Instytut Wieczorową Porą
by Chochlica1
Ku pamięci przeboskiego Jace'a! Bobroszczury do wora, a wory do
jeziora!
Dla całego Jace Team ;-)
Zakładając, że Jace i Clary dowiedzieli się, że nie są rodzeństwem, Simon jest
wampirem, nikogo nie ma w Instytucie, a oni nie są już prawiczko-dziewicami.
Clary sama nie wiedziała, czego się spodziewała, przychodząc tego wieczora do
Instytutu. Wydawał się być idealnym miejscem dla jej skołatanych myśli i rozedrganych
emocji. Nie była jednak pewna, czy wiązało się to raczej z samym miejscem i tym, co
tam przeżyła, czy może z osobą, którą spodziewała się tak spotkać. Prawdę mówiąc,
wolała tego nie wiedzieć. Jej ciało drżało na samo wspomnienie dzisiejszego ranka,
kiedy to obydwoje dowiedzieli się o pewnej bardzo ważnej rzeczy. Rzeczy, która
prawdopodobnie miała rozwiązać sprawę i rozwikłać ich poplątane ze sobą dróżki,
tworząc z nich jedną prostą, szeroką i bezpieczną drogę. Cieszyć się, czy płakać? Lgnąć
do pokusy, czy od niej uciekać? W tym momencie stała na granicy dwóch opcji i musiała
się upewnić, którą woli wybrać. Nie obchodził jej już świat, skradający się za plecami
Valentine... Zrozumiała, co się dla niej liczy. Czemu poświęciłaby tą całą grę. A raczej
komu...
Warknęła na siebie, nie mogąc powstrzymać ciała przed ponownym dreszczem. Z
jakiegoś powodu serce waliło jej w piersi i nie kwapiła się, by go poznać. Życie w
niewiedzy doceniła, kiedy takową utraciła, dlatego też teraz garnęła się do niej, jak to
tylko było możliwe. Opatuliła się szczelniej swoim zielonym swetrem ładnie
kontrastującym z miedzią jej miękkich loków i głębią oczu.
Czuła, że Simon za nią idzie. Nie pochwalał jej czynów. Och, od jak dawna? Nie
była w stanie zliczyć i nie sprawiało jej to przyjemności. Zaczynała denerwować ją ta
cała sytuacja. Nie rozumiała swojego postępowania. Komu chciała zrobić lepiej? Sobie,
Simonowi czy może Jace'owi? Z ich całej trójki najbardziej kusząco objawiał się pan z
numerem dwa... i musiała to przyznać sama przed sobą. Uciekanie od czegoś, nie czyni
tego mniejszym czy słabszym. Po prostu szła tam, gdzie kierowały ją nogi. Pierwszy raz
była im za to niezmiernie wdzięczna.
Rześka noc pozytywnie wpływała na jej rozgrzane do czerwoności policzki.
Zastanawiała się, jak zareaguje on, kiedy zobaczy ją w progu. Ze świadomością. Ze
świadomością, że początek był właściwy, środek okazał się pomyłką, a końca nie widać.
Tak naprawdę bała się odrzucenia i całą siłą woli odpychała od siebie myśl, że Jace może
ją wyrzucić kompletnie nie zainteresowany jej osobą.
Z pokrzepiającym oddechem zadzwoniła do drzwi, choć wcale nie musiała tego
robić jako Nocny Łowca. Poza tym bądź co bądź to nadal w pewnym stopniu był jej dom.
Jej przystań. Czy to się komuś podobało czy nie.
Kroki na schodach wprawiły w palpitacje jej już i tak rozemocjonowane serce.
Irracjonalna radość, że zaraz znowu go zobaczy, prawie rozerwała jej głowę. Czuła się
idiotycznie, lecz bardziej prawdziwie niż w jakiejkolwiek innej sytuacji. Ostatni
podmuch nocnego wiatru rozwiał jej włosy, po czym ciężkie drzwi się otworzyły. W ich
progu stanęło uosobienie jej mrocznych, nastoletnich, prawie brudnych marzeń, które
zdążyła przez ten czas pokochać. Wyniosła z całego zajścia pewną lekcję i postanowiła
ją zapamiętać. I tak go kochasz, Clary, choćbyś nie wiadomo jak bardzo się tego
wypierała, podpowiadał umysł. Masz całkowitą rację, szepnęła do siebie.
