background image

 

1

bardzo_czarny_kot 

 

 

P

OWODY

 

 

 

Dafne  patrzyła  na  młodszą  siostrę  z  rozbrajającą  bezradnością.  Astoria,  która  początkowo  była  w 

prawdziwie  bojowym  nastroju,  szybko  pękła  i  zamiast  wyłożyć  swoje  racje  ostrym,  zdecydowanym  tonem  — 
tak,  jak  ćwiczyła  to  tego  ranka  przed  lustrem  —  zaniemówiła.  Nie  wiedząc,  co  zrobić  z  rękami,  zaczęła  miąć 
rąbek  swojej  szaty,  wyrzucając  sobie  w  duchu  własną  słabość.  Nikt  tak  jak  Dafne  nie  umiał  w  niej  wzbudzić 
poczucia winy. 

— Co ty robisz, Astoria? — zapytała starsza z sióstr miękko.  

Astoria wzięła głęboki oddech: 

—  Jestem  już  dorosła  i  w  związku  z  tym  mogę  samodzielnie  podejmować  najważniejsze  decyzje 

dotyczące  mojego  życia  —  zaczęła  szybko,  próbując  wyrzucić  z  siebie  przygotowaną  wcześniej  przemowę, 
zanim znowu ugnie się przed wszystkowiedzącym spojrzeniem modrych oczu siostry. — W związku z tym… — 
Dafne  westchnęłą,  jakby  czekała  ją  długa  i  trudna  rozmowa  z  wyjątkowo  tępym  dzieckiem.  —  Chciałabym, 
żebyś  uszanowała…  —  Dyskretne  potarcie  skroni.  —  Mój…  —  Potrząśnięcie  głową.  —  Wybór?  —  zakończyła 
dziewczyna cichutko, mimowolnie kuląc się w sobie. Jak to się działo, że przy Dafne zawsze czuła się tak, jakby 
znowu miała osiem lat i nie chciała się przyznać, że zbiła dzbanek soku dyniowego? 

Starsze rodzeństwo powinno być zakazane przez konwencje genewskie

*

.  

Ponieważ do tej pory stała wyprostowana jak struna na środku saloniku, teraz klapnęła z rezygnacją na 

fotel. 

— Więc — wyjąkała po chwili elokwentnie. — Tak. No. 

— No? 

— No. 

— To no wszystko wyjaśnia — zakpiła Dafne, ale na jej twarzy nie można było dostrzec nawet cienia 

uśmiechu. — Astoria… Popełniasz błąd. 

Nie zaszczyciła tego odpowiedzią. 

— Masz dwadzieścia lat i wydaje ci się, że wszystko przed tobą — ciągnęła jej siostra poważnie. — Że 

masz  jeszcze  czas,  mnóstwo  czasu  i  że  ze  wszystkim  zdążysz.  Z  ułożeniem  sobie  życia  na  czele.  Ale  to 
nieprawda. — Astoria uniosła głowę i popatrzyła na Dafne zdezorientowana. — Rzucając Terry'ego i wychodząc 
za  Malfoya  zmarnujesz  sobie życie.  A  wtedy straconego  czasu  nie  odda  ci  już  nikt.  Ja  wiem  —  roześmiała  się 
ponuro — co myślisz. Wydaje ci się, że chodzi mi o wojnę, o to, po której stronie ten kretyn stanął, o wyrok, o 
złe nazwisko, o rodzinę, z której połowa nie żyje, a druga połowa gnije w Azkabanie. Ale przecież ty już o tym 
wszystkim wiesz, więc po co miałabym się powtarzać. Poza tym… Astoria — zniżyła głos — jesteś moją siostrą, 
moją  ukochaną,  młodszą  siostrą  i  nikt  nie  zna  cię  tak  dobrze,  jak  ja.  I  wiem,  że  tamto  nie  ma  dla  ciebie 
znaczenia. Nie dlatego, że zwykle bezinteresownie poświęcasz się dla innych. Po prostu uparłaś się jak ten osioł, 
że  to  zrobisz  i  choćby  Malfoyowi  wyrosła  druga  głowa,  nie  zrezygnujesz.  W  porządku.  Nie  w  tym  problem.  — 
Dafne  pochyliła  się  w  stronę  siostry,  patrząc  jej  prosto  w  oczy.  —  Astoria,  Malfoy  to  najbardziej  pokręcony, 
uprzedzony, zawistny, małostkowy, złośliwy, arogancki i niestabilny psychicznie człowiek, jakiego znam. Może i 
poradzisz  sobie  z  tym,  jak  nisko  upadł  on  i  jego  rodzina,  ale  z  nim  samym  —  nie.  Unieszczęśliwi  cię  tak,  jak 
unieszczęśliwiłby  każdą  inną  osobę.  Do  końca  życia  będzie  się  zadręczał  wszystkimi  swoimi  porażkami,  ale 
ponieważ  jest  takim  cholernym  egoistą,  to  mimo  to  nigdy  się  nie  przyzna,  że  poniósł  klęskę,  tylko  wiecznie 
będzie  szukał  winnych  wśród  swoich  najbliższych.  Jednocześnie  zacznie  go  zżerać  poczucie  winy,  że  tak  was 
krzywdzi, a tobie nie zostanie nic innego, tylko patrzeć, jak gnije, aż w końcu zaczniesz gnić razem z nim. Tego 
dla siebie chcesz? Takie życie sobie wybrałaś? Malfoy cię zniszczy. A naprawdę, uwierz mi, bo znam go dłużej 
niż ty, nie jest tego wart. 

