MOSTY ZAMIAST MURÓW
O komunikowaniu się między ludźmi
Praca zbiorowa pod redakcją
Johna Stewarta
John Stewart od roku 1969 wykłada w Univer-sity of Washington. Jest tam koordynatorem kursu komunikacji interpersonalnej na poziomie podstawowym, prowadzi także zajęcia na wyższych latach i na kursach magisterskich. Pochodzi z zachodniego wybrzeża. Uczył w Centralia (Junir) College. Zagadnienia komunikacji zainteresowały go podczas studiów w Pacific Lutheran University i Northwestern University, gdzie uzyskał magisterium. Doktoryzował się w 1970 roku w Univer-sity of Southern California. Pasjonuje go - jak sam pisze - przeszczepianie analiz filozoficznych na grunt teorii komunikacji, a także praktyczne aspekty związku jakości komunikacji z jakością życia. Twierdzi - zafascynowany filozofią Martina Bubera - że komunikacja nie tylko pełni funkcje ekspresyjne i instrumentalne, lecz przede wszystkim jest procesem kształtowania osoby.
Opisując procesy komunikacyjne często posługuje się przykładami własnych bliskich związków - z obecną żoną Kris Chrey, prokuratorką w Seattle, dwojgiem dzieci z pierwszego małżeństwa i dwojgiem wnuków oraz synem Lincolnem, który miał dwa lata w roku 1994, kiedy Stewart przygotowywał szóste wydanie Mostów zamiast murów.
WYDAWNICTWO NAUKOWE PWN Warszawa 2000
Z oryginału angielskiego Bridges Not Walls. A Book about Interpersonal Communication
Copyright 1995, 1990, 1986, 1982, 1977, 1973 by McGraw-Hill, Inc. Ali right reserved
Tłumaczenie:
Jan DOKTOR - M. Buber Między osobą a osobą (fragm. książki „Ja i Ty") Agata KOCHAŃSKA - rozdz. 16, 17, 18 (bez tekstu M. Bubera)
Piotr KOSTYŁO - rozdz. 5, 6, 7, 8, 9 Joanna KOWALCZEWSKA - rozdz. 10, 11, 12, 13
Joanna RĄCZASZEK - rozdz. 14, 15 Jacek SUCHECKI - Przedmowa, rozdz. 1, 2, 3, 4
SfeS? Redaktor naukowy
Krystyna SKARŻYŃSKA
Projekt graficzny okładki Wojciech Kołyszko
Redaktor Maria Baltaziuk
Redaktor techniczny krzypkowska
Tytuł dotowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej
Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Naukowe PWN SA
Warszawa 2000
Ali right reserved
ISBN 83-01-13298-1
Wydawnictwo Naukowe PWN SA
00-251 Warszawa, ul. Miodowa 10
tel.: (0-22) 695-43-21; faks: (0-22) 826-71-63
e-mail: pwn@pwn.com.pl, http://www.pwn.com.pl
Wydawnictwo Naukowe PWN SA
Wydanie I
Arkuszy drukarskich 40,25 Skład:Phototext, Warszawa <;
Druk ukończono w listopadzie 2000 r. Druk i oprawa: Opolskie Zakłady Graficzne SA
Spis treści
Przedmowa do wydania polskiego. Dlaczego osobista komunikacja jest tak cenna? (Krystyna Skarżyńska) 9
Przedmowa (John Stewart) 15
Część 1
Podstawy
(przekład Jacek Suchecki)
Rozdział 1. Idea książki 24
Rozdział 2. Wprowadzenie do komunikacji interpersonalnej 35
Komunikacja interpersonalna: kontakt między osobami (John Stewart) 36
Język serca (James J. Lynch) 59
Komunikacja synergiczna (Stephen R. Covey) 66
Rozdział 3. Komunikacja werbalna 76
Komunikowanie się werbalne (John Stewart i Carole Logan) 80
List do rodziny 105
Zwracanie uwagi na słowa (Virginia Satir) 106
Język dyskrecji (Amy Tan) 112
Domokrążca (Hugh i Gayle Prather) 119
Rozdział 4. Komunikacja niewerbalna 121
Niewerbalne elementy interakcji (Theodore G. Grove) 122
Powinności i tabu na całym świecie (Roger E. Axtell) 134
Polepszanie związków interpersonalnych przez dotyk (James Hardison) 141
To, co widzisz, nie jest tym, co otrzymujesz (Julius Fast) 150
Część 2
Otwartość jako „wdech"
(przekład Piotr Kostyło)
Rozdział 5. Samoświadomość 160
Sens życia i wartości (Gerald Corey i Mariannę Schneider-Corey) 162
Niewinność łódki (Hugh i Gayle Prathei) 171
Bariery na drodze komunikacji (Robert Bolton) 174
Rozdział 6. Świadomość obecności innych 187
Transakcyjna natura spostrzegania osoby (William W. Wilmof) 189
Poznanie społeczne: jak spostrzegamy jednostki, relacje i wydarzenia społeczne (Sarah Trenholm i Arthur Jensen) 202
Rozdział 7. Słuchanie 217
Słuchanie i proces retoryczny (Carol A. Roach i NancyJ. Wyatf) 218
Reagowanie na komunikaty (Judi Brownelf) 225
Słuchanie dialogiczne: lepienie wzajemnych znaczeń (John Stewart i Milt Thomaś) 234
Część 3
Otwartość jako „wydech"
(przekład Piotr Kostyło)
Rozdział 8. Ujawnianie siebie 258
Odsłaniająca siebie komunikacja: istotny pomost między dwoma światami (John Amodeo i Kris Wentworth) 259
Ujawnianie siebie i ekspresywność (Matthew McKay, Martha Davis i Patrick Fanning) 268
Magiczne lekarstwo komunikacji (A/e// Postman) 282
Rozdział 9. Męskie i kobiece style ekspresji 287
Język kobiet i język mężczyzn (Diana K. lvy i Phil Backlund) 289
Asymetrie: on swoje — ona swoje (Deborah Tannen) 306
Wychowanie zalęknionych bohaterów (Bernie Zilbergeld) 319
Część 4
Związki
(przekład Joanna Kowalczewska)
Rozdział 10. Negocjowanie związku 334
Negocjowanie obrazu własnej osoby (John Stewart i Carole Logan) 336
Porządkowanie rozmowy: relacje społeczne (Theodore G. Grove) 347
Wzory potwierdzenia i odmowy potwierdzenia w interakcjach (Kenneth N. Leone Cissna i Evelyn Sieburg) 365
Rozdział 11. Przyjaźń 376
Natura przyjaźni i jej rozwój (Mara B. Adelman, Malcolm R. Parks i Terrance L Albrecht) 377
Nasi przyjaciele, my sami (Steve Duck) 387
W poszukiwaniu etyki związków osobistych (John Hardwig) 402
Rozdział 12. Rodziny 414
Mapa twojej rodziny (Virginia Satir) 415
Komunikacja w rodzinie (Matthew McKay, Martha Davis i Patrick Fanning) 425
Rozdział 13. Bliscy partnerzy 437
Bliskie związki i miłość (Gerald Coreyi Mariannę Schneider-Correy) 439
Relacje małżeńskie (Dolores Curran) 455
Rozwiązać spór i zapomnieć (Hugh i Gayle Prather) 466
Mężczyźni i kobiety: tworzenie wspólnoty (Sam Keeri) 477
Część 5
Ponad podziałami
(przekład Joanna Rączaszek)
Rozdział 14. Konflikt 490
Konflikt i interakcja (Joseph P. Folger, Marshall Scott Poole i Randall K. Stutman) 491
Komunikacja defensywna (Jack R. Gibb) 503
Radzenie sobie z gniewem (John Amodeo i Kris Wentworth) 512
Tańcząca Strzała (Hugh i Gayle Prather) 519
Rozdział 15. Komunikowanie się między kulturami 522
Komunikowanie się z obcymi: spojrzenie na komunikację międzykulturową (William B. Gudykunst i Young Yun Kim) 524
Tacy sami a różni: przekraczając bariery koloru skóry, kultur, orientacji seksualnej, niepełnosprawności i wieku (Letty Cottin Pogrebin) 542
Potrzeba istnienia: socjokulturowe znaczenie czarnego angielskiego — (ShirleyN. Weber) 563
Konfrontacja z Alim (Paul Rabinów/) 573
Część 6
Różne spojrzenia na komunikację między osobami
(przekład Agata Kochańska)
Rozdział 16. Spojrzenie nauczyciela 580
Każdy student uczy i każdy wykładowca zdobywa wiedzę: wzajemne obdarowywanie się w uczeniu przez dyskusję (C. Roland Christensen) 583
Rozdział 17. Spojrzenie psychoterapeuty 606
Doświadczenia w komunikowaniu się (Cars Rogers) 608
Rozdział 18. Spojrzenie filozofa 617
Między osobą a osobą (Martin Buber) 622
Indeks osób 637
Indeks rzeczowy 640
Przedmowa do wydania polskiego
Dlaczego osobista komunikacja jest tak cenna?
Przełom tysiącleci określany jest jako era informatyki i internetu. Porozumiewanie się za pośrednictwem sieci komputerowej zdaje się stwarzać ludziom nowe możliwości komunikacyjne, zarówno w sferze docierania do informacji, wymiany informacji, jak i zachowań, które przedtem miaty bezpośredni społeczny charakter. Nie musimy już wchodzić w bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem, aby zawrzeć z nim znajomość, nawiązać wirtualną przyjaźń czy związek intymny. Korzystając z internetu robimy zakupy, dokonujemy przelewów bankowych, docieramy do zasobów bibliotecznych itp. Czy to oznacza, że osobiste, bezpośrednie kontakty z drugim człowiekiem nie są już nam potrzebne? Jaka jest ich rola?
John Stewart, redaktor książki Mosty zamiast murów, zebrał bardzo różne prace, które z rozmaitych perspektyw: psychologicznej, socjologicznej, filozoficznej i medycznej, ukazują funkcje i dobrodziejstwa osobistej komunikacji. Osobistej -to znaczy takiej, w której nie tylko wyrażamy nasze myśli, opinie, uczucia, ale także słuchamy innych, staramy się ich zrozumieć. Tak rozumiana komunikacja interpersonalna to nie tylko słowa, ale także sposób ich wymawiania, ton głosu, przerwy, gesty, pozycja ciała, dystans, jaki zachowujemy wobec partnera - i setki innych subtelnych międzyludzkich doznań. Efektem osobistej komunikacji jest zwykle jakaś zmiana każdego z partnerów. Może to być tylko chwilowa zmiana nastroju czy sposobu patrzenia na siebie samego lub na jakiś aspekt codzienności. Autorzy Mostów... przekonują nas jednak, iż także nasza tożsamość jest zależna od rodzaju i jakości naszych kontaktów interpersonalnych i sposobu, w jaki porozumiewamy się z innymi.
Oczywiście, nie każda komunikacja między ludźmi ma i powinna mieć charakter osobisty; nie zawsze jest to konieczne czy użyteczne. Ale warto zdawać sobie sprawę z tego, co tracimy, jeżeli nasze kontakty z ludźmi nie są osobiste. Teksty zawarte w tej książce pokazują różne sfery i skutki komunikacji interpersonalnej, jej trudności i pułapki, a także pewne sposoby ich przezwyciężania.
Najmocniejszym argumentem na rzecz tezy o niezwykłym znaczeniu osobistej komunikacji są dane statystyczne wskazujące, iż osoby samotne (nie wchodzące w osobiste kontakty z ludźmi) są od dwóch do czterech razy bardziej narażone na ryzyko przedwczesnej śmierci na nadciśnienie, udar czy chorobę wieńcową. Badania prowadzone nad pacjentami z nadciśnieniem wykazały, że inna jest praca serca osób samotnych, a inna - osób komunikujących się z ludźmi. Wprawdzie w czasie mówienia ciśnienie krwi wzrasta, ale gdy słuchamy innych -stopniowo spada, wyrównuje się. Nasze serce potrzebuje dialogu z innym człowiekiem; monolog z ukochanym kotem czy psem nie daje takich efektów, jak bezpośrednia rozmowa z człowiekiem.
Autorzy Mostów zamiast murów podkreślają, że twórcza i rozwijająca jest komunikacja z osobami, które są od nas różne, nie myślą dokładnie tak jak my, nie używają tych samych schematów czy kluczy do rozumienia rzeczywistości. Różnice między partnerami dostarczają specyficznej energii (w terminologii autorów są „synergiczne"), są rozwijające - musimy jednak nie poprzestawać na kompromisie, lecz tworzyć w czasie kontaktu z innymi nowe rozwiązania, które są lepsze niż uprzednio proponowane przez każdego z partnerów. Takie „synergiczne" porozumiewanie się nie jest łatwe: wymaga pewnego zaufania i otwarcia się na inny niż własny punkt widzenia, a nie tylko skoncentrowania się na obronie własnego stanowiska. Stephen R. Covey, autor tekstu „Komunikacja synergiczna", dowodzi, że można być synergicznym nawet w nieprzychylnym otoczeniu. Wystarczy nie odbierać ataków jako osobistych napaści, szukać tego, co dobre, w argumentacji przeciwnika czy „napastnika" i wykorzystywać to do poszerzenia i ulepszenia swojego punktu widzenia.
Znajdujemy też w książce dowody popierające znaną tezę, że percepcja świata i funkcjonowanie jednostki oraz społeczny jej odbiór, a nawet tożsamość w dużym stopniu zależą od używanego przez nią języka. Język kształtuje myślenie, kieruje nami, zawarte są bowiem w nim schematy umożliwiające selektywny ogląd świata i siebie. Ponieważ jest „rybą i wędką", tym więcej możemy ze świata złowić, im więcej słów, powiedzonek, kodów językowych i języków dobrze znamy. Poprzez uczenie się nowych słów, metafor, obcych języków - a także różnorodnych sposobów wyrażania tego samego - rozwijamy się i rozumiemy więcej z otaczającego świata.
Sporo miejsca poświęcono tu roli przyjaciół i związków intymnych oraz sposobów komunikacji w tych związkach. Autorzy dowodzą, że potrzebujemy przyjaciół, aby zaspokoić potrzebę bliskości, wsparcia, swobodnej, niczym nie skrępowanej wymiany opinii, a także aby czynić porównania i pomagać innym (a nie tylko uzyskiwać pomoc). Książka przedstawia również podstawowe ustalenia z zakresu percepcji interpersonalnej i tzw. ujawniania siebie - innym.
10
Zdrowie i rozwój to - najkrócej mówiąc - podstawowe korzyści płynące z osobistej komunikacji. Obie te sfery są wysoko cenione. Co w takim razie jest przeszkodą czy „murem" utrudniającym osobistą komunikację? Myślę, że takim najgrubszym murem jest brak wiedzy psychologicznej o naturze komunikacji interpersonalnej i zamykanie się na wszelkie formy odmienności: językowej, płciowej, generacyjnej, kuturowej czy politycznej. W przedstawianej tu książce czytelnik znajdzie wiele użytecznej wiedzy o tym, jakie są bariery takiej komunikacji w różnych sferach życia: w rodzinie i związkach intymnych, w procesie edukacji, w relacjach międzykulturowych i zawodowych oraz w polityce. W każdej z tych sfer jest wiele do zrobienia, warto więc dotrzeć do wiedzy, której zastosowanie może uczynić nasze życie mniej stresorodnym, a bardziej przyjemnym. Niektóre tezy prezentowane w książce wyraźnie odbiegają od potocznych sądów w danej sprawie, mogą więc wydawać się kontrowersyjne. Na przykład McKay, Davis i Fanning sądzą, że romantyczne wyobrażenie o rodzinie, w którym zawarte jest pragnienie idealnej zgodności jej członków we wszystkich sprawach, jest stresotwórcze; najlepszym zaś sposobem na zdrową rodzinę jest pozwolić każdemu z jej członków na swobodę mówienia o tym, co czuje, co widzi i czego chce. Stewart dowodzi, iż najważniejsza w nauczaniu jest atmosfera wolności, a błędem nauczyciela jest staranie, by sprawować kontrolę nad wszystkim, co dzieje się na lekcji. To nie porządek, ale nieład czyni cuda w procesie nauczania. Znajdujemy też w książce dane o tym, że komunikacja mężczyzn z kobietami często przypomina komunikację między kulturową.
Mosty zamiast murów mają specyficzną konstrukcję formalną. Każda część książki poprzedzona jest wstępem odredakcyjnym, prezentującym autorów poszczególnych tekstów oraz podstawowe twierdzenia w nich zawarte. Po tekstach - wymienione są ogólne kwestie „do przemyśleń", a także zestawy prostych pytań, sprawdzających stopień rozumienia tekstu przez czytelnika. Taka konstrukcja ma walor dydaktyczny - studenci mogą utrwalić wiedzę i samodzielnie sprawdzić jej rozumienie. Dla studentów Mosty zamiast murów mogą więc stanowić rodzaj niekonwencjonalnego podręcznika komunikacji interpersonalnej. Dla każdego czytelnika - są źródłem pomysłów, jak porozumiewać się z ludźmi, żeby kontakty interpersonalne były życiową przyjemnością, a nie udręką. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tej książki przynajmniej niektórzy pomyślą o swoich życiowych partnerach, kolegach z pracy, znajomych czy przeciwnikach politycznych: „Z zadowoleniem widzę, że się różnimy. Obyśmy razem stali się czymś więcej niż prostą sumą nas obu".
Krystyna Skarżyńska
Książki i ludzie
Wyobraź sobie, że jesteś na Ziemi sam, zupełnie sam, i możesz wybrać jedno z dwojga, książki lub ludzi. Często spotykam osoby ceniące sobie samotność, ale jest to możliwe tylko dzięki temu, że gdzieś na Ziemi, nawet bardzo daleko, są inni ludzie. Nie miałem pojęcia o książkach, gdy wydobyłem się z łona matki, i umrę bez książek, z dłonią innej istoty ludzkiej w mojej dłoni. Owszem, zamykam czasem drzwi, by poświęcić się książce, ale ze świadomością, że zawsze mogę znów je otworzyć i spojrzeć w oczy ludzkiej istocie.
Martin Buber
Przedmowa
To wydanie Mostów zamiast murów zachowuje podejście i podstawowy plan pięciu wydań poprzednich. Oferuje jednak także całkiem nową, czterorozdziałową część na temat związków międzyludzkich, esej na koniec części „Różne spojrzenia na komunikację między osobami" oraz dwadzieścia cztery nowe teksty, które albo zastępują, albo uzupełniają materiał publikowany poprzednio. Książka nadal przeznaczona jest przede wszystkim dla studiujących zagadnienia komunikacji interpersonalnej na średnim poziomie nauczania. Materiał dotyczy jednak także spraw poruszanych na zajęciach z pracy socjalnej, doradztwa, socjologii, nauk humanistycznych, treści książki w większości nadają się więc do wykorzystania na poza-uniwersyteckich ćwiczeniach i seminariach poświęconych komunikowaniu się. W poszczególnych rozdziałach omówiono większość tradycyjnych tematów z dziedziny komunikacji interpersonalnej. Teksty zaczerpnięto z szerszego zakresu dziedzin, obejmującego komunikację, pedagogikę, psychologię kliniczną i społeczną filozofię i naukę o organizacjach. Znalazły się tu również fragmenty z pewnych najistotniejszych pozycji z literatury samokształceniowej.
Doborem tekstów kierowała relacyjna czy transakcyjna teoria komunikacji. Oznacza to, że czytelnik będzie zmuszony wyjść poza takie poglądy na komunikację, które sprowadzają się do relacji „nadawca-odbiorca" lub „źród-ło-kanał-przekaz-odbiorca". W dwóch pierwszych rozdziałach przedstawiam argumenty za tym, że najpłodniejsze jest ujęcie komunikacji jako procesu współpracy, a nie czegoś, co jedna osoba „robi" drugiej, oraz że komunikacja jest procesem, w którym tożsamości osobiste są przedmiotem negocjacji i ulegają zmianie. Większość autorów prezentowanych w tej książce uważa, że choć komunikacja ma często charakter ekspresyjny lub instrumentalny, to jest także procesem kształtowania osoby, co oznacza, że to, kim jesteśmy, zostaje wypracowane w toku naszych kontaktów werbalnych i niewerbalnych.
15
Jest to książka dla osób poszukujących praktycznych pojęć i umiejętności, które mogą być pomocne w bardziej efektywnym komunikowaniu się z przyjaciółmi, partnerami, małżonkami, rodziną, współpracownikami. Jednakże - odmiennie niż większość poradników - opiera się powszechnej tendencji do pomijania istniejących problemów pojęciowych i sprowadzania skuteczności interpersonalnej do technik i formuł. Autorzy tu reprezentowani zdają sobie sprawę, że efektywna komunikacja to o wiele więcej niż po prostu bycie „otwartym i szczerym". Na przykład w rozdziałach 1, 2, 5, 6, 7, 8, 9, 14 i 15 znajdują się prowokujące intelektualnie dyskusje dotyczące natury kontaktu interpersonalnego, samoświadomości, postrzegania osób, słuchania, odsłaniania się, stylów właściwych obu płciom, konfliktu i komunikacji międzykul-turowej, a w rozdziałach 16-18 przedstawiono trzy rozbudowane koncepcje filozofii komunikacji. Książka zawiera również systematyczne omówienie komunikacji werbalnej i niewerbalnej, negocjowania związków, przyjaźni, komunikacji w rodzinie i kontaktów między bliskimi partnerami, nie rości sobie jednak pretensji do zaproponowania „sześciu definitywnych kroków" ani „dwunastu łatwych technik", które miałyby zagwarantować sukces. Autorzy podkreślają, że wyjątkowość każdej sytuacji, nieustanna zmienność, a zwłaszcza element wyboru, czynią niemożliwym zaprojektowanie i realizację czysto technicznego podejścia do stosunków międzyludzkich.
Takie stanowisko odzwierciedla definicja tematu książki zawarta w tytule Mosty zamiast murów. W myśl tej definicji komunikacja interpersonalna występuje nie tylko w kontaktach twarzą w twarz, w czasie omawiania poważnych spraw lub w długoterminowym związku intymnym. Termin „interpersonalna" określa jakość, typ lub rodzaj komunikacji pojawiającej się między ludźmi, gdy tylko są oni w stanie, mówiąc i słuchając, ujawnić to, co czyni ich istotami ludzkimi. Tę definicję wyjaśnia moje wprowadzenie do pierwszego rozdziału, a późniejsze lektury pogłębiają je. Przez całą książkę przewija się teza, że dla różnych sytuacji właściwe są różne jakości czy typy kontaktu interpersonalnego. „Więcej" komunikacji interpersonalnej nie zawsze oznacza lepiej. Sądzę jednak, że w większości przypadków dla osobistego, szkolnego i zawodowego życia człowieka intensywny kontakt interpersonalny jest korzystny.
W tekstach zawartych w rozdziałach 1, 2, 3, 5, 6, 9, 10, 15 i 18 także kładzie się nacisk na to, że komunikacja jest czymś więcej niż sposobem „załatwiania spraw", ponieważ wpływa na to, kim jesteśmy. Przedstawiam ten pogląd w dwóch pierwszych rozdziałach; James Lynch, William Wilmot, Ken Cissna i Evelyn Sieburg oraz Carole Logan i ja rozwinęliśmy i poszerzyliśmy dyskusje wcześniejsze. Wymiar komunikacji polegający na budowaniu osoby został omówiony szczegółowo przez Martina Bubera w rozdziale 18.
Moje zaangażowanie w relacyjną czy transakcyjną teorię komunikacji jest dopełnione pragnieniem, by ta książka była czytelna. Tak jak we wcześniejszych wydaniach, starałem się dobierać materiał, który przedstawia tę teorię zwracając się wprost do czytelnika. Zawsze szukam przede wszystkim autorów mających „słuch pisarski", potrafiących rozmawiać z czytelnikami. Fragmenty z poprzednich wydań, autorstwa Virginii Satir, Carla Rogersa, Hugha Prathera, Neila Postmana, Deborah Tannen oraz Johna Amodeo i Krisa Wentwortha, pozostawiam w tym wydaniu po części dlatego, że właśnie tak dobrze to założenie realizują. Odnalazłem podobną przystępność również u kilku nowych autorów, jak Stephen R. Covey, Gerald i Marianne Corey, Sam Keen i C. Ronald Christensen.
Nowy materiał
Jak wspomniałem, najbardziej istotnym uzupełnieniem tego wydania jest Część 4, dotycząca stosunków międzyludzkich. Teksty rozdziału 10 ukazują ogólny proces negocjacji związków. W pierwszym z nich Carole Logan i ja opisujemy, w jaki sposób jawne i ukryte wybory komunikujących się, co do tego, w jakim zakresie odkryć siebie i na co zwracać uwagę, składają się na definicję jakości kontaktu między nimi. Następnie Ted Grove wyjaśnia, w jaki sposób w rozmowie zostaje wypracowany osobisty i społeczny wymiar związku dwu osób oraz jak ludzie używają zarówno specyficznej taktyki, jak i ogólnego poczucia taktu, kierując swoimi interakcjami. Ten tekst kończy wyjaśnienie wymiaru władzy w związku oraz reguł kontroli. Rozdział 10 zamyka znajdujące się już we wcześniejszych wydaniach wyjaśnienie przez Kena Cissne i Evelyn Sieburg wzorów akceptacji i odmowy akceptacji.
Inne trzy rozdziały wchodzące w skład Części 4 poświęcone są przyjaźni (rozdział 11), rodzinie (rozdział 12) oraz bliskim partnerom (rozdział 13). Rozdział 11 rozpoczyna się sporządzonym przez Adelman, Parksa i Albrechta opisem przyjaźni, który znalazł się już w piątym wydaniu Mostów. Następnie Steve Duck przedstawia swoje pojęcie tworzenia związków (relatioshipping) w celu omówienia ogólnych cech, jakich ludzie oczekują u partnerów, pewnych ogólnych reguł przyjaźni i tego, co nazywa zasobami przyjaźni, to znaczy tego, co nam przyjaźń daje i jak na nas działa. Końcowy tekst tego rozdziału jest prowokującą intelektualnie dyskusją nad etyką związków osobistych.
Rozdział 12 składa się z dwu omówień komunikacji rodzinnej: zawiera prosty, lecz przekonujący opis map rodzinnych oraz bardziej szczegółowy zarys pewnych powszechnych problemów w komunikacji rodzinnej i stosownych sposobów ich rozwiązywania. Kończy się dwoma ćwiczeniami, których zadaniem jest pomóc członkom rodziny w tworzeniu i podtrzymywaniu zdrowego klimatu komunikacyjnego.
Końcowy rozdział Części 4 poświęcony jest bliskim związkom. Rozpoczyna się fragmentami piątego wydania książki autorstwa zespołu małżeńskiego obdarzonego wyjątkową zdolnością mówienia mądrze i wprost do czytelników w wieku studenckim. Po zanegowaniu reguły quid pro quo w bliskich związkach Gerald i Mariafłrtjj* przedstawiają dziewiętnaście cech wartościowego związku tego rodzaju - kilka z nich współbrzmi z tezami postawionymi w tekstach wcześniejszych. Następnie instruują nas, jak radzić sobie z barierami skutecznej komunikacji w bliskim związku. Kończą pożytecznymi rozważaniami o miłości autentycznej i nieautentycznej. Kolejne dwa teksty stanowiły część piątego wydania Mostów, raport Dolores Curran z jej sondażu, w którym poszukiwała cech charakterystycznych par pozostających w zdrowym związku, oraz porady Hugha i Gayle Pratherów, jak rozwiązywać konflikty, starając się przy tym nie być pamiętliwym. Rozdział zamyka fragment z bestselera Sama Keena Firn in the Belly: On Being a Man. Jak można się spodziewać po autorze z harwardzkim magisterium z teologii i doktoratem z Princeton, Keen uważa, że jeśli chcemy pojąć tajemnicę miłości seksualnej, musimy przyjąć do wiadomości, że języki seksualności i duchowości są dokładnie przemieszane. W miłości uczymy się, według niego, istotnej zasady całego życia duchowego: szacunku i podziwu dla tego, „co niewyjaśnione, nieuchwytne, niezrozumiałe". Przedstawia on solidne argumenty na rzecz integralnej rodziny nuklearnej, wskazując jednocześnie szansę osób niezmężnych, bezdzietnych i gejów na uczestnictwo w tej sferze dynamiki społecznej. Jest to tekst kontrowersyjny i powinien sprowokować ważną dyskusję. Te cztery rozdziały razem wzięte dostarczają nieocenionych informacji o najważniejszych w naszym życiu relacjach.
Kilka rozdziałów tego wydania zostało w sposób istotny uaktualnionych. Nowe teksty umieszczono w rozdziale wstępnym i w rozdziale poświęconym komunikacji werbalnej, a także znacznie więcej materiału w rozdziale o komunikacji niewerbalnej. Aby uczulić czytelników na niebezpieczeństwa występujących w psychologii popularnej uproszczeń na temat komunikacji niewerbalnej, zamieszczamy na koniec rozdziału 4 krótkie wyjątki z nowej książki Juliusa Fasta, uzupełnione wątpliwościami podnoszonymi w recenzjach oraz testami, które mają pomóc studentom w ćwiczeniu myślenia krytycznego.
Mamy również w rozdziale 6 nowy opis postrzegania osób, autorstwa Sarah Trenholm i Arthura Jensena, nowy tekst Judi Brownell o budowaniu umiejętności komunikacyjnych w rozdziale „Słuchanie", nowe omówienie problematyki ujawniania siebie w rozdziale 8 oraz dwa nowe opisy kobiecego i męskiego stylu ekspresji w rozdziale 9.
Osią rozdziału „Konflikt" jest nadal Jacka Gibba opis komunikacji defensywnej, ale ożywia go nowa lektura wstępna do kolejnego rozdziału, pióra Josepha Folgera, Scotta Poole'a i Randalla Stutmana. W rozdziale międzykulturowym również zachowano dwa tematy i dodano dwa nowe, przegląd Williama Gudykunsta i Young Yun Kima oraz omówienie języka czarnych Amerykanów (tzw. black language) przez Shirley N. Weber.
Dzięki uprzejmości Ronalda Christensena, wykładowcy z Harvardu, w części zamykającej to wydanie Mostów mogłem przedstawić jego poglądy na temat komunikacji interpersonalnej. Esej Christensena pochodzi z książki Education for Judgment: The Artistry of Discussion Leadership i zawiera przekonujący opis kooperacyjnego, transakcyjnego charakteru komunikacji podczas zajęć uniwersyteckich prowadzonych przez autora. W czasie swej długiej i zróżnicowanej kariery Christensen odkrył, że wzajemne uczenie się opiera się na trzech podstawowych czynnościach komunikacyjnych: pytaniu, słuchaniu i reagowaniu. W głównej części swego eseju opisuje sześć podstawowych praw dotyczących nauczania, między innymi: (1) Otwartość i troska nauczyciela stymuluje uczniów do nauki, (3) Najbardziej stymulujące są oczekiwania umiarkowane oraz (5) Najistotniejszym składnikiem dobrego nauczania jest zaufanie. Ta lektura harmonijnie uzupełnia poglądy Carla Rogersa i Martina Bubera.
Plan książki
Niniejsze wydanie zachowuje w zasadzie strukturę poprzedniego. Rozpoczyna się „od podstaw". Następnie traktując z osobna wymiar „wdechu" (inhaling) i „wydechu" (exhaling) w komunikacji - mimo że metafora ta podkreśla nieodłączność obu wymiarów - omawia ich wzajemne związki i ukazuje głęboką jedność tego, co pozornie wydaje się odmienne. Potem omówione są relacje międzyludzkie i kwestia pokonywania różnic. Całość kończą trzy odmienne całościowe koncepcje. Taka struktura książki ułatwi prowadzącemu zajęcia dostosowanie materiału do własnych potrzeb. Choć logiczne wydaje się zadawanie lektur zgodnie z porządkiem, w jakim je zamieszczono, to jednak zarówno części książki, jak i ich poszczególne rozdziały są na tyle niezależne, że ich kolejność może być zmieniana zależnie od potrzeb.
W moim „Wprowadzeniu" staram się wykazać, że Mosty zamiast murów różnią się nieco od standardowego, neutralnego, „obiektywnego" tekstu. Pragnę zwrócić uwagę czytelników zarówno na bogactwo możliwości komunikacji między autorem tekstu a jego odbiorcą, jak i na jej ewentualne ograniczenia. Proszę także pamiętać, że każda książka lub esej przedstawia czyjś osobisty punkt widzenia. Chciałbym, aby czytelnicy nie traktowali tekstu jako „prawdziwego, ponieważ jest napisany czarno na białym", lecz raczej jako przemyślany komunikat konkretnej osoby, która chce im coś przekazać. We „Wprowadzeniu" wyjaśniam istotną dla mnie różnicę między komunikacją bezosobową (impersonal) i międzyosobową (interpersonal) i staram się opisać związek między jakością komunikacji a jakością życia. Streszczam również całą książkę.
W rozdziale 2 części „Podstawy" przedstawiono podstawowe dla pracy podejście - teorię transakcyjną, a następne dwa rozdziały poświęcono komunikacji werbalnej i niewerbalnej. Wprowadzenie do tych dwóch rozdziałów podkreśla po raz kolejny nierozłączność części złożonej całości zwanej komunikacją interpersonalną.
19
W Części 2: „Otwartość jako wdech", zarysowano wymiary kontaktu interpersonalnego. Sens użycia terminów „otwartość", „wdech" i „wydech" wyjaśniam we „Wprowadzeniu". W książce można wprawdzie zajmować się tylko jednym tematem na raz, jednak takie terminy jak „nadawanie", „mowa", „odbiór" i „słuchanie", brzmią jak przeżytki linearnego podejścia do komunikacji, sprzecznego z podejściem relacyjnym czy transakcyjnym. Kompromisowo uciekłem się więc do pożytecznej dwuznaczności terminu „otwartość", aby przedstawić znaczenie owej otwartości jako „wdechu" w Części 2 i jako „wydechu" w Części 3. Jak już zaznaczyłem, aluzja do czynności oddychania podkreśla nierozłączność obu składowych tej całości.
Rozdział 5 pt. „Samoświadomość" rozpoczyna się wspomnianą wcześniej dyskusją autorstwa Geralda i Marianne Coreyów, potem następuje krótki, lecz intelektualnie prowokujący komentarz Hugha Prathera, a na koniec omówienie pewnych istotnych przeszkód w efektywnej autopercepcji, autorstwa Roberta Boltona. W rozdziale 6 uwaga przenosi się na spostrzeganie osób - William Wilmot przedstawia transakcyjną naturę tego procesu, a Sarah Trenholm i Arthur Jensen omawiają poznanie społeczne. Część 2 zamyka rozdział 7 zawierający trzy omówienia słuchania, z których jedno przedstawia jego związki z procesem retorycznym, drugie koncentuje się na aktywnym rozwijaniu umiejętności słuchania, ostatnie zaś zachęca czytelnika do przejścia od słuchania aktywnego i empatycznego do nastawienia dialogicznego, bardziej zgodnego z perspektywą relacyjną właściwą całej książce.
Część 3 składa się z dwóch rozdziałów. Rozdział 8 zawiera trzy teksty na temat ujawniania siebie (self-disclosure). Pierwsze dwa ukazują na czym zjawisko to polega, trzeci zaś uświadamia czytelnikowi, że nie jest ono remedium na wszelkie problemy komunikacyjne. Następnie rozdział 9 odwołuje się do fragmentów nowej książki Diany lvy i Phila Backlunda, bestselera Deborah Tannen oraz New Małe Sexuality Ber-niego Zilbergelda, by dokonać rozróżnienia między stylem ekspresji kobiet i mężczyzn.
Część 4 - „Związki" - została opisana wyżej w punkcie „Nowy materiał".
Część 5 - „Ponad podziałami" - rozpoczyna się rozdziałem o konflikcie, a kończy rozdziałem o komunikacji międzykulturowej. Rozdział 14 otwiera użyteczna, nowoczesna analiza konfliktu interpersonalnego autorstwa Folgera, Poole'a i Stutmana. Później znajdujemy klasyczny tekst Jacka Gibba „Komunikacja defensywna", a następnie szereg pożytecznych porad Johna Amodeo i Krisa Wentwortha w kwestii sposobów radzenia sobie z gniewen. Rozdział zamyka kolejny celny tekst pióra Hugha Prathera.
Rozdział 15 rozpoczyna się przeglądem, tym razem autorstwa Gudykun-sta i Kima. Następnie Letty Cottin Pogrebin omawia sposoby przekraczania barier w postaci koloru skóry, odmiennych kultur, preferencji seksualnych, niepełnosprawności i wieku. Shirley Weber analizuje znaczenie społeczno-kulturowe języka czarnych, a zamyka rozdział sprawozdanie Paula Rabinowa z jego spotkania z kulturą arabską w osobie przyjaciela - Alego.
Tak jak w poprzednich wydaniach, Część 6 zawiera przedstawienie trzech podejść do komunikacji interpersonalnej - wypowiedzi trzech renomowanych autorów podsumowujące ich poglądy na podstawowe sposoby funkcjonowania w kontakcie z innymi. Rozdział 16 to podejście nauczyciela, rozdział 17 - psychoterapeuty, a rozdział 18 podejście filozofa. Przedstawiłem już nauczyciela, Rolanda Christensena. Psychoterapeuta to Carl Rogers, a filozof to Martin Buber. Wspomnę tu nie po raz pierwszy, iż dochodziły mnie skargi na „niejasność", „trudność w czytaniu" i „zagmatwanie" końcowego tekstu autorstwa Bubera. Na szczęście wiem również, co się dzieje, gdy studenci moi i moich asystentów wchodzą w rzeczywisty kontakt z tą osobą i jej ideami. Studentowi pilnemu i cierpliwemu pisma Bubera stwarzają okazję do docenienia głębi i wagi komunikacji interpersonalnej. Często skłania się do zastosowania idei Bubera w praktyce, zwłaszcza „w biedzie", i dlatego prace tego filozofa stały się tak cenne dla mnie i moich współpracowników. Zgadzam się, że nie są łatwe dla studentów pierwszych lat, ale wierzę w sens stawiania wysokich wymagań, a stopień zrozumienia jego poglądów przez większość moich studentów nieustannie mnie zaskakuje i cieszy.
Pozostałe treści
Podobnie jak w piątym wydaniu, po każdym tekście następują dwa zestawy pytań. Pierwszy zestaw, „Pytania przeglądowe", ma za zadanie przypomnieć czytelnikowi kluczowe idee. Jeśli student jest w stanie na nie odpowiedzieć, wszystko wskazuje na to, że rozumie przeczytany tekst. Zamieszczone następnie „Kwestie do omówienia" wymagają od czytelników podjęcia dodatkowego trudu rozwinięcia, krytyki lub zastosowania w praktyce przemyśleń autora. Niektóre z nich ukazują powiązania między różnymi rozdziałami.
Wiele tekstów zawiera także obszerną bibliografię. Są tam długie listy prac omawiających na przykład komunikację werbalną i niewerbalną, spostrzeganie osób i poznanie społeczne, posługiwanie się językiem przez kobiety i mężczyzn, rozwój związków, przyjaźń i komunikację międzykulturową.
Tak jak w poprzednich wydaniach pragnę przypomnieć czytelnikom, że lektura tej książki na temat komunikacji interpersonalnej nie jest w stanie zastąpić bezpośredniego kontaktu osobistego w życiu codziennym. Właśnie dlatego rozpocząłem książkę wypowiedzią Bubera o „książkach i ludziach", a zakończyłem refleksjami Hugha Prathera na temat świata idei i królestwa „mrocznej śmierci".
21
Podziękowania
Pragnę złożyć wyrazy serdecznego podziękowania autorom i wydawcom przedrukowanych tu materiałów. Bez ich współpracy powstanie tej książki byłoby niemożliwe.
Jestem także niezmiernie wdzięczny recenzentom poprzednich wydań. W poprawkach do nowego wydania istotne były wnikliwe i płodne komentarze następujących osób: Richarda Bryntesona z Concordia College; Dud-leya Cahna z The Stale University of New York w New Paltz; Stephena Coffmana z Eastern Montana College; Donalda Darnella z University of Colorado w Boulder; Jackiego Ganschowa z Del Mar College; Dennisa Garną ze Spring Arbor College; Davida Valleya z Southern Illinois University w Edwardsville; Melissy Wood z University of Iowa oraz Marka Woolseya z Fresno City College.
Na ostateczny kształt książki wpłynęło także bezpośrednio lub pośrednio wiele osób, z którymi miałem szczęście systematycznie się kontaktować. Wysoko cenię obecnych i byłych wykładowców naszego kursu komunikacji interpersonalnej: Milta Thomasa, Karen Zediker, Jeffa Kers-sena, Lisę Coutu, Roberta Graya, Kathy Hendrix, Ruth Huwe, Kenta Nelsona, Laurę Manning i Beckie McCann. Szczególnie ważny zaś był wkład Karen Zediker. Udało jej się w pracy dydaktycznej zintegrować podejścia transakcyjne z różnych czasów, dzięki czemu otrzymała nagrodę University of Washington - jedną z dwu przyznanych asystentom w roku 1994. Praca Karen jest dla mnie jeszcze jednym dowodem słuszności poglądu Rolanda Christensena na temat wzajemnej korzyści z dyskusji na zajęciach - nauczyłem się od niej nie mniej niż ona ode mnie.
Nieoceniona była pomoc kolegów - zarówno tych, którzy wspierali moje poglądy, jak i tych, którzy z nimi polemizowali: Roberta Arundale'a, Isabelle Bauman, Gerry'ego Philipsena, Jody Nyquist i Carole Logan, oraz przyjaciół takich jak Ann Lukens, Fr. Ralph Carskadden, Walt Fisher i John Agnus Campbell. Głównym zaś źródłem i ostatecznym sprawdzianem poglądów zawartych w tej książce są nadal moje najważniejsze związki życiowe - z Kris, Lincolnem, Lisa, Marcią, Markiem, Jamiem, Joshuą, Heleną, Mamą, Bobem, Barbarą, Michaelem i innymi członkami naszej rodziny.
Wszystkim wydaniom Mostów zamiast murów towarzyszyły niezmiennie: moja świadomość zarazem trudności i niezbędności komunikacji interpersonalnej oraz fascynacja wyzwaniem, jakim jest praca nad jej realizacją. Mam nadzieję, że przynajmniej część tej fascynacji zdołam przekazać czytelnikom.
John Stewart
Część 1
Podstawy
$Rozdział 1
Idea książki
"Pisanie o komunikacji interpersonalnej, pisanie w celach dydaktycznych, jest doprawdy trudne, przede wszystkim dlatego, że prawie niemożliwe jest zastosowanie w praktyce tego, w co się wierzy". To zdanie, którym w 1972 roku rozpocząłem wprowadzenie pierwszego wydania Mostów zamiast murów, nadal - w roku 1994 - wydaje mi się równie prawdziwe. Teraz, podobnie jak wtedy, mógłbym myśleć o was po prostu jak o „czytelnikach" czy „studentach", o sobie zaś jak o „autorze" lub „redaktorze" i przejść do „powiedzenia tego, co chciałbym, abyście wiedzieli". Gdybym jednak tak uczynił, otrzymalibyśmy w rezultacie coś znacznie bliższego komunikacji bezosobowej niż międzyosobowej (interpersonalnej).
Takie podejście byłoby w tej książce nieskuteczne, ponieważ ani ja nie jestem po prostu „autorem", „redaktorem" czy „wykładowcą", ani Wy nie jesteście po prostu „czytelnikami" czy „studentami". Każdy z nas jest złożony i wyjątkowy. Ja nazywam się John Stewart, uczę studentów od ponad dwudziestu pięciu lat i uwielbiam prawie wszystko w mojej pracy, obecnie zaś przeżywam jedno z najbardziej podniecających i radosnych doświadczeń w moim życiu - w wieku pięćdziesięciu trzech lat jestem ojcem dwudziestomiesięcznego syna. Miałem długą przerwę w byciu ojcem. Moje starsze córki mają 32 i 31 lat, a wnuki lat 8 i 6. Syn Kris i mój jest więc nie tylko cudem sam w sobie, jest także wujkiem siostrzenicy i siostrzeńca, którzy są od niego starsi i nowym wnukiem mojej mamy, która ma już prawnuki. Lincoln, tak jak przystało w jego wieku, dokonuje nieustannych badań rzeczywistości, uczy się sam zasypiać i (niekiedy) samodzielnie jeść, bez przerwy porozumiewa się niewerbalnie, rozumie większość z tego, co się do niego mówi, i uczy się mnóstwa nowych słów. Każdego dnia Kris i ja uczymy się czegoś nowego jako rodzice.
Pochodzę z północno-zachodniego zakątka Stanów Zjednoczonych i miałem szczęście spędzić większość swojego życia w pobliżu miejsc,
24
gdzie się urodziłem i dorastałem. Uwielbiam zapach słonej wody i poszum, z jakim przecina ją żaglówka lub łódź wiosłowa, wilgotną rześkość tutejszych zim, radość pędu w dół rowerem lub na nartach, pogawędki licznej rodziny podczas świątecznego spotkania i różnokolorowe twarze w kościele naszej kongregacji. Nie lubię sztucznych uśmiechów, zanieczyszczenia powietrza, pretensjonalnych uczonych, reguł określonych niejasno, a sztywno wprowadzanych w życie, ani psujących się urządzeń. Często też niecierpliwią mnie ludzie, którzy nie potrafią lub nie chcą powiedzieć tego, co myślą. Młodość spędziłem w małym miasteczku, a teraz mieszkam w Seattle, blisko Jeziora Waszyngtona. Pasjonuje mnie nauczanie studentów - zarówno nowych idei, jak i tych starych - oraz przeszczepianie analiz filozoficznych na grunt teorii komunikacji. Jestem nadzwyczaj szczęśliwy dzięki mojej pracy i wspólnemu życiu ze zdrową rodziną właśnie w tym, a nie innym miejscu na Ziemi.
Im dłużej badam komunikację interpersonalną i nauczam jej zasad, tym bardziej zadziwia mnie, jak bardzo to, jaki jestem obecnie, jest funkcją związków, których doświadczyłem. Niektóre z najważniejszych osób w moim życiu już nie żyją: na przykład mój ojciec, mój teść, mój pierwszy prawdziwy „szef", Marc Burdick, wykładowcy Peter Ristuben i Ted Karl oraz Allen Clark, przyjaciel, dzięki któremu poznałem prace Martina Bubera. Z innymi, a są to nauczyciele ze szkoły średniej i z uniwersytetu: Frank Richardson, Loris Crampton i Robert Harris, prawie zupełnie straciłem kontakt. Jednak dzięki innym związkom - z Kris i Lincolnem, z mamą i ojczymem, z matką Kris, moją siostrą Barbarą oraz z przyjaciółmi: Johnem Campbellem, Dałem Reigerem, Walterem Fisherem, Jody Nyquist i Karen Zediker - wciąż od nowa się uczę i kształtuję. Wpływ na mnie wywarł także kontakt z kilkoma ludźmi nawiązany za pośrednictwem tego, co napisali, zwłaszcza z Martinem Buberem, Carlem Rogersem, Hansem Georgiem Gadamerem oraz Michaiłem Bachtinem. Kontakty z tym wszystkimi osobami pomogły mi się ukształtować. Jednocześnie czuję pewien trwały, choć nie niezmienny rdzeń, na który składają się wartości, przekonania, wady i zalety decydujące o tym, kim jestem.
Gdybym był tylko „autorem" lub „wykładowcą", mógłbym także przemilczeć fakt, że przygotowywanie szóstego wydania Mostów zamiast murów jest dla mnie prawie równie podniecające jak przygotowywanie wydania pierwszego, oraz swoje zadziwienie tym, że książka nadal przemawia do tak wielu tak różnych osób. Każda wzmianka o niej ze strony studenta, który ją czytał, lub wykładowcy, który z niej korzysta, sprawia mi radość. Jestem szczególnie usatysfakcjonowany, kiedy dowiaduję się od młodych specjalistów z zakresu komunikacji, że książka była dla nich impulsem do zajęcia się tą dziedziną. Możliwość doświadczenia takiej wspólnoty myśli i uczuć skoncentrowanych wokół komunikacji interpersonalnej to prawdziwa łaska. Jestem wdzięczny czytelnikom, że nadal pozwalają mi mówić do siebie wprost i osobiście, nie skazując mnie na bezpieczny, sterylny i bezosobowy styl niektórych „materiałów edukacyjnych".
25
Bezosobowe podejście utrudniłoby nasz kontakt również z tego powodu, że ty także nie jesteś po prostu „czytelnikiem" czy „studentem". Gdzie się urodziłeś i wychowałeś? Jak to na ciebie wpłynęło? Czy czytasz tę książkę z własnej woli, czy też ktoś tego od ciebie wymaga? Jeśli czytasz ją w ramach zajęć, jakie, twoim zdaniem, będą te zajęcia? Pasjonujące? Nudne? Zagrażające? Pożyteczne? Bezpłodne? Jaki jest twój ogólny stosunek do zadawanych lektur? Do nauki? Do jakich grup należałeś i należysz? Do bandy dzielnicowej? Do grupy samopomocy? Do zespołu rockowego? Do korporacji uczniowskiej lub studenckiej? Do klubu turystycznego? Do duszpasterstwa akademickiego? Jakich ostatnio dokonałeś ważnych wyborów życiowych? Zerwanie związku? Przeprowadzka? Zmiana profilu studiów? Porzucenie pracy? Nowy związek?
Nie sugeruję, że do komunikacji z drugą osobą konieczne jest „wchodzenie z butami" w szczegóły jej życia osobistego, chcę tylko powiedzieć, że komunikacja interpersonalna zachodzi między osobami, a nie między rolami, maskami czy stereotypami. Komunikacja interpersonalna między tobą a mną może nastąpić tylko wtedy, gdy każdy z nas da coś z siebie, a jednocześnie będzie otwarty na taki sam komunikat z drugiej strony.
Jednym ze sposobów konceptualizacji mojej koncepcji jest coś, co nazywam ilorazem kontaktu (contact quotienf), czyli IK. Twój IK mierzy, jak dobre połączenie uzyskujesz z drugą osobą. Jest to proporcja jakości doświadczanego kontaktu do możliwej jakości tego kontaktu:
IK = osiągane bogactwo i jakość kontaktu / możliwe bogactwo i jakość kontaktu
Mąż i żona będący małżeństwem od czterdziestu lat mają ogromny mianownik IK - powiedzmy 10000. Jeśli jedno nie odzywa się do drugiego, licznik jest drastycznie niski - może 15, a więc IK w tym przypadku wyniesie 15/10000 - będzie bardzo niski. Jeśli jednak spędzą ze sobą popołudnie i wieczór na rozmowie i wspólnych rozrywkach i będą się kochać, licznik będzie bardzo wysoki - rzędu 9500 - i ich IK zbliży się do 10000/10000. Ty i ja mamy całkiem mały mianownik, co oznacza, że jakość absolutna, którą możemy uzyskać za pośrednictwem tej książki jest względnie niska. Możemy jednak dążyć do IK bliskiego jedności - powiedzmy 100/100 - i taki jest podstawowy cel tego wprowadzenia i innych moich tekstów zawartych w tej książce.
Jednakże maksymalizacja ilorazu kontaktu zachodzącego między tobą a mną może być trudna. Mogę nadal opowiadać ci o tym, kim jestem, ale nie wiem, czy aby mnie poznać, potrzebujesz właśnie tych informacji. W dodatku ja nie wiem prawie nic o tym, co czyni osobę z ciebie - nie wiem nic o twoich wyborach, uczuciach, nadziejach, obawach, mądrości i zaślepieniach - nic o twojej osobowości. To właśnie dlatego pisanie o komunikacji interpersonalnej bywa frustrujące. Omawianie komunikacji interpersonalnej w druku nie oznacza, że w ten sposób dokonuje się wiele z zakresu samej komunikacji.
26
Może jednak dokonać się więcej niż w zwykłym „podręczniku". Nasz związek może być bliższy interpersonalnemu, niż to się często w takich sytuacjach zdarza. Będę się starał zrealizować ten cel, dzieląc się z tobą tym, co rzeczywiście myślę i czuję, w moich wprowadzeniach do lektur, pytaniach przeglądowych i kwestiach do omówienia na końcu każdej z części oraz w czterech esejach, których jestem autorem lub współautorem. Ty zaś - mam nadzieję - otworzysz się, angażując się w tę lekturę w takim stopniu, by jasno ocenić, które z przedstawionych idei i umiejętności mogą być dla ciebie istotne, a które nie. Mam również nadzieję, że będziesz otwarty na inne osoby czytające tę książkę, tak byście mogli korzystać nawzajem ze swoich przemyśleń.
Co uzasadnia takie podejście do komunikacji interpersonalnej?
Zanim zaczniemy dzielić komunikację ludzką na poręczne części, chciałbym przedstawić parę poglądów, którymi kierowałem się przy doborze i organizacji materiału zawartego w tej książce. Uważam, że znajomość jej ogólnego zamysłu ułatwi wam zrozumienie informacji na poszczególne tematy oraz wydobycie z całości tego, co dla was pożyteczne.
Jakość komunikacji a jakość życia
Jedno z moich podstawowych założeń brzmi: istnieje bezpośredni związek między jakością komunikacji a jakością życia. Najlepiej to wyjaśnić odwołując się do przykładu z własnego życia.
Po maturze przez dwa lata byłem w uczelni lokalnej, a potem przeniosłem się, aby zdobyć dyplom magistra. W obu szkołach chodziłem na „kursy wymowy" i zauważyłem, że w każdym z nich czegoś brakowało. Wykładowcy kładli nacisk na umiejętność przekazywania informacji innym i przekonywania ich do tego, na czym nam zależy. Pokazywali studentom, jak poszukiwać idei i przedstawiać je, jak skutecznie gestykulować, jakiej używać intonacji głosu, by przykuć uwagę słuchacza. Studenci pisali referaty i wygłaszali mowy, demonstrując opanowanie tych umiejętności. Brakowało mi jednak w zajęciach czegoś istotnego, i w podręcznikach, i w wykładach nie było w ogóle mowy o związku między jakością komunikacji a jakością życia.
Te informacje można było znaleźć na innych zajęciach i w innych lekturach. Na zajęciach z literatury i antropologii dowiadywałem się, że „żaden człowiek nie jest wyspą" oraz że „człowiek jest zwierzęciem społecznym". Podręczniki psychologii przedstawiały badania nad dziećmi, które cierpiały głęboko, ponieważ były pozbawione dotyku, rozmowy i wszelkiego kontaktu. Lektura z filozofii mówiła to samo tymi słowy: „[...] komunikacja oznacza dla osoby śmierć lub życie. [...] Zarówno jednostka, jak społeczeństwo
27
czerpie podstawowe znaczenie ze związków międzyludzkich. To dzięki dialogowi staje się cud człowieczeństwa i wspólnoty"1.
Teksty i wykładowcy na zajęciach z komunikacji obiecywali studentom, że pomogą im jasno przedstawiać idee, być atrakcyjnymi towarzysko i skutecznie przekonywać innych do własnego zdania. Zdawali się jednak nie doceniać potencjalnego wkładu, jaki może wnieść do komunikacji literatura, antropologia, psychologia i filozofia. Jeśli ludzie są rzeczywiście istotami społecznymi, to człowieczeństwo rodzi się w komunikacji. Innymi słowy, choć komunikacja jest niewątpliwie środkiem wyrażania idei, załatwiania spraw, bawienia, przekonywania i perswazji, jest także czymś więcej. Jest procesem określającym to, kim jesteśmy. W rezultacie jeśli doświadczamy głównie komunikowania się z dystansem, obiektywnego i bezosobowego, możemy ukształtować się całkiem jednostronnie, ale jeśli nasze komunikowanie się jest zasadniczo oparte na bliskości, podtrzymujące i interpersonalne, mamy szansę w większym stopniu rozwinąć nasz ludzki potencjał. Właśnie w ten sposób jakość naszej komunikacji oddziałuje na jakość naszego życia.
Uświadomienie sobie tej prawdy było jednym z powodów zajęcia się przeze mnie nauczaniem komunikacji interpersonalnej oraz motywem przygotowania tej książki. Duży wpływ wywarły na mnie również nowe badania umacniające taki pogląd na komunikację interpersonalną.
Najbardziej sugestywne z badań są dziełem lekarzy. James J. Lynch, członek zarządu Psychophisiological Glinie and Laboratories at the Univer-sity of Maryland School of Medicine, jedną ze swoich nowych książek rozpoczyna tymi słowy:
„Jak się przekonamy, kolejne badania wykazują, że dialog między ludźmi nie tylko w sposób znaczący wpływa na pracę serca, lecz może nawet zmieniać biochemię pojedynczych tkanek na najdalszych peryferiach ciała. Ponieważ krew dociera do każdej ludzkiej tkanki, dialog ma wpływ na całe ciało"2.
Innymi słowy, Lynch twierdzi, że jakość komunikacji wpływa na fizjologiczną jakość życia. Do jego ważnych odkryć należy to, że ciśnienie krwi zmienia się znacznie szybciej i częściej, niż wcześniej sądzono, a największe zmiany ciśnienia zachodzą między innymi wówczas, gdy mówimy lub gdy ktoś mówi do nas. Skomputeryzowane przyrządy pomiarowe pozwalają Lynchowi i innym badaczom z tej dziedziny śledzić nieprzerwanie ciśnienie krwi i przedstawiać dokładnie skutki takich czynności, jak wejście do pokoju, kontakt niewerbalny, czytanie na głos czy rozmowa. Wydaje się, że mówienie wpływa bezpośrednio na ciśnienie
* 1 R. Howe, The Miracle of Dialoge, New York, Seabury, 1963; cyt. za The Human Dialogue, F. W. Matson, A. Montagu (red.), New York, Free Press, 1968, s. 148-149.
2 J. J. Lynch, The Language of the Heart: The Body's Response to Human Dialogue, New York, Basic Books, 1985, s. 3.
28
krwi: podczas badań średnie ciśnienie tętnicze badanych pielęgniarek wzrastało z 92, gdy milczały, do 100 gdy „spokojnie mówiły"3. Słuchanie daje efekt przeciwstawny. Kiedy przestajemy mówić i koncentrujemy się na tym, co mówi druga osoba, ciśnienie spada poniżej poziomu wyjściowego4, i zdarza się to tylko wtedy, gdy rozmawiamy z istotą ludzką - „rozmowy" z kotkami lub pieskami nie wywołują tego efektu5.
We wcześniejszej pracy Lynch omawia bardziej globalne skutki zasadniczo tego samego zjawiska. Przytacza wyniki setek badań medycznych ukazujących korelację między samotnością a słabym zdrowiem. Na przykład osoby o niewielu związkach interpersonalnych umierają zazwyczaj wcześniej niż członkowie wielopokoleniowych rodzin posiadający więcej przyjaciół6. W pewnym badaniu przeprowadzonym przez dwóch szwedzkich lekarzy na bliźniętach jednojajowych stwierdzono nawet, że palenie papierosów, otyłość i poziom cholesterolu jednego z bliźniąt, tego, które doznało ataku serca, nie różniły się od analogicznych cech drugiego, o zdrowszym sercu. Były jednak inne istotne różnice, które badacze określili jako „nieszczęśliwe dzieciństwo i słabe związki interpersonalne". Bliźnięta z chorobą serca przeżywały więcej nierozwiązanych konfliktów, więcej kłótni w pracy i w domu i doznawały mniej wsparcia emocjonalnego7.
Jakie wnioski płyną z tych danych? Lynch ujmuje to następująco:
„Współżycie z innymi ludźmi wpływa na nasze serca [...] a serce odzwierciedla biologiczne podłoże naszej potrzeby przepełnionych miłością związków z innymi ludźmi, której niespełnienie niesie zgubę. [...] Ostateczny wybór jest prosty: albo musimy się nauczyć żyć z innymi, albo umrzeć przedwcześnie w samotności"8.
Nasza fizjologiczna jakość życia zależy więc od czegoś więcej niż obfitość pożywienia, ciepłe ubranie, mieszkanie, wykształcenie i nowoczesne udogodnienia. Jakość egzystencji jest bezpośrednio związana z jakością komunikacji.
Jeśli zajmiemy się innymi niż fizjologiczne aspektami jakości życia, prawda ta objawi się nam jeszcze wyraźniej. Ludzie niekoniecznie obeznani z medycyną od wielu lat mówią o związku między jakością komunikacji a jakością życia. Na przykład filozof Martin Buber pisał:
* 3 J. J. Lynch, The Language, s. 123-124.
4 Tamże, s. 160 i nast.
5 Tamże, s. 150-155.
6 J. J. Lynch, The Broken Heart: The Medical Consequences of Loneliness, New York, Basic Books, 1977, s. 42-51.
7 E. A. Liljefors, R. H. Rahe, Psychosocial Characteristics of Subjects with Myocardial Infraction in Stockholm, w: Life Stress liness, E. K. Gunderson, R. H. Rahe (red.), Springfield, IŁ, Charles C. Thomas, 1974, s. 90-104.
8 J. J. Lynch, The Broken Heart, s. 14.
29
Czymś wyjątkowym w świecie ludzkim jest nieustanne dzianie się w przestrzeni pomiędzy jedną osobą a drugą, co nigdy nie zdarza się w świecie zwierząt ani roślin. [...] To dzięki temu dzianiu się ludzie są ludźmi. [...] Te szczególne wydarzenia rozpoczynają się dzięki zwróceniu się jednego człowieka do drugiego, spostrzeżeniu go jako szczególnego bytu jednostkowego i propozycji wzajemnej komunikacji, dzięki której na bazie świata każdej z jednostek buduje się świat wspólny9.
Psycholog John Powell przekazuje ten sam pogląd w prostszych słowach: „To, kim jestem w każdym momencie procesu stawania się osobą, zawsze zależy od mojego związku z tymi, którzy mnie kochają lub odmawiają mi miłości, z tymi, których kocham lub im miłości odmawiam"10.
„No dobrze - możesz powiedzieć - nie jestem przeciwny wzniosłym ideałom wyrażanym przez wszystkich tych ludzi i widzę związek między jakością życia a jakością komunikacji. Ale spójrzmy na to praktycznie. Traktowanie wszystkich jako osobistych przyjaciół nie zawsze jest możliwe i nie zawsze jest rozsądne. Ponadto możesz być pewny, że inni ludzie nie zawsze będą cię traktować w ten sposób. Oczekiwanie, że twoja komunikacja będzie zawsze przyjazna i wspierająca, byłoby nierealistyczne. Nieprzerwanie trwa komunikacja bezosobowa".
Zgoda. Wiele czynników utrudnia czy wręcz uniemożliwia taką komunikację. Definicje roli, stosunki związane ze statusem, różnice kulturowe, otoczenie fizyczne, ograniczenia czasowe - wszystko to może być przeszkodą w kontakcie interpersonalnym. Niedostatki wiedzy i umiejętności mogą także ograniczać komunikację, której doświadczacie. Ktoś może pragnąć bezpośredniego kontaktu z drugą osobą, lecz po prostu nie wiedzieć, jak go zrealizować.
W jeszcze innych sytuacjach może to być możliwe, ale jak stwierdziłeś, nierozsądne. Relacje władzy lub poziom wrogości mogą czynić to zbyt ryzykownym. Znam na przykład człowieka, który nauczał komunikacji interpersonalnej w ramach zajęć przystosowawczych do życia na wolności dla więźnów. Eryk pracował również w więzieniu jako wychowawca. Jego władza jako strażnika znacznie wpływała na jego możliwości jako wykładowcy komunikacji interpersonalnej. Niektórzy uczniowie reagowali pozytywnie na usiłowania nawiązania kontaktu. Jednakże inni byli tak ukształtowani przez lata spędzone w różnych więzieniach, że obchodziło ich tylko zachowanie własnej pozycji w hierarchii skazanych i jak najszybsze wydostanie się na wolność - legalnie lub w jakikolwiek inny sposób. Toteż Eryk nie widział sensu podejmowania prób komunikacji ze wszystkimi swoimi uczniami w sposób ściśle „interpersonalny".
* 9 Jest to parafraza tego, co pisze M. Buber w Ja i Ty, przeł. J. Doktor, Warszawa, PAX, 1992, s. 116. Kursywa dodana.
10 J. Powell, Why Am l Afraid to Tell You Who l Am?, Chicago, Argus Communications, 1969,3.43.
30
Istota ludzka rodzi się w kontaktach międzyludzkich
Drugie założenie, na którym opierają się materiały zawarte w tej książce, ściśle związane z poprzednim, głosi, że w świecie ludzkim istnieje podstawowy ruch skierowany na związek, a nie na odzielenie. Może brzmi to nieco mgliście, ale mam nadzieję, że po przeczytaniu kilku następnych akapitów stanie się bardziej jasne. Po pierwsze, uważam, że życie ludzkie jest pewnym procesem, a jego najistotniejszy wymiar to stawanie się w pełni ukształtowaną osobą. Dotychczas nic rewelacyjnego, prawda?
Po drugie, ludzie są istotami relacyjnymi, a nie odizolowanymi. Nasza natura i egzystencja domaga się kontaktu z innymi osobami. Gdybyście byli w stanie połączyć ludzkie jajo i spermę w środowisku całkowicie bezosobowym - w sztucznym łonie, przeprowadzić poród z pomocą automatów, a potem w ten sam sposób dziecko odżywiać, przebierać itp. - istota przez was wyhodowana nie byłaby osobą. Dlaczego? Ponieważ żeby stać się osobą, musimy doświadczyć związku z innymi osobami. Tego poglądu nie można oczywiście udowodnić eksperymentalnie, ponieważ byłoby nieetyczne potraktować w ten sposób jakąkolwiek ludzką istotę. Istnieją jednak pewne dowody empiryczne pochodzące z badań nad „dzikimi" dziećmi -dziećmi wychowywanymi przez pewien czas przez wilki lub inne zwierzęta. Jedna z książek opowiada o Dzikim Chłopcu z Aveyron - „dziwnym stworzeniu", które wyłoniło się z lasu w południowej Francji 9 stycznia 1800 roku i zostało schwytane na wykopywaniu warzyw w wiejskim ogrodzie. Według ludzi, którzy je poznali, „stworzenie" to:
"[...] cieleśnie było człowiekiem i chodziło w postawie wyprostowanej. Wszystkie inne jego cechy zdawały się zwierzęce. Było nagie, wyjąwszy łachman wokół bioder, i nie okazywało skromności, ani świadomości jakiegokolwiek związku swej ludzkiej egzystencji z tymi, którzy je schwytali. Nie umiało mówić, wydawało tylko dzikie, pozbawione znaczenia okrzyki. Pomimo bardzo niskiego wzrostu sprawiało wrażenie chłopca w wieku 11-12 lat [...]".
Stworzenie zawieziono do słynnego lekarza, doktora Pinela, jednego z twórców psychiatrii. Nie był on w stanie nic poradzić, częściowo dlatego, że „chłopiec nie miał ludzkiego poczucia rzeczywistości. Nie miał poczucia jakiegokolwiek związku z innymi osobami"12. „Dzikus z Aveyron" dokonał postępu dopiero dzięki eksperymentowi innego lekarza, doktora Jean-Marca Gasparda Itarda. Pierwszym krokiem Itarda było oddanie go pod opiekę dojrzałej, kochającej matki zastępczej, pani Guerin. W tym domu chłopiec nauczył się „używać własnego nocnika", ubierać się samodzielnie, przychodzić na zawołanie, a nawet kojarzyć niektóre litery alfabetu z obrazkami.
* 11 R. Shattuk, The Forbidden Experiment: The Story of the Wild Boy of the Aveyron, New York, Farrar Straus Giroux, 1980, s. 5.
12 Tamże, s. 37.
31
W pierwszym sprawozdaniu z rocznych wysiłków socjalizacji dzikiego chłopca Itard kładzie nacisk na wagę ludzkiego kontaktu w stawaniu się osobą. Opisuje szczegółowo zdarzenia dowodzące ważności „poczucia przyjaźni" między nim a chłopcem, a zwłaszcza między chłopcem a panią Guerin: „Żeby zrozumieć tę sytuację, należy sobie uświadomić, jaki wpływ na dziecko mają nieustanne gaworzenie i pieszczoty, które są naturalnym odruchem matczynego serca i źródłem pierwszych uśmiechów i radości ludzkiego życia"13. Bez tego kontaktu młoda ludzka istota była „stworzeniem" i „dzikusem". Dzięki niemu zaczęła stawać się osobą.
Takie relacje stanowią kolejny argument na rzecz tezy, że istota ludzka rodzi się w kontaktach międzyludzkich. Nasze geny zapewniają nam potencjał rozwoju w istoty ludzkiej, lecz bez kontaktu ten potencjał nie może zostać uaktywniony. Korzyści, jakie ludzie mogą odnosić z samotności, medytacji i milczącej refleksji, są możliwe tylko wówczas, gdy istnieją trwałe związki. Powszechnie twierdzi się, że jesteśmy formowani przez kontakty z naturą, kontakty z innymi ludźmi i istotami wyższymi, czy to z siłami nadprzyrodzonymi, czy z Bogiem, zależnie od tego, w co wierzymy. (Ta książka koncentruje się na drugim rodzaju kontaktu - z innymi ludźmi). Dlatego właśnie istnieje bezpośredni związek między jakością twojej komunikacji i jakością twojego życia. Dlatego też zachęcam cię do przeanalizowania swojej komunikacji w kategoriach ilorazu kontaktu (IK). Nikt nie jest w stanie utrzymać kontaktu tej samej jakości ze wszystkimi spotkanymi osobami we wszystkich sytuacjach. Możesz jednak kontrolować jakość swego możliwego kontaktu z innymi osobami i pracować na rzecz osiągnięcia IK o wartości 1/1.
Powtarzam: nie twierdzę, że jeżeli wszyscy się zrelaksują, wezmą za ręce, uśmiechną i wpatrzą we wschód słońca, to znikną wszelkie konflikty i świat stanie się rajem. Na taką naiwność jestem po prostu za stary. Czasami obawy ograniczające komunikację interpersonalną są całkowicie uzasadnione - często rzeczywiście jesteśmy narażeni na plotki, kłamstwa, manipulacje i nadużycie władzy ze strony innych osób. Zgubna może być także niewiedza. Jeśli nie wiem, jak słuchać, jak rozmawiać o uczuciach lub jak objaśniać idee abstrakcyjne, wystarczy to już, by zahamować kontakt.
Chodzi jednak o to, że komunikacja omawiana w tej książce nie ogranicza się do modnej psychologii popularnej, do ćwiczeń zachodniej klasy średniej w narcyzmie. Jest ona ugruntowana w zasadniczych przekonaniach na temat istot ludzkich i znaczenia komunikacji w życiu ludzi - bez względu na ich pochodzenie, kulturę, płeć czy wiek. W pierwszym tekście rozdziału drugiego przedstawiam ten pogląd dokładniej, dokonując rozróżnienia ekspresyjnych, instrumentalnych i kształtujących osobę funkcji komunikacji. Mam nadzieję, że po tej lekturze ujrzycie omawiane tu dwa podstawowe założenia w nowym świetle.
* 13 Tamże, s. 119.
32
Plan książki
Dotychczas starałem się wytłumaczyć, że komunikacja interpersonalna różni się tym od komunikacji bezosobowej, że polega na kontakcie między (inter) osobami (personalna). Oznacza to, iż aby nastąpiła komunikacja interpersonalna, każdy z uczestników musi chcieć i umieć udostępnić coś z tego, co czyni go osobą, oraz być świadomym tego, co czyni osobą kogoś innego. Ta gotowość i umiejętność występuje tylko wtedy, gdy zaangażowani partnerzy: (1) są zaznajomieni z podstawowymi składnikami procesu komunikacji między ludźmi, (2) chcą i potrafią adekwatnie spostrzegać i słuchać siebie samych i innych, (3) chcą i potrafią udostępniać siebie i swoje poglądy innym, (4) wiedzą, jak funkcjonują podstawowe procesy komunikacji w różnych związkach, (5) dysponują możliwościami radzenia sobie z różnicami, oraz (6) potrafią zsyntetyzować z pożytkiem cały ten zespół postaw i umiejętności.
Dlatego też podzieliłem Mosty zamiast murów na pięć części. W następnych trzech rozdziałach omawiamy podstawowe składniki - dajemy wam ogólny pogląd na proces komunikacji, komunikację werbalną i komunikację niewerbalną. Teksty zawarte w rozdziale 2 wyjaśniają, co oznacza twierdzenie, że komunikacja interpersonalna to „kontakt pomiędzy osobami", ukazują związki między komunikacją a zdrowiem oraz mówią, w jaki sposób komunikacja w różnych sytuacjach społecznych może być autentycznie „synergiczna". Następnie w rozdziale 3 omawiamy, w jaki sposób słowa mogą dzielić ludzi i łączyć ich, natomiast w rozdziale 4 kilku autorów pisze o komunikacji niewerbalnej.
Część 2 także składa się z trzech rozdziałów. Pierwszy z nich - rozdział 5 - składa się z trzech fragmentów na temat samoświadomości. Rozdział 6 poświęcony jest procesom percepcji i percepcji osób, a rozdział 7 -słuchaniu. Następne dwa rozdziały Części 3 mówią o ujawnianiu siebie, i o różnicach między stylami ekspresji mężczyzn i kobiet.
Ostatnie trzy części książki skupiają się na zagadnieniach praktycznych. W czterech rozdziałach Części 4 omawiamy związki: w rozdziale 10 opisujemy, w jaki sposób negocjuje się związki w kontakcie werbalnym i niewerbalnym, a następnie zajmujemy się przyjaźnią (rozdział 11), komunikacją w rodzinach (rozdział 12) oraz omawiamy komunikację między bliskimi partnerami (rozdział 13).
Z kolei w dwóch rozdziałach składających się na Część 5 zmierzyliśmy się z przykładami trudnych sytuacji zastosowania wiedzy i umiejętności komunikacyjnych. W rozdziale 14 skupiamy się na konflikcie, a w rozdziale 15 omawiamy komunikację międzykulturową. Lektura tych rozdziałów może was uzbroić do stawienia czoła takim wyzwaniom, jak wrogość, defensywność, gniew, etnocentryzm, rasizm i związane z nimi napięcia.
Końcowa część Mostów zamiast murów zawiera trzy całościowe wizje komunikacji opisane przez C. Ronalda Christensena - słynnego nauczyciela,
33
Carla Rogersa - słynnego psychoterapeutę i Martina Bubera - słynnego filozofa. Lektury te ukazują, jak można zsyntetyzować i skondensować poszczególne mądrości, postawy i umiejętności omawiane w pozostałych rozdziałach. Przedstawiają także pewne dodatkowe sposoby przeniesienia tych treści z sali wykładowej do prawdziwego życia.
Przed każdym tekstem znajdują się komentarze wstępne zwracające uwagę na to, co uważam za jego kluczowe idee. Na końcu tekstu zaś umieściłem dwa rodzaje pytań. „Pytania przeglądowe" mają pomóc w przypomnieniu kluczowych idei. „Kwestie do omówienia" mają sprowokować czytelników do przemyśleń i dyskusji, zwłaszcza na temat tego, jaki związek mają idee zawarte w tekście (1) z ich własnymi doświadczeniami życiowymi oraz (2) z ideami zawartymi w innych tekstach.
Oto co nas czeka. Mam nadzieję, że będzie to zarówno pożyteczne, jak i atrakcyjne.
$Rozdział 2
Wprowadzenie do komunikacji interpersonalnej
Do najlepszych zajęć podczas mojej nauki w colledge'u należało „Wprowadzenie do filozofii". W części o ich atrakcyjności stanowił wykładowca: znał się na tym, co wykładał i uwielbiał to robić. Po paru latach odkryłem jednak, że lubiłem te zajęcia z powodu zawartości myślowej lektur i dyskusji o nich. Sądziłem, że koresponduje ona z moim własnym sposobem myślenia. W czasie dalszej nauki uzupełniałem zajęcia z komunikacji studiowaniem filozofii. W treści tego eseju znajduje odzwierciedlenie owa dwoistość zainteresowań.
Pierwotnie greckie określenie „filozofia" oznaczało miłość mądrości, gdzie mądrość była definiowana przez kontrast z tymi rodzajami wiedzy, które są niezbędne do uprawiania sztuki, polityki czy nauki. Oznaczało to, że philo-sophia zajmuje się „prawdami wiecznymi" i pytaniami tak ogólnymi, jak: „Co oznacza bycie osobą dobrą?" lub „Skąd wiemy, że naprawdę coś wiemy?" Później filozofię definiowano jako „systematyczną krytykę założeń" wstępnych, co jest innym sposobem stwierdzenia tego, że filozofia zajmuje się pierwszymi zasadami, podstawowymi sposobami rozumienia rzeczywistości, ukrytymi założeniami. Podczas lektury wielu prac filozoficznych można odnieść wrażenie, że filozofia bywa nudna czy wręcz jest „przelewaniem z pustego w próżne". Często jednak jest ona frapująca i istotna, ponieważ filozof mówi nam: „Chwileczkę! Zanim zaczniesz splatać skomplikowaną sieć wyjaśnień na temat komunikacji ludzkiej lub systemu ekonomicznego, lub historii kultury, lub działania systemu politycznego, lub czegokolwiek innego, postaraj się osiągnąć jasność w pewnych sprawach podstawowych: Kiedy na przykład mówisz o komunikacji ludzkiej, musisz mieć jakieś założenia co do tego, co w istocie przekazują sobie ludzie, kiedy się komunikują? Przemyśl te założenia". Filozof może powiedzieć: „Jeśli każda istota ludzka postrzega świat na swój własny sposób, to ja mogę się komunikować tylko z moją percepcją ciebie. Nigdy nie mogę nawiązać
35
z tobą prawdziwego kontaktu. Mogę jedynie, mówiąc po prostu, komunikować się z samym sobą!"
Takie podstawowe problemy mnie intrygują. Zdaję sobie sprawę, że wiele rozmów, które mogły być fascynujące zostało stłumionych przez czyjeś dogmatyczne upieranie się, by każdy „zdefiniował pojęcia". Wiem jednak również, że można uniknąć mnóstwa niejasności, jeśli uczestnicy rozmowy podzielają rozumienie jej przedmiotu.
W poniższym eseju omawiam moją definicję tematu tej książki - komunikacji interpersonalnej. Zajmuję się przede wszystkim tym, co rozumiem przez dwie połówki słowa „interpersonalna" - kontakt między (inter) osobami (personalna). Moim głównym celem jest objaśnienie, dlaczego podejście do komunikacji interpersonalnej przyjęte w tej książce może się różnić od tego, czego się spodziewacie. Różni się ono przede wszystkim tym, iż uznaje i podkreśla fakt, że komunikacja jest ważna nie tylko dla „załatwiania spraw" - odziałuje ona również na to, kim jesteśmy.
#John Stewart
Komunikacja interpersonalna: kontakt między osobami
Sam fakt, że czytasz te książkę, oznacza, iż postanowiłeś poważnie myśleć, a nawet - mam nadzieję - dyskutować o komunikacji interpersonalnej. Mógłbyś przecież wybrać tyle innych przedmiotów. Mógłbyś zacząć studiować sztukę oratorską, produkcję telewizyjną lub komunikowanie się w organizacji. Twoje lektury, myśli i dyskusje mogłyby dotyczyć geologii, matematyki, literatury angielskiej lub religii — zresztą możliwe, że zajmujesz się jednocześnie którymś z tych przedmiotów. Lecz co to jest „komunikacja interpersonalna"? Co oznacza studiowanie tego właśnie przedmiotu?
Czy jest to komunikacja dwóch osób? A może komunikacja dwóch osób do pięciu (a powyżej pięciu staje się „dyskusją grupową" lub „podejmowaniem decyzji w małej grupie)? Lub może chodzi o nieformalną komunikację „twarzą w twarz"? Albo o komunikację podtrzymującą? A może terapeutyczną? Do czego tak naprawdę przyda ci się lektura tej książki?
Nie zamierzam przesadzać z „definiowaniem pojęć", uważam jednak, że komunikacja interpersonalna wykracza poza każdą z wyżej przedstawionych definicji. Moim zdaniem, kiedy używa się określenia „interpersonalna" w stosunku do komunikacji, oznacza to coś więcej niż komunikację „między dwiema osobami", „twarzą w twarz", „nieformalną" lub „ciepłą i podtrzymującą".
Określenie „interpersonalna" odnosi się do typu lub jakości kontaktu międzyludzkiego właściwego wielu przypadkom komunikowania się, między innymi rozmowie telefonicznej (która nigdy przecież nie jest „twarzą w twarz"), ostrej kłótni (która rzadko bywa „ciepła i podtrzymująca"), spotkaniu dziesięcioosobowej komisji, a nawet przemowom publicznym. Właściwa definicja czy podejście wyrasta z dwóch założeń, które omówiłem we wprowadzeniu do książki, i pociąga za sobą rozszerzenie zakresu badania komunikacji interpersonalnej z jej funkcji wyłącznie ekspresyjnej czy instrumentalnej na jej implikacje dla budowania osoby. Moim zdaniem, komunikacja interpersonalna jest to taki typ, jakość lub rodzaj kontaktu, który pojawia się, kiedy osoby mówią lub słuchają w sposób, maksymalizujący to, co osobiste.
I cóż to wszystko ma znaczyć? „Ekspresyjna lub instrumentalna", „typ, jakość lub rodzaj", „kontakt", „to, co osobiste"? No cóż, użyłem wszystkich tych pojęć nie po to, by mieszać wam w głowach lub epatować żargonem. Celem naszej pierwszej lektury jest rozszyfrowanie tej definicji i wyjaśnienie, w jaki sposób oparte na niej podejście do komunikacji interpersonalnej wpływa na całą treść książki.
Osoby
Zacznijmy od „tego, co osobiste". Uważam, że w toku życia rodzinnego, zawodowego, towarzyskiego i szkolnego nasze kontakty z innymi ludźmi przybierają dwie różne formy: traktujemy ich i jesteśmy przez nich traktowani w sposób bezosobowy lub osobisty. Nie twierdzę, że jest to wyraźna dychotomia: czasem dominuje wzajemne traktowanie osobiste, czasem bezosobowe. Jednak „osobiste" i „bezosobowe" to, jak się wydaje, dwa bieguny skali opisującej nasze związki z innymi. Komunikacja z kasjerami bankowymi, recepcjonistami w hotelu, pracownikami rejestracji w szpitalu ma zazwyczaj charakter bezosobowy i w większości wypadków jest to całkowicie zgodne z oczekiwaniami i uzasadnione. Komunikacja z członkami rodziny, kochanymi osobami, współmałżonkami jest zawsze przynajmniej w jakiejś części osobista. Główna teza książki sprowadza się do tego, że chociaż całe nasze komunikowanie się nie może być osobiste, może mieć ono taki charakter w dużo większym niż dotychczas stopniu. Gdyby tak się stało, los nasz i osób, z którymi się kontaktujemy, uległby znacznej poprawie.
Warunkiem postępu w tym kierunku jest dokładniejszy opis skali bezosobowe-osobiste w komunikacji. W początkach naszego wieku człowiek nazwiskiem Martin Buber zawarł taki opis w małej książeczce, która dzisiaj należy już do klasyki. Książka nosi tytuł Ja i Ty i od opublikowania w 1922 roku została przetłumaczona na ponad dwadzieścia języków, sprzedana w milionach egzemplarzy na całym świecie i nadal jest czytana, omawiana i cytowana przez nauczycieli i badaczy komunikacji, filozofów, psychologów, specjalistów od edukacji, antropologów i teologów. Angielskie tłumaczenie tytułu - I and Thou
37
- mogłoby sugerować, że jest to praca religijna, ponieważ Thou jest odpowiednikiem You używanym w kontekście wzniosłym i religijnym właśnie. Tak jednak nie jest.
W tej książce i zasadniczo we wszystkich pracach napisanych od roku 1922 do śmierci w roku 1965 Buber na różne sposoby zajmował się wymiarem „bezosobowe-osobiste" w związkach międzyludzkich i komunikacji. W trzyakapitowym fragmencie pod koniec pierwszej części Ja i Ty Buber podsumowuje to rozróżnienie, które stało się podstawą jego podejścia do komunikacji interpersonalnej. Oto moje streszczenie jego tez opatrzone uwagami na marginesie, które za chwilę wyjaśnię.
Ludzie mogą traktować świat na dwa różne sposoby:
jako zbiór wzajemnie wymiennych części jako mierzalny jako kontrolowany jako tylko reagujący, ale nie adresowalny lub jako coś wyjątkowego jako coś, co zdarza się tobie jako niemierzalny jako źródło wyboru
Świat ma dla człowieka dwojakie oblicze, tak jak dwojaka może być postawa ludzka. (Jest to zresztą powtórzenie pierwszego zdania książki. W ten sposób Buber sygnalizuje, że w tym miejscu dokonuje podsumowania swego głównego poglądu).
Postrzega on wokół siebie byt, zwykłe rzeczy i istoty jako rzeczy, postrzega wokół siebie dzianie się, zwykłe procesy i działania jako procesy, rzeczy złożone z właściwości, procesy złożone z chwil, rzeczy naniesione na siatkę przestrzeni, procesy naniesione na siatkę czasu, rzeczy i procesy ograniczone przez inne rzeczy i procesy, za ich pomocą mierzalny, z nimi porównywalny, uporządkowany świat, świat oddzielony.
Do pewnego stopnia można temu światu zaufać, ma on swoją konsystencję i trwałość, można objąć spojrzeniem jego strukturę, można go zawsze wydobyć na światło, powtarza się go z zamkniętymi oczami, a bada z otwartymi. Świat ten istnieje wszak przyklejony do twego naskórka, jeśli to akceptujesz, przykucnięty* w twojej duszy, jeśli tak wolisz; jest twoim przedmiotem, pozostaje nim według twego upodobania, i pozostaje dla ciebie z gruntu obcy, poza tobą czy w tobie. Postrzegasz go, uznajesz za „prawdę", pozwala ci się wziąć, lecz ci się nie oddaje. Tylko odnosząc się do niego możesz „porozumieć się" z innymi; chociaż każdemu przedstawia się inaczej, gotów jest być dla was wspólnym przedmiotem, ale nie możesz spotkać w nim innych. Nie możesz żyć bez niego, jego niezawodność chroni cię, gdyby jednak wchłonęła cię weń śmierć, byłbyś pogrzebany w nicości.
Człowiek spotyka też byt i stawanie się jako swoje Naprzeciw, ale zawsze tylko jako jedną istotę i każdą rzecz, tylko jako istotę; to, co istnieje, objawia mu się, a to, co się dzieje, przytrafia mu się jako byt. Nic prócz tego jednego nie jest obecne, ale to jedno obecne jest w sposób kosmiczny. Ulotniły się miara i porównanie, i od ciebie zależy, jaka część tego, co niezmierzone, stanie się dla ciebie rzeczywistością. [...] Świat, który ukazuje ci się w ten sposób, jest zawodny, ponieważ ukazuje ci się wciąż na nowo i nie możesz trzymać go za słowo. Nie ma spoistości, gdyż wszystko przenika w nim wszystko. Nie jest trwały, gdyż przychodzi nawet nie wezwany i znika, nawet gdy się go zatrzymuje. Jest nieprzejrzany: gdy chcesz go przejrzeć, tracisz go. Przychodzi, aby cię dosięgnąć, ale gdy nie znajduje ciebie, gdy cię nie spotyka, pierzcha. Przychodzi jednak
38
ponownie, odmieniony. Nie znajduje się poza tobą, dotyka twej podstawy, a nazywając go „duszą swej duszy" nie mówisz za jako adresowalny wiele [...] Między tobą a nim jest wzajemność dawania. Mówisz do niego Ty i dajesz mu siebie; on mówi do ciebie Ty i daje ci siebie. Nie możesz porozumieć się na jego temat z innymi [...]
Świat-To jest spójny w przestrzeni i w czasie.
Świat-Ty nie jest zintegrowany w czasie i w przestrzeni1.
Jak widzimy, Buber określa bezosobowe jako „To", a osobiste jako „Ty". Dowodzi, że jako ludzie mamy dwojaką zdolność do odnoszenia się do tego, co nas otacza, traktując to albo jako „to", albo jako „ty". A różnica między tymi dwoma trybami odnoszenia się jest bardzo istotna.
Wyjątkowe
Rozważmy przez chwilę własności To i Ty, które wyodrębniłem na marginesie powyższego cytatu. Być może najważniejsze jest to, że osoby są wyjątkowe. Chociaż oglądając pod mikroskopem pióro, którym właśnie piszę, można by odkryć jakieś szczerby, skazy koloru lub wytarcia materiału, które są odmienne niż na każdym innym piórze, to w praktyce pióro to jest takie samo jak jakiekolwiek pióro nr 2. To samo można powiedzieć o wszystkich innych przedmiotach, wśród których obecnie się znajduję - o moim komputerze, lampie, przycisku do papieru, filiżance do kawy, kalkulatorze itd. Mogą istnieć między nimi jakieś drobne różnice, ale z praktycznego punktu widzenia moje krzesło jest wymienne na inne tak samo zaprojektowane, podobnie jak wszystkie inne znajdujące się tu przedmioty.
Inaczej jest z osobami. Możemy być traktowani jak wzajemnie wymienne elementy, lecz z wielu powodów praktycznych warto pamiętać o tym, że nimi nie jesteśmy, że każdy z nas jest wyjątkowy. Pamiętam opinię pewnego genetyka, który stwierdził, że biorąc pod uwagę złożoność wyposażenia genów i chromosomów każdej jednostki, prawdopodobieństwo posiadania przez dwie osoby, które nie są bliźniętami jednojajowymi, takiego samego materiału genetycznego wynosi jeden na dziesięć do potęgi 10000. Jest to mniej niż jedna szansa na miliard bilionów! Innymi słowy, każdy z nas jest zasadniczo genetycznie jedyny w swoim rodzaju. Jednak nawet jeśliby tak nie było - wszak bliźnięta jednojajowe są wyposażone w ten sam wyjściowy materiał biologiczny - gwarancją wyjątkowości każdego z nas są odmienne doświadczenia życiowe. Jeśli w to wątpisz, przypomnij sobie różnice między znanymi ci bliźniętami. Możesz także sprawdzić wyjątkowość innych ludzi przeprowadzając pewien eksperyment. Po skończeniu lektury tego rozdziału zapytaj kogoś z kolegów o jego wrażenia z książki, jakiegoś akapitu czy nawet jednego zdania. Pozornie wasze wrażenia mogą być podobne, ale po nieco bliższym zbadaniu stanie się jasne, że są wyjątkowe. Ty jesteś tylko jeden.
* 1 Parafraza M. Buber, Ja i Ty, przeł. J. Doktor, Warszawa, PAX, 1992, s. 58-59.
39
„No dobrze, możesz powiedzieć, krzesła mogą być wymienne, a ludzie wyjątkowi, lecz sama wyjątkowość nie czyni osoby. Każdy pies, kot czy koń jest również wyjątkowy, tak jak wszystkie inne żywe istoty". To całkiem trafna wątpliwość. Choć zoolodzy, a nawet weterynarze mogą dowodzić, że zwierzęta nie są wyjątkowe, jestem przekonany, że nasza kotka Pansy jest odmienna od wszystkich innych znanych mi kotów. Pójdźmy więc nieco dalej. Wyjątkowość może być ważną częścią różnicy między osobistym i bezosobowym, lecz co jeszcze się na nią składa?
Niemierzalność
Druga różnica, na którą zwraca uwagę Buber, polega na tym, że świat bezosobowy, jest całkowicie mierzalny - jest to świat istniejący w czasie i przestrzeni (czasoprzestrzenny), inaczej niż świat ludzki. Po części chodzi mu o to, że nawet przedmioty skrajnie złożone, takie jak potężne komputery, nowocześnie wyposażone samochody czy pięćdziesięciopiętrowe wieżowce, mogą zostać w pełni opisane w kategoriach przestrzeni i czasu. Do tego właśnie służą schematy - zawierają wszystkie miary niezbędne do odtworzenia przedmiotu - długość, szerokość, prędkość, natężenie i napięcie prądu, ciężar właściwy, obwód, twardość itp. Choć pewne wartości trudno zmierzyć bezpośrednio - szybkość fotonu, temperaturę pocałunku, czas trwania eksplozji - żaden przedmiot nie posiada części, które nie byłyby, przynajmniej teoretycznie, mierzalne.
Nie da się tego powiedzieć o osobach. Nawet gdybym trafnie określił twój wzrost, wagę, temperaturę, ciężar właściwy, prędkość i potencjał elektryczny, nie opisałbym w sposób wyczerpujący osoby, którą jesteś. Niektórzy specjaliści z dziedziny psychologii poznawczej uwzględniają w swoich modelach składniki osobowości określane jako „schematy", „wzorce poznawcze" lub „kategorie", które zdają się nie posiadać żadnego bytu przestrzenno-czasowego (mierzalnego), lecz można je wywieść z obserwacji naszego zachowania. Ludzie o mniej naukowych skłonnościach nazywają ten niemierzalny składnik ludzkim „duchem", „duszą", „psychiką" lub „osobowością". Niezależnie od nazwy składnik ów niewątpliwie istnieje.
Najbardziej oczywistym przejawem tej niemierzalnej części nas są zjawiska zwane emocjami lub uczuciami. Chociaż jesteśmy w stanie mierzyć zjawiska związane z uczuciami - fale mózgowe, pocenie się dłoni, tętno, odpowiedzi w testach - to, co odzwierciedlają te miary, jest odległe od samych uczuć. „Puls 110, oddech 72, skala Likerta 5,39, reakcja skórno-galwaniczna 0,36 omów" to dokładne dane, lecz zupełnie nie oddają one tego, co dzieje się we mnie, kiedy witam ukochaną osobę.
I jeszcze jedno: tych niemierzalnych emocji czy uczuć nie da się włączać i wyłączać wedle naszej woli - są one zawsze częścią tego, czego doświadczamy. Współcześni specjaliści od dydaktyki porzucili ideę, że kurs akademicki może koncentrować się wyłącznie na „intelektualnej" czy „obiektywnej" stronie studiowanych tematów, ponieważ studenci - tak jak inni ludzie - zawsze nie tylko myślą, ale i czują. Emocje i uczucia są częścią każdego uczenia się, nawet
40
matematyki czy nauk ścisłych. Ostatnio pewien filozof ujął to inaczej, dowodził, że powinniśmy pozbyć się „uprzedzeń wobec uprzedzeń". Jeśli potraktujemy uprzedzenie jako naładowany emocjonalnie wniosek tworzony przed poznaniem wszystkich niezbędnych faktów, to każdy z nas jest w jakimś stopniu uprzedzony. Dzieje się tak, ponieważ nigdy nie dysponujemy „wszystkimi niezbędnymi" faktami i zawsze w jakiś sposób reagujemy emocjonalnie na poznawane informacje. Proponuje więc ów filozof, że zamiast starać się pozbyć tego rodzaju uprzedzeń, bardziej rozsądnie byłoby, uznać ich stałą obecność. Zidentyfikować je i starać się zmniejszać ich efekty negatywne.
Ogólnie chodzi tu o przekonanie, że osoba to coś więcej niż to, co obserwowalne i mierzalne. Chociaż ludzki „duch" i ludzkie „uczucia" są rzeczywistym konkretem w tym sensie, że doświadczamy ich bez przerwy, tych elementów nas samych nie da się całkowicie uchwycić w kategoriach przestrzenno-czasowych.
Co w takim razie ze zwierzętami innymi niż człowiek? Czy one nie mają uczuć? I znów niektórzy ludzie pragnęliby zarezerwować pojęcie uczuć wyłącznie dla zwierząt ludzkich. Trudno jednak nie uznać wiosennego rozbrykania konia i serdecznego powitania cocker-spaniela - lub jego melancholijnego polegiwania - za przejawy „uczucia". Z tej wątpliwości wynika, że coś jeszcze musi wyróżniać to, co przynależne osobie.
Wybór
Trzecim wyróżnikiem, który wskazuje Buber, jest to, że świat-To jest „pewny", a świat-Ty niepewny. Co oznacza, że rzeczy i procesy bezosobowe występują w przewidywalnych układach. Jeśli pozostawię młotek przez tydzień na dworze (w zachodnim stanie Waszyngton), to zardzewieje, ponieważ metal o określonej zawartości żelaza, pozostawiony bez ochrony, zawsze utlenia się w wilgotnym środowisku. Zawsze. Nie może zdecydować, że nie będzie się utleniać. O różnicy między pewnością świata bezosobowego i niepewnością świata ludzkiego stanowi wybór. Mój komputerowy edytor tekstu nie może zdecydować o rozpoczęciu sprawdzania ortografii, a mój kalkulator nie może zdecydować o rozpoczęciu bilansu mojej książeczki czekowej. Wydaje się, że piloty automatyczne, przełączniki fotoelektryczne czy termostaty czasami „działają na własną rękę" lub „samoczynnie włączają się i wyłączają", lecz są one zależne od czynności inicjowanych poza nimi. Pilot musi zostać zaprogramowany; termostat reaguje na temperaturę, która jest reakcją na promienie słoneczne, których działanie jest konsekwencją obrotów Ziemi itd. W rezultacie mamy wiele urządzeń służących kontroli rzeczy bezosobowych, jak przekładnie, silniki spalinowe i przyrządy elektroniczne. Podobnie piłka może jedynie zareagować na siłę kopiącej ją stopy i jeśli jesteś dość dobry w kontroli ciała i kalkulacjach fizycznych, możesz całkiem dokładnie zapanować nad tym, jak daleko i dokąd ona poleci - biorąc pod uwagę siłę kopnięcia, wagę piłki, kształt buta, warunki atmosferyczne itd.
Nie możesz jednak przewidzieć i kontrolować tego, co się stanie, jeśli kopniesz swojego kolegę z akademika, nauczyciela albo sprzedawcę w sklepie.
41
Nie możesz, ponieważ jeśli rzecz się dzieje wśród osób, między przyczyną a skutkiem, bodźcem a reakcją działa ludzki wybór. Jeśli stukniesz mnie młotkiem w kolano, możesz wywołać odruchowy podrzut nogi, ale zachowanie towarzyszące temu odruchowi może przybierać wszelkie formy: od chichotu po wytoczenie sprawy sądowej - jego postaci nie jesteś w stanie przewidzieć ani w pełni kontrolować.
Jednym ze sposobów przedstawienia przez Bubera tej idei jest stwierdzenie, że wypadki w świecie ludzkim „przydarzają ci się jako wypadki wyjątkowe". Dalej mówi on, że wypadki w świecie ludzkim „przychodzą - by ci służyć - lecz jeśli do ciebie nie dotrą lub cię nie napotkają, znikają - powracają jednak w zmienionej postaci. Nie znajdują się poza tobą, lecz na twoim terytorium". Jeśli jesteśmy świadomi, że ludzie, z którymi się komunikujemy, posiadają zdolność dokonywania wyboru, to będziemy bardziej skłonni pozwolić im się zdarzać, zamiast próbować ich przewidywać i kontrolować. Idea ta na pierwszy rzut oka może się wydawać dziwaczna, ma jednak pewne bardzo praktyczne implikacje. Zwłaszcza jeżeli czujemy się zaatakowani, mamy kogoś dosyć lub zbyt łatwo go szufladkujemy, przypomnienie sobie, że należy po prostu być receptywnym i „pozwalać innym osobom zdarzać się", może być korzystne.
Działa to także w odwrotnym kierunku. Im bardziej jesteśmy świadomi własnej możliwości wyboru, tym bogatsza jest ekspresja naszej osobowości. Kiedy przyjmuję postawę typu: „musiałem go objechać, bo wyszedłbym na głupka!", „po prostu nie mogłem nic powiedzieć!" albo „Jasne, że dałem sobie spokój, ale ona mnie do tego zmusiła - bez przerwy o coś się mnie czepiała!", tracę kontakt z częścią tego, co oznacza bycie osobą. Osoba jest aktywna, a nie tylko reaktywna; osoba może wybierać. Także komunikacja interpersonalna - jak to wkrótce przedstawię jaśniej - jest po części taką komunikacją, która maksymalizuje naszą zdolność do działania w sposób wyjątkowy i osobisty.
Czy dotarliśmy już do cechy, która całkowicie odróżnia bezosobowe od osobistego? Cóż, zbliżyliśmy się do niej. Nasza kotka Pansy zwraca nos ku niektórym zapachom lub kociemu jedzeniu, migrujący łosoś wybiera właściwy strumień z setki wpadających do oceanu, a koń może „zdecydować", by się zatrzymać i wrócić do jeźdźca, który z niego spadł, wielu ludzi określiłoby jednak wszystkie te wydarzenia jako zaprogramowane przez wzmocnienie, a nie jako świadome wybory. Łososie są zaprogramowane, by płynąć w górę strumienia, w którym się urodziły. Pansy po prostu reaguje okresowo na zapach jedzenia i temperaturę, a koń także działa według wyuczonego wzorca - nie może na przykład „zdecydować", by wracać wyłącznie do krótkowłosych jeźdźców w zabłoconych butach. Inni jednak powiedzą: „nie, one dokonują wyboru". Zobaczmy więc, czy nie możemy doprecyzować tego rozróżnienia.
Refleksyjność
Czwartą cechą wyróżniającą osobę jest refleksyjność. Bycie refleksyjnym oznacza, że jesteśmy świadomi nie tylko tego, co nas otacza, ale także świadomi własnej świadomości. Obcęgi, skały i łodzie w ogóle nie są świadome. Psy, koty, pancerniki i wieloryby są świadome swojego otoczenia, ale nie wykazują żadnych
42
oznak refleksyjności. Z tego, co wiemy, tylko ludzie układają i przechowują historie swoich społeczności, badają siły pozazmysłowe, kwestionują sens życia i spekulują na temat przeszłości i przyszłości.
W proces refleksji angażują się nie tylko filozofowie, szukające sensu życia nastolatki czy osoby śmiertelnie chore. Refleksji dokonują także zdrowi, zwykli ludzie. Ja na przykład czasem zastanawiam się, czy mądrze wykorzystuję swój czas pracy. Podobnie jak ja, ty też zapewne zastanawiasz się czasami, co będziesz robić za pięć lub dziesięć lat. Przed podjęciem ważnej decyzji zadajesz samemu sobie i innym pytania dotyczące preferencji i prawdopodobnych konsekwencji. W pewne dni możesz dostrzegać piękno okolicy, w której mieszkasz, i doceniać szczęśliwy traf, który sprawił, że żyjesz właśnie tu. Jak wszystkie osoby, zadajesz pytania i dokonujesz refleksji i ta zdolność jest kolejną cechą pozwalającą odróżnić ciebie osobistego od ciebie bezosobowego.
Zazwyczaj jeśli ignorujesz fakt, że osoby są refleksyjne, jest to widoczne w twojej komunikacji. Możesz na przykład trzymać się tematów powierzchownych - pogody, aktualnych informacji sportowych i podawanych w dziennikach telewizyjnych plotek. Prawdopodobnie nie zauważasz także, w jaki sposób na twoją komunikację wpływa proces negocjacji tożsamości (zob. rozdział 10), na przykład na to, jak postrzegasz siebie, na to, jaki obraz własnej osoby ma partner komunikacji, oraz na to, co ty, jego zdaniem, o nim myślisz. Kiedy natomiast jesteś świadomy refleksyjności własnej i refleksyjności drugiej osoby, możesz na przykład zdawać sobie sprawę, że chociaż w jakiejś grupie czujesz się skrępowany, Bili postrzega cię jako silnego przywódcę i jego pogląd na twój temat wpływa na twoje komunikowanie się w tym samym stopniu co twój pogląd na własny temat.
Adresowalność
Czwartą cechą, którą wskazuje Buber, jest to, że osoby są adresowalne, a rzeczy nie. Możesz mówić o przedmiotach, ale możesz mówić do osób czy, jeszcze lepiej, rozmawiać z nimi. Zauważmy, jak Buber przedstawia tę myśl. To, jak mówi, „pozwala ci sobą zawładnąć, ale nie oddaje ci się. Ty natomiast przybywa, by ci służyć. [...] Między tobą a nim jest wzajemność dawania: mówisz do niego Ty i oddajesz mu się; to mówi Ty do ciebie i oddaje się tobie".
Adresowalność to najwyraźniejsza różnica między kontaktem możliwym z osobą a kontaktem możliwym z „prawie ludzkim" kotem psem lub koniem. Na przykład patrząc w oczy jednego z tych zwierząt możesz dostrzec coś, co wydaje ci się pradziwym błyskiem wzajemności - prawie tak jakby się do ciebie zwracało. Buber opisuje swoje częste doświadczenia tego typu ze swoim kotem.
„Bezprzecznie kot podniósł na mnie wzrok z pytającym spojrzeniem obudzonym powiewem mojego spojrzenia: «Czy to możliwe, że chodzi ci o mnie? Czy nie chodzi ci żebym po prostu bawił cię jakimiś sztuczkami? Naprawdę cię obchodzę? Czy jestem tu dla ciebie? Czy tak? O co ci chodzi? Co się dzieje wokół mnie? Co się dzieje?» [...] W tym momencie w spojrzeniu kota -język niepokoju, wzbił się wysoko i prawie natychmiast opadł"2.
* Zob. tamże, s. 100.
43
Następnie Buber wyjaśnia, że koty w odróżnieniu od ludzi nie są „dwoiste"; nie są w stanie spostrzegać zarówno świata-To, jak i świata-Ty. Zwierzęta oswojone mogą dojść do progu wzajemności, lecz nie potrafią go przekroczyć. Wszystkie niezadane kocie pytania, które sformułował Buber pierzchły w jednym drgnięciu uszu i ogona kota, który znów stał się „To". Eksperymenty na szympansach, delfinach i wielorybach zrodziły pewne pytania na temat tego zjawiska, lecz dotychczasowe dane przemawiają za tym, że zwierzęta nie są adresowalne w tym sensie co ludzie.
Krótko mówiąc adresowalność jest cechą szczególną świata ludzkiego. Niewątpliwie traktujemy się nawzajem jak przedmioty lub jak zwierzęta, na przykład w tłumie, w urzędach, na wojnie, lecz angażujemy się również we w pełni wzajemne związki: zwrócenie się do kogoś - reakcja. Kiedy siedzisz pośród kilkusetosobowej publiczności, mówca może wywołując twoje nazwisko doprowadzić do bezpośredniego kontaktu: „Jeff Peterson? Czy tu jesteś? Spróbuję teraz odpowiedzieć na twoje pytanie dotyczące aborcji". Częstszy i bardziej bezpośredni kontakt polega na tym, że siedzisz naprzeciwko przyjaciółki, a jej wzrok, jej dłonie i jej głos mówią ci Ty, informują że „przybyła, by ci służyć" i „przebywa na twoim terytorium".
Podsumowując: kiedy twierdzę, że komunikacja interpersonalna maksymalizuje występowanie tego, co osobiste, słowo „osoba" znaczy więcej niż „zwierzę racjonalne" lub „dwunóg myślący". Osoby różnią się od innych bytów na pięć szczególnych sposobów i aby kontaktować się z nimi jako osobami właśnie, musisz o tych różnicach pamiętać.
1. Każda osoba jest wyjątkową, niewymienną częścią sytuacji komunikacyjnej.
2. Osoba jest czymś więcej niż kombinacją obserwowalnych, mierzalnych elementów. To, co niemierzalne, nazywamy „uczuciami", „emocjami" lub „duchem".
3. Osoby mogą wybierać; możemy odpowiadać, zamiast po prostu reagować. Nie jesteśmy w stanie cofnąć czasu ani przenieść się na inną planetę, ale nasza przyszłość nigdy nie jest całkowicie zdeterminowana przez naszą przeszłość.
4. Osoby są refleksyjne. Jesteśmy świadomi nie tylko tego, co nas otacza - możemy być świadomi także własnej świadomości.
5. Osoby są adresowalne, co oznacza, że można mówić do nas i z nami, a nie tylko i o nas, i że możemy to odwzajemniać.
Pierwszym krokiem ku komunikowaniu się interpersonalnemu jest zatem kontaktowanie się z innymi w sposób afirmujący twoje i innych bycie osobą. Oznacza to kilka różnych czynności i każdy z następnych rozdziałów dotyczy jednej lub kilku z nich. Oznacza to na przykład szukanie wyjątkowości każdej osoby, zamiast zadowalania się tym, co czyni ją „kimś takim jak każdy inny... (przystojniakiem, laleczką, nudziarą, wiejskim dzieckiem itp.)". Oznacza to także pamiętanie o tym, że nawet w sytuacjach konfliktowych zarówno ty, jak i inne osoby dokonujecie wyboru tego, co czujecie, a więc musicie oboje być panami swoich uczuć, być za nie odpowiedzialni (rozdział 14). Dzielenie się niektórymi z uczuć (rozdział 8) i słuchanie o uczuciach innych (rozdział 7) są także ważne,
44
podobnie jak proces kształtowania podzielanych znaczeń (rozdział 7). Kluczowe jest to, aby mieć świadomość człowieczeństwa własnego i innych osób i komunikować się demonstrując tę świadomość.
Kontakt
Kiedy mówię, że komunikacja interpersonalna jest to pewien typ, jakość lub rodzaj kontaktu, pragnę podkreślić, że jest ona czymś, co wydarza się pomiędzy ludźmi, a nie czymś, co jedna osoba czyni drugiej. Twoja zdolność do komunikowania się interpersonalnego jest uzależniona w równym stopniu od uświadomienia sobie tego, co oznacza to, że komunikacja zachodzi pomiędzy osobami, i od uświadomienia sobie tego, co znaczy być osobą.
Jest wiele praktycznych powodów, by rozwijać zdolność do dostrzegania tego pomiędzy, inaczej mówiąc, relacyjnej natury ludzkiej komunikacji. Choćby taki, że bez tego trudno powstrzymać się od złości na osobę, która nas krytykuje, lub od poczucia zagrożenia, kiedy jesteśmy oceniani lub kontrolowani. Bez tego trudno również dotrzymać kroku nieustannej zmienności czynników wpływających na naszą komunikację z osobami bliskimi. Bez perspektywy relacyjnej i skoncentrowania na kontakcie trudno również zapobiec wpływowi przeszłości na to, co dzieje się obecnie. Właściwie wszystkie zachowania komunikacyjne omawiane w dalszych rozdziałach - dotyk, ton głosu, ujawnienie siebie, słuchanie interpretacyjne itd. - nabierają prawdziwego znaczenia dopiero, gdy postrzegamy je relacyjnie, jako część tego, co dzieje się pomiędzy osobami.
Problem polega na tym, że większość ludzi nie postrzega komunikowania się w ten sposób. Gdyby zapytać przypadkową osobę o to, co oznacza komunikować się, odpowiedziałaby zapewne coś w rodzaju: „przekazywać swoje myśli" lub „sprawić, żeby cię zrozumiano". Jest to potoczny pogląd na proces komunikacji, który stoi za takimi wypowiedziami, jak: „Jak mogłeś to spieprzyć? Przecież ci mówiłem, co masz zrobić!" albo „Jestem pewny, że zrozumieli; wyjaśniałem im to trzy razy". W takich przypadkach rządzi koncepcja, że komunikacja jest tym, co Ja robię. Z tego punktu widzenia komunikacja nie zachodzi „pomiędzy", lecz raczej „wewnątrz" komunikującego. Kiedy sprawy się nie układają, przyczyną są braki mojego (firmy, szefa, itp.) komunikowania się. Innymi słowy, z tego punktu widzenia komunikacja jest działaniem, czymś zdeterminowanym całkowicie przez wybory komunikującego. Jak pokazuje poniższy wykres, komunikacja jest jak zastrzyk. Myśli i uczucia zostają umieszczone w strzykawce, a następnie wtłoczone pod ciśnieniem prosto do wnętrza odbiorcy.
Jeśli przez chwilę się nad tym zastanowimy, nieadekwatność tego poglądu stanie się całkiem jasna. Kiedy traktujemy komunikację jako akcję, pomijamy sprzężenie zwrotne - coś, co jest obecne w każdym ludzkim komunikowaniu się. Nawet w rozmowie telefonicznej wydajemy pewne dźwięki w celu potwierdzenia tego, że słuchamy długiego komentarza lub opowieści. Jeśli wątpisz w rolę sprzężenia zwrotnego, spróbuj zachować kompletne milczenie i sprawdź, jak szybko osoba po drugiej stronie linii zapyta: „Jesteś tam jeszcze?"
45
Komunikacja jako akcja prezentacja komunikujący sytuacja słuchacze sytuacja
Model komunikacji jako akcji jest nadmiernie uproszczony jeszcze pod jednym względem. Zakłada on, że kiedy mówisz, istnieją „słuchacze", to znaczy osoby, które są jednorodne - których wykształcenie, myśli, uczucia i postawy wobec tematu i komunikującego są raczej podobne niż odmienne. Wynika z tego modelu także, iż to, co dzieje się podczas doświadczenia komunikacyjnego, nie ma istotnego wpływu na tożsamość komunikującego. Innymi słowy, wynika z niego, że niezależnie od wszelkich zmian sytuacji komunikujący jest na przykład zawsze „nauczycielem", a nigdy „uczniem", zawsze „szefem", a nigdy „przyjacielem".
Sęk w tym, że pogląd na komunikację jako akcję - coś, co jedna osoba czyni drugiej - jest drastycznie uproszczony. Na całą naszą komunikację wpływają nie tylko nasze własne oczekiwania, potrzeby, postawy i cele, ale także reakcje wywoływane przez nas u drugiej zaangażowanej w tę komunikację osoby. Toteż bardziej stosownie jest traktować komunikację jako interakcję, jako proces wpływu wzajemnego.
Interakcyjny punkt widzenia może oddawać w znacznym stopniu złożoność procesu komunikacji. Kładzie bowiem nacisk na to, że komunikacja zawiera nie tylko akcję, ale raczej akcję i reakcję, nie tylko bodziec, ale i bodziec, i odpowiedź. Z tej perspektywy „dobrze" komunikujący nie tylko sprawnie przygotowuje i przesyła przekazy, ale także śledzi znaczące reakcje na swoją komunikację. Badanie ludzkiej komunikacji staje się badaniem tego, jak ludzie „rozmawiają" i jak „odpowiadają".
Komunikacja jako interakcja przekaz odbiorca sprzężenie zwrotne
Chociaż interakcyjny punkt widzenia stanowi postęp w stosunku do modelu „komunikacja jako działanie", jednak ma wciąż pewne słabości. Najpoważniejszą wydaje się to, że chociaż nie jest tak uproszczony jak koncepcja akcji, nadal zniekształca ludzką komunikację, traktując ją jako serię przyczyn i skutków, bodźców i reakcji. Na przykład zastanów się nad swoją ostatnią rozmową z kimś znajomym. Jaki bodziec spowodował, że powitałeś tę osobę? Jej powitanie? Jej wygląd? Twoje oczekiwania co do ochoty innych do rozmowy z tobą? Czy twoje powitanie było reakcją, czy też bodźcem do następnej wypowiedzi partnera? A może i jednym, i drugim? Co było przyczyną tego, że powiedziałeś to, co powiedziałeś? I tego, co powiedziała druga osoba? Co myślałeś o znaczeniu słów drugiej osoby? Co czułeś z powodu tych słów? Co czułeś z powodu tego, jak ona to powiedziała? Co czułeś z powodu tego, jak druga osoba patrzyła mówiąc? Czy jesteś w stanie dokonać jasnego rozróżnienia bodźców i reakcji w tej rozmowie, albo rozróżnienia akcji, hipotez na temat reakcji i samych reakcji?
Psycholog George Kelly wyznał, że „szybko dał sobie spokój z analizą" relacji bodźców i reakcji. Pisał: „niektórzy z moich przyjaciół próbowali mi tłumaczyć, że świat wypełniają eSy i eRy i zaprzeczanie temu jest ślepotą z mojej strony. Ale ich próby rozróżnienia jednych i drugich nieodmiennie były mętne"3.
Nie przeczę, że traktowanie komunikacji jako interakcji, nie zaś akcji wykonywanej przez jedną osobę, jest bardziej trafne. Ograniczając się do spojrzenia interakcyjnego przeoczymy jednak ważny aspekt tego, co naprawdę oznacza skupiać się na kontakcie, czy „pomiędzy", aspekt decydujący, który może być warunkiem zaistnienia komunikacji o jakości interpersonalnej.
Przez ostatnich dwadzieścia lat przekonałem się, że pomóc studentom w dostrzeżeniu tej części, w spojrzeniu na komunikację z relacyjnego punktu widzenia jest jednym z moich najważniejszych i najtrudniejszych zadań jako nauczyciela. We własnym życiu również nieustannie przekonuję się, jak ważne jest, by skupić się na kontakcie - za każdym razem, kiedy staram się wyjaśnić jakieś pojęcie na zajęciach, rozstrzygnąć spór na temat oceny, dyskutuję o jakiejś idei z kolegą lub studentem albo dzielę się obowiązkami domowymi czy planuję weekend. Innymi słowy, za każdym razem, kiedy moja komunikacja jest naprawdę ważna, odkrywam od nowa, jak niezbędne jest dostrzeganie tego, że dzieje się ona pomiędzy osobami. Ponieważ perspektywa ta jest tak istotna, chcę ją przedstawić na dwa różne sposoby, przy użyciu dwóch różnych terminów: „transakcja" i „związek".
Proszę zwrócić uwagę na stosowane przeze mnie dwa pojęcia: relacyjny „punkt widzenia" i „perspektywa" transakcyjna. Mam na myśli sposób widzenia lub rozumienia komunikowania własnego doświadczenia. Historycznie ludzie najpierw postrzegali komunikację jako akcję, a następnie, gdy zdali sobie sprawę z ograniczeń tej perspektywy, zaczęli ją rozumieć jako interakcję. Obecnie zauważamy, że w komunikacji jest coś więcej, niż pozwala nam dostrzec każdy z tych punktów widzenia. Czas zatem założyć następną parę okularów, użyć
* 3 G. A. Kelly, The Autobiography of a Theory, w: Clinical Psychology and Personality: The Selected Papers of George Kelly, B. Maher (red.), New York, Wiley, 1969, s. 47.
