Bój o Wawel
Adam Suwart
fot. Wikipedia
Zbiorowa histeria, jaka ogarnęła przedwojenną Polskę niemal dokładnie 70 lat temu,
była czymś niespotykanym. Bo choć podczas tak zwanego konfliktu wawelskiego, latem
1937 r., ujawniły się po raz kolejny polskie czy sarmackie wady narodowe, to bodaj po
raz pierwszy w XX stuleciu domagano się publicznie postawienia przed sąd i wygnania z
kraju polskiego biskupa – księcia Adama Stefana Sapiehy.
Wawel. Położone ponad 200 metrów nad poziomem morza wzgórze, będące de facto zrębem
tektonicznym powstałym wiele milionów lat temu, urasta do jednego z największych symboli Polski,
gromadzi depozyt narodowej tożsamości, ściąga wzrok turystów i znawców zabytków. Nawet
Hindusi uznają polski Wawel za miejsce święte, doszukując się tutaj obecności „czakramu” –
jednego z kilku na ziemi tajemnych centrów energii.
Ukoronowana nekropolia
Obok katedr w Poznaniu, Gnieźnie i Płocku, to właśnie tu chowano polskich monarchów. Wawelska
katedra pw. św. Stanisława i św. Wacława kryje w swoich podziemiach i kryptach nie tylko szczątki
krakowskich biskupów, ale także prochy 19 polskich królów od Władysława Łokietka do Augusta II
Mocnego. To tutaj podczas podniosłych uroczystości funeralnych odprowadzano na wieczny
spoczynek zmarłych monarchów, ich krewnych oraz wielkich wodzów i wieszczów: Józefa
Poniatowskiego, Tadeusza Kościuszkę, Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Władysława
Sikorskiego i… Józefa Piłsudskiego. I właśnie z tym ostatnim nazwiskiem miały wiązać się
największe kontrowersje. Jak do tego doszło?
Zaczęło się od Słowackiego
Choć awantura o pochówek marszałka Piłsudskiego wybuchła w 1937 roku, dwa lata po śmierci
legendarnego legionisty, wybitnego dowódcy, uwielbianego męża stanu, to jednak początki całej
sprawy sięgają wiele lat wcześniej, bo 1927 roku. Wtedy to na Wawel sprowadzono z Paryża
prochy Juliusza Słowackiego. Wybitny poeta miał spocząć w narodowym panteonie Polaków jako
ten, który swą twórczością bronił polskości w czasie zaborów, a ludowi „niósł pokrzepienie serc”. Po
wielu publicznych debatach (jedni byli za, inni przeciw) Słowackiego pochowano ostatecznie na
Wawelu. Decyzja ta zapadła w trybie dość arbitralnym – jako polecenie marszałka Piłsudskiego. W
pewnym sensie zignorowano przy tym opinię gospodarza miejsca – arcybiskupa Adama Sapiehy.
Jednak zarówno Piłsudski, jak i Sapieha uradzili wtedy wspólnie, że wawelski pogrzeb Słowackiego
był ostatnim, jaki może odbyć się w tym najdroższym dla Polaków sanktuarium.
Marszałek już nie zaświadczy
Marszałek zmarł 12 maja 1935 roku. Od tej chwili nie było nikogo, kto mógłby potwierdzić
marszałkowsko-arcybiskupią umowę. Rząd Rzeczypospolitej natomiast ogłosił, że marszałek
1
zostanie pochowany na Wawelu. Książę metropolita, uznając przedśmiertne zapewnienia samego
marszałka za wiążące, sprzeciwiał się temu od początku. Jednak po poufnych negocjacjach
ostatecznie arcybiskup Sapieha ustąpił i zgodził się na złożenie sarkofagu z ciałem marszałka w
wawelskiej krypcie św. Leonarda, pośród prochów królewskich! Arcybiskup krakowski zaznaczył
jednak, że jest to rozwiązanie tymczasowe. Już wtedy twierdził, że trumna w przyszłości zostanie
przeniesiona w inne miejsce.
Władze chciały temu zapobiec. Stosowały więc w tym celu metody zgoła wyrafinowane. W grudniu
1936 roku, z okazji 25-lecia sakry biskupiej księcia metropolity, prezydent Rzeczypospolitej, Ignacy
Mościcki, uhonorował hierarchę Wielką Wstęgą Orderu Orła Białego. Nie zmieniło to zdania księcia
metropolity, jak prawdopodobnie oczekiwała tego sanacyjna władza. Dwa lata po śmierci marszałka
arcybiskup naciskał na władze państwowe, aby te przeniosły trumnę z krypty św. Leonarda do
krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Rząd konsekwentnie odmawiał. W tej sytuacji arcybiskup
zawiadomił władze, że ostatecznie postanowił przenieść trumnę.
Mimo listu samego prezydenta Mościckiego do księcia metropolity, purpurat odpowiedział, że
postanowienia swego nie zmieni i w nocy z 23 na 24 czerwca trumna została przeniesiona. Zadanie
to przeprowadziła firma kamieniarska z Krakowa w obecności obserwatorów ze strony Kościoła i
władz państwowych. I choć wszystko z pozoru przebiegło spokojnie, noc ta okazała się krytyczna…
Sarkofag marszałka Piłsudskiego na Wawelu
Wrzask na ulicach i w Sejmie
W związku z decyzją arcybiskupa do dymisji podaje się ostentacyjnie prezes Rady Ministrów
Felicjan Sławoj Składkowski. „Jako szef rządu nie potrafiłem zapobiec obrazie majestatu
Najjaśniejszej Rzeczypospolitej przez obywatela polskiego, czyli krakowskiego metropolitę” –
napisał w egzaltowanym tonie premier. Dymisja oczywiście nie została przyjęta. Rusza natomiast
lawina rozpętana przez sanacyjną władzę przeciwko księciu metropolicie.
