Wydrukuj stronę
fot. archiwum
Księga hańby
Bogusław Kopka
Kiepsko wykształceni, na bakier z prawem,
często importowani z ZSRR – z akt IPN wyłania
się prawdziwy obraz „codziennych bohaterów”
bezpieki umacniających w PRL władzę ludową.
Jeszcze nie skończyła się wojna, a bezpieka już stanowiła jeden z najszybciej rozwijających się „przemysłów” na ziemiach
Polski. Pod koniec 1944 r. resort bezpieczeństwa zatrudniał 2500 funkcjonariuszy UB, w listopadzie 1945 r. już niemal 10
razy tyle. Bezpiekę wspierało także wiele innych formacji: Milicja Obywatelska, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego,
Wojska Ochrony Pogranicza, Straż Przemysłowa, Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej, służba więzienna. W 1953 r. ten
aparat zatrudniał razem ponad 321 tys. osób.
Utrzymanie bezpieki i wojska pochłaniało ogromne sumy – do 30 proc. budżetu państwa! Już w 1946 r., najkrwawszym roku,
kiedy to stalinowski terror pochłonął blisko 3500 istnień ludzkich, na funkcjonowanie MBP przewidziano 19,5 mln zł. Było to
aż ośmiokrotnie więcej niż kwota na odbudowę zniszczonego kraju. W dwa lata później MBP otrzymywało sumę
dziesięciokrotnie wyższą niż Ministerstwo Odbudowy. Nie nowe inwestycje, lecz kłamstwo, terror i bezprawie stały się
filarami PRL.
Ubeka portret własny
Typowy funkcjonariusz UB z tamtych lat był z reguły człowiekiem młodym (przed 30. rokiem życia) i Polakiem pochodzenia
„robotniczo-chłopskiego”. Pracę w aparacie bezpieczeństwa traktował jako awans społeczny. Należał do partii władzy –
PPR/PZPR – lub współpracujących z nią komunistycznych organizacji młodzieżowych. Co ciekawe, do 1949 r. deklarował w
ankietach personalnych, że jest wierzący, a w czasach apogeum stalinizmu (na początku lat 50.) „bezwyznaniowy”.
Wykształcenie – powszechne.
Ten wzorzec był częsty, ale nie jedyny – pracownicy bezpieki różnili się oczywiście pochodzeniem społecznym i
doświadczeniem pracy. Najlepiej to widać wśród kadry kierowniczej aparatu bezpieczeństwa – od ministrów i kierowników
wydziałów, przez dyrektorów departamentów, szefów urzędów wojewódzkich i powiatowych, aż po naczelników i
komendantów w więzieniach i obozach.
Polacy stanowili w resorcie bezpieczeństwa zdecydowaną większość (zawsze powyżej 95 proc.), ale już w centrali była ich
ledwie połowa. W latach 1954–1956 liczba ta wzrosła do 57 proc. Najliczniejszą mniejszością narodową i drugą co do
wielkości po Polakach grupą na kierowniczych stanowiskach w UB byli Żydzi i osoby pochodzenia żydowskiego – 37 proc.
Wcześniejsze ustalenia (29 proc.) okazały się niepełne.
Jak pisze Krzysztof Szwagrzyk, w czasie „największego terroru i bezprawia w Polsce, w latach 1944–1954, na 450 osób
pełniących najwyższe funkcje w MBP (od naczelnika wydziału wzwyż) aż 167 było pochodzenia żydowskiego. Biorąc pod
uwagę, że po wojnie Żydzi i osoby pochodzenia żydowskiego stanowili niespełna 1 proc. ludności kraju, to ich 37-procentowy
udział w kierownictwie MBP stanowi trudną do ukrycia nadreprezentację osób jednej narodowości”. Nieco mniejszy był
odsetek w terenie. Ze 161 szefów i zastępców szefów wojewódzkich urzędów 22 było pochodzenia żydowskiego. Kolejne
grupy przedstawia wykres.
Podane wyniki badań są nadspodziewanie zbieżne z wnioskami opracowań wywiadu Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”
sprzed 60 lat. W raporcie WiN z 1946 r. kadrę kierowniczą bezpieki podzielono na trzy główne grupy: 1. Rosjan lub
całkowicie zrusyfikowanych Polaków z Rosji (tzw. popów – pełniących obowiązki Polaka), 2. Żydów, 3. Polaków. Tak Polacy,
jak i Żydzi byli w pełni komunizmowi oddani, myśleli i czuli po „sowiecku”.
Seite 1 von 1
Tygodnik OZON
05.02.2006
http://www.ozon.pl/print.php?pid=2&a=1146