Stres http://www.kefann.pl/print.php?art=053
Stres
Wiele się słyszy o działaniu stresu, o jego niedobrych skutkach. Pokazuje się stres jak wroga, którego należy zniszczyć.
Szeroko zakrojone działania dodatkowo umacniają w nas przekonanie, że stres jest czymś bardzo powszechnym,
wszechobecnym i silnym. Mogłoby się wydawać, że stres to jakiś doskonały stwór o niesamowitej inteligencji własnej,
którego jesteśmy ofiarami.
Nie wiem, komu zależy byśmy tkwili w takiej zamierzchłej ciemnocie. A może nam samym?
Wiadomo, że pewien zakres stresu jest nie tylko bezpieczny i zdrowy dla człowieka, ale wręcz niezbędny. Dobrze nam
służy. Wytwarza w nas pewien rodzaj twórczego napięcia i wspomaga nasze działania. Służy naszemu zmierzaniu
do wewnętrznej równowagi. Dopóki nie przekracza pewnego poziomu wszystko działa, jak należy.
Problemy pojawiają się, gdy jest zbyt duży i zbyt długotrwały, czyli wtedy, gdy zaczyna się patologia. Dodatkowo, gdy
przekroczy próg krytyczny intensywności i czasu, zaczyna rosnąć w nieskończoność. Wtedy robi się naprawdę
niewesoło. Pojawia się wiele uciążliwych skutków. Jednak precyzyjnie rzecz ujmując nie są to skutki samego stresu,
lecz jego nadmiaru utrzymującego się w czasie.
To jest istotna różnica. Wynika z niej, że nie ma sensu stawiać sobie nierealnych celów, by zniwelować stres do zera.
To nie jest ani konieczne, ani nawet możliwe. Potrzebujemy odrobiny stresu, raz na jakiś czas, by zdrowo żyć. Poza
tym nie wszystko, co nazywamy stresem, jest stresem. Myślę, że staliśmy się zbyt leniwi, albo po prostu zbyt wygodni
i wiele różnych rzeczy wrzucamy do jednego worka o nazwie stres. Wystarczyłoby to przesiać przez dobre sito ,
a zostałoby może 15 %. Tyle w tym worku znalezlibyśmy stresu.
Myślę, że wystarczy wstępnych wyjaśnień i rozróżnień. W tym artykule zajmę się jedynie niektórymi nieporozumieniami
i patologiami związanymi z nadmiernym stresem. Dla uproszczenia będę używał po prostu słowa stres . Nie mam
aspiracji stworzenia naukowego dzieła. To będą raczej dygresje i wariacje na temat . Moim celem jest troszkę
odczarować zaczarowane i zachęcić do refleksji nad swoim życiem. Uważam, że jednym z powodów nadmiaru
stresu, jaki przeżywa wielu ludzi jest brak ich zadumy nad sobą i zwyczajna nieświadomość.
Uwierzyliśmy, że jesteśmy ofiarami zjawy. Bądzmy realistami. Wystarczy chwila zadumy, by rozpracować tę fikcję.
Stres nie jest czymś zewnętrznym. Nie da się stresu oddzielić od człowieka, a następnie nim zająć. Takie podejście jest
zupełną pomyłką. To bezsensowna abstrakcja. Podkreślmy to.
Jedyne sensowne działanie polega na tym,
by zająć się konkretnym człowiekiem przeżywającym stres,
a nie stresem jako zjawiskiem.
Zastanówmy się. Pokazuje się nam stres jako coś o globalnym wręcz zasięgu. Wcale nie dziwi, że wielu ludzi nic z nim
nie robi. Wytwarza się bowiem myślenie: Jak ja, mały człowieczek mam sobie poradzić z tak ogromnym problemem?
To wywołuje jedynie dodatkowy stres wynikający z wiary we własną bezradność i odbiera chęć do działania. Tylu ludzi
na świecie doświadcza stresu i nie może sobie z tym poradzić. Skoro oni nie mogą, to i ja nie dam rady. Oto
przemożne działanie społecznego dowodu słuszności. Bardzo wygodne.
Odnosi się wrażenie, że stres to jakiś rodzaj zarazy, która z wiatrem przenosi się z jednej części globu na drugą. Niezła
iluzja. Ze stresu uczyniono negatywną postać bóstwa . To nic nie daje. Skutkuje jedynie nową, elegancką formą
globalnej spychologii. Jeśli nie ma kogoś, na kogo można delegować odpowiedzialność za własne niedociągnięcia, za
niższą wydajność, za niechęć do wysiłku, za nieekologicznie życie, za brak motywacji, za skrywane uczucia, za kiepskie
zdrowie, za złą pogodę lub za cokolwiek innego, to zawsze jest w zanadrzu stres. Spełnia rolę wybawcy od wszelkiego
zła i zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak się narzeka na wybawcę. Zły wybawca? A może jednak zanadto ulubiony?
Myślę, że już sama kultura osobista nakazuje okazać odrobinę wdzięczności. Ostatecznie wystarczy powiedzieć słowo
stres i ma się z główki. Od tego momentu, kto inny ma problem nie ja, ja mam przecież stres. Nic nie mogę na to
poradzić. Ale fajne. Perpetuum mobile w praktyce. Ciekawe, co się stanie, kiedy wszyscy będą mieli stres. Kto nas
wyleczy? Kto nas uratuje? Spokojnie, do tego nigdy nie dojdzie. To zbyt optymistyczne.
Stres nie jest naszym problemem,
problemem jest nasza bezmyślność.
Uważam, że jest wielkim nieporozumieniem postrzeganie stresu, jako przyczyny wszelkich życiowych komplikacji. To
zupełne postawienie spraw na głowie i ewidentne nieporozumienie. Oczywiście stres pośrednio wywołuje wiele
negatywnych skutków, ale nie wolno zapominać, że sam przede wszystkim jest skutkiem. Stres nie został stworzony
i dany nam przez Boga, jako niechciany prezent i poza naszym wpływem, a my, ludzie musimy sobie z nim poradzić.
Sami stwarzamy swój stres.
Stres jest wynikiem naszych wyborów.
