Leigh Michaels
Lekcja uczuć
Tytuł oryginału:
The Husband Sweepstake
Pierwsze wydanie: Harlequin Romance, 2004
Rozdział pierwszy
Erika wykonała w ciągu ostatnich dziesięciu dni pracę, która normalnie
zajęłaby jej co najmniej trzy tygodnie. Nawet spokojny sen we własnym
łóżku nie zdołał w pełni przywrócić jej sił i złagodzić skutków zmiany czasu.
Jednakże nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Nie dzisiaj. Dzień
miała wypełniony spotkaniami i sprawami czekającymi na natychmiastowe
załatwienie. Czuła się tak, jakby wróciła do domu po ponad miesięcznej
nieobecności. Nawet hol jej budynku wyglądał nieco inaczej niż w dniu
wyjazdu. Promienie słońca wpadały przez szybę przy głównym wejściu i
kładły się tęczowymi smugami na świeżo wyczyszczonym dywanie.
Jednak pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają, pomyślała Erika, idąc do
małego biura, znajdującego się tuż obok windy.
Wewnątrz zastała Stephena. Był odwrócony tyłem do drzwi i pochylał
się nad notatnikiem. Pomyślała, że poznanie go było największą zaletą
mieszkania w tym nowo otwartym apartamentowcu. Tabliczka na drzwiach
głosiła, że Stephen jest administratorem budynku, odpowiedzialnym za
wynajem, depozyty, naprawy oraz reklamacje składane przez lokatorów. Ale
w rzeczywistości pracę, jaką wykonywał przez ostatnie osiem miesięcy,
odkąd budynek został oddany do użytku, można by raczej porównać do
obowiązków portiera w pięciogwiazdkowym hotelu.
Potrzebujesz biletów do filharmonii? Porozmawiaj ze Stephenem, on
wszędzie ma kontakty. Nie masz czasu regularnie wyprowadzać psa?
Porozmawiaj ze Stephenem, on na pewno zna kogoś, kto chętnie się tym
zajmie. Czekasz na ludzi z firmy przeprowadzkowej? Zdaj się na Stephena,
bo on nie tylko wpuści tragarzy do budynku, ale także dopilnuje, by
ustawiono meble zgodnie z twoimi wskazówkami.
Tak, to była zdecydowanie największa korzyść z mieszkania tutaj,
pomyślała Erika po raz kolejny.
- Stephen, kochanie…
Wyprostował się i spojrzał na nią. Dopiero gdy mężczyzna się poruszył,
Erika zrozumiała swój błąd. Ruchy Stephena były zdecydowane, natomiast
nieznajomy poruszał się wolno i miękko, jak pantera na łowach. Był także
nieco wyższy, a włosy miał o ton ciemniejsze.
Stał teraz naprzeciwko niej, mogła lepiej mu się przyjrzeć.
Zorientowała się, że w ogóle nie przypominał Stephena. Jego włosy nie tylko
były nieco ciemniejsze, ale niemal czarne, bardziej gęste, kręcone i
rozwichrzone. Jego oczy nie były brązowe, ale błękitne, jak woda w zatoce w
ciepły letni dzień. Spojrzenie miał głębokie i intrygujące.
Może nie był zbyt przystojny, ale z pewnością mógł się podobać. Był
lekko opalony, choć nie tak mocno jak Stephen.
Ubrany był w taki sam ciemny uniform jak Stephena, ale było widać, że
nie czuje się w tym stroju zbyt dobrze.
- Nie jestem Stephenem… - powiedział.
Jakbym sama nie zauważyła, pomyślała sarkastycznie.
- …kochanie - dodał.
Erika miała ochotę zrugać go za bezczelność, ale uznała, że na dłuższą
metę lepiej nie zadzierać z człowiekiem, który mógł załatwić wiele
pożytecznych spraw.
- Zauważyłam - odparła. - A gdzie jest Stephen?
- Mogę go wezwać, jeśli pani sobie życzy, panno Forrester.
Nie zapytała, skąd zna jej nazwisko. Nie musiała.
- Nie chcę mu przeszkadzać. A pan kim właściwie jest? - zapytała.
- Jestem nowym asystentem Stephena.
- Zorientowałam się po uniformie. - Wskazała na krawat. -
Zdecydowanie potrzebny mu pomocnik. Powinnam raczej powiedzieć, że
mieszkańcy potrzebują dwóch Stephenów.
Mężczyzna spojrzał na swój strój i skrzywił się lekko.
- Jak pan się nazywa? - Ponieważ nie odpowiedział, Erika
kontynuowała: - Lubię wiedzieć, z kim rozmawiam. Zwłaszcza że będziesz
zastępować Stephena.
- Mam na imię Amos… - zawiesił głos.
Erika odniosła wrażenie, że wcale nie zamierzał podać nazwiska.
Prawdopodobnie chciał dodać „kochanie”, ale szczęśliwie zdołał się
pohamować.
- Powiem mu, że pani go szukała - powiedział i odwrócił się w kierunku
leżącego na stole notes
Co on sobie, u licha, wyobraża? - pomyślała.
- Cóż, pozwól, że wprowadzę cię w obowiązujące tutaj zasady. Dzisiaj
jest dzień sprzątania, więc…
- Chodzi o ekipę sprzątającą budynek czy o pralnię? - przerwał jej. - Już
zostałem szczegółowo poinstruowany. Ponieważ dzisiaj jest wtorek, ekipa
porządkowa zaraz zamelduje się w pani mieszkaniu. Jak wiem, wczoraj
wróciła pani z podróży, także dzisiaj ktoś zabierze pani rzeczy do pralni.
Stephen zostawił mi szczegółowe informacje. On zawsze o wszystkim
pamięta.
Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. Czuła rosnącą irytację i chęć
ciśnięcia czymś w tego bezczelnego typka.
- Jeśli pragniesz dobrze wypełniać swoje obowiązki - zmusiła się do
wygłoszenia tej uwagi grzecznie - powinieneś wziąć u Stephena kilka lekcji.
Uniósł brwi.
- Ależ panno Forrester, chciałem po prostu oszczędzić pani czas. Po co
miałaby pani powtarzać instrukcje, które przekazał mi już Stephen? -
Wyglądał jak niewiniątko, a w jego głosie pobrzmiewała troska.
Erika nie dała się jednak zwieść.
- Domyślam się, że wolałaby pani, aby to Stephen zajmował się pani
sprawami, bo bardzo pani ceni jego doświadczenie i uważa za osobę godną
zaufania. Gdybym jednak mógł być w czymś pomocny, wystarczy mnie
poprosić.
- Zrobię co w mojej mocy, aby coś takiego wymyślić - mruknęła i
poprawiła na ramieniu skórzaną czarną torebkę. - Nie chcę, żebyś czuł się jak
piąte koło u wozu, o co przy Stephenie nietrudno.
Dziarski spacer w stronę budynku firmy Ladylove na środkowym
Manhattanie odświeżył Erikę i kiedy dotarła do celu, niemal wyrzuciła z
pamięci „kochanego Amosa”. Wjechała windą na ostatnie piętro. Jej osobista
asystentka czekała już na nią z parującym cappuccino.
- Jak ty to robisz, Kelly, że zawsze masz gotową kawę, kiedy wchodzę
do biura? - spytała Erika.
Mały rudzielec wyszczerzył zęby w uśmiechu. W jej oczach błysnęły
figlarne ogniki.
- Firmowa sieć szpiegowska działa bez zarzutu - odparła, biorąc od
Eriki płaszcz. - Przypominam, że masz dziś spotkanie z krawcową. Przyniesie
kilka sukienek, żebyś mogła wybrać jedną na sobotni bankiet.
- Spróbuj ją złapać, zanim wyjdzie ze sklepu, dobrze? Potrzebuję
jeszcze białej, jedwabnej bluzki, bo swoją poplamiłam winem w Rzymie -
poprosiła Erika, po czym zmarszczyła brwi. - Hej, jaki bankiet? Nie mam nic
takiego w moim kalendarzu.
- Zaproszenie przyszło, kiedy byłaś w podróży. Ale już od zeszłego
piątku „Sentinel” rozgłasza, że będziesz obecna, więc sama rozumiesz…
- Czasami - mruknęła pod nosem Erika - chciałabym zrobić na złość
brukowcom.
Kelly wzruszyła ramionami.
- W ten sposób tylko wyświadczyłabyś im przysługę. Pisaliby wtedy o
tobie każdego dnia, a nie, tak jak teraz, dwa trzy razy w tygodniu. Poza tym
bankiet jest organizowany w słusznej sprawie.
- Jak każdy, czyż nie, Kelly? - Erika uśmiechnęła się i usiadła przy
biurku. - Czy „Sentinel” napisał również, gdzie jadę na wakacje? Jeszcze nic
nie zaplanowałam, ale dziennikarze na pewno mają dużo do powiedzenia na
ten temat. - Upiła łyk cappuccino i zaczęła przeglądać pocztę.
- Czy to nie za wczesna pora na takie sarkastyczne uwagi? Wiem, co
myślisz o „Sentinelu”, ale powinnaś przeczytać dzisiejsze wydanie.
Kelly wyszła, zamykając za sobą drzwi, Erika usiadła głęboko w fotelu
i sięgnęła po zmiętą gazetę leżącą na biurku. Przynajmniej dowie się, jakiej to
szczytnej idei ma służyć sobotni bankiet. A dodatkowo przeczyta, co tym
razem wysmarował na jej temat najbardziej szmatławy, plotkarski brukowiec.
A może opublikowano jakieś zdjęcie, na którym wyszła jeszcze gorzej niż
ostatnio?
Przeglądając pobieżnie gazetę, nie dostrzegła jednak nigdzie swojego
zdjęcia. Zaskoczona zaczęła przeglądać ją od początku.
Znalazła to, o czym mówiła Kelly. Artykuł nie był o niej. W każdym
razie nie dotyczył jej bezpośrednio. Oznajmiał o zaręczynach pewnej pary.
Na zdjęciu widać było młodziutko wyglądającą kobietę z dołeczkami w
policzkach i mężczyznę, którego Erika ledwie mogła rozpoznać. W ostatnim
akapicie artykułu znalazła informację, że przyszły pan młody był już
wcześniej zaręczony…
Odstawiła cappuccino i przeczytała tekst raz jeszcze, powoli i uważnie.
Denby Miles był wcześniej zaręczony z Eriką Forrester. Była ona w
owym czasie czołową modelką koncernu kosmetycznego Ladylove Cosmetics,
a obecnie jest jego prezesem. Zaręczyny zostały zerwane wkrótce po tym, jak
ojciec Eriki, Stanford Forrester III, kupił od pana Milesa prawo do sprzedaży
nowych perfum, które natychmiast dodał do gamy swoich produktów. Nadał
krążą pogłoski o szczegółach rozpadu tego związku.
„To, co ona mu zrobiła, śmierdzi bardziej niż jego perfumy -
powiedziała naszej gazecie anonimowa czytelniczka. - Zwodziła go tylko po
to, żeby uzyskać tę chemiczną formułę, a potem go rzuciła. Cieszę się, że ten
biedny chłopak wreszcie znalazł ukojenie i wyleczy złamane serce”.
Erika zmięła gazetę i cisnęła ją tak daleko, jak potrafiła. Papier odbił się
od drzwi gabinetu i upadł na dywan. Drzwi uchyliły się i ukazała się w nich
Kelly.
- Czy to znaczy, że tego artykułu mam nie wkładać do segregatora z
wycinkami prasowymi? - Podniosła gazetę z podłogi i rozprostowała kartki. -
Kiedy czytałam artykuł, pomyślałam, że wzmianka o śmierdzących
perfumach Denbyego była naprawdę poniżej pasa. To bardzo krzywdząca
opinia.
Erika próbowała powstrzymać uśmieszek.
- Cóż, nic dziwnego, że autorka tych słów wolała pozostać anonimowa.
To była zapewne matka Denbyego. Kelly, powiedz mi szczerze, co ja takiego
zrobiłam, że zalazłam za skórę tym dziennikarzom z brukowców?
- Naprawdę nie wiesz? - Kelly oparła się o poręcz fotela. - Pomyśl,
Eriko. Twoja historia to gotowy scenariusz na operę mydlaną. Śliczna i
zapewne głupiutka blondynka najpierw pracuje jako modelka, a potem
przejmuje biznes ojca i doprowadza firmę do jeszcze większego rozkwitu.
Właśnie dlatego zalazłaś im za skórę. Nie pasujesz do wizerunku, jaki sobie
wymarzyli, a to działa im na nerwy.
- Nie sądzisz, że mogliby już sobie odpuścić? Minęły dwa lata, odkąd
zerwałam te zaręczyny i odkąd zmarł mój ojciec.
- I za każdym razem, kiedy pojawia się nowa reklama Ladylove, twoje
zdjęcia przypominają im, jak bardzo mylili się co do ciebie. Ciesz się z tego,
Eriko. To jest miara twojego sukcesu.
- Staram się o tym pamiętać. - Uniosła pióro. - A przy okazji… jeśli
chodzi o sobotni bankiet… czy ty lub „Sentinel” zdecydowaliście już, z kim
powinnam pójść?
- Nie wspomnieli o tym. - Kelly starała się zachować kamienną twarz. -
Ciesz się, że w tej sprawie pozostawiono ci wolną rękę.
W czasie kiedy Erika płaciła za taksówkę przed wejściem do swego
apartamentowca, Stephen wybiegł, aby ją powitać.
- Oto osoba, którą pragnęłam zobaczyć - powiedziała, wręczając mu
torbę, w której przywiozła sukienkę.
- Witamy w domu, panno Forrester - powiedział, zapraszając ją gestem,
aby weszła do holu. - Żałuję, że nie mogłem powitać pani wczoraj
wieczorem, kiedy pani wróciła z podróży. W moim biurze czeka na panią
świeżo zaparzona kawa, jeśli miałaby pani ochotę na filiżankę.
- Jesteś kochany, Stephen. - Usiadła w wyjątkowo wygodnym,
pokrytym pluszem fotelu dla gości w biurze Stephena i postawiła stopy na
małym podnóżku, pasującym idealnie do wystroju wnętrza. Patrzyła, jak
portier wiesza jej torbę z suknią obok identycznej torby, znajdującej się na
wieszaku przy drzwiach. - A co stało się z twoim asystentem? Wysłałeś go na
noc do domu czy już zrezygnował z pracy?
- Dlaczego miałby zrezygnować? - zapytał zmieszany.
Wzruszyła ramionami.
- Dziś rano odniosłam wrażenie, że jest już nieco zmęczony
wymaganiami lokatorów, więc byłabym zaskoczona, gdyby zagrzał tu
miejsce dłużej.
- Amos zaraz przyjdzie. On wyznaje po prostu nieco inną filozofię niż
ja. To wszystko.
Powinieneś dostać tytuł najbardziej wyrozumiałego człowieka roku,
pomyślała.
- Co mogę dla pani zrobić, panno Forrester?
- Potrzebuję rady - szepnęła. - Poszperaj w swoim czarnym notesie z
kontaktami i powiedz mi, który z twoich przyjaciół mógłby i chciałby pójść
ze mną w sobotę na bankiet.
- Obawiam się, że nie znam nikogo odpowiedniego.
- Umiem się odwdzięczyć.
- Czyżby tak piękna kobieta potrzebowała kogoś do towarzystwa? -
usłyszała głos dobiegający zza pleców. Była tak zaskoczona, że niemal
upuściła filiżankę z kawą. Odwróciła się i w drzwiach zobaczyła szeroko
uśmiechniętego Amosa.
- Amos, nie możesz zwracać się do lokatorów w taki… - zaczął Stephen
karcąco.
- Już jestem po pracy. - Amos oparł się swobodnie o biurko.
Istotnie, z daleka widać, że już nie jest na służbie, pomyślała Erika.
Czarny uniform i krawat zastąpił dżinsami i cienkim swetrem. Rękawy miał
podciągnięte powyżej łokci. Jego ramiona wydawały się jeszcze szersze, a
niebieskie oczy bardziej błyszczące.
- Próbuję - zaczął z lekkim znużeniem Stephen - uświadomić ci, że na
tej posadzie pracuje się dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Mów za siebie, Stephen. Nic dziwnego, że jesteś wiecznie zmęczony.
Chcę się jedynie dowiedzieć, dlaczego panna Forrester potrzebuje pomocy w
organizacji randki. Nie wspominam już o tym, że zżera mnie ciekawość, w
jaki sposób zamierza się odwdzięczyć za taką specjalną przysługę…
Było zdecydowanie za późno, by próbować obrócić całą sytuację w
żart. Z drugiej strony niby dlaczego miałaby się przejmować opinią Amosa na
temat jej kontaktów z mężczyznami? Spojrzała na niego.
- Nie wiem, dlaczego jesteś złośliwy, ale jeśli to ze mną masz jakiś
problem, obiecuję więcej cię nie niepokoić. Prawdę mówiąc, takie
rozwiązanie jest mi bardzo na rękę. A teraz, Amos, skarbie, zostaw nas
samych, chciałabym skończyć moją prywatną rozmowę z Stephenem.
- Jeśli jeszcze kiedyś zapragniesz poufnej rozmowy, po prostu zamknij
drzwi. Słychać cię prawie w całym domu. Nie możesz mieć do mnie pretensji,
że akurat przechodziłem.
Stephen odchrząknął znacząco i spróbował zapanować nad sytuacją.
- Wróćmy do początku. Co to za bankiet i kto na nim będzie? Jeśli mam
coś zaradzić, potrzebuję podstawowych informacji.
- Sprawa dotyczy walki z analfabetyzmem wśród dorosłych. Dobrze
byłoby zatem, żeby twój przyjaciel obracał się w towarzystwie autorów,
wydawców, agentów…
Stephen uśmiechnął się.
- Masz kogoś? - spytała z nadzieją w głosie Erika. - Stephen, jesteś
aniołem.
- Wygląda na to, że twój problem został rozwiązany. - Amos podszedł
do biurka.
- Wymagania w sam raz pasują do Amosa - wyjaśnił Stephen.
Erika spojrzała na niego badawczo.
- To chyba nie najlepszy czas na żarty.
- Mówię poważnie. Amos pisze książkę. Dlatego tu jest.
Przeniosła wzrok na Amosa. Odniosła wrażenie, że dostrzegła błysk
irytacji w jego oczach.
- Chyba nie całkiem zrozumiałam… - zaczęła zaskoczona.
- Jest wiele zalet tej pracy. - Z wyjaśnieniem pospieszył sam
zainteresowany. - Główna to taka, że mam dużo wolnego czasu.
- Rzeczywiście. Ale kiedy już wszystkich przekonasz, że lepiej nie
zawracać ci głowy, to wyjdziesz na tym jeszcze lepiej - powiedziała, po czym
odwróciła się do Stephena. - Nie, nie mogę odrywać artysty od pracy. Strach
pomyśleć, co by było, gdyby nasz przyjaciel przez głupie przyjęcie stracił
jakąś literacką nagrodę. - Wstała z krzesła. - Zresztą zapewne sam artysta
zgodzi się ze mną.
- No, to akurat zależy od wyrazów wdzięczności, o których
wspominałaś - mruknął Amos.
Zapomnij o tym, skarbie, odpowiedziała mu w myślach. Spojrzała na
wieszak i spytała Stephena, który z dwóch niemal identycznych pokrowców
na ubrania należy do niej.
- Pozwól, że zgadnę - zaczął Amos. - Jak przypuszczam, kupiłaś białą
jedwabną bluzkę?
Zaskoczona przytaknęła.
- Hm, Stephen wysłał mnie dziś do miasta, żebym na wszelki wypadek
taką kupił. Wygląda na to, że masz teraz dwie takie same. Pewnie będziesz
chciała, żebym jedną oddał?
- To byłoby logiczne. Ale może raczej prosiłabym cię, żebyś wymienił
ją na inny kolor, na przykład niebieski.
- A może czerwony niczym wino?
- Wiesz co? Może lepiej po prostu zwróć ją do sklepu. - Wzięła swoje
rzeczy, podziękowała Stephenowi za pamięć i ruszyła w stronę wind.
Część dla VIP-ów w ekskluzywnym klubie Civic nigdy nie była
specjalnie zatłoczona. Tego dnia jednak ciężko byłoby wetknąć tu szpilkę.
Erika siedziała z kieliszkiem sherry i czekając na swojego gościa, próbowała
opanować zdenerwowanie.
Czy ty wiesz, w co się pakujesz? - pytała samą siebie w myślach.
Przypomniały jej się przestrogi i napomnienia ojca: „Nie masz żadnego
doświadczenia w tym biznesie. Dotąd los był dla ciebie łaskawy, ale to nie
będzie trwało wiecznie. Nie kuś losu, Eriko”.
Kelly pewnie miała rację, przemknęło Erice przez głowę. Wydawcy
„Sentinelu” nie byli jedynymi, których zaskoczyła jej decyzja przejęcia
schedy po ojcu. Wspominając tamten czas, musiała przyznać, że początkowo
sama była zdumiona.
Tym bardziej osłupiały był zarząd Ladylove Cosmetics, ale ich protesty
na nic się nie zdały, bo Erika posiadała pakiet kontrolny akcji. Ojciec chyba w
ogóle nie wierzył w jej możliwości w tej dziedzinie, bo zwykł mawiać: „Nie
zawracaj sobie głowy biznesem, skarbie. Po prostu uśmiechaj się do kamery”.
Udowodniła jednak, że nadaje się do tej pracy. W niecałe dwa lata od
objęcia przez nią posady dyrektora generalnego firmy wzrosły wyraźnie
notowania Ladylove Cosmetics na giełdzie. Firma przynosiła coraz większe
zyski. Z tak ugruntowaną pozycją Erika mogła rozwinąć skrzydła. Wydawało
się, że przejęcie firmy Feliksa La Croix to naturalny, kolejny ruch, jaki
powinna wykonać.
Teraz tylko pozostawało przekonać Feliksa do tego pomysłu.
Ponieważ jej kieliszek był już pusty, rozejrzała się wkoło. Feliksa wciąż
nie było nigdzie widać, a wszyscy kelnerzy gdzieś znikli. Odchyliła się na
krześle i zamknęła oczy. Wierzyła, że czasem wystarczy o czymś mocno
pomyśleć, by stało się rzeczywistości
Wyczuła, że ktoś stoi przed nią. Zmieszana wyprostowała się szybko.
- Felix, bardzo się cieszę… - zaczęła, ale zmieszała się jeszcze bardziej,
bo zorientowała się, że to nie Felix przyłapał ją na fantazjowaniu.
Przed Eriką stał Denby Miles, jej były narzeczony.
Od czasu zerwania zaręczyn wpadali na siebie od czasu do czasu, ale
ograniczali się wówczas do chłodnej wymiany grzeczności i starali się zejść
sobie z oczu.
- Denby, co za niespodzianka spotkać cię tu podczas lunchu -
powiedziała.
- Co konkretnie masz na myśli? - Jego oczy zwęziły się, jakby
dopatrywał się jakiegoś podstępu w jej słowach i zachowaniu.
- Dokładnie to, co powiedziałam. Jeśli czujesz się urażony zwykłym
powitaniem, to… - przerwała. - Widziałam informację, że żenisz się z córką
swojego szefa. Pewnie powinnam ci pogratulować.
- To oczywiste, że czytałaś tę informację. Musiałaś znowu się pojawić i
wszystko zniszczyć?
- Zniszczyć? Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- Dlaczego jesteś taka samolubna i egocentryczna? Twoje nazwisko
musiało się pojawić nawet w anonsie o moich zaręczynach!
- Wydaje ci się, że chciałam, aby mnie w ten sposób opisano? - zapytała
zaskoczona.
- Jeanette ogromnie to przeżyła. To najważniejszy moment w jej życiu,
a ty musiałaś wtrącić swoje trzy grosze.
Erika wstała.
- Twoja narzeczona musi się nauczyć z tym żyć. Jestem częścią twojej
przeszłości, Denby. Choćbyśmy oboje bardzo tego chcieli, nie zdołamy
zmienić faktów. Oczywiście, jeśli te zaręczyny są dla ciebie tak samo ważne,
jak dla niej, to twoja narzeczona nie ma powodu do obaw. A już zwłaszcza
nie przeze mnie…
- Naprawdę musisz skupiać na sobie całą uwagę? Nie wystarczało ci już
bycie czołową modelką i pojawianie się na okładkach wszystkich czasopism?
Musiałaś jeszcze zostać dyrektorem generalnym, a…
- Słuchaj, Denby, to nie był mój pomysł, żeby „Sentinel” ponownie
rozpisywał się o naszym związku. A teraz przepraszam… - Próbowała
przecisnąć się obok niego, ale zastąpił jej drogę.
- Może się mylę - zgodził się. - Może faktycznie nie chciałaś znów
wyciągać tego na światło dzienne. Zwłaszcza teraz… kiedy coś szykujesz.
- A co ja takiego szykuję? O czym ty mówisz?
- Przecież wiesz - odparł. - Zawsze wierzyłem, że to był pomysł
twojego ojca, żebyś mnie zwodziła obietnicami do chwili, gdy on osiągnie
zamierzony cel. A teraz zastanawiam się, kto tak naprawdę pociągał za
sznurki. Może to był jednak twój plan?
Mówił coraz głośniej i dobitniej. Jego głos odbijał się echem i wszyscy
siedzący przy stolikach zaczęli bacznie im się przyglądać. Jednak Denby nie
zamierzał przerywać tyrady.
- A skoro ta metoda tak świetnie zdała egzamin w moim przypadku,
czemu nie spróbować ponownie? Może powinienem ostrzec Feliksa, w co się
pakuje? Niech wie, że jedyne, na czym ci zależy, to przejęcie jego firmy.
- Nie zamierzam dłużej tego słuchać…
- To z nim jesteś dziś umówiona, prawda? Może będę siedział w
pobliżu, żeby upewnić się, czy powiesz mu całą prawdę.
- Denby, to jakaś kpina!
- A może pójdę prosto do redakcji jakiegoś brukowca - zagroził. - To
jest pomysł! Efekt będzie ten sam, a przynajmniej dobrze mi zapłacą.
Kątem oka Erika zauważyła jakiś ruch. To nie mógł być żaden członek
klubu. Ktoś poruszał się zbyt szybko, a klubowicze nigdy się nie spieszą. W
każdym razie nie tutaj.
Kiedy dotarło do niej, co się dzieje, próbowała jeszcze opuścić głowę,
ale już było za późno. Błysk flesza niemal ją oślepił. Fotograf uniósł aparat
nad głowę i potrząsnął nim w geście triumfu. Po chwili wymknął się
kelnerowi, przebiegł przez hol i zniknął za frontowymi drzwiami.
Denby zamrugał i zapytał z głupia frant:
- Co to było?
- „Sentinel” - odparła ponuro. - Jeśli chcesz dostać dobrą cenę za swoją
plotkę, lepiej się pospiesz, zanim ten paparazzi cię uprzedzi.
Odwróciła się i wpadła na kelnera, który przed momentem próbował
zatrzymać fotografa.
- Panno Forrester, pan La Croix prosił, żebym to pani przekazał. -
Wręczył jej złożoną kartkę papieru. Był to klubowy papier listowy.
Przez chwilę zapomniała o Feliksie i przyczynie, dla której umówiła się
z nim na lunch, ale wręczony przez kelnera elegancki blankiet przywrócił jej
pamięć.
Wiadomość była krótka i treściwa.
„Na pewno zrozumiesz, dlaczego nie mam ochoty być częścią tego
przedstawienia. Odezwę się, jak już wszystko przemyślę”.
Felix La Croix był więc tutaj, widział Denbyego, słyszał jego
przemowę i postanowił odwołać spotkanie. Nawet nie mogła go winić za
wycofanie się. Dobrze, że chociaż zostawił wiadomość.
- Czy przejdzie pani teraz do jadalni, panno Forrester? - zapytał kelner.
Żołądek ścisnął jej się na samą myśl o jedzeniu.
- Nie, dziękuję, Harry. - Zabrała teczkę z dokumentami ze stolika i
płaszcz z szatni, wkładając list Feliksa do kieszeni. W biurze czekało na nią
dużo pracy.
Jednakże nie miała ochoty widzieć się teraz z Kelly i wysłuchiwać
pytań, jak poszły negocjacje i dlaczego spotkanie trwało tak krótko.
Wrócę do domu i wcześniej się położę, zdecydowała. Do jej budynku
było tylko kilka przecznic, a Stephen z pewnością znajdzie sposób, żeby ją
rozweselić.
Jednakże Stephena nie było w biurze, znów zastępował go Amos. Na
biurku przed nim leżała kanapka i notatnik z żółtymi kartkami, na którym
widać było same pokreślone zdania.
- Przepraszam, nie zamierzałam przeszkadzać. - Wycofała się
pospiesznie.
- Wejdź. - Wstał. - Co mogę dla ciebie zrobić?
Erika czuła, że nadal kręci jej się w głowie. To pewnie z tego powodu
wydało jej się, że Amos zachowuje się przyjacielsko.
- Co cię tak odmieniło? Ach, wiem… zdecydowałeś, że jednak nic się
nie stanie, jeśli pójdziesz na bankiet i spotkasz się z wydawcami i
popularnymi pisarzami.
- Powiedziałem ci, że to zależy tylko od ciebie. Wyglądasz, jakbyś
właśnie straciła ostatniego przyjaciela. Co się stało?
- Masz coś na zgagę? - westchnęła.
Wskazał na leżącą przed nim kanapkę.
- Włoska kiełbasa, cebula i szwajcarski ser. Jeśli to nie pomoże, nic nie
pomoże.
- Miałam na myśli coś, co wyleczy zgagę, a nie ją wywoła. - Zachwiała
się.
Amos wziął ją pod rękę i podprowadził do fotela.
- Naprawdę nic mi nie jest - zaprotestowała. - Po prostu straciłam
równowagę. To wszystko. Nie zamierzam zemdleć.
- Tak czy siak, nic się nie stanie, jeśli usiądziesz. Co się stało?
- Och, nic wielkiego - próbowała zbagatelizować ostatnie
niepowodzenia. - Duch z przeszłości - to raz. Paparazzi wyskakujący zza
kwiatów w miejscu, które miało być najbardziej prywatnym klubem w
mieście. I wreszcie porażka biznesowa.
- Cieszę się w takim razie, że to nie było nic ważnego. - Odłożył
kanapkę na bok.
- Czy to twoja książka? - Wskazała na notes.
- Jedynie mały fragment. - Westchnął, patrząc na pokreślone zdania.
- Jak ci idzie pisanie?
- Powoli. Zbyt wiele rzeczy mnie rozprasza.
