Będąc mieszkańcami wielkich miast często na własnej skórze doświadczamy frustracji
spowodowanej nadmiarem społecznych interakcji. Zaburzenia psychiczne, niekontrolowana
agresja, morderstwa, wrzody żołądka, otyłość, to tylko nieliczne konsekwencje wynikające z życia
w gęstych skupiskach ludzkich. Zatem jakie korzyści płyną ze stowarzyszania się? Dlaczego ludzie
żyją w grupach? W jakim celu poświęcają czas na tworzenie koalicji, czy budowanie przyjaźni?
Alternatywnych wyjaśnień, pomijanych dotychczas przez główny nurt psychologii społecznej,
dostarcza psychologia ewolucyjna, która w głównej mierze opiera się na teorii doboru naturalnego.
Dobór naturalny faworyzuje te osobniki, które przyjmują strategię życia, zapewniającą ich genom
maksymalny udział w przyszłych pokoleniach. Ponieważ powodzenie osobnika, zarówno w
zakresie przetrwania jak i rozmnażania, w ogromnej mierze zależy od jego zachowania się, dlatego
też dobór naturalny sprzyja kształtowaniu się zachowań zwiększających wydajność zdobywania
pożywienia, skuteczność unikania zagrożenia oraz efektywność reprodukcji i opieki nad
potomstwem. Zgodnie z tym ujęciem, życie w grupie i potrzebę stowarzyszania się należy
traktować jako formę odpowiedzi na szereg powtarzających się wyzwań, jakim ludzie musieli
stawić czoło w swej historii ewolucyjnej. Według psychologa społecznego, Michaela Argyle’a,
„wiele spośród społecznych zachowań człowieka wykazuje bliskie analogie ze społecznymi
zachowaniami zwierząt, i do pewnego stopnia może być wyjaśnione w kategoriach ich
ewolucyjnych źródeł”. Z kolei J. R. Krebs i N. B. Davies, autorzy „Wprowadzenia do ekologii
behawioralnej” (wyd. PWN), rozdział o życiu w grupach rozpoczynają w następujący sposób:
„Pokażcie komukolwiek 10 000 flamingów gniazdujących w jednej kolonii, dziób przy dziobie, a
prędzej czy później padnie pewnie pytanie: I po co tak się gnieść na kupie?”. Dlatego też, aby lepiej
zrozumieć istotę przystosowawczej wartości życia w grupie, warto przyjrzeć się rozwiązaniom, z
jakich korzystają przedstawiciele innych gatunków.
Podstawową korzyścią wynikających z życia w grupie jest unikanie drapieżników. Aby zmylić
drapieżnika ryby łączą się w ławice. Z tego samego powodu ptaki trzymają się w stadach. Im stado
jest większe, tym większe prawdopodobieństwo dostrzeżenia zagrożenia i zaalarmowania
pozostałych członków grupy. W pewnych sytuacjach, zwierzęta, które często padają ofiarą
drapieżników, pomagają sobie wspólnie atakując drapieżców. Wybitny etolog Irenaus Eibl–
Eibesfeldt nazywa takie strategie wspólnotami obronnymi i jako ilustrację podaje przykład
zachowania zaobserwowanego u kawek, które zaatakowały psa niosącego w pysku jedną z nich.
Życie w grupie daje także możliwość zwiększania wydajności zdobywania pokarmu. Według
Petera Warda i Amotza Zahaviego, tereny, na których zwierzęta wspólnie nocują i wychowują
młode, stanowią swoiste „centra informacyjne”. Poszczególne osobniki naśladują współplemieńców
i podążając za nimi, dowiadują się o lokalizacji dobrych żerowisk. Również zwierzęta drapieżne
czerpią korzyści z działania w grupach, dzięki możliwości chwytania ofiary, której pokonanie w
pojedynkę byłoby niemożliwe. Współpracujące ze sobą drapieżniki mogą pozwolić sobie na
odizolowanie upatrzonej zdobyczy i ściganie jej do skutku.
Innym czynnikiem sprzyjającym rozwojowi wspólnot jest adaptacja do niesprzyjających
warunków klimatycznych. Doskonałym tego przykładem jest niezwykłe zachowanie się
pingwinów cesarskich, które podczas ciężkich antarktycznych burz śnieżnych, ogrzewają się
wzajemnie, tworząc ciasne skupiska.