Czas spojrzeć na stres, jako na skutek naszego oddzielenia się od siebie i naszych irracjonalnych działań. To jest jedyny
dobry punkt widzenia.
Stres pojawia się jako skutek wtedy, gdy zaczynamy traktować siebie człowieka, jak maszynę do wytwarzania dóbr,
a nie istotę czującą. Sam nie wiem, czy to bardziej wynik głupoty, czy braku pokory.
Tak, czy inaczej powołaliśmy do życia stres. Dzidziuś urósł i nas nieco przygniata. Ale sami go wykarmiliśmy, a na
brak strawy narzekać nie miał powodu. Można powiedzieć, że wręcz odwrotnie, dostawał dużo specyficznych odżywek,
1 z 6 03-05-08 21:06
Stres http://www.kefann.pl/print.php?art=053
więc nic dziwnego, że stał się sporym byczkiem .
Mniejsza o przenośnie. W aspekcie przyczyny i skutku (według mnie) wygląda to tak.
Stres w 99 % jest skutkiem, a tylko w 1 % przyczyną.
Zamiast skupiać się na niwelowaniu stresu, należy skupić się na niwelowaniu tego, czym sami powołujemy stres
do życia. Stwarzamy go sami, a wydaje się nam, że przychodzi z nikąd, że pojawia się jak nieziemskie zjawisko,
na które nie mamy wpływu. Ale my mamy wpływ. Śmiało możemy o sobie powiedzieć:
Człowiek stwórca stresu.
A może po prostu jesteśmy uzależnieni? Dziwnie zabrzmiało, ale warto się zastanowić. Spostrzegam przynajmniej dwa
ważne aspekty.
Pierwszy, to uzależnienie od przeżywania stresu. Warto zadać sobie pytanie i szczerze sobie na to pytanie
odpowiedzieć. Czy jest tak, że pierwsze, co nam przychodzi do głowy po obudzeniu się, to pytanie, czym się dziś można
zestresować? Jeśli tak to mamy problem poszukujemy stresu jesteśmy uzależnieni. Może się to również objawić
myśleniem typu: oj żeby się tylko nie zestresować. Tak czy tak, będziemy szukać okazji do stresowania się. Warto
zastanowić się, czy potrafimy jeszcze funkcjonować w normalnych warunkach. Rozmawiałem ostatnio z pewnym
człowiekiem, który ze śmiechem na ustach powiedział, że normalne warunki, to warunki stresu. To bardzo ciekawe, ale
oznaczałoby, że w ogóle do jakiegokolwiek działania potrzebujemy stresu. Prawdopodobnie, tak jak w innych
uzależnieniach, dawka musi wzrastać w czasie, bo organizm się przyzwyczaja. Uwaga, możemy dojść do absurdu.
Wyobraz sobie, że w ogóle zaczynasz działać dopiero wtedy, gdy stres zaczyna cię paraliżować. To nie jest zdrowe
życie. Ciekawe, jak będziesz musiał się zestresować, aby spokojnie zasnąć?
Drugi, to uzależnienie od tłumaczenia wszystkiego stresem. Objawia się bardzo prosto. yle się czuję wynik stresu, nie
chce mi się pracować wynik stresu, nie chce mi się bawić wynik stresu, dziecko kiepsko się uczy wynik stresu,
przejechałem na czerwonym wynik stresu, zaniedbuję swój biznes wynik stresu, kłócę się z sąsiadami wynik
stresu, kłócę się z partnerem wynik stresu, rujnuję swoje życie wynik stresu. Można tak mnożyć bez końca.
Wygodne, ale to droga do bagna. Uwaga! Bagno wciąga. Jeśli ktoś się chwali na lewo i prawo, że jest tak totalnie
zestresowany, to ludzie zaczną go wcześniej, czy pózniej unikać. Po tak zestresowanym człowieku można oczekiwać
jedynie kłopotów. A kto chce kłopotów?
Na marginesie. To nie jest przypadek, że aktualnie jedną z najważniejszych rzeczy, jakie się sprawdza podczas rozmów
kwalifikacyjnych, jest umiejętność działania w stresie i reakcja na podwyższony stres. Sami pracodawcy w pierwszej
rozmowie z ewentualnym pracownikiem informują go, że tu stres istnieje oraz, że się go boją. Ciekawe, w jaki sposób
sami go tworzą w swojej firmie? To niewygodne pytanie.
Wróćmy do poprzedniego wątku. Nie chodzi o to, by udawać, że się nie doświadcza stresu, gdy się go właśnie
przeżywa. To jedynie spotęguje stres. Nie dość, że mnóstwo energii idzie na opanowanie stresu, to jeszcze dodatkowo
trzeba to ukryć. Nie jest to najzdrowsze wyjście. Poza tym nie dokona się zmiany dopóty, dopóki się nie zaakceptuje, że
jest tak, jak jest. Ostatecznie nie można zająć się czymś, czego się nie doświadcza.
Zwróć uwagę, że nadal jesteśmy przy drugim rodzaju uzależnienia. Wiem, że pojawiła się teoretyczna sprzeczność. Jak
można tłumaczyć wszystko nadmiernym stresem, a jednocześnie wypierać się go? Zapewniam, że można. To bardzo
dobry mechanizm obronny. Prosto działa. Na zewnątrz tłumaczę się stresem wszyscy to robią. We wewnątrz uznanie
przed samym sobą, że sobie nie radzę ze stresem jest zupełnie inną kwestią. Wielu ludzi postrzega to, jako swoją
słabość i obawiają się, że ich życie legnie w gruzach, jeżeli przyjmą to, jako fakt.
To wielkie nieporozumienie. Nie można mieć pretensji do swojego organizmu za to, że wysyła informację: ratuj się,
działasz w ekstremalnych warunkach, to dla ciebie nie jest dobre . Można mieć jedynie pretensje do siebie, że się nie
słucha tej informacji, nie wyciąga wniosków i nie dokonuje zmian. Twierdzę, że oznaką mądrości, mocy i zdrowego
rozsądku jest przyznanie się przed samym sobą, że nie panuje się nad przeżywanym stresem.
