Krzysztof Posłajko
Problemy ontologii semantycznej
Spośród wielu możliwych metod uprawiania ontologii
podejście semantyczne zdobyło
sobie w ubiegłym stuleciu znaczną popularność. Doskonałymi przykładami tekstów
„programowych” dla tego typu podejścia są liczne teksty Kazimierza Ajdukiewicza, m. in.
„Problemat transcendentalnego idealizmu w sformułowaniu semantycznym” oraz wstęp do
książki Michaela Dummetta „Logiczna podstawa metafizyki”. Na podstawie tychże tekstów
można sformułować tezy kluczowe dla tego sposobu rozumienia metafizyki.
Pierwszym i podstawowym założeniem tego programu jest teza (sformułowana explicite
przez Dummetta), iż wszelkie problemy ontologiczne są zasadniczo problemami dotyczącymi
języka. Ontologia bada najgłębszą strukturę rzeczywistości, ale w ten sposób, iż zajmuje się
badaniem pojęć składających się na nasz sposób patrzenia na świat. Jak metaforycznie
stwierdził Dummett „okulista nie powie nam, co zobaczymy rozglądając się wokół: dostarcza
nam okularów, dzięki którym ujrzymy wszystko ostrzej” ([2] s. 8).
Z tego wynika kolejne przekonanie - że problemy metafizyczne są zasadniczo
rozwiązywalne; a właściwą metodą ich rozwiązywania jest przetransponowanie ich na
płaszczyznę problemów językowych. Metodę taką w polskiej literaturze filozoficznej nazywa
się często metodą parafraz.
Jednakże wiara w skuteczność metody parafraz jest oparta na bardzo mocnych założeniach.
Podstawowym założeniem, bez którego program ontologii semantycznej byłby niewykonalny,
jest przeświadczenie o istnieniu czegoś, co można by nazwać „głęboką strukturą języka”. Jest
to przeświadczenie o tym, iż język, którym się posługujemy, można zanalizować na poziomie
zarówno syntaksy, jak i semantyki do takiego poziomu, iż jego struktura będzie dla nas
całkowicie zrozumiała. Przyjmuje się, iż narzędziem, które może stanowić podstawę takiej
analizy, jest nowoczesna postfregowska logika formalna (przy czym nie jest powiedziane,
jaki system logiki będzie przyjęty - czy klasyczny czy intuicjonistyczny czy jeszcze inny -
chodzi bardziej o to, że formalizacja może w zasadzie spełnić rolę tego narzędzia). Nie
wyklucza to oczywiście możliwości uprawiania tego typu filozofii bez podpierania się
formalizmem – przykładem takiego podejścia mogą być niektóre prace Strawsona.
- 1 -
∗
Poprawiona wersja tego artykułu ma się ukazać w kwartalniku „Rubikon”.
Najistotniejszą dla owego programu częścią nowoczesnej logiki jest bez wątpienia
semantyka - wskazują na to zarówno Ajdukiewicz ([1] 265- 266), jak i Dummett ( [2] 23- 26).
Jest to stwierdzenie niemalże oczywiste - analiza języka pojętego jako system czysto
formalny nie dawałaby podstaw do przyjęcia żadnego stanowiska metafizycznego, mogłaby
co najwyżej służyć do eliminacji twierdzeń bezsensownych z punktu widzenia składni
(byłoby to osiągnięcie niespecjalnie satysfakcjonujące). Natomiast język pojęty jako system
wyrażeń wyposażonych w znaczenie już stanowi podstawę do wydawania sądów
metafizycznych - wystarczy zauważyć fakt, iż kluczowe dla metafizyki terminy jak „byt”,
„rzeczywistość”, „prawda” są słowami określonego języka posiadającymi (przynajmniej
teoretycznie) określone znaczenie. Z tego też powodu ogólna teoria znaczenia wydaje się być
niezwykle potężnym narzędziem dla rozwiązywania problemów filozoficznych.
Jak dotąd program ontologii semantycznej wydaje się być podejściem całkowicie
racjonalnym, co więcej, rokującym nadzieję na konkluzywne rozwiązanie pewnych
uporczywie powracających problemów metafizycznych; innymi słowy - na przeniesienie
metafizyki na „bezpieczną ścieżkę naukowego badania” (czego domagał się już Kant).