47
nowych soczewek do zbadania i zrozumienia procesu komunikacyjnego. Ważne jednak, by pamiętać, iż oznacza to coś innego niż stwierdzenie, że istnieją trzy różne „rodzaje" komunikacji - jej część „akcyjna", „interakcyjna" i część „transakcyjna". Tego nie twierdzę. Nie wierzę również, że czy to Bóg, czy Matka Natura stworzyli ludzką komunikację na pewną modłę, a potem obserwowali z boku, czy ludzie są w stanie dociec, jaka ona „jest naprawdę". Uważam natomiast, że różne soczewki lub punkty widzenia pomagają widzieć odmienne sprawy. Podobnie jak widok ze szczytu drapacza chmur pozwala dostrzec w mieście to, czego nie widać z chodnika, i na odwrót. Twierdzę zatem, że patrząc na komunikację transakcyjnie lub relacyjnie, będziesz w stanie zobaczyć pewne istotne cechy tego procesu, niedostrzegalne w inny sposób.
Spojrzenie transakcyjne
Jakie są jego istotne cechy? Oto one:
1. „Soczewki" akcyjne i interakcyjne skupiają się na jednostkach i zachowaniach jednostkowych, podczas gdy „soczewki" transakcyjne skupiają się na tym, co ludzie robią razem. Spojrzenie transakcyjne objaśnia zatem to, co dzieje się pomiędzy ludźmi, w jaki sposób współpracują oni na rzecz konstrukcji znaczenia.
2. Spojrzenia akcyjne i interakcyjne pozwalają na traktowanie ludzi jako posiadających tożsamość ustaloną przed kontaktem, podczas gdy spojrzenie transakcyjne pomaga uznać, że tożsamość ludzi zmienia się podczas ich kontaktu.
Spojrzenie transakcyjne kładzie nacisk na to, że ludzie nie są kulami bilardowymi ani źródłami elektrycznymi wysyłającymi i odbierającymi prąd przez przewód. Jesteśmy istotami, które są zawsze „w toku procesu", zawsze w drodze. Póki żyjemy, zmieniamy się - zastępujemy stare krwinki nowymi, zrzucamy stary naskórek, zastępując go nowym, modyfikujemy dawne idee, uczymy się nowych, doznajemy nowych uczuć, zmieniamy się. Nasze spojrzenie na komunikację musi brać ten fakt pod uwagę.
Sposób, w jaki komunikacja wpływa na to, kim jesteśmy, stał się dla mnie szczególnie zrozumiały podczas rozmowy z przyjacielem, który był w trakcie bolesnego rozwodu. „Mary Kay nie jest już tą samą osobą - powiedział Dale. - Czasem wręcz jej nie poznaję. Marzyłbym o takim wzajemnym komunikowaniu się i sympatii, jak krótko po ślubie".
Marzenia Dale'a dotyczyły czasów, zanim Mary Kay została matką, zanim skończyła medycynę, zanim musiała odbyć praktykę w szpitalu miejskim oddalonym o ponad trzy tysiące kilometrów od domu rodzinnego, zanim podjęła pracę w prestiżowej klinice i zanim jej praktyka lekarska zyskała renomę. Były to też czasy, zanim Dale został tatą, zanim stworzył swoją firmę eksportową, zanim rozwinął kontakty ze swymi japońskimi klientami, zanim podjął aktywność w stanowym stowarzyszeniu biznesmenów i zanim zaczął regularnie chodzić do kościoła. Dale nie pamiętał o tym, że Mary Kay nie jest już prawdopodobnie „tą samą osobą". On też nie. Oboje doświadczyli wielu relacji, które w zdecydowany sposób ich zmieniły. Kiedyś Mary Kay była traktowana jak studentka medycyny
48
- oczekiwano od niej wkuwania wiadomości naukowych i recytowania ich na żądanie; potem jako praktykantka była zmuszana do ciągłych dyżurów nocnych, posłuszeństwa wobec autorytarnych lekarzy, do zmagań z administracją szpitala. Teraz ludzie traktują ją jak „Panią Doktor" - pielęgniarki są jej posłuszne, wielu pacjentów jest pełnych uznania dla jej umiejętności, renomowani lekarze traktują ją jak równą sobie. A jej syn traktuje ją jak mamę. Dale także doświadczył wielu różnych nowych relacji i również zmienił się. Na przykład jest traktowany jak szef przez swych pracowników i jako „szacowny amerykański biznesmen" przez swych japońskich klientów. Za sprawą przeżytych kontaktów każde z nich stało się inną osobą. I ten proces trwa - i Mary Kay, i Dale zmieniają się nadal poprzez swoją komunikację. To, kim są, jest funkcją ich kontaktów z innymi.
Twoje własne zmiany mogą nie wydawać ci się tak dramatyczne jak zmiany Mary Kay i Dale'a. Zastanów się jednak na przykład, kim byłeś przed okresem dojrzewania, kim byłeś mając 15-17 lat i kim jesteś teraz. Pomyśl o tym, jak twoja pierwsza praca zmieniła to, jak się czujesz i działasz wśród innych ludzi. Przypomnij sobie, jak zmienił cię znaczący sukces lub porażka w sporcie lub na studiach, pobyt w areszcie, albo co się stało, kiedy pierwszy raz się zakochałeś lub zostałeś porzucony.
Podejście transakcyjne uznaje, że ludzie stale się zmieniają pod wpływem komunikowania się. Transakcję definiuje się jako proces, w którym „istnienie i natura wszystkich części i aspektów konkretnego wydarzenia określana jest poprzez aktywne uczestnictwo w tym wydarzeniu"4. Innymi słowy, kiedy patrzymy na coś transakcyjnie, to, kim są uczestnicy (ich istnienie i natura), wynika i samego wydarzenia. Kiedy komunikację zinterpretujemy w ten sposób, będziemy w stanie zaobserwować, jak to się dzieje, że nasze tożsamości są wynikiem negocjacji między ludźmi.
W tym właśnie miejscu wkraczają wcześniej wspomniane przeze mnie terminy „ekspresyjna", „instrumentalna" i „budująca osobę". Stwierdzenie, że komunikacja jest „ekspresyjna" oznacza po prostu, że jest ona sposobem wydobywania na zewnątrz tego, co jest wewnątrz - wyrażania myśli i uczuć. Stwierdzenie, że komunikacja jest „instrumentalna", oznacza, że jest ona sposobem realizacji jakiegoś celu albo wytwarzania jakiegoś produktu lub osiągania jakiegoś efektu. Niewątpliwie komunikacja jest zarówno ekspresyjna, jak i instrumentalna. Jest jednak również czymś więcej. Jeśli rzeczywiście w trakcie komunikacji tożsamości podlegają zmianie (negocjacji), to komunikacja jest i także „budująca osobę". Jest to proces, który wpływa na to, kim jesteśmy. To właśnie dlatego -jak wspomniałem we wprowadzeniu - istnieje związek między jakością komunikacji a jakością życia, między tym, w jaki sposób mówisz i słuchasz, a tym, kim jesteś. Można to sformułować inaczej: zawsze gdy ludzie się komunikują, częścią tego, co się między nimi dzieje, jest współpraca w tworzeniu ich tożsamości.
* 4 H. B. English, A. Champney English, A Comprehensive Dictionary of Psychological and Psychoanalytical Terms, New York, Longmans, 1958, s. 561.
Za: M. C. Escher: His Life and Work F. H. Boul, J. R. Kist, J. C. Loder i F. Wjerda, red. J. L. Loder (New York, Abrams, 1981). Odbitka nr 409, „Bond of Union", kwiecień 1956, litografia,
253 x 339 (10 x 133/s").
49
Oczywiście, taki proces definiowania siebie ma swoje granice. Jestem mężczyzną, lat 53, oczy piwne. Nie mogę się zdefiniować jako dziesięcioletnia dziewczynka o niebieskich oczach. Mogę jednak zaproponować definicję samego siebie jako osoby bardziej niż ty męskiej - lub kobiecej - i młodszej lub starszej od ciebie. Od ciebie zaś zależy, jak zareagujesz na moją definicję własnego Ja. Możesz ją zaakceptować, przyjąć częściowo lub całkowicie odrzucić. Chodzi o to, że w danym momencie żadne z nas nie może całkowicie zmienić tożsamości, ale zmieniamy ją we wzajemnej relacji.
Jedynym bliskim prawdy znanym mi „modelem" tej perspektywy transakcyjnej jest przedstawiona tu grafika M. C. Eschera Bond of Union [Więzy wspólnoty]. Przedstawia ona dwie osoby, których „istnienie i natura" są wzajemnie splecione. Każda z nich jest „funkcją", w sensie matematycznym, drugiej, do tego stopnia, że wstęgi tworzące obie głowy nie tylko łączą się u góry i na dole, ale dodatkowo przecinają się w jednym punkcie. Obraz ten nie przedstawia wprawdzie, w jaki sposób komunikacja czyni nasze bytowanie relacyjnym, lecz jasno ilustruje wiele z moich transakcyjnych tez.
Podsumowując należy stwierdzić - możesz traktować komunikacje jako akcję, ale w ten sposób przeoczysz wiele z tego, co się w niej dzieje. Możesz także traktować ją jako interakcję, ale nadal nie uchwycisz ważnej części tego procesu. Tym, czego nie ogarniesz, jest ciągły proces samodefiniowania się i reagowania
50
drugiej osoby na tę definicję - aspekt budujący osobę - i nie dostrzeżesz tego jasno dopóty, dopóki nie spojrzysz na komunikację transakcyjnie.
Dzieje się tak głównie dlatego, że kiedy traktujesz komunikację jako akcję, poza twoim polem widzenia znajduje się kontakt między zaangażowanymi w nią osobami. Widzisz tylko wybory jednej osoby, zachowania jednej osoby. Kiedy traktujesz komunikację jako interakcję, nadal nie dostrzegasz kontaktu między osobą A a osobą B. Funkcjonowanie obu osób postrzegasz na podobieństwo kuł bilardowych - reagujących na siły uderzenia innych kuł, kija bilardowego, właściwości powierzchni stołu itd. Z interakcyjnego punktu widzenia działania jednej osoby są pod wpływem działań innej, ale to, kim się jest, nie ulega zmianie.
Kiedy przyjmiesz transakcyjny punkt widzenia, nie masz wyjścia - musisz obserwować kontakt pomiędzy uczestniczącymi osobami i to, w jaki sposób w trakcie komunikowania się ich tożsamości są definiowane i zmieniają się. Jeśli na przykład skupisz uwagę tylko na Jacku, zdasz sobie sprawę, że skoro Jack jest tym, kim jest, tylko w relacji z Jill, to musisz obserwować to, co dzieje się pomiędzy nimi. To samo dotyczy Jill. Albowiem to, kim są te osoby - ich „egzystencja i natura" - wyłania się z ich wzajemnego spotkania, musisz skupić się na samym spotkaniu, a nie na spotykających się jednostkach z osobna.
Związek
Obecnie zmienię terminologię i przedstawię to, o czym była mowa wyżej, w nieco innych kategoriach. Autorzy jednej z dwu lub trzech najbardziej wpływowych książek, jakie na temat komunikacji powstały w ostatnim ćwierćwieczu, zdobyli swą zasłużoną sławę po części dzięki rozróżnieniu aspektu treści i aspektu związku w komunikacji5. Dokonali tego Paul Watzlawick, Janet Beavin i Don Jackson. Wyjaśniają oni, że aspekt treści w komunikacji to informacja, „fakty", dane zawarte w przekazie. Różnica między „Spotkam się z tobą u mnie za dwadzieścia minut" a „Spotkam się z tobą na poczcie za godzinę", to różnica treści komunikacji. Do czasu publikacji książki wymienionych autorów większość studiów nad komunikacją skupiała się na treści. Koncentrowano się na tworzeniu i badaniu idei, systematyzowaniu informacji oraz tworzeniu argumentów perswazyjnych. Na styl i formę przekazu zwracano uwagę tylko w celu zapewnienia komunikatowi żywości, gładkości i odpowiedniej liczby ozdobników.
Watzlawick, Beavin i Jackson dowodzą przekonująco, że istnieje jeszcze inny aspekt komunikacji, przeoczany przez większość badaczy i wykładowców: aspekt związku. Nazwali go tak, ponieważ dotyczy wzajemnego stosunku komunikujących się osób. Różnica między „Spotkam się z tobą u mnie za dwadzieścia minut" a „Dlaczego do cholery nie dzwoniłeś? Przyjdź tu za dwadzieścia minut albo masz przechlapane!" jest różnicą aspektu związku w komunikacji. To różnica w moim postrzeganiu samego siebie, w moim widzeniu ciebie, w moim widzeniu tego, jak ty mnie widzisz i vice versa — jak ty postrzegasz siebie, jaka jest twoja percepcja mnie, jak widzisz to, jak ja ciebie widzę. Jeżeli zatem informacja tworzy aspekt
* 5 P. Watzlawick, J. H. Beavin, D. D. Jackson, Pragmatics of Human Communication, New York, Norton, 1968, zob. zwłaszcza rozdz. 2.
51
treści, to aspekt związku odnosi się do jakości, typu lub rodzaju kontaktu pomiędzy komunikującymi się osobami.
Watzlawick, Beavin i Jackson wskazują, że aspekt związku jest częścią każdej komunikacji ludzkiej. Nie jesteś w stanie pisać, mówić lub odpowiadać na cokolwiek bez przynajmniej ukrytej definicji związku między tobą a drugą osobą (osobami). Ponadto każda odpowiedź innej osoby będzie zawierać jej własną definicję i odpowiedź na twoją definicję. Na przykład jeśli zaczynasz list zwrotem „Droga Pani Profesor Nichols", „Pani Profesor" pomaga zdefiniować związek jako bardziej formalny niż list do tej samej osoby rozpoczynający się od zwrotu „Droga Mario". Wybierasz jedną z tych form na podstawie oceny sposobu definiowania przez tę osobę jej stosunku do ciebie. Wspominałem już w moim omówieniu podstawowych założeń, w jaki sposób w kontaktach twarzą w twarz ton głosu, dotyk, odległość i kontakt wzrokowy komunikujących się wpływają na proces definiowania związku.
Innym stosowanym przez nas narzędziem definiowania związku, w którym się znajdujemy, jest organizowanie - lub, jak to nazywają Watzlawick, Beavin i Jackson, „punktuacja" - sekwencji doświadczanych przez nas wydarzeń komunikacyjnych. Załóżmy na przykład, iż zaprzyjaźniona z tobą para dowiedziała się, że studiujesz komunikację interpersonalną i dlatego poprosiła cię o pomoc. Jill mówi ci, że Jack ciągle się wycofuje, co ją strasznie irytuje. Z kolei Jack skarży się, że Jill wciąż na niego zrzędzi. „Pewnie, że się wycofuję" - mówi - też byś tak robił, gdyby ktoś tak na ciebie zrzędził".
Gdybyś miał zastosować wiedzę o związku w komunikacji, przedstawiłbyś relację tej pary w formie poniższego wykresu6.
Jack
Jill
Wykres pozwala dostrzec, że dla Jill sekwencja przebiega w porządku 1-2-3, 3-4-5, 5-6-7 itd. Uważa ona, że Jack „rozpoczyna" schemat - jego winą jest to, że nie chce do niej mówić. Jill wyjaśnia: „Ja po prostu reaguję - tak jak zareagowałaby każda normalna osoba".
Jack widzi to inaczej - dla niego sekwencja toczy się w porządku 2-3-4, 4-5-6, 6-7-8 itd. Uważa on, że to Jill „zaczyna" swoim zrzędzeniem, a on tylko reaguje tak, jakby to uczyniła każda normalna osoba - przez wycofanie się. Z naszego punktu widzenia sprawa polega na tym, że Jack i Jill odmiennie definiują związek, zależnie od tego, jak go organizują czy „punktuują", a zwłaszcza od tego, kto - zdaniem każdego z nich - „zaczyna". Kropki z lewej i prawej
* Tamże, s. 54-59.
52
strony wykresu wskazują, że i Jack i Jill zarówno „mają rację", jak i nie mają jej. Sprawa rozpoczęła się, zanim rozpoczęła się ta sekwencja zrzędzenie-wycofanie i będzie trwać po niej. Definicja pomiędzy, jakości kontaktu czy związku zależy od punktuacji przepływu zdarzeń przez każdą z osób.
Pragnę podkreślić, że zarówno aspekt związku w komunikacji, jak i „punktuacja" kierują naszą uwagę nie na komunikujące się jednostki, lecz na ich kontakt - na to, co jest pomiędzy nimi, na transakcję, w którą są zaangażowane. To jakby tytułowe w tej książce „mosty". Metafora mosty zamiast murów ma zwracać uwagę nie tylko na różnicę między oddzieleniem a połączeniem, ale i na istotność pomiędzy. Wyobraźmy sobie most nad głębokim kanionem. Most to struktura, która łączy obie strony. Kiedy koncentrujemy wzrok na moście, nasza uwaga nie skupia się na lesie po jednej stronie czy skałach po drugiej, lecz na kontakcie, związku między nimi.
Dokładnie tak powinna być ukierunkowana twoja uwaga, jeżeli chcesz w pełni zrozumieć proponowane w tej książce spojrzenie na komunikację interpersonalną. Jak już wskazałem, nasza niezdolność - lub niechęć - do takiego relacyjnego czy transakcyjnego spojrzenia na komunikację ma najdalej idące konsekwencje, gdy jesteśmy w toku konfliktu. Jeśli naprawdę czujesz się obiektem ataku albo kłócisz się z kimś, to wydaje ci się oczywiste, że ten ktoś „doprowadza cię do szału", że kłótnia wybuchła z jego winy, że ty „masz rację" w istotnych sprawach, a on jej nie ma. Jednak wszystkie wnioski, które wydają się tak oczywiste, zależą od twojego punktu widzenia, a nie od samej sytuacji. „Wina" tkwi w soczewkach, przez które patrzysz na to, co się dzieje.
Na przykład jeżeli mówisz: „To jej wina, że zawaliliśmy termin - nie poinformowała mnie na czas", stwierdzasz, że ona spowodowała ten stan rzeczy, tak jak nacisk na jednym końcu huśtawki powoduje podniesienie się drugiego końca. Nie bierzesz pod uwagę tego, na jak wiele sposobów ludzkie wybory - także twoje - wpływają na skutki. To samo dzieje się w przypadku tak powszechnych narzekań jak: „Ten profesor jest nudny", „On zranił moje uczucia", „Ona zmarnowała cały program", „Nie popełnilibyśmy tego błędu, gdyby jasno przedstawił sprawę" czy „Izrael jest przyczyną obecnych problemów na Bliskim Wschodzie". Wszystkie te stwierdzenia ukazują komunikację jako proces linearny i przyczynowy.
Jeśli jednak spojrzysz na komunikację transakcyjnie lub relacyjnie, to okaże się, że nie możesz wyjaśnić związku odwołując się tylko do jednego z jej uczestników. Choć „nie poinformowała mnie na czas" może być częściowo prawdziwe, to jednak ja poprosiłem o informację dopiero na dzień przed tym, kiedy jej potrzebowałem, a moja prośba nie była bezpośrednia ani jasna. W moim przekazie internetowym prośba o informację zagubiła się w cyberprzestrzeni. Jeśli chodzi o konflikt bliskowschodni, to OWP, rządy Syrii, Libanu, Egiptu, Iraku oraz prezydent i Kongres Stanów Zjednoczonych zaangażowali się w tym samym stopniu co Izrael. Traktowanie komunikacji jako akcji lub interakcji przypomina wyjaśnianie cech osobowości dziecka przez odniesienie tylko do jednego z rodziców. Każde dziecko fizjologicznie jest produktem związku seksualnego swoich
53
rodziców, a jego osobowość jest produktem wielu różnych związków rodzinnych i kulturowych. Nie istnieje pojedyncza, linearna przyczyna zdarzeń zachodzących między ludźmi.
Czy to oznacza, że za problemy „nikt nie jest odpowiedzialny?" Czy negujemy pojęcie odpowiedzialności jednostki? Absolutnie nie. Wybory jednostkowe różnią się znacznie między sobą i niektóre z nich są lepsze od innych - bardziej skuteczne, etyczne, stosowne, wydajne lub ludzkie. Transakcyjny i relacyjny punkt widzenia zastępuje uproszczone i zniekształcone pojęcia błędu i winy bardziej złożonym i trafnym skoncentrowaniem na obu lub wszystkich „stronach" procesu komunikacji. Nie proponuję, aby zastąpić sąd „to jej wina" czy „to jego wina" stwierdzeniem „to wina ich obojga" czy „to niczyja wina". Proponuję natomiast rezygnację z pojęcia winy, przynajmniej w odniesieniu do ludzkiej komunikacji. Pytać o winę to jakby pytać: „Jak wysoka jest gra w baseball?" Pojęcie wysokości nie może być sensownie stosowane do tej gry. Podobnie pojęcie przyczynowości liniowej i jego pochodne w postaci „błędu" i „winy" nie mogą być stosowane do przypadków ludzkiej komunikacji.
Inaczej można powiedzieć, że perspektywa transakcyjna czy relacyjna wymaga redefinicji znaczenia określenia „odpowiedzialność". Z akcyjnego lub interakcyjnego punktu widzenia bycie odpowiedzialnym oznacza spowodowanie tego, że coś się zdarzyło. To właśnie ludzie mają na myśli, kiedy mówią, że nieudolny dyrektor jest odpowiedzialny za obniżkę płac czy że rodzice są odpowiedzialni za samoocenę dziecka. Z transakcyjnego czy relacyjnego punktu widzenia odpowiedzialność oznacza dosłownie zdolność do odpowiedzi (responsability — ability to respond), a nie winę, błąd czy zasługę. Jesteś zdolny do odpowiedzi, jeśli masz chęć i możliwość „zrobienia następnego kroku", chcesz i możesz przyczynić się w potencjalnie pozytywny sposób do tego, jak potoczą się sprawy. Być „nieodpowiedzialnym" to znaczy nie reagować - ignorować to, co się dzieje, lub rezygnować. Ludzie „nieodpowiedzialni" działają nie biorąc pod uwagę innych wydarzeń, ani tego jak ich działania wpływają na innych. Ludzie odpowiedzialni mogą nie zawsze robić to, czego chcą od nich inni, ale są świadomi, że ich wybory są częścią większej całości: (a) zdają sobie sprawę, że uczestniczą w szerszym procesie, na który ich działania mają istotny wpływ; (b) są wrażliwi na to, w jaki sposób ten wpływ się dokonuje.
Ta redefinicja odpowiedzialności jest jedną z istotnych konsekwencji przyjęcia transakcyjnego, relacyjnego spojrzenia na komunikację. Warto o tym pamiętać podczas dalszej lektury tej książki - fragmentów, których autorzy mówią o komunikacji jako „synergii" (w tym rozdziale), transakcyjnej naturze percepcji osób (rozdział 6), słuchaniu dialogicznym (rozdział 7), negocjowaniu Ja (rozdział 10), przyjaźni (rozdział 11), komunikacji w rodzinie (rozdział 12), komunikacji z bliskimi partnerami (rozdział 13) oraz konflikcie (rozdział 14).
Ostatnią ważną konsekwencją odrzucenia pojęcia winy jest uznanie faktu, że nie możesz sam z siebie kontrolować i decydować o jakości doświadczanej przez ciebie komunikacji. Innymi słowy, sam nie jesteś w stanie uczynić komunikacji prawdziwie interpersonalną. Ponieważ komunikacja zachodzi pomiędzy osobami, jesteś w stanie kontrolować tylko własną część procesu.
54
Czy to oznacza, że jesteś bezsilny, a jakość twojej komunikacji jest zdeterminowana tym, co czynią inni? Jeszcze raz powtarzam: zdecydowanie nie. Twoje wybory, postawy i zachowania mogą w znaczący sposób wpływać na to, co dzieje się między tobą a innymi. Możesz promować i ułatwiać komunikację interpersonalną, zachęcać do niej i pomagać w niej. Możesz także ją utrudniać. Ale ty sam nie jesteś w stanie kontrolować czegoś, co ma naturę transakcyjną lub relacyjną.
Podsumowanie
W skrócie mogę powiedzieć, że kiedy używam terminu komunikacja interpersonalna, to mam na myśli „kontakt pomiędzy osobami". Brzmi to całkiem prosto, ale kluczowe pojęcia tego stwierdzenia - kontakt pomiędzy i osoby -niosą w sobie wiele znaczenia. Osoby są wyjątkowe, niemierzalne, dokonujące wyboru, refleksyjne oraz adresowalne. Synonimami kontaktu są „zjednoczenie", „związek", „połączenie", „wspólnota", „bliskość". Zatem kontakt pomiędzy zachodzi na zewnątrz jednostek, tam gdzie się one stykają. Oznacza to, że kontakt pomiędzy osobami polega na wzajemności i współpracy, nawet jeśli jest to kontakt w kłótni, w walce na pięści czy podczas procesu sądowego. (Przeciwnicy także współpracują, na przykład ustalają, gdzie ma się odbyć walka i czy dozwolone będzie w niej kopanie, gryzienie lub jakaś broń). Kontakt wymaga co najmniej dwojga i jego sens nie może zostać zrozumiany, jeśli zwracamy uwagę tylko na jedną osobę lub „stronę". Trzeba się skupić na miejscu ich spotkania -na tytułowych „mostach". Jeśli uświadomimy sobie, co to znaczy być osobą i co oznacza kontakt, możemy zdefiniować komunikację interpersonalną całkiem po prostu:
Komunikacja interpersonalna jest to taki rodzaj, typ lub jakość kontaktu, jaki występuje wówczas, gdy dwoje lub więcej istot ludzkich pragnie i jest w stanie spotkać się, czyniąc dostępną część swojej wyjątkowości, aspektów niemierzalnych, wyborów, refleksyjności i adresowalności, będąc jednocześnie świadomymi i reagując na część bytu osobowego partnera. Mówiąc krócej, komunikacja interpersonalna to kontakt, który zdarza się wówczas, gdy każda z zaangażowanych osób mówi i słucha w sposób maksymalizujący to, co osobiste.
Jak proponowałem wcześniej, oznacza to, że możemy myśleć o komunikacji interpersonalnej w kategoriach następującego kontinuum lub zmiennej skali7:
TYPY LUB JAKOŚCI KOMUNIKACJI
bezosobowa -------------------- interpersonalna
1 Carole Logan i ja proponujemy inny opis tego podejścia do komunikacji interpersonalnej w pierwszych dwóch rozdziałach Together: Communicating Interpersonally, wyd. 4, New York, McGraw-Hill, 1993.
55
Czasem ludzie nie udostępniają prawie niczego ze swej wyjątkowości lub indywidualnych decyzji, prezentując się na przykład jako „jeszcze jedna klientka", która chce wymienić jedne rajstopy na parę innego koloru. W tym przypadku klientka może także postrzegać osobę z drugiej strony lady jako „jeszcze jedną sprzedawczynię", sprzedawczyni z kolei może to odwzajemniać, udostępniając wyłącznie swą definicję roli i postrzegając klientkę tylko jako klientkę i nikogo ponadto. Kiedy obie osoby dokonują takich wyborów, ich komunikacja (ich kontakt) mieści się gdzieś z lewej strony kontinuum bezosobowa-interpersonalna. I co ważne, często jest to całkowicie w porządku. W wielu sytuacjach nie ma nic złego w komunikacji bezosobowej. Jest ona dokładnie tym, co wówczas potrzebne i oczekiwane.
W innych sytuacjach jedna osoba odsłania nieco swą wyjątkowość, uczucia, wybory i niepewności (refleksyjność), ponieważ postrzega drugą osobę jako szczególnie sympatycznego i kompetentnego słuchacza, a jednocześnie druga osoba słucha w sposób ogólnie podtrzymujący, nie zwracając uwagi na szczegóły. Jeśli obie osoby dokonują takich wyborów, ich komunikacja mieści się gdzieś pośrodku kontinuum bezosobowa-interpersonalna.
W jeszcze innych sytuacjach obie osoby odsłaniają szeroko i dogłębnie to, co myślą i czują w omawianych przez nie kwestiach, obie słuchają także z troską i zrozumieniem informacji o myślach i uczuciach partnera, nawet jeśli nie zgadzają się ze wszystkim, co usłyszą. W tym przypadku ich komunikacja mieści się gdzieś w pobliżu prawej strony kontinuum.
Proponowana definicja i związane z nią kontinuum lub skala mogą pełnić funkcję, po pierwsze, opisową (deksryptywną) - jako prosty, lecz potencjalnie wierny model komunikacji interpersonalnej. Mogą jednak też pełnić funkcję preskryptywną - jako wskaźnik tego, co powinieneś zrobić, jeśli chcesz, by twoja komunikacja była bardziej bezosobowa lub bardziej interpersonalna. Podstawowy przekaz preskryptywny brzmi: jeśli pragniesz, by twoja komunikacja przesunęła się bardziej w prawą stronę skali: (a) udostępnij w większym stopniu to, co czyni cię osobą, (b) zwracaj większą uwagę na to, co czyni osobę partnera. Jeśli druga osoba uczyni któryś z tych kroków, kontakt między wami będzie bardziej interpersonalny niż bezosobowy. Jeśli natomiast chcesz, by twoja komunikacja przesunęła się w lewą stronę skali: (a) ujawniaj tylko swoje cechy bezosobowe oraz (b) zwracaj uwagę tylko na bezosobowe cechy partnera. Jeśli on lub ona dokona podobnych wyborów, kontakt między wami będzie bardziej bezosobowy niż interpersonalny. Pamiętaj jednak: ty sam nie możesz kontrolować tego, gdzie na kontinuum znajdzie twoja komunikacja - twoje wybory są tylko częścią całości.
„Chwileczkę - możesz powiedzieć - to się staje zagmatwane! Jak mam spamiętać, żeby robić to wszystko na raz, a jeśli nie wiem, co znaczy «ujawniać to, co czyni mnie osobą» albo «zwracać uwagę na bezosobowe cechy partnera»?"
Oto moja odpowiedź - cała ta książka zorganizowana jest w myśl powyższej definicji i zadaniem wszystkich zawartych w niej tekstów jest pomóc wam w osiąganiu tego, co tu opisałem. Część 1 nosi tytuł „Podstawy" i przedstawia podstawy tego podejścia. Pierwszy z dwu pozostałych artykułów w tym rozdziale rozwija wątek związku między jakością komunikacji a jakością życia, następny zaś zawiera drugie wyjaśnienie tego, co oznacza wzajemność i współpraca w komunikacji - „synergiczność". Następne dwa rozdziały w Części 1 ukazują werbalną stronę tego procesu (rozdział 3) i podstawowe składniki niewerbalne (rozdział 4).
Część 2 i Część 3 dotyczą umiejętności decydujących o położeniu twojej komunikacji na kontinuum bezosobowa-interpersonalna. Część 2 nosi tytuł „Otwartość jako «wdech»", natomiast Część 3 „Otwartość jako «wydech»". Zatytułowałem je w ten sposób z paru powodów. Po pierwsze, chcę uwzględnić to, że kontakt komunikacyjny tworzą dwa aspekty: „wejście i wyjście", „odbiór i nadawanie", „słuchanie i mówienie". Nazwy te jednak są mylące, ponieważ nie są relacyjne - zwracają uwagę bardziej na brzegi kanionu niż na łączący je most. Wybrałem więc dwie inne strategie językowe.
Po pierwsze, odwołałem się do słowa „otwartość", ponieważ ma ono dwa znaczenia. „Bycie otwartym" może oznaczać zarówno receptywność na myśli i uczucia innych, jak i skłonność do ujawniania czy odkrywania siebie. Ktoś może być otwarty w tym sensie, że jest tolerancyjny, wyrozumiały i pragnący słuchać (otwarty „na wejściu"), oraz otwarty w tym sensie, że nie waha się dzielić myśli i uczuć z innymi (otwarty „na wyjściu"). Używam zatem „otwartości" w tytułach zarówno Części 2, jak Części 3.
Drugim moim zabiegiem językowym jest użycie słów „wydech" i „wdech". Mają one wskazać, jakim sensem otwartości zajmuję się w danej części. Wybrałem te słowa, ponieważ każdy z nas bezpośrednio doświadcza nierozdzielności obu zjawisk. Spróbuj wdychać bez wydychania lub na odwrót. Chciałbym, abyście o „wejściu i wyjściu" czy „nadawaniu i odbiorze" także myśleli w ten sposób - jako o zjawiskach nierozdzielnych, zawsze występujących razem. Pewnym mankamentem jest to, że wdech i wydech nie mogą następować równocześnie, a otwartość w obu znaczeniach może. Tak więc mój wybór terminologiczny jest pewnym kompromisem. Mam jednak nadzieję, że tytuły Części 2 i 3 kładą nacisk na transakcyjną, relacyjną naturę mojego stanowiska.
W Części 2 „Otwartość jako «Wdech»" omawiamy trzy zestawy umiejętności składających się na tę część procesu: samoświadomość (rozdział 5), świadomość partnera (rozdział 6) oraz słuchanie (rozdział 7). Toteż teksty zamieszczone w tych rozdziałach zostały pomyślane jako źródło wiedzy o tym, jak postrzegać, być świadomym i słuchać w sposób sprzyjający komunikacji interpersonalnej lub -jeśli jest taka potrzeba - bezosobowej. Dwa rozdziały Części 3 „Otwartość jako «Wydech»" koncentrują się na drugiej stronie równania. Teksty rozdziału 8 zawierają omówienie ujawniania się, rozdziału 9 - analizę różnic między kobiecymi i męskimi stylami ekspresyjnymi. Po przeczytaniu pierwszych dziewięciu rozdziałów będziecie dysponować ogólnym obrazem całego procesu i podstawowych postaw i umiejętności niezbędnych w komunikacji interpersonalnej.
57
Następnie w Części 4, zatytułowanej „Związki", zwracamy się w stronę zastosowań. Jest tam rozdział o negocjowaniu związków w ogólności (rozdział 10), po którym następują bardziej szczegółowe rozdziały o przyjaźni (rozdział 11), rodzinach (rozdział 12) i bliskich partnerach (rozdział 13). Część 5 „Ponad podziałami" koncentruje się na najtrudniejszych problemach praktycznych: konflikcie (rozdział 14) i komunikacji międzykulturowej (rozdział 15). Końcowe trzy rozdziały książki przedstawiają trzy całościowe podejścia do komunikacji interpersonalnej, które syntetyzują idee wszystkich poprzednich lektur. Jedno z nich jest dziełem doświadczonego nauczyciela, drugie psychoterapeuty, trzecie zaś jest autorstwa Martina Bubera, filozofa już przeze mnie cytowanego, który spędził większość życia na zachęcaniu ludzi do komunikacji interpersonalnej.
Przedstawiłem to, co nas czeka, i w jaki sposób jest to wzajemnie powiązane. Mam nadzieję, że idee i sugestie zawarte w tych lekturach przydadzą się wam. Dla mnie są one naprawdę istotne!
Pytania przeglądowe
1. Prawda czy fałsz: Według mojej definicji, komunikacja interpersonalna nie może wystąpić między dwiema osobami, które rozmawiają przez telefon. Uzasadnij odpowiedź.
2. Co Buber rozumie przez stwierdzenie, że istoty ludzkie mają podwójną perspektywę?
3. Co znaczy, że istot ludzkich nie można opisać w pełni w kategoriach przestrzenno-czasowych?
4. Jaki jest związek między wyborem a winą?
5. Opisz własnymi słowami dwie cechy komunikacji, które stają się oczywiste, jeśli spojrzeć na ten proces w sposób transakcyjny.
6. Co według Watzlawicka, Beavin i Jacksona znaczy określenie „punktuacja sekwencji komunikacyjnej"?
7. Dlaczego używam terminów „otwartość", „wdech" i „wydech" w tej książce w taki a nie inny sposób?
Kwestie do omówienia
1. Czy w tym eseju twierdzi się, że ludzie, którzy doświadczają pewnego typu lub jakości komunikacji, są „bardziej ludzcy" i „bardziej są osobami", od tych, którzy takiej komunikacji nie doświadczają? Jeśli tak, jak to możliwe?
2. Jaki jest związek między cechami ludzkiego wyboru i przewidywalności?
3. Podaj swój własny opis adresowalności. Co oznacza zdolność mówienia do kogoś i z kimś w odróżnieniu od mówienia o tej osobie?
4. Złącz kciuk i palec wskazujący lewej dłoni. A teraz opisz ich kontakt- nie to, co robi kciuk, ani co robi palec wskazujący, ale ich kontakt. (Prawdopodobnie stwierdzisz, że kontakt trudno opisać. Z tego właśnie powodu używam dwóch odmiennych terminów - „transakcyjny" i „relacyjny").
5. Przypomnij sobie ostatnią kłótnię, jaka ci się przydarzyła. Spróbuj zastosować do tego zdarzenia to, co mówiłem o „błędzie i winie" oraz „zdolności do odpowiedzi". Co dostrzegasz? Co stało się z twoim rozumieniem tej kłótni?
58
Kolejne strony pochodzą z jednej z książek cytowanych przeze mnie w eseju wprowadzającym. Jak tam wspomniałem, James Lynch jest profesorem i dyrektorem kliniki uniwersytetu w Maryland. Od lat osiemdziesiątych pisał wiele na temat wpływu rozmowy na zdrowie fizyczne. Jego książki zawierają różne precyzyjne dowody wpływu jakości doświadczanej przez nas komunikacji na jakość naszego życia.
Przed nami wstęp do jego najnowszej książki Language of the Heart. Autor dowodzi w niej, że „ludzki dialog działa nie tylko znacząco na pracę serca, ale może nawet odmieniać biochemię pojedynczych tkanek i obwodowych partii ciała". Dla niektórych ludzi brzmi to zapewne jak wschodni mistycyzm lub pseudonauka epoki New Age. Dokumentacja Lyncha robi jednak wrażenie - w swej książce cytuje on dosłownie setki badań medycznych wspierających jego tezy. Wykazuje również, że niektórym ludziom trudno zaakceptować związek między dialogiem a zdrowiem fizycznym, ponieważ przez lata uczono nas, że ciało ludzkie jest w istocie złożoną maszyną. Wiemy, że ludzkiej rozmowy czy dialogu nie da się zredukować bez reszty do programowalnych, przyczynowo-skutkowych elementów mechanicznych. A jednak to zjawisko niemechanistyczne wpływa w sposób znaczący na nasze rzekomo mechanistyczne ciała. Jak to możliwe?
Nie próbując dostarczać łatwej odpowiedzi na to pytanie, Lynch krótko opisuje historyczne idee i poglądy, które jego zdaniem doprowadziły nas do obecnego obrazu ciała ludzkiego. Opowiada też, w jaki sposób nowe odkrycia jego i współpracowników zaczynają tworzyć podstawy nowego podejścia klinicznego, które łączy medycynę z komunikacją werbalną.
Przedstawiam ten esej, by zachęcić do myślenia o doświadczanej przez ciebie komunikacji jako o czymś więcej niż tylko o sposobie wykonywania zadań, negocjowania interesów i zapewniania zaspokojenia potrzeb. Istnieje ważny związek między tym, jak mówisz, a tym, kim jesteś. Żadne całościowe omówienie komunikacji werbalnej w jakiejkolwiek z jej form - mowy publiczne, dyskusja, komunikacja w organizacji, mass media i stosunki interpersonalne - nie może tego związku pomijać.
#James J. Lynch
Język serca
Za: James Lynch, Language of the Heart: The Human Body in Dialogue. Przedruk za zgodą Basic Books, Inc., Publishers.
Jest oczywiste, że mowa odróżnia nas, istoty ludzkie, od wszystkich innych żywych stworzeń. Czy to mężczyzna, kobieta czy dziecko, każdy z nas w trakcie dialogu może podzielić się z każdym swoimi pragnieniami, myślami oraz - nade
59
wszystko — uczuciami. Idzie za tym inna prawda, prosta, choć wielkiej wagi: kiedy mówimy słowami, mówimy także naszym ciałem i krwią. Jak się przekonamy, seria badań wykazała, że ludzki dialog nie tylko oddziałuje znacząco na serce, lecz może nawet odmienić biochemię pojedynczych tkanek i obwodowych partii ciała. Ponieważ krew przepływa przez każdą tkankę w organizmie człowieka, wpływowi dialogu podlega całe ciało. Jest zatem niezbitym faktem, że kiedy mówimy, czynimy to każdą komórką swego ciała.
Ten „język serca" jest integralnym składnikiem zdrowia i życia emocjonalnego każdego z nas. Jednak tę żywotną prawdę przesłaniała wspólna nam wszystkim perspektywa naukowo-filozoficzna sprawiająca, że myślimy o ludzkim ciele wyłącznie w kategoriach jego funkcji mechanicznych. W epoce zdominowanej dramatycznymi obrazami przeszczepów serca, sztucznych rozruszników, a nawet wszczepiania serca pawiana dziecku ludzkiemu, bardzo łatwo o traktowanie ludzkiego ciała wyłącznie jako maszyny niezdolnej ani do słuchania innych, ani do mówienia do nich. Jednak istotą ludzkiego bytu jest zaangażowanie ciała w dialog - proces, w którym nie jest w stanie uczestniczyć żadna maszyna. Dzieje się tak, ponieważ serce ludzkie mówi językiem, który nie tylko jest podstawą naszego dobrostanu, ale też umożliwia istnienie uczuć i wiąże ze sobą istoty ludzkie. [...]
W celu zrozumienia, dlaczego skłonni jesteśmy myśleć o ciele jako o maszynie, wystarczy przypomnieć sobie niezwykłe wydarzenie z przełomu roku 1982 i 1983. Wtedy to po raz pierwszy, w Centrum Medycznym Uniwersytetu w Utah w Salt Lake City, życie istoty ludzkiej było podtrzymywane przez sztuczne serce. Ten wyczyn zelektryzował opinię publiczną, być może dorównała mu pod tym względem tylko ekscytacja pierwszą operacją przeszczepienia serca wykonaną przez Christiana Barnarda w Kapsztadzie, w Południowej Afryce w 1969 roku. Jeśli chodzi o wcześniej wspomniany zabieg, to cogodzinne biuletyny donosiły światu o stanie dra Clarka, gdy maszyna znajdująca się na zewnątrz jego ciała, pulsując niezmordowanie i wydajnie w miarowych westchnieniach swojego kompresora, utrzymywała przepływ życiodajnego płynu - krwi. Przez 112 dni maszyna utrzymywała tętno, pompując krew, aż do czasu, kiedy obumarł system krążenia, załamały się organy wewnętrzne i dr Clark zmarł. W jego pogrzebie w Federal Way w stanie Waszyngton uczestniczyło tysiąc trzystu żałobników, w tym osobisty wysłannik Prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Oczywiście, to nie tylko dr Clark, ale cała ówczesna medycyna podjęła z powodzeniem nadzwyczajny, heroiczny czyn. Co więcej, czyn ten, obwieszczany na całym świecie, odzwierciedlał kulminację wiary, na której funkcjonowanie medycyny jako nauki opierało się przez ponad trzy wieki: wiary w to, że ciało ludzkie tworzy grupa zasadniczo mechanicznych organów, które - jeśli nie działają właściwie - można naprawiać jak każdy inny mechanizm, z nadzieją, że staną się ponownie sprawne.
Mniej więcej w tym samym czasie w Klinice Psychofizjologicznej Szkoły Medycznej Uniwersytetu Maryland badałem, wraz z moimi współpracownikami, również po raz pierwszy, zupełnie inny aspekt ludzkiego systemu sercowo-
60
-naczyniowego, którego opisanie pozwoliłoby na stworzenie całkiem nowego podejścia klinicznego - takiego, które opierałoby się na zrozumieniu powiązań między komunikacją ludzką a układem krążenia. Technologia komputerowa umożliwiła nam stwierdzenie, że kiedy tylko ktoś zaczyna mówić, wówczas znacząco wzrasta jego ciśnienie krwi, serce bije szybciej i mocniej, następują także zmiany w dużych naczyniach krwionośnych w odległych partiach ciała. I na odwrót, kiedy ktoś słucha kogoś innego lub skupia uwagę na środowisku zewnętrznym w zrelaksowany sposób, wówczas ciśnienie krwi zazwyczaj spada, tętno ulega spowolnieniu, często nawet poniżej normalnego poziomu spoczynkowego.
Początkowo odkrycie to wydawało się bardziej ciekawostką niż przełomem pojęciowym, zwłaszcza w zestawieniu z dramatem ludzkim i problemem technicznym rozgrywającym się w Utah. Dane były jednak tak klarowne i spójne, że nie mogliśmy ich zignorować. Pokazywały, nam, że mądrość religijna, filozoficzna, literacka i poetycka, która przez wieki sugerowała związki między słowami a ludzkim sercem, zawierała jądro prawdy o zaskakująco dużych, kluczowych dla medycyny konsekwencjach. Kiedy uświadomiliśmy sobie tę prawdę, zweryfikowaliśmy ją na różnych przypadkach, w systematycznych badaniach. Przebadaliśmy tysiące jednostek - od noworodków krzyczących w wózkach, poprzez przedszkolaki recytujące abecadło, licealistów czytających na głos z podręczników, studentów pielęgniarstwa lub medycyny opisujących rozkład dnia, pacjentów nadciśnieniowych z naszej kliniki i tych oczekujących z niepokojem na wszczepienie by-pasa, schizofreników z oddziałów psychiatrycznych, wiekowych pensjonariuszy domów opieki opisujących swoją samotność, aż po pacjentów bliskich śmierci. W każdym przypadku związek między językiem a sercem był jasny i niezaprzeczalny.
Istniała jednakże potężna siła, która pierwotnie utrudniała nam zdanie sobie sprawy z tego, że rzeczywiście tworzymy nowe podejście kliniczne. Siłę tę określiłbym jako nie sprawdzoną perspektywę filozoficzną, którą narzucaliśmy naszym badaniom. Zawierała ona wizję ciała ludzkiego, zasadniczo uznawaną przez każdego członka naszego społeczeństwa, sformułowaną po raz pierwszy w XVIII wieku przez filozofa francuskiego Kartezjusza. Żyjący w epoce początków nauki nowoczesnej Kartezjusz zestawił odkrycia takich uczonych, jak Galileusz, Kopernik, Kepler, Harvey oraz Pascal, i zintegrował je w nowy, zwarty system filozoficzny. Jak sam stwierdził, zamierzał stworzyć całkowicie nową medycynę opartą na założeniu, że ciało ludzkie jest maszyną. Wypełnił swój cel tak znakomicie, że jego wpływ, choć tak dogłębny, jest dziś rzadko rozumiany. Jego perspektywa podobnie jak powietrze, który oddychamy, jest uważana za coś naturalnego.
Kartezjusz głosił ideę, że ciało ludzkie funkcjonuje jak wszystkie inne ciała w naturze - zgodnie z zasadami mechaniki. Oddzielił funkcjonowanie umysłowe od mechaniki cielesnej argumentując, że zdolność do myślenia musi być rezultatem istnienia duszy. Ta niezwykła wizja, choć z pozoru niewinna, przeniknęła na wskroś przyszłe rozumienie przez świat Zachodu natury istot ludzkich, ciała ludzkiego, zdrowia ludzkiego oraz związków między naszymi jednostkowymi
61
ciałami a naszą egzystencją społeczną. Po Kartezjuszu problemy zdrowia i choroby zostały relegowane do dziedziny nauk medycznych, natomiast troski duchowe i społeczne traktowano jako mające niewiele wspólnego ze zdrowiem fizycznym. Lekarze są szkoleni na podobieństwo niezwykle biegłych techników pracujących we francuskich ogrodach, w których figury na fontannach były tak zmyślnie zaprogramowane, że poruszały się pod wpływem ciśnienia wody, co zainspirowało koncepcję Kartezjusza. Trzy wieki po Kartezjuszu naturalne jest myśleć o przeszczepie serca u istoty ludzkiej tak, jak mechanik myśli o wymianie zepsutej pompy wodnej w samochodzie: choroba serca stała się problemem mechanicznym w szwankującym systemie hydraulicznym. W istocie, jak powiedział lekarz wszczepiający małej dziewczynce serce pawiana: „Serce... to pompa mięśniowa i nie jest ono siedliskiem duszy"1.
Grunt przygotował zatem Kartezjusz. Od tamtego czasu wszyscy, myśliciel po myślicielu, uczony po uczonym - nawet tak wpływowi mistrzowie naszych czasów jak Marks, Darwin, Freud i Pawłów — myśleli o ludzkim ciele w kategoriach mechanicznych. Dalszym krokiem było uznanie życia emocjonalnego istot ludzkich za odzwierciedlenie mechanicznych funkcji dobrze wyregulowanej maszyny. Wyjątkowe aspekty ludzkiego życia emocjonalnego i wyjątkowa natura mowy ludzkiej zostały przesłonięte naukową perspektywą, zgodnie z którą przyjmowano, że ciało ludzkie jest mechanizmem podobnym ciałom innych zwierząt, a ludzkie życie emocjonalne jest porównywalne do życia emocjonalnego zwierząt.
Nasza wiedza o tych problemach rozwijała się w toku badań trwających ponad dwadzieścia lat. Na początku staraliśmy się zrozumieć wpływ związków międzyludzkich i samotności na stan zdrowotny układu krążenia. W 1977 roku podsumowałem nasze ustalenia w The Broken Heart2. Punktem wyjścia tej książki była konstatacja, że we współczesnej Ameryce samotność jest jedną z najważniejszych przyczyn przedwczesnej śmierci. Wziąwszy pod uwagę zasadniczo wszystkie powody zgonów - czy to samobójstwa, raka, marskość wątroby, wypadki samochodowe czy choroby serca - stwierdziliśmy w naszych badaniach, że przedwczesne zgony były dużo częstsze wśród osób samotnych niż wśród żyjących w małżeństwie. O ile w niektórych przypadkach - jak samobójstwo, marskość wątroby czy rak płuc - możemy łatwo wykryć bezpośrednie czynniki powodujące przedwczesną śmierć, o tyle mechanizmy innych chorób są dużo mniej jednoznaczne, zwłaszcza chorób serca, głównej przyczyny śmierci w Stanach Zjednoczonych. Było dalece niejasne, dlaczego w grupie osób samotnych, owdowiałych lub rozwiedzionych istnieje dwa do czterech razy większe prawdopodobieństwo przedwczesnej śmierci na nadciśnienie, udar lub chorobę wieńcową.
Chociaż samotność narzucała się jako najważniejszy czynnik emocjonalny tych przedwczesnych zgonów, nie byliśmy w stanie wyjaśnić, jak związany z nią
*1 „The New York Times", 31 października 1984, s. A18. '"
2 J. J. Lynch, The Broken Heart: The Medical Conseąuences of Loneliness, New York, Basic Books, 1977.
62
stan uczuć wpływa na serce. Choć statystyki były jednoznaczne, nie rozumieliśmy, jakim sposobem takie doświadczenie ludzkie, jak utrata lub osierocenie może prowadzić do przedwczesnego zgonu z powodu udaru lub zawału. Nie lepiej było z odpowiedzią na pytanie, dlaczego samotność powoduje wzrost ciśnienia krwi. W nie mniejszym stopniu przedmiotem naszej troski było zapobieganie problemowi, ponieważ wielu pacjentów z odziału chorób wieńcowych potwierdzało wykryty przez nas związek samotności z ryzykiem chorób serca.
Podjęliśmy badania nad samotnością u nadciśnieniowców. Nadciśnienie pozostaje zdecydowanie najważniejszym problemem współczesnej Ameryki (szacuje się, że od czterdziestu do sześćdziesięciu milionów Amerykanów cierpi na tę chorobę). Założyliśmy, że samotność odgrywa ważną rolę w co najmniej znaczącym procencie tych przypadków.
Jednakże już pierwsze próby zbadania problemu sprzężenia ludzkiej samotności i nadciśnienia ujawniły całą serię paradoksów. Intuicyjnie wydawałoby się oczywiste, że dialog międzyludzki powinien być najlepszym antidotum na samotność, jednak pojawiały się liczne i dobrze udokumentowane ostrzeżenia, że pewne typy interakcji społecznych u pacjentów z nadciśnieniem mogą powodować znaczny wzrost ciśnienia krwi. Jeszcze dziwniejsze było stwierdzenie, że ten typ dialogu psychoterapeutycznego, który wydawał się najlepiej dostosowany do penetracji tematów związanych z samotnością, jest to dokładnie taki rodzaj kontaktu, który u pacjentów z nadciśnieniem powoduje wzrost ciśnienia krwi do niebezpiecznego poziomu. Problem uległ dalszej komplikacji, kiedy odkryliśmy uderzający związek między mówieniem a ciśnieniem krwi. Jeśli ciśnienie krwi prawie wszystkich naszych badanych wzrastało w czasie mówienia, to ciśnienie pacjentów nadciśnieniowych wzrastało wówczas znacznie bardziej niż badanych z każdej innej grupy. Czasami ciśnienie osoby z nadciśnieniem podnosiło się o 50% w stosunku do poziomu spoczynkowego, gdy zaczynała ona mówić. Byliśmy więc zmuszeni przyznać, że „kuracja" psychoterapeutyczna mogła zwiększać nadciśnienie. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy pacjenci z nadciśnieniem nie są w pułapce własnego ciała - źle jeśli odwrócą się od swych bliźnich, źle jeśli spróbują się do nich zbliżyć.
Dzięki naszym wysiłkom zmierzającym do rozwiązania tego problemu odkryliśmy nowy wymiar układu sercowo-naczyniowego, co pozwoliło nam wypracować całkowicie nowe podejście do terapii zaburzeń krążenia, takich jak nadciśnienie i migrena. Na koniec uznaliśmy, że działanie ludzkiego systemu sercowo-naczyniowego polega na czymś więcej niż tylko zmiana pod wpływem wymogów wewnętrznych i zewnętrznych: system ten również się komunikuje. Skoro nasze serca są w stanie mówić językiem, którego nikt nie słyszy ani nie widzi, zatem nie może rozumieć - możemy... popaść w kłopoty sercowe. [...]
Jest całkowicie zrozumiałe, kto i co kontroluje wewnętrzne mechanizmy w maszynach tworzonych przez ludzi. Po co została stworzona konkretna maszyna, taka jak pompa, która zastępowała serce Barneya Clarka? Pompa ta była przeznaczona do pełnienia konkretnego celu i pozostała pod całkowitą kontrolą swoich twórców. Jednak to, kto jest odpowiedzialny za ludzkie serce i co je kontroluje, to
63
inna sprawa. Kontrola jest sprawowana zarówno od wewnątrz, jak i z zewnątrz. Idea ta, choć wydawała się prosta wówczas, gdy ją powzięliśmy, stopniowo doprowadziła nas do zrozumienia, że wewnętrzne mechanizmy organizmu, takie jak ciśnienie krwi, długo uważane za regulowane przede wszystkim przez wewnętrzne mechanizmy ciała ludzkiego, pozostają także pod silnym wpływem dialogu ludzkiego. Uznanie siły tego wpływu pozwoliło nam zrozumieć, że to dialog nadaje ciału człowieczeństwo.
Dialog ludzki oraz jego związek z naszym sercem i uczuciami jest centralnym tematem tej książki, pozwolę więc sobie zdefiniować go tak, jak w The Broken Heart:
„W znaczeniu najbardziej ogólnym dialog polega na wzajemnej komunikacji między dwiema lub więcej istotami żywymi. Składa się nań dzielenie się myślami, wrażeniami fizycznymi, ideami, ideałami, nadziejami i uczuciami. Podsumowując, na dialog składa się dzielenie się wszelkimi doświadczeniami życiowymi. [...]
Inne cechy procesu dialogu to jego wzajemność, spontaniczność, często jest on niewerbalny i żywy"3.
Jądrem tej książki jest idea, że my, istoty ludzkie, jesteśmy biologicznie uwarunkowani - i że wszelkie działania na rzecz zachowania lub przywrócenia zdrowia muszą być oparte na tym fakcie. Naukowe próby zrozumienia ludzkiego ciała z pominięciem najbardziej podstawowej ludzkiej cechy - faktu, że mówimy — mają szansę stworzyć jedynie lekarstwo, które leczy izolowane części ludzkiego ciała, pomija natomiast jednostkę jako całość i jako część natury. Możemy rozumieć chorobę i walczyć z nią tylko wtedy, kiedy jesteśmy zdolni traktować siebie jako część złożonego świata znajdującego się poza granicami naszej własnej skóry. Reakcje naszego serca, naczyń krwionośnych, mięśni w trakcie komunikacji z małżonkami, dziećmi, przyjaciółmi, współpracownikami i szerszą społecznością są tak samo ważne dla zdrowia naszego układu krążenia jak ćwiczenia i dieta.
Język naszego serca jest tak ważny dla naszego zdrowia, że ignorowanie go, niesłuchanie, nierozumienie może doprowadzić do strasznych cierpień fizycznych, a nawet przedwczesnej śmierci. Gdyż język naszych serc krzyczy, by go usłyszeć. Żąda, by go zrozumieć. I nie można go lekceważyć. Nasze serca przemawiają wymownie, tak jak to zawsze (i to trafnie) odczuwali poeci. Do nas należy nauczyć się słuchać i rozumieć.
Pytania przeglądowe
1. Lynch twierdzi, że pewna oczywista prawda została przesłonięta przez mechanistyczną perspektywę naukowo-filozoficzną. Jaka to prawda?
2. Jaka jest podstawowa cecha charakterystyczna podejścia do kwestii zdrowia układu krążenia, które stosują dr Lynch i jego współpracownicy z kliniki uniwersytetu w Mary-land?
*3 Tamże, s. 217,218.
64
3. Lynch twierdzi, że pierwszym odpowiedzialnym za nasz mechanistyczny pogląd na ciało ludzkie jest francuski filozof o nazwisku...
4. Nasz mechanistyczny pogląd na ciało ludzkie ma początek w oddzieleniu jakich sfer?
5. Co na temat związku między samotnością, chorobami serca a dialogiem wykazały badania Lyncha?
6. Co nastąpi, zdaniem Lyncha, jeśli w naszych próbach zrozumienia ludzkiego ciała nie weźmiemy pod uwagę mowy? Jaki problem stworzy zlekceważenie mowy?
Kwestie do omówienia
1. Jak sądzisz na podstawie własnych doświadczeń z opieką medyczną, w jaki sposób większość lekarzy zareagowałaby na pogląd Lyncha, że lekarze mogliby się czegoś nauczyć „z wiekowej mądrości religijnej, filozoficznej, literackiej i poetyckiej"?
2. Czy Lynch utrzymuje, że Kartezjusz w pojedynkę ustanowił nowoczesny pogląd na ciało ludzkie? Jaka jest jego teza?
3. Lynch sugeruje, że kartezjańska perspektywa naukowo-filozoficzna oddziałała zwłaszcza na nasz sposób traktowania mowy? Co mówi na ten temat?
4. Co ma na myśli Lynch twierdząc, że kontrola nad ludzkim sercem sprawowana jest zarówno od wewnątrz, jak i z zewnątrz?
5. Jaki jest związek między definicją dialogu Lyncha a moją definicją komunikacji interpersonalnej?
Ten tekst znalazł się tutaj z powodu trzech liter w tytule. „Syn" jest to grecki przedrostek oznaczający „z", więc „synergia" jest to energia, którą ludzie tworzą, pracując ze sobą lub współpracując. Oznacza to, że komunikacja synergiczna jest to pozytywna forma tego, co dzieje się wówczas, kiedy ludzie doświadczają tego rodzaju kontaktu, o jakim mówiłem w pierwszym tekście tego rozdziału.
Stephen R. Covey napisał poniższe słowa pod koniec swej książki zatytułowanej The Seven Habits of Highly Effective People. Nazywa on synergię „zasadą wieńczącą" wszystkie nawyki, dynamizmem, który sprawia, że wszystkie one współdziałają. Covey dowodzi, że jeśli będziemy potrafili nawiązywać taką komunikację, to możemy stać się bardziej efektywni zarówno w życiu zawodowym, jak i rodzinnym.
Istotne, że synergia jest czymś innym niż kompromis. Jak to ujmuje Covey, kompromis oznacza, że 1 +1 =11/2. Każda strona kompromisu bierze sobie część tego, czego chce, ale musi także z czegoś zrezygnować. Natomiast synergia oznacza, że „1+1 może być równe 8, 16, a nawet 1600". Kiedy ludzie współpracują w taki sposób, mogą zdobyć nową wiedzę i stworzyć nowe rozwiązania, które wykraczają dalece poza ich indywidualne zdolności.
I nie jest to tylko teoretyczne bujanie w obłokach. Covey nie jest oczywiście na tyle naiwny, by sądzić, że wszyscy będą zawsze ze wszystkimi się zgadzać - czy nawet zgadzać się, że się nie zgadzają. Podaje
65
jednak wiele konkretnych przykładów tego, w jaki sposób zaangażowanie w związki, wzajemne zaufanie i wola współpracy mogą owocować twórczymi rozwiązaniami typu wygrywa/wygrywa w obliczu rzeczywistych problemów.
Mówi on także o synergii negatywnej - takiej, która czyni związek gorszym zamiast lepszym. Kiedy ludzie, którzy są wzajemnie zależni, postępują tak, jakby byli niezależni, wiele czasu i energii zużywa się na „ujawnianie cudzych grzechów, politykowanie, rywalizację, konflikty interpersonalne, osłanianie tyłów, kombinowanie i szukanie drugiego dna". Czasami tacy ludzie skupiają się na dopasowywaniu innych do schematu, wtłaczaniu ich we własne kategorie myślowe, zamiast ich zaakceptować i wykorzystać ich odmienność. Covey uważa, że istotą synergii jest docenienie różnic między ludźmi. Oznacza to, że pierwszym krokiem w kierunku produktywnego komunikowania się z kimś bardzo się od nas różniącym - przynależnością etniczną, wiekiem, preferencjami seksualnymi, płcią lub poglądami politycznymi - jest postrzeganie różnic raczej jako potencjalnych plusów niż przeszkód dla twórczej zgody.
Covey nie skupia się w tym eseju na specyficznych umiejętnościach. Omawiane są one w artykułach składających się na dalsze rozdziały Mostów zamiast murów. Jednak nastawienie psychiczne, które charakteryzuje, jest kluczowe prawie dla wszystkiego, co przedstawimy później.
#Stephen R. Covey
Komunikacja synergiczna
Kiedy komunikujesz się synergicznie, po prostu otwierasz swój umysł i serce oraz ekspresję na nowe możliwości, nowe alternatywy, nowe wybory. Kiedy angażujesz się w komunikację synergiczną nie jesteś pewien, jak wszystko zadziała i jaki będzie efekt końcowy, ale doświadczasz wewnętrznego poczucia podniecenia, bezpieczeństwa i przygody, gdyż wierzysz, że będzie zupełnie inaczej niż było poprzednio. Taki właśnie efekt końcowy sobie wyobrażasz.
Zaczynasz z wiarą, że zaangażowane strony zyskają głębszy wgląd i że podniecenie wzajemnym uczeniem się i przekazywaniem wiedzy popchnie was ku coraz to nowym aktom poznania, uczenia się i rozwoju.
Wielu ludzi tak naprawdę nawet w umiarkowanym stopniu nie doświadczyło synergii w życiu rodzinnym czy innych interakcjach. Zakodowano w nich i wyćwiczono komunikację obronną i ochronną lub przekonanie, że nie można ufać losowi ani innym ludziom. Stanowi to jedną z wielkich tragedii i strat życiowych,
66
ponieważ sprawia, że ogromne możliwości pozostają nie wykorzystane - kompletnie nie rozwinięte i nie stosowane. Ludzie nieefektywni żyją dzień za dniem, nie wykorzystując swojego potencjału. Doświadczają synergii tylko na małych, bocznych ścieżkach życia.
Mogą mieć wspomnienia jakichś niezwykłych doświadczeń twórczych, może przeżytych podczas zawodów sportowych, kiedy przenikał ich przez jakiś czas prawdziwy duch zespołu. Może uczestniczyli w nagłym wypadku, podczas którego ludzie w nadzwyczaj wysokim stopniu współpracowali, zapominając o swoim ego i dumie, by ratować czyjeś życie lub rozwiązać jakiś kryzys.
Wielu osobom takie wydarzenia mogą wydawać się niezwykłe, prawie „nie z tego świata", a nawet cudowne. Tak jednak nie jest. Takie zjawiska można tworzyć w życiu ludzi regularnie, konsekwentnie, prawie na co dzień. Wymaga to jednak ogromnego osobistego poczucia bezpieczeństwa, otwartości i ducha przygody.
Większość wysiłków twórczych jest w jakiś sposób nieprzewidywalna. Często wydają się wieloznaczne, wykonywane na chybił trafił, na zasadzie prób i błędów. I jeśli ktoś nie toleruje wieloznaczności i nie czerpie poczucia bezpieczeństwa ze spójności z zasadami i wartościami wewnętrznymi, to może uważać zaangażowanie w przedsięwzięcia twórcze za denerwujące i nieprzyjemne. Jego potrzeby struktury, pewności i przewidywalności są zbyt duże.
Synergia a komunikacja
Synergia jest podniecająca. Twórczość jest podniecająca. To niesamowite, co można stworzyć dzięki otwartości i komunikacji. Możliwości prawdziwie znaczących zysków, znaczącej poprawy są tak duże, że warto podjąć ryzyko, które niesie ze sobą taka otwartość.
Po II wojnie światowej Stany Zjednoczone mianowały Davida Lilienthala zwierzchnikiem nowej Komisji Energii Atomowej. Lilienthal zgromadził grupę bardzo wpływowych ludzi, znakomitości stanowiących klasę same dla siebie - uczniów, którzy jak to bywa, byli własnymi mistrzami.
Ta grupa bardzo zróżnicowanych indywidualności miała skrajnie napięty terminarz i aż się paliła do roboty. W dodatku wywierała na nich nacisk prasa.
Lilienthal poświęcił jednak kilka tygodni na stworzenie wysokiego Konta w Banku Emocjonalnym. Sprawił, by ci ludzie poznali się wzajemnie - swoje zainteresowania, swoje nadzieje, cele, troski, zaplecze kulturowe, punkty odniesienia i schematy działania. Umożliwił taki rodzaj międzyludzkich interakcji, który sprzyja powstawaniu bardzo silnych więzi. Krytykowano go ostro za to, że trwoni czas w sposób „nieefektywny".
Jednak efekt był taki, że grupa stała się w pełni zintegrowana, a jej członkowie wzajemnie na siebie otwarci, bardzo twórczy i synergiczni. Wzajemny szacunek członków Komisji był tak wysoki, że w sytuacji niezgody, zamiast opozycji i obrony pojawiał się autentyczny wysiłek zrozumienia. Dominowała postawa: „Jeśli osoba o twojej inteligencji, kompetencji i zaangażowaniu nie zgadza się ze mną, to musi być w tym coś, czego nie rozumiem, więc powinienem to zrozumieć. Chciałbym poznać twoją perspektywę i punkty odniesienia". Rozwijała się pozbawiona obaw interakcja, narodziła się nadzwyczajna kultura. '' Poniższy wykres ilustruje, jak silny jest związek zaufania z różnymi poziomami komunikacji.
wysokie
ZAUFANIE
niskie
POZIOMY KOMUNIKACJI
synergiczna (wygrywa/wygrywa)
z szacunkiem (kompromis)
obronna (wygrywa/przegrywa lub przegrywa/wygrywa)
niska
WSPÓŁPRACA
wysoka
Najniższy poziom komunikacji występujący w sytuacjach niskiego zaufania charakteryzuje się defensywnością, nastawieniem na ochronę i często sformalizowanym językiem, który zabezpiecza drogę odwrotu, trzymając w odwodzie wszelkie dostępne zastrzeżenia i klauzule umożliwiające ucieczkę wówczas, gdy nic się nie uda. Taka komunikacja prowadzi tylko do wygrywa/przegrywa lub przegrywa/przegrywa. Nie jest to efektywne [...] i daje dalsze powody do defensywy i ochrony.
Poziom pośredni to komunikacja z szacunkiem. Na tym poziomie zachodzą interakcje osób całkiem dojrzałych. Mają one do siebie wzajemnie szacunek, chcąc uniknąć możliwości przykrej konfrontacji, komunikują się grzecznie, lecz bez empatii. Mogą się nawzajem rozumieć intelektualnie, ale nie wgłębiają się w schematy i założenia leżące u podstaw własnego stanowiska i nie są otwarte na nowe możliwości.
Komunikacja z szacunkiem zdaje egzamin w sytuacjach niezależności, a nawet współzależności, ale możliwości twórcze nie zostają wówczas zaktywizowane. W sytuacjach współzależności stanowiskiem przyjmowanym zazwyczaj jest kompromis. Kompromis oznacza 1 + 1 = 1'/2. Obie strony dają i biorą. Komunikacja nie ma charakteru defensywnego ani ochronnego, ani gniewnego czy manipulacyjnego - jest szczera, autentyczna i pełna szacunku. Nie jest jednak twórcza ani synergiczna. Prowadzi do niższej formy wygrywa/wygrywa.
Synergia oznacza, że 1 + 1 może równać się 8, 16, a nawet 1600. Synergiczne nastawienie polegające na wysokim zaufaniu tworzy rozwiązania lepsze niż każde z uprzednio proponowanych. Wszyskie strony są tego świadome. Ponadto uczestnicy autentycznie cieszą się swoim przedsięwzięciem twórczym. Powstaje mini-kultura satysfakcjonująca sama przez się, a jednocześnie skuteczna.
Istnieją pewne nieuniknione okoliczności, w których synergia jest nieosiągalna. Jednak nawet w takich okolicznościach duch szczerego dążenia prowadzi zwykle do bardziej efektywnego kompromisu.
Poszukując trzeciej możliwości
W celu wyrobienia sobie dokładniejszego pojęcia o tym, w jaki sposób nasz poziom komunikacji wpływa na naszą efektywność, wyobraź sobie następujący scenariusz.
Nadchodzą wakacje i mąż chce zabrać rodzinę nad jeziora, na biwakowanie i łowienie ryb. To dla niego ważne: planował wyjazd przez cały rok. Zarezerwował domek kampingowy nad jeziorem, przygotował wynajęcie łodzi. Synowie są naprawdę podnieceni wyjazdem.
Jednakże żona chce wykorzystać okres wakacji na odwiedziny u niedomagającej matki, która mieszka o jakieś 250 mil od nich. Nie miewa zbyt wielu okazji, żeby się z nią widzieć i jest to dla niej ważne.
Ta różnica może być przyczyną istotnych doświadczeń negatywnych.
„Wszystko przygotowane. Chłopcy są podnieceni tym wyjazdem. Jedziemy na ryby" - mówi mąż.
„Przecież nie wiemy, jak długo mama pozostanie jeszcze z nami, chcę z nią pobyć - odpowiada żona. - To nasza jedyna okazja, tylko teraz mamy na to dość czasu".
„Przez cały rok żyliśmy tym tygodniowym wyjazdem. Chłopcy byliby nieszczęśliwi siedząc u babci przez cały tydzień. Daliby wszystkim w kość. Zresztą twoja matka nie jest tak bardzo chora. I ma w pobliżu twoją siostrę do opieki".
„To także moja matka. Chcę z nią być".
„Możesz do niej dzwonić co wieczór. I planujemy pobyć z nią na spotkaniu rodzinnym w Boże Narodzenie. Zapomniałaś?"
„To dopiero za pięć miesięcy. Nie ma pewności, czy przedtem nas nie opuści. Poza tym ona mnie potrzebuje i chce mnie widzieć".
„Twój mąż i synowie są ważniejsi niż twoja matka".
Po takiej wymianie sprzecznych argumentów małżonkowie mogą w końcu dojść do pewnego kompromisu. Mogą zdecydować, że się rozdzielą - mąż weźmie chłopców nad jezioro, a żona odwiedzi matkę. I oboje będą się czuli winni i nieszczęśliwi. Chłopcy to wyczują i zakłóci im to radość z wakacji.
Mąż może ustąpić żonie, ale z żalem i urazą. I świadomie lub nieświadomie dostarczy dowodów na rzecz swojego proroctwa o tym, jak przykry będzie dla wszystkich ten tydzień.
Żona może ustąpić mężowi, ale będzie obrażona i nadmiernie wrażliwa na wszelkie zmiany stanu zdrowia matki. Gdyby stan matki poważnie się pogorszył i umarłaby, mąż nigdy by sobie tego nie wybaczył i żona też by mu tego nie wybaczyła.
69
Jakikolwiek zawarliby w końcu kompromis, to może być on przypominany przez całe lata jako przykład braku wrażliwości, lekceważenia lub nierozważnej decyzji obu stron. Może stać się na lata kością niezgody i może nawet podzielić rodzinę. Seria wydarzeń takich jak to doprowadziła do stanu wrogości wiele małżeństw, które z początku były szczęśliwe, zgodne i kochające się.
Mąż i żona odmiennie widzą tę sytuację. I ta odmienność może ich poróżnić, rozdzielić, stać się kością niezgody w związku. Ale też może zbliżyć ich do siebie na wyższym poziomie. Gdyby byli w stanie kultywować nawyki efektywnej współzależności, ich podejście do różnicy zdań byłoby całkowicie odmienne. Ich komunikacja osiągnęłaby wyższy poziom.
Ponieważ mieliby wysokie Konto w Banku Emocjonalnym, ich komunikacja małżeńska byłaby ufna i otwarta. Myśląc wygrywa/wygrywa, wierzyliby w trzecie wyjście, rozwiązanie, które jest korzystne dla obu stron i lepsze od tego, co oboje początkowo zaproponowali. Empatyczne słuchanie i nastawienie przede wszystkim na zrozumienie drugiej strony stworzyłoby w każdym z nich obraz wartości i trosk, które należy wziąć pod uwagę przy podejmowaniu decyzji.
Kombinacja tych składników - wysokiego Konta w Banku Emocjonalnym, myślenia wygrywa/wygrywa i poszukiwania zrozumienia - tworzy idealne środowisko dla synergii.
Buddyzm nazywa to „drogą środka". Środek w tym znaczeniu nie oznacza kompromisu - oznacza „wyżej", jak wierzchołek trójkąta.
W poszukiwaniu „drogi środka" mąż i żona zdają sobie sprawę, że ich miłość, ich związek jest częścią ich synergii.
W trakcie komunikacji mąż prawdziwie i głęboko odczuwa pragnienie, potrzebę żony, by być z matką. Rozumie, jak bardzo chciałaby ulżyć swej siostrze, na której przede wszystkim spoczywa odpowiedzialność za opiekę nad matką. Rozumie, że naprawdę nie wiadomo, jak długo matka pozostanie z nimi i że jest na pewno ważniejsza niż łowienie ryb.
Żona natomiast rozumie głęboko pragnienie męża, by rodzina była razem oraz by zapewnić chłopcom wielkie przeżycie. Zdaje sobie sprawę z poczynionych inwestycji związanych z przygotowaniem wyjazdu na ryby i skompletowaniem ekwipunku, czuje także wagę dostarczenia synom pięknych wspomnień z wakacji.
Sumują więc te wszystkie pragnienia. I nie są przeciwnymi stronami sporu. Są razem po jednej stronie, badają problem, starają się zrozumieć potrzeby i pracują nad trzecim wyjściem, dzięki któremu je zaspokoją.
„Może moglibyśmy zorganizować kiedy indziej w ciągu miesiąca kilka dni, żebyś mogła odwiedzić twoją matkę - proponuje mąż. - Mógłbym cię zastąpić w obowiązkach domowych przez weekend i zorganizować jakąś pomoc na początek tygodnia, tak żebyś mogła pojechać. Wiem, że to dla ciebie ważne".
„Albo może udałoby się znaleźć jakieś miejsce na kemping i ryby niedaleko twojej matki. Może okolica nie byłaby tak piękna, ale mielibyśmy to, czego trzeba na wakacjach i chłopaki nie chodziliby po ścianach. Moglibyśmy nawet zaplanować jakiś odpoczynek w plenerze z kuzynami, ciotkami i wujkami. Dodatkowa korzyść".
70
Teraz tworzą synergię. Komunikują się tak długo, aż znajdą rozwiązanie, które sprawi im obojgu zadowolenie. To lepsze niż rozwiązania, które wyjściowo proponowało każde z nich. To lepsze niż kompromis. To rozwiązanie synergiczne.[...]
Synergia negatywna
Poszukiwanie trzeciego wyjścia to główna strategia odejścia od dychotomicznej mentalności albo/albo. Spójrzmy na różnicę rezultatów!
Jak wiele energii negatywnej wydatkuje się wówczas, gdy ludzie próbują rozwiązać problem lub podjąć decyzję w sytuacji współzależności? Jak wiele czasu zużywa się się na wyznawanie cudzych grzechów, politykowanie, rywalizację, konflikty interpersonalne, osłanianie tyłów, kombinowanie i szukanie drugiego dna? To tak, jak prowadzić samochód z jedną stopą na gazie, a drugą na hamulcu!
I zamiast zdjąć nogę z hamulca, większość ludzi dodaje gazu. Starają się użyć więcej nacisku, więcej elokwencji, więcej argumentów logicznych, by wzmocnić swoje stanowisko.
Problemem jest to, że ludzie wysoce zależni starają się osiągnąć powodzenie w sytuacji współzależności. Są oni zależni albo od wzmocnień w postaci przyjmowania pozycji siły - wtedy dążą do wygrywa/przegrywa - albo od potrzeby bycia lubianym przez innych - wtedy dążą do przegrywa/wygrywa. Mogą mówić o technice wygrywa/wygrywa, ale tak naprawdę nie chcą słuchać — chcą manipulować. Takie środowisko nie sprzyja synergii.
Ludzie pozbawieni poczucia bezpieczeństwa sądzą, że cała rzeczywistość powinna być sprowadzalna do przyjętych przez nich schematów. Mają silną potrzebę naginania innych do tych schematów, wtłaczania ich we własne kategorie myślowe. Nie zdają sobie sprawy, że o sile związku stanowi możliwość zmiany punktu widzenia. Podobieństwo to nie jedność; uniformizm to nie unia. Unia czy jedność to komplementarność, a nie podobieństwo. Podobieństwo jest nietwórcze [...] i nudne. Istotą synergii jest docenianie różnic.
Doszedłem do wniosku, że kluczem do synergii interpersonalnej jest synergia intrapersonalna, synergia wewnątrz nas samych. [...] Ludzie głęboko zakorzenieni w myśleniu logicznym, werbalnym, właściwym lewej półkuli mózgowej, odkryją prędzej czy później, jak zupełnie nieadekwatne jest takie myślenie podczas rozwiązywania problemów wymagających dużej dozy twórczości. Kiedy sobie to uświadomią, zaczną otwierać nowe skrypty w swojej prawej półkuli. Nie znaczy to, że ich wcześniej nie było - po prostu pozostawały w uśpieniu, podobnie jak nieużywane mięśnie nie rozwijają się, a nawet ulegają atrofii. Od wczesnego dzieciństwa kładziemy wielki nacisk na rozwój lewej półkuli poprzez formalną edukację i skrypty społeczne.
Kiedy ktoś ma dostęp zarówno do intuicyjnej, kreacyjnej i wizualnej prawej półkuli, jak i do analitycznej, logicznej, werbalnej półkuli lewej, wtedy cały mózg pracuje. Innymi słowy, w naszej własnej głowie zachodzi synergia psychiczna. I odpowiada to życiowym realiom, gdyż życie nie jest tylko logiczne, lecz także emocjonalne.
Kiedyś prowadziłem dla spółki w Orlando na Florydzie seminarium, które zatytułowałem „Zarządzaj z Lewej, bądź przywódcą z Prawej". W czasie przerwy prezes spółki podszedł do mnie i powiedział: „Stephen, to wszystko jest intrygujące. Ale ja myślałem o tych zagadnieniach bardziej w odniesieniu do mojego małżeństwa niż do mojego biznesu. Mamy z żoną prawdziwy problem komunikacyjny. Czy nie mógłbyś pójść z nami na lunch i przyjrzeć się, jak ze sobą rozmawiamy?"
„Zróbmy to" - odrzekłem.
Usiedliśmy do stołu, pożartowaliśmy trochę, a potem ten mężczyzna zwrócił się do żony: „Słuchaj kochanie, zaprosiłem Stephena na lunch, żeby się przekonał, czy mógłby nam pomóc we wzajemnym komunikowaniu się. Wiem, że twoim zdaniem powinienem być bardziej wrażliwym i uważnym mężem. Czy możesz powiedzieć konkretniej, co powinienem zrobić?" Jego dominująca lewa półkula chciała faktów, liczb, konkretów, części.
„Cóż, jak ci wcześniej mówiłam, to nic konkretnego. To bardziej moje ogólne odczucie dotyczące tego, co jest ważne". Jej dominująca prawa półkula odbierała gestalt, całość, związek między częściami.
„Co rozumiesz przez «ogólne odczucie dotyczące tego, co jest ważne»? Chciałabyś, żebym coś zrobił? Powiedz o czymś konkretnym, czym mógłbym się zająć".
„Cóż, to po prostu uczucie". Jej lewa półkula miała do czynienia z obrazami, z intuicyjnymi uczuciami. „Po prostu nie sądzę, aby nasze małżeństwo było dla ciebie tak ważne, jak mi mówisz".
„Ale jak mogę sprawić, by było ważniejsze? Powiedz coś bardziej konkretnego, uchwytnego, żebym mógł cokolwiek zrobić".
„Trudno to ująć w słowa".
W tym momencie popatrzyła wkoło, jakby chciała powiedzieć: „Stephen, czy w swoim małżeństwie mógłbyś znieść taką tępotę?"
„To po prostu uczucie - stwierdziła - bardzo silne uczucie".
„Kochanie — powiedział do niej — to twój problem. Taki sam problem ma twoja matka. Właściwie taki problem ma każda znana mi kobieta".
Potem zaczął ją przesłuchiwać tak, jakby to było coś w rodzaju zeznania sądowego.
„Czy mieszkasz tam, gdzie chcesz mieszkać?"
„Nie o to chodzi - westchnęła - zupełnie nie o to chodzi".
„Wiem - odparł, siląc się na cierpliwość. - Ale skoro nie możesz powiedzieć mi dokładnie, o co chodzi, myślę, że najlepszym sposobem ustalenia, o co chodzi, będzie ustalenie, o co nie chodzi. Czy mieszkasz tam, gdzie chcesz mieszkać?"
„Tak sądzę".
„Kochanie, Stephen jest z nami od kilku minut, żeby spróbować nam pomóc. Odpowiadaj tylko szybko «tak» lub «nie». Czy mieszkasz tam gdzie chcesz?"
„Tak".
72
„Okej. To ustalone. Czy masz rzeczy, jakie chcesz?"
„Tak".
„W porządku. Czy robisz to, co chcesz robić?"
Trwało to przez pewien czas i widziałem, że na nic się nie przydaję. Wtrąciłem się więc, pytając: „Czy mniej więcej tak to się toczy w waszym związku?"
„Dzień w dzień, Stephen" - odpowiedział on.
„To historia naszego małżeństwa" - westchnęła ona.
Spojrzałem na oboje i przez głowę przemknęła mi myśl, że byli dwiema osobami o połowach mózgu żyjącymi razem. „Czy macie dzieci?" - spytałem.
„Tak, dwójkę".
„Naprawdę?" - spytałem z niedowierzaniem. - „Jak to zrobiliście?"
„Co to znaczy, jak to zrobiliśmy?"
„Byliście synergiczni!" - powiedziałem. - Jeden plus jeden zwykle równa się dwa. Ale wy sprawiliście, że jeden plus jeden równa się cztery. Całość jest większa od sumy części. Więc jak to zrobiliście?"
„Wiesz jak to zrobiliśmy"
„Musieliście docenić różnice!" - zakrzyknąłem.
Docenianie różnic
Docenianie różnic między ludźmi - różnic umysłowych, emocjonalnych, psychologicznych - jest istotą synergii. Kluczem zaś do docenienia tych różnic jest zrozumienie, że wszyscy ludzie widzą świat nie takim, jakim jest, lecz takim, jacy są oni sami.
Gdybym sądził, że widzę świat takim, jakim jest, dlaczego miałbym chcieć doceniać różnice? Dlaczego miałbym w ogóle się przejmować kimś, kto jest „na aucie"? Moja strategia polega na tym, że jestem obiektywny - widzę świat takim, jakim jest. Wszyscy inni grzęzną w szczegółach, ale ja widzę szerszy obraz. Dlatego nazywają mnie superwizorem - dysponuję super (wyższą) wizją.
Jeśli to jest moja strategia, to nigdy nie stanę się efektywnie współzależny, a nawet, prawdę mówiąc, efektywnie niezależny. Będę ograniczony przez schematy moich własnych uwarunkowań.
Osoba prawdziwie efektywna ma dość skromności i pokory, by uznać własne ograniczenia percepcyjne i docenić bogate zasoby dostępne za pośrednictwem kontaktu z sercami i umysłami innych istot ludzkich. Taka osoba docenia różnice, ponieważ sumują się one z jej wiedzą, z jej rozumieniem rzeczywistości. Pozostawieni tylko własnym doświadczeniom, nieustannie cierpimy na niedobór danych.
Czy to logiczne, że dwie osoby mogą się nie zgadzać i obie mogą mieć rację? Tonie logiczne: to psychologiczne. [...]
Dopóki nie docenimy różnic w naszej percepcji, dopóki nie docenimy się wzajemnie i nie dopuścimy możliwości, że oboje mamy rację, że świat nie zawsze jest dychotomicznym albo/albo, że prawie zawsze istnieje trzecie wyjście, dopóty nie będziemy w stanie przekroczyć ograniczeń własnych uwarunkowań.
73
Cała natura jest synergiczna
Ekologia jest pojęciem, które w sposób zasadniczy opisuje synergizm w przyrodzie - wszystko jest powiązane ze wszystkim. [...]
Związki elementów mają także siłę tworzenia synergicznej kultury w rodzinie lub w organizacji. Im bardziej autentyczne zaangażowanie, im bardziej szczere i wytrwałe uczestnictwo w analizowaniu i rozwiązywaniu problemów, tym więcej kreatywności wyzwoli się u każdego i tym większe będzie zaangażowanie w to, co się tworzy. Jestem przekonany, że to właśnie stanowi istotę japońskiego podejścia do biznesu, które zrewolucjonizowało cały rynek światowy.
Synergia działa - jest to zasada właściwa. [...] Polem jej skuteczności jest współzależność - praca zespołowa, budowanie zespołu, rozwijanie jedności i twórczości u innych istot ludzkich.
Chociaż nie możesz kontrolować strategii innych uczestników interakcji współzależnej ani samego procesu synergicznego, całkiem sporo synergii znajduje się wewnątrz twojego Kręgu Wpływu.
Twoja wewnętrzna synergia znajduje się całkowicie wewnątrz kręgu. Możesz szanować obie strony własnej natury - stronę analityczną i stronę twórczą. Możesz doceniać różnicę między nimi i wykorzystywać tę różnicę jako katalizator twórczości.
Możesz być synergiczny nawet w bardzo nieprzychylnym otoczeniu. Nie musisz brać ataków na siebie osobiście. Możesz unikać energii negatywnej - możesz szukać w innych tego, co dobre, i spożytkować to dobro, jakiejkolwiek byłoby ono natury, do ulepszenia swojego punktu widzenia i poszerzenia swojej perspektywy.
Możesz ćwiczyć odwagę bycia otwartym w sytuacjach współzależności, wyrażania swoich idei, swoich uczuć i doświadczeń w sposób zachęcający innych ludzi do podobnej otwartości.
Możesz doceniać odmienność innych ludzi. Kiedy ktoś nie zgadza się z tobą, możesz powiedzieć: „Dobrze! Ty to widzisz inaczej". Nie musisz się z innymi zgadzać - możesz ich po prostu afirmować i możesz poszukiwać zrozumienia.
Jeśli widzisz tylko dwie możliwości - twoją i tę „niesłuszną" - możesz poszukiwać trzeciego wyjścia. Ono prawie zawsze istnieje, a jeśli przyjmujesz filozofię wygrywa/wygrywa i naprawdę poszukujesz zrozumienia, zazwyczaj jesteś w stanie znaleźć rozwiązanie lepsze dla wszystkich zainteresowanych.
Pytania przeglądowe
1. Co to jest „komunikacja synergiczna"?
2. Wyjaśnij co to znaczy, że kompromis oznacza, że 1 +1 = 11/2, a synergia oznacza, że 1/1 może równać się 8, 16, a nawet 1600.
3. Co Covey ma na myśli mówiąc, że „droga środka" oznacza drogę „wyższą"?
4. Co to jest „synergia negatywna"?
5. Jaka jest różnica między czymś, co ma sens, ponieważ jest „logiczne", a czymś co ma sens, bo jest „psychologiczne"?
74
Kwestie do omówienia
1. Niektórzy ludzie pragną w swoim życiu kontroli. Nie lubią niespodzianek i chcą, żeby inni zachowywali się tak, by spełniali ich standardy. Dlaczego komunikacja synergiczna stanowi dla tych ludzi szczególne wyzwanie?
2. Możesz sobie wyobrazić, jak „wielce wpływowe znakomitości" w Komisji Energii Atomowej bardzo niecierpliwiły się uporem Davida Lilienthala, by strawić tak wiele czasu na stworzenie wysokiego Konta w Banku Emocjonalnym. Ludzie ci musieli żywić przekonanie, że marnują ogromną ilość ich drogocennego czasu. Gdybyś był Lilienthalem, jak zareagowałbyś na ich niecierpliwość?
3. Jak odpowiesz na takie pytanie: „Ludzie pozbawieni poczucia bezpieczeństwa sądzą, że cała rzeczywistość powinna być sprowadzalna do ich schematów. Mają wysoką potrzebę naginania innych do swoich schematów, wtłaczania ich we własne kategorie myślowe". Jakie są twoje doświadczenia potwierdzające lub podważające to twierdzenie.
4. Covey dał pewną bardzo ogólną radę mężowi i żonie, którzy nie mogli się ze sobą zgodzić. Gdybyś był na miejscu Coveya, jaką konkretną sugestię komunikacyjną przedstawiłbyś każdemu z nich?
5. Jakie szczególne wnioski wyciągnąłeś z tezy Coveya, że synergia w przyrodzie może nas nauczyć czegoś na temat synergii w komunikacji?
$Rozdział 3
Komunikacja werbalna
Podstawowe prace dotyczące komunikacji zawierają zazwyczaj jeden rozdział poświęcony językowi lub kodom werbalnym, a inny, osobny, komunikacji niewerbalnej. Ta praktyka rozpoczęła się pod koniec lat sześćdziesiątych, kiedy badacze i wykładowcy z dziedziny komunikacji odkryli, jaką wagę ma niewerbalna strona komunikowania się - kontakt wzrokowy, ruchy ciała, ekspresja twarzy, dotyk, milczenie itp. Przez około dwudziestu pięciu lat w większości podręczników traktowano zatem oba tematy jako znaczące i odrębne.
Ostatnio jednak badania coraz bardziej koncentrują się na rzeczywistym przebiegu konwersacji w życiu i staje się oczywiste, że nie sposób oddzielić od siebie stronę werbalną i niewerbalną. Jak to sformułowała dwójka badaczy: „Jest niemożliwe badanie komunikacji werbalnej czy niewerbalnej jako izolowanych struktur. Systemy te powinny raczej być traktowane jako jednolity konstrukt komunikacyjny"1. A tak to ujmuje wykładająca komunikację Wendy Leeds-Hurwitz:
„Omawiając komunikację jako składającą się z trybu werbalnego i niewerbalnego [...] ryzykujemy, iż odniesiemy wrażenie, że są one w jakiś sposób odrębne i powinny być badane osobno. Jest zupełnie inaczej i obecnie istnieje już wiele prac poświęconych ich ponownemu połączeniu"2.
Co ciekawe, prawie taką samą tezę postawił na początku XX wieku Ferdinand de Saussure, jeden z twórców lingwistyki. De Saussure powiedział, że język jest jak kartka papieru, której jedną stronę stanowią dźwięki,
*1 D. J. Higginbotham, D. E. Yoder, Communication Within Natural Conversational Inter-action: Implications for Severe Communicatively Impaired Persons, „Topics jn Language Disorders" 1982, 2, 4.
2 W. Leeds-Hurwitz, Communication in Everyday Life, Norwood, NJ, Ablex, s. 102.
76
a drugą pojęcia i myśli. Nie możesz chwycić jednej strony kartki, nie chwytając drugiej, nie możesz odciąć jednej, nie tnąc drugiej. Najlepiej więc myśl o nich łącznie3. W ten sam sposób myślę o werbalnej i niewerbalnej stronie komunikowania się - są jak dwie strony kartki papieru.
Tak też właśnie występują one w ludzkim doświadczeniu. Rozpatrzmy na przykład taką rozmowę:
SCOTT: (uśmiechając się i kiwając głową) Cześć John Paul. Jak leci?
JOHN PAUL: (podekscytowane spojrzenie) Scott! (uścisk dłoni) Fajnie cię widzieć! Słyszałem, że się przeprowadziłeś. Gdzie byłeś?
SCOTT: (uśmiechając się zagadkowo) Och, nigdzie, naprawdę. Tylko pracowałem i chodziłem do szkoły. Ale razem z Heather sporo się tutaj kręciliśmy.
JOHN PAUL: (kpiąco) Taa, słyszałem. A w ogóle - co to za historia z wami dwojgiem.
SCOTT: (wesoły, lecz czujny) O co ci chodzi z tym «co to za historia»? Po prostu lubimy się i spędzamy dużo czasu razem.
JOHN PAUL: (wciąż kpiąco) Taa na przykład cały weekend, i każdy wieczór, i większość pozostałego czasu.
SCOTT: (odbijając piłeczkę) Dobra, a co z tobą i z Billem? Słyszałem, że jesteście razem... jesteście partnerami... parą.
JOHN PAUL: (nieco onieśmielony) Gdzie to słyszałeś? Taa, to prawda, (bardziej żywo) i to jest w porządku, naprawdę. Pierwszy raz się czuję do pary. Możemy nawet wynająć razem mieszkanie. Tylko Bili musi znaleźć lepiej płatną pracę. Nie mogę utrzymywać nas obu.
SCOTT: (przyjaźnie) Wygląda na to, że macie te same problemy co Heather i ja. Ale jej rodzina to też problem.
JOHN PAUL: (poważnie) Moja mama i tata są okay. Ale rodzice Billa nic o nas nie wiedzą i staram się, żeby on to zmienił. Właściwie, to pomyślałem, że chciałbym z tobą o tym pogadać. Zastanawiam się też, w jaki sposób planujecie z Heather ułożyć sobie wspólne życie. Ale teraz muszę lecieć do pracy. Daj mi swój numer, a ja ci dam swój, dobra?
Kilka werbalnych elementów tej rozmowy jest znaczących. Scott pyta „jak leci?", a nie „co słychać?" albo jeszcze bardziej formalnie „cieszę się, że cię znowu widzę". Używa ogólnego sformułowania „spędzamy dużo czasu razem" nie opisując bardziej konkretnie swoich czynności z Heather. Dla Johna Paula znaczące jest słowo para. Obaj w ten sam sposób rozumieją, co to znaczy, że rodzice „są problemem".
Niewerbalne cechy rozmowy są także znaczące. Wyjściowy ton głosu Scot-tajest spokojny, ale John Paul wydaje się podekscytowany spotkaniem z nim. Dotykają się ściskając dłonie. Ich uśmiechy mówią rozmaite rzeczy: „Fajnie cię widzieć"; „Lubię cię"; „Kpię z ciebie"; „Odpowiadam ci tym samym"; „Mamy ze sobą coś wspólnego". Ponieważ są przyjaciółmi, są ze sobą całkiem blisko.
*3 F. de Saussure, Kurs językoznawstwa ogólnego, Warszawa, PWN, 1961. Po sformułowaniu takiego wniosku de Saussure skupił się na systemie języka z zamiarem stworzenia lingwistyki jako nauki.
77
Istotne jednak jest to, że doświadczają oni tych wszystkich elementów werbalnych i niewerbalnych łącznie. W tej rozmowie podekscytowany, przyjazny i kpiarski ton głosu są integralną częścią kwestii wypowiadanych przez obie osoby. Wyraz twarzy dowodzi, że słowa każdego z nich są szczere, a nie sarkastyczne. Dystans i dotyk jeszcze bardziej określają przekazy jako szczere i serdeczne. W terminach badawczych można ująć to następująco: „znaczenie wypowiedzi" i „znaczenie niewerbalne" nie są „odrębne i niezależne"4. Jest to prawdziwe nawet w odniesieniu do słów napisanych na kartce. To, co możesz uważać za „czysto werbalne", słowa na piśmie, to układ typograficzny na papierze określonej grubości i koloru, otoczony przez mniej lub bardziej białą przestrzeń. Wszystkie te elementy niewerbalne oddziałują na to, jak interpretujemy słowa pisane. Podobnie zachowania „czysto niewerbalne", jak gesty czy ruchy oczu, pojawiają się w kontekście pewnych słów mówionych lub pisanych. Jedynym sposobem rozróżnienia tych cech jest myślenie o nich w kategoriach kontinuum lub zmiennej skali, jak ta:
Pierwotnie werbalne słowa pisane
Mieszane ton głosu - tempo, pauzy, głośność, wysokość, milczenie
— Pierwotnie niewerbalne gesty, spojrzenia, mimika dotyk
Słowa pisane są klasyfikowane jako pierwotnie werbalne z podanych przed chwilą powodów. Występują otoczone przez niewerbalną przestrzeń, ale ludzie pierwotnie interpretują ich treść werbalną. Ton głosu - tempo, pauzy, głośność, wysokość, milczenie - składają się na cechy określane jako mieszane, ponieważ towarzyszą słowom mówionym lub nakładają się na nie, natomiast gesty, mimika klasyfikowane są jako pierwotnie niewerbalne, ponieważ na przykład uśmiech, zmarszczenie brwi lub sceptyczne spojrzenie mogą coś znaczyć bez towarzyszących słów. Określone są one jako pierwotnie niewerbalne, ponieważ większość ekspresji twarzy (oraz gestów, dotyków itd.) jest interpretowana w kontekście słów mówionych.
Należy podkreślić, że werbalne i niewerbalne elementy komunikacji są całkowicie współzależne, co oznacza, że oddziałują na siebie nawzajem, choć jedne nie determinują znaczenia drugich. Rozważałem, czy w celu ugruntowania tej tezy nie należałoby w tym rozdziale umieścić tekstów na temat obu rodzajów komunikacji. Zdałem sobie jednak sprawę, że zwykle nie stosuje się takiego ujęcia, zdecydowałem się na wierność tradycji i omówienie tych zagadnień w osobnych rozdziałach.
Rozdział ten, poświęcony znakom werbalnym, zawiera przegląd trzech sposobów opisu języka, ostrzeżenia terapeuty rodzinnego w kwestii kłopotliwych słów angielskich i opis doświadczeń, jakie miała Amerykanka
*4 R. E. Sanders, The Interconnection of Utterances and Nonverbal Displays, „Research on Language and Social Interaction" 1987, 20, 141.
77
pochodzenia chińskiego z językiem angielskim i chińskim. Znajduje się tu również kilka wskazówek na temat między kulturowego funkcjonowania słów, przykład zadziwiająco bezosobowego listu rodzinnego oraz krótka bajeczka, która ilustruje powiązania między używanymi słowami a tym, kim jesteśmy.
W pierwszym tekście Carol Logan i ja objaśniamy różnice między „werbalnym" a „oralnym", a potem wyjaśniamy, co jest przedmiotem badań, gdy język jest traktowany jako (1) jako system symboli, (2) aktywność oraz (3) zupa. Pokazujemy, w jaki sposób każdy ze sposobów badania języka odsłania pewne złożone jego aspekty - zasłaniając inne - oraz prowadzi do pewnych specyficznych sugestii na temat używania języka i stosunku do niego.
Jeśli podchodzisz do języka jako do systemu symboli, możesz się dowiedzieć, że „słowo nie jest rzeczą", co pozwoli ci uniknąć popadania w stereotypy i używania słów w celu przekształcania procesów w rzeczy (proces zwany reifikacją). Kiedy dostrzeżesz, w jakim sensie język jest aktywnością, możesz stać się bardziej świadomy aktów mowy, których dokonujesz używając pewnych słów. Może ci to pomóc komunikować się bardziej wprost, być mniej wyrachowanym, może też pomóc ci diagnozować pewne problemy komunikacyjne.
W trzecim podejściu traktuje się język jako zupę, gęstą i zawiesistą, w której ludzie pływają jak kawałki marchewki czy ziemniaka. Przyjmując tę perspektywę kładzie się nacisk, na to w jaki sposób język „używa" nas w tym samym stopniu, w jakim my „używamy" jego - urodziliśmy się w świecie języka, jesteśmy przezeń otoczeni przez całe życie i umieramy, a on nadal funkcjonuje. Innymi słowy, w tym podejściu język widziany jest w ścisłym związku z kulturą. Pozwala nam to dostrzec, jak ściśle powiązane są ze sobą język i percepcja, a także w jaki sposób granice czyjegoś języka wyznaczają granice jego świata.
Na koniec omawiamy sześć porad wyłaniających się po rozpatrzeniu tych trzech sposobów podejścia do języka. Pierwsza dotyczy unikania pułapek językowych, druga zaś - odporności na złudzenie „właściwego znaczenia". Bardzo pożyteczne jest również wzbogacanie słownictwa i wykorzystanie twórczej mocy języka, zwłaszcza metafor. Piąta rada dotyczy rozwijania języka otwartego i pełnego szacunku. Ta znajdzie swoje odbicie w dalszych rozdziałach Mostów zamiast murów poświęconych konfliktowi (rozdział 14) oraz komunikacji międzykulturowej i międzyrasowej (rozdział 15). Wyjaśniamy co to znaczy, że język jest otwarty i pełen szacunku, i czym to się różni od „politycznej poprawności". Wreszcie nasza ostatnia rada brzmi: „uważaj, co mówisz".
Tekst ten powinien zapoznać cię z pewnymi ogólnymi sposobami myślenia o pierwotnie werbalnych składnikach twojego komunikowania się. Język mówiony jest potężnym zasobem i biegły użytkownik posługuje się nim ostrożnie.
#John Stewart, Carole Logan
Komunikowanie się werbalne
Chcąc uzyskać pewność, o czym rozmawiamy, zwróćmy się ku rysunkowi 1, który pokazuje, że werbalne to nie to samo co oralne. Oralne oznacza „ustne", a więc odnosi się nie tylko do słów mówionych, lecz również do intonacji czy nerwowego kaszlu jako „oralnych" sposobów komunikowania się. Określenie „werbalne" pochodzi od łacińskiego słowa verbum, zarówno słowa mówione, jak i pisane są formami komunikacji „werbalnej". Język jest terminem ogólnym używanym zazwyczaj w odniesieniu do werbalnych składników komunikacji. Jednakże ważne jest, by zdawać sobie sprawę, że może on odnosić się zarówno do znaków werbalnych, jak i niewerbalnych. Dlatego poszczególne części na rysunku oddzielają linie przerywane. Rozróżnienia nie są zresztą tak proste, jak to wynikałoby z wykresu.
oralne nieoralne werbalne niewerbalne ton głosu, westchnienia,
krzyk, jakość wokalna,
wysokość gesty, ruchy,
wygląd, ekspresja mimiczna,
dotyk itp.
Rysunek 1. Rodzaje przekazów
Z wykresu wynika również, że istnieją ważne różnice między językiem mówionym (oralny-werbalny) a językiem pisanym (nieoralny-werbalny). Na przykład w języku mówionym nacisk kładzie się na to, co się słyszy, a w pisanym na to, co się widzi. W mówionym języku angielskim używa się krótszych zdań niż w pisanym, innych form czasownikowych (więcej czynnych, mniej biernych) i innych wzorców zaimkowych. W tej książce poświęcamy, oczywiście, więcej uwagi językowi mówionemu. Jednakże wiele prawidłowości komunikacji werbalnej opisanych w tym rozdziale stosuje się do obydwu form języka, pisanej i mówionej. W następnym rozdziale dotyczącym komunikacji niewerbalnej, omawiamy dolną połowę rysunku - oralne i nieoralne tryby komunikowania się.
Jedna ze studentek ważność werbalnych elementów komunikacji odkryła podczas praktyki w dziale sprzedaży mieszkalnych przyczep kampingowych. Już
80
na początku uderzyło ją to, jak ważny jest dobór właściwych słów w rozmowach z potencjalnymi klientami. Kiedy Barbara spytała szefa o tę stronę swego zajęcia, ten przedstawił jej poniższą listę.
Wyrażenia zwykłe
dom-konstrukcja (house)
kupować (buy)
koszt (cost)
opłata z góry (down payment)
towar (deal)
kontrakt (contracf)
grunt (lot)
druga wierzytelność (second mortgage)
małe (small)
duże (large)
przesłony dźwiękowe (sound barriers)
plan (layout)
cena tego nie obejmuje (no, it's not included)
plac sprzedaży (sales lot)
handlarz (dealer)
osoba sprzedająca (salesperson) f\-; A\-{«
Wyrażenia ulepszone
dom-mieszkanie (home)
inwestować (invesi)
inwestycja (investmeni)
inwestycja wstępna (initial irwestment)
oferta lub okazja (offer or opportunity)
umowa (agreement)
działka lub miejsce, lokalizacja (homesite or location)
finansowanie dodatkowe (additional financing)
przytulne (cozy)
obszerne (expansive)
wyciszane akustycznie (acoustically engineerd)
koncepcja projektowa (design concept)
do decyzji osobistej, opcjonalne (personal, optional feature)
centrum prezentacji (display center)
detalista (retailer) \
konsultant (consultant)
Oczywiście, w ten sposób opiekun Barbary dał jej wiele do myślenia o wpływie słów na stosunki między klientem a „konsultantem" od mieszkalnych przyczep. I nie trzeba być geniuszem komunikacji, żeby dostrzec oczywiste różnice. Która z poniższych wypowiedzi brzmi dla ciebie mniej zagrażająco i bardziej zachęcająco?
W zaproponowanej przez nas ofercie inwestycja wstępna będzie wymagać tylko minimum dodatkowego finansowania, zależnie od cech opcjonalnych, które zdecydujesz się włączyć do projektu
CZY
W zaproponowanej przez nas transakcji opłata z góry będzie wymagać tylko małych dodatkowych wierzytelności w zależności od tego, jak wiele dodasz do tego, czego nie obejmuje plan.
Po praktyce Barbara rozpoczęła kurs pod nazwą „Język w komunikacji mówionej" poświęcony oddziaływaniu słów w stosunkach międzyludzkich. Na tym kursie dowiedziała się, że język można studiować na trzy różne sposoby, z których każdy może być pomocny w bardziej efektywnym komunikowaniu się.
Uwagi wstępne
Po pierwsze, język można rozpatrywać jako system. Jest to najstarszy punkt widzenia. Z tej perspektywy język tworzą różne rodzaje słów i reguły rządzące ich kombinacjami. Kiedy nauczyciele szkoły podstawowej uczą różnych części mowy i reguł tworzenia poprawnych gramatycznie zdań, kładą nacisk na systemowe cechy języka. Kiedy myślisz o niemieckim, chińskim lub hiszpańskim jako o „języku", myślisz o systemie języka. Słowniki rejestrują część systemu języka, mogą też przedstawiać historie słów i słowa nowe, takie jak „ROM" (w komputerze pamięć tylko do odczytu — read only memory) czy „rapowanie".
Po drugie, język można rozpatrywać jako rodzaj aktywności. Najbardziej wpływowa wersja tego podejścia ma swe początki we wczesnych latach XX wieku. W tej perspektywie kładzie się nacisk na to, że wiele wypowiedzi jest w istocie pewnym działaniem, na przykład słowo „obiecuję" w ceremonii ślubnej. Słowo to nie mówi „o" braniu ślubu; jest ono istotną częścią czynności zaślubin. Jeśli nie zostanie wypowiedziane we właściwym czasie przez właściwe osoby, ślub nie zostanie zawarty. Podobnie, słowa „zgoda" czy „okay" „umowa stoi" są dokonaniem czynności zakupu, sprzedaży lub zakontraktowania pracy, a „Jak leci?" nie jest „o" przywitaniu - to jest sama czynność przywitania.
Po trzecie, język można rozpatrywać jak rodzaj zupy, w której ludzie pływają tak, jak ryba pływa w wodzie. W tym podejściu kładzie się nacisk na to, że kultury, w których żyjemy, nasze definicje specyficznego kontekstu i role, które gramy, są pierwotnie zdefiniowane przez sposób, w jaki mówimy. Język - otaczająca nas zupa -jest czymś więcej niż tylko „systemem", którego używamy, czy „czynnością", którą wykonujemy. Przekracza swym zakresem każdego z nas - „przydarza się" nam i jesteśmy jego przedmiotem. Świat językowy, w którym żyjemy, determinuje to, w jaki sposób możemy „być rozsądni", „być grzeczni", „zachowywać się w sposób dojrzały", a nawet „być mężczyzną" i „być kobiecą". Na przykład jeśli dorastasz w kulturze robotniczej południowego Chicago, uczysz się, jakim sposobem mówienia pokazać, że „jesteś mężczyzną"1, ale jeżeli wychowałeś się we wschodnim Los Angeles, Nowym Orleanie lub Fairbanks, to tam sposoby komunikowania męskości mogą być zupełnie odmienne. Zupa językowa, w której żyjemy, warunkuje to, w jaki sposób rozumiemy to, co postrzegamy, nasze myśli i nasze doświadczenia. Język studiowany z tej perspektywy tworzą zarówno elementy werbalne, jak niewerbalne. Z tej perspektywy jest on także prawie synonimem komunikacji.
Każdy z tych sposobów rozpatrywania języka pozwala nam dostrzec coś ważnego i każdy da się przełożyć na pewne praktyczne zastosowania i umiejętności. Objaśnimy je w tym rozdziale i opiszemy, w jaki sposób można zastosować w praktyce niektóre uzyskane za ich pomocą ustalenia.
Język jest systemem symboli
Studiujący język jako system kładą nacisk na to, że jest to przede wszystkim system symboli. Rozwijają tezę postawioną jakieś dwadzieścia pięć wieków temu, kiedy to grecki filozof Arystoteles rozpoczął jedno ze swoich głównych dzieł na
*1 G. Philipsen, Speaking „Like a Mań" in Teamsterville, „Quaterly Journal of Speech" 1975, 61, s- 13-22.
82
temat języka w ten sposób: „Słowa mówione są symbolami doświadczenia umysłowego, a słowa pisane są symbolami słów mówionych"2. „Kryterium to zakłada - jak wyjaśnia współczesny językoznawca - że aby coś było językiem, musi funkcjonować tak, by symbolizować (reprezentować dla organizmu) coś nie-koniecznie-fw i nie-koniecznie-teraz"3. Krótko mówiąc, ponieważ symbol jest czymś, co zastępuje coś innego, perspektywa ta kładzie nacisk na to, że jednostki języka - zazwyczaj słowa - reprezentują, czyli zastępują „porcje" lub „kawałki" rzeczywistości pozajęzykowej. Mówiąc najprościej, słowo „kot" zastępuje to pokryte futrem, mruczące, poruszające ogonem zwierzę, które siedzi w kącie.
Cechą symboli ważną dla naszego rozumienia języka jest ich arbitralność. Znaczy to, że nie ma związku koniecznego między słowem a rzeczą, którą ono symbolizuje. Chociaż słowo „pięć" jest krótsze (fizycznie mniejsze) niż „jeden", ilość, którą symbolizuje, jest większa. Nie istnieje zatem związek konieczny między wielkością — w tym wypadku — słowa i „wielkością" tego, co ono oznacza. Weźmy pod uwagę odmienne słowa używane przez różnych ludzi na określenie miejsca, w którym się mieszka: casa po hiszpańsku, maison po francusku i Haus po niemiecku. Byłoby to niemożliwe, gdyby związek między słowem a jego znaczeniem nie był arbitralny.
MYŚL (ODNIESIENIE)
SŁOWO LUB SYMBOL
DESYGNAT LUB RZECZ
Rysunek 2. Trójkąt znaczeniowy
Analizę tego zjawiska zawiera klasyczna już praca opublikowana w 1923 roku. Jej autorzy, C. K. Ogden i I. A. Richards, przedstawili je graficznie w słynnym „trójkącie znaczeniowym" (rysunek 2)4. Trójkąt Ogdena i Richardsa ma za zadanie zilustrować, w jakiej relacji pozostają słowa zarówno do myśli, jak i do rzeczy. Związek słowo—myśl jest bezpośredni, dlatego połączenie między nimi jest
*2 Arystoteles, Hermeneutyka, Dzieła wszystkie, t. l, przeł. K. Leśniak, Warszawa, PWN, 1990, s. 69.
3 C. E. Osgood, What is Language?, w: The Signifying Animal, I. Rauch, G. F. Carr (red.), Bloominton, IN, Indiana University Press, 1980, s. 12.
4 C. K. Ogden, I. A. Richards, The Meaning ofMeaning, wyd. 8, New York, Harcourt Brace, 1986, s. 11.
ciągłe. Jak to sformułował Arystoteles, słowa zastępują myśli. Związek między myślą a rzeczą jest również bardziej lub mniej bezpośredni. Ale związek słowo-rzecz jest arbitralny - różne układy pisanych liter lub mówionych dźwięków mogą być używane w odniesieniu do tej samej rzeczy. Odzwierciedla to linia przerywana u podstawy trójkąta.
Słowo nie jest rzeczą
Idea, którą ilustruje trójkąt Ogdena i Richardsa, oddaje ważną prawdę o języku: „słowo nie jest rzeczą". Slogan ten kładzie nacisk na to, że słowa są arbitralnie przyjętymi symbolami, co do których członkowie jakiejś kultury umówili się, że będą ich używać w celu reprezentowania lub symbolizowania rzeczy, które odczuwają i których doświadczają. Nie ma jednak niezbędnego powiązania między słowem a rzeczą.
W takim sformułowaniu twierdzenie to sprawia wrażenie oczywistego. Często jednak zachowujemy się, jak gdyby nie było ono prawdziwe. Na przykład często nadajemy konkretne etykietki abstrakcyjnym całościom lub procesom, a potem zapominamy, że mamy do czynienia z arbitralną etykietką, nie zaś z samą abstrakcją lub procesem. Proces ten zwie się reifikacją od łacińskiego słowa res, które oznacza „rzecz". Reifikować coś znaczy to „urzeczowiać".
Przykładem może być słowo „komunikacja". Kiedy ktoś zaczyna studiować ten przedmiot, ma tendencję do myślenia o komunikacji jako o „rzeczy" składającej się z pewnych części. Z tej perspektywy patrząc: jeżeli z twoją komunikacją coś jest nie tak, to możesz to naprawić wymieniając lub reperując zepsute części. Jeśli więc popadasz w kłótnie z kimś dla ciebie ważnym, to decydujesz się naprawić rzecz, postanawiając „nigdy nie poruszać tego tematu", „używać innych słów" lub „omawiać takie kwestie przez telefon, a nie twarzą w twarz". Może ci się wydawać, że takie posunięcia „naprawią twoją komunikację", trochę tak, jakbyś naprawiał samochód. Potem jednak odkrywasz, że nie możesz kontynuować związku bez poruszania tego tematu albo że nawet jeśli używasz innych słów, ta dana osoba nadal cię nie rozumie lub denerwuje się. I im dłużej studiujesz komunikację, tym dokładniej widzisz, że nie jest ona „rzeczą" zbudowaną z części. To ciąg wydarzeń, zjawisko płynne, proces, który jest strumieniem, to także więcej niż suma części. Oto jeden z powodów, dla których zatytułowaliśmy ten rozdział „Komunikowanie się werbalne", a nie „Komunikacja werbalna". Pragniemy unikać reifikacji słowa „komunikacja". To posunięcie utrudnia badanie tego procesu, ale sprzyja uniknięciu błędów płynących z traktowania komunikacji jako odrębnej „rzeczy".
Istnieją co najmniej trzy różne rodzaje reifikacji. Jeden zwany jest ewaluacją statyczną. Występuje wtedy, gdy ignorujemy fakt, że używamy niezmiennie tego samego słowa w odniesieniu do rzeczywistości, która nieustannie się zmienia. Na przykład kiedy dorastamy, pewnych specjalnych znaczeń nabiera słowo „ojczyzna". Czasami przeżywszy jakiś czas na obczyźnie, wracamy do domu i oczekujemy, że wszystko będzie takie jak dawniej. Ale jak mówi klasyczna powieść, nigdy nie możesz naprawdę „wrócić do domu". Jeśli traktujemy ojczyznę jak miejsce statyczne, od którego oczekujemy, że zawsze pozostanie takie samo, to narażamy się na rozczarowanie.
84
Przykład statycznej ewaluacji osoby dotyczy słów „matka" albo „moja mama". Są to etykietki, których odkąd pamiętasz używałeś do symbolizacji ważnej osoby w swoim życiu, a przecież ta osoba ciągle zmieniała się - na pewno nie jest taka sama dzisiaj jak wtedy, kiedy miałeś pięć lat. Fakt, że etykietka nie zmieniła się, choć ona się zmieniła, może być źródłem problemów. Na przykład możesz oczekiwać, że osoba, którą nazywasz „mamą", nadal będzie sprzątała po tobie, albo będzie ci współczuła, kiedy coś zawalisz - tylko dlatego, że jest mamą. Ale ona mogła postanowić, że dorośli - zwłaszcza jej własne dzieci - mogą sami sprzątać po sobie i powinno się im pozwolić doświadczyć konsekwencji własnych błędów. Jeśli traktujesz ją - osobę - podobnie jak niezmienną etykietkę „mama", a nie kogoś zmieniającego się, zapominasz o istotnym sensie tego, że słowo nie jest rzeczą.
