Boga. Wychowaj to dziecko na chwałę
Pana.
Ludzi wciąż przybywało. Zobaczyłem, że Moich uczniów ogar
nia zmęczenie. Ja też byłem coraz bardziej utrudzony. Rzekłem
do Piotra:
- Czas iść.
Piotr zaczął się zastanawiać, dokąd moglibyśmy pójść. Wtem
czyjś głos zawołał:
- Mistrzu, przyjdź do mego domu i odpocznij.
Obejrzałem się i ujrzałem twarz starego mężczyzny, za którą
można było dojrzeć jego duszę, przepełnioną miłością Boga.
- Dziękuję, przyjmę zaproszenie.
Poszliśmy więc.
Gdy dotarliśmy na miejsce, uczniowie prawie zasypiali, ale
gospodarz przyjął nas tak wspaniałym posiłkiem, że nie mogliśmy
odmówić. Przy posiłku powiedział:
- Dziś ujrzałem dzieła Boga. Dziś Mesjasz nawiedził naszą wieś.
Dzisiejszy dzień na zawsze zachowam w pamięci.
Judasz obrócił się ku mówiącemu i rzekł:
- Mam nadzieję, że ludzie ze wsi odpowiednio wynagrodzą
Mistrza.
- Judaszu - powiedziałem donośnym głosem - wystarczającą
podzięką jest ten wspólny posiłek i gościna u tak wspaniałego go
spodarza. Ludzie już odpowiedzieli wdzięcznością, chwaląc Boga.
- Ale, Mistrzu, mamy tak mało pieniędzy.
Piotr, Mój zaufany przyjaciel, wtrącił:
- Jeśli Mistrz mówi, że wystarczy tego, co mamy, to tak jest. Nie
nękaj Go już.
Judasz odwrócił się z zażenowaniem, a w jego oczach widać było
gniew. W jego sercu ujrzałem zamęt i złość, żądzę odwetu.
- Judaszu, Mój przyjacielu, nie odbieraj tego w ten sposób. Wiesz,
że jesteś bliski Memu sercu, i smucę się, gdy widzę, jak cierpisz.
Spoglądał na Mnie przez chwilę z miłością, a zaraz potem rzekł
ze zwątpieniem:
- Tak, Mistrzu, wiem - po czym odwrócił się, litując się nad sobą.
Gospodarz zwrócił się do Mnie, mówiąc:
- Panie mój, dziś moja dusza doznała miłości Boga. Nie może
być, bym kiedykolwiek o tym zapomniał. Teraz jestem gotowy
przyjąć śmierć, gdy nadejdzie, bo poznałem radość, która tam jest
dla mnie przygotowana.
- Radości Nieba od zawsze czekają na ciebie - odrzekłem - ale
prawdą jest, że dziś poznałeś jej słodycz. Odkąd przyszedłeś na
świat, twoje życie jest w opiece Boga. Twoja miłość Boga, w niedoli
i bólu, została przyjęta jako dar w Niebie. Mój Ojciec przygotował
dla ciebie miejsce u swego stołu, przy którym będziemy siedzieli
i radowali się z bycia razem przez wieczność. Twoje serce należy
do Boga, więc i twoja nagroda jest u Boga.
Nazajutrz, gdy odjeżdżaliśmy, ludzie przybiegali, składając pie
niądze i żywność na ręce Moich uczniów. Mówili przy tym:
- Prosimy, wróć. Wracaj niebawem.
Judasz wyglądał na zadowolonego.
Dzień był upalny, a w powietrzu unosił się pył z drogi, więc
po niedługim czasie usiedliśmy, by wypocząć. Podeszli do Mnie
Mateusz z Janem.
- Mistrzu, musisz więcej odpoczywać. Tak bardzo się trudzisz,
a wcale nie dbasz o spoczynek. Gdy tylko ktoś prosi, już idziesz, nie ba
cząc na siebie. Musisz odpocząć, w przeciwnym razie rozchorujesz się.
Odpowiedziałem:
- Mój czas wyryty jest w kamieniu. Moje dni są policzone. Po
wrócę do Ojca wtedy, gdy On tego zechce, i w sposób, jakiego
On będzie chciał, a iść muszę sam. A teraz trzeba Mi pełnić wolę
Mego Ojca dla ustanowienia nowego ludu Bożego. W następnej
wsi jest karczma. Idźcie przede Mną i przygotujcie izbę tak, bym
mógł przez trzy dni odpoczywać (tak też będę odpoczywał w przy
szłości). A po trzech dniach powstanę wzmocniony, by pełnić wolę
Mego Ojca.
Izba była mała, ale wygodna, panował w niej spokój. Przez trzy
dni spałem spokojnie, a budząc się trzeciego dnia, czułem, że jestem
bardzo blisko Mego Ojca. Ktoś zapukał do drzwi:
- Mistrzu, czy już nie śpisz? Przyjdź prędko - powiedział Jakub,
jak zwykle pełny przejęcia.
Wyszedłem z izby i zobaczyłem rzymskiego żołnierza, który
został zaatakowany przez zelotę. Miał ranę serca, sądzono więc, że
umrze.
