Próbowałem państwu podać kilka schematów, które pomagają uporządkować ten ogromny materiał historyczny. Pierwszy polegał na tym, że już analizując z aksjologicznego punktu widzenia metaforę jaskini widać, że dla opisania bycia człowieka w świecie Platon używa trzech wartości: prawdy, wolności i odpowiedzialności. Ten sposób myślenia, który rozpoczyna się już od Greków - myślenia nad podstawowym pytaniem etycznym „Jak rozporządzić sowim życiem?” - jest zasadniczo sposobem myślenia, który znajduje swoją przestrzeń w strukturze prawdy, jest to zawsze bycie, które się zgadza z, jest zgodne z. Powoli, wraz z chrześcijańskim otwarciem, wschodzi 'gwiazda wolności', która świeci coraz jaśniej. Już na przykładzie Mirandoli było widać, jak ta wolność absolutyzacji. Kierkegaard był filozofem, dla którego prawda, rozumiana jako prawda egzystencji, jak i wolność, rozumiana jako esencja egzystencji, są w gruncie rzeczy jednym. Wybranie wolności, wybranie siebie, pozyskanie siebie, bycie w prawdzie jest w gruncie rzeczy tym samym. Owa wolność jako należenie do siebie (swoboda) jest tym samym co bycie w prawdzie, kiedy to ja jestem prawdą, moje życie jest prawdą czy też przybliża się do prawdy.
Teraz przechodzę do drugiego schematu który kiedyś zaproponowałem. Chodzi o transformacje formuły świętego Augustyna, która powiada „Kochaj i rób co chcesz”. Próbowałem powiedzieć, że każda w miarę radykalna, głębsza refleksja etyczna mówi to samo: „rób co chcesz”. Dlaczego wszyscy tak mówią? Bo radykalne myślenie etyczne jest zawsze myśleniem na gruncie założonej wolności - a zatem nie można mówić że ja nie mogę. Mogę. „Rób co chcesz, ALE...”. I tutaj rozmaicie jest formułowane owo ALE.
Nietzsche również powiada „Rób co chcesz”, również powiada „Stawaj się sobą”. Czyli można by powtórzyć tą formułę, którą już kiedyś tu przytaczałem: „Rób co chcesz, ale stawaj się sobą” - ale w gruncie rzeczy to stawanie się sobą miałoby polegać na robieniu tego co się chce. „Wszystko wolno!”. No i owstaje skandal - a moraliści są oburzeni.
Oczywiście Nietzsche nie mówi, że człowiek może robić co zechce bez żadnych konsekwencji. Również Nietzsche mówi ALE. „Stawaj się sobą”, „rób co chcesz”, „stawaj się tym kim jesteś” (nie oryginalne - pochodzi to z jednej z ód Pindara, Nietzsche zapewne doskonale o tym wiedział). W tym zdaniu „stawaj się kim jesteś” jest założona cała metafizyka. Po raz pierwszy można to było pomyśleć sensownie dzięki arystotelesowskiej teorii aktu i możności.
A więc z jednej strony wszystko jest jasne - Nietzsche jeszcze raz powtarza „rób co chcesz ale stawaj się kim jesteś”, z drugiej jednak strony, ponieważ to „stawaj się kim jesteś” jest w gruncie rzeczy żywiołem woli, robienia tego co się chce bez żadnych hamulców, to Nietzsche wypowiada ALE, które jest niebanalne i filozoficznie skomplikowane. Moim zadaniem jest dziś pokazać to ALE Nietzschego.
To ALE polega zasadniczo na pary sprawach:
Rób co chcesz, ALE:
Bóg umarł
wszystko powraca, nic nie przemija
To ALE będziemy musieli zrozumieć przede wszystkim w sensie etycznym. Nietzsche - ur. 1844, zm.: 1) 1889, 2) 1900. Może się to wydawać śmieszne - facet dwa razy umiera. Na samym początku 1889 umiera jego duch (obłęd), a w 1900 umiera ciało.