- Muszę ci coś powiedzieć. Ta praca może wydawać się łatwa, ale taka
nie jest.
- Tylko dlatego, że Stephen wszystkich rozpuścił.
- Szczególnie mnie - odparła niepewnie. - Tak przypuszczalnie myślisz.
- Ty potrzebujesz służącej, sekretarki i ochroniarza w jednej osobie.
Chociaż w sumie właśnie takie funkcje spełnia niemal każda żona.
- Żona?
- Tak myślę. - Wydawał się z siebie bardzo zadowolony.
- Taki jest twój ideał żony? Mój Boże, ty masz zupełnie spaczony obraz
świata…
Dręczyły ją słowa, które usłyszała: potrzebujesz służącej, sekretarki i
ochroniarza…
Sekretarkę miała. Z doborem ubrań radziła sobie świetnie i bez
pokojówki. Ale ochroniarz…
- Wiesz, myślę, że z jednym trafiłeś. Nie chodzi mi o żonę, bo to
dopiero byłby świetny temat dla brukowców. Już widzę te nagłówki. Ale mąż
to zupełnie inna kwestia. Amos, kochanie, co o tym myślisz?
Rozdział drugi
Amosowi przychodził do głowy tylko jeden powód, dla którego Erika
mogłaby chcieć poznać jego zdanie w tej kwestii. Jedyny, który pasował do
całej układanki.
Gdyby powiedział, co naprawdę myśli, Erika pewnie oskarżyłaby go o
używanie nieprzyzwoitego języka w obecności dam. Miałaby rację.
Przynajmniej w kwestii języka, bo co do obecności dam, sprawa pozostawała
otwarta.
- Jaka kobieta… - odchrząknął i zaczął jeszcze raz. - Damy nie sugerują
małżeństwa nieznajomym mężczyznom. Mam rację?
Kiedy dotarło do niej, o co mu chodzi, spojrzała na niego przerażona i
oburzona.
- Odniosłeś wrażenie, że proponuję ci małżeństwo?
W głowie miał zamęt. Przecież wciąż powtarzała: „Amos, kochanie…”
Ale jeśli nie to miała na myśli, to o co jej właściwie chodziło? - zastanawiał
się.
- Dokładnie tak to zrozumiałem - odpowiedział.
- Nie dość, że jesteś arogancki, to jeszcze upośledzony słuchowo.
Wszystko, co chciałam powiedzieć, to…
- W porządku, w porządku. Już rozumiem. - Teatralnie westchnął. - I
naprawdę bardzo mi ulżyło.
- Jak w ogóle mogłeś coś takiego pomyśleć? Przecież ja nawet nie
wiem, jak się nazywasz.
- To kogo zamierzasz poślubić? I wyjaśnij mi, o co w tym wszystkim
chodzi. Hm, chyba że mówisz sama do siebie i nie powinienem się wtrącać.
Przez chwilę wydawało mu się, że Erika nie zareaguje na pytanie, ale
po kilku sekundach uniosła głowę i odparła tajemniczo:
- To sprawa zawodowa.
Amos ku swemu zdziwieniu zupełnie nie poczuł się zaskoczony.
Erika zdjęła płaszcz, odchyliła się na fotelu i westchnąwszy, zamknęła
oczy.
Amos skłamałby, mówiąc, że jej figura nie zrobiła na nim wrażenia.
Reklamy Ladylove koncentrowały się zazwyczaj na twarzy, a teraz pierwszy
raz mógł podziwiać całą sylwetkę Eriki. Miała wspaniałą, niemal idealną
figurę.
Szkoda tylko, że przymioty ciała nie idą w parze z przymiotami ducha,
pomyślał sarkastycznie.
- Wiesz, jest firma, którą próbuję kupić - zaczęła. - Przez pewien czas
zajmowaliśmy się jedynie kolorowymi kosmetykami, takimi jak szminki czy
cienie do powiek. Później rozszerzyliśmy produkcję o perfumy.
- Dzięki pozyskaniu receptur Denbyego Milesa - wtrącił Amos.
- Och, a zatem ty też czytasz brukowce - skomentowała ozięble.
- Jedynie kiedy stoję w kolejce po zakupy dla mieszkańców tego domu.
Erika skrzyżowała nogi.
Długie i bardzo zgrabne, jak natychmiast zauważył Amos. Spostrzegła,
że jej się przygląda, ale nie zmieniła pozycji, co mu zaimponowało.
- Mówiłaś o gazetach - przypomniał.
- Cóż, chyba nie muszę ci wyjaśniać, że historia znajomości z Denbym
nie przebiegła dokładnie tak, jak opisuje to „Sentinel”?
Słono zapłacę, by poznać prawdę, pomyślał.
- W każdym razie Ladylove ma ugruntowaną pozycję i pora myśleć o
dalszej ekspansji rynkowej. Jest pewna firma, która idealnie odpowiada
naszym zamierzeniom. - Przyjrzała mu się uważnie, ale po chwili wahania
uznała, że może mu zaufać, i kontynuowała. - Chcę przejąć produkty do
pielęgnacji włosów z linii Kate La Croix.
- Myślałem, że Kate La Croix nie żyje. - Zmarszczył brwi.
- Zgadza się. Od pół roku. I dlatego jej mąż jest gotów odsprzedać
firmę.
- A skoro ty chcesz kupić, to elementy układanki zaczynają pasować…
- Dokładnie tak. Możemy połączyć siły dwóch małych firm i stworzyć
duże, silne przedsiębiorstwo.
- Brzmi to logicznie. Nie rozumiem tylko, co tu ma do rzeczy
małżeństwo. Chyba że… O, teraz rozumiem. Jeśli za niego wyjdziesz, to nie
trzeba będzie wydawać pieniędzy na jego firmę.
Chwilę później Amos pomyślał, że na reklamach Ladylove Erika
Forrester wyglądała łagodnie i nic nie wskazywało, by umiała wpadać w tak
wielką wściekłość. Nie zerwała się gwałtownie, nie krzyczała, ale w jej
oczach pojawił się lód, który go niemal obezwładnił.
- Dokładnie tak pomyślałby każdy kretyn, który wiedzę o świecie
czerpie ze szmatławców.
- Przykro mi, że ponownie wychodzę na idiotę, ale nadal nie rozumiem,
w czym rzecz.
- Przepraszam. Nie chciałam cię urazić. Nie ty jeden dojdziesz do
takiego wniosku.
Na biurku zadzwonił telefon. Erika spojrzała na Amosa, który nie
kwapił się, żeby podnieść słuchawkę.
- Automatyczna sekretarka załatwi sprawę - wyjaśnił, po czym
wyciągnął do Eriki rękę z kawałkiem kanapki.
- Czytelnicy brukowców, czyli mniej więcej połowa świata, wierzą, że
umawiałam się z Denbym tylko dla tych receptur, i rzuciłam go, kiedy mój
ojciec je dostał. Teraz wszyscy pomyślą, że tak samo postąpię z Feliksem.
- Zignoruj ich. To tylko brukowce. Jakie ma znaczenie, co myślą ich
ograniczeni czytelnicy?
- Ja się nie przejmuję. Wściekam się, złoszczę, ale w końcu potrafię
przejść nad tym do porządku dziennego. Jednak będzie to miało znaczenie dla
Feliksa - skończyła i podała Amosowi liścik, który otrzymała w klubie.
Z ociąganiem spojrzał na treść.
- To od niego - pospieszyła z wyjaśnieniem. - Denby zrobił niezłą scenę
dziś w klubie. Felix musiał nas zobaczyć i wycofał się. Nie mogę go winić.
Prasa jeszcze nic nie wie o planowanych negocjacjach, ale wkrótce na pewno
coś wywęszą. I wtedy biedny Felix stanie się obiektem przeróżnych
nieprzyjemnych spekulacji. Dlaczego się ze mną spotyka, jakie będą warunki
umowy, jak szybko go zostawię po załatwieniu interesów i tak dalej. A
przecież dopiero niedawno skończyła się żałoba po jego żonie.
- To rzeczywiście może być dla niego ciężkie do zniesienia - zamyślił
się Amos. - Ale może zmotywuje go do szybkiej sprzedaży udziałów.
- Prędzej do zerwania wszelkich kontaktów ze mną. Szczególnie kiedy
dojdzie do wniosku, że specjalnie manipuluję mediami, żeby szybciej
sprzedał mi firmę. Ani mi to w głowie, ale gdybym była zamężna… Nikt nie
mógłby twierdzić, że zamierzam usidlić Feliksa.
- I twoim zdaniem to nie jest manipulowanie opinią publiczną? Zresztą
mniejsza z tym. Jeśli Felix jest taki wrażliwy, to czemu nie rozejrzysz się za
inną firmą tego typu?
- Bo nie ma takiej innej. Myślisz, że nie szukałam?
Większość z tych, które znalazłam, to były oddziały dużych korporacji i
nie bylibyśmy w stanie ich kupić. Nawet gdyby były na sprzedaż. Poza tym
produkty Kate doskonale uzupełniają linię Ladylove. Przykładała dużą wagę
do tego, by produkowano je wyłącznie ze składników naturalnych, a nie z ich
chemicznych substytutów.
- Wydaje mi się, że Felix potrzebuje cię bardziej niż ty jego. Ponieważ
to była firma jego żony, w tej chwili z każdym dniem traci na wartości. Siedź
spokojnie i czekaj, a on sam do ciebie przyjdzie.
- Nie. - Erika pokręciła przecząco głową. - Od śmierci Kate sprzedaż
ich produktów znacznie wzrosła. Obecnie używanie szamponów Kate La
Croix stało się bardzo modne. Felix chce sprzedać firmę tylko dlatego, że
zbyt duży ból sprawia mu codzienny kontakt z produktami, które
przypominają mu żonę. Zapewniłam go, że zachowamy imię Kate w nazwie i
nie zmienimy logo na produktach. Nasze firmy to idealne połączenie. Gdyby
tylko brukowce nie mieszały w to spraw osobistych.
- W porządku - podsumował. - Rozumiem teraz, co masz na myśli, ale
nadal jestem zdania, że fikcyjne małżeństwo to głupi pomysł. A o kim
myślałaś jako o swym przyszłym mężu, skoro nawet nie masz z kim iść na
sobotni bankiet?
Jej oczy zapłonęły, ale nic nie powiedziała.
- Dlaczego więc prosisz Stephena, żeby znalazł ci kogoś do
towarzystwa? Jeśli masz tylu dobrych kandydatów, lepiej wybierz któregoś z
nich, zamiast szukać nowego.
- Ponieważ jeśli pojawię się publicznie z jakimś mężczyzną więcej niż
dwa razy, wywołam kolejną falę plotek. Potrzebuję kogoś takiego jak… -
zawahała się - jak Stephen.
Amos próbował się pohamować, ale jednak nie wytrzymał.
- Panno Forrester, nie lubię być posłańcem złych wiadomości, ale
Stephen jest… Powiedzmy, że nie jest zainteresowany kobietami. Jedynie na
płaszczyźnie przyjacielskiej.
Spojrzała na niego groźnie.
- Myślisz, że o tym nie wiedziałam? Tak czy siak, jaka to różnica?
Mówię tutaj o umowie handlowej, a nie o… - Przerwała.
- Zaspokojeniu potrzeb cielesnych? - dokończył za nią.
- Gdybym szukała właśnie tego, nie miałabym problemu z wyborem -
powiedziała gorzko.
Amos nie wątpił w jej słowa. Rozumiał też przyczynę rozczarowania
wyczuwalną w jej głosie. Z jej figurą i urodą miała zapewne wielu
adoratorów, gotowych wskoczyć do jej łóżka, a potem przechwalających się,
że spędzili z nią noc. Była jak trofeum, o które chętnie stanęłoby do walki
wielu mężczyzn.
Hej, nie masz co jej współczuć, pomyślał. W końcu sama naraża się na
częste zaczepki, regularnie pojawiając się w reklamach.
- To, czego pragniesz, nie jest w tej chwili najważniejsze - odparł. -
Chodzi o to, co pomyśli opinia publiczna. Jeśli chcesz więc, aby wszyscy
wierzyli, że wzięłaś prawdziwy ślub, Stephen nie jest najlepszym
kandydatem. Nikt nie da wiary jego cudownej przemianie, więc lepiej nie
marnuj czasu.
- Skoro nie może to być Stephen, potrzebuję kogoś podobnego -
upierała się. - Kogoś uprzejmego, pomocnego i miłego…
- Kogoś, kto zrobiłby to z miłości?
- Nie wierzę w miłość.
- No, przynajmniej masz na tyle rozumu. Chyba nie zaufałabyś komuś,
kto pojawiłby się nagle i oznajmił, że szaleje za tobą?
- Musiałabym być kompletną idiotką. Wolę jasne relacje i umowy
biznesowe.
- Skoro nie wymieniasz żadnych nazwisk, to znaczy, że rozpaczliwie
brakuje ci odpowiednich kandydatów - wywnioskował. - No trudno, w takim
razie będziesz musiała kupić sobie męża.
- Dlaczego jesteś taki brutalnie szczery?
- Nie jestem brutalny, skarbie. Po prostu jasno myślę. Mówiłaś, że
chcesz czystego biznesowego układu. Jeśli wolisz, możemy nazywać to
właściwą motywacją kandydata.
Kluczowe pytanie brzmi, co on będzie z tego miał?
- Będzie miał z tego rozliczne korzyści - powiedziała sucho, marszcząc
brwi.
- Podaj mi choćby dwa przykłady.
Zapadła cisza. Amos skończył jeść kanapkę, podniósł papier, zmiął go i
cisnął do kosza.
- Tego się właśnie obawiałem - kontynuował. - Nie masz poważnych
propozycji.
- Nie mogę podać żadnych szczegółów. To będzie zależało od
mężczyzny. Każdy jest zainteresowany tym samym rodzajem…
- Łapówki.
- Korzyści. Tak czy siak nie mówię tu o związku na stałe. To umowa
krótkoterminowa. Kiedy już kupię firmę La Croix, umowa wygaśnie. Ten
związek potrwa zaledwie kilka miesięcy.
- A co zrobisz, jeśli kiedyś ponownie będziesz chciała kupić jakąś
firmę?
- Słuchaj, nie mam zamiaru kupić całego świata. Jeśli wyjdzie mi ten
interes, będę bardzo szczęśliwa.
- Tak ci się teraz wydaje.
- W porządku - zgodziła się. - Być może będę jeszcze kiedyś chciała
kupić jakąś firmę. Ale wtedy będą inne okoliczności. Dla sprzedającego
plotki na mój temat mogą być nawet na rękę. Tak czy inaczej, za wcześnie się
tym martwić, prawda?
- W takim razie najlepiej byłoby wziąć ślub odnawialny.
- Naprawdę myślisz, że to jest śmieszne?
- Skoro pytasz, to odpowiem. Tak, to jest śmieszne.
- Nie wiem, jak ci dziękować, Amos, kochanie. - Wstała. - Byłeś bardzo
pomocny w rozjaśnieniu moich myśli. Z pewnością dam ci znać, co
postanowiłam.
- Trzymam cię za słowo - odparł uprzejmie. Telefon ponownie
zadzwonił. Amos położył rękę na słuchawce. - Po prostu nie mogę się
doczekać dalszego ciągu tej historii.
Amos bez wątpienia miał rację, doszła do wniosku Erika, kiedy
wszystko spokojnie przemyślała. Była wstrząśnięta atakiem Denbyego i
reakcją Feliksa, dlatego początkowo wpadła w lekki popłoch i stąd ten głupi
pomysł. Nie wart dalszego rozważania.
Oczywiście nie zamierzała zdradzać „kochanemu Amosowi”, że jego
opinia wpłynęła na jej decyzję. Poza tym nie miała nawet okazji. W ciągu
kolejnych dni po ich rozmowie widzieli się tylko kilka razy, a do tego na
odległość lub w obecności Stephena.
Zapomni o całej sprawie, nadal będzie ignorowała informacje zawarte
w brukowcach, a Felix La Croix przemyśli wszystko i odezwie się, tak jak
obiecywał. Podpiszą korzystny kontrakt i koniec.
Nie mogła do końca zrozumieć, dlaczego nadal ocenia każdego
napotkanego mężczyznę jako potencjalnego kandydata na męża. Przecież raz
na zawsze ustaliła, że pomysł ze ślubem nie był trafiony.
Szef działu reklamy, który pracował już nad nową wiosenną kampanią,
był zbyt bystry, zbyt skory do flirtu, no i znali się zbyt długo. Kierownik
działu marketingu Ladylove był zbyt poważny i miał zapędy dyktatorskie
także w prywatnym życiu. Prawnik, którzy tworzył ofertę dla firmy La Croix,
był zbyt pewny siebie i arogancki.
Jednakże kiedy przyłapała się na ocenianiu dostawcy chińskiego
jedzenia jako „zbyt młodego i prostodusznego”, załamała się i postanowiła
wziąć się w garść.
- Wszystko w porządku? - zapytała Kelly, zaglądając do gabinetu Eriki.
- Nie - wymknęło jej się. - Tak, nic mi nie jest - poprawiła się. - Chcesz
moje jedzenie? Straciłam apetyt.
- Musisz coś jeść - upomniała ją Kelly, sięgając po porcję smażonego
ryżu. - W przyszłym tygodniu masz sesję zdjęciową do nowej jesiennej
reklamy. Nie możesz wyglądać jak szkielet.
- Nie mogę? Wydawało mi się, że specjaliści od reklamy wolą, gdy
jestem szczupła.
- Nie, nie możesz - odparła Kelly łagodnie. - Makijaż dla
nieboszczyków nie zapewni nam wystarczającego udziału w rynku.
Erika nie słuchała. Patrzyła na projekt zamówienia, który czytała, zanim
przywieziono jej lunch.
- Czy Felix La Croix już dzwonił?
- Nie i nic się nie zmieniło od twojego pytania dziesięć minut temu.
Obiecał, że się odezwie, jak już wszystko przemyśli. Za godzinę mam
spotkanie z prawnikami i nie wiem, co im powiedzieć.
- Może Felix wciąż się zastanawia. - Kelly wzruszyła ramionami. - A
może ma nadzieję, że jeśli będzie zwlekał z decyzją, to podniesiesz cenę.
Chyba powinnaś zabrać go na bankiet. Zdecydowałaś się już na kogoś?
- Nie, ale nie sądzę, żeby Felix był zainteresowany tym pomysłem.
Minęło ledwo sześć miesięcy od śmierci Kate.
- Czyli nadszedł już czas, żeby wyszedł ze swojej skorupy i zaczął
bywać wśród ludzi. Zabierasz go tylko na obiad, nie do ołtarza, prawda?
Erika miała ochotę uderzyć asystentkę w głowę. Ty też o tym? -
pomyślała smętnie.
- W każdym razie - kontynuowała Kelly - jeśli jesteś pewna, że
odmówi, to tym bardziej możesz do niego zadzwonić.
- A może po prostu wezmę ciebie - pogroziła jej Erika. - Dlaczego
wszyscy myślą, że wyjście na taką imprezę jest równoznaczne z randką?
- Wybacz, ale mam już plany. Będę pomagać na jednym ze stoisk z
książkami, to świetne miejsce, żeby poznać wielu ludzi - powiedziała Kelly,
po czym sięgnęła po telefon.
Erika spostrzegła, że dzwoni prywatna linia, której numer dała
Feliksowi. Jej serce zabiło mocniej z podniecenia.
- Biuro panny Forrester - powiedziała Kelly. - Nie, panie La Croix. Z tej
strony jej osobista asystentka. Już pana przełączam. - Podała Erice słuchawkę.
- Dzień dobry, Feliksie - zaczęła Erika. - Przykro mi, że nie udało nam
się zjeść razem lunchu. Może przełożymy to na przyszły tydzień?
- Powodem mojego wyjścia była rozmowa z reporterką z „Sentinelu”.
Uznałem, że tak będzie lepiej - odparł, nie reagując na propozycję ponownego
spotkania.
- Przykro mi to słyszeć - odpowiedziała na głos, a w myślach dodała, że
wcale nie jest zaskoczona.
- Dziennikarka sprawiała wrażenie, jakby uważała, że coś nas łączy -
ciągnął Felix. - I nie miała na myśli spraw zawodowych. Wyraźnie dała do
zrozumienia, że jej gazeta przymierza się do opisania historii naszego
planowanego ślubu.
To gorzej, niż przypuszczałam, pomyślała Erika.
- Nie pierwszy raz się ośmieszą, pisząc bzdury - próbowała łagodzić
sytuację.
- Nie pozwolę, by prasa grzebała w moim prywatnym życiu. - Głos
Feliksa był zdecydowany. - Nie życzę sobie żadnych plotek, które godzą w
imię mojej zmarłej żony. Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że rozpocząłem
negocjacje z twoją konkurencją.
Erika poczuła, że grunt usuwa się jej spod nóg.
- Felix, przecież powiedziałeś mi, że nie sprzedasz firmy Kate żadnemu
z wielkich koncernów. Właśnie dlatego rozmawiałeś najpierw ze mną,
prawda?
- Cóż, nie uważasz, że sytuacja się zmieniła? Nie widzę innego wyjścia.
Jeśli nie powstrzymasz tych plotek, sprzedam firmę każdemu, tylko nie tobie.
Erika z trudem przełknęła ślinę.
- Daj mi kilka dni, proszę. Zobaczę, co mogę zdziałać.
Przez chwilę milczał, a potem odezwał się oschle:
- W porządku, masz czas do poniedziałku - oświadczył i odłożył
słuchawkę.
Cóż za wspaniałomyślność z jego strony, dał mi cały weekend,
pomyślała przerażona i wściekła Erika.
- Chyba sprawy nie mają się dobrze - mruknęła Kelly.
- Wiesz, pójdę dziś wcześniej do domu. - Erika odchyliła się w fotelu.
Może to właściwy moment, żeby zrezygnować z ambicji zawodowych? -
zastanawiała się. Czas, jaki dał jej Felix, niewiele zmieni. Może powinnam
pogodzić się z porażką i poszukać innego zajęcia? - rozważała.
Nawet ojciec nie wróżył jej powodzenia. Zdenerwowana zdławiła w
sobie wątpliwości. Wierzyła, że nie myli się co do produktów Kate La Croix.
Połączenie sił to było najlepsze rozwiązanie dla obu przedsiębiorstw.
Dlaczego Felix tego nie widzi? No, ale skoro nie rozumie, pomyślała, a
transakcja ma dojść do skutku, to muszę coś wykombinować.
„Jeśli nie powstrzymasz tych plotek…”
Była tylko jedna rzecz, jaką Erika mogła zrobić. Pokona „Sentinel”,
jeśli przed publikacją ich artykułu ogłosi publicznie zaręczyny.
Założenie było słuszne, jednak jego realizacja nie należała do
najłatwiejszych. Jak to Amos powiedział? - przypominała sobie. „O kim
myślałaś, jako o swym przyszłym mężu, skoro nawet nie masz z kim iść na
sobotni bankiet?”
Jest przecież wiele możliwości, przekonywała siebie. Oczywiście, na
pewno nie chłopak z restauracji, ale szef reklamy, dyrektor marketingu,
prawnik… Prawda jednak była taka, że nie odważyłaby się porozmawiać o
tym z żadnym z ich.
Pomyślała o Amosie. Co prawda uznał jej pomysł za szalony, ale
przynajmniej wysłuchał, co miała do powiedzenia. Skoro raz pomógł
uporządkować jej zamęt w głowie, może zechce zrobić to ponownie.
Pokrzepiona tą myślą ruszyła raźno do domu.
Amos siedział za biurkiem i przeglądał jakieś notatki.
- Muszę z tobą porozmawiać - powiedziała.
- Weź numerek. Jesteś dwudziesta w kolejce - odparł.
- Poczekam. - Zdjęła płaszcz, po który sięgnął Stephen, gdy
nieoczekiwanie pojawił się w pokoju. - Och, nie wiedziałam, że tu jesteś -
powiedziała zaskoczona.
- Właśnie wszedłem. Ale cieszę się, że panią widzę i służę pomocą.
- W porządku - odparła z wdzięcznością. - Amos uczy mnie czekania na
swoją kolejkę, więc poczekam.
- No nie, miałem nadzieję, że zrezygnujesz - mruknął zawiedziony
Amos.
- Co się stało? - Erika usiadła na krześle. - Czyżby praca okazała się
bardziej wymagająca, niż się spodziewałeś? Wiesz, odnoszę wrażenie, że za
każdym razem kiedy cię widzę, jesteś bardziej wykończony.
- A ciebie to najwyraźniej cieszy. - Spojrzał na nią groźnie, ale nie
przejęła się.
- Jadłeś już lunch?
- Dlaczego pytasz? - spytał podejrzliwie.
- Ponieważ teraz ja coś kupię. Byłam ci to winna. Ostatnio
poczęstowałeś mnie kanapką, a ja nawet ci nie podziękowałam.
- Zastąpię cię - odezwał się Stephen, sięgając z uśmiechem po telefon.
Amos wstał niechętnie. Erika włożyła płaszcz.
- Jak ci idzie z książką?
- Dobrze wiesz, jak dobić faceta, prawda? - odpowiedział zgryźliwie.
- Uważa, że w tym tempie skończy za jakieś czterdzieści lat -
pospieszył z wyjaśnieniem Stephen.
- No cóż, przynajmniej nie musisz się obawiać odrzucenia ze strony
czytelników. Gdzie chcesz zjeść?
Amos wyprowadził ją na ulicę.
- Gdzieś, gdzie nikt cię nie rozpozna. Zostają nam zatem budki z hot
dogami i bary.
Dotarli do najbliższego stoiska z hot dogami. Erika kupiła im po sztuce,
wzięła coś do picia i poprowadziła Amosa w stronę ławki w parku. Kiedy
usiedli i zaspokoili pierwszy głód, Amos spytał:
- To o czym chciałaś porozmawiać?
- Pamiętasz mój plan, o którym dyskutowaliśmy? Zamierzam
wprowadzić go w życie.
- A dlaczego mi o tym opowiadasz? - Przyjrzał się jej nieufnie.
- Kwestia dobrego wychowania. Powiedziałeś, że chcesz wiedzieć, co
postanowiłam. Poza tym… - zawahała się. - Poza tym uważam, że jesteś
idealnym kandydatem.
Amos zastygł w bezruchu niczym figura woskowa.
- O, co to, to nie. Nie wciągniesz mnie w to - odezwał się po chwili.
- Nie zamierzam cię wciągać. Sam stwierdziłeś, że wszystko jest
kwestią odpowiedniej motywacji. Porozmawiajmy zatem o tym. Amos,
kochanie, jak można cię kupić?
Nie odpowiedział.
- Czterdzieści lat ślęczenia nad książką - powiedziała pod nosem. -
Warto jakoś temu zaradzić. Jeśli oczywiście jesteś zainteresowany dalszą
rozmową.
Rozdział trzeci
- Sam nie wierzę, że w ogóle słucham czegoś podobnego - powiedział
Amos.
Sprawiał wrażenie, jakby na chwilę zapomniał o obecności Eriki.
- Dlaczego tak się zdenerwowałeś? - spytała. - Boisz się, że propozycja
będzie zbyt kusząca?
- Pobożne życzenie, skarbie.
Erika odetchnęła głęboko.
- Amos, wydajesz się mądrym człowiekiem, który odznacza się
praktycznym zmysłem. Zatem…
- No tak! Znasz mnie tak dobrze po zaledwie czterech dniach?
- Widzę, że prowadzisz dokładne statystyki.
- Nie schlebiaj sobie. - Spojrzał na nią kpiąco. - Wierzę, że z twoim
rozległym doświadczeniem psychologicznym zdążyłaś mnie już odpowiednio
zaszufladkować. Jednak czasami pozory mylą.
- Nie złość się na mnie. Mam powody, by uważać, że w pierwszej
kolejności dbasz o własny interes. Dlatego wziąłeś tę pracę, choć to nie w
twoim stylu odpowiadać na głupawe telefony.
- Zapewne zaraz mi powiesz, co jest w moim stylu - ironizował.
- Dążysz do tego, żeby być niezależnym - ciągnęła niezrażona. - Żeby
samemu sobie szefować. A przede wszystkim wydawało ci się, że ta praca
będzie miła, łatwa i przyjemna.
Poruszyło go to.
- Nie mam nic złego na myśli - dodała pospiesznie. - Spodziewałeś się
spokojnego i niezbyt czasochłonnego zajęcia, dzięki któremu zarobisz na
utrzymanie. W ten sposób mógłbyś skoncentrować się na pisaniu.
- Cóż, tak było - westchnął ciężko.
- Rzeczywistość okazała się dużo bardziej brutalna. Gdybyś miał więcej
doświadczenia z mieszkańcami ekskluzywnych dzielnic Manhattanu,
wiedziałbyś, co cię czeka.
Skrzywił się i zapatrzył na drzewa. Ech, błąd, skarciła się w myślach.
- Przepraszam - powiedziała. - Zabrzmiało to trochę snobistycznie i
protekcjonalnie, prawda? Chodziło mi jednak o nakreślenie nagich faktów.
- Masz specyficzny sposób przedstawiania faktów, wiesz? - odparł, nie
patrząc na nią.
- Nie jesteś lepszy. No, ale nie zmieniajmy tematu. Praca okazała się
daleka od ideału, dlaczego więc nie rozejrzeć się za lepszym rozwiązaniem?
- To, co oferujesz, nie jest lepszym rozwiązaniem.
- Skąd wiesz? Przecież jeszcze nie rozmawialiśmy o mojej propozycji.
Ugryzła hot doga. W jej głowie kłębiły się myśli. Nie spiesz się,
pomyślała. Nie wystrasz go. Spraw, żeby sam zaczął zachodzić w głowę, ile
straci, jeśli odrzuci plan.
- Masz rację. Mogę cię przynajmniej wysłuchać - odezwał się w końcu.
Poczuła się wspaniale. Niczym wytrawny myśliwy, który po długich
podchodach wreszcie zwabił zwierzynę w pułapkę.
- Oferuję ci wolność - odpowiedziała. - Coś, czego szukałeś,
podejmując tę pracę. Dach nad głową, pełną lodówkę i żadnych więcej
telefonów. Pasuje?
- No i oczywiście kilkanaście sznurków, za które będziesz mogła
pociągać?
- Wystarczy, jeśli od czasu do czasu pokażesz się gdzieś w moim
towarzystwie. - Wzruszyła ramionami. - Ale nie znaczy to, że będziesz
dreptał za mną całymi dniami.
- A co w ogóle popchnęło cię do takiego ruchu? - zainteresował się.
Opowiedziała mu o telefonie od Feliksa. Przez dłuższą chwilę milczał
w zamyśleniu.