- Proszę, uzdrów go, Mistrzu, bo inaczej oddział rzymski przy
będzie wziąć odwet - krzyczał gospodarz.
Spojrzałem na żołnierza - był to centurion, dowódca wojska.
W jego oczach nie znalazłem lęku, a jedynie troskę o rodzinę.
- Uleczę tego człowieka, nie po to, by zapobiec odwetowi, ale
ze względu na miłość, którą nosi on w sercu do swojej rodziny,
i po to, by zwrócić serce tego człowieka ku Bogu. - Położyłem rękę
na ranie, a ta zagoiła się. Człowiek ten powstał i powiedział:
- Święty Mężu, nie zapomnę o Tobie i będę się modlił do moich
bogów o Twoje powodzenie.
Z miłością odrzekłem:
- Nie ma bogów, lecz Bóg, a Ja jestem Synem posłanym dla uwol
nienia świata od fałszywych bogów, fałszywych idoli i fałszywych
wartości.
- Nie rozumiem Ciebie, Święty Mężu, ale dobrze mi jest, gdy słu
cham Ciebie, i myślę, że mówisz prawdę. Kim jest ten Bóg? - zapytał.
- Jest Moim Ojcem, który jest w Niebie. On pragnie dobra dla
wszystkich, kocha wszystkich i wszystkich nazywa swoją rodziną.
Przyszedłem, by dać świadectwo o Jego wielkości, Jego miłości,
Jego mocy i Jego miłosierdziu.
Upadając na kolana, centurion odrzekł:
- Panie, wierzę w to, co słyszę. Odtąd pragnę znać tylko Twego
Ojca jako mego Boga, a Ciebie jako Pana. Pozwól mi zostać i pójść
za Tobą. Pozwól mi pomóc.
- Przyjacielu mój - odparłem - trzeba, byś wrócił do swojej
rodziny, tam bowiem czekają na ciebie. Ale we wszystkim, co
czynisz, okazuj miłość każdemu; nikogo nie rań... Zawsze poma
gaj. Przeżywaj każdy dzień jako ofiarę dziękczynienia Ojcu, w ten
właśnie sposób będziesz podążał za Mną, idąc drogą, która wiedzie
do wiecznej radości.
Mężczyzna odszedł, pełen miłości i nadziei, pewny usłyszanych
obietnic. Od tamtego dnia aż po dzień, gdy przyszedł do Nieba,
dotrzymywał swego słowa, całym życiem służąc Bogu.
Moi uczniowie bardzo się dziwili. Mówili:
- Panie, ten człowiek nie jest Żydem, lecz Rzymianinem, jak
mogłeś mu obiecać Niebo?
Z miłością zwróciłem się do nich, mówiąc:
- Ja jestem Światłością świata. Zbawiam tych, którzy pragną
zbawienia, czy to Żyd, czy poganin, bowiem Ojciec stworzył wszyst
kie narody i wszystkie narody kocha, a Ja, Jego Syn, tę miłość
przynoszę.
J
e z u s
8
l u t e g o
1996
Gdy wyszliśmy z karczmy, ujrzeliśmy tłum ludzi, niektórzy wołali:
- Jezusie, dotknij mnie... Jezusie, ulecz mnie... Jezusie, pomóż
mi.
Jak zawsze, byli to ludzie w potrzebie, którzy przychodzili do
mnie, prosząc o pomoc, a Ja zawsze pragnąłem odpowiadać na ich
błagania, bowiem kochałem ich wszystkich. Poprosiłem uczniów,
by zebrali tych ludzi na rynku.
Gdy usiedli, tłum zamilkł. Stanąłem naprzeciw nich, mówiąc:
- Pewnego dnia człowiek wszedł do świątyni i upadł na ko
lana. Wołał o pomoc do Ojca w godzinie niedoli. Jego pole nie
obrodziło, nie wiedział więc, jak w yżyw i rodzinę. Człowiek ten
obiecał Bogu, że przez resztę życia będzie pomagał innym, jeśli
Bóg pomoże mu teraz. Ojciec w swoim miłosierdziu usłyszał
jego wołanie i zadośćuczynił prośbie człowieka. Gdy w rócił on
do domu, zastał wiadomość o otrzymanym spadku. Rozradował
się ów człowiek, nie myśląc jednak ani o swoim wuju, który
właśnie zmarł, ani o obietnicy złożonej Bogu. Sprzedał swoje
mienie i wprowadził się do pałacu wuja. Żył wystawnie, psując
swoją rodzinę i ciesząc się nowymi znajomościami.
Pewnego dnia jego dawny sąsiad, gdy nie obrodziło mu pole,
przyszedł do drzwi pałacu, prosząc o pomoc. Mężczyzna, który
otrzymał wysoki spadek, nie zechciał otworzyć drzwi staremu
sąsiadowi, a sługom kazał go przepędzić. Słysząc, jak słudzy wy
konują jego rozkaz, zamożny ten człowiek przypomniał sobie, jak
błagał Boga o pomoc i jak Bóg odpowiedział. Krzyknął więc do sług:
„Powiedzcie mu, żeby poszedł do świątyni i prosił Boga o pomoc, tak
jak ja to uczyniłem. Bóg ma dary dla każdego”. Zadowolony z siebie,
poszedł spać. Ubogi sąsiad usłyszał te słowa, udał się do świątyni
i prosił Boga o pomoc. Prosił również, by Bóg przebaczył bogatemu
człowiekowi, który odmówił mu pomocy.
