Leigh Michaels
Lekcja uczuć
The Husband Sweepstake
Rozdział 1
Erika wykonała w ciągu ostatnich dziesięciu dni pracę, która normalnie zajęłaby jej co
najmniej trzy tygodnie. Nawet spokojny sen we własnym łóżku nie zdołał w pełni przywrócić
jej sił i złagodzić skutków zmiany czasu.
Jednakże nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Nie dzisiaj. Dzień miała
wypełniony spotkaniami i sprawami czekającymi na natychmiastowe załatwienie. Czuła się
tak, jakby wróciła do domu po ponad miesięcznej nieobecności. Nawet hol jej budynku
wyglądał nieco inaczej niż w dniu wyjazdu. Promienie słońca wpadały przez szybę przy
głównym wejściu i kładły się tęczowymi smugami na świeżo wyczyszczonym dywanie.
Jednak pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają, pomyślała Erika, idąc do małego biura,
znajdującego się tuż obok windy.
Wewnątrz zastała Stephena. Był odwrócony tyłem do drzwi i pochylał się nad
notatnikiem. Pomyślała, że poznanie go było największą zaletą mieszkania w tym nowo
otwartym apartamentowcu. Tabliczka na drzwiach głosiła, że Stephen jest administratorem
budynku, odpowiedzialnym za wynajem, depozyty, naprawy oraz reklamacje składane przez
lokatorów. Ale w rzeczywistości pracę, jaką wykonywał przez ostatnie osiem miesięcy, odkąd
budynek został oddany do użytku, można by raczej porównać do obowiązków portiera w
pięciogwiazdkowym hotelu.
Potrzebujesz biletów do filharmonii? Porozmawiaj ze Stephenem, on wszędzie ma
kontakty. Nie masz czasu regularnie wyprowadzać psa? Porozmawiaj ze Stephenem, on na
pewno zna kogoś, kto chętnie się tym zajmie. Czekasz na ludzi z firmy przeprowadzkowej?
Zdaj się na Stephena, bo on nie tylko wpuści tragarzy do budynku, ale także dopilnuje, by
ustawiono meble zgodnie z twoimi wskazówkami.
Tak, to była zdecydowanie największa korzyść z mieszkania tutaj, pomyślała Erika po
raz kolejny.
– Stephen, kochanie…
Wyprostował się i spojrzał na nią. Dopiero gdy mężczyzna się poruszył, Erika
zrozumiała swój błąd. Ruchy Stephena były zdecydowane, natomiast nieznajomy poruszał się
wolno i miękko, jak pantera na łowach. Był także nieco wyższy, a włosy miał o ton
ciemniejsze.
Stał teraz naprzeciwko niej, mogła lepiej mu się przyjrzeć. Zorientowała się, że w
ogóle nie przypominał Stephena. Jego włosy nie tylko były nieco ciemniejsze, ale niemal
czarne, bardziej gęste, kręcone i rozwichrzone. Jego oczy nie były brązowe, ale błękitne, jak
woda w zatoce w ciepły letni dzień. Spojrzenie miał głębokie i intrygujące.
Może nie był zbyt przystojny, ale z pewnością mógł się podobać. Był lekko opalony,
choć nie tak mocno jak Stephen.
Ubrany był w taki sam ciemny uniform jak Stephena, ale było widać, że nie czuje się
w tym stroju zbyt dobrze.
– Nie jestem Stephenem… – powiedział.
Jakbym sama nie zauważyła, pomyślała sarkastycznie.
– …kochanie – dodał.
Erika miała ochotę zrugać go za bezczelność, ale uznała, że na dłuższą metę lepiej nie
zadzierać z człowiekiem, który mógł załatwić wiele pożytecznych spraw.
– Zauważyłam – odparła. – A gdzie jest Stephen?
– Mogę go wezwać, jeśli pani sobie życzy, panno Forrester.
Nie zapytała, skąd zna jej nazwisko. Nie musiała.
– Nie chcę mu przeszkadzać. A pan kim właściwie jest? – zapytała.
– Jestem nowym asystentem Stephena.
– Zorientowałam się po uniformie. – Wskazała na krawat. – Zdecydowanie potrzebny
mu pomocnik. Powinnam raczej powiedzieć, że mieszkańcy potrzebują dwóch Stephenów.
Mężczyzna spojrzał na swój strój i skrzywił się lekko.
– Jak pan się nazywa? – Ponieważ nie odpowiedział, Erika kontynuowała: – Lubię
wiedzieć, z kim rozmawiam. Zwłaszcza że będziesz zastępować Stephena.
– Mam na imię Amos… – zawiesił głos.
Erika odniosła wrażenie, że wcale nie zamierzał podać nazwiska. Prawdopodobnie
chciał dodać „kochanie”, ale szczęśliwie zdołał się pohamować.
– Powiem mu, że pani go szukała – powiedział i odwrócił się w kierunku leżącego na
stole notes
Co on sobie, u licha, wyobraża? – pomyślała.
– Cóż, pozwól, że wprowadzę cię w obowiązujące tutaj zasady. Dzisiaj jest dzień
sprzątania, więc…
– Chodzi o ekipę sprzątającą budynek czy o pralnię? – przerwał jej. – Już zostałem
szczegółowo poinstruowany. Ponieważ dzisiaj jest wtorek, ekipa porządkowa zaraz zamelduje
się w pani mieszkaniu. Jak wiem, wczoraj wróciła pani z podróży, także dzisiaj ktoś zabierze
pani rzeczy do pralni. Stephen zostawił mi szczegółowe informacje. On zawsze o wszystkim
pamięta.
Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Czuła rosnącą irytację i chęć ciśnięcia czymś
w tego bezczelnego typka.
– Jeśli pragniesz dobrze wypełniać swoje obowiązki – zmusiła się do wygłoszenia tej
uwagi grzecznie – powinieneś wziąć u Stephena kilka lekcji.
Uniósł brwi.
– Ależ panno Forrester, chciałem po prostu oszczędzić pani czas. Po co miałaby pani
powtarzać instrukcje, które przekazał mi już Stephen? – Wyglądał jak niewiniątko, a w jego
głosie pobrzmiewała troska.
Erika nie dała się jednak zwieść.
– Domyślam się, że wolałaby pani, aby to Stephen zajmował się pani sprawami, bo
bardzo pani ceni jego doświadczenie i uważa za osobę godną zaufania. Gdybym jednak mógł
być w czymś pomocny, wystarczy mnie poprosić.
– Zrobię co w mojej mocy, aby coś takiego wymyślić – mruknęła i poprawiła na
ramieniu skórzaną czarną torebkę. – Nie chcę, żebyś czuł się jak piąte koło u wozu, o co przy
Stephenie nietrudno.
Dziarski spacer w stronę budynku firmy Ladylove na środkowym Manhattanie
odświeżył Erikę i kiedy dotarła do celu, niemal wyrzuciła z pamięci „kochanego Amosa”.
Wjechała windą na ostatnie piętro. Jej osobista asystentka czekała już na nią z parującym
cappuccino.
– Jak ty to robisz, Kelly, że zawsze masz gotową kawę, kiedy wchodzę do biura? –
spytała Erika.
Mały rudzielec wyszczerzył zęby w uśmiechu. W jej oczach błysnęły figlarne ogniki.
– Firmowa sieć szpiegowska działa bez zarzutu – odparła, biorąc od Eriki płaszcz. –
Przypominam, że masz dziś spotkanie z krawcową. Przyniesie kilka sukienek, żebyś mogła
wybrać jedną na sobotni bankiet.
– Spróbuj ją złapać, zanim wyjdzie ze sklepu, dobrze? Potrzebuję jeszcze białej,
jedwabnej bluzki, bo swoją poplamiłam winem w Rzymie – poprosiła Erika, po czym
zmarszczyła brwi. – Hej, jaki bankiet? Nie mam nic takiego w moim kalendarzu.
– Zaproszenie przyszło, kiedy byłaś w podróży. Ale już od zeszłego piątku „Sentinel”
rozgłasza, że będziesz obecna, więc sama rozumiesz…
– Czasami – mruknęła pod nosem Erika – chciałabym zrobić na złość brukowcom.
Kelly wzruszyła ramionami.
– W ten sposób tylko wyświadczyłabyś im przysługę. Pisaliby wtedy o tobie każdego
dnia, a nie, tak jak teraz, dwa trzy razy w tygodniu. Poza tym bankiet jest organizowany w
słusznej sprawie.
– Jak każdy, czyż nie, Kelly? – Erika uśmiechnęła się i usiadła przy biurku. – Czy
„Sentinel” napisał również, gdzie jadę na wakacje? Jeszcze nic nie zaplanowałam, ale
dziennikarze na pewno mają dużo do powiedzenia na ten temat. – Upiła łyk cappuccino i
zaczęła przeglądać pocztę.
– Czy to nie za wczesna pora na takie sarkastyczne uwagi? Wiem, co myślisz o
„Sentinelu”, ale powinnaś przeczytać dzisiejsze wydanie.
Kelly wyszła, zamykając za sobą drzwi, Erika usiadła głęboko w fotelu i sięgnęła po
zmiętą gazetę leżącą na biurku. Przynajmniej dowie się, jakiej to szczytnej idei ma służyć
sobotni bankiet. A dodatkowo przeczyta, co tym razem wysmarował na jej temat najbardziej
szmatławy, plotkarski brukowiec. A może opublikowano jakieś zdjęcie, na którym wyszła
jeszcze gorzej niż ostatnio?
Przeglądając pobieżnie gazetę, nie dostrzegła jednak nigdzie swojego zdjęcia.
Zaskoczona zaczęła przeglądać ją od początku.
Znalazła to, o czym mówiła Kelly. Artykuł nie był o niej. W każdym razie nie
dotyczył jej bezpośrednio. Oznajmiał o zaręczynach pewnej pary. Na zdjęciu widać było
młodziutko wyglądającą kobietę z dołeczkami w policzkach i mężczyznę, którego Erika
ledwie mogła rozpoznać. W ostatnim akapicie artykułu znalazła informację, że przyszły pan
młody był już wcześniej zaręczony…
Odstawiła cappuccino i przeczytała tekst raz jeszcze, powoli i uważnie.
Denby Miles był wcześniej zaręczony z Eriką Forrester. Była ona w owym czasie
czołową modelką koncernu kosmetycznego Ladylove Cosmetics, a obecnie jest jego prezesem.
Zaręczyny zostały zerwane wkrótce po tym, jak ojciec Eriki, Stanford Forrester III, kupił od
pana Milesa prawo do sprzedaży nowych perfum, które natychmiast dodał do gamy swoich
produktów. Nadał krążą pogłoski o szczegółach rozpadu tego związku.
„To, co ona mu zrobiła, śmierdzi bardziej niż jego perfumy – powiedziała naszej
gazecie anonimowa czytelniczka. – Zwodziła go tylko po to, żeby uzyskać tę chemiczną
formułę, a potem go rzuciła. Cieszę się, że ten biedny chłopak wreszcie znalazł ukojenie i
wyleczy złamane serce”.
Erika zmięła gazetę i cisnęła ją tak daleko, jak potrafiła. Papier odbił się od drzwi
gabinetu i upadł na dywan. Drzwi uchyliły się i ukazała się w nich Kelly.
– Czy to znaczy, że tego artykułu mam nie wkładać do segregatora z wycinkami
prasowymi? – Podniosła gazetę z podłogi i rozprostowała kartki. – Kiedy czytałam artykuł,
pomyślałam, że wzmianka o śmierdzących perfumach Denbyego była naprawdę poniżej pasa.
To bardzo krzywdząca opinia.
Erika próbowała powstrzymać uśmieszek.
– Cóż, nic dziwnego, że autorka tych słów wolała pozostać anonimowa. To była
zapewne matka Denbyego. Kelly, powiedz mi szczerze, co ja takiego zrobiłam, że zalazłam
za skórę tym dziennikarzom z brukowców?
– Naprawdę nie wiesz? – Kelly oparła się o poręcz fotela. – Pomyśl, Eriko. Twoja
historia to gotowy scenariusz na operę mydlaną. Śliczna i zapewne głupiutka blondynka
najpierw pracuje jako modelka, a potem przejmuje biznes ojca i doprowadza firmę do jeszcze
większego rozkwitu. Właśnie dlatego zalazłaś im za skórę. Nie pasujesz do wizerunku, jaki
sobie wymarzyli, a to działa im na nerwy.
– Nie sądzisz, że mogliby już sobie odpuścić? Minęły dwa lata, odkąd zerwałam te
zaręczyny i odkąd zmarł mój ojciec.
– I za każdym razem, kiedy pojawia się nowa reklama Ladylove, twoje zdjęcia
przypominają im, jak bardzo mylili się co do ciebie. Ciesz się z tego, Eriko. To jest miara
twojego sukcesu.
– Staram się o tym pamiętać. – Uniosła pióro. – A przy okazji… jeśli chodzi o sobotni
bankiet… czy ty lub „Sentinel” zdecydowaliście już, z kim powinnam pójść?
– Nie wspomnieli o tym. – Kelly starała się zachować kamienną twarz. – Ciesz się, że
w tej sprawie pozostawiono ci wolną rękę.
W czasie kiedy Erika płaciła za taksówkę przed wejściem do swego apartamentowca,
Stephen wybiegł, aby ją powitać.
– Oto osoba, którą pragnęłam zobaczyć – powiedziała, wręczając mu torbę, w której
przywiozła sukienkę.
– Witamy w domu, panno Forrester – powiedział, zapraszając ją gestem, aby weszła
do holu. – Żałuję, że nie mogłem powitać pani wczoraj wieczorem, kiedy pani wróciła z
podróży. W moim biurze czeka na panią świeżo zaparzona kawa, jeśli miałaby pani ochotę na
filiżankę.
– Jesteś kochany, Stephen. – Usiadła w wyjątkowo wygodnym, pokrytym pluszem
fotelu dla gości w biurze Stephena i postawiła stopy na małym podnóżku, pasującym idealnie
do wystroju wnętrza. Patrzyła, jak portier wiesza jej torbę z suknią obok identycznej torby,
znajdującej się na wieszaku przy drzwiach. – A co stało się z twoim asystentem? Wysłałeś go
na noc do domu czy już zrezygnował z pracy?
– Dlaczego miałby zrezygnować? – zapytał zmieszany.
Wzruszyła ramionami.
– Dziś rano odniosłam wrażenie, że jest już nieco zmęczony wymaganiami lokatorów,
więc byłabym zaskoczona, gdyby zagrzał tu miejsce dłużej.
– Amos zaraz przyjdzie. On wyznaje po prostu nieco inną filozofię niż ja. To
wszystko.
Powinieneś dostać tytuł najbardziej wyrozumiałego człowieka roku, pomyślała.
– Co mogę dla pani zrobić, panno Forrester?
– Potrzebuję rady – szepnęła. – Poszperaj w swoim czarnym notesie z kontaktami i
powiedz mi, który z twoich przyjaciół mógłby i chciałby pójść ze mną w sobotę na bankiet.
– Obawiam się, że nie znam nikogo odpowiedniego.
– Umiem się odwdzięczyć.
– Czyżby tak piękna kobieta potrzebowała kogoś do towarzystwa? – usłyszała głos
dobiegający zza pleców. Była tak zaskoczona, że niemal upuściła filiżankę z kawą. Odwróciła
się i w drzwiach zobaczyła szeroko uśmiechniętego Amosa.
– Amos, nie możesz zwracać się do lokatorów w taki… – zaczął Stephen karcąco.
– Już jestem po pracy. – Amos oparł się swobodnie o biurko.
Istotnie, z daleka widać, że już nie jest na służbie, pomyślała Erika. Czarny uniform i
krawat zastąpił dżinsami i cienkim swetrem. Rękawy miał podciągnięte powyżej łokci. Jego
ramiona wydawały się jeszcze szersze, a niebieskie oczy bardziej błyszczące.
– Próbuję – zaczął z lekkim znużeniem Stephen – uświadomić ci, że na tej posadzie
pracuje się dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Mów za siebie, Stephen. Nic dziwnego, że jesteś wiecznie zmęczony. Chcę się
jedynie dowiedzieć, dlaczego panna Forrester potrzebuje pomocy w organizacji randki. Nie
wspominam już o tym, że zżera mnie ciekawość, w jaki sposób zamierza się odwdzięczyć za
taką specjalną przysługę…
Było zdecydowanie za późno, by próbować obrócić całą sytuację w żart. Z drugiej
strony niby dlaczego miałaby się przejmować opinią Amosa na temat jej kontaktów z
mężczyznami? Spojrzała na niego.
– Nie wiem, dlaczego jesteś złośliwy, ale jeśli to ze mną masz jakiś problem, obiecuję
więcej cię nie niepokoić. Prawdę mówiąc, takie rozwiązanie jest mi bardzo na rękę. A teraz,
Amos, skarbie, zostaw nas samych, chciałabym skończyć moją prywatną rozmowę z
Stephenem.
– Jeśli jeszcze kiedyś zapragniesz poufnej rozmowy, po prostu zamknij drzwi. Słychać
cię prawie w całym domu. Nie możesz mieć do mnie pretensji, że akurat przechodziłem.
Stephen odchrząknął znacząco i spróbował zapanować nad sytuacją.
– Wróćmy do początku. Co to za bankiet i kto na nim będzie? Jeśli mam coś zaradzić,
potrzebuję podstawowych informacji.
– Sprawa dotyczy walki z analfabetyzmem wśród dorosłych. Dobrze byłoby zatem,
żeby twój przyjaciel obracał się w towarzystwie autorów, wydawców, agentów…
Stephen uśmiechnął się.
– Masz kogoś? – spytała z nadzieją w głosie Erika. – Stephen, jesteś aniołem.
– Wygląda na to, że twój problem został rozwiązany. – Amos podszedł do biurka.
– Wymagania w sam raz pasują do Amosa – wyjaśnił Stephen.
Erika spojrzała na niego badawczo.
– To chyba nie najlepszy czas na żarty.
– Mówię poważnie. Amos pisze książkę. Dlatego tu jest.
Przeniosła wzrok na Amosa. Odniosła wrażenie, że dostrzegła błysk irytacji w jego
oczach.
– Chyba nie całkiem zrozumiałam… – zaczęła zaskoczona.
– Jest wiele zalet tej pracy. – Z wyjaśnieniem pospieszył sam zainteresowany. –
Główna to taka, że mam dużo wolnego czasu.
– Rzeczywiście. Ale kiedy już wszystkich przekonasz, że lepiej nie zawracać ci
głowy, to wyjdziesz na tym jeszcze lepiej – powiedziała, po czym odwróciła się do Stephena.
– Nie, nie mogę odrywać artysty od pracy. Strach pomyśleć, co by było, gdyby nasz
przyjaciel przez głupie przyjęcie stracił jakąś literacką nagrodę. – Wstała z krzesła. – Zresztą
zapewne sam artysta zgodzi się ze mną.
– No, to akurat zależy od wyrazów wdzięczności, o których wspominałaś – mruknął
Amos.
Zapomnij o tym, skarbie, odpowiedziała mu w myślach. Spojrzała na wieszak i spytała
Stephena, który z dwóch niemal identycznych pokrowców na ubrania należy do niej.
– Pozwól, że zgadnę – zaczął Amos. – Jak przypuszczam, kupiłaś białą jedwabną
bluzkę?
Zaskoczona przytaknęła.
– Hm, Stephen wysłał mnie dziś do miasta, żebym na wszelki wypadek taką kupił.
Wygląda na to, że masz teraz dwie takie same. Pewnie będziesz chciała, żebym jedną oddał?
– To byłoby logiczne. Ale może raczej prosiłabym cię, żebyś wymienił ją na inny
kolor, na przykład niebieski.
– A może czerwony niczym wino?
– Wiesz co? Może lepiej po prostu zwróć ją do sklepu. – Wzięła swoje rzeczy,
podziękowała Stephenowi za pamięć i ruszyła w stronę wind.
Część dla VIP-ów w ekskluzywnym klubie Civic nigdy nie była specjalnie zatłoczona.
Tego dnia jednak ciężko byłoby wetknąć tu szpilkę. Erika siedziała z kieliszkiem sherry i
czekając na swojego gościa, próbowała opanować zdenerwowanie.
Czy ty wiesz, w co się pakujesz? – pytała samą siebie w myślach.
Przypomniały jej się przestrogi i napomnienia ojca: „Nie masz żadnego doświadczenia
w tym biznesie. Dotąd los był dla ciebie łaskawy, ale to nie będzie trwało wiecznie. Nie kuś
losu, Eriko”.
Kelly pewnie miała rację, przemknęło Erice przez głowę. Wydawcy „Sentinelu” nie
byli jedynymi, których zaskoczyła jej decyzja przejęcia schedy po ojcu. Wspominając tamten
czas, musiała przyznać, że początkowo sama była zdumiona.
Tym bardziej osłupiały był zarząd Ladylove Cosmetics, ale ich protesty na nic się nie
zdały, bo Erika posiadała pakiet kontrolny akcji. Ojciec chyba w ogóle nie wierzył w jej
możliwości w tej dziedzinie, bo zwykł mawiać: „Nie zawracaj sobie głowy biznesem, skarbie.
Po prostu uśmiechaj się do kamery”.
Udowodniła jednak, że nadaje się do tej pracy. W niecałe dwa lata od objęcia przez
nią posady dyrektora generalnego firmy wzrosły wyraźnie notowania Ladylove Cosmetics na
giełdzie. Firma przynosiła coraz większe zyski. Z tak ugruntowaną pozycją Erika mogła
rozwinąć skrzydła. Wydawało się, że przejęcie firmy Feliksa La Croix to naturalny, kolejny
ruch, jaki powinna wykonać.
Teraz tylko pozostawało przekonać Feliksa do tego pomysłu.
Ponieważ jej kieliszek był już pusty, rozejrzała się wkoło. Feliksa wciąż nie było
nigdzie widać, a wszyscy kelnerzy gdzieś znikli. Odchyliła się na krześle i zamknęła oczy.
Wierzyła, że czasem wystarczy o czymś mocno pomyśleć, by stało się rzeczywistości
Wyczuła, że ktoś stoi przed nią. Zmieszana wyprostowała się szybko.
– Felix, bardzo się cieszę… – zaczęła, ale zmieszała się jeszcze bardziej, bo
zorientowała się, że to nie Felix przyłapał ją na fantazjowaniu.
Przed Eriką stał Denby Miles, jej były narzeczony.
Od czasu zerwania zaręczyn wpadali na siebie od czasu do czasu, ale ograniczali się
wówczas do chłodnej wymiany grzeczności i starali się zejść sobie z oczu.
– Denby, co za niespodzianka spotkać cię tu podczas lunchu – powiedziała.
– Co konkretnie masz na myśli? – Jego oczy zwęziły się, jakby dopatrywał się
jakiegoś podstępu w jej słowach i zachowaniu.
– Dokładnie to, co powiedziałam. Jeśli czujesz się urażony zwykłym powitaniem, to…
– przerwała. – Widziałam informację, że żenisz się z córką swojego szefa. Pewnie powinnam
ci pogratulować.
– To oczywiste, że czytałaś tę informację. Musiałaś znowu się pojawić i wszystko
zniszczyć?
– Zniszczyć? Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– Dlaczego jesteś taka samolubna i egocentryczna? Twoje nazwisko musiało się
pojawić nawet w anonsie o moich zaręczynach!
– Wydaje ci się, że chciałam, aby mnie w ten sposób opisano? – zapytała zaskoczona.
– Jeanette ogromnie to przeżyła. To najważniejszy moment w jej życiu, a ty musiałaś
wtrącić swoje trzy grosze.
Erika wstała.
– Twoja narzeczona musi się nauczyć z tym żyć. Jestem częścią twojej przeszłości,
Denby. Choćbyśmy oboje bardzo tego chcieli, nie zdołamy zmienić faktów. Oczywiście, jeśli
te zaręczyny są dla ciebie tak samo ważne, jak dla niej, to twoja narzeczona nie ma powodu
do obaw. A już zwłaszcza nie przeze mnie…
– Naprawdę musisz skupiać na sobie całą uwagę? Nie wystarczało ci już bycie
czołową modelką i pojawianie się na okładkach wszystkich czasopism? Musiałaś jeszcze
zostać dyrektorem generalnym, a…
– Słuchaj, Denby, to nie był mój pomysł, żeby „Sentinel” ponownie rozpisywał się o
naszym związku. A teraz przepraszam… – Próbowała przecisnąć się obok niego, ale zastąpił
jej drogę.
– Może się mylę – zgodził się. – Może faktycznie nie chciałaś znów wyciągać tego na
światło dzienne. Zwłaszcza teraz… kiedy coś szykujesz.
– A co ja takiego szykuję? O czym ty mówisz?
– Przecież wiesz – odparł. – Zawsze wierzyłem, że to był pomysł twojego ojca, żebyś
mnie zwodziła obietnicami do chwili, gdy on osiągnie zamierzony cel. A teraz zastanawiam
się, kto tak naprawdę pociągał za sznurki. Może to był jednak twój plan?
Mówił coraz głośniej i dobitniej. Jego głos odbijał się echem i wszyscy siedzący przy
stolikach zaczęli bacznie im się przyglądać. Jednak Denby nie zamierzał przerywać tyrady.
– A skoro ta metoda tak świetnie zdała egzamin w moim przypadku, czemu nie
spróbować ponownie? Może powinienem ostrzec Feliksa, w co się pakuje? Niech wie, że
jedyne, na czym ci zależy, to przejęcie jego firmy.
– Nie zamierzam dłużej tego słuchać…
– To z nim jesteś dziś umówiona, prawda? Może będę siedział w pobliżu, żeby
upewnić się, czy powiesz mu całą prawdę.
– Denby, to jakaś kpina!
– A może pójdę prosto do redakcji jakiegoś brukowca – zagroził. – To jest pomysł!
Efekt będzie ten sam, a przynajmniej dobrze mi zapłacą.
Kątem oka Erika zauważyła jakiś ruch. To nie mógł być żaden członek klubu. Ktoś
poruszał się zbyt szybko, a klubowicze nigdy się nie spieszą. W każdym razie nie tutaj.
Kiedy dotarło do niej, co się dzieje, próbowała jeszcze opuścić głowę, ale już było za
późno. Błysk flesza niemal ją oślepił. Fotograf uniósł aparat nad głowę i potrząsnął nim w
geście triumfu. Po chwili wymknął się kelnerowi, przebiegł przez hol i zniknął za frontowymi
drzwiami.
Denby zamrugał i zapytał z głupia frant:
– Co to było?
– „Sentinel” – odparła ponuro. – Jeśli chcesz dostać dobrą cenę za swoją plotkę, lepiej
się pospiesz, zanim ten paparazzi cię uprzedzi.
Odwróciła się i wpadła na kelnera, który przed momentem próbował zatrzymać
fotografa.
– Panno Forrester, pan La Croix prosił, żebym to pani przekazał. – Wręczył jej
złożoną kartkę papieru. Był to klubowy papier listowy.
Przez chwilę zapomniała o Feliksie i przyczynie, dla której umówiła się z nim na
lunch, ale wręczony przez kelnera elegancki blankiet przywrócił jej pamięć.
Wiadomość była krótka i treściwa.
„Na pewno zrozumiesz, dlaczego nie mam ochoty być częścią tego przedstawienia.
Odezwę się, jak już wszystko przemyślę”.
Felix La Croix był więc tutaj, widział Denbyego, słyszał jego przemowę i postanowił
odwołać spotkanie. Nawet nie mogła go winić za wycofanie się. Dobrze, że chociaż zostawił
wiadomość.
– Czy przejdzie pani teraz do jadalni, panno Forrester? – zapytał kelner.
Żołądek ścisnął jej się na samą myśl o jedzeniu.
– Nie, dziękuję, Harry. – Zabrała teczkę z dokumentami ze stolika i płaszcz z szatni,
wkładając list Feliksa do kieszeni. W biurze czekało na nią dużo pracy.
Jednakże nie miała ochoty widzieć się teraz z Kelly i wysłuchiwać pytań, jak poszły
negocjacje i dlaczego spotkanie trwało tak krótko.
Wrócę do domu i wcześniej się położę, zdecydowała. Do jej budynku było tylko kilka
przecznic, a Stephen z pewnością znajdzie sposób, żeby ją rozweselić.
Jednakże Stephena nie było w biurze, znów zastępował go Amos. Na biurku przed
nim leżała kanapka i notatnik z żółtymi kartkami, na którym widać było same pokreślone
zdania.
– Przepraszam, nie zamierzałam przeszkadzać. – Wycofała się pospiesznie.
– Wejdź. – Wstał. – Co mogę dla ciebie zrobić?
Erika czuła, że nadal kręci jej się w głowie. To pewnie z tego powodu wydało jej się,
że Amos zachowuje się przyjacielsko.
– Co cię tak odmieniło? Ach, wiem… zdecydowałeś, że jednak nic się nie stanie, jeśli
pójdziesz na bankiet i spotkasz się z wydawcami i popularnymi pisarzami.
– Powiedziałem ci, że to zależy tylko od ciebie. Wyglądasz, jakbyś właśnie straciła
ostatniego przyjaciela. Co się stało?
– Masz coś na zgagę? – westchnęła.
Wskazał na leżącą przed nim kanapkę.
– Włoska kiełbasa, cebula i szwajcarski ser. Jeśli to nie pomoże, nic nie pomoże.
– Miałam na myśli coś, co wyleczy zgagę, a nie ją wywoła. – Zachwiała się.
Amos wziął ją pod rękę i podprowadził do fotela.
– Naprawdę nic mi nie jest – zaprotestowała. – Po prostu straciłam równowagę. To
wszystko. Nie zamierzam zemdleć.
– Tak czy siak, nic się nie stanie, jeśli usiądziesz. Co się stało?
– Och, nic wielkiego – próbowała zbagatelizować ostatnie niepowodzenia. – Duch z
przeszłości – to raz. Paparazzi wyskakujący zza kwiatów w miejscu, które miało być
najbardziej prywatnym klubem w mieście. I wreszcie porażka biznesowa.
– Cieszę się w takim razie, że to nie było nic ważnego. – Odłożył kanapkę na bok.
– Czy to twoja książka? – Wskazała na notes.
– Jedynie mały fragment. – Westchnął, patrząc na pokreślone zdania.
– Jak ci idzie pisanie?
– Powoli. Zbyt wiele rzeczy mnie rozprasza.