Jednakże nadzieje te wydają się być mocno na wyrost. Zadaniem niniejszej pracy będzie
wykazanie problemów, jakie pojawiają się przed tak zarysowaną koncepcją uprawiania
metafizyki. Polemika ta nie dotyczy bynajmniej wszystkich przekonań składających się na
zarysowany wyżej program; w szczególności nie jest pomyślana jako krytyka
przeświadczenia o tym, że problemy metafizyczne są w gruncie rzeczy problemami
językowymi - wręcz przeciwnie, założenie to wydaje się być całkowicie słuszne. Krytyka
będzie raczej dotyczyła metodologicznego statusu tego typu rozważań. Kluczowe dla niej
będzie pojęcie „znaczenia” – mocne rozumienie tego terminu stanowi podstawę ontologii
semantycznej; takie jednak rozumienie wydaje się być filozoficznie co najmniej wątpliwe.
Paradoks Kripkego
Saul Kripke w swojej książce „Wittgenstein on Rules and Private Language” przeprowadza
dotkliwą krytykę pojęcia znaczenia. Wprawdzie Kripke cały czas twierdzi, iż tezy zawarte w
owej pracy są jedynie rekapitulacją poglądów „późnego” Wittgensteina, jednakże obiegowa
opinia głosi, iż są one oryginalnym dziełem Kripkego, a przynajmniej bardzo swobodną
interpretacją poglądów Wittgensteina. Nie jest celem niniejszej pracy wchodzenie w ten spór,
z tego też względu paradoks opisany poniżej będę traktował jako paradoks Kripkego. W
- 2 -
moim wszakże mniemaniu argumentacja zawarta w owej książce jest w sposób bardzo
głęboki związana z filozofią Wittgensteina z okresu „Dociekań filozoficznych” i dlatego też
będę się do Wittgensteina odwoływał - jeżeli nawet argumentacja Kripkego nie jest dokładnie
Wittgensteinowska, to na pewno jest zbieżna z niektórymi przemyśleniami autora „O
pewności”.
Kripke określa swój (Wittgensteinowski) problem mianem nowego rodzaju sceptycyzmu,
który będę nazywał „sceptycyzmem co do znaczenia”. Sceptyczny problem przedstawia się
następująco: nie istnieje coś, co nazwać by można znaczeniem wyrażenia, gdyż żadne
przeszłe użycie jakiegoś wyrażenia nie wyznacza jego teraźniejszego zastosowania ([4] s. 9-
13), co więcej żaden fakt psychiczny czy też fizyczny tego nie robi. Wittgenstein wyraża to w
następujący sposób: „Paradoks nasz wygląda tak: reguła nie wyznacza sposobu działania,
gdyż każdy sposób działania daje się z nią uzgodnić” ([5] § 201).
Kripke ilustruje ten problem bardzo wyrazistym przykładem ([4] s. 8-9). Przypuśćmy, że
nigdy w życiu nie dodawałem do siebie liczb dających w sumie więcej niż 57 (oczywiście
przykład ten jest uproszczony, ale każdy może sobie w tym miejscu wstawić liczbę tak dużą,
że nie użył jej nigdy w dodawaniu). Oczywiście jestem przekonany, że potrafię dodawać,
czyli że znam znaczenie słowa „dodawanie”. W tym momencie mam przeprowadzić
następujące działanie: „68 + 57”. Bez najmniejszego zastanowienia odpowiadam „125”,
będąc jednocześnie całkowicie przekonanym, że to, co robię jest tym samym działaniem,
które wykonywałem poprzednio. W tym momencie jednak natrafiam na sceptyka, który
twierdzi, iż działanie to wykonałem niepoprawnie i dobra odpowiedź na pytanie „68 + 57 =”
wynosi „5”, jeżeli chcę pozostać w zgodzie z moim dotychczasowym użyciem znaku „+”.
