Majątek...
Paweł „Pers” Grabowski
Poniższy tekst jest przykładem opisu majątku. Podobny opis dostarczony Tobie –
Mistrzu Gry, przez Twoich Graczy na pewno pozwoli Ci na opracowanie kilku ciekawych
scenariuszy. Jeśli mogę tylko doradzić, nie śpiesz się z nim. Nie ma sensu zmuszać Graczy do
przygotowywania go już na pierwszej sesji. Niech najpierw „poczują” swoje postacie,
zaprzyjaźnią się z nimi. Wtedy ich opis na pewno będzie bardziej ciekawy i plastyczny...
Przecież na początku i tak masz ich sojuszników. Myślę, ze na kilka początkowych sesji na
pewno Ci wystarczą ;)
Witaj Panie, cieszę się, że mnie odwiedziłeś... Po prawdzie jesteś pierwszym gościem,
który odwiedził mnie od czasu, jak wróciłem tu pół roku temu. No cóż, wiele lat w podróży,
zapomniano tu o mojej osobie, a mnie z kolei jakoś nie ciągnie do balów i przyjęć...
Tak, tę willę zostawił mi Ojciec. Prawdę mówiąc nie spodziewałem się tego po nim –
rozstaliśmy się w gniewie. Nie mogłem mu nic wyjaśnić, tej nagłej dymisji z armii – wiem, że
tego dnia runęło całe jego życie, umarły wszelkie nadzieje... Ale musiałem tak postąpić,
wolałem żeby się mnie wyrzekł za nieposłuszeństwo, niż za to co się naprawdę wydarzyło –
ale Ty dobrze to rozumiesz, byliśmy przecież tam obaj – tam nad Witażkową Rieką...
Wróciłem na wieść o chorobie ojca – lecz niestety, listy do Gordu idą długo... nie
zdążyłem. Przywitała mnie tylko siostra, która zgodnie z Jego wolą przekazała mi papiery na
majątek, który dla mnie zostawił. Och, nie jest tego wiele. Większość, w tym nasz rodzinny
majątek pod Seczevem, dostał się siostrze, ale nie żałuje jej. Ona w końcu była tu przy Nim
cały czas... Wiem, że dobrze się nim opiekowała. A On pomimo to pamiętał o mnie... Chyba
jednak nie doceniałem mojego staruszka...
Tak więc dostałem tę willę w stolicy, nie jest droga w utrzymaniu – mam niewielkie
potrzeby, czwórka służących całkowicie mi wystarcza. No, przecież mam jeszcze Pierre’go,
choć ostatnio zamiast mi służyć ciągle wlepia ślepia w tyłeczek Majki, mojej pokojówki...
Tak więc mam gosposię, a zarazem kucharkę - Katarzynę. Jej mąż Borys, jest odźwiernym,
kamerdynerem i balwierzem jednocześnie. Majka to ich córka, ha, ha... nie ruszaj tak wąsem
stary zbereźniku, wiem że śliczna bestyjka – ale to porządna dziewczyna, rodzice dobrze ją
wychowali. Tak, tak, to rodzinny interes, Kostelikovie służą mojej rodzinie od wielu lat; a
nawet jakbym się zastanowił to od pokoleń – zdaje się, że zaczął dziadek kuchmistrzyni.
Jedyny spoza rodu to Orik, sierota. Zajmuje się końmi, poza tym jest chłopakiem do
wszelkich posyłek. Ma dopiero czternaście lat, ale niejednego starego wygę oszwabi. Choć
ostatnio podejrzanie często wypytuje o mnie front, boję się, że będzie chciał się zaciągnąć –
co zrobić, każdy młody chłopak marzy o wojennych laurach... Wiesz, mamy taki piękny
dzień, pójdźmy posiedzieć w ogrodzie, zaraz każę Majce przynieść zimnego piwa.
Nie, naprawdę dziękuję Ci przyjacielu, ale nie potrzebuję wsparcia... Wiem, że na
Ciebie mogę liczyć. Ale sam spójrz – koszt utrzymania tej willi to około pięćdziesiąt
kordinów rocznie, a ja mam dochodu jakieś czterysta.
Tak, tak, Tatulo pomyślał o wszystkim. Zostawił mi piękną wioskę na wschodzie kraju
– Pristinę, to trochę na północ od Mitevska. Nie mam co prawda głowy do jej doglądania,
więc oddałem ją samym chłopom w dzierżawę. Obie strony są zadowolone. Oni nie mają nad
sobą żadnego nadzorcy, a ja mam te dwieście pięćdziesiąt dzierżawnego.
Wioska jest całkiem ładna i spora. Ponad dwieście dusz, koło trzydziestu chałup. Jest
w niej karczma. Nota bene prowadzi ją mój stary żołnierz, Janko. Taaaa, ten sam bandzior,
który na defiladzie swoją gębą wystraszył hrabiankę Rainier. Cóż, chciała nasza Cynazyjka
mocnych wrażeń, to je dostała, ha ha... Spotkałem go zaraz po powrocie, w jednej z ciemnych
uliczek Terestu, chciał mnie oskubać na czele paru obwiesi. Ale, na swoje szczęście, dobrze
pamiętał moją szermierczą postawę. Obwiesie uciekli zaraz po tym jak Janko rzucił pałasz i
runął przede mną na kolana – musieli przeżyć niezły wstrząs.