Zdarzyło się potem, że bogaty człowiek stracił majątek w cza
sie najazdu, a i jego chciano pojmać. W środku nocy, zagubiony
i osamotniony, bogaty człowiek niepewnym krokiem wszedł na
teren gospodarstwa ubogiego sąsiada. Zawołał: „Pomóż mi, przy
jacielu, szukają mnie, by mnie zabić”. Biedak odrzekł: „Choć tego
nie wiesz, to ty pomogłeś mi, gdy byłem w potrzebie, przez to, że
przypomniałeś mi o zaufaniu do Boga. Przebaczyłem ci, prosząc
Boga, by i tobie przebaczył twoje samolubstwo. W podzięce Bogu
za okazane mi miłosierdzie zrobię, co w mojej mocy, by ciebie
wspomóc”. I wtedy bogaty człowiek zrozumiał, że to ten ubogi ma
prawdziwe bogactwo: zaufanie do Boga i miłość do Niego. Rzucił
się na ziemię, prosząc Boga o przebaczenie tego, że był tak zaśle
piony. By zadośćuczynić, resztę życia spędził, służąc ubogiemu
człowiekowi i wychwalając Boga.
Czy rozumiecie dzisiejszą naukę? Mówi: gdy prosisz Boga o po
moc, trzeba, byś pamiętał, że On wysłuchuje twoich modlitw. I ty
czyń podobnie, gdy ciebie proszą o pomoc. W ten sposób oddawaj
cześć Bogu za Jego miłość i miłosierdzie w twoim życiu.
- Mistrzu, jak mamy sobie pomagać, gdy mamy tak niewiele? -
ktoś zapytał. - Rzymianie i poborcy podatków zabierają większość
tego, co posiadamy.
- Należy darowywać nie tylko dobra materialne, ale miłość
i modlitwę - odrzekłem. - Największy dar, jaki możecie ofiarować
braciom i siostrom, to miłość, którą im okazujecie.
Na to wstał pewien faryzeusz i powiedział:
- Powiedziałeś, by dzielić się miłością, i dobrze powiedziałeś.
A co z podatkiem świątynnym? Czy w godzinie niedoli mamy
odmówić płacenia i zachowanymi w ten sposób pieniędzmi dzielić
się z innymi?
Widziałem, że w jego sercu kryje się podstęp.
- Chciałbyś, bym odparł: „Nie składajcie ofiar Bogu”, a wtedy
potępiłbyś Mnie za te słowa. Mówię wam, w czasach niedostat
ku Bóg od was oczekuje tego, co możecie dać. Bóg pragnie tylko
waszej miłości. Prosi tylko o waszą ufność. Dawid zjadł chleb
w świątyni, by przeżyć i by pełnić wolę Boga. Skoro Ojciec kocha
wszystkich ludzi, czy sądzisz, że nie odpowiedziałby na czyjeś
potrzeby? Wy faryzeusze lubicie splendor, oczekujecie szacun
ku i uznania dla siebie, zatapiacie się w myślach o samych sobie
i oznajmiacie innym, jak mają żyć według nakazów Boga. Spójrzcie
najpierw na siebie i na to, jak wy powinniście żyć według nakazów
Bożych.
Ani na chwilę nie spuszczała przy tym ze Mnie oka.
Mężczyzna znów odwrócił się do córki i uśmiechnął, a łzy pi
nęły mu po policzkach.
- Ester, wiesz, że tatuś cię kocha i zawsze będzie kochał. Mu-,
jednak na pewien czas cię zostawić, ponieważ obiecałem Jezusowi
że będę Jego sługą, jeśli cię uzdrowi.
- Tatusiu, nie idź... nie idź nigdzie - rozpłakała się Ester. - Ni<
zostawiaj mnie samej.
- Spokojnie, dziecko. Babcia będzie tu z tobą. Mam dług wolt.,
Jezusa, a dla ciebie, córeczko, oddałbym wszystko.
Staruszka przytuliła ich oboje, mówiąc:
- Wszystko będzie dobrze. Dług to dług, musi zostać spłacon
Zajmę się tobą, Ester, dopóki twój tata nie wróci do domu.
Zebrani czekali w milczeniu, a Ja powiedziałem:
- Nie masz wobec Mnie żadnego długu, przyjacielu, poza dlii
giem braterskiej miłości. Zajmij się rodziną i wiedz, że Bóg słysz d
twoje płynące z głębi serca modlitwy i wysłuchał ich.
Wszyscy troje spojrzeli na Mnie, a mężczyzna padł przede Mn
na twarz i całował Moje stopy.
- Ale obiecałem Ci wszystko, co mam - zdziwił się.