Napisałem te dwie daty dlatego, że jeżeli uda mi się z grubsza wyłożyć o co Nietzschemu chodzi, to państwo zrozumiecie, że Nietzsche jest nauczycielem podwójnych narodzin. Człowiek rodzi się dwa razy - najpierw rodzi go go matka, a potem musi sam siebie narodzić. I jest paradoks, że nauczyciel podwójnych narodzin pokazał nam też podwójną śmierć :)
Było dwóch XIX-wiecznych filozofów, których użyto politycznie - Marx i Nietzsche. Obydwaj zostali z tego powodu skreśleni z panteonu wybitnych filozofów. Marxa zostawiam na boku bo nas nie interesuje. Natomiast Nietzsche uprawiał nie filozofię (jak sam to nazywał) „zimnych pojęć”, ale „gorących słów”. Co się okazuje? Że niezależnie od intencji te gorące słowa dają się użyć przez innych do dowolnych celów. Jeżeli filozofia jest gorąca, to autor może zejść do grobu i zostawia materiał, z którego inni konstruują bomby (takie ideowe). To doświadczenie z Marxem i z Nietzschem zaowocowało w taki sposób, że w żaden sposób tak nie możemy filozofować - chcemy spać spokojnie po śmierci w grobie. A zatem profesorowie filozofii starają się filozofować w sposób chłodny, beznamiętny, zimny, taki, żeby to się nie dało do niczego użyć - i to się im udało. Filozofia stała się martwa, bez wyrazu, do niczego.
Oczywiście ta sprawa nie jest taka prosta,. Co filozof ma zrobić? Czy ma pozostać beznamiętnych, chłodnym, zimnym trupem, czy też ma nie wyłączać emocji, uczucia, ma naładować uczuciem to co pisze? Jeśli to drugie, to musi mieć świadomość, że to jest gorący materiał, którym można rozmaicie się posłużyć. Nietzschem się posłużono.
To tytułem wstępu. Nietzsche nie był filozofem systematycznym w tym sensie, że nie pisał sążnistych rozpraw. Pisał w sposób aforystyczny, ekstatycznie.
Dziś już wiadomo, jak należałoby prowadzić badania nad Nietzschem czy nad jakimś problemem, który jest problemem Nietzschego. Trzeba przeczytać całość i znaleźć wszystko, co dotyczy jakiejś określonej tezy. Teza nasz będzie dotyczyła oczywiście wolności, a i czegoś, co się powoli będzie pojawiało, co się pojawiło już o Kierkegaarda, a co się nazywa odpowiedzialnością. A więc teza nasza będzie dotyczyła wolności - tego, że człowiek jest wolny - i odpowiedzialności - tego, że człowiek jest odpowiedzialny.
Nauka Nietzschego jest jednoznaczna i bardzo głośna. Nietzsche głosi naukę o zupełnej nieodpowiedzialności człowieka. I mówi, że nie ma żadnej wolnej woli, że to jest coś, co jest wyssane z palca. I teraz proszę państwa jak przeglądniecie całą spuściznę Nietzschego, to znajdziecie wiele fragmentów które o tym mówią na różne sposoby, bardzo mocno. Można je pozbierać w książkę i to jest jedna nasza książka.
Ale porządne badanie nad myślą Nietzschego wymaga poszukania w jego pismach tezy przeciwnej, tezy która mówi, że człowiek jest wolny i jest odpowiedzialny. Taką tezę też możemy znaleźć. Musimy teraz poszukać jej wszędzie, ogarnąć i skonstruować drugą książkę - Nietzsche będzie w niej mówił, że człowiek jest wolny i jest w pełni odpowiedzialny.
Teraz mamy dwie książki, które sobie przeczą. I trzeba zrozumieć ten ruch, który się dzieje pomiędzy tezą i antytezą. Dopiero wtedy będziemy rozumieli o co chodzi Nietzschemu. Trzeba wyjść z założenia, że to nie jest po prostu brak konsekwencji, że coś tu jest na rzeczy, że jest jakiś ruch w tej sprzeczności i trzeba to opanować.
„Ludzki, arcyludzkie” - nauka o zupełnej nieodpowiedzialności każdego. Nie jesteś odpowiedzialny ani za to jaki jesteś, gdzie jesteś, kim jesteś, co czynisz, nie jesteś odpowiedzialny! Nie jesteś odpowiedzialny za motywy swoich czynów, za ich skutki itd. Co to ma znaczyć?
Tutaj to 'nieodpowiedzialny' oznacza też tyle co 'niewinny'. Nietzsche rozpoznaje kulturę Europy jako kulturę obwiniania. Czy państwo np. pamiętacie czym jest istnienie człowiek czy w ogóle istnienie dla Anaksymandra? Jest karą. Zaistnienie jest karą za jakąś przewinę. U Platona, potem w chrześcijaństwie: życie tu, na tym świecie, jest karą. A kto jest winien? Człowiek.
