Gato Czyli A ligato r id 186420 Nieznany

background image

W

szystkiemu są znowu winni
Chińczycy i Amerykanie.
Niemcy też. Oni wszyscy...

Jest to wielokrotna recydywa, zmo-
wa i zagmatwany spisek z historycz-
nymi korzeniami, bo model w tym
JPTZ to kolejny okręt podwodny
Trumpetera, a część historyczną
otwiera historia dwóch kapitanów
okrętów, Niemca i Amerykanina.

W I E L O Ś Ć J E D N O Ś C I
I C Z W A R T Y W Y M I A R

W zapowiedziach katalogo-

wych na 2006 rok chińska firma
umieściła nowy okręt podwodny
w skali 1/144. W katalogu są tak
naprawdę dwa obrazki i Trumpe-
ter wyprodukował dwa dość różne
modele, ale ma to być jeden i ten
sam okręt z dwóch różnych okre-
sów historycznych. Wierzcie mi lub
nie, ale po trzydziestu latach „wal-
ki z polistyrenem” spotykam się
z czymś takim po raz pierwszy.
Owszem, często bywało tak, że
dwie i więcej firm robiły taki sam
lub nieco inny, bo z innego okresu,
samolot tego samego słynnego asa
w tej samej (lub nie) skali, więc ce-
chą wspólną tych modeli był jeden
bohater spoza sceny. Można było

też zawsze kupić 2, 3, 4 lub więcej
takich samych zestawów, ale
zwykle robiło się to po to, by mieć
np. pluton czołgów albo zapełnio-
ny pokład lotniskowca. Revell po-
kazuje na jednej stronie katalogu
trzy, a inne firmy jeszcze więcej
„Titaniców” w różnych skalach,
a wszystkie rozrywają sobie ten
sam fragment burty gdzieś między
I a II grodzią o tę samą bryłę lodu,
pod tym samym rozgwieżdżonym
niebem.

W przypadku Trumpetera

mamy sytuację wyjątkową, chyba
bez precedensu, w której jedna fir-
ma prezentuje obok siebie dwukro-
tnie ten sam amerykański okręt
podwodny USS „Gato” SS-212 –
nie klasy Gato, ale właśnie i wy-
łącznie ten okręt – w wersji z 1941
i 1944 roku. Pozornie niewielka
rzecz otwiera przed modelar-
stwem, na szczęście tylko teore-

Znane już w JPTZ modele okrętów
podwodnych Trumpetera i dwie nowe,
dość różne jednostki, czyli ten sam
okręt wcześniej i później.

j a k p o m y ś l a ł ,

t a k z r o b i ł

Brytyjski liniowiec RMS „Laco-
nia”, czyli nasz „umowny Japoń-
czyk”, zatopiony przez „umowne-
go Amerykanina”, czyli kapitana
Wernera Hartensteina i...

7

72

2







TEKST £ATWY

Gato,

czytaj jak

Ali−gato−r

A l v a r H a n s e n

...jego U-156, zapchany rozbitkami jak warszawski tramwaj w godzinach szczy-

tu. Do jakich wniosków mógł w tej sytuacji dojść pilot amerykańskiego Liberato-
ra, zwłaszcza jeśli oglądał sobie wszystko dokładnie z bliska przez godzinę?

background image

tycznie, głębię czwartego wymia-
ru, czyli czasu, tzn. możliwość
nieskończonego mnożenia wersji:
USS „Gato” 16 lutego 1942 roku,
USS „Gato” 3 maja 1942 roku, USS
„Gato” 25 maja 1942 roku... a to są
tylko trzy ważne daty z pierwsze-
go z trzynastu bojowych patroli ok-
rętu. Traktując sprawy nieco po-
ważniej, trzeba zauważyć, że Chiń-
czycy zadziałali jakby przeciwko
sobie, bo „»Gato« 1941” i „»Gato«
1944” to dwa bardzo różne okręty,
czytaj: spore różnice w formach
wtryskowych i mało wspólnych
części, czytaj: dodatkowe koszty,
a jednocześnie tylko jedna nazwa
dla dwóch produktów, rzecz niez-
byt szczęśliwa marketingowo.

