Astronomiczna wiedza Dogonów i
ruiny Zimbabwe
Ruiny Zimbabwe – Podstawowe informacje o plemieniu Dogonów – Pradawna
wiedza kontra nowoczesna technologia – Współczesne hipotezy – Powstanie
wszechświata według mitu Dogonów – Wiedza astronomiczna – Syriusz – centralny
element mitu dogońskiego – Powstanie materii – Początki cywilizacji – Bliźniak
Nommo – Czerwona gwiazda – Podsumowanie – Zbieżności
Ruiny Zimbabwe
– 1 –
W roku 1868 niemiecki awanturnik i handlarz kości słoniowej, Adam Renders, zabłądził w
gęstym buszu w południowej Afryce. Przedzierał się przez gęstą, tropikalną roślinność, aby znaleźć
drogę powrotu w bardziej cywilizowane strony. I nagle stanął przed zagadkowym murem.
Renders ruszył więc wzdłuż muru w poszukiwaniu jakichś ludzi, ale wkrótce spostrzegł, że
powraca w to samo miejsce.
– 2 –
Trzy lata później Adam Renders sprowadził do ruin w afrykańskiej puszczy niemieckiego
geologa Karla Maucha. Ten sporządził plan budowli i po powrocie do Niemiec ogłosił się odkrywcą
Zimbabwe. Mauch uważał, że Zimbabwe leżało niegdyś pośrodku legendarnego kraju Ofir, z
którego król Salomon kazał sprowadzać złoto i drogie kamienie. Była to jednak tylko jedna z
niezliczonych prób rozwiązania zagadki Zimbabwe.
Ruiny Zimbabwe po dziś dzień okrywa gęsta mgła tajemnicy. Wszystkie publikacje na ten temat
zawierają jedyni przypuszczenia.
Od ruin wzięło nazwę państwo, dawna Rodezja nazywa się teraz Zimbabwe. Busz wokół ruin
wycięto, z oddali widać nagie skały, a nieco niżej w dolinie mur o jajowatym zarysie. Gdzie
niegdzie, wśród kęp roślinności i młodych palm, można napotkać resztki ruin.
Mur, zbudowany na planie elipsy ma długość 100 metrów. Ogranicza teren o powierzchni 20.000
m
2
. Elipsa ta dzisiaj nazywa się „Rezydencją Królewską”, choć wewnątrz obiektu nie znaleziono
niczego, co mogłoby usprawiedliwiać tę nazwę. Nic nie wskazuje na pobyt żadnego króla. Brak tu
jakichkolwiek napisów, posągów, popiersi. Nie znaleziono też pozostałości narzędzi, nie
wspominając już o sarkofagach czy grobowcach.
Mur okalający „Królewską Rezydencję” ma 10 m wysokości i przeciętnie 4,5 m grubości u
podstawy. Przy budowie nie stosowano zaprawy. Ciężar tego dość masywnego muru ocenia się na
100 tysięcy ton. Portugalski dziejopis z szesnastego wieku, Joao de Barros napisał o tej zagadkowej
budowli:
„Tubylcy nazywają tę budowlę Zimbabwe... Nikt nie wie, kto i kiedy ją zbudował, gdyż
mieszkańcy kraju nie znają pisma i brak im przekazów historycznych. Twierdzą jednak, że
budowle te są dziełem diabła, ponieważ według miary ich własnych zdolności uważają za
niemożliwe, aby pochodziły spod ręki człowieka”.
Niemniej jest pewne, że obiekt ten zbudowała czarna ludność. Nie ma na to dowodów na piśmie,
są jednak ślady językowe. „Zimbabwe” oznacza bowiem w języku Szona tyle, co „czcigodny dom”.
Forma ruin Zimbabwe nie jest wyjątkowa. Między Zimbabwe a portem Nova Sofala w Mozambiku
jest prawie sto ruin, dużo skromniejszych rozmiarów, niemniej jednak tej samej struktury. Dawniej
państwo Zimbabwe rozciągało się aż do Oceanu Indyjskiego. Prawdopodobnie nieznani królowie
wywozili złoto, aby za nie kupować inne dobra, na przykład od Arabów. Znaleziono w Zimbabwe
nawet chińskie jedwabie i wyroby garncarskie, jak również arabskie chusty, bransolety i pojedyncze
ozdoby z Indii. Wszystko to pozwala przypuszczać, że niegdyś przebiegał tędy szlak handlowy.
W obrębie wielkiej elipsy znajdują się mniejsze elipsy, murowane okręgi i wreszcie mur
biegnący równolegle do wielkiego muru. W ten sposób między dwoma murami powstaje wąskie
przejście, rodzaj korytarza, który prowadzi donikąd. Celowość tego korytarza wydaje się wątpliwa,
gdyż mur wewnętrzny, zakreśliwszy pół okręgu, oddala się od głównego muru i kończy za
niewielkim załomem. Nigdzie nie widać wejścia ani schodów wiodących na górę.
– 3 –
W dolnej części elipsy stoi masywna wieża, zwężająca się ku górze, o szerokości 6 m i
całkowitej wysokości 10 m. Z początku sądzono, że była to wieża strażnicza. Jednak ten pogląd
okazał się niesłuszny. Równie dobrze można by obserwować teren ze szczytu eliptycznego muru
albo jeszcze lepiej z pobliskich skał, nazywanych dziś „Akropolem”. Także i ta budowla jest
pozbawiona wejścia, na górę nie wiodą żadne schody. Brak tu jakichkolwiek okienek, ani żadnych
innych atrybutów wieży strażniczej. Do tego znajduje się wewnątrz muru.
– 4 –
Brytyjska archeolog Gertruda Caton-Thompson, która w 1929 roku kierowała tam
wykopaliskami, przypuszczając, że pod wieżą znajduje się grób, kazała tam prowadzić prace,
jednak niczego nie znaleziono. Brak jest jakiegokolwiek logicznego wytłumaczenia funkcji, jaką
spełniała wieża wobec całej budowli.
Poza obrębem głównej elipsy rozciąga się teren pokryty mniejszymi ruinami. Nosi on nazwę
„Doliny Ruin”. Stosy otoczaków i niskie murki są porozrzucane na tej samej równinie, na której stoi
także wielka elipsa. Nad tym wszystkim góruje trzeci kompleks, tak zwany „Akropol”. Tu na górze
w wyrafinowany sposób wykorzystano naturalne warunki, wypełniając luki między skałami murami
tworzącymi zewnętrzne obwałowanie. Najgrubszy z nich ma wysokość 7,5 m i grubość u podstawy
6,7 m.
Na górze archeologowie znaleźli niewielkie złote bransolety, szklane paciorki i osiem ptaków
wykonanych z saponitu. Wysokość tych ptaków nie przekracza 30 cm i mogły kiedyś spoglądać ze
szczytu kolumn. Niektóre ze skalnych bloków „Akropolu” zostały obrobione ludzką ręką.
– 5 –
Wiadomo, że w kopalniach i sztolniach rytych wokół Zimbabwe poszukiwano złota. Według
dzisiejszych ocen w okresie rozkwitu królestwa roczne wydobycie złota sięgało sześćdziesięciu
tysięcy ton. Być może umocnienia wśród naturalnych skał na wzniesieniu miały na celu ochronę
kopalń złota. Przypuszczalnie to, co dziś nosi nazwę „Akropolu”, było czymś w rodzaju garnizonu,
obsadzonego przez żołnierzy. Z góry dobrze było widać całą równinę, a karawany ze złotem były
bezpieczne. Nie wiadomo jednak jakim celom miał służyć eliptyczny mur.