Nietzsche wyczuwa w naszej kulturze psychologię obwiniania. Istnieje coś, co on nazywa mentalnością kapłańską (jest to pewien rodzaj mentalności, człowiek ten nie musi być kapłanem), która jest mentalnością obwiniania. Cierpisz? Nie powiodło ci się? Taki jesteś? Sam sobie jesteś winien! Umierasz? Sam sobie jesteś winien że umierasz! Jeśli uda nam się wmówić tą winę człowiekowi, jeżeli on już będzie cały z tym poczuciem winy, to wtedy można rysować przed nim jakiś miraż wybaczenia - i wtedy ci ludzie o mentalności kapłańskiej uzurpują sobie prawo do darowania/złagodzenia tej winy. CO to znaczy? To jest nic innego, jak próba uzależnienia człowieka od siebie! Jeżeli wmówię Ci, że jesteś winny, a następnie powiem, że wiem co zrobić, żeby ta wina została ci darowana, to ja ciebie od siebie uzależniłem.
Nietzsche mówi: nie ma wolnej woli. Dlaczego to mówi? Bo chce wyzwolić człowieka z zawinienia i popadnięcia w zależność z tego powodu. Wymyślono wolną wolę, by móc obwinić człowieka. A więc by wyzwolić człowieka trzeba głośno powiedzieć, że nie ma wolnej woli.
Więc Nietzsche na różne sposoby tłumaczy, że nie ma wolnej woli. To jest w ogóle jakieś nieporozumienie. Nie jest, nawiasem mówiąc, pierwszym, bo tu nie chodzi o zaprzeczanie wolności. Tu chodzi o to, że pojęcie wolnej woli jest jakoś wewnętrznie sprzeczne, to jest jakieś masło maślane. Locke też miał tego świadomość.
Nietzsche wiedział, że ktoś może być bezwolny. Na gruncie tego filozofowania, które podkreśla wolę, bezwolność, bezwład woli, jest czymś najgorszym (to widać np. u Kierkegaarda - najgorszy jest ten, kto nie potrafi wybrać wybierania). Dla Nietzschego tak samo istnieje oczywiście brak woli, słaba wola, moja wola, twoja wola, cudza wola - ale wolna wola? Co to jest? Nie ma żadnej wolnej woli! Dla Nietzschego wola to jest chcenie (niem. der Wille - wollen). Więc co to ma być wolna wola? Chcące chcenie? - to jest masło maślane.
Nie ma wolnej woli. Nie jesteś niczemu winien. Tak jak chrześcijaństwo uczyło wybaczania grzechów, tak Nietzsche uczy: wybacz sobie swoje własne ja, wybacz sobie siebie. Nie jesteś odpowiedzialny za to że jesteś, za to gdzie jesteś, kiedy jesteś, jaki jesteś. To są mocne słowa.
Wola nie jest też wolna w tym znaczeniu, że chcenie, które jest moim chceniem a nie cudzym chceniem, moją wolą a nie cudzą, jest we mnie z jakąś koniecznością, jest jakimś moim wewnętrznym przeznaczeniem. Czy ja mogę chcieć swojego chcenia? Tylko na gruncie jakichś sztuczek można człowiekowi pokazać, że on powinien nie chcieć tego, czego chce. Ale to, że on tego chce, to jest on, to jest jego przeznaczenie.
A więc nie ma wolnej woli. To wymyślono po to, aby nas obwiniać. Nie jesteś winien. Wybacz sobie siebie samego.
To dotyczy każdego - każdy jest nieodpowiedzialny, każdy z ludzi nie ma wolnej woli.
Jeżeli już straciliśmy wiarę w naszą odpowiedzialność, z której byliśmy dumni, w naszą wolną wolę, z której byliśmy dumni, to powinniśmy iść o krok dalej i zrozumieć, że nie ma także niewolnej woli - jest ona takim samym głupstwem jak wolna wola.
Nietzsche chce wyzwolić człowieka spod panowania owej mentalności kapłańskiej. Ale mamy utracić tą wolność tak, jak się traci pierwsze zęby. A pierwsze zęby się traci po to, żeby uzyskać dopiero to rzeczywiste uzębienie. A więc jak już stracimy wiarę w naszą odpowiedzialność, w naszą wolną wolę, to powinniśmy teraz zobaczyć coś nowego. Powinna nam się odsłonić nowa wolność i nowa odpowiedzialność.
Nietzsche głosi naukę o szczególnej odpowiedzialności nielicznych i o wolności, którą trzeba wywalczyć, którą się nie jest, ale którą się staje. Ta odpowiedzialność i ta wolność to nie odpowiedzialność i wolność każdego - a dla nader nielicznych.
