1
Thomas S. KUHN
STRUKTURA REWOLUCJI NAUKOWYCH
przekład Helena Ostrołęcka
PRZEDMOWA
[…] rok spędzony w środowisku złożonym głównie ze specjalistów od nauk społecznych uświadomił
mi różnice między tą zbiorowością a środowiskiem przyrodników, w którym wcześniej przebywałem.
Uderzyła mnie zwłaszcza wielość i zakres występujących tu kontrowersyjnych opinii na temat nauko-
wo uprawnionych problemów i metod. Zarówno historia, jak i obserwacje wynikające z osobistych
znajomości nasuwały mi wątpliwość, czy rzeczywiście odpowiedzi udzielane na tego typu pytania
przez przyrodników odznaczają się większą pewnością i trwałością. Jednak bądź co bądź praktyka w
dziedzinie astronomii, fizyki, chemii czy biologii nie wywołuje na ogół tylu polemik dotyczących kwe-
stii podstawowych, jakie nagminnie występują wśród psychologów czy socjologów. Wysiłki zmierza-
jące do odszukania źródła tych różnic doprowadziły mnie do odkrycia roli pewnych istotnych dla ba-
dań naukowych czynników, które od tej pory nazwałem "paradygmatami". Nazywam w ten sposób
mianowicie powszechnie uznawane osiągnięcia naukowe, które w pewnym czasie dostarczają wspól-
nocie badaczy modelowych problemów i rozwiązań. Z chwilą kiedy ten fragment mojej łamigłówki
trafił na właściwe miejsce, szybko powstał szkic niniejszej pracy.
I. WSTĘP: O ROLĘ DLA HISTORII
Wiedza historyczna, jeśli nie traktować jej wyłącznie jako składnicy chronologicznie uporząd-
kowanych anegdot, zmienić może w zasadniczy sposób obraz nauki, jaki zawładnął naszym myśle-
niem. Został on niegdyś ukształtowany, zresztą przy udziale samych naukowców, głównie na podsta-
wie analizy gotowych osiągnięć nauki, w tej postaci, w jakiej przedstawia się je czy to w dziełach kla-
sycznych, czy też - w nowszych czasach - w podręcznikach, na których kształci się każde nowe poko-
lenie naukowców. Dzieła takie mają wszakże przede wszystkim cele informacyjne i pedagogiczne […]
Skoro zgodnie z tym poglądem nauka jest zbiorem faktów, teorii i metod przedstawianych w
aktualnych podręcznikach, to naukowcy są ludźmi, którzy, z powodzeniem lub nie, usiłują dorzucić do
tego zbioru ten lub inny szczegół. Tak więc postęp naukowy polegałby na stopniowym dokładaniu
tych elementów - pojedynczo lub po kilka - do wciąż rosnącego zasobu technik i wiedzy naukowej.
Historia nauki zaś stałaby się kroniką rejestrującą kolejne zdobycze oraz przeszkody w ich kumulacji
[…]
Wszelako w ostatnich latach okazało się, że niektórym historykom nauki coraz trudniej jest
się wywiązać z tych obowiązków, jakie nakłada na nich koncepcja rozwoju nauki drogą kumulacji.
Doszli oni do wniosku, że dodatkowe drobiazgowe badania nie ułatwiają, lecz przeciwnie - utrudniają
kronikarzom tego procesu znalezienie odpowiedzi na pytania tego rodzaju jak: "Kiedy odkryto tlen?",
"Kto pierwszy wpadł na pomysł sformułowania zasady zachowania energii?". Stopniowo niektórzy z
nich zaczęli przypuszczać, że są to po prostu źle postawione pytania. Być może nauka nie rozwija się
poprzez kumulację indywidualnych odkryć i wynalazków. […] Te same historyczne badania, które
wskazują na kłopoty związane z wyodrębnieniem indywidualnych pomysłów i odkryć, nasuwają rów-
2
nież poważne wątpliwości co do kumulatywnego charakteru procesu, jaki wedle rozpowszechnione-
go mniemania miał włączać do nauki indywidualne osiągnięcia. […]
Nauka normalna, tj. działalność, której większość uczonych w nieunikniony sposób poświęca
prawie cały swój czas, opiera się na założeniu, że społeczność uczonych wie, jaki jest świat. […] Nie-
kiedy [jednak] jakiś zupełnie prosty problem nadający się do rozwiązania za pomocą utartych zasad i
metod opiera się ponawianym atakom najzdolniejszych przedstawicieli kompetentnego w tej sprawie
środowiska. Kiedy indziej znów jakiś szczegół wyposażenia zaprojektowanego i wykonanego dla ce-
lów normalnych badań funkcjonuje zupełnie inaczej, niż można się było tego spodziewać, i ujawnia
taką anomalię, która mimo ponawianych wysiłków nie daje się uzgodnić z przewidywaniami. […] roz-
poczynają się nadzwyczajne badania, w wyniku których zostaje w końcu wypracowany nowy zespół
założeń, dostarczający podstawy nowej praktyki badawczej. Właśnie takie nadzwyczajne zdarzenia,
polegające na zasadniczym zwrocie w zawodowych przekonaniach, nazywam w niniejszej rozprawie
rewolucjami naukowymi. Ponieważ rozbijają one tradycję, są dopełnieniem przywiązanej do tradycji
nauki normalnej.