Ucieczkowych działań, których celem jest stłumienie stresu lub odparowanie znamy wiele. Jedni chodzą na siłownię,
drudzy na basen, a jeszcze inni jeżdżą rowerem. Bardzo pożyteczne. Popieram, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś robi to, bo
lubi to robić czyli z pasją, a nie dlatego, że musi. W innym wypadku można to potraktować jako tymczasowe
rozwiązanie tak zwane gaszenie pożaru . Odpoczywanie z przymusu nie wystarczy na długo. Jakby na to nie
spojrzeć, do i tak zbyt długiej listy zajęć trzeba dopisać następne. Kiedyś się wreszcie i tego odechce. To tak, jakby
dodatkową pracą chcieć wyleczyć przemęczenie.
Jeżeli ktoś narzucił sobie rygor i odpoczywa, bo musi marnuje czas.
Relaks rzadko pojawia się w wyniku obowiązku.
Poświęcanie dodatkowego czasu na dodatkowe zajęcia może nas również dodatkowo zestresować. Całkiem możliwe, że
się mylę. Każdemu wolno się mylić. Jeżeli ktoś traktuje odpoczynek jako ucieczkę przed stanięciem oko w oko
z problemem to tym gorzej dla niego. Sposobów na unikanie myślenia wymyśliliśmy wiele, każdy ma swoje ulubione.
Jedni lubią balangi po świt zakończone kacem następnego dnia lub brawurową jazdę samochodem i przechwałki.
Drudzy wolą włączyć telewizor i leżeć cały dzień jak klusek leniwy to też świetnie wyłącza mózg. Jeszcze inni
hazardowo stwarzają sobie poczucie podróży po całym internetowym, wirtualnym Świecie. Każdy znajdzie coś dla
siebie. A wszystko po to, by nie zaglądać w głąb siebie. Czyż to nie jest zastanawiające?
Uważam, że potrzebujemy bezruchu, a nie wzmożonej aktywności. Potrzebujemy ciszy, a nie rozpaczliwego hałasu.
Potrzebujemy zadumy, a nie uciekania od siebie i swoich myśli. Potrzebujemy kontaktu z samym sobą, a nie
wyczytanych w gazecie lub zasłyszanych w radiu recept na szczęście. Potrzebujemy wewnętrznego spokoju
i równowagi. Potrzebujemy przywrócić harmonię w naszym wewnętrznym Świecie, nawet, jeżeli niektórych z nas czeka
najpierw wyprawa w poszukiwaniu zaginionego wewnętrznego Świata.
Tego wszystkiego naprawdę potrzebujemy. Dopóki tego sobie nie zapewnimy, będziemy doświadczać nadmiernego
stresu wraz z jego wieloma uciążliwościami. Stres jest skutkiem nie tylko tego, co robimy, ale również tego, czego nie
robimy, a powinniśmy zrobić.
2 z 6 03-05-08 21:06
Stres http://www.kefann.pl/print.php?art=053
Podsumowując. Warto zadać sobie pytanie, czy sposób, w jaki się relaksuję, uszczęśliwia mnie, czy tylko powoduje, że
mniej odczuwam to, co mnie unieszczęśliwia. To duża różnica. Pamiętajmy, że jesteśmy ludzmi i opanowaliśmy
do perfekcji oszukiwanie siebie. Możemy sobie wmówić, co tylko zechcemy. Jesteśmy w tym genialni i między innymi za
to płacimy stresem.
Zajmujemy się nie tym, czym należy. Uciekamy w zewnętrzne działania, zamiast najpierw zbadać, skąd się bierze
problem. Chcemy się uleczyć, ale nie wiemy, co w nas szwankuje . Nasze działania wydają się dość abstrakcyjne. To
tak, jakbyś zadzwonił do lekarza, ponieważ boli cię serce, a on na podstawie brzmienia twojego głosu zaleca, abyś przez
miesiąc zapuszczał sobie krople do oczu, smarował przestrzenie między palcami u stóp maścią na hemoroidy
i rozsypywał tabletki na rozwolnienie wokół swojego domu, to przejdzie.
Nie wystarczy ogólne stwierdzenie: mam stres . Nie wystarczy podjęcie jakichkolwiek działań. Trzeba dowiedzieć się
więcej, by znalezć odpowiednie rozwiązanie.
Inaczej leczymy ból głowy, który jest wynikiem słabego krążenia, a inaczej, jeżeli wynika z nacisku kręgu kręgosłupa
na nerw lub, jeśli jest efektem zaburzonej gospodarki hormonalnej w organizmie. Jeszcze inaczej, gdy przyczyny są
czysto psychologiczne. Okulista potrzebuje szczegółowego badania, by dobrać odpowiednie szkła. Dalekowidz
potrzebuje innych szkieł, niż krótkowidz. Dodatkowo może być potrzeba dobrania innego szkła dla lewego i prawego
oka. Trzeba też zbadać, czy nie występuje na przykład astygmatyzm. Wiele wstępnych czynności. To stwarza szansę
na szybkie i skuteczne rozwiązanie problemu.
Aby rozwiązać problem, należy go najpierw rozpoznać.
Diagnoza jest niezbędna, to oczywiste.
Na początek potrzebujemy spojrzeć w nowy sposób i zrozumieć mechanizmy stwarzania sobie stresu. Potrzebujemy
uczynić wgląd i dowiedzieć się, jak to sobie robimy.
Podstawowa wstępna trudność polega na tym, by w ogóle przyjąć, że sami to sobie robimy. Wielu ludzi wpada
w pułapkę obarczania innych ludzi za swój stres. Niewątpliwie inni ludzie mają wpływ na nasz stres, jednak, jaki jest
zakres tego wpływu zależy jedynie od nas samych.
Szukanie winnych na zewnątrz nic nie daje.
W ogóle szukanie winnych nic nie daje.
Jedyne, co ma sens, to szukanie rozwiązań.
Można zapadać się w sytuacjach i działaniach innych ludzi, ale to nie zaowocuje naszym mniejszym doświadczaniem
stresu. Wcześniej czy pózniej dojdziemy do wniosku, że nic nie zależy od nas samych i dodatkowo popsuje nam
nastrój. Nie o to nam przecież chodzi. Poza tym, po prostu nie jest prawdą, że nasze życie bardziej zależy od innych
ludzi, niż od nas samych.