Nietzsche uważał, że ludzie nie są równi. Mało tego, uważał, że nie powinni być równi. Uważał, że ideologia, która głosi równość, jest czymś makabrycznym. Przecież każde dziecko rozumie, że są ludzie, którzy są fizycznie silni (nie wiadomo dlaczego) i są ludzie fizycznie słabi. Kogoś ta nierówność może boleć - to jest skandal z punktu widzenia skrajnego egalitaryzmu. Trzeba coś z tym zrobić - silnych osłabić, słabych przysposobić (powinni ćwiczyć). [To jest jakaś bzdura.]
Ludzie nie są równi co do zdrowia - skandal i niesprawiedliwość, ale to jest pewien fakt, trzeba coś z tym zrobić.
Niektórzy sądzą, że ludzie nie są równi co do urody, że jest podział na brzydkich i pięknych - to jest dopiero skandal i niesprawiedliwość, należy coś z tym zrobić. Należy na sztandarach partii egalitarnej napisać „wszyscy równie piękni!” :)
Ludzie nie są równi co do kochania i bycia kochanym.
Ludzie nie są też równi co do inteligencji.
To są brutalne fakty i nie można na nie przymykać oczu.
Co dla Nietzschego jest rozstrzygające: ludzie przede wszystkim różnią się między sobą co do wymiaru duchowego. Są ludzie, którzy są „wyższymi duchami”. Niebezpieczna krawędź - łatwo tu osunąć się w przepaść rasizmu: wyższy duch - dostojny, szlachetny - a tam pospolite bydło. To jest niebezpieczne, ale to są nagie fakty, że jeśli chodzi o wymiar duchowy, moce duchowe, to ludzie się różnią między sobą. Co z tym fantem zrobić?
Nietzsche wypowiada to straszne zdanie: nie wszyscy mają prawo do wolności. Dopiero ów wyższy duch ma prawo się wyzwolić, zrzucić jarzmo i w pełni stawać się wolnym. Do tych, którzy uganiają się za wolnością, którzy próbują zerwać łańcuchy, Nietzsche powiada: „Czy jesteś z tych, którym wyzwolić się wolno?”.
A są i tacy, co się już wyzwolili, ale Nietzsche rozumie, że wyzwolenie to nie jest jeszcze wolność. Wyzwolić niewolnika to czasami zrobić mu niedźwiedzię przysługę 0- bo on nie jest zdolny do bycia wolnym, nie jest w stanie zrobić pozytywnego użytku z wolności.
Nietzsche rozróżnia wolność od i wolność do. Wolność od - wolność negatywna, która polega na zrzuceniu łańcuchów, na wyzwoleniu. Ale wolność pozytywna, wolność do, jest czymś innym - i ten kto zrzuca łańcuchy nie jest jeszcze wolny. Nie wiadomo czy jest w ogóle tym, któremu wolno być wolnym. Chociaż wielu może marzyć o wolności, to jednak wolność jest tylko dla nielicznych.
Nietzsche to widział wyraźnie jak na dłoni.
Nietzsche głosi teorię absolutnej odpowiedzialności i wolności nielicznych. Teoria o zupełnej nieodpowiedzialności i braku wolnej woli dotyczy każdego. Natomiast teoria o wysokiej odpowiedzialności i pozytywnej wolności jest odniesiona do nielicznych, do owych wyższych duchów.
Nietzsche to filozof woli. Ta wola ma być wolą mocy. Przez tą moc często się rozumie moc władzy, moc polityczną - Nietzschemu chodzi oczywiście o moc duchową. Czym jest wola mocy jeśli w to głębiej wniknąć?
Moim zdaniem najlepiej oddaje ją słowo „odpowiedzialność”. Owa wola mocy jest wolą odpowiedzialności - im wyższa moc tym wyższa odpowiedzialność. To wyższy duch jest tym, który staje się odpowiedzialny, świadomy swej odpowiedzialności i on może wziąć na siebie odpowiedzialność. Odpowiedzialność za co?
Powinien on dążyć do bycia odpowiedzialnym przede wszystkim za siebie i za świat.
To są dla Nietzschego rozstrzygające kwestie. Nietzsche był szalenie przenikliwym obserwatorem swojej epoki i widział, że jeśli ludzie nadal będą żyli tak jak żyją, to to długo nie może potrwać, to wszystko, że tak powiem kulturalnie, pieprznie niebawem. Trzeba coś zrobić, człowiek musi zacząć żyć inaczej, zacząć wyznawać inne wartości. Stąd Nietzsche głosił nie tyle hasła nihilizmu, co przewartościowania wszystkich wartości.
Z tej pozytywnej nauki Nietzschego wynika zrozumienie odpowiedzialności, jaką ten wyższy człowiek ma za siebie i za świat. Proszę zwrócić uwagę, że również odpowiedzialność jest czymś, co może być nierówno po ludziach rozłożone i o czym Nietzsche by powiedział, że tak też powinno być - że nie powinni być wszyscy jednakowo odpowiedzialni za siebie i za świat.