- Zdaje się, że ten facet jest odrobinę przewrażliwiony… - mruknął
wreszcie. - Rozumiem, jest wciąż w żałobie, ale żeby dać się zwariować
głupim plotkom w jakimś szmatławcu i przez to stracić doskonałą transakcję?
Jesteś pewna, że nie chodzi o zabieg zmierzający do uzyskania lepszej ceny?
- Jego przekaz był klarowny. Albo do poniedziałku ukręcę łeb sprawie,
albo idzie do konkurencji.
- A tego byś nie chciała.
- Oczywiście, że nie. I dlatego muszę zaprzeczyć plotkom. Pomożesz
mi, Amos?
- Co konkretnie proponujesz? - spytał, wyrzucając papier po hot dogu
do kosza.
- Krótkoterminowe małżeństwo.
- Możesz sprecyzować ramy czasowe?
- Do momentu podpisania formalnej umowy z Feliksem.
Prawdopodobnie to potrwa dwa do trzech miesięcy.
Szczęśliwie…
- A potem? - przerwał jej.
- Dyskretny rozwód. I tyle.
- W twoich ustach brzmi to niezwykle prosto - zadumał się.
- Bo takie jest. Pomyśl o tym, Amos. Dwa, trzy miesiące pisania bez
przerwy, dzień po dniu. Ile jesteś w stanie napisać przez dwa miesiące?
- To zależy, ile będę miał dodatkowych zadań.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Ważne, żebyśmy raz na jakiś czas
pokazywali się publicznie. Poszli czasem na jakiś lunch. Nic więcej -
zapewniała go.
- A co z mieszkaniem pod jednym dachem?
- Z tym nie będzie problemu. Mam trzy sypialnie. Jedna jest
przerobiona na gabinet. Okna i balkon wychodzą na Central Park. Doskonałe
miejsce do pracy. Jestem przekonana, że uda nam się ułożyć jakiś sensowny
plan współistnienia. Mam dużo pracy i w domu bywam raczej gościem.
- I to całe moje zadanie?
- W zasadzie tak. Oczywiście nigdy, pod żadnym pozorem, nie możesz
rozmawiać o mnie z prasą.
- I nawzajem.
- O to się nie martw. Z „Sentinelem” nie rozmawiam nawet o pogodzie.
- Zawahała się chwilę. - Chciałabym dać ci coś w rodzaju stypendium.
- Żebym pamiętał o zakazie kontaktów z prasą?
- Niezupełnie. Potraktujmy to jako honorarium za wykonaną pracę.
Uniósł brwi zdziwiony.
- Spodziewam się, że będą cię nachodzić. Chcę jakoś wynagrodzić ci
czas, który zmarnujesz na użeranie się z nimi - wyjaśniła.
- Skoro tak stawiasz sprawę, jak mógłbym odmówić?
Nie brzmiało to całkiem jak pytanie, choć nie było też wyrażeniem
zgody. Postanowiła jednak nie drążyć tematu.
- O jakich pieniądzach rozmawiamy? - spytał.
Teraz z kolei ją zaskoczyła nieoczekiwana bezpośredniość pytania, ale
zaraz uświadomiła sobie, że przecież tego właśnie chciała. Uczciwej, szczerej
i prowadzącej prosto do celu rozmowy.
- Powiedziałam stypendium - ostrzegła. - Nie obiecywałam, że dam ci
niezależność. Ale rozumiem, że potrzebujesz pieniędzy. Pisanie książki to z
pewnością pasjonujące zajęcie, jednak zajmuje dużo czasu, a pracując tutaj,
nie zbijesz fortuny. - Zrobiła pauzę. - To trochę krępujące, żeby pytać, ale…
- Zadziwiasz mnie. Erika Forrester zażenowana? Umieram z
ciekawości, z jakiego powodu.
- Cóż… Amos. Widzisz, nie znam twojego nazwiska. Nigdy mi nie
powiedziałeś.
- Nigdy nie pytałaś - przypomniał. - Nazywam się Abernathy. Może
powinienem zapisać ci to na dłoni? Prawdę mówiąc, spodziewałem się pytań
typu, czy nie jestem już żonaty, czy nie byłem karany…
Zamilkła. O czymś intensywnie myślała, po czym odezwała się:
- Zakładam, że Stephen już to sprawdził. Nie zatrudniłby cię tutaj bez
odpowiednich referencji.
Amos nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Jesteś niesamowita. Jeśli chodzi o karalność, to masz rację. Jednak
Stephena zupełnie nie interesowało, czy mam żonę.
Pomyślała, że nie ułatwia jej zadania. Ale ponieważ to ona była w
potrzebie, nie okazała więc irytacji, a nawet zmusiła się do uśmiechu.
- W porządku, zapytam zatem. Czy jesteś lub kiedykolwiek byłeś w
związku małżeńskim?
- Na oba pytania odpowiadam przecząco.
- Wspaniałe - ucieszyła się. - Podpiszemy zatem przedślubną umowę
i…
- Nie. - Amos pokręcił energicznie głową. - Taki dokument łatwo może
wpaść w niepowołane ręce - odparł spokojnie. - Nie wierzę, że naprawdę
odważyłabyś się na spisanie tego wszystkiego, o czym tu rozmawiamy.
- Ależ ja zamierzam… - przerwała jednak, uświadomiwszy sobie
ewentualne konsekwencje takiego postępku. A niech to…
- Tak? Spisać warunki umowy, daty spotkań, wystąpień publicznych,
wysokość honorarium? Dokument na wagę złota dla łowców sensacji ze
wszystkich brukowców.
Erika przygryzła wargę. Nie chciała nawet myśleć, co powiedzą jej
prawnicy na ślub bez intercyzy, ale Amos miał rację.
- Wyobrażasz sobie, że wystarczy uścisk dłoni?
- Jeśli nie możemy sobie ufać, to lepiej w ogóle zapomnijmy o całej
sprawie - powiedział i wstał z ławki. - Dzięki za hot doga.
- W porządku. - Zerwała się na równe nogi i wyciągnęła w jego
kierunku dłoń. - Umowa stoi.
Zwlekał przez moment, ale potem ujął jej rękę.
Nie był to pierwszy raz, kiedy się dotknęli, ale poczuła, że w tym
dotyku jest coś niezwykłego. Miała wrażenie, jakby w jego dłoń włożyła nie
tylko swoją rękę, ale całe życie.
Zaraz zresztą zezłościła się na siebie, że pozwala sobie na takie myśli.
To tylko krótkoterminowa umowa biznesowa, środek do celu. Powinna się
cieszyć, że poszło tak gładko.
Przyglądał się jej, jakby pierwszy raz widział ją na oczy.
- Miło cię poznać, Eriko - powiedział lekko zachrypniętym głosem. Nie
sprawiał wrażenia specjalnie zachwyconego.
Zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy nie nazwał jej panną Forrester,
lecz po imieniu.
- Mnie również - zdołała z siebie wykrztusić. - Ach, Amos, kochanie -
przypomniała sobie - zanim złożysz wymówienie, zrób, proszę, jeszcze jedną
rzecz. Wpadnij do sądu i weź zezwolenie na zawarcie małżeństwa.
Amos zdawał sobie sprawę, że zdecydowana większość osób z
otoczenia Eriki Forrester będzie miała sporo do powiedzenia, kiedy prawda
wyjdzie na jaw. W końcu Erika zdecydowała się na ślub z obcym
człowiekiem… Nie spodziewał się jednak, że pierwszym i najgłośniejszym
komentatorem nowiny będzie Stephen.
Słuchał go jednym uchem, podczas gdy walczył z krawatem, który za
nic nie dawał się porządnie zawiązać. Kiedy Stephen zrobił przerwę na
zaczerpnięcie powietrza, Amos odezwał się.
- Zdawało mi się, że będziesz zadowolony. Przecież to w zasadzie był
twój pomysł.
- Ja chciałem tylko, żebyś towarzyszył jej na bankiecie - jęknął
oburzony Stephen.
- No i właśnie to robię.
- Żeby tylko to - nie dawał się przekonać.
- Wydawało mi się, że ją lubisz.
- Lubię, ale tylko jako miłą lokatorkę. Owszem, bywa nieco władcza…
- Władcza? Masz na myśli te chwile, kiedy zachowuje się jak
rozkapryszona królewna?
- Ale nie szczędzi też pochwał i podziękowań.
- Doprawdy? Nie miałem przyjemności zauważyć - skomentował
Amos. - Słuchaj, Stephen, wiem, że dość nieoczekiwanie zrezygnowałem z
pracy…
- Zanim tu przyszedłeś, sam sobie ze wszystkim radziłem. - Stephen
wzruszył ramionami. - Poradzę sobie i teraz. Skoro uważasz, że panna
Forrester jest władcza i despotyczna, to dlaczego u licha…
- Dlaczego się z nią żenię? - zapytał, przyglądając się swemu odbiciu w
lustrze. - Wszyscy pisarze są masochistami.
- Jeśli ci się wydaje, że to jest odpowiedź… Musisz wszystko dobrze
przemyśleć, Amos. Kręcenie się tutaj i udawanie administratora przez kilka
miesięcy to jedna sprawa, ale ten pomysł…
- A co to za różnica? Będę się po prostu włóczył gdzieś na górze, a nie
w holu. Na razie, stary.
Wsiadł do windy jadącej na górne piętra do apartamentów. Kiedy Erika
otworzyła mu drzwi, wydała mu się niższa niż zwykle. To pewnie dlatego, że
jest na bosaka, pomyślał. Miała na sobie ciasno zawiązany granatowy
szlafrok. Bose stopy kuliła na marmurowej, z pewnością lodowatej, posadzce.
- Wybacz - powitała go - jestem nieco spóźniona. Wejdź i nalej sobie
drinka, a ja pójdę się ubrać.
Wszedł do salonu. Spojrzał w kierunku drzwi, za którymi zniknęła
Erika, zostawiając je jednak niedomknięte. Dziwne, pomyślał, ale złożył to na
karb jej zdenerwowania.
Kiedy później zastanawiał się nad tym, doszedł do wniosku, że to wcale
nie było dziwne. Erika, jako modelka, często pozowała do zdjęć w
niekompletnym stroju. Dlaczego teraz miałaby się nagle wstydzić?
A może starannie to zaplanowała, żeby go przetestować? Tak jakby sam
się nie pilnował. Tak jakby był nią w najmniejszym stopniu zainteresowany.
Co z tego, że była śliczna i zgrabna, przynajmniej według obowiązujących
kanonów? Prawdziwe piękno to nie tylko fiołkowe oczy, śnieżnobiałe zęby,
krągłe piersi i długie nogi.
W pewnym momencie uświadomił sobie, że nadal stoi w drzwiach.
Dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Ruszył więc w
stronę barku. Łyk whisky być może pomoże mu wziąć się w garść.
- Nalać ci coś?! - krzyknął w stronę uchylonych drzwi.
- Poproszę sherry.
Spodziewał się, że Erika, myjąc się i ubierając, nie dosłyszy jego
pytania. Jednak jej odpowiedź zabrzmiała bardzo wyraźnie. Znaczyło to, że
musiała zatrzymać się na środku pokoju, żeby zdjąć szlafrok… żeby
delikatnie wślizgnąć się w sukienkę, nie niszcząc przy tym misternej fryzury.
Zauważył butelkę sherry. Sięgnął po szklaneczkę.
Drzwi od sypialni otworzyły się. Zaskoczył go stukot wysokich
obcasów o marmurową posadzę. Nie spodziewał się takiej przemiany.
Jej sukienka wykonana była z bardzo miękkiego materiału, który
wyglądał jak obłoczek, przetykany srebrną nitką odbijającą promienie słońca.
Sukienka miała odkryte ramiona, ale długie rękawy. Spódniczka była za to
bardzo krótka. Amos pomyślał, że projekt sukni wyszedł spod ręki
wyjątkowo utalentowanego człowieka.
Erika nie paradowała jak modelka na wybiegu i nie oczekiwała na
komplementy. To pozytywnie zaskoczyło Amosa. Co mógłby jej powiedzieć?
Że suknia sprawia wrażenie, jakby krawcowej nie starczyło materiału na
dokończenie dzieła?
- Ładny smoking - powiedziała, sięgając po szklankę sherry.
- To zrozumiałe. Stephen załatwił mi go z wypożyczalni.
- Widzę, że zaczynasz się przyzwyczajać do korzystania z pomocy
Stephena. Zobaczysz, jakie to wygodne. - Uśmiechnęła się. - Chyba
powinieneś kupić sobie własny smoking. To opłacalna inwestycja, która
szybko się zwróci, zwłaszcza że korzystanie z wypożyczalni jest dość drogie.
- A po co?
- Na te huczne balangi z okazji wydania twojej książki.
- A, o to chodzi. Sądziłem, że sugerujesz, jak mam się ubrać do
następnego ślubu.
- To także - przyznała. - Nigdy nie wiadomo, co może się przydać. Chcę
zrobić wszystko, aby pomóc ci odnieść sukces, Amos. Powinnam wiedzieć
nieco więcej na temat twojej książki. Od tego będzie zależało to, jak cię
przedstawię.
- Czy określenie „mój narzeczony” nie jest wystarczająco dobre?
- Amos, dziś wieczór spotkamy wielu wydawców, agentów. Ja znam
tych wszystkich ludzi. Kiedy zorientują się, że jesteś ze mną, będą się bić o
twoje zainteresowanie i względy. Gdybym przedstawiła cię jako mojego
narzeczonego, który pisze najwspanialszą amerykańską powieść
dwudziestego pierwszego wieku…
- Zimno, zimno. Nie trafiłaś. - Potrząsnął głową.
- No i to jest właśnie pocieszające. - Odstawiła szklankę z sherry. -
Nigdy wcześniej nie spotkałam autora, który nie uważałby się za twórcę
genialnego dzieła.
- Nie powiedziałem, że nie jestem genialny - odparł skromnie. - Jedynie
to, że moja książka nie jest zupełnie w stylu przygód Hucka Finna.
Po raz pierwszy zauważył, że jego słowa sprawiły jej dużą
przyjemność. Zaśmiała się cicho. Radość rozświetliła jej oczy, rysy twarzy
złagodniały.
Powinni ją pokazywać z tym uśmiechem w reklamach, pomyślał.
Erika zostawiła płaszcz w damskiej szatni, tuż obok hotelowej sali
balowej, po czym weszła do łazienki, aby upewnić się, czy wszystko w
porządku z jej makijażem. Ku swemu zaskoczeniu zastała tam Kelly
poprawiającą fryzurę.
- Więc jednak przyszłaś? - zapytała Erika zaskoczona. - Myślałam, że
będziesz się dzisiaj udzielać jako wolontariuszka.
- Już to zrobiłam. Muszę się trochę rozluźnić po kilku godzinach
rozpakowywania książek i układania ich przy nakryciach dla gości. Zajmij
szybko miejsce, to jeszcze załapiesz się na jakieś dzieło. Próbowałam
wymieszać horrory, romanse i science fiction na każdym stole. Teraz muszę
odpocząć.
- Tak, zasłużyłaś na wypoczynek. Wyświadczysz mi przysługę? - Erika
otworzyła kosmetyczkę. - Zadzwoń do „Sentinelu” i powiedz im, że jestem tu
dzisiaj z moim narzeczonym.
- Chcesz, żebym oznajmiła… co takiego?
- Nie, nic nie oznajmiaj, bo od razu pomyślą, że wszystko jest
zaaranżowane. Zadzwoń jako anonimowy informator i powiedz, że słyszałaś,
jak przedstawiałam komuś mojego narzeczonego.
- I oni w to uwierzą? Taka bajeczka wcale nie odciągnie ich uwagi od
twojego rzekomego związku z Feliksem…
Erika wyciągnęła garść monet z torebki.
- Weź to, w szatni jest automat telefoniczny.
- Jeśli jesteś zaręczona, Eriko, to gdzie jest pierścionek z brylantem?
Erika zamarła. Pierścionek. Kompletnie o tym zapomniała.
- Jest… eee… u jubilera. Kamień należał do rodziny mojego
narzeczonego, a teraz został oddany do jubilera, który go oprawi.
- W porządku - Kelly uśmiechnęła się. - Więc o co ci tak naprawdę
chodzi?
- Oto i on - odparła Erika. Amos czekał na nią przy wejściu na salę
balową. Położyła rękę na jego ramieniu, stanęła na palcach i delikatnie
pocałowała go w policzek. - Kelly, to mój narzeczony. Amos, kochanie, to
jest Kelly, moja asystentka. Z pewnością będziecie się często spotykać.
Kelly zerknęła na nią zaskoczona. Po chwili odwróciła się, żeby
spojrzeć na Amosa, a jej już i tak szeroko otwarte oczy zrobiły się jeszcze
większe.
- Ślub odbędzie się we wtorek - dodała Erika. - Wejdźmy i znajdźmy
dobre miejsce, kochanie. Kelly, czy chcesz, żebyśmy zajęli miejsce również
dla ciebie? Wiem, że musisz teraz załatwić ważny i pilny telefon.
Kelly pokiwała powoli głową, zupełnie jakby działała na zwolnionych
obrotach. Zupełnie, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Erika
poprowadziła Amosa ku sali balowej.
- Musimy załatwić pierścionek zaręczynowy. Nikt nam nie uwierzy,
jeśli na palcu narzeczonej nie pojawi się brylant. Gdyby ktokolwiek o to
pytał, powiedz, że oddaliśmy do jubilera kamień, który od dawna należy do
twojej rodziny.
- Cieszę się, że tak szybko zdecydowałaś o wyborze kamienia. A zatem
brylant - powiedział sucho. - Tam, skąd pochodzę, kamieniami nazywa się
marmur i granit. O co chodzi z tym telefonem, który Kelly musi tak pilnie
wykonać?
- Skup się lepiej na operatorach kamer i fotografach. Wkrótce tu będą.
- I co mam zrobić, jeśli jakiegoś zobaczę?
Erika rozejrzała się po zatłoczonej sali.
- Łagodna forma publicznego okazywania uczuć byłaby na miejscu.
- Może powinniśmy doprecyzować to sformułowanie, zanim nie będzie
za późno. Czy to będzie odpowiednie? - pochylił się i musnął ustami jej kark.
Erika poczuła, jak jej ciało przebiegają dreszcze.
- A co powiesz na to? - Skubnął wargami płatek jej ucha.
- A to? - Powiódł palcami po jej nagich ramionach. Drugą ręką chwycił
ją za brodę i uniósł twarz tak, że ich usta znalazły się na tym samym
poziomie.
- W porządku - wydusiła z siebie. - Posunąłeś się wystarczająco daleko.
- Jaka szkoda. Miałem nadzieję, że może zsuniemy się pod stół w czasie
jakiegoś nudnego przemówienia. - Puścił ją i podał jej ramię, aby
poprowadzić na salę.
Po jednej stronie znajdowały się stoiska znanych, liczących się
wydawców i księgarni, ogromne plakaty i stosy książek. Ludzie kręcili się,
rozmawiali, niektórzy usiedli już przy okrągłych stołach. Na niektórych
krzesłach stały torebki i wisiały marynarki.
W przeciwległym rogu za stosem bestsellerów stała niewysoka,
korpulentna kobieta o nieprawdopodobnie czarnych włosach i w rzucającej
się w oczy jasnozielonej sukience. Zobaczyła Erikę i zaczęła przeciskać się
przez tłum w jej kierunku.
Erika westchnęła i próbowała dodać sobie odwagi.
Robię to wszystko w szczytnym celu, przekonywała siebie. Na
szczęście dzisiaj podsunę jej wiadomość, która z pewnością ją zadowoli.
- Witaj, Philippo. Dobrze wyglądasz.
- Nie oszukuj mnie, ty niegrzeczna dziewczynko - zażartowała Philippa.
Głos miała niski jak palacz z długoletnim stażem. Z głośnym mlaśnięciem
ucałowała powietrze tuż obok policzka Eriki. - Mam nadzieję, że
przemyślałaś moją ofertę.
- Ach, tak. Oczywiście.
- Jest nadal aktualna. Twoja historia jest świetna i moglibyśmy ją
sprzedać każdemu z tych wydawców. - Wskazała ręką na stoiska za nimi. -
Bardzo bym chciała uruchomić ten projekt jeszcze dzisiaj.
- Wiesz, może zajmiemy się tym kiedy indziej. Chciałabym ci kogoś
przedstawić. To jest Amos Abernathy, pisarz. Amos, kochanie, to jest
Philippa Strang, agentka.
Philippa zmrużyła oczy.
- Nie kojarzę pana nazwiska. Kto pana reprezentuje?
- Och, nie mogła pani o mnie słyszeć. - Wyciągnął do niej rękę na
powitanie. - Jestem kompletnie nieznany.
Spojrzała na niego badawczo.
- Jeśli zajmujesz się czymś z mojej dziedziny, chętnie rzucę na to
okiem.
- To bardzo uprzejme z pani strony, panno Strang.
- Nie bądźmy tacy oficjalni. Nazywaj mnie Philippa.
- Skarbie - mruknął Amos do ucha Eriki - miałaś rację, że wszyscy
starają się być dziś wieczór bardzo pomocni.
- Skarbie? - wykrzyknęła zdumiona Philippa.
- Tak. Amos jest nie tylko bardzo dobrym pisarzem, ale także moim
narzeczonym - wyjaśniła Erika słodkim głosem. - Zobacz, kochanie, tam w
rogu są dwa wolne miejsca. Wszyscy już siadają przy stołach. Chyba my też
powinniśmy usiąść. - Uśmiechnęła się do Philippy i pociągnęła Amosa za
sobą.
- Możesz mi powiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło? - spytał. - Po
co mnie przedstawiłaś, skoro nie chciałaś rozmawiać o biznesie?
- Czy te dwa miejsca są wolne? - zapytała. - Tak? Dziękuję.
Amos pomógł jej usiąść.
- Ty to nazywasz biznesem? - wyszeptała. - Nie sądzę, żeby zamierzała
rozmawiać z tobą o kwestiach zawodowych.
Pochylił się w jej stronę, otaczając ramieniem. Ustami musnął jej ucho.
- Wspaniały sposób publicznego okazywania uczuć. Szkoda, że nie było
wtedy fotografa. - Jego oddech łaskotał jej szyję. - Muszę przyznać, że sam
bym na to nie wpadł. To był bardzo efektowny pokaz zazdrości, Eriko.
Rozdział czwarty
Zazdrość? Jak on śmiał sugerować coś podobnego? Ostatnim uczuciem,
jakie mogła żywić, gdy w grę wchodziła Philippa, była zazdrość o
mężczyznę. Irytacja czy rozdrażnienie - owszem - ta kobieta była mistrzynią
prowokacji. Ale zazdrość?
Nagle zauważyła komizm całej sytuacji. Jeśli prasa będzie chciała w ten
sposób interpretować jej zachowanie, to chyba nikt na tym nie ucierpi. Amos
miał rację. Nie mogła wybrać lepszego sposobu na publiczne ogłoszenie
swych zaręczyn. Philippa zaprowadzi ich do upragnionego celu. A jeśli prasa
zauważy i skomentuje jej wybuch zazdrości… Cóż, jeśli kobieta okazuje
zaborczość względem jednego mężczyzny, to najprawdopodobniej nie w
głowie jej ktoś inny. To powinno zakończyć spekulacje na temat jej związku
z Feliksem.
Pogładziła policzek Amosa, z nadzieją, że zostanie to odebrane jako
wyraz sympatii. Po chwili odwróciła się, aby przedstawić się osobie, która
siedziała po jej lewej strome.
Ucichły rozmowy, wszyscy zajmowali miejsca przy stołach i zaglądali
do menu. Kelnerzy ruszyli przez salę zbierając zamówienia.
- Weź swoją książkę - zwrócił jej uwagę Amos, kiedy kelner nadszedł z
pierwszym daniem.
- Jaką książkę? - Erika po chwili przypomniała sobie, co Kelly mówiła
o darmowych egzemplarzach leżących przy każdym nakryciu. Uniosła
serwetkę i podniosła książkę w twardej oprawie.
- Madison Adams „Mroczne historie” - przeczytała. - Cóż, mogę się
mylić, ale z widoku ociekających krwią kłów, widocznych na okładce,
wnoszę, że to niezbyt ambitna pozycja.
Sąsiad, siedzący po jej lewej stronie, zaśmiał się.
- Już chciałem się z panią wymienić - powiedział, wskazując na
trzymamy w dłoni romans, na którego okładce widać było pirata z nagim
torsem i okiem zasłoniętym opaską. - Jednak po namyśle doszedłem do
wniosku, że to byłoby niegrzeczne.
- Ja się z panem wymienię - powiedziała kobieta siedząca po przekątnej
i wręczyła mu opowiadania science fiction w zamian za romans.
Erika spojrzała na książkę leżącą obok Amosa. Przykrył ją serwetką, ale
bez trudu dostrzegła tytuł. Judd Thorne „Złośliwe działania”.
- Skoro to wydają, ktoś musi to czytać - zauważył Amos. - Szarpnęli się
na twardą oprawę, a w dodatku widnieje tu długa lista innych tytułów z tej
serii.
Wokół uwijali się kelnerzy. Inni goście przy stoliku zaczęli już jeść.
- Podobno masz do sprzedania jakąś historię o sobie - zagadnął Amos. -
Odniosłem wrażenie, że Philippa chciała cię namówić do napisania książki.
- Następnym razem, jeśli o tym wspomni, powiem jej, że w rodzinie nie
ma miejsca dla dwóch autorów. O, przepraszam, pisarzy. Jedyne, czego
chciała, to żebym jej wszystko opowiedziała. Ma to być moja biografia, choć
w rzeczywistości chodzi raczej o opisanie, jak mój ojciec stworzył firmę, z
iloma modelkami sypiał i jak to jest dorastać w cieniu takiego człowieka.
Jeden z mężczyzn skinął głową w stronę kryminału leżącego przy
talerzu Amosa.
- To jest akurat całkiem dobra książka - zagadnął. - Wypożyczyłem ją z
biblioteki zaraz po jej opublikowaniu. Zawsze tak robię z książkami nowych
autorów. Wolę pożyczyć niż kupować, jeśli nie znam twórcy.
- Chce się pan zamienić? - zaoferował Amos. - Będzie pan miał własny
egzemplarz.
- Nie, dziękuję. - Pokręcił głową. - Teraz, kiedy znam całą historię, nie
muszę już ponownie tego czytać.
- To ciekawa filozofia - wtrącił ktoś inny. - Znawcy i miłośnicy
Szekspira zapewne byliby zbulwersowani taką opinią, bo oni czytają dzieła
mistrza po kilkanaście razy.
Wielbiciel powieści detektywistycznych zaśmiał się.
- Cóż, Juddowi Thorneowi daleko do Szekspira. Czy ktoś z państwa
zgodzi się ze mną, że pierwsza książka autorów kryminałów jest zwykle
najlepsza?
- Ciii - zganiła go żona. - Przedstawiają pierwszego prelegenta.
Amos pochylił się ku Erice.
- Spójrz na tego mężczyznę z lewej strony. Wygląda na mocno
przejętego. Nie widzę aparatu, ale…
Spojrzała przez ramię. Na sali panował ruch, część osób wracała do
stolików, aby posłuchać przemówienia, inni wstawali, aby podejść bliżej
sceny. Kelnerzy krążyli po całej sali, zbierali naczynia i roznosili filiżanki z
kawą. Zajęło jej więc dłuższą chwilę, zanim dostrzegła mężczyznę
wskazanego przez Amosa.
- To Felix - mruknęła. - Zastanawiam się, czego on chce.
Felix La Croix podszedł do ich stolika.
- Mogę poprosić panią na chwilę, panno Forrester? - zapytał.
- Oczywiście. - Rozejrzała się. - Tam jest wolne krzesło. Proszę się
przysiąść.
Felix jednak nie odpowiedział. Poszedł w kierunku kolumn,
oddzielających główną część sali od wejścia do kuchni. Najwyraźniej
oczekiwał, że Erika pójdzie za nim. Chociaż w sali było bardzo tłoczno, Felix
nie chciał, by ktoś zobaczył go w towarzystwie Eriki. To nie był dobry znak.
Odłożyła serwetkę i wstała.
Amos poszedł w jej ślady.
Chciała przekonać go, że powinna sama porozmawiać z Feliksem, ale
po chwili zdecydowała, że lepiej będzie się czuła, jeśli ktoś ją wesprze. Czego
też Felix mógł od niej chcieć? Raczej nie chodziło o sprawy zawodowe,
ponieważ obiecał dać jej odpowiedź dopiero w poniedziałek.
Prawdopodobnie zdążył już usłyszeć o niej i o Amosie. Jeśli to właśnie był
temat, o którym chciał z nią rozmawiać, zupełnie bez powodu zachowywał
się jak konspirator.
Felix stał oparty o pierwszy filar.
- W co ty pogrywasz? - warknął, kiedy zbliżyła się do niego. - Pierwszą
rzeczą, jaką dzisiaj usłyszałem, były pogłoski o zaręczynach.
- Pogłoski o naszych zaręczynach? - dopytywała się. - Czy może o
moich zaręczynach? A właśnie, chciałabym ci przedstawić… - Odwróciła się,
żeby włączyć Amosa do rozmowy.
Jednakże Amosa nie było, chociaż szedł zaledwie kilka kroków za nią.
Rozejrzała się nerwowo, ale nie sposób było dojrzeć kogoś w takim tłumie.
Wszyscy wstali, żeby nagrodzić mówcę oklaskami. Amos był wyższy niż
większość mężczyzn, powinien więc górować nad tłumem.
- Prosiłem cię, żebyś zakończyła plotki. - Felix był tak wściekły, że
niemal krzyczał. - Zamiast tego słyszę wokół różne spekulacje. Powiem to raz
jeszcze: nie zamierzam żenić się z tobą, choćby od tego zależało twoje życie.
Erika zamarła. A więc Felix myślał, że ona zaaranżowała wszystko,
gdyż chciała wyjść za niego za mąż? Musiała mu wyjaśnić pomyłkę.
Nagle jak spod ziemi u jej boku pojawił się Amos.
- Oczywiście, że się z nią nie ożenisz - zwrócił się do Feliksa. - Eriko,
skarbie, naprawdę musisz przestać traktować tak życzliwie każdego
napotkanego mężczyznę, bo to prowadzi do licznych nieporozumień. Oni
zaczynają wierzyć, że ci na nich zależy, potem zachowują się jak dzikie
zwierzęta. Przepraszam, jeśli przeszkodziłem w rozmowie. Pan La Croix,
prawda?
