Żonie Halinie
str.-63
Piszę liścik do Ciebie.
Bo cóż zrobić z tą porą.
Kiedy chmury na niebie…
Pióro w rękę więc biorę.
Camping, Wdzydze i wczasy.
Cóż lepszego być może.
Słońce, słońce i lasy.
I jezioro jak morze.
Chwalę camping nad Wdzydze.
I choć oko przymrużam.
Z Wdzydze wcale nie szydzę.
Wcale się nie oburzam.
Siedzę w domku ze złotą.
Nad jeziorem, nad Wdzydze.
Lecz po deszczu z ochotą.
Zbieram grzyby i rydze.
W campingowym domeczku.
Śpię pod sześciu kocami.
Zimno, ciemno, bez świeczki.
Nocą - szczękam zębami.
Rano zrywam się z pryczy.
W mokre spodnie wskakuję.
Nastrój taaki jest byczy.
Ach, jak dobrze się czuję.
Nic mi teraz nie chce się.
Słońce takie na niby.
Tylko śnię wciąż o lesie.
Tylko zbieram wciąż grzyby.
Gdy się grzybów najemy.
(Tego się nie powstydzę.)
To wspominać będziemy.
Camping, grzyby i Wdzydze. 1957r.