Żeby nie
żałować...
Przyszło ostatnio kilka takich dni, kiedy
uleciało ze mnie zupełnie powietrze, kiedy
ani śladu ochoty, energii, śmiechu nie
mogłem w sobie znaleźć, kiedy wyrosła
nagle na drodze jakaś ciemna góra i nijak
ominąć się już jej nie dało. Coś złego się
wydarzyło, nawarstwiły się problemy, ktoś
bardzo ważny zawiódł, ktoś inny zrobił coś
potwornie głupiego i zabolało, mocno
zabolało.
Tylko jedna wtedy myśl:
nie mam już sił.
Złość, wściekłość nawet, wobec
wszystkich i wszystkiego. Może
bardziej jeszcze: zamknięcie się na
cztery spusty. Bez cienia sił i ochoty,
by w ogóle się jeszcze starać, by coś
robić, by próbować coś łatać,
naprawiać, wyjaśniać, odbudowywać.
Już przecież nie warto. Już przecież
nie ma sensu.
I nagle przytrafił się wieczór,
przytrafiła się noc, kiedy pojawili się
znów ludzie, kiedy zupełnie
niespodziewanie usłyszałem znów
swój śmiech, kiedy poczułem, że nie
jest jeszcze tak źle, a nawet – może
tylko w ten wieczór, może tylko tej
nocy – jest dziwnie dobrze, dziwnie
kolorowo, dziwnie pięknie
.
Zrozumiałem,
że nie chcę się
poddawać. Że
nie mogę
odpuścić. Że
nie
powinienem –
choć wydaje
się to
jedynym
rozsądnym
wyjściem – po
prostu
zrezygnować.
Znowu zacząć się starać? Znowu próbować?
Znowu chcieć? Znowu dawać szansę? Tak, to
nierozsądne. Tak, to może nawet głupie. Ale czy
w ogóle można żyć inaczej?
Co chwila przecież
przychodzą dni
niełatwe, bolesne
sytuacje, kiedy ktoś
bardzo ważny zrani,
ktoś inny zawiedzie,
ktoś bardzo
rozczaruje. A jednak
nie mogę się
poddać. Nie mogę
przestać chcieć. Nie
mogę przestać się
starać. Nie mogę
przestać walczyć.
Życiu i ludziom trzeba dawać wciąż nową
szansę. Ciągle na nowo próbować jeszcze raz.
I wbrew wszelkiej logice wierzyć, że tym
razem może się udać, na pewno się uda, że
tym razem wreszcie będzie inaczej...
Kiedyś koleżanka
powiedziała mi coś,
co zapamiętałem
dobrze:
„To okropne żałować
czegoś, co się
zrobiło. Ale sto razy
gorzej jest żałować
czegoś, czego się nie
zrobiło”.
Można zrezygnować i odpuścić.
Bo już nie ma sił. Bo już
wszystko mówi: to nie ma
sensu. I stracić, być może,
najważniejszą swoją szansę,
która nigdy się już nie powtórzy.
Ale można też zacisnąć
zęby. I na nowo próbować.
Na nowo starać się
wierzyć. Na nowo szukać
wyjść, sposobów,
rozwiązań. Zaryzykować,
nawet jeśli to naprawdę
duże ryzyko. I nawet jeśli
to ogromnie wiele
kosztuje. Nie ma żadnej
gwarancji, że się uda – nie
może być takiej gwarancji.
Być może, nawet okaże
się, że rzeczywiście nie
było warto.
Ale jeśli jest jeszcze jakaś szansa,
jeśli pojawia się choć cień nadziei –
muszę się podnieść, pokonać złość,
niemoc, brak sił, zniecierpliwienie.
I skoczyć w ryzyko. Choćby to już
nie wiem który raz, i kolejny, i
następny...
Żeby kiedyś nie
żałować czegoś, czego
się nie zrobiło...
Po co?
Wyślij tą wiadomość do przyjaciół,
kolegów, znajomych, do wszystkich
osób, które zajmują ważne miejsce w
Twoim życiu...
Może komuś
pomoże,
może będzie
istotna w
czyimś życiu.
Miti