Sceptyk twierdzi (zgodnie z rzeczywistością), iż nigdy wcześniej nie wykonywałem takiego
działania, więc nie mogłem mieć „intencji”, aby na pytanie „ile jest 68 + 57” odpowiedzieć
„125”. Oczywiście chcę zastosować to samo działanie, które stosowałem poprzednio,
jednakże sceptyk twierdzi, iż działaniem, które stosowałem poprzednio nie było „dodawanie”
(czyli funkcja dająca dla 68 i 57 wynik 125, oznaczajmy ją dalej przez „+”), ale
„quodawanie” (oznaczmy ją poprzez symbol „@”) czyli funkcja określona następująco: x@y
= x + y, jeśli x, y < 57 oraz x@y = 5 w przeciwnym wypadku.
Sugestia sceptyka wydaje się być całkowicie absurdalna, ale jej odparcie nie jest
bynajmniej sprawą prostą. Otóż wedle założeń naszego eksperymentu myślowego nigdy ani
sam nie dodawałem takich liczb, ani nie myślałem o ich dodawaniu, ani nie byłem świadkiem
tego typu dodawania. Być może zawsze, gdy do tej pory wykonywałem działanie ze
znaczkiem „+” nazywając je „dodawaniem” wykonywałem coś, co teraz oznaczamy znakiem
- 3 -
„@”. Pierwszą sugestią, jaka przychodzi do głowy w celu odparcia sceptyka jest odwołanie
się do jakichś zasad „rządzących” danym słowem, czyli w tym przypadku do aksjomatów
Arytmetyki Peano. Odpowiedź sceptyka jest oczywista: w każdym aksjomacie, wyjaśnieniu
itp. występują jakieś symbole, wyrażenia, do których można zastosować to samo
rozumowanie, jakie zastosowaliśmy w przypadku „+” ([4] s. 16-17). Od razu pojawia się
problem „reguły do interpretacji reguły” i ewentualnego regresu w nieskończoność w
wyjaśnieniach, co przy przyjęciu dość intuicyjnego założenia o skończonej długości trwania
naszego życia, jest niemożliwe. Oczywiście paradoks ten nie ogranicza się do wyrażeń
matematycznych, stosuje się on równie dobrze do „+” jak i do słowa „kaczka”.
Problem Kripkego nie jest pytaniem o banalny empiryczny fakt, czy zapytany o to „ile
wynosi 68 + 57” odpowiem „5” czy „125”, gdyż jest rzeczą oczywistą, iż odpowiem „125”.
Chodzi tu o coś o wiele bardziej istotnego, mianowicie o to, czy moja odpowiedź „125” jest
usprawiedliwiona poprzez moje poprzednie zachowania, czy też może jest niczym
nieusprawiedliwionym impulsem. Teza Kripkego jest następująca - nawet gdybyśmy znali
wszystkie fakty z naszego przeszłego życia, zarówno psychiczne jak i fizyczne, to nic nie
uzasadniałoby stwierdzenia, iż „68 + 57 = 125”.
Warte jest zauważenia, iż problem ten pojawia się zarówno, jeśli zdefiniujemy znaczenie
jako coś mentalnego, jak i jako pewien byt platoński - co mogłoby wydawać się
rozwiązaniem problemu ([4] s. 53 - 4). Przecież platońskie idee zawierają w sobie wszelkie
możliwe użycia, tak więc idealne znaczenie „+” zawiera w sobie również odpowiedź na
pytanie „ile jest 68 + 57?” Nie rozwiązuje to wszakże problemu - od razu pojawia się
sceptyczne pytanie „skąd wiesz, że do tej pory <<partycypowałeś>> w idei <<dodawania>> a
nie <<quodawania>>?”. Tak więc platonizm nie rozwiązuje problemu w najmniejszym
stopniu.
