Ewa Korulska
Dzieci pukają do drzwi kamienia
Pytanie o to, jak uczyć czytania poezji w szkole
podstawowej, jest jednym z najważniejszych pytań,
które musi zadać sobie polonista. (Pomocą dla na-
uczyciela mogą być książki Stanisława Bortnowskie-
go Jak uczyć poezji? oraz Spór z polonistyką szkolną)
Lekcje poświęcone poezji są dla mnie zawsze najbar-
dziej fascynujące, najmniej przewidywalne, z reguły
– zaskakujące. Na pewno - najbardziej twórcze dla
dzieci i dla mnie, nauczyciela. Te lekcje, bardzo róż-
nie przebiegające, łączy jedno – wszystkie są współ-
tworzone przez nas, uczniów i nauczyciela. Chciała-
bym tu przedstawić relacje z dwóch lekcji poetyc-
kich – w klasie czwartej i siódmej. Osobliwość
tych lekcji polega na tym, że ich temat był taki
sam, choć sposób przeprowadzenia, cele i metody
– zupełnie różne.
Pierwsza z nich była lekcją myślenia poetyckie-
go, lekcją zrodzoną pod wpływem impulsu, pod na-
strojem chwili. W jej wyniku nie powstały wiersze,
nie mówiliśmy też o żadnym konkretnym utworze
– powstały jednak teksty twórcze, pełne poezji,
zaskakujące bogactwem wyobraźni i zdolnością me-
taforycznego myślenia, zdolnością najwidoczniej
naturalną.
W czasie „zielonej szkoły” byłam z dziećmi nad
morzem. Korzystając z pięknej pogody, poszliśmy na
plażę z książkami To lubię! Chciałam z klasą czwartą
przeczytać Dekalog św. Franciszka, tak pięknie
współbrzmiący z szumem morza. Dzieci siedziały
wokół mnie na piasku i bawiły się kamykami. I wte-
dy zaproponowałam: - A może posłuchamy przez
chwilę kamieni? Może mają nam coś do powiedze-
nia? Dzieci posłusznie zamknęły oczy (ale pani też!
Dlaczego pani patrzy?), a po chwili, dość długiej,
zaczęły mówić o tym, co usłyszały od kamieni. Pró-
bowałam notować, ledwie nadążając za dziećmi.
Mówiły wszystkie. Oto, co zanotowałam:
„Mówi do mnie piasek. Byłem młody i silny, teraz
jestem stary. Potrafiłem wiele zwyciężyć, byłem
królem, byłem najtwardszy. Teraz jestem piaskiem,
który wiatr rozsiewa, a morze pochłania. Jestem bez-
silny. Kamień żyje tak, jak człowiek, przypomina, że
jest starość”.
Ta wypowiedź, najbardziej dojrzała, powiedziała-
bym – filozoficzna, wydaje mi się echem opowiada-
nia Dar rzeki Fly, które czytaliśmy na krótko przed
wyjazdem nad morze.
Dzieci mówiły także o uczuciach kamienia, utoż-
samiały się z nim, usiłując wyobrazić sobie jak też
czuje się on na plaży, wśród innych kamieni.
„Kamień mówi: jestem samotny. Można mnie
rozdzielić na ziarenka piasku; kamień czuje. Opo-
wiada historię morza, milczy, ale mówi i trzeba go
posłuchać. Opowiada swoją historię; kamień prosi:
nie łam mnie! Puść mną kaczkę do morza; jest mi tu
dobrze, tu jest pięknie; mam tu swoich przyjaciół”.
Ale także:
„Jest mi źle, chciałbym, żeby ktoś mnie zabrał do
domu, bo morze jest zimne; ziarenkom piasku nie-
wygodnie pod kamieniami, piasek ucieka; kamień
cierpi, gdy ktoś po nim chodzi”. „Kamień słucha,
czuje i widzi; ma też swoje sympatie i antypatie: jeśli
kogoś lubię, to pozwalam mu się położyć, to zależy
od człowieka”.