- Kto pana prosił, żeby pan się wtrącał do naszej rozmowy? - krzyknął
Felix. - I w ogóle, kim pan jest?
Amos jednak zignorował to pytanie.
- Mówiłaś mi przed kolacją, kochanie, że nikt nie potraktuje poważnie
informacji o zaręczynach, jeśli nie będziesz miała na palcu pierścionka. -
Wysunął przed siebie rękę, jakby chciał zrobić magiczną sztuczkę. Odwrócił
dłoń.
Okazało się, że trzyma w niej małe pudełeczko.
- Zróbmy to zatem oficjalnie.
Poprowadził Erikę w mniej zatłoczoną część sali. Uklęknął na jedno
kolano i ujął dłoń Eriki.
- Eriko, czy zostaniesz moją żoną? - Nie mówił głośno, ale nagle na sali
zapanowała kompletna cisza.
Nie odpowiedziała, ale musiała poruszyć się w sposób, który został
odczytany jak zgoda, gdyż ludzie przy stolikach odetchnęli z ulgą i zaczęli bić
brawo.
Amos otworzył pudełeczko. Wewnątrz znajdował się pierścionek z
pięknym dużym brylantem, w którym odbijało się światło, opromieniając
twarz Eriki.
Poczuła dotyk chłodnego metalu i ciepłej dłoni Amosa, kiedy, nadal
klęcząc, wsuwał jej pierścionek na palec. Pociągnął lekko jej dłoń. Pochyliła
się i musnęła delikatnie ustami jego wargi.
Amos wstał, otoczył ją ramionami i przytulił do siebie. Erika
zauważyła, że wszyscy goście patrzyli tylko na nich.
Nie mogła złapać oddechu. Ledwie trzymała się na nogach. Kiedy
pocałował ją wcześniej, przed salą balową, gdy nikt na nich nie patrzył, czuła,
że kolana się pod nią uginają. Teraz, w obecności licznie zebranych gości,
musiała zmobilizować wszystkie siły, żeby nie zemdleć. Uśmiechnęła się,
otoczyła szyję Amosa ramionami i oddała się jego pocałunkowi.
Amos całował ją w sposób, jakiego nie oczekiwała. Usta miał miękkie,
delikatne i gorące. Pocałunek nie miał nic wspólnego z okazaniem siły i
dominacji, których się po nim spodziewała. Był dostatecznie długi, żeby
paparazzi zdążyli zrobić wystarczająco dużo zdjęć, ale na tyle krótki, że
zapragnęła, aby trwał dłużej.
- Powinno wystarczyć - mruknął Amos.
Przyznała mu rację. Przedstawienie powinno odnieść skutek.
- Gdzie Felix? - spytała.
- Zmył się, kiedy pojawiły się kamery.
Amos poprowadził ją do stolika. Kiedy usiedli na swoich miejscach,
spostrzegła, że współtowarzysze przypatrują się im z zaciekawieniem.
- Nie mieliśmy pojęcia - szepnęła kobieta siedząca na przeciwko. -
Pokaż nam pierścionek, kochanie.
Erika sama z przyjemnością rzuciła na niego okiem. Kamień był bardzo
duży, kształtem przypominał kroplę. Obrączka była z platyny.
Prowadzący opowiedział żart i sala buchnęła śmiechem. Erika
skorzystała z hałasu, nachyliła się i spytała:
- Amos, skąd jest ten pierścionek?
- Nie wiem - odparł beznamiętnym głosem.
- O czym ty mówisz? - Zmarszczyła czoło. - Przecież nie pojawił się
znikąd w twoim portfelu. Pomyślałam, że może od kogoś pożyczyłeś.
- Pożyczyć pierścionek zaręczynowy? Eriko, skarbie. To nie byłoby w
dobrym guście. Poza tym ktoś mógłby go rozpoznać…
- Ale przecież, kiedy przypomniałam sobie o pierścionku, to zniknąłeś
mi z oczu na zaledwie kilka minut. Skąd zatem go wytrzasnąłeś? - Patrzyła na
niego szerokimi ze zdziwienia oczami.
- Hm, masz bujną wyobraźnię, a może po prostu wszystko odbyło się o
wiele prościej?
Poczuła, że robi się jej gorąco.
- Czy to znaczy, że miałeś go cały czas przy sobie? Ale dlaczego
ukrywałeś aż do teraz?
- To nie tak. Kiedy rozmawiałaś z Kelly, zadzwoniłem do Stephena. -
Rzucił okiem na zegarek. - Sporo czasu zajęło mu dotarcie tutaj. Prawdę
mówiąc, zacząłem się zastanawiać, czy w ogóle podoła temu wyzwaniu.
- Jak mu się to udało?
- Pytasz, który jubiler otworzył dla niego sklep o tej porze? Nie mam
zielonego pojęcia. Zapewne dowiesz się, kiedy przyjdzie rachunek.
Kiedy weszli do holu, Stephen wciąż tam siedział. Było już późno,
nawet jak na niego, więc Erika doszła do wniosku, że został po godzinach z
jakiegoś ważnego powodu.
- Sprawdzasz, czy zdążymy przed godziną policyjną? - spytał go Amos.
- Czy może chcesz się upewnić, że brylant dotarł do adresata? Nie martw się,
kolego, twoja nieskazitelna reputacja nie została nadszarpnięta.
- Dziękuję, Stephen - odezwała się Erika. - Ten pierścionek nas
uratował.
- Prawdziwy gwóźdź programu - przyznał Amos. - Warto było
zobaczyć minę Feliksa, kiedy dotarło do niego, że to nie on jest gwiazdą
wieczoru.
- Choć może powinnam była przeprosić go, kiedy powiedziałeś, że
zachowuje się jak zwierzę - dodała Erika.
- Dlaczego? On nawet nie zauważył, że go obrażam.
- Tego nie byłabym taka pewna. Być może przemyśli to po powrocie do
domu.
- Wątpię. Będzie próbował opanować szok, jakiego doznał na wieść o
naszych zaręczynach. - Amos potrząsnął głową.
- Zobaczymy. - Erika sięgnęła po książki, które przynieśli. - Mam
nadzieję, że się nie mylisz.
Stephen osłupiały patrzył na tytuły książek.
- Panno Forrester?
- To tylko tak wygląda, jakby Erika miała zły gust - wtrącił Amos. -
Trudno w to uwierzyć, ale okazuje się, że panna Forrester jest amatorką
okazji. Książki były darmowe, więc wzięliśmy wszystko, co się nawinęło.
- Jasne! Za darmo! - oburzyła się. - Zapłaciłam pięćset dolarów za
bilety na bankiet, więc chyba mam prawo do skromnego upominku od
organizatorów. Poza tym niegrzecznie byłoby zostawić prezenty, które
przygotowali dla gości. Dobranoc wam obu.
W windzie dotarło do niej, że nie pożegnała swojego narzeczonego w
sposób, w jaki żegnają się zakochani. W końcu Amos był mężczyzną, za
którego lada dzień miała wyjść za mąż. A niech to, powinna być ostrożniej
sza. Nie mogą dać się przyłapać na kłamstwie, ważny jest każdy szczegół,
nawet właściwe pożegnanie.
Przeszedł ją dreszcz na myśl o powtórzeniu pocałunku. Szczęśliwie,
pomyślała, ten problem nie będzie pojawiał się zbyt często. Kiedy już się
pobiorą, nie będą musieli na każdym kroku przekonywać ludzi o swoim
uczuciu.
Uniosła rękę i z westchnieniem zachwytu przyglądała się kamieniowi,
który błyszczał cudownie na jej palcu. Brylant skrzył się niczym gwiazda.
Weszła do mieszkania i opadła na fotel. To była pierwsza chwila od
zakończenia bankietu, kiedy mogła sobie pozwolić na chwile relaksu. Prawdę
mówiąc, już na długo przed bankietem była wyczerpana zarówno fizycznie,
jak i psychicznie. Później, po oficjalnym wystąpieniu, zrobiło się jeszcze
gorzej. Wszystkie oczy skierowane były na nich. Wszyscy o nich mówili.
Czuła się wykończona jak po intensywnym dniu zdjęciowym.
Ale teraz, siedząc w swoim cichym apartamencie, mogła się już
całkowicie rozluźnić i na spokojnie przeanalizować ostatnie wydarzenia.
Pomyślała, że w istocie wszystko poszło nadzwyczaj dobrze i po jej
myśli. Oczywiście poza tym dziwnym oświadczeniem Feliksa. Co u licha
kazało mu podejrzewać, że zamierzała wmanewrować go w małżeństwo?
Kusiło ją, by zerwać negocjacje, ale zależało jej na produktach Kate La
Croix. Prawdę powiedziawszy, potrzebowała ich. W najgorszym przypadku
chciała być pewna, że nikt inny nie dostanie receptur. No i zawarła umowę z
Amosem, o czym nie powinna zapominać. Obiecała mu trzy miesiące
spokojnej pracy w zmian za pomoc. Trzeba przyznać, że dzisiaj spisał się
wspaniale. Nie mogła teraz zmienić planów, to byłoby niepoważne.
Choć z drugiej strony mogłaby zapewnić mu spokój i warunki do pracy
bez kontynuowania tej farsy. Pewnie Amos poczułby ulgę, że nie musi już
wypełniać żadnych punktów umowy, a jedynie czerpać z niej korzyści.
Spojrzała na pierścionek. I nagle poczuła, jak łzy napływają jej do oczu.
Siedziba Ladylove Cosmetics była elegancka i nowoczesna, ale
bezpretensjonalna - szans na wygranie nagrody w konkursie
architektonicznym raczej nie miała. Prawdę mówiąc, Amos, kiedy ją
zobaczył, pomyślał, że przypomina coś pomiędzy krzyżem a wielką butelką
perfum. Nie bardzo wiedział, czego się spodziewać. Może raczej czegoś
podobnego do sklepów Ladylove, jakie widział w mieście? Ostatnio
przechodził koło jednego, kiedy wybrał się po bluzkę dla Eriki. Swoją drogą
zapomniał jej zwrócić. Trudno, przecież miał kilka ważniejszych spraw na
głowie.
W każdym razie gdy przechodził koło sklepu firmy Eriki, poświęcił mu
nieco uwagi. Nigdy nie przykładał specjalnej wagi do makijażu czy
kobiecych perfum. Chyba że jakaś kobieta zdecydowanie przesadziła lub z
innych powodów zwróciła na siebie jego uwagę. Poznanie właścicielki takiej
firmy zmieniło jego podejście i skłoniło do pewnego zainteresowania
sprawami dotyczącymi tej branży.
W przeciwieństwie do sklepów, centrala była wyciszona i spokojna.
Jedyną ekstrawagancją była fantazyjna linia recepcji. Naprzeciwko wejścia
widniało logo firmy i wisiały naturalnej wielkości fotografie modelek
Ladylove.
Większość dziewczyn osiągnęła wielki sukces na wybiegu lub planie
filmowym po tym, jak pojawiły się w reklamach Ladylove.
Recepcjonistka uniosła wzrok, ale zanim Amos zdążył się przedstawić,
dziewczyna powiedziała:
- Pan Abernathy? Powiem pannie Forrester, że już pan przyszedł.
Zastanawiał się, czy recepcjonistka otrzymała tak dobry opis jego
wyglądu, czy też tak mało gości przychodziło do biura, że nie mogła się
pomylić. Uniosła słuchawkę telefonu, a Amos podszedł, aby bliżej przyjrzeć
się portretom. Na jednym z ostatnich zdjęć zobaczył Erikę. Oczy miała
szeroko otwarte, usta piękne, lecz bez uśmiechu.
- To wielki błąd - powiedział sam do siebie.
Technika komputerowa zrobiła swoje, pomyślał. Nikt nie ma tak
idealnej cery. Nie chodzi o to, że zauważył jakieś niedoskonałości na twarzy
Eriki, kiedy całował ją wczorajszej nocy…
- Panie Abernathy?
Drgnął, słysząc głos asystentki Eriki.
Kelly wygląda dzisiaj nieco inaczej, pomyślał. W końcu miała kilka dni
na oswojenie się z sytuacją. Nie mógł jej winić za to, że na sobotnim
bankiecie przyglądała mu się niczym przybyszowi z Marsa. Dzisiaj sprawiała
wrażenie kompetentnej i pewnej siebie osoby.
- Mów mi po imieniu - poprosił Amos.
- Co miałeś na myśli, mówiąc „to wielki błąd”?
Spojrzał ponownie na zdjęcie Eriki.
- Powinni sfotografować ją, kiedy się uśmiecha.
- Twarz Ladylove jest zawsze poważna.
- Można nawet powiedzieć smutna. - Wskazał na zdjęcie modelki
równie pięknej jak Erika. Dziewczyna miała mocno umalowane oczy, w
których widać było ból i cierpienie, co makijaż jeszcze podkreślał. - Może
nadszedł czas, aby to zmienić.
Chyba powinieneś zachować swoje opinie dla siebie… Amos niemal
usłyszał, co pomyślała lub mogła pomyśleć Kelly. Prawdopodobnie miała
rację, doszedł do wniosku. Co on wiedział o biznesie kosmetycznym? Nie był
także ekspertem w dziedzinie marketingu i reklamy. Ostatnią rzeczą, jakiej
pragnął, było krytykowanie Eriki i jej sposobu zarządzania firmą.
- Przemawia przeze mnie czysty egoizm - dodał. - Po prostu wolę, kiedy
Erika się uśmiecha.
Kelly przyjrzała mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Tędy. - Wskazała na windę. - A dla ścisłości, to był portret pani
Forrester.
- Ta smutna kobieta na zdjęciu to była matka Eriki? Nie miałem
pojęcia…
- Zdjęcie zostało zrobione kilka lat po ślubie, ale przestała pozować,
kiedy zaszła w ciążę.
- A potem były nowe twarze Ladylove - mruknął Amos, przypominając
sobie rząd zdjęć dzielących matkę i córkę.
Zastanawiał się, z iloma modelkami Stanford Forrester III spędził noc w
łóżku. Erika wspominała o miłosnych podbojach ojca i Amos nie zdziwiłby
się, gdyby większość tych dziewczyn była kochankami jej ojca.
- Erika chciałaby spotkać się z tobą w jej biurze przed ceremonią -
powiedziała Kelly. Zastukała do drzwi, otworzyła je, a następnie zamknęła za
Amosem.
Amos zastanawiał się, czy biuro, w którym się znajdował, należało
kiedyś do Stanforda Forrestera. Jeśli tak, prawdopodobnie zmieniono
całkowicie wcześniejszy wystrój. Był to bowiem bardzo kobiecy gabinet. I to
nie z powodu koronek czy falbanek. Stylowy stół o rzeźbionych nogach stał
na środku pokoju nieopodal kominka. Obok dwa obrotowe fotele pokryte
perkalem.
Świetny sposób, żeby odstraszyć mężczyznę od zajęcia miejsca,
pomyślał. Jedynym miejscem, na którym mógłby usiąść, było proste krzesło
stojące przy biurku. Z tego wynikało, że Erika nie organizuje tu spotkań,
przynajmniej tych dłuższych.
Erika wstała zza biurka. Ubrana w świetnie dopasowany biały komplet
ze spodniami, wyglądała doskonale. Amos był nieco zaskoczony faktem, że
zadała sobie tyle trudu. Przecież to wszystko tylko na niby…
- Dziękuję, że przyszedłeś - powitała go.
- Wydawało mi się, że byliśmy umówieni na ślub?
- No tak. Oczywiście. Chyba nie masz nic przeciwko temu, by
ceremonia odbyła się tutaj, w sali konferencyjnej? Kelly wspaniale
udekorowała pokój.
- W sali konferencyjnej?
- Cóż, branie ślubu w kościele byłoby w naszych okolicznościach
pewną hipokryzją - broniła się.
Bez wątpienia pragnęła mieć już ten krok za sobą i przystąpić do
realizacji kupna firmy Kate La Croix.
- Jestem po prostu zaskoczony, bo to niezbyt duże pomieszczenie.
Nawet w tak nagłym przypadku i bez wcześniejszego powiadamiania, musi
być spora grupa osób, która chciałaby być na twoim ślubie. No wiesz…
rodzina, przyjaciele…
- Nie aż tak wiele. A czy ty kogoś zaprosiłeś?
Amos miał nadzieję, że Erika nie zauważy braku gości z jego strony.
- To chyba nie jest ślub twoich marzeń - zmienił temat.
- Moich marzeń? - spytała zaskoczona.
- Sama rozumiesz… katedra, biała suknia z trenem, szesnaście
druhen…
- To wszystko tylko niepotrzebne zamieszanie. - Potrząsnęła głową.
- I do tego mąż, w którym jesteś zakochana - skończył.
- To mity. Zakochanie jest ulotne jak perfumy. - Koś zapukał do drzwi.
- Słucham, Kelly?
- Wszyscy już czekają - poinformowała asystentka.
- Miejmy to za sobą - powiedziała Erika. Wyprostowała się i wzięła
głęboki oddech.
Rozdział piąty
Erika odnosiła wrażenie, że sala konferencyjna ginie w gęstej mgle. Nie
widziała zbyt dobrze, a i dźwięki docierały do niej nieco przygłuszone. A
może to po prostu jej umysł nie funkcjonował jak należy? Nikt inny chyba nie
miał problemów ze wzrokiem czy słuchem.
Miłość nigdy nie była tematem, którym zaprzątałaby sobie głowę. Zbyt
często widziała opłakane skutki uczuć, a raczej mitów o miłości.
Stanford Forrester był playboyem i wszyscy o tym wiedzieli. Jednak
powszechnie rozprzestrzeniony mit głosił, że nawet playboy zmienia się w
obliczu miłości. A dokładniej, że powinien się zmienić, kiedy sam się w kimś
zakocha. A może wtedy, gdy pokocha go właściwa kobieta…
To i tak bez znaczenia, bo jej ojciec zupełnie się nie zmienił. Erika nie
wiedziała, czy czuł się kochany i zakochany i specjalnie o to nie dbała.
Musiał czuć coś szczególnego do jej matki, bo tylko z nią się ożenił. Nawet
kiedy odzyskał wolność, nigdy więcej nie planował powtórnego ożenku.
Erika nie miała żadnych wątpliwości, że jej matka była szczerze
zakochana w ojcu i chciała stworzyć idealną rodzinę. Jej uczucia nie
wystarczyły, aby zmienić Stanforda Forrestera z playboya w przykładnego
męża, ale nie poddawała się. Wierzyła, że miłość może zdziałać cuda.
Patrząc na jej cierpienie, Erika dorastała w przekonaniu, że miłość nie
jest niczym więcej jak romantycznym mitem. Kiedy już trochę dorosła do
tego, by zmienić zdanie i uwierzyć w moc uczuć, w jej życiu pojawił się
Denby Miles…
- Eriko? - szepnął Amos.
- Tak - odpowiedziała automatycznie, po czym zorientowała się, że nie
takiej odpowiedzi od niej oczekiwano. - To znaczy będę - dodała zmieszana. -
To znaczy tak…
- To mi wystarczy. - Sędzia pokoju uśmiechnął się przyjaźnie. - Czy
macie obrączki?
Amos sięgnął do kieszeni.
Erika wyciągnęła rękę z nadzieją, że Amos wsunie jej obrączkę obok
pierścionka zaręczynowego. Amos jednak najpierw zdjął pierścionek z jej
palca, potem zastąpił go obrączką.
- Żono, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności -
powiedział.
Romantyczna bzdura, miała ochotę odpowiedzieć.
- Na mocy uprawnień nadanych mi przez Stan Nowy Jork ogłaszam
was mężem i żoną - oznajmił sędzia i zebrani zaczęli klaskać.
Erika niemal zapomniała o pozostałych uczestnikach ceremonii. Nie
chciała żadnego zamieszania wokół tego ślubu. Ot, tyle osób, ile wypada.
Jednak Kelly była odmiennego zdania. Uważała, że jest istotna różnica
między cichym ślubem i zakonspirowaną ceremonią podobną do jakiegoś
tajnego spisku. Dlatego też zaprosiła na uroczystość personel firmy. Choć
Erika marzyła teraz jedynie o powrocie do domu, posłusznie przyjmowała
kolejne gratulacje.
- Zapomniałaś o pocałunku - wypomniał jej szeptem Amos. - Ale
poczekaj, aż nie będę musiał przejmować się tym całym makijażem.
Pocałunek. No tak, kompletnie nie pomyślała, że wypadałoby tak
zakończyć ślub. Teraz już trochę na to za późno. Ruszyła dalej, rozmawiając
z gośćmi i sącząc szampana.
Spostrzegła, że w kącie sali stoją dyrektor marketingu i szef reklamy,
namiętnie dyskutując o jesiennej kampanii. Uśmiechnęła się do siebie.
- Co cię rozbawiło? - spytał zza jej pleców Amos.
- Och, zastanawiałam się tylko, co ci dwaj pomyśleliby, gdyby się
dowiedzieli, po co bierzemy ślub. Jak nazwałeś moją akcję? Mąż do
wynajęcia?
- Nie mówisz poważnie. - Amos zlustrował wzrokiem obu mężczyzn. -
Obaj byli na twojej liście?
- A co z nimi jest nie tak?
- Jeden to wazeliniarz, drugi naiwniak - skomentował. - Kogo jeszcze
brałaś pod uwagę?
Jakoś nie miała ochoty opowiadać mu o gońcu z chińskiej restauracji.
- Dlaczego pytasz?
- Wiesz, będę ich liczył, jeśli nie będę mógł zasnąć.
- Przykro mi, ale chyba jednak musisz zostać przy baranach. - Ruszyła
w stronę mężczyzn. - Hej, czy rozmawiacie o sesji zdjęciowej?
- Najpierw praca, potem przyjemności - odparł szef reklamy z
przymilnym uśmiechem. - Skoro zyskaliśmy kilka dodatkowych dni,
myślałem…
- Dodatkowych dni? - zdziwiła się Erika. - Zdjęcia zaczynają się jutro.
Dyrektor marketingu zmieszał się, nawet zaczerwienił, a potem zaczął
przebąkiwać o zwłoce z powodu ślubu Eriki.
- O co chodzi? - spytała. - Nie zamierzam nic przekładać.
- Chyba chodzi mu o to - wtrącił niewinnie Amos - że skoro dziś jest
twoja noc poślubna, to nie będziesz miała ochoty na wczesne zrywanie się i
pozowanie od bladego świtu.
Twarz dyrektora płonęła niemal żywym ogniem. Jęczał coś
niezrozumiale.
- Ach - szepnęła ze słabym uśmiechem. - Cóż, jako profesjonalistka,
poradzę sobie z tym.
- I zaczniesz później - skończył za nią Amos. - Jeśli wy dwaj dacie jej
kilka dodatkowych godzin na pozbieranie się rano, to ja obiecuję, że dziś
zaciągnę ją wcześniej do łóżka.
Szef reklamy zaczął się śmiać, jakby usłyszał najlepszy kawał w swoim
życiu. Dyrektor marketingu sprawiał wrażenie rozeźlonego.
- Prawdę mówiąc - dodał Amos - skoro już ze wszystkimi
porozmawialiśmy, to najchętniej wróciłbym do domu. Co o tym myślisz,
kochanie? Chyba należy nam się chwila wytchnienia?
Wytchnienie, odpoczynek… To zabrzmiało cudownie. Szybko jednak
uświadomiła sobie, że od tej chwili będzie wypoczywać zupełnie inaczej.
Kiedy dotarli pod drzwi apartamentu, zaczęła szukać kluczy. Zanim
wygrzebała je z dna torebki, Amos otworzył drzwi i schował swój klucz do
kieszeni.
Opanowała się, żeby nie wyskoczyć z jakąś gwałtowną reakcją. To
oczywiste, że będzie potrzebował klucza. Powinna to załatwić, ale
zapomniała. Ciekawe, dlaczego zezłościło ją, że Amos sam się tym zajął?
- Złościsz się z powodu klucza? - spytał. - Czy może czekasz, aż
zgodnie ze zwyczajem przeniosę cię przez próg?
- Nie bądź śmieszny. - Minęła go i weszła do środka. - Po prostu
zaskoczyłeś mnie, ale to oczywiste, że potrzebujesz klucza, choćby po to,
żeby móc przywieźć tu dziś swoje rzeczy.
Rozejrzała się po mieszkaniu, i choć na pierwszy rzut oka nic się nie
zmieniło, czuła, że jest jakoś inaczej.
- Chyba już częściowo zdążyłeś się z tym uporać - raczej stwierdziła niż
spytała.
- Oczywiście. Nie chciałem, żeby przeszkadzały, dlatego na razie
umieściłem wszystko w pokoju gościnnym i w gabinecie.
Amos rewelacyjnie wywiązywał się ze swojej części umowy, natomiast
Eriką targały wątpliwości, czy odgrywa swoją rolę należycie. Równie dobrze
mogła sama zgłosić się do „Sentinelu” i udzielić im długiego, smakowitego
wywiadu.
Postanowiła jak najszybciej się poprawić.
- Nie jesteś głodny, Amos? Lodówka jest prawie pusta, ale możemy
zamówić pizzę.
- Jasne, chętnie.
- Masz jakiś ulubiony rodzaj?
- Jeśli chodzi o pizzę, to zjadam każdą, jaka wpadnie mi w ręce.
Poproszę tylko bez oliwek.
Złożyła zamówienie przez telefon i sięgnęła po portfel do torebki.
Uświadomiła sobie, że zapomniała zatrzymać się przy bankomacie, żeby
pobrać gotówkę.
- Przepraszam cię bardzo, ale muszę iść do gabinetu po czeki… I
jeszcze jedno. Powiedziałam, że możesz korzystać z tamtego pokoju, ale nie
wyniosłam jeszcze swoich rzeczy. Przepraszam.
- Nie żartuj, przecież to cały czas jest twój gabinet. Wiesz co? Możemy
się umówić, że ja nie dotknę twoich czeków, a ty nie będziesz zaglądać do
moich szuflad. Obie strony będą zadowolone.
Choć odparła, że to świetne rozwiązanie, wchodząc do „pokoju
Amosa”, czuła się niezręcznie. Czego się spodziewasz? - zadawała sobie w
duchu pytanie. Jeśli schował tu jakieś pisemka dla dorosłych, to wymyśliłby
coś i sam przyszedł po czeki.
Na biurku, które zostawiła puste, stał teraz laptop, a obok na podłodze
tekturowe pudło. Pewnie przybory biurowe albo materiały do książki,
domyśliła się.
Zaskoczyło ją, że przynajmniej na pierwszy rzut oka w pomieszczeniu
nic więcej się nie zmieniło. Powiedział jej, że zostawił swoje rzeczy w
gabinecie i pokoju gościnnym. Skoro tutaj niemal nic nie było, to zapewne
drugi pokój jest wyładowany pod sufit, pomyślała. Nieważne, to przecież nie
jej sprawa. Wypełniła dwa czeki i wróciła do salonu.
- Trochę się zawiodłam. - Uśmiechnęła się. - Sądziłam, że piszesz w
tradycyjny sposób. Wiesz, papier, ołówek.
- Kwestia bezpieczeństwa i wygody - odparł. - Tylko ja jestem w stanie
odczytać moje bazgroły.
- Możesz odebrać pizzę? - Podała mu czek. - Chciałabym się szybko
wykąpać i przebrać - powiedziała i podała mu drugi czek.
Spojrzał na nią zdziwiony.
- Będziesz potrzebował trochę pieniędzy. Pomyślałam, że najprościej
będzie wypisywać ci czek każdego dnia.
- Kieszonkowe, jak miło.
- Jeśli wolisz w innej formie…
- Tak jest w porządku.
- Albo gdybyś chciał więcej…
- Przecież mówię, że tak jest w porządku.
- Świetnie. Nie chcę, żebyś musiał mnie prosić o pieniądze za każdym
razem, kiedy na przykład zaplanujesz jakieś wyjście. - Nigdy jeszcze nie
czuła się tak niezręcznie. - Powiedziałeś, że mam traktować nasz układ
poważnie. Staram się, prawda?
- Tak - odparł po chwili zastanowienia. - Oczywiście, że tak. - Miał
zaciśnięte usta i wcale nie wyglądało na to, że myśli dokładnie to, co mówi.
Erika przywykła do sesji zdjęciowych, choć dla laika mogły się one
wydawać czymś niezwykle ekscytującym. Dzień zawsze zaczynał się od
żmudnych przygotowań pod opieką stylistów. Później traktują człowieka jak
lalkę i ustawiają w setkach dziwnych póz, każąc robić różne dziwne miny.
Następnie przechodzą do etapu zażartych kłótni każde ujęcie i często cała
zabawa zaczyna się od nowa.
Kiedy już są zadowoleni z efektu, modelka jest na ogół tak zmęczona,
że ledwie może się ruszyć.
Erika uważała, że dziewczyny, które uczestniczą w sesjach dzień po
dniu, albo jakimś cudem przyzwyczaiły się do tego trybu życia, albo są tak
próżne, że wymagają stałego adorowania i podziwiania, toteż takie
zamieszanie wokół ich osoby jest im potrzebne jak tlen. Ona sama, po trzech
latach pozowania do zdjęć, nadal nie przyzwyczaiła się do trudów tej profesji.
Nigdy natomiast nie marzyła o wianuszku pochlebców. Ponieważ jednak
dobro firmy stawiała ponad wszystko, cierpliwie znosiła kolejne sesje, które
szczęśliwie zdarzały się teraz nie więcej niż dwa, trzy razy do roku.
Ze względu na jej noc poślubną sesja zaczęła się później, co wpędziło
wszystkich w jakiś ponury nastrój. Kiedy zrobili pierwszą przerwę, wciąż byli
na początku pracy. Erika wzięła butelkę zimnej wody od Kelly. Miała ochotę
przyłożyć ją do czoła. Było jej gorąco od świateł lamp fleszy. Wiedziała
jednak, że wtedy będzie trzeba poprawiać makijaż, a na to nie miała ochoty.
Dlatego zachowywała ostrożność i nawet piła w taki sposób, żeby nie zetrzeć
szminki.
Za ścianą światła pomieszczenie tonęło w mroku. Erika na wpół
oślepiona światłem, przecisnęła się pomiędzy ludźmi i sprzętem, znalazła
kanapę w kącie sali i opadła na nią. Poluzowała perłowe kolczyki, które były
zapięte tak ciasno, że czuła ból. Odchyliła głowę i oparła ją o pozostawioną
przez kogoś poduszkę.
Ktoś zbliżył się do niej. Widziała jedynie cień. To Amos przysiadł na
oparciu kanapy.
- Nienawidzisz tego pozowania, prawda?
Wyprostowała się gwałtownie.