H I S T O R I A P E W N E G O . . . K A −
P I T A N A , A N A W E T D W Ó C H

Autor musiał pomęczyć się

nieco, zanim znalazł przekonujące
usprawiedliwienie dla pokazywa-
nia w JPTZ piątego (!) modelu ok-
rętu podwodnego. Rozwiązanie te-
go problemu przyszło wraz z lektu-
rą amerykańskiej monografii na te-
mat działań okrętów podwodnych
US Navy na Pacyfiku, przy czym
impulsem do napisania poniższej
historii było nie to, co tam napisa-
no, ale to, co starano się jak naj-
zgrabniej przemilczeć. Zacznijmy
od obiecanych już, dwóch krótkich
i ponurych bajań o kapitanach ok-
rętów podwodnych z czasów II
wojny światowej.

Pewien okręt podwodny, po-

wiedzmy amerykański, storpedo-
wał transportowiec, załóżmy, że ja-
poński. Po wynurzeniu się w pobli-
żu tonącego statku kapitan stwier-
dził z konsternacją, że w wodzie

i na łodziach ratunkowych znajdu-
ją się np. hinduscy jeńcy wojenni
z brytyjskich wojsk kolonialnych.
Kapitan rozpoczął akcję ratunkową
i wezwał otwartym tekstem wszys-
tkie okręty i statki, swoje i wrogie,
do przyjścia z pomocą poszkodo-
wanym. Sam zapełnił pokład okrę-
tu rozbitkami, nie zważając na ich
narodowość: Hindusami, Malajczy-
kami, ale także ratowanymi z rów-

To już inny ocean i inna Totaler
Krieg bo słuszna i sprawiedliwa.
„Przeżyj to teraz” (w dosłownym
tłumaczeniu „Weź teraz udział
w akcji”) na pokładzie któregoś
z amerykańskich okrętów podwod-
nych – sądząc po tych okrągłych
okienkach i kształcie nadbudówki
jest to dość wczesny plakat.

Boczne wodowanie jednego z późniejszych okrętów klasy Gato.

Nasz „umowny nazista”, czyli słynny Dudley Mor-
ton (po prawej) na mostku USS „Wahoo”. Gwoli
sprawiedliwości trzeba dodać, że większość do-
wódców amerykańskich okrętów podwodnych by-
ła wstrząśnięta i oburzona na Mortona za opisany
akt ludobójstwa.

Pierwszym „Gato” był,
jak to już wspomniałem
wyżej, USS „Drum”, a sam
USS „Gato” SS-212
wszedł do służby w ostat-
nim dniu grudnia 1941
roku. Kariera okrętu była
odzwierciedleniem wszy-
stkiego tego, o czym też
już napisałem. W czasie pierwszych kilku z trzynastu patroli, czy-
li do połowy 1943 roku, wielokrotnie atakował torpedami statki
i okręty japońskie „z niepotwierdzonym skutkiem”, był zatrudniany
do patroli rozpoznawczych przeciwko zespołom japońskich okrę-
tów wojennych – jak wiadomo, z kiosku okrętu podwodnego wi-
dać naprawdę niewielki skrawek oceanu – pod Midway i na Kury-
lach, przewoził z wyspy na wyspę ludzi – komandosów w jedną,
a uciekinierów w drugą stronę. W drugiej połowie wojny wiedzia-
no już, co wyłączyć w torpedach, żeby działały, wobec słabości
japońskiej obrony okręt atakował też artylerią pokładową, był po-
nownie używany do rozpoznania, ratował też załogi strąconych
amerykańskich samolotów w czasie specjalnych patroli u wybrze-
ży bombardowanych wysp.

7

73

3

background image

nym poświęceniem Japończykami.
Rozdał żywność i wodę, wziął na
hol kilka łodzi, na kiosku okrętu
rozłożył wielką białą flagę z czer-
wonym krzyżem i zaczął powoli
płynąć w kierunku oddalonego
o 150 km wybrzeża neutralnej, ne-
utralnej... hm, niech będzie że Indo-
nezji. Na kiosku okrętu posadził na-
wet japońskiego oficera z lampą Al-
disa, by ten porozumiał się z nadla-
tującymi lub nadpływającymi roda-
kami. Po pewnym czasie nad okrę-
tem, szalupami i innymi już przy-
byłymi i ratującymi rozbitków...
amerykańskimi okrętami podwod-
nymi pojawiła się łódź latająca, za-
łóżmy, że japońska, która po rozej-
rzeniu się w sytuacji i po wymianie
depesz z dowództwem obłożyła
wszystko bombami i odleciała.