Kiedy notowałam te refleksje i widziałam przeję-
cie mówiących uczniów, zaproponowałam, żeby
wzięli kartki i zapisali monolog kamienia. Wszyscy
rozeszli się, ściskając w dłoniach „swoje” kamyki;
zasiedli potem na porozrzucanych wzdłuż wydmy
dużych głazach – i pisali. Wszyscy, także ci na ogół
mało zainteresowani; pisali, mimo że wokół inne
dzieci grały w piłkę i biegały po plaży. Przepisuję w
tej chwili ich notatki dosłownie, zachowując inter-
punkcję, poprawiając jedynie ortografię.
„Każdy sądzi, że jestem „zwykły” i brzydki. Lecz
gdy leżę sobie na słońcu od razu błyszczy część
mnie, ta która osadzona jest miką. Jestem twardy
i dosyć ostry. Co nie znaczy, że zły. Teraz opowiem
ci historię morza. Kiedyś dawno temu pan Lodowiec
poszedł na spacer. Nie wiem, co tu robił. W każdym
razie przynosił po trochę kamieni. Wreszcie przyniósł
mnie i rzekł: - Teraz umrę i wy drogie kamienie bę-
dziecie tu mieszkały. Każdy kamień teraz ma swoje
prawa. Nagle zaczął się roztapiać i chyba chciał mnie
utopić. Potem wyrzucono mnie na brzeg byłem zim-
ny i mokry. Przeszedłem chrzciny i leżałem na brze-
gu, pomyślałem: - Ja taki mały, a świat taki wielki”
(Magda Kuczyńska, 10 lat).
„Zastanawiam się, gdzie jest mój dom. Może po-
chodzę z morza? Nie, raczej nie, pewnie spadłem
z nieba, albo wyszedłem z ziemi. Chciałbym wrócić
do mojego domu, do miejsca skąd pochodzę. Zasta-
nawiam się też, dlaczego tak błyszczę w niektórych
miejscach. Może to szkło, a może diamenty. To na-
wet mogą być kryształy lub jakieś minerały. W każ-
dym razie wiem, że jestem ładny i bardzo stary”
(Bartek Kraciuk, 10 lat).
„- Jestem kamień! Złap mnie! Weź mnie! Proszę!
Może fizycznie milczę, lecz psychicznie mówię!
Milczę, ale mówię… Proszę by ktoś czuł moje ja. Nie
jestem głazem tylko głazem ze swoim ja… jestem jak
ludzie! Nie wierzysz? Kiedy jestem młody i silny
pokonam wszystkie trudności rozbiję fale i wiatr.
Lecz jest taki czas gdy tracę swą osobowość i zamie-
niam się w piach. Wszyscy mnie lekceważą depczą
jak po nikim. A przecież nadal jestem głazem!?”
(Kamila Raczyńska, 10 lat).
„Jestem kamieniem i bardzo bym chciał być
z tobą, a nie z kim innym. Chciałbym aby było mi
ciepło, i żebym w nocy spał w domu a nie tu na pla-
ż
y. Polubiłem cię od pierwszego spojrzenia. Jesteś
jedynym moim przyjacielem. Bardzo cię lubię” (Ma-
ciek Dolindowski, 10 lat).
„Jestem jednym z leżących na plaży kamieni.
Wyglądam tak jak kamień szlachetny ale nim nie
jestem. Jestem mały biało, różowo, pomarańczowy,
wszyscy zachwycają się moją urodą. Kiedy już wie-
cie jak wyglądam opowiem wam moją historię. Było
to tak: Pewnego słonecznego dnia leżałem sobie na
dnie morza i rozmawiałem z innymi kamieniami oraz
z morskimi zwierzętami. Gadaliśmy i obmawialiśmy
króla morza, jednak nie wiedzieliśmy, że za nami stoi
król morza. Król zezłościł się na nas i wzburzył mo-
rze. Był sztorm. Zostałem wyrzucony na brzeg morza
i od tej pory nie wróciłem do morza” (Asia Kościań-
ska, 10 lat).
„Kiedy byłem w morzu stałem się bardzo mięk-
kim kamieniem. Kiedy morze mnie taszczyło, zbiera-
ło ze sobą mnóstwo małych kamieni. Zapamiętałem
(historię) kilku z nich. Opowiem wam jedną z nich:
Płynąłem sobie gdy nagle spotkałem ogromną rybę
która przez przypadek mnie połknęła. Ale jakoś się
wydostałem. Potem płynąłem Bałtykiem aż spotka-
łem ciebie” (Darek Rybi, 10 lat).
