Boże podpowiedzi
Szedłem z moim przyjacielem przez krakowskie
Planty. Kiedy przechodziłem obok ludzi siedzących
na ławkach, zobaczyłem płaczącą dziewczynę.
Pomyślałem, podejdę do niej i zapytam, czy
wszystko w porządku. Podszedłem prosząc Pana
Boga, aby udzielił mi swojej mocy, abym m„gł jej
jakoś pom„c. Spędziliśmy rozmawiając ze sobą
jakieś 20 minut. Miała na imię Kinga. To była
piękna rozmowa. Czułem, że błogosławiona przez
Stw„rcę. Rozmawialiśmy o czasie, dzięki kt„remu
łagodzone są każde nasze rany, o prawdziwej
przyjaźni, kt„ra potrafi wziąć na swoje barki
problemy innych. Wreszcie o Panu Bogu, kt„ry
wysłuchuje każdych naszych modlitw i pomaga.
Tak, rozmowa ta była przez Niego prowadzona.
Czułem to. Kinga zauważyła, że czasami jest tak, że
czegoś bardzo chcemy, a wszystko się układa
całkiem nie po naszej myśli. Dopiero po upływie
czasu spostrzegamy, że to, co kiedyś wydawało
nam się krzywdzące, stało się teraz
błogosławieństwem Bożym. I dziękujemy Mu, że tak
wszystkim pokierował i przepraszamy Go, że
chcieliśmy w nasze życie wprowadzać swoją wolę,
a nie powierzyć się Jemu. Uśmiechnęliśmy się do
siebie nawzajem – i teraz tak będzie –
powiedziałem.
Łzy przestały płynąć z jej oczu. Wręczyłem jej
malutki Nowy Testament, kt„ry miałem ze sobą,
m„wiąc, że słowa zawarte w nim mają dla mnie
ogromne znaczenie i wiele razy przez nie Jezus
Chrystus, m„j prawdziwy Przyjaciel, wyciągał mnie
z moich zmartwień.
- Kinga, życzę ci takiego uśmiechu, jaki masz teraz
przez cały czas. Aby radość na twojej twarzy nie
opuszczała cię.
- Ten uśmiech spowodowałeś swoją obecnością.
Dziękuję ci za to, że przystanąłeś i spędziłeś ze
mną tę chwilę czasu – powiedziała.
Zrozumiałem wtedy, że moje podejście do niej
miało głęboki sens Boży.
Przez takie spotkania i rozmowy Pan B„g uczy
mnie, aby nie przechodzić obojętnie obok ludzi spotykanych na ulicy, spotykanych w swoim życiu. Bo
jeśli kogoś zauważam, to jest to dane mi przez Boga. Mogę to zlekceważyć i p„jść swoją drogą. Mogę też
przystanąć, podejść, porozmawiać. Zamienić kilka sł„w, poświęcić kilka minut. I może przyniosę komuś
ukojenie? Może przez to spotkanie przem„wi do mnie B„g? Może sam się wzbogacę? Może poczuję Jego
bliskość? Może On ode mnie, od ciebie, tego wymaga? Tylko, że my w swoim zagonieniu zapominamy
o istocie prawdziwego chrześcijaństwa.
Boję się, że tylko czasami dostrzegam potrzebujących, a wok„ł mnie jest ich tak wiele: płaczący człowiek
na ławce, ubogi na ulicy, schorowany brat, kt„remu trudno przyjść na nabożeństwo. Kalecy, niewidomi,
niesłyszący, kt„rych milczenie woła. Pobitym, leżącym na drodze do Jerycha jest każdy z nich. Kapłanem
i lewitą mogę być ja, ty. Dobrymi Samarytanami możemy być my wszyscy.
M„dlmy się do naszego dobrego Ojca o dar dostrzegania, niesienia pomocy, o uczynki, kt„re On nam
podpowiada. Bo to, co czynimy dobrego, jest zawsze od Pana Boga. My tylko to usłyszeliśmy. Nie
stawajmy się więc głusi na głos Boży. Wtedy staniemy się prawdziwymi naśladowcami Jezusa Chrystusa,
a B„g będzie nam w tym błogosławił.