Oczywiście, bieda... – Janko wbrew pozorom nigdy nie był złym człowiekiem, w
gruncie rzeczy to takie duże dziecko. Zaproponowałem mu dzierżawę tej karczmy,
pożyczyłem parę kordinów na początek i wiesz co? Świetnie sobie radzi, nawet dług już mi
zwrócił, mimo, że wcale go o to nie naciskałem. He, he... Nie, nie łupi przejezdnych, byłem w
Pristinie parę tygodni temu i wszystko po cichu sprawdziłem. Naprawdę został karczmarzem.
I nie płaci mi dzierżawnego – ta karczma jest teraz jego własnością, tyle że dla mnie zawsze
ma darmowe trunki, a na gorzałce szelma zawsze się znał...
A kończąc opowieść o wiosce, to jest tam jeszcze kowal – Pawlo; mieszkańcy dorobili
się nawet ostatnio młyna - i jak tu nie wierzyć, że wywłaszczenie chłopów przynosi skutki?
Zawsze uważałem, że pańszczyzna to przeżytek.
W Pristinie mieszka również, ale to już tak miedzy nami, jakaś zielarka czy
zapowiadaczka – stara Sonka, o ile pamięć mnie nie myli. Och, nic poważnego, wiesz jak to
jest, leczy bóle, odczynia uroki, wróży okolicznym dziewkom i inne takie tam... Poza tym to
przykładna agaryjska karianka... co tydzień chodzi na msze. Nie wspomniałem? W wiosce jest
jeszcze mały kościółek. Nie ma tam, co prawda, póki co stałego księdza, na razie raz w
tygodniu kapłan dojeżdża z Mitevska. Na co dzień kościółkiem opiekuje się stary kościelny,
Mavik.
Wokół wioski nie ma raczej nic ciekawego, okolica jest bowiem dość dobrze
zagospodarowana... Cóż to, zainteresowałeś się tymi modnymi ostatnio fantastycznymi
romansami, przyjacielu? No, jeśli już to ewentualnie mogła by Cię zainteresować (Aaaa!
żona, oczywiście, ha, ha, żona oczywiście...) Kamienna Polana. Widzisz, na środku polany
ustawiony jest dość spory krąg z obrobionych głazów. Menhiry? Jakoś tak to się chyba
nazywa. Nie wiadomo skąd się wzięły, ani kto je postawił. Okoliczne baby, jak to baby, cuda
o nim opowiadają, ale to wszystko w stylu: ktoś słyszał, że ktoś słyszał, albo coś tam
zobaczył. Wiesz co jest tylko ciekawe? Bardzo podobny krąg widziałem w Gordzie, w jednej
z górskich kotlin. Gordyjczycy z mojego oddziału również nic o nim nie wiedzieli.
Polana znajduje się na granicy moich lasów, które ciągną się za nią na wiele dni drogi,
oczywiście, gdyby były tam jakiekolwiek dukty. Tak, te lasy również przynoszą niezły
dochód, średnio coś koło stu pięćdziesięciu kordinów. Nie, nie ma tam tartaku, to piękna stara
puszcza i Ojciec nie mógł znieść myśli, że te drzewa będą niszczone. To pieniądze z danin.
Jakich? A mieszka tam paru smolarzy, jacyś bartnicy, kilku przepatrywaczy i myśliwych. Lasu
nadzoruje mój gajowy, Toliup. Och, gdybyś go widział! To odludek i samotnik, który chyba
nigdy nie opuścił granic tej puszczy. Ma do pomocy kilku strzelców, równie dzikich jak on –
ha, ha, coś w tym jest... ale są mi wierni, ich rodziny służą mojej od wielu pokoleń.
Kiedy byłem w Pristinie, zatrzymałem się na kilkanaście dni u Toliupa. Szybko się ze
mną oswoił i chyba nawet polubił. A i ja czułem się tam o wiele lepiej niż tu, w stolicy. To
naprawdę spory kawał ostępów, nieuczęszczany przez żadnych obcych ludzi, pełen różnego
zwierza. Nie ma tam oczywiście żadnych luksusów, ale jeśli chcesz zejść światu z oczu, to nie
ma lepszego miejsca. Zapewniam Cię, że do tego lasu nie wjedzie nikt nie zauważony, a już
na pewno nie wyjedzie nikt, kto nie powinien stamtąd wyjechać... Wiesz, mieszkając tam,
miałem wrażenie, że ta puszcza żyje własnym życiem, kto wie co kryje się w jej głębi. Sam
Toliup mówił, że nie zna jej wszystkich zakamarków, a może przy naszym pierwszym
spotkaniu nie chciał mówić mi wszystkiego? A przecież mój las stanowi zaledwie ułamek
całej puszczy. W każdym razie idąc na spacer brałem ze sobą mały bandolecik, a i zawsze
towarzyszył mi jeden ze strzelców Toliupa. Może kiedyś wybierzemy się tam na polowanie?
No napiliśmy się, pogadaliśmy... a teraz powiedz Przyjacielu co Cię trapi. Znamy się
aż za dobrze i mimo Twego śmiechu czuje że coś Cię dręczy...