– Muszę ci coś powiedzieć. Ta praca może wydawać się łatwa, ale taka nie jest.
– Tylko dlatego, że Stephen wszystkich rozpuścił.
– Szczególnie mnie – odparła niepewnie. – Tak przypuszczalnie myślisz.
– Ty potrzebujesz służącej, sekretarki i ochroniarza w jednej osobie. Chociaż w sumie
właśnie takie funkcje spełnia niemal każda żona.
– Żona?
– Tak myślę. – Wydawał się z siebie bardzo zadowolony.
– Taki jest twój ideał żony? Mój Boże, ty masz zupełnie spaczony obraz świata…
Dręczyły ją słowa, które usłyszała: potrzebujesz służącej, sekretarki i ochroniarza…
Sekretarkę miała. Z doborem ubrań radziła sobie świetnie i bez pokojówki. Ale
ochroniarz…
– Wiesz, myślę, że z jednym trafiłeś. Nie chodzi mi o żonę, bo to dopiero byłby
świetny temat dla brukowców. Już widzę te nagłówki. Ale mąż to zupełnie inna kwestia.
Amos, kochanie, co o tym myślisz?
Rozdział 2
Amosowi przychodził do głowy tylko jeden powód, dla którego Erika mogłaby chcieć
poznać jego zdanie w tej kwestii. Jedyny, który pasował do całej układanki.
Gdyby powiedział, co naprawdę myśli, Erika pewnie oskarżyłaby go o używanie
nieprzyzwoitego języka w obecności dam. Miałaby rację. Przynajmniej w kwestii języka, bo
co do obecności dam, sprawa pozostawała otwarta.
– Jaka kobieta… – odchrząknął i zaczął jeszcze raz. – Damy nie sugerują małżeństwa
nieznajomym mężczyznom. Mam rację?
Kiedy dotarło do niej, o co mu chodzi, spojrzała na niego przerażona i oburzona.
– Odniosłeś wrażenie, że proponuję ci małżeństwo?
W głowie miał zamęt. Przecież wciąż powtarzała: „Amos, kochanie…” Ale jeśli nie to
miała na myśli, to o co jej właściwie chodziło? – zastanawiał się.
– Dokładnie tak to zrozumiałem – odpowiedział.
– Nie dość, że jesteś arogancki, to jeszcze upośledzony słuchowo. Wszystko, co
chciałam powiedzieć, to…
– W porządku, w porządku. Już rozumiem. – Teatralnie westchnął. – I naprawdę
bardzo mi ulżyło.
– Jak w ogóle mogłeś coś takiego pomyśleć? Przecież ja nawet nie wiem, jak się
nazywasz.
– To kogo zamierzasz poślubić? I wyjaśnij mi, o co w tym wszystkim chodzi. Hm,
chyba że mówisz sama do siebie i nie powinienem się wtrącać.
Przez chwilę wydawało mu się, że Erika nie zareaguje na pytanie, ale po kilku
sekundach uniosła głowę i odparła tajemniczo:
– To sprawa zawodowa.
Amos ku swemu zdziwieniu zupełnie nie poczuł się zaskoczony.
Erika zdjęła płaszcz, odchyliła się na fotelu i westchnąwszy, zamknęła oczy.
Amos skłamałby, mówiąc, że jej figura nie zrobiła na nim wrażenia. Reklamy
Ladylove koncentrowały się zazwyczaj na twarzy, a teraz pierwszy raz mógł podziwiać całą
sylwetkę Eriki. Miała wspaniałą, niemal idealną figurę.
Szkoda tylko, że przymioty ciała nie idą w parze z przymiotami ducha, pomyślał
sarkastycznie.
– Wiesz, jest firma, którą próbuję kupić – zaczęła. – Przez pewien czas zajmowaliśmy
się jedynie kolorowymi kosmetykami, takimi jak szminki czy cienie do powiek. Później
rozszerzyliśmy produkcję o perfumy.
– Dzięki pozyskaniu receptur Denbyego Milesa – wtrącił Amos.
– Och, a zatem ty też czytasz brukowce – skomentowała ozięble.
– Jedynie kiedy stoję w kolejce po zakupy dla mieszkańców tego domu.
Erika skrzyżowała nogi.
Długie i bardzo zgrabne, jak natychmiast zauważył Amos. Spostrzegła, że jej się
przygląda, ale nie zmieniła pozycji, co mu zaimponowało.
– Mówiłaś o gazetach – przypomniał.
– Cóż, chyba nie muszę ci wyjaśniać, że historia znajomości z Denbym nie przebiegła
dokładnie tak, jak opisuje to „Sentinel”?
Słono zapłacę, by poznać prawdę, pomyślał.
– W każdym razie Ladylove ma ugruntowaną pozycję i pora myśleć o dalszej
ekspansji rynkowej. Jest pewna firma, która idealnie odpowiada naszym zamierzeniom. –
Przyjrzała mu się uważnie, ale po chwili wahania uznała, że może mu zaufać, i kontynuowała.
– Chcę przejąć produkty do pielęgnacji włosów z linii Kate La Croix.
– Myślałem, że Kate La Croix nie żyje. – Zmarszczył brwi.
– Zgadza się. Od pół roku. I dlatego jej mąż jest gotów odsprzedać firmę.
– A skoro ty chcesz kupić, to elementy układanki zaczynają pasować…
– Dokładnie tak. Możemy połączyć siły dwóch małych firm i stworzyć duże, silne
przedsiębiorstwo.
– Brzmi to logicznie. Nie rozumiem tylko, co tu ma do rzeczy małżeństwo. Chyba
że… O, teraz rozumiem. Jeśli za niego wyjdziesz, to nie trzeba będzie wydawać pieniędzy na
jego firmę.
Chwilę później Amos pomyślał, że na reklamach Ladylove Erika Forrester wyglądała
łagodnie i nic nie wskazywało, by umiała wpadać w tak wielką wściekłość. Nie zerwała się
gwałtownie, nie krzyczała, ale w jej oczach pojawił się lód, który go niemal obezwładnił.
– Dokładnie tak pomyślałby każdy kretyn, który wiedzę o świecie czerpie ze
szmatławców.
– Przykro mi, że ponownie wychodzę na idiotę, ale nadal nie rozumiem, w czym
rzecz.
– Przepraszam. Nie chciałam cię urazić. Nie ty jeden dojdziesz do takiego wniosku.
Na biurku zadzwonił telefon. Erika spojrzała na Amosa, który nie kwapił się, żeby
podnieść słuchawkę.
– Automatyczna sekretarka załatwi sprawę – wyjaśnił, po czym wyciągnął do Eriki
rękę z kawałkiem kanapki.
– Czytelnicy brukowców, czyli mniej więcej połowa świata, wierzą, że umawiałam się
z Denbym tylko dla tych receptur, i rzuciłam go, kiedy mój ojciec je dostał. Teraz wszyscy
pomyślą, że tak samo postąpię z Feliksem.
– Zignoruj ich. To tylko brukowce. Jakie ma znaczenie, co myślą ich ograniczeni
czytelnicy?
– Ja się nie przejmuję. Wściekam się, złoszczę, ale w końcu potrafię przejść nad tym
do porządku dziennego. Jednak będzie to miało znaczenie dla Feliksa – skończyła i podała
Amosowi liścik, który otrzymała w klubie.
Z ociąganiem spojrzał na treść.
– To od niego – pospieszyła z wyjaśnieniem. – Denby zrobił niezłą scenę dziś w
klubie. Felix musiał nas zobaczyć i wycofał się. Nie mogę go winić. Prasa jeszcze nic nie wie
o planowanych negocjacjach, ale wkrótce na pewno coś wywęszą. I wtedy biedny Felix stanie
się obiektem przeróżnych nieprzyjemnych spekulacji. Dlaczego się ze mną spotyka, jakie
będą warunki umowy, jak szybko go zostawię po załatwieniu interesów i tak dalej. A przecież
dopiero niedawno skończyła się żałoba po jego żonie.
– To rzeczywiście może być dla niego ciężkie do zniesienia – zamyślił się Amos. –
Ale może zmotywuje go do szybkiej sprzedaży udziałów.
– Prędzej do zerwania wszelkich kontaktów ze mną. Szczególnie kiedy dojdzie do
wniosku, że specjalnie manipuluję mediami, żeby szybciej sprzedał mi firmę. Ani mi to w
głowie, ale gdybym była zamężna… Nikt nie mógłby twierdzić, że zamierzam usidlić Feliksa.
– I twoim zdaniem to nie jest manipulowanie opinią publiczną? Zresztą mniejsza z
tym. Jeśli Felix jest taki wrażliwy, to czemu nie rozejrzysz się za inną firmą tego typu?
– Bo nie ma takiej innej. Myślisz, że nie szukałam?
Większość z tych, które znalazłam, to były oddziały dużych korporacji i nie bylibyśmy
w stanie ich kupić. Nawet gdyby były na sprzedaż. Poza tym produkty Kate doskonale
uzupełniają linię Ladylove. Przykładała dużą wagę do tego, by produkowano je wyłącznie ze
składników naturalnych, a nie z ich chemicznych substytutów.
– Wydaje mi się, że Felix potrzebuje cię bardziej niż ty jego. Ponieważ to była firma
jego żony, w tej chwili z każdym dniem traci na wartości. Siedź spokojnie i czekaj, a on sam
do ciebie przyjdzie.
– Nie. – Erika pokręciła przecząco głową. – Od śmierci Kate sprzedaż ich produktów
znacznie wzrosła. Obecnie używanie szamponów Kate La Croix stało się bardzo modne. Felix
chce sprzedać firmę tylko dlatego, że zbyt duży ból sprawia mu codzienny kontakt z
produktami, które przypominają mu żonę. Zapewniłam go, że zachowamy imię Kate w
nazwie i nie zmienimy logo na produktach. Nasze firmy to idealne połączenie. Gdyby tylko
brukowce nie mieszały w to spraw osobistych.
– W porządku – podsumował. – Rozumiem teraz, co masz na myśli, ale nadal jestem
zdania, że fikcyjne małżeństwo to głupi pomysł. A o kim myślałaś jako o swym przyszłym
mężu, skoro nawet nie masz z kim iść na sobotni bankiet?
Jej oczy zapłonęły, ale nic nie powiedziała.
– Dlaczego więc prosisz Stephena, żeby znalazł ci kogoś do towarzystwa? Jeśli masz
tylu dobrych kandydatów, lepiej wybierz któregoś z nich, zamiast szukać nowego.
– Ponieważ jeśli pojawię się publicznie z jakimś mężczyzną więcej niż dwa razy,
wywołam kolejną falę plotek. Potrzebuję kogoś takiego jak… – zawahała się – jak Stephen.
Amos próbował się pohamować, ale jednak nie wytrzymał.
– Panno Forrester, nie lubię być posłańcem złych wiadomości, ale Stephen jest…
Powiedzmy, że nie jest zainteresowany kobietami. Jedynie na płaszczyźnie przyjacielskiej.
Spojrzała na niego groźnie.
– Myślisz, że o tym nie wiedziałam? Tak czy siak, jaka to różnica? Mówię tutaj o
umowie handlowej, a nie o… – Przerwała.
– Zaspokojeniu potrzeb cielesnych? – dokończył za nią.
– Gdybym szukała właśnie tego, nie miałabym problemu z wyborem – powiedziała
gorzko.
Amos nie wątpił w jej słowa. Rozumiał też przyczynę rozczarowania wyczuwalną w
jej głosie. Z jej figurą i urodą miała zapewne wielu adoratorów, gotowych wskoczyć do jej
łóżka, a potem przechwalających się, że spędzili z nią noc. Była jak trofeum, o które chętnie
stanęłoby do walki wielu mężczyzn.
Hej, nie masz co jej współczuć, pomyślał. W końcu sama naraża się na częste
zaczepki, regularnie pojawiając się w reklamach.
– To, czego pragniesz, nie jest w tej chwili najważniejsze – odparł. – Chodzi o to, co
pomyśli opinia publiczna. Jeśli chcesz więc, aby wszyscy wierzyli, że wzięłaś prawdziwy
ślub, Stephen nie jest najlepszym kandydatem. Nikt nie da wiary jego cudownej przemianie,
więc lepiej nie marnuj czasu.
– Skoro nie może to być Stephen, potrzebuję kogoś podobnego – upierała się. – Kogoś
uprzejmego, pomocnego i miłego…
– Kogoś, kto zrobiłby to z miłości?
– Nie wierzę w miłość.
– No, przynajmniej masz na tyle rozumu. Chyba nie zaufałabyś komuś, kto pojawiłby
się nagle i oznajmił, że szaleje za tobą?
– Musiałabym być kompletną idiotką. Wolę jasne relacje i umowy biznesowe.
– Skoro nie wymieniasz żadnych nazwisk, to znaczy, że rozpaczliwie brakuje ci
odpowiednich kandydatów – wywnioskował. – No trudno, w takim razie będziesz musiała
kupić sobie męża.
– Dlaczego jesteś taki brutalnie szczery?
– Nie jestem brutalny, skarbie. Po prostu jasno myślę. Mówiłaś, że chcesz czystego
biznesowego układu. Jeśli wolisz, możemy nazywać to właściwą motywacją kandydata.
Kluczowe pytanie brzmi, co on będzie z tego miał?
– Będzie miał z tego rozliczne korzyści – powiedziała sucho, marszcząc brwi.
– Podaj mi choćby dwa przykłady.
Zapadła cisza. Amos skończył jeść kanapkę, podniósł papier, zmiął go i cisnął do
kosza.
– Tego się właśnie obawiałem – kontynuował. – Nie masz poważnych propozycji.
– Nie mogę podać żadnych szczegółów. To będzie zależało od mężczyzny. Każdy jest
zainteresowany tym samym rodzajem…
– Łapówki.
– Korzyści. Tak czy siak nie mówię tu o związku na stałe. To umowa
krótkoterminowa. Kiedy już kupię firmę La Croix, umowa wygaśnie. Ten związek potrwa
zaledwie kilka miesięcy.
– A co zrobisz, jeśli kiedyś ponownie będziesz chciała kupić jakąś firmę?
– Słuchaj, nie mam zamiaru kupić całego świata. Jeśli wyjdzie mi ten interes, będę
bardzo szczęśliwa.
– Tak ci się teraz wydaje.
– W porządku – zgodziła się. – Być może będę jeszcze kiedyś chciała kupić jakąś
firmę. Ale wtedy będą inne okoliczności. Dla sprzedającego plotki na mój temat mogą być
nawet na rękę. Tak czy inaczej, za wcześnie się tym martwić, prawda?
– W takim razie najlepiej byłoby wziąć ślub odnawialny.
– Naprawdę myślisz, że to jest śmieszne?
– Skoro pytasz, to odpowiem. Tak, to jest śmieszne.
– Nie wiem, jak ci dziękować, Amos, kochanie. – Wstała. – Byłeś bardzo pomocny w
rozjaśnieniu moich myśli. Z pewnością dam ci znać, co postanowiłam.
– Trzymam cię za słowo – odparł uprzejmie. Telefon ponownie zadzwonił. Amos
położył rękę na słuchawce. – Po prostu nie mogę się doczekać dalszego ciągu tej historii.
Amos bez wątpienia miał rację, doszła do wniosku Erika, kiedy wszystko spokojnie
przemyślała. Była wstrząśnięta atakiem Denbyego i reakcją Feliksa, dlatego początkowo
wpadła w lekki popłoch i stąd ten głupi pomysł. Nie wart dalszego rozważania.
Oczywiście nie zamierzała zdradzać „kochanemu Amosowi”, że jego opinia wpłynęła
na jej decyzję. Poza tym nie miała nawet okazji. W ciągu kolejnych dni po ich rozmowie
widzieli się tylko kilka razy, a do tego na odległość lub w obecności Stephena.
Zapomni o całej sprawie, nadal będzie ignorowała informacje zawarte w brukowcach,
a Felix La Croix przemyśli wszystko i odezwie się, tak jak obiecywał. Podpiszą korzystny
kontrakt i koniec.
Nie mogła do końca zrozumieć, dlaczego nadal ocenia każdego napotkanego
mężczyznę jako potencjalnego kandydata na męża. Przecież raz na zawsze ustaliła, że pomysł
ze ślubem nie był trafiony.
Szef działu reklamy, który pracował już nad nową wiosenną kampanią, był zbyt
bystry, zbyt skory do flirtu, no i znali się zbyt długo. Kierownik działu marketingu Ladylove
był zbyt poważny i miał zapędy dyktatorskie także w prywatnym życiu. Prawnik, którzy
tworzył ofertę dla firmy La Croix, był zbyt pewny siebie i arogancki.
Jednakże kiedy przyłapała się na ocenianiu dostawcy chińskiego jedzenia jako „zbyt
młodego i prostodusznego”, załamała się i postanowiła wziąć się w garść.
– Wszystko w porządku? – zapytała Kelly, zaglądając do gabinetu Eriki.
– Nie – wymknęło jej się. – Tak, nic mi nie jest – poprawiła się. – Chcesz moje
jedzenie? Straciłam apetyt.
– Musisz coś jeść – upomniała ją Kelly, sięgając po porcję smażonego ryżu. – W
przyszłym tygodniu masz sesję zdjęciową do nowej jesiennej reklamy. Nie możesz wyglądać
jak szkielet.
– Nie mogę? Wydawało mi się, że specjaliści od reklamy wolą, gdy jestem szczupła.
– Nie, nie możesz – odparła Kelly łagodnie. – Makijaż dla nieboszczyków nie zapewni
nam wystarczającego udziału w rynku.
Erika nie słuchała. Patrzyła na projekt zamówienia, który czytała, zanim przywieziono
jej lunch.
– Czy Felix La Croix już dzwonił?
– Nie i nic się nie zmieniło od twojego pytania dziesięć minut temu. Obiecał, że się
odezwie, jak już wszystko przemyśli. Za godzinę mam spotkanie z prawnikami i nie wiem, co
im powiedzieć.
– Może Felix wciąż się zastanawia. – Kelly wzruszyła ramionami. – A może ma
nadzieję, że jeśli będzie zwlekał z decyzją, to podniesiesz cenę. Chyba powinnaś zabrać go na
bankiet. Zdecydowałaś się już na kogoś?
– Nie, ale nie sądzę, żeby Felix był zainteresowany tym pomysłem. Minęło ledwo
sześć miesięcy od śmierci Kate.
– Czyli nadszedł już czas, żeby wyszedł ze swojej skorupy i zaczął bywać wśród ludzi.
Zabierasz go tylko na obiad, nie do ołtarza, prawda?
Erika miała ochotę uderzyć asystentkę w głowę. Ty też o tym? – pomyślała smętnie.
– W każdym razie – kontynuowała Kelly – jeśli jesteś pewna, że odmówi, to tym
bardziej możesz do niego zadzwonić.
– A może po prostu wezmę ciebie – pogroziła jej Erika. – Dlaczego wszyscy myślą, że
wyjście na taką imprezę jest równoznaczne z randką?
– Wybacz, ale mam już plany. Będę pomagać na jednym ze stoisk z książkami, to
świetne miejsce, żeby poznać wielu ludzi – powiedziała Kelly, po czym sięgnęła po telefon.
Erika spostrzegła, że dzwoni prywatna linia, której numer dała Feliksowi. Jej serce
zabiło mocniej z podniecenia.
– Biuro panny Forrester – powiedziała Kelly. – Nie, panie La Croix. Z tej strony jej
osobista asystentka. Już pana przełączam. – Podała Erice słuchawkę.
– Dzień dobry, Feliksie – zaczęła Erika. – Przykro mi, że nie udało nam się zjeść
razem lunchu. Może przełożymy to na przyszły tydzień?
– Powodem mojego wyjścia była rozmowa z reporterką z „Sentinelu”. Uznałem, że
tak będzie lepiej – odparł, nie reagując na propozycję ponownego spotkania.
– Przykro mi to słyszeć – odpowiedziała na głos, a w myślach dodała, że wcale nie jest
zaskoczona.
– Dziennikarka sprawiała wrażenie, jakby uważała, że coś nas łączy – ciągnął Felix. –
I nie miała na myśli spraw zawodowych. Wyraźnie dała do zrozumienia, że jej gazeta
przymierza się do opisania historii naszego planowanego ślubu.
To gorzej, niż przypuszczałam, pomyślała Erika.
– Nie pierwszy raz się ośmieszą, pisząc bzdury – próbowała łagodzić sytuację.
– Nie pozwolę, by prasa grzebała w moim prywatnym życiu. – Głos Feliksa był
zdecydowany. – Nie życzę sobie żadnych plotek, które godzą w imię mojej zmarłej żony.
Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że rozpocząłem negocjacje z twoją konkurencją.
Erika poczuła, że grunt usuwa się jej spod nóg.
– Felix, przecież powiedziałeś mi, że nie sprzedasz firmy Kate żadnemu z wielkich
koncernów. Właśnie dlatego rozmawiałeś najpierw ze mną, prawda?
– Cóż, nie uważasz, że sytuacja się zmieniła? Nie widzę innego wyjścia. Jeśli nie
powstrzymasz tych plotek, sprzedam firmę każdemu, tylko nie tobie.
Erika z trudem przełknęła ślinę.
– Daj mi kilka dni, proszę. Zobaczę, co mogę zdziałać.
Przez chwilę milczał, a potem odezwał się oschle:
– W porządku, masz czas do poniedziałku – oświadczył i odłożył słuchawkę.
Cóż za wspaniałomyślność z jego strony, dał mi cały weekend, pomyślała przerażona i
wściekła Erika.
– Chyba sprawy nie mają się dobrze – mruknęła Kelly.
– Wiesz, pójdę dziś wcześniej do domu. – Erika odchyliła się w fotelu. Może to
właściwy moment, żeby zrezygnować z ambicji zawodowych? – zastanawiała się. Czas, jaki
dał jej Felix, niewiele zmieni. Może powinnam pogodzić się z porażką i poszukać innego
zajęcia? – rozważała.
Nawet ojciec nie wróżył jej powodzenia. Zdenerwowana zdławiła w sobie
wątpliwości. Wierzyła, że nie myli się co do produktów Kate La Croix. Połączenie sił to było
najlepsze rozwiązanie dla obu przedsiębiorstw. Dlaczego Felix tego nie widzi? No, ale skoro
nie rozumie, pomyślała, a transakcja ma dojść do skutku, to muszę coś wykombinować.
„Jeśli nie powstrzymasz tych plotek…”
Była tylko jedna rzecz, jaką Erika mogła zrobić. Pokona „Sentinel”, jeśli przed
publikacją ich artykułu ogłosi publicznie zaręczyny.
Założenie było słuszne, jednak jego realizacja nie należała do najłatwiejszych. Jak to
Amos powiedział? – przypominała sobie. „O kim myślałaś, jako o swym przyszłym mężu,
skoro nawet nie masz z kim iść na sobotni bankiet?”
Jest przecież wiele możliwości, przekonywała siebie. Oczywiście, na pewno nie
chłopak z restauracji, ale szef reklamy, dyrektor marketingu, prawnik… Prawda jednak była
taka, że nie odważyłaby się porozmawiać o tym z żadnym z ich.
Pomyślała o Amosie. Co prawda uznał jej pomysł za szalony, ale przynajmniej
wysłuchał, co miała do powiedzenia. Skoro raz pomógł uporządkować jej zamęt w głowie,
może zechce zrobić to ponownie. Pokrzepiona tą myślą ruszyła raźno do domu.
Amos siedział za biurkiem i przeglądał jakieś notatki.
– Muszę z tobą porozmawiać – powiedziała.
– Weź numerek. Jesteś dwudziesta w kolejce – odparł.
– Poczekam. – Zdjęła płaszcz, po który sięgnął Stephen, gdy nieoczekiwanie pojawił
się w pokoju. – Och, nie wiedziałam, że tu jesteś – powiedziała zaskoczona.
– Właśnie wszedłem. Ale cieszę się, że panią widzę i służę pomocą.
– W porządku – odparła z wdzięcznością. – Amos uczy mnie czekania na swoją
kolejkę, więc poczekam.
– No nie, miałem nadzieję, że zrezygnujesz – mruknął zawiedziony Amos.
– Co się stało? – Erika usiadła na krześle. – Czyżby praca okazała się bardziej
wymagająca, niż się spodziewałeś? Wiesz, odnoszę wrażenie, że za każdym razem kiedy cię
widzę, jesteś bardziej wykończony.
– A ciebie to najwyraźniej cieszy. – Spojrzał na nią groźnie, ale nie przejęła się.
– Jadłeś już lunch?
– Dlaczego pytasz? – spytał podejrzliwie.
– Ponieważ teraz ja coś kupię. Byłam ci to winna. Ostatnio poczęstowałeś mnie
kanapką, a ja nawet ci nie podziękowałam.
– Zastąpię cię – odezwał się Stephen, sięgając z uśmiechem po telefon.
Amos wstał niechętnie. Erika włożyła płaszcz.
– Jak ci idzie z książką?
– Dobrze wiesz, jak dobić faceta, prawda? – odpowiedział zgryźliwie.
– Uważa, że w tym tempie skończy za jakieś czterdzieści lat – pospieszył z
wyjaśnieniem Stephen.
– No cóż, przynajmniej nie musisz się obawiać odrzucenia ze strony czytelników.
Gdzie chcesz zjeść?
Amos wyprowadził ją na ulicę.
– Gdzieś, gdzie nikt cię nie rozpozna. Zostają nam zatem budki z hot dogami i bary.
Dotarli do najbliższego stoiska z hot dogami. Erika kupiła im po sztuce, wzięła coś do
picia i poprowadziła Amosa w stronę ławki w parku. Kiedy usiedli i zaspokoili pierwszy głód,
Amos spytał:
– To o czym chciałaś porozmawiać?
– Pamiętasz mój plan, o którym dyskutowaliśmy? Zamierzam wprowadzić go w życie.
– A dlaczego mi o tym opowiadasz? – Przyjrzał się jej nieufnie.
– Kwestia dobrego wychowania. Powiedziałeś, że chcesz wiedzieć, co postanowiłam.
Poza tym… – zawahała się. – Poza tym uważam, że jesteś idealnym kandydatem.
Amos zastygł w bezruchu niczym figura woskowa.
– O, co to, to nie. Nie wciągniesz mnie w to – odezwał się po chwili.
– Nie zamierzam cię wciągać. Sam stwierdziłeś, że wszystko jest kwestią
odpowiedniej motywacji. Porozmawiajmy zatem o tym. Amos, kochanie, jak można cię
kupić?
Nie odpowiedział.
– Czterdzieści lat ślęczenia nad książką – powiedziała pod nosem. – Warto jakoś temu
zaradzić. Jeśli oczywiście jesteś zainteresowany dalszą rozmową.
Rozdział 3
– Sam nie wierzę, że w ogóle słucham czegoś podobnego – powiedział Amos.
Sprawiał wrażenie, jakby na chwilę zapomniał o obecności Eriki.
– Dlaczego tak się zdenerwowałeś? – spytała. – Boisz się, że propozycja będzie zbyt
kusząca?
– Pobożne życzenie, skarbie.
Erika odetchnęła głęboko.
– Amos, wydajesz się mądrym człowiekiem, który odznacza się praktycznym
zmysłem. Zatem…
– No tak! Znasz mnie tak dobrze po zaledwie czterech dniach?
– Widzę, że prowadzisz dokładne statystyki.
– Nie schlebiaj sobie. – Spojrzał na nią kpiąco. – Wierzę, że z twoim rozległym
doświadczeniem psychologicznym zdążyłaś mnie już odpowiednio zaszufladkować. Jednak
czasami pozory mylą.
– Nie złość się na mnie. Mam powody, by uważać, że w pierwszej kolejności dbasz o
własny interes. Dlatego wziąłeś tę pracę, choć to nie w twoim stylu odpowiadać na głupawe
telefony.
– Zapewne zaraz mi powiesz, co jest w moim stylu – ironizował.
– Dążysz do tego, żeby być niezależnym – ciągnęła niezrażona. – Żeby samemu sobie
szefować. A przede wszystkim wydawało ci się, że ta praca będzie miła, łatwa i przyjemna.
Poruszyło go to.
– Nie mam nic złego na myśli – dodała pospiesznie. – Spodziewałeś się spokojnego i
niezbyt czasochłonnego zajęcia, dzięki któremu zarobisz na utrzymanie. W ten sposób
mógłbyś skoncentrować się na pisaniu.
– Cóż, tak było – westchnął ciężko.
– Rzeczywistość okazała się dużo bardziej brutalna. Gdybyś miał więcej
doświadczenia z mieszkańcami ekskluzywnych dzielnic Manhattanu, wiedziałbyś, co cię
czeka.
Skrzywił się i zapatrzył na drzewa. Ech, błąd, skarciła się w myślach.
– Przepraszam – powiedziała. – Zabrzmiało to trochę snobistycznie i protekcjonalnie,
prawda? Chodziło mi jednak o nakreślenie nagich faktów.
– Masz specyficzny sposób przedstawiania faktów, wiesz? – odparł, nie patrząc na nią.
– Nie jesteś lepszy. No, ale nie zmieniajmy tematu. Praca okazała się daleka od ideału,
dlaczego więc nie rozejrzeć się za lepszym rozwiązaniem?
– To, co oferujesz, nie jest lepszym rozwiązaniem.
– Skąd wiesz? Przecież jeszcze nie rozmawialiśmy o mojej propozycji.
Ugryzła hot doga. W jej głowie kłębiły się myśli. Nie spiesz się, pomyślała. Nie
wystrasz go. Spraw, żeby sam zaczął zachodzić w głowę, ile straci, jeśli odrzuci plan.
– Masz rację. Mogę cię przynajmniej wysłuchać – odezwał się w końcu.
Poczuła się wspaniale. Niczym wytrawny myśliwy, który po długich podchodach
wreszcie zwabił zwierzynę w pułapkę.
– Oferuję ci wolność – odpowiedziała. – Coś, czego szukałeś, podejmując tę pracę.
Dach nad głową, pełną lodówkę i żadnych więcej telefonów. Pasuje?
– No i oczywiście kilkanaście sznurków, za które będziesz mogła pociągać?
– Wystarczy, jeśli od czasu do czasu pokażesz się gdzieś w moim towarzystwie. –
Wzruszyła ramionami. – Ale nie znaczy to, że będziesz dreptał za mną całymi dniami.
– A co w ogóle popchnęło cię do takiego ruchu? – zainteresował się.
Opowiedziała mu o telefonie od Feliksa. Przez dłuższą chwilę milczał w zamyśleniu.