Podniosła na niego wzrok i niemal nie westchnęła. Skupiła się na trochę
przydługich blond włosach, o barwie czystego złota zmieszanego z błyszczącym srebrem.
Były takie niesforne, jakby lekko kręcone i z pewnością szalenie miękkie. Ile to razy
pragnęła ich dotknąć? Jego oczy patrzyły na nią w lekkim zdumieniu, ale zdawały się
przy okazji dziwnie ciepłe. Spodobał jej się ich wyraz. Mogłaby patrzeć na nie i patrzeć i
nie znudziłoby jej się to. Malinowe, wilgotne usta chyba doszczętnie zawładnęły jej
uwagą. Skarciła siebie w duchu. Jeszcze nie teraz, Clary. Dopiero co tu weszłaś.
Zerknęła nieco niżej, dostrzegając białą, nonszalancko założoną koszulę i ciemne,
nisko zawieszone na wąskich biodrach jeansy. Czarne prześwity Znaków drażniły się z nią
przez jasny materiał. Cholera jasna – tylko to była w stanie pomyśleć.
-Clary? Co tu robisz? - zapytał, a jego głos zadziałał zadziwiająco na jej zmysły.
Nie była pewna, czy kiedyś to dostrzegła.
Coś zakuło go w piersi na jej widok. Uświadomił sobie, że tęsknił za samą jej
obecnością. A minęło zaledwie kilka godzin. Wyglądała kusząco, stojąc tak bezbronnie w
wejściu, uśmiechając się nieśmiało, dybiąc na niego ciepłymi oczami, jakby oczekując
odpowiedzi na niezadane pytania.
-Sama chciałabym to wiedzieć, Jace – odparła niepewnie, przechodząc obok
niego. Jej słodki zapach mile połechtał jego nozdrza w chwili, w której znajdowała się
tak blisko. - Chyba po prostu potrzebowałam się uspokoić.
Zmarszczył na nią brwi. Uspokoić?
-To przy nie raczej jest trudne, nie sądzisz? - Uśmiechnął się sugestywnie,
przybierając czarujący ton głosu. Słowa uwięzły jej w gardle. - Chodźmy do biblioteki.
Tam jest wyjątkowo... spokojnie.
Dlaczego zabrzmiał tak dziwnie? - zastanawiała się, nie potrafiąc wynaleźć jakiejś
sensownej odpowiedzi. Po prostu poszła za nim, podziwiając zarys jego umięśnionych
pleców. Jeansy idealnie opinały jego zgrabne pośladki podczas ruchu. O mój Boże –
pomyślała Clary – chyba coraz bardziej się staczam...
Napięcie było wyczuwalne w powietrzu, kiedy przeszli przez drzwi pomieszczenia.
Charakterystyczny zapach książek i starzyzny unosił się w powietrzu i wiedziała już, że
biblioteka zdecydowanie nie była odpowiednim miejscem na spokój... Nie z nim. Nie
sama z nim, określając ściślej. Podszedł do okna i wpatrzył się w roztaczający się za nim
widok. Blade czoło wygładziło się, a na twarzy zagościł wyraz niemej błogości, ulgi. Co
takiego czuł? Czemu znów wydawał się taki nieprzenikniony?
Miał tajemnice... Tak? To ją w nim najbardziej pociągało? Marzyła, by je odkryć.
Albo chociaż dociec, dlaczego w ogóle czegoś w związku z nim pragnie... Nie, to było już
wystarczająco jasne.
-Jaka piękna noc... - szepnął, jakby do siebie, lecz dla Clary zabrzmiało to prawie
jak słodki krzyk w tej upiornej ciszy. Gęsia skórka pokryła jej ciało. Cóż, całkiem
przyjemne uczucie...
Obawiał się, że jeśli się odwróci i na nią popatrzy w bladym świetle świec i
księżyca, nie powstrzyma tego, co narastało w nim od pewnego czasu. Zdawał sobie
sprawę, że to dość poważne. A prawdziwa... ochota... nie pomagała. Usłyszał, jak wzięła
głębszy oddech. Oczami wyobraźni widział jej pierś unoszącą się podczas tego gestu...
