przegląd
powszechny
1/749/84
miesięcznik
poświęcony sprawom religijnym,
kulturalnym i społecznym
założony w roku 1884
JEZUICI · Warszawa
WYDAWCA
Prowincja Wielkopolsko-Mazowiecka Towarzystwa Jezusowego
R E D A G U J E ZESPÓŁ
S t e f a n M o y s a S J
S t a n i s ł a w O p i e l a S J ( r e d . n a c z e l n y )
M i r o s ł a w P a c i u s z k i e w i c z S J
O P R A C O W A N I E G R A F I C Z N E
T e r e s a W i e r u s z
R E D A K T O R T E C H N I C Z N Y
T a d e u s z F i l a s S J
„ P R Z E G L Ą D POWSZECHNY"
R e d a k c j a i A d m i n i s t r a c j a
ul. Rakowiecka 61
02-532 Warszawa
tel. 49-02-71 w. 273
lei. administracji 48-09-78
P R E N U M E R A T A
roczna 1100 zł
półroczna 530 zl
cena egzemplarza 100 zł.
W p ł a t y
Bank PKO VI Oddział w Warszawie
nr konta 1560-51624-136
ul. Bagatela 15
00-585 Warszawa
Prenumerata zapewni regularne otrzy
mywanie pisma. Część nakładu jest do
nabycia w kioskach „Ruchu" i w katolic
kich księgarniach.
Warszawska Drukarnia Akcydensowa,-Warszawa, ul. Nowowiejska 3a
Zam. 9 4 / 8 4 (M-100), nakład 10 000+350 egz., ark. druk. 10,0
Papier piśm. kl. V 71 g., format A l
Materiałów nie zamówionych redakcja nie zwraca
s treści
Felicjan Paluszkiewicz SJ
Od „Kuriera Polskiego" do stulecia „Przeglądu
Powszechnego" 9
2 4 7 lat p r a s y r e d a g o w a n e j p r z e z p o l s k i c h j e z u i t ó w .
Wojciech Roszkowski
Myśl społeczno-ekonomiczna w „Przeglądzie
Powszechnym" 1 8 8 4 - 1 9 5 3 (cz. I) 23
N a l a m a c h „ P r z e g l ą d u P o w s z e c h n e g o " d o j r z e w a ł a p r z e d I w o j n ą
ś w i a t o w ą p o l s k a m y ś l k a t o l i c k o - s p o ł e c z n a .
Antoni Czyż
Józef Baka - poeta jezuicki 34
C z y ks. B a k ę m o ż n a u z n a ć z a p r e k u r s o r a w s p ó ł c z e s n e j p o e z j i ?
Ks. Michał Heller
Względność istnienia 51
G e o r g e B e r k e l e y s ą d z i ł , że n a l e ż y w y e l i m i n o w a ć z n a u k i w s z y s t k i e
p r z y c z y n o w e w y j a ś n i e n i a . T ę z a s a d ę , z a k o r z e n i o n ą w dzisiejszej
filozofii n a u k i , P o p p c r p r o p o n u j e n a z w a ć „ b r z y t w ą B e r k e l e y a " .
Stefan Moysa SJ
Charyzmat jako dar i zadanie 59
R o ś n i e z a i n t e r e s o w a n i e P a w i o w ą t e o l o g i ą c h a r y z m a t ó w . D o ś w i a d
c z e n i e c h a r y z m a t y c z n e jest a k t u a l n e r ó w n i e ż d z i s i a j .
Sławomir Siwek
Europa 76
P o p i e l g r z y m c e J a n a P a w ł a II d o A u s t r i i .
Michał Lubański
Odbudowa samorządu Warszawy w latach
I wojny światowej 85
S t a r a n i a na rzecz o d b u d o w y s a m o r z ą d u m i e j s k i e g o W a r s z a w y s t a
n o w i ł y w a ż n y e l e m e n t w a l k i n a r o d u p o l s k i e g o o o d z y s k a n i e nie
z a w i s ł e j p a ń s t w o w o ś c i .
4
Marek Ar pad Kowalski
Duchowieństwo polskie na Węgrzech w czasie
II wojny, światowej 95
D z i ę k i p r z y c h y l n e m u s t a n o w i s k u r z ą d u w ę g i e r s k i e g o p o l s c y k s i ę ż a
m o g l i p r o w a d z i ć d z i a ł a l n o ś ć religijną, s p o ł e c z n ą i k u l t u r a l n ą w ś r ó d
s w o i c h z i o m k ó w na w y g n a n i u .
Kazimierz Dziewanowski
Wyjście z dżungli 107
K u l t u r a p o l i t y c z n a : C o t o z n a c z y , c o o b e j m u j e , d o c z e g o służy?
Andrzej Osęka ,
Przestrzeń c m e n t a r z y 114
C m e n t a r z e w P o l s c e s t a n o w i ą , j a k o z a b u d o w a n a p r z e s t r z e ń , miejsce
s k u p i e n i a i z a p i s tradycji.
Matka Maria (W. ./. Wysocki)
Recenzje
118
124
Table des matières
Felicjan Paluszkiewicz SJ
D e „Kurier Polski" m centenaire de „Przegląd
Powszechny" 9
2 4 7 a n s d e la p r e s s e é d i t é e par les j é s u i t e s p o l o n a i s .
Wojciech Roszkowski
L a pensée socio-économique dans „Przegląd
Powszechny" 1 8 8 4 - 1 9 5 3 (première partie) 23
L a p e n s é e c a t h o l i q u e s o c i a l e e n P o l o g n e mûrissait a v a n t la I-e
g u e r r e m o n d i a l e s u r les c o l o n n e s d c „ P r z e g l ą d P o w s z e c h n y " .
Antoni Czyż
Józef Baka - un poète jésuite 34
P e u t - o n c o n s i d é r e r l e p è r e B a k a c o m m e , p r é c u r s e u r d e la p o é s i e
c o n t e m p o r a i n e ?
Père Michal Heller '
L a relativité de l'existence ' 51
G e o r g e B e r k e l e y c r o y a i t q u ' i l faut é l i m i n e r d e la s c i e n c e t o u t e s les
e x p l i c a t i o n c a u s a l e s . P o p p e r p r o p o s e d ' a p p e l e r c e p r i n c i p e ; e n r a c i n é
d a n s la p h i l o s o p h i e d e la s c i e n c e d ' a u j o u r d ' h u i „le r a s o i r d e
B e r k e l e y " .
Stefan Moysa SJ
Le charisme - un don et une tâche 59
L ' i n t é r ê t p o r t é à la t h é o l o g i e p a u l i n i e n n é d e s c h a r i s m e s a u g m e n t e .
L ' e x p é r i e n c e c h a r i s m a t i q u e est a c t u e l l e a u j o u r d ' h u i a u s s i .
Sławomir Siwek
L'Europe 76
A p r è s le p è l e r i n a g e d e J e a n - P a u l II e n A u t r i c h e .
Michal Lubański
La reconstruction de l'autonomie de Varsovie
pendant la I-e guerre mondiale 85
L e s efforts d e r e c o n s t r u i r e l ' a u t o n o m i e m u n i c i p a l e de V a r s o v i e
c o n s t i t u a i e n t u n é l é m e n t i m p o r t a n t d e la lutte de la n a t i o n p o l o n a i s e
p o u r la r e c o n q u ê t e de l'état i n d é p e n d a n t .
6
Marek Arpad Kowalski
Le clergé polonais en Hongrie pendant la II-e
guerre mondiale 95
G r â c e à l'attitude b i e n v e i l l a n t e d u g o u v e r n e m e n t h o n g r o i s les p r ê -
tres p o l o n a i s p o u v a i e n t m e n e r l'activité r e l i g i e u s e , s o c i a l e et c u l t u -
relle p a r m i l e u r s c o m p a t r i o t e s e x i l é s .
Kazimierz Dziewanowski
La sortie de la jungle 107
C u l t u r e p o l i t i q u e : Q u ' e s t - c e q u e c e l a signifie, q u ' e s t ce q u ' e l l e c o n -
t i e n t , à q u o i sert-elle?
Andrzej Osęka
L'espace des cimetières 114
L e s c i m e t i è r e s e ń P o l o g n e é t a n t u n e s p a c e c o u v e r t b e b â t i m e n t s
c o n s t i t u e n t u n e p l a c e d e r e c u e i l l e m e n t e t u n e n r e g i s t r e m e n t d e la
t r a d i t i o n .
Mère Marie (W. J. Wysocki)
Comptes rendus
118
124
Contents
Felicjan Paluszkiewicz SJ
From "Kurier Polski" to the centenary of
"Przegląd Powszechny" 9
2 4 7 y e a r s o f the press p u b l i s h e d b y P o l i s h J e s u i t s .
Wojciech Roszkowski
The social and economic thought in "Przegląd
Powszechny" 1 8 8 4 - 1 9 5 3 (part one) 23
B e f o r e the W o r l d W a r I c a t h o l i c s o c i a l a n d e c o n o m i c t h o u g h t in
P o l a n d w a s riping in t h e c o l u m n s o f " P r z e g l ą d P o w s z e c h n y " .
Antoni Czyż
Józef Baka - a Jesuit poet 34
C a n F a t h e r B a k a be c o n s i d e r e d a s a p r e c u r s o r o f c o n t e m p o r a r y
p o e t r y ?
Father Michal Heller
The relativity of existence 51
G e o r g e B e r k e l e y t h o u g h t that it w a s n e c e s s a r y t o e l i m i n a t e all t h e
c a u s a l e x p l a n a t i o n s f r o m t h e s c i e n c e . P o p p e r s u g g e s t s t o call this
p r i n c i p l e r o o t e d in t o d a y ' s p h i l o s o p h y o f s c i e n c e " B e r k e l e y ' s rasor".
Stefan Moysa SJ
Charyzma as a gift and a task 59
T h e interest in S a i n t P a u l ' s t h e o l o g y o f c h a r i s m a t a is g r o w i n g . T h e
c h a r i s m a t i c e x p e r i e n c e is p r e s e n t t o d a y , t o o .
Sławomir Siwek
Europe 76
A f t e r the p i l g r i m a g e o f P o p e J o h n - P a u l II t o A u s t r i a .
Michal Lubański
The reconstruction of Warsaw self-government
during World War I 85
T h e e n d e a v o u r s t o r e c o n s t r u c t W a r s a w m u n i c i p a l a u t o n o m y w e r e
a n i m p o r t a n t c l e m e n t o f t h e s t r u g g l e o f P o l i s h n a t i o n t o r e g a i n a n
i n d e p e n d e n t s t a t e .
8
Marek Arpad Kowalski
Polish clergy in H u n g a r y during World W a r II 95
T h a n k s t o the friendly a t t i t u d e o f H u n g a r i a n g o v e r n m e n t P o l i s h
priests c o u l d carry o u t r e l i g i o u s , s o c i a l a n d cultural activities
a m o n g their c o m p a t r i o t s in exile.
Kazimierz Dziewanowski
Exit from the jungle 107
P o l i t i c a l c u l t u r e : W h a t d o e s it m e a n , w h a t d o e s it c o n t a i n , w h a t
p u r p o s e d o e s it serve?
Andrzej Osęka
The space of cemeteries 114
C e m e t e r i e s in P o l a n d as a s p c e c o v e r e d w i t h b u i l d i n g s are a p l a c e for
c o n c e n t r a t i o n o f t h o u g h t s a n d a r e c o r d o f t r a d i t i o n .
Mother Mary (W. J. Wysocki)
Reviews
118
124
przegląd
powszechny 1'84
9
Felicjan Paluszkiewicz SJ
Od „Kuriera Polskiego"
do
stulecia
„Przeglądu Powszechnego"
247 lat prasy jezuickiej w Polsce
W wieku Oświecenia wydawanie gazet obwarowane było
przywilejem królewskim. Uzyskana raz zgoda monarchy
wykluczała wszelką konkurencję. Pierwotnie przywilej pra
sowy zdobyli pijarzy, zakon wielce zasłużony dla krzewienia
wiedzy. Jezuici tymczasem, nie spostrzegłszy w porę, jak
bardzo można oddziaływać na opinię poprzez druk czaso
pism, zazdrosnym okiem spoglądali na niewielkie, bo
mające zaledwie 19X16 cm, płatki papieru powleczonego
czarną farbą, tłoczone w drukarni Scholarum Piarum.
Wydawanie czasopism, pomimo małego nakładu, podno
siło prestiż zakonu.
Nie wyświetlili dotychczas historycy, jak prasa polska
wydawana w rodzimym języku (prasa obcojęzyczna pozo
stała przy pijarach) przeszła w ręce jezuitów. D o r. 1960
powtarzano bezkrytycznie anegdotę, którą podał Antoni
Magier w Estetyce miasta stołecznego Warszawy. Według
dotychczasowej tradycji poszło o to, że na skutek niedosko
nałej korekty został obrażony monarszy majestat. Maria
Józefa, żona Augusta III, urodziła 10 grudnia 1740 córkę
Kunegundę. Wiadomość należało przekazać społeczeństwu^
Jak głosiła fama, w Kurierze Polskim redagowanym przez
pijara Jana Naumskiego, ukazała się notatka „Krowa
powiła córkę". Chochlik drukarski sprawił, że wypadły dwie
litery, wskutek czego królowa została obdarzona niewy
brednym epitetem. To miała być przyczyna porażki pijarów.
Dopiero Jerzy Łojek, skrupulatny badacz dziejów prasy
polskiej, prześledził kolejne numery Kuriera Polskiego i nie
natrafił w żadnym z nich na tekst, który miał stać się powo
dem oburzenia Augusta III. Jednocześnie zauważył Łojek,
że od stycznia i 737 r. Kurier Polski zaczął być numerowany
na nowo od liczby jeden oraz zmieniła się (na gorsze) szata
10
graficzna gazety, co skłania do przypuszczenia, iż w tym
właśnie czasie jej redagowanie i powielanie przejęli jezuici
1
.
.Pierwszym jezuickim redaktorem Kuriera został Michał
Łowisz. Nie był on dobrym publicystą i dlatego przejęci:
przez Towarzystwo Jezusowe gazety nie wyszło czytelnikom
na dobre. Łowisz wydawał Kuriera długo, bo aż 24 lata.
Obok Kuriera ukazywały się Uprzywilejowane Wiadomości
z Cudzych Krajów. Była to w zasadzie ta sama gazeta - tyle
tylko, że jeden tytuł ukazywał się w środy, a drugi w soboty.
W r. 376! redagowanie obydwu pism przeszło w ręce
Franciszka Bohomolca. Wtedy Kurier Polski został prze
mianowany na Kurier Warszawski, a Uprzywilejowane Wia
domości z Cudzych Krajów na Wiadomości Uprzywilejowane
Warszawskie. Od r. 1763 wprowadzono jedność numeracji.
Kurier otrzymywał numery nieparzyste, Wiadomości -
parzyste. W dwa lata później nastąpiła fuzja obydwu tytu
łów i wychodziły już tylko (w środy i soboty) Wiadomości
Warszawskie. W przypadku nadmiaru materiałów doda
wano Suplementy, które w zasadzie były drugim arkuszem
gazety, a nie dodatkiem, jak sugerowała nazwa. Dodatek
natomiast stanowił tzw. Addytament.
Oto przykłady, jak wyglądał serwis informacyjny w gaze
cie redagowanej przez Bohomolca:
Z Warszawy d. 6. Kwietnia (1765),
Nayiaśnieyszy Król Jmć P. N. M. dnia onegdayszego znaydował
się z zwykłą Panów assystencyą w Kollegiacie tuteyszey na nabo
żeństwie i Mszy S. przez Imci X. Kierskiego Suffragana Poznań
skiego śpiewaney; pod czas którcy S. Kommunią z przykładną
przyimował pobożnością. A po zakończeniu tcy to Ofiary, i in
nych ceremonii powróciwszy na Zamek, nayprzód 12 Ubogim
Starcom w nowe odzienia przybranym nogi umywał, a potym do
stołu onymże służył, i hoyną na ostatek każdego z nich iałmużną
opatrzył. Po obiedzie był znowu w Kollegiacie pod czas lamenta-
cyi. Dnia wczorayszego z równą pobożnością i przykładem z rana
znaydował się na nabożeństwie zwyczainym; po południu zaś
przed Grobem Pańskim nie mały czas klęcząc na Nabożeństwie
przebył.
(21 VIII 1765)
Wyszła z Drukarni tuteyszey Kśiąszka wielce potrzebna każdemu
Polakowi Zebranie wszystkich Seymów, y Praw Polskich [...]
W Drukarni J. XX. Scholarum Piarum wyszła zpod Prasy Kśiąszka
Oyczystym ięzykiem, pod Tytułem; Rozmowa Filozofa z Damą
o wielości światów [...]
11
Z Rawy d. 12. Września (17CS)
Dnia 9 po godzinie pierwszej z południa, w rogu iednego domo
stwa przed podwórzem XX. Jezuitów, iako niespodziany, bo
w tym domku ognia nie było, tak gwałtowny wszczął się pożar,
* który w pół godziny, nie tylko trzy części Miasta uchwycił, ale też
aż do stodół proboszczowskich S. Ducha sięgnął i one spalił...
Największą bodaj zasługą Bohomolca w redagowaniu
gazet była dbałość o czystość języka i niezachwaszczanie go
obcojęzycznymi wtrętami.
W jednym z Suplementów, pod datą 6 listopada 1771,
zauważyć już można gatunek literacki zwany dzisiaj repor
tażem: barwny opis wydarzenia, mnóstwo szczegółów,
a przy tym wielka taktowność w ujęciu tematu, którym było
porwanie króla przez konfederatów.
W dziejach polskiej prasy jezuickiej pojawił się ks. Stefan
Łuskina, matematyk i astronom. Rozpoczął współpracę
z Bohomolcem w redagowaniu Wiadomości Warszawskich
i połknął bakcyla dziennikarstwa. Stał się postacią kontro
wersyjną. Na jego temat wylano wiele atramentu. Jerzy
Łojek poświęcił mu monografię „Gazeta Warszawska" księ
dza Łuskiny, w której pod koniec tak pisze o bohaterze
swojego studium: „On pierwszy założył i prowadził stałą
i systematycznie redagowaną gazetę polską. Przez 20 lat
wydawał numer za numerem regularnie i bez przerw, ani
razu nie zaniedbał wypuszczenia gazety w terminie, chociaż
kraj przeżywał w tym czasie wiele wstrząsów politycznych"
2
.
Przyznając Łuskinie tytuł „ojca dziennikarstwa pol
skiego", chociaż przed Łuskiną byli już tacy redaktorzy jak
chociażby Franciszek Bohomolec, Łojek podkreśla z uzna
niem, że Łuskina pierwszy zerwał z tradycją suchej faktogra
fii i w jego gazecie na każdym przekazie wiadomości
wyciśnięte jest znamię osobowości oraz talentu redaktora.
Po kasacie zakonu Łuskina postarał się u króla o przywi
lej na drukowanie własnej gazety. Był już wtedy doświad
czonym pisarzem. Na łamach Gazety Warszawskiej, będącej
kontynuacją Wiadomości Warszawskich, poruszał wydarze
nia polityczne, donosił o wynalazkach, dbał o dostarczenie
1
Łojek Jerzy, Dziennikarze i prasa w Warszawie w XVIII wieku, Warszawa 1980,
Książka i Wiedza, s. 35.
2
Łojek Jerzy, „Gazeta Warszawska" księdza Luskiny, W a n z a w a 1959, Książka
i Wiedza, s. 142.
12
sensacji (nieobca mu była „kaczka dziennikarska" - napisał
o robocie, który gra w, szachy), zamieszczał ogłoszenia
0 nowościach księgarskich, lekarzach specjalistach, o sprze
daży nieruchomości, poszukiwaniu pracy i zgubach, dawał
prognozę pogody. W sumie czytelnicy znajdowali barwny
1 urozmaicony obraz rzeczywistości. Ponieważ dużo miejsca
zajmowała polemika - bądź rzeczowe dyskusje i ścieranie się
poglądów, bądź zadziorna wojna podjazdowa - numery
Gazety Warszawskiej są niekiedy okazem satyry i dowcipu,
gdyż Łuskina miał duże poczucie humoru oraz swobodne
podejście do czytelnika.
Pomimo to, a może i dlatego, zyskał wielu zaciekłych
wrogów. Oskarżano go o wstecznictwo, o brak patrio
tyzmu, o rusofilstwo i hołdowanie Katarzynie II. Wyty
kano szerzenie fałszywych wiadomości w celu wywołania
sensacji, schlebianie możnym. Styl jego określano jako
ciężki, zimny i napuszony.
Uporczywie zamykano oczy na upowszechnianie przez
Łuskinę idei Komisji Edukacji Narodowej w czasie, gdy to
było niepopularne, gdy zarówno rodzice jak i młodzież boj
kotowali nowe szkoły, a frekwencja w byłych uczelniach
jezuickich w niektórych regionach wynosiła zaledwie 10%.
Gdy inne gazety nie podejmowały kłopotliwego zagadnienia
albo zbywały je krótkimi notatkami, Łuskina informował
o pracach Komisji Edukacyjnej, chociaż miał powód, aby
żywić do niej niechęć, bo wyrosła na ruinie drogiego mu
zakonu. Doceniając jednak słuszność podjętych reform
żywo interesował się pracami Towarzystwa do Ksiąg Ele
mentarnych, prezentował sylwetki autorów, wychodził poza
kronikarską informację. Pisał o uznaniu dla reformy poza
granicami kraju, cytował wyjątki z listów nadsyłanych d o .
Piramowicza, podawał wiadomości zasłyszane w kulua
rach. Podkreślał walory zreformowanej szkoły. 14 lutego
1776 tak pisał o szkole w Brześciu Litewskim:
Młódź edukuiąca się w Szkołach tuteyszych Woiewódźkich,
dawała publiczny dowód z nauk przepisanych od Prześwietney
Komissyi Edukacyi Narodowey na Szkoły Woiewódzkie, iako to:
z Prawa przyrodzonego i Politycznego, z Retoryki i Poetyki; z Hid-
rauliki Mechaniki Geometryi i Arytmetyki [...] także ięzyków
Łacińskiego, Francuskiego i Niemieckiego. Akt ten przytomnością
)
13
swoią ozdobić raczyli Ichmć Panowie [...]z publicznynj ukonten
towania swego oświadczeniem, z tak znacznego w krótkim czasie
edukuiącey się młodzi.postępku.
Apologii Łuskiny podjął się Jędrzej Giertych
3
. Ukazuje
dn redaktora Gazety Warszawskiej jako człowieka odwa
żnie i wytrwale broniącego słusznej sprawy przeciwko libe
rałom. Nie ugiął się pomimo szyderstw, którymi usiłowano
go złamać wytykając mu donkichoterię. Giertych wykazuje,
że Łuskina należał do elity intelektualnej ówczesnej Polski,
był nadwornym astronomem królewskim, napisał kilka
traktatów: z fizyki, astronomii i filozofii oraz opracował
dzieje Akademii Zamojskiej.
Niesprawiedliwością jest pomawianie Łuskiny o niski
poziom rzemiosła dziennikarskiego i o zwężony horyzont
ukazywanej czytelnikom rzeczywistości. Już Władysław
Konopczyński zwrócił uwagę, że Łuskina nie był wcale taki
„ciemny", jak go malują
4
. Porównując jego gazetę z pozo
stałą prasą osiemnastowieczną trzeba przyznać, iż dawała
ona pełniejszy obraz ruchów społecznych aniżeli pisma
uznawane za postępowe. Bez osłonek mówił o chłopskich
powstaniach, o buntach pospólstwa w miastach i o innych
problemach trapiących ówczesnych ludzi. Przez cały okres
stanisławowski gazeta Łuskiny była najpoczytniejszym pis
mem w Polsce (wzrost z 500 do 1500 egz.). Należy też
dodać, że jej redaktorowi w wielu przypadkach nie można
odmówić realizmu politycznego.
Sam król Gazetę Warszawską uznawał za pismo dobrze
redagowane i użyteczne, a Łuskinę darzył sympatią jako
zdolnego uczonego i nie miał zastrzeżeń do jego postawy
politycznej.
Jednym z grzechów Łuskiny, którego nie odpuszczono
mu nigdy, było synowskie umiłowanie matki zakonu.
Jezuici zaś w pewnych kręgach budzili nienawiść. Ponieważ
Łuskina pisywał o zasługach Towarzystwa Jezusowego
i dawał kredyt zaufania każdemu, kto by stanął po stronie
zniesionej i spotwarzanej Instytucji, która wydała ludzi na
1
Giertych Jędrzej, DwieScie lat stutby narodowi, w: Gazeta Warszawska - numer
jubileuszowy 1774-1974, Londyn 31 grudnia 1974, s. 3-4.
' Konopczyński Władysław, Polscy pisarze polityczniXVHIwieku,^la.ismvi& 1966,
Państwowy Instytut Wydawniczy, s. 402.
14
miarę Franciszka Bohomolca, Adama Naruszewicza, Grze
gorza Piramowicza i innych pionierów polskiego Oświece
nia, zagrzewało to wrogów Łuskiny do obrzucania go
błotem.
W XVIII wieku - drugim obok Warszawy - liczącym się
ośrodkiem życia umysłowego było Wilno. Tutaj jezuici
w. swojej Drukarni Akademickiej również tłoczyli pisma,
których odbiorcami była przeważnie szlachta litewska. Od
kwietnia 1760 r. rozpoczęli wydawanie gazety zawierającej
materiały informacyjne. Był nią Kurier Litewski. Ukazywał
się raz w tygodniu, w piątki, i miał trzy dodatki uzupełnia
jące: Wiadomości Uprzywilejowane, które od r. 1761 prze
mieniły się w Wiadomości Cudzoziemskie; Wiadomości
Literackie ukazujące się pierwotnie w każdy poniedziałek
a od czerwca 1761 w poniedziałki po pierwszej niedzieli
miesiąca; wreszcie Suplement do Gazet Wileńskich. Te cztery
w sumie pisma redagowali Franciszek Paprocki oraz Ale
ksander Januszkiewicz.
Kurier zamieszczał wiadomości z życia społecznego i gos
podarczego Litwy. Podawał doniesienia z Wilna, Grodna,
Nowogródka, Oszmiany, Nieświeża..., a także ze stolicy
państwa - Warszawy. Nie brakowało tam ciekawostek oby
czajowych, jak zakaz wykonywania przez mieszczan w Sło-
nimiu prac służebnych u Żydów. Trafiały się również
sensacje kryminalne.
Treść Wiadomości Cudzoziemskich stanowiły przeważnie
zagadnienia polityczne i nowiny ze świata. Docierały one do
czytelnika - jak na ówczesne warunki komunikacyjne -
szybko, bo zaledwie z dwutygodniowym opóźnieniem.
Zagadnienia Wiadomości Literackich obracały się wokół
spraw młodzieży uniwersyteckiej i miały zainteresować stu
dentów miejscowej akademii własnymi problemami oraz
sprawami życia politycznego i państwowego. Podawano
tam nie tylko wiadomości o sejmikach, którymi zawsze inte
resowała się szlachta, ale omawiano również genezę każ
dego z nich i rozwój poruszanych zagadnień. Miały też
rozbudzać w młodocianych umysłach potrzebę stałego czy
tania prasy.
Suplement wreszcie zajmował się ogłoszeniami i reklamą.
Początkowo propagował książki z własnej drukarni,
15
później także pijarskie, wreszcie wszystko, co było godne
uwagi. Podawano wiadomości o zdjęciu bielma z oczu
przez jakiegoś medyka, o sprowadzeniu do miasta „klawi-
cymbału, instrumentu misternie odrobionego" itp.
Oprócz zwyczajnego Suplementu ukazywał się niekiedy
Suplement do Gazet Wileńskich Drugi. Ten ostatni miał cha
rakter dodatku nadzwyczajnego. I tak na przykład Suple
ment Drugi z 4 września 1761 przestrzegał przed rozrzuco
nym na ulicach falsyfikatem mowy, która miała być
rzekomo wygłoszona na Akademii Wileńskiej 21 lipca.
Po wstąpieniu na tron Stanisława Augusta, tj. od r. 1764,
w miejsce Kuriera Litewskiego i właściwych mu dodatków,
zaczęły ukazywać się Gazety Wileńskie z aneksami: Addyta-
ment i Suplement do Gazet Wileńskich. Pierwszy spełniał
rolę dodatku nadzwyczajnego, drugi zawierał przede
wszystkim doniesienia reklamowe. Redaktorem został jeden
z dwu wydawców Kuriera Litewskiego, Aleksander Janusz-
kiewicz. Nie wykazał on jednak nadmiaru inicjatywy w for
mowaniu profilu nowego pisma. W r. 1766 redakcję Gazet
przejął wielki erudyta, Kazimierz Naruszewicz. Rozpoczął
on od podniesienia estetyki i przejrzystości gazety, a w ma
teriałach redakcyjnych sporo miejsca poświęcił sprawom
żywotnym miejscowej ludności, stanowi zdrowotnemu
kraju, szczególnie walce z chorobami zakaźnymi oraz
wszystkiemu, co czyniło społeczeństwo bardziej sprawnym
fizycznie. Pojawił się (może po raz pierwszy w prasie) kon
kurs z nagrodami ufundowany przez bpa Ignacego Massal
skiego. 6 stycznia 1770 postawiono czytelnikom pytania: Co
powinien wiedzieć i jakie powinien mieć cechy charakteru
pleban, aby był zarówno dobrym obywatelem, jak i paste
rzem? Jak wychowywać ubogą młodzież szlachecką, aby
stała się pożyteczna dla Ojczyzny? Jak kształcić wieśniaków,
społeczność godną szacunku, a w Polsce poniewieraną? Za
najlepsze odpowiedzi ustalono nagrody odpowiadające
kwocie 30, 20 i 10 czerwonych złotych.
Naruszewicz redagował Gazety Wileńskie od czasu kasaty
Towarzystwa Jezusowego, po czym przejął tę funkcję inny
jezuita, znany i ceniony astronom, Marcin Poczobut. Ten
zamieszczał artykuły o ruchach ciał niebieskich, o cieka
wych wynikach badań gwiezdnych, o meteorologii. Nie
16
potrafił on jednak (jak rzutki i sprytny Łuskina w Warsza
wie) przeobrazić się z astronoma w „gazetnika". Jako
redaktor wykazał wielką nieporadność. Przydano mu
przeto do pomocy jezuitę, Dawida Pilchowskiego, profe
sora literatury w Szkole Głównej Litewskiej (dawriy Uni
wersytet Wileński). Napisał on szereg cennych prac
publicystycznych podejmując tematykę, która nie zawsze
była popularna, opowiadając się za równouprawnieniem
chłopów i pełną wolnością dla nich. Wywody swoje opierał
na wielkim bogactwie źródeł i widać, że był obeznany z za
gadnieniami, które poruszał na łamach Gazet Wileńskich.
Odrębny rozdział w publicystyce stanowią kalendarze.
Niepodobna zaprzeczyć ich wielkiego oddziaływania społe
cznego. W dużej mierze były one jedynym słowem druko
wanym docierającym do dworków szlacheckich. Ich
zróżnicowany poziom służy za probierz bogactwa lub prze
ciętności umysłowej kraju. W kalendarzach zamieszczano
bieżące wiadomości polityczne, mówiono o literaturze,
historii, geografii, biologii... Nie od razu jezuici docenili ich
znaczenie kulturotwórcze. W XVIII stuleciu jednak zarzu
cili nimi rynek. W samym Wilnie redagowano cztery ich
rodzaje: Kalendarz Polityczny, Kalendarz Wileński, Kalen
darz Mniejszy i Kalendarz Prześwietnych Dam. Poza Uni
wersytetem Wileńskim tłoczyły kalendarze jezuick ie kolegia
w Warszawie, Poznaniu, Kaliszu, Lublinie i Lwowie.
Obok prasy popularno-informacyjnej pojawiły się czaso
pisma elitarne. Tutaj na pierwszym miejscu należy wymienić
Monitor, organ stronnictwa dworskiego, najważniejsze na
rzędzie propagandy królewskiej, mający urabiać opinię
w społeczeństwie dla przeprowadzenia różnorakich reform.
Dawna historiografia nazywała Monitor periodykiem Boho-
molca. Obecnie kwestionuje się wielkość wkładu Franciszka
Bohomolca w kształtowanie oblicza tego reformistycznego
pisma
5
.
Niełatwo jest ustalić rzeczywisty wkład tego zdolnego
jezuity w dzieło odnowy, a to dlatego, że drukowane w Mo
nitorze artykuły są anonimowe. Jeżeli nawet przyjmie się, że
początkowo związek Bohomolca z Monitorem był luźny i że
w pierwszych dwóch rocznikach jego współpraca z tym pis
mem jest ledwo zauważalna, nie można zaprzeczyć, że od r.
17
1767, kiedy przejął redakcję Monitora, spod jego pióra
wychodziła większość publikowanych tam materiałów.
Literacka sprawność-redaktora, doświadczenie dziennikar
skie oraz tematyka poruszanych zagadnień przybliżyły cza
sopismo do ideału, jaki wyznaczył mu król. Oprócz
Franciszka Bchomolca na łamach organu królewskiego
pisywali jeszcze inni, bardziej i mniej znani jezuici, ponie
waż Stanisław August zabiegał o ich współpracę, widząc
w nich sprzymierzeńców w popularyzowaniu nowatorskich
idei.
Drugim, tym razem całkowicie jezuickim, czasopismem
dla inteligencji były Zabawy Przyjemne i Pożyteczne. Kie
szonkowego formatu zeszyciki, drukowane na dobrym
papierze, ładną i czytelną czcionką - to pierwszy polski
tygodnik literacki zrodzony w środowisku jezuitów war
szawskich. Cechowała go typowa dla epoki wiara w naukę
i postęp. Zabawy zaczęły ukazywać się w 1770 r. Redakto
rem pierwszych dwóch tomów (jeden rok) był Jan Alber-
trandy. Po jego wyjeździe za granicę zastąpił go Adam
Naruszewicz. Od zarania Zabawy cieszyły się uznaniem czy
telników i rychło zaszła konieczność powiększenia ich
nakładu. Pierwotnie pisywali tam wyłącznie jezuici: Jan
Albertrandy, Franciszek Bohomolec, Jakub Iżycki, Franci
szek Kniaźnin, Józef Koblański, Ignacy Nagórczewski,
Adam Naruszewicz, Józef Swiętorzecki. Za redaktorstwa
Naruszewicza rozpoczęli publikować na łamach Zabaw
swoje prace także pijarzy oraz autorzy świeccy. Stały się one
trybuną w równym stopniu doświadczonych pisarzy jak
debiutantów. Odbijały klimat panujący na obiadach czwart
kowych. Drukowano w nich nie tylko autorów współczes
nych, lecz także dawnych: Kochanowskiego, Szymonowica,
Sarbiewskiego.
D o serii czasopism naukowo-literackich należy zaliczyć
• Uwagi Tygodniowe Warszawskie oraz Zbiór Wiadomości
Gospodarskich. Redaktorem obydwu był Jan Albertrandy.
Pierwszy tytuł ukazywał się w latach 1768-1769, drugi w r.
1770.
!
„Monitor" 1756-1785. Wybór, opracowanie i wstęp: Elżbieta Aleksandrowska,
Wrocław 1976, Zakład Narodowy Imienia Ossolińskich.
i
16
Rok 1773 przyniósł kasatę jezuitów, nie zadał jednak
moralnej śmierci tym, którzy wyrośli z Ćwiczeń duchownych
Ignacego z Lcyoli. Ludzie ci dalej - tyle tylko, że nie gro
madą, ale w pojedynkę - podejmowali w imię większej
chwały Bożej zadania wynikające z ciągle na nowo odczyty
wanej Ewangelii. Jednym z tej wielotysięcznej arrnii rozbit
ków był Piotr Świtkowski.
Służbę w Towarzystwie Jezusowym rozpoczął 28 czerwca
1765. Kasata zaskoczyła go w czasie drugiego roku studiów
teologicznych. Święcenia kapłańskie otrzymał już po znie
sieniu zakonu. Przez pierwsze dziesięciolecie po rozwiąza
niu jezuitów prowadził życie tułacze. W r. 1783 osiadł na
stałe w Warszawie i zamieszkał przy ul. Trębackiej. Ciężkie
dla kraju czasy stały się podatnym gruntem pod jego pracę
publicystyczną. Od października 1782 rozpoczął wydawanie
pierwszego miesięcznika popularno-naukowego Pamiętnika
Historyczno-Politycznego. Zaskoczył czytelników bogać- <
twem tematyki oraz nowatorstwem spojrzenia na cel prasy.
Przez 11 lat rozwijał i doskonalił pismo. Uczynił z niego
najlepszy polski periodyk XVIII stulecia, który można
uznać za pierwowzór obecnych magazynów piszących
o wszystkim w sposób dostępny dla każdego. Dawał sze
roki wachlarz informacji krajowych i zagranicznych doty- ,
czących wydarzeń kulturalno-oświatowych, obyczajowych,
politycznych, gospodarczych i społecznych.
Od strony technicznej był też redaktorem na wskroś
nowoczesnym. Dbał nie tylko o treść, lecz w równym stop
niu o zewnętrzny wygląd pisma i jego układ. Wprowadził ·
składane petitem przypisy. Po wydrukowaniu artykułu pła
cił autorom honoraria.
Powodzenie Pamiętnika zachęciło Świtkowskiego do
zainicjowania drugiego periodyku. W 1784 r. rozpoczął
druk kwartalnika Magazyn Warszawski. Nowe czasopismo
więcej miejsca poświęcało literaturze i sztuce, chociaż nie
brakowało w nim innych zagadnień poruszanych już w Pa- .
miętniku. W treści informacyjne wplatało zagadnienia
ideowe. Niestety ten bezspornie wartościowy kwartalnik
zakończył żywot po dwu latach. W ówczesnej Polsce, targa-
' nej burzami politycznymi, brakowało zainteresowania dla'
zagadnień humanistycznych.
19
Zarówno Pamiętnik jak i Magazyn dały ŚWitkowskiemu
silną pozycję w życiu umysłowym Warszawy. Po załamaniu
się Magazynu zaryzykował wydawanie Wyboru Wiadomości
Gospodarczych. Ta publikacja przetrwała niewiele dłużej.
Trzy lata.
Treści ideologiczne Pamiętnika, zbliżone do polityki
stronnictwa patriotycznego, ściągnęły na SWitkowskiego
gniew targowiczan. 7 września 1792 wydano wyrok skazu
jący na jego organ, pismo „chytre i buntownicze". Po zaka
zie publikowania Pamiętnika udało się S Witkowskiemu
uzyskać zgodę na drukowanie nowego tytułu: Zabawy Oby
watelskie. Chociaż nie uległa przeobrażeniu szata zewnętrz
na pisma, musiała zmienić się treść. Ukazało się zaledwie 10
numerów Zabaw. W połowie 1793 r. wyszedł ich ostatni
zeszyt.
Pisząc o jezuitach działających po kasacie należy wspo
mnieć Karola Malinowskiego. Najpierw wydawał Kalendarz
Grodzieński oraz współredagował Gazetę Grodzieńską,
później, od 3 maja 1792 wydawał Korespondenta Warszaw
skiego, od stycznia 1793 zmienił jego nazwę na Korespondent
Krajowy i Zagraniczny. Pismo to po Gazecie Warszawskiej
stanowiło następny krok w rozwoju prasy polskiej.
Zarówno ze względu na formę jak i na sposób przekazywa
nia treści odbija ono od reszty ówczesnych czasopism. Wią
żąc się ze stronnictwem patriotycznym zdobył zaufanie
społeczeństwa.
Po przywróceniu Towarzystwa Jezusowego działalność
publicystyczną rozpoczęli jezuici najpierw w Połocku. Od r.
1818 wydawali Miesięcznik Połocki. Jego żywotność była
niedługa. Już w r. 1820 usunięto zakon z Rosji.
W latach 1848-1850 ukazywało się w Piekarach SI. pier
wsze polskie czasopismo na Górnym Śląsku. Był nim Tygod
nik Katolicki redagowany przez jezuitów, Andrzeja Peterka
i Kamila Praszałowicza.
Od 1872 r., tj. od założenia Wydawnictwa Apostolstwa
Modlitwy, ośrodkiem jezuickiej działalności pisarskiej stał
się Kraków. Jako pismo dla mas największą karierę zrobił
Posłaniec Serca Jezusowego. Zaczął ukazywać się w styczniu
1872. W okresie międzywojennym osiągnął nakład 140000
egzemplarzy. Miał dwukrotną przerwę w wydawaniu:
20
w czasie drugiej wojny światowej oraz od r. 1953. Wzno
wiony został w styczniu 1982 r.
W dziesięć lat po narodzinach Posłańca weszły na rynek
księgarski Misje Katolickie, miesięcznik .stojący na wysokim
poziomie, zawierający mnóstwo interesującego materiału
dotyczącego problemów Afryki i Azji.
Następnym czasopismem był Przegląd Powszechny. Pow
stał w 1884 r. w czasie kryzysu wiary w kręgach inteligenc
kich. Miał za zadanie pogłębienie polskiego katolicyzmu
zwykle opartego bardziej na tradycji aniżeli na fundamencie
przesłanek rozumowych. Twórcą miesięcznika był Marian
Morawski senior, wysokiej klasy teolog, a jednocześnie
wielki humanista. Postanowił on stworzyć pismo, które
łączyłoby czytelników z życiem Kościoła w uwarunkowa
niach, jakie niosą środowisko i czas. Dzięki trafnemu roz
poznaniu społecznego zapotrzebowania Przegląd utorował
sobie drogę do katolików zamieszkałych na terenie zaboru
austriackiego oraz częściowo na Śląsk i w Poznańskie,
gdzie jezuici wznawiali już działalność. W samym początku
XX wieku, w myśl zasady, że dobro tym większe im bardziej
powszechne, zależało zakonowi, aby treści publikowane
w miesięczniku przerzucić na grunt Królestwa Polskiego.
W lipcowym numerze 1903 r., w charakterze próby dodru
kowano okładkę z napisem Przegląd Uniwersalny i rozkol
portowano na ziemiach znajdujących się pod protektoratem
carskiej Rosji. Eksperyment prowadzono do końca 1905 r.
Później ukaz tolerancyjny zniósł ustawy antykatolickie i nie
było potrzeby dalszego ukrywania właściwego tytułu.
W swojej historii - jak wszystko, co zmienne - miał Prze
gląd lata powodzenia i okres wegetacji. Ze względu na oko
liczności najbardziej krytyczny był czas po drugiej wojnie
światowej. W r. 1953 redakcja miesięcznika zawiesiła całko
wicie działalność i przerwa w wydawaniu trwała blisko 30
lat. Z perspektywy stulecia można jednak postawić twier
dzenie, że Przegląd stara się być spadkobiercą Zabaw przyje
mnych i Pożytecznych oraz Pamiętnika Historyczno-? oli-
tycznego.
Przed odzyskaniem niepodległości rozpoczęto w Krako
wie wydawanie jeszcze dwu innych czasopism: Głosów Kato
lickich i Sodalis Marianus. Prawdziwą lawinę wydawnictw
21
przyniósł okres międzywojenny. W Bibliografii katolickich
czasopism religijnych w Polsce 1918-1944, wydanej przez
Towarzystwo Naukowe KUL w 1981 r., zamieszczono 28
pozycji redagowanych przez jezuitów, a tłoczonych w Kra
kowie, Warszawie i Wilnie. D o nich należy doliczyć kilka
tytułów, na które zabrakło miejsca w cytowanej bibliogra
fii, rn.in. zasłużony dla pogłębiania polskiej kultury Prze
gląd Powszechny.
W gąszczu tej prasy można wyróżnić Młody Las - miesię
cznik młodzieżowy o akcentach patriotycznych, Oriens -
dwumiesięcznik omawiający sprawy religijne polskich ziem
wschodnich oraz Wiara i Życie - dwumiesięcznik apologe-
tyczny. , •
r
Jako ciekawostkę należy wymienić trzy pisma wycho
dzące w języku białoruskim, przeznaczone dla ludności
zamieszkującej kresy wschodnie ówczesnej Rzeczypospoli
tej: Da złućeńnial, K soedineniju, i Złućeńnie.
Obraz wkładu Towarzystwa Jezusowego w polski doro
bek czasopiśmienniczy byłby niepełny, gdyby pominąć
wydawnictwa emigracyjne. Doceniając rolę prasy w pod
trzymywaniu religijnych tradycji narodowych na wychodź
stwie już od r. 1917 zaczęli jezuici polscy drukować
w Nowym Jorku miesięcznik Posłaniec Serca Jezusa zaspo
kajający duchowe potrzeby Polaków w Stanach Zjednoczo
nych i Kanadzie. Później redakcja Posłańca przeniosła się
do Chicago, gdzie znajduje się do dzisiaj.
Nowe zadania włożyła na jezuitów emigracja powojenna
na zachodzie Europy, głównie w Wielkiej Brytanii. Dla niej
ks. Władysław Kołodziejczyk zaczął w 1947 r. wydawać
miesięcznik Sodalis Marianus, który od stycznia 1968 r. ks.
Jerzy Mirewicz zastąpił emigracyjnym Przeglądem Po
wszechnym.
Utrudnione kontakty z krajem zmusiły jezuitów do popu-
\ laryzowania idei misyjnej wśród Polonii, aby w tamtym
środowisku uzyskać konieczną pomoc dla prowadzenia
dzieła ewangelizacji w Afryce. Z tego zapotrzebowania zro
dziło się w r. 1950 wydawane w Chicago przez ks. Stanis
ława Czapiewskiego czasopismo Polonia dla Misji Rodezyj-
skiej, które z latami otrzymało tytuł Pionierski Trud,
a następnie Wśród Ludu Zambii.
22
Odrębnego rodzaju nieperiodyczne czasopismo wydają
jezuici w Rzymie. Jest to organ Papieskiego Instytutu Stu
diów Kościelnych, Injbrmationes, periodyk naukowy infor
mujący o wynikach poszukiwań i badań nad polonikami
rozrzuconymi w archiwach zagranicznych.
De „Kurier Polski" au centenaire de „Przegląd Powszechny"
En 1737 les jésuites de Varsovie ont
commencé à publier une gazette d'in-
formations Kurier Polski, paraissant
deux fois par semaine. Depuis 1767
F. Bohomolec est devenu rédacteur du
périodique réformateur Monitor. Ce
fut un organe monarchique. En 1770
le collège varsovien a fondé son
propre hebdomadaire littéraire et
social Zabawy Przyjemne i Pożyte
czne. A côté de la capitale un centre
important de culture et de science se
trouvait à Wilnp. Là, depuis 1760 les
jésuites imprimaient les gazettes dans
leur imprimerie académique.
Après la cassation de la Compagnie
de Jésus, plusieurs jésuites conti-
nuaient l'activité publicitaire. Ceux
d'entre eux qui ont acquis les plus
grands mérites furent S. Luskina,
rédacteur du périodique d'informa-
tions Gazeta Warszawska et P. Swit-
kowski, qui publiait le mensuel
Pamiętnik Polilyczno-Historyczny,
très apprécié par le public.
Après la restitution de l'ordre des
jésuites,, le plus grand rôle parmi les
périodiques publiés par eux a été joué
par Przegląd Powszechny, mensuel
pour l'intelligentsia catholique; initié,
il y a cent ans, par M. Morawski. Pen
dant la période entre les deux guerres
mondiales les jésuites en Pologne pub
liaient plus de 30 périodiques diffé
rents. Maintenant la Province de
Wielkopolska et Mazowsze publie
Przegląd Powszechny , et la Province
de la Pologne Méridionale - un men
suel religieux populaire - Posłaniec
Serca Jezusowego.
przegląd
powszechny 1'84
23
Wojciech Roszkowski
Myśl społeczno-ekonomiczna
w „Przeglądzie Powszechnym"
1884-1953
Powszechność tematyczna Przeglądu Powszechnego może
kojarzyć się z pozornym chaosem. Teksty publikowane na
łamach tego pisma były tak różnorodne, że ich zestaw w po
szczególnych zeszytach czy nawet rocznikach może wydać
się przypadkowy lub niespójny, zarówno merytorycznie jak
i formalnie. Inaczej z perspektywy dziesięcioleci; z kolej
nych roczników Przeglądu wyłania się niezwykle szeroka
panorama zmieniającego się świata, widziana przez pryzmat
nauki chrześcijańskiej, jednolitej pomimo całej rozmaitości
prezentowanych ujęć.
Dotyczy to także treści społecznych pojawiających się
w piśmie z różną, częstotliwością, ale zawsze bardzo istot
nych w profilu Przeglądu. Nasilenie tematyki społeczno-
-ekonomicznej było nieco mniejsze pod koniec XIX wieku.
Jak zauważył w 1933 r. w swoim podsumowaniu pięćdzie
sięciolecia pisma Ignacy Czuma: „Nie mieliśmy własnego
organizmu politycznego państwa (...) Nasza mysi społeczna
rozwijać się musiała na obcych wzorach i dlatego w tej dzie
dzinie na ogół nie mogliśmy dać wiele"
1
. Stopniowo jednak
tematyka społeczno-gospodarcza rozwijała się osiągając
swoiste apogeum w okresie międzywojennej niepodległości,
kiedy w Przeglądzie publikowano artykuły wielu czołowych
teoretyków myśli społecznej i ekonomistów. W krótkim
okresie istnienia Przeglądu Powszechnego po II wojnie świa
towej, w latach 1947-1953 tematyka ta znów zanikała.
Historia katolickiej myśli społecznej nasuwa wniosek, iż
nie jest dokładne używanie w stosunku do niej określenia
„rozwój" czy też „ewolucja". Był to raczej proces stopnio
wego odsłaniania treści tkwiących w nauce, którą pozosta-
1
I. Czuma, Problemy społeczno-gospodarcze, „Przegląd Powszechny" (cyt. dalej
jako: „PP") 1933, t. 200, s. 392.
24
wił Chrystus. Myśl społeczna istniała w niej zawsze, jednak
jej konkretyzacja osiąga kolejne etapy w zależności od tego,
jakie problemy narzuca w danym okresie do rozstrzygnięcia
rzeczywistość. Widać to również w tekstach publikowanych
w Przeglądzie Powszechnym.
Lata osiemdziesiąte XIX wieku, gdy w Krakowie powsta
wał Przegląd, nabrzmiałe były konfliktami społecznymi
i politycznymi. Z jednej strony masowe ruchy społeczne
znajdowały ujście w demonstracjach robotniczych, straj
kach, a także walce zbrojnej w formie zamachów terrory
stycznych. Pamiętać należy, iż ruch robotniczy kierowali
wówczas w różne strony zwolennicy rewolucyjnej elity spis
kowej, spadkobiercy Augusta Blanqui, anarchiści stosujący
„propagandę czynem" w postaci aktów terroru (w 1881 r.
w zamachu bombowym zginął car Aleksander II, a w parę
lat później prezydent Francji Sidi Carnot, premier Hiszpa
nii, cesarzowa austriacka Elżbieta i król Włoch Umberto I);
dalej: marksiści przygotowujący grunt pod rewolucję czy też
socjaldemokraci stopniowo opowiadający się za ewolucyj
nymi i politycznymi metodami walki o swe cele. Akcji abp.
Wilhelma von Kettelera, Karla von Vogelsanga, Alberta de
Mun, Thomasa Hughesa i kard. Henry Manninga nie nazy
wano jeszcze na ogół „socjalizmem chrześcijańskim". Słowo
„socjalizm" kojarzyło się zazwyczaj z rewolucją. Z drugiej
strony natomiast obrońcy starego porządku nie potrafili
częstokroć wyjść poza obronne mury konserwatyzmu lub
monarchizmu i nie dopuszczali myśli o awansie społecznym
mas. Za tymi siłami stały ówczesne potęgi państwowe, zwła
szcza te najbardziej „reakcyjne" - trzej zaborcy Polski.
Sytuacja taka zmuszała Kościół katolicki do zajęcia sta
nowiska. Zauważając narastający konflikt pracy i kapitału
papież Leon XIII ostrzegał przed nadciągającą burzą
i wspierał wysiłki czołowych działaczy i teoretyków katoli
cyzmu społecznego, a także powstałej w 1884 r. Unii Fry-
burskiej, która pod protektoratem Watykanu prowadziła
badania nad „kwestią socjalną";
W tym nurcie badań katolickich nad problemem robotni
czym znalazł się również Przegląd Powszechny. W pierw
szym tomie pisma jego twórca, ks. Marian Morawski,
wyrażał zrozumienie dla powstrzymywania „anarchicznych
25
knowań i zaburzeń za pomocą siły państwowej", ale zapyty
wał także, czy siła zaradzić może złu społecznemu. Socja
lizm nazywał „głęboką społeczeństwa chorobą", której
represje nie mogły uleczyć. Zauważał przy tym, iż o ile
socjalizm zachodnioeuropejski był buntem głodnych
przeciw sytym, o tyle w Rosji „kwestia socjalna" nie pole
gała na walce pracy z kapitałem, lecz na „straszliwej próżni
moralnej, głównie w średniej warstwie społeczeństwa
panującej"
2
.
Przeciw socjalistom i liberałom podnosił ks. Morawski
argumentację Leona XIII o naturalnym pochodzeniu włas
ności. Rozciągał też zasadę porządku naturalnego na
podział społeczeństwa na bogatych i biednych, wiążąc ich
jedynie moralnym nakazem obowiązku
3
. Była to tradycyjna
i statyczna interpretacja nauki Kościoła, nie wyróżniająca
się niczym szczególnie nowym na tle prekursorów katoli
cyzmu społecznego Zachodniej Europy. Zapowiedzią bar
dziej dynamicznego podejścia do „kwestii socjalnej" był
artykuł ks. Morawskiego z 1885 r. pod znamiennym tytułem
Siła i prawo. Moc prawa dostrzegał tu autor nie tylko
w przymusie, ale i w moralnym obowiązku jednostek. Pisał
wreszcie: „Czasem czyn wyprzedza i pociąga za sobą dok
trynę; ale gdy w niej nie znajduje oparcia, to nie trwa"
4
.
W jednym z pierwszych roczników Przeglądu znaleźć
można interesujące studium o „kwestii socjalnej" abp. Zyg
munta Szczęsnego Felińskiego, który po wygnaniu z metro
polii warszawskiej osiadł pod koniec życia w Galicji.
Opierał on naukę o społeczeństwie na tezie, iż jest ono „tak
samo bezpośrednim dziełem Bożym, jak i urządzenie całego
świata widomego". Abp Feliński uzasadniał tę tezę przez
wyjaśnienie społecznej natury człowieka jako cechy mu wro
dzonej. Organizacja „społeczności politycznej" w rodzaju
państwa lub ojczyzny wynikała dlań z owej społecznej
natury ludzkiej oraz ze zobowiązania władzy i podwład
nych wobec Boga, że funcje swe wiernie wypełnią
5
. „Nauką
1
Ks. M. Morawski, Sojusz monarchiczny przeciwko socjalistycznej anarchii, „PP"
1884, t. 1, s. 340-343.
!
Tamże, s. 352-356.
4
Ks. M. Morawski, Siła i prawo, „PP" 1885, t. 5, s. 19.
5
Abp Z. S. Feliński, Społeczeństwo wobec, rozumu i wiary, „PP" 1889, t. 24, s. 1 nn.