Z jego szczytu nie roztacza się rozległy widok, nie ma tam też niczego takiego, co jest potrzebne
obrońcom: blanków ani strzelnic, choćby tylko służących do strzelania z łuku. Do tego nie było
możliwości wdrapania się na mury tworzące elipsę z braku stopni i występów w murze
prowadzących na górę. Wielka elipsa nie mogła zatem służyć jako obiekt obronny. Jedyne wejście,
które prowadzi do środka, nie było niczym zabezpieczone. Zbędność elipsy jako placówki obronnej
wynikała już z tego, że powyżej, na wierzchołku skalnego wzniesienia, znajdował się gród
naprawdę nie do zdobycia. W jakim celu więc afrykańskie plemiona przywlokły tu setki tysięcy ton
kamienia, żeby z niego, po rozdrobnieniu na małe kawałki, wznosić niepojęte budowle?
– 6 –
– 7 –
Erich von Däniken, zajmujący się teoriami paleoastronautycznymi, zastanawiając się nad tą
bezsensownością wieży razem z jej murem wpadł na zaskakujący pomysł. Naszkicował plan ruin
Zimbabwe i porównał go z astronomicznym modelem Dogonów. Oba rysunki wykazują dziwną
zbieżność.
Podstawowe informacje o plemieniu Dogonów
W kierunku północno-zachodnim od Zimbabwe leży republika Mali, gdzie w górzystych
okolicach Bandiagara, w łuku rzeki Niger mieszkają Murzyni sudańscy – Dogoni.
W 1931 roku natknął się na nich francuski etnolog profesor Marcel Griaule. Spędził u nich
pewien czas i zafascynowała go głównie treść ich mitów. Od tego czasu Griaule wspólnie z profesor
Germaine Dieterlen organizował liczne wyprawy naukowe, z których każda pozostawała z
Dogonami przez szereg miesięcy. W skład tych misji wchodzili liczni i wykształceni badacze.
Dogoni są analfabetami. Ich bogata tradycja ustna, podparta całym arsenałem znaków graficznych,
– 8 –
przekazywana jest z pokolenia na pokolenie obrazami, metaforami, synonimami, porównaniami
właściwymi ich kulturze i ich mentalności. Słowo ma tam nie tylko swoje potoczne znaczenie, lecz
również zasięg znacznie szerszy.
Typowa wioska Dogonów.
– 9 –
Etnologowie francuscy notują w pierwszym rzędzie te słowa, w których zawarta jest treść
opowieści. Następnie zaś notują komentarz samych Dogonów do tego, co zostało opowiedziane.
Jest to najbliższe duchowi przekazanego mitu.
Mity dogońskie, jak wszelkie mity, stanowią w przeciwieństwie do przekazu naukowego –
gnozę. Gnoza to zestaw wierzeń czy elementów wiedzy, które przekazuje się ustnie i to tylko drogą
wtajemniczenia. Naukę wystarczy zrozumieć. W gnozie natomiast nie wolno zmieniać ani słowa,
ani litery, bo to może wypaczyć całość, której się nie rozumie.
Pradawna wiedza kontra nowoczesna technologia
Profesor architektury w Marsylii, Eryk Guerrier jest autorem książki „Esej na temat kosmologii
Dogonów – Arka Nommo”. Książka stanowi komentarz do relacji francuskich etnologów, Marcel'a
Griaule'a i Germaine Dieterlen, zawierających obiektywny i niczym nie ubarwiony mit dogoński.
Uczeni francuscy starali się przekazać w swojej pierwotnej formie całą wiedzę astronomiczną
Dogonów, nie stawiają sobie pytań typu: skąd u Dogonów tego rodzaju wiedza? Gdzie, w jakim
okresie swoich dziejów mogli ją zdobyć?
Eryk Guerrier pisze we wstępie do swej książki, że inspiracją do podjęcia tej pracy stała się dla
niego telewizja, a konkretnie transmisja z lądowania pierwszego człowieka na Księżycu.
Przypomniał sobie wówczas, że scena, którą obserwuje, została już gdzieś dokładnie opisana.
Sięgnął po publikację etnologów francuskich z 1965 roku. Jest tam mowa o archaniele noszącym
imię Nommo, który przybył „arką” na Ziemię i na niej po raz pierwszy postawił nogę. Opis jest
identyczny, nawet jeśli idzie o ów ślad pozostawiony w obydwu wypadkach przez stopę
kosmonauty. Guerrier raz jeszcze przeczytał obydwie publikacje i uderzyło go coś, na co
etnologowie nie zwrócili początkowo wcale uwagi. Otóż relacjonując wiedzę Dogonów o Syriuszu,
badacze francuscy nawet nie zorientowali się, że zawiera ona elementy dopiero od niedawna znane
współczesnym astronomom. Guerrier, mający jakie takie pojęcie o tej nauce, zrozumiał, że
kosmogoniczny system Dogonów zawiera frapujące wręcz zbieżności z najnowszymi teoriami
kosmogonicznymi i hipotezami o budowie Wszechświata. Guerrier pisze:
„W przeciwieństwie do wszelkich teorii będących rezultatem objawienia religijnego, których
teksty posiadają zawiłą i niejasną poetykę, tutaj mamy do czynienia z opowiadaniami o jasności
zdumiewającej, zaopatrzonymi w podwójny komentarz: wtajemniczonych i etnologów”.
Współczesne hipotezy
Od pierwszych przejawów swego intelektualnego rozwoju, ludzkość zawsze zadawała sobie
pytanie dotyczące początków Wszechświata, jego budowy, powstania Ziemi i Układu Słonecznego.
Przez ostatnie tysiąclecia za odpowiedź wystarczały jej te odpowiedzi, których udzielały mity bądź
różne systemy religijne. Wraz ze wzrostem postępu technologicznego, nie każdego już odpowiedzi
te zadowalały, a pewne konkretne potrzeby zmuszały do sięgnięcia po wiedzę bardziej autentyczną
od tej przekazywanej w formie mitów religijnych.
Poznanie prawdy naukowej wymagało coraz bardziej skomplikowanych instrumentów
pomiarowych. Dzięki nim poznaliśmy wiele prawd niepodważalnych, jak na przykład obrót Ziemi
wokół Słońca, istnienie miliardów systemów planetarnych czy miliardów uciekających od siebie
galaktyk. Dzięki nim nauka mogła przyjąć mniej lub bardziej prawdopodobne teorie i hipotezy
dotyczące ewolucji Wszechświata. Każda próba stworzenia teorii ewolucji Wszechświata prowadzi
do najbardziej prawdopodobnego założenia, że nasz świat był kiedyś w stanie nadzwyczaj
zagęszczonym i zajmował znikomą objętość. Pierwsze hipotezy, co do składu wyjściowego materii
przedgwiezdnej wyrażały przypuszczenie, że składała się ona wyłącznie z neutronów. W pewnej
chwili, którą można przyjąć za początek ewolucji Wszechświata, wszystkie odległości były
nieskończenie małe, gęstość zaś nieskończenie wielka. Tak wyglądał świat przed „wybuchem”.
Skoro przyjmujemy ten wybuch – „Big Bang” za początek ewolucji Wszechświata, to musimy
– 10 –
pogodzić się z tym, że dopiero od tej pory zaczyna się liczyć czas. Po prostu przed tym nie było ani
czasu ani przestrzeni. Od momentu więc „Big Bangu”, który oznacza początek Wszechświata,
zaczął się on rozszerzać i rozszerza się nadal, co można stwierdzić, obliczając szybkość uciekania
galaktyk.
A co na ten temat mają do powiedzenia Dogonowie?