A więc naszym zadaniem jest zrozumieć tę naukę dla nielicznych, która jest nauką o wyższej odpowiedzialności i o pozytywnej wolności. Najpierw powiedzmy o wolności.
Odpowiedź Nietzschego na pytanie czym jest ta pozytywna wolność, wolność do, jest prosta: ta wolność jest tworzeniem. To jest takie chcenie, taka wolność, która staje się tworzeniem, jest wolnością tworzenia. Ale nie tylko sztuka jest tą dziedziną, gdzie ma miejsce tworzenie - również moje życie jest przedmiotem twórczości, może być kiczem bądź arcydziełem. Tutaj też mogę być twórcą.
Jeśli zrozumiemy, że pozytywna wolność jest tworzeniem, że prawdziwe wyzwolenie chcenia jest chceniem tworzenia, zdolnością, mocą tworzenia, to teraz możemy wrócić do odpowiedzialności.
Odpowiedzialność dla nielicznych jest w pierwszym rzędzie odpowiedzialnością za siebie - i tutaj zbliżamy się do tego tropu podwójnych narodzin. Nietzsche powiada (metaforycznie), że każdy nosi w swoim łonie siebie. I że w gruncie rzeczy tak jak matka w sposób naturalny otacza troskliwością to życie w sobie, tak każdy z nas powinien otaczać troskliwością to życie w sobie jakim jest on sam i wydać siebie na świat. Tymczasem większość nie wydaje siebie na świat. Większość żyje z martwym płodem siebie samego w sobie.
A więc człowiek jest odpowiedzialny za siebie w tym sensie, że jest odpowiedzialny za to, że staje się sobą, za to że potrafi wyzwolić siebie z siebie, z (?) ograniczeń, stać się sobą, porodzić siebie, stworzyć siebie. Nie każdy to może. Nie każdy wedle Nietzschego jest do tego powołany, jest do tego zdolny. A i ci, co są do tego zdolni, czasami zawalają sprawę i obumierają w sobie.
To jest taki wątek egzystencjalny, który oczywiście jest jeszcze jedną odpowiedzią (taką odpowiedzią, która jest pewnym oswojeniem) na nasze pytanie etyczne. Ciekawszy jest ten drugi przedmiot odpowiedzialności - mianowicie że wyższy duch jest odpowiedzialny za świat. I to jest coś, co w sposób najwyraźniejszy pozostaje w ścisłym związku z tym, co się nazywa śmiercią Boga. Nietzsche głosi naukę, która w takim hasłowym streszczeniu głosi: „Gott ist tot” - Bóg jest martwy, Bóg umarł. Jeszcze gdzieniegdzie można spotkać Boga, ale ten Bóg jest już nieżywy, jest martwy. Dla chrześcijanina taka nauka jest jakimś bluźnierstwem - ale z drugiej strony czy ktoś widział Boga żywego? Gdzie jest Bóg, gdzie żyje Bóg? W sercu człowieka. Bóg żyje w miłosiernym, miłującym sercu człowieka.
Nietzsche jest przenikliwym obserwatorem. Żyje w świecie chrześcijańskim - sam był synem pastora. I co widzi? Widzi, że Bóg jest tam martwy. Co to znaczy spotkać żywego Boga? To znaczy spotkać chrześcijanina, który żyje w duchu ewangelii, który swoim sposobem życia poświadcza żywość Boga. Nietzsche stwierdza socjologiczny fakt - Bóg jest martwy. Bóg w sercach ludzi, których widzę dookoła, jest martwy. Niektórzy chodzą do kościoła, ale tak naprawdę nie poświadczają w życiu tego Boga, swoim sposobem życia.
Nietzsche mówi o śmierci Boga w rozmaite sposoby. Bóg umiera u niego wielokrotnie. Niektóre z tych śmierci wydają się być na pół żartobliwe. Jest np. taka hipoteza, że Bóg nie umarł tylko został zabity. Został zabity przez tych najszpetniejszych ludzi, którzy nie mogli znieść tego, że są cały czas widziani. I takiego świadka swoich niegodziwości nie mogli znieść - więc go zabili.