26
bezbożną" nazywał poglądy szermujące „wyzwoleniem się
z obowiązków", a liberalizm zwalczał szczególnie za jego
ataki na absolutne prawo moralne. Kontrolę zgodności sto
sunków społecznych z wolą Bożą sprawować miał Kościół.
W związku z t y m ' a b p Feliński podkreślał, że decyzje
„demokratycznej większości" mogły być odrzucone przez
mniejszość, gdyby sprzeciwiały się prawu Bożemu
6
. Moral
ność stawiał więc ponad demokracją.
Wkrótce potem „kwestię socjalną" sformułował ks.
Antoni Langer przy pomocy pytania; „Jak ukształtowa
nymi winny być różne stosunki wśród społeczeństwa ludz
kiego, ażeby ono właściwy sobie i istotny cel osiągnąć
mogło, tj. prawdziwy doczesny dobrobyt, z którego by
korzystać zarówno mogły jednostki i rodziny, jak i wszelkie
warstwy i klasy społecznego organizmu", a także przy
pomocy wynikających stąd dylematów: czy przyznać pier
wszeństwo dobrom materialnym, czy duchowym, czy moż
liwe jest stosowanie przymusu, jakie są granice, własności,
stosunek kapitału i pracy, produkcji i potrzeb, a także na
czym polegać ma rola państwa.
Przyczynę ówczesnych napięć społecznych widział ks.
Langer w nowym systemie produkcji, który wytworzył
klasę „wolnych, płatnych robotników" oraz powszechny
„targ" wszystkimi towarami, a także doprowadził do abso-
lutyzacji własności i zysku. W ślad za większością krytyków
kapitalizmu zauważał, że to system powodował zaniżanie
płacy roboczej na skutek ekonomicznej przewagi właścicieli
kapitału. Groźbę dla społeczeństwa dostrzegał jednak nie
tylko w wyzysku i zaburzeniach, ale również w rosnącym
materializmie dążeń zarówno przedsiębiorców, jak i robot
ników oraz w jednostronnym, liberalistycznym pojmowa
niu pojęć „wolność, równość i braterstwo"., rozumianych
jako negatywna reakcja na zniewolenie, nierówność i ato-
mizację
7
. W wywodach ks. Langera widać zbieżność z póź
niejszym rozróżnieniem wolności negatywnej '„od czegoś"
oraz pozytywnej - „ku czemuś".
Katolicyzm społeczny końca XIX wieku rozwijał się nie
jako w odpowiedzi na ekspansję socjalizmu. Publicystów
i teoretyków Przeglądu raziła szczególnie antyreligijna i an
tykościelna gorliwość głównych nurtów ówczesnego ruchu
27
socjalistycznego oraz jego negacja absolutnego prawa
moralnego. Ks. Langer krytykował socjalistyczną receptę
na rozwiązanie „kwestii socjalnej", negował „historyczną
konieczność" zwycięstwa proletariatu, prawo używania
i wywłaszczania bez ograniczeń oraz ubóstwienie pracy
i materii. Sprowadzanie religii do analiz opartych na sto
sunkach ekonomicznych nazywał „absurdem". Broniąc
naturalnego prawa do własności stwierdzał: „Nie własność
znosić należy, ale jej nadużycia, czyli przewagę kapitału,
a robotnikowi, jęczącemu pod jej jarzmem, trzeba przyjść
z pomocą, chroniąc go materialnie i moralnie przed nad
użyciami złych kapitalistów"
8
.
Choć o socjalizmie wypowiadano się na łamach Przeglądu
na ogół krytycznie, ks. Adam Kopyciński zauważył, iż „kwe
stia socjalna poprzedza socjalizm" oraz rozróżnił socjalizm
„dobry" i „zły". Pierwszy uznawał, według niego, naturalne
prawo własności jednostki, rodziny oraz władzy i organiza
cji społecznej, drugi dążyć miał do rewolucji i instalowania
utopii. W konkluzji ks. Kopyciński stwierdzał, iż należy
przyjąć to, co w ideologii socjalistycznej jest dobrego, nato
miast odrzucić to, co niezgodne jest z duchem nauki
Chrystusowej
9
.
Niezależnie od krytycznych analiz myśli socjalistycznej
i zmian zachodzących w ruchu robotniczym a także darwi-
nizmu, wiele miejsca poświęcano v Przeglądzie popularyza
cji poglądów i praktycznych działań czołowych przedstawi
cieli zachodnioeuropejskiego ruchu katolicko-społecznego.
Taki charakter miały na przykład artykuły o ks. Jean Bapti-
ste Henri Lacordaire, kołkach rzemieślniczych Alberta de
Mun, myśli Frederic de Play'a czy przebiegu kongresu
katolickiego w Wiedniu w 1889 roku
1 0
. Analizowano też
6
Tamże, 1889, t. 25, s. 86; 1889, t. 26, s. 105.
7
Ks. A. Langer, Dzisiejszy socjalizm wobec światła rozumu, „PP" 1891, t. 32, s. 1-2,
2 1 8 - 2 2 1 , 3 3 8 - 3 4 7 .
8
Tamże, 1892, t. 36, s. 32.
5
Ks. A. Kopyciński, Zasady i żądania radykalnego socjalizmu, „PP" 1888, t. 20,
s. 95-100'i 209.
1 0
H. Wodzicki, Odnowiciel zakonu dominikanów we Francji, „PP" 1884, t. 4,
s. 427-443; 1885, t. 5, s. 58-71; J.Gnatowski, Katolicka szkoła socjalna we Francji
i stowarzyszenia kółek rzemieślniczych, „PP" 1885, t. 5, s. 220-231; A. Breza, U Play
i jego szkoła, „PP" 1885, t. 6, s. 307-320; 1885, t. 7, s. 63-73; Dodatek do t. 22 z 1889
r., s.. 1-238. • '• •
28
stan. i potrzeby wsi polskiej. Szczególną wagę przywiązy
wano przy tym do kwestii samoorganizacji rolników w du
chu katolickiego solidaryzmu oraz do podnoszenia
świadomości społecznej i obywatelskiej chłopów. Podkreś
lano również niektóre negatywne aspekty emigracji
galicyjskiej".
W pierwszym okresie istnienia Przeglądu na jego łamach
głoszono zazwyczaj tradycyjne koncepcje społeczne Koś
cioła akcentujące obowiązki poszczególnych grup społe
cznych, co nasuwać mogło wniosek o konieczności
zachowania niezmiennych struktur społeczeństwa. Mimo to
już wówczas prezentowano także w piśmie najnowsze prądy
w katolicyzmie społecznym, przez co przełom, który nad
chodził w stanowisku Watykanu wobec „kwestii socjalnej",
nie zaskoczył krakowskiego miesięcznika ani jego czy
telników.
Przełomem była encyklika Rerum Novarum Leona XIII
z 15 maja 1891 r. Tak też skomentowano ją w Przeglądzie
Powszechnym. Zauważono bowiem, iż papież powierzył roz
wiązywanie problemów społecznych Kościołowi, państwu
i samemu społeczeństwu. Kościół nadawać miał ton
moralny w duchu sprawiedliwości i miłości społecznej, pań
stwo - ingerować w konflikty celem ich rozwiązania, społe
czeństwo zaś - łączyć się w stowarzyszenia zawodowe,
wynikające z prawa naturalnego, tak by organizm społe
czny stawał się żywą i zróżnicowaną funkcjonalnie struk
turą, a nie „masą atomów"
n
. O ile jednak rola Kościoła
i prawa grup społecznych do samoorganizacji wydawały się
na ogół dość jasne, o tyle zakres ingerencji państwa wywołał
w samym katolicyzmie społecznym spory i dyskusje. Jedni
w ślad za „szkołą z Angers" nakreślali tej ingerencji ramy
ciaśniejsze, inni za przykładem „szkoły z Liège" - granice
szersze. Pojawiły się nawet określenia „liberalizm katolicki"
oraz „solidaryzm" dla oddania odmienności przyjmowa
nych w tym względzie rozwiązań.
Podejmując problem zasadniczy dla oceny miejsca „kwe
stii socjalnej" założyciel Przeglądu, ks. Marian Morawski,
zaznaczał w 1894 r. za papieżem, iż celem ważniejszym niż
rozwój ekonomiczny jest „życie chrześcijańskie", czyli
kształcenie wartości religijnych
1 3
. Przeciwstawiał się przy
29
tym ideologiom walki i szermowaniu polityczną demagogią.
Stanowisko to zaakcentował ks. Morawski między innymi
omawiając stosunek Kościoła do problemu żydowskiego.
Krytykując ostro Talmud i niektóre działania Żydów
w ówczesnym świecie przestrzegał on przed nienawiścią
i stwierdzał, że chrześcijanie nie powinni okazywać Żydom
gniewu, zawiści czy zemsty. Wbrew antysemickim skłonnoś
ciom części kleru oraz społeczności katolickiej ziem pol
skich ks. Morawski propagował samoobronę kulturalną
oraz narodową Polaków metodami chrześcijańskimi, opar
tymi na dążeniu do doskonałości i miłości bliźniego. Taki
stosunek do Żydów nazywał asemityzmem
1 4
.
O miejscu religii w życiu społecznym pisał też Maurycy
Straszewski, który stwierdzał, że dążności odśrodkowe, sil
niejsze niż więzy łączące społeczeństwa ówczesne, stwarzały
ogromne zagrożenia. Szukając „potężnej siły ideowej",
która mogłaby ludzi do siebie zbliżać, odrzucał w zasadzie
socjalizm, a przyjmował religię, jedynie dającą człowiekowi
perspektywę celu ostatecznego
1 5
. W 1902 r. Przegląd opub
likował też z papierów pośmiertnych najwybitniejszego
bodaj ekonomisty polskiego pozytywizmu, Józefa Supiń-
skiego, interesujący szkic o demokracji chrześcijańskiej,
w którym autor ten wyodrębnił stałe czynniki organizacji
społecznej w duchu nauki Kościoła o prawie naturalnym
w życiu społeczeństwa
1 6
.
Na początku XX wieku w Przeglądzie Powszechnym dru
kowali też czołowi ekonomiści akademiccy z Krakowa.
Profesor UJ Włodzimierz Czerkawski, zwolennik austriac
kiej szkoły psychologicznej, stawiał następujące zadania
w rozwiązywaniu „kwestii robotniczej": 1° - sprawiedliwość
społeczna w organizacji pracy zależnej oraz sprawiedliwy
podział dochodu, 2° - umożliwienie wszechstronnego roz-
" W. Łebiński, Kółka rolniczo-włościańskie w Wielkopolsce, „PP" 1886, t. 10,
s. 353-375; Ks. J. Waligóra, Stanowisko włościan w Polsce, „PP" 1888, t. 18 nn.;
Emigracja naszych włościan, „PP" 1885, t. 7 i 8.
" Ks. A. Trznadel, Encyklika ..Rerum Nmarum",- „PP" 1897, t. 56, s. 90-98;
" Ks. M. Morawski, Encyklika do Polaków, .PP" 1894, t. 42, s. 4.
1 4
Ks. M- Morawski, Asemityzm, „PP" 1896, t. 49, s. 178-189.
I s
M. Straszewski, Czynniki rozdziału i spójni w dzisiejszym społeczeństwie, „PP"
1902, t. 76, s. 13.
1 6
.1. Supiński, Chrześcijańska demokracja, „PP" 1902, t. 75, s. 146.
30
woju klasie robotniczej, 3° - zachowanie przy tym dotych
czasowego rozwoju produkcji
1 7
. Analizując pracę Edwarda
Jaroszyńskiego, która odegrała dużą rolę w popularyzacji
i rozwoju katolicyzmu społecznego w Polsce
1 5
, Włodzi-
• mierz Czerkawski zauważał, iż katolicka nauka społeczna
nie cieszy się dostateczną popularnością ze względu na „pos
mak wiary" zawarty w określeniu „katolicki", jednak przy
znawał Kościołowi wybiuią rolę w uświadamianiu ludziom
koniecznej na ziemi ze względów ekonomicznych nierów
ności przez przedstawianie perspektywy równości i szczęś
cia po śmierci. Była to raczej tradycyjna interpretacja
katolicyzmu społecznego".
Inny czołowy ekonomista polski tego okresu, Józef
Milewski, również profesor UJ, pisał, że źródłem „kwestii
społecznej" była „zgubna jednostronność organizacji" oraz
indywidualizm okresu kapitalistycznego, który doprowa
dził do wynaturzeń i nędzy mas. Przeciwko praktykom libe-
-> . ralizmu, opartego na egoizmie, podniosły się, zdaniem
Milewskiego: wiara, nauka i praca. Wiara głosiła miłość
bliźniego, nauka żądała zrównania szans pracy i kapitału,
praca zaś stała na rozdrożu między walką, zniszczeniem
i poddaniem się złudnym teoriom a własną drogą roz
woju
2 0
. W swoich szkicach na temat dobrobytu społe
czeństw Milewski zauważał, iż system ekonomiczny oparty
na wolności osobistej i prywatnej własności środków pro
dukcji rodzi ryzyko wynikające z dążenia do zysku zależ
nego od ceny, a nie ilości produkcji. Zapominał jakby, iż
zysk zależy także c-J kosztów produkcji, których obniżka,
zwłaszcza związana ze wzrostem skali wytwarzania, mogła
go również zwiększać. Już w 1904 r. Milewski przestrzegał
przed tendencją karteli dc zmniejszania produkcji dla pod
trzymania zysków
2 1
. Odrzucał skrajny kolektywizm i indy
widualizm. Propagował „assocjacje" jako formę pośrednią
iagocizącą wraz z władzą publiczną dysproporcje społeczne.
Krytykował nadużycia konsumpcji, ale zauważał też:
„Potrzebna dla dźwigania kultury i bodźca pracy pewna
róż-.uca położenia (...) nie wymaga bynajmniej, aby istniały
koła pogrążone w nędzy"
2 2
. ·
Zagadnieniem nurtującym wówczas szczególnie przedsta
wicieli katolickiej myśli społecznej były etyczne aspekty
31
metod walki mas o poprawę położenia. Ks. Władysław Piąt-
kiewicz poświęcił obszerne studium problemowi strajków.
Sięgnął przy tym do rozróżnienia zmiennego prawa od nie
zmiennych zasad etyki i prawa naturalnego. Uważał, iż
praw feudaiizmu lub kapitalizmu można bronić, dopóki nie
przekraczają one granic „wskazanych prawem natury".
Wolność prawną kapitalizmu zaliczał, podobnie jak feu
dalną podległość osobistą, do praw zmiennych. Uznawał
strajk za przerwanie pracy łamiące umowę najmu, dopu
szczalne po upływie tej urnowy lub w przypadku jej złama
nia przez pracodawcę. Ks. Piątkiewicz zauważał ponadto, iż
ani państwo nie może opiekować się wszystkimi jednost
kami, ani też nie mogą one być całkowicie pozostawione
same sobie. Drogę wyjścia z konfliktów pracy i kapitału
widział w rozwoju koalicji i łączeniu się ludzi w pośrednich
ogniwach społecznych. Piętnując gwałt postulował rozwią
zywanie nadużyć bez popełniania nowych krzywd
2
'.
W ślad za encykliką Rerum No varum katolicyzm społe
czny, a w tym nurcie również i Przegląd Powszechny, pro
pagował ideę zakładania stowarzyszeń i związków pracow
niczych opartych na naturalnym prawie człowieka oraz
chrześcijańskiej zasadzie miłości bliźniego. Jednym z pierw
szych tego rodzaju stowarzyszeń katolickich była Przyjaźń
utworzona w Prądniku w 1896 r. Na łamach Przeglądu lan
sowano wówczas związki rolnicze, kółka kredytowe, rze
mieślnicze, budowlane oraz robotnicze związki zawodowe.
Ks. Leonard Lipkę pisał wręcz: „Pod względem społecznym
ruch zawodowy uważać należy za rodzaj wyzwolenia robot
ników z pańszczyzny roboczej, za rodzaj emancypacji pro
letariatu z więzów feudaiizmu nowoczesnego"
2 4
. Oceniał
przy tym krytycznie katolików, którzy zamykali się w koś
ciołach sądząc, iż wystarczy się modlić i wierzyć, a nie dzia-
". w . Czerkawski, Zakres kwestii robotniczej, „PP" 1905, t. 87, s. 4 0 - 6 1 .
" E. Jaroszyński, Katolicyzm socjalny, t. I-III, Kraków 1899-1902.
" W. Czerkawski, Katolicyzm społeczny, „W 1903, t. 77, s. 210-218.
2 0
J. Milewski, O kwestii socjalnej, „PP" 1896, t. 51, s. 245-260.
2 1
J. Milewski, Znaczenie i warunki dobrobytu, „PP" 1904, t. 83, s. 37L
2 2
J. Milewski, Rozdział i użycie dochodu, „PP" 1904, t. 84, s. 83.
2 1
Ks. W.'Piątkiewicz, Strajk wobec etyki, > P " 1897, t. 56, s. 3
%
9I-404; 1897, t. 57,
s. 243-250. - .
2 4
Ks. L. Lipkę, Nowe kierunki społeczne i ideały przyszłości, „PP" 1904. t. 81. s. 7.
32
łać w świecie społecznych problemów. Oscylował poza tym,
nota bene, ku „katolickiemu liberalizmowi", akcentującemu
twórcze wartości ludzkiego indywiduum
2 5
.
Propagatorem katolickich związków robotniczych był
również na łamach Przeglądu ks. Włodzimierz Ledóchow-
ski, brat błogosławionych sióstr Urszuli i Marii Teresy,
późniejszy generał Towarzystwa Jezusowego
2 6
. Inną
wybitną postacią, która w Przeglądzie popularyzowała ideę
pracy społecznej, był ks. Mieczysław Kuznowicz, animator
katolickiego ruchu młodzieży robotniczej i wieloletni prezes
Związku Młodzieży Przemysłowej i Rękodzielniczej, w Ga
licji
2 7
. W piśmie publikował także wiele Leopold Caro,
który zajmował się między innymi związkami rolniczymi
oraz solidarną samoobroną polskich interesów gospodar
czych
2 8
. .
Można się naturalnie zastanawiać, o ile katolicyzm społe
czny w Polsce przed I wojną światową był oryginalny, o ile
zaś stanowił odbicie tego prądu w Zachodniej Europie.
Przegląd Powszechny zabiegał zresztą stale o udostępnianie
czytelnikom polskim doświadczeń zagranicznych w tej dzie
dzinie. Z jednej więc strony krytycznie oceniano programy
socjalistyczne, przeciwstawiano się materialistycznemu
determinizmowi i zasadzie walki klas oraz opisywano nie
udane eksperymenty organizacji kolektywistycznych
2 9
.
drugiej zaś strony ukazywano rozwój demokracji, chrześ
cijańskiej we Włoszech czy katolicyzmu społecznego we
Francji, Niemczech, Belgii i Czechach
3 0
.
Przegląd Powszechny informował szeroko o bieżących
problemach politycznych, zarówno tych globalnych, rzutu
jących na sytuację europejską, jak i tych lokalnych, pol
skich. Gdy wraz z narastaniem polaryzacji oraz groźby
konfliktu w Europie rosły na ziemiach polskich nadzieje na
wojnę, która odmienić by mogła losy Polski, pismo trzy
mało się na ogół realiów i nie wybiegało zanadto w przy
szłość. Wraz z większością polityków galicyjskich środo
wisko Przeglądu reprezentowało orientację trialistyczną
postulując co najwyżej, jak czynił to ks. Adam Kopyciński,
powołanie wielkiego stronnictwa opartego na zasadach
katolicyzmu społecznego.
Przegląd Powszechny odegrał natomiast niepoślednią rolę
w rozładowywaniu napięć społecznych przeludnionej, zaco-
33
fanej i biednej Galicji przełomu XIX i XX wieku. Propago
wane przez ekonomistów galicyjskich i działaczy katolic
kich zasady umiarkowanej emigracji, kolonizacji wewnętrz
nej, samoorganizacji wsi, a przede wszystkim podnoszenia
świadomości społecznej, narodowej, politycznej i kultural
nej chłopstwa zapobiegły powtórzeniu się krwawego wybu
chu, który wstrząsnął Galicją podczas „rabacji" 1846 r.
Przeciwnie, praca ta sprawiła, że z biednej Galicji wyrosły
zastępy świadomych narodowo i społecznie działaczy
chłopskich, dojrzałych obywateli późniejszej niepodległej
P o ! s x l
' (dokończenie nastąpi)
2 5
Tamże, 1904, t. 82, s. 84 nn; Ks. L. Lipkę, Nowe drogi rozwoju spoleczno-
-ekonomicznego, „PP" 1912, t. 113, s. 199-205, 414-425.
2 6
Ks. Wł. Ledóchowski, Kilka uwag o ostatnim kongresie robotników w Krakowie,
„PP" 1898, t. 59, s. 256-267. .
2 7
Ks. M. Kuznowicz, Metody pracy społecznej, „PP" 1914, t, 122, s. 14 nn.
2 8
L. Caro, Zawodowa organizacja rolników, „PP" 1902, t. 74, s. 151-176; tenże,
Obrona narodowej pracy, „PP" 1913, t. 117, s. 351.
2
' Por. np.: W. Piłat. Podstawy filozoficzne i socjologiczne marksowskiego socja
lizmu, „PP" 1899. t. 64; 1900, t. 65; Ks. K.Czaykowski, Socjaliści na własnym gospo
darstwie, „PP" 1897, t. 55, s. 53-74?
3 0
Ks. L- Lipkę, Nowe kierunki.,., t. 82, s. 84-92; tenże. Rycerze demokracji chrześci
jańskiej we Francji, „PP" 1903, t. 79; M. Straszewska, Ruch społeczny młodych katoli
ków we Francji, „PP" 1909, t'. 101; L.Caro, Katolicy niemieccy w Dreźnie w sprawie
naszych robotników, „PP" 1911, t. 112; Ks. L. Lipkę, Problem śpołeczno-agrarny Vogel-
sanga w stronnictwie chrześcijańsko-społecznym, „PP" 1912, t. 114; O . S . Werberger,
Czeskie stowarzyszenie ,. Vlaśl", jego czasopisma i działalność, „PP" 1894, t. 44.
La pensée socio-économique dans Prze
(première partie)
L'histoire du catholicisme social
suggère la réflexion que le terme
..développement" ou bien ..évolution"
usé à son égard n'est pas exact. Ce fut
plutôt le procès du dévoilement gra-
duel des idées résidant dans la doc-
trine laissée par Jésus Christ. De
même, on peut percevoir !a pensée
sociale catholique en Pologne. Avant
la première guerre mondiale elle était
présentée dans les colonnes de Przeg-
ląd Powszechny entre autres par le
père M. Morawski, fondateur du
périodique, l'archevêque Z.S. Feliń
ski, le père A. Langer, le père L. Lipke,
le père M. Kuznowicz, ainsi que par
les économistes académiques
d Powszechny 1884-1953
W. Czerkawski et J. Milewski. L'inten-
sité du thème social dans Przegląd
Powszechny grandissait en dépit des
limitations résultant de la situation
des territoires .polonais après le
démembrement de la Pologne.
Le catholicisme social polonais se
réferait à l'encyclique Rerum novarum
et aux expériences de l'F.urope occi-
dentale. Cependant, encore avant la
première guerre mondiale on y trou-
vait maintes réflexions originales sur
l'essentiel de la ..question sociale"
dans le capitalisme, sur le travail ou le
besoin des liens indirects de l'organisa-
tion sociale.
La pensée socio-économique dans Przegląd Powszechny 1884-1953
(première partie)
przegląd
powszechny 1'84
3 4
Antoni Czyż
Józef Baka - poeta jezuicki
«Ksiądz Baka przeskoczył przez ramy jezuickiego
baroku. Ten nauczyciel retoryki, zatem znawca poetyk,
choć prawdziwego (czy tak zwanego) talentu nie miał, jest
prekursorem literatury i jej filozofii najbardziej dzisiejszej
z dzisiejszych. Na co nam, Polakom, Sartre'y i Becketty,
kiedy mamy księdza Bakę. Mówię to całkiem serio. I ta
. nieufność, pogarda i nienawiść do słów, do mowy - zrozu
miał to najlepiej Białoszewski. Ten sam świadomy wybór
nonsensu, redukcja do bełkotu, w tym cała siła, znaczenie
i wartość poezji Białoszewskiego. I pomyśleć, że jego kry
tyk, pół-uczony i pół-inteligent Sandauer, alegorycznie
interpretował ten bełkot „sam w sobie i dla siebie""
1
.
Od Baki do Białoszewskiego (i Artura). Mocne słowa.
Aleksander Wat pisał je zapewne już na emigracji (zatem po
roku 1963), rozważając swą drogę twórczą i rozliczne jej
uwikłania. Czym bowiem dla byłego futurysty i (również
byłego) komunisty stała się poezja Baki? Olśnieniem, obja-
y
wieniem, urzeczywistnieniem własnych wizji i pasji? Lub
może ich zapowiedzią? Jest bowiem oczywiste, iż Wat jako
autor Mopsożelaznego piecyka - arcydzieła prozy poetyckiej
sennej, obłąkańczej, koszmarnej - w jakiejś mierze i naj
pewniej nieświadomie kontynuuje tę formułę groteski, któ
rej godne i doskonałe wcielenie dał Baka. Myślę o jego
Uwagach śmierci niechybnej. Chwilami - porównajmy frag
ment u Wata Trup szwendający się koło południa
2
- analogia
rysuje się nawet łatwo. Czasem - jak w Autoportrecie -
trudniej: "Powieki i bez powieki, .i bez, i poza. I poza
dumała cicho i ciepło a rostąż ramp skalała nieme bezusty.
I smętne o ty! i ty kosujko wież chorych i klin bezwargich
powiek. Sztylet bez powieki. Wieki bez powieki. Powieki
bez powieki»
3
. Stąd bliżej raczej do Lautreamonta, jego
nadrealnego autoportretu z Pieśni Maldorora: «Jestem
brudny. Gryzą mnie wszy. Świnie, kiedy na mnie patrzą,
dostają wymiotów. Strupy i wypryski trądu obrosły mi
ciało, pokryte żółtawą ropą»
4
Jednakże blisko i do Baki.
» • ' »• · •
1
35
Wspólna byłaby dziwna moc nadrealnej wizji. Świat
upiorny, niemożliwy, nieludzki. «Ksiazka Wata - pisał Wit
kacy - robi na mnie wrażenie worka, do którego nasypane są
bez żadnego ładu prześlicznie oszlifowane różnobarwne
drogie kamienie, kamee, malutkie bibeloty z kości słonio
wej czy diabli wiedzą z czego »
5
. A przecież zachwycał go ów
worek - niesamowity i niepojmowalny do końca - jako
ekspresja uczuć metafizycznych, jako spełnienie Czystej
Formy. Lautréamont - dowodził André Breton - przekra
cza zmurszałe reguły
6
. Surrealiści mniemali tak powszech
nie, zaś dla Camusa, który dostrzegał w Pieśniach
Maldorora wole zagłady, Lautréamont był jednym z najdo-
bitfiiejszych przykładów człowieka zbuntowanego
7
. A Ba
ka? Czy i on jawi się bluźniercą"? Katastrofistą
9
?
Prześmiewcą, który drwi z tradycji
1 0
? Szydercą, który woli
kicz"? Wszystko niejasne.
Wszakże coś się dzieje. Staje się bowiem Baka fenomenem
właśnie tu i teraz, jakby nadeszła oto chwila upragniona.
Chwila dojrzałości kultury polskiej, zdolnej przyswoić sobie
urok i jad f/wag śmierci niechybnej. I zdolnej w ogóle tekst
ów pojmować. Pośród młodej generacji historyków litera
tury narasta uznanie dla tej poezji i całkiem jawna fascyna
cja nią. Próbę nowego opisu dzieła Baki podjął Czesław
1
Rękopis z archiwum Aleksandra Wata w Paryżu. Bliższych szczegółów nie znam.
Koledze Aleksandrowi Nawareckiemu dziękuję za udostępnienie mi tego tekstu.
2
Aleksander Wat, JA z jednej strony i JA z drugiej strony mego mopsożelaznego
piecyka, w: Antologia polskiego futuryzmu i Nowej Sztuki, oprać. Zbigniew Jarosiński
i Helena Zaworska, Wrocław 1978, s. 269. - "
' Tamże, s. 260.
4
Lautréamont, Pieśni Maldorora. Poezje, przeł. Maciej Żurowski, Warszawa 1976,
s. 127.
5
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Aleksander Wal, w: Bez kompromisu. Pisma kryty
czne i publicystyczne, oprać. Janusz Degler, Warszawa 1976, s. 134.
6
André Breton, Sytuacja surrealizmu międzydwiema wojnami.W antologii: Surrea
lizm. Teoria i praktyka literacka, oprać. Adam Ważyk, Warszawa 1973, s. 220.
7
Zob. Maria Janion, Zbójcy i upiory,w: Romantyzm, rewolucja, marksizm, Gdańsk
1972, s. 297-402.
.
1
Zob. Aleksander Nawarecki, Ksiądz, który napada, w zbiorze: Bluźniercy
(w druku).
9
Zob. Antoni Czyż, Groteska w poezji księdza Baki, „Przegląd Humanistyczny"
1981. nr 3.
1 0
Zob. Antoni Czyż, Retoryka księdza Baki, w zbiorze: Retoryka.a literatura, red.
Barbara Otwinowska, Wrocław 1983 (w druku).
1 1
Zob. Antoni Czyż, Baka: poezja kiczu, „Twórczość" 1982, nr 3.
36
Kowal
1 2
. Obszerną rozprawę poświęconą twórczości Baki
i jej recepcji przygotowuje Aleksander Nawarecki. Frag
menty jej opublikował już wcześniej
1 3
. Skupia się głównie na
Uwagach śmierci niechybnej, podkreślając absolutną niepo
wtarzalność tej poezji, szaleńczej, bluźnierczej, po trosze
preromantycznej, zarazem sarmackiej i bardzo swojskiej.
Marek Prejs zajął się osobliwą grą z czytelnikiem i grą
z konwencją, jaką uprawia Baka
1 4
. Moje wreszcie refleksje -
wyrosłe z badań nad barokową poezją metafizyczną - zmie
rzają do ukazania fenomenu Baki i niejednokrotnie bliskie
są ustaleniom Nawareckiego, w wielu jednak kwestiach nie
zgadzamy się mając nieco odmienne wizje autora Uwag
śmierci niechybnej. Dzieje się więc sporo. I dzieje różnie.
Baka patetyczny i Baka groteskowy, prostaczek i wirtuoz,
asceta, i sadysta, męczennik i kat... Jednak owa niespójność
tworzonych współcześnie wizerunków poety świadczy
0 Bace jak najlepiej. Cóż to bowiem za poezja, która niesie
piękno tak przemienne i prowokuje lekturę tak niestałą?
Wielka poezja.' To niewątpliwe. A jednak wiele można tu
uporządkować. Nie tyle też hermcneutyczne, ile filologiczne
umiejętności okażą się teraz najbardziej potrzebne.
Wypada zrekonstruować biografię Baki oraz ustalić
kanon jego twórczości. Zadanie to niełatwe, ale niezbędne.
Józef Baka pochodził z rodziny szlacheckiej. Urodził się —
jak podaje Załęski - «w zamożnym staroszlacheckim
domu» na Litwie, jako «dziedzic dóbr Śliżyn i Januszkiewi
cza"
1 5
. Nie ma pewności, kiedy się urodził. Syrokomla
sądził, iż «około 1706»
1 6
. Tenże rok urodzenia podał Zale
ski. A jednak najbardziej chyba wiarygodna byłaby zwięzła
nota biograficzna w cennej bibliografii księdza Browna,
jezuity. Warto pamiętać, że czerpał on wiadomości z Archi
wum Rzymskiego domu profesów Societatis Jesu. I otóż
jego informacja jest najdokładniejsza: Baka urodził się 18
marca 1707". O dzieciństwie, środowisku rodzinnym, oso
bowości przyszłego poety-prześmiewcy nie wiemy nic.
W wieku 16 lat wstąpił do jezuitów - przyjęto go do zakonu
16 lipca 1723. Profesję 4 ślubów uczynił 15 sierpnia 1740.
Dalsze relacje o jego życiu nie ułożą się w całość spójną
1 nie złożą na plastyczny wizerunek postaci. Tak więc uczył
przez 5 lat gramatyki i (zapewne) retoryki w szkołach
37
jezuickich
1 8
. Ale gdzie i kiedy? Z pewnością nie był - wbrew
temu, co głosiła legenda - profesorem poetyki w Akademii
Wileńskiej".. Znany i ceniony był jako kaznodzieja o nie
pospolitych zdolnościach oratorskich. Wygłosił kazanie
podczas przepysznych uroczystości pogrzebowych mar
szałka Ignacego Zawiszy, 18 września 1739 w Mińsku
2 0
.
Była to prawdziwa barokowa pompa funebris: z udziałem
biskupów, rzesz duchowieństwa, tłumu wiernych, przy bla
sku 4000 świec i 12000 lamp oliwnych, w huku salw artyle
ryjskich. W tym blasku mówił Baka o dobrej śmierci.
Prawdopodobnie to on zresztą założył w Mińsku w 1732
roku bractwo Dobrej Śmierci. Prócz Mińska odwiedzał
Wilno. Mieszkał tu w 1762 u św. Kazimierza, w domu pro-
fesów, wspominany przez współczesnych jako misjonarz.
A w i 766 był prefektem kaplicy Bożego Ciała przy kościele
akademickim św. J a n a oraz wziętym kaznodzieją.
Misjonarz... Ta sława była uzasadniona. Przeszło 20 lat
pracował bowiem Baka jako misjonarz na Litwie i Biało
rusi. Prawdopodobnie w niedługi czas po wstąpieniu do
zakonu pozostawał w misji duksztańskiej, założonej przez
Józefa Rudominę, rektora jezuitów mińskich
2 1
. Zaś w 1739
r. ufundował misję błońską. Nie jest pewne, czy wyprosił
u ojca sumę 10000 zł oraz dobra Śliżyn i Januszkiewicze dla
jezuitów (jak twierdzi Syrokomla), czy też sam dysponował
ojcowizną, a sprzedawszy ją dał pewną sumę na fundację
(jak pisze Załęski). Początkowo była to fundacja dla dwóch
misjonarzy województwa mińskiego przy drewnianym koś
ciele w osadzie Błoń w powiecie ihumeńskim nad rzeką
Citewką, w majątku należącym do kolegium mińskiego SJ.
1 2
Czesław Kowal, O twórczości Józefa Baki, w zbiorze: Bitrok. Analogie-opozycje,
Lublin 1979, s. 89-101.
1 3
Aleksander Nawarecki,, Sarmacki kanibalizm księdza Baki, „Pamiętnik Lite
racki" 1981, nr 3.
1 4
Marek Prcjs, Poezja emocji, „Przegląd Humanistyczny" 1981, nr 3.
l s
Stanisław Załęski, Jezuici w Polsce, Lwów 1900-Kraków 1905, tom IV, cz. 4,
s. 1511.
1 1
Władysław Syrokomla, Mińsk, „Teka Wileńska" 1857, nr 2, s. 118.
" Józef Brown, Biblioteka pisarzów asystencyi polskiej Towarzystwa Jezusowego,
Poznań 1862, s. 358.
1 8
Tamże.
" Zob. Michał Baliński, Dawna Akademia Wileńska, Petersburg 1862, s. 209. ,
2 0
Zob. W. Syrokomla, dz. cyt., Załęski (dz. cyt.,.s. 1510) podaje rok 1738.
2 1
Tak utrzymuje Syrokomla (dz. cyt.).
38
D o tego czasu kolegium mińskie utrzymywało tylko jednego
misjonarza per palatinatum minscensem (na województwo
mińskie). Przez wiele lat był nim właśnie Baka, zapewne
początkowo w misji duksztańskiej, a potem - w Błoniu. Ze
względów formalnych misja błońska (missio bąkana) została
otwarta dopiero w 1741. Miała własny dom w Błoniu oraz
fundusz dla 5-6 misjonarzy. Superiorem misji w latach
1741-1757 był Baka
2 2
. Misjonarze prowadzili ruchliwy
żywot, sporo jeździli po okolicy. Baka odwiedzał - pośród
innych - miejscowość Ilicze. W majątku tamtejszym znano
go i ceniono, jakkolwiek obawiano się nieco. Jeszcze po
latach utrzymywała się osobliwa legenda Baki. Opowia
dano, jak recytował wiersze o śmierci, śpiewał pieśni nabo
żne, opisywał dziwne swe wizje. Taki to portret Baki (trudno
ustalić, w jakiej mierze autentyczny) zawarła w swych
pamiętnikach Ewa Felińska, która nie znała Baki, a spisała
jedynie relacje starszych
2 3
.
Działalność Baki jako misjonarza wypływa z istoty pos
łannictwa zakonu jezuitów, który wspiera Ecclesiam mili
tantem (Kościół wojujący)
2 4
. W pismach Loyoli - szczegól
nie w Ćwiczeniach duchownych (w Rozmyślaniu o Dwóch
sztandarach) - dobitnie kształtuje się koncepcja rycerza
zacnego pod wodzą Chrystusa
2 5
. Baka był takim rycerzem
i byli też tym zbożnym wojskiem jezuici polscy, podejmu
jący w drugiej połowie XVIII stulecia ambitnie pomyślaną
akcję misyjną na wschodnich kresach Rzeczypospolitej.
Było to nie tylko głoszenie słowa Bożego, ale też zgłębianie
kultury lokalnej, przyswajanie folkloru, osobliwy dialog
kultur
2 6
. Zbierano i zapisywano pieśni, przyśpiewki, wier
sze, przysłowia, a własna poezja jezuitów - wciąż jeszcze
słabo poznana i oczekująca badacza - stała się w znacznej
mierze adaptacją formuł obecnych w poezji ludowej, two
rząc jakąś przedziwną syntezę patosu i groteski, mistyki
i sensualizmu. Poezja jezuicka późnego baroku ma własny
i niepowtarzalny kształt. Staje się terenem eksperymentu,
gry, poszukiwań formalnych'. Baka wpisze się w tę estetykę.
Zarazem przekroczy ją.
Po trudach misyjnych osiadł w Wilnie. Był tu, jak pamię
tamy w roku 1762. A w 1773 przebywał nadal w wileńskim
domu profesów u św. Kazimierza, działał jako katecheta
w kościele i exh«rtator bractwa D®brej Śmferei. Zmarł 2
39
czerwca 1780 w Warszawie. Losy jego od rozwiązania
zakonu jezuitów aż do śmierci nie są znane. On sam wszakże
był znany. Jego pogrzeb zgromadził tłumy. „Gazeta War
szawska" przyniosła obszerną relację z uroczystości i trwa
ło przeświadczenie, iż umarł ktoś niepospolity. Pochowano
Bakę w podziemiach kościoła jezuitów na Starym Mieście,
znanego dziś dobrze jako Sanktuarium Matki Bożej
Łaskawej
2 7
.
W relacji o pogrzebie nie wspomniano, że zmarły był
poetą. Współcześni nie mówili o tym nigdy. Załęski pisze
błędnie: « Oprócz uciesznego wierszyka o niechybnej
śmierci i książeczki-modlitewnika Nabożeństwo codzienne
chrześcijańskie nic nie ogłosił drukiem». Informacja to
błędna, lecz zarazem... trafna. Baka nie pełnił bowiem roli
poety, wieszcza, rymopisa. Z pozoru pisał jedynie wiersze
nabożne dla ludu. Naprawdę przecież tworzył poezję, która
nieuchronnie i nieodwołalnie przekraczała normy zakreś
lone przez epokę. Toteż epoka skazała ją na niebyt, a poto
mni wydrwili. Znamy dziś cztery dzieła Baki. Najwcześniej
sze - z roku 1736 - jest panegirykiem. Nosi on obszerny
tytuł, który przytaczam z niewielkimi skrótami: Comitia
honorum et aviti splendoris illustrissimi et excellentissimi
domini Joannis Ludovici Plater festiva gaudio celebrata, a de-
vinctissime PLATER1ANO nomini et honori residentia diine-
burgensi Societatis Jesu promulgata. Można to przełożyć
następująco: Zebranie zaszczytów i godności dziedzicznej
najjaśniejszego i najznakomitszego pana Jana Ludwika Plo
tera miłymi radościami odprawione, w najuleglejszej rezyden
cji dyneburskiej Towarzystwa Jezusowego imieniem i zaszczy
tem PLATERSKIEJ obwieszczone. Zachował się tylko jeden
egzemplarz tej książeczki
2 8
. Tytuł panegiryku Baki odsłania
2 2
Zob. S.. Załęski, dz. cyt., t. IV, cz. 1,'s. 102.
2 1
Zob. Ewa Felińska, Pamiętniki z życia, Wilno 1856, Zwłaszcza tom I, s. 376.
2 4
Zob. P. Leturia, Idea misyjna u podstaw Towarzystwa Jezusowego, „Misje Katolic
kie" 1939, nr 7-8.
2 5
Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, w: Pisma wybrane. Kraków 1969, tom
II, s. 129.
2 6
-Zob. Czesław Hernas, W kalinowym lesie, Warszawa 1965. tom 1.
2 7
„Gazeta Warszawska" 1780, nr 46, suplement. Egzemplarz Biblioteki Narodowej
w Warszawie, Sygn. XVIII.P.S. 1426.
2
" JÓ2*fBąkajCemitia honorum JètmnisLuàtixiei Plater.... Wiln* 1736.egzemplarz
Bifelietęki Kąr*«i®wej w WąM»Wie, sygn. XVUI,3,32*.
40
jego genezę. Jest to bowiem jakby tekst w imieniu misji
Platerskiej napisany. Missio Plateriana, kolejna misja
jezuicka na Litwie, zorganizowana została w Krasławiu
(miasteczko nad Dźwiną) i Indrycy, w ziemi dyneburskiej.
Krasław stanowił od 1729 własność Jana Ludwika Platera,
persony znanej i cenionej pośród swoich. Była tam nie
wielka misja - jeden jezuita przy miejscowym kościele
2 9
.
Uposażyła ją hojniej żona Jana Ludwika, ale zapewne i on
sam, skoro doczekał się panegiryku sobie poświęconego.
Rola Baki w tym wszystkim pozostaje niejasna. Czyżby
przebywał i na tej misji? Byłby to nowy szczegół do jego
biografii, mozolnie przez nas konstruowanej.
Cały tomik napisany został po łacinie. Otwiera go ilustra
cją przedstawiająca herb Platerów oraz zgrabny epigramat
In proavita decora illustrissimae domus Platerianae (Na dzie
dziczne ozdoby najjaśniejszego domu platerskiego). Nastę
puje p o ' nim dedykacja (Dedicatio) podpisana przez
rezydencję dyneburską Towarzystwa Jezusowego. Na
zasadniczą część tomu składają się panegiryk oraz elogium.
Panegiryk (Panegyricus) jest - jak na sarmacki panegiryk
przystało • - fantastycznym wywodem o powinowactwie
rodu Platerów (a raczej samej osoby Jana Ludwika) i staro
żytnych Rzymian. Wykorzystany tu został specyficzny sens
słowa comitia, -orum (zgromadzenie ludu rzymskiego)
i zmoWcomitia celebrare (odbywać zgromadzenia). Nie tyle
więc autor opisuje rozliczne zasługi i splendory, ile raczej
gromadzi je gwarne, żywe, ruchliwe, by świadczyły o god
ności bohatera, rzuconego z barokowym rozmachem na
barwne tło mitologiczne i historyczne. Toczy się więc opo
wieść o rozlicznych zaszczytach, jakie spływały na Jana
Ludwika od ludu, senatorów, istot mitycznych. Ów zaś -
jako... Eneasz, obrońca Troi kenijskiej (Agnovit Polonia in
tuoAenea, illustrissimepalatine. Lechicae Trojaedefensorem)
- współtworzy tę wielką, teatralną wizję. Jest to w istocie
znamienne dla kultury poddanej rytmowi obrzędu, rytuału,
dla kultury steatralizowanej, która uległa magii konwencji.
•W panegiryku Baki wyjściowa sytuacja zawiązuje jakiś
swoisty układ zdarzeń. Stanowi to analogię do rozwiniętego
wówczas jezuickiego panegiryku dramatycznego
3 0
. W szkol
nym teatrze jezuickim utwory panegiryczne wystawiane
były nader często. Cieszyły się też znacznym powodze-
41
n i e m " . .fest oczywiste, iż Baka oglądał podobne spektakle
i stąd ów ciekawy dramatyzm jego panegiryku.
Elogium było gatunkiem ulubionym przez jezuitów. Sta
nowiło cząstkę żywej i aktualnej dla Bąki tradycji'.literac
kiej. Autorzy .elogiów najchętniej sięgali do problematyki
religijnej, oddawanej przez śmiałe metafory i gry języ
k o w e
3 2
. Ówczesne podręczniki uznawały je za rdzeń reto
ryki. Opisując cechy strukturalne elogium podkreślano
zwłaszcza krótkość stylu i pointę obecną w każdym niemal
wersie. Pozostawało to w zgodzie z zasadami retoryki baro
kowej (i jej predylekcji do ozdobności). Elogium, forma
niejednokrotnie pograniczna (proza i poezja zarazem), to
eksperyment wiersza nienumerycznego. Cechą stylu elo
gium jest swoista punktyczność, nizanie jednorodnych
struktur składniowych, nagromadzenie, bliskie retory
cznego chwytu wyliczenia (enumeratio). Tu - w tomiku
Comitia honorum - panegiryczne elogium poświęcone Plate
rowi zachowuje swój kształt typowy. Po latach - w Uwagach
śmierci niechybnej - Baka spróbuje kształtować swą poezję-
poiską i bliską formułom folklorystycznym - na wzór elo
gium, gromadząc krótkie i wymowne całostki syntaktyczne
(ów sławny „siekany wers"). Elogium oznacza grę stylisty
czną. Taką grą, dodajmy, bywał i panegiryk
3 3
. Jest więc
znamienne, że w tym pierwszym tomiku Baki znajdujemy
w zalążku motywy i tendencje obecne w jego twórczości
późniejszej. Motyw gry, zabawy, wirtuozerii technicznej
jako przyjętej i rozwijanej zasady twórczej. Cała książeczka
jest przecież ' wypieszczona formalnie, typograficznie.
Otwierają ją słowa comitia honorum, zamykają - honorum
comitia. Cóż za idealna symetria! W elogium wykorzystał
Baka ekspresję samego druku (różne rozmiary czcionki).
Określa pierwszy tom Baki idealna świadomość formy.
Przepyszna maskarada - tym stanie się jego dzieło.
" Zob. S. Zaleski, dz. cyt., t. IV, cz. 3, s. 1321.
3 0
Zob. Irena Kadulska, Panegiryk udramatyzowany, w: Ze studiów nad dramatem
jezuickim Wczesnego Oświecenia 1746-1765, Wrocław 1974, s. 123-130.
3 1
Zob. Krystyna Wierzbicka-Michalska, Teatr w Polsce w XVIII wieku, Warszawa
1977, s. 52-56.
3 2
Zob. Barbara Otwinowska, Elogium. „Flos floris, anima et essentia" poetyki
siedemnastowiecznego panegiryzmu, w zbiorze: Studia z teorii i historii poezji. Seria I,
Wrocław 1967.
3 3
Zob. Tadeusz Bieńkowski, Panegiryk a życie literackie w Polsce XVI i XVII wieku,.
w zbiorze: Z dziejów życia literackiego w Polsce XVI i XVII wieku, red. Hanna Dzie-
chcińska, Wrocław 1980, s. 188.
42
Pierwszy tomik był panegiryczny, drugi - hagiograficzny.
I tu, i tam sięga autor po utarte formuły, po gotową kon
wencję, iżby bawić się nią, igrać stylem. Z czasem - w Uwa
gach śmierci niechybnej - doprowadzi tę praktykę ad
absurdum i osiągnie doskonałośc, kreując własną i jedyną
poetykę kiczu. Tom Wielki obrońca upadłej grzeszników
przed Bogiem sprawy abo gorliwy o zbawienie dusz ludzkich
missionarz s. Jan Franciszek Regis Societatis Jesu wyznawca
wydał Baka w roku 1755. Zachował się tylko jeden egzemp
larz tej książki'
4
. Bohaterem narracji odautorskiej pozornie
jest św. Franciszek Regis, którego kult rozwijał się w Polsce
ówczesnej dość żywo. Świadczyłby o tym Żywot s. Jana
Franciszka Regi.su. pisany jasną i plastyczną polszczyzną.
Jest to po prostu barwna opowieść biograficzna, zwier
ciadło żywota pobożnego. Tekst ów otwiera tom. Następują
po nim Refleksje duchowne z życia s. Jana Regisa do skruchy
grzesznika pobudzające, na dni miesiąca jednego z górą ku
pamiątce 33 lat Jezusowych podzielone. 1 są już one osobli
wością. Tytuł nawiązuje zapewne do Rejleksyj duchownych
na mądry króla Salomona sentyment Karola Mikołaja Junie-
wicza (1731) jako kontynuacja tej formuły myślowej i ga
tunkowej. Poemat Juniewicza mógł stanowić dla Baki
źródło inspiracji. O wiele jednak ważniejszy okaże się zbaw
czy wpływ Ćwiczeń duchownych Loyoli. Arcydzieło Loyoli
nie odcisnęło się na literaturze polskiej tak jasno i wyraźnie,
jak na to zasługuje. We wczesnym baroku czerpią z niego
• znakomite Rozmyślania o Męce Pańskiej Magdaleny Mortę-
skiej, wybitne dzieło polskiej 1 iteratury mistycznej. I trudno
odszukać dzieła podobne. Parafrazy Ćwiczeń pisali jezuici,
jednak niezbyt licznie. Tak więc Michał Sieklucki napisał
Ćwiczenia duchowne przeznaczone dla zakonnic'
5
. Jest to
zbiór 30 medytacyj, bardzo ściśle rozwijających schemat
zaproponowany przez Loyolę. Brak tu tej plastyki stylu
i „tchnienia mistycznego", które cechuje Mortęską. Podob
nie inne próby. Baka postępuje więc śmiało, zajmując -
w pewnym sensie - ziemię niczyją. Refleksje duchowne mają
prosty schemat. Składają się na nie; przygotowanie, rozmyś
lanie i przedsięwzięcie. Tom Baki zawiera 33 refleksje.
Każda ma troistą konstrukcję. Prócz tego pojawia się
Zabawa duchowna z Pisma Bożego. Całość zatem Rejleksyj
duchownych z życia s. Jana Regisa ma błyskotliwą, dialekty-
4 3
czną konstrukcję: refleksja, zabawa, refleksja, zabawa... 33
refleksje i 33, zabawy. Teksty wierne Loyoli i teksty
odmienne - przeplatane, przemieszane. Refleksje przynoszą
bogatą koncepcję antropologiczną. Szczególnie mocno
podkreśla się tu niesamowitość ontyczną człowieka, kru
chość jego losu, słabość, poddanie złu. Jednakże znamienny
pozostaje personalizm Baki, który w wielkim monologu do
czytelnika (przerywanym zabawami...) rozważa sens bytu
osoby ludzkiej. W Refleksji o poznaniu siebie samego mowa
0 odsłanianiu prawdy o człowieku, o wnikaniu w siebie.
Sięga tu autor do św. Augustyna. W Refleksji o śmierci
pojawiają się potworne wizje śmierci, która „zewsząd wy
gląda". Obrazy gnijącego trupa... To już zapowiedź późnego
Baki. W Refleksji o Miłosierdziu Boskim płonie światło na
dziei. W istocie bowiem chrystocentryczny charakter kon
cepcji Baki nadaje tym myślom moc wyzwolenia. Człowiek
ma poddać się Osobie Chrystusa, być Mu wierny, podobny
do Niego. Byle tylko stłumić zło:
Przygotowanie: Staw sobie przed oczy maleńkiego Jezusa
w żłobie betlejemskim miedzy bydlęiy złożonego a płaczącego
nad zgubą dusz ludzkich.
A rozmyślaj dalej: Miłosierdzie twoje opiewać będę na wieki,
najopatrzniejszy Twórco mój, żeś mnie niegodnego, nigdy
niezasłużonego stworzył na obraz i podobieństwo twoje.
Wspomniawszy na brzydkie i sromotne życie moje, cobym
odpowiedział. Ah larwa ze mnie straszliwa, nie człowiek.
Przedsięwzięcie po medytacji...
1 oto nowy motyw -- zło. Ono również powróci w Uwagach.
Tu jeszcze pozostaje stłumione. Mocno, szczególnie mocno
podkreśla Baka moc Miłosierdzia Bożego. Ów kult Miło
sierdzia wiąże się, być może, z wpływem jezuity Kaspra
Drużbickiego, czynnego w drugiej połowie XVII wieku. Na
pewno zaś wiąże się z Loyolą, którego antropologii pozo
staje Baka wierny.
Ó ile Refleksje jako takie stanowią tekst ambitny, o tyle
przemieszane z Zabawami - już nieco osobliwy i jakby...
3 4
Józef Baka, Wielki obrońca upadłej grzeszników sprawy..., Wilno 1755, egzemp
larz Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie, sygn. 586925.1.
3 5
Michał Sieklucki, Ćwiczenia duchowne na dziesięć dni kolekcyi dla zakonnych
Ępgu poświęconych panien zażywania napisane i zebrane, Sandomierz 1718, egzemp
larz Biblioteki Narodowej w Warszawie, sygn. XVIII.2.3905.
44
mniej poważny. Gra z Formą raz jeszcze owładnie piórem
Baki. Sam motyw zabawy był w literaturze późnego baroku
częsty. Podobnie też częste były utwory określane jako
Zabawa. Nazwa ta nabierała powoli charakteru nazwy
genologicznej. Z n a m y więc Zabawę chrześcijańską Jana Sta
nisława Jabłonowskiego (1700), Krótki zbiór duchownych
zabaw Wojciecha Chróścińskiego (1710) i wiele tomów
wcześniejszych. Zachowały się i Zabawy rękopiśmienne:
anonimowe Rozmaite piosneczki do zabawy duchownej spo
rządzone z początków XVIII stulecia
, s
czy Zabawa
codzienna powołanych na służbę Boską Chomentowskiej
z roku 1762'
7
. Zabawa Baki stanowi cykl nagromadzonych
cytatów z Biblii, zwłaszcza sentencji. Chyba śladem kons
trukcji elogium zostały one jakby „nanizane" współtworząc
mniej lub bardziej spójną całość. Autor istotnie „bawi się",
jakkolwiek pamięta o celu pobożnym. Wszystko to jednak
wprowadza do tekstu żywioł ludyczny, który mąci skute
cznie modlitewną powagę i mistyczne nieledwie skupienie
Refleksyj.
To jednak nie wyczerpuje zawartości tomu. Zawiera on
również garść wierszy religijnych, znamiennych dla popu
larnej liryki metafizycznej. Są tu więc litanie, modlitwy,
hymny, pieśni do św. Franciszka Regisa, Najświętszej Panny
Loretańskiej, św. Ignacego Loyoli, św. Franciszka Ksawe-
rego... Zbiór tych utworów znajduje się na samym końcu
tomu, po imprimatur władzy duchownej (z 22 V 1755). Pełni
więc funkcję popularnego i... jawnie dewocyjnego dodatku
do niełatwego i ambitnego intelektualnie tekstu głównego.