Powstanie wszechświata według mitu Dogonów
„Na początku wszystkich rzeczy był Amma-Bóg, który na niczym nie spoczywał. Jajo-kula
Amma było zamknięte... Oprócz tego nic nie istniało”.
Amma w języku Dogonów znaczy trzymać coś bardzo ściśniętego i gęstego. Ścisnąć coś silnie i
trzymać na tym samym miejscu. Z dalszych tekstów i z dogońskiego komentarza niezbicie wynika,
że Amma-Bóg i Jajo-kula to właśnie jedno i to samo, i że Amma to właściwie siła materialna albo
ruch czy energia. Jest to w każdym razie postać boga nigdzie nie spotykana. We wszystkich
religiach Bóg jest istotą ponadmaterialną. Tu jest on ściśniętą kulą, poza którą niczego nie ma.
Według mitologii dogońskiej Amma skreślił w Jaju raz na zawsze wszystkie prawa rządzące
Wszechświatem. Amma wewnątrz Jaja był sobą samym, jak ruch spiralny nazwany przyspieszoną
kulą, i to wówczas właśnie stworzone zostało ziarno po, które znajduje się w środku. Po jest to
ziarno prosa albo sorga, najmniejsze z ziaren, które Dogoni spożywają. W ich interpretacji po jest
najmniejszą cząsteczką, cząsteczką niezwykle małą. Po powstało więc, jak to wynika z cytowanego
zdania, z ruchu spiralnego, z wirującej kuli. Byłoby to więc coś w rodzaju ziarna energii, co jest jak
najbardziej zgodne ze współczesną nauką.
„Owa cząstka, jak umieszczona w środku bańka powietrzna wirowała i wypromieniowała
cząstki materii przy pomocy światła i głosu, co było jednak niewidzialne i niesłyszalne. Była to
raczej myśl, niż słowa”.
Jest więc energia zwinięta w formie ziarna przypominającego bańkę powietrzną. Porównanie to
w jakimś sensie obrazujące ideę cząstki elementarnej zawierającej pewne kwanty energii. Wszystko
to jest wirem, który wypromieniowuje cząstki materii.
„Ziarno „po” jest obrazem Ammy... który początkowo podobny był do wirów... Kiedy Amma
rozbił Jajo świata i z niego wyszedł, powstał wirujący wicher; tym wirującym wichrem jest
Amma”.
Wirujący Wicher jest dogońskim odpowiednikiem naszego terminu „Big Bang”. Wyraźnie
wynika z tego tekstu, że chodzi o energię. Bóg-Amma było to bardzo ściśnięte Jajo-kula. Dogoni
mówią jeszcze o owej kuli:
„Świat w łonie Ammy był jeszcze bez czasu i bez przestrzeni. Czas i przestrzeń zlewały się w
jedno”.
Jest to określenie Dogonów. Inaczej nie sformułowałby tego żaden współczesny uczony. W
stosunku do Amma, podobnie jak do ściśniętego w niewielkiej przestrzeni Wszechświata, również
nie ma sensu pytanie, co było przed tym. Od momentu pierwotnej eksplozji następuje rozszerzanie
się Wszechświata. tak mówią współcześnie uczeni. A Dogonowie?
„(...) Amma otworzył oczy. Ten akt spowodował wyjście yala ze spirali, która wirując w łonie
Jaja zarysowała przyszłe rozszerzenie się Wszechświata”.
– 11 –
Termin yala jest jednym z czterech słów, których Dogonowie używają na określenie różnych faz
przejścia Ammy od abstrakcyjnej myśli i abstrakcyjnego znaku do planu figuratywnego. Pierwszą
fazą jest bummo, drugą yala, które jest odbiciem znaku abstrakcyjnego przestrzeni, trzecią tonu, a
czwartą toymu.
Całość tego obrazu nie wymaga żadnej zawiłej czy naciągniętej interpretacji. Zarówno wizje
współczesnej nauki, jak i mit dogoński odwołują się do wyobraźni. Tylko jeśli w naszym przypadku
opiera się ona na fundamencie nauki, to u Dogonów mamy do czynienia z wtajemniczeniem,
którego zupełnie nie rozumieją, ale w którym ani słowa zmienić nie można.
Ruch wirowy i ruch spiralny są według mitu dogońskiego właściwe zarówno najdrobniejszym
cząstkom, jak i całemu światu. Jest nawet w micie mowa o zamkniętej krzywiźnie Wszechświata, w
którym panuje ruch obrotowy i ruch w kształcie spirali!
Wiedza astronomiczna
Drogę Mleczną, czyli naszą galaktykę, Dogoni określają jako granice miejsc. Mówią oni o wielu
takich światach, które zapełniają Wszechświat, które stworzył Amma-Bóg czyli energia.
Amma stworzył 7x2, to jest nieskończoną ilość światów. 7 wyraża tu mnożenie się i rozwój
prawie nieograniczony światów gwiezdnych o formie spirali. Większość znanych nam galaktyk ma
kształt właśnie spirali.
W przeciwieństwie do większości mitów czy legend religijnych, Dogonowie nie tworzą z Ziemi
ośrodka świata.
„Światy gwiazd o kształcie spirali są światami zaludnionymi. Gdyż jednocześnie z rzeczami
Amma, który dał światu ruch i formę, stworzył wszystkie istoty żyjące... Tak jak na naszej
planecie, są istoty żyjące i na innych Ziemiach...”
Dogonowie doskonale odróżniają gwiazdy, planety i satelity planet, co już samo przez się
stanowi fakt niebywały. Gwiazdy stałe są to gwiazdy, które nie obracają się wokół innych gwiazd;
planety zaś i satelity planet są to ciała niebieskie, które obracają się i tworzą koła, względnie elipsy.
Dziś nie mamy żadnej wątpliwości, że Słońce obraca się wokół własnej osi. Ale przecież i o tym
fakcie wiemy stosunkowo od niedawna, czyli od XVII czy XVIII wieku.
„Ziemia obraca się wokół siebie i przebiega ponadto wielkie koło, „koło świata”, jak bąk,
który wirując tworzy koło”.
Dogonowie opisując Księżyc powiadają, że jest suchy i martwy, jak wysuszona krew. O tym
mogliśmy się przekonać, również naocznie, stosunkowo niedawno. Ale Dogonowie twierdzą także,
że Księżyc jest wyrwaną cząstką łożyska... Wiąże się ta przenośnia z całością ich teorii o
pochodzeniu naszego systemu planetarnego. Przenośnia ta zresztą łatwo da się wytłumaczyć. Mówi
ich mit:
„Ziemia jest częścią łożyska... Słońce resztą łożyska, a Księżyc uzupełnieniem otworu
utworzonego przez wyrwanie części łożyska...”
Według niektórych hipotez materia wyjściowa, z której później powstały planety, została w y r
w a n a ze Słońca przez jakąś przechodzącą w pobliżu gwiazdę. Przy tak bliskim przejściu wskutek
sił pływowych, pochodzących od gwiazdy przebiegającej tuż przed Słońcem, z powierzchownych
jego warstw wyrzucona została pewna masa gazu. Po odejściu gwiazdy, gaz ten pozostał w sferze
przyciągania Słońca, później zaś skondensował się i dał początek planetom Układu Słonecznego.
Bardzo prawdopodobna jest hipoteza zakładająca, iż Księżyc powstał na skutek wyrwania części
– 12 –
kuli ziemskiej we wczesnym okresie jej rozwoju.