Najbardziej oczywistymi przykładami rewolucji naukowych są słynne wydarzenia w rozwoju
nauki, […] związane z nazwiskami Kopernika, Newtona, Lavoisiera czy Einsteina. […] Każde z nich po-
ciągało za sobą konieczność odrzucenia przez całą grupę uczonych jakiejś wysoko cenionej dotąd
teorii naukowej na rzecz innej, sprzecznej z nią. Każde powodowało przesunięcia w problematyce
badań naukowych i zmianę wzorców, według których specjaliści określali, co uznać można za upraw-
nione pytanie i za zasadną odpowiedź. Każde z nich przekształcało wyobraźnię naukową w taki spo-
sób, że ostatecznie powinniśmy ująć te zmiany jako przeobrażenia świata, w którym uprawiano dzia-
łalność naukową. Takie przemiany, łącznie z niemal zawsze towarzyszącymi im kontrowersjami, są
definicyjnymi cechami rewolucji naukowych. […]
Odkrycia nowych teorii nie są jedynymi zdarzeniami w nauce wywierającymi rewolucyjny
wpływ na specjalistów z dziedziny, w której zostały dokonane. Założenia, na których opiera się nauka
normalna, określają nie tylko, z jakiego rodzaju bytów składa się świat, lecz również z jakich się nie
składa. Wynika stąd - choć wymaga to dokładniejszego omówienia - że takie osiągnięcia jak odkrycie
tlenu czy promieni X nie polegają tak po prostu na wprowadzeniu do świata uczonego nowego rodza-
ju bytu. To jest dopiero efekt końcowy. Dochodzi do tego dopiero wówczas, kiedy społeczność zawo-
dowa dokona przewartościowania tradycyjnych procedur doświadczalnych, kiedy zmieni bliskie jej
dotychczas poglądy na budowę świata i w końcu przekształci siatkę teoretyczną, za pomocą której
ujmuje świat. Fakt naukowy i teoria nie dadzą się ściśle od siebie oddzielić, chyba że w obrębie poje-
dynczej tradycji normalnej praktyki naukowej. Dlatego właśnie niespodziewane odkrycie ma znacze-
nie nie tylko faktyczne; świat uczonego przekształca się jakościowo i wzbogaca ilościowo zarówno w
wyniku odkryć zasadniczo nowych faktów, jak i formułowania nowatorskich teorii.
II. DROGA DO NAUKI NORMALNEJ
Termin "nauka normalna" oznacza w niniejszych rozważaniach badania wyrastające z jednego
lub wielu takich osiągnięć naukowych przeszłości, które dana społeczność uczonych aktualnie akcep-
tuje i traktuje jako fundament swej dalszej praktyki. Z tych podstawowych osiągnięć - wprawdzie
rzadko w ich formie oryginalnej - zdają dzisiaj sprawę podręczniki, zarówno elementarne, jak akade-
mickie. Przedstawiają one zespół uznawanych teorii, omawiają wiele lub wszystkie ich udane zasto-
sowania, konfrontując je z przykładowymi obserwacjami i eksperymentami. Nim w początkach XIX
3
stulecia (a nawet jeszcze później, jeżeli chodzi o nowo powstałe dziedziny wiedzy) książki takie zosta-
ły spopularyzowane, zbliżoną funkcję pełniły prace wielu klasyków nauki. Fizyka Arystotelesa, Alma-
gest
Ptolemeusza,
Principia i Optyka Newtona,
Elektryczność Franklina, Chemia
Lavoisiera
czy Geologia Lyella - te i liczne inne dzieła wyznaczały w swoim czasie uprawnione problemy i metody
badawcze w danej dziedzinie dla kolejnych pokoleń uczonych. Nadawały się do tego celu, gdyż miały
dwie istotne wspólne cechy. Reprezentowany w nich dorobek był dostatecznie oryginalny i atrakcyj-
ny, aby odwrócić uwagę stałej grupy zwolenników danej teorii od konkurencyjnych sposobów upra-
wiania nauki. Jednocześnie dorobek ten był na tyle otwarty, że pozostawiał nowej szkole najrozmait-
sze problemy do rozwiązania.
Osiągnięcia odznaczające się wskazanymi cechami będę odtąd nazywał paradygmatami.
