749

background image

przegląd

powszechny

1/749/84

miesięcznik

poświęcony sprawom religijnym,

kulturalnym i społecznym

założony w roku 1884

JEZUICI · Warszawa

background image

WYDAWCA
Prowincja Wielkopolsko-Mazowiecka Towarzystwa Jezusowego

R E D A G U J E ZESPÓŁ
S t e f a n M o y s a S J
S t a n i s ł a w O p i e l a S J ( r e d . n a c z e l n y )
M i r o s ł a w P a c i u s z k i e w i c z S J

O P R A C O W A N I E G R A F I C Z N E
T e r e s a W i e r u s z

R E D A K T O R T E C H N I C Z N Y
T a d e u s z F i l a s S J

„ P R Z E G L Ą D POWSZECHNY"
R e d a k c j a i A d m i n i s t r a c j a

ul. Rakowiecka 61

02-532 Warszawa

tel. 49-02-71 w. 273

lei. administracji 48-09-78

P R E N U M E R A T A

roczna 1100 zł

półroczna 530 zl

cena egzemplarza 100 zł.

W p ł a t y

Bank PKO VI Oddział w Warszawie

nr konta 1560-51624-136

ul. Bagatela 15

00-585 Warszawa

Prenumerata zapewni regularne otrzy­

mywanie pisma. Część nakładu jest do

nabycia w kioskach „Ruchu" i w katolic­

kich księgarniach.

Warszawska Drukarnia Akcydensowa,-Warszawa, ul. Nowowiejska 3a

Zam. 9 4 / 8 4 (M-100), nakład 10 000+350 egz., ark. druk. 10,0

Papier piśm. kl. V 71 g., format A l

Materiałów nie zamówionych redakcja nie zwraca

background image

s treści

Felicjan Paluszkiewicz SJ

Od „Kuriera Polskiego" do stulecia „Przeglądu

Powszechnego" 9

2 4 7 lat p r a s y r e d a g o w a n e j p r z e z p o l s k i c h j e z u i t ó w .

Wojciech Roszkowski

Myśl społeczno-ekonomiczna w „Przeglądzie
Powszechnym" 1 8 8 4 - 1 9 5 3 (cz. I) 23

N a l a m a c h „ P r z e g l ą d u P o w s z e c h n e g o " d o j r z e w a ł a p r z e d I w o j n ą

ś w i a t o w ą p o l s k a m y ś l k a t o l i c k o - s p o ł e c z n a .

Antoni Czyż
Józef Baka - poeta jezuicki 34

C z y ks. B a k ę m o ż n a u z n a ć z a p r e k u r s o r a w s p ó ł c z e s n e j p o e z j i ?

Ks. Michał Heller
Względność istnienia 51

G e o r g e B e r k e l e y s ą d z i ł , że n a l e ż y w y e l i m i n o w a ć z n a u k i w s z y s t k i e
p r z y c z y n o w e w y j a ś n i e n i a . T ę z a s a d ę , z a k o r z e n i o n ą w dzisiejszej
filozofii n a u k i , P o p p c r p r o p o n u j e n a z w a ć „ b r z y t w ą B e r k e l e y a " .

Stefan Moysa SJ
Charyzmat jako dar i zadanie 59

R o ś n i e z a i n t e r e s o w a n i e P a w i o w ą t e o l o g i ą c h a r y z m a t ó w . D o ś w i a d ­
c z e n i e c h a r y z m a t y c z n e jest a k t u a l n e r ó w n i e ż d z i s i a j .

Sławomir Siwek
Europa 76

P o p i e l g r z y m c e J a n a P a w ł a II d o A u s t r i i .

Michał Lubański
Odbudowa samorządu Warszawy w latach
I wojny światowej 85

S t a r a n i a na rzecz o d b u d o w y s a m o r z ą d u m i e j s k i e g o W a r s z a w y s t a ­
n o w i ł y w a ż n y e l e m e n t w a l k i n a r o d u p o l s k i e g o o o d z y s k a n i e nie­
z a w i s ł e j p a ń s t w o w o ś c i .

background image

4

Marek Ar pad Kowalski

Duchowieństwo polskie na Węgrzech w czasie
II wojny, światowej 95

D z i ę k i p r z y c h y l n e m u s t a n o w i s k u r z ą d u w ę g i e r s k i e g o p o l s c y k s i ę ż a

m o g l i p r o w a d z i ć d z i a ł a l n o ś ć religijną, s p o ł e c z n ą i k u l t u r a l n ą w ś r ó d
s w o i c h z i o m k ó w na w y g n a n i u .

Kazimierz Dziewanowski

Wyjście z dżungli 107

K u l t u r a p o l i t y c z n a : C o t o z n a c z y , c o o b e j m u j e , d o c z e g o służy?

Andrzej Osęka ,

Przestrzeń c m e n t a r z y 114

C m e n t a r z e w P o l s c e s t a n o w i ą , j a k o z a b u d o w a n a p r z e s t r z e ń , miejsce
s k u p i e n i a i z a p i s tradycji.

Matka Maria (W. ./. Wysocki)
Recenzje

118
124

background image

Table des matières

Felicjan Paluszkiewicz SJ

D e „Kurier Polski" m centenaire de „Przegląd
Powszechny" 9

2 4 7 a n s d e la p r e s s e é d i t é e par les j é s u i t e s p o l o n a i s .

Wojciech Roszkowski

L a pensée socio-économique dans „Przegląd
Powszechny" 1 8 8 4 - 1 9 5 3 (première partie) 23

L a p e n s é e c a t h o l i q u e s o c i a l e e n P o l o g n e mûrissait a v a n t la I-e
g u e r r e m o n d i a l e s u r les c o l o n n e s d c „ P r z e g l ą d P o w s z e c h n y " .

Antoni Czyż

Józef Baka - un poète jésuite 34

P e u t - o n c o n s i d é r e r l e p è r e B a k a c o m m e , p r é c u r s e u r d e la p o é s i e
c o n t e m p o r a i n e ?

Père Michal Heller '

L a relativité de l'existence ' 51

G e o r g e B e r k e l e y c r o y a i t q u ' i l faut é l i m i n e r d e la s c i e n c e t o u t e s les
e x p l i c a t i o n c a u s a l e s . P o p p e r p r o p o s e d ' a p p e l e r c e p r i n c i p e ; e n r a c i n é
d a n s la p h i l o s o p h i e d e la s c i e n c e d ' a u j o u r d ' h u i „le r a s o i r d e
B e r k e l e y " .

Stefan Moysa SJ

Le charisme - un don et une tâche 59

L ' i n t é r ê t p o r t é à la t h é o l o g i e p a u l i n i e n n é d e s c h a r i s m e s a u g m e n t e .
L ' e x p é r i e n c e c h a r i s m a t i q u e est a c t u e l l e a u j o u r d ' h u i a u s s i .

Sławomir Siwek

L'Europe 76

A p r è s le p è l e r i n a g e d e J e a n - P a u l II e n A u t r i c h e .

Michal Lubański

La reconstruction de l'autonomie de Varsovie
pendant la I-e guerre mondiale 85

L e s efforts d e r e c o n s t r u i r e l ' a u t o n o m i e m u n i c i p a l e de V a r s o v i e

c o n s t i t u a i e n t u n é l é m e n t i m p o r t a n t d e la lutte de la n a t i o n p o l o n a i s e
p o u r la r e c o n q u ê t e de l'état i n d é p e n d a n t .

background image

6

Marek Arpad Kowalski
Le clergé polonais en Hongrie pendant la II-e
guerre mondiale 95

G r â c e à l'attitude b i e n v e i l l a n t e d u g o u v e r n e m e n t h o n g r o i s les p r ê -
tres p o l o n a i s p o u v a i e n t m e n e r l'activité r e l i g i e u s e , s o c i a l e et c u l t u -
relle p a r m i l e u r s c o m p a t r i o t e s e x i l é s .

Kazimierz Dziewanowski

La sortie de la jungle 107

C u l t u r e p o l i t i q u e : Q u ' e s t - c e q u e c e l a signifie, q u ' e s t ce q u ' e l l e c o n -
t i e n t , à q u o i sert-elle?

Andrzej Osęka

L'espace des cimetières 114

L e s c i m e t i è r e s e ń P o l o g n e é t a n t u n e s p a c e c o u v e r t b e b â t i m e n t s

c o n s t i t u e n t u n e p l a c e d e r e c u e i l l e m e n t e t u n e n r e g i s t r e m e n t d e la
t r a d i t i o n .

Mère Marie (W. J. Wysocki)

Comptes rendus

118
124

background image

Contents

Felicjan Paluszkiewicz SJ

From "Kurier Polski" to the centenary of
"Przegląd Powszechny" 9

2 4 7 y e a r s o f the press p u b l i s h e d b y P o l i s h J e s u i t s .

Wojciech Roszkowski

The social and economic thought in "Przegląd
Powszechny" 1 8 8 4 - 1 9 5 3 (part one) 23

B e f o r e the W o r l d W a r I c a t h o l i c s o c i a l a n d e c o n o m i c t h o u g h t in
P o l a n d w a s riping in t h e c o l u m n s o f " P r z e g l ą d P o w s z e c h n y " .

Antoni Czyż

Józef Baka - a Jesuit poet 34

C a n F a t h e r B a k a be c o n s i d e r e d a s a p r e c u r s o r o f c o n t e m p o r a r y

p o e t r y ?

Father Michal Heller

The relativity of existence 51

G e o r g e B e r k e l e y t h o u g h t that it w a s n e c e s s a r y t o e l i m i n a t e all t h e

c a u s a l e x p l a n a t i o n s f r o m t h e s c i e n c e . P o p p e r s u g g e s t s t o call this
p r i n c i p l e r o o t e d in t o d a y ' s p h i l o s o p h y o f s c i e n c e " B e r k e l e y ' s rasor".

Stefan Moysa SJ

Charyzma as a gift and a task 59

T h e interest in S a i n t P a u l ' s t h e o l o g y o f c h a r i s m a t a is g r o w i n g . T h e
c h a r i s m a t i c e x p e r i e n c e is p r e s e n t t o d a y , t o o .

Sławomir Siwek

Europe 76

A f t e r the p i l g r i m a g e o f P o p e J o h n - P a u l II t o A u s t r i a .

Michal Lubański

The reconstruction of Warsaw self-government
during World War I 85

T h e e n d e a v o u r s t o r e c o n s t r u c t W a r s a w m u n i c i p a l a u t o n o m y w e r e
a n i m p o r t a n t c l e m e n t o f t h e s t r u g g l e o f P o l i s h n a t i o n t o r e g a i n a n
i n d e p e n d e n t s t a t e .

background image

8

Marek Arpad Kowalski

Polish clergy in H u n g a r y during World W a r II 95

T h a n k s t o the friendly a t t i t u d e o f H u n g a r i a n g o v e r n m e n t P o l i s h
priests c o u l d carry o u t r e l i g i o u s , s o c i a l a n d cultural activities
a m o n g their c o m p a t r i o t s in exile.

Kazimierz Dziewanowski

Exit from the jungle 107

P o l i t i c a l c u l t u r e : W h a t d o e s it m e a n , w h a t d o e s it c o n t a i n , w h a t
p u r p o s e d o e s it serve?

Andrzej Osęka

The space of cemeteries 114

C e m e t e r i e s in P o l a n d as a s p c e c o v e r e d w i t h b u i l d i n g s are a p l a c e for
c o n c e n t r a t i o n o f t h o u g h t s a n d a r e c o r d o f t r a d i t i o n .

Mother Mary (W. J. Wysocki)
Reviews

118
124

background image

przegląd

powszechny 1'84

9

Felicjan Paluszkiewicz SJ

Od „Kuriera Polskiego"

do

stulecia

„Przeglądu Powszechnego"

247 lat prasy jezuickiej w Polsce

W wieku Oświecenia wydawanie gazet obwarowane było

przywilejem królewskim. Uzyskana raz zgoda monarchy
wykluczała wszelką konkurencję. Pierwotnie przywilej pra­
sowy zdobyli pijarzy, zakon wielce zasłużony dla krzewienia
wiedzy. Jezuici tymczasem, nie spostrzegłszy w porę, jak
bardzo można oddziaływać na opinię poprzez druk czaso­

pism, zazdrosnym okiem spoglądali na niewielkie, bo
mające zaledwie 19X16 cm, płatki papieru powleczonego
czarną farbą, tłoczone w drukarni Scholarum Piarum.
Wydawanie czasopism, pomimo małego nakładu, podno­
siło prestiż zakonu.

Nie wyświetlili dotychczas historycy, jak prasa polska

wydawana w rodzimym języku (prasa obcojęzyczna pozo­

stała przy pijarach) przeszła w ręce jezuitów. D o r. 1960
powtarzano bezkrytycznie anegdotę, którą podał Antoni
Magier w Estetyce miasta stołecznego Warszawy. Według
dotychczasowej tradycji poszło o to, że na skutek niedosko­
nałej korekty został obrażony monarszy majestat. Maria

Józefa, żona Augusta III, urodziła 10 grudnia 1740 córkę

Kunegundę. Wiadomość należało przekazać społeczeństwu^

Jak głosiła fama, w Kurierze Polskim redagowanym przez
pijara Jana Naumskiego, ukazała się notatka „Krowa
powiła córkę". Chochlik drukarski sprawił, że wypadły dwie
litery, wskutek czego królowa została obdarzona niewy­
brednym epitetem. To miała być przyczyna porażki pijarów.
Dopiero Jerzy Łojek, skrupulatny badacz dziejów prasy
polskiej, prześledził kolejne numery Kuriera Polskiego i nie
natrafił w żadnym z nich na tekst, który miał stać się powo­
dem oburzenia Augusta III. Jednocześnie zauważył Łojek,
że od stycznia i 737 r. Kurier Polski zaczął być numerowany

na nowo od liczby jeden oraz zmieniła się (na gorsze) szata

background image

10

graficzna gazety, co skłania do przypuszczenia, iż w tym
właśnie czasie jej redagowanie i powielanie przejęli jezuici

1

.

.Pierwszym jezuickim redaktorem Kuriera został Michał

Łowisz. Nie był on dobrym publicystą i dlatego przejęci:
przez Towarzystwo Jezusowe gazety nie wyszło czytelnikom
na dobre. Łowisz wydawał Kuriera długo, bo aż 24 lata.
Obok Kuriera ukazywały się Uprzywilejowane Wiadomości
z Cudzych Krajów.
Była to w zasadzie ta sama gazeta - tyle
tylko, że jeden tytuł ukazywał się w środy, a drugi w soboty.

W r. 376! redagowanie obydwu pism przeszło w ręce

Franciszka Bohomolca. Wtedy Kurier Polski został prze­
mianowany na Kurier Warszawski, a Uprzywilejowane Wia­

domości z Cudzych Krajów na Wiadomości Uprzywilejowane

Warszawskie. Od r. 1763 wprowadzono jedność numeracji.

Kurier otrzymywał numery nieparzyste, Wiadomości -
parzyste. W dwa lata później nastąpiła fuzja obydwu tytu­
łów i wychodziły już tylko (w środy i soboty) Wiadomości

Warszawskie. W przypadku nadmiaru materiałów doda­

wano Suplementy, które w zasadzie były drugim arkuszem
gazety, a nie dodatkiem, jak sugerowała nazwa.
Dodatek
natomiast stanowił tzw. Addytament.

Oto przykłady, jak wyglądał serwis informacyjny w gaze­

cie redagowanej przez Bohomolca:
Z Warszawy d. 6.
Kwietnia (1765),

Nayiaśnieyszy Król Jmć P. N. M. dnia onegdayszego znaydował

się z zwykłą Panów assystencyą w Kollegiacie tuteyszey na nabo­

żeństwie i Mszy S. przez Imci X. Kierskiego Suffragana Poznań­

skiego śpiewaney; pod czas którcy S. Kommunią z przykładną

przyimował pobożnością. A po zakończeniu tcy to Ofiary, i in­

nych ceremonii powróciwszy na Zamek, nayprzód 12 Ubogim

Starcom w nowe odzienia przybranym nogi umywał, a potym do

stołu onymże służył, i hoyną na ostatek każdego z nich iałmużną

opatrzył. Po obiedzie był znowu w Kollegiacie pod czas lamenta-

cyi. Dnia wczorayszego z równą pobożnością i przykładem z rana

znaydował się na nabożeństwie zwyczainym; po południu zaś

przed Grobem Pańskim nie mały czas klęcząc na Nabożeństwie

przebył.

(21 VIII 1765)

Wyszła z Drukarni tuteyszey Kśiąszka wielce potrzebna każdemu

Polakowi Zebranie wszystkich Seymów, y Praw Polskich [...]

W Drukarni J. XX. Scholarum Piarum wyszła zpod Prasy Kśiąszka

Oyczystym ięzykiem, pod Tytułem; Rozmowa Filozofa z Damą

o wielości światów [...]

background image

11

Z Rawy d. 12. Września (17CS)

Dnia 9 po godzinie pierwszej z południa, w rogu iednego domo­

stwa przed podwórzem XX. Jezuitów, iako niespodziany, bo

w tym domku ognia nie było, tak gwałtowny wszczął się pożar,

* który w pół godziny, nie tylko trzy części Miasta uchwycił, ale też

aż do stodół proboszczowskich S. Ducha sięgnął i one spalił...

Największą bodaj zasługą Bohomolca w redagowaniu

gazet była dbałość o czystość języka i niezachwaszczanie go
obcojęzycznymi wtrętami.

W jednym z Suplementów, pod datą 6 listopada 1771,

zauważyć już można gatunek literacki zwany dzisiaj repor­
tażem: barwny opis wydarzenia, mnóstwo szczegółów,
a przy tym wielka taktowność w ujęciu tematu, którym było

porwanie króla przez konfederatów.

W dziejach polskiej prasy jezuickiej pojawił się ks. Stefan

Łuskina, matematyk i astronom. Rozpoczął współpracę
z Bohomolcem w redagowaniu Wiadomości Warszawskich
i połknął bakcyla dziennikarstwa. Stał się postacią kontro­
wersyjną. Na jego temat wylano wiele atramentu. Jerzy
Łojek poświęcił mu monografię „Gazeta Warszawska" księ­

dza Łuskiny, w której pod koniec tak pisze o bohaterze
swojego studium: „On pierwszy założył i prowadził stałą
i systematycznie redagowaną gazetę polską. Przez 20 lat
wydawał numer za numerem regularnie i bez przerw, ani
razu nie zaniedbał wypuszczenia gazety w terminie, chociaż
kraj przeżywał w tym czasie wiele wstrząsów politycznych"

2

.

Przyznając Łuskinie tytuł „ojca dziennikarstwa pol­

skiego", chociaż przed Łuskiną byli już tacy redaktorzy jak
chociażby Franciszek Bohomolec, Łojek podkreśla z uzna­
niem, że Łuskina pierwszy zerwał z tradycją suchej faktogra­
fii i w jego gazecie na każdym przekazie wiadomości
wyciśnięte jest znamię osobowości oraz talentu redaktora.

Po kasacie zakonu Łuskina postarał się u króla o przywi­

lej na drukowanie własnej gazety. Był już wtedy doświad­
czonym pisarzem. Na łamach Gazety Warszawskiej,
będącej

kontynuacją Wiadomości Warszawskich, poruszał wydarze­
nia polityczne, donosił o wynalazkach, dbał o dostarczenie

1

Łojek Jerzy, Dziennikarze i prasa w Warszawie w XVIII wieku, Warszawa 1980,

Książka i Wiedza, s. 35.

2

Łojek Jerzy, „Gazeta Warszawska" księdza Luskiny, W a n z a w a 1959, Książka

i Wiedza, s. 142.

background image

12

sensacji (nieobca mu była „kaczka dziennikarska" - napisał
o robocie, który gra w, szachy), zamieszczał ogłoszenia
0
nowościach księgarskich, lekarzach specjalistach, o sprze­
daży nieruchomości, poszukiwaniu pracy i zgubach, dawał
prognozę pogody. W sumie czytelnicy znajdowali barwny
1 urozmaicony obraz rzeczywistości. Ponieważ dużo miejsca
zajmowała polemika
- bądź rzeczowe dyskusje i ścieranie się
poglądów, bądź zadziorna wojna podjazdowa - numery

Gazety Warszawskiej są niekiedy okazem satyry i dowcipu,

gdyż Łuskina miał duże poczucie humoru oraz swobodne
podejście
do czytelnika.

Pomimo to, a może i dlatego, zyskał wielu zaciekłych

wrogów. Oskarżano go o wstecznictwo, o brak patrio­

tyzmu, o rusofilstwo i hołdowanie Katarzynie II. Wyty­
kano szerzenie fałszywych wiadomości w celu wywołania
sensacji, schlebianie
możnym. Styl jego określano jako
ciężki,
zimny i napuszony.

Uporczywie zamykano oczy na upowszechnianie przez

Łuskinę idei Komisji Edukacji Narodowej w czasie, gdy to
było niepopularne, gdy zarówno rodzice jak i młodzież boj­
kotowali nowe szkoły, a frekwencja w byłych uczelniach

jezuickich w niektórych regionach wynosiła zaledwie 10%.

Gdy inne gazety nie podejmowały kłopotliwego zagadnienia
albo zbywały je krótkimi notatkami, Łuskina informował
o pracach Komisji Edukacyjnej, chociaż miał powód, aby
żywić do niej niechęć, bo wyrosła na ruinie drogiego mu
zakonu. Doceniając jednak
słuszność podjętych reform
żywo interesował się pracami Towarzystwa do Ksiąg Ele­
mentarnych, prezentował sylwetki autorów, wychodził poza
kronikarską informację. Pisał o uznaniu dla reformy poza

granicami kraju, cytował wyjątki z listów nadsyłanych d o .
Piramowicza, podawał wiadomości zasłyszane w kulua­
rach. Podkreślał walory zreformowanej szkoły. 14 lutego

1776 tak pisał o szkole w Brześciu Litewskim:

Młódź edukuiąca się w Szkołach tuteyszych Woiewódźkich,

dawała publiczny dowód z nauk przepisanych od Prześwietney

Komissyi Edukacyi Narodowey na Szkoły Woiewódzkie, iako to:

z Prawa przyrodzonego i Politycznego, z Retoryki i Poetyki; z Hid-

rauliki Mechaniki Geometryi i Arytmetyki [...] także ięzyków

Łacińskiego, Francuskiego i Niemieckiego. Akt ten przytomnością

)

background image

13

swoią ozdobić raczyli Ichmć Panowie [...]z publicznynj ukonten­

towania swego oświadczeniem, z tak znacznego w krótkim czasie

edukuiącey się młodzi.postępku.

Apologii Łuskiny podjął się Jędrzej Giertych

3

. Ukazuje

dn redaktora Gazety Warszawskiej jako człowieka odwa­
żnie i wytrwale broniącego słusznej sprawy przeciwko libe­
rałom. Nie ugiął się pomimo szyderstw, którymi usiłowano
go złamać wytykając mu donkichoterię. Giertych wykazuje,
że Łuskina należał do elity intelektualnej ówczesnej Polski,
był nadwornym astronomem królewskim, napisał kilka
traktatów: z fizyki, astronomii i filozofii oraz opracował

dzieje Akademii Zamojskiej.

Niesprawiedliwością jest pomawianie Łuskiny o niski

poziom rzemiosła dziennikarskiego i o zwężony horyzont
ukazywanej czytelnikom rzeczywistości. Już Władysław
Konopczyński zwrócił uwagę, że Łuskina nie był wcale taki

„ciemny", jak go malują

4

. Porównując jego gazetę z pozo­

stałą prasą osiemnastowieczną trzeba przyznać, iż dawała
ona pełniejszy obraz ruchów społecznych aniżeli pisma
uznawane za postępowe. Bez osłonek mówił o chłopskich
powstaniach, o buntach pospólstwa w miastach i o innych
problemach trapiących ówczesnych ludzi. Przez cały okres

stanisławowski gazeta Łuskiny była najpoczytniejszym pis­

mem w Polsce (wzrost z 500 do 1500 egz.). Należy też
dodać, że jej redaktorowi w wielu przypadkach nie można
odmówić realizmu politycznego.

Sam król Gazetę Warszawską uznawał za pismo dobrze

redagowane i użyteczne, a Łuskinę darzył sympatią jako
zdolnego uczonego i nie miał zastrzeżeń do jego postawy
politycznej.

Jednym z grzechów Łuskiny, którego nie odpuszczono

mu nigdy, było synowskie umiłowanie matki zakonu.
Jezuici zaś w pewnych kręgach budzili nienawiść. Ponieważ
Łuskina pisywał o zasługach Towarzystwa Jezusowego
i dawał kredyt zaufania każdemu, kto by stanął po stronie

zniesionej i spotwarzanej Instytucji, która wydała ludzi na

1

Giertych Jędrzej, DwieScie lat stutby narodowi, w: Gazeta Warszawska - numer

jubileuszowy 1774-1974, Londyn 31 grudnia 1974, s. 3-4.

' Konopczyński Władysław, Polscy pisarze polityczniXVHIwieku,^la.ismvi& 1966,

Państwowy Instytut Wydawniczy, s. 402.

background image

14

miarę Franciszka Bohomolca, Adama Naruszewicza, Grze­

gorza Piramowicza i innych pionierów polskiego Oświece­
nia, zagrzewało to wrogów Łuskiny do obrzucania go
błotem.

W XVIII wieku - drugim obok Warszawy - liczącym się

ośrodkiem życia umysłowego było Wilno. Tutaj jezuici
w. swojej Drukarni Akademickiej również tłoczyli pisma,
których odbiorcami była przeważnie szlachta litewska. Od
kwietnia 1760 r. rozpoczęli wydawanie gazety zawierającej
materiały informacyjne. Był nią Kurier Litewski. Ukazywał
się raz w tygodniu, w piątki, i miał trzy dodatki uzupełnia­

jące: Wiadomości Uprzywilejowane, które od r. 1761 prze­

mieniły się w Wiadomości Cudzoziemskie; Wiadomości

Literackie ukazujące się pierwotnie w każdy poniedziałek

a od czerwca 1761 w poniedziałki po pierwszej niedzieli
miesiąca; wreszcie Suplement do Gazet Wileńskich. Te cztery
w sumie pisma redagowali Franciszek Paprocki oraz Ale­
ksander Januszkiewicz.

Kurier zamieszczał wiadomości z życia społecznego i gos­

podarczego Litwy. Podawał doniesienia z Wilna, Grodna,
Nowogródka, Oszmiany, Nieświeża..., a także ze stolicy
państwa - Warszawy. Nie brakowało tam ciekawostek oby­
czajowych, jak zakaz wykonywania przez mieszczan w Sło-
nimiu prac służebnych u Żydów. Trafiały się również
sensacje kryminalne.

Treść Wiadomości Cudzoziemskich stanowiły przeważnie

zagadnienia polityczne i nowiny ze świata. Docierały one do
czytelnika - jak na ówczesne warunki komunikacyjne -
szybko, bo zaledwie z dwutygodniowym opóźnieniem.

Zagadnienia Wiadomości Literackich obracały się wokół

spraw młodzieży uniwersyteckiej i miały zainteresować stu­
dentów miejscowej akademii własnymi problemami oraz
sprawami życia politycznego i państwowego. Podawano
tam nie tylko wiadomości o sejmikach, którymi zawsze inte­
resowała się szlachta, ale omawiano również genezę każ­
dego z nich i rozwój poruszanych zagadnień. Miały też
rozbudzać w młodocianych umysłach potrzebę stałego czy­
tania prasy.

Suplement wreszcie zajmował się ogłoszeniami i reklamą.

Początkowo propagował książki z własnej drukarni,

background image

15

później także pijarskie, wreszcie wszystko, co było godne
uwagi. Podawano wiadomości o zdjęciu bielma z oczu
przez jakiegoś medyka, o sprowadzeniu do miasta „klawi-
cymbału, instrumentu misternie odrobionego" itp.

Oprócz zwyczajnego Suplementu ukazywał się niekiedy

Suplement do Gazet Wileńskich Drugi. Ten ostatni miał cha­
rakter dodatku nadzwyczajnego. I tak na przykład Suple­
ment Drugi
z 4 września 1761 przestrzegał przed rozrzuco­
nym na ulicach falsyfikatem mowy, która miała być
rzekomo wygłoszona na Akademii Wileńskiej 21 lipca.

Po wstąpieniu na tron Stanisława Augusta, tj. od r. 1764,

w miejsce Kuriera Litewskiego i właściwych mu dodatków,
zaczęły ukazywać się Gazety Wileńskie
z aneksami: Addyta-
ment
i Suplement do Gazet Wileńskich. Pierwszy spełniał
rolę dodatku nadzwyczajnego, drugi zawierał przede
wszystkim doniesienia reklamowe. Redaktorem został jeden
z dwu wydawców Kuriera Litewskiego,
Aleksander Janusz-
kiewicz. Nie wykazał on jednak nadmiaru inicjatywy w for­
mowaniu profilu nowego pisma. W r. 1766 redakcję Gazet
przejął wielki erudyta, Kazimierz Naruszewicz. Rozpoczął
on od podniesienia estetyki i przejrzystości gazety, a w ma­
teriałach redakcyjnych sporo miejsca poświęcił sprawom
żywotnym miejscowej ludności, stanowi zdrowotnemu
kraju, szczególnie walce z chorobami zakaźnymi oraz

wszystkiemu, co czyniło społeczeństwo bardziej sprawnym
fizycznie. Pojawił się (może po raz pierwszy w prasie) kon­
kurs z nagrodami ufundowany przez bpa Ignacego Massal­
skiego. 6 stycznia 1770 postawiono czytelnikom pytania:
Co
powinien wiedzieć i jakie powinien mieć cechy charakteru
pleban, aby był zarówno dobrym obywatelem, jak i paste­
rzem? Jak wychowywać ubogą młodzież szlachecką, aby
stała się pożyteczna dla Ojczyzny? Jak kształcić wieśniaków,
społeczność godną szacunku, a w Polsce poniewieraną? Za
najlepsze odpowiedzi ustalono nagrody odpowiadające
kwocie 30, 20 i 10 czerwonych złotych.

Naruszewicz redagował Gazety Wileńskie od czasu kasaty

Towarzystwa Jezusowego, po czym przejął tę funkcję inny

jezuita, znany i ceniony astronom, Marcin Poczobut. Ten

zamieszczał artykuły o ruchach ciał niebieskich, o cieka­
wych wynikach badań gwiezdnych, o meteorologii. Nie

background image

16

potrafił on jednak (jak rzutki i sprytny Łuskina w Warsza­

wie) przeobrazić się z astronoma w „gazetnika". Jako
redaktor wykazał wielką nieporadność. Przydano mu
przeto do pomocy jezuitę, Dawida Pilchowskiego, profe­
sora literatury w Szkole Głównej Litewskiej (dawriy Uni­
wersytet Wileński). Napisał on szereg cennych prac

publicystycznych podejmując tematykę, która nie zawsze
była popularna, opowiadając się za równouprawnieniem
chłopów i pełną wolnością dla nich. Wywody swoje opierał
na wielkim bogactwie źródeł i widać, że był obeznany z za­

gadnieniami, które poruszał na łamach Gazet Wileńskich.

Odrębny rozdział w publicystyce stanowią kalendarze.

Niepodobna zaprzeczyć ich wielkiego oddziaływania społe­
cznego. W dużej mierze były one jedynym słowem druko­
wanym docierającym do dworków szlacheckich. Ich
zróżnicowany poziom służy za probierz bogactwa lub prze­
ciętności umysłowej kraju.
W kalendarzach zamieszczano
bieżące wiadomości polityczne, mówiono o literaturze,
historii, geografii, biologii... Nie od razu jezuici docenili ich

znaczenie kulturotwórcze. W XVIII stuleciu jednak zarzu­
cili nimi rynek. W samym Wilnie redagowano cztery ich
rodzaje: Kalendarz Polityczny, Kalendarz Wileński, Kalen­
darz Mniejszy
i Kalendarz Prześwietnych Dam. Poza Uni­
wersytetem Wileńskim tłoczyły kalendarze jezuick ie kolegia
w Warszawie, Poznaniu, Kaliszu, Lublinie i Lwowie.

Obok prasy popularno-informacyjnej pojawiły się czaso­

pisma elitarne. Tutaj na pierwszym miejscu należy wymienić
Monitor,
organ stronnictwa dworskiego, najważniejsze na­
rzędzie propagandy królewskiej, mający urabiać opinię

w społeczeństwie dla przeprowadzenia różnorakich reform.
Dawna historiografia nazywała Monitor
periodykiem Boho-
molca. Obecnie kwestionuje się wielkość wkładu Franciszka
Bohomolca w kształtowanie oblicza tego reformistycznego

pisma

5

.

Niełatwo jest ustalić rzeczywisty wkład tego zdolnego

jezuity w dzieło odnowy, a to dlatego, że drukowane w Mo­

nitorze artykuły są anonimowe. Jeżeli nawet przyjmie się, że
początkowo związek Bohomolca z Monitorem
był luźny i że

w pierwszych dwóch rocznikach jego współpraca z tym pis­
mem jest ledwo zauważalna, nie można zaprzeczyć, że od r.

background image

17

1767, kiedy przejął redakcję Monitora, spod jego pióra

wychodziła większość publikowanych tam materiałów.
Literacka sprawność-redaktora, doświadczenie dziennikar­

skie oraz tematyka poruszanych zagadnień przybliżyły cza­
sopismo do ideału, jaki wyznaczył mu król. Oprócz

Franciszka Bchomolca na łamach organu królewskiego
pisywali jeszcze inni, bardziej i mniej znani jezuici, ponie­

waż Stanisław August zabiegał o ich współpracę, widząc
w nich sprzymierzeńców w popularyzowaniu nowatorskich
idei.

Drugim, tym razem całkowicie jezuickim, czasopismem

dla inteligencji były Zabawy Przyjemne i Pożyteczne. Kie­
szonkowego formatu zeszyciki, drukowane na dobrym
papierze, ładną i czytelną czcionką - to pierwszy polski
tygodnik literacki zrodzony w środowisku jezuitów war­
szawskich. Cechowała go typowa dla epoki wiara w naukę
i postęp. Zabawy
zaczęły ukazywać się w 1770 r. Redakto­
rem pierwszych dwóch tomów (jeden rok) był Jan Alber-
trandy. Po jego wyjeździe za granicę zastąpił go Adam
Naruszewicz. Od zarania Zabawy
cieszyły się uznaniem czy­
telników i rychło zaszła konieczność powiększenia ich
nakładu. Pierwotnie pisywali tam wyłącznie jezuici: Jan
Albertrandy, Franciszek Bohomolec, Jakub Iżycki, Franci­
szek Kniaźnin, Józef Koblański, Ignacy Nagórczewski,
Adam Naruszewicz, Józef Swiętorzecki. Za redaktorstwa
Naruszewicza rozpoczęli publikować na łamach Zabaw
swoje prace także pijarzy oraz autorzy świeccy. Stały się one
trybuną w równym stopniu doświadczonych pisarzy jak
debiutantów. Odbijały klimat panujący na obiadach czwart­
kowych. Drukowano w nich nie tylko autorów współczes­
nych, lecz także dawnych: Kochanowskiego, Szymonowica,
Sarbiewskiego.

D o serii czasopism naukowo-literackich należy zaliczyć

• Uwagi Tygodniowe Warszawskie oraz Zbiór Wiadomości

Gospodarskich. Redaktorem obydwu był Jan Albertrandy.

Pierwszy tytuł ukazywał się w latach 1768-1769, drugi w r.

1770.

!

„Monitor" 1756-1785. Wybór, opracowanie i wstęp: Elżbieta Aleksandrowska,

Wrocław 1976, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich.

background image

i

16

Rok 1773 przyniósł kasatę jezuitów, nie zadał jednak

moralnej śmierci tym, którzy wyrośli z Ćwiczeń duchownych
Ignacego z Lcyoli. Ludzie ci dalej - tyle tylko, że nie gro­
madą, ale w pojedynkę - podejmowali w imię większej
chwały Bożej zadania wynikające z ciągle na nowo odczyty­
wanej Ewangelii. Jednym z tej wielotysięcznej arrnii rozbit­
ków był Piotr Świtkowski.

Służbę w Towarzystwie Jezusowym rozpoczął 28 czerwca

1765. Kasata zaskoczyła go w czasie drugiego roku studiów

teologicznych. Święcenia kapłańskie otrzymał już po znie­
sieniu zakonu. Przez pierwsze dziesięciolecie po rozwiąza­
niu jezuitów prowadził życie tułacze. W r. 1783 osiadł na

stałe w Warszawie i zamieszkał przy ul. Trębackiej. Ciężkie
dla kraju czasy stały się podatnym gruntem pod jego pracę
publicystyczną. Od października 1782 rozpoczął wydawanie
pierwszego miesięcznika popularno-naukowego Pamiętnika

Historyczno-Politycznego. Zaskoczył czytelników bogać- <

twem tematyki oraz nowatorstwem spojrzenia na cel prasy.
Przez
11 lat rozwijał i doskonalił pismo. Uczynił z niego
najlepszy polski periodyk XVIII stulecia, który można
uznać za pierwowzór obecnych magazynów piszących

o wszystkim w sposób dostępny dla każdego. Dawał sze­
roki wachlarz informacji krajowych i zagranicznych doty- ,
czących wydarzeń kulturalno-oświatowych, obyczajowych,

politycznych, gospodarczych i społecznych.

Od strony technicznej był też redaktorem na wskroś

nowoczesnym. Dbał nie tylko o treść, lecz w równym stop­
niu o zewnętrzny wygląd pisma i jego układ. Wprowadził ·
składane petitem przypisy. Po wydrukowaniu artykułu pła­
cił autorom honoraria.

Powodzenie Pamiętnika zachęciło Świtkowskiego do

zainicjowania drugiego periodyku. W 1784 r. rozpoczął
druk kwartalnika Magazyn Warszawski.
Nowe czasopismo
więcej miejsca poświęcało literaturze i sztuce, chociaż nie
brakowało w nim innych zagadnień poruszanych już w Pa- .
miętniku.
W treści informacyjne wplatało zagadnienia
ideowe. Niestety ten bezspornie wartościowy kwartalnik
zakończył żywot po dwu latach. W ówczesnej Polsce, targa-

' nej burzami politycznymi, brakowało zainteresowania dla'

zagadnień humanistycznych.

background image

19

Zarówno Pamiętnik jak i Magazyn dały ŚWitkowskiemu

silną pozycję w życiu umysłowym Warszawy. Po załamaniu
się Magazynu zaryzykował wydawanie Wyboru Wiadomości

Gospodarczych. Ta publikacja przetrwała niewiele dłużej.

Trzy lata.

Treści ideologiczne Pamiętnika, zbliżone do polityki

stronnictwa patriotycznego, ściągnęły na SWitkowskiego
gniew targowiczan. 7 września 1792 wydano wyrok skazu­

jący na jego organ, pismo „chytre i buntownicze". Po zaka­

zie publikowania Pamiętnika udało się S Witkowskiemu
uzyskać zgodę na drukowanie nowego tytułu: Zabawy Oby­
watelskie.
Chociaż nie uległa przeobrażeniu szata zewnętrz­
na pisma, musiała zmienić się treść. Ukazało się zaledwie 10
numerów Zabaw. W połowie 1793 r. wyszedł ich ostatni
zeszyt.

Pisząc o jezuitach działających po kasacie należy wspo­

mnieć Karola Malinowskiego. Najpierw wydawał Kalendarz

Grodzieński oraz współredagował Gazetę Grodzieńską,

później, od 3 maja 1792 wydawał Korespondenta Warszaw­

skiego, od stycznia 1793 zmienił jego nazwę na Korespondent
Krajowy i Zagraniczny.
Pismo to po Gazecie Warszawskiej

stanowiło następny krok w rozwoju prasy polskiej.
Zarówno ze względu na formę jak i na sposób przekazywa­
nia treści odbija ono od reszty ówczesnych czasopism. Wią­
żąc się ze stronnictwem patriotycznym zdobył zaufanie
społeczeństwa.

Po przywróceniu Towarzystwa Jezusowego działalność

publicystyczną rozpoczęli jezuici najpierw w Połocku. Od r.

1818 wydawali Miesięcznik Połocki. Jego żywotność była

niedługa. Już w r. 1820 usunięto zakon z Rosji.

W latach 1848-1850 ukazywało się w Piekarach SI. pier­

wsze polskie czasopismo na Górnym Śląsku. Był nim Tygod­

nik Katolicki redagowany przez jezuitów, Andrzeja Peterka
i Kamila Praszałowicza.

Od 1872 r., tj. od założenia Wydawnictwa Apostolstwa

Modlitwy, ośrodkiem jezuickiej działalności pisarskiej stał
się Kraków. Jako pismo dla mas największą karierę zrobił

Posłaniec Serca Jezusowego. Zaczął ukazywać się w styczniu

1872. W okresie międzywojennym osiągnął nakład 140000

egzemplarzy. Miał dwukrotną przerwę w wydawaniu:

background image

20

w czasie drugiej wojny światowej oraz od r. 1953. Wzno­
wiony został w styczniu 1982 r.

W dziesięć lat po narodzinach Posłańca weszły na rynek

księgarski Misje Katolickie, miesięcznik .stojący na wysokim
poziomie, zawierający mnóstwo interesującego materiału

dotyczącego problemów Afryki i Azji.

Następnym czasopismem był Przegląd Powszechny. Pow­

stał w 1884 r. w czasie kryzysu wiary w kręgach inteligenc­
kich. Miał za zadanie pogłębienie polskiego katolicyzmu
zwykle opartego bardziej na tradycji aniżeli na fundamencie
przesłanek rozumowych. Twórcą miesięcznika był Marian
Morawski senior, wysokiej klasy teolog, a jednocześnie
wielki humanista. Postanowił on stworzyć pismo, które

łączyłoby czytelników z życiem Kościoła w uwarunkowa­

niach, jakie niosą środowisko i czas. Dzięki trafnemu roz­

poznaniu społecznego zapotrzebowania Przegląd utorował
sobie drogę do katolików zamieszkałych na terenie zaboru
austriackiego oraz częściowo na Śląsk i w Poznańskie,
gdzie jezuici wznawiali już działalność. W samym początku

XX wieku, w myśl zasady, że dobro tym większe im bardziej

powszechne, zależało zakonowi, aby treści publikowane
w miesięczniku przerzucić na grunt Królestwa Polskiego.
W lipcowym numerze 1903 r., w charakterze próby dodru­
kowano okładkę z napisem Przegląd Uniwersalny i rozkol­
portowano na ziemiach znajdujących się pod protektoratem
carskiej Rosji. Eksperyment prowadzono do końca 1905 r.
Później ukaz tolerancyjny zniósł ustawy antykatolickie i nie
było potrzeby dalszego ukrywania właściwego tytułu.

W swojej historii - jak wszystko, co zmienne - miał Prze­

gląd lata powodzenia i okres wegetacji. Ze względu na oko­

liczności najbardziej krytyczny był czas po drugiej wojnie
światowej. W r. 1953 redakcja miesięcznika zawiesiła całko­
wicie działalność i przerwa w wydawaniu trwała blisko 30
lat. Z perspektywy stulecia można jednak postawić twier­
dzenie, że Przegląd stara się być spadkobiercą Zabaw przyje­
mnych i Pożytecznych
oraz Pamiętnika Historyczno-? oli-

tycznego.

Przed odzyskaniem niepodległości rozpoczęto w Krako­

wie wydawanie jeszcze dwu innych czasopism: Głosów Kato­

lickich i Sodalis Marianus. Prawdziwą lawinę wydawnictw

background image

21

przyniósł okres międzywojenny. W Bibliografii katolickich
czasopism religijnych w Polsce 1918-1944,
wydanej przez
Towarzystwo Naukowe KUL w 1981 r., zamieszczono 28
pozycji redagowanych przez jezuitów, a tłoczonych w Kra­
kowie, Warszawie i Wilnie. D o nich należy doliczyć kilka
tytułów, na które zabrakło miejsca w cytowanej bibliogra­
fii, rn.in. zasłużony dla pogłębiania polskiej kultury Prze­
gląd Powszechny.

W gąszczu tej prasy można wyróżnić Młody Las - miesię­

cznik młodzieżowy o akcentach patriotycznych, Oriens -
dwumiesięcznik omawiający sprawy religijne polskich ziem
wschodnich oraz Wiara i Życie - dwumiesięcznik apologe-
tyczny. , •

r

Jako ciekawostkę należy wymienić trzy pisma wycho­

dzące w języku białoruskim, przeznaczone dla ludności
zamieszkującej kresy wschodnie
ówczesnej Rzeczypospoli­
tej: Da złućeńnial, K soedineniju,
i Złućeńnie.

Obraz wkładu Towarzystwa Jezusowego w polski doro­

bek czasopiśmienniczy byłby niepełny, gdyby pominąć
wydawnictwa emigracyjne. Doceniając rolę prasy w pod­
trzymywaniu religijnych tradycji narodowych na wychodź­
stwie już od r. 1917 zaczęli jezuici polscy drukować
w Nowym Jorku miesięcznik Posłaniec Serca Jezusa
zaspo­
kajający duchowe potrzeby Polaków w Stanach Zjednoczo­

nych i Kanadzie. Później redakcja Posłańca przeniosła się
do Chicago, gdzie znajduje się do dzisiaj.

Nowe zadania włożyła na jezuitów emigracja powojenna

na zachodzie Europy, głównie w Wielkiej Brytanii. Dla niej
ks. Władysław Kołodziejczyk zaczął w 1947 r. wydawać
miesięcznik Sodalis Marianus,
który od stycznia 1968 r. ks.
Jerzy Mirewicz zastąpił emigracyjnym Przeglądem Po­
wszechnym.

Utrudnione kontakty z krajem zmusiły jezuitów do popu-

\ laryzowania idei misyjnej wśród Polonii, aby w tamtym

środowisku uzyskać konieczną pomoc dla prowadzenia
dzieła ewangelizacji w Afryce. Z tego zapotrzebowania zro­
dziło się w r. 1950 wydawane
w Chicago przez ks. Stanis­
ława Czapiewskiego czasopismo Polonia dla Misji Rodezyj-
skiej,
które z latami otrzymało tytuł Pionierski Trud,
a następnie Wśród Ludu Zambii.

background image

22

Odrębnego rodzaju nieperiodyczne czasopismo wydają

jezuici w Rzymie. Jest to organ Papieskiego Instytutu Stu­

diów Kościelnych, Injbrmationes, periodyk naukowy infor­
mujący o wynikach poszukiwań i badań nad polonikami
rozrzuconymi w archiwach zagranicznych.

De „Kurier Polski" au centenaire de „Przegląd Powszechny"

En 1737 les jésuites de Varsovie ont

commencé à publier une gazette d'in-

formations Kurier Polski, paraissant

deux fois par semaine. Depuis 1767

F. Bohomolec est devenu rédacteur du

périodique réformateur Monitor. Ce

fut un organe monarchique. En 1770

le collège varsovien a fondé son

propre hebdomadaire littéraire et

social Zabawy Przyjemne i Pożyte­

czne. A côté de la capitale un centre

important de culture et de science se

trouvait à Wilnp. Là, depuis 1760 les

jésuites imprimaient les gazettes dans

leur imprimerie académique.

Après la cassation de la Compagnie

de Jésus, plusieurs jésuites conti-

nuaient l'activité publicitaire. Ceux

d'entre eux qui ont acquis les plus

grands mérites furent S. Luskina,

rédacteur du périodique d'informa-

tions Gazeta Warszawska et P. Swit-

kowski, qui publiait le mensuel

Pamiętnik Polilyczno-Historyczny,

très apprécié par le public.

Après la restitution de l'ordre des

jésuites,, le plus grand rôle parmi les

périodiques publiés par eux a été joué

par Przegląd Powszechny, mensuel

pour l'intelligentsia catholique; initié,

il y a cent ans, par M. Morawski. Pen­

dant la période entre les deux guerres

mondiales les jésuites en Pologne pub­

liaient plus de 30 périodiques diffé­

rents. Maintenant la Province de

Wielkopolska et Mazowsze publie

Przegląd Powszechny , et la Province

de la Pologne Méridionale - un men­

suel religieux populaire - Posłaniec

Serca Jezusowego.

background image

przegląd

powszechny 1'84

23

Wojciech Roszkowski

Myśl społeczno-ekonomiczna

w „Przeglądzie Powszechnym"

1884-1953

Powszechność tematyczna Przeglądu Powszechnego może

kojarzyć się z pozornym chaosem. Teksty publikowane na
łamach tego pisma były tak różnorodne, że ich zestaw w po­
szczególnych zeszytach czy nawet rocznikach może wydać
się przypadkowy lub niespójny, zarówno merytorycznie jak
i formalnie. Inaczej z perspektywy dziesięcioleci; z kolej­
nych roczników Przeglądu wyłania się niezwykle szeroka
panorama zmieniającego się świata, widziana przez pryzmat
nauki chrześcijańskiej, jednolitej pomimo całej rozmaitości

prezentowanych ujęć.

Dotyczy to także treści społecznych pojawiających się

w piśmie z różną, częstotliwością, ale zawsze bardzo istot­
nych w profilu Przeglądu. Nasilenie tematyki społeczno-

-ekonomicznej było nieco mniejsze pod koniec XIX wieku.
Jak zauważył w 1933 r. w swoim podsumowaniu pięćdzie­
sięciolecia pisma Ignacy Czuma: „Nie mieliśmy własnego
organizmu politycznego państwa (...) Nasza mysi społeczna
rozwijać się musiała na obcych wzorach i dlatego w tej dzie­

dzinie na ogół nie mogliśmy dać wiele"

1

. Stopniowo jednak

tematyka społeczno-gospodarcza rozwijała się osiągając
swoiste apogeum w okresie międzywojennej niepodległości,
kiedy w Przeglądzie publikowano artykuły wielu czołowych
teoretyków myśli społecznej i ekonomistów. W krótkim

okresie istnienia Przeglądu Powszechnego po II wojnie świa­
towej, w latach 1947-1953 tematyka ta znów zanikała.

Historia katolickiej myśli społecznej nasuwa wniosek, iż

nie jest dokładne używanie w stosunku do niej określenia

„rozwój" czy też „ewolucja". Był to raczej proces stopnio­

wego odsłaniania treści tkwiących w nauce, którą pozosta-

1

I. Czuma, Problemy społeczno-gospodarcze, „Przegląd Powszechny" (cyt. dalej

jako: „PP") 1933, t. 200, s. 392.

background image

24

wił Chrystus. Myśl społeczna istniała w niej zawsze, jednak

jej konkretyzacja osiąga kolejne etapy w zależności od tego,
jakie problemy narzuca w danym okresie do rozstrzygnięcia

rzeczywistość. Widać to również w tekstach publikowanych
w Przeglądzie Powszechnym.

Lata osiemdziesiąte XIX wieku, gdy w Krakowie powsta­

wał Przegląd, nabrzmiałe były konfliktami społecznymi
i politycznymi. Z jednej strony masowe ruchy społeczne
znajdowały ujście w demonstracjach robotniczych, straj­
kach, a także walce zbrojnej w formie zamachów terrory­
stycznych. Pamiętać należy, iż ruch robotniczy kierowali
wówczas w różne strony zwolennicy rewolucyjnej elity spis­
kowej, spadkobiercy Augusta Blanqui, anarchiści stosujący
„propagandę czynem" w postaci aktów terroru (w 1881 r.
w zamachu bombowym zginął car Aleksander II, a w parę
lat później prezydent Francji Sidi Carnot, premier Hiszpa­
nii, cesarzowa austriacka Elżbieta i król Włoch Umberto I);

dalej: marksiści przygotowujący grunt pod rewolucję czy też
socjaldemokraci stopniowo opowiadający się za ewolucyj­
nymi i politycznymi metodami walki o swe cele. Akcji abp.

Wilhelma von Kettelera, Karla von Vogelsanga, Alberta de
Mun, Thomasa Hughesa i kard. Henry Manninga nie nazy­
wano jeszcze na ogół „socjalizmem chrześcijańskim". Słowo
„socjalizm" kojarzyło się zazwyczaj z rewolucją. Z drugiej

strony natomiast obrońcy starego porządku nie potrafili
częstokroć wyjść poza obronne mury konserwatyzmu lub
monarchizmu i nie dopuszczali myśli o awansie społecznym
mas. Za tymi siłami stały ówczesne potęgi państwowe, zwła­
szcza te najbardziej „reakcyjne" - trzej zaborcy Polski.

Sytuacja taka zmuszała Kościół katolicki do zajęcia sta­

nowiska. Zauważając narastający konflikt pracy i kapitału
papież Leon XIII ostrzegał przed nadciągającą burzą
i wspierał wysiłki czołowych działaczy i teoretyków katoli­
cyzmu społecznego, a także powstałej w 1884 r. Unii Fry-
burskiej, która pod protektoratem Watykanu prowadziła
badania nad „kwestią socjalną";

W tym nurcie badań katolickich nad problemem robotni­

czym znalazł się również Przegląd Powszechny. W pierw­
szym tomie pisma jego twórca, ks. Marian Morawski,
wyrażał zrozumienie dla powstrzymywania „anarchicznych

background image

25

knowań i zaburzeń za pomocą siły państwowej", ale zapyty­
wał także, czy siła zaradzić może złu społecznemu. Socja­
lizm nazywał „głęboką społeczeństwa chorobą", której
represje nie mogły uleczyć. Zauważał przy tym, iż o ile

socjalizm zachodnioeuropejski był buntem głodnych
przeciw sytym, o tyle w Rosji „kwestia socjalna" nie pole­
gała na walce pracy z kapitałem, lecz na „straszliwej próżni
moralnej, głównie w średniej warstwie społeczeństwa
panującej"

2

.

Przeciw socjalistom i liberałom podnosił ks. Morawski

argumentację Leona XIII o naturalnym pochodzeniu włas­
ności. Rozciągał też zasadę porządku naturalnego na
podział społeczeństwa na bogatych i biednych, wiążąc ich

jedynie moralnym nakazem obowiązku

3

. Była to tradycyjna

i statyczna interpretacja nauki Kościoła, nie wyróżniająca
się niczym szczególnie nowym na tle prekursorów katoli­
cyzmu społecznego Zachodniej Europy. Zapowiedzią bar­

dziej dynamicznego podejścia do „kwestii socjalnej" był
artykuł ks. Morawskiego z 1885 r. pod znamiennym tytułem
Siła i prawo. Moc prawa dostrzegał tu autor nie tylko
w przymusie, ale i w moralnym obowiązku jednostek. Pisał
wreszcie: „Czasem czyn wyprzedza i pociąga za sobą dok­
trynę; ale gdy w niej nie znajduje oparcia, to nie trwa"

4

.

W jednym z pierwszych roczników Przeglądu znaleźć

można interesujące studium o „kwestii socjalnej" abp. Zyg­
munta Szczęsnego Felińskiego, który po wygnaniu z metro­
polii warszawskiej osiadł pod koniec życia w Galicji.
Opierał on naukę o społeczeństwie na tezie, iż jest ono „tak
samo bezpośrednim dziełem Bożym, jak i urządzenie całego
świata widomego". Abp Feliński uzasadniał tę tezę przez
wyjaśnienie społecznej natury człowieka jako cechy mu wro­
dzonej. Organizacja „społeczności politycznej" w rodzaju
państwa lub ojczyzny wynikała dlań z owej społecznej
natury ludzkiej oraz ze zobowiązania władzy i podwład­
nych wobec Boga, że funcje swe wiernie wypełnią

5

. „Nauką

1

Ks. M. Morawski, Sojusz monarchiczny przeciwko socjalistycznej anarchii, „PP"

1884, t. 1, s. 340-343.

!

Tamże, s. 352-356.

4

Ks. M. Morawski, Siła i prawo, „PP" 1885, t. 5, s. 19.

5

Abp Z. S. Feliński, Społeczeństwo wobec, rozumu i wiary, „PP" 1889, t. 24, s. 1 nn.

background image

26

bezbożną" nazywał poglądy szermujące „wyzwoleniem się
z obowiązków", a liberalizm zwalczał szczególnie za jego
ataki na absolutne prawo moralne. Kontrolę zgodności sto­
sunków społecznych z wolą Bożą sprawować miał Kościół.
W związku z t y m ' a b p Feliński podkreślał, że decyzje
„demokratycznej większości" mogły być odrzucone przez
mniejszość, gdyby sprzeciwiały się prawu Bożemu

6

. Moral­

ność stawiał więc ponad demokracją.