Ale Nietzsche też mówi, że Bóg zakrztusił się własną litością :) O co chodzi? Istnieje taka tendencja, by interpretować Boga Starego Testamentu jako sprawiedliwego sędziego, a Boga Nowego Testamentu jako Boga miłosierdzia, Boga-miłość. Nietzsche widział sprzeczność, pomiędzy pierwszym, który jest sędzią sprawiedliwym, a drugim, który sam mówi żeby nie sądzić, głosi miłość, wybaczanie itd. To jest sprzeczność - Bóg jest wewnętrzną sprzecznością. I im bardziej Bóg staje się Bogiem miłosiernym, tym bardziej zagraża temu Bogu, który jest sprawiedliwym sędzią. Taka sprzeczność nie mogła się ostać, wobec czego Bóg zakrztusił się własnym miłosierdziem, własną litością i umarł.
Nietzsche podaje jeszcze parę argumentów za śmiercią Boga, ale ta naprawdę dwa są istotne. Ten, który nazywamy socjologicznym (Bóg jest martwy w sercach ludzi i już nie włada ich życiem - jest tylko jakąś konwencją, rytuałem), i argument rzędu metafizycznego: wiara w Boga, ufność w Boga, wiara w Opatrzność boską nad światem, wiara w to, że ostatecznie wszystkie krzywdy zostaną naprawione, sprawiedliwości stanie się zadość na Sądzie Ostatecznym, ocali człowieka, zbawi świat - cała ta ufność, wiara, jest zabójcza wedle Nietzschego, bo osłabia determinację człowieka do odpowiedzialności za ten świat tu na ziemi.
Nie ma nikogo, z kim człowiek, ów wyższy Bóg mógłby się dzielić odpowiedzialnością za świat, nie ma nikogo, kto ostatecznie zbawi ludzkość gdy ona już stanie nad przepaścią, nie ma żadnego palca bożego, który czuwa nad światem - a gdyby był, to trzeba udawać że go nie ma. Trzeba zrozumieć, że wszystko jest w rękach człowieka. Nie Bóg jest odpowiedzialny, człowiek jest odpowiedzialny za świat. Musimy zrozumieć, że nikt nas nie uratuje, że sami musimy być odpowiedzialni - oczywiście nie wszyscy, tu jest znowu ta nierówność.
A zatem ów wyższy duch jest odpowiedzialny za świat, za stawanie się świata, za to jak się świat staje. Zasadniczy argument: Bóg musiał umrzeć, żeby wyższy duch zrozumiał, że nie ma co liczyć na jakąś Opatrzność która czuwa nad światem, tylko trzeba wziąć na siebie odpowiedzialność na świat. To nie godzi w religię chrześcijańską - bo zawsze można powiedzieć, że faktycznie, odpowiedzialność spoczywa na człowieku, i ten, który siedzi w fotelu i ma nadzieję że Bóg zbawi świat, grzeszy.
Bardziej światli i mniej wrażliwi na bluźnierstwa chrześcijanie mogą się więc od Nietzschego dużo nauczyć. Co znaczy argument że Bóg jet martwy bo w sercach ludzi jest martwy, dla człowieka, w którego sercu Bóg jest żywy? Wszystkie te argumenty Nietzschego mają ograniczone pole rażenia. Chrześcijanin może całkowicie rozumieć, że odpowiedzialność za świat spoczywa na człowieku.
Nietzsche był szalenie drażliwy na tym punkcie, że filozofie i religie konstruują jakiś inny świat, postponują ten świat, te życie, i ono ma być jakimś środkiem do prawdziwego życia. Tu nie ma prawdziwego życia, prawdziwe życie jest w zaświatach - to jest najlepsze lekarstwo na to, żeby zaprzepaścić ten świat. Nietzsche na różne sposoby mówi: to jest twoje życie, jedyne twoje życie, to jest twój świat, jedyny twój świat, innego nie ma i nie będzie. Projektowanie się w zaświaty jest w jakimś stopniu zdjęciem z siebie odpowiedzialności za ten świat.
Nietzsche głosi umiłowanie życia. To brzmi może banalnie, ale ja państwo przeczytacie „Tako rzecze Zaratustra”, to tam są piękne fragmenty, wręcz miłosne dialogi między Zaratustrą i życiem.
Teraz możemy się zmierzyć z dwoma wielkimi tematami. Temat tzw. Supermana i idea wiecznego powrotu. Zacznijmy od tego pierwszego.