Można by rzec, iż Wielki obrońca rozpięty jest między
mistyką a dewocją. Lub inaczej: Baka podważa tu formę,
lub też godzi się na nią. Inkrustując medytacje „zabawą
duchowną" niejako buntuje się przeciw powadze formy
namaszczonej. Dodając wiersze nabożne jest już zniewolony
formą. Jakże łatwo tu dostrzec stałe motywy i obsesje,
obnażone i wyzwolone w Uwagach śmierci niechybnej. Akty
idąc spać (o których później) oraz błyskotliwe elogia łaciń
skie (poświęcone Regisowi) - zawarte między tekstem Refle
ksyj i Zabaw a zbiorem wierszy religijnych - dopełniają
obrazu całości. Wielki obrońca powstał zatem jako tom
niejednolity, niespójny, rozwichrzony. Hagiograficzny?
45
Ascetyczny? Dewocyjny? Jak się zdaje, intencją Baki było
nagromadzenie form. Znanych już. Czytelnych. Jasnych.
Przekraczanie norm - jako misja pisarska Baki - nakłania
ku takiej właśnie praktyce. Wielki obrońca, traktat antropo
logiczny i druk dewocyjny pospołu, jest już zwiastunem
Nowego. · - . . ' . •
I jest nim trzeci tom Baki - Nabożeństwo codzienne chrześ
cijańskie. Pierwodruk nie zachował się. Istnieje natomiast
jedyny egzemplarz wydania drugiego, z roku 1808
3 8
. Daty
powstania Nabożeństwa nie znamy. Skoro jednak - jak
podaje Załęski - traktował ów tom jako modlitewnik dla
ludu w swej praktyce misyjnej (co wcale nie oznacza, iż takie
były faktyczne intencje pisarskie Baki), to napisał i wydał go
Baka, zanim osiadł na stałe w Wilnie, a więc przed rokiem
1762. Nabożeństwo - podobnie jak Wielki obrońca - ma
konstrukcję niespójną. Otwierają je trzy obszerne teksty
prozą: Nabożeństwo ranne, Nabożeństwo dzienne i Nabożeń
stwo wieczorne. Są niejednolite i zawierają akty, modlitwy,
wiersze, dla których ramę narracyjną stanowi monolog-
-przemowa o treści ascetycznej, budującej. Wśród tej roz
maitości spoczywają rzeczy przedziwne, jak choćby ta .
mistrzowska modlitwa prozą, wcześniej już wydrukowana
w Wielkim obrońcy jako Akty idąc spać. Jest to naprawdę
proza poetycka, bliska formule elogium:
Przez cierniową koronę twoją Jezu Zbawicielu Panie,
odpuść grzechy myśli moich,
a daj mi świętość myślenia.
Przez zawarte oczy twoje na Krzyżu, -
odpuść grzechy widzenia mego, a odwracaj
oczy moje, aby nie patrzyły na próżność.
Przez upoliczkowaną twarz twoją, i usta
twoje śmiertelnemi bolami zamknione, Jezu mój!
daruj winy języka mego.
Przez otwarty bok twój włócznią,
odpuść winy żądz moich,
a uczyń mnie mężem podług serca twego...
i b
Pochodzą z kodeksu papierowego formatu 16° zapisanego różnymi rękami.
Rękopis Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie, sygn. 3643.1.
" Dominika Chomentowska, Zabawa codzienna powołanych na służbę Boską...,
Rękopis Biblioteki Ossolineum we Wrocławiu, sygn. 6936.1.
" Józef Baka, Nabożeństwo codzienne chrześcijańskie..., wyd. 2. Wilno 1808,
egzemplarz Biblioteki Narodowej w Warszawie, sygn. 2065 Kras.
46
Prócz tego tomik zawiera trzy wiersze religijne, prozaiczny
Wypis z Tomasza Akempis z Księgi I o naśladowaniu Chry
stusa Pana oraz niewielki poemat erudycyjny Rozmyślanie
o śmierci czyli Popielec. Trzy nabożeństwa wstępne przy
niosły powiew ascezy. Wiersze są tu znamieniem religijności
ludowej. Natomiast myśli Tomasza z Kempis, Cycerona,
Seneki, św. Augustyna, św, Pawła - przełożone lub przyto
czone - staną się jasne raczej już dla wybranych a nieli
cznych czytelników. Znowu zatem autor gra. I czyni to
świadomie. Tym razem pozostaje to w idealnej zgodzie z ce
chami nabożeństwa jako gatunku literackiego, ukształtowa
nego samoistnie w literaturze późnego b a r o k u
3 9
. Sylwiczna
nieledwie struktura nabożeństwa barokowego odpowiada
pragnieniom Baki i jego nieprostej praktyce pisarskiej.
Arcydziełem Baki stały się Uwagi. Niezwykłe i niepowta
rzalne to dzieło doczekało się trzech wydań autorskich
w tym samym roku 1766! Wydania te zasługują na
dokładny opis, Najwcześniej, zapewne wiosną 1766, ukazały
się Uwagi rzeczy ostatecznych i złości grzechowej. Wydanie
to - nazwijmy je wydaniem A - przynosi tekst spójny i zdu
miewająco konsekwentny. Zachował się tylko jeden
egzemplarz wydania A
4 0
. Otwiera tom wiersz Do czytelnika
(inc. Jeden grzech setnych bied świata jest przyczyną):
Na róg, straszydło grzech, i plemię piekielne,
Jaszczur, jaszczurka tym sroższa że subtelne
Monstrum, padalec, w płaszczyk dobra uwity
Je, gryzie, rani robak sumnienia skryty,
Nocą i we dnie, w domu, tak też w gościnie
Katuje, szarpie nie da w wesołej minie
Jadła, napoju użyć przy balach, godach,
Ej! nie przebaczy, by w największych wygodach.
Oto świat Baki, wizje Baki, eschatologia Baki. Poezja snu,
wizji, koszmaru, wstrząsu, upiornej gry, zgasłej konwencji,
płonących słów. Do tego dążył konsekwentnie w zabawie,
grze, rozwichrzeniu formy. I oto - w Uwagach - przekroczy
próg poezji niemożliwej. Przeskoczy ramy jezuickiego ./
baroku (jak powie Wat). Zbyt dziwna to budowla, by nie
budziła bólu. Lęku. Odrazy. Jakkolwiek poszczególne jej
drzwi, okna, balkoniki, cegiełki okażą się pojmowalne:
zatem wiersze medytacyjne, hymny, litanie, pieśni (o prze-
47
bogatej wersyfikacji), akty, elogia, strzępy kazania. Po
wstępnym wierszu następuje część pierwsza tomu, opa
trzona tytułem Uwagi różne rzeczy ostatecznych. Po niej
następują poważne wiersze metafizyczne, bliskie tradycjom
liryki barokowej, bliskie formie (jednakże często negowa
nej), konwencji. A więc Uwaga kary niezliczonej grzechów,
Uwaga o wieczności. Żądza większej Chwały Boskiej, Uwaga
poranna. Suplika pokutującego, Akty do powtarzania, Tekst
o Miłości Bożej, Pieśń do Najświętszej Panny i inne. Niektóre
spośród tych wierszy opublikował Stanisław Estreicher
4 1
.
Jak zwykle u Baki, można tu znaleźć słowa nadzwyczajne.
Choćby Tekst o Miłości Bożej:
Boże, tyś Ociec i Pan miłościwy.
Na dobrych hojny, a na złych nie mściwy.
Twe miłosierdzie wszytko opasało.
Twojej litości i piekło doznało.
Bo i tam winy nie z całej twej siły
Karzesz! Twą głoszą podziemne mogiły
Dobroć nieskończoną.
Pełne niebiosa i ziemia szczodroty,
W nędznych sierotach fortunne obroty.
Zwierzęta, ptastwo żywisz i żywioły,
Mrówki, robaczki są to nasze szkoły,
W których się uczym twego zmiłowania
Z onych konserwy i pieczołowania
Twa dobroć jaśnieje.
Na tle tej poezji, która coraz dobitniej (i zwłaszcza w Uwa
gach) będzie głosiła potęgę zła i grzechu, na tle tej poezji
nihilistycznej, fatalistycznej i katastroficznej, ów jasny
obraz niezmąconej harmonii świata, kontemplacja jego pię
kna, wizja miłosiernego Boga - zdumiewają. Czyżby i na
tym zaważył św. Ignacy Loyola? Ten zwłaszcza fascynujący
ustęp jego Ćwiczeń duchownych, w którym nakazuje "zwró
cić uwagę na to, jak Bóg mieszka w stworzeniach"? Pisze
Zob. Antoni Czyż, Nabożeństwo barokowe. Drobiazgi genołogiczne, „Zagadnie
nia Rodzajów Literackich" (w druku). Tekst ukaże się w wersji francuskiej.
4 0
Wydanie A: Józef Baka, Uwagi rzeczy ostatecznych i złościgrzechowej..., Wilno
1766, egzemplarz Biblioteki Uniwersyteckiej w Wilnie, sygn.,RC 63. Korzystałem
z niego i wykonałem odpis w listopadzie 1977·
4 1
Zob. Stanisław Estreicher, Nieznane wiersze księdza Baki, „Pamiętnik Literacki"
1936.
48
tam dalej: « Rozważać, jak Bóg działa i pracuje dla mnie we
wszystkich rzeczach stworzonych na obliczu. ziemi»
4 2
. Baka
rozważa. Wydaje się, iż w znacznej mierze tworzy „poezję
ignacjańską". Co zresztą winno się stać tematem oddziel
nych rozważań.
Po wierszach części pierwszej następuje bezpośrednio
część druga. Nosi ona tytuł Uwaga śmierci wszytkim stanom
służąca. Otwiera ją wiersz bez tytułu (ihc. Rzadki Feniks,
rzadsza w świecie). Następuje po nim szereg „wierszy-
-uwag": Starym uwaga, Młodym uwaga, Uwaga damom,
Rycerzom Uwaga, Duchownym, Uwaga prawdy z rozrywką
i inne. To właśnie Baka najpełniejszy i „niemożliwy". Tu
wkracza do przestrzeni nadrealnej, krainy groteski, upior
nych majaków, letargicznego snu:
A śmierć ślepa
Jak szkulepa
Nic nie zważa,
Nie poważa.
Chimera!
Odziera.
Co złoto,
Jej błoto.
Na fryzury
Głodne szczury
Gotuje, ' •
Pudruje
Siwizną
Zgnilizną. ^ ·
Śmierć uosabia siłę fatalną, która kąsa i dławi. Obsesja Baki
sięga tu apogeum. Zarazem - motywy i obrazy tłumione
dotąd zostają ujawnione. Baka wypowie, wykrzyczy to
wszystko z tajoną fascynacją: te obrazy gnijącego ciała,
ropy, szczurów, krwi, palców drgających w agonii, oczu
rozszerzonych strachem, skóry zdartej z głowy, roju much
na padlinie... Tworzy sobie baśń, ucieka w marzenia, fan
tazjuje. Dawna zabawa była antycypacją obecnej. Dawna
gra skrywała teraźniejszą
4 3
. Tu najpełniej, unicestwiając
wszystkich prócz siebie w obłąkańczym tańcu śmierci, wyz
woli się od formy wszechświata. Stygmatem formy staje się
dla Baki ciało. Materia. To ona budzi lęk. «Ciało - pisał
Kępiński - jest nierzadko przyczyną różnego rodzaju niepo-
4 9
kojów i lęków. Ciało pozostaje zawsze dla człowieka taje
mnicą.. Ono jest źródłem przyjemności i bólu, świadomość
czekającej człowieka śmierci wiąże się z jego rozpadem »
4 4
.
Baka doświadcza tej tajemnicy. Uwagi stanowią zupełnie
niepowtarzalne odczucie materii, cielesności jako zjawisk
metafizycznych, eschatologicznych. Otchłań ciała i otchłań
bytu. Strach przed ciałem i przed Bogiem. Ubóstwienie
ciała, Wcielenie Boga... Wielorakość dzieła Baki, dwoistość
samych Uwag wyrażają chyba tę - nie w pełni może uświa
domioną i akceptowaną - wolę budowania wiedzy totalnej.
I oto Śmierć wręczyła poecie klucze mądrości. Jeszcze lęka
się. Lecz lękała się cała epoka. W swej znakomitej książce
Jean Delumeau opisał ów klimat lęku, który owładnął
nowożytną kulturą europejską aż do XVIII stulecia
4 5
. Lęk
przed Bogiem, wizje eschatologiczne, obawa szatana, strach
przed Żydami, muzułmanami, kobietą... Wszechobecność
lęku - oto, co znamionuje tamte czasy. I Baka jest im
wierny.
Wydanie B nosi tytuł nie zmieniony: Uwagi rzeczy ostate
cznych i złości grzechowej. Ukazało się, przypomnijmy, rów
nież w roku 1766. Zachował się tylko jeden jego
egzemplarz
4 6
. Cała jego pierwsza część pozostaje nie zmie
niona. Taka sama jest również karta tytułowa na początku
tomu, tuż za okładką. Po utworach składających się na
Uwagi różne... spotykamy jednak nową kartę tytułową. Oto
jej treść: Uwagi śmierci niechybnej wszytkim pospolitej wier
szem wyrażone a sumptem Jmć Pana Xawerego Stephaniego
obywatela miasta J.K.M. Wilna do druku na pożytek
duchowny podane. Nakładcą wydania A oraz części pier
wszej wydania B był Onufry Minkiewicz, wójt miasta
Wilna, zarazem prowizor Bractwa Bożego Ciała przy kap
licy świętojańskiej. Cóż to oznacza? Otóż tą, że wydanie
B stanowi w istocie „klocek", tj. wspólnie oprawione dwie
osobne edycje, dwa osobne tomy. Możliwe, że jednak
" Św. Ignacy Loyola, dz. cyt., s. 151.
Zob. Sigmund Freud, Pisarz a fantazjowanie, w antologii: Teoria badań literac
kich za granicą, oprać. Stefania Skwarczyńska, tom II, część 1, Kraków 1974.
" Antoni Kępiński, Lęk, Warszawa 1977, s. 37.
4 5
Jean Delumeau, La peur en Occident (XIV-e-XVIII-e siècles), Paris 1978.
4 6
Wydanie B: Józef Baka, Uwagi rzeczy ostatecznych i złości grzechowej. . . W i l n o
1766, egzemplarz Biblioteki Uniwersytetu Marii Curie-Sklodowskiej w Lublinie,
sygn. St, 3574. Mikrofilm tej książki ma'Biblioteka Narodowa w Warszawie, sygn.
56847.
50
pomyślane było jako całość (finansowana może wspólnie
przez Minkiewicza i Stefaniego), poddana autorskim
korektom. Zmianom uległa też zawartość części drugiej
Uwag. Po wierszu Cudzoziemcom wprowadził Baka wiersz
Panom dysydentom. Przede wszystkim zaś na początku
części drugiej - tuż za kartą tytułową Uwag śmierci niechyb
nej - dodał wiersz Do czytelnika (ine. Panuj świecie! nim
straszna grobów pani).
Było oczywiste, że Uwagi śmierci niechybnej ukażą się
drukiem osobno. Baka najwyraźniej dążył do tego, by pier
wotną część drugą Uwag wydać jako samodzielny tomik.
Tomik taki ukazał się, przyjmijmy, jesienią 1766. Nazwijmy
go wydaniem C
4 7
. Opisał je Jan Nitowski
4 8
. Książeczka
zawierała wszystkie znane wiersze z części drugiej wydania
B. Poza tym na końcu tomu dodał Baka trzy wiersze reli
gijne, skądinąd nieznane (sądząc z tytułów) oraz Akty
poranne i Akty wieczorne przejęte z części pierwszej wydań
A i B. Jedyny egzemplarz wydania C znajdował się w roku
1902 w rękach prywatnych. Obecne jego losy nie są znane.
A losy Baki? Czy jest znany? Nie bardzo i opacznie.
Ceniony? Raczej nie. Bo chociaż „coś dzieje się" wokół
niego, pozostaje odległy. Biografii jego nie napisano. Biblio
grafię dzieł Baki zestawiono błędnie (nie ustrzegł się błędów
w swym szkicu Cz. Kowal). Zapewne, przygotowywana
edycja Poezyj Józefa Baki sytuację tę zmieni
4 9
. Baka jest
bowiem fenomenem i tak też należy go czytać. Aleksander
Wat bardzo celnie rozpoznał wszelkie osobliwości tego
dzieła. Baka naprawdę niszczy sens i przekracza wszelkie
normy. Jest w jakiejś mierze dadaista, surrealista. Pospołu
hochsztaplerem i szaleńcem Bożym.
4 7
Wydanie C: Józef Baka, Uwagi śmierci niechybnej, Wilno 1766.
,
w
Jan Nitowski, Pierwsze wydanie „Uwag" księdza Baki, „Pamiętnik Literacki"
1902.
4 9
Ukaże się nakładem PI W-u. w opracowaniu moim i Aleksandra Nawareckiego.
Jôzef Baka - un poète jésuite
On entreprend actuellement l'essai
d'une nouvelle description de l'oeuvre
de Baka, poète du XVIII-e siècle, qui
pendant de longues années fut simple-
ment dédaigné et tourné en dérision.
Et voici que les Poésies de Jôzef Baka
vont paraître. En même temps s'étab-
lit l'opinion qu'il est un phénomène. Il
détruit le sens, transgresse toutes les
normes. 11 est en quelque manière
dadaïste, surréaliste. Simultanément
escroc et fou de Dieu.
przegląd
powszechny 1'84
51
Ks. Michał Heller
Względność istnienia
Pastorał i pióro
George Berkeley cały swój śmiały umysł oddał na służbę
religii. Główne dzieła filozoficzne napisał w młodym wieku.
Wiara religijna dawała mu bezpieczeństwo posiadania
prawdy; być może właśnie dlatego nie bał się najbardziej
ryzykownych koncepcji w torowaniu - dla siebie i innych -
drogi do głębszego poznania. Typ jego umysłowy - odnoto
wuje historyk filozofii - cechowała bystrość i śmiałość nie
cofająca się przed najbardziej paradoksalnymi konsekwen
cjami; śmiałość myśli godził z całkowitą lojalnością wyzna
niową'. Berkeley był przy tym człowiekiem starannie
wykształconym. Zainteresowania maksymalistycznie rozu
mianą metafizyką łączył z dobrą znajomością ówczesnych
nauk. Początkowo próbował swoich sił także na ich polu
(matematyka, optyka), ale rychło doszedł do przekonania
o ograniczonych możliwościach nauk empirycznych w do
ciekaniu filozoficznej prawdy. Nie zniknęły one jednak
nigdy z terenu jego zainteresowań. W linii rozwojowej, po
jakiej podążały, widział wzrastające niebezpieczeństwo dla
wiary w Boga i religii. Z chęci zapobieżenia temu niebezpie
czeństwu Berkeley stał się jednym z pierwszych filozofów
nauki. George Berkeley był duchownym anglikańskim, a od
r. 1734 biskupem w Cloyne, w Irlandii. Swoje obowiązki
kościelne i duszpasterskie do końca życia łączył z pisar
stwem filozoficznym.
Biskup z Cloyne o tyle dobrze znał mechanikę Newtona,
że nie mógł mieć poważniejszych wątpliwości co do trwa
łości jej sukcesów, a równocześnie - jako przenikliwy myśli
ciel - widział, że filozoficzna interpretacja nowej mechaniki,
zapoczątkowana przez samego jej twórcę, prowadzi w pro
stym kierunku do materializmu i negacji Boga. Powodzenie
mechaniki w dziedzinie manipulowania zjawiskami będzie
stanowić doskonalą reklamę dla jej filozoficznej nadbu-
1
W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, t. 2, Warszawa, Czytelnik. 1947. s. 145.
52
dowy. Biskup Berkeley czarno dostrzegał przyszłość myśli
religijnej, jeżeli pozwoli rozrosnąć się „medianistyćznej filo
zofii". Trzeba zatem przystąpić do solidnej pracy myślowej.
Ale Berkeley nie był ideologiem używającym filozofii do
celów propagandy; był on filozofem z powołania. Krytyka
filozofii mechanistycznej tylko wtedy będzie uczciwa,
i w konsekwencji skuteczna, jeżeli wyniknie z dobrze usta
lonych przesłanek metafizycznych.
Stół filozofa
Wyobraźmy sobie Wielebnego Berkeleya, gdy siedzi przy
stole, pochylony nad manuskryptem. Przerywa pisanie,
unosi głowę, być może przymyka oczy. Jakiś czas trwa tak
w zadumie. Potem wraca do manuskryptu; pióro szybko
porusza się po białej powierzchni.
Powiadam, że stół, przy którym piszę - przeczytamy potem
w jego dziele - istnieje, tzn. że widzę i czuję go. I gdybym
wyszedł z mojego gabinetu, winienem powiedzieć, iż stół ist
niał, rozumiejąc przez to, że gdy byłem w moim gabinecie,
mogłem stół postrzegać... Ponieważ to, co mówi się o absolut
nym istnieniu niemyślących rzeczy, bez żadnego odniesienia
do ich postrzegania, jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
Istnienie takich rzeczy sprowadza się do tego, że są postrze
gane; i jest niemożliwością, by mogły one posiadać jakiekol
wiek istnienie poza umysłami lub myślącymi rzeczami, które
je postrzegają
1
.
„Esse est percipi.".Poznanie jest warunkiem istnienia. Jest
to - trzeba przyznać - bardzo metafizyczna teoria poznania,
ale pociąga ona za sobą konkretne wnioski metodologiczne:
jeżeli nauka mówi o rzeczach niepostrzegalnych, należy to
traktować co najwyżej jako pożyteczną fikcję. W ten spo
sób, choć w imię zupełnie odmiennych założeń filozofi
cznych, Berkeley sformułował program w praktycznych
konsekwencjach identyczny z programem, jaki dwieście lat
potem ustalą neopozytywiści z Wiednia. Nauka powinna
zajmować się tylko tym, co można dostrzec okiem lub ins
trumentem pomiarowym. Byty nieobserwowalne należy
skazać na nieodwołalną banicję z obszaru nauki. Pogląd
taki nazywa się fenomenalizmem. Berkeley był jego pier
wszym nowożytnym głosicielem
3
. Pogląd ten służył Berke-
53
leyowi jako narzędzie obrony metafizyki i teologii przed
ewentualnym konfliktem z naukami: konflikt, jeżeli zaist
nieje, może być tylko pozorny, gdyż nauki ślizgają się jedy
nie po fenomenach, nie dotykając problemu istnienia,
zarezerwowanego dla dociekań prawdziwie filozoficznych.
Fenomenalizm był dla Berkeleya fundamentalnym - fun
damentalnym, bo metafizycznym - zabezpieczeniem prze
konań filozoficznych przed niebezpieczeństwem zagrażają
cym ze strony nauk empirycznych. W sprawach bezpieczeń
stwa nie należy gardzić również pomocniczymi środkami.
Takim pomocniczym, ale bardzo skutecznym argumentem,
winno być odwołanie się do tych właściwości samych nauk
empirycznych, które sprawiają, że nauki te nie są w stanie
sięgnąć poza zjawiskową warstwę rzeczywistości. Tego
rodzaju właściwości należy szukać w metodzie nauk. Berke
ley traktował metodę jedynie jako narzędzie; niewyklu
czone, że właśnie dlatego stworzył tak dobrą metodologię.
Metodologiczne ograniczenia nauki
Sir Izaak Newton - pisał Berkeley - przez swój wyjątkowy
zmysł penetracji, głęboką znajomość geometrii i mechaniki,
rzucił nowe światło na nauki przyrodnicze. Prawa przyciąga
nia i odpychania zostały pierwszy raz odkryte przez niego.
Ukazał on ich oryginalny zakres i dzięki temu. jakby kluczem,
otworzył wiele głębokich sekretów natury', w których badaniu
uczynił większy postęp niż wszyscy zwolennicy atomów razem
wzięci przed nim*.
Naukowe zasługi mechaniki Newtona są nie do zakwe
stionowania. Problem zaczyna się, gdy mechanikę traktuje
się jako „filozofię naturalną". Celem nauki winno być od
krywanie praw przyrody, które rządzą fenomenami, a nie
dawanie jakiegokolwiek „wglądu do istoty" (insight into the
essence). Berkeley miał bardzo współczesne pojęcie prawa
przyrody. •
Prawa przyciągania i odpychania - pisał - winno się uważać
za prawa ruchu, a te z kolei za reguły lub metody zaobserwo-
2
Of the Principles of Human Knowledge, vol. I, 259. - Wszystkie cytaty z Berkeleya
w tym rozdziale są przekładami dokonanymi przez autora z wydania: The Works of
George Berkeley, oprać. A . C . Fraser, Clarendon Press, Oxford 1901 (w 4 tomach).
' Por. D. J. Raine, M. Heller, The Science of Space-Time, Pachart 1981, s. 42-46.
* Siris, vol. III, s. 239-240. • :
54
wane w trakcie produkowania naturalnych skutków. Przy
czyny sprawcze i celowe tych skutków leżą poza obszarem
rozważań mechanicznych... Mechaniczne prawa przyrody
czyli ruchu ukierunkowują nas, jak działać i uczą, czego
oczekiwać
5
.
Mamy tu wszystkie elementy popozytywistycznego rozu
mienia prawa przyrody. A więc ograniczenie do chwytania
tylko powtarzających się w obserwacji i doświadczeniu sto
sunków między zjawiskami, ze ścisłym wyłączeniem jakie
gokolwiek ujęcia przyczynowego. A więc zwężanie treści
praw wyłącznie do technik czynienia przewidywań. A więc
podkreślanie aspektu pragmatycznego: utożsamienie „wie
dzieć" i „działać skutecznie".
Takie rozumienie prawa, z natury rzeczy ogranicza pole
penetracji dostępne dla mechaniki.
Jej domeną - czytamy u' Berkeleya - jest... zdawanie
sprawy z poszczególnych zjawisk przez redukowanie ich do
ogólnych reguł łub przez pokazanie ich zgodności z nimi
6
.
W dzisiejszym języku szłoby tu o naukowe wyjaśnianie.
Zgodnie z taką koncepcją wyjaśniania
to, co mówi się o siłach mieszczących się w ciałach, czy to
przyciągających, czy odpychających, winno być uważane
jedynie za matematyczną hipotezę, a nie za rzecz realnie ist
niejącą w przyrodzie
7
.
Brzytwa metodologii Berkeleya odcięła z prac Wielkiego
Newtona te warstwy, które były najbliższe sercu twórcy
mechaniki klasycznej. Newton swoje „matematyczne hipo
tezy" uważał za ważny etap badania przyrody, ale za etap
wstępny, o charakterze opisowym; po nim muszą nastąpić
etapy pracy o charakterze wyjaśniającym, które wnikałyby
w naturę rzeczywistości, przez przejście od „matematy
cznych hipotez" do języka przyczynowego. Analizy metodo
logiczne biskupa z Cloyne skazały naukę na wieczne
pozostanie w obrębie matematycznych konstrukcji, czyli
matematycznego modelowania przyrody. Co więcej, tego
rodzaju werdykt nie jest ferowany przez „czynniki zewnętrz
ne" w stosunku do nowej mechaniki; to ona sama - już
w dziele Newtona - skazała się na taką, a nie inną metodo
logię. Jasno wyraził to Berkeley w liście do S.Johnsona:
Oto jest metoda Sir Izaaka Newtona i taka metoda, lub
plan, nie jest wcale niezgodna z zasadami, jakie ja wyłożyłem.
, 55
Tego rodzaju filozofia mechaniczna nie przyjmuje ani nie
zakłada żadnej naturalnej przyczyny sprawczej w ścisłym
i właściwym sensie, ani też nie interesuje się - wbrew jej
potocznemu rozumieniu - materią, ani też materia nie jest
z nią związana; ani też nie dochodzi ona do wniosku o istnie
niu materii
1
.
Należy podziwiać bystrość umysłu Berkeleya. Dopiero
dziś w pełni zrozumieliśmy fakt, że już w dziele Newtona
dokonał się proces eliminacji pojęcia materii spośród teore
tycznych narzędzi fizyki (por. poprzedni odcinek). Berkeley
wiedział o tym niemal od początku. Być może niepopularna
potem metafizyka Berkeleya przyczyniła się do odwrócenia
uwagi od jego dokonań metodologicznych. Pokolenia po-
newtonowskich fizyków, a zwłaszcza interpretatorów fizyki,
odrzuciły filozoficzne pytania Newtona jako metafizyczne
i nienaukowe, ale zamiast kierować się metodologicznymi
regułami Berkeley'a, na miejsce głębokich pytań stawianych
przez twórcę mechaniki, wprowadzały przeważnie własną -
i to kiepską, bo nieuświadamianą sobie - filozofię. Bardzo
często jedyną regułą metodologiczną było zasłanianie myś
lowych nawyków i intuicji etykietą naukowości.
Oczyszczenie mechaniki
Berkeley nie ograniczył się tylko do sformułowania meto
dologicznych reguł, którym nauka miałaby się posłusznie
poddać, lecz - w przeciwieństwie do wielu dzisiejszych
metodologów - podjął się programu pokazania, jak reguły
te działają w wielu konkretnych przypadkach. Atak Berke-
ley a został wymierzony przede wszystkim przeciwko
Newtonowskim absolutom. I tak nie ma ruchów absolut
nych. Ruch bowiem polega na zmianie położenia, a o zmia
nie położenia można mówić dopiero wtedy, gdy są
przynajmniej dwa ciała. Idea ruchu, jaką mam. koniecznie
zawiera relację'*. Nie można także mówić, że ten ruch jest
„prawdziwy", przy którym pojawia się wywołująca go siła.
5
Tamże, vol. III, s. 231-233.
6
Tamże.
' Tamże.
» Vol. U, s. 15.
' Of the Principles..., vol. I, s. 320.
56
Jedynym efektem działania siły jest ruch, chcąc więc unik
nąć błędnego koła, trzeba przyjąć, że siły są „abstrakcyj
nymi ideami", "ukrytymi ilościami", czy też'„mechaniczny
mi hipotezami". Tego rodzaju hipotetyczne byty nie mają
nic wspólnego z przyczynami w sensie filozoficznym. Siły,
o jakich mówi mechanika, nie mogą być bezpośrednio
postrzegane, a więc nie istnieją.
Ponieważ grawitacja objawia się w działaniu sił, wiec
i ona również jest tylko „mechaniczną hipotezą". Berkeley
wątpił w powszechność grawitacji (jako kontrprzykład
podając fakt, że przecież rośliny rosną do góry!) i przypisy
wał jej status hipotezy ad hoc.
Analogiczna krytyka trafiła w pojęcia absolutnej prze
strzeni i absolutnego czasu. Oto koronne argumenty Berke
leya. Przeciw^ absolutnej przestrzeni:
Gdy przeto'założywszy, że cały świat zniknął z wyjątkiem
mojego ciała, mówię, iż pozostaje jeszcze czysta przestrzeń,
nie rozumiem przez to niczego innego, jak tylko to. że uważam
za możliwe, by członki mojego ciała mogły poruszać się we
wszystkich kierunkach bez żadnego oporu; ale jeśliby także
i moje ciało zniknęło, nie mogłoby być żadnego ruchu i kon
sekwentnie żadnej przestrzeni
10
.
Oraz przeciwko absolutnemu czasowi:
...ilekroć usiłuję wyobrazić sobie prostą ideę czasu, wyabs
trahowaną w ciągu idei w moim umyśle: czasu, który płynie
jednostajnie i w którym uczestniczą wszystkie byty, gubię się
i zaplątuję w zawiłych trudnościach. ...Czas jest więc niczym
poza ciągiem idei w naszych umysłach
11
.
Nie miejsce tu na szczegółową ocenę krytyki Berkeleya.
Najogólniej można by stwierdzić, że krytyka w zasadzie
trafna, gdy ograniczona do kinematyki, wikła się w prob
lemy i trudności, gdy próbuje się ją rozciągnąć także do
zasad dynamiki
1 2
. Cokolwiek by się powiedziało, Newton
legitymował się konkretną teorią fizyczną, która w zastoso
waniach dawała zadziwiające wyniki; podczas gdy w intui
cyjnie trafnej krytyce Berkeleya można dopatrzyć się tylko
zarysów projektu przyszłej teorii. Także i pod tym wzglę
dem krytyka mechaniki klasycznej przeprowadzona przez
Berkeleya jest podobna do krytyki przeprowadzonej przez
57
Leibniza. Miało upłynąć jeszcze wiele czasu, zanim idee
biskupa z Cloyne i bibliotekarza z Hanoweru zaczną
kształtować oblicze fizyki.
Brzytwa Berkeleya
Niektórzy krytycy twierdzą, że to właśnie pod wpływem
krytyki ze strony Berkeleya Newton dołączył słynny Scho-
lion do drugiego wydania „Principiów"
1 3
. Scholion ma cha
rakter wyraźnie filozoficzny. Dyskusja z Berkeleyem nie
dotknęła fizyki; pozostała na poziomie interpretacji. Można
by się tu dopatrywać zaczątków animozji pomiędzy przed
stawicielami nauk empirycznych a filozofami nauki.
Newton należał jeszcze do jednych i do drugich, ale wk rótce
niechęć do filozofii wśród naukowców zacznie przybierać
rodzaj filozoficznej obsesji. Analizy metodologiczne posłu
żą jako narzędzia do unicestwienia filozofii, a metodologi
czne poglądy Berkeleya odezwą się zadziwiająco jedno
brzmiącym echem w poglądach Ernesta Macha i - jak już
wspomniałem wyżej - odżyją w filozofii nauki dwudzie
stego stulecia. Popper sporządził listę dwudziestu jeden tez
Berkeleya, dotyczących epistemologii nauk, które z dużym
stopniem dosłowności zostały powtórzone przez nasze
czasy
1 4
. Wszystkie przyczynowe wyjaśnienia powinny zostać
wyeliminowane z nauki - tę zasadę, zakorzenioną w dzisiej
szej filozofii nauki, Popper proponuje nazwać «brzytwa
Berkeleya». Według Poppera jest to brzytwa ostrzejsza od
słynnej brzytwy Ockhama.
Można by również, mówić o „empiriokrytycyzmie Berke
leya". Celem krytyki przeprowadzonej przez biskupa
z Cloyne była obrona filozofii i religii. Po raz pierwszy
metodą tej obrony stała się eliminacja filozofii z nauk
empirycznych.
'» Tamże, s. 322-323.
" Tamże, s. 311-312..
" Obszerniej na len temat por. D. J. Raine, M, Heller, The Science ofSpace-Time,'
dz. cyt., s. 42-50.
n
Por. A. Koyré, Du monde clos a l'univers infini. Presses Universitaires de France.
Paris 1962, s. 212 i nast.
M
K. Popper, A Noie on Berkeley as Precursor ofMach, „The British Journal forthe
Philosophy of Science",.4. 1954, s. 26-36.
58
La relativité de l'existence
George Berkeley, ecclésiastique
anglican du XVIII-e siècle, connais-
sait assez bien les sciences empiriques
contemporaines. Dans la ligne du
développment suivie par elles il voyait
un danger croissant pour la foi en
Dieu ainsi que pour la religion. Il s'ef-
forçait donc de prévenir ce danger et
grâce à cela il devint un des premiers
philosophes de science. C'est pour la
première fois que la méthode de la
défence devint l'élimination de la phi-
losophie du nombre des sciences
empiriques.
Toutes les explications causales doi-
vent être éliminées de la science - Pop-
per propose de nommer ce principe
enraciné aujourd'hui dans la philoso-
phie de science le rasoir de Berkeley.
Selon Popper ce rasoir est plus tran-
chant que le fameux rasoir
d'Ockham.
przegląd
powszechny 1'84
59
Stefan Moysa SJ
Charyzmat jako dar i zadanie
1
Używane w naszym kraju w posoborowym okresie kate
chizmy niewiele mówiły o Duchu Świętym, a w szczegól
ności o doświadczaniu Jego działania w codziennym życiu
wiernych. Praktycznie treść nauczania katechizmowego
ograniczała się do omówienia darów Ducha Świętego.
Nauka ta opierała się w ostatecznej instancji na znanym
wyjątku z proroka Izajasza dotyczącym Mesjasza: I spo
cznie na Nim Duch Jahwe; Duch mądrości i rozumu. Duch
rady i męstwa, Duch umiejętności i bojaźni Jahwe (Iz 11,2).
Jednakże wypowiedzi katechizmów, bardziej niż na samym
tekście, opierały się na dociekaniach teologii średniowie
cznej, która z tego fragmentu powstała. Pomijały one całe
bogactwo teologii biblijnej, a zwłaszcza Listów św. Pawła
dotyczących tego zagadnienia. Dopiero w naszych czasach
zaczęto głębiej badać Pawłowa teologię charyzmatów i do
strzegać w niej nowe możliwości. Wpłynął na to głównie
Sobór Watykański II a szczególnie interwencja kardynała
L.Suenensa w czasie jego drugiej sesji, której zawdzięczamy
umieszczenie w Konstytucji Dogmatycznej o Kościele zna
nego ustępu o charyzmatach (KK 2) oraz odpowiadającego
mu fragmentu w Dekrecie o Apostolstwie Świeckich (DA
3). Te dwie oficjalne wypowiedzi Kościoła stały się ważnym
składnikiem w dzisiejszej katolickiej teologii charyzmatów.
Drugim wydarzeniem uwypuklającym rzeczywistość cha
ryzmatyczną Kościoła było powstanie i szybkie rozszerze
nie się ruchu odnowy w Duchu Świętym w całym Kościele
katolickim a także w innych wspólnotach chrześcijańskich.
To zjawisko niezwykłe-choćby z tego względu, że trudno je
wytłumaczyć na tle dzisiejszych prądów dążących do laicy
zacji i sekularyzacji - szybko zwróciło uwagę socjologów
i teologów. Dziś jest ono ogólnie znane-przynajmniej zain-
1
Autor odsyła do swego artykułu umieszczonego w Colleclanea Theologica 47
(1977) f. 3, 17-38, w którym porusza podstawową problematykę dotyczącą charyz
matów. Teza obecnego opracowania jest nieco odmienna, ale nie można było uniknąć
pewnych powtórzeń. Co do niektórych zagadnień poglądy autora uległy ewolucji,
o czym czytelnik będzie mógł łatwo się przekonać.
60'
teresowanym. Ruch odnowy istnieje też w Polsce i przy
biera cechy właściwe życiu religijnemu naszego kraju.
Pobudził on bardzo refleksję biblijno-teologiczną na temat
charyzmatów i pozwolił konfrontować ją z konkretnym
doświadczeniem religijnym. •
Doświadczenie charyzmatyczne gmin Pawiowych
Listy św. Pawła wyrosły w dużej mierze z życia gmin
chrześcijańskich, które Apostoł często odwiedzał, utrzymy
wał z nimi osobiste i listowne kontakty, uczestniczył w ich
nabożeństwach. Mógł więc przekonać się naocznie o wiel
kich darach, które posiadali ówcześni chrześcijanie, podzi
wiać znaczenie tych darów, rozważać ich hierarchię, a także
przeprowadzać ich rozeznanie. Paweł podał tę interpretację
teologiczną doświadczenia charyzmatycznego pierwszych
chrześcijan. Apostoł tłumaczył członkom poszczególnych
gmin, co oznaczają zjawiska, których doświadczają i jakie
dary są im udzielane. Nie jest to tylko opis, ale równocześnie
nauka wiążąca. Każdy dar - jak będziemy się starali ukazać
- jest według Apostoła zarazem wezwaniem i zobowiąza
niem.
Doświadczenie religijne pozostaje w pewnym sensie
czymś niepowtarzalnym i osobistym. Wszelako przeżycia
pierwszych chrześcijan, które opisuje św. Paweł, wykraczają
poza doznania religijne jednostek. Żyją oni w epoce konsty
tutywnej dla objawienia Bożego, to znaczy, że dokonuje się
wówczas objawienie Nowego Testamentu, które wraz ze
śmiercią apostołów zostało zasadniczo zakończone. Dla
tego też ich przeżycia i doświadczenia mają znaczenie nor
matywne dla wszystkich chrześcijan. To, że zostały one
opisane i ocenione w pismach natchnionych, nadaje im
szczególną rangę. Można więc powiedzieć, że przeżycia te są
jakimś celem i wzorem, według którego chrześcijanie
powinni modelować swoje życie wewnętrzne. Są też w pew-
., nym stopniu p normą, według której mogą i powinny być
oceniane przeżycia chrześcijan współczesnych.
Termin „charyzmat" w ujęciu św. Pawła
Nie zawsze jest łatwo określić, co św. Paweł rozumie pod
terminem „charisma", którego w swoich pismach wielo
krotnie używa. Termin ten oznacza u niego czasem dobra
61
zbawcze, jak na przykład usprawiedliwienie (Rz 1,15) lub
życie wieczne (Rz 6,24), lecz także pewne czynności ludzkie,
wykonywane pod wpływem łaski, jak mówienie językami
lub uzdrawianie (1 Kor 12). Etymologicznie pojęcie „cha-
risma" związane jest ze słowem „charis", które u św. Pawła
występuje przeszło 100 razy i oznacza Bożą łaskę, życzli
wość, obdarowanie. W tym znaczeniu należy ono do cen
tralnych pojęć teologii Pawłowej. Dodanie końcówki „ma"
określa urzeczowienie tego czasownika, a więc wynik łaski
i życzliwości, czyli nie zasłużony dar. W takim więc ujęciu
charyzmat jest konkretną indywidualizacją łaski i życzli
wości Bożej. Łaska, którą Bóg wyświadcza wszystkim, przy
biera zatem cechy jednostkowe i indywidualne, co powodu
je powstanie charyzmatów.
Niemniej analiza podstawowych i zasadniczych tekstów
Pawłowych wskazuje na to, że charyzmat jest jeszcze czymś
więcej. Do tych tekstów należą tak zwane katalogi czyli
zestawy charyzmatów.
Duch objawia się każdemu dla wspólnego dobra. Jed
nemu udziela daru wyrażania słowem mądrości, drugiemu
wyrażania słowem wiedzy, innemu (udziela daru) wiary.
Jeszcze innym ten sam Duch udziela daru uzdrawiania,
a innemu dokonywania niezwykłych dzieł, a jeszcze innemu
(daru) przemawiania z natchnienia Bożego i rozpoznawa
nia duchów, modlenia się w różnych językach i tłumaczenia
ich. Wszystkie te dary są dziełem jednego i tego samego
Ducha, który je rozdziela tak, jak chce (1 Kor 12,7-11).
Bóg zaś umieścił w Kościele na pierwszym miejscu aposto
łów, na drugim tych, co przemawiają z natchnienia Bożego, na
trzecim nauczycieli. Dalej idą: nadziemskie moce i dar uzdra
wiania, umiejętność niesienia pomocy i rządzenia oraz dar
modlenia się w różnych językach (1 Kor 12,28).
Mamy zaś różne dary według udzielonej nam łaski; czy to
dar proroctwa, którego należy używać zgodnie z zasadami
wiary, czy to dar usługiwania, który ukazujemy w usługiwa
niu, czy to dar nauczania, którym cieszy się nauczający, czy to
wreszcie dar zachęcania, którym cieszy się zachęcający: Kto
daje jałmużnę, niech to czyni wspaniałomyślnie. Kto przewod
niczy społeczności, niech będzie gorliwy. Kto pełni dzieł®
miłosierdzia, niech czyni to ochoczo (Rz 12,6-8; por też Ef
4,11-13).
62
Charyzmaty są ukazane wyraźnie jako dary; są więc
czymś nie zasłużonym, co przekracza zwykłe uzdolnienia
człowieka należące do jego natury; są darami Ducha Świę
tego i od Niego pochodzą. On tych darów udziela (1 Kor
12,8.9.10), jest ich Sprawcą (1 Kor 12,11), w nich się objawia
(1 Kor 12,7). Są one również dziełem Chrystusa, On bowiem
je rozdaje (Ef 4,8), ustanawia stany charyzmatyczne i pos
ługi w Kościele (Ef 4,11; 1 Kor 12,5). Te stany budują Jego
Ciało (1 Kor 12,12-30). Charyzmaty są wreszcie darem
Boga, gdyż od Niego pochodzą (1 Kor 12,28; 2 Tm 1,6), On
je daje (Rz 12,3), On czyni wszystko we wszystkim (1 Kor
12,6; por. 1 P 4,11).
Szczególnym dawcą darów jest Duch Święty. Człowiek
posiadający je pozostaje w stałej zależności od Boga. Cha
ryzmat może być w każdej chwili cofnięty. Nie jest on zatem
w pierwszym rzędzie zdolnością naturalną, z której czło
wiek ma obowiązek korzystać i rozwijać ją. Taka zdolność
bowiem rozwija się w ramach podmiotu posiadającego.
i może być nazwana własnością człowieka. Nie przekracza
ona znaczenia zwyczajnej, naturalnej, duchowej spraw
ności; nie wystarczy jednak do wytłumaczenia teologii
darów. Charyzmat wprawdzie może budować na natural
nych uzdolnieniach, doskonalić je i podnosić do nadprzyro
dzonego porządku. Nie można jednak przyjąć, aby
naturalne uzdolnienia były czymś pierwszym i zasadni
czym, bo podstawą pozostaje nowy dar i nowa interwencja
Ducha.
Z przytoczonych tekstów wynika jeszcze jeden zasadniczy
rys charyzmatu; nie jest on dany w pierwszym rzędzie dla
indywidualnego dobra człowieka, ale dla społeczności,
a więc dla Kościoła, który się realizuje przede wszystkim
w społecznościach lokalnych. Tam też ukazują się charyz
maty. Według św. Pawła istnieją w gminach chrześcijań
skich nie tylko dary duchowe (charismata, doremata,
pneumatika), ale też pewne stany charyzmatyczne, czyli
posługiwanie dla dobra gminy (diakonia) albo też działania,
które mają jej służyć (energemata). Dlatego św. Paweł
zachęcając do posługiwania się darami, równocześnie
podaje warunki, pod jakimi mogą one służyć społeczności.
Apostoł uważa, że najcenniejsze są te dary, które przyczy
niają się do zbudowania całego zgromadzenia (1 Kor 14,12).
63
Rodzaje charyzmatów
Niemal każdy autor, który zajmuje się zagadnieniem cha
ryzmatów u św. Pawła, przeprowadza ich szczegółową kla
syfikację. Wszelkie klasyfikacje są jednak niekompletne.
Sam św. Paweł jest daleki od systematyzacji charyzmatów,
od ich określania i od dociekań, czym one mogą być same
w sobie. Jemu chodzi jedynie o życie chrześcijańskie wier
nych. Stąd wszelkie wyliczenia i listy charyzmatów oraz
wskazanie na porządek, który w świecie charyzmatów
panuje, służą tylko temu celowi. Apostoł pragnie pomóc
w usunięciu przeszkód, jakie człowiek może stawiać
Duchowi, który objawia się każdemu dla wspólnego dobra (1
Kor 12,7). Starając się iść za myślą Apostoła wyodrębnimy
więc pewne rodzaje charyzmatów według tego, jakie posia
dają one znaczenie dla budowania gminy chrześcijańskiej.
Gdy św. Paweł mówi o stanach charyzmatycznych, cho
dzi mu o osoby, które zostały specjalnie obdarzone darami
w sposób trwały. Tak na przykład mówi, że dar usługiwania
okazujemy w usługiwaniu, darem nauczania cieszy się
nauczający, darem zachęcania - zachęcający (por. Rz
12,7-8). W pierwszym Liście do Koryntian (12,28) umie
szcza najpierw posługi apostołów, proroków i nauczycieli.
Potem idą: dar uzdrawiania, nadziemskie moce, umiejęt
ność niesienia pomocy itd. Św. Paweł rozróżnia więc tych,
którzy mają dzięki posiadanym darom sprawować funkcję
stałą w gminie i tych, których działalność jest dorywcza
i przejściowa. Ci pierwsi obdarzeni są stanem charyzma
tycznym.
Wśród stanów charyzmatycznych należy na pierwszym
miejscu wymienić apostolat. Wiele wskazuje na to, że temu
charyzmatowi przypisuje św. Paweł największe znaczenie
i uważa go za źródło innych. Bóg zaś umieścił w Kościele na
pierwszym miejscu apostołów... (1 Kor 12,28). Jest to trwały
urząd i stanowisko w Kościele, które nie pochodzi z nada
nia gminy, ale z Bożego wybrania. Za wzór stawia Apostoł
własne powołanie i stwierdza, że jego apostolstwo jest iden
tyczne z apostolstwem bezpośrednich uczniów Jezusa: Czy
nie jestem apostołem? Czy nie widziałem Jezusa Pana
naszego? (1 Kor 9,1; por. 1 Kor 15,5-9).
Apostolat nie ogranicza się do funkcji widzialnych i zew
nętrznych. Apostolstwo jest również charyzmatem. Św.
84
Paweł umieszcza je właśnie na liście charyzmatów i darów
duchowych (1 Kor 12,28; Ef 4,11) na równi z innymi. Nieraz
wspomina, że sam też został obdarzony różnymi charyzma
tami. Powołuje się na łaskę szczególnego spotkania z Chry
stusem, która jest źródłem jego apostolstwa.
Obok apostołów św. Paweł najczęściej wymienia proro
ków. Można przypuszczać, że zajmowali oni w pierwotnych
gminach, zwłaszcza w gminie korynckiej, ważne stanowisko
i uczestniczyli w nabożeństwach. Apostoł musiał interwe
niować, aby zapewnić porządek w wypowiedziach proro
ków (por. np. J Kor 14.30). Z listów wynika też, że
w proroctwie nie chodziło w pierwszym rzędzie o przepo
wiadanie przyszłości, ale o mówienie w imieniu Boga
i z natchnienia Bożego.
Obok wspomnianych darów apostolstwa i proroctwa
można doszukać się wielu innych stanów charyzmatycznych
- j a k nauczycieli, ewangelistów, pasterzy, biskupów, diako
nów, sprawujących funkcje przewodniczenia czy upomina
nia. Trudno dziś określić, które z tych funkcji były w gminie
instytucjonalnie ujęte. Wydaje się, że przynajmniej te dwie:
apostołów i proroków. Istotne jednak pozostaje to, że cha
ryzmaty traktowano jako coś trwałego, co uzdalniało do
wykonywania pewnych funkcji. Były więc istotnie związane
z sytuacją życiową chrześcijanina i określały jakby jego
„profesję" sprawowaną w gminie. Można przypuszczać, że
związanie pierwszych chrześcijan z ich społecznościami reli
gijnymi było tak silne, że funkcje tam sprawowane były dla
nich znacznie ważniejsze niż te, które pełnili w społeczeń
stwie świeckim. Dlatego też charyzmaty uzdalniające do
tych funkcji były dla nich doniosłe.
Obok stanów charyzmatycznych wymienia św. Paweł
także inne dary, które są raczej przemijające i nie nazna
czają osoby tak jak poprzednie. Są one konieczne, aby
gmina mogła żyć i rozrastać się, ale nie odznaczają się
niczym szczególnym na zewnątrz. Dopiero ich brak może się
przejawiać w zjawiskach świadczących o rozkładzie. O te
go rodzaju działaniach (energemata) mówi św. Paweł głów
nie w Liście do Rzymian (12,6-8). Wspomnimy tutaj
spełnianie dzieł miłosierdzia (Rz 12,8), które ma być od
zwierciedleniem miłosierdzia Boga samego (por. Tyt 3,5).
Bardzo blisko spokrewniony z darem miłosierdzia jest dar
65
dawania jałmużny, czyli dzielenia się tym, co człowiek
posiada (Rz 12,8). Tego rodzaju dzielenie się nie jest tylko
przypadkowym podarunkiem dla bliźniego, ale oddaniem
mu serca i własnej egzystencji. Do charyzmatów zwykłych,
służących umocnieniu gminy, należy zaliczyć dar niesienia
pomocy (1 Kor 12,28), który jest związany z darem rządze
nia. O nim mówi św. Paweł w Liście do Rzymian (12,8)
zachęcając, by gorliwie spełniać ten obowiązek.
Wspomnimy teraz o darach duchowych w ścisłym sensie
- charismata, pneumatika. Terminologia ta podkreśla
obiektywność i rzeczowość samego daru. Bardziej niż przy
okazji stanów czy też posług charyzmatycznych podkreśla
tu św. Paweł darmowość daru i jego nadprzyrodzony cha
rakter. Podczas gdy przy tamtych kategoriach chodzi raczej
0 stany czy uzdolnienia naturalne, wyniesione przez szcze
gólną łaskę, tutaj rzeczywistość nadprzyrodzonego daru
wysuwa się niejako na pierwsze miejsce. Tak dzieje się przy
wszystkich tego rodzaju charyzmatach, niezależnie od tego,
czy towarzyszą im jakieś zjawiska niezwykłe, czy też nie.
O charyzmatach mówi św. Paweł głównie w 1 Kor
12,8-10. Tu należy wymienić m.in. dar mądrości i wiedzy.
Pojęcia te w znacznej mierze się pokrywają. Mądrość jednak
wydaje się bardziej wszechogarniająca. Przychodzi ona
z wysoka (por. Jk 3,15), od Ojca światłości (Jk 1,17) i ma za
przedmiot poznanie zbawczych zamiarów Bożych (1 Kor
2,6-16). Mądrość objawia, co przygotował Bóg tym, którzy
Go miłują (1 Kor 2,9). Sw. Paweł ostro przy tym przeciwsta
wia mądrość krzyża (por. 1 Kor 1,18) mądrości czysto ludz
kiej, która przez Boga została obrócona wniwecz (1 Kor
1,18-25).
Wśród darów charyzmatycznych wymienia św. Paweł
wiarę, co może się wydawać dziwne, gdyż wiara jest podsta
wowym wyposażeniem człowieka, nie zaś darem przezna
czonym do celów szczególnych. Być może Apostoł miał na
myśli wiarę, który czyni cuda i góry przenosi (por. Mt 17,20;
1 Kor 13,2). Należy tu zauważyć, że nie można przeprowa
dzić ścisłego rozgraniczenia między wiarą zbawiającą czło
wieka i dającą usprawiedliwienie a wiarą charyzmatyczną.
Wiara podstawowa może przez działanie Ducha przejść
w charyzmatyczną i na pewno w niej się zawiera.
66
Analizując charyzmaty, które przejawiają się wyraźnie na
zewnątrz, najwięcej uwagi poświęca św. Paweł darowi języ
ków (por. 1 Kor 12-14). Dar ten był na pewno bardzo
rozpowszechniony w Kościele pierwotnym. Kilkakrotnie
wspominają go Dzieje Apostolskie, zwykle z okazji rozpo
częcia przez Apostołów działalności na nowym misyjnym
obszarze, a więc po wyjściu z wieczernika (2,4-13), wobec
pogan (10,44-46) i w Efezie (19,6). Zjawisko to występuje
również dzisiaj i to nie tylko w chrześcijaństwie.. Studiują je
etnologowie i psychologowie religii stwierdzając całą jego
złożoność. Zjawisko opisywane w Nowym Testamencie
polegało prawdopodobnie na wymawianiu w uniesieniu
pewnych modlitewnych dźwięków, najczęściej nieartykuło
wanych, przy czym wymawiający tracił nad nimi panowa
nie. Tego rodzaju dźwięki układały się w pewne ciągi,
w których można było zauważyć wyrazy i zdania nie znane
dla mówiącego. Stąd zdziwienie obcokrajowców, prozeli-
tów, którzy słyszeli na ulicach Jerozolimy swoje rodzime
języki (Dz 2,7-13). Wydaje się, że mamy tu do czynienia ze
zjawiskiem wewnętrznej modlitwy chwalebnej, która w ten
sposób przejawiła się na zewnątrz. Można by ją porównać
do śpiewu gregoriańskiego, w którym przeciągle śpiewa się
poszczególne zgłoski, co też nie posiada widocznej intelek
tualnej treści. Jest jednak autentyczną modlitwą.