Wkrótce potem „kwestię socjalną" sformułował ks.

Antoni Langer przy pomocy pytania; „Jak ukształtowa­
nymi winny być różne stosunki wśród społeczeństwa ludz­
kiego, ażeby ono właściwy sobie i istotny cel osiągnąć
mogło, tj. prawdziwy doczesny dobrobyt, z którego by
korzystać zarówno mogły jednostki i rodziny, jak i wszelkie
warstwy i klasy społecznego organizmu", a także przy
pomocy wynikających stąd dylematów: czy przyznać pier­
wszeństwo dobrom materialnym, czy duchowym, czy moż­

liwe jest stosowanie przymusu, jakie są granice, własności,
stosunek kapitału i pracy, produkcji i potrzeb, a także na
czym polegać ma rola państwa.

Przyczynę ówczesnych napięć społecznych widział ks.

Langer w nowym systemie produkcji, który wytworzył

klasę „wolnych, płatnych robotników" oraz powszechny
„targ" wszystkimi towarami, a także doprowadził do abso-
lutyzacji własności i zysku. W ślad za większością krytyków
kapitalizmu zauważał, że to system powodował zaniżanie

płacy roboczej na skutek ekonomicznej przewagi właścicieli

kapitału. Groźbę dla społeczeństwa dostrzegał jednak nie
tylko w wyzysku i zaburzeniach, ale również w rosnącym
materializmie dążeń zarówno przedsiębiorców, jak i robot­

ników oraz w jednostronnym, liberalistycznym pojmowa­
niu pojęć „wolność, równość i braterstwo"., rozumianych

jako negatywna reakcja na zniewolenie, nierówność i ato-

mizację

7

. W wywodach ks. Langera widać zbieżność z póź­

niejszym rozróżnieniem wolności negatywnej '„od czegoś"
oraz pozytywnej - „ku czemuś".

Katolicyzm społeczny końca XIX wieku rozwijał się nie­

jako w odpowiedzi na ekspansję socjalizmu. Publicystów

i teoretyków Przeglądu raziła szczególnie antyreligijna i an­
tykościelna gorliwość głównych nurtów ówczesnego ruchu

background image

27

socjalistycznego oraz jego negacja absolutnego prawa
moralnego. Ks. Langer krytykował socjalistyczną receptę
na rozwiązanie „kwestii socjalnej", negował „historyczną
konieczność" zwycięstwa proletariatu, prawo używania
i wywłaszczania bez ograniczeń oraz ubóstwienie pracy
i
materii. Sprowadzanie religii do analiz opartych na sto­
sunkach ekonomicznych nazywał „absurdem". Broniąc
naturalnego prawa do własności stwierdzał: „Nie własność
znosić należy, ale jej nadużycia, czyli przewagę kapitału,
a robotnikowi, jęczącemu pod jej jarzmem, trzeba przyjść
z pomocą, chroniąc go materialnie i moralnie przed nad­
użyciami złych kapitalistów"

8

.

Choć o socjalizmie wypowiadano się na łamach Przeglądu

na ogół krytycznie, ks. Adam Kopyciński zauważył, iż „kwe­
stia socjalna poprzedza socjalizm" oraz rozróżnił socjalizm
„dobry"
i „zły". Pierwszy uznawał, według niego, naturalne
prawo własności jednostki, rodziny oraz władzy i organiza­
cji społecznej, drugi dążyć miał do rewolucji i instalowania
utopii. W konkluzji ks. Kopyciński stwierdzał, iż należy
przyjąć to, co w ideologii socjalistycznej jest dobrego, nato­
miast odrzucić to, co niezgodne jest z duchem nauki
Chrystusowej

9

.

Niezależnie od krytycznych analiz myśli socjalistycznej

i zmian zachodzących w ruchu robotniczym a także darwi-
nizmu, wiele miejsca poświęcano v Przeglądzie popularyza­
cji
poglądów i praktycznych działań czołowych przedstawi­
cieli zachodnioeuropejskiego ruchu katolicko-społecznego.
Taki charakter miały na przykład artykuły o ks. Jean Bapti-
ste Henri Lacordaire, kołkach rzemieślniczych Alberta de
Mun, myśli Frederic de Play'a czy przebiegu kongresu
katolickiego w Wiedniu w 1889 roku

1 0

. Analizowano też

6

Tamże, 1889, t. 25, s. 86; 1889, t. 26, s. 105.

7

Ks. A. Langer, Dzisiejszy socjalizm wobec światła rozumu, „PP" 1891, t. 32, s. 1-2,

2 1 8 - 2 2 1 , 3 3 8 - 3 4 7 .

8

Tamże, 1892, t. 36, s. 32.

5

Ks. A. Kopyciński, Zasady i żądania radykalnego socjalizmu, „PP" 1888, t. 20,

s. 95-100'i 209.

1 0

H. Wodzicki, Odnowiciel zakonu dominikanów we Francji, „PP" 1884, t. 4,

s. 427-443; 1885, t. 5, s. 58-71; J.Gnatowski, Katolicka szkoła socjalna we Francji
i stowarzyszenia kółek rzemieślniczych,
„PP" 1885, t. 5, s. 220-231; A. Breza, U Play
i jego szkoła,
„PP" 1885, t. 6, s. 307-320; 1885, t. 7, s. 63-73; Dodatek do t. 22 z 1889
r., s.. 1-238. • '• •

background image

28

stan. i potrzeby wsi polskiej. Szczególną wagę przywiązy­
wano przy tym do kwestii samoorganizacji rolników w du­
chu katolickiego solidaryzmu oraz do podnoszenia
świadomości społecznej i obywatelskiej chłopów. Podkreś­
lano również niektóre negatywne aspekty emigracji

galicyjskiej".

W pierwszym okresie istnienia Przeglądu na jego łamach

głoszono zazwyczaj tradycyjne koncepcje społeczne Koś­
cioła akcentujące obowiązki poszczególnych grup społe­
cznych, co nasuwać mogło wniosek o konieczności
zachowania niezmiennych struktur społeczeństwa. Mimo to

już wówczas prezentowano także w piśmie najnowsze prądy

w katolicyzmie społecznym, przez co przełom, który nad­
chodził w stanowisku Watykanu wobec „kwestii socjalnej",
nie zaskoczył krakowskiego miesięcznika ani jego czy­
telników.

Przełomem była encyklika Rerum Novarum Leona XIII

z 15 maja 1891 r. Tak też skomentowano ją w Przeglądzie
Powszechnym.
Zauważono bowiem, iż papież powierzył roz­
wiązywanie problemów społecznych Kościołowi, państwu
i samemu społeczeństwu. Kościół nadawać miał ton
moralny w duchu sprawiedliwości i miłości społecznej, pań­
stwo - ingerować w konflikty celem ich rozwiązania, społe­
czeństwo zaś - łączyć się w stowarzyszenia zawodowe,
wynikające z prawa naturalnego, tak by organizm społe­
czny stawał się żywą i zróżnicowaną funkcjonalnie struk­
turą, a nie „masą atomów"

n

. O ile jednak rola Kościoła

i prawa grup społecznych do samoorganizacji wydawały się
na ogół dość jasne, o tyle zakres ingerencji państwa wywołał
w samym katolicyzmie społecznym spory i dyskusje. Jedni
w ślad za „szkołą z Angers" nakreślali tej ingerencji ramy
ciaśniejsze, inni za przykładem „szkoły z Liège" - granice
szersze. Pojawiły się nawet określenia „liberalizm katolicki"
oraz „solidaryzm" dla oddania odmienności przyjmowa­
nych w tym względzie rozwiązań.

Podejmując problem zasadniczy dla oceny miejsca „kwe­

stii socjalnej" założyciel Przeglądu, ks. Marian Morawski,
zaznaczał w 1894 r. za papieżem, iż celem ważniejszym niż

rozwój ekonomiczny jest „życie chrześcijańskie", czyli
kształcenie wartości religijnych

1 3

. Przeciwstawiał się przy

background image

29

tym ideologiom walki i szermowaniu polityczną demagogią.
Stanowisko to zaakcentował ks. Morawski między innymi
omawiając stosunek Kościoła do problemu żydowskiego.
Krytykując ostro Talmud i niektóre działania Żydów
w ówczesnym świecie przestrzegał on przed nienawiścią
i stwierdzał, że chrześcijanie nie powinni okazywać Żydom
gniewu, zawiści czy zemsty. Wbrew antysemickim skłonnoś­
ciom części kleru oraz społeczności katolickiej ziem pol­
skich ks. Morawski propagował samoobronę kulturalną
oraz narodową Polaków metodami chrześcijańskimi, opar­
tymi na dążeniu do doskonałości i miłości bliźniego. Taki

stosunek do Żydów nazywał asemityzmem

1 4

.

O miejscu religii w życiu społecznym pisał też Maurycy

Straszewski, który stwierdzał, że dążności odśrodkowe, sil­
niejsze niż więzy łączące społeczeństwa ówczesne, stwarzały
ogromne zagrożenia. Szukając „potężnej siły ideowej",
która mogłaby ludzi do siebie zbliżać, odrzucał w zasadzie
socjalizm, a przyjmował religię, jedynie dającą człowiekowi
perspektywę celu ostatecznego

1 5

. W 1902 r. Przegląd opub­

likował też z papierów pośmiertnych najwybitniejszego
bodaj ekonomisty polskiego pozytywizmu, Józefa Supiń-
skiego, interesujący szkic o demokracji chrześcijańskiej,
w którym autor ten wyodrębnił stałe czynniki organizacji
społecznej w duchu nauki Kościoła o prawie naturalnym
w życiu społeczeństwa

1 6

.

Na początku XX wieku w Przeglądzie Powszechnym dru­

kowali też czołowi ekonomiści akademiccy z Krakowa.
Profesor UJ Włodzimierz Czerkawski, zwolennik austriac­
kiej szkoły psychologicznej, stawiał następujące zadania

w rozwiązywaniu „kwestii robotniczej": 1° - sprawiedliwość
społeczna w organizacji pracy zależnej oraz sprawiedliwy
podział dochodu, 2° - umożliwienie wszechstronnego roz-

" W. Łebiński, Kółka rolniczo-włościańskie w Wielkopolsce, „PP" 1886, t. 10,

s. 353-375; Ks. J. Waligóra, Stanowisko włościan w Polsce, „PP" 1888, t. 18 nn.;
Emigracja naszych włościan, „PP"
1885, t. 7 i 8.

" Ks. A. Trznadel, Encyklika ..Rerum Nmarum",- „PP" 1897, t. 56, s. 90-98;
" Ks. M. Morawski, Encyklika do Polaków,
.PP" 1894, t. 42, s. 4.

1 4

Ks. M- Morawski, Asemityzm, „PP" 1896, t. 49, s. 178-189.

I s

M. Straszewski, Czynniki rozdziału i spójni w dzisiejszym społeczeństwie, „PP"

1902, t. 76, s. 13.

1 6

.1. Supiński, Chrześcijańska demokracja, „PP" 1902, t. 75, s. 146.

background image

30

woju klasie robotniczej, 3° - zachowanie przy tym dotych­
czasowego rozwoju produkcji

1 7

. Analizując pracę Edwarda

Jaroszyńskiego, która odegrała dużą rolę w popularyzacji
i rozwoju katolicyzmu społecznego w Polsce

1 5

, Włodzi-

• mierz Czerkawski zauważał, iż katolicka nauka społeczna

nie cieszy się dostateczną popularnością ze względu na „pos­
mak wiary" zawarty w określeniu „katolicki", jednak przy­
znawał Kościołowi wybiuią rolę w uświadamianiu ludziom
koniecznej na ziemi ze względów ekonomicznych nierów­
ności przez przedstawianie perspektywy równości i szczęś­

cia po śmierci. Była to raczej tradycyjna interpretacja
katolicyzmu społecznego".

Inny czołowy ekonomista polski tego okresu, Józef

Milewski, również profesor UJ, pisał, że źródłem „kwestii
społecznej" była „zgubna jednostronność organizacji" oraz
indywidualizm okresu kapitalistycznego, który doprowa­
dził do wynaturzeń i nędzy mas. Przeciwko praktykom libe-

-> . ralizmu, opartego na egoizmie, podniosły się, zdaniem

Milewskiego: wiara, nauka i praca. Wiara głosiła miłość
bliźniego, nauka żądała zrównania szans pracy i kapitału,
praca zaś stała na rozdrożu między walką, zniszczeniem
i poddaniem się złudnym teoriom a własną drogą roz­
woju

2 0

. W swoich szkicach na temat dobrobytu społe­

czeństw Milewski zauważał, iż system ekonomiczny oparty
na wolności osobistej i prywatnej własności środków pro­
dukcji rodzi ryzyko wynikające z dążenia do zysku zależ­
nego od ceny, a nie ilości produkcji. Zapominał jakby, iż
zysk zależy także c-J kosztów produkcji, których obniżka,
zwłaszcza związana ze wzrostem skali wytwarzania, mogła
go również zwiększać. Już w 1904 r. Milewski przestrzegał
przed tendencją karteli dc zmniejszania produkcji dla pod­
trzymania zysków

2 1

. Odrzucał skrajny kolektywizm i indy­

widualizm. Propagował „assocjacje" jako formę pośrednią
iagocizącą wraz z władzą publiczną dysproporcje społeczne.
Krytykował nadużycia konsumpcji, ale zauważał też:
„Potrzebna dla dźwigania kultury i bodźca pracy pewna
róż-.uca położenia (...) nie wymaga bynajmniej, aby istniały
koła pogrążone w nędzy"

2 2

. ·

Zagadnieniem nurtującym wówczas szczególnie przedsta­

wicieli katolickiej myśli społecznej były etyczne aspekty

background image

31

metod walki mas o poprawę położenia. Ks. Władysław Piąt-
kiewicz poświęcił obszerne studium problemowi strajków.
Sięgnął przy tym do rozróżnienia zmiennego prawa od nie­
zmiennych zasad etyki i prawa naturalnego. Uważał, iż
praw feudaiizmu lub kapitalizmu można bronić, dopóki nie

przekraczają one granic „wskazanych prawem natury".

Wolność prawną kapitalizmu zaliczał, podobnie jak feu­

dalną podległość osobistą, do praw zmiennych. Uznawał
strajk za przerwanie pracy łamiące umowę najmu, dopu­
szczalne po upływie tej urnowy lub w przypadku jej złama­
nia przez pracodawcę. Ks. Piątkiewicz zauważał ponadto, iż
ani państwo nie może opiekować się wszystkimi jednost­
kami, ani też nie mogą one być całkowicie pozostawione
same sobie. Drogę wyjścia z konfliktów pracy i kapitału
widział w rozwoju koalicji i łączeniu się ludzi w pośrednich
ogniwach społecznych. Piętnując gwałt postulował rozwią­
zywanie nadużyć bez popełniania nowych krzywd

2

'.

W ślad za encykliką Rerum No varum katolicyzm społe­

czny, a w tym nurcie również i Przegląd Powszechny, pro­
pagował ideę zakładania stowarzyszeń i związków pracow­
niczych opartych na naturalnym prawie człowieka oraz
chrześcijańskiej zasadzie miłości bliźniego. Jednym z pierw­
szych tego rodzaju stowarzyszeń katolickich była Przyjaźń
utworzona w Prądniku w 1896 r. Na łamach Przeglądu lan­
sowano wówczas związki rolnicze, kółka kredytowe, rze­
mieślnicze, budowlane oraz robotnicze związki zawodowe.
Ks. Leonard Lipkę pisał wręcz: „Pod względem społecznym
ruch zawodowy uważać należy za rodzaj wyzwolenia robot­
ników z pańszczyzny roboczej, za rodzaj emancypacji pro­
letariatu z więzów feudaiizmu nowoczesnego"

2 4

. Oceniał

przy tym krytycznie katolików, którzy zamykali się w koś­
ciołach sądząc, iż wystarczy się modlić i wierzyć, a nie dzia-

". w . Czerkawski, Zakres kwestii robotniczej, „PP" 1905, t. 87, s. 4 0 - 6 1 .
" E. Jaroszyński, Katolicyzm socjalny,
t. I-III, Kraków 1899-1902.
" W. Czerkawski, Katolicyzm społeczny, „W
1903, t. 77, s. 210-218.

2 0

J. Milewski, O kwestii socjalnej, „PP" 1896, t. 51, s. 245-260.

2 1

J. Milewski, Znaczenie i warunki dobrobytu, „PP" 1904, t. 83, s. 37L

2 2

J. Milewski, Rozdział i użycie dochodu, „PP" 1904, t. 84, s. 83.

2 1

Ks. W.'Piątkiewicz, Strajk wobec etyki, > P " 1897, t. 56, s. 3

%

9I-404; 1897, t. 57,

s. 243-250. - .

2 4

Ks. L. Lipkę, Nowe kierunki społeczne i ideały przyszłości, „PP" 1904. t. 81. s. 7.

background image

32

łać w świecie społecznych problemów. Oscylował poza tym,
nota bene, ku „katolickiemu liberalizmowi", akcentującemu
twórcze wartości ludzkiego indywiduum

2 5

.

Propagatorem katolickich związków robotniczych był

również na łamach Przeglądu ks. Włodzimierz Ledóchow-
ski, brat błogosławionych sióstr Urszuli i Marii Teresy,
późniejszy generał Towarzystwa Jezusowego

2 6

. Inną

wybitną postacią, która w Przeglądzie popularyzowała ideę
pracy społecznej, był ks. Mieczysław Kuznowicz, animator
katolickiego ruchu młodzieży robotniczej i wieloletni prezes
Związku Młodzieży Przemysłowej i Rękodzielniczej, w Ga­
licji

2 7

. W piśmie publikował także wiele Leopold Caro,

który zajmował się między innymi związkami rolniczymi
oraz solidarną samoobroną polskich interesów gospodar­
czych

2 8

. .

Można się naturalnie zastanawiać, o ile katolicyzm społe­

czny w Polsce przed I wojną światową był oryginalny, o ile
zaś stanowił odbicie tego prądu w Zachodniej Europie.
Przegląd Powszechny zabiegał zresztą stale o udostępnianie
czytelnikom polskim doświadczeń zagranicznych w tej dzie­
dzinie. Z jednej więc strony krytycznie oceniano programy
socjalistyczne, przeciwstawiano się materialistycznemu
determinizmowi i zasadzie walki klas oraz opisywano nie­
udane eksperymenty organizacji kolektywistycznych

2 9

.

drugiej zaś strony ukazywano rozwój demokracji, chrześ­

cijańskiej we Włoszech czy katolicyzmu społecznego we

Francji, Niemczech, Belgii i Czechach

3 0

.

Przegląd Powszechny informował szeroko o bieżących

problemach politycznych, zarówno tych globalnych, rzutu­

jących na sytuację europejską, jak i tych lokalnych, pol­

skich. Gdy wraz z narastaniem polaryzacji oraz groźby
konfliktu w Europie rosły na ziemiach polskich nadzieje na
wojnę, która odmienić by mogła losy Polski, pismo trzy­
mało się na ogół realiów i nie wybiegało zanadto w przy­

szłość. Wraz z większością polityków galicyjskich środo­
wisko Przeglądu reprezentowało orientację trialistyczną
postulując co najwyżej, jak czynił to ks. Adam Kopyciński,
powołanie wielkiego stronnictwa opartego na zasadach
katolicyzmu społecznego.

Przegląd Powszechny odegrał natomiast niepoślednią rolę

w rozładowywaniu napięć społecznych przeludnionej, zaco-

background image

33

fanej i biednej Galicji przełomu XIX i XX wieku. Propago­
wane przez ekonomistów galicyjskich i działaczy katolic­
kich zasady umiarkowanej emigracji, kolonizacji wewnętrz­
nej, samoorganizacji wsi, a przede wszystkim podnoszenia
świadomości społecznej, narodowej, politycznej i kultural­
nej chłopstwa zapobiegły powtórzeniu się krwawego wybu­
chu, który wstrząsnął Galicją podczas „rabacji" 1846 r.
Przeciwnie, praca ta sprawiła, że z biednej Galicji wyrosły
zastępy świadomych narodowo i społecznie działaczy
chłopskich, dojrzałych obywateli późniejszej niepodległej

P o ! s x l

' (dokończenie nastąpi)

2 5

Tamże, 1904, t. 82, s. 84 nn; Ks. L. Lipkę, Nowe drogi rozwoju spoleczno-

-ekonomicznego, „PP" 1912, t. 113, s. 199-205, 414-425.

2 6

Ks. Wł. Ledóchowski, Kilka uwag o ostatnim kongresie robotników w Krakowie,

„PP" 1898, t. 59, s. 256-267. .

2 7

Ks. M. Kuznowicz, Metody pracy społecznej, „PP" 1914, t, 122, s. 14 nn.

2 8

L. Caro, Zawodowa organizacja rolników, „PP" 1902, t. 74, s. 151-176; tenże,

Obrona narodowej pracy, „PP" 1913, t. 117, s. 351.

2

' Por. np.: W. Piłat. Podstawy filozoficzne i socjologiczne marksowskiego socja­

lizmu, „PP" 1899. t. 64; 1900, t. 65; Ks. K.Czaykowski, Socjaliści na własnym gospo­
darstwie,
„PP" 1897, t. 55, s. 53-74?

3 0

Ks. L- Lipkę, Nowe kierunki.,., t. 82, s. 84-92; tenże. Rycerze demokracji chrześci­

jańskiej we Francji, „PP" 1903, t. 79; M. Straszewska, Ruch społeczny młodych katoli­

ków we Francji, „PP" 1909, t'. 101; L.Caro, Katolicy niemieccy w Dreźnie w sprawie
naszych robotników,
„PP" 1911, t. 112; Ks. L. Lipkę, Problem śpołeczno-agrarny Vogel-
sanga w stronnictwie chrześcijańsko-społecznym,
„PP" 1912, t. 114; O . S . Werberger,
Czeskie stowarzyszenie ,. Vlaśl", jego czasopisma i działalność,
„PP" 1894, t. 44.

La pensée socio-économique dans Prze

(première partie)

L'histoire du catholicisme social

suggère la réflexion que le terme

..développement" ou bien ..évolution"

usé à son égard n'est pas exact. Ce fut

plutôt le procès du dévoilement gra-

duel des idées résidant dans la doc-

trine laissée par Jésus Christ. De

même, on peut percevoir !a pensée

sociale catholique en Pologne. Avant

la première guerre mondiale elle était

présentée dans les colonnes de Przeg-

ląd Powszechny entre autres par le

père M. Morawski, fondateur du

périodique, l'archevêque Z.S. Feliń­

ski, le père A. Langer, le père L. Lipke,

le père M. Kuznowicz, ainsi que par

les économistes académiques

d Powszechny 1884-1953

W. Czerkawski et J. Milewski. L'inten-

sité du thème social dans Przegląd

Powszechny grandissait en dépit des

limitations résultant de la situation

des territoires .polonais après le

démembrement de la Pologne.

Le catholicisme social polonais se

réferait à l'encyclique Rerum novarum

et aux expériences de l'F.urope occi-

dentale. Cependant, encore avant la

première guerre mondiale on y trou-

vait maintes réflexions originales sur

l'essentiel de la ..question sociale"

dans le capitalisme, sur le travail ou le

besoin des liens indirects de l'organisa-

tion sociale.

La pensée socio-économique dans Przegląd Powszechny 1884-1953

(première partie)

background image

przegląd

powszechny 1'84

3 4

Antoni Czyż

Józef Baka - poeta jezuicki

«Ksiądz Baka przeskoczył przez ramy jezuickiego

baroku. Ten nauczyciel retoryki, zatem znawca poetyk,
choć prawdziwego (czy tak zwanego) talentu nie miał, jest
prekursorem literatury i jej filozofii najbardziej dzisiejszej

z dzisiejszych. Na co nam, Polakom, Sartre'y i Becketty,
kiedy mamy księdza Bakę. Mówię to całkiem serio. I ta

. nieufność, pogarda i nienawiść do słów, do mowy - zrozu­

miał to najlepiej Białoszewski. Ten sam świadomy wybór
nonsensu, redukcja do bełkotu, w tym cała siła, znaczenie
i wartość poezji Białoszewskiego. I pomyśleć, że jego kry­
tyk, pół-uczony i pół-inteligent Sandauer, alegorycznie

interpretował ten bełkot „sam w sobie i dla siebie""

1

.

Od Baki do Białoszewskiego (i Artura). Mocne słowa.

Aleksander Wat pisał je zapewne już na emigracji (zatem po
roku 1963), rozważając swą drogę twórczą i rozliczne jej
uwikłania. Czym bowiem dla byłego futurysty i (również
byłego) komunisty stała się poezja Baki? Olśnieniem, obja-

y

wieniem, urzeczywistnieniem własnych wizji i pasji? Lub

może ich zapowiedzią? Jest bowiem oczywiste, iż Wat jako
autor Mopsożelaznego piecyka - arcydzieła prozy poetyckiej
sennej, obłąkańczej, koszmarnej - w jakiejś mierze i naj­
pewniej nieświadomie kontynuuje tę formułę groteski, któ­
rej godne i doskonałe wcielenie dał Baka. Myślę o jego

Uwagach śmierci niechybnej. Chwilami - porównajmy frag­

ment u Wata Trup szwendający się koło południa

2

- analogia

rysuje się nawet łatwo. Czasem - jak w Autoportrecie -
trudniej: "Powieki i bez powieki, .i bez, i poza. I poza
dumała cicho i ciepło a rostąż ramp skalała nieme bezusty.
I smętne o ty! i ty kosujko wież chorych i klin bezwargich
powiek. Sztylet bez powieki. Wieki bez powieki. Powieki
bez powieki»

3

. Stąd bliżej raczej do Lautreamonta, jego

nadrealnego autoportretu z Pieśni Maldorora: «Jestem
brudny. Gryzą mnie wszy. Świnie, kiedy na mnie patrzą,
dostają wymiotów. Strupy i wypryski trądu obrosły mi
ciało, pokryte żółtawą ropą»

4

Jednakże blisko i do Baki.

» • ' »• · •

1

background image

35

Wspólna byłaby dziwna moc nadrealnej wizji. Świat
upiorny, niemożliwy, nieludzki. «Ksiazka Wata - pisał Wit­
kacy - robi na mnie wrażenie worka, do którego nasypane są
bez żadnego ładu prześlicznie oszlifowane różnobarwne

drogie kamienie, kamee, malutkie bibeloty z kości słonio­
wej czy diabli wiedzą z czego »

5

. A przecież zachwycał go ów

worek - niesamowity i niepojmowalny do końca - jako
ekspresja uczuć metafizycznych, jako spełnienie Czystej
Formy. Lautréamont - dowodził André Breton - przekra­
cza zmurszałe reguły

6

. Surrealiści mniemali tak powszech­

nie, zaś dla Camusa, który dostrzegał w Pieśniach
Maldorora
wole zagłady, Lautréamont był jednym z najdo-
bitfiiejszych przykładów człowieka zbuntowanego

7

. A Ba­

ka? Czy i on jawi się bluźniercą"? Katastrofistą

9

?

Prześmiewcą, który drwi z tradycji

1 0

? Szydercą, który woli

kicz"? Wszystko niejasne.

Wszakże coś się dzieje. Staje się bowiem Baka fenomenem

właśnie tu i teraz, jakby nadeszła oto chwila upragniona.
Chwila dojrzałości kultury polskiej, zdolnej przyswoić sobie
urok i jad f/wag śmierci niechybnej. I zdolnej w ogóle tekst
ów pojmować. Pośród młodej generacji historyków litera­
tury narasta uznanie dla tej poezji i całkiem jawna fascyna­
cja nią. Próbę nowego opisu dzieła Baki podjął Czesław

1

Rękopis z archiwum Aleksandra Wata w Paryżu. Bliższych szczegółów nie znam.

Koledze Aleksandrowi Nawareckiemu dziękuję za udostępnienie mi tego tekstu.

2

Aleksander Wat, JA z jednej strony i JA z drugiej strony mego mopsożelaznego

piecyka, w: Antologia polskiego futuryzmu i Nowej Sztuki, oprać. Zbigniew Jarosiński

i Helena Zaworska, Wrocław 1978, s. 269. - "

' Tamże, s. 260.

4

Lautréamont, Pieśni Maldorora. Poezje, przeł. Maciej Żurowski, Warszawa 1976,

s. 127.

5

Stanisław Ignacy Witkiewicz, Aleksander Wal, w: Bez kompromisu. Pisma kryty­

czne i publicystyczne, oprać. Janusz Degler, Warszawa 1976, s. 134.

6

André Breton, Sytuacja surrealizmu międzydwiema wojnami.W antologii: Surrea­

lizm. Teoria i praktyka literacka, oprać. Adam Ważyk, Warszawa 1973, s. 220.

7

Zob. Maria Janion, Zbójcy i upiory,w: Romantyzm, rewolucja, marksizm, Gdańsk

1972, s. 297-402.

.

1

Zob. Aleksander Nawarecki, Ksiądz, który napada, w zbiorze: Bluźniercy

(w druku).

9

Zob. Antoni Czyż, Groteska w poezji księdza Baki, „Przegląd Humanistyczny"

1981. nr 3.

1 0

Zob. Antoni Czyż, Retoryka księdza Baki, w zbiorze: Retoryka.a literatura, red.

Barbara Otwinowska, Wrocław 1983 (w druku).

1 1

Zob. Antoni Czyż, Baka: poezja kiczu, „Twórczość" 1982, nr 3.

background image

36

Kowal

1 2

. Obszerną rozprawę poświęconą twórczości Baki

i jej recepcji przygotowuje Aleksander Nawarecki. Frag­
menty jej opublikował już wcześniej

1 3

. Skupia się głównie na

Uwagach śmierci niechybnej, podkreślając absolutną niepo­

wtarzalność tej poezji, szaleńczej, bluźnierczej, po trosze
preromantycznej, zarazem sarmackiej i bardzo swojskiej.
Marek Prejs zajął się osobliwą grą z czytelnikiem i grą
z konwencją, jaką uprawia Baka

1 4

. Moje wreszcie refleksje -

wyrosłe z badań nad barokową poezją metafizyczną - zmie­
rzają do ukazania fenomenu Baki i niejednokrotnie bliskie

są ustaleniom Nawareckiego, w wielu jednak kwestiach nie
zgadzamy się mając nieco odmienne wizje autora Uwag
śmierci niechybnej.
Dzieje się więc sporo. I dzieje różnie.
Baka patetyczny i Baka groteskowy, prostaczek i wirtuoz,
asceta, i sadysta, męczennik i kat... Jednak owa niespójność
tworzonych współcześnie wizerunków poety świadczy
0 Bace jak najlepiej. Cóż to bowiem za poezja, która niesie
piękno tak przemienne i prowokuje lekturę tak niestałą?
Wielka poezja.' To niewątpliwe. A jednak wiele można tu
uporządkować. Nie tyle też hermcneutyczne, ile filologiczne
umiejętności okażą się teraz najbardziej potrzebne.

Wypada zrekonstruować biografię Baki oraz ustalić

kanon jego twórczości. Zadanie to niełatwe, ale niezbędne.
Józef Baka pochodził z rodziny szlacheckiej. Urodził się —

jak podaje Załęski - «w zamożnym staroszlacheckim

domu» na Litwie, jako «dziedzic dóbr Śliżyn i Januszkiewi­
cza"

1 5

. Nie ma pewności, kiedy się urodził. Syrokomla

sądził, iż «około 1706»

1 6

. Tenże rok urodzenia podał Zale­

ski. A jednak najbardziej chyba wiarygodna byłaby zwięzła
nota biograficzna w cennej bibliografii księdza Browna,

jezuity. Warto pamiętać, że czerpał on wiadomości z Archi­

wum Rzymskiego domu profesów Societatis Jesu. I otóż

jego informacja jest najdokładniejsza: Baka urodził się 18

marca 1707". O dzieciństwie, środowisku rodzinnym, oso­
bowości przyszłego poety-prześmiewcy nie wiemy nic.
W wieku 16 lat wstąpił do jezuitów - przyjęto go do zakonu

16 lipca 1723. Profesję 4 ślubów uczynił 15 sierpnia 1740.

Dalsze relacje o jego życiu nie ułożą się w całość spójną

1 nie złożą na plastyczny wizerunek postaci. Tak więc uczył
przez 5 lat gramatyki i (zapewne) retoryki w szkołach

background image

37

jezuickich

1 8

. Ale gdzie i kiedy? Z pewnością nie był - wbrew

temu, co głosiła legenda - profesorem poetyki w Akademii
Wileńskiej".. Znany i ceniony był jako kaznodzieja o nie­
pospolitych zdolnościach oratorskich. Wygłosił kazanie
podczas przepysznych uroczystości pogrzebowych mar­
szałka Ignacego Zawiszy, 18 września 1739 w Mińsku

2 0

.

Była to prawdziwa barokowa pompa funebris: z udziałem
biskupów, rzesz duchowieństwa, tłumu wiernych, przy bla­
sku 4000 świec i 12000 lamp oliwnych, w huku salw artyle­
ryjskich. W tym blasku mówił Baka o dobrej śmierci.
Prawdopodobnie to on zresztą założył w Mińsku w 1732
roku bractwo Dobrej Śmierci. Prócz Mińska odwiedzał
Wilno. Mieszkał tu w 1762 u św. Kazimierza, w domu pro-

fesów, wspominany przez współczesnych jako misjonarz.
A w i 766 był prefektem kaplicy Bożego Ciała przy kościele
akademickim św. J a n a oraz wziętym kaznodzieją.

Misjonarz... Ta sława była uzasadniona. Przeszło 20 lat

pracował bowiem Baka jako misjonarz na Litwie i Biało­

rusi. Prawdopodobnie w niedługi czas po wstąpieniu do
zakonu pozostawał w misji duksztańskiej, założonej przez

Józefa Rudominę, rektora jezuitów mińskich

2 1

. Zaś w 1739

r. ufundował misję błońską. Nie jest pewne, czy wyprosił
u ojca sumę 10000 zł oraz dobra Śliżyn i Januszkiewicze dla

jezuitów (jak twierdzi Syrokomla), czy też sam dysponował

ojcowizną, a sprzedawszy ją dał pewną sumę na fundację
(jak pisze Załęski). Początkowo była to fundacja dla dwóch
misjonarzy województwa mińskiego przy drewnianym koś­
ciele w osadzie Błoń w powiecie ihumeńskim nad rzeką
Citewką, w majątku należącym do kolegium mińskiego SJ.

1 2

Czesław Kowal, O twórczości Józefa Baki, w zbiorze: Bitrok. Analogie-opozycje,

Lublin 1979, s. 89-101.

1 3

Aleksander Nawarecki,, Sarmacki kanibalizm księdza Baki, „Pamiętnik Lite­

racki" 1981, nr 3.

1 4

Marek Prcjs, Poezja emocji, „Przegląd Humanistyczny" 1981, nr 3.

l s

Stanisław Załęski, Jezuici w Polsce, Lwów 1900-Kraków 1905, tom IV, cz. 4,

s. 1511.

1 1

Władysław Syrokomla, Mińsk, „Teka Wileńska" 1857, nr 2, s. 118.

" Józef Brown, Biblioteka pisarzów asystencyi polskiej Towarzystwa Jezusowego,

Poznań 1862, s. 358.

1 8

Tamże.

" Zob. Michał Baliński, Dawna Akademia Wileńska, Petersburg 1862, s. 209. ,

2 0

Zob. W. Syrokomla, dz. cyt., Załęski (dz. cyt.,.s. 1510) podaje rok 1738.

2 1

Tak utrzymuje Syrokomla (dz. cyt.).

background image

38

D o tego czasu kolegium mińskie utrzymywało tylko jednego
misjonarza per palatinatum minscensem (na województwo
mińskie). Przez wiele lat był nim właśnie Baka, zapewne
początkowo w misji duksztańskiej, a potem - w Błoniu. Ze
względów formalnych misja błońska (missio bąkana)
została
otwarta dopiero w
1741. Miała własny dom w Błoniu oraz
fundusz dla
5-6 misjonarzy. Superiorem misji w latach

1741-1757 był Baka

2 2

. Misjonarze prowadzili ruchliwy

żywot, sporo jeździli po okolicy. Baka odwiedzał - pośród
innych - miejscowość Ilicze. W majątku tamtejszym znano

go i ceniono, jakkolwiek obawiano się nieco. Jeszcze po
latach utrzymywała się osobliwa legenda Baki. Opowia­
dano, jak recytował wiersze
o śmierci, śpiewał pieśni nabo­
żne, opisywał dziwne swe wizje. Taki to portret Baki (trudno

ustalić, w jakiej mierze autentyczny) zawarła w swych

pamiętnikach Ewa Felińska, która nie znała Baki, a spisała

jedynie relacje starszych

2 3

.

Działalność Baki jako misjonarza wypływa z istoty pos­

łannictwa zakonu jezuitów, który wspiera Ecclesiam mili­
tantem
(Kościół wojujący)

2 4

. W pismach Loyoli - szczegól­

nie w Ćwiczeniach duchownych (w Rozmyślaniu o Dwóch
sztandarach) -
dobitnie kształtuje się koncepcja rycerza
zacnego pod wodzą Chrystusa

2 5

. Baka był takim rycerzem

i byli też tym zbożnym wojskiem jezuici polscy, podejmu­

jący w drugiej połowie XVIII stulecia ambitnie pomyślaną

akcję misyjną na wschodnich kresach Rzeczypospolitej.
Było
to nie tylko głoszenie słowa Bożego, ale też zgłębianie
kultury lokalnej, przyswajanie folkloru, osobliwy dialog
kultur

2 6

. Zbierano i zapisywano pieśni, przyśpiewki, wier­

sze, przysłowia, a własna poezja jezuitów - wciąż jeszcze
słabo poznana i oczekująca badacza - stała się
w znacznej
mierze adaptacją formuł obecnych
w poezji ludowej, two­
rząc jakąś przedziwną syntezę patosu i groteski, mistyki
i sensualizmu. Poezja jezuicka późnego baroku ma własny
i niepowtarzalny kształt. Staje się terenem eksperymentu,

gry, poszukiwań formalnych'. Baka wpisze się w estetykę.
Zarazem przekroczy ją.

Po trudach misyjnych osiadł w Wilnie. Był tu, jak pamię­

tamy w roku 1762. A w 1773 przebywał nadal w wileńskim
domu profesów u
św. Kazimierza, działał jako katecheta
w kościele i exh«rtator bractwa D®brej Śmferei. Zmarł 2

background image

39

czerwca 1780 w Warszawie. Losy jego od rozwiązania
zakonu jezuitów aż do śmierci nie są znane. On sam wszakże
był znany. Jego pogrzeb zgromadził tłumy. „Gazeta War­
szawska" przyniosła obszerną relację z uroczystości i trwa­

ło przeświadczenie, iż umarł ktoś niepospolity. Pochowano

Bakę w podziemiach kościoła jezuitów na Starym Mieście,
znanego dziś dobrze jako Sanktuarium Matki Bożej

Łaskawej

2 7

.

W relacji o pogrzebie nie wspomniano, że zmarły był

poetą. Współcześni nie mówili o tym nigdy. Załęski pisze
błędnie: « Oprócz uciesznego wierszyka o niechybnej
śmierci i książeczki-modlitewnika Nabożeństwo codzienne
chrześcijańskie
nic nie ogłosił drukiem». Informacja to
błędna, lecz zarazem... trafna. Baka nie pełnił bowiem roli
poety, wieszcza, rymopisa. Z pozoru pisał jedynie wiersze
nabożne dla ludu. Naprawdę przecież tworzył poezję, która
nieuchronnie i nieodwołalnie przekraczała normy zakreś­
lone przez epokę. Toteż epoka skazała ją na niebyt, a poto­
mni wydrwili. Znamy dziś cztery dzieła Baki. Najwcześniej­

sze - z roku 1736 - jest panegirykiem. Nosi on obszerny
tytuł, który przytaczam z niewielkimi skrótami: Comitia
honorum et aviti splendoris illustrissimi et excellentissimi
domini Joannis Ludovici Plater festiva gaudio celebrata, a de-
vinctissime PLATER1ANO nomini et honori residentia diine-
burgensi Societatis Jesu promulgata.
Można to przełożyć
następująco: Zebranie zaszczytów i godności dziedzicznej

najjaśniejszego i najznakomitszego pana Jana Ludwika Plo­

tera miłymi radościami odprawione, w najuleglejszej rezyden­

cji dyneburskiej Towarzystwa Jezusowego imieniem i zaszczy­
tem PLATERSKIEJ obwieszczone.
Zachował się tylko jeden
egzemplarz tej książeczki

2 8

. Tytuł panegiryku Baki odsłania

2 2

Zob. S.. Załęski, dz. cyt., t. IV, cz. 1,'s. 102.

2 1

Zob. Ewa Felińska, Pamiętniki z życia, Wilno 1856, Zwłaszcza tom I, s. 376.

2 4

Zob. P. Leturia, Idea misyjna u podstaw Towarzystwa Jezusowego, „Misje Katolic­

kie" 1939, nr 7-8.

2 5

Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, w: Pisma wybrane. Kraków 1969, tom

II, s. 129.

2 6

-Zob. Czesław Hernas, W kalinowym lesie, Warszawa 1965. tom 1.

2 7

„Gazeta Warszawska" 1780, nr 46, suplement. Egzemplarz Biblioteki Narodowej

w Warszawie, Sygn. XVIII.P.S. 1426.

2

" JÓ2*fBąkajCemitia honorum JètmnisLuàtixiei Plater.... Wiln* 1736.egzemplarz

Bifelietęki Kąr*«i®wej w WąM»Wie, sygn. XVUI,3,32*.

background image

40

jego genezę. Jest to bowiem jakby tekst w imieniu misji

Platerskiej napisany. Missio Plateriana, kolejna misja

jezuicka na Litwie, zorganizowana została w Krasławiu

(miasteczko nad Dźwiną) i Indrycy, w ziemi dyneburskiej.
Krasław stanowił od 1729 własność Jana Ludwika Platera,
persony znanej i cenionej pośród swoich. Była tam nie­
wielka misja - jeden jezuita przy miejscowym kościele

2 9

.

Uposażyła ją hojniej żona Jana Ludwika, ale zapewne i on
sam, skoro doczekał się panegiryku sobie poświęconego.
Rola Baki w tym wszystkim pozostaje niejasna. Czyżby

przebywał i na tej misji? Byłby to nowy szczegół do jego

biografii, mozolnie przez nas konstruowanej.

Cały tomik napisany został po łacinie. Otwiera go ilustra­

cją przedstawiająca herb Platerów oraz zgrabny epigramat
In proavita decora illustrissimae domus Platerianae (Na dzie­
dziczne
ozdoby najjaśniejszego domu platerskiego).
Nastę­
puje p o ' nim dedykacja (Dedicatio) podpisana przez
rezydencję dyneburską Towarzystwa Jezusowego. Na
zasadniczą część tomu składają się panegiryk oraz elogium.

Panegiryk (Panegyricus) jest - jak na sarmacki panegiryk
przystało • - fantastycznym wywodem o powinowactwie

rodu Platerów (a raczej samej osoby Jana Ludwika) i staro­
żytnych Rzymian. Wykorzystany tu został specyficzny sens
słowa comitia, -orum (zgromadzenie ludu rzymskiego)
i zmoWcomitia celebrare (odbywać zgromadzenia). Nie tyle
więc autor opisuje rozliczne zasługi i splendory, ile raczej

gromadzi je gwarne, żywe, ruchliwe, by świadczyły o god­

ności bohatera, rzuconego z barokowym rozmachem na
barwne tło mitologiczne i historyczne. Toczy się więc opo­

wieść o rozlicznych zaszczytach, jakie spływały na Jana
Ludwika od ludu, senatorów, istot mitycznych. Ów zaś -

jako... Eneasz, obrońca Troi kenijskiej (Agnovit Polonia in

tuoAenea, illustrissimepalatine. Lechicae Trojaedefensorem)

- współtworzy tę wielką, teatralną wizję. Jest to w istocie
znamienne dla kultury poddanej rytmowi obrzędu, rytuału,
dla kultury steatralizowanej, która uległa magii konwencji.

•W panegiryku Baki wyjściowa sytuacja zawiązuje jakiś

swoisty układ zdarzeń. Stanowi to analogię do rozwiniętego
wówczas jezuickiego panegiryku dramatycznego

3 0

. W szkol­

nym teatrze jezuickim utwory panegiryczne wystawiane
były nader często. Cieszyły się też znacznym powodze-

background image

41

n i e m " . .fest oczywiste, iż Baka oglądał podobne spektakle
i stąd ów ciekawy dramatyzm jego panegiryku.

Elogium było gatunkiem ulubionym przez jezuitów. Sta­

nowiło cząstkę żywej i aktualnej dla Bąki tradycji'.literac­
kiej. Autorzy .elogiów najchętniej sięgali do problematyki
religijnej, oddawanej przez śmiałe metafory i gry języ­
k o w e

3 2

. Ówczesne podręczniki uznawały je za rdzeń reto­

ryki. Opisując cechy strukturalne elogium podkreślano
zwłaszcza krótkość stylu i pointę obecną w każdym niemal
wersie. Pozostawało to w zgodzie z zasadami retoryki baro­
kowej (i jej predylekcji do ozdobności). Elogium, forma
niejednokrotnie pograniczna (proza i poezja zarazem), to
eksperyment wiersza nienumerycznego. Cechą stylu elo­

gium jest swoista punktyczność, nizanie jednorodnych
struktur składniowych, nagromadzenie, bliskie retory­
cznego chwytu wyliczenia (enumeratio). Tu - w tomiku

Comitia honorum - panegiryczne elogium poświęcone Plate­

rowi zachowuje swój kształt typowy. Po latach - w Uwagach
śmierci niechybnej -
Baka spróbuje kształtować swą poezję-
poiską i bliską formułom folklorystycznym - na wzór elo­
gium, gromadząc krótkie i wymowne całostki syntaktyczne
(ów sławny „siekany wers"). Elogium oznacza grę stylisty­
czną. Taką grą, dodajmy, bywał i panegiryk

3 3

. Jest więc

znamienne, że w tym pierwszym tomiku Baki znajdujemy
w zalążku motywy i tendencje obecne w jego twórczości
późniejszej. Motyw gry, zabawy, wirtuozerii technicznej

jako przyjętej i rozwijanej zasady twórczej. Cała książeczka
jest przecież ' wypieszczona formalnie, typograficznie.

Otwierają ją słowa comitia honorum, zamykają - honorum
comitia. Cóż
za idealna symetria! W elogium wykorzystał
Baka ekspresję samego druku (różne rozmiary czcionki).
Określa pierwszy tom Baki idealna świadomość formy.
Przepyszna maskarada - tym stanie się jego dzieło.

" Zob. S. Zaleski, dz. cyt., t. IV, cz. 3, s. 1321.

3 0

Zob. Irena Kadulska, Panegiryk udramatyzowany, w: Ze studiów nad dramatem

jezuickim Wczesnego Oświecenia 1746-1765, Wrocław 1974, s. 123-130.

3 1

Zob. Krystyna Wierzbicka-Michalska, Teatr w Polsce w XVIII wieku, Warszawa

1977, s. 52-56.

3 2

Zob. Barbara Otwinowska, Elogium. „Flos floris, anima et essentia" poetyki

siedemnastowiecznego panegiryzmu, w zbiorze: Studia z teorii i historii poezji. Seria I,

Wrocław 1967.

3 3

Zob. Tadeusz Bieńkowski, Panegiryk a życie literackie w Polsce XVI i XVII wieku,.

w zbiorze: Z dziejów życia literackiego w Polsce XVI i XVII wieku, red. Hanna Dzie-
chcińska, Wrocław 1980, s. 188.

background image

42

Pierwszy tomik był panegiryczny, drugi - hagiograficzny.

I tu, i tam sięga autor po utarte formuły, po gotową kon­
wencję, iżby bawić się nią, igrać stylem. Z czasem - w Uwa­

gach śmierci niechybnej - doprowadzi tę praktykę ad
absurdum
i osiągnie doskonałośc, kreując własną i jedyną
poetykę kiczu. Tom Wielki obrońca upadłej grzeszników

przed Bogiem sprawy abo gorliwy o zbawienie dusz ludzkich

missionarz s. Jan Franciszek Regis Societatis Jesu wyznawca
wydał Baka w roku 1755. Zachował się tylko jeden egzemp­
larz tej książki'

4

. Bohaterem narracji odautorskiej pozornie

jest św. Franciszek Regis, którego kult rozwijał się w Polsce

ówczesnej dość żywo. Świadczyłby o tym Żywot s. Jana

Franciszka Regi.su. pisany jasną i plastyczną polszczyzną.

Jest to po prostu barwna opowieść biograficzna, zwier­
ciadło żywota pobożnego. Tekst ów otwiera tom. Następują
po nim Refleksje duchowne z życia s. Jana Regisa do skruchy

grzesznika pobudzające, na dni miesiąca jednego z górą ku

pamiątce 33 lat Jezusowych podzielone. 1 są już one osobli­

wością. Tytuł nawiązuje zapewne do Rejleksyj duchownych

na mądry króla Salomona sentyment Karola Mikołaja Junie-

wicza (1731) jako kontynuacja tej formuły myślowej i ga­
tunkowej. Poemat Juniewicza mógł stanowić dla Baki
źródło inspiracji. O wiele jednak ważniejszy okaże się zbaw­
czy wpływ Ćwiczeń duchownych Loyoli. Arcydzieło Loyoli
nie odcisnęło się na literaturze polskiej tak jasno i wyraźnie,

jak na to zasługuje. We wczesnym baroku czerpią z niego

• znakomite Rozmyślania o Męce Pańskiej Magdaleny Mortę-

skiej, wybitne dzieło polskiej 1 iteratury mistycznej. I trudno
odszukać dzieła podobne. Parafrazy Ćwiczeń pisali jezuici,

jednak niezbyt licznie. Tak więc Michał Sieklucki napisał

Ćwiczenia duchowne przeznaczone dla zakonnic'

5

. Jest to

zbiór 30 medytacyj, bardzo ściśle rozwijających schemat
zaproponowany przez Loyolę. Brak tu tej plastyki stylu
i „tchnienia mistycznego", które cechuje Mortęską. Podob­
nie inne próby. Baka postępuje więc śmiało, zajmując -
w pewnym sensie - ziemię niczyją. Refleksje duchowne mają
prosty schemat. Składają się na nie; przygotowanie, rozmyś­
lanie i przedsięwzięcie. Tom Baki zawiera 33 refleksje.
Każda ma troistą konstrukcję. Prócz tego pojawia się
Zabawa duchowna z Pisma Bożego. Całość zatem Rejleksyj
duchownych z życia s. Jana Regisa
ma błyskotliwą, dialekty-

background image

4 3

czną konstrukcję: refleksja, zabawa, refleksja, zabawa... 33
refleksje i 33, zabawy. Teksty wierne Loyoli i teksty
odmienne - przeplatane, przemieszane. Refleksje przynoszą
bogatą koncepcję antropologiczną. Szczególnie mocno
podkreśla się tu niesamowitość ontyczną człowieka, kru­
chość jego losu, słabość, poddanie złu. Jednakże znamienny
pozostaje personalizm Baki, który w wielkim monologu do

czytelnika (przerywanym zabawami...) rozważa sens bytu
osoby ludzkiej. W Refleksji o poznaniu siebie samego mowa
0 odsłanianiu prawdy o człowieku, o wnikaniu w siebie.
Sięga tu autor do św. Augustyna. W Refleksji o śmierci
pojawiają się potworne wizje śmierci, która „zewsząd wy­
gląda". Obrazy gnijącego trupa... To już zapowiedź późnego

Baki. W Refleksji o Miłosierdziu Boskim płonie światło na­

dziei. W istocie bowiem chrystocentryczny charakter kon­
cepcji Baki nadaje tym myślom moc wyzwolenia. Człowiek
ma poddać się Osobie Chrystusa, być Mu wierny, podobny
do Niego. Byle tylko stłumić zło:
Przygotowanie: Staw sobie przed oczy maleńkiego Jezusa

w żłobie betlejemskim miedzy bydlęiy złożonego a płaczącego

nad zgubą dusz ludzkich.
A rozmyślaj dalej: Miłosierdzie twoje opiewać będę na wieki,
najopatrzniejszy Twórco mój, żeś mnie niegodnego, nigdy
niezasłużonego stworzył na obraz i podobieństwo twoje.

Wspomniawszy na brzydkie i sromotne życie moje, cobym

odpowiedział. Ah larwa ze mnie straszliwa, nie człowiek.
Przedsięwzięcie po medytacji...

1 oto nowy motyw -- zło. Ono również powróci w Uwagach.

Tu jeszcze pozostaje stłumione. Mocno, szczególnie mocno

podkreśla Baka moc Miłosierdzia Bożego. Ów kult Miło­
sierdzia wiąże się, być może, z wpływem jezuity Kaspra

Drużbickiego, czynnego w drugiej połowie XVII wieku. Na
pewno zaś wiąże się z Loyolą, którego antropologii pozo­

staje Baka wierny.

Ó ile Refleksje jako takie stanowią tekst ambitny, o tyle

przemieszane z Zabawami - już nieco osobliwy i jakby...

3 4

Józef Baka, Wielki obrońca upadłej grzeszników sprawy..., Wilno 1755, egzemp­

larz Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie, sygn. 586925.1.

3 5

Michał Sieklucki, Ćwiczenia duchowne na dziesięć dni kolekcyi dla zakonnych

Ępgu poświęconych panien zażywania napisane i zebrane, Sandomierz 1718, egzemp­
larz Biblioteki Narodowej w Warszawie, sygn. XVIII.2.3905.

background image

44

mniej poważny. Gra z Formą raz jeszcze owładnie piórem
Baki. Sam motyw zabawy był w literaturze późnego baroku

częsty. Podobnie też częste były utwory określane jako
Zabawa. Nazwa ta nabierała powoli charakteru nazwy
genologicznej. Z n a m y więc Zabawę chrześcijańską Jana Sta­
nisława Jabłonowskiego (1700), Krótki zbiór duchownych
zabaw
Wojciecha Chróścińskiego (1710) i wiele tomów
wcześniejszych. Zachowały się i Zabawy rękopiśmienne:
anonimowe Rozmaite piosneczki do zabawy duchownej spo­
rządzone
z początków XVIII stulecia

, s

czy Zabawa

codzienna powołanych na służbę Boską Chomentowskiej
z roku 1762'

7

. Zabawa Baki stanowi cykl nagromadzonych

cytatów z Biblii, zwłaszcza sentencji. Chyba śladem kons­
trukcji elogium zostały one jakby „nanizane" współtworząc
mniej lub bardziej spójną całość. Autor istotnie „bawi się",

jakkolwiek pamięta o celu pobożnym. Wszystko to jednak

wprowadza do tekstu żywioł ludyczny, który mąci skute­

cznie modlitewną powagę i mistyczne nieledwie skupienie
Refleksyj.