Płk Adam Koc, szef prorządowego Obozu Zjednoczenia Narodowego, woła w prasie: „Silniejsza niż
śmierć miłość żołnierzy do Wodza została głęboko obrażona. Cześć Narodu dla pamięci
największego w dziejach Polaka została boleśnie dotknięta. Dziś – w co uwierzyć trudno –
samowola osobista jednostki wywyższyła się ponad wolę i prawo Rodziny Zmarłego, wojska,
którego był Twórcą i Wodzem... Z bolesnym oburzeniem, w zupełnej pewności, że daję wyraz
uczuciom szerokich rzesz społeczeństwa – zakładam protest przeciw niedopuszczalnemu
postępkowi jednostki, naruszającemu głęboki kult Narodu dla Nieśmiertelnego Wodza”.
Przez Kraków i Warszawę przetaczają się pochody, nawołujące do „przykładnego ukarania
biskupa”, a nawet do wygnania go z kraju. W Pałacu Arcybiskupów Krakowskich ktoś wybija szyby.
Senator Artur Śliwiński krzyczy z trybuny: „Nie pozwolimy, aby widzimisię warcholskiej jednostki
miało decydować o sprawach, które cały naród obchodzą i dla całego narodu są święte!”.
W szybkim czasie w konflikt wciągnięte są nie tylko tłumy na ulicy, ale także Sejm, prezydent,
premier i rząd, Prymas Polski, nuncjusz i Watykan. Sprawę udaje się ostatecznie załagodzić, kiedy
po trzecim liście do prezydenta RP, w którym arcybiskup napisał, że „w niczym nie chciał obrazić
2
ani Dostojnej Osoby, ani Godności Pana Prezydenta”, Ignacy Mościcki uznaje się za przeproszonego
i sprawę – na forum Sejmu – określa jako zamkniętą. Sejm wraca do swych innych, politycznych
awantur, ludzie z ulic zachodzą do domu i do pracy, a na Wawelu pozostaje niezrozumiany przez
większość niezłomny arcybiskup. Później metropolita napisał: „(...) trudno obronić się myśli, że
chyba chciano mieć jakąś awanturę i skorzystano z pierwszego pretekstu. To jednak nie
wytrzymuje krytyki, gdy się zna aktorów całej afery. (...) Jako smutny objaw usposobienia
społeczeństwa dzisiejszego w Polsce, należy zaznaczyć, że prawie wszyscy nie odczuwali, nie
rozumieli właściwego znaczenia przesunięcia trumny. (...) Prócz ludzi z ludu nikt nie podniósł, że
chodziło tu o uchronienie miejsca świętego i grobów królów naszych...”.
Bałagan w katedrze i nie tylko…
Jakie były motywy arcybiskupa? Już w 1935 i 1936 roku krakowski metropolita zaznaczał, że
sarkofag Piłsudskiego jest źle zlokalizowany. Po katedrze włóczą się tłumy, szkolne wycieczki;
młodzież „załatwia się po kątach”, po świątyni roznosi się przykry zapach, a lekarze wojskowi
dokonują nieustannych poprawek na źle zabalsamowanych zwłokach marszałka. Ruch turystyczny
uniemożliwia w świątyni godne sprawowanie liturgii. Jako arcybiskup, także z nakazu prawa
kanonicznego, troszczący się o swoją katedrę, książę metropolita nie mógł godzić się na takie
praktyki, graniczące z profanacją świątyni. Miał też pełne prawo do podjęcia stosownych decyzji.
Przez dwa lata lojalnie informował o nich rząd, który nie wykazywał skłonności do konstruktywnych
negocjacji.
Choć autorytet i zasługi marszałka Piłsudskiego dla niepodległości ojczyzny są niekwestionowane,
arcybiskup musiał mieć w pamięci „osobliwy” stosunek Piłsudskiego do religii. Piłsudski został
protestantem w celu wzięcia ślubu ze swoją pierwszą żoną – Marią Juszkiewiczową. Była ona
rozwódką i miała dziecko z poprzedniego związku. Następnie Piłsudski powrócił na łono Kościoła
katolickiego w celu wzięcia ślubu z kolejną kobietą – Aleksandrą Szczerbińską. Takie podejście do
spraw wyznania i religii już wówczas budziło sprzeciw wielu ludzi, nie tylko duchownych.
Czas zrobił swoje
Adam książę Stefan Sapieha, arcybiskup metropolita krakowski i kardynał, którego w 1937 roku
niektórzy chcieli ciągać przed sąd i wyrzucić z kraju, już dwa, trzy lata później został powszechnie
okrzyknięty „niekoronowanym królem Polski”. Podczas gdy sanacyjna elita władzy uciekła w
popłochu we wrześniu 1939 r. za granicę, on jeden pozostał w prastarym Krakowie, gdzie czuwał
nad polskimi grobami na Wawelu, także nad sarkofagiem Józefa Piłsudskiego. Stąd pomagał
Polakom, budząc grozę i respekt nawet u hitlerowskich cyników i oprawców. Anegdota mówi, że
gdy osławiony generalny gubernator Hans Frank zażądał od abp. Sapiehy kluczy od Wawelu, ten
wydał je niemieckiemu zbrodniarzowi, dodając: „Tylko niech pan nie zapomni mi ich oddać, kiedy
będzie pan opuszczał Wawel”.
tekst: Adam Suwart
Przewodnik Katolicki on-line - tekst oryginalny
3