„Jestem kamieniem. Wyrzuciło mnie morze na
plażę, tam spotkałem wielu przyjaciół kamieni.
Z tego względu lubię żyć na plaży i leżeć w jednym
miejscu. Ale i to miejsce ma złe strony, czasem rzu-
cają mną ludzie, depczą mnie, czasem też wieje zim-
ny wiatr, jest burza, deszcz, a ja nawet nie mogę się
schować do lasu czy zakopać się w piasek. Nazywam
się Piasek Kamieński. Czasem na plaży jest wesoło
bo przychodzą ludzie budują zamki z piasku, a mnie
ustawiają jako maszt do zamku, a później niszczą
zamek ludzie albo morze. Moi rodzice zamienili się
w piasek mnie też to czeka ale jestem młody i twardy
więc to nastąpi za dużo czasu” (Tomek Wejman, 10
lat).
„Nazywam się Biacuś. Uważam, że jestem nawet
ładny, to znaczy biały, przeźroczysty i średni (ok. 3
cm). Opowiem wam, jak się znalazłem na plaży.
Pewnego dnia mama wybrała się na zakupy i zosta-
łem sam w domu. Już się ściemniało, a mamy jeszcze
nie było. Około 21 rozpętał się wielki sztorm. Unio-
sła mnie woda i straciłem przytomność. Rano, na-
stępnego dnia obudziłem się na plaży w Jastrzębiej
Górze. Wokół mnie były tysiące kamieni. Leżałem na
gorącym piasku i się wygrzewałem. Nagle ktoś mnie
nadepnął, krzyknąłem z bólu, a on nawet nie usłyszał,
pewnie myślał, że tego nie czuję, ale się mylił. Leża-
łem tam miesiąc i tysiące ludzi mnie deptało, aż któ-
regoś dnia wzięła mnie jedna dziewczynka i dobrze
mi jest u niej” (Marianka Glijer, 10 lat).
Kamień należy do tych rzeczy, które, choć na co
dzień i powszechnie znane, mają głębokie, symbo-
liczne znaczenia. Chleb, lustro, róża, kamień. Rzeczy
powszednie, zwyczajne, a zarazem niesłychanie bo-
gate symbole. Znakiem ich symboliczności jest cho-
ciażby liczba związków frazeologicznych, jakie two-
rzą. Warto dzieciom unaocznić istnienie słów – sym-
boli, uwrażliwić na metaforyczność otaczającego je
ś
wiata. Opisane wyżej, zaimprowizowane spotkanie
z kamieniem, będące przede wszystkim odkrywa-
niem przed dziećmi ich własnej wrażliwości, skłon-
ności do filozofowania i – radości stąd płynącej –
można wykorzystać także na „normalnej” lekcji, jako
przemyślany dydaktycznie wstęp do refleksji nad
tekstem poetyckim.
Prowadziłam taką lekcję w klasie siódmej: po-
przedziła ona wspólną lekturę wierszy Wisławy
Szymborskiej i Zbigniewa Herberta (Rozmowa
z kamieniem i Kamyk). Uczniowie zostali poproszeni
o przyniesienie na lekcję kamyków, na zapominal-
skich czekały przygotowane przeze mnie. Na lekcji,
trzymając kamyk w ręku (to ważne!), uczniowie pisa-
li na kartkach to wszystko, co przychodziło im na
myśl. Do takiego notowania „strumienia świadomo-
ś
ci” odwołuję się dosyć często. Uczniowie oddają mi
nie podpisane (to daje większą swobodę wypowiedzi)
kartki, a ja na tablicy notuję po kolei ich spostrzeże-
nia – wszystkie, co zawsze podkreślam, jednakowo
ważne i wartościowe. Dla nauczyciela jest to dosko-
nała okazja dowartościowania słabszych uczniów,
którzy okazują się równie „mądrzy” jak ich koledzy,
zwłaszcza że nie chodzi tu przecież o wiedzę czy
jakiekolwiek umiejętności, tylko o wrażliwość.
Refleksje starszych uczniów przybierają różne
formy, niekiedy są to nawet wiersze lub wypowiedzi
mające swój rym i rytm. Wybiorę kilka fragmentów
uczniowskich wypowiedzi, tym razem pamiętając
o literackich tekstach, do których lektury miały przy-
gotować.