Jej włosy rozsypane wokół drobnej twarzy... Małe rączki zwieszone bezradnie po
bokach... Taka urocza, taka śliczna... Taka jego... Jego Clary. Nie żadnego Simona czy
kogoś innego. Tylko jego.
Nie wiedział, jak blisko niego się znalazła, dopóki nie poczuł na plecach jej
gorącego oddechu. Wysyłał przyjemne wyładowania elektryczne przez jego ciało.
-Jesteś tak blisko – dodał cicho, nie panując nad własnymi słowami. Już nie chciał
się kontrolować. Miał tego dość. Wszystko wyszło na jaw i cieszył się z tego. Pragnął
wiedzieć, w jakim stopniu ona podziela jego radość.
-Wiem, że za blisko a jednak niewystarczająco – odpowiedziała, a on ponownie
drgnął. Gorące, buchające uczucie rozrywało jego wnętrzności. Chciał je zdusić... albo
uwolnić. Nie, uwolnić brzmiało o wiele lepiej.
-Chodź tu do mnie. - Odwrócił się błyskawicznie i gwałtownie ją do siebie
przyciągnął. Miał wrażenie, że tego właśnie domagały się jego kończyny, myśli,
uczucia... wszystko. Teraz był cały. Nie rozbity czy samotny. Absolutnie cały. Z Clary w
ramionach przy blasku księżyca.
-Jace – szepnęła, ochoczo dostosowując się do jego dotyku. Potrzebowała go! Tak
bardzo... bardzo...
Ręce Jace'a zaczęły badać jej boki i plecy, przez co zadrżała z przyjemności. To
ciepło promieniujące z gestów i sama świadomość bliskości przysłaniała umysł Clary,
odbierając jej uciążliwą trzeźwość myślenia. Gdzieś głos rozsądku podpowiadał jej, że
na dole, tuż pod oknem, ktoś na nią czeka i patrzy. Ktoś słyszy i chce od niej więcej, niż
mógłby dostać. Nie chciała jednak rozdawać tego niepożądanym osobą. A jedynym
priorytetem w zasięgu wielu mil był Jace.
Wdychała jego zapach łapczywie, zapamiętując go i karmiąc nim swoją
narastającą potrzebę. Skóra paliła od jego palcami, wrzała od środka w miejscach, które
dotykał.
Czy postąpiłby bardzo niewłaściwie, gdyby wpił się teraz w jej wargi? Szczerze,
nie interesowało go to. Po prostu schylił się i wziął to, czego pragnął. Ciepłe, słodkie,
wilgotne usta dziewczyny wywołały sensacje w żołądku, uzależniły go. Jedna myśl
kotłowała się w jego głowie – więcej! Przyciągnął ją do siebie bliżej. Każda wypukłość
jej ciała wpasowała się w jego sylwetkę, tworząc nierozerwalne połączenie.
Ujął jej dolną wargę, cudownie pełną, ssąc ją z początku delikatnie, stopniowo
jednak wkładając w to więcej pasji i uczucia. Przygryzł ją lekko, zmuszając Clary do
cichutkiego, pobudzającego jęku. Krew z ciała powędrowała w tym momencie do innego
miejsca. Odwdzięczyła mu się, pieszcząc z namaszczeniem jego drugą wargę.
Smakowała jak najlepsza kawa na świecie, gorąca i morka, pyszna esencja czystej
doskonałości. Rozchylił jej usta jedwabistym językiem, dotykając śmiało podniebienia,
niemal walcząc z jej własnym językiem. Zrobiło jej się gorąco. Nigdy się tak nie
całowała. Nie z nim.
Jej palce wpijały się w pierś Jace'a, zbyt zajęte poznawaniem kształtu jego torsu.
Rozkojarzone na tyle, by muskać niewielkie guziczki. Osobiste wejście do raju. Poczuła,
jak przeczesał jej włosy. Opadły ciężką kaskadą na plecy. Przyjemne mrowienie
sparaliżowało jej kręgosłup.
Pocałunek promieniował namiętnością. Ba! Trzeba by rzec, że raczej czymś innym.
Znacznie głębszym, poważniejszym, przyjemniejszym. Brakowało im powietrza i ostatnią
deską ratunku było oddychanie przez nos. Przyspieszony puls tańczył w powietrzu wokół
nich. A wampiry doskonale go przecież słyszały...