– Zdaje się, że ten facet jest odrobinę przewrażliwiony… – mruknął wreszcie. –
Rozumiem, jest wciąż w żałobie, ale żeby dać się zwariować głupim plotkom w jakimś
szmatławcu i przez to stracić doskonałą transakcję? Jesteś pewna, że nie chodzi o zabieg
zmierzający do uzyskania lepszej ceny?
– Jego przekaz był klarowny. Albo do poniedziałku ukręcę łeb sprawie, albo idzie do
konkurencji.
– A tego byś nie chciała.
– Oczywiście, że nie. I dlatego muszę zaprzeczyć plotkom. Pomożesz mi, Amos?
– Co konkretnie proponujesz? – spytał, wyrzucając papier po hot dogu do kosza.
– Krótkoterminowe małżeństwo.
– Możesz sprecyzować ramy czasowe?
– Do momentu podpisania formalnej umowy z Feliksem. Prawdopodobnie to potrwa
dwa do trzech miesięcy.
Szczęśliwie…
– A potem? – przerwał jej.
– Dyskretny rozwód. I tyle.
– W twoich ustach brzmi to niezwykle prosto – zadumał się.
– Bo takie jest. Pomyśl o tym, Amos. Dwa, trzy miesiące pisania bez przerwy, dzień
po dniu. Ile jesteś w stanie napisać przez dwa miesiące?
– To zależy, ile będę miał dodatkowych zadań.
– Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Ważne, żebyśmy raz na jakiś czas pokazywali
się publicznie. Poszli czasem na jakiś lunch. Nic więcej – zapewniała go.
– A co z mieszkaniem pod jednym dachem?
– Z tym nie będzie problemu. Mam trzy sypialnie. Jedna jest przerobiona na gabinet.
Okna i balkon wychodzą na Central Park. Doskonałe miejsce do pracy. Jestem przekonana, że
uda nam się ułożyć jakiś sensowny plan współistnienia. Mam dużo pracy i w domu bywam
raczej gościem.
– I to całe moje zadanie?
– W zasadzie tak. Oczywiście nigdy, pod żadnym pozorem, nie możesz rozmawiać o
mnie z prasą.
– I nawzajem.
– O to się nie martw. Z „Sentinelem” nie rozmawiam nawet o pogodzie. – Zawahała
się chwilę. – Chciałabym dać ci coś w rodzaju stypendium.
– Żebym pamiętał o zakazie kontaktów z prasą?
– Niezupełnie. Potraktujmy to jako honorarium za wykonaną pracę.
Uniósł brwi zdziwiony.
– Spodziewam się, że będą cię nachodzić. Chcę jakoś wynagrodzić ci czas, który
zmarnujesz na użeranie się z nimi – wyjaśniła.
– Skoro tak stawiasz sprawę, jak mógłbym odmówić?
Nie brzmiało to całkiem jak pytanie, choć nie było też wyrażeniem zgody.
Postanowiła jednak nie drążyć tematu.
– O jakich pieniądzach rozmawiamy? – spytał.
Teraz z kolei ją zaskoczyła nieoczekiwana bezpośredniość pytania, ale zaraz
uświadomiła sobie, że przecież tego właśnie chciała. Uczciwej, szczerej i prowadzącej prosto
do celu rozmowy.
– Powiedziałam stypendium – ostrzegła. – Nie obiecywałam, że dam ci niezależność.
Ale rozumiem, że potrzebujesz pieniędzy. Pisanie książki to z pewnością pasjonujące zajęcie,
jednak zajmuje dużo czasu, a pracując tutaj, nie zbijesz fortuny. – Zrobiła pauzę. – To trochę
krępujące, żeby pytać, ale…
– Zadziwiasz mnie. Erika Forrester zażenowana? Umieram z ciekawości, z jakiego
powodu.
– Cóż… Amos. Widzisz, nie znam twojego nazwiska. Nigdy mi nie powiedziałeś.
– Nigdy nie pytałaś – przypomniał. – Nazywam się Abernathy. Może powinienem
zapisać ci to na dłoni? Prawdę mówiąc, spodziewałem się pytań typu, czy nie jestem już
żonaty, czy nie byłem karany…
Zamilkła. O czymś intensywnie myślała, po czym odezwała się:
– Zakładam, że Stephen już to sprawdził. Nie zatrudniłby cię tutaj bez odpowiednich
referencji.
Amos nie mógł powstrzymać śmiechu.
– Jesteś niesamowita. Jeśli chodzi o karalność, to masz rację. Jednak Stephena
zupełnie nie interesowało, czy mam żonę.
Pomyślała, że nie ułatwia jej zadania. Ale ponieważ to ona była w potrzebie, nie
okazała więc irytacji, a nawet zmusiła się do uśmiechu.
– W porządku, zapytam zatem. Czy jesteś lub kiedykolwiek byłeś w związku
małżeńskim?
– Na oba pytania odpowiadam przecząco.
– Wspaniałe – ucieszyła się. – Podpiszemy zatem przedślubną umowę i…
– Nie. – Amos pokręcił energicznie głową. – Taki dokument łatwo może wpaść w
niepowołane ręce – odparł spokojnie. – Nie wierzę, że naprawdę odważyłabyś się na spisanie
tego wszystkiego, o czym tu rozmawiamy.
– Ależ ja zamierzam… – przerwała jednak, uświadomiwszy sobie ewentualne
konsekwencje takiego postępku. A niech to…
– Tak? Spisać warunki umowy, daty spotkań, wystąpień publicznych, wysokość
honorarium? Dokument na wagę złota dla łowców sensacji ze wszystkich brukowców.
Erika przygryzła wargę. Nie chciała nawet myśleć, co powiedzą jej prawnicy na ślub
bez intercyzy, ale Amos miał rację.
– Wyobrażasz sobie, że wystarczy uścisk dłoni?
– Jeśli nie możemy sobie ufać, to lepiej w ogóle zapomnijmy o całej sprawie –
powiedział i wstał z ławki. – Dzięki za hot doga.
– W porządku. – Zerwała się na równe nogi i wyciągnęła w jego kierunku dłoń. –
Umowa stoi.
Zwlekał przez moment, ale potem ujął jej rękę.
Nie był to pierwszy raz, kiedy się dotknęli, ale poczuła, że w tym dotyku jest coś
niezwykłego. Miała wrażenie, jakby w jego dłoń włożyła nie tylko swoją rękę, ale całe życie.
Zaraz zresztą zezłościła się na siebie, że pozwala sobie na takie myśli. To tylko
krótkoterminowa umowa biznesowa, środek do celu. Powinna się cieszyć, że poszło tak
gładko.
Przyglądał się jej, jakby pierwszy raz widział ją na oczy.
– Miło cię poznać, Eriko – powiedział lekko zachrypniętym głosem. Nie sprawiał
wrażenia specjalnie zachwyconego.
Zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy nie nazwał jej panną Forrester, lecz po
imieniu.
– Mnie również – zdołała z siebie wykrztusić. – Ach, Amos, kochanie – przypomniała
sobie – zanim złożysz wymówienie, zrób, proszę, jeszcze jedną rzecz. Wpadnij do sądu i weź
zezwolenie na zawarcie małżeństwa.
Amos zdawał sobie sprawę, że zdecydowana większość osób z otoczenia Eriki
Forrester będzie miała sporo do powiedzenia, kiedy prawda wyjdzie na jaw. W końcu Erika
zdecydowała się na ślub z obcym człowiekiem… Nie spodziewał się jednak, że pierwszym i
najgłośniejszym komentatorem nowiny będzie Stephen.
Słuchał go jednym uchem, podczas gdy walczył z krawatem, który za nic nie dawał się
porządnie zawiązać. Kiedy Stephen zrobił przerwę na zaczerpnięcie powietrza, Amos
odezwał się.
– Zdawało mi się, że będziesz zadowolony. Przecież to w zasadzie był twój pomysł.
– Ja chciałem tylko, żebyś towarzyszył jej na bankiecie – jęknął oburzony Stephen.
– No i właśnie to robię.
– Żeby tylko to – nie dawał się przekonać.
– Wydawało mi się, że ją lubisz.
– Lubię, ale tylko jako miłą lokatorkę. Owszem, bywa nieco władcza…
– Władcza? Masz na myśli te chwile, kiedy zachowuje się jak rozkapryszona
królewna?
– Ale nie szczędzi też pochwał i podziękowań.
– Doprawdy? Nie miałem przyjemności zauważyć – skomentował Amos. – Słuchaj,
Stephen, wiem, że dość nieoczekiwanie zrezygnowałem z pracy…
– Zanim tu przyszedłeś, sam sobie ze wszystkim radziłem. – Stephen wzruszył
ramionami. – Poradzę sobie i teraz. Skoro uważasz, że panna Forrester jest władcza i
despotyczna, to dlaczego u licha…
– Dlaczego się z nią żenię? – zapytał, przyglądając się swemu odbiciu w lustrze. –
Wszyscy pisarze są masochistami.
– Jeśli ci się wydaje, że to jest odpowiedź… Musisz wszystko dobrze przemyśleć,
Amos. Kręcenie się tutaj i udawanie administratora przez kilka miesięcy to jedna sprawa, ale
ten pomysł…
– A co to za różnica? Będę się po prostu włóczył gdzieś na górze, a nie w holu. Na
razie, stary.
Wsiadł do windy jadącej na górne piętra do apartamentów. Kiedy Erika otworzyła mu
drzwi, wydała mu się niższa niż zwykle. To pewnie dlatego, że jest na bosaka, pomyślał.
Miała na sobie ciasno zawiązany granatowy szlafrok. Bose stopy kuliła na marmurowej, z
pewnością lodowatej, posadzce.
– Wybacz – powitała go – jestem nieco spóźniona. Wejdź i nalej sobie drinka, a ja
pójdę się ubrać.
Wszedł do salonu. Spojrzał w kierunku drzwi, za którymi zniknęła Erika, zostawiając
je jednak niedomknięte. Dziwne, pomyślał, ale złożył to na karb jej zdenerwowania.
Kiedy później zastanawiał się nad tym, doszedł do wniosku, że to wcale nie było
dziwne. Erika, jako modelka, często pozowała do zdjęć w niekompletnym stroju. Dlaczego
teraz miałaby się nagle wstydzić?
A może starannie to zaplanowała, żeby go przetestować? Tak jakby sam się nie
pilnował. Tak jakby był nią w najmniejszym stopniu zainteresowany. Co z tego, że była
śliczna i zgrabna, przynajmniej według obowiązujących kanonów? Prawdziwe piękno to nie
tylko fiołkowe oczy, śnieżnobiałe zęby, krągłe piersi i długie nogi.
W pewnym momencie uświadomił sobie, że nadal stoi w drzwiach. Dokładnie w tym
samym miejscu, w którym go zostawiła. Ruszył więc w stronę barku. Łyk whisky być może
pomoże mu wziąć się w garść.
– Nalać ci coś?! – krzyknął w stronę uchylonych drzwi.
– Poproszę sherry.
Spodziewał się, że Erika, myjąc się i ubierając, nie dosłyszy jego pytania. Jednak jej
odpowiedź zabrzmiała bardzo wyraźnie. Znaczyło to, że musiała zatrzymać się na środku
pokoju, żeby zdjąć szlafrok… żeby delikatnie wślizgnąć się w sukienkę, nie niszcząc przy
tym misternej fryzury.
Zauważył butelkę sherry. Sięgnął po szklaneczkę.
Drzwi od sypialni otworzyły się. Zaskoczył go stukot wysokich obcasów o
marmurową posadzę. Nie spodziewał się takiej przemiany.
Jej sukienka wykonana była z bardzo miękkiego materiału, który wyglądał jak
obłoczek, przetykany srebrną nitką odbijającą promienie słońca. Sukienka miała odkryte
ramiona, ale długie rękawy. Spódniczka była za to bardzo krótka. Amos pomyślał, że projekt
sukni wyszedł spod ręki wyjątkowo utalentowanego człowieka.
Erika nie paradowała jak modelka na wybiegu i nie oczekiwała na komplementy. To
pozytywnie zaskoczyło Amosa. Co mógłby jej powiedzieć? Że suknia sprawia wrażenie,
jakby krawcowej nie starczyło materiału na dokończenie dzieła?
– Ładny smoking – powiedziała, sięgając po szklankę sherry.
– To zrozumiałe. Stephen załatwił mi go z wypożyczalni.
– Widzę, że zaczynasz się przyzwyczajać do korzystania z pomocy Stephena.
Zobaczysz, jakie to wygodne. – Uśmiechnęła się. – Chyba powinieneś kupić sobie własny
smoking. To opłacalna inwestycja, która szybko się zwróci, zwłaszcza że korzystanie z
wypożyczalni jest dość drogie.
– A po co?
– Na te huczne balangi z okazji wydania twojej książki.
– A, o to chodzi. Sądziłem, że sugerujesz, jak mam się ubrać do następnego ślubu.
– To także – przyznała. – Nigdy nie wiadomo, co może się przydać. Chcę zrobić
wszystko, aby pomóc ci odnieść sukces, Amos. Powinnam wiedzieć nieco więcej na temat
twojej książki. Od tego będzie zależało to, jak cię przedstawię.
– Czy określenie „mój narzeczony” nie jest wystarczająco dobre?
– Amos, dziś wieczór spotkamy wielu wydawców, agentów. Ja znam tych wszystkich
ludzi. Kiedy zorientują się, że jesteś ze mną, będą się bić o twoje zainteresowanie i względy.
Gdybym przedstawiła cię jako mojego narzeczonego, który pisze najwspanialszą
amerykańską powieść dwudziestego pierwszego wieku…
– Zimno, zimno. Nie trafiłaś. – Potrząsnął głową.
– No i to jest właśnie pocieszające. – Odstawiła szklankę z sherry. – Nigdy wcześniej
nie spotkałam autora, który nie uważałby się za twórcę genialnego dzieła.
– Nie powiedziałem, że nie jestem genialny – odparł skromnie. – Jedynie to, że moja
książka nie jest zupełnie w stylu przygód Hucka Finna.
Po raz pierwszy zauważył, że jego słowa sprawiły jej dużą przyjemność. Zaśmiała się
cicho. Radość rozświetliła jej oczy, rysy twarzy złagodniały.
Powinni ją pokazywać z tym uśmiechem w reklamach, pomyślał.
Erika zostawiła płaszcz w damskiej szatni, tuż obok hotelowej sali balowej, po czym
weszła do łazienki, aby upewnić się, czy wszystko w porządku z jej makijażem. Ku swemu
zaskoczeniu zastała tam Kelly poprawiającą fryzurę.
– Więc jednak przyszłaś? – zapytała Erika zaskoczona. – Myślałam, że będziesz się
dzisiaj udzielać jako wolontariuszka.
– Już to zrobiłam. Muszę się trochę rozluźnić po kilku godzinach rozpakowywania
książek i układania ich przy nakryciach dla gości. Zajmij szybko miejsce, to jeszcze załapiesz
się na jakieś dzieło. Próbowałam wymieszać horrory, romanse i science fiction na każdym
stole. Teraz muszę odpocząć.
– Tak, zasłużyłaś na wypoczynek. Wyświadczysz mi przysługę? – Erika otworzyła
kosmetyczkę. – Zadzwoń do „Sentinelu” i powiedz im, że jestem tu dzisiaj z moim
narzeczonym.
– Chcesz, żebym oznajmiła… co takiego?
– Nie, nic nie oznajmiaj, bo od razu pomyślą, że wszystko jest zaaranżowane.
Zadzwoń jako anonimowy informator i powiedz, że słyszałaś, jak przedstawiałam komuś
mojego narzeczonego.
– I oni w to uwierzą? Taka bajeczka wcale nie odciągnie ich uwagi od twojego
rzekomego związku z Feliksem…
Erika wyciągnęła garść monet z torebki.
– Weź to, w szatni jest automat telefoniczny.
– Jeśli jesteś zaręczona, Eriko, to gdzie jest pierścionek z brylantem?
Erika zamarła. Pierścionek. Kompletnie o tym zapomniała.
– Jest… eee… u jubilera. Kamień należał do rodziny mojego narzeczonego, a teraz
został oddany do jubilera, który go oprawi.
– W porządku – Kelly uśmiechnęła się. – Więc o co ci tak naprawdę chodzi?
– Oto i on – odparła Erika. Amos czekał na nią przy wejściu na salę balową. Położyła
rękę na jego ramieniu, stanęła na palcach i delikatnie pocałowała go w policzek. – Kelly, to
mój narzeczony. Amos, kochanie, to jest Kelly, moja asystentka. Z pewnością będziecie się
często spotykać.
Kelly zerknęła na nią zaskoczona. Po chwili odwróciła się, żeby spojrzeć na Amosa, a
jej już i tak szeroko otwarte oczy zrobiły się jeszcze większe.
– Ślub odbędzie się we wtorek – dodała Erika. – Wejdźmy i znajdźmy dobre miejsce,
kochanie. Kelly, czy chcesz, żebyśmy zajęli miejsce również dla ciebie? Wiem, że musisz
teraz załatwić ważny i pilny telefon.
Kelly pokiwała powoli głową, zupełnie jakby działała na zwolnionych obrotach.
Zupełnie, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Erika poprowadziła Amosa ku sali
balowej.
– Musimy załatwić pierścionek zaręczynowy. Nikt nam nie uwierzy, jeśli na palcu
narzeczonej nie pojawi się brylant. Gdyby ktokolwiek o to pytał, powiedz, że oddaliśmy do
jubilera kamień, który od dawna należy do twojej rodziny.
– Cieszę się, że tak szybko zdecydowałaś o wyborze kamienia. A zatem brylant –
powiedział sucho. – Tam, skąd pochodzę, kamieniami nazywa się marmur i granit. O co
chodzi z tym telefonem, który Kelly musi tak pilnie wykonać?
– Skup się lepiej na operatorach kamer i fotografach. Wkrótce tu będą.
– I co mam zrobić, jeśli jakiegoś zobaczę?
Erika rozejrzała się po zatłoczonej sali.
– Łagodna forma publicznego okazywania uczuć byłaby na miejscu.
– Może powinniśmy doprecyzować to sformułowanie, zanim nie będzie za późno. Czy
to będzie odpowiednie? – pochylił się i musnął ustami jej kark.
Erika poczuła, jak jej ciało przebiegają dreszcze.
– A co powiesz na to? – Skubnął wargami płatek jej ucha.
– A to? – Powiódł palcami po jej nagich ramionach. Drugą ręką chwycił ją za brodę i
uniósł twarz tak, że ich usta znalazły się na tym samym poziomie.
– W porządku – wydusiła z siebie. – Posunąłeś się wystarczająco daleko.
– Jaka szkoda. Miałem nadzieję, że może zsuniemy się pod stół w czasie jakiegoś
nudnego przemówienia. – Puścił ją i podał jej ramię, aby poprowadzić na salę.
Po jednej stronie znajdowały się stoiska znanych, liczących się wydawców i księgarni,
ogromne plakaty i stosy książek. Ludzie kręcili się, rozmawiali, niektórzy usiedli już przy
okrągłych stołach. Na niektórych krzesłach stały torebki i wisiały marynarki.
W przeciwległym rogu za stosem bestsellerów stała niewysoka, korpulentna kobieta o
nieprawdopodobnie czarnych włosach i w rzucającej się w oczy jasnozielonej sukience.
Zobaczyła Erikę i zaczęła przeciskać się przez tłum w jej kierunku.
Erika westchnęła i próbowała dodać sobie odwagi.
Robię to wszystko w szczytnym celu, przekonywała siebie. Na szczęście dzisiaj
podsunę jej wiadomość, która z pewnością ją zadowoli.
– Witaj, Philippo. Dobrze wyglądasz.
– Nie oszukuj mnie, ty niegrzeczna dziewczynko – zażartowała Philippa. Głos miała
niski jak palacz z długoletnim stażem. Z głośnym mlaśnięciem ucałowała powietrze tuż obok
policzka Eriki. – Mam nadzieję, że przemyślałaś moją ofertę.
– Ach, tak. Oczywiście.
– Jest nadal aktualna. Twoja historia jest świetna i moglibyśmy ją sprzedać każdemu z
tych wydawców. – Wskazała ręką na stoiska za nimi. – Bardzo bym chciała uruchomić ten
projekt jeszcze dzisiaj.
– Wiesz, może zajmiemy się tym kiedy indziej. Chciałabym ci kogoś przedstawić. To
jest Amos Abernathy, pisarz. Amos, kochanie, to jest Philippa Strang, agentka.
Philippa zmrużyła oczy.
– Nie kojarzę pana nazwiska. Kto pana reprezentuje?
– Och, nie mogła pani o mnie słyszeć. – Wyciągnął do niej rękę na powitanie. –
Jestem kompletnie nieznany.
Spojrzała na niego badawczo.
– Jeśli zajmujesz się czymś z mojej dziedziny, chętnie rzucę na to okiem.
– To bardzo uprzejme z pani strony, panno Strang.
– Nie bądźmy tacy oficjalni. Nazywaj mnie Philippa.
– Skarbie – mruknął Amos do ucha Eriki – miałaś rację, że wszyscy starają się być
dziś wieczór bardzo pomocni.
– Skarbie? – wykrzyknęła zdumiona Philippa.
– Tak. Amos jest nie tylko bardzo dobrym pisarzem, ale także moim narzeczonym –
wyjaśniła Erika słodkim głosem. – Zobacz, kochanie, tam w rogu są dwa wolne miejsca.
Wszyscy już siadają przy stołach. Chyba my też powinniśmy usiąść. – Uśmiechnęła się do
Philippy i pociągnęła Amosa za sobą.
– Możesz mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło? – spytał. – Po co mnie
przedstawiłaś, skoro nie chciałaś rozmawiać o biznesie?
– Czy te dwa miejsca są wolne? – zapytała. – Tak? Dziękuję.
Amos pomógł jej usiąść.
– Ty to nazywasz biznesem? – wyszeptała. – Nie sądzę, żeby zamierzała rozmawiać z
tobą o kwestiach zawodowych.
Pochylił się w jej stronę, otaczając ramieniem. Ustami musnął jej ucho.
– Wspaniały sposób publicznego okazywania uczuć. Szkoda, że nie było wtedy
fotografa. – Jego oddech łaskotał jej szyję. – Muszę przyznać, że sam bym na to nie wpadł.
To był bardzo efektowny pokaz zazdrości, Eriko.
Rozdział 4
Zazdrość? Jak on śmiał sugerować coś podobnego? Ostatnim uczuciem, jakie mogła
żywić, gdy w grę wchodziła Philippa, była zazdrość o mężczyznę. Irytacja czy rozdrażnienie
– owszem – ta kobieta była mistrzynią prowokacji. Ale zazdrość?
Nagle zauważyła komizm całej sytuacji. Jeśli prasa będzie chciała w ten sposób
interpretować jej zachowanie, to chyba nikt na tym nie ucierpi. Amos miał rację. Nie mogła
wybrać lepszego sposobu na publiczne ogłoszenie swych zaręczyn. Philippa zaprowadzi ich
do upragnionego celu. A jeśli prasa zauważy i skomentuje jej wybuch zazdrości… Cóż, jeśli
kobieta okazuje zaborczość względem jednego mężczyzny, to najprawdopodobniej nie w
głowie jej ktoś inny. To powinno zakończyć spekulacje na temat jej związku z Feliksem.
Pogładziła policzek Amosa, z nadzieją, że zostanie to odebrane jako wyraz sympatii.
Po chwili odwróciła się, aby przedstawić się osobie, która siedziała po jej lewej strome.
Ucichły rozmowy, wszyscy zajmowali miejsca przy stołach i zaglądali do menu.
Kelnerzy ruszyli przez salę zbierając zamówienia.
– Weź swoją książkę – zwrócił jej uwagę Amos, kiedy kelner nadszedł z pierwszym
daniem.
– Jaką książkę? – Erika po chwili przypomniała sobie, co Kelly mówiła o darmowych
egzemplarzach leżących przy każdym nakryciu. Uniosła serwetkę i podniosła książkę w
twardej oprawie.
– Madison Adams „Mroczne historie” – przeczytała. – Cóż, mogę się mylić, ale z
widoku ociekających krwią kłów, widocznych na okładce, wnoszę, że to niezbyt ambitna
pozycja.
Sąsiad, siedzący po jej lewej stronie, zaśmiał się.
– Już chciałem się z panią wymienić – powiedział, wskazując na trzymamy w dłoni
romans, na którego okładce widać było pirata z nagim torsem i okiem zasłoniętym opaską. –
Jednak po namyśle doszedłem do wniosku, że to byłoby niegrzeczne.
– Ja się z panem wymienię – powiedziała kobieta siedząca po przekątnej i wręczyła
mu opowiadania science fiction w zamian za romans.
Erika spojrzała na książkę leżącą obok Amosa. Przykrył ją serwetką, ale bez trudu
dostrzegła tytuł. Judd Thorne „Złośliwe działania”.
– Skoro to wydają, ktoś musi to czytać – zauważył Amos. – Szarpnęli się na twardą
oprawę, a w dodatku widnieje tu długa lista innych tytułów z tej serii.
Wokół uwijali się kelnerzy. Inni goście przy stoliku zaczęli już jeść.
– Podobno masz do sprzedania jakąś historię o sobie – zagadnął Amos. – Odniosłem
wrażenie, że Philippa chciała cię namówić do napisania książki.
– Następnym razem, jeśli o tym wspomni, powiem jej, że w rodzinie nie ma miejsca
dla dwóch autorów. O, przepraszam, pisarzy. Jedyne, czego chciała, to żebym jej wszystko
opowiedziała. Ma to być moja biografia, choć w rzeczywistości chodzi raczej o opisanie, jak
mój ojciec stworzył firmę, z iloma modelkami sypiał i jak to jest dorastać w cieniu takiego
człowieka.
Jeden z mężczyzn skinął głową w stronę kryminału leżącego przy talerzu Amosa.
– To jest akurat całkiem dobra książka – zagadnął. – Wypożyczyłem ją z biblioteki
zaraz po jej opublikowaniu. Zawsze tak robię z książkami nowych autorów. Wolę pożyczyć
niż kupować, jeśli nie znam twórcy.
– Chce się pan zamienić? – zaoferował Amos. – Będzie pan miał własny egzemplarz.
– Nie, dziękuję. – Pokręcił głową. – Teraz, kiedy znam całą historię, nie muszę już
ponownie tego czytać.
– To ciekawa filozofia – wtrącił ktoś inny. – Znawcy i miłośnicy Szekspira zapewne
byliby zbulwersowani taką opinią, bo oni czytają dzieła mistrza po kilkanaście razy.
Wielbiciel powieści detektywistycznych zaśmiał się.
– Cóż, Juddowi Thorneowi daleko do Szekspira. Czy ktoś z państwa zgodzi się ze
mną, że pierwsza książka autorów kryminałów jest zwykle najlepsza?
– Ciii – zganiła go żona. – Przedstawiają pierwszego prelegenta.
Amos pochylił się ku Erice.
– Spójrz na tego mężczyznę z lewej strony. Wygląda na mocno przejętego. Nie widzę
aparatu, ale…
Spojrzała przez ramię. Na sali panował ruch, część osób wracała do stolików, aby
posłuchać przemówienia, inni wstawali, aby podejść bliżej sceny. Kelnerzy krążyli po całej
sali, zbierali naczynia i roznosili filiżanki z kawą. Zajęło jej więc dłuższą chwilę, zanim
dostrzegła mężczyznę wskazanego przez Amosa.
– To Felix – mruknęła. – Zastanawiam się, czego on chce.
Felix La Croix podszedł do ich stolika.
– Mogę poprosić panią na chwilę, panno Forrester? – zapytał.
– Oczywiście. – Rozejrzała się. – Tam jest wolne krzesło. Proszę się przysiąść.
Felix jednak nie odpowiedział. Poszedł w kierunku kolumn, oddzielających główną
część sali od wejścia do kuchni. Najwyraźniej oczekiwał, że Erika pójdzie za nim. Chociaż w
sali było bardzo tłoczno, Felix nie chciał, by ktoś zobaczył go w towarzystwie Eriki. To nie
był dobry znak. Odłożyła serwetkę i wstała.
Amos poszedł w jej ślady.
Chciała przekonać go, że powinna sama porozmawiać z Feliksem, ale po chwili
zdecydowała, że lepiej będzie się czuła, jeśli ktoś ją wesprze. Czego też Felix mógł od niej
chcieć? Raczej nie chodziło o sprawy zawodowe, ponieważ obiecał dać jej odpowiedź
dopiero w poniedziałek. Prawdopodobnie zdążył już usłyszeć o niej i o Amosie. Jeśli to
właśnie był temat, o którym chciał z nią rozmawiać, zupełnie bez powodu zachowywał się jak
konspirator.
Felix stał oparty o pierwszy filar.
– W co ty pogrywasz? – warknął, kiedy zbliżyła się do niego. – Pierwszą rzeczą, jaką
dzisiaj usłyszałem, były pogłoski o zaręczynach.
– Pogłoski o naszych zaręczynach? – dopytywała się. – Czy może o moich
zaręczynach? A właśnie, chciałabym ci przedstawić… – Odwróciła się, żeby włączyć Amosa
do rozmowy.
Jednakże Amosa nie było, chociaż szedł zaledwie kilka kroków za nią. Rozejrzała się
nerwowo, ale nie sposób było dojrzeć kogoś w takim tłumie. Wszyscy wstali, żeby nagrodzić
mówcę oklaskami. Amos był wyższy niż większość mężczyzn, powinien więc górować nad
tłumem.
– Prosiłem cię, żebyś zakończyła plotki. – Felix był tak wściekły, że niemal krzyczał.
– Zamiast tego słyszę wokół różne spekulacje. Powiem to raz jeszcze: nie zamierzam żenić
się z tobą, choćby od tego zależało twoje życie.
Erika zamarła. A więc Felix myślał, że ona zaaranżowała wszystko, gdyż chciała
wyjść za niego za mąż? Musiała mu wyjaśnić pomyłkę.
Nagle jak spod ziemi u jej boku pojawił się Amos.
– Oczywiście, że się z nią nie ożenisz – zwrócił się do Feliksa. – Eriko, skarbie,
naprawdę musisz przestać traktować tak życzliwie każdego napotkanego mężczyznę, bo to
prowadzi do licznych nieporozumień. Oni zaczynają wierzyć, że ci na nich zależy, potem
zachowują się jak dzikie zwierzęta. Przepraszam, jeśli przeszkodziłem w rozmowie. Pan La
Croix, prawda?