Jeśli chodzi o planety systemu słonecznego, Dogonowie wspominają w zasadzie tylko o tych,
które widoczne są gołym okiem – o Marsie, Wenus, Saturnie i Jowiszu. Przy czym są to czasami
wiadomości niezrozumiałe. Mówią na przykład Dogoni, że planeta Wenus posiada własnego
satelitę, a przecież nauka takiego faktu nie stwierdziła. Chyba, że Dogonowie wiedzą lepiej.
Dogonowie przedstawiają Jowisza za pomocą symbolu rysunkowego, który składa się z koła i
czterech małych kółek na zewnątrz.
Owe cztery małe kółka określane są jako księżyce tej planety, które Dogonowie określają jako
przymocowane, zaklinowane do Jowisza. Te cztery księżyce obracają się wokół własnej osi w tym
czasie, co wokół Jowisza. A więc tak jak nasz Księżyc – zawsze tą samą stroną w kierunku planety.
Oznacza to, że posiadają one „obrót przymusowy”. Jeśli Dogonowie określają to jako zaklinowanie
czy przymocowanie do planety, to używają w tym wypadku jedynie odmiennej metafory, ale sens
pozostaje ten sam. Ale by o tym wiedzieć, trzeba rozporządzać odpowiednimi urządzeniami
astronomicznymi. O tym, że księżyce te (Io, Europa, Ganimedes i Kalisto) poruszają się w
rezonansie 1:1 z Jowiszem mogliśmy przekonać się dopiero po wysłaniu w ich kierunku sond
kosmicznych.
Jowisz posiada nie cztery księżyce, tylko, jak dotychczas stwierdzono, dwanaście. Lecz cztery
spośród nich wyróżniają się swoim blaskiem. Są mniej więcej wielkości naszego księżyca i byłyby
może widoczne gołym okiem, gdyby nie fakt, że znajdują się blisko planety. Pozostałych osiem to
księżyce niewielkie, których średnica nie przekracza kilkudziesięciu kilometrów. Cztery pierwsze
księżyce odkryte zostały przez Galileusza – pozostałe pod koniec XIX i z początkiem XX wieku.
Spośród kilkunastu znanych księżyców Jowisza tylko te cztery znajdują się na tej samej
płaszczyźnie – dokładnie tak, jak to jest przedstawione na rysunku.
Już sam fakt, że Dogonowie wiedzą o istnieniu tych czterech księżyców, jest zastanawiający.
Planetę Saturn także przedstawiają Dogoni za pomocą rysunku – symbolu, który świadczy o tym, że
wiedzą o otaczającym ją pierścieniu.
Syriusz – centralny element mitu dogońskiego
Główne miejsce w mitologii dogońskiej zajmuje Syriusz. Jeśli chodzi o tę gwiazdę, Dogonowie
rozporządzają zasobem wiedzy wręcz niesłychanym. Gwiazdę tą uważają za centralny element
swego mitu.
Syriusz jest gwiazdą, która świeci największym blaskiem. Przywiązywali do tej gwiazdy duże
– 13 –
znaczenie Egipcjanie, dla których jej wschód oznaczał czas wylewu Nilu. W dawnej Grecji „małe
misteria” eleuzyjskie również wyznaczano według położenia tej gwiazdy. Ale dla Dogonów ma ona
zupełnie inne znaczenie. Jest punktem, wokół którego skupia się ich gnoza, zamykająca cały ten
olbrzymi zasób wiedzy – w najbardziej naukowym rozumieniu tego słowa.
Uważają oni, że Syriusz jest fragmentem systemu gwiazd, które wywarły determinujący wpływ
na życie Ziemi, które są fundamentem podstawy świata. Ten system gwiazd obejmuje Syriusza,
towarzyszącą mu gwiazdę, gołym okiem niewidoczną, którą Dogonowie nazywają po-tolo (tolo –
znaczy gwiazda, a po oznacza najmniejszą cząstkę, ziarno energii), następnie drugą towarzyszącą
Syriuszowi gwiazdę o nazwie emme-ya-tolo i wreszcie satelitę tej ostatniej gwiazdy – nyan-tolo.
O trzech tych dodatkowych obiektach mówią Dogoni, że znajdują się tak blisko Syriusza, iż je
nie zawsze widać... Ale przecież tych trzech obiektów w o g ó l e nie widać gołym okiem.
A co na to współczesna astronomia?
W 1834 roku astronom Bessel zwrócił uwagę na nierównomierność ruchu własnego Syriusza,
którego tor nie był prostoliniowy, ale w pewien sposób falisty. Bessel wysunął przypuszczenie, że
jakiś obiekt wywiera wpływ na Syriusza. Astronomowie nazwali ten niewidzialny obiekt
„Syriuszem B”. Odkrył go amerykański astronom Clarke dopiero w roku 1862. Syriusz B to
maleństwo o średnicy 41.000 km, ale zarazem niesłychanej gęstości; jest on Białym Karłem. Mimo
maleńkich rozmiarów jego masa dorównuje masie naszego Słońca. Z racji ogromnej masy Syriusz
B oddziałuje na tor ruchu o wiele jaśniejszego Syriusza A, co właśnie powoduje wahania
parametrów toru tego ruchu, które zaobserwował astronom Bessel. Główna gwiazda układu
podwójnego, Syriusz A, jest gwiazdą pierwszej wielkości, należącą do gwiazdozbioru Wielkiego
Psa, oddaloną od naszego Układu Słonecznego o 8,5 roku świetlnego; jest on najjaśniejszą gwiazdą
południowego nieba. Syriusz B natomiast nie daje się zaobserwować gołym okiem, a tylko przez
silny teleskop. W jaki sposób plemię Dogonów uzyskało wiedzę o niewidzialnej gwieździe, skoro
jej przecież nie było w stanie zaobserwować?
A co mówi o Syriuszu B (po-tolo) mit dogoński?
„Gwiazda po-tolo obraca się wokół Syriusza. Czas trwania obrotu – pięćdziesiąt lat... Reguluje
ona obroty Syriusza, które są jedynym nie przebiegającymi regularną krzywą”.
I rzeczywiście. Uczeni obliczyli, że obrót Syriusza B wokół Syriusza A wynosi pięćdziesiąt lat.
Rzeczywiście wpływa on w sposób decydujący na położenie Syriusza A. Zresztą właśnie dlatego,
że jego położenie ulegało cyklicznym zmianom, uczeni domyślili się istnienia Syriusza B. Uczeni
francuscy stwierdzili, że o Syriuszu B wiedzą nie tylko Dogoni, ale także Murzyni Bambara i Boro,
którzy sąsiadują z Dogonami. Nawet w drugim końcu Afryki Hotentoci nazywają Syriusza
„gwiazdą obok”, co pozwala przypuszczać, że wiedzą o istnieniu jej towarzysza. Powiadają
Dogonowie w swoim micie:
– 14 –
„Gdy tylko Syriusz pojawił się, po-tolo zaczął się wokół niego obracać”.
Niezależnie od tego, co to zdanie oznacza, ta podwójna (dla naszych astronomów) gwiazda jest
zagadką astronomiczną. Syriusz jest gwiazdą stosunkowo młodą, a Syriusz B jest białym karłem, a
więc stosunkowo starą, zbliżającą się do końca swego kosmicznego żywota.
Powiadają Dogonowie:
„Kiedy po-tolo znajduje się bliżej Syriusza – ten zaczyna bardziej błyszczeć, kiedy po-tolo się
oddala, zaczyna migotać, tak że obserwatorowi wydaje się, jak gdyby widział wiele gwiazd”.
O jakiego obserwatora tu chodzi, skoro nikt jeszcze gołym okiem Syriusza B nie widział, a do
połowy XIX wieku nikt o nim, poza Murzynami ze Środkowej Afryki, nie wiedział? Kiedy
Dogonowie mają przedstawić ruch Syriuszy w rysunku symbolicznym zawsze robią to przy pomocy
elipsy. Ale trzeba było dopiero Keplera, aby odkryć eliptyczną formę orbit planetarnych.