Jace oderwał się od niej gwałtownie. Czuł, że więcej tego nie zniesie. Że się
zagalopowali. A spodnie zrobiły się tak nieprzyjemnie ciasne...
-Clary, nie mogę już – wydyszał wprost do jej ucha. Ogarnął ją kolejny dreszczyk
podniecenia.
-I bardzo dobrze! - odpowiedziała entuzjastycznie, ledwie łapiąc dech. - Ściągaj
koszulę – dodała po chwili, trzęsącymi rękami dobywając w końcu guziczków. Chłopak
zaskoczony jej postawą nie protestował. Po kilku sekundach otrząsnął się, lecz widząc
stanowczy, zamglony wzrok Clary wiedział, że chce tego tak samo jak i on. Pieprzyć
wszelkie granice, pomyślał, dosłownie je pieprzyć.
Zdenerwowała się i szarpnęła gwałtownie za biały materiał, rozrywając go w
połowie. Zaśmiałby się z jej niecierpliwości, gdyby nie cierpiał teraz rozkosznych katuszy
w postaci nabrzmiałej erekcji pragnącej wydostać się ze spodni wprost na spotkanie z
pięknym ciałem Clary. Zszarpał z siebie koszulę, odrzucając ją w daleki kąt biblioteki.
Mało nie ugięły się pod nią kolana. Był taki przystojny! Umięśniona, twarda klatka
piersiowa malowała się przed nią w lekkim okoleniu ciemności,wydobywając każdy
wyrzeźbiony mięsień, każdą wklęsłość i wypukłość, po której chciała przejechać dłońmi.
Czarne Znaki malowały się na tym arcydziele, kontrastując z nim seksownie. Boże! Niech
ją piorun trzaśnie, ale to najlepszy widok w całym jej życiu!
Nie mógł pozwolić, by ciągle się na niego gapiła. Jej sweterek zaczynał go
porządnie denerwować i musiał sprawić, by irytująca rzecz odeszła w niepamięć. Myśl,
co może znajdować się pod spodem... Zrobiło mu się gorąco. Przełknął głośno ślinę. By
opanować nieco emocje, przyciągnął ją do siebie za talię i nachylił się, powoli całując
jej rozgrzaną szyję. Była aksamitnie gładka i smakowała wyśmienicie. Wysunął język i
polizał podatną na bodźce skórę, spotykając się z kolejnym cichym jękiem. Przygryzł ją
lekko i possał. Clary niemal stopiła się pod jego dotykiem. Jej gorączkowe palce kreśliły
bezładne znaczki na jego odkrytych plecach.
Złapał za róg jej ubrania, podciągając je do góry. Posłusznie uniosła ramiona, by
mógł zdjąć z niej górną część garderoby. Nawet się siebie nie wstydziła, gdy tak patrzył
na nią w niemym zachwycie... Przestąpiła z nogi na nogę. Chyba szykowała jej się mała
powódź między nimi...
Dotknął jej brzucha. Mięśnie Clary momentalnie się napięły i zadrżały pod tym
dotykiem. Miała ochotę wybuchnąć od ogromu kłębiących się w niej doznań. Znowu się
pocałowali. Czule, namiętnie, słodko, upajająco...
Odpiął guzik jej spodni, zsuwając je subtelnie z kształtnych ud. Starała się zrobić
to samo, ale nagłe potrzeby plątały jej ręce w drodze do jego rozporka. Powrócił z
pieszczotami wyżej, muskając wierzchem dłoni jej ukryte pod stanikiem piersi. Wygięła
się w łuk, by być bliżej niego.
Delikatność zaczęła mu przeszkadzać. Nadal chciał więcej. Clary była taka piękna
i kusząca... a jego potrzeba taka nagląca! Nie chciał się patyczkować. Chciał jej. Tu i
teraz. Bardzo. Mocno. Ostro, jeśli trzeba. Miał pytać o zgodę?
-Clary – warknął gardłowo, ściskając niespodziewanie jej pierś. Mogła uciec, jeśli
jej się nie podobało. Pisnęła, dostosowując się do nowego doznania. Jej sutek stwardniał
i odznaczył się na materiale.
-Tak, wiem – syknęła, w końcu odpinając jego spodnie. Powędrowały w dół,
zupełnie już niepotrzebne. - Chcę... chcę...