Liczne są próby teologicznej interpretacji powyższej mod
litwy. Niektórzy widzą w niej symbol odnowienia całego
człowieczeństwa. Chrześcijanin staje się nowym stworze
niem (2 Kor 5,17) odrodzonym z wody i Ducha Świętego (J
3,5). D o odnowy człowieczeństwa należy odnowienie jego
języka, gdyż język - zwłaszcza w rozumieniu Wschodu - jest
szczególnym znakiem człowieka. Odnowiony przez Ducha
Świętego chrześcijanin mówi językiem pochodzącym
z mocy tegoż Ducha. Inni w interpretacji kładą nacisk na
sprawę uniwersalizmu. Rozdzielenie języków, które nastą
piło po budowie wieży Babel (Rdz 11), było symbolem
ukarania zarozumiałości i pychy ludzkiej. Nowy język
otrzymany w czasach mesjańskich jest jakby odwróceniem
tego wydarzenia. Na skutek ogłoszenia ewangelii rozdzie
lone narody stają się znów czymś jednym w Chrystusie.
Czternasty rozdział 1 Listu do Koryntian świadczy o tym,
że korzystanie z daru języków nie było w gminach chrzęści-
67
jańskich bezproblemowe. Z tekstu wynika, że chrześcijanie
korynccy o ten dar najbardziej starali się, a ci, którzy byli
nim obdarzeni, uważali siebie za szczególnie wybranych.
Św. Paweł tłumaczy szczegółowo naturę daru języków
i stwierdza, że wyższy jest dar proroctwa, albowiem bardziej
przyczynia się do zbudowania gminy. Św. Paweł pragnie
jednak, by chrześcijanie modlili się językami (14,5) i sam
modli się w ten sposób lepiej niż inni (14.18). Chodzi tylko
0 to, aby wszystko odbywało się w należytym porządku
1 aby dar języków służył całemu Kościołowi. Rozdział ten
uwidacznia wielkie poszanowanie Apostoła dla ludzkiego
rozsądku i przekonanie o tym, że modlitwa nie jest tylko
sprawą między Bogiem a człowiekiem, lecz korzyść z niej
powinni odnosić wszyscy wierni. Także uniesienie charyz
matyczne nie wystarczy; trzeba, by w modlitwie współdzia
łały wszystkie władze człowieka.
Na liście charyzmatów (1 Kor 12,28-30) dwukrotnie
wymienia Apostoł dar uzdrawiania. Wydaje się, że ten dar
był częsty w pierwszych gminach i stanowił element atmos
fery duchowej, w której obracali się ówcześni chrześcijanie.
Było to dla nich tylko konsekwentne zastosowanie Ewange
lii i mocna ufność w obietnicę, którą dał Jezus. Uzdrawia
nie było zapowiedziane jako charakterystyczny znak czasów
mesjańskich, na co Jezus się powołuje. Szczególnie wyrzuca
nie złych duchów świadczy o nadejściu Królestwa Bożego
(por. Mt 12,28). Uzdrawianie od chorób fizycznych i ducho
wych jest znakiem, że Jezus wyzwala całego człowieka od
zła, a ostateczne zbawienie zostało przez Jego przyjście real
nie zaantycypowane. Dlatego uzdrawianie chorych jest też
istotnym składnikiem misji apostołów, którzy w imię
Jezusa kontynuują dzieło zbawienia człowieka. Czynią to na
mocy i z autorytetu Chrystusa, od którego otrzymują pole
cenie głoszenia Ewangelii. Jezus zapowiada też, że temu
głoszeniu będą towarzyszyły znaki, wśród których wymie
nia uzdrowienia (por. Mk 16,15-18). O spełnieniu tych
obietnic mówią Dzieje Apostolskie (por. 2,43; 3.4-10;
5,15-16; 6,8; 8,6).
Cel Pawiowej nauki o charyzmatach
Co zamierza św. Paweł, gdy tak szeroko rozwija naukę
o charyzmatach, powraca do niej, używa terminu „cha-
68
risma", którego nie znano w ówczesnym świeckim
słownictwie?
Jego zamiary należy oceniać na tle sytuacji ówczesnych
wspólnot chrześcijańskich, zwłaszcza w Koryncie i Rzymie,
w których nauka o darach była najbardziej aktualna. Zwra
cano się zapewne do Apostoła z pytaniami w tej sprawie,
proszono go o wyjaśnienia. Można też przypuszczać, że nie
wszystko, co się działo w gminach w związku z charyzma
tami, miało właściwy przebieg. Dawały być może znać o so
bie zjawiska duchowe, których nie należało, przypisywać
Bogu (por. 1 Kor 12,3). Prawdopodobnie charyzmatycy
uważali się za ludzi szczególnie wybranych przez Boga, być
może świętych i z tej racji wynosili się nad innych. Pewne też
nieporządki musiały mieć miejsce w związku z nabożeń
stwami, zwłaszcza w gminie korynckiej, w której nad
mierne znaczenie przypisywano darowi języków, tak że ten
typ modlitwy stawał się dominujący i groził wyparciem
wszystkich innych nabożeństw.
W związku z takimi problemami Apostoł zamierza coś
więcej niż opisanie darów duchowych, jakie otrzymuj;}
chrześcijanie. Chce pouczyć chrześcijan, jak mają się zacho
wać wobec zjawisk i darów duchowych. Wyznaje zasadę, że
gdzie jest Duch Boży, tam jest wolność i życie (por. 2 Kor
3,17; Rz 8,10). Jest on bowiem Duchem ożywiającym (2 Kor
3,6), a kto za Nim idzie, upodabnia się do Niego (Rz 8,9; Gal
5,25). Apostoł zachęca więc: Starajcie się o miłość, ubiegaj
cie się gorliwie o dary duchowe (1 Kor 14,1).
Z drugiej strony widać, że św. Paweł jest daleki od jedno
stronnego charyzmatycznego entuzjazmu i od wyrzeczenia
się rozumu na rzecz darów. Zachęca, by każdy o sobie
mądrze myślał (Rz 12,3) i nie rozumował jak dziecko (1 Kor
14,20). Pragnie, by chrześcijanie korzystali ze swych darów
w czasie nabożeństw - z pożytkiem i dla zbudowania gminy
(1 Kor 14,26-29). W końcu powiada: Wszystko niech się
jednak odbywa z godnością i w należytym porządku (1 Kor
14,40).
Zasadniczy zamiar Apostoła dotyczący darów można
lepiej zrozumieć na tle całej jego teologii. Zachwyca się on
bogactwem działania Bożego. Cieszy się z nieprzeniknio
nych bogactw łaski, którą Bóg człowiekowi ukazuje. Jed
nakże nie poprzestaje na tym. Łaska jest dla niego zawsze
jakimś wezwaniem, domaga się bowiem konkretnej postawy
, 6 9
i odpowiedzi. Chrześcijanin ma się stać godny tej łaski. Już
jest nowym stworzeniem (2 Kor 5,17), ale ma też odnowić
ducha i myśli, przyoblec się w nowego człowieka (Ef
4,23-24). Chrystus już jest obecny w usprawiedliwionych
(Rz 8,10; Gal 2,20; Kol 1,27), a jednak Apostoł prosi, aby
Chrystus zamieszkał w sercach wierzących (Ef 3,17). Uspra
wiedliwieni już przyodziali się w Chrystusa (Gal 3,27),
a jednak zachęca, aby chrześcijanie stale się w Niego
przyoblekali (Rz 13,14). Św. Paweł zatem przechodzi od
stwierdzeń do nakazów, od trybu oznajmującego do rozka
zującego. Chrześcijanin ma się stać tym, czym już jest. Jest
ubogacony życiem Bożym, usprawiedliwieniem, jest wez
wany, aby te wartości coraz pełniej w sobie realizować. Stąd
teologia Pawłowa znajduje się w stałym napięciu między
tym, czego Bóg już dokonał w człowieku a tym, co ma się
jeszcze w nim stać. Dotyczy to także życia w Duchu.
Powiada Apostoł: Jeżeli żyjemy dzięki Duchowi, postępu
jemy również zgodnie ze wskazaniami Ducha (Gal 5,25).
Duch Święty został dany chrześcijaninowi jako wyzwalający
go dar i przemieniająca siła. Stąd płynie obowiązek, by
uważać Ducha za normę moralnego działania i zgodnie
z nią postępować.
Charyzmaty stoją - jak cała teologia Pawłowa - pod
znakiem tego „co już" i co „jeszcze nie". Widać to zwłaszcza
w 1 Liście do Koryntian (12,4-11), gdzie Apostoł zachęca,
aby poszczególnych charyzmatów używać w zależności od
potrzeb całego Ciała. Wszystkie powinny współdziałać dla
dobra całości (rozdział 14 tegoż Listu). Podobne nauczanie
znajdujemy w Liście do Rzymian (12,6-8). Nauka św. Pawła
o charyzmatach ma zatem wyraźne aspekty etyczne,
zawiera w sobie wskazówki postępowania. Chrześcijanin
nie może biernie przyjmować udzielanych mu darów. Każdy
jest równocześnie dla człowieka wezwaniem i pociąga za
sobą zadanie do wykonania. Te dwa aspekty zawarte w cha
ryzmacie - dar i zadanie - ściśle się uzupełniają i warun
kują. Nie dają się też od siebie oddzielić.
Dzisiejsze doświadczenia charyzmatyczne
Można obecnie przejść do pytania, w jaki sposób teologia
Pawłowa przyczynia się do budowania dzisiejszej wspólnoty
Kościoła? Temat oczywiście olbrzymi, stąd musimy się
70
ograniczyć do paru uwag, które mogą mieć znaczenie
praktyczne.
Powszechność charyzmatów
Pierwszym zasadniczym wnioskiem narzucającym się
przy analizie wypowiedzi Pawiowych na temat doświadcze
nia charyzmatycznego jest powszechność tego zjawiska
w Kościele. Charyzmaty nie są przywilejem, który byłby
przeznaczony dla czasów pierwszych chrześcijan ani też.
darem udzielanym dzisiaj niektórym tylko grupom i wspól
notom. Wspomnieliśmy na początku o ruchu, którego treś
cią jest życie duchowością charyzmatyczną. Wiadomo, że
do jego rysów charakterystycznych należy bardzo swo
bodna wspólnotowa modlitwa, składanie świadectwa
o wielkości i dobroci Bożej, orędzia prorockie wskazujące
drogę postępowania, szczególne doświadczenie nazwane
kiedyś chrztem w Duchu Świętym. Nierzadko występują
w nim też zjawiska przypominające nowotestamentową
modlitwę języków, niezwykłe uzdrowienia i inne dary. Ruch
ten przeszedł dużą ewolucję, między innymi w Polsce, gdzie
- po początkowym okresie zafascynowania darami - kładzie
się nacisk na formację duchową chrześcijanina, jego zaanga
żowanie społeczne, budowanie wspólnoty kościelnej. Na
pewno ruch ten jest znakiem dla całego Kościoła. Może być
cennym fermentem ożywiającym, rozbudzać dawne formy
duchowości, wzbogacać doświadczenie religijne i przyczy
niać się do świadomego wyznawania chrześcijaństwa. Nie
mniej w błędzie byłby ten, kto by sądził, że tylko w tym
ruchu jest miejsce na doświadczenie charyzmatyczne i kto
by chciał dary Ducha Świętego monopolizować. Na ogół
sami uczestnicy tego ruchu bynajmniej tak nie sądzą. Starają
się inaczej ujrzeć swoją rolę w Kościele.
Sobór Watykański II mocno uwydatnił prawdę, że
doświadczenie charyzmatyczne jest zjawiskiem powszech
nym i codziennym w Kościele. Dzięki Soborowi nie można
już dziś podawać w wątpliwość twierdzenia, że każdy
chrześcijanin jest charyzmatykiem. Potwierdził to Sobór
swoim autorytetem oświadczając w Konstytucji Dogmaty
cznej o Kościele: ...(Duch Święty) rozdziela między wiernych
wszelakiego stanu także szczególne swoje łaski, przez które
71
czyni ich zdatnymi i gotowymi do podejmowania rozmaitych
dzieł lub do funkcji mających na celu odnowę i dalszą pożyte
czną rozbudowę Kościoła... A ponieważ te charyzmaty,
zarówno najznamienitsze, jak i te bardziej pospolite a szerzej
rozpowszechnione, sq nader stosowne i pożyteczne dla potrzeb
Kościoła, przyjmować je należy z dziękczynieniem i ku pocie
sze (KK 12; por. DA 3).
Wielką zasługą kardynała L. Suenensa - inspiratora tego
tekstu - było wyciągnięcie pełnych wniosków z nauki św.
Pawła dla dzisiejszego Kościoła. Zrozumiał on bogactwo
nauki Pawłowej o charyzmatach, której nie można ograni
czyć do tych darów, jakie św. Paweł wyraźnie wymienia. Nie
będzie chyba przesadą, jeżeli stwierdzimy, że tak jak każdy
człowiek jest niepowtarzalną osobowością, tak też każdy
otrzymuje sobie właściwe charyzmaty, które on tylko
potrafi najlepiej wykorzystać.
Problemy rozeznania
Do najważniejszych problemów praktycznych związa
nych z otrzymanymi charyzmatami należy rozeznanie ich
autentyczności. Duch Święty działa w najgłębszych war
stwach psychiki człowieka. Dokonuje się to za pośrednic
twem jego naturalnych władz duchowych, które mogą być
również narzędziem innych sił - czy to wewnętrznych, czy
zewnętrznych w stosunku do człowieka - które mogą rów
nież szkodzić zarówno jemu samemu, jak i społeczności.
Wiadomo, że pod pozorem posłuszeństwa natchnieniom
Ducha Świętego powstawały najrozmaitsze sekty i odszcze-
pieństwa, które przyczyniły się do bolesnych podziałów
v/ Kościele oraz były źródłem niezgody i walki. Stąd też od
czasów apostolskich aż po dzisiejsze istnieje w Kościele to,
co byśmy nazwali rozeznawaniem duchów. Człowiek wez
wany jest do tego, by rozpoznał, czy doświadczenie, jakiego
doznaje, pochodzi od Ducha Świętego, czy też skądinąd.
Stale aktualne jest wezwanie św. Pawła: Ducha nie gaście,
daru proroctwa nie lekceważcie. Badając wszystko zachowuj
cie to, co szlachetne (1 Tes 5,19-21). Jeszcze wyraźniej poru
sza tę sprawę św. Jan: Umiłowani, nie wierzcie każdemu
duchowi, lecz badajcie duchy, czy pochodzą od Boga... (1
J 4,1). Nieco zaś dalej: Po tym poznacie ducha Bożego;
72
wszelki duch, który wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł
w ciele, z Boga jest, wszelki zaś duch, który nie wyznaje
Jezusa, nie jest z Boga (1 J 4,2-3).
Zasadniczym kryterium autentyczności charyzmatu jest
jego zgodność z całym dziełem widzialnym i historycznym
Jezusa Chrystusa. Charyzmaty są także darami Chrystusa
i muszą być w harmonii z tajemnicą Wcielenia, której zna
kiem są struktury Kościoła. Winny więc być zgodne z pisa
nym i głoszonym słowem Bożym, z sakramentami,
z budową widzialnej społeczności Kościoła, do której nie
zbywalnie należy element hierarchiczny. Nie znaczy to, że
charyzmaty polegają tylko na tych elementach. Nie mogą
jednak pozostawać z nimi w sprzeczności. Jeżeli tego
rodzaju sprzeczność rzeczywiście istnieje, nie ma mowy
0 autentyczności charyzmatu.
Drugim zasadniczym kryterium prawdziwości daru jest,
jak już wspomnieliśmy, budowanie wspólnoty. Dar Ducha
Świętego służy integralnemu dobru społeczności. Umacnia
1 pogłębia w niej związek z Chrystusem, jak również wzaje
mną więź jej uczestników. Zwiększa wiarę, nadzieję i miłość
wspólnoty, co niewątpliwie przejawia się w jakiś sposób na
zewnątrz. Jeżeli zaś choćby największe uzdolnienia jed
nostki powodują podziały, stwarzają niepokój, umniejszają
zdolność oddziaływania wspólnoty, wówczas nie można
mówić o prawdziwości charyzmatu i jego pochodzeniu od
Ducha Świętego.
Zachowując kryteria autentyczności charyzmatów i przy
znając hierarchii prawo ich ostatecznego osądzania, nie
można zapominać o zasadniczej roli, jaką odgrywa w roze
znaniu charyzmatów każdy chrześcijanin. Jest on bowiem
z założenia charyzmatykiem i ma obowiązek poznania
darów, którymi Duch Święty szczególnie go obdarzył.
Winien więc pytać Boga i własnego sumienia, w jaki sposób
ma służyć wspólnocie, czy jego uzdolnienia rzeczywiście są
przydatne Kościołowi, czy może przyczyniają się do szkodli-
.wych napięć i konfliktów.
Charyzmaty a sytuacje życiowe
Dziedziną, która się wydaje szczególnie płodną jest kon
frontacja sytuacji życiowych z teologią Pawłowa, zwłaszcza
z tym, co mówi on o stanach charyzmatycznych. Każdemu
73
zadaniu człowieka - wyrażającemu się pełnionym zawodem
czy funkcją - towarzyszy jakiś szczególny charyzmat.
Dawna teologia nazywała to łaską stanu. Wydaje się, że
bardziej trafne byłoby stwierdzenie, iż, gdy Pan Bóg powo
łuje kogoś do spełniania trwałej funkcji w Kościele czy
w społeczeństwie, wyposaża go w specjalny charyzmat, by
temu powołaniu mógł odpowiedzieć. Powołanie takie nosi
cechy stałości, a więc i odpowiadający mu dar charyzmaty
czny musi być czymś trwałym. Jest to więc charyzmat sta
nowy, który człowiek otrzymuje równocześnie jako dar
i jako zadanie do spełnienia. Ta sprawa powinna być przed
miotem szczególnej refleksji i modlitwy, zwłaszcza gdy czło
wiek przygotowuje się do nowej sytuacji życiowej. Wówczas
prośba o związany z nią dar, modlitwa, by go jak najlepiej
wykorzystać i refleksja nad tym, jakie zadania z niego wy
pływają, jest szczególnie potrzebna.
Ze sprawą pewnych stanów charyzmatycznych wiąże się
ściśle sakrament bierzmowania. I on stwarza jakiś nowy
stan w Kościele - ludzi umocnionych przez Ducha Świę
tego. W bierzmowaniu otrzymuje człowiek coś więcej niż
tylko pomnożenie łaski chrztu. Ono orientuje człowieka ku
zbawieniu innych. Bierzmowanie należy rozpatrywać
w ścisłej łączności z udzieleniem Ducha apostołom w dzień
Zielonych Świąt (Dz 2,1-13). Jak wskazuje Paweł VI
w Konstytucji Apostolskiej o sakramencie bierzmowania,
apostołowie przez wkładanie rąk udzielali neofitom daru
Ducha Świętego, który uzupełniał łaskę chrztu (por. Dz
8,15-17; 19,5 i in.) ...To wkładanie rąk w tradycji katolickiej
słusznie uznaje się za początek sakramentu bierzmowania,
który uwiecznia w Kościele laskę Zielonych Świąt
2
. Dalej zaś
Paweł VI tak wyjaśnia znaczenie i skutki sakramentu bierz
mowania: Przez sakrament bierzmowania: odrodzeni na
chrzcie otrzymują jako niewysłowiony dar samego Ducha
Świętego, który ich umacnia w szczególny sposób, a nazna
czeni znamieniem tego sakramentu jeszcze ściślej wiążą się
z Kościołem, otrzymują szczególną moc Ducha Świętego
i w ten sposób jeszcze mocniej zobowiązani są jako prawdziwi
świadkowie Chrystusowi do szerzenia wiary słowem i uczyn
kiem oraz do bronienia jej (KK l l )
3
.
2
Obrzędy bierzmowania, Poznań-Warszawa 1974, s. 7.
3
Tamże, s. 8.
74
Bierzmowanie jest więc sakramentem charyzmatycznym.
Duch Święty udziela w nim swojej szczególnej mocy, aby
człowiek mógł wyznawać swoją wiarę także zewnętrznie,
głosić ją, świadczyć o niej i dawać innym możliwość wyboru
wiary. Należy zwrócić uwagę, że takie wyznawanie i świad
czenie o wierze stoi w ścisłym związku z charyzmatami,
0 których św. Paweł pisze. Dotyczy więc na pewno i daru
wiary (1 Kor 12,9), gdyż świadczyć o wierze można tylko
wtedy, gdy się jest przenikniętym nią. Ma też zapewne zwią
zek z darem nauczania (1 Kor 12,28; Rz 12,7) i darem ewan
gelizacji (Ef 4,11), gdyż i jeden, i drugi jest ostatecznie
świadczeniem o wierze. Można więc powiedzieć, że sakra
ment bierzmowania, uzdalniając człowieka do składania
świadectwa, jest dla niego bogactwem i źródłem innych cha
ryzmatów, które są do tego konieczne. W ten sposób w sak
ramencie bierzmowania następuje synteza sakramentalnej
1 charyzmatycznej rzeczywistości Kościoła.
Dziś, gdy już upłynęły lata od zakończenia Soboru Waty
kańskiego II, widać jaśniej, że jego zasadniczym celem było
wychowanie do świadomej wiary, a ;w związku z tym
odnowa całego życia chrześcijańskiego. W tej ogólnej odno
wie powtórne odkrycie charyzmatów zajmuje miejsce zasad
nicze. Wskazuje ono na Dawcę darów i życia chrześcijań
skiego, którym jest Duch Święty jako Bóg udzielający się
człowiekowi i uświęcający go. Ukazuje też istotny element
pozwalający przezwyciężyć współczesną sekularyzację i lai
cyzację. Trudno jednak powiedzieć, aby możliwości tkwiące
w darach charyzmatycznych i ukazane przez Sobór zostały
już wykorzystane. Wydaje się raczej, że jesteśmy świadkami
zaledwie początków. Stąd też jaśniejsze ukazanie tej nauki
i jej pełniejsza realizacja w życiu chrześcijan stoją stale
przed Kościołem jako nie spełnione zadanie.
75
Le charisme - un don et une tâche
Sous l'influence du II Concile de
Vatican ainsi que du mouvement con-
temporain du renouveau charismati-
que, l'intérêt témoigné à la théologie
paulinienne des charismes grandit.
Dans sa lumière les charismes appa-
raissent comme dons de l'Esprit Saint
accordés pour la construction de la
communauté ecclésiastique. Us sont
donnés en forme d'états charismati-
ques destinés aux gens qui ont à
rendre des services particuliers à la
communauté. Ils se manifestent aussi
en forme d'activités ou de capacités
spéciales reçues par les individus. Les
plus spectaculaires - quoique pas les
plus importants - sont le don des lan-
gues et le don des guérisons. Saint
Paul non seulement décrit les dons
charismatiques, mais aussi enseigne
comment en faire l'usage pour le bien
de la communauté, car chaque don est
en même temps une tâche et demande
une réponse de la part du chrétien.
Selon le Concile, l'expérience chari-
smatique est actuelle encore aujourd-
'hui et les charismes sont un phénomè-
ne universel. Chaque chrétien est un
charismatique. On peut supposer
qu'un charisme spécial correspond à
chaque situation de la vie.
przegląd
powszechny 1'84
76
Sławomir Siwek
Europa
(po pielgrzymce Jana Pawia II do Austrii)
Serce Europy biło w tych dniach innym rytmem...
Nie ma w tym stwierdzeniu dziennikarskiej przesady.
Austriacka podróż Jana Pawła II uzmysłowiła po raz
kolejny rolę osobowości Papieża i wagę oczekiwań społecz
ności wierzącej. Uzmysłowiła wielkość i możliwości naucza
nia społecznego Kościoła. Pokazała, i l e ' m o ż e zdziałać
wytrwałe powtarzanie prawd drogich i prawd jednocześnie
często zapominanych.
Austria jest krajem, w którym te stwierdzenia dawały się
sprawdzić. Austria - ów kraj w sercu Europy leżący - ma
bowiem swoje sukcesy i ma swoje porażki na koncie. Gos
podarczo trzymająca się wspaniale na pograniczu świata
logicznej ekonomii, niewolnej jednak od załamań cząstko
wych, i świata poszukiwań metodą prób i błędów. Przyby
sza z kraju nad Wisłą ta logiczność gospodarcza zachwyca
i denerwuje, powoduje myślenie koncepcyjne lub załamanie
nerwowe.
Ale jest to również kraj, tuż za miedzą leżący, w którym
wysokość podatku „za wiarę" powoduje, jako jedna z przy
czyn, kryzys Kościoła katolickiego. Statystycznie Austria
jest w osiemdziesięciu procentach „katolicka". Księża jed
nak stwierdzają dziesięcioprocentowy udział wiernych
w praktykach religijnych.
Jest to kraj, w którym zamożność osobista każdego
z obywateli - zamiast prowadzić do zamożności duchowej -
powoduje raczej zmaterializowanie życia codziennego
i „neomieszczanizm" wszystkich klas. Dygresja: inteligent
z Polski popełnia i w tym kraju swój błąd proporcji. Roz
mawiając z inteligentem z Austrii rozciąga jego poglądy na
całość ludności kraju i prorokuje dlań wyłącznie czasy
szczęśliwości duchowej i materialnej. A one nie zawsze idą
w parze.
I ten kraj, tak spokojny i na pierwszy rzut oka zrównowa
żony pod każdym względem, nie poddający się zbytnio emo-
77
cjom i w świecie politycznym do końca zorientowany
w swoich możliwościach i szansach w tym miejscu Europy
- ten kraj właśnie miał okazję pokazać swoją twarz w czasie
spotkań z Pielgrzymem Nadziei. Pielgrzymka miała miejsce
we wrześniu 3983 r. w czasie słońca w przyrodzie, burzy
w polityce, niepewności w społeczeństwie. D o ostatniego
dnia - czekając na paszport, by wyjechać na odbywające się
przy okazji wizyty «Dni Katolickie», i potem lecąc z pol
skimi kardynałami i ich ekipą samolotem do Wiednia -
zastanawiałem się nad owym fenomenem krajów leżących
„gdzieś pośrodku"... Gdy świadomość młota i kowadła
musi przecież wpływać na kierunek kształtowania się
postaw społecznych: od skrajnego buntu po skrajną rezyg
nację. Wybranie złotego środka w polityce nie musi iść
w parze z jednoznacznością moralną wyborów polityków
i społeczeństw.
W tej sytuacji przyjazd Osoby, o której mówi się, że jest
niekwestionowanym autorytetem moralnym, musi przecież
wywoływać jakieś reakcje.
Watykaniści komentowali przede wszystkim pierwsze,
zewnętrzne wrażeiia: liczbę ludzi na ulicach. Mało. Czy to
znaczy, że go nie chcą, że frustracja społeczeństw sytych
sięga dalej, niż przypuszczaliśmy? A może przyczyną jest
przerażająco dokładna informacja ukazująca krok po
kroku poczynania papieskie? Potem jednak okazywało się,
że kameralność powitań na trasach przejazdowych kończy
się w miejscach spotkań z wiernymi, gdzie przychodzą dzie
siątki tysięcy (największa uroczystość - 300 tys. wiernych,
spotkanie z młodzieżą - 100 tys.) i w sumie na spotkanie
z Pasterzem przybyło około miliona osób z Austrii liczącej
7 milionów.
A przecież audytorium było jeszcze większe. Po wyjeździe
Ojca Św. - przebywając jeszcze przez cztery dni w gościn
nym Wiedniu, by chłonąć jak najwięcej z zabytków i mu
zeów tego „najbardziej krakowskiego z austriackich miast"
- pytałem również wiedeńczyków będących z dala od Koś
cioła, czy coś z tego wszystkiego, co tu się działo przed paru
dniami, słyszeli? Okazywało się, że - poza czysto ludzkim
zainteresowaniem Człowiekiem - dochodziła duma z po
traktowania ich przez Ojca Sw. jako serca bijącego nie tylko
dla własnego organizmu, lecz także dla całej Europy.
78
Trzeba docenić ten punkt widzenia i kierunek analizy
skutków pielgrzymki. W tym kraju istnieje coś na kształt
potrzeby bycia potrzebnym Europie. Cała polityczna złożo
ność Austrii i gwarancje czterech mocarstw dla jej neutral
ności stanowią impuls do szukania na tej płaszczyźnie
normalnych dla każdej nacji punktów zaczepienia na drodze
do realizacji godności narodowej. Zaproszenie agend ONZ,
które Ojciec Sw. również odwiedził wygłaszając przemówie
nie do ich pracowników traktujące m.in. o odpowiedzial
ności tych ludzi za sprawy wykraczające poza interes
narodowy każdego kraju - otóż zaproszenie ONZ do Wied
nia było w tej sytuacji przede wszystkim wynikiem daleko
idących i perpektywicznych przemyśleń, stawiających przy
tym złamany przez II wojnę i lata okupacji kręgosłup naro
du we właściwej pozycji.
Zatem Ojciec Sw. miał do dyspozycji nie tylko siedmiomi-
lionowy kraj. Miał przed sobą widzów, a zapewne o wiele
bardziej licznych i uważnych słuchaczy - rozlokowanych na
wszystkich trybunach: po lewej i prawej stronie stadionu.
Gdy w czasie Nieszporów Europejskich, tuż po wylądowa
niu na austriackiej ziemi, wygłaszał swe słynne wezwanie do
Austriaków, określał osadzenie w czasie, miejscu i myślach
tej akurat podróży:
Dzisiejsze święto Europy z okazji Kathohkentagu kieruje
nasz wzrok ponad wszelkie naturalne, narodowe i sztuczne
granice na całą Europę, na wszystkie ludy tego kontynentu
z ich wspólną przeszłością, od Atlantyku po Ural, od Morza
Północnego do Śródziemnego. Austria położona w sercu
Europy w szczególny sposób uczestniczyła i dawała swój
wkład w jej losy. Tym, co doprowadziło kontynent europejski
do jedności w wielości, było przede wszystkim rozpowszech
nienie jednej, jedynej wiary chrześcijańskiej. Drogi misjonarzy
i pielgrzymów chrześcijańskich w sposób pokojowy połączyły
kraje i ludy Europy...
. Ojciec Sw. akcentował odpowiedzialność Austrii za pers
pektywę kontynentu - w przekroju historycznym i z punk
tu widzenia dnia dzisiejszego. Niech, też będzie wolno
Papieżowi z Polski pcv;iedzieć ze szczególnym wzruszeniem,
że io pod wodzą króla Polski,lana Sobieskiego sprzymierzone
oddziały przybyły na pomoc i uwolniły Wiedeń w momencie,
79
gdy,bohaterscy obrońcy miasta ostatnimi silami mogli bronić
się przed oblężeniem. Historia nakazuje nam rozumieć
ówczesne wydarzenia w duchu ówczesnych czasów, a nie mie
rzyć je w sposób upraszczający miarą naszej epoki. Nakazuje
nam ona unikać jednostronnego potępiania i gloryfikowania.
Walka zbrojna jest w pewnym wypadku nie dającym się uni
kną/ ziem, od którego w tragicznych powikłaniach nie mogą
się uwolnić nawet chrześcijanie, ale również wówczas obowią
zuje chrześcijański nakaz miłości bliźniego, miłosierdzia. Ten,
który umarł na krzyżu za swoich katów, każdego wroga czyni
bratem, któremu należy się moja miłość, nawet gdy bronię się
przed jego napadem. Tak więc niech ten jubileusz nie będzie
świętowaniem zwycięstwa w wojnie, lecz świętowaniem
pokoju...
Upadały w tym momencie niepokoje - nie kryjmy tego -
gospodarzy o wyraz pozareligijny obchodów rocznicy
Odsieczy. Jan Paweł II nie przyjeżdżał świętować, uczestni
czyć w fecie z tego powodu. Widzenie tamtej obrony rów
nież przez pryzmat dzisiejszych, mocno skomplikowanych,
problemów Europy - było przepojone chrześcijańskim ro
zumieniem spraw społecznych. Inaczej być nie mogło. Dzi
wiło tylko, że mogło powstać takie przypuszczenie.
Podkreślenie wspólnoty ludów tego kontynentu dzisiaj, gdy
Turcja staje u progu Europy, ma swoją „cienkość" polity
czną, nie bez znaczenia dla neutralnej Austrii. Ale przecież
właśnie Austria, w ramach owej chrześcijańskiej odpowie
dzialności za pokój i wspólnotową perspektywę Europy,
uzyskuje szansę. Tę szansę w swoim nauczaniu Ojciec Św.
im przekazywał i ukazywał. Pytanie, czy trafiają te prawdy
do Austriaków. Pytanie, czy owo wołanie poprzez Austrię
do całego kontynentu dociera w sposób jasny i zrozumiały
- bez dopatrywania się tu ukrytych intencji - do wszystkich
narodów tej ziemi między „Atlantykiem i Uralem, Morzem
Północnym i Śródziemnym"...
Austria stara się - powiada pielgrzymujący Papież -
podobnie jak w przeszłości, również dzisiaj sprostać tej szcze
gólnej odpowiedzialności w sercu Europy...
Odpowiedzialność za nasz kontynent ma w sobie zakodo
waną świadomość chrześcijańskiego rozumienia owej euro
pejskiej solidarności: Jedność kulturalna kontynentu europej-
80
skiego, która trwa nadal mimo wszelkich kryzysów
i rozłamów, jest niezrozumiała bez tego, co zawiera orędzie
chrześcijańskie. Także dla nas we wspaniały sposób stano
wiono wspólne dziedzictwo, któremu Europa zawdzięcza swe
bogactwo i swą siłę, sztukę i naukę, formację kulturalną, filo
zofię i kulturę ducha. W ramach tego chrześcijańskiego dzie
dzictwa duchowego chrześcijański obraz człowieka w sposób
szczególny zdeterminował kulturę europejską. Całą Europę
zjednoczoną i ukształtowaną przez wiarę w Chrystusa złóżmy
na nowo pod krzyżem, bo w krzyżu jest nadzieja.
W krzyżu jest nadzieja... Jan Paweł II nazwany został
w pewnym momencie austriackiej pielgrzymki „pielgrzy
mem krzyżującym Europę", a cały pobyt - „pielgrzymowa
niem nadziei". Ten bowiem punkt widzenia na temat
szukania wspólnych dla kontynentu korzeni, po to by przez
wyciężać, by starać się znaleźć drogę do przezwyciężania
koszmarnych różnic w jednokulturowej przecież Europie -
ten punkt widzenia znajdował zrozumiały dia chrześcijan
a dla polityków jednoznaczny, zewnętrzny wyraz.
Jan Paweł II krzyżował bowiem Austrię, przez nią zaś
krzyżował Europę.
Właśnie w czasie pierwszego większego spotkania z wie
deńczykami - tuż po ^przyjeździe, w czasie Nieszporów
Europejskich - Ojciec Sw. zszedł po schodach z wysokiej
piramidy zwieńczonej ołtarzem i u stóp cesarskiego pałacu
oraz bramy będącej świadkiem triumfalnych przemarszów
na chwałę władców dawnego imperium, własnoręcznie
pomagał ustawić dwudziestometrowy krzyż z brązu. Bardzo
skromny, bez zbędnych upiększeń, niezbyt okazały, lecz
mocny i twardo wbetonowany w podłoże. I z jednym tylko
napisem: „W krzyżu jest Nadzieja".
Po kilku dniach obserwowałem reakcję na ów krzyż
licznych w tym miejscu turystów z całego świata. Byli tacy,
którzy nie wiedzieli, skąd się tu wziął. Ale to były wyjątki.
Widziałem bowiem również całe wycieczki prowadzone tu
przez przewodników, ludzi młodych i starych składających
małe bukieciki kwiatów, ludzi stojących przy krzyżu i ko
mentujących mniej zorientowanym f a k t i z n a c z e n i e
postawienia krzyża w sercu Wiednia, Austrii, Europy...
81
Drugie krzyżowanie Europy odbywało się. tego samego
wieczora w wiedeńskiej dzielnicy Frater na olbrzymim, bo
mieszczącym 100 tys. ludzi, stadionie. Z całej'Austrii szli tu
szczególni pielgrzymi. Ze śpiewem, gitarami, w łachmaniar-
skich często ubiorach. Młodzi. Szli na spotkanie ze swoim
'.. Ojcem, co jednak nie oznaczało, że będą się zachowywali
inaczej, niż dzisiejsza młodzież zachowuje się w kontaktach
ze swoimi rodzicami. Przygotowali się bowiem na zadawa-
. nie Papieżowi pytań trudnych i na czynienie Kościołowi
wyrzutów, gdy im się wydawało, że powinno być inaczej.
Skonstruowali swe nocne spotkanie na stadionie z wielkim
rozmachem (jak wielu twierdziło - za wielkim, bo czasami
' przydługim) pytając Ojca Św. o tragedie głodu, wojny, nie
pewność jutra, zagrożenie środowiska, solidarność między-
:
ludzką... Ojciec Sw. odpowiadał: ...To wszystko tworzy
poczucie, że. życie, ma niewiele przyszłości, niewiele sensu.
* , W takiej sytuacji niknie wiele z odpowiedzialności: w krót-
v
' < kotrwalej rozrywce, nadużywaniu alkoholu i narkotyków,
w nieohyczajnych związkach seksualnych, w obojętności,
cynizmie, a także przemocy. Dla wielu pozostaje ucieczka
w śmierć, do. pozornie ostatecznego wyjścia. (...) Wszędzie
w świecie zaczęli ludzie siebie i innych pytać: co powinienem
czynić? Co możemy zrobić? Dokąd wiedzie nasza droga?
Pytają tak przede wszystkim ludzie młodzi. Chcą wnieść swój
, udział, by pomóc zmęczonemu i choremu społeczeństwu. I na
dają życiu swojemu i swych przyjaciół nowy sens. Ten sens ma
już dla wielu z nich nazwę: imię „Jezus Chrystus". On był ich
nową nadzieją...
Ojciec Św. odpowiadał krótko na wątpliwości i pytania
młodych o sens życia: Waszą drogą jest Jezus Chrystus.
Poprzez tych młodych palących długo w noc. w ciemnej
misie wielkiego stadionu, świeczki nadziei - odpowiadał
młodym na całym kontynencie, w całym świecie. I dawał im
do ręki drugi krzyż w tej podróży: układał wraz z nimi na
• murawie stadionu olbrzymi krzyż z kwiatów. Kwitnący
krzyż - jak powiadał. Krzyż, który miał być dla nich zna
kiem nadziei i drogowskazem na drodze. Pamiętać zaś
trzeba, do kogo mówił. Mówił do młodych - przyszłości
Kościoła i świata...
82
To było zadziwiające spotkanie. Kilkutysięczne siły poli
cyjne zgrupowane na tym terenie i przygotowane na „nor
malne" w takich sytuacjach zachowanie młodzieży -
odchodziły w zdziwieniu, b o bez pracy. Na drugi dzień
w prasie pojawiły się niezmiernie zdumione głosy szefów
bezpieczeństwa: ani jedna ławka nie została połamana, nie
wywożono narkomanów, nie było bijatyk...
Krzyż trzeci, a właściwie trzysta tysięcy krzyży - zostawiał
Austriakom Ojciec Św. na drugi dzień, gdy w czasie ulew
nego deszczu, w czasie centralnej Mszy św. w Donaupark,
święcił wzniesione przez ludzi małe krzyżyki „papieskie".
Dawał im do rąk, by zanieśli je dalej i dalej... Serce Europy
otrzymywało indywidualne drogowskazy. Ze słów Jana
Pawła II ludzie dowiadywali się, że zamykanie się w swoim
świecie rzeczy, coraz większej ilości rzeczy, bez pamięci
0 problemach świata otaczającego, bez widzenia potrzeby
prymatu rozwoju ducha nad światem materii - jest fakty
cznym u b ó s t w e m .
Dla chrześcijan Krzyż jest czymś więcej niż tylko znakiem
pamięci o cierpieniu Syna Człowieczego. W tym pielgrzy
mowaniu przez Austrię Jan Paweł II kontynuował jakby
„nauczanie polskie" o z n a k u z w y c i ę s t w a . Powiedział
młodym w Wiedniu, że w środku nocy zaczyna się dzień.
Stwierdzenie takie w dzisiejszej sytuacji światowej - przez
Europę eksponowane-jest nie tylko odwagą, na którą może
sobie pozwolić najwyższy autorytet moralny. Jest wska
zówką. Krzyżowanie Austrii, krzyżowanie Europy nabie
rało w tym kontekście znamion szczególnych. Mówił Ojciec
Św. w czasie Nieszporów:
Nikt nie może zamykać oczu na fakt, że wspólna historia
europejska nie miała tylko momentów świetlanych, ale także
momenty ciemne, straszliwe, nie do pogodzenia z duchem
człowieczeństwa i radosnej nowiny Jezusa Chrystusa. Zbyt
często z nienawiścią i okrucieństwem wywoływano wojny;
pozbawiano ludzi ich ojczyzny, wypędzano ich, lub zmuszano
do ucieczki z powodu nędzy, dyskryminacji i prześladowania.
Wielu ludzi zamordowano z powodu ich rasy, narodowości
1 za ich przekonania lub po prostu dlatego, że byli niewygodni
dla innych. Napawa przygnębieniem fakt, że również chrześci
janie należeli do tych, którzy uciskali i prześladowali bliż-
83
niego. Jako spadkobiercy naszych ojców zanieśmy pod Krzyż
również tę Europę obciążoną winami, bo w Nim jest nadzieja...
Gdy przyszło Mu się spotkać z pięćdziesięcioma tysiącami
Polaków, Czechów, Węgrów na emigracji - w czasie wie
czornego spotkania na Karlplatz - słowa o zwycięstwie
w krzyżu przybierały konkretny kształt wezwania: Od tego
„pierwszego dnia po szabacie" Kościół nie przestaje głosić
człowiekowi, że jego sprawa jest wygrana, że nawet wobec
klęski, wobec .poniżenia i odebrania mu wolności, jest wolny;
że nigdy nie może zdarzyć się taka sytuacja, która byłaby
zdolna go unicestwić, odebrać mu wiarę w przyszłość. Chry
stus ^przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił
światło przez Ewangelię* (2 Tm 1,10). Dlatego też ze szcze
gólną świadomością i mocą wyznajemy dzisiaj: « Wierzę
w grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie i żywot
wieczny*. Niech to pozostanie w Was jako trwały owoc Roku
Świętego i tego naszego spotkania.
Godziny płynęły. Papież przemierzał gościnną ziemię
w sercu Europy pozostawiając po sobie... niepokój. Do tego
wniosku również dochodzili komentatorzy przebywający za
Nim wszystkie miejsca pielgrzymowania. Czy to było
w Domu Miłosierdzia, gdzie odwiedził chorych; czy na
szczycie Kahlenbergu, skąd wyruszał Jan III Sobieski
i gdzie zebrali się licznie znowu Polacy i znowu młodzież (ze
szkół); czy wreszcie w sanktuarium maryjnym Mariazell -
wszędzie zostawiał niepokój, bo żądał, przypominał i napo
minał. Żądał aktywności chrześcijańskiej, przypominał war
tości, którym trzeba poświęcać życie, napominał, że
pozostanie nieczułym wobec problemów pozamaterialnych
dziejących się wokół podważa nadzieję na budowanie lep
szego jutra. Był to jednak niepokój szczególny. Rozkładał
pesymizm, zmuszał do pozytywnej odpowiedzi na wezwanie
do aktywności. Pozostawało również pytanie: czy zrozu
mieli?
Chrześcijańska odpowiedzialność za sprawy gnębiące
Europę nie powinna znajdować wytłumaczenia dla słabości
czynów w codziennej sytuacji Kościoła lokalnego. Mimo
wolności jego działania - przecież słabego, bo przeżywają
cego także swoje kryzysy. Brak powołań, pustka w kościo
łach, eksluzywność (mimo swoistej prężności i zewnętrznie
dobrych oznak istnienia) działań świeckich w sprawach
społecznych, lecz przy oparciu o Kościół instytucjonalny -
wszystko to, i wiele innych faktów, powodowało powstawa
nie dalszego niepokoju. O losy „programu europejskiego"
nakierowanego na szukanie pojednania i solidarności mię
dzynarodowej dla przezwyciężenia podziałów. Przezwycię
żenia - dla pokoju.
„Gdzie te dywizje?..." - słyszało się wątpliwości, czasem
nawet głośno wypowiadane.
Słyszał je Ojciec Św. Trudno było przypuszczać nawet, że
po „rozdzieleniu zadań" Austria i jej mieszkańcy pozostaną
wyłącznie z tym niepokojem. Zostawali ze znakiem nadziei.
Krzyż stawał się po raz kolejny, przez przypomnienie takiej
właśnie jego roli, znakiem przyszłych spełnień. W krzyżu
jest nadzieja na chrześcijańską odnowę Europy, ale tylko
wtedy, gdy my chrześcijanie sami podejmiemy na serio orędzie
Krzyża... Jan Paweł II nie zostawiał tu żadnych wątpliwości.
Na spotkaniu z przedstawicielami laikatu w przepięknej
katedrze św. Stefana w samym centrum bogatego Wiednia
powiadał:
Słusznie mówimy, że rodzice są pierwszymi katechetami
własnych dzieci, że robotnik jest pierwszym apostołem robot
ników, że młodzież chętnie słucha swych rówieśników. A więc
gdziekolwiek żyjecie jako katolicy wierzący, tam jesteście
autentycznymi przekazicielami wiary, mając obowiązek i za
danie wyzwalania ludzi poprzez prawdę...
przegląd
powszechny 1'84
85
Michał Lubański
Odbudowa samorządu Warszawy
w latach I wojny światowej
Starania na rzecz odbudowy samorządu miejskiego War
szawy, podjęte w toku Wielkiej Wojny, stanowiły istotny
element walki narodu polskiego o odzyskanie niezawisłej
państwowości. Aby te starania właściwie ocenić, należy
pamiętać przynajmniej o dwóch zasadniczych sprawach.
Po pierwsze ówczesna Warszawa była miastem różnym
od nam współczesnego. I nie chodzi tu o różnice związane
ze zniszczeniami wojennymi czy też postępem cywilizacyj
nym. W latach pierwszej wojny światowej odsetek ludności
żydowskiej w Warszawie osiągnął poziom 45%, nigdy
przedtem ani później nie notowany. Był to wynik mobiliza
cji do armii rosyjskiej, różnego typu migracji oraz wyjazdów
na roboty do Niemiec, obejmujących w głównej mierze lud
ność polską. Ważny jest jednak sam fakt. Bez mała połowę
mieszkańców miasta stanowili wyznawcy religii mojżeszo
wej. A sytuacja w warszawskiej Gminie Żydowskiej zmie
niła się w sposób istotny, Dominujące przed wojną
tendencje asymilatorskie słabły? wzrastały zaś wpływy orto
doksów (konserwatystów), folkistów (partii ludowej) oraz
syjonistów (nacjonalistów żydowskich). Procesy te, wobec
jednoczesnego wzrostu odsetka ludności żydowskiej, pro
wadzić musiały do pogłębienia antagonizmów na. tle naro
dowościowym. Zgodnie z zasadą «divide et impera» władze
okupacyjne próbowały, nie bez powodzenia, antagonizmy
te wykorzystywać.
Drugim zjawiskiem, które koniecznie należy odnotować,
jest postępująca degradacja gospodarcza Warszawy w la
tach pierwszej wojny światowej. Mając w pamięci tragiczny
bilans ostatniej wojny nie należy zapominać, iż w poprzed
niej na wielu polach straty były równie dotkliwe. W 1914
roku w Warszawie rejestrowano niemal 600 zakładów prze
mysłowych, które łącznie zatrudniały ponad 40 tysięcy
robotników. W wyniku przymusowej ewakuacji fabryk,
86
z częścią personelu, do Rosji oraz dalszej ich dewastacji pod
okupacją niemiecką, ich liczba zmniejszyła się o połowę,
a zatrudnienie w przemyśle zmalało aż czterokrotnie. Ewa
kuowano bowiem głównie duże zakłady. Spowodowało to
odpływ na wieś ludności przybyłej w latach przedwojennej
koniunktury oraz drastyczne pogorszenie warunków życio
wych mieszkańców miasta. Robotnicy i kadra techniczna,
o b o k pracowników zlikwidowanych instytucji rosyjskich
i inteligencji, stanowili podstawowe kategorie bezrobot
nych. Ci, którzy pracy nie utracili, wobec ograniczeń
systemu kartkowego i przy panującej drożyźnie, z trudem
jedynie zapewniali swym rodzinom minimum egzystencji.
Zachorowalność i śmiertelność wśród warszawiaków gwał
townie wzrosły. W takich też warunkach przyszło podjąć
starania o odrodzenie samorządu Warszawy.
Etapem wstępnym w działalności publicznej jest artykula
cja rodzących się bądź istniejących a nie zaspokojonych
oczekiwań społecznych. W Warszawie byli ludzie świadomi
potrzeby odbudowy samorządu i potrzebę tę w prasie oraz
licznych publikacjach sygnalizowali. Samorząd miejski sto
licy u schyłku XVIII stulecia podzielił los Rzeczypospolitej
Obojga Narodów. W okresie zaborów jedynie w krótkich
okresach przejściowych społeczeństwo Warszawy uzyski
wało wpływ na bieg spraw miejskich
1
. Sytuacją typową był
brak samorządu jako struktury o jasno określonej osobo
wości prawnej, niezależnego w zakresie swych kompetencji
od władz państwowych i posiadającego moc egzekwowania
podjętych w zgodzie z tymi kompetencjami decyzji. Nega
tywne skutki tego stanu rzeczy ze szczególną ostrością zary
sowały się w trakcie półwiecza popowstaniowego 1864-
-1914. Była to epoka szybko postępującej urbanizacji, będą
cej następstwem reformy uwłaszczeniowej i związanej
z uprzemysłowieniem Kraju Nadwiślańskiego. Jego miasto
gubernialne przeżywało okres rozwoju o dynamice odnoto
wanej wcześniej jedynie w epoce stanisławowskiej. A rosyj
skie władze miejskie, podległe ogólnopaństwowej i scentra
lizowanej administracji carskiej, nie potrafiły i nie chciały
stanąć na Wysokości zadań, jakie niosły te czasy. Gospo
darka miejska była dla ludności przykładem złej roboty,
a łapówkarstwo rosyjskich urzędników było wręcz legen-
87
darne. Na fatalny stan tej gospodarki wskazuje niedwuzna
cznie raport senatora Dymitra Neidharta z rewizji instytucji
rządowych i społecznych w Kraju Nadwiślańskim i War
szawskim Okręgu Wojskowym - prowadzonej w roku
1910
2
. Czasy prezydenta Sokratesa Starynkiewicza, który
był wyjątkiem potwierdzającym smutną regułę, należały już
wówczas do zamierzchłej przeszłości. Nic też dziwnego, iż
z niecierpliwością oczekiwano rozszerzenia na miasta Kraju
Nadwiślańskiego rosyjskiej ustawy o samorządzie z 1892
roku. Mimo wprowadzenia do niej szeregu niekorzystnych
dla Polaków korekt miała ona szansę zamknąć tę czarną
kartę w historii miasta. Władze carskie jednak zwlekały
i jak to bywa w takich przypadkach zbytnio przeciągnęły
sprawę. Ogłoszona ostatecznie wiosną 1915 roku ustawa
o samorządzie tylko o kilka miesięcy poprzedziła wycofa
nie się Rosjan z Warszawy i nie doczekała się swej realizacji.
Wybuch Wielkiej Wojny otworzył okres koniunktury
politycznej, na jaką czekali Polacy od dawna. Wykorzy
stano ten moment między innymi dla dokonania pier
wszego, stosunkowo wąskiego jeszcze wyłomu w zakresie
gospodarki miejskiej. Z inicjatywy Centralnego Towarzy
stwa Rolniczego powstał w Warszawie Komitet Obywatel
ski i został przez władze rosyjskie zatwierdzony'. O ostroż
ności Rosjan w stosunku do Komitetu świadczy fakt, iż' na
jego czele postawiono formalnie prezydenta miasta Ale
ksandra Mullera, zaś z zakresu działań usunięto przewi
dziane uprzednio bezpieczeństwo publiczne. Pracami
Komitetu kierował jednak od samego początku Zdzisław ks.
Lubomirski, a utworzoną w rok później Straż-Obywatelską
przygotowywano nielegalnie. Powstanie Komitetu - to
wynik liberalizacji polityki rosyjskiej i zmiany stosunku do
Polaków, którą na tym etapie wojny symbolizował manifest
w. ks. Mikołaja Mikołajewicza z 14 sierpnia 1914 roku.
Pamiętać też jednak należy o silnych nastrojach prorosyj-
skich dominujących w Warszawie pierwszych miesięcy
' S. Kieniewicz, Warszawa w lalach 1795-1914, Warszawa 1976, passim.
2
Raport Neidharta o rewizji senatorskiej w Królestwie Polskim. Zarząd Cywilny,
Warszawa 1916.
1
Por. K. Dunin-Wąsowicz, Warszawa w czasie pierwszej wojny światowej. War
szawa 1974, s. 142.
88
• wojny, gdy sytuacja życiowa ludności była jeszcze stosun
kowo dobra. Próby bojkotu mobilizacji do armii rosyjskiej
nie powiodły się. Zaborca mógł więc sobie pozwolić na
pewne ustępstwa. m
W początkowym etapie swych działań Komitet Obywa
telski m. Warszawy starał się przede wszystkim o zapewnie
nie mieszkańcom dowozu i prawidłowego podziału artyku
łów pierwszej potrzeby. Organizował tanie kuchnie
i instytucje opieki społecznej," Zabiegał o normalizację
obiegu pieniężnego, zachwianego przez wybuch wojny.
Znaczna część jego poczynań była jednak skierowana ku
przyszłości i wykraczała poza kwestię zabezpieczenia lud
ności miasta minimum warunków egzystencji biologicznej.
I tak, przy całej swej ostrożności związanej z niepewną
. sytuacją polityczną, podjął Komitet działania na rzecz
upowszechniania oświaty. Stanowiło ono od samego
początku jeden z głównych jego celów. Wysunięto też, z po
wołaniem się na odezwę Wielkiego Księcia, postulat spol
szczenia Uniwersytetu i Politechniki''. Był to czas wyzwole
nia olbrzymiej aktywności społecznej magazynowanej od
dawna, a owocującej' teraz setkami inicjatyw. W ślad za
warszawskim powstała cała sieć terenowych Komitetów
podporządkowanych Centralnemu Komitetowi Obywatel
skiemu
5
.