Termin ten pozostaje w ścisłym związku z pojęciem nauki normalnej. Ma on wskazywać na to, że
pewne akceptowane wzory faktycznej praktyki naukowej - wzory obejmujące równocześnie prawa,
teorie, zastosowania i wyposażenie techniczne - tworzą model, z którego wyłania się jakaś szczegól-
na, zwarta tradycja badań naukowych. Z takimi tradycjami mamy na przykład do czynienia, kiedy
historycy mówią o astronomii ptolemeuszowej (lub kopernikańskiej), dynamice arystotelesowskiej
(czy newtonowskiej), optyce korpuskularnej (albo falowej) itd. Właśnie studiowanie paradygmatów,
często o wiele bardziej wyspecjalizowanych niż te, które przykładowo wymieniłem, przygotowuje
studenta do przyszłego uczestnictwa w pracach danej wspólnoty naukowej. Ponieważ w ten sposób
przyłącza się on do grupy, która uczyła się podstaw swej dyscypliny na tych samych konkretnych mo-
delach, jego przyszła działalność rzadko kiedy doprowadzi go do wniosków zasadniczo sprzecznych z
tym modelem w kwestiach podstawowych. Uczeni, których badania oparte są na wspólnych para-
dygmatach, podlegają w swej praktyce naukowej tym samym regułom i standardom. Takie współ-
uczestnictwo i wynikająca z niego jednomyślność są niezbędnymi warunkami nauki normalnej, tzn.
ukształtowania się i trwania określonej tradycji badawczej. […]
Gdyby historyk nauki chciał prześledzić rozwój wiedzy o jakiejś wybranej grupie pokrewnych
zjawisk, natknąłby się na pewne szczególne przypadki ogólnego schematu, który zilustrować tu moż-
na na przykładzie optyki fizycznej. Dzisiejsze podręczniki fizyki powiadają, że światło to strumień fo-
tonów, tj. obiektów kwantowych przejawiających zarówno właściwości falowe, jak korpuskularne. To
przekonanie właśnie, a ściślej - jego rozbudowane, oparte na matematyce ujęcie, z którego wywodzi
się te słowne charakterystyki, wytycza dziś kierunek badań naukowych. Ale taka charakterystyka
światła liczy sobie niedużo więcej niż pół wieku. Nim na początku tego stulecia wprowadzona została
przez Plancka, Einsteina i innych, podręczniki fizyki twierdziły, że światło ma charakter ruchu fal po-
przecznych. Koncepcja ta była zakorzeniona w paradygmacie opartym na pracach z optyki Younga i
Fresnela (początek XIX wieku). Ale również teoria falowa nie była pierwszą w historii koncepcją uzna-
ną przez wszystkich niemal uczonych zajmujących się optyką. W wieku XVIII paradygmatu dla tej
dziedziny dostarczała Optyka Newtona, głosząca, że światło to materialne korpuskuły. W owym cza-
sie fizycy poszukiwali świadectw, o które później nie kłopotali się pierwsi twórcy teorii falowej, na
rzecz tezy, iż korpuskuły światła wywierają ciśnienie, uderzając w ciała stałe.
Te przeobrażenia paradygmatów optyki fizycznej są rewolucjami naukowymi, a kolejne rewo-
lucyjne przejścia od jednego do drugiego paradygmatu wyznaczają normalny schemat rozwoju doj-
rzałej nauki. Nie był to jednak schemat charakterystyczny dla nauki przed Newtonem i ta właśnie
różnica jest tu dla nas interesująca. Od zamierzchłej starożytności aż do końca XVII wieku nie było
okresu, w którym panowałby jeden ogólnie przyjęty pogląd na istotę światła. Odwrotnie, zawsze ist-
4
niało wiele współzawodniczących szkół i szkółek, z których każda broniła takiego czy innego wariantu
teorii […]
Na przestrzeni wieków szkoły te wnosiły poważny wkład do zespołu koncepcji, zjawisk i tech-
nik, z którego Newton wyprowadził pierwszy niemal powszechnie przyjęty paradygmat optyki fizycz-
nej. […] Wszelako zapoznanie się z optyką fizyczną epoki przed Newtonem może nas doprowadzić do
wniosku, że chociaż badacze tej dziedziny zjawisk byli uczonymi, to jednak ostatecznego rezultatu ich
działalności nie można w pełni nazwać nauką. Nie mogąc uznać żadnego z funkcjonujących zespołów
przekonań za dostatecznie uzasadniony, każdy, kto pisał na temat optyki fizycznej, czuł się zmuszony
do budowania swej teorii od podstaw. Korzystał przy tym ze względnej swobody doboru najbardziej
odpowiadających mu obserwacji i doświadczeń, brak było bowiem jakiegokolwiek modelu wyznacza-
jącego, z jakich metod każdy musi korzystać i jakie zjawiska musi umieć wyjaśnić. […]