To jednak nie wyczerpuje zawartości tomu. Zawiera on

również garść wierszy religijnych, znamiennych dla popu­
larnej liryki metafizycznej. Są tu więc litanie, modlitwy,
hymny, pieśni do św. Franciszka Regisa, Najświętszej Panny

Loretańskiej, św. Ignacego Loyoli, św. Franciszka Ksawe-
rego... Zbiór tych utworów znajduje się na samym końcu

tomu, po imprimatur władzy duchownej (z 22 V 1755). Pełni
więc funkcję popularnego i... jawnie dewocyjnego dodatku
do niełatwego i ambitnego intelektualnie tekstu głównego.
Można by rzec, iż Wielki obrońca rozpięty jest między
mistyką a dewocją. Lub inaczej: Baka podważa tu formę,
lub też godzi się na nią. Inkrustując medytacje „zabawą
duchowną" niejako buntuje się przeciw powadze formy
namaszczonej. Dodając wiersze nabożne jest już zniewolony
formą. Jakże łatwo tu dostrzec stałe motywy i obsesje,
obnażone i wyzwolone w Uwagach śmierci niechybnej. Akty
idąc spać
(o których później) oraz błyskotliwe elogia łaciń­
skie (poświęcone Regisowi) - zawarte między tekstem Refle­

ksyj i Zabaw a zbiorem wierszy religijnych - dopełniają
obrazu całości. Wielki obrońca powstał zatem jako tom

niejednolity, niespójny, rozwichrzony. Hagiograficzny?

background image

45

Ascetyczny? Dewocyjny? Jak się zdaje, intencją Baki było
nagromadzenie form. Znanych już. Czytelnych. Jasnych.
Przekraczanie norm - jako misja pisarska Baki - nakłania
ku takiej właśnie praktyce. Wielki obrońca, traktat antropo­
logiczny i druk dewocyjny pospołu, jest już zwiastunem
Nowego. · - . . ' . •

I jest nim trzeci tom Baki - Nabożeństwo codzienne chrześ­

cijańskie. Pierwodruk nie zachował się. Istnieje natomiast

jedyny egzemplarz wydania drugiego, z roku 1808

3 8

. Daty

powstania Nabożeństwa nie znamy. Skoro jednak - jak
podaje Załęski - traktował ów tom jako modlitewnik dla
ludu w swej praktyce misyjnej (co wcale nie oznacza, iż takie
były faktyczne intencje pisarskie Baki), to napisał i wydał go
Baka, zanim osiadł na stałe w Wilnie, a więc przed rokiem

1762. Nabożeństwo - podobnie jak Wielki obrońca - ma

konstrukcję niespójną. Otwierają je trzy obszerne teksty
prozą: Nabożeństwo ranne, Nabożeństwo dzienne i Nabożeń­
stwo wieczorne.
Są niejednolite i zawierają akty, modlitwy,
wiersze, dla których ramę narracyjną stanowi monolog-
-przemowa o treści ascetycznej, budującej. Wśród tej roz­
maitości spoczywają rzeczy przedziwne, jak choćby ta .
mistrzowska modlitwa prozą, wcześniej już wydrukowana
w Wielkim obrońcy jako Akty idąc spać. Jest to naprawdę

proza poetycka, bliska formule elogium:

Przez cierniową koronę twoją Jezu Zbawicielu Panie,

odpuść grzechy myśli moich,
a daj mi świętość myślenia.
Przez zawarte oczy
twoje na Krzyżu, -
odpuść grzechy widzenia mego, a odwracaj
oczy moje, aby nie patrzyły na próżność.

Przez upoliczkowaną twarz twoją, i usta

twoje śmiertelnemi bolami zamknione, Jezu mój!
daruj winy języka mego.
Przez otwarty bok twój włócznią,
odpuść winy żądz moich,
a uczyń mnie mężem podług serca twego...

i b

Pochodzą z kodeksu papierowego formatu 16° zapisanego różnymi rękami.

Rękopis Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie, sygn. 3643.1.

" Dominika Chomentowska, Zabawa codzienna powołanych na służbę Boską...,

Rękopis Biblioteki Ossolineum we Wrocławiu, sygn. 6936.1.

" Józef Baka, Nabożeństwo codzienne chrześcijańskie..., wyd. 2. Wilno 1808,

egzemplarz Biblioteki Narodowej w Warszawie, sygn. 2065 Kras.

background image

46

Prócz tego tomik zawiera trzy wiersze religijne, prozaiczny

Wypis z Tomasza Akempis z Księgi I o naśladowaniu Chry­

stusa Pana oraz niewielki poemat erudycyjny Rozmyślanie
o śmierci czyli Popielec.
Trzy nabożeństwa wstępne przy­
niosły powiew ascezy. Wiersze są tu znamieniem religijności
ludowej. Natomiast myśli Tomasza z Kempis, Cycerona,
Seneki, św. Augustyna, św, Pawła - przełożone lub przyto­
czone - staną się jasne raczej już dla wybranych a nieli­
cznych czytelników. Znowu zatem autor gra. I czyni to
świadomie. Tym razem pozostaje to w idealnej zgodzie z ce­
chami nabożeństwa jako gatunku literackiego, ukształtowa­
nego samoistnie w literaturze późnego b a r o k u

3 9

. Sylwiczna

nieledwie struktura nabożeństwa barokowego odpowiada
pragnieniom Baki i jego nieprostej praktyce pisarskiej.

Arcydziełem Baki stały się Uwagi. Niezwykłe i niepowta­

rzalne to dzieło doczekało się trzech wydań autorskich
w tym samym roku 1766! Wydania te zasługują na
dokładny opis, Najwcześniej, zapewne wiosną 1766, ukazały
się Uwagi rzeczy ostatecznych i złości grzechowej. Wydanie
to - nazwijmy je wydaniem A - przynosi tekst spójny i zdu­
miewająco konsekwentny. Zachował się tylko jeden
egzemplarz wydania A

4 0

. Otwiera tom wiersz Do czytelnika

(inc. Jeden grzech setnych bied świata jest przyczyną):

Na róg, straszydło grzech, i plemię piekielne,
Jaszczur, jaszczurka tym sroższa że subtelne
Monstrum, padalec, w płaszczyk dobra uwity
Je, gryzie, rani robak sumnienia skryty,

Nocą i we dnie, w domu, tak też w gościnie
Katuje, szarpie nie da w wesołej minie

Jadła, napoju użyć przy balach, godach,
Ej! nie przebaczy, by
w największych wygodach.

Oto świat Baki, wizje Baki, eschatologia Baki. Poezja snu,
wizji, koszmaru, wstrząsu, upiornej gry, zgasłej konwencji,
płonących słów. Do tego dążył konsekwentnie w zabawie,
grze, rozwichrzeniu formy. I oto - w Uwagach - przekroczy
próg poezji niemożliwej. Przeskoczy ramy jezuickiego ./
baroku (jak powie Wat). Zbyt dziwna to budowla, by nie
budziła bólu. Lęku. Odrazy. Jakkolwiek poszczególne jej
drzwi, okna, balkoniki, cegiełki okażą się pojmowalne:
zatem wiersze medytacyjne, hymny, litanie, pieśni (o prze-

background image

47

bogatej wersyfikacji), akty, elogia, strzępy kazania. Po
wstępnym wierszu następuje część pierwsza tomu, opa­
trzona tytułem Uwagi różne rzeczy ostatecznych. Po niej
następują poważne wiersze metafizyczne, bliskie tradycjom
liryki barokowej, bliskie formie (jednakże często negowa­
nej), konwencji. A więc Uwaga kary niezliczonej grzechów,

Uwaga o wieczności. Żądza większej Chwały Boskiej, Uwaga

poranna. Suplika pokutującego, Akty do powtarzania, Tekst

o Miłości Bożej, Pieśń do Najświętszej Panny i inne. Niektóre
spośród tych wierszy opublikował Stanisław Estreicher

4 1

.

Jak zwykle u Baki, można tu znaleźć słowa nadzwyczajne.
Choćby Tekst o Miłości Bożej:

Boże, tyś Ociec i Pan miłościwy.

Na dobrych hojny, a na złych nie mściwy.

Twe miłosierdzie wszytko opasało.
Twojej litości i piekło doznało.

Bo i tam winy nie z całej twej siły
Karzesz! Twą głoszą podziemne mogiły

Dobroć nieskończoną.

Pełne niebiosa i ziemia szczodroty,

W nędznych sierotach fortunne obroty.

Zwierzęta, ptastwo żywisz i żywioły,
Mrówki, robaczki są to nasze szkoły,

W których się uczym twego zmiłowania

Z onych konserwy i pieczołowania

Twa dobroć jaśnieje.

Na tle tej poezji, która coraz dobitniej (i zwłaszcza w Uwa­

gach) będzie głosiła potęgę zła i grzechu, na tle tej poezji

nihilistycznej, fatalistycznej i katastroficznej, ów jasny
obraz niezmąconej harmonii świata, kontemplacja jego pię­
kna, wizja miłosiernego Boga - zdumiewają. Czyżby i na
tym zaważył św. Ignacy Loyola? Ten zwłaszcza fascynujący
ustęp jego Ćwiczeń duchownych, w którym nakazuje "zwró­
cić uwagę na to, jak Bóg mieszka w stworzeniach"? Pisze

Zob. Antoni Czyż, Nabożeństwo barokowe. Drobiazgi genołogiczne, „Zagadnie­

nia Rodzajów Literackich" (w druku). Tekst ukaże się w wersji francuskiej.

4 0

Wydanie A: Józef Baka, Uwagi rzeczy ostatecznych i złościgrzechowej..., Wilno

1766, egzemplarz Biblioteki Uniwersyteckiej w Wilnie, sygn.,RC 63. Korzystałem

z niego i wykonałem odpis w listopadzie 1977·

4 1

Zob. Stanisław Estreicher, Nieznane wiersze księdza Baki, „Pamiętnik Literacki"

1936.

background image

48

tam dalej: « Rozważać, jak Bóg działa i pracuje dla mnie we
wszystkich rzeczach stworzonych na obliczu. ziemi»

4 2

. Baka

rozważa. Wydaje się, iż w znacznej mierze tworzy „poezję
ignacjańską". Co zresztą winno się stać tematem oddziel­
nych rozważań.

Po wierszach części pierwszej następuje bezpośrednio

część druga. Nosi ona tytuł Uwaga śmierci wszytkim stanom
służąca.
Otwiera ją wiersz bez tytułu (ihc. Rzadki Feniks,
rzadsza w świecie). Następuje po nim szereg „wierszy-
-uwag": Starym uwaga, Młodym uwaga, Uwaga damom,

Rycerzom Uwaga, Duchownym, Uwaga prawdy z rozrywką

i inne. To właśnie Baka najpełniejszy i „niemożliwy". Tu
wkracza do przestrzeni nadrealnej, krainy groteski, upior­
nych majaków, letargicznego snu:

A śmierć ślepa
Jak szkulepa
Nic nie zważa,
Nie poważa.

Chimera!
Odziera.
Co złoto,

Jej błoto.
Na fryzury

Głodne szczury
Gotuje, ' •

Pudruje
Siwizną
Zgnilizną. ^ ·
Śmierć uosabia siłę fatalną, która kąsa i dławi. Obsesja Baki
sięga tu apogeum. Zarazem - motywy i obrazy tłumione
dotąd zostają ujawnione. Baka wypowie, wykrzyczy to
wszystko z tajoną fascynacją: te obrazy gnijącego ciała,
ropy, szczurów, krwi, palców drgających w agonii, oczu
rozszerzonych strachem, skóry zdartej z głowy, roju much
na padlinie... Tworzy sobie baśń, ucieka w marzenia, fan­
tazjuje. Dawna zabawa była antycypacją obecnej. Dawna

gra skrywała teraźniejszą

4 3

. Tu najpełniej, unicestwiając

wszystkich prócz siebie w obłąkańczym tańcu śmierci, wyz­
woli się od formy wszechświata. Stygmatem formy staje się
dla Baki ciało. Materia. To ona budzi lęk. «Ciało - pisał
Kępiński - jest nierzadko przyczyną różnego rodzaju niepo-

background image

4 9

kojów i lęków. Ciało pozostaje zawsze dla człowieka taje­
mnicą.. Ono jest źródłem przyjemności i bólu, świadomość
czekającej człowieka śmierci wiąże się z jego rozpadem »

4 4

.

Baka doświadcza tej tajemnicy. Uwagi stanowią zupełnie
niepowtarzalne odczucie materii, cielesności jako zjawisk
metafizycznych, eschatologicznych. Otchłań ciała i otchłań
bytu. Strach przed ciałem i przed Bogiem. Ubóstwienie
ciała, Wcielenie Boga... Wielorakość dzieła Baki, dwoistość
samych Uwag wyrażają chyba tę - nie w pełni może uświa­
domioną i akceptowaną - wolę budowania wiedzy totalnej.
I oto Śmierć wręczyła poecie klucze mądrości. Jeszcze lęka

się. Lecz lękała się cała epoka. W swej znakomitej książce
Jean Delumeau opisał ów klimat lęku, który owładnął
nowożytną kulturą europejską aż do XVIII stulecia

4 5

. Lęk

przed Bogiem, wizje eschatologiczne, obawa szatana, strach
przed Żydami, muzułmanami, kobietą... Wszechobecność
lęku - oto, co znamionuje tamte czasy. I Baka jest im
wierny.

Wydanie B nosi tytuł nie zmieniony: Uwagi rzeczy ostate­

cznych i złości grzechowej. Ukazało się, przypomnijmy, rów­
nież w roku 1766. Zachował się tylko jeden jego
egzemplarz

4 6

. Cała jego pierwsza część pozostaje nie zmie­

niona. Taka sama jest również karta tytułowa na początku
tomu, tuż za okładką. Po utworach składających się na

Uwagi różne... spotykamy jednak nową kartę tytułową. Oto

jej treść: Uwagi śmierci niechybnej wszytkim pospolitej wier­

szem wyrażone a sumptem Jmć Pana Xawerego Stephaniego
obywatela miasta
J.K.M. Wilna do druku na pożytek
duchowny podane.
Nakładcą wydania A oraz części pier­
wszej wydania B był Onufry Minkiewicz, wójt miasta

Wilna, zarazem prowizor Bractwa Bożego Ciała przy kap­

licy świętojańskiej. Cóż to oznacza? Otóż tą, że wydanie
B stanowi w istocie „klocek", tj. wspólnie oprawione dwie
osobne edycje, dwa osobne tomy. Możliwe, że jednak

" Św. Ignacy Loyola, dz. cyt., s. 151.

Zob. Sigmund Freud, Pisarz a fantazjowanie, w antologii: Teoria badań literac­

kich za granicą, oprać. Stefania Skwarczyńska, tom II, część 1, Kraków 1974.

" Antoni Kępiński, Lęk, Warszawa 1977, s. 37.

4 5

Jean Delumeau, La peur en Occident (XIV-e-XVIII-e siècles), Paris 1978.

4 6

Wydanie B: Józef Baka, Uwagi rzeczy ostatecznych i złości grzechowej. . . W i l n o

1766, egzemplarz Biblioteki Uniwersytetu Marii Curie-Sklodowskiej w Lublinie,

sygn. St, 3574. Mikrofilm tej książki ma'Biblioteka Narodowa w Warszawie, sygn.
56847.

background image

50

pomyślane było jako całość (finansowana może wspólnie
przez Minkiewicza i Stefaniego), poddana autorskim
korektom. Zmianom uległa też zawartość części drugiej

Uwag. Po wierszu Cudzoziemcom wprowadził Baka wiersz

Panom dysydentom. Przede wszystkim zaś na początku

części drugiej - tuż za kartą tytułową Uwag śmierci niechyb­

nej - dodał wiersz Do czytelnika (ine. Panuj świecie! nim

straszna grobów pani).

Było oczywiste, że Uwagi śmierci niechybnej ukażą się

drukiem osobno. Baka najwyraźniej dążył do tego, by pier­
wotną część drugą Uwag
wydać jako samodzielny tomik.
Tomik taki ukazał się, przyjmijmy, jesienią 1766. Nazwijmy

go wydaniem C

4 7

. Opisał je Jan Nitowski

4 8

. Książeczka

zawierała wszystkie znane wiersze z części drugiej wydania
B. Poza tym na końcu tomu dodał Baka trzy wiersze reli­
gijne, skądinąd nieznane (sądząc z tytułów) oraz Akty

poranne i Akty wieczorne przejęte z części pierwszej wydań

A i B. Jedyny egzemplarz wydania C znajdował się w roku

1902 w rękach prywatnych. Obecne jego losy nie są znane.

A losy Baki? Czy jest znany? Nie bardzo i opacznie.

Ceniony? Raczej nie. Bo chociaż „coś dzieje się" wokół
niego, pozostaje odległy. Biografii jego nie napisano. Biblio­
grafię dzieł Baki zestawiono błędnie (nie ustrzegł się błędów
w swym szkicu Cz. Kowal). Zapewne, przygotowywana
edycja Poezyj
Józefa Baki sytuację tę zmieni

4 9

. Baka jest

bowiem fenomenem i tak też należy go czytać. Aleksander
Wat bardzo celnie rozpoznał wszelkie osobliwości tego
dzieła.
Baka naprawdę niszczy sens i przekracza wszelkie
normy. Jest w jakiejś mierze dadaista, surrealista. Pospołu
hochsztaplerem i szaleńcem Bożym.

4 7

Wydanie C: Józef Baka, Uwagi śmierci niechybnej, Wilno 1766.

,

w

Jan Nitowski, Pierwsze wydanie „Uwag" księdza Baki, „Pamiętnik Literacki"

1902.

4 9

Ukaże się nakładem PI W-u. w opracowaniu moim i Aleksandra Nawareckiego.

Jôzef Baka - un poète jésuite

On entreprend actuellement l'essai

d'une nouvelle description de l'oeuvre

de Baka, poète du XVIII-e siècle, qui

pendant de longues années fut simple-

ment dédaigné et tourné en dérision.

Et voici que les Poésies de Jôzef Baka

vont paraître. En même temps s'étab-

lit l'opinion qu'il est un phénomène. Il

détruit le sens, transgresse toutes les

normes. 11 est en quelque manière

dadaïste, surréaliste. Simultanément

escroc et fou de Dieu.

background image

przegląd

powszechny 1'84

51

Ks. Michał Heller

Względność istnienia

Pastorał i pióro

George Berkeley cały swój śmiały umysł oddał na służbę

religii. Główne dzieła filozoficzne napisał w młodym wieku.
Wiara religijna dawała mu bezpieczeństwo posiadania
prawdy; być może właśnie dlatego nie bał się najbardziej
ryzykownych koncepcji w torowaniu - dla siebie i innych -

drogi do głębszego poznania. Typ jego umysłowy - odnoto­
wuje historyk filozofii - cechowała bystrość i śmiałość nie
cofająca się przed najbardziej paradoksalnymi konsekwen­

cjami; śmiałość myśli godził z całkowitą lojalnością wyzna­

niową'. Berkeley był przy tym człowiekiem starannie
wykształconym. Zainteresowania maksymalistycznie rozu­

mianą metafizyką łączył z dobrą znajomością ówczesnych
nauk. Początkowo próbował swoich sił także na ich polu
(matematyka, optyka), ale rychło doszedł do przekonania
o ograniczonych możliwościach nauk empirycznych w do­
ciekaniu filozoficznej prawdy. Nie zniknęły one jednak
nigdy z terenu jego zainteresowań. W linii rozwojowej, po

jakiej podążały, widział wzrastające niebezpieczeństwo dla

wiary w Boga i religii. Z chęci zapobieżenia temu niebezpie­
czeństwu Berkeley stał się jednym z pierwszych filozofów
nauki. George Berkeley był duchownym anglikańskim, a od
r. 1734 biskupem w Cloyne, w Irlandii. Swoje obowiązki
kościelne i duszpasterskie do końca życia łączył z pisar­
stwem filozoficznym.

Biskup z Cloyne o tyle dobrze znał mechanikę Newtona,

że nie mógł mieć poważniejszych wątpliwości co do trwa­

łości jej sukcesów, a równocześnie - jako przenikliwy myśli­
ciel - widział, że filozoficzna interpretacja nowej mechaniki,
zapoczątkowana przez samego jej twórcę, prowadzi w pro­
stym kierunku do materializmu i negacji Boga. Powodzenie
mechaniki w dziedzinie manipulowania zjawiskami będzie
stanowić doskonalą reklamę dla jej filozoficznej nadbu-

1

W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, t. 2, Warszawa, Czytelnik. 1947. s. 145.

background image

52

dowy. Biskup Berkeley czarno dostrzegał przyszłość myśli
religijnej, jeżeli pozwoli rozrosnąć się „medianistyćznej filo­
zofii". Trzeba zatem przystąpić do solidnej pracy myślowej.
Ale Berkeley nie był ideologiem używającym filozofii do
celów propagandy; był on filozofem z powołania. Krytyka
filozofii mechanistycznej tylko wtedy będzie uczciwa,
i w konsekwencji skuteczna, jeżeli wyniknie z dobrze usta­
lonych przesłanek metafizycznych.

Stół filozofa

Wyobraźmy sobie Wielebnego Berkeleya, gdy siedzi przy

stole, pochylony nad manuskryptem. Przerywa pisanie,
unosi głowę, być może przymyka oczy. Jakiś czas trwa tak
w zadumie. Potem wraca do manuskryptu; pióro szybko
porusza się po białej powierzchni.

Powiadam, że stół, przy którym piszę - przeczytamy potem

w jego dziele - istnieje, tzn. że widzę i czuję go. I gdybym
wyszedł
z mojego gabinetu, winienem powiedzieć, iż stół ist­

niał, rozumiejąc przez to, że gdy byłem w moim gabinecie,
mogłem stół postrzegać... Ponieważ to, co mówi się o absolut­

nym istnieniu niemyślących rzeczy, bez żadnego odniesienia
do ich postrzegania, jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
Istnienie takich rzeczy sprowadza się do tego, że są postrze­
gane; i jest niemożliwością, by mogły one posiadać jakiekol­

wiek istnienie poza umysłami lub myślącymi rzeczami, które

je postrzegają

1

.

„Esse est percipi.".Poznanie jest warunkiem istnienia. Jest

to - trzeba przyznać - bardzo metafizyczna teoria poznania,
ale pociąga ona za sobą konkretne wnioski metodologiczne:

jeżeli nauka mówi o rzeczach niepostrzegalnych, należy to

traktować co najwyżej jako pożyteczną fikcję. W ten spo­
sób, choć w imię zupełnie odmiennych założeń filozofi­
cznych, Berkeley sformułował program w praktycznych
konsekwencjach identyczny z programem, jaki dwieście lat
potem ustalą neopozytywiści z Wiednia. Nauka powinna
zajmować się tylko tym, co można dostrzec okiem lub ins­
trumentem pomiarowym. Byty nieobserwowalne należy
skazać na nieodwołalną banicję z obszaru nauki. Pogląd

taki nazywa się fenomenalizmem. Berkeley był jego pier­
wszym nowożytnym głosicielem

3

. Pogląd ten służył Berke-

background image

53

leyowi jako narzędzie obrony metafizyki i teologii przed
ewentualnym konfliktem z naukami: konflikt, jeżeli zaist­
nieje, może być tylko pozorny, gdyż nauki ślizgają się jedy­
nie po fenomenach, nie dotykając problemu istnienia,

zarezerwowanego dla dociekań prawdziwie filozoficznych.

Fenomenalizm był dla Berkeleya fundamentalnym - fun­

damentalnym, bo metafizycznym - zabezpieczeniem prze­
konań filozoficznych przed niebezpieczeństwem zagrażają­
cym ze strony nauk empirycznych. W sprawach bezpieczeń­
stwa nie należy gardzić również pomocniczymi środkami.
Takim pomocniczym, ale bardzo skutecznym argumentem,
winno być odwołanie się do tych właściwości samych nauk

empirycznych, które sprawiają, że nauki te nie są w stanie
sięgnąć poza zjawiskową warstwę rzeczywistości. Tego
rodzaju właściwości należy szukać w metodzie nauk. Berke­
ley traktował metodę jedynie jako narzędzie; niewyklu­
czone, że właśnie dlatego stworzył tak dobrą metodologię.

Metodologiczne ograniczenia nauki

Sir Izaak Newton - pisał Berkeley - przez swój wyjątkowy

zmysł penetracji, głęboką znajomość geometrii i mechaniki,
rzucił
nowe światło na nauki przyrodnicze. Prawa przyciąga­

nia i odpychania zostały pierwszy raz odkryte przez niego.

Ukazał on ich oryginalny zakres i dzięki temu. jakby kluczem,

otworzył wiele głębokich sekretów natury', w których badaniu
uczynił większy postęp niż wszyscy zwolennicy atomów razem
wzięci przed nim*.

Naukowe zasługi mechaniki Newtona są nie do zakwe­

stionowania. Problem zaczyna się, gdy mechanikę traktuje
się jako „filozofię naturalną". Celem nauki winno być od­
krywanie praw przyrody, które rządzą fenomenami, a nie
dawanie jakiegokolwiek „wglądu do istoty" (insight into the
essence). Berkeley miał bardzo współczesne pojęcie prawa
przyrody. •

Prawa przyciągania i odpychania - pisał - winno się uważać

za prawa ruchu, a te z kolei za reguły lub metody zaobserwo-

2

Of the Principles of Human Knowledge, vol. I, 259. - Wszystkie cytaty z Berkeleya

w tym rozdziale są przekładami dokonanymi przez autora z wydania: The Works of
George Berkeley,
oprać. A . C . Fraser, Clarendon Press, Oxford 1901 (w 4 tomach).

' Por. D. J. Raine, M. Heller, The Science of Space-Time, Pachart 1981, s. 42-46.

* Siris, vol. III, s. 239-240. • :

background image

54

wane w trakcie produkowania naturalnych skutków. Przy­
czyny sprawcze i celowe tych skutków leżą poza obszarem
rozważań mechanicznych... Mechaniczne prawa przyrody
czyli ruchu ukierunkowują nas, jak działać i uczą, czego
oczekiwać

5

.

Mamy tu wszystkie elementy popozytywistycznego rozu­

mienia prawa przyrody. A więc ograniczenie do chwytania
tylko powtarzających się w obserwacji i doświadczeniu sto­
sunków między zjawiskami, ze ścisłym wyłączeniem jakie­
gokolwiek ujęcia przyczynowego. A więc zwężanie treści
praw wyłącznie do technik czynienia przewidywań. A więc
podkreślanie aspektu pragmatycznego: utożsamienie „wie­
dzieć" i „działać skutecznie".

Takie rozumienie prawa, z natury rzeczy ogranicza pole

penetracji dostępne dla mechaniki.

Jej domeną - czytamy u' Berkeleya - jest... zdawanie

sprawy z poszczególnych zjawisk przez redukowanie ich do
ogólnych reguł łub przez pokazanie ich zgodności z nimi

6

.

W dzisiejszym języku szłoby tu o naukowe wyjaśnianie.

Zgodnie z taką koncepcją wyjaśniania

to, co mówi się o siłach mieszczących się w ciałach, czy to

przyciągających, czy odpychających, winno być uważane

jedynie za matematyczną hipotezę, a nie za rzecz realnie ist­

niejącą w przyrodzie

7

.

Brzytwa metodologii Berkeleya odcięła z prac Wielkiego

Newtona te warstwy, które były najbliższe sercu twórcy
mechaniki klasycznej. Newton swoje „matematyczne hipo­
tezy" uważał za ważny etap badania przyrody, ale za etap
wstępny, o charakterze opisowym; po nim muszą nastąpić
etapy pracy o charakterze wyjaśniającym, które wnikałyby
w naturę rzeczywistości, przez przejście od „matematy­
cznych hipotez" do języka przyczynowego. Analizy metodo­
logiczne biskupa z Cloyne skazały naukę na wieczne

pozostanie w obrębie matematycznych konstrukcji, czyli
matematycznego modelowania przyrody. Co więcej, tego
rodzaju werdykt nie jest ferowany przez „czynniki zewnętrz­
ne" w stosunku do nowej mechaniki; to ona sama - już
w dziele Newtona - skazała się na taką, a nie inną metodo­
logię. Jasno wyraził to Berkeley w liście do S.Johnsona:

Oto jest metoda Sir Izaaka Newtona i taka metoda, lub

plan, nie jest wcale niezgodna z zasadami, jakie ja wyłożyłem.

background image

, 55

Tego rodzaju filozofia mechaniczna nie przyjmuje ani nie

zakłada żadnej naturalnej przyczyny sprawczej w ścisłym
i właściwym sensie, ani też nie interesuje się - wbrew jej

potocznemu rozumieniu - materią, ani też materia nie jest

z nią związana; ani też nie dochodzi ona do wniosku o istnie­

niu materii

1

.

Należy podziwiać bystrość umysłu Berkeleya. Dopiero

dziś w pełni zrozumieliśmy fakt, że już w dziele Newtona
dokonał się proces eliminacji pojęcia materii spośród teore­
tycznych narzędzi fizyki (por. poprzedni odcinek). Berkeley
wiedział o tym niemal od początku. Być może niepopularna
potem metafizyka Berkeleya przyczyniła się do odwrócenia
uwagi od jego dokonań metodologicznych. Pokolenia po-
newtonowskich fizyków, a zwłaszcza interpretatorów fizyki,
odrzuciły filozoficzne pytania Newtona jako metafizyczne
i nienaukowe, ale zamiast kierować się metodologicznymi
regułami Berkeley'a, na miejsce głębokich pytań stawianych
przez twórcę mechaniki, wprowadzały przeważnie własną -
i to kiepską, bo nieuświadamianą sobie - filozofię. Bardzo
często jedyną regułą metodologiczną było zasłanianie myś­
lowych nawyków i intuicji etykietą naukowości.

Oczyszczenie mechaniki

Berkeley nie ograniczył się tylko do sformułowania meto­

dologicznych reguł, którym nauka miałaby się posłusznie
poddać, lecz - w przeciwieństwie do wielu dzisiejszych
metodologów - podjął się programu pokazania, jak reguły
te działają w wielu konkretnych przypadkach. Atak Berke-
ley a został wymierzony przede wszystkim przeciwko
Newtonowskim absolutom. I tak nie ma ruchów absolut­

nych. Ruch bowiem polega na zmianie położenia, a o zmia­
nie położenia można mówić dopiero wtedy, gdy są
przynajmniej dwa ciała. Idea ruchu, jaką mam. koniecznie

zawiera relację'*. Nie można także mówić, że ten ruch jest

„prawdziwy", przy którym pojawia się wywołująca go siła.

5

Tamże, vol. III, s. 231-233.

6

Tamże.

' Tamże.
» Vol. U, s. 15.

' Of the Principles..., vol. I, s. 320.

background image

56

Jedynym efektem działania siły jest ruch, chcąc więc unik­
nąć błędnego koła, trzeba przyjąć, że siły są „abstrakcyj­
nymi ideami", "ukrytymi ilościami", czy też'„mechaniczny­
mi hipotezami". Tego rodzaju hipotetyczne byty nie mają
nic wspólnego z przyczynami w sensie filozoficznym. Siły,
o jakich mówi mechanika, nie mogą być bezpośrednio

postrzegane, a więc nie istnieją.

Ponieważ grawitacja objawia się w działaniu sił, wiec

i ona również jest tylko „mechaniczną hipotezą". Berkeley
wątpił w powszechność grawitacji (jako kontrprzykład
podając fakt, że przecież rośliny rosną do góry!) i przypisy­
wał jej status hipotezy ad hoc.

Analogiczna krytyka trafiła w pojęcia absolutnej prze­

strzeni i absolutnego czasu. Oto koronne argumenty Berke­
leya. Przeciw^ absolutnej przestrzeni:

Gdy przeto'założywszy, że cały świat zniknął z wyjątkiem

mojego ciała, mówię, iż pozostaje jeszcze czysta przestrzeń,
nie rozumiem przez to niczego innego, jak tylko to. że uważam
za możliwe, by członki mojego ciała mogły poruszać się we

wszystkich kierunkach bez żadnego oporu; ale jeśliby także

i moje ciało zniknęło, nie mogłoby być żadnego ruchu i kon­

sekwentnie żadnej przestrzeni

10

.

Oraz przeciwko absolutnemu czasowi:

...ilekroć usiłuję wyobrazić sobie prostą ideę czasu, wyabs­

trahowaną w ciągu idei w moim umyśle: czasu, który płynie

jednostajnie i w którym uczestniczą wszystkie byty, gubię się

i zaplątuję w zawiłych trudnościach. ...Czas jest więc niczym

poza ciągiem idei w naszych umysłach

11

.

Nie miejsce tu na szczegółową ocenę krytyki Berkeleya.

Najogólniej można by stwierdzić, że krytyka w zasadzie

trafna, gdy ograniczona do kinematyki, wikła się w prob­
lemy i trudności, gdy próbuje się ją rozciągnąć także do
zasad dynamiki

1 2

. Cokolwiek by się powiedziało, Newton

legitymował się konkretną teorią fizyczną, która w zastoso­
waniach dawała zadziwiające wyniki; podczas gdy w intui­
cyjnie trafnej krytyce Berkeleya można dopatrzyć się tylko
zarysów projektu przyszłej teorii. Także i pod tym wzglę­
dem krytyka mechaniki klasycznej przeprowadzona przez

Berkeleya jest podobna do krytyki przeprowadzonej przez

background image

57

Leibniza. Miało upłynąć jeszcze wiele czasu, zanim idee
biskupa z Cloyne i bibliotekarza z Hanoweru zaczną
kształtować oblicze fizyki.

Brzytwa Berkeleya

Niektórzy krytycy twierdzą, że to właśnie pod wpływem

krytyki ze strony Berkeleya Newton dołączył słynny Scho-
lion do drugiego wydania „Principiów"

1 3

. Scholion ma cha­

rakter wyraźnie filozoficzny. Dyskusja z Berkeleyem nie
dotknęła fizyki; pozostała na poziomie interpretacji. Można
by się tu dopatrywać zaczątków animozji pomiędzy przed­
stawicielami nauk empirycznych a filozofami nauki.
Newton należał jeszcze do jednych i do drugich, ale wk rótce
niechęć do filozofii wśród naukowców zacznie przybierać
rodzaj filozoficznej obsesji. Analizy metodologiczne posłu­
żą jako narzędzia do unicestwienia filozofii, a metodologi­
czne poglądy Berkeleya odezwą się zadziwiająco jedno­
brzmiącym echem w poglądach Ernesta Macha i - jak już
wspomniałem wyżej - odżyją w filozofii nauki dwudzie­
stego stulecia. Popper sporządził listę dwudziestu jeden tez
Berkeleya, dotyczących epistemologii nauk, które z dużym
stopniem dosłowności zostały powtórzone przez nasze
czasy

1 4

. Wszystkie przyczynowe wyjaśnienia powinny zostać

wyeliminowane z nauki - tę zasadę, zakorzenioną w dzisiej­
szej filozofii nauki, Popper proponuje nazwać «brzytwa
Berkeleya». Według Poppera jest to brzytwa ostrzejsza od

słynnej brzytwy Ockhama.

Można by również, mówić o „empiriokrytycyzmie Berke­

leya". Celem krytyki przeprowadzonej przez biskupa
z Cloyne była obrona filozofii i religii. Po raz pierwszy
metodą tej obrony stała się eliminacja filozofii z nauk
empirycznych.

'» Tamże, s. 322-323.
" Tamże, s. 311-312..
" Obszerniej na len temat por. D. J. Raine, M, Heller, The Science ofSpace-Time,'

dz. cyt., s. 42-50.

n

Por. A. Koyré, Du monde clos a l'univers infini. Presses Universitaires de France.

Paris 1962, s. 212 i nast.

M

K. Popper, A Noie on Berkeley as Precursor ofMach, „The British Journal forthe

Philosophy of Science",.4. 1954, s. 26-36.

background image

58

La relativité de l'existence

George Berkeley, ecclésiastique

anglican du XVIII-e siècle, connais-

sait assez bien les sciences empiriques

contemporaines. Dans la ligne du

développment suivie par elles il voyait

un danger croissant pour la foi en

Dieu ainsi que pour la religion. Il s'ef-

forçait donc de prévenir ce danger et

grâce à cela il devint un des premiers

philosophes de science. C'est pour la

première fois que la méthode de la

défence devint l'élimination de la phi-

losophie du nombre des sciences

empiriques.

Toutes les explications causales doi-

vent être éliminées de la science - Pop-

per propose de nommer ce principe

enraciné aujourd'hui dans la philoso-

phie de science le rasoir de Berkeley.

Selon Popper ce rasoir est plus tran-

chant que le fameux rasoir

d'Ockham.

background image

przegląd

powszechny 1'84

59

Stefan Moysa SJ

Charyzmat jako dar i zadanie

1

Używane w naszym kraju w posoborowym okresie kate­

chizmy niewiele mówiły o Duchu Świętym, a w szczegól­
ności o doświadczaniu Jego działania w codziennym życiu
wiernych. Praktycznie treść nauczania katechizmowego

ograniczała się do omówienia darów Ducha Świętego.
Nauka ta opierała się w ostatecznej instancji na znanym
wyjątku z proroka Izajasza dotyczącym Mesjasza: I spo­
cznie na Nim Duch Jahwe; Duch mądrości i rozumu. Duch
rady i męstwa,
Duch umiejętności i bojaźni Jahwe
(Iz 11,2).
Jednakże wypowiedzi katechizmów, bardziej niż na samym

tekście, opierały się na dociekaniach teologii średniowie­

cznej, która z tego fragmentu powstała. Pomijały one całe
bogactwo teologii biblijnej, a zwłaszcza Listów św. Pawła
dotyczących tego zagadnienia. Dopiero w naszych czasach
zaczęto głębiej badać Pawłowa teologię charyzmatów i do­
strzegać w niej nowe możliwości. Wpłynął na to głównie
Sobór Watykański II a szczególnie interwencja kardynała
L.Suenensa w czasie jego drugiej sesji, której zawdzięczamy
umieszczenie w Konstytucji Dogmatycznej o Kościele zna­
nego ustępu o charyzmatach (KK 2) oraz odpowiadającego
mu fragmentu w Dekrecie o Apostolstwie Świeckich (DA
3). Te dwie oficjalne wypowiedzi Kościoła stały się ważnym

składnikiem w dzisiejszej katolickiej teologii charyzmatów.

Drugim wydarzeniem uwypuklającym rzeczywistość cha­

ryzmatyczną Kościoła było powstanie i szybkie rozszerze­
nie się ruchu odnowy w Duchu Świętym w całym Kościele
katolickim a także w innych wspólnotach chrześcijańskich.
To zjawisko niezwykłe-choćby z tego względu, że trudno je
wytłumaczyć na tle dzisiejszych prądów dążących do laicy­
zacji i sekularyzacji - szybko zwróciło uwagę socjologów
i teologów. Dziś jest ono ogólnie znane-przynajmniej zain-

1

Autor odsyła do swego artykułu umieszczonego w Colleclanea Theologica 47

(1977) f. 3, 17-38, w którym porusza podstawową problematykę dotyczącą charyz­
matów. Teza obecnego opracowania jest nieco odmienna, ale nie można było uniknąć
pewnych powtórzeń. Co do niektórych zagadnień poglądy autora uległy ewolucji,
o czym czytelnik będzie mógł łatwo się przekonać.

background image

60'

teresowanym. Ruch odnowy istnieje też w Polsce i przy­
biera cechy właściwe życiu religijnemu naszego kraju.
Pobudził on bardzo refleksję biblijno-teologiczną na temat
charyzmatów i pozwolił konfrontować ją z konkretnym
doświadczeniem religijnym. •

Doświadczenie charyzmatyczne gmin Pawiowych

Listy św. Pawła wyrosły w dużej mierze z życia gmin

chrześcijańskich, które Apostoł często odwiedzał, utrzymy­
wał z nimi osobiste i listowne kontakty, uczestniczył w ich
nabożeństwach. Mógł więc przekonać się naocznie o wiel­
kich darach, które posiadali ówcześni chrześcijanie, podzi­
wiać znaczenie tych darów, rozważać ich hierarchię, a także
przeprowadzać ich rozeznanie. Paweł podał tę interpretację
teologiczną doświadczenia charyzmatycznego pierwszych
chrześcijan. Apostoł tłumaczył członkom poszczególnych

gmin, co oznaczają zjawiska, których doświadczają i jakie
dary są im udzielane. Nie jest to tylko opis, ale równocześnie

nauka wiążąca. Każdy dar - jak będziemy się starali ukazać

- jest według Apostoła zarazem wezwaniem i zobowiąza­
niem.

Doświadczenie religijne pozostaje w pewnym sensie

czymś niepowtarzalnym i osobistym. Wszelako przeżycia
pierwszych chrześcijan, które opisuje św. Paweł, wykraczają
poza doznania religijne jednostek. Żyją oni w epoce konsty­
tutywnej dla objawienia Bożego, to znaczy, że dokonuje się
wówczas objawienie Nowego Testamentu, które wraz ze
śmiercią apostołów zostało zasadniczo zakończone. Dla­
tego też ich przeżycia i doświadczenia mają znaczenie nor­
matywne dla wszystkich chrześcijan. To, że zostały one

opisane i ocenione w pismach natchnionych, nadaje im
szczególną rangę. Można więc powiedzieć, że przeżycia te są

jakimś celem i wzorem, według którego chrześcijanie

powinni modelować swoje życie wewnętrzne. Są też w pew-

., nym stopniu p normą, według której mogą i powinny być

oceniane przeżycia chrześcijan współczesnych.

Termin „charyzmat" w ujęciu św. Pawła

Nie zawsze jest łatwo określić, co św. Paweł rozumie pod

terminem „charisma", którego w swoich pismach wielo­
krotnie używa. Termin ten oznacza u niego czasem dobra

background image

61

zbawcze, jak na przykład usprawiedliwienie (Rz 1,15) lub
życie wieczne (Rz 6,24), lecz także pewne czynności ludzkie,
wykonywane pod wpływem łaski, jak mówienie językami
lub uzdrawianie (1 Kor 12). Etymologicznie pojęcie „cha-
risma" związane jest ze słowem „charis", które u św. Pawła
występuje przeszło 100 razy i oznacza Bożą łaskę, życzli­
wość, obdarowanie. W tym znaczeniu należy ono do cen­
tralnych pojęć teologii Pawłowej. Dodanie końcówki „ma"
określa urzeczowienie tego czasownika, a więc wynik łaski
i życzliwości, czyli nie zasłużony dar. W takim więc ujęciu
charyzmat jest konkretną indywidualizacją łaski i życzli­

wości Bożej. Łaska, którą Bóg wyświadcza wszystkim, przy­
biera zatem cechy jednostkowe i indywidualne, co powodu­

je powstanie charyzmatów.

Niemniej analiza podstawowych i zasadniczych tekstów

Pawłowych wskazuje na to, że charyzmat jest jeszcze czymś

więcej. Do tych tekstów należą tak zwane katalogi czyli
zestawy charyzmatów.

Duch objawia się każdemu dla wspólnego dobra. Jed­

nemu udziela daru wyrażania słowem mądrości, drugiemu
wyrażania słowem wiedzy, innemu (udziela daru) wiary.
Jeszcze innym ten sam Duch udziela daru uzdrawiania,
a innemu dokonywania niezwykłych dzieł, a jeszcze innemu
(daru) przemawiania z natchnienia Bożego i rozpoznawa­
nia duchów, modlenia się w różnych językach i tłumaczenia
ich. Wszystkie te dary są dziełem jednego i tego samego
Ducha, który je rozdziela tak, jak chce (1 Kor 12,7-11).

Bóg zaś umieścił w Kościele na pierwszym miejscu aposto­

łów, na drugim tych, co przemawiają z natchnienia Bożego, na

trzecim nauczycieli. Dalej idą: nadziemskie moce i dar uzdra­
wiania, umiejętność niesienia pomocy i rządzenia oraz dar

modlenia się w różnych językach (1 Kor 12,28).

Mamy zaś różne dary według udzielonej nam łaski; czy to

dar proroctwa, którego należy używać zgodnie z zasadami
wiary, czy to dar usługiwania, który ukazujemy w usługiwa­

niu, czy to dar nauczania, którym cieszy się nauczający, czy to

wreszcie dar zachęcania, którym cieszy się zachęcający: Kto
daje jałmużnę, niech to czyni wspaniałomyślnie. Kto przewod­

niczy społeczności, niech będzie gorliwy. Kto pełni dzieł®
miłosierdzia, niech czyni to ochoczo
(Rz 12,6-8; por też Ef
4,11-13).

background image

62

Charyzmaty są ukazane wyraźnie jako dary; są więc

czymś nie zasłużonym, co przekracza zwykłe uzdolnienia
człowieka należące do jego natury; są darami Ducha Świę­
tego i od Niego pochodzą. On tych darów udziela (1 Kor

12,8.9.10), jest ich Sprawcą (1 Kor 12,11), w nich się objawia

(1 Kor 12,7). Są one również dziełem Chrystusa, On bowiem

je rozdaje (Ef 4,8), ustanawia stany charyzmatyczne i pos­

ługi w Kościele (Ef 4,11; 1 Kor 12,5). Te stany budują Jego

Ciało (1 Kor 12,12-30). Charyzmaty są wreszcie darem
Boga, gdyż od Niego pochodzą (1 Kor 12,28; 2 Tm 1,6), On

je daje (Rz 12,3), On czyni wszystko we wszystkim (1 Kor

12,6; por. 1 P 4,11).

Szczególnym dawcą darów jest Duch Święty. Człowiek

posiadający je pozostaje w stałej zależności od Boga. Cha­
ryzmat może być w każdej chwili cofnięty. Nie jest on zatem
w pierwszym rzędzie zdolnością naturalną, z której czło­
wiek ma obowiązek korzystać i rozwijać ją. Taka zdolność
bowiem rozwija się w ramach podmiotu posiadającego.
i może być nazwana własnością człowieka. Nie przekracza
ona znaczenia zwyczajnej, naturalnej, duchowej spraw­
ności; nie wystarczy jednak do wytłumaczenia teologii
darów. Charyzmat wprawdzie może budować na natural­
nych uzdolnieniach, doskonalić je i podnosić do nadprzyro­

dzonego porządku. Nie można jednak przyjąć, aby
naturalne uzdolnienia były czymś pierwszym i zasadni­
czym, bo podstawą pozostaje nowy dar i nowa interwencja

Ducha.

Z przytoczonych tekstów wynika jeszcze jeden zasadniczy

rys charyzmatu; nie jest on dany w pierwszym rzędzie dla
indywidualnego dobra człowieka, ale dla społeczności,
a więc dla Kościoła, który się realizuje przede wszystkim
w społecznościach lokalnych. Tam też ukazują się charyz­
maty. Według św. Pawła istnieją w gminach chrześcijań­
skich nie tylko dary duchowe (charismata, doremata,
pneumatika), ale też pewne stany charyzmatyczne, czyli
posługiwanie dla dobra gminy (diakonia) albo też działania,
które mają jej służyć (energemata). Dlatego św. Paweł
zachęcając do posługiwania się darami, równocześnie
podaje warunki, pod jakimi mogą one służyć społeczności.

Apostoł uważa, że najcenniejsze są te dary, które przyczy­
niają się do zbudowania całego zgromadzenia (1 Kor 14,12).

background image

63

Rodzaje charyzmatów

Niemal każdy autor, który zajmuje się zagadnieniem cha­

ryzmatów u św. Pawła, przeprowadza ich szczegółową kla­
syfikację. Wszelkie klasyfikacje są jednak niekompletne.
Sam św. Paweł jest daleki od systematyzacji charyzmatów,
od ich określania i od dociekań, czym one mogą być same
w sobie. Jemu chodzi jedynie o życie chrześcijańskie wier­
nych. Stąd wszelkie wyliczenia i listy charyzmatów oraz
wskazanie na porządek, który w świecie charyzmatów
panuje, służą tylko temu celowi. Apostoł pragnie pomóc
w usunięciu przeszkód, jakie człowiek może stawiać
Duchowi, który objawia się każdemu dla wspólnego dobra (1
Kor 12,7). Starając się iść za myślą Apostoła wyodrębnimy
więc pewne rodzaje charyzmatów według tego, jakie posia­

dają one znaczenie dla budowania gminy chrześcijańskiej.

Gdy św. Paweł mówi o stanach charyzmatycznych, cho­

dzi mu o osoby, które zostały specjalnie obdarzone darami

w sposób trwały. Tak na przykład mówi, że dar usługiwania
okazujemy w usługiwaniu, darem nauczania cieszy się
nauczający, darem zachęcania - zachęcający (por. Rz

12,7-8). W pierwszym Liście do Koryntian (12,28) umie­

szcza najpierw posługi apostołów, proroków i nauczycieli.
Potem idą: dar uzdrawiania, nadziemskie moce, umiejęt­
ność niesienia pomocy itd. Św. Paweł rozróżnia więc tych,
którzy mają dzięki posiadanym darom sprawować funkcję
stałą w gminie i tych, których działalność jest dorywcza
i przejściowa. Ci pierwsi obdarzeni są stanem charyzma­
tycznym.

Wśród stanów charyzmatycznych należy na pierwszym

miejscu wymienić apostolat. Wiele wskazuje na to, że temu
charyzmatowi przypisuje św. Paweł największe znaczenie

i uważa go za źródło innych. Bóg zaś umieścił w Kościele na

pierwszym miejscu apostołów... (1 Kor 12,28). Jest to trwały

urząd i stanowisko w Kościele, które nie pochodzi z nada­
nia gminy, ale z Bożego wybrania. Za wzór stawia Apostoł
własne powołanie i stwierdza, że jego apostolstwo jest iden­
tyczne z apostolstwem bezpośrednich uczniów Jezusa: Czy

nie jestem apostołem? Czy nie widziałem Jezusa Pana
naszego?
(1 Kor 9,1; por. 1 Kor 15,5-9).

Apostolat nie ogranicza się do funkcji widzialnych i zew­

nętrznych. Apostolstwo jest również charyzmatem. Św.

background image

84

Paweł umieszcza je właśnie na liście charyzmatów i darów

duchowych (1 Kor 12,28; Ef 4,11) na równi z innymi. Nieraz
wspomina, że sam też został obdarzony różnymi charyzma­
tami. Powołuje się na łaskę szczególnego spotkania z Chry­
stusem, która jest źródłem jego apostolstwa.

Obok apostołów św. Paweł najczęściej wymienia proro­

ków. Można przypuszczać, że zajmowali oni w pierwotnych
gminach, zwłaszcza w gminie korynckiej, ważne stanowisko
i uczestniczyli w nabożeństwach. Apostoł musiał interwe­
niować, aby zapewnić porządek w wypowiedziach proro­
ków (por. np. J Kor 14.30). Z listów wynika też, że
w proroctwie nie chodziło w pierwszym rzędzie o przepo­
wiadanie przyszłości, ale o mówienie w imieniu Boga
i z natchnienia Bożego.

Obok wspomnianych darów apostolstwa i proroctwa

można doszukać się wielu innych stanów charyzmatycznych
- j a k nauczycieli, ewangelistów, pasterzy, biskupów, diako­
nów, sprawujących funkcje przewodniczenia czy upomina­
nia. Trudno dziś określić, które z tych funkcji były w gminie
instytucjonalnie ujęte. Wydaje się, że przynajmniej te dwie:
apostołów i proroków. Istotne jednak pozostaje to, że cha­
ryzmaty traktowano jako coś trwałego, co uzdalniało do
wykonywania pewnych funkcji. Były więc istotnie związane
z sytuacją życiową chrześcijanina i określały jakby jego
„profesję" sprawowaną w gminie. Można przypuszczać, że
związanie pierwszych chrześcijan z ich społecznościami reli­

gijnymi było tak silne, że funkcje tam sprawowane były dla
nich znacznie ważniejsze niż te, które pełnili w społeczeń­
stwie świeckim. Dlatego też charyzmaty uzdalniające do
tych funkcji były dla nich doniosłe.

Obok stanów charyzmatycznych wymienia św. Paweł

także inne dary, które są raczej przemijające i nie nazna­
czają osoby tak jak poprzednie. Są one konieczne, aby
gmina mogła żyć i rozrastać się, ale nie odznaczają się
niczym szczególnym na zewnątrz. Dopiero ich brak może się
przejawiać w zjawiskach świadczących o rozkładzie. O te­
go rodzaju działaniach (energemata) mówi św. Paweł głów­
nie w Liście do Rzymian (12,6-8). Wspomnimy tutaj
spełnianie dzieł miłosierdzia (Rz 12,8), które ma być od­
zwierciedleniem miłosierdzia Boga samego (por. Tyt 3,5).
Bardzo blisko spokrewniony z darem miłosierdzia jest dar

background image

65

dawania jałmużny, czyli dzielenia się tym, co człowiek
posiada (Rz 12,8). Tego rodzaju dzielenie się nie jest tylko

przypadkowym podarunkiem dla bliźniego, ale oddaniem

mu serca i własnej egzystencji. Do charyzmatów zwykłych,

służących umocnieniu gminy, należy zaliczyć dar niesienia
pomocy (1 Kor 12,28), który jest związany z darem rządze­
nia. O nim mówi św. Paweł w Liście do Rzymian (12,8)
zachęcając, by gorliwie spełniać ten obowiązek.

Wspomnimy teraz o darach duchowych w ścisłym sensie

- charismata, pneumatika. Terminologia ta podkreśla
obiektywność i rzeczowość samego daru. Bardziej niż przy
okazji stanów czy też posług charyzmatycznych podkreśla
tu św. Paweł darmowość daru i jego nadprzyrodzony cha­
rakter. Podczas gdy przy tamtych kategoriach chodzi raczej
0 stany czy uzdolnienia naturalne, wyniesione przez szcze­
gólną łaskę, tutaj rzeczywistość nadprzyrodzonego daru
wysuwa się niejako na pierwsze miejsce. Tak dzieje się przy
wszystkich tego rodzaju charyzmatach, niezależnie od tego,
czy towarzyszą im jakieś zjawiska niezwykłe, czy też nie.

O charyzmatach mówi św. Paweł głównie w 1 Kor

12,8-10. Tu należy wymienić m.in. dar mądrości i wiedzy.

Pojęcia te w znacznej mierze się pokrywają. Mądrość jednak
wydaje się bardziej wszechogarniająca. Przychodzi ona

z wysoka (por. Jk 3,15), od Ojca światłości (Jk 1,17) i ma za
przedmiot poznanie zbawczych zamiarów Bożych (1 Kor
2,6-16). Mądrość objawia, co przygotował Bóg tym, którzy

Go miłują (1 Kor 2,9). Sw. Paweł ostro przy tym przeciwsta­

wia mądrość krzyża (por. 1 Kor 1,18) mądrości czysto ludz­
kiej, która przez Boga została obrócona wniwecz (1 Kor

1,18-25).

Wśród darów charyzmatycznych wymienia św. Paweł

wiarę, co może się wydawać dziwne, gdyż wiara jest podsta­
wowym wyposażeniem człowieka, nie zaś darem przezna­
czonym do celów szczególnych. Być może Apostoł miał na
myśli wiarę, który czyni cuda i góry przenosi (por. Mt 17,20;

1 Kor 13,2). Należy tu zauważyć, że nie można przeprowa­

dzić ścisłego rozgraniczenia między wiarą zbawiającą czło­
wieka i dającą usprawiedliwienie a wiarą charyzmatyczną.
Wiara podstawowa może przez działanie Ducha przejść
w charyzmatyczną i na pewno w niej się zawiera.

background image

66

Analizując charyzmaty, które przejawiają się wyraźnie na

zewnątrz, najwięcej uwagi poświęca św. Paweł darowi języ­
ków (por. 1 Kor 12-14). Dar ten był na pewno bardzo
rozpowszechniony w Kościele pierwotnym. Kilkakrotnie
wspominają go Dzieje Apostolskie, zwykle z okazji rozpo­
częcia przez Apostołów działalności na nowym misyjnym
obszarze, a więc po wyjściu z wieczernika (2,4-13), wobec
pogan (10,44-46) i w Efezie (19,6). Zjawisko to występuje
również dzisiaj i to nie tylko w chrześcijaństwie.. Studiują je

etnologowie i psychologowie religii stwierdzając całą jego
złożoność. Zjawisko opisywane w Nowym Testamencie
polegało prawdopodobnie na wymawianiu w uniesieniu
pewnych modlitewnych dźwięków, najczęściej nieartykuło­
wanych, przy czym wymawiający tracił nad nimi panowa­
nie. Tego rodzaju dźwięki układały się w pewne ciągi,
w których można było zauważyć wyrazy i zdania nie znane
dla mówiącego. Stąd zdziwienie obcokrajowców, prozeli-
tów, którzy słyszeli na ulicach Jerozolimy swoje rodzime

języki (Dz 2,7-13). Wydaje się, że mamy tu do czynienia ze

zjawiskiem wewnętrznej modlitwy chwalebnej, która w ten
sposób przejawiła się na zewnątrz. Można by ją porównać
do śpiewu gregoriańskiego, w którym przeciągle śpiewa się
poszczególne zgłoski, co też nie posiada widocznej intelek­
tualnej treści. Jest jednak autentyczną modlitwą.