Opuszczenie Warszawy przez Rosjan było punktem
zwrotnym w staraniach o odbudowę samorządu
6
. Komitet
Obywatelski m. Warszawy przejął inicjatywę we własne
ręce, rezygnując z dotychczasowej powściągliwości na rzecz
polityki faktów dokonanych. W krótkim okresie przejścio
wym objął władzę w mieście przy pomocy Straży Obywatel
skiej. Umożliwiło to dokonanie zmiany o charakterze
jakościowym, jaką było powołanie przez Komitet Tymcza
sowego Zarządu Miejskiego i zapoczątkowało proces dłu
gofalowych przemian pod rządami niemieckimi. Wykorzys
tano też w tych trudnych dniach sierpniowych odezwy do
ludności apelujące o zachowanie spokoju, a przygotowane
w okresie. krytycznego położenia Rosjan w rejonie War
szawy jesienią 1914 roku. ,
Nowy okupant przyjął do wiadomości nie tylko fakt ist
nienia i działania Komitetu Obywatelskiego, ale, co cie-
89
kawe, również jego skład. Skład ten, w celu zwiększenia
reprezentatywności Komitetu, rozszerzony został w drodze
kooptacji na posiedzeniu w dniu 3 sierpnia 1915 roku
7
,
rn.in. o wybitnego socjologa i publicystę Ludwika Krzywic
kiego. Równocześnie część członków Komitetu, najsilniej
zaangażowanych po stronie Rosjan, ewakuowała się wraz
z nimi. Niemniej do końca istnienia Komitetu Obywatel
skiego, t.j. do maja 1916 roku, poważne wpływy zachowały
w nim orientacja prorosyjska (Stronnictwo Narodowo-
-Dcmokratyczne, Stronnictwo Polityki Realnej, Polska
Partia Postępowa, Polskie Zjednoczenie Postępowe). Wła
dze niemieckie pogodziły się z tym faktem, zaś Lubomirski
musiał zręcznie balansować pomiędzy aktywistami orientu
jącymi się na państwa centralne a pasywistami. Stanowisko
okupanta wynikało, jak się wydaje, co najmniej z dwóch
przesłanek. Po pierwsze organizacja własnego aparatu miej
skiego, w miejsce rosyjskiego, była przedsięwzięciem trud
nym, kosztownym i wymagającym ludzi, których Niemcom
brakowało. Po wtóre chcieli oni zapewne wypaść możliwie
korzystnie na tle Rosjan, aby pozyskać choćby życzliwą
neutralność Warszawy i jej kół opiniotwórczych.
Przejmując pod swą kontrolę gospodarkę miejską Komi
tet Obywatelski i Zarząd Miejski mogły rozporządzać kad
rami polskiej inteligencji o wyższych kwalifikacjach i znacz
nie wyższym morale niż dotychczasowi rosyjscy urzędnicy
magistraccy. Dla bezrobotnych była to szansa na uzyskanie
źródła skromnego utrzymania. Dla finansowo niezależnych
możliwość wyżycia się w pracy na rzecz społeczeństwa. Oto,
jak ówczesny wysiłek organizacyjny warszawiaków oceniał
Stefan Żeromski w odczycie wygłoszonym w sierpniu 1915
roku w Zakopanem: ...Kiedyż na tę możliwość jak najszyb
szego postępu, na osiągalność jego rezultatów wskazywać,
kiedy ją radośniej pozdrawiać, jeżeli nie dziś, kiedy w Warsza-
' Dziennik Komitetu Obywatelskiego, 15 VI 1915 r.
5
W sprawie ich oceny patrz: !.. Krzywicki, Samorządmiijski, wr „Myśl Polska",
1915, z. 2 , s . 162. ;
6
Por. A. Szczypiorski, Samorząd Warszawy 1916-1939, w: Warszawa II Rzeczy
pospolitej, t. I, Warszawa 1968, s. 83.
' Por. A. Szczypiorski, Od Piotra Drzewieckiego do Stefana Starzyńskiego,
Wrocław-Warszawa-Kraków 1968. s. 247-248; M.Motas, Z dziejów samopomocy
społecznej w Warszawie..., w: „Warszawa popowstaniowa", z. 2, W-wa 1969, s. 123,
90
wie co tchu w piersiach, co entuzjazmu w sercu, co siły w ra
mionach tworzą uniwersytet polski, politechnikę, szkoły
średnie, miejskie ludowe, zawodowe, sąd, skarbowość, admi
nistrację, milicję? Ileż to każdy z tych tytułów, każda z tych
funkcji, każda-z tych nazw wymaga ludzi i jakiej od nich
wymaga pracy (...) Stać było ukochaną Warszawę w czasie
wojny i powszechnej biedy na złożenie w ciągu trzech dni -
trzystu pięćdziesięciu dziewięciu tysięcy rubli na narodowe
szkoły! (...) Nie wdaję się tutaj w ocenę niczyich mniemań, nie
wyrażam żadnego poglądu na narodową sprawę, nie schlebiam
żadnej zasadzie. Wspominam tylko z głębokim szacunkiem
niepospolite charaktery, przypatruję się typom kultury praw
dziwie dostojnym...* Rzeczywiście wiele istniejących po dziś
dzień, bądź jeszcze do niedawna, stowarzyszeń twórczych,
kulturalnych i naukowych wywodzi swą działalność z ok
resu I wojny światowej, szczególnie lat 1915-16.
Komitet Obywatelski i Tymczasowy Zarząd Miejski
wykorzystywały wszelkie możliwe pola dla działalności
legalnej. Nie cofały się jednak w razie potrzeby przed działa
niami nielegalnymi. I tak jesienią 1915 roku Komitet podjął
uchwałę o przywróceniu w nazwie miasta określenia «stołe-
czne». Przyjęli ją do wiadomości również Rosjanie, o czym
świadczy korespondencja b. prezydenta miasta, Mullera,
kierowana na ręce prezydenta stołecznego miasta War
szawy, księcia Lubomirskiego
9
.
Także władze niemieckie działały metodą faktów doko
nanych. Wiosną 1916 roku zażądano od Komitetu opinii
o projekcie przyłączenia do Warszawy przedmieść, po czym
- nie czekając na ostateczną odpowiedź - podjęto decyzję
w tej ważnej i kontrowersyjnej - jeśli chodzi o skalę, a nie
meritum - kwestii
1 0
. ^
Zajęcie przez wojska państw centralnych całego Kraju
Nadwiślańskiego latem 1915 roku, mimo jego podziału na
dwa generalne gubernatorstwa, miało dla Warszawy duże
znaczenie. Umożliwiło bowiem nawiązanie zerwanych przez
wojnę kontaktów z pozostałymi zaborami. Szczególne zna
czenie miała tu Galicja, skąd docierała pomoc finansowa ·
Krakowskiego Komitetu Biskupiego Adama księcia Sapie
hy. Z Galicji też sprowadzano podręczniki szkolne" oraz
kadry dla odbudowywanych uczelni. Szkolnictwo nadal
91
wysuwało się na czoło w pracach Komitetu Obywatel
skiego choć uchwała o wprowadzeniu powszechnego
nauczania w Warszawie bardziej wyrażała chęci niż rzeczy
wiste możliwości. Inne działania Komitetu miały na celu
zmniejszenie różnic w dochodach ludności, zabezpieczenie
bytu najgorzej sytuowanych oraz utrudnianie spekulacji.
Poczynania te znajdowały uznanie w oczach współczes
n y c h
1 2
, ale potomni nie zawsze właściwie potrafili je ocenić.
Ze szkodą dla obiektywizmu pomijano między innymi
osobę i zasługi Zdzisława Lubomirskiego, przewodniczą
cego Komitetu Obywatelskiego, a po wyborach do rady
miejskiej pierwszego prezydenta Warszawy. Nie on pier
wszy i nie ostatni współpracował z władzą przez siebie
i przez społeczeństwo nie akceptowaną.
Ordynacja wyborcza do warszawskiej Rady Miejskiej zos
tała ogłoszona przez generał-gubernatora Hansa H. von
Beselera w maju 1916 r o k u " . Różniła się ona korzystnie od
rosyjskiej ustawy samorządowej z wiosny roku poprzed
niego przewidującej wysoki cenzus majątkowy wyborców.
Utrzymany został co prawda system kurialny, ale znalazło
się w nim miejsce dla powszechnej kurii VI. Prawo wybor
cze przysługiwało w niej wszystkim mężczyznom nie mie
szczącym się w żadnej z pięciu pierwszych kurii. I tu jedynie
rozegrała się walka wyborcza, gdyż w pozostałych kuriach
mandaty podzielono w drodze porozumienia między komi
tetami wyborczymi Narodowym i Demokratycznym. Ocze
kiwać by można, iż w kurii powszechnej, gdzie głosowała
ludność nie posiadająca, sukces odniosą partie lewicy społe
cznej. Ich hasła okazały się jednak mniej nośne od progra
mów nacjonalistów polskich i żydowskich. Ci ostatni
uzyskali 4 mandaty. Narodowy Komitet Wyborczy (obej
mujący m.in. endecję) aż 7, zaś spośród partii socjalisty-
!
S. Żeromski utwory epickie. Warszawa 1929, s. 81-85.
5
Por. C. Łagiewski, Wskrzeszenie samorządu, w. „Niepodległość", Warszawa 1934,
t. 9. s. 39.
1 0
Por. Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojnylwiatowej, opracował Krzysztof
Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971, s. 314.
" Dziennik Komitetu Obywatelskiego, 17 VIII 1915 r.
•
:
Por. K. Olchowicz, Ćwierć wieku z „Kurierem Warszawskim", Kraków 1974,
s. 64-65.
" Dziennik Rozporządzeń dla Jenerał-Gubernatorstwa Warszawskiego, War
szawa, 9 V 19.16 r., nr 32, poz. 86.
92
czńych jedynie PPS-Frakcja Rewolucyjna zdobyła 2
mandaty, gdy wspólne listy PPS-lewicy i Bundu oraz obu
odłamów SDKPiL tylko po j e d n y m
1 4
. Wspomniane na
początku antagonizmy na tle narodowościowym znalazły,
jak widać, swe potwierdzenie w wynikach wyborów samo
rządowych. Warto na koniec zauważyć że Beselerowska
ordynacja wyborcza przewidywała kary i stosowanie przy
musu w stosunku do osób uchylających się od... przyjęcia
wyboru lub nominacji na urząd miejski.
Nowa Rada Miejska skrzętnie wykorzystywała otrzy
mane uprawnienia i często je przekraczała. Pierwszego rek
tora spolszczonego Uniwersytetu Warszawskiego, dra
Józefa Brudzińskiego, powołano na stanowisko prezesa
Rady, ordynacją nie przewidziane. Współpraca między
Radą Miejską a Magistratem układała się zgodnie, dzięki
czemu unikano ingerencji niemieckich władz nadzorczych.
W okresie od lipca 1916 do powołania Tymczasowej Rady
Stanu (otwartej w styczniu roku 1917) warszawska Rada
Miejska miała znaczną rolę polityczną dla całości ziem pol
skich. . Forum . to wykorzystywały poszczególne partie
i orientacje polityczne do składania deklaracji jedynie częś
ciowo związanych ze sprawami miejskimi, podkreślających
natomiast niezbywalne prawo narodu polskiego do włas
nego bytu państwowego
1 5
. Partie te reprezentowane były
częstokroć w Radzie przez swych . czołowych działaczy.
I tak radnymi z ramienia P".'-Frakcji Rewolucyjnej byli
kolejno: Norbert Barlicki, Gustaw Daniłowski i Tomasz
Arciszewski. Niestety, politycy ci skupiali na sobie również
uwagę władz okupacyjnych, które eliminowały ich z życia
publicznego osadzając w więzieniach, twierdzach i obo
zach. Taki los spotkał m.in. Barlickiego, Józefa Ciszew
skiego (PPS-Lewica), Jana Kronberga (SKDPiL) i Czesła
wa Brzezińskiego (Stronnictwo Narodowo-Demokratycz
ne). Mimo tych represji i mimo powołania Rady Stanu oraz
Rady Regencyjnej Rada Miejska nie przestała reagować na
rozwój wydarzeń politycznych związanych ze sprawą pol
ską. Potępiła traktat brzeski odrywający Chełmszczyznę od
Polski, radośnie zaś powitała deklarację prezydenta USA
Wilsona ze stycznia 1918 roku. Jej działalności towarzyszyła
na każdym kroku symbolika narodowa jako ważny instru-
9 3
mcnt rozbudzania uczuć patriotycznych. Tworzyła ona uro
czystą oprawę otwarcia Rady Miejskiej 24 lipca 1916 roku,
. występowała na znaczkach emitowanych przez pocztę, miej
ską, towarzyszyła licznym obchodom patriotycznym podej
mowanym z inicjatywy bądź przy współudziale Magistratu
i Rady. Szczególnie podniosły przebieg miały obchody 124-
-lecia Konstytucji 3 Maja, 100-lecia śmierci Kościuszki oraz
kolejnych rocznic powstania styczniowego.
Z ważnych inicjatyw warszawskiej Rady Miejskiej wspo
mnieć należy zwołanie w stolicy, jesienią 1917 roku, zjazdu
przedstawicieli miast polskich. Powołano wtedy do życia
Związek Miast Polskich istniejący do września 1939.
Nie zawsze jednak i nie cała działalność władz miejskich
znajdowała uznanie w oczach warszawiaków. Dotyczy to
również pracowników miejskich, szczególnie robotników,
rozgoryczonych ciężkimi warunkami bytowymi. Radę Miej
ską obciążano odpowiedzialnością za trudności czasu
wojennego, którym - z braku środków i zrozumienia dla
swych problemów u zaborców - nie była w stanie podołać.
Dzięki powołaniu delegacji robotniczych do porozumiewa
nia się z Magistratem w sprawach warunków pracy sytuację
na tym odcinku zdołano rozładować
1 6
. Wiele problemów
pozostało jednak aktualnych również po opuszczeniu War
szawy przez Niemców w listopadzie 1918 roku.
Ludzie zapewniają instytucjom ciągłość i trwanie. Powta
rzanie się tych samych nazwisk w składach Komitetu Oby
watelskiego m. Warszawy, Tymczasowego Zarządu Miej
skiego i pierwszej Rady Miejskiej każe widzieć w tych
instytucjach kolejne etapy wiodące ku samorządowi w Nie
odległej Rzeczypospolitej. Żyją jeszcze wśród nas ludzie,
którzy tę drogę przemierzyli jak np. profesor Edward Lipiń
ski, który w latach Wielkiej Wojny organizował w Warsza
wie inspekcję fabryczną.
Komitet Obywatelski m. Warszawy jest przykładem orga
nizacji, która dzięki akceptacji społecznej i uporowi swych
członków potrafiła, mimo skromnych początków, osiągnąć
Por. „Kronika Warszawy" 1928, nr 7-9, s. 29. - • ·--•
1 5
J. Zawadzki, Samorząd Warszawy od roku 1916 do roku 1929 w Warsza
wa 1918-1929, Warszawa 1929, s, 56-57.
1 6
Por. Warszawa w pamiętnikach..., Az.cyt., s. 324-325.
9 4
efekty imponujące. Takich przykładów można by znaleźć
więcej. Wspomnijmy Centralne Towarzystwo Rolnicze
z okresu przed powstaniem styczniowym. Każdy z nich
godzien jest uwagi i przypomnienia ...mądrym dla memo
riału, idiotom dla nauki, politykom dla praktyki...*.
* Przygotowując powyższy artykuł autor korzystał z maszynopisu IV tomu syntezy
Dziejów Warszawy, Warszawa w latach 1914-1939, pióra prof. dra hab. M . M .
Drozdowskiego.
La reconstruction de l'autonomie de V.
Vers la fin du XVlII-e siècle - à
cause des partages de la Pologne - l'au-
tonomie municipale de Varsovie a
cessé d'exister. Dans de courtes pério-
des seulement la société de la capitale
gagnait une influence sur ie cours des
affaires municipales. L'explosion de
la î-e guerre mondiale a ouvert de plus
grandes possibilités dans ce domaine.
Un Comité de Citoyen.; fut formé à
Varsovie, qui au commencement de
son existence tâchait avant tout d'assu-
rer aux habitants de la ville l'approvi-
sionnement et la distribution, régulière
des articles indispensables. Il organi-
sait des cantines bon marché et des
institutions d'aide sociale. Il s'effor-
çait de normaliser la circulation moné-
taire ébranlée par la guerre. En même
temps on s'occupait de la propagation
de l'éducation. On a formulé ie postu-
lat de la colonisation de l'Université
de Varsovie et de l'Ecole polytechni-
[>vie pendant ia I-e guerre mondiale
que. Une gigantesque activité sociale
fut libérée et fructifiait en centaines
d'initiatives. A la trace du Comité de
Varsovie surgit tout un système de
Comités locaux subordonnés au Co-
mité Central des Citoyens de Varso-
vie.
Quand les Russes ont quitté Varso-
vie le Comité Central prit l'initiative
dans ses mains. 11 s'empara du pou-
voir avec l'aide des Gardes Natio-
naux. Les Allemands - nouveaux
occupants - ont accepté le fait de l'exi-
stence et de l'activité du Comité. Ce
dernier est d'ailleurs un exemple de
l'organisation qui - grâce à l'accepta-
tion sociale et l'obstination de ses
membres - sut obtenir des effets impo-
sants. Beaucoup de sociétés créatives
et scientifiques existant encore ou
avant peu déduisent leur activité des
années de la I-e guerre mondiale.
La reconstruction de l'autonomie de Varsovie pendant la I-e guerre mondiale
przegląd
powszechny 1'84
95
Marek Arpad Kowalski
Duchowieństwo polskie na Węgrzech
w czasie II wojny światowej
Oblicza się, że w czasie II wojny światowej przez Węgry
przewinęło się około 150 tys. Polaków, stale zaś w tym kraju
przebywało na wychodźstwie około 50 tys. internowanych.
Rozmaite źródła podają zresztą odmienne liczby. Nic dziw
nego. Okres wojny nie sprzyja prowadzeniu dokładnych
statystyk. Nadto ani władzom polskim, ani Władzom
węgierskim nie zależało na dokładnym liczeniu Polaków na
Węgrzech. Obie skłaniały się do zaniżania liczb. Pierwsze -
by nie sprawiać trudności politycznych Węgrom, znajdują
cym się przecież wtedy w sojuszu z Niemcami. Drugie - by
nie powodować zaniepokojenia niemieckich sojuszników.
Znów pewne węgierskie ugrupowania polityczne zawyżały
liczebność polskich uchodźców, by w ten sposób zwrócić
uwagę swojego rządu na problemy polityczne i społeczne,
jakie niesie ze sobą tego rodzaju migracja ludności. Przyj
mujemy tu więc dane szacunkowe, do k t ó r y c h - j a k o najbar
dziej prawdopodobnych - skłania się większość badaczy.
Węgry były wówczas państwem Hczącym około 9 milio
nów mieszkańców. Zatem masa Polaków - bo takiego
należy użyć określenia w stosunku do zaludnienia Węgier -
stwarzała kłopoty rozmaitego rodzaju. Bytowe, związane
z zakwaterowaniem, wyżywieniem, odzianiem uchodźców,
zaopatrzeniem ich w pieniądze i środki do życia. Ale rów
nież i duchowe. Znaczna większość przybyszów - by nie
rzec: prawie wszyscy - to byli katolicy. Z opieką materialną
pospieszył rząd węgierski i jego agendy oraz społeczne orga
nizacje charytatywne. Nie mniejsze znaczenie miała jednak
opieka duchowa, religijna. Przybywali na Węgry ludzie,
którzy przeżyli udrękę tułaczki, grozę wojny, szok klęski.
Szukali ukojenia, pocieszenia, wskazówek - co czynić dalej,
jak się znaleźć w nowej sytuacji.
D o wypełnienia tych zadań przystąpił zarówno Kościół
węgierski, jak i polskie duchowieństwo, które znalazło się
96
na Węgrzech wraz z masami uchodźców., Z początku
poczynania miały charakter ściśle religijny. Jednakże niety-
'· powąrsytuacja stwarza nietypowe problemy i zmusza do
.'.·. ' niętypowych.rozwiązań. A taką sytuacjąJest wojna. Przeto
rychło przybyły poczynania społeczne, a wreszcie i polity
czne czy też wojskowo-konspiracyjne. Rozpatrzmy więc te
trzy sfery działania polskiego duchowieństwa na Węgrzech.
Działalność religijna -
;
Ludność cywilna zaczęła" przekraczać granicę polsko-
.'-węgierską' od drugiej połowy września 1939 r. uchodząc
przed nadciągającym frontem, chroniąc się przed wojskami
- ' i '"'. niemieckimi. Pierwsza grupa uciekinierów cywilnych z Pol
ski przybyła do miejscowości Uzsok (obecnie: Użok) 18
września; 1939 r. Stamtąd skierowano ją do-Ungvśr (Użho-
rod), umieszczając tymczasowo w klasztorze bazylianów.
Od samego początku instytucje kościelne włączyły się do -
udzielania pomocy zbiegom z północnej strony Karpat.
Wkrótce też zapełniły się Polakami przygraniczne miejsco
wości: Volóc, Okórmezó, Torony i Uzsok, a rychło i dalsze.
Wojsko kierowało się na granicę zgodnie z rozkazem
Naczelnego Wodza, marszałka Edwardą Rydza-Śmigłego,
' -' datowanym 17 "• września, nakazującym "wycofać się ku
Rumunii lub Węgrom. Charakter odwrotu był rozmaity.
Albo w zwartych jednostkach, albo w rozproszonych gra-
. " " · " pach,'rozbitych, unikających nieprzyjaciela. Przypuszcza
się, że pierwszą jednostką był 5 batalion łączności Armii
„Kraków", który pojawił się po stronie węgierskiej 19 wrześ
nia 1939 r. Następnego dnia zaczęły spływać na Węgry
rozmaite formacje Armii „Karpaty" i innych grup operacyj
nych.
Oto co pisał na ten temat st. strzelec Antoni Borsuk: Po
walkach stoczonych w okolicy Stryja w dniach 17-19 wrześ
nia chcąc uniknąć dostania się do niewoli niemieckiej, z roz
kazu gen. Dembińskiego i ppłk. Józefa Szeląga, którzy
dowodzili naszą grupa, poprzez Skale zdążaliśmy do granicy
węgierskiej (...) Następnie odbyła się msza święta, którą od
prawił biskup Radoński w asyście kilku księży (...) Po czym
skierowaliśmy się do granicy węgierskiej, gdzie złożyliśmy
broń
1
.
97
Odwołam się też tu do wspomnień rodzinnych. Mój
ojciec, wówczas zawodowy oficer w stopniu majora, tak
wtedy notował: 20 IX. Marsz z przewodnikiem do granicy.
Godz. 8.20 - przekroczenie granicy. Napotykamy patrol
węgierski (...) Częściowo pieszo, częściowo kolejkę leśną
dojeżdżamy do wsi Nemetmokra. Tu zbierają się wszyscy,
którzy przekroczyli granicę w ostatnich trzech dniach.
Opieka: ksiądz-Węgier, bardzo solidny i zapobiegliwy.
Matka, która nieco później dostała się na Węgry, też przez
miejscowość Nemetmokra, wspominała, iż gdy zgromadziło
się tam wielu Poiaków, węgierski ksiądz odprawił specjalnie
dla uchodźców mszę polową, zresztą w miejscu nietypowym
- na stacji kolejowej, gdyż tylko tam mogły swobodnie
pomieścić się rzesze wiernych. Podczas kazania, jak mógł,
tak pocieszał zbiegów, starając się wtrącać polskie słowa.
Z wolna jednak, gdy chodzi o opiekę duszpasterską, im
prowizacja przestała wystarczać. Życzliwe odruchy węgier
skiego duchowieństwa nie zaspokajały potrzeb rosnącej
masy Poiaków, których już 26 września obliczono na około
20 tys. osób, a w połowie października na 50 tys.
Po pierwsze zbyt mało było księży węgierskich dla rozto
czenia opieki duszpasterskiej dla takiej liczby ludzi. Po dru
gie - i to było najważniejsze - istniały wielkie trudności
językowe, zatem praktycznie niemożność swobodnego
komunikowania się z wiernymi. Łacińska liturgia mszy
świętych była oczywiście zrozumiała dla każdego Polaka,
w podstawowych sprawach bytowych można było porozu
mieć sie po niemiecku lub francusku. Konieczne jednak
stało się stworzenie takich warunków, by polscy uchodźcy
znaleźli się pod stałą opieką religijną. A już szczególnie
kłopotliwa była spowiedź - bo jak się porozumiewać?
Przecież nie za pośrednictwem tłumacza.
Wśród ludności cywilnej, która uszła na Węgry, znajdo
wali się księża. Wielu jednostkom wojskowym towarzyszyli
kapelani. W obozach dla internowanych wyszukiwano więc
księży. Okazało się, że wielu znanych duchownych znalazło
się na Węgrzech. Między innymi ksiądz kapelan mjr Piotr
Wilk-Witosławski, franciszkanin, wikariusz apostolski; ks.
Franciszek Zalechowski, późniejszy główny kapelan obo-
Istyan Lagzi, Polscy żołnierze w Esztergomitabor „WTK", nr 7, 1979.
93
zów dla internowanych Polaków; ks. kapelan rezerwy Sta
nisław Pietruszka; ks. kapelan płk Bronisław Michalski; ks.
Stanisław Rzepko-Laski; ks. biskup Karol Mieczysław
Radoński.
Za zgodą władz węgierskich powołano wkrótce instytucję
0 nazwie Katolickie Duszpasterstwo nad Uchodźcami Pol
skimi na terenie Królestwa Węgier (À Magyar Kiràlysàg
teruletén levò lengyel menekultek Katolikus Lelkipàsztor-
sàga). Kierowali nią kolejno: biskup polowy Wojska Pol
skiego Karol Mieczysław Radoński, ks. Jan Staczek
1 wikariusz apostolski kapelan mjr Piotr Wilk-Witosławski.
Dodać bowiem wypada, że ks. biskup Radoński opuścił
Węgry i udał się do Londynu, a ks. Jan Stączek został aresz
towany przez gestapo.
Duszpasterstwo pozostawało pod nadzorem węgierskich
biskupów polowych, jednak, za zgodą kościelnych władz
węgierskich, cieszyło się znaczną swobodą poczynań.
W każdym razie nadanie podstawy prawnej i zalegalizowa
nie działania polskiego duchowieństwa sprawiło, że mogło
ono roztoczyć należytą opiekę nad internowanymi. W każ
dym obozie cywilnym i wojskowym znajdował się kapelan
obozowy. D o zadań polskiego duchowieństwa należało też
grzebanie zmarłych Polaków, pielęgnacja grobów, wszelkie
czynności duszpasterskie. Pomocą służyło duchowieństwo
węgierskie udostępniając budynki kościelne, kaplice i inne
pomieszczenia, szaty i naczynia liturgiczne.
Tak więc już od późnej jesieni 1939 r. mogły odbywać się
systematycznie nabożeństwa dla Polaków i wszelkie uro
czystości religijne.
Warto wspomnieć, że księża węgierscy także uczestniczyli
w działalności religijnej wśród internowanych. W wigilię
Bożego Narodzenia ks. dr Pal Bohartsik, nauczyciel z gim
nazjum pijarów w Nagykanizsa, podczas mszy dla interno
wanych w tej miejscowości, odczytał polską modlitwę, zaś
nabożeństwo odprawił w intencji Polski okupowanej przez
obce mocarstwo i nowego rządu polskiego pod kierownictwem
generała Sikorskiego '
Taka sytuacja istniała aż do jesieni 1944 r.. gdy wojsko
wych polskich wywieziono do oflagów i stalagów (okupacja
Węgier przez Niemcy rozpoczęła się w marcu 1944 r.), lud
ność cywilną zaś do obozów na terenie III Rzeszy.
S9
Działalność społeczna .
Katolickie duszpasterstwo wśród polskich uchodźców nie
poprzestało na niesieniu jedynie religijnej posługi. Działal
ność jego obejmowała także życie kulturalne, oświatowe
i społeczne. Była to konieczność wynikająca ze specyfi
cznych warunków życia internowanych. Wobec braku wys
pecjalizowanych instytucji normalnie zajmujących się tymi
zagadnieniami, duchowieństwo polskie podjęło i ten obo
wiązek. Przede wszystkim włączyło się ono w poczynania
typu samorządowego. Powstał mianowicie Komitet Obywa
telski do Spraw Opieki nad Polskim; Uchodźcami na Węg
rzech, rząd węgierski uznał go zaś za reprezentację całego
polskiego środowiska. Przewodniczącym Komitetu został
Henryk Sławik, działający oficjalnie jako delegat Minister
stwa Opieki Społecznej rządu polskiego w Londynie.
W skład Komitetu wchodzili z urzędu, jako przedstawiciele
duszpasterstwa, wspomniani już ks. bp Karol Mieczysław
Radoński, ks. Jan Stączek i o. kapelan mjr Piotr Wilk-
-Witosławski, a także ks. Stanisław Rzepko-Łaski, kapelan
i publicysta religijny, jako delegat Ministerstwa Wyznań
i Oświecenia Publicznego.
Największym wszakże osiągnięciem polskiego ducho
wieństwa na Węgrzech była jego praca oświatowa, zwła
szcza utworzenie Katolickiego Uniwersytetu Powszechne
go. Powstał on przy Katolickim Duszpasterstwie, a jego
patronem przez cały czas swojego pobytu na Węgrzech był
ks. bp Radoński. Była to instytucja pomyślana dla rozsze
rzania horyzontów umysłowych polskich uchodźców, pog
łębiania zdobytej uprzednio wiedzy, ugruntowywania jej,
ale także dla nauki początkowej wobec tych, którzy jej nie
mieli. Celem zaś było kształcenie uchodźców - od kursów
początkowych dla analfabetów, po wykłady na poziomie
uniwersyteckim. Uniwersytet, zgodnie z regulaminem, nie
miał charakteru apolitycznego. Zadaniem było dochowanie
patriotyzmu, wykształcenie modelu dobrego Polaka. Nasta
wiano się głównie na przekazywanie wiedzy z zakresu histo
rii i literatury. Później koncepcja ta stopniowo zmieniała się
na korzyść przewagi wiedzy religijnej. Pilnowano wszakże,
2
Istvan La gzi. Uchodźcy polscy na Węgrzech w lalach drugiej wojny światowej,
Warszawa 1980, Wydawnictwo M O N , s'. 115.
100
by podczas wykładów i zajęć wyznaniowych unikać treści
oskarżających politykę Węgier znajdujących się przecież
oficjalnie w przeciwnym obozie politycznym. ·
Na czele Uniwersytetu - jako organ nadzorczy - stało
Kuratorium, w którego skład wchodzili ks. bp Radoński,
gen. Stefan Dembiński (przedstawiciel Wojska Polskiego na
Węgrzech), konsul generalny RP w Budapeszcie, Jan
Zarański, oraz ks. Stanisław Pietruszka - główny kapelan
obozowy. W obozach cywilnych i wojskowych powstały
obozowe sekcje Uniwersytetu. Kierownik sekcji układał
program naukowy i kulturalny na miejscu, przedkładając
go do akceptacji kuratorium, odpowiadał za realizację tego
programu, angażował wykładowców do prowadzenia
poszczególnych zajęć.
Wykłady odbywały się trzy razy w tygodniu, w godzinach
popołudniowych lub wieczornych, przy czym łączna liczba
godzin w trymestrze wynosiła 138. Największy wymiar
godzin przeznaczony był dla literatury i historii polskiej,
religii, prawa, socjologii i geografii. Na wysokim poziomie
stało nauczanie języków, zwłaszcza angielskiego i francu
skiego, przy czym program obejmował też naukę niemiec
kiego, rosyjskiego i węgierskiego (był to ukłon w stronę
gospodarzy, ale i praktyczna konieczność). Z przedmiotów
praktycznych prowadzono kursy radiotechniki, motoryza
cji, higieny, prawa międzynarodowego. Również i wykłady
z geografii miały praktyczny podtekst (odczytywanie map,
orientacja w terenie). Zapoznawano wreszcie słuchaczy
z historią, literaturą, geografią i kulturą Węgier, organizo
wano wycieczki, urządzano amatorskie przedstawienia tea
tralne, okolicznościowe akademie w dni świąt kościelnych
i państwowych
3
.
Szczególną opieką Katolickie Duszpasterstwo otaczało
młodzież. Ośrodkiem kształcenia stał się Balatonboglar,
gdzie udało się zrekonstruować cały cykl kształcenia - od
pierwszej klasy aż do matury, z językiem wykładowym pol
skim, z programem polskich szkół i polskimi nauczycie
lami. Już w 1940 r. ten tzw. obóz młodzieżowy - gdzie
kształciła się młodzież zjeżdżająca na rok szkolny ze wszyst
kich obozów dla internowanych - wizytował przedstawiciel
prymasa Polski, ks. kardynała Augusta Hlonda.
101
Działalność ta nie byłaby łatwa, gdyby nie pomoc
Węgrów. Szkolą w Balatonboglar interesował się życzliwy
jej miejscowy proboszcz, ks. Bela Varga, poseł do parla
mentu. Dzięki jego staraniom wzniesiony został dom
gminny przeznaczony na cele kulturalne dla kształcącej się
młodzieży, tzw. Kulturhaz, wyposażony w istrumenty
muzyczne, gry świetlicowe. Szkoły, acz nie w tak pełnym
zakresie kształcenia, powstawały, m.in. w wyniku starań
duchowieństwa, i w innych obozach. Jeśli w jakimś obozie
młodzież nie była tak liczna, by organizować zakład
naukowy, odsyłano ją albo do pobliskich szkół polskich,
albo do szkół węgierskich. Czytamy m.in.: Mieczysław C.
przebywał w obozie wojskowym, w którym nie było polskiej
szkoły. Postarano się o umieszczenie go w węgierskim
gimnazjum O O. Cystersów w Budapeszcie
4
.
Staraniem Katolickiego Duszpasterstwa zainteresowano
położeniem polskich internowanych ówczesnego nuncjusza
papieskiego na Węgrzech. Był nim dr Angelo Rotta. Wizytę
swą złożył nuncjusz w kilku obozach w 1943 r. W każdym
obozie nuncjusz wyrażał swoje zadowolenie z zastanego tam
porządku, dyscypliny i humanitarnego traktowania uchodź
ców
i
.
Działalność konspiracyjna '
Dane o tym rodzaju działalności duchowieństwa pol
skiego - ze zrozumiałych względów - są najbardziej ubogie.
Poczynania konspiracyjne nie lubią zbyt jaskrawego
światła. Wiadomo jednak, że liczne plebanie na Węgrzech
w czasie wojny kryły nie zawsze legalne akcje polskich
duchownych, często też polskim księżom powierzano kons
piracyjne zadania. W pierwszym okresie - do 1941 r., czyli
do zajęcia przez Niemcy Bałkanów, gdy istniały jeszcze
szlaki przerzutowe do armii na Zachód - ubrania cywilne
i dokumenty niezbędne do ewakuacji przechowywano właś
nie na plebaniach. Znów odwdłam się do wspomnień
rodzinnych. Gdy mój ojciec wiosną 1941 r, otrzymał polece-
1
Istvśn Lagzi, Przeciw biernemu przetrwaniu, „Kierunki", nr 38, \979.
' Helena i Tibor Csorba, Losy młodzieży polskiej na Węgrzech w latach II wojny
światowej. Warszawa 1981, PWN, s. 169.
5
Istvśn" Lagzi, Uchodźcy polscy na Węgrzech,.., s. 177,
102
nie przejścia wraz z grupą oficerów do Jugosławii (i dalej na
Bliski Wschód), matka dowiadywała się o losach ucieczki za
pośrednictwem księdza. Pretekstem była spowiedź. Po
odbytej spowiedzi ksiądz nie dawał jeszcze znaku jej zakoń
czenia, lecz nadal klęczącą przy konfesjonale penitentkę
informował, gdzie uciekinierzy dotarli, podawał zalecenia
polskich konspiracyjnych władz wojskowych.
Katolickie Duszpasterstwo, które przyjęło na siebie i ten
obowiązek, wobec masowości akcji ewakuacyjnej zwróciło
na siebie uwagę władz węgierskich. W 1941 r. zostało oskar
żone o zaopatrywanie w pieniądze i fałszywe paszporty
uciekinierów, o niedopuszczalną działalność polityczną.
Ojciec Wilk-Witosławski trafił wówczas do obozu karnego,
na szczęście na krótko.
Represje te nie przerwały działalności konspiracyjnej.
Cały czas trwała akcja pomocy Żydom. Na polecenie Dusz
pasterstwa katoliccy duchowni zaopatrywali polskich
Żydów znajdujących się na Węgrzech w podrabiane doku
menty, metryki chrztu, ratując w ten sposób wielu przed
obozami zagłady. Polscy księża przekazywali kurierom
informacje polityczne, wojskowe, a nawet broń, radiosta
cje, sprzęt wojskowy. Trzeba tu wyjaśnić, że przez cały
niemal okres wojny istniała łączność kurierska między kra
jem a Londynem, za pośrednictwem Węgier, lub też - mię
dzy krajem a Węgrami.
Polskie duchowieństwo na Węgrzech stanowiło więc
także część polskiego państwa podziemnego, część okupa
cyjnej konspiracji. Oto fragment wspomnień, których auto
rem jest Ivan Boldizsàr, współczesny lewicowy pisarz
węgierski:
Otrzymałem rozkaz udania się z Tiborem jego wozem do
skalnej kaplicy na Górze Gellerta. W dobudowanym do niej
klasztorze żyli w tych czasach ojcowie paulini, a wśród nich
także Polacy, bo zakon miał domy i klasztory w Polsce. Kiedy
jesienią 1939 r. Polacy uciekali do nas przed Hitlerem, przy
wieźli ze sobą broń. Część jej ukryli w skalnej kaplicy i klasz
torze (...) Stał przede mną zakonnik w białym habicie, bardzo
wysoki, szczupły, ale twarzy i koloru jego oczu nie widziałem,
bo zarzucił kaptur na głowę.
- M e mogłem zawołać ojca Tadeusza. Powiedzmy, że
jestem ojcem Gellertem. Oto walizka (...) Sięgnąłem po
103
walizkę, ale znów chwycił mnie za rękę. - Niech pan to weźmie
do kieszeni! Od ojca Tadeusza. On zajmuje się takimi spra
wami. To był pistolet (...) - Damska broń. Tak. powiedział
ojciec Tadeusz. On się na tym zna. Ojciec Tadeusz przykazał,
abym panu powiedział, że tylko dla obrony własnej. I jeszcze
coś mam powtórzyć, że to jego wdzięczność dla narodu węgier
skiego, który przygarnął tu jego rodaków*.
Pośredniczyło więc polskie duchowieństwo w kontaktach
między polską konspiracją a węgierskim podziemiem.
Wiele podobnych opowieści usłyszeć można z ust byłych
internowanych, wyrażających wdzięczność księżom nie
tylko za pociechę religijną i działalność społeczno-
-oświatową, lecz i za pomoc świadczoną w dziedzinie
wojskowej.
Podobną pomoc świadczyli zagrożonym Polakom księża
węgierscy, informowani wcześniej o takiej potrzebie przez
polskich duchownych wykorzystujących w tym celu osobi
ste znajomości, przyjaźnie. Wspomina o takim zdarzeniu
Jerzy Lovell: Uchylam tu rąbka rodzinnych sekretów: w 1943
roku przebywał na Węgrzech narzeczony mojej siostry jeszcze
z Drohobycza, Tadeusz Ch. Został zrzucony nad Polską z sa
molotu jako kurier rządu londyńskiego, po dramatycznych
perypetiach wypełnił swoje zadanie i miał wrócić z powrotem
do Anglii. Z przedostaniem się na Węgry poszło dość gładko,
ale tu - utknął na szereg miesięcy (...) Ostatecznie przedostał
się do Szwajcarii w charakterze... młodego księdza, sekreta
rza Jego Eminencji Bèli Vargi, w jego towarzystwie
7
. (Rzecz
dotyczy wspomnianego już ks. Vargi, opiekuna polskiego
gimnazjum w Balatonboglàr.)
Działalność konspiracyjna trwała nieprzerwanie do 1944
r. 19 marca tegoż roku wojska niemieckie obsadziły niespo
dziewanie terytorium Węgier. Rozpoczęła się i tu niemal
formalna okupacja. Już w pierwszych dniach okupacji,
w pierwszych jej godzinach, Niemcy dokonali aresztowań
pośród polskich działaczy. Ofiarą padli ci, którzy pracowali
jawnie (konspiracja wojskowa, siłą rzeczy lepiej zachowu
jąca tajemnicę, zdołała w większości uratować się). Rozwią
zany został urząd Katolickiego Duszpasterstwa, jego
*, Ivan Boldizsar, Moje śmierci. Warszawa 1979, Czytelnik, s. 42-46.
7
Jerzy Lovell, Węgierski toast, „Życie Literackie" nr 26 (1981).
104
kierownictwo zaś aresztowane. W ręce gestapo dostał się
ojciec kapelan mjr Piotr. Wilk-Witosławski. Rozbity został
też Komitet Obywatelski, a jego członków również areszto
wano, wśród nich ks. Stanisława Rzepko-Łaskiego.
Wszyscy zeznawali, że w akcji wysyłania uchodźców do
armii polskiej na Zachodzie działali jedynie za pośrednict
wem polskich placówek, nie wtajemniczając Węgrów w te
sprawy. W ten sposób osłonięto podejrzanych o pomoc
w akcji ewakuacyjnej Węgrów. Ks. Rzepko-Łaski, wywie
ziony do obozu koncentracyjnego w Mauthausen, poniósł
tam śmierć.
Ostatnie miesiące pobytu internowanych Polaków na
Węgrzech były już tylko wegetacją i oczekiwaniem rychłego
końca wojny. Przetrwali także pozostali na Węgrzech księża
dzieląc los innych uchodźców. Większa część duchowień
stwa uchroniła się bowiem przed represjami przebywając na
terenie obozów. Tam bowiem Niemcy nie wkraczali (wyni
kało to z polityki wobec Węgier). Nadto, nie zajmując ofi
cjalnych funkcji w rozmaitych ośrodkach polskiego życia
społecznego, nie byli podejrzewani o nielegalną działalność.
Ofiarę ponieśli ci, którzy odgrywali czołowe role w życiu
polskiej społeczności uchodźczej. Oczywiście po marcu 1944
r. nie było mowy o jakiejkolwiek szerzej zakrojonej działal
ności społecznej, oświatowej i kulturalnej, a tym bardziej
konspiracyjnej. Pozostało pełnienie funkcji czysto religij
nych.
Praca polskiego duchowieństwa n a Węgrzech, aczkol
wiek odbywała się w znacznie lepszych warunkach aniżeli
w kraju, nie była ani łatwa, ani bezpieczna. Wynikało to
z zadań, jakie księża ci przyjęli: kulturalnych, społecznych
i politycznych. Swą ofiarnością zasłużyli się krajowi. Zaś
praca duszpasterska pomagała polskim uchodźcom prze
trwać trudny czas próby, jaką zawsze jest wojenna
emigracja.
Modlitwy obozowe powstałe na Węgrzech
Potężna i święta Pani! Jak ongiś czciliśmy Cię za jasnych dni
chwały w kościołach Twego polskiego królestwa, tak dziś wołamy do
Ciebie ze smutnych przybytków niewoli, tułactwa i upokorzenia.
Uproś nam u Swego Syna łaskę i zmiłowanie, byśmy zrozumieli Jego
święte zamiary, poprawili się z grzechów, ukochali Jego prawdę, żyli
105
Jego prawem. Daj nam moc ducha, otrzyj łaskawie polskie łzy i ukój
oddane Ci serca. Przywróć Polsce pokój i jej prawa. Sprowadź nas na
łono wolnej Ojczyzny. Zespól umęczony naród we wskrzeszonym
państwie i błogosław zgodnej odbudowie Rzeczypospolitej, by nowe
życie polskie natchnęło się prawdą i miłością i by się przez wieki
rozwijało jako królestwo Twej miłości i wybrane dziedzictwo Two
jego Syna Jezusa Chrystusa. (26 II 1941. Autor nieznany)
'.
i
. »»*
Żeś w dusze nasze wpoił hart i męstwo
I krzepił wiarę w rychle zmartwychwstanie
I w świętość sprawy i pewne zwycięstwo.
Dzięki Ci, Panie!
Żeś dawał sercom naszym skarb otuchy
Nadziei jasnej roztoczył świtanie,
Żeś zbierał ciche naszych słów okruchy,
Dzięki Ci, Panie!
Żeś chronił ciągle nas swoją opieką
Łzy nam osuszał i tłumił szlochanie.
Wargi spieczone łaski poił rzeką
Dzięki Ci, Panie!
Żeś leczył rany i goił nam blizny
Żeś poszedł z nami razem na wygnanie,
Żeś palił w sercach miłość do ojczyzny,
Dzięki Ci, Panie!
Żeś nowe jutro nam dzisiaj otworzył,
I wielkie dałeś nam w dłonie zadanie.
Żeś tęcze znowu wolności nam stworzył,
• Dzięki Ci, Panie!
Prowadź nas dalej, osłaniaj ramieniem.
Spraw: niechaj każdy godnie celu stanie,
By serca jednym zabiły nam drgnieniem.
Prosimy Cię, Panie!
Błogosław nasze wojskowe szeregi,
I daj w walce męstwo i wytrwanie.
Po wojny wirach wyrzuć nas na brzegi.
Prosimy Cię, Panie!
Spraw, by do kraju powiodła nas droga.
Przez św<ętej walki zdradliwe otchłanie,
Zniszczyć naszego i Twego daj wroga,
Prosimy Cię, Panie!
Daruj nam wszystkim słabości i winy,
Zwycięstwem natchnij surm bojowych granie,
I kraj nasz wolny, gdy wrócim, rodziny,
Błogosław Panie!
(Początek 1944 r. Autor nieznany)
106
Au temps de la Il-e guerre mondiale
environ 50000 exilés polonais séjour-
naient constamment en Hongrie.
Parmi eux se trouvaient aussi des prê-
tres qui, après la première période
chaotique, commencèrent - avec les
surgissantes institutions polonaises -
d'organiser la vie des exilés. L'attitude
du gouvernement hongrois étant ami-
cale on permit de créer la Pastorale
Catholique pour les exilés polonais
sur le territoire du Royaume d'Hon-
grie. Les conditions spécifiques des exi-
lés ont forcé les prêtres polonais à
entreprendre aussi des activités socia-
les et éducatives aux différents ni-
veaux de l'éducation, ainsi que - d'une
certaine manière - des travaux clande-
stins. Parmi les personnes exécutées
par les Allemands se trouvaient entre
autres l'aumonier commandant père
Piotr Wilk-Witostawski et l'abbé Sta-
nistaw Rzepko-taski.
Le clergé polonais en Hongrie pendant la Il-e guerre mondiale
przegląd
powszechny 1'84
107
Wielkie pojęcia polityczne
Kazimierz Dziewanowski
Wyjście z dżungli
Jeżeli podczas walki politycznej pan X pisze o panu Y ar-
tykuł, w którym obrzuca go obelgami, insynuuje istnienie
niecnych motywów (najczęściej chodzi o pieniądze), a na
dokładkę przypisuje zmyślone przez siebie czyny, korzysta
jąc przy tym z faktu, że pan Y nie jest w stanie mu"odpowie
dzieć, wtedy często słyszy się opinię:
Oto przykład Braku kultury politycznej...
Czy rzeczywiście?
Z drugiej strony, jeżeli w wielkich debatach dotyczących
spraw zasadniczych zabierają głosTudzie niewykształceni,
na przykład robotnicy i formułują swe opinie w chropawym
języku pozbawionym dyplomatycznych giętkości i niuan
sów, czasem upraszczając sprawę, a czasem zbyt pospiesz
nie wyciągając wnioski, czarne nazywając czarnym, a białe
białym, pomijając zaś obszerną strefę szarości - wtedy słyszy
się nieraz pogardliwe prychnięcie tych, których we Francji
nazywano: „les bien pensants":
Cóż za brak kultury politycznej!...
A mówią tak często ludzie, którzy dla jej rozwoju niczego
sami nie uczynili, a nawet przeciwnie...
Zazwyczaj też i jedni, i drudzy nie bardzo rozumieją,
o czym w gruncie rzeczy mówią, pojęcie «kultury polity
cznej" jest bowiem w Polsce jednym z terminów najbardziej
nadużywanych, a zarazem rozumianych najpłyciej, niedo
kładnie i powierzchownie. Najczęściej sprowadza się to
pojęcie do zewnętrznych, najmniej przy tym ważnych obja
wów: żeby przeciwnicy nie obrzucali się obelgami; żeby nie
używano kłamstw albo nie czyniono tego nadmiernie; żeby
dotrzymywano słowa. Ale, jak powiedziałem, jest to rozu
mienie powierzchowne. Jeżeli na przykład urzędnik na
ważnym stanowisku publicznie obraża ludzi mniej od niego
wykształconych i zastępuje argumenty szyderstwami, to
można wprawdzie powiedzieć, że brakuje mu kultury polity-
108
cznej, przede wszystkim jednak należy zwrócić uwagę na t o ,
że mu brakuje kwalifikacji, albowiem własnoręcznie wyrzą
dza szkodę sobie i urzędowi. Wyrządza ją, choć sam nie
zdaje sobie z tego sprawy.
Niekiedy ludzie - mówiąc o kulturze politycznej w p o t o
cznym rozumieniu tego słowa - sięgają nieco głębiej. M o w a
wtedy o tym, że: nie należy z góry przypisywać przeciwni
kom złych i nieuczciwych intencji; dialog nie powinien być
rozmową głuchych, w której obaj upośledzeni wykrzykują
własne argumenty, a nie słyszą drugiej strony; w życiu p u b
licznym nie należy dążyć do bezwzględnego zniszczenia
przeciwnika, bo wtedy owo życie przemienia się w jatkę,
a jeśli nawet nie dzieje się tak dosłownie, to w każdym razie
przemienia się w arenę działań jałowych. Jedni bowiem
myślą wtedy tylko o obronie własnej pozycji, a drudzy -
o podważeniu jej. Na działalność twórczą nie pozostaje ani
czasu, ani energii, ani ochoty.
Ale wszystko to nie sięga sedna sprawy. Kultury polity
cznej nie należy bowiem mylić z kulturą osobistą poszcze
gólnych uczestników życia publicznego, ani tym bardziej
z ich dobrym lub gorszym wychowaniem. Innymi słowy
kultura polityczna nie jest tożsama z tak zwaną kinder
sztubą. W brytyjskiej Izbie Gmin nieraz dochodziło i docho
dzi do awantur i zdarza się, że jedni posłowie obrażają
innych. Ale nikomu nie przychodzi tam do głowy, aby aresz
tować posłów opozycji, jak to niestety zdarzyło się w Polsce
w okresie sprawy brzeskiej. O braku kultury politycznej nie
świadczy więc język przemówień parlamentarnych (choć
oczywiście lepiej, aby przemówienia w parlamencie były
wygłaszane w języku parlamentarnym), lecz skłonność do
sięgania po rozwiązania pozaprawne i pozakonstytucyjne,
inaczej mówiąc: skłonność do stosowania w życiu publi
cznym przemocy. Taka skłonność istnieje zresztą zawsze,
jeżeli tylko są po temu odpowiednie środki i warunki. A za
tem rzecz w tym, aby w życiu publicznym stale funkcjono
wał pewien zestaw reguł gry, których przekroczenie jest dla
wszystkich zbyt ryzykowne, by mogło się opłacić; aby ten
zespół reguł gry wszedł na trwałe do powszechnej świado
mości, by się w niej utrwalił i w ten sposób przeciwdziałał
skłonności do rozgrywania polityki w kategoriach wojny
domowej. I to właśnie - ten zespół przestrzeganych przez
109
ogół i przez jednostki reguł gry - jest właściwą treścią poję
cia "kultura polityczna». Chodzi więc o podstawowe zasady
współżycia w społeczeństwie, o to, czy są one w trwały spo
sób uregulowane przez prawo, tradycje i obyczaje, czy też
opierają się na samowoli i przemocy. Jest to zatem zagad
nienie praw i obowiązków obywateli, uprawnień, ale i ogra
niczeń, a zwłaszcza odpowiedzialności władzy.
W takim ujęciu dawne plemiona afrykańskie, w których
najważniejsze decyzje zapadały w oparciu o szeroką, utrwa
loną przez tradycję konsultację z całą starszyzną plemienną,
a także z ogółem mężczyzn (o czym tak pięknie i przekonu
jąco pisał Collin Tumbull) reprezentowały wysoki poziom
kultury politycznej, choć należy pamiętać, że wyłączone
z niej były kobiety. Natomiast współczesne państwa dykta
torskie (zarówno te, które zastąpiły dawny ustrój ple
mienny, jak i inne), w których od współdecydowania
wyłączono niemal wszystkich - reprezentują wyraźny regres
kultury politycznej. Wynika z tego, że poziom kultury poli
tycznej nie jest tożsamy z poziomem cywilizacyjnym, a tym
bardziej przemysłowym czy wojskowym.
Istotą tego, co należy rozumieć przez kulturę polityczną,
jest więc zdolność, umiejętność i skłonność do osiągania
uzgodnień; znajdowania sposobu, który umożliwiałby
godzenie rozmaitych, nawet sprzecznych interesów i czynie
nia tego tak, aby rozwiązanie zasadniczych problemów nie
odbywało się przy pomocy wojny domowej. Przez wojnę
domową rozumiem zresztą nie tylko rzeczywiste działania
zbrojne prowadzone przez zwalczające się stronnictwa (na
przykład w Hiszpanii w latach 1936-39), ale i rządy prze
mocy, zbrojną dyktaturę jednej grupy nad innymi (jak
w tejże Hiszpanii aż do śmierci generała Franco). Chodzi
więc o stan, w którym rządząca grupa nie uznaje i nie tole
ruje istnienia niezgodnych z jej interesami i jej aspiracjami
interesów i aspiracji innych grup społecznych, wynikające
zaś z tego konflikty przełamuje stosując siłę. Powstający
w wyniku takiego działania model społeczeństwa jest właś
nie modelem trwającej nieustannie, choć w skrytej formie,
wojny domowej.
Trudno nie zauważyć - patrząc na sprawę przez pryzmat
pojęcia, o którym mówimy - że taki stan długotrwałej,
otwartej lub skrytej wojny domowej jest regresem szkodli-
110
wym dla społeczeństwa jako całości. Szkodzi on jego rozwo
jowi i osłabia też jego pozycję w stosunku do państw
ościennych. I stąd właśnie podejmowane w ciągu stuleci
i przyjmujące rozm&ite formy usiłowania różnych społe
czeństw uzgodnienia zestawu powszechnie uznawanych
i obowiązujących reguł gry, które pozwoliłyby zastąpić
organizację społeczną reprezentującą stan permanentnej
wojny domowej organizacją typu wyższego, bardziej har
monijnego i pozwalającego na znajdowanie polubownego
(można to nazwać: „cywilizowanym") rozwiązania naj
ważniejszych konfliktów i sporów. Proces wynajdywania
owych reguł gry rozmaicie przebiegał w różnych krajach
i w różnych okresach, często nie był on procesem łagodnej
ewolucji, lecz przeciwnie - gwałtownych i krwawych walk.