Historia wskazuje jednak również niektóre przyczyny tych trudności. Tam, gdzie brak para-
dygmatu lub czegoś, co do tej roli mogłoby pretendować, wydaje się, że wszystkie fakty, które mogą
przyczyniać się do rozwoju danej dyscypliny, są równie doniosłe. W rezultacie gromadzenie faktów
we wczesnym okresie ma charakter o wiele bardziej przypadkowy niż działalność badawcza, którą
znamy z późniejszego okresu rozwoju nauki. Co więcej, tam, gdzie brak bodźców do poszukiwania
jakichś szczególnych, trudno dostępnych informacji, zbieranie faktów ogranicza się początkowo do
wykorzystywania danych znajdujących się w najbliższym zasięgu. Otrzymywany w ten sposób zespół
faktów zawiera zarówno te, które uzyskuje się w wyniku przypadkowych informacji i doświadczeń, jak
też i bardziej wyspecjalizowane dane, wykrywane na gruncie takich rzemiosł, jak medycyna, układa-
nie kalendarzy czy metalurgia. Ponieważ rzemiosła te są łatwo dostępnym źródłem faktów, których
nie sposób wykryć w sposób przypadkowy, technologia często powoływała do życia nowe dyscypliny
wiedzy. […]
Musimy [z kolei] pokrótce rozważyć, w jaki sposób wyłonienie się paradygmatu wpływa, na strukturę
grupy zajmującej się badaniem danej dziedziny zjawisk. Kiedy w naukach przyrodniczych po raz
pierwszy indywidualnie lub grupowo osiągnięta zostaje synteza zdolna przyciągnąć zainteresowanie
następnych pokoleń badaczy, następuje stopniowy upadek dawnych szkół. Po części jest to następ-
stwem przyjęcia przez ich zwolenników nowego paradygmatu. Zawsze pozostaje jednak pewna ilość
badaczy wiernych temu czy innemu dawnemu poglądowi. Zostają oni po prostu skreśleni z grona
uznanych specjalistów, a prace ich są ignorowane. Nowy paradygmat narzuca nowe, bardziej restryk-
tywne określenie przedmiotu badań danej dziedziny. Wszyscy, którzy nie chcą lub nie mogą się do
niego przystosować, działać muszą w izolacji lub związać się z jakąś inną grupą. Historycznie rzecz
biorąc, często pozostawali oni po prostu na wydziałach filozofii, z których wyłoniło się tak wiele spe-
cjalistycznych gałęzi nauki. Jak wynika z powyższego, akceptacja paradygmatu jest właśnie tym czyn-
nikiem, który przekształci uprawiane przez jakąś grupę badania przyrody w zawód czy - co najmniej -
w odrębną dyscyplinę! Przyjęcie w jakiejś dziedzinie nauki (ale nie w takich jak medycyna, technolo-
gia i prawo, których główną racją bytu jest płynące z zewnątrz zapotrzebowanie społeczne) pierwsze-
go wspólnego paradygmatu wiązało się zwykle z powstawaniem wyspecjalizowanych towarzystw
naukowych, pojawianiem się fachowych czasopism oraz przyznaniem jej odrębnego miejsca w pro-
gramach nauczania. Przynajmniej tak się dzieje od stu pięćdziesięciu lat, od kiedy ukształtował się
wzorzec naukowej specjalizacji, po nasze czasy, w których ugruntował się jej prestiż. […]
5
Poszczególni uczeni, uznając dany paradygmat, nie muszą już w swoich głównych pracach podejmo-
wać prób budowania od nowa całej dziedziny wiedzy, zaczynać od podstawowych zasad i usprawie-
dliwiać każdego z wprowadzanych pojęć. […]
III. NATURA NAUKI NORMALNEJ
[…] pod pewnym względem stosowane dotąd terminy mogą być mylące. Przez "paradygmat" zwykło
się rozumieć przyjęty model czy wzorzec. Ten właśnie odcień znaczeniowy pozwolił mi - z braku lep-
szego określenia - zastosować to słowo w niniejszej pracy. Wkrótce jednak ujrzymy, to znaczenie słów
"model", "wzorzec" niezupełnie odpowiada treści, jaką wkłada się zazwyczaj w pojęcie paradygmatu.
Na przykład w gramatyce amo, amas, amat jest paradygmatem, gdyż stanowi wzorzec koniugacji
wielu innych czasowników łacińskich, według którego tworzy się np. formy laudo, laudas, laudat. W
tym standardowym zastosowaniu funkcjonowanie paradygmatu polega na tym, że pozwala on po-
wielać przykłady, z których każdy mógłby w zasadzie zająć jego miejsce. W nauce natomiast para-
dygmat rzadko kiedy jest przedmiotem takiego odwzorowania. Stanowi on raczej, podobnie jak decy-
zja prawna w prawie zwyczajowym, przedmiot dalszego uszczegółowienia i uściślenia w nowych lub
trudniejszych warunkach.