Liczne są próby teologicznej interpretacji powyższej mod­

litwy. Niektórzy widzą w niej symbol odnowienia całego
człowieczeństwa. Chrześcijanin staje się nowym stworze­
niem (2 Kor 5,17) odrodzonym z wody i Ducha Świętego (J
3,5). D o odnowy człowieczeństwa należy odnowienie jego

języka, gdyż język - zwłaszcza w rozumieniu Wschodu - jest

szczególnym znakiem człowieka. Odnowiony przez Ducha
Świętego chrześcijanin mówi językiem pochodzącym
z mocy tegoż Ducha. Inni w interpretacji kładą nacisk na
sprawę uniwersalizmu. Rozdzielenie języków, które nastą­
piło po budowie wieży Babel (Rdz 11), było symbolem
ukarania zarozumiałości i pychy ludzkiej. Nowy język
otrzymany w czasach mesjańskich jest jakby odwróceniem
tego wydarzenia. Na skutek ogłoszenia ewangelii rozdzie­

lone narody stają się znów czymś jednym w Chrystusie.

Czternasty rozdział 1 Listu do Koryntian świadczy o tym,

że korzystanie z daru języków nie było w gminach chrzęści-

background image

67

jańskich bezproblemowe. Z tekstu wynika, że chrześcijanie

korynccy o ten dar najbardziej starali się, a ci, którzy byli

nim obdarzeni, uważali siebie za szczególnie wybranych.
Św. Paweł tłumaczy szczegółowo naturę daru języków
i stwierdza, że wyższy jest dar proroctwa, albowiem bardziej
przyczynia się do zbudowania gminy. Św. Paweł pragnie

jednak, by chrześcijanie modlili się językami (14,5) i sam

modli się w ten sposób lepiej niż inni (14.18). Chodzi tylko
0 to, aby wszystko odbywało się w należytym porządku
1 aby dar języków służył całemu Kościołowi. Rozdział ten
uwidacznia wielkie poszanowanie Apostoła dla ludzkiego

rozsądku i przekonanie o tym, że modlitwa nie jest tylko
sprawą między Bogiem a człowiekiem, lecz korzyść z niej
powinni odnosić wszyscy wierni. Także uniesienie charyz­
matyczne nie wystarczy; trzeba, by w modlitwie współdzia­

łały wszystkie władze człowieka.

Na liście charyzmatów (1 Kor 12,28-30) dwukrotnie

wymienia Apostoł dar uzdrawiania. Wydaje się, że ten dar
był częsty w pierwszych gminach i stanowił element atmos­
fery duchowej, w której obracali się ówcześni chrześcijanie.
Było to dla nich tylko konsekwentne zastosowanie Ewange­
lii i mocna ufność w obietnicę, którą dał Jezus. Uzdrawia­
nie było zapowiedziane jako charakterystyczny znak czasów
mesjańskich, na co Jezus się powołuje. Szczególnie wyrzuca­
nie złych duchów świadczy o nadejściu Królestwa Bożego
(por. Mt 12,28). Uzdrawianie od chorób fizycznych i ducho­
wych jest znakiem, że Jezus wyzwala całego człowieka od

zła, a ostateczne zbawienie zostało przez Jego przyjście real­
nie zaantycypowane. Dlatego uzdrawianie chorych jest też
istotnym składnikiem misji apostołów, którzy w imię
Jezusa kontynuują dzieło zbawienia człowieka. Czynią to na
mocy i z autorytetu Chrystusa, od którego otrzymują pole­
cenie głoszenia Ewangelii. Jezus zapowiada też, że temu

głoszeniu będą towarzyszyły znaki, wśród których wymie­
nia uzdrowienia (por. Mk 16,15-18). O spełnieniu tych
obietnic mówią Dzieje Apostolskie (por. 2,43; 3.4-10;
5,15-16; 6,8; 8,6).

Cel Pawiowej nauki o charyzmatach

Co zamierza św. Paweł, gdy tak szeroko rozwija naukę

o charyzmatach, powraca do niej, używa terminu „cha-

background image

68

risma", którego nie znano w ówczesnym świeckim
słownictwie?

Jego zamiary należy oceniać na tle sytuacji ówczesnych

wspólnot chrześcijańskich, zwłaszcza w Koryncie i Rzymie,
w których nauka o darach była najbardziej aktualna. Zwra­
cano się zapewne do Apostoła z pytaniami w tej sprawie,
proszono go o wyjaśnienia. Można też przypuszczać, że nie
wszystko, co się działo w gminach w związku z charyzma­
tami, miało właściwy przebieg. Dawały być może znać o so­
bie zjawiska duchowe, których nie należało, przypisywać
Bogu (por. 1 Kor 12,3). Prawdopodobnie charyzmatycy
uważali się za ludzi szczególnie wybranych przez Boga, być
może świętych i z tej racji wynosili się nad innych. Pewne też
nieporządki musiały mieć miejsce w związku z nabożeń­

stwami, zwłaszcza w gminie korynckiej, w której nad­
mierne znaczenie przypisywano darowi języków, tak że ten
typ modlitwy stawał się dominujący i groził wyparciem
wszystkich innych nabożeństw.

W związku z takimi problemami Apostoł zamierza coś

więcej niż opisanie darów duchowych, jakie otrzymuj;}
chrześcijanie. Chce pouczyć chrześcijan, jak mają się zacho­
wać wobec zjawisk i darów duchowych. Wyznaje zasadę, że

gdzie jest Duch Boży, tam jest wolność i życie (por. 2 Kor
3,17; Rz 8,10). Jest on bowiem Duchem ożywiającym (2 Kor
3,6), a kto za Nim idzie, upodabnia się do Niego (Rz 8,9; Gal
5,25). Apostoł zachęca więc: Starajcie się o miłość, ubiegaj­
cie się gorliwie o dary duchowe
(1 Kor 14,1).

Z drugiej strony widać, że św. Paweł jest daleki od jedno­

stronnego charyzmatycznego entuzjazmu i od wyrzeczenia
się rozumu na rzecz darów. Zachęca, by każdy o sobie
mądrze myślał (Rz 12,3) i nie rozumował jak dziecko (1 Kor

14,20). Pragnie, by chrześcijanie korzystali ze swych darów

w czasie nabożeństw - z pożytkiem i dla zbudowania gminy
(1 Kor 14,26-29). W końcu powiada: Wszystko niech się

jednak odbywa z godnością i w należytym porządku (1 Kor

14,40).

Zasadniczy zamiar Apostoła dotyczący darów można

lepiej zrozumieć na tle całej jego teologii. Zachwyca się on
bogactwem działania Bożego. Cieszy się z nieprzeniknio­
nych bogactw łaski, którą Bóg człowiekowi ukazuje. Jed­
nakże nie poprzestaje na tym. Łaska jest dla niego zawsze

jakimś wezwaniem, domaga się bowiem konkretnej postawy

background image

, 6 9

i odpowiedzi. Chrześcijanin ma się stać godny tej łaski. Już

jest nowym stworzeniem (2 Kor 5,17), ale ma też odnowić

ducha i myśli, przyoblec się w nowego człowieka (Ef
4,23-24). Chrystus już jest obecny w usprawiedliwionych
(Rz 8,10; Gal 2,20; Kol 1,27), a jednak Apostoł prosi, aby
Chrystus zamieszkał w sercach wierzących (Ef 3,17). Uspra­
wiedliwieni już przyodziali się w Chrystusa (Gal 3,27),
a jednak zachęca, aby chrześcijanie stale się w Niego
przyoblekali (Rz 13,14). Św. Paweł zatem przechodzi od
stwierdzeń do nakazów, od trybu oznajmującego do rozka­
zującego. Chrześcijanin ma się stać tym, czym już jest. Jest
ubogacony życiem Bożym, usprawiedliwieniem, jest wez­
wany, aby te wartości coraz pełniej w sobie realizować. Stąd
teologia Pawłowa znajduje się w stałym napięciu między
tym, czego Bóg już dokonał w człowieku a tym, co ma się

jeszcze w nim stać. Dotyczy to także życia w Duchu.

Powiada Apostoł: Jeżeli żyjemy dzięki Duchowi, postępu­

jemy również zgodnie ze wskazaniami Ducha (Gal 5,25).

Duch Święty został dany chrześcijaninowi jako wyzwalający

go dar i przemieniająca siła. Stąd płynie obowiązek, by
uważać Ducha za normę moralnego działania i zgodnie

z nią postępować.

Charyzmaty stoją - jak cała teologia Pawłowa - pod

znakiem tego „co już" i co „jeszcze nie". Widać to zwłaszcza
w 1 Liście do Koryntian (12,4-11), gdzie Apostoł zachęca,
aby poszczególnych charyzmatów używać w zależności od

potrzeb całego Ciała. Wszystkie powinny współdziałać dla
dobra całości (rozdział 14 tegoż Listu). Podobne nauczanie
znajdujemy w Liście do Rzymian (12,6-8). Nauka św. Pawła
o charyzmatach ma zatem wyraźne aspekty etyczne,
zawiera w sobie wskazówki postępowania. Chrześcijanin
nie może biernie przyjmować udzielanych mu darów. Każdy

jest równocześnie dla człowieka wezwaniem i pociąga za

sobą zadanie do wykonania. Te dwa aspekty zawarte w cha­
ryzmacie - dar i zadanie - ściśle się uzupełniają i warun­
kują. Nie dają się też od siebie oddzielić.

Dzisiejsze doświadczenia charyzmatyczne

Można obecnie przejść do pytania, w jaki sposób teologia

Pawłowa przyczynia się do budowania dzisiejszej wspólnoty
Kościoła? Temat oczywiście olbrzymi, stąd musimy się

background image

70

ograniczyć do paru uwag, które mogą mieć znaczenie
praktyczne.

Powszechność charyzmatów

Pierwszym zasadniczym wnioskiem narzucającym się

przy analizie wypowiedzi Pawiowych na temat doświadcze­
nia charyzmatycznego jest powszechność tego zjawiska
w Kościele. Charyzmaty nie są przywilejem, który byłby
przeznaczony dla czasów pierwszych chrześcijan ani też.
darem udzielanym dzisiaj niektórym tylko grupom i wspól­
notom. Wspomnieliśmy na początku o ruchu, którego treś­
cią jest życie duchowością charyzmatyczną. Wiadomo, że
do jego rysów charakterystycznych należy bardzo swo­
bodna wspólnotowa modlitwa, składanie świadectwa
o wielkości i dobroci Bożej, orędzia prorockie wskazujące

drogę postępowania, szczególne doświadczenie nazwane
kiedyś chrztem w Duchu Świętym. Nierzadko występują
w nim też zjawiska przypominające nowotestamentową

modlitwę języków, niezwykłe uzdrowienia i inne dary. Ruch
ten przeszedł dużą ewolucję, między innymi w Polsce, gdzie

- po początkowym okresie zafascynowania darami - kładzie
się nacisk na formację duchową chrześcijanina, jego zaanga­
żowanie społeczne, budowanie wspólnoty kościelnej. Na
pewno ruch ten jest znakiem dla całego Kościoła. Może być
cennym fermentem ożywiającym, rozbudzać dawne formy
duchowości, wzbogacać doświadczenie religijne i przyczy­

niać się do świadomego wyznawania chrześcijaństwa. Nie­
mniej w błędzie byłby ten, kto by sądził, że tylko w tym
ruchu jest miejsce na doświadczenie charyzmatyczne i kto
by chciał dary Ducha Świętego monopolizować. Na ogół
sami uczestnicy tego ruchu bynajmniej tak nie sądzą. Starają
się inaczej ujrzeć swoją rolę w Kościele.

Sobór Watykański II mocno uwydatnił prawdę, że

doświadczenie charyzmatyczne jest zjawiskiem powszech­
nym i codziennym w Kościele. Dzięki Soborowi nie można

już dziś podawać w wątpliwość twierdzenia, że każdy

chrześcijanin jest charyzmatykiem. Potwierdził to Sobór
swoim autorytetem oświadczając w Konstytucji Dogmaty­
cznej o Kościele: ...(Duch Święty) rozdziela między wiernych

wszelakiego stanu także szczególne swoje łaski, przez które

background image

71

czyni ich zdatnymi i gotowymi do podejmowania rozmaitych
dzieł lub do funkcji mających na celu odnowę i dalszą pożyte­
czną rozbudowę Kościoła... A ponieważ te charyzmaty,

zarówno najznamienitsze, jak i te bardziej pospolite a szerzej
rozpowszechnione, sq nader stosowne i pożyteczne dla potrzeb
Kościoła, przyjmować je należy z dziękczynieniem i ku pocie­
sze
(KK 12; por. DA 3).

Wielką zasługą kardynała L. Suenensa - inspiratora tego

tekstu - było wyciągnięcie pełnych wniosków z nauki św.
Pawła dla dzisiejszego Kościoła. Zrozumiał on bogactwo
nauki Pawłowej o charyzmatach, której nie można ograni­
czyć do tych darów, jakie św. Paweł wyraźnie wymienia. Nie
będzie chyba przesadą, jeżeli stwierdzimy, że tak jak każdy

człowiek jest niepowtarzalną osobowością, tak też każdy
otrzymuje sobie właściwe charyzmaty, które on tylko
potrafi najlepiej wykorzystać.

Problemy rozeznania

Do najważniejszych problemów praktycznych związa­

nych z otrzymanymi charyzmatami należy rozeznanie ich
autentyczności. Duch Święty działa w najgłębszych war­
stwach psychiki człowieka. Dokonuje się to za pośrednic­
twem jego naturalnych władz duchowych, które mogą być
również narzędziem innych sił - czy to wewnętrznych, czy
zewnętrznych w stosunku do człowieka - które mogą rów­
nież szkodzić zarówno jemu samemu, jak i społeczności.
Wiadomo, że pod pozorem posłuszeństwa natchnieniom
Ducha Świętego powstawały najrozmaitsze sekty i odszcze-
pieństwa, które przyczyniły się do bolesnych podziałów
v/ Kościele oraz były źródłem niezgody i walki. Stąd też od

czasów apostolskich aż po dzisiejsze istnieje w Kościele to,
co byśmy nazwali rozeznawaniem duchów. Człowiek wez­
wany jest do tego, by rozpoznał, czy doświadczenie, jakiego
doznaje, pochodzi od Ducha Świętego, czy też skądinąd.
Stale aktualne jest wezwanie św. Pawła: Ducha nie gaście,
daru proroctwa nie lekceważcie. Badając wszystko zachowuj­
cie to, co szlachetne
(1 Tes 5,19-21). Jeszcze wyraźniej poru­
sza tę sprawę św. Jan: Umiłowani, nie wierzcie każdemu
duchowi, lecz badajcie duchy, czy pochodzą od Boga...
(1
J 4,1). Nieco zaś dalej: Po tym poznacie ducha Bożego;

background image

72

wszelki duch, który wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł
w ciele, z Boga jest, wszelki zaś duch, który nie wyznaje

Jezusa, nie jest z Boga (1 J 4,2-3).

Zasadniczym kryterium autentyczności charyzmatu jest

jego zgodność z całym dziełem widzialnym i historycznym

Jezusa Chrystusa. Charyzmaty są także darami Chrystusa

i muszą być w harmonii z tajemnicą Wcielenia, której zna­
kiem są struktury Kościoła. Winny więc być zgodne z pisa­
nym i głoszonym słowem Bożym, z sakramentami,
z budową widzialnej społeczności Kościoła, do której nie­

zbywalnie należy element hierarchiczny. Nie znaczy to, że
charyzmaty polegają tylko na tych elementach. Nie mogą

jednak pozostawać z nimi w sprzeczności. Jeżeli tego

rodzaju sprzeczność rzeczywiście istnieje, nie ma mowy
0 autentyczności charyzmatu.

Drugim zasadniczym kryterium prawdziwości daru jest,

jak już wspomnieliśmy, budowanie wspólnoty. Dar Ducha

Świętego służy integralnemu dobru społeczności. Umacnia
1 pogłębia w niej związek z Chrystusem, jak również wzaje­
mną więź jej uczestników. Zwiększa wiarę, nadzieję i miłość
wspólnoty, co niewątpliwie przejawia się w jakiś sposób na
zewnątrz. Jeżeli zaś choćby największe uzdolnienia jed­
nostki powodują podziały, stwarzają niepokój, umniejszają
zdolność oddziaływania wspólnoty, wówczas nie można
mówić o prawdziwości charyzmatu i jego pochodzeniu od
Ducha Świętego.

Zachowując kryteria autentyczności charyzmatów i przy­

znając hierarchii prawo ich ostatecznego osądzania, nie
można zapominać o zasadniczej roli, jaką odgrywa w roze­
znaniu charyzmatów każdy chrześcijanin. Jest on bowiem
z założenia charyzmatykiem i ma obowiązek poznania
darów, którymi Duch Święty szczególnie go obdarzył.
Winien więc pytać Boga i własnego sumienia, w jaki sposób
ma służyć wspólnocie, czy jego uzdolnienia rzeczywiście są
przydatne Kościołowi, czy może przyczyniają się do szkodli-

.wych napięć i konfliktów.

Charyzmaty a sytuacje życiowe

Dziedziną, która się wydaje szczególnie płodną jest kon­

frontacja sytuacji życiowych z teologią Pawłowa, zwłaszcza
z tym, co mówi on o stanach charyzmatycznych. Każdemu

background image

73

zadaniu człowieka - wyrażającemu się pełnionym zawodem
czy funkcją - towarzyszy jakiś szczególny charyzmat.
Dawna teologia nazywała to łaską stanu. Wydaje się, że
bardziej trafne byłoby stwierdzenie, iż, gdy Pan Bóg powo­

łuje kogoś do spełniania trwałej funkcji w Kościele czy
w społeczeństwie, wyposaża go w specjalny charyzmat, by
temu powołaniu mógł odpowiedzieć. Powołanie takie nosi
cechy stałości, a więc i odpowiadający mu dar charyzmaty­
czny musi być czymś trwałym. Jest to więc charyzmat sta­
nowy, który człowiek otrzymuje równocześnie jako dar
i jako zadanie do spełnienia. Ta sprawa powinna być przed­
miotem szczególnej refleksji i modlitwy, zwłaszcza gdy czło­
wiek przygotowuje się do nowej sytuacji życiowej. Wówczas
prośba o związany z nią dar, modlitwa, by go jak najlepiej
wykorzystać i refleksja nad tym, jakie zadania z niego wy­
pływają, jest szczególnie potrzebna.

Ze sprawą pewnych stanów charyzmatycznych wiąże się

ściśle sakrament bierzmowania. I on stwarza jakiś nowy
stan w Kościele - ludzi umocnionych przez Ducha Świę­
tego. W bierzmowaniu otrzymuje człowiek coś więcej niż
tylko pomnożenie łaski chrztu. Ono orientuje człowieka ku
zbawieniu innych. Bierzmowanie należy rozpatrywać
w ścisłej łączności z udzieleniem Ducha apostołom w dzień
Zielonych Świąt (Dz 2,1-13). Jak wskazuje Paweł VI

w Konstytucji Apostolskiej o sakramencie bierzmowania,
apostołowie przez wkładanie rąk udzielali neofitom daru

Ducha Świętego, który uzupełniał łaskę chrztu (por. Dz
8,15-17; 19,5 i in.) ...To wkładanie rąk w tradycji katolickiej

słusznie uznaje się za początek sakramentu bierzmowania,
który uwiecznia w Kościele laskę Zielonych Świąt

2

. Dalej zaś

Paweł VI tak wyjaśnia znaczenie i skutki sakramentu bierz­
mowania: Przez sakrament bierzmowania: odrodzeni na

chrzcie otrzymują jako niewysłowiony dar samego Ducha
Świętego, który ich umacnia w szczególny sposób, a nazna­
czeni znamieniem tego sakramentu jeszcze ściślej wiążą
się
z Kościołem, otrzymują szczególną moc Ducha Świętego
i w ten sposób jeszcze mocniej zobowiązani są jako prawdziwi

świadkowie Chrystusowi do szerzenia wiary słowem i uczyn­
kiem oraz do bronienia jej (KK
l l )

3

.

2

Obrzędy bierzmowania, Poznań-Warszawa 1974, s. 7.

3

Tamże, s. 8.

background image

74

Bierzmowanie jest więc sakramentem charyzmatycznym.

Duch Święty udziela w nim swojej szczególnej mocy, aby

człowiek mógł wyznawać swoją wiarę także zewnętrznie,
głosić ją, świadczyć o niej i dawać innym możliwość wyboru
wiary. Należy zwrócić uwagę, że takie wyznawanie i świad­
czenie o wierze stoi w ścisłym związku z charyzmatami,
0 których św. Paweł pisze. Dotyczy więc na pewno i daru
wiary (1 Kor 12,9), gdyż świadczyć o wierze można tylko
wtedy, gdy się jest przenikniętym nią. Ma też zapewne zwią­
zek z darem nauczania (1 Kor 12,28; Rz 12,7) i darem ewan­

gelizacji (Ef 4,11), gdyż i jeden, i drugi jest ostatecznie
świadczeniem o wierze. Można więc powiedzieć, że sakra­
ment bierzmowania, uzdalniając człowieka do składania
świadectwa, jest dla niego bogactwem i źródłem innych cha­
ryzmatów, które są do tego konieczne. W ten sposób w sak­
ramencie bierzmowania następuje synteza sakramentalnej
1 charyzmatycznej rzeczywistości Kościoła.

Dziś, gdy już upłynęły lata od zakończenia Soboru Waty­

kańskiego II, widać jaśniej, że jego zasadniczym celem było
wychowanie do świadomej wiary, a ;w związku z tym
odnowa całego życia chrześcijańskiego. W tej ogólnej odno­
wie powtórne odkrycie charyzmatów zajmuje miejsce zasad­
nicze. Wskazuje ono na Dawcę darów i życia chrześcijań­
skiego, którym jest Duch Święty jako Bóg udzielający się
człowiekowi i uświęcający go. Ukazuje też istotny element
pozwalający przezwyciężyć współczesną sekularyzację i lai­
cyzację. Trudno jednak powiedzieć, aby możliwości tkwiące
w darach charyzmatycznych i ukazane przez Sobór zostały

już wykorzystane. Wydaje się raczej, że jesteśmy świadkami

zaledwie początków. Stąd też jaśniejsze ukazanie tej nauki
i jej pełniejsza realizacja w życiu chrześcijan stoją stale
przed Kościołem jako nie spełnione zadanie.

background image

75

Le charisme - un don et une tâche

Sous l'influence du II Concile de

Vatican ainsi que du mouvement con-

temporain du renouveau charismati-

que, l'intérêt témoigné à la théologie

paulinienne des charismes grandit.

Dans sa lumière les charismes appa-

raissent comme dons de l'Esprit Saint

accordés pour la construction de la

communauté ecclésiastique. Us sont

donnés en forme d'états charismati-

ques destinés aux gens qui ont à

rendre des services particuliers à la

communauté. Ils se manifestent aussi

en forme d'activités ou de capacités

spéciales reçues par les individus. Les

plus spectaculaires - quoique pas les

plus importants - sont le don des lan-

gues et le don des guérisons. Saint

Paul non seulement décrit les dons

charismatiques, mais aussi enseigne

comment en faire l'usage pour le bien

de la communauté, car chaque don est

en même temps une tâche et demande

une réponse de la part du chrétien.

Selon le Concile, l'expérience chari-

smatique est actuelle encore aujourd-

'hui et les charismes sont un phénomè-

ne universel. Chaque chrétien est un

charismatique. On peut supposer

qu'un charisme spécial correspond à

chaque situation de la vie.

background image

przegląd

powszechny 1'84

76

Sławomir Siwek

Europa

(po pielgrzymce Jana Pawia II do Austrii)

Serce Europy biło w tych dniach innym rytmem...
Nie ma w tym stwierdzeniu dziennikarskiej przesady.

Austriacka podróż Jana Pawła II uzmysłowiła po raz
kolejny rolę osobowości Papieża i wagę oczekiwań społecz­
ności wierzącej. Uzmysłowiła wielkość i możliwości naucza­
nia społecznego Kościoła. Pokazała, i l e ' m o ż e zdziałać
wytrwałe powtarzanie prawd drogich i prawd jednocześnie
często zapominanych.

Austria jest krajem, w którym te stwierdzenia dawały się

sprawdzić. Austria - ów kraj w sercu Europy leżący - ma
bowiem swoje sukcesy i ma swoje porażki na koncie. Gos­
podarczo trzymająca się wspaniale na pograniczu świata
logicznej ekonomii, niewolnej jednak od załamań cząstko­
wych, i świata poszukiwań metodą prób i błędów. Przyby­
sza z kraju nad Wisłą ta logiczność gospodarcza zachwyca

i denerwuje, powoduje myślenie koncepcyjne lub załamanie
nerwowe.

Ale jest to również kraj, tuż za miedzą leżący, w którym

wysokość podatku „za wiarę" powoduje, jako jedna z przy­
czyn, kryzys Kościoła katolickiego. Statystycznie Austria

jest w osiemdziesięciu procentach „katolicka". Księża jed­

nak stwierdzają dziesięcioprocentowy udział wiernych
w praktykach religijnych.

Jest to kraj, w którym zamożność osobista każdego

z obywateli - zamiast prowadzić do zamożności duchowej -
powoduje raczej zmaterializowanie życia codziennego
i „neomieszczanizm" wszystkich klas. Dygresja: inteligent
z Polski popełnia i w tym kraju swój błąd proporcji. Roz­
mawiając z inteligentem z Austrii rozciąga jego poglądy na
całość ludności kraju i prorokuje dlań wyłącznie czasy
szczęśliwości duchowej i materialnej. A one nie zawsze idą
w parze.

I ten kraj, tak spokojny i na pierwszy rzut oka zrównowa­

żony pod każdym względem, nie poddający się zbytnio emo-

background image

77

cjom i w świecie politycznym do końca zorientowany
w swoich możliwościach i szansach w tym miejscu Europy
- ten kraj właśnie miał okazję pokazać swoją twarz w czasie
spotkań z Pielgrzymem Nadziei. Pielgrzymka miała miejsce
we wrześniu 3983 r. w czasie słońca w przyrodzie, burzy
w polityce, niepewności w społeczeństwie. D o ostatniego
dnia - czekając na paszport, by wyjechać na odbywające się
przy okazji wizyty «Dni Katolickie», i potem lecąc z pol­
skimi kardynałami i ich ekipą samolotem do Wiednia -
zastanawiałem się nad owym fenomenem krajów leżących
„gdzieś pośrodku"... Gdy świadomość młota i kowadła
musi przecież wpływać na kierunek kształtowania się

postaw społecznych: od skrajnego buntu po skrajną rezyg­

nację. Wybranie złotego środka w polityce nie musi iść
w parze z jednoznacznością moralną wyborów polityków
i społeczeństw.

W tej sytuacji przyjazd Osoby, o której mówi się, że jest

niekwestionowanym autorytetem moralnym, musi przecież
wywoływać jakieś reakcje.

Watykaniści komentowali przede wszystkim pierwsze,

zewnętrzne wrażeiia: liczbę ludzi na ulicach. Mało. Czy to
znaczy, że go nie chcą, że frustracja społeczeństw sytych
sięga dalej, niż przypuszczaliśmy? A może przyczyną jest
przerażająco dokładna informacja ukazująca krok po
kroku poczynania papieskie? Potem jednak okazywało się,
że kameralność powitań na trasach przejazdowych kończy
się w miejscach spotkań z wiernymi, gdzie przychodzą dzie­
siątki tysięcy (największa uroczystość - 300 tys. wiernych,
spotkanie z młodzieżą - 100 tys.) i w sumie na spotkanie
z Pasterzem przybyło około miliona osób z Austrii liczącej
7 milionów.

A przecież audytorium było jeszcze większe. Po wyjeździe

Ojca Św. - przebywając jeszcze przez cztery dni w gościn­
nym Wiedniu, by chłonąć jak najwięcej z zabytków i mu­
zeów tego „najbardziej krakowskiego z austriackich miast"
- pytałem również wiedeńczyków będących z dala od Koś­
cioła, czy coś z tego wszystkiego, co tu się działo przed paru
dniami, słyszeli? Okazywało się, że - poza czysto ludzkim
zainteresowaniem Człowiekiem - dochodziła duma z po­
traktowania ich przez Ojca Sw. jako serca bijącego nie tylko
dla własnego organizmu, lecz także dla całej Europy.

background image

78

Trzeba docenić ten punkt widzenia i kierunek analizy

skutków pielgrzymki. W tym kraju istnieje coś na kształt
potrzeby bycia potrzebnym Europie. Cała polityczna złożo­
ność Austrii i gwarancje czterech mocarstw dla jej neutral­
ności stanowią impuls do szukania na tej płaszczyźnie
normalnych dla każdej nacji punktów zaczepienia na drodze
do realizacji godności narodowej. Zaproszenie agend ONZ,

które Ojciec Sw. również odwiedził wygłaszając przemówie­
nie do ich pracowników traktujące m.in. o odpowiedzial­
ności tych ludzi za sprawy wykraczające poza interes
narodowy każdego kraju - otóż zaproszenie ONZ do Wied­
nia było w tej sytuacji przede wszystkim wynikiem daleko
idących i perpektywicznych przemyśleń, stawiających przy

tym złamany przez II wojnę i lata okupacji kręgosłup naro­
du we właściwej pozycji.

Zatem Ojciec Sw. miał do dyspozycji nie tylko siedmiomi-

lionowy kraj. Miał przed sobą widzów, a zapewne o wiele
bardziej licznych i uważnych słuchaczy - rozlokowanych na
wszystkich trybunach: po lewej i prawej stronie stadionu.
Gdy w czasie Nieszporów Europejskich, tuż po wylądowa­
niu na austriackiej ziemi, wygłaszał swe słynne wezwanie do
Austriaków, określał osadzenie w czasie, miejscu i myślach
tej akurat podróży:

Dzisiejsze święto Europy z okazji Kathohkentagu kieruje

nasz wzrok ponad wszelkie naturalne, narodowe i sztuczne
granice na całą Europę, na wszystkie ludy tego kontynentu
z ich wspólną przeszłością, od Atlantyku po Ural, od Morza
Północnego do Śródziemnego. Austria położona w sercu

Europy w szczególny sposób uczestniczyła i dawała swój

wkład w jej losy. Tym, co doprowadziło kontynent europejski
do jedności w wielości, było przede wszystkim rozpowszech­
nienie jednej, jedynej wiary chrześcijańskiej. Drogi misjonarzy
i pielgrzymów chrześcijańskich w sposób pokojowy połączyły
kraje i ludy Europy...

. Ojciec Sw. akcentował odpowiedzialność Austrii za pers­

pektywę kontynentu - w przekroju historycznym i z punk­
tu widzenia dnia dzisiejszego. Niech, też będzie wolno
Papieżowi z Polski pcv;iedzieć ze szczególnym wzruszeniem,
że io pod wodzą króla Polski,lana Sobieskiego sprzymierzone

oddziały przybyły na pomoc i uwolniły Wiedeń w momencie,

background image

79

gdy,bohaterscy obrońcy miasta ostatnimi silami mogli bronić
się przed oblężeniem. Historia nakazuje nam rozumieć
ówczesne wydarzenia w duchu ówczesnych czasów, a nie mie­

rzyć je w sposób upraszczający miarą naszej epoki. Nakazuje

nam ona unikać jednostronnego potępiania i gloryfikowania.

Walka zbrojna jest w pewnym wypadku nie dającym się uni­

kną/ ziem, od którego w tragicznych powikłaniach nie mogą
się uwolnić nawet chrześcijanie, ale również wówczas obowią­
zuje chrześcijański nakaz miłości bliźniego, miłosierdzia. Ten,
który umarł na krzyżu za swoich katów, każdego wroga czyni
bratem, któremu należy się moja miłość, nawet gdy bronię się

przed jego napadem. Tak więc niech ten jubileusz nie będzie

świętowaniem zwycięstwa w wojnie, lecz świętowaniem

pokoju...

Upadały w tym momencie niepokoje - nie kryjmy tego -

gospodarzy o wyraz pozareligijny obchodów rocznicy
Odsieczy. Jan Paweł II nie przyjeżdżał świętować, uczestni­
czyć w fecie z tego powodu. Widzenie tamtej obrony rów­
nież przez pryzmat dzisiejszych, mocno skomplikowanych,
problemów Europy - było przepojone chrześcijańskim ro­
zumieniem spraw społecznych. Inaczej być nie mogło. Dzi­
wiło tylko, że mogło powstać takie przypuszczenie.
Podkreślenie wspólnoty ludów tego kontynentu dzisiaj, gdy
Turcja staje u progu Europy, ma swoją „cienkość" polity­
czną, nie bez znaczenia dla neutralnej Austrii. Ale przecież
właśnie Austria, w ramach owej chrześcijańskiej odpowie­
dzialności za pokój i wspólnotową perspektywę Europy,
uzyskuje szansę. Tę szansę w swoim nauczaniu Ojciec Św.
im przekazywał i ukazywał. Pytanie, czy trafiają te prawdy
do Austriaków. Pytanie, czy owo wołanie poprzez Austrię

do całego kontynentu dociera w sposób jasny i zrozumiały
- bez dopatrywania się tu ukrytych intencji - do wszystkich
narodów tej ziemi między „Atlantykiem i Uralem, Morzem

Północnym i Śródziemnym"...

Austria stara się - powiada pielgrzymujący Papież -

podobnie jak w przeszłości, również dzisiaj sprostać tej szcze­
gólnej odpowiedzialności w sercu Europy...

Odpowiedzialność za nasz kontynent ma w sobie zakodo­

waną świadomość chrześcijańskiego rozumienia owej euro­
pejskiej solidarności: Jedność kulturalna kontynentu europej-

background image

80

skiego, która trwa nadal mimo wszelkich kryzysów
i rozłamów, jest niezrozumiała bez tego, co zawiera orędzie
chrześcijańskie. Także dla nas we wspaniały sposób stano­
wiono wspólne dziedzictwo, któremu Europa zawdzięcza swe
bogactwo i swą siłę, sztukę i naukę, formację kulturalną, filo­

zofię i kulturę ducha. W ramach tego chrześcijańskiego dzie­
dzictwa duchowego chrześcijański obraz człowieka w sposób
szczególny zdeterminował kulturę europejską. Całą Europę
zjednoczoną i ukształtowaną przez wiarę w Chrystusa złóżmy
na nowo pod krzyżem, bo w krzyżu jest nadzieja.

W krzyżu jest nadzieja... Jan Paweł II nazwany został

w pewnym momencie austriackiej pielgrzymki „pielgrzy­
mem krzyżującym Europę", a cały pobyt - „pielgrzymowa­
niem nadziei". Ten bowiem punkt widzenia na temat
szukania wspólnych dla kontynentu korzeni, po to by przez­
wyciężać, by starać się znaleźć drogę do przezwyciężania
koszmarnych różnic w jednokulturowej przecież Europie -

ten punkt widzenia znajdował zrozumiały dia chrześcijan
a dla polityków jednoznaczny, zewnętrzny wyraz.

Jan Paweł II krzyżował bowiem Austrię, przez nią zaś

krzyżował Europę.

Właśnie w czasie pierwszego większego spotkania z wie­

deńczykami - tuż po ^przyjeździe, w czasie Nieszporów
Europejskich - Ojciec Sw. zszedł po schodach z wysokiej
piramidy zwieńczonej ołtarzem i u stóp cesarskiego pałacu
oraz bramy będącej świadkiem triumfalnych przemarszów
na chwałę władców dawnego imperium, własnoręcznie
pomagał ustawić dwudziestometrowy krzyż z brązu. Bardzo
skromny, bez zbędnych upiększeń, niezbyt okazały, lecz
mocny i twardo wbetonowany w podłoże. I z jednym tylko
napisem: „W krzyżu jest Nadzieja".

Po kilku dniach obserwowałem reakcję na ów krzyż

licznych w tym miejscu turystów z całego świata. Byli tacy,
którzy nie wiedzieli, skąd się tu wziął. Ale to były wyjątki.
Widziałem bowiem również całe wycieczki prowadzone tu

przez przewodników, ludzi młodych i starych składających

małe bukieciki kwiatów, ludzi stojących przy krzyżu i ko­
mentujących mniej zorientowanym f a k t i z n a c z e n i e
postawienia krzyża w sercu Wiednia, Austrii, Europy...

background image

81

Drugie krzyżowanie Europy odbywało się. tego samego

wieczora w wiedeńskiej dzielnicy Frater na olbrzymim, bo
mieszczącym 100 tys. ludzi, stadionie. Z całej'Austrii szli tu

szczególni pielgrzymi. Ze śpiewem, gitarami, w łachmaniar-
skich często ubiorach. Młodzi. Szli na spotkanie ze swoim

'.. Ojcem, co jednak nie oznaczało, że będą się zachowywali

inaczej, niż dzisiejsza młodzież zachowuje się w kontaktach
ze swoimi rodzicami. Przygotowali się bowiem na zadawa-

. nie Papieżowi pytań trudnych i na czynienie Kościołowi

wyrzutów, gdy im się wydawało, że powinno być inaczej.
Skonstruowali swe nocne spotkanie na stadionie z wielkim

rozmachem (jak wielu twierdziło - za wielkim, bo czasami

' przydługim) pytając Ojca Św. o tragedie głodu, wojny, nie­

pewność jutra, zagrożenie środowiska, solidarność między-

:

ludzką... Ojciec Sw. odpowiadał: ...To wszystko tworzy

poczucie, że. życie, ma niewiele przyszłości, niewiele sensu.

* , W takiej sytuacji niknie wiele z odpowiedzialności: w krót-

v

' < kotrwalej rozrywce, nadużywaniu alkoholu i narkotyków,

w nieohyczajnych związkach seksualnych, w obojętności,
cynizmie, a także
przemocy. Dla wielu pozostaje ucieczka
w śmierć, do. pozornie ostatecznego wyjścia. (...) Wszędzie
w świecie zaczęli ludzie siebie i innych pytać: co powinienem

czynić? Co możemy zrobić? Dokąd wiedzie nasza droga?

Pytają tak przede wszystkim ludzie młodzi. Chcą wnieść swój

, udział, by pomóc zmęczonemu i choremu społeczeństwu. I na­

dają życiu swojemu i swych przyjaciół nowy sens. Ten sens ma

już dla wielu z nich nazwę: imię „Jezus Chrystus". On był ich

nową nadzieją...

Ojciec Św. odpowiadał krótko na wątpliwości i pytania

młodych o sens życia: Waszą drogą jest Jezus Chrystus.
Poprzez tych młodych palących długo w noc. w ciemnej
misie wielkiego stadionu, świeczki nadziei - odpowiadał
młodym na całym kontynencie, w całym świecie. I dawał im
do ręki drugi krzyż w tej podróży: układał wraz z nimi na

• murawie stadionu olbrzymi krzyż z kwiatów. Kwitnący

krzyż - jak powiadał. Krzyż, który miał być dla nich zna­

kiem nadziei i drogowskazem na drodze. Pamiętać zaś
trzeba, do kogo mówił. Mówił do młodych - przyszłości
Kościoła i świata...

background image

82

To było zadziwiające spotkanie. Kilkutysięczne siły poli­

cyjne zgrupowane na tym terenie i przygotowane na „nor­
malne"
w takich sytuacjach zachowanie młodzieży -
odchodziły w zdziwieniu, b o bez pracy. Na drugi dzień
w prasie pojawiły
się niezmiernie zdumione głosy szefów
bezpieczeństwa: ani jedna ławka nie została połamana, nie
wywożono narkomanów, nie było bijatyk...

Krzyż trzeci, a właściwie trzysta tysięcy krzyży - zostawiał

Austriakom Ojciec Św. na drugi dzień, gdy w czasie ulew­
nego deszczu, w czasie centralnej Mszy św. w Donaupark,
święcił wzniesione przez ludzi małe krzyżyki „papieskie".
Dawał
im do rąk, by zanieśli je dalej i dalej... Serce Europy
otrzymywało indywidualne drogowskazy. Ze
słów Jana
Pawła II ludzie dowiadywali
się, że zamykanie się w swoim
świecie rzeczy, coraz większej ilości rzeczy,
bez pamięci
0 problemach
świata otaczającego, bez widzenia potrzeby

prymatu rozwoju ducha nad światem materii - jest fakty­
cznym u b ó s t w e m .

Dla chrześcijan Krzyż jest czymś więcej niż tylko znakiem

pamięci o cierpieniu Syna Człowieczego. W tym pielgrzy­
mowaniu
przez Austrię Jan Paweł II kontynuował jakby

„nauczanie polskie" o z n a k u z w y c i ę s t w a . Powiedział
młodym w
Wiedniu, że w środku nocy zaczyna się dzień.

Stwierdzenie takie w dzisiejszej sytuacji światowej - przez
Europę eksponowane-jest nie tylko odwagą, na którą może
sobie pozwolić najwyższy autorytet moralny. Jest wska­
zówką. Krzyżowanie Austrii, krzyżowanie Europy nabie­
rało
w tym kontekście znamion szczególnych. Mówił Ojciec
Św. w czasie Nieszporów:

Nikt nie może zamykać oczu na fakt, że wspólna historia

europejska nie miała tylko momentów świetlanych, ale także
momenty ciemne, straszliwe, nie do pogodzenia z duchem
człowieczeństwa i radosnej nowiny Jezusa Chrystusa. Zbyt
często z nienawiścią i okrucieństwem wywoływano wojny;

pozbawiano ludzi ich ojczyzny, wypędzano ich, lub zmuszano

do ucieczki z powodu nędzy, dyskryminacji i prześladowania.

Wielu ludzi zamordowano z powodu ich rasy, narodowości

1 za ich przekonania lub po prostu dlatego, że byli niewygodni
dla innych. Napawa przygnębieniem fakt, że również chrześci­

janie należeli do tych, którzy uciskali i prześladowali bliż-

background image

83

niego. Jako spadkobiercy naszych ojców zanieśmy pod Krzyż
również tę Europę obciążoną winami, bo w Nim jest nadzieja...

Gdy przyszło Mu się spotkać z pięćdziesięcioma tysiącami

Polaków, Czechów, Węgrów na emigracji - w czasie wie­
czornego spotkania na Karlplatz - słowa o zwycięstwie
w krzyżu przybierały konkretny kształt wezwania: Od tego

„pierwszego dnia po szabacie" Kościół nie przestaje głosić
człowiekowi, że jego sprawa jest wygrana, że nawet wobec
klęski, wobec .poniżenia i odebrania mu wolności, jest wolny;
że nigdy nie może zdarzyć się taka sytuacja, która byłaby
zdolna go unicestwić, odebrać mu wiarę w przyszłość. Chry­

stus ^przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił
światło przez Ewangelię* (2 Tm 1,10). Dlatego też ze szcze­
gólną świadomością i mocą wyznajemy dzisiaj: « Wierzę

w grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie i żywot
wieczny*. Niech to pozostanie
w Was jako trwały owoc Roku

Świętego i tego naszego spotkania.

Godziny płynęły. Papież przemierzał gościnną ziemię

w sercu Europy pozostawiając po sobie... niepokój. Do tego
wniosku również dochodzili komentatorzy przebywający za
Nim wszystkie miejsca pielgrzymowania. Czy to było
w Domu Miłosierdzia, gdzie odwiedził chorych; czy na
szczycie Kahlenbergu, skąd wyruszał Jan III Sobieski
i gdzie zebrali się licznie znowu Polacy i znowu młodzież (ze
szkół); czy wreszcie w sanktuarium maryjnym Mariazell -
wszędzie zostawiał niepokój, bo żądał, przypominał i napo­
minał. Żądał aktywności chrześcijańskiej, przypominał war­
tości, którym trzeba poświęcać życie, napominał, że

pozostanie nieczułym wobec problemów pozamaterialnych
dziejących się wokół podważa nadzieję na budowanie lep­
szego jutra. Był to jednak niepokój szczególny. Rozkładał
pesymizm, zmuszał do pozytywnej odpowiedzi na wezwanie
do aktywności. Pozostawało również pytanie: czy zrozu­
mieli?

Chrześcijańska odpowiedzialność za sprawy gnębiące

Europę nie powinna znajdować wytłumaczenia dla słabości

czynów w codziennej sytuacji Kościoła lokalnego. Mimo
wolności jego działania - przecież słabego, bo przeżywają­
cego także swoje kryzysy. Brak powołań, pustka w kościo­

łach, eksluzywność (mimo swoistej prężności i zewnętrznie

background image

dobrych oznak istnienia) działań świeckich w sprawach
społecznych, lecz przy oparciu o Kościół instytucjonalny -
wszystko to, i wiele innych faktów, powodowało powstawa­
nie dalszego niepokoju. O losy „programu europejskiego"
nakierowanego na szukanie pojednania i solidarności mię­
dzynarodowej dla przezwyciężenia podziałów. Przezwycię­
żenia - dla pokoju.

„Gdzie te dywizje?..." - słyszało się wątpliwości, czasem

nawet głośno wypowiadane.

Słyszał je Ojciec Św. Trudno było przypuszczać nawet, że

po „rozdzieleniu zadań" Austria i jej mieszkańcy pozostaną
wyłącznie z tym niepokojem. Zostawali ze znakiem nadziei.
Krzyż stawał się po raz kolejny, przez przypomnienie takiej
właśnie jego roli, znakiem przyszłych spełnień. W krzyżu

jest nadzieja na chrześcijańską odnowę Europy, ale tylko

wtedy, gdy my chrześcijanie sami podejmiemy na serio orędzie

Krzyża... Jan Paweł II nie zostawiał tu żadnych wątpliwości.

Na spotkaniu z przedstawicielami laikatu w przepięknej
katedrze św. Stefana w samym centrum bogatego Wiednia
powiadał:

Słusznie mówimy, że rodzice pierwszymi katechetami

własnych dzieci, że robotnik jest pierwszym apostołem robot­
ników, że młodzież chętnie słucha swych rówieśników. A więc

gdziekolwiek żyjecie jako katolicy wierzący, tam jesteście
autentycznymi przekazicielami wiary, mając obowiązek i za­
danie wyzwalania ludzi poprzez prawdę...

background image

przegląd

powszechny 1'84

85

Michał Lubański

Odbudowa samorządu Warszawy

w latach I wojny światowej

Starania na rzecz odbudowy samorządu miejskiego War­

szawy, podjęte w toku Wielkiej Wojny, stanowiły istotny
element walki narodu polskiego o odzyskanie niezawisłej
państwowości. Aby te starania właściwie ocenić, należy
pamiętać przynajmniej o dwóch zasadniczych sprawach.

Po pierwsze ówczesna Warszawa była miastem różnym

od nam współczesnego. I nie chodzi tu o różnice związane
ze zniszczeniami wojennymi czy też postępem cywilizacyj­
nym. W latach pierwszej wojny światowej odsetek ludności
żydowskiej w Warszawie osiągnął poziom 45%, nigdy
przedtem ani później nie notowany. Był to wynik mobiliza­
cji do armii rosyjskiej, różnego typu migracji oraz wyjazdów
na roboty do Niemiec, obejmujących w głównej mierze lud­
ność polską. Ważny jest jednak sam fakt. Bez mała połowę
mieszkańców miasta stanowili wyznawcy religii mojżeszo­

wej. A sytuacja w warszawskiej Gminie Żydowskiej zmie­

niła się w sposób istotny, Dominujące przed wojną
tendencje asymilatorskie słabły? wzrastały zaś wpływy orto­
doksów (konserwatystów), folkistów (partii ludowej) oraz

syjonistów (nacjonalistów żydowskich). Procesy te, wobec

jednoczesnego wzrostu odsetka ludności żydowskiej, pro­

wadzić musiały do pogłębienia antagonizmów na. tle naro­
dowościowym. Zgodnie z zasadą «divide et impera» władze
okupacyjne próbowały, nie bez powodzenia, antagonizmy
te wykorzystywać.

Drugim zjawiskiem, które koniecznie należy odnotować,

jest postępująca degradacja gospodarcza Warszawy w la­

tach pierwszej wojny światowej. Mając w pamięci tragiczny
bilans ostatniej wojny nie należy zapominać, iż w poprzed­
niej na wielu polach straty były równie dotkliwe. W 1914
roku w Warszawie rejestrowano niemal 600 zakładów prze­

mysłowych, które łącznie zatrudniały ponad 40 tysięcy
robotników. W wyniku przymusowej ewakuacji fabryk,

background image

86

z częścią personelu, do Rosji oraz dalszej ich dewastacji pod
okupacją niemiecką, ich liczba zmniejszyła się o połowę,
a zatrudnienie w przemyśle zmalało aż czterokrotnie. Ewa­
kuowano bowiem głównie duże zakłady. Spowodowało to
odpływ na wieś ludności przybyłej w latach przedwojennej
koniunktury oraz drastyczne pogorszenie warunków życio­

wych mieszkańców miasta. Robotnicy i kadra techniczna,
o b o k pracowników zlikwidowanych instytucji rosyjskich
i inteligencji, stanowili podstawowe kategorie bezrobot­
nych. Ci, którzy pracy nie utracili, wobec ograniczeń
systemu kartkowego i przy panującej drożyźnie, z trudem

jedynie zapewniali swym rodzinom minimum egzystencji.

Zachorowalność i śmiertelność wśród warszawiaków gwał­
townie wzrosły. W takich też warunkach przyszło podjąć

starania o odrodzenie samorządu Warszawy.

Etapem wstępnym w działalności publicznej jest artykula­

cja rodzących się bądź istniejących a nie zaspokojonych
oczekiwań społecznych. W Warszawie byli ludzie świadomi
potrzeby odbudowy samorządu i potrzebę tę w prasie oraz
licznych publikacjach sygnalizowali. Samorząd miejski sto­
licy u schyłku XVIII stulecia podzielił los Rzeczypospolitej
Obojga Narodów. W okresie zaborów jedynie w krótkich
okresach przejściowych społeczeństwo Warszawy uzyski­
wało wpływ na bieg spraw miejskich

1

. Sytuacją typową był

brak samorządu jako struktury o jasno określonej osobo­
wości prawnej, niezależnego w zakresie swych kompetencji
od władz państwowych i posiadającego moc egzekwowania

podjętych w zgodzie z tymi kompetencjami decyzji. Nega­
tywne skutki tego stanu rzeczy ze szczególną ostrością zary­
sowały się w trakcie półwiecza popowstaniowego 1864-
-1914. Była to epoka szybko postępującej urbanizacji, będą­
cej następstwem reformy uwłaszczeniowej i związanej
z uprzemysłowieniem Kraju Nadwiślańskiego. Jego miasto
gubernialne przeżywało okres rozwoju o dynamice odnoto­
wanej wcześniej jedynie w epoce stanisławowskiej. A rosyj­

skie władze miejskie, podległe ogólnopaństwowej i scentra­
lizowanej administracji carskiej, nie potrafiły i nie chciały
stanąć na Wysokości zadań, jakie niosły te czasy. Gospo­
darka miejska była dla ludności przykładem złej roboty,
a łapówkarstwo rosyjskich urzędników było wręcz legen-

background image

87

darne. Na fatalny stan tej gospodarki wskazuje niedwuzna­
cznie raport senatora Dymitra Neidharta z rewizji instytucji
rządowych i społecznych w Kraju Nadwiślańskim i War­
szawskim Okręgu Wojskowym - prowadzonej w roku

1910

2

. Czasy prezydenta Sokratesa Starynkiewicza, który

był wyjątkiem potwierdzającym smutną regułę, należały już
wówczas do zamierzchłej przeszłości. Nic też dziwnego, iż
z niecierpliwością oczekiwano rozszerzenia na miasta Kraju
Nadwiślańskiego rosyjskiej ustawy o samorządzie z 1892
roku. Mimo wprowadzenia do niej szeregu niekorzystnych
dla Polaków korekt miała ona szansę zamknąć tę czarną
kartę w historii miasta. Władze carskie jednak zwlekały
i jak to bywa w takich przypadkach zbytnio przeciągnęły
sprawę. Ogłoszona ostatecznie wiosną 1915 roku ustawa
o samorządzie tylko o kilka miesięcy poprzedziła wycofa­
nie się Rosjan z Warszawy i nie doczekała się swej realizacji.

Wybuch Wielkiej Wojny otworzył okres koniunktury

politycznej, na jaką czekali Polacy od dawna. Wykorzy­
stano ten moment między innymi dla dokonania pier­
wszego, stosunkowo wąskiego jeszcze wyłomu w zakresie
gospodarki miejskiej. Z inicjatywy Centralnego Towarzy­
stwa Rolniczego powstał w Warszawie Komitet Obywatel­
ski i został przez władze rosyjskie zatwierdzony'. O ostroż­
ności Rosjan w stosunku do Komitetu świadczy fakt, iż' na

jego czele postawiono formalnie prezydenta miasta Ale­

ksandra Mullera, zaś z zakresu działań usunięto przewi­
dziane uprzednio bezpieczeństwo publiczne. Pracami
Komitetu kierował jednak od samego początku Zdzisław ks.
Lubomirski, a utworzoną w rok później Straż-Obywatelską

przygotowywano nielegalnie. Powstanie Komitetu - to

wynik liberalizacji polityki rosyjskiej i zmiany stosunku do
Polaków, którą na tym etapie wojny symbolizował manifest
w. ks. Mikołaja Mikołajewicza z 14 sierpnia 1914 roku.
Pamiętać też jednak należy o silnych nastrojach prorosyj-

skich dominujących w Warszawie pierwszych miesięcy

' S. Kieniewicz, Warszawa w lalach 1795-1914, Warszawa 1976, passim.

2

Raport Neidharta o rewizji senatorskiej w Królestwie Polskim. Zarząd Cywilny,

Warszawa 1916.

1

Por. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa w czasie pierwszej wojny światowej. War­

szawa 1974, s. 142.

background image

88

• wojny, gdy sytuacja życiowa ludności była jeszcze stosun­

kowo dobra. Próby bojkotu mobilizacji do armii rosyjskiej
nie powiodły się. Zaborca mógł więc sobie pozwolić na

pewne ustępstwa. m

W początkowym etapie swych działań Komitet Obywa­

telski m. Warszawy starał się przede wszystkim o zapewnie­
nie mieszkańcom dowozu i prawidłowego podziału artyku­

łów pierwszej potrzeby. Organizował tanie kuchnie
i instytucje opieki społecznej," Zabiegał o normalizację
obiegu pieniężnego, zachwianego przez wybuch wojny.
Znaczna część jego poczynań była jednak skierowana ku
przyszłości i wykraczała poza kwestię zabezpieczenia lud­
ności miasta minimum warunków egzystencji biologicznej.
I tak, przy całej swej ostrożności związanej z niepewną

. sytuacją polityczną, podjął Komitet działania na rzecz

upowszechniania oświaty. Stanowiło ono od samego
początku jeden z głównych jego celów. Wysunięto też, z po­
wołaniem się na odezwę Wielkiego Księcia, postulat spol­
szczenia Uniwersytetu i Politechniki''. Był to czas wyzwole­
nia olbrzymiej aktywności społecznej magazynowanej od
dawna, a owocującej' teraz setkami inicjatyw. W ślad za
warszawskim powstała cała sieć terenowych Komitetów
podporządkowanych Centralnemu Komitetowi Obywatel­
skiemu

5

.