Inny problem, który się pojawia, kiedy zapominamy, że słowo nie jest rzeczą, zwany jest mijaniem się. Oznacza używanie różnych słów w tym samym znaczeniu albo tego samego słowa w różnych znaczeniach. Nazywa się to mijaniem się, ponieważ komunikujący mijają się wzajemnie zamiast wchodzić w kontakt. Na przykład w swoich reklamach wyborczych dwaj politycy stanowi wzajemnie się atakowali, ponieważ jeden z nich chciał „radykalnie zreformować budżet stanowy", podczas gdy drugi chciał „znacznie podnieść płace pracowników stanowych". Kiedy spotkali się twarzą w twarz w debacie telewizyjnej, odkryli, że obaj mówili o tym samym. To jeden rodzaj mijania się - różnie słowa w tym samym znaczeniu. Obaj politycy słyszeli odmienne słowa i zakładali, że oznaczają one odmienne stanowiska. Tak jednak nie było - słowa nie są stanowiskami. Związek między słowami i symbolizowanym przez nie stanowiskami był tylko arbitralny. W tym przypadku mijanie się, które zdarzało się im w radio, telewizji i w materiałach drukowanych, zostało zredukowane podczas rozmowy twarzą w twarz.
Inny rodzaj mijania się wystąpił, kiedy drużyna koszykarska pewnej szkoły średniej z małego miasta w Idaho pojechała z wizytą do Australii. Członków zespołu poproszono o rozmowy z uczniami odwiedzanych szkół i jeden z Amerykanów o imieniu Randy nie mógł zrozumieć, dlaczego wszyscy tak bardzo się śmieją, kiedy rozpoczynał konwersację mówiąc: „Cześć, jestem Randy". Dopiero po pewnym czasie dowiedział się, że w Australii słowo randy znaczy żargonowo „napalony", ktoś, kto ma ochotę na seks.
Najbardziej tragiczny ze znanych nam przypadków mijania się wydarzył się pod koniec II wojny światowej. Zanim Stany Zjednoczone zrzuciły bombę atomową na Hiroszimę i Nagasaki, rząd japoński wiedział, że wojna jest przegrana. Członkowie rządu obradowali prawie bez przerwy i zgodzili się poddać, pod znakiem zapytania pozostawało jedynie: kiedy i w jaki sposób. Toczono również negocjacje kapitulacyjne z Rosją, toteż rząd japoński otrzymał szczegółowe ultimata zarówno od Rosji, jak od aliantów. Aby nie szkodzić negocjacjom z Rosją, gabinet japoński postanowił, że pierwsza odpowiedź na ultimatum aliantów będzie wymijająca. Kluczowym słowem w ich odpowiedzi było mokusatsu, termin, który można przetłumaczyć jako „bez komentarza". Na nieszczęście to japońskie słowo jest utworzone z dwóch znaków - jednego oznaczającego „milczenie", drugiego znaczającego „zabijać", tak więc mokusatsu może także znaczyć „zabić milczeniem" lub „zignorować". Tłumacze aliantów zrozumieli, że Japończycy „zignorowali" ultimatum, co przyprawiło dowództwo o wściekłość. Kara nastąpiła szybko, zginęły dziesiątki tysięcy ludzi i świat wkroczył w erę broni, której wciąż jeszcze nie umiemy kontrolować. Zdarzyło się to częściowo z powodu mijania się — nieporozumienia wynikłego z użycia pewnego słowa w dwóch różnych znaczeniach i zapomnienia, że słowo nie jest symbolizowaną przez nie rzeczą.
Etykietkowanie to trzeci problem wynikający z zapominania przez nas, że słowo nie jest rzeczą. Etykietkowanie występuje, gdy reagujemy na szczególny wybór słowa zamiast na rzecz, którą to słowo symbolizuje lub reprezentuje. Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego w menu restauracji oferuje się „filet mignon z rusztu", a nie „przypalony kawałek martwej krowy"? Głównym powodem jest to, że chociaż „wiemy", że nie będziemy jedli słów z karty, mamy jednak tendencję do reagowania na słowa tak, jakby były rzeczami, które zamawiamy na obiad. [...] To samo zjawisko etykietkowania działa również wówczas, gdy ludzie wpadają w złość, ponieważ stereotypizuje się ich jako „dupka", „czubka", „makaroniarza", „prawiczkę", „mętnego typa" czy „feministyczną sukę". Zdecydowanie nie twierdzimy, że stereotypizacja czy inwektywy są akceptowalne. Chodzi nam jednak o to, że ludzie, którzy badają język jako system symboli, przekonują nas, że wszystkie te etykietki są słowami, a nie rzeczywistymi zjawiskami, o których słowa te mówią. Wynika stąd, że kiedy ktoś wpada w złość z powodu etykietki, może się tak dziać dlatego, że zapomniał, iż słowo nie jest rzeczą.
Umiejętności językowe
Ogólnym sposobem rozwiązywania problemów wynikających z reifikacji, ewaluacji statycznej, mijania się i etykietkowania jest pamiętanie o tym, że słowo nie jest rzeczą. Słowo nigdy nie chwyta w sposób całkowity i w pełni dokładny zjawisk rzeczywistości, o których mówi. Na przykład kiedy ludzie wyrażają swoje uczucia lub opinie, nigdy nie mogą powiedzieć wszystkiego, co czują lub sądzą. Występują także różnice opinii. Twoje spojrzenie na rzeczywistość symbolizowaną przez słowa „mięśniak", „dziwka", „czereśniak" może być bardzo różne od rzeczywistości osoby, która danego słowa używa.
Istnieją jeszcze trzy inne rozwiązania problemów wynikających z naszej tendencji do zapominania, że „słowo nie jest rzeczą". Pierwsze nazywa się datowaniem, co oznacza, że pewne nasze stwierdzenia opatrujemy datą lub jakimiś współrzędnymi czasowymi. Jest to sposób powiedzenia: „Taka jest moja percepcja w tej chwili". Przechodzisz więc od „Mama pożyczy mi pieniądze" do „Ostatnim razem, kiedy potrzebowałem pieniędzy, mama mi je pożyczyła, ale nie wiem, jak będzie tym razem". Albo zastępujesz „Nie da się napić w Salt Lake City" przypomnieniem „Kiedy byliśmy w Salt Lake City dwa lata temu, było naprawdę trudno znaleźć miejsce, gdzie podają drinki". Datując dodajesz do stwierdzenia takiego, jak „Profesor Crowell jest prawdziwą entuzjastką", coś w rodzaju „a przynajmniej była na konwersatorium przez ostatni kwartał". Podobnie
86
„Michelle wydawała się sztuczna przedwczoraj wieczorem" jest stwierdzeniem datowanym, a „Michelle jest sztuczna" nie jest. Możesz używać języka tak, by podkreślać, a nie przesłaniać fakt, że zjawiska, które symbolizują twoje słowa, są zmienne w czasie, choć słowa się nie zmieniają.
Drugie rozwiązanie zwie się indeksowaniem. Termin ten pochodzi z matematyki, gdzie stosuje się liczby w indeksie górnym lub dolnym do odróżnienia jednej zmiennej od innej do niej podobnej - jcl5 x2, x3 albo z1, z2, z3 itd. Numery indeksu oznaczają zmienne. Możesz dokonać indeksowania werbalnego w celu podkreślenia różnic indywidualnych. Możemy zastosować proces stereotypizacji, który omawiamy w rozdziale o percepcji, mówiąc: „Ponieważ Seattle uważane jest za jedno z miast najbardziej tętniących życiem, musi w nim być dużo teatrów". Stwierdzenie indeksowane brzmiałoby: „Ponieważ Seattle oceniane jest jako jedno z miast najbardziej tętniących życiem, powinno być w nim dużo dobrych teatrów, ale może też ich nie być - daleko stamtąd do Nowego Jorku i Los Angeles". W tym przykładzie indeksowanie podkreśla pewne możliwe unikatowe cechy Seattle. Możesz też zastąpić stwierdzenie; „Zrobisz siedemdziesiąt tysięcy mil na tych oponach Michelina" stwierdzeniem: „Zrobiłem aż siedemdziesiąt tysięcy mil na michelinach, więc jeżeli jeździsz podobnie do mnie, powinieneś także je wybrać". Dwoje wykładowców komunikacji interpersonalnej podsumowuje swoje rady na temat indeksowania w sposób następujący:
„1. Zanim sformułujesz stwierdzenie o jakimś przedmiocie, osobie lub miejscu, zastanów się, czy to twierdzenie dotyczy konkretnego przedmiotu, osoby lub miejsca, czy też jest uogólnieniem na temat klasy, do której ten przedmiot, osoba lub miejsce należy. 2. Jeśli twoje stwierdzenie jest generalizacją, poinformuj słuchacza, że niekoniecznie musi ono być trafne"5.
Trzecim lekarstwem jest takie użycie języka, by fakt, że słowa są arbitralne, działał na twoją korzyść, a nie przeciwko tobie: zastosowanie eufemizmu. Eufemizmy to słowa neutralne, raczej pozytywne lub wieloznaczne nazwy stosowane w odniesieniu do negatywnych rzeczy. Kiedy stosujesz eufemizm, negatywne wrażenie, które jest prawdopodobnie skojarzone z danym terminem, ulega zawieszeniu. Na przykład twój fryzjer (lub fryzjerka) może się upierać, że nigdy nie „farbuje" twoich włosów, lecz je „koloryzuje", „rozjaśnia", „nadaje odcień". Albo też przypomnij sobie, jak rodzice reagowali na lekcje w szkole podstawowej i średniej dotyczące takich tematów, jak ludzkie rozmnażanie, przyczyny i skutki chorób przekazywanych drogą płciową, a nawet metody antykoncepcji. Jeśli władze szkolne nazwały przedmiot „edukacja seksualna", były często atakowane za zgodę na nauczanie młodych ludzi takich treści. Kiedy jednak zmieniano etykietkę na „higienę społeczną" lub „zdrowie rodzinne" - rodzice uspokajali się, chociaż treść lekcji się nie zmieniała.
*5 K. S. Yerderber, R. F. Yerderber, Inter-Act: Using Interpersonal Skills, wyd. 6, Belmont, CA, Wadsworth, 1991, s. 94.
87
Eufemizmy mogą być również źródłem problemów. Kiedy rząd lub rzecznicy sił zbrojnych używają takich eufemizmów, jak „rozwiązanie ostateczne", mówiąc o zabijaniu, postrzegani są jako fałszywi i manipulujący. Podobnie może się zdarzyć, kiedy przyjaciel mówi ci, że miał „otwartą" i „szczerą" rozmowę z waszym wspólnym znajomym, a ty odkryjesz, że tak naprawdę wyjawił wiele intymnych informacji, o których obiecał ci z nikim nie rozmawiać.
Jedno z podejść bada zatem język jako system symboli. Z tej perspektywy najważniejsze do zapamiętania jest to, że słowo nie jest rzeczą, którą symbolizuje. Kiedy ludzie zapominają o tej prawdzie, powstaje wiele problemów, istnieją jednak zabiegi językowe, które pomagają tę prawdę uwydatnić.
Język jest aktywnością
Traktowanie języka jako systemu symboli może być korzystne, ponieważ uwrażliwia nas na wiele problemów wynikających ze sposobu posługiwania się słowami. Stosując tę perspektywę możemy także nauczyć się wyciągać konsekwencje z faktu, że słowo nie jest rzeczą. Podejście symboliczne jest jednak drastycznym uproszczeniem. Trójkąt znaczeniowy opiera się na założeniu, że język zasadniczo jest zbudowany z rzeczowników - etykietek istniejących rzeczy. Krótki namysł wystarczy, by zdać sobie sprawę, że język jest czymś znacznie bardziej skomplikowanym. W jaki sposób trójkąt może ci pomóc zrozumieć funkcjonowanie takich słów, jak „miłość", „duma" czy „bezdomność"? Nie istnieją „rzeczy" czy „odniesienia", z którymi te terminy byłyby chociażby arbitralnie powiązane. A co z takimi słowami jak „i", „czy", „jednakże" albo „większy"? Próbując ustalić, jakie „rzeczy" one symbolizują, możesz się poczuć bezradny. Co ważniejsze, zazwyczaj nie odbieramy języka jako pojedynczych słów, lecz jako stwierdzenia, wypowiedzi, przekazy lub jako fragmenty rozmowy. Podejście, które próbuje wyjaśniać rzeczywiste funkcjonowanie języka koncentrując się na pojedynczych słowach, musi więc być ograniczone. Dlatego prawdziwe jest stwierdzenie, że język jest systemem symboli, ale jest on także czymś więcej.
Słowa mogą również realizować działania. Jak wspomnieliśmy wyżej, czasami słowa nie odnoszą się do niczego ani niczego nie symbolizują - stanowią akt poślubienia, obiecywania, zakładania się, zawierania umowy, pozdrawiania itp. Ta perspektywa może mieć również bardziej ogólne zastosowanie. Grupa badaczy zwanych analitykami konwersacji przestudiowała dokładnie rzeczywiste konwersacje, by ustalić, w celu realizacji jakich czynności ich uczestnicy posługują się językiem.
Jednym z ważnych ustaleń przez nich poczynionych jest oddzielenie tego, co słowa „mówią", od tego, co „robią". Na przykład chociaż słowa „zakładam się, że..." mogą oznaczać, że mówiący chce zawrzeć zakład, to stwierdzenie „zakładam się, że nawet nie słuchałeś, co powiedziałem!" nie ma nic wspólnego z hazardem ani dosłownym zakładaniem się. Chociaż znaczenie słów zawartych w tej wypowiedzi ma związek z zakładaniem się, sama wypowiedź jest skargą na brak uwagi ze strony drugiej osoby. Wypowiedź realizuje zatem akt skargi. Ten przykład wskazuje na istnienie wyraźnej różnicy między znaczeniem semantycznym (to, co słowo „mówi") i czynnością realizowaną poprzez mówienie (to, co słowo „robi")6- Analitycy konwersacji koncentrują się prawie wyłącznie na tym, co wypowiedź „robi".
Jeden z analityków konwersacji wyróżnił i opisał siedem czynności mowy: obietnica, życzenie, groźba, oferta, rozkaz, komplement i powitanie7. Każda z tych czynności jest „ruchem" w grze konwersacyjnej lub grze językowej. Mówiący wykonują te czynności, stosując się do pewnych kulturowo zdefiniowanych reguł dotyczących: (a) tego, co musi zostać powiedziane (treść semantyczna), (b) tego, jak zdefiniowana jest sytuacja oraz (c) szczerości mówiącego. Te trzy zestawy reguł można stosować do analizy wszystkich zróżnicowanych aktów mowy.
Na przykład treść semantyczna obietnicy musi odnosić się do przyszłego zachowania mówiącego. Jeśli w czynności mowy nie ma nic na temat przyszłego zachowania mówiącego, nie może to być obietnica. Czasem jest ona sformułowana wprost: „Dobra, zadzwonię do ciebie dziś wieczorem". Ale Laura w poniższej sekwencji też składa obietnicę:
KATI: Przyjdziesz na mój recital, prawda? LAURA: Oczywiście.
W tym przypadku czynność mowy jest obietnicą po części dlatego, że tak ją określa sytuacja i kontekst. Chociaż znaczenie słownikowe pojedynczego słowa „oczywiście" nie odnosi się do „obietnicy", jest nią ono w tej sytuacji z powodu tego, co powiedziała wcześniej Kati. Ponadto aby wypowiedź była pełną i rzetelną obietnicą, musi odzwierciedlać szczerą intencję mówiącego. Czasami nie da się tego od razu ustalić, ale wypowiedzi, które mogłyby być obietnicami, lecz brzmią wyraźnie sarkastycznie, na pewno obietnicami nie są.
Taka sama analiza może zostać zastosowana do każdej z pozostałych czynności mowy. Treść semantyczna życzenia musi odnosić się nie do przyszłego zachowania się mówiącego, lecz słuchacza. Zachowanie to może wystąpić tylko wówczas, gdy słuchacz jest w stanie i przynajmniej potencjalnie pragnie zrobić to,
*6 Badacze nazywają to, co wypowiedź mówi, jej mocą lokucyjną, a to, co „robi", jej mocą illokucyjną. Niektórzy wyróżniają jeszcze trzecią, perllokucyjną moc wypowiedzi albo jej skutek. Jeśli więc rozważysz prosty akt rzutu monetą, to okaże się, że z jednego punktu widzenia rzucasz ją w powietrze po to, aby spadła. Jednocześnie, z innego punktu widzenia, podjąłeś czynność, która ma za zadanie rozstrzygnięcie pytania („orzeł czy reszka?"). Z trzeciego punktu widzenia - mogłeś w ten sposób rozczarować przyjaciela („Dlaczego po prostu nie przyznałeś mi racji, zamiast rzucać monetą?"). Gdyby twój rzut monetą był czynnością werbalną, akt rzutu monetą byłby illokucją, a działanie, które wykonałeś przez rzut monetą (skutek), byłoby perlokucją. Nie omawiamy tu wszystkich tych rozróżnień, ponieważ badacze stwierdzili, że zbytnio zachodzą one na siebie. Pierwszy dokonał tego rozróżnienia filozof John L. Austin (Jak działać słowami, w: Mówienie i poznawanie, przeł. B. Chwedeńczuk, Warszawa, PWN, 1993). Robert E. Nofsinger przedstawia uproszczone omówienie w Everyday Conversation (Newbury Park, CA, Sage 1991, s. 14-18).
7 R. E. Nofsinger, Everyday Corwersation, s. 19—26.
8
co jest przedmiotem prośby. Ponadto musi istnieć powód, dla którego mówiący zakłada, że słuchacz nie wykonałby tego, co jest przedmiotem prośby bez jej przedstawienia. Żeby prośba była rzetelna, mówiący musi rzeczywiście chcieć, by słuchacz ją spełnił, a zatem na przykład „Powiedz to jeszcze raz, a..." będzie raczej czymś w rodzaju wyzwania, a nie prośbą.
Czy odnosicie wrażenie, że analitycy konwersacji traktują komunikację jak akcję, jak interakcję czy jak transakcję! Dotychczas wydawało się wam zapewne, że patrzą na nią jak na akcję, nie tylko za sprawą podkreślania, że język jest aktywnością, ale również dlatego, że koncentrują się na tym, co robi jedna osoba, aby ułożyć zdanie, które spełni rolę groźby, propozycji, rozkazu itp. Możecie też uważać, że traktują komunikację tak, jakby była interakcją, ponieważ biorą pod uwagę to, co wnosi każda osoba oddzielnie. W każdym razie nie wygląda na to, żeby analitycy konwersacji podchodzili do komunikacji transakcyjnie, ponieważ
(a) nie pokazują, w jaki sposób wydarzenia konwersacyjne tworzone są we współpracy i wzajemności przez obie (lub wszystkie) zaangażowane osoby oraz
(b) nie omawiali tego, w jaki sposób na tożsamość tych osób oddziałuje ich komunikowanie się. Po części potwierdzają to także nasze przykłady. Znaczna część analiz konwersacji przyjmuje perspektywę akcji lub interakcji.
Analitycy konwersacji badali jednak także pewne sposoby współpracy partnerów konwersacji w celu wspólnej konstrukcji pewnych wydarzeń konwersacyjnych. Także badania zbliżają nas do transakcyjnego spojrzenia na komunikację. Ważny nurt analizy konwersacji koncentruje się na przykład na tym, jak to się dzieje, że gdy jeden z dwóch uczestników konwersacji wypowiada pozdrowienie, pożegnanie, zaproszenie, przeprosiny, propozycję, gratulacje i temu podobne, oboje oczekują, że po pierwszej wypowiedzi nastąpi druga, powitanie lub pożegnanie, przyjęcie zaproszenia, pytanie o szczegóły lub odrzucenie go, przyjęcie przeprosin itp. Tak to ujmuje pewien analityk konwersacji:
„[...] kiedy zajdzie jedna z tych pierwszych akcji, uczestnicy orientują się na wystąpienie lub brak istotnej drugiej akcji. Istnieje oczekiwanie, że druga akcja powinna zostać wykonana, a kiedy tak się nie dzieje, uczestnicy zachowują się tak, jakby powinna była wystąpić"8.
Analitycy konwersacji nazywają te konwersacyjne akty współpracy parami przyległymi (adjacency pairs). Para przyległa jest to sekwencja dwu akcji komunikacyjnych, zazwyczaj występujących jedna po drugiej, z których każdą tworzy inny mówiący, w ten sposób, że kiedy wystąpi pierwsza akcja, konsekwencja lub zdrowy rozsądek wskazuje, że powinna po niej wystąpić jakaś wersja drugiej akcji. „Cześć!" jest więc częścią pary przyległej, ponieważ ludzie oczekują, że po pierwszej powitalnej wypowiedzi nastąpi ten sam typ wzajemnego rozpoznania: „O, hej", „Jak leci", „Cześć" lub coś podobnego. Podobnie częścią pary przyległej jest komplement, ponieważ oczekuje się, że skomplementowana osoba odpowie „Dziękuję" lub z pewną dozą autodeprecjacji: „To nic wielkiego"; „Ta stara szmata?"; „To tyle co nic".[...]
*8 Tamże, s. 51.
90
Podsumowując, analitycy konwersacji potwierdzili wartość badania języka jako aktywności. Wykazali, że zawsze kiedy coś mówimy, również coś robimy - że mowa jest rodzajem działania. Poszli jednak jeszcze dalej. Nie tylko skatalogowali wiele działań wykonywanych przez ludzi poprzez mówienie, ale wykazali również, że te działania tworzą się we współpracy. W ten sposób zaczęli traktować konwersację jako interakcję i do pewnego stopnia jako transakcję. Ich badania nie są jeszcze w pełni transakcyjne, ponieważ nie badali, w jaki sposób autodefinicje partnerów zmieniają się w trakcie konwersacji. Przyznają jednak, że chociaż ustalają w badaniach wzorce czy sekwencje pojawiające się w konwersacji, to na konwersacje rzeczywiste składa się coś więcej niż one same. Codziennie oddajemy się powitaniom, pożegnaniom, obietnicom, groźbom, komplementom, propozycjom, rozkazom, prośbom i dziesiątkom innych aktów konwersacyjnych. Ale również improwizujemy i modyfikujemy oczekiwane wzorce.
Umiejętności językowe
Jak zatem można praktycznie zastosować wyniki badania języka jako aktywności? Przede wszystkim można zwracać większą uwagę na związek tego, co się mówi, z tym, co się robi. Może to być korzystne na kilka sposobów.
Wiedza ta może na przykład pomóc ci być bardziej bezpośrednim, mniej manipulacyjnym czy wyrachowanym. Ludzie często mówią: „Ja się nie skarżę. Po prostu stwierdzam fakty!" albo „Nie chcę cię krytykować, ale czy patrzyłaś dziś w lustro?" czy „Ja nie proszę, żebyś poszła, mówię po prostu, że nie pójdę bez ciebie". W każdym z tych przypadków czynności wykonywane przez „stwierdzanie faktów", „sugestię" czy „mówienie" to skarga, krytykowanie i żądanie. Kiedy zatem ktoś mówi „Nie skarżę się", to w rzeczywistości to czyni, a jeśli ktoś utrzymuje „Nie proszę żebyś poszła", robi dokładnie to, czemu zaprzecza. Zazwyczaj komunikacja funkcjonuje najlepiej, kiedy ludzie są świadomi tego, co czynią mówiąc, i biorą za to odpowiedzialność. Jeśli więc rozumiesz związek między językiem, którym mówisz, a realizowanym za jego pośrednictwem działaniem, możesz być bardziej bezpośredni i otwarty9.
Dostrzeganie działania realizowanego za pośrednictwem mowy może także pomóc w diagnozie problemów komunikacyjnych. Jeśli ktoś cię nie rozumie, to może się tak dziać dlatego, że myśli, iż stwierdzasz fakty, podczas gdy ty chciałeś zwrócić się z prośbą. Jeśli podwładny w pracy nie bierze pod uwagę twoich wskazań, może tak być dlatego, że twój rozkaz wziął za sugestię. Jeśli jakaś osoba nie przestaje mówić, kiedy ty pragniesz zakończenia rozmowy, to być może dlatego, że nie zauważyła twoich prób pożegnania. Jeśli przyjaciel obraża się o coś, co powiedziałeś, to może tak być dlatego, że zrozumiał twój komentarz jako krytykę lub sarkazm, a nie jako dowcip. Jeśli jesteś w stanie rozpoznawać różnicę między akcją zamierzoną przez ciebie a rozumieniem tej akcji przez innych, możesz tak zmienić swój sposób mówienia, by sytuacja stała się bardziej klarowna. [...]
*9 W rozdziale o konflikcie nazywamy ten bardziej bezpośredni i otwarty sposób komunikowania się „wyrównywaniem" (leveling).
91
Innym sposobem zastosowania tych idei jest zrozumienie, że konwersacja — twarzą w twarz, telefoniczna, a nawet listowna i gazetowa — składa się z równie ważnych elementów: struktury i niespodzianki. Osoby efektywnie komunikujące się są uwrażliwione i na jedno, i na drugie. Znaczy to, że improwizacja jest równie ważna jak przestrzeganie reguł. Nie oczekuj, że będziesz w stanie przewidzieć z matematyczną precyzją to, co wydarzy się w prowadzonych przez ciebie konwersacjach. Wiedz jednak, że nie jest to niezbędne do dobrego prowadzenia konwersacji. Wiesz już, w jaki sposób radzić sobie z większością zawiłości konwersacji, przynajmniej w swoim ojczystym języku. Pozwól, by spontanicznie ujawniła się twoja elastyczność.
Język jest zupą
W ciągu ostatnich trzydziestu latach wielu uczonych dostrzegło ograniczenia spojrzenia na język jako na system i aktywność. W obu tych podejściach traktuje się język jako narzędzie, którym ludzie manipulują - tak, aby arbitralnie stanowił jakieś odniesienie lub aby realizował jakąś akcję. Jak wykazaliśmy, podejścia te, w pewnym stopniu prawdziwe, pomagają nam nauczyć się ważnych prawd o języku. Język jest jednak czymś więcej niż narzędziem. Przecież gdyby tak było, moglibyśmy to narzędzie odłożyć na bok, kiedy nie jest nam potrzebne, i sięgnąć po inne. Nie jesteśmy jednak w stanie tego uczynić. Jako istoty ludzkie pozostajemy na stałe zanurzeni w języku jak ryba w wodzie. Jak to ujął pewien filozof:
„Nasz język obejmuje całą naszą wiedzę o sobie samych i całą naszą wiedzę o świecie. Dorastamy i zapoznajemy się z ludźmi, a ostatecznie także z samymi sobą, kiedy uczymy się języka. Uczenie się języka nie oznacza uczenia się używania istniejącego wcześniej narzędzia do nazywania świata w jakiś sposób wcześniej nam znanego - oznacza ono zapoznawanie się z samym światem i z tym jak się on z nami spotyka"10.
Zaledwie dwadzieścia tygodni po poczęciu płód ludzki ma już sprawne uszy i zaczyna reagować na dźwięki11. Głos jego matki jest jednym z dźwięków, które uczy się rozpoznawać12. Noworodek zazwyczaj trafia do środowiska wypełnionego okrzykami i pozdrowieniami. Życie niemowlęcia obfituje w doświadczenia komunikacyjne. Jest adresatem dotyku, kontaktu wzrokowego, uśmiechów, a przede wszystkim mowy. W miarę rozwoju dziecka rodzice i inni opiekunowie skłaniają je do konwersacji, tworząc kontekst rozmowy, zachęcając pozytywnymi postawami wobec mówienia oraz interpretując, modelując i uzupełniając jego mowę13. Analogiczny proces trwa przez całe życie - jak pożywne kąski pławimy się
*10 H. G. Gadamer, Mań and Language, w: Philosophical Hermeneutics, D. E. Linge (red.), Berkeley, University of California Press, 1976, s. 62-63.
11 D. B. Chamberlain, Consciousness at Birth: The Rangę of Empirical Evidence, w: Prę- and Perinatal Psychology: An Introduction, T. R. Yerney (red.), New York, Human Sciences, 1987, s. 70-86.
12 A. Tomatis, Ontogenesis ofthe Faculty ofUstening, w: Prę- and Perinatal Psychology, s. 23-35.
13 B. Haslett, Acquiring Conversational Competence, „Western Journal of Speech Communications" 1984, 48, s. 120.
92
w rosole języka. Brzmi to nieco abstrakcyjnie, rozważmy więc dwie praktyczne konsekwencje tego faktu: (a) język i percepcja są wzajemnie powiązane oraz (b) granice języka danej osoby są granicami jej świata.
Język i percepcja są wzajemnie powiązane
Jedno z najważniejszych z dwudziestowiecznych badań nad językiem dotyczy powiązań między językiem a percepcją. [...] Część tej elementarnej prawdy: Język -> Percepcja, zwana jest hipotezą Sapira-Whorfa od nazwisk dwóch ludzi, którzy pierwsi ją sformułowali, Edwarda Sapira i Benjamina Lee Whorfa. Whorf podsumował ją w następujący sposób:
„Podstawa systemu lingwistycznego (innymi słowy gramatyka) każdego języka nie jest tyle narzędziem reprodukcyjnym wypowiadania idei, lecz to raczej ona idee kształtuje, stanowi program i marszrutę ludzkiej aktywności umysłowej, analizy wrażeń. [...] Rozkładamy naturę wzdłuż linii wykreślanych przez nasz język ojczysty"14.
Jeżeli na przykład spędzając wiele czasu na łodzi i w sąsiedztwie wody nauczyłeś się wielu słów na określenie zjawisk związanych z wodą, będziesz spostrzegać je w sposób bardziej zróżnicowany niż ktoś urodzony i wychowany w położonych z dala od wody Cheyenne, Oklahoma City czy Calgary. Ktoś taki może rozróżniać „fale" i „gładką wodę", ale ty zobaczysz i odczujesz niezauważalną dla niego różnicę między zefirkiem i szkwałem15.
Podczas prób określenia komunikacji jako transakcji dostrzegamy pewną szczególną cechę języka angielskiego, która ogranicza percepcję. Występuje w nim, inaczej niż w niektórych innych językach, wyraźne rozróżnienie między podmiotem i orzeczeniem, przyczyną i skutkiem, początkiem i końcem. W systemie świata Nawaho nie ma takich rozróżnień. Według jednego z badaczy, dla Indian Nawaho charakterystyczne jest mówienie o świecie w kategoriach procesów - wydarzeń nie mających przyczyny, dynamicznych, które dzieją się same z siebie
14 B. L. Whorf, Język, myśl, rzeczywistość, przeł. T. Hołówka, Warszawa, PIW, 1981, s. 213.
15 Przez ponad pięćdziesiąt lat w podręcznikach językoznawstwa, antropologii i komunikacji używano przykładu słów eskimoskich na określenie śniegu, aby zilustrować wzajemne powiązania języka i percepcji. Mogliście się z tym zetknąć. Zgodnie z tym stanowiskiem, znaczenie śniegu w kulturze Eskimosów znajduje odzwierciedlenie w istnieniu wielu terminów na określenie śniegu: „śniegu padającego", „śniegu tworzącego zaspy", „śniegu na ziemi", „śniegu grząskiego" itp. Wcześniejsze wydania naszego tekstu powielały ten mit. Teraz jednak wiemy, że to nieprawda. Mit narodził się w roku 1911, kiedy to pewien antropolog pracujący na Alasce zestawił różne eskimoskie źródłosłowy określeń „śniegu na ziemi", „padającego śniegu", „śniegu tworzącego zaspy" i „ruchomych zasp" ze źródłosłowami angielskich określeń różnych postaci wody (płyn, jezioro, rzeka, strumień, deszcz, rosa, fala, piana itp.). Wywód antropologa został spopularyzowany w pewnym artykule w roku 1940, a następnie przedostał się do dosłownie setek publikacji, w których twierdzono, że Eskimosi mają „dziewięć", „dwadzieścia trzy", „pięćdziesiąt", a nawet „sto" słów na określenie śniegu. Nie mają. Najlepsze z dostępnych źródeł Dictionary of the West Greenlandic Eskimo zawiera tylko dwa takie słowa: ąuanik - znaczące „śnieg w powietrzu" i aput - znaczące „śnieg na ziemi". Jeżeli zatem usłyszycie lub przeczytacie o przykładzie eksimoskich słów na określenie śniegu, nie wahajcie się go skorygować. Albo przynajmniej go nie powtarzajcie. Zob. G. Pullum, The Great Eskimo Yocabulary Hoax, „Lingua Franca", 14 lipca 1990, s. 28-29.
i nie kończą się. Słowa, których Nawaho używają na określenie wozu, można z grubsza przetłumaczyć jako „drewno toczy się jak obręcz"16. Słowa Navajo znaczące mniej więcej „on zaczyna nieść kamień" nie mówią, że ktoś jest źródłem działania, lecz że osoba ta jest związana z danym okrągłym przedmiotem i z istniejącym uprzednio nieustannym ruchem wszystkich okrągłych przedmiotów we wszechświecie. Język angielski natomiast wymaga od nas mówienia w kategoriach teraźniejszości, przeszłości i przyszłości, przyczyny i skutku, początku i końca. Są jednak sprawy warte dyskusji dla mówiących po angielsku, lecz niemożliwe do wyrażenia w tych kategoriach. Pragnęlibyśmy umieć mówić w sposób bardziej jasny o nieustannie zmiennej, procesualnej, płynnej naturze komunikacji i o jej jakości „pomiędzy", którą nazwaliśmy „interpersonalną". [...] Ale w języku angielskim jest to trudne.
Nasz język wpływa również na to, jak postrzegamy kobiety i mężczyzn. Jednym z osiągnięć ruchu feministycznego lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych jest to, że obecnie zdajemy sobie sprawę, w jaki sposób tendencyjność języka przyczyniła się do postrzegania kobiet i mężczyzn w kulturach anglojęzycznych. Co prawda, fakt, że do niedawna nie było kobiet w straży pożarnej, nie był po prostu spowodowany istnieniem angielskiego słowa fireman. To nie takie proste. Ale zmiany w nazwach zawodów opisują bardziej zrównoważony dostęp mężczyzn i kobiet do wielu zajęć. Rozpatrzmy na przykład zastąpienie metermaid (dosł. „obsługująca licznik") przez parking checker („parkingowy", ale bez określenia płci), chairman (przewodniczący) przez chair albo chair person (osoba przewodnicząca), salesman (sprzedawca) przez salesperson (osoba sprzedająca) czy walter (kelner) i waitres (kelnerka) przez server („podający" bez określenia płci). Przestaliśmy również prawie zupełnie mówić o lekarzach płci żeńskiej jako o woman doctors (doktorach-kobietach) i adwokatach płci żeńskiej jako lady lawyers (paniach prawniczkach) i jest to coś więcej niż przypadkowa zbieżność, że zmianie tej towarzył w Stanach Zjednoczonych znaczący wzrost liczby kobiet uprawiających te dwa zawody. [...]
Nasza teza podstawowa brzmi następująco: język zarówno odzwierciedla sposoby spostrzegania przez nas kobiet i mężczyzn, jak i wpływa na nie. Jest to jedna z ważnych implikacji ogólnej tezy sformułowanej po raz pierwszy przez Sapira i Whorfa. Istnieje współzależność, wzajemny związek między językiem a percepcją: język wpływa na to, jak spostrzegamy, a nasza percepcja odzwierciedla to, jak mówimy i piszemy.
Granice mojego języka są granicami mojego świata
W ciągu ostatnich kilkudziesięcioleciu lat wśród badaczy i wykładowców języka wzrastała świadomość, że „środowisko językowe", w którym ludzie żyją, jest w mniejszym stopniu systemem lub działaniem, bardziej zaś zdarzeniem, procesem czy transakcją. Termin „język" obejmuje, według nich, znaki zarówno werbalne, jak niewerbalne.
s. 117.
H. Hoijer, Cultural Implications of Some Navajo Linguistic Categories, „Language" 1951, 27,
94
Filozof nazwiskiem Ludwik Wittgenstein w książce opublikowanej w 1953 roku pierwszy stwierdził: „Granice mojego języka są granicami mojego świata"17. To, co ta sentencja oznacza, znalazło być może najlepszy wyraz w zatytułowanej Hunger of Memory książce Richarda Rodrigueza, latynoskiego nauczyciela i pisarza, który dorastał w Sacramento w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Kiedy Rodriguez opowiada o swoim dzieciństwie, możemy zrozumieć, co to znaczy, że „granice mojego języka są granicami mojego świata".
W pierwszym rozdziale Rodriguez opisuje swoje szczęśliwe dziecięce lata w hiszpańskojęzycznym świecie domu rodzinnego. Potem zostaje wtłoczony w świat los gringos, ponieważ jego rodzice, bracia i siostry zastosowali się do życzenia nauczycieli, by w domu nie mówić po hiszpańsku, lecz po angielsku. Rodriguez opowiada następującą historię, by pokazać, jak jego ojciec czuł się swojsko w hiszpańskim i jak był wyobcowany w świecie angielszczyzny, sugeruje również, że wyobcowanie ojca miało wpływ na niego samego:
„Wiele razy było tak jak tej nocy na jasno oświetlonej stacji benzynowej (oślepiająca jasność tego wspomnienia), kiedy przestępowalem z nogi na nogę, słysząc mojego ojca. Mówił do nastoletniego pracownika stacji. Nie pamiętam, co mówił, ale nie mogę zapomnieć dźwięków, które z siebie wydobywał. W pewnej chwili jego słowa zbiły są jedno słowo, dźwięki tak chaotyczne jak sploty niebieskiego i zieleni w kałuży oleju u mych stóp. Jego słowa gnały przez to, czego jeszcze nie zdążył powiedzieć. I przy końcu wpadły w nuty falsetu w błaganiu słuchacza o zrozumienie. Odwróciłem się ku przejeżdżającym samochodom. Starałem się nic nie słyszeć, lecz słyszałem aż za dobrze spokojne, niedbałe tony w odpowiedzi pracownika. Niedługo potem, w drodze do domu, wzdrygąłem się, gdy ojciec położył dłoń na moim ramieniu. Przy pierwszej nadarzającej się okazji wymknąłem się z jego uścisku i pobiegłem do przodu, w ciemność, podskakując z udawanym chłopięcym zapałem"18.
Rodriguez kontrastuje to uczucie alienacji z ciepłem i komfortem, które odczuwał, kiedy mówił po hiszpańsku:
„Ktoś z rodziny mówił coś do mnie, a ja czułem się specjalnie doceniony. Moi rodzice mówili coś do mnie, a ja czułem się jakby dźwięki wypowiadanych przez nich słów brały mnie w objęcia. Te dźwięki mówiły: Mówię swobodnie po hiszpańsku. Zwracam się do ciebie stówami, których nigdy nie używam z los gringos. Uważam cię za kogoś szczególnego, bliskiego, jak nikt Z zewnątrz. Należysz do nas. Do rodziny. [...]
Idąc chodnikiem, pod baldachimem wysokich drzew, zauważyłem z niepokojem nagle zamilkłe, obserwujące mnie z rezerwą dzieciaki z sąsiedztwa. Podenerwowany dotarłem do sklepu spożywczego, by usłyszeć głosy gringo - obce mi - przypominające, że na tym wielkim świecie jestem kimś obcym. Ale potem wróciłem. Z powrotem do domu, wspiąłem się z chodnika po schodach, było lato, drzwi frontowe były otwarte i usłyszałem przez nie hiszpańską mowę. Na sekundę lub dwie zatrzymałem się i nasłuchiwałem. Uśmiechnąłem się słysząc wołanie mojej matki, pytającej po hiszpańsku: „Czy to ty, Richard?" Jej słowa były natychmiastowym zapewnieniem: Jesteś już w domu; podejdź bliżej; chodź do środka. Do
17 L. Wittgenstein, Traktat logiczno-filozoficzny, przeł. B. Wolniewicz, Warszawa, PWN, 1970.
18 R. Rodriguez, Hunger of Memory, New York, Batnam, s. 15.
19 Tamże, s. 16-17.
Historia Rodrigueza ilustruje dobitnie to, że chociaż niewątpliwie „język jest systemem symboli", „słowo nie jest rzeczą" i „ludzie używają jeżyka do realizacji działań". Język to jednak o wiele więcej. Jest wszechogarniającą aktywnością, w którą wchodzimy rodząc się i która oddziałuje nieustannie na wszystko, co postrzegamy. Takie jest właśnie znaczenie powiedzenia „Granice mojego języka są granicami mojego świata". Być może najważniejszą oznaką naszego człowieczeństwa jest to, że rodzimy się zupie językowej, w której warzymy się przez całe życie.
I co z tego? Rady językowe f'-.< -<u <
••'••i
Wspomnieliśmy już o pewnych umiejętnościach językowych wynikających z traktowania języka jako systemu, jako aktywności i jako zupy. Pragniemy teraz omówić krótko cztery bardziej konkretne sugestie.
Uważaj na pułapki językowe
Strzeż się naturalnej skłonności do reifikowania abstrakcji i uważaj na ewaluację statyczną. Pamiętaj, że rzeczy i ludzie zmieniają się szybciej niż słowa, powinieneś więc starać się uwzględniać te zmiany w swoim języku. Strzeż się mijania się. Zastanów się za każdym razem, czy nie powodujesz niepozrozumień przez stosowanie różnych słów w tym samym znaczeniu lub tych samych słów w różnych znaczeniach. Uważaj na etykietkowanie. Staraj się nie reagować na słowa tak, jakby były rzeczami. Bądź świadomy słyszanych, czytanych i używanych przez siebie eufemizmów. Ich nieokreślony i pośredni charakter może czasem pomagać w komunikacji interpersonalnej, ale czasem może też w niej przeszkadzać. Szukaj możliwości zastosowania jakiejś formy datowania i indeksowania, aby zwiększyć precyzję tego, co mówisz i piszesz, zwłaszcza w sytuacjach, kiedy bycie dokładnie zrozumianym jest szczególnie ważne.
Nie poddawaj się złudzeniu „właściwego znaczenia"
Niektórzy wierzą w to, że każde słowo ma swoje precyzyjne znaczenie i najlepszym sposobem rozwiązywania problemów czy nieporozumień jest zajrzenie do słownika lub ustalenie definicji. Albo komunikują się oni, co gorsza, tak jakby poddawali się temu złudzeniu, nie zdając sobie z tego sprawy. Taka osoba może się bardzo rozczarować, kiedy jej partner obiecuje, że wróci z pracy „wcześnie", po czym zjawia się w domu dwie godziny później, niż się spodziewała. „Wcześnie - spiera się on - znaczy tak wcześnie, jak to możliwe", i to właśnie uczynił: skończył pracę, tak wcześnie jak mógł i jechał jak mógł najszybciej! Takie jest znaczenie słowa „wcześnie", upiera się. Z jej punktu widzenia „wcześnie" znaczy szybciej niż w godzinę, toteż jej złość jest uzasadniona. Ten scenariusz ilustruje fakt, że znaczenie nie tkwi w słowach. Słowa nie są po prostu nośnikami słownikowych definicji. Niektórzy ludzie wyrażają tę prawdę sentencją: „znaczeń nie ma w słowach - one są w ludziach".
m
Sformułowalibyśmy to nieco inaczej. Znaczeń nie ma w słowach, ale nie ma ich także w ludziach. Jeśli znaczenia istnieją gdziekolwiek, to istnieją pomiędzy ludźmi. Prawdą jest, że każda indywidualna jednostka dysponuje własnym rozumieniem ważnych terminów, ale kiedy myślimy o komunikacji, najważniejsze jest nie to, co się znajduje w głowie tej jednostki, lecz to, co podlega negocjacji między jednostkami. Postawy, uczucia, opinie i zachowania, które nazywamy „znaczeniami", są rezultatem negocjacji między ludźmi. Są one funkcją sposobów naszego angażowania się we wszechogarniającą aktywność językową. Tworzenie znaczenia jest zdarzeniem kulturowym, społecznym i interpersonalnym, w którym uczestniczymy wspólnie z innymi ludźmi. Kiedy pojawiają się problemy, ich przyczyną nie jest zazwyczaj nierozumienie przez kogoś właściwego znaczenia słowa czy wyrażenia, ale to, że nasze znaczenia różnią się od znaczeń innej osoby lub grupy. Jeśli zatem ktoś cię błędnie rozumie, nie potępiaj go za nieznajomość „właściwego znaczenia". Lepiej potraktuj to nieporozumienie jako zaproszenie do dialogu, sygnał, że musicie bardziej zaangażować się w rozmowę, byście mogli wynegocjować wspólne znaczenie.
Rozwijaj swoje słownictwo
Ponieważ granice twojego języka są granicami twojego świata, szukaj sposobów powiększenia i rozwoju twoich zasobów językowych. [...] Kiedy uczysz się nowych pozycji słownikowych, poszerzasz i pogłębiasz swoje umiejętności per-cepcyjne i pomnażasz swą zdolność do rozmowy z większą liczbą grup ludzi, którzy dysponują wiedzą na więcej tematów. Rozbudowa słownictwa jest poszerzaniem świata.
Jeśli jesteś bardzo zorganizowany, możesz nosić przy sobie mały notatnik do zapisywania nowych słów poznawanych w mowie lub piśmie i ich krótkich definicji. Ale jeśli, jak większość z nas, nie jesteś zorganizowany do tego stopnia, spróbuj zastosować przynajmniej jeden z poniższych zabiegów:
Kup słownik i używaj go zawsze kiedy piszesz - referaty, notatki, a nawet listy do przyjaciół. Większość komputerowych edytorów tekstu zawiera słownik, którego możesz używać pisząc na komputerze. Sprawdź, jakich słów nadużywasz, i sięgaj do słownika, by znaleźć inne sposoby powiedzenia tego samego.
Rozwiązuj krzyżówki i nie zapominaj porównać właściwego rozwiązania z twoją wersją. Niektóre z odkrytych w ten sposób słów są tak rzadkie, że nigdy ich nie użyjesz, ale wiele z nich ci się przyda. Ponadto ten sposób poszerzania słownictwa jest dobrą rozrywką.
Szperaj po księgarniach; dawaj książki w prezencie (będziesz musiał przynajmniej je przejrzeć przed kupieniem); czytaj dużo różnych rzeczy - co najmniej jedną gazetę, jedno lub dwa czasopisma, magazyn z interesującymi opowiadaniami. Ponadto staraj się zawsze czytać trzy do pięciu pozycji na raz. Oczywiście do czytania zmusza cię nauka, ale możesz uzupełnić lektury szkolne o powieść lub magazyn literacki czytany do poduszki. Nie wierz w to, że jeśli jesteś głęboko pogrążony w lekturze jakiejś długiej książki, nie możesz w tym samym czasie czytać kilku magazynów i jednej lub dwóch innych książek. Nawet jeśli ich przeczytanie zajmie ci tygodnie lub miesiące, zróżnicowanie uczyni każdą z lektur bardziej interesującą.
97
Kiedy poznajesz kogoś o zawodzie lub hobby, których nie znasz, zachęć go, żeby ci o nich opowiedział. Zwracaj uwagę na nowe słowa i wyrażenia, pytaj o ich znaczenie.
Co najważniejsze, używaj nowo poznanych słów! Baw się nimi; dostosowuj je do swoich własnych problemów; wszechstronnie je przemyśl; naucz ich swoich przyjaciół. Zabawne jest pomyśleć o nowych słowach, takich jak reifikacja,
transakcja, metaprzekazy czy ewaluacja statyczna, użytych na prywatce - o rzuce-
> niu ich od niechcenia w konwersacji, by wywrzeć wrażenie na słuchaczach. Łatwo
;, , oczywiście nadużyć tego sposobu, ale im częściej stosujesz nowe słowo, tym bardziej czynisz je swoim własnym. Wynika z tego kolejna sugestia. ...
Korzystaj z twórczej mocy języka
Wyobraź sobie język mówiony jako świeżą farbę lub glinę. Jest on źródłem twórczości, medium, którego możesz używać do myślenia, do wyrażania siebie, do zabawiania siebie i innych, a nade wszystko do kontaktowania się. Pamiętaj, że język to przede wszystkim mowa, rozmowa między ludźmi. Znaczy to, że jest żywy, jest nieprzerwanym procesem. Możesz go urabiać, formować i wspólnie z innymi rzeźbić w nim znaczenia. Możesz sobie wyobrazić, że ty i twój rozmówca siedzicie po przeciwnych stronach koła garncarskiego - każdy z was rzuca garść gliny i palcami, dłonią formuje ruchomą masę znajdującą się między wami, nadając jej kształt „tego, o co wam obojgu chodzi". Językiem możesz posługiwać się równie twórczo jak gliną.
Jednym z najbardziej twórczych elementów języka jest metafora. Jak zapewne wiecie, metafora jest wyrażeniem, które łączy dwie niepodobne rzeczy lub idee, aby powiedzieć coś nowego. „Moja miłość jest czerwoną, czerwoną różą" i „On jest zbudowany jak zapaśnik" to metafory. Pierwsza, żeby powiedzieć coś
0 miłości zestawia miłość i różę. Druga czyni analogicznie z czyimś wyglądem
1 wyglądem wyczynowego zapaśnika. Mowa i pismo są przepełnione metaforami, umiejętność dostrzegania ich i bawienia się nimi jest jednym z lepszych sposobów wykorzystania twórczej mocy języka.
Na przykład jeden z kolegów Johna, profesor z Norwegii imieniem Jan, narzekał ostatnio, że posiedzenie, w którym obaj uczestniczyli, było tak nudne i bezpłodne, iż przypomniało mu się stare norweskie powiedzenie. „Czułem się - powiedział - jakbym rzygał starymi szmatami". Metafora jest z gatunku niewybrednych, ale dobrze oddaje istotę doświadczenia wysłuchiwania suchych, drętwych, bezużytecznych informacji. John po części się z nim zgodził, po części nie i metafora dała początek rozmowie, która była pożyteczna i dla Johna, i dla Jana. W tym wypadku metafora była nie tylko twórcza, ale także pomogła zweryfikować wzajemnie swoje wrażenia i pogłębić rozumienie sytuacji.[...]
Krótko mówiąc, staraj się myśleć o języku jako o czymś żywym, jako o źródle twórczości, którym ty i inni możecie manipulować w celu zrozumienia, a nawet rozwiązania problemów. Może w tym pomóc myślenie o sobie i partnerze w trakcie rozmowy jak o rzeźbiarzach współpracujących w kształtowaniu nowego znaczenia20.
20 Zob. J. Stewart, M. Thomas, „Słuchanie dialogiczne: lepienie wzajemnych znaczeń", s. 234-256 tego wydania. - „ .............'— -~r.........•••"•'......«-'..)v »•>
98
Cztery dotąd sformułowane sugestie są ważne, mają jednak stosunkowo wąski zakres zastosowania. Obecnie pragniemy przedstawić dwie rady, które będą miały wpływ na cały wasz język. Stawki idą więc w górę.
A *
Rozwijaj język niewyklucząjący i pełen szacunku <
Jak już powiedzieliśmy wcześniej, mowa, w której uczestniczą ludzie, pomaga kształtować świat, w którym żyją. Język niewyklucząjący poszerza twój świat dzięki uznaniu praw ludzi odmiennych od ciebie - kiedy go używasz przyznajesz równe prawo do istnienia rozmaitym indywidualnościom. Rozmawiasz na przykład z grupą przyjaciół, wśród których - dziewczyna ma brata inwalidę. Opowiadasz im o nowym sąsiedzie i mówisz coś w tym rodzaju: „Zack jest bomba! Jest normalnym, zdrowym facetem, który lubi koszykówkę, jogging i pizzę - dokładnie to, co ja. Naprawdę mi się podoba". Wówczas prawdopodobnie siostra inwalidy zauważy, że to, co mówisz, stawia poza nawiasem jej brata - tylko faceci, którzy mogą rzucać do kosza, uprawiać jogging i chodzić na pizzę, są uważani za „normalnych", „zdrowych" i godnych sympatii. Pamięta, że byłeś wcześniej miły dla jej brata, ale wie też, że gdyby on usłyszał to, co teraz powiedziałeś, poczułby, że się nie liczy, że jest kimś zupełnie nieważnym. Albo inny przykład - profesor może o obowiązującym podręczniku powiedzieć coś takiego: „Wiem, że jest dość drogi, ale możecie zadzwonić do domu po pieniądze" - wtedy ci, którzy nie mogą dostać pieniędzy od rodziców, poczują się gorsi. Są parisami i nie liczą się, ponieważ klepią biedę. Profesor może też opowiadając o czymś, co zdarzyło się na świecie w czasie wojny koreańskiej, stwierdzić: „Wiem, że kiedy to się stało, nie było was na świecie" - w ten sposób czterdziestopięciolatek sprawia, że młodzi studenci czują się gorsi. Jeszcze inny przykład: jakaś grupa stroi sobie żarty z homoseksualistów, nie zdając sobie sprawy, że jeden z jej członków także jest gejem. Przykłady te pokazują, w jaki sposób możesz spowodować, że ktoś poczuje, iż znalazł się poza nawiasem, nawet jeżeli mówisz właśnie do niego. Zawsze gdy chcesz komunikować się bardziej interpersonalnie niż bezosobowo, staraj się respektować odmienności tak dalece, jak potrafisz. W jaki sposób? Przez myślenie niewykluczające i używanie niewykluczającego języka.
Czasem problem jest poważniejszy i tym, czego potrzebujemy, jest język pełen szacunku. Zetknęliście się prawdopodobnie z ludźmi używającymi obraź-liwych czy uwłaczających słów, które wywołują poczucie poniżenia u osób odmiennych. Taki może być efekt określeń typu „żydowska hucpa", „mośki" i „mordercy Jezusa" w odniesieniu do ludzi, którzy są Żydami. Taki też może być efekt mówienia o „tępym czarnym osiłku", „skośnookim" czy „Arabusie" w odniesieniu do ludzi kolorowych, o „pedziu", „ciocie" czy „lesbie" w odniesieniu do osób homoseksualnych lub „suka", „towar", „laska", „baba" - o kobietach. Czy „paralityk", „down", „kuternoga" o osobach upośledzonych lub kalekach albo „tyczka", „wieprz", „słoń" w odniesieniu do rozmiarów i kształtu czyjegoś ciała. Tak samo oddziałują etykietki związane z wiekiem, jak: „staruch", „dziad" czy „gówniarz".....___.....,„...... , ,,..,,.,.,..,.......-.,„,„, ,v
99
Wcześniej zauważyliśmy w tym rozdziale, że niektórzy nauczyciele komunikacji radzą ludziom, wobec których zastosowano tego typu etykietki, aby pamiętali, że słowa te są czym innym niż rzeczy, o których mówią. Przekonują, że jeśli pamiętasz, że słowo nie jest rzeczą, nie poczujesz się aż tak dotknięty. Jak powiedzieliśmy, jest to częściowo prawda. Prawdą jest również to, że słowa pomagają budować świat międzyludzki, a etykietki negatywne przyczyniają się do tego, że świat ów jest toksyczny. Odpowiedzialność za to, co się dzieje „pomiędzy", spoczywa zarówno na tym, kto stosuje etykietkę, jak i na tym, kto jest jej obiektem.
Język niewykluczający i pełen szacunku opiera się na uznaniu, że różni ludzie mogą mieć znaczny wkład w komunikację i nikomu nie można zamykać ust. Zrozumienie tego jest ważne zwłaszcza teraz, kiedy nasz świat się kurczy. Zmiany demograficzne doprowadzą do zniknięcia czegoś takiego jak kultura większości. W przeważającej liczbie krajów na społeczność składać się będą różnorodne kultury. Publicysta „Time Magazine" ujął to zjawisko następująco:
„Przyszłość Ameryki [...] należy do ludzi, którzy będą w stanie w myślach i uczynkach, mądrze i z taktem przekraczać etniczne, kulturowe i językowe linie podziału. Pierwszym krokiem do stania się taką osoba jest uznanie faktu, że nie jesteśmy jedną światową rodziną i nawet nie mamy na to szans; że różnice między rasami, narodami, kulturami i ich zróżnicowanymi historiami są co najmniej tak samo głębokie i trwałe jak podobieństwa; że te różnice to nie odstępstwa o wzorca europejskiego, ale struktury w najwyższym stopniu warte poznania same w sobie. Jeśli w nadchodzących czasach nie będziesz umiał poruszać się wśród różnic, drogo za to zapłacisz"21.
Twój język może być odzwierciedleniem głębokiej świadomości tego, że choć ludzie różnią się w istotny sposób, mamy także wiele wspólnych przekonań, nadziei i wszyscy mamy prawo do szacunku. Innymi słowy, twój język może świadczyć o tym, że zwracasz uwagę bardziej na osobiste niż na bezosobowe cechy tych, z którymi rozmawiasz - na przejawy ich wyjątkowości, na dokonywane przez nich wybory, ich aspekty niemierzalne, ich refleksyjność i adresowalność.
Jak powiedzieliśmy wcześniej, nie sugerujemy, że tylko wtedy panujesz nad swoim językiem, kiedy wciąż pamiętasz o tym, że ktoś, kto pozostaje w zasięgu tego, co mówisz, może być członkiem potencjalnie obrażanej grupy. Właśnie to niektórzy ludzie nazywaliby polityczną poprawnością, nam zaś chodzi o coś innego. Proponujemy, abyś starał się uczynić swój język nie wykluczającym i pełnym szacunku. Jest coraz bardziej oczywiste, że nawet w grupie twoich przjaciół, którzy wydają się bardzo do ciebie podobni, mogą znaleźć się osoby dotknięte tym, co powiedziałeś. Jeżeli zatem używasz języka pełnego uwagi i szacunku tylko wybiórczo, jako pewnej techniki lub strategii komunikacyjnej, to stanowczo nie stosujesz się do naszej sugestii. Nam chodzi o to, żebyś przyjął taką perspektywę jako stały element twojego komunikowania się.
21 R. Hughes, The Fraying of America, „Time", 3 lutego 1992, s. 47.
100
W jaki sposób możesz zastosować się do naszych sugestii? Staraliśmy się to pokazać wielokrotnie w tej książce. Kiedy podawaliśmy przykłady konwersacji, staraliśmy się używać imion powszechnych w rozmaitych grupach etnicznych i kulturowych. We wprowadzeniu do Części 2 użyliśmy przykładu konwersacji między heteroseksualistą a gejem nie po to, by powiedzieć coś o orientacji seksualnej, lecz by zilustrować zjawiska występujące w komunikacji werbalnej i niewerbalnej zawsze, kiedy komunikują się istoty ludzkie (a nie tylko niektóre istoty ludzkie). Pisaliśmy „partner" zamiast „małżonek(ka)" uznając fakt, że nie wszyscy ludzie pozostający w stałych związkach intymnych mają ślub. Wcześniej w tym rozdziale mówiliśmy o komunikacji neutralnej ze względu na płeć, a w całej książce i w przykładach pozytywnych, i w przykładach negatywnych występują zarówno mężczyźni, jak i kobiety.
Podobnie możesz używać języka. Stale pamiętaj, że ludzie o tożsamości odmiennej od twojej mogą poczuć się dotknięci prawie wszystkim, co powiesz. Przyjmij do wiadomości, że chociaż czasem możesz pragnąć komunikować się tylko z osobami takimi jak ty, świat nie jest stworzony na twoje podobieństwo. Wzrastająca różnorodność jest stałym elementem życia nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale również w większości innych krajów.
Kiedy chcesz użyć terminu niewykluczającego, ale nie jesteś pewien, jaki jest właściwy, po prostu zapytaj. „Afro-Amerykanin" jest lepsze niż Murzyn i często lepsze niż „Czarny", ponieważ ten termin woli większość Afro-Amerykanów. „Latynos" jest częściej preferowane niż „Hiszpan", a „Azjata" niż „Orientalny", ponieważ terminy znajdujące się na drugim miejscu były pierwotnie używane przez białych pochodzenia europejskiego jako etykietki, a grupy, o których mowa, wolały same wybrać terminy je identyfikujące. Warto także pamiętać, że określenie „Azjata" nie uwzględnia ważnych różnic między Chińczykami, Japończykami, Filipińczykami, Wietnamczykami i innymi.
Kiedy myślisz i mówisz o kimś upośledzonym, najważniejsze jest traktowanie jego upośledzenia tylko jako części tego, kim jest jako osoba. Nie powiesz więc „w grupie jest upośledzony", lecz „w grupie jest osoba z upośledzeniem, która nie będzie w stanie zrobić tego, co zaplanowaliśmy". Innymi słowy, traktuj takie jednostki przede wszystkim jako osoby, a dopiero potem jako osoby z upośledzeniem.
Posługiwanie się językiem konsekwentnie nie wykluczającym może być niełatwe. Wyuczone nawyki językowe mogą być trudne do przełamania. Całkowita wrażliwość i szacunek mogą też czasem wydawać się niemożliwe. Możemy starać się być bardziej elastyczni, ale w tym, co mówimy, zawsze pozostaniemy reprezentantami naszej własnej perspektywy kulturowej.
Uważaj, co mówisz
Nasze tezy mówiące o użyciu języka niewykluczającego i pełnego szacunku prowadzą prostą drogą do takiej rady końcowej. Prawie zawsze mówiąc o języku kładliśmy nacisk na ścisły związek między tym, co mówisz, a tym, kim jesteś. Zatem nasza końcowa sugestia brzmi „uważaj na język"; bądź ostrożny w tym, co
101
mówisz; szanuj język za to, czym jest - bezpośrednim odbiciem i jasnym świadectwem tego, kim jesteś i co jest dla ciebie ważne. Mowa decyduje o tym, jak się jawisz innym.
Martin Buber odkrył sposób wyrażenia tej idei, kiedy żył wśród chasydów, ortodoksyjnych Żydów z Europy Wschodniej. Część chasydzkich nauk kładzie nacisk na to, że życie ludzkie składa się trzech podstawowych etapów: myśli, mowy i działania. Chasydzi wierzą, że naszym celem jest zjednoczenie ich, uczynienie „jednym kawałkiem"22. Oznacza to między innymi, że to, co mówisz - twój język mówiony - powinien jak najwierniej odbijać to, co rzeczywiście myślisz, i to, kim rzeczywiście jesteś. Innymi słowy, pożytecznie jest walczyć o jedność między mówieniem, byciem i czynami (rysunek 3). Jest to jeden ze sposobów konkretyzacji ogólnej sugestii, aby „być ostrożnym w posługiwaniu się mową". Nikt z nas oczywiście nie jest w stanie osiągnąć w tym zakresie stuprocentowego powodzenia, ale starania w tym zakresie mogą zdecydowanie polepszyć jakość naszej komunikacji. ,-tS
Rysunek 3. Bubera krąg trzech celów podstawowych
Podsumowanie ;••
Celem tego rozdziału było pogłębienie waszej świadomości tego, jak istotną rolę odgrywa język w staraniach, by nadać komunikacji jakość interpersonalną.
Omówiliśmy trzy podejścia do badania języka. Każde z nich mówi coś na temat sposobów polepszenia naszego komunikowania się werbalnego. Historycznie pierwsze podejście traktowało język jako „system symboli". Jednym ze zjawisk odkrytych z zastosowaniem tej perspektywy jest arbitralność związku między słowami i ich odniesieniami, z czego wynika, że słowo nie jest rzeczą. Z wiedzy o tym wynikają ostrzeżenia przed reifikacją, ewaluacją statyczną, mijaniem się i etykietkowaniem oraz sugestie dotyczące datowania i indeksowania, które mogą udoskonalić posługiwanie się językiem.
Zob. M. Buber, Hasidism and Modern Mań, New York, Harper, 1958, s. 154-157.
102
Stosując drugie podejście traktowano język jako aktywność. Nie jest on bowiem jedynie systemem symboli reprezentujących rzeczywistość pozajęzykową
- kiedy ludzie używają języka, zarówno mówią coś, jak i coś robią. Jak wykazali analitycy konwersacji, mowę nieformalną tworzą po części wzorce czy sekwencje powitania, komplementowania, prośby, rozkazu, skargi, groźby, przerywania itp. Każda akcja wymaga pewnej treści semantycznej, adaptacji do sytuacji i intencji mówiącego. Pewne działania, na przykład wypowiadanie pary przyległej, wymagają tego, by partnerzy konwersacji współpracowali. Wypracowują wówczas wspólnie na przykład pre-prośbę albo pre-ogłoszenie. Analitycy konwersacji podkreślali jednak, że na mowę codzienną składają się nie tylko przewidywalne wzorce czy sekwencje. W rzeczywistych konwersacjach spełniamy konkretny akt konwersacyjny, ale również często zdarza nam się po prostu zaplątać.
Takie spojrzenie na język może nauczyć cię rozumienia relacji między tym, co mówisz, a tym, co robisz mówiąc. Możesz przeciwdziałać temu, by inni postrzegali cię jako wyrachowanego manipulanta. Może też pomóc w diagnozie lub rozwiązaniu trudności w komunikacji. Ostatecznym zyskiem z przyjęcia tej perspektywy jest świadomość, że efektywna konwersacja wymaga zarówno struktury, jak i improwizacji. Znajomość reguł kulturowych i lingwistycznych jest ważna, ale sama w sobie niewystarczająca. Konieczne jest również tyle swobody, ile trzeba, by zaadaptować się do okoliczności wyjątkowych.
Język badano również jako zupę - wszechogarniające medium czy środowisko, które otacza człowieka od narodzin do śmierci. Z tej perspektywy język nie jest po prostu narzędziem, którego używamy do osiągnięcia pewnych celów
- narzędziem, które moglibyśmy odłożyć lub zastąpić jakimś innym. Języka nie da się odłożyć na bok, tak samo jak nie można tego zrobić z przynależnością etniczną lub wątrobą. Jest częścią tego, kim jesteśmy. Świat, w którym żyje każdy z nas, jest w znacznym stopniu światem językowym, stworzonym ze słów, których słuchamy, które piszemy i wypowiadamy. A kiedy opanujemy biegle jakiś język obcy, to tak jakbyśmy mieszkali w drugim świecie.
Jedną z pochodnych tej perspektywy jest świadomość wzajemnego powiązania języka i percepcji. Hipoteza Sapira-Whorfa opisuje wpływ języka na percepcję, późniejsze badania natomiast wykazały wpływ percepcji na język. Teraz już wiemy, że jest to oddziaływanie obustronne: to, co ludzie czują, zarówno pozostaje pod wpływem języka, jak i nań wpływa. Omówiliśmy dwa przykłady tego zjawiska - to w jaki sposób język ogranicza naszą zdolność do mówienia o procesach komunikacji i to jaki może być wkład języka w streotypy związane z płcią.
Jeśli patrzy się na język jak na zupę, to można także zrozumieć, co to znaczy, że granice mojego języka są granicami mojego świata. Oznacza to, że najlepszym sposobem poszerzenia horyzontów jest wzbogacenie języka - rozwijanie słownictwa, poznawanie terminologii lub żargonów różnych grup zawodowych, nauka drugiego lub trzeciego języka.
Na koniec przedstawiliśmy sześć sugestii albo rad językowych. Wszystkie one wypływają z tego, co wcześniej powiedzieliśmy o języku. Po pierwsze,
103
uważaj na pułapki językowe, zwłaszcza reifikację, ewaluację statyczną i etykiet-kowanie. Po drugie, nie ulegaj złudzeniu właściwego znaczenia. Po czwarte, rozbudowuj swoje słownictwo. Po piąte, używaj języka niewykluczającego i pełnego szacunku. I po szóste, uważaj na to, co mówisz.
Pytania przeglądowe
1. Wymień i omów różnicę między komunikacją werbalną, oralną, niewerbalną! nieoralną.
2. Ilustracją jakiego zjawiska jest przerywana linia u podstawy trójkąta znaczeniowego?
3. Wyjaśnij, w jaki sposób datowanie i indeksowanie mogą być pomocne w rozwiązywaniu problemów wynikających z reifikacji i mijania się.
4. Co to jest treść semantyczna aktu mowy?
5. Co jest „transakcyjnego" w parach przyległych?
6. Wyjaśnij, co to znaczy traktować język jako „zupę".
7. Podaj przykład tego, w jaki sposób język, w którym wzrastałeś, wpłynął na twój sposób percepcji kobiet i mężczyzn.
8. Zdefiniuj metaforę i powiedz, w jaki sposób może ona funkcjonować w codziennej rozmowie.
Kwestie do omówienia
1. Z jednej strony oczywiste jest, że nie ma koniecznego związku między takimi słowami, jak „pięć" i „trzy". Z drugiej strony nie możesz nazwać odtwarzacza kompaktowego „drabiną składaną" ani „siekierą". Mimo wszystko wydaje się, że w języku jest coś niearbitralnego. Wyjaśnij to.
2. Podejście, w którym traktuje się język jak system symboli, sprawdza się najlepiej dla rzeczowników konkretnych, takich jak „kot" czy „kapelusz". W jakim stopniu codzienne rozmowy składają się z takich słów? Czy to podejście wyjaśnia dobrze takie słowa abstrakcyjne, jak „miłość", a także przyimki, spójniki i przysłówki?
3. Wyjaśnij, na czym polegają zalety i wady, słabość i siła eufemizmów.
4. Jakie były najbardziej brzemienne w skutki akty mowy, które wykonałeś przez ostatnie dwa dni? Czy złożyłeś jakąś ważną obietnicę lub zobowiązanie? Wygłosiłeś groźbę? Przedstawiłeś propozycję? Jakie były rezultaty tych aktów mowy?
5. Jeśli uczyłeś się jakiegoś języka obcego, podaj własny przykład zjawiska, które omówiliśmy w odniesieniu do sposobu mówienia przez Nawaho o wozie. Jeśli nie, poproś o stosowny przykład osobę, której język ojczysty jest inny niż twój.
6. W tej lekturze twierdzimy, że ludzie rezygnują z wypowiedzi typu: „Nie zamierzam cię krytykować, ale czy przeglądałaś się dzisiaj w lustrze?", na rzecz większej otwartości co do rzeczywistego celu wypowiedzi. Jak to stwierdzenie ma się do pojęcia metakomunikacji?
7. Kiedy traktujesz język jak zupę, to musisz uznać, że małe dzieci uczą się języka na długo wcześniej, zanim wypowiedzą pierwsze słowo. Wyjaśnij to.
8. Wyjaśnij, w jaki sposób „złudzenie właściwego znaczenia" może przyczynić się do powstania konfliktu interpersonalnego.
9. Nie mówiąc o tym nikomu, zwracaj przez jeden dzień uwagę na otaczający cię język wykluczający. Jak często usłyszałeś takie słowa, jak „pedał", „dziwka", „palant" czy „grubas"? Czy to powszechny styl mówienia w twoim otoczeniu, czy też wyjątek od reguły?
10. Jak jest różnica między „polityczną poprawnością" a „używaniem języka niewykluczającego i pełnego szacunku"?
104
Krótko po Święcie Dziękczynienia 1993 pewien przyjaciel pokazał mi list, który łączył w sobie uderzające znaki werbalne i niewerbalne. List został napisany przez pewnego adwokata do jego matki, siostry i szwagra. Jest wydrukowany na drukarce laserowej na papierze firmowym kancelarii adwokackiej. Nazwa kancelarii znajduje się w lewym górnym rogu, a po przeciwnej stronie widnieją słowa „Członkowie Palestry", pod nimi adres kancelarii, numer telefonu i faksu. Na dole strony znajduje się lista wszystkich adwokatów firmy. Reszta listu wygląda następująco (zmieniłem nazwiska i adresy):
,'*!'( jjfes^ua i iebi oinseicfss y dóeo
List do rodziny
16 listopada, 1993
"i* •, '
Pani Elzabeth McPherron 3206 Hemlock Road C-5 Portland, OR 97399
Pani Nancy James Pan Peter Lawrence 3424 So. 147th Salem, OR 97522
s
Dot.: Święto Dziękczynienia! Pozdrowienia:
Jak wszyscy wiecie, byłem przez ostatnich kilka miesięcy skrajnie zajęty kilkoma ważnymi sprawami w mojej kancelarii. Miło mi donieść, że wszystkie te sprawy zostały już pomyślnie zakończone. Pragnę Warn podziękować za cierpliwość i zrozumienie.
'•~.-\> •' ,',:', ,-' ,.-,;/! ;/•••: .3>VffiH JtffiY^HW ;.;/. ŁWOlE
Jest także sprawa Święta Dziękczynienia. Dorothy planuje urządzić je w naszym domu i zapraszamy wszystkich z naszych obu rodzin. Proszę, zawiadomcie mnie, czy będziecie w stanie uczestniczyć.
,<••)<>
Szczerze oddany
Charles T. Groves podpis własnoręczny
W liście tym uderzył mnie zadziwiająco bezosobowy sposób zwracania się do członków rodziny na rodzinny temat. Jak wy zareagowaliście na tę kombinację znaków werbalnych i niewerbalnych?
Virginia Satir była doradcą rodzinnym i spędziła czterdzieści lat na pomaganiu rodzicom i dzieciom w sferze komunikowania się. Jej niewielka książeczka Making Contact stanowi odpowiedź na prośby wielu osób o zapisanie idei i sugestii, którymi dzieliła się z nimi podczas warsztatów i seminariów. Jak sama mówi we wprowadzeniu: „Szkielet tej książki to dosłownie NAGIE KOŚCI tego, co możliwe. Do Was, czytelnicy, należy wypełnienie go ciałem według własnych potrzeb".
Podoba mi się prosty, bezpośredni i bezpretensjonalny sposób, w jaki autorka mówi o słowach, i uważam, że sformułowała ona wiele istotnych prawd o języku, pożytecznych dla lepszego komunikowania się. Jestem przekonany, że gdybyśmy, jak radzi Satir, zwracali baczniejszą uwagę na sposób używania dziesięciu omawianych przez nią kluczowych słów, do-świaczalibyśmy mniej konfliktów, nieporozumień i frustracji. Sprawdź, czy się z tym zgadzasz.
Yirginia Satir
Zwracanie uwagi na słowa
Za: Yirginia Satir, Making Contact, Millbrae, CA, Celestial Arts, 1976, wyjątek obejmuje dwanaście stron tekstu książki Satir. Dzięki uprzejmości Celestial Arts Pub. Co., 231 Adrian Rd., Millbrae, Calif. 94030.
Słowa są ważnymi narzędziami kontaktu. Posługujemy się nimi w sposób bardziej świadomy niż wszystkimi innymi formami. Sądzę, że warto nauczyć się tak używać słów, by dobrze służyły komunikacji.
Słów nie da się oddzielić od westchnień, dźwięków niewerbalnych, ruchów i dotknięć mówiącej osoby. Stanowią one nierozłączną całość.
Jednakże przez pewien czas zajmijmy się tyko słowami. Używanie słów jest wynikiem mnóstwa procesów toczących się w ciele. Zaangażowane są w nie wszystkie zmysły, układ nerwowy, mózg, struny głosowe, gardło, płuca i wszystkie części jamy ustnej. Oznacza to, że mówienie jest procesem bardzo złożonym fizjologicznie. [...]
106
Jeśli wyobrazisz sobie swój mózg jako komputer, w którym zmagazynowano na taśmach wszystkie twoje doświadczenia, to wybierane przez ciebie słowa muszą też pochodzić z tych taśm. Taśmy reprezentują twoje przeszłe doświadczenia, zgromadzoną wiedzę, reguły i instrukcje. Nie znajdzie się tam nic więcej, zanim nie doda się nowych taśm. Mam nadzieję, że tekst, który czytasz, pomoże ci dodać nowe taśmy oparte na nowych doświadczeniach.
Słowa, których używamy, oddziałują na nasze zdrowie. Wpływają silnie na stosunki emocjonalne między ludźmi i na jakość ich współdziałania. KJ
Siła słów
Posłuchaj tego, co mówisz, i zastanów się, czy rzeczywiście mówisz to, co chcesz powiedzieć. Dziewięć osób na dziesięć po upływie minuty nie pamięta tego, co powiedziało. ił*!
Istnieje dziesięć angielskich słów, na które warto zwracać baczną uwagę, używać ich ostrożnie i z serdeczną troską: ja, ty, oni, to, ale, tak, nie, zawsze, nigdy, powinien(powinna).
Ja
Wiele osób unika słowa ja, ponieważ sądzą, że jest to sposób zwrócenia uwagi na siebie. Czują się wtedy samolubni. To echo dzieciństwa, kiedy nie należało wysuwać się do przodu, któż zresztą chce być samolubem? Najważniejsze jest jednak to, że użycie zaimka „ja" wyraźnie oznacza, iż bierzesz odpowiedzialność za to, co mówisz. Wielu ludzi myli to z rozpoczynaniem wypowiedzi od „ty". Słyszę, jak mówią „Nie możesz tego zrobić". Zwykle jest to odbierane jak „zamknięcie ust", natomiast stwierdzenie „Sądzę, że nie możesz tego zrobić" ustanawia bardziej partnerskie stosunki między dwiema osobami. Przekazuje tę samą informację bez zamykania ust.
„Ja" jest zaimkiem jasno informującym, że to mówię ja, a nie ktoś inny, ważne jest więc, by go nie pomijać. Jeśli chcesz, by twoje wypowiedzi były właściwie zrozumiane, ważne jest, abyś bez względu na to, co mówisz, jasno zadeklarował, że twoja wypowiedź jest twoją własnością.
„Powiadam, że księżyc jest zrobiony z czerwonego sera" (Jasne jest, że to twoja wizja)
zamiast...
„Księżyc jest zrobiony z czerwonego sera" (To nowy fakt)
Świadome używanie zaimka „ja" jest istotne zwłaszcza wówczas, gdy stosunki między ludźmi przechodzą kryzys. Wypowiedź „Mój pogląd jest taki, że...
107
(która jest stwierdzeniem własności) jest jasna. Może dopomóc w przełamaniu konfliktu. Kiedy „Ja" nie jest wypowiedziane wyraźnie, słuchacz łatwiej odnajdzie w twoich słowach ukryte „ty", często interpretowane jako „zamknięcie ust".
Ty
W słowie „ty" również kryją się pułapki. Jego użycie może spowodować, że wypowiedź zostaje odebrana jako oskarżenie, podczas gdy jest zamierzona jako przedstawienie faktów lub zwierzenie.
„Ty tylko pogarszasz sprawę" może brzmieć zupełnie inaczej, jeśli jest poprzedzone słowami „Moim zdaniem": „Moim zdaniem, ty tylko pogarszasz sprawę..."
Jeśli używamy wyraźnie sformułowanych poleceń czy wskazówek, trudniej o nieporozumienie. Na przykład: „Chciałbym, abyś..." lub „Jesteś jedyną osobą, z którą chciałem porozmawiać".
Oni
Użycie zaimku „oni" jest często ukrytym spsobem powiedzenia „ty". Jest też często ułatwieniem w rozpowszechnianiu plotek.
„Mówią, że..."
„Oni" mogą być rodzajem „stołu szwedzkiego" dla naszych negatywnych fantazji. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji orzekania winy. Jeśli wiemy, kim są „oni", możemy tak powiedzieć.
Jakże często jednak słyszymy: „Oni mi nie pozwolą", „Oni będą źli", „Nie spodoba im się to, co robię", „Oni mówią, że...".
Jeśli ktoś tak się wypowiada, możemy go zapytać: „Kim są twoi ów/?"
Ważne jest, aby było jasne, kim są oni, by nie przekazywać informacji niedokładnych i by było wiadomo, o kim się mówi. Jasność w tym względzie wydaje się nieobojętna dla poczucia bezpieczeństwa słuchaczy. Informacja staje się konkretna, uchwytna, a nie mglista czy w ukryty spsosób zagrażająca.
To
„To" jest słowem, które łatwo może zostać źle zrozumiane, ponieważ często nie wiadomo, do czego się odnosi. Tego słowa należy używać ostrożnie.
Im jaśniejsze jest twoje „to", w tym mniejszym stopniu słuchacz wypełnia je swoim własnym znaczeniem. Czasem „to" wiąże się z ukrytym przekazem „ja". Jednym ze sposobów lepszego zrozumienia twojego „to" jest sprawdzenie, co się stanie po zastąpieniu go „ja". Zamiana „to nie jest jasne" na „nie mam jasności" może uczynić stwierdzenie bardziej precyzyjnym i, co za tym idzie, ułatwić odpowiedź.
„To się ludziom często zdarza" może być pocieszjącym sposobem przekazania komunikatu brzmiącego: „To, o czym mówisz, mnie też się zdarzyło. Wiem, jak to jest czuć się upokorzonym".
W celu zapewnienia sobie prawidłowego zrozumienia rozsądne może być bardziej szczegółowe przedstawienie sprawy.
108
Ale • '(•'•-:.
Następne słowo to „ale".
„Ale" często jest sposobem powiedzenia „tak" i „nie" w tym samym zdaniu.
„Kocham cię, ale chciałabym, żebyś częściej zmieniał bieliznę".
Taki sposób mówienia może łatwo doprowadzić do tego, że druga osoba poczuje się niepewna, skrępowana i często zmieszana.
Spróbuj zastąpić „ale" słowem „i", co uczyni sytuację jaśniejszą. Nawet twoje ciało poczuje się wtedy inaczej.
Używając „ale" mówiący często łączy ze sobą dwie różne myśli, co może być powodem trudności.
„Kocham cię, ale chciałabym, żebyś częściej zmieniał bieliznę" można zatem rozbić na dwa stwierdzenia:
„Kocham cię" i „Chciałabym, żebyś częściej zmieniał bieliznę".
Może to być również pełna dobrej woli, choć nieśmiała próba przekazania krępującego żądania umieszczonego w kontekście miłości w nadziei, że druga osoba nie poczuje się dotknięta.
Co by się stało, gdyby zostało powiedziane: „Chcę cię poprosić o coś, co mnie krępuje. Chciałabym, żebyś częściej zmieniał bieliznę".
Tak, nie
Jasne „tak" i „nie" są bardzo ważne. Zbyt wiele osób mówi „tak, ale" albo „może tak" po prostu po to, by się zabezpieczyć, zwłaszcza wówczas gdy ich pozycja jest silniejsza niż słuchacza.
Kiedy słowa „tak" i „nie" są jasno wypowiedziane i odnoszą się do teraz, a nie do „święty nigdy" i kiedy ponadto jest jasne, że odnoszą się do sprawy, a nie do wartości osoby, wówczas są bardzo pożyteczne dla jakości kontaktu.
Wiele przypadków niewłaściwego posługiwania się słowami może ujść płazem w otoczeniu, w którym panuje zaufanie, dobra wola i swoboda komentarza. Jednakże ludzie tak często czują się niepewni siebie, że brak jasności otwiera pole nieporozumieniom i w konsekwencji złemu samopoczuciu. A złe samopoczucie, raz powstałe, rozwija się bardzo szybko. ;
„Nie" jest słowem, którego wszyscy potrzebujemy - musimy być w stanie używać go zawsze, kiedy jest to na miejscu. Jakże często ludzie czując, że „nie", mówią „może" lub „tak", żeby uniknąć konfrontacji z problemem. Usprawiedliwia się to oszczędzaniem przykrych uczuć drugiej osobie. Jest to forma kłamstwa i zwykle rodzi brak zaufania, co dla kontaktu jest oczywiście zabójcze.
Tak jak „nie" bywa niejasne, również „tak" może się spotykać z brakiem zaufania. Czy słyszałeś kiedykolwiek: „Powiedział «tak», ale wcale tak nie myślał"?
W9
Zawsze, nigdy i*
„Zawsze" jest pozytywną formą słowa „nigdy", jego negatywnym odpowiednikiem. Na przykład:
Zawsze zjadaj wszystko z talerza. '•"•.,,
Nigdy nie zostawiaj nic na talerzu.
Dosłowne znaczenie tych słów rzadko jest precyzyjne, a podobne przykazania rzadko są stosowalne w sytuacjach życiowych. Niewiele jest przypadków, gdy coś jest zawsze albo nigdy, a zatem próba przestrzegania pewnych wymagań we wszystkich sytuacjach z pewnością spotka się z niepowodzeniem.
Często użycie tych słów jest sposobem wyrażenia nacisku emocjonalnego, na przykład:
„Zawsze wyprowadzasz mnie z równowagi",
co naprawdę oznacza...
^ ,u „TERAZ zdenerwowałem się na ciebie".,,
ii *!' , \f i : -iirtł, '*"
Gdyby sytuacja wyglądała tak, jak przedstawia ją mówiący, w krótkim czsie zabrakłoby mu adrenaliny. '
Czasem słowa „zawsze" i „nigdy" pokrywają niewiedzę. Na przykład ktoś po spędzeniu pięciu minut z pewną osobą oświadcza:
• = vł»->V- O'»OTB(> LH ''t>H', > " ,<!<;< v--si.
„On jest zawsze pogodny". ;,
W większości przypadków takich sformułowań nie da się traktować dosłownie w każdym czasie, miejscu i sytuacji. Ponadto często są one nieprawdziwe. Najczęściej są nośnikiem emocji przyczyniającej się raczej do pogorszenia niż poprawy lub wyjaśnienia sytuacji.
Wydaje się, że często słowa te są używane bez przypisania im żadnego dosłownego znaczenia.
Występują w nierealnych regułach, o których mówiłam wcześniej, które jako prawie niemożliwe do przestrzegania są potencjalnym źródłem niepotrzebnego poczucia winy i nieadekwatności. : r •,*
Powinien, powinna
„Należy" i „powinien" to inne słowa-pułapki, które sprawiają, iż łatwo możesz wyciągnąć wniosek, że coś jest z tobą nie tak - że w jakiś sposób się nie sprawdziłeś. *• Często użycie tych słów sugeruje czyjąś głupotę [•••] •"> •: , *'
„Powinieneś być mądrzejszy"
110
Brzmi to często jak oskarżenie. Czasami pełni rolę przyjacielskiej rady. Często, kiedy ludzie używają słów „należy" i „powinien", próbują opisać sytuację, w której istnieje więcej niż jeden możliwy kierunek działania - jeden z nich może bardziej przyciągać, ale inne mają nie mniejsze zalety [...] c
„Ten mi się podoba, ale powinienem wziąć tamten". t
••"i- &
Niekiedy używając takich słów czujesz napięcie całego ciała. Nie ma łatwych odpowiedzi na pokusy ukrywane przez „należy" i „powinno się". Biologicznie przygotowani jesteśmy do podążania tylko w jednym kierunku.
Kiedy ciało odczuwa napięcie, często wraz z nim „sztywnieje" umysł, zdolność myślenia jest także ograniczona.
Użycie przez siebie słów „należy" i „powinienem" możesz odebrać jako sygnał, że toczy się w tobie wewnętrzna walka. A może zamiast próbować podchodzić do rzeczy przeciwstawnych jak do jedności, należy je rozdzielić na dwie części.
„Ten mi się podoba..." (jedna część)
„Ale powinienem wziąć tamten" .
przełożone na:
„Potrzebuję również tamtego..." (druga część)
Takie rozdzielenie może pomóc w rozważeniu najpierw każdej rzeczy z osobna, a potem obu łącznie.
Kiedy to uczynisz, dasz swemu ciału szansę, by się rozluźniło, co uwolni pewną energię pomocną w negocjacjach. [...]
Zacznij zwracać uwagę na słowa, których używasz.
Kim są twoi „oni"?
Czym jest twoje „to"?
Co znaczy twoje „nie"?
Co znaczy twoje „tak?"
Czy twoje „ja" jest jasne?
Czy mówisz „nigdy" i „zawsze", kiedy masz na myśli „czasami" i kiedy chcesz uwydatnić emocje?
W jaki sposób używasz słów „należy" i „powinno się"? ""*""^""^
Pytania przeglądowe
1. Jak ludzie uzasadniają nieużywanie słowa „ja"? *"............................. '...........
2. Co jest, według Satir, podobnego w problemach ze słowami „oni" i „to"?
3. Czy Satir twierdzi, że nie powinniśmy używać słów „ale", „tak" i „nie"? Co mówi na temat tych stów?
4. W jaki sposób stosowanie przez jakąś osobę słów „należy" i „powinienem(powinnam)" odzwierciedla system wartości tej osoby?
Kwestie do omówienia
-,-rH
1. Czy podczas rozmowy, jesteś w stanie przypomnieć sobie, co powiedziałeś minutę wcześniej? Spróbuj. Co zaobserwowałeś?
2. Zaobserwuj, w jaki sposób - jak mówi Virginia Satir - często zarówno „to", jak „oni" służą ukryciu tego, że tak naprawdę mówi pewne ja. Kiedy ty sam używasz w ten sposób „to" i „oni"?
3. Co się dzieje, kiedy zastępujesz „ale" przez „i"?
4. Czy czujesz, że twoje ciało reaguje tak, jak to opisuje Satir na słowa „należy" i „powinienem"?
A my Tan, wiele publikującą autorkę amerykańską chińskiego pochodzenia, irytują potoczne poglądy na temat sposobu komunikowania się Chińczyków mieszkających w Stanach Zjednoczonych. W tym tekście poświęca ona szczególną uwagę rozpowszechnionym przekonaniom, że Chińczycy są „dyskretni i skromni" do tego stopnia, iż w języku chińskim brakuje nawet słów „tak" i „nie". „To nieprawda... - pisze Tan - chociaż wiem, dlaczego ludzie z zewnątrz mogą tak myśleć".
„Nie znajduję nic dyskretnego w języku chińskim, w którym dorastałam - stwierdza Tam. - Moi rodzice wszelkie sprawy stawiali całkiem jasno. W ich żądaniach nie było żadnego przelewania z pustego w próżne, nie akceptowali żadnego kompromisu". Pokazuje, w jaki sposób można jasno wyrażać bezpośrednie i jednoznaczne żądania i odmowy w języku pozbawionym pojedynczych określeń „tak" i „nie" i w jaki sposób eufemizmy i język nie wprost mogą łagodzić stosunki między ludźmi. Przy okazji Tan stawia interesujące pytania dotyczące pewnych aspektów hipotezy Sapira-Whorfa.
Oprócz korygowania pewnych stereotypów kulturowych tekst ten dostarcza również argumentów na rzecz traktowania języka jako zupy (zob. esej Carole i mój na początku tego rozdziału). Język rodziców i rodziny Amy Tan przyczynił się do skonstruowania szczególnego świata ze specyficzną strukturą wartości i sposobami wzajemnego ustosunkowywania się, które pomagały jego członkom czuć się w tym świecie „jak w domu".
Amy Tan
Język dyskrecji
Na niedawnym obiedzie rodzinnym w San Francisco matka szepnęła mi do ucha: „Sau-sau [żona brata] za bardzo udaje grzeczną! Po co się tak męczyć? I tak w końcu wszystko zje".
112
Moja matka myśli jak waixiao, imigrantka, czasowo poza Chinami od roku 1949, i nie ma już cierpliwości do rytualnych grzeczności. Jak gdyby chciała dowieść swojego poglądu, sięgnęła przez stół, by poczęstować starą ciotkę z Pekinu ostatnią małża z półmiska z owocami morza z Happy Family.
Sau-sau spojrzała wilkiem. „B'yao, zhen b'yao!" (już nie mogę, naprawdę nie mogę) — jęknęła, klepiąc się po pulchnym brzuchu.
„Bierz! bierz!" — strofowała ją moja matka po chińsku.
„Jestem już pełna, naprawdę" - protestowała słabo Sau-sau, spoglądając tęsknie na ulubioną małże.
„Ojej" - wykrzyknęła całkiem poirytowana matka. - Nikt jej nie chce. Jeśli ty jej nie weźmiesz, po prostu się zepsuje!"
Wtedy Sau-sau westchnęła, jakby robiła matce łaskę biorąc nieszczęsny ochłap z podsuniętego talerza.
Moja matka zwróciła się do swego brata, wysoko postawionego komunistycznego urzędnika, który po raz pierwszy odwiedzał ją w Kalifornii. „W Ameryce osoba z Chin może umrzeć z głodu. Jeśli mówisz nie, drugi raz już cię nie poproszą".
Wujek pokiwał głową i powiedział, że doskonale to rozumie: Amerykanie działają szybko, bo nie mają czasu na grzeczności.
Pomyślałam ponownie o tym nieporozumieniu - o kontekście społecznym, który znika w tłumaczeniu - kiedy ktoś z przyjaciół przysłał mi artykuł z „New York Times Magazine" (24 kwietnia 1988). W artykule na temat zmian w nowojorskim Chinatown wspomniano przelotnie o ambiwalencji naturalnej dla języka chińskiego.
Chińczycy są tak „dyskretni i skromni" - pisano - że w ich języku nie ma nawet słów znaczących „tak" i „nie".
To nieprawda - pomyślałam - ale mogę się domyślać, dlaczego ktoś z zewnątrz może tak sądzić. Czytałam dalej.
W artykule stwierdzono, że ktoś, kto jest Chińczykiem, „idzie na kompromis, nie ryzykuje utraty twarzy przez afektowane reakcje".
Ścisnęło mnie w gardle. Dlaczego ludzie wciąż wygadują takie rzeczy? Jakbyśmy naprawdę byli jak te laleczki sprzedawane w sklepach turystycznych w Chinatown, kiwające głowami w górę i w dół, w błogiej zgodzie na wszystko, co się mówi!
Obawiam się wpływu takich jednostronnych stwierdzeń na nieroztropnych i naiwnych. Czy przeczytawszy o tym rzekomym językowym niedostatku nie dojdą do wniosku, że Chińczycy wykształcili w sobie przez wieki łagodne maniery przede wszystkim dlatego, że język pozwalał im wyłącznie na mówienie ogródkami? «
Ogromnie wiele treści gubi się zawsze w tłumaczeniu. W te luki wkrada się coś podstępnie, zwłaszcza jeśli lingwista amator zacznie porównywać jedną po drugiej różnice językowe, co narazi wszelkie pojęcia na błędną interpretację - wniosek, że Chińczycy nie posiadają bezpośrednich środków językowych do podejmowania decyzji, potwierdzania lub zaprzeczania, afirmacji lub negacji,
113
odmawiania wprost handlarzom narkotyków albo właściwego zachowania się w roli świadków, którym mówi się: „proszę odpowiedzieć tak lub nie".
Ktoś może dowodzić, powołując się na głośnych językoznawców, że Chińczycy są rzeczywiście w tarapatach bez słów „tak" i „nie". Pomyślmy o różnych odmianach starej teorii „język a rzeczywistość" sformułowanej przed laty przez Edwarda Sapira: „Istoty ludzkie [...] są w dużym stopniu na łasce konkretnego języka, którym posługują się ich społeczności [...]. Faktem istotnym jest to, że «prawdziwy świat» jest w szerokim zakresie zbudowany na nawykach językowych grupy"1.
Ten pogląd został następnie ujęty w słynną hipotezę Sapira-Whorfa, która głosi, z grubsza biorąc, że percepcja świata i funkcjonowanie jednostki zależą w wysokim stopniu od używanego przez nią języka. Jak nas przekonują Sapir, Whorf i ich kontynuatorzy, język kształtuje nasze myślenie, kieruje nami zgodnie ze schematami tkwiącymi w słowach, strukturach syntaktycznych i wzorcach intonacyjnych. Język, stając się jednocześnie i rybą, i wędką, umożliwia nam selekcjonowanie i kategoryzację świata. Angielski każe nam widzieć „psy" i „koty" - a gdyby tak wyróżniał także glatz, słowo oznaczające „zwierzęta, które zostawiają sierść na kanapie", oraz glotz - „zwierzęta, które zostawiają sierść i ślinią się na kanapie"? W jaki sposób język-prawodawca, wraz z drobnymi zmianami słownictwa, zmieniłby nasze postrzeganie?
A gdyby tak było - gdyby język był panem, a myśli poddanymi - wyobraźmy sobie wszystkie możliwości zaprzepaszczone przez niewykształcenie dwu małych słówek „tak" i „nie", najprostszych z przeciwieństw! Dżyngis-chan mógłby zostać odesłany z powrotem do Mongolii. Można by uniknąć wojen opiumowych. Mogłaby nie nastąpić rewolucja kulturalna.
Ciągle jeszcze wiele osób - od poważnych językoznawców po sekciarzy psychologii popularnej - uważa, że język i rzeczywistość są powiązane w sposób niemożliwy do rozwikłania, a jedno jest konsekwencją drugiego. Od hipotezy Sapira-Whorfa przeszliśmy do programowania neurolingwistycznego, które mówi nam: „jesteś tym, co mówisz".
Ja także bywałam zaintrygowana teoriami, które mogę podsumować - pewnie nieporadnie - jako odwieczne dowody empiryczne: o Eskimosach i ich nieskończonych sposobach mówienia „śnieg" i ich zdolności do widzenia różnic w konfiguracjach płatków śniegu dzięki bogactwu ich słownictwa, podczas gdy nie--Eskimosi, jak ja, zapadają się w „śnieg", „więcej śniegu" i „jeszcze więcej śniegu".
Ja także doświadczyłam dramatycznych przebudzeń poznawczych poprzez słowo. Kiedy tylko dodałam do mojego słownika kolor „malwowy", zaczęłam go widzieć wszędzie. Od kiedy nauczyłam się wymawiać prix fixe, wybieram dania w restauracjach francuskich według ceny, a nie, co jest łatwiejsze do wymówienia, a la carte.
Jednak jak poważnie powinniśmy to wszystko traktować?
E. Sapir, Kultura, język, osobowość, przeł. B. Stanosz i in., Warszawa, PWN, 1978.
114
Sapir powiedział coś jeszcze o języku i rzeczywistości. Jest to ten fragment, który w cytatach często pozostaje wykropkowany: „Nie ma takich dwóch języków, które byłyby wystarczająco podobne, by uznać je za reprezentujące tę samą rzeczywistość społeczną. Światy, w których żyją różne społeczeństwa, są światami odmiennymi, a nie po prostu tym samym światem z odmiennymi etykietkami".
Przeczytawszy to po raz pierwszy, pomyślałam: Oto wreszcie potwierdzenie moich dylematów z okresu dorastania w dwukulturowej, dwujęzycznej rodzinie! Jak wiedzą wszystkie dzieci emigrantów, istnieje specjalny rodzaj podwójnego związania wynikający ze znajomości dwóch języków. Na przykład moi rodzice mówili do mnie i po chińsku, i po angielsku - ja odpowiadałam im po angielsku.
,,Amy-ah!" — zwykli mnie wołać. ;
„Co?" - mamrotałam.
„Nie zadawaj pytań, kiedy cię wołamy - strofowali mnie po chińsku. - To brak szacunku".
„A dlaczego?" sy^--1^'- *
„Ojej! Czy nie powiedzieliśmy ci właśnie, żebyś nie zadawała pytań?"
Do dziś zastanawiam się, która część mojego zachowania została ukształtowana przez chiński, a która przez angielski. Na przykład kusząca jest myśl, że jeśli mam na jakiś temat dwa odmienne zdania, to dzieje się tak z powodu bogactwa moich doświadczeń językowych, a nie z powodu mojej osobistej skłonności do przelewania z pustego w próżne. Ale czy to jest pogląd ukształtowany przez chiński, czy przez angielski? v
Czy to może cierpliwość - rozwinięta przez lata rozszyfrowywania łamanej angielszczyzny mojej matki - każe mi grzecznie słuchać jakiejś kobiety oznajmiającej przez telefon, że wygrałam jedną z pięciu cennych nagród? Czy to szacunek - wpojony przez chiński imperatyw akceptowania pokrętnych wyjaśnień
- kazał mi uznać za wartą zachodu ponad stukilometrową podróż w celu obejrzenia jakiegoś domu letniskowego? Czy mogłoby mi zabraknąć słów, gdyby mnie zapytano: „Czy chciałaby pani wygrać podróż na Hawaje albo bajeczną Gwiazdę Indii zaprojektowaną specjalnie przez Cartera i Van Arpelsa?"
A kiedy ta sama kobieta zadzwoniła znów po tygodniu, tym razem z wymówkami, że nie nie zjawiłam się na umówionym spotkaniu, najwyraźniej włączył się mój język typu A i przerwał jej. Niewątpliwie moja niezawoalowana odmowa
- „Będę szczera: to mnie nie interesuje" - była tak amerykańska jak apple pie, ciasto z jabłkami. A kiedy ona odrzekła: „Ale to jest w Morgan Hill", ja zaś wykrzyknęłam: „Czy pani nie rozumie po angielsku? To mnie nie obchodzi, nawet gdyby było w Timbuktu", możecie być pewni, że powiedziałam to z intonacją wyrażającą zarówno cynizm, jak i odrazę.
Takie rozróżnianie języków i zachowań to niebezpieczna sprawa. Co jest z angielskiego? Co jest z chińskiego? Kategorie narzucają się same: pasywne i agresywne, wahające się i asertywne, bezpośrednie i pośrednie. Zdałam sobie sprawę, że są to wariacje dokładnie na ten sam temat: Chińczycy są ludźmi dyskretnymi i skromnymi. >
Odrzućcie to wszystko! . ;. • ,,„ • <!
115
Jeśli moja reakcja jest nazbyt ostra, to dlatego, że chcę nadrobić okres tłumienia ekspresji. Dorastałam słuchając tych zdań, powtarzanych stale, jak wyrażenia do „wykucia" z angielskiego słownika frazeologicznego. I także prawie w nie uwierzyłam.
Kiedy jednak dokładniej wspominam moje wychowanie, stwierdzam, że w języku chińskim, w którym dorastałam, nie było nic dyskretnego. Moi rodzice stawiali sprawy jasno aż do bólu. W ich wymaganiach nie było żadnego owijania w bawełnę, kompromis był nie do przyjęcia: „Ma się rozumieć, że zdobędziesz sławę w ..neurochirurgii" - powiedzieli mi. - No i «na boku» będziesz koncertującą pianistką".
Właściwie, kiedy teraz wspominam, to najgwałtowniejsze pretensje pod moim adresem były po chińsku: „Nie w ten sposób. Musisz tak płukać ryż, żeby nie uronić ani ziarenka!"
i Nie sądzę, aby moi rodzice - oboje imigranci z kontynentalnych Chin - byli wyjątkiem od reguły „skromny i dyskretny". Wystarczy wskazać liczbę chińskich studentów wydziałów technicznych przekraczającą parytety mniejszości na Ber-keley, MIT i Yale. Na pewno nie wychowali ich bierni ojcowie i matki, którzy mówiliby: „Jak tylko chcesz, córeczko. Pisarka, bezrobotna, masażystka, biolożka molekularna - decyzja należy do ciebie".
I mój amerykański umysł podpowiada: „Popatrz, ci studenci nie byli w stanie odpowiedzieć «nie» na żądania swoich rodziców". Ale wtedy mój chiński umysł przypomina: „Ale wszyscy ci rodzice chcieli, aby ich synowie i córki pracowali w służbie zdrowia".
Osłuchana zarówno z chińskim, jak z angielskim podejrzliwie podchodzę do wszelkich prób porównań obu języków. Zazwyczaj jeden język - pierwszy dla osoby, która dokonuje porównania - używany jest jako standard, wzorzec logicznej formy wyrazu. W ten sposób jednak język, który się porównuje, jest zawsze narażony na oceny: wybrakowany lub przeładowany, uproszczony lub nadmiernie złożony, śpiewny lub kakofoniczny. Osoby anglojęzyczne skarżą się na to, że chiński jest skrajnie trudny, ponieważ opiera się na ledwie rozróżnialnych przez ludzkie ucho wariacjach wysokości głosu. Osoby chińskojęzyczne ze swej strony uważają za skrajnie trudny angielski jako język niekoherentny, w którym łamie się zbyt wiele reguł - dlaczego Myszki Mickey to mice', a nie po prostu mouses, Kaczory Donaldy to przecież ducks.
Jeszcze niebezpieczniejsza jest pokusa porównywania obu języków i zachowań w tłumaczeniu. Słuchając, jak moja matka mówi po angielsku, ktoś mógłby pomyśleć, że nie dysponuje ona pojęciami czasu przeszłego i przyszłego, nie widzi różnicy między liczbą pojedynczą i mnogą, nie rozróżnia rodzajów, ponieważ mówi o mężu „ona". Na podstawie sposobu mówienia mojej matki, ktoś mógłby, także pochopnie, dojść do wniosku, że wszyscy Chińczycy długo kluczą, zanim dojdą do sedna, podczas gdy przeskakiwanie z tematu na temat, to tak naprawdę jednostkowe zachowanie mojej matki. [...]
Obawiam się, że dominująca część społeczeństwa może patrzeć na Chińczyków z ograniczonej - i ograniczającej - perspektywy. Obawiam się, że te pozornie dobrotliwe stereotypy częściowo mogą być powodem tak małej liczby
116
Chińczyków na wysokich stanowiskach kierowniczych i na scenie politycznej. Obawiam się siły oddziaływania języka, polegającej na tym, że jeśli coś zostanie powtórzone wystarczającą ilość razy - w jakimkolwiek języku - może to stać się prawdą.
Czy to nie dlatego chińscy przyjaciele z pokolenia moich rodziców skłonni są akceptować to uogólnienie?
„Dlaczego narzekasz? - zapytał mnie jeden z nich. - Jeżeli ludzie uważają, że jesteśmy skromni i uprzejmi, niech tak uważają. Czy Amerykanom nie byłoby miło stwierdzić, że są uważani za uprzejmych?"
Owszem, sądzę, że każdy przyjąłby taką opinię jako komplement - z początku. Jednak na dłuższą metę to jest kłopotliwe, to tak jak gdyby jedynym, co można od kogoś usłyszeć, były zdawkowe uwagi typu: „Jakże miło pana poznać. Słyszałam o panu wiele wspaniałych rzeczy. To dla mnie? Och, nie powinien pan!"
Takie uwagi nie przedstawiają sobą nowych idei, szczerych emocji ani poważnych przemyśleń. Są tym, co się mówi z uprzejmego dystansu w szczególnych kontekstach społecznych: powitań, pożegnań, podziękowań za życzenia ślubne, konwencjonalnych przeprosin itp.
Jak wielu antropologów, jak wielu socjologów, jak wielu dziennikarzy dokumentowało tak zwane „naturalne interakcje" w obcych krajach, prowadząc obserwacje z notatnikiem w ręku? Jak wiele było innych przypadków - odnalezionych szczepów pierwotnych, których członkowie okazali się na tyle sprytni, by odstawiać szopkę z epoki kamiennej, którą przybyli obejrzeć etnolodzy?
Jak wielu turystów w Chianatown prosto z autobusu biegnie do sklepów oczekując, że pokorny sklepikarz przyzna pod presją, iż jego towary nie są warte żądanej ceny? Sama byłam tego świadkiem.
„Sam nie wiem - powiedział turysta do sklepikarki, pięćdziesięcioparolet-niej kobiety z Kantonu. - To mi nie wygląda na autentyczne. Dam pani trzy dolary".
„Nie podoba się panu moja cena - niech pan idzie gdzie indziej" - powiedziała sklepikarka.
„Nie jest pani miła! - krzyknął zaszokowany turysta - zupełnie pani nie jest miła!"
„A kto powiedział, że mam być miła" - warknęła sklepikarka. f s,-.;O..
Jak więc mówi się po chińsku „tak" i „nie"? - pytają moi przyjaciele z lekką troską w głosie.
Wtedy zgadzam się po części z artykułem w „New York Times Magazine". Nie ma pojedynczych słów na „tak" i „nie" - ale nie z potrzeby dyskrecji. Jeśli już, to powiedziałabym, że chińskie odpowiedniki „tak" i „nie" są dyskretne w drugim znaczeniu słowa discrete, to znaczy nieciągłe, odrębne dla specyficznych przedmiotów pytania.
Spytaj Chińczyka, czy już jadł, a odpowie albo chrle (już jadł) albo meiyou (jeszcze nie).
117
Spytaj: „Więc miał pan ubezpieczenie w czasie wypadku?", a odpowiedź brzmieć będzieć dwei (owszem) lub meiyou (nie miałem).
Spytaj: „Czy przestałeś bić żonę?", a odpowiedź będzie się odnosić bezpośrednio do stwierdzenia stanowiącego przedmiot afirmacji lub negacji: już przestałem, jeszcze nie, nigdy nie biłem, nie mam żony.
Czy może być coś jaśniejszego?
Osobom, które nadal zastanawiają się, jak przekładać język dyskrecji, proponuję poniższy przykład osobisty.
Moja ciotka i wuj mieli wracać do Pekinu po trzymiesięcznej wizycie w Stanach Zjednoczonych. Ostatniego wieczora oświadczyłam, że pragnę zaprosić ich na kolację. .;••„•• ,
„Czy jesteście głodni?" — spytałam po chińsku.
„Ja nie jestem" - powiedział wujek bez wahania. Tak samo jak kiedyś, dziesięć minut przed zasłabnięciem z powodu niskiego poziomu cukru we krwi.
„Niezbyt głodna" - powiedziała ciocia. - Może ty jesteś głodna?"
„Trochę jestem" - przyznałam.
„Możemy coś zjeść, jak najbardziej" - zgodzili się oboje.
„Jaka kuchnia?" - spytałam.
„Och, to nieistotne. Cokolwiek. Żadnych frykasów, najlepiej jakieś proste jedzenie".
„Lubicie kuchnię japońską? Jeszcze tego nie próbowaliśmy" - zasugerowałam.
Spojrzeli po sobie.
„Może być" - powiedział dzielnie wujek, wszak przeżył Długi Marsz.
„Jeszcze tego nie jedliśmy" - dodała ciocia. - Surowe ryby".
„Och, nie przepadacie za tym?" - zapytałam. - Nie zgadzajcie się przez grzeczność. Możemy pójść gdzie indziej".
„To nie przez grzeczność. Możemy pójść do Japończyków" - nalegała ciocia.
Zawiozłam ich więc do dzielnicy japońskiej, gdzie spacerkiem minęliśmy kilka restauracji z kolorowymi plastikowymi atrapami sushi w witrynach.
„Nie ta, ta też nie" - powtarzałam, jak gdybym szukała jakiejś japońskiej restauracji podobnej do ostatnio odwiedzonej. „O, tutaj" - powiedziałam w końcu, skręcając do restauracji słynącej z chińskich dań z ryb z Shandongu.
„Och, chińskie jedzenie!" - krzyknęła ciocia z wyraźną ulgą.
Wujek poklepał mnie po ramieniu - „Myślisz po chińsku".
„To wasz ostatni wieczór w Ameryce - powiedziałam. - Więc nie bądźcie ugrzecznieni. Zachowujcie się jak Amerykanie".
I tego wieczora mieliśmy prawdziwą ucztę.
U- MK
Pytania przeglądowe
1. Co to znaczy, że „kontekst społeczny" może „zniknąć w tłumaczeniu"?
2. Co to jest hipoteza Sapira-Whorfa? Co mówi ona o komunikacji interpersonalnej?
118
3. Co twierdzi Amy Tan na temat szacunku, kiedy odwołuje się do przykładu rozmów telefonicznych o domu letniskowym lub podróży na Hawaje?
4. Amy Tan przyznaje, że w języku chińskim nie ma pojedynczych słów „tak" i „nie", ale uważa, że wypowiedzi osób chińskojęzycznych nie są zdawkowe ani pełne rezerwy. W jaki sposób, według jej wyjaśnienia, potwierdzają one lub zaprzeczają bez użycia tych słów? '.
Kwestie do omówienia
HH )
VII, i
1. Amy Tan chce skorygować stereotyp na temat komunikowania się Chińczyków. Rozpoczyna wywód od pierwszego użytego przez siebie przykładu: „Amerykanie działają szybko, bo nie mają czasu na grzeczności". Czy to także jest stereotyp? Omów to.
2. Jak to omawialiśmy z Carole w pierwszym tekście tego rozdziału, hipoteza Sapira-Whorfa głosi, że język wpływa na percepcję. Amy Tan jednak odrzuca pogląd, że słownictwo determinuje zachowanie - że „Chińczycy wykształcili w sobie łagodne maniery, w dużej mierze dlatego, że język pozwalał im tylko na mówienie ogródkami". Jednocześnie twierdzi, że „Sapir miał rację co do różnic między dwoma językami i ich rzeczywistościami". Jak rozumiesz jej stanowisko wobec tego poglądu na temat relacji między językiem a percepcją?
3. Jeśli znasz przynajmniej dwa języki, możesz odpowiedzieć na to pytanie samodzielnie. Jeśli nie, to zanim odpowiesz, poradź się kogoś. Oto pytanie: Co to znaczy, że „światy" zamieszkiwane przez ludzi mówiących odmiennymi językami „są światami odmiennymi, a nie po prostu tym samym światem z innymi etykietkami"?
Twórcze przemyślenia Hugha Prathera stanowiły ważny składnik każdego z wydań Mostów zamiast murów od pierwszego wydania z 1973 roku. W Notes to Myself i innych pracach przedstawia on ważne prawdy. Ostatnio wspólnie z żoną napisali kilka książek, w tym tę, którą zatytułowali Parbles from Other Planets; Folktales of the Universe. Jest to zbiór opowiadań, z których każde subtelnie ilustruje jakieś przenikliwe spostrzeżenie. Jaką cechę lub funkcję języka ilustruje poniższa opowiastka zatytułowana „Domokrążca"?
Hugh i Gayle Prather Domokrążca
Pewien ustęp świętych pism planety Zigtara brzmi: Jeśli w umyśle dziecka zagości myśl uczciwa, prawda w jego sercu zapuści korzenie. Jeśli w oku dziecka jedna Iza się zjawi, Iza ta stanie się rzeką, co poniesie dziecko na powrót w serce Boskości. I dlatego niechaj nikt nie rozpacza.
119
Żył niegdyś na Zigtarze domokrążca, który chodził od drzwi do drzwi, sprzedając skomputeryzowanego świętego człowieka do domowych uniesień. Nie był on szczery. Ale rozpoznawał dobry towar, kiedy go zobaczył. Stopniowo nauczył się, kiedy mówić „niech będzie pochwalony A!", a kiedy „niech będzie pochwalony B!". Stopniowo nauczył się, jakie ustępy z pism wywoływać na swoim podręcznym monitorze. Czasami spotykał ludzi prawdziwie pobożnych i musiał do nich mówić ważnymi dla nich słowy. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że słowa te zawierały dobroć prawdziwą, która brzmiała echem zapomnianej dobroci jego własnego serca. Im dłużej słowa prawdy wypowiadał, tym bardziej stawał się świadom prawdy, która była w nim samym. Na koniec nie osiągnął wprawdzie pobożności samej w sobie, lecz stał się nieszkodliwy. A na planecie Zigtara, gdzie na koniec kłótni zwykle w ruch szły zęby, było to znaczącym postępem.
$Rozdział 4
Komunikacja niewerbalna
Ten rozdział z pracy o komunikacji interpersonalnej rozpoczyna ta sama teza, co na początku rozdziału poprzedniego: w rzeczywistym komunikowaniu się nie da się tak naprawdę rozdzielić tego, co werbalne, i tego, co niewerbalne. W prawdziwym życiu „nie ma osobnych rozdziałów" - stwierdza Ted Grove. Zwraca również uwagę na ograniczoną stosowalność w praktyce innego rozróżnienia, którym posługujemy się myśląc i mówiąc o komunikacji - podziału na ekspresję, czyli produkcję znaków czy wskazówek („wydech"), i ich odbiór („wdech"). Rozróżnienie to jest jednak pomocne w uporządkowaniu naszej wiedzy o komunikowaniu się niewerbalnym w zrozumiałą całość.
Grove pod hasłem „funkcje ekspresyjne" umieszcza takie rodzaje czy typy komunikowania się niewerbalnego jak „wokalika", czyli tempo, wysokość, głośność i warianty tonalne głosu ludzkiego, „kinezyka", czyli ruchy ciała. Rozróżnia również znaki według pełnionych przez nie funkcji - ilustrujące, adaptujące, okazujące emocje itd. Kończy ten podrozdział omówieniem pięciu własności znaków niewerbalnych, które pomagają zrozumieć ich działanie.
Następnie Grove przechodzi od perspektywy „wydechu" do perspektywy „wdechu" i mówi o sposobach interpretacji komunikatów niewerbalnych. Na przykład ze znaków niewerbalnych wnioskujemy o wrażliwości danej osoby i o równowadze sił (lub jej braku) między nią a nami. Znaki niewerbalne pozwalają nam również wejrzeć w uczucia drugiej osoby. Grove mówi o tym, jak w komunikacji działają „przecieki niewerbalne" i w jaki sposób interpretujemy znaki niewerbalne w celu wykrycia, kiedy ktoś kłamie. Rozdział ten kończy podkreśleniem faktu, że żaden znak niewerbalny nie „znaczy" nic sam z siebie, ponieważ każdy z nich należy interpretować w związku z kontekstem, w którym go doświadczamy.
Ten tekst zawiera przegląd znaków niewerbalnych, które mają największy wpływ na konwersację. Inne podrozdziały koncentrują się na problemach bardziej szczegółowych.
121
#Theodore G. Grove
Niewerbalne elementy interakcji
Za: Theodore G. Grove, Dyadic Interactions, Copyright < Inc., Dubuaue, Iowa. Przedruk za zgodą.
1991 William C. Brown Communications.
Podczas interakcji w diadzie zachowania werbalne i niewerbalne występują łącznie i wpływają na siebie nawzajem. Nie ma osobnych rozdziałów. Zachowania werbalne i niewerbalne są wytwarzane równolegle jako części większego, całościowego wzoru zachowania jednostki i jako zintegrowane wzory są doświadczane zarówno przez aktora, jak obserwatora.
Podobnie jak elementy werbalne, zachowanie niewerbalne jest częścią ekspresyjnej i interpretacyjnej sfery interakcji w diadzie. Elementy niewerbalne jako takie mają wielce istotny udział w przebiegu epizodów interakcji, co za tym idzie, w przebiegu rozmowy i w definicji relacji. Jednakże kody niewerbalne pod wieloma istotnymi względami różnią się ogromnie od kodów werbalnych. [...]