W obu przypadkach mamy do czynienia z nieporozumieniami. Pierwszy temat: Co to jest nadczłowiek? Po II WŚ wszyscy mają wyobrażenie: oficer SS, wysoki, blondyn. Ale nadczłowiek w intencji Nietzschego nie jest kimś, kto jest nad ludźmi. Po niemiecku to „übermensch“. Trzeba zrozumieć to „über”. W „TRZ” wielokrotnie powtarzane jest zdanie, że człowiek powinien przezwyciężyć, przekroczyć samego siebie. Takie czasowniki w języku polskim tworzy się poprzez przedrostek „przed”: kroczyć → przekroczyć, zwyciężyć → przezwyciężyć itd. W języku niemieckim jest przyimek „über”, który oznacza, jako przyimek, „nad”. Już u Arystotelesa: metafizyka statyczna (gdzie byt jest) i dynamiczna (gdzie byt się staje). Człowiek nie jest, człowiek się staje. Dlatego owo „über“ nie tylko ma znaczenie przyimka, który wskazuje na miejsce, być owym übermenschem to nie tyle być nad-człowiekiem, tylko to über ma znaczenie takie, jakiego nabywa w języku stawania się, tzn. gdy jest przedrostkiem czasowników - i tu ma znaczenie „prze”. Czasowniki niemieckie z przedorstkiem „über” oznaczają nie „nad-”, ale „prze-”.
Ja mam więc przezwyciężyć - kogo? Ciebie? Nie, siebie. Übermensch to taki, który przezwycięża siebie i staje, jeśli już ma stanąć nad, to nad sobą. Człowiek nie powinien poprzestać na tym czym jest - powinien stawać się czymś więcej niż jest, powinien się „przeczłowieczyć”.
Ten przedrostek „prze” ma też taki nieco superlatywny walor semantyczny. Jeżeli ktoś jest dobry, a ktoś jest bardziej dobry czy też najbardziej dobry, to mówimy, że jest przedobry. A czy mówimy o kimś „przeczłowiek”? Takie tłumaczenie słowa „Übermensch“ dobrze by chyba oddawało intencje Nietzschego. Termin „nadczłowiek” w języku polskim już chyba nie ma szans, jest tak skompromitowany.
Nadczłowiek ma stanąć nad sobą, wydobywa siebie nad siebie, ponad siebie. Za czasów Nietzschego nie było nadludzi - Zaratustra nie był nadczłowiekiem, był nauczycielem, poszukiwał owych wyższych duchów, którym wyzwolić się wolno, którzy gotowi są do wolnośic jako tworzenia i do odpowiedzialności za stawianie się sobą i za stawianie się świat. Czym powinien być przeczłowiek - nie sposób powiedzieć. Można powiedzieć tylko, że to człowiek, który jest zdolny do tego, by wziąć odpowiedzialność za świat.
Teraz widać, że są pewne odpowiedzialności, które trzeba by wziąć, ale nie ma podmiotów. Wciąż jeszcze nie ma tych „przeludzi”, którzy byliby zdolni wziąć tą odpowiedzialność, którą jak najszybciej trzeba wziąć.
Pozostaje jeszcze jeden moment, mianowicie to, co np. w „TRZ” dało o sobie znać jako tęsknota za wiecznością, jako umiłowanie wieczności. Jaka wieczność, jeżeli jest tylko ten świat i innego nie ma?
Nietzsche, jak już uśmiercił wszystkim bogów, jak już zlikwidował wszystkie światy idealne, zaświaty religijne itd., stanął w obliczu rzeczywistego nihilizmu. Jeżeli nie ma żadnej transcendencji, jeżeli jest tylko to życie, ten świat, w którym wszystko przemija bezpowrotnie, to przecież nic nie ma sensu, od razu idźmy na wódkę i dajmy sobie spokój. Jak żyć? Boga nie am - niby wszystko wolno. Chociaż z drugiej strony - jeżeli wszystko wolno, to znaczy że człowiek jest za wszystko odpowiedzialny. Ale jeżeli wszystko przemija, to jaki jest w tym sens? Rodzimy się, podniecamy się trochę, potem słabniemy, starzejemy się, cierpimy, umieramy - bezpowrotnie. To Nietzschego bolało.
Nietzsche, głęboko wierząc że Boga nie ma, rozumiał też, że jego nie powinno być po to, aby człowiek wziął odpowiedzialność za świat. Nietzsche rozumiał, że nie ma żadnego innego życia, że nie może być żadnego innego życia, bo gdyby było inne życie, to to życie byłoby potwornie sponiewierane, spostponowane, byłoby jak prawdziwa kobieta mojego życia, którą rzucam dla jakiejś mary sennej. Rozumiał więc, że nie ma żadnych zaświatów. Ale z drugiej strony widział, że życie(?) nie ma sensu. Jakaś radość tworzenia, póki ona jeszcze istnieje, a potem i tak wszystko z wiatrem. I tu było coś, co Nietzschego najbardziej niepokoiło.
Nietzsche doznał jakiegoś przeżycia metafizycznego, w trakcie którego doznał olśnienia i zrozumiał - zrozumiał i od tego czasu był już spokojny. W paru miejscach próbował to wytłumaczyć, ale nikt nie zrozumiał - wszyscy się śmieją.