Czasem objawiał się w formie pokojowego rodzenia się
i rozpowszechniania nowych idei organizacji społeczeństwa
(jak w przypadku twórczości wielkich publicystów i myśli
cieli w rodzaju Modrzewskiego. Rousseau, Encyklopedy
stów, Alexisa de Tocqueville i innych), czasem przybierał
formę masowych ruchów społecznych i rewolucji (na przy
kład Wiosna Ludów). W rezultacie jednak rodziły się nowe
sposoby organizacji społeczeństw, nowe reguły gry: naj
pierw idea Umowy Społecznej, potem idea reprezentacji,
demokracja parlamentarna, zasada podziału władzy, idea
niezależnego sądownictwa, niezależnej prasy itd.
Całość tych idei, tych reguł gry, tych instytucji składa się
właśnie na kulturę polityczną danego społeczeństwa. Dla
tego pozwoliłem sobie uprzednio na gorzką uwagę, że na
brak kultury politycznej często najbardziej narzekają ci, co
niczego nie uczynili dla jej rozwoju.
Albert Camus napisał (w eseju pt. ..L'artiste et son
temps"): Bez kultury i względnej wolności, którą ona zakłada,
społeczeństwo... jest tylko dżunglą. Oto dlaczego wszelka
twórczość autentyczna jest darem dla przyszłości. Podobnie
jest z kulturą w pplityce, kulturą polityczną. Powtórzmy
jeszcze raz: chodzi nie tyle o język i obyczaje, o atmosferę
i jakość życia publicznego (choć są one przecież tak bardzo
ważne i ściśle się z tym wiążą), lecz przede wszystkim
o osiąganie uzgodnień, o rozwiązywanie najważniejszych
zagadnień życia publicznego bez konieczności uprzedniego
wymordowania, a co najmniej zgnojenia oponentów. Cho-
111
dzi o szkołę osiągania porozumienia, kompromisu, o uzna
wanie pewnych reguł i o poruszanie się w obrębie prawa,
które jednak musi być prawem, to znaczy nie może być
stanowione z dnia na dzień, by doraźnie rozwiązać bieżące
trudności. Prawo, aby być skuteczne, uznawane i szano
wane, musi być trwałe. To właśnie jedna z podstawowych
reguł gry składających się na kulturę polityczną.
* .
Często mówi się też, że społeczeństwa, które przez bardzo
długi czas żyły pod opresywnymi rządami, bez instytucji
demokratycznych i rzeczywistej reprezentacji, nie miały
więc właściwego udziału w rządzeniu - nie mają też nawy
ków demokratycznych, a więc kultury politycznej. Pogląd
ten jest bardzo rozpowszechniony i głoszą go nawet tacy
ludzie, którzy powinni więcej wiedzieć, baczniej obserwo
wać świat i jego historię. Albowiem historia w zadziwiający
sposób przeczy tej tezie. Mamy niemało przykładów świad
czących, że społeczeństwa, które wydobyły się spod długo
trwałej opresji, wykazują nieraz zdumiewający poziom
świadomości i kultury politycznej, potrafią niezwykle
szybko ustanowić i opanować reguły gry, które stanowią
skuteczną barierę przeciwko nawrotowi opresji. Dzisiaj jest
tych przykładów tyle, że można już domyślać się pewnej
prawidłowości. Takie są dzieje powojennych Niemiec,
Włoch, Japonii, Austrii, takie też są dzieje Hiszpanii, Portu
galii. Grecji. Przypuszczam - ale to jest tylko swobodna
supozycja - że takie też mogą być przyszłe dzieje Chile,
a może nawet -.choć trudno to sobie dziś wyobrazić - Iranu.
Ale jeżeli trudno dziś wyobrazić sobie demokratyczny Iran,
to przecież trzydzieści lat temu równie trudno było wyobra
zić sobie demokratyczną Hiszpanię, a czterdzieści lat temu:
Niemcy albo Japonię.
O czym to może świadczyć? Jak to się dzieje, że społeczeń
stwa, które nie miały jako żywo okazji, aby nabrać nawy
ków demokratycznych i oswoić się z działaniem swobodnie
wybieranych ciał przedstawicielskich, z funkcjonowaniem
demokratycznych instytucji, bardzo prędko nauczyły się
z nich korzystać i dobrze sobie z nimi radzą? Wprawdzie
Niemcy, Włochy czy Austria miały w swej historii i takie
okresy, w których mogły nabrać podobnych nawyków, ale
to było dawno, później zaś ich społeczeństwa zostały skute-
112
cznie, jak się wydawało, tego oduczone. Okazało się jednak,
że wcale nie tak skutecznie... Weźmy zaś przykład Japonii,
Hiszpanii czy Portugalii - tutaj rządy dyktatorskie lub oli
garchiczne trwały bardzo długo, demokracji natomiast nie
było nigdy albo prawie nigdy. A jednak i te społeczeństwa
wykazały wkrótce - gdy tylko powstały po temu warunki -
zdumiewający poziom kultury politycznej.
Okazało się, że system rządów, które określiliśmy wcześ
niej jako system zinstytucjonalizowanej i permanentnej
wojny domowej, jest niezwykle skuteczną szkołą kultury
politycznej. Szkołą a rebours, przez zaprzeczenie i naoczne
ukazanie dramatycznych i strasznych skutków, do jakich
prowadzi negowanie podstawowych wartości i mozolnie
gromadzonego przez wieki doświadczenia ludzkości w dzie
dzinie organizacji życia publicznego. To świadome, zamie
rzone negowanie ludzkich doświadczeń i osiągnięć w tej
dziedzinie osiągnęło skrajną formę w hitleryzmie, ale jest
również istotą koncepcji panujących w innych krajach tota
litarnych. G r u p y rządzące w tych krajach zachowują się
i postępują tak, jakby niczego dotąd w dziedzinie życia spo
łecznego i politycznego nie wymyślono. Nie wdając się
w oceny etyczne takiej postawy, trzeba tylko zwrócić uwagę
n a jej anachronizm.
Widocznie jednak praktyczna realizacja takich koncepcji,
długotrwałe wprowadzanie ich w życie przy użyciu siły,
powoduje nic tylko opór społeczny i odrzucenie, ale rów
nież rosnące uświadomienie sobie przez ludzi (jedni są tego
rzeczywiście świadomi, inni jedynie zaczynają to dotkliwie
odczuwać), jak ważne i cenne są pewne reguły gry, jak nie
odzowna jest ochrona pewnych wartości, jak potrzebny jest
pewien poziom kultury politycznej. Ten, kto się sparzył -
dmucha na zimne; ten, kto długo żył pod polityczną opresją
- nauczył się cenić instytucje demokratyczne i jest mniej
podatny na pokusy koncepcji totalitarnych, koncepcji
wojny domowej. Bywa, że ta odczuwana przez ludzi
potrzeba jasnych i uczciwych reguł gry przemienia się
w prawdziwą obsesję.
I tak właśnie, j a k sądzę, dochodzi do zjawiska, które
zadziwia intelektualistów, a często jest nie do pojęcia dla
polityków - tego mianowicie, że społeczeństwa, które długo
113
wychowywano w kulcie siły i w pogardzie dla „wiecowa
nia", potrafią, gdy nadarzy się po temu okazja, bardzo
prędko i sprawnie zorganizować swe życie publiczne na
innych zasadach, bardziej zgodnych z tym, do czego ludzie
doszli w ciągu wieków na drodze prób, błędów, poszuki
wań, rozczarowań i wciąż odradzających się nadziei. Na
drodze stopniowego rozwoju, umacniania i doskonalenia
kultury politycznej.
Myślę, że jest to lekcja dająca wiele do myślenia, a jest ona
przecież całkiem sprzeczna z potocznym rozumieniem
zjawisk.
przegląd
powszechny 1'84
114
Andrzej Osęka
Przestrzeń cmentarzy
W czasach, kiedy pamięć o przeszłości rwie się i jest zry
wana, zastępowana rytualnymi obchodami wybranych
rocznic, wielkim przeżyciem staje się pójście na stary cmen
tarz, taki jak na Bródnie, a zwłaszcza na Powązkach.
Cmentarze nazywano miastami zmarłych, kiedy indziej
ogrodami pamięci. Przypominają trochę te parki osiemna
stowieczne, w których odnajduje się wśród zieleni małą
architekturę wspomnień i westchnień: fragment rzymskiego
akweduktu, grecką świątynkę, basztę średniowiecznego
zamczyska. Może to być również sarkofag przewieziony ze
starej nekropoli albo fantastyczny grobowiec.
Na cmentarzu jednak wszystko jest prawdziwe: mauzo
lea, pomniki nagrobne, nawet te o najbardziej niezwykłych
kształtach, odnoszą się do konkretnych ludzi, konkretnego
czasu. Rzeczywiste są daty śmierci, imiona i nazwiska zmar
łych. Skąpe słowa: nauczyciel, aktor, inżynier, wdowa po...
- mają tu ogromną pojemność, streszczają czyjeś biografie,
określają role społeczne. Czytamy je - same, bądź też dopeł
nione krótkimi prośbami o pamięć, tak jak byśmy wyma
wiali imiona na apelu, czując, że bierzemy udział w wielkim
obrządku. Bo to właśnie czynimy, przechodząc alejami
cmentarza. Nie tylko oddajemy hołd zmarłym, lecz również
wespół z nimi i z żyjącymi odtwarzamy w wyobraźni kształt
historii.
Chodzi tutaj o historię wypełnioną ludźmi, spersonalizo-
waną, nie zredukowaną do haseł, wydarzeń, przełomowych
dat. Dzieje powszechne, powstania, wojny - wszystko to
pozostaje w domyśle, na drugim planie, jako płaszczyzna
odniesiona dla ludzkich losów. Poległy w roku osiemna
stym, dwudziestym, trzydziestym dziewiątym przestaje być
dla nas anonimowym uczestnikiem wydarzeń, gdy na
czyimś rodzinnym grobowcu znajdujemy jego imię: istnieje
jako ktoś wyrwany kiedyś z rodziny, z życia.
Kult przodków w różnych cywilizacjach, religiach, w róż
nych sytuacjach historycznych może wyglądać rozmaicie
115
i nie czuję się uprawniony, by pisać tu o nim zbyt wiele,
wnikać w istotę jego obrządków. Chciałbym tylko zwrócić
uwagę na kilka spraw, które być może we wspólną, jedną
sprawę wcale się nie układają.
U Wergiliusza istniał w opisie Arkadii grobowiec Daf-
nisa; pasterze ze słynnego (opartego na Wergiliuszu) obrazu
Poussina odcyfrowują na nim napis: Et in Arcadia ego... - co
miałoby zapewne znaczyć: / ja (żyłem) w Arkadii, i co
w każdym razie uczeni określają jako temat «vanitas» -
przestrogę o marności życia doczesnego, przypomnienie
śmierci.
Otóż nie sądzę, by ludzie odwiedzający groby na Bródnie,
Powązkach, widzieli w nich taki właśnie motyw «mar-
ności». Grobowce, groby, mogiły - kamienne, murowane,
porośnięte trawą - odczytujemy jako przesłanie dumne
i jako obecność zmarłych w przestrzeni dzisiejszego także
świata. W idealizującej przeszłość wyobraźni skłonni
jesteśmy w każdym takim grobie widzieć dopełnienie życia
godziwego, ułożonego solidnie według wzorów, które daw
niej tak dobrze znano i rozumiano. Na cmentarze idziemy
więc nie po to tylko, by wspomnieć tych, co odeszli z życia,
by poczuć i wyrazić żal; idziemy tam także, by się umocnić
chwilą skupienia, przywołaniem pamięci.
Jest to także obcowanie z tradycją naprawdę ciągłą, bez
luk, białych plam. Tradycje rodzinne widoczne są tu, wypi
sane na kamiennych płytach. Daty śmierci - to zarazem
często daty historyczne. Wiele się można dowiedzieć z tego,
kiedy kto zmarł i w jakim wieku, zwłaszcza że są tu nieraz
i całkiem wyczerpujące komentarze. A więc czytamy
w tych nagrobkach - jak się ogląda albumy starych fotogra
fii; z imion, twarzy, symbolicznie i skrótowo wyrażonych
uczuć prywatnych wyłania się coś wszystkim nam wspól
nego. Nie jest to na pewno doktrynalna, ideologiczna wizja
dziejów, gdzie najważniejsze są tendencje rozwojowe
i walka grupowych interesów, jest to natomiast czas odmie
rzany zawsze w jeden sposób: życiem ludzi, datami naro
dzin i śmierci.
Historia z tych cmentarzy nie kłamie. Ludzie wyrwani
z dziejów - tutaj są. Skazani na zapomnienie - tutaj tym
bardziej skupiają na sobie myśl przybywających. Widać to
po ilości zapalonych lampek, po biało-czerwonych szarfach
116
i sztandarach. Tabliczki naprowadzają na trudne do odna
lezienia ślady, kierują od grobu do grobu. W tych specjal
nych pielgrzymkach przybyli pozostawiają często znak swej
obecności i swego poczucia wspólnoty: wiązankę kwiatów,
kartkę z paroma słowami, tarczę szkolną.
Te miasta zmarłych mają własne dzieje bieżące: pewne
mogiły stają się nagle bardziej aktualne od innych, bardziej
kolorowe, obłożone kwiatami. Przed mogiłami, wokół któ
rych dawniej modlono się cicho i w poczuciu niebezpieczeń
stwa, ustawiają się nagle - jak w przypadku bohaterów
powstania warszawskiego - honorowe warty.
Wiemy, że Powązki są zabytkiem, jednym z najciekaw
szych jakie ma Warszawa. Rzeźby, płaskorzeźby, mauzolea,
płyty nagrobne - to układające się w chór a czasem i wyry
wające z chóru głosy o śmierci, opłakiwaniu, wierności,
pamięci. Wizerunki poważnych mężczyzn, dostojnych
matron, wyprostowanych oficerów, chłopców w krótkich
spodenkach, dziewczyn z rozpuszczonymi włosami, dziew
czyn ściskających w ręku powstańczy pistolet - mieszają się
z postaciami alegorycznymi, wcieleniami żalu, męstwa,
heroizmu - to znów z figurami aniołów lub przywołaniem
bólu Madonny czy też męki Chrystusa. Ważniejsze od
poziomu artystycznego (wysokiego w wielu przypadkach)
jest to, że rzeźby i architektura są tutaj tak różnorodne, tak
prawdziwe w uczuciach i otwarte w konwencjach. Obok
dzieł profesjonalistów są tutaj rzeźby naiwne, obok staran
nie dobranych i solidnie utrwalonych słów - tabliczki z tek
stami prościutkimi lub wylewnymi, nieopanowanymi
w wyrazie. Wszystko to tłoczy się, wzajemnie potęguje, jak
domy w starym mieście, różnorodne, bogate w kształcie,
gadatliwe w ornamentyce i symbolice, a przecież stano
wiące harmonijną całość.
Uliczki w tych cmentarzach, przecinające się rytmicznie
pod kątem prostym, dzielą przestrzeń na regularne kwatery.
Mimo to przestrzeń nie staje się nigdzie monotonna. Dzięki
podobnemu usytuowaniu w szeregach tym bardziej dostrze
ga się indywidualny wyraz każdego grobu, rozróżnia przejś
ciowe style epoki. W architekturze tej obowiązuje przecież-
wynika z jej natury - powściągliwość, choć nie brak tu
zaskakujących efektów rzeźbiarskich, i czasem żal zamienia
się niemal w głośne wołanie. Trudno tu zresztą mówić wyłą-
117
cznie o rzeźbie i architekturze, o elementach trwałych
powązkowskiego cmentarza: czerń i szarość żelaza i ka
mieni gęsto pokryte są teraz - w dni wokół Wszystkich
Świętych - kwiatami, wstążkami, lampkami o kolorowych
szkiełkach.
Zawsze zresztą na naszych cmentarzach jest ruch; ludzie
przychodzą tu chętnie nie tylko z powinności wobec oby
czaju, lecz także by pobyć w odświeżającym ducha świecie,
którego nie dotknęły szarzyzna i monotonia, który ustrzegł
się urzędowej nomenklatury w napisach, wizerunkach,
rytuałach. Niejedno osiedle ze standardowymi blokami
o standardowych oknach wydaje się bardziej martwe niż te
miasta umarłych, poprzerastane zielenią, obsypane kwia
tami, ludzkie w swobodnym wyrażaniu uczuć, i tak nieska
żone w swej prawdziwości.
przegląd
powszechny 1'84
118
Matka Maria
Na ekrany kin w Polsce wszedł niedawno niezwykły w swym
rodzaju film radziecki „Matka Maria" w reżyserii Siergieja Koło-
sowa. Niezwykłość tegó,:obrazu polega na tym, że dotyczy on
postaci emigrantki, mniszki rosyjskiej, Jelizawiety Juriewny
Pilenko, primo voto Kuzminy-Kurawajewej, secundo voto Skopco-
wej i - aby niezwykłość tę spotęgować - wnuczki carskiego gene
rała i żony oficera wranglowskiego. Choć ten niecodzienny
produkt kinematografii radzieckiej pokazuje heroizm matki Marii,
nie jest wolny od uproszczeń. Nie podejmując dyskusji z filmem,
którego największym walorem jest niezwykłość tematu, chcemy
pokazać osobowość samej bohaterki -
MATKI MARII.
Bogoiskatielstwo...
Liza Pilenko urodziła się w Rydze 20 grudnia 1891 r. w rodzinie
ziemiańskiej. Wczesne dzieciństwo upłynęło jej w czarnomorskim
mieście Anapa, gdzie jej ojciec był burmistrzem. Pilenkowie, mimo
luksusu materialnego, wychowywali surowo swoje potomstwo,
Lizę od dzieciństwa pociągało misterium wiary objawiające się
u niej w głębokiej, dziecięcej pobożności i emocjonalnym pragnie
niu ofiary aż do męczeństwa.
Jeszcze przed 1905 r. Pilenkowie przenieśli się do Petersburga"
gdzie Jelizawieta ukończyła gimnazjum i zaczęła' uczęszczać na
kurs bestużewski, jak nazywano uniwersyteckie studium filozofii
dla kobiet. Interesowała się też prawem, teologią, a zwłaszcza
teozofią.
„...uciekaj od nas!"
W Petersburgu Jelizawieta należała do elity przedrewolucyjnej
stolicy Rosji. Związana była ze środowiskiem poetyckim „akmei-
stów" - z Achmatową, Błokiem, Bierdiajewem, Rozanowem i in
nymi pisarzami; uznawana była jako utalentowana, debiutująca
poetka. Dekadencki styl życia niszczył wrażliwe osobowości i pod
wpływem tego dramatycznego uwikłania petersburskiej bohemy
Błok skreślił do Jelizawiety słowa: Jeśli jeszcze możesz, uciekaj od •
nas! I rzeczywiście, z kręgu tych przyjaźni zaczęła się ona wyry
wać, tym bardziej że pociągały ją problemy filozofii religii.
Wówczas nie miała jeszcze - jak sama to wyraziła - łaski wiary,
a jedynie jej silną wolę.
119
W środowisku petersburskich dekadentów poznała swego męża,
Dymitra Kuzmina-Kurawajewa, człowieka o poglądach lewico
wych, ledwie co zwolnionego z więzienia. Jelizawieta miała na
dzieję, że przez małżeństwo zdoła go przywrócić normalnemu
życiu, lecz to był jej życiowy błąd. Nieudane małżeństwo po trzech
latach, w 1913 r., przed urodzeniem córki Gajany, rozpadło się.
Jelizawieta wyjechała z Petersburga bezpośrednio po „rozwodzie"
(w cerkwi jest to zdjęcie błogosławieństwa).
To doświadczenie życiowe - rzecz paradoksalna - zbliżało ją do
Chrystusa. Zdążała do Niego ostrożnie, jakby bała się lub nie była
pewna swego wyboru. Żyła nadzieją...
Rewolucja marcowa 1917 r. w Rosji uświadomiła jej wagę prob
lemów społecznych - choć radykalizm Jelizawiety wyrósł z ducha
Ewangelii - i zawiodła ją do partii rewolucyjnych socjalistów, tzw.
eserów. Po rewolucji listopadowej związana była z podziemiem
eserowskim w Moskwie. Kiedy znalazła się na terenach zajętych
przez „białych", została aresztowana za „bolszewizm" i posta
wiona przed sądem wojennym, któremu przewodniczył Ganił Jer-
mołajewicz Skopców, późniejszy mąż Jelizawiety. Otrzymała
„wyrok" dwóch tygodni aresztu.
Z tego okresu pochodzą profetyczno-katastroficzne wiersze i
szkice ascetyczne. Chcę się lulać po świecie i krzyczeć: Czyńcie
pokutę, przybliżyło się Królestwo niebieskie... Jesteśmy wezwani do
duchowego ubóstwa, do prześladowania, do zniewagi, bo takie jest
nasze powołanie...
Ciernie emigracji
Wojna domowa wyrwała wielu Rosjan z kraju; wyjechali z na
dzieją, że gdzieś przeczekają rewolucyjny chaos. Europa nie była
przygotowana na przyjęcie tysięcy wyobcowanych z ojczyzny
i wieie lat musiało upłynąć, by emigranci zapuścili korzenie w no
wym świecie.
Jelizawieta z mężem, matką i trojgiem dzieci (poza Gajaną miała
z Dąniłem Nastię i Jurę) przez Gruzję, Konstantynopol, Belgrad
dotarła do Paryża w 1923 r. Początek drogi był koszmarem, z. któ
rego nie mogli się otrząsnąć jeszcze długo. Pobyt we Francji nie
oznaczał stabilizacji. Jelizawieta, wyniszczając oczy, ślęczała nad
szyciem i wyrobem lalek. Sytuacja rodziny poprawiła się dopiero
wtedy, gdy mąż Danił został szoferem. Zły los jednak nie ominął
ich. Niespodziewanie w 1926 r. zachorowała córka Nastia i przez
dwa miesiące gasła. Obrazem cierpienia Jelizawiety są jej rysunki
umierającej dziewczynki i wiersze targanej bólem kobiety.
Z tej tragedii Jelizawieta wyszła dziwnie uduchowiona; żyła
coraz bardziej w innym wymiarze... Miała 34 lata, przed nią było
120
dalszych 19.1 kolejne ciosy... W 1936 r. zmarła w Moskwie,dokąd
pojechała z Paryża, 23-letnia córka Gajana. Zaraziła się tam tyfu
sem. To był kolejny wstrząs duchowy dla matki.
«Zniwo Dnicha»
[ ] [Ustawa o kontroli publikacji i widowisk z 31 VII
1981 r. art. 2, pkt 3 (Dz.U. nr 20 poz. 99, zm. 1983 Dz.U, nr 44,
poz. 204)].
Jelizawieta Skopcowa zaangażowała się w pracę; otrzymała
misję na kilka środowisk pozaparyskich, gdzie przebywali emi
granci ze Wschodu. Im bardziej poznawała los dzikich dzieci mojej
Rosji, jak nazywała tych wegetujących rodaków, tym bardziej
dążyła do tego, by wyrwać ich z alkoholizmu, narkomanii czy
odwieść od samobójczych myśli. Często ...nieoczekiwanie zmienia
łam się w spowiednika. Od pierwszego spotkania zawiązywały się
szczere rozmowy o życiu emigranckim lub minionym... ludzie chcieli
wywnętrzyć się, opowiedzieć o jakimś ciężkim zmartwieniu, które
latami ciążyło ich sercu, albo o wyrzutach sumienia, które dławiły
ich. W takich ciężkich warunkach o wierze w Boga, o Chrystusie,
o Kościele mówić byłoby nadaremnie, bo trzeba im nie kazania
religijnego, a czegoś zwykłego - współczucia. Tak pisała sama.
Coraz bardziej żyła dla innych, podporządkowując temu celowi
sprawy osobiste i rodzinne. W 1927 r. wyszedł jej zbiór poezji
«Zniwo Ducha», świadectwo wiary, nadziei i miłosierdzia.
Skopcówowie od 1927 r. żyli właściwie w separacji, choć kontakt
utrzymywali stały. Byl to skutek nowego powołania Jelizawiety.
Skopcow nie był zbyt zachwycony, ale godził się z wyborem żony,
która pragnęła pójść prawdziwą i oczyszczoną drogą, jak mawiała
o życiu mniszym. Kanoniczne komplikacje zostały usunięte wed
ług przepisów prawa kościelnego, obowiązującego od czasów cesa
rza Justyniana. Jelizawieta stanęła wobec możliwości spełnienia
młodzieńczego pragnienia - wstąpienia do klasztoru.
Mniszka - nie mniszka; „mój czyn jest niczym"
W marcu 1932 r. Jelizawieta złożyła śluby monastyczne
w cerkwi siergiejewskiej przy paryskim Prawosławnym Instytucie
Teologicznym. Kiedyś nie mogła przełamać oporu matki i poświę
cić się służbie Bogu i dopiero na emigracji zrealizowała swój za
miar. Została mniszką; jej nowe imię brzmiało - matka Maria.
Myślała o powrocie do Rosji i pracy misyjnej na Syberii, podczas
gdy metropolita Jewłogij miał nadzieję, że matka Maria założy na
emigracji nowy klasztor. W tym celu była na Łotwie i w Estonii.
121
Do niej jednak przemawiały przede wszystkim możliwości pracy
charytatywnej.
Niewielkimi środkami materialnymi udało się matce Marii
otworzyć w Paryżu dom-schronisko dla biedaków. Zatrzymywali
się tam włóczędzy i bezrobotni, żywili się najbiedniejsi. Wkrótce
budynek, mogący pomieścić ledwie kilkadziesiąt osób, okazał się
zbyt ciasny i poszukano innego, większego.
Rosyjską mniszkę doskonale znaii wszyscy paryscy hurtownicy
i handlarze. Słabowita kobieta w połatanym habicie - obuta
w zniszczone męskie trzewiki - niemal codziennie taszczyła na
plecach worek z darowaną żywnością. Później ktoś podarował jej
wózek. W wyglądzie matki Marii nie było siadu urzekającej poetki
i eleganckiej ziemianki...
Mimo ofiarnego zaangażowania spotykały ją wymówki, gdyż
dla niej modlitwy liturgiczne były na drugim planie, a częsta nie
obecność na nabożeństwach powodowała, że wypowiadano o niej
kontrowersyjne sądy. Chciano, by była wszędzie, a jej obowiązki
przekraczały możliwości jednego człowieka. Praca była jej mod
litwą. Powtarzała - niby dewizę życiową - słowa: mój czyn jest
niczym.
„Zmęczyć się aż do wyniszczenia"
Była niezmordowana w poświęcaniu się dla drugich. Stale tro
piła wegetujących na obrzeżach miast rodaków, opiekowała się
bezdomnymi, włóczęgami, zrozpaczonymi i neurastenikami. Ścią
gała wielu ludzi do swego schroniska, gdzie wnosili nieraz rażące
zwyczaje, a niekiedy odpłacali niewdzięcznością. Ale matka Maria
potrafiła usprawiedliwić nawet jawne oszustwa i kradzieże.
Emigracji rosyjskiej rzuciła „ideę społeczeństwa misyjnego"
i w efekcie jej zabiegów powstała organizacja pod nazwą „Prawos-
ławnoje Dzieło" - samorządna, niezależna od hierarchii cerkiew
nej, mająca cele społeczne, religijne i kulturalne. Matka Maria
stanęła na czele Dzieła ze swoim ideałem religijno-moralnym:
Człowiek jest świątynią Ducha Świętego i niezniszczalnym obrazem
Boga.
„Jeślibyśmy byli prawdziwymi chrześcijanami, wszyscy byśmy nosili
gwiazdy"
Przeczuwała wojnę i wiele nieszczęść; żyła apokalipsą. Ale nie
myślała, by schronić się w bezpiecznym miejscu. Jeżeli chciała się
gdzieś przenieść, to tylko do ojczyzny. Gdy zaczęła się wojna
niemiecko-rosyjska, bolała nad oceanem przelanej krwi. Opubliko
wała w odpowiedzi na nazistowską „krucjatę" antykomunistyczną
122
list do żołnierzy francuskich pochodzenia rosyjskiego, walczących
u boku Niemców.
Kiedy zaczęły się masowe prześladowania Żydów francuskich,
matka Maria wystawiała im fałszywe dokumenty, wielu ukrywała,
słała paczki do gett i obozów, wykradała Niemcom dzieci żydow
skie. Współpracowała z francuskim ruchem oporu. Kiedyś powie
działa: Jeślibyśmy byli prawdziwymi chrześcijanami, wszyscy byśmy
nosili gwiazdy. A właśnie Żydów hitlerowcy napiętnowali „gwiaz
dami syjońskimi". Dla matki Mani świadectwem miłości bliźniego
byłaby fizyczna tożsamość z cierpiącymi prześladowanie.
Męczeństwo; Jestem s i k a i mocna"
W 1943 r. Niemcy postanowili zlikwidować „Prawosławnoje
Dzieło". W czasie nieobecności matki Marii gestapo przeprowa
dziło w schronisku rewizję i aresztowało jej syoa. Jurę Skopcowa.
Miał być zakładnikiem za matkę, "lecz po jej uwięzieniu nie wypu
szczono go.
21 kwietnia 1943 r. wywieziono matkę Marię z fortu Romenville
do obozu w Compiegne. Tam ostatni raz widziała Jurę. Zginął
później jako więzień obozu koncentracyjnego Dora.
Ona znalazła się w Fiihrstenberg, podobozie Ravensbrück.
Postawą dodawała otuchy współwięźniarkom; była ciepła, serde
czna, troskliwa, potrafiła umiejętnie likwidować zadrażnienia i an
tagonizmy. Dla młodocianych była prawdziwą matką. „Była naszą
oazą po strasznym dniu" - wspomina Jacqueline Perrin. Czyty
wała im Pismo Św., organizowała wspólnotowe modlitwy.
Ale każdy miesiąc pobytu w kacecie odbijał się na jej stanie
fizycznym; puchły jej nogi i ledwie nimi powłóczyła. Z końcem
1944 była u kresu sił. Kilka miesięcy wcześniej bliscy w Paryżu
otrzymali od niej wiadomość: Jestem silna i mocna.,., ale dodała po
rosyjsku: Zrobiłam się staruchą.
W styczniu 1945 r. wśród wyselekcjonowanych więźniarek zna
lazła się i matka Maria; całą grupę przeniesiono do tzw. nowego
obozu, gdzie miały oczekiwać kolejki do komory gazowej. Prze
żyła tam, w przerażających warunkach, całe pięć tygodni. Stan
zdrowia „matuszki" - bo tak nazywano ją w lagrze - wyraźnie się
pogorszył; unieruchomiły ją ataki wątroby, wyniszczała dyzente-
ria. Nie straciła jednak ducha i żartowała z własnego wycieńczenia.
W tym czasie zdołała wyhaftować wizerunek Matki Bożej trzy
mającej zdjętego z krzyża Chrystusa. Haftowała i wcześniej -
wymieniając chleb na nici. Z obozowych „ikon" ocalała tylko jej
Matka Boska Łaskawa.
„Matuszka" wróciła z „nowego obozu", ale tylko połową życia.
Nawet funkcyjne nie zabraniały ukrywać jej przed kolejnymi selek-
123
cjami. W Wielki Piątek 1945 r. wybiórka była niespodziewana.
Prawdopodobnie esesman Schwarzgruber, dokonujący selekcji
ominął ją, wszakże matka Maria - widząc przerażenie wybranych
na śmierć - dołączyła do nich.
W ostatnich godzinach życia pozbawiono ją jedynego kontaktu
z otaczającym światem - okularów. Ślepa i bezbronna niemal
pełzła. 31 marca 1945 r. - w Wielką Sobotę, w przeddzień Paschy
(według kalendarza prawosławnego) - matka Maria, nr 19263,
zakończyła ziemską pielgrzymkę w komorze gazowej. Jej zwłoki
spalone w krematorium wraz z innymi prochami rozsypano po
zboczu schodzącym do pobliskiego jeziora. W dwa dni później
Czerwony Krzyż objął opieką więźniów z. Francji.
Wiesław Jan Wysocki
przegląd
powszechny 1'84
124
Modlitewnik
z 1863 roku
Literatura religijna w Polsce była
i nieustannie jest przedmiotem wielu,
bardzo nieraz szczegółowych i czę
stokroć prawdziwie cennych badań.
Niczego dziwnego w tym nie ma,
skoro w dziejach kultury polskiej
Kościół odegrał tak ogromną rolę.
Wiemy więc o dziejach polskiej litera
tury religijnej bardzo wiele i dysponu
jemy antologiami oraz opracowania
mi naukowymi naświetlającymi sze
roki zakres problemów. Mijałoby się
z celem pełne dowodzenie prawdzi
wości tych słów i prezentowanie -
choćby w skrótowym zarysie - tak
zwanego stanu badań. Jego przedsta
wienie wymagałoby zresztą napisania
obszernej książki. Ograniczyć się
zatem wypadnie do wskazania paru
charakterystycznych przykładów,
przypominając, że Aleksander Brück
ner napisał monumentalną Literaturę
religijną w Polsce średniowiecznej (trzy
tomy, 1902-1904), że Karol Meche-
rzyński już w r. 1864 wydał Historię
wymowy kaznodziejskiej w Polsce, że
Kazimierz Kolbuszewski opracował
świetną Postyllografię polską XVI
i XVII wieku (1921), że liczne są
zbiory pieśni religijnych i równie
liczne są o nich studia, że przedmio
tem penetracji badaczy były kolędy
i literatura pasyjna. Natomiast poza
naukowymi, historycznoliterackimi
i księgoznawczymi zainteresowania
mi pozostały m o d l i t e w n i k i , te więc
książki, o których bez przesady po
wiedzieć można, iż współtworzą co
dzienność treści najszerzej rozumia
nego życia religijnego. Bodaj tylko
najdawniejsze, rękopiśmienne modli
tewniki polskie, takie jak Modlitewnik
dla kobiet zwany też Modlitewnikiem
Ptaszyckiego (ok. 1530-1550), Modli
tewnik Nawojki z końca XV wieku,
Modlitewnik siostry Konstancji (XV-
XVI wiek) czy tzw. Modlitewnik Wła
dysława Warneńczyka z końca XV
wieku doczekały się pewnej liczby
opracowań jako dzieła wchodzące do
szeroko rozumianego korpusu daw
niejszych zabytków piśmiennictwa
i języka polskiego. A przecież po
upowszechnieniu się druku książki do
nabożeństwa, zbiory modlitw, czyli -
modlitewniki - stały się najliczniej
drukowanymi książkami. Powstawa
ło ich ogromnie wiele, a co charakte
rystyczne, były to zazwyczaj dzieła
anonimowe i trud ich autorów (czy
często kompilatorów) pozostając
w ukryciu dawał im jeno chwałę przed
Panem. Ale był to trud owocny także
w sensie i wymiarze ludzkim, jak
bowiem wspomniałem, były modli
tewniki zbiorami współkształtujący
mi treść życia religijnego, a zatem
stanowiły także ważki czynnik kształ
tujący ludzkie postawy i charaktery.
W codziennym życiu rodzin spełniały
modlitewniki rolę przynajmniej tak
samo ważną jak Biblia i postylle, zaś
znamiennym dowodem takiej ich
ważności bywało nieraz, że na ich
kartkach zapisywane były najważniej
sze wydarzenia rodzinne i wypisy
wani byli zmarli, o których chciało się
w modlitwie pamiętać. Lecz rzecz nie
tylko w tym - wystarczy przypomnieć
książki
125
różne „śpiewniki kalwaryjskie", by
uprzytomnić sobie, że modlitewniki
odgrywały istotną rolę w kształtowa
niu pewnych szczególnych postaci np.
kultu maryjnego czy kultu pewnych
świętych. W tych jednak wypadkach
pozostajemy w sferze samych tylko
domysłów, chociaż stopień prawdo
podobieństwa jest niezwykle wysoki.
Równie wysoki jest także stopień
prawdopodobieństwa, gdy idzie o in
ne aspekty roli spełnianej przez modli
tewniki, które były ważkim czynni
kiem w walce o zachowanie polskości
na terenach wynaradawianych.
Modlitewniki polskie w takiej sze
rokiej skali przedmiotem osobnych
badań do tej pory bodaj nie były.
Umknęły jakoś uwagi historyków lite
ratury, którzy musieliby w nich zoba
czyć szczególną odmianę popularnej
literatury religijnej, umknęły uwagi
księgoznawców - a mogą być dla nich
osobliwie wdzięcznym przedmiotem
badań jako w szczególny sposób
układane zbiory tekstów, a także -
0 ile wiem - nie zostały dostrzeżone
1 w pełni docenione przez historyków
życia religijnego. Nie dysponujemy
nawet żadną bibliografią, która by
ilustrowała ilościowo cały ten prob
lem i stanowiła podstawę do dalszych
badań. Utyskiwania te nie oznaczają
wcale, by rzecz była prosta. Wręcz
przeciwnie. Rzecz wymaga bardzo
starannych przemyśleń metodologi
cznych' i wymaga znalezienia odpo
wiedzi na pytania, jak je badać, czego
w nich szukać, do jakich celów dążyć.
Być może uwagi sformułowane powy
żej mogą stanowić coś w rodzaju
sugestii wskazujących owe kierunki
badania, co przecież nie znaczy, by
sugerowały one sposób postępowa
nia. Teoretycznoiiteracka definicja
modlitewnika mówi, iż jest to „zbiór
modlitw, publikowany osobno w po
staci kodeksu rękopiśmiennego lub
(...) książki do nabożeństwa". Zasadą
organizującą modlitewnik jest zatem
dyrektywa bibliologiczna zbioru. In
na rzecz, że zdaniem Stefanii Skwar-
czyńskiej „zbyt wyraźne i mocne
wiązanie takich układów małych
form, jak ich zbiory, z czynnikami
bibiiologicznymi jest wątpliwe i dy
skusyjne" (tak stanowisko Skwar-
czyńskiej referuje Jan Trzynadlowski,
Małe formy literackie, Wrocław 1977,
s. 131). W tym jednak przypadku
(modlitewnika jako zbioru tekstów)
koncepcja zbioru, choć niezależna od
tych dyrektyw, realizowana jest właś
nie dzięki nim (powtarzam tu stano
wisko J.Trzynadlowskiego). Oznacza
to zatem, że kompozycja koncepcji
modlitewnika jako zbioru tekstów
modlitewnych spełnia swoje zadania
dopiero dzięki czynnikom bibliologi-
cznym, bo przecież dopiero powiele
nie modlitewnika w pewnej liczbie
egzemplarzy i wykorzystywanie go
w identyczny sposób decydują o jego
znaczeniu w życiu religijnym. Przy
kładem nierespektowania tej zasady
bibiiologicznej jest opowiedziana bo
daj przez Tuwima anegdota o babie,
która śpiewała w kościele „iksa, iksa,
dwa kołecki, o Maryjo i to do...",
odczytując jako tekst modlitewny spis
rzeczy, a zatem nie przyporządkowu
jąc się zasadom wyznaczonym przez
specyficzne reguły zbioru tekstów
modlitewnych. Nie ma tu znaczenia
fakt, że dobry Pan Bóg mógł i taką
„modlitwę" przyjąć...
Uznanie dyrektywy bibiiologicznej
za jeden z czynników określających
sposób istnienia modlitewników
uzmysławia, iż w ich odczytywaniu
126
bardzo ważną rolę odgrywać mus; res
pektowanie ram delimitujących uży
wanie. Inaczej mówiąc, użycie modli
tewnika zgodne być musi z nadrzęd
nie (czy apriorycznie?) zleconą mu
funkcją, najczęściej ex press is verbis
nazwaną w tytule. Tak więc „książka
kalwaryjska" pełnię zastosowania
znajdzie (li tylko - czy przede wszyst
kim?) w odpowiedniej sytuacji kulto
wej, czego znów nie utożsamiałbym
z regułami „dobrego modlenia się"
bo o tych w sensie normatywnym
chyba trudno mówić na płaszczyźnie
teoretycznoliterackiej. Co powie
dziawszy zauważam, że więcej jest
w tych uwagach pytań niż konstatacji
pozytywnych.
Ale pytań tych trudno uniknąć.
Trafił do mych rąk wydany skromnie
i anonimowo w roku 1863 modlitew
nik zatytułowany Tarcza polska i opa
trzony podtytułem Zbiór modlitw
i pieśni nabożnych dla narodu pol
skiego (Warszawa 1863, ss. 176, mała
16°). Na odwrocie strony tytułowej
czytam, iż wydany został „Za wolą
i poleceniem ś.p. ks. arcybiskupa
Fijałkowskiego. Warszawa 15 wrześ
nia 1861". Ale książeczka ukazała się
dopiero w r. 1863 - mały dopisek
u dołu tejże strony informuje: „Za
pomocą Boską po usunięciu wielkich
przeszkód ten zbiór dopiero teraz
mogliśmy wydrukować". Ogląd całoś
ci modlitewnika jasno tłumaczy, dla
czego - choć został on w zasadniczym
zrębie ułożony w r. 1861 - mógł się
ukazać dopiero w dwa lata później.
Jest to bowiem modlitewnik patrioty
czny i taki jego charakter akcentuje
nie tylko tytuł. Dowodzi go również
mała winietka zdobiąca kartę tytu
łową, jest na niej szarfa ze słowami
„Za Ojczyznę", jest serce przebite mie
czem otoczone cierniową koroną, jest
krzyż i jest kotwica - są to zatem sym
bole cierpienia i nadziei, tyleż nace
chowane religijnie, co właśnie patrio
tycznie i narodowo..
Na pierwszych stronach modlitew
nika - oznaczonych zresztą oddzielną,
rzymską paginacją - znalazł się Kalen
darz niektórych ważniejszych wypad
ków w Polsce, które święcić należy. On
to, wraz z symbolicznie nacechowa
nym tytułem („Tarcza polska!) i sym
boliką całej strony tytułowej tworzy
wspomnianą dyrektywę bibliologi-
czną dla modlitewnika, stanowiąc
zarazem wskazówkę dla użytkownika
książeczki, kiedy z niej korzystać
powinien - w jakich dniach szukać
w niej odpowiednich modlitw. Domi
nują w tym kalendarzu wydarzenia
niewiele poprzedzające druk modli
tewnika, przede wszystkim tragiczne,
związane z martytologią narodu: „ 14-
15 stycznia. Gwałt poboru wojsko
wego w Warszawie na narodzie Pol
skim przez moskali popełniony 1863
roku"; „25-27 luty. Rzeź w Warsza
wie 1861";' „15 sierpień. Wyrok
śmierci przez szubienicę na Jaroszyń
skim przez moskali w Warszawie
wykonany 1862 roku"; „26 sierpień.
Wyrok śmierci na Rżący i Ryllu
w Warszawie przez moskali wyko
nany 1862". Są w tym kalendarzu
martyrologicznym oznaczone daty
rozbiorów Polski, jest rzeź Pragi w r.
1794, jest stracenie Artura Zawiszy
(14 listopada 1833 r.). Są jednak obok
tych wydarzeń tragicznych także
i daty chlubne umieszczone „ku pok
rzepieniu serc": „uwolnienie więźniów
stanu w Galicji" (19 marca 1848 r.),
oddanie się w opiekę Najświętszej
Panny Królestwa Polskiego wraz.
z Janem Kazimierzem (1 kwietnia
127
1656), jest przypomniane też zwycię
stwo Jana III pod Wiedniem, podob
nie jak cudowna obrona Częstochowy
przed Szwedami. Została także wy
mieniona data początku powstania
w Królestwie Polskim: 22 stycznia
1863 r. Komentarzy ten zestaw nie
wymaga, uprzytamnia on, że pomyś
lany wcześniej jako modlitewnik
patriotyczny, stał się on modlitewni
kiem powstańczym.
Symbolika tytułu objaśniona zos
tała w modlitwie wstępnej (bez tytu
łu), pełniącej w sensie literackim rolę
wstęjpu do całej książeczki: „Wysłu
chaj gorących modłów, Panie, za nie
podległość Polski, Ojczyzny naszej
a służebnicy Twojej - błogosław
nasze rany i pomnażaj je, abyśmy nie
upadali na duchu wobec wrogów
naszych. Hasłem naszym, o Panie,
Krzyż, męczeństwo, wolność i miłość
braterska, a tarczą naszą Imię Twoje,
Imię Syna Twego, Imię Ducha Św.,
Matki Bożej, królowej Polski [...].
Przemień modły i prośby nasze w czyn
dokonany i sądź nas podług myśli,
słów i czynów naszych - chroń nas od
zdrady, wynarodowienia i odszcze-
pieństwa od wiary Ojców naszych".
Na treść modlitewnika składają się
teksty modlitewne specjalnie do niego
napisane, obok tekstów wsześniej-
szych, często cieszących się dużą
popularnością i spełniających ważną
rolę religijną. Przeznaczony widomie
do użytku powszechnego, zawiera on
modlitwy rodzinne (męża za żonę,
żony za męża, ojca za dzieci, modlitwy
wieczorne), ale niezwykłość siły eks
presji zawdzięcza on silnemu zabar
wieniu patriotycznemu modlitewnych
tekstów. Tarcza polska uczy bowiem
gotowości i konieczności ofiary za
Ojczyznę. Że zaś książka w zasadni
czym swym zrębie opracowana była
w okresie przedpowstaniowym, osta
tecznie zaś zredagowana już i wydana
w czasie powstania, przeto owa war
stwa patriotyczna ujawnia się w dwo
jakiej postaci. Z jednej strony modli
tewnik spełnia rolę patriotyczno-reli-
gijno-edukacyjną. polegającą na pod
trzymywaniu wartości narodowych
i religijnych. Znamienny jest pod tym
względem zamykający książeczkę
tekst zatytułowany Do matek polskich
(s. 172-175), zawierający wyraźne
echa romantyczno-mesjaniczne
(„Świętą jest wolą Twoją, aby najszla
chetniejszy na świecie naród, nie
mający grzechów śmiertelnych, oczyś
cił się ze swych błędów, bo wielkie
czeka go przeznaczenie"). Sformuło
wana tu została koncepcja domu
rodzinnego jako ostoi polskości i z nią
związane zostały zadania polskich
matek, tym motywowane, że w ich
rękach „leży cała przyszłość narodu,
bo w waszych rękach spoczywa mło
de pokolenie". Ów program wycho
wawczy polega na dostarczaniu odpo
wiednich wzorów prawych Polaków,
narodowej sprawy męczenników - ich
wizerunki znaleźć się powinny nad
kolebką dziecka obok krzyża, „a po
wieść o ich czynach, poświęceniach
i męczeństwach, niechaj splecie się
ściśle z legendami o świętych pań
skich. Niechaj mu matka krótkimi
a zrozumiałymi słowy opowie bieg ich
życia, ich trudy i cci ich, blizny
w walce za Ojczyznę poniesione, nie
chaj patrzy ze czcią na skute kajda
nami ręce, niechaj zawczasu oswaja
się z myślą, że oswobodzenie Ojczy
zny spod obcego jarzma powinno być
celem jego żywota".
Z tym wątkiem edukacyjnym wido
mie korespondują liczne modlitwy
128
i pieśni pomieszczone w książeczce.
Trudno tu wszystkie wymieniać -
wspomnę, że jest tu Chorał Ujejskiego
(„Z dymem pożarów"), ogromnie
wówczas popularny, że obok pieśni
Boże coś Polskę, podanej w obszernej,
dziesięć zwrotek liczącej wersji, są tu
dwie parafrazy: maryjna (inc. „Matko
Chrystusa najświętsza Maryja! Z ję
kiem przychodzim do Twego ołta
rza...") i stanowiąca modlitwę za
„Matkę Polskę" - z refrenem: „Prze
cież o Panie, nie nad nami Panie! Nad
Matką Polską miej pożałowanie!"
Pieśni patriotyczno-religijnych jest tu
zresztą więcej; by móc coś o nich
powiedzieć, trzeba by badaniami szer
szymi objąć cały repertuar ówczesny,
a rzecz nie jest prosta, skoro w sytua
cji przedpowstaniowej parafrazowane
i aktualizowane były różne teksty
wcześniejsze. Przykładem tego niech
będzie parafraza znanej kolędy (Pan
z nieba i z łona Ojca przychodzi"
z refrenem: „O dajże nam Panie,
niech Polska wstanie!"
Drugie oblicze patriotycznej wy
mowy tego modlitewnika wiąże się
z jego aktualizacją wobec wydarzeń
powstaniowych. Widocznie w ostat
niej chwili przed drukiem opraco
wany wcześniej zbiór został uzupeł
niony o kilka tekstów. Jednym z nich
jest piękny bardzo i ciekawy Głos
Boga do ludu polskiego (s. 102-114),
z którego warto przytoczyć choćby
kilka znamiennych fragmentów:
cześć i chwała Panu nad Pany,
bo naród polski ocknął się z letargu,
z błahego uśpienia uderzył u stóp
ołtarza pokutnym czołem, zrosił
łzami te niwy polsko-Chrystusowe,
policzył ciężkie dni swoje, w modlit
wie śród gradu kul, prześladowań.
męczeństwa, we wszystkich częściach
Polskiej ziemi, podniósł ducha swego
i wyrobił siły swoją wiarą świętą i sta
nął wśród niewoli tak silnie, że
zatrząsł potęgą swoją gmachy ciemię
żących oprawców królestwa Polskie
go, rozmiłował się w Chrystusie i za
pomocą jego wiedzie otwarty bój z ty
ranami swymi. Po tylu modłach i cier
pieniach wysłuchał Pan nad Pany
łkania nasze, bo zsyła nam znowu
męczenników imienia i narodu pol
skiego i daje nam zaszczytnie wy
trwać w krwawej doli naszej. [...]
Idziemy i iść powinniśmy do wol
ności a nie do swawoli. A jedność, to
jedna myśl, jedno słowo, jeden czyn
z góry do dołu i z dołu do góry. Jeden
czyn, to czyn w jednej chwili - takiej
chwili nam potrzeba. Wtedy dopiero
Polskę odbudować możemy własnymi
siłami a siły nasze Bóg wzmocni i po
moc przyśle. Zstąpi z nieba Duch
Boży w widomej postaci. Zwycięzca
zbawiciel... a zstąpi wtedy, gdy cały
naród będzie jako jeden mąż. I tym
zwycięzcą zbawicielem będzie kość
kości naszych, krew krwi naszej. Tak
własnymi siłami Polskę odbudować
możemy, ale kielnią naszą niech
będzie jedność a młotem wytrwałość.
Pijmy tedy do dna ten kielich goryczy.
Bóg nad nami i powie kiedy zamiast
Boże coś Polskę zaśpiewać mamy
Hosanna in excelsis! [...]
Boże Ojcze, któryś wywiódł Lud
Twój z niewoli egipskiej i wrócił mu
Ziemię Świętą.
Wróć nam Ojczyznę naszą! [...J
Wszyscy Święci Opiekunowie Rze
czypospolitej Polskiej,
Módlcie się na nami!
Od niewoli moskiewskiej, austriac
kiej i pruskiej,
Wybaw nas Panie!
129
Przez męczeństwo trzydziestu tysię
cy rycerzy barskich poległych za wiarę
i wolność,
Wybaw nas Panie!
Przez męczeństwo dwudziestu ty
sięcy obywateli Pragi, wyrżniętych za
wiarę i wolność,
Wybaw nas Panie!
Przez męczeństwo obywateli wyr
żniętych w kościołach Oszmiany
i w domach,
Wybaw nas Panie!
Przez męczeństwo żołnierzy po
mordowanych vi Fisza wie przez Pru
saków,
Wybaw nas Panie!
Przez męczeństwo żołnierzy zaknu-
towanych w Kronsztadzie przez Mos
kali.
Wybaw nas Panie!
Przez męczeństwo mężów, żon,
dzieci, ojców i matek brzemiennych
pomordowanych w rzezi r. 1846 za
podu szczenięta Austriaków,
Wybaw nas Panic!
Przez rany, izy i cierpienia jęczą
cych w lochach Sybiru i na stepach
Kaukazu - jako też w więzieniach
moskiewskich, austriackich i prus
kich w Warszawie. Lwowie, Pozna
niu, Kufsztajnie, Sonnenburgu i in
nych miejscach.
Wybaw nas Panie!
Przez krew i męki Konarskich,
Zawiszów, Wołowiczów, Ściegien
nych i tysiaców innych męczenników
polskich, kijawi i kiiutarti zabitych,
po wieszanych i rozstrzelanych,
Wybaw nas Panie!
O broń i orły narodowe,
Prosimy cię Panie!
O śmierć na polv, bitwy,
Prosimy cię Panie! [...]
Ludu Polski! Oto codzienna mod
litwa twoja, codzienny psalm i tarcza
twoja - Bóg przyjmie modły, pienia,
przysięgę i ofiarę taką, b o wszystko
krwią zlane, łzawi i rucczcństwnin
uwieńczone. Trwaj Ludu Polski na
obranej drodze, przelej słowa w czyn
święty, nie splam ani cieniem gnuś
ności czujnego ducha twego, ogrodź
uszy twoje cierniem od podszeptów
złego, a słuchaj tylko głosu Boga
i Pana twego - a będzie nam wolność,
jakiej dotąd nie było na ziemi - i bę
dziemy wszyscy wolnymi i równymi,
że na całej ziemi Polskiej nie będzie
słychać ani głosu pana, ani niewol
nika, ani świstu knuta, ani jęku
męczenników na rusztowaniach i p o
więzieniach: tylko wszędzie śpiewanie
radości i błogosławieństwa, bo na
całej ziemi polskiej wszyscy będą
braćmi po Ojcu Bogu i wszyscy Pola
kami po Matce Polsce".
Z tych i takich słów powstaniowego
modlitewnika czerpali otuchę, na
dzieję i wiarę Polacy przed stu dwu
dziestu laty. Można z jego kart
odczytać polskie nastroje i oczekiwa
nia, daje on świadectwo religijnej kul
tury polskiej i dowody znaczenia oraz
popularności pewnych pieśni: jest naj
prawdziwszym dokumentem ducha
czasu. Ukazanych tu kilką aspektów
jego irsści nie wyczerpuje ca'c.k:i
problematyki (trzeba by cały modli
tewnik przsdrukowiić, by w nclni
zobrazować jego niezwykłą eks
presję). Tu przedstawiony on został
w oderwaniu od innych tego rodzaju
dokumentów swojej epoki - a prze
cież nie ulega wątpliwości, że Ta>'?a
polska jest jednym tylko ogniwem
w bogatej tradycji polskich modlit sw~
ników. Istnienie tej tradycji jest fak
tem niewątpliwym, tyle że niewiele
o niej wiemy. Wiedząc sporo o róż-
130
nych formach polskiej religijności
w rzeczywistości zarazem nie wiemy,
jak modlili się dawniej Polacy - choć
przecież wiemy, że cytowane wyżej
fragmenty sparafrazowanej Litanii
Pielgrzyma krążyły w odpisach i pow
tarzane były w czasie wieczornej
modlitwy w polskich domach. Siostra
poety Michała Jezierskiego Modlitwę
Pielgrzyma Mickiewicza i fragmenty
tej litanii wpisała do swego zeszytu
właśnie w r. 1862. To jeszcze jeden
dowód, że o dawnych drukowanych
i rękopiśmiennych polskich modli
tewnikach warto i trzeba pamiętać...