Funkcje ekspresyjne zachowania niewerbalnego c Dziedziny zachowania niewerbalnego
Zachowanie niewerbalne, podobnie jak wymiar werbalny, jest pierwotnym elementem interakcji w diadzie. Zachowania niewerbalne w interakcji dzieli się na (1) wokalikę i (2) kinetykę. Inne kategorie niewerbalne, które mają ważny, ale w pewien sposób bardziej pośredni związek z interakcją, to wygląd fizyczny, czyli przedmiotowość osoby (person object), sposób wykorzystania czasu, czyli chronemika, oraz obiekty fizyczne i ich uporządkowanie.
Wokalika obejmuje dźwięk naszego głosu w czasie tworzenia wypowiedzi oraz inne, nielingwistyczne wokalizacje, jak ziewnięcia, odchrząknięcia i pauzy znaczące (Traeger, 1958). Na czynniki wokaliczne składają się barwa głosu, tempo mowy, wysokość, głośność, czas trwania wypowiadania głosek, czas latencji odpowiedzi, wahanie, dialekty, regionalizmy i in. Wiele tych zmiennych wokalicznych łączy się tworząc to, co potocznie określa się jako „modulację".
Kinezyka (Birdwhistell, 1955; 1970) odnosi się do ruchów i obejmuje szeroki zakres zachowań opartych na ruchu. Składają się na nie zachowanie posturalno-gestowe, mimika, spojrzenia, proksemika i haptyka. Zachowanie posturalno-gestowe obejmuje pozycję i ruchy głowy, kończyn, dłoni, torsu, bioder, jak również ogólną postawę ciała, jej zmiany oraz skierowanie głowy i ramion względem partnera konwersacji.
Mimika obejmuje wszystkie rodzaje wyrazu twarzy, zarówno wyraźne, jak subtelne, które wytwarzamy manipulując mięśniami twarzy w czasie interakcji,
122
włącznie z tak zwanym wyrazem „beznamiętnym", kiedy to twarz pozostaje całkiem nieruchoma. Określenie „wytwarzamy" może zasugerować czytelnikowi świadomą manipulację ekspresją twarzy, tworzenie czegoś na podobieństwo dekoracji witryny. Jak jednak zobaczymy, nie zawsze tak się dzieje. Określony wyraz twarzy pojawia się często automatycznie w związku z doznawaniem i ekspresją rozmaitych uczuć i emocji.
Spojrzenie to sposób, w jaki posługujemy się oczami w trakcie konwersacji: w którą stronę patrzymy, jak często nawiązujemy kontakt wzrokowy czy z rozmówcą patrzymy na siebie wzajemnie, czas trwania spojrzenia oraz warunki towarzyszące zmianom w spojrzeniu. Badano spojrzenia niemowląt i małych dzieci, a także w interakcjach matka-dziecko i w w sytuacjach konwersacji dorosłych (Argyle, Cook, 1976; Cappella, 1981).
Proksemika ma związek z posługiwaniem się przez uczestników interakcji przestrzenią i dystansem fizycznym (Burgoon, Jones, 1976; Patterson, 1968). Zostało stwierdzone, że zróżnicowanie dystansu między ludźmi jest funkcją ich poziomu bezpośredniego zaangażowania w konwersację, ich relacji i wielu czynników sytuacyjnych.
Haptyka odnosi się do badania zachowań dotykowych, które — jak stwierdzono - odpowiadają specyficznym kontekstom i służą do przekazania stronom interakcji całej gamy znaczeń. Zidentyfikowano dwanaście odrębnych znaczeń: podtrzymanie na duchu, uznanie, wspólnotę, zainteresowanie lub intencje seksualne, uczucie, żartobliwe uczucie, żartobliwą agresję, zgodę, zwracanie uwagi, zapowiedź odpowiedzi, powitanie i pożegnanie (Jones, Yarbrough 1985).
Kryterium innej powszechnie znanej klasyfikacji zachowań niewerbalnych jest rodzaj znaczenia, które ma przekazywać dane zachowanie - jakie są jego skutki dla interakcji (Ekman, Friesen 1969). Pięć kategorii tej klasyfikacji to ilustratory, regulatory, emblematy, adaptatory i ekspresje afektu. Ilustratory są to takie gesty, które wspierają lub uzupełniają znaczenie wypowiedzi. Na przykład ktoś używa ilustratora, kiedy wskazuje w lewo mówiąc „...i wtedy skręcisz w lewo..." Regulatory odnoszą się do sposobów używania całego ciała, a nawet głowy, oczu i głosu, do regulacji przebiegu naszej interakcji. Na przykład kiedy dotykamy kogoś, żeby zwrócić jego uwagę, zwracamy się ku komuś, kiedy mu przerywamy albo odwracamy się kończąc rozmowę - używamy regulatorów.
Na emblematy składają się głównie sygnały głowy, barków, ramion i dłoni, które mają precyzyjne, zwykle całkiem konkretne znaczenie, takie jak machanie na do widzenia, wzruszenie ramion „nie wiem" i potakujące kiwnięcie głową. Emblematy różnią się od pozostałych interakcyjnych zachowań niewerbalnych tym, że tak jak symbole językowe posiadają konkretną wartość denotacyjną - względnie stałe znaczenie desygnacyjne, niezależnie od kontekstu. Więcej na ten temat w dalszym ciągu.
Czwarta kategoria tego schematu klasyfikacji funkcjonalnej to adaptatory. Adaptatory w niewielkim stopniu mają koherentny związek z kontekstem konwersacji, jednakże niekiedy obserwowano ich użycie do podkreślenia jakiegoś stwierdzenia. Niektóre adaptatory są stosowane powszechnie. Przykłady to pocieranie
123
karku podczas zastanawiania się nad odpowiedzią werbalną oraz dotykanie własnego policzka lub czoła w czasie interakcji. Inne adaptatory to zachowania idiosynkratyczne, być może powstałe u jednostki w wyniku warunkowania jako nawyki nerwowe, a następnie włączone w jej zachowania interakcyjne. Gospodarz telewizyjnego talk show Johnny Carson prezentuje całą gamę adaptatorów - stylizowane, podrygujące jak u koguta ruchy głowy, dotykanie krawata, bawienie się długopisem i temu podobne.
Ekspresje afektu wreszcie są niewerbalnym przekazem emocji, przede wszystkim za pośrednictwem wyrazu twarzy (Ekman, Friesen, 1975). Studiując mimiczne ekspresje afektu w różnych kulturach, badacze ustalili pewne uniwersalne wzorce ruchów twarzy w czasie wyrażania emocji radości, strachu, zaskoczenia, smutku, gniewu i odrazy. O ile publiczne ekspresje mimiczne tych emocji mogą być odmienne w różnych kulturach, o tyle ich ekspresje prywatne są całkiem podobne. Wyróżniono cztery reguły ekspresji, które rządzą, jak się wydaje, publicznym wyrażaniem poszczególnych emocji w konkretnych kulturach (Ekman, Friesen, 1971).
Jedną z reguł ekspresji jest intensyfikacja - ukazanie własnego zaangażowania emocjonalnego jako większego niż w rzeczywistości. Na przykład mimiczna ekspresja przyjemności przy powitaniu zaproszonych gości w naszej własnej kulturze sugeruje regułę intensyfikacji: „Tak baaaardzo się cieszymy, że mogliście przyjść!". W przeciwieństwie do tego zdajemy się dezintensyfikować publicznie nasze rozczarowanie lub smutek z powodu pominięcia nas przy przydzielaniu pożądanych zaszczytów lub nagród, niekiedy także dezintesyfikujemy radość z osiągnięcia zaszczytu. W pewnych sytuacjach i w pewnych rolach publicznie eksponowanych wypada neutralizować mimiczne ekspresje pewnych emocji. Na przykład zachowanie sędziów na sali rozpraw i arbitrów zawodów sportowych rzadko zawiera radość z wyniku procesu lub meczu, który prowadzą, chociaż prywatnie muszą przekładać pewne rezultaty nad inne. Na koniec pewne sytuacje zdają się wymagać tłumienia ekspresji jakiejś emocji przez maskowanie jej jakąś inną. Przegrane w konkursie Miss Ameryki uśmiechają się promiennie, podczas gdy zwyciężczyni płacze. Zaobserwowano też na przykład, że w obecności dziewczyny lub kolegów amerykańskie nastolatki i dorośli „macho" maskują strach gniewem.
Podczas gdy wiele emocji wyrażanych jest poprzez pełną ekspresje mimiczną, powyższe reguły niekiedy wpływają specyficznie na mimiczny wyraz emocji. Na przykład dezintensyfikacja albo niezręczna próba neutralizacji prowadzą czasem do częściowej aktywności mimicznej. Pamiętam, kiedyś jako mały chłopiec miotałem się wściekle i daremnie, usiłując uderzyć w żołądek przeciwnika, podczas gdy ten, dużo ode mnie wyższy trzymał mnie spokojnie w bezpiecznej odległości, na długość wyprostowanego ramienia, opierając dłoń na mojej głowie. Ku memu upokorzeniu nauczyciel, który przerwał tę „walkę", nieudolnie zneutralizował rozbawienie, co dało efekt w postaci częściowej ekspresji mimicznej. W podobny sposób nieudolne próby maskowania mogą prowadzić do koktajlu mimicznego, wzajemnego przenikania emocji tłumionej z tą, która ma ją maskować. Na przykład część twarzy może wyrażać zaskoczenie, podczas gdy druga część ujawnia gniew, który ktoś rzeczywiście odczuwa.
124
Pięć właściwości kodów niewerbalnych
Zestawienie zachowań niewerbalnych z zachowaniami językowymi w interakcjach ukazuje kilka fundamentalnych właściwości funkcjonowania kodów niewerbalnych. Po pierwsze - w działania niewerbalne jesteśmy w toku konwersacji zaangażowani bez przerwy — w równym stopniu kiedy nie mówimy i kiedy mówimy. Marszczymy nos, drapiemy się, obracamy głowę ku drugiej osobie lub odwracamy się od niej, kiwamy głową potakująco, przestajemy potakiwać itp. Każda ze stron konwersacji jest zatem nieprzerwanie zaangażowana w zachowanie niewerbalne, bez względu na to, czy mówi, czy słucha wypowiedzi drugiej osoby.
Po drugie, wyjąwszy pewne aspekty nieinterakcyjnie, na przykład wygląd fizyczny, zachowania niewerbalne jednostki wytwarzane są raczej bez udziału myśli, a więc w porównaniu z bardziej świadomie wybieranymi zachowaniami werbalnymi, pozostają w znacznym stopniu poza świadomością zachowania. Ta właściwość ma wiele ważnych implikacji dla postrzegania zachowania niewerbalnego partnera, co omawiamy w następnym podrozdziale.
Można sądzić, że jesteśmy mniej świadomi jednych zachowań niewerbalnych niż innych. Mamy tendencję do bycia świadomymi bardziej twarzy i głowy niż tego, co się dzieje z resztą naszego ciała. Na przykład jesteśmy zdolni do „uśmiechów towarzyskich" (social smiles) w stosownych momentach interakcji. Ponadto można sądzić, że niska samoświadomość odnosi się do niższych, w sensie dosłownym, partii ciała - jest niższa dla nóg i skrajnych części ciała (dłonie i stopy) niż dla głowy i ramion.
Trzecia różnica polega na tym, że podczas gdy związek naszych słów z tym, co mają reprezentować, jest arbitralny, to znaczenie jednostkowych zachowań niewerbalnych, z kilkoma wyjątkami (jak emblematy) nie jest do nich przypisane. Są one ikonicznymi (Burgoon, 1985) reprezentacjami znaczeń i nie mają desygnacyjnego charakteru słów. Na przykład słowo mówione „krzesło" jest posiadającym desygnaty zbiorem dźwięków, który może być zastąpiony przez słowo „spurk" albo jakikolwiek inny arbitralny zbiór dźwięków pod warunkiem, że wszyscy członkowie społeczności językowej są zgodni co do takiego użycia. Znaczenie jest na zewnątrz rzeczywistego zachowania. Jeśli natomiast wskażę krzesło, kiedy ty wchodzisz do pokoju, to mój gest modeluje dosłownie działanie, które reprezentuje.
Po czwarte, podczas gdy znaczenia przywoływane przez słowa i wypowiedzi językowe są tylko do pewnego stopnia zależne od kontekstu, w którym się pojawiają, znaczenie zachowań niewerbalnych jest w wyższym stopniu funkcją wyłącznie czynników kontekstowych po prostu dlatego, że zachowania te nie mają konwencjonalnych definicji. Nawet rozmaite znaczenia kojarzone z prostym aktem dotykania lub bycia dotykanym są silnie uzależnione od kontekstu, obejmującego zachowania werbalne i inne zachowania niewerbalne, a także czynniki relacyjne i sytuacyjne (Jones, Yarbrough, 1985).
Bez względu na wywoływanie zróżnicowanych konotacji u różnych słuchaczy słowo „ojciec" odnosi się do ustalonego związku biologicznego - ten rdzeń znaczenia denotacyjnego jest względnie stały niezależnie od konotacji czy kontekstu. Natomiast poszczególnym aktom niewerbalnym brak takiej ustalonej językowo stabilności - brak spójnego rdzenia znaczeniowego. Te same zachowania są stosowane w powiązaniu w całkiem odmiennymi, czasami przeciwstawnymi znaczeniami, znaczenia te zaś są zakorzenione w kontekście, w którym pojawia się zachowanie. Na przykład zależnie od drobnej różnicy kontekstu wskazanie drzwi może oznaczać „szczęśliwej drogi!" lub „precz z mojego gabinetu!" Z wyjątkiem emblematów żaden drobny ruch nie ma znaczenia sam w sobie. Z tego i innych powodów uczeni mają niewiele zaufania do koncepcji zachowań niewerbalnych typu język ciała (Burgoon, Saine, 1978). Kontekstowa właściwość zachowania niewerbalnego zostanie przedstawiona dokładniej w następnym podrozdziale, poświęconym interpretacji zachowań niewerbalnych.
Po piąte, konkretne zachowania niewerbalne są wytwarzane zawsze jako część szerszego wzorca - wraz z innymi zachowaniami tego typu - czyli są z nimi zintegrowane. Oznacza to, że zazwyczaj wytwarzamy zachowania niewerbalne we współwystępujących zbiorach i skoordynowanych sekwencjach, a nie w postaci pojedynczych, izolowanych aktów. Na przykład typowy uśmiech może obejmować, poza wygięciem w górę ust, zmarszczenie skóry skroni, ruchy policzków itp. Śmiechowi może towarzyszyć ruch całego ciała obejmujący zmiany jego pozycji i chwilowe przerwy w kontakcie wzrokowym. Chociaż słowa w naszych wypowiedziach są także zgodne z wzorami kombinacji przepisanymi regułami syntaktyki, jesteśmy w stanie wybrać i wypowiedzieć dowolne pojedyncze słowo lub wyrażenie werbalne niezależne od innych słów. Możemy dobierać segmenty językowe do uwzględnienia w naszej wypowiedzi. Ale trudno byłoby nam selekcjonować mięśnie do wytworzenia tylko „uśmiechu wargami". Mimo usilnych starań nasze mięśnie policzków, nosa, szczęk i podbródka, a może i oczu, prawdopodobnie włączyłyby się do akcji. Wszystkie te różnice zachowania niewerbalnego i werbalnego mają ważne konsekwencje dla interpretacji zachowania niewerbalnego partnera interakcji.
Funkcje interpretacyjne zachowań niewerbalnych
Jak powiedziano we wstępnym omówieniu tego rozdziału, zachowanie niewerbalne można analizować zarówno w kategoriach jego ekspresyjnej, jak interpretacyjnej roli podczas interakcji w diadzie. Poprzedni podrozdział traktował o funkcjonowaniu niewerbalnym z perspektywy jego aktora. W tej chwili przechodzimy do procesów interpretacyjnych, do analizy tego ważnego tematu z perspektywy obserwatora. Znajdą się tu punkty poświęcone mocnym przekazom niewerbalnym, przeciekowi niewerbalnemu, oznakom oszukiwania i kotekstualnej interpretacji zachowań niewerbalnych.
Mocne przekazy niewerbalne
Nasze interpretacje zachowań niewerbalnych są niewątpliwie kluczową częścią procesu komunikacji interpersonalnej. Na podstawie analizy rezultatów dwudziestu czterech studiów porównujących zachowanie werbalne i niewerbalne
Philpott ustalił, że interakcja werbalna była skojarzona tylko z 31% wywoływanych znaczeń, interakcja niewerbalna natomiast, występująca osobno i w połączeniu z werbalną, była odpowiedzialna za pozostałe 69% (Burgoon, 1985). Aspekt językowy wypowiedzi innych może dostarczyć nam bardzo precyzyjnych informacji i rozróżnień nieosiągalnych przez obserwację tylko zachowania niewerbalnego. To ostatnie jednak wnosi większy wkład, jeśli chodzi o niektóre funkcje interpretacyjne. Trzy z nich odnoszą się do reaktywności, relacji dominacji i ekspresji uczuć. •. \ •'••:.•.••• ,v>. •-. .<
Interpretacja reaktywności. „Interpretacja reaktywności" odnosi się do tego, jak odczuwamy zaangażowanie partnera interakcji - do jakiego stopnia druga osoba słucha i uczestniczy w wymianie. Skąd wiesz, czy ktoś słucha uważnie tego, co mówisz - słucha wykorzystując całe swoje możliwości w tym zakresie? Wielu wskaźników dostarcza twoja własna funkcja słuchania. Na przykład jeśli twój partner konwersacji zadaje ukierunkowane pytanie, które wymagało uważnego wysłuchania tego, co wcześniej mówiłeś, to wiesz, że rzeczywiście byłeś słuchany, lub jeśli partner parafrazuje to, co przed chwilą powiedziałeś, albo prosi o doprecyzowanie lub powtórzenie czegoś, co wyraziłeś nieudolnie, to wiesz, że jego uwaga osiągnęła pewien poziom. Na pewno liczne „taa", „rozumiem" i inne werbalne wskazówki i potwierdzenia (lub ich brak) wzmacniają nasze poczucie, że jesteśmy słuchani, częściej jednak bardziej precyzyjnie interpretujemy to, jak dobrze nas ktoś słucha, na podstawie obserwacji jego zachowania niewerbalnego.
Zachowania zwane przekazem zwrotnym (backchanneling) (Duncan, 1975) są wskaźnikiem nieprzerwanego słuchania przez odbiorcę. Mogą one obejmować potakiwanie głową, kontakt wzrokowy, oznaki wokalne, skłanianie się ku mówiącemu, przybliżanie się, sposób ułożenia barków i głowy, napiętą postawę ciała itp. Ludzie różnią się skłonnością do dostarczania takich przekazów, gdy słuchają, a także zapotrzebowaniem na nie, gdy mówią. Pewien mój znajomy potrzebował stałego kontaktu wzrokowego w każdych okolicznościach, gdy mówił i gdy słuchał. Pewnego razu miałem nieszczęście siedzieć na tylnym siedzeniu w jego samochodzie, a on bez przerwy gawędził, oglądając się co chwilę w moją stronę, kiedy pędziliśmy wąską, krętą drogą wiejską. Pomimo moich coraz bardziej desperackich „mhm", „racja" i „taa" on zdawał się potrzebować nade wszystko takiej oznaki reaktywności, której dostarczyć mógł tylko kontakt wzrokowy ze mną.
Inaczej niż mój przyjaciel, większość z nas zadowala się obserwowaniem takich niewerbalnych oznak reaktywności, na jakie pozwala sytuacja. Takie interpretacje reaktywności drugiej osoby odnoszą się nie tylko do samego słuchania, ale i do tego, czy jest ona zainteresowana kontynuowaniem interakcji i czy w ogóle rozpoczyna konwersację. Rzadko potrzebujemy o tym mówić, ponieważ zazwyczaj możemy to całkiem trafnie wywnioskować ze spojrzenia, orientacji głowy, postawy i ruchów ciała oraz brzmienia głosu partnera.
127
Interpretacja relacji dominacji. „Relacja dominacji" to rozkład władzy między jednostkę i partnera. [...] Poczucie podporządkowania, równorzędności lub wyższości przekazuje się za pośrednictwem oczu, postawy ciała, wykorzystania przestrzeni itp. Na przykład podczas mówienia mamy skłonność spoglądać najczęściej na partnerów o pozycji umiarkowanej, nieco rzadziej o wysokiej pozycji, a najrzadziej na partnerów o pozycji niskiej (Kapp, 1978).
Ze względu na relację dominacji czyjeś zachowanie werbalne może być wymagające uległości, uległe lub neutralne (Dovidio, Ellyson, 1982). Obserwując konwersację z pewnej odległości można wyrobić sobie całkiem dokładny pogląd na to, w jaki sposób strony interakcji postrzegają swój układ dominacji. Na przykład jednostki, które postrzegają siebie jako posiadające niższy status lub podporządkowane partnerowi interakcji, mają skłonność do utrzymywania mięśni w większym napięciu i do przyjmowania postawy bardziej wyprostowanej, mniej zrelaksowanej. Ta właściwość była wykorzystywana od tysięcy lat w wojsku i została zrytualizowana w postaci komendy „baczność!" — i jej historycznych poprzedników - którą wydaje się jednostkom i grupom niższym rangą.
Wrażenie władzy wywierane jest także za pomocą spojrzenia. Duża liczba spojrzeń w czasie mówienia i mała w czasie słuchania wywierają wrażenie zajmowania silnej pozycji na skali władzy (Dovidio, Ellyson, 1982). Mając do dyspozycji te i wiele innych oznak relacji dominacji, rzadko potrzebujemy, by nam mówiono: „Czuję, że jesteśmy sobie równi" albo „Jestem twoim szefem" czy nawet „Czuję, że niewiele tu ode mnie zależy". Uważna obserwacja zachowań niewerbalnych drugiej osoby przez parę sekund interakcji powie nam zwykle wszystko, co potrzebujemy wiedzieć o uległości i innych przejawach relacji dominacji w danej diadzie.
Interepretacja uczuć. Nasze oceny aktualnych uczuć drugiej strony opierają się zazwyczaj w większym stopniu na obserwacji zachowania niewerbalnego niż na tym, co ta osoba mówi. Oceny te wyrabiamy sobie przez obserwację mimicznej ekspresji afektu, cech postawy itp. Słowa musimy zdekodować odpowiednio do znaczeń denotowanych w naszym systemie językowym. Znaki niewerbalne natomiast, jak to omówiliśmy wcześniej, nie wymagają takiego przetwarzania. Nasze reakcje na kombinacje gestów, postawy ciała, tonu głosu i ekspresję mimiczną dostarczają natychmiastowych wskazówek co do stanów uczuciowych partnera (Burgoon, 1985). Kiedy ktoś zaczyna nam opowiadać, co czuje, najczęściej mamy wyrobiony pogląd na jego stan emocjonalny jeszcze przed zakończeniem tej wypowiedzi. Dodatkowe źródła wkładu zachowań niewerbalnych w naszą interpretację uczuć drugiej osoby analizujemy w poniższym omówieniu „przecieków niewerbalnych".
Podsumowanie
Judee Burgoon (1985) w następujący sposób charakteryzuje różnicę między posługiwaniem się kodami werbalnymi i niewerbalnymi. Do znaków werbalnych przywiązujemy większą wagę w przypadku znaczeń opisowych (factual), abstrak-
128
cyjnych i perswazyjnych, a do niewerbalnych w przypadku znaczeń związanych ze stosunkami wzajemnymi, atrybucyjnych, emocjonalnych i związanych z postawami. Ogólnie biorąc, zachowanie językowe partnera ma na nas większy wpływ ze względu na informacje obiektywne, denotacyjne, a jego zachowanie niewerbalne ze względu na informacje o ustosunkowanich, konotacyjne. Odzwierciedla to w znacznej mierze ograniczenia kodu werbalnego i niewerbalnego.
Przecieki niewerbalne
Spontaniczne, pozaświadomościowe wytwarzanie zachowania niewerbalnego jest również źródłem bezpośrednich wskaźników o uczuciach drugiej osoby. Jest to sytuacja odmienna od interpretacji zachowań werbalnych, które zależą od świadomości drugiej osoby i jej chęci werbalnego wyrażenia swoich stanów emocjonalnych. Za pośrednictwem przecieków niewerbalnych można nawet subtelne zmiany uczuciowe postrzegać trafnie i w czasie znacznie krótszym niż jest potrzebny do wypowiedzenia krótkiego zdania (Ekman, Friesen, 1969). I chociaż mówimy o uczuciach częściej niż na przykład o naszych relacjach dominacji, to jeszcze zanim powiemy „cieszę się" lub „jestem zły(a)", słowa te często są niekonieczne. Druga osoba wie często o tym, jak bardzo się cieszymy lub jacy jesteśmy źli, na podstawie obserwacji naszego zachowania niewerbalnego. Stany emocjonalne niektórych ludzi są bardziej skrywane lub po prostu mniej intensywne niż innych, jednak zawsze w pewnym stopniu nosimy nasze troski oraz nasze serca „na dłoni".
Przecieki niewerbalne przejawiają się w znakach niewerbalnych pozostających poza kontrolą świadomości, które mogą zawierać informacje o stanach wewnętrznych (myślach, uczuciach, postawach) autora zachowania. Profesor, który często spóźnia się lub nie przychodzi na umówione spotkania ze studentami, ale zawsze przychodzi punktualnie na spotkania z dziekanem wydziału, może paść ofiarą „przecieku" dotyczącego relacji dominacji i własnego poczucia tego, jakie zachowanie jest w jej ramach stosowne. „Tak, słucham cię" może zostać wypowiedziane takim tonem i z taką miną, że bardziej stosowne może się wydać stwierdzenie przeciwstawne.
Takie przecieki wywierają silny wpływ na to, jak spostrzegamy partnera interakcji. Kiedy to, co mówi druga osoba, jest wyraźnie rozbieżne z tym, co robi, czy z tym, jak to mówi, z dwu interpretacji bardziej wiarygodna jest interpretacja tego, co niewerbalne. Jeżeli to, co partner mówi, wydaje się odbiegać od tego, co robi, obserwator ma większe zaufanie do jego zachowania niewerbalnego niż do werbalnego. Gdy jednak odpowiedniość między zachowaniem werbalnym a niewerbalnym rośnie aż do poziomu braku rozbieżności, to zaczynamy przywiązywać coraz większą wagę do treści przekazywanych werbalnie (Burgoon, 1985).
Zdarza się z rzadka, że ktoś tworzy rozbieżność między zachowaniem werbalnym a niewerbalnym rozmyślnie, aby osiągnąć określony efekt. Na przykład zaobserwowano, że przyjaciele spotykający się po długim niewidzeniu wymieniają skrajnie niepochlebne uwagi („ty stary..." - tu padają inwektywy), wypowiadając je głosem i z towarzyszeniem mimiki, które nie pozostawiają
129
wątpliwości, co do tego, że rzeczywiście są dobrymi przyjaciółmi. W przeciwieństwie do tego, połączenie werbalnego wyrazu pozytywnej oceny z zachowaniem niewerbalnym, które sugeruje uczucia negatywne, zdarza się tak często, że mamy na nie specjalną nazwę - „sarkazm".
Nie jest jasne, dlaczego w sytuacji niezgodności zachowania werbalnego i niewerbalnego większym zaufaniem darzymy interpretację tego drugiego. Być może dostrzegamy trudności, jakie wszyscy mamy z kontrolowaniem własnego zachowania niewerbalnego, toteż uważamy niewerbalne zachowanie innych za bardziej wiarygodne od ich słów. Być może nawet o tym nie myśląc w dosłownym sensie, rejestrujemy to, że zachowanie niewerbalne jest bardziej automatyczne i pozaświadomościowe niż wypowiedzi językowe, a zatem w mniejszym stopniu podlega kontroli.
Oznaki oszukiwania
Specjalnym rodzajem przecieku niewerbalnego są oznaki oszukiwania. Występują one wówczas, gdy obserwowana rozbieżność między wypowiedzią a zachowaniem niewerbalnym i innymi danymi sugeruje możliwość aktywnego ukrywania lub maskowania czegoś przez mówiącego w toku interakcji. I w tych przypadkach słowa mówią jedno, lecz zachowanie niewerbalne wydaje się do nich „nie pasować". Zjawiska, które - jak ustalono - mogą towarzyszyć wypowiedziom niezgodnym z prawdą, to: skrócona latencja odpowiedzi na pytania, nasilone gesty-adaptatory i ruchy stóp, dłoni i nóg oraz zmniejszenie kontaktu wzrokowego, głowa i barki w mniejszym stopniu skierowane ku słuchaczowi, mniej gestów-ilustratorów.
Większość badaczy sądzi, że najbardziej wiarygodnymi oznakami oszukiwania są te zachowania niewerbalne, nad którymi mamy najmniejszą świadomą kontrolę, toteż są najbardziej podatne na przeciek. Pomysły Johna Hockinga i Dale'a Leathersa (1980) zaowocowały ostatnio kilkoma próbami wykrycia wiarygodnych oznak intencji oszustwa w czasie interakcji. Wynika z nich, że oszukujący, którym zależy na ukryciu oszukiwania: (1) tłumią zachowania kontrolowalne typowe dla kłamców, żeby uniknąć sprawienia wrażenia kłamcy, (2) jednocześnie nasilają zachowania mniej kontrolowalne, co jest wskaźnikiem lęku podczas kłamania. Zachowania kontrolowalne mogą obejmować różne ruchy głowy, stóp, nóg i zmiany układu „twarzą w twarz" oraz unikanie spojrzenia. U kłamców zaobserwowano wzrost nerwowości w głosie i zaburzenia płynności mowy, krótszą latencję odpowiedzi (pauzy przed odpowiedzią), krótsze zawahania (pauzy wewnątrz wypowiedzi) oraz krótsze odpowiedzi niż u prawdomównych (Cody, O'Hair, 1983), Ponadto podczas kłamania dostrzeżono nasilenie stereotypowych i kontrolowalnych zachowań charakterystycznych dla kłamców, na przykład zmiany postawy ciała. Jednym z efektów takich procesów przystosowawczych jest większe niż normalne usztywnienie ciała w czasie interakcji.
Jest prawdopodobne, że jednostki, które polegają w swych interpretacjach prawie wyłącznie na wypowiedziach partnera, w pewnych ważnych rozmowach znajdują się na upośledzonej pozycji. Czytelnicy powinni jednak zdawać sobie sprawę, że żadne z omówionych zjawisk nie stanowi nieomylnej oznaki umyślnego oszukiwania, a to z powodów, które omówimy w następnym podrozdziale.
130
Kontekstualna interpretacja zachowania niewerbalnego
Z powyższego omówienia przecieków i oznak oszustwa wynika nieodparcie, że interpretacja kontekstualna zachowania niewerbalnego drugiej osoby daje lepsze gwarancje wiarygodności niż interpretacja pojedynczych znaków jeżyka ciała. Szansę obserwatora na trafną ocenę tego, co przedstawia zachowanie, są większe, jeśli bierze on pod uwagę pełny kontekst, w jakim pojawia się zachowanie, oraz kiedy te oceny opierają się na całych zbiorach lub sekwencjach zachowań niewerbalnych. Ujmując to inaczej, nasze oceny mogą być błędne, kiedy opierają się na interpretacji pojedyczych zachowań w oderwaniu od kontekstu.
Poza kilkoma wyjątkami (jak emblematy) pojedyncze akty niewerbalne nie mają znaczeń przypisanych konwencjonalnie. Występują w całościowych układach powstałych z ich kombinacji z innymi zachowaniami niewerbalnymi i werbalnymi. Niektóre z istotnych cech kontekstowych to: otoczenie interakcji, jej przyczyny, stosunki między stronami oraz zwyczajowe zachowanie partnera. Do nacisku na sztukę kontekstualnej interpretacji zachowania niewerbalnego skłania kilka powodów.
1. Po pierwsze, pewne zachowania w odmiennych kontekstach są zgodne z całkiem odmiennymi interpretacjami. Na przykład rozkłożenie ramion może wskazywać na zrelaksowanie, dominację, znudzenie albo nawet, w szczególnych sytuacjach, może być reakcją nerwową. Istnieją obfite dowody na to, że fałszywe założenie „jedno znaczenie dla każdego zachowania" może sprowadzić nasz wysiłek interepretacyjny na manowce. Na przykład zmniejszenie częstości i czasu trwania spoglądania na kogoś może między innymi oznaczać niechęć, podporządkowanie, odrzucenie, a całkowite unikanie spojrzenia może być skojarzone ze skrajnym lękiem. Zwiększenie częstości i czasu trwania spojrzenia może odzwierciedlać sympatię lub może sugerować nasilenie zarówno pozytywnych, jak i negatywnych spośród deklarowanych uczuć (Bowers i in., 1985). Nieruchome spojrzenie podczas prośby o pomoc wywołuje całkiem inną interpretację niż gdy towarzyszy mu „przestań!". Jak wcześniej wspomniałem, prosty akt dotknięcia drugiej osoby może reprezentować dużą liczbę różnych znaczeń (Jones, Yarbrough, 1985), zależnie od kontekstu.
Grupa studentów ostatniego roku prawa od gościa zaproszonego na wykład o niewerbalnych oznakach oszustwa w zachowaniu świadków zeznających na przesłuchaniu i na sali sądowej oczekiwała potwierdzenia istnienia języka dala. Co zrozumiałe, ci przyszli prawnicy chcieli dowiedzieć się czegoś o zachowaniach, które mogłyby zdradzać nieprawdziwe wypowiedzi świadka i byli szczególnie zainteresowani posługiwaniem się spojrzeniem. Dowiedzieli się jednak, że unikanie spojrzenia często skojarzone jest z chwilami stresu. Zeznawanie w sprawie sądowej jest dla większości ludzi bardzo stresujące. Niewątpliwie obserwacja przecieków niewerbalnych może dostarczyć informacji podnoszących skuteczność interakcji, ale nie istnieją skróty, które pozwoliłyby ominąć obszar interpretacji kontekstowej.
2. Po drugie, interpretacje mniej więcej prawdziwe muszą opierać się na kilku zachowaniach, ponieważ każde zachowanie pojedyncze pojawia się w ramach kontekstu wielu innych zachowań. Na przykład występowanie jakiegokolwiek z zachowań związanych z aktywnym słuchaniem nie oznacza automatycznie, że twoje stwierdzenia naprawdę docierają do partnera. Od czasu do czasu każdy z nas udawał uwagę poprzez podtrzymywanie kontaktu wzrokowego i okazjonalne kiwnięcia głową. „., ..... ,.,,.,„ ..... ... ,, ...... ,.....• .......
ffl ii
131
Na tej samej zasadzie niewystępowanie poszczególnych oznak reaktywności niekoniecznie wskazuje na nieuważne słuchanie. Uczeń podstawówki napominany,
by „siedział spokojnie i słuchał", może w rzeczywistości słuchać bardzo uważnie.
- Niektórzy z nas ledwo przebrnęli przez szkołę. To, że przyjaciel staje dalej niż
{ zwykle, kiedy do ciebie mówi, nie oznacza, że w tym momencie lubi cię mniej.
Jeśli jednak przyjaciel ów równocześnie mówi w sposób bezosobowy, z mniejszym
•^, niż zwykle kontaktem wzrokowym, nie tak jak zwykle zwrócony do ciebie twarzą i nieoczekiwanie kończy konwersację bez wyjaśnienia, to masz prawo sądzić, że sprawy mają się niedobrze.
3. Po trzecie, nawet jeśli interpretujesz prawidłowo zachowanie, możesz się mylić co do konsekwencji tej interpretacji, dopóki nie rozumiesz w pełni kontekstu. Na '* przykład śmiech zalicza się do najbardziej jednoznacznych zachowań niewerbal-
' nych, jakie można zaobserwować - zazwyczaj oznacza, że śmiejący się uważa coś
J' za zabawne. Ale słuchacz musi jeszcze stwierdzić, jakie jest źródło rozbawienia.
Pewnego razu pewien profesor rzucił uwagę, którą uważał za dowcipną i odwrócił się do tablicy. Czuł, że coś wyszło nie tak, gdy spodziewane parsknięcie przerodziło się w rechot, odwrócił się z powrotem do sali wyraźnie zdezorientowany. Wtedy jakiś litościwy student zwrócił mu uwagę, że ma sweter „w serek" założony tył na przód.
Czasami informacje potrzebne do wyciągnięcia trafnych wniosków są po prostu niedostępne w trakcie zachowania niewerbalnego. Magistrantka - samotna matka dwojga małych dzieci - kontynuowała indywidualny tok studiów pod opieką swojego ; profesora. W czasie jednego z ich spotkań dziewczyna była wyraźnie bardziej reaktywna i wesoła niż zwykle. Często się uśmiechała, była bardziej ożywiona, a z jej głosu przebijało zadowolenie i podniecenie. Pod koniec spotkania profesor zapytał ją, czy sądzi, że przerobiony materiał będzie przydatny do pracy magisterskiej. Odrzekła: „Przemyślę to później, kiedy się uspokoję". Tuż przed spotkaniem otrzymała czek pokrywający zaległe alimenty za ponad rok. Jeśli zachowanie jest postrzegane w izolacji od kontekstu, w jakim się pojawia, to interpretacje są bardziej narażone na nietrafność. Czasami po prostu o kontekście nie wiemy tyle, ile trzeba.
Podsumowanie
Opisaliśmy niewerbalne składniki interakcji najpierw pod kątem zachowania ekspresyjnego, następnie z perspektywy osoby, która interpretuje ekspresje niewerbalne partnera interakcji. Użyto kilku powszechnie stosowanych schematów klasyfikacji dziedziny zachowania niewerbalnego w interakcji i omówiono pięć wzajemnie powiązanych właściwości zachowania niewerbalnego. Podczas interakcji zachowania niewerbalne: (1) są wytwarzane bez przerwy, (2) są wytwarzane względnie często poza kontrolą świadomości, (3) mają charakter niearbitralny, (4) ich znaczenie jest zdeterminowane kontekstem oraz (5) są wytwarzane w zintegrowanych zbiorach.
Bibliografia
Argyle M., Cook M. (1976) Gazę and Mutual Gazę, London, Cambridge Uniyersity Press.
Birdwhistell R. L. (1955) Background to Kinesics, „ETC" 13, 10-28.
Birdwhistell R. L. (1970) Kinesics and Context: Essays on Body Motion Communication, Philadelphia,
University of Pennsylyania Press. Bowers J. W., Metts S. M., Duncanson W. T. (1985) Emotion and Communication, w: Handbook of ttt
Interpersonal Communication, M. L. Knapp, G. R. Miller (red.), Beverly Hills, CA, Sagę
Publications. Burgoon J. K. (1985) Norwerbal Signals, w: Handbook of Interpersonal Communication, M. L. Knapp,
G. R. Miller (red.), Beverly Hills, CA, Sagę Publications. Burgoon J. K., Jones S. B. (1976) Toward a Theory of Personal Space Expectations and Their
Violations, „Human Communication Research" 2, s. 131-146. Burgoon J. K., Saine T. (1978) The Unspoken Dialogue: Ań Introduction to Nomerbal Communication,
Boston, Houghton Mifflin Co. Cappella J. N. (1981) Mutual Influence in Expressive Behavior: Adult-Adult and Infant-Adult
Interaction, „Psychological Bulletin" 89, s. 101-132. Cody M. J., O'Hair H. D. (1993) Nonverbal Communication and Deception: Differences in
Deception Cues Due to Gender and Communication Dominance, „Communication Monographs", 176-192. =
Dovidio J. F., Ellyson S. L. (1982) Decoding Yisual Dominance: Attributions of Power Based on
Relative Percentages of Looking while Speaking and Looking while Listening, „Social Psychology Quaterly" 45, 106-113. Duncan S. (1975) Interaction Units During Speaking Turns in Dyadic, Face-to-Face Corwersations,
w: Organization of Behcwior in Face-to-Face Interaction, A. Kendon, R. M. Harris, M. R. Key,
The Hague, Mouton.
Ekman P., Friesen W. V. (1969) Nonverbal Leakage and Clues to Deception, „Psychiatry" 32, 88-106. Ekman P., Friessen W. V. (1971) Constancy accross Cultures in the Pace and Emotion, „Journal of Personality and Social Psychology" 17, 124—129.
Ekman P., Friesen W. V. (1975) Unmasking the Face, Englewood Cliffs, NJ, Prentice Hali. Hocking J. E., Leathers D. (1980) Nonverbal Indicators of Deception: A New Theoretical Perspective,
„Communication Monographs" 47, 119-131. Jones S. E„ Yarbrough A. E. (1985) A Naturalistic Study of the Meanings ofTouch, „Communication
Monographs" 52, 19-56. Knapp M. L. (1978) Nonverbal Communication in Human Interaction, New York, Holt, Rinehart and
Winston. Knapp M. L., Cody M. J., Reardon K. K. (1987) Nonverbal Signals, w: Handbook of Communication
Science, C. R. Berger, S. H. Chafee, Beverly Hills, CA, Sagę Publications.
Patterson M. L., (1968) Spatial Factors in Social Interactions, „Human Relations" 21, 351-361. , Traeger G. L. (1958) Paralanguage: A First Approximation, „Studies in Linguistics" 13, 1-12.
Pytania przeglądowe
1. Wyjaśnij różnicę między używanymi tutaj terminami ekspresyjne i interpretacyjne.
2. Zdefiniuj następujące terminy żargonowe z tego rozdziału: wokalika, kinezyka, proksemika, haptyka, ilustratory, regulatory, emblematy, adaptator/, znaki ikoniczne, relacja dominacji, przeciek niewerbalny.
3. Jaka jest różnica między „arbitralnymi" znakami komunikacji (rozdział 3) a znakami „ikoni-cznymi"?
4. Jakie jest znaczenie tezy Grove'a, że znaki niewerbalne wytwarzane są w „zbiorach" lub „sekwencjach"?
5. Grove twierdzi, że oceniając, czy ktoś kłamie, nie można polegać na pojedynczych oznakach niewerbalnych. Dlaczego? ;
Kwestie do omówienia
1. Ludzie mówią niekiedy o tym, jak ktoś „przestał komunikować się" lub do jakich problemów może prowadzić „zakończenie" komunikacji. Czy zdaniem Grove'a ludzie są w stanie „przestać" komunikować się niewerbalnie? Wyjaśnij to. ,.......... - .
133
2. Podaj przykład z własnego doświadczenia ilustrujący to, jak „mocny" może być przekaz niewerbalny.
3. Dlaczego uważasz, że przeciek niewerbalny może wywrzeć silny wpływ na to, jak patrzymy na partnera interakcji?
4. Grove omawia cztery możliwe rodzaje wpływu kontekstu na interpretację znaków niewerbalnych. Jakie zalecenia praktyczne wyciągnąłeś dla siebie z tego omówienia?
Następny tekst ilustruje istotne różnice między znakami niewerbalnymi używanymi w różnych kulturach. Jest on oparty na doświadczeniach grupy amerykańskich biznesmenów z klientami z innych kultur.
Może się wam wydawać, że „każdy rozumie" tak powszechne gesty, jak amerykańskie „OK" czy machanie dłonią na powitanie lub pożegnanie. Odkryjecie jednak, że nawet te powszechne gesty mogą oznaczać w innych kulturach coś całkiem odmiennego.
Mimo charakteru bardziej anegdotycznego niż systematycznego czy akademickiego zestawienie to, moim zdaniem, dobitnie obrazuje omawiane zjawisko.
zebrał Roger E. Axtell Powinności i tabu na całym świecie
Za: Do 's and Taboos Around the World, Roger E. Axtell (red.), Parker Pen Company. A Benjamin Book, John Willey & Sons, Inc.
Ryzykowny język,
czyli czyny mówią głośniej od słów
- czasem zupełnie nie to, co trzeba i ,1 t
„Wiedziałem, że strzeliłem straszną gafę. Ale nie miałem pojęcia, w jaki sposób".
Młody sprzedawca komputerów wspomina pierwszą zamorską transakcje sprzedaży. Rzecz działa się w biurze jego spółki w Rio, wszystko poszło jak po maśle. Kiedy bohater rozejrzał się po zebranych, wiedział, że dobił targu. Uniósł triumfalnie dłoń w stronę swych latynoskich klientów i wykonał klasyczny amerykański gest „OK" - kciuk i palec wskazujący łączą się w kółko, a pozostałe palce są wzniesione do góry. . .-vv» ,:i1W=vpr-
134
Wtedy w słoneczną, brazylijską atmosferę wdarł się mroźny powiew. Zapadło grobowe milczenie. Jego koledzy uśmiechali się z zażenowaniem.
Ogłosili przerwę, wyprowadzili go z sali konferencyjnej i wyjaśnili w czym rzecz. Nasz bohater właśnie uraczył wszystkich gestem, który tutaj ma z grubsza to samo znaczenie, co u nas niesławne wystawienie do góry palca środkowego. Przeprosiny uratowały transakcję, ale sprzedawca jeszcze teraz, kiedy o tym opowiadał, był czerwony na twarzy jak brazylijski wschód słońca.
To naturalne, że człowiek otoczony nieznanym sobie językiem próbuje wybrnąć z sytuacji używając gestów. Zresztą nawet jeśli potrafisz się porozumieć, czyż nie jest sympatyczniej i przyjaźniej poprzeć to, co mówisz, gestami rąk, oczyma czy za pomocą innych znaków języka ciała? Jasne - ale tylko wtedy, gdy wiesz, co te znaki naprawdę mówią. Gesty mają moc podkreślenia, dramatyzowania, dodawania barwy słowom. Jednak tak jak nasz sprzedawca komputerów możesz odkryć, że niewinne mrugnięcia i skinienia głową zupełnie nie mają uniwersalnego znaczenia. ,(, ,J«K
Odbiór także wymaga czujności i ,,i ,:<s , ,'1 ,v
Pewnego razu podczas swej pierwszej podróży na Środkowy Wschód dziennikarz ze Środkowego Zachodu Stanów Zjednoczonych opuścił chłód ultranowoczesnego centrum konferencyjnego i wyruszył na zapylone i skąpane w upale stare drogi. Ciągnięte przez osły wozy brnęły przez wzbijane wiatrem słupy kłującego piachu. W powietrzu wibrowało przenikliwie wezwanie mułły do modlitwy. Saudyj-czyk, uczestnik w tej samej konferencji, bez słowa ujął delikatnie dłoń dziennikarza. Słowo „egzotyka" wypełniło się nowym znaczeniem i w mózgu gościa zapaliło się ostrzegawcze światełko. „Co ten Arab sobie myśli?" „Co pomyślą pozostali Arabowie?" W końcu przebłysk zdrowego rozsądku. Oczywiście, ten gest był prostym sygnałem zaufania. Bezsłowny arabski znak przyjaźni i szacunku.
Dla niewtajemniczonego nawet nieświadome gesty mogą być kłopotliwe. Zaraz po powrocie z podróży po krajach Zatoki Arabskiej pewna kobieta wspominała, jak niepewnie czuła się rozmawiając z miejscowymi mężczyznami. „Nie z powodu tego, co mówili - wyjaśniła - ale z powodu tego, co robili z oczami". Zamiast przelotnych mrugnięć, Arabowie opuszczali powieki tak powoli i ospale, że była przekonana, iż zasypiają.
W Japonii kontakt wzrokowy jest kluczem do tego, co czujesz wobec drugiej osoby. To, co człowiek Zachodu uważa za szczere spojrzenie w oczy, człowiek Wschodu uznaje za brak szacunku i osobisty afront. Nawet w czasie uścisku dłoni lub ukłonu - a zwłaszcza podczas konwersacji - tylko przelotne spojrzenie w twarz drugiej osoby mieści się w granicach grzeczności. Przez resztę czasu należy poświęcać całą uwagę koniuszkom palców, blatowi biurka oraz wątkowi i osnowie dywana.
„W Tokio buty muszą być zawsze wyglansowane" - radzi agent firmy elektronicznej, który wielokrotnie tam podróżował. „Możesz być pewny, że większość spotkanych Japończyków będzie się w nie wpatrywać".
Dla Arabów natomiast widok podeszew butów jest nieprzyjemny. Najlepiej więc trzymać stopy na podłodze, nie zakładać nogi na nogę.
135
Pa-pa, Nie-nie
W Europie prawidłowa forma machania na pożegnanie polega na obróceniu podniesionej dłoni na zewnątrz oraz opuszczaniu i podnoszeniu palców, ramię i przedramię w tym czasie są nieruchome. Powszechne amerykańskie machanie całą dłonią i poruszanie ręką oznacza zaprzeczenie - z wyjątkiem Grecji, gdzie oznacza obrazę, która może cię wpędzić w duże tarapaty. W wielu krajach wystawiony kciuk autostopowicza jest także bardzo niegrzecznym gestem. Jednak podróżnemu łatwiej trzymać się swoich nawyków - jeżeli rozpoznają się jako Amerykanina, reakcją będzie w najgorszym wypadku zmarszczenie brwi.
Międzynarodowy słownik gestów i ".:' • -.''•'
Gesty związane z twarzą
Uniesienie brwi: Na Tonga oznacza „tak" lub „zgoda". W Peru „pieniądze" lub „zapłać".
Mruganie: Na Tajwanie mruganie na kogoś uważane jest za niegrzeczne.
„Puszczanie oka": Puszczanie oka do kobiety, nawet przyjacielskie, jest uważane za niestosowne w Australii.
Pocieranie palcem brzegu powieki: W Europie i niektórych krajach Ameryki Łacińskiej oznacza „bądź czujny" lub „jestem czujny".
Potrącanie palcem ucha:
We Włoszech oznacza, że dżentelmen znajdujący się w pobliżu jest zniewieściały.
Chwycenie się za ucho:
W Indiach jest to oznaka żalu lub szczerości. Podobny gest - zaciśnięcie płatka ucha między kciukiem a palcem wskazującym oznacza uznanie.
Kółko na nosie: W Kolumbii klasyczny amerykański znak „OK" - kółko z palców - umieszczony na nosie oznacza, że osoba, o której mowa, ma skłonności homosek-sualne.
Puknięcie się w nos:
W Wielkiej Brytanii
- tajność lub poufność. We Włoszech
- przyjacielska przestroga.
Dotknięcie nosa kciukiem: Jeden z najpowszechniej znanych gestów w Europie, oznaczający kpinę. Dla większego efektu może być wykonany oburącz. Jaiwoks
Kręcenie nosem: W Portoryko: „co jest grane?"
Wiercenie palcem w policzku: Pierwotnie włoski gest pochwały.
Poklepanie policzka:
W Grecji, Włoszech i Hiszpanii znaczy „atrakcyjne(-a, -y)". W Jugosławi — „sukces". Gdzie indziej może oznaczać „chory" lub „marny".
Pocałowanie własnych palców: Powszechne w Europie, zwłaszcza w krajach łacińskich (i w Ameryce Łacińskiej). Znaczy „och, cudowne" i może odnosić się do wszystkiego, począwszy od kobiety poprzez wino, ferrari po zagranie piłkarza. Pochodzi prawdopodobnie od zwyczaju starożytnych Greków i Rzymian, którzy wchodząc do świątyni i wychodząc z niej posyłali całusa ku świętym przedmiotom, takim jak posągi lub ołtarze. ,,,"/
Uszczypnięcie podbródka:
„Nie obchodzi mnie to", „Spadaj" we Włoszech. W Brazylii i w Paragwaju „nie wiem".
Kółko w pobliżu głowy: W większości krajów Europy i niektórych krajach Ameryki Łacińskiej kolisty ruch palca wokół ucha oznacza „szalony". W Holandii oznacza, że jest do kogoś telefon.
Kiwanie głową w przód: W Bułgarii i Grecji znaczy „nie". W większości innych krajów „tak".
t
Wiercenie palcem w skroni:
W Niemczech wymowny symbol oznaczający ,jesteś szalony". Stosowany często przez kierowców na autostradzie jako komentarz do umiejętności innych kierowców. Za taki gest możesz zostać aresztowany! Ten sam gest używany jest w Argentynie, lecz bez takich konsekwencji.
Pukanie się w głowę:
W Argentynie i Peru: „myślę" lub „pomyśl" . Gdzie indziej może oznaczać „on jest stuknięty".
Podrzucenie głowy: W Paragwaju potrząśnięcie głową w tył oznacza „zapomniałem".
Potrząśnięcie głową: W południowych Włoszech, na Malcie, w Grecji i Tunezji - negacja. W Niemczech i w Skandynawii - gest przywołania. W Indiach „tak". Gdzie indziej nieznany.
Gesty dłoni i ramion
Rogi poziome:
W większości krajów europejskich gest samoobrony przed złymi duchami. W niektórych krajach afrykańskich jego wariant - wskazywanie palcem wskazującym i środkowym w czyimś kierunku - może być interpretowany jako „rzucenie złego uroku". Stosowany dyskretnie.
137
Rogi pionowe: We
Włoszech znaczy, że jesteś rogaczem, za to w Brazylii i innych częściach Ameryki Łacińskiej może być znakiem szczęścia.
Znak „V": W większości krajów europejskich z dłonią uniesioną i wysuniętą do przodu, jak to uczynił Chur-chił - oznacza zwycięstwo (victory). Margaret Thatcher zapomniała, że ten sam gest z dłonią obróconą do wewnątrz znaczy z grubsza: „wsadź sobie", i została za to srodze wygwizdana. W krajach spoza kręgu kultury brytyjskiej oznacza dwie sztuki czegoś, na przykład „jeszcze dwa piwa". Na marginesie - to nie Anglik, lecz Belg pierwszy uczynił V synonimem zwycięstwa w II wojnie światowej.
Kiwanie palcem: Używanie palca(ów), żeby kogoś przywołać jest obraźliwe dla większości mieszkańców Środkowego i Dalekiego Wschodu. W większości z tych krajów oraz w Portugalii, Hiszpanii i Ameryce Łacińskiej stosowne jest natomiast przywoływanie przez machanie palcami lub całą ręką z dłonią zwróconą w dół.
Palce ułożone w kółko: Gest szeroko akceptowany jako amerykański znak „OK", z wyjątkiem Brazylii, gdzie jest uważany za wulgarny i obscenicz-ny. Gest ten jest również uważany za nieuprzejmy w Grecji i ZSRR, podczas gdy w Japonii oznacza „pieniądze", a w południowej Francji „zero" albo „bez wartości".
Skrzyżowanie palców: W Europie skrzyżowanie palców ma kilka znaczeń, najczęściej ma zapewnić „ochronę" i „szczęście". W Paragwaju ten gest może być obraźliwy.
Przygryzanie palców: We Francji i Belgii przygryzanie palców obu rąk ma znaczenie wulgarne. W Brazylii oznacza coś, co zrobiliśmy dawno temu lub robimy od dawna. ,
Wskazywanie jednym palcem: W większości krajów Środkowego i Dalekiego Wschodu wskazywanie palcem wskazującym jest uważane za niegrzeczne. Zamiast tego używa się otwartej dłoni, lub - w Indonezji - kciuka.
Pukanie palcem o palec:
W Egipcie oznacza to, że jakaś para śpi ze sobą, i bez względu na to, czy to prawda, czy nie, zawsze jest niegrzeczne. Może też oznaczać: „czy chcesz ze mną spać?"
Wystawienie palca środkowego do góry: Ten niemiły w każdym języku pradawny gest przetrwał ponad 2000 lat (Rzymianie nazywali palec środkowy bezwstydnym).
Wystawienie palca środkowego w dół:
Takie samo znaczenie dla Araba.
Uderzenie pięścią w dłoń:
„...cię" we Włoszech, Chile i wielu innych miejscach.
138
Uniesienie przedramienia ze skrzyżowaną drugą ręką:
Inny sposób powiedzenia tego co wyżej, zwłaszcza w krajach śródziemnomorskich. W Anglii natomiast oznacza komplement seksualny, odpowiednik gwizdnięcia.
Uniesiony kciuk: W Australii gest nieuprzejmy; w prawie każdym innym miejscu na świecie znaczy po prostu „w porządku".
Trzepot ręki skierowanej poziomo:
Uniwersalne potrząsanie palcami w stronę źródła irytacji oznaczające „idź sobie" albo „spadaj".
Pchnięcie dłonią: W Nigerii pchnięcie dłonią z rozłożonymi palcami jest gestem wulgarnym. - ,.„,„..,„.,
Poklepanie wierzchu dłoni:
W Ho- ' landii: „to gej".
Stulenie palców: Może oznaczać pytanie, dobro lub strach. Uważane prawie za gest narodowy Włoch.
Huśtawka z rąk: Kiedy robisz interes w Kolumbii i zamierzasz dzielić zyski, powinieneś wykonać gest następujący: jedna dłoń zwrócona do dołu, za pomocą skrzyżowanej z tą ręką drugiej ręki wykonujemy ruch huśtający.
Zamiatanie ręką: W Ameryce Łacińskiej i Holandii ruch zamiatania ku sobie lub chwytania, jakby zgarniało się okruchy ze stołu, oznacza, że ktoś kradnie lub coś uchodzi mu płazem. Ten sam gest w Peru oznacza „pieniądze" lub „zapłać".
Machanie: Zwane w Grecji moutza, jest poważną zniewagą i im bliżej twarzy drugiej osoby znajduje się machającą ręka, tym groźniejszy to gest. Tak samo w Nigerii. Nigdy nie machaj, by zwrócić uwagę kelnera czy taksówkarza. W Europie na pożegnanie unieś dłoń zwróconą na zewnątrz i kiwaj złączonymi palcami. Machanie całą ręką w tył i w przód może znaczyć „nie", podczas gdy w Peru ten gest oznacza „chodź tu".
Pokazywanie wzrostu: W Kolumbii i w większości krajów Ameryki Łacińskiej jedynie wzrost zwierząt wskazuje się z użyciem całej ręki, z dłonią zwróconą w dół. Grzecznie jest, pokazując wzrost człowieka zwracać dłoń do obserwatora, albo
- w Meksyku - używać palca wskazującego.
'>1
Złączenie dłoni: Tradycyjne powitanie w Tajlandii. W Indiach zwane namaste.
11
Założenie rąk: W Finlandii założone ręce są oznaką arogancji i dumy. Na Fidżi tym gestem okazuje się brak Szacunku.
139
f
Klepnięcie się w łokieć:
W Holandii „nie należy mu wierzyć".
W Kolumbii
„jesteś sknerą".
Figa: W niektórych krajach europejskich i śródziemnomorskich gest wyrażający pogardę. W Brazylii i Wenezueli symbol szczęścia powielany w tak różnych formach jak przyciski do papieru lub złote amulety noszone na szyi.
Pytania przeglądowe
1. Kiedy znajdujesz się w obcym kraju i nie znasz języka, możesz zdać się tylko na gesty. Cóż jednak w tym tekście mówi się o takiej strategii?
2. Jakie kategorie znaków niewerbalnych (zob. tekst poprzedni) są tu głównym tematem?
Kwestie do omówienia
1. Jakie zauważyłeś cechy charakterystyczne znaków niewerbalnych stosowanych przez mieszkańców Europy Północnej i Europy Południowej, Ameryki Południowej czy Azjatów?
2. Jakie zalecenia na temat komunikowania się w innych krajach wyniosłeś z tej lektury?
3. Czego dowiedziałeś się na temat powszechności w większości kultur gestów sugerujących kontakt seksualny?
Dotyk i mówienie o nim staty się prawie tematem tabu. W Stanach Zjednoczonych i niektórych innych kulturach Zachodu po części z powodu poglądów dotyczących seksu i seksualności. Wiemy, że dotyk jest ważny przy powitaniu, okazywaniu wsparcia i w konflikcie, ale znaczenia seksualne przyćmiewają wszystkie inne. Za młodu uczymy się precyzyjnie tego, gdzie i kiedy w sposób akceptowany można dotykać swoich rodziców, przyjaciół i samych siebie, nie narażając się na nazwanie „zniewieściałymi" lub „agresywnymi" w przypadku chłopców czy „zmaskulinizowanymi" lub „łatwymi" w przypadku dziewcząt. Mówiąc krótko, dotyk to ta sfera komunikacji niewerbalnej, w której większość z nas czuje się najmniej swobodnie.
James Hardison w następnym tekście poszukuje na to środków zaradczych. Stwierdza, że nasze autentyczne pragnienie wyrażenia ciepła i troski często zostaje zniweczone z powodu niezręczności i niezdolności do komunikowania się za pomocą dotyku. Stawia sobie za cel pokazanie, jak można wykorzystać dotyk, by stosując strategię drobnych kroków wbudować w codzienność naszych związków więcej przejawów troski.
Hardison kładzie nacisk na to, w jaki sposób dotyk może budować zaufanie, nawet w kontekście zupełnie nie związanym z seksem. Na przykład lekarze, dentyści i personel salonów piękności mogą wzmagać lub
140
zmniejszać zaufanie poprzez sposób, w jaki dotykają swoich pacjentów lub klientów. Oczywiście, zaufanie jest też istotne w związkach intymnych, a najczęściej jest ono, tak jak uczucia przeciwstawne, komunikowane przez dotyk.
Dotyk jest także ważną częścią kontaktu z cudzoziemcami i z osobami z innych kultur. W obu przypadkach możemy odnieść korzyść poznając: (1) rzeczywisty charakter uznanych różnic, (2) możliwości dodania właściwych gestów dotykowych do naszego repertuaru umiejętności komunikacyjnych, (3) skuteczność „progresywnej, powolnej, «krok-po-kroku» strategii stosowania zachowań dotykowych do konkretnych celów..."
Hardison radzi, abyśmy rozpoczęli próby zmiany od osób nam najbliższych. Najłatwiej w takich związkach kontrolować poziom ryzyka i osiągnąć pozytywne rezultaty w zakresie bardziej efektywnego komunikowania autentycznych uczuć ciepła, wsparcia i troski, których doświadczamy.
Mam nadzieje, że ten esej skłoni was przynajmniej do rozważenia własnych zachowań dotykowych i postaw wobec dotyku. Nie ma potrzeby, żebyśmy wszyscy zaczęli stale padać innym w objęcia, zwłaszcza jeśli ten rodzaj zachowania wykracza poza normy kulturowe, których się nauczyliśmy. Jednak nawet trochę więcej dotyku może z istotnym stopniu uczłowieczyć naszą komunikację.
James Hardison
Polepszenie związków interpersonalnych ^
przez dotyk ,
Za: James Hardison, Let's Touch: How and Why To Do It. Copyright 1980. Przedruk za zgodą Prentice Hali, oddział Simon & Schuster, Englewood Cliffs, NJ.
Stosunki interpersonalne tworzą podstawę tego, co postrzegamy jako naszą sytuację życiową. Dziś jednak powszechne narzeka się na alienację odczuwaną przez pracowników wobec przełożonych, wyrażaną przez uczniów w stosunku do nauczycieli, doświadczaną przez młodzież w stosunkach z rodzicami czy we wzajemnych stosunkach małżonków. Wydaje się, że nasze interakcje prowadzą często do konfliktów i nieporozumień mimo starań o zupełnie przeciwstawne rezultaty. Pragniemy przecież pomóc sobie wzajemnie w rozwoju emocjonalnym i samourzeczywistnieniu. Staramy się utrzymywać atmosferę, w której jedna jednostka troszczy się o dobrostan i potrzeby drugiej. Krótko mówiąc, dbamy o siebie wzajemnie i pragniemy przekazywać ciepło, które odczuwamy.
141
Ciepło jako takie jest mierzalną jakością fizyczną, jednak ten typ ciepła,
0 jakim mówimy, ma wymiar wewnętrzny. W jaki sposób wyrabiamy sobie własne pojęcie „ciepła"? We wczesnym dzieciństwie, zwłaszcza przed rozwinięciem się umiejętności werbalnych, nasze uczenie się, radzenie sobie z problemami
1 doświadczanie opiera się w znacznej części na dotyku. Jesteśmy dotykani przez rodziców na znak pocieszenia, towarzystwa i ochrony. Ich ciepłe ciała zapewniają poczucie bezpieczeństwa, które zmniejsza nasz strach, a zwiększa siłę emocjonalną. Nasze zachowanie i poziom przystosowania w późniejszym życiu zależą w sposób fundamentalny od ilości ciepła emocjonalnego, które otrzymaliśmy poprzez dotyk naszych rodziców. Karmiąc nas, kąpiąc, ubierając, pocieszając i zabawiając, rodzice dają nam pierwsze pojęcie o miłości i przywiązaniu - ciepło.
Każdy z nas ma w sobie potencjał fizycznego przekazywania miłości i komunikowania ciepła możliwy do wykorzystania w dążeniu do polepszenia swoich stosunków interpersonalnych. Nasi współpracownicy, koledzy i przyjaciele również muszą mieć potrzebę bycia dotykanymi. Mogą pragnąć podświadomie ludzkiego kontaktu, lecz powstrzymują się od niego, ponieważ wielu z nich sądzi, że „dotykać jest nieładnie" lub że dotykanie może prowadzić do „czegoś seksualnego". Jako jednostki poszukujące lepszego sposobu odnoszenia się do innych musimy przejąć inicjatywę, zdobyć się na pewną śmiałość i przekroczyć nałożone na nas tabu oraz irracjonalne restrykcje społeczne. Musimy sięgnąć do jednego z naszych najbardziej naturalnych instynktów - skłonności do dotykania w sposób przepełniony ludzką troską.
Dotyk w sytuacjach kryzysowych
Czy zwróciłeś uwagę, że związki interpersonalne nabierają większego znaczenia w czasie kryzysu? Małe dzieci mogą się czuć niezależne, kiedy bawą się z kolegami na podwórku, ale każdy uraz każe im zwrócić się po pociechę i opiekę do rodziców. Nawet chwilowe poczucie kryzysu doświadczane przez młodych kochanków zjeżdżających po stromiźnie kolejki w wesołym miasteczku wyzwala potrzebę (a przynajmniej pretekst) przytulenia się do czasu aż niebezpieczeństwo minie. Inne drobne sytuacje kryzysowe to stłuczki samochodowe, egzaminy końcowe czy duże transakcje w biznesie. W każdym z tych kryzysowych przypadków osoby zn&czące często podtrzymują nas na duchu zarówno werbalnie, jak i przez dotyk.
Związki interpersonalne podlegają intensyfikacji także w czasie poważnych kryzysów, na przykład w interakcjach osób, którym umarł ktoś bliski, nawet jeśli wcześniej rozdzielała je fizyczna odległość lub rozwód. Przyjaciele usilniej poszukują kontaktu z nami, gdy wiedzą, że dotknął nas kryzys. Chcą, abyśmy wiedzieli, że są w pobliżu, by pomóc, i często sygnalizują to dotykiem. Dzięki niosącemu miłość i wsparcie dotykowi można pomóc przyjacielowi w zaleczeniu najgłębszych rany. Dotykanie jest w takich okolicznościach czymś najbardziej
142
naturalnym. Dlaczego wiec mielibyśmy rezerwować naszą zdolność do pożytecznego używania dotyku tylko na czas kryzysu? Dlaczego nie spróbować, na mniejszą skalę, wprowadzić takich gestów troski do naszych codziennych stosunków!?
Dotyk w stosunkach codziennych
Jeśli zastanowimy się nad naszymi codziennymi stosunkami interpersonalnymi, możemy stwierdzić, że są przyjaciele i współpracownicy, wobec których podczas komunikowania się i wymiany dotyku czujemy się bardziej swobodnie niż wobec innych. Możemy być nawet nieświadomi wymiany, w której uczestniczymy, a co więcej - nieświadomi tego, co przekazujemy za pośrednictwem dotyku. Przypadek nieświadomej komunikacji dotykowej przydarzył mi się w przerwie obrad rady nadzorczej pewnego colledge'u w Południowej Kalifornii. Dwa duże fotele stojące obok siebie w świetlicy stykały się oparciami na ręce. Wraz z moim bliskim kolegą usiedliśmy na nich, opierając obok siebie ręce ze zwieszonymi dłońmi. Pilna obserwacja pozwoliła mi naliczyć w czasie naszej rozmowy dwadzieścia dwa przypadki kontaktu ze strony kolegi. W celu podkreślenia jakiegoś twierdzenia lub upewnienia się, że słucham go uważnie poklepywał mnie po wierzchu dłoni, przedramieniu lub nadgarstku. W czasie krótkiej przerwy w naszej dyskusji zapytałem go, czy kiedy rozmawialiśmy, był świadomy tej wymiany dotyków. Ten silny, męski osobnik był zaskoczony, dowiedziawszy się, że dotykał ręki innego mężczyzny. Gdy wyjaśniłem mu, że akceptuję to jako katalizator komunikacji, uświadomił sobie, że można dotykać ręki drugiego mężczyzny w celu polepszenia komunikacji i stosunku interpersonalnego. Przyznał potem, że wcześniej był - jak większość Amerykanów - ofiarą stereoptypu roli, według którego dotyk, zwłaszcza między mężczyznami, stanowi tabu, z powodu seksualnych „podtekstów" lub „konotacji". Jego zdolność do zaakceptowania naturalnej skłonności do dotyku jako zachowania zdrowego i pożytecznego wbudziła mój szacunek.
Wielu z nas ma takie nieświadome nawyki. Jeśli staniemy się bardziej świadomi naszej aktywności dotykowej, to możemy nauczyć się racjonalnie wykorzystywać te naturalne skłonności w celu ulepszenia stosunków interpersonalnych.
Dotyk jako źródło zaufania
Dotyk sprzyja poczuciu zaufania i empatii. Już od wczesnego dzieciństwa uczymy się wnioskować o tym, w jakim stopniu możemy ufać innym, ze sposobu, w jaki nas dotykają. Nabieramy najwyższego zaufania do rodziców, odczuwając ich czuły i opiekuńczy dotyk podczas karmienia, kąpania, ubierania i kołysania nas. Zaufanie to umacnia się, jeżeli często nas dotykają i kontakt z nimi zaspokaja nasze potrzeby. Zasadniczo takie same są konsekwencje dotyku w ciągu dalszego
KUŚ
życia - mamy skłonność ufać tym ludziom, których dotyk albo zaspokaja nasze potrzeby, albo daje nam przyjemność. Im większą odczuwamy satysfakcje, tym bardziej jesteśmy zainteresowani kontynuacją kontaktu dotykowego.
Z taką samą dynamiką zaufania mamy do czynienia w doświadczeniach dotykowych okresu dorosłości. Dotyczy to zwłaszcza zawodów związanych z pomaganiem innym. Kiedy zastanowimy się dokładniej, dlaczego wybieramy tego a nie innego lekarza, dentystę lub masażystę, możemy stwierdzić, że znaczny wpływ miał sposób, w jaki te osoby nas dotykały i ile wzbudzały w nas zaufania.
Pomyśl o swoim dentyście. Kiedy siedzisz w jego gabinecie na fotelu dentystycznym, musisz prznajmniej mieć pewność, że ręce, które cię będą leczyć, są czyste i delikatne.
Sądzę, że dentyści mają wyostrzoną świadomość potrzeby komunikowania zaufania przez dotyk. Zdają sobie sprawę, że pacjenci nie odwiedzają po raz drugi tych, którzy podczas zabiegu maltretują ich dziąsła i wargi. Ani tych, u których zastrzyk znieczulający boli bardziej niż spodziewany zabieg.
Ja sam doświadczyłem dwóch kontrastujących ze sobą przykładów aktywności dotykowej dentysty. Jeden dentysta wchodził do gabinetu, wymieniał ze mną serdeczny uścisk dłoni, po czym mył ręce w mojej obecności, zanim dotknął mojej jamy ustnej. Wyzwalał zaufanie zarówno drogą wzrokową, jak i dotykową. Inny dentysta pomijał oba kroki wstępne i czyścił mi zęby tak gwałtownie, że naruszył dziąsła, które zaczęły krwawić. Dotyk i jego konsekwencje dla zaufania wyrobiły we mnie całkowicie odmienny pogląd o obu tych dentystach.
Pewna kobieta podzieliła się ze mną podobnymi wrażeniami z salonu piękności, którego klientką była przez ponad trzy lata. Co tydzień właścicielka z wielką troska czesała i układała jej włosy. Myła je bardzo starannie, wszystko robiła bardzo delikatnie. Reakcją na dotyk fryzjerki było całkowite zaufanie klientki do jej umiejętności. Potem właścicielka sprzedała salon i przeprowadziła się. Nowa właścicielka, mniej uważna, zajmując się włosami klientki okazywała niewiele troski o jej wygodę. Nie udało jej się wzbudzić w klientce poczucia zaufania i wkrótce ją utraciła. >
Skuteczne używanie dotyku do poprawy stosunków wymaga wrażliwości i dykrecji. Chociaż dotyk może przekazywać ciepło i budować zaufanie, równie łatwo może doprowadzić do dramatycznych odrzuceń.
Zaufanie w przyjaźni osób przeciwnej płci
Komunikowanie tego, że jesteśmy godni zaufania, może oczywiście odmienić nasze związki. Może także odmienić nasze zaufanie do samych siebie w sferze dotyku. Czy zawierając nową przyjaźń z osobą płci przeciwnej możesz zaufać samemu (samej) sobie, że będziesz tylko przyjazny i nie będziesz oczekiwać zbliżenia seksualnego? Dla wielu z nas to trudne zadanie. Podlegamy tak silnie obyczajom kulturowym, że wielu z nas hołduje przesądowi, iż osoby przeciwnej płci nie mogą być dobrymi przyjaciółmi - zakładamy, że jeśli będą utrzymywać
144
bliskie stosunki, to w końcu dojdzie do zbliżenia między nimi. W rzeczywistości wiele osób tworzy z przedstawicielami płci przeciwnej związki przyjacielskie, które nie prowadzą do stosunków seksualnych. j
Pewna moja znajoma, księgowa z San Francisco, miała doświadczenie tego typu. Ona i jej przyjaciel nie zastosowali się do schematu „oczekiwanego" od kobiety i mężczyzny. Na przyjęciu w firmie poznała uroczego i elokwentnego mężczyznę, którego dowcipne komentarze, niebanalne skojarzenia i wrażliwość urzekły ją. Potem oboje znaleźli się w jej mieszkaniu. Było już w pół do siódmej rano, kiedy oboje zdali sobie sprawę, że spędzili całą noc rozmawiając, przelotnie dotykając się i obejmując, doznając głębokiego kontaktu dzięki konwersacji. Nie bez zdziwienia zdali sobie także sprawę, że nie wypełnili rytuału krótkiej konwersacji i szybkiego skoku do łóżka, który dla obojga nie byłby czymś niezwykłym. Zgodzili się więc zachować stosunki polegające na owocnym połączeniu rozmowy i dotyku, co sprawiło im tyle przyjemności podczas pierwszego spotkania. Taki związek w wysokim stopniu wymaga wzajemnego zaufania i szacunku. Siedem lat później te dwie osoby nadal cieszyły się wzajemną przyjaźnią i uznawały ją za bardzo cenną.
Dotyk w innych kulturach
Ekspresja dotykowa jest składnikiem stosunków interpersonalnych we wszystkich kulturach. Każda grupa stosuje pewne formy dotyku, aby wyrazić uczucia przyjaźni i miłości. Mieszkańcy Ameryki Północnej i Południowej całują się w usta, dotykają się policzkami, obejmując się całują się w policzki. Eskimosi natomiast obejmują się rzadko, a miłość wyrażają dotykając się nosami. Stykają się delikatnie nosami albo też jeden z partnerów swoim nosem wykonuje ruch okrężny wokół nosa drugiego.
Samoańczycy wyrażają najgłębszą miłość nie przez długie pocałunki lub zetknięcie nosów, lecz przez przyciśnięcie policzka do policzka partnera i namiętne staccato sapania przez nos. Rytm staccato charakteryzuje również ich stosunki seksualne. Samoańczycy kopulują gwałtownie i pośpiesznie, prawie nigdy się nie obejmując...
Członkowie pewnych plemion afrykańskich chwytają się za ramiona na powitanie. Osoba A wyciąga oba przedramiona z dłońmi obróconymi w górę i lekko ugiętymi łokciami. W tym samym momencie osoba B umieszcza ramiona na przedramionach A. Wtedy B zaciska dłonie na wnętrzu łokci A. To afrykańskie zetknięcie ramion można uważać za alternatywę standardowego zachodniego uścisku dłoni, z uniknięciem pewnych jego niedogodności. Z pozoru standardowy uścisk dłoni oznacza niewiele więcej niż zwykłe rozpoznanie znajomej osoby. Jednak badając różne związane z nim sposoby wyrażania ciepła, ustalając skutki bierności w tej wymianie, mierząc związek między siłą uścisku a nadawanymi (i odbieranymi) znaczeniami oraz ustalając znaczenie rozmaitych typów dotyku i uścisku, moglibyśmy dowiedzieć się bardzo wiele. Takie studium mogłoby pomóc zrozumieć z nowej perspektywy sposoby używania dotyku do wyrażania przyjaźni i miłości.
145
Trudności z dotykaniem obcych
Używanie dotyku do polepszenia stosunków interpersonalnych nie jest łatwe w odniesieniu do obcych. Większość z nas nie jest zbyt otwarta na dotyk jako składnik komunikowania się, a ograniczenie to jest jeszcze wyraźniejsze między obcymi. Zasadniczo bowiem nie jesteśmy społeczeństwem dotyku i mamy skłonność do skrępowania w większości interakcji dotykowych. Czynniki za to odpowiedzialne to: (1) nasz podstawowy brak zaufania do obcych oraz (2) nasza niechęć do bycia obserwowanymi w interakcjach dotykowych. Często żywimy wobec obcych bezpodstawne uprzedzenia, toteż skłonni jesteśmy postępować z nimi bardzo ostrożnie, zwłaszcza jeśli chodzi o dotyk. Mimo że uścisk dłoni jest ogólnie przyjętym gestem wstępnym podczas zapoznania, niektórzy ludzie odczuwają opór przed wyciągnięciem ręki do kogoś, kogo nie znają. Ten opór jest widoczny w kościele, gdzie uścisk dłoni stanowi część rytuału. Niechęć wyraża się czasem bezpośrednią odmową. Jasne jest, że bez względu na jej powody stosunki interpersonalne muszą być podejmowane dobrowolnie. Co więcej, narzucenie wymiany dotykowej może przynieść skutki odwrotne do zamierzonych. Są miejsca, gdzie opór wiernych przed uściskiem dłoni nakłonił księży do kompromisu. Proszą oni swe kongregacje o pozdrawianie współwiernych w sposób alternatywny: przez uśmiech lub po prostu słowami.
Nasza niechęć do bycia obserwowanymi w trakcie czynności dotykowych wynika być może przede wszystkim z seksualnych skojarzeń z dotykiem. Nasze obyczaje zabraniają obserwowania najbardziej intymnej formy dotyku - stosunku seksualnego. Opór przed byciem obserwowanymi rozciągamy na wiele oznak uczucia, bez względu na to, czy stoją za nimi intencje seksualne. Już dorośli i dojrzali wstydzimy się publicznych objęć i uścisków, nawet mających na celu wyrażenie przyjaźni.
Współcześni psychologowie w trakcie sesji grupowych poszukiwali takich sposobów modyfikacji zachowania, które pozwoliłyby nam na większą'' otwartość na niewerbalne zachowania dotykowe. Istnieją na ten temat przeciwstawne poglądy. Niektórzy psychologowie twierdzą, że większość technik dotykowych stosowanych w grupach treningowych daje niewiele pożytku, mogą one być nawet szkodliwe, ponieważ nasilają postawy obronne, wyzwalają stres i mogą być krępujące. Ich stanowisko podkreśla właściwą naszej kulturze niewielką otwartość na dotykanie obcych. Wskazuje również na naszą niechęć do bycia obserwowanymi podczas czynności dotykowych. Jednakże ja stanowczo doradzam rozważenie progresywnej, powolnej, „krok za krokiem" strategii stosowania zachowań dotykowych do konkretnych celów. Pozwoli to nam przełamać ogólne skrępowanie związane z dotykaniem obcych, a jednocześnie traktować własne zachowania dotykowe w sposób bardziej zrelaksowany.
To zrozumiałe, że większość z nas nie jest skłonna padać w objęcia kompletnie obcej osobie przy pierwszym spotkaniu. Jeśli jesteśmy zainteresowani dalszym rozwojem stosunków, to potrzebujemy więcej informacji. Informacje te otrzymuje się w trakcie wymiany werbalnej, która odbywa się z większym dystansem, jest mniej zagrażająca i łatwiejsza do kontrolowania niż kontakt niewerbalny. Dzięki rozmowie możemy ogólnie ustalić, czy chcemy zbliżyć się bardziej do drugiej osoby, możemy stopniowo ocenić, w jakim stopniu jest godna zaufania, równocześnie ona ocenia nas w analogiczny sposób.
Jeśli będziemy konsekwentni w przekazywaniu znaczeń za pośrednictwem zachowań dotykowych, a inni będą podobnie konsekwentni wobec nas, to dokona się nie niosący zagrożenia postęp. Będziemy wiedzieli - i my, i oni - że lekki dotyk dłoni na ramieniu jest aktem przyjaźni i zainteresowania, a nie wrogości czy agresji. Możemy stopniowo pogłębiać wzajemne rozumienie, na przykład tego, czy klepnięcie w kolano stosuje się do okazania rozbawienia, zaakcentowania jakiegoś stwierdzenia lub nawet do pozdrowienia. Możemy zgodnie uznać, że uścisk ramion lub całkowicie objęcie kogoś oznacza gorące powitanie (można by powiedzieć „całym sobą"), a nie napastowanie seksualne. Jednak aby nie narażać na szwank wzajemnych stosunków, wszelkich wymian dotykowych musimy dokonywać z umiarem i z jasno wyrażonymi intencjami.
Zacznij od najbliższych
Korzystne pogłębienie swobody w podejściu do dotyku może dokonać się za sprawą działań powolnie postępujących i planowych. Nie oznacza to z pewnością, że staniemy się swego rodzaju ekshibicjonistami, gotowymi udowadniać komu popadnie, że dotykamy najlepiej na świecie. Najlepiej rozpocząć we własnym domu. Jak wielu przyjaciół zwierzało ci się, że nigdy nie widzieli, by ich rodzice trzymali się za ręce, obejmowali lub obdarzali pocałunkami? Ten stan rzeczy niewątpliwie umacnia w dzieciach przyszłą rezerwę wobec wyrażania siebie przez dotyk. Radzę, aby pary rozpoczęły od swobodnego wyrażania ciepła w domu bez względu na to, kto patrzy. Dzieci i inni obserwatorzy mogą być zdziwieni albo skrępowani, interpretując to jako odstępstwo od „godnego zachowania". Po kolejnych obserwacjach będą jednak w stanie potraktować wasze zachowanie jako to, czym jest ono w istocie - szczerą ekspresję uczucia i troski. Nie wahajcie się, warto zaryzykować. Takie zachowanie pozwoli wam bowiem stopniowo uczynić wasze życie bogatszym w znaczenia i wyrażane uczucia.
Zacznijmy od ludzi bardzo ważnych w naszym życiu. Członkowie rodziny, bliscy przyjaciele albo partnerzy intymni bardziej skłonni będą zaakceptować nowy pomysł. [...] Niepostrzeżenie weź za rękę swojego partnera. Nic nie mów. Trzymaj tylko jego dłoń przez parę chwil w sposób możliwie najmniej natrętny, potem wróć do czynności wykonywanej poprzednio. Albo parę razy dziennie weź delikatnie w ramiona dziecko. Pozwól mu powrócić do zabawy lub nauki bez podejmowania wymiany werbalnej. Kiedy następnym razem spotkasz kolegę, którego podziwiasz, odważ się podejść do niego, poklepać go po plecach i powiedzieć: „Wiesz, naprawdę dobrze mi się z tobą pracuje" albo „Kapitalnie, że wpadłeś". Wszystkie te zalecenia zostały pomyślane jako pomoc w ulepszaniu związków interpersonalnych. Jeśli poprawa jest naszą szczerą intencją, to się nam uda.
147
W celu kontroli tego procesu dokonajmy oceny naszego związku „przed" i „po" w okresie półrocznym, na pewno stwierdzimy wzrost zaufania.
Zachowanie dotykowe może mieć znaczny wpływ na związki interpersonalne. Nasz dotyk i ekspresja dotykowa, używane właściwie i z wyczuciem, mogą nieść ze sobą poczucie ciepła i solidarności. Dotyk może polepszyć interakcje i komunikację. Cementuje on więzi społeczne i osobiste z ludźmi, którzy mają dla nas specjalne znaczenie.
Pytania przeglądowe
1. W jaki spsób Hardison radzi nam przeciwdziałać częstej skłonności do automatycznego kojarzenia dotyku z „niestosownością" lub „czymś seksualnym"?
2. Hardison dowodzi, że dotyk jest czasem czymś powszechniejszym w naszych codziennych stosunkach, niż sądzimy. Jak udowodnią tę tezę?
3. Hardison opowiada historię pewnej pary z San Francisco, która spędziła wspólną noc zagłębiona w rozmowie, nie uprawiając seksu. Co z tej historii wynika, jeśli chodzi o dotyk i komunikację?
4. Jak powinniśmy, zdaniem Hardisona, postępować mając trudności w dotykaniu obcych?
Kwestie do omówienia
1. Gdzie umieściłbyś siebie na skali dziesięciostopniowej, na której 1 oznacza „beznadziejnie niezręczny", a 10 „całkowicie swobodny" pod względem: (a) posługiwania się dotykiem w komunikacji z członkami twojej rodziny? (b) posługiwania się dotykiem w pracy? (c) posługiwania się dotykiem w twoim związku intymnym?
2. Omówcie w grupie pięcio-siedmioosobowej konkretne przypadki niezakomunikowania autentycznych uczuć troski i ciepła spowodowane czyjąś niezdolnością do właściwego i efektywnego posługiwania się dotykiem.
3. Jakie masz wspomnienia z dzieciństwa związane z dotykiem w twojej rodzinie?
4. Podaj przykład własnego doświadczenia komunikacji dotykowej z dentystą, lekarzem, fryzjerem lub przedstawicielem podobnego zawodu.
5. Jakie najbardziej kłopotliwe doświadczenie związane z dotykiem jesteś w stanie sobie przypomnieć? (Nie musisz nikomu o tym mówić, tylko przypomnij je sobie prywatnie). Co mówi to doświadczenie o najważniejszych dla ciebie normach dotykowach i wartościach związanych z dotykiem?
6. Czy konsekwentnie używasz dotyku? W jaki sposób mógłbyś to poprawić?
Julius Fast jest jednym z pierwszych autorów, którzy zwrócili uwagę szerokich rzesz publiczności na ważność komunikacji niewerbalnej. W 1971 roku w książce Body Language ostrzegał czytelników, że osoba z ramionami skrzyżowanymi na piersi jest „zamknięta" i doradzał mężczyznom, by obserwowali sygnały, których używają kobiety, żeby okazać, że są przystępne. Poważni badacze komunikacji niewerbalnej bardzo krytykowali tę książkę, ponieważ była oparta raczej na anegdotycznych obserwacjach niż na systematycznych badaniach, a także z powodu skrajnych uproszczeń
148
omawianego w niej tematu. Fast miał także skłonność do zwracania uwagi na możliwości manipulacji odpowiednio stosowanymi znakami niewerbalnymi i niektórzy krytycy odrzucali to jako, ich zdaniem, niestosowny cynizm.
Przytoczony tutaj fragment pochodzi z napisanej w latach dziewięćdziesiątych wersji opublikowanego w latach siedemdziesiątych bestselera Juliusa Fasta. Tym razem autor koncentruje się na tym, w jaki sposób „usprawnić język ciała w miejscu pracy". Włączył do książki rozdziały zatytułowane „Sytuacje drażliwe", „Język ciała: gesty, postawy i przestrzeń", „Aspekty władzy" i „Ukryta magia sprzedaży" i, jak można wywnioskować z tytułów tych rozdziałów, nie wydaje się, by zbytnio przejął się krytykami. Nadal opiera się bardziej na anegdotach niż na systematycznej obserwacji, mocniej akcentuje uogólnienia niż konkrety oraz - jak się przekonacie - głosi, że „cywilizacja w znacznym stopniu opiera się na maskowaniu lub jego kuzynce pierwszego stopnia - kontroli".
Zgodnie z tytułem głównym celem Fasta jest ułatwienie czytelnikowi skutecznego manipulowania niewerbalnym „podtekstem" ich komunikacji w celu osiągnięcia własnych celów. Brak tu większego zainteresowania współpracą czy zwracaniem uwagi na interesy i cele drugiej osoby. W istocie, Fast wydaje się traktować komunikację jako akcję, a nie transakcję - jako proces, w którym wybory i zachowania jednej osoby mogą w znacznym stopniu decydować o interpretacjach wszystkich pozostałych. Jak to ujmuje w końcowym zdaniu: „Nauczenie się, zrozumienie i stosowanie tych technik pozwoli nam lepiej radzić sobie w życiu i kontrolować podtekst, który przekazujemy innym, zmieniając to, jak nas oni widzą, i zapewniając nam powodzenie w pracy oraz ułatwiając przebijanie się w górę hierarchii organizacyjnych".
Nie jestem zaskoczony tym, że Fast sprzedaje mnóstwo książek. Każdy pracujący pragnie „powodzenia w pracy i przebicia się w górę hierarchii". Powodem zamieszczenia tutaj tego wyboru jest jednak pokazanie, że sprawy mogą nie być tak proste, jak to wynika z tej lektury. Sądzę, że warto wiedzieć, o czym pisze się w popularnej literaturze psychologicznej, nie traktując tego całkowicie serio. Jak wskazuje Ted Grove w pierwszym tekście tego rozdziału, niewerbalne elementy interakcji są często nierozdzielne z werbalnymi, działają zarówno ekspresyjnie, jak i interpretacyjnie, a na ich znaczenie wpływa w sposób istotny kontekst, w jakim występują. Oznacza to, że komunikacja ludzka jest czymś więcej niż prostym procesem kierowania własnym zachowaniem tak, by - jak twierdzi Fast - „zmienić sposób, w jaki widzą nas inni", a znaki niewerbalne tworzą coś więcej niż to, co Fast nazywa obrazem danej osoby. Myślę, że jako poważni studenci zagadnień komunikacji interpersonalnej powinniście odróżniać systematyczną i racjonalną analizę tematów komunikacyjnych od brzmiących dowcipnie, lecz słabo udokumentowanych porad, które czynią zadość pragnieniu części czytelników, by znaleźć proste i niezawodne rozwiązania trudnych problemów. „.,«..,.)
149
Krótko mówiąc, Julius Fast z jednej strony stawia pewne uzasadnione i pożyteczne tezy. Tak jak z fragmentów Powinności i tabu na całym świecie, z anegdot tu zawartych możecie dowiedzieć się czegoś o komunikacji niewerbalnej. Z drugiej strony stawia również tezy nie w pełni uzasadnione, należy także mieć się na baczności przed błyskotkami jego stylu pisarskiego. • ? •,•:,;• ••••.*•• .
Julius Fast
To, co widzisz, nie jest tym, co otrzymujesz
Za: Julius Fast, Subtext, Copyright 1991 Philip Lief Group, Inc. Yiknig Penguin, oddział Penguin Books USA, Inc.
Julius Fast. Przedruk za zgodą
Wywieranie wrażenia
Czasami podtekst jest kształtowany nie przez, to, co wewnątrz, lecz przez to, co na zewnątrz. Techniki zewnętrzne mogą być równie ważne w tworzeniu wizerunku co wewnętrzne cechy osobowości, zwłaszcza przy staraniu się o posadę, sprzedaży towaru albo finalizowania transakcji.
Laureatka prestiżowej Westinghaus Science Award przedstawiła interesujący projekt, który ilustruje powyższą tezę. Mina Chów, młoda Amerykanka pochodzenia koreańskiego, w trakcie nauki w nowojorskim Liceum Cardozo zauważyła, że wiele ocen nauczycieli opiera się na wizerunku ucznia, na tym, jak on wygląda. Na początku Mina wyglądała jak typowy „punkowy" dzieciak, z czubem na głowie i ustami uszminkowanymi na niebiesko. Jej oceny pogarszały się do czasu, gdy postanowiła zmienić wizerunek. Stonowała swój wygląd, czyniąc go bardziej przeciętnym, i wtedy stopnie poprawiły się. „Zdałam sobie sprawę, że percepcja nauczycieli miała z tym mnóstwo wspólnego" — stwierdza Mina.
Mina rozwinęła swoje spostrzeżenia w projekt badawczy. Zebrała kolekcję neutralnych zdjęć uczniów czarnych, białych oraz pochodzenia azjatyckiego, dziewcząt i chłopców, i przedstawiała je razem z kwestionariuszem osiedziesięciu siedmiu nauczycielom nowojorskich szkół średnich.
Wyniki dostarczyły wielu argumentów na rzecz tezy mówiącej o podtekście narzuconym przez wizerunek. Azjaci byli oceniani najwyżej pod względem motywacji, Czarni najniżej. Czarni byli oceniani najwyżej pod względem sprawności fizycznej, Azjaci najniżej. Mina doszła do wniosku, że Azjaci mogą radzić sobie lepiej w szkole po prostu z dzięki z góry powziętym sądom nauczycieli na ich temat. .w;;:"j<?Ky!u n;jynei,n:: p!OB:iBiWv
150
My wszyscy jesteśmy nosicielami takich z góry powziętych przekonań. Na pewno w świecie idealnym ocenialibyśmy ludzi według ich czynów, a nie według ich rasy, stroju czy statusu społecznego, ale ten świat nie jest idealny i oceniamy innych według ich wizerunku.
Nigdzie nie jest to bardziej prawdziwe niż w telewizji. W roku 1987 w czasie senackich przesłuchań sędziego Roberta H. Borka, kandydata do Sądu Najwyższego, korespondent telewizji John Dancy stwierdził, że wizerunek wskazuje, skąd wieje wiatr. Według Johna Corry, krytyka „New York Timesa", sędzia Bork wyglądał jak „nowoczesny rabin, a mówił jak profesor Oksfordu". Dalej Corry pisze, że konstytucyjna interpretacja Borka jest „równie interesująca jak składanka origami. Jednakże oddzielną sprawą jest to, jak on wygląda. Wygląd liczy się najbardziej".
W biznesie podobnie jak w telewizji, naprawdę liczy się, to, jak ktoś wygląda. Ludzie biznesu mogą uczyć się na technikach telewizyjnych.
Kreowanie właściwego wizerunku na każdą okazję
Podejście Michaela K. Deavera, który kiedyś prowadził konferencje prasowe prezydenta Reagana, zawiera klucz do kreowania wizerunku o poważnym i dramatycznym podtekście. Deaver na konferencjach prasowych ustawiał Reagana przed otwartymi drzwiami Gabinetu Wschodniego, ponieważ w ten spsób prezydent wydawał się żywszy i bardziej rzeczowy. „Otwarte drzwi ze światłem wpadającym do hallu tworzyły dużo lepszy obraz" - powiedział Deaver reporterom. Przeniesienie z otwartych drzwi pulpitu, przy którym stał prezydent, było w jego opinii niemądre - w kategoriach telegenicznych.
W polityce widzimy przykłady podtekstu w działaniu. To, jak prezydent wygląda, śle telewidzowi silny podtekst bez względu na to, co mówi! Świadoma tego była wielka antropolog, Margaret Mead. Kiedyś powiedziała mi, jaką radę dała prezydentowi Carterowi: „To nieważne, co pan mówi. Ważne, jak pan wygląda".
Krytyk telewizyjny John Corry uznaje ważność podtekstu w polityce. Zauważa, że w kampanii Reagana posługiwano się bardzo silnymi i zawierającymi wyraźny image patriotyczny efektami wizualnymi. Były tam powiewające flagi, afisze, unoszące się w chmurach balony, a na inaugaracji prezydenckiej w 1981 roku Chór Tabernakulum Mormonów śpiewający Hymn bitewny Republiki. Sam prezydent Reagan wzruszył się do łez. To zdało egzamin!
Paradoks kampanii telewizyjnych, zdaniem Corry'ego, polega na tym, że to, co rzeczywiste, sprawdza się lepiej niż manipulacja. Łzy prezydenta zadziałały. Jednakże kombinacja rzeczywistości i dokładnie zaplanowanej autoprezentacji może dać zniewalający podtekst!
Na nieszczęście telewizja może stworzyć sztuczny podtekst, który często jest uznawany za prawdę. Nieważne, że kandydat może być pusty jak wydrążona
151
tykwa. Kandydat jest zbyt chłodny, zbyt odległy? Niech pojawi się przed kamerą jako jeden z nas, jako zwykły mężczyzna lub kobieta. Są jakieś wątpliwości co do patriotyzmu kandydata? Niech się pojawi przed pomnikiem wznoszenia flag w Iwo Jima, a bodaj i w wytwórni flag. Przebije się dzięki silnemu podtekstowi.
Te same reguły obowiązują w świecie biznesu. Szef jest uznawany za zbyt chłodnego i oddalonego? Niech się zjawi na inspekcji zakładów w ubraniu roboczym i kasku - podtekst pełen ciepła i troski!
Czynnik Janusa
!.. kii •
Cywilizacja w znacznym stopniu opiera się na maskowaniu i jego kuzynce pierwszego stopnia - kontroli. Ludziom żyjącym i pracującym wspólnie znaczna część dnia upływa na ukrywaniu tego, co naprawdę czują, i na kontrolowaniu prawdziwych emocji. Może to wydać się zaskakujące, jak ważne jest czasem maskowanie wysyłanych przez nas podtekstów, tak by ukryć to, co naprawdę czujemy.
Niekiedy maskowanie jest konsekwentne, ale częściej opiera się na czymś, co nazywani czynnikiem Janusa. Janus, jak pamiętacie, był rzymskim bóstwem przedstawianym z dwoma twarzami. Doskonałym przykładem działania czynnika Janusa jest Jake.
i1 Praca Jake'a polega na nadzorowaniu tuzina pracowników jego wydziału. „Jednego nie można o Jake'u powiedzieć - stwierdził jeden z jego podwładnych - że jest niekonsekwentny. To prawdziwy tyran!"
Przełożeni Jake'a nie mogli dać wiary negatywnym o nim opiniom, które niekiedy do nich dochodziły. „To kochany chłopak" - upierał się jego bezpośredni przełożony. „Jest zawsze gotów do przysługi, zawsze uczynny i uprzejmy. Szybko robi to, co powinien. W tym jego zespole musi być paru zawistników".
Czy Jake był dwoma różnymi osobami? Cierpiał na rozdwojenie osobowości? Nic z tych rzeczy. On po prostu radził sobie w życiu z pomocą czynnika Janusa. Generalnie czynnik Janusa polega na tym, że każdy mężczyzna i kobieta w organizacji ma dwie twarze. Jedna twarz jest zwrócona w stronę ludzi stojących wyżej w hierarchii i wysyła jeden typ podtekstu. Druga twarz jest zwrócona ku znajdującym się niżej w hierarchii i wysyła podtekst całkiem odmienny.
Następstwem działania czynnika Janusa jest to, że im bardziej ktoś czuje się bezpieczny w strukturze organizacji, tym mniejsza jest różnica między dwiema twarzami i dwoma podtekstami. Prezes spółki Jake'a wydaje się mieć tylko jedną twarz, lecz nikt w pracy nie widuje oczywiście tej twarzy, którą pokazuje swej żonie i dzieciom.
Czynnik Janusa jest najlepiej widoczny w przemyśle, ale stosuje się także do polityki. W czasie afery Watergate naród zobaczył jedną twarz prezydenta Nixona i odebrał jeden podtekst - spokojny, racjonalny, opanowany mężczyzna. Tajne taśmy ujawniły zupełnie inną twarz - wulgarną i nieopanowaną. Czy obie twarze należały do jednego człowieka? Niewątpliwie. To był czynnik Janusa w działaniu.
152
Noszenie maski • - •• •- •''•••••• • - .. '«» «*-<* f^^-)
Dla działania czynnika Janusa w biznesie, w polityce, a nawet w rodzinie, ważne jest, by nauczyć się, kiedy i jak maskować się, pokrywać swoje prawdziwe emocje i wysyłane przez nie podteksty. Politycy muszą szybko opanować tę sztukę. Edmund Muskie zaprzepaścił swe szansę jako kandydat na prezydenta, gdy rozpłakał się publicznie - pozwolił opaść masce. Kiedy jednak telewizyjna kaznodziejka Tammy Faye Bakker otwarcie płakała, to używała łez jako maski.
Lekarze muszą się nauczyć maskować przed pacjentami, prawnicy muszą nosić maskę w sądzie. Im wyżej wspinasz się po drabinie organizacji, tym ważniejsza staje się maska. Najprostszą maską jest brak oznak zaangażowania, twarz bez wyrazu. Znacznie lepszym narzędziem maskującym jest jednak ekspresja.
Brak ekspresji to nadawanie podtekstu negatywnego - „pusto w środku". Ekspresja jakiegokolwiek rodzaju niesie podtekst pozytywny: radość, złość, strach, nienawiść - cokolwiek. Uśmiech jest najłatwiejszym sposobem zamaskowania nieszczęścia, złości lub rozczarowania. Niesie przyjemny podtekst. Ponury wygląd może maskować radość i uniesienie; poważna mina może pokrywać szczęście.
Niektórzy maskując się nie tylko uruchomiają ekspresję. Kobiety stosują makijaż w celu podkreślenia warg i oczu, nadają rumieńce swym policzkom. Mężczyźni do maskowania używają zarostu: bujne wąsy mogą być maską znamionującą męskość. Broda może zmieniać owal twarzy, przydawać mocy cofniętemu podbródkowi, nieść podtekst mądrości, spokoju.
Kiedy zaczyna się maskowanie? O ile wiemy, już we wczesnym dzieciństwie. Większość dzieci w kontakcie z obcymi dorosłymi ma twarz poważną i ostrożne spojrzenie, nie odsłaniają się i trzymają prawdziwe uczucia na wodzy. Bystre dziecko uczy się szybko, czego oczekują dorośli, i przybiera zgodne z tym maski.
Kiedy dzieci odkryją, że ich własne uczucia są nieakceptowalne dla społeczeństwa, stają przed wyborem: zmienić je lub ukryć za maską. Najczęściej uczuć nie da się zmienić, więc dziecko ukrywa je, tworząc sekretny świat wewnętrznych emocji i fantazji.
Nastolatki stają się coraz bardziej biegłe w maskowaniu się, w miarę jak ich zmieniające się ciała zalewa strumień hormonów, które wyostrzają ich pragnienia i potrzeby. Nie ośmielają się ujawniać tych potrzeb, ale w biegłości maskowania się dalece nie dorównują dorosłym. Drogą kompromisu odświeżają więc maskę rezerwy z dzieciństwa lub chowają się za maską posępności. Na nieszczęście wysyłany podtekst nie brzmi „Jestem zły, mam kłopoty!", lecz „Mam to gdzieś!"
Rodzice i nauczyciele uważają ponuractwo nastolatków za typowe dla ich wieku, ale za ponurą maską może się ukrywać osoba wrażliwa - zbyt delikatna, przestraszona i bezbronna, by stawić czoło światu. Ta maska i jej podtekst są sposobem ochrony kruchego wnętrza. - , ,,„„,„„,,
153
i
Użycie maski <
Jeżeli rozpatrzymy wszystkie sytuacje, w których używamy technik maskowania, to możemy uświadomić sobie, jak uniwersalnym narzędziem jest nadawanie podtekstu czy raczej nienadawanie go. Uprzejmość, którą uważamy za cywilizowaną przyjemność naszej kultury, jest po prostu systematyczną formą maskowania. Stosujemy maskowanie bez przerwy, w interesach, w szkole, w domu, wobec wrogów i wobec przyjaciół. Gdy przyjdzie co do czego, bardzo niewielu z nas ośmiela się ujawnić nasze wewnętrzne Ja, nadając podtekst naszych prawdziwych uczuć.
To wewnętrzne Ja jest najbardziej nietykalną częścią nas samych, nie nadającą się do ujawniania. Maskowanie uczuć, jeśli mieści się w rozsądnych granicach, ma ważne znaczenie, a okazywanie prawdziwych uczuć może być szkodliwe i egoistyczne.
Sandy, osoba odpowiedzialna w firmie za szkolenie w dziale komputerów, wyjaśniła to na przykładzie stosunków ze swoimi uczniami. „Nie mogę na początku mówić im prawdy o tym, jak pracują. Byłoby to bezproduktywne. Oczywiście, że robią różne głupie błędy i niektóre im wskazuję, ale nie mogę pokazać po sobie, jak bardzo jestem zirytowana. Muszę im dodawać otuchy i dopóki dociera to do nich w podtekście, który stoi za tym, co mówię, dopóty się starają. Jeśli myślą, ze im dobrze idzie, to naprawdę pójdzie im lepiej".
Technika szkolenia Sandy była formą maskowania. Sid, brygadzista na taśmie produkcyjnej, stosuje podobną technikę. „Nigdy nie mówię nowym facetom, jacy są kiepscy. Mówię, że się dobrze wyrabiają, podbudowuję ich, a oni przestają być nerwowowi i rzeczywiście poprawiają się. Wiem, że udaję, ale to ich zachęca do wytrwałości. Wychowałem w ten sposób paru dobrych facetów".
Kontrola , t
Innym aspektem maskowania się jest kontrola, niezbędna do zaadaptowania się w cywilizowanym społeczeństwie. Musimy kontrolować nasze podstawowe pragnienia, by dostać, co chcemy, robić, co chcemy, a nawet żyć i pracować, jak chcemy. Modyfikacja tego, co chcemy, jest istotą kontroli.
Kontroli uczymy się wcześnie. Głodne niemowlęta płaczą dotąd aż pojawi się butelka, ale stopniowo uczą się kontrolować głód i czekać na jedzenie o właściwych porach. Rosnąc uczą się kontrolować pęcherz i jelita, a potem uczą się kontrolować swe pragnienia i tłumić te z nich, które są antyspołeczne.
Czynność uczenia się kontroli może być przyjemna, ponieważ z wiekiem dziecko uczy się radości przewidywania. Stopniowe wysubtelnianie kontroli oraz tłumienia popędów i pragnień to kroki ku dojrzałości. Definiujemy nawet podtekst niedojrzałości jako brak kontroli.
Życie z dziećmi niedojrzałymi, które nie potrafią lub nie chcą uczyć się kontroli, jest ciężkie. Gdy czegoś chcą, chcą tego natychmiast. Kiedy są złe,
154
płaczą, krzyczą lub się złoszczą. Kiedy są głodne, błagają o jedzenie. Kiedy są w takim wieku, że same biorą sobie jedzenie, jedzą od przypadku do przypadku, nie przestrzegając regularnych godzin.
Gavin był dzieckiem tego rodzaju i niewiele lepszym dorosłym. Miał to nieszczęście, że jego rodzice ustępowali mu, co podsycało jego brak kontroli. Kiedy zamieszkał sam, w jego mieszkaniu panował taki sam bałagan jak w pokoju w domu rodzinnym - wszędzie poniewierały się śmieci i ubrania.
Przez krótki czas dzielił mieszkanie i życie z pewną młodą kobietą, ale to nie potrwało długo. „Nie mogę żyć w ten sposób. Nie jestem pedantką, ale to rzucanie wszystkiego gdzie popadnie, żeby potem się głowić, gdzie to się podziało! I posiłki. Kiedy planuję kolację na siódmą, ty jesteś głodny o szóstej, więc zapychasz się czym koi wiek!".
Gavin wzruszył ramionami. „Czemu mam nie jeść, kiedy jestem głodny? Jestem głodny o szóstej. Po co czekać do siódmej?".
„Ponieważ przygotowanie kolacji na siódmą wymagało ode mnie wiele zachodu! Nie potrafisz panować nad głodem?".
Gavin rzeczywiście nie potrafił i jego dziewczyna w końcu się wyprowadziła. Zmartwił się tym, ale nie na tyle, by się zmienić. „Dlaczego ciągle mam się sprężać. To nie mój styl życia!".
Niestety, styl życia zdominował też jego pracę. Znalazł dobrą posadę w zespole produkującym reportaże dla telewizji kablowej, ale nie był w stanie kontrolować swej pracy bardziej niż swego życia. Zapodziewał ważne dokumenty, zaniedbywał nudne projekty, zapominał wnieść poprawki do scenariuszy i w końcu stracił pracę.
Odkrył, że trudno jest być pod kontrolą w jednej dziedzinie i poza kontrolą w drugiej. Bycie efektywnym wymaga kontroli w większości dziedzin życia.
Czasami w ludziach pozbawionych kontroli znajdujemy zwodniczy urok. Wysyłany przez nich podtekst jest romantyczny, ponad przyziemne ograniczenia, nawet niekiedy spontaniczny i naturalny, ale trudno z nimi żyć i prawie niemożliwe pracować z nimi albo, co jeszcze gorsze, pracować dla nich!
Niewielu ludzi kontoluje się we wszystkich dziedzinach, lecz większość stosuje pewien stopień kontroli do nadawania podtekstu wrażliwości i porządku. Ci, którzy tego nie potrafią lub nie chcą, to hazardziści, nie mogący się oprzeć pokusie ryzyka: to ktoś, kto kupuje zbyt drogi samochód, ponieważ „nawet jeśli nie jest niezbędny, to wygląda bomba", złodziej, który nie może się oprzeć pokusie łatwej zdobyczy, albo ktoś na diecie, kto musi zjeść jeszcze jeden kawałek ciasta. .-,"-, ,< .*• , •• ;,.,,.,;« ,j..;(
Cały świat to scena
Między twoją zdolnością do „grania" w określony sposób a podtekstem, który kierujesz do świata, istnieje silny związek. Cieszący się sukcesem biznesman powiedział mi: „Wybieram strój zależnie od mojego nastroju danego dnia. Kiedy
155
mam dołek z takiego czy innego powodu i czuje, że będzie mi z tym ciężko, zakładam coś ekstra, stonowany krawat do jednej z bardziej jaskrawych koszul. Staram się ożywić mój wizerunek".
Kiedy go dalej o to wypytywałem, stwierdził: „Chodzi raczej nie o to, żeby zmienić to, jak się czuję, ale żeby przekonać wszystkich, że panuję nad sprawami. Problem w tym, że choćbym nie wiem jak był ubrany, niezbyt trudno mnie przejrzeć i dostrzec podtekst: «nie będę sobie dziś radził». Dzięki Bogu to nie zdarza się często".
Pierwsza moja przyjaciółka, dyrektorka państwowej fundacji, powiedziała, że ma podobny problem. „Są chwile, w których po prostu sobie nie radzę, i zwykle jest tak dokładnie wtedy, kiedy nie chcę okazać ludziom, którzy dla mnie pracują, jakiejkolwiek niekompetencji".
„Co wtedy robisz?"
Wzruszyła ramionami: „Staję się kimś innym. Kiedy mam jakieś spotkanie, na którym chcę wyglądać na bardzo skuteczną, wybieram typ Sigourney Weaver. To wymaga doskonałego ubrania, pięknej bluzki i broszki. Jeśli mam wyłudzić darowiznę od jakiejś grubej ryby, będę Blanche DuBois z Tramwaju zwanego pożądaniem, a jeśli mam prosto z pracy iść do kogoś do domu na kolację, mogę być Doris Day. Udaję, żeby stworzyć konkretny wizerunek".
Wybór wizerunku i staranie, by mu sprostać, może niewiele pomóc w rzeczywistym radzeniu sobie z problemami, ale może nadać podtekst, że radzisz sobie świetnie, w następstwie czego zyskujesz zaufanie otoczenia. Mimo to są lepsze sposoby. Niekiedy aktorstwo zdaje egzamin, jednak dla osób, które mają problemy w wielu sytuacjach, przez co wytwarzają podtekst nieadekwatności, konieczne są inne metody.
Współczesny świat jest przytłaczający i wielu ludzi uważa, że trudne, a często wręcz niemożliwe jest sprostanie ekonomicznym i politycznym zawirowaniom naszych czasów, zgiełkowi naszych niespokojnych miast i - w wymiarze bardziej osobistym - trudnościom życia zawodowego i osobistego.
Wszystkie te problemy mogą być źródłem lęków, wobec których możemy się czuć bezradni. Inni ludzie wyczuwają nasz podtekst bezradności. Ważne więc, by te lęki zredukować, brać życie realistycznie i zmienić podtekst, który inni w nas odczytują.
Każdy z nas jest inny, zatem każdy ma inne metody radzenia sobie z życiem. Wszyscy jednak stosujemy pewne podstawowe techniki zewnętrzne. Nauczenie się, zrozumienie i stosowanie tych technik pozwoli nam lepiej radzić sobie w życiu i kontrolować podtekst, który przekazujemy innym, zmieniając to, jak oni nas widzą, i zapewniając nam powodzenie w pracy oraz ułatwiając przebijanie się w górę w hierarchii organizacyjnych.
Pytania przeglądowe
1. W jakim stopniu, zdaniem Fasta, jednostka kontroluje swój obraz w oczach innych?
2. Co to jest „czynnik Janusa"?
3. Dlaczego, zdaniem Fasta, ludzie uczą się nosić „maski"? :miń-f •*?;•. :-;<;>*«;.>.&.
156
T
4. Jaka jest teza Fasta o kontroli i komunikacji niewerbalnej?
5. Co mówi Fast o komunikacji niewerbalnej przy okazji przykładu Gavina?
6. Jaką konkretną radę daje Fast na temat ubioru i innych aspektów wyglądu?
Kwestie do omówienia
1. Opierając się na własnej wiedzy na temat komunikacji niewerbalnej i doświadczeniu, powiedz, co sądzisz o najbardziej uzasadnionych i pożytecznych myślach zawartych w tej lekturze? Na przykład o tym: „Na pewno w świecie idealnym osądzalibyśmy ludzi na podstawie ich czynów, a nie na podstawie rasy, ubrania lub statusu społecznego, ale ten świat nie jest idealny i osądzamy ludzi na podstawie ich wizerunków". Czy się z tym zgadzasz? Jakie są tu inne kluczowe idee?
2. Fast mówi wiele o wizerunku w polityce. Jak wiele z tych informacji może mieć zastosowanie do codziennych sytuacji w domu i w życiu rodzinnym?
3. Czy zgadzasz się z tym, że istnieje „czynnik Janusa" sprawiający, że: „kiedy ludzie żyją i pracują razem, znaczną część czasu spędzają na ukrywaniu tego, co naprawdę czują i kontrolowaniu swoich prawdziwych emocji"? Jeśli się z tym zgadzasz, czy sądzisz, że powinniśmy akceptować ten stan rzeczy i poddawać mu się, czy też próbować go zmienić? Jeśli się nie zgadzasz, jak to uzasadnisz?
4. Fast dowodzi, że „maskowanie się" rozpoczyna się we wczesnym dzieciństwie i osiąga szczyt u nastolatków. Czy zgadzasz się z jego konkluzją, że dorośli kontynuują nadawanie podtekstu: „Mam to gdzieś!"?
Część 2
Otwartość jako „wdech"
$Rozdział 5
Samoświadomość
Wszystkie teksty zawarte w rozdziałach 5, 6 i 7 poświęcone są temu, co w koncepcji komunikacji jako „wdechu-wydechu" odnosi się do zagadnień świadomości, odbieranych informacji oraz postrzegania. W tym rozdziale omawiana jest samoświadomość, następny zawiera analizę sposobu postrzegania innych ludzi, a rozdział 7 zajmuje się słuchaniem.
Każdy z nas poświęca pewien czas na myślenie o sobie. Jako nastolatki porównujemy własne ciała, własny wygląd, z tym, jak wyglądają ludzie wokół oraz zamartwiamy się nadawanymi nam etykietkami. Bywają momenty, w których większość z nas doświadcza poczucia całkowitej obcości, trwania „poza", bycia kimś różnym od wszystkich innych znanych osób. Te uczucia kierują uwagę na jedną z najważniejszych cech „tożsamości": nie jest ona czymś z istoty swojej wewnętrznym, elementem genetycznej struktury człowieka i jego jednostkowych postaw. Tożsamość ma raczej charakter interpersonalny i społeczny, co oznacza, że jest kształtowana i poddawana wpływom zależnym od tego, jak układają się relacje jednostki z innymi. Każdy z nas rozwija w sobie poczucie tego, kim jest, przede wszystkim przez porównywanie się z innymi i przeciwstawianie się innym - rodzicom, rodzeństwu, członkom rodziny, przyjaciołom, kolegom i koleżankom z klasy, przełożonym, nauczycielom i innym wpływowym osobom.
Zostało to udowodnione w znanym eksperymencie, przeprowadzonym kilka lat temu, zanim pojawiły się regulacje zabraniające socjologom poddawania ludzi eksperymentom pewnego rodzaju. Nauczyciel poprosił kilku chłopców, by zmienili sposób zachowania wobec jednej z dziewczyn z ich klasy. Sądzono o niej, że jest "bez wyrazu". Chłopcy zaczęli zwracać na nią uwagę, po kolei umawiali się z nią na randki i odnosili się do niej tak, jakby była bardzo atrakcyjna. W ciągu kilku tygodni stało się jasne, że młoda kobieta zaczęła zwracać większą uwagę na swój
160
wygląd, stała się milsza i bardziej towarzyska. Gdy ostatni chłopiec chciał ją zaprosić na randkę, usłyszał w odpowiedzi, że jest już poumawiana na wiele dni naprzód1.
W wyniku tego eksperymentu tożsamość młodej kobiety zmieniła się zasadniczo, a dokonało się to pod wpływem jej relacji z innymi. Twoja i moja tożsamość są takie same. Struktura genetyczna i to, co dziedziczymy, są podstawą, lecz stajemy się tym, czym jesteśmy, poprzez relacje z innymi. Oznacza to, że nasza komunikacja nie tylko pozostaje pod wpływem naszej tożsamości, lecz także sama wpływa na to, kim jesteśmy. Nasze Ja jest budowane przede wszystkim w relacjach z osobami, z którymi się komunikujemy.