– Kto pana prosił, żeby pan się wtrącał do naszej rozmowy? – krzyknął Felix. – I w
ogóle, kim pan jest?
Amos jednak zignorował to pytanie.
– Mówiłaś mi przed kolacją, kochanie, że nikt nie potraktuje poważnie informacji o
zaręczynach, jeśli nie będziesz miała na palcu pierścionka. – Wysunął przed siebie rękę, jakby
chciał zrobić magiczną sztuczkę. Odwrócił dłoń.
Okazało się, że trzyma w niej małe pudełeczko.
– Zróbmy to zatem oficjalnie.
Poprowadził Erikę w mniej zatłoczoną część sali. Uklęknął na jedno kolano i ujął dłoń
Eriki.
– Eriko, czy zostaniesz moją żoną? – Nie mówił głośno, ale nagle na sali zapanowała
kompletna cisza.
Nie odpowiedziała, ale musiała poruszyć się w sposób, który został odczytany jak
zgoda, gdyż ludzie przy stolikach odetchnęli z ulgą i zaczęli bić brawo.
Amos otworzył pudełeczko. Wewnątrz znajdował się pierścionek z pięknym dużym
brylantem, w którym odbijało się światło, opromieniając twarz Eriki.
Poczuła dotyk chłodnego metalu i ciepłej dłoni Amosa, kiedy, nadal klęcząc, wsuwał
jej pierścionek na palec. Pociągnął lekko jej dłoń. Pochyliła się i musnęła delikatnie ustami
jego wargi.
Amos wstał, otoczył ją ramionami i przytulił do siebie. Erika zauważyła, że wszyscy
goście patrzyli tylko na nich.
Nie mogła złapać oddechu. Ledwie trzymała się na nogach. Kiedy pocałował ją
wcześniej, przed salą balową, gdy nikt na nich nie patrzył, czuła, że kolana się pod nią
uginają. Teraz, w obecności licznie zebranych gości, musiała zmobilizować wszystkie siły,
żeby nie zemdleć. Uśmiechnęła się, otoczyła szyję Amosa ramionami i oddała się jego
pocałunkowi.
Amos całował ją w sposób, jakiego nie oczekiwała. Usta miał miękkie, delikatne i
gorące. Pocałunek nie miał nic wspólnego z okazaniem siły i dominacji, których się po nim
spodziewała. Był dostatecznie długi, żeby paparazzi zdążyli zrobić wystarczająco dużo zdjęć,
ale na tyle krótki, że zapragnęła, aby trwał dłużej.
– Powinno wystarczyć – mruknął Amos.
Przyznała mu rację. Przedstawienie powinno odnieść skutek.
– Gdzie Felix? – spytała.
– Zmył się, kiedy pojawiły się kamery.
Amos poprowadził ją do stolika. Kiedy usiedli na swoich miejscach, spostrzegła, że
współtowarzysze przypatrują się im z zaciekawieniem.
– Nie mieliśmy pojęcia – szepnęła kobieta siedząca na przeciwko. – Pokaż nam
pierścionek, kochanie.
Erika sama z przyjemnością rzuciła na niego okiem. Kamień był bardzo duży,
kształtem przypominał kroplę. Obrączka była z platyny.
Prowadzący opowiedział żart i sala buchnęła śmiechem. Erika skorzystała z hałasu,
nachyliła się i spytała:
– Amos, skąd jest ten pierścionek?
– Nie wiem – odparł beznamiętnym głosem.
– O czym ty mówisz? – Zmarszczyła czoło. – Przecież nie pojawił się znikąd w twoim
portfelu. Pomyślałam, że może od kogoś pożyczyłeś.
– Pożyczyć pierścionek zaręczynowy? Eriko, skarbie. To nie byłoby w dobrym guście.
Poza tym ktoś mógłby go rozpoznać…
– Ale przecież, kiedy przypomniałam sobie o pierścionku, to zniknąłeś mi z oczu na
zaledwie kilka minut. Skąd zatem go wytrzasnąłeś? – Patrzyła na niego szerokimi ze
zdziwienia oczami.
– Hm, masz bujną wyobraźnię, a może po prostu wszystko odbyło się o wiele
prościej?
Poczuła, że robi się jej gorąco.
– Czy to znaczy, że miałeś go cały czas przy sobie? Ale dlaczego ukrywałeś aż do
teraz?
– To nie tak. Kiedy rozmawiałaś z Kelly, zadzwoniłem do Stephena. – Rzucił okiem
na zegarek. – Sporo czasu zajęło mu dotarcie tutaj. Prawdę mówiąc, zacząłem się
zastanawiać, czy w ogóle podoła temu wyzwaniu.
– Jak mu się to udało?
– Pytasz, który jubiler otworzył dla niego sklep o tej porze? Nie mam zielonego
pojęcia. Zapewne dowiesz się, kiedy przyjdzie rachunek.
Kiedy weszli do holu, Stephen wciąż tam siedział. Było już późno, nawet jak na niego,
więc Erika doszła do wniosku, że został po godzinach z jakiegoś ważnego powodu.
– Sprawdzasz, czy zdążymy przed godziną policyjną? – spytał go Amos. – Czy może
chcesz się upewnić, że brylant dotarł do adresata? Nie martw się, kolego, twoja nieskazitelna
reputacja nie została nadszarpnięta.
– Dziękuję, Stephen – odezwała się Erika. – Ten pierścionek nas uratował.
– Prawdziwy gwóźdź programu – przyznał Amos. – Warto było zobaczyć minę
Feliksa, kiedy dotarło do niego, że to nie on jest gwiazdą wieczoru.
– Choć może powinnam była przeprosić go, kiedy powiedziałeś, że zachowuje się jak
zwierzę – dodała Erika.
– Dlaczego? On nawet nie zauważył, że go obrażam.
– Tego nie byłabym taka pewna. Być może przemyśli to po powrocie do domu.
– Wątpię. Będzie próbował opanować szok, jakiego doznał na wieść o naszych
zaręczynach. – Amos potrząsnął głową.
– Zobaczymy. – Erika sięgnęła po książki, które przynieśli. – Mam nadzieję, że się nie
mylisz.
Stephen osłupiały patrzył na tytuły książek.
– Panno Forrester?
– To tylko tak wygląda, jakby Erika miała zły gust – wtrącił Amos. – Trudno w to
uwierzyć, ale okazuje się, że panna Forrester jest amatorką okazji. Książki były darmowe,
więc wzięliśmy wszystko, co się nawinęło.
– Jasne! Za darmo! – oburzyła się. – Zapłaciłam pięćset dolarów za bilety na bankiet,
więc chyba mam prawo do skromnego upominku od organizatorów. Poza tym niegrzecznie
byłoby zostawić prezenty, które przygotowali dla gości. Dobranoc wam obu.
W windzie dotarło do niej, że nie pożegnała swojego narzeczonego w sposób, w jaki
żegnają się zakochani. W końcu Amos był mężczyzną, za którego lada dzień miała wyjść za
mąż. A niech to, powinna być ostrożniej sza. Nie mogą dać się przyłapać na kłamstwie,
ważny jest każdy szczegół, nawet właściwe pożegnanie.
Przeszedł ją dreszcz na myśl o powtórzeniu pocałunku. Szczęśliwie, pomyślała, ten
problem nie będzie pojawiał się zbyt często. Kiedy już się pobiorą, nie będą musieli na
każdym kroku przekonywać ludzi o swoim uczuciu.
Uniosła rękę i z westchnieniem zachwytu przyglądała się kamieniowi, który błyszczał
cudownie na jej palcu. Brylant skrzył się niczym gwiazda.
Weszła do mieszkania i opadła na fotel. To była pierwsza chwila od zakończenia
bankietu, kiedy mogła sobie pozwolić na chwile relaksu. Prawdę mówiąc, już na długo przed
bankietem była wyczerpana zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Później, po oficjalnym
wystąpieniu, zrobiło się jeszcze gorzej. Wszystkie oczy skierowane były na nich. Wszyscy o
nich mówili. Czuła się wykończona jak po intensywnym dniu zdjęciowym.
Ale teraz, siedząc w swoim cichym apartamencie, mogła się już całkowicie rozluźnić i
na spokojnie przeanalizować ostatnie wydarzenia.
Pomyślała, że w istocie wszystko poszło nadzwyczaj dobrze i po jej myśli. Oczywiście
poza tym dziwnym oświadczeniem Feliksa. Co u licha kazało mu podejrzewać, że zamierzała
wmanewrować go w małżeństwo?
Kusiło ją, by zerwać negocjacje, ale zależało jej na produktach Kate La Croix. Prawdę
powiedziawszy, potrzebowała ich. W najgorszym przypadku chciała być pewna, że nikt inny
nie dostanie receptur. No i zawarła umowę z Amosem, o czym nie powinna zapominać.
Obiecała mu trzy miesiące spokojnej pracy w zmian za pomoc. Trzeba przyznać, że dzisiaj
spisał się wspaniale. Nie mogła teraz zmienić planów, to byłoby niepoważne.
Choć z drugiej strony mogłaby zapewnić mu spokój i warunki do pracy bez
kontynuowania tej farsy. Pewnie Amos poczułby ulgę, że nie musi już wypełniać żadnych
punktów umowy, a jedynie czerpać z niej korzyści.
Spojrzała na pierścionek. I nagle poczuła, jak łzy napływają jej do oczu.
Siedziba Ladylove Cosmetics była elegancka i nowoczesna, ale bezpretensjonalna –
szans na wygranie nagrody w konkursie architektonicznym raczej nie miała. Prawdę mówiąc,
Amos, kiedy ją zobaczył, pomyślał, że przypomina coś pomiędzy krzyżem a wielką butelką
perfum. Nie bardzo wiedział, czego się spodziewać. Może raczej czegoś podobnego do
sklepów Ladylove, jakie widział w mieście? Ostatnio przechodził koło jednego, kiedy wybrał
się po bluzkę dla Eriki. Swoją drogą zapomniał jej zwrócić. Trudno, przecież miał kilka
ważniejszych spraw na głowie.
W każdym razie gdy przechodził koło sklepu firmy Eriki, poświęcił mu nieco uwagi.
Nigdy nie przykładał specjalnej wagi do makijażu czy kobiecych perfum. Chyba że jakaś
kobieta zdecydowanie przesadziła lub z innych powodów zwróciła na siebie jego uwagę.
Poznanie właścicielki takiej firmy zmieniło jego podejście i skłoniło do pewnego
zainteresowania sprawami dotyczącymi tej branży.
W przeciwieństwie do sklepów, centrala była wyciszona i spokojna. Jedyną
ekstrawagancją była fantazyjna linia recepcji. Naprzeciwko wejścia widniało logo firmy i
wisiały naturalnej wielkości fotografie modelek Ladylove.
Większość dziewczyn osiągnęła wielki sukces na wybiegu lub planie filmowym po
tym, jak pojawiły się w reklamach Ladylove.
Recepcjonistka uniosła wzrok, ale zanim Amos zdążył się przedstawić, dziewczyna
powiedziała:
– Pan Abernathy? Powiem pannie Forrester, że już pan przyszedł.
Zastanawiał się, czy recepcjonistka otrzymała tak dobry opis jego wyglądu, czy też tak
mało gości przychodziło do biura, że nie mogła się pomylić. Uniosła słuchawkę telefonu, a
Amos podszedł, aby bliżej przyjrzeć się portretom. Na jednym z ostatnich zdjęć zobaczył
Erikę. Oczy miała szeroko otwarte, usta piękne, lecz bez uśmiechu.
– To wielki błąd – powiedział sam do siebie.
Technika komputerowa zrobiła swoje, pomyślał. Nikt nie ma tak idealnej cery. Nie
chodzi o to, że zauważył jakieś niedoskonałości na twarzy Eriki, kiedy całował ją wczorajszej
nocy…
– Panie Abernathy?
Drgnął, słysząc głos asystentki Eriki.
Kelly wygląda dzisiaj nieco inaczej, pomyślał. W końcu miała kilka dni na oswojenie
się z sytuacją. Nie mógł jej winić za to, że na sobotnim bankiecie przyglądała mu się niczym
przybyszowi z Marsa. Dzisiaj sprawiała wrażenie kompetentnej i pewnej siebie osoby.
– Mów mi po imieniu – poprosił Amos.
– Co miałeś na myśli, mówiąc „to wielki błąd”?
Spojrzał ponownie na zdjęcie Eriki.
– Powinni sfotografować ją, kiedy się uśmiecha.
– Twarz Ladylove jest zawsze poważna.
– Można nawet powiedzieć smutna. – Wskazał na zdjęcie modelki równie pięknej jak
Erika. Dziewczyna miała mocno umalowane oczy, w których widać było ból i cierpienie, co
makijaż jeszcze podkreślał. – Może nadszedł czas, aby to zmienić.
Chyba powinieneś zachować swoje opinie dla siebie… Amos niemal usłyszał, co
pomyślała lub mogła pomyśleć Kelly. Prawdopodobnie miała rację, doszedł do wniosku. Co
on wiedział o biznesie kosmetycznym? Nie był także ekspertem w dziedzinie marketingu i
reklamy. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było krytykowanie Eriki i jej sposobu zarządzania
firmą.
– Przemawia przeze mnie czysty egoizm – dodał. – Po prostu wolę, kiedy Erika się
uśmiecha.
Kelly przyjrzała mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
– Tędy. – Wskazała na windę. – A dla ścisłości, to był portret pani Forrester.
– Ta smutna kobieta na zdjęciu to była matka Eriki? Nie miałem pojęcia…
– Zdjęcie zostało zrobione kilka lat po ślubie, ale przestała pozować, kiedy zaszła w
ciążę.
– A potem były nowe twarze Ladylove – mruknął Amos, przypominając sobie rząd
zdjęć dzielących matkę i córkę.
Zastanawiał się, z iloma modelkami Stanford Forrester III spędził noc w łóżku. Erika
wspominała o miłosnych podbojach ojca i Amos nie zdziwiłby się, gdyby większość tych
dziewczyn była kochankami jej ojca.
– Erika chciałaby spotkać się z tobą w jej biurze przed ceremonią – powiedziała Kelly.
Zastukała do drzwi, otworzyła je, a następnie zamknęła za Amosem.
Amos zastanawiał się, czy biuro, w którym się znajdował, należało kiedyś do
Stanforda Forrestera. Jeśli tak, prawdopodobnie zmieniono całkowicie wcześniejszy wystrój.
Był to bowiem bardzo kobiecy gabinet. I to nie z powodu koronek czy falbanek. Stylowy stół
o rzeźbionych nogach stał na środku pokoju nieopodal kominka. Obok dwa obrotowe fotele
pokryte perkalem.
Świetny sposób, żeby odstraszyć mężczyznę od zajęcia miejsca, pomyślał. Jedynym
miejscem, na którym mógłby usiąść, było proste krzesło stojące przy biurku. Z tego wynikało,
że Erika nie organizuje tu spotkań, przynajmniej tych dłuższych.
Erika wstała zza biurka. Ubrana w świetnie dopasowany biały komplet ze spodniami,
wyglądała doskonale. Amos był nieco zaskoczony faktem, że zadała sobie tyle trudu. Przecież
to wszystko tylko na niby…
– Dziękuję, że przyszedłeś – powitała go.
– Wydawało mi się, że byliśmy umówieni na ślub?
– No tak. Oczywiście. Chyba nie masz nic przeciwko temu, by ceremonia odbyła się
tutaj, w sali konferencyjnej? Kelly wspaniale udekorowała pokój.
– W sali konferencyjnej?
– Cóż, branie ślubu w kościele byłoby w naszych okolicznościach pewną hipokryzją –
broniła się.
Bez wątpienia pragnęła mieć już ten krok za sobą i przystąpić do realizacji kupna
firmy Kate La Croix.
– Jestem po prostu zaskoczony, bo to niezbyt duże pomieszczenie. Nawet w tak
nagłym przypadku i bez wcześniejszego powiadamiania, musi być spora grupa osób, która
chciałaby być na twoim ślubie. No wiesz… rodzina, przyjaciele…
– Nie aż tak wiele. A czy ty kogoś zaprosiłeś?
Amos miał nadzieję, że Erika nie zauważy braku gości z jego strony.
– To chyba nie jest ślub twoich marzeń – zmienił temat.
– Moich marzeń? – spytała zaskoczona.
– Sama rozumiesz… katedra, biała suknia z trenem, szesnaście druhen…
– To wszystko tylko niepotrzebne zamieszanie. – Potrząsnęła głową.
– I do tego mąż, w którym jesteś zakochana – skończył.
– To mity. Zakochanie jest ulotne jak perfumy. – Koś zapukał do drzwi. – Słucham,
Kelly?
– Wszyscy już czekają – poinformowała asystentka.
– Miejmy to za sobą – powiedziała Erika.
Wyprostowała się i wzięła głęboki oddech.
Rozdział 5
Erika odnosiła wrażenie, że sala konferencyjna ginie w gęstej mgle. Nie widziała zbyt
dobrze, a i dźwięki docierały do niej nieco przygłuszone. A może to po prostu jej umysł nie
funkcjonował jak należy? Nikt inny chyba nie miał problemów ze wzrokiem czy słuchem.
Miłość nigdy nie była tematem, którym zaprzątałaby sobie głowę. Zbyt często
widziała opłakane skutki uczuć, a raczej mitów o miłości.
Stanford Forrester był playboyem i wszyscy o tym wiedzieli. Jednak powszechnie
rozprzestrzeniony mit głosił, że nawet playboy zmienia się w obliczu miłości. A dokładniej,
że powinien się zmienić, kiedy sam się w kimś zakocha. A może wtedy, gdy pokocha go
właściwa kobieta…
To i tak bez znaczenia, bo jej ojciec zupełnie się nie zmienił. Erika nie wiedziała, czy
czuł się kochany i zakochany i specjalnie o to nie dbała. Musiał czuć coś szczególnego do jej
matki, bo tylko z nią się ożenił. Nawet kiedy odzyskał wolność, nigdy więcej nie planował
powtórnego ożenku.
Erika nie miała żadnych wątpliwości, że jej matka była szczerze zakochana w ojcu i
chciała stworzyć idealną rodzinę. Jej uczucia nie wystarczyły, aby zmienić Stanforda
Forrestera z playboya w przykładnego męża, ale nie poddawała się. Wierzyła, że miłość może
zdziałać cuda.
Patrząc na jej cierpienie, Erika dorastała w przekonaniu, że miłość nie jest niczym
więcej jak romantycznym mitem. Kiedy już trochę dorosła do tego, by zmienić zdanie i
uwierzyć w moc uczuć, w jej życiu pojawił się Denby Miles…
– Eriko? – szepnął Amos.
– Tak – odpowiedziała automatycznie, po czym zorientowała się, że nie takiej
odpowiedzi od niej oczekiwano. – To znaczy będę – dodała zmieszana. – To znaczy tak…
– To mi wystarczy. – Sędzia pokoju uśmiechnął się przyjaźnie. – Czy macie obrączki?
Amos sięgnął do kieszeni.
Erika wyciągnęła rękę z nadzieją, że Amos wsunie jej obrączkę obok pierścionka
zaręczynowego. Amos jednak najpierw zdjął pierścionek z jej palca, potem zastąpił go
obrączką.
– Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności – powiedział.
Romantyczna bzdura, miała ochotę odpowiedzieć.
– Na mocy uprawnień nadanych mi przez Stan Nowy Jork ogłaszam was mężem i
żoną – oznajmił sędzia i zebrani zaczęli klaskać.
Erika niemal zapomniała o pozostałych uczestnikach ceremonii. Nie chciała żadnego
zamieszania wokół tego ślubu. Ot, tyle osób, ile wypada. Jednak Kelly była odmiennego
zdania. Uważała, że jest istotna różnica między cichym ślubem i zakonspirowaną ceremonią
podobną do jakiegoś tajnego spisku. Dlatego też zaprosiła na uroczystość personel firmy.
Choć Erika marzyła teraz jedynie o powrocie do domu, posłusznie przyjmowała kolejne
gratulacje.
– Zapomniałaś o pocałunku – wypomniał jej szeptem Amos. – Ale poczekaj, aż nie
będę musiał przejmować się tym całym makijażem.
Pocałunek. No tak, kompletnie nie pomyślała, że wypadałoby tak zakończyć ślub.
Teraz już trochę na to za późno. Ruszyła dalej, rozmawiając z gośćmi i sącząc szampana.
Spostrzegła, że w kącie sali stoją dyrektor marketingu i szef reklamy, namiętnie
dyskutując o jesiennej kampanii. Uśmiechnęła się do siebie.
– Co cię rozbawiło? – spytał zza jej pleców Amos.
– Och, zastanawiałam się tylko, co ci dwaj pomyśleliby, gdyby się dowiedzieli, po co
bierzemy ślub. Jak nazwałeś moją akcję? Mąż do wynajęcia?
– Nie mówisz poważnie. – Amos zlustrował wzrokiem obu mężczyzn. – Obaj byli na
twojej liście?
– A co z nimi jest nie tak?
– Jeden to wazeliniarz, drugi naiwniak – skomentował. – Kogo jeszcze brałaś pod
uwagę?
Jakoś nie miała ochoty opowiadać mu o gońcu z chińskiej restauracji.
– Dlaczego pytasz?
– Wiesz, będę ich liczył, jeśli nie będę mógł zasnąć.
– Przykro mi, ale chyba jednak musisz zostać przy baranach. – Ruszyła w stronę
mężczyzn. – Hej, czy rozmawiacie o sesji zdjęciowej?
– Najpierw praca, potem przyjemności – odparł szef reklamy z przymilnym
uśmiechem. – Skoro zyskaliśmy kilka dodatkowych dni, myślałem…
– Dodatkowych dni? – zdziwiła się Erika. – Zdjęcia zaczynają się jutro.
Dyrektor marketingu zmieszał się, nawet zaczerwienił, a potem zaczął przebąkiwać o
zwłoce z powodu ślubu Eriki.
– O co chodzi? – spytała. – Nie zamierzam nic przekładać.
– Chyba chodzi mu o to – wtrącił niewinnie Amos – że skoro dziś jest twoja noc
poślubna, to nie będziesz miała ochoty na wczesne zrywanie się i pozowanie od bladego
świtu.
Twarz dyrektora płonęła niemal żywym ogniem. Jęczał coś niezrozumiale.
– Ach – szepnęła ze słabym uśmiechem. – Cóż, jako profesjonalistka, poradzę sobie z
tym.
– I zaczniesz później – skończył za nią Amos. – Jeśli wy dwaj dacie jej kilka
dodatkowych godzin na pozbieranie się rano, to ja obiecuję, że dziś zaciągnę ją wcześniej do
łóżka.
Szef reklamy zaczął się śmiać, jakby usłyszał najlepszy kawał w swoim życiu.
Dyrektor marketingu sprawiał wrażenie rozeźlonego.
– Prawdę mówiąc – dodał Amos – skoro już ze wszystkimi porozmawialiśmy, to
najchętniej wróciłbym do domu. Co o tym myślisz, kochanie? Chyba należy nam się chwila
wytchnienia?
Wytchnienie, odpoczynek… To zabrzmiało cudownie. Szybko jednak uświadomiła
sobie, że od tej chwili będzie wypoczywać zupełnie inaczej.
Kiedy dotarli pod drzwi apartamentu, zaczęła szukać kluczy. Zanim wygrzebała je z
dna torebki, Amos otworzył drzwi i schował swój klucz do kieszeni.
Opanowała się, żeby nie wyskoczyć z jakąś gwałtowną reakcją. To oczywiste, że
będzie potrzebował klucza. Powinna to załatwić, ale zapomniała. Ciekawe, dlaczego
zezłościło ją, że Amos sam się tym zajął?
– Złościsz się z powodu klucza? – spytał. – Czy może czekasz, aż zgodnie ze
zwyczajem przeniosę cię przez próg?
– Nie bądź śmieszny. – Minęła go i weszła do środka. – Po prostu zaskoczyłeś mnie,
ale to oczywiste, że potrzebujesz klucza, choćby po to, żeby móc przywieźć tu dziś swoje
rzeczy.
Rozejrzała się po mieszkaniu, i choć na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, czuła,
że jest jakoś inaczej.
– Chyba już częściowo zdążyłeś się z tym uporać – raczej stwierdziła niż spytała.
– Oczywiście. Nie chciałem, żeby przeszkadzały, dlatego na razie umieściłem
wszystko w pokoju gościnnym i w gabinecie.
Amos rewelacyjnie wywiązywał się ze swojej części umowy, natomiast Eriką targały
wątpliwości, czy odgrywa swoją rolę należycie. Równie dobrze mogła sama zgłosić się do
„Sentinelu” i udzielić im długiego, smakowitego wywiadu.
Postanowiła jak najszybciej się poprawić.
– Nie jesteś głodny, Amos? Lodówka jest prawie pusta, ale możemy zamówić pizzę.
– Jasne, chętnie.
– Masz jakiś ulubiony rodzaj?
– Jeśli chodzi o pizzę, to zjadam każdą, jaka wpadnie mi w ręce. Poproszę tylko bez
oliwek.
Złożyła zamówienie przez telefon i sięgnęła po portfel do torebki. Uświadomiła sobie,
że zapomniała zatrzymać się przy bankomacie, żeby pobrać gotówkę.
– Przepraszam cię bardzo, ale muszę iść do gabinetu po czeki… I jeszcze jedno.
Powiedziałam, że możesz korzystać z tamtego pokoju, ale nie wyniosłam jeszcze swoich
rzeczy. Przepraszam.
– Nie żartuj, przecież to cały czas jest twój gabinet. Wiesz co? Możemy się umówić,
że ja nie dotknę twoich czeków, a ty nie będziesz zaglądać do moich szuflad. Obie strony
będą zadowolone.
Choć odparła, że to świetne rozwiązanie, wchodząc do „pokoju Amosa”, czuła się
niezręcznie. Czego się spodziewasz? – zadawała sobie w duchu pytanie. Jeśli schował tu
jakieś pisemka dla dorosłych, to wymyśliłby coś i sam przyszedł po czeki.
Na biurku, które zostawiła puste, stał teraz laptop, a obok na podłodze tekturowe
pudło. Pewnie przybory biurowe albo materiały do książki, domyśliła się.
Zaskoczyło ją, że przynajmniej na pierwszy rzut oka w pomieszczeniu nic więcej się
nie zmieniło. Powiedział jej, że zostawił swoje rzeczy w gabinecie i pokoju gościnnym. Skoro
tutaj niemal nic nie było, to zapewne drugi pokój jest wyładowany pod sufit, pomyślała.
Nieważne, to przecież nie jej sprawa. Wypełniła dwa czeki i wróciła do salonu.
– Trochę się zawiodłam. – Uśmiechnęła się. – Sądziłam, że piszesz w tradycyjny
sposób. Wiesz, papier, ołówek.
– Kwestia bezpieczeństwa i wygody – odparł. – Tylko ja jestem w stanie odczytać
moje bazgroły.
– Możesz odebrać pizzę? – Podała mu czek. – Chciałabym się szybko wykąpać i
przebrać – powiedziała i podała mu drugi czek.
Spojrzał na nią zdziwiony.
– Będziesz potrzebował trochę pieniędzy. Pomyślałam, że najprościej będzie
wypisywać ci czek każdego dnia.
– Kieszonkowe, jak miło.
– Jeśli wolisz w innej formie…
– Tak jest w porządku.
– Albo gdybyś chciał więcej…
– Przecież mówię, że tak jest w porządku.
– Świetnie. Nie chcę, żebyś musiał mnie prosić o pieniądze za każdym razem, kiedy
na przykład zaplanujesz jakieś wyjście. – Nigdy jeszcze nie czuła się tak niezręcznie. –
Powiedziałeś, że mam traktować nasz układ poważnie. Staram się, prawda?
– Tak – odparł po chwili zastanowienia. – Oczywiście, że tak. – Miał zaciśnięte usta i
wcale nie wyglądało na to, że myśli dokładnie to, co mówi.
Erika przywykła do sesji zdjęciowych, choć dla laika mogły się one wydawać czymś
niezwykle ekscytującym. Dzień zawsze zaczynał się od żmudnych przygotowań pod opieką
stylistów. Później traktują człowieka jak lalkę i ustawiają w setkach dziwnych póz, każąc
robić różne dziwne miny. Następnie przechodzą do etapu zażartych kłótni każde ujęcie i
często cała zabawa zaczyna się od nowa.
Kiedy już są zadowoleni z efektu, modelka jest na ogół tak zmęczona, że ledwie może
się ruszyć.
Erika uważała, że dziewczyny, które uczestniczą w sesjach dzień po dniu, albo jakimś
cudem przyzwyczaiły się do tego trybu życia, albo są tak próżne, że wymagają stałego
adorowania i podziwiania, toteż takie zamieszanie wokół ich osoby jest im potrzebne jak tlen.
Ona sama, po trzech latach pozowania do zdjęć, nadal nie przyzwyczaiła się do trudów tej
profesji. Nigdy natomiast nie marzyła o wianuszku pochlebców. Ponieważ jednak dobro
firmy stawiała ponad wszystko, cierpliwie znosiła kolejne sesje, które szczęśliwie zdarzały się
teraz nie więcej niż dwa, trzy razy do roku.
Ze względu na jej noc poślubną sesja zaczęła się później, co wpędziło wszystkich w
jakiś ponury nastrój. Kiedy zrobili pierwszą przerwę, wciąż byli na początku pracy. Erika
wzięła butelkę zimnej wody od Kelly. Miała ochotę przyłożyć ją do czoła. Było jej gorąco od
świateł lamp fleszy. Wiedziała jednak, że wtedy będzie trzeba poprawiać makijaż, a na to nie
miała ochoty. Dlatego zachowywała ostrożność i nawet piła w taki sposób, żeby nie zetrzeć
szminki.
Za ścianą światła pomieszczenie tonęło w mroku. Erika na wpół oślepiona światłem,
przecisnęła się pomiędzy ludźmi i sprzętem, znalazła kanapę w kącie sali i opadła na nią.
Poluzowała perłowe kolczyki, które były zapięte tak ciasno, że czuła ból. Odchyliła głowę i
oparła ją o pozostawioną przez kogoś poduszkę.
Ktoś zbliżył się do niej. Widziała jedynie cień. To Amos przysiadł na oparciu kanapy.