By to zrozumieć, musimy sobie uzmysłowić, jak bardzo ograniczony zarówno pod względem swego
zakresu, jak i ścisłości może być nowo powstały paradygmat. Paradygmaty uzyskują swój status dzięki
temu, że okazują się bardziej skuteczne od swych konkurentów w rozwiązywaniu niektórych proble-
mów uznanych przez grono praktyków za palące. Nie znaczy to jednak, że paradygmaty są całkowicie
skuteczne, gdy chodzi o rozwiązanie pojedynczego problemu czy, tym bardziej, większej ich ilości.
Sukces paradygmatu […] to początkowo przede wszystkim obietnica sukcesu, na jaki liczy się, mając
do dyspozycji tylko wybrane i niepełne przykłady. Nauka normalna urzeczywistnia tę obietnicę, roz-
szerzając wiedzę o faktach, które dany paradygmat ukazuje jako szczególnie ważne, poszerzając za-
kres zgodności między tymi faktami a formułowanymi na gruncie paradygmatu przewidywaniami
oraz uściślając sam paradygmat.
VI. ANOMALIE A POJAWIANIE SIĘ ODKRYĆ NAUKOWYCH
[1] Nauka normalna, a więc omawiana wyżej działalność polegająca na rozwiązywaniu łamigłówek,
ma charakter zdecydowanie kumulatywny i jest niezwykle skuteczna w swoim dążeniu do stałego
poszerzania zakresu i zwiększania precyzji wiedzy naukowej. Pod wszystkimi tymi względami pojęcie
to zgodne jest z potocznymi wyobrażeniami o pracy naukowej. Pod jednym wszakże względem obraz
ten jest mylący. Celem nauki normalnej nie jest odkrywanie nowych faktów czy tworzenie nowych
teorii, i nie na tym polega jej skuteczność. Tymczasem nauka wciąż odkrywa nowe zjawiska, a uczeni
co raz to wymyślają radykalnie nowe teorie. Badania historyczne nasuwają nawet myśl, że działalność
naukowa stworzyła jedyną w swoim rodzaju potężną technikę wywoływania tego rodzaju niespo-
dzianek. Jeśli ta cecha nauki zgodna ma być ze wszystkim, co powiedzieliśmy dotąd, to badania para-
dygmatyczne muszą być szczególnie skutecznym sposobem wyzwalania zmian w paradygmacie. Taki
jest bowiem rezultat pojawiania się zasadniczo nowych faktów i teorii. Niebacznie powołane do życia
w grze opartej na pewnym zespole reguł, wymagają one - by mogły zostać zasymilowane - opraco-
wania nowego zespołu reguł. Z chwilą gdy stały się częścią nauki, działalność badawcza - przynajmniej
w tych dziedzinach, których nowo odkryte fakty i teorie dotyczą - nie pozostaje nigdy tym samym,
czym była dotąd.
6
[2] Obecnie zająć się musimy pytaniem, w jaki sposób zmiany tego rodzaju zachodzą, przy czym naj-
pierw omówimy odkrycia nowych faktów, a następnie powstawanie nowych teorii. Rozróżnienie
między wykrywaniem nowych faktów a formułowaniem nowych teorii okaże się jednak z miejsca
sztucznym uproszczeniem. Jego sztuczność jest kluczem do szeregu zasadniczych tez niniejszej roz-
prawy. Rozważając w tym rozdziale wybrane odkrycia, przekonamy się szybko, że nie są one izolowa-
nymi zdarzeniami, lecz rozciągłymi w czasie epizodami o regularnie powtarzalnej strukturze. Początek
swój biorą one ze świadomości anomalii, tj. z uznania, że przyroda gwałci w jakiejś mierze wypływają-
ce z paradygmatu przewidywania, które rządzą nauką normalną. Dalszym krokiem są mniej lub bar-
dziej rozległe badania obszaru, na którym ujawniają się anomalie. Epizod zamyka się dopiero wtedy,
gdy teoria paradygmatyczna zostaje tak dopasowana do faktów, że to, co dotąd było anomalią, staje
się czymś przewidywanym. Asymilacja nowego rodzaju faktu wymaga czegoś więcej niż rozszerzenia
teorii i dopóki nie dostosuje się jej do faktów - dopóki uczony nie nauczy się patrzeć na przyrodę w
nowy sposób - nowy fakt nie jest właściwie w ogóle faktem naukowym. […]
W rozwoju każdej nauki pierwszy uzyskany paradygmat wydaje się zazwyczaj w pełni zadowalający i
skuteczny w wyjaśnianiu większości obserwacji i eksperymentów łatwo dostępnych badaczom. Dalszy