Funkcjonowanie w grupie umożliwia to, z czego my ludzie jesteśmy najbardziej dumni: zdolność
tworzenia tradycji. Okazuje się jednak, że tworzenie nowych rozwiązań oraz ich naśladowanie i
przekazywanie z pokolenia na pokolenie zaobserwowano m. in. u makaków zamieszkujących
wyspy Koshima. Samica jednej z obserwowanych grup dokonała niezwykłego odkrycia. Otóż
małpy dokarmiano pszenicą i wiele problemów sprawiało im oddzielenie jadalnych ziaren od
piachu. Twórcza samica miast wybierać z piasku ziarnko za ziarnkiem, zgarniała pokarm wraz z
ziemią i wrzucała do wody. Ziarna pszenicy utrzymywały się na wodzie, natomiast wszelkie
zanieczyszczenia opadały na dno. Oczyszczone w ten sposób pożywienie wystarczyło zebrać z
powierzchni wody. Pozostali członkowie grupy w krótkim czasie zaczęli ją naśladować, by
wreszcie ów wzorzec zachowania stał się specyficzną cechą całej grupy.
Obserwacje te pozwalają stwierdzić, że rozwój życia społecznego w przyrodzie zależy od korzyści,
jakie dają jednostce określone sposoby zdobywania pokarmu, obrony przed drapieżnikami czy też
walki z niesprzyjającym klimatem. Trudno jednoznacznie określić, który z opisanych czynników, w
największym stopniu przyczynił się do ewolucji ludzkich społeczeństw. Wydaje się, że każdy z
nich miał w tym swój udział.
Znaczna część ewolucji naszego gatunku przebiegała w Afryce, a proces ten został zapoczątkowany
około 5 milionów lat temu i wiązał się z przejściem od nadrzewnego stylu życia do życia na
otwartej sawannie. Na ten właśnie okres datowane jest występowanie gatunku Australopithecus, z
którego około 3 milionów la temu wykształciło się kilka innych form, a wśród nich
Australopithecus africanus, uważany za bezpośredniego przodka Homo. Na podstawie analizy
kopalnych szczątków australopiteków oraz pozostałości ich siedlisk można wysnuć pewne wnioski,
co do początków rozwoju struktury społecznej pierwszych hominidów. Wiele informacji na ten
temat dostarczyło odkrycie, dokonane w 1975 roku przez Michaela Busha, który podczas prac
wykopaliskowych, prowadzonych niedaleko Hadar w północnej Etiopii, natknął się na skamieniałe
kości istot człekokształtnych. Znalezisko to, znane pod nazwą „Pierwszej Rodziny”, zawierało
szczątki 13 osobników - dziewięciu dorosłych i czwórki dzieci - zidentyfikowanych jako
Australopithecus afarensis (bezpośredni przodek Australopithecus africanus), którego
występowanie datuje się na około 3,2 miliona lat temu. Ponieważ na kościach nie stwierdzono ani
śladów ogryzania przez drapieżniki, ani oznak wietrzenia przed pogrzebaniem w ziemi, należy
sądzić, że cała grupa została zasypana w bardzo krótkim czasie w wyniku jakiegoś kataklizmu.
Zdaniem Johansona przyczyną nagłej śmierci tych hominidów była powódź. Fakt, iż przed śmiercią
dorośli i dzieci przebywali razem, przemawia za istnieniem jakiejś pierwotnej formy więzi
rodzinnej bądź wspólnotowej, na bardzo wczesnym etapie ewolucji człowieka.
Według E. O. Wilsona (ojca socjobiologii), szczątki zwierząt odkryte w siedliskach australopiteków
oraz późniejszych form - Homo erectus (ok. 2 – 1,6 mln. lat temu), wskazują na dużą zależność
pierwotnego człowieka od pokarmu zwierzęcego. Takie nawyki kulinarne pobudzały z jednej strony
rozrost mózgu, z drugiej – zmianę zachowań i doskonalenie zdolności intelektualnych. Oprócz
małych zwierząt sawannowych (żółwie, jaszczurki, węże, myszy, króliki itp.), nasi przodkowie
zabijali również większe zwierzęta, w tym olbrzymie żyrafy rogate oraz ssaki podobne do słoni.