– Nienawidzisz tego pozowania, prawda?
Wyprostowała się gwałtownie.
– Co ty tu do diabła robisz? I od jak dawna mnie podglądasz?
– Jakąś godzinkę. Przyszedłem, żeby mieć na oku moją ukochaną nowo poślubioną
żonę. Muszę się upewnić, czy nikt cię tu nie dręczy.
– Czyli innymi słowy pakujesz nos w nie swoje sprawy i szpiegujesz.
– To także. – Uśmiechnął się, jakby jej słowa nie zrobiły na nim żadnego wrażenia.
Zresztą, nie ma się co dziwić, pomyślała. W końcu to także część gry. Chciał, żeby jak
najwięcej osób zobaczyło, jak troszczy się o swoją żonę.
– Nikt nie wyglądał na zdziwionego moją obecnością – dodał.
– A może po prostu dobrze to ukrywali?
– A może są przyzwyczajeni do gości na planie?
– Nie, wolę, kiedy na sesjach jest jak najmniej osób.
– Zabawne. Policzyłem, są tu trzydzieści dwie osoby, a jestem prawie pewien, że
jeszcze nie wszystkich widziałem.
Nagle Erice wydało się, że cała ekipa gdzieś się rozpłynęła. Zostało jedynie kilku
techników, którzy zajmowali się przygotowaniem kolejnych ujęć. Nikt nie zwracał uwagi na
Erikę. Poza Amosem oczywiście, który patrzył na nią badawczo.
– Nienawidzisz tego pozowania, prawda? – powtórzył.
Chciała zaprzeczyć, ale czuła się zbyt zmęczona.
– Nie sądziłam, że tak to widać.
– Pewnie nie dla każdego jest to widoczne. – Wskazał na pokój. – Ale w końcu ja nie
jestem kimś z ekipy. Widzę wszystko dużo wyraźniej. Dlaczego pozujesz, skoro tak tego nie
znosisz?
– Sesje mam tylko trzy razy do roku.
– Zleć to komuś innemu.
– Może kiedyś. – Wypiła łyk wody i wstała. – Wracajmy do pracy i miejmy to z
głowy.
Amos nie ruszał się.
– Rozumiem. Nie lubisz pozować, ale nie chcesz stracić kontroli nad wszystkim.
– To nieprawda. Ja… – Dlaczego się z nim kłóciła? Jaka to różnica, co on myśli?
Poirytowana Erika odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku świateł i statywów. Była tak
zdenerwowana na siebie, że ledwie zachowywała równowagę. Nagle czubkiem buta zaczepiła
o statyw i upadła na ziemię. Nawet gumowana wykładzina nie mogła w pełni zamortyzować
upadku. Świat jej zawirował przed oczami. Jęknęła i leżała bez ruchu.
Kiedy otworzyła oczy, Amos klęczał przy niej.
– Nawet nie próbuj się ruszać – zakomenderował. – Nieźle się potłukłaś.
– Zabawne – syknęła. – Sama to zauważyłam.
Technicy patrzyli na nią ponad ramionami Amosa.
– Będzie siniak – skomentował jeden z nich.
Erika intuicyjnie uniosła dłoń do twarzy, żeby sprawdzić, czy mocno ucierpiała. Amos
chwycił ją za nadgarstek, unieruchamiając rękę.
– Czy ja krwawię?
Pokręcił przecząco głową.
– Skóra nie jest przecięta. Na szczęście upadłaś na podłogę, nie uderzyłaś w żaden
kant.
– Cała połowa twarzy mnie boli, a ty mówisz, że miałam szczęście?
– Tak. Mogłaś zranić się w oko. – Spojrzał na technika. – Czy dla odmiany mógłbyś
zrobić coś pożytecznego i skierować tu jeden z reflektorów, zamiast stać i gapić się? I poślij
kogoś po lód. – Wziął butelkę wody, którą Erika upuściła, upadając, i przyłożył ją do jej
obitego policzka. Drgnęła, gdy poczuła zimny plastik. Nawet tak drobny ruch powodował ból,
dlatego postanowiła leżeć spokojnie.
Coraz więcej osób pochylało się nad nią. Słyszała szepty, okrzyki, dyskusje. Ktoś
mówił o wezwaniu pogotowia.
– Czy wszyscy mogą się zamknąć! – krzyknął Amos. – Jeśli Erika jeszcze nie ma bólu
głowy, zaraz się go nabawi.
– Już za późno – mruknęła.
Zdenerwowana asystentka nadbiegła, niosąc garść kostek lodu. Woda wyciekała
spomiędzy jej palców. Amos rozejrzał się, chwycił ręcznik należący do stylisty i owinął weń
kostki lodu. Delikatnie przyłożył zawiniątko do twarzy Eriki.
– Ten ręcznik kosztuje sto dolarów – pisnął stylista.
– Świetnie. A teraz jest bezcenny, bo służy do udzielenia pierwszej pomocy. –
Pochylił się niżej nad Erika. – Chyba już minął pierwszy szok. Czy myślisz, że dasz radę
wstać, czy powinniśmy wezwać pogotowie?
– Boli mnie biodro. – Wyprostowała nogę i próbowała poruszyć kostką. – Ale mogę
wstać.
– Sprawdźmy to. Skończyłaś pozowanie na dzisiaj – dodał stanowczo.
Erika dotknęła opuszkami palców policzka. Czuła, że jest opuchnięta.
– Chyba że nalegasz na kontynuowanie zdjęć – mruknął.
– Następne ujęcia będą warte niezłą sumkę, o ile „Sentinel” zechce je kupić.
Erika nie zgodziła się pojechać do szpitala. Amos musiał przyznać, że rozumie jej
punkt widzenia. Zdjęcie Eriki Forrester, siedzącej w zatłoczonej poczekalni w szpitalnej izbie
przyjęć i trzymającej worek z lodem przytknięty do twarzy, byłoby z pewnością warte tysiące
dolarów. Przysięgała, że nie straciła przytomności nawet na sekundę. Nie krwawiła też, a
skóra nie była przecięta. Amos zgodził się więc odwieźć ją do domu.
Stephen zadzwonił po miłego emerytowanego lekarza, mieszkającego na trzecim
piętrze, który zgodził się przyjść i obejrzeć Erikę.
– Obserwuj ją uważnie przez kilka godzin – powiedział do Amosa i pokazał mu, jak
sprawdzać, czy źrenice oczu prawidłowo reagują na światło. – Jeśli nic złego nie wydarzy się
do wieczora, myślę, że szybko z tego wyjdzie.
Amos odprowadził lekarza do drzwi i wrócił do sypialni. Erika uniosła rękę do twarzy.
Amos nie był pewien, czy zasłania oczy przed światłem, czy próbuje zakryć opuchliznę. Rano
miejsce stłuczenia zamieni się w wielki siniak. Tak jak mówił jeden z techników.
– Zostaw mnie – mruknęła. – Nie rób sobie kłopotu.
Podał jej szklankę zimnej wody i kilka tabletek przeciwbólowych.
– Potrzebujesz trochę świeżego lodu?
– Czuję się idiotycznie, przykładając sobie lód. Dla ciebie to też nie najlepszy sposób
spędzania wolnego czasu, jak sądzę.
– Na dobre i na złe. W chorobie i zdrowiu… – powiedział łagodnie. Zgasił światło. –
Spróbuj odpocząć. Będę w salonie, gdybyś czegokolwiek potrzebowała.
– Może lepiej… – przerwała nagle. – Nie, to głupie.
– Co chciałaś powiedzieć?
Wahała się, czy odpowiedzieć.
– Zastanawiałam się, czy mógłbyś jeszcze ze mną zostać. Pewnie masz inne ciekawsze
zajęcia – powiedziała z ledwo słyszalnym drżeniem głosu.
Usiadł na brzegu łóżka i chwycił ją za rękę. Zacisnęła palce na jego dłoni, a po chwili
rozluźniła uścisk, zapadając w spokojny sen.
Siedział przy niej długo, słuchając równego oddechu.
Na dobre i na złe… Dlaczego to powiedziałem? – zastanawiał się. W co ja się u licha
pakuję?
Rozdział 6
Erika obudziła się z dziwnym przeczuciem, że nie powinna zbyt gwałtownie się
poruszać. Nie była do końca pewna dlaczego. Po chwili przypomniała sobie dokładnie
wczorajsze zdarzenie. Leżała więc nieruchomo, próbując wybadać sytuację. Głowa ani biodro
już tak mocno jej nie bolały. Czuła jednak tępy ból wokół prawego oka. Opatrunek z lodu
zsunął jej się w czasie snu. Dotknęła delikatnie policzka opuszkami palców. Nadal był
opuchnięty i wrażliwy na dotyk.
Jak przez mgłę pamiętała, że Amos wchodził kilkakrotnie w nocy do jej pokoju, żeby
sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Czy naprawdę poprosiła go, żeby z nią został?
Opuściła nogi z łóżka i usiadła. W tej samej chwili na wpół przymknięte drzwi do jej
sypialni otworzyły się na oścież. Stał w nich Amos.
– Lepiej się czujesz?
– Tak. – Wstała zbyt raptownie i chwyciła się pionowej podpory baldachimu, żeby nie
stracić równowagi. – Wygląda na to, że siedziałeś tuż za drzwiami.
– Musiałem mieć na ciebie oko.
– Jak dziś wyglądam? – Wskazała na swój policzek.
– Nie za dobrze, ale też nie na tyle tragicznie, byś pomyślała o samobójstwie.
Czego się spodziewała? Może wolałaby usłyszeć mniej szczerą odpowiedź, ale w
przypadku Amosa taka ewentualność nie wchodziła w grę. Mimo wszystko trochę się
zdenerwowała. Czy on naprawdę myśli, że jestem tak niesamowicie próżna?
– Daj spokój, Amos – żachnęła się. – Nauczyłam się kilku pożytecznych sztuczek.
Prawie wszystko można zatuszować umiejętnym makijażem… – Spojrzała na swoje odbicie
w dużym lustrze przy toaletce i zesztywniała.
Wiedziała, że policzek ma nadal spuchnięty. Teraz jednak zauważyła, że cała połowa
jej twarzy wyglądała wręcz karykaturalnie, a okolice oka przybrały sinoczarny kolor.
– Co mówiłaś? – zapytał grzecznie.
Nawet nie próbowała odpowiadać. Usiadła na krześle przy toaletce i włączyła
oświetlenie. Żarówki zainstalowane wokół lustra dawały niezbyt silne światło, w którym jej
siniaki wyglądały wręcz fatalnie. Zabawne, sądziła przed chwilą, że już nie może być gorzej.
Nasączyła wacik mleczkiem kosmetycznym i zaczęła zmywać resztki wczorajszego
makijażu. Przyjrzała się swemu odbiciu i doszła do wniosku, że to będzie prawdziwe
wyzwanie dla jej kosmetyków. Potrzebowała tony podkładu, żeby zakryć sińce.
– A może przyda ci się kapelusz z szerokim rondem i czarna woalka? – zaoferował. –
Jestem pewien, że Stephen znajdzie coś odpowiedniego…
– Nigdy nie pokazałabym się publicznie w czymś takim. – Dotknęła policzka i
syknęła.
– Ostrożnie – poradził. – Nie naciskaj, bo będzie jeszcze gorzej.
– Gorzej niż w tej chwili? To mało prawdopodobne. Czy mógłbyś przynieść mi sok
pomarańczowy? W lodówce jest kilka butelek.
– Zrozumiałem aluzję. Nie potrzebujesz publiki, kiedy się malujesz.
Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Poderwała się na równe nogi. A może to
fotografom z brukowców udało się przechytrzyć Stephena na dole…
– Amos, nie otwieraj! – krzyknęła.
– To na pewno Kelly – odkrzyknął. – Dzwoniła wcześniej i powiedziała, że wpadnie.
Erika usiadła ponownie i spojrzała na swą twarz. Kapelusz z woalką? – pomyślała.
Nie, nie wystarczy. Potrzebowałabym koca…
Właściwie dlaczego miałaby się zachowywać tak, jakby się wstydziła? Przecież nie
zrobiła nic złego. Spróbuje zamaskować obrażenia, ale nie będzie się przesadnie ukrywać.
Miała wypadek przy pracy. To wszystko.
Sięgnęła po róż, żeby pokryć nim policzki mocniej niż zwykle. Nie mogła zbyt silnie
uciskać opuchniętych miejsc, a to stanowiło dodatkową trudność.
Słyszała odgłosy rozmowy w holu. Damski głos z pewnością nie należał do Kelly.
Zaintrygowana poszła w kierunku holu, żeby dowiedzieć się, o co chodzi.
Drzwi wejściowe były na wpół otwarte, a Amos skutecznie je blokował. Tuż pod jego
ramieniem Erika ujrzała kobietę o rudych włosach. Kolor włosów był znajomy, ale nie mogła
przypomnieć sobie osoby. Wydawało jej się tylko, że musi to być jej sąsiadka.
– Doskonale rozumiem, że nie pracuje już pan jako gospodarz tego budynku – kobieta
mówiła bardzo szybko. – wiem, że jest pan zajęty pisaniem książki. Jestem zaszczycona,
mogąc poznać prawdziwego pisarza! Ale Stephen jest kompletnie zawalony robotą dziś po
południu i zastanawiałam się, czy pan nie mógłby mi pomóc.
– A co Stephen ma tak pilnego do roboty? – zapytał Amos.
Dobry ruch, pomyślała Erika. Nie odmówił, choć to właśnie miał na myśli. A teraz
wyproś ją, Amos…
– W holu było bardzo wiele obcych osób, kiedy tam weszłam. Nie mam pojęcia, po co
oni wszyscy tu przyszli. A pan…
Erika tak była zaciekawiona ich rozmową, że nie zdawała sobie sprawy, jak daleko
weszła w głąb holu i jak głośno się poruszała. Nagle kobieta odwróciła się i spojrzała wprost
na Erikę. Krzyknęła, a Erika cofnęła się do sypialni. Chwała Bogu, pomyślała, że stałam w
cieniu.
– Nie wiedziałam, że ona jest w domu – powiedziała sąsiadka z rozczarowaniem.
Och, wierzę ci, skarbie, pomyślała Erika. Po chwili usłyszała dźwięk zamykanych
drzwi, a następnie kroki w korytarzu.
– Już jest bezpiecznie. Przepraszam za opóźnienie. – Amos przyjrzał się jej uważnie,
podając jednocześnie butelkę soku. – Nie wygląda na to, żebyś robiła jakieś postępy.
– Dzięki. Naprawdę dodajesz mi otuchy – odparła ironicznie i powróciła do prób
zatuszowania siniaka.
Niestety musiała przyznać, że Amos miał rację. Sięgnęła po wacik i zaczęła zmywać
makijaż.
– Poddajesz się? – spytał.
– Gdzież tam. Zaczynam od początku.
– Cóż, nie jestem lekarzem, ale wydaje mi się, że lepiej zostawić zasinienie nie
przykryte, żeby skóra mogła oddychać i szybciej się zagoić.
– Jeśli uda mi się zamaskować, to co za różnica, czy będzie się goiło dzień czy dwa
dłużej? – Odkręciła butelkę i upiła łyk soku. – Widzę, że cieszysz się sporą popularnością.
Jeśli sądzisz, że ci odpuszczą, bo ich unikasz, to chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakim
jesteś dla nich wyzwaniem.
– A konkretnie? – W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
– „Jestem zaszczycona, mogąc poznać prawdziwego pisarza!” – naśladowała sąsiadkę.
– Szczerze? Niektóre kobiety są po prostu tępe. Albo traktują mężczyzn jak skończonych
idiotów.
Amos przestał pić i spojrzał na Erikę.
– Co masz na myśli? – spytał uprzejmie. – Że wcale nie robię dobrego wrażenia?
– Nie. Chodzi mi o to, że gdyby ta kobieta naprawdę szanowała twoją pracę, to nie
zawracałaby ci głowy… Czego ona chciała?
Nagle ponownie rozległ się dzwonek u drzwi. Amos poszedł sprawdzić, kto to.
– Amos, uważaj – krzyknęła za nim. – Pamiętaj, co mówiła o grupie ludzi na dole.
Jeśli są tam jacyś dziennikarze, to mogli prześliznąć się na górę.
– Zdawało mi się, że uważałaś Stephena za niepokonanego – odkrzyknął przez ramię i
otworzył drzwi.
Tym razem wrócił szybciej. Za nim szła Kelly. Spojrzała na Erikę i jęknęła.
– A tobie co? – zezłościła się Erika. – Wiem, że nie wygląda to najlepiej, ale też nie
przypominam chyba potwora, na litość boską!
– Jest gorzej niż wczoraj. Co zrobisz?
Erika rzuciła okiem w lustro. Bez makijażu twarz wyglądała rzeczywiście gorzej.
Może Amos dobrze radził, żeby zostawić obrzęk w spokoju. Nadszedł czas, by stawić czoła
faktom. Cokolwiek zrobi, nie zatuszuje stłuczenia. Co najwyżej zmieni kolor siniaka.
– Cóż, chyba nic na to już nie poradzę – przyznała, wstając z krzesła. – Chodźmy do
salonu, tam będzie nam wygodniej.
– W porządku. – Kelly kiwnęła głową. – Mam ze sobą twój kalendarz. Będziesz
musiała zdecydować, co przełożyć, a co można załatwić telefonicznie.
– O czym ty mówisz?
Weszły do salonu. Na stoliku stał laptop, przed nim usiadł Amos.
– Przepraszam – speszyła się Erika. – Nie będziemy ci przeszkadzać?
– W porządku, wchodźcie. Przeniosłem się z gabinetu, żeby mieć na ciebie oko. –
Zamknął komputer i usiadł na kanapie. – Napijesz się czegoś, Kelly?
– Chętnie – odparła, nie spuszczając wzroku z Eriki.
– Nie możesz nigdzie się pokazać w takim stanie – odpowiedziała na wcześniej
zadane pytanie.
– Ależ oczywiście, że mogę – sprzeciwiła się Erika kategorycznie. – Pracuję. Nie
mogę zniknąć, dopóki moja twarz nie będzie wyglądała normalnie.
– Musisz. Nikt nie może zobaczyć cię w takim stanie. – Kelly nie dawała za wygraną.
– Kelly, to był zwykły wypadek.
– Wypadek czy nie, z marketingowego punktu widzenia to istny koszmar –
oświadczyła asystentka stanowczo. – Czołowa twarz Ladylove nie może pokazać się z
podbitym okiem.
– Przecież jesienna kampania nie będzie kręcić się tylko wokół mojej twarzy.
– To bez znaczenia. Gdziekolwiek się pojawisz, jesteś kojarzona z Ladylove. Co
powiedzą o firmie, widząc twoje stłuczenia?
Erika otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zaraz je zamknęła.
– Przyszłam, żeby cię ostrzec – kontynuowała Kelly. – Trzy minuty po twoim wyjściu
zaczęła się narada osób odpowiedzialnych za reklamę i wizerunek firmy. Początkowo
myślałam, że przesadzają, ale teraz…
– Ostrzec mnie? – Erika miała złe przeczucia. – Jakie wnioski wyciągnęli na naradzie?
– Uznali, że nie możesz tak pokazać się światu. Niestety mają rację – westchnęła.
– Widzisz mnie w złym momencie – zaczęła Erika.
Za plecami Kelly pojawił się Amos z butelką soku.
– Przykro mi to mówić, ale uważam, że jutro będzie jeszcze gorzej.
– Cudownie – jęknęła Erika.
– A za dwa dni stłuczenie zacznie nabierać śliwkowego koloru. Za kolejne trzy –
zielonego, potem żółtego…
– Dziękuję, wystarczy. Przecież nie mogę bezczynnie siedzieć w domu i czekać, aż
siniak zniknie.
– Widzisz inne wyjście? – Wzruszył ramionami.
Jedyne, co przychodziło jej do głowy, to papierowa torba na głowie. Trzeba by tylko
wyciąć otwory na oczy…
– A gdybyś zrobiła sobie taki makijaż, jaki miałaś podczas sesji? – spytał. – Wyglądał
na niezniszczalny.
– Jest dobry – przyznała Erika. – Ale przy dziennym świetle człowiek wygląda w nim
jak upiór.
– Hm, kiedy tam leżałaś, to rzeczywiście wyglądałaś nieszczególnie… – mruknął pod
nosem. – Czy podczas sesji zdjęciowych nie korzystasz z produktów własnej firmy? To co to
za reklama?
– Ależ korzystam. To jest nasza specjalna, profesjonalna linia kosmetyków,
skierowana do aktorów i modelek.
– Ale nawet one nie wystarczą, żeby zamaskować twoje obrażenia – wtrąciła Kelly.
– I dlatego uważam, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest normalne
funkcjonowanie, bez ukrywania się – złościła się Erika. – Po prostu powiem, co się stało, tak
będzie najlepiej. Po kilku dniach spekulacji, sprawa ucichnie.
– Nie bądź taka pewna – ostrzegła Kelly. – Rozmawiałam z marketingiem i działem
PR. Przekonałam ich, żeby powstrzymali się przed wszelkimi działaniami, zanim nie dowiem
się, jak to wygląda, ale…
– Mów śmiało, już chyba nie może być gorzej – mruknęła Erika.
– Ich zdaniem, jeśli nie będziesz wyglądała bardzo źle, to nie będzie miało znaczenia,
co kto myśli lub mówi. Ale jeśli będzie okropnie, będą musieli natychmiast coś zrobić, żeby
zapobiec plotkom, zanim brukowce zaczną spekulować i wymyślać niestworzone rzeczy.
Erika ukryła twarz w dłoniach, po czym natychmiast znów je odsunęła, gdyż ból przy
dotyku był zbyt silny.
– Zwołali wszystkich, którzy byli na sesji i zagrozili im natychmiastowym
zwolnieniem, jeśli ktokolwiek powie prasie, co ci się stało. Oficjalne stanowisko jest takie, że
nic się nie wydarzyło. Mamy ujęcia, które są nam potrzebne. A ty zostaniesz w domu, żeby
delektować się swym miodowym miesiącem.
– Zamorduję ich – syknęła Erika przez zęby.
– Robili tylko to, co uznali za najlepsze – przekonywała Kelly. – Przecież wiesz, że
prasa uwielbia o tobie pisać. Przyznaj też uczciwie, że wczoraj nie byłaś w stanie
podejmować żadnych decyzji.
Amos rozsiadł się wygodniej na kanapie.
– Skoro zaprzeczyli, że cokolwiek ci się stało…
– A teraz pojawisz się nagle z podbitym okiem i będziesz opowiadała, że potknęłaś się
o statyw aparatu… – dodała Kelly. - Nikt w to nie uwierzy, to było pewne. Zaczną
spekulować i rozdmuchają całą sprawę.
Erika wyglądała na zszokowaną.
– Chyba masz jakieś hobby, kochanie – powiedział Amos. – Musisz coś zrobić z
wolnym czasem.
Rozłożyły kalendarz Eriki na stole kuchennym i ponad godzinę zastanawiały się, które
sprawy mogą zostać przekazane komuś innemu, co Erika może załatwić przez telefon, a co
może zaczekać do jej powrotu do biura.
– Tydzień – mruknęła z niedowierzaniem.
– Lepiej nastaw się na dziesięć dni – zasugerował Amos, wchodząc do kuchni z
naręczem listów, które właśnie dostarczono. – Tak na wszelki wypadek.
Próbowała zignorować jego słowa.
To nie może być dłużej niż tydzień, myślała. Zawsze szybko dochodziłam do siebie.
Kiedy Kelly wyszła, zaopatrzona w szczegółowe instrukcje, Erika poszła szukać
Amosa.
Najwyraźniej zabrał komputer do gabinetu, bo na stoliku w salonie już go nie było.
Amos siedział na kanapie w salonie, z notesem na kolanach i długopisem w ręku. Erika
zastanawiała się, czy rozmyśla nad swoją książką, czy też snuje filozoficzne refleksje na
temat ludzkiej egzystencji. Właściwie szczerze mu współczuła. Nie tego się przecież
spodziewał po ich umowie. Przyszedł na sesję tylko po to, żeby uwiarygodnić ich historię.
Był to pewnie chybiony ruch, ale nie miała wątpliwości, że wynikał ze szczerych chęci. A
teraz wszystko wywróciło się do góry nogami.
Amos wydarł kartkę z notesu, zmiął ją w kulkę i cisnął w stronę kosza.
– Co mogę dla ciebie zrobić? – zapytał.
– Musimy to i owo ustalić. Nie miałam w planach spędzenia tego czasu w domu i
przykro mi, jeśli moja obecność zakłóci ci spokój, ale nie mogę bez przerwy tkwić w sypialni.
Amos wzruszył ramionami.
– To twoje mieszkanie. Ja jestem tylko gościem.
– Ja muszę tu siedzieć niczym w wiezieniu, ale ty masz wolną rękę. Możesz na
przykład przenieść się do hotelu… – przerwała, bo spojrzenie Amosa prawie ją zmroziło.
– Bez ciebie? – zapytał cicho. – Ależ kochanie, nie mógłbym zostawić mojej żony
samej podczas miesiąca miodowego. Tylko pomyśl, co by się stało, gdyby „Sentinel” się o
tym dowiedział.
Przygryzła wargę. Oczywiście Amos miał rację. Nawet nie przyszło jej do głowy, co
pomyśleliby wszyscy, gdyby wyprowadził się od niej dzień czy dwa po ślubie. Zwykły, na
pozór niewinny upadek, a takie konsekwencje… Teraz ona i Amos byli skazani na swoje
towarzystwo dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Czy w zaistniałej sytuacji to papierowe małżeństwo rzeczywiście nie będzie miało
żadnego wpływu na jej życie? Wszystko miało być takie proste, łatwe i krótkotrwałe. A
teraz…
Spędzenie tygodnia w mieszkaniu wpędzi ją ani chybi w klaustrofobię. A spędzenie
tego czasu w towarzystwie doprowadzi ją do szaleństwa. Zwłaszcza jeśli jej towarzyszem
będzie Amos. Sama myśl o tym, że tydzień może przeciągnąć się do dziesięciu dni, przeraziła
ją i zdenerwowała.
Nigdy wcześniej nie myślała o swoim mieszkaniu jako o ciasnym miejscu. Teraz
wydało jej się duszną klitką o bardzo ograniczonej powierzchni.
Mieszkając razem, nie mogli skutecznie się unikać ani tym bardziej strzec swej
prywatności. Erika postanowiła zatem poniechać takich prób, bo były skazane na
niepowodzenie.
Amos słusznie zauważył, że to w końcu było jej mieszkanie. Poza tym to przez niego
doszło do wypadku. Nie, wcale nie próbowała zwalić na niego winy za swą nieuwagę, po
prostu taka była prawda. Trudno, teraz będzie musiał znosić jej nieustanną obecność.
Zamierzała ignorować Amosa i zająć się własnymi sprawami na tyle, na ile będzie to
możliwe. Zacznie od tego, że odda się błogiemu lenistwu. Nie pamiętała, kiedy ostatnio
leniuchowała, niczym się nie przejmując.
Dopiero teraz zauważyła, że nadal ma na sobie niebieską satynową bluzkę, w której
pozowała do zdjęć reklamowych, w tej chwili już mocno wygniecioną i pobrudzoną
makijażem. Skoro wszystko omówiła z Kelly, mogła wreszcie zająć się sobą. Najpierw
zrelaksowała się w wannie, potem przebrała w wygodną koszulę nocną z czerwonego
jedwabiu, sięgającą ziemi, na czarnych ramiączkach.
Po kąpieli przygotowała w kuchni przekąskę i weszła do salonu. Było tam cicho i
nawet magnetofon, z którego dobiegała wcześniej delikatna muzyka, teraz zamilkł. Słychać
było jedynie szum samochodów z ulicy.
Amos nadal leżał na kanapie. W pierwszej chwili Erika sądziła, że zasnął, ale musiał
usłyszeć jej ciche kroki, bo otworzył oczy, kiedy weszła do pokoju.
– Przepraszam, ale to jest jedyny telewizor w tym mieszkaniu. Chciałabym trochę
pooglądać, jeśli nie masz nic przeciwko temu – odezwała się.
– Ani trochę – odparł i usiadł.
Erika skuliła się w końcu kanapy. Skórzane obicie nadal było rozgrzane od jego stóp.
Sięgnęła po marchewkę, zaczęła ją chrupać i przełączać kanały.
– Marchewka – zauważył inteligentnie. – Seler naciowy. Zielona papryka.
– Częstuj się – zaoferowała.
Po chwili doszła do wniosku, że niewiele straciła, nie oglądając regularnie telewizji.
– Widziałeś ten film?
Amos spojrzał na ekran.
– Każdy go widział, Eriko. Ma więcej lat niż my oboje razem wzięci. – Wstał i
wyszedł z pokoju.
Punkt dla mnie, pomyślała. Nie czuła jednak radości, jak się spodziewała. Usiadła
wygodniej i próbowała wciągnąć się w fabułę.
Amos wrócił po chwili z ogromną chińską misą, której do tej pory nie widziała,
wypełnioną popcornem.
– Spróbuj, proszę. Wyglądasz na zaskoczoną. Jeśli dziwi cię, że umiem przygotować
popcorn, powinienem cię ostrzec, że potrafię również odgrzać pizzę.
– Nie o to chodzi. Zaskoczyło mnie, że masz misę wielkości małego basenu, która
najwyraźniej jest przeznaczona na popcorn. Tak zresztą głosi napis na bocznej ściance. Mało
który mężczyzna inwestuje w naczynia kuchenne.
– Popcorn, pizza i piwo. – Amos wyliczał na palcach. – Ukochane dania każdego
mężczyzny. – Postawił misę na środku kanapy i ułożył się wygodnie.
Erika próbowała wciągnąć się w akcję filmu, ale nie bardzo jej to wychodziło. Dla
zabicia czasu zastanawiała się, co by zrobiła, gdyby Amos, zamiast zajadać popcorn i oglądać
film, położył się trochę bliżej niej, otoczył ją silnym ramieniem, pieścił jej szyję, chciał się z
nią kochać… Zamknęła oczy, niemal poczuła ciepło jego dłoni…
Ochrypły szept przywołał ją do porządku.
– Czas do łóżka. Chodź, skarbie.
Uśmiechnęła się do siebie. Cóż za wyraziste fantazje… Kiedy jednak otworzyła oczy,
zrozumiała, że to nie był tylko wytwór jej wyobraźni. Głowę miała opartą na barku Amosa,
jego ramię otaczało ją, a ciepłe usta były tuż przy policzku. Usiadła gwałtownie, o mały włos
nie wybijając mu zębów.