Białe karły dojrzewają jakby w e w n ą t r z czerwonych olbrzymów i przychodzą na świat po
oddzieleniu się od olbrzymów ich warstw zewnętrznych. Ciekawe, że na rysunku po-tolo, czyli
Syriusz B przedstawiony jest jako kółko z punktem w środku.
Dogonowie:
„...Po-tolo jest najcięższym z obiektów niebieskich... posiada taką gęstość, że wszyscy ludzie
razem zebrani nie potrafiliby unieść jej cząstki...”
Żmudne obliczenia astronomów pozwoliły obliczyć, że Syriusz B jest białym karłem, którego
promień wynosi 2,1% promieni Słońca, a średnica około trzydziestu tysięcy kilometrów. Czyli dwa
i pół raza więcej niż średnica Ziemi. Natomiast masa tego karła wynosi 98% masy Słońca, co daje
gęstość równającą się około 150 kg/cm
3
.
Według Dogonów tak ciężką substancją jest sagala:
„Gwiazda (po-tolo) składa się z trzech elementów podstawowych: powietrza, wody i ognia...
Element, jakim jest „ziemia”, zastąpiony został przez inny – „sagala”, który bardziej błyszczy niż
żelazo”.
Syriusz B mógł przechodzić przez stadium gwiazdy nowej (być może nawet wielokrotnie).
Gwiazda nowa to biały karzeł (taki jak Syriusz B), w którym dochodzi do destabilizacji procesów
jądrowych, czego przejawem jest eksplozja i nagły rozbłysk całej gwiazdy.
I oto okazuje się, że mit dogoński kilkakrotnie wspomina o momencie, kiedy po-tolo nagle
zaczęła gwałtownie błyszczeć. Jest to nie tylko wspomniane w micie, ale przedstawione
odpowiednim symbolem – rysunkiem. Kiedy ludzie – jak twierdzi mit – byli dopiero rok na Ziemi,
gwiazda nagle zabłysła, a jej blask zmniejszał się stopniowo w ciągu następnych dwustu
czterdziestu lat. Kiedy to miało miejsce, nie wiadomo. Niemniej jest to jak najbardziej zbieżne ze
współczesnym stanem naszej wiedzy o kosmosie. Dogonowie dodają:
„Jej (po-tolo) zawartość wyrzucona była w przestrzeń pod postacią nieskończenie małych
(elementów) przypominających ziarna po”.
W następnym etapie nastąpiło skurczenie się, zmniejszenie objętości po-tolo, co Dogonowie
również przedstawiają specjalnym rysunkiem-symbolem, dodając w komentarzu, że chodzi o
gwiazdę białą.
– 15 –
To, że nie mamy tu do czynienia z gwiazdą czerwoną tylko z białym karłem, wiadomo dopiero
od 1914 roku, kiedy ustalił to uczony Adams, korzystając z urządzeń obserwatorium w Mount
Wilson. Na rysunku dogońskim (tonu) kreski skierowane do wewnątrz koła wskazują, że gwiazda
się zmniejsza.
Kiedy uczeni francuscy pytali Dogonów, kiedy i w jakich warunkach mogli oni obserwować
Syriusza B i tyle się o nim dowiedzieć, skoro nie jest widoczny bez teleskopu, ci odpowiadali, że
wszystkie obiekty kosmiczne, należące do grupy Syriusza, obserwować mogą z jaskini, której
miejsce zachowane jest w ścisłej tajemnicy. I mimo więzów przyjaźni łączących Dogonów z
etnologami francuskimi, uczonym nie udało się dotrzeć do owej jaskini, gdzie ponoć znajdują się
także dowody podstawowe w dużej ilości. Tego terminu przedstawiciele plemienia też nie wyjaśnili.
Mitologia dogońska nie ogranicza się tylko do opisu własności astrofizycznych Syriusza, ale
wiąże ona wyraźnie te gwiazdy z przybyciem na Ziemię pierwszego człowieka i z pierwszym
okresem jego historii. Jest w micie dogońskim takie oto dziwne twierdzenie:
„Początkowe miejsce tej gwiazdy (po-tolo) było tam, gdzie znajduje się obecnie Słońce.
Oddaliła się ona od Ziemi, przy której blisko pozostało jedynie Słońce”.
Mit dogoński zawiera szereg fragmentów mówiących o lądowaniu na Ziemi statków kosmicz-
nych, które noszą nazwę arki. Jedna z tych opowieści relacjonuje, jak to ludzie przeniesieni zostali
na Ziemię z planety, której Słońcem była gwiazda po-tolo przed wybuchem. Przy czym jest przekaz
dosłowny.
Ta podróż na Ziemię miała niesłychaną wagę i jest również tematem odpowiedniego rysunku –
symbolu. W metaforyce dogońskiej podróż ta określona jest jako małżeństwo udane. Na rysunku
widać przede wszystkim duży owal wyobrażający Ammę. Z lewej strony, wewnątrz owalu znajduje
się większe kółko. Z prawej – kółko mniejsze. To większe kółko przedstawia Syriusza, a mniejsze –
Słońce. Inaczej mówiąc, na rysunku tym stosunek wielkości Syriusza i Słońca jest taki jak w
rzeczywistości, to znaczy taki, jaki został stwierdzony przez naukę, a nie jaki mógłby powstać w
wyobraźni człowieka, który widzi na niebie błyszczący, ale przecież mały punkt Syriusza i
olbrzymią kulę Słońca.
Wszystko to łączy się dla Dogonów z istnieniem emme-ya, czyli Syriusza C i jego satelity.
Dogonowie co pięćdziesiąt lat obchodzą szczególnie uroczyste święto, zwane przez nich Sigui. Ale
dlaczego tylko raz na pół stulecia? Przecież nie wszystkim członkom plemienia było dane dożyć
takiego wieku, a zatem byli tacy, którzy nigdy w życiu nie uczestniczyli w święcie Sigui. Tubylcy
objaśnili etnologom przyczynę tego osobliwego rytmu. Co pięćdziesiąt lat niewidzialna gwiazda
przechodzi przez Syriusza. Jeśli święto Dogonów ma związek z orbitą n i e w i d z i a l n e j
gwiazdy, to skąd oni mogą wiedzieć, że ta gwiazda w ogóle istnieje? Sami przecież powiedzieli, że
jest niewidzialna.
– 16 –
Jedna z wielu masek Dogonów.
Dogonowie bardzo dokładnie opisują tego trzeciego Syriusza:
„Gwiazda emme-ya jest większa od po-tolo i cztery razy lżejsza. Orbita jej wokół Syriusza jest
nieco większa, ale również trwa pięćdziesiąt lat. Stosunek obu tych gwiazd (po-tolo i emme-ya)
jest taki, że kąt, jaki tworzą ich promienie, jest kątem prostym”.
Jest to sytuacja w astronomii doskonale znana. Współczesny naukowiec powiedziałby, że satelita
znajduje się w punkcie Lagrange'a względem Syriusza C. Oba ciała tworzą wprawdzie względem
gwiazdy macierzystej kąt 60°, a nie 90°, najważniejsze jednak, że tworzą stały kąt.
Na odpowiednim symbolu gwiazda ta, w przeciwieństwie do po-tolo, przedstawiona jest jako
gwiazda młoda w okresie wzrostu.
A co na temat Syriusza C mówi oficjalna nauka?