Przegięła. 

— Wiesz co? Mam tego dosyć. — Astoria wstała z rozmachem, czując, jak krew napływa jej do twarzy. 

— Wiedziałam, że będziesz zła. Merlinie! Wiedziałam, że wszyscy będą źli i zawiedzeni, i że będą mnie potępiać, 
bo przecież mogłam zostać żoną Terry'ego Boota, tego Terry'ego Boota, Gwardzisty i bohatera, i… Wiedziałam, 
naprawdę, nie spodziewałam się niczego innego. Praktycznie słyszałam w głowie twój głos, jak mówisz, że robię 
błąd, że zmarnuję sobie życie. Wyobrażałam sobie, że krzyczysz na mnie i się złościsz. I to by było w porządku, 
bo jesteś moją siostrą i wiem, że mnie kochasz i że to wszystko dlatego, że się martwisz. Ale nie zniosę, żebyś 
mówiła o mnie i o nim tak, jakbyś cokolwiek o nas wiedziała… 

Dafne uśmiechnęła się gorzka. 

— Astoria. Wszyscy wiedzą. 

                                                 

*

 

Nie, Astoria nie wie, czym są konwencje genewskie, ale narrator wszystkowiedzący wie i z tej wiedzy 

korzysta. 

background image

 

2

Wszyscy. Świetnie. Tylko jak mogą wiedzieć wszyscy, skoro jeszcze do niedawna nie wiedziała nawet 

ona, a kto, za przeproszeniem, miał wiedzieć, jeśli nie Astoria właśnie? Miała nieodparte uczucie déja vu. Znowu 
o  pewnym bardzo ważnym  aspekcie  jej  życia  wiedzą ci  bliżej  nieokreśleni,  cholerni  wszyscy.  Tylko  ona  nie.  A 
Terry? Morgano, Terry też…?  

Miała już serdecznie dosyć tej nieznośnej wszechwiedzy swojego otoczenia. Oby się nią udławiło. 

— Tym bardziej — w końcu pokonała ściśnięte gardło — nie powinno cię to dziwić. 

— I nie dziwi. Ale wiesz, do samego końca miałam nadzieję, że okażesz się mądrzejsza. 

W  tonie  jej  głosu,  w  sposobie,  w  jaki  zaintonowała  to ostatnie  zdanie,  było pewne  niedopowiedzenie, 

to, czego żadna z nich nigdy by nie powiedziała, ale o czym obie wiedziały aż nazbyt dobrze. Mądrzejsza niż ja

Dafne odruchowo położyła dłoń na brzuchu

*

Astoria z powrotem usiadła. 

— Wszystko będzie dobrze — powiedziała cicho i sama już nie wiedziała, czy ma na myśli siebie, czy 

siostrę. — Wiem, co robię. Naprawdę. 

Smutny uśmiech Dafne wyraźnie mówił, że zupełnie w to nie wierzy. 

— Dobrze — podjęła po chwili ciężkiego milczenia. — I tak wiem, że zrobisz, co będziesz chciała. Ale i 

tak musiałam, chciałam… Nieważne. Astoria, powiedz mi tylko jedno. Dlaczego?  

O.  Tego  pytania  też  powinna  się  spodziewać.  A  mimo  to,  nie  wiedzieć  czemu,  jakoś  jej  umknęło.  W 

związku z czym nie miała zielonego pojęcia, jak na nie odpowiedzieć.  

—  Okej  —  westchnęła  Dafne,  nie  doczekawszy  się  odpowiedzi.  —  Rozumiem,  nie  musisz  wiedzieć, 

dlaczego wychodzisz za mąż za największego gnojka, jakiego magiczna Anglia widziała. W porządku, zdarza się 
w  najlepszych  rodzinach  —  ironizowała,  wpędzając  Astorię  w  coraz  większe  zakłopotanie.  —  Może  lepiej  ci 
pójdzie z podpowiedzią. Kochasz go? 

Nie wiem, chciała odpowiedzieć. Naprawdę nie wiem. Po prostu dobrze się z nim czuję. Bo przy nim nie 

muszę  udawać,  że  jestem  kimś  lepszym  niż  w  rzeczywistości.  Bo  przy  nim  mogę  być  szczera  —  albo  nie, 
inaczej,  mogę  być  tak  nieszczera,  jak  tylko  chcę,  bo  on  też  jest  nieszczery  i  możemy  się  w  tej  naszej 
nieszczerości kisić do upadłego. Czy to nie wystarczy? 

Słowa jakoś nie chciały przejść jej przez gardło, więc wzruszyła tylko niezobowiązująco ramionami. 