„Ten kamień, mój kamień, jest chropowaty jak
język kota. Ma cztery płaszczyzny i zarys czegoś, co
wygląda jak drzwi. Jest lekki, idealny do głaskania
i trzymania na dłoni, ale wcale nie jest przyjazny
i otwarty. Jak to jest – leżeć w kamieniołomie i wy-
grzewać się na słońcu? Kamień może szlifować tylko
woda, a to trwa strasznie długo, bo kamień wcale nie
chce być spłaszczony, wygląda wtedy delikatniej, nie
po- kamieniowemu. Jak to jest – być obiektywnym
i nadąsanym, doskonale zdawać sobie sprawę ze
swojej urody? Co jest w środku kamienia, który na-
zywam moim? Jasne, mogę go rozłupać, nie sprawi
mi to różnicy, ale on sam mi umknie. Mogę do niego
mówić i wyobrażać sobie, że mi odpowiada, ale co to
znaczy? Podnoszę go teraz i ważę na dłoni. Jest lekki.
Może nie ma zamiaru leżeć na mojej ręce? Jest bar-
dzo zimny, zimniejszy niż temperatura w pokoju.
Ogrzeję go ręką. Nie, lepiej nie, po co? Stawiam go
na ławce. Chyba jest zadowolony. Zresztą, co go
obchodzi, co się z nim dzieje? Siedzi sobie tutaj
i przeczekuje. Nie rozumiem kamieni, jestem docze-
sna, to, co dla niego jest dniem (jeżeli liczy czas), dla
mnie jest rokiem” (Ewa Dryll, 13 lat).
„Kamień: oko, śmierć, smutek, czas, deszcz, ból,
łzy, grad, miłość bez wzajemności, rzeźba, skamie-
niały mózg, mądrość, przyjaciel, cierpliwy słuchacz.
Patrzenie na kamień, na jego zimną powłokę, wpra-
wia mnie w melancholijny nastrój. Zaczynam się
zastanawiać czy on coś czuje, czy myśli, czy go boli.
Kamień jest tęsknotą, miłością bez wzajemności.
Kamień niegdyś był szczęśliwy i pełen radości, ale
jakaś zła moc zaczarowała go, i dlatego kamienie są
takie smutne, zimne, bez wyrazu. Kamień jest smut-
kiem. I tak zostanie już zawsze” (Maja Bromska, 13
lat).
„Jest jakimś dziwnym, zamkniętym pudełkiem.
Co jest w jego wnętrzu? Oszlifowany przez wodę
każdy jest inny. W jego wnętrzu są deszcze i tęcze,
góry i ptaki – a może nie? Może jest magicznym
amuletem? Może jest tam pustynia, może, może
pustka zupełna, może czyjeś marzenie tonące
w deszczu?” (Ula Brykczyńska, 13 lat).
„Gdyby mówił, opowiedziałby mi zapewne wiele
historii z przeszłości, może zostalibyśmy przyjaciół-
mi? Opowiedziałby mi może, że był kiedyś Wulka-
nem, Jaskinią a może nawet Piramidą, królestwem
Posejdona? Tego nikt nie wie, teraz znalazłam go
samotnego wśród skał i mimo to, że miał z ludźmi
rozmawiać, to milczał i nie chciał odkryć swoich
tajemnic. Dlatego też kamień kojarzy mi się ze smut-
kiem i cierpieniem” (Agnieszka Janiszewska, 13 lat).
I jeszcze garść powtarzających się skojarzeń, za-
notowanych na tablicy podczas lekcji: słonia skóra,
część od układanki, trwałość; nieskończoność, czło-
wiek, czas, morze sen; szarość i barwność jednocze-
ś
nie; świadek historii, wyspa, drzewo; mądrość; naj-
starszy przedstawiciel piękna i równowagi; bożek,
wybuch, lodowiec, wspinaczka, lot; śmierć; wygląda
na niedostępny w środku, jest jakby pokryty szkłem,
kolory ma ciepłe, przyjemne, lecz naprawdę jest zim-
ny.
Nie chciałabym komentować tych tekstów; sądzę,
ż
e mówią same za siebie. Pragnę tylko raz jeszcze
podkreślić, że swoje refleksje notuje cała klasa i że
wszystkie są odczytywane, bez nazwisk autorów.