- Co ty tu do diabła robisz? I od jak dawna mnie podglądasz?
- Jakąś godzinkę. Przyszedłem, żeby mieć na oku moją ukochaną nowo
poślubioną żonę. Muszę się upewnić, czy nikt cię tu nie dręczy.
- Czyli innymi słowy pakujesz nos w nie swoje sprawy i szpiegujesz.
- To także. - Uśmiechnął się, jakby jej słowa nie zrobiły na nim żadnego
wrażenia.
Zresztą, nie ma się co dziwić, pomyślała. W końcu to także część gry.
Chciał, żeby jak najwięcej osób zobaczyło, jak troszczy się o swoją żonę.
- Nikt nie wyglądał na zdziwionego moją obecnością - dodał.
- A może po prostu dobrze to ukrywali?
- A może są przyzwyczajeni do gości na planie?
- Nie, wolę, kiedy na sesjach jest jak najmniej osób.
- Zabawne. Policzyłem, są tu trzydzieści dwie osoby, a jestem prawie
pewien, że jeszcze nie wszystkich widziałem.
Nagle Erice wydało się, że cała ekipa gdzieś się rozpłynęła. Zostało
jedynie kilku techników, którzy zajmowali się przygotowaniem kolejnych
ujęć. Nikt nie zwracał uwagi na Erikę. Poza Amosem oczywiście, który
patrzył na nią badawczo.
- Nienawidzisz tego pozowania, prawda? - powtórzył.
Chciała zaprzeczyć, ale czuła się zbyt zmęczona.
- Nie sądziłam, że tak to widać.
- Pewnie nie dla każdego jest to widoczne. - Wskazał na pokój. - Ale w
końcu ja nie jestem kimś z ekipy. Widzę wszystko dużo wyraźniej. Dlaczego
pozujesz, skoro tak tego nie znosisz?
- Sesje mam tylko trzy razy do roku.
- Zleć to komuś innemu.
- Może kiedyś. - Wypiła łyk wody i wstała. - Wracajmy do pracy i
miejmy to z głowy.
Amos nie ruszał się.
- Rozumiem. Nie lubisz pozować, ale nie chcesz stracić kontroli nad
wszystkim.
- To nieprawda. Ja… - Dlaczego się z nim kłóciła? Jaka to różnica, co
on myśli? Poirytowana Erika odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku
świateł i statywów. Była tak zdenerwowana na siebie, że ledwie zachowywała
równowagę. Nagle czubkiem buta zaczepiła o statyw i upadła na ziemię.
Nawet gumowana wykładzina nie mogła w pełni zamortyzować upadku.
Świat jej zawirował przed oczami. Jęknęła i leżała bez ruchu.
Kiedy otworzyła oczy, Amos klęczał przy niej.
- Nawet nie próbuj się ruszać - zakomenderował. - Nieźle się potłukłaś.
- Zabawne - syknęła. - Sama to zauważyłam.
Technicy patrzyli na nią ponad ramionami Amosa.
- Będzie siniak - skomentował jeden z nich.
Erika intuicyjnie uniosła dłoń do twarzy, żeby sprawdzić, czy mocno
ucierpiała. Amos chwycił ją za nadgarstek, unieruchamiając rękę.
- Czy ja krwawię?
Pokręcił przecząco głową.
- Skóra nie jest przecięta. Na szczęście upadłaś na podłogę, nie
uderzyłaś w żaden kant.
- Cała połowa twarzy mnie boli, a ty mówisz, że miałam szczęście?
- Tak. Mogłaś zranić się w oko. - Spojrzał na technika. - Czy dla
odmiany mógłbyś zrobić coś pożytecznego i skierować tu jeden z
reflektorów, zamiast stać i gapić się? I poślij kogoś po lód. - Wziął butelkę
wody, którą Erika upuściła, upadając, i przyłożył ją do jej obitego policzka.
Drgnęła, gdy poczuła zimny plastik. Nawet tak drobny ruch powodował ból,
dlatego postanowiła leżeć spokojnie.
Coraz więcej osób pochylało się nad nią. Słyszała szepty, okrzyki,
dyskusje. Ktoś mówił o wezwaniu pogotowia.
- Czy wszyscy mogą się zamknąć! - krzyknął Amos. - Jeśli Erika
jeszcze nie ma bólu głowy, zaraz się go nabawi.
- Już za późno - mruknęła.
Zdenerwowana asystentka nadbiegła, niosąc garść kostek lodu. Woda
wyciekała spomiędzy jej palców. Amos rozejrzał się, chwycił ręcznik
należący do stylisty i owinął weń kostki lodu. Delikatnie przyłożył zawiniątko
do twarzy Eriki.
- Ten ręcznik kosztuje sto dolarów - pisnął stylista.
- Świetnie. A teraz jest bezcenny, bo służy do udzielenia pierwszej
pomocy. - Pochylił się niżej nad Erika. - Chyba już minął pierwszy szok. Czy
myślisz, że dasz radę wstać, czy powinniśmy wezwać pogotowie?
- Boli mnie biodro. - Wyprostowała nogę i próbowała poruszyć kostką.
- Ale mogę wstać.
- Sprawdźmy to. Skończyłaś pozowanie na dzisiaj - dodał stanowczo.
Erika dotknęła opuszkami palców policzka. Czuła, że jest opuchnięta.
- Chyba że nalegasz na kontynuowanie zdjęć - mruknął.
- Następne ujęcia będą warte niezłą sumkę, o ile „Sentinel” zechce je
kupić.
Erika nie zgodziła się pojechać do szpitala. Amos musiał przyznać, że
rozumie jej punkt widzenia. Zdjęcie Eriki Forrester, siedzącej w zatłoczonej
poczekalni w szpitalnej izbie przyjęć i trzymającej worek z lodem przytknięty
do twarzy, byłoby z pewnością warte tysiące dolarów. Przysięgała, że nie
straciła przytomności nawet na sekundę. Nie krwawiła też, a skóra nie była
przecięta. Amos zgodził się więc odwieźć ją do domu.
Stephen zadzwonił po miłego emerytowanego lekarza, mieszkającego
na trzecim piętrze, który zgodził się przyjść i obejrzeć Erikę.
- Obserwuj ją uważnie przez kilka godzin - powiedział do Amosa i
pokazał mu, jak sprawdzać, czy źrenice oczu prawidłowo reagują na światło.
- Jeśli nic złego nie wydarzy się do wieczora, myślę, że szybko z tego
wyjdzie.
Amos odprowadził lekarza do drzwi i wrócił do sypialni. Erika uniosła
rękę do twarzy. Amos nie był pewien, czy zasłania oczy przed światłem, czy
próbuje zakryć opuchliznę. Rano miejsce stłuczenia zamieni się w wielki
siniak. Tak jak mówił jeden z techników.
- Zostaw mnie - mruknęła. - Nie rób sobie kłopotu.
Podał jej szklankę zimnej wody i kilka tabletek przeciwbólowych.
- Potrzebujesz trochę świeżego lodu?
- Czuję się idiotycznie, przykładając sobie lód. Dla ciebie to też nie
najlepszy sposób spędzania wolnego czasu, jak sądzę.
- Na dobre i na złe. W chorobie i zdrowiu… - powiedział łagodnie.
Zgasił światło. - Spróbuj odpocząć. Będę w salonie, gdybyś czegokolwiek
potrzebowała.
- Może lepiej… - przerwała nagle. - Nie, to głupie.
- Co chciałaś powiedzieć?
Wahała się, czy odpowiedzieć.
- Zastanawiałam się, czy mógłbyś jeszcze ze mną zostać. Pewnie masz
inne ciekawsze zajęcia - powiedziała z ledwo słyszalnym drżeniem głosu.
Usiadł na brzegu łóżka i chwycił ją za rękę. Zacisnęła palce na jego
dłoni, a po chwili rozluźniła uścisk, zapadając w spokojny sen.
Siedział przy niej długo, słuchając równego oddechu.
Na dobre i na złe… Dlaczego to powiedziałem? - zastanawiał się. W co
ja się u licha pakuję?
Rozdział szósty
Erika obudziła się z dziwnym przeczuciem, że nie powinna zbyt
gwałtownie się poruszać. Nie była do końca pewna dlaczego. Po chwili
przypomniała sobie dokładnie wczorajsze zdarzenie. Leżała więc
nieruchomo, próbując wybadać sytuację. Głowa ani biodro już tak mocno jej
nie bolały. Czuła jednak tępy ból wokół prawego oka. Opatrunek z lodu
zsunął jej się w czasie snu. Dotknęła delikatnie policzka opuszkami palców.
Nadal był opuchnięty i wrażliwy na dotyk.
Jak przez mgłę pamiętała, że Amos wchodził kilkakrotnie w nocy do jej
pokoju, żeby sprawdzić, czy wszystko u niej w porządku. Czy naprawdę
poprosiła go, żeby z nią został?
Opuściła nogi z łóżka i usiadła. W tej samej chwili na wpół
przymknięte drzwi do jej sypialni otworzyły się na oścież. Stał w nich Amos.
- Lepiej się czujesz?
- Tak. - Wstała zbyt raptownie i chwyciła się pionowej podpory
baldachimu, żeby nie stracić równowagi. - Wygląda na to, że siedziałeś tuż za
drzwiami.
- Musiałem mieć na ciebie oko.
- Jak dziś wyglądam? - Wskazała na swój policzek.
- Nie za dobrze, ale też nie na tyle tragicznie, byś pomyślała o
samobójstwie.
Czego się spodziewała? Może wolałaby usłyszeć mniej szczerą
odpowiedź, ale w przypadku Amosa taka ewentualność nie wchodziła w grę.
Mimo wszystko trochę się zdenerwowała. Czy on naprawdę myśli, że jestem
tak niesamowicie próżna?
- Daj spokój, Amos - żachnęła się. - Nauczyłam się kilku pożytecznych
sztuczek. Prawie wszystko można zatu¬szować umiejętnym makijażem… -
Spojrzała na swoje odbicie w dużym lustrze przy toaletce i zesztywniała.
Wiedziała, że policzek ma nadal spuchnięty. Teraz jednak zauważyła,
że cała połowa jej twarzy wyglądała wręcz karykaturalnie, a okolice oka
przybrały sinoczarny kolor.
- Co mówiłaś? - zapytał grzecznie.
Nawet nie próbowała odpowiadać. Usiadła na krześle przy toaletce i
włączyła oświetlenie. Żarówki zainstalowane wokół lustra dawały niezbyt
silne światło, w którym jej siniaki wyglądały wręcz fatalnie. Zabawne, sądziła
przed chwilą, że już nie może być gorzej.
Nasączyła wacik mleczkiem kosmetycznym i zaczęła zmywać resztki
wczorajszego makijażu. Przyjrzała się swemu odbiciu i doszła do wniosku, że
to będzie prawdziwe wyzwanie dla jej kosmetyków. Potrzebowała tony
podkładu, żeby zakryć sińce.
- A może przyda ci się kapelusz z szerokim rondem i czarna woalka? -
zaoferował. - Jestem pewien, że Stephen znajdzie coś odpowiedniego…
- Nigdy nie pokazałabym się publicznie w czymś takim. - Dotknęła
policzka i syknęła.
- Ostrożnie - poradził. - Nie naciskaj, bo będzie jeszcze gorzej.
- Gorzej niż w tej chwili? To mało prawdopodobne. Czy mógłbyś
przynieść mi sok pomarańczowy? W lodówce jest kilka butelek.
- Zrozumiałem aluzję. Nie potrzebujesz publiki, kiedy się malujesz.
Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Poderwała się na równe nogi. A
może to fotografom z brukowców udało się przechytrzyć Stephena na dole…
- Amos, nie otwieraj! - krzyknęła.
- To na pewno Kelly - odkrzyknął. - Dzwoniła wcześniej i powiedziała,
że wpadnie.
Erika usiadła ponownie i spojrzała na swą twarz. Kapelusz z woalką? -
pomyślała. Nie, nie wystarczy. Potrzebowałabym koca…
Właściwie dlaczego miałaby się zachowywać tak, jakby się wstydziła?
Przecież nie zrobiła nic złego. Spróbuje zamaskować obrażenia, ale nie
będzie się przesadnie ukrywać. Miała wypadek przy pracy. To wszystko.
Sięgnęła po róż, żeby pokryć nim policzki mocniej niż zwykle. Nie
mogła zbyt silnie uciskać opuchniętych miejsc, a to stanowiło dodatkową
trudność.
Słyszała odgłosy rozmowy w holu. Damski głos z pewnością nie
należał do Kelly. Zaintrygowana poszła w kierunku holu, żeby dowiedzieć
się, o co chodzi.
Drzwi wejściowe były na wpół otwarte, a Amos skutecznie je blokował.
Tuż pod jego ramieniem Erika ujrzała kobietę o rudych włosach. Kolor
włosów był znajomy, ale nie mogła przypomnieć sobie osoby. Wydawało jej
się tylko, że musi to być jej sąsiadka.
- Doskonale rozumiem, że nie pracuje już pan jako gospodarz tego
budynku - kobieta mówiła bardzo szybko. - wiem, że jest pan zajęty pisaniem
książki. Jestem zaszczycona, mogąc poznać prawdziwego pisarza! Ale
Stephen jest kompletnie zawalony robotą dziś po południu i zastanawiałam
się, czy pan nie mógłby mi pomóc.
- A co Stephen ma tak pilnego do roboty? - zapytał Amos.
Dobry ruch, pomyślała Erika. Nie odmówił, choć to właśnie miał na
myśli. A teraz wyproś ją, Amos…
- W holu było bardzo wiele obcych osób, kiedy tam weszłam. Nie mam
pojęcia, po co oni wszyscy tu przyszli. A pan…
Erika tak była zaciekawiona ich rozmową, że nie zdawała sobie sprawy,
jak daleko weszła w głąb holu i jak głośno się poruszała. Nagle kobieta
odwróciła się i spojrzała wprost na Erikę. Krzyknęła, a Erika cofnęła się do
sypialni. Chwała Bogu, pomyślała, że stałam w cieniu.
- Nie wiedziałam, że ona jest w domu - powiedziała sąsiadka z
rozczarowaniem.
Och, wierzę ci, skarbie, pomyślała Erika. Po chwili usłyszała dźwięk
zamykanych drzwi, a następnie kroki w korytarzu.
- Już jest bezpiecznie. Przepraszam za opóźnienie. - Amos przyjrzał się
jej uważnie, podając jednocześnie butelkę soku. - Nie wygląda na to, żebyś
robiła jakieś postępy.
- Dzięki. Naprawdę dodajesz mi otuchy - odparła ironicznie i powróciła
do prób zatuszowania siniaka.
Niestety musiała przyznać, że Amos miał rację. Sięgnęła po wacik i
zaczęła zmywać makijaż.
- Poddajesz się? - spytał.
- Gdzież tam. Zaczynam od początku.
- Cóż, nie jestem lekarzem, ale wydaje mi się, że lepiej zostawić
zasinienie nie przykryte, żeby skóra mogła oddychać i szybciej się zagoić.
- Jeśli uda mi się zamaskować, to co za różnica, czy będzie się goiło
dzień czy dwa dłużej? - Odkręciła butelkę i upiła łyk soku. - Widzę, że
cieszysz się sporą popularnością. Jeśli sądzisz, że ci odpuszczą, bo ich
unikasz, to chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakim jesteś dla nich
wyzwaniem.
- A konkretnie? - W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
- „Jestem zaszczycona, mogąc poznać prawdziwego pisarza!” -
naśladowała sąsiadkę. - Szczerze? Niektóre kobiety są po prostu tępe. Albo
traktują mężczyzn jak skończonych idiotów.
Amos przestał pić i spojrzał na Erikę.
- Co masz na myśli? - spytał uprzejmie. - Że wcale nie robię dobrego
wrażenia?
- Nie. Chodzi mi o to, że gdyby ta kobieta naprawdę szanowała twoją
pracę, to nie zawracałaby ci głowy… Czego ona chciała?
Nagle ponownie rozległ się dzwonek u drzwi. Amos poszedł sprawdzić,
kto to.
- Amos, uważaj - krzyknęła za nim. - Pamiętaj, co mówiła o grupie
ludzi na dole. Jeśli są tam jacyś dziennikarze, to mogli prześliznąć się na
górę.
- Zdawało mi się, że uważałaś Stephena za niepokonanego - odkrzyknął
przez ramię i otworzył drzwi.
Tym razem wrócił szybciej. Za nim szła Kelly. Spojrzała na Erikę i
jęknęła.
- A tobie co? - zezłościła się Erika. - Wiem, że nie wygląda to najlepiej,
ale też nie przypominam chyba potwora, na litość boską!
- Jest gorzej niż wczoraj. Co zrobisz?
Erika rzuciła okiem w lustro. Bez makijażu twarz wyglądała
rzeczywiście gorzej. Może Amos dobrze radził, żeby zostawić obrzęk w
spokoju. Nadszedł czas, by stawić czoła faktom. Cokolwiek zrobi, nie
zatuszuje stłuczenia. Co najwyżej zmieni kolor siniaka.
- Cóż, chyba nic na to już nie poradzę - przyznała, wstając z krzesła. -
Chodźmy do salonu, tam będzie nam wygodniej.
- W porządku. - Kelly kiwnęła głową. - Mam ze sobą twój kalendarz.
Będziesz musiała zdecydować, co przełożyć, a co można załatwić
telefonicznie.
- O czym ty mówisz?
Weszły do salonu. Na stoliku stał laptop, przed nim usiadł Amos.
- Przepraszam - speszyła się Erika. - Nie będziemy ci przeszkadzać?
- W porządku, wchodźcie. Przeniosłem się z gabinetu, żeby mieć na
ciebie oko. - Zamknął komputer i usiadł na kanapie. - Napijesz się czegoś,
Kelly?
- Chętnie - odparła, nie spuszczając wzroku z Eriki.
- Nie możesz nigdzie się pokazać w takim stanie - odpowiedziała na
wcześniej zadane pytanie.
- Ależ oczywiście, że mogę - sprzeciwiła się Erika kategorycznie. -
Pracuję. Nie mogę zniknąć, dopóki moja twarz nie będzie wyglądała
normalnie.
- Musisz. Nikt nie może zobaczyć cię w takim stanie. - Kelly nie dawała
za wygraną.
- Kelly, to był zwykły wypadek.
- Wypadek czy nie, z marketingowego punktu widzenia to istny
koszmar - oświadczyła asystentka stanowczo. - Czołowa twarz Ladylove nie
może pokazać się z podbitym okiem.
- Przecież jesienna kampania nie będzie kręcić się tylko wokół mojej
twarzy.
- To bez znaczenia. Gdziekolwiek się pojawisz, jesteś kojarzona z
Ladylove. Co powiedzą o firmie, widząc twoje stłuczenia?
Erika otworzyła usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zaraz je zamknęła.
- Przyszłam, żeby cię ostrzec - kontynuowała Kelly. - Trzy minuty po
twoim wyjściu zaczęła się narada osób odpowiedzialnych za reklamę i
wizerunek firmy. Początkowo myślałam, że przesadzają, ale teraz…
- Ostrzec mnie? - Erika miała złe przeczucia. - Jakie wnioski wyciągnęli
na naradzie?
- Uznali, że nie możesz tak pokazać się światu. Niestety mają rację -
westchnęła.
- Widzisz mnie w złym momencie - zaczęła Erika.
Za plecami Kelly pojawił się Amos z butelką soku.
- Przykro mi to mówić, ale uważam, że jutro będzie jeszcze gorzej.
- Cudownie - jęknęła Erika.
- A za dwa dni stłuczenie zacznie nabierać śliwkowego koloru. Za
kolejne trzy - zielonego, potem żółtego…
- Dziękuję, wystarczy. Przecież nie mogę bezczynnie siedzieć w domu i
czekać, aż siniak zniknie.
- Widzisz inne wyjście? - Wzruszył ramionami.
Jedyne, co przychodziło jej do głowy, to papierowa torba na głowie.
Trzeba by tylko wyciąć otwory na oczy…
- A gdybyś zrobiła sobie taki makijaż, jaki miałaś podczas sesji? -
spytał. - Wyglądał na niezniszczalny.
- Jest dobry - przyznała Erika. - Ale przy dziennym świetle człowiek
wygląda w nim jak upiór.
- Hm, kiedy tam leżałaś, to rzeczywiście wyglądałaś nieszczególnie… -
mruknął pod nosem. - Czy podczas sesji zdjęciowych nie korzystasz z
produktów własnej firmy? To co to za reklama?
- Ależ korzystam. To jest nasza specjalna, profesjonalna linia
kosmetyków, skierowana do aktorów i modelek.
- Ale nawet one nie wystarczą, żeby zamaskować twoje obrażenia -
wtrąciła Kelly.
- I dlatego uważam, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest
normalne funkcjonowanie, bez ukrywania się - złościła się Erika. - Po prostu
powiem, co się stało, tak będzie najlepiej. Po kilku dniach spekulacji, sprawa
ucichnie.
- Nie bądź taka pewna - ostrzegła Kelly. - Rozmawiałam z
marketingiem i działem PR. Przekonałam ich, żeby powstrzymali się przed
wszelkimi działaniami, zanim nie dowiem się, jak to wygląda, ale…
- Mów śmiało, już chyba nie może być gorzej - mruknęła Erika.
- Ich zdaniem, jeśli nie będziesz wyglądała bardzo źle, to nie będzie
miało znaczenia, co kto myśli lub mówi. Ale jeśli będzie okropnie, będą
musieli natychmiast coś zrobić, żeby zapobiec plotkom, zanim brukowce
zaczną spekulować i wymyślać niestworzone rzeczy.
Erika ukryła twarz w dłoniach, po czym natychmiast znów je odsunęła,
gdyż ból przy dotyku był zbyt silny.
- Zwołali wszystkich, którzy byli na sesji i zagrozili im
natychmiastowym zwolnieniem, jeśli ktokolwiek powie prasie, co ci się
stało. Oficjalne stanowisko jest takie, że nic się nie wydarzyło. Mamy ujęcia,
które są nam potrzebne. A ty zostaniesz w domu, żeby delektować się swym
miodowym miesiącem.
- Zamorduję ich - syknęła Erika przez zęby.
- Robili tylko to, co uznali za najlepsze - przekonywała Kelly. -
Przecież wiesz, że prasa uwielbia o tobie pisać.
Przyznaj też uczciwie, że wczoraj nie byłaś w stanie podejmować
żadnych decyzji.
Amos rozsiadł się wygodniej na kanapie.
- Skoro zaprzeczyli, że cokolwiek ci się stało…
- A teraz pojawisz się nagle z podbitym okiem i będziesz opowiadała,
że potknęłaś się o statyw aparatu… - dodała Kelly.
Nikt w to nie uwierzy, to było pewne. Zaczną spekulować i
rozdmuchają całą sprawę.
Erika wyglądała na zszokowaną.
- Chyba masz jakieś hobby, kochanie - powiedział Amos. - Musisz coś
zrobić z wolnym czasem.
Rozłożyły kalendarz Eriki na stole kuchennym i ponad godzinę
zastanawiały się, które sprawy mogą zostać przekazane komuś innemu, co
Erika może załatwić przez telefon, a co może zaczekać do jej powrotu do
biura.
- Tydzień - mruknęła z niedowierzaniem.
- Lepiej nastaw się na dziesięć dni - zasugerował Amos, wchodząc do
kuchni z naręczem listów, które właśnie dostarczono. - Tak na wszelki
wypadek.
Próbowała zignorować jego słowa.
To nie może być dłużej niż tydzień, myślała. Zawsze szybko
dochodziłam do siebie.
Kiedy Kelly wyszła, zaopatrzona w szczegółowe instrukcje, Erika
poszła szukać Amosa.
Najwyraźniej zabrał komputer do gabinetu, bo na stoliku w salonie już
go nie było. Amos siedział na kanapie w salonie, z notesem na kolanach i
długopisem w ręku. Erika zastanawiała się, czy rozmyśla nad swoją książką,
czy też snuje filozoficzne refleksje na temat ludzkiej egzystencji. Właściwie
szczerze mu współczuła. Nie tego się przecież spodziewał po ich umowie.
Przyszedł na sesję tylko po to, żeby uwiarygodnić ich historię. Był to pewnie
chybiony ruch, ale nie miała wątpliwości, że wynikał ze szczerych chęci. A
teraz wszystko wywróciło się do góry nogami.
Amos wydarł kartkę z notesu, zmiął ją w kulkę i cisnął w stronę kosza.
- Co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał.
- Musimy to i owo ustalić. Nie miałam w planach spędzenia tego czasu
w domu i przykro mi, jeśli moja obecność zakłóci ci spokój, ale nie mogę bez
przerwy tkwić w sypialni.
Amos wzruszył ramionami.
- To twoje mieszkanie. Ja jestem tylko gościem.
- Ja muszę tu siedzieć niczym w wiezieniu, ale ty masz wolną rękę.
Możesz na przykład przenieść się do hotelu… - przerwała, bo spojrzenie
Amosa prawie ją zmroziło.
- Bez ciebie? - zapytał cicho. - Ależ kochanie, nie mógłbym zostawić
mojej żony samej podczas miesiąca miodowego. Tylko pomyśl, co by się
stało, gdyby „Sentinel” się o tym dowiedział.
Przygryzła wargę. Oczywiście Amos miał rację. Nawet nie przyszło jej
do głowy, co pomyśleliby wszyscy, gdyby wyprowadził się od niej dzień czy
dwa po ślubie. Zwykły, na pozór niewinny upadek, a takie konsekwencje…
Teraz ona i Amos byli skazani na swoje towarzystwo dwadzieścia cztery
godziny na dobę.
Czy w zaistniałej sytuacji to papierowe małżeństwo rzeczywiście nie
będzie miało żadnego wpływu na jej życie? Wszystko miało być takie proste,
łatwe i krótkotrwałe. A teraz…
Spędzenie tygodnia w mieszkaniu wpędzi ją ani chybi w klaustrofobię.
A spędzenie tego czasu w towarzystwie doprowadzi ją do szaleństwa.
Zwłaszcza jeśli jej towarzyszem będzie Amos. Sama myśl o tym, że tydzień
może przeciągnąć się do dziesięciu dni, przeraziła ją i zdenerwowała.
Nigdy wcześniej nie myślała o swoim mieszkaniu jako o ciasnym
miejscu. Teraz wydało jej się duszną klitką o bardzo ograniczonej
powierzchni.
Mieszkając razem, nie mogli skutecznie się unikać ani tym bardziej
strzec swej prywatności. Erika postanowiła zatem poniechać takich prób, bo
były skazane na niepowodzenie.
Amos słusznie zauważył, że to w końcu było jej mieszkanie. Poza tym
to przez niego doszło do wypadku. Nie, wcale nie próbowała zwalić na niego
winy za swą nieuwagę, po prostu taka była prawda. Trudno, teraz będzie
musiał znosić jej nieustanną obecność. Zamierzała ignorować Amosa i zająć
się własnymi sprawami na tyle, na ile będzie to możliwe. Zacznie od tego, że
odda się błogiemu lenistwu. Nie pamiętała, kiedy ostatnio leniuchowała,
niczym się nie przejmując.
Dopiero teraz zauważyła, że nadal ma na sobie niebieską satynową
bluzkę, w której pozowała do zdjęć reklamowych, w tej chwili już mocno
wygniecioną i pobrudzoną makijażem. Skoro wszystko omówiła z Kelly,
mogła wreszcie zająć się sobą. Najpierw zrelaksowała się w wannie, potem
przebrała w wygodną koszulę nocną z czerwonego jedwabiu, sięgającą ziemi,
na czarnych ramiączkach.
Po kąpieli przygotowała w kuchni przekąskę i weszła do salonu. Było
tam cicho i nawet magnetofon, z którego dobiegała wcześniej delikatna
muzyka, teraz zamilkł. Słychać było jedynie szum samochodów z ulicy.
Amos nadal leżał na kanapie. W pierwszej chwili Erika sądziła, że
zasnął, ale musiał usłyszeć jej ciche kroki, bo otworzył oczy, kiedy weszła do
pokoju.
- Przepraszam, ale to jest jedyny telewizor w tym mieszkaniu.
Chciałabym trochę pooglądać, jeśli nie masz nic przeciwko temu - odezwała
się.
- Ani trochę - odparł i usiadł.
Erika skuliła się w końcu kanapy. Skórzane obicie nadal było rozgrzane
od jego stóp. Sięgnęła po marchewkę, zaczęła ją chrupać i przełączać kanały.
- Marchewka - zauważył inteligentnie. - Seler naciowy. Zielona
papryka.
- Częstuj się - zaoferowała.
Po chwili doszła do wniosku, że niewiele straciła, nie oglądając
regularnie telewizji.
- Widziałeś ten film?
Amos spojrzał na ekran.
- Każdy go widział, Eriko. Ma więcej lat niż my oboje razem wzięci. -
Wstał i wyszedł z pokoju.
Punkt dla mnie, pomyślała. Nie czuła jednak radości, jak się
spodziewała. Usiadła wygodniej i próbowała wciągnąć się w fabułę.
Amos wrócił po chwili z ogromną chińską misą, której do tej pory nie
widziała, wypełnioną popcornem.
- Spróbuj, proszę. Wyglądasz na zaskoczoną. Jeśli dziwi cię, że umiem
przygotować popcorn, powinienem cię ostrzec, że potrafię również odgrzać
pizzę.
- Nie o to chodzi. Zaskoczyło mnie, że masz misę wielkości małego
basenu, która najwyraźniej jest przeznaczona na popcorn. Tak zresztą głosi
napis na bocznej ściance. Mało który mężczyzna inwestuje w naczynia
kuchenne.
- Popcorn, pizza i piwo. - Amos wyliczał na palcach. - Ukochane dania
każdego mężczyzny. - Postawił misę na środku kanapy i ułożył się wygodnie.
Erika próbowała wciągnąć się w akcję filmu, ale nie bardzo jej to
wychodziło. Dla zabicia czasu zastanawiała się, co by zrobiła, gdyby Amos,
zamiast zajadać popcorn i oglądać film, położył się trochę bliżej niej, otoczył
ją silnym ramieniem, pieścił jej szyję, chciał się z nią kochać… Zamknęła
oczy, niemal poczuła ciepło jego dłoni…
Ochrypły szept przywołał ją do porządku.
- Czas do łóżka. Chodź, skarbie.
Uśmiechnęła się do siebie. Cóż za wyraziste fantazje… Kiedy jednak
otworzyła oczy, zrozumiała, że to nie był tylko wytwór jej wyobraźni. Głowę
miała opartą na barku Amosa, jego ramię otaczało ją, a ciepłe usta były tuż
przy policzku. Usiadła gwałtownie, o mały włos nie wybijając mu zębów.