Jacek Kolbuszewski
R y s z a r d B e n d e r
Ksiądz
Karol Mikoszewski
(X. Sykstus) 1832-1886
Członek Rządu Tymczasowego
Narodowego 1863
emigrant, zesłaniec
Warszawa 1982. ss. 251
Łuny pożarów, szczęk oręża i od
głosy toczących się walk na ziemiach
zaboru rosyjskiego tworzyły .atmos
ferę grozy i niepewności o los toczą
cego się powstania narodowego, które
przecież w. swym wyniku miało przy
nieść korzystne zmiany społeczno-
-gospodarcze i polityczne w życiu mie
szkańców nie tylko tej dzielnicy, ale
całej Polski. Powstanie styczniowe
z Rządem Narodowym i programem
działania budziło nadzieję na -lepsze
jutro umęczonego pod zaborami na
rodu. Ewolucja, jaka dokonała się
w umysłowości i świadomości naro
dowej Polaków w okresie między
powstaniem listopadowym a stycz
niowym, znalazła odzwierciedlenie
w składzie społecznym uczestników
powstania. W jego szeregach licznie
były reprezentowane niemal wszyst
kie warstwy społeczne - od szlachty,
wyższych grup mieszczańskich idrob-
nomieszczańskich, po chłopstwo
i różne kategorie wyrobników. Du
chowymi przewodnikami, ale często
i strategicznymi, w okresie tego olb
rzymiego zrywu wolnościowego byli
duchowni - diecezjalni i zakonni.
O jednym z wielu kapłanów-
-bojowników, biorących udział
w powstaniu styczniowym, księdzu
Karolu Mikoszewskim, chcemy wspo
mnieć z okazji ukazania się obszernej
monografii książkowej o nim Ryszar
da Bendera. Prof. Bender zajmuje się
m.in. badaniem epoki powstania sty
czniowego i ruchu chrześcijańsko-
społecznego w Polsce pod zaborami.
Jest autorem licznych książek oraz
rozpraw i artykułów naukowych z te
go zakresu.
Karol Mikoszewski urodził się
w 1832 roku w Warszawie. Szkołę
średnią ukończył w roku 1847. Wstą
pił do Seminarium Duchownego Św.
Krzyża w Warszawie. Niedługo
przebywał w seminarium. Skierowa
no go od razu na studia wyższe
w Akademii Duchownej w Warsza
wie. Zawdzięczał to «własnej pracy,,
zdolnościom i pobożności". Nauko
wa atmosfera panująca w Akademii,
bogato wyposażona biblioteka, nau
czanie języków starożytnych (łaciny,
greki i hebrajskiego) oraz nowożyt
nych - wszystko to było silnym bodź
cem w pracy studentów Akademii,
w której studiowało wiele <«młodzieży
myśiącej», skłonnej również do kryty
cznego ujmowania spraw wiary. Mi
koszewski. kształtując swoją osobo
wość i poglądy na roię w życiu
człowieka i kapłana, zapałem i gorli
wością w służbie Bogu i bliźniemu
wysuwał się na czoło wśród kolegów.
Na studiach teologicznych intereso
wał się najbardziej prawem kanonicz
nym.
Święcenia kapłańskie przyjął w dniu
28 marca 1855 r., w dzień św. Syk
stusa. Imię to stało się jego pseudoni
mem podczas działalności spiskowo-
-konspiracyjnej. Święceń udzielił mu
bp Antoni Fijałkowski, przyszły
metropolita warszawski.
Ks. Mikoszewski został wikariu
szem w parafii św. Aleksandra w War
szawie. Całą duszą oddał się pracy
duszpasterskiej. Obok czynności litur
gicznych ważne znaczenie miał dla
niego kontakt «ze wszystkimi klasami
ludzi», szczególnie z najniższych
warstw społecznych, którym starał się
nieść słowa duchowej otuchy.
Szerzące się pijaństwo wśród zna
cznej części ubogiej ludności stolicy
napawało go niepokojem. Ks. Miko
szewski rozpoczął intensywną pracę
nad wykorzenieniem tego poniżającego
ludzkość nałogu. Kazania wygłaszane
na ten temat, w kościele św. Alek
sandra na Placu Trzech Krzyży
w Warszawie przyciągały tłumy wier
nych nawet z innych parafii. Wstrze
mięźliwość od alkoholu ks. Miko
szewski nazwał niebianką szczęścia
i lepszej doli pracującej klasy rzeszy
społeczności. Prof, Bender pisze: „Lu
dzi, którzy wyrzekli się pijaństwa,
w sposób uroczysty, przed ołtarzem
Matki Boskiej, wpisywał ks. Miko
szewski do specjalnej okolicznościo
wej, księgi. Zobowiązani byli co
miesiąc spotykać się w węższych gro
nach, na przykład mieszkający pr/.y
tej samej ulicy, aby wzajemnie się kon
taktować i zachęcać do dalszego wytr
wania w trzeźwości. Wszystkich ich
zamyślał ks. Mikoszewski zorganizo
wać w odrębne bractwa trzeźwości,
lecz władze carskie w Warszawie nie
udzieliły zezwolenia na zorganizowa
nie tego rodzaju bractw, dopatrując
się w tym celów patriotycznych i re
wolucyjnych. Ks. Mikoszewski w ro
ku 1862 ogłosił drukiem wybór
swoich kazań o trzeźwości pod tytu
łem Kazania o pijaństwie. Książka zos
tała przyjęta przez społeczeństwo
warszawskie i prasę z dużym uzna
niem".
27 lutego 1861 roku podczas jednej
z manifestacji religijno-patriotycz
nych w Warszawie na Placu Zamko
wym od kul żandarmów zginęło pięć
osób. «Kraj wkroczył - jak pisze autor
- w okres tak zwanej rewolucji moral
nej, charakteryzującej się rozwojem
manifestacji uczuć patriotycznych
i religijnych". W kościołach całego
kraju odprawiano nabożeństwa za
poległych. W dniu ich pogrzebu
w kościele św. Aleksandra ks. Miko
szewski wygłosił płomienne kazanie,
w którym m.in. mówił: Kto umiera za
braci swoich, dla zachowania drogich
pamiątek ojców swoich, len można
powiedzieć, umiera za sprawę Boga.
Kazanie wydrukowano i kolporto
wano w Warszawie i na prowincji.
Ks. Mikoszewski zaangażował się
w tajne prace spiskowe. Śledzono
każdy jego krok, każde słowo. W 1862
r. w Warszawie zaczęło wychodzić
tajne czasopismo „Głos Kapłana Pol
skiego". Założycielem czasopisma,
redaktorem naczelnym i jednym z. wy-
132
dawców był ks. Mikoszewski. Pismo
miało wciągać duchowieństwo do
prac przygotowawczych na rzecz pow
stania, informować i przygotowywać
społeczeństwo katolickie w całej Pol
sce do mającego nastąpić ruchu zbroj
nego przeciwko zaborcy. Credo re
dakcyjne pisma brzmiało: ...aby go
dzić naród z Kościołem, Ojczyznę
ziemską z Ojczyzną niebieską, ukazać,
że religia Chrystusa nie jest wcale pod
porą despotów, że jest ona, owszem,
osłoną uciśnionych.
„.Ojciec Syxtus" znany w Warsza
wie i na prowincji jako autor płomien
nych odezw i artykułów patriotycz
nych adresowanych do duchowień
stwa i całego społeczeństwa zaboru
rosyjskiego, wszedł w skład Komitetu
Centralnego Narodowego. Kierował
Wydziałem ' Spraw Duchownych
i Opieki nad Ludem. Odezwa, wydana
w imieniu Komitetu Centralnego
i wspomnianego Komitetu z podpi
sem Ksiądz Syxtus, głosiła: ...oswobo
dzić chłopa od samowoli pana, dać mu
własność ziemi za małym wynagrodze
niem właścicieli, rozszerzyć oświatę
wśród tego ludu ciemnego. W dalszych
słowach, apelując do kapłanów, ks.
Mikoszewski pisał: Prowadźcie więc
rzeczy w ten sposób, żeby usunąć nie
uzasadnioną trwogę w bogatszych,
a jednocześnie uczucia szlachetnej god
ności rozbudzić w prostym narodzie.
Tępcie nienawiść i zawziętość między
klasami, co się osiągnąć najskuteczniej
może jasnym i częstym tłumaczeniem
prawd w Ewangelii zawartych, a je
szcze roztropnym objaśnieniem obec
nego położenia. Niechaj wieśniak do
brze zrozumie i uwierzy, że w Rządzie
polskim znajdzie wszelką sprawiedli
wość, której na próżno dotąd szukał, że
ten Rząd nikomu go krzywdzić nie poz
woli, ale do równej godności obywatel
stwa razem z innymi go podniesie.
Branka na prowincji wyznaczona
przez władze carskie na dzień 25 sty
cznia oraz silny nacisk konspiracyj
nych komisarzy wojewódzkich zmusił
Komitet Centralny do przyspieszenia
przygotowań do wybuchu powstania.
Dnia 15 stycznia 1863 roku w bu
dynku parafialnym kościoła św. Ale
ksandra w Warszawie, w mieszkaniu
ks. Mikoszewskiego, zebrał się Komi
tet Centralny na posiedzenie, na któ
rym zapadła uchwała o wybuchu
powstania w nocy z 22 na 23 stycznia
1863 roku. Dnia 17 stycznia Zygmunt
Padlewski kierujący sprawami woj
skowymi wyruszył w teren, do Kam
pinosu. Zredagowano i wydrukowa
no manifest, zawiadamiający miesz
kańców Warszawy i całego Królestwa
Polskiego o wybuchu powstania.
Równocześnie drukowano dekrety
uwłaszczeniowe Rządu Narodowego
dotyczące włościan
1
i bezrolnych.
Przypuszcza się, że to właśnie ks.
Mikoszewski przekazał manifest i de
krety do druku Zdzisławowi Janczew
skiemu i. jego grupie akademików.
Akty prawne drukowano pod nagłów
kiem: Centralny Komitet Narodowy,
lecz gdy wyszło spod prasy kilkaset
egzemplarzy, ks. Mikoszewski zni
szczył je i dał inny tytuł: Rząd Naro
dowy, a następnie jeszcze inny i osta
teczny: Centralny Narodowy Komi
tet, jako Tymczasowy Rząd Narodo
wy. Członkowie Rządu Narodowego
- Oskar Awejde, Józef Kajetan
Janowski, ks. Karol Mikoszewski
i sekretarz Jan Maykowski - obawia
jąc się odcięcia stolicy od prowincji,
gdyby miasto znalazło się w oblęże
niu, postanowili w dniu 22 stycznia
1863 roku wieczorem opuścić War-
szawę. Inny członek Rządu, Stefan
Bobrowski, pozostał w Warszawie na
czele tajnej Komisji Wykonawczej.
Ks. Mikoszewski pojechał do wsi
Żelazna, w powiecie skierniewickim,
aby objąć tam probostwo, na które
został skierowany jeszcze przed wybu
chem powstania. Z okazji święta
Matki Boskiej Gromnicznej ks. Miko
szewski, jako kanonik, odprawił
w swym kościeii w Żelaznej uroczystą
Mszę świętą i wygłosił okolicznoś
ciowe kazanie, w którym uczestniczył
również Józef -Kajetan Janowski.
Obaj udali się następnie do Nowej Wsi
(dziś Nowa Słupia), gdzie chwilowo
zakwaterowały się oddziały Langiewi
cza, stoczywszy przedtem pod jego
dowództwem bitwę z Rosjanami. Nie
bawem Langiewicz wraz z całym obo
zem powstańczym przeniósł się na
Święty Krzyż, dokąd podążyli rów
nież ks. Mikoszewski i Janowski.
Zamieszkali oni w znajdującym się
tam klasztorze pobenedyktyńskim,
gdzie też ulokowano różnorodne
agendy powstańcze. W klasztorze ks.
Mikoszewski zastał kilkunastu księży
obłożonych karami kościelnymi.
W ich obecności odprawił Mszę
świętą, o czym wspomina w pamięt
niku: Przebaczyłem im ich winy w imię
Ojczyzny, dobijającej się wolności,
zachęciłem do poświęcenia się dla niej.
Dnia 10 lutego 1863 roku Rosjanie
zaatakowali cddziaty powstańcze pod
Świętym Krzyżem. Stoczono zaciętą
walkę. Stefan Kieniewicz w swej syn
tezie o powstaniu styczniowym pisze,
że atakujący oddziały Langiewicza
pod Świętym Krzyżem pułkownik
Ksawery Czcngiery spotkał się «z nie
spodziewanie stanowczym oporem
i cofnął się ze sfratami». D o wycofu
jących się ze Świętego Krzyża od
działów Langiewicza dołączyli ks.
Mikoszewski i Józef Kajetan Jano
wski.
Wszyscy oni teraz udali się do
obozu pułkownika Stanisława Krzesi-
mowskiego, znajdującego się w Sta
szowie. Tam pułkownik Krzesimow-
ski, weteran powstania listopadowe
go, na wniosek Langiewicza, został
mianowany generałem. Akt nomina
cyjny podpisali: Langiewicz, ks. Mi
koszewski i Józef Kajetan Janowski,
zaopatrując go wielką pieczęcią Rzą
du Narodowego. Prof. Bender pod
kreślił: «Pieczęć ta w powstaniu sty
czniowym spełniała niemal magiczną
rolę. Stanowiła ona symbo! władzy
narodowej. Dokumentom opatrzo
nym jej odciskiem podporządkował
się każdy Polak, doceniał jej wagę
wróg. Tajny Rząd Narodowy bywał
określany rządem pieczęci".
Ks. Mikoszewski co jakiś czas wra
cał z terenu i pola walki podejmując
czynności liturgiczne i duszpasterskie
w swej nowej parafii w Żelaznej koło
Skierniewic. Z trudem jednak to się
udawało. Władze carskie wyśledziły,
że był on „Syxtuscm". Nie sypiałem na
łóżku - pisze w pamiętniku - lecz
w kryjówkach zręcznie obmyślonych
i bardzo trudnych do wykrycia. Wpa
dał niekiedy w ręce rosyjskie, unikał
jednak aresztowania, gdyż nie został
rozpoznany. Naczelne władze naro
dowe - stwierdziwszy niebezpieczną
sytuację, a jakiej znalazł się ks. Miko
szewski - postanowiły temu zaradzić.
Rząd Narodowy już w czasie dykta
tury Romualda Traugutta zwrócił się
do ks. Mikoszewskiego z propozycją
wyjazdu za granicę, oświadczając jed
nocześnie: «Nie wątpimy, że gdziekol
wiek ksiądz się znajdzie, będzie ksiądz
służył swojemu narodowi z tym sa-
134
mym zapałem i aktywnością, jaką
dotąd okazywał*.
Ks. Mikoszewski wyjechał do Fran
cji. Przebywał 10 lat na emigracji,
poświęcając się z całym zapałem
pracy charytatywnej wśród uchodź-
ców-powstańców w Paryżu. Rozwijał
również akcję wydawniczą i publicy
styczną dotyczącą problemów pol
skich i polsko-europejskich. W tej
misji jeździł po krajach Ameryki
Południowej, zaznajamiając tamtej
sze społeczeństwa z zagadnieniami
narodu polskiego, cierpiącego w nie
woli.
Ze strony wywiadu rosyjskiego
zachęcano Polaków do powrotu do
Królestwa Polskiego. Akcję tę moty
wowano faktem, jakoby władze car
skie były skłonne do zawarcia ugody
i porozumienia ze społeczeństwem
polskim w zaborze rosyjskim. Ze źró
deł tych lansowano również pogłoski
o mającej nastąpić amnestii dla Pola
ków powracających do kraju oraz
o projektowanych reformach dla Kró
lestwa Polskiego na' wzór znanego
programu margrabiego Wielopolskie
go.
Nostalgia za krajem i gorące prag
nienie powrotu w rodzinne strony sta
nowiły w niejednym przypadku czyn
nik decydujący o powrocie z emigracji
do kraju. Ks. Mikoszewski myślał
przede wszystkim o poświęceniu się
dalszej pracy duszpasterskiej wśród
wiernego ludu Warszawy, gdzie, jak
mówił, bije serce Polski. Powrócił do
kraju latem 1873 roku. Zaraz też osa
dzono go w X pawilonie Cytadeli
Warszawskiej.
Po ośmiu miesiącach śledztwa
dotyczącego jego działalności jako
członka Rządu Narodowego w pow
staniu styczniowym oraz politycznych
koncepcji, ks. Mikoszewski został
skazany przez władze carskie na bez
terminowe zesłanie w głąb Rosji.
Przebywał tam prawie 11 lat i został
zwolniony z końcem 1885 roku z wa
runkiem, że nie powróci do Warszawy
i opuści granice cesarstwa. Pojechał
do Budapesztu. Na gościnnej ziemi
węgierskiej, w kościele katolickim, do
którego uczęszczali Polacy przybywa
jący do stolicy Węgier w poszukiwa
niu pracy, ks. Mikoszewski pełnił
obowiązki kapłańskie. Krótko przed
śmiercią otrzymał zezwolenie na zało
żenie szkoły polskiej, która miała
chronić polskie dzieci przed wynaro
dowieniem. Nie dane mu było cieszyć
się spełnianiem tych szczytnych obo
wiązków względem Ojczyzny. Ks.
Karol Mikoszewski zmarł w Buda
peszcie, 3 października 1886 roku
w wieku 54 lat.
Edward Wierzbicki
Konserwatyzm który o c a l a
Wojciech Karpiński
Cień Metternicha
Szkice
PIW, Warszawa 1982
Wojciech Karpiński uprawia swoi
stą refleksję o historii poprzez ukazy
wanie dylematów myśli politycznej.
Przekonania zawarte w jego nowej
książce - Cień Metternicha - wypowie
dziane po wielokroć w publikacjach
wcześniejszych, teraz wracają w for
mie refleksji zmierzającej do wyłowie
nia z przeszłości tych poglądów i pos
taw, które mają znaczenie dla,ewo
lucji myśli politycznej.
Polityka w historii dziejów intere
suje Karpińskiego najbardziej, nigdy
jednak - omawiając polityczne pro
gramy i strategie - nie rezygnował on
z analizy ich kulturowego- kontekstu.
Tak również dzieje się w przypadku
ostatniej jego książki. Już w pierw
szych dwóch szkicach cofamy się do
historii politycznej Sparty i Aten po
to, by wejść w krąg rozstrzygnięć kul
turowych zapowiadających jak gdyby
procesy cywilizacyjne późniejszych
dziejów Europy. Czytamy w „Zmierz
chu Aten": « Procesem, który na dłuż
szą metę okazał się najbardziej
szkodliwy dla twórczego działania
zbiorowości, by! zanik pośrednich
form organizacyjnych między obywa
telem a państwem. Państwo przestało
być rozumiane jako związek celowy,
służący do utrzymania ładu wewnątrz
społeczności i ułatwiający jej rozwój
dzięki twórczej inicjatywie jednostek;
zaczęto traktować państwo jako czyn
nik nadrzędny wobec społeczeństwa-*
(s. 19). Wokół tej konstatacji nie
ustannie rozwija się myśl Karpiń
skiego. Autor pokazuje dokonywanie
się tego procesu w historii. Nade
wszystko zaś obrazuje, jak szkodliwe
w skutkach są decyzje likwidujące
niezależność społecznych ciał i insty
tucji. Czyni to niewątpliwie jako czło
wiek głęboko przywiązany do idei
wolności w różnych jej wymiarach,
ale również jako wnikliwy obserwator
losów państw, które sprzeniewierza
jąc się tej idei zniszczyły swoje narody,
po czym same zniknęły z areny
dziejów.
W sposób szczególny w swych
Szkicach wypowiada Karpiński sło
wo: s p o ł e c z e ń s t w o . Zawsze jest to
twór żywy. Jeśli zaś mówi o „zamiera
niu społeczeństwa", sugeruje tym
1,35
samym, że nie jest ono tworem abs
trakcyjnym, mogącym istnieć niezale
żnie od indywidualnego losu tworzą
cych je ludzi. Posługuje się słowem
•••społeczeństwo* jedynie wobec tych
zbiorowości ludzkich, które poprzez
bogactwo form swego zbiorowego
bytowania zapewniły wszystkim jed
nostkom możliwości współdecydowa
nia o swym istnieniu. Pogląd teki ma
na pewno,,-przeciwników. Są nimi
wszyscy ci politycy i ideologowie,
którzy - dopatrując się z?.stożenią'
własnych pozycji - w każdej autenty
cznej inicjatywie jednostek pragną za
wszelką cenę stłumić ją. Powołują się
przy tym najczęściej na potrzebę
zachowania tak r<uz\v:.?,o ładu społe
cznego. Idealna jest dla hich sytuacja,
w której człowiekowi pozbawionemu
swych kolejnych praw wydaje się, że
zyskuje je. Zatem idealne jest społe
czeństwo nieświadome swej rzeczywi
stej sytuacji. Czy takie idealne społe
czeństwo pozostanie jednak nadal
społeczeństwem? Wydaje się, że dla
Karpińskiego rsie ma «spcłcczeństw
zniewolonych". Mówi wtedy o cie
miężonych masach, zbiorowiskach,
rzeszach ludzkich. Społeczeństwo jest
dla niego tworem demokratycznym.
Z uporem wymienia i przypomina
w kolejnych szkicach wartości, które
są źródłem demokracji: opinia społe
czna, niezależne instytucje, wolność
stowarzyszeń, niezawisłość prasy...
Zaczynamy rozumieć skąd bierze się
ta dziwna stylistyczna jednostajność
Szkiców. Pomyślane jako tematycznie
samodzielne, wiaża się poprzez pre
zentację argumentów wspierających
ciągle tę samą tezę: trwanie życia spo
łecznego jest najważniejszym warun
kiem wolności. Czytelnik Szkiców
musi być w wyobraźni ich autora
136
człowiekiem nieufnym, skoro z taką
determinacją trzeba przekonywać go
0 słuszności tej tezy. Być może Szkice
adresowane są do jej przeciwników
(?)•
Wojciech Karpiński nie daje dosko
nałych recept, raczej ostrzega przed
nimi, zwłaszcza przed tymi, które cha
rakteryzowane są przez swych wyz
nawców jako najlepsze i jedynie sku
teczne. Daleki jest od formułowania
programów cudownie uzdrawiają
cych życie społeczne. Jest bezwzględ
nym przeciwnikiem takich, progra
mów. Chce być wiarygodny i argu
menty dla swych propozycji czerpie
nie z ducha spekulacji, ale z wnikliwej
obserwacji dziejów myśli politycznej
1 jej poszczególnych realizacji. Nie
ujmuje rzeczywistości poprzez kon
stytucje i manifesty rządzących. Nie
ufa tym, które zbytnio podkreślają
swoją dziejową misję i postępowy
charakter. Karpiński wskazuje na roz
wiązania, które się nie sprawdziły,
szuka alternatyw. Historia polityczna
Europy nie przebiega w sposób upo
rządkowany, jako realizacja jedno
znacznie określonych praw czy idea
łów. Niektóre z przypomnianych
przez Karpińskiego koncepcji polity
cznych i postaw ludzkich współist
nieją na prawach podobieństwa i prze
ciwności. Po jednej stronie Iwan Gro
źny i samodzierżawie, po drugiej
Monteskiusz i jego, idea rządów przed
stawicielskich. Po jednej stronie Rze
wuski, Gurowski, Bałaszewicz - gale
ria bohaterów negatywnych - po
drugiej: Krasiński, Łunin, Tocque
ville. Zestawienia niektórych nazwisk
prowadzą do odkrywczych obserwa
cji. Wydaje się, że na szczególną
uwagę zasługuje zwłaszcza fragment
książki mówiący o duchowym powi
nowactwie postawy Zygmunta Kra
sińskiego z Aleksym de Tocqueville
i Astolfem de Gustine. «Łączy ich nie
nawiść do despotyzmu i anarchii -
czytamy - przywiązanie do tradycyj
nych wartości i przekonanie o nieuni
knionych zmianach w przyszłości.
Dlatego raczej z nimi zestawiałbym
Krasińskiego niż z de Maistre'em,
który był politycznym przeciwień
stwem autora Nie-Boskiej, czy z Cha-
teaubriandem, którego czyniła blis
kim autorowi Irydiona jedynie pom
pa tyczność frazy i pewne idealizowa
nie przeszłości (czyli to, co było
słabością ich obu)» (s. 160). Te i pozo
stałe argumenty, które Karpiński
w tej kwestii przytacza, mogą mieć
niebagatelne znaczenie dla historyka
literatury.
Niezmiernie ważne jest to, że autor
Cienia Metternicha interesuje się
w równym stopniu doktrynami polity
cznymi i postawami ich twórców. Tą
drogą chce dociec, w jakiej mierze
rozwój poglądów wybitnych myśli
cieli był skrępowany ich biografią,
określić, jaką wartość stanowiły dla
nich owe poglądy. Karpiński nie godzi
się z główną konstatacją wynikającą
z doktryny Machiavellego, że moral
ności politycznej wolno różnić się od
prywatnej. Wobec pewnych zjawisk
można być jedynie p r z e c i w - powta
rza za Nicolo Chiaromonte. Z punktu
widzenia sumienia, powiada Chiaro
monte, liczy się tylko rzeczywistość,
a słowa mają znaczenie wówczas, gdy
ją wyrażają. To skupienie uwagi na
postawach ludzi odpowiedzialnych za
wydarzenia swojego czasu jest najbar
dziej znamienną cechą eseistyki Kar
pińskiego. Szkice są pod tym wzglę
dem znakomitą kontynuacją jego
wcześniejszych Sylwetek politycznych
137
XIX wieku (napisanych wspólnie
z Marcinem Królem), a także zbio
rów - W Centra-' Parku, Pamięci
Włoch, szczególnie jednak Sfov;iań~
skiego sporu.
To bardzo cenne, żn do Cienia Met-
ternicha przeniknęła tematyka Sło
wiańskiego sporu. Nawiązujące do niej
bezpośrednio szkice o Rzewuskim
i Krzywickim przynoszą bowiem wie
le ważnych spostrzeżeń ułatwiających
orientację w meandrach polskiej myśli
konserwatywnej XIX wieku. Karpiń
ski pokazuje, jak złudne bywają kate
gorie i schematy zachodniej kultury
politycznej odniesione do realiów Pol
ski porozbiorowej. Rzewuskiemu
i Krzywickiemu, którzy pod maską
fałszywego konserwatyzmu ukrywają
ugodę z Rosją czy nawet kapitulację,
przeciwstawia konserwatyzm stańczy
ków. Fascynacja, z jaką pisze o tym
obozie politycznym, ma swe uzasad
nienie nie tylko w trwałych wartoś
ciach politycznego programu grapy
galicyjskich polityków. W szkicu
0 stańczykach, także w szkicu o Toc-
queville'u, Krasińskim, a przede
wszystkim w rozważaniach o sensie
historii - ujawnia Karpiński swoje
polityczne credo humanisty. Nie
ukrywa sympatii dla tych postaw
1 poglądów, które historia myśli poli
tycznej określa jako konserwatywne.
Jednak . nic wszyscy deklarujący
konserwatyzm mogą, według Karpiń
skiego, za konserwatystów uchodzić.
Spróbujmy zatem zrekonstruować
zasady, jakimi rządzi się ten konser
watyzm, w który Karpiński, jak się
nam • wydaje, wierzy. Pełna rekons
trukcja nie jest możliwa, ponieważ
język estetyki unikający sądów jedno
znacznych z trudnością poddaje się
takim konkretyzującym zabiegom.
Spróbujmy jednak. Zastanówmy się
najpierw, do jakich konsekwencji
myślowych prowadzi deklarowany"
w Cieniu Metternicha ahistóryzm.
Przede wszystkim przybiera on kształt
antyutopii. Karpiński występuje
w swej książce j a k o krytyk społecznej
utopii, której liczne próby realizacji
odnajduje w różnych momentach his
torii. Heglowska doktryna postępu
w jej filozoficznych wariantach nie
jest tylko problemem spekulującej
myśli. Szkice wykazują, że ma ona dla
ludzkości wymiar konkretny, narzu
cający narodom określony kształt
życia poetycznego. «Hege! - czytamy
- wprowadził chrześcijańskie oczeki
wanie na wypełnienie się czasów do
wewnątrz procesu dziejowego (...)
Immanentny i nieskończony postęp
zastąpił w myśli europejskiej wiarę
w transcendentną boską opatrzność.
Doktryna postępu zaczęła wszakże
spełniać bardzo podobne funkcje do
(swoiście rozumianej) teorii opatrz
ności: jej rolą było organizowanie
i przewidywanie przyszłości w świec
kim świecie- (s. 272). Ta rewolucja
ludzkiej myśli okazała się dramatem
ludzkich dziejów. Sakralizacja historii
prowadzi bowiem do nadania spra
wom świeckim wagi rzeczy ostate
cznych. Nikną wtedy dotychczasowe
rozróżnienia i kryteria przekazywane
przez tradycję, przypominające czło
wiekowi ograniczoność jego kondycji,
zaciera się świadomość realnych moż
liwości oddziaływania człowieka na
bieg dziejów Wówczas też domnie
mane dobro ziemskich i świeckich
spraw odbiera mu konkretne miejsce
zajmowane przez, niego dotąd w. bo
skim planie zbawienia. Błędy w poli
tycznych rachunkach służą tylko
sprawującym władzę elitom, które zło
138
dzisiejsze usprawiedliwiają walorami
dnia jutrzejszego, a kiedy i one zawo
dzą, odwołują się do wszechmocnej
w ich mniemaniu Przyszłości. Wszech
mocnej dlatego, że z całą pewnością
nie dopuści ona, aby ludzie "przej
rzeli", zrozumieli, że najczęściej ze,
względu na tak zwaną rację stanu per
manentnie ogłasza się stan bez jakiej
kolwiek ludzkiej racji.
Karpiński nie ma złudzeń. Wie, że
każde społeczeństwo dzieli się na rzą
dzących i rządzonych. Zgadza się
z lordem Actonem, że każda władza
deprawuje, a władza absolutna dep
rawuje absolutnie. Dramat jednak
zaczyna się z chwilą, kiedy ludzie
sami wyrzekają się wolności oczeku
jąc od rządzącej elity «rozwiązywa-
nia» wszystkich ludzkich problemów.
Nadzieja, że państwo roztoczy nad
wszystkim swą «opiekę», nie jest na
dzieją wolności. W tej sytuacji społe
czeństwo umiera, a «silne» państwo
chyli się ku upadkowi. Dowodzą tego
losy wszystkich państw totalitarnych,
w których «poważna część narodu
wyrzekła się swej suwerenności, mając
w zamian nadzieję na zwycięstwo
porządku. Ilu to obserwatorów zagra
nicznych zachwycało się zniknięciem
bezrobocia, punktualnością pocią
gów we Włoszech, autostradami'
i ekonomicznymi sukcesami Niemiec,
nieobecnością strajków i krwawych
zamieszek. Porządek społeczny osiąg
nięto w istocie za cenę likwidacji życia
społecznego».(s. 239). Karpiński mó
wi również o niebezpieczeństwach
wynikających z sytuacji, w których
rządzeni zapominają, że nawet rady
kalnemu osłabieniu pozycji władzy
niekoniecznie musi towarzyszyć
wzrost siły społeczeństwa. Tej b o
wiem nie mierzy się słabością władzy,
ale wielością niezależnych form społe
cznego współistnienia. Przypomina
myśl Solona, że właściwą odpowie
dzią na groźbę społecznego chaosu
jest nie koncentracja władzy, ale jej
podział.
W koncepcji historii Karpińskiego
nie ma dylematu możliwości: despo
tyzm albo anarchia, tak jak'nie ma go
również w wyborze pomiędzy wiarą
w sens historii a pozbawieniem jej
tego sensu. Konserwatyzm jego myś
lenia o historii nakazuje mu kierować
się zasadami ostrożnego racjona
lizmu: człowiek nadaje historii sens,
nie staje się jednak niewolnikiem tego
sensu, ponieważ ów sens weryfiko
wany jest poprzez przywołaną trady
cję. W mechanizmach historii trady
cja pełni odmienną rolę aniżeli
w przyrodoznawstwie, w którym pos
tęp uzależniony jest od myślowych
eksperymentów. W odniesieniu do
rzeczywistości społecznej ekspery
mentów takich należy się wystrzegać.
Często prowadzą one do uniezależnie
nia się sensu od jego twórcy, a w kon
sekwencji do zniewolenia jego umys
łu. Przywołanie tradycji pozytywnej
powoduje, że nasze poznawanie rze
czywistości przebiega w oparciu o jas
ne kryteria i wartości. Przywołanie
takiej tradycji pozwala Karpińskiemu
odrzucać te wszystkie koncepcje,
które interpretując rzeczywistość abs
trahują od przeżyć i potrzeb jedno
stek. Dlatego też przegląd koncepcji
politycznych, jakiego "dokonuje autor
Szkiców, niejednokrotnie prowadzi
do eliminacji tych rozwiązań i roz
strzygnięć, które pozostają w konflik
cie z chrześcijańską tradycją europej
ską.
Cień Metternicha - to książka
bogata w spotkania z różnymi intcr-
139
pretacjami wolności. Zarówno autor
jak i czytelnik mają szansę przezwy
ciężać samotność swej myśii w poszu
kiwaniu sensu historii. W trakcie
lektury tej książki odsłania się coraz
wyraźniej postać autora, który prag
nie odnaleźć sposób na niezależność
swego myślenia. Można sądzić, że
forma eseju świadomie przez Karpiń
skiego wybrana, niezależności tej
sprzyja, umoż.iwia refleksję własną
zmagającą się z czasem, na który
uparcie kładzie się cień Metternicha.
Roman Kubicki
Krzysztof Trybuś
Krzysztof Kłopotowski
[ ] [Ustawa o kontroli publi
kacji i widowisk z 31 VII 1981 r. art. 2
pkt 1 i 2 (Dz.U. nr 20, poz. 99), zm.
1983 (Dz.U. nr 44 poz. 204)].
„ P o l s k i e dzieje z b a w i e n i a "
Ks. J e r z y L e w a n d o w s k i
Naród w nauczaniu
kardynała
Stefana Wyszyńskiego
Przedmowa ks. Czesław Stanisław
Bartnik, O D I S S , Warszawa 1982
ss. 23S
„Naród w nauczaniu kardynała Ste
fana Wyszyńskiego" ks. Jerzego Le
wandowskiego jest książką ważną
1
Traktuje ona - jak pisze w «Przedmo-
wie» ks. Czesław Stanisław Bartnik -
o szczególnym przypadku teologii ke-
rygmatycznej, kościelnej misji słowiań
skiej oraz polskiej teologii wyzwolenia.
Już tytuły kolejnych rozdziałów dają
podstawę do stwierdzenia, że autor
podjął temat tyleż ważny co trudny,
a nawet w niektórych punktach wręcz
kontrowersyjny. «Naród i jego pod
stawowe struktury w ujęciu chrześci
jańskim", «Naród w Kościele, Kościół
v/ narodzie", "Podstawowe czynniki
Bożej ekonomii narodu», <« Wizja
historii narodu polskiego* - oto pod
stawowe zręby konstrukcyjne tego
teologicznego studium. Jest to jednak
studium szczególne. Jest to bowiem
książka tyleż teologiczna co i publicy
styczna - w najlepszym sensie tego
słowa. Jej powstaniu towarzyszyły
burzliwe dyskusje, duża rozpiętość
interpretacji oraz odczuwane trudności
co do ostatecznego ukształtowania
kcrygnatu kardynała Stefana Wyszyń
skiego w ramach schematów teologii
•uniwersyteckiej - pisze autor "Przed
mowy". 1 właśnie owa możliwa roz
piętość interpretacji nie tylko
dopuszczalna, ale i całkowicie zrozu
miała - czyni z pracy ks. J.Lewan
dowskiego swego rodzaju wydarzenie
wykraczające zdecydowanie poza
ściśle profesjonalny krąg teologów
Jeśli ktoś ma u nas jeszcze wątpli
wości co do rzeczywistego, niejako
„naturalnego" wrośnięcia katolicyz
mu w naród polski - prezentowana
książka wątpliwości takie doszczętnie
może rozwiać. Nie da się bowiem serio
mówić o Polakach i Polsce bez usta
wicznego uwzględniania obecności
wiary katolickiej w naszych dziejach
' Ks. Jerzy Lewandowski, Naród w nauczaniu
kardynała Stefana Wyszyńskiego, przedmowa ks.
Czesław Stanisław Bartnik, Warszawa 1982,
ODISS, ss. 235. Dedykowana: „Jego Świątobl
iwości Papieżowi Janowi Pawiowi II - wiernemu
współuczestnikowi polskich dziejów zbawienia..."
140
Gdyby na tym poprzestać - byłby to
truizm. Trzeba zadawać sobie trud
formułowania odpowiedzi nie na
pytanie: czy Kościół j e s t obecny, ale
- w j a k i s p o s ó b j e s t o b e c n y
w każdym z nas, w rodzinie, w gru
pach środowiskowych, w narodzie
wreszcie.
Łatwo tu o zbyt wczesne uogólnie
nia wypływające z chwytania samej
tylko zewnętrzności zjawisk bez chęci
wniknięcia w ich rzeczywisty sens.
Bywa on ukryty zazwyczaj - a jest to
niemal regułą w przypadku zmarłego
Prymasa Polski - pod płaszczem tzw
katolicyzmu ludowego. I dlatego
książkę ks. J.Lewandowskiego uwa
żam za wydarzenie o charakterze
publicystycznym. Mamy w niej do
czynienia z przekonującą intelektual
nie próbą wydobycia rzeczywistego
sensu ukrytego pod powierzchnią
słów wypowiadanych przez Prymasa.
Jest to odkrywanie sensu przede
wszystkim teologicznego - i o tej war
stwie wypowiedzą się profesjonaliści;
jest to jednak teologia uwikłana
w rzeczywistość polską - i tu już jest
miejsce na tę sferę, którą określam
jako „publicystyczną" Teologia Pry
masa dojrzewała wraz z nim, wraz
z wchodzeniem przez ks. S. Wyszyń
skiego w obowiązki najpierw bisku
pie a wnet i prymasowskie. Ks. S. Wy
szyński od pierwszych swych wystą
pień na łamach prasy katolickiej dał
się poznać jako człowiek mający sza
cunek dla rzeczywistości ziemskich,
co w konsekwencji doprowadziło Go
do ujmowania zjawisk społecznych
w kategoriach personalistycznych -
ze szczególnym podkreślaniem wzaje
mnych powiązań osoby ludzkiej ze
strukturami społecznymi, w których
człowiek bytuje. Wyważenie praw
i obowiązków, znalezienie równowagi
między wolnością a autorytetem - to
stałe motywy nauczania Prymasa.
Dziś mówi się: Prymas Tysiąclecia!
Już dziś postać ta obrasta legendą!
A przecież jeszcze nie tak dawno Pry
mas był atakowany: i za to, że ugo
dowy; i za to, że „nieprzejednany";
i za to, że „ludowy"; że „maryjny", że
„tradycyjny"; i za to, że śmie z kato
lickich pozycji zabierać glos w spra
wach żywotnych dla Kościoła i naro
du; ale i za to, że wzywa wiernych do
rzetelnej pracy i politycznego umiar
kowania; dla jednych był zbyt „naro
dowy", dla innych - zbyt „watykań
ski"...
Gdy mówił: Dzieci Boże... - ilu
z nas potrafiło dostrzec w tym nie
tylko staroświecki wdzięk Prymasa
(jakże często wzbudzający podejrze
nie, że to w takiej właśnie formie
ukrywa się p a t e r n a l i z m ! ) , ale i au
tentyczną katolicką głębię pulsującą
pod tą apostrofą? Czy nie było tak, że
wychwytywano z wystąpień Prymasa
raczej wątki polemiczne o zabarwie
niu politycznym, puszczając mimo
uszu c a ł o ś ć wywodów! Nienormal
ność naszego życia publicznego do
prowadziła do tego, że Prymas Polski
funkcjonował dla znacznej części
Polaków jako postać najpierw polity
czna, a dopiero potem dostrzegany
był jako k a p ł a n !
Wartość książki ks. J. Lewandow
skiego polega m.in. na tym, że ukazuje
nam i n n e g o Prymasa. Innego niż
sądziliśmy. Ukazuje się nam głęboki
myśliciel, który tu, u nas. na styku
Wschodu i Zachodu, w trudnym -
czasem nawet drastycznym - zetknię
ciu się katolicyzmu z realnym socja
lizmem miał odwagę formułować swą
teologię. Jego wielki dar syntezy
i obiektywizm spowodowały, że po
trafił korzystać z wielu źródeł: Biblia.
141
staropolska refleksja nad narodem,
„filozofia narodowa", mesjanizm teo
logiczny, personalizm - stapiając te
dopływy w jeden oryginalny nurt.
Personalistyczne spojrzenie na naród
- w analogii do osoby! - musiało do
prowadzić Prymasa do rozważenia
kwestii: Kościół a naród, Kościół
a państwo. Związek Kościoła z naro
dem w nauce Księdza Prymasa nie ma
nic wspólnego ze swoistą „polityczną
teologią narodu" głoszoną przez Roma
na Dmowskiego i Narodową Demokra
cję w okresie międzywojennym - pisze
dobitnie ks. J. Lewandowski. I słusz
nie! Nie wolno dopuszczać do łącze
nia nauki Prymasa z ideologią nacjo
nalizmu! Dodam tu od siebie, że na
ukształtowanie się poglądów ks.
S. Wyszyńskiego w sprawach, o któ
rych wyżej była mowa, wpłynęła nie
wątpliwie atmosfera lat trzydziestych.
Katoliccy intelektualiści ze środowisk
bliskich późniejszemu Prymasowi
(„Odrodzenie", „Prąd", „Verbum".
wileński „Pax") włożyli wiele wysiłku,
by w y z w o l i ć się z tendencji nacjo
nalistycznych. Wymaga to odrębnych
studiów, ale postawić można tezę, że
geneza poglądów Księdza Prymasa na
naród polski w dziejach zbawienia
tkwi właśnie w latach trzydziestych.
Katolicy dość wcześnie zorientowali
się, że nadzieje na „ochrzczenie"
socjalizmu są iluzją, ale długo potem
hołdowali jeszcze przekona-iii, żc da
się to zrobić z Racjonalizmem. Złu
dzenia te były żywotne nawet wtedy,
gdy okazało się, że faszyzmu nie da się
uzgodnić z chrześcijaństwem. Próbo
wano, z dużym nakładem inwencji,
wprowadzać rozróżnienia ne ..nacjo
nalizm skrajny" i „nacjonalizm obła
skawiony" przez Ewangelię. To sza
motanie się wielu młodych katolików
między konsekwentnym, integralnym
katolicyzmem a różnymi nurtami tzw.
politycznej myśli narodowej jest jed
nym z ważniejszych epizodów w na
szych najnowszych dziejach. Wojna
wykazała, że nasze zatrucie szowiniz
mem było powierzchowne. Jest w tym
wielka, niedostatecznie podkreślana,
bo nie w pełni rozpoznana, zasługa
Kościoła. To katolicyzm uchronił nas
od biernego poddania się fascynacji
pozorną siłą tkwiącą w nacjonalizmie.
Kolejnym niebezpieczeństwem jest
zbytnie utożsamienie Kościoła z na
rodem i władzy duchowej ze świecką;
prowadzi to albo do „totalizmu kato
lickiego" albo do „upaństwowienia
katolicyzmu". Kościół, aby właściwie
mógł wypełniać swą misję, musi
baczyć, by nie nastąpiło jego nad
mierne utożsamienie się z narodem
i by nie nastąpiło ograniczenie jego
swobody przez państwo. Naród nie
jest w tym sensie „sekulary styczny",
żeby nie miał zależeć od Stwórcy ludz
kości. Ale narodu nie tworzy Kościół,
który sam rozwija się najlepiej na bazie
narodu - pisze autor. Tak właśnie
problem ten widział Prymas. Ksiądz
Prymas sformułował również teorię
wolności Kościoła od państwa. Warto
tu może przypomnieć, że i ta koncep
cja nie wypływała tylko z analizy
konkretnej sytuacji katolicyzmu pol
skiego po roku 1944, ale była także
wyrazem tendencji ogólniejszej. Na
progu II Rzeczypospolitej ks. J.Ur
ban SJ przestrzegał: W katolickiej
Polsce może i powinien być uznany za
religię panując? katolicyzm, ale nie
znaczy to, aby miał on być upaństwo
wiony, niby jedna z funkcyj aparatu
państwowego, na równi z jakąś akcyzą,
policją czy aprowizacją}
2
Ks. J. Urban, Sprawy kościoła, „Przegląd
Powszechny", t. 149-150, 1921, s. 149.
I
142
Myśl ks. S. Wyszyńskiego jest więc
stopem tradycji i trzeźwego obserwo
wania rzeczywistości w każdym jej
aspekcie; połączeniem rozważań teo
retycznych i praktyki duszpasterskiej;
tego co uniwersalne z tym co specyfi
cznie polskie. Tak jak ujęcie narodu
nie ma w wykładni Księdza Prymasa
nic wspólnego z nacjonalizmem, tak
i polski eiesjanizim teologiczny nie
może być posądzany o podsycanie
irracjonalnej megalomanii, jest bo
wiem niczym innych jak otwarciem się
na świat, braniem współodpowie
dzialności za historię. Mesjanizm
w takim rozumieniu - a kontynuato
rem Księdza Prarnasa jest w tej kwe
stii Papież J a n Paweł II - daje więc
nam perspektywę e s c h a t o l o g i c z n ą .
Książka ks. J. Lewandowskiego
obalić powinna rozpowszechniony
wśród części inteligencji pogląd o dość
znacznej. rezerwie Prymasa wobec
intelektualizmu. Dostało się to nawet
do opracowań autorów marksistow
skich. Wiesław Mysiek - biorąc za
podstawę cytat z listu Prymasa do
Kongresu Teologów Polskich,
a szczególnie sformułowanie: trzeba
wyzwalać polskę literaturę teologiczną
od przeracjonalizowania, tak przecież
obcego polskiej religijności - formu
łuje sąd, iż Ksiądz Prymas optował za
katolicyzmem „ludowym", podczas
gdy kardynał K. Wojtyła - pod któ
rego przewodnictwem obradował
• wspomniany Kongres w r. 1971 - re
prezentować miał nieco odmienne sta
nowisko: Był głównym inicjatorem
przeorientowania Kościoła w Polsce
z intencją jego intelek:ualizacji\
Wydaje się, że jest to pogląd nie d o
/ utrzymania; zaryzykuję tezę, że z każ
dym upływającym rokiem pontyfi
katu Jana Pawła II wyraźniejsze
stawać się będą i n t e l e k t u a l n e
związki Papieża Polaka ze zmarłym
Prymasem Polski. Doprawdy - waż
niejsze jest to, co łączyło i łączy ich
obu, aniżeli rzeczywiste (a częściej
domniemane) różnice między nimi.
Kolejnym zagadnieniem jest po
wierzchowna interpretacja tak akcen
towanej przez Prymasa m a r y j n o ś c i
naszego narodu. Jeśli nie uwzględni
się całości' rozważań inicjatora Wiel
kiej Nowenny o roli Matki Boskiej
w dziejach zbawienia, a tylko poprze
stanie na wyrywaniu z kontekstu sfor
mułowań o „instynkcie dziecięcym"
charakteryzującym nas ponoć jako
naród i o naszej „dziecięcej maryj
ności" - to nietrudno o nieporozu
mienie.
Klemens Górski - świetny znawca
poezji i doskonały wydawca - napisał
niedawno przy okazji omawiania
twórczości ks. J a n a Twardowskiego:
Nasz katolicyzm tym wydaje się cha
rakteryzować, że został nieomal całko
wicie sfeminizowany i to zarówno
w praktyce, jak w gruncie rzeczy
w doktrynie, bowiem - mówiąc parado
ksalnie - na czoło Trójcy Świętej wysu
nął postać czwartą: Matkę Boską.
Zwykle zresztą z Dzieciątkiem*. Te
ostre słowa podyktowane są jednak
nie złą wolą a z n i e c i e r p l i w i e n i e m
intelektualisty, który w naszym roz
budowanym kulcie Matki Boskiej
dostrzega przejaw społecznej infanty-
lizacji. Aczkolwiek nie ma on racji -
praca ks. J. Lewandowskiego rozpra
wia się z tym zarzutem w sposób spo
kojny, ale skuteczny - nie wolno, jak
3
Wiesław Mysłek, Społeczno-polityczna dok
tryna Kościoła papieży Jana XXIII i Pawła VI,
Warszawa 1981, s. 109-110.
4
Klemens Górski, Jaki Bóg. Cykl: Racja
poezji, „Regiony", 1983, z. 1, s. 132.
143
sądzę, -jego słów zlekceważyć. Więcej
- powinny stać się ostrzeżeniem przed
s p ł y c a n i e m nauczania Księdza Pry
masa o narodzie w dziejach zbawie
nia. Trudno wproś; oddać pojęciami
racjonalnymi cały wymiar misterium
zawartego w treści pojęcia „Królowa
Polski" - zwierza się czytelnikowi ks.
J. Lewandowski. Właśnie: Należy
0 tym stale pamiętać, że każde zaniże
nie poziomu, każde spłaszczenie
wypowiedzi Księdza Prymasa, każda
próba przełożenia jego teologii na
język nie tylko polityki, ale i jakiej
kolwiek propagandy jest zabiegiem
1 nierzetelnym, i w dodatku przyno
szącym niepożądane skutki społe
czne. Odarcie myśli Księdza Prymasa
z jej filozoficznego, teologicznego,
katolickiego - w znaczeniu: pow
szechnego! - wymiaru byłoby po pro
stu grzechem intelektualnym! Ks.
Stefan Wyszyński przez całe swe życie
waiczył z fideizmem, indywidualiz
mem i sentymentalizmem. Jego kon
cepcja katolicyzmu „ludowego" była
odważnym patrzeniem w przyszłość;
Kościół wtedy naprawdę żyje, gdy jest
wszczepiony w naród. Nie oznacza to
wcale niedoceniania roli intelektu
w odradzaniu katolicyzmu! Wręcz
przeciwnie. Chodziło tylko o uchro
nienie się przed jednostronnością.
Jednostronność taką należy wykluczyć
w katolicyzmie - wiara bowiem sta
nowi zaangażowanie całego człowieka.
Wiara nie jest tylko wiedzą. W żaden
zatem sposób nie można zamienić świa
domego katolicyzmu na wiedzę o kato
licyzmie - to słowa ówczesnego bpa
Karola Wojtyły
5
.
A więc synteza: Kościół w narodzie
- naród w Kościele. Bez kompleksu
niższości, ale i bez megalomanii.
Wiara i rozum. Bóg i człowiek. Łaska
Boga, ale i własna praca. Świadomy
udział w dziejach zbawienia'. Bez cze
kania na cud.
•' Bp Karol Wojtyła. Przedmowa, w: Jerzy
Turowicz, Chrześcijanin w dzisiejszym świecie.
Kraków 1963. s. 7
Michał Jagiełło
M o n o f i z y c k i
K o ś c i ó ł koptyjski
w ocenie E g i p c j a n i n a
A z i z S. Atiya
Historia Kościołów
Wschodnich
Warszawa 1978, PAX, ss. 430
Książka Aziz,S. Atiya znikła z pó
łek księgarskich przed kilkoma laty
Napisał ją egipski autor. Pracował
nad nią dziesięć lat i oprócz opraco
wań wykorzystał w dużej mierze
wschodnie źródła archiwalne. Zazna
czył we wstępie: Należy powiedzieć, że
jestem historykiem z zawodu, ale rów
nocześnie jestem także członkiem Koś
cioła koptyjskiego (...). W istocie
rzeczy podjąłem się tego mozolnego
przedsięwzięcia, traktując je częściowo
jako pracę naukową, częściowo zaś
jako akt pobożności (s. 7). Jest więc
szlachetna motywacja w dochodzeniu
do prawdy.
Głównym Kościołom chrześcijań
skiego Wschodu przypisuje się pocho
dzenie apostolskie. W pierwszych wie
kach po Chrystusie patriarcha Alek
sandrii miał takie znaczenie na
Wschodzie, jak biskup Rzymu na
Zachodzie, co zresztą potwierdzają:
144
szósty kanon uchwalony ha soborze
w Nicei (325 r.) oraz inne przekazy
1
Trzeba wszakże zaznaczyć, że Wschód
uciekał się do Rzymu w różnych kwe
stiach spornych uznając w jakiejś mie
rze prymat rzymskiego biskupa. Ten
stan rzeczy utrzymywał się .do czasów
bezpośrednio przed- jak i pochalce-
dońskich. Na Wschodzie nadal czo
łową rolę odgrywał Kościół koptyjski
oraz po trosze (głównie z racji doktry
nalnych) wywodzący się zeń - Kościół
etiopski.
Aziz S. Atiya nie ogranicza się tylko
do patriarchatu aleksandryjskiego,
lecz w swej pracy omawia także dzieje
chrześcijaństwa w Antiochii i Indiach
Południowych (Malabar), historię
Kościołów: nestoriańskiego', ormiań
skiego i Maronitów w Libanie, a jej
ostatnie fragmenty poświęca wymar
łym Kościołom Afryki Północnej
(Kartagina, Pentapolis, Nubia), przy
okazji dość obszernie zapoznając czy
telnika z obrzędem i liturgią poszcze
gólnych wspólnot oraz ich wkładem
w dziedzictwo kultury. Nie sposób
pisać o wczesnochrześcijańskim świe
cie bez Antiochii, o której można zna
leźć wiele wzmianek, zwłaszcza
w Dziejach Apostolskich, bo - jak
zauważa Aziz S. Atiya - patriarchat
antiocheński, pierwotnie monofizyc-
ki, a następnie jakobicki (od imienia
monofizyckiego przywódcy i teologa
- Jakuba Baradeusza - VI w.) dał
początek licznym patriarchatom,
a mianowicie: greckoortodoksyjne-
mu, monoteleckiemu patriarchatowi
maronickiemu oraz patriarchatom:
unickiemu, nestoriańskiemu, armeń
skiemu i gruzińskiemu. Na przestrze
ni wieków strefy wpływów wspomnia
nych patriarchatów sięgnęły aż po
Syrię, Azję Mniejszą, Arabię, Persję,
Turcję, Rosję, Azję Środkową a na
wet Chiny (s. 148-149).
Pozostałe Kościoły może nie zasłu
gują na tak baczną uwagę, choćby
z tego powodu, że nie wszystkie mają
apostolski rodowód. Rozwój kościoła
nestoriańskiego datuje się od ok. V
w.n.e Historyczna rola Kościoła
ormiańskiego rozpoczyna się od św
Grzegorza - Oświeciciela, działającego
na przełomie III i IV w. Armenia
pisze Aziz S. Atiya - była pierwszym
królestwem, . w którym przyjęto
chrześcijaństwo jako oficjalną religię
równocześnie i dla państwa, i dla
ludu. Skupiska chrześcijan w Indiach
Południowych istniały zapewne już
w pierwszych wiekach n.e., a zwiastu
nem Dobrej Nowiny na Malabarze
miał być podobno sam św. Tomasz
Apostoł. Narodowy Kościół tnaro-
nicki (od św. Jana Marona - Juhanna
Marun) uformował się w VIII w. Od
wypraw krzyżowych aż po dzień dzi
siejszy, mimo pewnych różnic i auto
nomii, jest w ścisłej łączności z Rzy
mem (s. 207 i nast. i s. 263 i 273;
s. 309-311; s. 341-347).