Bombardowanie było mało celne,
ale zdesperowany kapitan wyrzucił
rozbitków do wody i zanurzył okręt,
obawiając się powtórzenia ataku.
Sporą część „dwukrotnych rozbit-
ków” uratowały okręty neutralne
zawiadomione przez naszego boha-
tera, ale dowództwo floty, umów-
my się, że amerykańskiej, wydało
specjalny rozkaz zakazujący rato-
wania rozbitków, bo to naraża jed-
nostki bojowe na zatopienie.

Pewien okręt podwodny, po-

wiedzmy niemiecki, storpedował
transportowiec, załóżmy, że brytyj-
ski. Po wynurzeniu się w pobliżu to-
nącego statku wredny hitlerowski
kapitan rozkazał otworzyć ogień do
szalup ratunkowych. Zatopienie
statku miało miejsce u wybrzeży...
np. Afryki i kapitan był przekonany,
że żołnierze w szalupach zostaną
wkrótce wyratowani i będą wal-
czyć z niemieckim Afrika Korps. Ka-
zał strzelać do łodzi ratunkowych
i tratw z działa, z działka przeciw-
lotniczego, z karabinów maszyno-
wych i z broni osobistej załogi,
a potem jeszcze zastrzelić w wodzie
jakiegoś rozbitka, który próbował

podpłynąć do okrętu. Za wyczyn
swój, a w szczególności za „znisz-
czenie transportowca i przewożonej
na nim siły żywej” otrzymał od,
od... admirała Dönitza i od Führera
listy pochwalne. Po wojnie okazało
się, że transportowiec przewoził,
powiedzmy, że jeńców wojennych,
że ogromną większość ofiar ataku
stanowili Włosi, a płynący w kie-
runku okrętu podwodnego rozbitek
był najprawdopodobniej bohater-

Mówiąc żartobliwie ambitna, a patrząc
realistycznie raczej „automatyczna”
decyzja Trumpetera, żeby pokazać
ten sam a jakże różny okręt dwa razy
nie sprawdziła się o tyle, że okręt
w pudełku i na obrazkach to na pew-
no nie USS Gato SS-212 1944. Biorąc
pod uwagę te z górą 200 nazw okrę-
tów pomnożonych przez kilka wersji,
jestem pewny, że będzie to któryś
z okrętów klasy Gato w którymś z mo-
mentów długiej wojny.

Problem z identyfi-
kacją amerykańskich
okrętów podwod-
nych polega na tym,
że były one wielok-
rotnie i różnie mo-
dernizowane. Pod
koniec wojny żaden

z ponad 200 niemal identycznych projektowo okrętów klas Gato, Balao i Tench
nie wyglądał tak samo, nie mówiąc już o kilku co najmniej wariantach wyglądu
każdej jednostki w czasie wojny. To jest akurat SS-212 „Gato” w środkowym ok-
resie wojny – już z przebudowanym kioskiem, ale jeszcze z trzema podstawami
działek plot. kal. 20 mm. Oerlikony miały jeszcze na tyle niewielkie lufy, że proś-
ciej było je chować przed zanurzeniem pod pokład niż uszczelniać. Okręt na
zdjęciu ma jakby za mało otworów odpływowych w przedniej części kadłuba
i teraz już nie wiem, czy wierzyć w podpisy pod zdjęciami?

7

74

4

j a k p o m y ś l a ł , t a k z r o b i ł

background image

skim Włochem usiłującym wyjaśnić
hitlerowskim ludobójcom, że strze-
lają do aliantów.

No tak, to było na tyle, jeśli

chodzi o politycznie poprawne his-
toryjki, bo tak naprawdę...