Zajmowanie się innymi ludzmi jest równoznaczne z zajmowaniem się nie swoim stresem. Po co ci diagnoza cudzego
stresu. Przecież jest oczywiste, że wyniki badań Pana X nie będą dobre do przepisania leków Panu Y.
To zaskakujące, ale zupełnie nie bierzemy pod uwagę, że inni ludzie też mogą doświadczać stresu. Wydaję się nam, że
jesteśmy jedyną zestresowaną osobą na świecie. Wszyscy powinni nas zrozumieć i nam pomóc. Nie są w stanie, sami
czekają właśnie na zrozumienie i pomoc. Ta kolejka jest baaaaaardzo długa. Najciekawsze, że jest to kolejka
do sklepu, w którym obowiązuje samoobsługa . Co za ironia!?
Zapewniam Cię, zawsze można znalezć powody i odpowiedzialnych poza sobą. Politycy nie dbają o to, by Twoja firma
mogła działać stabilnie ciągle wymyślając nowe chore przepisy . Pracodawca wymaga dużo, dając mało w zamian.
Ludzie reklamy zrobili Cię w konia . Złodziej chce ukraść Twój samochód. Terrorysta chce zestrzelić samolot,
do którego wsiadasz. To tylko kilka przykładów. Można wymieniać bez końca, to łatwe i każdy to potrafi. Niestety to
iluzja. To nie są prawdziwe powody naszego stresu. Nasz stres ma swoje zródło na znacznie głębszym poziomie.
Poziom, na którym powstaje i kumuluje się napięcie, to poziom wartości. Pózniej dopiero objawia się na zewnątrz jako
stres. To najważniejsze, co trzeba zrozumieć.
Nasz stres jest skutkiem zachwiania równowagi w świecie naszych Wartości.
Nasz stres jest skutkiem braku wzajemnego szacunku, braku pokory, braku uczciwości, braku miłości, braku
zrozumienia, braku współczucia, braku wielu innych Wartości. W pierwszej chwili trudno uwierzyć, że zaniedbania
na poziomie tak subtelnym i nienamacalnym jak poziom wartości, mogą owocować tak ogromnie namacalnym
zamieszaniem na zewnątrz, ale takie są fakty. Złe wieści są takie, że to dopiero początek. Nie chcę straszyć, ale stresu
nam przybywa, a nie ubywa. Stres narasta, więc będzie jeszcze gorzej niż jest teraz. Chyba, że zaczniemy dokonywać
w sobie zmian, zamiast oglądać się na innych i pocieszać, że samo przejdzie.
Za swoje Wartości każdy sam odpowiada. Jeżeli pozwalamy komuś, by je deptał , to sami jesteśmy sobie winni. Ale
zostawmy innych w spokoju. Zajmijmy się sobą. Najważniejsze jest zrozumienie faktu, że jeżeli sami nie szanujemy
swoich najświętszych Wartości, nie dbamy o nie i nie żyjemy w zgodzie z nimi, to wcześniej czy pózniej zaczynamy
odczuwać stres. To nieuniknione.
Nasz stres jest dzwonkiem alarmowym . Czynimy z naszego życia bezsensowną, bezmyślną i pozbawioną refleksji
wegetację. Przemieniamy nasze życie w gonitwę na zatracenie. Robimy sobie trepanację czaszki i chcemy własny mózg
zastąpić układem scalonym wielkości główki od szpilki. Zalewamy swoje serce kwasem, by działało, jak wieczny,
bezawaryjny akumulator. Oczy chcemy zastąpić kamerami. Emocje chcemy wyrzucić na śmietnik. To się nam nie uda!
Nasz organizm stworzył doskonały mechanizm obronny . Może to dziwnie zabrzmi, ale stres prędzej nas wykończy, niż
pozwoli na to, byśmy przestali być Ludzmi. Prawdopodobnie jeszcze dziwniej zabrzmi kolejne zdanie. Stres ma chronić
nasze zdrowie, a nawet życie. To jest rzeczywisty powód istnienia stresu.
Nie przeczy to w żadnym razie wcześniejszej tezie, że sami go sobie stworzyliśmy i nadal stwarzamy. Wręcz przeciwnie,
dodatkowo ją uzasadnia. Wiedzieliśmy dobrze, że wchodzimy na niebezpieczny grunt, chcąc traktować siebie jak nie
3 z 6 03-05-08 21:06
Stres http://www.kefann.pl/print.php?art=053
czującą maszynę, jak cyborga. Wiedzieliśmy też, że możemy stracić kontrolę nad niebezpieczeństwem lub przyzwyczaić
się i nie poczuć, że jest niebezpiecznie. Dlatego też wiedzieliśmy, że potrzebujemy wyznaczyć granicę wytrzymałości,
próg bezpieczeństwa, a właściwie pas przygraniczny . To jest właśnie stres. Informuje nas, że zbliżamy się
do niebezpiecznej, groznej dla naszego życia przestrzeni. Jest tak zaprogramowany , by dać nam poczuć, że coś jest
nie w porządku, zwłaszcza, gdy samym sobie nie możemy w tej sprawie ufać. Robi to, co jest jego zadaniem i robi to
doskonale. Myślę, że każdy szczerze może się na to zgodzić. Trudno przeoczyć taką informację.
Tak, więc problem nie polega na tym, że odczuwamy stres. To dla nas zbawienne. Powinniśmy być wdzięczni.
Problemem jest to, że nie wyciągamy wniosków i nie dokonujemy zmiany. Myślimy, że nam przejdzie. Niestety nie
przejdzie. Stres jest zaprogramowany jedynie na wzrastanie. Nie odpuści. Ta machina sama się nie zatrzyma. Stwórca
włączył i stwórca musi wyłączyć .