Koncepcją znaczenia, której Kripke poświęca zdecydowanie najwięcej uwagi, jest
koncepcja dyspozycyjna, głosząca, iż znaczeniem, jakie przypisuję słowu jest dyspozycja -
innymi słowy, owszem nigdy przedtem nie dodawałem tego typu liczb, ale już wtedy miałem
tego typu dyspozycję, iż gdyby mnie zapytano to odpowiedziałbym „125”. Zdaniem Kripkego
teoria dyspozycyjna nie radzi sobie z dwóch powodów. Po pierwsze moje dyspozycje są
zawsze skończone, zaś liczba przypadków, z którymi mogę mieć do czynienia jest
nieskończona (argument ten wydaje mi się być niejasny i nie do końca przekonywujący, tak
więc nie będę go tutaj rozwijał). Drugi argument, bardziej przekonywujący, jest następujący -
teoria dyspozycyjna nie wyjaśnia tego, iż znaczenie powinno być usprawiedliwieniem
zastosowania, nie wyjaśnia normatywnego elementu znaczenia ([4] s. 23 - 25). Mogę przecież
- 4 -
mieć dyspozycję do mylenia się - np. za każdym razem, gdy w wyniku powinno wystąpić 9
mogę wpisywać 6, albo, co gorsza wpisywać jakąś przypadkową liczbę. Jeżeli dyspozycja
miałaby spełniać rolę znaczenia, to nie można by powiedzieć, iż się mylę - jeżeli mam taką
dyspozycję, to znaczy, że odpowiadam poprawnie.
Wedle Kripkego, jedynym rozwiązaniem, które pozwala nam uniknąć paradoksalnych
wniosków, iż nasze słowa mogą znaczyć wszystko, czyli nie znaczyć nic, jest radykalna
zmiana naszych poglądów na język, zwana przez niego, (przez analogię z Humem)
„sceptycznym rozwiązaniem wątpliwości” ([4] s. 68 - 80). Musimy raz na zawsze zerwać z
poglądem na język, według którego podstawową formą języka jest zdanie oznajmujące, zaś
znaczeniem zdania są „warunki jego prawdziwości” - taki pogląd można by nazwać
„obrazkową teorią języka”. Zgodnie z tą teorią, jeżeli uchwycę „znaczenie” jakiejś
wypowiedzi, to będę ją mógł stosować dalej bez oglądania się na niczyj osąd - w
szczególności dotyczy to stwierdzeń matematycznych, które miałyby być prawdziwe nawet
gdyby nie istniał świat ani inne umysły.
To właśnie ta teoria jest, zdaniem Kripkego, odpowiedzialna za powstanie paradoksu, więc
aby go uniknąć, musimy ją zastąpić nową. W tej nowej teorii niezwykle istotną rolę odgrywa
odwołanie się do społeczności - to społeczność decyduje o tym, czy poprawnie używam
danego terminu czy też nie; język „prywatny” jest niemożliwy. Po drugie, musimy przestać
pytać się o znaczenie i nominat poszczególnych wyrażeń - prowadzi to bowiem do absurdu,
zamiast tego powinniśmy się pytać o ich funkcję; zamiast pytać o warunki prawdziwości,
pytajmy, w jakich warunkach użycie danego słowa będzie uzasadnione. Nie jest celem
niniejszej pracy dyskutowanie, czy rozwiązanie Kripkego jest całkowicie satysfakcjonujące
ani też rozważanie możliwych zarzutów przeciwko jego koncepcji oraz ewentualnej obrony
paradoksu – syntetyczne omówienie tych kwestii można znaleźć w artykule Wrońskiego ([10]
ss. 103-105). Istotne natomiast wydaje się być to, iż nawet autorzy polemizujący z Kripkem,
albo w pewien sposób osłabiają pojęcie „znaczenia” (jak Becker i Hacker), albo przyjmują
niemożność pełnego wysłowienia treści „znaczeń” (jak Boghossian) (ibid.)
Kripke a Goodman
Problem niezwykle podobny do problemu podniesionego przez Kripkego, był już wcześniej
poruszany przez Nelsona Goodmana w książce „Fact, Fiction and Forecast”. Jakkolwiek jego
rozważania dotyczą zupełnie innej kwestii, a mianowicie problemu indukcji, to zbieżność
- 5 -
jego argumentacji z Kripkowską jest uderzająca, do czego zresztą przyznaje się sam Kripke
([4] s. 20).
Goodmanowski przykład przedstawia się następująco. Wyobraźmy sobie, iż mamy do
zweryfikowania następującą hipotezę: „wszystkie szmaragdy są zielone” ([3] ss. 74-5). Do
chwili t przebadaliśmy określoną ilość szmaragdów i wszystkie okazały się być zielone. Tak
więc nasze dane wydają się wspierać naszą hipotezę. Jednakże, Goodman argumentuje, nie
mamy żadnych podstaw by twierdzić, że zebrane dane potwierdzają wspomnianą hipotezę, a
nie hipotezę „wszystkie szmaragdy są ziebieskie”; przy czym „ziebieski” oznacza „zielony do
chwili t, niebieski po chwili t” (ibid.).