W rzeczywistości „umowny

Amerykanin” był niemieckim okrę-
tem podwodnym U-156 pod do-
wództwem kapitana Wernera Har-
tensteina. W nocy 12 września
1942 roku storpedował on duży
brytyjski liniowiec „Laconia”, prze-
wożący około 2700 osób, w tym
1800 włoskich jeńców wojennych,
pilnowanych przez, ciekawostka,
polską kompanię wartowniczą.
Niemcy zorientowali się w sytua-
cji, przystąpili do akcji ratowniczej
i... dalej jak napisano wyżej, z tym
że szalupy holowano w kierunku
wybrzeża Afryki. 15 września rano
do akcji przyłączył się U-506, a po
kilku godzinach U-507 i włoski
okręt podwodny „Cappelini”.
16 września nadleciała „japońska
łódź”, czyli amerykański Liberator
z bazy na Wyspie Wniebowstąpie-
nia i po ponad godzinie oglądania
i opisywania sytuacji otrzymał
przez radio rozkaz ataku. Bomby
nie wyrządziły większych szkód
okrętom, ale zmusiły je do porzuce-
nia rozbitków i zanurzenia się
w obawie przed ponownym nalo-
tem. Następnego dnia na miejsce
akcji przybyły wreszcie okręty Vi-
chy z Dakaru wezwane otwartymi
depeszami radiowymi Hartenstei-
na. Brytyjczycy nie podjęli żadnej
akcji, obawiając sie podstępu. Oce-
nia się, że zatopienie „Laconii”
przeżyło około 1000 osób, tych ura-
towanych przez Francuzów i tych,
którzy zmieścili się w ciasnych
kadłubach okrętów podwodnych.

Wspomnianym w mojej „baj-

ce” rozkazem był wydany przez
Karla Dönitza Triton-Null, znany
również jako Laconia Befehl. Tekst
ten jest ciekawy, bo jest dowodem
przez zaprzeczenie na to, czy
i w jaki sposób pomagano rozbit-
kom z zatapianych jednostek. Za-
kazywał on zatem: „...jakichkol-
wiek prób ratowania rozbitków,
wyławiania ich z wody i umiesz-
czania na szalupach ratunkowych,
stawiania przewróconych szalup
i przekazywania żywności i wody”.
a w kolejnych dwóch punktach
pozwalał na wyłowienie z wody
tylko kapitanów, głównych mecha-
ników i innych osób, stanowiących
potencjalne źródło informacji woj-

skowej. Kończył się dramatycznym
wezwaniem: „Pozostańcie twardzi.
Pamiętajcie, że nieprzyjaciel nie
zważa na kobiety i dzieci, gdy
bombarduje niemieckie miasta”.
Triton-Null był podstawą oskarże-
nia Dönitza w czasie procesów no-
rymberskich. Skazano go na 12 lat
więzienia.

„Umownym Niemcem”

z mojej drugiej, podobnie ponurej
opowiastki jest Dudley W. Morton,
najsłynniejszy chyba amerykański
dowódca okrętu podwodnego.
26 stycznia 1943 roku dowodzony
przez niego USS „Wahoo” zatopił
u wybrzeży Nowej Gwinei japoń-
ski transportowiec „Buyo Maru”.
Po wynurzeniu się kapitan Morton
kazał otworzyć ogień z działa pok-
ładowego i... dalej jak napisano
wyżej, z tym że Amerykanie strze-
lali tak naprawdę do Japończyków
i hinduskich jeńców wojennych.
Bohaterski rozbitek wspinający się
na kadłub „Wahoo” był najpraw-
dopodobniej Hindusem. Morton
wydawał się usatysfakcjonowany
zniszczeniem łodzi i tratew i nie
poświęcił wiele czasu na rozstrze-
liwanie pojedynczych ludzi w wo-
dzie. Odległość do lądu była zbyt
duża, jak na możliwości pływackie,
był więc pewien, że rozbitkowie
potopią się jak myszy w wiadrze
i spokojnie wyruszył w pościg za
pozostałymi statkami konwoju. Na
miejsce zatopienia przybyły jednak

bardzo szybko japońskie jednostki
ratownicze i uratowały około 850
z 1100 osób, które płynęły na „Bu-
yo Maru”.

Za czyn ten i za agresywną

postawę w czasie całego patrolu
US Navy nagrodziła kapitana USS
„Wahoo” Krzyżem Marynarki,
a okręt został wymieniony w liście
pochwalnym prezydenta. Amery-
kanie bardzo potrzebowali nowego
ducha bojowego, rozbudzonego
we flocie podwodnej choćby
i przez ludobójcę, bo przy swojej
dotychczasowej taktyce i technice
wojny podwodnej przymiotnik
„nieograniczona” był mniej warty
niż papier, na którym go napisano.
„Wahoo” został zatopiony przez
Japończyków w październiku
1943 roku w czasie powrotu z pat-
rolu bojowego na Morzu Japoń-
skim. Okręt zatonął wraz z całą za-
łogą i w ten sposób Amerykanie

Wspominane już wielokrotnie otwory odpływowe. Wstawiłem zamalowaną na
czarno przesłonę, bo inaczej okręt wyglądałby na pusty w środku. Projektanci
modelu mieli ambicje pokazania oddzielnego kadłuba sztywnego i nawet pod-
stawowych grodzi oraz podziału na dwa pokłady. W tych grodziach są nawet
drzwi. Pomysł ma niewątpliwą wartość dydaktyczną i trochę mniej wspólnego
z rzeczywistym wyglądem kadłuba sztywnego – nie skorzystam.