Od 1920 roku wielu astronomów sygnalizowało obecność trzeciej gwiazdy w grupie Syriusza.
Finsen w 1928 roku widział ją w obserwatorium w Johannesburgu. W ciągu dwóch następnych lat
widział ją jeszcze kilkakrotnie. Tak jak Holender van den Boss, również w Johannesburgu. Od 1930
roku nikt jej więcej nie widział.
W roku 1970 pani Chevalier przygotowując pracę doktorską wysunęła tezę, że pewne anomalie
w widmie spektralnym Syriusza B dadzą się wytłumaczyć obecnością elementu w postaci Syriusza
– 17 –
C. W 1969 roku astronom francuski Couteau spytał Finsena, co należy sądzić o jego obserwacjach z
roku 1928, kiedy to widział Syriusza C z całą pewnością. Odpowiedział, że ta jego ówczesna
obserwacja jest bardzo wątpliwa. Należałoby więc sądzić, że obserwacje Syriusza dokonywane były
w Johannesburgu na instrumencie posiadającym jakąś wadę, która objawiała się tylko wtedy, kiedy
obserwowano tę, a nie inną gwiazdę. Praca pani Chevalier wraca więc do tego problemu, ale
dotychczas niczego nowego tu nie zaobserwowano.
Wyobraźnia przodków, na których powołują się Dogonowie, ma widać te same błędy
konstrukcyjne, które charakteryzują lunetę w Johannesburgu. Tylko, że do wiedzy Dogonów należy
mieć chyba zaufanie, skoro tyle informacji mają o Syriuszu i swoją wiedzę posiedli znacznie
wcześniej niż nasza astronomia, mająca do swojej dyspozycji nie byle jaką aparaturę.
Dogonowie wreszcie dodają, że gwiazda emme-ya jest gwiazdą dającą promienie (słoneczne),
gdyż jest małym słońcem. Wspominają jeszcze, że posiada planety: „planetę Szewc” i „planetę
kobiet”.
Jest to mniej więcej treść mitu dogońskiego dotyczącego Syriusza. Ponadto na mitologię tę
składają się rysunki – symbole dotyczące dwustu sześćdziesięciu sześciu konstelacji gwiezdnych.
Symbole, które profesor Dieterlen ma nadzieję rozszyfrować, co być może z kolei pozwoli
przynajmniej częściowo rozszyfrować źródło tej wiedzy.
Powstanie materii
Niezwykła wiedza analfabetów dogońskich ujawniła się nie tylko w ich koncepcjach
kosmogonicznych. Poglądy na budowę Wszechświata i na jego rozwój łączą się niepodzielnie z
poglądami na budowę materii w ogóle, a na powstanie materii żywej w szczególności. Wszystko
właściwie sprowadza się do owego ziarna po, będącego najmniejszą cząstką materii.
„(...) po jest obrazem początków materii (...). Wola twórcza Ammy zawarta była w po,
najmniejszej z rzeczy (...) Mówi się o niej „po”, ale posiada ona ten sam korzeń (słowny), co
„polo” – początek... Ze względu na swoją wielkość jest ono (po) początkiem wszechrzeczy”.
Od wieków wiedza ta przekazywana jest wybranym, nie starającym się zrozumieć jej istoty.
Wszystko stanowi tu mnemotechniczny sposób mający służyć zapamiętaniu tekstu – nic więc
dziwnego, że te same prawdy często się powtarzają.
„Wszystkie rzeczy, które stworzył Amma, mają swój początek w najmniejszym ziarnie „po”.
Począwszy od tej najmniejszej, wszystkie rzeczy stworzone przez Amma będą powstawały przez
kolejne dodawanie elementów identycznych ... Amma rozpoczyna wszystkie rzeczy tworząc je
tak małymi, jak „po”, następnie (najmniejsze z rzeczy – „po”) w miarę, jak Amma łączy je
(ziarna „po”) rzecz staje się większa”.
Gdybyśmy mieli wyjaśnić analfabetom, jak z najmniejszych cząstek materii powstają całe
budowle atomowe, jak tworzy się potężna struktura architektoniczna drobin – na pewno nie
uczynilibyśmy tego w sposób bardziej jasny i przejrzysty.
W mitologii dogońskiej dużo miejsca zajmuje informacja o tym, iż Amma dwukrotnie stworzył
świat. Z pierwszego był niezadowolony i zniszczył go. Jest to wątek, który powtarza się w
większości religii i mitologii świata. Musiało mieć miejsce jakieś wydarzenie, które ten motyw
zniszczenia świata przez boga niezadowolonego ze swego dzieła pozwoliłoby wyjaśnić.
Oprócz materii nieożywionej istnieje jeszcze materia żywa, czyli życie. Oto, co na ten temat ma
do powiedzenia wiedza dogońska:
„Kiedy życie rozwija się, rozwija się w wirze, co jest powtórzeniem pierwszego aktu Ammy
– 18 –
(...) Życie rozwinęło się w tym samym czasie, co jego podpora, utworzona z elementów (cząstek)
połączonych (nałożonych na siebie)”.
Inaczej mówiąc życie jest formą energii, skoro powtarza pierwszy akt Ammy. Materia żywa
utworzona jest z takich samych cząsteczek, co każda forma materii i nie stanowi wyjątku, jeśli idzie
o prawa rządzące materią w ogóle. A więc prawda, którą nasza wiedza posiadła od niedawna, znana
jest Dogonom od pokoleń.
„Słowo „po” pochodzi z tego samego korzenia, co słowo „zawijać” (w spiralę). W ten sposób
stworzenie „po” jest świadectwem ruchu, który jest ruchem świata (to znaczy wirowanie w
spirali) (...) Nie wystarczyło Ammie-twórcy, że sam jest wirującym oddechem, że jego „słowo”
przekształciło się w różnego rodzaju drgania (...) ani też, że ich (chodzi o drgania) charakter
spiralny mógł wypełnić ruchem wewnętrznym wszystkie rzeczy tego świata (!)... Trzeba było
także, aby ten ruch był (w jakiś sposób) tak zmieszany, aby w następstwie mógł okazać się
płodny (...) „Po”, zwinięte wokół siebie, zachowa „słowo” aż do chwili, kiedy Amma obdarzy go
zadaniem uwolnienia (tego słowa), aby je przekazać wszystkim stworzeniom. Będzie świadkiem
„życiodajnego aspektu” słowa Amma”.
Chodzi tu wyraźnie o to, by ta forma energii, która jest właściwa istotom żywym, przekazywała
te swoje właściwości dalej: aby życie rodziło życie. Być może chodzi także i o to, by każda istota
żywa przekazywała następnym istotom żywym pewne określone właściwości i formy.
W opisie zejścia na Ziemię statku kosmicznego z pierwszymi ludźmi, znajduje się takie oto
porównanie:
„Statek (kosmiczny) schodząc tworzył podwójną spiralę odtwarzając sam ruch życia w wirze,
który ożywia pierwsze ziarno”.
Kształt podwójnej spirali ma molekuła kwasu dezoksyrybonukleinowego, czyli DNA, nośnik
kodu genetycznego. Odkrycie kształtu tej molekuły przyniosło Crickowi, Watsonowi i
Wilkinsonowi Nagrodę Nobla. Owa spirala składa się z sekwencji nukleotydów, które porównać
można bez trudu do „słów” kodu genetycznego.
Początki cywilizacji
W kraju zamieszkanym przez plemię Dogonów znajduje się jezioro o nazwie Debo (albo Debb).