Opuszczenie Warszawy przez Rosjan było punktem

zwrotnym w staraniach o odbudowę samorządu

6

. Komitet

Obywatelski m. Warszawy przejął inicjatywę we własne
ręce, rezygnując z dotychczasowej powściągliwości na rzecz
polityki faktów dokonanych. W krótkim okresie przejścio­
wym objął władzę w mieście przy pomocy Straży Obywatel­
skiej. Umożliwiło to dokonanie zmiany o charakterze

jakościowym, jaką było powołanie przez Komitet Tymcza­

sowego Zarządu Miejskiego i zapoczątkowało proces dłu­
gofalowych przemian pod rządami niemieckimi. Wykorzys­
tano też w tych trudnych dniach sierpniowych odezwy do
ludności apelujące o zachowanie spokoju, a przygotowane
w okresie. krytycznego położenia Rosjan w rejonie War­
szawy jesienią 1914 roku. ,

Nowy okupant przyjął do wiadomości nie tylko fakt ist­

nienia i działania Komitetu Obywatelskiego, ale, co cie-

background image

89

kawe, również jego skład. Skład ten, w celu zwiększenia
reprezentatywności Komitetu, rozszerzony został w drodze

kooptacji na posiedzeniu w dniu 3 sierpnia 1915 roku

7

,

rn.in. o wybitnego socjologa i publicystę Ludwika Krzywic­
kiego. Równocześnie część członków Komitetu, najsilniej

zaangażowanych po stronie Rosjan, ewakuowała się wraz
z nimi. Niemniej do końca istnienia Komitetu Obywatel­
skiego, t.j. do maja 1916 roku, poważne wpływy zachowały
w nim orientacja prorosyjska (Stronnictwo Narodowo-
-Dcmokratyczne, Stronnictwo Polityki Realnej, Polska
Partia Postępowa, Polskie Zjednoczenie Postępowe). Wła­
dze niemieckie pogodziły się z tym faktem, zaś Lubomirski
musiał zręcznie balansować pomiędzy aktywistami orientu­
jącymi się na państwa centralne a pasywistami. Stanowisko

okupanta wynikało, jak się wydaje, co najmniej z dwóch
przesłanek. Po pierwsze organizacja własnego aparatu miej­
skiego, w miejsce rosyjskiego, była przedsięwzięciem trud­
nym, kosztownym i wymagającym ludzi, których Niemcom
brakowało. Po wtóre chcieli oni zapewne wypaść możliwie
korzystnie na tle Rosjan, aby pozyskać choćby życzliwą
neutralność Warszawy i jej kół opiniotwórczych.

Przejmując pod swą kontrolę gospodarkę miejską Komi­

tet Obywatelski i Zarząd Miejski mogły rozporządzać kad­
rami polskiej inteligencji o wyższych kwalifikacjach i znacz­
nie wyższym morale niż dotychczasowi rosyjscy urzędnicy
magistraccy. Dla bezrobotnych była to szansa na uzyskanie
źródła skromnego utrzymania. Dla finansowo niezależnych
możliwość wyżycia się w pracy na rzecz społeczeństwa. Oto,

jak ówczesny wysiłek organizacyjny warszawiaków oceniał

Stefan Żeromski w odczycie wygłoszonym w sierpniu 1915
roku w Zakopanem: ...Kiedyż na tę możliwość jak najszyb­

szego postępu, na osiągalność jego rezultatów wskazywać,
kiedy ją radośniej pozdrawiać, jeżeli nie dziś, kiedy w Warsza-

' Dziennik Komitetu Obywatelskiego, 15 VI 1915 r.

5

W sprawie ich oceny patrz: !.. Krzywicki, Samorządmiijski, wr „Myśl Polska",

1915, z. 2 , s . 162. ;

6

Por. A. Szczypiorski, Samorząd Warszawy 1916-1939, w: Warszawa II Rzeczy­

pospolitej, t. I, Warszawa 1968, s. 83.

' Por. A. Szczypiorski, Od Piotra Drzewieckiego do Stefana Starzyńskiego,

Wrocław-Warszawa-Kraków 1968. s. 247-248; M.Motas, Z dziejów samopomocy

społecznej w Warszawie..., w: „Warszawa popowstaniowa", z. 2, W-wa 1969, s. 123,

background image

90

wie co tchu w piersiach, co entuzjazmu w sercu, co siły w ra­

mionach tworzą uniwersytet polski, politechnikę, szkoły
średnie, miejskie ludowe, zawodowe, sąd, skarbowość, admi­
nistrację, milicję? Ileż to każdy z tych tytułów, każda
z tych

funkcji, każda-z tych nazw wymaga ludzi i jakiej od nich

wymaga pracy (...) Stać było ukochaną Warszawę w czasie
wojny i powszechnej biedy na złożenie w ciągu trzech dni -
trzystu pięćdziesięciu dziewięciu tysięcy rubli na narodowe

szkoły! (...) Nie wdaję się tutaj w ocenę niczyich mniemań, nie

wyrażam żadnego poglądu na narodową sprawę, nie schlebiam

żadnej zasadzie. Wspominam tylko z głębokim szacunkiem
niepospolite charaktery, przypatruję się typom kultury praw­
dziwie dostojnym...*
Rzeczywiście wiele istniejących po dziś
dzień, bądź jeszcze do niedawna, stowarzyszeń twórczych,

kulturalnych i naukowych wywodzi swą działalność z ok­
resu I wojny światowej, szczególnie lat 1915-16.

Komitet Obywatelski i Tymczasowy Zarząd Miejski

wykorzystywały wszelkie możliwe pola dla działalności
legalnej. Nie cofały się jednak w razie potrzeby przed działa­
niami nielegalnymi. I tak jesienią 1915 roku Komitet podjął
uchwałę o przywróceniu w nazwie miasta określenia «stołe-
czne». Przyjęli ją do wiadomości również Rosjanie, o czym
świadczy korespondencja b. prezydenta miasta, Mullera,
kierowana na ręce prezydenta stołecznego miasta War­
szawy, księcia Lubomirskiego

9

.

Także władze niemieckie działały metodą faktów doko­

nanych. Wiosną 1916 roku zażądano od Komitetu opinii
o projekcie przyłączenia do Warszawy przedmieść, po czym

- nie czekając na ostateczną odpowiedź - podjęto decyzję

w tej ważnej i kontrowersyjnej - jeśli chodzi o skalę, a nie
meritum - kwestii

1 0

. ^

Zajęcie przez wojska państw centralnych całego Kraju

Nadwiślańskiego latem 1915 roku, mimo jego podziału na
dwa generalne gubernatorstwa, miało dla Warszawy duże
znaczenie. Umożliwiło bowiem nawiązanie zerwanych przez
wojnę kontaktów z pozostałymi zaborami. Szczególne zna­
czenie miała tu Galicja, skąd docierała pomoc finansowa ·
Krakowskiego Komitetu Biskupiego Adama księcia Sapie­
hy. Z Galicji też sprowadzano podręczniki szkolne" oraz
kadry dla odbudowywanych uczelni. Szkolnictwo nadal

background image

91

wysuwało się na czoło w pracach Komitetu Obywatel­
skiego choć uchwała o wprowadzeniu powszechnego
nauczania w Warszawie bardziej wyrażała chęci niż rzeczy­

wiste możliwości. Inne działania Komitetu miały na celu
zmniejszenie różnic w dochodach ludności, zabezpieczenie
bytu najgorzej sytuowanych oraz utrudnianie spekulacji.

Poczynania te znajdowały uznanie w oczach współczes­
n y c h

1 2

, ale potomni nie zawsze właściwie potrafili je ocenić.

Ze szkodą dla obiektywizmu pomijano między innymi
osobę i zasługi Zdzisława Lubomirskiego, przewodniczą­
cego Komitetu Obywatelskiego, a po wyborach do rady
miejskiej pierwszego prezydenta Warszawy. Nie on pier­
wszy i nie ostatni współpracował z władzą przez siebie
i przez społeczeństwo nie akceptowaną.

Ordynacja wyborcza do warszawskiej Rady Miejskiej zos­

tała ogłoszona przez generał-gubernatora Hansa H. von
Beselera w maju 1916 r o k u " . Różniła się ona korzystnie od
rosyjskiej ustawy samorządowej z wiosny roku poprzed­
niego przewidującej wysoki cenzus majątkowy wyborców.
Utrzymany został co prawda system kurialny, ale znalazło
się w nim miejsce dla powszechnej kurii VI. Prawo wybor­
cze przysługiwało w niej wszystkim mężczyznom nie mie­
szczącym się w żadnej z pięciu pierwszych kurii. I tu jedynie
rozegrała się walka wyborcza, gdyż w pozostałych kuriach
mandaty podzielono w drodze porozumienia między komi­
tetami wyborczymi Narodowym i Demokratycznym. Ocze­
kiwać by można, iż w kurii powszechnej, gdzie głosowała

ludność nie posiadająca, sukces odniosą partie lewicy społe­
cznej. Ich hasła okazały się jednak mniej nośne od progra­
mów nacjonalistów polskich i żydowskich. Ci ostatni
uzyskali 4 mandaty. Narodowy Komitet Wyborczy (obej­
mujący m.in. endecję) aż 7, zaś spośród partii socjalisty-

!

S. Żeromski utwory epickie. Warszawa 1929, s. 81-85.

5

Por. C. Łagiewski, Wskrzeszenie samorządu, w. „Niepodległość", Warszawa 1934,

t. 9. s. 39.

1 0

Por. Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojnylwiatowej, opracował Krzysztof

Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 314.

" Dziennik Komitetu Obywatelskiego, 17 VIII 1915 r.

:

Por. K. Olchowicz, Ćwierć wieku z „Kurierem Warszawskim", Kraków 1974,

s. 64-65.

" Dziennik Rozporządzeń dla Jenerał-Gubernatorstwa Warszawskiego, War­

szawa, 9 V 19.16 r., nr 32, poz. 86.

background image

92

czńych jedynie PPS-Frakcja Rewolucyjna zdobyła 2
mandaty, gdy wspólne listy PPS-lewicy i Bundu oraz obu
odłamów SDKPiL tylko po j e d n y m

1 4

. Wspomniane na

początku antagonizmy na tle narodowościowym znalazły,

jak widać, swe potwierdzenie w wynikach wyborów samo­

rządowych. Warto na koniec zauważyć że Beselerowska

ordynacja wyborcza przewidywała kary i stosowanie przy­

musu w stosunku do osób uchylających się od... przyjęcia

wyboru lub nominacji na urząd miejski.

Nowa Rada Miejska skrzętnie wykorzystywała otrzy­

mane uprawnienia i często je przekraczała. Pierwszego rek­
tora spolszczonego Uniwersytetu Warszawskiego, dra
Józefa Brudzińskiego, powołano na stanowisko prezesa
Rady, ordynacją nie przewidziane. Współpraca między
Radą Miejską a Magistratem układała się zgodnie, dzięki

czemu unikano ingerencji niemieckich władz nadzorczych.
W okresie od lipca 1916 do powołania Tymczasowej Rady
Stanu (otwartej w styczniu roku 1917) warszawska Rada
Miejska miała znaczną rolę polityczną dla całości ziem pol­
skich. . Forum . to wykorzystywały poszczególne partie
i orientacje polityczne do składania deklaracji jedynie częś­

ciowo związanych ze sprawami miejskimi, podkreślających
natomiast niezbywalne prawo narodu polskiego do włas­
nego bytu państwowego

1 5

. Partie te reprezentowane były

częstokroć w Radzie przez swych . czołowych działaczy.
I tak radnymi z ramienia P".'-Frakcji Rewolucyjnej byli
kolejno: Norbert Barlicki, Gustaw Daniłowski i Tomasz
Arciszewski. Niestety, politycy ci skupiali na sobie również
uwagę władz okupacyjnych, które eliminowały ich z życia
publicznego osadzając w więzieniach, twierdzach i obo­
zach. Taki los spotkał m.in. Barlickiego, Józefa Ciszew­

skiego (PPS-Lewica), Jana Kronberga (SKDPiL) i Czesła­
wa Brzezińskiego (Stronnictwo Narodowo-Demokratycz­
ne). Mimo tych represji i mimo powołania Rady Stanu oraz

Rady Regencyjnej Rada Miejska nie przestała reagować na

rozwój wydarzeń politycznych związanych ze sprawą pol­
ską. Potępiła traktat brzeski odrywający Chełmszczyznę od
Polski, radośnie zaś powitała deklarację prezydenta USA
Wilsona ze stycznia 1918 roku. Jej działalności towarzyszyła
na każdym kroku symbolika narodowa jako ważny instru-

background image

9 3

mcnt rozbudzania uczuć patriotycznych. Tworzyła ona uro­
czystą oprawę otwarcia Rady Miejskiej 24 lipca 1916 roku,

. występowała na znaczkach emitowanych przez pocztę, miej­

ską, towarzyszyła licznym obchodom patriotycznym podej­
mowanym z inicjatywy bądź przy współudziale Magistratu
i Rady. Szczególnie podniosły przebieg miały obchody 124-

-lecia Konstytucji 3 Maja, 100-lecia śmierci Kościuszki oraz
kolejnych rocznic powstania styczniowego.

Z ważnych inicjatyw warszawskiej Rady Miejskiej wspo­

mnieć należy zwołanie w stolicy, jesienią 1917 roku, zjazdu

przedstawicieli miast polskich. Powołano wtedy do życia
Związek Miast Polskich istniejący do września 1939.

Nie zawsze jednak i nie cała działalność władz miejskich

znajdowała uznanie w oczach warszawiaków. Dotyczy to
również pracowników miejskich, szczególnie robotników,
rozgoryczonych ciężkimi warunkami bytowymi. Radę Miej­
ską obciążano odpowiedzialnością za trudności czasu
wojennego, którym - z braku środków i zrozumienia dla
swych problemów u zaborców - nie była w stanie podołać.
Dzięki powołaniu delegacji robotniczych do porozumiewa­
nia się z Magistratem w sprawach warunków pracy sytuację
na tym odcinku zdołano rozładować

1 6

. Wiele problemów

pozostało jednak aktualnych również po opuszczeniu War­
szawy przez Niemców w listopadzie 1918 roku.

Ludzie zapewniają instytucjom ciągłość i trwanie. Powta­

rzanie się tych samych nazwisk w składach Komitetu Oby­
watelskiego m. Warszawy, Tymczasowego Zarządu Miej­

skiego i pierwszej Rady Miejskiej każe widzieć w tych
instytucjach kolejne etapy wiodące ku samorządowi w Nie­

odległej Rzeczypospolitej. Żyją jeszcze wśród nas ludzie,

którzy tę drogę przemierzyli jak np. profesor Edward Lipiń­
ski, który w latach Wielkiej Wojny organizował w Warsza­
wie inspekcję fabryczną.

Komitet Obywatelski m. Warszawy jest przykładem orga­

nizacji, która dzięki akceptacji społecznej i uporowi swych
członków potrafiła, mimo skromnych początków, osiągnąć

Por. „Kronika Warszawy" 1928, nr 7-9, s. 29. - • ·--•

1 5

J. Zawadzki, Samorząd Warszawy od roku 1916 do roku 1929 w Warsza­

wa 1918-1929, Warszawa 1929, s, 56-57.

1 6

Por. Warszawa w pamiętnikach..., Az.cyt., s. 324-325.

background image

9 4

efekty imponujące. Takich przykładów można by znaleźć
więcej. Wspomnijmy Centralne Towarzystwo Rolnicze
z okresu przed powstaniem styczniowym. Każdy z nich
godzien jest uwagi i przypomnienia ...mądrym dla memo­

riału, idiotom dla nauki, politykom dla praktyki...*.

* Przygotowując powyższy artykuł autor korzystał z maszynopisu IV tomu syntezy

Dziejów Warszawy, Warszawa w latach 1914-1939, pióra prof. dra hab. M . M .
Drozdowskiego.

La reconstruction de l'autonomie de V.

Vers la fin du XVlII-e siècle - à

cause des partages de la Pologne - l'au-

tonomie municipale de Varsovie a

cessé d'exister. Dans de courtes pério-

des seulement la société de la capitale

gagnait une influence sur ie cours des

affaires municipales. L'explosion de

la î-e guerre mondiale a ouvert de plus

grandes possibilités dans ce domaine.

Un Comité de Citoyen.; fut formé à

Varsovie, qui au commencement de

son existence tâchait avant tout d'assu-

rer aux habitants de la ville l'approvi-

sionnement et la distribution, régulière

des articles indispensables. Il organi-

sait des cantines bon marché et des

institutions d'aide sociale. Il s'effor-

çait de normaliser la circulation moné-

taire ébranlée par la guerre. En même

temps on s'occupait de la propagation

de l'éducation. On a formulé ie postu-

lat de la colonisation de l'Université

de Varsovie et de l'Ecole polytechni-

[>vie pendant ia I-e guerre mondiale

que. Une gigantesque activité sociale

fut libérée et fructifiait en centaines

d'initiatives. A la trace du Comité de

Varsovie surgit tout un système de

Comités locaux subordonnés au Co-

mité Central des Citoyens de Varso-

vie.

Quand les Russes ont quitté Varso-

vie le Comité Central prit l'initiative

dans ses mains. 11 s'empara du pou-

voir avec l'aide des Gardes Natio-

naux. Les Allemands - nouveaux

occupants - ont accepté le fait de l'exi-

stence et de l'activité du Comité. Ce

dernier est d'ailleurs un exemple de

l'organisation qui - grâce à l'accepta-

tion sociale et l'obstination de ses

membres - sut obtenir des effets impo-

sants. Beaucoup de sociétés créatives

et scientifiques existant encore ou

avant peu déduisent leur activité des

années de la I-e guerre mondiale.

La reconstruction de l'autonomie de Varsovie pendant la I-e guerre mondiale

background image

przegląd

powszechny 1'84

95

Marek Arpad Kowalski

Duchowieństwo polskie na Węgrzech

w czasie II wojny światowej

Oblicza się, że w czasie II wojny światowej przez Węgry

przewinęło się około 150 tys. Polaków, stale zaś w tym kraju
przebywało na wychodźstwie około 50 tys. internowanych.
Rozmaite źródła podają zresztą odmienne liczby. Nic dziw­
nego. Okres wojny nie sprzyja prowadzeniu dokładnych
statystyk. Nadto ani władzom polskim, ani Władzom
węgierskim nie zależało na dokładnym liczeniu Polaków na
Węgrzech. Obie skłaniały się do zaniżania liczb. Pierwsze -
by nie sprawiać trudności politycznych Węgrom, znajdują­
cym się przecież wtedy w sojuszu z Niemcami. Drugie - by

nie powodować zaniepokojenia niemieckich sojuszników.
Znów pewne węgierskie ugrupowania polityczne zawyżały

liczebność polskich uchodźców, by w ten sposób zwrócić
uwagę swojego rządu na problemy polityczne i społeczne,

jakie niesie ze sobą tego rodzaju migracja ludności. Przyj­

mujemy tu więc dane szacunkowe, do k t ó r y c h - j a k o najbar­
dziej prawdopodobnych - skłania się większość badaczy.

Węgry były wówczas państwem Hczącym około 9 milio­

nów mieszkańców. Zatem masa Polaków - bo takiego
należy użyć określenia w stosunku do zaludnienia Węgier -
stwarzała kłopoty rozmaitego rodzaju. Bytowe, związane
z zakwaterowaniem, wyżywieniem, odzianiem uchodźców,
zaopatrzeniem ich w pieniądze i środki do życia. Ale rów­
nież i duchowe. Znaczna większość przybyszów - by nie

rzec: prawie wszyscy - to byli katolicy. Z opieką materialną
pospieszył rząd węgierski i jego agendy oraz społeczne orga­
nizacje charytatywne. Nie mniejsze znaczenie miała jednak

opieka duchowa, religijna. Przybywali na Węgry ludzie,
którzy przeżyli udrękę tułaczki, grozę wojny, szok klęski.
Szukali ukojenia, pocieszenia, wskazówek - co czynić dalej,

jak się znaleźć w nowej sytuacji.

D o wypełnienia tych zadań przystąpił zarówno Kościół

węgierski, jak i polskie duchowieństwo, które znalazło się

background image

96

na Węgrzech wraz z masami uchodźców., Z początku
poczynania miały charakter ściśle religijny. Jednakże niety-

'· powąrsytuacja stwarza nietypowe problemy i zmusza do

.'.·. ' niętypowych.rozwiązań. A taką sytuacjąJest wojna. Przeto

rychło przybyły poczynania społeczne, a wreszcie i polity­
czne czy też wojskowo-konspiracyjne. Rozpatrzmy więc te
trzy sfery działania polskiego duchowieństwa na Węgrzech.

Działalność religijna -

;

Ludność cywilna zaczęła" przekraczać granicę polsko-

.'-węgierską' od drugiej połowy września 1939 r. uchodząc

przed nadciągającym frontem, chroniąc się przed wojskami

- ' i '"'. niemieckimi. Pierwsza grupa uciekinierów cywilnych z Pol­

ski przybyła do miejscowości Uzsok (obecnie: Użok) 18
września; 1939 r. Stamtąd skierowano ją do-Ungvśr (Użho-
rod), umieszczając tymczasowo w klasztorze bazylianów.
Od samego początku instytucje kościelne włączyły się do -
udzielania pomocy zbiegom z północnej strony Karpat.
Wkrótce też zapełniły się Polakami przygraniczne miejsco­
wości: Volóc, Okórmezó, Torony i Uzsok, a rychło i dalsze.

Wojsko kierowało się na granicę zgodnie z rozkazem

Naczelnego Wodza, marszałka Edwardą Rydza-Śmigłego,

' -' datowanym 17 "• września, nakazującym "wycofać się ku

Rumunii lub Węgrom. Charakter odwrotu był rozmaity.
Albo w zwartych jednostkach, albo w rozproszonych gra-

. " " · " pach,'rozbitych, unikających nieprzyjaciela. Przypuszcza

się, że pierwszą jednostką był 5 batalion łączności Armii

„Kraków", który pojawił się po stronie węgierskiej 19 wrześ­
nia 1939 r. Następnego dnia zaczęły spływać na Węgry
rozmaite formacje Armii „Karpaty" i innych grup operacyj­
nych.

Oto co pisał na ten temat st. strzelec Antoni Borsuk: Po

walkach stoczonych w okolicy Stryja w dniach 17-19 wrześ­

nia chcąc uniknąć dostania się do niewoli niemieckiej, z roz­
kazu gen. Dembińskiego i ppłk. Józefa Szeląga, którzy
dowodzili naszą
grupa, poprzez Skale zdążaliśmy do granicy

węgierskiej (...) Następnie odbyła się msza święta, którą od­

prawił biskup Radoński w asyście kilku księży (...) Po czym

skierowaliśmy się do granicy węgierskiej, gdzie złożyliśmy
broń

1

.

background image

97

Odwołam się też tu do wspomnień rodzinnych. Mój

ojciec, wówczas zawodowy oficer w stopniu majora, tak
wtedy notował: 20 IX. Marsz z przewodnikiem do granicy.

Godz. 8.20 - przekroczenie granicy. Napotykamy patrol

węgierski (...) Częściowo pieszo, częściowo kolejkę leśną

dojeżdżamy do wsi Nemetmokra. Tu zbierają się wszyscy,
którzy przekroczyli granicę w ostatnich trzech dniach.

Opieka: ksiądz-Węgier, bardzo solidny i zapobiegliwy.

Matka, która nieco później dostała się na Węgry, też przez
miejscowość Nemetmokra, wspominała, iż gdy zgromadziło
się tam wielu Poiaków, węgierski ksiądz odprawił specjalnie
dla uchodźców mszę polową, zresztą w miejscu nietypowym
- na stacji kolejowej, gdyż tylko tam mogły swobodnie
pomieścić się rzesze wiernych. Podczas kazania, jak mógł,
tak pocieszał zbiegów, starając się wtrącać polskie słowa.

Z wolna jednak, gdy chodzi o opiekę duszpasterską, im­

prowizacja przestała wystarczać. Życzliwe odruchy węgier­
skiego duchowieństwa nie zaspokajały potrzeb rosnącej
masy Poiaków, których już 26 września obliczono na około
20 tys. osób, a w połowie października na 50 tys.

Po pierwsze zbyt mało było księży węgierskich dla rozto­

czenia opieki duszpasterskiej dla takiej liczby ludzi. Po dru­
gie - i to było najważniejsze - istniały wielkie trudności

językowe, zatem praktycznie niemożność swobodnego

komunikowania się z wiernymi. Łacińska liturgia mszy
świętych była oczywiście zrozumiała dla każdego Polaka,
w podstawowych sprawach bytowych można było porozu­
mieć sie po niemiecku lub francusku. Konieczne jednak

stało się stworzenie takich warunków, by polscy uchodźcy
znaleźli się pod stałą opieką religijną. A już szczególnie
kłopotliwa była spowiedź - bo jak się porozumiewać?

Przecież nie za pośrednictwem tłumacza.

Wśród ludności cywilnej, która uszła na Węgry, znajdo­

wali się księża. Wielu jednostkom wojskowym towarzyszyli
kapelani. W obozach dla internowanych wyszukiwano więc
księży. Okazało się, że wielu znanych duchownych znalazło
się na Węgrzech. Między innymi ksiądz kapelan mjr Piotr
Wilk-Witosławski, franciszkanin, wikariusz apostolski; ks.

Franciszek Zalechowski, późniejszy główny kapelan obo-

Istyan Lagzi, Polscy żołnierze w Esztergomitabor „WTK", nr 7, 1979.

background image

93

zów dla internowanych Polaków; ks. kapelan rezerwy Sta­
nisław Pietruszka; ks. kapelan płk Bronisław Michalski; ks.
Stanisław Rzepko-Laski; ks. biskup Karol Mieczysław
Radoński.

Za zgodą władz węgierskich powołano wkrótce instytucję

0 nazwie Katolickie Duszpasterstwo nad Uchodźcami Pol­
skimi na terenie Królestwa Węgier (À Magyar Kiràlysàg
teruletén levò lengyel menekultek Katolikus Lelkipàsztor-
sàga). Kierowali nią kolejno: biskup polowy Wojska Pol­
skiego Karol Mieczysław Radoński, ks. Jan Staczek
1 wikariusz apostolski kapelan mjr Piotr Wilk-Witosławski.
Dodać bowiem wypada, że ks. biskup Radoński opuścił
Węgry i udał się do Londynu, a ks. Jan Stączek został aresz­
towany przez gestapo.

Duszpasterstwo pozostawało pod nadzorem węgierskich

biskupów polowych, jednak, za zgodą kościelnych władz
węgierskich, cieszyło się znaczną swobodą poczynań.
W każdym razie nadanie podstawy prawnej i zalegalizowa­
nie działania polskiego duchowieństwa sprawiło, że mogło
ono roztoczyć należytą opiekę nad internowanymi. W każ­
dym obozie cywilnym i wojskowym znajdował się kapelan
obozowy. D o zadań polskiego duchowieństwa należało też

grzebanie zmarłych Polaków, pielęgnacja grobów, wszelkie
czynności duszpasterskie. Pomocą służyło duchowieństwo
węgierskie udostępniając budynki kościelne, kaplice i inne
pomieszczenia, szaty i naczynia liturgiczne.

Tak więc już od późnej jesieni 1939 r. mogły odbywać się

systematycznie nabożeństwa dla Polaków i wszelkie uro­
czystości religijne.

Warto wspomnieć, że księża węgierscy także uczestniczyli

w działalności religijnej wśród internowanych. W wigilię
Bożego Narodzenia ks. dr Pal Bohartsik, nauczyciel z gim­
nazjum pijarów w Nagykanizsa, podczas mszy dla interno­
wanych w tej miejscowości, odczytał polską modlitwę, zaś
nabożeństwo odprawił w intencji Polski okupowanej przez

obce mocarstwo i nowego rządu polskiego pod kierownictwem
generała Sikorskiego '

Taka sytuacja istniała aż do jesieni 1944 r.. gdy wojsko­

wych polskich wywieziono do oflagów i stalagów (okupacja
Węgier przez Niemcy rozpoczęła się w marcu 1944 r.), lud­
ność cywilną zaś do obozów na terenie III Rzeszy.

background image

S9

Działalność społeczna .

Katolickie duszpasterstwo wśród polskich uchodźców nie

poprzestało na niesieniu jedynie religijnej posługi. Działal­
ność jego obejmowała także życie kulturalne, oświatowe
i społeczne. Była to konieczność wynikająca ze specyfi­
cznych warunków życia internowanych. Wobec braku wys­
pecjalizowanych instytucji normalnie zajmujących się tymi
zagadnieniami, duchowieństwo polskie podjęło i ten obo­
wiązek. Przede wszystkim włączyło się ono w poczynania
typu samorządowego. Powstał mianowicie Komitet Obywa­
telski do Spraw Opieki nad Polskim; Uchodźcami na Węg­

rzech, rząd węgierski uznał go zaś za reprezentację całego
polskiego środowiska. Przewodniczącym Komitetu został
Henryk Sławik, działający oficjalnie jako delegat Minister­
stwa Opieki Społecznej rządu polskiego w Londynie.
W skład Komitetu wchodzili z urzędu, jako przedstawiciele
duszpasterstwa, wspomniani już ks. bp Karol Mieczysław
Radoński, ks. Jan Stączek i o. kapelan mjr Piotr Wilk-

-Witosławski, a także ks. Stanisław Rzepko-Łaski, kapelan
i publicysta religijny, jako delegat Ministerstwa Wyznań
i Oświecenia Publicznego.

Największym wszakże osiągnięciem polskiego ducho­

wieństwa na Węgrzech była jego praca oświatowa, zwła­
szcza utworzenie Katolickiego Uniwersytetu Powszechne­
go. Powstał on przy Katolickim Duszpasterstwie, a jego
patronem przez cały czas swojego pobytu na Węgrzech był
ks. bp Radoński. Była to instytucja pomyślana dla rozsze­
rzania horyzontów umysłowych polskich uchodźców, pog­

łębiania zdobytej uprzednio wiedzy, ugruntowywania jej,
ale także dla nauki początkowej wobec tych, którzy jej nie
mieli. Celem zaś było kształcenie uchodźców - od kursów
początkowych dla analfabetów, po wykłady na poziomie
uniwersyteckim. Uniwersytet, zgodnie z regulaminem, nie
miał charakteru apolitycznego. Zadaniem było dochowanie
patriotyzmu, wykształcenie modelu dobrego Polaka. Nasta­
wiano się głównie na przekazywanie wiedzy z zakresu histo­
rii i literatury. Później koncepcja ta stopniowo zmieniała się
na korzyść przewagi wiedzy religijnej. Pilnowano wszakże,

2

Istvan La gzi. Uchodźcy polscy na Węgrzech w lalach drugiej wojny światowej,

Warszawa 1980, Wydawnictwo M O N , s'. 115.

background image

100

by podczas wykładów i zajęć wyznaniowych unikać treści
oskarżających politykę Węgier znajdujących się przecież
oficjalnie w przeciwnym obozie politycznym. ·

Na czele Uniwersytetu - jako organ nadzorczy - stało

Kuratorium, w którego skład wchodzili ks. bp Radoński,

gen. Stefan Dembiński (przedstawiciel Wojska Polskiego na

Węgrzech), konsul generalny RP w Budapeszcie, Jan

Zarański, oraz ks. Stanisław Pietruszka - główny kapelan
obozowy. W obozach cywilnych i wojskowych powstały
obozowe sekcje Uniwersytetu. Kierownik sekcji układał
program naukowy i kulturalny na miejscu, przedkładając
go do akceptacji kuratorium, odpowiadał za realizację tego
programu, angażował wykładowców do prowadzenia
poszczególnych zajęć.

Wykłady odbywały się trzy razy w tygodniu, w godzinach

popołudniowych lub wieczornych, przy czym łączna liczba
godzin w trymestrze wynosiła 138. Największy wymiar
godzin przeznaczony był dla literatury i historii polskiej,
religii, prawa, socjologii i geografii. Na wysokim poziomie
stało nauczanie języków, zwłaszcza angielskiego i francu­
skiego, przy czym program obejmował też naukę niemiec­
kiego, rosyjskiego i węgierskiego (był to ukłon w stronę
gospodarzy, ale i praktyczna konieczność). Z przedmiotów
praktycznych prowadzono kursy radiotechniki, motoryza­
cji, higieny, prawa międzynarodowego. Również i wykłady
z geografii miały praktyczny podtekst (odczytywanie map,
orientacja w terenie). Zapoznawano wreszcie słuchaczy
z historią, literaturą, geografią i kulturą Węgier, organizo­
wano wycieczki, urządzano amatorskie przedstawienia tea­
tralne, okolicznościowe akademie w dni świąt kościelnych
i państwowych

3

.

Szczególną opieką Katolickie Duszpasterstwo otaczało

młodzież. Ośrodkiem kształcenia stał się Balatonboglar,

gdzie udało się zrekonstruować cały cykl kształcenia - od
pierwszej klasy aż do matury, z językiem wykładowym pol­
skim, z programem polskich szkół i polskimi nauczycie­
lami. Już w 1940 r. ten tzw. obóz młodzieżowy - gdzie
kształciła się młodzież zjeżdżająca na rok szkolny ze wszyst­
kich obozów dla internowanych - wizytował przedstawiciel
prymasa Polski, ks. kardynała Augusta Hlonda.

background image

101

Działalność ta nie byłaby łatwa, gdyby nie pomoc

Węgrów. Szkolą w Balatonboglar interesował się życzliwy

jej miejscowy proboszcz, ks. Bela Varga, poseł do parla­

mentu. Dzięki jego staraniom wzniesiony został dom
gminny przeznaczony na cele kulturalne dla kształcącej się
młodzieży, tzw. Kulturhaz, wyposażony w istrumenty
muzyczne, gry świetlicowe. Szkoły, acz nie w tak pełnym
zakresie kształcenia, powstawały, m.in. w wyniku starań
duchowieństwa, i w innych obozach. Jeśli w jakimś obozie
młodzież nie była tak liczna, by organizować zakład
naukowy, odsyłano ją albo do pobliskich szkół polskich,

albo do szkół węgierskich. Czytamy m.in.: Mieczysław C.

przebywał w obozie wojskowym, w którym nie było polskiej

szkoły. Postarano się o umieszczenie go w węgierskim
gimnazjum O O. Cystersów w Budapeszcie

4

.

Staraniem Katolickiego Duszpasterstwa zainteresowano

położeniem polskich internowanych ówczesnego nuncjusza
papieskiego na Węgrzech. Był nim dr Angelo Rotta. Wizytę
swą złożył nuncjusz w kilku obozach w 1943 r. W każdym
obozie nuncjusz wyrażał swoje zadowolenie z zastanego tam

porządku, dyscypliny i humanitarnego traktowania uchodź­

ców

i

.

Działalność konspiracyjna '

Dane o tym rodzaju działalności duchowieństwa pol­

skiego - ze zrozumiałych względów - są najbardziej ubogie.
Poczynania konspiracyjne nie lubią zbyt jaskrawego
światła. Wiadomo jednak, że liczne plebanie na Węgrzech
w czasie wojny kryły nie zawsze legalne akcje polskich
duchownych, często też polskim księżom powierzano kons­
piracyjne zadania. W pierwszym okresie - do 1941 r., czyli
do zajęcia przez Niemcy Bałkanów, gdy istniały jeszcze
szlaki przerzutowe do armii na Zachód - ubrania cywilne
i dokumenty niezbędne do ewakuacji przechowywano właś­
nie na plebaniach. Znów odwdłam się do wspomnień
rodzinnych. Gdy mój ojciec wiosną 1941 r, otrzymał polece-

1

Istvśn Lagzi, Przeciw biernemu przetrwaniu, „Kierunki", nr 38, \979.

' Helena i Tibor Csorba, Losy młodzieży polskiej na Węgrzech w latach II wojny

światowej. Warszawa 1981, PWN, s. 169.

5

Istvśn" Lagzi, Uchodźcy polscy na Węgrzech,.., s. 177,

background image

102

nie przejścia wraz z grupą oficerów do Jugosławii (i dalej na
Bliski Wschód), matka dowiadywała się o losach ucieczki za

pośrednictwem księdza. Pretekstem była spowiedź. Po
odbytej spowiedzi ksiądz nie dawał jeszcze znaku jej zakoń­
czenia, lecz nadal klęczącą przy konfesjonale penitentkę
informował, gdzie uciekinierzy dotarli, podawał zalecenia
polskich konspiracyjnych władz wojskowych.

Katolickie Duszpasterstwo, które przyjęło na siebie i ten

obowiązek, wobec masowości akcji ewakuacyjnej zwróciło
na siebie uwagę władz węgierskich. W 1941 r. zostało oskar­
żone o zaopatrywanie w pieniądze i fałszywe paszporty

uciekinierów, o niedopuszczalną działalność polityczną.
Ojciec Wilk-Witosławski trafił wówczas do obozu karnego,
na szczęście na krótko.

Represje te nie przerwały działalności konspiracyjnej.

Cały czas trwała akcja pomocy Żydom. Na polecenie Dusz­

pasterstwa katoliccy duchowni zaopatrywali polskich
Żydów znajdujących się na Węgrzech w podrabiane doku­
menty, metryki chrztu, ratując w ten sposób wielu przed
obozami zagłady. Polscy księża przekazywali kurierom
informacje polityczne, wojskowe, a nawet broń, radiosta­
cje, sprzęt wojskowy. Trzeba tu wyjaśnić, że przez cały
niemal okres wojny istniała łączność kurierska między kra­

jem a Londynem, za pośrednictwem Węgier, lub też - mię­

dzy krajem a Węgrami.

Polskie duchowieństwo na Węgrzech stanowiło więc

także część polskiego państwa podziemnego, część okupa­
cyjnej konspiracji. Oto fragment wspomnień, których auto­

rem jest Ivan Boldizsàr, współczesny lewicowy pisarz
węgierski:

Otrzymałem rozkaz udania się z Tiborem jego wozem do

skalnej kaplicy na Górze Gellerta. W dobudowanym do niej
klasztorze żyli w tych czasach ojcowie paulini, a wśród nich

także Polacy, bo zakon miał domy i klasztory w Polsce. Kiedy

jesienią 1939 r. Polacy uciekali do nas przed Hitlerem, przy­

wieźli ze sobą broń. Część jej ukryli w skalnej kaplicy i klasz­
torze (...) Stał przede mną zakonnik w białym habicie, bardzo
wysoki, szczupły, ale twarzy i koloru jego oczu nie widziałem,
bo zarzucił kaptur na głowę.

- M e mogłem zawołać ojca Tadeusza. Powiedzmy, że

jestem ojcem Gellertem. Oto walizka (...) Sięgnąłem po

background image

103

walizkę, ale znów chwycił mnie za rękę. - Niech pan to weźmie
do kieszeni! Od ojca Tadeusza. On zajmuje się takimi spra­
wami. To był pistolet (...) - Damska broń. Tak. powiedział
ojciec Tadeusz. On się na tym zna. Ojciec Tadeusz przykazał,
abym panu powiedział, że tylko dla obrony własnej. I jeszcze
coś mam powtórzyć, że to jego wdzięczność dla narodu węgier­
skiego, który przygarnął tu jego rodaków*.

Pośredniczyło więc polskie duchowieństwo w kontaktach

między polską konspiracją a węgierskim podziemiem.
Wiele podobnych opowieści usłyszeć można z ust byłych
internowanych, wyrażających wdzięczność księżom nie
tylko za pociechę religijną i działalność społeczno-
-oświatową, lecz i za pomoc świadczoną w dziedzinie
wojskowej.

Podobną pomoc świadczyli zagrożonym Polakom księża

węgierscy, informowani wcześniej o takiej potrzebie przez
polskich duchownych wykorzystujących w tym celu osobi­
ste znajomości, przyjaźnie. Wspomina o takim zdarzeniu

Jerzy Lovell: Uchylam tu rąbka rodzinnych sekretów: w 1943
roku przebywał na Węgrzech narzeczony mojej siostry jeszcze
z Drohobycza, Tadeusz Ch. Został zrzucony nad Polską z sa­
molotu jako kurier rządu londyńskiego, po dramatycznych

perypetiach wypełnił swoje zadanie i miał wrócić z powrotem

do Anglii. Z przedostaniem się na Węgry poszło dość gładko,
ale tu - utknął na szereg miesięcy (...) Ostatecznie przedostał
się do Szwajcarii w charakterze... młodego księdza, sekreta­
rza Jego Eminencji Bèli Vargi, w jego towarzystwie

7

. (Rzecz

dotyczy wspomnianego już ks. Vargi, opiekuna polskiego
gimnazjum w Balatonboglàr.)

Działalność konspiracyjna trwała nieprzerwanie do 1944

r. 19 marca tegoż roku wojska niemieckie obsadziły niespo­
dziewanie terytorium Węgier. Rozpoczęła się i tu niemal
formalna okupacja. Już w pierwszych dniach okupacji,
w pierwszych jej godzinach, Niemcy dokonali aresztowań
pośród polskich działaczy. Ofiarą padli ci, którzy pracowali

jawnie (konspiracja wojskowa, siłą rzeczy lepiej zachowu­
jąca tajemnicę, zdołała w większości uratować się). Rozwią­

zany został urząd Katolickiego Duszpasterstwa, jego

*, Ivan Boldizsar, Moje śmierci. Warszawa 1979, Czytelnik, s. 42-46.

7

Jerzy Lovell, Węgierski toast, „Życie Literackie" nr 26 (1981).

background image

104

kierownictwo zaś aresztowane. W ręce gestapo dostał się
ojciec kapelan mjr Piotr. Wilk-Witosławski. Rozbity został
też Komitet Obywatelski, a jego członków również areszto­
wano, wśród nich ks. Stanisława Rzepko-Łaskiego.
Wszyscy zeznawali, że w akcji wysyłania uchodźców do
armii polskiej na Zachodzie działali jedynie za pośrednict­
wem polskich placówek, nie wtajemniczając Węgrów w te
sprawy. W ten sposób osłonięto podejrzanych o pomoc
w akcji ewakuacyjnej Węgrów. Ks. Rzepko-Łaski, wywie­
ziony do obozu koncentracyjnego w Mauthausen, poniósł
tam śmierć.

Ostatnie miesiące pobytu internowanych Polaków na

Węgrzech były już tylko wegetacją i oczekiwaniem rychłego
końca wojny. Przetrwali także pozostali na Węgrzech księża
dzieląc los innych uchodźców. Większa część duchowień­

stwa uchroniła się bowiem przed represjami przebywając na

terenie obozów. Tam bowiem Niemcy nie wkraczali (wyni­

kało to z polityki wobec Węgier). Nadto, nie zajmując ofi­
cjalnych funkcji w rozmaitych ośrodkach polskiego życia
społecznego, nie byli podejrzewani o nielegalną działalność.
Ofiarę ponieśli ci, którzy odgrywali czołowe role w życiu
polskiej społeczności uchodźczej. Oczywiście po marcu 1944
r. nie było mowy o jakiejkolwiek szerzej zakrojonej działal­
ności społecznej, oświatowej i kulturalnej, a tym bardziej
konspiracyjnej. Pozostało pełnienie funkcji czysto religij­
nych.

Praca polskiego duchowieństwa n a Węgrzech, aczkol­

wiek odbywała się w znacznie lepszych warunkach aniżeli
w kraju, nie była ani łatwa, ani bezpieczna. Wynikało to
z zadań, jakie księża ci przyjęli: kulturalnych, społecznych
i politycznych. Swą ofiarnością zasłużyli się krajowi. Zaś
praca duszpasterska pomagała polskim uchodźcom prze­
trwać trudny czas próby, jaką zawsze jest wojenna
emigracja.

Modlitwy obozowe powstałe na Węgrzech

Potężna i święta Pani! Jak ongiś czciliśmy Cię za jasnych dni

chwały w kościołach Twego polskiego królestwa, tak dziś wołamy do

Ciebie ze smutnych przybytków niewoli, tułactwa i upokorzenia.

Uproś nam u Swego Syna łaskę i zmiłowanie, byśmy zrozumieli Jego

święte zamiary, poprawili się z grzechów, ukochali Jego prawdę, żyli

background image

105

Jego prawem. Daj nam moc ducha, otrzyj łaskawie polskie łzy i ukój

oddane Ci serca. Przywróć Polsce pokój i jej prawa. Sprowadź nas na

łono wolnej Ojczyzny. Zespól umęczony naród we wskrzeszonym

państwie i błogosław zgodnej odbudowie Rzeczypospolitej, by nowe

życie polskie natchnęło się prawdą i miłością i by się przez wieki

rozwijało jako królestwo Twej miłości i wybrane dziedzictwo Two­

jego Syna Jezusa Chrystusa. (26 II 1941. Autor nieznany)

'.

i

. »»*

Żeś w dusze nasze wpoił hart i męstwo

I krzepił wiarę w rychle zmartwychwstanie

I w świętość sprawy i pewne zwycięstwo.

Dzięki Ci, Panie!

Żeś dawał sercom naszym skarb otuchy

Nadziei jasnej roztoczył świtanie,

Żeś zbierał ciche naszych słów okruchy,

Dzięki Ci, Panie!

Żeś chronił ciągle nas swoją opieką

Łzy nam osuszał i tłumił szlochanie.

Wargi spieczone łaski poił rzeką

Dzięki Ci, Panie!

Żeś leczył rany i goił nam blizny

Żeś poszedł z nami razem na wygnanie,

Żeś palił w sercach miłość do ojczyzny,

Dzięki Ci, Panie!

Żeś nowe jutro nam dzisiaj otworzył,

I wielkie dałeś nam w dłonie zadanie.

Żeś tęcze znowu wolności nam stworzył,

• Dzięki Ci, Panie!

Prowadź nas dalej, osłaniaj ramieniem.

Spraw: niechaj każdy godnie celu stanie,

By serca jednym zabiły nam drgnieniem.

Prosimy Cię, Panie!

Błogosław nasze wojskowe szeregi,

I daj w walce męstwo i wytrwanie.

Po wojny wirach wyrzuć nas na brzegi.

Prosimy Cię, Panie!

Spraw, by do kraju powiodła nas droga.

Przez św<ętej walki zdradliwe otchłanie,

Zniszczyć naszego i Twego daj wroga,

Prosimy Cię, Panie!

Daruj nam wszystkim słabości i winy,

Zwycięstwem natchnij surm bojowych granie,

I kraj nasz wolny, gdy wrócim, rodziny,

Błogosław Panie!

(Początek 1944 r. Autor nieznany)

background image

106

Au temps de la Il-e guerre mondiale

environ 50000 exilés polonais séjour-

naient constamment en Hongrie.

Parmi eux se trouvaient aussi des prê-

tres qui, après la première période

chaotique, commencèrent - avec les

surgissantes institutions polonaises -

d'organiser la vie des exilés. L'attitude

du gouvernement hongrois étant ami-

cale on permit de créer la Pastorale

Catholique pour les exilés polonais

sur le territoire du Royaume d'Hon-

grie. Les conditions spécifiques des exi-

lés ont forcé les prêtres polonais à

entreprendre aussi des activités socia-

les et éducatives aux différents ni-

veaux de l'éducation, ainsi que - d'une

certaine manière - des travaux clande-

stins. Parmi les personnes exécutées

par les Allemands se trouvaient entre

autres l'aumonier commandant père

Piotr Wilk-Witostawski et l'abbé Sta-

nistaw Rzepko-taski.

Le clergé polonais en Hongrie pendant la Il-e guerre mondiale

background image

przegląd

powszechny 1'84

107

Wielkie pojęcia polityczne

Kazimierz Dziewanowski

Wyjście z dżungli

Jeżeli podczas walki politycznej pan X pisze o panu Y ar-

tykuł, w którym obrzuca go obelgami, insynuuje istnienie
niecnych motywów (najczęściej chodzi o pieniądze), a na
dokładkę przypisuje zmyślone przez siebie czyny, korzysta­

jąc przy tym z faktu, że pan Y nie jest w stanie mu"odpowie­

dzieć, wtedy często słyszy się opinię:

Oto przykład Braku kultury politycznej...
Czy rzeczywiście?
Z drugiej strony, jeżeli w wielkich debatach dotyczących

spraw zasadniczych zabierają głosTudzie niewykształceni,
na przykład robotnicy i formułują swe opinie w chropawym

języku pozbawionym dyplomatycznych giętkości i niuan­

sów, czasem upraszczając sprawę, a czasem zbyt pospiesz­
nie wyciągając wnioski, czarne nazywając czarnym, a białe
białym, pomijając zaś obszerną strefę szarości - wtedy słyszy
się nieraz pogardliwe prychnięcie tych, których we Francji
nazywano: „les bien pensants":

Cóż za brak kultury politycznej!...
A
mówią tak często ludzie, którzy dla jej rozwoju niczego

sami nie uczynili, a nawet przeciwnie...

Zazwyczaj też i jedni, i drudzy nie bardzo rozumieją,

o czym w gruncie rzeczy mówią, pojęcie «kultury polity­
cznej" jest bowiem w Polsce jednym z terminów najbardziej
nadużywanych, a zarazem rozumianych najpłyciej, niedo­
kładnie i powierzchownie. Najczęściej sprowadza się to

pojęcie do zewnętrznych, najmniej przy tym ważnych obja­
wów: żeby przeciwnicy nie obrzucali się obelgami; żeby nie
używano kłamstw albo nie czyniono tego nadmiernie; żeby
dotrzymywano słowa. Ale, jak powiedziałem, jest to rozu­
mienie powierzchowne. Jeżeli na przykład urzędnik na
ważnym stanowisku publicznie obraża ludzi mniej od niego
wykształconych i zastępuje argumenty szyderstwami, to
można wprawdzie powiedzieć, że brakuje mu kultury polity-

background image

108

cznej, przede wszystkim jednak należy zwrócić uwagę na t o ,

że mu brakuje kwalifikacji, albowiem własnoręcznie wyrzą­
dza szkodę sobie i urzędowi. Wyrządza ją, choć sam nie
zdaje sobie z tego sprawy.

Niekiedy ludzie - mówiąc o kulturze politycznej w p o t o ­

cznym rozumieniu tego słowa - sięgają nieco głębiej. M o w a
wtedy o tym, że: nie należy z góry przypisywać przeciwni­
kom złych i nieuczciwych intencji; dialog nie powinien być
rozmową głuchych, w której obaj upośledzeni wykrzykują

własne argumenty, a nie słyszą drugiej strony; w życiu p u b ­
licznym nie należy dążyć do bezwzględnego zniszczenia

przeciwnika, bo wtedy owo życie przemienia się w jatkę,

a jeśli nawet nie dzieje się tak dosłownie, to w każdym razie
przemienia się w arenę działań jałowych. Jedni bowiem
myślą wtedy tylko o obronie własnej pozycji, a drudzy -
o podważeniu jej. Na działalność twórczą nie pozostaje ani
czasu, ani energii, ani ochoty.

Ale wszystko to nie sięga sedna sprawy. Kultury polity­

cznej nie należy bowiem mylić z kulturą osobistą poszcze­
gólnych uczestników życia publicznego, ani tym bardziej

z ich dobrym lub gorszym wychowaniem. Innymi słowy
kultura polityczna nie jest tożsama z tak zwaną kinder­
sztubą. W brytyjskiej Izbie Gmin nieraz dochodziło i docho­
dzi do awantur i zdarza się, że jedni posłowie obrażają
innych. Ale nikomu nie przychodzi tam do głowy, aby aresz­

tować posłów opozycji, jak to niestety zdarzyło się w Polsce
w okresie sprawy brzeskiej. O braku kultury politycznej nie
świadczy więc język przemówień parlamentarnych (choć
oczywiście lepiej, aby przemówienia w parlamencie były

wygłaszane w języku parlamentarnym), lecz skłonność do
sięgania po rozwiązania pozaprawne i pozakonstytucyjne,
inaczej mówiąc: skłonność do stosowania w życiu publi­
cznym przemocy. Taka skłonność istnieje zresztą zawsze,

jeżeli tylko są po temu odpowiednie środki i warunki. A za­

tem rzecz w tym, aby w życiu publicznym stale funkcjono­

wał pewien zestaw reguł gry, których przekroczenie jest dla
wszystkich zbyt ryzykowne, by mogło się opłacić; aby ten
zespół reguł gry wszedł na trwałe do powszechnej świado­
mości, by się w niej utrwalił i w ten sposób przeciwdziałał

skłonności do rozgrywania polityki w kategoriach wojny
domowej. I to właśnie - ten zespół przestrzeganych przez

background image

109

ogół i przez jednostki reguł gry - jest właściwą treścią poję­
cia "kultura polityczna». Chodzi więc o podstawowe zasady

współżycia w społeczeństwie, o to, czy są one w trwały spo­
sób uregulowane przez prawo, tradycje i obyczaje, czy też
opierają się na samowoli i przemocy. Jest to zatem zagad­
nienie praw i obowiązków obywateli, uprawnień, ale i ogra­
niczeń, a zwłaszcza odpowiedzialności władzy.

W takim ujęciu dawne plemiona afrykańskie, w których

najważniejsze decyzje zapadały w oparciu o szeroką, utrwa­
loną przez tradycję konsultację z całą starszyzną plemienną,
a także z ogółem mężczyzn (o czym tak pięknie i przekonu­

jąco pisał Collin Tumbull) reprezentowały wysoki poziom

kultury politycznej, choć należy pamiętać, że wyłączone
z niej były kobiety. Natomiast współczesne państwa dykta­
torskie (zarówno te, które zastąpiły dawny ustrój ple­
mienny, jak i inne), w których od współdecydowania
wyłączono niemal wszystkich - reprezentują wyraźny regres
kultury politycznej. Wynika z tego, że poziom kultury poli­
tycznej nie jest tożsamy z poziomem cywilizacyjnym, a tym
bardziej przemysłowym czy wojskowym.

Istotą tego, co należy rozumieć przez kulturę polityczną,

jest więc zdolność, umiejętność i skłonność do osiągania

uzgodnień; znajdowania sposobu, który umożliwiałby
godzenie rozmaitych, nawet sprzecznych interesów i czynie­
nia tego tak, aby rozwiązanie zasadniczych problemów nie
odbywało się przy pomocy wojny domowej. Przez wojnę
domową rozumiem zresztą nie tylko rzeczywiste działania
zbrojne prowadzone przez zwalczające się stronnictwa (na

przykład w Hiszpanii w latach 1936-39), ale i rządy prze­

mocy, zbrojną dyktaturę jednej grupy nad innymi (jak
w tejże Hiszpanii aż do śmierci generała Franco). Chodzi
więc o stan, w którym rządząca grupa nie uznaje i nie tole­
ruje istnienia niezgodnych z jej interesami i jej aspiracjami
interesów i aspiracji innych grup społecznych, wynikające
zaś z tego konflikty przełamuje stosując siłę. Powstający
w wyniku takiego działania model społeczeństwa jest właś­
nie modelem trwającej nieustannie, choć w skrytej formie,
wojny domowej.

Trudno nie zauważyć - patrząc na sprawę przez pryzmat

pojęcia, o którym mówimy - że taki stan długotrwałej,
otwartej lub skrytej wojny domowej jest regresem szkodli-

background image

110

wym dla społeczeństwa jako całości. Szkodzi on jego rozwo­

jowi i osłabia też jego pozycję w stosunku do państw

ościennych. I stąd właśnie podejmowane w ciągu stuleci

i przyjmujące rozm&ite formy usiłowania różnych społe­
czeństw uzgodnienia zestawu powszechnie uznawanych
i obowiązujących reguł gry, które pozwoliłyby zastąpić

organizację społeczną reprezentującą stan permanentnej
wojny domowej organizacją typu wyższego, bardziej har­
monijnego i pozwalającego na znajdowanie polubownego
(można to nazwać: „cywilizowanym") rozwiązania naj­
ważniejszych konfliktów i sporów. Proces wynajdywania
owych reguł gry rozmaicie przebiegał w różnych krajach
i w różnych okresach, często nie był on procesem łagodnej

ewolucji, lecz przeciwnie - gwałtownych i krwawych walk.
Czasem objawiał się w formie pokojowego rodzenia się
i rozpowszechniania nowych idei organizacji społeczeństwa
(jak w przypadku twórczości wielkich publicystów i myśli­
cieli w rodzaju Modrzewskiego. Rousseau, Encyklopedy­
stów, Alexisa de Tocqueville i innych), czasem przybierał
formę masowych ruchów społecznych i rewolucji (na przy­
kład Wiosna Ludów). W rezultacie jednak rodziły się nowe
sposoby organizacji społeczeństw, nowe reguły gry: naj­
pierw idea Umowy Społecznej, potem idea reprezentacji,
demokracja parlamentarna, zasada podziału władzy, idea
niezależnego sądownictwa, niezależnej prasy itd.

Całość tych idei, tych reguł gry, tych instytucji składa się

właśnie na kulturę polityczną danego społeczeństwa. Dla­
tego pozwoliłem sobie uprzednio na gorzką uwagę, że na
brak kultury politycznej często najbardziej narzekają ci, co
niczego nie uczynili dla jej rozwoju.