Dlaczego tak musi być? To proste. Nikt poza mną tak naprawdę nie wie, co mnie stresuje i nikt poza Tobą tak naprawdę
nie wie, co stresuje Ciebie. Więc jak niby Ktoś miałby coś w tej sprawie zrobić. Jedyna osoba zdolna dokonać zmiany, to
ja w sprawie mojego stresu i Ty w sprawie Twojego. To dobra wiadomość. Mamy wpływ. Z drugiej strony, jeśli sam
czegoś nie zrobię w tej sprawie i Ty sam czegoś nie zrobisz, to nikt tego nie dokona za nas.
Jedno jest pewne.
Dopóki nie wezmiesz odpowiedzialności za swój stres,
jesteś wobec niego całkowicie bezradny.
Dopóki szukamy winnych na zewnątrz, dopóki robimy z siebie ofiarę nieprzychylnych ludzi i okoliczności, nasz stres
będzie rósł. Trzeba samemu zadziałać. Trzeba wyjść z roli pokrzywdzonego (ofiary) i wziąć odpowiedzialność za swoje
sprawy. Koniec zwalania na innych. Koniec użalania się nad sobą. To nic nie daje.
To jest trudność dla wielu ludzi. Wolą szukać winnych i nic nie zmieniać w sobie. Wolą mieć rację i święty spokój .
Ironia losu polega na tym, że nie mają ani racji, ani świętego spokoju , a dodatkowo mają coraz więcej stresu.
Moment przełomowy pojawia się wtedy, gdy przestaje człowiekowi zależeć na tym, by mieć rację, a zaczyna mu zależeć
na tym, by być szczęśliwym. Staje się przed wyborem: umrzeć na stres lub żyć bez niego. Wtedy to całkiem
oczywiste należy wybrać życie. Od tego się zaczyna. Następnym krokiem jest odpowiednie działanie.
Najpierw należy przeprowadzić diagnozę, w jaki sposób tworzę swój stres.
Jak wyglądało moje życie pięć lat temu?
Jak wygląda dziś moje życie?
Jakiego życia pragnę za pięć lat?
Jakie zmiany potrzebuję wprowadzić, by być zadowolonym człowiekiem?
Wnioski:&
Jakie są moje kluczowe wartości? (np.: uczciwość, rzetelność, miłość, wiarygodność, dobroć, radość, prawda,
odpowiedzialność, itd.)
W jaki sposób dbam, by były realizowane?
Jeśli nie są szanowane (przeze mnie lub innych ludzi), jak zadbam by były?
Wnioski:&
Czego mam zaprzestać?
Czego mam robić mniej?
Czego mam robić więcej?
Co mam robić inaczej?
Co mam zacząć robić?
Jak to odnosi się do moich wartości?
Jak to się ma do mojego głównego celu, czyli misji mojego życia?
Wnioski:&
Co robię?
Po co robię to, co robię?
Jakie mam korzyści z takiego sposobu życia?
Jakie są koszty takiego sposobu życia?
Wnioski:&
Zadawaj sobie pytania i poszukuj odpowiedzi. Zapisuj wnioski. Zyskuj świadomość siebie. Zostaw na ten moment
w spokoju swój stres. Nie bój się, nie zniknie tylko dlatego, że się nim nie zajmujesz. A jeśli nawet zniknie, to i tak nic
wielkiego nie stracisz. Będzie Ci się nawet lepiej żyło bez niego.
Pogłębianie wiedzy na temat stresu może ewentualnie powiększyć stres, a to Ci nie pomoże. Widziałem kilku takich,
którzy wiedzieli niesamowite rzeczy o stresie, ale mieli problem bali się wyjść do sklepu, trzęsły im się strasznie ręce,
bali się podjąć najprostszą decyzję i pocili się z byle powodu.
Trzeba pogłębiać wiedzę na temat swojej strategii stresowania się. Pózniej wystarczy dokonać zmiany w tej
strategii i przekształcić ją w strategię osiągania równowagi i szczęścia.
Dlatego, szanuj swoją energię. Będzie Ci potrzebna. Poznawaj siebie tak bardzo, jak to tylko możliwe. Poznawaj swoje
strategie. W Tobie są wszystkie odpowiedzi. Znajdziesz wszelkie potrzebne informacje, by dokonać zmian.
Stres jest bezcenną informacją.
Pojawia się, gdy robisz coś nie tak, jak należy
lub,
gdy godzisz się na takie działania innych ludzi wobec Ciebie,
jakich w głębi siebie nie akceptujesz.
4 z 6 03-05-08 21:06
Stres http://www.kefann.pl/print.php?art=053
Powinniśmy być wdzięczni, że stres jest. Gdyby ludzie znalezli sposób na całkowite nie odczuwanie stresu,
doprowadziliby swoje życie do zupełnej ruiny. Powiem więcej, wcześniej czy pózniej przestaliby istnieć. Bylibyśmy
przeszłością, albo w ogóle by nas nie było. Więc bądzmy wdzięczni. Mamy szansę dokonać zmiany.
Gdy już zrozumiemy jak tworzymy swój stres przejdziemy do drugiego kroku, który po prostu polega na zaprzestaniu
tworzenia go. Być może z perspektywy czasu powiemy, że wcale nie było łatwo. Niewątpliwie jednak powiemy również,
że było warto. Tego jestem pewien.
Pamiętajmy, stres to informacja. To, że nie potrafimy odczytać informacji i dokonać odpowiednich wyborów lub
odpowiednio zadziałać, nie jest winą stresu. To jedynie nasza ignorancja i brak szacunku dla samego siebie. Jeśli
zadamy sobie pytania, odpowiedzi pojawią się same, a wraz z nimi rozwiązania.
Nie dajmy się zwieść sloganom. Nie jesteśmy bezradni. Mamy moc tworzenia, to mamy też moc przetwarzania każdy
ma.
Pomyśl, jak musimy być silni. Słabeusze nie daliby rady unieść tyle stresu. Wykorzystajmy tę siłę mądrze i w nowy
sposób.
Jakie działania podejmę, by odmienić swoje życie?
Oto jedyny dobry kierunek. Wewnętrzny wgląd, przejęcie odpowiedzialności i własne działania.
Nie ma sensu zastanawiać się nad tym, co powinno się zmienić lub, co powinni zmienić inni ludzie, by mi było lepiej
żyć. Wszelkie programy walki ze stresem , które kierują naszą uwagę na zewnątrz, z założenia będą mało
nieskuteczne. Samo słowo walka zapowiada, co się będzie dalej działo.