Dafne wyglądała na załamaną. 

— A wiesz może chociaż, od jak dawna…? 

 

 

~*~*~*~ 

 

 

Człowiek,  z  którym  miała  spędzić  resztę  swojego  życia,  siedział  na  tej  samej  ławce  w  parku  Saint 

James's,  co  zawsze;  na  jego  kolanach  rozłożony  najnowszy  numer  Proroka  codziennego,  na  ustach  brzydki 
grymas wiecznego niezadowolenia.  

Naprawdę, czy to nie wystarczy? 

— Jesteś wreszcie. — Uniósł głowę znad gazety i obdarzył ją tym zniecierpliwionym spojrzeniem, które 

zdawało się być zarezerwowane specjalnie dla niej. Kolejny niepodważalny argument za. 

—  Nie  zapytasz,  czy  Dafne  jeszcze  kiedykolwiek  się  do  mnie  odezwie?  —  rzuciła  naburmuszona,  z 

rozmachem siadając obok niego. Niech wie, że jest nieszczęśliwa. Niech się, cholera, przyzwyczaja. 

— Nie — odpowiedział obojętnie. — Bo wiem, że nigdy by ci tego nie zrobiła. Chociaż ja nie miałbym 

nic przeciwko. Nie cierpię jędzy, bez urazy.  

To prawie jak komplement. Z naciskiem na prawie, fakt, ale zawsze. 

— Mógłbyś tak o niej nie mówić? — westchnęła Astoria zrezygnowana. — To moja siostra. 

— Wiem. — Pokiwał głową. — Trochę mnie to martwi, ale jakoś sobie z tym radzę. 

— Biedaku — zakpiła. W odpowiedzi westchnął tylko jak największy męczennik swoich czasów.  

— Dobra, to co ci nagadała? — rzucił po chwili. 

Astoria zamrugała zdezorientowana. 

— Słucham? 

— Dafne, co ci nagadała Dafne? 

— Skąd ci przyszło do głowy, że powiedziała mi coś…? 

— Przecież widzę, że wyglądasz jak Puchon, któremu ktoś połamał łopatkę i zrobił dziurę w wiaderku. 

— Powiedziała, że jesteś świrem, że mnie unieszczęśliwisz i że popełniam straszny błąd. — Wzruszyła 

ramionami. — Nic, czego bym sama nie wiedziała. 

                                                 

*

 

Przepraszam, że wplatam w tę historię inną i to w dodatku taką, której w końcu nie opisałam. Ale nie umiem 

tego wszystkiego rodzielić – w mojej głowie wszystkie wątki stanowią pewną nierozerwalną całość i nie mogę z 
tym nic zrobić.

 

background image

 

3

— To czemu tak się tym przejmujesz? 

Proszę, jaki troskliwy. Doskonały materiał na męża. Niech ją Kirke ma w swojej opiece. 

— Ale wiesz, postaraj się tak nie krzywić, kiedy myślisz — wtrącił, zanim zdążyła odpowiedzieć — bo 

przedwcześnie  zrobią  ci  się  zmarszczki  i  będę  cię  musiał  zamknąć  w  komórce  pod  schodami,  żeby  ludzie  nie 
widzieli, że wyglądasz jak wysuszona na słońcu morela. 

Astoria roześmiała się. Draco rozparł się wygodniej na ławce, zadowolony z siebie, pewny, że to jego 

żart tak ją rozbawił. Ponieważ nie zauważył, że śmiała się z niego, nie z jego żałosnego dowcipu, postanowiła 
wyprowadzić go z błędu. 

— Dafne pytała mnie, dlaczego to robię — wyjaśniła mu lekkim tonem, gdy tylko się trochę uspokoiła. 

Malfoy  spojrzał  na  nią  podejrzliwie.  —  Dlaczego  za  ciebie  wychodzę  —  dopowiedziała  uprzejmie.  Nie 
spodziewała się, że wywrze to na nim jakiekolwiek wrażenie. Pomyliła się. Przez chwilę Draco stracił nad sobą 
kontrolę,  a  na  jego  twarzy  pojawił  się  cień  niepewności  i  coś  na  kształt  strachu.  Jak  echo,  do  Astorii  wróciły 
słowa siostry. — I kiedy to wszystko się zaczęło — dodała szybko, żeby odwrócić swoją własną uwagę od tamtej 
rozmowy. 

— I co odpowiedziałaś? — zapytał dziwnym głosem. 

Uśmiechnęła się. 

—  Że  sama  dobrze  nie  wiem,  kiedy,  ale  przypuszczam,  że  w  chwili,  w  której  zobaczyłam  twoją 

rodzinną posiadłość. 

— Przecież nienawidzisz naszego dworu. — Draco zmarszczył czoło. — Mówisz, że nie dasz się zamknąć 

w tej trupiarni. 

— Bo nie dam. Ale musisz przyznać, że twój majątek to mocny argument. 

— Mocniejszy od mojej czarującej osobowości? — obruszył się. 

— O niebo. 

 

 

Fin.