Obok niego wznosi się wzgórze noszące nazwę Gurao, a na tym wzgórzu znajduje się dolmen
wyobrażający „arkę Nommo”, gdy schodziła na Ziemię. Trochę dalej między menhirami
wyobrażającymi Syriusza i Słońce uzupełnia obraz samo jezioro. Tu nastąpić miał desant
pierwszych ludzi.
W micie dogońskim opisane są dwie epopeje podróży kosmicznych. Pierwsza związana jest z
podróżą na Ziemię istoty noszącej imię Ogo. Druga zaś z desantem na Ziemi „arki”, na pokładzie
której znajdował się Nommo i pierwsi ludzie.
Ogo jest to istota przypominająca postać szatana. To archanioł, który zbuntował się i częściowo
opanował tajniki wiedzy Amma. Według mitu dogońskiego trzykrotnie Ogo podróżował przez
kosmos. Ta część mitu dogońskiego jest bardzo niejasna. Nie ulega wątpliwości, że nałożyły się tu
na siebie różne wydarzenia, które być może rzeczywiście miały miejsce, oraz ich alegoryczne ujęcie
przez dogońskie legendy.
Druga podróż Ogo, jak wynika z opowieści, wymagała daleko idącej organizacji i
zapobiegliwości. Statek był tym razem znacznie mniejszy, a jako paliwa używał Ogo ziarna po –
podstawowego źródła energii całej budowli kosmicznej. Właśnie w związku z drugą wyprawą Ogo
mowa jest o „małżeństwie udanym” i „małżeństwie nieudanym” – obydwa te „małżeństwa”
– 19 –
przedstawione są na rysunku symbolicznym.
”Małżeństwo udane” ma miejsce wtedy, kiedy kierunek lotu statku jest taki sam, jak kierunek
obrotu ciał niebieskich, do których statek zdąża (i które opuszcza). Małżeństwo będzie nieudane,
jeśli kierunek lotu będzie przeciwny kierunkowi obrotu tych ciał. Zasadami „małżeństwa udanego”
kierują się wszyscy specjaliści od lotów w kosmos i jest ona zgodna z założeniami balistyki. Mit
dogoński wskazuje więc na znajomość praktyki i na znajomość teorii.
Trzecia podróż Ogo, podobnie jak i pierwsza, wskazuje, że stał się on czymś w rodzaju rozbitka
na Ziemi. Zakończenie tych podróży łączy się w micie z zakończeniem budowy przez Amma –
kosmosu, systemu słonecznego i Ziemi. Mit dogoński tę hierarchię zachowuje w całej pełni.
Drugą postacią, której perypetie związane są z podróżą kosmiczną jest Nommo. Nommo to dla
odmiany ktoś w rodzaju archanioła wypełniającego rozkazy Ammy. Jego zadaniem jest zaludnianie
Ziemi stworzonej przez Ammę. Mit dokładnie opisuje przygotowania do tej podróży. Jeśli usunąć
metafory i symbolikę, to przygotowania te przypominają zupełnie przygotowania naszych
kosmonautów.
Mowa jest o tym, że statek przed lotem zaopatrzył się w źródło energii, którym i w tym wypadku
jest ziarno po. Nommo zaopatrzył się w tę energię na po-tolo, czyli na bliźniaku Syriusza. Ponadto
w arce znalazło się wszystko, co było niezbędne do zaludnienia Ziemi. Z ludźmi włącznie. Arka
Nommo wyrażała rolę, jaką Amma powierzył Nommo: organizować, kierować i kontrolować
całością świata, czyli Ziemi.
Na statku znajdował się Nommo i cztery pary bliźniaków czyli ośmiu przodków. Arka Nommo
opuściła otwór w niebie, który Amma przygotował dla jej startu. Zawieszona była, jak głosi mit, na
miedzianym łańcuchu, zaś opis tego łańcucha nasuwa myśl o falach elektromagnetycznych i o
kierowaniu arką-statkiem za pomocą fal radiowych.
Z dalszej relacji wynika, że „arka” Nommo sprowadziła ludzi na Ziemię z tej samej części
kosmosu, gdzie po-tolo najpierw zrodziła życie, aby przekazać je następnie na Ziemię, a potem stała
się bliźniakiem Syriusza, by tam zakończyć swój żywot jako biały karzeł.
Zbliżając się do Ziemi „arka” huśtała się na niebie przez osiem „periodów” (lat), od jednego
horyzontu po drugi, jak wielka tęcza. Od wschodu do zachodu huśtała się przechylając się to w
kierunku północnym, to południowym. Wynika z tego wyraźnie, że „arka” była przez pewien czas
satelitą Ziemi, na co wskazuje owo „huśtanie się” przez osiem lat, będące oczywiście sinusoidalnym
obiegiem satelity wokół kuli ziemskiej. Z dalszego opisu wynika, że arka przypominała bardziej to,
co nazywamy latającym talerzem, niż nasze statki kosmiczne. Huśtająca się arka wirowała bowiem
wokół swej osi. W tym właśnie miejscu mit powiada, że schodząc na Ziemię arka zakreślała ową
podwójną spiralę.
Ruch wirowy arki wspomagany był kręcącym się wichrem, który przechodził przez dyszę,
mającą formę owego wiatru. Ten barwny opis podparty jest rysunkiem (tonu) noszącym nazwę
obrotu arki podczas schodzenia. Kiedy arka schodziła, przestrzeń to były cztery kąty. Kiedy
znalazła się na Ziemi, przestrzeń zamieniła się w cztery boki. Nie można krócej sformułować
zmiany geometrii kątowej, niezbędnej podczas podróży kosmicznej, na geometrię linearną – po
lądowaniu na Ziemi.
Wychodząc z arki, Nommo postawił najpierw lewą nogę na Ziemi, co oznaczało, że bierze ją w
posiadanie. Ślad pozostawiony przez stopę Nommo przypomina ślad sandała. Po Nommo wszystkie
– 20 –
istoty, które znajdowały się w arce kolejno ją opuszczały. Kiedy zaś statek (kosmiczny) był już
pusty, Amma wyciągnął do nieba łańcuch, który arkę podtrzymywał i niebo się zamknęło. Może to
oznaczać, że wszelkie połączenia radiowe czy inne, między arką a cywilizacją, skąd Nommo
wyruszył w podróż, pozostały przerwane. Dowiadujemy się jeszcze z opisu lądowania, że arka
pośliznęła się na błocie i że dół, który powstał w miejscu zderzenia arki z ziemią, zapełnił się wodą,
w wyniku czego powstało jezioro Debb.
I wreszcie jeszcze jedna informacja: po dokonaniu tych wszystkich czynów Nommo p o w r ó c i
ł do wody, skąd będzie sprawował opiekę nad ludźmi do chwili, kiedy znowu się ukaże w dniu
słowa (jak Oanes z mitu sumeryjskiego).
Jest to w dużym skrócie streszczenie tej części mitu, która poświęcona jest przybyciu na Ziemię
istot z innej planety. Gdyby ten fragment mitu był relacją z jakiegoś wydarzenia autentycznego,
wyjaśniłby źródło wiedzy, jaką z pokolenia na pokolenie przekazują sobie wtajemniczone plemiona.
To, co już dotychczas wiemy o dogońskim micie, stawia pod znakiem zapytania niemałą część
wiedzy o zamierzchłych dziejach naszego gatunku na planecie zwanej Ziemia.
Bliźniak Nommo
Pod koniec opowieści o dziejach Nommo, który, zgodnie z treścią mitu, po podróży przez
kosmos miał lądować na ziemi, niedaleko jeziora Debb, jest mowa o bliźniaku Nommo, który
zejdzie później, wraz z k o w a l e m.
Profesor Dieterlen w ostatnim swoim sprawozdaniu zebrała dodatkowe informacje, które mają
wyjaśnić to „zejście kowala”.