- Dostałem od ciebie już wszystko, czego potrzebuję, dzięki l v •
jej miłości do Boga i silnej wierze - odpowiedziałem, a następuś
pochyliłem się, by pomóc mu wstać.
- Jakże chciałbym, by twoi sąsiedzi mieli w sobie tyle milos*;
- powiedziałem i rozejrzałem się wokoło. - Miłość to najwięlc-
skarb w życiu. Jaka szkoda, że wielu o niej zapomina, myśląc I yll >
o sobie.
Zgromadzeni spuścili wzrok i zaczęli nerwowo szurać nogami
- Ja mogę pomóc - zaoferował młody człowiek, który wyglądu
na całkiem zamożnego. - Od jutra możesz dla mnie pracować
- Ja także pomogę. Pozwól, że zrobię dla ciebie kilka mebli
odezwał się dobrze zbudowany mężczyzna, który zapewne lu i
stolarzem.
- A ja ugotuję coś od czasu do czasu - powiedziała jedna z kobiet.
- Znajdę nieco ubrań dla twojej córki - dodała inna.
Wkrótce każdy z nich szczerze proponował pomoc. Uzdro
wienie dziecka otworzyło ich serca, a Moja miłość zmiękczyła je
i sprawiła, że stały się takie, jakimi je stworzono.
Mężczyzna promieniał szczęściem.
- Jakże Ci się odwdzięczę, Panie? - zapytał.
- Godząc się z przeszłością i przyjmując do wiadomości, że
lo nie ty byłeś winien śmierci swojej żony. Nie ty doprowadziłeś do
zakażenia. Umarła, bo nadszedł jej czas. Zapomnij o przeszłości
i żyj szczęśliwie z córką i matką oraz nową rodziną, jaką stali się
dla ciebie sąsiedzi - powiedziałem.
- Tak zrobię, Panie. Tak zrobię - odpowiedział radośnie, pełen
miłości. Widziałem przed sobą człowieka, któremu udało się za
pomnieć o bólu i poczuciu winy, człowieka, który wkrótce miał
poznać dobrą kobietę, swoją przyszłą żonę, tak by rodzina była
kompletna, by stanowiła połączoną Bożą miłością całość.
J
e z u s
19
l i p c a
1997
Gdy wyszedłem na zewnątrz, ujrzałem dwóch Moich uczniów,
Jana i Jakuba. Zanim się pojawiłem, starali się zajrzeć do środka,
by sprawdzić, co się stało.
- Panie... Panie... eee... - odezwał się Jakub, a Jan stał w milcze
niu, zakłopotany.
- Przyjaciele, dobrze, że tu jesteście. Zabierzecie Mnie do go
spody, w której będziemy nocować. Pokażcie Mi, gdzie to jest.
- Tak, Panie - odpowiedział Jakub z wyraźną ulgą. Sądził, że
nie wiem, jaki był prawdziwy cel ich misji.
- Janie, powiedz Mi, czy pozostali także są na ulicy? - zapytałem.
- Nie, Panie. Czekają na Ciebie w gospodzie.
- Zatem powinniśmy tam iść. Jestem głodny - powiedziałem
z uśmiechem, a gdy ruszyliśmy, Jan zapytał:
- Serca tych ludzi odmieniły się, prawda, Panie?
- Tak - odezwał się prędko Jakub. - To się stało w chwili, gdy
zobaczyli, jak uzdrowiłeś tę śliczną małą dziewczynkę. Od razu
wszyscy zaproponowali pomoc.
- Czasami, przyjaciele, to miłosierny uczynek czyni ludzkie serca
zdolnymi do miłości - wyjaśniłem. - Bywa, że potrzebny jest cud
w postaci dobrego uczynku, aby ludzie znaleźli w sobie życzliwość.
Każdy ją ma, ale niektórzy kryją ją pod osłoną egoizmu.
- Życzliwość - powtórzył Jan. - Kolejne określenie miłości.
Spojrzałem na niego i zobaczyłem mądrość i miłość, których
było coraz więcej w jego sercu. Ucieszyłem się z tego niezmiernie.
Jakub natomiast skomentował z typowym dla młodych entu
zjazmem:
- Miłość, pokarm życia.
- Gdybyś wiedział, jaka prawda kryje się w twoich słowach,
byłbyś zaprawdę mądrym człowiekiem, Mój młody przyjacielu
- powiedziałem, mając na myśli pokarm miłości, jaki ofiarowany
będzie ludziom podczas każdej Mszy Świętej, pokarm życia i po
karm niebieski.
Gdy dotarliśmy do gospody, uczniowie czekali na nas przed wrj
ściem. Pierwszy podbiegł do Mnie Piotr ze słowami:
- Zjemy dziś posiłek, Panie? Czy będziemy pościć?
- Dziś będziemy jeść i uczcimy naszą przyjaźń - odparłem i i
dośnie, klepiąc Piotra delikatnie po ramieniu. Uczniowie ucieszyli
się, ponieważ podobnie jak Ja nie jedli od rana i byli bardzo głodu i
W środku usiedliśmy przy dużym stole, dla wszystkich starczył««
miejsca. Tęga, krzepka żona gospodarza przyniosła nam posili
składający się z zupy i chleba.