Słowo „ziebieski” wydaje się być doskonałym przykładem dla Kripkowskiego sceptyka.
Może on argumentować, identycznie jak w przypadku „quodawania”, iż nie mamy żadnych
podstaw do twierdzenia, że do tej pory nasze użycia słówka „zielony” odnosiły się do zieleni,
a nie do ziebieskości. Mamy tu jakby paradoks sceptyczny już zarysowany. Goodman nie
rozwija jednak swojej argumentacji w tym kierunku – dopiero Kripke rozwinął w pełni
problematykę tego przykładu.
Kripke a Quine
Willard van Orman Quine w książce „Słowo i przedmiot” rozważa bardzo podobny
problem do tego, który poruszał Kripke. Wyobraźmy sobie sytuację „przekładu radykalnego”,
(czy też „praprzekładu”) tj. taką sytuację, kiedy musimy przeprowadzić przekład języka
jakiegoś nieznanego nam plemienia nie mając żadnej pomocy (nie znamy żadnego języka
pokrewnego itp.). Jedyne, co mamy do dyspozycji, to zachowanie członków owego
plemienia, zarówno werbalne, jak i niewerbalne. Według Quine'a w takiej sytuacji możemy
stworzyć wiele możliwych, różnych słowników.
Rozważmy konkretny przykład ([6] s. 43 -67) - załóżmy, że obserwujemy tubylców i że za
każdym razem, kiedy przebiega w ich okolicy królik krzyczą oni „Gavagai”. Naturalnym
wydawałoby się, iż słowo „Gavagai” będziemy od tej pory tłumaczyć jako „Królik”. Quine
jednak argumentuje, iż tak naprawdę nie wiemy, jak powinniśmy tłumaczyć „Gavagai”: czy
jako „Królik” czy jako „stadia królika”, czy jako „nierozdzielne części królika”, czy też jako
„królikowatość”. Oczywiście każde z tych tłumaczeń da się doskonale uzgodnić z
zastosowaniem słówka „Gavagai” przez tubylców, ale z naszego punktu widzenia będą one
zasadniczo różne.
- 6 -
Problem swój Quine nazywa tezą o „niezdeterminowaniu przekładu”; jest to w zasadzie
teza kwestionująca istnienie czegoś takiego jak „znaczenie wypowiedzi” rozpatrywane
niezależnie od danego języka. Kripke zauważył ([4] s. 56-7) daleko idącą zbieżność między
swoim problemem a tezą Quine'a. Wedle Kripkego jego problem jest o wiele bardziej
radykalny - po pierwsze u Quine’a jedną z przesłanek jest to, aby „znaczenie” dało się
sformułować w terminach behawioralnych, tymczasem Kripke rozważa także fakty dostępne
wyłącznie introspekcji podczas formułowania swojego problemu. Po drugie, Quine rozpatruje
swój problem w odniesieniu do przekładu z języka nam dotąd nieznanego, zaś Kripke atakuje
również pojęcie „znaczenia wewnątrzjęzykowego”. Z punktu widzenia rozważanego w tej
pracy zagadnienia bardziej istotne od różnic między tymi stanowiskami jest ich
podobieństwo, polegające na zanegowaniu „mocnej” koncepcji znaczenia, wedle której
rozumieć dane zdanie, znaczy znać warunki jego prawdziwości, pozwalające nam stosować je
we wszelkich kontekstach.
Paradoks Kripkego a metamatematyka
Problem dosyć analogiczny do paradoksu Kripkego można również odnaleźć na gruncie
metamatematyki. Występuje on tam w postaci problemu, czy można zbudować definicję
prawdy dla języka naturalnego. Ma to niezwykle istotne znaczenie dla ontologii
semantycznej, gdyż pojęcie znaczenia jest niezwykle głęboko związane z pojęciem prawdy.