– Co ty robisz? – spytała przestraszona.
– Budzę cię – odparł. – Ale tylko po to, żeby odprowadzić cię do sypialni i położyć do
łóżka – dodał łagodnie. – Samą. Jeśli miałaś nadzieję na coś więcej, to musisz rozbudzić się
całkowicie, bo zniewolenie półprzytomnej kobiety niezbyt mi się uśmiecha.
Na te słowa Erika rozbudziła się w okamgnieniu.
– Tylko w ten sposób mógłbyś zaciągnąć mnie do łóżka – krzyknęła wściekła.
– Doprawdy? – przekomarzał się. – Hej, nie odchodź zła – krzyknął za nią.
Miała nadzieję, że przybiegnie, a ona z triumfalną miną zatrzaśnie mu drzwi przed
nosem. Była w połowie drogi do sypialni, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.
– Kogo u diabła niesie o tej porze? – Zaskoczona zatrzymała się.
– Wcale nie jest tak późno – uświadomił jej Amos.
Schowała się za drzwiami sypialni, a Amos wyjrzał przez wizjer.
– To tylko goniec – uspokoił Erikę.
Goniec? – pomyślała jeszcze bardziej zdziwiona. O tej porze? Ciekawe, co przynosi.
Przez szparę podglądała, co się wydarzy. Poza plecami Amosa i stosem pudełek nic
nie widziała.
– Zamawiałeś coś? – spytała szeptem. – Czy to może twoje rzeczy? Wydawało mi się,
że wszystko przywiozłeś wczoraj.
– Zamawiałem – przyznał.
Zza pudeł wychyliła się głowa Stephena.
– To prezenty ślubne – wyjaśnił. – Nie miałem możliwości dostarczenia ich wcześniej.
Miałem nadzieję, że… – Zamilkł, widząc Erikę.
– Daruj sobie – powiedziała zniecierpliwiona. – Dobrze wiem, jak wyglądam –
dodała, ale w tym samym momencie zorientowała się, że Stephen wcale nie patrzy na jej
podbite oko.
Rozchylone poły szlafroka ukazywały pomiętą koszulę nocną i trochę nagości.
Stephen odwrócił wzrok.
– …teraz jest dobry moment – skończył i wszedł do środka. – Na pewno nie
przeszkadzam? – upewnił się.
Rozdział 7
Erika poprawiła szlafrok.
– Oczywiście, że nie przeszkadzasz, Stephen.
– W każdym razie nie robimy nic, o czym chcielibyśmy rozmawiać – dodał radośnie
Amos. – Gdzie zamierzasz ulokować te łupy, kochanie?
Odeślij je, miała ochotę powiedzieć.
– Jadalnia to chyba dobre miejsce – zasugerował Amos.– Na razie nie planujemy
żadnego przyjęcia, a tam Erika będzie mogła w tygodniu napisać liściki z podziękowaniami.
Pomogę rozładować wózek – zwrócił się do Stephena.
Erika przygryzła wargi i niecierpliwie czekała, by weszli do jadalni. Kiedy wszystkie
pudełka leżały już na stole, a Stephen poszedł odstawić wózek, Erika spojrzała na Amosa.
– Wygodne miejsce, bym mogła napisać podziękowania? – spytała.
– Oczywiście. Podczas gdy ja będę pracował w gabinecie…
– Nie sądzisz, że to trochę nie w porządku zwalać całą robotę na mnie?
– Wiesz, może rzeczywiście tak to zabrzmiało – przyznał. – Jednak to są prezenty od
twoich przyjaciół, których ja nawet nie znam.
– Musiałeś zadbać o swój wizerunek macho, prawda? – niespodziewanie zmieniła
temat.
– O czym mówisz? – spytał szczerze zaskoczony.
– Wtedy, gdy sugerowałeś… kiedy Stephen…
– A, rozumiem. Martwi cię, że Stephen mógł pomyśleć, że przeszkodził nam w
intymnej sytuacji.
– Na miłość boską – zdenerwowała się. – Nie musisz grać przed Stephenem.
– Nie grałem. Ot, wykorzystałem sytuację, kiedy się nadarzyła. Swoją drogą, bardzo
sugestywnie i przekonująco rozchyliłaś szlafrok.
Ściągnęła mocniej pasek.
– Nie zrobiłam tego celowo, chyba mi wierzysz – powiedziała. – A czemu miało
służyć to przedstawienie? Stephen wie o naszej umowie, więc po co komplikować sprawy?
– Chciałem zasiać w jego umyśle ziarno wątpliwości.
– Ale po co? Nie było potrzeby… – zawahała się. – No chyba że nie ufasz nawet
jemu.
– To nie kwestia zaufania – odparł zamyślony. – Ale wiesz, on jest zbyt uczciwy, żeby
być dobrym kłamcą. Lepiej, by wierzył, że coś nas łączy. Na wypadek, gdyby jakiś
dociekliwy dziennikarz zaczął mu zadawać za dużo pytań.
– Celowo wprowadzasz go w błąd? – Erika próbowała uporządkować sobie w głowie
to, co właśnie usłyszała.
– Każdy, kto cię zna, doskonale zna również twój stosunek do Stephena – tłumaczył
dalej Amos. – Będą zatem spodziewali się, że on wie wszystko i zna twoje tajemnice. Prędzej
czy później spróbują coś z niego wyciągnąć. Ja tylko ułatwiam mu zadanie.
Chociaż musiała przyznać Amosowi rację, nadal się złościła.
– Dlaczego wobec tego poprzestajemy jedynie na odgrywaniu jakichś ról? – zapytała.
– Następnym razem, kiedy Stephen przyniesie paczki z prezentami, otwórz drzwi, a potem
rzuć się na mnie i zacznij tarzać się ze mną po podłodze. Wtedy nie tylko nie będzie musiał
kłamać, ale nawet nie będzie musiał wysilać wyobraźni!
Amos nie odpowiedział, ale jego uśmiech sprawił, że pożałowała swych słów.
– Miałam na myśli… – próbowała wytłumaczyć.
– Och, nie psuj chwili, w której wreszcie otwarcie przyznałaś, o co ci chodzi. Wiesz
co? Odegrajmy tę scenkę w salonie. Na dywanie będzie nam wygodniej niż na tej zimnej i
twardej posadzce.
Następnego poranka Erika nie spieszyła się ze wstawaniem i wychodzeniem z
sypialni. Przekonywała się w myślach, że nie miało to nic wspólnego z wczorajszą rozmową z
Amosem.
Wzięła gorący prysznic i zeszła na dół, licząc na to, że Amos będzie pogrążony w
pracy i nie usłyszy nawet jej kroków.
Niestety nie było go w gabinecie. Siedział w kuchni, w dodatku miał gościa.
Erika schowała się w holu i nasłuchiwała. Gościem Amosa była kobieta. Najwyraźniej
dobrze się bawiła i co jakiś czas wybuchała perlistym śmiechem.
Nagle jej głos spoważniał.
– Może powinieneś zobaczyć, co się z nią dzieje, Amos.
Erika odetchnęła i przekroczyła próg.
– Witaj, Kelly. Przecież umówiłyśmy się, że będziemy się kontaktować wyłącznie
przez telefon. Twoje częste wizyty u mnie mogą wzbudzić czujność paparazzich.
– Widzisz? – powiedział Amos. – Mówiłem ci, że dobrze się czuje. Napijesz się
kawy? – Nie czekając na odpowiedź, podał jej filiżankę z parującą kawą.
– Prawdziwa kawa? – Erika była wyraźnie zdziwiona. – Pachnie niemal równie dobrze
jak cappuccino robione przez Kelly.
– Jest lepsza – odezwała się Kelly. – Przyniosłam ze sobą ostateczny projekt kontraktu
dla La Croix. Podpiszesz i możemy wysyłać to Feliksowi.
A Felix raz, dwa odeśle nam podpisane dokumenty i całe to przedstawienie się
skończy, pomyślała uradowana Erika.
– Przeczytam to od razu – zapaliła się.
– Mam też dla ciebie zdjęcia z sesji.
– Bardzo źle wyszły?
– Widziałam gorsze. – Kelly pchnęła teczkę ze zdjęciami po blacie.
– Zgaduję, że szef reklamy będzie chciał je powtórzyć?
– Nie wiem, czy zdążymy. Kampania trwa, sesja przesunęła się z powodu twojego
wyjazdu do Europy, teraz ten wypadek…
Erika przejrzała zdjęcia.
– No tak, nic nadzwyczajnego. Cóż, przekaż, że mu współczuję, ale na razie nie ma po
co przysyłać fotografa.
– Nie ucieszy się, kiedy to usłyszy – zauważyła Kelly. – Sam chciał tu dziś przyjść,
ale przekazałam mu, że zgodnie z twoim poleceniem tylko ja mogę cię odwiedzać.
– Świetnie. Teraz zapewne jest przekonany, że unikam pracowników, bo mam ochotę
na wakacje. Jeśli będzie nalegał, pozwól mu przyjść, niech się przekona, że zdjęcia są
niemożliwe.
– To chyba nie najlepszy pomysł.
– Nieważne – skwitowała. – Idę teraz przeczytać ten kontrakt, żeby nie trzymać cię tu
dłużej, niż to konieczne.
– Nie spiesz się. Mogę przysłać po południu kuriera…
Erika potrząsnęła głową.
– Wolę pilnować tych dokumentów jak oka w głowie. Mam duże zaufanie do firm
kurierskich, jednak gdyby kopia tej umowy dostała się w ręce ludzi z jakiegoś brukowca…
No nic, życzę smacznego. To mi nie zajmie dużo czasu.
Wzięła teczkę z dokumentami i automatycznie skierowała się w stronę gabinetu.
Drzwi były otwarte. Na biurku stał włączony komputer Amosa. Jednakże na
monitorze nie było widać, nad czym pracował, gdyż włączony był wygaszacz ekranu. Erika
ucieszyła się. Obiecała sobie, że nie przeczyta jego notatek, a gdyby siedziała przed otwartym
tekstem, trudno by jej było na niego nie spoglądać. Gdyby zaś przeczytała kilka linijek, a
potem udawała, że tego nie zrobiła, byłoby to nieuczciwe.
A gdyby na przykład przeczytała pół strony i była rozczarowana lekturą? Lubiła
Amosa, ale czy spodobałaby się jej jego książka? To przecież dwie różne sprawy.
Nie, wcale nie chce wiedzieć, o czym pisał.
Kiedy wróciła do kuchni, Kelly skończyła już śniadanie. Jej talerz stał z boku, a
dziewczyna siedziała wsparta łokciami o stół, z kubkiem kawy w ręku.
– Pracuję w Ladylove od około trzech lat – opowiadała. – Zatrudniono mnie jako
asystentkę Eriki przy jej pierwszej sesji zdjęciowej. Biegałam po grzebień i podawałam jej
wodę do picia, żeby nie musiała wstawać. Potem, kiedy przejęła zarządzanie firmą,
potrzebowała kogoś, komu mogłaby zaufać.
– Miło sobie plotkujecie? – zapytała Erika, kładąc na stole teczkę z dokumentami.
Kelly otworzyła szeroko oczy. Wydawała się tak pochłonięta pogawędką z Amosem,
że dopiero teraz zauważyła obecność szefowej. Erika wyczuwała jednak, że chodzi o coś
więcej. Wygląda na zdenerwowaną, pomyślała. Zupełnie jakby została przyłapana na czymś,
czego nie powinna robić. Cóż, odpowiedź nasuwa się sama. Po prostu flirtowała z Amosem i
bała się, że Erika będzie na nią zła. Miała ochotę powiedzieć Kelly, żeby się nie krępowała,
ponieważ Amos jest do wzięcia.
Oczywiście nie zrobiła tego. Co takiego Amos powiedział o Stephenie? Że będzie
znacznie bardziej przekonujący, kiedy uwierzy w prawdziwość jej związku z Amosem. To
samo dotyczyło Kelly.
Jeśli Feliksowi spodoba się oferta, wtedy Kelly, a wraz z nią połowa Nowego Jorku,
dowie się, że Amos był tylko narzędziem. Jednak do tego czasu…
– Co myślisz o tej umowie? – zapytała Kelly.
Erika musiała wrócić do rzeczywistości.
– Zrobiłam kilka uwag na marginesie. Jeśli te kwestie zostaną sprawdzone, możemy
wysyłać kontrakt do Feliksa i czekać na jego odpowiedź.
– Chyba powinniśmy to uczcić – zasugerował Amos.
Eriki nie zdziwiło, że Amos cieszył się z perspektywy odzyskania wolności. Mimo to
pokręciła przecząco głową.
– Jeszcze nie teraz. Na razie to tylko wstępna oferta. Negocjacje mogą potrwać bardzo
długo.
Przeszła przez kuchnię, żeby dolać sobie kawy. Kelly wstała i wygładziła spódnicę.
– Zajmę się wysłaniem tej oferty. Miło się z tobą rozmawiało Amos.
Ale najwyraźniej nie spieszyło jej się do wyjścia. Erika słyszała ich głosy przy
drzwiach wejściowych jeszcze przez dłuższy czas.
Kiedy Amos wrócił do kuchni, Erika wyglądała na zaskoczoną.
– Myślałam, że wracasz prosto do pracy.
– Wybacz, że ci przeszkadzam.
– Nie o to chodzi. Po prostu myślałam… Nie przeszkadzasz mi.
– Muszę wypić jeszcze filiżankę kawy, zanim siądę do pisania.
No tak, wcale nie wrócił, żeby z nią porozmawiać.
– Nalałam sobie resztkę z dzbanka, ale zaraz przygotuję świeżą.
Spodziewała się, że Amos podziękuje i wyjdzie, ale zamiast tego oparł się o blat i
przyglądał się, jak przygotowywała kawę. Erika czuła, że ją obserwuje, co zdenerwowało ja
nieco.
– Przyniosę ci filiżankę, jak tylko kawa będzie gotowa – zaproponowała. – To dla
mnie żaden problem. I tak nie mam teraz zbyt wiele zajęć.
Amos nadal się nie poruszał.
– Co zaplanowałaś na dzisiaj?
– Nic szczególnego. W ciągu dnia jest tu bardzo cicho i spokojnie, prawda?
– Tylko tutaj na górze.
– Cóż, chyba faktycznie za bardzo nie wiem, co ze sobą począć.
– Kiedy ostatnio byłaś choćby przez tydzień poza biurem?
– Masz na myśli taką nieobecność, która nie byłaby spowodowana wyjazdami
służbowymi?
– No tak, znam już odpowiedź na moje pytanie. – Wziął ze stołu talerz Kelly i wstawił
go do zmywarki. – Czy nikt do ciebie nie telefonuje?
– Bardzo rzadko. Większość osób dzwoni na mój biurowy numer telefonu.
– Teraz chyba zamartwiają się twoim zdrowiem i samopoczuciem?
– Nie pamiętasz? Przecież oficjalnie nic się nie stało i świetnie się bawię podczas
miesiąca miodowego.
– No tak. Prawie zapomniałem. – Przysunął się bliżej, odsuwając włosy z jej policzka
i przyjrzał się siniakom. – Wygląda trochę lepiej, niż się spodziewałem. Przeszkadza ci, że na
ciebie patrzę?
– Niespecjalnie – skłamała. – Sama nie mogę ocenić, jak to wygląda. Trudno zobaczyć
cały efekt w lustrze. – Jeśli ci to nie przeszkadza, Eriko, to dlaczego nie jesteś w stanie ustać
na nogach? – pytała się w myślach. – Poza tym – dodała – przecież w końcu nie wybieramy
się razem na randkę.
– Nie, spędzamy po prostu nasz miesiąc miodowy – odparł. – A z ciekawości, Eriko,
kiedy ostatnio jakiś mężczyzna widział cię bez makijażu?
Zaczęła się zastanawiać.
– Poza wizażystami, którzy przygotowują mnie do sesji zdjęciowej? Nie mogę sobie
przypomnieć. Miałam około dwunastu lat, kiedy ojciec zabrał mnie do centrali Ladylove,
żeby nauczyli mnie tajników makijażu, a potem…
– Rety, otrzymanie formalnych instrukcji musi odebrać całą frajdę z dziewczęcych
przebieranek i podkradania mamie szminki.
– Nikomu nie było wolno dotykać kosmetyków mamy. – Wyrzuciła fusy po kawie ze
swojego kubka. – Lubisz Kelly? – zapytała, nie patrząc na Amosa.
– Wydaje się bardzo miła.
Erika nie spodziewała się, że będzie wylewny, ale ostrożność w jego głosie i fakt, że
zwlekał z udzieleniem odpowiedzi o sekundę za długo, zaskoczyły ją. Taka rozwaga z jego
strony mogła znaczyć tylko jedno. Naprawdę lubił Kelly, ale nie chciał się do tego przyznać
przed Eriką.
Nie miała mu tego za złe, bo cóż ją to mogło obchodzić? Oboje byli miłymi ludźmi i
cieszyłaby się, gdyby coś ich połączyło. Jednak sprawy sercowe rzadko kiedy toczą się tak
gładko.
Tak jak Erika powiedziała, apartament był cichy i spokojny. Nazbyt cichy, pomyślał
Amos, wręcz nienaturalnie. To, czego bezskutecznie nasłuchiwał, to dowody na obecność
Eriki. Wściekał się sam na siebie, ale to było silniejsze od niego.
Wiedział, że nigdzie nie wyszła: No bo jak mogłaby wyjść? – zastanawiał się. Po
pierwsze obiecała, że dla dobra firmy nie ruszy się z domu, a po drugie, żadna kobieta nie
miałaby ochoty paradować z podbitym okiem. A już szczególnie kobieta, w której życiu
wygląd odgrywał tak ważną rolę.
Jak to możliwe, że w ogóle jej nie słychać? – zachodził w głowę, próbując
skoncentrować się na pracy. Niemożliwe chyba, żeby przez te ściany nie dochodziły żadne
dźwięki. Rano przecież bardzo wyraźnie słyszał szum prysznica. Co ona teraz robi? Może
położyła się spać?
Nie, na pewno nie. Była pora lunchu, a przecież Erika wstała późno i nie powinna być
jeszcze zmęczona. No, chyba że leki przeciwbólowe działały usypiająco. A może lekarz
wykazał się nadmiernym optymizmem i Erika straciła przytomność?
Tak bardzo wsłuchiwał się w ciszę, że kiedy wreszcie coś huknęło w drugim końcu
mieszkania, Amos przez chwilę myślał, że to tylko wytwór jego wyobraźni. Zerwał się z
krzesła i rzucił w stronę źródła hałasu. Zatrzymał się w progu jadalni.
Erika stała przy stole. Dookoła niej na podłodze leżał stos porozrzucanych pudełek.
– Co się stało? – spytał.
– Chciałam to tak poprzestawiać, żeby w pewnym momencie nie runęło – wyjaśniła. –
Teraz musze otworzyć wszystkie prezenty i sprawdzić, co stłukłam.
Amos westchnął i zaczął zbierać porozrzucane pudełka. Każdym delikatnie potrząsał,
sprawdzając zawartość.
– Wiesz, skarbie – zagadnął – odkąd zeszłej nocy poruszyłaś temat wspólnej
sypialni…
– Nie zrobiłam niczego takiego.
– Zastanawiałem się, czy nasza demonstracja przed Stephenem była dostatecznie
przekonująca – kontynuował niezrażony. – Odrobina praktyki bardzo by nam pomogła.
– Zastanów się, co mówisz, Amos – powiedziała chłodno.
– Wszystko bardzo się zmieniło. Pierwotny układ nie zakładał spędzania z sobą
dwudziestu czterech godzin na dobę.
– Faktycznie, nie planowaliśmy tego. Jednak skoro odmówiłeś spisania naszych
ustaleń, pozostaje nam trzymać się ustnej umowy.
– Zgadza się. Twoje słowo kontra moje. – Czekał i patrzył, jaki wpływ wywarła na
niej jego wypowiedź. Chyba zaczynała rozumieć, jak jej własne argumenty mogły obrócić się
przeciwko niej. W oczach Eriki pojawiła się obawa.
To wielki postęp, pomyślał. Teraz musiał się zastanowić, jak to najlepiej wykorzystać.
Jednej rzeczy mógł być pewien. Erika już nigdy nie będzie próbowała go ignorować.
Rozdział 8
Erika nie potrafiłaby powiedzieć, ile razy telefon dzwonił, zanim jego dźwięk dobiegł
do jej umysłu. Jednakże nawet gdy już go usłyszała, nadal miała kłopot, żeby się poruszyć.
To śmieszne, myślała, ale czuję się jak zahipnotyzowana przenikliwym spojrzeniem
Amosa. A co do ich umowy – dokładnie pamiętała, co ustalili. On także bez wątpienia to
pamiętał.
– Więc do czego zmierzasz, Amos? – zapytała. – Jeśli nie prześpię się z tobą,
opowiesz wszystkim o naszej umowie? Przecież nie jesteś mną tak naprawdę zainteresowany.
Myślę, że drażnisz się ze mną tylko dla własnej zabawy. To na nic – oznajmiła z mocą i
poszła sprawdzić, kto dzwoni.
– Więc twój telefon jednak czasami ożywa – zagadnął, kiedy wróciła do kuchni. –
Myślałem, że jest kompletnie nieużywany. – Spojrzał na nią. – Co się stało? Jesteś bardzo
blada.
– Dzwoniła Kelly – wykrztusiła z siebie. – Ktoś, kto był na sesji, opowiedział, co się
stało i „Sentinel” zamierza opublikować artykuł na ten temat.
– To rozwiązuje wiele twoich problemów. Jeśli cały świat dowie się, że masz podbite
oko, będziesz mogła ubrać się i iść do pracy. Przecież tego właśnie pragniesz. Czyż nie?
Powiedz mu, Eriko. Musisz powiedzieć mu całą prawdę, przekonywała się.
Wzięła głęboki oddech.
– Jest gorzej, niż myślisz, Amos. Plotka głosi, że nie pod biłam sobie oka, upadając,
tylko że ty mnie pobiłeś.
Nastąpiła długa cisza.
– I to cię martwi? – spytał w końcu.
– A czego się spodziewałeś? Oczywiście, że mnie martwi!
– Dlaczego?
– Co z tobą, Amos? „Sentinel” wypisuje o mnie okropne rzeczy. Zdążyłam się
przyzwyczaić, robią to od lat. Ale czego chcą od ciebie? To nie w porządku! Ty tego nie
zrobiłeś i wszyscy, którzy byli na sesji, dobrze znają prawdę. – Odruchowo otarła łzy.
– Chodź tutaj – powiedział.
Wcale nie miała na to ochoty, ale dziwny ton w jego głosie zmusił ją do
posłuszeństwa.
– Nie zasłużyłeś na takie traktowanie. – Łzy ponownie potoczyły się po jej policzkach.
Amos pochylił się i uniósł ją w ramionach.
– Co ty wyprawiasz? – spytała zdumiona.
– Spokojnie. Jeśli cię upuszczę, będziesz miała kolejnego siniaka i „Sentinel” już
nigdy nie przestanie o tobie pisać.
Doszedł do salonu i usiadł na kanapie, sadzając sobie Erikę na kolanach.
– Teraz możesz sobie spokojnie popłakać.
– Zamierzasz tu tak siedzieć i pocieszać mnie? – zapytała sceptycznie.
– A czemu nie? To miejsce jest równie dobre jak każde inne. Trzeba parę spraw
przemyśleć.
– To znaczy? – zapytała, ocierając oczy.
– Najwyższy czas, żebyś miała kogoś, kto będzie cię chronił.
– A konkretnie?
– Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.
Położył dłoń na jej głowie. Erika poczuła, że nie może opanować napływających do
oczu łez. Płakała zbyt głośno, żeby słyszeć jego szept, ale dochodził do niej jego cichy niski
głos. Zdołałby uspokoić nawet rozpłakane niemowlę… Ta myśl przestraszyła ją i kazała się
podnieść.
– Już? – zapytał. – To nie trwało długo. Skąd „Sentinel” zdobył tę historię?
– Pewnie wyssali z palca – odparła, wzruszając ramionami. – Albo zaoferowali komuś
tyle pieniędzy, że powiedział im, co chcieli usłyszeć. To nawet bardziej prawdopodobne, bo
potem będą mogli zrzucić winę na tak zwane dobrze poinformowane źródło. – Przygryzła
wargę. – Co my teraz zrobimy, Amos?
– Jeśli Kelly tylko słyszała o artykule, ale nie czytała go, to nadal nie wiemy, co
dokładnie w nim jest. Ludzie z tego brukowca są wystarczająco przebiegli, żeby
rozprzestrzeniać różne plotki i spokojnie czekać na twoją reakcję. Może w ogóle nie opisali
tej historii.
– Owszem – zgodziła się. – Ale nigdy wcześniej nie stosowali takich chwytów.
– Mimo wszystko nie róbmy niczego, dopóki nie sprawdzimy, co tak naprawdę ukaże
się drukiem. Wtedy podejmiemy ostateczną decyzję. Wszystko będzie dobrze, Eriko.
Dotknął wargami jej włosów. Zamknęła oczy i oparła się o jego ramię. Nie wiedziała,
czy sprawiło to bijące od niego ciepło, czy jego czuła troska, ale nagle poczuła się bardzo
senna.
– Amos? – ziewnęła. – Przepraszam, że wciągnęłam cię w to bagno. Opiszą cię jako
potwora, który pastwi się nad żoną.
– W ogóle nie zawracaj sobie tym głowy, skarbie. Z drugiej strony – zaśmiał się – to
dobrze wpływa na mój wizerunek twardego faceta.
– No tak, Kelly zapewne zadrży z rozkoszy, kiedy dowie się, że jesteś nie tylko
pisarzem, ale i dzikusem. Takie połączenie będzie dla niej niczym afrodyzjak.
Nic nie odpowiedział, tylko delikatnie ją pocałował.
Nie ma nic złego w przyjacielskim, uprzejmym pocałunku wynikającym z sympatii,
pomyślała. Dopóki oczywiście nikt nie zacznie myśleć o nim zbyt poważnie. Zamierzała
dopilnować, żeby tak się nie stało.
Odwzajemniła pieszczotę.
– Jeśli tak właśnie zachowuje się dzikus…
Amos uśmiechnął się i przytulił ją mocniej. Trzymał Erikę blisko siebie, ale bardzo
delikatnie. Gdyby tylko chciała, z łatwością uwolniłaby się z jego ramion.
Ona jednak nawet nie próbowała.
Działała na zwolnionych obrotach, nie nadążała za jego ruchami. Nie miała nawet siły,
by zaooponować, gdy porwał ją w ramiona i poniósł w stronę sypialni.
– Sytuacja chyba wymyka się spod kontroli – zdołała powiedzieć, kiedy kładł ją na
łóżku. Sama ledwo słyszała, co mówi. – Nie miałam na myśli…
– Zdrzemnij się – powiedział. – Ja wracam do pracy.
Erika oprzytomniała. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
– Masz na myśli książkę? – upewniła się.
Odwrócił się w drzwiach.
– Wiesz, nie mogłem sobie poradzić z pewną sceną miłosną, ale chyba już wiem, jak
to opisać. Dzięki za pomoc.
Wzięła do ręki pierwszy przedmiot, jaki się nawinął, a był to horror z bankietu, i
rzuciła nim w Amosa.
Uchylił się sprawnie, po czym odrzucił powieść w jej stronę.
– No, jeśli to czytałaś całą noc, doskonale rozumiem, dlaczego ziewasz.
Przycisnęła książkę do piersi i mruknęła.
– Jednak jest w tobie wiele z dzikusa…
– Ale z takiego, który pragnie, by jego kobiety były zaangażowane w takim samym
stopniu co on – odparł zagadkowo. – Poczekam, aż będziesz gotowa, Eriko.
– Uzbrój się zatem w cierpliwość. – Otworzyła książkę i udała, że zaczyna czytać.
Jestem pewna, że tylko udawał zainteresowanie moją osobą, by sprawdzić, jak
zareaguję, doszła do wniosku, kiedy zamknął za sobą drzwi. I dobrze, to mi odpowiada.
Skończyła czytać późnym popołudniem. Kiedy przyszła do salonu, Amos wstał z
kanapy i podał jej kieliszek sherry.
Zachowuj się normalnie, upomniała się. Co z tego, że cię pocałował i wciąż czujesz na
wargach smak tego pocałunku. Dla niego to na pewno nie miało żadnego znaczenia. Dla mnie
też. Choć to może nie całkiem prawda, pomyślała z poczuciem winy.
– Byłeś bardzo cicho przez całe popołudnie. Poradziłeś sobie z tą sceną miłosną? –
spytała.
– Jeszcze nie do końca, ale robię postępy. Dzięki tobie.
– Cieszę się, że mogłam pomóc. – Wskazała na stolik. – Czy to „Sentinel”?
Skinął głową.
– Stephen przyniósł gazetę kilka minut temu. Kelly miała rację.
Zadrżała. Do tej pory wmawiała sobie, że może nie zamieścili nic na jej temat. Po
przeczytaniu artykułu poczuła się fatalnie.
– Najbardziej podoba mi się fragment, w którym proponują, żebyś pokazała się
publicznie i rozwiała wątpliwości czytelników – odezwał się Amos, gdy skończyła czytać.
– Cóż, to brzmi jak wyzwanie, prawda? Co teraz zrobimy? Jeśli będę się ukrywać,
uznają to za potwierdzenie ich domysłów. A z kolei jeśli się pokażę, tym bardziej będą
triumfować i wtedy nikt nie uwierzy w moją wersję. – Wypiła sherry do końca i wyciągnęła
do Amosa rękę z pustym kieliszkiem, prosząc o dolewkę. – Kelly mogłaby oświadczyć, że
wymknęliśmy się na tydzień do Europy. Choć wątpię, czy to coś da.
Amos potrząsnął głową.
– Nie. Będziemy musieli stawić temu czoła. Mamy zarezerwowany stolik na dzisiejszą
kolację w „Civic Club”.
– Oszalałeś? – zapytała zdumiona. – Chcesz, żebym poszła taka posiniaczona na
kolację?
– Oczywiście, kochanie – powiedział spokojnie.
– Doskonale. I jaki masz plan? Znalazłeś dla mnie dublerkę?