Doskonale wiedział, o co jej chodzi. Porwał ją silniej w ramiona, opierając prawie
brutalnie o najbliższą ścianę. Była zimna w porównaniu z jej skórą. Całował jej szyję,
schodząc niżej, rozpaczliwie szarpiąc za zapięcie jej biustonosza, kompletnie nie
rozumiejąc, po co go w ogóle nosiła...
Spalała się z pragnienia. Było jej morko i przyjemnie, ale wiedziała, że może być
jeszcze lepiej. I chciała tego. Tak bardzo... Pieszczoty Jace'a były przyjemne, bardzo,
ale pragnęła więcej. Bez czekania. Tu i teraz.
Objęła go mocno udami, zahaczając palcami o krawędź jego bokserek. Miała
nadzieję, że Jace poradzi sobie z jej stanikiem, bo nie była w stanie sama go rozpinać.
Zbyt skomplikowane dla jej trzęsących się palców.
Ostatecznie rozerwał go, odrzucając daleko za siebie. Patrzył oczarowany na jej
idealne piersi, zapisując ten widok w głowie. Wziął nabrzmiałego sutka w usta, ssąc go i
drażniąc. Clary drgnęła na ten gest rozpalona i chętna.
-Nie baw się ze mną, proszę... - Jej ochrypły głos zadziałał na niego niczym
płachta na byka. Powędrował palcami do jej majtek, próbując zsunąć je z jej bioder.
Takich przyjemnych w dotyku.
Nie byli w stanie myśleć owładnięci doszczętnie pożądaniem. Podobało im się to
uczucie. Podobała im się rozkosz. Zdjął z siebie bokserki, czując się napiętym, ale mimo
to uwolnionym. Instynkt pchał go w kierunku gorącego, pulsującego miejsca Clary, które
zaprowadziłoby go teraz do innej krainy.
-Tak, Jace...- Jej głos nie pomagał w pozostawaniu delikatnym. - Na podłogę,
będzie wygodniej – zarządziła i nie mógł się z tym nie zgodzić. Praktycznie na nią upadli,
wciąż spleceni, niemal przyklejeni do siebie mokrą od potu i zapachu pożądania skórą.
-Co chcesz, żebym zrobił? - zapytał spięty, wtulając się w jej skórę. Miał
przymknięte powieki. Jego włosy zostały poczochrane przez palce Clary.
-Dobrze wiesz – powiedziała stanowczo, wypychając biodra w jego stronę.
Wydawało się to takie naturalne. Jakby od zawsze tego chcieli. Bez wstydu i zbędnych
ceregieli.
Kiwnął głową, biorąc krótki wdech i... Nagle wypełniło ją cudowne uczucie
wypełnienia. Jęknęła. Nie sądziła, nie przypuszczała... To było takie przyjemne! Kiedy w
nią wszedł, wszystko wydawało się takie na miejscu. Jej nogi, ciasno oplatające jego
talię, jego ramiona tuż przy jej piersiach i usta na wargach.
-Och – wydostało się z jej ust zupełnie niekontrolowane.
Prawie warknął na taki obrót spraw. Otaczała go ciasna, gorąca, przyjemna wilgoć
i myślał tylko o jednym – by się w niej zagłębić. Spełnił je, wyprowadzając pierwsze
pchnięcie zadziwiająco pewne. Ogrom doznać poraził ich zmysły. Zimna podłoga
ostudzała ich ciała. Ale to się nie liczyło.
Zaczął się poruszać, ocierając się o najwrażliwsze punkty. Ich mięśnie pracowały,
kurczyły się i rozciągały, nieustannie galopując w jednym kierunku – spełnieniu. Było im
tak dobrze, rozkosznie, praktycznie lekko, ale i obezwładniająco...
Spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek. Wydawał jej się niemal
bogiem, prawdziwym facetem, seksownym wcieleniem anioła i diabła. Nabrzmiałe od
pocałunków usta, zarumienione policzki, mokre złociste włosy, równie złote, przyćmione
oczy...
To razem z nimi odpływała ku spełnieniu, kiedy zaczęła się wokół niego zaciskać. A
za oknem, zaledwie kilkanaście metrów niżej... Czy to miało znaczenie?
-Jace...