Mit dogoński zawiera szczegóły upadku w okolicach innego z tamtejszych jezior – Bosumtwu –
albo olbrzymiego meteorytu, albo olbrzymiego statku kosmicznego. Ów kowal, o jakim mówi mit,
wiąże się z historią żelaza. Pierwsze żelazo, po jakie sięgnęli Dogoni (zresztą nie tylko Dogoni),
pochodziło z meteorytów. (Sześć procent wszystkich meteorytów spadających na Ziemię to
meteoryty zawierające żelazo).
Dogonowie bardzo szczegółowo opisują, jak olbrzymi meteoryt wpadł do jeziora Bosumtwu.
Wielkie meteoryty spadają na Ziemię dość rzadko. Ten zaś z jeziora Bosumtwu (jeżeli istotnie był
to meteoryt) mógł spaść nie później, niż półtora miliona lat temu. Tylko w takim razie kto
opowiedział o tym Dogonom, którzy na tereny obecnie przez siebie zamieszkiwane przybyli około
czterech tysięcy lat temu?
Gdyby był to statek kosmiczny z przedstawicielami jakiejś cywilizacji pozaziemskiej, który
wylądował na naszym globie znacznie później, wszystko byłoby łatwiejsze do wytłumaczenia.
Trzeba jednak powiedzieć, że jest to jedyna hipoteza, która, zawierając najmniej luk ze wszystkich,
tłumaczy wiele z wiedzy dogońskiej. Bo jedno jest pewne: nie jest możliwe, by w przeszłości
jakakolwiek cywilizacja mogła samodzielnie skonstruować cały ten system wiedzy, stanowiącej
treść gnozy dogońskiej. Co do tego nie ma najmniejszej wątpliwości.
Czerwona gwiazda
Syriusz błyszczy na niebie światłem bladoniebieskim. Ale okazuje się, że starożytni nazywali
Syriusza (Syriusza A) gwiazdą czerwoną!
Jak wytłumaczyć podobną niezgodność ze stanem faktycznym? Można ją wyjaśnić w jeden tylko
sposób. Otóż Syriusz B, który był niegdyś „czerwonym olbrzymem”, swoim blaskiem przyćmiewał
blask Syriusza A. Tylko, że według większości uczonych. Syriusz B był „czerwonym olbrzymem”
jakieś sto tysięcy, albo i milion lat temu. Nie jest więc rzeczą możliwą, by za czasów rzymskich,
greckich czy nawet egipskich mógł przyćmiewać czerwonym blaskiem bladoniebieskie światło
Syriusza A. Czy jest więc możliwe, by zjawisko widziane okiem pitekantropa czy neandertalczyka
przetrwało w pamięci setek, a nawet tysięcy pokoleń istot ludzkich na najniższym szczeblu rozwoju
i stało się elementem wiedzy egipskich kapłanów czy mędrców greckich, którzy ani tego zjawiska
– 21 –
sami nie widzieli, ani też nie otrzymali o nim żadnego pisemnego przekazu? Nie wydaje się to
możliwe ani prawdopodobne. A więc dlaczego Grecy i Rzymianie określali niebieskobiałego
Syriusza nazwą wynikającą z obserwacji sprzed, powiedzmy, kilkuset tysięcy lat, które były dawno
nieaktualne? Skąd, od kogo, o zjawisku tym mieli jakiekolwiek wiadomości?
Podsumowanie
Nie tylko wiedza o Syriuszu zadziwia w micie dogońskim, ale i olbrzymia wiedza astronomiczna
tego ludu afrykańskiego, a także wiedza dotycząca podstawowych zasad podróży kosmicznych.
Mit kosmiczny Dogonów obejmuje ponadto wiedzę o planetach, o ich obrotach wokół Słońca, o
gwiazdach, o galaktykach. Można nawet doszukać się w ich gnozie wiedzy o dziejach
Wszechświata, o Big Bangu, a nawet o teorii budowy materii.
Etnografowie francuscy swoimi obserwacjami i badaniami przeprowadzanymi wśród Dogonów
zapoczątkowali nowy kierunek prac nad poznaniem innych afrykańskich kultur i cywilizacji, a w
szczególności nad znaczeniem i wagą mitów kosmicznych, które traktowali nader poważnie i które
śledzili nie tylko u Dogonów. Badacze francuscy podkreślają, że obserwacje dokonane wśród
Dogonów można uogólnić i na pozostałą część ludów Sudanu, Murzynów Bambara, Boso, jak
również Murzynów Kurunda, którzy żyją w centrum pętli rzeki Nigru. Jest to więc nie jakiś
odizolowany system myślenia, ale cały łańcuch, który w przyszłości będzie coraz dłuższy. Poza tym
prace wśród Murzynów Bambara pozwoliły odkryć nowe mity kosmiczne i metafizyczne. Można
więc stąd wywnioskować, że obyczaje i zachowania czarnych ludów tego rejonu podlegają w
ogólnych zarysach tej samej religii i tej samej myśli dotyczącej porządku świata i ludzkości.
Zbieżności
Do dzisiaj nie wiadomo, kiedy wzniesiono Zimbabwe. Te ruiny wydają się nie mieć historii. Nie
wiadomo jednak również, kiedy i skąd plemię Dogonów przybyło do Mali. Jest pewne, że
eliptyczny mur Zimbabwe nie służył do obrony. Również potężna stożkowa wieża bez wejścia i
stopni nie znalazła rozsądnego wytłumaczenia. To samo odnosi się do równoległego muru, jak
również innych, mniejszych murków znajdujących się w obrębie wielkiej elipsy.
Czy zatem elipsa z Zimbabwe była kamiennym modelem układu gwiezdnego Syriusza,
zbudowanego przez przodków Dogonów i innych afrykańskich plemion na pamiątkę gwiezdnej
ojczyzny ich boga? Być może masywna wieża wewnątrz eliptycznego muru miała symbolizować
ciężką gwiazdę Syriusza B, a resztki murów niewiadomego przeznaczenia na terenie ograniczonym
wielką elipsą wskazują pozycje „planety Szewc” i „planety kobiet”. Równoległy mur, biegnący
wzdłuż jednej trzeciej eliptycznego muru od wewnętrznej strony, mógłby być obrazem orbity
jakiejś innej planety w układzie Syriusza.
Osiem figurek ptaków znalezionych na „Akropolu” Zimbabwe wykazuje wielkie podobieństwo
do świętego sokoła egipskiego króla Horusa, który początkowo był bogiem z nieba. Z kolei
najstarszy kalendarz egipski był kalendarzem Syriusza. Również Izyda, matka Horusa, była czczona
jako bogini Syriusza.
Oprócz zaskakującej zgodności między modelem układu Syriusza przechowywanym przez
Dogonów a jego kamiennym odpowiednikiem w Zimbabwe nie ma niczego na poparcie tych
skojarzeń. Dopóki jednak nie znamy przekonującego wyjaśnienia powstania budowli Zimbabwe i
nie wiemy, dlaczego jakiś lud wzniósł z kamieni bezsensowną elipsę, a w jej kręgu całkowicie
bezużyteczną i niedostępną wieżę oraz nie znamy przeznaczenia równoległego muru wewnątrz i
pozostałych niskich murków o eliptycznym zarysie, dopóty nie wolno blokować nowych myśli.
„To z fantazji właśnie rodzą się nowe pomysły i to ona pozwala znajdować nowe
rozwiązania”.
– 22 –
Na podstawie:
Arnold Mostowicz: „Spór o synów nieba”
Erich von Däniken: „Antyczni kosmonauci”
– 23 –