- Co ty robisz? - spytała przestraszona.
- Budzę cię - odparł. - Ale tylko po to, żeby odprowadzić cię do sypialni
i położyć do łóżka - dodał łagodnie. - Samą. Jeśli miałaś nadzieję na coś
więcej, to musisz rozbudzić się całkowicie, bo zniewolenie półprzytomnej
kobiety niezbyt mi się uśmiecha.
Na te słowa Erika rozbudziła się w okamgnieniu.
- Tylko w ten sposób mógłbyś zaciągnąć mnie do łóżka - krzyknęła
wściekła.
- Doprawdy? - przekomarzał się. - Hej, nie odchodź zła - krzyknął za
nią.
Miała nadzieję, że przybiegnie, a ona z triumfalną miną zatrzaśnie mu
drzwi przed nosem. Była w połowie drogi do sypialni, kiedy rozległ się
dzwonek do drzwi.
- Kogo u diabła niesie o tej porze? - Zaskoczona zatrzymała się.
- Wcale nie jest tak późno - uświadomił jej Amos.
Schowała się za drzwiami sypialni, a Amos wyjrzał przez wizjer.
- To tylko goniec - uspokoił Erikę.
Goniec? - pomyślała jeszcze bardziej zdziwiona. O tej porze? Ciekawe,
co przynosi.
Przez szparę podglądała, co się wydarzy. Poza plecami Amosa i stosem
pudełek nic nie widziała.
- Zamawiałeś coś? - spytała szeptem. - Czy to może twoje rzeczy?
Wydawało mi się, że wszystko przywiozłeś wczoraj.
- Zamawiałem - przyznał.
Zza pudeł wychyliła się głowa Stephena.
- To prezenty ślubne - wyjaśnił. - Nie miałem możliwości dostarczenia
ich wcześniej. Miałem nadzieję, że… - Zamilkł, widząc Erikę.
- Daruj sobie - powiedziała zniecierpliwiona. - Dobrze wiem, jak
wyglądam - dodała, ale w tym samym momencie zorientowała się, że Stephen
wcale nie patrzy na jej podbite oko.
Rozchylone poły szlafroka ukazywały pomiętą koszulę nocną i trochę
nagości.
Stephen odwrócił wzrok.
- …teraz jest dobry moment - skończył i wszedł do środka. - Na pewno
nie przeszkadzam? - upewnił się.
Rozdział siódmy
Erika poprawiła szlafrok.
- Oczywiście, że nie przeszkadzasz, Stephen.
- W każdym razie nie robimy nic, o czym chcielibyśmy rozmawiać -
dodał radośnie Amos. - Gdzie zamierzasz ulokować te łupy, kochanie?
Odeślij je, miała ochotę powiedzieć.
- Jadalnia to chyba dobre miejsce - zasugerował Amos.- Na razie nie
planujemy żadnego przyjęcia, a tam Erika będzie mogła tygodnie napisać
liściki z podziękowaniami. Pomogę rozładować wózek - zwrócił się do
Stephena.
Erika przygryzła wargi i niecierpliwie czekała, by weszli do jadalni.
Kiedy wszystkie pudełka leżały już na stole, a Stephen poszedł odstawić
wózek, Erika spojrzała na Amosa.
- Wygodne miejsce, bym mogła napisać podziękowania? - spytała.
- Oczywiście. Podczas gdy ja będę pracował w gabinecie…
- Nie sądzisz, że to trochę nie w porządku zwalać całą robotę na mnie?
- Wiesz, może rzeczywiście tak to zabrzmiało - przyznał. - Jednak to są
prezenty od twoich przyjaciół, których ja nawet nie znam.
- Musiałeś zadbać o swój wizerunek macho, prawda? - niespodziewanie
zmieniła temat.
- O czym mówisz? - spytał szczerze zaskoczony.
- Wtedy, gdy sugerowałeś… kiedy Stephen…
- A, rozumiem. Martwi cię, że Stephen mógł pomyśleć, że przeszkodził
nam w intymnej sytuacji.
- Na miłość boską - zdenerwowała się. - Nie musisz grać przed
Stephenem.
- Nie grałem. Ot, wykorzystałem sytuację, kiedy się nadarzyła. Swoją
drogą, bardzo sugestywnie i przekonująco rozchyliłaś szlafrok.
Ściągnęła mocniej pasek.
- Nie zrobiłam tego celowo, chyba mi wierzysz - powiedziała. - A
czemu miało służyć to przedstawienie? Stephen wie o naszej umowie, więc
po co komplikować sprawy?
- Chciałem zasiać w jego umyśle ziarno wątpliwości.
- Ale po co? Nie było potrzeby… - zawahała się. - No chyba że nie
ufasz nawet jemu.
- To nie kwestia zaufania - odparł zamyślony. - Ale wiesz, on jest zbyt
uczciwy, żeby być dobrym kłamcą. Lepiej, by wierzył, że coś nas łączy. Na
wypadek, gdyby jakiś dociekliwy dziennikarz zaczął mu zadawać za dużo
pytań.
- Celowo wprowadzasz go w błąd? - Erika próbowała uporządkować
sobie w głowie to, co właśnie usłyszała.
- Każdy, kto cię zna, doskonale zna również twój stosunek do Stephena
- tłumaczył dalej Amos. - Będą zatem spodziewali się, że on wie wszystko i
zna twoje tajemnice. Prędzej czy później spróbują coś z niego wyciągnąć. Ja
tylko ułatwiam mu zadanie.
Chociaż musiała przyznać Amosowi rację, nadal się złościła.
- Dlaczego wobec tego poprzestajemy jedynie na odgrywaniu jakichś
ról? - zapytała. - Następnym razem, kiedy Stephen przyniesie paczki z
prezentami, otwórz drzwi, a potem rzuć się na mnie i zacznij tarzać się ze
mną po podłodze. Wtedy nie tylko nie będzie musiał kłamać, ale nawet nie
będzie musiał wysilać wyobraźni!
Amos nie odpowiedział, ale jego uśmiech sprawił, że pożałowała swych
słów.
- Miałam na myśli… - próbowała wytłumaczyć.
- Och, nie psuj chwili, w której wreszcie otwarcie przyznałaś, o co ci
chodzi. Wiesz co? Odegrajmy tę scenkę w salonie. Na dywanie będzie nam
wygodniej niż na tej zimnej i twardej posadzce.
Następnego poranka Erika nie spieszyła się ze wstawaniem i
wychodzeniem z sypialni. Przekonywała się w myślach, że nie miało to nic
wspólnego z wczorajszą rozmową z Amosem.
Wzięła gorący prysznic i zeszła na dół, licząc na to, że Amos będzie
pogrążony w pracy i nie usłyszy nawet jej kroków.
Niestety nie było go w gabinecie. Siedział w kuchni, w dodatku miał
gościa.
Erika schowała się w holu i nasłuchiwała. Gościem Amosa była
kobieta. Najwyraźniej dobrze się bawiła i co jakiś czas wybuchała perlistym
śmiechem.
Nagle jej głos spoważniał.
- Może powinieneś zobaczyć, co się z nią dzieje, Amos.
Erika odetchnęła i przekroczyła próg.
- Witaj, Kelly. Przecież umówiłyśmy się, że będziemy się kontaktować
wyłącznie przez telefon. Twoje częste wizyty u mnie mogą wzbudzić
czujność paparazzich.
- Widzisz? - powiedział Amos. - Mówiłem ci, że dobrze się czuje.
Napijesz się kawy? - Nie czekając na odpowiedź, podał jej filiżankę z
parującą kawą.
- Prawdziwa kawa? - Erika była wyraźnie zdziwiona. - Pachnie niemal
równie dobrze jak cappuccino robione przez Kelly.
- Jest lepsza - odezwała się Kelly. - Przyniosłam ze sobą ostateczny
projekt kontraktu dla La Croix. Podpiszesz i możemy wysyłać to Feliksowi.
A Felix raz, dwa odeśle nam podpisane dokumenty i całe to
przedstawienie się skończy, pomyślała uradowana Erika.
- Przeczytam to od razu - zapaliła się.
- Mam też dla ciebie zdjęcia z sesji.
- Bardzo źle wyszły?
- Widziałam gorsze. - Kelly pchnęła teczkę ze zdjęciami po blacie.
- Zgaduję, że szef reklamy będzie chciał je powtórzyć?
- Nie wiem, czy zdążymy. Kampania trwa, sesja przesunęła się z
powodu twojego wyjazdu do Europy, teraz ten wypadek…
Erika przejrzała zdjęcia.
- No tak, nic nadzwyczajnego. Cóż, przekaż, że mu współczuję, ale na
razie nie ma po co przysyłać fotografa.
- Nie ucieszy się, kiedy to usłyszy - zauważyła Kelly. - Sam chciał tu
dziś przyjść, ale przekazałam mu, że zgodnie z twoim poleceniem tylko ja
mogę cię odwiedzać.
- Świetnie. Teraz zapewne jest przekonany, że unikam pracowników, bo
mam ochotę na wakacje. Jeśli będzie nalegał, pozwól mu przyjść, niech się
przekona, że zdjęcia są niemożliwe.
- To chyba nie najlepszy pomysł.
- Nieważne - skwitowała. - Idę teraz przeczytać ten kontrakt, żeby nie
trzymać cię tu dłużej, niż to konieczne.
- Nie spiesz się. Mogę przysłać po południu kuriera…
Erika potrząsnęła głową.
- Wolę pilnować tych dokumentów jak oka w głowie. Mam duże
zaufanie do firm kurierskich, jednak gdyby kopia tej umowy dostała się w
ręce ludzi z jakiegoś brukowca… No nic, życzę smacznego. To mi nie zajmie
dużo czasu.
Wzięła teczkę z dokumentami i automatycznie skierowała się w stronę
gabinetu.
Drzwi były otwarte. Na biurku stał włączony komputer Amosa.
Jednakże na monitorze nie było widać, nad czym pracował, gdyż włączony
był wygaszacz ekranu. Erika ucieszyła się. Obiecała sobie, że nie przeczyta
jego notatek, a gdyby siedziała przed otwartym tekstem, trudno by jej było na
niego nie spoglądać. Gdyby zaś przeczytała kilka linijek, a potem udawała, że
tego nie zrobiła, byłoby to nieuczciwe.
A gdyby na przykład przeczytała pół strony i była rozczarowana
lekturą? Lubiła Amosa, ale czy spodobałaby się jej jego książka? To przecież
dwie różne sprawy.
Nie, wcale nie chce wiedzieć, o czym pisał.
Kiedy wróciła do kuchni, Kelly skończyła już śniadanie. Jej talerz stał z
boku, a dziewczyna siedziała wsparta łokciami o stół, z kubkiem kawy w
ręku.
- Pracuję w Ladylove od około trzech lat - opowiadała. - Zatrudniono
mnie jako asystentkę Eriki przy jej pierwszej sesji zdjęciowej. Biegałam po
grzebień i podawałam jej wodę do picia, żeby nie musiała wstawać. Potem,
kiedy przejęła zarządzanie firmą, potrzebowała kogoś, komu mogłaby zaufać.
- Miło sobie plotkujecie? - zapytała Erika, kładąc na stole teczkę z
dokumentami.
Kelly otworzyła szeroko oczy. Wydawała się tak pochłonięta
pogawędką z Amosem, że dopiero teraz zauważyła obecność szefowej. Erika
wyczuwała jednak, że chodzi o coś więcej. Wygląda na zdenerwowaną,
pomyślała. Zupełnie jakby została przyłapana na czymś, czego nie powinna
robić. Cóż, odpowiedź nasuwa się sama. Po prostu flirtowała z Amosem i
bała się, że Erika będzie na nią zła. Miała ochotę powiedzieć Kelly, żeby się
nie krępowała, ponieważ Amos jest do wzięcia.
Oczywiście nie zrobiła tego. Co takiego Amos powiedział o Stephenie?
Że będzie znacznie bardziej przekonujący, kiedy uwierzy w prawdziwość jej
związku z Amosem. To samo dotyczyło Kelly.
Jeśli Feliksowi spodoba się oferta, wtedy Kelly, a wraz z nią połowa
Nowego Jorku, dowie się, że Amos był tylko narzędziem. Jednak do tego
czasu…
- Co myślisz o tej umowie? - zapytała Kelly.
Erika musiała wrócić do rzeczywistości.
- Zrobiłam kilka uwag na marginesie. Jeśli te kwestie zostaną
sprawdzone, możemy wysyłać kontrakt do Feliksa i czekać na jego
odpowiedź.
- Chyba powinniśmy to uczcić - zasugerował Amos.
Eriki nie zdziwiło, że Amos cieszył się z perspektywy odzyskania
wolności. Mimo to pokręciła przecząco głową.
- Jeszcze nie teraz. Na razie to tylko wstępna oferta. Negocjacje mogą
potrwać bardzo długo.
Przeszła przez kuchnię, żeby dolać sobie kawy. Kelly wstała i
wygładziła spódnicę.
- Zajmę się wysłaniem tej oferty. Miło się z tobą rozmawiało Amos.
Ale najwyraźniej nie spieszyło jej się do wyjścia. Erika słyszała ich
głosy przy drzwiach wejściowych jeszcze przez dłuższy czas.
Kiedy Amos wrócił do kuchni, Erika wyglądała na zaskoczoną.
- Myślałam, że wracasz prosto do pracy.
- Wybacz, że ci przeszkadzam.
- Nie o to chodzi. Po prostu myślałam… Nie przeszkadzasz mi.
- Muszę wypić jeszcze filiżankę kawy, zanim siądę do pisania.
No tak, wcale nie wrócił, żeby z nią porozmawiać.
- Nalałam sobie resztkę z dzbanka, ale zaraz przygotuję świeżą.
Spodziewała się, że Amos podziękuje i wyjdzie, ale zamiast tego oparł
się o blat i przyglądał się, jak przygotowywała kawę. Erika czuła, że ją
obserwuje, co zdenerwowało ja nieco.
- Przyniosę ci filiżankę, jak tylko kawa będzie gotowa - zaproponowała.
- To dla mnie żaden problem. I tak nie mam teraz zbyt wiele zajęć.
Amos nadal się nie poruszał.
- Co zaplanowałaś na dzisiaj?
- Nic szczególnego. W ciągu dnia jest tu bardzo cicho i spokojnie,
prawda?
- Tylko tutaj na górze.
- Cóż, chyba faktycznie za bardzo nie wiem, co ze sobą począć.
- Kiedy ostatnio byłaś choćby przez tydzień poza biurem?
- Masz na myśli taką nieobecność, która nie byłaby spowodowana
wyjazdami służbowymi?
- No tak, znam już odpowiedź na moje pytanie. - Wziął ze stołu talerz
Kelly i wstawił go do zmywarki. - Czy nikt do ciebie nie telefonuje?
- Bardzo rzadko. Większość osób dzwoni na mój biurowy numer
telefonu.
- Teraz chyba zamartwiają się twoim zdrowiem i samopoczuciem?
- Nie pamiętasz? Przecież oficjalnie nic się nie stało i świetnie się bawię
podczas miesiąca miodowego.
- No tak. Prawie zapomniałem. - Przysunął się bliżej, odsuwając włosy
z jej policzka i przyjrzał się siniakom. - Wygląda trochę lepiej, niż się
spodziewałem. Przeszkadza ci, że na ciebie patrzę?
- Niespecjalnie - skłamała. - Sama nie mogę ocenić, jak to wygląda.
Trudno zobaczyć cały efekt w lustrze. - Jeśli ci to nie przeszkadza, Eriko, to
dlaczego nie jesteś w stanie ustać na nogach? - pytała się w myślach. - Poza
tym - dodała - przecież w końcu nie wybieramy się razem na randkę.
- Nie, spędzamy po prostu nasz miesiąc miodowy - odparł. - A z
ciekawości, Eriko, kiedy ostatnio jakiś mężczyzna widział cię bez makijażu?
Zaczęła się zastanawiać.
- Poza wizażystami, którzy przygotowują mnie do sesji zdjęciowej? Nie
mogę sobie przypomnieć. Miałam około dwunastu lat, kiedy ojciec zabrał
mnie do centrali Ladylove, żeby nauczyli mnie tajników makijażu, a potem…
- Rety, otrzymanie formalnych instrukcji musi odebrać całą frajdę z
dziewczęcych przebieranek i podkradania mamie szminki.
- Nikomu nie było wolno dotykać kosmetyków mamy. - Wyrzuciła fusy
po kawie ze swojego kubka. - Lubisz Kelly? - zapytała, nie patrząc na Amosa.
- Wydaje się bardzo miła.
Erika nie spodziewała się, że będzie wylewny, ale ostrożność w jego
głosie i fakt, że zwlekał z udzieleniem odpowiedzi o sekundę za długo,
zaskoczyły ją. Taka rozwaga z jego strony mogła znaczyć tylko jedno.
Naprawdę lubił Kelly, ale nie chciał się do tego przyznać przed Eriką.
Nie miała mu tego za złe, bo cóż ją to mogło obchodzić? Oboje byli
miłymi ludźmi i cieszyłaby się, gdyby coś ich połączyło. Jednak sprawy
sercowe rzadko kiedy toczą się tak gładko.
Tak jak Erika powiedziała, apartament był cichy i spokojny. Nazbyt
cichy, pomyślał Amos, wręcz nienaturalnie. To, czego bezskutecznie
nasłuchiwał, to dowody na obecność Eriki. Wściekał się sam na siebie, ale to
było silniejsze od niego.
Wiedział, że nigdzie nie wyszła: No bo jak mogłaby wyjść? -
zastanawiał się. Po pierwsze obiecała, że dla dobra firmy nie ruszy się z
domu, a po drugie, żadna kobieta nie miałaby ochoty paradować z podbitym
okiem. A już szczególnie kobieta, w której życiu wygląd odgrywał tak ważną
rolę.
Jak to możliwe, że w ogóle jej nie słychać? - zachodził w głowę,
próbując skoncentrować się na pracy. Niemożliwe chyba, żeby przez te
ściany nie dochodziły żadne dźwięki. Rano przecież bardzo wyraźnie słyszał
szum prysznica. Co ona teraz robi? Może położyła się spać?
Nie, na pewno nie. Była pora lunchu, a przecież Erika wstała późno i
nie powinna być jeszcze zmęczona. No, chyba że leki przeciwbólowe działały
usypiająco. A może lekarz wykazał się nadmiernym optymizmem i Erika
straciła przytomność?
Tak bardzo wsłuchiwał się w ciszę, że kiedy wreszcie coś huknęło w
drugim końcu mieszkania, Amos przez chwilę myślał, że to tylko wytwór
jego wyobraźni. Zerwał się z krzesła i rzucił w stronę źródła hałasu.
Zatrzymał się w progu jadalni.
Erika stała przy stole. Dookoła niej na podłodze leżał stos
porozrzucanych pudełek.
- Co się stało? - spytał.
- Chciałam to tak poprzestawiać, żeby w pewnym momencie nie runęło
- wyjaśniła. - Teraz musze otworzyć wszystkie prezenty i sprawdzić, co
stłukłam.
Amos westchnął i zaczął zbierać porozrzucane pudełka. Każdym
delikatnie potrząsał, sprawdzając zawartość.
- Wiesz, skarbie - zagadnął - odkąd zeszłej nocy poruszyłaś temat
wspólnej sypialni…
- Nie zrobiłam niczego takiego.
- Zastanawiałem się, czy nasza demonstracja przed Stephenem była
dostatecznie przekonująca - kontynuował niezrażony. - Odrobina praktyki
bardzo by nam pomogła.
- Zastanów się, co mówisz, Amos - powiedziała chłodno.
- Wszystko bardzo się zmieniło. Pierwotny układ nie zakładał spędzania
z sobą dwudziestu czterech godzin na dobę.
- Faktycznie, nie planowaliśmy tego. Jednak skoro odmówiłeś spisania
naszych ustaleń, pozostaje nam trzymać się ustnej umowy.
- Zgadza się. Twoje słowo kontra moje. - Czekał i patrzył, jaki wpływ
wywarła na niej jego wypowiedź. Chyba zaczynała rozumieć, jak jej własne
argumenty mogły obrócić się przeciwko niej. W oczach Eriki pojawiła się
obawa.
To wielki postęp, pomyślał. Teraz musiał się zastanowić, jak to
najlepiej wykorzystać. Jednej rzeczy mógł być pewien. Erika już nigdy nie
będzie próbowała go ignorować.
Rozdział ósmy
Erika nie potrafiłaby powiedzieć, ile razy telefon dzwonił, zanim jego
dźwięk dobiegł do jej umysłu. Jednakże nawet gdy już go usłyszała, nadal
miała kłopot, żeby się poruszyć.
To śmieszne, myślała, ale czuję się jak zahipnotyzowana przenikliwym
spojrzeniem Amosa. A co do ich umowy - dokładnie pamiętała, co ustalili.
On także bez wątpienia to pamiętał.
- Więc do czego zmierzasz, Amos? - zapytała. - Jeśli nie prześpię się z
tobą, opowiesz wszystkim o naszej umowie? Przecież nie jesteś mną tak
naprawdę zainteresowany. Myślę, że drażnisz się ze mną tylko dla własnej
zabawy. To na nic - oznajmiła z mocą i poszła sprawdzić, kto dzwoni.
- Więc twój telefon jednak czasami ożywa - zagadnął, kiedy wróciła do
kuchni. - Myślałem, że jest kompletnie nieużywany. - Spojrzał na nią. - Co się
stało? Jesteś bardzo blada.
- Dzwoniła Kelly - wykrztusiła z siebie. - Ktoś, kto był na sesji,
opowiedział, co się stało i „Sentinel” zamierza opublikować artykuł na ten
temat.
- To rozwiązuje wiele twoich problemów. Jeśli cały świat dowie się, że
masz podbite oko, będziesz mogła ubrać się i iść do pracy. Przecież tego
właśnie pragniesz. Czyż nie? Powiedz mu, Eriko. Musisz powiedzieć mu całą
prawdę, przekonywała się.
Wzięła głęboki oddech.
- Jest gorzej, niż myślisz, Amos. Plotka głosi, że nie pod biłam sobie
oka, upadając, tylko że ty mnie pobiłeś.
Nastąpiła długa cisza.
- I to cię martwi? - spytał w końcu.
- A czego się spodziewałeś? Oczywiście, że mnie martwi!
- Dlaczego?
- Co z tobą, Amos? „Sentinel” wypisuje o mnie okropne rzeczy.
Zdążyłam się przyzwyczaić, robią to od lat. Ale czego chcą od ciebie? To nie
w porządku! Ty tego nie zrobiłeś i wszyscy, którzy byli na sesji, dobrze znają
prawdę. - Odruchowo otarła łzy.
- Chodź tutaj - powiedział.
Wcale nie miała na to ochoty, ale dziwny ton w jego głosie zmusił ją do
posłuszeństwa.
- Nie zasłużyłeś na takie traktowanie. - Łzy ponownie potoczyły się po
jej policzkach.
Amos pochylił się i uniósł ją w ramionach.
- Co ty wyprawiasz? - spytała zdumiona.
- Spokojnie. Jeśli cię upuszczę, będziesz miała kolejnego siniaka i
„Sentinel” już nigdy nie przestanie o tobie pisać.
Doszedł do salonu i usiadł na kanapie, sadzając sobie Erikę na
kolanach.
- Teraz możesz sobie spokojnie popłakać.
- Zamierzasz tu tak siedzieć i pocieszać mnie? - zapytała sceptycznie.
- A czemu nie? To miejsce jest równie dobre jak każde inne. Trzeba
parę spraw przemyśleć.
- To znaczy? - zapytała, ocierając oczy.
- Najwyższy czas, żebyś miała kogoś, kto będzie cię chronił.
- A konkretnie?
- Jeszcze nie wiem, ale coś wymyślę.
Położył dłoń na jej głowie. Erika poczuła, że nie może opanować
napływających do oczu łez. Płakała zbyt głośno, żeby słyszeć jego szept, ale
dochodził do niej jego cichy niski głos. Zdołałby uspokoić nawet rozpłakane
niemowlę… Ta myśl przestraszyła ją i kazała się podnieść.
- Już? - zapytał. - To nie trwało długo. Skąd „Sentinel” zdobył tę
historię?
- Pewnie wyssali z palca - odparła, wzruszając ramionami. - Albo
zaoferowali komuś tyle pieniędzy, że powiedział im, co chcieli usłyszeć. To
nawet bardziej prawdopodobne, bo potem będą mogli zrzucić winę na tak
zwane dobrze poinformowane źródło. - Przygryzła wargę. - Co my teraz
zrobimy, Amos?
- Jeśli Kelly tylko słyszała o artykule, ale nie czytała go, to nadal nie
wiemy, co dokładnie w nim jest. Ludzie z tego brukowca są wystarczająco
przebiegli, żeby rozprzestrzeniać różne plotki i spokojnie czekać na twoją
reakcję. Może w ogóle nie opisali tej historii.
- Owszem - zgodziła się. - Ale nigdy wcześniej nie stosowali takich
chwytów.
- Mimo wszystko nie róbmy niczego, dopóki nie sprawdzimy, co tak
naprawdę ukaże się drukiem. Wtedy podejmiemy ostateczną decyzję.
Wszystko będzie dobrze, Eriko.
Dotknął wargami jej włosów. Zamknęła oczy i oparła się o jego ramię.
Nie wiedziała, czy sprawiło to bijące od niego ciepło, czy jego czuła troska,
ale nagle poczuła się bardzo senna.
- Amos? - ziewnęła. - Przepraszam, że wciągnęłam cię w to bagno.
Opiszą cię jako potwora, który pastwi się nad żoną.
- W ogóle nie zawracaj sobie tym głowy, skarbie. Z drugiej strony -
zaśmiał się - to dobrze wpływa na mój wizerunek twardego faceta.
- No tak, Kelly zapewne zadrży z rozkoszy, kiedy dowie się, że jesteś
nie tylko pisarzem, ale i dzikusem. Takie połączenie będzie dla niej niczym
afrodyzjak.
Nic nie odpowiedział, tylko delikatnie ją pocałował.
Nie ma nic złego w przyjacielskim, uprzejmym pocałunku
wynikającym z sympatii, pomyślała. Dopóki oczywiście nikt nie zacznie
myśleć o nim zbyt poważnie. Zamierzała dopilnować, żeby tak się nie stało.
Odwzajemniła pieszczotę.
- Jeśli tak właśnie zachowuje się dzikus…
Amos uśmiechnął się i przytulił ją mocniej. Trzymał Erikę blisko
siebie, ale bardzo delikatnie. Gdyby tylko chciała, z łatwością uwolniłaby się
z jego ramion.
Ona jednak nawet nie próbowała.
Działała na zwolnionych obrotach, nie nadążała za jego ruchami. Nie
miała nawet siły, by zaooponować, gdy porwał ją w ramiona i poniósł w
stronę sypialni.
- Sytuacja chyba wymyka się spod kontroli - zdołała powiedzieć, kiedy
kładł ją na łóżku. Sama ledwo słyszała, co mówi. - Nie miałam na myśli…
- Zdrzemnij się - powiedział. - Ja wracam do pracy.
Erika oprzytomniała. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.
- Masz na myśli książkę? - upewniła się.
Odwrócił się w drzwiach.
- Wiesz, nie mogłem sobie poradzić z pewną sceną miłosną, ale chyba
już wiem, jak to opisać. Dzięki za pomoc.
Wzięła do ręki pierwszy przedmiot, jaki się nawinął, a był to horror z
bankietu, i rzuciła nim w Amosa.
Uchylił się sprawnie, po czym odrzucił powieść w jej stronę.
- No, jeśli to czytałaś całą noc, doskonale rozumiem, dlaczego ziewasz.
Przycisnęła książkę do piersi i mruknęła.
- Jednak jest w tobie wiele z dzikusa…
- Ale z takiego, który pragnie, by jego kobiety były zaangażowane w
takim samym stopniu co on - odparł zagadkowo. - Poczekam, aż będziesz
gotowa, Eriko.
- Uzbrój się zatem w cierpliwość. - Otworzyła książkę i udała, że
zaczyna czytać.
Jestem pewna, że tylko udawał zainteresowanie moją osobą, by
sprawdzić, jak zareaguję, doszła do wniosku, kiedy zamknął za sobą drzwi. I
dobrze, to mi odpowiada.
Skończyła czytać późnym popołudniem. Kiedy przyszła do salonu,
Amos wstał z kanapy i podał jej kieliszek sherry.
Zachowuj się normalnie, upomniała się. Co z tego, że cię pocałował i
wciąż czujesz na wargach smak tego pocałunku. Dla niego to na pewno nie
miało żadnego znaczenia. Dla mnie też. Choć to może nie całkiem prawda,
pomyślała z poczuciem winy.
- Byłeś bardzo cicho przez całe popołudnie. Poradziłeś sobie z tą sceną
miłosną? - spytała.
- Jeszcze nie do końca, ale robię postępy. Dzięki tobie.
- Cieszę się, że mogłam pomóc. - Wskazała na stolik. - Czy to
„Sentinel”?
Skinął głową.
- Stephen przyniósł gazetę kilka minut temu. Kelly miała rację.
Zadrżała. Do tej pory wmawiała sobie, że może nie zamieścili nic na jej
temat. Po przeczytaniu artykułu poczuła się fatalnie.
- Najbardziej podoba mi się fragment, w którym proponują, żebyś
pokazała się publicznie i rozwiała wątpliwości czytelników - odezwał się
Amos, gdy skończyła czytać.
- Cóż, to brzmi jak wyzwanie, prawda? Co teraz zrobimy? Jeśli będę się
ukrywać, uznają to za potwierdzenie ich domysłów. A z kolei jeśli się pokażę,
tym bardziej będą triumfować i wtedy nikt nie uwierzy w moją wersję. -
Wypiła sherry do końca i wyciągnęła do Amosa rękę z pustym kieliszkiem,
prosząc o dolewkę. - Kelly mogłaby oświadczyć, że wymknęliśmy się na
tydzień do Europy. Choć wątpię, czy to coś da.
Amos potrząsnął głową.
- Nie. Będziemy musieli stawić temu czoła. Mamy zarezerwowany
stolik na dzisiejszą kolację w „Civic Club”.
- Oszalałeś? - zapytała zdumiona. - Chcesz, żebym poszła taka
posiniaczona na kolację?
- Oczywiście, kochanie - powiedział spokojnie.
- Doskonale. I jaki masz plan? Znalazłeś dla mnie dublerkę?