- Smacznego - powiedziała, po czym obróciła się na pię< i<
i odeszła.
- Duża baba - zauważył drwiąco Judasz Iskariota.
Kobieta usłyszała go i odwróciła się szybko w jego stronę. Sze
roko uśmiechnięta, bez złośliwości w głosie powiedziała:
- Ważne jest to, co w środku, a nie to, co widzisz na zewnątrz.
- Ja... ja... ja... przepraszam. Nie miałem nic złego na myśli -
wyjąkał Judasz, chowając się za Andrzejem, który siedział obok.
- Nie gniewam się, smacznego. Gdybyś chciał więcej zupy, za
wołaj mnie - odpowiedziała żona gospodarza i odeszła.
- Uff! - westchnął Judasz z ulgą.
- Jakiż z ciebie czasem głupiec, Judaszu - odezwał się Szymon.
- Nie sądziłem, że ci się to upiecze.
Tomasz roześmiał się i powiedział:
- Zastanawiałem się, czy wyjdziesz z tego żywy.
- Byłeś niemiły, Judaszu. Na twoim miejscu byłbym w przy
szłości ostrożniejszy - dodał Bartłomiej, uśmiechając się ciepło
do przyjaciela.
Wówczas przemówił Piotr, zwracając się do wszystkich obec
nych:
- Cóż za kobieta. Chciałbym być do niej podobny.
- Co masz na myśli, bracie? - zapytał Andrzej.
- Obrażono ją, ale nie okazała gniewu. Uznała obelgę za błąd
popełniony przez drugiego człowieka. Wybaczyła mu i jeszcze
udzieliła rady. Ta kobieta ma wielkie serce - odpowiedział pełen
podziwu Piotr.
Siedziałem w milczeniu, ciesząc się słowami wypowiadanymi
przez Piotra. Słowami prawdy, mądrości i pokory. Widziałem, jak
duch Piotra dojrzewa, a jego miłość jest coraz silniejsza.
- Zupa jest pyszna - odezwał się Judasz Iskariota, który zapo
mniał już o gospodyni i zaczął jeść.
- Judaszu! - krzyknął drugi Judasz. - Jeszcze nie odmówiliśmy
modlitwy. Czy naprawdę nie mogłeś poczekać?
Judasz Iskariota odstawił talerz z zupą i bąknął:
- Przepraszam, zapomniałem.
- Panie, czy możesz poprowadzić modlitwę? - odezwał się drugi
Judasz.
- Kiedy będziemy dziękowali Ojcu za ten posiłek - zacząłem
- pomódlmy się też o to, byśmy nigdy nie ranili ludzi wypowiada
nymi słowami.
Kilka minut później skończyliśmy modlitwę, a Piotr powiedział
- Teraz możemy zacząć jeść, Judaszu.
Przystąpiliśmy do długiego, spokojnego posiłku. Siedzieliśmy
przy stole, ciesząc się wzajemnie swoim towarzystwem. Czułem
się tam szczęśliwy, będąc z przyjaciółmi, którzy Mnie kochali
Na chwilę zapomniałem o tym, co miało nastąpić. Cieszyłem się
cudownym wieczorem.
- Panie - odezwał się młody Jakub - dobrze jest widzieć Cię
szczęśliwym i roześmianym.
- To dlatego, że mam wokół siebie takich przyjaciół jak wy
odpowiedziałem z uśmiechem.
- Myślę, że niektórzy mają już na dzisiaj dość - odezwał się
Judasz Iskariota, wskazując na Bartłomieja, który zapadł w głęboki
sen z głową zwieszoną na piersi.
- Wygląda tak spokojnie, że aż szkoda go budzić. Może zost.i
winty go tutaj? - zaproponował Andrzej.
- Nie wiem, czy byłby nam za to wdzięczny rankiem - powie
dział Tomasz z troską w głosie.
Wówczas Bartłomiej obudził się i wymamrotał:
- Co się dzieje? Czemu wszyscy na mnie patrzą?
Roześmialiśmy się, a on przetarł oczy i dodał:
- Czy już czas na sen?
- Tak, Bartłomieju, tak sądzę - odrzekł Piotr, po czym wszysc \
podnieśliśmy się z miejsc i chwyciliśmy za ręce, by odmówić mo
dlitwę. Następnie każdy udał się na spoczynek do jednego z dwóeli
przeznaczonych dla nas pokojów.
- Nie wierzę - odezwał się młody Jakub, który miał spać ze M
im
w tej samej izbie. - Bartłomiej już zasnął. Jak on to robi?
- W jego sercu gości spokój - odpowiedziałem. - Kiedy w sercu
macie pokój, sen przychodzi szybko.
Jakub, zdumiony tym, jak prędko Bartłomiej zapadł w sen, siedział
przez chwilę, wpatrując się w niego. Ja natomiast zamknąłem oczy.
Ujrzałem wówczas krzyż i pomyślałem o tym, jak Moje poświęcenie
przebudzi pogrążone we śnie dusze, w których gości grzech. Później
pogrążyłem się w upragnionym śnie.