Aby dla jakiegoś języka móc zbudować teorię prawdy, należy mieć już zbudowaną teorię
znaczenia, względnie vice versa. Nawet Dummett zauważa, iż charakterystyki prawdy i
znaczenia są niezwykle blisko ze sobą związane ([2] s. 24). Jeżeli więc okaże się, iż pojęcie
prawdy dla języka naturalnego jest problematyczne, to tym bardziej problematyczne okaże się
być pojęcie znaczenia.
Na trudności związane z próbą budowy adekwatnej definicji prawdy dla języka naturalnego
zwrócił uwagę już twórca nowożytnej semantyki formalnej Alfred Tarski. W swej słynnej
pracy „Pojęcie prawdy w językach nauk dedukcyjnych” Tarski wyraźnie zastrzega, iż nie
próbuje on tworzyć teorii prawdy dla języka potocznego, lecz tylko dla czegoś, co nazywa on
„językami formalnym” tj. takimi, w których znaczenia są już dokładnie ustalone.
Tarski rozumie pojęcie prawdy semantycznie - intuicyjnie należałoby to rozumieć mniej
więcej w ten sposób: zdanie prawdziwe jest to zdanie, które wyraża, że rzeczy mają się tak a
tak i rzeczy mają się tak a tak. Główny argumentem przeciwko możliwości sformułowania
definicji tak rozumianej prawdy w języku naturalnym jest jego uniwersalność ([7] s. 30).
Rozważmy problem głębiej.
- 7 -
Aby uniknąć paradoksu kłamcy należy w każdej wypowiedzi wyróżnić język
przedmiotowy i metajęzyk. Np. wypowiedź: „liść jest zielony” jest wypowiedzią języka
przedmiotowego, natomiast: „zdanie <<liść jest zielony>> ma trzy wyrazy” jest już
wyrażeniem metajęzyka, ponieważ dotyczy wyrażeń języka niższego rzędu. Uniwersalność
języka potocznego byłaby więc spostrzeżeniem tego rodzaju, iż język naturalny jest
domknięty na tworzenie metajęzyka. Wyobraźmy sobie teraz zdanie: „zdanie <<liść jest
zielony>> jest zdaniem języka polskiego”. Oczywiste jest, że „zdanie <<liść jest zielony>>
jest zdaniem języka polskiego” też jest zdaniem języka polskiego, więc: ‘„zdanie <<liść jest
zielony>> jest zdaniem języka polskiego” jest zdaniem języka polskiego’ jest zdaniem języka
polskiego, więc ... Tą procedurę można, przynajmniej teoretycznie, iterować w
nieskończoność, a i tak nie wyprowadzi ona nas poza obręb języka potocznego. Z drugiej
jednak strony definicja prawdy dla jakiegoś języka musi być podana w metajęzyku. Tak więc
definicja prawdy dla języka naturalnego musiałaby być podana w metajęzyku stopnia
najwyższego. Taki język okazuje się być językiem sprzecznym, gdyż musiałby być własnym
metajęzykiem - to zaś sprawia, iż można w nim odbudować całą klasę antynomii
semantycznych, na przykład antynomię kłamcy, czy też antynomie Grellinga.
Rodzi się teraz pytanie, co stwierdzenie o niedefiniowalności prawdy wnosi do dyskusji na
temat znaczenia. Okazuje się, że bardzo wiele, gdyż jakiekolwiek zdanie mówiące o
znaczeniu musi być sformułowane w metajęzyku. Aby było możliwe sformułowanie w
metajęzyku definicji prawdy, a co za tym idzie znaczenia, metajęzyk ten musi być „bogatszy”
od języka przedmiotowego - musi istnieć możliwość przekładu wszystkich wyrażeń z języka
przedmiotowego na metajęzyk ([9] s. 28 - 9). Tak więc nie można zbudować teorii znaczenia
dla języka naturalnego „tak w ogóle” - można co najwyżej podać definicję dla języka jakiegoś
poziomu, zakładającą rozumienie terminów języka wyższego rzędu. Wyjaśnia to sukces
semantyk zbudowanych dla języków sztucznych - w takim przypadku posiadamy bogatszy
metajęzyk, a mianowicie język potoczny. Natomiast konstrukcja semantyki dla języka
potocznego jest ograniczona przez fakt, iż jest to język najbardziej uniwersalny, będący
metajęzykiem dla wszystkich innych języków - „jeśli o czymkolwiek można w ogóle z
sensem mówić, to można o tym mówić i w języku potocznym” ([7] s. 30).