Jest moim zadaniem wytłumaczyć państwu to, co Nietzsche zrozumiał, a czego nikt nie zrozumiał. To nie jest łatwe zadanie.
Moim zdaniem to, co zrozumiał Nietzsche, i co zaczął potem głosić jako naukę wiecznego powrotu wszystkiego, da się zrozumieć w sensie negatywnym. To znaczy to co mówimy jest zawsze jakimś „nie” czemuś i jakimś „tak” - to pierwsze łatwiej zrozumieć.
Po pierwsze, nauka wiecznego powrotu to podstawowa teza. Filozofia Nietzschego bez tej tezy nie ma sensu. Ta cała filozofia może się bronić tylko wtedy, gdy przyjmiemy ideę wiecznego powrotu - w przeciwnym wypadku grzęźniemy w nihilizmie albo w takiej hurraodpowiedzialności za świat, w której za bardzo nadziei pokładać nie możemy.
Idea wiecznego powrotu była dobrze znana filozofom starożytnym - to jest nic nowego. Nietzsche był profesorem filologii klasycznej, był specjalistą w zakresie filozofii i literatury greckiej, więc doskonale wiedział, co w starożytności mówiono. Ale wcale nie miał świadomości tego, że powtarza jakąś tezę, która już była w filozofii wyrażana. Miał świadomość, że to jest coś nowego, rozstrzygającego.
Idea wiecznego powrotu dotyczy rozumienia czasu. Żyjemy mając jakąś wykładnię czasu. Nasze życie jest takie a nie inne dlatego m.in., że mamy taką a nie inną wykładnię czasu. Sens, jaki przypisujemy naszej czasowości, jest rozstrzygający dla sposobu naszego życia. Jaki sens przypisujemy czasowości, nadajemy czasowi? Człowiek konstytuuje sens wszystkiego, również czegoś takiego, jak pojęcie czasu. Jaka jest konstytucja sensu czasu w jakim my żyjemy? To jest czas, w jakim przemijamy. To jest nasza wykładnia czasu. Z takim wyobrażeniem, rozumieniem czasu żyjemy i uskarżamy się, płaczemy - wszystko przemija, dzieciństwo przeminęło, młodość przemija. To co jest teraz, jutro tego już nie ma. Płaczemy, chcemy zatrzymać czas, młodości trwaj itd. - takie dramaty. Oczywiście w tym, że my się uskarżamy, jesteśmy fałszywi, dlatego że chętnie godzimy się z tym, że nasze nieprawości również przemijają bezpowrotnie.
Więc nasza koncepcja czasu z jednej strony jest przedmiotem jakiegoś uskarżania się, że wszystko nam się wymyka z rąk, przepływa przez palce, znikamy bezpowrotnie, a z drugiej strony jest dosyć dla nas szczęśliwa, albowiem dzięki niej możemy popełniać rozmaite nieprawości myśląc sobie, że jutro tego już nie będzie, jutro to będzie nicością. Więc taka jest nasz koncepcja czasu, konstytucja sensu jaki przypisujemy czasowi. Czas jest przemijaniem.
Czy wykładnia czasu jaką przyjmuje człowiek, jest jedną, jedyną możliwą? To jest twierdzenie trudne do utrzymania. Czy jest najlepszą? To też byłoby twierdzenie trudne do utrzymania. Może człowiek źle rozumie czas, źle wykłada czas, może można próbować inaczej pojąć czas, nie jako przemijanie? Jeżeli nam się uda ukonstytuować inny sens czasu, jeżeli zaczniemy żyć w innej wykładni czasu, innym rozumieniu czasu, to zaczniemy żyć inaczej.
Na razie takie przygotowawcze tezy rozpatruję. To, jak żyjemy, zależy od tego, jak rozumiemy czas, jak wykładamy czas. Ten czas wykładamy jako przemijanie. Czy to jest jedyny możliwy sposób wykładania czasu? Czy to jest jedyny właściwy, prawdziwy, absolutnie prawdziwy sposób wykładania czasu? Trudno obstawiać takie twierdzenia. Więc należy dopuścić, że być może jest inny możliwy, i być może jest jakiś inny bardziej właściwy. Jeżeli znajdziemy inną wykładnię czasu, jeżeli przekonamy się do niej, jeżeli w nią uwierzymy tak jak wierzymy w tą - zaczniemy żyć inaczej. Jak państwo widzicie to jest poważny problem. To jest coś, w czym rozstrzyga się ludzkość. Może należy inaczej rozumieć czas.