Pierwszy tekst zamieszczony w tym rozdziale pochodzi z książki napisanej z zamiarem wsparcia tych studentów (niezależnie od ich wieku), którzy chcieliby pogłębić własną samoświadomość i zobaczyć, jakie możliwości wyboru stają przed nimi w ważnych obszarach ich życia. Tekst ten ma charakter osobisty po części dlatego, że zawiera oczekiwanie, iż skupisz się w trakcie lektury na sobie, po części zaś dlatego, iż jego autorzy, Gerald Corey i Marianne Schneider-Corey, piszą o własnych doświadczeniach w sposób osobisty. Ten rozdział zachęca, abyś krytycznie spojrzał na odnoszącą się do twojej egzystencji kwestię dlaczego, i abyś wyjaśnił pochodzenie twoich wartości. Autorzy podkreślają wagę wsłuchiwania się we własne wewnętrzne pragnienia i uczucia wywołane trzema kluczowymi pytaniami: Kim jestem? Dokąd zdążam? Dlaczego? Stawiają także tezę, że „sens w życiu odnajduje się poprzez głębokie relacje z innymi, nie zaś poprzez wyłączne i wąskie kroczenie drogą samorealizacji".
Jerry i Marianne zachęcają cię, abyś zastanowił się nad swoją filozofią życia, nad stosunkiem do religii oraz nad swoimi wartościami. Ktoś mógłby pomyśleć, że zajmowanie się problemem religii jest nie na miejscu w tej książce, lecz wiara religijna, jak wskazują autorzy, może być potężnym źródłem, sensu i celu w życiu. Nawet refleksja wywołana pytaniem: „Czy istnieje Bóg?", rozwijana stopniowo w ślad za dociekaniami w kilku sugerowanych przez autorów kwestiach, pozwala na dotarcie do wielu prawd dotyczących własnej tożsamości. Na przykład gdy dorastałem, kościół był miejscem, do którego chodziło się w niedzielę całą rodziną, a moje reakcje na ten fakt były przewidywalne. Nie miałem do tego niechętnego stosunku, ale też niewiele z tego wynosiłem. Przez pewien czas moje kontakty z religią były sporadyczne, lecz gdy podjąłem naukę w szkole prowadzonej przez Kościół i nawiązałem przyjaźń z kilkoma religijnymi kolegami, odkryłem jakieś głębokie współbrzmienie między moimi fundamentalnymi wartościami a tymi wartościami, które, jak dostrzegłem, były udziałem niektórych znanych mi religijnych ludzi. Od tego czasu bardzo wiele korzystam
*1 J. W. Kinch, A Formalized Theory of the Self-Concept, w: Symbolic Interaction, J. Manis, B. N. Meltzer (red.), Boston, Allyn & Bacon, 1972, s. 245-252
161
z naukowych prac niektórych teologów oraz z przyjaźni z ludźmi wyznającymi różnorodne religijne przekonania. Życie duchowe jest dla mnie ważne i określam siebie po części jako osobę „religijną".
Możliwe, że twoje doświadczenie jest odmienne. Jednak mocno akcentowana przez autorów teza głosi, że refleksja nad własną filozofią, wartościami i przekonaniami religijnymi może być pomocna w rozważaniach dotyczących komunikacji interpersonalnej. Dlaczego? Ponieważ (a) elementy te kształtowały się w twoim minionym doświadczeniu komunikacyjnym, (b) zmienią się one pod wpływem przyszłej komunikacji, (c) twoja filozofia, wartości i przekonania religijne wpływają na sposób, w jaki dzisiaj komunikujesz się z innymi.
#Gerald Corey i Marianne Schneider-Corey
Sens życia i wartości
Za: Gerald Corey i Mariannę Schneider-Corey, / Never New I Had a Choice, fragmenty rozdziałów 7, 9 i 12. Copyright 1993 Wadsworth, Inc. Przedruk za zgodą Books/Cole Publishing Company, Pacific Grove, Calif. 93950.
W tym rozdziale zachęcamy do krytycznego rozpatrzenia dotyczącej twojej egzystencji kwestii dlaczego, do podjęcia próby wyjaśnienia pochodzenia twoich wartości własnych i do refleksji nad następującymi pytaniami: W jakim kierunku podążam w moim życiu? Czego dotychczas w nim dokonałem? Gdzie byłem, gdzie jestem teraz i dokąd chcę dotrzeć? Jakie kroki mogę podjąć, by dokonać zmian, na które się zdecydowałem?
Wielu ludzi wystarczająco obdarzonych przez los, by dojść do władzy, sławy i materialnego komfortu, doświadcza jednak poczucia pustki. Choć mogą być niezdolni do określenia, czego im w życiu brakuje, wiedzą mimo to, że czegoś im nie dostaje. Astronomiczna liczba tabletek i narkotyków pochłaniana w celu uśmierzenia symptomów tej „egzystencjalnej próżni" - depresji i niepokoju - jest dowodem na to, że nie udaje się nam znaleźć wartości, które pozwoliłyby nadać sens naszemu miejscu w świecie. W książce Habits of the Heart (Bellah i in., 1985) zostało pokazane, że osoby, z którymi przeprowadzano wywiady, przejawiały rosnące zainteresowanie znalezieniem celu życia. Choć nasze osiągnięcia jako społeczeństwa są ogromne, wydaje się, że znajdujemy się na skraju nieszczęścia, nie tylko z powodu wewnętrznych konfliktów, ale także z powodu braku społecznej harmonii. Ballah i współpracownicy twierdzą, że kluczowym problemem naszego społeczeństwa jest to, że stawiamy własne dobro, zarówno jednostkowe, jak i grupowe, przed dobrem wspólnym.
162
Potrzeba znalezienia sensu wyraża się we wzroście zainteresowania religią, zwłaszcza wśród ludzi młodych. Pewna uczennica powiedziała nam ostatnio, że w jej klasie, liczącej dwadzieścia osób, cztery wybrały religię jako temat wypracowania z angielskiego na temat konfliktu w ich życiu. Inne oznaki poszukiwania sensu to wzrost zainteresowania filozofiami Wschodu, udział w medytacjach, wielość publikowanych corocznie książek, które mają dostarczać pomocy lub inspiracji, eksperymentowanie z różnymi stylami życia, a nawet wprowadzenie do szkół takich przedmiotów, jak przystosowanie jednostki!
Paradoksem współczesnego społeczeństwa jest to, że choć czerpiemy korzyści z postępu technologicznego, ciągle nie jesteśmy usatysfakcjonowani. Ciągle doświadczamy niepokojów dotyczących nas samych i naszego miejsca w świecie, słabną nasze przekonania moralne i stajemy się coraz mniej pewni istnienia jakiegokolwiek sensu czy celu we wszechświecie (Carr, 1988, s. 167). Wydaje się, że właściwe będzie stwierdzenie, iż dotyka nas kryzys sensu i wartości.
Nasze poszukiwanie tożsamości
Odkrywanie sensu i wartości jest w sposób zasadniczy związane z dochodzeniem do naszej tożsamości jako osób. Dążenie do odkrycia tożsamości zakłada zaangażowanie w proces rodzenia się dla siebie samych przez odkrywanie sensu własnej niepowtarzalności i człowieczeństwa. Dla wielu ludzi głównym problemem jest to, że utracili sens własnego Ja, gdyż poszukiwanie tożsamości skierowali poza siebie samych. Chcąc być lubianymi i akceptowanymi przez wszystkich, dostroili się ostatecznie do tego, czego inni od nich oczekują, lecz wyalienowali się z własnych pragnień i uczuć. Jak zauważa Roiło May (1973), są zdolni do odpowiadania, lecz nie do wybierania. Wewnętrzna pustka jest tym, co May uważa za główny problem współczesnego społeczeństwa; mówi, że zbyt wielu z nas stało się „dziurawymi ludźmi", którzy mają nikłe zrozumienie tego, kim są i co czują. Cytuje zwięzły opis dany przez pewną osobę: „Jestem po prostu zestawem luster, odbijających to, czego każdy ode mnie oczekuje" (s. 15).
Moustakas (1975) opisuje także alienację Ja, o której mówi May. Według niego, alienacja polega na „prowadzeniu życia określonego i zdeterminowanego raczej przez innych niż opartego na własnym doświadczeniu wewnętrznym" (s. 31). Gdy stajemy się wyalienowani wobec siebie samych, nie ufamy naszym własnym uczuciom, lecz automatycznie odpowiadamy innym tak, jak chcieliby oni, w naszym mniemaniu, abyśmy im odpowiedzieli. W konsekwencji, pisze Moustakas, żyjemy w świecie pozbawionym ekscytacji, ryzyka i sensu.
Dojście do tożsamości nie musi oznaczać uporczywego przylgnięcia do pewnego sposobu myślenia i zachowania. Może natomiast pociągać za sobą nabranie zaufania do siebie w stopniu wystarczającym, by stać się otwartym na nowe możliwości. Tożsamość nie jest czymś, co osiągamy raz i na zawsze; potrzebna jest raczej gotowość do rewidowania naszych wzorów i priorytetów, naszych nawyków i relacji. Przede wszystkim potrzebujemy rozwoju zdolności
163
wsłuchiwania się w nasze wewnętrzne Ja i zaufania do tego, co słyszymy. Na przykład niektórzy studenci, dla których życie uniwersyteckie stało się martwe i puste, zdecydowali się je porzucić. Postanowili podróżować i żyć skromnie przez pewien czas, poznając nowe kultury, a nawet okresowo się do nich przystosowując. Być może nie są zaangażowani bezpośrednio w przygotowywanie swojej kariery i w tym sensie w „ustanawianie" siebie, lecz za to kształtują swoją tożsamość, otwierając się na nowe doświadczenia i sposoby bycia. Rzeczywistej odwagi w przypadku niektórych z nich może wymagać opieranie się naciskom, by „ustatkować się", skończyć szkołę.
Nasze poszukiwanie tożsamości zakłada stawianie trzech kluczowych egzystencjalnych pytań, wśród których na żadne nie ma łatwej lub ostatecznej odpowiedzi: Kim jestem? Dokąd podążam? Dlaczego?
Kim jestem? Pytanie to nigdy nie jest określone raz na zawsze, gdyż możemy na nie odpowiadać w różny sposób w różnych okresach naszego życia. Musimy zrewidować nasze życie, zwłaszcza wówczas gdy wydaje się, że dawna tożsamość nie dostarcza nam już sensu ani nie wskazuje kierunku. Musimy więc podjąć decyzję, czy pozwolić innym, aby powiedzieli nam, kim jesteśmy, czy też zająć jakieś stanowisko i określić samych siebie.
Dokąd podążam? Ta kwestia odnosi się do naszych życiowych planów oraz do środków, jakich chcemy użyć w dochodzeniu do naszych celów. To pytanie, podobnie jak poprzednie, wymaga okresowych rewizji. Nasze cele życiowe nie są ustalone raz na zawsze. I znów, czy stać nas na odwagę, która jest potrzebna do podjęcia samodzielnej decyzji, w którą stronę podążymy, czy też poszukamy jakiegoś guru, który miałby nam pokazać, dokąd iść?
Dlaczego? Stawianie tego pytania i poszukiwanie na nie odpowiedzi jest charakterystyczne dla kondycji ludzkiej. Stajemy w obliczu szybko zmieniającego się świata, w którym stare wartości ustępują miejsca nowym lub nawet w miejscu starych nie pojawiają się żadne wartości. Kształtowanie naszej tożsamości zakłada po części aktywne poszukiwanie sensu i staranie się o nadanie go światu, w którym żyjemy.
Odkrywanie sensu przez wykraczanie poza osobiste korzyści
Carr (1988) uważa, że pragnieniem większości z nas jest dokonanie jakiejś zmiany w świecie. Proces stawania się samorealizującą się osobą zaczyna się jako osobiste poszukiwanie. Choć samoakceptacja jest wstępnym warunkiem takich relacji międzyludzkich, które mają dla nas znaczenie, istnieje w nas dążenie do wykraczania poza skoncentrowanie się na sobie. Ostatecznie, pragniemy nawiązania związków z innymi ludźmi w społeczeństwie i pragniemy wnieść jakiś wkład. Także inni autorzy (Bellah i in., 1985) wyciągają wniosek, że sens w życiu jest odnajdowany poprzez głębokie relacje z innymi, nie zaś poprzez jednostkowe i ograniczone dążenie do samorealizacji. Przeprowadzając wywiady z wieloma osobami dostrzegli oni istnienie pragnienia wyjścia poza wyizolowane Ja. Nasze wspólne życie wymaga czegoś więcej
164
niż wyłączna troska o gromadzenie dóbr materialnych. Autorzy ci utrzymują, że niezbędna jest przebudowa społeczeństwa, która obejmuje przemianę świadomości.
Rozwijanie filozofii życiowej
Na filozofię życiową składają się fundamentalne przekonania, postawy i wartości, które rządzą zachowaniem osoby. Wielu studentów twierdzi, że tak naprawdę nie zastanawiali się zbyt wiele nad własną filozofią życiową. Jednak nawet fakt, że nigdy nie zdefiniowaliśmy elementów naszej filozofii życiowej, nie oznacza, że nie mamy żadnej filozofii. Tak naprawdę wszyscy działamy opierając się na ogólnych założeniach dotyczących nas samych, innych i świata. Pierwszym krokiem w procesie aktywnego kształtowania filozofii życiowej jest sformułowanie jaśniejszego obrazu naszych aktualnych postaw i przekonań.
Wszyscy rozwijamy w sobie domyślną filozofię życiową od momentu, gdy - jako dzieci — zaczynamy zastanawiać się nad życiem i śmiercią, miłością i nienawiścią, radością i lękiem oraz naturą wszechświata. Prawdopodobnie nie ma potrzeby uczyć nas zainteresowania dla do tych kwestii; to, że się pojawiają, wydaje się naturalnym elementem rozwoju człowieka. Jeśli mieliśmy szczęście, to dorośli nie żałowali czasu na rozmowy z nami i nie zniechęcali nas do stawiania pytań oraz nie zabijali naszej wrodzonej ciekawości.
W okresie młodzieńczym proces stawiania pytań zazwyczaj przyjmuje inny charakter. Młodzi ludzie, którym w dzieciństwie pozwalano stawiać pytania i samodzielnie myśleć, zaczynają podejmować coraz bardziej złożone problemy. Wielu studentów czy młodych uczestników zajęć warsztatowych borykało się niekiedy z takimi oto pytaniami:
• Czy wartości, w które wierzyłem przez wszystkie dotychczasowe lata, są tymi wartościami, na których chcę oprzeć moje życie w przyszłości?
• Skąd przejąłem moje wartości? Czy są one wciąż dla mnie aktualne? Czy istnieją jakieś dodatkowe źródła, z których mógłbym zaczerpnąć nowe wartości?
• Czy istnieje Bóg? Jaka jest natura życia po śmierci? Jakie jest moje pojmowanie Boga? Co znaczy religia w moim życiu? Jaki rodzaj religii wybieram dla samego siebie? Czy religia ma dla mnie jakąkolwiek wartość?
• Na czym opieram swoje etyczne i moralne decyzje? Na standardach obowiązujących w grupach moich rówieśników? Na standardach moich rodziców? Na wartościach normatywnych mojego społeczeństwa?
• Czy coś tłumaczy nieludzkie zachowanie, jakie dostrzegam we współczesnym świecie?
• Jakiego rodzaju przyszłości pragnę? Co mogę uczynić w celu aktywnego kształtowania takiej przyszłości?
To tylko niektóre z pytań, nad jakimi zastanawia się wielu młodych ludzi, i być może odpowiada sobie na nie. Filozofia życiowa nie jest jednak czymś, do czego dochodzimy raz na zawsze za młodu. Jej rozwój postępuje dopóty, dopóki żyjemy. Jak długo pozostajemy zaciekawieni nowością i otwarci na jej przyswajanie, tak długo możemy rewidować i przebudowywać koncepcje dotyczące świata. Życie może mieć dla nas określony sens w młodości, nowy w toku dorosłego życia, a jeszcze inny wówczas, gdy zbliżamy się do starości. Prawdę mówiąc, jeśli nie
165
pozostajemy otwarci na zasadnicze zmiany w naszym widzeniu życia, to dostosowywanie się do zmieniających się okoliczności może okazać się dla nas czymś trudnym. Jeśli zamierzasz określić lub przekształcić własną filozofię, to pamiętając o tym, że kształtowanie filozofii życiowej jest nieustannym badaniem i modyfikowaniem wartości, na których opiera się nasze życie, możesz posłużyć się poniższymi sugestiami:
• Często znajduj czas, by podejmować refleksję w samotności.
• Rozważaj, jakie znaczenie w chwili obecnej ma fakt, że ostatecznie umrzesz.
• Korzystaj z mających dla ciebie znaczenie kontaktów z innymi, którzy są gotowi rzucić wyzwanie twoim przekonaniom i osądzić zakres ich zgodności z tym, w jaki sposób żyjesz.
• Przyjmij akceptującą postawę wobec tych, których systemy przekonań różnią się od twojego, i rozwijaj w sobie gotowość do poddawania próbie własnych przekonań.
Religia i sens: spojrzenie osobiste
Wiara religijna może być potężnym źródłem sensu i celu. Religia pomaga wielu ludziom pojąć sens wszechświata i tajemnicę naszego celu w życiu. Wiara religijna, podobnie jak inne potencjalne źródła znaczenia, wydaje się najbardziej autentyczna i wartościowa, gdy pozwala osiągnąć dostępną nam pełnię człowieczeństwa. Oznacza to, że religia pomaga nam podtrzymywać własną siłę myślenia, odczuwania, decydowania, pragnienia i działania. Mógłbyś zastanowić się nad możliwością poddania refleksji następujących kwestii odnoszących się do twojej wiary, by określić, czy jest ona w twoim życiu siłą konstruktywną:
• Czy religia dostarcza mi zestawu wartości, które są zgodne z tym, w jaki sposób przeżywam swoje życie?
• Czy religia pomaga mi w lepszym zrozumieniu sensu życia i śmierci?
• Czy religia pozwala mi być tolerancyjnym wobec tych, którzy postrzegają świat inaczej niż ja?
• Czy religia jest dla mnie źródłem spokoju i radości?
• Czy wiara religijna jest czymś, co aktywnie wybieram, czy też czymś, co pasywnie przyjmuje?
• Czy religijne przekonania pomagają mi żyć w pełni i traktować innych z szacunkiem i troską?
• Czy religia pomaga mi integrować moje doświadczenie i nadawać sens światu?
• Czy religia zachęca mnie do korzystania z mojej wolności i do brania odpowiedzialności za kierunek własnego życia?
• Czy religijne przekonania pomagają mi stać się taką osobą, jaką chciałbym się stać?
• Czy religia zachęca mnie do stawiania życiu pytań i czyni otwartym na przyswajanie nowych treści?
Czy jesteś zdolny podjąć analizę samego siebie i odpowiedzieć na te pytania w sposób dla ciebie znaczący i zadowalający? Jeśli będziesz uczciwy wobec siebie, to być może odkryjesz, że w rzeczywistości wcale nie poddałeś krytycznej ocenie źródeł swoich duchowych i religijnych przekonań. Możesz wahać się przed zakwestionowaniem twojego systemu przekonań z powodu lęku przed osłabieniem lub podkopaniem wiary, jednak równie dobrze może się okazać, że
166
wykazując odwagę zakwestionowania własnych przekonań i wartości bardziej się w nich umocnisz. Coraz więcej ludzi, jak się wydaje, opowiada się za tym, że wiara religijna jest konieczna do odnalezienia porządku i celu w życiu. Wielu innych natomiast twierdzi kategorycznie, że religia jedynie przeszkadza w poszukiwaniu sensu lub że jest ona nie do pogodzenia ze współczesnymi poglądami obowiązującymi w innych obszarach życia. Najważniejsze wydaje się to, by przyjęcie lub odrzucenie przez nas wiary religijnej miało źródło w naszym wnętrzu i abyśmy pozostawali otwarci na nowe doświadczenia i naukę, niezależnie od tego, jaki punkt widzenia ostatecznie przyjmiemy.
Warto być może zauważyć, że „religia" to raczej system przekonań i wartości dotyczących ostatecznych kwestii życiowych niż formalne członkostwo w jakimś Kościele. Ludzie, którzy należą do jakiegoś Kościoła, mogą nie być „religijni" w tym sensie, inni zaś mogą uważać siebie za religijnych, nawet jeśli są ateistami lub agnostykami. Podobnie jak wszystko inne w życiu człowieka, przekonania religijne (lub ateizm) mogą być naginane do celów wartościowych lub nikczemnych.
Ja, Jeny, w moim własnym doświadczeniu odkryłem, że religia jest najbardziej wartościowa wtedy, gdy staje się wyzwaniem poszerzającym moje horyzonty i zwiększającym możliwości, nie zaś wtedy, gdy mnie ogranicza. Mniej więcej do trzydziestego roku życia byłem skłonny myśleć o religii jako o zestawie gotowych odpowiedzi na wszystkie życiowe kryzysy i pozwalałem, by Kościół podejmował za mnie wiele kluczowych decyzji. Obecnie myślę, że odczuwałem zbyt wielki lęk, by w wielu sferach życia wziąć pełną odpowiedzialność za swoje wybory. Religijne wychowanie, jakie otrzymałem, nauczyło mnie, że powinienem zwracać się w stronę autorytetu Kościoła, w celu uzyskania ostatecznych odpowiedzi w sferze moralności, wartości i celów. Podobnie jak wielu innych, byłem zachęcany do przyswajania sobie „właściwych" odpowiedzi i do przystosowywania do nich mojego myślenia. Obecnie, gdy myślę o religii jako o sile pozytywnej, jest ona dla mnie czymś wyzwalającym, ponieważ skłania mnie, abym sobie zaufał, odkrywał wewnętrzne źródła siły i uczciwości i brał odpowiedzialność za własne wybory.
Choć jako człowiek dorosły zakwestionowałem i zrewidowałem wiele spośród religijnych nauk, jakie towarzyszyły mojemu wychowaniu, nie wyrzekłem się wcześniejszych wartości, moralnych i religijnych. Wiele z nich odpowiadało mi kiedyś i, z pewnymi zmianami, wciąż pozostają dla mnie znaczące. Niezależnie jednak od tego, czy trwam przy przekonaniach i wartościach, których zostałem nauczony, czy też nie, najważniejsze wydaje mi się to, że jestem teraz gotów poddawać je ocenie. Jeśli przetrwają w obliczu tego wyzwania, to mogę je przyjąć ponownie; w myśl tej samej reguły mogę poddawać ocenie nabywane przeze mnie nowe przekonania i wartości.
W moim życiu, mówi Marianne, wiara religijna zawsze stanowiła siłę pozytywną. Religijni ludzie niekiedy cierpią z powodu poczucia winy i lęku przed potępieniem. Niezwykle mnie to smuci, jeśli bowiem tak jest, to religia przestaje być pozytywną i potężną siłą w życiu człowieka. Moja wiara wspomaga pewną wewnętrzną siłę, na której mogę polegać, ta zaś pomaga mi w przezwyciężaniu trudności, jakie niesie ze sobą życie. Choć w dzieciństwie byłam zachęcana do praktyk religijnych, nigdy nie było to na mnie wymuszane. Sama chciałam w nich gorliwie uczestniczyć, gdyż dostrzegałam ich pozytywny wpływ na życie ludzi z mojego otoczenia. Religia była bardziej praktykowana niż głoszona. Pytania, jakie wcześniej zaproponowaliśmy jako przedmiot do refleksji, stawiam sobie sama. Chcę być pewna, że jestem świadoma moich przekonań i konieczności poczynienia zmian, jeśli nie jestem zadowolona z moich odpowiedzi.[...]
' Uświadom sobie, jak działają twoje wartości
Twoje wartości wpływają na to, co czynisz; twoje codzienne zachowanie jest wyrazem twoich podstawowych wartości. Zachęcamy cię, abyś przeanalizował źródła twoich wartości w celu określenia, czy są one dla ciebie właściwe w danym momencie twojego życia. Co więcej, zasadniczą sprawą jest, abyś sobie uświadomił, że twój system wartości wywiera znaczący wpływ na twoje relacje z innymi. Jesteśmy przekonani, że nie jest właściwe, abyś narzucał swoje wartości innym, abyś przyjmował postawę osądzającą wobec tych, którzy mają inny pogląd na świat, lub starał się nakłonić innych do przyjęcia twojej perspektywy życiowej. Prawdę mówiąc, jeśli jesteś pewny swoich wartości i podstawowych przekonań, to nie będziesz się czuł zagrożony przez tych, którzy mają odmienne przekonania i wartości.
W książce God's Love Song (1991) Maier zastanawia się, jak to możliwe, by ktoś twierdził, że odkrył jedyną drogę, i to nie tylko dla siebie, ale także dla wszystkich innych. Całkowicie zgadzamy się z nim co do tego, że każdy człowiek ma niepowtarzalną drogę, która może się okazać różna od drogi innych ludzi. Sam Maier jako duchowny naucza, że różnorodność, którą się można dzielić, nie tylko jest czymś pięknym, lecz także umacnia zrozumienie, troskę i wspólnotę. Wyraża to przesłanie w silnie oddziałujący i poetycki sposób.
Budujące jest odnajdowanie wspólnot, w których kładzie się nacisk na to, by każdy miał możliwość:
. dzielić się tym, co ma dla niego życiowe znaczenie i sens, a wypływa z jego własnego doświadczenia;
• słuchać tego, co ma życiowe znaczenie i sens dla innych;
• nie oczekiwać i nie żądać, by wszyscy inni postępowali dokładnie w taki sam sposób jak on (s. 3)
Warto wniknąć w przesłanie czcigodnego Maiera. Mamy nadzieję, że nawet wówczas, gdy wydaje ci się, że zdołałeś już wyklarować zestaw odpowiednich dla siebie wartości, odnosisz się z szacunkiem do wartości innych ludzi, być może całkowicie różnych od twoich. Istota sprawy nie polega tu na tym, że jedna osoba ma rację, druga zaś się myli. Różnorodność kultur, religii i poglądów na świat zakłada konieczność nie tylko tolerowania różnic, lecz także podejmowania różnych dróg prowadzących do znalezienia sensu w życiu.
Twoje wartości, niezależnie od tego, jakie są, mogą stać się jeszcze bardziej klarowne i umocnić się, jeśli podejmiesz otwartą dyskusję z różnymi punktami widzenia i zadbasz o to, by twoja postawa wobec tej różnorodności nie miała charakteru osądzającego. Mógłbyś wówczas postawić takie oto pytania:
Gdzie rozwinąłem moje wartości?
Czy moje wartości cechuje otwartość na zmiany?
Czy sam kwestionuję moje wartości i czy jestem otwarty na zakwestionowanie ich przez innych?
Czy zależy mi na tym, by świat pozostawał wciąż taki sam, jaki był w moim życiu wcześniej?
Czy jestem tak bardzo przywiązany do którejś z moich wartości, by wymuszać na przyjaciołach i członkach rodziny jej przyjęcie?
W jaki sposób komunikowałbym moje wartości innym bez narzucania ich?
W jaki sposób moje własne wartości i przekonania wpływają na moje zachowanie?
Czy jestem w stanie akceptować ludzi, którzy trwają przy odmiennych wartościach?
Czy unikam osądzania innych, jeśli myślą, czują lub działają w odmienny sposób niż ja? [...]
Dokąd podążyć dalej: kontynuuj rozwój osobisty
[...] Gdy zastanawiasz się, jakie doświadczenia wybrać mając na uwadze swój stały rozwój, bądź świadom tego, że sens w twoim życiu nie jest czymś składającym się z jednolitej materii. W miarę jak się zmieniasz, możesz oczekiwać, że także to, co jest źródłem sensu w twoim życiu, również będzie się zmieniać. Plany, które cię całkowicie pochłaniały jako młodego człowieka, mogą mieć dla ciebie niewielkie znaczenie dzisiaj. To, gdzie i w jaki sposób odkrywasz sens dziś, może wcale nie być odpowiednie dla jakiegoś okresu w przyszłości.
Możesz z rozmysłem wybierać takie doświadczenia, które pomogą ci zaktualizować własny potencjał. Przypominasz sobie zapewne jakąś przeczytaną książkę lub obejrzany film, które wywarły na ciebie wielki wpływ i zdawały się nadawać rzeczom właściwe im proporcje. Z pewnością lektura książek, które dotyczą kwestii znaczących w twoim życiu, może być sama w sobie doświadczeniem wzrostu, a także zachętą do próbowania nowego.
Często podejmujemy różnego rodzaju postanowienia dotyczące tego, co chcielibyśmy robić w naszym życiu, lub doświadczeń, jakie chcielibyśmy dzielić z innymi, następnie zaś nie udaje się nam ich zrealizować. Czy tak jest w twoim przypadku? Czy są takie działania, które mają dla ciebie wartość, a jednak rzadko udaje się ci je podejmować? Być może mówisz sobie, że cenisz nawiązywanie nowych przyjaźni, lecz odkrywasz, że bardzo mało robisz, by faktycznie inicjować nowe kontakty. Być może znajdujesz zadowolenie w uprawie warzyw albo w grze w golfa, lecz jednocześnie masz wiele powodów, by zaniedbywać tę aktywność. Możesz sobie mówić, że byłoby wspaniale znaleźć dzień lub dwa po to, by po prostu pobyć w samotności, lecz w końcu nigdy ci się to nie udaje. Gdy zaczynasz o tym myśleć, to czyż nie pojawiają się przed tobą takie ewentualności, które mógłbyś podjąć właśnie teraz i które wzbogaciłyby twoje życie? W jaki sposób tak naprawdę chciałbyś spędzać czas? Jakie zmiany jesteś gotów wprowadzić jeszcze dziś, w tym tygodniu, w tym miesiącu, w tym roku?
169
Poza takimi rodzajami działalności, które cię satysfakcjonują, lecz nie oddajesz się im tak często, jakbyś chciał, istnieje bez wątpienia wiele nowego, nad czym mógłbyś się zastanowić i sprawdzić, czy nadałoby to dodatkowy sens twojemu życiu i rozwinęło twoje możliwości. Mógłbyś zastanowić się nad zawarciem jakiejś umowy z samym sobą, by już teraz wcielić w życie określony plan działania, zamiast odwlekać go do następnego tygodnia czy następnego roku. Oto niektóre z dróg podejmowanych przez wielu ludzi, którzy sami sobie stawiają wyzwanie rozwoju:
• znalezienie takiego hobby, które rozwinie nowe aspekty osobowości
• uczęszczanie do teatru, na koncerty i do muzeum
• udział w kursach garncarstwa, degustacji wina, grania na gitarze, rozwój niezliczonych innych szczegółowych zainteresowań
• zaangażowanie się w fascynujące plany pracy lub aktywne podejmowanie takich form pracy, które doprowadzą do rozwoju ukrytych talentów
• spędzanie czasu w samotności na zastanawianiu się nad jakością życia
• inicjowanie kontaktów z innymi i być może rozwijanie intymnych relacji
• nauka na kursach dokształcających lub zdobywanie tytułów naukowych głównie ze względu na zadowolenie, jakie płynie z poznania
• praca w charakterze wolontariuszy i pomoc innym
• doświadczenie tego, czym są góry, pustynia lub ocean w trakcie wędrówki czy żeglugi
• podejmowanie działalności religijnej lub podążanie taką drogą duchową, która niesie sens
• podróżowanie do nowych miejsc, zwłaszcza po to, by poznawać różne kultury
• prowadzenie dziennika, w którym zapisuje się uczucia i marzenia
• dzielenie się niektórymi marzeniami z osobą, do której ma się zaufanie
Każda lista tego rodzaju jest oczywiście przykładowa; drogi osobistego rozwoju są tak różnorodne, jak różnorodni są ludzie, którzy nimi kroczą. Rozwój może dotyczyć rzeczy drobnych i wiele działań możesz podjąć samodzielnie (lub z przyjaciółmi czy rodziną), by nieustannie rozwijać własną osobowość. Największą przeszkodę w naszym rozwoju jako osób być może stanowi to, że nie pozwalamy sobie na wyobrażenie wszystkich możliwości, jakie się przed nami otwierają.
Bibliografia
Bellah R. N. i in., (1985) Habits ofthe Heart: Individualism and Commitment in American Life, New York,
Harper & Rów. Carr J. B. (1988) Crisis in Intimacy: When Expectations Don't Meet Reality, Pacific Grove, CA,
Brooks/Cole.
Maier S. (1991) God's Love Song, Coryallis, OR, Postał Instant Press. May R. (1973) Man's Searchfor Himself, New York, Dell. Moustakas C. (1975) Finding Yourself, Fihding Others, Englewood Cliffs, NJ, Prentice Hali. '
Pytania przeglądowe
1. Co mają na myśli autorzy, gdy mówią o „egzystencjalnej próżni"? '
2. Jakie jest ogólne znaczenie wyrażenia o „odkrywaniu sensu przez przekraczanie osobistych korzyści"?
170
3. Jaka część osobistej filozofii życiowej jest - według autorów - trwała, jaka zaś ulega zmianie?
4. Jakie racje, zdaniem autorów, stoją za tym, by włączyć temat religii do tego rozdziału?
5. Jaka jest różnica między wpływami religijnymi a wartościami?
6. W jaki sposób autorzy postrzegają indywidualny wybór? W jakim stopniu jest on ważny?
Kwestie do omówienia
1. Czy zgadzasz się, że pośród znanych ci osób istnieje powszechna potrzeba sensu, czy też uważasz, że autorzy przesadzają w tym punkcie?
2. Czy przed przeczytaniem tego rozdziału byłeś przekonany, że posiadasz jakąś „filozofię życiową"? Czy w tej chwili jesteś o tym przekonany? Co się na nią składa?
3. Jakiego typu uczucia rodzą się w tobie w trakcie lektury zawartych w tym rozdziale rozważań dotyczących religii? Jakiego typu doświadczenia z innymi (w rodzinie, wśród przyjaciół) sprawiły, że właśnie takie uczucia się w tobie zrodziły?
4. Jak odpowiedziałbyś na osobiste wypowiedzi Jerry'ego i Marianne dotyczące roli religii w ich życiu?
5. Czy zgadzasz się, że możesz podejmować świadome wybory, by zmienić kierunek twojego osobistego rozwoju? Jakie przykłady z twojego doświadczenia umacniają ten pogląd?
#
W porównaniu z ziemskim słońcem Zui 3 jest bardzo wielkie, wysyła sto razy więcej światła i ciepła. Orbita Yadonasora jest wszakże wystarczająco od niego oddalona, by planeta znakomicie nadawała się do zamieszkania. Dwie pory jej słonecznego roku, którego długość wynosi mniej więcej dwadzieścia osiem ziemskich lat, dają początek niezwykłemu cyklowi wodnemu pod powierzchnią planety. Gdy zaczyna się pora chłodniejsza, woda podnosi się, przepływając przez tysiące rynnowych otworów i cała Yadonasora zamienia się w ocean. W czasie pory ciepłej planeta powraca w większości do stanu suchego. Mędrcem i doradcą na Yadonasora jest So-To-Lo-Cho, Klejnot Mrugającej Planety, o którym sądzi się, że ma pięć i pół roku. Jak można oczekiwać, wiele spośród jego powiedzeń dotyczy statków, których jest tam o wiele więcej niż ludzi.
Pewnego dnia człowiek o imieniu Pe-Te-Leet przyszedł do Cho w poszukiwaniu lekarstwa na swój ponury nastrój.
„Podaj mi przykład tego «ponurego» nastroju" — poprosił Cho.
„Nikt nie patrzy, dokąd płynie" — powiedział Leet. — Zeszłej nocy jakaś rodzina w zabłoconej łodzi omal się z nami nie zderzyła. Stałem na naszym dziobie i czuwałem przez dwadzieścia harseków, gdy tamten sternik, trzęsący się trzylatek, opuszczał swoje miejsce i powracał ze sześć razy. Wydaje się, że nawet nas nie dostrzegł; w ostatnim momencie musiałem skręcić i ominąć go. Oczywiście, wpadłem w furię".
„Oczywiście" — potwierdził Cho i zamilkł.
„Lecz co mogę poradzić na swoją złość?".
„Nic nie możesz poradzić — powiedział Cho — ponieważ jesteś przekonany, że twoja złość ma jakąś przyczynę". I ponownie zamilkł.
„Lecz, o Klejnocie Mrugającej Planety, z pewnością jest coś, co mogę zrobić. Przecież nie wszyscy ludzie są tak zmienni jak ja ".
„Mógłbyś wyzwolić się ze swoich nastrojów tylko wtedy, gdyby nie miały one przyczyny. Czy nie widzisz tego, że to wcale nie trzylatek spowodował twoją złość? ".
„Lecz jego brudna łódź omal nie wpłynęła na nas. Cała moja rodzina mogła zginąć w wyniku jego niedbalstwa ".
Cho uśmiechnął się i łagodnie położył swoją rękę na ramieniu Leeta. „Przyjacielu, czyż po oceanie nie pływa wiele opuszczonych łodzi? Jeśli z twojego dziobu dostrzegłbyś, że łódź jest pusta, lecz mimo wszystko kieruje się w twoją stronę dokładnie w taki sam sposób, co byś wtedy zrobił?".
„Zszedłbym z jej kursu".
„Czy byś się wtedy rozzłościł?".
„Nie, ponieważ łódź nie mogłaby nic poradzić na to, co się z nią działo".
„Ah! — powiedział Cho - Łodzie są niewinne. Ofiarowujesz zwykłym łodziom najwspanialszy dar ze wszystkich. A przecież nie są one nawet twoimi braćmi ani siostrami".
„Twoja złość nie pochodzi stąd, że to łódź cię omal nie staranowała, lecz stąd, że była na niej żywa dusza. Wiesz, że puste łodzie nic nie mogą poradzić na to, co się z nimi dzieje, wierzysz zaś, że ludzie mogą. Zeszłej nocy nic nie mogłeś poradzić na swoją złość. Lecz teraz, gdy nie jesteś już pusty, masz przed sobą wybór".
HUGH i GAYLE PRATHER, The Innocence of Boats
Za: Hugh Prather, P arabie s from Other Planets. Copyright 1991 Hugh i Gayle Prather. Przedruk za zgodą Bantam Books, oddział Bantam Doubleday Dell Publishning Group, Inc.
#
Książkę Roberta Boltona, People Skills: How to Assert Yourself, Lisłen to Others and Resolve Conflicts odkryłem wkrótce po jej opublikowaniu. Zawiera ona mnóstwo pomysłów i rad dotyczących komunikacji interpersonalnej, niemal wszystkie z nich są tak samo aktualne i możliwe do zastosowania dziś, jak w czasach jej pierwszego wydania. Przedstawiony rozdział zawiera katalog postaw, które Bolton nazywa „barierami" lub „zaporami" stającymi na drodze komunikacji i często będącymi źródłem problemów w relacjach z przyjaciółmi, rodziną i współpracownikami. Umieszczam go tu, ponieważ przeniesie on twoją uwagę z płaszczyzny ogólnych rozważań o filozofii i wartościach ku szczegółowej refleksji
172
o wzorach komunikacyjnych, które mogą być przyczyną pojawienia się problemów w twoim życiu.
Jak wyjaśnia Bolton, każda z tych barier czy zapór jest reakcją o wysokim stopniu ryzyka, gdyż jej „wpływ na komunikację jest często (choć nie nieuchronnie) negatywny". Te zachowania komunikacyjne funkcjonują jako zapory zwłaszcza wtedy, gdy ludzie pozostają pod wpływem stresu. Są w stanie osłabić samoocenę drugiej osoby, wywołać postawy obronne i resentyment, prowadzić do poczucia zależności lub klęski, a także zmniejszyć prawdopodobieństwo, że druga osoba znajdzie własne rozwiązanie dyskutowanego problemu. Bolton wylicza dwanaście tego rodzaju reakcji i omawia je pod trzema ogólnymi nagłówkami: osądzanie, dawanie rozwiązań i unikanie udziału w troskach drugiego człowieka.
Odwołując się do pomocy Carla Rogersa, teoretyka komunikacji i psychoterapeuty, Bolton opisuje, co sprawia, że najbardziej toksyczną z tych reakcji może stać się osądzanie. Rogers wskazuje, że często w reakcji na czyjąś wypowiedź naszym pierwszym odruchem jest krytyka, nadawanie etykietek czy stawianie diagnozy. „Co za idiotyczna wypowiedź", „Wydaje się, że to nędzny szwindel", „Ona zawsze tak gada, gdy jest w depresji". Nawet pozytywne osądzanie może ranić, gdy stosuje się je w celu manipulowania drugą osobą. Jest to jedna z przyczyn, dla których wiele osób stara się bronić przed pochwałą, uciekając się do takich odpowiedzi, jak „Nie wydaje mi się, aby było to aż tak dobre" lub „Mógłbym to zrobić o wiele lepiej".
Osoby komunikujące się z innymi „dają rozwiązania", rozkazując, grożąc, moralizując, stawiając zbyt wiele pytań lub pytania niewłaściwe oraz udzielając rad. W pewnych sytuacjach każde z tych zachowań może być pomocne, lecz stosowane przesadnie lub w niewłaściwy sposób stawiają osobę wydającą rozkazy lub udzielającą rad na pozycji wyższości w stosunku do niekompetentnej i niefortunnej osoby znajdującej się po drugiej stronie. Takie reakcje komunikacyjne mogą doprowadzić do zniweczenia wysiłków kogoś, kto dąży do rozwiązania własnego problemu, a w najgorszym wypadku mogą wyrażać coś w rodzaju „kompleksu wtrącania się wynikającego z poczucia niższości".
Odwracanie uwagi, logiczne argumentowanie i uspokajanie mogą być w sytuacjach stresu sposobami „unikania udziału w troskach drugiego człowieka". Każda z tych taktyk polega na odsuwaniu sedna problemu z czyjegoś pola widzenia i może prowadzić do ostrego zachwiania równowagi w komunikacji. „Nawet uspokajanie?" - mógłbyś zapytać. Owszem, gdyż dotyczy ono często obrazu własnej osoby, ten zaś najbardziej opiera się bezpośrednim wysiłkom zmierzającym do jego zmiany. Jeśli na przykład czujesz się niezdarna, nieatrakcyjna lub głupia, to czy jest prawdopodobne, aby twój obraz samej siebie rzeczywiście się zmienił dzięki uspokajającym słowom twojej mamy, że „wyglądasz wręcz świetnie", albo twojej przyjaciółki, która w najlepszej intencji zapewnia cię, że „przecież każdy robi błędy"? Często najlepszą reakcją jest po prostu
173
akceptacja, która daje danej osobie możliwość przezwyciężenia jej uczucia, bez zaprzeczania mu lub unikania go.
Końcowy fragment tego tekstu mówi o „winie, wyrzutach sumienia i żalu", które pojawiają się wówczas, gdy uświadamiasz sobie, że niekiedy i ty stawiasz takie komunikacyjne bariery. Bolton przypomina swoim czytelnikom, że postawienie diagnozy jest pierwszym krokiem ku wyzdrowieniu oraz że nieefektywne nawyki związane z komunikacją mogą być poprawione. Wiele tekstów zamieszczonych dalej pokazuje sposoby poprawiania tych nawyków.
#Robert Bolton
Bariery na drodze komunikacji
Za: Robert Bolton, People Skills, fragmenty stron 169-181. Copyright 1979 Simon and Schuster, Inc. Przedruk za zgodą.
To, co zwykle psuje komunikację
Sue Maxwell, trzydziestopięcioletnia kobieta, westchnęła i powiedziała: „No właśnie, znów to spartaczyłam. W czasie weekendu po Święcie Dziękczynienia pojechaliśmy z rodziną odwiedzić moich rodziców. Z emocjonalnych i finansowych względów żyją oni w tym roku w dużym napięciu, więc postanowiłam być wobec nich bardzo uprzejma i troskliwa. Oni jednak zaczęli krytykować to, jak postępuję z dziećmi, co wprawiło mnie w szał. Powiedziałam im, że ze mną i z moim bratem wcale im tak dobrze nie wyszło. Kłóciliśmy się przez pół godziny. Wszyscy troje czuliśmy się bardzo zranieni".
„Takie rzeczy zdarzają mi się zawsze, gdy wracam do domu rodzinnego - ciągnęła Sue. - Nawet jeśli oni nie mają prawa mówić o pewnych sprawach, o których mówią, to przecież ich kocham i chciałabym, by nasze spotkania były miłe. Lecz jakoś tak się dzieje, że zawsze mówimy sobie to, co nas wzajemnie rani"1.
Niestety, doświadczenie Sue jest czymś powszechnym. Niezależnie od tego, czy dotyczy ono rodziców, dzieci, szefów, pracowników, kolegów, przyjaciół czy kogokolwiek innego, ludzie z reguły pragną lepszych rezultatów w komunikacji interpersonalnej niż te, które udaje im się osiągnąć.
*1 R. L. Howe, The Miracle of Dialogue, New York, The Seabury Press, 1963, s. 23-24.
174
Dlaczego zatem tak rzadkie i trudne jest stworzenie efektywnej komunikacji, skoro większość z nas bardzo tego pragnie? Jedna z głównych przyczyn tkwi w tym, że ludzie zazwyczaj, nie zdając sobie z tego sprawy, stawiają bariery komunikacyjne w swoich rozmowach. Uważa się, że gdy jedna lub obie strony uczestniczące w rozmowie mają problem, którym trzeba się zająć, lub potrzebę, która powinna być zaspokojona, to ponad 90 procent czasu tej rozmowy zostaje strawione na stawianie barier2.
Bariery komunikacyjne są to reakcje o wysokim stopniu ryzyka - ich wpływ na komunikację jest często (choć nie w sposób nieunikniony) negatywny. Większe prawdopodobieństwo, że te bariery okażą się destrukcyjne, pojawia się wtedy, gdy jedna lub więcej oddziałujących na siebie osób pozostaje pod wpływem stresu. Niefortunne skutki zablokowań w komunikacji są liczne i różnorodne. Z reguły obniżają one samoocenę drugiej osoby. Skłaniają do przyjmowania postawy obronnej, budzą opór i resentyment. Mogą prowadzić do zależności, wycofywania się, poczucia klęski i nieprzystosowania. Zmniejszają prawdopodobieństwo, że druga osoba znajdzie własne rozwiązanie swoich problemów. Każda z takich zapór jest „blokadą uczuciową"; zmniejsza prawdopodobieństwo, że druga osoba konstruktywnie wyrazi swoje prawdziwe uczucia. Ponieważ zaporom komunikacyjnym towarzyszy wysokie ryzyko wzmacniania tych negatywnych skutków, to ich ciągłe stawianie może przynieść relacji trwałą szkodę.
Jakiego typu konkretne bariery są w stanie przeszkadzać w komunikacji? Eksperci w dziedzinie komunikacji interpersonalnej, tacy jak Carl Rogers, Reuel Howe, Haim Ginott i Jack Gibb3, sprecyzowali, jakie reakcje blokują rozmowę. Thomas Gordon opracował wyczerpującą listę, którą nazwał „brudną dwunastką" niszczycieli komunikacji4. Reakcje, których należy unikać, to:
Krytykowanie: wyrażanie negatywnych ocen o drugiej osobie, jej działaniach lub postawach. „Sam to na siebie sprowadziłeś - nikogo innego nie możesz winić za kłopoty, w których tkwisz".
Przezywanie: nadawanie etykiety, „poniżanie" kogoś lub podciąganie go pod stereotyp. „Co za głupek!"; „Dokładnie jak kobieta..."; „Jajogłowy"; „Jesteś takim samym niewrażliwym facetem jak inni".
Stawianie diagnozy: analizowanie, dlaczego osoba zachowuje się w taki sposób, w jaki się zachowuje; odgrywanie psychiatry-amatora. „Czytam w tobie jak w książce — robisz to właśnie po to, by mnie zirytować"; „Myślisz, że jesteś lepszy ode mnie tylko dlatego, że dostałeś się na studia".
*2 T. Gordon, Wychowanie bez porażek. Rozwiązywanie konfliktów między rodzicami a dziećmi, przeł. A. Makowska, Warszawa, PAX, 1994, s. 48, 106.
*3 C. Rogers, Client-Centered Therapy: Its Current Practice, Implications and Theory, Boston, Houghton Mifflin, 1951, zwłaszcza rozdz. 31. Zob. także: C. Rogers, On Becoming a Person: A Therapist's View of Psychotherapy, Boston, Houghton Miffilin, 1951; R. L. Howe, The Miracle of Dialogue, s. 18-35: H. Ginott, Between Parent and Child: New Solutions to Old Problems, New York, Macmillan, 1965. Zob. także: H. Ginott, Between Parent and Teenager, New York, Avon, 1969; H. Ginott, Teacher and Child: A Bookfor Parents and Teachers, New York, Macmillan, 1972; J. Gibb, Defensive Communication, w: Leadership and Interpersonal Behavior, B. M. Bass, L. Petrullo (red.), New York, Holt, Rinehart and Winston, 1961, s. 66-81.
*4 T. Gordon, Wychowanie bez porażek, 45^8, 107-112, 291-293.
175
Chwalenie połączone z oceną: wydawanie pozytywnego osądu o drugiej osobie, jej działaniach lub postawach. „Zawsze jesteś taka grzeczna. Na pewno pomożesz mi wieczorem przyciąć trawnik". Nauczyciel do kilkunastoletniego ucznia: „Jesteś wielkim poetą". (Trudno przekonać wiele osób, że bariery mające postać chwalenia to reakcje o wysokim stopniu ryzyka. Później wyjaśnię, dlaczego w moim mniemaniu powtarzające się stosowanie tych reakcji może być niszczące dla relacji).
Rozkazywanie: nakazywanie drugiej osobie robienia tego, co chcesz, by było zrobione. „Masz natychmiast odrobić lekcje! Dlaczego?! Ponieważ tak powiedziałam..."
Grożenie: staranie się o kontrolę nad działaniem drugiej osoby przez grożenie jej negatywnymi konsekwencjami, jakie mogą ją spotkać z twojej strony. „Zrobisz to lub w przeciwnym wypadku..."; „Przestań natychmiast hałasować, albo zatrzymam całą klasę po lekcjach".
Moralizowanie: mówienie drugiej osobie, co powinna zrobić. „Prawienie jej kazań". „Nie powinnaś się rozwodzić, pomyśl co stanie się z dziećmi"; „Powinnaś mu powiedzieć, że jest ci przykro".
Stawianie zbyt wielu lub niewłaściwych pytań: barierami w relacjach są często pytania zamknięte; są to takie pytania, na które można zazwyczaj odpowiedzieć w kilku słowach - często przez zwykłe „tak" lub „nie". „Kiedy to się stało?"; „Czy jest ci przykro, że to zrobiłeś?"
Udzielanie rad: dawanie drugiej osobie rozwiązania dla jej problemów. „Jeśli byłbym na twoim miejscu, z pewnością powiedziałbym mu do słuchu"; „To całkiem łatwa sprawa. Najpierw trzeba...".
Odwracanie uwagi: odsunięcie na bok problemu drugiej osoby przez odwrócenie jej uwagi. „Nie wracaj do tego, Sarah. Pogadajmy o czymś przyjemniejszym"; „Myślisz, że spotkało cię coś złego? Posłuchaj, co mnie się przytrafiło".
Logiczne argumentowanie: próba przekonania drugiej osoby poprzez odwoływanie się do faktów lub logiki, zazwyczaj bez brania pod uwagę emocjonalnego aspektu sprawy. „Przyjrzyj się faktom; jeśli nie kupiłbyś nowego samochodu, nie wpadlibyśmy w kłopoty ze spłatą domu".
Uspokajanie: próba powstrzymania negatywnych emocji odczuwanych przez drugą osobę. „Nie przejmuj się, zawsze najciemniej jest przed świtem"; „Wszystko się w końcu doskonale ułoży".
Dlaczego bariery są reakcjami o wysokim stopniu ryzyka
Na pierwszy rzut oka niektóre z tych barier wydają się całkowicie niewinne. Pochwała, uspokajanie, logiczna odpowiedź, pytanie lub rada udzielona w dobrej intencji często są uważane za czynniki pozytywne w relacjach interpersonalnych. Dlaczego więc naukowcy zajmujący się zachowaniami ludzkimi uważają owych dwanaście typów reakcji za potencjalnie szkodliwe dla komunikacji?
Tych dwanaście sposobów zachowania postrzega się raczej jako reakcje o wysokim stopniu ryzyka niż elementy w nieunikniony sposób destrukcyjne dla całej komunikacji. Jest prawdopodobne, że w większym stopniu niż inne sposoby komunikacji zablokują one konwersację, udaremnią skuteczne rozwiązanie problemu przez partnera i zwiększą dystans emocjonalny między osobami. Czasami jednak ludzie reagują w ten sposób z niewielkim negatywnym skutkiem lub wręcz bez żadnych ujemnych konsekwencji.
176
Gdy jedna lub obie strony odczuwają silną potrzebę lub zmagają się z jakimś problemem, prawdopodobieństwo negatywnego wpływu barier komunikacyjnych znacznie wzrasta. Pewna pożyteczna reguła, którą można zastosować, brzmi tak: „Jeśli pod wpływem stresu jesteś ty sam lub ktoś inny w twoim otoczeniu, to unikaj stawiania jakichkolwiek barier". Niestety, właśnie wtedy, gdy przeżywa się stres, pojawia się największe prawdopodobieństwo, że będziemy stosowali te wysoce ryzykowne reakcje.
Dwanaście barier komunikacyjnych można podzielić na trzy główne kategorie: osądzanie, dawanie rozwiązań, unikanie udziału w troskach drugiego człowieka:
OSĄDZANIE
1. Krytykowanie
2. Przezywanie
3. Stawianie diagnozy
4. Chwalenie połączone z oceną
DAWANIE ROZWIĄZAŃ
5. Rozkazywanie
6. Grożenie
7. Moralizowanie
8. Stawianie zbyt wielu lub niewłaściwych pytań
9. Doradzanie
UNIKANIE UDZIAŁU w TROSKACH DRUGIEGO CZŁOWIEKA
10. Odwracanie uwagi
11. Logiczne argumentowanie
12. Uspokajanie
Rozpatrzmy bardziej szczegółowo każdą z tych głównych kategorii reakcji o wysokim stopniu ryzyka.
Główna bariera: osądzanie
Do tej kategorii należą cztery rodzaje barier komunikacyjnych - krytykowanie, przezywanie, stawianie diagnozy oraz chwalenie. Wszystkie są wariacjami na ten sam temat - osądzania drugiej osoby.
Psycholog Carl Rogers wygłosił kiedyś wykład na temat komunikacji, w którym powiedział, że w jego przekonaniu główna bariera w komunikacji interpersonalnej polega na naturalnej skłonności do osądzania - do przyjmowania lub odrzucania tego, co mówi druga osoba5.
Niewielu ludzi myśli o sobie jak o osobach skłonnych do osądzania. We wspomnianym wykładzie Rogers przekonał jednak wielu swoich słuchaczy, że skłonność do osądzania jest bardziej rozpowszechniona niż to sobie uświadamiają:
*5 C. Rogers, On Becoming a Person, s. 330.
177
„Dziś wieczorem, gdy skończy się to spotkanie, pośród różnych wypowiedzi prawdopodobnie usłyszycie: «Nie podobało mi się, co mówił ten człowiek». Cóż na to odpowiecie? Prawie zawsze wasza odpowiedź będzie wykazywała aprobatę albo dezaprobatę dla wyrażonej postawy. Odpowiecie albo: «Mnie się także to nie podobało. Myślę, że było okropne». Albo będziecie skłonni rzec: «O, myślę, że było naprawdę niezłe». Innymi słowy, pierwszą waszą reakcją będzie ocena tego, co i zostało wam właśnie powiedziane, ocena z waszego punktu widzenia, oparta na waszym układzie odniesień.
Weźmy inny przykład. Załóżmy, że powiem wkładając w to pewną dozę uczucia: «Myślę, że republikanie wykazują ostatnio dużo zdrowego rozsądku*. Jaka reakcja pojawia się w waszych umysłach, gdy tego słuchacie? Zdecydowanie najbardziej prawdopodobne jest to, że wasza odpowiedź będzie oceniająca. Okaże się, że się ze mną zgadzacie lub nie, albo wyrazicie na mój temat jakiś osąd, na przykład: «To musi być konserwatysta*, albo «Wydaje się rzetelny w swoim myśleniu»".
W tym samym wykładzie Rogers postawił inną ważną tezę dotyczącą ludzkiej skłonności do przyjmowania postawy osądzającej:
„Choć skłonność do wyrażania ocen występuje powszechnie w niemal każdej wymianie komunikatów językowych, to rośnie ona zdecydowanie w tych sytuacjach, w których pojawiają się głębokie emocje i uczucia. Im silniejsze zatem są nasze uczucia, tym bardziej prawdopodobne, że w komunikacji zabraknie jakiegokolwiek wspólnego elementu. Pojawią się tam po prostu dwie idee, dwa uczucia, dwa osądy, nie spotykające się w sferze psychologicznej. Jestem pewien, że rozpoznajecie to we własnym doświadczeniu. Jeśli sami nie jesteście emocjonalnie zaangażowani, lecz przysłuchujecie się gorącej dyskusji, to często myślicie sobie na odchodnym: «No tak, faktycznie mówili oni o dwóch różnych rzeczach». Oni mówili jednak o tej samej rzeczy. Każdy wyrażał osąd, oceniał coś w ramach swojego układu odniesienia. Nie było tam nic, co można by nazwać komunikacją w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Powtarzam, że ta skłonność do reagowania na każdą znaczącą emocjonalnie wypowiedź formowaniem jej oceny z naszego własnego punktu widzenia jest główną barierą w komunikacji interpersonalnej"6.
Krytykowanie
Jedna z barier wynikających z osądzania ma źródło w krytycyzmie. Wielu z nas czuje, że powinniśmy być krytyczni - w przeciwnym razie inni nigdy się nie poprawią. Rodzice sądzą, iż trzeba osądzać dzieci, gdyż inaczej nigdy nie staną się pracowitymi i dobrze ułożonymi dorosłymi. Nauczyciele sądzą, że muszą krytykować uczniów, gdyż inaczej nigdy się niczego nie nauczą. Przełożeni sądzą, że muszą krytykować pracowników, gdyż w przeciwnym razie zmniejszy się produkcja. Dalej pokażę, w jaki sposób pewne cele, które staramy się osiągnąć przez krytykowanie (lub stawianie innych barier), o wiele skuteczniej mogą być osiągnięte innymi środkami.
Tymczasem warto przyjrzeć się naszym stosunkom z innymi ludźmi, by zobaczyć, jak często bywamy krytyczni. Dla niektórych krytykowanie jest wręcz sposobem na życie. Pewien mężczyzna opisał swoją żonę jako osobę biorącą udział w ciągłym safari wynajdywania błędów. Pewien admirał nadał kiedyś doradcy Białego Domu, Harry'emu Hopkinsowi, przydomek „Generalissimus Szpila"7, właśnie ze względu na jego krytyczną naturę.
*6 Tamże, s. 330-331.
*7 Cyt. za: R. Sherwood, Roosevelt and Hopkins, New York, Harper, 1948, s. 282.
178
Przezywanie i nadawanie etykietek
Przezywanie i nadawanie etykietek ma zazwyczaj negatywny wydźwięk zarówno dla tego, kto wysyła komunikat, jak i dla tego, kto go przyjmuje, „czarnuch", „WASP"8, „intelektualista", „dzieciuch", „jędza", „autokrata", „narwaniec", „głupek", „zrzęda" - wszystkie one naznaczają drugą osobę. Istnieją wszakże również takie etykietki, które tworzą aureolę: „bystry", „pracowity", „pełen poświęcenia", „wdał się w swojego ojca", „prawdziwy zdobywca".
Etykietki nie pozwalają nam poznać ani nas samych, ani innych ludzi: znika przed nami osoba, pozostaje zaś tylko typ. Psycholog Clark Moustakas twierdzi:
„Etykietki i klasyfikacje sprawiają, iż wydaje się, że znamy drugiego, podczas gdy naprawdę chwytamy jedynie cień, nie zaś substancję. Ponieważ jesteśmy przekonani, że znamy samych siebie i innych [...], przestajemy faktycznie widzieć, co się dzieje przed nami i w nas, i nie wiedząc tego, że nie wiemy, nie czynimy żadnego wysiłku, by pozostawać w kontakcie z rzeczywistością. Wciąż korzystamy z etykietek, by wciskać w stereotypy siebie samych i innych; te etykietki zastąpiły ludzkie znaczenia, niepowtarzalne uczucia i przejawy życia w osobach i między osobami"9.
Stawianie diagnozy
Diagnozowanie, forma nadawania etykietek, prześladowało ludzkość przez całe wieki, a stało się jeszcze powszechniejsze od czasów Freuda. Niektórzy ludzie, zamiast wsłuchiwać się w istotę tego, co mówi druga osoba, odgrywają rolę detektywa ujawniającego emocje; doszukują się ukrytych motywów, psychologicznych kompleksów i tym podobnych rzeczy.
Sekretarka, która zaczęła pracę u psychologa, zrezygnowała przed upływem miesiąca. Gdy przyjaciółka spytała ją, dlaczego porzuciła pracę, wytłumaczyła: „Analizował motywy, jakie stały za wszystkim, co robiłam. Nie mogłam z nim wygrać. Gdy spóźniałam się do pracy, było tak z powodu mojej wrogości; gdy przychodziłam zbyt wcześnie, to dlatego, że byłam niespokojna; gdy zjawiałam się punktualnie, to z powodu mojej kompulsywności".
Zauważyliście być może, podobnie jak ja, że komunikacja bywa udaremniana, gdy jedna osoba informuje drugą, że ta jest nastawiona defensywnie, że zwodzi samą siebie lub że działa pod wpływem poczucia winy, lęku albo innego nieświadomego motywu czy „kompleksu".
Pochwała połączona z oceną
Istnieje powszechne przekonanie, że każda szczera pochwała pomaga. Wielu rodziców, nauczycieli, szefów w pracy i innych ludzi aprobuje pochwałę bez zastrzeżeń. Zakłada się, że „pochwała buduje zaufanie, zwiększa poczucie bezpieczeństwa, zachęca do inicjatywy, jest bodźcem do nauki, rodzi dobrą wolę
8 WASP (White Anglo-Saxon Protestant) (przyp. tłum.).
' C. Moustakas, Individuality and Encounter: A Brief Joumey into Loneliness and Sensitivity Groups, Cambridge, MA, Howard A. Doyle, 1971, s. 7-8.
17
i polepsza stosunki między ludźmi", twierdzi Haim Ginott10. Na pierwszy rzut oka, nie wydaje się zatem, by pochwała była najlepszą kandydatką do miana bariery w komunikacji interpersonalnej. Niemniej jednak pozytywne oceny niosą ze sobą negatywne skutki.
Pochwała jest często wykorzystywana jako sztuczka mająca na celu skłonienie ludzi do zmiany zachowania. Gdy ktoś wyraża pochwałę mając jakieś ukryte zamiary, ten drugi często odczuwa resentyment, nie tylko z powodu wysiłku kontrolowania wypowiedzi, lecz także z tego powodu, że doświadcza manipulacji. David Augsburger powiada, że nie zawsze prawdą jest, iż bycie chwalonym oznacza bycie kochanym. „Bycie chwalonym jest częściej tym samym, co bycie manipulowanym. Bycie chwalonym to często bycie wykorzystywanym. Bycie chwalonym to często bycie przechytrzonym, wymanewrowanym, zbytym słodkimi słówkami"11.
Pochwała ma często szkodliwe skutki, nawet jeśli nie stosuje się jej z zamiarem manipulacji. Czy zauważyliście kiedykolwiek, jak sami chwaleni bronią się przed pochwałą, jak gdyby bronili się przed jakimś zagrożeniem? Ich ostrożność i wycofywanie się sprawia, że pojawia się zestaw zaprzeczeń, jak choćby takie:
„Nie wydaje mi się, aby było to aż tak dobre". '*• „Naprawdę, to było niewiele".
„To nie była moja zasługa; wpadł na to mój asystent, Charlie". ;•. „To było w znacznej mierze szczęście".
„Mógłbym to zrobić o wiele lepiej".
Gdy ludzie słyszą o niebezpieczeństwach pochwały połączonej z oceną, myślą często, że naukowcy zajmujący się zachowaniem są przekonani, iż wszystkie formy zachęty są szkodliwe. Tak wcale nie jest. Wyrażanie pozytywnych uczuć wobec ludzi jest ważnym elementem komunikacji interpersonalnej [...]
Dawanie rozwiązań może stanowić problem!
Kolejna grupa barier obejmuje dawanie rozwiązań innym. Rozwiązania mogą być proponowane z troską jako porady, pośrednio przez stawianie pytań, autorytatywnie jako rozkazy, agresywnie w postaci groźby lub w otoczce moralizatorskiej. Niektóre sposoby dawania rozwiązań w oczywisty sposób niosą ze sobą większe ryzyko niż inne. Wszystkie jednak są potencjalnymi barierami komunikacji, zwłaszcza gdy jedna lub obie strony odczuwają jakąś potrzebę lub przeżywają jakiś problem. Sugerowanie rozwiązań często jeszcze bardziej komplikuje problem lub stwarza nowe problemy, nie rozwiązując wcale początkowego dylematu.
*10 H. Ginott, Between Parent and Teenager, s. 113.
*11 D. Augsburger, The Love Fight, Scottsdale, PA., Herald Press, 1973, s. 110.
180
Rozkazywanie, grożenie, moralizowanie, doradzanie (a często także stawianie pytań zamkniętych) to sposoby dawania rozwiązań. Nie sugeruję, że podsuwanie rozwiązań jest zawsze niewłaściwe, lecz taka postawa może stwarzać bariery i udaremniać rozwój drugiej osoby.
Rozkazywanie
Rozkaz jest rozwiązaniem popartym przymusem i siłą. Gdy korzysta się z przymusu, ludzie często przejawiają opór i resentyment. Rezultatem może być sabotaż. Ludzie, którym bez przerwy wydaje się rozkazy, mogą też stać się posłuszni i ulegli. Za rozkazem kryje się założenie, że osąd drugiego człowieka jest niewłaściwy, co obniża jego samoocenę.
Grożenie
Groźba jest rozwiązaniem, które podsuwa się kładąc nacisk na karę, jaka zostanie wymierzona, jeśli rozwiązanie nie zostanie wprowadzone w życie. Groźby prowadzą do takich samych negatywnych rezultatów jak rozkazy.
Moralizowanie
Wielu ludzi bardzo lubi otaczać rozwiązania podsuwane innym dodatkową aureolę. Starają się poprzeć swoje idee siłą społecznego, moralnego lub teologicznego autorytetu. Moralizowanie korzysta z takich słów, jak „powinno się" i „należy", lecz możliwe są także inne sformułowania. „Jest to rzecz właściwa", „Zbyt rzadko mnie odwiedzasz", „Powinieneś" - oto często przyjmowane założenia, nawet jeśli nie wypowiada się ich wprost.
„Moralizowanie jest demoralizujące". Wzmacnia niepokój, rodzi resentyment, ma tendencję do zakłócania szczerego wyrażenia samego siebie i zachęca do pretensjonalności.
Stawianie zbyt wielu lub niewłaściwych pytań
Pewne formy stawiania pytań wchodzą w skład komunikacji. Pytania mogą jednak realnie powstrzymywać rozmowę, czego przykładem jest znany tok pytań i braku odpowiedzi.
„Dokąd wyszedłeś?" „Na zewnątrz" „Co robiłeś?"
„Nic"
Amerykańscy rodzice pytają codziennie swoje dzieci: „Jak poszło ci dziś w szkole?", i codziennie słyszą tę samą monotonną odpowiedź: „Było w porządku".
Niektórzy stawiają pytania bez przerwy. Rozmowa wówczas jednak niemal całkowicie zamiera. Pytający rozpaczliwie uciekają się do coraz większej liczby pytań, gdy kochani przez nich ludzie dzielą się z nimi tak niewieloma sprawami. Chcą utrzymać przynajmniej cienką strużkę porozumienia. Kolejne pytania opóźniają jednak komunikację jeszcze bardziej.
181
Większość ludzi jest uzależniona od stawiania pytań. Choć istnieją konstruktywne sposoby stawiania okazjonalnych pytań, [...] przesadne dopytywanie się zazwyczaj wykoleja konwersację. Jacąues Lalanne, prezes Institute de Developpement Humain w Quebec, powiada: „W codziennej rozmowie pytania są zazwyczaj kiepskim substytutem bardziej bezpośredniej komunikacji. Pytania są komunikatami niepełnymi, pośrednimi, ukrytymi, bezosobowymi i w rezultacie nieskutecznymi, które często wzmacniają reakcje obronne i opór. Rzadko są one prostą prośbą o informację, są za to pośrednimi sposobami osiągania jakiegoś celu, sposobem manipulacji osobą, którą się o coś pyta"12.
Doradzanie
Doradzanie jest inną z najbardziej powszechnych barier. W najgorszym wypadku wyraża ono „kompleks wtrącania się wynikający z poczucia niższości". Choć poznałem i przekazałem innym wiele ważnych racji, dla których doradzanie jest czymś mało konstruktywnym, a także udało mi się znacznie ograniczyć własne próby doradzania, ciągle dostrzegam, że udzielam rad w niewłaściwy sposób. Pułapka doradzania jest dla mnie ciągłą pokusą, zauważyłem, że najłatwiej w nią wpadam, gdy o swoich problemach rozmawia ze mną kochana przeze mnie osoba. Cóż złego jest w doradzaniu? Doradzanie jest często podstawową obrazą dla inteligencji drugiej osoby. Wynika ono z braku zaufania, że osoba mająca problemy jest w stanie zrozumieć i poradzić sobie z własnymi trudnościami. Jak mówi Norman Kagan: „W istocie, mówimy do kogoś pośrednio: «Robisz wielkie halo z problemu, którego rozwiązanie jest dla mnie oczywiste od razu - ale jesteś głupi»"13.
Innym problemem związanym z doradzaniem jest to, że doradca rzadko rozumie wszystkie implikacje problemu. Gdy ludzie dzielą się z nami swoimi troskami, często pokazują jedynie „wierzchołek góry lodowej". Doradca jest nieświadomy całej złożoności sprawy, uczuć i wielu innych czynników, które są ukryte pod powierzchnią. Dag Hammarskjóld, wnikliwy dyplomata szwedzki, powiedział:
„Nie znał pytania
było mu łatwo
dawać odpowiedzi"14.
Unikanie udziału w troskach drugiego człowieka
Pewien dziennikarz zauważył, że pierwszym prawem rozmowy jest to, że jeśli istnieje jakikolwiek możliwy sposób przerwania toku rozmowy, to ktoś tego dokona.
*12 J. Lalanne, Attack by Question, „Psychology Today" 1975, listopad, s. 134.
*13 N. Kagan, Interpersonal Process Recall: A Method of Influencing Human Interaction, Ann Arbor, Michigan State University, 1975, s. 29.
*14 D. Hammarskjóld, Drogowskazy, przeł. ks J. Zieją, Kraków, Znak, 1981, s. 147.
18
Pozostałe trzy bariery - odwracanie uwagi, logiczne argumentowanie i uspokajanie - są godne uwagi ze względu na to, że prowadzą właśnie do wykolejania rozmowy.
Odwracanie uwagi
Jeden z najczęstszych sposobów przenoszenia tematu rozmowy z troski drugiego na twoje własne sprawy nazywa się „odwracaniem uwagi". Słowa: „A jeśli już o tym mówimy, to...", często sygnalizują początek tego procesu. Znaczna część tego, co ma miejsce w rozmowie, nie jest w rzeczywistości niczym więcej niż szeregiem ruchów odwracania uwagi. Podsłuchałem na przykład, taką oto wymianę zdań między czterema starszymi kobietami odwiedzającymi przyjaciółkę w szpitalu:
PACJENTKA: Ta operacja była tak bolesna! Nie sądziłam, że będę w stanie ją wytrzymać.
To było po prostu... OSOBA A: Jeśli już mówimy o operacjach, to w 1976 roku, w Memoriał Hospital usunięto mi woreczek żółciowy. Ależ to był czas... OSOBA B: To ten sam szpital, do którego zabrali mojego wnuka, gdy złamał sobie rękę.
Złożył mu ją dr Beyer. OSOBA C: Czy wiecie, że dr Beyer mieszka na mojej ulicy? Podobno ma problemy z alkoholem. OSOBA D: No tak, ale alkohol nie jest aż tak straszny jak narkotyki. Syn dyrektora liceum całkiem się w nich pogrążył. Ktoś, kto nie potrafi zatroszczyć się o swoje dzieci, nie powinien się zajmować dziećmi innych.
Nieźle! Co stało się z niepokojem pacjentki?
Niekiedy ludzie w rozmowie odwracają uwagę, ponieważ brak im umiejętności świadomego i efektywnego słuchania. Czasami przesuwają centrum uwagi na samych siebie. Innym razem uciekają się do odwracania uwagi, gdy doskwierają im emocje wzbudzone przez rozmowę. Wielu ludzi nie lubi rozmawiać o uczuciach, złości, konflikcie, śmierci, chorobie, rozwodzie i innych tematach, które budzą w nich napięcie. Gdy te tematy stają w centrum rozmowy, zwracają konwersację ku tematowi, który jest dla nich bardziej wygodny.
Logiczne argumentowanie
Logika spełnia wiele ważnych funkcji. Gdy jednak ktoś pozostaje pod wpływem stresu lub gdy między ludźmi pojawia się konflikt, proponowanie logicznych rozwiązań może przyprawiać o wściekłość. Choć może się wydawać, że właśnie w takich momentach najbardziej potrzebujemy logiki, to jednak niesie ona ze sobą wysokie ryzyko alienacji drugiej osoby.
W sytuacjach osobistego lub interpersonalnego stresu jeden z podstawowych problemów wynika z tego, że logika sprowadza emocjonalny dystans. Logika skupia się na faktach i w normalnych okolicznościach unika uczuć, ale gdy partner ma problem lub gdy pojawia się problem w relacjach interpersonalnych, główną kwestią są właśnie uczucia. Gdy korzysta się z logiki w celu uniknięcia emo-
183
cjonalnego zaangażowania się, opuszcza się drugą osobę w najmniej właściwym momencie.
Uspokajanie
„Cóż do licha może być złego w uspokajaniu" - oto pytanie, jakie stawia sobie wielu ludzi.
Uspokajanie może także, podobnie jak jedenaście innych zapór, okazać się wbiciem klina między ludzi. Haim Ginott pisze:
Zdarza się, choć może niezbyt często, że każdy rodzic słyszy, jak jego syn lub córka mówi: „Jestem głupi". Wiedząc, że jego dziecko nie może być głupie, rodzic zabiera się do przekonywania go, że jest inteligentne.
SYN: Jestem głupi.
OJCIEC: Nie jesteś głupi.
SYN: Ależ tak, jestem.
OJCIEC: Nie jesteś. Pamiętasz, jaki byłeś bystry na obozie? Opiekun sądził, że byłeś jednym z najbardziej rozgarniętych.
SYN: Skąd wiesz, co on myślał?
OJCIEC: Powiedział mi to.
SYN: No tak, ale dlaczego cały czas nazywał mnie głupkiem?
OJCIEC: Po prostu żartował.
SYN: Jestem głupi i wiem o tym. Popatrz na moje oceny w szkole.
OJCIEC: Po prostu powinieneś więcej pracować.
SYN: Już więcej pracuję i nic to nie pomaga. Mam ptasi móżdżek.
OJCIEC: Jesteś inteligentny, wiem o tym.
SYN: Jestem głupi, wiem to.
OJCIEC: (głośno) Nie jesteś głupi!
SYN: Tak, jestem!
OJCIEC: Nie jesteś głupi, Głupku!
Następnie Ginott tłumaczy:
„Gdy dziecko stwierdza, że jest głupie, brzydkie lub złe, nie możemy ani powiedzieć, ani uczynić nic, co by zmieniło jego obraz samego siebie od razu. Opinia na temat samego siebie, która zakorzeniła się już w człowieku, opiera się bezpośrednim próbom zmiany. Pewne dziecko powiedziało ojcu: wiem, że masz dobre intencje, Tato, ale nie jestem aż tak głupi, bym ci uwierzył, że jestem inteligentny"15.
Uspokajanie jest sposobem, który, choć wydaje się, że pociesza drugą osobę, to jednak faktycznie prowadzi do czegoś przeciwnego. Może być formą emocjonalnego wycofania się. Uspokajanie jest często praktykowane przez ludzi, którym podoba się myśl o pomaganiu innym, lecz którzy nie chcą doświadczyć związanego z tym emocjonalnego wysiłku.
*H. Ginott, Between Parent and Child, s. 19-20.
184
Bariera numer trzynaście
Gdy zaczyna się mówić ludziom o barierach komunikacyjnych, ich dość typową reakcją jest: „To właśnie to, co robił mój mąż przez te wszystkie lata. Poczekaj, niech tylko mu powiem o tych wszystkich zaporach, jakie stawia". Albo: „Och! mój szef używa niemal wszystkich tych barier. Gdy następnym razem to zrobi, wytknę mu, że mi je stawia". To jest Bariera Trzynasta: mówienie innym, że stawiają bariery. Bariera trzynasta należy do kategorii osądzania. Jeśli chcesz polepszyć swoją komunikację przez wskazywanie osądzającym palcem na innych, to jest to kiepski sposób na początek.
Wina, wyrzuty sumienia, żal
Po wysłuchaniu wykładu na temat barier wielu ludzi popada w poczucie winy. Nagle uświadamiają sobie, że pewne ich sposoby komunikowania są barierami w ważnych relacjach i że prawdopodobnie doprowadziły one do pojawienia się niepotrzebnego dystansu między nimi a innymi ludźmi. Gdy w czasie zajęć przedstawimy konkretne bariery komunikacyjne, ludzie zazwyczaj komentują to w taki sposób:
Dostrzeżenie trzech głównych zestawów barier było jak sztylet i zmartwiałem myśląc o tych wszystkich sytuacjach, które zmarnowałem, a które mogły być produktywne, gdybym wiedział, jak odpowiedzieć we właściwy sposób.
Jest to coś takiego jak nagłe rozpoznanie nieprzyjaciela i odkrycie, że jestem nim ja sam! Zawsze myślałem o sobie jako o „dobrym słuchaczu", nie zdawałem sobie sprawy, że często byłem winny faktycznego unicestwienia komunikacji z powodu tego, w jaki sposób słuchałem. Reakcje, którym nadałeś miano barier, były tym, co zawsze uznawałem za pomocne w rozmowie i z czego dość często korzystałem. Gdy słuchałem tego, co mówiłeś o zaporach, poczułem wyrzuty sumienia i żal. Przychodziły mi takie myśli: „Poniosłem porażkę jako rodzic i nauczyciel". „Dobrze byłoby, gdybym nauczył się tego piętnaście lat temu". W jaki sposób doszedłem do czterdziestki nie dostrzegając, że są to zapory. Po poczuciu winy pojawiła się nadzieja. Praktycznie niemożliwe jest zmierzenie się z negatywną postawą, jeśli nie wie się, że jest ona destruktywna. Wiedza na temat barier jest dla mnie pierwszym krokiem w stronę działań pozytywnych.
Wszyscy stawiamy od czasu do czasu bariery. Okazyjne ich stosowanie rzadko przynosi znaczną szkodę relacji. Gdy jednak odwołujemy się do nich często, pojawia się wysokie prawdopodobieństwo, że wyrządzą znaczną szkodę.
Złe nawyki związane z konwersacją mogą być poprawione. Wiedza pojawiająca się w związku z lekturą rozdziałów takich jak ten, może być znaczną pomocą. Możesz sobie uzmysłowić, jaką barierę najbardziej pragniesz wyeliminować i skoncentrować się na jej wykorzenieniu. Na początku jest to trudna i zniechęcająca praca, ponieważ stawianie barier jest już w twoich reakcjach nawykowe, a do zmiany jakichkolwiek nawyków potrzebny jest zarówno czas, jak i wysiłek. Jednocześnie podczas prób eliminowania barier możesz wykorzystywać umiejętności komunikacyjne opisane w pozostałych partiach tej książki. Kilka tysięcy lat temu mędrzec nauczał, że o wiele łatwiej jest usunąć zły nawyk zastępując go
185
dobrym, niż starać się usuwać negatywne przyzwyczajenie tylko siłą woli16. Ta mądrość wciąż obowiązuje. W miarę jak będziesz się uczył słuchać, bronić swojego zdania, rozwiązywać konflikty i skuteczniej znajdować wyjście z problemów interpersonalnych, zakres stosowanych przez ciebie barier nieuchronnie się zmniejszy.
Podsumowanie
Niektóre sposoby formułowania wypowiedzi niosą ze sobą znaczne ryzyko stłumienia rozmowy, przynoszą szkodę relacji, prowadzą do pojawienia się uczuć nieadekwatności, złości lub uzależnienia u drugiej osoby, albo do wystąpienia wszystkich tych reakcji naraz. Na skutek pojawienia się jednej lub kilku z tych barier drugi człowiek może przyjąć postawę uległą i służalczą. Może też stać się jeszcze bardziej uparty, zbuntowany i kłótliwy. Bariery stawiane w trakcie rozmowy prowadzą do obniżenia samooceny partnera i do osłabienia motywacji. Zmniejszają prawdopodobieństwo, że będzie on stanowił o swoim życiu, zwiększają zaś prawdopodobieństwo, że skupi swoją uwagę na ocenie, która pochodzić będzie od kogoś innego. W naszej kulturze bariery są czymś powszechnym; stawia się je w ponad 90 procentach rozmów, gdy jedna lub dwie osoby mają jakiś problem lub odczuwają jakąś silną potrzebę. Te złe nawyki konwersacyjne mogą być jednak poprawione, przede wszystkim dzięki wykorzystaniu umiejętności podsuwanych w pozostałych partiach książki.
Pytania przeglądowe
1. Bolton nie mówi w tym rozdziale o wszystkich typach komunikacji, lecz jedynie o komunikacji spełniającej pewne warunki. Jakie?
2. Jak ludzie niekiedy uzasadniają swoją krytyczną postawę?
3. Co to znaczy, że ktoś „odgrywa emocjonalnego detektywa"?
4. W jaki sposób pochwała może obrócić się przeciwko chwalącemu?
5. Czym jest „wynikający z poczucia niższości kompleks wtrącania się"?
6. W ostatnim akapicie, przed podsumowaniem, Bolton przypomina czytelnikom o sposobie pozbycia się złych nawyków. Co ma na myśli?
Kwestie do omówienia
1. W ciągu jednego dnia skup uwagę na swoich reakcjach. Jak często odpowiadasz na pełne emocji komentarze i twierdzenia w sposób oceniający lub osądzający? Jakimi innymi możliwościami dysponujesz?
2. Bolton z pewnością nie sugeruje, abyś nigdy nikogo nie chwalił ani nie udzielał rad. Co mówi o tego rodzaju komunikacji?
3. Bolton cytuje komentarz Jacguesa Lalanne'a, że pytania są często „kiepskim substytutem bardziej bezpośredniej komunikacji". Jakie są przykłady pytań, które faktycznie mają charakter pośrednich twierdzeń lub osądów?
4. W części o logicznym argumentowaniu Bolton nie mówi, że powinniśmy wyrzucić rozum przez okno. Jaką tezę stawia w odniesieniu do relacji między logiką a psychologią?
*Łk 11, 24-25.
$Rozdział 6
Świadomość obecności innych
Ten fragment kwestionuje pewne zdroworozsądkowe przekonanie, które zostało przedstawione już w pierwszym zdaniu eseju. Przekonanie to mówi, że postrzegamy i obserwujemy innych ludzi w sposób „poprawny, rzeczywisty i pozbawiony uprzedzeń czy inklinacji". Innymi słowy, wiele osób wierzy, że spostrzeganie jest w swojej istocie procesem wchłaniania danych zmysłowych. Istnieje jakiś „realny świat" poza nami, który tylko czeka na to, abyśmy go zmysłowo poznali, my zaś widzimy, słyszymy, czujemy, smakujemy i dotykamy go w mniej lub bardziej „obiektywny" sposób.
Problem z tym zdroworozsądkowym przekonaniem polega na tym, że nie poparły go, podjęte właśnie w tym celu, badania procesów psychologicznych czy komunikacyjnych. Co ważniejsze, nie jest ono poparte nawet przez codzienne doświadczenie. Weźcie pod uwagę na przykład powszechnie znany problem z naocznymi świadkami w sądzie. Dwie osoby, które były świadkami wypadku drogowego albo pobicia, mogą postrzegać tę sytuację w znacząco odmienny sposób. Gdy prawnicy i członkowie ławy przysięgłych porównują zeznania naocznych świadków ze zdjęciami i filmami wideo, dostrzegają, że to, „co się zdarzyło", a także to, „co to oznaczało", zależy od tego, kogo się o to pyta. Być może poza zdarzeniami najprostszymi to, co jest przez nas nazywane „rzeczywistością", przez prawników zaś „faktami", stanowi rodzaj transakcji między tym, kto spostrzega, a tym, co jest spostrzegane. Dlatego właśnie Bili Wilmot tytułuje ten fragment swojego tekstu „Transakcyjna natura spostrzegania osoby".
Na wstępie Bili wprowadza nas w swoje rozumienie pojęcia „transakcyjny". Podstawowa idea jest taka, że spostrzeganie jest obustronnym procesem, który zachodzi między tym, kto spostrzega, i tym, co jest spostrzegane; jest to zjawisko dwukierunkowe. Jest to prawda przede wszystkim dlatego, że ludzie żyją nie w świecie rzeczy, ale w świecie znaczeń. Nie reagujemy ani na przedmioty, ani na ludzi, ale na to, co one
187
dla nas znaczą. Nawet zatem w przypadku podmiotów, które nie są ludźmi, zgodnie z tym, co mówi Bili: „znaczenie łączone z przedmiotem jest funkcją (1) tępo, kto spostrzega, (2) przedmiotu oraz (3) sytuacji".
Gdy przechodzimy od spostrzegania przedmiotów do spostrzegania osób, ten proces wzbogaca się o cztery dodatkowe elementy. Pierwszym jest spostrzeżenie, iż jest się spostrzeganym. Gdy wąchasz różę, na twoje wąchanie nie wpływają żadne myśli dotyczące tego, jak czuje się róża dlatego, że jest wąchana. Lecz gdy czujesz zapach osoby, takie myśli mają wpływ na to, co czujesz. Na ludzkie spostrzeganie w znaczący sposób wpływa spostrzeżenie, iż jest się spostrzeganym. Wiemy, że ludzie mogą widzieć lub faktycznie widzą nas, gdy ich widzimy, czują nas, gdy ich dotykamy, dostrzegają nas, gdy czujemy ich zapach. Uznanie przez nas tego faktu wpływa na to, jak ich spostrzegamy. Bili omawia to zjawisko.
Drugą cechą różniącą spostrzeganie osoby od spostrzegania przedmiotu jest to, co Bili nazywa „nakładaniem struktury". Nie spostrzegamy tak po prostu wyizolowanych aspektów osób; dostrzegamy pewne cechy i łączymy je z innymi cechami. Jeśli zatem spostrzegamy, że jakaś osoba jest ciepła i dostępna, nie zaś chłodna i pełna rezerwy, to prawdopodobnie będziemy ją postrzegali także jako inteligentną i kompetentną. W taki właśnie sposób posługujemy się tym, co nazywa się „ukrytymi teoriami osobowości". Interesujące jest to, zauważa Bili, iż nakładanie struktur powoduje, że widzimy nie tylko „coś więcej niż jest w rzeczywistości", ale także „coś mniej, niż jest w rzeczywistości". Jeśli na przykład nadamy komuś etykietkę, to przestajemy dostrzegać jego niepowtarzalność, postrzegamy go po prostu jako reprezentanta kategorii oznaczonej tą etykietką - „profesora", „kibica", „pielęgniarkę" itd.
Po trzecie, zakładamy, iż ci, których postrzegamy, są konsekwentni. Dlatego choć teoretycznie możemy przyjmować ideę, że ludzie się zmieniają, często jesteśmy zaszokowani, gdy znane nam osoby robią coś, czego się po nich nie spodziewaliśmy. Bili podaje kilka interesujących przykładów tego, że owa tendencja do zakładania konsekwencji może prowadzić do humorystycznych rezultatów.
Czwartą rozpatrywaną przez Billa cechą związaną ze spostrzeganiem osoby, jest przypisywanie jej przyczynowości i odpowiedzialności. Gdy widzimy, jak kawałek skały toczy się w dół po stoku, nie sądzimy, by skała „postanowiła" poruszać się w ten sposób. W stosunku do ludzi przyjmujemy takie założenie. Gdy spostrzegamy ich robiących cokolwiek, zakładamy, że czynność ta jest ugruntowana w jakimś procesie uprzedniego wyboru. Czasami przypisujemy czynność przede wszystkim przyczynom „wewnętrznym" tkwiącym w jednostce, czasami zaś przyczynom „zewnętrznym". W obu przypadkach patrzymy na aktywność ludzką jako na coś celowego.
188
Tekst ten zawiera wiele ważnych idei. Umieściłem go na początku rozdziału, gdyż obejmuje większość zagadnień zasadniczych dla problematyki spostrzegania. Inne teksty tego rozdziału rozwiną, dopracują i zilustrują kilka spośród tez postawionych przez Billa Wilmota.
William W. Wilmot
Transakcyjna natura spostrzegania osoby
Za: William W. Wilmot, Perception of the Other, w: Dyadic Communication, wyd. 3, s. 77-86. Copyright 1987 McGraw Hill. Przedruk za zgodą.
Psychologicznie naiwna jednostka działa w przeświadczeniu, że „spostrzega i obserwuje innych ludzi w sposób poprawny, rzeczywisty i pozbawiony uprzedzeń (Ichheiser, 1970). Jeśli Charlie spostrzega Sama jako osobę nieuczciwą, oznacza dla niego to, że Sam jest nieuczciwy. Choć takie podejście sprawia, że łatwiej nam dawać sobie radę z „rzeczywistością", nie pozwala jednak dostrzec transakcyjnej natury spostrzegania. Nie ma bowiem czegoś takiego jak obiektywny świat osób. Wszyscy interpretujemy siebie nawzajem na różne sposoby. Z całą pewnością, istnieje znaczny stopień zgodności co do samych ocen. Dwie kobiety kłócące się w drodze do domu mogą się w końcu zgodzić, że „Sam nie umie trzymać rąk przy sobie". Lecz cóż to oznacza? Sam potrzebuje uczucia? Sam jest męskim szowinistą? Sam został odrzucony przez swoją matkę? Sam zareagował zbyt impulsywnie, ponieważ boi się kobiet? Sam byłby kiepskim mężem? Sam byłby wspaniałym mężem? Podobnie jak nigdy nie jesteśmy w stanie poznać prawdziwej lub najgłębszej podmiotowości osoby, nie jesteśmy też w stanie poznać, kim tak naprawdę jest Sam. Możemy jednak powiedzieć, że „to było moje doświadczenie i w ten sposób zareagowałem", uznając tym samym, że inni doświadczają innego aspektu osoby Sama i łączą z tym ich własne znaczenia. To, że nasze rozumienie zachowania drugich jest podatne na pomyłki, zostanie zilustrowane następującą anegdotą. Małżeństwo z wyższych sfer poważnie niepokoiło się stanem swojego synka. W obecności obcych osób chłopiec zaczynał się jąkać, wycofywać i stawał się milczący. W towarzystwie innych dzieci objawiał lęk i zdenerwowanie. Rodzice czuli potrzebę zapewnienia chłopcu jakiejś fachowej pomocy, lecz chcieli zrobić to tak, by nie był skrępowany ani wyodrębniony z grupy. W końcu wpadli na pewien pomysł. Stary przyjaciel ojca z czasów studiów był psychologiem klinicznym, więc rodzice zaprosili go na kolację. Po posiłku powiedzieli mu, jaki był prawdziwy powód zaproszenia, mianowicie potrzeba
189
l postawienia ich synkowi diagnozy. Psycholog podjął się obserwowania chłopca od następnego dnia (oczywiście po zebraniu odpowiednich informacji o jego przeszłości i zachowaniu).
„Z balkonu na górze obserwował ogród, w którym samotnie bawił się chłopiec. Siedział : zamyślony w słońcu, wsłuchując się w okrzyki dzieci z sąsiedztwa. Zmarszczył czoło, przekoziołkował do tyłu, uderzając noskami swoich białych butów w trawę, siadł i popatrzył na plamy na butach. Wtedy spostrzegł dżdżownice. Rozciągnął ją na kamiennej płycie, znalazł ostry patyk i zaczął przepiłowywać robaka na pół. W tym momencie w umyśle psychologa zaczęły się pojawiać pewne wrażenia i poczynił kilka wstępnych notatek tej oto treści: «Wydaje się :> wyizolowany i pełen złości, być może nadmiernie agresywny, nie dawać mu do ręki noży ani ;-. żadnych domowych zwierzątek*. Następnie psycholog zauważył, że chłopiec mówi coś do siebie. Pochylił się do przodu i wytężył uwagę, by uchwycić jego słowa. Chłopiec właśnie skończył przepiłowywać robaka. Zmarszczka na jego czole znikła i powiedział: «Otóż to. Teraz masz już przyjaciela*" (Schelien, 1963).
Transakcyjna natura spostrzegania przejawia się podczas spostrzegania zarówno przedmiotów, jak i osób. Mógłbyś przypuszczać, że przedmioty, jako „rzeczywiste" i obiektywne fakty, mogą być obserwowane bez ingerencji naszych własnych opinii. Jednak - jak mówi Bateson - „przedmioty są tworzone przeze mnie i moje doświadczanie ich jest subiektywne, nie obiektywne" (por. Baxter, 1978). Znaczenie łączone z przedmiotem jest funkcją (1) tego, kto spostrzega, (2) przedmiotu oraz (3) sytuacji. Ilustruje to rysunek 1. !L- - -v «' '* /
. yffi
*
Rysunek 1. Znikająca kropka
Trzymaj książkę na poziomie oczu i zamknij lewe oko. Prawym okiem patrz prosto na gwiazdkę, a następnie wolno przesuwaj książkę do tyłu i do przodu na odległość około 30 centymetrów. Zauważysz, że kropka, którą na początku możesz widzieć, w pewnym momencie znika. „Zniknięcie" kropki po prawej stronie wynika z faktu, że w tym miejscu siatkówki brakuje w oku receptorów światła (Von Foerster, 1981). Istnienie tej fizycznej ślepej plamki sugeruje nam pewną ważną tezę. Wszyscy mamy takie „ślepe plamki" w naszym spostrzeganiu zarówno przedmiotów, jak i ludzi i nawet gdyby budowa naszego oka była inna, nie moglibyśmy „obiektywnie" spostrzegać przedmiotów. Popatrz na rysunek 2 (Yernon, 1972). Co widzisz?
Rysunek 2. Ułożenie kropek
190
Prawdopodobnie kropki ułożone w formę trójkąta i kwadratu. Popatrz znów! Po lewej stronie masz trzy kropki, a po prawej cztery. Dlaczego nie zasugerowały one twojemu umysłowi takich oto kształtów?
Albo dlaczego nie zostały one spostrzeżone jako całkowicie wzajemnie nie powiązane? Jest jasne, że to, co spostrzegłeś, było w takiej samej mierze funkcją twoich uwarunkowań, jak i ułożenia kropek.
Jeśli spostrzeganie przedmiotów jest „transakcją między mózgiem i otoczeniem" (Parry, 1967), to proces spostrzegania osób jest z pewnością transakcją w nie mniejszym stopniu. Pewne minimum składające się na taką sytuację to: (1) ten, kto spostrzega, (2) osoba spostrzegana oraz (3) uwarunkowania sytuacyjne. W relacji między dwiema osobami pojawiają się ważne elementy, których nie ma podczas spostrzegania przedmiotów. Zacznijmy od tego, że istnieje dzielony wspólnie obszar (Taguiri, Petrullo, 1958). Ty widzisz kogoś, ktoś zaś widzi ciebie. Osoba, którą spostrzegasz, jest zaangażowana w ten sam proces co ty. Złożoność tej sytuacji została opisana przez Taguiriego (1969):
„Spostrzegająca osoba, w pewnym zakresie zdająca sobie sprawę z wielu cech ogólnych drugiej osoby (jej świadomości, umysłu) czy jej cech szczególnych (na przykład hojności), musi pogodzić się z faktem, że ona także, mając analogiczne cechy, jest przedmiotem spostrzegania i refleksji oraz jako taka wpływa na swój własny przedmiot spostrzegania. Ten, kto obserwuje, i ten, kto jest obserwowany, są jednocześnie obserwującymi i obserwowanymi. Ich wzajemne spostrzeżenia uczestniczą w ciągłym, powtarzalnym, a jednocześnie różniącym się procesie, w trakcie którego każdy wykorzystuje zmiany zachodzące w sobie oraz w drugiej osobie jako potwierdzenie hipotez jego dotyczących".
W transakcji obustronnej twoje zachowanie wywołuje reakcję drugiego uczestnika, którą następnie wykorzystujesz jako podstawę twojego spostrzegania. Taki sam proces dokonuje się u partnera. Proces spostrzegania osób jest w oczywisty sposób bardziej złożony niż proces spostrzegania przedmiotów, gdyż przedmiot nie dostosowuje się do naszej obecności. Wniosek, że zachowanie drugiego jest konsekwentne, często oznacza po prostu to, że to my dostarczamy mu takiego „obrazu samego siebie, który pozostaje względnie trwały i spójny", wywiera też trwały wpływ na jego zachowanie (Gergen, 1968). Cechy osobowościowe, jakie spostrzegasz u drugiego, mogą w części zależeć od cech, jakie on spostrzega w tobie (Marlowe, Gergen, 1969).
Nie możemy postrzegać „realnej" osoby, gdyż samo pojęcie „realnej" osoby jest mitem. Zachowanie drugiej osoby jest w równym stopniu zależne od relacji jak nasze. Jeśli na przykład spostrzegasz, że jakaś osoba postępuje nieprzyjaźnie, to być może jest to jej odpowiedź wywołana tym, że ona spostrzegła twoje zachowanie jako wrogie. Co więcej, często projektujemy spostrzeżenia na innych.
Widzimy w nich to, czego nie ma w nich, ale jest w nas (Ichheiser, 1970). Na przykład jeśli czujesz się samotny i zgorzkniały z powodu niedawnej utraty partnera, możesz mieć tendencję do spostrzegania innych ludzi jako samotnych. I przeciwnie - „gdy się śmiejesz, cały świat śmieje się z tobą".
Na koniec należy stwierdzić, że spostrzeganie osoby jest procesem transakcyjnym, ponieważ to, co widzimy, jest w równym stopniu funkcją naszych cech, co funkcją cech drugiej osoby. Na przykład jeśli jesteś naprawdę rozzłoszczony na kogoś, to twoja reakcja może powiedzieć więcej o tobie niż o nim. Nie istnieje jakaś „niezmienna realność" (Dettering, 1969) drugiej osoby oczekująca na nasze odkrycie. Cechy, jakie przypisujemy innym, są oparte na dostępnych nam wskazówkach oraz na niepowtarzalnym sposobie, w jaki je interpretujemy. Nasza percepcja drugiej osoby, choćby wydawała się pewna, jest oparta na ciągłej niepewności.
Badania zajmujące się spostrzeganiem zaczynają w coraz większym stopniu uznawać transakcyjną naturę tego procesu. Delia (1976) twierdzi na przykład, że transakcje komunikacyjne wpływają na spostrzeżenia innych. Już teraz możemy stwierdzić, że istnieje kilka ogólnych zasad dotyczących procesu łączenia znaczenia z zachowaniem innej osoby; zostaną one potraktowane jako prawidłowości spostrzeżeniowe. Dwie spośród najważniejszych prawidłowości tego rodzaju występujących w komunikacji między dwiema osobami to: (1) nakładanie struktury oraz (2) przypisywanie przyczynowości i odpowiedzialności.
Wzory spostrzeżeniowe
Zestawy spostrzeżeniowe ' ' • • -
Istnieją pewne wzory, stale występujące w naszym spostrzeganiu innych. Te „zestawy spostrzeżeniowe" pojawiają się, ponieważ pragniemy „nadać jakiś sens" zachowaniom innych ludzi — umieścić je w jakiejś kategorii, nadać im etykietkę. Zestawy spostrzeżeniowe są rezultatem takich oto prawidłowości: (1) nakładania struktury, (2) założenia co do istnienia konsekwencji po stronie drugiego.
Tak jak nakładamy strukturę na przedmioty, jak choćby na kropki na rysunku, które chcemy widzieć ułożone w pewien wzór, nakładamy też strukturę na zachowanie drugiej osoby. Zawsze musimy działać na podstawie informacji niepełnej, sens jej nadajemy wychodząc poza nią (Bruner, Shapiro, Taguiri, 1958). Przyjmując początkową, niepełną informację, wykorzystujemy ją do zdefiniowania osoby, to znaczy do umieszczenia jej w konkretnej kategorii. Czynimy tak, ponieważ doświadczany przez nas świat ma (1) strukturę, (2) pewną trwałość, a co za tym idzie (3) znaczenie (Hastorf, Schneider, Polefka, 1970). Eksperyment Ascha (1946) jest jedną z najlepszych ilustracji sposobu, w jaki ujmujemy w strukturę wrażenia dotyczące innych, a oparte na niepełnych informacjach. Osobom biorącym udział w eksperymencie dano listę cech pewnej jednostki i poproszono o napisanie jej krótkiej charakterystyki. Z listy przeciwstawnych cech mieli również wybrać te, które w ich odczuciu charakteryzowały daną osobę. Swoje ogólne wrażenia co do opisywanych osób badani ujmowali w zwięzłe opisy,
192
typu „inteligentna", „zdolna", „przedsiębiorcza", „ciepła", „wytrwała", „praktyczna" i „ostrożna". Gdy słowo „ciepła" zostało zastąpione słowem „chłodna", wrażenia zmieniły się w sposób znaczący. Ogólne wrażenia co do innych są oparte jedynie na częściowych danych i niezależnie od tego, czy owe dane pochodzą z listy słów czy z krótkiego kontaktu z nimi, przekształcamy je w znaczącą dla nas strukturę. Jeśli zbudujemy taki model drugiej osoby, to zaczyna on ukierunowy-wać nasze reakcje (McGuire, 1971). Na przykład jeśli interpretujesz działania twojego nowego znajomego jako ogólnie przygnębiające, to będziesz wykorzystywał tę ogólną strukturę jako podstawę twoich reakcji.
Struktura nakładana przez nas na sytuacje jest niepowtarzalna, nasza własna. Jak zauważył Kelley (1972), informacje są przez nas interpretowane za pośrednictwem osobistych konstruktów. „Nadajemy sens" drugiemu dzięki osobistym doświadczeniom i sposobom widzenia świata (Delia, Gonyea, Crockett, 1970). Jego zachowanie jest dla nas zrozumiałe jedynie w takim stopniu, w jakim możemy odnieść je do własnego doświadczenia (Walster, 1970) - jedynie w takim stopniu, w jakim posiadamy dla niego jakiś osobisty konstrukt. Choć każdy z nas konstruuje wydarzenia w sposób indywidualny, jest możliwa wystarczająca zbieżność między konstruktami dwóch osób, aby konstrukty te nakładały się na siebie (Duck, 1973). Dlatego jeśli ty i Sharon obserwujecie Boba w tej samej sytuacji, to wasza interpretacja jego zachowania może mieć wystarczająco wiele wspólnego, abyście mogli „się zgodzić" co do tego, co spostrzegacie jako jego osobowość.
Znaczenie, jakie nakładamy na zachowania innych, zostało określone mianem ukrytej teorii osobowości, posiada ją każdy z nas (Cronbach, 1955). Każdy z nas intuicyjnie pojmuje, jakie cechy prawdopodobnie będą współwystępowały i wykorzystuje to jako podstawę sądów dotyczących innych. Jeśli sprzedawca samochodów błędnie przedstawia ci jakieś informacje na temat auta, możesz odnieść się do niego jako do „kanciarza", nakładając na niego określoną cechę osobowości. Ktoś inny może jednak powiedzieć: „Ależ, to nie jest wcale kanciarz. Po prostu wymaga się od niego, by zapewnił największy możliwy zysk. Jest to część jego roboty". Każdy z was nakłada inną ukrytą teorię osobowości na zachowanie drugiego. Jedno z badań na temat komunikacji udowadnia, że takie domyślne osądy osobowości powstają już na wczesnym etapie interakcji z innymi. Berger (1975) odkrył, że jeśli ludzie działają w jakiś konsekwentny sposób zarówno w początkowych, jak i późniejszych interakcjach z daną osobą, to uważa się, że mają pewne cechy ujawniające się także w innych interakcjach. Jeśli twoja koleżanka, z którą masz właśnie zamieszkać w akademiku, zachowuje się „ciepło i towarzysko" wobec ciebie, prawdopodobnie wyciągniesz z tego wniosek, że jest ona „przyjacielską osobą". To początkowe przypisanie cechy będzie aktualne aż do czasu, gdy pojawi się jakiś przekonywający dowód skłaniający cię do zmiany tego wczesnego poglądu, gdy na przykład wyrzuci ona wszystkie twoje rzeczy na korytarz i wymieni zamek w drzwiach.
Jak zauważyliśmy wcześniej, zestaw spostrzeżeniowy dotyczący innych pociąga za sobą nakładanie struktury i wychodzenie poza posiadane informacje.
193
Paradoksem jest, że'nie tylko „dostrzegamy więcej niż jest w rzeczywistości", lecz także „mniej niż jest w rzeczywistości". Jeśli nałożymy na kogoś strukturę spostrzeżeniową, to blokuje ona możliwość dostrzeżenia przez nas innych cech tej osoby. Na przykład, pewien mężczyzna, zapytany o imię swojej byłej żony, odpowiada „ZĄB JADOWY!" Etykieta tego typu wywołuje rodzaj krótkiego spięcia w naszym myśleniu o tej kobiecie, blokując możliwość dostrzeżenia jej innych cech jako matki, przyjaciółki i współpracownika. Spotkało mnie niegdyś takie oto doświadczenie. Stałem na poboczu wyludnionej podrzędnej drogi w Montanie, około 20 mil od najbliższego miasteczka. Nie było prawie żadnego ruchu, zapadł zmrok, a silnik mojego auta miał poważny defekt. W końcu na horyzoncie pojawił się samochód, stanąłem na środku drogi i udało mi się skłonić mężczyznę do zatrzymania się. Gdy wsiadłem do jego auta, zapytał „Cześć, gdzie robisz?". „Jestem profesorem na uniwersytecie" - odpowiedziałem. Zapadło milczenie, potem usłyszałem „Oh" i rozmowa się skończyła. Cała dalsza droga do Townsend wypełniona była ciszą, zastanawiałem się wówczas, jakim zestawem spostrzeżeniowym dyspoponował ten człowiek dla profesorów.
Pewne fascynujące badanie eksperymentalne także pokazuje zestawy spostrzeżeniowe w działaniu - blokadę nie pozwalającą na dostrzeżenie pewnych informacji. Ponad stu osobom zajmującym się zawodowo zdrowiem psychicznym pokazano wideokasetę z sesją terapeutyczną, podczas której pacjentką była pewna kobieta. Połowie powiedziano, że kobieta jest lesbijką, połowie zaś, że jest osobą heteroseksualną. Gdy poproszono ich o ocenę jej przystosowania psychicznego, okazało się, że ci, którzy sądzili, iż jest lesbijką, postrzegali ją jako bardziej defensywną, mniej dającą z siebie, mniej ufną, posiadającą mniejszą samokontrolę oraz negatywne postawy wobec mężczyzn. Ci zaś, którzy byli przekonani, że kobieta jest heteroseksualną, odnosili się do niej w sposób całkowicie pozytywny i dziwili się nawet, dlaczego trafiła na terapię (Lewis, 1981). Etykietka lesbijki uaktywniła pewien zestaw spostrzeżeniowy, który nie pozwolił profesjonalistom dostrzec zachowań, które widzieliby w innym przypadku.
Zestawy spostrzeżeniowe przenikają spostrzeżenia innych, a nakładane struktury zarówno dodają, jak i pomijają ważne informacje. Są to procesy tak powszechne, że możesz być pewny, iż żaden usłyszany opis drugiej osoby, nie będzie poprawny. Struktura nakładana przez tego, kto spostrzega, nie zaprezentuje ci poprawnego obrazu drugiego człowieka, niezależnie od tego, jak bardzo osoba opisująca będzie się starała. Nasz język dostarcza skrótów do wyjaśnień, lecz niestety oznacza to także niewłaściwą prezentację drugiego.
Jednym z aspektów nakładania struktury jest to, że przypisujemy innym „stałość postaw, uczuć i poglądów" (Ichheiser, 1970), i źródłem zaskoczenia staje się dla nas to, że często jej nie ma. Oto młoda kobieta, która wcześniej była bardzo poważną studentką, szokuje swoich rodziców porzucając pracę i samotnie podróżując dookoła świata. Chłopak, który był młodocianym przestępcą, nagle zrywa ze swoimi przyzwyczajeniami i spędza kilka kolejnych lat pomagając innym, a prowadzący swobodne życie kawaler wstępuje do klasztoru. Wyniki przeprowadzonych badań nie potwierdzają poglądu, że ludzie są konsekwentni
194
w swoim zachowaniu, jednak często popadamy w konsternację, gdy działają oni w sposób niespójny. Jak twierdzi Mischel (1968; zob. także: Morton, Douglas 1981), nasze zachowanie jest wynikiem jedynej w swoim rodzaju kombinacji osób, w otoczeniu których żyjemy, oraz naszego przystosowania do nich, nie jest zaś spowodowane żadnymi wewnętrznymi cechami osobowości
Oczekiwanie, że zachowanie innych osób będzie konsekwentne, może często prowadzić do zabawnych sytuacji. Joe był jednym z moich studentów, raczej poważnym (przychodził na zajęcia i brał w nich udział, choć nie studiował bardzo pilnie). Był starszy od innych, miał około trzydziestu lat, i był ojcem czworga dzieci. W sumie uważałem go za odpowiedzialnego, uczciwie pracującego studenta. Pewnego dnia, w czasie dość trudnego egzaminu siedział w końcu sali i podobnie jak inni był bardzo skupiony na teście. Zupełnie niespodziewanie, gdy spojrzałem w jego stronę, gwałtownie uniósł rękę w powietrze, wyprostował ku górze potężny środkowy palec i zaśmiał się od ucha do ucha. Jego gest był tak nieoczekiwany i tak zaskakujący w kontekście mojego sposobu postrzegania jego osoby, że musiałem wtedy roześmiać się przed bardzo zadziwioną klasą.
Często karzemy ludzi, którzy burzą nasze pojęcia o tym, kim są. Gdy nadamy zachowaniu jakiejś kobiety etykietkę nieuczciwego albo jej samej etykietkę oszustki, mówimy jedynie, że zawiodła nasze oczekiwania. Przeprowadzono badanie, które wykazało, że występuje tendencja do darzenia większą sympatią osób przewidywalnych niż nieprzewidywalnych (Gergen, 1968). Dzieje się tak, gdyż (1) chcemy, aby inni byli konsekwentni, (2) nasze zachowanie często wywołuje konsekwentne reakcje drugiej osoby, (3) konstruujemy konsekwentny obraz drugiej osoby, mamy skłonność do oceniania go w kategoriach konkretnych cech osobowości (Ichheiser, 1970). Jeśli ktoś w naszym otoczeniu zawsze działa inteligentnie, to jesteśmy skłonni uważać to za cechę jego osobowości, podczas gdy faktycznie zarówno to zachowanie, jak i wszystkie inne jego zachowania są zdeterminowane sytuacyjnie. Całkowite przemieszanie (1) twoich znaczeń i zachowań oraz (2) jego znaczeń i zachowań tworzy spostrzeganą przez ciebie „osobowość". Ktoś może mieć skłonności do pewnych reakcji - może pragnąć być szczęśliwy jako osoba - lecz musi pojawić się odpowiednia sytuacja, by można było zauważyć tę jego cechę.
Przypisywanie przyczynowości i odpowiedzialności • <
Drugą prawidłowością charakterystyczną dla spostrzegania osoby jest przypisywanie przyczynowości. Ludzie chcą brać się za bary z otoczeniem, w którym żyją; chcą nadać światu jakiś sens. Jednym ze sposobów jest przypisywanie przyczynowości. Wychodząc z ogólnego założenia, że wydarzenia mają jakąś przyczynę, zachowanie ludzkie także uznajemy za posiadające przyczyny. Większość z nas poczuwa się choćby do częściowej odpowiedzialności za własne czyny i tę samą perspektywę nakładamy na innych. Patrzymy na nich jako na przynajmniej w części odpowiedzialnych za swoje działania (Taguiri, 1969). _
195
Próbując hipotetycznie połączyć przyczyny z zachowaniami innych, możemy wybrać dwa sposoby: przypisanie przyczyn zewnętrznych lub przypisanie przyczyn wewnętrznych', oznacza to, że zachowanie innego przypisujemy albo jemu samemu (wewnętrzne umiejscowienie kontroli) albo okolicznościom (zewnętrzne umiejscowienie kontroli). Oto warunki, pod którymi jesteśmy skłonni przypisywać działaniom drugiego przyczyny zewnętrzne (Baron, Byrne, 1977):
1. Wysoki stopień zgodności. Inni ludzie działają w ten sam sposób w sytuacji danego >, typu. Na przykład jeśli myślimy, że większość ludzi popadnie w depresję po stracie ukochanej osoby, to depresja osoby A będzie postrzegana jako stan spowodowany ": utratą ukochanego człowieka.
2. Wysoki stopień konsekwencji. Jeśli w analogicznych sytuacjach dana osoba działa podobnie, to zakładamy, że jej zachowanie jest wymuszone sytuacyjnie.
3. Wysoki stopień dystynktywności. Jeśli dana osoba działa odmiennie w innych sytuacjach, to przyjmujemy, że jej depresja została wywołana przez okoliczności związane z bieżącą sytuacją. Na przykład jeśli ktoś kłamie w trakcie policyjnego przesłuchania związanego z zarzutem handlu narkotykami, lecz nie kłamie w innych sytuacjach, to będziemy skłonni postrzegać to kłamstwo jako wymuszone przez każącą rękę sprawiedliwości, nie zaś jako wynikające z cech osobowości.
Warunki przypisania przyczyn wewnętrznych są przeciwstawne. Jeśli mamy do czynienia z niskim stopniem zgodności (inni ludzie nie działają tak w danej sytuacji), to przypisujemy zachowanie osobowości lub stanowi wewnętrznemu osoby. Wyobraź sobie, że twój przyjaciel, bezrobotny i niedawno rozwiedziony, został usunięty z mieszkania przez właściciela. W trakcie przeprowadzki uderzył byłą żonę, gdyż zgłosiła pretensje do kilku mebli. Będziesz uważał przyjaciela jako za „agresywnego" lub „wrogiego", gdyż większość ludzi nie zachowałaby tak agresywnie w tego typu sytuacji. Im bardziej niepowtarzalne lub dziwaczne jest czyjeś zachowanie, tym bardziej prawdopodobne, że będziemy przypisywać je jakiemuś stanowi wewnętrznemu. Jeśli istnieje niski stopień konsekwencji (osoba znajduje się często w takiej sytuacji, lecz działa różnie), to skłonni jesteśmy przypisywać jej zachowanie stanom wewnętrznym, które są nieprzewidywalne. Weźmy znów wyrzuconego na bruk przyjaciela. Jeśli poprzednio miał on już wiele razy problemy ze swoją partnerką w sprawach własności, lecz akurat teraz ją zaatakował, to prawdopodobnie wyciągniemy wniosek, że tym razem stracił po prostu kontrolę lub zdarzyło się coś podobnego. Wreszcie, jeśli mamy do czynienia z niskim stopniem dystynktywności (ktoś działa w podobny sposób w wielu sytuacjach), to zakładamy, że jest to funkcja osobowości, nie sytuacji. Jeśli nasz przyjaciel miał fizyczne starcia z innymi już wcześniej, to będziemy na niego patrzyli jak na osobę agresywną, a jego atak na byłą żonę stanie się czymś pasującym do ustalonego wzoru.
Kluczem do przypisania przyczynowości jest, jak wskazuje Kelley (1972), stopień współzmienności. Jeśli zachowanie ma miejsce w obecności pewnej osoby, nie zaś wtedy gdy jest ona nieobecna, to wnioskujemy, że spowodowała je ta osoba. Co do mężczyzny, który zaatakował swoją byłą partnerkę: jeśli była ona już wcześniej atakowana przez wielu swoich byłych partnerów, to wyciągniemy
196
wniosek, że w jej zachowaniu wobec mężczyzn jest coś, co przyczynia się do takich reakcji z ich strony.
Podczas przypisywania przyczyn, musimy najpierw osądzić, czy ktoś jest zdolny do wywołania określonych skutków. W większości sytuacji przypisujemy mu także odpowiedzialność - dzieje się to wtedy, gdy do przypisanej przyczyny działania dodajemy emocjonalny lub moralny osąd. Badacze zajmujący się teorią atrybucji, czyli procesami przypisywania przyczynowości oddzielają te dwa procesy, lecz podane przykłady łączą pojęcia przyczynowości i odpowiedzialności, ponieważ w większości naszych reakcji wobec innych oba te czynniki się przeplatają.