– Z tak rozpoznawalną twarzą nie ma mowy o zastępstwie. Stephen jest teraz w
mieście i kupuje dla ciebie kapelusz z szerokim rondem i czarną woalką. Chyba masz jakąś
suknię, która będzie do tego pasować.
Erika była wściekła i najchętniej zaczęłaby krzyczeć.
– Amos, powiedziałam ci już dawno temu, że kapelusz nie jest dobrym rozwiązaniem.
Nigdy nie noszę kapeluszy. Wyglądałam w nich jak spiskowiec, nawet kiedy z moją twarzą
wszystko było w porządku. A chowanie się za woalką sprawi, że ludzie będą zadawali jeszcze
więcej pytań.
– I bardzo dobrze. Chodźmy poszukać czegoś odpowiedniego w twojej garderobie.
W „Civic Club” było jeszcze więcej gości niż zazwyczaj. Kapelusz Eriki ledwie się
mieścił w drzwiach taksówki, którą podjechali pod główne wejście. Kiedy wysiadła, wiatr
zaczął unosić jej woalkę.
– Czuję się tak, jakbym miała oponę na głowie – mruknęła, kiedy weszli do środka.
Amos oddał szatniarzowi okrycia wierzchnie i pomógł Erice otulić się szalem.
– To powinno pomóc. Nic nie będzie widać.
– Wiesz, na co się porywamy? To nie ma prawa się udać.
Jednak Amos wydawał się zachwycony swoim pomysłem i nie miał zamiaru zmieniać
planów.
– Przekonamy się, czy jesteś dobrą aktorką.
– Chcę tylko wrócić do kierowania moją firmą.
– A to jest właśnie najkrótsza i najszybsza droga do twojego biura. – Rozejrzał się po
sali i zatrzymał wzrok na pokrytym freskami suficie. – Ładne miejsce, choć oczywiście nie w
moim stylu.
– Pamiętaj tylko, co ci mówiłam o używaniu sztućców. Gdybyś miał wątpliwości,
zacznij od tych najbardziej zewnętrznych.
– Będę robił to samo co ty. Ludzie wprawdzie zauważą, że nie odrywam od ciebie
wzroku, ale złożą to na karb wielkiej miłości.
– Tędy. – Przeszła przez hol i skierowała się w stronę sali.
Kiedy szef sali spojrzał na kapelusz Eriki, dość nieudolnie ukrył zaskoczenie.
Jednakże jego praca polegała na udawaniu, że nie zauważa ekscentrycznego wyglądu czy
zachowania klientów. Błyskawicznie wziął się w garść.
– Tędy, proszę, panno Forrester. Proszę pana – skinął na Amosa – państwa stolik jest
już gotowy.
Poprowadził ich przez środek sali do spokojnego miejsca w rogu, w którym stał mały
okrągły stolik nakryty dla dwóch osób. Zamiast krzeseł była tu skórzana kanapa. Erika
widziała to miejsce setki razy, ale nigdy nie poświęciła mu uwagi. Tej nocy odniosła
wrażenie, że jest to kącik stworzony dla zakochanych par.
Wsunęła się za stolik, a Amos podążył w jej ślady, siadając tuż obok. Serce Eriki już
od kilku sekund przyspieszyło, ale kiedy udo Amosa otarło się o jej nogę, zaczęło bić w
zawrotnym tempie.
To wszystko jest częścią naszego planu, musimy tylko dobrze odegrać nasze role,
przypomniała sobie.
Rozejrzała się po sali, próbując zorientować się, kto z jej znajomych przyszedł dziś do
klubu. Po chwili coś ją tknęło i spojrzała na Amosa.
– Nie przypominam sobie, żeby ten stolik był tak na widoku.
– Stephen musiał dać im łapówkę, żeby wynieśli część roślin – wyjaśnił. – Oczywiście
tylko część, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Wszelka ostentacja jest niewskazana, ale
chcemy zwrócić na siebie uwagę.
– Cóż, teraz sądzę, że moim pierwszym poważnym błędem było zasugerowanie ci, byś
korzystał z dobrych rad Stephena – powiedziała zrezygnowanym głosem.
– Och, kochanie, po co te zgryźliwe uwagi? Powiedz, proszę, na co masz ochotę?
Otworzyła kartę dań i odruchowo sięgnęła do woalki, ale w ostatniej chwili cofnęła
rękę.
– Homar odpada. W tym stroju nie dałabym rady.
Przy stoliku pojawił się kelner z winem. Amos z łatwością przebrnął przez rytuał
próbowania trunku. Kiedy mężczyzna odszedł, Erika odetchnęła z ulgą. Miała nadzieję, że
Amos nie spostrzeże jej zdenerwowania. Ponieważ jednak siedzieli bardzo blisko siebie, nie
mogło ujść jego uwadze drżenie ud Eriki.
– Stephen mnie podszkolił – wyjaśnił z szelmowskim błyskiem w oku. – Powiedz, czy
dziś po południu naprawdę czytałaś tę książkę o duchach, czy dąsałaś się, bo zająłem się
własnymi sprawami i nie dotrzymywałem ci towarzystwa?
– Naprawdę czytałam. Powieść okazała się zupełnie do rzeczy.
– Opowiedz, proszę. – Zachęcił ją do mówienia. – Musimy przecież znaleźć temat do
swobodnej pogawędki. Przynajmniej dopóki nie przebrniemy przez przystawki. Choć dużo
zależy od tego, jak liczną będziemy mieli widownię.
– Aha! A twoja praca będzie polegała jedynie na wpatrywaniu się we mnie i
udawaniu, że chłoniesz każde moje słowo, tak?
– Czuję się niedoceniony. Słuchanie streszczenia horroru to wcale nie taka łatwa
sprawa. Naprawdę podobała ci się ta książka?
– Powiedziałabym nawet, że bardzo – westchnęła. – To chyba nie najlepiej świadczy o
mojej kondycji psychicznej. – Uśmiechnęła się blado. – W każdym razie będę się czuła trochę
głupio, opowiadając ci mrożące krew w żyłach historie, podczas gdy będziesz zamawiał
średnio wysmażony stek. Po prostu przejdę od razu do zakończenia książki. Co ty na to? Choć
ostrzegam, to bardzo krwawa opowieść.
– Przeczytałaś ja do końca? – Spojrzał zdziwiony. – Kiedy zdążyłaś to zrobić?
– Zeszłej nocy. Ale rozumiem i przepraszam, następnym razem zapytam o
pozwolenie. Ta książka należy do ciebie.
– Ty zapłaciłaś za bilety. – Wzruszył ramionami. – To znaczy, że nie mogłaś spać.
Interesujące. Obawiałaś się, że źle zrozumiałem twoją ofertę pokazania Stephenowi siły
naszego związku?
Taka woalka to niegłupia rzecz, pomyślała Erika. Można ukryć wyraz zażenowania i
zaróżowione policzki. Erika bowiem nie zamierzała się przyznać, że właśnie wspomnienie
tamtej rozmowy z Amosem odebrało jej sen.
Kiedy przywitali się mniej więcej z tuzinem podchodzących co chwila do ich stolika
gości, Erika przestała liczyć.
– Mam nadzieję, że nie spieszy im się do wyjścia – powiedziała, kiedy przez chwilę
przy ich stoliku nikogo nie było. – Nie chciałabym, żeby stracili przedstawienie. Zobacz,
fotograf z „Sentinelu” stoi tam w rogu, robi zdjęcia teleobiektywem.
Odsunęła swój talerz. Już czas, pomyślała.
Złapała obiema rękami za brzeg szerokiego ronda od kapelusza. Szmer przebiegł po
sali i wszystkie twarze skierowały się ku niej. Krzesła skrzypnęły, gdyż ludzie przesiadali się,
żeby mieć lepszy widok. Niektórzy szturchali sąsiadów łokciem i wskazywali na Erikę.
– Czuję się tak, jakbym robiła publicznie striptiz – mruknęła.
– Wiele masz jeszcze tych erotycznych fantazji? Chętnie posłucham, bo to ciekawsze
niż streszczenie książki. – Wypił łyk wina.
Erika zdjęła kapelusz i położyła go na stole. Kiedy się poruszyła, szal ześlizgnął się z
jej szyi, odsłaniając gołe ramiona. Teraz Erika dobrze widziała całą salę, ale sama też była
lepiej widoczna. Wszyscy goście mogli zobaczyć nie tylko jej podbite oko, ale także
wszystkie inne obrażenia: siniaki i zadrapania na szczęce, sine smugi na obojczyku, wcześniej
zakryte szalem, purpurowe ślady na obu ramionach, wyglądające tak, jakby ktoś ścisnął ją
zbyt mocno.
Na sali zapanowała martwa cisza, a potem rozległy się zaniepokojone, przybierające
na sile szepty.
– O rany, dobra jesteś – szepnął Amos. – Prawdziwa mistrzyni. Pozbądź się tego jak
najszybciej, zanim każdy obecny tu mężczyzna będzie próbował mnie zabić.
Erika zawahała się.
– Muszę się zastanowić. Teraz jest niezła okazja do renegocjacji warunków naszej
umowy. Amos, kochanie…
– Eriko, skarbie… – Oczy miał coraz szersze ze zdumienia, patrzył na nią z uznaniem.
Wstała, rozejrzała się dookoła tak, żeby każdy, łącznie z fotografem stojącym w rogu,
mógł zobaczyć pełen efekt najlepszej pracy charakteryzatorskiej, jaką kiedykolwiek
wykonała.
– Domyślam się, że wszyscy czytaliście dzisiejsze wydanie „Sentinelu” – oznajmiła. –
I wiecie zapewne, że dziennikarze nigdy się nie mylą. Napisali, że jestem maltretowaną żoną,
więc muszę nią być. Pokażę wam jednak, jak jest naprawdę.
Wyjęła z torebki gąbkę nasączoną mleczkiem do zmywania makijażu. Jeden ruch
wystarczył, a żółte smugi na jej twarzy zniknęły. Wszyscy wpatrywali się w nią zaskoczeni.
Zmyła ślady z ramion i podniosła wysoko nad głowę ubrudzony kosmetykami wacik. Teraz
tłum zaczął klaskać i śmiać się z żartu, jaki im zafundowała.
– Dobrze im tak – powiedziała jedna z kobiet. – To, co wypisują w tych gazetach, jest
po prostu obrzydliwe.
– Czas się zbierać – mruknął Amos.
– A teraz, jeśli pozwolicie, pójdę do domu, żeby zmyć resztę makijażu – oznajmiła.
Zajęło im dobre piętnaście minut, nim przecisnęli się przez otaczający ich tłum. Kiedy
wychodzili z klubu, Erika z trudem powstrzymywała śmiech.
– Chyba będę zmuszona oddać kartę członkowską. Dyrekcja może uznać moje
zachowanie za wielce naganne. Cóż, warto było.
– A widziałaś twarz fotografa, kiedy ślady zaczęły znikać z twojej twarzy? –
dopytywał się uśmiechnięty Amos.
– Tych zdjęć raczej dobrze nie sprzeda.
Nagle ktoś odezwał się niskim głosem.
– Szczerze się cieszę, że te historie okazały się wyssane z palca.
Erika odwróciła się gwałtownie.
– Felix?! Nie zauważyłam cię wcześniej.
– W przeciwieństwie do ciebie, preferuję spokojne i ciche miejsca. Cieszę się, że na
ciebie wpadłem, bo nie będę musiał nękać cię telefonami. Nie chciałbym zakłócać waszego
miesiąca miodowego.
– Zakłócać? – powiedziała wolno.
– Tak. Przeczytałem twój projekt umowy. Chciałbym się spotkać w celu omówienia
szczegółów. Może jutro u mnie w biurze?
Erice zaschło w gardle. Plan Amosa zaczynał działać. „Sentinel” przegrał tę rundę z
kretesem, ale to jeszcze nie koniec bitwy. Wszyscy musieli uwierzyć, że jej podbite oko jest
tylko zręczną charakteryzacją. A zatem chwilowo nie powinna wychodzić z domu.
– Jutro nie mogę – odpowiedziała. – Może w przyszłym tygodniu? Wrócę do biura i
łatwiej będzie mi skupić się wyłącznie na prawach zawodowych.
– Jak bardzo ci zależy, żeby zamknąć tę sprawę? – spytał łagodnie, przyglądając się jej
uważnie.
Cholera, nie mogę tego teraz popsuć, pomyślała nerwowo. Nie po tym wszystkim, co
zrobiłam dla tego kontraktu. Gwałtownie szukała w głowie innego rozwiązania.
– Może u mnie w mieszkaniu? Wpadnij jutro w porze obiadu, dobrze?
– Chcesz spotkania na osobności? – Nie odrywał od niej wzroku.
– Tak – odparła. – Będzie nam łatwiej skoncentrować się na pracy. Prawnikom
pokażemy już finalny produkt naszych ustaleń. Inaczej będziemy to ciągnąć w
nieskończoność.
– No tak, masz rację – zgodził się. – Jednak i tak czekają nas długie rozmowy. Może
lepiej przyjedź na weekend do mojego domku za miastem. Nie jest to zbyt rozrywkowe
miejsce, ale przecież mamy odbyć spotkanie robocze. – Jego wzrok ześliznął się z Eriki i na
chwile zatrzymał na Amosie. – We trójkę – dodał.
– Nie wiem, czy Amos będzie mógł… – zaczęła.
– Musi. – Felix uniósł brew. – Nie śmiałbym rozłączać nowożeńców. Przyślę po was
samochód jutro około piątej. – Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się i wszedł do klubu.
Wsiedli do taksówki.
– I co teraz? – Gryzła nerwowo wargi. – Przepraszam, Amos. Naprawdę próbowałam
cię chronić, ale…
– Widziałem i słyszałem.
– Co masz na myśli? Że wolałabym pojechać sama? Nic podobnego. – Położyła dłoń
na jego ramieniu. – Będę potrzebowała wsparcia. Muszę cię mieć blisko siebie, Amos.
Te słowa odbiły się echem w jej głowie. Kiedy dotarło do niej, co właśnie
powiedziała, aż się skuliła z wrażenia. O rany, pomyślała. Tak bardzo bym chciała, żeby to
wszystko nie działo się naprawdę.
Bo absolutnie nie powinna, nie mogła się w nim zakochać. To byłaby katastrofa…
Rozdział 9
Jeszcze godzinę wcześniej takie słowa nie przeszłyby Erice przez gardło. Zakochać się
w Amosie? To byłoby naprawdę żałosne i głupie. Jednak po słowach, które padły z jej ust w
taksówce, zaczęła patrzeć na wszystko z zupełnie innej perspektywy. Nagle porozrzucane
części układanki wskoczyły na swoje miejsce i Erika uzyskała jasny ogląd sytuacji. Zakochała
się, nie było innego logicznego wyjaśnienia jej stanu ducha.
Przemawiał za tym na przykład fakt, że przy nim czuła się spokojna i bezpieczna.
Lubiła, gdy ją całował, jego troska i czułość wzruszały ją, instynktownie szukała schronienia
w jego silnych ramionach. Tak, to musiała być miłość.
Czuła się bardzo niezręcznie za każdym razem, kiedy wspominał o seksie. Ta
perspektywa kusiła ją i wprowadzała w stan miłego podekscytowania. Wiedziała też, że
rozmowy Kelly z Amosem działają jej na nerwy z bardzo prozaicznego powodu. Była
zazdrosna, czas spojrzeć prawdzie w oczy.
Popatrzyła na brylant błyszczący na jej palcu i obrączkę.
To czary, pomyślała.
Nie, wcale nie, poprawiła się. W tym pierścionku nie było nic magicznego. To jedynie
rekwizyty, potrzebne w grze, którą prowadzili.
Zaaranżowała tę fikcyjną sytuację w określonym celu. Jednak gdzieś po drodze
zmieniła zdanie na temat tego, czego pragnie i oczekuje.
Przestań, skarciła się w duchu. Nie możesz zmieniać reguł w trakcie gry, to nie w
porządku.
– Co się dzieje, Eriko? – Głos Amosa wyrwał ją z rozmyślań.
Zamrugała szybko i starała się przypomnieć sobie, o czym rozmawiali. O tak, Felix
– Potrzebuję cię – odezwała się. – Nawet jeśli Feli wierzy w prawdziwość naszych
uczuć, nie mogę pozwolić, by ktoś inny zastanawiał się, dlaczego wyjeżdżam sama na
weekend tuż po ślubie. Poza tym nadal mam podbite oko. Jeśli chcę to załatwić z klasą,
potrzebuję twojego wsparcia.
– Eriko, powiedziałem już, że pojadę z tobą.
Tak była zajęta swoimi rozmyślaniami, że zupełnie go nie słuchała.
– Ach tak. Chyba to do mnie nie dotarło.
Ponownie ucieszyła się, że gęsta woalka skutecznie skrywa jej zarumienione policzki.
Taksówka zatrzymała się przed ich budynkiem. Jedyne, czego teraz pragnęła Erika, to
znaleźć się we własnym łóżku. Jutro wszystko będzie wyglądało lepiej.
Przy odrobinie szczęścia, wmawiała sobie, jutro spojrzę na sytuację chłodnym okiem.
Zrozumiem, że wcale nie zakochałam się w Amosie, a moje pobudzenie jest zwykłą reakcją
na stres. To był przecież bardzo ciężki dzień, w którym wiele się zdarzyło.
Co ona w ogóle wiedziała o miłości? Wydawało jej się, że kocha Denbyego Milesa. I
proszę, jak to się skończyło. Może i tym razem się myliła?
Kiedy się nad tym zastanawiała, doszła do wniosku, że jej uczucia w stosunku do
Amosa nie były ani trochę podobne do wcześniejszych. Ale to żaden dowód, że tym razem
chodziło o prawdziwą miłość…
Wóz, który przysłał po nich Felix, okazał się elegancką limuzyną. Erika wcisnęła na
głowę kapelusz i przemknęła przez hol w stronę samochodu. Usiadła na wygodnym siedzeniu
i z satysfakcją spostrzegła, że auto ma przyciemniane szyby, co chroniło ją przed wścibskimi
spojrzeniami. Amos dopilnował, by szofer zapakował ich torby, po czym usiadł obok Eriki.
– Gdzie jest moja aktówka? – spytała
– W bagażniku.
– Chciałam jeszcze raz przejrzeć notatki.
– Kolejny raz? Czasem zbyt duże zaangażowanie w sprawę może jej tylko zaszkodzić.
Każdy powinien od czasu do czasu wziąć sobie urlop od obowiązków i na przykład
wyskoczyć na pizzę.
– Ta filozofia pozwoliła ci skończyć szkołę?
– Nie tylko, bo na przykład wyłącznie dzięki niej przetrwałem aż tydzień na
stanowisku asystenta Stephena. Ciekawe, czy kierowca pozwoliłby nam zatrzymać się gdzieś
na małą przekąskę.
– Jestem przekonana, że Felix ugości nas obiadem.
– Zapewne, pytanie tylko, co poda.
– Dlaczego go nie lubisz? – spytała zaintrygowana.
– Ponieważ jest potwornym sztywniakiem – wyjaśnił bez chwili zastanowienia. –
Założę się, że da nam oddzielne sypialnie.
To rozwiązałoby wiele problemów, pomyślała.
– Na to bym nie liczyła, bo zbyt często powtarzał, że nie chce rozłączać nowożeńców.
Ale skoro już jesteśmy przy tym temacie…
– Mówisz o wspólnym spaniu? Skarbie, nigdy nie traciłem nadziei, że w końcu dasz
się przekonać…
– Nie obiecuj sobie zbyt wiele. Dzielenie pokoju nie oznacza od razu dzielenia łóżka.
– Tego się obawiałem – westchnął. – A tak w ogóle, to gdzie jest ten dom?
– Nie mam bladego pojęcia.
– W takim razie muszę zamówić aż dwie pizze – oświadczył. – Jedna uratuje mnie od
śmierci głodowej. Drugą będziemy po kawałku wyrzucać przez okno, żeby na wszelki
wypadek bez trudu odnaleźć drogę powrotną.
Miejsce, do którego dotarli, w oczach Eriki nie zasługiwało na miano domku na wsi.
Dojazd zabrał im sporo czasu, ale powodowane to było wyłącznie korkami na drogach
wyjazdowych. Dom znajdował się po prostu na przedmieściu. Samochód zatrzymał się przed
dużym, nowoczesnym budynkiem w pobliżu małego jeziorka.
– Nie jest to klasyczna chatka w lesie – zauważył Amos.
Felix wyszedł na powitanie i zaprosił ich do środka. Przeszli do pomieszczenia, które
pełniło rolę salonu.
– Proponuję, żebyśmy dziś spędzili miły, relaksowy wieczór, a sprawy zawodowe
zostawili na jutro – powiedział, po czym zwrócił się do Amosa: – Wierzę, że nie będziesz się
nudził, podczas gdy my z Eriką zajmiemy się pracą.
Amos nic nie odpowiedział, rozejrzał się jedynie po pokoju. Na jego twarzy widoczne
było zaintrygowanie. Erika zastanawiała się, co tak przykuło jego uwagę, szczególnie że
pomieszczenie urządzone było dość skromnie. Jedynymi przedmiotami rzucającymi się w
oczy były dwa współczesne obrazy wiszące naprzeciwko przeszkolonej ściany, przez którą
rozciągał się widok na jezioro.
– Co się stało? – spytała cicho.
– Pomyślałem, że te współczesne bohomazy muszą być odbiciem gustu Feliksa. Nie
sądzę, żeby Kate się podobały.
Erika poczuła się jeszcze bardziej zaintrygowana.
– Skąd możesz wiedzieć, jaki gust miała Kate?
– Oceniam to jedynie na podstawie charakteru jej zdjęć reklamowych. – Amos
wzruszył ramionami.
– Ale to ogromna różnica – wtrącił Felix. – Urządzanie własnego domu to sprawa
osobista, zdjęcia reklamowe to element wielkiej marketingowej machiny.
– Najmocniej cię przepraszam. – Amos odwrócił się w stronę Feliksa. – Nie
powinienem był poruszać tego bolesnego dla ciebie tematu.
Felix chłodno przytaknął.
– No dobrze, pójdę sprawdzić, na jakim etapie przygotowań jest obiad. Ale najpierw
pokażę wam wasze pokoje.
Erika odetchnęła z ulgą, że ich po prostu nie wyrzucił na ulicę. Nawet nie spostrzegła,
że Felix powiedział „pokoje”. Poprawiała makijaż, kiedy do jej pokoju wszedł Amos.
– Chyba nie słyszałam pukania – powiedziała, nie odwracając się od lustra.
– Bo nie pukałem – odparł radośnie. – Jak twoje oko?
– Opuchlizna wreszcie zeszła, więc łatwiej mi to przykryć pudrem, ale siniak jeszcze
nie znikł.
– Dziwne, Felix słowem nie skomentował twojego wyglądu.
– Widzę, że dla ciebie wszystko jest dziwne, gdy w grę wchodzi zachowanie Feliksa.
– Mam powody, uwierz mi. Zresztą czy nie miałem racji w sprawie oddzielnych
sypialni? A teraz twierdzę, że Kate nie wiedziała o tym zacisznym gniazdku, w którym
gościmy.
– Co? Wyciągasz takie wnioski na podstawie umeblowania? To śmieszne i
niepoważne. Przecież sam powiedziałeś, że Felix to taki ugrzeczniony typ…
– Nie. Ja powiedziałem, że jest sztywny, a to nie zawsze idzie w parze ze
szlachetnością charakteru. Musi sprawiać wrażenie dobrze wychowanego, bo to część jego
wizerunku na potrzeby marketingu. Do zobaczenia na obiedzie – powiedział i wyszedł.
Bez względu na to, co myślał Amos, Erika uważała Feliksa za wspaniałego
gospodarza. Po wystawnym obiedzie i doskonałym śniadaniu następnego ranka, upewnił się,
czy Amos jako tako orientuje się w okolicy i załatwił mu nawet kartę wstępu do siłowni.
Jednak Amos najwyraźniej nie spieszył się do ćwiczeń.
Rozsiadł się za to wygodnie z gazetą w pobliżu gabinetu Feliksa.
W południe Felix podskakiwał nerwowo na każdy szelest gazety i zaczął zapominać o
dobrych manierach.
– Myślałem, że ten facet zrozumie aluzję i zostawi nas w spokoju – prychnął. – To
jego niemal psie przywiązanie jest co najmniej niesmaczne.
Erika przygryzła wargę.
– Może pójdź i zrób sobie filiżankę kawy, a ja z nim porozmawiam, dobrze?
Kiedy Felix wyszedł, przeszła do salonu i usiadła naprzeciwko Amosa. Ten jednak
nawet nie oderwał wzroku od gazety. Erika gotowa była przysiąc, że od kilku godzin czyta
ten sam artykuł.
– Posuwacie się do przodu? – zapytał znad gazety.
– Prawdę mówiąc, nie. Felix wydaje się nieco rozkojarzony.
– Doprawdy? Ja bym powiedział „niezorganizowany”. Wygląda na to, że większość z
jego oczekiwań została już zawarta w tekście wstępnej umowy.
– Daj spokój. Idź się pobawić na dwór. Zawołam cię na obiad.
Myślała, że będzie protestował, ale stało się inaczej. Powoli i precyzyjnie złożył
gazetę i wyszedł z pokoju. Erika wróciła do gabinetu, a chwilę potem zjawił się Felix, niosąc
dwa kubki z kawą.
– Wspaniale – powiedział. – Cieszę się, że wszystko mu wyjaśniłaś. Niepotrzebnie tak
często wspominałem o tym, że nie chcę rozdzielać nowożeńców. To był tylko taki
konwencjonalny zwrot, jednak Amos potraktował go poważnie. Powinien zrozumieć, że jest
tu w roli piątego koła u wozu.
– Oczywiście, nasza rozmowa niezbyt go obchodzi, jednak Amos…
– Nie oskarżam twego męża o szpiegostwo przemysłowe. Po prostu uważam, że nie
potrzebujemy przyzwoitki.
– Nie potrzebujemy – bąknęła. – Mówiliśmy o opakowaniach. Wydaje mi się, że już
na wstępie negocjacji zgodziłam się zachować wzory stworzone przez Kate…
– Tak, tak, wyraziłaś się jasno. Wiesz, imponujesz mi. To było bardzo sprytne
posunięcie, że zdecydowałaś się wyjść za mąż, Eriko. Tak długo, jak paradujesz publicznie u
boku przystojnego męża, nikt nie będzie się zastanawiał, co i z kim robisz. Prawda?
Erika zamrugała ze zdziwienia.
– Co takiego?
– Teraz możemy przejść do prawdziwych interesów. Chyba powinniśmy kontynuować
nasze… negocjacje… w twoim lub moim pokoju.
– Nie pójdę z tobą do łóżka, jeśli to miałeś na myśli.
– Dlaczego zatem prosiłaś o prywatne spotkanie, skoro nie zależało ci na tym, żeby
być ze mną sam na sam?
Erika dotknęła swojego podbitego oka, ale nie zamierzała tłumaczyć się Feliksowi. I
tak by nie uwierzył.
– Byłeś niezadowolony z plotek, które o nas rozgłaszano – zaczęła. – Powiedziałeś, że
nie jesteś mną zainteresowany.
– Nie – poprawił ją. – Powiedziałem, że nie chcę cię poślubić. Mam za sobą jedno
nieudane małżeństwo i nie zamierzam marnować reszty życia z kolejną rozpieszczoną
księżniczką. W każdym razie nie w związku małżeńskim. Ale teraz, kiedy pokonałaś tę
przeszkodę i ukręciłaś łeb plotkom na nasz temat, nie widzę najmniejszego powodu, dla
którego nie moglibyśmy się trochę zabawić.
Erice zabrakło tchu.
– Nie widzisz powodu, Feliksie? – odezwał się cichy głos. – Ale ja widzę – dodał
Amos, wchodząc do pokoju. – Zbieraj dokumenty, Eriko. Samochód stoi przed drzwiami.
Twoje walizki już są w bagażniku.
Patrzyła na niego przez chwilę, a potem zaczęła wkładać papiery do teczki. Dłonie
trzęsły jej się tak mocno, że nie była w stanie zapiąć zamka. Amos sięgnął nad jej ramieniem i
zapiął teczkę. Obejmując nadal Erikę, zwrócił się do Feliksa.
– Od tej pory będziesz się kontaktował z Eriką wyłącznie przez prawników, La Croix.
Trzymaj łapy z dala od mojej żony. I nie waż się pisnąć słowa na temat tego, co tu miało
miejsce, bo osobiście dopilnuję, żebyś tego gorzko żałował. Rozumiesz?
Erika potknęła się, idąc do samochodu, ale Amos podtrzymał ją. Pomógł też zająć
miejsce na tylnym siedzeniu małego białego kabrioletu.
– Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
Przytaknęła.
– Po prostu nie mogę uwierzyć, że nie zauważyłam, co z niego za facet. Wydawał się
taki oddany Kate.
– Wizerunek na potrzeby marketingu – Amos rzekł cierpko.
– Niestety masz rację. Skąd wziąłeś ten samochód?
– Zadzwoniłem z samego rana do firmy wynajmującej samochody i wszystko
załatwiłem. Zapakowałem nasze bagaże, kiedy siadaliście po śniadaniu do pracy.
– Wiedziałeś, że tak mnie potraktuje.
– Aha.
– Skąd?
– Po prostu wiedziałem – odparł, nie patrząc na nią.
– Wszystkie moje wysiłki na nic – mruknęła Erika.
– Niekoniecznie. Felix może być świnią, ale na pewno zna się na interesach i nie
przepuści takiej okazji.
Erika nie była co do tego przekonana. Zaskoczyło ją jednak, że nie zależy jej już tak
bardzo na zdobyciu firmy Kate La Croix. Czy kiedykolwiek o to dbała? O tak, z pewnością.
Jedyne, czego nie była pewna, to kiedy przestało jej na tym zależeć. Kiedy najważniejszym
życiowym celem stało się zatrzymanie przy sobie Amosa?
Czy stało się to na bankiecie wydawców, gdy otrzymała od niego pierścionek z
brylantem? A może jeszcze wcześniej, podczas lunchu w parku?
W sumie co za różnica, ważne, że zupełnie straciła głowę. Nie była przyzwyczajona
do stałej obecności mężczyzny w swoim życiu. W dodatku Amos opiekował się nią z
oddaniem. Oczywiście, wcześniej troszczył się o nią Stephen, ale to przecież coś zupełnie
innego, bo on nigdy nie był zagrożeniem dla jej serca. Natomiast Amos to zupełnie inna
historia…
Weszli do mieszkania. Amos zebrał pocztę wrzuconą przez otwór w drzwiach.