*Słowa
Kopi
i
Egipcjanin
są synoni
mami i wywodzą się z greckiego
Aigyptos; inną tradycja - opierając się
na źródłach semickich i arabskich -
wspomniany termin wiąże się z imie
niem Kuftaima, syna Misraima i wnu
ka Noego (s. 13). Z całą pewnością,
pod względem etnicznym można Kop-
tów uważać za potomków starożyt
nych Egipcjan. Założycielem ich
Por. E. Wipszycka, Patriarcha aleksandryj
ski i jego biskupi (!V-V11 w.), „Przegląd History
czny" t. LXXII!, 1982, t. 3-4, s. 177.
2
O zwolennikach Nestoriusza pisze również
L. Dzięgiel; por. tenże: O starożytnym kościele
nestorian i jego spadkobiercach, „Znak" 1983, nr
1(338) s. 36-60.
145
Kościoła - przyznają to z dumą - był
św. Marek Ewangelista, toteż jest on
traktowany przez Kościół koptyjski
jako pierwszy z nieprzerwanego ciągu
stu szesnastu patriarchów aleksand
ryjskich, a także jako pierwszy egip
ski święty i męczennik (s. 22 i nast.).
Od momentu jego śmierci, aż po czasy
dwunastego patriarchy, Demetriusza
I (188-230)
3
, za którego miały miejsce
prześladowania egipskich chrześcijan,
brakuje danych o Kościele. Wiadomo
jedynie, że cesarz Septymiusz Sewer
(193-211) wydał przepis zabraniający
nawracania na nową wiarę, a jego
edykt z 202 r. tyczący tej kwestii
egzekwowano z całą surowością. Dru
ga fala prześladowań miała miejsce za
cesarzy Decjusza (249-251) i Wale
riana (252-260). Po 262 r. zaznacza się
przejściowa poprawa. Cesarz Galien
wydaje edykt o tolerancji religijnej,
ale sytuacja ponownie zmienia się na
gorsze za cesarza Dioklecjana (284-
305), którego rządy Koptowie uwa
żają za najstraszniejsze. Wielki rozwój
chrześcijaństwa w Egipcie następuje
po Edykcie Mediolańskim (313 r.),
wydanym przez Konstantyna Wiel
kiego, zanim został on jedynym
władcą imperium rzymskiego,"a szczy
towy okres przypada na lata bezpoś
rednio po 323 r., kiedy chrześcijań
stwo stało się
r
e!igią państwową.
W IV w. - pisze Aziz S. Atiya - spokój
Egiptu i całego cesarstwa zakłóciła
herezja Ariusza. Dla rozwiązania spo
rów teologicznych zwołano pierwszy
w dziejach Kościoła sobór powszech
ny w Nicei (324 r.), gdzie biskupi rep
rezentujący całe chrześcijaństwo usta
lili wspólną formułę wyznania wiary.
Trzy kolejne sobory, wspomniany już
nicejski oraz w Konstantynopolu (381
r.) i w Efezie (431 r.), były zdomino
wane przez duchowe i intelektualne
przywództwo Aleksandrii - konklu
duje nie bez racji Aziz S. Atiya - a pa
triarchowie Kościoła egipskiego cie
szyli się powagą w ówczesnym chrześ
cijańskim świecie (s. 48-49). Po Chal
cedonie Zachód określił Kościoły
wschodnie jako inonofizyckie, a do
powstania tzw. monofizytyzmu wal
nie przyczynili się przede wszystkim
Koptowie. U podstaw pierwszej schiz
my - co czasami pomija się milcze
niem - leżały również przyczyny
polityczne, zwłaszcza budzący się
nacjonalizm egipski. Odosobnienie
i upadek chrześcijaństwa wschodnie
go zaczęły się właśnie w V w., a w VII
- w dobie podboju arabskiego -
dawną świetność przysłoni! islam
4
.
Po obradach chalcedońskich w do
tychczasowym jednolitym patriarcha
cie aleksandryjskim wyodrębniają się
dwie linie następstwa patriarchów:
melkicka, czyli królewska (linia grec
ka wywodząca się z Konstantynopola
i akceptująca decyzje soborowe) oraz
rodzima, monofizycka, odcinająca się
zdecydowanie od nauki chaicedoń-
skiej i greckiej hegemonii. D o czasów
inwazji Arabów panują melkici, a mo-
nofizyci podlegają rozlicznym prze
śladowaniom.
Czynione w tych latach próby zbli
żenia między chrześcijańskim Zacho
dem a Kościołami wschodnimi syste
matycznie torpedowano w Aleksan
drii, odrzucając generalnie wszystko:
i uchwały Soboru Chalcedońskiego,
tzw. Herotikon (Akt Jedności), i tzw.
1
E. Wipszycka powołując się na Eutychiusa
Annales, PG t. CXI, kol. 982 podaje inne daty
panowania: 189-231; por. E. Wipszycka; dz. cyt.,
s. 185. '
4
O położeniu chrześcijan w imperium islam
skim pisze A . M e z , Renesans islamu, Warszawa
1981, s. 58-80.
146
monoteletyzm (s. 66). Od VII w.n.e.
Koptowie i ich monofizycki Kościół
dostają się pod panowanie arabskie
i są poniekąd zadowoleni z takiego
obrotu sprawy, a ich pozycja nie
ulega pogorszeniu. Co więcej, Kopto
wie posiadają poważne wpływy w ad
ministracji lokalnej i cieszą się względ
ną tolerancją religijną; nakazy doty
czące chrześcijan, jak np. noszenie
wyróżniającego stroju czy zakazjazdy
konno, w praktyce rzadko egzekwo
wano. W 705 r. ogłoszono język arab
ski jedynym językiem oficjalnym, ale
obumarcie koptyjskiego nastąpiło
w późnym średniowieczu (współcześ
nie używa się go tylko w liturgii). Naj
większa świetność Koptów przypada
na dynastię Fatymidów (969-1171);
pomyślność nieco zaćmiło panowanie
obłąkanego Kalifa Al-Hakima, który
zasłynął bezlitosnym tępieniem
chrześcijan; w XI w. przeniesiono sto
licę patriarchatu do Kairu.
W gloryfikowaniu panowania arab
skiego Aziz S. Atiya nie jest konsek
wentny i pisze trochę jakby na wszelki
wypadek: W istocie - zauważa z gory
czą - politykę Fatymidów (...) kształto
wały dwa główne czynniki: bezgranicz
na wrogość niższych klas muzułmańs
kich (...) oraz cechująca administrację
centralną ciągła potrzeba pieniędzy
(s. 79).
W okresie krucjat sytuacja Koptów
uległa znacznemu pogorszeniu, a wp
ływ na to miał nie tylko fanatyzm
wyznawców Mahometa, lecz także
stosunek krzyżowców do Koptów:
traktowano ich bowiem na równi
z heretykami, a za czasów Królestwa
Łacińskiego w Jerozolimie koptyjskie
pielgrzymki do Grobu Pańskiego po
prostu nic były wpuszczane. Bez wąt
pienia dużą winę ponoszą sami Kop
towie, gdyż podczas wojen krzyżo
wych zajmowali pozycję wyczekującą
(s. 83).
Istotną cezurę w stosunkach mię
dzy Rzymem a Koptami i Etiopczy
kami stanowi Sobór Ferraro-Florenc-
ki (1438-1439). Podjęty dialog i obo
pólna chęć likwidacji schizmy o mało
nie zakończyły się powodzeniem.
Jeszcze w 1586 r. próbowano, nawią
zując do ustaleń wspomnianego sobo
ru, doprowadzić do unii, lecz śmierć
aleksyndryjskiego patriarchy Jana
XIV położyła kres. ekumenicznym
dążeniom.
Od 1517 r., po tureckim podboju
Egiptu, nastaje długi i jeden z najcie
mniejszych okresów zarówno dla
samego kraju, jak i dla Koptów oraz
ich Kościoła. Ten stan letargu - jak go
określa Aziz S. Atiya - przerywa
doniosłe wydarzenie ż przełomu
XVIII i XIX w., a mianowicie wypra
wa napoleońska (1798-1801), która
sprawiła, że Egipt znalazł się w strefie
zachodniej myśli i polityki. Jednak
dopiero w XIX w., w odpowiedzi na
działalność misji katolickich i prote
stanckich, nastąpił renesans Kościoła
koptyjskiego. Szczególne zasługi na
tym polu położył patriarcha Cyryl IV
(1854-1861). W tym czasie przepro
wadzono szereg liczących się reform
(głównie w oświacie). W XX w. obser
wuje się duże zainteresowanie koptyj-
ską kulturą. Powstaje Muzeum Kop
tyjskie (1910), Koptyjskie Towarzys
two Archeologiczne (1934) i Instytut
Koptyjski (1952). Współcześnie Koś
ciół koptyjski cieszy się swobodą
kultu, jest również zaangażowany
w ruchu ekumenicznym, uczestnicząc
w Światowej Radzie Kościołów, lecz
czasy jego świetności minęły chyba
bezpowrotnie. /
147
Wywody Aziz S. Atiya są niestety
skażone brakiem obiektywizmu. Au
tor sugeruje, iż starał się brać pod
uwagę i osądzać tylko fakty. Źródła,
o ile istnieją, stanowić winny punkt
wyjścia każdych rozważań, ale pomi
nięcie rozmaitości ich interpretacji nie
bardzo się mieści w kanonie dobrych
obyczajów badacza. Emocje i zaanga
żowanie autora odbijają się też na
generalnej ocenie dorobku w tej dzie
dzinie. O pisarzach reprezentujących
rzymskokatolicki punkt widzenia
Aziz S. Atiya pisze, iż (...) rozpatrują
Wschód z zawężonego punktu widzenia
własnego wyznania z sekciarską gwał
townością i niemałym brakiem zrozu
mienia (s. 6). Protestantom zarzuca,
że (...) nie potrafią zrozumieć istoty
pierwotnego chrześcijaństwa wschod
niego (s. 6), a badaczom neutralnym -
że tym zagadnieniom poświęcali zbyt
mało miejsca. W wielu momentach
można zaobserwować agresywny ton.
W próbach nawiązania dialogu ze
strony Rzymu upatruje się tylko chęć
podporządkowania. Na tym tle złud
nie brzmią cytaty z dzieł tzw. rzym
skokatolickich, które bywają na ogół
prezentowane, o ile są zgodne z pog
lądami Aziz S. Atiya i autor chce coś
udowodnić przy ich pomocy.
Można zrozumieć, że A. S. Atiya
żyje blaskiem dawnej świetności ale
ksandryjskiego patriarchatu, lecz wy
daje się, iż nadmiar pozanaukowych
inspiracji nie zawsze dobrze wpływa
na jakość i rzetelność wykonywanej
pracy. Nie sposób oprzeć się wraże
niu, że Egipcjanin w swoich sądach
o monofizyckim kościele koptyjskim
nie tylko poszedł zbyt daleko, lecz
także nie zawsze we właściwym
kierunku.
Krzysztof Jasiewicz
Prasa o gospodarce
(12)
Prasa dosyć otwarcie wypowiada
się o systemie gospodarczym, co sta
nowi pewnego rodzaju novum.
Konsultacyjna Rada Gospodarcza
w nr. 42 „Życia Gospodarczego" pub
likuje kolejny pakiet swych «Uwag
dotyczących systemu funkcjonowania
gospodarki". Z tych uwag jedno nie
wątpliwie wynika: mamy do czynienia
z dyplomatyczną, negatywną oceną
systemu.
Mniej dyplomatyczny jest prof.
Czesław Bobrowski, z którym na ten
sam temat w tymże samym numerze
„ŻG" - w związku z raportem KRG -
rozmawia Tomasz Jeziorański. Tytuł
wywiadu: «Wokół teorii młotka».
Profesor mówi:
Przeregulowanie systemu prowadzić
może do tego, że podstawowe wielkości
bilansowe przedsiębiorstwa powstawać
będą w drodze jednostkowych decyzji
z zewnątrz, odnoszących się do ulg,
przywilejów, preferencji. Dochodowość
przedsiębiorstwa określana by więc
była znów odgórnie, a samo przedsię
biorstwo, jak poprzednio, tylko innymi
metodami - ubezwłasnowolnione. Po
tem... ale dajmy spokój, bo wkraczamy
w sferę utopii, karykatury.
Bardziej kfiryk>try, czy bardziej ufapii:
- Nie mówmy o tym. Chcę tyiko
dopowiedzieć konkluzję tego wątku.
Otóż przeregulowanie systemu neutra
lizuje rachunek, a bez ciągłego liczenia
c z a s o p i s m a
148
nie będzie podstaw proefektywnościo-
wych na, szczeblu przedsiębiorstwa, zaś
umiejętność pobudzania tych postaw
przez system - na szczeblu centrum.
Czy to, co Pan mówi o skłonnościach do przere-
guiowania oraz indywidualizacji przechodzącej
w uznaniowość jest niebezpieczeństwem hipotety
cznym czy realnym?
- Pół roku temu nie odważyłbym się
odpowiedzieć jednoznacznie, ale dziś
mogę: uważam, że jest to niebezpie
czeństwo realne, choć możliwe do
uniknięcia...
Te celne dzisiaj spostrzeżenia przys
łaniają jednak fakt, że i pół roku temu
pewne jednoznaczności na drodze, po
której toczyła się reforma gospodar
cza w Polsce, były już widoczne
gołym okiem. Cała bowiem sprawa
toczy się między zwolennikami i prze
ciwnikami zmian w gospodarce. Anie
jest to - jak wiadomo - jakiś spisek
obu skrzydeł. Jest to właśnie... sprawa
systemu gospodarczego.
W dniu, w którym przelewam te
słowa na papier, usłyszałem od jed
nego z dyrektorów w sektorze drob
nym, że przy takiej odporności
systemu na zmiany trzeba sprawę
czym prędzej pogrzebać i nigdy do
niej nie wracać! To odrastanie złych
rozwiązań systemowych inspiruje do
pytań.
W „Przeglądzie Technicznym" (nr
38/83), które to pismo po licznych
wstrząsach personalnych stara się nie
stracić czytelników, znajduję materiał
Władysława Jermakowicza pod tytu
łem «Gra o system-. Dr Jermakowicz
jest pracownikiem Instytutu Nauk
Ekonomicznych PAN. Jego przygo
towanie teoretyczne do podjęcia tego
akurat tematu nie budzi wątpliwości,
Także jednoznaczna ocena tekstu
przez redakcję - która we wstępie
stwierdza:
1
Na różnych szczeblach
toczy się swoista gra w reformę - nie
budzi wątpliwości co do intencji, cho
ciaż dziwi wiara redakcji w decyzje
centrum. Można bowiem sądzić, że
decyzje centrum nie podlegają grze
chowi błędu.
W swoim materiale dr Jermako
wicz analizuje, nieomal kronikarsko,
wydarzenia związane z przepycha
niem się zwolenników i przeciwników
reformy w latach 1980-1982. Ta gra
o system toczyła się przy pełnej znajo
mości wszelkich reguł u obu stron:
Jedną z najbardziej charakterystycz
nych cech przesądzających o powodze
niu lub niepowodzeniu reformy jest to,
czy powiedzie się także przekształcenie
struktury organizacyjnej gospodarki,
która doprowadzi do likwidacji powią
zań branżowo-gałęziowych i umocnie
nia struktur funkcjonalnych...
Dla przypomnienia - ten podział
branżowo-gałęziowy, o czym ekono
miści już dokładnie wiedzą, był na
przestrzeni 40 lat przyczyną utrzymy
wania się dyrektywno-nakazowego
zarządzania gospodarką. Wiadomo
zatem, iż powodzenie lub niepowo
dzenie reformy zależeć będzie zawsze
od siły reformatorów: potrafią czy nie
potrafią ruszyć skostniały układ.
Zwykle kończyło się na pierwszych
próbach, potem rozpoczynało się
Ważenie argumentów propagando
wych i ekonomicznych. Te drugie
przegrywały, próba reformy umierała
śmiercią mniej lub więcej naturalną.
Tym razem pierwszą rundą gry
o system było powstanie w paździer
niku 1980 r. Komisji Rządowej do
Spraw Reformy Gospodarczej. Więk
szość w tym nadmiernie rozbudowa
nym ciele uzyskali przeciwnicy refor
my. Powstał jej projekt: Był to typowy
w tej tezie dokument zachowawczy, nie
149
precyzujący, w jakiej perspektywie
•powinna być dokonana likwidacja
części ministerstw branżowych ani też
jakie ministerstwa powinny ulec likwi
dacji. W części mówiącej o kompeten
cji ministerstwa według projektu miały
zachować stare prerogatywy i upraw
nienia. Podobnie zachowawczo formu
łowano rolę Sejmu, nie wspominając
0 jego nowej roli ani leż o możliwości
utworzenia II Izby Samorządowej.
Założenia te zostały jednak odrzu
cone po zdecydowanej krytyce zarów
no ze strony ludzi z układu władzy jak
1 czynników społecznych. Był to
bowiem czas fachowej dyskusji. W tej
sytuacji w marcu 1981 powołano
nowy zespół, tym razem złożony
z ekspertów. Przygotowano doku
ment «Kierunki reformy gospodar
czej". Kreślił on wizję zreformowane
go, parametrycznego systemu gospo
darczego, bez zjednoczeń, ministerstw
działowo-gałęziowych i z uszczuploną
rolą Komisji Planowania. Sprawa dal
szego utrzymywania roli Komisji Pla
nowania jako molocha dyrektywnie
i szczegółowo zajmującego się gospo
darką była bowiem papierkiem lak
musowym tendencji reformistycznych
systemu. Wydaje się - pisze dr Jerma-
kowicz - że ministerstwa dzialowo-
-galęziowe już w styczniu 1981 r.
złożyły Komisję Planowania w ofierze
prądom reformislycznym za cenę
utrzymania swoich dotychczasowych
pozycji w nienaruszonym stanie. Spra
wa ministerstw jako skostniałego,
antereformistycznego tworu urzędni
czego była drugim papierkiem.
I w tej sytuacji, gdy wydawało się,
że w czasie IX Zjazdu PZPR sprawa
reformy wchodzi w decydującą fazę,
ministerstwa . podjęły zaskakującą
próbę... samoreformy. Tyle, że
wszystkie założenia przewidywały lik
widację wszystkich ministerstw prze
mysłowych i utworzenie jednego -
natomiast samoreforma pozwoliła
uchronić od likwidacji co najmniej
cztery. Ponadto - rzucając hasło lik
widacji zjednoczeń - ministerstwa
odsuwały od siebie niebezpieczeń
stwo, konsolidowały siły i stawały.,
na czele reformy. W ten sposób ujaw
niło się, że reformatorzy nie doceniali
siły lobby urzędniczego. Nic nie stało
na przeszkodzie, aby po IX Zjeździe
nastąpiły dalsze działania umacniające
rolę kompleksu antyreformistycznego.
Powołano bowiem 31.07.81 r. Opera
cyjny Sztab Anty kryzy sowy. Forma
działania tego sztabu zapowiadała
powrót do dyrektywnego oddziaływa
nia na gospodarkę...
Zwolennicy reformy podjęli próbę
odpowiedzi - tworząc Urząd Gospo
darki Materiałowej mający wyjąć
z gestii ministerstw rozdzielnictwo
materiałów. Wydawało się, że jeszcze
nie wszystko stracone. Koniec roku
1981 przypominał remis w grze. Ale:
Uchwała nr 278 RM z 30 grudnia
1981 r. w sprawie funkcjonowania gos
podarki w okresie stanu wojennego
oraz Rozporządzenie RM w sprawie
zawieszenia działalności samorządu
załóg przedsiębiorstw państwowych na
czas obowiązywania stanu wojennego,
spowodowały osłabienie układu refor-
mistycznego (...). Poprzez wprowadze
nie Uchwały nr 278 ministerstwa
właściwie odzyskały utracony w wy
niku działań reformatorskich teren
i stały się szczeblowym organem zarzą
dzania dla danej gałęzi przemysłu.
Wzmocnienie roli ministerstw,
postępujące przez rok 1982 w wyniku
wprowadzanych aktów legislacyjnych
doprowadziło do tego, że: W końcu
150
roku 1982 górę w systemie gospodar
czym wzięło skrzydło opowiadające się
za „operatywnym" planowaniem i za
rządzaniem... W tej sytuacji nic nie
stało na przeszkodzie, aby prof.
W. Baka na spotkaniu z lektorami
KC - na pytanie o dalszą przyszłość
ministerstw branżowo-gałęziowych
i o perspektywę ich likwidacji - mógł
odpowiedzieć: Nie jest to na pewno
problem najbliższego okresu.
Jak to ocenić w świetle doświad
czeń ubiegłego roku?
Sławomir Siwek
Kultura polityczna
w polityce kulturalnej
Aparat władzy nie rezygnuje z prób
nawiązania współpracy ze środowi
skami twórczymi. Po raczej niewiel
kich rezultatach kolejnych ofert dialo
gu, przyszła pora na wnioski.
Członek Biura Politycznego i prze
wodniczący komisji kultury KC PZPR
Hieronim Kubiak oświadczył na
posiedzeniu Rady Ministrów 25
września 1983 roku, że należy rozpo
znać różne motywy opozycji. Nie
które nie wykluczają porozumienia,
niektóre jednak dotyczą zasad ustro
jowych i tego nie ma co ukrywać, bo
tak to jest, taki jest ten dramatyzm pol
skiej, obecnej (sytuacji - K.K.) a prze
cież nie tylko obecnej, co w przypadku
krajów wyrosłych z rewolucji jest to nie
tylko dylemat naszego czasu, ani tylko
tego czasu teraźniejszego. Z tymi «nie»
nie znajdziemy wspólnego języka, pozo
staje tylko kwestia kultury wzaje
mnego współżycia w ramach jednego
państwa, ale nie ma powodu zamazy
wać tego, że jest to różnica stanowisk
w kwestiach ustrojowych.
Myśl o kulturze współżycia cytuję
za artykułem M. F. Rakowskiego
(Polityka nr 43/83), który deklaruje
poparcie dla wniosków H.Kubiaka,
ale przedstawia własną typologię opo
zycji, przypisuje swym przeciwnikom
motywy niepoważne: Dziś wcale nie
rzadko postawę «przeciw» określa irra
cjonalna niechęć do uznania realiów,
jest w tym coś ze znanego powiedzenia
«na złość mamie odmrożę sobie uszy,
przejęcie się jakąś bliżej nie sprecyzo
waną misją dziejową, urazy, zacietrze
wienie, ambicyjki - a wszystko to
wsparte przekonaniem, że jak się
zaprę, to władza jednak będzie musiała
ustąpić: Ktoś zapytany, na czym
powinno to ustępstwo polegać, najczęś
ciej zbywa pytanie ogólnikami, no że
w ogóle, że to nie tak itp. Kolejną przy
czyną określającą postawę «przeciw»
jest traktowanie wiadomości płynących
z Wolnej Europy za główne i autoryta
tywne źródło wiedzy o Polsce. Ten, kto
tak traktuje WE, nie bierze pod uwagę,
że ta dywersyjna, siejąca nienawiść do
socjalizmu radiostacja generalnie reali
zuje w ogóle niepolski program polity
czny, nadaje słuchaczom teksty z tzw.
prasy podziemnej, które coraz częściej
są wyciąganiem z szuflady zleżałych
materiałów i o których wiemy, że
w kraju rozchodzą się w kilkunastu
albo kilkudziesięciu egzemplarzach,
a redakcja składa się z jednego czło
wieka, posiadającego maszynę do pisa
nia. I wreszcie kolejna przyczyna trwa
nia na pozycji przeciw, to osobisty
wstyd, że ^poleciało się» w fałszywym
kierunku. (...) Twórcy lokujący się na
platformie «przeciw» muszą sami odpo
wiedzieć sobie na pytanie, czy jest to
najbardziej korzystne dla nich i kultury
151
narodowej. Opuszczenie tej platformy
wymaga jednak uwolnienia się od jakże
często małostkowego spojrzenia na rze
czywistość i postrzegania problemów
i spraw w skali perspektywicznej.
Zdaniem M. F. Rakowskiego opo
zycja jest przejawem małostkowości
i partykularyzmu. [ ) [Usta
wa o kontroli publikacji i widowisk z
31 VII 198) r. art. 2, pkt 1, (Dz.U. nr
20, poz. 99, zm. 1983 Dz.U. nr 44, poz
204)].
Rakowski jednak dostrzega odwie
czną sprzeczność między politykami
kierującymi się układem sił a twór
cami, którzy motywują się moralnoś
cią i światopoglądem. Dla przykładu
przytacza politykę kulturalną Napo
leona 1, traktującego sztukę w dużym
stopniu użytkowo. Miała mu ona służyć
do osiągania doraźnych celów. Do arii
operowych włączano odpowiednie stro
fy, aby uczcić ważne wydarzenia pań
stwowe, jak np. ciążę Marii Ludwiki
czy zawarcie jakiegoś traktatu pokojo
wego. Z dzieł klasycznych bezceremo
nialnie skreślano całe fragmenty, a na
ich miejsce dopisywano różne aktualne
wstawki. Sztuki teatralne pisano na
zamówienie cesarza lub jego urzędni
ków. Pisano szybko, na kolanie. Tylko
zwycięstwu pod Austerlitz w1806 roku
poświęcono 12 sztuk, a urodzinom
króla Rzymu aż 28. Ponieważ Napo
leon nie lubił Szekspira, unikano wysta
wiania jego sztuk...
Porównanie jest mylące. Przede
wszystkim dlatego, że nie było wów
czas telewizji, która uwolniła dziś
teatr i literaturę od propagandy.
Mniejszy był również stopień upań
stwowienia życia społecznego i gospo
darczego, co skłaniało władze cesar
skie do wzmożenia kontroli zbiorowej
świadomości. Zresztą Napoleon był
wcieleniem historycznej misji Francji,
czyniąc swój kraj nie tylko potężnym
i bogatym, lecz także wzorem dla
całej Europy. Dzięki temu służba pań
stwowa nie wymagała od artysty wiel
kiego gwałtu na sumieniu. Ba! Mic
kiewicz wręcz uważał, że od czasów
Jezusa Chrystusa Napoleon by {spośród
wszystkich chrześcijan tym, co najwię
cej zdziałał, najwięcej pracował, naj
więcej zrealizował na ziemi (cyt. za
A.Walicki „Filozofia a mesjanizm"
Warszawa 1970, s. 284).
Sytuacja w Polsce jest nieco inna.
Kierownik wydziału kultury KC
PZPR Witold Nawrocki pisze w „Ży
ciu Literackim" (nr 39/83) o powa
żnym zagrożeniu socjalistycznego
charakteru kultury, wzywając do
walki ideologicznej w obronie zakwe
stionowanych i zachwianych wartości
socjalistycznej kultury. Główne kie
runki tej walki niewątpliwie objąć
powinny między innymi:
- polemika z totalną negacją dorob
ku kultury Polski Ludowej, obrona
i wyjaśnienie skali jej dokonań:
- przeciwstawienie się oraz walka z
lansowanymi przez opozycję hierarchi
cznymi porządkami wartości opartymi
na stosowaniu kategorii prestiżów poli
tycznych a nie na ocenach artystycznie
i metodologicznie weryfikowalnych (...)
- polemiczna walka z okcydentali-
styczną tezą o przynależności Polski
wyłącznie do zachodniego porządku
kulturowego oraz o «pomostowym»
znaczeniu kultury polskiej, tym samym
sprowadzającą naszą kulturę do funkcji
„półprzewodnika" prądów kulturowych
płynących z Zachodu na Wschód;
- walka z tezą o chrześcijańskim i
przede wszystkim katolickim rodowo
dzie kultury polskiej, sprzeczną z jej
prehistorycznym, reliktowym przeka-
>
152
zem oraz antyklerykalną, racjonalisty
czną i lewicową tradycją polskiej inteli
gencji budującej najbardziej istotne
zręby kultury polskiej. W tym kontekś
cie pojawia się również teza o mesjani-
stycznym charakterze i przeznaczeniu
kultury polskiej akcentowana często
w sposób zgodny ż porządkiem nacjo
nalistycznego myślenia;
- walka z wykreowanym w czasie
kryzysu nurtem twórczości (zwłaszcza
literackiej i filmowej) o antysocjalisty
cznej wymowie ideowej, o chybionej
wartości artystycznej, o znacznym
obciążeniu antykomunistycznymi treś
ciami politycznymi, ale lansowanej
jako sztuka wybitna i prawdziwa;
- ukazywanie politycznego i ideolo
gicznego, ale również moralnego zaple
cza budowanego przez opozycję "fron
tu odmowy*;
- walka z tymi. którzy dążą da
zachowania politycznych opcji w kultu
rze sprzed 13 grudnia 1981 roku oraz
walka o pozyskanie tych twórców, któ
rych próbuje się zepchnąć na "emigra
cję wewnętrzną* lub "zewnętrzną*,
wbrew logice rozwoju polskiej kultury,
ze szkodą dla jej integralności oraz krę
gów odbiorczych. '
Zapowiada się także zwalczanie
wszelkich form imperializmu kulturo
wego Zachodu a zwłaszcza przejawów
tzw. mecenatu zachodniego nad twór
cami i twórczością w Polsce oraz
zapewnienie ideowej i programowej
inspiracji twórczości przez partię.
Takie zadania stawia Witold Na
wrocki swoim współpracownikom.
K.K.
Z katolickich
czasopism anglosaskich ·,
(1)
Docierająca do Polski niezbyt sze
rokim strumieniem katolicka prasa
anglosaska jest u nas na ogół mało
znana. Tymczasem w języku angiel
skim wychodzi dziś w różnych kra
jach duża część czasopiśmiennictwa
katolickiego, przy czym są to nie
rzadko tytuły bardzo poważne, mają
ce długą tradycję i zajmujące się
podstawowymi zagadnieniami dok
tryny, historii Kościoła, a także naj
ważniejszymi problemami współczes
ności. Jest to lektura, którą z pewnoś
cią warto przybliżać czytelnikowi
polskiemu.
„Theological Studies" - to kwartal
nik wydawany przez spółkę o tej
samej nazwie dla wydziałów teologi
cznych wyższych uczelni USA. Sie
dzibą redakcji jest jeden z czołowych
uniwersytetów amerykańskich - Geor-
getown University w Waszyngtonie.
W 1983 r. zaczęto publikować zeszyty
44 rocznika pisma. W pierwszym
z .tych zeszytów tematykę teologiczną
reprezentują artykuły J. Wicksa SJ
o wierze i rozgrzeszeniu u Lutra,
W. C. Spohna SJ, który analizuje kwe
stię decyzji moralnych oraz zdolności
rozpoznawania dobra i zła przez «ro-
zumujące serce» (reasoning heart), jak
również B.L. Martina o stosunku
Chrystusa do zakonu w świetle Ewan
gelii św. Mateusza.
W tym samym numerze znaleźć
można interesujący tekst dotyczący
«sprawy Lamennais», którą ocenia się
czasem jako punkt zwrotny w dzie
jach XIX-wiecznego Kościoła katolic-
153-
kiego, oznaczający usztywnienie sta
nowiska Watykanu w sprawie wol
ności religii i «kwestii socjalnej ».
Publikację obszernej, 9-tomowęj do
kumentacji sprawy umożliwił Jan
XXIII. Ukazała się ona w latach
1971-1981. Ostatnio bracia L. i M,-
LeGouillou wydali uzupełnienie tej
dokumentacji pod tytułem „La conde-
mnation de Lamennais". Autor omó
wienia tej książki, J. N. Moody, jest
zdania, że powodzenie tez ks. Lamen
nais byłe mało prawdopodobne wo
bec sytuacji politycznej papiestwa po
1815 r., gdy, jak pisze, władza
doczesna przesłoniła obiektywizm Sto
licy Apostolskiej Zaznacza, iż Grze
gorz XVI słabo orientował się w prob
lemach społeczno-politycznych współ
czesnego mu świata i był przekonany,
że poglądy ks. Lamennais podważają
zasady władzy w ogóle. Na. stanowi
sku papieskim zaważyć też miała opi
nia nuncjusza w Paryżu-oraz poważ
nej części Episkopatu Francji, gdzie
rozpamiętywano jeszcze doświadcze-
nia Kościoła z okresu Wielkiej Rewo
lucji. Naciski polityczne wywierać
miał na papieża Wiedeń oraz, o czym
się często zapomina, St. Petersburg.
Ks. Lamennais tymczasem uważał, że
posłuszeństwo wobec papieża nie
dotyczy publicystyki politycznej, któ
rą nadal uprawiał. „Les paroles d'un
croyant", narwane przez kogoś «czer-
woną czapks» zawieszoną na krzyżu,,
doprowadziły ostatecznie do potępie
nia jego nauki w encyklice „Singulari
nos" z 25 lipca 1834 r. Sumując swe
uwagi o nowych dokumentach w
sprawie ks. I.emmenais J.N. Moody
stwierdza, że o ile Grzegorz XVI sta
rał się zachować nietkniętą tradycję
stuleci, o tyle ks. Lamennais stał się
prorokiem nowej, społecznej misji
Kościoła katolickiego. Warto jednak
zaznaczyć, że ks. Lamennais był
raczej chwiejny w swoich poglądach
oraz nieco przeceniał rolę wolności
w kształtowaniu duchowości chrześ
cijańskiej. W swych „Słowach wierzą
cego", wzorowanych zresztą na „Księ
gach pielgrzymstwa" Mickiewicza,
apoleozował rewolucję, wolność
i władze ludu w sposób, który i dziś
mógłby budzić sprzeciw katolickiej
doktryny społecznej.
Społeczność katolicka USA,
a w pewnej mierze także Zachodniej
Europy, żyje ostatnio zagadnieniem
moralnej oceny wojny oraz zastana
wia się nad ceną pokoju. Dyskusje na
ten temat toczą się do dziś wokół
memorandum pokojowego biskupów
amerykańskich. W swoich obszer
nych notatkach moralnych R.A.
McCormick SJ z Georgetown Univer
sity zajmuje się między innymi kwe
stią etycznej strony wojny i odstra
szania nuklearnego. Wspomina
o deklaracji w sprawie zapobieżenia
wojnie atomowej złożonej we wrześ
niu 1982 r. papieżowi Janowi Pawłowi
II przez grupę naukowców składają
cych się w 1/4 z obywateli państw
obozu socjalistycznego, o radzieckim
apelu do narodu amerykańskiego, jak
również, o zapoczątkowanych pod
koniec 1982 r. krokach Episkopatu
• USA w tym względzie. W zasadzie
zdaje się przychylać do opinii, iż teo
ria wojny sprawiedliwej stała się całko
wicie pusta i że należy ją odłożyć do
lamusa razem z teorią o płaskości
Ziemi. Nawiązuje zresztą do wcześ
niejszego naświetlenia stanowiska bis
kupów amerykańskich zawartego
w artykule J.Langana SJ w 43-tomie
„TS". Autor notatek moralnych oma
wia dalej zróżnicowane podejście do
154
problemu moralności wojny atomo
wej ze strony biskupów europejskich
oraz ostatnie publikacje na ten temat
w Stanach Zjednoczonych, w których
analizowano między innymi związek
między odstraszaniem nuklearnym
oraz intencją użycia broni jądrowej.
Temat ten kontynuuje w drugim
zeszycie 44 tomu „TS" W.V. O'Brien
z Georgetown University. O ile Mc-
Cormick z pewną dozą sympatii
przedstawiał tezy; kwestionujące za
sadność teorii wojny sprawiedliwej
w dzisiejszym świecie, o tyle O'Brien
stwierdza, iż. polityka odstraszania
spełnia warunki wojny sprawiedliwej,
gdyż stanowi podstawę bezpieczeń
stwa i kontroli zbrojeń. Pozytywnie
ocenia odejście Stanów Zjednoczo
nych od doktryny M A D {pewne zni- ,
szczenię wzajemne) oraz przyjęcie
doktryny elastycznego kontruderze-
nia w centra militarno-przemysłowe,
choć podkreśla, że niewiele to zmienia
wobec groźby wymknięcia się ograni
czonej wojny atomowej spod jakiej
kolwiek kontroli. D o biskupów ame
rykańskich zwraca się O'Brien z proś
bą, by wzięli pod uwagę zagrożenia
wynikające z możliwości przegrania
przez USA i ich sojuszników wojny,
jaką by ona nie była. W swoim grun
townym studium przedstawia warun
ki wojny sprawiedliwej w świetle
Vaticanum II oraz prawo wojenne
w dzisiejszej sytuacji świata, gdyby
doszło jednak do konfliktu nuklear
nego. Koszmar jest więc stale obecny.
W tym samym drugim numerze
„TS" z 1983 r. M.O'Rourke Boyle
zachęca do historycznej analizy du
chowego doświadczenia Św. Ignacego
Loyoli, zaś M.L.Cook SJ przedsta
wia chrystologię w Ameryce Łaciń
skiej. Historyczne studium P. K. Hen-
nessy'ego dotyczy równowagi między
kolegialnością biskupów i prymatem
papieża w łonie Episkopatu USA
przed I Soborem Watykańskim. Au
tor przybliża zwłaszcza postacie i po
glądy dwóch wybitnych hierarchów
amerykańskich połowy XIX wieku:
arcybiskupów Baltimore Francisa
P. Kenricka i Martina J.Spaldinga
oraz stwierdza, iż model wypraco
wany w sto lat później przez Vatica
num II przypomina kolegialność
w Kościele amerykańskim lat pięć
dziesiątych i sześćdziesiątych XIX
wieku.
W innym artykule Ch. M. Murphy
analizuje określenie akcji na rzecz
sprawiedliwości jako istotnego czyn
nika stanowiącego (constitutive) gło
szenie Ewangelii w dokumencie syno
du z 1971 r., który po raz pierwszy
nawiązał do idei "wyzwolenia·> będą
cego prawem do społecznego uczest
nictwa i rozwoju.
„Theological Studies" są pismem o
szerokim spojrzeniu ekumenicznym.
Poza wspomnianym już artykułem
0 teologii Lutra w związku z 500-
-leciem jego urodzin znaleźć tu można
bardzo interesujący tekst E.B. Horo
witza z Hebrew Union College w No
wym Jorku, jednego z wybitnych
teologów żydowskich w Stanach
Zjednoczonych. Porównuje on ży
dowskie i chrześcijańskie interpreta
cje filozoficzne współczesnej historii
1 zauważa, iż znaczenie ostatnich
wydarzeń historycznych chętniej ana
lizują Żydzi. Borowitz uważa, że teo
logia chrześcijańska koncentruje się
raczej na tematach ogólniejszych, zaś
żydowska żywo zajmuje się badaniem
co Bóg nam chce przekazać przez to, co
nam się przydarza. Nie oznacza to,
zdaniem autora, przeciwstawieństwa
155
postaw, które poza tym w dużej mie
rze pokrywają się. Szczególne uczule
nie Żydów na współczesną historię
wiąże Borowitz z faktem, że dla naro
du żydowskiego wojenny "Holo
caust", odrodzenie państwa Izrael
i odzyskanie Starej Jerozolimy są siłą
rzeczy ' wydarzeniami tak wielkiej
rangi, że zmuszają niemal do rewizji
postaw religijnych. Z drugiej strony,
zauważa Borowitz, świat chrześcijań
ski nie przeżył w ostatnich dziesięcio
leciach wydarzeń tak wstrząsających
świadomością pokoleń.
Przegląd najnowszych publikacji
książkowych, które ukazały się głów
nie w 1982 r. uzupełnia, jak zwykle
oba zeszyty ..Theological Studies".
Nie sposób naturalnie wymienić tu
wszystkich interesujących książek zre-
cenzowanych w obu wymienionych
numerach pisma, ale warto wspom
nieć choćby o opracowaniach na
temat teologii Hansa Klinga, dialogu
chrześcijańsko-żydowskiego, roii Ko
ścioła, państwa i społeczeństwa w my
śli Jana Pawła II, czy też o drukowa
nych po raz pierwszy tekstach Karla
Poppera z lat 1951-1956.
Oczywiście perspektywa amerykań
ska oznacza nieco inne proporcje iloś
ciowe i odmienną hierarchię ważności
poszczególnych spraw niż ta, do któ
rej jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce
i którą tu żyjemy. Nie można jednak
zaprzeczyć, iż ,',TS" jest pismem
o wielkim bogactwie tematycznym
oraz wysokim poziomie. Obiecuje to
niejedną jeszcze interesującą lekturę.
Wojciech Roszkowski
O czym się nie mówi
Cesarzowi co cesarskie. Jest „Ty
godnik Powszechny" j e d y n y m u nas
tygodnikiem, w którym regularnie
pojawiają się teksty poświęcone sztu
ce i architekturze. Przejrzenie pod
tym kątem wydanych do tej pory
czterdziestu czterech tegorocznych
numerów pisma przekonuje, że
w dwudziestu dwóch - a więc równo
w połowie - drukowano artykuły
o tej tematyce (nie wspominając
o krótkich informacjach w rubrykach
«notatki» i "Kronika religijna»). Zna
lazły się wśród nich obszerne recenzje
z najważniejszych wystaw tego roku -
tj. polskiego malarstwa współczes
nego ze zbiorów wrocławskich w war
szawskiej Zachęcie, poplenerowej na
Jasnej Górze, „Znaku Krzyża" w koś
ciele na Żytniej, dwóch gigantów -
wawelskiego i wiedeńskiego - zorga
nizowanych w związku z trzechsetną
rocznicą Victorii Sobieskiego, wresz
cie uwagi o wystawie krakowskiej
związanej ze stuleciem śmierci Nor
wida. Ukazały się też spore teksty
traktujące o ważnych, niedawno wy
danych książkach: Józefa Czapskiego
„Patrząc", Joanny Pollakówny „Ma
larstwo polskie między wojnami
1918-1939", Marii Rzepińskiej'„Sie
dem wieków malarstwa europejskie
go" oraz pierwszy tom wydawnictwa
„Polaków portret własny". Wiele
uwagi poświęca „Tygodnik" proble
mom nowoczesnej architektury sak-
s z t u k a
156
ralnej, jej funkcjom i sensom we
wspólnocie wiernych i w przestrzeni
urbanistycznej dzisiejszych miast.
Przedmiotem relacji były sesje histo
ryków i historyków sztuki na Jasnej
Górze i w Pelplinie - okazało się, że
można o tym pisać wdzięcznie i inte
resująco - oraz konferencja estetyków
na temat związków i zależności mię
dzy etyką a sztuką i twórczością, zre
ferowana już niestety w sposób dla
zwykłego czytelnika niestrawny. Czy-
• laliśmy też o nowo otwartym Muzeum
Diecezjalnym w Pelplinie oraz o dra
matycznych losach Muzeum Śląskie
go w Katowicach. Nieodwołalne
zniszczenia wynikłe z indolencji admi
nistracji państwowej i stosownych
instytucji wykonawczych były tema
tem artykułu „Na przykładzie cerkwi
w Klimkówce", nie mówiąc o grom
kich ostrzeżeniach Tadeusza Chrza
nowskiego pod adresem probosz
czów, aby uważali, co wyrzucają jako
bezwartościowe rupiecie. Znalazły się
też wśród omawianych artykułów roz
ważania o charakterze ogólnym, jak
to o temacie Zmartwychwstania w sz
tuce albo o obrazach Męki Pańskiej;
szkoda zresztą, że sprzeczne całkowi
cie w ocenie popularności scen Zmart
wychwstania w malarstwie euro
pejskim, tym bardziej, że sprzeczność
jest skutkiem pomyłki autora dru
giego z tekstów, Andrzeja Basisty,
który niesłusznie utrzymuje, że -
wyjąwszy okres średniowiecza - temat
ten był w plastyce rzadki. Ukazało się
też kilka recenzji dotyczących twór
czości konkretnych artystów: Ireny
Wilczyńskiej, Przemysława Brykal-
skiego (dekoracja malarska kościoła
Opatrzności Bożej w Warszawie), Te
resy Rudowicz (sceny Ukrzyżowania
u krakowskich dominikanów), Anny
B. Bohdziewicz (fotodziennik „Prawie
rok"), a nawet dwóch artystów ob
cych - doskonale zresztą przypadko
wych - malarza amerykańskiego
Andrew Weytha i zmarłego kilka lat
temu holenderskiego grafika Eschera.
Zebrało się też kilka wspomnień poś
miertnych, m.in. o architekcie Zbig
niewie Karpińskim, profesorze Janie
Zachwatowiczu oraz Janie Wacławie
Zawadowskim, polskim malarzu
osiadłym od ponad półwiecza we
Francji.
„Tygodnik Powszechny" ma swoich
stałych autorów pisujących o sztuce
i jej historii: Tadeusza Chrzanow
skiego, świetnego historyka sztuki
i stylistę, Stanisława Rodzińskiego,
malarza i krytyka w jednej osobie,
wreszcie pisującego niekiedy na ten
temat Tadeusza Szymę. Poza nimi
w tym tylko roku do „Tygodnika"
pisali o plastyce - żeby wymienić
nazwiska autorów szerzej znanych -
Helena Blum, Joanna Pollakówna,
Wojciech Karpiński, Marek Rostwo
rowski, Wojciech Skrodzki i Marek
Żuławski. Słowem rzecz cała wygląda
znakomicie. Tym bardziej, jeżeli zwa
żyć małą objętość pisma przy jedno
czesnej rozległości uprawianej na jego
łamacn problematyki, w której miejs
ce sztuki zdawać by się mogło peryfe
ryjne. Tymczasem jest ono - co
dokumentuje choćby powyższe zesta
wienie - wcale niepoślednie. Jak to się
dzieje, pozostanie tajemnicą redakcji
1
.
Szczególnie, że wyznanie Tadeusza
Chrzanowskiego uprzytamniające do
datkowe trudności pisania o sztuce,
przeżywane nie tylko przez.niego, nie
straciło wiele ze swej aktualności:
„Dawniej przecież potrafiłem opisać
wrażenie wyniesione z obcowania
z pięknem, z historią, z wydarzeniami
157
codzienności krzyżującej się z prze
szłością. Teraz już po półtorej strony
odczuwałem zbędność takiego „ład
nego pisania"... Nie żebym przestał
miłować sztukę, żebym „uczonością"
dobił w sobie okruchy serca, aie
ponieważ naładowanie kilku ostai-
nich lat doczesnością było tak potę
żne, iż wszystko w zetknięciu z nią
stawało się nie tyle mniej bliskie, ale
mniej ważne, mniej potrzebne".
Wygląda więc na to, że z plastyką w
„Tygodniku Powszechnym" jest bar
dzo dobrze. A tymczasem w moim
przekonaniu jest c a ł k i e m źle. Cał
kiem źle oczywiście jak na to, czego od
„Tygodnika" chciałoby się - i jestem
przekonana, że mogło - oczekiwać,
bo o tym, że jest to Everest wobec
średniej krajowej napisałam w pierw
szym zdaniu tych uwag. Ta krytyczna
opinia nie oznacza bynajmniej depre
cjonowania jakości wspominanych
wyżej artykułów, które w zdecydowa
nej większości są interesujące, rzetelne
i dobrze napisane. Właściwie tylko
jeden, wymieniony już przeze mnie
wcześniej tekst A. Basisty o obrazach
Męki Pańskiej wydał mi się tekstem
żenującym, tak przez niekompetencję,
jak przez nachalną aktualizację, które
pospołu go charakteryzowały. Skoro
jednak jestem przy poszczególnych
autorach i tekstach, to wyznam, że
najbardziej lubię czytać, tudzież naj
więcej dowiaduję się od Tadeusza
Chrzanowskiego, tyle że nie pisuje on
o sztuce współczesnej. Nią natomiast
zajmuje się drugi mój «faworyt» Sta
nisław Rodziński. Cenię jego konsek
wencję w stawianiu dziełom i twór
czości «wymogów etycznych». D o
dam, że Rodziński wyrażał te poglądy
już wcześniej, długo przed nastaniem
obecnej na te kwestie - przepraszam
za zgryźliwość - «mody», poza tym
postrzega je w warstwie wewnętrznej
dzieła sztuki, nie zaś w porządku
wobec niego zewnętrznym. Nadto nie
zaniedbuje ocen estetycznych, jest na
szczęście także w swych tekstach
malarzem i bywa, jeśli chce, znakomi
cie krytyczny i w tych krytykach prze
konywający. Niekiedy jednak wydaje
mi się monotematyczny i nieco mora
lizatorski, jakby był nadto pryncypial
nym i apodyktycznym uczniem swego
duchowego mistrza (jak można wno
sić z recenzji „Patrząc"), Józefa
Czapskiego.
Wracając jednak do oceny, którą
pozwoliłam sobie wyrazić, odnosi się
ona do ogólnego obrazu sztuki, jaki
wyłania się z Tygodnikowych tekstów
razem wziętych, nade wszystko jed
nak wytyka pismu g r z e c h z a n i e
c h a n i a wielu, a r.a dobrą sprawę
niemal wszystkich - wyjątek stanowi
grupa artykułów poświęconych nowo
czesnej architekturze sakralnej - prob
lemów określających sytuację współ
czesnej plastyki: tę ideową i tę naj
zwyklejszą - tworzonych tu i teraz
przedmiotów sztuki, ich autorów, zle
ceniodawców i, przynajmniej poten
cjalnych, odbiorców.
Ów ogólny obraz jest zaskakująco -
w moim przekonaniu nie tyle fałszy
wie ile fałszująco - pozytywny i spo
kojny, jeśli nie liczyć sygnalizowa
nych, obecnych także i na tym polu,
niepokojów politycznych i ich bez
pośrednich konsekwencji. Ale poza
tym jest właściwie świetnie: powstają
wielkie dzieła, a jak tego nie widzisz
to twoja wina niewrażliwy człecze.
I metafizyka w sztuce współczesnej
się udaje (mógłby nam Zachód
pozazdrościć!), przynajmniej tym,
których dopuścił profesor Bogucki na
158
Żytnią. I nawet obrazy emanują
dobrocią. Konflikty i problemy są
jedynie napomykane i to jako te, od
których można się na zasadzie negacji
odbić jak np. od sztuki uprawianej
koniunkturalnie lub traktowanej jak
pusta łamigłówka jedynie. Lub też te,
które dało się w opisywanym akurat
przypadku szczęśliwie rozwiązać, np.
przez fortunne pogodzenie stawia
nego przez Kościół wymogu czytel
ności i komunikatywności obrazu
religijnego z wysokim poziomem arty
stycznym. Nawet kakofonię współ
czesnych kierunków sztuki udało się
T. Szymie utożsamić z inspiracją obra
zu Jasnogórskiego, a dwadzieścia pla
katów na okoliczność ' sześćsetlecia
cudownego obrazu wystarczy Wojcie
chowi Skrodzkiemu do skonstatowa
nia znaczącego wyłomu w historii
plakatu polskiego. Mnie się tymcza
sem wydaje, że dwadzieścia projektów
w skali całej Polski, czy nawet tylko
Warszawy, to w dzisiejszych okoli
cznościach bardzo niewiele, wyłom
zaś. wyraża się jedynie zmianą zlece
niodawcy. Przypomnę, już kiedyś
przeze mnie przywołany, przykład
Waldemara Świeżego, który obok pla
katów na zlecenia państwowe zrobił
plakat w związku z wizytą Papieża
w kraju. I co z tego wynika?
Reasumując: ów «spokojny», "po
myślny", «bezkryzysowy» obraz sta
nu naszej sztuki A D 1983 bierze się z -
przykro powiedzieć - niedostatku kry
tycyzmu, który wyraża się nade
wszystko w wyborze zdarzeń, osób
i prac uznawanych przez autorów tek
stów za pozytywne i pisaniu o nich
niekiedy niemal apologetycznie. Stąd
zbyt często w „Tygodniku" recenzje
kojarzą się niestety z laurkami.
I zarzut główny - grzech zaniecha
nia. Trudno przedstawić mi jakiś upo
rządkowany katalog'spraw, które -
moim zdaniem - domagają się co naj
mniej ich nazwania, postawienia na
autentycznym forum czytelniczym,
którym są bezwzględnie łamy „Tygod
nika Powszechnego". Zacznę więc od
przysłowiowej sprawy «pierwszej
z brzegu», tj. od «piękna wizualnego",
w którym pragnąłby mój ulubiony
autor wychowywać kolejne pokolenia
Polaków traktując to jako „drobną
ale istotną cząstkę ich uszlachetnie
nia". Słowem niezgoda na degradację,
także estetyczną naszego otoczenia
tak w sklepie, fabryce, urzędzie, szko
le jak tym bardziej we własnym domu
i w kościele, skoro na te przynajmniej
ostatnie dwa miejsca zachowaliśmy
jeszcze jakiś wymierny wpływ. Dla
czego w „Tygodniku" nie pisze się
0 malowanych bohomazach i rzeź
bionych koszmarach, które zamawia
ją i przyjmują z zadowoleniem różni
księża? A o przerażająco brzydkich
dewocjonaliach? Dlaczego reproduk
cję obrazu Matki Boskiej w koszulce
„Solidarności" i z palcami dłoni zło
żonymi w kształt litery V muszę oglą
dać w piśmie „Perspektywy"? A prze
cież właśnie w „Tygodniku" powin
nam móc przeczytać o niestosownoś
ci, tak - właśnie o pogwałceniu w tej
1 zbliżonych sytuacjach zasady nie
gdyś w sztuce (i nie tylko) zrozumia
łej, dziś już niemal zapomnianej,
a mianowicie zasady decorum, zasady
stosowności. Skoro „Tygodnik Pow
szechny" o tym milczy, płyną z tego
różne szkody.
A problemy ogólniejszej, uniwersal
nej natury jak kwestia upadku sztuki
religijnej i to nie dzisiaj, ale w XIX
wieku. A wątek, również wówczas
159
zrodzony, traktowania sztuki jako
surogatu religii i konsekwencje, które
z tego faktu wyniknęły dla sztuki
współczesnej, a może - tego nie wiem
-' i dla religii. Wreszcie zagadnienie
sygnalizowane od jakiegoś czasu,
także na łamach „Tygodnika", ale nie
rozwijane, poszukiwanie przez sztukę
czy też raczej przez artystów wiary?
metafizyki?, często zgłaszane pragnie
nie powrotu do sacrum. A sprawa -
zważywszy sytuację, w której się
wszyscy znajdujemy, rozumiana nie
tylko jako ważna, ale też bardzo konk
retna - czyli mecenat kościelny i zwią
zane z nim oczekiwania i wątpliwości
zarówno ze strony kieru, jak twórców.
Czy to nie są tematy artykułów, a na
wet całych cykli prezentujących różne
możliwe w tych sprawach stanowi
ska. I nie uwierzę, jeśli ktoś powie, że
te i inne kwestie nie mogą być poru
szane na łamach „Tygodnika Pow
szechnego" ze względów cenzural-
nych, bo nawet jeśli te ostatnie mogą
je niekiedy bardzo ograniczyć, to jed
nak nie wykluczyć.
październik 1983
Nawojka Cieślińska