rozwój wymaga przeto z reguły konstruowania wymyślnych przyrządów, rozwinięcia wyspecjalizowa-
nego słownictwa i umiejętności, uściślenia pojęć, które wskutek tego coraz bardziej oddalają się od
swych potocznych prototypów. Ta specjalizacja prowadzi z jednej strony do ogromnego ograniczenia
pola widzenia uczonego i znacznego oporu wobec zmiany paradygmatu. Nauka staje się coraz bar-
dziej sztywna. Z drugiej zaś strony, w tych obszarach, na które paradygmat skierowuje uwagę bada-
czy, nauka normalna pozwala zdobyć tak szczegółowe wiadomości i dopasować teorię do obserwacji
w tak ścisły sposób, jaki bez tego byłby niemożliwy. […]
VIII. ODPOWIEDŹ NA KRYZYS
Przyjmijmy więc, że kryzysy są koniecznym warunkiem wstępnym pojawiania się nowych teorii, i za-
pytajmy, w jaki sposób uczeni reagują na nie. Część odpowiedzi - równie ważną jak oczywistą - można
odnaleźć, wskazując ogólnie na to, czego uczeni nigdy nie robią, gdy mają do czynienia nawet z
ostrymi i długotrwałymi anomaliami. Chociaż mogą tracić zaufanie do paradygmatu i poszukiwać
alternatywnych wobec niego rozwiązań, nie odrzucają paradygmatu, który doprowadził do kryzysu.
To znaczy nie traktują anomalii jako świadectw obalających teorię, jak by się tego domagała filozofia
nauki. Uogólnienie to jest częściowo po prostu konstatacją historycznych faktów, opartą na przykła-
dach, jak te, które omówiliśmy poprzednio, i innych, o których jeszcze będzie mowa. Pokazują one -
co wyraźniej pokaże dalsza analiza sposobu odrzucania paradygmatów - że teoria naukowa, która
uzyskała już status paradygmatu, uznawana jest dopóty, dopóki nie pojawi się inna, zdolna pełnić tę
funkcję. […]
Przejście od paradygmatu znajdującego się w stanie kryzysu do innego, z którego wyłonić się może
nowa tradycja nauki normalnej, nie jest bynajmniej procesem kumulatywnym; nie następuje ono w
wyniku uszczegółowienia czy też rozszerzenia starego paradygmatu. Jest to raczej przebudowa danej
dziedziny od podstaw, zmieniająca niektóre najbardziej elementarne uogólnienia teoretyczne oraz
wiele metod i zastosowań paradygmatycznych. W okresie przejściowym problemy, jakie mogą być
rozwiązane przez stary i nowy paradygmat, w znacznym stopniu się pokrywają, ale nigdy całkowicie.
Zachodzi jednak również zasadnicza różnica w sposobie ich rozwiązywania. Z chwilą gdy przejście już
się dokonało, okazuje się, że zmieniło się spojrzenie uczonych na daną dziedzinę, jej metody i cele.
7
Pewien bystry historyk, rozważając klasyczny przypadek reorientacji nauki wskutek zmiany paradyg-
matu, ujął ostatnio ten proces jako "odwracanie kota ogonem"; polega on "...na operowaniu tym
samym co wcześniej zespołem danych, które jednak umieszcza się w nowym systemie wzajemnych
relacji poprzez nadanie im odmiennej struktury". […]
Dokonujące się w rezultacie przejście do nowego paradygmatu to właśnie rewolucja naukowa - tym
właśnie tematem możemy się teraz zająć, po długim przygotowaniu, bezpośrednio. […]
IX. NATURA I NIEUCHRONNOŚĆ REWOLUCJI NAUKOWYCH
[…] Czym są rewolucje naukowe i jaką pełnią funkcję w rozwoju nauki? Fragmenty odpowiedzi na te
pytania zawarte już były w poprzednich rozdziałach. Między innymi wskazaliśmy, że rewolucje trak-
towane są tu jako takie niekumulatywne epizody w rozwoju nauki, w których stary paradygmat zosta-
je zastąpiony częściowo bądź w całości przez nowy, nie dający się pogodzić z poprzednim. Jest to
jednak tylko część odpowiedzi. Aby ją uzupełnić, zadać musimy kolejne pytanie: dlaczego zmianę
paradygmatu nazywać mamy rewolucją? Jakie analogie między rozwojem naukowym i politycznym -
tak zasadniczo różnymi zjawiskami - pozwalają mówić w obu wypadkach o rewolucjach?