Zapisując na tablicy skojarzenia dzieci, oczywiście
w żaden sposób nie oceniałam ich ani nie porówna-
łam, zwracałam jedynie uwagę na najbardziej orygi-
nalne, twórcze i najciekawsze literacko sformułowa-
nia, starając się szczególnie podkreślać walory tek-
stów najsłabszych uczniów.
Następnym etapem lekcji było odczytanie wiersza
Szymborskiej (powielonego przeze mnie). Po pierw-
szym zdumionym, a nawet lekceważącym – ależ pani
Szymborska mówi to samo co my! - zaczęliśmy
wspólnie zastanawiać się nad tym, jak mówi poetka,
o tym samym, ale jednak w inny sposób… Rozważa-
liśmy, wers po wersie, sensy utworu, metaforykę,
budowę wiersza, zwracając uwagę na jego subtelną
ironiczność i pewną przewrotność kryjącą się w spo-
sobie myślenia dwojga rozmówców. Mówię „my”,
ale tak naprawdę moja rola, jak zwykle, ograniczała
się do roli komentatora uczniowskich wypowiedzi,
punktowania najważniejszych, podkreślania różnic
interpretacyjnych – najcenniejsze jest dla mnie poka-
zanie dzieciom, że tekst można odczytywać różnie,
na wielu poziomach. Dyskusja była zażarta – prze-
cież poetka mówi o tym samym, co oni, pukanie do
drzwi kamienia jest zajęciem zupełnie naturalnym,
przecież robiliśmy to wszyscy. Na kolejnej lekcji
przeczytaliśmy wiersz Herberta, tak inny w formie od
tekstu Szymborskiej. Klasa podzieliła się na zwolen-
ników i przeciwników obojga poetów – jedni starali
się przekonać drugich, których tekst lepiej oddaje
istotę kamienia. Niestety, nie zachowałam notatek
z burzliwej dyskusji.
Wyrabianie w dzieciach nawyku dziwienia się
ś
wiatu, zastanawiania nad tym, co nas otacza, to,
moim zdaniem, nieodzowny wstęp do czytania po-
ezji. Poeta przestaje być człowiekiem, który „chciał
nam powiedzieć” nie wiadomo co i nie wiadomo po
co, staje się człowiekiem takim jak my, zastanawiają-
cym się nad tym, nad czym i my się zastanawiamy.
Własna refleksja wprowadza nie tylko w temat, także
stwarza nastrój do rozmowy o poezji, uczniowie sku-
piają się, są też zaintrygowani – po co to piszemy?
Wiedzą też, że ich słowo spotka się z takim samym
szacunkiem ze strony nauczyciela (i kolegów – to już
nasza rola) jak słowo „prawdziwego” poety. Dzieci,
tak jak dorośli, potrzebują, by traktowano ich serio,
by z powagą podchodzono do ich myśli, ich twórczo-
ś
ci. Tu może warto dodać, że ani razu nie spotkałam
się z lekceważącym czy niepoważnym potraktowa-
niem propozycji zapisania, a następnie podzielenia
się z innymi swoimi refleksjami – jeśli tylko ucznio-
wie byli pewni, że nie ujawnię ich imion wbrew woli
autorów. Oczywiście, rozmowy o poezji nie zawsze
zaczynam od tego typu ćwiczenia; niezmienna pozo-
staje wszak zasada wspólnego dochodzenia do sensu
wiersza, wspólnego stawiania pytań – sobie, światu,
poetom. Pytań najczęściej pozostających bez odpo-
wiedzi. Lecz przecież nie o odpowiedź tu idzie…
Tak, jak w Alicji z Krainy Czarów. Bohaterka, roz-
mawiając z kotem z Cheshire, pyta: „Czy mógłbyś mi
łaskawie powiedzieć, w którą stronę mam pójść? –
Zależy to w dużym stopniu od tego, w którą stronę
zechcesz pójść – powiedział Kot. – Nie zależy mi na
tym, w którą… - powiedziała Alicja. – Więc nie ma
znaczenia, w którą stronę pójdziesz – powiedział Kot.
- … jeżeli tylko dojdę gdziekolwiek – dodała Alicja,
chcąc wyjaśnić sprawę”.