To, co natomiast trzeba koniecznie zrobić, to wyrzucić pojedyncze słupki i doro-
bić sztywne bariery na kiosku. Przypadkowy wymiarowo, fototrawiony reling
w skali 1:100 został przycięty na odpowiednią wysokość i wcale udatnie imituje
skalę 1:144. Poprawiłem nieco armatę trzycalową i dorobiłem osłony i maga-
zynki do Oerlikonów.

7

75

5

background image

uniknęli drażliwego problemu są-
dzenia swego najsłynniejszego ka-
pitana za zbrodnie wojenne.

T O T A L E R K R I E G

Wspominane już dwukrotnie

hasło nieograniczonej wojny pod-
wodnej pojawiło się w rozkazach
dziennych amerykańskiej floty pod-
wodnej niemal nazajutrz po japoń-
skim ataku na Pearl Harbor. Przed-
wojenna doktryna przewidywała,
że okręty podwodne będą ściśle
podporządkowane flocie nawodnej.
Nowe okręty, takie jak klasa P, Sal-
mon, Tambor i wreszcie Gato, były
coraz szybsze, aby móc towarzy-
szyć, osłaniać i prowadzić rekone-

sans na rzecz zespołu pancerników
i krążowników. Podobna doktryna
obowiązywała również we flocie ja-
pońskiej ze wszystkimi fatalnymi
skutkami dla tej ostatniej. Amery-
kańskie pancerniki i krążowniki le-
żały tymczasem jeszcze przez
chwilę na dnie Pearl Harbor, czeka-
jąc na podniesienie, i w ten sposób
podwodniacy odzyskali upragnioną
wolność. Stali się nagle główną
i jedyną bronią ofensywną US Na-
vy, więc kazano im wyjść w morze
i topić każdy napotkany statek z ja-
pońską banderą. Ba, gdyby to tylko
było takie proste.

Amerykanie mieli teoretycz-

nie wszystko, co było potrzebne do
szybkiego i zdecydowanego roz-

prawienie się z wrogiem, bo nowe
okręty podwodne były naprawdę
nowe i zupełnie udane. Pierwszy
okręt klasy Gato, USS „Drum”,
wszedł do służby w listopadzie
1941 roku, pozostałe jednostki też
nie były stare ale amerykańskiej
flocie podwodnej brakowało czte-
rech drobiazgów: kompetentnego
dowództwa, strategii, taktyki
i praktyki. Ach, i jeszcze działają-
cych torped.

Nie mam żadnych szans, by

opisać, choćby pobieżnie, wspom-
niane cztery elementy, których
brak tak boleśnie dotykał amery-
kańską flotę podwodną w pier-
wszej połowie wojny, bo każdy
z nich wart jest oddzielnego tekstu
o objętości całego JPTZ. Postano-
wiłem opisać tylko ostatnią „histo-
ryjkę o torpedach”, najstosowniej-
szą chyba dla artykułu w MT i mo-
im prywatnym zdaniem najbardziej
zalatującą czarnym humorem.

T O R P E D A Z B Y T N O W O C Z E S N A

Flota amerykańska rozpo-

częła wojnę z torpedami parogazo-
wymi Mk XIV, wyposażonymi
w zapalnik uderzeniowy i ultrano-
woczesny zapalnik magnetyczny
Mk VI. Pozwalało to na ustawienie
biegu torpedy na większej głębo-
kości niż zanurzenie celu i wów-
czas masa stali, jaką jest każdy
statek czy okręt, uruchamiała deto-
nator, gdy torpeda znajdowała się
pod kilem nieszczęśnika. Wybuch
na większej głębokości, w przes-
trzeni ograniczonej nieściśliwą
wodą i powierzchnią dna celu był
straszliwie skuteczny i „łamał
kark” największym okrętom, pod-
czas gdy trafienie w burtę lub,
co jeszcze gorzej, w specjalnie
umieszczone na zewnątrz pance-
rza tzw. bąble przeciwtorpedowe
mogło nie zrobić na przeciwniku
większego wrażenia.