To, jaki zakres odpowiedzialności za wydarzenia przypisujemy innym, zależy od kilku czynników. Jeśli siły zewnętrzne nie są bardzo znaczące albo uważa się, że zdolność przeciwstawienia się tym siłom jest wysoka, to jesteśmy skłonni składać przyczyny i odpowiedzialność na barki drugiego człowieka. Jeśli dana osoba jest zdolna do wywoływania skutków, to zazwyczaj uważa się ją za odpowiedzialną za te skutki (Taguiri, 1958). Na przykład jeśli obserwujemy rozpadające się małżeństwo i sądzimy, że jedna ze stron była w stanie spowodować jego rozkład przez trwanie w pozamałżeńskim związku, to właśnie jej przypiszemy odpowiedzialność. Jeśli widzimy, że dana osoba zamierza osiągnąć upragniony cel, to najprawdopodobniej jej przypiszemy odpowiedzialność. Ogólnie można powiedzieć, że ludziom przypisuje się odpowiedzialność za rezultaty, jakie zamierzają osiągnąć lub za rezultaty, których osiągnięcie leży w zasięgu ich możliwości (Heider, 1958). ,
Sedno sprawy można sprowadzić do tego, że w analizowanych sytuacjach społecznych mamy zazwyczaj dwie możliwości. Możemy przypisać rezultaty albo osobie, albo otoczeniu. Jeśli dostrzegamy, że ktoś nie radzi sobie z zadaniem, możemy to przypisać brakowi zdolności, czyli „cesze osobowej lub trudności zadania, czynnikowi związanemu z otoczeniem" (Heider, 1958). To, którą z tych dróg wybierzemy, będzie miało konsekwencje dla naszych transakcji. Jeśli postrzegamy niepowodzenie danej osoby jako skutek braku jej zdolności, to możemy równocześnie postrzegać ją jako osobę o słabej woli i ograniczonej mocy. Będziemy skłonni winić ją, a wobec jej niepowodzeń przyjmować postawę: „ściągnęła to na siebie". Tego typu atrybucja często idzie w parze z „wiarą w sprawiedliwy świat", jaką ma wielu ludzi (Shaver, 1975). Ktoś traci pracę lub doświadcza jakiejkolwiek innej trudności, a jego dzieci weszły w konflikt z prawem - przekonanie takie pozwala wówczas ludziom wnioskować, że gdy zło spada na człowieka, to w jakiś sposób zasługuje on na to. Takie przypisanie łączy rezultaty zachowań wyłącznie z osobą.
Jeśli jednak niepowodzenia przypisujemy przyczynom związanym z otoczeniem („Każdego spotkałoby niepowodzenie w takiej sytuacji"), to będziemy widzieli tego kogoś w bardziej przyjaznym świetle i będziemy bardziej wczuwali się w jego położenie. Szczególna forma przypisywania przyczyn siłom zewnętrznym zdarza się w przypadku nieświadomych motywacji. Jeśli spostrzegasz, że czyjeś zachowanie zostało spowodowane przez okoliczności, które powstały poza jego zrozumieniem lub kontrolą („Miał złe dzieciństwo i dlatego jest psychicznie
197
niezrównoważony"), będziesz uwalniał tego kogoś od winy. Amerykańskie prawo uznaje, że w niektórych przypadkach warunki zewnętrzne mogą wywierać tak potężny wpływ, iż jednostka nie powinna być sądzona.
Proces atrybucji jest czymś centralnym w ciągłych transakcjach komunikacyjnych, jakie mamy z innymi ludźmi. Jeśli spostrzegamy kogoś jako „godnego zaufania", kto „musiał jedynie nieznacznie nagiąć prawdę", to nasze zachowanie komunikacyjne wobec niego będzie znacząco odmienne od zachowania przejawianego wówczas, gdybyśmy postrzegali go jako „kłamcę, któremu nie można ufać w żadnej sytuacji". W naszych transakcjach komunikacyjnych z innymi czynimy atrybucje przyczynowe, przypisujemy znaczenia do zachowań komunikacyjnych i podejmujemy na tej podstawie działania. Proces atrybucji zachodzi nieprzerwanie w naszej komunikacji z innymi. - },--j 'KOiMoto
Bibliografia
Asch S. E. (1946) Forming Impressions of Personality, „Journal of Abnormal and Social Psychology"
41, 258-290. Baron R. A., Byrne D. (1977) Social Psychology: Understanding Human Interaction, Boston, Allyn and Bacon. Baxter L. A., Korespondencja osobista, 22 marca 1978, Wydział Komunikacji, Lewis and Clark
College, Portland, OR. Berger C. R. (1975) Proactive and Retroactive Attribution Processes in Interpersonal Communications,
„Human Communication Research" 2, 33-55.
Bruner J. S., Shapiro D., Taguiri R. (1958) The Meaning ofTraits in Isolation and in Combination, w: : R. Taguiri, L. Petrullo (red.), Personal Perception and Interpersonal Behavior, Stanford,
Stanford University Press. Cronbach L. J. (1955) Processes Ąffecting Scores on „Understanding of Other" and „Assumed
Similarity", „Psychological Bulletin" 52, 177-193. Delia J. G. (1976) Change of Meaning Processes in Impression Formation, „Communication Monographs" 43, 142-157. Delia J. G., Gonyea A. H., Crockett W. H. (1970) „Individual Personality Constructs in the Formation of Impressions", referat wygłoszony podczas Speech Communication Association Convention,
Chicago. Dettering R. (1969) The Syntax of Personality, „ETC: A Review of General Semantics" 26,
139-156.
Duck S. (1973) Personal Relationships and Personal Constructs, New York, Wiley. Gergen K. J. (1968) Personal Consistency and Presentation of Self, w: The Self in Social Interaction,
t. 1: Classic and Contemporary Perspective, C. Gordon, K. J. Gergen (red.), New York, Wiley. Hastorf A. H., Schneider D. J., Polefka J. (1970) Person Perception, Reading, MA, Addison-Wesley. Heider F. (1958) The Psychology of Interpersonal Relations, New York, Wiley. Ichheiser G. (1970) Appearances and Realities. Misunderstanding in Human Relations, San Francisco,
Jossey-Bass. Jacobson N. S. (1984) A Component Analysis of Behavioral Marital Therapy: The Relative Effectiveness of Behavior Change and Communication/Problem Solving Training, „Journal of Consulting and Clinical Psychology" 52, 295-305. Kelley H. H. (1972) Attibution in Social Interaction, w: Perceiving the Causes ofBehavior, E. E. Jones i in. (red.), Morristown, NJ, General Learning Corporation. Lewis R. A. (red.) (1981) Men in Difficult Times, Englewood Cliffs, NJ, Prentice Hali. ,,... „f
198
Marlowe D., Gergen K. J. (1969) Personality and Social Interaction, w: The Handbook of Social
Psychology, t. 3: The Individual in a Social Context, G. Lindzey, E. Aronson (red.), Reading,
MA, Addison-Wesley. McGuire M. T. (1971) Dyadic Communication, Verbal Behavior, Thinking and Understanding,
t. 1: Background Problems and Theory, „Journal of Nervous and Mental Disease" 152,
223-241.
Mischel T. (1968) Personality and Assessment, New York, Wiley. Morton T. L., Douglas M. A. (1981) Growth of Relationships, w: Personal Relationships, t. 2,
S. Duck, R. Gilmour (red.) New York, Academic Press.
Parry J. (1967) The Psychology of Human Communication, New York, American Elsevier. i
Schlien J. M. (1963) Phenomenology and Personality, w: Concepts of Personality, J. W. Wepman,
R. W. Heine (red.), Chicago, Aldine-Atherton. Schopler J., Compere J. C. (1971) Effects of Being Kind or Harsh to Another on Liking, „Journal on Personality and Social Psychology" 20, 155-159. Shaver K. G. (1975) Ań Introduction to Attribution Processes, Cambridge, MA, Winthrop
Publishers. Taguiri R. (1958) Social Preferences and Its Perception, w: Person Perception and Interpersonal
Behavior, R. Taguiri, L. Petrullo (red.), Stanford, Stanford University Press. Taguiri R. (1969) Person Perception, w: The Handbook of Social Psychology, t. 3, G. Lindzey,
E. Aronson (red.), Reading, MA, Addison-Wesley. Taguiri R., Petrullo L. (red.) (1958) Person Perception and Interpersonal Behavior, Stanford,
Stanford University Press.
Yernon G. H. (1972) Human Interaction: Ań Introduction to Sociology, New York, Ronald Press. Von Foerster H. (1981) Observing Systems, Seaside, CA, Intersystems Publications. Walster E. (1970) The Effect of Self-Esteem on Liking for Dates of Yarious Social Desirabilities,
„Journal of Experimental Social Psychology" 6, 248-253.
Pytania przeglądowe
1. Co w rozumieniu Billa Wilmota oznacza termin „transakcyjny"? Jak odnosi się ów termin do tego, o czym pisałem w rozdziale 1 ?
2. Bili twierdzi, że „nie możemy spostrzegać «realnej» osoby, gdyż samo pojęcie «realnej» osoby jest mitem". Co przez to rozumie?
3. Co Bili rozumie przez stwierdzenie, że nadajemy sens niepełnej informacji przez „wychodzenie poza nią"?
4. Zdefiniuj wyrażenie „ukryta teoria osobowości".
5. W jaki sposób przykład kobiety spostrzeganej jako osoba heteroseksualna lub lesbijka przez osoby zajmujące się zawodowo zdrowiem psychicznym ilustruje pogląd, że czasami spostrzegamy „mniej niż jest w rzeczywistości"?
6. Podaj przykład z twojego własnego doświadczenia, gdy miałeś problem z nadaniem sensu niekonsekwentnemu działaniu któregoś z twoich przyjaciół.
7. Możemy przypisywać wybory albo przyczynom ........ albo przyczynom .......
8. Wyjaśnij, w jaki sposób w procesie przypisywania oddziałują „wysoki stopień zgodności", „wysoki stopień konsekwencji" oraz „wysoki stopień dysktynktywności". ,^,
Kwestie do omówienia ,„, . ,,. .. ,,,
1. Jeśli bez ustanku miałbyś przemierzać pokój, w którym się znajdujesz, to wpadłbyś w końcu na jakiś mebel, okno, drzwi lub ścianę. Jeśli ktoś nastąpiłby ci na nagie palce u nogi, to odczułbyś ból. Co w odpowiednich procesach spostrzeżeniowych ma charakter
199
i „transakcyjny"? Czy nie łączą się one ze spostrzeganiem „realnej" przeszkody i „realnego" bólu?
2. Podaj przykład z twojego własnego doświadczenia, w którym to, jak spostrzegasz jakąś osobę, powiedziało ci równie wiele o tobie, jak i o tamtej osobie.
3. Bili twierdzi, że nadajemy sens niepełnej informacji przez „wychodzenie poza nią". Czy nie bywa niekiedy tak, że nadajemy sens jakiejś rzeczy przez głębsze wchodzenie w nią niż przez wychodzenie poza nią? Podaj przykład takiego zjawiska.
4. Jeśli spostrzeganie jest transakcyjne w takim stopniu, jak twierdzi Bili, to jak wyjaśnia on spostrzeżeniowe podobieństwa i prawidłowości? Na przykład każdy zgodzi się z tym, że były prezydent Reagan jest mężczyzną, konserwatywnym republikaninem i skutecznym mówcą. Co ma charakter transakcyjny w naszym spostrzeganiu Reagana?
5. Jak procesy atrybucji wpływają na sukcesy w twojej komunikacji?
#
Poniższy tekst powtarza kilka tez postawionych przez Billa Wilmota, lecz zarazem poszerza jego wstęp do kwestii spostrzegania jako takiego oraz spostrzegania osób o wyjaśnienie, jak postrzegamy nie tylko jednostki, ale także relacje i wydarzenia społeczne. Ponadto łączy on w całość kilka idei, które pojawiły się w wyniku niedawno przeprowadzonych badań. Badania nad tym, co jest nazywane „poznaniem społecznym" wprost eksplodowały w ostatnim dziesięcioleciu. Coraz więcej uczonych zajmujących się komunikacją pracuje nad tym, w jaki sposób scenariusze poznawcze, epizody, prototypy, samokontrola obserwacyjna itp. wpływają na komunikację interpersonalną. Autorzy tego fragmentu nie zanudzają jednak szczegółami tych badań. Zamiast tego Sarah Trenholm i Arthur Jensen przekładają kluczowe odkrycia na zrozumiałe zasady i mówią, w jaki sposób możesz je zastosować w twojej komunikacji.
Wyróżniają oni cztery procesy, w które ludzie się angażują przed, podczas i po komunikowaniu się: (1) identyfikacja epizodu, (2) określenie drugiej osoby, (3) określenie siebie samego i swojej relacji z drugą osobą, oraz (4) wyjaśnianie sobie, dlaczego sprawy rozwijają się tak, jak się rozwijają. Opisane są tu wszystkie te procesy.
Po pierwsze, ustosunkowujemy się do sytuacji, w której jesteśmy, przez określenie jakiego rodzaju jest to epizod. Definicje różnią się w zależności od kultury. Przykłady epizodów charakterystycznych dla klasy średniej na Zachodzie obejmują wystawny obiad rodzinny, zebranie rodziców i nauczycieli, oglądanie telewizji oraz tego rodzaju mniej przyjemne epizody, jak unikanie mamy i taty, gdy zdarzyło się popić oraz przepraszanie sąsiadów za szkody poczynione w ich własności. Komunikacja w ramach różnych epizodów często przebiega zgodnie z pewnym skryptem. Podstawowym sposobem nadawania ogólnego sensu sytuacjom, w których się znajdujemy, jest określenie epizodu, dotarcie do skryptu, a następnie zidentyfikowanie konsekwencji wynikających z faktu, że jest się w centrum tego epizodu i podąża się za tym skryptem. l
Po drugie, oceniamy ludzi, którzy są wokół nas. l znów, korzystamy tu z kilku strategii, łącznie z konktruktami osobistymi, ukrytą teorią osobowości (omawia je także Bili Wilmot), samospełniającymi się przepowiedniami i złożonością poznawczą. Trenholm i Jensen wyjaśniają każdy z tych terminów i podają przykłady; możesz więc zobaczyć, jak strategie te funkcjonują w komunikacji w twoim życiu. Wskazują, na przykład, iż ludzie są skłonni do grupowania pewnych cech osobowości w taki sposób, że jeśli spostrzegamy kogoś jako „przyjacielskiego" i „spokojnego", możemy być również przekonani, że jest on „inteligentny", nawet jeśli nie mamy żadnego dowodu co do poziomu jego inteligencji. Stosujemy wtedy ogólną „ukrytą teorię osobowości", spostrzegając innych.
Po trzecie, oceniamy relacje. Zaczynamy od spostrzegania samych siebie (było to omawiane w tekstach rozdziału 5), a następnie stopniowo rozwijamy spostrzeganie tego, kim jesteśmy w relacji do osoby lub ludzi, z którymi się komunikujemy. Trenholm i Jensen wyjaśniają tu pokrótce proces negocjowania obrazu własnej osoby, który jest pełniej opisany w rozdziale 10. Omawiają, w jaki sposób nadajemy etykietki relacjom i osiągamy to, że nasze reakcje pasują do tych etykietek.
Korzystamy wreszcie z komunikacji, by odpowiedzieć na pytanie: „Dlaczego zrobiłem to, co zrobiłem?" oraz „Dlaczego on to zrobił?" Trenholm i Jensen omawiają ten proces, opatrując go terminem atrybucji. Teorie atrybucji wyjaśniają, w jaki sposób przypisujemy racje lub przyczyny wydarzeniom, których doświadczamy. Odróżniają oni przypisywanie wydarzeń do otaczających nas sytuacji (zewnętrzne) od przypisywania ich do czyichś cech osobowości (wewnętrzne). Opisują także niektóre z uprzedzeń, które wpływają na ludzkie przypisania.
Po przeczytaniu tego tekstu powinieneś mieć już dość dobry pogląd na to, w jaki sposób procesy spostrzegania wpływają na twoją komunikację międzyludzką.
201
#Sarah Trenholm i Arthur Jensen
Poznanie społeczne:
jak spostrzegamy jednostki,
relacje i wydarzenia społeczne
Za: Sarah Trenholm, Arthur Jensen, Interpersonal Communication, s. 67-83. Copyright 1992 Wadsworth Publishing Company. Przedruk za zgodą.
Cztery procesy w spostrzeganiu interpersonalnym
Wchodzenie w owocną interakcję z innymi wymaga bogatego zasobu wiedzy społecznej. Musisz być w stanie spostrzegać informacje w twoim społecznym otoczeniu tak, by wiedzieć, który z setek schematów przechowywanych w schowkach twojej pamięci należy wydobyć. Jest to oczywiście bardzo złożona operacja. Psychologowie poznawczy dopiero zaczynają rozumieć, w jaki sposób ją przeprowadzamy. Postaramy się uprościć ten problem, zwracając uwagę na cztery procesy spostrzeżeniowe, w które angażują się ludzie przed, w czasie i po interakcji społecznej. Te procesy obejmują stwierdzenie (1) tego, czym jest sytuacja, (2) tego, kim jest druga osoba, (3) tego, kim jesteś ty i jaki rodzaj relacji istnieje między twoją podmiotowością a drugim, (4) dlaczego sprawy toczą się tak, jak się toczą. Przeanalizujmy każdy z tych procesów dokładniej. 4-
Ocenianie sytuacji , , r:
Im więcej wiemy o poszczególnych sytuacjach, w których wchodzimy w interakcje z innymi, tym jest bardziej prawdopodobne, że wyślemy skuteczne komunikaty. Proponujemy trzy użyteczne sposoby poradzenia sobie z sytuacjami: (1) identyfikacja epizodu, (2) poznanie skryptu oraz (3) spostrzeżenie możliwych konsekwencji kolejnych skryptów.
Identyfikacja epizodu
Wszyscy byliśmy kiedyś w sytuacjach, w których nie wiedzieliśmy, co się dzieje lub co robić. Zapoznawanie się z obcą kulturą lub poddanie się procesowi inicjacji w kole studentek czy jakiegoś bractwa to przykłady sytuacji, które w naszym odczuciu nie są zbyt dobrze określone. Wiedza o sytuacji może sprawić, że interakcje będą o wiele łatwiejsze. W swojej najprostszej formie sytuacja jest „miejscem z dodaną definicją"1. Gdy wchodzimy do jakiegoś miejsca, naszym
1 S. Deetz, S. Stevenson, Managing Interpersonal Communication, New York, Harper & Rów, 1986, s. 58.
202
pierwszym zadaniem jest zyskanie pewnej samoorientacji lub ustalenie własnego położenia. Jednym ze sposobów realizacji tego zadania jest postawienie prostego pytania: „Gdzie jestem?" Codziennie znajdujemy się w przeróżnych miejscach: w samochodzie, w domu czy pracy, w pasażu handlowym, w ZOO, kościele lub na dworcu autobusowym itd. To, gdzie jesteśmy, determinuje w znacznym stopniu to, co możemy zrobić. Zidentyfikowanie miejsca jednak nie wystarcza. Na przykład budynek kościoła może służyć jako miejsce modlitwy, zawierania ślubów, spotkania przy lodach, a nawet gry w bingo. Komunikowanie się we właściwy sposób wymaga rozpoznania fizycznych i społecznych wskazówek, które określają epizod lub dokonujące się działanie.
Każdą kulturę cechuje pewien układ społecznych epizodów lub działań, które powinny być podejmowane przez jej członków. Dla jednostki epizodami społecznymi są „wewnętrzne przedstawienia poznawcze odnoszące się do powszechnych, ponawiających się rutynowych interakcji w ramach określonego środowiska kulturowego"2. Czy podać kilka typowych społecznych epizodów? Uczestniczenie w wystawnym obiedzie rodzinnym, branie udziału w zebraniu nauczycieli i rodziców, planowanie imprezy, plotkowanie. Skąd wiemy, w które epizody mamy wchodzić? Często wówczas gdy zaczynamy z kimś rozmowę, przychodzi nam do głowy konkretny epizod. Być może znasz kogoś, kto lubi „wszczynać kłótnie" lub prowokować brata lub siostrę, by wywołać ich irytację. Często wchodzenie w jakiś epizod łączy się z procesem negocjacji - jedna z osób sugeruje pewną aktywność, a druga od razu przeciwstawia jej odmienną opcję, jak w tej rozmowie:
LAURA: Zauważyłam, że Kmart wyprzedaje kosiarki do trawy.
BUD: To jest mój jedyny wolny wieczór w tygodniu. Nie mam zamiaru spędzać go na kupowaniu kosiarek. Poza tym dziś wieczorem są ciekawe występy w wesołym miasteczku.
Interakcja społeczna jest niekończącym się tańcem, w którym uczestnicy przyjmują wzajemne zaproszenia do wchodzenia w różne epizody i odmawiają ich przyjęcia. Gdy na przykład dwóch starych przyjaciół spotyka się przypadkowo na ulicy, pytanie „Czy mogę ci coś postawić?" jest zaproszeniem do wejścia w epizod „pogadania o starych czasach". Odmowa wypicia, na przykład z tego powodu, że nie chce ci się pić, oznaczałaby niezrozumienie sytuacji — wskazywałaby na niezdolność do rozpoznania, w jaki sposób druga osoba zdefiniowała sytuację.
Używanie skryptów jako przewodników w interakcji: epizody otwarte, zamknięte i definiowane
Gdy ludzie odgrywają jakiś epizod, mogą zachowywać się zgodnie z pewnym skryptem. Jest to sekwencja wydarzeń, którą w znacznym stopniu
2 J. Forgas, Affective and Emotional Influences on Episode Representations, w: Social Cog-nition: Perspectives on Everyday Understanding, J. Forgas (red.), London, Academic Press, 1981, s. 165-180.
203
można przewidzieć. Na przykfad niektóre z epizodów w klasie szkolnej dokonują się według skryptu, inne zaś nie. Możesz być w stanie przewidzieć (na podstawie własnego doświadczenia), że w każdą środę rano twój profesor historii odczyta listę obecności, rozda pytania testu, zbierze odpowiedzi, zrobi dwudziestominuto-wy wykład i zakończy lekcję jakąś zabawną anegdotą. Im bardziej przewidywalna jest sekwencja wydarzeń, tym bardziej interakcja jest oparta na skrypcie. Podczas innej lekcji wykład może przybierać tak różne formy, że nigdy nie będziesz mógł być pewny, co wydarzy się w danym momencie. Oba przykłady pokazują epizody odbywające się w klasie, lecz tylko pierwszy przebiega według pewnego scenariusza.
Skrypty i epizody są pożytecznymi przewodnikami interakcji. Zidentyfikowanie epizodu ogranicza zakres możliwych akcji i reakcji. Znajomość scenariusza, czyli skryptu, sprawia, że życie społeczne jest bardziej przewidywalne. Michael Brenner zasugerował, że ogromna większość epizodów społecznych podpada pod jeden z trzech typów: zamknięte, otwarte i definiowane3.
Epizody zamknięte. Z epizodem zamkniętym mamy do czynienia wtedy, gdy sytuacja jest niemal całkowicie zależna od skryptu. Reguły właściwego zachowania są z góry dobrze znane i rządzą przebiegiem interakcji. Rytuały, takie jak powitania czy obrzędy religijne, są epizodami zamkniętymi. Wiele instytucji i firm określa ścisłe scenariusze zachowania w miejscu pracy, wdrażając personel do uważnego przestrzegania ustalonego układu procedur. Jeśli kiedykolwiek składałeś wniosek o pożyczkę w banku, to prawdopodobnie uczestniczyłeś w epizodzie zamkniętym. Miałeś wówczas pewien standardowy zestaw pytań, na który oczekiwałeś odpowiedzi (czy stopa procentowa pożyczki jest stała czy zmienna, jaki jest czas spłaty itp), podobnie zresztą jak pracownik banku (jaki jest twój podstawowy dochód, dochody dodatkowe, poręczyciele). Inne, mniej formalne interakcje są też w jakiś sposób zależne od scenariusza. Epizod zwany „krótką pogawędką" obejmuje ograniczony zakres tematów, choć sekwencja, w jakiej są one omawiane, może się zmieniać. ,
r >. ,<• s - t -i
Epizody otwarte. Gdy uczestnicy wchodzą w sytuację bez jakiegokolwiek z góry przemyślanego planu lub jedynie z bardzo ogólnym planem, to angażują się w epizod otwarty. W sytuacjach tego typu swoboda tworzenia nowych form interakcji i dokonywania zmian w epizodach w trakcie ich trwania jest większa. Epizody typu „włóczenie się z kumplami" są czasami zależne od jakiegoś scenariusza, ale nie zawsze. Gdy niemal wszystko może stać się tematem rozmowy albo aktywnością do podjęcia, epizod jest otwarty. Gdy jakaś orkiestra wykonuje marsz wojskowy, to podąża oczywiście za jakimś muzycznym scenariuszem, lecz grupa muzyków jazzowych zachowuje się inaczej. Swoboda improwizacji czy łamania reguł jest typowa dla epizodu otwartego. Niektóre
3 M. Brenner, Actors' Powers, w: The Analysis of Action: Recent Theoretical and Empirical Advances, M. von Cranach, R. Harre (red.), Cambridge, Cambridge University Press, 1982, s. 213-280.
204
z epizodów otwartych mogą być niepokojące, gdyż brak w nich jakiejkolwiek jasnej idei tego, co powinno się zrobić następnie. Być może byłeś już w takich sytuacjach, w których zdawało się, że nikt nie wie, co zrobić. Znamy takiego nauczyciela, który pierwszego dnia szkoły zwykle po wejściu do klasy przyjmował na biurku pozycję lotosu i przez pierwszą połowę lekcji milczał. Chciał przez to pokazać, w jaki sposób komunikacja zwykła definiować dwuznaczne sytuacje. W końcu studenci zaczynali rozmawiać ze sobą, starając się zrozumieć, co on robi. Z ich punktu widzenia był to epizod otwarty. ' ot fji;i siriaiyu
Epizody definiowane. Podczas gdy przebieg epizodów zamkniętych jest już z góry znany, zgodny z oczekiwaniami, wiele sytuacji jest określanych „w miarę rozwoju", ich uczestnicy postępują za własnymi celami i planami, by osiągnąć skuteczne porozumienie. Nawet jeśli tak się staje, to często porozumienie bywa czasowe - definicje sytuacji mogą się rozpaść równie szybko jak się rozwinęły. Epizod definiowany jest epizodem otwartym, w którym uczestnicy starają się wynegocjować jakieś jego zamknięcie. Różnica polega na tym, że epizody otwarte niosą ze sobą doświadczenie twórczości i wyzwolenia; epizody definiowane zaś są opartymi na rywalizacji próbami kontrolowania aktywności. Brenner sugeruje, że epizody definiowane często są interakcjami dwuznacznymi i daleko im do posiadania struktury, gdyż każdy partner może proponować alternatywne definicje epizodu. Na przykład sprzedawca, który nie jest najlepszy w swoim fachu, może zainicjować „epizod sprzedawania", lecz w końcu poddać się jakiemuś inteligentnemu, lecz nie zainteresowanemu kupnem klientowi, który zdefiniuje sytuację jako „bicie piany". Romantyczny wieczór może być szybko popsuty, gdy kolacja przy świecach zostanie przedefmiowana jako epizod „sztywnej rozmowy" lub „gadania o dzieciakach". W bliskich związkach ludzie mogą poświęcać wiele czasu tylko na to, by zadecydować, który epizod przywołać w następnej kolejności. Słyszeliśmy o czterech przyjaciołach, którzy w ciągu jednego wieczoru zaproponowali ponad dwadzieścia różnych zajęć na ten wieczór. Nie ma potrzeby mówić, że wszystko skończyło się tym, że omawiali jedynie to, co mogliby zrobić. Wszystko na to wskazuje, iż nikt nie planował spędzenia wieczoru w taki sposób, lecz obserwacje podpowiadają nam, że spotkania tych dwóch par często kończą się odgrywaniem epizodu „cóż chciałbyś robić dziś wieczór".
Choć możemy sądzić, że epizody zamknięte są zbyt ograniczające i nadawać wartość epizodom otwartym ze względu na wolność, jaką ze sobą niosą, to powstrzymajmy się przed takimi wnioskami i zastanówmy się, jak chaotyczne byłoby życie społeczne bez ściśle określonych i opartych na skryptach epizodów. Ważne jest oczywiście, abyśmy rozpoznawali typy epizodów proponowanych przez innych i przyjmowali zaproszenie do wejścia w nie lub wycofywali się z klasą.
Identyfikowanie konsekwencji epizodów i skryptów
Niekiedy równie ważne jak dostrzeżenie możliwych skutków sytuacji (podobnie jak w przypadku szachisty, który przewiduje kilka ruchów do przodu) jest
205
nadanie jej właściwej etykietki. Jeśli dostrzegamy zbliżanie się jakichś niszczących skutków, to możemy ich uniknąć.
Sprzedawcy często uciekają się do wypróbowanej „techniki tak", by usidlić niczego nieświadomych klientów. Stawiają pytania, które wydają się nie związane ze sprzedażą ich produktów, takie jak „Czy te piękne fotografie przedstawiają Pańskie dzieci?" lub „Trudno było zastać Pana w domu. Musi Pan niezmiernie dużo pracować". Automatyczna odpowiedź „tak" ze strony klienta na każde pytanie lub komentarz wprowadza pewien wzorzec nawykowy, który może go wiele kosztować przy końcu tego epizodu.
Pójście za skryptem może prowadzić do pozytywnych lub negatywnych skutków. Niekiedy znamy go tak dobrze, że możemy powiedzieć naszym przyjaciołom, z czym się za chwilę do nas zwrócą. Gdy dopowiemy za nich zdanie, mogą być wdzięczni, że rozumiemy ich tak dobrze, lub obrazić się, że im przerywamy. Inną negatywną konsekwencją jest to, że interakcje oparte na stałym scenariuszu mogą stać się nudne lub nawet przynosić szkodę relacji, jeżeli są zbyt często powtarzane. Naukowcy, którzy zajmują się badaniem konfliktów małżeńskich, często wskazują, że małżonkowie padają w sieci „scenariuszy konfliktu", których nikt z nich nie pragnął zaczynać, lecz oboje czują się zmuszeni doprowadzić je do gorzkiego końca, jeśli już konflikt się zaczął. [...] Oczekiwanie, że interakcja będzie rozwijała się według jakiegoś skryptu, może przeszkodzić w dostrzeżeniu ważnego komunikatu wysyłanego do nas przez partnera. Pójście za skryptem może także ograniczyć twórczość, lecz tylko wtedy, gdy pozostaniemy do końca nim związani. Drobne zmiany, improwizacje i inne formy gry ze scenariuszem mogą dodawać smaku codziennym interakcjom.
Formowanie sądów o ludziach
W miarę jak wchodzimy w interakcje, coraz lepiej rozumiemy, kim są inni ludzie. Wiedza o tym, jak oceniać jednostkę, jest kolejnym sposobem redukowania naszej niepewności co do komunikacji. Analizując proces formowania wrażenia, naukowcy odkryli kilka czynników wpływających na nasz sąd. Omówimy cztery z tych czynników: (1) wykorzystywanie konstruktów osobistych, (2) ukrytą teorię osobowości, (3) samospełniające się proroctwa, (4) złożoność poznawczą.
Wykorzystywanie konstruktów do wydawania sądów o innych
[...] Osobiste konstrukty [są] myślowymi kryteriami oceniania przedmiotów, wydarzeń i ludzi. [•••] Używamy ich formułując wrażenia o ludziach, z którymi się komunikujemy. Ponieważ konstrukty są „osobiste", nie ma dwóch osób, które korzystałyby z nich w dokładnie ten sam sposób. Ty i ja możemy patrzeć, jak Bili dwoma kęsami pochłania kanapkę, aż musztarda ścieka mu po brodzie. Ty pomyślisz sobie, że jest on „agresywny", podczas gdy ja będę utrzymywał, że jest „niechlujny" i „niekulturalny". To, co widzimy u innych, jest kombinacją ich faktycznego zachowania i naszego osobistego
L
konstruktu odnoszącego się do tego zachowania. Te konstrukty równie wiele mówią o tobie i o mnie, co o Billu.
Nawet jeśli każdy z nas korzysta z odmiennych konstruktów podczas oceniania innych ludzi, to czynimy to w podobny sposób. Steven Duck wskazał na typowy wzór wykorzystywania czterech różnych konstruktów4. Oto one: t, • '.
• Konstrukty fizyczne (wysoki-niski, ładna-brzydka)
• Konstrukty roli (kupujący-sprzedawca, nauczyciel-student) >.. -j,-. „ .1 . ^
• Konstrukty interakcji (przyjacielski-wrogi, uprzejmy-niegrzeczny)
• Konstrukty psychologiczne (umotywowany-leniwy, miły-okrutny)
Nasze wstępne wrażenia często są oparte na cechach fizycznych - patrząc na ludzi badamy, jak są ubrani i jak bardzo są atrakcyjni. Za tym szybko podąża formowanie konstruktów roli, staramy się nadać sens pozycji zajmowanej przez innych w życiu społecznym. Podczas rozmowy, możemy skupiać uwagę na konstruktach interakcji lub jakichś aspektach stylu komunikacji drugiego człowieka. Na koniec obserwacje te wykorzystujemy do wyciągnięcia wniosku dotyczącego takiego a nie innego zachowania drugiego (konstrukty psychologiczne) - zaczynamy odgadywać, jakie motywacje mają inni oraz budować dla nich jakąś osobowość. Gdy dochodzimy do tego ostatniego etapu, wykraczamy poza prostą interpretację tego, co widzimy i słyszymy; zaczynamy zakładać, że wiemy o drugim rzeczy, których nie możemy zobaczyć.
** i j' * %
Ukryta teoria osobowości: organizowanie wrażenia
Nie tworzymy jedynie wyizolowanych opinii o innych ludziach; całość naszych indywidualnych wrażeń organizujemy raczej w bardziej złożony obraz, dopełniając go wieloma brakującymi informacjami. Jeden ze sposobów organizowania wrażeń polega na wykorzystaniu czegoś, co nazywa się ukrytą teorią osobowości. Jest to nasze przekonanie, że pewne indywidualne cechy wiążą się z innymi cechami. Jeśli dostrzegamy jakąś cechę, o której sądzimy, że należy do określonego zestawu, to zakładamy, że dana osoba ma także wszystkie pozostałe cechy z tego zestawu. Każdy z nas ma własne pojęcie
0 tym, jakie cechy występują łącznie. Niekiedy w jednym zestawie mogą występować takie cechy (lub konstrukty) jak „inteligentny", „spokojny",
1 „przyjacielski"5. Jeśli spostrzegamy zachowanie, które interpretujemy jako przyjacielskie i spokojne, to możemy przypisać danej osobie również inteligencję, nie posiadając żadnych bezpośrednich dowodów na to, że ją posiada. Formowanie wrażeń dotyczących cech zależy od wielu czynników: (1) spostrzeżenia cech centralnych, (2) porządku, w jakim cechy są zauważane, (3) wpływu prototypów i stereotypów.
4 S. Duck, Interpersonal Communication in Developing Acquaintances, w: Explorations in Interpersonal Communication, G. R. Miller (red.), Beverly Hills, CA, Sagę, 1976, s. 127-147.
5 S. Rosenberg, A. Sedlak, Structural Representations of Implicit Personality Theory, w: Advances in Experimental Social Psychology 6, L. Berkowitz (red.), New York, Academic Press, 1972.
207
Cechy centralne. Niektóre cechy mogą mieć większą wagę niż inne podczas formowania wrażeń i mogą być uznane za cechy centralne. Gdy taka cecha występuje, zmienia sposób postrzegania całego zestawu cech. W klasycznym już badaniu Harold Kelley, psycholog społeczny, przedstawił dwóm grupom studentów następującą listę przymiotników opisujących nowego wykładowcę, którego mieli niebawem zobaczyć. Jedna grupa usłyszała, że nowy wykładowca jest „ciepły, pracowity, krytyczny, praktyczny i stanowczy"; druga grupa zaś, że wykładowca jest „chłodny, pracowity, krytyczny, praktyczny i stanowczy".
Który z tych opisów, w waszym mniemaniu, pozwolił studentom na ukształtowanie bardziej korzystnego wrażenia? Jeśli powiecie, że pierwszy, będziecie w zgodzie z większością studentów w tym badaniu. Cecha centralna (ciepły - chłodny) zmieniła sposób, w jaki osoby spostrzegające osądzały inne cechy, które złożyły się na ogólne wrażenie6.
Efekt pierszeństwa versus efekt końca. Innym czynnikiem, który sprawia, że pewne cechy wyróżniają się, jest to, kiedy zostały one po raz pierwszy spostrzeżone. Tendencja, która sprawia, że pierwsze wrażenia okazują się trwałe, jest znana jako efekt pierwszeństwa. Gdy świeższe spostrzeżenia zmieniają nasze pierwotne wrażenia, mamy do czynienia z efektem końca. Zwanym też efektem świeżości. Który z tych efektów będzie prawdopodobnie bardziej trwały? Ogólnie większą siłę ma efekt pierwszeństwa - jesteśmy skłonni szybko formować wrażenia i trwać przy nich. Na przykład bierzesz udział w jakiejś towarzyskiej imprezie i widzisz jak Pete, którego osobiście nie znasz, kładzie „wrzeszczącą poduszkę" na krześle jednego z gości, który niczego nie podejrzewa. Domyślasz się, że wiele zachodu musiało go kosztować przyniesienie poduszki i uważne wypatrywanie właściwego momentu, by zrobić ten kawał. Szybko formujesz opinię na jego temat: „to klown", tacy ludzie raczej cię nie interesują. Jest prawdopodobne, że twoje wrażenie będzie trwałe, zwłaszcza gdy za chwilę usłyszysz, że Pete śmieje się z kogoś, kto odskoczył od kawałka plastikowych wymiotów. Nawet jeśli spędzi on całą resztę wieczoru zachowując się raczej spokojnie, to twój osąd prawdopodobnie się nie zmieni. Psychiatra, Leonard Zunin, ocenia, że pierwsze wrażenie nabiera trwałych kształtów w ciągu pierwszych czterech minut interakcji z obcą osobą, następnie zaś pojawia się decyzja, czy kontynuować epizod, czy też go zakończyć7. •v,--, ...
Prototypy i stereotypy. Na kształtujące się wrażenie mogą również wpływać prototypy i stereotypy. Cechy fizyczne jakiejś osoby oraz kluczowe słowa i zdania prze nią używane mogą być tak zbliżone do naszego obrazu prototypowego „szefa działu sprzedaży", że problemem staje się opisanie tej osoby w jakikolwiek inny sposób. Co więcej, jeśli masz towarzyszący temu stereotyp, że wszyscy sprzedaw-
6 H. H. Kelley, The Warm-Cold Variable in First Impressions of Persons, „Journal of Personality" 1950, 19, s. 431-439.
7 L. Zunin, Contact: The First Four Minutes, Los Angeles, Nash, 1972. •.-. ,- , ,,..,,,
cy są ludźmi o niskim morale i opowiadają obraźliwe kawały, to możesz dopracować się pełnego wrażenia w ciągu kilku sekund. Gdy zaś wrażenie już powstało, możesz spostrzegać jedynie te zachowania, które są z nim spójne, a pomijać te, które do niego nie pasują. Wyobraź sobie, że to nie Pete, ale ktoś inny wyjdzie z imprezy taszcząc „wrzeszczącą poduszkę". Z obiektywnego punktu widzenia mogłoby to zakwestionować twoje przekonanie, że to Pete zaplanował serię głupkowatych żartów na ten wieczór. Prawdopodobnie jednak nie przywiążesz do tego zbyt wielkiej wagi teraz, gdy jesteś już przekonany, że wiesz, jakiego rodzaju osobą jest Pete. W ten sposób wzmacniamy stereotypy nawet w obliczu przeciwnych im dowodów.
Samospełniające się przepowiednie interpersonalne
Inną ważną skłonnością percepcyjną jest samospełniająca się przepowiednia. W przeciwieństwie do bardziej pasywnej ukrytej teorii osobowości (gdzie cechy są łączone w całość w umyśle) samospełniająca się przepowiednia obejmuje zarówno spostrzeganie, jak i zachowanie. Zaczyna się ono wtedy, gdy jedna osoba - obserwator — wierząc, że coś jest prawdziwe w odniesieniu do drugiego człowieka - celu - zaczyna działać wobec tego celu tak, jakby to przekonanie było faktem. To działanie skłania cel do zachowania zgodnego z oczekiwaniami obserwatora. Jeśli jesteś przekonany, że twój przyjaciel jest „przewrażliwiony", będziesz prawdopodobnie unikał drażliwych tematów i będziesz się zastanawiał, co powiedzieć. Jaki będzie skutek twojego zachowania? Twój przyjaciel stanie się jeszcze bardziej wrażliwy w wniku twojej nadmiernej troski. Nieświadomy tego, że sam przyczyniłeś się do wytworzenia tej nieznośnej atmosfery, powiesz do siebie: „Boże, to prawda. Niczego mu nie można powiedzieć". [...]
Ocenianie relacji
W miarę jak odczytujemy sytuację i formujemy wrażenia co do innych, stajemy także wobec zadania, by określić, jakie stosowne aspekty naszego Ja pasują do sytuacji i jak powinna być zinterpretowana pojawiająca się relacja między owym Ja a drugim człowiekiem.
Samokontrola obserwacyjna: decydowanie, kim być ' « >
[...] Ważne jest uświadomienie sobie, że wyobrażenie o nas samych jest często związane z definicją sytuacji. Tak jak formujemy wrażenia o innych, formujemy i prezentujemy innym wrażenia o sobie. Świadomość istnienia różnych obrazów siebie oraz zdolność przystosowywania obrazów do aktualnej sytuacji, zostały określone jako samokontrola obserwacyjna8. Osoba, która kontroluje siebie w wysokim stopniu, dąży najpierw do odczytania znaczenia sytuacji
*8 M. L. Snyder, The Self-Monitoring of Expressive Behavior, „Journal of Personality and Social Psychology" 1974, 30, 526-537.
209
społecznej, a następnie przedstawia odpowiednio własne oblicze, zamiast po prostu prezentować w każdej sytuacji konsekwentny obraz.
Mark Snyder charakteryzuje różnicę między osobą o wyskiej samokontroli obserwacyjnej i osobą o niskiej samokontroli obserwacyjnej poprzez pytanie, jakie każda z nich mogłaby zadać definiując sytuację. > ,- : GU
„Osoba o wysokim poziomie samokontroli obserwacyjnej pyta: «Kim powinienem być, by pozostać w zgodzie z wymaganiami sytuacji, oraz jak mogę stać się taką osobą?» Czyniąc to, jednostka taka odczytuje charakter sytuacji i określa, jakiego typu osoby wymaga ów rodzaj sytuacji, konstruuje myślowy obraz lub reprezentację osoby, która najlepiej egzemplifikuje ten typ, a następnie samoprezentację osoby oraz ekspresywne zachowanie odpowiadające prototypowi, służące jako zestaw wskazówek do kontrolowania własnych działań werbalnych i niewerbalnych. [Osoba o niskim poziomie samokontroli obserwacyjnej pyta] «Kim jestem i jak tj mogę pozostać sobą w tej sytuacji?*9.
Zamiast odwoływać się do jakiegoś prototypu w celu kierowania swoimi działaniami, osoba o niskim poziomie samokontroli obserwacyjnej zachowuje się zgodnie z obrazem jej prawdziwego Ja.
W celu sprawdzenia samego siebie zrób krótką listę pięciu lub sześciu sytuacji społecznych, w których często uczestniczysz. Przedstaw, jak typowo zachowujesz się w każdej z tych sytuacji, albo jeszcze lepiej, znajdź kogoś, kto będzie cię obserwował i opisze, co wtedy robisz. Następnie zestaw swoje rzeczywiste zachowanie z pytaniami Sny dera dotyczącymi samokontroli obserwacyjnej. Czy zwykle prezentujesz konsekwentny obraz samego siebie, czy też zmieniasz samoprezentację w każdej sytuacji?
Nasza kultura często wysyła nam mieszane komunikaty. Na przykład mówi się nam, abyśmy „byli sobą" i „trwali w prawdzie wobec siebie". Są to komunikaty, które zdają się wspierać sytuację niskiej samokontroli obserwacyjnej. Jednocześnie badania wykazują, że umiejętność adaptacji (bycie osobą o wysokiej samokontroli obserwacyjnej) jest jednym z kluczy sukcesu społecznego. Prawdopodobnie najlepiej będzie uznać, że każda skrajność może być ograniczająca. Jeśli zawsze próbowalibyśmy zachować konsekwentne pojęcie Ja, to stalibyśmy się mniej wszechstronni i prawdopodobnie mniej ludzcy, gdyż nie doświadczalibyśmy wielu ludzkich emocji i możliwości. Jeśli jednak zawsze się zmieniamy tak, by dostosować się do sytuacji lub do wyobrażenia, jakie inna osoba ma o nas, to możemy iść na kompromis z ważnymi standardami i wartościami. Najlepiej jest pytać samego siebie, co jest ważniejsze w danej sytuacji - bycie gotowym do adaptacji czy bycie konsekwentnym. W pewnej sytuacji może być dla ciebie ważne, by wyeksponować własną indywidualność i złamać rodzinną regułę, że „każdy wraca do domu na Boże Narodzenie". W następnym roku możesz zrezygnować ze wspaniałej wyprawy narciarskiej właśnie po to, by wrócić do domu i ponownie dostosować się do reguły.
9 M. Snyder, Self-Monitoring Process, w: Advcmces in Experimental Social Psychology 12, L. Berkowitz (red.), New York, Academic Press, 1979, s. 86-131. - ,
210
Definiowanie związku: Ja w relacji z innymi ' . - * *
Podczas interakcji, każdy człowiek prezentuje innym jakiś obraz samego siebie. Zazwyczaj obrazy te są dość płynne. Jesteśmy wrażliwi na odpowiedzi zwrotne, przychodzące od innych i szybko zaczynamy negocjować definicję relacji między nami a nimi. Jednym z ważnych procesów spostrzeżeniowych jest zatem zidentyfikowanie typu relacji odpowiedniego do danej sytuacji. Urzędnicy na pikniku zorganizowanym przez firmę mogą uważać, że relacja „przełożony-podwładny" nie ma zastosowania podczas gry w piłkę. Dopóki szef rozumie to w ten sam sposób, dopóty nie ma żadnego problemu. Co się jednak dzieje, gdy szef zakłada, że dalej tu rządzi i wciąż chce być rozgrywającym? Różnica w sposobach spostrzegania może prowadzić do negatywnych uczuć, których się nie zamierzało wywoływać.
Dostępna jest szeroka gama etykietek relacji. Możemy być przypadkowymi lub dawnymi znajomymi, przyjaciółmi, bliskimi przyjaciółmi, niemal przyjaciółmi, tylko przyjaciółmi, współpracownikami, sąsiadami, partnerami od kręgli, kochankami platonicznymi, mężami i żonami, byłymi mężami i byłymi żonami, braćmi i siostrami, wspólnikami w biznesie, sztywniakami i żartownisiami, współmieszkańcami tego samego pokoju, doradcami i osobami szukającymi rady, panami i niewolnikami czy studentami i nauczycielami. Listę tę można wydłużać.
Wówczas gdy etykietka odnosząca się do relacji ustali się już w naszych umysłach, postaje tendencja do wyznaczania granic tego, co spostrzegamy jako ewentualną wspólną aktywność. Większość amerykańskich par, które dopiero co zaczęły umawiać się na randki, nawet nie pomyśli o ustalaniu i podpisywaniu przedmałżeńskich umów dotyczących finansów, dzieci, własności i tym podobnych rzeczy. Te działania nie są postrzegane jako coś, co jest w jakikolwiek sposób związane z „realną" romantyczną relacją.
Choć żadne ze znanych nam empirycznych badań nie wykazało istnienia prototypów relacyjnych, prototypy takie prawdopodobnie istnieją. Tak jak mamy w umyśle obrazy typowych osobowości, możemy mieć jakiś poznawczy model romantycznej relacji lub dobrej przyjaźni. Bez wątpienia słyszeliście takie wyrażenia, jak „typowo amerykańska para" lub „Barbie i Ken", które opisywały prototypową relację między kobietą a mężczyzną.
Robert Carson używa terminu umowa panująca w odniesieniu do wypracowanej definicji relacji kierującej powracającymi interakcjami danej pary osób10. Oznacza to, że w miarę jak relacja się rozwija, spostrzeżenia, ukierunkowane pierwotnie przez jakiś prototyp, ostatecznie ustępują miejsca zrozumieniu opartemu na zwerbalizowanej umowie lub milczącej zgodzie co do ustalonych wzorów zachowań. [...] Określenie, w jakiego typu relację jesteś zaangażowany, może być równie istotne jak wiedza o sytuacji lub stworzenie użytecznego obrazu innego człowieka.
R. Carson, Interactional Concepts of Personality, Chicago, Aldine, 1969.
211
Wyjaśnianie zachowania: teorie atrybucji - v?Hi,«4,ui*v^;
Gdy wszystko zostało już powiedziane i zrobione, często stawiamy sobie pytanie: „Dlaczego on to zrobił?" Zwykle jesteśmy skłonni szybko zaproponować jakiś typ wyjaśnienia. Jeśli sądzimy, że rozumiemy, co motywowało nasze własne działanie lub działanie drugiego, to ograniczamy zakres niepewności i czynimy nasz świat trochę bardziej przewidywalnym. Teorie dotyczące tego, jak przeciętna osoba wnioskuje o przyczynach zachowania społecznego, zostały nazwane teoriami atrybucji. Zanim poddamy analizie niektóre z tych teorii, spójrzmy na pewną typową rozmowę i spróbujmy wyjaśnić zachowanie jednej i drugiej strony.
Wyobraź sobie, że przez kilka dni jesteś w odwiedzinach u twoich przyjaciół, Angeli i Howiego. Siedzisz z Howim przy kuchennym stole, gdy Angela wraca z pracy. Wygląda na bardzo zmęczoną. Zaczyna się następująca rozmowa:
HOWIE: (odrywając wzrok od plastikowego modelu samochodu, który właśnie skleja) Cześć,
kochanie. Jak było w pracy? ANGELA: (przywitała się z tobą i przygląda się kuchni) Howie! Jeszcze nie pozmywałeś? Te naczynia stoją tu od wczoraj. Czy nie możesz nigdy zrobić tego, o co jesteś proszony? HowiE: Miałem zajęte przedpołudnie. Nie miałem po prostu czasu. ANGELA: Nie miałeś czasu! Nie masz pracy. Nie szukasz jej w ogóle. I nie możesz znaleźć piętnastu minut, by pozmywać tuzin talerzy? HowiE: Przeglądałem ogłoszenia o pracy, jeśli chcesz już wiedzieć. ANGELA: Czy wysłałeś swoje CV?
HowiE: Szczerze mówiąc, nie... • > < ,<:
ANGELA: Znów to samo. Czy muszę cię siłą zmuszać, byś usiadł, napisał podania o pracę i wysłał swoje CV? HowiE: Zrobię to, zrobię. ANGELA: Co zrobisz? Pozmywasz czy napiszesz CV?...
Jak byś wyjaśnił zachowanie komunikacyjne dwojga twoich przyjaciół? Czy Angela jest typem osoby, która nieustannie zrzędzi i poniża innych? Czy może Howie sprowokował tę tyradę? Jakie inne wyjaśnienia mogą się tu pojawić?
Teoretycy zajmujący się atrybucją odkryli wiele różnych sposobów wnioskowania o przyczynach wzajemnego zachowania. Przyjrzymy się dwóm z najbardziej znaczących wersji teorii atrybucji — teorii odpowiedniości i teorii współ-zmienności - i zobaczymy, jak wyjaśniają nasz sposób spostrzegania interakcji Angeli i Howiego.
Obserwując zachowanie innego człowieka, ogólnie przypisujemy to zachowanie jednemu z dwóch typów przyczyn: dyspozycjom wewnętrznym lub czynnikom zewnętrznym związanym z sytuacją. Jeśli wyjaśniamy czyjeś działania w kategoriach jego osobowości, motywacji lub osobistych preferencji, to dokonujemy atrybucji wewnętrznej. Na przykład mógłbyś dojść do przekonania, że zachowanie Howiego wynikało z jego wrodzonego lenistwa. Jeśli natomiast spostrzegamy, że zachowanie jest wynikiem nacisku społecznego, niezwykłych okoliczności lub sił fizycznych pozostających poza kontrolą jednostki, to dokonujemy atrybucji sytua-
212
cyjnej. Pomyśl, że oto Angela właśnie wróciła z pracy, gdzie powiedziano jej o istniejącym niebezpieczeństwie utraty posady w wyniku groźby cięć budżetowych. Mógłbyś postrzegać jej zachowanie jako spowodowane przez okresową frustrację lub lęk, nie zaś przez jej osobowość.
Identyfikowanie błędów atrybucyjnych
Jeśli zawsze przyczyny przypisywane przez nas zachowaniom byłyby logiczne i oparte na wszystkich stosownych informacjach, to o wiele łatwiej można by dać sobie radę z życiem społecznym. Niestety, my, ludzie, bywamy często nieracjonalni. Na przypisywanie przez nas przyczyn wpływają pewne inklinacje percepcyjne. Polegamy na tych inklinacjach, gdy nie mamy żadnej uprzedniej wiedzy o osobach, które obserwujemy, innym razem zaś owe inklinacje czy błędy atrybucyjne po prostu znoszą jakąkolwiek posiadaną przez nas wiedzę.
Błąd personalizmu: przecenianie roli cech osobowościowych. Najbardziej powszechnym błędem jest opisywanie zachowania innych ludzi w kategoriach dyspozycji czy cech osobowości11. Szczególnie łatwo popadamy w wyjaśnienia osobowościowe, gdy obserwujemy ludzi obcych. Po prostu w naturalny sposób przyjmujemy, że obcy, który rzuca butem w ekran telewizora, wykazuje brak samokontroli i jest niezrównoważony umysłowo. Skłonność do tego typu wyjaś-nienień jest jeszcze większa, gdy zachowanie osoby obserwowanej jest sprzeczne z naszymi oczekiwaniami12. Ponieważ oczekujemy, że ludzie w restauracji będą jedli i pili, prawdopodobnie pomyślimy, że jedynie bufon zacząłby śpiewać w takiej sytuacji. Rzadko szukamy innych wyjaśnień, takich na przykład, że ktoś zaproponował mu za to pięćdziesiąt dolarów lub że kobieta właśnie przyjęła jego oświadczyny. Jednostki poznawczo bardziej złożone mogą być mniej narażone na te takie błędy, być może z powodu własnych tendencji do angażowania się w różne role. Jeśli postaramy się zobaczyć sytuację z punktu widzenia drugiego, to możemy dostrzec więcej przyczyn sytuacyjnych lub relacyjnych.
Błąd sytuacjonizmu: przecenianie roli sytuacji w wyjaśnieniu własnych zachowań. Gdy jesteśmy proszeni o wytłumaczenie własnego zachowania, historia jest nieco odmienna - jest bardziej prawdopodobne, że będziemy opierali się na wyjaśnieniach sytuacyjnych. Jeśli rzucam butem w telewizor, to mogę wyjaśniać, że stało się to z powodu napięcia rosnącego w biurze, idiotycznej decyzji sędziego lub upadku morale wśród producentów telewizyjnych. Istnieje kilka racji, dla których jesteśmy skłonni nasze zachowania przypisywać czynnikom sytuacyjnym. W przypadku zachowań negatywnych spychanie winy na sytuację może służyć jako wytłumaczenie lub usprawiedliwienie. Inna rzecz, że po prostu posiadamy
11 Zob. L. Ross, The Intuitive Psychologist and His Shortcomings: Distortions in the Attribution Process, w: Advances in Experimental Social Psychology 10, L. Berkowitz (red.), New York, Academic Press, 1977.
12 E. E. Jones, D. McGillis, Correspondent Inferences and the Attribution Cube: A Comparative Reappraisal, w: New Directions in Attribution Research /, J. H. Harvey, W. J. Ickes, R. F. Kidd (red.), Hillsdale, NJ, Lawrence Erlbaum, 1976.
213
więcej informacji o naszej własnej przeszłości i teraźniejszości niż jakikolwiek obserwator. Wiemy, czy akurat mieliśmy zły dzień: obserwator prawdopodobnie tego nie wie. Wreszcie, znaczenie ma nasz punkt widzenia. Gdy działamy, nie widzimy siebie samych. To, co widzimy, to inni ludzie i zewnętrzne okoliczności. Jest więc o wiele bardziej prawdopodobne, że będziemy się odnosili do sytuacji jako do przyczyny naszego zachowania.
Błędy percepcji członków grupy własnej i obcej. Poza tymi dwoma błędami czy inklinacjami percepcyjnymi pewne nasze inklinacje rodzą się również wówczas, gdy spostrzegamy członków jakiejś grupy. Zachowanie członków grup zewnętrzych (czyli grup, do których nie należymy) wyjaśniamy odmiennie niż zachowanie członków grupy własnej (naszych przyjaciół, wspólników lub naszej grupy etnicznej). Odkryto, że zachowanie pozytywne członków grupy własnej przypisujemy ich osobistym dyspozycjom, a ich zachowanie negatywne jest wyjaśniane w kategoriach czynników sytuacyjnych. Zachowanie członków grup zewnętrznych wyjaśniamy odwrotnie. Ich zachowanie pozytywne uznajemy za wywołane sytuacją, a zachowanie negatywne widzimy jako rezultat osobowości lub kultury grupy13. Wyobraź sobie na przykład, że podczas meczu tenisowego oglądasz bliską przyjaciółkę, która krzyczy na sędziego, gdyż zakwalifikował jej uderzenie jako autowe. Zwracasz się do siedzącej obok ciebie osoby i mówisz: „Ona ostatnio żyje w wielkim napięciu. Myślę, że musiała to jakoś odreagować". Po chwili jej przeciwniczka ostro spiera się o inny autowy werdykt. „Dlaczego pozwala się grać ludziom bez wychowania?" - myślisz sobie.
Dlaczego tak szybko formułujemy orzeczenia na korzyść przyjaciół, a przeciwko członkom innych grup społecznych? O przyjaciołach myślimy zazwyczaj jako o podobnych do nas na wiele sposobów, a zapewne jeszcze bardziej podobni stają się, gdy porównujemy ich do ludzi z zewnątrz. To porównywanie ludzi wewnątrz grupy i ludzi z grup zewnętrznych uruchamia proces podejmowania roli, polegający na ścisłej identyfikacji z członkami grupy własnej i patrzeniu na świat z ich perspektywy. W konsekwencji szukamy sytuacyjnego wyjaśnienia zachowań. I przeciwnie - jesteśmy skłonni do spostrzegania członków grup zewnętrznych z niewielką empatią czy zrozumieniem. Ułatwia to założenie, że dana osoba zachowywałaby się w pewien sposób niezależnie od sytuacji.
Błędy atrybucyjne uwarunkowane kulturowo. Kultura także odgrywa istotną rolę w tworzeniu błędów atrybucyjnych. Amerykańska kultura jest bardzo indywidualistyczna. W konsekwencji jesteśmy bardziej skłonni żywić przekonanie, że indywidualna osoba jest odpowiedzialna za swoje zachowania. W kulturach kolektywistycznych, takich jak japońska czy hinduska, atrybucje sytuacyjne
13 J. Jaspars, M. Hewstone, Cross-Cultural Interaction, Social Attribution, and Intergroup Relations, w: Cultures in Contact, S. Bochner (red.), Elmsford, NY, Pergamon Press, 1982; B. Park, M. Rothbart, Perception of Outgroup Homogeneity and Levels of Social Categorization: Memory for the Subordinate Attributes of In-Group and Out-Group Members, „Journal of Personality and Social Psychology" 1982, 42, 1051-1068.
214
są bardziej powszechne14. Kultura kolektywnistyczna to taka, w której cele grupy mają priorytet nad celami indywidualnymi: lojalność wobec grupy jest zazwyczaj wyrażana poprzez zachowania, które w różnych sytuacjach są zgodne z regułami. W kulturach kolektywistycznych zatem ludzie są bardziej świadomi sytuacyjnych ograniczeń, a mniej świadomi indywidualnych różnic.
W jaki sposób wiedza o tych schematach przyczynowych i błędach atrybucyj-nych pomaga w udoskonaleniu komunikacji interpersonalnej? Pierwszym krokiem jest zdanie sobie sprawy, że nasze minione interakcje z daną osobą wpływają na to, jak decydujemy się komunikować z nią w chwili obecnej. To, co pamiętamy z wcześniejszych interakcji, w znacznym stopniu przyjmuje formę atrybucji. Jeśli masz skłonność do wyjaśniania interakcji w kategoriach pojedynczych przyczyn (takich jak atrybucje osobowościowe lub wynikające z działania bodźca), to twoja komunikacja często może przybierać formę narzekania lub obwiniania innych. Możesz tak postępować, nie zdając sobie z tego sprawy. Byłoby korzystne, abyś od czasu do czasu ocenił, jak wyjaśniasz wydarzenia, które miały miejsce w ważnych dla ciebie relacjach.
Ten rozdział był poświęcony sposobom przetwarzania informacji o sytuacjach społecznych i osobach, które są w nie zaangażowane. Opracowywanie informacji prowadzi do spostrzeżeń, które w znacznym stopniu wpływają na sposób komunikowania się z innymi. Im bardziej świadomi jesteśmy naszych procesów percepcyjnych, tym łatwiejsze dla nas staje się podniesienie jakości komunikacji interpersonalnej.
Pytania przeglądowe
1. Niektóre tezy stawiane przez autorów pokrywają się z tezami Billa Wilmota z poprzedniego rozdziału. Autorzy poszerzają jednak analizy Billa i dodają kilka nowych pojęć. W których miejscach to czynią? Jakie nowe pojęcia wprowadzają?
2. Wymień cztery procesy spostrzeżeniowe wyjaśniane w tym tekście.
3. Jaki jest związek skryptów z epizodami?
4. Jaka jest różnica między epizodami otwartymi a epizodami definiowanymi?
5. Jaka jest relacja między konstruktami osobistymi a ukrytą teorią osobowości?
6. Co to jest „samospełniająca się przepowiednia interpersonalna"?
7. Wyjaśnij różnicę między wysokim i niskim poziomem samokontroli obserwacyjnej.
8. Ludzie wykorzystują teorie atrybucji, by wnioskować o........ zachowania innych ludzi.
Kwestie do omówienia
1. Trenholm i Jensen stwierdzają w pewnym momencie, że „społeczna interakcja jest niekończącym się tańcem, w którym uczestnicy przyjmują lub odmawiają przyjęcia wzajemnych zaproszeń do wchodzenia w różne epizody". Rozszerz ich metaforę, wyjaśniając twoje własne doświadczenie. W jaki sposób twoje rozmowy, powiedzmy w pracy, są podobne do „tańca"?
14 J. Miller, Culture and Development of Everyday Social Ezplanations, „Journal of Personality and Social Psychology" 1984, 46, 961-978.
215
2. Jaka zasada została zilustrowana przykładem „techniki tak" stosowanej przez sprzedawców? Co Trenholm i Jensen mówią, według ciebie, o tej technice? Czy uważają, że jest to dobra taktyka i należy ją stosować?
3. Czy zgadzasz się z twierdzeniem, że pierwsze wrażenia są w sposób trwały tworzone w ciągu pierwszych czterech minut interakcji z obcym i że wykorzystujemy te szybko tworzone wrażenia podejmując decyzję, czy kontynuować rozmowę czy nie?
4. Czy masz tendencję do bycia osobą o wysokim czy niskim poziomie samokontroli? Jak wpływa to na twoją komunikację?
5. Podaj przykład wynikających z przynależności do grupy i do określonej kultury błędów percepcyjnych, które wpływają na to, jak spostrzegasz ludzi, z którymi się komunikujesz?
Rozdział 7
Słuchanie
Jak zwracają uwagę autorki poniższego tekstu, większość osób zajmujących się zagadnieniami słuchania rozpoczyna swoje wywody od uzasadnienia znaczenia dobrego słuchania i następnie próbuje przekonywać cię, że prawdopodobnie nie jesteś sprawnym słuchaczem. Jeśli jednak sam analizowałeś te kwestie, to z pewnością już wiesz, że ważne jest, jak słuchasz, jesteś też przekonany, że mógłbyś to robić lepiej. Zamiast zatem mówić o tym, o czym już wiesz, autorki tej książki rozpoczynają od omówienia trzech nieporozumień, jakie z reguły dotyczą procesu słuchania. Sądzą, że łatwiej ci będzie słuchać lepiej, jeśli zaczniesz od poprawnego, nie zaś chybionego rozumienia, o co tu chodzi.
Pierwsze nieporozumienie polega na przekonaniu, że słuchanie jest naturalne. Autorki wyjaśniają, że procesem naturalnym jest słyszenie, słuchanie zaś wymaga pewnej refleksji, treningu i wysiłku. Za jeden z największych paradoksów odnoszących się do słuchania zawsze uważałem to, że chociaż o wiele więcej czasu, jak wykazują wyniki badań, spędzamy słuchając niż czytając, pisząc czy mówiąc, to nie przechodzimy niemal żadnego systematycznego treningu w tym zakresie. Najmniej nauki zatem pobieramy w tej sferze komunikacyjnej aktywności, w którą jesteśmy najbardziej zaangażowani! Roach i Wyatt omawiają to zjawisko.
Drugie omawiane przez nie nieporozumienie sprowadza się do przekonania, że słuchanie jest aktem pasywnym, procesem, w którym po prostu pozostajemy otwarci na to, co jest dostępne. Nieporozumienie to polega na łączeniu „pracy" z widocznym wysiłkiem, wysiłek zaś wkładany w słuchanie niekiedy jest mało widoczny. Jednak każdy, kto słuchając zarabia na życie - terapeuta, prawnik, lekarz, księgowy, doradca w biznesie - osobiście doświadczył miażdżącego zmęczenia, które może być spowodowane ciężką pracą słuchania.
217
Trzecie nieporozumienie to: „Jestem dobrym słuchaczem, jeśli się postaram". Kilka wczesnych badań dotyczących słuchania wykazało, że przeciętny amerykański urzędnik zapamiętuje około 25 procent z tego, co usłyszy. Odnosi się to do większości z nas. Zwykły wysiłek może podnieść ten procent, lecz nie w sposób trwały. Najbardziej skuteczne jest podjęcie treningu nastawionego na kształcenie zarówno odpowiedniej postawy, jak i umiejętności w zakresie słuchania, a następnie stosowanie tego, czego się nauczyliśmy wystarczająco długo, by weszło nam to w nawyk.
Głównym celem zamieszczenia tego krótkiego tekstu jest przygotowanie gruntu pod późniejsze, bardziej złożone artykuły. Jeśli wiesz dobrze, na czym polegają nieporozumienia, będziesz gotów zrozumieć i przyswoić sobie nowe umiejętności.
Carol A. Roach i Nancy J. Wyatt
Słuchanie i proces retoryczny
Za: Carol A. Roach, Nancy J. Wyatt, Successful Listening, s. 1-5. Copyright 1988 Harper Collins
Publishers, Inc. Przedruk za zgodą.
Większość tekstów o słuchaniu zaczyna się od stwierdzenia, że umiejętność słuchania jest ważna w szkole, pracy i w relacjach osobistych. Następnie autorzy przechodzą do przekonywania ciebie, że nie jesteś zbyt dobrym słuchaczem. Choć obie te konstatacje mogą być prawdziwe, to uważamy, że wiesz już o tym, iż mógłbyś skorzystać poprawiając swoje umiejętności w zakresie słuchania, w przeciwnym razie bowiem nie zaczynałbyś tego kursu. Dlatego nie będziemy cię zanudzali opowiadając ci o tym, o czym już wiesz. Zamiast tego wprowadzimy cię w kilka powszechnych nieporozumień dotyczących słuchania i wykażemy, iż są błędne.
Nieporozumienie numer 1: słuchanie jest naturalne
Nieporozumienie, że słuchanie jest naturalne, pochodzi częściowo stąd, że mylimy proces słuchania z procesem słyszenia. Słyszenie jest z pewnością procesem naturalnym. Jeśli tylko jakaś część twojego ucha nie jest organicznie uszkodzona, będziesz słyszał jeszcze przed swoim urodzeniem. Słyszenie jest kwestią percepcji drobnych zmian w ciśnieniu atmosferycznym i trwa nieprzerwanie, nawet wtedy, gdy śpisz. Jak inaczej budzik mógłby cię rano budzić?
218
Ludzie mogą „usłyszeć" zmiany ciśnienia atmosferycznego w zakresie częstotliwości od 20 do 20000 cykli na sekundę. Zmiany w ciśnieniu powietrza docierają do bębenka ucha i są przekazywane przez ucho środkowe do ucha wewnętrznego, gdzie są przekształcane w elektrochemiczne informacje i przesyłane do ośrodka słyszenia w mózgu. Ten proces jest naturalny, automatyczny, i pozostaje poza świadomą kontrolą. Problem zaczyna się, gdy mylimy go ze świadomie celowym psychologicznym procesem słuchania.
Słuchanie jest szeroko rozumianym procesem rozróżniania odgłosów i stwierdzania, które z nich są znaczące i ważne dla nas, a które nie. Skupiamy nasze słyszenie w taki sam sposób, w jaki skupiamy nasz wzrok. Prawdopodobnie możesz sobie przypomnieć jakiś moment, gdy nie „widziałeś" czegoś, co było w pełni widoczne. Być może nawet się o to potknąłeś. Prawdopodobnie było też tak, że mówiłeś do kogoś - rodzica, nauczyciela, kolegi, a nawet przyjaciela - kto myślał o czymś innym i nie „słyszał" tego, co powiedziałeś. Prawdę mówiąc, słyszeli oni w tym sensie, że odgłosy doszły do ich uszu, lecz nie usłyszeli tego, co powiedziałeś, ponieważ zwracali w tym czasie uwagę na coś innego. Jeśli jesteś wystarczająco szczery, to możesz sobie przypomnieć momenty, gdy ty także nie słyszałeś tego, co było mówione, ponieważ nie zwracałeś na to uwagi. Wszystkim bowiem zdarza się, że myślą czasem o czymś innym - tak naprawdę słyszałeś wówczas, ale nie słuchałeś.
„Proszę wybaczyć, doktorze Simpson, mam problem, zastanawiam się, czym mógłbym przykuć uwagę słuchaczy w czasie mojego wystąpienia". „Jaki jest Pana temat?"
„Będę mówił o Kambodży i o Czerwonych Khmerach, o całym tym zabijaniu." „W taki razie, dlaczego nie wykorzysta Pan techniki, którą przedstawiłem w klasie w czasie mojego wystąpienia na temat kwaśnych deszczów?" „Nie słyszałem tego. Wydaje mi się, że nie słuchałem".
Istota odróżnienia słyszenia od słuchania polega na tym, że nie potrzebujemy treningu, by dobrze słyszeć, natomiast potrzebujemy go, by dobrze słuchać. Prawdę mówiąc, jeśli mechanizm słyszenia zostaje uszkodzony, żaden trening nie poprawi jego funkcjonowania. Realna głuchota nie może być uleczona przez zwiększony wysiłek. Równocześnie błędne słuchanie nie może być uleczone ani przez nauki medyczne, ani przez magię. Aby nauczyć się bardziej efektywnego słuchania, musisz bardziej się wysilić. Musisz się uczyć, jak słuchać.
Idea, że słuchania uczymy się w dzieciństwie, jest częściowo prawdziwa. Dzieci, zanim zaczną chodzić do szkoły, uczą się wielu rzeczy przez słuchanie, lecz jedynie w takim stopniu, w jakim zostały do tego wychowane. Niestety, większa część treningu w umiejętności słuchania przybiera zazwyczaj formę nakazów. Mówi się do dziecka: „A teraz słuchaj mnie" lub „Słuchaj uważnie". Pożytek z takiego treningu można zilustrować porównując go z innym podobnym nakazem skierowanym do dziecka: „Łap piłkę". Mały pożytek z takiej rady. Bardziej pożyteczne byłoby pokazać dzieciom, jak trzymać ręce, i powiedzieć im, by miały wzrok skupiony na piłce. Następnie należałoby pozwolić im na wiele
219
prób pod kontrolą i wytłumaczyć, co robią dobrze, a co źle, dzięki czemu będą mogły czynić postępy. Bez kontrolowanej praktyki dzieci mogą nabrać złych nawyków, dorastając będą słuchać byle jak. Uczenie się słuchania jest kwestią treningu; nie przychodzi ono naturalnie, podobnie jak gra w piłkę nie jest czymś naturalnym.
W pewnym bardzo interesującym studium Nichols i Stevens (1957) udowodnili, że młodsze dzieci słuchają lepiej niż starsze. Gdy badacze przerwali nauczycielom w połowie wykładu i spytali uczniów, o czym była mowa, poprawnie było w stanie odpowiedzieć 90 proc. pierwszoklasistów, 80 proc, drugoklasistów, lecz tylko 28 proc. maturzystów. Te wyniki mogą nas nawet skłaniać do przypuszczenia, że w miarę jak rośniemy, stajemy się gorszymi słuchaczami. Słuchanie zdecydowanie nie jest procesem naturalnym, jest zaś świadomą i celową aktywnością, potrzebujemy systematycznego treningu i kontroli, by dobrze się jej nauczyć.
Inne spojrzenie na słuchanie polega na dostrzeżeniu w nim części procesu komunikacji, podobnego do mówienia. Nawet jeśli moglibyśmy się zgodzić na to, że mówienie jest naturalną funkcją człowieka, nikt nie będzie zaprzeczał, że dzieci muszą być uczone, jak mówić. Z pewnością, nikt z nas nie urodził się ze zdolnością mówienia standardowym angielskim. Jeśli zapomniałeś, na czym polega proces uczenia mowy, spędź parę godzin w supermarkecie, przysłuchując się, jak matki mówią do swoich maluchów, gdy robią zakupy. Usłyszysz uważne, nieprzerwane instrukcje, ciągłe powtarzanie, poprawianie i wzmacnianie właściwych wzorów i ich zastosowań. Jeśli zaś uczyłeś się drugiego języka, przypomnij sobie, jak wiele czasu musiałeś spędzić zapamiętując, słuchając i powtarzając, by osiągnąć biegłość.
Zarówno słuchanie, jak i mówienie to świadome, celowe aktywności, które wymagają treningu, aby je dobrze wykonywać. Przekonanie, że niektórzy ludzie są urodzonymi słuchaczami lub urodzonymi mówcami, jest fikcją. Jest to wymówka dla tych, którzy nie chcą dać z siebie więcej.
Nieporozumienie numer 2: słuchanie jest pasywne
W naszym amerykańskim życiu, jednym z najbardziej rozpowszechnionych nieporozumień jest przekonanie, że praca jest zawsze aktywna. Zdajemy się sądzić, że gdy nie widzimy, iż coś się dzieje, to żadna praca nie jest wykonywana. Dlatego myślenie jest rzadko określane jako praca. Dzieci są zachęcane, by „coś robiły" - zapisały się do Małej Ligi, drużyny skautów lub klubu. Decydują się na wyjazdy na obozy, lekcje tańca, udział w stowarzyszeniu młodych biznesmenów oraz inne zajęcia pozalekcyjne. Podobnie studenci są zachęcani, by „się zaangażować" - zapisać się do rady studenckiej, do klubu, bractwa lub zrzeszenia, poświęcać czas na działalność charytatywną i uczestniczyć w akcjach społecznych. Czas spędzany na „robieniu niczego" jest uważany za czas stracony.
W biznesie i spółkach większość czasu pracy ludzie spędzają chodząc na spotkania, jedząc obiady, podróżując, robiąc cokolwiek, by wyglądać na zajętych. Pracownicy szybko się uczą, jak „wyglądać na zapracowanych", gdy w pobliżu pojawia się szef, nawet jeśli w danym momencie nie jest wymagane od nich żadne konkretne działanie. Także ludzie nauki, których zajęciem jest myślenie, muszą sporządzać dla administracji listę specyficznych czynności, by udowodnić, że naprawdę pracują. W naszej kulturze praca jest zrównana z ruchem.
Ta amerykańska orientacja polegająca na definiowaniu pracy jako fizycznej aktywności pociąga za sobą postrzeganie słuchania jako czegoś pasywnego. Nie można przecież widzieć czyjegoś słuchania, a zatem słuchający nie mogą czegoś „robić". Nasz wynalazek zatem, to zdefiniowanie widzialnych znaków słuchania jako samej aktywności. Zrozumiesz to, gdy wrócisz pamięcią do czasów szkoły średniej. Pomyśl o naj nudniej szych lekcjach, jakie wówczas miałeś. Nie chciałeś, by złapano cię na śnieniu na jawie, co więc robiłeś? Wydoskonaliłeś „studenckie wejrzenie". Opierałeś brodę na rękach, otwierałeś oczy szeroko i regularnie potakiwałeś głową, jakbyś zgadzał się z tym, co było mówione. Jeśli zaś byłeś dostatecznie inteligentny, to pamiętałeś, by przez moment zmarszczyć czoło pokazując, że starasz się zrozumieć coś szczególnie trudnego. Od czasu do czasu uśmiechałeś się, aby okazać swoje zadowolenie, że mogłeś usłyszeć w szkole tak interesujące rzeczy. W tym samym czasie twój umysł przebywał na wczasach. Zdawało to egzamin doskonale. Nauczyłeś się, że aktywność jest równoważna z pracą.
Gdy zacząłem uczyć, szybko zdałem sobie sprawę, że tylko na podstawie tego, co widzę, nie mogę powiedzieć, kto mnie słuchał, a kto nie. Miałem jednego studenta, który zawsze siadał z tyłu, oparty krzesłem o ścianę i zdawało się, że drzemał. Wreszcie, pewnego dnia miałem już tego dość i ostro zwróciłem mu uwagę. Powiedziałem, że jeśli ma zamiar tu tylko spać, to powinien to robić w domu we właściwym czasie. Na to on wstał, odchylił do tyłu kapelusz i wyrecytował dziesięć ostatnich minut mojego wykładu. Ależ byłem zażenowany!
Jedną z konsekwencji definiowania słuchania przez jego widzialne oznaki jest zaprzeczenie aktywnej naturze rzeczywistego słuchania. Gdy słuchasz, twój umysł jest niezwykle zapracowany, odbiera i porządkuje nowe idee, odnosi je do tego, co już wiesz, tworząc nowe związki z dawnymi informacjami. Rzeczywiste słuchanie polega na przyswajaniu sobie nowych informacji i sprawdzaniu ich w kontekście tego, co już wcześniej wiedziałeś, oddzielaniu idei ważnych od nieważnych, poszukiwaniu kategorii, którymi można by je objąć (ewentualnie tworzenie kategorii nowych), a także na przewidywaniu tego, co nastąpi za chwilę, by być na to przygotowanym. Gdy słuchasz, twój mózg ciężko pracuje, aktywnie rekonstruując to, co mówi mówca, i nadając temu formę pewnych elementów obarczonych znaczeniem w kategoriach twojego własnego doświadczenia. Cała ta aktywność odbywa się jednak w twoim mózgu; nic z tego nie jest z uzewnętrzniane. Dlatego często wygląda to tak, jakby nic się nie działo.
221
Jedną z najbardziej frustrujących rzeczy, jakie napotkałem w czasie pracy w grupie, było to, że wydawało mi się, że nikt nigdy mnie nie słuchał. Wyglądało na to, jakbym wciąż mówił do siebie. Jednak, gdy nadszedł czas sporządzenia końcowego sprawozdania, zdałem sobie sprawę, że pozostali członkowie grupy wiedzą mnóstwo z tego, o czym mówiłem. Byłem zaskoczony, gdy zdałem sobie sprawę, że mimo wszystko słuchali. Zwłaszcza John, a sądziłem, że był on przykładem osoby, do której nic nie dochodzi.
Nieporozumienie numer 3: jestem dobrym słuchaczem, jeśli się postaram
Większość ludzi znacznie przecenia swoje umiejętności w zakresie słuchania. Jeden z wykładowców udowadnia to uczestnikom prowadzonych przez siebie ćwiczeń poświęconych słuchaniu. Poleca, by każdy z nich przedstawił się klasie, a następnie prosi, o podanie imienia sąsiada po lewej stronie. Większość nie jest w stanie tego zrobić.
Większość ludzi zapytana, jaka jest skuteczność ich słuchania, odpowie, że zapamiętują od 75 do 80 procent tego, co usłyszą. Myślą, że są dobrymi słuchaczami. Rezultaty badawcze pozostają w sprzeczności z tą opinią. Wyniki, na które najczęściej się wskazuje, by zilustrować niską skuteczność słuchania, pochodzą z badań Nicholsa (1957), który odkrył, że skuteczność słuchania przeciętnego urzędnika wynosi jedynie około 25 procent. Oznacza to, że przeciętna osoba zapamiętuje jedynie jedną czwartą tego, co usłyszy. Poziom idealnych stu procent zapamiętywania jest osiągany jedynie przez fikcyjnych detektywów i kilka nadzwyczajnych osób, które mają doskonałą pamięć słuchową (podobnie jak niektórzy ludzie mają pamięć fotograficzną).
Prawdziwym sprawdzianem umiejętności słuchania nie jest oczywiście rezultat, jaki możesz osiągnąć na teście słuchania, lecz to, jak dobrze rozumiesz i zapamiętujesz to, co musisz zrozumieć i zapamiętać, by dawać sobie radę w codziennym życiu. Gdy kończą się telewizyjne wiadomości, jak wiele z tego, co usłyszałeś, potrafisz zapamiętać? Czy jesteś w stanie uchwycić główne tezy czyjejś wypowiedzi? Czy potrafisz zrozumieć i zapamiętać słowne instrukcje? Czy jesteś dobry w odkrywaniu uczuć ludzi, którzy do ciebie mówią? Czy jesteś w stanie odróżnić świetny interes od zwykłego oszustwa? Czy jesteś w stanie wyłowić w dyskusji politycznej tezy i argumenty na ich potwierdzenie? Czy udaje ci się zidentyfikować różne instrumenty w orkiestrze albo czy potrafisz powtórzyć temat jakiejś symfonii? Wszystkie te zadania odwołują się do twojej umiejętności efektywnego słuchania, a sprawne ich rozwiązywanie jest podstawą sukcesu. Jednak większość ludzi radzi sobie z nimi jedynie częściowo.
Większość z nas wyobraża sobie, że jesteśmy lepszymi słuchaczami niż w rzeczywistości (bardziej inteligentnymi, wrażliwymi). Słuchanie jest trud-
222
nym zadaniem i zwykle go nie podejmujemy, gdy nie ma na widoku jakieś wyraźnej zapłaty. Jeśli jednak nie będziemy ćwiczyli i poszerzali naszych umiejętności słuchania, nie będziemy rozwijali nawyków w tej sferze, to może się okazać, że jest za późno, gdy pojawi się okazja do słuchania. Gdy jesteś w środku załatwiania jakiegoś interesu, albo w środku wykładu z fizyki, to nie jest to najlepszy czas, by rozpocząć ćwiczenie umiejętności słuchania.
Bibliografia
Barbara D. A. (1971) How to Mąkę People Listen to You, Springfield IŁ, Charles C. Thomas. Barker L. L. (1971) Listening Behavior, Englewood Cliffs, NJ, Prentice-Hall.
Hirsh R. O. (1979) Listening: A Way to Process Information Aurally, Dubuąue IA, Corsuch Scarisbrich. Nichols R. G. (1948) Factors in Listening Comprehension, „Speech Monographs" 15, 154-163. Nichols R. G., Stevens L. S. (1957) Arę You Listening?, New York, McGraw-Hill.
Phillips G. M., Wood J. T. (1983) Communication and Human Relations, New York, Macmillan. ^ Steil L., Barker L. L., Watson K. W. (1983) Effective Listening, Reading MA, Addison-Wesley. Wolff F. I., Marsnik N. C., Trący W. S., Nichols R. G. (1983) Perceptive Listening, New York, Holt, Rinehart and Winston.
Pytania przeglądowe
1. Jakie są podstawowe różnice między słuchaniem a słyszeniem?
2. Jaki rodzaj treningu w zakresie słuchania przechodzimy zazwyczaj jako małe dzieci?
3. W jaki sposób nasza postawa wobec słuchania jest obciążona typowo amerykańskim przekonaniem, że „ruch jest równoważny z pracą"?
4. Co o skuteczności słuchania mówią twoje notatki z wykładów? Czy wskazują one na to, że przyswajasz sobie więcej czy mniej niż 25 procent tego, co usłyszałeś w klasie?
Kwestie do omówienia
1. Przyjmij uproszczone założenie, że ludzka aktywność jest podzielona na sferę fizjologiczną (impulsy nerwowe, reakcje skóry na chemikalia, krwawienie itd.), psychologiczną (postawy, przekonania, lęki itd.) oraz komunikacyjną (obejmującą kontakt z przynajmniej jedną osobą). Jaki typ lub typy aktywności wchodzą w skład słuchania? Jakie zaś charakteryzują słyszenie?
2. Jak opisałbyś niektóre „niewidoczne" rodzaje aktywności związane ze skutecznym słuchaniem? Co takiego szczególnego zachodzi wówczas i co nie może być widoczne?
3. Pomyśl o własnej skuteczności słuchania. Czy zapamiętujesz więcej niż 25 procent z tego, co słyszysz w klasie? Podczas zabawy? Przy obiedzie w domu? Gdy rozmawiasz ze swoim szefem w pracy? Jakie czynniki poprawiały lub pogarszały twoją skuteczność słuchania?
Pierwszy tekst w tym rozdziale dał wam ogólne spojrzenie na słuchanie, ten zaś zaczyna się od tezy, że „dowodem dobrego słuchania jest właściwa reakcja". Judi Brownell opisuje osiem reakcji, które pomagają
223
w skutecznym słuchaniu, oraz sześć innych, których prawdopodobnie chciałbyś uniknąć. Są to dostrzegalne aspekty ciężkiej pracy słuchania, która, jak to zostało wyjaśnione przez autorów poprzedniego tekstu, jest też częściowo niedostrzegalna. Judi Brownell oferuje tych osiem reakcji jako coś w rodzaju baru sałatkowego - nie będziesz używał wszystkich z nich przez cały czas, lecz dobrze będzie mieć wszystkie osiem w repertuarze twoich możliwych reakcji.
Pierwsza reakcja - parafraza - jest prawdopodobnie najlepszym sposobem, by powiedzieć drugiej osobie, że nadajecie na tej samej fali. Druga, pytania i sprawdzanie spostrzegania, została opracowana, by uniknąć problemów powodowanych przez tych słuchających, którzy mechanicznie potakują i uśmiechają się, lecz nie potrafią zapamiętać tego, co przed chwilą usłyszeli. Konstruktywna informacja zwrotna jest trzecią reakcją. Brownell wprowadza pięć reguł, które mają tu być pomocne. Opisuje też różne sposoby doboru słów, możesz zatem jasno sobie uzmysłowić, jak te reakcje funkcjonują.
Reakcja numer cztery to fizyczna czujność, piąta zaś związana jest z kontaktem wzrokowym. Zgadzam się z Brownell co do zasadniczego znaczenia kontaktu wzrokowego, lecz uważam, że powinna ona także wspomnieć, iż forma i znaczenie tej reakcji różnią się w istotny sposób w różnych kulturach. Na przykład w niektórych domach emigrantów z Ameryki Łacińskiej dzieci są uczone, by nie patrzyły w oczy starszych, gdyż jest to niegrzeczne. Kontakt wzrokowy jest także uważany za niewłaściwy w niektórych kulturach Azji, z wyjątkiem relacji bardzo intymnych, a wielu członków miejskich gangów traktuje spojrzenie w oczy jako jawne wyzwanie lub groźbę. Jeśli zastosujesz się do rady Brownell w trakcie rozmowy z członkiem gangu jakiejś subkultury, walkę będziesz miał zapewnioną.
Inna sugestia Brownell dotyczy postawy ciała, gestów i ruchów oraz tego, co nazywa ona „minimalnymi wzmocnieniami".
Najlepszą drogą do skorzystania z informacji zawartych w tym tekście jest potraktowanie ich jako pewnych propozycji, które możesz zweryfikować w szkole, pracy albo znajdując się wśród ludzi, którzy cenią bezpośredni kontakt. Reakcje podobne do niżej opisanych mogą wówczas znacząco poprawić twoją skuteczność jako słuchacza.
224
Judi Brownell
Reagowanie na komunikaty
Za: Judi Brownell, Building Active Listening Skills, s. 206, 229-234, 249, 250. Copyright 1986. Przedruk za zgodą Prentice Hali, Englewood Cliffs, NJ.
Dowodem dobrego słuchania jest właściwa reakcja. Rozmówcy w znacznej mierze oceniają skuteczność twojego słuchania na podstawie tego, co odpowiesz albo co zrobisz w odpowiedzi na ich komunikat. Komunikacja jest dynamicznym, zwrotnym procesem. Gdy słuchasz, odpowiedzialność za właściwą wymianę znaczeń spada także na ciebie. W istocie, należałoby zdać sobie sprawę, że jako słuchacze bierzemy na siebie 51 procent tej powinności!
Ważną częścią twojej roli kogoś, kto bierze, jest zatem odpowiedzieć właściwie, to znaczy w taki sposób, który zaowocuje satysfakcjonującą relacją i głębszym zrozumieniem. Większość z nas przez lata rozwinęła na własny użytek nawykowe wzorce reagowania. Zamiast zastanawiać się nad każdą sytuacją i ustalać najbardziej skuteczny kierunek działań (a tak postępowalibyśmy, gdyby chodziło o kogoś innego), zdajemy się na przyzwyczajenia, jakie wykształciliśmy wcześniej. Takie niemal automatyczne reakcje mogą rzeczywiście dobrze nam służyć w większości wypadków. Sprawiają, że rozmowy i inne wymiany werbalne przychodzą nam bez trudu. Problem pojawia się wtedy, gdy stajemy wobec nowej lub szczególnie trudnej sytuacji albo gdy nie jesteśmy zadowoleni ze sposobu, w jaki rozwija się nasza relacja. Czujemy, że powinniśmy się zastanowić i być może coś zmienić, gdyż to, jak postępowaliśmy do tej pory, z jakiegoś powodu już się nie sprawdza.
Ta część rozważań nie ma charakteru recepty. Jej celem nie jest podanie jakichś reguł, ale zaznajomienie cię z pewną gamą możliwości dostępnych w każdej sytuacji słuchania, abyś mógł wybrać swoją reakcję mądrze. Słuchając nie możesz nie doceniać kontroli, jaką sprawujesz nad kierunkiem i jakością twoich spotkań z innymi. Jeśli staniesz się bardziej wrażliwy na wszystkie aspekty sytuacji komunikacyjnej, twoja reakcja będzie wyrazem zrozumienia zarówno niewerbalnych i związanych z kontekstem aspektów spotkania, jak i padających słów. Im większą masz do swojej dyspozycji różnorodność stylów reagowania, tym bardziej prawdopodobne jest, że wybierzesz właśnie ten, który doprowadzi cię do twojego celu. Omówimy tu wiele stylów reakcji. [...] Zastanowimy się także nad niektórymi zmiennymi wpływającymi na środowisko komunikacyjne. [...]
Parafraza lub reakcja potwierdzająca zrozumienie
Gdy chcesz komuś zakomunikować swoją empatię - to znaczy pokazać, że rozumiesz rozmówcę, nie osądzając jego idei - skuteczną reakcją może być
225
parafraza. Parafraza nie „prowadzi" mówiącej osoby w żadnym określonym kierunku. Pozwala raczej na wzięcie przez nią odpowiedzialności za swoje własne problemy i decyzje. Gdy ktoś jest pod wpływem stresu, niepewności lub zaangażowania uczuciowego, parafraza może okazać się pomocna dla tego, kto go słucha. Oto kilka wskazówek dotyczących tego, co powinna zawierać skuteczna parafraza:
Słuchacz musi być szczerze zainteresowany sytuacją osoby mówiącej
Słuchacz musi ująć to, co usłyszał, własnymi słowami, nie zaś powtarzać dosłownie
Parafraza wyraża zrozumienie słuchacza dla całej sytuacji
Parafraza wyraża ton pierwotnego komunikatu
Parafraza niczego nie dodaje, ani niczego nie pomija z zawartości komunikatu;
powinna być jak najprostsza i najjaśniejsza, tak by osoba mówiąca odebrała ją jako kompletną i dokładną
Parafraza jest najbardziej skuteczna, gdy słuchacz wykazuje także pewne niewerbalne umiejętności towarzyszące, które świadczą o jego zaangażowaniu. Będąc słuchaczem, staraj się zachować kontakt wzrokowy, zwróć się ku mówiącemu i zapewnij mu minimalne wzmocnienia, takie jak skinienia głowy, „mhm" itd. Lecz nie daj się zwieść - te sygnały nie są jeszcze same w sobie znakiem skutecznej reakcji. To twoja postawa i szczere zainteresowanie tym, o czym mówi dana osoba, ostatecznie zadecydują o skuteczności twoich wysiłków.
Pytania i sprawdzanie spostrzeżeń
Rozumiesz, oczywiście, o czym mówię! Uśmiechasz się i kiwasz głową, a pojawiające się od czasu do czasu wokalne wzmocnienia jednoznacznie mówią mi, że jestem fascynującym i inteligentnym rozmówcą i że jesteś zainteresowany słuchaniem tego, co mam do powiedzenia. Prawda? A tu niespodzianka! Sztuka „uśmiechu i potakiwania" wydaje się niekiedy niemal drugą naturą słuchaczy. Większość z nas nawet nie pamięta, kiedy i jak nauczyła się dostarczać tych wskazówek pozwalających na sprawny bieg rozmowy - lub przynajmniej pozwalających naszemu rozmówcy na nieprzerwane mówienie! Wyobraź sobie taką typową sytuację.
Szef przychodzi do twojego gabinetu i zaczyna ci tłumaczyć, czego od ciebie oczekuje w czasie najbliższego tygodnia, gdy będzie poza miastem. Nazwiska niektórych z jego wspólników, a także niektóre terminy, którymi się posługuje w rozmowie, nie są ci znane, lecz wahasz się, czy mu przerwać. Wydaje ci się, że się śpieszy, a informacja jest dla niego ważna. Nie chcesz więc, by pomyślał, że jesteś powolny czy że nie znasz pewnych osób, które powinieneś do tego momentu już dawno poznać. Milczysz więc myśląc, że gdy wyjdzie, będziesz w stanie pozbierać wszystkie te elementy w jakąś całość. Wreszcie skończył. Gdy tylko wyszedł, zadzwonił telefon. Odbierasz i dowiadujesz się, że oto pojawił się poważny problem w dziale produkcji i twoja natychmiastowa obecność okazuje się konieczna. Następnych kilka godzin spędzasz rozwiązując ten problem. Zanim ponownie pojawia się możliwość pomyślenia o poprzedniej rozmowie, zapominasz większość informacji, jakie przekazał ci szef. To, co pamiętasz, jest niemal bezsensowne. Nagle pojawia się refleksja, że powinieneś o wiele bardziej skupić się na słuchaniu.
226
W sytuacjach takich jak ta są możliwe dwie reakcje, które mogą okazać się pomocne: zapytanie oraz zastosowanie parafrazy zwanej sprawdzaniem własnego spostrzeżenia. Obie są łatwe w użyciu, lecz lęk przed przerywaniem oraz chęć stworzenia wrażenia, że „bardzo dużo wiemy", niekiedy powstrzymuje nas przed ich zastosowaniem.
Sprawdzanie własnego spostrzeżenia. Jednym ze sposobów upewnienia się, iż rozumiesz komunikat rozmówcy, jest powtórzenie jego zasadniczych elementów. Sprawdzanie percepcji jest szczególnie użyteczne, gdy dokładność jest czymś istotnym, na przykład wówczas gdy właśnie zostało tobie powierzone jakieś zadanie. Powtórzenie procedur, dat i ostatecznych konkluzji sprawia, że nieporozumienie jest o wiele mniej prawdopodobne. W naszych codziennych relacjach często trudno jest uniknąć przeskakiwania do konkluzji. Spieszymy się, rzadko mamy czas, by się zatrzymać i potwierdzić nasze zrozumienie. W rezultacie pojawia się wiele pomyłek, które wcale nie są konieczne. Sprawdzanie percepcji jest użytecznym zastosowaniem parafrazy i znacznie poprawia nasze zrozumienie tego, co słyszymy, a także zdolność pamiętania.
Pytania. Pytania są po prostu tym czym są - sposobem poszukiwania u rozmówcy dodatkowych informacji. Często ktoś czyni niewłaściwe założenia co do tego, o czym już wiesz, lub nie dba, by poinformować cię o ważnych szczegółach. Ponieważ sam zna przedmiot sprawy, trudno mu zdecydować, o czym ma cię poinformować. Twoje pytania pozwalają mu zorientować się, jak twoja wiedza ma się do jego wiedzy. Pozwalają ci też uzyskać wyjaśnienia w punktach, które wydają się niejasne lub dwuznaczne. Powstrzyma cię to przed przyjęciem niewłaściwych założeń, gdy starasz się skompletować w całość niepełne informacje.
Reakcje, których należy unikać
Komunały
Niewłaściwe komunały są często czymś gorszym niż zupełny brak odpowiedzi. Stwarzają dystans między ludźmi, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś miał nadzieję na jakąś szczerą informację.
Ignorowanie
Oznacza często, że słuchacz stara się uniknąć konfrontacji. Gdy nie mówi się nic albo zmienia się temat po wysłuchaniu rozmówcy, rodzi to jego frustrację. Lepiej jest się nie zgodzić albo powiedzieć komuś, że się go nie zrozumiało, wszystko (niemal!) jest lepsze niż brak jakiejkolwiek reakcji.
227
Zbyt długie mówienie
Monologi są zgubne. Rozmówca jest gotów stracić zainteresowanie. Komunikaty, które wysyła się gadając „jak nakręcony", mogłyby być równie dobrze przekazywane licznej grupie osób, gdyż nie płyną z nich żadne korzyści właściwe dla komunikacji między dwiema osobami
Doradzanie
Może ci się wydawać, że doradzanie jest pomocne. W rzeczywistości jednak stawia cię ono na pozycji wyższości. Nie ma nic gorszego niż otrzymanie niechcianej i nieproszonej rady. Uważaj, abyś nie okazywał swojej „pomocy", mówiąc ludziom, co według ciebie powinni zrobić, nie zostawiając im miejsca na ich własną odpowiedzialność za ich własne działania.
Obwinianie
Unikaj zbytniego poszukiwania winy. Jeśli tylko jest to możliwe, to przyjmij postawę pozytywną i skup się na rozwiązywaniu problemu. Pracuj nad znalezieniem rozwiązań konfliktów i nad działaniami pozytywnymi. Obwinianie szybko rodzi postawę obronną.
Żartowanie
Dobrą rzeczą jest posiadanie poczucia humoru, lecz żartowanie na temat poważnych spraw może prowadzić twoich partnerów do frustracji. Staraj się stawić czoło konfliktom i innym kwestiom. Są chwile, gdy najwłaściwsze jest zachowanie powagi, i należy takie chwile rozpoznać.
Niech nie zniechęcają cię rozmówcy podenerwowani lub zniecierpliwieni twoimi pytaniami. Twoim celem jest właściwa komunikacja, a wysoka skuteczność w realizacji poleceń będzie dowodem na to, że ważne jest dotarcie do wszystkich faktów.
Konstruktywna informacja zwrotna
- Denerwuje cię niechlujstwo kolegi z pokoju.
- Obiecałeś jedenastoletniej sąsiadce, że pomożesz jej w ćwiczeniu przewrotów
- Twój najlepszy pracownik wykazuje ostatnio mniejszą produktywność, a ty nie wiesz, dlaczego.
Każda z tych trzech sytuacji wymaga konstruktywnej informacji zwrotnej. Jeśli pomyślisz, to znajdziesz nieskończoną liczbę przypadków, w których niezbędne jest, aby inni wiedzieli co myślisz o ich działaniach i pomysłach. Stosując konstruktywną informację zwrotną, dostarczamy drugiej osobie dane w sposób poważny, zaplanowany i bezpośredni. Ostatnio przeprowadzone badania wykazały, że niewłaściwa informacja zwrotna przyczynia się do bardzo wielu niepowodzeń komunikacyjnych. Dlaczego? Ponieważ danie konstruktywnej odpowiedzi nie jest łatwe i rzadko przychodzi nam naturalnie. Pokusę
228
stanowią: uciekanie się do pośrednich wskazówek, które łatwo błędnie interpretować, wydawanie osądów, które szybko budzą postawy obronne, albo całkowite unikanie konfrontacji.
Jest jasne, że umiejętność dostarczenia właściwej informacji zwrotnej jest czymś zasadniczym dla owocnych relacji interpersonalnych i zdrowszego funkcjonowania organizacji. Pracownicy muszą odczuwać satysfakcję dostarczając szefom właściwej informacji; szefowie muszą się uczyć, jak szczerze i otwarcie dzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat pracy wykonywanej przez podwładnych. Takie umiejętności rozwijają się jedynie wówczas, gdy są systematycznie wdrażane i praktykowane.
Reguły konstruktywnej informacji zwrotnej
1. Konstruktywne informacje zwrotne są opisowe, a nie oceniające. Gdy kogoś oceniasz, mówisz mu, że to, co robi, jest „dobre" lub „złe", że jest „wspaniały" albo „niechlujny", albo „powolny". Tego typu informacja nie daje jednostce żadnych konkretnych wskazówek. Trudno jej dokonać jakichś zmian, gdyż nie wie dokładnie, jakie zachowania powinny ulec zmianie. Dlatego skup się na opisywaniu. Pozwól zobaczyć danej osobie to, co zrobiła i jak jej zachowanie ma się do twoich oczekiwań.
2. Pomocne komentarze skupiają się na tych aspektach zachowania danej osoby, które mogą być przez nią poprawione i które odnoszą się do interesującej was sytuacji. Gdy twoi podwładni wykonują nowe zadanie, komentuj ich skuteczność w kategoriach zachowań, nad którymi mają kontrolę.
3. Wyrażaj swoje opinie nadając im właściwą formę. Przyznaj, że twoje komentarze są wypowiadane z twojego punktu widzenia - inni mogą mieć inne poglądy. Właściwe formy wypowiedzi zacierają zastrzeżenia: „według mnie", „o ile wiem", „na podstawie tego, co zauważyłem w ciągu ostatniego tygodnia" lub po prostu „myślę, że".
4. Informacja zwrotna powinna być udzielona jak najszybciej po pojawieniu się zachowania, do którego się odnosi. Jeśli widzisz, że jeden z twoich pracowników niewłaściwie wykonuje zadanie, nie czekaj aż do następnej formalnej oceny jego pracy, by mu o tym powiedzieć! O wiele większe znaczenie będzie miało, jeśli przekażesz mu instrukcje zaraz po poczynieniu obserwacji. Uważaj jednak, by nie stawiać ludzi w kłopotliwej sytuacji, poddając ich konstruktywnej krytyce w obecności ich kolegów. Powinieneś być sam na sam z rozmówcą i mieć dość czasu, by przedyskutować kwestie, jakie mogą się pojawić.
5. Informacja zostaje o wiele szybciej przyjęta i zastosowana, jeśli jest postrzegana jako użyteczna. Idealna jest sytuacja, gdy osoba, do której kierujesz swój komentarz, chce wiedzieć, co myślisz o wykonanej przez nią pracy. Informacje, których się wcale nie chce, rzadko zostaną docenione i zastosowane. Prawdopodobnie zdenerwują one tylko rozmówcę i sprawią, że przyjmie postawę obronną. Czynnikami mającymi znaczenie są zarówno twój stosunek do danej osoby, jak i jej motywacja, by dobrze wykonywać pracę.
229
Cechy konstruktywnej informacji zwrotnej
1. Jest opisowa ...
Tim, podoba mi się twoje sprawozdanie. Ma jasny i zwięzły styl, idee zaś są logicznie poukładane. Dokumentacja, którą wykorzystałeś, sprawia, że problem stał się wiarygodny i żywy.
... nie oceniająca.
Tim, to było fantastyczne sprawozdanie.
2. Skupia się na zachowaniu ...
Trochę zwolnij Tim, a myślę, że zmniejszysz przez to liczbę błędów.
... nie na cechach osobowości.
Mógłbyś sprawniej pracować przy tej maszynie Tim, jeśli byłbyś bardziej skoncentrowany.
3. Jest konkretna ...
Nie mogłem cię usłyszeć Tim z tego miejsca, gdzie siedziałem.
... nie ogólna.
Tim, twój głos jest bez mocy.
4. Właściwie określa czas...
Tim, spotkajmy się około 2.00 i porozmawiajmy o twoich postępach.
...nie jest opóźniana ani pozostawiana przypadkowemu spotkaniu.
Spotkajmy się kiedyś przy okazji.
5. Jest proponowana...
Tim, być może mój komentarz do twojego sprawozdania pomoże ci w przygotowaniu się do spotkania w przyszłym tygodniu. Czy miałbyś ochotę na spotkanie dziś po południu?
...nie narzucana.
Tim, muszę pogadać z tobą na temat twojego sprawozdania, zanim przedstawisz je na spotkaniu w przyszłym tygodniu.
Atmosfera stworzona w twoim zespole i postawa twoich kolegów są czymś istotnym z punktu widzenia łatwości wymiany informacji zwrotnej. Pamiętaj, że jest to ważna i pożyteczna droga dostarczania jednostkom informacji o ich zachowaniu - informacji, do których być może nie dotrą w żaden inny sposób. [...]
Dlaczego z niektórymi ludźmi rozmawia się nam łatwiej niż z innymi? Dlaczego niektóre jednostki wydają się bardziej dostępne, bardziej zainteresowane, bardziej entuzjastyczne? W twoich staraniach, by stać się lepszym słuchaczem, nie możesz zamykać oczu na znaczenie wskazówek niewerbalnych. Dla skutecznej komunikacji twoja reakcja niewerbalna jest równie ważna jak twój komunikat werbalny; prawdę mówiąc, niewerbalne reakcje są postrzegane jako o wiele
230
bardziej znaczące wskazówki skutecznego słuchania niż werbalne. Rozmówcy wnioskują z twojego potakiwania głową, postawy i kontaktu wzrokowego, że jesteś „z nimi". Wszystko wskazuje na to, że jeśli zachowujesz się jak dobry słuchacz, rozmówca uzna, że również słyszysz, rozumiesz i należycie oceniasz to, co ma do powiedzenia. Jego postrzeganie ciebie jest znaczące, ponieważ wpływa na jakość i częstotliwość jego interakcji. Jest o wiele bardziej prawdopodobne, że ludzie będą poszukiwali kontaktu i zwracali się o pomoc i radę do tych, którzy w ich mniemaniu są dobrymi słuchaczami. Choć nie zachęcamy cię do manipulowania niewerbalnymi odpowiedziami, by wywrzeć wrażenie, że dobrze słuchasz (nazwać to można fałszywą uwagą), to jednak jest niezbędne, abyś dostrzegł, w jaki sposób interakcja jest wzmacniana poprzez właściwe zachowania niewerbalne. Przyjrzyjmy się kilku sposobom przesyłania przez twoje ciało komunikatu: „Słucham ciebie".
Bądź czujny
Wyobraź sobie, że przygotowujesz się do biegu. Twoje ciało antycypuje pewną podnietę i jest nastawione, by na nią odpowiedzieć. Podobnie jak biegacz oczekuje sygnału „start", tak słuchacz musi być fizycznie gotowy do otrzymania sygnału słuchowego. Ktoś mówi do ciebie: „Słuchaj, jeśli chcesz użyć mojej karty kredytowej, to najpierw musisz...". Zauważ, jak na to reagujesz! Twoje mięśnie naprężają się, twoje uszy dosłownie unoszą się do góry. Wszystko to wszakże wymaga energii - tak wiele energii, że niemożliwe jest utrzymanie uwagi na tym poziomie przez długi czas. Mimo wszystko ważną rzeczą jest pamiętać, że słuchanie zaczyna się od pewnego fizycznego nastawienia i jeżeli nie zachowujemy dostatecznej czujności, to prawdopodobnie ominie nas sporo z tego, co dzieje się wokół nas.
Utrzymuj kontakt wzrokowy
Twój szef mówi, że chce, byś przychodził do niego z twoimi problemami, lecz ile razy coś z nim omawiasz, zawsze odnosisz wrażenie, że niewiele go obchodzi to, co masz do powiedzenia. Jego umysł zdaje się przebywać gdzieś indziej. Dlaczego? Być może dlatego, że nie skupia się na tobie, ale przegląda papiery na swoim biurku lub szpera w swojej aktówce.
Kontakt wzrokowy jest jedną z najważniejszych niewerbalnych wskazówek. Odwrócenie wzroku sygnalizuje brak zainteresowania lub wycofanie się z sytuacji. Rozważ następującą sytuację:
Siedzisz w czyimś biurze i odzywa się telefon. Ktoś odbiera go i zaczyna rozmowę z telefonującym. Na czym skupiasz swoją uwagę?
Niewielu z nas usiądzie i będzie patrzyło na rozmawiającą osobę. Staramy się raczej być grzeczni i patrzymy na półki z książkami lub w podłogę. Czy patrzenie w inną stronę utrudnia ci słyszenie? Czy mniej dochodzi do ciebie, gdy twoje oczy są odwrócone? Oczywiście nie, lecz w społeczeństwie uczymy się, że odwrócenie wzroku jest niemal tak skuteczne jak wyjście z pokoju.
231
Gdy mówimy o kontakcie wzrokowym, nie mamy na myśli penetrującego spojrzenia, które sprawia, że rozmówca czuje się niepewnie i nerwowo. Skoncentrowany kontakt wzrokowy może być zagrożeniem. Oczekuje się ogólnego skupienia, które podtrzymuje regularną wymianę idei i pozwala słuchaczowi uchwycić ważne wskazówki niewerbalne. Takie zachowanie umożliwia prowadzenie rozmowy według pewnej kolejności. Dostarcza też dowodów uznania, gdy komunikowane jest zainteresowanie i empatia.
Przyjmuj właściwą pozycję ciała
Pozycje, w jakich znajduje się ciało, mogą być albo „otwarte" albo „zamknięte". W pozycji otwartej ramiona są ułożone wzdłuż boków ciała, a nogi nie skrzyżowane, w pozycji zamkniętej natomiast ciało jest bardziej zwarte, ze skrzyżowanymi ramionami i nogami. Ciepło i receptywność są komunikowane, jak możesz zgadnąć, poprzez pozycję otwartą. Wygodna, zrelaksowana, lecz pełna uprzejmości pozycja pozwala rozmówcy uświadomić sobie, że jesteś gotowy do słuchania. Pamiętaj, że słuchanie jest aktywne. Choć uważny słuchacz przyjmuje wygodną pozycję, nie sygnalizuje ociężałości, nie wydaje się zmęczony ani znudzony. Skłania się raczej trochę w stronę mówiącego i choć pozostaje zrelaksowany, wygląda na czujnego. Zarówno gdy mówisz, jak i gdy słuchasz, unikaj unoszenia dłoni do poziomu twarzy oraz zakrywania ust ręką opartą na łokciu. Każdy z tych zwyczajów wskazuje na znudzenie i sprawia, że twoje wypowiedzi są stłumione i trudne do zrozumienia.
Minimalizuj gesty i przypadkowe ruchy
Można łatwo nadużyć gestów. Przypadkowe ruchy i wiercenie się, tak świadome, jak i nieświadome, komunikują niecierpliwość, znudzenie i nerwowość. Rozmówca raz wytrącony z równowagi przez takie niewerbalne zachowania, może stracić wątek myślowy i modyfikować swój komunikat, ponieważ interpretuje twoje zachowanie jako oznakę braku zaangażowania w spotkanie lub obojętności wobec tego, co ma do powiedzenia.
Niektórzy słuchający twierdzą, że świadomie używają tych niewerbalnych wskazówek, by regulować lub zakończyć rozmowę, która zdaje się ciągnąć w nieskończoność. O wiele lepiej jednak jest zwerbalizować swoje potrzeby niż polegać na pośrednich wskazówkach. Zamiast spoglądać na zegarek, powiedz rozmówcy, że choć bardzo chciałbyś kontynuować rozmowę, potrzebujesz następnych kilku minut, by przygotować się do ważnego spotkania. Doceni on twoją bezpośredniość.
Dostarczaj minimalnych wzmocnień
Do pokazania, że słuchacz jest zaangażowany i podąża za myślą rozmówcy, są wykorzystawane zarówno werbalne, jak i niewerbalne zachowania. Niezależnie od takich zwrotów, jak „Mhm", ,,O!", „Rozumiem", słuchacz dowodzi swojego zrozumienia przez wyraz twarzy, potakiwanie, a nawet
232
przechylanie głowy w jedną stronę. Minimalne wzmocnienia są czymś ważnym w rozmowie, ponieważ jeśli rozmówca nie dostanie żadnego potwierdzenia, że słuchacz usłyszał i zrozumiał to, co on powiedział, nie będzie miał podstaw, by osądzić, czy jego komunikat potrzebuje modyfikacji.
Pytania przeglądowe
1. Co ma na myśli Brownell, gdy mówi, że jako słuchacze przejmujemy 51 procent odpowiedzialności za powodzenie rozmowy?
2. Jaka jest, według Brownell, relacja między postawą słuchania a umiejętnościami słuchania?
3. Co oznacza stwierdzenie, że konstruktywna informacja zwrotna jest „opisowa", a nie nie „oceniająca"?
4. W pewnym momencie Brownell pyta: „Dlaczego z niektórymi ludźmi rozmawia się nam łatwiej niż z innymi?" Jaka jest odpowiedź na to pytanie?
Kwestie do omówienia
1. Gdy przekazujesz jakieś polecenie przez telefon, z jakich technik korzysta często osoba przyjmująca to polecenie?
2. W czym stosunek Brownell do udzielania rad przypomina komentarze Boltona zawarte w ostatnim tekście rozdziału 5?
3. Brownell podaje kilka przykładów ze świata biznesu. Jakie jest twoje doświadczenie słuchania w pracy? Czy twoi szefowie i współpracownicy słuchają źle czy dobrze? Jak słuchanie wpływa na ciebie w pracy?
4. Podaj przykłady pozycji, gestów i ruchów, których znaczenia różnią się w różnych kulturach.
5. Czy możesz wyobrazić sobie jakieś wyjątki od sugestii Brownell, by udzielać informacji zwrotnej najszybciej jak to możliwe?
W kolejnym tekście, napisanym wspólnie przez Milta Thomasa i przeze mnie, zostało opisane pewne podejście do słuchania, które ukształtowało się w toku naszych studiów i wykładów. Po raz pierwszy poruszyłem ten temat w październikowym numerze czasopisma „Communication Edu-cation" w 1983 roku1. Pisząc tamten artykuł omawiałem go także na zajęciach, w których uczestniczył również Milt; podchwycił on wtedy zawarte w nim intuicje i dał się im ponieść. Zaczął je praktycznie wykorzystywać we własnym nauczaniu i zachęcił mnie do robienia tego samego. Gdy zatem zdecydowałem się włączyć omówienie tego podejścia do naszej książki, wiedziałem, że Milt mógłby wnieść ogromny wkład.
Najbardziej fascynujące jeśli chodzi o naszą wspólną pracę nad tym tekstem - wciąż się obaj uśmiechamy, gdy o tym myślimy - jest to, że była
*1 J. Stewart, lnterpretative Listening: Ań Alternative to Empathy, „Communication Educa-tion" 1983,32,379-391.
233
ona przykładem tego, o czym pisaliśmy. Podczas każdej rozmowy znajdowaliśmy coraz więcej dowodów tego, jak bardzo wartościowe jest to podejście do słuchania. Gdy skończyliśmy pisać, dowiedziałem się, że muszę skrócić książkę o trzydzieści pięć stron, zanim wyślę ją do wydawcy. Poprosiłem Milta o wspólne przedyskutowanie tej sprawy, gdyż wiedziałem, że sposób, w jaki nauczyliśmy się siebie nawzajem słuchać, sprawi, iż rozmowa okaże się bardzo owocna. Nie rozczarowałem się; mam wrażenie, że trudne decyzje, jakie wyniknęły z tamtej dyskusji, okazaty się słuszne.
Zachęcamy cię zatem, abyś spróbował podjąć słuchanie dialogiczne. Jest ono odmienne od tego rodzaju słuchania, jaki omawia Judi Brownell, lecz tylko dlatego, że wykracza ono poza jej rady. Wierzymy w nie, gdyż wiemy, że jest solidnie ugruntowane w dobrze rozwiniętej filozofii komunikacji. Lecz co ważniejsze, wiemy także, że jest skuteczne.
John Stewart i Milt Thomas
Słuchanie dialogiczne: lepienie wzajemnych znaczeń
Obaj przeżyliśmy ostatnio kilka doświadczeń komunikacyjnych, które skłoniły nas do przemyślenia na nowo naszych postaw względem słuchania. W rozmowach prowadzonych między sobą, a także w naszych wielu kontaktach ze studentami, rodziną, przyjaciółmi i współpracownikami po raz kolejny odkryliśmy, w bardzo konkretny i fascynujący sposób, twórczą jakość komunikacji interpersonalnej. Innymi słowy, doświadczyliśmy, że w najbardziej owocnych i satysfakcjonujących rozmowach nasze słuchanie jest skupione w mniejszym stopniu na odtwarzaniu tego, co jest „wewnątrz" drugiej osoby, w większym zaś na współtworzeniu wraz z tą osobą wspólnych, pojawiających się między nami znaczeń. W rezultacie ponownie odkryliśmy, że dobra rozmowa może pozwolić na powstawanie pomysłów, idei i problemowych rozwiązań, których żaden z partnerów rozmowy nie stworzyłby sam. I wydaje się nam, że stało się to dzięki pewnemu szczególnemu rodzajowi słuchania.