Albert Camus napisał (w eseju pt. ..L'artiste et son

temps"): Bez kultury i względnej wolności, którą ona zakłada,

społeczeństwo... jest tylko dżunglą. Oto dlaczego wszelka

twórczość autentyczna jest darem dla przyszłości. Podobnie

jest z kulturą w pplityce, kulturą polityczną. Powtórzmy
jeszcze raz: chodzi nie tyle o język i obyczaje, o atmosferę

i jakość życia publicznego (choć są one przecież tak bardzo
ważne i ściśle się z tym wiążą), lecz przede wszystkim
o osiąganie uzgodnień, o rozwiązywanie najważniejszych
zagadnień życia publicznego bez konieczności uprzedniego
wymordowania, a co najmniej zgnojenia oponentów. Cho-

background image

111

dzi o szkołę osiągania porozumienia, kompromisu, o uzna­
wanie pewnych reguł i o poruszanie się w obrębie prawa,
które jednak musi być prawem, to znaczy nie może być
stanowione z dnia na dzień, by doraźnie rozwiązać bieżące
trudności. Prawo, aby być skuteczne, uznawane i szano­
wane, musi być trwałe. To właśnie jedna z podstawowych
reguł gry składających się na kulturę polityczną.

* .

Często mówi się też, że społeczeństwa, które przez bardzo

długi czas żyły pod opresywnymi rządami, bez instytucji
demokratycznych i rzeczywistej reprezentacji, nie miały
więc właściwego udziału w rządzeniu - nie mają też nawy­
ków demokratycznych, a więc kultury politycznej. Pogląd
ten jest bardzo rozpowszechniony i głoszą go nawet tacy
ludzie, którzy powinni więcej wiedzieć, baczniej obserwo­
wać świat i jego historię. Albowiem historia w zadziwiający
sposób przeczy tej tezie. Mamy niemało przykładów świad­
czących, że społeczeństwa, które wydobyły się spod długo­
trwałej opresji, wykazują nieraz zdumiewający poziom
świadomości i kultury politycznej, potrafią niezwykle
szybko ustanowić i opanować reguły gry, które stanowią
skuteczną barierę przeciwko nawrotowi opresji. Dzisiaj jest
tych przykładów tyle, że można już domyślać się pewnej
prawidłowości. Takie są dzieje powojennych Niemiec,
Włoch, Japonii, Austrii, takie też są dzieje Hiszpanii, Portu­
galii. Grecji. Przypuszczam - ale to jest tylko swobodna
supozycja - że takie też mogą być przyszłe dzieje Chile,
a może nawet -.choć trudno to sobie dziś wyobrazić - Iranu.
Ale jeżeli trudno dziś wyobrazić sobie demokratyczny Iran,
to przecież trzydzieści lat temu równie trudno było wyobra­

zić sobie demokratyczną Hiszpanię, a czterdzieści lat temu:
Niemcy albo Japonię.

O czym to może świadczyć? Jak to się dzieje, że społeczeń­

stwa, które nie miały jako żywo okazji, aby nabrać nawy­
ków demokratycznych i oswoić się z działaniem swobodnie
wybieranych ciał przedstawicielskich, z funkcjonowaniem
demokratycznych instytucji, bardzo prędko nauczyły się
z nich korzystać i dobrze sobie z nimi radzą? Wprawdzie
Niemcy, Włochy czy Austria miały w swej historii i takie
okresy, w których mogły nabrać podobnych nawyków, ale
to było dawno, później zaś ich społeczeństwa zostały skute-

background image

112

cznie, jak się wydawało, tego oduczone. Okazało się jednak,
że wcale nie tak skutecznie... Weźmy zaś przykład Japonii,
Hiszpanii czy Portugalii - tutaj rządy dyktatorskie lub oli­
garchiczne trwały bardzo długo, demokracji natomiast nie
było nigdy albo prawie nigdy. A jednak i te społeczeństwa
wykazały wkrótce - gdy tylko powstały po temu warunki -
zdumiewający poziom kultury politycznej.

Okazało się, że system rządów, które określiliśmy wcześ­

niej jako system zinstytucjonalizowanej i permanentnej
wojny domowej, jest niezwykle skuteczną szkołą kultury
politycznej. Szkołą a rebours, przez zaprzeczenie i naoczne

ukazanie dramatycznych i strasznych skutków, do jakich
prowadzi negowanie podstawowych wartości i mozolnie
gromadzonego przez wieki doświadczenia ludzkości w dzie­
dzinie organizacji życia publicznego. To świadome, zamie­
rzone negowanie ludzkich doświadczeń i osiągnięć w tej
dziedzinie osiągnęło skrajną formę w hitleryzmie, ale jest
również istotą koncepcji panujących w innych krajach tota­
litarnych. G r u p y rządzące w tych krajach zachowują się
i postępują tak, jakby niczego dotąd w dziedzinie życia spo­
łecznego i politycznego nie wymyślono. Nie wdając się
w oceny etyczne takiej postawy, trzeba tylko zwrócić uwagę
n a jej anachronizm.

Widocznie jednak praktyczna realizacja takich koncepcji,

długotrwałe wprowadzanie ich w życie przy użyciu siły,

powoduje nic tylko opór społeczny i odrzucenie, ale rów­

nież rosnące uświadomienie sobie przez ludzi (jedni są tego

rzeczywiście świadomi, inni jedynie zaczynają to dotkliwie
odczuwać), jak ważne i cenne są pewne reguły gry, jak nie­
odzowna jest ochrona pewnych wartości, jak potrzebny jest
pewien poziom kultury politycznej. Ten, kto się sparzył -
dmucha na zimne; ten, kto długo żył pod polityczną opresją

- nauczył się cenić instytucje demokratyczne i jest mniej

podatny na pokusy koncepcji totalitarnych, koncepcji
wojny domowej. Bywa, że ta odczuwana przez ludzi

potrzeba jasnych i uczciwych reguł gry przemienia się

w prawdziwą obsesję.

I tak właśnie, j a k sądzę, dochodzi do zjawiska, które

zadziwia intelektualistów, a często jest nie do pojęcia dla
polityków - tego mianowicie, że społeczeństwa, które długo

background image

113

wychowywano w kulcie siły i w pogardzie dla „wiecowa­
nia", potrafią, gdy nadarzy się po temu okazja, bardzo
prędko i sprawnie zorganizować swe życie publiczne na
innych zasadach, bardziej zgodnych z tym, do czego ludzie
doszli w ciągu wieków na drodze prób, błędów, poszuki­
wań, rozczarowań i wciąż odradzających się nadziei. Na
drodze stopniowego rozwoju, umacniania i doskonalenia
kultury politycznej.

Myślę, że jest to lekcja dająca wiele do myślenia, a jest ona

przecież całkiem sprzeczna z potocznym rozumieniem
zjawisk.

background image

przegląd

powszechny 1'84

114

Andrzej Osęka

Przestrzeń cmentarzy

W czasach, kiedy pamięć o przeszłości rwie się i jest zry­

wana, zastępowana rytualnymi obchodami wybranych
rocznic, wielkim przeżyciem staje się pójście na stary cmen­
tarz, taki jak na Bródnie, a zwłaszcza na Powązkach.

Cmentarze nazywano miastami zmarłych, kiedy indziej

ogrodami pamięci. Przypominają trochę te parki osiemna­
stowieczne, w których odnajduje się wśród zieleni małą
architekturę wspomnień i westchnień: fragment rzymskiego
akweduktu, grecką świątynkę, basztę średniowiecznego
zamczyska. Może to być również sarkofag przewieziony ze

starej nekropoli albo fantastyczny grobowiec.

Na cmentarzu jednak wszystko jest prawdziwe: mauzo­

lea, pomniki nagrobne, nawet te o najbardziej niezwykłych

kształtach, odnoszą się do konkretnych ludzi, konkretnego

czasu. Rzeczywiste są daty śmierci, imiona i nazwiska zmar­

łych. Skąpe słowa: nauczyciel, aktor, inżynier, wdowa po...
- mają tu ogromną pojemność, streszczają czyjeś biografie,

określają role społeczne. Czytamy je - same, bądź też dopeł­
nione krótkimi prośbami o pamięć, tak jak byśmy wyma­
wiali imiona na apelu, czując, że bierzemy udział w wielkim
obrządku. Bo to właśnie czynimy, przechodząc alejami
cmentarza. Nie tylko oddajemy hołd zmarłym, lecz również
wespół z nimi i z żyjącymi odtwarzamy w wyobraźni kształt
historii.

Chodzi tutaj o historię wypełnioną ludźmi, spersonalizo-

waną, nie zredukowaną do haseł, wydarzeń, przełomowych
dat. Dzieje powszechne, powstania, wojny - wszystko to
pozostaje w domyśle, na drugim planie, jako płaszczyzna
odniesiona dla ludzkich losów. Poległy w roku osiemna­
stym, dwudziestym, trzydziestym dziewiątym przestaje być
dla nas anonimowym uczestnikiem wydarzeń, gdy na
czyimś rodzinnym grobowcu znajdujemy jego imię: istnieje

jako ktoś wyrwany kiedyś z rodziny, z życia.

Kult przodków w różnych cywilizacjach, religiach, w róż­

nych sytuacjach historycznych może wyglądać rozmaicie

background image

115

i nie czuję się uprawniony, by pisać tu o nim zbyt wiele,
wnikać
w istotę jego obrządków. Chciałbym tylko zwrócić
uwagę na kilka spraw, które być może we wspólną, jedną
sprawę wcale się nie układają.

U Wergiliusza istniał w opisie Arkadii grobowiec Daf-

nisa; pasterze ze słynnego (opartego na Wergiliuszu) obrazu
Poussina odcyfrowują na nim napis: Et in Arcadia ego...
- co
miałoby zapewne znaczyć: / ja (żyłem) w Arkadii,
i co
w każdym razie uczeni określają jako temat «vanitas» -

przestrogę o marności życia doczesnego, przypomnienie
śmierci.

Otóż nie sądzę, by ludzie odwiedzający groby na Bródnie,

Powązkach, widzieli w nich taki właśnie motyw «mar-
ności». Grobowce, groby, mogiły - kamienne, murowane,
porośnięte trawą - odczytujemy jako przesłanie dumne
i jako obecność zmarłych w przestrzeni dzisiejszego także
świata. W idealizującej przeszłość wyobraźni skłonni

jesteśmy w każdym takim grobie widzieć dopełnienie życia

godziwego, ułożonego solidnie według wzorów, które daw­
niej tak dobrze znano i rozumiano. Na cmentarze idziemy
więc nie po to tylko, by wspomnieć tych, co odeszli z życia,
by poczuć i wyrazić żal; idziemy tam także, by się umocnić
chwilą skupienia, przywołaniem pamięci.

Jest to także obcowanie z tradycją naprawdę ciągłą, bez

luk, białych plam. Tradycje rodzinne widoczne są tu, wypi­
sane na kamiennych płytach. Daty śmierci - to zarazem
często daty historyczne. Wiele się można dowiedzieć z tego,
kiedy kto zmarł i w jakim wieku, zwłaszcza że są tu nieraz
i całkiem wyczerpujące komentarze. A więc czytamy
w tych nagrobkach - jak się ogląda albumy starych fotogra­
fii; z imion, twarzy, symbolicznie i skrótowo wyrażonych
uczuć prywatnych wyłania się coś wszystkim nam wspól­
nego. Nie jest to na pewno doktrynalna, ideologiczna wizja

dziejów, gdzie najważniejsze są tendencje rozwojowe
i walka grupowych interesów, jest to natomiast czas odmie­
rzany zawsze w jeden sposób: życiem ludzi, datami naro­
dzin i śmierci.

Historia z tych cmentarzy nie kłamie. Ludzie wyrwani

z dziejów - tutaj są. Skazani na zapomnienie - tutaj tym
bardziej skupiają na sobie myśl przybywających. Widać to
po ilości zapalonych lampek, po biało-czerwonych szarfach

background image

116

i sztandarach. Tabliczki naprowadzają na trudne do odna­
lezienia ślady, kierują od grobu do grobu. W tych specjal­
nych pielgrzymkach przybyli pozostawiają często znak swej
obecności i swego poczucia wspólnoty: wiązankę kwiatów,
kartkę z paroma słowami, tarczę szkolną.

Te miasta zmarłych mają własne dzieje bieżące: pewne

mogiły stają się nagle bardziej aktualne od innych, bardziej
kolorowe, obłożone kwiatami. Przed mogiłami, wokół któ­
rych dawniej modlono się cicho i w poczuciu niebezpieczeń­
stwa, ustawiają się nagle - jak w przypadku bohaterów
powstania warszawskiego - honorowe warty.

Wiemy, że Powązki są zabytkiem, jednym z najciekaw­

szych jakie ma Warszawa. Rzeźby, płaskorzeźby, mauzolea,
płyty nagrobne - to układające się w chór a czasem i wyry­
wające z chóru głosy o śmierci, opłakiwaniu, wierności,
pamięci. Wizerunki poważnych mężczyzn, dostojnych

matron, wyprostowanych oficerów, chłopców w krótkich
spodenkach, dziewczyn z rozpuszczonymi włosami, dziew­
czyn ściskających w ręku powstańczy pistolet - mieszają się
z postaciami alegorycznymi, wcieleniami żalu, męstwa,
heroizmu - to znów z figurami aniołów lub przywołaniem
bólu Madonny czy też męki Chrystusa. Ważniejsze od

poziomu artystycznego (wysokiego w wielu przypadkach)

jest to, że rzeźby i architektura są tutaj tak różnorodne, tak

prawdziwe w uczuciach i otwarte w konwencjach. Obok
dzieł profesjonalistów są tutaj rzeźby naiwne, obok staran­
nie dobranych i solidnie utrwalonych słów - tabliczki z tek­
stami prościutkimi lub wylewnymi, nieopanowanymi
w wyrazie. Wszystko to tłoczy się, wzajemnie potęguje, jak
domy w starym mieście, różnorodne, bogate w kształcie,
gadatliwe w ornamentyce i symbolice, a przecież stano­
wiące harmonijną całość.

Uliczki w tych cmentarzach, przecinające się rytmicznie

pod kątem prostym, dzielą przestrzeń na regularne kwatery.
Mimo to przestrzeń nie staje się nigdzie monotonna. Dzięki
podobnemu usytuowaniu w szeregach tym bardziej dostrze­
ga się indywidualny wyraz każdego grobu, rozróżnia przejś­
ciowe style epoki. W architekturze tej obowiązuje przecież-

wynika z jej natury - powściągliwość, choć nie brak tu
zaskakujących efektów rzeźbiarskich, i czasem żal zamienia
się niemal w głośne wołanie. Trudno tu zresztą mówić wyłą-

background image

117

cznie o rzeźbie i architekturze, o elementach trwałych
powązkowskiego cmentarza: czerń i szarość żelaza i ka­
mieni gęsto pokryte są teraz - w dni wokół Wszystkich
Świętych - kwiatami, wstążkami, lampkami o kolorowych
szkiełkach.

Zawsze zresztą na naszych cmentarzach jest ruch; ludzie

przychodzą tu chętnie nie tylko z powinności wobec oby­
czaju, lecz także by pobyć w odświeżającym ducha świecie,
którego nie dotknęły szarzyzna i monotonia, który ustrzegł
się urzędowej nomenklatury w napisach, wizerunkach,
rytuałach. Niejedno osiedle ze standardowymi blokami
o standardowych oknach wydaje się bardziej martwe niż te
miasta umarłych, poprzerastane zielenią, obsypane kwia­
tami, ludzkie w swobodnym wyrażaniu uczuć, i tak nieska­
żone w swej prawdziwości.

background image

przegląd

powszechny 1'84

118

Matka Maria

Na ekrany kin w Polsce wszedł niedawno niezwykły w swym

rodzaju film radziecki „Matka Maria" w reżyserii Siergieja Koło-

sowa. Niezwykłość tegó,:obrazu polega na tym, że dotyczy on
postaci emigrantki, mniszki rosyjskiej, Jelizawiety Juriewny

Pilenko, primo voto Kuzminy-Kurawajewej, secundo voto Skopco-
wej i - aby niezwykłość tę spotęgować - wnuczki carskiego gene­
rała i żony oficera wranglowskiego. Choć ten niecodzienny
produkt kinematografii radzieckiej pokazuje heroizm matki Marii,
nie jest wolny od uproszczeń. Nie podejmując dyskusji z filmem,
którego największym walorem jest niezwykłość tematu, chcemy

pokazać osobowość samej bohaterki -

MATKI MARII.

Bogoiskatielstwo...

Liza Pilenko urodziła się w Rydze 20 grudnia 1891 r. w rodzinie

ziemiańskiej. Wczesne dzieciństwo upłynęło jej w czarnomorskim
mieście Anapa, gdzie jej ojciec był burmistrzem. Pilenkowie, mimo
luksusu materialnego, wychowywali surowo swoje potomstwo,
Lizę od dzieciństwa pociągało misterium wiary objawiające się
u niej w głębokiej, dziecięcej pobożności i emocjonalnym pragnie­
niu ofiary aż do męczeństwa.

Jeszcze przed 1905 r. Pilenkowie przenieśli się do Petersburga"

gdzie Jelizawieta ukończyła gimnazjum i zaczęła' uczęszczać na
kurs bestużewski, jak nazywano uniwersyteckie studium filozofii
dla kobiet. Interesowała się też prawem, teologią, a zwłaszcza
teozofią.

„...uciekaj od nas!"

W Petersburgu Jelizawieta należała do elity przedrewolucyjnej

stolicy Rosji. Związana była ze środowiskiem poetyckim „akmei-
stów" - z Achmatową, Błokiem, Bierdiajewem, Rozanowem i in­
nymi pisarzami; uznawana była jako utalentowana, debiutująca
poetka. Dekadencki styl życia niszczył wrażliwe osobowości i pod
wpływem tego dramatycznego uwikłania petersburskiej bohemy
Błok skreślił do Jelizawiety słowa: Jeśli jeszcze możesz, uciekaj od •
nas!
I rzeczywiście, z kręgu tych przyjaźni zaczęła się ona wyry­
wać, tym bardziej że pociągały ją problemy filozofii religii.
Wówczas nie miała jeszcze - jak sama to wyraziła - łaski wiary,
a jedynie jej silną wolę.

background image

119

W środowisku petersburskich dekadentów poznała swego męża,

Dymitra Kuzmina-Kurawajewa, człowieka o poglądach lewico­
wych, ledwie co zwolnionego z więzienia. Jelizawieta miała na­
dzieję, że przez małżeństwo zdoła go przywrócić normalnemu
życiu, lecz to był jej życiowy błąd. Nieudane małżeństwo po trzech
latach, w 1913 r., przed urodzeniem córki Gajany, rozpadło się.
Jelizawieta wyjechała z Petersburga bezpośrednio po „rozwodzie"

(w cerkwi jest to zdjęcie błogosławieństwa).

To doświadczenie życiowe - rzecz paradoksalna - zbliżało ją do

Chrystusa. Zdążała do Niego ostrożnie, jakby bała się lub nie była
pewna swego wyboru. Żyła nadzieją...

Rewolucja marcowa 1917 r. w Rosji uświadomiła jej wagę prob­

lemów społecznych - choć radykalizm Jelizawiety wyrósł z ducha
Ewangelii - i zawiodła ją do partii rewolucyjnych socjalistów, tzw.
eserów. Po rewolucji listopadowej związana była z podziemiem
eserowskim w Moskwie. Kiedy znalazła się na terenach zajętych
przez „białych", została aresztowana za „bolszewizm" i posta­
wiona przed sądem wojennym, któremu przewodniczył Ganił Jer-
mołajewicz Skopców, późniejszy mąż Jelizawiety. Otrzymała
„wyrok" dwóch tygodni aresztu.

Z tego okresu pochodzą profetyczno-katastroficzne wiersze i

szkice ascetyczne. Chcę się lulać po świecie i krzyczeć: Czyńcie

pokutę, przybliżyło się Królestwo niebieskie... Jesteśmy wezwani do

duchowego ubóstwa, do prześladowania, do zniewagi, bo takie jest
nasze powołanie...

Ciernie emigracji

Wojna domowa wyrwała wielu Rosjan z kraju; wyjechali z na­

dzieją, że gdzieś przeczekają rewolucyjny chaos. Europa nie była
przygotowana na przyjęcie tysięcy wyobcowanych z ojczyzny
i wieie lat musiało upłynąć, by emigranci zapuścili korzenie w no­
wym świecie.

Jelizawieta z mężem, matką i trojgiem dzieci (poza Gajaną miała

z Dąniłem Nastię i Jurę) przez Gruzję, Konstantynopol, Belgrad
dotarła do Paryża w 1923 r. Początek drogi był koszmarem, z. któ­
rego nie mogli się otrząsnąć jeszcze długo. Pobyt we Francji nie

oznaczał stabilizacji. Jelizawieta, wyniszczając oczy, ślęczała nad
szyciem i wyrobem lalek. Sytuacja rodziny poprawiła się dopiero
wtedy, gdy mąż Danił został szoferem. Zły los jednak nie ominął
ich. Niespodziewanie w 1926 r. zachorowała córka Nastia i przez
dwa miesiące gasła. Obrazem cierpienia Jelizawiety są jej rysunki
umierającej dziewczynki i wiersze targanej bólem kobiety.

Z tej tragedii Jelizawieta wyszła dziwnie uduchowiona; żyła

coraz bardziej w innym wymiarze... Miała 34 lata, przed nią było

background image

120

dalszych 19.1 kolejne ciosy... W 1936 r. zmarła w Moskwie,dokąd

pojechała z Paryża, 23-letnia córka Gajana. Zaraziła się tam tyfu­

sem. To był kolejny wstrząs duchowy dla matki.

«Zniwo Dnicha»

[ ] [Ustawa o kontroli publikacji i widowisk z 31 VII

1981 r. art. 2, pkt 3 (Dz.U. nr 20 poz. 99, zm. 1983 Dz.U, nr 44,

poz. 204)].

Jelizawieta Skopcowa zaangażowała się w pracę; otrzymała

misję na kilka środowisk pozaparyskich, gdzie przebywali emi­

granci ze Wschodu. Im bardziej poznawała los dzikich dzieci mojej

Rosji, jak nazywała tych wegetujących rodaków, tym bardziej

dążyła do tego, by wyrwać ich z alkoholizmu, narkomanii czy

odwieść od samobójczych myśli. Często ...nieoczekiwanie zmienia­

łam się w spowiednika. Od pierwszego spotkania zawiązywały się

szczere rozmowy o życiu emigranckim lub minionym... ludzie chcieli

wywnętrzyć się, opowiedzieć o jakimś ciężkim zmartwieniu, które

latami ciążyło ich sercu, albo o wyrzutach sumienia, które dławiły

ich. W takich ciężkich warunkach o wierze w Boga, o Chrystusie,

o Kościele mówić byłoby nadaremnie, bo trzeba im nie kazania

religijnego, a czegoś zwykłego - współczucia. Tak pisała sama.

Coraz bardziej żyła dla innych, podporządkowując temu celowi

sprawy osobiste i rodzinne. W 1927 r. wyszedł jej zbiór poezji

«Zniwo Ducha», świadectwo wiary, nadziei i miłosierdzia.

Skopcówowie od 1927 r. żyli właściwie w separacji, choć kontakt

utrzymywali stały. Byl to skutek nowego powołania Jelizawiety.

Skopcow nie był zbyt zachwycony, ale godził się z wyborem żony,

która pragnęła pójść prawdziwą i oczyszczoną drogą, jak mawiała

o życiu mniszym. Kanoniczne komplikacje zostały usunięte wed­

ług przepisów prawa kościelnego, obowiązującego od czasów cesa­

rza Justyniana. Jelizawieta stanęła wobec możliwości spełnienia

młodzieńczego pragnienia - wstąpienia do klasztoru.

Mniszka - nie mniszka; „mój czyn jest niczym"

W marcu 1932 r. Jelizawieta złożyła śluby monastyczne

w cerkwi siergiejewskiej przy paryskim Prawosławnym Instytucie

Teologicznym. Kiedyś nie mogła przełamać oporu matki i poświę­

cić się służbie Bogu i dopiero na emigracji zrealizowała swój za­

miar. Została mniszką; jej nowe imię brzmiało - matka Maria.

Myślała o powrocie do Rosji i pracy misyjnej na Syberii, podczas

gdy metropolita Jewłogij miał nadzieję, że matka Maria założy na

emigracji nowy klasztor. W tym celu była na Łotwie i w Estonii.

background image

121

Do niej jednak przemawiały przede wszystkim możliwości pracy
charytatywnej.

Niewielkimi środkami materialnymi udało się matce Marii

otworzyć w Paryżu dom-schronisko dla biedaków. Zatrzymywali
się tam włóczędzy i bezrobotni, żywili się najbiedniejsi. Wkrótce
budynek, mogący pomieścić ledwie kilkadziesiąt osób, okazał się
zbyt ciasny i poszukano innego, większego.

Rosyjską mniszkę doskonale znaii wszyscy paryscy hurtownicy

i handlarze. Słabowita kobieta w połatanym habicie - obuta
w zniszczone męskie trzewiki - niemal codziennie taszczyła na
plecach worek z darowaną żywnością. Później ktoś podarował jej
wózek. W wyglądzie matki Marii nie było siadu urzekającej poetki
i eleganckiej ziemianki...

Mimo ofiarnego zaangażowania spotykały ją wymówki, gdyż

dla niej modlitwy liturgiczne były na drugim planie, a częsta nie­
obecność na nabożeństwach powodowała, że wypowiadano o niej

kontrowersyjne sądy. Chciano, by była wszędzie, a jej obowiązki
przekraczały możliwości jednego człowieka. Praca była jej
mod­
litwą. Powtarzała - niby dewizę życiową - słowa: mój czyn jest

niczym.

„Zmęczyć się aż do wyniszczenia"

Była niezmordowana w poświęcaniu się dla drugich. Stale tro­

piła wegetujących na obrzeżach miast rodaków, opiekowała się
bezdomnymi, włóczęgami, zrozpaczonymi
i neurastenikami. Ścią­
gała wielu ludzi do swego schroniska, gdzie wnosili nieraz rażące
zwyczaje, a niekiedy odpłacali niewdzięcznością. Ale matka Maria
potrafiła usprawiedliwić nawet jawne oszustwa i kradzieże.

Emigracji rosyjskiej rzuciła „ideę społeczeństwa misyjnego"

i w efekcie jej zabiegów powstała organizacja pod nazwą „Prawos-
ławnoje Dzieło" - samorządna, niezależna od hierarchii cerkiew­
nej, mająca cele społeczne, religijne i kulturalne. Matka Maria
stanęła na czele Dzieła ze swoim ideałem religijno-moralnym:

Człowiek jest świątynią Ducha Świętego i niezniszczalnym obrazem

Boga.

„Jeślibyśmy byli prawdziwymi chrześcijanami, wszyscy byśmy nosili

gwiazdy"

Przeczuwała wojnę i wiele nieszczęść; żyła apokalipsą. Ale nie

myślała, by schronić się w bezpiecznym miejscu. Jeżeli chciała się
gdzieś przenieść, to tylko do ojczyzny.
Gdy zaczęła się wojna
niemiecko-rosyjska, bolała
nad oceanem przelanej krwi. Opubliko­
wała w odpowiedzi na nazistowską „krucjatę" antykomunistyczną

background image

122

list do żołnierzy francuskich pochodzenia rosyjskiego, walczących
u boku Niemców.

Kiedy zaczęły się masowe prześladowania Żydów francuskich,

matka Maria wystawiała im fałszywe dokumenty, wielu ukrywała,
słała paczki do
gett i obozów, wykradała Niemcom dzieci żydow­

skie. Współpracowała z francuskim ruchem oporu. Kiedyś powie­
działa: Jeślibyśmy byli prawdziwymi chrześcijanami, wszyscy byśmy
nosili gwiazdy.
A właśnie Żydów hitlerowcy napiętnowali „gwiaz­
dami syjońskimi". Dla matki Mani świadectwem miłości bliźniego

byłaby fizyczna tożsamość z cierpiącymi prześladowanie.

Męczeństwo; Jestem s i k a i mocna"

W 1943 r. Niemcy postanowili zlikwidować „Prawosławnoje

Dzieło". W czasie nieobecności matki Marii gestapo przeprowa­
dziło w schronisku rewizję i aresztowało jej syoa. Jurę Skopcowa.
Miał być zakładnikiem za matkę, "lecz po jej uwięzieniu nie wypu­

szczono go.

21 kwietnia 1943 r. wywieziono matkę Marię z fortu Romenville

do obozu w Compiegne. Tam ostatni raz widziała Jurę. Zginął
później jako więzień obozu koncentracyjnego Dora.

Ona znalazła się w Fiihrstenberg, podobozie Ravensbrück.

Postawą dodawała otuchy współwięźniarkom; była ciepła, serde­
czna, troskliwa, potrafiła umiejętnie likwidować zadrażnienia i an­
tagonizmy. Dla młodocianych była prawdziwą matką. „Była naszą
oazą po strasznym dniu" - wspomina Jacqueline Perrin. Czyty­
wała im Pismo Św., organizowała wspólnotowe modlitwy.

Ale każdy miesiąc pobytu w kacecie odbijał się na jej stanie

fizycznym; puchły jej nogi i ledwie nimi powłóczyła. Z końcem

1944 była u kresu sił. Kilka miesięcy wcześniej bliscy w Paryżu

otrzymali od niej wiadomość: Jestem silna i mocna.,., ale dodała po
rosyjsku: Zrobiłam się staruchą.

W styczniu 1945 r. wśród wyselekcjonowanych więźniarek zna­

lazła się i matka Maria; całą grupę przeniesiono do tzw. nowego
obozu, gdzie miały oczekiwać kolejki do komory gazowej. Prze­
żyła tam, w przerażających warunkach,
całe pięć tygodni. Stan
zdrowia „matuszki" - bo tak nazywano ją w lagrze - wyraźnie się
pogorszył; unieruchomiły ją ataki wątroby, wyniszczała dyzente-
ria. Nie straciła jednak ducha i żartowała z własnego wycieńczenia.

W tym czasie zdołała wyhaftować wizerunek Matki Bożej trzy­

mającej zdjętego z krzyża Chrystusa. Haftowała i wcześniej -
wymieniając chleb na nici.
Z obozowych „ikon" ocalała tylko jej
Matka Boska Łaskawa.

„Matuszka" wróciła z „nowego obozu", ale tylko połową życia.

Nawet funkcyjne nie zabraniały ukrywać jej przed kolejnymi selek-

background image

123

cjami. W Wielki Piątek 1945 r. wybiórka była niespodziewana.
Prawdopodobnie esesman Schwarzgruber, dokonujący selekcji
ominął ją, wszakże matka Maria - widząc przerażenie wybranych
na śmierć - dołączyła do nich.

W ostatnich godzinach życia pozbawiono ją jedynego kontaktu

z otaczającym światem - okularów. Ślepa i bezbronna niemal
pełzła. 31 marca 1945 r. - w Wielką Sobotę, w przeddzień Paschy
(według kalendarza prawosławnego) - matka Maria, nr 19263,
zakończyła ziemską pielgrzymkę w komorze gazowej. Jej zwłoki
spalone w krematorium wraz z innymi prochami rozsypano po
zboczu schodzącym do pobliskiego jeziora. W dwa dni później
Czerwony Krzyż objął opieką więźniów z. Francji.

Wiesław Jan Wysocki

background image

przegląd

powszechny 1'84

124

Modlitewnik

z 1863 roku

Literatura religijna w Polsce była

i nieustannie jest przedmiotem wielu,
bardzo nieraz szczegółowych i czę­

stokroć prawdziwie cennych badań.
Niczego dziwnego w tym nie ma,
skoro w dziejach kultury polskiej

Kościół odegrał tak ogromną rolę.
Wiemy więc o dziejach polskiej litera­

tury religijnej bardzo wiele i dysponu­

jemy antologiami oraz opracowania­

mi naukowymi naświetlającymi sze­
roki zakres problemów. Mijałoby się
z celem pełne dowodzenie prawdzi­
wości tych słów i prezentowanie -
choćby w skrótowym zarysie - tak
zwanego stanu badań. Jego przedsta­
wienie wymagałoby zresztą napisania
obszernej książki. Ograniczyć się
zatem wypadnie do wskazania paru

charakterystycznych przykładów,
przypominając, że Aleksander Brück­
ner napisał monumentalną Literaturę
religijną w Polsce średniowiecznej
(trzy
tomy,
1902-1904), że Karol Meche-
rzyński już w r. 1864 wydał Historię

wymowy kaznodziejskiej w Polsce, że

Kazimierz Kolbuszewski opracował
świetną Postyllografię polską XVI

i XVII wieku (1921), że liczne są

zbiory pieśni religijnych i równie
liczne są o nich studia, że przedmio­
tem penetracji badaczy były kolędy

i literatura pasyjna. Natomiast poza
naukowymi, historycznoliterackimi

i księgoznawczymi zainteresowania­
mi pozostały m o d l i t e w n i k i , te więc
książki, o których bez przesady po­
wiedzieć można, iż współtworzą co­
dzienność treści najszerzej rozumia­
nego życia religijnego. Bodaj tylko
najdawniejsze, rękopiśmienne modli­
tewniki polskie, takie jak Modlitewnik
dla kobiet
zwany też Modlitewnikiem

Ptaszyckiego (ok. 1530-1550), Modli­

tewnik Nawojki z końca XV wieku,

Modlitewnik siostry Konstancji (XV-

XVI wiek) czy tzw. Modlitewnik Wła­

dysława Warneńczyka z końca XV
wieku doczekały się pewnej liczby
opracowań jako dzieła wchodzące do
szeroko rozumianego korpusu daw­
niejszych zabytków piśmiennictwa
i języka polskiego. A przecież po
upowszechnieniu się druku książki do
nabożeństwa, zbiory modlitw, czyli -
modlitewniki - stały się najliczniej
drukowanymi książkami. Powstawa­
ło ich ogromnie wiele, a co charakte­
rystyczne, były to zazwyczaj dzieła
anonimowe i trud ich autorów (czy
często kompilatorów) pozostając
w ukryciu dawał im jeno chwałę przed

Panem. Ale był to trud owocny także
w sensie i wymiarze ludzkim, jak
bowiem wspomniałem, były modli­
tewniki zbiorami współkształtujący­
mi treść życia religijnego, a zatem
stanowiły także ważki czynnik kształ­
tujący ludzkie postawy i charaktery.
W codziennym życiu rodzin spełniały
modlitewniki rolę przynajmniej tak
samo ważną jak Biblia i postylle, zaś
znamiennym dowodem takiej ich
ważności bywało nieraz, że na ich

kartkach zapisywane były najważniej­
sze wydarzenia rodzinne i wypisy­
wani byli zmarli, o których chciało się
w modlitwie pamiętać. Lecz rzecz nie

tylko w tym - wystarczy przypomnieć

książki

background image

125

różne „śpiewniki kalwaryjskie", by
uprzytomnić sobie, że modlitewniki
odgrywały istotną rolę w kształtowa­
niu pewnych szczególnych postaci np.

kultu maryjnego czy kultu pewnych
świętych. W tych jednak wypadkach
pozostajemy w sferze samych tylko
domysłów, chociaż stopień prawdo­
podobieństwa jest niezwykle wysoki.
Równie wysoki jest także stopień
prawdopodobieństwa, gdy idzie o in­
ne aspekty roli spełnianej przez modli­
tewniki, które były ważkim czynni­
kiem w walce o zachowanie polskości
na terenach wynaradawianych.

Modlitewniki polskie w takiej sze­

rokiej skali przedmiotem osobnych
badań do tej pory bodaj nie były.
Umknęły jakoś uwagi historyków lite­
ratury, którzy musieliby w nich zoba­
czyć szczególną odmianę popularnej
literatury religijnej, umknęły uwagi
księgoznawców - a mogą być dla nich
osobliwie wdzięcznym przedmiotem
badań jako w szczególny sposób
układane zbiory tekstów, a także -
0 ile wiem - nie zostały dostrzeżone
1 w pełni docenione przez historyków
życia religijnego. Nie dysponujemy
nawet żadną bibliografią, która by
ilustrowała ilościowo cały ten prob­
lem i stanowiła podstawę do dalszych
badań. Utyskiwania te nie oznaczają
wcale, by rzecz była prosta. Wręcz

przeciwnie. Rzecz wymaga bardzo
starannych przemyśleń metodologi­
cznych' i wymaga znalezienia odpo­
wiedzi na pytania, jak je badać, czego
w nich szukać, do jakich celów dążyć.

Być może uwagi sformułowane powy­
żej mogą stanowić coś w rodzaju
sugestii wskazujących owe kierunki
badania, co przecież nie znaczy, by
sugerowały one sposób postępowa­
nia. Teoretycznoiiteracka definicja

modlitewnika mówi, iż jest to „zbiór
modlitw, publikowany osobno w po­
staci kodeksu rękopiśmiennego lub
(...) książki do nabożeństwa". Zasadą
organizującą modlitewnik jest zatem
dyrektywa bibliologiczna zbioru. In­
na rzecz, że zdaniem Stefanii Skwar-

czyńskiej „zbyt wyraźne i mocne
wiązanie takich układów małych
form, jak ich zbiory, z czynnikami
bibiiologicznymi jest wątpliwe i dy­
skusyjne" (tak stanowisko Skwar-
czyńskiej referuje Jan Trzynadlowski,
Małe formy literackie,
Wrocław 1977,
s. 131). W tym jednak przypadku
(modlitewnika jako zbioru tekstów)
koncepcja zbioru, choć niezależna od
tych dyrektyw, realizowana jest właś­
nie dzięki nim (powtarzam tu stano­
wisko J.Trzynadlowskiego). Oznacza
to zatem, że kompozycja koncepcji
modlitewnika jako zbioru tekstów
modlitewnych spełnia swoje zadania
dopiero dzięki czynnikom bibliologi-
cznym, bo przecież dopiero powiele­
nie modlitewnika w pewnej liczbie
egzemplarzy i wykorzystywanie go
w identyczny sposób decydują o jego
znaczeniu w życiu religijnym. Przy­
kładem nierespektowania tej zasady
bibiiologicznej jest opowiedziana bo­
daj przez Tuwima anegdota o babie,
która śpiewała w kościele „iksa, iksa,
dwa kołecki, o Maryjo i to do...",
odczytując jako tekst modlitewny spis
rzeczy, a zatem nie przyporządkowu­

jąc się zasadom wyznaczonym przez

specyficzne reguły zbioru tekstów

modlitewnych. Nie ma tu znaczenia
fakt, że dobry Pan Bóg mógł i taką
„modlitwę" przyjąć...

Uznanie dyrektywy bibiiologicznej

za jeden z czynników określających
sposób istnienia modlitewników
uzmysławia, iż w ich odczytywaniu

background image

126

bardzo ważną rolę odgrywać mus; res­

pektowanie ram delimitujących uży­
wanie. Inaczej mówiąc, użycie modli­
tewnika zgodne być musi z nadrzęd­
nie (czy apriorycznie?) zleconą mu
funkcją, najczęściej ex press is verbis

nazwaną w tytule. Tak więc „książka
kalwaryjska" pełnię zastosowania
znajdzie (li tylko - czy przede wszyst­
kim?) w odpowiedniej sytuacji kulto­
wej, czego znów nie utożsamiałbym
z regułami „dobrego modlenia się"
bo o tych w sensie normatywnym

chyba trudno mówić na płaszczyźnie
teoretycznoliterackiej. Co powie­
dziawszy zauważam, że więcej jest
w tych uwagach pytań niż konstatacji
pozytywnych.

Ale pytań tych trudno uniknąć.

Trafił do mych rąk wydany skromnie
i anonimowo w roku 1863 modlitew­
nik zatytułowany
Tarcza polska i opa­

trzony podtytułem Zbiór modlitw

i pieśni nabożnych dla narodu pol­

skiego (Warszawa 1863, ss. 176, mała

16°). Na odwrocie strony tytułowej

czytam, iż wydany został „Za wolą
i poleceniem ś.p. ks. arcybiskupa

Fijałkowskiego. Warszawa 15 wrześ­

nia 1861". Ale książeczka ukazała się
dopiero
w r. 1863 - mały dopisek
u dołu tejże strony informuje: „Za
pomocą Boską po usunięciu wielkich
przeszkód ten zbiór dopiero teraz
mogliśmy wydrukować". Ogląd całoś­
ci modlitewnika jasno tłumaczy, dla­
czego - choć został on
w zasadniczym
zrębie ułożony w r. 1861 - mógł się
ukazać dopiero w dwa lata później.
Jest to bowiem modlitewnik patrioty­
czny i taki jego charakter akcentuje
nie tylko tytuł. Dowodzi go również

mała winietka zdobiąca kartę tytu­
łową, jest na niej szarfa ze słowami

„Za Ojczyznę", jest serce przebite mie­

czem otoczone cierniową koroną, jest
krzyż i jest kotwica - są to zatem sym­
bole cierpienia i nadziei, tyleż nace­
chowane religijnie, co właśnie patrio­
tycznie i narodowo..

Na pierwszych stronach modlitew­

nika - oznaczonych zresztą oddzielną,
rzymską paginacją - znalazł się
Kalen­

darz niektórych ważniejszych wypad­

ków w Polsce, które święcić należy. On

to, wraz z symbolicznie nacechowa­
nym tytułem („Tarcza polska!) i sym­
boliką całej strony tytułowej tworzy
wspomnianą dyrektywę bibliologi-
czną dla modlitewnika, stanowiąc
zarazem wskazówkę dla użytkownika
książeczki, kiedy z niej korzystać
powinien - w jakich dniach szukać
w niej odpowiednich modlitw. Domi­
nują w tym kalendarzu wydarzenia
niewiele poprzedzające druk modli­
tewnika, przede wszystkim tragiczne,
związane z martytologią narodu: „ 14-

15 stycznia. Gwałt poboru wojsko­

wego w Warszawie na narodzie Pol­
skim przez moskali popełniony 1863
roku"; „25-27 luty. Rzeź w Warsza­
wie 1861";' „15 sierpień. Wyrok
śmierci przez szubienicę na Jaroszyń­
skim przez moskali w Warszawie
wykonany 1862 roku"; „26 sierpień.
Wyrok śmierci na Rżący i Ryllu
w Warszawie przez moskali wyko­
nany 1862". Są w tym kalendarzu
martyrologicznym oznaczone daty
rozbiorów Polski, jest rzeź Pragi w r.

1794, jest stracenie Artura Zawiszy

(14 listopada 1833 r.). Są jednak obok
tych wydarzeń tragicznych także
i daty chlubne umieszczone „ku pok­
rzepieniu serc": „uwolnienie więźniów
stanu w Galicji" (19 marca 1848 r.),

oddanie się w opiekę Najświętszej

Panny Królestwa Polskiego wraz.
z Janem Kazimierzem (1 kwietnia

background image

127

1656), jest przypomniane też zwycię­

stwo Jana III pod Wiedniem, podob­
nie jak cudowna obrona Częstochowy
przed Szwedami. Została także wy­
mieniona data początku powstania
w Królestwie Polskim: 22 stycznia

1863 r. Komentarzy ten zestaw nie

wymaga, uprzytamnia on, że pomyś­
lany wcześniej jako modlitewnik
patriotyczny, stał się on modlitewni­
kiem powstańczym.

Symbolika tytułu objaśniona zos­

tała w modlitwie wstępnej (bez tytu­
łu), pełniącej w sensie literackim rolę
wstęjpu do całej książeczki: „Wysłu­
chaj gorących modłów, Panie, za nie­
podległość Polski, Ojczyzny naszej
a służebnicy Twojej - błogosław
nasze rany i pomnażaj je, abyśmy nie
upadali na duchu wobec wrogów
naszych. Hasłem naszym, o Panie,

Krzyż, męczeństwo, wolność i miłość

braterska, a tarczą naszą Imię Twoje,
Imię Syna Twego, Imię Ducha Św.,
Matki Bożej, królowej Polski [...].

Przemień modły i prośby nasze w czyn

dokonany i sądź nas podług myśli,
słów i czynów naszych - chroń nas od
zdrady, wynarodowienia i odszcze-
pieństwa od wiary Ojców naszych".

Na treść modlitewnika składają się

teksty modlitewne specjalnie do niego
napisane, obok tekstów wsześniej-
szych, często cieszących się dużą
popularnością i spełniających ważną
rolę religijną. Przeznaczony widomie

do użytku powszechnego, zawiera on

modlitwy rodzinne (męża za żonę,
żony za męża, ojca za dzieci, modlitwy

wieczorne), ale niezwykłość siły eks­
presji zawdzięcza on silnemu zabar­
wieniu patriotycznemu modlitewnych
tekstów. Tarcza polska
uczy bowiem
gotowości i konieczności ofiary za
Ojczyznę. Że zaś książka w zasadni­

czym swym zrębie opracowana była
w okresie przedpowstaniowym, osta­
tecznie zaś zredagowana już i wydana
w czasie powstania, przeto owa war­
stwa patriotyczna ujawnia się w dwo­

jakiej postaci. Z jednej strony modli­

tewnik spełnia rolę patriotyczno-reli-
gijno-edukacyjną. polegającą na pod­
trzymywaniu wartości narodowych
i religijnych. Znamienny jest pod tym
względem zamykający książeczkę
tekst zatytułowany Do matek polskich
(s. 172-175), zawierający wyraźne
echa romantyczno-mesjaniczne
(„Świętą jest wolą Twoją, aby najszla­
chetniejszy na świecie naród, nie

mający grzechów śmiertelnych, oczyś­
cił się ze swych błędów, bo wielkie
czeka go przeznaczenie"). Sformuło­

wana tu została koncepcja domu

rodzinnego jako ostoi polskości i z nią
związane zostały zadania polskich
matek, tym motywowane, że w ich
rękach „leży cała przyszłość narodu,
bo w waszych rękach spoczywa mło­
de pokolenie". Ów program wycho­
wawczy polega na dostarczaniu odpo­
wiednich wzorów prawych Polaków,
narodowej sprawy męczenników - ich
wizerunki znaleźć się powinny nad
kolebką dziecka obok krzyża, „a po­
wieść o ich czynach, poświęceniach
i męczeństwach, niechaj splecie się
ściśle z legendami o świętych pań­
skich. Niechaj mu matka krótkimi
a zrozumiałymi słowy opowie bieg ich
życia, ich trudy i cci ich, blizny
w walce za Ojczyznę poniesione, nie­
chaj patrzy ze czcią na skute kajda­
nami ręce, niechaj zawczasu oswaja
się z myślą, że oswobodzenie Ojczy­
zny spod obcego jarzma powinno być
celem jego żywota".

Z tym wątkiem edukacyjnym wido­

mie korespondują liczne modlitwy

background image

128

i pieśni pomieszczone w książeczce.
Trudno tu wszystkie wymieniać -
wspomnę, że jest tu
Chorał Ujejskiego

(„Z dymem pożarów"), ogromnie
wówczas popularny, że obok pieśni

Boże coś Polskę, podanej w obszernej,

dziesięć zwrotek liczącej wersji, są tu
dwie parafrazy: maryjna (inc. „Matko
Chrystusa najświętsza Maryja! Z ję­
kiem przychodzim do Twego ołta­
rza...") i stanowiąca modlitwę za
„Matkę Polskę" - z refrenem: „Prze­

cież o Panie, nie nad nami Panie! Nad
Matką Polską miej pożałowanie!"

Pieśni patriotyczno-religijnych jest tu

zresztą więcej; by móc coś o nich
powiedzieć, trzeba by badaniami szer­
szymi objąć cały repertuar ówczesny,

a rzecz nie jest prosta, skoro w sytua­
cji przedpowstaniowej parafrazowane

i aktualizowane były różne teksty
wcześniejsze. Przykładem tego niech
będzie parafraza znanej kolędy (Pan
z nieba i z łona Ojca przychodzi"

z refrenem: „O dajże nam Panie,
niech Polska wstanie!"

Drugie oblicze patriotycznej wy­

mowy tego modlitewnika wiąże się
z jego aktualizacją wobec wydarzeń
powstaniowych. Widocznie w ostat­
niej chwili przed drukiem opraco­
wany wcześniej zbiór został uzupeł­
niony o kilka tekstów. Jednym z nich

jest piękny bardzo i ciekawy Głos

Boga do ludu polskiego (s. 102-114),

z którego warto przytoczyć choćby
kilka znamiennych fragmentów:

cześć i chwała Panu nad Pany,

bo naród polski ocknął się z letargu,
z błahego uśpienia uderzył u stóp
ołtarza pokutnym czołem, zrosił
łzami te niwy polsko-Chrystusowe,
policzył ciężkie dni swoje, w modlit­

wie śród gradu kul, prześladowań.

męczeństwa, we wszystkich częściach
Polskiej ziemi, podniósł ducha swego
i wyrobił siły swoją wiarą świętą i sta­

nął wśród niewoli tak silnie, że
zatrząsł potęgą swoją gmachy ciemię­
żących oprawców królestwa Polskie­
go, rozmiłował się w Chrystusie i za
pomocą jego wiedzie otwarty bój z ty­
ranami swymi. Po tylu modłach i cier­

pieniach wysłuchał Pan nad Pany
łkania nasze, bo zsyła nam znowu
męczenników imienia i narodu pol­

skiego i daje nam zaszczytnie wy­
trwać w krwawej doli naszej. [...]

Idziemy i iść powinniśmy do wol­

ności a nie do swawoli. A jedność, to

jedna myśl, jedno słowo, jeden czyn

z góry do dołu i z dołu do góry. Jeden
czyn, to czyn w jednej chwili - takiej
chwili nam potrzeba. Wtedy dopiero
Polskę odbudować możemy własnymi

siłami a siły nasze Bóg wzmocni i po­
moc przyśle. Zstąpi z nieba Duch

Boży w widomej postaci. Zwycięzca

zbawiciel... a zstąpi wtedy, gdy cały
naród będzie jako jeden mąż. I tym
zwycięzcą zbawicielem będzie kość
kości naszych, krew krwi naszej. Tak
własnymi siłami Polskę odbudować
możemy, ale kielnią naszą niech
będzie jedność a młotem wytrwałość.
Pijmy tedy do dna ten kielich goryczy.
Bóg nad nami i powie kiedy zamiast

Boże coś Polskę zaśpiewać mamy

Hosanna in excelsis! [...]

Boże Ojcze, któryś wywiódł Lud

Twój z niewoli egipskiej i wrócił mu
Ziemię Świętą.

Wróć nam Ojczyznę naszą! [...J
Wszyscy Święci Opiekunowie Rze­

czypospolitej Polskiej,

Módlcie się na nami!
Od niewoli moskiewskiej, austriac­

kiej i pruskiej,

Wybaw nas Panie!

background image

129

Przez męczeństwo trzydziestu tysię­

cy rycerzy barskich poległych za wiarę
i wolność,

Wybaw nas Panie!
Przez męczeństwo dwudziestu ty­

sięcy obywateli Pragi, wyrżniętych za
wiarę i wolność,

Wybaw nas Panie!
Przez męczeństwo obywateli wyr­

żniętych w kościołach Oszmiany
i w domach,

Wybaw nas Panie!
Przez męczeństwo żołnierzy po­

mordowanych vi Fisza wie przez Pru­
saków,

Wybaw nas Panie!

Przez męczeństwo żołnierzy zaknu-

towanych w Kronsztadzie przez Mos­
kali.

Wybaw nas Panie!
Przez męczeństwo
mężów, żon,

dzieci, ojców i matek brzemiennych
pomordowanych w rzezi r.
1846 za
podu szczenięta
Austriaków,

Wybaw nas Panic!
Przez rany, izy i cierpienia jęczą­

cych w lochach Sybiru i na stepach
Kaukazu - jako też w więzieniach
moskiewskich,
austriackich i prus­
kich w Warszawie. Lwowie, Pozna­
niu, Kufsztajnie, Sonnenburgu i in­
nych miejscach.

Wybaw nas Panie!
Przez krew i męki Konarskich,

Zawiszów, Wołowiczów, Ściegien­
nych i tysiaców innych męczenników
polskich, kijawi i kiiutarti zabitych,
po wieszanych i rozstrzelanych,

Wybaw nas Panie!
O broń i orły narodowe,
Prosimy
cię Panie!

O śmierć na polv, bitwy,
Prosimy
cię Panie! [...]
Ludu Polski! Oto codzienna mod­

litwa twoja, codzienny psalm i tarcza

twoja - Bóg przyjmie modły, pienia,
przysięgę i
ofiarę taką, b o wszystko
krwią zlane, łzawi i rucczcństwnin
uwieńczone. Trwaj Ludu Polski na
obranej drodze, przelej słowa w czyn
święty, nie splam ani cieniem gnuś­
ności czujnego ducha twego, ogrodź

uszy twoje cierniem od podszeptów
złego, a słuchaj tylko głosu
Boga
i Pana twego - a będzie nam wolność,

jakiej dotąd nie było na ziemi - i bę­

dziemy wszyscy wolnymi i równymi,
że na całej ziemi Polskiej nie będzie
słychać ani głosu pana, ani niewol­
nika, ani świstu knuta, ani jęku

męczenników na rusztowaniach i p o
więzieniach: tylko wszędzie śpiewanie
radości i błogosławieństwa, bo na
całej ziemi polskiej wszyscy będą
braćmi po Ojcu Bogu i wszyscy Pola­
kami po Matce Polsce".

Z tych i takich słów powstaniowego

modlitewnika czerpali otuchę, na­
dzieję i wiarę Polacy przed stu dwu­
dziestu laty. Można
z jego kart

odczytać polskie nastroje i oczekiwa­
nia, daje on świadectwo religijnej kul­
tury polskiej i dowody znaczenia oraz

popularności pewnych pieśni: jest naj­
prawdziwszym dokumentem ducha
czasu.
Ukazanych tu kilką aspektów

jego irsści nie wyczerpuje ca'c.k:i

problematyki (trzeba by cały modli­
tewnik przsdrukowiić, by w nclni
zobrazować jego
niezwykłą eks­
presję). Tu przedstawiony on został
w oderwaniu
od innych tego rodzaju
dokumentów swojej epoki - a prze­
cież nie ulega wątpliwości, że Ta>'?a

polska jest jednym tylko ogniwem

w bogatej tradycji polskich modlit sw~
ników.
Istnienie tej tradycji jest fak­
tem niewątpliwym, tyle że niewiele
o niej wiemy. Wiedząc sporo o róż-

background image

130

nych formach polskiej religijności
w rzeczywistości zarazem nie wiemy,

jak modlili się dawniej Polacy - choć

przecież wiemy, że cytowane wyżej
fragmenty sparafrazowanej
Litanii
Pielgrzyma
krążyły w odpisach i pow­
tarzane były w czasie wieczornej

modlitwy w polskich domach. Siostra
poety Michała Jezierskiego
Modlitwę
Pielgrzyma
Mickiewicza i fragmenty
tej litanii wpisała do swego zeszytu
właśnie w r. 1862. To jeszcze jeden

dowód, że o dawnych drukowanych
i rękopiśmiennych polskich modli­

tewnikach warto i trzeba pamiętać...

Jacek Kolbuszewski

R y s z a r d B e n d e r

Ksiądz

Karol Mikoszewski

(X. Sykstus) 1832-1886

Członek Rządu Tymczasowego

Narodowego 1863

emigrant, zesłaniec

Warszawa 1982. ss. 251

Łuny pożarów, szczęk oręża i od­

głosy toczących się walk na ziemiach
zaboru rosyjskiego tworzyły .atmos­
ferę grozy i niepewności o los toczą­
cego się powstania narodowego, które
przecież w. swym wyniku miało przy­

nieść korzystne zmiany społeczno-
-gospodarcze i polityczne w życiu mie­
szkańców nie tylko tej dzielnicy, ale
całej Polski. Powstanie styczniowe
z Rządem Narodowym i programem
działania budziło nadzieję na -lepsze

jutro umęczonego pod zaborami na­

rodu. Ewolucja, jaka dokonała się
w umysłowości i świadomości naro­
dowej Polaków w okresie między
powstaniem listopadowym a stycz­
niowym, znalazła odzwierciedlenie
w składzie społecznym uczestników
powstania.
W jego szeregach licznie
były reprezentowane niemal wszyst­

kie warstwy społeczne - od szlachty,
wyższych grup mieszczańskich idrob-
nomieszczańskich, po chłopstwo
i różne kategorie wyrobników. Du­
chowymi przewodnikami, ale często
i strategicznymi, w okresie tego olb­
rzymiego zrywu wolnościowego byli
duchowni - diecezjalni i zakonni.