J
e z u s
2
w r z e ś n ia
1997
Następnego ranka obudziłem się wcześnie. Moi przyjaciele nadal
spali, a Bartłomiej głośno chrapał. Podniosłem się cicho i wysze
dłem na ulicę. Chciałem pospacerować w samotności. Słońce do
piero wstawało. Na horyzoncie majaczyły piękne, złote promienie.
Pomyślałem, jak wspaniały prezent podarował Ojciec ludzkości.
Prezent, który mało kto doceniał.
Spacerując, modliłem się i prosiłem Ojca o siłę potrzebną, by
przyjąć to, co Mnie czekało. Zobaczyłem czekającą Mnie mękę
i zasmuciłem się tym, jak mieli potraktować Mnie ludzie. M y
ślałem o tym, jak nie dopuszczą do serc miłości i pozwolą, by
zagościło w nich zło. Później jednak, przypomniawszy sobie, że
poświęcenie, na które się zdobędę, oznacza zwycięstwo dobra nad
złem oraz możliwość zbawienia dla każdego człowieka, poczułem
się szczęśliwy. Ujrzałem wiele zagubionych, cierpiących, tortu
rowanych i zdezorientowanych dusz, które wpadły w sidła zła
i które - spragnione Mojej pomocy - przyjmą Moje poświęcenie
i zerwą krępujące je więzy grzechu. Widziałem wiele dusz, które
błąkały się w ciemności, a które - gdy tylko dosięgnie ich Moja
miłość z krzyża - znów zaczną błyszczeć w świetle Bożej prawdy.
Ujrzałem Moją pasję i to, jak wiele należało dać, by wielu zostało
uratowanych. Nieprzezwyciężona miłość miała znów zapanować
w sercach ludzi... miłość Boża.
- Jezusie - dobiegł Mnie głos, który przerwał rozmyślania. To
był ten sam mężczyzna, który obiecał pracę ojcu dziewczynki
uzdrowionej dzień wcześniej.
- Przyjacielu, jak mogę ci pomóc? - zapytałem, mimo że znałem
odpowiedź.
- Jezusie, całą noc czekałem, aż będę mógł z Tobą porozmawia«
a teraz brakuje mi słów - odparł nerwowo.
- Nie spałeś całą noc? - zapytałem.
- Nie. Nie chciałem się z Tobą rozminąć, więc siedziałem przed
gospodą z nadzieją, że wyjdziesz z niej sam. Moje prośby zostały
wysłuchane, przyszedłeś tu, za to ja nie wiem, co powiedzieć.
- Chodź, przespacerujemy się. Możemy porozmawiać po dm
dze - zaproponowałem, a mężczyzna ruszył za M ną w stron«;
obrzeży miasta.
- Jezusie, wiele słyszałem o Tobie, o Twoich naukach, ludziach
których uzdrowiłeś, i o cudach. A wczoraj przekonałem się na wla
sne oczy, że to wszystko prawda.
- Gdzie o Mnie słyszałeś?
- Od wielu ludzi, ale głównie od człowieka, którego córkę wczo
raj uzdrowiłeś. On widział Cię wcześniej i słuchał Twoich nauk
odpowiedział. - Twoje przesłanie, Jezusie, sprawia, że moje serce
bije jak szalone. Nawet gdy słyszę je z ust innych, ożywiam si«,
i chcę go słuchać jak najdłużej.
- Tak właśnie się dzieje, gdy pragniesz chłonąć słowa, które
trafiają prosto w twoje serce - odpowiedziałem spokojnie.
- Mimo wszystko nie wiem, dlaczego nie słucham ich tak, jak
powinienem. Gdy wczoraj do nas przemawiałeś, od razu zrozumi.i
łem, że muszę pomóc temu biednemu człowiekowi, ale powinienem
był zrozumieć to wcześniej. Tak się jednak nie stało - powiedzi;il
zawstydzony.
- Jesteś młody i musisz się jeszcze wiele nauczyć - powiedzi.i
łem. - Twoje serce mówi ci, że powinieneś pomóc, ale rozum się
mu sprzeciwia. Słowo trafiło do twojego serca, umysł jednak starał
się je zagłuszyć. Wczoraj zaś twój umysł pozbył się barier, które nie
pozwalały ci kierować się sercem. Teraz to serce rządzi umysłem,
bo zagościła w nim miłość Boża, dzięki której poznasz prawdziwego
siebie. Odtąd kieruj się sercem, a będziesz kroczył Moją ścieżką.
- Zawsze mi mówiono: nie pozwól, by serce zawładnęło twoim
umysłem. Czyżby ci, którzy tak radzili, nie mieli racji? - zapytał
zmieszany.
- Jeśli twe serce jest pełne miłości, dlaczego nie miałoby być
ważniejsze? Kiedy umysł dochodzi do głosu, podpowiada nam
wiele rozsądnych rozwiązań, ale i wymówek niepozwalających
kochać i żyć tak, jak powinniśmy. To w sercu mieszka Boża miłość,
więc jeśli się jej poddasz, twój umysł także będzie pełen miłości.