Na przykład ostatnio Milt wraz z dwiema innymi osobami był zaangażowany w przedsięwzięcie mające na celu zaplanowanie i przeprowadzenie programu treningowego dla początkujących nauczycieli uniwersyteckich. Jeden z partnerów Milta, Jack, przyszedł na wstępne spotkanie z bardzo określonymi pomysłami dotyczącymi projektu oraz funkcjonowania programu. Zakładał, że zarówno Milt, jak i Susan także będą mieli własne sprecyzowane pomysły i że czas przeznaczony na spotkanie zostanie wykorzystany na wzajemne przekonywanie się do tych
234
planów. Można powiedzieć, że Jack był w głównej mierze skupiony na treści programu. Susan zaś troszczyła się przede wszystkim o poziom wiedzy, jaką mieli sobie przyswoić początkujący nauczyciele akademiccy; skupiła się bardziej na rezultacie lub celach. Była gotowa do przetargów z Jackiem, do obrony własnych idei bądź do zaangażowania się w jakikolwiek proces, który wydawał się prowadzić do osiągnięcia wartościowych dla niej rezultatów.
Choć Milt nie był wówczas w pełni świadomy niezgodności miedzy nimi, podstawowym przedmiotem jego troski nie była ani treść programu, ani rezultat, jaki mieli osiągnąć jego uczestnicy, lecz jakość kontaktu między trojgiem planujących ów program osób. Jego obecność nie sprowadzała się jednak do funkcji osoby zainteresowanej wyłącznie „czystym procesem"; wnosił także własne idee - dotyczące na przykład tego, w jaki sposób młodzi nauczyciele mogliby się nauczyć dawania sobie rady z ocenianiem uczniów, a także z problemami komunikacji między kulturami, na jakie mogliby natrafić w swoich grupach zajęciowych. Milt zauważył jednak, że jego idee co do treści i rezultatów programu pojawiają się w rozmowie niejako w formie „odparowania ciosów" - były to odpowiedzi na to, co mieli na ten temat do powiedzenia Jack i Susan. Wydawało się, że wykorzystuje on rozpęd toczącej się rozmowy, by tworzyć „dziury", które następnie pomaga wypełnić swoim wkładem.
Wysiłki Milta nie zawsze spotykały się z przychylnym przyjęciem. Często spowalniał on proces planowania, chcąc się upewnić, czy dobrze zrozumiał innych, czy oni zrozumieli jego i czy wszyscy dobrze rozumieją się nawzajem. Gdy Susan i Jack przedstawiali swoje idee, Milt często stawiał pytania albo sugerował przeciwstawne rozwiązania chcąc, by idee te były lepiej omówione. Nie odgrywał roli „adwokata diabła" jedynie po to, by wprowadzać większy niepokój; starał się natomiast wesprzeć wszystkich zaangażowanych w proces wspólnego budowania. Budowali oni teksty konwersacji, „kawałki" rozmowy, które zawierały rozwinięcie idei i sugestii, wydobywali od siebie wzajemnie różne niuanse i pomagali sobie w tym, by niepełne sugestie nabrały w pełni dopracowanego kształtu.
Podczas gdy siłą Jacka było nastawienie na treść, a siłą Susan na rezultaty, wkład Milta w trud dyskusji polegał przede wszystkim na tym, w jaki sposób słuchał. Jego postawy i oczekiwania, pytania, jakie zadawał, to, jak parafrazował komentarze innych, a nawet jego niewerbalne zachowanie - poza, ton głosu, tempo mówienia — wszystko to było nastawione nie tyle na odtworzenie tego, co powiedzieli Jack i Susan, lecz na tworzenie wspólnie z nimi pełnej odpowiedzi na kwestie, które przed nimi stanęły.
Ten rodzaj słuchania, w jaki zaangażował się Milt, nazwaliśmy ostatecznie słuchaniem dialogicznym. Używamy tego terminu na określenie słuchania, które ceni i buduje wzajemność, wymaga aktywnego uczestnictwa, jest autentyczne, oraz rozwija się dzięki wierze oraz zaangażowaniu we współdziałanie - zasadza się na idei, że całość może być większa od sumy jej części. Istnieje kilka ważnych różnic miedzy słuchaniem dialogicznym a tym, co zazwyczaj jest nazywane „słuchaniem aktywnym" lub „słuchaniem empatycznym". Zacznijmy od skrótowego przypomnienia tych dwóch ostatnich.
235
Słuchanie „aktywne" lub „empatyczne"
Wróć na chwilę myślą do tego, co czytałeś lub słyszałeś na temat słuchania, być może zaczerpnąłeś to z jakiegoś tekstu dotyczącego słuchania1, od swojego nauczyciela lub z jakiegoś seminarium lub warsztatu poświęconego słuchaniu. Mogłeś wtedy przede wszystkim zetknąć się z niektórymi z paradoksów związanych ze słuchaniem. Na przykład, że słuchanie zabiera nam o wiele więcej czasu niż mówienie, czytanie lub pisanie, lecz podczas gdy nauka pisania i czytania pochłania najwięcej czasu, nauka mówienia nieco mniej, to na uczenie się słuchania nie przeznaczamy niemal ani chwili2. Innym paradoksem jest to, że z czynnością, w którą jesteśmy najbardziej zaangażowani, radzimy sobie najgorzej. Jak zauważa Robert Bolton, badacze twierdzą, że zazwyczaj zapamiętujemy jedynie jedną czwartą tego, co usłyszymy, a do wielu osób nie dochodzi absolutnie nic z uczuciowej treści tego, co jest przekazywane w mówieniu.
W większości książek i artykułów, których autorzy pragną uleczyć tę sytuację, podkreśla się, że słuchanie różni się od słyszenia. Słyszenie jest fizjologiczną częścią procesu - recepcją fal dźwiękowych. Dobre słuchanie jest tradycyjnie określane jako efektywne uzmysłowienie sobie, zinterpretowanie i ocena znaczeń pochodzących od drugiej osoby. Ta definicja znajduje odzwierciedlenie w pewnej maksymie niewiadomego pochodzenia: „Wiem, że w twoim przekonaniu rozumiesz, co według ciebie powiedziałem, lecz nie jestem pewien, czy uświadamiasz sobie, że to, co usłyszałeś, nie jest tym, co miałem na myśli". Stojąca za tym powiedzeniem myśl wskazuje, że słuchanie zakłada, iż jedna osoba chwyta znaczenia drugiej osoby, a ponieważ nie można wniknąć w czyjeś wewnętrzne doświadczenie, proces słuchania jest z istoty swojej niedoskonały.
Omawiając słuchanie empatyczne, zaczyna się z reguły od podstawowych pojęć. Empatia jest procesem „stawiania siebie na miejscu innego" lub jak wyraża to Carl Rogers:
„Oznacza to wejście w prywatny świat spostrzeżeń drugiej osoby i poczucie, że jest się tam w pełni u siebie. Zakłada to bycie wrażliwym przez cały czas na zmiany odczuwanych znaczeń zachodzące w tej drugiej osobie. [...] Bycie z innym w ten sposób oznacza, że na ten właśnie czas odkładasz na bok własne poglądy i wartości po to, by bez uprzedzeń wejść w świat drugiej osoby. W pewnym sensie oznacza to, że odkładasz na bok samego siebie"3.
Jedną z najważniejszych umiejętności w procesie dochodzenia do empatycznego zrozumienia jest parafrazowanie. Jak ujmuje to Bolton, „parafraza jest zwięzłą reakcją słowną udzieloną rozmówcy, wyraża ona istotę przekazanej przez
*1 Zob. np.: L. K. Steil, L. L. Barker, K. W. Watson, Effective Listening: Key to Your Success, Reading MA, Addison-Wesley, 1983; M. Burley-Allen, Listening: The Forgotten Skill, New York, Wiley, 1982; F. I. Wolff, N. C. Marsnik, W. S. Tracey, R. G. Nichols, Perceptive Listening, New York, Holt, Rinehart & Winston, 1983.
2 L. K. Steil, L. L. Barker, K. W. Watson Effective Listening, s. 5
3 C.R. Rogers, A Way of Being, Boston, Houghton Mifflin, 1980, s. 142-143.
236
niego treści, ujętą we własne słowa słuchającego"4. Bardziej tradycyjne ujęcia słuchania aktywnego lub empatycznego omawiają także kilka innych elementów tego procesu, łącznie z umiejętnościami towarzyszenia, umiejętnościami wyjaśniania oraz sprawdzaniem spostrzeżeń5.
Te klasyczne opisy są użyteczne na wiele sposobów. Z jednej strony kierują naszą uwagę na fakt, że większość z nas nie słucha tak dobrze, jak moglibyśmy słuchać. Myślimy o słuchaniu jako o procesie pasywnym, podobnym do „wchłaniania danych zmysłowych", i w rezultacie wcale nad nim nie pracujemy. Dobre słuchanie wymaga autentycznego wysiłku i klasyczne teksty oraz ćwiczenia temu poświęcone niemal zawsze zawierają pomocne sugestie, w jaki sposób robić to lepiej. Jest także coś intuicyjnie pociągającego w dyskusjach na temat słuchania empatycznego. Każdy z nas wie, jak to jest „iść milę w butach innego człowieka", mamy także przeciwstawne doświadczenia, to znaczy przykład kogoś, kto jest tak bardzo skupiony na sobie, że nigdy tak naprawdę nie nawiązuje żadnego związku z myślami i uczuciami drugiego. Empatia z czyimś lękiem czy bólem - lub obecność drugiego okazującego empatię tobie - może być źródłem poczucia akceptacji i otuchy, kiedy zaś nie pojawia się, możemy odczuwać cierpienie.
Z takim poglądem na słuchanie wiąże się kilka problemów. Po pierwsze, jest on oparty na pewnego rodzaju fikcji. Jak wspomnieliśmy, nie możesz faktycznie „wejść do wnętrza" świadomości drugiego i dużo zamieszania wyniknęłoby z próby myślenia, odczuwania i działania w taki sposób, jakby to było możliwe. Niemożliwe jest także, jak ujmuje to Rogers, „odłożenie na bok własnych poglądów i wartości" lub „odłożenie na bok samego siebie". Jakakolwiek decyzja czy wysiłek podjęcia tego typu ruchu byłyby decyzją czy wysiłkiem naszego Ja i byłyby zakorzenione w naszych poglądach i wartościach. Innymi słowy, nie możesz odłożyć siebie na półkę, ponieważ ten ruch jest również pewną aktywną decyzją, która sprawia, że wciąż jesteś zaangażowany. „Odłożenie siebie na bok" jest tak samo w dosłownym sensie niemożliwe jak podniesienie siebie za własne uszy. Oczywiście, możesz się zdecydować na skupienie na drugim człowieku i uczynić co w twojej mocy, by odczuć jego subiektywne znaczenia lub jego uczucia, lecz wysiłki te zawsze będą zakorzenione w twoich własnych postawach, oczekiwaniach, minionych doświadczeniach i poglądach na świat. Nie możesz „odłożyć siebie na bok". My także tego nie potrafimy.
Drugim problemem jest to, że słuchanie empatyczne może wynaturzyć się w proces pełen frustracji, a nawet manipulacji, gdy bezmyślnie naśladuje się drugiego człowieka. Carl Rogers, powszechnie uznawany za „ojca" słuchania empatycznego, często mówił o tym, jak bardzo ten proces jest narażony na zakłócenia. Zastanów się na przykład, co czułbyś, gdybyś był pacjentką z poniższej rozmowy między nią a terapeutą:
*4 R. Bolton, Listening Is Morę than Merely Hearing, w: People Skills: How to Assert Yourself, Listen to Others, and Resolve Conflicts, Englewood Cliffs, NJ, Prentice-Hall, 1979, s. 51.
5 Zob, np,: L.M. Brammer, The Helping Relationship: Process and Skills, wyd. 2, Englewood Cliffs, NJ, Prentice-Hall, rozdz. 4.
237
PACJENTKA: Naprawdę myślę, że jest fajnym facetem; jest sumienny, wrażliwy i miły. Często do mnie dzwoni. Nieźle się bawię, gdy razem wychodzimy.
TERAPEUTA: A zatem bardzo go lubisz.
PACJENTKA: O tak, i myślę, że moje przyjaciółki także go lubią. Dwie z nich poprosiły mnie o podwójną randkę.
TERAPEUTA: Jest ci miło, że twoje przyjaciółki akceptują go.
PACJENTKA: Tak, lecz nie chcę się zbyt mocno angażować w tym momencie. Mam zbyt wiele zobowiązań w szkole i w rodzinie.
TERAPEUTA: A więc chcesz ograniczyć swoje zaangażowanie.
PACJENTKA: Tak... Czy w tym pomieszczeniu jest echo?
Gdy twój partner w rozmowie - czy to doradca, ukochana osoba, czy przyjaciel - skupia się jedynie na uzmysławianiu sobie twoich znaczeń lub odczuwaniu twoich uczuć, to może zacząć ci się wydawać, że rozmawiasz sam ze sobą. Kontakt między wami zostaje poświęcony na rzecz służenia pragnieniu „zrozumienia ciebie w pełni".
Doprowadziło nas to do trzeciego braku wielu tradycyjnych podejść do słuchania aktywnego lub empatycznego: Kładą one nacisk raczej na „psychologię" sytuacji niż na komunikację. Rozumiemy przez to, że centrum uwagi w tych podejściach skupia się na „psyche" każdej z osób lub na ich stanie wewnętrznym, nie zaś na werbalnej lub niewerbalnej transakcji, jaka zachodzi między nimi. Jak już powiedzieliśmy, odczuwanie uczuć drugiego może być bardzo pomocne i gdy ktoś postępuje tak wobec ciebie, niesie to ze sobą poczucie akceptacji i dodaje otuchy. Sądzimy jednak, że istnieje słuchanie jeszcze bardziej efektywne. Z pewnością nie musisz zaprzestawać słuchania aktywnego czy empatycznego, lecz tak naprawdę pomocne może być poszerzenie twoich możliwości przez nauczenie się także słuchania dialogicznego.
Słuchanie dialogiczne
W toku naszych dociekań wyróżniliśmy cztery cechy słuchania dialogicznego. Chcielibyśmy teraz zarysować te cechy oraz podsunąć pięć sugestii, w jaki sposób stosować owo podejście. Zakończymy krótką dyskusją dotyczącą kilku problemów, z którymi możesz się spotkać, gdy będziesz chciał zastosować w praktyce nasze sugestie.
Skupienie się na tym, co „nasze"
Pierwszą charakterystyczną cechą słuchania dialogicznego jest to, że skupia się ono raczej na tym, co „nasze", niż na „moim" lub „twoim". Nie mając żadnego treningu w słuchaniu - a czasem nawet mając taki trening - wielu z nas nieświadomie przyjmuje taki wzorzec komunikacji, jakbyśmy mówili do samych siebie -jesteśmy skupieni na „moje". Czasem taka monologiczna komunikacja „po prostu się zdarza"; nie jesteśmy świadomi, że omawiamy temat jedynie z naszego punktu widzenia, albo nie zdajemy sobie sprawy, jak długo mówiliśmy
238
lub jak niewiele rzeczywistych pytań zadaliśmy. Innym razem wpadamy w sidła naszych własnych planów; stajemy się tak zaangażowani i tak entuzjastycznie nastawieni do własnych projektów lub możliwości, że gubimy ślad drugiego człowieka, a tym samym tracimy z nim kontakt. Przydarza się to często jednemu z przyjaciół Johna. Jego żona nalega, by był „bardziej wrażliwy", lecz często wydaje się, że on nic nie może na to poradzić. Zaczyna rozprawiać o swoich najświeższych pomysłach lub planach i mówi przez piętnaście minut, nim zaczerpnie głębszy oddech. Potem nagle zauważa, co zrobił, i przeprasza za „ponowne zmonopolizowanie rozmowy".
Inne osoby koncentrują się na „moje" po prostu dlatego, że są przekonane, iż ich plany są bardziej znaczące od planów każdej innej osoby. Gdy ich podniecenie lub obawa związana z własnymi troskami przesłania im wszystko inne, przyjmują wzór „skup się na mnie". W jeszcze innym przypadku ktoś trwa przy swoich planach, gdyż jest przekonany: „potrafię to lepiej wypowiedzieć na mój sposób, niż potrafisz ty", a możliwość, że my moglibyśmy wypowiedzieć to jeszcze bardziej skutecznie, nigdy nie powstaje w jego głowie. Mówiąc krótko, nieświadomość, szczery entuzjazm oraz poczucie wyższości mogą być pomocne w komunikacji skupionej na tym, co „moje".
Zacytowane wcześniej wypowiedzi Rogersa i Boltona wskazują, w jaki sposób słuchanie empatyczne koncentruje się na „twoje". Parafraza wyraża istotę treści drugiego ujętą we własne słowa słuchacza, a zastosowanie empatii oznacza „wejście w prywatny świat pojęć drugiego". Jak już powiedzieliśmy, może to być korzystne dla osoby bardzo skupionej na sobie, lecz może także prowadzić do takiej komunikacji, jaka została przedstawiona na przykładzie rozmowy terapeuty z pacjentką.
Trzecią możliwością jest skupienie się na tym, co nasze. To właśnie mieliśmy na myśli, dając temu fragmentowi podtytuł „Lepienie wzajemnych znaczeń". Metafora pochodzi od Milta, który stosuje ją, by pokazać w pewien konkretny, obrazowy sposób, co oznacza słuchanie dialogiczne. Wyobraź sobie, że siedzisz po jednej stronie koła garncarskiego, a twój partner rozmowy po drugiej stronie. W toku pracy przy kole (rozmowy) każdy z was dodaje gliny i używa palców, kciuków i dłoni do nadawania kształtu ostatecznemu wytworowi. Podobnie jak glina, rozmowa jest namacalna i giętka; pojawia się i można ją usłyszeć, zapisać, ukształtować. Gdy odczuwam niejasność lub niepewność co do tego, co myślę lub co chcę powiedzieć, mogę wydobyć to na zewnątrz, ty zaś możesz zmodyfikować ów kształt, poprosić mnie, bym dodał więcej gliny albo samemu dodać trochę własnej. Charakterystyczne dla ciebie kształty, które mogłeś nadać tylko w odpowiedzi na to, co ja ukształtowałem, mogą skierować nas w stronę, której sam nie byłbym w stanie przewidzieć. Glina dodana przez ciebie może być ideą, o której już myślałem - ale nie tutaj i nie w takiej formie - lub może być czymś zupełnie nowym dla mnie. Niekiedy te spotkania, podczas których „wzajemnie się coś lepi", będą w przeważającej mierze rodzajem gry, na koło garncarskie będą rzucane pojęcia ogólne, rezultat zaś będzie podobny do niejasno ukształtowanej masy. Przy innych okazjach pod-
239
stawowy kształt jest już dobrze określony i cały czas spędza się na szczegółach i doskonaleniu. Nasze wysiłki wszakże są niemal zawsze owocne i często przynoszą wielką nagrodę. Niekiedy czuję, że rozmowy pomagają mi w lepszym zrozumieniu samego siebie, niż gdybym sam się nad sobą zastanawiał. W innych sytuacjach to, do czego dochodzimy wspólnie, wykracza ponad to, co każdy z nas mógłby wymyślić z osobna. Dzieje się tak dlatego, że kształt, jaki lepimy, nie jest ani mój, ani twój, lecz nasz - jest rezultatem aktywnego kształtowania przez nas dwóch.
Z otwartym zakończeniem i będące grą
Drugą cechą wyróżniającą słuchanie dialogiczne jest ten aspekt, na który składa się otwartość zakończenia, wypowiedzi w formie propozycji, traktowanie słuchania jako rodzaju gry. Słuchając w ten sposób faktycznie nie wiemy, jaki będzie rezultat rozmowy. Oto przykład. John rozpoczynając wspólną pracę nad tym tekstem wiedział, że Milt gruntownie przemyślał swoje podejście do słuchania i stosował je w praktyce na kursach komunikacji interpersonalnej, które prowadził. Nasza pierwsza rozmowa na temat eseju odbyła się na korytarzu przed Wydziałem Komunikacji Językowej, gdzie ustaliliśmy datę spotkania z zamiarem dłuższej rozmowy o projekcie. Żaden z nas nie wiedział wówczas, jaki będzie rezultat tej rozmowy. Jedna możliwość była taka, że John napisze esej, następnie Milt go przeczyta i zasugeruje jakieś zmiany lub uzupełnienia. Inną możliwością było to, że esej napisze Milt, opierając się na swoim niedawnym doświadczeniu pracy ze studniami, John zaś zajmie się redakcją i wygładzeniem tekstu. Trzecie wyjście było takie, że każdy z nas napisze oddzielne partie tekstu, a następnie skomentuje to, co napisał drugi. Podczas spotkania nie dyskutowaliśmy żadnej z tych możliwości, a po godzinie lub półtorej z rozmowy wyłoniła się pewna propozycja dalszej strategii. Zgodziliśmy się, że zaczniemy od tego, iż John zbierze pomysły, które wyłoniły się w trakcie spotkania - większość z nich pochodziła od Milta - i zacznie układać z nich jakąś całość, Milt zaś napisze na brudno kilka fragmentów dotyczących tego, na czym się zna najlepiej. Proces się rozwijał: Milt pisał swoje fragmenty, John włączał je do tekstu, Milt z kolei krytycznie oceniał każdą roboczą wersję, stawiał pytania i dokonywał uzupełnień. W myśl naszej tezy, tego rodzaju otwartość jest jednym z podstawowych warunków wstępnych - a także jednym z największych wyzwań - słuchania dialogicznego.
Jest to wyzwanie zwłaszcza dlatego, że znaczna część tego, czego nauczyliśmy się żyjąc w dwudziestowiecznej kulturze Zachodu, popycha nas w kierunku przeciwnym, ku zamknięciu i pewności. W swojej książce o twórczości Roger von Oech zajmuje się tymi zagadnieniami, gdy omawia „miękkie i twarde myślenie" (soft and hard thinking)6. „Twarde" myślenie jest logiczne, analityczne, krytyczne, oparte na wnioskowaniu, cyfrach, skupione, konkretne, zachodzi w lewej półkuli mózgowej. „Miękkie" myślenie jest spekulatywne, rozproszone,
*6 R. von Oech, A Whack on the Side of the Head: How to Unlock Your Mind for Innovation,
Menlo Park, CA, Creative Think, 1982, s. 29-39.
240
symboliczne, eliptyczne, posługuje się analogią, jest dwuznaczne, metaforyczne i zachodzi w prawej półkuli mózgowej. Oba typy myślenia są nieodzowne do skutecznego rozwiązywania problemów. Lecz von Oech opisuje, jak w dwudziestowiecznym świecie Zachodu uczy się nas, że istnieje tylko jeden rodzaj prawdziwego myślenia, które prowadzi do prawdziwej wiedzy, i że jest to myślenie twarde. Przekonanie takie sprawia, że trudno jest stosować taki rodzaj otwartości i formułować wypowiedzi w postaci propozycji, jakie są wymagane podczas słuchania dialogicznego.
Dla tego, co van Oech nazywa myśleniem twardym, wartością są: pewność (certainty), zamknięcie (closure) i kontrola (control). Znaczna część nauk twardych, jak fizyka lub chemia, koncentruje się na formułowaniu wniosków podobnych do praw przyrodniczych, które z pewnością można zastosować do wszystkich sytuacji7. Niezależnie od tego, czy jest ranek czy wieczór, zima czy lato, w zakładach General Motors czy General Mills, H20 zawsze będzie wrzała w temperaturze 100 stopni, a zamarznie w temperaturze 0 stopni. Jeśli znasz te prawa, możesz z pełnym zaufaniem kontrolować „zachowanie" wody i możesz być pewien, że w tej kwestii dociekania są już zamknięte; wiemy, co nam potrzeba.
Oczywiście, twarde nauki i rozwijające je twarde myślenie są niezwykle potężne i skuteczne. Bez nich nie byłyby możliwe ani fotografia laserowa, ani statki kosmiczne, by nie wspomnieć o dietetycznych napojach bezalkoholowych i programach komputerowych. Jednak pewność, zamknięcie i kontrola nie zawsze są możliwe, a tam, gdzie zaangażowane są jednostki ludzkie, często nie są one nawet pożądane.
Do słuchania dialogicznego zamiast powyższych trzech cech potrzebujesz kombinacji skromności lub pokory oraz pewnej dozy zaufania. Pokora jest konsekwencją pamiętania, że jednostki ludzkie wybierają i podejmują decyzje. Oznacza to, że nie możesz z pewnością przewidzieć, co będą myślały, czuły lub co zrobią w jakiejś sytuacji. Po prostu nie posiadamy takiej władzy nad ludźmi, choć niekiedy nawyki i wzory zachowań sugerują, że ją mamy. Babcia Johna „zawsze" płacze na ślubach, politycy zaś „zawsze" lubią popularność. Wydaje się zatem, że moglibyśmy przewidzieć, co stanie się „za każdym razem" w analogicznych sytuacjach. Jeśli jednak zaczniesz zwracać uwagę na postępowanie ludzi wokół ciebie, to szybko odkryjesz, że owe przewidywania „zawsze" zmieniają się w „zazwyczaj" lub w „niekiedy". Między tym rodzajem pokory a twoim pragnieniem pewności i kontroli w rozmowie istnieje zatem pewna zależność. Gdy możesz uznać i potwierdzić, że twój partner posiada władzę dokonywania wyborów, musisz tym samym zmniejszyć swoje przywiązanie do tych dwóch cech.
Istnieje także odwrotna zależność między zaufaniem konwersacyjnym a zamknięciem i kontrolą. Mówiąc o zaufaniu nie mamy na myśli naiwnego przekonania, że świat jest całkowicie przyjaznym miejscem i nikt nie ma zamiaru uczynić ci tu
*7 Choć istnieje w fizyce, zwłaszcza w teoretycznej i nuklearnej, a także w matematyce, szeroka i ważna sfera tego, co „metaforyczne" i „lekkie".
241
żadnej krzywdy. Jest to oczywiście głupie przekonanie. Myślimy natomiast o tym, że ufasz, iż w rozmowie zawarte są możliwości stworzenia czegoś więcej'niż to, co mógłbyś stworzyć samodzielnie, a także o tym, że ufasz - przynajmniej dopóty, dopóki nie przekonasz się o swojej pomyłce - obecności drugiego dla ciebie. Według nas, poznawczym elementem owego zaufania jest decyzja, by pozwolić oddziaływać samej rozmowie, opowiedzenie się za tym, co William S. Howell nazywa „wspólnym interesem" konwersacji8. Na element uczuciowy składa się, jak się wydaje, kombinacja zrelaksowanej zgody na to, co się dzieje, i głębokiego oddechu towarzyszącego aktowi wiary. Być może jest w takim sformułowaniu trochę przesady; chodzi o to, że jesteś zrelaksowany niezależnie od tego, jak stanowczo pragniesz określić kierunek lub rezultat rozmowy, i ufasz, że odniesie to skutek.
Otwartość na grę jest jak krem na ciastku. Jeśli zarówno ty, jak i twój partner potraficie w rozmowie otworzyć się na propozycje i eksperymentować, jeśli ujawnicie postawę otwartości co do efektu końcowego, to odkryjecie, że po prostu gracie pomysłami. W ostatnich latach naukowcy z wielu dziedzin podkreślają „powagę" gry, wskazują wiele powodów, dla których gra nie jest po prostu zabawą. Psychoterapeuci omawiają ludzkie „gry i zabawy", analitycy obronności angażują się w gry wojenne, a terapia zabawowa jest jednym ze sposobów pomocy zarówno dzieciom zdrowym, jak i z zaburzeniami. Natura rozmowy jako „gry" była omawiana nawet przez dwóch filozofów9. Podkreślają oni, że podstawową formą wszystkiego, co nazywamy „grą", łącznie z wydarzeniami sportowymi, grami planszowymi, a nawet grą świateł na wodzie, jest posuwanie się naprzód i cofanie. Inną cechą jest nieokreśloność; gra nieustannie odnawia sama siebie. Nie ma żadnego Super Pucharu czy Ligi Światowej, które byłyby stałym lub ostatecznym punktem odniesienia; aktywność jest nieustannie odnawiana w każdym akcie gry. W dodatku nie kontrolujemy w pełni naszej gry; w pewnym ważnym sensie tak samo jak gramy w jakąś grę, tak też ona gra nami. Ten aspekt staje się zrozumiały, gdy pomyślisz o tym, w jaki sposób reguły, tempo, atmosfera i widzowie wpływają na twoją grę w szachy, piłkę czy pokera.
Chodzi o to, że gdy angażujemy się w spontaniczną rozmowę, sama jej forma może sprzyjać pewnym intuicjom i zadziwiać - pod warunkiem że słuchamy dialogicznie. Żadna nieskrępowana rozmowa nie jest nigdy po prostu zewnętrznym ponownym odegraniem naszych wewnętrznych intencji i znaczeń. Zarówno ty, jak i twój partner gracie wspólnie; obaj wchodzicie w pewną dynamikę, nad którą nie macie całkowitej kontroli, i rezultat rozmowy może być zaskoczeniem dla was obu, wytworem waszej gry. Trudno jest podać przykład gry z otwartym zakończeniem, lecz sądzimy, że poniższa rozmowa przynajmniej wskazuje kierunek naszego myślenia.
*8 W. S. Howell, The Empatie Communicator, Belmont, CA, Wadsworth, 1982, s. 9-10.
9 Myślimy tu o Hansie Georgu Gadamerze oraz Paulu Ricoeurze. Zob. np.: H. G. Gadamer, Prawda i metoda. Zarys hermeneutyki filozoficznej, przeł. B. Baran, Kraków, Inter Esse, 1993, s. 121 i nast.; P. Ricoeur, Przyswojenie, przeł. P. Graff, w: P. Ricoeur, Język tekst, interpretacja, Warszawa, PIW, 1989, s. 277-284.
242
KiM: Czy mogę z Panem pomówić, profesorze Carbaugh?
WYKŁADOWCA: Oczywiście, „studentko Wells", o co chodzi? Ach tak, nie było cię na egzaminie w piątek, czyż nie?
KiM: Tak. Właśnie z tym przyszłam. Ponieważ powiedział Pan na początku trymestru, że nie ma Pan żadnych ustalonych reguł co do dodatkowych terminów, nie bardzo wiem, co teraz zrobić.
WYKŁADOWCA: Postępujesz całkiem słusznie! Nie ma tu ustalonych reguł, gdyż w każdym przypadku sytuacja jest nieco odmienna. Z pewnością rzeczywiście coś z tym trzeba zrobić, inaczej w końcu dostaniesz dwóję, ale nie bardzo jeszcze teraz wiem, co można by zrobić. Usiądźmy i porozmawiajmy o tym.
KiM: Czy mogę zdać ten egzamin teraz?
WYKŁADOWCA: W tej chwili? Nie bardzo wiem... cofnijmy się trochę i porozmawiajmy o tym, co się działo, gdy reszta klasy pisała egzamin?
KiM: Byłam chora. To znaczy nie dokładnie chora, ale nie mogłem tego napisać. Tak naprawdę, to ani fizycznie, ani umysłowo nie stać mnie było na to.
WYKŁADOWCA: Powiedz coś więcej...
KiM: Nie chcę tu Panu dawać całego wora usprawiedliwień.
WYKŁADOWCA: Ja też ci nie chce dawać żadnego wora... (uśmiechając się). Ale naprawdę chcę wiedzieć, co się z tobą działo.
KiM: W czwartek w domu, w którym mieszkam, mieliśmy wielkie przyjęcie; odpowiadałam za wszystkie przygotowania, więc byłam na nogach przez większość nocy w środę i starałam się, by wszystko było gotowe; a potem w środku imprezy mieliśmy straszną kłótnię z moim chłopakiem, on wyszedł, a ja po prostu pękłam tej nocy i w piątek nie mogłam wyjść z łóżka aż do popołudnia. Prawdę mówiąc, wiedziałam, że ta kłótnia musi przyjść; gdybym nie była tak zmęczona, to pewnie tak bardzo bym tego wszystkiego nie przeżyła. W każdym razie... po prostu spartaczyłam to.
WYKŁADOWCA: W porządku. Doceniam twoją szczerość. Hmm... nie była to więc choroba, na którą miałabyś jakieś zwolnienie, nie byłaś z nią u lekarza; ale brzmi to, jakbyś była całkiem niezdolna do pisania - i zapewne też trochę na kacu.
KiM: Nie piję.
WYKŁADOWCA: Przepraszam. To było idiotyczne założenie z mojej strony. Przykro mi.
KiM: W porządku. A więc co z tym zrobimy?
WYKŁADOWCA: A co ty byś sugerowała? Wygląda na to, że będziesz mogła mieć kolejny termin, ale twoja pozycja nie jest dokładnie taka sama jak ludzi chorych na grypę lub tych, co mieli pogrzeb w rodzinie.
KiM: Nie wiem; myślę, że jest taka sama. Nie wiem, dlaczego mam być w ogóle karana. Ale to Pan jest nauczycielem.
WYKŁADOWCA: Tak, ale oboje jesteśmy w to zaangażowani, a pośrednio także cała grupa. Niepokoję się, gdyż egzamin był w piątek, a dziś mamy poniedziałek. »«
KiM: I możliwe, że rozmawiałam o nim z ludźmi w klasie.
WYKŁADOWCA: Tak, to możliwe. I wtedy się okaże, że nie jest to do końca sprawiedliwe ze względu na innych. Nie mam zamiaru „wyciągać od ciebie zeznań" na tę okoliczność; nie podoba mi się odgrywanie sędziego i ławy przysięgłych. Co powiesz na to, jeśli zmienię pytania egzaminacyjne, napiszesz go dziś po południu, i od maksymalnej oceny odejmę ci piętnaście punktów, ponieważ, jak sama powiedziałaś, popełniłaś coś w rodzaju „partactwa".
KiM: Wszystko w porządku, oprócz tych piętnastu punktów kary. Myślę, że byłam tak samo chora jak każdy, kto miał jednodniową grypę.
243
WYKŁADOWCA: W porządku, niech cała klasa pokrótce zastanowi się nad tym punktem. Nie będę wymieniał twojego imienia i zobaczymy, co ludzie myślą o drugim terminie według ogólnych zasad - czy widzą tu jakąś niesprawiedliwość.
KiM: Jeśli Pan czuje, że musi Pan to zrobić.
WYKŁADOWCA: Wygląda na to, że nie czujesz tego. O czym myślisz?
Otwartość wykładowcy co do zakończenia rozmowy wyraża się w jasny sposób w jego niechęci do ustalania z góry ścisłych reguł, w trosce, z jaką podchodzi do wspólnego przedyskutowania sytuacji przed wyciągnięciem wniosku, oraz w gotowości do przyznania się do własnych błędów i do uznania wagi punktu widzenia Kim. Oczywiście, tak naprawdę to ma on swoje zasady, fakt zaś, że jest otwarty na grę, nie oznacza, że nie wie, czego chce. Jego pogląd w tej sprawie jest jasny: „Z pewnością rzeczywiście coś z tym trzeba zrobić, inaczej w końcu dostaniesz dwóję", lecz chce, by to rozmowa doprowadziła ich dwoje do konkretnego rozwiązania. Jest tu też pewna gra wokół tytułów - „profesor" i „studentka" - a także metafora „wora usprawiedliwień". Co więcej, gdy wykładowca wszedł w tak otwartą dyskusję, nie może już nie brać argumentów Kim poważnie. Musi przynajmniej słuchać tego, co ona mówi; w tym sensie, staje się „przedmiotem gry". To samo, oczywiście, odnosi się do Kim. Zakończyliśmy ten przykład, zanim jeszcze zostało uzyskane ostateczne rozwiązanie, aby zwrócić uwagę, że nawet po tak długiej rozmowie wciąż ważną sprawą pozostaje bycie otwartym.
To, co przed nami
Trzecią cechą charakterystyczną słuchania dialogicznego jest to, że kładzie ono nacisk na to, co partnerzy w rozmowie mają przed sobą lub co jest obecne między nimi, nie zaś na to, co jest ukryte „za" nimi. Jedna z wpływowych definicji empatii zawiera takie sformułowanie: „jest to doświadczenie świadomości obecnej «poza» zewnętrzną komunikacją drugiego, czemu towarzyszy nieustanne zdawanie sobie sprawy, że owa świadomość w drugim tworzy się i rozwija"10. Jest to przeciwieństwo słuchania dialogicznego. Słuchając dialogicznie, zamiast podejmować próby wnioskowania o stanach psychicznych na podstawie rozmowy, łączysz się z drugą osobą w procesie współtworzenia znaczenia między wami.
Nie mamy znów zamiaru stwarzać tu jakiejś sztucznej dychotomii. „Stany wewnętrzne" nie mogą być oddzielone od stanów zewnętrznych, a myśli i uczucia są w oczywisty sposób częścią pełnej komunikacji. Istnieje jednak wielka różnica między sytuacją, gdy skupiasz się na tych wewnętrznych stanach, starając się w inteligentny sposób zgadnąć, skąd aktualnie podąża drugi, a sytuacją, gdy skupiasz się na budowaniu rozmowy między wami. Innymi słowy, istnieje wielka różnica między metaforą „wyobrażania sobie, skąd on przychodzi", a „lepieniem wspólnych znaczeń". Gdy skupiasz się na tym, co „poza", trawisz swój czas
*10 G. T. Barrett-Lennard, Dimensions of Therapist Response as Casual Factors in Therapeutic Change, „Psychological Monographs" 1962, 76; cyt. za: C. R. Rogers, A Way of Being, s. 144.
244
i energie umysłową na szukaniu możliwych zgodności między tym, co widzisz i słyszysz, a tym, co druga osoba „musi" mieć na myśli lub musi czuć. Innymi słowy, angażujesz się w coś w rodzaju psychologizowania, traktując rozmowę jako wskazówkę czegoś innego, na czym bardziej można polegać, co jest ważniejsze i bardziej interesujące.
Gdy natomiast słuchasz dialogicznie, skupiasz się, jak powiedzieliśmy wcześniej, na komunikacji, nie na psychice partnera. Mówiąc to, nie mamy na myśli, że miałbyś być niewrażliwy na uczucia drugiego. Prawdę mówiąc, twoja wrażliwość równie dobrze może być większa, lecz skupia się bardziej na tym, co pomiędzy, niż na tym, co poza. Koncentrujesz się na werbalnych i niewerbalnych tekstach, jakie są przez was dwoje wspólnie budowane. W pewnym sensie bierzesz rozmowę za dobrą monetę; towarzyszysz właśnie jej, a nie czemuś, o czym wnioskujesz, że znajduje się poza nią. Nie oznacza to jednak, że bezkrytycznie akceptujesz wszystko, co zostaje powiedziane, jako „prawdę i tylko prawdę". Odpowiadasz i wnikasz w rozmowę w taki sposób, który sprawia, że wzajemny tekst staje się tak pełny i tak czytelny jak to tylko możliwe. Pracujesz nad tym, by wbudować rozmowę w tekst, któremu możesz zaufać. To prowadzi do ostatniej cechy charakterystycznej, o której chcemy wspomnieć.
To, co obecnie
Słuchając dialogicznie bardziej skupiasz się na tym, co jest obecnie, niż na tym, co przeszłe lub przyszłe. Po raz kolejny - nie traktuj tego w sposób absolutny; przyszłość wcale nie jest bez znaczenia, podobnie jak przeszłość. Gdy spotkaliśmy się w celu omówienia naszej współpracy nad pisaniem tego eseju, odczuwaliśmy napięcie związane z ustalonym terminem zakończenia go, do pracy zachęcało nas także powodzenie naszych poprzednich interakcji. Jednak podczas rozmowy nasza uwaga była skierowana na teraźniejszość; byliśmy otwarci na to, co mogło być wspólnie zbudowane, skupialiśmy się na „naszym" między nami i wszystko to wspomagało nasze „tu i teraz".
Filozof komunikacji, Martin Buber, został kiedyś opisany przez swojego przyjaciela i biografa Maurice'a Friedmana jako osoba z niepowtarzalną zdolnością do bycia „obecnym na obecność drugiego i do przywoływania drugiego do bycia obecnym z nim". Friedman opowiada o tym, jak spotkawszy Bubera po raz pierwszy zauważył jego oczy. Przenikliwe, choć łagodne, spojrzenie Bubera było wspominane także przez innych. Zarówno jego spojrzenie, jak i wygląd zdawały się domagać obecności i uspokajały. Pewna osoba powiedziała, że komunikat wysyłany przez oczy Bubera zawsze brzmiał „Nie bój się". I trudno było nie odpowiedzieć w ten sam sposób i nie być obecnym z całą mocą. Właśnie tę cechę komunikacji Bubera mamy na myśli, gdy mówimy o tym aspekcie słuchania dialogicznego.
Buber miał także inny sposób, by podkreślać to, o czym tu mówimy: mówił o pragnieniu wypracowywania w sobie jedności tego, co się mówi, czym się jest i co się robi. W jednej ze swoich książek napisał, że można myśleć o życiu ludzkim jako o czymś, co składa się z trzech sfer: myśli, mowy i działania.
245
„Każdy, kto tylko umacnia się we wszystkich trzech sferach, odkryje, że wszystko pomyślnie rozwija się w jego rękach"11. Następnie, w tej samej książce dodaje: „Źródłem wszelkich konfliktów między mną a moim bliźnim jest to, że nie mówię tego, co mam na myśli, i nie mam na myśli tego, co mówię"12.
Wydaje się nam, że jeśli próbujesz stworzyć jedność tego, co mówisz, tego, czym jesteś, i tego, co robisz, to musisz skupić się na tym, co teraźniejsze. W żaden inny sposób nie zdołasz połączyć i skoordynować twoich działań, mowy i bycia. Wydaje się również, że gdy skupiamy się na tym, co obecnie, dążąc w ten sposób do osiągnięcia jedności trzech sfer, to nasze wysiłki wspomagają także drugą osobę w podjęciu tej samej drogi. Cały proces może zatem w bardzo pozytywny sposób szybko się rozwijać.
„Jednak - możesz zapytać - co zrobić, jeśli drugi kłamie? Jeśli nie można ufać «obecnej rozmowie»? Czy wasza rada nie jest nieco naiwna?" Odpowiemy, zgodnie z tym, o czym wcześniej wspominaliśmy, że nie sugerujemy tu ślepej naiwności. Pozwól, że podamy jeszcze jeden osobisty przykład. Otóż w trakcie współpracy nad tym esejem pojawiła się kwestia zaufania. Jasne, że jeśli chodzi o skalę władzy, to w tej partnerskiej relacji John stoi „o stopień wyżej"; jest bowiem profesorem, Milt natomiast jest asystentem. Abyśmy mogli zastosować w praktyce to, czego nauczamy o słuchaniu dialogicznym, John musi być gotowy i zdolny do autentycznego dzielenia się władzą, Milt zaś musi mu ufać, podejmując tę podzieloną władzę. Nie wystarcza, by John po prostu „dał Miltowi władzę", pozwalając mu na wypowiedzenie własnego zdania, lecz wciąż rezerwując dla siebie prawo do podjęcia ostatecznej decyzji. Musi on rzeczywiście dzielić się odpowiedzialnością, aby kwestia rezultatów rozmowy mogła pozostać naprawdę otwarta. Obaj potrzebujemy także wzajemnej ufności, by konstruktywnie pracować nad niepełnymi, niewyraźnymi i niekiedy odległymi od tematu pomysłami. Ze względu na swoją mniejszą władzę Milt musi szczególnie ufać Johnowi, przede wszystkim dlatego, by móc być bardziej krytycznym, nie zaś po prostu powierzchownie zgadzać się ze wszystkim, a następnie dlatego, by krytykować w sposób konstruktywny, nie zaś wyśmiewać niedokończone pomysły. Elementem pobudzającym było dla nas dzielenie się władzą oraz zaufanie, jakie się rodziło. Sądzimy, że dzięki temu ostateczny produkt został udoskonalony.
Jeśli nie masz takiego szczęścia i odkrywasz, że nie ufasz obecności drugiego lub myślisz, że nie jest on godny zaufania, to możesz uczynić ten fakt elementem rozmowy między wami. Są sposoby, by podnieść tę kwestię bez wyśmiewania lub odrzucania partnera. Możesz opisać zastrzeżenia i postawić pytania w taki sposób, że rozmowa będzie się wciąż toczyła; to zaś prowadzi nas do rozważań, „jak to robić".
*11 M. Buber, The Way of Mań, w: Hasisism and Modern Mań, M. Friedman (red. i tłum.), New York, Harper & Rów, 1959, s. 155.
12 Tamże, s. 158.
246
Zastosowania
Gdy po raz pierwszy zaczęliśmy się poważnie zastanawiać nad słuchaniem dialogicznym, obaj niemal natychmiast zapytaliśmy siebie samych oraz siebie nawzajem: „Jakie behawioralne różnice istnieją między słuchaniem aktywnym lub empatycznym a słuchaniem dialogicznym? Co tu się robi odmiennie? Przez chwilę poczuliśmy, że napotykamy mur. Potrafiliśmy określić dwa lub trzy ważne zachowania, „ruchy" czy „techniki", lecz (1) wydawało się, że proces ten obejmuje o wiele więcej niż jedynie te zachowania, oraz (2) o każdym zachowaniu z naszej listy, szczerze mówiąc, przynajmniej wspomniano w „tradycyjnym" podejściu do słuchania. Po upływie blisko dwóch lat powtarzających się rozważań, dyskusji i eksperymentów podejmowanych w grupach studenckich zaczęliśmy rozumieć sens naszych zmagań. Istnieje przynajmniej pięć dróg zastosowania tego podejścia do słuchania, lecz najważniejsze jego elementy to postawa, zamiar, świadomość i perspektywa słuchacza.
Pierwsza i najważniejsza rada praktyczna mówi, że określasz swoją specyficzną sytuację słuchania jako „naszą", „o otwartym zakończeniu" oraz „obecną". Postaraj się nie skupiać uwagi na „moje", „jej /jego", na „kontroli", „tym, co jest poza" czy na przeszłości lub przyszłości. Gdy ci się to uda, zauważysz, że „postawy" i „zachowania" nie są w rzeczywistości od siebie oddzielone. To, co robisz - zachowania - będzie różnie odczuwane w miarę jak twoja postawa lub perspektywa będzie się zmieniała. Przynajmniej takie są nasze doświadczenia. Na przykład sposób w jaki parafrazujemy (omówimy tę umiejętność za chwilę), zmienia się, gdy przechodzimy od słuchania empatycznego do dialogicznego. Jesteśmy przekonani, że ty także możesz tego doświadczyć. Jeśli tylko autentycznie dojdziesz do omawianego przez nas stanu umysłowego, to będzie oznaczać, że zrobiłeś już ogromny krok w stronę słuchania dialogicznego.
„Powiedz coś więcej"
Jednym z zachowań komunikacyjnych, które wydaje się pewnym zastosowaniem tego stanu umysłowego, jest reakcja „powiedz coś więcej". Jak wyjaśniliśmy przy okazji omawiania metafory lepienia, rozmowa jest namacalna i elastyczna, a jednym z zasadniczych celów słuchania dialogicznego jest tworzenie coraz większej liczby „kawałków" rozmowy, które rozwiną pomysły i sugestie, wyodrębnią niuanse i pomogą w zdefiniowaniu niepełnych idei. Jako słuchacz możesz w najbardziej bezpośredni sposób wnieść wkład do tego procesu przez zwykłe zachęcanie twojego partnera rozmowy do mówienia.
Jedna z powszechnie spotykanych sytuacji, w których „powiedz coś więcej" może okazać się pomocne, ma miejsce wtedy, gdy ktoś wyraża jakąś uwagę, brzmiącą niejasno lub niepełną. Często jesteśmy wówczas skłonni próbować parafrazować to, co zostało powiedziane lub podejmować jakieś działanie na podstawie usłyszanej informacji, choć wcale nie czujemy, że mamy wystarczająco dużo materiału. Gdy Milt znajduje się w takiej sytuacji, odczuwa frustrację, ponieważ wydaje się mu, iż ciąży na nim nieproporcjonalnie wielka część
247
obowiązku „wyjaśniania spraw". Gdy zaczyna odczuwać tę frustrację, traktuje to jako sygnał, by poprosić drugiego o „powiedzenie czegoś więcej". Pośredni komunikat informuje, że Milt potrzebuje pomocy drugiego; praktycznie mówi: „Nie potrafię kontynuować naszego lepienia, jeśli nie określisz lepiej tej formy, którą zacząłeś kształtować".
W tej i podobnych sytuacjach można oczekiwać, że twoje „powiedz coś więcej" będzie zachętą do powtarzania się lub rozwlekłości, lecz nie takie jest nasze doświadczenie. Odkryliśmy, że jeśli nasza zachęta jest autentyczna, to często dochodzimy do rozmowy, która rozjaśnia idee, staje się bardziej konkretna i zasadniczo zmniejsza nieporozumienia. Podobnie jak wszystkie inne nasze sugestie, także ta powinna być stosowana odpowiednio. Śmieszne byłoby odpowiadać na pytanie „Czy możesz mi powiedzieć, która jest godzina?" zdaniem „Powiedz mi coś więcej". Jednak sugerujemy, abyś za każdym razem, gdy słyszysz o jakiejś nowej idei, jakimś nowym temacie lub jakiejś ważnej kwestii, podjął wysiłek słuchania nie przez zgadywanie, co ma na myśli drugi, ale przez poproszenie go: „Powiedz coś więcej", „Mów dalej" lub jakąkolwiek inną zachętę, która może okazać się pomocna13.
Dać się unieść metaforze
Naszą drugą sugestią jest, abyś rozbudowywał tekst wypowiedzi przez rozwijanie wszelkich metafor, jakich użył partner w celu wyrażenia swoich idei, przez rozwijanie własnych metafor oraz przez zachęcanie jego do rozwijania twoich metafor. Jak wiesz, metafora jest pewną figurą stylistyczną, która łączy ze sobą dwa niepodobne przedmioty lub idee w celu wyrażenia czegoś. „Moja miłość jest jak czerwona, czerwona róża", „Jest on zbudowany jak King-Kong" - zdania te zawierają metafory. Pierwsze łączy moją miłość i różę, by coś podkreślić. Drugie zestawia budowę mężczyzny i budowę King-Konga. Metafory występują o wiele powszechniej, niż sądzimy. Niektórzy uważają nawet, że potencjalnie wszelki język jest metaforyczny14.
Użyjemy przykładu, by zachęcić cię do wsłuchiwania się zarówno w subtelne, jak i oczywiste metafory oraz do wplatania ich w odpowiedzi. Odkryliśmy, że gdy ludzie słyszą, jak powracają do nich ich metafory, mogą szybko i precyzyjnie uchwycić to, co zostało usłyszane przez drugiego. Zauważ, jak ten proces zachodzi w poniższej rozmowie:
WICEPREZES: Projekt, który chcemy zrealizować, jest bardzo ważny. Jeśli lubi Pani kalambury, to można powiedzieć, że melioracje wodne nadchodzą z falą przyszłości, i zależy nam, by zrobić w tej mierze wszystko, co możemy.
SZEFOWA PROJEKTU: W zupełności się zgadzam. Nie jestem jednak pewna, czy pracujący w naszej ekipie ludzie z innych firm są równie entuzjastycznie nastawieni jak Pan.
*13 Mamy tu podobną sugestię do Kroku 2 w dyskusji Roberta Boltona o „tym, co otwiera drzwi".
14 P. Ricoeur, The Rule of Metaphor: Multi-Disciplinary Studies of the Creation of Meaning in Language, R., Czerny, K. Mclaughlin, J. Costello (tłum.), London, Routledge and Kegan Paul, 1978.
248
WICEPREZES: No cóż, jeśli nie są, to częścią Pani zadania jako rozgrywającej jest dodanie im energii i skłonienie do większego zaangażowania. Nie możemy wchodzić w ten projekt bez entuzjazmu i oczekiwać, że wszystko się powiedzie.
SZEFOWA PROJEKTU: W porządku, zdaję sobie sprawę, że ciąży na mnie wysiłek rozgrywającej, ale wydaje mi się, że także trener może pomóc w „rozpaleniu ognia drużyny", a jak dotychczas nie słyszałam, by Pan robił szczególnie wiele w tym względzie. Czy jest Pan gotów pomóc mi zwiększyć ich entuzjazm.
WICEPREZES: Czego Pani ode mnie oczekuje?
SZEFOWA PROJEKTU: Myślę, że problem częściowo polega na tym, że sądzą oni, iż walka została już wygrana. Ja tak nie uważam. Nie mamy jeszcze tej umowy i nie będziemy jej mieli, dopóki nie przekonamy miasta, że chcemy ją mieć. Mógłby Pan tu pomóc, przemówić do nich parę słów, jak gdyby w przerwie po pierwszej połowie.
WICEPREZES: Jasne, nie ma sprawy. Zwrócę się do wszystkich na początku jutrzejszego spotkania.
W powyższej sytuacji szefowa projektu rozwija metafory „rozgrywania" oraz „drużyny" użyte przez wiceprezesa. Mówi, co może zrobić „trener", zwracając się do drużyny w „przerwie po pierwszej połowie". Jednak analizowany proces może być niekiedy bardziej subtelny.
CHIP: Nie jesteś już tak zadowolona jak dziś rano. Co się stało?
THERESE: Właśnie skończyłam drugą dwugodzinną lekcję w tym dniu i nie mogę uwierzyć, że mam tak wiele do zrobienia. Czuję się wyciśnięta jak cytryna.
CHIP: „Wyciśnięta jak cytryna": czy to znaczy, że nie możesz zaczerpnąć tchu, czy też czujesz, że musisz robić to wszystko, czego oczekują od ciebie inni i nie masz czasu na rozwijanie własnych pomysłów.
THERESE: Bardziej jakbym nie mogła zaczerpnąć tchu. Każdy nauczyciel sądzi, że uczęszczam tylko na jego lekcje.
I znów, gdy dajecie się unieść waszym wzajemnym metaforom (zauważ, że „unoszenie" także jest tutaj metaforą), to co robicie, by wspólnie zbudować rozmowę między wami, by dojść do możliwie najpełniejszej odpowiedzi w kwestiach, przed którymi wspólnie stajecie. Co więcej, same metafory nadają nową strukturę tematowi waszej rozmowy lub otwierają nową perspektywę. Szefowa projektu, która postrzega siebie jako „rozgrywającą", będzie myślała i zachowywała się odmiennie niż ktoś, kto postrzega siebie jako „generała" lub „przewodnika", lub „biurokratę wyższego rzędu". Stres, który „wyciska z ciebie wszystkie soki", różni się od napięcia, które sprawia, że „skaczesz jak pchła na patelni". Wsłuchuj się w metafory i korzystaj z ich siły, by kształtować i rozwijać swoje idee.
Parafraza plus
Nasza trzecia sugestia dotyczy tego, byś stosował tę najbardziej użyteczną ze wszystkich technik komunikacyjnych, parafrazowanie, i abyś robił to na dwa nowe sposoby: parafrazuj nie po to, by odtworzyć znaczenia partnera, lecz by tworzyć pełniejszy tekst konwersacji między wami, oraz proś go, by parafrazował twoje
249
wypowiedzi. Jak już zauważyliśmy, parafrazowanie jest zazwyczaj określane jako ponowne ujęcie znaczeń partnera we własne słowa. Jest to niezwykle użyteczne w wielu sytuacjach komunikacyjnych, takich jak konflikt, kontakt rodzica z dzieckiem, nauka oraz praca.
Jeśli jednak przeznaczasz swój czas rozmowy jedynie na sprawdzanie, czy podążasz tą samą drogą co partner, to nie dźwigasz wówczas w pełni swojej cząstki ciężaru rozmowy. Aby temu zapobiec, do swojej parafrazy możesz dodać własną odpowiedź na pytanie: „Co teraz?". Punktem wyjścia jest pamięć o tym, że rozwijane przez ciebie znaczenia są tworzone między wami dwoma, a indywidualne perspektywy są jedynie częścią tego procesu. Sprawdzając zatem sens wypowiedzi partnera, podążasz jednocześnie z każdą reakcją, jaką twój zdrowy osąd podsuwa ci w odpowiedzi na jego słowa. Istota parafrazy plus jest taka, że indywidualna perspektywa jest elementem, na którym musi się skupić wysiłek grupy.
Gdy sugerujemy, że parafrazowanie może obejmować nowe informacje - twój wkład do - nie zakładamy, że osoba słuchająca dialogicznie ma pozwolenie na kpiny z partnera lub parodiowanie go. Zauważ różnicę między tymi trzema reakcjami:
RiTA: Podoba mi się ta „wyłączna" relacja i twoje przywiązanie do mnie jest czymś ważnym. Wciąż jednak od czasu do czasu chciałabym pójść gdzieś z innymi ludźmi.
ODPOWIEDŹ MiKE'A: A więc, jeśli nawet jest dla ciebie coś wartościowego w naszej decyzji nieumawiania się z innymi, to wciąż nie do końca jesteś tego pewna.
ODPOWIEDŹ TIMA: A więc chcesz, bym się włóczył bez celu jak idiota, gdy ty sobie wychodzisz i odgrywasz towarzyskiego motylka! Pogadajmy o podwójnym standardzie!
ODPOWIEDŹ SCOTTA: Brzmi to dla mnie, jakbyś myślała, że nasza relacja niesie pewne korzyści i niekorzyści. Podoba mi się to, co jest teraz, ale nie podoba mi się, że nie jesteś co do tego pewna. Czy możesz powiedzieć coś więcej o swojej niepewności?
Mikę odpowiedział na komentarz Rity parafrazą. Dowodzi to, że Mikę słuchał Rity, lecz niewiele więcej. Tim skarykaturował komentarz Rity, pod płaszczykiem parafrazy ukrywając swój własny pogląd. Scott wypowiedział parafrazę plus. Wyraził wprost swoją interpretację tego, co powiedziała Rita, a następnie przeniósł centrum rozmowy z powrotem na to, co „pomiędzy", z powrotem do „środka", tak aby dwie osoby mogły wspólnie przepracowywać problem. To, co powiedziała Rita, mogło zranić Scotta, wprowadzić go w szał, albo jedno i drugie, i być może jego odpowiedź nie byłaby tak konstruktywna jak ta w naszym przykładzie, lecz ważne jest tu, że nie tylko sparafrazował jej uwagę, lecz także zinterpretował i odpowiedział na nią. Gdy tak się dzieje, zarówno parafraza, jak i interpretacja gwarantują wzrost zrozumienia między jednostkami, zamiast w nich samych.
O parafrazie plus można też powiedzieć, że rozszerza twój cel poza „wierność" lub „odpowiedniość". Jeśli parafrazujesz ze względu na wierność lub odpowiedniość, jesteś zadowolony i „kończysz" zadanie, jeśli tylko udało ci się z powodzeniem odtworzyć „to, co ona ma na myśli". Twoja parafraza jest sukcesem, jeśli odpowiada dokładnie intencji partnera. Sugerujemy ci jednak, byś
250
wyszedł poza odpowiedniość i doszedł do twórczości, wyszedł poza odtwarzanie i doszedł do współtworzenia. Jest to ta sama teza, którą postawiliśmy wcześniej.
Łatwo zauważyć, że tego typu słuchanie wymaga dużo energii, zwłaszcza jeśli tylko jedna z rozmawiających osób jest zaangażowana w dialog. Jednym ze sposobów uzyskania pomocy od innych uczestników rozmowy jest poproszenie ich o parafrazowanie. Jeśli nie jesteś pewny, czy partner słucha w pełni, możesz sprawdzić jego percepcję prosząc go o wypowiedź. Sprawdza się to najlepiej, jeśli nie żądasz parafrazy i nie mówisz „A, mam cię!", gdy partner nie jest w stanie dobrze odpowiedzieć. Parafraza wypowiedzi partnera może pozwolić i tobie, i jemu na sprawdzenie wzajemnego zrozumienia, a także na utrzymanie interpretacji i odpowiedzi w ramach waszej romowy, tak by można nią było twórczo kierować.
Budowanie kontekstu
Wspomnieliśmy, że twój partner lub partnerzy w rozmowie mogą być niekiedy mniej gorliwi i mniej chętni od ciebie do pracy nad wspólnym zrozumieniem. Ich obojętność ujawnia się niekiedy w pośrednich komunikatach, takich jak tępy wzrok lub niechętne spojrzenie, niewyraźne wypowiadanie słów lub milczenie. Parafrazowanie i proszenie o parafrazę może sprzyjać poszerzeniu zakresu rozmowy między wami, na której można budować, lecz cóż da się zrobić więcej? Odkryliśmy, że może tu pomóc to, co nazwaliśmy budowaniem kontekstu.
Przez kontekst rozumiemy okoliczności związane z tematem, ideą, poglądem lub wypowiedzią. Gdy ktoś coś mówi, dzieje się to w szczególnym kontekście lub sytuacji, składającej się przynajmniej z umiejscowienia fizycznego, uczuć i myśli, a także komentarza, który jest odpowiedzią na to wszystko. Gdy słuchasz dialogicznie, możesz kontynuwać temat i pomóc rozwinąć lub uzupełnić tę informację związaną z kontekstem w taki sposób, by stała się materiałem, z którego wspólnie lepicie.
Na przykład często na początku idee pojawiają się jako niejasne sądy, takie jak: „To głupie!" lub „Co za narwaniec!". Jest to jak gwałtowne rzucanie porcji gliny na koło garncarskie. Ruch tego rodzaju może być jednak wartościowy, jeśli jesteś gotowy do rozpoczęcia rozmowy, która może pomóc przemienić nieforemną glinę w bardziej wyraźny kształt. Choć wydaje się to trudne, jednak najlepszym sposobem odpowiadania na tego typu komentarze są słowa: „Co rozumiesz przez «głupi»"? lub „Powiedz coś więcej", „Skąd ci to przyszło?". Pomoże to pobudzić dalszą rozmowę.
Wiele dyskusji na temat komunikacji sugeruje, że nawet ludzie utalentowani w tej sferze muszą się uczyć opisywania własnych uczuć, nie ma bowiem nic szczególnie rozjaśniającego w stwierdzeniu „Czuję się fatalnie" rzuconym w środku rozmowy. Uczuciom towarzyszą okoliczności i pragnienia - stanowiące ich kontekst - i możesz pomóc lepić wzajemne znaczenia starając się odkryć, co było źródłem uczuć, na co są one odpowiedzią i jakie pragnienia im towarzyszą. Spróbuj pytać: „Czy jesteś rozczarowany czy zły po tym, co ci zrobiła?" „Widzę, że zawsze, gdy podsuwam ci jakąś sugestię, lekceważysz ją? Czy także to zauważasz?" lub „Jakiego wydarzenia oczekiwałeś?"
251
Oczywiście, nie zawsze te dekontekstualizujące komentarze są podsuwane jedynie przez partnera. Sam będziesz się łapał na tym, że formułujesz ukryte sądy i wydajesz niejasne okrzyki, które będą niewiele wnosić do wspólnego zrozumienia. Szczerze mówiąc, niekiedy wszyscy robimy to celowo. Gdy jednak nie starasz się być niejasny, możesz podążając za „jestem znudzony", wskazać na te części kontekstu, którymi jesteś znudzony, oraz to, co zgodnie z twoimi oczekiwaniami powinno się wydarzyć. Może to stanowić indywidualny wkład w tekst rozmowy, która pozwoli wszystkim uczestnikom na stworzenie wspólnych znaczeń.
Potencjalne problemy
Nie chcemy kończyć nie wspomniawszy choćby o niektórych negatywnych reakcjach, jakie otrzymaliśmy w odpowiedzi na nasze usiłowania zmierzające do słuchania dialogicznego. Zakładamy, że jeśli rzeczywiście masz zamiar podjąć próbę realizacji tego, co tu naszkicowaliśmy, to możesz docenić, iż zostałeś z góry ostrzeżony o pewnych potencjalnych trudnościach.
i! , T. , ,'
Czas. Pierwsza sprawa jest najbardziej oczywista: wymaga to czasu. Słuchanie dialogicznie nie jest wydajne. Otwartość • co do zakończenia i gra, zaangażowanie się w rozwijanie pełnego tekstu rozmowy, a nawet nastawianie na to, co jest obecnie - wszystko to rozszerza zakres i wydłuża czas rozmowy. Gdy prosisz kogoś: „Powiedz coś więcej", ludzie z reguły mówią. Zdanie się na bieg metafory może zająć większą część popołudnia. Bądź przygotowany na dłuższe czasowe zaangażowanie i uświadom sobie, że gdy nie ma czasu, większość twoich wysiłków mających na celu słuchanie dialogiczne zakończy się frustracją.
Jednocześnie odkryliśmy również, że kwestia czasu stanie się mniej istotna, gdy uświadomimy sobie (1) że zysk wynikający z jakości kontaktu może dać coś więcej niż tylko zrównoważyć „stratę" czasu, (2) że słuchanie dialogiczne tworzy „ekonomię jasności", która może zwiększyć skuteczność kolejnych komunikacji, oraz (3) że często nie zabiera ono aż tak wiele czasu. Przez (1) rozumiemy, że u ciebie i twojego partnera poczucie akceptacji, pokrzepienia, a nawet intymności mogą zwiększać się dzięki słuchaniu dialogicznemu w wystarczającym stopniu, aby warto było poświęcić na nie jeszcze więcej czasu.
Tego typu słuchanie może także pomóc jakiejś grupie w dawaniu sobie rady z nieporozumieniami, zanim staną się one poważne, a dwóm osobom może pomóc w budowaniu trwałego fundamentu wzajemnego zrozumienia, na którym oprą swoją relację. Są to przykłady „ekonomii jasności". Porównujemy je do „ekonomii skali" w przemyśle. Gdy przedsiębiorcy przechodzą na produkcję o szerokiej skali - produkują więcej urządzeń - koszt jednego urządzenia spada, to właśnie jest przykład „ekonomii skali". Podobnie, gdy twoje słuchanie buduje coraz jaśniejszy fundament, możesz pokonywać bardziej zagmatwane lub problematyczne kwestie szybciej. To właśnie mamy na myśli, gdy mówimy o „ekonomii jasności". ,, ,,-.........
252
Odkryliśmy także, że choć słuchanie dialogiczne zabiera oczywiście czas, nie musi być przedłużane w nieskończoność. Dziesięciominutowa rozmowa może być przedłużona do piętnastu minut, a godzinne spotkanie do godziny i dwudziestu minut. I zazwyczaj nie jest to zbyt wiele jako zapłata za to, co możesz otrzymać. .>',y'K> A> ,
O co ci chodzi? Doświadczywszy w pewnym stopniu otwarcia, nastawienia na to, co obecnie, po „Mów dalej" oraz reakcjach „Sparafrazuj to, co powiedziałem", niektórzy chcą zatrzymać rozmowę, by przekonać się, o co chodzi. Postrzegają takie zachowania komunikacyjne jako nieco nienormalne i szybko dochodzą do wniosku, że musi nam o coś chodzić. „Czy to pewnego rodzaju badanie?" „Czy na każde pytanie odpowiadasz pytaniem, czy co?" Niektóre osoby mogą postrzegać twoje starania o współtworzenie szerszego zakresu rozmowy jako przerywanie dla samego przerywania. Inni mogą nawet słyszeć w słuchaniu tego rodzaju coś z manipulacji.
Jesteśmy przekonani, że istnieją dwa sposoby odpowiadania na takie wyzwanie. Pierwszym jest przestudiowanie własnych motywów. Czy „słuchasz dla efektu"? Czy hamujesz rozmowę lub nią manipulujesz? Aby słuchanie dialogiczne było skuteczne, twoja postawa powinna charakteryzować się autentyczną otwartością na zakończenie skupione na tym, co nasze, itd.
Drugim sposobem jest wytłumaczenie pokrótce tego, co robisz, wysłanie metakomunikatu. Metakomunikacja to po prostu komunikacja o twojej komunikacji, rozmowa o twojej rozmowie, to zaś może pomóc w ułatwieniu słuchania dialogicznego, zwłaszcza gdy ktoś czuje się manipulowany. Spróbuj powiedzieć: „Chciałbym, abyśmy przed podjęciem decyzji porozmawiali o tym trochę więcej" lub „Naprawdę chciałbym wejść jeszcze głębiej w rozmowę; nie wydaje mi się, abyśmy wyłożyli już wszystkie karty na stół, a chciałbym grać talią najpełniejszą z możliwych". Możesz nawet chcieć porozmawiać bardziej szczegółowo o wartości skupienia się na tym, co pomiędzy, a także na tym, co obecnie - oczywiście ujętych we własne słowa. Innym razem możesz zacząć dyskusję od czegoś takiego: „Pobawmy się tym pytaniem przez chwilę. Nie musimy przecież kończyć tej dyskusji jakimś solidnym wnioskiem czy decyzją". Chodzi o to, że jeśli twoje intencje są autentyczne i jesteś w stanie wysłać metakomunikat lub wyłożyć swoje motywy, to powinieneś potrafić osłabić w znacznym stopniu postawę obronną partnera, a także zwalczyć jego poczucie bycia manipulowanym.
„Daj mi chwilę wytchnienia!" Niekiedy gdy ktoś prosi o sparafrazowanie tego, co właśnie powiedział, lub gdy zmniejszamy tempo dyskusji w grupie przez metakomunikację lub skierowane do kogoś pytanie: „Powiedz coś więcej", partnerzy reagują z rozdrażnieniem. Mogą powiedzieć: „Pofolguj", „Daj mi chwilę wytchnienia" lub „Zejdź ze mnie". Słuchanie dialogiczne zarówno zabiera siły, jak i wymaga wysiłku i ludzie niekiedy czują, że nie mają już energii, by w nie inwestować. W trakcie opisanego przez Milta na początku tego eseju doświadczenia w grupie jego wysiłki zmierzające do
253
słuchania dialogicznego niekiedy spotykały się z reakcjami, które wskazywały, że Susan i Jack zaledwie tolerowali „drobne dygresje Milta". A może to być frustrujące, może to nawet ranić. Innym razem inni mogą po prostu nie chcieć angażować się w rozmowę z tobą - ignorują twoją prośbę „Powiedz coś więcej" lub przestają mówić. 'viiy ^;as»
Nie ma jakiegoś łatwego rozwiązania tych problemów. Pomocna może być kolejna doza refleksji nad sobą samym: Czy sprawiasz wrażenie kogoś, kto rozpycha się łokciami przekonany o swoich racjach? Czy dopuściłeś do tego, by twoje usiłowania słuchania dialogicznego stały się dla ciebie zadaniem, którego realizację starasz się wymusić na grupie? Niekiedy odpowiedzi „daj mi chwilę wytchnienia" tak naprawdę oznaczają „pozwól mi być leniwym" i wtedy powinieneś delikatnie trwać przy swoim. Jednak innym razem powinieneś pamiętać, że możesz zrobić tylko to, co możesz zrobić, i że nadszedł czas, by się trochę wycofać.
Zakończenie
Jesteśmy przekonani, że słuchanie dialogiczne nieco różni się od pozostałych podejść do słuchania. Doświadczamy tu skupienia na tym, co „nasze", gry bez ustalonego zakończenia, będącej prawdziwym wyzwaniem, oraz skoncentrowania na tym, co pomiędzy, i na tym, co obecnie. Są to sposoby zwiększenia tego, co produktywne i współtwórcze, w co angażujemy się wspólnie z partnerami rozmowy. Istnieją pewne zachowania komunikacyjne odczuwane jako szczególne głównie ze względu na przejście od perspektywy czy postawy empatycznej do dialogicznej. Z tych pięciu zachowań, które tu przedyskutowaliśmy, najbardziej powszechne i najbardziej użyteczne dla nas są „Powiedz coś więcej", poddawanie się metaforze partnera oraz parafraza plus.
Nie chcemy jednak zbytnio akcentować różnic. Postawy i zachowania komunikacyjne omawiane jako słuchanie aktywne i empatyczne także mogą sprzyjać autentycznemu zrozumieniu. A co ważniejsze, idee i umiejętności omawiane w kontekście słuchania dialogicznego mogą być pomocne w pełnym zrozumieniu istotny komunikacji interpersonalnej. Są one oparte na pracach dwóch filozofów dialogu, Martina Bubera oraz Hansa Geor-ga Gadamera. Ich myśl podsuwa całościowe podejście do sfery komunikacji, z czego jedynie część odnosi się do słuchania. Jest to podejście, które stoi za całą tą książką i mamy nadzieję, że gdy dotrzesz do jej końca, zobaczysz, jak wszystko układa się w całość. (Polecamy zwłaszcza, abyś porównał ten tekst z końcowym esejem „Między osobą a osobą" napisanym przez Bubera).
Słuchanie jest jedynie częścią procesu komunikacji. Jeśli jednak jest to słuchanie dialogiczne, to może ono sprzyjać jak najbogatszym kontaktom interpersonalnym. Słuchanie dialogiczne obejmuje skupienie się na tym, co dzielisz
254
z osobami, z którymi rozmawiasz, wchodzenie w rozmowę jako w grę bez określonego zakończenia, skoncentrowanie się najbardziej na ideach omawianych wspólnie oraz podtrzymywanie nacisku na „tu i teraz". Niektóre sposoby wdrożenia tych aspektów podejścia dialogicznego to zachęty typu: „Powiedz coś więcej", poddawanie się metaforom, włączanie nowych informacji do parafrazy (oraz proszenie drugiego o parafrazowanie) i wbu-dowywanie w rozmowę możliwie wielu informacji związanych z kontekstem. Zachęcamy cię do rozwijania postaw i umiejętności związanych z perspektywą dialogiczną w słuchaniu, a także do obserwowania, czy okazują się one pomocne.
Pytania przeglądowe
1. Opisz własnymi słowami zasadnicze cechy tego, co nazwaliśmy empatią.
2. Jakie ograniczenia pojęcia empatii omawiamy wspólnie z Miltem?
3. Sparafrazuj omawianą przez nas różnicę między słuchaniem odtwórczym a twórczym.
4. Rozwiń opisywany przez nas przykład koła garncarskiego. Wybierz osobę, która „siedzi przy kole" wraz z tobą (to znaczy osobę, z która prowadzisz rozmowę). Opisz, czym jest „glina" (temat rozmowy; to, co mówi każdy z was). Opisz hipotetyczną rozmowę na ten temat między wami dwoma, korzystając z metafory „lepienia".
5. Jak pewność, zamknięcie, kontrola odnoszą się do słuchania dialogicznego?
6. Co oznacza jedność „tego, co się mówi, czym się jest i co się robi"?
7. Opisz podstawową różnicę między „parafrazą" a „parafrazą plus".
8. Czym jest „budowanie kontekstu"?
Kwestie do omówienia
1. „Wiem, że w twoim przekonaniu rozumiesz, co według ciebie powiedziałem, lecz nie jestem pewien, czy uświadamiasz sobie, że to, co usłyszałeś, nie jest tym, co miałem na myśli". W naszym przekonaniu słuchanie dialogiczne jest dobrym rozwiązaniem problemu opisanego przez ten cytat. Czy się z tym zgadzasz? Wyjaśnij.
2. Sparafrazuj stawianą przez nas tezę, że niemożliwe jest „odłożenie siebie na bok". Podaj z własnego doświadczenia przykład tej niemożności.
3. W jakim stopniu metafora „lepienia" przemawia do ciebie? Dlaczego jest ona szczególnie pouczająca? W jakim sensie wydaje się niewłaściwa? Jakie alternatywy lub dodatkowe metafory zasugerowałbyś w odniesieniu do omawianego procesu?
4. Pogląd, że rozmowa może być przedmiotem pracy, że jest namacalna i giętka, i może być produktywnie kształtowana, jest dla niektórych ludzi dość niezwykły. W jakim sensie różni się od tego, czego uczono cię w przeszłości o ludzkiej komunikacji?
5. Czy zgadzasz się z tym, że wywiera się dziś wiele nacisków popychających nas w stronę pewności, zamknięcia i kontroli? Jak te naciski wpływają na twoją komunikację?
6. Z własnego doświadczenia podaj przykład gry konwersacyjnej. Omów to z innymi. Którą z omawianych przez nas cech gry dostrzegasz we własnej komunikacji?
7. Wyobraź sobie, że rozmawiasz z grupą przyjaciół i jeden z nich wypowiada komentarz, w którym jest rasizm lub seksizm, cechy których nie lubisz. Jak mógłbyś w tej sytuacji zachować jedność „tego, co się mówi, czym się jest i co się robi"?
8. Co się dzieje, gdy próbujesz stosować podsuwaną tu przez nas reakcję „powiedz coś więcej"?
255
9, Odszukaj w tym eseju ćwie metafory, których nie omawialiśmy jako przykładów rrretafory-zowania. Zauważ, jak wiele masz możliwości wyboru.
10. Wyjaśnij, co znaczy przesunięcie celu parafrazowania z wierności i odpowiedniości na twórczość. (A jeśli chcesz, sprecyzuj, która z poprzednich kwestii do omówienia z tego zestawu stawia dokładnie to samo pytanie).
11. Który z trzech omawianych tu potencjalnych problemów tobie wydaje się najtrudniejszy?
Część 3
Otwartość jako „wydech"
$Rozdział 8
Ujawnianie siebie
John Amodeo i Kris Wentworth są doradcami w sprawach rodzinnych, autorami książki Being Intimate. Prezentowany rozdział ich książki skupia się na tym, co sami nazywają komunikacją ujawniającą siebie. Na początku powtarzają bardzo użyteczne, wprowadzone już przez innych autorów, rozróżnienie na „wypowiedzi Ja" i „wypowiedzi Ty". Wskazują, że chociaż różnica między nimi może wydawać się oczywista, efekt stosowania jednych zamiast drugich może być głęboki. „Wypowiedzi Ty" są niemal zawsze przyjmowane jako odreagowanie, obwiniające, wytykające błędy i skupione na sobie. Raczej nie przyczynia się to do komunikacji interpersonalnej. „Wypowiedzi Ja" natomiast mogą być słyszane jako czyste, ujawniające siebie komentarze, które wspomagają kontakt interpersonalny.
Ważne jest zdawanie sobie sprawy, że „wypowiedzi Ja" nie zawsze są słyszane w taki sposób. „Wypowiedzi Ja" jednej osoby mogą być słyszane przez drugą osobę jako nieporadnie ukryta krytyka. Gdy tak się dzieje partnerzy rozmowy muszą bardziej się starać, by mogło rosnąć wzajemne zrozumienie. Chodzi o to, że dobór słów jest czymś ważnym, ale nie gwarantuje jeszcze sukcesu.
Druga część tego artykułu zawiera omówienie kilku korzyści płynących z ujawniania siebie w komunikacji. Autorzy opisują, w jaki sposób może ono między innymi zmniejszyć napięcie interpersonalne między tobą a przyjacielem lub partnerem, uleczyć powstałe rany i skłaniać innych do zmiany zachowania, czemu towarzyszy respektowanie ich autonomii.
Ostatnia część jest poświęcona ważnemu paradoksowi ujawniania siebie, który autorzy nazywają „potęgą bezbronności". Wiele osób - na przykład mężczyźni o postawie macho -jest przekonanych, że agresywna i głośna postawa zawsze będzie interpretowana jako znak pewności siebie
258
i siły. Wystarczy jednak chwila refleksji, by zdać sobie sprawę, że często prawda jest inna. Gdy ktoś działa agresywnie, możemy sądzić, że faktycznie osoba ta stara się ukryć swoją niepewność. Wojowniczość jest często zasłoną dla strachu. Bezbronność natomiast może się okazać postawą niezwykłej siły. Jak wskazują na to John i Kris, „do doświadczania i obrony naszych autentycznych uczuć wymagany jest szczególny rodzaj siły wewnętrznej, by «trwać przy swoim», jest to coś przeciwnego do agresywnej reakcji obwiniania, ataków, moralizowania i innych form manipulacji....". Autorzy formułują kilka bardzo użytecznych uwag na temat tego paradoksu.
Esej kończy się zachętą do rozważenia, w jaki sposób mógłbyś podjąć ryzyko ujawnienia czegoś o sobie w celu budowania takich relacji, które zmierzają ku autentycznej intymności.
#John Amodeo i Kris Wentworth
Odsłaniająca siebie komunikacja: istotny pomost między dwoma światami
Za: John Amodeo, Kris Wentworth, Being Intimate. A Guide to Successful Relationships, Yiking Penguin 1986.
Zaproszenie do kontaktu poprzez nadanie struktury naszemu językowi
Złożona sztuka komunikacji werbalnej to wyuczona umiejętność, która jest w stanie zwiększyć intymność i wzajemne zrozumienie, jeżeli struktura naszego języka przekaże sprzyjające zaufaniu postawy uczciwości, akceptacji, troski i szacunku. Umiejętność wypowiedzenia naszego doświadczenia w prosty, bezpośredni i niewymuszony sposób może służyć dwojakiemu celowi: zakomunikowaniu tego, co dzieje się w naszym świecie wewnętrznym, z jednoczesnym uznaniem prawa innych osób do reagowania w sposób, który zagwarantuje integralność ich własnych odczuwanych doświadczeń. Włączenie takiej pełnej szacunku postawy do samej struktury naszego języka może bardzo przyczynić się do umocnienia zaufania i stworzenia autentycznego kontaktu między dwiema autonomicznymi jednostkami.
Thomas Gordon w książce Parent Effectiveness Training opisuje, jak to się dzieje, że komunikacja jest bardziej skuteczna, gdy wyrażamy siebie używając „wypowiedzi Ja" zamiast „wypowiedzi Ty". „Wypowiedzi Ja"
259
lub to, co nazywamy „komunikacją ujawniającą siebie", odkrywają przed innymi nasze doświadczenie bez atakowania ich, bagatelizowania ich uczuć oraz krytykowania ich za to, że nie spełniają naszych oczekiwań lub nie przystosowują się do naszego punktu widzenia. Komunikacja odkrywająca nasze Ja zaprasza innych do wejścia w kruchy świat naszych uczuć i znaczeń. Wyraża ona raczej gotowość do podjęcia ryzyka stania się bezbronnymi niż do odwoływania się do strategii kontroli i manipulacji w celu uzyskania tego, czego chcemy.
Na przykład moglibyśmy powiedzieć: „Czuję się zawiedziony z powodu naszej rozmowy, ponieważ wydaje mi się, że nie jestem rozumiany". Taki sposób wyrażenia się skutecznie informuje, jak się czujemy („zawiedzeni") oraz podaje dodatkową informację mówiącą, jak rozumiemy to uczucie („nie jesteśmy rozumiani").
Zamiast podejmować komunikację ujawniającą nasze Ja, moglibyśmy uciec się do różnorodnych postaw, które Gordon nazywa „wypowiedziami Ty", my zaś wolimy je nazywać „wypowiedziami obcesowymi". Na przykład zamiast jasno powiedzieć, że czujemy się zawiedzeni lub smutni, moglibyśmy obwiniać drugą osobę o to, że nas nie rozumie, mówiąc coś takiego: „Nie możemy rozwiązać naszego problemu, ponieważ nie słuchasz tego, co mówię". Moglibyśmy również krytykować partnera w formie takiej oto wrogiej wypowiedzi: „Nigdy nie chcesz słuchać tego, co mówię!" Albo możemy nawet przypuścić osobisty atak w następujących słowach: „Naprawdę jesteś dziecinnym i głupim egoistą!"
Powyższe reakcje są sposobami impulsywnego odreagowania naszych uczuć, a nie dzielenia się nimi. Mogą w szybkim tempie doprowadzić do pogorszenia się jakości procesu komunikacji. Wzrasta nieufność i chwieje się komunikacja (jeżeli w ogóle kiedykolwiek istniała), gdyż ludzie czują, że się ich osądza, nie zaś traktuje z szacunkiem, krytykuje, nie zaś akceptuje, w nieuprawniony sposób ingeruje w ich życie, nie zaś zaprasza do otwartego przeanalizowania niezgodności. Gdy jednostki czują się nie dość bezpiecznie, by się otworzyć i okazać swoją bezbronność, są skłonne reagować albo nasilającymi się atakami werbalnymi, które mogą prowadzić do bezproduktywnej walki o władzę, albo całkowitym wycofaniem się, by ochronić się przed kolejnymi zranieniami.
Komunikacja ujawniająca nasze Ja wyraża mądrą gotowość do wzięcia odpowiedzialności za to, jak się czujemy, nie zaś do przerzucania winy na kogoś czy do wydawania sądów, które naruszają podstawę człowieczeństwa innych ludzi. Na przykład możemy powiedzieć: „Rani mnie, gdy żartujesz sobie z mojej wagi. Jestem na to bardzo wrażliwy, gdyż ludzie kpili sobie ze mnie z tego powodu przez całe życie". Ta wypowiedź jest prostym i otwartym opisem tego, jak się czujesz. Przekazuje także informację, która może pomóc w zrozumieniu, w jaki sposób minione doświadczenia wpłynęły na nasze obecne uczucia. Nie kontratakuje się mówiąc: „Ty też jesteś nieźle spasiony". Nie krytykuje się krzycząc: „Zawsze mi dokuczasz z powodu mojej wagi". Nie wyraża się żądań, ani nie wysuwa gróźb w rodzaju: „Jeśli nie przestaniesz, pożałujesz tego". Wszystkie te niepożądane wypowiedzi są manipulacjami w tym sensie, że próbują wymusić i na drugim człowieku zmianę jego zachowania, zamiast w prosty sposób wyrazić nasze własne uczucia. Takie ostre reakcje wyrażają brak zaufania, że druga osoba jest słonna dać nam przychylną odpowiedź, gdy wyjawimy bardziej kruche i bezbronne uczucia. Praktycznie takie niepożądane wypowiedzi rzadko, jeśli w ogóle, prowadzą do trwałych zmian. Choć ktoś może na pewien czas zaprzestać owych zachowań, nieufność pozostanie. Gdy podstawowy element człowieczeństwa zostaje naruszony w tym procesie osądzania i wymuszania, komunikacja zaczyna się psuć. Jeśli pozwolimy, by to trwało, relacja może się zdegenerować do tego stopnia, że wszelka otwartość i ciepło zostaną zniszczone. Następnie dwoje bezbronnych i raniących się nawzajem ludzi zaczyna troszczyć się o własną skórę najlepiej jak potrafią - usuwając się za mur samozabezpieczenia i obrony. Niemniej jednak okresowe wybuchy mściwych i pełnych goryczy walk będą ujawniały, warstwa po warstwie, wciąż nieukojone resentymenty, zranienia i nieufność. [...]
Uczenie się komunikowania w bardziej refleksyjny, odkrywający siebie sposób może powstrzymać bolesną eskalację napięcia interpersonalnego przez eliminowanie tego, co podsyca konflikt. Wrogość może wtedy ustać na wystarczająco długi czas, abyśmy mogli zbadać, co tak naprawdę się dzieje - to znaczy uczucia i znaczenia, których w sobie nie uznajemy, oraz niezaspokojone potrzeby będące źródłem trudności. Gdy otwarcie podzielimy się wynikiem tych badań, zaufanie może w pewnej mierze pojawić się ponownie.
Gdy pragniemy uleczyć rany odniesione w relacji z przyjacielem lub partnerem, dalej polepszać relacje, które już nas satysfakcjonują, albo podjąć relacje nowe, komunikacja ujawniająca siebie może być tym instrumentem, który wywołuje u innych reakcje owocujące głębszą miłością i intymnością w naszym życiu. Tego typu ekspresje zapalają łagodne światło nad naszym światem wewnętrznym, pozwalając na przelotne wejrzenie w to, co naprawdę czujemy i jak postrzegamy otoczenie. Takie podejście, bardziej nastawione na poszukiwanie siebie i otwarcie na odniesienia interpersonalne niesie ze sobą nadzieję, że wówczas gdy staniemy się gotowi do otwartości, partner potraktuje nas z pełną miłości troską i ludzką wrażliwością. Odsłaniając tarczę obronną otwieramy się na możliwość dostrzeżenia i ciepłego objęcia (co jest naszą cichą nadzieją), choć wystawiamy się też na ryzyko zranienia (co stale nam zagraża).
Skupiając uwagę na odsłanianiu naszych uczuć, zamiast na niemal niemożliwym do wykonania zadaniu próbowania zmiany zachowania drugiej osoby, możemy doprowadzić do zasadniczej zmiany typowego scenariusza interakcyjnego. Przez proste dzielenie się tym, jak się czujemy, w odpowiedzi na słowa lub czyny ludzi, wyjawiamy urazy, lęki, złości i inne bezbronne uczucia, które pojawiły się w nas jako rezultat ich słów lub czynów. Komunikowanie się w ten sposób staje się dla innych zaproszeniem do reagowania z wyczuciem na nasze uczucia i troski, a także być może do dobrowolnej zmiany ich własnego zachowania.
Pewnym podstawowym założeniem stojącym za odkrywającą nasze Ja ekspresy wnością jest to, że jeśli ludzie zobaczą, kim naprawdę jesteśmy, co naprawdę
261
czujemy i czego naprawdę potrzebujemy, będą starali się zareagować w odpowiedni do tego sposób; na pewnym głębszym poziomie ludzie naprawdę troszczą się nawzajem o siebie i jeśli tylko mogą, starają się być pomocni.[...]
Inni muszą wiedzieć, co czujemy, aby mogli się o nas zatroszczyć. I zamiast zakładać, że rozumieją oni lub „powinni" wiedzieć, jak się czujemy, naszym obowiązkiem jest powiedzieć im to. Wypowiedzi ujawniające siebie mogą stać się tym, co umożliwi skuteczne komunikowanie naszych uczuć i potrzeb. Szczere, ujawniające nasze prawdziwe uczucia wypowiedzi mogą doprowadzić do pogłębienia zaufania. Ponieważ takie ekspresje nie są nastawione na manipulację, zachęcają innych do konkretnego wyrażenia ich troski o nas, gdyż w konsekwencji zgadzają się oni na to, by nasze uczucia ich poruszały i by mogli odpowiedzieć nam z większą miłością i z większym nastawieniem na współpracę.
Komunikując coś w sposób, który poza wszystkim innym objawia też naszą słabość, dajemy ludziom możliwość zmiany, respektując jednocześnie ich autonomiczne prawo do decydowania, czy chcą, czy też nie chcą się zmienić lub dać nam to, o co prosimy. Jeśli minimalizują oni nasze troski, wzbraniają się przed komunikacją na ich temat, albo nie zgadzają się, by nasze doświadczenia do nich docierały, wtedy oczywiście możemy nie czuć się dość bezpiecznie, by w dalszym ciągu wyrażać nasze bezbronne uczucia. Nasze poczucie zaufania najprawdopodobniej się zmniejszy, gdyż nie spotkaliśmy się z troską, tak jak tego potrzebowaliśmy. Żywotna i rozwijająca się relacja wymaga istnienia dwóch osób, które są przygotowane na to, by ich uczucia poruszały je wzajemnie oraz by reagowały na odczuwane troski.
Komunikowanie uczuć najlepiej dokonuje się wtedy, gdy inni mają czas oraz wykazują zainteresowanie słuchaniem tego, co mamy im do powiedzenia, a nie w czasie meczu piłki nożnej lub po męczącym dniu w pracy. Eliminowanie lub minimalizowanie rozpraszającego wpływu telewizji, telefonów, dzieci czy domowych zwierzątek sprawia, że możemy uważniej przysłuchiwać się naszym subtelnym uczuciom i rozumieć swoje wzajemne troski. Pomocne może być wyznaczenie sobie regularnych terminów, na przykład jednego wieczoru w tygodniu, na omawianie pojawiających się kwestii lub dzielenie się niedawnym zdenerwowaniem po to, by rozwiązywać problemy, zanim urosną do rangi poważniejszego konfliktu.
Troska o zapewnienie czasu wolnego od czynników rozpraszających, pozwalająca na wzajemne otwarcie się na uczucia, może stworzyć bezpieczne środowisko, w którym będziemy mogli się lepiej poznać i budować zaufanie, a także korzystać z pełnej miłości i intymności.
Potęga bezbronności
Choć może się wydawać, że korzystanie z wypowiedzi ujawniających nasze Ja w celu dzielenia się naszymi uczuciami i potrzebami sprowadza nas na słabszą pozycję osoby dążącej do uzyskania czegoś w relacji, w rzeczywistości jest
262
inaczej. Może się też wydawać, że osiągniemy silniejszą pozycję przez wywalczenie zmian, jakie chcielibyśmy widzieć u drugiej osoby. Często oszukujemy sami siebie myśląc, że jeśli będziemy potrafili bronić swoich pozycji trochę bardziej przekonywająco lub z większą siłą, wówczas partner ostatecznie się zmieni. Jednak ci, którzy odkryli ukrytą siłę bezbronności, zdają sobie sprawę, że bycie bezbronnym nie oznacza bycia słabym. Szczerze mówiąc, do doświadczania i obrony autentycznych uczuć wymagany jest szczególny rodzaj siły wewnętrznej, siły, by „trwać przy swoim", jest to coś przeciwstawnego do agresywnej reakcji obwiniania, ataków, moralizowania i innych form manipulacji, które prowadzą do pojawienia się wrogich postaw. Nawet głęboka złość może być emocją wyrażoną „czysto", bez skażenia obwinianiem, krytykowaniem czy samousprawiedliwianiem.
W miarę jak uczymy się troskliwie lokować nasze subtelniej sze uczucia, zaczynamy podejmować większe ryzyko w relacjach z innymi. Gdy czujemy się wewnętrznie silni i ufni, nasza komunikacja staje się przestrzenią integralnej wolności reakcji partnera i jednoczesnej afirmacji naszego prawa do własnych uczuć, może też sprawiać, że nasze najważniejsze decyzje życiowe będą oparte na naszych rzeczywistych potrzebach.
Reagowanie pochodzące z ufnego centrum naszego bezbronnego świata wewnętrznego wyraża specjalny rodzaj wewnętrznej siły. Reakcje naznaczone żądaniami lub wrogością maskują zazwyczaj miejsce osobistego urazu czy też istniejącą już od dawna potrzebę, która nie była wyrażana i wciąż jest niezaspokojona. To, co niekiedy bywa uważane za „silną" lub odważną postawę, często skrywa mnóstwo nie uznanych lęków lub obszarów, które nie zostały jeszcze przez nas odkryte, które musimy zrozumieć, zaakceptować i oswoić się z nimi.
Oto przykład Rose, która pragnęła jedynie dobra dla swojego syna Ira, wywarła na niego nacisk, by zaczął studiować medycynę; z oporami, ale zgodził się. Gdy spostrzegł, że stres studiowania jest niemożliwy do zniesienia, chciał porzucić ten kierunek, lecz matka nie potrafiła zaakceptować jego decyzji. Potrzebując jej miłości i szacunku (nie posiadając na dodatek w pełni rozwiniętej umiejętności troszczenia się o siebie) zgodził się kontynuować studia. Wkrótce Ira zmarł na raka. Dopiero wtedy Rose zdołała przyznać się do swojego lęku przed zakłopotaniem czy wstydem, jakie odczuwałaby, gdyby jej syn nie wykonywał prestiżowego zawodu.
To, co w przypadku Rose wydawało się silną postawą, było faktycznie reakcją na jej ukryte lęki związane z poczuciem, że nie jest dobrą matką. Nie posiadając umiejętności komunikowania swoich bardziej podatnych na zranienie uczuć, a także niechętna temu, by zaufać, iż Ira sam podejmie decyzje, które będą zgadzały się z jego najlepiej pojętym interesem, koncentrowała się na własnych decyzjach co do tego, co powinien robić jej syn. Doprowadziło to do wywarcia nacisku, którego potem żałowała.
Gdy staramy się raczej dojść do jakiegoś rozwiązania w sferze uczuć, mniej zaś troszczyć o to, co w naszym mniemaniu wydaje się „właściwe" dla drugiego (sfera zachowania), jest bardziej prawdopodobne, że
263
osiągniemy to, czego pragniemy. Oto kolejny przykład. Lynn poczuła się niezwykle załamana, gdy Gary zainteresował się inną kobietą i zaczął rozważać wejście w głębszą relacje z nią. Lynn czuła się zraniona, lecz jednocześnie starała się zachować szacunek dla jego wyborów. Wyraziła swoje uczucie i pozwoliła sobie na płacz, nie oskarżając jednak Gary'ego i niczego od niego nie żądając, zarezerwowała sobie wszakże możliwość wycofania się w przypadku, gdyby właśnie w ten sposób musiała się o siebie zatroszczyć.
To, że bezbronnie podzieliła się swoimi uczuciami, wzruszyło Gary'ego; docenił także to, że nie powiedziała mu, iż działa w sposób niedojrzały oraz niewrażliwy - co byłoby podobne do bezpodstawnych oskarżeń, z jakimi spotykał się w poprzednich związkach. Gdy pozwolił, by jej uczucia oddziałały na niego, doświadczył przejścia od stanu zagubienia co do przyszłej decyzji do głębszego intymnego związku z Lynn. Również Lynn odkryła, że wyrażenie prawdziwych uczuć sprawiło, iż zbliżyła się do Gary'ego. Interesujące jest to, że było to to samo uczucie bliskości, którego oboje naprawdę pragnęli i które nigdy nie pojawiłoby się, gdyby Lynn starała się wzbudzić w partnerze poczucie winy lub zmienić jego zachowanie w jakiś wymuszony sposób. Prawdopodobnie po prostu zbuntowałby się wtedy przeciwko zagrożeniu jego autonomii. Innymi słowy, jej gotowość do okazania swojej bezbronności (bez kontrolowania sytuacji) doprowadziła do zadziwiająco potężnego rezultatu, który pośrednio przyniósł ze sobą głębsze zaangażowanie, jakiego pragnęła.
Wypowiedzi ujawniające nasze Ja stwarzają pewien klimat, w którym nieporównywalnie łatwiej jest drugiemu być uważnym i zainteresowanym tym, co mamy do powiedzenia. Ponieważ wyrażają one podejście z otwartymi ramionami, oddziałują jako gest dobrej woli i zaufania. Zamiast potępiać, obrażać czy stawać się wyzwaniem, otwierają drogę, dzięki której prawdziwe podmiotowości mogą zostać dostrzeżone i empatycznie zrozumiane. W rezultacie łatwiej można rozwiązywać konflikty i pokonywać różnice, gdyż drugi jest zapraszany do wejścia do naszego wewnętrznego świata uczuć i znaczeń [...]
Jako istoty ludzkie posiadamy niepowtarzalną zdolność do odkrywania obszarów łagodności istniejących gdzieś poniżej biologicznie zaprogramowanej reakcji „walcz lub uciekaj". Klucz do tego obszaru leży w naszej zdolności do zwykłego doświadczania poczucia zagrożenia, które pojawia się tuż przed impulsem do zaatakowania lub ucieczki. Zgodnie z tym, o czym mówiliśmy w tym całym tekście, główne uczucia to lęk (lub trwoga), smutek (lub rozpacz), zranienie (lub uraza), złość (lub wściekłość), zakłopotanie (lub wstyd), osamotnienie (lub wyizolowanie), tęsknota (lub intensywne pragnienie). Osobisty rozwój jest w znacznej mierze funkcją naszej zdolności do pozostawania z tymi uczuciami w sposób akceptujący i wrażliwy. Celem jest zaprzyjaźnienie się z nimi, nie pokonywanie ich.
Zdolność do przyjęcia przez nas postawy pełnej troski wobec tych uczuć - to znaczy po prostu przyzwolenia na ich istnienie - może zadziwiająco przekształcić nasze życie i relacje. Jeżeli stajemy się zdolni do postawy akceptacji i trwania z tymi uczuciami w miarę ich pojawiania się w nas, to nasze serca
264
i umysły mogą pozostać otwarte, gdy doświadczamy trudności w relacjach z innym. Gdy stajemy wobec „demonów" naszego wnętrza (uczuć zatrważających i niechcianych) i komunikujemy te uczucia innym, z reguły dochodzi do interesującej sytuacji. Bycie z drugim i dzielenie z nim intensywnych uczuć to dwa zasadnicze sposoby osiągnięcia głębi umożliwiającej wytchnienie we własnym wnętrzu i w relacjach z innymi. Ucząc się dostrzegać i stawiać czoło pełnemu zakresowi ludzkich uczuć, stajemy się coraz bardziej pogodzeni ze sobą. Możemy dzięki temu w bardziej otwarty sposób komunikować nasze doświadczenia innym ludziom. Osiągamy w ten sposób coraz głębszą wiedzę o sobie nawzajem i wzajemne i zrozumienie. Komunikacja staje się mostem między naszymi dwoma oddzielonymi światami.
Chwile, w których podstawowe emocje, uporczywe potrzeby oraz osobiste troski i niezadowolenie przestają nas nurtować, są raczej rzadkie. Te spokojne momenty w naszym życiu często niosą jednak największe bogactwo i mają dla nas największe znaczenie. Następują one niekiedy po dojmującym doświadzczeniu podzielenia się z kimś uczuciami zagrożenia lub czułości. Podejmując je w sposób autentyczny, uczciwy, możemy od czasu do czasu osiągnąć komunikację rozwijającą się w niewerbalne poczucie kontaktu i intymności, które można nazwać stanem jedności lub doświadczeniem miłości. Wyzwoleni od niepokojących uczuć i pokładów niezadowolenia stajemy się po prostu obecni dla siebie nawzajem - dwie istoty, wyzwolone z walki i pretensji, po prostu oddychające i pozostające razem. [...]
Pytania przeglądowe
1. Na jakich elementach lingwistycznych skupiają uwagę John i Kris omawiając strukturę, którą należy nadać naszym wypowiedziom w celu zaproszenia innych do wejścia w kontakt?
2. W jaki sposób, zgodnie z przekonaniem autorów, komunikaty-Ty prowadzą do pogarszania się komunikacji?
3. Wymień omawiane przez autorów korzyści płynące z komunikacji ujawniającej siebie.
4. Co to jest paradoks siły i bezbronności?
5. Co autorzy mają na myśli, gdy mówią, że komunikacja ujawniająca stany emocjonalne i przeżycia może sprzyjać reagowaniu, które nie zakłada ani walki, ani ucieczki?
Kwestie do omówienia
1. Niektórzy ludzie twierdzą, że zmiana innych jest faktycznie niemożliwa; jedyną osobą, jaka możesz zmienić, jesteś ty sam. Jak ci się wydaje, czy John i Kris zgadzają się z tym uogólnieniem? W jaki sposób ich pogląd w tym zakresie wpływa na to, co mówią o komunikacji ujawiającej siebie?
2. Przywołaj jakiś przykład z twojego życia, gdy doświadczyłeś lub zaobserwowałeś, że bezbronność jest potęgą. Jakie cechy sytuacji komunikacyjnej pomogły w takiej jej interpretacji?
3. W jakim stopniu autorzy są realistami co do komunikacji ujawniającej siebie? Czy ich pogląd jest naiwny? Czy myślisz, że mógłbyś zastosować ich rady dotyczące komunikacji w doświadczanych przez siebie komunikacjach?
265
Autorzy kolejnego tekstu rozpoczynają od prostej definicji ujawniania siebie, w której zwraca się uwagę na to, że polega ono na komunikowaniu się (a zatem nie obejmuje pisania pamiętnika), przekazywaniu nowych informacji, nie zaś na przypominaniu po raz kolejny o starych skargach, i przynosi innym osobom informacje o tobie, nie jest zaś twoją najbardziej atrakcyjną maską.
Opisując to, co rozumieją przez twoje Ja, autorzy używają dobrze znanego schematu zwanego „oknem Johari". Wyjaśnia on, że każdy z nas składa się z otwartej, ślepej, ukrytej i nieznanej części oraz że otwarcie (ujawnienie czy odsłonięcie się) polega na przesuwaniu informacji z ukrytej do otwartej części.
Następnie McKay, Davis i Fanning pokrótce omawiają pięć nagród związanych z ujawnieniem czy odsłonięciem siebie oraz kilka przeszkód czy blokad hamujących je. Ta część wywodów może ci pomóc zobaczyć, że decyzja o odsłonięciu siebie bywa podejmowana po zrównoważeniu tego, co w twoim przekonaniu jest nagrodą, i tego, co jest kosztem twojego wyboru.
W rozdziale tym wskazuje się również, że ujawnianie siebie nie jest cechą, lecz raczej zależy od stanu. Oznacza to po prostu, że choć ludzie posiadają pewne ogólne skłonności do odsłaniania siebie w określonym stopniu (cechy), to na większość naszych decyzji w ogromnej mierze wpływają osoby, z którymi rozmawiamy, i sytuacje, w jakich się znajdujemy (stany). Autorzy sugerują także, że zakres otwarcia jest szerszy u większości ludzi w wieku od lat siedemnastu do pięćdziesięciu, natomiast po pięćdziesiątce zmniejsza się.
Sedno tego tekstu to omówienie pięciu „reguł skutecznej ekspresji". Jak można się zorientować już po tytule, jest to lista obejmująca pewne zalecenia. McKay, Davis i Fanning mają określone poglądy co do tego, w jaki sposób otwarcie może wspomagać dobrą komunikację lub jej przeszkadzać, i dzielą się tymi poglądami. Nie ze wszystkim, co mówią, się zgadzam, lecz doceniam jasność i bezpośredniość ich wywodu. Sądzę także, że bardzo pożyteczne może być poznanie i omówianie ich rad, nawet jeśli ostatecznie z niektórymi z nich możemy się nie zgodzić.
Pierwsza reguła na przykład mówi, że ujawnianie siebie powinno być bezpośrednie. Oznacza to, że nie zakładasz, iż ludzie wiedzą, co myślisz i czego chcesz; starasz się im to powiedzieć. Autorzy przyznają, że bezpośredniość może być ryzykowna, lecz wyjaśniają, dlaczego jest ona mniej ryzykowna niż pośredniość.
Druga reguła mówi, że komunikaty powinny być wysyłane natychmiast, nie zaś odwlekane w czasie lub „chowane pod korcem", trzecia, że otwarcie powinno być jasne, nie zaś mgliste czy abstrakcyjne. Autorzy podsuwają sześć wskazówek, w jaki sposób osiągnąć sugerowany przez nich rodzaj jasności. Mówią, abyś nie stawiał pytań, gdy chcesz coś oświadczyć. Pisałem o tym samym w innej książce, zniechęcając tam do używania „pseudo-pytań" - zdań oznajmujących w przebraniu pytań. Studenci czytający
266
moją książkę przypomnieli mi jednak także, że niekiedy silne oznajmujące wypowiedzi mogą być odbierane mniej defensywnie, gdy przybierają formę propozycji, jako pytania. Jest to zatem jeden z elementów rad McKaya, Davis i Fanninga, traktowany przeze mnie z pewnym dystansem.
Podoba mi się natomiast sugestia autorów, by wysyłany komunikat był „stosowny" i by „unikać podwójnych komunikatów". Myślę, że pomocne jest także, jak piszą, „mieć jasność co do własnych pragnień i uczuć". Przekonałem się jednak, jak prawdopodobnie my wszyscy, że nie jest to łatwe. Stabilna i pewna wiedza o tym, czego się chce i co się czuje, wymaga dużej dozy dojrzałej samoświadomości.
Zgadzam się z ideą, jaka stoi za ich sugestią, „by odróżniać obserwacje od myśli", lecz nie wydaje mi się, by to, o czym mówią, było możliwe sensie dosłownym. Jak wskazują teksty rozdziału 6, na spostrzeżenia zawsze wpływa nasza przeszłość i nasze plany - zawsze. Nie możemy więc tak naprawdę pójść za radą autorów, i oddzielić to, „co widzimy i słyszymy", od naszych sądów, teorii i przekonań. Jest to zawsze wymieszane. Sądzę jednak, że jest pomocne dążenie do tego, by nie oderwać się od zaobserwowanej rzeczywistości, i być świadomym zakłóceń pojawiających się w naszym spostrzeganiu.
Sądzę także, że pomocne jest opisane przez autorów pojęcie „komunikatu wprost". Nie jest łatwo zapewnić, by wypowiedziany cel twojej rozmowy był „identyczny z celem rzeczywistym", lecz warto podjąć starania w tym kierunku. Aby odnieść sukces, na każdym etapie musisz wiedzieć, dlaczego mówisz to, co mówisz, w taki sposób, w jaki to mówisz. Większość z nas nie jest pod tym względem doskonała. Jeśli jednak do tego dążymy, to nasza komunikacja staje się bardziej zrozumiała i „czysta".
Na koniec McKay, Davis i Fanning sugerują, by komunikaty były wspomagające. Przypominają nam o niektórych pułapkach komunikacji typu zwycięstwo/przegrana oraz omawiają znaczenie unikania, na przykład nadawania ogólnych etykietek, sarkazmu, gróźb i wywlekania przeszłości.
Podobnie jak ja, ty także możesz zgodzić się z niektórymi sugestiami autorów albo nie zgadzać się z nimi. Myślę jednak, że czas i wysiłek im poświęcony będzie dobrze wykorzystany.
267
#Matthew McKay, Martha Davis i Patrick Fanning
Ujawnianie siebie i ekspresywność
Za: Matthew McKay, Martha Davis, Patrick Fanning, The Communication Skills Book, fragmenty rozdz. 2 i 3. Copyright New Habinger Publication. Przedruk za zgodą.
Ujawnianie siebie, odsłanianie własnego Ja, może być dla ciebie czymś równie przerażającym jak skakanie z samolotu bez spadochronu. Powstrzymujesz się przed nim, gdyż z góry oczekujesz odrzucenia lub dezaprobaty. Wiele jednak przez to tracisz. Ujawnianie siebie sprawia, że relacje stają się podniecające, a intymność wzrasta. Ujawnianie siebie rozjaśnia i ożywia. Bez niego żyjesz w izolacji, zamknięty w granicach twojego prywatnego doświadczenia.
Nic nie możesz poradzić na to, że odsłaniasz własne Ja. Czynisz to zawsze, gdy jesteś w towarzystwie innych ludzi. Nawet jeśli ich ignorujesz, to twoje milczenie i pozycja ciała także są jakimś ujawnianiem siebie. Pytanie nie brzmi, czy ujawniać siebie, ale jak to robić we właściwy i skuteczny sposób.
Z uwagi na cele tego rozdziału, ujawnienie siebie jest rozumiane po prostu jako komunikowanie informacji o sobie. Ta krótka definicja zawiera kilka ważnych sugestii. Przede wszystkim, komunikacja zakłada, że po drugiej, otrzymującej stronie znajduje się inny człowiek. Introspekcja czy pisanie o sobie w dzienniku lub pamiętniku nie będą nosiły miana ujawniania siebie. Komunikacja to także otwarcie poprzez język niewerbalny, taki jak gesty, pozy i ton głosu. Język niewerbalny z reguły zawiera wiele mimowolnych pomyłek.
Słowo informacja zawarte w tej definicji oznacza, że to, co stanowi przedmiot otwarcia, dla drugiego człowieka jest jakąś nową wiedzą, nie zaś po prostu odświeżeniem starych tematów i historii. Informacja może odnosić się do faktów, jakie zaobserwowałeś i na jakie wskazujesz, uczuć, jakich doświadczałeś w przeszłości albo doświadczasz teraz, myśli, jakie masz o sobie i innych, twoich pragnień i potrzeb, zarówno minionych, jak i obecnych.
Kluczowe w tej definicji jest określenie o sobie. Oznacza ono twoją prawdziwą istotę. Ujawnianie siebie nie jest ani obłokiem kłamstw czy zniekształceń, ani jakąś atrakcyjną maską.
W celu lepszego zrozumienia owego Ja, które jest przedmiotem ujawniania, wyobraź sobie, że cała twoja istota to okręg podzielony na cztery części w następujący sposób:
Pierwsza ćwiartka to twoje Ja Odsłonięte. Obejmuje ono wszystkie twoje świadome działania i wypowiedzi. Druga ćwiartka to twoje Ja Ślepe, w skład którego wchodzi to, czego inni mogą się o tobie dowiedzieć, lecz czego ty sam nie jesteś świadomy: twoje nawyki, sposób bycia, mechanizmy obronne, strategie walki.
268
Ja Odsłonięte: to, co znane dla siebie i dla innych
Ja Ukryte: to, co znane dla siebie, a nieznane dla innych
Ja Ślepe: to, co nieznane dla siebie, a znane dla innych
Ja Nieznane: to, co nieznane dla siebie i dla innych
Okno Johari, opisane w: J. Luft, Group Process: Ań Introduction to Group Dynamics, Pało Alto, National Press Books, 1970, s. 11.
Trzecia ćwiartka to twoje Ja Ukryte. Tu znajdują się wszystkie twoje sekrety - wszystko to, o czym myślisz, co czujesz i pragniesz zachować dla siebie. Czwarta ćwiartka to twoje Ja Nieznane. Jest to część nieznana, możemy jedynie zakładać jej istnienie i nadawać jej takie nazwy, jak nieświadomość lub podświadomość. Sny, stany narkotyczne oraz doświadczenia mistyczne są najmocniejszym dowodem tego, że Ja Nieznane istnieje.
Te podziały nie mają sztywnego charakteru. W codziennym życiu obserwacje, myśli, uczucia i pragnienia nieustannie przesuwają się z jednego obszaru do drugiego. Wszystko to, co słyszysz, widzisz, czego dotykasz w świecie zewnętrznym, przechodzi do Ja Ukrytego. Część z tego zostaje zapomniana, co oznacza, że może przejść do Ja Nieznanego. Niektóre doświadczenia wpływają na to, że kontynuujesz nieświadome nawyki, tym samym przesuwają się one do twojego Ja Ślepego. Część pamiętasz, lecz nigdy nie odkrywasz przed innymi, pozostawiając to po prostu w Ja Ukrytym. Część natomiast z tego, co zauważasz, przekazujesz innym, przenosząc do twojego Ja Odsłoniętego. Gdy uzyskujesz wgląd w to, jak działasz w świecie, przesuwasz się tą metodą z Ja Ślepego do Ja Ukrytego. Dzieląc się tym wglądem z drugą osobą, przenosisz go do Ja Otwartego.
Ruch, o którym mówi ten rozdział, jest przesunięciem informacji o twoich obserwacjach, uczuciach, myślach i potrzebach z Ja Ukrytego do Ja Odsłoniętego. To jest właśnie odsłanianie czy ujawnianie siebie. Jeśli jesteś w tym dobry, to ta część twojego Ja będzie o wiele większa od innych. Im większa jest ona, tym bardziej prawdopodobne staje się, że będziesz częściej nagradzany za ujawnianie siebie.
269
Nagrody wynikające z ujawniania siebie
Dokładne wyjawienie tego, kim jesteś, jest ciężkim zadaniem. Niekiedy myślisz: „Po co się trudzić z wyjaśnianiem? Po co ryzykować odrzucenie?" Zarazem jednak potrzeba zbliżenia się do innych, wprowadzenia ich w twoje wnętrze, wciąż powraca. Oto niektóre z powodów, dla których ujawnianie siebie jest warte wysiłku:
Wzrastająca samowiedza
Jest czymś paradoksalnym, lecz zarazem prawdziwym, że znasz siebie do tego stopnia, w jakim sam zostajesz poznany. Twoje myśli, uczucia i potrzeby często mogą pozostawać niejasne i zamglone dopóty, dopóki nie wyrazisz ich w słowach. Proces doprowadzania drugiego człowieka do zrozumienia ciebie wymaga, byś sam wyjaśniał, definiował, pogłębiał i wyciągał wnioski. Na przykład, gdy wyrażasz swoje potrzeby, to nabierają one kształtu i barw, ujawiają się nowe szczegóły oraz niekonsekwencje i możliwe obszary konfliktu, z którym musisz się jakoś uporać.
Bardziej intymne relacje
Wiedza o sobie i o drugim człowieku jest podstawą intymnej relacji. Jeśli oboje jesteście gotowi odkryć wasze prawdziwe Ja, to zachodzi współdziałanie nastawione na pogłębienie relacji. Jeśli jedno z was lub oboje trzymacie znaczne części informacji w ukryciu, to relacja będzie odpowiednio płytka i nie przyniesie satysfakcji.
Lepsza komunikacja
Otwarcie rodzi otwarcie. Jeśli czynisz siebie dostępnym dla innych, to inni znajdują w sobie odwagę, by w odpowiedzi także się otworzyć. Zakres tematów dostępnych w dyskusji zwiększa się, nawet jeśli osoby, z którymi się komunikujesz, nie są ci szczególnie bliskie. Zwiększa się także głębokość komunikacji na konkretny temat, a zatem otrzymujesz od innych coś więcej niż suche fakty i opinie. Stają się oni otwarci na dzielenie się swoimi uczuciami, głęboko zakorzenionymi przekonaniami, potrzebami.
Mniejsze poczucie winy
Poczucie winy jest emocją-hybrydą, złożoną ze złości na samego siebie oraz lęku przed rewanżem za to, co zrobiłeś, czego nie zrobiłeś lub co pomyślałeś. Poczucie winy jest często czymś nierozsądnym, zawsze zaś czymś bolesnym. Tym, co może nieco zmniejszyć ból, jest ujawnienie własnych stanów. Odsłonięcie tego, co zrobiłeś lub pomyślałeś, zmniejsza poczucie winy w dwojaki sposób: (1) nie musisz już tracić energii na utrzymywanie faktu transgresji (wykroczenia poza normę) w tajemnicy; (2) gdy przedmiot twojego poczucia winy zostaje ujawiony, możesz spojrzeć na sprawę bardziej obiektywnie. Możesz dostać jakąś zwrotną informację. Pojawia się możliwość zastanowienia, czy wina jest uzasadniona, czy też twoje reguły i wartości są zbyt surowe, nie pozostawiają miejsca na przebaczenie.
270
Ujawnianie siebie jako pierwsza pomoc w przypadku poczucia winy jest zinstytucjonalizowane na wiele sposobów: katolicy się spowiadają, protestanci składają świadectwa, członkowie grup AA sami nazywają siebie alkoholikami, a ci, którzy korzystają z terapii, opowiadają o traumatycznych wydarzeniach. Nie potrzebujesz jednak ani księdza, ani terapeuty, by doświadczyć leczniczych skutków otwarcia. Wystarczy dobry przyjaciel.