Problemy ze znaczeniem a ontologia semantyczna
Przedstawione powyżej problemy z pojęciem „znaczenia” mogą się wydawać paradoksalne
- zdają się one kwestionować jeden z najbardziej codziennych i oczywistych faktów, z jakimi
- 8 -
człowiek ma do czynienia, a mianowicie fakt, iż porozumiewamy się ze sobą. Jednakże
wszystkie te problemy nie zagrażają porozumieniu między ludźmi, przynajmniej nie bardziej
niż paradoksy Zenona zagrażają lecącej strzale. Wszystkie te paradoksalne wnioski dowodzą
jedynie, jak bardzo nasze dotychczasowe spojrzenie na język jest nieadekwatne. „Tradycyjne”
dla filozofii analitycznej było następujące podejście: znajomość znaczenia słów to znajomość
warunków ich prawdziwości (tudzież warunków stwierdzalności); w każdym razie zdobycie
pewnej teoretycznej wiedzy – poznanie „znaczenia” - która następnie umożliwia nam
posługiwanie się danymi słowami. Przy takim podejściu pomysł na ontologię semantyczną
był wręcz narzucający się: należy wyabstrahować owe „znaczenia” z kontekstów, gdzie
użycie słów nie nastręcza żadnych wątpliwości i zastosować je tam gdzie jest problematyczne
- czyli w sporach filozoficznych.
Tymczasem w świetle powyższych rozważań widać wyraźnie, iż porozumienie, nawet w
sytuacjach codziennych, nie jest oparte na czymś, co można by nazwać „znajomością
znaczenia”, jeśli chcielibyśmy to rozumieć w ten sposób, iż uchwyciliśmy jakieś abstrakcyjne
„konwencje znaczeniowe”. Jest to raczej skutek czegoś, co można by nazwać za
Wittgensteinem współuczestnictwem w jakiejś „grze językowej”. Porozumienie językowe jest
faktem niezaprzeczalnym, ale aby je wyjaśnić nie wystarczy się odwołać do abstrakcyjnych
bytów. Potrzebne jest odwołanie się zarówno do praktyki społecznej, jak i do świata
zewnętrznego.
Ponieważ nawyk i społeczność gwarantują nam porozumienie przykłady wykorzystane
przez wspomnianych autorów wydają się nam być skrajnie nieintuicyjne. Nie mamy
wątpliwości co do tego, jak powinniśmy używać słowa „zielony”. Właśnie dlatego rodzi się w
nas, zwłaszcza gdy jesteśmy filozofami analitycznymi, pokusa, by uznać, iż przeszłe użycie
wyznacza nam wszystkie możliwe przyszłe zastosowania słowa. Jednakże w świetle podanej
powyżej argumentacji powinno być oczywiste, że nie będzie tak w każdym przypadku. Z taką
sytuacją będziemy mieli do czynienia, gdy będziemy próbowali wykorzystać już nam znane
słowo w nowym kontekście. Quine podaje odpowiedni przykład na gruncie niefilozoficznym
([6] s.292 - 297). Otóż w matematyce posługiwano się pojęciem pary uporządkowanej zanim
jeszcze ustalono jej definicje w terminach teorii mnogości. Pojęcie to było już używane i
zdawało się mieć dobrze ustalony „sens’. Okazuje się jednak, że można je zrekonstruować na
wiele sposobów w teorii mnogości np. jako {{x}, {y,0}} albo jako {{x},{x,y}}. Obie te
interpretacje są wzajemnie ze sobą niezgodne, ale każdą z nich można uzgodnić z
dotychczasowym użyciem symbolu <xy>. Dodatkowo żadna z tych rekonstrukcji nie wydaje
się nam być „rażąca” czy też „nie intuicyjna” tak jak to było z <<quodawaniem>>.