- Z tak rozpoznawalną twarzą nie ma mowy o zastępstwie. Stephen jest
teraz w mieście i kupuje dla ciebie kapelusz z szerokim rondem i czarną
woalką. Chyba masz jakąś suknię, która będzie do tego pasować.
Erika była wściekła i najchętniej zaczęłaby krzyczeć.
- Amos, powiedziałam ci już dawno temu, że kapelusz nie jest dobrym
rozwiązaniem. Nigdy nie noszę kapeluszy. Wyglądałam w nich jak
spiskowiec, nawet kiedy z moją twarzą wszystko było w porządku. A
chowanie się za woalką sprawi, że ludzie będą zadawali jeszcze więcej pytań.
- I bardzo dobrze. Chodźmy poszukać czegoś odpowiedniego w twojej
garderobie.
W „Civic Club” było jeszcze więcej gości niż zazwyczaj. Kapelusz
Eriki ledwie się mieścił w drzwiach taksówki, którą podjechali pod główne
wejście. Kiedy wysiadła, wiatr zaczął unosić jej woalkę.
- Czuję się tak, jakbym miała oponę na głowie - mruknęła, kiedy weszli
do środka.
Amos oddał szatniarzowi okrycia wierzchnie i pomógł Erice otulić się
szalem.
- To powinno pomóc. Nic nie będzie widać.
- Wiesz, na co się porywamy? To nie ma prawa się udać.
Jednak Amos wydawał się zachwycony swoim pomysłem i nie miał
zamiaru zmieniać planów.
- Przekonamy się, czy jesteś dobrą aktorką.
- Chcę tylko wrócić do kierowania moją firmą.
- A to jest właśnie najkrótsza i najszybsza droga do twojego biura. -
Rozejrzał się po sali i zatrzymał wzrok na pokrytym freskami suficie. - Ładne
miejsce, choć oczywiście nie w moim stylu.
- Pamiętaj tylko, co ci mówiłam o używaniu sztućców. Gdybyś miał
wątpliwości, zacznij od tych najbardziej zewnętrznych.
- Będę robił to samo co ty. Ludzie wprawdzie zauważą, że nie odrywam
od ciebie wzroku, ale złożą to na karb wielkiej miłości.
- Tędy. - Przeszła przez hol i skierowała się w stronę sali.
Kiedy szef sali spojrzał na kapelusz Eriki, dość nieudolnie ukrył
zaskoczenie. Jednakże jego praca polegała na udawaniu, że nie zauważa
ekscentrycznego wyglądu czy zachowania klientów. Błyskawicznie wziął się
w garść.
- Tędy, proszę, panno Forrester. Proszę pana - skinął na Amosa -
państwa stolik jest już gotowy.
Poprowadził ich przez środek sali do spokojnego miejsca w rogu, w
którym stał mały okrągły stolik nakryty dla dwóch osób. Zamiast krzeseł była
tu skórzana kanapa. Erika widziała to miejsce setki razy, ale nigdy nie
poświęciła mu uwagi. Tej nocy odniosła wrażenie, że jest to kącik stworzony
dla zakochanych par.
Wsunęła się za stolik, a Amos podążył w jej ślady, siadając tuż obok.
Serce Eriki już od kilku sekund przyspieszyło, ale kiedy udo Amosa otarło się
o jej nogę, zaczęło bić w zawrotnym tempie.
To wszystko jest częścią naszego planu, musimy tylko dobrze odegrać
nasze role, przypomniała sobie.
Rozejrzała się po sali, próbując zorientować się, kto z jej znajomych
przyszedł dziś do klubu. Po chwili coś ją tknęło i spojrzała na Amosa.
- Nie przypominam sobie, żeby ten stolik był tak na widoku.
- Stephen musiał dać im łapówkę, żeby wynieśli część roślin - wyjaśnił.
- Oczywiście tylko część, żeby nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Wszelka
ostentacja jest niewskazana, ale chcemy zwrócić na siebie uwagę.
- Cóż, teraz sądzę, że moim pierwszym poważnym błędem było
zasugerowanie ci, byś korzystał z dobrych rad Stephena - powiedziała
zrezygnowanym głosem.
- Och, kochanie, po co te zgryźliwe uwagi? Powiedz, proszę, na co
masz ochotę?
Otworzyła kartę dań i odruchowo sięgnęła do woalki, ale w ostatniej
chwili cofnęła rękę.
- Homar odpada. W tym stroju nie dałabym rady.
Przy stoliku pojawił się kelner z winem. Amos z łatwością przebrnął
przez rytuał próbowania trunku. Kiedy mężczyzna odszedł, Erika odetchnęła
z ulgą. Miała nadzieję, że Amos nie spostrzeże jej zdenerwowania. Ponieważ
jednak siedzieli bardzo blisko siebie, nie mogło ujść jego uwadze drżenie ud
Eriki.
- Stephen mnie podszkolił - wyjaśnił z szelmowskim błyskiem w oku. -
Powiedz, czy dziś po południu naprawdę czytałaś tę książkę o duchach, czy
dąsałaś się, bo zająłem się własnymi sprawami i nie dotrzymywałem ci
towarzystwa?
- Naprawdę czytałam. Powieść okazała się zupełnie do rzeczy.
- Opowiedz, proszę. - Zachęcił ją do mówienia. - Musimy przecież
znaleźć temat do swobodnej pogawędki. Przynajmniej dopóki nie
przebrniemy przez przystawki. Choć dużo zależy od tego, jak liczną
będziemy mieli widownię.
- Aha! A twoja praca będzie polegała jedynie na wpatrywaniu się we
mnie i udawaniu, że chłoniesz każde moje słowo, tak?
- Czuję się niedoceniony. Słuchanie streszczenia horroru to wcale nie
taka łatwa sprawa. Naprawdę podobała ci się ta książka?
- Powiedziałabym nawet, że bardzo - westchnęła. - To chyba nie
najlepiej świadczy o mojej kondycji psychicznej. - Uśmiechnęła się blado. -
W każdym razie będę się czuła trochę głupio, opowiadając ci mrożące krew w
żyłach historie, podczas gdy będziesz zamawiał średnio wysmażony stek. Po
prostu przejdę od razu do zakończenia książki. Co ty na to? Choć ostrzegam,
to bardzo krwawa opowieść.
- Przeczytałaś ja do końca? - Spojrzał zdziwiony. - Kiedy zdążyłaś to
zrobić?
- Zeszłej nocy. Ale rozumiem i przepraszam, następnym razem zapytam
o pozwolenie. Ta książka należy do ciebie.
- Ty zapłaciłaś za bilety. - Wzruszył ramionami. - To znaczy, że nie
mogłaś spać. Interesujące. Obawiałaś się, że źle zrozumiałem twoją ofertę
pokazania Stephenowi siły naszego związku?
Taka woalka to niegłupia rzecz, pomyślała Erika. Można ukryć wyraz
zażenowania i zaróżowione policzki. Erika bowiem nie zamierzała się
przyznać, że właśnie wspomnienie tamtej rozmowy z Amosem odebrało jej
sen.
Kiedy przywitali się mniej więcej z tuzinem podchodzących co chwila
do ich stolika gości, Erika przestała liczyć.
- Mam nadzieję, że nie spieszy im się do wyjścia - powiedziała, kiedy
przez chwilę przy ich stoliku nikogo nie było. - Nie chciałabym, żeby stracili
przedstawienie. Zobacz, fotograf z „Sentinelu” stoi tam w rogu, robi zdjęcia
teleobiektywem.
Odsunęła swój talerz. Już czas, pomyślała.
Złapała obiema rękami za brzeg szerokiego ronda od kapelusza. Szmer
przebiegł po sali i wszystkie twarze skierowały się ku niej. Krzesła
skrzypnęły, gdyż ludzie przesiadali się, żeby mieć lepszy widok. Niektórzy
szturchali sąsiadów łokciem i wskazywali na Erikę.
- Czuję się tak, jakbym robiła publicznie striptiz - mruknęła.
- Wiele masz jeszcze tych erotycznych fantazji? Chętnie posłucham, bo
to ciekawsze niż streszczenie książki. - Wypił łyk wina.
Erika zdjęła kapelusz i położyła go na stole. Kiedy się poruszyła, szal
ześlizgnął się z jej szyi, odsłaniając gołe ramiona. Teraz Erika dobrze
widziała całą salę, ale sama też była lepiej widoczna. Wszyscy goście mogli
zobaczyć nie tylko jej podbite oko, ale także wszystkie inne obrażenia: siniaki
i zadrapania na szczęce, sine smugi na obojczyku, wcześniej zakryte szalem,
purpurowe ślady na obu ramionach, wyglądające tak, jakby ktoś ścisnął ją
zbyt mocno.
Na sali zapanowała martwa cisza, a potem rozległy się zaniepokojone,
przybierające na sile szepty.
- O rany, dobra jesteś - szepnął Amos. - Prawdziwa mistrzyni. Pozbądź
się tego jak najszybciej, zanim każdy obecny tu mężczyzna będzie próbował
mnie zabić.
Erika zawahała się.
- Muszę się zastanowić. Teraz jest niezła okazja do renegocjacji
warunków naszej umowy. Amos, kochanie…
- Eriko, skarbie… - Oczy miał coraz szersze ze zdumienia, patrzył na
nią z uznaniem.
Wstała, rozejrzała się dookoła tak, żeby każdy, łącznie z fotografem
stojącym w rogu, mógł zobaczyć pełen efekt najlepszej pracy
charakteryzatorskiej, jaką kiedykolwiek wykonała.
- Domyślam się, że wszyscy czytaliście dzisiejsze wydanie „Sentinelu”
- oznajmiła. - I wiecie zapewne, że dziennikarze nigdy się nie mylą. Napisali,
że jestem maltretowaną żoną, więc muszę nią być. Pokażę wam jednak, jak
jest naprawdę.
Wyjęła z torebki gąbkę nasączoną mleczkiem do zmywania makijażu.
Jeden ruch wystarczył, a żółte smugi na jej twarzy zniknęły. Wszyscy
wpatrywali się w nią zaskoczeni. Zmyła ślady z ramion i podniosła wysoko
nad głowę ubrudzony kosmetykami wacik. Teraz tłum zaczął klaskać i śmiać
się z żartu, jaki im zafundowała.
- Dobrze im tak - powiedziała jedna z kobiet. - To, co wypisują w tych
gazetach, jest po prostu obrzydliwe.
- Czas się zbierać - mruknął Amos.
- A teraz, jeśli pozwolicie, pójdę do domu, żeby zmyć resztę makijażu -
oznajmiła.
Zajęło im dobre piętnaście minut, nim przecisnęli się przez otaczający
ich tłum. Kiedy wychodzili z klubu, Erika z trudem powstrzymywała śmiech.
- Chyba będę zmuszona oddać kartę członkowską. Dyrekcja może
uznać moje zachowanie za wielce naganne. Cóż, warto było.
- A widziałaś twarz fotografa, kiedy ślady zaczęły znikać z twojej
twarzy? - dopytywał się uśmiechnięty Amos.
- Tych zdjęć raczej dobrze nie sprzeda.
Nagle ktoś odezwał się niskim głosem.
- Szczerze się cieszę, że te historie okazały się wyssane z palca.
Erika odwróciła się gwałtownie.
- Felix?! Nie zauważyłam cię wcześniej.
- W przeciwieństwie do ciebie, preferuję spokojne i ciche miejsca.
Cieszę się, że na ciebie wpadłem, bo nie będę musiał nękać cię telefonami.
Nie chciałbym zakłócać waszego miesiąca miodowego.
- Zakłócać? - powiedziała wolno.
- Tak. Przeczytałem twój projekt umowy. Chciałbym się spotkać w celu
omówienia szczegółów. Może jutro u mnie w biurze?
Erice zaschło w gardle. Plan Amosa zaczynał działać. „Sentinel”
przegrał tę rundę z kretesem, ale to jeszcze nie koniec bitwy. Wszyscy
musieli uwierzyć, że jej podbite oko jest tylko zręczną charakteryzacją. A
zatem chwilowo nie powinna wychodzić z domu.
- Jutro nie mogę - odpowiedziała. - Może w przyszłym tygodniu?
Wrócę do biura i łatwiej będzie mi skupić się wyłącznie na prawach
zawodowych.
- Jak bardzo ci zależy, żeby zamknąć tę sprawę? - spytał łagodnie,
przyglądając się jej uważnie.
Cholera, nie mogę tego teraz popsuć, pomyślała nerwowo. Nie po tym
wszystkim, co zrobiłam dla tego kontraktu. Gwałtownie szukała w głowie
innego rozwiązania.
- Może u mnie w mieszkaniu? Wpadnij jutro w porze obiadu, dobrze?
- Chcesz spotkania na osobności? - Nie odrywał od niej wzroku.
- Tak - odparła. - Będzie nam łatwiej skoncentrować się na pracy.
Prawnikom pokażemy już finalny produkt naszych ustaleń. Inaczej będziemy
to ciągnąć w nieskończoność.
- No tak, masz rację - zgodził się. - Jednak i tak czekają nas długie
rozmowy. Może lepiej przyjedź na weekend do mojego domku za miastem.
Nie jest to zbyt rozrywkowe miejsce, ale przecież mamy odbyć spotkanie
robocze. - Jego wzrok ześliznął się z Eriki i na chwile zatrzymał na Amosie. -
We trójkę - dodał.
- Nie wiem, czy Amos będzie mógł… - zaczęła.
- Musi. - Felix uniósł brew. - Nie śmiałbym rozłączać nowożeńców.
Przyślę po was samochód jutro około piątej. - Nie czekając na odpowiedź,
odwrócił się i wszedł do klubu.
Wsiedli do taksówki.
- I co teraz? - Gryzła nerwowo wargi. - Przepraszam, Amos. Naprawdę
próbowałam cię chronić, ale…
- Widziałem i słyszałem.
- Co masz na myśli? Że wolałabym pojechać sama? Nic podobnego. -
Położyła dłoń na jego ramieniu. - Będę potrzebowała wsparcia. Muszę cię
mieć blisko siebie, Amos.
Te słowa odbiły się echem w jej głowie. Kiedy dotarło do niej, co
właśnie powiedziała, aż się skuliła z wrażenia. O rany, pomyślała. Tak bardzo
bym chciała, żeby to wszystko nie działo się naprawdę.
Bo absolutnie nie powinna, nie mogła się w nim zakochać. To byłaby
katastrofa…
Rozdział dziewiąty
Jeszcze godzinę wcześniej takie słowa nie przeszłyby Erice przez
gardło. Zakochać się w Amosie? To byłoby naprawdę żałosne i głupie.
Jednak po słowach, które padły z jej ust w taksówce, zaczęła patrzeć na
wszystko z zupełnie innej perspektywy. Nagle porozrzucane części układanki
wskoczyły na swoje miejsce i Erika uzyskała jasny ogląd sytuacji. Zakochała
się, nie było innego logicznego wyjaśnienia jej stanu ducha.
Przemawiał za tym na przykład fakt, że przy nim czuła się spokojna i
bezpieczna. Lubiła, gdy ją całował, jego troska i czułość wzruszały ją,
instynktownie szukała schronienia w jego silnych ramionach. Tak, to musiała
być miłość.
Czuła się bardzo niezręcznie za każdym razem, kiedy wspominał o
seksie. Ta perspektywa kusiła ją i wprowadzała w stan miłego
podekscytowania. Wiedziała też, że rozmowy Kelly z Amosem działają jej na
nerwy z bardzo prozaicznego powodu. Była zazdrosna, czas spojrzeć
prawdzie w oczy.
Popatrzyła na brylant błyszczący na jej palcu i obrączkę.
To czary, pomyślała.
Nie, wcale nie, poprawiła się. W tym pierścionku nie było nic
magicznego. To jedynie rekwizyty, potrzebne w grze, którą prowadzili.
Zaaranżowała tę fikcyjną sytuację w określonym celu. Jednak gdzieś po
drodze zmieniła zdanie na temat tego, czego pragnie i oczekuje.
Przestań, skarciła się w duchu. Nie możesz zmieniać reguł w trakcie
gry, to nie w porządku.
- Co się dzieje, Eriko? - Głos Amosa wyrwał ją z rozmyślań.
Zamrugała szybko i starała się przypomnieć sobie, o czym rozmawiali.
O tak, Felix
- Potrzebuję cię - odezwała się. - Nawet jeśli Feli wierzy w
prawdziwość naszych uczuć, nie mogę pozwolić, by ktoś inny zastanawiał
się, dlaczego wyjeżdżam sama na weekend tuż po ślubie. Poza tym nadal
mam podbite oko. Jeśli chcę to załatwić z klasą, potrzebuję twojego wsparcia.
- Eriko, powiedziałem już, że pojadę z tobą.
Tak była zajęta swoimi rozmyślaniami, że zupełnie go nie słuchała.
- Ach tak. Chyba to do mnie nie dotarło.
Ponownie ucieszyła się, że gęsta woalka skutecznie skrywa jej
zarumienione policzki.
Taksówka zatrzymała się przed ich budynkiem. Jedyne, czego teraz
pragnęła Erika, to znaleźć się we własnym łóżku. Jutro wszystko będzie
wyglądało lepiej.
Przy odrobinie szczęścia, wmawiała sobie, jutro spojrzę na sytuację
chłodnym okiem. Zrozumiem, że wcale nie zakochałam się w Amosie, a moje
pobudzenie jest zwykłą reakcją na stres. To był przecież bardzo ciężki dzień,
w którym wiele się zdarzyło.
Co ona w ogóle wiedziała o miłości? Wydawało jej się, że kocha
Denbyego Milesa. I proszę, jak to się skończyło. Może i tym razem się
myliła?
Kiedy się nad tym zastanawiała, doszła do wniosku, że jej uczucia w
stosunku do Amosa nie były ani trochę podobne do wcześniejszych. Ale to
żaden dowód, że tym razem chodziło o prawdziwą miłość…
Wóz, który przysłał po nich Felix, okazał się elegancką limuzyną. Erika
wcisnęła na głowę kapelusz i przemknęła przez hol w stronę samochodu.
Usiadła na wygodnym siedzeniu i z satysfakcją spostrzegła, że auto ma
przyciemniane szyby, co chroniło ją przed wścibskimi spojrzeniami. Amos
dopilnował, by szofer zapakował ich torby, po czym usiadł obok Eriki.
- Gdzie jest moja aktówka? - spytała
- W bagażniku.
- Chciałam jeszcze raz przejrzeć notatki.
- Kolejny raz? Czasem zbyt duże zaangażowanie w sprawę może jej
tylko zaszkodzić. Każdy powinien od czasu do czasu wziąć sobie urlop od
obowiązków i na przykład wyskoczyć na pizzę.
- Ta filozofia pozwoliła ci skończyć szkołę?
- Nie tylko, bo na przykład wyłącznie dzięki niej przetrwałem aż
tydzień na stanowisku asystenta Stephena. Ciekawe, czy kierowca pozwoliłby
nam zatrzymać się gdzieś na małą przekąskę.
- Jestem przekonana, że Felix ugości nas obiadem.
- Zapewne, pytanie tylko, co poda.
- Dlaczego go nie lubisz? - spytała zaintrygowana.
- Ponieważ jest potwornym sztywniakiem - wyjaśnił bez chwili
zastanowienia. - Założę się, że da nam oddzielne sypialnie.
To rozwiązałoby wiele problemów, pomyślała.
- Na to bym nie liczyła, bo zbyt często powtarzał, że nie chce rozłączać
nowożeńców. Ale skoro już jesteśmy przy tym temacie…
- Mówisz o wspólnym spaniu? Skarbie, nigdy nie traciłem nadziei, że w
końcu dasz się przekonać…
- Nie obiecuj sobie zbyt wiele. Dzielenie pokoju nie oznacza od razu
dzielenia łóżka.
- Tego się obawiałem - westchnął. - A tak w ogóle, to gdzie jest ten
dom?
- Nie mam bladego pojęcia.
- W takim razie muszę zamówić aż dwie pizze - oświadczył. - Jedna
uratuje mnie od śmierci głodowej. Drugą będziemy po kawałku wyrzucać
przez okno, żeby na wszelki wypadek bez trudu odnaleźć drogę powrotną.
Miejsce, do którego dotarli, w oczach Eriki nie zasługiwało na miano
domku na wsi. Dojazd zabrał im sporo czasu, ale powodowane to było
wyłącznie korkami na drogach wyjazdowych. Dom znajdował się po prostu
na przedmieściu. Samochód zatrzymał się przed dużym, nowoczesnym
budynkiem w pobliżu małego jeziorka.
- Nie jest to klasyczna chatka w lesie - zauważył Amos.
Felix wyszedł na powitanie i zaprosił ich do środka. Przeszli do
pomieszczenia, które pełniło rolę salonu.
- Proponuję, żebyśmy dziś spędzili miły, relaksowy wieczór, a sprawy
zawodowe zostawili na jutro - powiedział, po czym zwrócił się do Amosa: -
Wierzę, że nie będziesz się nudził, podczas gdy my z Eriką zajmiemy się
pracą.
Amos nic nie odpowiedział, rozejrzał się jedynie po pokoju. Na jego
twarzy widoczne było zaintrygowanie. Erika zastanawiała się, co tak przykuło
jego uwagę, szczególnie że pomieszczenie urządzone było dość skromnie.
Jedynymi przedmiotami rzucającymi się w oczy były dwa współczesne
obrazy wiszące naprzeciwko przeszkolonej ściany, przez którą rozciągał się
widok na jezioro.
- Co się stało? - spytała cicho.
- Pomyślałem, że te współczesne bohomazy muszą być odbiciem gustu
Feliksa. Nie sądzę, żeby Kate się podobały.
Erika poczuła się jeszcze bardziej zaintrygowana.
- Skąd możesz wiedzieć, jaki gust miała Kate?
- Oceniam to jedynie na podstawie charakteru jej zdjęć reklamowych. -
Amos wzruszył ramionami.
- Ale to ogromna różnica - wtrącił Felix. - Urządzanie własnego domu
to sprawa osobista, zdjęcia reklamowe to element wielkiej marketingowej
machiny.
- Najmocniej cię przepraszam. - Amos odwrócił się w stronę Feliksa. -
Nie powinienem był poruszać tego bolesnego dla ciebie tematu.
Felix chłodno przytaknął.
- No dobrze, pójdę sprawdzić, na jakim etapie przygotowań jest obiad.
Ale najpierw pokażę wam wasze pokoje.
Erika odetchnęła z ulgą, że ich po prostu nie wyrzucił na ulicę. Nawet
nie spostrzegła, że Felix powiedział „pokoje”. Poprawiała makijaż, kiedy do
jej pokoju wszedł Amos.
- Chyba nie słyszałam pukania - powiedziała, nie odwracając się od
lustra.
- Bo nie pukałem - odparł radośnie. - Jak twoje oko?
- Opuchlizna wreszcie zeszła, więc łatwiej mi to przykryć pudrem, ale
siniak jeszcze nie znikł.
- Dziwne, Felix słowem nie skomentował twojego wyglądu.
- Widzę, że dla ciebie wszystko jest dziwne, gdy w grę wchodzi
zachowanie Feliksa.
- Mam powody, uwierz mi. Zresztą czy nie miałem racji w sprawie
oddzielnych sypialni? A teraz twierdzę, że Kate nie wiedziała o tym
zacisznym gniazdku, w którym gościmy.
- Co? Wyciągasz takie wnioski na podstawie umeblowania? To
śmieszne i niepoważne. Przecież sam powiedziałeś, że Felix to taki
ugrzeczniony typ…
- Nie. Ja powiedziałem, że jest sztywny, a to nie zawsze idzie w parze
ze szlachetnością charakteru. Musi sprawiać wrażenie dobrze wychowanego,
bo to część jego wizerunku na potrzeby marketingu. Do zobaczenia na
obiedzie - powiedział i wyszedł.
Bez względu na to, co myślał Amos, Erika uważała Feliksa za
wspaniałego gospodarza. Po wystawnym obiedzie i doskonałym śniadaniu
następnego ranka, upewnił się, czy Amos jako tako orientuje się w okolicy i
załatwił mu nawet kartę wstępu do siłowni.
Jednak Amos najwyraźniej nie spieszył się do ćwiczeń.
Rozsiadł się za to wygodnie z gazetą w pobliżu gabinetu Feliksa.
W południe Felix podskakiwał nerwowo na każdy szelest gazety i
zaczął zapominać o dobrych manierach.
- Myślałem, że ten facet zrozumie aluzję i zostawi nas w spokoju -
prychnął. - To jego niemal psie przywiązanie jest co najmniej niesmaczne.
Erika przygryzła wargę.
- Może pójdź i zrób sobie filiżankę kawy, a ja z nim porozmawiam,
dobrze?
Kiedy Felix wyszedł, przeszła do salonu i usiadła naprzeciwko Amosa.
Ten jednak nawet nie oderwał wzroku od gazety. Erika gotowa była przysiąc,
że od kilku godzin czyta ten sam artykuł.
- Posuwacie się do przodu? - zapytał znad gazety.
- Prawdę mówiąc, nie. Felix wydaje się nieco rozkojarzony.
- Doprawdy? Ja bym powiedział „niezorganizowany”. Wygląda na to,
że większość z jego oczekiwań została już zawarta w tekście wstępnej
umowy.
- Daj spokój. Idź się pobawić na dwór. Zawołam cię na obiad.
Myślała, że będzie protestował, ale stało się inaczej. Powoli i
precyzyjnie złożył gazetę i wyszedł z pokoju. Erika wróciła do gabinetu, a
chwilę potem zjawił się Felix, niosąc dwa kubki z kawą.
- Wspaniale - powiedział. - Cieszę się, że wszystko mu wyjaśniłaś.
Niepotrzebnie tak często wspominałem o tym, że nie chcę rozdzielać
nowożeńców. To był tylko taki konwencjonalny zwrot, jednak Amos
potraktował go poważnie. Powinien zrozumieć, że jest tu w roli piątego koła
u wozu.
- Oczywiście, nasza rozmowa niezbyt go obchodzi, jednak Amos…
- Nie oskarżam twego męża o szpiegostwo przemysłowe. Po prostu
uważam, że nie potrzebujemy przyzwoitki.
- Nie potrzebujemy - bąknęła. - Mówiliśmy o opakowaniach. Wydaje
mi się, że już na wstępie negocjacji zgodziłam się zachować wzory stworzone
przez Kate…
- Tak, tak, wyraziłaś się jasno. Wiesz, imponujesz mi. To było bardzo
sprytne posunięcie, że zdecydowałaś się wyjść za mąż, Eriko. Tak długo, jak
paradujesz publicznie u boku przystojnego męża, nikt nie będzie się
zastanawiał, co i z kim robisz. Prawda?
Erika zamrugała ze zdziwienia.
- Co takiego?
- Teraz możemy przejść do prawdziwych interesów. Chyba powinniśmy
kontynuować nasze… negocjacje… w twoim lub moim pokoju.
- Nie pójdę z tobą do łóżka, jeśli to miałeś na myśli.
- Dlaczego zatem prosiłaś o prywatne spotkanie, skoro nie zależało ci
na tym, żeby być ze mną sam na sam?
Erika dotknęła swojego podbitego oka, ale nie zamierzała tłumaczyć się
Feliksowi. I tak by nie uwierzył.
- Byłeś niezadowolony z plotek, które o nas rozgłaszano - zaczęła. -
Powiedziałeś, że nie jesteś mną zainteresowany.
- Nie - poprawił ją. - Powiedziałem, że nie chcę cię poślubić. Mam za
sobą jedno nieudane małżeństwo i nie zamierzam marnować reszty życia z
kolejną rozpieszczoną księżniczką. W każdym razie nie w związku
małżeńskim. Ale teraz, kiedy pokonałaś tę przeszkodę i ukręciłaś łeb plotkom
na nasz temat, nie widzę najmniejszego powodu, dla którego nie moglibyśmy
się trochę zabawić.
Erice zabrakło tchu.
- Nie widzisz powodu, Feliksie? - odezwał się cichy głos. - Ale ja widzę
- dodał Amos, wchodząc do pokoju.
- Zbieraj dokumenty, Eriko. Samochód stoi przed drzwiami. Twoje
walizki już są w bagażniku.
Patrzyła na niego przez chwilę, a potem zaczęła wkładać papiery do
teczki. Dłonie trzęsły jej się tak mocno, że nie była w stanie zapiąć zamka.
Amos sięgnął nad jej ramieniem i zapiął teczkę. Obejmując nadal Erikę,
zwrócił się do Feliksa.
- Od tej pory będziesz się kontaktował z Eriką wyłącznie przez
prawników, La Croix. Trzymaj łapy z dala od mojej żony. I nie waż się pisnąć
słowa na temat tego, co tu miało miejsce, bo osobiście dopilnuję, żebyś tego
gorzko żałował. Rozumiesz?
Erika potknęła się, idąc do samochodu, ale Amos podtrzymał ją.
Pomógł też zająć miejsce na tylnym siedzeniu małego białego kabrioletu.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
Przytaknęła.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że nie zauważyłam, co z niego za facet.
Wydawał się taki oddany Kate.
- Wizerunek na potrzeby marketingu - Amos rzekł cierpko.
- Niestety masz rację. Skąd wziąłeś ten samochód?
- Zadzwoniłem z samego rana do firmy wynajmującej samochody i
wszystko załatwiłem. Zapakowałem nasze bagaże, kiedy siadaliście po
śniadaniu do pracy.
- Wiedziałeś, że tak mnie potraktuje.
- Aha.
- Skąd?
- Po prostu wiedziałem - odparł, nie patrząc na nią.
- Wszystkie moje wysiłki na nic - mruknęła Erika.
- Niekoniecznie. Felix może być świnią, ale na pewno zna się na
interesach i nie przepuści takiej okazji.
Erika nie była co do tego przekonana. Zaskoczyło ją jednak, że nie
zależy jej już tak bardzo na zdobyciu firmy Kate La Croix. Czy kiedykolwiek
o to dbała? O tak, z pewnością. Jedyne, czego nie była pewna, to kiedy
przestało jej na tym zależeć. Kiedy najważniejszym życiowym celem stało się
zatrzymanie przy sobie Amosa?
Czy stało się to na bankiecie wydawców, gdy otrzymała od niego
pierścionek z brylantem? A może jeszcze wcześniej, podczas lunchu w
parku?
W sumie co za różnica, ważne, że zupełnie straciła głowę. Nie była
przyzwyczajona do stałej obecności mężczyzny w swoim życiu. W dodatku
Amos opiekował się nią z oddaniem. Oczywiście, wcześniej troszczył się o
nią Stephen, ale to przecież coś zupełnie innego, bo on nigdy nie był
zagrożeniem dla jej serca. Natomiast Amos to zupełnie inna historia…
Weszli do mieszkania. Amos zebrał pocztę wrzuconą przez otwór w
drzwiach.