Wymagało to od naszych przodków opanowania strategii grupowego zdobywania pożywienia.
Wiele wskazuje na to, że człowiekowate nabyły zdolność odpędzania drapieżnych kotów i hien od
zabitych przez nie wcześniej ofiar. Zarówno odpędzanie jak i obrona zdobyczy wymagały
współpracy większej ilości osobników. Jednocześnie wpływało to na rozwój zdolności planowania i
tworzenia w umysłach skomplikowanych map rozmieszczenia zwierzyny.
Dzięki żmudnej analizie szczątków kopalnych wiemy dziś, że australopiteki same padały łupem
drapieżników. Świadczą o tym otwory i inne uszkodzenia znajdujące się na ich kościach. Można się
domyślać, że tworzone przez te stworzenia niewielkie wspólnoty umożliwiały im ochronę przed
drapieżnikami.
Jednak kulminacyjny punkt rozwoju spoistości grup społecznych oraz wykształcenie się bardziej
trwałych więzi między osobnikami męskimi i żeńskimi przypada na okres występowania formy
Homo erectus. W pełni wyprostowana postawa oraz wąski, cylindryczny kształt ciała tych
hominidów był konsekwencją adaptacji do szybkiego przemieszczania się na duże odległości w
środowisku sawannowym. Efektem ubocznym tego procesu była szczególnie zwarta miednica oraz
inne zmiany w budowie szkieletu, które umożliwiały utrzymanie środka ciężkości pod ciałem w
czasie marszu. W przypadku osobników żeńskich wiązało się to przede wszystkim ze zwężeniem
kanału rodnego, a to z kolei odbijało się na podstawowym rozwoju neurologicznym dziecka w łonie
matki. Ponieważ głowa dziecka nie mogła być zbyt duża, by w miarę swobodnie przejść przez
miednicę kobiety, większa część rozwoju mózgu musiała odbywać się już po urodzeniu. W
konsekwencji ludzkie dziecko pierwszy rok życia spędza w niezwykle bezradnej postaci,
ograniczając znacznie możliwości matki, która potrzebuje dobrego pożywienia, aby mogła
dostarczyć potomstwu zasobnego w białko, tłuszcze i węglowodany mleka. Z tego powodu kobieta
stała się szczególnie zależna od wsparcia partnera oraz pozostałych członków grupy, a para
rodziców zgodnie współpracujących dla dobra potomstwa – podstawą ludzkich społeczności.
W ten oto sposób powstały warunki do rozwoju społecznej natury człowieka. W trwającej ponad
milion lat historii naszego gatunku, kolejne pokolenia stopniowo zmieniały formułę życia.
Wzbogacenie diety roślinnej w białko zwierzęce pchnęło naszych człekokształtnych przodków na
drogę transformacji w wyniku, której staliśmy się myśliwymi polującymi w niewielkich (liczących
około 100 osobników) wspólnotach plemiennych. Względnie stałe siedliska, pełniące rolę
wczesnych osad, stały się punktem centralnym życia gromady, w których kobiety wraz z dziećmi
oczekiwały przybycia mężczyzn z łupami.
Kolejny przewrót nastąpił około 10 000 lat temu, gdy zaczęto uprawiać rolę, a nadwyżki żywności
wynikające z możliwość jej gromadzenia i przechowywania dały impuls do wzrostu liczebności
populacji w plemionach. Na miejscu osad wyrastały miasta, przekształcając się w wielkie
aglomeracje miejskie. I choć postęp ten przynosił liczne udogodnienia, to nie odbyło się to bez
pewnych kosztów. Warunki, w jakich żyje współczesny człowiek w dużej mierze odbiegają od
tych, w których narodził się i rozwijał ludzki gatunek. Dlatego też, jak celnie zauważa autor „Nagiej
Małpy” Desmond Morris „miasto stało się terenem wielkich kontrastów, gdzie nowoczesne wygody
szły o lepsze z nieznośnymi napięciami. Pojawiły się nowe rodzaje przemocy. Stymulacja
kreatywności wielkich metropolii obrodziła zbrodnią, szaleństwem, okrucieństwem i rozpaczą.
Prosty człowiek wspólnoty plemiennej zamienił się w cywilizowanego superczłowieka z
problemami”.