Wszystko byłoby bardzo

pięknie, gdyby... gdyby cokolwiek
działało. Zapalnik Mk VI był tak taj-
ny i tak bardzo obawiano się skra-
dzenia sekretu, że nikt we flocie
nie był przeszkolony w jego używa-
niu, a wydrukowane podręczniki
spoczywały bezpiecznie w sejfach.
Nie przeprowadzono również zbyt
wielu testów, bo zbyt wiele prób,
to zbyt wielu świadków i zbyt wie-
le możliwości przecieku.

W czasie pierwszego wojen-

nego patrolu USS „Sargo” odpalił

Malowanie „przy taśmie” i pudrowanie pastelami bez maskowania to jedno, ale
musiałem jeszcze potem zalakierować cały model na matowo, bo wyglądał
dość nierówno i... strasznie brudził palce, a każde dotknięcie było potem widać
na kadłubie.

Relingi na pokładzie powstały z oryginalnych słupków i mojej uniwersalnej, su-
percienkiej i przydymionej żyłki. Przyklejałem ją dość cierpliwie klejem cyjano-
akrylowym – wyszło chyba nieźle, a i sama praca nie była taka trudna. Różowe
końcówki peryskopów amerykańskich okrętów podwodnych są jednym
z trzech znanych mi przykładów zastosowania międzywojennej teorii głoszącej,
że róż najłatwiej przyjmuje na siebie kolory otoczenia.

j a k p o m y ś l a ł , t a k z r o b i ł

7

76

6

background image

pierwsze torpedy do japońskiego
statku. Wybuchły przed celem. Do-
wódca okrętu, kapitan Tyrell Ja-
cobs, doszedł do wniosku, że za-
palniki Mk VI są zbyt czułe lub Ja-
pończycy już mają na nie jakąś me-
todę (!). W następnych atakach
rozkazał wyłączyć zapalniki ma-
gnetyczne i ustawić torpedy na
płytszy bieg, tak by uderzały o ka-
dłub celu, uruchamiając zapalnik
uderzeniowy. W kolejnych 6 podej-
ściach wystrzelono 14 torped i ża-
dna nie wybuchła. Jacobs doszedł
do wniosku, że torpedy płyną
o wiele głębiej, niż powinny lub że
zapalniki uderzeniowe również nie
działają. Wrócił z patrolu, zażądał
testów torped i dostał... straszliwą
reprymendę za wyłączenie super-
wynalazku i dumy floty.

Problem torped, które nie

wyrządzają wrogowi żadnej krzy-
wdy, powinien być właściwie roz-
wiązany natychmiast, zwłaszcza
przez kraj dysponujący najnowo-
cześniejszym zapleczem badaw-
czym i produkcyjnym, bez żadnych
ograniczeń surowcowych i, od
chwili wybuchu wojny, bez żad-
nych limitów ekonomicznych. Tak
jednak nie było. Urząd Uzbrojenia
był pewny swego i kazał używać
torped bez zmian, a kapitanowie
okrętów podwodnych w desperacji
atakowali statki japońskie z broni
pokładowej.

W czerwcu 1942 roku wyda-

rzenia na Pacyfiku przybrały zdecy-
dowanie korzystniejszy bieg dla
Amerykanów, bo Japończycy stra-
cili swoje największe lotniskowce
pod Midway, ale w czasie samej
bitwy rozegrał się kolejny akt „ko-
medii torpedowej”, bo USS „Nauti-
lus” usiłował dobić tonący lotnisko-
wiec „Kaga”. Z czterech wystrzelo-

nych torped jedna została w wy-
rzutni, dwie przepłynęły pod celem,
a czwarta uderzyła i rozleciała się
na kawałki, nie wybuchając. Zbior-
nik powietrzny z tej torpedy posłu-
żył jako środek ratunkowy człon-
kom załogi japońskiego okrętu.

W niecały rok później,

w kwietniu 1943 roku USS „Tunny”
zaatakował trzy japońskie lotnis-
kowce. Dowódca okrętu, kapitan
John Scott, też znał już na tyle his-
torie o zapalnikach magnetycz-
nych, że nie decydując się na wy-
łączenie ich, kazał ustawić torpedy
na płytki bieg, aby zadziałały cho-
ciaż zapalniki uderzeniowe. Walnął
pełną salwą 10 torped, z których
w sześciu zapalniki magnetyczne
jednak zadziałały, to jest wybuchły
przed celem, trzy chybiły, a tylko

jedna spełniła oczekiwania dowód-
cy, tzn. jej zapalnik magnetyczny
zawiódł, a mechaniczny zadziałał.
Trzy lotniskowce, 10 torped, jeden
uszkodzony.