O jednym z wielu kapłanów-

-bojowników, biorących udział
w powstaniu styczniowym, księdzu

Karolu Mikoszewskim, chcemy wspo­
mnieć z okazji ukazania się obszernej
monografii książkowej o nim Ryszar­
da Bendera. Prof. Bender zajmuje się
m.in. badaniem epoki powstania sty­

czniowego i ruchu chrześcijańsko-
społecznego w Polsce pod zaborami.
Jest autorem licznych książek oraz
rozpraw i artykułów naukowych z te­
go zakresu.

Karol Mikoszewski urodził się

w 1832 roku w Warszawie. Szkołę
średnią ukończył
w roku 1847. Wstą­
pił do Seminarium Duchownego
Św.
Krzyża w Warszawie. Niedługo
przebywał
w seminarium. Skierowa­
no go od razu na studia wyższe
w Akademii Duchownej w Warsza­
wie. Zawdzięczał to «własnej pracy,,
zdolnościom i pobożności". Nauko­
wa atmosfera panująca w Akademii,
bogato wyposażona biblioteka, nau­
czanie języków starożytnych (łaciny,
greki i hebrajskiego) oraz nowożyt­
nych - wszystko to było silnym bodź­
cem w pracy studentów Akademii,

background image

w której studiowało wiele <«młodzieży

myśiącej», skłonnej również do kryty­

cznego ujmowania spraw wiary. Mi­
koszewski. kształtując swoją osobo­
wość i poglądy na roię w życiu
człowieka i kapłana, zapałem i gorli­
wością w służbie Bogu i bliźniemu
wysuwał się na czoło wśród kolegów.
Na studiach teologicznych intereso­
wał się najbardziej prawem kanonicz­
nym.

Święcenia kapłańskie przyjął w dniu

28 marca 1855 r., w dzień św. Syk­
stusa. Imię to stało się jego pseudoni­

mem podczas działalności spiskowo-
-konspiracyjnej. Święceń udzielił mu
bp Antoni Fijałkowski, przyszły
metropolita warszawski.

Ks. Mikoszewski został wikariu­

szem w parafii św. Aleksandra w War­
szawie. Całą duszą oddał się pracy
duszpasterskiej. Obok czynności litur­
gicznych ważne znaczenie miał dla

niego kontakt «ze wszystkimi klasami
ludzi», szczególnie z najniższych
warstw społecznych, którym starał się
nieść słowa duchowej otuchy.

Szerzące się pijaństwo wśród zna­

cznej części ubogiej ludności stolicy
napawało go niepokojem. Ks. Miko­
szewski rozpoczął intensywną pracę

nad wykorzenieniem tego poniżającego
ludzkość nałogu.
Kazania wygłaszane

na ten temat, w kościele św. Alek­

sandra na Placu Trzech Krzyży
w Warszawie przyciągały tłumy wier­
nych nawet z innych parafii. Wstrze­
mięźliwość od alkoholu ks. Miko­
szewski nazwał niebianką szczęścia
i lepszej doli pracującej klasy rzeszy
społeczności.
Prof, Bender pisze: „Lu­

dzi, którzy wyrzekli się pijaństwa,
w sposób uroczysty, przed ołtarzem
Matki Boskiej, wpisywał ks. Miko­
szewski do specjalnej okolicznościo­

wej, księgi. Zobowiązani byli co
miesiąc spotykać się w węższych gro­
nach, na przykład mieszkający pr/.y
tej samej ulicy, aby wzajemnie się kon­
taktować i zachęcać do dalszego wytr­
wania w trzeźwości. Wszystkich ich
zamyślał ks. Mikoszewski zorganizo­
wać w odrębne bractwa trzeźwości,
lecz władze carskie w Warszawie nie
udzieliły zezwolenia na zorganizowa­
nie tego rodzaju bractw, dopatrując
się w tym celów patriotycznych i re­
wolucyjnych. Ks. Mikoszewski w ro­
ku 1862 ogłosił drukiem wybór
swoich kazań o trzeźwości pod tytu­

łem Kazania o pijaństwie. Książka zos­

tała przyjęta przez społeczeństwo
warszawskie i prasę z dużym uzna­
niem".

27 lutego 1861 roku podczas jednej

z manifestacji religijno-patriotycz­
nych w Warszawie na Placu Zamko­
wym od kul żandarmów zginęło pięć
osób. «Kraj wkroczył - jak pisze autor

- w okres tak zwanej rewolucji moral­
nej, charakteryzującej się rozwojem

manifestacji uczuć patriotycznych
i religijnych". W kościołach całego
kraju odprawiano nabożeństwa za
poległych. W dniu ich pogrzebu

w kościele św. Aleksandra ks. Miko­
szewski wygłosił płomienne kazanie,
w którym m.in. mówił: Kto umiera za
braci swoich, dla zachowania drogich

pamiątek ojców swoich, len można
powiedzieć, umiera za sprawę Boga.

Kazanie wydrukowano i kolporto­
wano w Warszawie i na prowincji.

Ks. Mikoszewski zaangażował się

w tajne prace spiskowe. Śledzono
każdy jego krok, każde słowo. W 1862
r. w Warszawie zaczęło wychodzić
tajne czasopismo „Głos Kapłana Pol­

skiego". Założycielem czasopisma,
redaktorem naczelnym i jednym z. wy-

background image

132

dawców był ks. Mikoszewski. Pismo
miało wciągać duchowieństwo do
prac
przygotowawczych na rzecz pow­
stania, informować i przygotowywać

społeczeństwo katolickie w całej Pol­
sce do mającego nastąpić ruchu zbroj­
nego przeciwko zaborcy. Credo re­
dakcyjne pisma brzmiało: ...aby go­
dzić naród z Kościołem, Ojczyznę
ziemską z Ojczyzną niebieską, ukazać,
że religia Chrystusa nie jest wcale pod­

porą despotów, że jest ona, owszem,

osłoną uciśnionych.

„.Ojciec Syxtus" znany w Warsza­

wie i na prowincji jako autor płomien­
nych odezw i artykułów patriotycz­
nych adresowanych do duchowień­
stwa i całego społeczeństwa zaboru
rosyjskiego, wszedł w skład Komitetu
Centralnego Narodowego. Kierował
Wydziałem ' Spraw Duchownych
i Opieki nad Ludem. Odezwa, wydana
w imieniu Komitetu Centralnego
i wspomnianego Komitetu z podpi­
sem Ksiądz Syxtus, głosiła: ...oswobo­

dzić chłopa od samowoli pana, dać mu

własność ziemi za małym wynagrodze­

niem właścicieli, rozszerzyć oświatę

wśród tego ludu ciemnego. W dalszych
słowach, apelując do kapłanów, ks.
Mikoszewski pisał: Prowadźcie więc
rzeczy w ten sposób, żeby usunąć nie­
uzasadnioną trwogę w bogatszych,
a jednocześnie uczucia szlachetnej god­
ności rozbudzić w prostym narodzie.
Tępcie nienawiść i zawziętość między
klasami, co się osiągnąć najskuteczniej
może jasnym i częstym tłumaczeniem

prawd w Ewangelii zawartych, a je­

szcze roztropnym objaśnieniem obec­
nego położenia. Niechaj wieśniak do­
brze zrozumie i uwierzy, że w Rządzie
polskim znajdzie wszelką sprawiedli­

wość, której na próżno dotąd szukał, że
ten Rząd nikomu go krzywdzić nie poz­

woli, ale do równej godności obywatel­

stwa razem z innymi go podniesie.

Branka na prowincji wyznaczona

przez władze carskie na dzień 25 sty­
cznia oraz silny nacisk konspiracyj­
nych komisarzy wojewódzkich zmusił
Komitet Centralny do przyspieszenia
przygotowań do wybuchu powstania.
Dnia 15 stycznia 1863 roku w bu­
dynku
parafialnym kościoła św. Ale­
ksandra w Warszawie, w mieszkaniu
ks. Mikoszewskiego, zebrał się Komi­
tet Centralny
na posiedzenie, na któ­
rym zapadła uchwała
o wybuchu
powstania w nocy z 22 na 23 stycznia

1863 roku. Dnia 17 stycznia Zygmunt

Padlewski kierujący sprawami woj­

skowymi wyruszył w teren, do Kam­
pinosu. Zredagowano i wydrukowa­
no manifest,
zawiadamiający miesz­
kańców Warszawy i całego Królestwa

Polskiego o wybuchu powstania.
Równocześnie drukowano dekrety
uwłaszczeniowe Rządu Narodowego
dotyczące włościan

1

i bezrolnych.

Przypuszcza się, że to właśnie ks.
Mikoszewski przekazał manifest i de­
krety do druku
Zdzisławowi Janczew­

skiemu i. jego grupie akademików.

Akty prawne drukowano pod nagłów­
kiem: Centralny Komitet Narodowy,
lecz gdy wyszło spod prasy kilkaset
egzemplarzy,
ks. Mikoszewski zni­
szczył je i dał inny tytuł: Rząd Naro­
dowy, a
następnie jeszcze inny i osta­
teczny: Centralny Narodowy Komi­
tet, jako Tymczasowy Rząd Narodo­
wy.
Członkowie Rządu Narodowego
- Oskar Awejde, Józef Kajetan
Janowski, ks. Karol Mikoszewski
i sekretarz Jan
Maykowski - obawia­

jąc się odcięcia stolicy od prowincji,

gdyby miasto znalazło się w oblęże­
niu, postanowili w dniu 22 stycznia

1863 roku wieczorem opuścić War-

background image

szawę. Inny członek Rządu, Stefan
Bobrowski, pozostał w Warszawie na
czele tajnej Komisji Wykonawczej.

Ks. Mikoszewski pojechał do wsi
Żelazna, w powiecie skierniewickim,

aby objąć tam probostwo, na które
został skierowany jeszcze przed wybu­
chem powstania. Z okazji święta
Matki Boskiej Gromnicznej ks. Miko­
szewski, jako kanonik, odprawił

w swym kościeii w Żelaznej uroczystą
Mszę świętą i wygłosił okolicznoś­
ciowe kazanie, w którym uczestniczył
również Józef -Kajetan Janowski.
Obaj udali się następnie do Nowej Wsi

(dziś Nowa Słupia), gdzie chwilowo
zakwaterowały się oddziały Langiewi­
cza, stoczywszy przedtem pod jego
dowództwem bitwę z Rosjanami. Nie­
bawem Langiewicz wraz z całym obo­
zem powstańczym przeniósł się na
Święty Krzyż, dokąd podążyli rów­
nież ks. Mikoszewski i Janowski.
Zamieszkali oni w znajdującym się
tam klasztorze pobenedyktyńskim,
gdzie też ulokowano różnorodne
agendy powstańcze. W klasztorze ks.
Mikoszewski zastał kilkunastu księży
obłożonych karami kościelnymi.
W ich obecności odprawił Mszę
świętą, o czym wspomina w pamięt­
niku: Przebaczyłem im ich winy w imię
Ojczyzny, dobijającej się wolności,

zachęciłem do poświęcenia się dla niej.

Dnia 10 lutego 1863 roku Rosjanie

zaatakowali cddziaty powstańcze pod
Świętym Krzyżem. Stoczono zaciętą
walkę. Stefan Kieniewicz w swej syn­
tezie o powstaniu styczniowym pisze,
że atakujący oddziały Langiewicza
pod Świętym Krzyżem pułkownik
Ksawery Czcngiery spotkał się «z nie­
spodziewanie stanowczym oporem
i cofnął się ze sfratami». D o wycofu­

jących się ze Świętego Krzyża od­

działów Langiewicza dołączyli ks.
Mikoszewski i Józef Kajetan Jano­
wski.

Wszyscy oni teraz udali się do

obozu pułkownika Stanisława Krzesi-
mowskiego, znajdującego się w Sta­
szowie. Tam pułkownik Krzesimow-
ski, weteran powstania listopadowe­

go, na wniosek Langiewicza, został

mianowany generałem. Akt nomina­
cyjny podpisali: Langiewicz, ks. Mi­
koszewski i Józef Kajetan Janowski,
zaopatrując go wielką pieczęcią Rzą­

du Narodowego. Prof. Bender pod­
kreślił: «Pieczęć ta w powstaniu sty­
czniowym spełniała niemal magiczną
rolę. Stanowiła ona symbo! władzy
narodowej. Dokumentom opatrzo­
nym jej odciskiem podporządkował
się każdy Polak, doceniał jej wagę
wróg. Tajny Rząd Narodowy bywał
określany rządem pieczęci".

Ks. Mikoszewski co jakiś czas wra­

cał z terenu i pola walki podejmując
czynności liturgiczne i duszpasterskie
w swej nowej parafii w Żelaznej koło

Skierniewic. Z trudem jednak to się
udawało. Władze carskie wyśledziły,

że był on „Syxtuscm". Nie sypiałem na

łóżku - pisze w pamiętniku - lecz

w kryjówkach zręcznie obmyślonych
i bardzo trudnych do wykrycia.
Wpa­
dał niekiedy w ręce rosyjskie, unikał

jednak aresztowania, gdyż nie został

rozpoznany. Naczelne władze naro­
dowe - stwierdziwszy niebezpieczną
sytuację, a jakiej znalazł się ks. Miko­
szewski - postanowiły temu zaradzić.
Rząd Narodowy już w czasie dykta­
tury Romualda Traugutta zwrócił się
do ks. Mikoszewskiego z propozycją
wyjazdu za granicę, oświadczając jed­
nocześnie: «Nie wątpimy, że gdziekol­

wiek ksiądz się znajdzie, będzie ksiądz
służył swojemu narodowi z tym sa-

background image

134

mym zapałem i aktywnością, jaką
dotąd okazywał*.

Ks. Mikoszewski wyjechał do Fran­

cji. Przebywał 10 lat na emigracji,
poświęcając się z całym zapałem
pracy charytatywnej wśród uchodź-
ców-powstańców w Paryżu. Rozwijał
również akcję wydawniczą i publicy­
styczną dotyczącą problemów pol­
skich i polsko-europejskich. W tej
misji jeździł po krajach Ameryki

Południowej, zaznajamiając tamtej­

sze społeczeństwa z zagadnieniami

narodu polskiego, cierpiącego w nie­

woli.

Ze strony wywiadu rosyjskiego

zachęcano Polaków do powrotu do
Królestwa Polskiego.
Akcję tę moty­
wowano faktem, jakoby władze
car­
skie były skłonne do zawarcia ugody
i porozumienia ze społeczeństwem
polskim w zaborze rosyjskim. Ze źró­
deł tych lansowano również pogłoski
o mającej nastąpić amnestii dla
Pola­
ków powracających do kraju oraz
o projektowanych reformach dla Kró­
lestwa Polskiego na' wzór znanego

programu margrabiego Wielopolskie­
go.

Nostalgia za krajem i gorące prag­

nienie powrotu w rodzinne strony sta­
nowiły w niejednym przypadku czyn­
nik decydujący o powrocie z emigracji
do kraju. Ks. Mikoszewski myślał
przede wszystkim o poświęceniu się
dalszej pracy duszpasterskiej wśród
wiernego ludu Warszawy, gdzie,
jak

mówił, bije serce Polski. Powrócił do
kraju latem
1873 roku. Zaraz też osa­
dzono go w X pawilonie Cytadeli
Warszawskiej.

Po ośmiu miesiącach śledztwa

dotyczącego jego działalności jako
członka Rządu Narodowego w pow­

staniu styczniowym oraz politycznych

koncepcji, ks. Mikoszewski został
skazany przez władze carskie na bez­
terminowe zesłanie w głąb Rosji.

Przebywał tam prawie 11 lat i został
zwolniony z końcem 1885 roku z wa­
runkiem,
że nie powróci do Warszawy
i opuści granice cesarstwa. Pojechał
do Budapesztu. Na gościnnej ziemi
węgierskiej, w kościele katolickim, do
którego
uczęszczali Polacy przybywa­

jący do stolicy Węgier w poszukiwa­

niu pracy, ks. Mikoszewski pełnił
obowiązki
kapłańskie. Krótko przed

śmiercią otrzymał zezwolenie na zało­
żenie szkoły polskiej, która miała
chronić polskie dzieci
przed wynaro­
dowieniem.
Nie dane mu było cieszyć
się spełnianiem tych szczytnych obo­
wiązków
względem Ojczyzny. Ks.
Karol Mikoszewski zmarł w Buda­
peszcie,
3 października 1886 roku
w wieku 54 lat.

Edward Wierzbicki

Konserwatyzm który o c a l a

Wojciech Karpiński

Cień Metternicha

Szkice

PIW, Warszawa 1982

Wojciech Karpiński uprawia swoi­

stą refleksję o historii poprzez ukazy­
wanie dylematów myśli politycznej.

Przekonania zawarte w jego nowej
książce - Cień Metternicha - wypowie­
dziane po wielokroć w publikacjach
wcześniejszych, teraz wracają w for­
mie refleksji zmierzającej do wyłowie­
nia z przeszłości tych poglądów i pos­
taw, które mają znaczenie dla,ewo­
lucji myśli politycznej.

background image

Polityka w historii dziejów intere­

suje Karpińskiego najbardziej, nigdy

jednak - omawiając polityczne pro­

gramy i strategie - nie rezygnował on
z analizy ich kulturowego- kontekstu.
Tak również dzieje się w przypadku

ostatniej jego książki. Już w pierw­
szych dwóch szkicach cofamy się do
historii politycznej Sparty i Aten po
to, by wejść w krąg rozstrzygnięć kul­
turowych zapowiadających jak gdyby
procesy cywilizacyjne późniejszych
dziejów Europy. Czytamy w „Zmierz­
chu Aten": « Procesem, który na dłuż­
szą metę okazał się najbardziej
szkodliwy dla twórczego działania
zbiorowości, by! zanik pośrednich
form organizacyjnych między obywa­
telem a państwem. Państwo przestało
być rozumiane jako związek celowy,

służący do utrzymania ładu wewnątrz
społeczności i ułatwiający jej rozwój
dzięki twórczej inicjatywie jednostek;
zaczęto traktować państwo jako czyn­
nik nadrzędny wobec społeczeństwa-*
(s. 19). Wokół tej konstatacji nie­
ustannie rozwija się myśl Karpiń­
skiego. Autor pokazuje dokonywanie
się tego procesu w historii. Nade
wszystko zaś obrazuje, jak szkodliwe
w skutkach są decyzje likwidujące
niezależność społecznych ciał i insty­
tucji. Czyni to niewątpliwie jako czło­
wiek głęboko przywiązany do idei
wolności w różnych jej wymiarach,
ale również jako wnikliwy obserwator
losów państw, które sprzeniewierza­

jąc się tej idei zniszczyły swoje narody,

po czym same zniknęły z areny
dziejów.

W sposób szczególny w swych

Szkicach wypowiada Karpiński sło­
wo: s p o ł e c z e ń s t w o . Zawsze jest to
twór żywy. Jeśli zaś mówi o „zamiera­
niu społeczeństwa", sugeruje tym

1,35

samym, że nie jest ono tworem abs­
trakcyjnym, mogącym istnieć niezale­
żnie od indywidualnego losu tworzą­
cych je ludzi. Posługuje się słowem
•••społeczeństwo* jedynie wobec tych
zbiorowości ludzkich, które poprzez
bogactwo form swego zbiorowego
bytowania zapewniły wszystkim jed­
nostkom możliwości współdecydowa­
nia o swym istnieniu. Pogląd teki ma
na pewno,,-przeciwników. Są nimi
wszyscy ci politycy i ideologowie,
którzy - dopatrując się z?.stożenią'
własnych pozycji - w każdej autenty­
cznej inicjatywie jednostek pragną za
wszelką cenę stłumić ją. Powołują się
przy tym najczęściej na potrzebę
zachowania tak
r<uz\v:.?,o ładu społe­
cznego. Idealna jest dla hich sytuacja,
w której człowiekowi pozbawionemu
swych kolejnych praw wydaje się, że
zyskuje je. Zatem idealne jest społe­
czeństwo nieświadome swej rzeczywi­
stej sytuacji. Czy takie idealne społe­
czeństwo pozostanie jednak nadal
społeczeństwem? Wydaje się, że dla
Karpińskiego rsie ma «spcłcczeństw

zniewolonych". Mówi wtedy o cie­
miężonych masach, zbiorowiskach,
rzeszach ludzkich. Społeczeństwo jest
dla niego tworem demokratycznym.
Z uporem wymienia i przypomina
w kolejnych szkicach wartości, które

są źródłem demokracji: opinia społe­
czna, niezależne instytucje, wolność
stowarzyszeń, niezawisłość prasy...
Zaczynamy rozumieć skąd bierze się
ta dziwna stylistyczna jednostajność
Szkiców. Pomyślane jako tematycznie
samodzielne, wiaża się poprzez pre­
zentację argumentów wspierających
ciągle tę samą tezę: trwanie życia spo­

łecznego jest najważniejszym warun­

kiem wolności. Czytelnik Szkiców
musi być w wyobraźni ich autora

background image

136

człowiekiem nieufnym, skoro z taką
determinacją trzeba przekonywać
go
0 słuszności tej tezy. Być może Szkice

adresowane są do jej przeciwników

(?)•

Wojciech Karpiński nie daje dosko­

nałych recept, raczej ostrzega przed
nimi, zwłaszcza przed
tymi, które cha­
rakteryzowane
są przez swych wyz­
nawców jako najlepsze i jedynie sku­
teczne. Daleki jest od formułowania
programów cudownie uzdrawiają­
cych życie społeczne. Jest bezwzględ­
nym przeciwnikiem takich, progra­
mów. Chce być wiarygodny i argu­
menty dla
swych propozycji czerpie
nie z ducha spekulacji, ale z wnikliwej
obserwacji dziejów myśli politycznej

1 jej poszczególnych realizacji. Nie
ujmuje rzeczywistości poprzez kon­
stytucje i manifesty rządzących. Nie
ufa tym, które zbytnio podkreślają
swoją dziejową misję i postępowy
charakter. Karpiński wskazuje na roz­
wiązania,
które się nie sprawdziły,
szuka alternatyw. Historia polityczna
Europy
nie przebiega w sposób upo­
rządkowany, jako realizacja jedno­

znacznie określonych praw czy idea­
łów. Niektóre z przypomnianych
przez Karpińskiego koncepcji polity­
cznych i postaw ludzkich
współist­

nieją na prawach podobieństwa i prze­
ciwności. Po jednej stronie Iwan
Gro­
źny i samodzierżawie, po drugiej
Monteskiusz i jego,
idea rządów przed­
stawicielskich. Po jednej stronie Rze­
wuski, Gurowski, Bałaszewicz - gale­
ria
bohaterów negatywnych - po
drugiej: Krasiński, Łunin, Tocque­
ville. Zestawienia niektórych nazwisk
prowadzą do odkrywczych obserwa­
cji. Wydaje się, że na szczególną
uwagę zasługuje zwłaszcza fragment

książki mówiący o duchowym powi­

nowactwie postawy Zygmunta Kra­
sińskiego z Aleksym de Tocqueville
i Astolfem de Gustine. «Łączy ich nie­
nawiść do despotyzmu
i anarchii -
czytamy - przywiązanie do tradycyj­
nych wartości i przekonanie o nieuni­
knionych zmianach w przyszłości.
Dlatego raczej z nimi zestawiałbym
Krasińskiego niż z de Maistre'em,
który był politycznym przeciwień­

stwem autora Nie-Boskiej, czy z Cha-
teaubriandem, którego czyniła blis­
kim autorowi Irydiona
jedynie pom­
pa tyczność frazy i pewne idealizowa­
nie przeszłości (czyli to, co było
słabością ich obu)» (s. 160). Te
i pozo­

stałe argumenty, które Karpiński
w tej kwestii przytacza, mogą mieć
niebagatelne znaczenie dla historyka
literatury.

Niezmiernie ważne jest to, że autor

Cienia Metternicha interesuje się

w równym stopniu doktrynami polity­
cznymi i postawami ich twórców. Tą
drogą chce dociec, w jakiej mierze
rozwój poglądów wybitnych myśli­
cieli był skrępowany ich biografią,
określić, jaką wartość stanowiły dla
nich owe poglądy. Karpiński nie godzi
się z główną konstatacją wynikającą
z doktryny Machiavellego, że moral­
ności politycznej wolno różnić się od

prywatnej. Wobec pewnych zjawisk
można być jedynie p r z e c i w - powta­
rza za Nicolo Chiaromonte. Z punktu
widzenia sumienia, powiada Chiaro­
monte, liczy się tylko rzeczywistość,

a słowa mają znaczenie wówczas, gdy

ją wyrażają. To skupienie uwagi na

postawach ludzi odpowiedzialnych za
wydarzenia swojego czasu jest najbar­
dziej znamienną cechą eseistyki Kar­
pińskiego. Szkice
są pod tym wzglę­
dem znakomitą kontynuacją jego
wcześniejszych Sylwetek politycznych

background image

137

XIX wieku (napisanych wspólnie

z Marcinem Królem), a także zbio­

rów - W Centra-' Parku, Pamięci

Włoch, szczególnie jednak Sfov;iań~

skiego sporu.

To bardzo cenne, żn do Cienia Met-

ternicha przeniknęła tematyka Sło­
wiańskiego
sporu. Nawiązujące do niej

bezpośrednio szkice o Rzewuskim
i Krzywickim przynoszą bowiem
wie­
le ważnych spostrzeżeń ułatwiających
orientację w meandrach polskiej myśli
konserwatywnej XIX wieku. Karpiń­
ski pokazuje, jak złudne bywają kate­
gorie i schematy zachodniej kultury
politycznej odniesione do realiów Pol­
ski porozbiorowej. Rzewuskiemu
i Krzywickiemu, którzy pod maską
fałszywego konserwatyzmu ukrywają
ugodę z Rosją czy nawet kapitulację,
przeciwstawia konserwatyzm stańczy­
ków. Fascynacja, z jaką pisze o tym
obozie politycznym, ma swe uzasad­
nienie nie tylko w trwałych wartoś­
ciach politycznego programu grapy
galicyjskich polityków. W szkicu
0 stańczykach, także w szkicu o Toc-
queville'u,
Krasińskim, a przede
wszystkim w rozważaniach o sensie

historii - ujawnia Karpiński swoje
polityczne credo humanisty. Nie
ukrywa sympatii dla tych postaw
1 poglądów, które historia myśli poli­
tycznej określa jako konserwatywne.

Jednak . nic wszyscy deklarujący

konserwatyzm mogą, według Karpiń­
skiego, za konserwatystów uchodzić.
Spróbujmy zatem zrekonstruować
zasady, jakimi rządzi się ten konser­
watyzm, w który Karpiński, jak się
nam • wydaje, wierzy. Pełna rekons­
trukcja nie jest możliwa, ponieważ

język estetyki unikający sądów jedno­

znacznych z trudnością poddaje się
takim konkretyzującym zabiegom.

Spróbujmy jednak. Zastanówmy się
najpierw, do jakich konsekwencji

myślowych prowadzi deklarowany"
w Cieniu Metternicha ahistóryzm.
Przede
wszystkim przybiera on kształt
antyutopii. Karpiński występuje
w swej książce j a k o krytyk społecznej
utopii, której liczne próby realizacji
odnajduje w różnych momentach his­
torii. Heglowska doktryna postępu

w jej filozoficznych wariantach nie

jest tylko problemem spekulującej
myśli. Szkice wykazują, że ma ona dla
ludzkości wymiar konkretny, narzu­
cający narodom
określony kształt
życia poetycznego. «Hege! - czytamy
- wprowadził chrześcijańskie oczeki­
wanie na wypełnienie się czasów do

wewnątrz procesu dziejowego (...)

Immanentny i nieskończony postęp
zastąpił w myśli europejskiej wiarę
w transcendentną
boską opatrzność.
Doktryna postępu zaczęła wszakże
spełniać bardzo podobne funkcje do
(swoiście rozumianej) teorii opatrz­
ności: jej rolą było organizowanie
i przewidywanie przyszłości w świec­
kim świecie- (s. 272). Ta rewolucja
ludzkiej myśli okazała się dramatem
ludzkich dziejów. Sakralizacja historii
prowadzi bowiem do nadania spra­
wom świeckim wagi rzeczy ostate­
cznych. Nikną wtedy dotychczasowe
rozróżnienia i kryteria
przekazywane
przez tradycję, przypominające czło­
wiekowi ograniczoność jego kondycji,
zaciera się świadomość realnych moż­
liwości oddziaływania człowieka na
bieg dziejów Wówczas też domnie­
mane dobro ziemskich i świeckich
spraw odbiera mu konkretne miejsce
zajmowane przez, niego dotąd w. bo­
skim planie zbawienia. Błędy w poli­
tycznych rachunkach służą tylko
sprawującym władzę elitom, które zło

background image

138

dzisiejsze usprawiedliwiają walorami
dnia jutrzejszego,
a kiedy i one zawo­
dzą, odwołują się do wszechmocnej
w ich
mniemaniu Przyszłości. Wszech­
mocnej dlatego, że z całą pewnością
nie
dopuści ona, aby ludzie "przej­
rzeli", zrozumieli, że najczęściej ze,
względu na tak zwaną rację stanu per­

manentnie ogłasza się stan bez jakiej­
kolwiek ludzkiej racji.

Karpiński nie ma złudzeń. Wie, że

każde społeczeństwo dzieli się na rzą­
dzących i rządzonych. Zgadza się
z lordem Actonem, że każda władza
deprawuje, a władza
absolutna dep­
rawuje absolutnie. Dramat jednak
zaczyna się z chwilą, kiedy ludzie
sami wyrzekają się wolności oczeku­

jąc od rządzącej elity «rozwiązywa-

nia» wszystkich ludzkich problemów.
Nadzieja, że państwo roztoczy nad
wszystkim swą «opiekę», nie
jest na­
dzieją
wolności. W tej sytuacji społe­
czeństwo umiera, a «silne» państwo
chyli
się ku upadkowi. Dowodzą tego
losy
wszystkich państw totalitarnych,
w których «poważna część narodu
wyrzekła się swej suwerenności, mając
w zamian nadzieję na zwycięstwo
porządku. Ilu to obserwatorów zagra­
nicznych zachwycało
się zniknięciem
bezrobocia, punktualnością pocią­
gów
we Włoszech, autostradami'
i ekonomicznymi sukcesami Niemiec,
nieobecnością strajków i krwawych
zamieszek. Porządek społeczny osiąg­
nięto w istocie
za cenę likwidacji życia
społecznego».(s. 239). Karpiński mó­
wi również o niebezpieczeństwach

wynikających z sytuacji, w których
rządzeni zapominają, że nawet rady­
kalnemu osłabieniu pozycji władzy
niekoniecznie musi towarzyszyć
wzrost siły społeczeństwa. Tej b o ­
wiem nie mierzy się słabością władzy,

ale wielością niezależnych form społe­
cznego współistnienia. Przypomina
myśl Solona, że właściwą odpowie­
dzią na groźbę społecznego
chaosu

jest nie koncentracja władzy, ale jej

podział.

W koncepcji historii Karpińskiego

nie ma dylematu możliwości: despo­
tyzm albo anarchia, tak jak'nie ma go
również w wyborze pomiędzy wiarą
w
sens historii a pozbawieniem jej
tego sensu. Konserwatyzm jego myś­
lenia o historii nakazuje mu kierować
się zasadami ostrożnego racjona­
lizmu: człowiek nadaje historii sens,
nie staje się jednak niewolnikiem tego

sensu, ponieważ ów sens weryfiko­
wany jest poprzez przywołaną trady­
cję. W mechanizmach historii trady­
cja
pełni odmienną rolę aniżeli
w przyrodoznawstwie, w którym pos­
tęp uzależniony jest od myślowych
eksperymentów. W odniesieniu do
rzeczywistości społecznej ekspery­
mentów takich należy się wystrzegać.
Często prowadzą one do uniezależnie­
nia się
sensu od jego twórcy, a w kon­

sekwencji do zniewolenia jego umys­
łu. Przywołanie tradycji pozytywnej
powoduje, że nasze poznawanie rze­
czywistości przebiega w oparciu o jas­
ne kryteria i wartości. Przywołanie
takiej tradycji pozwala Karpińskiemu
odrzucać te wszystkie koncepcje,
które interpretując rzeczywistość abs­
trahują od przeżyć i potrzeb jedno­
stek. Dlatego też przegląd koncepcji
politycznych, jakiego "dokonuje autor

Szkiców, niejednokrotnie prowadzi
do eliminacji tych rozwiązań i roz­
strzygnięć, które pozostają w konflik­
cie
z chrześcijańską tradycją europej­
ską.

Cień Metternicha - to książka

bogata w spotkania z różnymi intcr-

background image

139

pretacjami wolności. Zarówno autor

jak i czytelnik mają szansę przezwy­

ciężać samotność swej myśii w poszu­
kiwaniu sensu historii. W trakcie
lektury tej książki odsłania się coraz
wyraźniej postać autora, który prag­
nie odnaleźć sposób na niezależność

swego myślenia. Można sądzić, że
forma eseju świadomie przez Karpiń­
skiego wybrana, niezależności tej
sprzyja, umoż.iwia refleksję własną
zmagającą się z czasem, na który
uparcie kładzie się cień Metternicha.

Roman Kubicki

Krzysztof Trybuś

Krzysztof Kłopotowski

[ ] [Ustawa o kontroli publi­
kacji i widowisk z 31 VII 1981 r. art. 2
pkt 1 i 2 (Dz.U. nr 20, poz. 99), zm.

1983 (Dz.U. nr 44 poz. 204)].

„ P o l s k i e dzieje z b a w i e n i a "

Ks. J e r z y L e w a n d o w s k i

Naród w nauczaniu

kardynała

Stefana Wyszyńskiego

Przedmowa ks. Czesław Stanisław

Bartnik, O D I S S , Warszawa 1982

ss. 23S

„Naród w nauczaniu kardynała Ste­

fana Wyszyńskiego" ks. Jerzego Le­

wandowskiego jest książką ważną

1

Traktuje ona - jak pisze w «Przedmo-
wie» ks. Czesław Stanisław Bartnik -
o szczególnym przypadku teologii ke-

rygmatycznej, kościelnej misji słowiań­
skiej oraz polskiej teologii wyzwolenia.
Już tytuły kolejnych rozdziałów dają
podstawę do stwierdzenia, że autor
podjął temat tyleż ważny co trudny,
a nawet w niektórych punktach wręcz
kontrowersyjny. «Naród i jego pod­
stawowe struktury w ujęciu chrześci­

jańskim", «Naród w Kościele, Kościół

v/ narodzie", "Podstawowe czynniki
Bożej ekonomii narodu», <« Wizja
historii narodu polskiego* - oto pod­
stawowe zręby konstrukcyjne tego
teologicznego studium. Jest to jednak
studium szczególne. Jest to bowiem
książka tyleż teologiczna co i publicy­
styczna - w najlepszym sensie tego
słowa. Jej powstaniu towarzyszyły
burzliwe dyskusje, duża rozpiętość
interpretacji oraz odczuwane trudności
co do ostatecznego ukształtowania
kcrygnatu kardynała Stefana Wyszyń­
skiego w ramach schematów teologii

•uniwersyteckiej - pisze autor "Przed­

mowy". 1 właśnie owa możliwa roz­

piętość interpretacji nie tylko

dopuszczalna, ale i całkowicie zrozu­

miała - czyni z pracy ks. J.Lewan­
dowskiego swego rodzaju wydarzenie

wykraczające zdecydowanie poza
ściśle profesjonalny krąg teologów
Jeśli ktoś ma u nas jeszcze wątpli­
wości co do rzeczywistego, niejako
„naturalnego" wrośnięcia katolicyz­
mu w naród polski - prezentowana
książka wątpliwości takie doszczętnie
może rozwiać. Nie da się bowiem serio
mówić o Polakach i Polsce bez usta­
wicznego uwzględniania obecności
wiary katolickiej w naszych dziejach

' Ks. Jerzy Lewandowski, Naród w nauczaniu

kardynała Stefana Wyszyńskiego, przedmowa ks.
Czesław Stanisław Bartnik, Warszawa 1982,
ODISS, ss. 235. Dedykowana: „Jego Świątobl­
iwości Papieżowi Janowi Pawiowi II - wiernemu
współuczestnikowi polskich dziejów zbawienia..."

background image

140

Gdyby na tym poprzestać - byłby to
truizm. Trzeba zadawać sobie trud
formułowania odpowiedzi nie na
pytanie: czy Kościół j e s t obecny, ale
- w j a k i s p o s ó b j e s t o b e c n y
w każdym z nas, w rodzinie, w gru­
pach środowiskowych, w narodzie
wreszcie.

Łatwo tu o zbyt wczesne uogólnie­

nia wypływające z chwytania samej
tylko zewnętrzności zjawisk bez chęci
wniknięcia w ich rzeczywisty sens.
Bywa on ukryty zazwyczaj - a jest to
niemal regułą w przypadku zmarłego
Prymasa Polski - pod płaszczem tzw
katolicyzmu ludowego. I dlatego
książkę ks. J.Lewandowskiego uwa­
żam za wydarzenie o charakterze
publicystycznym. Mamy w niej do
czynienia z przekonującą intelektual­
nie próbą wydobycia rzeczywistego
sensu ukrytego pod powierzchnią
słów wypowiadanych przez Prymasa.
Jest to odkrywanie sensu przede
wszystkim teologicznego - i o tej war­
stwie wypowiedzą się profesjonaliści;

jest to jednak teologia uwikłana

w rzeczywistość polską - i tu już jest
miejsce na tę sferę, którą określam

jako „publicystyczną" Teologia Pry­

masa dojrzewała wraz z nim, wraz
z wchodzeniem przez ks. S. Wyszyń­
skiego w obowiązki najpierw bisku­
pie a wnet i prymasowskie. Ks. S. Wy­
szyński od pierwszych swych wystą­
pień na łamach prasy katolickiej dał

się poznać jako człowiek mający sza­
cunek dla rzeczywistości ziemskich,
co w konsekwencji doprowadziło Go
do ujmowania zjawisk społecznych
w kategoriach personalistycznych -
ze szczególnym podkreślaniem wzaje­
mnych powiązań osoby ludzkiej ze
strukturami społecznymi, w których

człowiek bytuje. Wyważenie praw
i obowiązków, znalezienie równowagi

między wolnością a autorytetem - to
stałe motywy nauczania Prymasa.

Dziś mówi się: Prymas Tysiąclecia!

Już dziś postać ta obrasta legendą!

A przecież jeszcze nie tak dawno Pry­
mas był atakowany: i za to, że ugo­

dowy; i za to, że „nieprzejednany";
i za to, że „ludowy"; że „maryjny", że

„tradycyjny"; i za to, że śmie z kato­
lickich pozycji zabierać glos w spra­

wach żywotnych dla Kościoła i naro­
du; ale
i za to, że wzywa wiernych do
rzetelnej pracy i politycznego umiar­
kowania; dla jednych był zbyt „naro­
dowy", dla innych - zbyt „watykań­
ski"...

Gdy mówił: Dzieci Boże... - ilu

z nas potrafiło dostrzec w tym nie
tylko staroświecki wdzięk Prymasa
(jakże często wzbudzający podejrze­
nie, że to w
takiej właśnie formie
ukrywa się p a t e r n a l i z m ! ) , ale i au­
tentyczną katolicką głębię pulsującą
pod tą apostrofą? Czy nie było tak, że
wychwytywano z wystąpień Prymasa
raczej wątki polemiczne o zabarwie­
niu politycznym, puszczając
mimo
uszu c a ł o ś ć wywodów! Nienormal­
ność naszego życia publicznego do­
prowadziła do tego, że Prymas Polski
funkcjonował
dla znacznej części

Polaków jako postać najpierw polity­
czna, a dopiero
potem dostrzegany
był jako k a p ł a n !

Wartość książki ks. J. Lewandow­

skiego polega m.in. na tym, że ukazuje
nam i n n e g o Prymasa. Innego niż
sądziliśmy. Ukazuje się nam głęboki
myśliciel, który tu, u nas. na styku

Wschodu i Zachodu, w trudnym -
czasem nawet drastycznym - zetknię­
ciu się katolicyzmu z realnym socja­
lizmem miał odwagę formułować swą
teologię. Jego wielki dar syntezy
i obiektywizm spowodowały,
że po­
trafił korzystać z wielu źródeł: Biblia.

background image

141

staropolska refleksja nad narodem,

„filozofia narodowa", mesjanizm teo­
logiczny, personalizm - stapiając te

dopływy w jeden oryginalny nurt.

Personalistyczne spojrzenie na naród

- w analogii do osoby! - musiało do­
prowadzić Prymasa do rozważenia
kwestii: Kościół a naród, Kościół
a państwo.
Związek Kościoła z naro­
dem w nauce Księdza Prymasa nie ma
nic wspólnego ze swoistą „polityczną
teologią narodu" głoszoną przez Roma­

na Dmowskiego i Narodową Demokra­

cję w okresie międzywojennym - pisze
dobitnie ks. J. Lewandowski. I słusz­
nie! Nie wolno dopuszczać do łącze­
nia nauki Prymasa z ideologią nacjo­
nalizmu! Dodam tu od siebie, że na
ukształtowanie się poglądów ks.
S. Wyszyńskiego w sprawach, o któ­
rych wyżej była mowa, wpłynęła nie­
wątpliwie atmosfera lat trzydziestych.
Katoliccy intelektualiści ze środowisk
bliskich późniejszemu Prymasowi
(„Odrodzenie", „Prąd", „Verbum".
wileński „Pax") włożyli wiele wysiłku,
by w y z w o l i ć się z tendencji nacjo­
nalistycznych. Wymaga to odrębnych
studiów, ale postawić można tezę, że
geneza poglądów Księdza Prymasa na
naród polski w dziejach zbawienia
tkwi właśnie w latach trzydziestych.
Katolicy dość wcześnie zorientowali
się, że nadzieje na „ochrzczenie"
socjalizmu są iluzją, ale długo potem
hołdowali jeszcze przekona
-iii, żc da
się to zrobić z Racjonalizmem. Złu­
dzenia te były żywotne nawet wtedy,
gdy okazało się, że faszyzmu nie da się
uzgodnić z chrześcijaństwem. Próbo­
wano, z dużym nakładem inwencji,
wprowadzać rozróżnienia ne ..nacjo­
nalizm skrajny" i „nacjonalizm obła­
skawiony" przez Ewangelię. To sza­
motanie się wielu młodych katolików
między konsekwentnym, integralnym

katolicyzmem a różnymi nurtami tzw.
politycznej myśli narodowej jest jed­
nym z ważniejszych epizodów w na­
szych najnowszych dziejach. Wojna
wykazała, że nasze zatrucie szowiniz­
mem było powierzchowne. Jest w tym
wielka, niedostatecznie podkreślana,
bo nie w pełni rozpoznana, zasługa
Kościoła. To katolicyzm uchronił nas
od biernego poddania się fascynacji
pozorną siłą tkwiącą w nacjonalizmie.

Kolejnym niebezpieczeństwem jest

zbytnie utożsamienie Kościoła z na­
rodem i władzy duchowej ze świecką;
prowadzi to albo do „totalizmu kato­
lickiego" albo do „upaństwowienia
katolicyzmu". Kościół, aby właściwie
mógł wypełniać swą misję, musi
baczyć, by nie nastąpiło jego nad­
mierne utożsamienie się z narodem
i by nie nastąpiło ograniczenie jego
swobody przez państwo.
Naród nie

jest w tym sensie „sekulary styczny",

żeby nie miał zależeć od Stwórcy ludz­
kości. Ale narodu nie tworzy Kościół,
który sam rozwija się najlepiej na bazie
narodu -
pisze autor. Tak właśnie
problem ten widział Prymas. Ksiądz

Prymas sformułował również teorię
wolności Kościoła od państwa. Warto
tu może przypomnieć, że i ta koncep­
cja nie wypływała tylko z analizy
konkretnej sytuacji katolicyzmu pol­
skiego po roku 1944, ale była także
wyrazem tendencji ogólniejszej. Na
progu II Rzeczypospolitej ks. J.Ur­
ban SJ przestrzegał: W
katolickiej
Polsce może i powinien być uznany za
religię panując? katolicyzm, ale nie
znaczy to, aby miał on być upaństwo­

wiony, niby jedna z funkcyj aparatu

państwowego, na równi z jakąś akcyzą,
policją czy aprowizacją}

2

Ks. J. Urban, Sprawy kościoła, „Przegląd

Powszechny", t. 149-150, 1921, s. 149.

background image

I

142

Myśl ks. S. Wyszyńskiego jest więc

stopem tradycji i trzeźwego obserwo­
wania rzeczywistości w każdym jej
aspekcie; połączeniem rozważań teo­
retycznych i praktyki duszpasterskiej;
tego co uniwersalne z tym co specyfi­
cznie polskie. Tak jak ujęcie narodu
nie ma w wykładni Księdza Prymasa
nic wspólnego z nacjonalizmem, tak
i polski eiesjanizim teologiczny nie
może być posądzany o podsycanie
irracjonalnej megalomanii, jest bo­
wiem niczym innych jak otwarciem się
na świat, braniem współodpowie­
dzialności za historię. Mesjanizm
w takim rozumieniu - a kontynuato­
rem Księdza Prarnasa jest w tej kwe­
stii Papież J a n Paweł II - daje więc
nam perspektywę e s c h a t o l o g i c z n ą .

Książka ks. J. Lewandowskiego

obalić powinna rozpowszechniony
wśród części inteligencji pogląd o dość
znacznej. rezerwie Prymasa wobec
intelektualizmu. Dostało się to nawet
do opracowań autorów marksistow­
skich. Wiesław Mysiek - biorąc za
podstawę cytat z listu Prymasa do
Kongresu Teologów Polskich,
a szczególnie sformułowanie: trzeba

wyzwalać polskę literaturę teologiczną
od przeracjonalizowania, tak przecież
obcego polskiej religijności -
formu­
łuje sąd, iż Ksiądz Prymas optował za

katolicyzmem „ludowym", podczas

gdy kardynał K. Wojtyła - pod któ­
rego przewodnictwem obradował

• wspomniany Kongres w r. 1971 - re­

prezentować miał nieco odmienne sta­
nowisko: Był głównym inicjatorem

przeorientowania Kościoła w Polsce

z intencją jego intelek:ualizacji\

Wydaje się, że jest to pogląd nie d o

/ utrzymania; zaryzykuję tezę, że z każ­

dym upływającym rokiem pontyfi­
katu Jana Pawła II wyraźniejsze

stawać się będą i n t e l e k t u a l n e
związki Papieża Polaka ze zmarłym
Prymasem Polski. Doprawdy - waż­
niejsze jest to, co łączyło i łączy ich

obu, aniżeli rzeczywiste (a częściej
domniemane) różnice między nimi.

Kolejnym zagadnieniem jest po­

wierzchowna interpretacja tak akcen­
towanej przez Prymasa m a r y j n o ś c i
naszego narodu. Jeśli nie uwzględni
się
całości' rozważań inicjatora Wiel­
kiej Nowenny o roli Matki Boskiej

w dziejach zbawienia, a tylko poprze­
stanie na wyrywaniu z kontekstu sfor­
mułowań
o „instynkcie dziecięcym"
charakteryzującym nas ponoć jako
naród i o naszej „dziecięcej maryj­
ności" - to nietrudno o nieporozu­
mienie.

Klemens Górski - świetny znawca

poezji i doskonały wydawca - napisał
niedawno przy okazji omawiania
twórczości ks.
J a n a Twardowskiego:

Nasz katolicyzm tym wydaje się cha­
rakteryzować, że został nieomal całko­

wicie sfeminizowany i to zarówno
w praktyce, jak w gruncie rzeczy
w doktrynie, bowiem - mówiąc parado­
ksalnie - na czoło Trójcy Świętej wysu­

nął postać czwartą: Matkę Boską.
Zwykle zresztą z Dzieciątkiem*.
Te

ostre słowa podyktowane jednak
nie złą wolą
a z n i e c i e r p l i w i e n i e m
intelektualisty, który w naszym roz­
budowanym kulcie Matki Boskiej
dostrzega przejaw społecznej infanty-
lizacji.
Aczkolwiek nie ma on racji -
praca ks. J. Lewandowskiego rozpra­
wia
się z tym zarzutem w sposób spo­

kojny, ale skuteczny - nie wolno, jak

3

Wiesław Mysłek, Społeczno-polityczna dok­

tryna Kościoła papieży Jana XXIII i Pawła VI,
Warszawa 1981, s. 109-110.

4

Klemens Górski, Jaki Bóg. Cykl: Racja

poezji, „Regiony", 1983, z. 1, s. 132.

background image

143

sądzę, -jego słów zlekceważyć. Więcej
- powinny stać się ostrzeżeniem przed
s p ł y c a n i e m nauczania Księdza Pry­

masa o narodzie w dziejach zbawie­
nia. Trudno wproś; oddać pojęciami
racjonalnymi cały wymiar misterium
zawartego w treści pojęcia „Królowa

Polski" - zwierza się czytelnikowi ks.
J. Lewandowski. Właśnie: Należy
0 tym stale pamiętać, że każde zaniże­
nie poziomu, każde spłaszczenie
wypowiedzi Księdza Prymasa, każda
próba przełożenia jego teologii na

język nie tylko polityki, ale i jakiej­

kolwiek propagandy jest zabiegiem
1 nierzetelnym, i w dodatku przyno­
szącym niepożądane skutki społe­
czne. Odarcie myśli Księdza Prymasa
z jej filozoficznego, teologicznego,
katolickiego - w znaczeniu: pow­
szechnego! - wymiaru byłoby po pro­
stu grzechem intelektualnym! Ks.
Stefan Wyszyński przez całe swe życie
waiczył z fideizmem, indywidualiz­
mem i sentymentalizmem. Jego kon­
cepcja katolicyzmu „ludowego" była
odważnym patrzeniem w przyszłość;
Kościół wtedy naprawdę żyje, gdy jest

wszczepiony w naród. Nie oznacza to
wcale niedoceniania roli intelektu
w odradzaniu katolicyzmu! Wręcz
przeciwnie. Chodziło tylko o uchro­
nienie się przed jednostronnością.

Jednostronność taką należy wykluczyć

w katolicyzmie - wiara bowiem sta­

nowi zaangażowanie całego człowieka.

Wiara nie jest tylko wiedzą. W żaden

zatem sposób nie można zamienić świa­
domego katolicyzmu na wiedzę o kato­
licyzmie
- to słowa ówczesnego bpa

Karola Wojtyły

5

.

A więc synteza: Kościół w narodzie

- naród w Kościele. Bez kompleksu
niższości, ale i bez megalomanii.

Wiara i rozum. Bóg i człowiek. Łaska

Boga, ale i własna praca. Świadomy
udział w dziejach zbawienia'. Bez cze­
kania na cud.

•' Bp Karol Wojtyła. Przedmowa, w: Jerzy

Turowicz, Chrześcijanin w dzisiejszym świecie.
Kraków 1963. s. 7

Michał Jagiełło

M o n o f i z y c k i

K o ś c i ó ł koptyjski

w ocenie E g i p c j a n i n a

A z i z S. Atiya

Historia Kościołów

Wschodnich

Warszawa 1978, PAX, ss. 430

Książka Aziz,S. Atiya znikła z pó­

łek księgarskich przed kilkoma laty
Napisał ją egipski autor. Pracował
nad nią dziesięć lat i oprócz opraco­
wań wykorzystał w dużej mierze
wschodnie źródła archiwalne. Zazna­
czył we wstępie: Należy powiedzieć, że

jestem historykiem z zawodu, ale rów­

nocześnie jestem także członkiem Koś­

cioła koptyjskiego (...). W istocie
rzeczy podjąłem się tego mozolnego

przedsięwzięcia, traktując je częściowo

jako pracę naukową, częściowo zaś
jako akt pobożności
(s. 7). Jest więc

szlachetna motywacja w dochodzeniu
do prawdy.

Głównym Kościołom chrześcijań­

skiego Wschodu przypisuje się pocho­
dzenie apostolskie. W pierwszych wie­
kach po Chrystusie patriarcha Alek­
sandrii miał takie znaczenie na
Wschodzie, jak biskup Rzymu na
Zachodzie, co zresztą potwierdzają:

background image

144

szósty kanon uchwalony ha soborze
w Nicei (325 r.) oraz inne przekazy

1

Trzeba wszakże zaznaczyć, że Wschód
uciekał się do Rzymu w różnych kwe­
stiach spornych uznając w jakiejś mie­
rze prymat rzymskiego biskupa. Ten
stan rzeczy utrzymywał się .do czasów
bezpośrednio przed- jak i pochalce-
dońskich. Na Wschodzie
nadal czo­
łową rolę odgrywał Kościół koptyjski
oraz po trosze (głównie z racji doktry­
nalnych) wywodzący się zeń - Kościół
etiopski.

Aziz S. Atiya nie ogranicza się tylko

do patriarchatu aleksandryjskiego,
lecz w swej pracy omawia także dzieje
chrześcijaństwa w Antiochii i Indiach
Południowych (Malabar), historię
Kościołów: nestoriańskiego', ormiań­
skiego i Maronitów w Libanie, a jej
ostatnie fragmenty poświęca wymar­
łym Kościołom Afryki Północnej
(Kartagina, Pentapolis, Nubia), przy
okazji dość obszernie zapoznając czy­

telnika z obrzędem i liturgią poszcze­
gólnych wspólnot oraz ich wkładem

w dziedzictwo kultury. Nie sposób
pisać o wczesnochrześcijańskim świe­

cie bez Antiochii, o której można zna­
leźć wiele wzmianek, zwłaszcza
w Dziejach Apostolskich, bo - jak
zauważa Aziz
S. Atiya - patriarchat

antiocheński, pierwotnie monofizyc-

ki, a następnie jakobicki (od imienia

monofizyckiego przywódcy i teologa
- Jakuba Baradeusza - VI w.) dał
początek licznym patriarchatom,
a mianowicie: greckoortodoksyjne-
mu, monoteleckiemu patriarchatowi
maronickiemu oraz patriarchatom:
unickiemu, nestoriańskiemu, armeń­

skiemu i gruzińskiemu. Na przestrze­
ni wieków strefy wpływów wspomnia­
nych patriarchatów sięgnęły
po
Syrię, Azję Mniejszą, Arabię, Persję,

Turcję, Rosję, Azję Środkową a na­
wet Chiny (s. 148-149).

Pozostałe Kościoły może nie zasłu­

gują na tak baczną uwagę, choćby
z tego powodu, że nie wszystkie mają
apostolski rodowód. Rozwój kościoła
nestoriańskiego datuje się od ok. V
w
.n.e Historyczna rola Kościoła
ormiańskiego rozpoczyna się od św
Grzegorza -
Oświeciciela, działającego
na przełomie III i IV w. Armenia
pisze Aziz S. Atiya - była pierwszym
królestwem, . w którym przyjęto

chrześcijaństwo jako oficjalną religię
równocześnie i dla państwa, i dla
ludu. Skupiska chrześcijan w Indiach
Południowych
istniały zapewne już
w pierwszych wiekach n.e., a zwiastu­

nem Dobrej Nowiny na Malabarze
miał być podobno sam św. Tomasz
Apostoł. Narodowy Kościół tnaro-
nicki (od św. Jana Marona - Juhanna
Marun) uformował się w VIII w. Od
wypraw krzyżowych aż po dzień dzi­
siejszy, mimo pewnych różnic i auto­
nomii, jest w ścisłej łączności z Rzy­
mem (s. 207 i nast. i s. 263 i 273;
s. 309-311; s. 341-347).

*Słowa

Kopi

i

Egipcjanin

są synoni­

mami i wywodzą się z greckiego

Aigyptos; inną tradycja - opierając się

na źródłach semickich i arabskich -
wspomniany termin wiąże się z imie­
niem Kuftaima, syna Misraima i wnu­
ka Noego (s.
13). Z całą pewnością,
pod względem etnicznym można Kop-
tów uważać za potomków starożyt­
nych Egipcjan. Założycielem ich

Por. E. Wipszycka, Patriarcha aleksandryj­

ski i jego biskupi (!V-V11 w.), „Przegląd History­
czny" t. LXXII!, 1982, t. 3-4, s. 177.