Pokażmy to na bardzo ogólnym przykładzie biznesowym. W firmie SERTS ludzie są zestresowani nierealnie wysokimi
planami. Zarząd i udziałowcy firmy są zestresowani, bo nie zanosi się, by plan był wykonany. Właściciel też ma swoje
powody do odczuwania stresu. Zdiagnozowano, że chodzi o stres. Rozwiązanie jest oczywiste, wprowadza się program
walki ze stresem pod nazwą SERTS Firma bez stresu . Niestety, po wielu staraniach okazuje się, że wszystkiemu
winna jest sytuacja na rynku. No i po problemie. Koniec programu. Nasz stres jest poza naszym zasięgiem. Nie
możemy zmienić całej gospodarki.
Przez kilka miesięcy stresowano ludzi dodatkowo programem walki ze stresem , który polegał na szukaniu winnego
i zaprzeczaniu, że się doświadcza tego, czego się doświadcza. Nie dość, że nie znaleziono rozwiązań, to plany się
przecież nie zmieniły, czasu na ich zrealizowanie też nie przybyło, a duża część energii poszła w narzekanie
na gospodarkę. Efektem jest ewentualnie jeszcze większy stres. Nie od tej strony należało się zająć. Kolejność nadaje
znaczenie. To tak, jak z nazwą tej firmy (wspak).
Gdyby każdy, niezależnie od poziomu i funkcji w firmie zadał sobie pytanie jak ja wytwarzam istniejący w moim życiu
stres? bardzo szybko znalazłyby się rozwiązania. Na początek wystarczyłoby poprosić każdego do udzielenia szczerej
odpowiedzi na jedno pytanie, a po usłyszeniu odpowiedzi wystarczyłoby zrobić wszystko, co możliwe, by mu to
zapewnić i koniec stresu w firmie SERTS.
To pytanie brzmi:
Po czym poznasz, że jesteś szanowany i ważny?
Gdyby wszyscy, wzięli sobie to do serca odpowiedzi i dokonali odpowiednich zmian w sobie, problem by zniknął. Mówiąc
wszyscy mam na myśli każdą osobę figurującą na liście płac. Wartości każdego pracownika w firmie są tak samo ważne.
Znów wracamy do Wartości. To oczywiste, ponieważ nie ma znaczenia czy zajmiemy się indywidualnym Człowiekiem,
czy tym samym indywidualnym Człowiekiem w strukturze zwanej Firma. Tam, gdzie jest człowiek, tam wcześniej czy
pózniej pojawi się kwestia jego Wartości.
Coraz częściej w biznesie zmierza się do modelu zwanego Zarządzanie Firmą przez Wartości . Jest to bardzo mocna
i sensowna idea, ponieważ jej najwyższą Wartością jest Człowiek i prawa naturalne, na których opiera się szczęśliwe
życie. Ale o tym przy innej okazji.
Na ten moment powróćmy do tematu stresu. Przypominam, że jedyny dobry kierunek sposób, by się nim
konstruktywnie zająć polega na dokonywaniu wewnętrznego wglądu, przejęciu odpowiedzialności i na działaniu.
Skupmy się jedynie na własnych działaniach i na własnej odpowiedzialności.
Sami zadbajmy o swoje życie. Nikt tego za Nas nie dokona.
Jeżeli sam sobie nie pomogę,
nikt mi nie pomoże.
I jeszcze jedno.
Jak długo potrzebuję rezygnować ze szczęśliwego życia,
by zacząć szczęśliwie żyć?
(lub prościej)
Jak długo potrzebuję rezygnować ze szczęścia,
by być szczęśliwym?
Żyj szczęśliwie, chyba, że masz inne plany.
Piotr Pilipczuk
5 z 6 03-05-08 21:06
Stres http://www.kefann.pl/print.php?art=053
6 z 6 03-05-08 21:06
Znaki Czasu http://www.kefann.pl/print.php?art=052
Znaki Czasu
Przyjęło się, że znaki czasu dotyczą jakichś szczególnych czasów albo zamierzchłości. To tylko jedna z możliwości, ale
czy jedyna?
Gdybyśmy przyjęli, że znaki czasu towarzyszą nam od dnia naszych narodzin, przez całe życie, aż do dnia naszego
ziemskiego końca. W każdej chwili.
Być może jest ich taka mnogość, że przestaliśmy je spostrzegać?
Może się mylę, ale tak myślę, że nie czytamy ogromnej ilości znaków, które wydarzają się dla nas. Zasada jest prosta,
lecz nie lubimy jej słyszeć:
Cokolwiek zdarza się w naszym życiu,
zdarza się nie tylko nam,
ale przede wszystkim dla nas.
Nie jest to ani proste, ani wygodne to prawda. Zbyt często chcemy widzieć w zdarzeniach przypadek, ślepy los,
pomyłkę lub cokolwiek, byle nie znak, w którym mamy odczytać prawdę o nas i o naszym życiu.
Nie chcemy prawdy, nie chcemy świadomości. Boimy się ich. Oczywiście wiemy, że mogłoby nas uwolnić od naszych
złudzeń, ale czy rzeczywiście tego chcemy? Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do własnych iluzji.
Zmiana dokonuje się i przeszłość znika bezpowrotnie. Chyba, że sami ciągniemy ją za sobą. Zabija nas nasze de javu .
Wtedy, to, co przychodzi zaskakuje nas na tak wiele sposobów, że zamiast się cieszyć i jaśnieć, uciekamy w mrok.
Tyle, że mrok już nie jest mrokiem. Nie da się wejść powtórnie do tej samej rzeki. Popłynęła i nie wróci. Nasze
zagubienie nas deprymuje. Gubimy się w nowym, a stare już odeszło. Dopada nas przerażenie i w zlęknionej ciemności
wpadamy w sidła niewiary i niemocy. Zaczynamy sami sobie stwarzać na nowo stare.