Trzy z wystrzelonych torped

mogły zresztą chybić dlatego, że
ich kolejną, dość powszechną wa-
dą było odchylanie się od kursu
w dość przypadkowy sposób i bieg
po łuku, a nawet zataczanie w ten
sposób pełnego koła, jednym sło-
wem: „Kto torpedą wojuje, ten od
własnej torpedy ginie”. Co naj-
mniej jeden okręt podwodny został
zniszczony w ten sposób, a kilka
ocalało dzięki temu, że atak prowa-
dzony był w wynurzeniu, świado-
mi rzeczy kapitanowie obserwo-
wali bieg wystrzelonych pocisków
i gwałtownym manewrem uniknęli
kolizji. Kapitan Scott złożył szcze-
gółowy raport, ale trzeba było do-
piero kolejnej skargi, złożonej tym
razem przez słynnego już ze swo-
jego agresywnego dowodzenia

i opisanego wyżej Mortona, by no-
wy, wreszcie kompetentny dowód-
ca floty podwodnej na Pacyfiku,
admirał Charles Lockwood, polecił
wyłączyć zapalniki magnetyczne
we wszystkich torpedach.

W lipcu 1943 USS „Tinosa”

atakował wielki japoński statek wie-
lorybniczy przebudowany na tan-
kowiec („Tonan Maru III”, 19 000
BRT). Wyłączono magnetyczne cu-
da, ustawiono torpedy na płytki
bieg, a z czterech wystrzelonych
dwie trafiły, bo zaobserwowano
białe kolumny wody przy burcie
celu. „Tonan Maru” nie miał jed-
nak zamiaru zwolnić, wystrzelono
więc kolejne dwie, obie trafiły,
w tym jedna w maszynownię, bo
statek zwolnił, potem stanął, a nad
rufą ukazał się dym. W ciągu kolej-
nych 30 minut okręt podwodny
walił do nieruchomego celu, wys-
trzeliwując raz po razie kolejne 9
torped, z czego każda trafiała, przy
burcie tankowca ukazywała się
fontanna, ale ten nie miał najmniej-
szego zamiaru zatonąć.

Zdesperowany kapitan zos-

tawił ostatnią torpedę jako „dowód
w sprawie” i popłynął do domu,
a Lockwood kazał przeprowadzić
najprostszy z możliwych testów.
Jeden z okrętów strzelał torpedę za
torpedą w pionową ścianę skalną
nieopodal bazy, aż któraś „wy-
buchła, nie wybuchając”, tak jak to
zaobserwował dowódca „Tinosy”.
Nurkowie wydobyli szczątki i wte-
dy okazało się, że zapalnik mecha-
niczny był zgniatany uderzeniem
o burtę celu, zanim iglica odpaliła
spłonkę. W dalszych testach udo-
wodniono, że im lepszy był strzał,
tym mniejsza szansa detonacji, bo
przy trafieniach pod kątem 90 sto-
pni zapalnik nie zadziałał ani razu
i tylko delikatne „muśnięcia” burty
celu pod dość ostrym kątem umoż-
liwiały eksplozję. Ostatnim dro-
biazgiem pozwalającym zakończyć
półtoraroczną walkę z własnymi
torpedami okazała się nowa sprę-
żynka i iglica do zapalnika, doro-
bione przez ślusarzy w bazie. 

7

77

7


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Abolicja podatkowa id 50334 Nieznany (2)
4 LIDER MENEDZER id 37733 Nieznany (2)
katechezy MB id 233498 Nieznany
metro sciaga id 296943 Nieznany
perf id 354744 Nieznany
interbase id 92028 Nieznany
Mbaku id 289860 Nieznany
Probiotyki antybiotyki id 66316 Nieznany
miedziowanie cz 2 id 113259 Nieznany
LTC1729 id 273494 Nieznany
D11B7AOver0400 id 130434 Nieznany
analiza ryzyka bio id 61320 Nieznany
pedagogika ogolna id 353595 Nieznany
Misc3 id 302777 Nieznany
cw med 5 id 122239 Nieznany
D20031152Lj id 130579 Nieznany

więcej podobnych podstron