Jeden z aspektów tej analogii jest już chyba oczywisty. Źródłem rewolucji politycznych jest rosnące -
przynajmniej u części społeczeństwa - poczucie, że istniejące instytucje nie są już w stanie rozwiązać
problemów powstających w otoczeniu, które one same po części ukształtowały. Analogicznie, źró-
dłem rewolucji naukowych jest rosnące - znów zazwyczaj wśród wąskiej grupy społeczności uczonych
- poczucie, że istniejący paradygmat przestał spełniać adekwatnie swe funkcje w poznawaniu tego
aspektu przyrody, którego badania sam poprzednio umożliwił. Zarówno w rozwoju politycznym, jak i
naukowym poczucie to prowadzi do kryzysu, który jest warunkiem wstępnym rewolucji. […]
Analogia ta ma jednak i drugi, głębszy wymiar, od którego zależy znaczenie pierwszego. Rewolucje
społeczne dążą do takich przekształceń instytucji politycznych, jakich same te instytucje zabraniają.
Powodzenie ich wymaga zatem likwidacji niektórych instytucji na rzecz innych, a w okresie przejścio-
wym społeczeństwo rządzi się po części bez instytucji. Tak jak kryzys osłabia rolę paradygmatów, tak
też początkowo osłabia on rolę instytucji politycznych. Coraz większa liczba ludzi wyłącza się z życia
politycznego i zachowuje się w sposób inny, niż nakazują jego kanony. Gdy kryzys się pogłębia, wielu
z nich opowiada się za jakąś konkretną propozycją przebudowy społeczeństwa w ramach nowej
struktury instytucjonalnej. Społeczeństwo dzieli się na dwa obozy, dwie partie, z których jedna stara
się bronić starego porządku, a druga - wprowadzić nowy. […]
X. REWOLUCJE JAKO ZMIANY POGLĄDU NA ŚWIAT
Historyk nauki, który bada dawne prace naukowe z punktu widzenia współczesnej historiografii, mo-
że nabrać przekonania, że kiedy paradygmat ulega zmianie, wraz z nim zmienia się i świat. Kierując
się nowym paradygmatem, uczeni stosują nowe przyrządy i widzą nowe obszary rzeczywistości. Co
ważniejsze, w okresie rewolucji naukowej, posługując się dobrze znanymi przyrządami i badając ob-
szary, które badali dawniej, dostrzegają oni coś zupełnie innego. Wygląda to tak, jak gdyby zawodowa
społeczność uczonych przeniosła się nagle na inną planetę, gdzie przedmioty dobrze znane ukazują
się w innym świetle, wraz z innymi, wcześniej nie znanymi. Oczywiście, nic takiego się nie dzieje - nie
następuje przeniesienie w przestrzeni, poza laboratorium wydarzenia codzienne biegną zazwyczaj
dawnym trybem. A jednak zmiany paradygmatu rzeczywiście sprawiają, że uczeni inaczej widzą świat,
8
który jest przedmiotem ich badania. W tej mierze, w jakiej mają oni do czynienia ze świa-
tem jako uczeni, chciałoby się powiedzieć, że po rewolucji żyją oni w innym świecie. […]
XII. SKUTKI REWOLUCJI
Jak więc dochodzi do tego, że uczeni przestawiają się na nowy paradygmat? Częściowo odpowiedź
zasadza się na tym, że bardzo często wcale tego nie robią. W sto lat po śmierci Kopernika niewielu
było jeszcze zwolenników kopernikanizmu. Teoria Newtona nie była jeszcze powszechnie uznawana
w pięćdziesiąt lat po ukazaniu się Principiów, zwłaszcza na Kontynencie. […]
Te i tym podobne fakty są zbyt dobrze znane, aby wymagały specjalnego podkreślania. Wymagają
natomiast przewartościowania. Ongiś miały najczęściej świadczyć o tym, że uczeni, będąc tylko ludź-
mi, nie zawsze mogą uznać swe własne błędy, nawet wówczas, gdy staną wobec wyraźnych dowo-
dów. Osobiście byłbym raczej zdania, że w tych kwestiach nie chodzi ani o dowód, ani o błąd. Przej-
ście spod władzy jednego paradygmatu pod władzę drugiego jest doświadczeniem nawrócenia, do
którego nie można zmusić. […]
Mimo iż zmiana taka wymaga niekiedy całego pokolenia, społeczności uczonych raz po raz przyjmo-
wały nowe paradygmaty. Co więcej, działo się tak nie wbrew temu, że uczeni są ludźmi, a właśnie
wskutek tego. Wprawdzie niektórzy uczeni, zwłaszcza starsi i bardziej doświadczeni, mogą się opierać
do końca, z większością można jednak dojść do porozumienia w ten czy inny sposób. Będą się nawra-