- 9 -
W przypadku sporów filozoficznych sytuacja wydaje się być dosyć analogiczna. Wyrazy
istotne dla filozofii, takie jak „jest”, „rzeczywistość”, „prawda” itp., są wyrazami języka
naturalnego i potrafimy się nimi posługiwać w kontekstach nam znanych, wyznaczonych
przez nawyk i społeczność. Mimo to, ze względów, które powinny być jasne w świetle
powyższych rozważań, nie możemy twierdzić, iż te użycia wyznaczają nam jakiś jeden
sposób zastosowania w sytuacjach, w których owych czynników brak. Z poglądem tym
korespondują uwagi Tarskiego na temat tego, czy jego koncepcja jest „właściwą koncepcją
prawdy” ([8] s.255-7). Wedle Tarskiego, jego konstrukcja formalna nie jest jedynym
możliwym rozjaśnieniem pojęcia prawdy i gdyby jakiś „przyszły światowy kongres
teoretyków prawdy” zadecydował, iż nie jest, to nic nie stałoby na przeszkodzie, aby jego
koncepcję ochrzcić „koncepcją frawdy”.
Przykład z „prawdą” wydaje się być typowy dla problemów filozoficznych. Można sobie z
łatwością wyobrazić dwa wzajemnie różne uściślenia filozoficzne terminu „prawdziwy” -
jeden z nich oznaczał będzie „zgodny z rzeczywistością”, nazwijmy go „frawdziwy”, a drugi
„słusznie stwierdzalny” - nazwijmy go „brawdziwy”. Załóżmy nawet, że te terminy są dla nas
całkowicie jasne (mimo, iż jest oczywiste, że nie są), to i tak nie będziemy wiedzieć, który z
nich uznać za właściwe rozumienie „prawdziwości”. Dotychczasowe użycie nam tego nie
wyznaczy - nawet gdyby okazało się, że do tej pory używaliśmy tego tylko w sensie „słusznej
stwierdzalności”, to i tak można by argumentować, że np. słuszna stwierdzalność jest
pochodną prawdziwości. Można by wszakże twierdzić, iż jest to pewnym rozwiązaniem
problemu - po prostu rozróżnienie pojęciowe eliminuje spór; być może prowadziłoby to do
przyjęcia pewnego pluralizmu w metafizyce. W każdym bądź razie to rozwiązanie nie było by
pełną realizacją mocnego programu ontologii semantycznej.
Jak już to było zaznaczone, celem niniejszej pracy nie jest polemika z tezą o językowym
charakterze problemów ontologicznych. Nie jest nim również negowanie sensowność
prowadzenia przez filozofię analiz pojęciowych. Jest nim natomiast wykazanie poważnych
ograniczeń metodologicznych stojących przed metodą. Otóż, należy mieć świadomość, iż
tego typu ustalenia nie maja charakteru wniosków dedukcyjnie pewnych. Są to raczej
rozumowania redukcyjne – ze skończonej liczby danych wnioskujemy „w celu najlepszego
wyjaśnienia”. W takim wypadku należy mieć świadomość, iż nasze ustalenia są tylko jednym
z możliwych rozwiązań. W moim odczuciu musimy się pożegnać z wizją, wedle której w
wyniku analizy filozoficzne mogą dać nam wiedzę a priori i nieobalalną.
- 10 -
Bibliografia:
1. Kazimierz Ajdukiewicz Problemat transcendentalnego idealizmu w sformułowaniu
semantycznym [w:] Język i poznanie tom 1. Warszawa 1985.
2. Michael Dummett Logiczna podstawa metafizyki tł. Wojciech Sady Warszawa 1998
3. Nelson Goodman Fact, Fiction and Forecast Cambridge, Massachusetts 1955
4. Saul Kripke Wittgenstein on Rules and Private Language Oxford 1984
5. Ludwig Wittgenstein Dociekania filozoficzne tł. Bogusław Wolniewicz Warszawa 2000
6. Willard van Orman Quine Słowo i przedmiot tł. Cezary Cieśliński Warszawa 1999
7. Alfred Tarski Pojęcie prawdy w językach nauk dedukcyjnych [w:] Pisma logiczno -
semantyczne tom 1. Warszawa 1995
8. Alfred Tarski Semantyczna koncepcja prawdy i podstawy semantyki [w:] jw.
9. Jan Woleński Metamatematyka a epistemologia Warszawa 1993
10. Leszek Wroński Sceptycyzm dotyczący znaczenia Rubikon nr 3-4 (14-15) 2001 ss.100-105
- 11 -