O prawdzie wiele pisano w każdym pokoleniu. Żadno nie odkryło jej bardziej niż inne i przed żadnym nie była ona
bardziej ukryta. Nawet sposób jej odkrywania zawsze był ten sam. Jedyne, co odróżniało jeden wiek od drugiego, to
śmieci, zasłony, ilość i jakość przeszkód. Ludzki mózg zagubił się w zabawkach. Niewątpliwe, dziś mamy ich najwięcej
w dziejach człowieka. Stwarza się nam imitację rzeczywistości tak doskonale, że nawet pokazanie jej wprost nie
wystarczy. Pamiętasz jeszcze film Matrix ? Może warto sobie go przypomnieć i potraktować poważnie, a nie tylko
symbolicznie.
Najważniejsza z prawd do odkrycia, to prawda o samym sobie. Zadaję sobie pytanie jak ją odkrywać? Sposobów jest
pewnie tak wiele, że trudno zliczyć. Prawdopodobnie każdy sam chce odnalezć swój. Może tak powinno być. Jednak
mam wrażenie, że brniemy w ślepą uliczkę . Chodzi mi o to, że znalezienie swojego sposobu na znalezienie prawdy,
stało się ważniejsze, niż znalezienie samej, czystej prawdy o sobie. Przestaliśmy spostrzegać lub szanować wskazówki
znaki czasu .
Prawdę odkrywa się najprędzej odczytując swoje Znaki Czasu. Każdy ma swoje i doświadcza ich bez liku. Niestety
doświadcza też wyuczonej ślepoty to jeden z naszych sztandarowych mechanizmów obronnych. Nie jest to żaden
sygnał znieczulicy lub uodparniania się, wręcz przeciwnie, to sygnał braku odporności. To bardzo proste.
Może nie jesteśmy doskonali w odkrywaniu prawdy, ale jesteśmy jeszcze mniej doskonali w jej ukrywaniu. W
rzeczywistości tam, gdzie najwięcej trąbimy, że prawdę odkrywamy, chcemy ją właśnie ukryć. To główny mechanizm
obronny. Pochłania większą część naszej energii. Za bardzo chcemy sobie udowodnić, że jesteśmy odmienieni, czyści,
doskonali, tacy biedni , niewinni, oświeceni lub jacykolwiek inni. Mniejsza o nazwy. Tak, czy inaczej zdaję sobie
sprawę, że to przynajmniej dziwnie brzmi. Mam rację, prawda?
Jeszcze raz to podkreślę, zrywanie masek, choć zawsze uwalnia, niestety czasem też boli. Więc zanim zacznie się je
zdejmować, jedna po drugiej jakby nie było końca trzeba to wiedzieć. W innym razie można przestać w najbardziej
nieodpowiednim momencie. To zabrzmiało, jakby był jakiś odpowiedni moment przepraszam, ale nie ma.
Istnieją dwa podstawowe lustra, w których możemy się wciąż przeglądać. One pokazują doskonale kierunek. Każdy
z nich może zaprowadzić nas w to samo miejsce ku naszej prawdzie o nas. Lustra te są dostępne każdemu z nas, ale
nie wszyscy lubią w nie patrzeć. Bowiem, żadno z nich w istocie nie jest wygodne . Pokazują, bądz, co bądz prawdę.
Pierwsze lustro pokazuje wszystko to, co nam lub do nas pasuje. Pomijam tu zupełnie nasze zewnętrzne reakcje. Biorę
pod uwagę jedynie wiedzę, która objawia się nam we wnętrzu. Jedyna osoba, która o niej wie, to sam zainteresowany,
podmiot zdarzeń, odbiorca i nikt poza nim. Więc cokolwiek i z jakichkolwiek powodów pokaże na zewnątrz, w swoim
wnętrzu doświadcza całej istoty poza powodami i słowami. Jeśli sam, swoim wielkim, wewnętrznym wysiłkiem jej nie
ukryje, na pewno ją dostrzeże, przyjmie i odczyta.
Więc jeżeli ktoś pomyśli, to mnie określa , leży na mnie jak ulał , lub w inny sposób wewnętrznie wyrazi swą
aprobatę, to ma kawałek prawdy. Ten kawałek prawdy częściej jest wygodny od drugiego, ale nie jest to norma. Są
takie rzeczy, które spostrzegamy w sobie, wiemy, że nas dotyczą i zgadzamy się z tym w pełni, a mimo tego troszkę
nas to smuci.
Drugie lustro pokazuje wszystko to, co nam lub do nas nie pasuje, to, co nas drażni, co wywołuje nasz natychmiastowy
opór, nasze różnorodne odruchowe reakcje obronne. Pokazuje wszystko, co nas denerwuje, wybija ze stanu błogiego
nie czucia, otępienia, uśpienia, samozadowolenia (nazywanego pomyłkowo spokojem). Objawia nasze słabości w całej
pełni i bez zbędnych ceregieli.
1 z 2 03-05-08 21:06
Znaki Czasu http://www.kefann.pl/print.php?art=052
Wielu z nas (przynajmniej kilka razy w życiu) wyparło jakieś ważne informacje wyświetlone przez to właśnie
lustereczko. No cóż, lustereczko powiększające nasze wady, jest mniej lubiane, niż to, które je zmniejsza. Jeżeli ktoś
szuka prawdy, ma jedno z dwóch wyjść. Albo odkryje i przyjmie ową prawdę w całości, albo nie pozna jej wcale.
Ciekawe, że ludzie wysoce rozwinięci częściej widzą swoje przywary niż zalety, częściej przyglądają się swoim
niedoskonałościom i odnosi się wrażenie, że mogą ich znalezć nieskończoną ilość. Tak naprawdę ma to wiele wspólnego
z ich wrażliwością, a nie z ich talentem matematycznym. Nie liczą, zrzucają swoje maski, by dotrzeć do swojego
JESTEM.
Celem jest wyjście poza wszelkie role.
Można powiedzieć jestem ojcem, jestem matką, jestem siostrą, jestem murarzem, jestem nauczycielem, jestem
dobrym człowiekiem, jestem człowiekiem. Można powiedzieć jestem pełen złości, jestem wypełniony radością, jestem
ogarnięty przez ból lub lęk. Można wreszcie powiedzieć jestem lękiem, jestem Miłością, jestem Mocą, jestem Dobrocią& .