2

O zwolennikach Nestoriusza pisze również

L. Dzięgiel; por. tenże: O starożytnym kościele

nestorian i jego spadkobiercach, „Znak" 1983, nr

1(338) s. 36-60.

background image

145

Kościoła - przyznają to z dumą - był
św. Marek Ewangelista, toteż jest on
traktowany przez Kościół koptyjski

jako pierwszy z nieprzerwanego ciągu

stu szesnastu patriarchów aleksand­
ryjskich, a także jako pierwszy egip­
ski święty i męczennik (s. 22 i nast.).
Od momentu jego śmierci, aż po czasy
dwunastego patriarchy, Demetriusza
I (188-230)

3

, za którego miały miejsce

prześladowania egipskich chrześcijan,
brakuje danych o Kościele. Wiadomo

jedynie, że cesarz Septymiusz Sewer

(193-211) wydał przepis zabraniający
nawracania na nową wiarę, a jego
edykt z 202 r. tyczący tej kwestii
egzekwowano z całą surowością. Dru­
ga fala prześladowań miała miejsce za
cesarzy Decjusza (249-251) i Wale­
riana (252-260). Po 262 r. zaznacza się
przejściowa poprawa. Cesarz Galien
wydaje edykt o tolerancji religijnej,
ale sytuacja ponownie zmienia się na
gorsze za cesarza Dioklecjana (284-

305), którego rządy Koptowie uwa­
żają za najstraszniejsze. Wielki rozwój

chrześcijaństwa w Egipcie następuje
po Edykcie Mediolańskim (313 r.),
wydanym przez Konstantyna Wiel­
kiego, zanim został on jedynym
władcą imperium rzymskiego,"a szczy­
towy okres przypada na lata bezpoś­
rednio po 323 r., kiedy chrześcijań­
stwo stało się

r

e!igią państwową.

W IV w. - pisze Aziz S. Atiya - spokój
Egiptu i całego cesarstwa zakłóciła
herezja Ariusza. Dla rozwiązania spo­
rów teologicznych zwołano pierwszy
w dziejach Kościoła sobór powszech­
ny w Nicei (324 r.), gdzie biskupi rep­
rezentujący całe chrześcijaństwo usta­
lili wspólną formułę wyznania wiary.
Trzy kolejne sobory, wspomniany już
nicejski oraz w Konstantynopolu (381

r.) i w Efezie (431 r.), były zdomino­

wane przez duchowe i intelektualne
przywództwo Aleksandrii - konklu­
duje nie bez racji Aziz S. Atiya - a pa­
triarchowie Kościoła egipskiego cie­
szyli się powagą w ówczesnym chrześ­
cijańskim świecie (s. 48-49). Po Chal­

cedonie Zachód określił Kościoły
wschodnie jako inonofizyckie, a do
powstania tzw. monofizytyzmu wal­
nie przyczynili się przede wszystkim
Koptowie. U podstaw pierwszej schiz­
my - co czasami pomija się milcze­
niem - leżały również przyczyny
polityczne, zwłaszcza budzący się
nacjonalizm egipski. Odosobnienie
i upadek chrześcijaństwa wschodnie­

go zaczęły się właśnie w V w., a w VII
- w dobie podboju arabskiego -
dawną świetność przysłoni! islam

4

.

Po obradach chalcedońskich w do­

tychczasowym jednolitym patriarcha­
cie aleksandryjskim wyodrębniają się
dwie linie następstwa patriarchów:
melkicka, czyli królewska (linia grec­
ka wywodząca się z Konstantynopola
i akceptująca decyzje soborowe) oraz
rodzima, monofizycka, odcinająca się
zdecydowanie od nauki chaicedoń-
skiej i greckiej hegemonii. D o czasów
inwazji Arabów panują melkici, a mo-
nofizyci podlegają rozlicznym prze­
śladowaniom.

Czynione w tych latach próby zbli­

żenia między chrześcijańskim Zacho­
dem a Kościołami wschodnimi syste­
matycznie torpedowano w Aleksan­
drii, odrzucając generalnie wszystko:
i uchwały Soboru Chalcedońskiego,
tzw. Herotikon
(Akt Jedności), i tzw.

1

E. Wipszycka powołując się na Eutychiusa

Annales, PG t. CXI, kol. 982 podaje inne daty
panowania: 189-231; por. E. Wipszycka; dz. cyt.,
s. 185. '

4

O położeniu chrześcijan w imperium islam­

skim pisze A . M e z , Renesans islamu, Warszawa

1981, s. 58-80.

background image

146

monoteletyzm (s. 66). Od VII w.n.e.
Koptowie i ich monofizycki Kościół
dostają się pod panowanie arabskie
i są poniekąd zadowoleni z takiego
obrotu sprawy, a ich pozycja nie

ulega pogorszeniu. Co więcej, Kopto­
wie posiadają poważne wpływy w ad­

ministracji lokalnej i cieszą się względ­
ną tolerancją religijną; nakazy doty­
czące chrześcijan, jak np. noszenie
wyróżniającego stroju czy zakazjazdy
konno, w praktyce rzadko egzekwo­
wano.
W 705 r. ogłoszono język arab­

ski jedynym językiem oficjalnym, ale
obumarcie koptyjskiego nastąpiło
w późnym średniowieczu (współcześ­
nie używa się go tylko w liturgii). Naj­
większa świetność Koptów przypada
na dynastię Fatymidów (969-1171);

pomyślność nieco zaćmiło panowanie
obłąkanego Kalifa Al-Hakima, który
zasłynął bezlitosnym tępieniem
chrześcijan; w XI w. przeniesiono sto­
licę patriarchatu do Kairu.

W gloryfikowaniu panowania arab­

skiego Aziz S. Atiya nie jest konsek­
wentny i pisze trochę jakby na wszelki
wypadek:
W istocie - zauważa z gory­
czą - politykę Fatymidów (...) kształto­
wały dwa główne czynniki: bezgranicz­
na wrogość niższych klas muzułmańs­
kich (...) oraz cechująca administrację
centralną ciągła potrzeba pieniędzy
(s. 79).

W okresie krucjat sytuacja Koptów

uległa znacznemu pogorszeniu, a wp­
ływ na to miał nie tylko fanatyzm
wyznawców Mahometa, lecz także
stosunek krzyżowców do Koptów:
traktowano ich bowiem na równi
z heretykami, a za czasów Królestwa
Łacińskiego w Jerozolimie koptyjskie

pielgrzymki do Grobu Pańskiego po
prostu nic były wpuszczane. Bez wąt­
pienia dużą winę ponoszą sami Kop­

towie, gdyż podczas wojen krzyżo­
wych zajmowali pozycję wyczekującą
(s. 83).

Istotną cezurę w stosunkach mię­

dzy Rzymem a Koptami i Etiopczy­
kami stanowi Sobór Ferraro-Florenc-
ki (1438-1439). Podjęty dialog i obo­
pólna chęć likwidacji schizmy o mało
nie zakończyły się powodzeniem.
Jeszcze w 1586 r. próbowano, nawią­

zując do ustaleń wspomnianego sobo­
ru, doprowadzić do unii, lecz śmierć

aleksyndryjskiego patriarchy Jana
XIV położyła kres. ekumenicznym
dążeniom.

Od 1517 r., po tureckim podboju

Egiptu, nastaje długi i jeden z najcie­
mniejszych okresów zarówno dla

samego kraju, jak i dla Koptów oraz
ich Kościoła. Ten stan letargu - jak go
określa Aziz S. Atiya - przerywa

doniosłe wydarzenie ż przełomu
XVIII i XIX w., a mianowicie wypra­
wa napoleońska (1798-1801), która
sprawiła, że Egipt znalazł się w strefie
zachodniej myśli i polityki. Jednak
dopiero w XIX w., w odpowiedzi na
działalność misji katolickich i prote­

stanckich, nastąpił renesans Kościoła

koptyjskiego. Szczególne zasługi na

tym polu położył patriarcha Cyryl IV
(1854-1861).
W tym czasie przepro­
wadzono szereg liczących się reform
(głównie w oświacie).
W XX w. obser­
wuje się duże zainteresowanie koptyj-
ską kulturą. Powstaje Muzeum Kop­
tyjskie (1910), Koptyjskie Towarzys­
two Archeologiczne (1934) i Instytut
Koptyjski (1952). Współcześnie Koś­
ciół koptyjski cieszy się swobodą
kultu, jest również zaangażowany
w ruchu ekumenicznym, uczestnicząc

w Światowej Radzie Kościołów, lecz
czasy jego świetności minęły chyba
bezpowrotnie. /

background image

147

Wywody Aziz S. Atiya są niestety

skażone brakiem obiektywizmu. Au­
tor sugeruje, iż starał się brać pod
uwagę i osądzać tylko fakty. Źródła,
o ile istnieją, stanowić winny punkt
wyjścia każdych rozważań, ale pomi­
nięcie rozmaitości ich interpretacji nie
bardzo się mieści w kanonie dobrych
obyczajów badacza. Emocje i zaanga­
żowanie autora odbijają się też na
generalnej ocenie dorobku w tej dzie­
dzinie. O pisarzach reprezentujących
rzymskokatolicki punkt widzenia
Aziz S. Atiya pisze, iż
(...) rozpatrują

Wschód z zawężonego punktu widzenia

własnego wyznania z sekciarską gwał­
townością i niemałym brakiem zrozu­
mienia
(s. 6). Protestantom zarzuca,
że (...)
nie potrafią zrozumieć istoty

pierwotnego chrześcijaństwa wschod­

niego (s. 6), a badaczom neutralnym -

że tym zagadnieniom poświęcali zbyt
mało miejsca.
W wielu momentach
można zaobserwować agresywny ton.
W próbach nawiązania dialogu ze

strony Rzymu upatruje się tylko chęć
podporządkowania. Na tym tle złud­
nie brzmią cytaty z dzieł tzw. rzym­
skokatolickich, które bywają na ogół
prezentowane, o ile są zgodne z pog­
lądami Aziz S. Atiya i autor chce coś
udowodnić przy ich pomocy.

Można zrozumieć, że A. S. Atiya

żyje blaskiem dawnej świetności ale­
ksandryjskiego patriarchatu, lecz wy­
daje się, iż nadmiar pozanaukowych
inspiracji nie zawsze dobrze wpływa
na jakość i rzetelność wykonywanej
pracy. Nie sposób oprzeć się wraże­
niu, że Egipcjanin w swoich sądach
o monofizyckim kościele koptyjskim
nie tylko poszedł zbyt daleko, lecz

także nie zawsze we właściwym
kierunku.

Krzysztof Jasiewicz

Prasa o gospodarce

(12)

Prasa dosyć otwarcie wypowiada

się o systemie gospodarczym, co sta­
nowi pewnego rodzaju novum.

Konsultacyjna Rada Gospodarcza

w nr. 42 „Życia Gospodarczego" pub­
likuje kolejny pakiet swych «Uwag
dotyczących systemu funkcjonowania
gospodarki". Z tych uwag jedno nie­
wątpliwie wynika: mamy do czynienia

z dyplomatyczną, negatywną oceną
systemu.

Mniej dyplomatyczny jest prof.

Czesław Bobrowski, z którym na ten
sam temat w tymże samym numerze
„ŻG" - w związku z raportem KRG -
rozmawia Tomasz Jeziorański. Tytuł
wywiadu: «Wokół teorii młotka».
Profesor mówi:

Przeregulowanie systemu prowadzić

może do tego, że podstawowe wielkości
bilansowe przedsiębiorstwa powstawać
będą w drodze jednostkowych decyzji
z zewnątrz, odnoszących się do ulg,

przywilejów, preferencji. Dochodowość
przedsiębiorstwa określana by więc

była znów odgórnie, a samo przedsię­
biorstwo, jak poprzednio, tylko innymi
metodami - ubezwłasnowolnione. Po­
tem... ale dajmy spokój, bo wkraczamy

w sferę utopii, karykatury.

Bardziej kfiryk&gttry, czy bardziej ufapii:

- Nie mówmy o tym. Chcę tyiko

dopowiedzieć konkluzję tego wątku.
Otóż przeregulowanie systemu neutra­

lizuje rachunek, a bez ciągłego liczenia

c z a s o p i s m a

background image

148

nie będzie podstaw proefektywnościo-

wych na, szczeblu przedsiębiorstwa, zaś

umiejętność pobudzania tych postaw

przez system - na szczeblu centrum.

Czy to, co Pan mówi o skłonnościach do przere-

guiowania oraz indywidualizacji przechodzącej
w uznaniowość jest niebezpieczeństwem hipotety­
cznym czy realnym?

- Pół roku temu nie odważyłbym się

odpowiedzieć jednoznacznie, ale dziś
mogę: uważam, że jest to niebezpie­
czeństwo realne, choć możliwe do
uniknięcia...

Te celne dzisiaj spostrzeżenia przys­

łaniają jednak fakt, że i pół roku temu
pewne jednoznaczności na drodze, po
której toczyła się reforma gospodar­
cza w Polsce, były już widoczne
gołym okiem. Cała bowiem sprawa
toczy się między zwolennikami i prze­
ciwnikami zmian w gospodarce. Anie

jest to - jak wiadomo - jakiś spisek

obu skrzydeł. Jest to właśnie... sprawa
systemu gospodarczego.

W dniu, w którym przelewam te

słowa na papier, usłyszałem od jed­
nego z dyrektorów w sektorze drob­
nym, że przy takiej odporności
systemu na zmiany trzeba sprawę
czym prędzej pogrzebać i nigdy do
niej nie wracać! To odrastanie złych
rozwiązań systemowych inspiruje do
pytań.

W „Przeglądzie Technicznym" (nr

38/83), które to pismo po licznych
wstrząsach personalnych stara się nie
stracić czytelników, znajduję materiał
Władysława Jermakowicza pod tytu­

łem «Gra o system-. Dr Jermakowicz

jest pracownikiem Instytutu Nauk

Ekonomicznych PAN. Jego przygo­

towanie teoretyczne do podjęcia tego
akurat tematu nie budzi wątpliwości,
Także jednoznaczna ocena tekstu
przez redakcję - która we wstępie
stwierdza:

1

Na różnych szczeblach

toczy się swoista gra w reformę - nie
budzi wątpliwości co do intencji, cho­
ciaż dziwi wiara redakcji w decyzje
centrum.
Można bowiem sądzić, że
decyzje centrum nie podlegają grze­
chowi błędu.

W swoim materiale dr Jermako­

wicz analizuje, nieomal kronikarsko,
wydarzenia związane z przepycha­
niem się zwolenników i przeciwników
reformy w latach 1980-1982. Ta gra
o system toczyła się przy pełnej znajo­

mości wszelkich reguł u obu stron:

Jedną z najbardziej charakterystycz­
nych cech przesądzających o powodze­
niu lub niepowodzeniu reformy jest to,

czy powiedzie się także przekształcenie
struktury organizacyjnej gospodarki,
która doprowadzi do likwidacji powią­
zań branżowo-gałęziowych i umocnie­

nia struktur funkcjonalnych...

Dla przypomnienia - ten podział

branżowo-gałęziowy, o czym ekono­
miści już dokładnie wiedzą, był na
przestrzeni 40 lat przyczyną utrzymy­
wania się dyrektywno-nakazowego
zarządzania gospodarką. Wiadomo
zatem, iż powodzenie lub niepowo­
dzenie reformy zależeć będzie zawsze
od siły reformatorów: potrafią czy nie
potrafią ruszyć skostniały układ.

Zwykle kończyło się na pierwszych
próbach, potem rozpoczynało się
Ważenie argumentów propagando­
wych i ekonomicznych. Te drugie
przegrywały, próba reformy umierała
śmiercią mniej lub więcej naturalną.

Tym razem pierwszą rundą gry

o system było powstanie w paździer­
niku 1980 r. Komisji Rządowej do
Spraw Reformy Gospodarczej. Więk­

szość w tym nadmiernie rozbudowa­
nym ciele uzyskali przeciwnicy refor­
my. Powstał jej projekt: Był to typowy

w tej tezie dokument zachowawczy, nie

background image

149

precyzujący, w jakiej perspektywie

•powinna być dokonana likwidacja

części ministerstw branżowych ani też

jakie ministerstwa powinny ulec likwi­

dacji. W części mówiącej o kompeten­

cji ministerstwa według projektu miały

zachować stare prerogatywy i upraw­

nienia. Podobnie zachowawczo formu­

łowano rolę Sejmu, nie wspominając
0 jego nowej roli ani leż o możliwości

utworzenia II Izby Samorządowej.

Założenia te zostały jednak odrzu­

cone po zdecydowanej krytyce zarów­
no ze strony ludzi z układu władzy jak
1 czynników społecznych. Był to
bowiem czas fachowej dyskusji. W tej
sytuacji w marcu 1981 powołano
nowy zespół, tym razem złożony
z ekspertów. Przygotowano doku­
ment «Kierunki reformy gospodar­

czej". Kreślił on wizję zreformowane­

go, parametrycznego systemu gospo­

darczego, bez zjednoczeń, ministerstw

działowo-gałęziowych i z uszczuploną

rolą Komisji Planowania. Sprawa dal­
szego utrzymywania roli Komisji Pla­
nowania jako molocha dyrektywnie
i szczegółowo zajmującego się gospo­

darką była bowiem papierkiem lak­
musowym tendencji reformistycznych
systemu.
Wydaje się - pisze dr Jerma-
kowicz - że
ministerstwa dzialowo-

-galęziowe już w styczniu 1981 r.

złożyły Komisję Planowania w ofierze

prądom reformislycznym za cenę

utrzymania swoich dotychczasowych

pozycji w nienaruszonym stanie. Spra­

wa ministerstw jako skostniałego,
antereformistycznego tworu urzędni­
czego była drugim
papierkiem.

I w tej sytuacji, gdy wydawało się,

że w czasie IX Zjazdu PZPR sprawa
reformy wchodzi w decydującą fazę,
ministerstwa . podjęły zaskakującą
próbę... samoreformy. Tyle, że

wszystkie założenia przewidywały lik­
widację wszystkich ministerstw prze­
mysłowych i utworzenie jednego -
natomiast
samoreforma pozwoliła
uchronić od likwidacji co najmniej
cztery. Ponadto - rzucając hasło lik­
widacji zjednoczeń - ministerstwa
odsuwały od siebie niebezpieczeń­
stwo, konsolidowały siły i stawały.,
na czele reformy. W ten sposób ujaw­
niło się, że reformatorzy nie doceniali
siły lobby urzędniczego. Nic nie stało
na przeszkodzie, aby
po IX Zjeździe

nastąpiły dalsze działania umacniające

rolę kompleksu antyreformistycznego.

Powołano bowiem 31.07.81 r. Opera­

cyjny Sztab Anty kryzy sowy. Forma

działania tego sztabu zapowiadała

powrót do dyrektywnego oddziaływa­

nia na gospodarkę...

Zwolennicy reformy podjęli próbę

odpowiedzi - tworząc Urząd Gospo­
darki Materiałowej mający wyjąć
z gestii ministerstw rozdzielnictwo
materiałów. Wydawało się, że jeszcze
nie wszystko stracone. Koniec roku

1981 przypominał remis w grze. Ale:

Uchwała nr 278 RM z 30 grudnia

1981 r. w sprawie funkcjonowania gos­

podarki w okresie stanu wojennego

oraz Rozporządzenie RM w sprawie

zawieszenia działalności samorządu

załóg przedsiębiorstw państwowych na

czas obowiązywania stanu wojennego,

spowodowały osłabienie układu refor-

mistycznego (...). Poprzez wprowadze­

nie Uchwały nr 278 ministerstwa

właściwie odzyskały utracony w wy­

niku działań reformatorskich teren

i stały się szczeblowym organem zarzą­

dzania dla danej gałęzi przemysłu.

Wzmocnienie roli ministerstw,

postępujące przez rok 1982 w wyniku
wprowadzanych aktów legislacyjnych
doprowadziło do tego, że:
W końcu

background image

150

roku 1982 górę w systemie gospodar­

czym wzięło skrzydło opowiadające się

za „operatywnym" planowaniem i za­

rządzaniem... W tej sytuacji nic nie

stało na przeszkodzie, aby prof.
W. Baka na spotkaniu z lektorami
KC - na pytanie o dalszą przyszłość
ministerstw branżowo-gałęziowych
i o perspektywę ich likwidacji - mógł

odpowiedzieć: Nie jest to na pewno

problem najbliższego okresu.

Jak to ocenić w świetle doświad­

czeń ubiegłego roku?

Sławomir Siwek

Kultura polityczna

w polityce kulturalnej

Aparat władzy nie rezygnuje z prób

nawiązania współpracy ze środowi­
skami twórczymi. Po raczej niewiel­
kich rezultatach kolejnych ofert dialo­
gu, przyszła pora na wnioski.

Członek Biura Politycznego i prze­

wodniczący komisji kultury KC PZPR
Hieronim Kubiak oświadczył na
posiedzeniu Rady Ministrów 25
września 1983 roku,
że należy rozpo­
znać różne motywy opozycji. Nie­

które nie wykluczają porozumienia,
niektóre jednak dotyczą zasad ustro­

jowych i tego nie ma co ukrywać, bo

tak to jest, taki jest ten dramatyzm pol­

skiej, obecnej (sytuacji - K.K.) a prze­

cież nie tylko obecnej, co w przypadku

krajów wyrosłych z rewolucji jest to nie

tylko dylemat naszego czasu, ani tylko

tego czasu teraźniejszego. Z tymi «nie»

nie znajdziemy wspólnego języka, pozo­

staje tylko kwestia kultury wzaje­

mnego współżycia w ramach jednego

państwa, ale nie ma powodu zamazy­

wać tego, że jest to różnica stanowisk

w kwestiach ustrojowych.

Myśl o kulturze współżycia cytuję

za artykułem M. F. Rakowskiego

(Polityka nr 43/83), który deklaruje
poparcie dla wniosków H.Kubiaka,
ale przedstawia własną typologię opo­
zycji, przypisuje swym przeciwnikom

motywy niepoważne: Dziś wcale nie­

rzadko postawę «przeciw» określa irra­

cjonalna niechęć do uznania realiów,

jest w tym coś ze znanego powiedzenia

«na złość mamie odmrożę sobie uszy,

przejęcie się jakąś bliżej nie sprecyzo­

waną misją dziejową, urazy, zacietrze­

wienie, ambicyjki - a wszystko to

wsparte przekonaniem, że jak się

zaprę, to władza jednak będzie musiała

ustąpić: Ktoś zapytany, na czym

powinno to ustępstwo polegać, najczęś­

ciej zbywa pytanie ogólnikami, no że

w ogóle, że to nie tak itp. Kolejną przy­

czyną określającą postawę «przeciw»

jest traktowanie wiadomości płynących

z Wolnej Europy za główne i autoryta­

tywne źródło wiedzy o Polsce. Ten, kto

tak traktuje WE, nie bierze pod uwagę,

że ta dywersyjna, siejąca nienawiść do

socjalizmu radiostacja generalnie reali­

zuje w ogóle niepolski program polity­

czny, nadaje słuchaczom teksty z tzw.

prasy podziemnej, które coraz częściej

są wyciąganiem z szuflady zleżałych

materiałów i o których wiemy, że

w kraju rozchodzą się w kilkunastu

albo kilkudziesięciu egzemplarzach,

a redakcja składa się z jednego czło­

wieka, posiadającego maszynę do pisa­

nia. I wreszcie kolejna przyczyna trwa­

nia na pozycji przeciw, to osobisty

wstyd, że ^poleciało się» w fałszywym

kierunku. (...) Twórcy lokujący się na

platformie «przeciw» muszą sami odpo­

wiedzieć sobie na pytanie, czy jest to

najbardziej korzystne dla nich i kultury

background image

151

narodowej. Opuszczenie tej platformy

wymaga jednak uwolnienia się od jakże

często małostkowego spojrzenia na rze­

czywistość i postrzegania problemów

i spraw w skali perspektywicznej.

Zdaniem M. F. Rakowskiego opo­

zycja jest przejawem małostkowości
i partykularyzmu. [ ) [Usta­
wa o kontroli publikacji i widowisk z
31 VII 198) r. art. 2, pkt 1, (Dz.U. nr
20, poz. 99, zm. 1983 Dz.U. nr 44, poz
204)].

Rakowski jednak dostrzega odwie­

czną sprzeczność między politykami
kierującymi się układem sił a twór­
cami, którzy motywują się moralnoś­
cią i światopoglądem. Dla przykładu
przytacza politykę kulturalną Napo­

leona 1, traktującego sztukę w dużym

stopniu użytkowo. Miała mu ona służyć

do osiągania doraźnych celów. Do arii

operowych włączano odpowiednie stro­

fy, aby uczcić ważne wydarzenia pań­

stwowe, jak np. ciążę Marii Ludwiki

czy zawarcie jakiegoś traktatu pokojo­

wego. Z dzieł klasycznych bezceremo­

nialnie skreślano całe fragmenty, a na

ich miejsce dopisywano różne aktualne

wstawki. Sztuki teatralne pisano na

zamówienie cesarza lub jego urzędni­

ków. Pisano szybko, na kolanie. Tylko

zwycięstwu pod Austerlitz w1806 roku

poświęcono 12 sztuk, a urodzinom

króla Rzymu aż 28. Ponieważ Napo­

leon nie lubił Szekspira, unikano wysta­

wiania jego sztuk...

Porównanie jest mylące. Przede

wszystkim dlatego, że nie było wów­
czas telewizji, która uwolniła dziś
teatr i literaturę od propagandy.
Mniejszy był również stopień upań­
stwowienia życia społecznego i gospo­
darczego, co skłaniało władze cesar­
skie do wzmożenia kontroli zbiorowej
świadomości. Zresztą Napoleon był

wcieleniem historycznej misji Francji,
czyniąc swój kraj nie tylko potężnym
i bogatym, lecz także wzorem dla
całej Europy. Dzięki temu służba pań­
stwowa nie wymagała od artysty wiel­
kiego gwałtu na sumieniu. Ba! Mic­
kiewicz wręcz uważał, że
od czasów

Jezusa Chrystusa Napoleon by {spośród

wszystkich chrześcijan tym, co najwię­

cej zdziałał, najwięcej pracował, naj­

więcej zrealizował na ziemi (cyt. za

A.Walicki „Filozofia a mesjanizm"
Warszawa 1970, s. 284).

Sytuacja w Polsce jest nieco inna.

Kierownik wydziału kultury KC
PZPR Witold Nawrocki pisze w „Ży­
ciu Literackim" (nr 39/83) o powa­
żnym zagrożeniu socjalistycznego
charakteru kultury, wzywając do

walki ideologicznej w obronie zakwe­

stionowanych i zachwianych wartości

socjalistycznej kultury. Główne kie­

runki tej walki niewątpliwie objąć

powinny między innymi:

- polemika z totalną negacją dorob­

ku kultury Polski Ludowej, obrona

i wyjaśnienie skali jej dokonań:

- przeciwstawienie się oraz walka z

lansowanymi przez opozycję hierarchi­

cznymi porządkami wartości opartymi

na stosowaniu kategorii prestiżów poli­

tycznych a nie na ocenach artystycznie

i metodologicznie weryfikowalnych (...)

- polemiczna walka z okcydentali-

styczną tezą o przynależności Polski

wyłącznie do zachodniego porządku

kulturowego oraz o «pomostowym»

znaczeniu kultury polskiej, tym samym

sprowadzającą naszą kulturę do funkcji

„półprzewodnika" prądów kulturowych

płynących z Zachodu na Wschód;

- walka z tezą o chrześcijańskim i

przede wszystkim katolickim rodowo­

dzie kultury polskiej, sprzeczną z jej

prehistorycznym, reliktowym przeka-

background image

>

152

zem oraz antyklerykalną, racjonalisty­

czną i lewicową tradycją polskiej inteli­

gencji budującej najbardziej istotne

zręby kultury polskiej. W tym kontekś­

cie pojawia się również teza o mesjani-

stycznym charakterze i przeznaczeniu

kultury polskiej akcentowana często

w sposób zgodny ż porządkiem nacjo­

nalistycznego myślenia;

- walka z wykreowanym w czasie

kryzysu nurtem twórczości (zwłaszcza

literackiej i filmowej) o antysocjalisty­

cznej wymowie ideowej, o chybionej

wartości artystycznej, o znacznym

obciążeniu antykomunistycznymi treś­

ciami politycznymi, ale lansowanej

jako sztuka wybitna i prawdziwa;

- ukazywanie politycznego i ideolo­

gicznego, ale również moralnego zaple­

cza budowanego przez opozycję "fron­

tu odmowy*;

- walka z tymi. którzy dążą da

zachowania politycznych opcji w kultu­

rze sprzed 13 grudnia 1981 roku oraz

walka o pozyskanie tych twórców, któ­

rych próbuje się zepchnąć na "emigra­

cję wewnętrzną* lub "zewnętrzną*,

wbrew logice rozwoju polskiej kultury,

ze szkodą dla jej integralności oraz krę­

gów odbiorczych. '

Zapowiada się także zwalczanie

wszelkich form imperializmu kulturo­
wego
Zachodu a zwłaszcza przejawów

tzw. mecenatu zachodniego nad twór­

cami i twórczością w Polsce oraz

zapewnienie ideowej i programowej

inspiracji twórczości przez partię.

Takie zadania stawia Witold Na­

wrocki swoim współpracownikom.

K.K.

Z katolickich

czasopism anglosaskich ·,

(1)

Docierająca do Polski niezbyt sze­

rokim strumieniem katolicka prasa
anglosaska jest u nas na ogół mało
znana. Tymczasem w języku angiel­
skim wychodzi dziś w różnych kra­

jach duża część czasopiśmiennictwa

katolickiego, przy czym są to nie­
rzadko tytuły bardzo poważne, mają­
ce długą tradycję i zajmujące się

podstawowymi zagadnieniami dok­
tryny, historii Kościoła, a także naj­
ważniejszymi problemami współczes­
ności. Jest to lektura, którą z pewnoś­
cią warto przybliżać czytelnikowi

polskiemu.

„Theological Studies" - to kwartal­

nik wydawany przez spółkę o tej
samej nazwie dla wydziałów teologi­
cznych wyższych uczelni USA. Sie­
dzibą redakcji jest jeden z czołowych
uniwersytetów amerykańskich - Geor-

getown University w Waszyngtonie.

W 1983 r. zaczęto publikować zeszyty

44 rocznika pisma. W pierwszym
z .tych zeszytów tematykę teologiczną
reprezentują artykuły
J. Wicksa SJ
o wierze i rozgrzeszeniu u Lutra,
W. C. Spohna SJ, który analizuje kwe­
stię decyzji moralnych oraz zdolności
rozpoznawania dobra i zła przez «ro-
zumujące serce» (reasoning heart), jak
również B.L. Martina o stosunku
Chrystusa do zakonu w świetle Ewan­
gelii św. Mateusza.

W tym samym numerze znaleźć

można interesujący tekst dotyczący
«sprawy Lamennais», którą ocenia się
czasem jako punkt zwrotny w dzie­

jach XIX-wiecznego Kościoła katolic-

background image

153-

kiego, oznaczający usztywnienie sta­
nowiska Watykanu w sprawie wol­
ności religii i «kwestii socjalnej ».
Publikację obszernej, 9-tomowęj do­

kumentacji sprawy umożliwił Jan
XXIII. Ukazała się ona w latach

1971-1981. Ostatnio bracia L. i M,-

LeGouillou wydali uzupełnienie tej

dokumentacji pod tytułem „La conde-

mnation de Lamennais". Autor omó­

wienia tej książki, J. N. Moody, jest
zdania, że powodzenie tez ks. Lamen­
nais byłe mało prawdopodobne wo­
bec sytuacji politycznej papiestwa po

1815 r., gdy, jak pisze, władza

doczesna przesłoniła obiektywizm Sto­
licy Apostolskiej Zaznacza, iż Grze­
gorz XVI słabo orientował się w prob­
lemach społeczno-politycznych współ­
czesnego mu świata i był przekonany,

że poglądy ks. Lamennais podważają
zasady władzy w ogóle. Na. stanowi­
sku papieskim zaważyć też miała opi­
nia nuncjusza w Paryżu-oraz poważ­
nej części Episkopatu Francji, gdzie
rozpamiętywano jeszcze doświadcze-
nia Kościoła z okresu Wielkiej Rewo­

lucji. Naciski polityczne wywierać
miał na papieża Wiedeń oraz, o czym
się często zapomina, St. Petersburg.
Ks. Lamennais tymczasem uważał, że
posłuszeństwo wobec papieża nie
dotyczy publicystyki politycznej, któ­
rą nadal uprawiał. „Les paroles d'un
croyant", narwane przez kogoś «czer-

woną czapks» zawieszoną na krzyżu,,
doprowadziły ostatecznie do potępie­
nia jego nauki w encyklice „Singulari

nos" z 25 lipca 1834 r. Sumując swe
uwagi o nowych dokumentach w
sprawie ks. I.emmenais J.N. Moody
stwierdza, że o ile Grzegorz XVI sta­
rał się zachować nietkniętą tradycję

stuleci, o tyle ks. Lamennais stał się
prorokiem nowej, społecznej misji

Kościoła katolickiego. Warto jednak
zaznaczyć, że ks. Lamennais był
raczej chwiejny w swoich poglądach
oraz nieco przeceniał rolę wolności
w kształtowaniu duchowości chrześ­
cijańskiej. W swych „Słowach wierzą­
cego", wzorowanych zresztą na „Księ­
gach pielgrzymstwa" Mickiewicza,
apoleozował rewolucję, wolność
i władze ludu w sposób, który i dziś
mógłby budzić sprzeciw katolickiej
doktryny społecznej.

Społeczność katolicka USA,

a w pewnej mierze także Zachodniej
Europy, żyje ostatnio zagadnieniem
moralnej oceny wojny oraz zastana­
wia się nad ceną pokoju. Dyskusje na
ten temat toczą się do dziś wokół
memorandum pokojowego biskupów

amerykańskich. W swoich obszer­
nych notatkach moralnych R.A.
McCormick SJ z Georgetown Univer­
sity zajmuje się między innymi kwe­

stią etycznej strony wojny i odstra­
szania nuklearnego. Wspomina

o deklaracji w sprawie zapobieżenia
wojnie atomowej złożonej we wrześ­
niu 1982 r. papieżowi Janowi Pawłowi
II przez grupę naukowców składają­
cych się w 1/4 z obywateli państw
obozu socjalistycznego, o radzieckim
apelu do narodu amerykańskiego, jak
również, o zapoczątkowanych pod
koniec 1982 r. krokach Episkopatu

• USA w tym względzie. W zasadzie

zdaje się przychylać do opinii, iż teo­
ria
wojny sprawiedliwej stała się całko­
wicie pusta i że należy ją odłożyć do
lamusa
razem z teorią o płaskości
Ziemi.
Nawiązuje zresztą do wcześ­
niejszego naświetlenia stanowiska bis­
kupów amerykańskich zawartego
w artykule J.Langana SJ w 43-tomie
„TS". Autor notatek moralnych oma­
wia dalej zróżnicowane podejście do

background image

154

problemu moralności wojny atomo­
wej ze strony biskupów europejskich
oraz ostatnie publikacje na ten temat
w Stanach Zjednoczonych, w których
analizowano między innymi związek
między odstraszaniem nuklearnym
oraz intencją użycia broni jądrowej.

Temat ten kontynuuje w drugim

zeszycie 44 tomu „TS" W.V. O'Brien
z Georgetown University. O ile Mc-
Cormick z pewną dozą sympatii

przedstawiał tezy; kwestionujące za­
sadność teorii wojny sprawiedliwej
w dzisiejszym świecie, o tyle O'Brien
stwierdza, iż. polityka odstraszania
spełnia warunki wojny sprawiedliwej,

gdyż stanowi podstawę bezpieczeń­
stwa i kontroli zbrojeń. Pozytywnie
ocenia odejście Stanów Zjednoczo­
nych od doktryny M A D
{pewne zni- ,
szczenię wzajemne)
oraz przyjęcie
doktryny elastycznego kontruderze-
nia w centra militarno-przemysłowe,
choć podkreśla, że niewiele to zmienia
wobec groźby wymknięcia się ograni­

czonej wojny atomowej spod jakiej­
kolwiek kontroli. D o biskupów ame­
rykańskich zwraca się O'Brien z proś­
bą, by wzięli pod uwagę zagrożenia
wynikające z możliwości przegrania

przez USA i ich sojuszników wojny,

jaką by ona nie była. W swoim grun­

townym studium przedstawia warun­
ki wojny sprawiedliwej w świetle
Vaticanum II oraz prawo wojenne
w dzisiejszej sytuacji świata, gdyby
doszło jednak do konfliktu nuklear­
nego. Koszmar jest więc stale obecny.

W tym samym drugim numerze

„TS" z 1983 r. M.O'Rourke Boyle
zachęca do historycznej analizy du­
chowego doświadczenia Św. Ignacego
Loyoli, zaś M.L.Cook SJ przedsta­
wia chrystologię w Ameryce Łaciń­
skiej. Historyczne studium P. K. Hen-

nessy'ego dotyczy równowagi między
kolegialnością biskupów i prymatem
papieża w łonie Episkopatu USA

przed I Soborem Watykańskim. Au­
tor przybliża zwłaszcza postacie i po­
glądy
dwóch wybitnych hierarchów
amerykańskich połowy XIX
wieku:
arcybiskupów Baltimore Francisa

P. Kenricka i Martina J.Spaldinga
oraz stwierdza, iż model wypraco­

wany w sto lat później przez Vatica­
num II przypomina kolegialność
w Kościele amerykańskim lat pięć­
dziesiątych i sześćdziesiątych XIX
wieku.

W innym artykule Ch. M. Murphy

analizuje określenie akcji na rzecz
sprawiedliwości jako
istotnego czyn­

nika stanowiącego (constitutive) gło­

szenie Ewangelii w dokumencie syno­
du z 1971 r., który po raz pierwszy
nawiązał do idei "wyzwolenia·> będą­
cego prawem do społecznego uczest­
nictwa i rozwoju.

„Theological Studies" są pismem o

szerokim spojrzeniu ekumenicznym.

Poza wspomnianym już artykułem

0 teologii Lutra w związku z 500-
-leciem jego urodzin znaleźć tu można
bardzo interesujący tekst E.B. Horo­
witza z Hebrew Union College w No­
wym Jorku, jednego z wybitnych
teologów żydowskich w Stanach
Zjednoczonych. Porównuje on ży­
dowskie i chrześcijańskie
interpreta­
cje filozoficzne współczesnej historii
1 zauważa, iż znaczenie ostatnich
wydarzeń historycznych chętniej ana­
lizują Żydzi. Borowitz
uważa, że teo­
logia chrześcijańska koncentruje się
raczej
na tematach ogólniejszych, zaś
żydowska żywo zajmuje się badaniem

co Bóg nam chce przekazać przez to, co

nam się przydarza. Nie oznacza to,
zdaniem autora, przeciwstawieństwa

background image

155

postaw, które poza tym w dużej mie­
rze pokrywają się. Szczególne uczule­
nie Żydów na współczesną historię
wiąże Borowitz z faktem, że dla naro­
du żydowskiego wojenny "Holo­
caust", odrodzenie państwa Izrael
i odzyskanie Starej Jerozolimy są siłą
rzeczy ' wydarzeniami tak wielkiej
rangi, że zmuszają niemal do rewizji
postaw religijnych. Z drugiej strony,
zauważa Borowitz, świat chrześcijań­
ski nie przeżył w ostatnich dziesięcio­
leciach wydarzeń tak wstrząsających
świadomością pokoleń.

Przegląd najnowszych publikacji

książkowych, które ukazały się głów­
nie w 1982 r. uzupełnia, jak zwykle
oba zeszyty ..Theological Studies".
Nie sposób naturalnie wymienić tu
wszystkich interesujących książek zre-
cenzowanych w obu wymienionych
numerach pisma, ale warto wspom­
nieć choćby o opracowaniach na
temat teologii Hansa Klinga, dialogu
chrześcijańsko-żydowskiego, roii Ko­
ścioła, państwa i społeczeństwa w my­
śli Jana Pawła II, czy też o drukowa­
nych po raz pierwszy tekstach Karla
Poppera z lat 1951-1956.

Oczywiście perspektywa amerykań­

ska oznacza nieco inne proporcje iloś­
ciowe i odmienną hierarchię ważności
poszczególnych spraw niż ta, do któ­
rej jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce
i którą tu żyjemy. Nie można jednak
zaprzeczyć, iż ,',TS" jest pismem
o wielkim bogactwie tematycznym
oraz wysokim poziomie. Obiecuje to
niejedną jeszcze interesującą lekturę.

Wojciech Roszkowski

O czym się nie mówi

Cesarzowi co cesarskie. Jest „Ty­

godnik Powszechny" j e d y n y m u nas
tygodnikiem,
w którym regularnie
pojawiają się teksty poświęcone sztu­
ce i architekturze. Przejrzenie pod
tym kątem wydanych do tej pory
czterdziestu czterech tegorocznych
numerów pisma przekonuje, że
w dwudziestu dwóch - a więc równo
w połowie - drukowano artykuły
o tej tematyce (nie wspominając

o krótkich informacjach w rubrykach
«notatki» i "Kronika religijna»). Zna­
lazły się wśród nich obszerne recenzje
z najważniejszych wystaw tego roku -
tj. polskiego malarstwa współczes­
nego ze zbiorów wrocławskich w war­
szawskiej Zachęcie, poplenerowej
na

Jasnej Górze, „Znaku Krzyża" w koś­

ciele na Żytniej, dwóch gigantów -
wawelskiego i wiedeńskiego - zorga­
nizowanych w związku z trzechsetną
rocznicą Victorii Sobieskiego, wresz­
cie uwagi o wystawie krakowskiej
związanej ze stuleciem śmierci Nor­
wida. Ukazały się też spore teksty
traktujące o ważnych, niedawno wy­

danych książkach: Józefa Czapskiego

„Patrząc", Joanny Pollakówny „Ma­

larstwo polskie między wojnami

1918-1939", Marii Rzepińskiej'„Sie­

dem wieków malarstwa europejskie­
go" oraz pierwszy tom wydawnictwa

„Polaków portret własny". Wiele

uwagi poświęca „Tygodnik" proble­
mom nowoczesnej architektury sak-

s z t u k a

background image

156

ralnej, jej funkcjom i sensom we
wspólnocie wiernych i w przestrzeni
urbanistycznej dzisiejszych miast.
Przedmiotem relacji były sesje histo­
ryków i historyków sztuki na Jasnej
Górze i w Pelplinie - okazało się, że
można o tym pisać wdzięcznie i inte­
resująco - oraz konferencja estetyków
na temat związków i zależności mię­
dzy etyką a sztuką i twórczością, zre­
ferowana już niestety w sposób dla
zwykłego czytelnika niestrawny. Czy-

• laliśmy też o nowo otwartym Muzeum

Diecezjalnym w Pelplinie oraz o dra­
matycznych losach Muzeum Śląskie­

go w Katowicach. Nieodwołalne

zniszczenia wynikłe z indolencji admi­
nistracji państwowej i stosownych
instytucji wykonawczych były tema­

tem artykułu „Na przykładzie cerkwi

w Klimkówce", nie mówiąc o grom­
kich ostrzeżeniach Tadeusza Chrza­
nowskiego pod adresem probosz­
czów, aby uważali, co wyrzucają jako
bezwartościowe rupiecie. Znalazły się
też wśród omawianych artykułów roz­
ważania o charakterze ogólnym, jak
to o temacie Zmartwychwstania w sz­
tuce albo
o obrazach Męki Pańskiej;
szkoda zresztą, że sprzeczne całkowi­
cie w ocenie popularności scen Zmart­
wychwstania w malarstwie euro­
pejskim, tym bardziej, że sprzeczność

jest skutkiem pomyłki autora dru­

giego z tekstów, Andrzeja Basisty,

który niesłusznie utrzymuje, że -

wyjąwszy okres średniowiecza - temat
ten był w plastyce rzadki. Ukazało się
też kilka recenzji dotyczących twór­
czości konkretnych artystów: Ireny
Wilczyńskiej, Przemysława Brykal-
skiego (dekoracja malarska kościoła
Opatrzności Bożej w Warszawie), Te­
resy Rudowicz (sceny Ukrzyżowania

u krakowskich dominikanów), Anny

B. Bohdziewicz (fotodziennik „Prawie
rok"), a nawet dwóch artystów ob­

cych - doskonale zresztą przypadko­
wych - malarza amerykańskiego
Andrew Weytha i zmarłego kilka lat
temu holenderskiego grafika Eschera.
Zebrało się też kilka wspomnień poś­
miertnych, m.in. o architekcie Zbig­
niewie Karpińskim, profesorze Janie
Zachwatowiczu oraz Janie Wacławie
Zawadowskim, polskim malarzu
osiadłym od ponad półwiecza we
Francji.

„Tygodnik Powszechny" ma swoich

stałych autorów pisujących o sztuce
i jej historii: Tadeusza Chrzanow­
skiego, świetnego historyka sztuki
i stylistę, Stanisława Rodzińskiego,
malarza i krytyka w jednej osobie,
wreszcie pisującego niekiedy na ten
temat Tadeusza Szymę. Poza nimi
w tym tylko roku do „Tygodnika"
pisali o plastyce - żeby wymienić
nazwiska autorów szerzej znanych -
Helena Blum, Joanna Pollakówna,
Wojciech Karpiński, Marek Rostwo­
rowski, Wojciech Skrodzki i Marek
Żuławski. Słowem rzecz cała wygląda
znakomicie. Tym bardziej, jeżeli zwa­
żyć małą objętość pisma przy jedno­
czesnej rozległości uprawianej na jego
łamacn problematyki, w której miejs­
ce sztuki zdawać by się mogło peryfe­
ryjne. Tymczasem jest ono - co
dokumentuje choćby powyższe zesta­
wienie - wcale niepoślednie. Jak to się
dzieje, pozostanie tajemnicą redakcji

1

.

Szczególnie, że wyznanie Tadeusza
Chrzanowskiego uprzytamniające do­
datkowe trudności pisania o sztuce,

przeżywane nie tylko przez.niego, nie
straciło wiele ze swej aktualności:

„Dawniej przecież potrafiłem opisać
wrażenie wyniesione z obcowania
z pięknem, z historią, z wydarzeniami

background image

157

codzienności krzyżującej się z prze­
szłością. Teraz już po półtorej strony
odczuwałem zbędność takiego „ład­
nego pisania"... Nie żebym przestał
miłować sztukę, żebym „uczonością"

dobił w sobie okruchy serca, aie
ponieważ naładowanie kilku ostai-
nich lat doczesnością było tak potę­
żne, iż wszystko w zetknięciu z nią
stawało się nie tyle mniej bliskie, ale
mniej ważne, mniej potrzebne".

Wygląda więc na to, że z plastyką w

„Tygodniku Powszechnym" jest bar­

dzo dobrze. A tymczasem w moim
przekonaniu jest c a ł k i e m źle. Cał­
kiem źle oczywiście jak na to, czego od
„Tygodnika" chciałoby się - i jestem
przekonana, że mogło - oczekiwać,
bo o tym, że jest to Everest wobec
średniej krajowej napisałam w pierw­
szym zdaniu tych uwag. Ta krytyczna
opinia nie oznacza bynajmniej depre­
cjonowania jakości wspominanych
wyżej artykułów, które w zdecydowa­
nej większości są interesujące, rzetelne
i dobrze napisane. Właściwie tylko

jeden, wymieniony już przeze mnie

wcześniej tekst A. Basisty o obrazach
Męki Pańskiej wydał mi się tekstem
żenującym, tak przez niekompetencję,

jak przez nachalną aktualizację, które

pospołu go charakteryzowały. Skoro

jednak jestem przy poszczególnych

autorach i tekstach, to wyznam, że
najbardziej lubię czytać, tudzież naj­
więcej dowiaduję się od Tadeusza
Chrzanowskiego, tyle że nie pisuje on
o sztuce współczesnej. Nią natomiast
zajmuje się drugi mój «faworyt» Sta­
nisław Rodziński. Cenię jego konsek­
wencję w stawianiu dziełom i twór­
czości «wymogów etycznych». D o ­

dam, że Rodziński wyrażał te poglądy

już wcześniej, długo przed nastaniem

obecnej na te kwestie - przepraszam

za zgryźliwość - «mody», poza tym
postrzega je w warstwie wewnętrznej
dzieła sztuki, nie zaś w porządku
wobec niego zewnętrznym. Nadto nie
zaniedbuje ocen estetycznych, jest na
szczęście także w swych tekstach
malarzem i bywa, jeśli chce, znakomi­
cie krytyczny i w tych krytykach prze­

konywający. Niekiedy jednak wydaje
mi się monotematyczny i nieco mora­
lizatorski, jakby był nadto pryncypial­
nym i apodyktycznym uczniem swego
duchowego mistrza (jak można wno­
sić z recenzji „Patrząc"), Józefa
Czapskiego.

Wracając jednak do oceny, którą

pozwoliłam sobie wyrazić, odnosi się
ona do ogólnego obrazu sztuki, jaki
wyłania się z Tygodnikowych tekstów
razem wziętych, nade wszystko jed­
nak wytyka pismu g r z e c h z a n i e ­

c h a n i a wielu, a r.a dobrą sprawę

niemal wszystkich - wyjątek stanowi
grupa artykułów poświęconych nowo­
czesnej architekturze sakralnej - prob­
lemów określających sytuację współ­
czesnej plastyki: tę ideową i tę naj­
zwyklejszą - tworzonych tu i teraz
przedmiotów sztuki, ich autorów, zle­
ceniodawców i, przynajmniej poten­
cjalnych, odbiorców.

Ów ogólny obraz jest zaskakująco -

w moim przekonaniu nie tyle fałszy­
wie ile fałszująco - pozytywny i spo­
kojny, jeśli nie liczyć sygnalizowa­
nych, obecnych także i na tym polu,
niepokojów politycznych i ich bez­
pośrednich konsekwencji. Ale poza
tym jest właściwie świetnie: powstają
wielkie dzieła, a jak tego nie widzisz
to twoja wina niewrażliwy człecze.

I metafizyka w sztuce współczesnej
się udaje (mógłby nam Zachód
pozazdrościć!), przynajmniej tym,
których dopuścił profesor Bogucki na

background image

158

Żytnią. I nawet obrazy emanują
dobrocią. Konflikty i problemy

jedynie napomykane i to jako te, od

których można się na zasadzie negacji
odbić jak np. od sztuki uprawianej
koniunkturalnie lub traktowanej jak
pusta łamigłówka jedynie. Lub też
te,
które dało się w opisywanym akurat
przypadku szczęśliwie rozwiązać, np.
przez fortunne
pogodzenie stawia­
nego
przez Kościół wymogu czytel­
ności i komunikatywności obrazu
religijnego z wysokim poziomem arty­
stycznym.
Nawet kakofonię współ­
czesnych kierunków sztuki udało
się
T. Szymie utożsamić z inspiracją obra­
zu Jasnogórskiego, a dwadzieścia pla­
katów na
okoliczność ' sześćsetlecia
cudownego obrazu
wystarczy Wojcie­
chowi Skrodzkiemu do skonstatowa­
nia znaczącego wyłomu w historii
plakatu polskiego. Mnie
się tymcza­
sem wydaje,
że dwadzieścia projektów
w skali całej Polski, czy nawet tylko
Warszawy,
to w dzisiejszych okoli­
cznościach bardzo niewiele, wyłom
zaś.
wyraża się jedynie zmianą zlece­
niodawcy. Przypomnę, już kiedyś
przeze mnie przywołany, przykład

Waldemara Świeżego, który obok pla­
katów na zlecenia państwowe zrobił

plakat w związku z wizytą Papieża
w kraju. I co z tego wynika?

Reasumując: ów «spokojny», "po­

myślny", «bezkryzysowy» obraz sta­
nu naszej sztuki A D 1983 bierze
się z -
przykro powiedzieć - niedostatku kry­
tycyzmu, który wyraża
się nade
wszystko w wyborze zdarzeń, osób
i prac uznawanych przez autorów tek­
stów za pozytywne i pisaniu o nich
niekiedy niemal apologetycznie. Stąd
zbyt często w „Tygodniku" recenzje
kojarzą się niestety z laurkami.

I zarzut główny - grzech zaniecha­

nia. Trudno przedstawić mi jakiś upo­
rządkowany
katalog'spraw, które -
moim zdaniem - domagają się co naj­
mniej ich nazwania, postawienia na
autentycznym forum czytelniczym,
którym są bezwzględnie łamy „Tygod­
nika Powszechnego". Zacznę więc od
przysłowiowej sprawy «pierwszej
z brzegu»,
tj. od «piękna wizualnego",
w którym
pragnąłby mój ulubiony
autor wychowywać kolejne pokolenia
Polaków traktując to jako „drobną
ale istotną cząstkę ich uszlachetnie­
nia". Słowem niezgoda na degradację,
także estetyczną naszego otoczenia
tak w sklepie, fabryce, urzędzie, szko­
le jak tym bardziej we własnym domu
i w kościele, skoro na te przynajmniej
ostatnie dwa miejsca zachowaliśmy

jeszcze jakiś wymierny wpływ. Dla­

czego w „Tygodniku" nie pisze się
0 malowanych bohomazach i rzeź­
bionych koszmarach, które zamawia­

ją i przyjmują z zadowoleniem różni

księża? A o przerażająco brzydkich
dewocjonaliach? Dlaczego reproduk­
cję obrazu Matki Boskiej w koszulce
„Solidarności" i z palcami dłoni zło­
żonymi w kształt litery V muszę oglą­
dać w piśmie „Perspektywy"? A prze­
cież właśnie w „Tygodniku" powin­
nam móc przeczytać o niestosownoś­
ci, tak - właśnie o pogwałceniu w tej
1 zbliżonych sytuacjach zasady nie­
gdyś w sztuce (i nie tylko) zrozumia­
łej, dziś
już niemal zapomnianej,
a mianowicie zasady
decorum, zasady

stosowności. Skoro „Tygodnik Pow­
szechny" o
tym milczy, płyną z tego
różne szkody.

A problemy ogólniejszej, uniwersal­

nej natury jak kwestia upadku sztuki
religijnej i to nie dzisiaj, ale w XIX

wieku. A wątek, również wówczas

background image

159

zrodzony, traktowania sztuki jako
surogatu religii i konsekwencje, które
z tego faktu wyniknęły dla sztuki
współczesnej, a może - tego nie wiem
-' i dla religii. Wreszcie zagadnienie
sygnalizowane od jakiegoś czasu,
także na łamach „Tygodnika", ale nie
rozwijane, poszukiwanie przez sztukę
czy też raczej przez artystów wiary?
metafizyki?, często zgłaszane pragnie­
nie powrotu do sacrum. A sprawa -
zważywszy sytuację, w której się
wszyscy znajdujemy, rozumiana nie
tylko jako ważna, ale też bardzo konk­
retna - czyli mecenat kościelny i zwią­

zane z nim oczekiwania i wątpliwości
zarówno ze strony kieru, jak twórców.

Czy to nie są tematy artykułów, a na­
wet całych cykli prezentujących różne
możliwe w tych sprawach stanowi­
ska. I nie uwierzę, jeśli ktoś powie, że
te i inne kwestie nie mogą być poru­
szane na łamach „Tygodnika Pow­
szechnego" ze względów cenzural-
nych, bo nawet jeśli te ostatnie mogą

je niekiedy bardzo ograniczyć, to jed­

nak nie wykluczyć.

październik 1983

Nawojka Cieślińska


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
749
skrypt - wersja II, 723-749, Rozdział VIII
749
749
sprawdzian v 749
749
749 a
26 749 e id 31367 Nieznany
748 749
Kryteria stateczności statku nieuszkodzonego opracowane przez IMO (na podstawie Rezolucji A 749 (18)
749
749
749
749
749
749 ac

więcej podobnych podstron