Umysł i serce staną się jednością. W przeciwnym wypadku będą
one prowadzić wieczną walkę - wyjaśniłem.
- To prawda, Jezusie. Długo walczyłem. Czułem, że muszę po
móc ludziom, ale po chwili przychodził strach, że stracę mój ma
jątek i pozycję, a inni wezmą mnie za głupca. Mój ojciec mówi, że
powinienem zapomnieć o podobnych pomysłach i zamiast tracić
czas na mrzonki, zająć się prowadzeniem interesu - mówił o ojcu,
który, jak wiedziałem, starał się wyuczyć syna na dobrego kupca
i nie rozumiał, że serce młodzieńca nie jest tak niewzruszone jak
jego własne. - Jak mogę zmienić swoje życie? Chcę pomagać innym.
Nie lubię patrzeć na cierpienie. Chcę, by wszyscy byli szczęśliwi.
Gdy słucham Twoich słów, to uczucie jest jeszcze silniejsze, ale
boję się, że kiedy odejdziesz, będę żył jak dotychczas - odpowie
dział cicho zmartwiony.
- Czytaj codziennie Pismo, módl się i proś Boga o siłę, by żyć
tak, jak On by tego pragnął, a wówczas Moje słowa będą z tobą
zawsze - wyjaśniłem.
- Jak mogę pomóc innym, nie obrażając ojca? Wiem już, że
chciałbym przeznaczyć posiadane pieniądze na pomoc biednym.
Nie chcę ich wydać na przyjemności i wygody. Jakże mógłbym
to zrobić, widząc cierpienie innych? Jeśli jednak zacznę rozdawać
W bólu dzielcie się Bożą miłością, a dzięki poświęceniu ocalicie
dusze. Cieszcie się łaską Bożej miłości, ponieważ tylko w ten sposób
oddacie chwałę Bogu. Dzielcie się Bożą miłością, a w ten sposób
pokażecie innym, że Bóg istnieje.
Ś
w ię t y
T
o m a s z
, 22
k w ie t n ia
1997
Aby nie poddać się niepewności, módlcie się.
Aby rozwiać wątpliwości, módlcie się.
Aby zachować pokój duszy, módlcie się.
Modlitwa jest darem od Boga, dzięki której możecie pozbyć się
niepewności i żyć w pokoju.
Ś
w ię t y
J
u d a
, 1
listo pad a
1996
Dzięki wierze i miłości możecie poznać uzdrawiającą moc Boga.
Kiedy okażecie Mu miłość i uwierzycie, że wszystko jest możliwe
dzięki Jego Miłości, stanie się cud!
Ś
w ię t y
J
u d a
, 1
listo pad a
1997
Rodziną Bożą jest cała ludzkość.
Miłością Bożą jest cała ludzkość.
Nadzieją Bożą jest cała ludzkość.
Módlcie się o to, aby nikt nie zbłądził i aby każdy człowiek
zgodził się zająć należne mu miejsce w Bożej rodzinie, pełnej na
dziei i miłości.
Przesłanie od Naszej Pani
z 1 stycznia 1998 roku
Wielu ludzi szuka miłości, ale nie może jej znaleźć.
Wielu ludzi chce, by ich kochano, lecz wydaje im się,
że nikt ich nie kocha.
Wielu ludzi żyje w oczekiwaniu, że ktoś powie: „Kocham cię”,
ale nigdy tych słów nie słyszy.
Tak wielu ludzi ma niedostępne serca, a ich dusze są zagubione,
ponieważ nie widzą mojego Słońca, Jezusa, który wołał z krzyża
do wszystkich ludzi: „Kocham was”.
Nie widzą, że do nich przemawia.
Chwalmy Pana,
który pokazał mi cud swoje) miłości.
Psalm 31, 22
Różaniec Trójcy Świętej
Gcly Nasza Błogosławiona Matka Maryja ukazała mi się po raz
pierwszy w 1993 roku, poprosiła mnie, bym zaczął odmawiać więcej
niż piętnaście dziesiątek Różańca, które wówczas odmawiałem. Nie
wiedziałem, jak mogę modlić się w inny sposób, więc Nasza Pani
poprosiła mnie o odmawianie Różańca Świętej Trójcy.
Kiedy zapytałem, czemu nie ma w nim zwrotu „Zdrowaś Mario”,
wyjaśniła, iż jest to specjalna modlitwa ku chwale samego Boga.
Powiedziała, że pomodli się razem ze mną i przyłączy do każdego,
kto zechce odmawiać tę modlitwę, by razem z nim chwalić Boga.
Nasza Matka powiedziała, że gdy odmawiamy Różaniec Świętej
Trójcy, czuje szczególną radość, widzi wtedy bowiem, jak chwalimy
wszystkie Osoby Boskie.
Zauważyłem, że dzięki Różańcowi Świętej Trójcy moje modlitwy
stały się głębsze. Zachęcam więc każdego, kto pragnie wzbogacić
swoje życie duchowe, do jego odmawiania.
Można to robić o każdej porze dnia, lecz według mnie najlepiej
jest przystąpić do Różańca Świętej Trójcy po odmówieniu codzien
nych dziesiątek.