A kiedy po prostu odkryjemy JESTEM?
Każdy z nas, skoro jest, jest niezbędny. Każdy z nas jest wartością sam w sobie. Każdy z nas jest prezentem
od Wszechświata i dla Wszechświata. Każdy z nas posiada jakiś niepowtarzalny talent, coś, co ze sobą przynosi i nikt
inny tego nie posiada.
Każdy z nas jest niepowtarzalnym JESTEM.
Zachwycajmy się sobą, lecz nie popadajmy w samouwielbienie. To różne rzeczy.
Powróćmy do znaków czasu. To za mało powiedzieć, że nasze życie jest nimi wypełnione. Należy wpierw dostrzec, że
sami jesteśmy niepowtarzalnym i wyjątkowym Znakiem Czasu. To podstawowy Znak do odczytania. Jednak, by go
odczytać, trzeba weń najpierw wejrzeć. Podstawa, to wejrzeć w siebie.
Niestety, zbyt często zostawiamy to na nigdy lub przynajmniej na bliżej nieokreślone kiedyś . My ludzie, najmniej
po ludzku traktujemy samych siebie. A&
Traktowanie siebie samego z szacunkiem jest podstawowym warunkiem zmiany, rozwoju i poszukiwania
prawdy o sobie.
Znaki czasu, jak zaczarowane, tkwią w każdym z nas i w każdym zdarzeniu. To, że my ich nie dostrzegamy, nie
oznacza, że ich nie ma. One są!
Wezmy śmierć Jana Pawła II. Nie ma wątpliwości, że jako Człowiek był Znakiem Czasu i nie ma wątpliwości, że jego
śmierć również była znakiem czasu. Ale to nie koniec. Reakcja milionów ludzi była również znakiem czasu i reakcja
każdego indywidualnie też była znakiem czasu przynajmniej osobistym.
Nasza rzeczywistość jest ich pełna. Jeden z problemów mieści się w ich dostrzeganiu i odczytywaniu. Ale, czy
rzeczywiście jest to trudne? Myślę, że nawet średni poziom uważności i świadomości wystarczy, by je dostrzec nawet,
jeżeli nie wszystkie, to wiele. Więc, o co chodzi? Chodzi o znaczenie. Jeśli się coś zauważa i nada temu rangę znaku ,
to należałoby potraktować to poważnie. Wyciągnąć wnioski, może dokonać jakiejś zmiany. Nie zawsze i nie każdemu
jest to w smak. A co z ocenami typu: to śmieszne , dorosły człowiek, a naiwny jak dziecko , itp.? Trudności potrafimy
sobie spiętrzać bez liku.
Nasz racjonalizm, a raczej to, co pobieżnie nim nazywamy zamyka nas w pułapce niewiedzy. Najciekawsze, że gdy ktoś
czegoś wielkiego dokonuje w swoim życiu i mówi nam, że po prostu czytał znaki , to mu zazdrościmy, a nawet
toniemy w zachwycie. Zapominamy o naszym racjonalizmie? Nie! Właśnie wtedy, przez krótką chwilę mamy pełny
dostęp do tego, co prawdziwie racjonalne.
Przez chwilę pragniemy, przez chwilę przeżywamy lęk, przez chwilę niedowierzamy, przez chwilę nie wiemy, co począć,
a już po chwili, chwila przechodzi w nicość i staje się zamierzchłą przeszłością. Zaczynamy biec jeszcze prędzej,
w nadziei, że kiedyś zdarzy się coś, co nas na dobre obudzi, albo dobije. Prędzej dobije, bo przebudzić trzeba się
samemu. To kwestia decyzji, wyboru, a nie ślepego losu. Okoliczności mogą nas wesprzeć, ale nie załatwią tego poza
nami, a tym bardziej przeciwko nam.
Obejrzyj siebie i swoje życie, odczytaj znaki , szkoda czasu i energii na opór.
Nic więcej się nie wydarzy i Nikt nie nadejdzie, by dokonać tego za Ciebie.
Jesteś otoczony cudami, więc, na co czekasz? Na więcej cudów? Po co? Skoro nie widzisz tych, których wciąż
doświadczasz, to jak rozpoznasz następne?
Z dostrzeganiem znaków jest tak, jak z patrzeniem komuś w oczy. Gdy to robisz, widzisz wiele rzeczy, których tam nie
ma. Widzisz miłość, czułość, ból, smutek, radość, zniechęcenie, cierpienie lub cokolwiek innego, jesteś w stanie
zobaczyć tam wszystko. Gapisz się, gapisz, widzisz swoje wyobrażenia, swoje mniemania, swoje myśli, swoje
oczekiwania, swoje obawy, widzisz siebie. Wartościujesz, oceniasz, osądzasz, domyślasz się, zgadujesz.
Ale, czy widzisz oczy?
Albo, gdy patrzysz w lustro. Co widzisz? Mówisz, że siebie? Mylisz się, nie widzisz siebie. Widzisz jedynie odbicie
w lustrze i to nie jesteś Ty. Siebie możesz zobaczyć jedynie wtedy, gdy zamkniesz oczy i wejdziesz w głąb, gdy
przestaniesz widzieć i odczuwać swoje ciało. Tego nie możesz zobaczyć w lustrze.
Jesteś energią, bez początku i bez końca, bez twarzy. Jesteś dzwiękiem, jesteś smakiem. Jesteś subtelną istotą,
wibracją, której nie zobaczysz w lustrze.
Odczytywanie znaków zaczyna się tam, gdzie kończy się ludzka powierzchowność.
Piotr Pilipczuk
2 z 2 03-05-08 21:06
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
depresja stres płeć psychologicznaKIJAK M Stres 15 najskuteczniejszych sposobów na radzenie sobie ze stresemZwalcz stresstres i jego źródłaalkohol a stresStres(1)Uroda kontra strespodstawy zwalczania stresu (stres, relaks, psychika, depresja)wyklad 7 emocje stres niestacjonarne WSEiP 16 2008stresSposób tworzenia świata przez chorych z epizodem depresyjnym a stresStres w pracywięcej podobnych podstron