cać po kilku, kiedy zaś wymrą ostatni oponenci, wszyscy specjaliści będą znów pracować, uznając
jeden, tyle że nowy, paradygmat. […]
Początkowo nowa koncepcja pretendująca do roli paradygmatu może mieć niewielu zwolenników, a
motywy ich wydawać się mogą niekiedy wątpliwej wartości. Jednakże jeśli są oni kompetentni, to
udoskonalą go, zbadają jego możliwości i ukażą, jak przedstawiałaby się praca w społeczności, którą
by on rządził. Jeśli sądzone jest paradygmatowi wygrać tę walkę, to stopniowo wzrasta ilość i siła
przemawiających za nim argumentów. Nawraca się wówczas większa liczba uczonych i zgłębia możli-
wości nowego paradygmatu. […]
XIII. POSTĘP POPRZEZ REWOLUCJE
[…] W ostatnich ustępach tej pracy chciałbym wskazać na kierunek, w którym, jak sądzę, prowadzić
się powinno dalsze badania nad problemem rozwoju nauki. […]
Proces rozwojowy opisany został w tej pracy jako ewolucja od prymitywnych początków, jako proces,
którego kolejne stadia odznaczają się coraz to subtelniejszym i bardziej szczegółowym rozumieniem
przyrody. Nic z tego jednak, co zostało i zostanie tu powiedziane, nie wskazuje na to, by miał to być
proces zdążający ku czemuś. Musiało to niewątpliwie zaniepokoić wielu czytelników. Zwykliśmy bo-
wiem postrzegać naukę jako taką właśnie działalność, która zbliża się wciąż do pewnego wyznaczo-
nego z góry celu.
[…] Wszystkie dobrze znane przeddarwinowskie teorie ewolucji - Lamarcka, Chambersa, Spencera i
niemieckich Naturphilosophen -traktowały ewolucję jako proces celowy. Uważano, że "idea" człowie-
ka oraz współczesnej flory i fauny była obecna od samych narodzin życia - być może w umyśle Stwór-
cy. Ta idea - czy plan - wytyczała kierunek całemu procesowi ewolucji i wskazywała na siłę sterującą
9
tym procesem. Każde nowe stadium rozwoju ewolucyjnego miało być doskonalszą realizacją planu
istniejącego od początku.
Porzucenie tego teleologicznego spojrzenia na ewolucję było dla wielu ludzi najistotniejszą i najtrud-
niejszą do przełknięcia konsekwencją teorii Darwina.W Pochodzeniu gatunków nie mówi się nic o
celu wyznaczonym czy to przez Boga, czy to przez przyrodę. Za stopniowe, lecz stałe pojawianie się
coraz bardziej skomplikowanych, zróżnicowanych i wyspecjalizowanych organizmów odpowiedzialny
miał być natomiast dobór naturalny działający w danym środowisku wśród aktualnie istniejących istot
żywych. Nawet tak doskonale przystosowane organy jak oko i ręka ludzka - których celowa budowa
dostarczała wcześniej najmocniejszych argumentów na rzecz istnienia Stwórcy i uprzedniego planu -
miały być wytworem procesu biegnącego stale od prymitywnych początków, ale nie zmierzające-
go do żadnego celu. Przekonanie, iż dobór naturalny, wynikający z samego współzawodnictwa między
organizmami w walce o przetrwanie, doprowadzić mógł do powstania człowieka, wyższych zwierząt i
roślin, było najtrudniejszym i najbardziej kłopotliwym aspektem teorii Darwina. Cóż może znaczyć
"ewolucja", "rozwój", "postęp", skoro nie istnieje określony cel? Wielu ludziom terminy te wydały się
teraz wewnętrznie sprzeczne.
Analogię między rozwojem organizmów żywych a rozwojem idei naukowych można z łatwością po-
sunąć zbyt daleko. Ale świetnie ilustruje ona kwestie, o które nam chodzi w tym podsumowującym
rozdziale. Proces, który przedstawiliśmy w rozdziale dwunastym jako rozwiązanie rewolucji, polega
na doborze, w drodze konfliktu w obrębie społeczności uczonych, najlepiej przystosowanej metody
uprawiania nauki. Końcowym wynikiem szeregu takich rewolucyjnych selekcji poprzedzielanych okre-
sami nauki normalnej jest wspaniale przystosowany zestaw narzędzi, które nazywamy nowoczesną
wiedzą naukową.
Pytania do tekstu:
1) Jakie argumenty przytacza T.S. Kuhn przeciwko kumulatywnej teorii wiedzy?
2) Czym jest paradygmat? Jakie są jego cechy? Przykłady paradygmatów.
3) Co to jest rewolucja naukowa?
4) Jakie są etapy rewolucji naukowej?
5) Czy w nauce dokonuje się postęp? Jeśli tak to jak rozumie go autor?