8 sierpnia 1996 Maryja Panna obiecała następujące łaski tym,
którzy będą odmawiać ten różaniec:
Łaski zostaną udzielone przez Różaniec Trójcy Świętej
duszom przebywającym w czyśćcu.
Łaski zostaną udzielone przez Różaniec Trójcy Świętej
osobom cierpiącym.
Łaski zostaną udzielone przez Różaniec Trójcy Świętej
tym osobom, które pragną zbliżyć się do Boga.
Różaniec Trójcy Świętej
Różaniec rozpoczynamy od uczynienia znaku Krzyża Świę
tego. Następnie odmawiamy:
11 razy Ojcze nasz, rozmyślając o Bogu Ojcu
1 raz Chwała Ojcu, rozmyślając o Osobie Ojca w łonie
Trójcy Świętej
11 razy Ojcze nasz, rozmyślając o Panu Jezusie
1 raz Chwała Ojcu, rozmyślając o Osobie Syna
w łonie Trójcy Świętej
11 razy Ojcze nasz, rozmyślając o Duchu Świętym
1 raz Chwała Ojcu, rozmyślając o Osobie Ducha Świętego
w łonie Trójcy Świętej
1 raz Witaj Królowo na zakończenie,
a następnie znak Krzyża Świętego.
***>
Rekomendacje
1 maja 1997 r.
Pan Carver Alan Ames, autor dwóch książek Przestania dla C.
Alana Amesa i Oczami Jezusa, tom i, poprosił mnie, bym prze
czytał teksty mające złożyć się na tom 2 Oczami Jezusa i napisał
kilka słów o tej książce.
Pierwszy raz spotkałem go, gdy przemawiał do ludzi po Mszy
św. w sobotę, 1 lutego 1997 r. w kościele w Epping w Nowej Połu
dniowej Walii (Australia).
Dość dużo osób pozostało, by wysłuchać jego świadectwa. Po
tem modlił się nad wieloma z tych osób, które sobie tego życzyły.
Byłem obecny podczas tego wszystkiego.
Całe to wydarzenie było niezwykle poruszające. Byłem pod
głębokim wrażeniem tego, co tam usłyszałem i zobaczyłem. Było
również dla mnie wielkim przywilejem, że znalazłem się w grupie,
która spotkała się z nim później na kolacji w sali parafialnej. Nie
spotkaliśmy się potem już osobiście, choć kilkakrotnie rozmawia
liśmy telefonicznie.
Czytałem dwie książki Alana Amesa - częściowo Przesłania
i bardzo dokładnie i z ogromną przyjemnością Oczami Jezusa,
tom 1. Prosty język i styl skupiają zainteresowanie czytelnika,
a wydarzenia i sceny książki dają mnóstwo materiału do rozmyślań
i medytacji, skłaniając do modlitwy i pobożnych postanowień.
Według Alana Amesa wydarzenia te i sceny zostały mu obja
wione prywatnie przez Jezusa Chrystusa i stanowią pewien frag
ment życia Jezusa z czasów, gdy wędrował z apostołami i nauczał,
przekazany nam po to, byśmy czerpali z niego inspirację do życia
i miłości bliźniego. Należy tu pamiętać, że Alan Ames nie otrzy
mał wiele formalnego wykształcenia, nigdy nie studiował filozofii
ani teologii.
W pismach tych nie znalazłem niczego przeciw wierze i mo
ralności, jakiej naucza Kościół katolicki. Dotyczy to oczywiście
również tomu 2 cyklu Oczami Jezusa. Sam Autor jest ściśle orto
doksyjny i wiedzie bardzo pobożne życie. Dzięki przykładowi jego
życia, pismom i publicznym wystąpieniom wiele osób zdecydowało
się na zmianę swojego postępowania, niemało też nawróciło się
i przystąpiło do Kościoła katolickiego.
Zachęcam zatem, by jeśli tylko nadarzy się taka okazja, posłu
chać jego wystąpień i by przeczytać książki cyklu Oczami Jezusa.
Będziecie mogli sami przekonać się o tym, co chciałem przekazać
o Alanie w tym krótkim piśmie. Szczerze rekomenduję bowiem
zarówno jego książki, jak i osobę.
bp H.J. Kennedy
Biskup emeritus Armidale
Nowa Południowa Walia
*
Byłem pod tak wielkim wrażeniem tomu 1 Oczami Jezusa, że po
prosiłem mojego wydawcę z Brazylii o przygotowanie portugal
skiego wydania tej książki, by również Brazylijczycy mogli uzy
skać te korzyści, które ja otrzymałem dzięki jej lekturze.
O. Robert De Grandis SSJ
Spis treści
Przedmowa - o. Gerard Dickinson | 5
Wstęp | 6
Słowo od wydawcy oryginalnego | 7
C z ę ś c i | 11
C zęść II | 197
C zęść III | 371
Przedmowa do części
III | 373
Wstęp do części
III | 375
D
odatki
| 561
Nota od Alana Amesa \
563
Przesłanie od Naszej Pani...
| 567
Różaniec Trójcy Świętej \
568
Rekomendacje
| 570