– Dziękuję, że wybawiłeś mnie z opresji… – Głos Eriki załamał się w pewnym
momencie i nie mogła skończyć zdania.
– Wykonuję jedynie moją pracę, proszę pani – odparł łagodnie.
Czuła, że nie może tego dalej ciągnąć. Zbyt wiele wycierpiała.
– Nie obchodzi mnie, co myśli Felix ani co piszą brukowce. Nie musisz ze mną
zostawać, Amos. Rozwiązuję naszą umowę.
– Nie muszę też nigdzie odchodzić – odezwał się szorstko.
– Nie kłóć się ze mną, nie zniosę tego.
– Nie chciałem cię denerwować, kochanie. Decyzja należy do ciebie.
Przez chwilę stali nieruchomo, potem Amos gestem pokazał, by podeszła bliżej.
Zanim się zorientowała, już była w jego ramionach.
Poprzedni pocałunek wywarł na niej wielkie wrażenie, ale to, co nastąpiło teraz,
niemal pozbawiło ją oddechu. Przywarł do niej ciepłymi, łagodnymi, ale zdecydowanymi
wargami. Całował ją powoli i namiętnie. Ugięły się pod nią kolana i musiał przytrzymać ją
mocniej, żeby nie osunęła się na podłogę.
– Powinnaś dopisać noszenie cię do listy moich obowiązków – mruknął pomiędzy
pocałunkami.
Chwilę później byli już w sypialni. Tym razem Amos nie wyszedł z niej aż do rana.
Następnego dnia Erika miała się spotkać z prawnikami.
– Co im powiesz? – spytał Amos.
Siedział przy kuchennym stole, z kubkiem kawy w dłoniach. Miał na sobie jedynie
dżinsy, a jego włosy pozostawały w nieładzie.
– Poza tym, że Felix to drań? Nie myślałam o tym jeszcze.
– Czyżbyś miała głowę zajętą czymś innym? – przekomarzał się.
Zupełnie straciłam głowę, pomyślała. Myślę tylko o tobie.
– To także – dodała na głos. – Muszę kiedyś wrócić do pracy. I ty także powinieneś.
– Chodź do mnie, skarbie. – Ucałował ja tak czule, że niemal zapomniała, gdzie jest i
co robi.
Pomyślała nagle, że prędzej czy później sprawa umowy z La Croix zostanie
zakończona, pozytywnie lub negatywnie, i Amos odejdzie z jej życia.
Obiecała sobie, że będzie silna. Jednak jeśli chce dotrzymać tej obietnicy, Amos nie
może poznać jej uczuć. Nie może się dowiedzieć, że jego odejście złamie jej serce.
Kiedy weszła do swojego biura, Kelly stawiała właśnie cappuccino na jej biurku, obok
stosu korespondencji i zwiniętych gazet. Przez chwilę Erice zdawało się, że czas zatrzymał się
w miejscu i ostatnie dni były tylko snem.
– Jesteś cudowna, Kelly. – Upiła łyk kawy i zaczęła przeglądać listy. – Co „Sentinel”
ma tym razem do powiedzenia?
– O tobie? Nic. Milczą jak zaklęci i udają, że nic się nie stało, choć inne gazety nie
zostawiły na nich suchej nitki.
– To miła odmiana.
– Natomiast Denby Miles i jego narzeczona mieli przedmałżeńską sprzeczkę w teatrze
w ostatni weekend. Komuś udało się to uwiecznić i teraz „Sentinel” będzie o tym pisać przez
kilka dni. A przy okazji, dzwoniła Philippa Strang. Chciała się z tobą spotkać, choćby na parę
minut dziś rano.
– Nie mam ochoty na to spotkanie. Jeśli do tej pory nie dotarło do niej, że nie
zamierzam napisać historii mego życia, to…
– Nie zamierzasz? – rozległ się chrapliwy głos przy drzwiach. – To zdecydowana
zmiana frontu. Rozumiem, wydaje ci się, że to wielka różnica, czy będziesz tylko
współpracowała z autorem, czy też napiszesz książkę sama. – Pucułowata kobieta o
nienaturalnie czarnych włosach wyglądała starzej niż na bankiecie wydawców. – Wybacz, że
wparowałam tak bez zapowiedzi, ale jeśli nie chcesz, żeby ludzie cię podsłuchiwali, powinnaś
zamykać dokładnie drzwi.
Erika policzyła do dziesięciu, żeby się opanować.
– Dzień dobry, Philippo. Skoro tak dobrze mnie słyszałaś, nie ma sensu, żebym
wszystko powtarzała. Poza tym jestem dzisiaj dość zajęta, więc…
– Prosiłam cię, żebyś napisała tę książkę. To był mój pomysł, mój projekt, moje
dziecko. Powinnaś przynajmniej zachować dobre maniery i do mnie pierwszej zwrócić się z
propozycją.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale nie zamierzam pisać historii mego życia ani
współpracować w tej sprawie z nikim innym.
– Jak więc wytłumaczysz obecność u twego boku Amosa Abernathyego?
Pytanie wydawało się tak zabawne, że Erika omal nie parsknęła śmiechem.
– Wytłumaczyć? O co ci chodzi?
Philippa przyglądała jej się przez dłuższy czas, mrużąc oczy.
– Jeśli naprawdę nie wiesz, to może powinnaś z nim pilnie porozmawiać. Poproś, żeby
ci wyjaśnił, dlaczego spotyka się ze swoim wydawcą w barze, zamiast w wydawnictwie.
– Amos ma wydawcę? – zapytała słabym głosem.
– I dlaczego rozmawiali o tobie.
– Daj spokój, Philippo, przecież jesteśmy małżeństwem.
– Ale on nie opowiadał o ślubie. Możesz się także dowiedzieć, dlaczego zadawał
wszystkim tak wiele pytań na twój temat, na temat twojego ojca i firmy. – Rzuciła okiem na
Kelly. – Ciebie także wypytywał, mam rację?
– Nie nazwałabym tego wyciąganiem zeznań. Oczywiście był zainteresowany… –
plątała się Kelly.
– Podpytywał cię o mnie? Myślałam, że kiedy rozmawialiście, chodziło mu raczej o
ciebie – zdziwiła się Erika.
– To właśnie sprawia, że jest w tym dobry – wtrąciła się Philippa. – Ludzie chcą z nim
rozmawiać.
Erika zauważyła, że Kelly zagryza wargi i jest bardzo zmieszana.
– Wydaje mi się, Eriko, moje dziecko, że nie masz pojęcia, co on naprawdę robi. Ten
chłopak zebrał całkiem sporo interesującego materiału do swojej książki.
Rozdział 10
Philippa się myli, powtarzała sobie w myślach zdenerwowana Erika. To jakaś
pomyłka, kosmiczne nieporozumienie!
Co z tego, że Amos wszystkich o nią pyta? Ma do tego prawo. Poza tym niby kiedy
spotykał się z tymi wszystkimi ludźmi? W końcu od kilku dni prawie nie wychodził z
mieszkania.
Zaraz, przecież ma telefon i komputer, przypomniała sobie. Co on robił przez te
wszystkie godziny, kiedy siedział zamknięty w gabinecie? Pisał? A może dzwonił i
wypytywał o nią?
Jeśli ciekawiło go, kim jest kobieta, którą poślubił, wszystko było w porządku. W
sumie ona także chciałaby dowiedzieć się o nim kilku rzeczy. Ale dlaczego wypytywał o jej
ojca i o Ladylove?
Czy dlatego tak chętnie pomagał jej przechytrzyć „Sentinela”, bo chciał ją chronić,
czy może zamierzał odciągnąć uwagę brukowców, by nie ukradli mu wspaniałego tematu?
Nie masz dowodów na prawdziwość tych teorii. Nie wyciągaj pochopnych wniosków,
nie oskarżaj bezpodstawnie Amosa. Philippa musi się mylić, przekonywała się.
A może Amos skusił się na posadę u boku Stephena nie tyle z powodu elastycznych
godzin pracy, lecz by znaleźć się bliżej obiektu swego śledztwa? – zastanawiała się.
– Skąd to wszystko wiesz? – spytała Philippę, próbując uspokoić drżący głos.
– W zeszłą środę rano wpadłam do baru i natknęłam się na Amosa i jego wydawcę.
To był dzień sesji zdjęciowej, szybko przypomniała sobie Erika. Dzień, w którym
doszło do wypadku. Amos pojawił się w studiu dość późno. Co robił przedtem?
– Pamiętałam go z bankietu – kontynuowała Philippa. – Znam też dobrze tego
wydawcę, bo kilka lat temu robiłam z nim interesy. No i na dodatek słyszałam fragment ich
rozmowy. Mówili o zaliczkach, kontrakcie i o tobie.
Zaliczki i kontrakt? Czyżby Amos sprzedał swoją książkę? Jeśli tak, dlaczego nie
podzielił się z nią tą radosną nowiną? Na myśl przychodził jej tylko jeden powód. Nagle
poczuła dziwny skurcz w okolicach serca.
– A potem podpytałam przyjaciela, który pracuje w tym wydawnictwie i
dowiedziałam się, że mają na tapecie rewelacyjny projekt, książkę pod roboczym tytułem
„Prywatnie i z bliska”. Dodał, że autor wolał na razie pozostać anonimowy, aby móc
zakończyć zbieranie materiału. Wybacz mi, moje dziecko – powiedziała Philippa ze
smutkiem. – Niezwykle przykro być osobą, która przynosi złe wieści.
Kiedy drzwi za agentką zamknęły się, Kelly wzięła głęboki oddech.
– Och, Eriko, co ty teraz zrobisz?
– Spotkam się z prawnikami – odparła, wstając z fotela. – Muszę sfinalizować
podpisanie dokumentu z Feliksem.
Erika wracała do domu bardzo powoli, w kapturze nasuniętym na głowę mimo
ciepłych promieni wiosennego słońca. Przywitała się słabym głosem ze Stephenem, odebrała
od niego pocztę i poszła na górę, wzdrygając się na myśl o spotkaniu z Amosem.
Czy to, co wydarzyło się między nimi w ciągu ostatnich trzech dni, było prawdziwe?
A może Amos zaciągnął ją do sypialni z wyrachowania, by poznać jeszcze więcej sekretów
„żony”?
Z góry zakładasz, że jest winny, skarciła się. Poczekaj, dowiedz się, co on ma do
powiedzenia na ten temat.
W mieszkaniu nie było nikogo. Czuła to już w chwili, gdy przekraczała próg.
Tak mocno w to uwierzyła, że widok komputera Amosa naprawdę ją zdziwił.
Gdziekolwiek podziewał się Amos, najwyraźniej planował tu wrócić.
Oczywiście nie oczyszczało go to jeszcze z podejrzeń. Prawdopodobnie nie wiedział
jeszcze, że Erika dzięki Philippie poznała prawdziwe motywy jego postępowania.
Najpierw przekonaj się, czy jest winny, przypomniała sobie. Głowa zaczęła jej powoli
puchnąć od nadmiaru niespokojnych, dręczących myśli.
Korciło ją, żeby włączyć jego komputer i przeszukać wszystkie pliki. Obiecała jednak,
że tego nie zrobi, a skoro tak, dotrzyma słowa.
Ale nie obiecywała przecież, że nie spojrzy na biurko. Nadal było to jej biurko. Miała
pełne prawo grzebać w swoich szufladach.
W środkowej szufladzie znalazła żółty notes zapisany drobnym pismem. To był ten
sam notatnik, który widziała w pokoju Stephena, kiedy pierwszy raz rozmawiała dłużej z
Amosem. Powiedział, że bez wahania zostawia notatki na wierzchu, ponieważ i tak nikt nie
jest w stanie odczytać jego pisma. Teraz rozumiała, o czym mówił.
Mimo takich trudności nie sposób było przeoczyć jednego imienia, które pojawiało się
w zapiskach niezwykle często. I było to jej imię.
Zorientowała się, że Amos oprócz obserwacji zapisywał też własne wnioski i
spekulacje, a także próbował analizować jej postępowanie i zachowanie. Pierwsze notatki
powstały w dniu, w którym się poznali, kiedy to opisał historię białej jedwabnej bluzki.
Przeglądała notatki, gdy usłyszała kroki w holu. Amos zatrzymał się w progu,
zaskoczony jej widokiem.
– Wróciłaś wcześniej, niż się spodziewałem.
– Najwyraźniej. Co to jest, Amos? – Podniosła notatki.
– Mój notes. Dlaczego to czytasz?
– A dlaczego nie miałabym czytać? Wygląda na to, że dotyczą mnie. Nie jestem w
stanie odszyfrować każdego słowa, ale zrozumiałam sens. – Rzuciła notes na biurko. –
Domyślam się, że nie masz ochoty opowiedzieć mi o dziele zatytułowanym „Prywatnie i z
bliska”?
Amos nie zdołał ukryć zaskoczenia.
– Skąd o tym wiesz?
Erika poczuła, że robi jej się słabo. A więc to prawda, pomyślała. To wszystko, co
usłyszała od Philippy, okazało się prawdą…
– Nieważne. Masz godzinę, żeby spakować swoje rzeczy. Jeśli nie wyprowadzisz się
do tego czasu, poproszę Stephena, żeby wezwał ochronę.
Ruszyła w stronę swego pokoju, ale po namyśle zmieniła zdanie. To nie ona powinna
się wstydzić i ukrywać. Weszła do kuchni i zrobiła sobie filiżankę herbaty, na którą wcale nie
miała ochoty.
– Eriko, czy powiesz mi przynajmniej, dlaczego jesteś na mnie zła?
– Nie udawaj, że nie wiesz. Kontrakt, wydawca, zaliczka „Prywatnie i z bliska”. Czy
to układa się w całość?
– Tak, ale nie rozumiem, dlaczego jesteś zła.
– Nie rozumiesz, dlaczego jestem zła? – Odwróciła się, żeby spojrzeć mu w twarz. –
Wydaje ci się, że lubię, kiedy moje życie osobiste jest wystawiane na sprzedaż?
Wystarczająco cierpię z powodu artykułów w brukowcach, ale gazeta ma krótki żywot,
następnego dnia ludzie przeczytają plotki o kimś innym. Ty zamierzasz napisać o mnie
książkę, a ona zostanie na zawsze!
– Eriko, „Prywatnie i z bliska” nie jest o tobie.
– No jasne. I zrobiłeś te wszystkie notatki na mój temat tylko dla żartu.
– Kiedyś będziesz musiała mnie wysłuchać, wiesz o tym. Nie podpiszę dokumentów
rozwodowych, jeśli nie pozwolisz mi wszystkiego wyjaśnić.
– W porządku. Nie podpisuj. – Spojrzała na zegar. – Zostało ci czterdzieści pięć
minut.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Wrócił po chwili z plikiem papierów w ręku.
– Masz tu coś do poczytania, podczas kiedy ja będę się pakował.
Udawała, że go nie słyszy i przegląda pocztę. Jednak ciekawość zwyciężyła i już po
chwili Erika podeszła do rozrzuconych papierów. Było tego nad podziw dużo. Postanowiła
sprawdzić, co Amos napisał na jej temat. Lepiej przygotować się na ból, zanim książka trafi
na rynek.
Nie bawiła się w szczegółową lekturę, przerzucała kartki, czytając zdanie to tu, to tam.
Kiedy Amos wrócił, skończyła wertować ostatnie strony i usiadła, wpatrując się w ścianę. Nie
odwróciła się, aby na niego spojrzeć.
– To nie jest o mnie.
– Właśnie próbowałem ci wyjaśnić, Eriko. – Usiadł na krześle naprzeciwko niej.
– Więc co to jest i dlaczego mi to dałeś?
– To jest historia o życiu codziennym mieszkańców pewnego luksusowego
apartamentowca. To kryminał. Będą co najmniej dwa morderstwa. Może trzy. Nie wiem, bo
jeszcze nie skończyłem. Wśród bohaterów jest i modelka, i menedżer, który prowadzi
prywatne śledztwo, pragnąc zapobiec kolejnemu zabójstwu. Książka będzie nosiła tytuł
„Prywatnie i z bliska”. Oczywiście, jeśli kiedykolwiek uda mi się ją dokończyć.
– Piszesz kryminały?
– Tak.
– Po co robiłeś z tego taki wielki sekret? Może nie jest to literatura najwyższych
lotów, ale nie ma się czego wstydzić. Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałeś?
– Czy naprawdę myślisz, że mógłbym przedstawić się w ten sposób lokatorom? Cześć,
jestem nowym pomocnikiem Stephena. Będę was uważnie obserwował, bo może wkrótce
znajdziecie się na kartach mojej książki, niestety w charakterze… zwłok. Obawiam się, że
większość z was nie okazałaby zbytniego zrozumienia.
– A więc to dlatego przyjąłeś tę pracę? Chciałeś być bliżej lokatorów?
– Sama powiedziałaś – przypomniał jej – że niewiele wiem o ludziach, którzy
mieszkają w takich miejscach. I rzeczywiście nie wiedziałem tyle, żeby napisać o nich
przekonującą opowieść. Musiałem zebrać trochę informacji, zabawić się w detektywa.
– Czy wtajemniczyłeś we wszystko Stephena? Ile on wie?
– Tylko tyle, ile sam ci powiedział. Że przyjąłem tę posadę, bo jestem początkującym
pisarzem, który potrzebuje niezbyt uciążliwego i absorbującego zajęcia.
– A zatem teraz to ja jestem najlepiej zorientowana. – Wygładziła kartki. – Dlatego
pomysł poślubienia mnie tak bardzo przypadł ci do gustu? Wszystko jasne…
– Jeśli dobrze pamiętasz, to wcale nie był mój pomysł.
Nie słuchała jego odpowiedzi.
– Dlaczego wydawca tak bardzo na ciebie naciska? – zapytała nagle.
– To nieco trudniej wyjaśnić.
– Mamy przed sobą całą noc.
– Co za postęp – mruknął. – Już nie zamierzasz wyrzucić mnie z domu za… – spojrzał
na zegarek – piętnaście minut.
– Dzięki za przypomnienie. I nie próbuj unikać odpowiedzi.
– W porządku. Kiedy ukazała się moja pierwsza książka…
– Twoja pierwsza książka? To ta nie będzie pierwsza?
– Każde pytanie wydłuża moją opowieść co najmniej o minutę – ostrzegł. – Pierwszą
książkę opublikowałem pod pseudonimem, ponieważ nie chciałem, żeby mój pracodawca
odkrył, co robiłem w wolnym czasie.
Ciekawe dlaczego? – pomyślała Erika, ale ugryzła się w język, żeby znów mu nie
przerywać.
– Marzę, że dzięki tej książce będę mógł zrezygnować z pracy i zająć się wyłącznie
pisaniem. Oczywiście, o ile sprzedadzą się więcej niż dwa egzemplarze.
– A czym się zajmujesz? – Nie zdołała powstrzymać się przed zadaniem tego pytania.
– Byłem prawnikiem w dużej kancelarii. Początkującym, więc w zasadzie chłopcem
na posyłki.
A to dopiero niespodzianka, pomyślała w przebłysku wisielczego humoru.
– Tak więc książka ukazała się pod innym nazwiskiem – kontynuował. – Nie
jeździłem na wieczory autorskie, nie podpisywałem egzemplarzy w księgarniach, co mogłoby
podnieść sprzedaż. Jednak mimo to moja historia znalazła uznanie w oczach czytelników.
Wszyscy byli ciekawi, jaka będzie kolejna powieść Judda Thorne’a.
– Judd Thorne… – Próbowała sobie przypomnieć, gdzie widziała lub słyszała to
nazwisko. – Książka, którą dostałeś na bankiecie wydawców… To twoja?
– Właśnie dlatego tak bardzo chciałem ją komuś oddać, a potem miałem nadzieję, że
nigdy do niej nie zajrzysz. Bałem się, że po przeczytaniu domyślisz się, kto jest jej autorem.
– Ale nie udało mi się.
– Za każdym razem, kiedy napomykałaś o mojej książce, truchlałem ze strachu. Chyba
jednak nie znasz mnie tak dobrze, jak myślałem. – Cień smutku przebiegł przez jego twarz.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – szepnęła, a potem sama znalazła odpowiedź na
swoje pytanie. Tak było lepiej, niż gdyby usłyszała to z jego ust. – Ponieważ nie było
powodu, żebym o tym wiedziała. Ponieważ nigdy nie byłam dla ciebie kimś wyjątkowym.
– Tak, ale tylko na początku naszej znajomości. A potem, potem było już za późno i
zupełnie nie wiedziałem, jak to zrobić. Znalazłem się w niezręcznej sytuacji…
– Zrobiłeś tak dużo notatek na mój temat, bo miałam być kolejną ofiarą morderstwa w
twojej książce? – próbowała zażartować. – Pewnie były dni, kiedy miałeś ochotę mnie
zamordować.
– Może nie dni, ale chwile – poprawił. Miał teraz bardzo poważną minę, jakby
szykował się do wygłoszenia przemówienia. – Eriko, zbierałem te notatki, ponieważ chciałem
zrozumieć, dlaczego taka cudowna kobieta tak nisko się ceni. Jak to się dzieje, że potrafi być
silna jak skała, a chwilę potem słaba i bezradna jak dziecko.
– Ach, studia psychologiczne. Daj mi znać, kiedy mnie rozpracujesz. Zaoszczędzę na
rachunkach za sesje u psychoterapeuty. Więc dlaczego się ze mną ożeniłeś?
Przez chwilę myślała, że Amos nie odpowie, lecz przemówił bardzo poważnym
tonem.
– Chcesz poznać prawdziwą przyczynę czy wymówkę?
– A czy jest między nimi duża różnica? Autor, który z sukcesem zadebiutował na
rynku, a teraz przymierza się do napisania kolejnej powieści i prawdopodobnie stanie się
sławny… Musiałeś się nieźle ubawić, kiedy zaproponowałam ci stypendium, żebyś mógł
spokojnie zająć się pisaniem. Nieważne. Pewnie chodziło o to, że mieszkając tutaj jako mój
mąż, więcej zobaczysz.
– Tak. To jest ta wymówka – zgodził się.
– Prawnicy są pewni, że Felix podpisze umowę, tak więc nie muszę się już
przejmować, co wydrukuje na mój temat „Sentinel”.
– Czyli to koniec?
– Cóż, umowa, którą zawarliśmy, miała obowiązywać do chwili sfinalizowania
kontraktu z Feliksem. Tak, chyba jesteśmy blisko celu. Na pewno bardzo cię to cieszy.
Wreszcie będziesz mógł spokojnie zająć się pisaniem. Zdaje się, że w tym tygodniu nie udało
ci się za wiele popracować. No ale przynajmniej zebrałeś sporo materiału.
– Bardzo dużo się nauczyłem – odparł poważnie.
– Ja także. Dzięki, że wszystko mi wyjaśniłeś. To było bardzo… pouczające. I
dziękuję za ten cały tydzień. – Chciała być twarda, ale głos jej się załamał. – Powiedziałabym,
że dobrze się bawiłam, ale…
– Czego chcesz, Eriko?
Ciebie, wołało jej serce, ale po co było mówić to głośno? Nie chciała usłyszeć, że nie
jest nią zainteresowany.
– Pragnę odzyskać moje życie.
Siedział jeszcze przez chwilę nieruchomo, po czym wstał i odstawił krzesło na
miejsce.
– Skończę się pakować.
– Nie zapomnij tego. – Pchnęła w jego stronę plik papierów. – Aha! Przyszedł też do
ciebie jakiś rachunek.
Amos popatrzył prosto w jej oczy.
– I pomyśleć, że uważałem Denbyego za idiotę, który nie potrafił o ciebie walczyć i
pozwolił ci odejść.
– Słucham?
– Przynajmniej w tej sprawie „Sentinel” napisał szczerą prawdę. Zwodziłaś go, żeby
uzyskać receptury, a potem porzuciłaś. W gruncie rzeczy może Felix tak bardzo się nie mylił,
kiedy miał wątpliwości co do czystości twoich intencji.
– Wynoś się!
– Dobrze, że twój ojciec nie żyje – stwierdził, a w jego głosie nie słychać już było
gniewu, tylko zmęczenie. Zaczął zbierać notatki ze stołu. – Ponieważ musiałbym go zabić za
to, co ci zrobił. Sprawił, że przestałaś wierzyć w siebie. Zmienił cię w bezdusznego robota,
który boi się okazywania emocji.
Erika czuła, że gardło jej się zaciska, a oczy wypełniają się łzami.
– A to co? – zapytał.
Trzymał w ręku małe pudełeczko, przesyłkę, którą wręczył jej na dole Stephen, kiedy
dziś po południu wracała do domu. Zostawiła pudełko na stole, a potem przysypała
przeglądanymi listami. Pod wpływem emocji zupełnie o nim zapomniała.
– Nic. Oddaj mi to.
– Ale na opakowaniu jest moje nazwisko – zauważył.
Patrzyła, jak zagląda do środka.
– Obrączka? Dlaczego, Eriko?
Potrząsnęła głową, ale nie była w stanie nic powiedzieć. Odstawił pudełko delikatnie
na stół i podszedł do niej.
– Kilka minut temu zadałaś mi pytanie, dlaczego się z tobą ożeniłem. Znasz już
wymówkę. Chcesz poznać prawdziwą przyczynę?
Nie, pomyślała. Nie chcę już więcej cierpieć.
Amos nigdy jej nie skrzywdził i wierzyła, że nie miał nawet takiego zamiaru. Po
prostu zbierał materiały do swej książki. To ona sprawiła, że ich związek stał się czymś
więcej, niż przewidywała umowa. Kiedy zakochała się w Amosie, odsłoniła się, stała się słaba
i bezbronna, nieodporna na ból i cierpienie. Nie powinna winić za to Amosa.
Ale nie musiała słuchać jego wyjaśnień i jeszcze bardziej pogrążać się w rozpaczy.
– Byłeś mną zafascynowany – powiedziała wypranym z emocji głosem. – Już mi to
kiedyś powiedziałeś.
– To tylko część prawdy – zgodził się. – Jednak powód tej fascynacji poznałem
dopiero niedawno. Zbyt późno, jak się okazuje. Spodziewałem się, że będziesz taka jak
zdjęcia z twoją podobizną: perfekcyjna i zimna. Stephen próbował mi otworzyć oczy, ale
zapomniał mnie ostrzec, jak łatwo cię pokochać.
– Nie wierzę ci.
– Nie oczekuję, że uwierzysz, ale to prawda. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje.
Pragnąłem chronić cię, opiekować się tobą. A kiedy już zrozumiałem, z czego to wynika, nie
umiałem wyznać ci mojej miłości. Tak, straciłem dla ciebie głowę. Powiedziałaś kiedyś, że
musiałabyś być głupia, żeby w coś takiego uwierzyć. A przecież nie brakuje ci inteligencji i
zdrowego rozsądku. Nigdy o tym nie zapominaj. – Zamilkł na chwilę. – Kiedy kupiłaś
obrączkę, kochanie? I dlaczego to zrobiłaś?
Powiedział to miękko i ze smutkiem w głosie. Serce Eriki ścisnęło się ponownie.
Musiała wyznać mu prawdę.
– Poprosiłam rano Stephena o kupno obrączki. Tak bardzo pragnęłam, aby nasze
małżeństwo było prawdziwe.
Amos chwycił ją w ramiona i zaczął namiętnie całować.
– Kocham cię – zdołała wykrztusić. Potem nie mogła już powiedzieć nic więcej.
Po chwili przypomniała sobie o obrączce i wsunęła ją na jego palec.
– Przyjmij tę obrączkę… – zaczęła uroczyście. – Och, nie pamiętam, co trzeba
powiedzieć. Ale wiesz, co mam na myśli.
Uśmiechnął się i ponownie ją pocałował.
– Przypomnij mi, żebym uregulowała rachunek za pierścionek zaręczynowy.
Powiedziałeś, że już przyszedł, ale nie znalazłam go.
– Nie znalazłaś, bo zapłaciłem dziś rano. Prawdziwy mężczyzna nie pozwoli, by
kobieta płaciła za pierścionek zaręczynowy. Oczywiście będę musiał powiedzieć Stephenowi,
że jego dobry gust okazał się nieco kosztowny i dlatego nasz przyjaciel w tym roku nie
dostanie ode mnie prezentu gwiazdkowego, ale…
– Na pewno zrozumie i wybaczy. Aha, należy ci się jeszcze jedno wyjaśnienie. Denby
wcale nie zamierzał ożenić się ze mną. Chciał być prezesem Ladylove. Był gotów sprzedać
receptury i poślubić córkę właściciela firmy, byle osiągnąć cel.
– Więc go porzuciłaś i sama przejęłaś to stanowisko. Zdolna dziewczynka.
– Był wściekły, kiedy przekazałam zarządowi, że nie zgodzę się na jego kandydaturę,
ponieważ sama zamierzam objąć tę posadę. Najzabawniejsze było to, że ja jej tak naprawdę
nie chciałam. W każdym razie wtedy tak mi się wydawało.
– I pewnie nie byłaś pewna, czy sobie poradzisz – dodał. – Ponieważ twój ojciec
wmówił ci, że masz jedynie piękną buzię i zgrabną figurę…
– Hm, zebrałeś sporo informacji na mój temat. – Nie miała do niego żalu o te gorzkie
słowa. Zasmuciły ją, oczywiście, ale nie czuła się upokorzona. – Może masz rację. Może już
pora na nową twarz Ladylove.
– Później… później o tym porozmawiamy.
– A może powinno być wiele twarzy. Uśmiechnięte, zrelaksowane, pełne radości
życia…
Nie powiedziała nic więcej, bo Amos znów zaczął ją całować.
– Jest jeszcze jedna mała sprawa, kochanie – dodała po dłuższej przerwie. – Nie
mogłam tego nie zauważyć, przeglądając „Prywatnie i z bliska”…
– Co takiego? – mruczał do jej ucha.
– Powiedziałeś mi kiedyś, że pracujesz nad sceną miłosną, a tam nie ma żadnej takiej
sceny.
– Czy próbowałem ci wmówić, że chodzi wyłącznie o książkę? – wyszeptał. – Pozwól,
że cię wyprowadzę z błędu, skarbie.
Przyciągnął ją bliżej i pokazał dokładnie, o co mu tak naprawdę chodziło.