- Dziękuję, że wybawiłeś mnie z opresji… - Głos Eriki załamał się w
pewnym momencie i nie mogła skończyć zdania.
- Wykonuję jedynie moją pracę, proszę pani - odparł łagodnie.
Czuła, że nie może tego dalej ciągnąć. Zbyt wiele wycierpiała.
- Nie obchodzi mnie, co myśli Felix ani co piszą brukowce. Nie musisz
ze mną zostawać, Amos. Rozwiązuję naszą umowę.
- Nie muszę też nigdzie odchodzić - odezwał się szorstko.
- Nie kłóć się ze mną, nie zniosę tego.
- Nie chciałem cię denerwować, kochanie. Decyzja należy do ciebie.
Przez chwilę stali nieruchomo, potem Amos gestem pokazał, by
podeszła bliżej. Zanim się zorientowała, już była w jego ramionach.
Poprzedni pocałunek wywarł na niej wielkie wrażenie, ale to, co
nastąpiło teraz, niemal pozbawiło ją oddechu. Przywarł do niej ciepłymi,
łagodnymi, ale zdecydowanymi wargami. Całował ją powoli i namiętnie.
Ugięły się pod nią kolana i musiał przytrzymać ją mocniej, żeby nie osunęła
się na podłogę.
- Powinnaś dopisać noszenie cię do listy moich obowiązków - mruknął
pomiędzy pocałunkami.
Chwilę później byli już w sypialni. Tym razem Amos nie wyszedł z niej
aż do rana.
Następnego dnia Erika miała się spotkać z prawnikami.
- Co im powiesz? - spytał Amos.
Siedział przy kuchennym stole, z kubkiem kawy w dłoniach. Miał na
sobie jedynie dżinsy, a jego włosy pozostawały w nieładzie.
- Poza tym, że Felix to drań? Nie myślałam o tym jeszcze.
- Czyżbyś miała głowę zajętą czymś innym? - przekomarzał się.
Zupełnie straciłam głowę, pomyślała. Myślę tylko o tobie.
- To także - dodała na głos. - Muszę kiedyś wrócić do pracy. I ty także
powinieneś.
- Chodź do mnie, skarbie. - Ucałował ja tak czule, że niemal
zapomniała, gdzie jest i co robi.
Pomyślała nagle, że prędzej czy później sprawa umowy z La Croix
zostanie zakończona, pozytywnie lub negatywnie, i Amos odejdzie z jej
życia.
Obiecała sobie, że będzie silna. Jednak jeśli chce dotrzymać tej
obietnicy, Amos nie może poznać jej uczuć. Nie może się dowiedzieć, że jego
odejście złamie jej serce.
Kiedy weszła do swojego biura, Kelly stawiała właśnie cappuccino na
jej biurku, obok stosu korespondencji i zwiniętych gazet. Przez chwilę Erice
zdawało się, że czas zatrzymał się w miejscu i ostatnie dni były tylko snem.
- Jesteś cudowna, Kelly. - Upiła łyk kawy i zaczęła przeglądać listy. -
Co „Sentinel” ma tym razem do powiedzenia?
- O tobie? Nic. Milczą jak zaklęci i udają, że nic się nie stało, choć inne
gazety nie zostawiły na nich suchej nitki.
- To miła odmiana.
- Natomiast Denby Miles i jego narzeczona mieli przedmałżeńską
sprzeczkę w teatrze w ostatni weekend. Komuś udało się to uwiecznić i teraz
„Sentinel” będzie o tym pisać przez kilka dni. A przy okazji, dzwoniła
Philippa Strang. Chciała się z tobą spotkać, choćby na parę minut dziś rano.
- Nie mam ochoty na to spotkanie. Jeśli do tej pory nie dotarło do niej,
że nie zamierzam napisać historii mego życia, to…
- Nie zamierzasz? - rozległ się chrapliwy głos przy drzwiach. - To
zdecydowana zmiana frontu. Rozumiem, wydaje ci się, że to wielka różnica,
czy będziesz tylko współpracowała z autorem, czy też napiszesz książkę
sama. - Pucułowata kobieta o nienaturalnie czarnych włosach wyglądała
starzej niż na bankiecie wydawców. - Wybacz, że wparowałam tak bez
zapowiedzi, ale jeśli nie chcesz, żeby ludzie cię podsłuchiwali, powinnaś
zamykać dokładnie drzwi.
Erika policzyła do dziesięciu, żeby się opanować.
- Dzień dobry, Philippo. Skoro tak dobrze mnie słyszałaś, nie ma sensu,
żebym wszystko powtarzała. Poza tym jestem dzisiaj dość zajęta, więc…
- Prosiłam cię, żebyś napisała tę książkę. To był mój pomysł, mój
projekt, moje dziecko. Powinnaś przynajmniej zachować dobre maniery i do
mnie pierwszej zwrócić się z propozycją.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, ale nie zamierzam pisać historii
mego życia ani współpracować w tej sprawie z nikim innym.
- Jak więc wytłumaczysz obecność u twego boku Amosa
Abernathyego?
Pytanie wydawało się tak zabawne, że Erika omal nie parsknęła
śmiechem.
- Wytłumaczyć? O co ci chodzi?
Philippa przyglądała jej się przez dłuższy czas, mrużąc oczy.
- Jeśli naprawdę nie wiesz, to może powinnaś z nim pilnie
porozmawiać. Poproś, żeby ci wyjaśnił, dlaczego spotyka się ze swoim
wydawcą w barze, zamiast w wydawnictwie.
- Amos ma wydawcę? - zapytała słabym głosem.
- I dlaczego rozmawiali o tobie.
- Daj spokój, Philippo, przecież jesteśmy małżeństwem.
- Ale on nie opowiadał o ślubie. Możesz się także dowiedzieć, dlaczego
zadawał wszystkim tak wiele pytań na twój temat, na temat twojego ojca i
firmy. - Rzuciła okiem na Kelly. - Ciebie także wypytywał, mam rację?
- Nie nazwałabym tego wyciąganiem zeznań. Oczywiście był
zainteresowany… - plątała się Kelly.
- Podpytywał cię o mnie? Myślałam, że kiedy rozmawialiście, chodziło
mu raczej o ciebie - zdziwiła się Erika.
- To właśnie sprawia, że jest w tym dobry - wtrąciła się Philippa. -
Ludzie chcą z nim rozmawiać.
Erika zauważyła, że Kelly zagryza wargi i jest bardzo zmieszana.
- Wydaje mi się, Eriko, moje dziecko, że nie masz pojęcia, co on
naprawdę robi. Ten chłopak zebrał całkiem sporo interesującego materiału do
swojej książki.
Rozdział dziesiąty
Philippa się myli, powtarzała sobie w myślach zdenerwowana Erika. To
jakaś pomyłka, kosmiczne nieporozumienie!
Co z tego, że Amos wszystkich o nią pyta? Ma do tego prawo. Poza
tym niby kiedy spotykał się z tymi wszystkimi ludźmi? W końcu od kilku dni
prawie nie wychodził z mieszkania.
Zaraz, przecież ma telefon i komputer, przypomniała sobie. Co on robił
przez te wszystkie godziny, kiedy siedział zamknięty w gabinecie? Pisał? A
może dzwonił i wypytywał o nią?
Jeśli ciekawiło go, kim jest kobieta, którą poślubił, wszystko było w
porządku. W sumie ona także chciałaby dowiedzieć się o nim kilku rzeczy.
Ale dlaczego wypytywał o jej ojca i o Ladylove?
Czy dlatego tak chętnie pomagał jej przechytrzyć „Sentinela”, bo chciał
ją chronić, czy może zamierzał odciągnąć uwagę brukowców, by nie ukradli
mu wspaniałego tematu?
Nie masz dowodów na prawdziwość tych teorii. Nie wyciągaj
pochopnych wniosków, nie oskarżaj bezpodstawnie Amosa. Philippa musi się
mylić, przekonywała się.
A może Amos skusił się na posadę u boku Stephena nie tyle z powodu
elastycznych godzin pracy, lecz by znaleźć się bliżej obiektu swego śledztwa?
- zastanawiała się.
- Skąd to wszystko wiesz? - spytała Philippę, próbując uspokoić drżący
głos.
- W zeszłą środę rano wpadłam do baru i natknęłam się na Amosa i jego
wydawcę.
To był dzień sesji zdjęciowej, szybko przypomniała sobie Erika. Dzień,
w którym doszło do wypadku. Amos pojawił się w studiu dość późno. Co
robił przedtem?
- Pamiętałam go z bankietu - kontynuowała Philippa. - Znam też dobrze
tego wydawcę, bo kilka lat temu robiłam z nim interesy. No i na dodatek
słyszałam fragment ich rozmowy. Mówili o zaliczkach, kontrakcie i o tobie.
Zaliczki i kontrakt? Czyżby Amos sprzedał swoją książkę? Jeśli tak,
dlaczego nie podzielił się z nią tą radosną nowiną? Na myśl przychodził jej
tylko jeden powód. Nagle poczuła dziwny skurcz w okolicach serca.
- A potem podpytałam przyjaciela, który pracuje w tym wydawnictwie i
dowiedziałam się, że mają na tapecie rewelacyjny projekt, książkę pod
roboczym tytułem „Prywatnie i z bliska”. Dodał, że autor wolał na razie
pozostać anonimowy, aby móc zakończyć zbieranie materiału. Wybacz mi,
moje dziecko - powiedziała Philippa ze smutkiem. - Niezwykle przykro być
osobą, która przynosi złe wieści.
Kiedy drzwi za agentką zamknęły się, Kelly wzięła głęboki oddech.
- Och, Eriko, co ty teraz zrobisz?
- Spotkam się z prawnikami - odparła, wstając z fotela. - Muszę
sfinalizować podpisanie dokumentu z Feliksem.
Erika wracała do domu bardzo powoli, w kapturze nasuniętym na głowę
mimo ciepłych promieni wiosennego słońca. Przywitała się słabym głosem ze
Stephenem, odebrała od niego pocztę i poszła na górę, wzdrygając się na
myśl o spotkaniu z Amosem.
Czy to, co wydarzyło się między nimi w ciągu ostatnich trzech dni, było
prawdziwe? A może Amos zaciągnął ją do sypialni z wyrachowania, by
poznać jeszcze więcej sekretów „żony”?
Z góry zakładasz, że jest winny, skarciła się. Poczekaj, dowiedz się, co
on ma do powiedzenia na ten temat.
W mieszkaniu nie było nikogo. Czuła to już w chwili, gdy przekraczała
próg.
Tak mocno w to uwierzyła, że widok komputera Amosa naprawdę ją
zdziwił. Gdziekolwiek podziewał się Amos, najwyraźniej planował tu wrócić.
Oczywiście nie oczyszczało go to jeszcze z podejrzeń. Prawdopodobnie
nie wiedział jeszcze, że Erika dzięki Philippie poznała prawdziwe motywy
jego postępowania.
Najpierw przekonaj się, czy jest winny, przypomniała sobie. Głowa
zaczęła jej powoli puchnąć od nadmiaru niespokojnych, dręczących myśli.
Korciło ją, żeby włączyć jego komputer i przeszukać wszystkie pliki.
Obiecała jednak, że tego nie zrobi, a skoro tak, dotrzyma słowa.
Ale nie obiecywała przecież, że nie spojrzy na biurko. Nadal było to jej
biurko. Miała pełne prawo grzebać w swoich szufladach.
W środkowej szufladzie znalazła żółty notes zapisany drobnym
pismem. To był ten sam notatnik, który widziała w pokoju Stephena, kiedy
pierwszy raz rozmawiała dłużej z Amosem. Powiedział, że bez wahania
zostawia notatki na wierzchu, ponieważ i tak nikt nie jest w stanie odczytać
jego pisma. Teraz rozumiała, o czym mówił.
Mimo takich trudności nie sposób było przeoczyć jednego imienia,
które pojawiało się w zapiskach niezwykle często. I było to jej imię.
Zorientowała się, że Amos oprócz obserwacji zapisywał też własne
wnioski i spekulacje, a także próbował analizować jej postępowanie i
zachowanie. Pierwsze notatki powstały w dniu, w którym się poznali, kiedy
to opisał historię białej jedwabnej bluzki.
Przeglądała notatki, gdy usłyszała kroki w holu. Amos zatrzymał się w
progu, zaskoczony jej widokiem.
- Wróciłaś wcześniej, niż się spodziewałem.
- Najwyraźniej. Co to jest, Amos? - Podniosła notatki.
- Mój notes. Dlaczego to czytasz?
- A dlaczego nie miałabym czytać? Wygląda na to, że dotyczą mnie.
Nie jestem w stanie odszyfrować każdego słowa, ale zrozumiałam sens. -
Rzuciła notes na biurko. - Domyślam się, że nie masz ochoty opowiedzieć mi
o dziele zatytułowanym „Prywatnie i z bliska”?
Amos nie zdołał ukryć zaskoczenia.
- Skąd o tym wiesz?
Erika poczuła, że robi jej się słabo. A więc to prawda, pomyślała. To
wszystko, co usłyszała od Philippy, okazało się prawdą…
- Nieważne. Masz godzinę, żeby spakować swoje rzeczy. Jeśli nie
wyprowadzisz się do tego czasu, poproszę Stephena, żeby wezwał ochronę.
Ruszyła w stronę swego pokoju, ale po namyśle zmieniła zdanie. To nie
ona powinna się wstydzić i ukrywać. Weszła do kuchni i zrobiła sobie
filiżankę herbaty, na którą wcale nie miała ochoty.
- Eriko, czy powiesz mi przynajmniej, dlaczego jesteś na mnie zła?
- Nie udawaj, że nie wiesz. Kontrakt, wydawca, zaliczka „Prywatnie i z
bliska”. Czy to układa się w całość?
- Tak, ale nie rozumiem, dlaczego jesteś zła.
- Nie rozumiesz, dlaczego jestem zła? - Odwróciła się, żeby spojrzeć
mu w twarz. - Wydaje ci się, że lubię, kiedy moje życie osobiste jest
wystawiane na sprzedaż? Wystarczająco cierpię z powodu artykułów w
brukowcach, ale gazeta ma krótki żywot, następnego dnia ludzie przeczytają
plotki o kimś innym. Ty zamierzasz napisać o mnie książkę, a ona zostanie na
zawsze!
- Eriko, „Prywatnie i z bliska” nie jest o tobie.
- No jasne. I zrobiłeś te wszystkie notatki na mój temat tylko dla żartu.
- Kiedyś będziesz musiała mnie wysłuchać, wiesz o tym. Nie podpiszę
dokumentów rozwodowych, jeśli nie pozwolisz mi wszystkiego wyjaśnić.
- W porządku. Nie podpisuj. - Spojrzała na zegar. - Zostało ci
czterdzieści pięć minut.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Wrócił po chwili z plikiem papierów
w ręku.
- Masz tu coś do poczytania, podczas kiedy ja będę się pakował.
Udawała, że go nie słyszy i przegląda pocztę. Jednak ciekawość
zwyciężyła i już po chwili Erika podeszła do rozrzuconych papierów. Było
tego nad podziw dużo. Postanowiła sprawdzić, co Amos napisał na jej temat.
Lepiej przygotować się na ból, zanim książka trafi na rynek.
Nie bawiła się w szczegółową lekturę, przerzucała kartki, czytając
zdanie to tu, to tam. Kiedy Amos wrócił, skończyła wertować ostatnie strony i
usiadła, wpatrując się w ścianę. Nie odwróciła się, aby na niego spojrzeć.
- To nie jest o mnie.
- Właśnie próbowałem ci wyjaśnić, Eriko. - Usiadł na krześle
naprzeciwko niej.
- Więc co to jest i dlaczego mi to dałeś?
- To jest historia o życiu codziennym mieszkańców pewnego
luksusowego apartamentowca. To kryminał. Będą co najmniej dwa
morderstwa. Może trzy. Nie wiem, bo jeszcze nie skończyłem. Wśród
bohaterów jest i modelka, i menedżer, który prowadzi prywatne śledztwo,
pragnąc zapobiec kolejnemu zabójstwu. Książka będzie nosiła tytuł
„Prywatnie i z bliska”. Oczywiście, jeśli kiedykolwiek uda mi się ją
dokończyć.
- Piszesz kryminały?
- Tak.
- Po co robiłeś z tego taki wielki sekret? Może nie jest to literatura
najwyższych lotów, ale nie ma się czego wstydzić. Dlaczego nikomu o tym
nie powiedziałeś?
- Czy naprawdę myślisz, że mógłbym przedstawić się w ten sposób
lokatorom? Cześć, jestem nowym pomocnikiem Stephena. Będę was uważnie
obserwował, bo może wkrótce znajdziecie się na kartach mojej książki,
niestety w charakterze… zwłok. Obawiam się, że większość z was nie
okazałaby zbytniego zrozumienia.
- A więc to dlatego przyjąłeś tę pracę? Chciałeś być bliżej lokatorów?
- Sama powiedziałaś - przypomniał jej - że niewiele wiem o ludziach,
którzy mieszkają w takich miejscach. I rzeczywiście nie wiedziałem tyle,
żeby napisać o nich przekonującą opowieść. Musiałem zebrać trochę
informacji, zabawić się w detektywa.
- Czy wtajemniczyłeś we wszystko Stephena? Ile on wie?
- Tylko tyle, ile sam ci powiedział. Że przyjąłem tę posadę, bo jestem
początkującym pisarzem, który potrzebuje niezbyt uciążliwego i
absorbującego zajęcia.
- A zatem teraz to ja jestem najlepiej zorientowana. - Wygładziła kartki.
- Dlatego pomysł poślubienia mnie tak bardzo przypadł ci do gustu?
Wszystko jasne…
- Jeśli dobrze pamiętasz, to wcale nie był mój pomysł.
Nie słuchała jego odpowiedzi.
- Dlaczego wydawca tak bardzo na ciebie naciska? - zapytała nagle.
- To nieco trudniej wyjaśnić.
- Mamy przed sobą całą noc.
- Co za postęp - mruknął. - Już nie zamierzasz wyrzucić mnie z domu
za… - spojrzał na zegarek - piętnaście minut.
- Dzięki za przypomnienie. I nie próbuj unikać odpowiedzi.
- W porządku. Kiedy ukazała się moja pierwsza książka…
- Twoja pierwsza książka? To ta nie będzie pierwsza?
- Każde pytanie wydłuża moją opowieść co najmniej o minutę -
ostrzegł. - Pierwszą książkę opublikowałem pod pseudonimem, ponieważ nie
chciałem, żeby mój pracodawca odkrył, co robiłem w wolnym czasie.
Ciekawe dlaczego? - pomyślała Erika, ale ugryzła się w język, żeby
znów mu nie przerywać.
- Marzę, że dzięki tej książce będę mógł zrezygnować z pracy i zająć się
wyłącznie pisaniem. Oczywiście, o ile sprzedadzą się więcej niż dwa
egzemplarze.
- A czym się zajmujesz? - Nie zdołała powstrzymać się przed zadaniem
tego pytania.
- Byłem prawnikiem w dużej kancelarii. Początkującym, więc w
zasadzie chłopcem na posyłki.
A to dopiero niespodzianka, pomyślała w przebłysku wisielczego
humoru.
- Tak więc książka ukazała się pod innym nazwiskiem - kontynuował. -
Nie jeździłem na wieczory autorskie, nie podpisywałem egzemplarzy w
księgarniach, co mogłoby podnieść sprzedaż. Jednak mimo to moja historia
znalazła uznanie w oczach czytelników. Wszyscy byli ciekawi, jaka będzie
kolejna powieść Judda Thorne'a.
- Judd Thorne… - Próbowała sobie przypomnieć, gdzie widziała lub
słyszała to nazwisko. - Książka, którą dostałeś na bankiecie wydawców… To
twoja?
- Właśnie dlatego tak bardzo chciałem ją komuś oddać, a potem miałem
nadzieję, że nigdy do niej nie zajrzysz. Bałem się, że po przeczytaniu
domyślisz się, kto jest jej autorem.
- Ale nie udało mi się.
- Za każdym razem, kiedy napomykałaś o mojej książce, truchlałem ze
strachu. Chyba jednak nie znasz mnie tak dobrze, jak myślałem. - Cień
smutku przebiegł przez jego twarz.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - szepnęła, a potem sama znalazła
odpowiedź na swoje pytanie. Tak było lepiej, niż gdyby usłyszała to z jego
ust. - Ponieważ nie było powodu, żebym o tym wiedziała. Ponieważ nigdy nie
byłam dla ciebie kimś wyjątkowym.
- Tak, ale tylko na początku naszej znajomości. A potem, potem było
już za późno i zupełnie nie wiedziałem, jak to zrobić. Znalazłem się w
niezręcznej sytuacji…
- Zrobiłeś tak dużo notatek na mój temat, bo miałam być kolejną ofiarą
morderstwa w twojej książce? - próbowała zażartować. - Pewnie były dni,
kiedy miałeś ochotę mnie zamordować.
- Może nie dni, ale chwile - poprawił. Miał teraz bardzo poważną minę,
jakby szykował się do wygłoszenia przemówienia. - Eriko, zbierałem te
notatki, ponieważ chciałem zrozumieć, dlaczego taka cudowna kobieta tak
nisko się ceni. Jak to się dzieje, że potrafi być silna jak skała, a chwilę potem
słaba i bezradna jak dziecko.
- Ach, studia psychologiczne. Daj mi znać, kiedy mnie rozpracujesz.
Zaoszczędzę na rachunkach za sesje u psychoterapeuty. Więc dlaczego się ze
mną ożeniłeś?
Przez chwilę myślała, że Amos nie odpowie, lecz przemówił bardzo
poważnym tonem.
- Chcesz poznać prawdziwą przyczynę czy wymówkę?
- A czy jest między nimi duża różnica? Autor, który z sukcesem
zadebiutował na rynku, a teraz przymierza się do napisania kolejnej powieści
i prawdopodobnie stanie się sławny… Musiałeś się nieźle ubawić, kiedy
zaproponowałam ci stypendium, żebyś mógł spokojnie zająć się pisaniem.
Nieważne. Pewnie chodziło o to, że mieszkając tutaj jako mój mąż, więcej
zobaczysz.
- Tak. To jest ta wymówka - zgodził się.
- Prawnicy są pewni, że Felix podpisze umowę, tak więc nie muszę się
już przejmować, co wydrukuje na mój temat „Sentinel”.
- Czyli to koniec?
- Cóż, umowa, którą zawarliśmy, miała obowiązywać do chwili
sfinalizowania kontraktu z Feliksem. Tak, chyba jesteśmy blisko celu. Na
pewno bardzo cię to cieszy. Wreszcie będziesz mógł spokojnie zająć się
pisaniem. Zdaje się, że w tym tygodniu nie udało ci się za wiele popracować.
No ale przynajmniej zebrałeś sporo materiału.
- Bardzo dużo się nauczyłem - odparł poważnie.
- Ja także. Dzięki, że wszystko mi wyjaśniłeś. To było bardzo…
pouczające. I dziękuję za ten cały tydzień. - Chciała być twarda, ale głos jej
się załamał. - Powiedziałabym, że dobrze się bawiłam, ale…
- Czego chcesz, Eriko?
Ciebie, wołało jej serce, ale po co było mówić to głośno? Nie chciała
usłyszeć, że nie jest nią zainteresowany.
- Pragnę odzyskać moje życie.
Siedział jeszcze przez chwilę nieruchomo, po czym wstał i odstawił
krzesło na miejsce.
- Skończę się pakować.
- Nie zapomnij tego. - Pchnęła w jego stronę plik papierów. - Aha!
Przyszedł też do ciebie jakiś rachunek.
Amos popatrzył prosto w jej oczy.
- I pomyśleć, że uważałem Denbyego za idiotę, który nie potrafił o
ciebie walczyć i pozwolił ci odejść.
- Słucham?
- Przynajmniej w tej sprawie „Sentinel” napisał szczerą prawdę.
Zwodziłaś go, żeby uzyskać receptury, a potem porzuciłaś. W gruncie rzeczy
może Felix tak bardzo się nie mylił, kiedy miał wątpliwości co do czystości
twoich intencji.
- Wynoś się!
- Dobrze, że twój ojciec nie żyje - stwierdził, a w jego głosie nie słychać
już było gniewu, tylko zmęczenie. Zaczął zbierać notatki ze stołu. - Ponieważ
musiałbym go zabić za to, co ci zrobił. Sprawił, że przestałaś wierzyć w
siebie. Zmienił cię w bezdusznego robota, który boi się okazywania emocji.
Erika czuła, że gardło jej się zaciska, a oczy wypełniają się łzami.
- A to co? - zapytał.
Trzymał w ręku małe pudełeczko, przesyłkę, którą wręczył jej na dole
Stephen, kiedy dziś po południu wracała do domu. Zostawiła pudełko na
stole, a potem przysypała przeglądanymi listami. Pod wpływem emocji
zupełnie o nim zapomniała.
- Nic. Oddaj mi to.
- Ale na opakowaniu jest moje nazwisko - zauważył.
Patrzyła, jak zagląda do środka.
- Obrączka? Dlaczego, Eriko?
Potrząsnęła głową, ale nie była w stanie nic powiedzieć. Odstawił
pudełko delikatnie na stół i podszedł do niej.
- Kilka minut temu zadałaś mi pytanie, dlaczego się z tobą ożeniłem.
Znasz już wymówkę. Chcesz poznać prawdziwą przyczynę?
Nie, pomyślała. Nie chcę już więcej cierpieć.
Amos nigdy jej nie skrzywdził i wierzyła, że nie miał nawet takiego
zamiaru. Po prostu zbierał materiały do swej książki. To ona sprawiła, że ich
związek stał się czymś więcej, niż przewidywała umowa. Kiedy zakochała się
w Amosie, odsłoniła się, stała się słaba i bezbronna, nieodporna na ból i
cierpienie. Nie powinna winić za to Amosa.
Ale nie musiała słuchać jego wyjaśnień i jeszcze bardziej pogrążać się
w rozpaczy.
- Byłeś mną zafascynowany - powiedziała wypranym z emocji głosem.
- Już mi to kiedyś powiedziałeś.
- To tylko część prawdy - zgodził się. - Jednak powód tej fascynacji
poznałem dopiero niedawno. Zbyt późno, jak się okazuje. Spodziewałem się,
że będziesz taka jak zdjęcia z twoją podobizną: perfekcyjna i zimna. Stephen
próbował mi otworzyć oczy, ale zapomniał mnie ostrzec, jak łatwo cię
pokochać.
- Nie wierzę ci.
- Nie oczekuję, że uwierzysz, ale to prawda. Nie wiedziałem, co się ze
mną dzieje. Pragnąłem chronić cię, opiekować się tobą. A kiedy już
zrozumiałem, z czego to wynika, nie umiałem wyznać ci mojej miłości. Tak,
straciłem dla ciebie głowę. Powiedziałaś kiedyś, że musiałabyś być głupia,
żeby w coś takiego uwierzyć. A przecież nie brakuje ci inteligencji i
zdrowego rozsądku. Nigdy o tym nie zapominaj. - Zamilkł na chwilę. - Kiedy
kupiłaś obrączkę, kochanie? I dlaczego to zrobiłaś?
Powiedział to miękko i ze smutkiem w głosie. Serce Eriki ścisnęło się
ponownie. Musiała wyznać mu prawdę.
- Poprosiłam rano Stephena o kupno obrączki. Tak bardzo pragnęłam,
aby nasze małżeństwo było prawdziwe.
Amos chwycił ją w ramiona i zaczął namiętnie całować.
- Kocham cię - zdołała wykrztusić. Potem nie mogła już powiedzieć nic
więcej.
Po chwili przypomniała sobie o obrączce i wsunęła ją na jego palec.
- Przyjmij tę obrączkę… - zaczęła uroczyście. - Och, nie pamiętam, co
trzeba powiedzieć. Ale wiesz, co mam na myśli.
Uśmiechnął się i ponownie ją pocałował.
- Przypomnij mi, żebym uregulowała rachunek za pierścionek
zaręczynowy. Powiedziałeś, że już przyszedł, ale nie znalazłam go.
- Nie znalazłaś, bo zapłaciłem dziś rano. Prawdziwy mężczyzna nie
pozwoli, by kobieta płaciła za pierścionek zaręczynowy. Oczywiście będę
musiał powiedzieć Stephenowi, że jego dobry gust okazał się nieco
kosztowny i dlatego nasz przyjaciel w tym roku nie dostanie ode mnie
prezentu gwiazdkowego, ale…
- Na pewno zrozumie i wybaczy. Aha, należy ci się jeszcze jedno
wyjaśnienie. Denby wcale nie zamierzał ożenić się ze mną. Chciał być
prezesem Ladylove. Był gotów sprzedać receptury i poślubić córkę
właściciela firmy, byle osiągnąć cel.
- Więc go porzuciłaś i sama przejęłaś to stanowisko. Zdolna
dziewczynka.
- Był wściekły, kiedy przekazałam zarządowi, że nie zgodzę się na jego
kandydaturę, ponieważ sama zamierzam objąć tę posadę. Najzabawniejsze
było to, że ja jej tak naprawdę nie chciałam. W każdym razie wtedy tak mi się
wydawało.
- I pewnie nie byłaś pewna, czy sobie poradzisz - dodał.
- Ponieważ twój ojciec wmówił ci, że masz jedynie piękną buzię i
zgrabną figurę…
- Hm, zebrałeś sporo informacji na mój temat. - Nie miała do niego żalu
o te gorzkie słowa. Zasmuciły ją, oczywiście, ale nie czuła się upokorzona. -
Może masz rację. Może już pora na nową twarz Ladylove.
- Później… później o tym porozmawiamy.
- A może powinno być wiele twarzy. Uśmiechnięte, zrelaksowane,
pełne radości życia…
Nie powiedziała nic więcej, bo Amos znów zaczął ją całować.
- Jest jeszcze jedna mała sprawa, kochanie - dodała po dłuższej
przerwie. - Nie mogłam tego nie zauważyć, przeglądając „Prywatnie i z
bliska”…
- Co takiego? - mruczał do jej ucha.
- Powiedziałeś mi kiedyś, że pracujesz nad sceną miłosną, a tam nie ma
żadnej takiej sceny.
- Czy próbowałem ci wmówić, że chodzi wyłącznie o książkę? -
wyszeptał. - Pozwól, że cię wyprowadzę z błędu, skarbie.
Przyciągnął ją bliżej i pokazał dokładnie, o co mu tak naprawdę
chodziło.