Więcej energii
Utrzymywanie ważnych informacji o sobie w sekrecie wymaga wysiłku. Przypuśćmy, że porzuciłeś pracę i jak zwykle wracasz do domu i rodziny, lecz nie wspominasz ani słowem o nadchodzącej biedzie. Oto co się dzieje: nie zauważasz, że twoja żona była właśnie u fryzjera, że na stole stoi właśnie twój ulubiony obiad lub że właśnie została wymalowana łazienka. Jesteś tak skupiony ma utrzymywaniu swojego sekretu, że prawie nic do ciebie nie dociera. Jesteś milczący, nieobecny, zrzędzący. Nic nie jest zabawne, życie staje się ciężarem. Straciłeś całą energię. Dopóki nie zrzucisz tego z siebie, jesteś chodzącym trupem.
Gdy rozmowa staje się martwa, nudna i trudno ją kontynuować, zastanów się, czy jest coś, co zachowujesz tylko dla siebie, przed powiedzeniem czego się powstrzymujesz. Nie wyrażone uczucia i potrzeby wrą. Rozrastają się w tobie, aż tracisz spontaniczność, a w twojej konwersacji jest tyle życia, co w mowie pogrzebowej. Jest pewien sposób, by zdać sobie sprawę, czy powinieneś wyjawić jakiś sekret: sprawdź, czy powstrzymywane uczucia lub potrzeby wciąż się pojawiają i czynią martwymi twoje relacje interpersonalne.
Przeszkody w ujawnianiu siebie
Jeśli ujawnianie siebie przynosi tak wiele nagród, to dlaczego wszyscy nie mówimy sobie nawzajem wszystkiego przez cały czas? W istocie istnieje kilka potężnych źródeł oporu przed ujawnianiem siebie, które często sprawiają, że pozostajesz zwinięty w kłębek twojego Ja Ukrytego.
Istnieje społeczny opór przeciwko ujawnianiu siebie. Nie uważa się, by mówienie zbyt wiele o sobie było sympatyczne, podobnie jak omawianie własnych uczuć i potrzeb poza wąskim kręgiem rodziny.
Często powstrzymujesz się przed ujawnianiem siebie z powodu lęku: lęku przed odrzuceniem, lęku przed karą, lęku, że ludzie będą cię obmawiali poza twoimi plecami albo że ktoś wykorzysta to, co powiesz. Ktoś może się roześmiać, powiedzieć „nie" lub wyjść. Jeśli wyjawiasz jedną negatywną cechę, to ludzie gotowi pomyśleć, że cały jesteś zły. Jeśli wyjawiasz coś pozytywnego, bo być może oskarżą cię o chełpliwość. Jeśli zajmiesz jakieś stanowisko, to być może będziesz musiał w konsekwencji coś robić - głosować, włączyć się w coś, pójść gdzieś na ochotnika albo zaangażować się w kłopoty innych ludzi. Wreszcie, może cię przerażać samowiedza jako taka.
271
Wiesz bowiem instynktownie, że przez ujawnianie siebie dojdziesz do lepszego poznania samego siebie. Podejrzewasz, że istnieją jakieś niezbyt przyjemne prawdy o tobie, których wolałbyś być nieświadomy.
Optymalne poziomy ujawniania siebie
Niektórzy ludzie są po prostu bardziej ekstrawertyczni i odsłaniający siebie niż inni. Ich Ja Odsłonięte jest relatywnie szersze.
W istocie to, jak wiele ujawniasz z samego siebie, nie jest jakąś stałą. Może istnieć w tobie jakaś określona tendencja, by być bardziej otwartym lub bardziej zamkniętym niż facet obok, lecz w obrębie tego zakresu otwartości przesuwasz się w zależności od nastroju, od tego, do kogo mówisz oraz o czym rozmawiasz. Kolejne diagramy przedstawiają tę samą osobę podczas różnych rozmów.
Osoba C
tu
Rozmowa z policjantem z drogówki
Rozmowa ze znajomym
Badania dotyczące sfery ujawniania siebie potwierdzają to, co sugeruje zdrowy rozsądek. Jesteś bardziej otwarty w towarzystwie współmałżonka, niektórych członków rodziny i bliskich przyjaciół. Łatwiej przychodzi ci ujawnianie swoich preferencji co do ubrania i jedzenia niż informacji o statusie finansowym i podejściu do seksu. Są takie nastroje, w których nie chcesz mówić niczego nikomu. Między siedemnastym do pięćdziesiątym rokiem życia prawdopodobnie będziesz zwiększał swój średni poziom ujawniania siebie, po pięćdziesiątce zaś staniesz się bardziej zamknięty.
Zdrowe ujawnianie siebie jest kwestią zrównoważenia, uczenia się, kiedy, komu i co powiedzieć. Mówiąc ogólnie, im więcej informacji nieustannie przenosisz do swojego Ja Odsłoniętego, tym lepsza okaże się twoja komunikacja. Im więcej z nich utrzymujesz w ukryciu lub pozostajesz na nie ślepy, tym mniej skuteczna będzie twoja komunikacja. Strzeż się skrajności. Jeśli twoje Ja Otwarte będzie zbyt szerokie, staniesz się gadatliwym i nieadekwatnym pleciugą; jeśli
273
Rozmowa ze znajomym
będzie zbyt wąskie, staniesz się zamknięty i niedostępny. Jeśli twoje Ja Ślepe będzie zbyt szerokie, staniesz się zanadto niepomny na to, jak postrzega cię świat. Nie wiedząc o tym, zyskasz reputację „męczyduszy", „amatora trawki", „sknery" itd. Jeśli twoje Ja Ślepe jest zbyt wąskie, będziesz uzależniony od przesadnej samoanalizy. Jeśli twoje Ja Ukryte jest zbyt szerokie, będziesz się wycofywał i nie będziesz dostępny, a jeśli zbyt wąskie, nikt ci nie zaufa - żaden sekret nie będzie u ciebie bezpieczny.
Reguły skutecznej ekspresji
Komunikaty powinny być bezpośrednie
Pierwszym wymogiem skutecznej ekspresji własnego Ja jest wiedza, kiedy coś powinno być powiedziane. Oznacza to, że nie zakładasz, iż ludzie wiedzą, co myślisz lub czego pragniesz.
Pośrednie komunikaty mogą przynosić straty emocjonalne. Oto kilka przykładów. Pewien mężczyzna, z którym żona rozwiodła się po piętnastu latach małżeństwa, skarżył się, że nie miała ona powodu, by nazywać go oschłym: „Wiedziała, że ją kocham. Nie musiałem o tym mówić w wielu słowach. Tego typu rzeczy są oczywiste". Nie było to jednak oczywiste. Nie otrzymując bezpośrednich wyrazów uczucia, żona stała się chłodna emocjonalnie. Pewna matka, niepokojąca się postępami swojego dziecka w szkole, przestała zrzędzić, gdy jego wyniki się poprawiły. Była zaskoczona, gdy dowiedziała się, że syn żył w poczuciu bycia niedocenianym i pragnął jakiegoś bezpośredniego wyrazu aprobaty. Mężczyzna, u którego rozwinęła się chroniczna choroba kręgosłupa, krępował się poprosić o pomoc w pracach w ogrodzie i przy utrzymaniu domu. Gdy wykonywał te czynności, cierpiał z bólu i doświadczał rosnącej irytacji oraz niechęci wobec rodziny. Piętnastoletnia dziewczyna odizolowała się w swoim pokoju, gdy jej rozwiedziona matka zaczęła interesować się pewnym mężczyzną.
274
Skarżyła się na ból głowy i odchodziła, gdy tylko pojawiał się ów nowy narzeczony. Matka, która niegdyś mówiła dzieciom, że to one zawsze będą na pierwszym miejscu, doszła do przekonania, że córka jest po prostu zakłopotana i że wkrótce jej to minie.
Były to przykłady ludzi, którzy mają coś ważnego do zakomunikowania, lecz nie wiedzą o tym. Przyjęli założenie, że inni wiedzą, jak oni się czują. Bezpośrednie komunikowanie oznacza, że nie masz żadnych wstępnych założeń. Jedyne założenie, jakie powinieneś przyjąć, dotyczy tego, że ludzie kiepsko czytają w ludzkich umysłach i nie mają najmniejszego pojęcia, co się dzieje wewnątrz ciebie.
Niektórzy ludzie są świadomi momentów, w których powinni coś zakomunikować, ale boją się to zrobić. Zamiast tego, starają się podsuwać wskazówki lub mówić o tym osobom trzecim w nadziei, że osoba, o którą chodzi, ostatecznie i tak się o tym dowie. Ta pośredniość jest ryzykowna. Wskazówki są często błędnie interpretowane lub ignorowane. Pewna kobieta wciąż ściszała głos w telewizorze w czasie reklam. Miała nadzieję, że mąż odczyta wskazówkę i porozmawia z nią trochę w czasie tych przerw. Jednak zamiast tego, czytał on wtedy informacje sportowe, aż w końcu wybuchła awantura. Komunikacje za pośrednictwem osób trzecich są niezwykle niebezpieczne, gdyż istnieje prawdopodobieństwo, że twój komunikat zostanie wypaczony. A nawet jeśli zostanie trafnie przekazany, to nikt nie chce dowiadywać się o twojej złości, rozczarowaniu lub nawet miłości z drugiej ręki.
Komunikaty powinny być natychmiastowe
Jeśli czujesz się zraniony lub zły, albo chcesz coś zmienić, to odroczona komunikacja często pogłębia twoje uczucia. Twoja złość będzie się tlić, twoje sfrustrowane potrzeby staną się chronicznym poirytowaniem. To, czego nie potrafiłeś wyrazić w danej chwili, zostanie zakomunikowane później w ukryty lub pasywno-agresywny sposób. Pewna kobieta poczuła się bardzo zraniona tym, że nie została zaproszona przez siostrę na uroczysty obiad w Święto Dziękczynienia. Niczego nie powiedziała, lecz odwołała umówione spotkanie na wspólną wyprawę do planetarium oraz „zapomniała" wysłać siostrze świąteczne życzenia.
Czasami nie wyrażone uczucia są odkładane aż do momentu, gdy drobne naruszenie jakichś reguł spowoduje wyładowanie nagromadzonej wściekłości i urazów. Takie epizody prowadzą do alienacji w gronie rodzinnym i pośród przyjaciół. Pewna sekretarka zyskała u swoich współpracowników opinię osoby niebezpiecznej i zmiennej. Przez długie miesiące potrafiła być słodka, uważna i dostosowująca się do innych, lecz prędzej czy później nadchodziła eksplozja. Drobna krytyka spotykała się z ogromem skarg i resentymentu.
Oto dwie podstawowe korzyści płynące z natychmiastowej komunikacji:
(1) natychmiastowa informacja zwrotna zwiększa prawdopodobieństwo, że ludzie dowiedzą się, czego potrzebujesz i dostosują swoje zachowanie do twoich potrzeb.
275
Dzieje się tak dlatego, że pojawia się jasny związek między tym, co oni robią (na przykład prowadzą zbyt szybko samochód) a konsekwencjami tego zachowania (wyrażenie przez ciebie obawy);
(2) natychmiastowa komunikacja zwiększa intymność, ponieważ wymieniacie się odpowiedziami w danym momencie. Nie czekasz aż po trzech tygodniach sprawa stanie się nieaktualna. Komunikacja zachodząca tu i teraz jest bardziej pobudzająca i służy zintensyfikowaniu relacji.
Komunikaty powinny być jasne
Jasny komunikat jest pełnym i dokładnym odzwierciedleniem twoich myśli, uczuć, potrzeb i obserwacji. Nie pomijasz wtedy niczego. Nie psuj sprawy przez bycie niejasnym lub zbyt abstrakcyjnym. Niektórzy ludzie boją się powiedzieć, co rzeczywiście mają na myśli. Posługują się mętnym, opisowym żargonem. Wszystko jest tłumaczone „wibracjami", z pozornym wykorzystaniem psychologicznych interpretacji. Pewna kobieta, która bała się zakomunikować narzeczonemu, że jego publiczne pieszczoty były dla niej czymś odpychającym, powiedziała, że w tym dniu czuła się „nieco dziwnie" i że myśli, iż zbliżająca się wizyta jej rodziców „tłumi jej seksualność". Ten dwuznaczny komunikat pozwolił chłopcu zinterpretować jej dyskomfort jako coś przemijającego. Nigdy nie dowiedział się o jej prawdziwych potrzebach.
Jasność odbioru twoich komunikatów zależy od stanu świadomości. Musisz wiedzieć, co dostrzegłeś i w jaki sposób na to masz zareagować. To, co widzisz i słyszysz w świecie zewnętrznym, jest łatwo mylone z tym, co widzisz i słyszysz wewnątrz siebie. Oddzielenie od siebie tych dwóch elementów pomoże ci w jasnym wyrażaniu siebie.
Oto parę wskazówek, jak się komunikować w jasny sposób:
1. Nie stapiaj pytań, gdy trzeba coś oznajmić.
Mąż do żony: „Dlaczego niby musisz wrócić do szkoły? Masz mnóstwo spraw, którymi możesz się zająć". Stwierdzenie ukryte w tym pytaniu brzmi: „Lękam się, że jeśli pójdziesz do szkoły, nie będę cię tak często widział. Będę się czuł samotny. Gdy staniesz się bardziej niezależna, zmniejszy się moja kontrola nad tym, dokąd zmierza nasze życie".
Żona do męża: „Czy myślisz, że powinniśmy pojawić się dziś na grillu u twojego szefa?" To pytanie zawiera w sobie nie wyrażoną potrzebę relaksu i potrenowania golfa w ogrodzie. Nieumiejętność jasnego wyrażenia tych potrzeb sprawia, że albo w ogóle nie dotrą one do męża, albo będzie on je mógł spokojnie zignorować.
Córka do ojca: „Czy znów kupimy w tym roku taką malutką metrową choinkę?" To, o czym myśli, lecz czego nie mówi, to poczucie, że bardzo podobają się jej wielkie choinki w domach jej przyjaciółek; choinki obwieszone lampkami i ozdobami, wokół których zbierają się rodziny. Pragnie, by i jej rodzina więcej rzeczy robiła wspólnie i sądzi, że ubieranie choinki byłoby dobrym początkiem.
Ojciec do syna: „Ile ci płacą jako malarzowi?" Tak naprawdę chce on porozmawiać o tym, że syn żyje ponad stan, a potem pożycza pieniądze od matki
276
i nie ma zamiaru ich oddawać. Ojciec jest zaniepokojony tym, jak syn traktuje pieniądze i jest zły, ponieważ czuje się okpiwany.
2. Dbaj, by twój komunikat był spójny. Treść wypowiedzi, ton głosu oraz język ciała powinny nawzajem do siebie przystawać. Jeśli gratulujesz komuś zdobycia dobrej posady, reakcja tego kogoś będzie spójna wówczas, gdy jego głos, mimika i wypowiadany komunikat, wszystko to wyrażać będzie satysfakcję. Niespójność będzie widoczna, jeśli podziękuje ci ze zmarszczonym czołem, sugerując w ten sposób, że tak naprawdę, to wcale nie chce twoich komplementów.
Niespójność sprawia, że komunikacja traci jasność. Spójność wzmacnia jasność i zrozumienie. Pewien mężczyzna, który spędził cały dzień w pracy, jeżdżąc samochodem dostawczym, wraca do domu i słyszy, że ma pojechać do supermarketu. W odpowiedzi mówi: „Oczywiście, wszystko, cokolwiek zechcesz". Ton jego głosu jest jednak sarkastyczny, a ciało wprost osuwa się. Żona odebrała ten komunikat i poszła do sklepu sama, lecz ten sarkastyczny ton zirytował ją i później wszczęła kłótnię o nie umyte naczynia. Inny przykład: dziewczyna mieszkająca z koleżanką poprosiła ją delikatnie, by wysłuchała opowieści o „jej chłopcu, który znalazł się w kłopotach". Jednak w miarę rozwoju opowieści oczy współlokatorki biegły w stronę lustra, ona sama zaś przesunęła się na skraj krzesła. Głosem mówiła: „Obchodzi mnie to", lecz jej ciało powtarzało: „Nudzi mnie to, pospiesz się".
3. Unikaj podwójnych komunikatów. Podwójne komunikaty podobne są do kopania psa i do głaskania go w tym samym czasie. Pojawiają się, gdy dwie jednoczesne wypowiedzi pozostają ze sobą w sprzeczności.
Mąż do żony: „Naprawdę chciałbym cię ze sobą zabrać. Ale nie wydaje mi się, by to zebranie było szczególnie zabawne. Z pewnością zanudzisz się tam na śmierć". To jest właśnie podwójny komunikat, gdyż powierzchownie wydaje się, że mąż chce, by żona mu towarzyszyła, lecz gdy zaczyna się czytać między wierszami, to okazuje się, że próbuje zniechęcić ją do pójścia na zebranie.
Ojciec do syna: „Jasne, że możesz jechać. Zabaw się. A tak swoją drogą, zauważyłem, że wśród twoich szkolnych ocen kilka jest beznadziejnych. Co masz zamiar z tym zrobić?" Ten podwójny komunikat jest raczej oczywisty, ale wprowadza niejasność. Jeden komunikat podaje w wątpliwość drugi i syn pozostaje w niepewności co do prawdziwych poglądów ojca. Podwójnym komunikatem o najbardziej złowieszczych skutkach jest „podejdź bliżej i odejdź stąd" oraz „kocham cię i nienawidzę cię". Tego typu komunikaty pojawiają się w relacjach między rodzicami i dziećmi oraz osobami, które się kochają; dokonują one strasznych psychologicznych spustoszeń.
4. Mów jasno o swoich pragnieniach i uczuciach. Robienie aluzji do własnych uczuć i potrzeb może wydawać się bezpieczniejsze niż mówienie o nich wprost. Ostatecznie jednak pozostawisz swojego słuchacza w niejasności.
Przyjaciel do przyjaciela: „Dlaczego nie przestaniesz pracować jako wolontariusz w tej
277
idiotycznej darmowej klinice?" Jasny komunikat brzmiałby: „Obawiam się, że się męczysz w tym miejscu pełnym konfliktów. Sądzę, że wykańczasz siebie i brakuje ci czasu, abyśmy mogli spędzić wspólnie popołudnie. Chciałbym, żebyś zadbał o swoje zdrowie i miał więcej czasu dla mnie".
Mąż do żony: „Patrząc na profesorów i ich żony na towarzyskich spotkaniach wydziału, wzdrygam się, gdy dostrzegam, jak groteskowe są niektóre z tych relacji". Prawdziwym komunikatem, który nie został wysłany jest: „Gdy patrzę na te straszne nieszczęścia, uświadamiam sobie, jak wspaniałe jest nasze życie we dwoje i jak bardzo cię kocham".
Matka do córki: „Mam nadzieję, że odwiedzisz swoją babcię w tym tygodniu". Powierzchownie komunikat wydaje się całkiem bezpośredni, ale ukryte są za nim wina i lęk odczuwane przez kobietę na myśl o samotności babci. Niepokoi ją stan zdrowia starszej kobiety i nie wyjaśniając niczego obciąża swoją córkę obowiązkiem częstych wizyt.
Dwoje zakochanych: „Czekałam, aż skończysz rozmawiać przez telefon, a teraz musimy jeść zimny obiad". Zdanie, które znajduje się pod powierzchnią, brzmi: „Zastanawiam się, jak bardzo ci na mnie zależy, jeśli w trakcie obiadu tak długo rozmawiasz przez telefon. Czuję się zraniona i jestem zła".
5. Rozróżniaj obserwacje i myśli. Musisz oddzielić to, co widzisz i słyszysz, od swoich osądów, teorii, przekonań i opinii. „Widzę, że znów chodzisz na ryby z Joe" może być całkiem bezpośrednią obserwacją, lecz w kontekście długotrwałego konfliktu związanego z Joe, staje się konkluzją w postaci docinka.
6. Skoncentruj się na jednej rzeczy w jednym momencie. Nie zaczynasz skarżyć się na oceny twojej córki z hiszpańskiego w trakcie dyskusji o tym, że jej chłopak jest uzależniony od marihuany. Skoncentruj się na temacie, który jest w danym czasie przedmiotem dyskusji, aż obie strony przekażą jasne i całościowe komunikaty. Gdy twoja uwaga skupi się na czymś innym, wykorzystaj jedną z następujących wypowiedzi, by rozjaśnić komunikat; „Czuję, że się pogubiłem... o czym tak naprawdę rozmawiamy?" albo „Co dochodzi do ciebie z moich słów? Czuję, że zeszliśmy z tematu rozmowy".
Komunikaty powinny być sformułowane wprost
Komunikat wprost to taki, w którym cel wyrażony jest identyczny z celem rzeczywistym komunikacji. Zamaskowane intencje i ukryte plany niszczą intymność, gdyż ustawiają nas raczej na pozycji kogoś, kto manipuluje ludźmi, nie zaś kogoś, kto się do nich zwraca. Możesz sprawdzić, czy twój komunikat jest komunikatem wprost przez postawienie tych oto dwóch pytań: (1) Dlaczego mówię to do tej osoby? (2) Czy chcę, by usłyszała ona właśnie to, czy może coś innego?
278
Ukryte plany stają się czymś koniecznym, jeśli myślisz, że się do niczego nie nadajesz, i bardzo nisko oceniasz siebie samego. Musisz chronić samego siebie, a oznacza to tworzenie określonego obrazu. Niektórzy ludzie przyjmują pozycję jestem dobry. Większość ich komunikacji to subtelne przechwalanie się. Inni grają w grę jestem dobry, a ty nie. Mnóstwo czasu zabiera im poskramianie wszystkich wkoło i w konseksencji prezentowanie samych siebie jako bardziej bystrych, silniejszych i osiągających większy sukces. Taki repertuar, jak jestem bezradny, jestem delikatny, jestem silny oraz wiem to wszystko - to dobre manewry chroniące przed zranieniem. Wyrażony cel komunikacji jest jednak wówczas zawsze różny od jej celu rzeczywistego. Gdy pozornie prowadzisz skomplikowaną dyskusję na temat polityki na Bliskim Wschodzie, twoim rzeczywistym celem jest pokazanie, jak wiele na ten temat wiesz. Zawsze jest w nas nieco próżności, lecz gdy twoja komunikacja zostaje przez nią zdominowana, przestajesz być prostolinijny.
Bycie prostolinijnym oznacza także, że mówisz prawdę. Wyrażasz swoje rzeczywiste uczucia i potrzeby. Nie mówisz, że jesteś zmęczony i chcesz iść do domu w sytuacji, gdy jesteś rozzłoszczony i żądasz, by inni bardziej uważali na to, co mówisz. Nie polujesz na komplementy czy potwierdzenie, poniżając siebie. Nie mówisz, że jesteś zaniepokojony wizytą u terapeuty zajmującego się parami małżeńskimi, jeśli faktycznie jesteś zły, że kazano ci do niego pójść. Nie nazywasz swoich uczuć depresją tylko dlatego, że twój współmałżonek woli depresję od irytacji. Nie mówisz, że podoba ci się odwiedzanie brata twojej dziewczyny w sytuacji, gdy to doświadczenie jest dla ciebie gorsze od wizyty u dentysty. Kłamstwa odgradzają cię od innych. Kłamstwa uniemożliwiają im poznanie, co czujesz lub czego potrzebujesz. Kłamiesz, by być miłym, kłamiesz, by chronić siebie, ale ostatecznie dojdziesz do tego, że będziesz się czuł samotny w towarzystwie najbliższych przyjaciół.
Komunikaty powinny być wsparciem
Niesienie wsparcia jest równoważne z tym, że chcesz, aby drugi człowiek usłyszał ciebie i nie musiał od ciebie uciekać. Zapytaj sam siebie: „Czy chcę, aby mój komunikat zabrzmiał obronnie czy spójnie? Czy moim celem jest zranienie kogoś, wyniesienie samego siebie czy zakomunikowanie czegoś?"
Jeśli chcesz zranić słuchającego swoją wypowiedzią, to użyj jednej z tych sześciu taktyk:
1. Ogólne etykietki. Głupi, brzydki, egoista, zły, osioł, skąpiec, odrażający, nic nie wart oraz leniwy - to tylko niektóre z długiej listy raniących słów. Te etykietki przynoszą największą szkodę, gdy są używane w zdaniach typu: „Jesteś idiotą, tchórzem i pijakiem". Wyrażając swoją opinię w ten sposób wygłaszasz totalne oskarżenie pod adresem osoby, zamiast zwykłego komentarza na temat jej konkretnego zachowania.
279
2. Sarkazm. Ta forma dowcipu w jasny sposób mówi twojemu słuchaczowi, że go lekceważysz. Często jest to przykrywka dla uczuć złości i urazy. Wywiera taki skutek, że odstręcza słuchającego lub doprowadza go do złości.
3. Wywlekanie przeszłości. Niszczy wszelką możliwość wyjaśnienia sobie, jak każde z was czuje się w obecnej sytuacji. Grzebiesz się w starych ranach i zdradach, zamiast poddać analizie obecny problem.
4. Negatywne porównania. „Dlaczego nie jesteś tak hojny jak twój brat?", „Dlaczego nie wracasz do domu o szóstej jak inni mężczyźni?", „Sarah dostała piątkę z muzyki na maturze, a ciebie nie stać nawet na czwórkę". Porównania są zabójcze nie tylko dlatego, że zawierają komunikaty „Jesteś do niczego", lecz także dlatego, że sprawiają, iż ludzie czują się gorsi od przyjaciół i członków rodziny.
5. Osądzające „komunikaty Ty". Są to ataki oparte na oskarżeniach. „Już mnie nie kochasz", „Nigdy cię nie ma, gdy cię potrzebuję", „Nigdy mi nic nie pomagasz w domu", „Naskoczyłeś na mnie tak jak wtedy w Plymouth,
W 1964".
6. Groźby. Jeśli zależy ci na zahamowaniu komunikacji, sięgnij po ciężką broń: grożenie wyjściem, grożenie opuszczeniem, grożenie przemocą. Groźby potrafią nieźle zmienić temat, gdyż zamiast rozmawiać o niewygodnych dla ciebie kwestiach, możesz mówić o przyszłych wrogich posunięciach.
Komunikacja wspierająca polega na tym, że unikasz gier w rodzaju „zwycięzca/przegrany" czy „mam rację/nie masz racji". Są to takie interakcje, w których intencją jednego lub obu graczy jest „zwycięstwo" lub wykazanie, że druga osoba „nie ma racji"; jest to ważniejsze od dzielenia się i wzajemnego zrozumienia. Zazwyczaj twoją intencją jest, aby komunikacja doprowadziła cię do przewidywalnych rezultatów. Prawdziwa komunikacja pociąga za sobą zrozumienie i bliskość, podczas gdy gry „zwycięzca/przegrany" wprowadzają atmosferę wojenną i dystans. Spytaj sam siebie: „Czy teraz zależy mi na zwycięstwie, czy też na komunikacji?", „Czy chcę mieć rację, czy też dojść do wzajemnego zrozumienia". Jeśli spostrzegasz, że przyjmujesz postawę obronną lub zabierasz się do krytykowania drugiej osoby, niech to będzie dla ciebie wskazówka, że właśnie grasz w grę „zwycięzca/przegrany".
Można uniknąć interakcji typu „zwycięzca/przegrany" przez ścisłe trzymanie się struktury komunikatu. Od interakcji tego typu możesz się też wyzwolić obserwując proces komunikacji: „Czuję, że przyjmuję postawę obronną i zaczynam się złościć, wygląda na to, że wpadłem w stary syndrom «zwycięzcy/przegranego».
280
Pytania przeglądowe
1. Spróbuj sparafrazować tezę stawianą przez autorów w trakcie opisu odsłaniania siebie jako „komunikowania informacji o sobie".
2. Jaki przykład można podać na przesuwanie pewnych informacji z Ja Ślepego do Ja Ukrytego?
3. Jaki ruch w obrębie okna Johari jest przedmiotem tego rozdziału?
4. Sparafrazuj to stwierdzenie: „Znasz siebie do tego stopnia, w jakim sam zostajesz poznany".
5. Jaka jest, w opinii autorów, relacja między ujawnianiem siebie a energią - energią osobistą i energią zawartą w rozmowie.
6. Jakie korzyści wiążą się z wysłaniem natychmiastowego komunikatu?
7. Podaj ze swojego niedawnego doświadczenia dwa przykłady pytań, które w rzeczywistości są stwierdzeniami.
8. Czym jest podwójny komunikat?
Kwestie do omówienia
1. Naszkicuj okno Johari, który przedstawiałoby twoje Ja w komunikacji z jednym z twoich rodziców. Naszkicuj drugi diagram, na którym pokaż, jakie jest twoje Ja w relacji z partnerem, ukochanym lub małżonkiem. Jakie różnice zauważasz?
2. Autorzy tego tekstu zauważają, że „otwarcie rodzi otwarcie". Jest to oczywiście prawdziwe w większości przypadków. Kiedy jednak dzieje się odwrotnie - kiedy otwarcie może powstrzymać wzajemne otwieranie się?
3. Autorzy nie omawiają takiej bariery ujawniania siebie, która bywa niekiedy wyrażana następująco: „Gdy powiem ludziom zbyt wiele o tym, kim jestem, dość szybko będę «cały na zewnątrz» albo «zostanę wykorzystany»; nie pozostanie mi nic, co byłoby wyłącznie i prywatnie mną". Jaka byłaby twoja reakcja?
4. Co to znaczy, że twoje otwarcie jest cechą (rysem twojej niezmiennej osobowości) lub stanem (reakcją na specyficzne sytuacje)?
5. Autorzy piszą, że „bezpośrednie komunikowanie oznacza, iż nie czynisz żadnych wstępnych założeń". Jak zareagowałbyś na to stwierdzenie? Czy redukowanie założeń jest czymś pożądanym w komunikacji? Czy jest w ogóle możliwe zrezygnowanie z czynienia jakichkolwiek założeń?
6. We wstępie do tego tekstu wyraziłem zastrzeżenia co do rady udzielanej przez autorów, by „odróżniać od siebie obserwacje i myśli". Co ty myślisz o tej radzie?
7. Do jakiego stopnia poczynione przez autorów sugestie na temat komunikacji są ograniczone kulturowo? Czy „potrzeba pewności", „bycie prostolinijnym" i „bycie pomocnym" to postawy właściwe wyłącznie zachodniej kulturze białych? Czy tego typu rady odnoszą się także do innych kultur?
W kolejnym tekście Neil Postman przedstawia punkt widzenia „opozycji". Wysuwa rozsądny i przekonywający argument przeciwko poglądowi, że jedyne, co musimy zrobić, aby rozwiązać nasze problemy, to bardziej efektywna komunikacja. Twierdzi, że lepsza komunikacja nie jest jakimś panaceum, zwłaszcza jeśli przez lepszą komunikacje rozumiemy ujawnianie siebie, to znaczy „mówienie tego, co mamy na myśli" i „uczciwe wyrażanie naszych uczuć".
Postman, podobnie jak niektórzy uczeni zajmujący się komunikacją,
281
przypomina, że jedną z ważnych funkcji komunikacji językowej jest zatajanie czy ukrywanie1. Twierdzi, że uprzejmość jest konieczna dla społeczeństwa, a wymaga ona niekiedy, by zachować nasze uczucia dla nas samych. Trudno jest zignorować sposób, w jaki przedstawia on swoją tezę i jak ją ilustruje: „Nie ma żadnej nieszczerości w klatce pawianów, lecz mimo to trzyma się w niej tylko pawiany".
Postman utrzymuje, że gdy ludzie nie zgadzają się fundamentalnie - na przykład w kwestiach rasowych - „szczera otwartość może w ogóle nie być pomocna". Pisze: „nie ma żadnej racji przemawiającej za tym, by rodzice byli zawsze szczerzy wobec swoich dzieci".
Możesz odczuć pokusę, by zlekceważyć Postmana jako pewnego rodzaju bigota komunikacji i odrzucić jego uwagi jako wyłącznie zachętę do sporów. Nie ułatwiaj sobie jednak sprawy. Chodzi mu przede wszystkim o to, jak sam mówi, „że autentyczna komunikacja jest mieczem o podwójnym ostrzu", i myślę, że jest to idea, o której warto pomyśleć i nad którą warto podyskutować.
Czuję się rozczarowany, gdy moi studenci - lub czytelnicy tej książki - wyciągają wniosek, że główne zawarte w niej przesłanie głosi, iż potrzeba nam „otwartości i szczerości". Jest to ogromne, a także niebezpieczne uproszczenie. Z jednej z ważnych tez Postmana wynika, że w żadnej sytuacji nie towarzyszy nam jakieś jedno „szczere uczucie", najczęściej jest to zestaw pozostających ze sobą konflikcie „autentycznych" uczuć. Dlatego ekspresja jednej osoby nie może być mniej lub bardziej „szczera" czy „nieszczera" niż ekspresja innej osoby.
Mam nadzieję, że ten esej dostarczy argumentów w dyskusji, która może znacznie wykroczyć poza uproszczoną wiarę w uniwersalną wartość „bycia otwartym i szczerym".
#Neil Postman
Magiczne lekarstwo komunikacji
Za: Neil Postman, Crazy Talk, Stupid Talk. Copyright 1976 Neil Postman. Przedruk za zgodą.
W poszukiwaniu Świętego Graala całkowitej harmonii, wyzwolenia i uczciwości, co jest obowiązkiem, jaki muszą podjąć wszyscy prawdziwi Amerykanie,
*1 M. Parks, Ideology in Interpersonal Communication: Off the Couch and into the World, w: Communication Yearbook 5, M. Burgoon (red.), New Brunswick, NJ, Transaction Books, 1982, s. 79-107.
282
śmiałkowie natknęli się na znak drogowy, który zdaje się być czymś obiecującym. Informuje on wielkimi literami „Wszystkie problemy rodzą się z braku komunikacji". Pod tym zaś mniejszym drukiem napisano: „Mów, co masz na myśli. Szczerze wyrażaj swoje uczucia. Na tej drodze spotkasz odpowiedź". Wydaje mi się, że to niebezpieczna droga. Równie dobrze można by powiedzieć: „Na tej drodze spotkasz nieszczęście".
Nie posunąłbym się tak daleko jak Oliver Goldsmith, który stwierdził, że podstawową funkcją języka jest ukrywanie naszych myśli. Sądzę jednak, że przemilczenie jest jedną z ważnych funkcji języka i w żadnym wypadku nie powinno się go kategorycznie wykluczać. Tak jak wcześniej starałem się wyjaśnić, środowiska semantyczne mają właściwe dla nich, uprawnione i niezbędne cele, które nie zawsze pokrywają się z partykularnymi, wywierającymi swój wpływ potrzebami każdej jednostki żyjącej w ich obrębie. Jednym z podstawowych celów wielu spośród naszych środowisk semantycznych jest na przykład wspomaganie nas w utrzymaniu minimalnego poziomu uprzejmości podczas załatwiania naszych spraw. Nie wymaga to, abyśmy zaprzeczali swoim uczuciom, lecz jedynie, abyśmy zachowywali je dla siebie, gdy są nieistotne w sytuacji, w jakiej się znajdujemy. W przeciwieństwie do tego, co sądzi wielu ludzi, Freud nie uczy nas, że „będziemy mieli lepsze samopoczucie", gdy wyrazimy nasze najgłębsze uczucia. Uczy on dokładnie czegoś przeciwnego: że cywilizacja jest niemożliwa bez zakazu. Milczenie, małomówność, powściągliwość, a nawet nieszczerość, w pewnych okolicznościach mogą okazać się wielkimi cnotami. Są one na przykład często niezbędne, aby ludzie mogli harmonijnie współpracować. Uczenie się mówienia „nie" jest ważne podczas osiągania osobistych celów, lecz uczenie się mówienia „tak", gdy ma się ochotę powiedzieć „nie", to sedno cywilizowanych zachowań. Nie ma żadnej nieszczerości w klatce pawianów, lecz mimo to, trzyma się w niej tylko pawiany.
Otóż z pewnością często zdarzają się takie sytuacje, w których problemy wynikają z nieświadomości jednych ludzi co do tego, co myślą i czują drudzy. „Gdybym tylko to wiedział", powtarza się jak refren, gdy jest już zbyt późno. Równie wiele jest jednak sytuacji, w których wyszlibyśmy na gorsze, nie na lepsze, jeśli każdy wiedziałby dokładnie, co sądziła reszta. Mam na myśli na przykład konflikt dotyczący dojazdu do szkół, który miał miejsce jakiś czas temu w Nowym Jorku i powtarzał się wielokrotnie w innych miejscach. Biali przeciwko czarnym. Biali utrzymywali, że nie chcą, by ich dzieci dojeżdżały do szkół w sąsiednich dzielnicach. Chcieli je mieć blisko siebie, by mogły wracać do domu na obiad i czerpać wszelkie korzyści oferowane przez „szkołę w sąsiedztwie". Czarni natomiast twierdzili, że szkoły, do których chodzą ich dzieci, są zrujnowane i mają nieodpowiednie wyposażenie. Chcieli, by ich dzieci mogły korzystać z dobrych instytucji edukacyjnych. Uważam, że wielkim szczęściem było, iż nie doprowadzono do sytuacji, w której obie grupy „podzieliłyby się wzajemnie" swoimi rzeczywistymi uczuciami co do całej sprawy. Dla białych znaczna jej część sprowadzała się do zdania: „Nie chcę żyć, jeść, ani mieć nic wspólnego z czarnuchami. I tyle". Dla czarnych co najmniej jednym z aspektów sprawy było:
„Wy, długonose chamy, tak długo robiliście co wam się podoba moim kosztem, że nic mnie nie obchodzi, co się stanie wam czy waszym dzieciom". Jeśli ci ludzie zakomunikowaliby sobie nawzajem takie uczucia, jest niemal pewne, że nie znaleziono by żadnego rozwiązania dla tego problemu. [...] W praktyce problem mógł być podjęty jedynie przy założeniu nieistnienia tej wielkiej nienawiści i dlatego osiągnięto rozsądny polityczny kompromis.
Nawiasem mówiąc, jest dość oczywiste, że w dysputach tego rodzaju, wysuwa się oskarżenie o rasizm. Słowo „rasizm" jednak mimo wszystkich złowieszczych podtekstów jest eufemizmem. Więcej zakrywa niż odsłania. To, co Amerykanie nazywają rasistowską wypowiedzią publiczną, jest czymś w rodzaju: „Właścicielami banków są Żydzi" lub „Czarni są leniwi". Tego typu wypowiedzi są już wystarczająco złe. Można je jednak uznać niemal za uprzejme, gdy porówna się je do „prawdziwych" uczuć, które się za nimi skrywają.
Trzeba podkreślić, że „problem szkolny" nie pojawił się ze względu na brak komunikacji. Zrodził się z pewnych historycznych, socjologicznych, ekonomicznych i politycznych faktów, których nie można po prostu wyeliminować dzięki „cudowi komunikacji". Czasami im mniej ludzie wiedzą o innych ludziach, tym lepsze jest samopoczucie wszystkich. W istocie język polityki może być przedstawiony jako próba znajdowania rozwiązania problemów dzięki metodzie obejścia autentycznie wrogich uczuć zaangażowanych stron.
W toku własnego życia każdy z nas z pewnością musiał zebrać wiele dowodów na to, że zdolność słów do jątrzenia, ranienia i niszczenia, jest przynajmniej równie potężna jak ich zdolność do wyjaśniania, uzdrawiania i budowania. Nie ma żadnej racji przemawiającej za tym, by rodzice byli zawsze szczerzy wobec swoich dzieci (podobnie jak dzieci szczere wobec swoich rodziców). Celem rodzicielstwa nie jest uczciwość, lecz wychowanie dzieci na kochające, hojne, ufne i kompetentne osoby. Tam, gdzie pełne i otwarte wyjawienie sprawy ułatwia ten cel, jest ono „dobre". Tam, gdzie zniszczyłoby ten cel, byłoby głupotą. Podobnie, niby z jakiej racji twój szef powinien zawsze wiedzieć, o czym myślisz. Mogłoby to przede wszystkim przerazić go do nieprzytomności, ciebie zaś pozbawić roboty. Wiele waszych wspólnych problemów pojawia się nie na skutek braku komunikacji, ale wynika z samej natury relacji między pracodawcą a pracownikiem, która czasami sprowadza się do tego, że im mniej pieniędzy zarobisz ty, tym więcej on. Jest to „problem" dla osoby odpowiedzialnej za organizację pracy, nie dla specjalisty od komunikacji.
Niektóre wielkie amerykańskie korporacje przyjęły ostatnio zasadę, by ważne problemy rozwiązywać przez „poprawę komunikacji" między pracownikami a kierownictwem. Bardzo często jednak prowadzi to do czegoś w rodzaju programu uspokojenia opracowanego w celu odwrócenia uwagi od zasadniczych relacji ekonomicznych. Warto także zauważyć, że część z tych korporacji przestała już prowadzić „seminaria komunikacyjne", na których szefowie byli zachęcani do wyrażania swoich „prawdziwych" uczuć. Prawdopodobnie dochodziło do tego, że niektórzy z nich odkrywali, iż nienawidzą swojej pracy (lub siebie nawzajem) i odchodzili. Czy jest to „dobre" czy też nie, zależy od punktu
284
widzenia. Korporacje nie sądzą, aby było to dobre, a rodziny tych ludzi prawdopodobnie także nie.
Podstawowa teza, jaką stawiam, brzmi, że „autentyczna komunikacja" jest mieczem o dwóch ostrzach. W pewnych okolicznościach pomaga, w innych prowadzi do klęski. Jest to dość prosta myśl i rozsądni ludzie zawsze ją rozumieli. Kładę tu na nią nacisk tylko dlatego, że mamy do czynienia w Ameryce z czymś, co można porównać ze świętą krucjatą na rzecz Komunikacji. Sztandary jej ozdobione są zwrotem prawdziwe (autentyczne) uczucia. Jest tam też motto „Bądź w kontakcie ze swoimi uczuciami". O ile jestem w stanie zauważyć, oznacza to przede wszystkim wyrażanie złości i wrogości. Kiedy ktoś ostatni raz powiedział ci: „Pozwól mi być kochająca szczerym?". Przejawianie ciepła i łagodności jest z reguły uważane za fasadę maskującą to, co rzeczywiście myślisz. Aby twoje autentyczne pozostawanie w kontakcie z własnymi uczuciami zostało potwierdzone, musisz być w mniejszym lub większym stopniu okropny. Jak wszystkie krucjaty, także krucjata na rzecz komunikacji posiada magiczną moc nadawania czystości motywom nawet najbardziej barbarzyńskich zachowań, co usprawiedliwia i zaciemnia niemal wszystkie konsekwencje. Zapewne żadna z ludzkich relacji nie jest tak łagodna, by nie mogła być „oczyszczona" poprzez poświęcenie tego czy innego spośród jej uczestników na ołtarzu „Prawdy". By sparafrazować szeroko znaną uwagę - „Brutalność w służbie szczerości nie wymaga obrony". Chodzi o to, że pozostawanie w kontakcie z własnymi uczuciami często prowadzi do utraty kontaktu z uczuciami innych. A przynajmniej do utraty kontaktu z celami, dla których ludzie żyją we wspólnocie.
I ostatnie już słowo w kwestii „szczerości". Jak wspomniałem wcześniej, ludzkie cele są skrajnie złożone - wielopoziomowe i wielowarstwowe. Oznacza to, że we wszelkich sytuacjach nie posiada się jakiegoś jednego „szczerego uczucia", lecz cały zestaw uczuć różnych. I uczucia te częściej pozostają ze sobą w konflikcie niż w zgodzie. Jeśli w jakimś momencie przeważa złość, to nie oznacza to, że jest ona bardziej „autentyczna" niż miłość, smutek lub troska, z którymi się miesza. Wyrażenie samej złości jest w nie mniejszym stopniu „nieszczere" niż jakiekolwiek inne częściowe przedstawienie tego, co odczuwamy. Mówiąc zatem o nieszczerości nie mam na myśli komunikowania czegoś, co w twoim przekonaniu jest sprzeczne z prawdą. Choć niekiedy jest to konieczne z uwagi na coś, co interpretujesz jako wartościowy cel. Częściej jednak nieszczerość oznacza, że po prostu nie mówisz wszystkiego, co myślisz o sytuacji lub co odczuwasz w związku z nią. A ponieważ nasze myśli i uczucia nigdy nie są w pełni jasne, w każdym razie w naszych własnych oczach, większość z nas jest najczęściej w tym sensie „nieszczera". Uświadomienie sobie tego faktu i pohamowywanie swoich własnych wypowiedzi jest oznaką tego, co można nazwać „inteligencją". Innymi słowami na określenie tego są „dyskrecja" i „takt".
Teza wynikająca z powyższego głosi, że w najbardziej rozsądnym rozumieniu komunikacja jest środkiem, dzięki któremu można osiągać pożądane cele. Jako cel sam w sobie niesie rozczarowanie, a nawet traci znaczenie. I z całą pewnością nie może być największą świętością.
285
Pytania przeglądowe
1. Co Postman ma na myśli mówiąc o uprzejmości?
2. Niektóre osoby mówią z naciskiem, że zawsze gdy ludzie nie zgadzają się ze sobą, do pewnego stopnia mamy do czynienia z problemem komunikacji. Postman wyraźnie się z tym nie zgadza. Jaki pogląd przyjmuje w tej kwestii?
3. Prawdziwe czy fałszywe: Postman skłania czytelnika, by nie zawsze „był szczery". Wyjaśnij.
4. Co Postman ma na myśli, gdy mówi o „krucjacie na rzecz komunikacji"? Czy spotkałeś się gdzieś z taką „krucjatą"?
Kwestie do omówienia
1. To, o czym mówi Postman, może wydawać się niezgodne ze wszystkim, co zostało napisane w tym rozdziale przez innych autorów. Nie byłbym jednak tego taki pewien. Jakie konkretne opinie i sugestie wysuwane przez Johna Amodeo i Krisa Wentwortha są podkreślane i rozwijane przez Postmana? W którym punkcie zgadza się on z ich tezami?
2. Czy z punktu widzenia twojego doświadczenia to, co Postman nazywa uprzejmością, jest bardziej funkcją skrywania uczuć, czy też wyrażania ich w „konstruktywny" sposób? Jeśli tak, to w jaki?
3. Czy zgadzasz się z tym, w jaki sposób Postman opisuje spostrzeganie i uczucia, które „rzeczywiście" tkwią za rasistowskimi wypowiedziami. Wyjaśnij.
4. Jaki przykład z twojego własnego doświadczenia potwierdzałby pogląd Postmana, że „czasami im mniej ludzie wiedzą o innych ludziach, tym lepsze jest samopoczucie wszystkich"?
5. Czy zgadzasz się z tym, co Postman mówi o rodzicielstwie?
6. Co ma na myśli Postman mówiąc, że autentyczna komunikacja jest mieczem o dwóch ostrzach? Czym są te dwa „ostrza"? W jaki sposób miecz może „ciąć" na dwa sposoby?
7. Omów jakiś przykład z twojego własnego doświadczenia, gdy odczuwałeś niespójne, a być może nawet sprzeczne „szczere uczucia". Jak sobie dałeś z nimi wówczas radę?
$Rozdział 9
Męskie i kobiece style ekspresji
W poprzednim rozdziale omówiono stronę „wydechu" w procesie wde-chu-wydechu zachodzącym we wszystkich relacjach. Ten rozdział skupia się na różnicach w wypowiedziach mężczyzn i kobiet. W ciągu ostatnich dziesięciu lat wielu uczonych, pedagogów oraz autorów popularnych na rynku masowym zaczęło wysuwać tezę, której treść znali od dawna zwykli ludzie na ulicach: mężczyźni i kobiety rozmawiają w odmienny sposób. Jednym ze sposobów poprawy twojej skuteczności jako kogoś, kto coś komunikuje, jest uświadomienie sobie tych różnic. Ponieważ wiele z nich jest głęboko zakorzenionych w naszej kulturze, niełatwo jest je zmienić. Jednak zrozumienie tego, jaką rolę w rozmowie odgrywają różnice między płciami, może okazać się wielką pomocą.
Pierwszy tekst pochodzi z książki zatytułowanej Exploring Gender Speak: Persona/ Effectiveness in Gender Communication, wydanej w połowie 1994 roku. Został napisany przez dwoje nauczycieli zajmujących się komunikacją werbalną. Ich zamiarem jest, aby czytelnicy zrozumieli, w jaki sposób, język mężczyzn i kobiet się różni. Ich twierdzenia oparte są na bogatym materiale badawczym - na dwunastu stronach, które tu przedrukowałem, cytują niemal czterdzieści prac - lecz, podobnie jak inni autorzy tej książki, przekładają oni odkrycia naukowe na proste i praktyczne wyjaśnienia.
Diana lvy i Phil Backlund zaczynają od omówienia, w jaki sposób sam ton głosu kobiet, z reguły wyższy, może wpływać na komunikację. Następnie zajmują się ogólnym przeglądem badań dotyczących wypowiedzi o charakterze propozycji. W 1975 roku Robin Lakoff, znana badaczka języka i różnic między płciami, stwierdziła, że wypowiedzi kobiet mają w znacznym stopniu charakter propozycji dzięki występowaniu w nich takich wzorów, jak podnosząca się intonacja głosu, tak zwane „pytania dodane" (tag questions: „Dziś mamy naprawdę piękny dzień, nie sądzisz?") oraz różne wyrażenia asekuracyjne (nazywane też ogrodzeniowymi - hadges) i zaprzeczające
287
(disclamerś), czyli „no właśnie", „coś jak", „coś w rodzaju", „możliwie" itd. W 1979 roku inna badaczka zebrała dane, które podważyły niektóre z twierdzeń Lakoff na temat wzorów intonacji, jeszcze inne badania zrodziły wątpliwości co do wniosków Lakoff na temat pytań dodanych. Ta dyskusja doprowadziła do sformułowania ostrzeżeń przed popadaniem w stereotypy związane z rolą płci, a występujące nawet w środowiskach uniwersyteckich. Dziś uważa się powszechnie, że wstępne odkrycia Lakoff były w pewnej mierze słuszne, lecz w znacznym stopniu upraszczały różnice w sferze wypowiedzi mężczyzn i kobiet. Możesz wykorzystać informacje tutaj zawarte, by zastanowić się nad stylem własnych wypowiedzi oraz stylem wypowiedzi tych mężczyzn i kobiet, których znasz. Jeśli ludzie podpadają pod wzorzec opisywany przez badania, to mogą być ujmowani w negatywny stereotyp.
lvy i Backlund omawiają to, co wiadomo o doborze słów. Dawniej uważało się, że kobiety używają więcej terminów na określenie kolorów niż mężczyźni, ale to przekonanie może się zmienić pod wpływem nowych danych. Przyjmowano też w przeszłości, że mężczyźni używają o wiele więcej przekleństw niż kobiety, lecz niektóre prace postawiły i ten wniosek pod znakiem zapytania. Przynajmniej jedna z nich pokazała, że kobiety były przekonane, iż mężczyźni używają więcej przekleństw, niż to faktycznie czynili, natomiast mężczyźni przeciwnie - byli przekonani, że kobiety używają mniej przekleństw niż w rzeczywistości. Ta cecha konwersacji zmienia się także wraz z kontekstem - kobiety skłonne są używać brutalniejszego języka w towarzystwie innych kobiet, podobnie mężczyźni w towarzystwie innych mężczyzn.
Końcowa partia tekstu zawiera omówienie sposobów, w jakie kobiety i mężczyźni kierują strukturą zwykłej rozmowy. Przeprowadzono badania dotyczące tego, kto zaczyna rozmowę, kto przerywa, kto mówi więcej, kto stawia więcej pytań, kto bardziej wykorzystuje pauzy i milczenie. lvy i Backlund omawiają te pytania w kategoriach dwóch typów interakcji. „Interakcja typu pierwszego" toczy się według wzoru, który jest uporządkowany, oparty na zasadzie, że jedna osoba mówi w jednym czasie. Interpretacja ta ma ogólną strukturę rywalizacji. Proponuje się pewne idee, a następnie je sprawdza ze względu na to, która z nich jest najlepsza. „Interakcja typu drugiego" to raczej równoczesna rozmowa, którą cechuje bardziej współpraca niż rywalizacja. Jak mówią lvy i Backlund, tego typu rozmowa „jest pełna dawania i brania, pokawałkowana z powodu przerywania i nakładania się wypowiedzi, prawie nie istnieje w wyniku nieustannej zmiany tematów i jest niemal mistyczna z uwagi na to, w jaki sposób rozmawiające ze sobą strony kończą nawzajem swoje myśli i zdania". Można by zgadywać, że w tych dwóch stylach rozmów zawiera się różnica między płciami: mężczyźni skłonni są angażować się w rozmowy typu pierwszego, kobiety zaś w rozmowy typu drugiego. Jeden z wniosków płynących z tych badań mówi, że oba style są produktywne, natomiast założenie, że tylko typ pierwszy jest „zorganizowany" i „skuteczny", to przejaw kolejnego stereotypu związanego z płcią. ,..
288
Pierwszy tekst pokazuje, że badania nad stylami ekspresji mężczyzn i kobiet doprowadziły do pojawienia się znacznej liczby sprzecznych odkryć. Niektóre dane potwierdzają stereotypy związane z płcią, lecz istnieją także dowody na to, że musimy być ostrożni, jeśli chodzi o nazywanie rozmów „typowo męskimi" lub „typowo kobiecymi". Zachęcam do zestawienia tego, co jest tu napisane, z twoim własnym doświadczeniem.
Diana K. Ivy i Phil Backlund Język kobiet i język mężczyzn
Za: Diana K. Ivy, Phil Backlund, Explaing Gender Speak: Personal Effectiveness in Gender Communication, fragmenty rozdz. 5, McGraw-Hill, 1994
Informacje tutaj przedstawione zostały podzielone na trzy grupy zagadnień: właściwości wokalne i konstrukcje lingwistyczne, dobór słów oraz kierowanie rozmową. W przypadku niektórych tematów badania doprowadziły do sprzecznych rezultatów co do wzorów lingwistycznych charakterystycznych dla obu płci. Można w nich jednak stwierdzić pewną ogólną, niepokojącą tendencję do nadawania etykietek wzorom kobiecym jako słabym, pasywnym i w mniejszym stopniu wzbudzającym szacunek niż style męskie. Niekiedy różnice lingwistyczne między płciami są postrzegane jako wystarczająco głębokie, by kształtować „dialekty płci", odmienne dialekty wskazujące na wzorcy mówienia właściwe dla mężczyzn i kobiet (Cameron, 1985, s. 29).
Właściwości wokalne i konstrukcje lingwistyczne
Właściwości wokalne to aspekty, wytwarzania dźwięku związane u ludzi z fizjologicznym mechanizmem wydawania głosu. Niektórzy badacze twierdzą, że te właściwości są zdeterminowane biologicznie; inni są przekonani, że na różnice bardziej wpływają normy społeczne niż cechy fizjologiczne. Konstrukcje lingwistyczne to określenie odnoszące się do wyborów podejmowanych przez ludzi w trakcie komunikacji, takich jak używanie pytań dodanych, wyrażeń asekuracyjnych oraz wyrażeń zaprzeczających. Dokładniej - konstrukcje lingwistyczne odzwierciedlają wzory lub nawyki związane z mową, lecz nie odnoszą się do specyficznego doboru słów.
289
Wysokość tonu głosu e lian • «. • "/jy^u- „-. ,
Wysokość tonu głosu ludzkiego może być zdefiniowana jako poziom dźwięku powstającego wówczas, gdy powietrze powoduje wibrację struny głosowej. Istnieje ogólnie przyjęte przekonanie, że struktury fizjologiczne odpowiedzialne za wytwarzanie głosu są takie, iż kobiety wydają dźwięki o tonach wyższych, a mężczyźni dźwięki o tonach niższych. Ton głosu mówiącej kobiety jest zatem z reguły wyższy od tonu głosu mężczyzny - jest to wniosek prawdopodobnie wcale dla ciebie nienowy. Jednak pewne ustalenia naukowe, zwłaszcza z zakresu badań nad głosami śpiewaków, obaliły niektóre poglądy dotyczące fizjologicznych różnic między płciami, także różnic w zakresie głosu. Współcześnie sugeruje się, że głosowe różnice między płciami wynikają bardziej ze społecznych interpretacji niż z fizjologii (Brownmiller, 1984; Graddol, Swann, 1989; Steinem, 1983).
Dale Spender uważa, że ton głosu może być uważany „za wskaźnik niższości języka kobiety" (1985, s. 38). Spender korzysta z badań, które wskazują, że kobiety i mężczyźni mają takie same możliwości wydawania wysokich tonów, lecz mężczyźni w wyniku procesu uspołecznienia nie korzystają z wyższych tonów z obawy, by nie zabrzmiało to kobieco. Jeśli byłoby inaczej, to gdzie należałoby szukać przyczyn zdolności mężczyzn do podnoszenia głosu do poziomu falsetu (skrajnie wysoki ton głosu śpiewaka)? Odkryto, że mężczyźni w rzeczywistości mają do dyspozycji szerszy zakres tonów niż kobiety, lecz wybierają niekorzystanie z tonów „kobiecych" (Brend, 1975; Henley, 1977; Kramer, 1977; Pfeiffer, 1985).
Kobiece mówienie na wysokich tonach ściągnęło na siebie trwałe negatywne społeczne nastawienie, inaczej niż niskie, mruczące i melodyje tony, które mogą wydawać mężczyźni (McConnell-Ginet, 1983). W społeczeństwie patriarchalnym, takim jak amerykańskie, niższe głosy mężczyzn są postrzegane jako bardziej wiarygodne i przekonywające od głosów kobiet, co powoduje, jak stwierdza Cameron (1985, s. 54), „powszechne uprzedzenie wobec głosów kobiet". Mężczyźni znacznie częściej niż kobiety występują w podkładach do telewizyjnych i radiowych reklam. Coraz częściej pojawiają się w tych reklamach kobiety o tonie głosu niższym od przeciętnego. Natomiast te, które mają typowy wysoko nastrojony głos kobiecy, najczęściej są pokazywane w reklamach jako osoby głupkowate, zależne i bezradne.
Mężczyźni mający wyższy ton głosu często są wyśmiewani z powodu kobiecości. „Kobiece" głosy pomniejszają ich wiarygodność i dynamizm, chyba że jakaś inna fizyczna lub osobowościowa cecha zrównoważy osąd dokonywany na tej podstawie (bokser Mikę Tyson, były mistrz świata w wadze ciężkiej, jest tu jednym z przykładów). Jednak kobiety, których głosy są niższe niż przeciętne, z reguły nie są wyśmiewane za posiadanie „męskiego" głosu. Porównywanie z tego powodu z mężczyznami zapewne mogą uważać za komplement, a nie za obrazę. Spender (1985, s. 39) stwierdza: „Nie jest tajemnicą, dlaczego mężczyźni decydują się nie używać w mowie dostępnych dla nich wysokich tonów w społeczeństwie, które łączy niski ton z męskością, wysoki zaś z kobiecością; mężczyźni, którzy produkowaliby wypowiedzi na wysokich tonach, wkraczaliby na
290
zagrożony obszar i naruszaliby linię podziału między płciami. Zostaliby wyśmiani, jak pokazuje przykład wielu młodzieńców, którzy przechodzą proces mutacji z opóźnieniem".
?
Oznaki wypowiedzi o charakterze propozycji )
Istnieje kilka sposobów, by ludzie mogli zaznaczyć, że to, co komunikują, ma charakter propozycji. Jeden z nich polega na właściwościach głosu, inne na konstrukcjach lingwistycznych. Robin Lakoff, znana badaczka języków i różnic związanymi z płcią, zasugerowała w latach siedemdziesiątych, że te formy językowe dostarczają sposobu „uniknięcia przez mówiącego zaangażowania się i pozwalają uchylić się od wchodzenia w konflikt z adresatem wypowiedzi" (1975, s. 16-17). Według Lakoff i innych uczonych, chodzi o to, że komunikujące się kobiety stosują je o wiele częściej niż mężczyźni. Środki ekspresji o charakterze propozycji osłabiają wysyłane komunikaty sprawiając, że kobiety wydają się niepewne, zalęknione, niestabilne, niekompetentne oraz nie nadające się do poważnego potraktowania (Graddol, Swann, 1989; Lakoff, 1975; McConnell-Ginet, 1983).
Jedną z właściwości głosu wskazujących na taki charakter wypowiedzi jest intonacja, scharakteryzowana przez socjolingwistę McConnella-Gineta jako „melodia, do której dostrajamy tekst naszej wypowiedzi" (1983, s. 70). Przeprowadzone badania dostarczyły sprzecznych odpowiedzi na pytanie, czy używanie wypowiedzi kończących się wznoszącą się intonacją (zazwyczaj połączoną ze stawianiem pytań) wskazuje bardziej na kobiecy czy na męski styl. Lakoff (1975) zaprzeczyła, jakoby wznosząca się intonacja, która ma na celu szukanie potwierdzenia ze strony innych, była właściwa wyłącznie dla kobiet mówiących po angielsku. Przykład wznoszącej się intonacji można odnaleźć w prostej wymianie zdań, takiej jak pytanie: „Co będzie dziś na kolację?", za którym idzie odpowiedź: „Spagetti?" Intonacja zmienia oświadczenie lub odpowiedź w pytanie, jak gdyby mówiło się „Czy ci to odpowiada?"
Wkrótce po nadaniu przez Lakoff (1975, s. 53) etykietki „kobiecego języka" wypowiedzi o charakterze propozycji badania przeprowadzone przez specjalistkę od języka i wychowania Carole Edelsky (1979) podważyły jej ustalenia. Przeprowadzona przez Edelsky analiza wzorów intonacji wypowiedzi mężczyzn i kobiet wykazała, że interpretacja intonacji wznoszącej się zależała od tego, w jakim kontekście z niej korzystano. W niektórych kontekstach badane kobiety stosowały wznoszącą się intonację częściej niż mężczyźni, lecz w innych nie pojawił się żaden wzór nawiązujący do różnic między płciami. Te sprzeczne wnioski z badań doprowadziły Julię Penelope (1990), studiującą problemy feminizmu, do wyciągnięcia następującego wniosku: „Mówi się, że kobiety korzystają ze f...] struktur, które są usłużne i uległe («grzeczne»), mające charakter propozycji, niepewne, przesadzone emocjonalnie i samoponiżające. Te rzekome cechy obrazują pewien stereotyp tego, jak kobiety mówią, nie zaś sposób, w jaki rzeczywiście mówimy" (s. XXII-XXIII).
Jedną z konstrukcji lingwistycznych związanych z intonacją, która w niektórych badaniach jest postrzegana jako wskazówka kobiecej niepewności, jest
291
pytanie dodane (Fishman, 1980; McMillan, Clifton, McGrath, Gale, 1977; Zim-merman, West, 1975). Lakoff (1975) opisała pytanie dodane jako coś, co „znajduje się w pół drogi między prostym oświadczeniem a pytaniem: jest ono mniej stanowcze niż pierwsze, lecz zawiera większą dozę pewności niż drugie" (s. 15). Przykładem pytania dodanego może być: „To naprawdę piękny dzień, nie sądzisz?" Zamiast wypowiedzieć swoją opinię w formie oświadczenia na temat dnia, mówiący dołącza na końcu zdania pytanie. Pytań dodanych używa się przede wszystkim w celu dojścia do zgody lub uzyskania odpowiedzi od słuchacza, a także, jak sugeruje Lakoff, w celu wyrażenia „ubolewania, że w ogóle się coś stwierdziło" (s. 54). Lakoff przypisała korzystanie z pytań dodanych ogólnemu brakowi asertywności czy zaufania do tego, co ktoś mówi; według wskazówek, jakie wypływały z jej badań, korzystanie z tych pytań jest bardziej właściwe stylowi kobiecemu niż męskiemu. Choć Lakoff przypisała pewne praktyki lingwistyczne określonym płciom, to jednak była zaniepokojona przejawianą przez ludzi tendencją do „kształtowania sądów o innych na podstawie powierzchownego zachowania lingwistycznego, który może nie mieć nic wspólnego z charakterem wewnętrznym, lecz zostało mówiącemu narzucone" (s. 17).
W innych badaniach sprawdzających twierdzenia Lakoff nie znaleziono żadnego dowodu na to, że pytania dodane występują częściej w mowie kobiet niż w mowie mężczyzn lub że funkcjonują one jako wskazówki niepewności czy wypowiedzi o charakterze propozycji (Baumann, 1979; Dubois, Crouch, 1975; Holmes, 1990). Pytania dodane mogą oddziaływać jak autentyczne prośby lub środki „uprzedzające sprzeciw" (Dubois, Crouch, 1975, s. 292). Jak wskazuje Spender (1985, s. 9), niewłaściwe jest postrzeganie pytań dodanych jako wypowiedzi, które zawsze wskazują na wahanie, co widać zresztą w podanym tam przykładzie: „Nie zrobisz tego już więcej, czyż me?". •
Inną konstrukcją lingwistyczną, którą interpretuje się na ogół jako wskazówkę wypowiedzi o charakterze propozycji i w stereotypowy sposób łączy się z mową kobiet, jest zdawanie się na takie środki, jak wypowiedzi kwalifikujące, wyrażenia asekuracyjne, wyrażenia zaprzeczające, wzmocnienia oraz prośby złożone przeciwstawione prośbom prostym. Lakoff (1975) twierdziła, że mowa kobiet przyswoiła sobie więcej z tych konstrukcji, co wskazuje na ogólny brak pewności u kobiet oraz na ich niezdolność do „zagwarantowania poprawności wypowiedzi" (s. 53). Wypowiedzi kwalifikujące to: no wtas'nie, no wiesz, coś w rodzaju, tego rodzaju, naprawdę, być może, możliwie, może być oraz oczywiście. Środki o charakterze wyrażeń asekuracyjnych obejmują takie terminy, jak myślę, wierzę, czuję, zgaduję, mam na myśli, zastanawiam się (Holmes, 1990; Lakoff, 1975; Spender, 1985). Wyrażenia zaprzeczające są zazwyczaj dłuższymi formami wyrażeń asekuracyjnych, które funkcjonują jako wypowiedzi wstępne lub mechanizmy obronne, gdy ktoś jest niepewny lub ma wątpliwości, co należy powiedzieć (Beach, Dunning, 1982; Bell, Zahn, Hopper, 1984; Bradley, 1981; Hewitt, Stokes, 1975). Wyrażenia zaprzeczające z reguły osłabiają lub łagodzą efekt komunikatu. Przykłady tych wyrażeń obejmują takie wypowiedzi, jak „Wiem, że to głupie pytanie, ale...", a także „Mogę się mylić, ale myślę, że...". (Naukowcy nazywają niektóre
292
z tych środków wypowiedziami kwalifikującymi, inne zaś wyrażeniami asekuracyjnymi lub wyrażeniami zaprzeczającymi; dlatego też przykłady, jakie tu podajemy, mogą nie odpowiadać abstrakcyjnym kategoriom). Prośby złożone zazwyczaj zawierają jakąś negatywną konstrukcję oraz są dłuższe i bardziej zawiłe; są to prośby o podjęcie działania lub o pomoc i, zgodnie ze zdaniem Lakoff (1975), charakteryzują raczej mowę kobiet niż mężczyzn. Pytanie: „Czy nie wyszedłbyś ze mną dziś wieczór?", jest właśnie pytaniem złożonym w porównaniu z prostą lub bezpośrednią konstrukcją: „Chodź ze mną wieczorem". Prośby złożone również sygnalizują, że wypowiedź ma postać propozycji albo że „mówca nie jest tak bardzo zaangażowany jak wówczas, gdy wypowiada prostą deklarację lub stwierdzenie" (Lakoff, 1975, s. 19).
Wzmocnieniami uczeni zajmujący się językiem zainteresowali się już w 1922 roku, gdy lingwista Otto Jespersen przeanalizował kobiece użycie przesady, w szczególności na przykładzie określenia niezmiernie. Analiza doprowadziła go do wniosku, że kobiety są o wiele bardziej skłonne do korzystania z hiperbol w swojej komunikacji w porównaniu z mężczyznami. Lakoff (1975) skupiła się na wyrażeniu tak (bardzo) twierdząc, że kobiety o wiele częściej niż mężczyźni używają takich konstrukcji, jak „Lubię go tak bardzo" (s. 55). Penelope (1990) dodaje wyrażenia tak bardzo, tego rodzaju i całkowicie - jako sposoby sygnalizowania siły uczucia lub wzmocnienia tego, co zostało powiedziane (s. XXII).
Dwie lingwistki - Janet Holmes (1990), która badała wzory męskigo i kobiecego języka w Nowej Zelandii, oraz Deborah Cameron (1985), która zajmowała się wypowiedziami o charakterze propozycji w mowie rdzennych londyńczyków, a także prowadziła badania w Stanach Zjednoczonych - doszły do wniosku, że interpretacje opierające się na typach płciowych, a dotyczące zakresu środków lingwistycznych, takich jak wyrażenia kwalifikujące, wyrażenia asekuracyjne, wyrażenia zaprzeczające, wzmocnienia oraz prośby złożone, muszą być dokonywane z uwzględnieniem kontekstu komunikacji (Bradley, 1981; Kramarae, 1982; Muląc, Lundell, 1986; O'Barr, Atkins, 1980; Ragan, 1989; Sayers, Sherblom, 1987).
Holmes (1990) odkryła na przykład, że kobiety i mężczyźni z równym prawdopodobieństwem korzystają z lingwistycznych środków o charakterze propozycji w zależności od potrzeby lub wymagań konkretnej sytuacji. Kobiety, które badała, regularnie wykorzystywały komunikację o charakterze propozycji przebywając w towarzystwie mężczyzn, lecz rzadziej odwoływały się do niej w środowisku kobiet. Cameron (1985) odkryła, że mężczyźni, których obserwowała, wchodzili w tego typu komunikację, gdy zostali postawieni w pewnych rolach, na przykład osób odpowiedzialnych za wspieranie interakcji w grupie. Podobnie w pracach O'Barra i Atkinsa (1990), dotyczących komunikacji w sądach, stwierdzono, że kobiety i mężczyźni z taką samą częstotliwością wykorzystywali wszystkie środki składające się na to, co Lakoff (1975) nazwała „językiem kobiecym"; wyjątkiem były tylko pytania dodane.
Z pewnością nadmierne wykorzystywane w komunikacji form ekspresji o charakterze propozycji może być interpretowane jako znak niepewności i zalęknienia. Lecz wypowiedzi o charakterze propozycji mogą nieść ze sobą także
293
pozytywne, afiliacyjne przesłanie; takie formy ekspresji nie muszą być utożsamiane z którąś płcią. Na przykład menedżer zajmujący wysokie stanowisko w jakiejś organizacji może używać wyrażeń zaprzeczających lub wyrażeń asekuracyjnych, starając się wyrównać różnicę statusów, wzmocnić poczucie wspólnoty pośród członków swojej ekipy oraz zaprezentować się jako osoba otwarta na sugestie i idee płynące od pracowników. Jedne badania wskazują, że kobiety używają w swojej komunikacji więcej form o charakterze propozycji, inne zaś, że obie płcie mogą odwoływać się do tych form ekspresji w pewnych sytuacjach i w różnych kontekstach w celu zaspokojenia potrzeby afiliacji i ułatwienia interakcji z innymi. Mogę tu podać przykład jednego z moich przyjaciół, który wyjaśnia, że często używa próśb złożonych, pytań dodanych i wyrażeń zaprzeczających, gdy ma do czynienia z określoną grupą osób - współpracownikami, ludźmi mu podległymi, przyjaciółmi itp., pragnąc wykazać się nie dogmatyczną, wspomagającą i mniej dominującą postawą wobec innych. Interpretując komunikację o charakterze propozycji dobrze jest być ostrożnym, rozważać kontekst i unikać stereotypów.
Dobór słów
W tej części będzie mowa o preferencjach mężczyzn i kobiet w doborze słów. Najbardziej interesujące informacje dotyczą używania nazw kolorów, przekleństw i slangu związanego z seksem.
•t Język kolorów
W jednym z odcinków Designing Women, Julia Sugarbaker, jedna z głównych postaci kobiecych, oraz pewien mężczyzna, z którym Julia zaczęła się umawiać, opowiadają współpracownikom o efektach ich wypadu do sklepu. Mężczyzna wyjaśnia, że starał się namówić Julię na kupno „fiołkowo-różowego" kostiumu, który miał „peplum" uwydatniające figurę. Później kobiece otoczenie Julii wysunęło sugestię, że mężczyzna jest prawdopodobnie homoseksualistą; kobiety oparły się na dwóch użytych przez niego słowach: „fiołkowo-różowy" i „peplum", których - jak z naciskiem podkreślały - nie użyłby żaden heteroseksualny mężczyzna (a nawet nie byłby w stanie ich zdefiniować). (Jak wielu z czytelników zastanawia się teraz, czym jest to „peplum" ?) Przytaczamy ten przykład ze względu na podwójny cel: (1) podkreślenie tego, co już wcześniej powiedzieliśmy w tym tekście, a mianowicie, że mężczyzna przejawiający zachowanie uznawane przez społeczeństwo za „kobiece" jest często poniżany i przypisuje się mu homoseksualizm; ta niefortunna tendencja często jest wzmacniana przez media; (2) udramatyzowanie badań dotyczących kobiet, mężczyzn i języka kolorów.
Bardzo niewiele napisano na ten temat, najczęściej jednak „kolorowy" język jest sprowadzany do sfery kobiecości. Lakoff (1975) twierdziła, że „Kobiety są o wiele bardziej precyzyjne w nazywaniu kolorów niż mężczyźni; takie słowa jak beżowy, ecru, akwamaryna, lawendowy itd., które nie są niczym nadzwyczajnym
294
w słownictwie kobiet, nie występują w słownictwie mężczyzn" (s. 8-9). Jedna z naszych przyjaciółek wspomniała ostatnio, że dała swojemu mężowi w prezencie na urodziny ładną koszulę w kolorze „zamglonej śliwki". Czy słyszałeś kiedyś, żeby mężczyzna mówił o „zamglonej śliwce"? Prawdopodobnie nie. Dlaczego tak się dzieje? Badania podsuwają kilka wyjaśnień tego, że kobiety są skłonne do używania bardziej zróżnicowanych kategorii na oznaczenie kolorów niż mężczyźni. Jedno z wyjaśnień odwołuje się do tego, że więcej mężczyzn niż kobiet cierpi na daltonizm. Wyjaśnienie to jednak nie wydaje się wystarczające, ponieważ mężczyźni, którzy nie są daltonistami, także nie są skłonni do stosowania wielu zróżnicowanych określeń kolorów. Inne wyjaśnienie jest takie, że całe zagadnienie kolorów może być po prostu o wiele ważniejsze dla kobiet niż dla mężczyzn, z uwagi na to, że kobiety są tradycyjnie o wiele bliższe sprawom mody i wystroju domu. Bez żadnych dodatkowych przyczyn rozwinęły zatem drobiazgowe rozróżnienia między kolorami oraz słownictwo, które im towarzyszy. > Lakoff (1975) twierdziła, że mężczyźni spychają kolory do kategorii problemów „nie z tego świata", które utożsamiają ze sferą kobiecą. Przekonywała, że „ponieważ nie oczekuje się od kobiet podejmowania decyzji w ważnych sprawach, takich jak charakter podejmowanej pracy, spycha się je w sferę mało istotnych decyzji, [...] czy nazwać kolor lawendowym czy fiołkowo-różowym" (s. 9). Socjologowie Berlin i Kay (1969) w pracy Basic Color Terms wyjaśniają, że opisywanie kolorów jest ściśle związane z kulturą osoby. Na koniec można stwierdzić, że niektórzy są przekonani, iż tendencja do używania większej liczby słów na określenie kolorów przez kobiety niż mężczyzn ulega zmianie we współczesnym pokoleniu. Twierdzą, że w miarę jak coraz więcej osób wkracza w zawody tradycyjnie łączone z płcią przeciwną, na przykład mężczyźni zaczynają zajmować się dekoracją wnętrz i modą, tendencje dotyczące stosowanej terminologii ulegają zmianie. Czy zgadzasz się z tą tezą?
• "'.i'' • /' ',.' .' ''M-' !«' ' , '.-1 "'(. r
Przekleństwa i slang związany z seksem
[...] Co można powiedzieć o przekleństwach i slangu seksualnym w komunikacji interpersonalnej? Czy istnieją tu tendencje typowe dla płci? Czy w latach dziewięćdziesiątych wypowiedzenie takich słów, jak „gówno", „cholera", „do diabła", „sukinsyn" oraz kwiecistych metafor i bluźnierczych terminów ciągle jest akceptowalne raczej w przypadku mężczyzn niż kobiet?
Używanie przekleństw od dawna było łączone z zachowaniem mężczyzny (o ile można je łączyć z czyimkolwiek zachowaniem), stąd choćby umowne określenie, że ktoś „klnie jak szewc". Lakoff (1975, s. 11) utrzymywała, że język kobiet sprzyjał temu, by pozostawały „skromnymi panienkami". Kobieta w nadmiarze używająca slangu lub przekleństw burzy taki obraz. Szukając poparcia dla swojej tezy Lakoff sformułowała dwie wersje tej samej wypowiedzi i zwróciła się z prośbą o określenie, która pochodzi od mężczyzny, a która od kobiety. Oto te wypowiedzi: „Kochanie, masło orzechowe znów stoi na lodówce" oraz „Cholera, masło orzechowe znów jest na lodówce" (s. 10). Była przekonana, że nadanie tym wypowiedziom etykietek związanych z płcią okaże się czymś oczywistym, i to
295
niezależnie od tego, że większość kobiet nie czuła się już wówczas nieswojo używając przekleństw (był to wynik rozwoju ruchu kobiecego). Jednocześnie wiedziała również z góry, że większość „średniej Ameryki" wciąż nie okaże aprobaty dla kobiecych przekleństw. Według Lakoff, jeśli przekleństwa - nieuzna-wane początkowo w ustach kobiet - sprawiają, że czyjaś opinia staje się mocniejsza i bardziej wiarygodna, to zaakceptowanie ich używania przez kobiety umacnia jedynie pozycję mężczyzn.
Fascynująca analiza użycia języka nasyconego przekleństwami i wrogością w środowisku studentów college'u, mężczyzn i kobiet, została przeprowadzona w 1978 roku przez Constance Staley, lingwistkę zajmującą się różnicami między płciami. Z danych Staley wynikła niezwykle interesująca odmienność spostrzegania. Kobiety objęte badaniem spostrzegały, że mężczyźni używali przekleństw i wrogiego języka w o wiele większym stopniu, niż wskazywali na to sami badani mężczyźni. Mężczyźni natomiast, sądzili, że kobiety używają o wiele mniej przekleństw, niż przyznawały to same kobiety. Nawet więc w wyzwolonych latach siedemdziesiątych, gdy kobiety miały już doświadczenie w przeklinaniu, wciąż łączono przekleństwa i używanie dosadnych słów głównie ze sferą męskości. W tym samym czasie mężczyźni oczekiwali, że kobiety będą mówiły jak grzeczne panienki, nie jak szewcy.
W klasycznym już artykule o stosowaniu języka seksualnego lingwista Otto Jespersen (1922) napisał, że „kobiety we wszystkich krajach wstydzą się wspominać o pewnych częściach ludzkiego ciała i pewnych naturalnych funkcjach, z użyciem bezpośrednich i często grubiańskich nazw, które stosują mężczyźni, zwłaszcza młodzi, gdy są w swoim towarzystwie" (s. 24). Według Jespersena, niechęć kobiet do ostrej, obrazowej terminologii prowadzi je do rozwijania eufemizmów, które następnie coraz częściej są wykorzystywane w języku codziennym. Było to podstawą jego przekonania, że „kobiety wywierają potężny i powszechny wpływ na rozwój języka przez swoje instynktowne wzbranianie się przed przekleństwami i niewybrednymi wyrażeniami" (s. 246).
Można by twierdzić, że wiele się zmieniło od czasów badań Jespersena z lat dwudziestych. Czy jednak rzeczywiście tak wiele? Czy kobiety mają dziś o wiele większą swobodę w używaniu języka dotyczącego seksu, zazwyczaj zarezerwowanego dla mężczyzn? Wyniki badań opublikowane w 1990 roku przez Julię Penelope odnoszą się w szczególności do form językowych nazwanych przez nią „slangiem seksualnych przekleństw" (s. 46). Penelope konkluduje (ze znacznym oburzeniem), że nawet w naszym współczesnym społeczeństwie używanie slangu seksualnego lub przysłuchiwanie się mu wydaje się czymś nie do zaakceptowania w przypadku kobiet. Mężczyznom wolno używać tego typu języka, co prawda z jednym ograniczeniem: „Rzadko demonstrują pełen wachlarz jego możliwości w towarzystwie kobiet" (s. 46).
Pewna interesująca różnica między płciami została dostrzeżona przez Rincka Simkinsa (1982), badacza problemów płci. Analiza dotyczyła wyboru języka dyskusji o męskich i żeńskich genitaliach oraz o zbliżeniu seksualnym. Studenci obu płci uznali, że w mieszanym towarzystwie używaliby bardziej formalnej,
296
klinicznej terminologii na oznaczenie genitaliów i stosunku. Jednak w towarzystwie przyjaciół tej samej płci mężczyźni z większym prawdopodobieństwem przeszliby na slang seksualny, a kobiety wśród przyjaciółek wciąż wolałyby używać terminologii bardziej formalnej.
Jednym z problemów, jakie ludzie napotykają dyskutując o seksie - z partnerem na randce lub z współmałżonkiem, z dziećmi lub z kimkolwiek innym - jest to, że język opisujący części ciała i aktywność seksualną jest albo całkowicie kliniczny, albo „rynsztokowy" (Potorti, 1992). Innymi słowy, niekiedy ciężko jest szczerze porozmawiać na tematy związane z seksem, nawet jeśli tego typu rozmowy są ważne, ponieważ żenujący wybór polega tu albo na (1) używaniu dziwacznej terminologii, rodem z książek medycznych, która może być niezrozumiała zarówno dla tego, kto mówi, jak i dla słuchacza; albo na (2) używaniu „określeń rynsztokowych" lub obrazowego slangu, który może być obraźliwy i niechybnie sprymitywizuje sam temat; albo na (3) prowadzeniu rozmowy w niejasnej formie, opartej raczej na długich wywodach niż specjalnym języku, co niesie za sobą ryzyko nieporozumienia. Jeśli ludzie w ogóle, a kobiety w szczególności mają problemy z wypowiadaniem się na tematy seksualne, to jest to w pewnej mierze zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę język, z jakiego możemy obecnie korzystać. [...] ,...•,,
Kobiety i mężczyźni w rozmowie „ , •
Ostatnia część rozważań o sposobach użycia języka w komunikacji między płciami sięga do kwestii podstawowej struktury zwykłej rozmowy. Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak jest zorganizowana rozmowa i w jaki sposób się nią „kieruje"? Elementy, które sprawiają, że rozmowy wydają się zorganizowane, w badaniach zazwyczaj określone są jako „kierowanie rozmową". Jeśli czytałeś opracowania poświęcone kierowaniu rozmową, to mogłeś znaleźć opisy następujących zagadnień: rozpoczęcie rozmowy i podtrzymywanie jej; rozmowność; zmiana kolejności; kontrolowanie tematu i plotki; przerywanie i nakładanie się wypowiedzi; stawianie pytań zestawione z odpowiedziami; korzystanie z pauz i milczenia. Większość z tych zagadnień prawdopodobnie omawiano odwołując się do sprzecznych danych pochodzących z analiz mających na celu wyodrębnienie różnic między płciami.
Wybraliśmy odmienne podejście do tematu, takie, które bada kierowanie rozmową z punktu widzenia analiz dwóch rozbieżnych typów interakcji. Opieramy się tu przede wszystkim na pracach Carole Edelsky, pedagoga i uczonej, która zainteresowała się stylami męskiej i kobiecej komunikacji w grupach. W artykule zatytułowanym Who's Got the Floor? Edelsky (1981) opisuje swoje uczestnictwo w spotkaniach rady studenckiej, na których pojawiały się dwa bardzo różne typy dyskusji (typ l oraz typ 2). Różnice między płciami, jakie można było obserwować na tych spotkaniach rady, zafascynowały badaczkę; odnosiły się do aspektów kierowania rozmową, na przykład do zmiany kolejności mówienia,
297
kontrolowania tematu, przerw lub nakładania się wypowiedzi oraz czasu mówienia (nazwanego przez nią „pozostawaniem przy głosie"). Przyjrzyjmy się na początku ich kilku definicjom, a następnie opiszmy, jak funkcjonują w rozmowie.
Terminologia związana z kierowaniem rozmową ' * -"
Rozmowa zazwyczaj przebiega na przemian, to znaczy najpierw kolejka przypada na jednego rozmówcę, potem na drugiego itd., i w ten sposób interakcja staje się społecznie zorganizowana (Sacks, Schegloff, Jefferson, 1978). Włączenie się jakiegoś rozmówcy do rozmowy oznacza, że teraz nastąpiła jego „kolejka do wypowiedzenia się". Kontrolowanie tematu tłumaczy się nieźle samo przez się; zachodzi ono wówczas, gdy rozmówca podejmuje jakiś temat, a następnie stara się zadbać o to, by pozostawał on centralnym punktem dyskusji. Częścią jego starań jest bronienie się przed wszystkim, co przerywa temat i co zostało zdefiniowane przez Westa i Zimmermana (1983) jako „naruszenie przysługującej rozmówcy kolejki do wypowiedzi", a także przed wszystkim, co nakłada się na wypowiedź, a co zostało opisane jako „równoległa wypowiedź podjęta przez następnego rozmówcę dokładnie w chwili, gdy obecny rozmówca zbliża się do możliwego punktu przejścia" (s. 103-104). Możliwe interpretacje przerw i nakładania się są następujące: oznaka braku szacunku dla rozmówcy i ograniczenie jego praw, narzędzie kontrolowania dyskusji, wskaźnik postaw dominacji i autorytetu (Mar-che, Peterson, 1993). Czas wypowiedzi, określany jako czas transmisji lub gadatliwość, to termin odnoszący się do tego, jak dużo czasu zajmuje rozmówcy jedna kolejka w rozmowie (Edelsky, 1981).
Typ l według Edelsky /- , u< < »„ .,, <
Pierwszy typ interakcji jest opisany przez Edelsky jako „zazwyczaj uporządkowany i charakteryzujący się tym, że w danym czasie mówi jeden rozmówca" (1981, s. 384), a także tym, „że występują tu monologi, kontrola jest sprawowana przez jedną stronę, interakcja zaś jest hierarchiczna, to znaczy ci, którzy mówią, odróżniają się od tych, którzy czekają na swoją kolejkę, a głos się zdobywa lub traci (s. 416). .'• •' «s?'.'> •-, \ •,;•'.. i1 ;... . -i i,,,i^^^i
Co by się stało, jeśli?
Co by się stało, jeśli byłbyś (byłabyś) muchą na ścianie, podsłuchującą rozmowę grupy kobiet lub mężczyzn? Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek, jak przebiegają dyskusje przeprowadzane wyłącznie w gronie reprezentantów płci przeciwnej? Jeśli jesteś kobietą, to, co by się. stało, jeśli mogłabyś stać się muchą i podsłuchać grupę facetów rozmawiających o kobietach? Pomyśl przez chwilę, jak wyglądałaby taka rozmowa, jakiego języka używano by, jakie tematy byłyby omawiane, jakie oznaki męskiej rywalizacji ujawniałyby się w toku rozmowy. Jeśli jesteś mężczyzną, to co by się stało, jeśli pozostając
298
niewidzialnym przysiadłbyś się do rozmowy toczonej przez grupę przyjaciółek w radosnej dla nich chwili? Jak przypuszczasz, czy mówiłyby więcej o swojej pracy, czy o mężczyznach w swoim życiu? Niedawne badania pokazują, że rozmowy wyglądają i brzmią całkiem odmiennie w zależności od tego, czy są toczone przez grupy składające się tylko z kobiet lub tylko z mężczyzn. Czy zauważyłbyś tę różnicę i czy nie sprawiłaby ona, że poczułbyś się skrępowany? Czy oceniłbyś rozmowę kobiet jako niezorganizowaną i chaotyczną, a może zabawniejszą i lżejszą od typowych rozmów między mężczyznami? Pomyśl o tych sytuacjach, w których mogłeś (mogłaś) podsłuchać rozmowę płci przeciwnej. Czy jakieś elementy sposobu prowadzenia rozmowy cię zaskoczyły? Zastanawianie się nad tymi doświadczeniami jest równie interesujące, jak wyobrażanie sobie, jaka byłaby twoja reakcja, gdybyś byt (była) muchą na ścianie.
Niektórzy rozmówcy (jeśli grupa składa się z przedstawicieli obojga płci, to są to zazwyczaj mężczyźni) dominują w dyskusji - narzucając jej hierarchiczny lub oparty na statusie porządek określający kolejność zabierania głosu, rezerwując dla siebie dłuższe kolejki, wypowiadając więcej zdań orzekających niż pytań, przerywając wypowiedzi innych rozmówców, używając słownych środków do odparowania prób przerwania ich własnych wypowiedzi. Rozmowa staje się wtedy raczej przykładem rywalizacji niż współpracy. W badaniu Edelsky dotyczącym pierwszego sposobu zabierania głosu kolejki mężczyzn były cztery razy dłuższe niż kolejki kobiet. Znana feministka Gloria Steinem (1983) określa takie zachowanie jako „policyjną kontrolę sprawowaną nad przedmiotem rozmowy" (s. 179).
Dyskusje pierwszego typu niekoniecznie muszą odbywać się w grupach; nawet dwie osoby mogą prowadzić ze sobą tego typu dialog. Pomyśl na przykład o jakiejś minionej rozmowie, w trakcie której uświadomiłeś sobie wyraźnie, że działają w niej „reguły konwersacyjne". Tego typu rozmowę mogłeś odbyć choćby ze swoim pracodawcą na temat spraw związanych z pracą, z przyjacielem, który przyszedł do ciebie z prośbą o przysługę, lub z twoim rodzicem, bratem, siostrą czy współmałżonkiem. Na tok rozmowy wpływa kilka rzeczy, takich jak charakter lub subtelność omawianego tematu, wszelka różnica statusów uczestników rozmowy albo poprzednie interakcje między nimi. Omówimy też zaraz płeć jako jedną ze zmiennych, które mogą wpływać na rozwój rozmowy. Ton oraz forma rozmowy pierwszego typu będą prawdopodobnie zdominowane przez styl interakcji właściwy dla jednej osoby. Jeśli twój szef wypowiada się raczej autorytatywne niż w sposób zachęcający do odpowiedzi, jeśli wskazuje, że nie toleruje przerywania ani równoczesnego mówienia, jeśli jego wypowiedzi przybierają charakter raczej minimonologów niż zrównoważonej wymiany zdań, to wówczas te tendencje - wszystkie te aspekty kierowania rozmową - mogą nadać tej rozmowie kształt właściwy dla typu pierwszego.
299
; Typ 2 według Edelsky
Dla interakcji drugiego typu bardziej charakterystyczna jest współpraca niż rywalizacja. Współpraca wyraża się poprzez równoczesne mówienie lub, jak nazwała to Edelsky (1981, s. 391), poprzez „wolną przestrzeń dla wszystkich", „wspólne budowanie jakiejś odpowiedzi na jakieś pytanie" oraz „współpracę w rozwijaniu idei". Dyskusje tego rodzaju cechuje również to, że jest w nich dużo śmiechu, szybko zmieniająca się kolejność wypowiedzi oraz wypowiedzi nakładające się na siebie, co wskazuje, że uczestnicy nadają „na tej samej fali". Edelsky wykazała, że w dyskusjach drugiego typu uczestnictwo kobiet i mężczyzn było bardziej zrównoważone niż w dyskusjach typu pierwszego, z o wiele skromniejszym udziałem mężczyzn i o wiele większym wkładem kobiet. Steinem (1983, s. 183) dowodzi, że „relacyjny styl mówienia i kierowania rozmową", który pojawia się w różnorodnych dyskusjach typu drugiego, jest dominującą cechą dyskusji odbywających się w grupach wyłącznie kobiecych.
Pomyśl o takich swoich rozmowach, które odpowiadają temu, co Edelsky nazywa typem drugim. Może się zdarzyć, że innego dnia i na inny temat ten sam pracodawca, którego zachowanie rozpatrywałeś jako przykład interakcji pierwszego typu, będzie rozmawiał z tobą w sposób wskazujący na cechy interakcji drugiego typu. Czy brałeś kiedyś udział w rozmowie, podczas której wydawało się, że reguły i organizacja, a także struktury kierujące nią zostały zostawione za drzwiami? Takie rozmowy podsłuchującemu je mogłyby wydawać się całkowicie niespójne. Jako prywatny przykład mogą służyć rozmowy kobiety-współautorki tej książki z matką, niemal bez wyjątków, zresztą ku uciesze ojca, przyjmujące formę właściwą dla typu drugiego. Obie ściągają na siebie żarty, że „kroczą z Los Angeles do Seattle przez Dallas", lecz w oczach ich samych wzór rozmowy jest całkowicie sensowny. Tego typu rozmowa jest pełna brania i dawania, pokawałkowana z powodu przerywania i nakładania się wypowiedzi, prawie nie istnieje w wyniku nieustannej zmiany tematów i jest niemal mistyczna z uwagi na to, w jaki sposób rozmawiające ze sobą osoby kończą nawzajem swoje myśli i zdania. Tego typu dyskusja - dyskusja typu drugiego - pozwala na osiągnięcie celów, a także ma pewną strukturę oraz właściwości nią kierujące, chociaż nie odpowiada potocznej dyskusji „uporządkowanej".
Porównanie obu typów dyskusji
Edelsky tłumaczy, że oba typy dyskusji mogą istnieć w ramach tej samej rozmowy, lecz główną cechą je różnicującą jest to, że dyskusję pierwszego typu rozwija się w pojedynkę, a drugiego wspólnie. Ważne jest, by zrozumieć to, że Edelsky przeciwstawia sobie te dwa typy odwołując się do stylu interakcji, nie zaś do tego, co udaje się w ich wyniku osiągnąć. Nie wyciąga na przykład wniosku, że dyskusje pierwszego typu są bardziej skuteczne w doprowadzaniu do wykonywania zadań, a dyskusje drugiego typu pozwalają rozmówcom na bardziej pozytywne odnoszenie się do siebie. Stwierdza, że niemal wszystkie jej spotkania zaczynały się towarzysko, od żartów, beztroskiego chichotu i poczęstunku. Typ rozmowy wyznaczało to, kto zaczął mówić pierwszy, a także jak zaczął mówić, jakie
300
tematy poszły w dyskusji na pierwszy ogień, kto uczestniczył w grupie itd. Te cechy właśnie opisują typ dyskusji, a także przechodzenie od jednego typu do drugiego.
Kierowanie rozmową a płeć = ; t,;/; r
Badania dotyczące stylów kierowania rozmową przez mężczyzn i kobiety doprowadziły do tak sprzecznych rezultatów, że przedstawienie ich kolejno byłoby prawdopodobnie bardziej irytujące niż pomocne w wyjaśnieniach. Inny zarzut pod adresem tych badań polega na tym, że większość z nich oparto na tym samym modelu interakcji, wykorzystywanym podczas pomiaru różnic między płciami - „jedna osoba mówi w danym czasie", co jest tożsame z typem pierwszym według Edelsky. Wiele kobiet i mężczyzn oczekuje, że dyskusje z udziałem obu płci przyjmą taką postać, iż mężczyzna zdominuje rozmowę i będzie kontrolował, o czym się mówi oraz kto zabiera głos. Edelsky tak podsumowuje to błędne oczekiwanie: „Jedna osoba mówiąca danym czasie nie jest powszechną zasadą w rozmowach, ani nie jest czymś zasadniczym dla wymiany komunikatów. Co więcej, bezwzględne przyjęcie takiej przesłanki sprawia, że badacze zaczynają postrzegać sytuacje, w których więcej niż jedna osoba mówi w tym samym czasie, jako wynaturzenie, niepowodzenie lub coś, co wymaga naprawy" (1981, s. 397). Autorka twierdzi, że badacze powinni raczej pytać o warunki, jakie należy spełnić, aby obie płcie mogły wchodzić ze sobą w równorzędną interakcję, niż śledzić okazywanie siły tylko w interakcji jednego rodzaju.
Edelsky zauważyła kilka prawidłowości związanych z płcią. Badane kobiety miały tendencję do szerszego uczestniczenia w rozmowach typu drugiego i czerpania z nich większej satysfakcji, ponieważ te nieformalne, oparte na współpracy dyskusje zapewniały zarówno „rodzaj «anonimowości» pozwalającej na używanie języka aser-tywnego, jak i dogodne tło, na którym kobiety mogły rozwinąć pełny zakres zdolności językowych" (s. 416). Jak twierdzi Pamela Fishrńan (1983, s. 99), w rozmowie opartej na współpracy kobiety nie muszą wypełniać „konwersacyjnego harmonogramu", co czynią zwykle w rozmowach opartych na rywalizacji. Według wyników badań Edelsky, w dyskusjach typu drugiego mężczyźni mówili mniej niż w dyskusjach typu pierwszego, lecz i tak równie wiele jak kobiety. Nie wydaje się, by ich uczestnictwo było ograniczone przez styl polegający na współpracy i swobodnym toku rozmowy. Edelsky nie wspomina także o wyższej satysfakcji odczuwanej przez mężczyzn uczestniczących w dyskusjach pierwszego typu. Autorka ta sądzi, że mężczyźni mogą odnosić korzyści z „interakcji o wysokim stopniu uczestnictwa, współdziałania oraz opartych na solidarności, charakterystycznych dla dyskusji typu drugiego" (s. 417). Z pewnością zarówno kobiety, jak i mężczyźni mogliby skorzystać wiedząc, że na prawdę mogą doświadczać satysfakcjonujących interakcji, w których władza jest zrównoważona. Prawdopodobnie byłoby to satysfakcjonujące dla obu stron.
Kończąc rozważania poświęcone kierowaniu rozmową, zachęcamy cię do zastanowienia się nad kilkoma z niedawno odbytych dyskusji oraz do oceny własnego w nie zaangażowania. Czy przejawiałeś zachowania komunikacyjne stereotypowo wiązane z twoją płcią i z różnicami między płciami? Czy myślisz, że tego typu dominujące zachowania, jak przerywanie i kontrolowanie tematu, muszą być środ-
301
karni używanymi przez mężczyzn? Czy jest „rzeczą, właściwą kobiecie" czekanie aż nadejdzie jej kolej, nie zaś zaczynanie rozmowy i włączanie się do niej? Czy płcie są w jakiś sposób ograniczane przez tego typu opisy „właściwych" zachowań? Co się dzieje, gdy oczekiwania kobiet i mężczyzn związane z rozmową zostają naruszone? Zastanów się, z jakim osądem mógłby się spotkać mężczyzna, który nigdy nie zaczyna rozmowy. Z jaką reakcją mogłaby się spotkać kobieta, która przerywa komentarz drugiej osoby i zmienia temat, nie używając przy tym wyrażenia zaprzeczającego? Z dużą dozą pewności można powiedzieć, że ustalanie, jaki styl rozmowy jest właściwy dla danej płci, jest równie obezwładniające jak inne formy stereotypowego ujmowania różnic między płciami. Przeszkadza bowiem w owocnej i skutecznej komunikacji, choćby dlatego, że wyzwala oczekiwanie, iż rozmowa przyjmie określone formy z uwagi na udział mężczyzn lub kobiet.
Zakończenie
W tym rozdziale podsunęliśmy ci wiele sugestii do przemyślenia z jednego zasadniczego powodu - abyś mógł głębiej się zastanowić nad tym, w jaki sposób dokonuje się komunikacja między mężczyznami i kobietami. Da ci to możliwość zastosowania uzyskanych informacji w praktyce, gdy będziesz musiał inicjować lub podtrzymywać wszelkiego rodzaju związki. Wiedząc to, co teraz wiesz na temat zróżnicowanych podejść do komunikacji, jak opisałbyś własne podejście, zestawiając je z podejściem jakiejś innej osoby przeciwnej płci? Zastanów się, czy zazwyczaj podchodzisz do komunikacji z punktu widzenia samej relacji, treści owej komunikacji, czy też potrzeb lub wymagań sytuacji? Pomyśl o jakiejś szczególnej osobie - dawnej miłości, kimś z kim spotykasz się obecnie, twoim współmałżonku lub najlepszym przyjacielu. Jak opisałbyś styl komunikacyjny tej osoby? Jeśli jest on znacząco odmienny od twojego, to być może uznasz ten kontrast za coś, co sprawdza się w praktyce? Możliwe jednak, że różnice w samych celach prowadzenia rozmowy są przyczyną poważnych problemów w waszych relacjach?
Zastanów się także nad swoimi preferencjami w kierowaniu rozmową. Czy równie swobodnie czujesz się w interakcjach pierwszego i drugiego typu? Jeśli masz jakiś własny zestaw reguł dotyczących takich spraw, jak przerywanie rozmowy lub ustalanie kolejności wypowiedzi w jej trakcie, to skąd pochodzą te reguły? Co się dzieje, gdy ktoś, na przykład osoba, która jest dla ciebie bardzo ważna, stosuje zestaw reguł zasadniczo odmiennych od twoich? Warto poświęcić energię na przemyślenie tych spraw, zwłaszcza jeśli sądzisz, że twój aktualny relacyjny wizerunek mógłby się nieco poprawić. Taka wiedza jest czymś zasadniczym, gdy przygotowujesz się do nawiązania nowych związków.
Bibliografia
Baumann M. (1979) Two Features of „Women's Speech"? w: The Sociology of the Language of American Women, B. L. Dubois, I. Crouch (red.), San Antonio, TX, Trinity University Press.
302
Beach W. A., Dunning D. G. (1982) Pre-Indexing and Conversational Organization, „Quarterly
Journal of Speech" 67, 170-185. Bell R. A., Zahn C. J., Hopper R. (1984) Disclaiming: A Test of Two Competing Views, „Communication Quarterly" 32, 28-36. Berlin B., Kay P. (1969) Basic Color Terms: Their Universality and Evolution, Berkeley, Uniyersity of
California Press. *
Bradley P. H. (1981) The Folk-Linguistics of Women's Speech: Ań Empirical Examination, „Communication Monographs" 48, 73-90. Brend R. (1975) Male-Female Intonation Patterns in American English, w: Language and Sex:
Difference and Dominance, B. Thorne, N. Henley (red.), Rowley, MA, Newbury House. Brownmiller S. (1984) Femininity, New York, Simon & Schuster. Cameron D. (1985) Feminism and Linguistic Theory, New York, St. Martin's Press. Dubois B. L., Crouch I (1975) The Question of Tag-Questions in Women's Speech: They Don't Really
Use Morę of Them, Do They?, „Language in Society" 4, 289-294. Edelsky C. (1979) Question Intonation and Sex Roles, „Language in Society" 8, 15-32. Edelsky C. (1981) Who's Got the Floor?, „Language in Society" 10, 383-421. Fishman P. M. (1980) Conversational Insecurity, w: Language: Social Psychological Perspectives,
H. Giles, W. P. Robinson, P. M. Smith (red.), New York, Pergamon Press. Fishman P. M. (1983) Interaction: The Work Women Do, w: Language, Gender, and Society,
B. Thorne, C. Kramarae, N. Henley (red.), Rowley, MA, Newbury House.
Gilligan C. (1982) In a Different Voice, Cambridge, MA, Harvard University Press. ;
Graddol D., Swann J. (1989) Gender Yoices, Cambridge, MA, Basil Blackwell.
Henley N. M. (1977) Body Politics: Power, Sex, and Nonverbal Communication, Englewwod Cliffs, NJ, Prentice Hali.
Hewitt J. P., Stokes R. (1975) Disclaimers, „American Sociological Review" 40, 1-11.
Holmes J. (1990) Hedges and Boosters in Women's and Men's Speech, „Language and Communication" 10, 185-205.
Jespersen O. (1922) Language: Its Naturę, Development, and Origin, New York, Holt.
Kramarae C. (1982) Gender: How She Speaks, w: Attitudes Towards Language Yariation: Social and Applied Contexts, R. E. Bouchard, H. Giles (red.), London, Edward Arnold.
Kramer C. (1977) Perceptions of Female and Male Speech, „Language and Speech" 20, 151-161.
Lakoff R. (1975) Language and Woman's Place, New York, Harper & Rów.
Marche T. A„ Peterson C. (1993) The Development and Sex-Related Use of Interruption Behavior, „Human Communication Research" 19, 388-408.
McConnell-Ginet S. (1983) Intonation in Man's World, w: Language, Gender, and Society, B. Thorne,
C. Kramarae, N. Henley (red.), Rowley, MA, Newbury House.
McMillan J. R., Clifton A. K„ McGrath D., Gale W. S. (1977) Women's Language. Uncertainty or
Interpersonal Sensitivity and Emotionality?, „Sex Roles" 3, 545-559. Muląc A., Lundell T. L. (1986) Linguistic Contributors to the Gender-Linked Language Effect,
„Journal of Language and Social Psychology" 5, 81-101. 0'Barr W. M., Atkins B. K. (1980) „Women's Language" or ,,Powerless Language"?, w: Women and
Language in Literaturę and Society, S. McConnell-Ginet, R. Borker, N. Furman (red.), New
York, Praeger. Penelope J. (1990) Speaking Freely: Unlearning the Lies of the Fathers' Tongues, New York,
Pergamon Press.
Pfeiffer J. (1985) Girl Talk, Boy Talk, „Science" 85, 58-63. Potorti P. (1992) Personal Communication, październik. Ragan S. L. (1989) Communication Between the Sexes: A Comideration of Sex Differences in Adult
Communication, w: Life-Span Communication: Normative Processes, J. F. Nussbaum (red.),
Hillsdale, NJ, Lawrence Erlbaum Associates. Sacks H., Schegloff E. A., Jefferson G. (1978) A Simplest Systematics for the Organization of Tum
Taking for Conversation. w: Studies in the Organization of Conversational Interaction,
J. Schenkein (red.), New York, Academic Press. . „ .
303
Sayers F., Sherblom J. (1987) Qualification in Male Language as Influenced by Agę and Gender of
Conversational Partner, „Communication Research Reports" 4, 88-92. Simkins R. (1982) Male and Female Sexual Yocabulary in Different Interpersonal Contexts,
„Journal of Sex Research" 18, 160-172.
Spender D. (1985) Mań Madę Language (wyd. 2), London, Routledge & Kegan Paul. Staley C. (1982) Sex Related Differences in the Style of Children's Language, „Journal of
Psycholinguistic Research" 11, 141-152.
Steinem G. (1983) Outrageous Acts and Everyday Rebellions, New York, Signet Books. West C., Zimmerman D. H. (1983) Smali Insults: A Study of Interruptions in Cross-Sex Conversations Between Unacąuainted Persons. w: Language, Gender, and Society, B. Thorne,
C. Kramarae, N. Henley (red.), Rowley, MA, Newbury House. Zimmerman D. H., West C. (1975) Sex Koleś, Interruptions, and Silences in Conversation, w:
Language and Sex: Difference and Dominance, B. Thorne, N. Henley (red.), Rowley, MA,
Newbury House. >
Pytania przeglądowe
1. Czy różnice głosowe między płciami wynikają z fizjologii - krótsze struny głosowe i mniejsze rezonatory - czy też z interpretacji społecznych?
2. Wyjaśnij, jaką funkcję spełnia intonacja wznosząca się w standardowym angielskim używanym w Stanach Zjednoczonych, jaką w innych językach?
3. Podaj z własnego doświadczenia przykład następujących konstrukcji: pytanie dodane, wyrażenie asekuracyjne, wyrażenie zaprzeczające, wyrażenie kwalifikujące.
4. Prowadzone badania wskazują, że w wypowiedziach dotyczących seksu występuje tendencja do używania dwóch bardzo różnych układów słów. Jakie są te dwie skrajności?
5. Kto częściej przerywa, mężczyźni czy kobiety?
Kwestie do omówienia
1. W jaki sposób podsumowałbyś do pewnego stopnia sprzeczne odkrycia dotyczące wypowiedzi o charakterze propozycji w komunikacji mężczyzn i kobiet?
2. Czy z twojego doświadczenia wynika, że kobiety używają większej liczby słów na opisanie kolorów niż mężczyźni? W jaki sposób, i czy w ogóle, wpływa to na ich komunikację?
3. Odpowiedz na to samo pytanie w odniesieniu do przekleństw. Czy w twojej komunikacji stanowi różnicę, kto używa więcej przekleństw, mężczyźni czy kobiety? Wyjaśnij.
4. Czy w twoim przekonaniu stereotypy związane z różnicami między płciami prowadzą ludzi do podejmowania pewnych językowych decyzji, czy też to wybory językowe kobiet i mężczyzn wpływają na tworzenie stereotypów związanych z tymi różnicami? Wyjaśnij.
5. Odpowiedz na pytanie, które lvy i Backlund stawiają w ramce „Co by się stało, jeśli?"
Autorami pierwszego tekstu w tym rozdziale byli wspólnie kobieta i mężczyzna. Wydaje się zatem słuszne, aby przedstawić także tekst, który ukazuje style ekspresji z punktu widzenia kobiety, a potem tyle samo czasu miejsca dać autorowi, który omawia problem z perspektywy mężczyzny. Poniższy tekst napisała Deborah Tannen, socjolingwistka, która
304
stała się sławna jako wykładowca i gość programów talk-show. Tannen jest autorką dwóch książek, które znalazły się na liście bestsellerów „New York Timesa". W książkach tych zostały poddane analizie różne formy „asymetrii" prowadzących do tego, że mężczyźni i kobiety rozmawiając nie rozumieją się nawzajem. Prezentowany tu fragment pochodzi z jednego z tych bestsellerów, pt. You Just Don't Understand.
Jak wskazuje autorka, „asymetria" to pewien wzorzec, któremu brak równowagi - podobnie jak drzewu zasadzonemu zbyt blisko linii wysokiego napięcia i przycinanemu tak, że uzyskuje niezrównoważony, asymetryczny kształt. Asymetria omawiana przez Tannen jest czymś, co pojawia się jako konsekwencja odmiennych celów i oczekiwań wiązanych z rozmową przez mężczyzn i przez kobiety, zwłaszcza gdy rozmawia się o kłopotach. Kobiety, których postawy analizowała autorka, często pragną i oczekują zrozumienia i potwierdzenia. Gdy mówią o swoich kłopotach, są zainteresowane reakcjami typu: „Wiem, co masz na myśli, odczuwam to podobnie" lub „To, co zrobiłaś, było absolutnie sensowne - każdy w twojej sytuacji czułby to samo". Natomiast mężczyźni rozmawiający o problemach są zainteresowani rozwiązaniami lub strategiami naprawienia tego, co okazało się chybione. Liczą na sugestie dotyczące zmiany lub na radę, co należałoby zrobić w przyszłości. Nie jest tak, że jeden wzór jest zawsze „właściwy", a drugi „niewłaściwy"; faktem jest jednak, że różnią się one oraz że - co najistotniejsze - zestawione w tej samej rozmowie, stają się asymetryczne.
Według Tannen, istnieją także wyjątki od tych wzorów. Na przykład niektórzy skuteczni nauczyciele i menedżerowie potrafią tak dostosować swoje reakcje, by odpowiadały one potrzebom zarówno mężczyzn, jak i kobiet. W wielu sytuacjach jednak kobiety oczekują „rozmowy porozumienia", a mężczyźni „rozmowy informacji", i tego typu rozmowy podtrzymują. „Porozumienie" kontra „informacja" -to podstawowa asymetria, którą Tannen omawia nie tylko w prezentowanym rozdziale, lecz także w całej swojej książce.
Jeden z problemów z tymi odmiennymi wzorami polega na tym, że każdy z nich wydaje się całkowicie rozsądny, lecz tylko w oczach tej osoby, która się za nim opowiada. Z punktu widzenia kobiety cóż mogłoby być bardziej „logiczne" i właściwe niż wyrażenie poparcia i potwierdzenia wobec osoby mówiącej o swoich problemach? Gdy jesteś zraniony, najważniejsza jest świadomość, że nie jesteś sam. Według mężczyzn zaś problemy wymagają rozwiązania, a więc najbardziej szczerą i właściwą reakcją jest sugestia, w jaki sposób poradzić sobie z kłopotem. Z powodu tej asymetrii wiele kobiet omawiających swoje problemy oczekuje daru zrozumienia, a wielu mężczyzn w podobnej sytuacji oczekuje daru rady.
W przedstawionym niżej fragmencie tekstu Tannen pokazuje, jak ten wzór przejawia się w rozmowach uczniów dziesiątej klasy, lecz zaznacza, że taka analiza może być zastosowana do różnych osób niezależnie od ich wieku. Sugeruje także, że omawiany wzór jest zakorzeniony w przekonaniu
305
0 tym, co męskie i kobiece komunikaty mówią o statusie. Jednym z powodów, dla których wiele kobiet opiera się męskim sugestiom i radom, jest to, że stawiają one kobiety na niższej pozycji, jako osoby, którym trzeba pomóc, gdyż zapewne nie potrafią pomóc sobie same. Jeśli czegoś trzeba się uczyć, to wiele kobiet wolałoby otrzymać instrukcje od kogoś, kto minimalizuje różnice we władzy przez ograniczenie terminów technicznych
1 innych oznak wyższości oraz systematycznie zwraca się o informację zwrotną. Innymi słowy, wielu mężczyzn doświadcza przyjemnego poczucia władzy, gdy mogą się okazać dysponentami lepszej ekspertyzy, wiele kobiet zaś czuje, że ich władza rośnie, gdy mogą wyświadczyć jakąś pomoc. A zatem, jak podsumowuje Tannen, „różnica między [...] rozmową-informa-cją a rozmową-porozumieniem może być rozumiana w kategoriach statusu i rodzaju związku".
Być może zgodzisz się z pewymi tezami Tennen, a nie zgodzisz się z innymi. Jeśli tak, to jesteś w niezłym towarzystwie. Niektórzy naukowcy krytykują metodę badawczą stosowaną przez nią do uzasadnienia własnych twierdzeń, a niektóre feministki są przekonane, że w fałszywym świetle przedstawia ona pewne różnice między mężczyznami i kobietami. Jeśli jednak zweryfikujesz to, co mówi Tannen, opierając się na własnym doświadczeniu, a także przedyskutujesz z innymi ten esej oraz dwa pozostałe artykuły tego rozdziału, to okaże się, że rozumiesz więcej z dziedziny stylów wyrażania się kobiet i mężczyzn. - , •„ • "-t.- >
Deborah Tannen
Asymetrie: on swoje - ona swoje
Za: Deborah Tannen, You Just Don 't Understand: Women and Men in Conversation. Random House 1990.
06'
Eve przeszła operację usunięcia guza piersi. Wkrótce po operacji, w rozmowie z siostrą, powiedziała, że bardzo ją przygnębia to, iż ją pokrojono, i że patrząc na szwy odczuwa rozpacz, gdyż pozostawiły one bliznę, która zmieniła kształt jej piersi. Siostra powiedziała: „Wiem. Czułam dokładnie to samo, gdy miałam taką operację". Eve powtórzyła to samo w rozmowie ze swoją przyjaciółką Karen, która stwierdziła: „Wiem. To tak, jakby twoje ciało zostało zgwałcone". Gdy jednak powiedziała mężowi o tych odczuciach, odparł: „Możesz sobie zrobić operację plastyczną, zakryć bliznę i odtworzyć kształt piersi".
Siostra i przyjaciółka zdołały pocieszyć Eve, lecz Mark nie. Wręcz przeciwnie, jego komentarz jeszcze bardziej wytrącił ją z równowagi. Nie tylko nie
306
usłyszała od niego tego, co chciała usłyszeć, a mianowicie, że zrozumiał jej uczucia, lecz co gorsza odczuła, że proponował jej poddanie się drugiej operacji właśnie teraz, gdy mówiła mu, jak bardzo pierwsza ją załamała. „Nie mam zamiaru poddawać się żadnym innym operacjom - zaprotestowała. - Przykro mi, że nie podoba ci się, jak wyglądam". Mark poczuł się zraniony i zbity z tropu. „Nie przejmuję się tym - zaprotestował. - W ogóle mnie to nie obchodzi". „Dlaczego więc mówisz mi, bym poddała się operacji plastycznej?", spytała. „Ponieważ powiedziałaś, że to ty jesteś załamana z powodu wyglądu piersi" - odpowiedział.
Eve poczuła się fatalnie: Mark wspaniale ją wspomagał i bardzo się o nią troszczył przez cały czas operacji. Jak mogła żachnąć się z powodu tego, co powiedział - „to tylko słowa", a to, co zrobił, było nie do podważenia? Dostrzegła jednak w jego słowach pewne metakomunikaty, które ugodziły w samo serce ich relacji. Dla niego było czymś oczywistym, że jego komentarz był reakcją na jej skargę, ona natomiast przyjęła ten sam komunikat jako jego skargę. W jego mniemaniu, uspokajał ją mówiąc, że nie powinna czuć się źle z powodu swojej blizny, ponieważ jest coś, co może zrobić w tej sprawie. Ona natomiast odebrała jego sugestię jako dowód na to, że blizna jemu przeszkadza. Co więcej, podczas gdy ona oczekiwała uspokojenia, powiedzenia, że w jej sytuacji czymś normalnym jest złe samopoczucie, jego słowa, że problem mógłby być łatwo rozwiązany, wskazywały, jej zdaniem, że nie ma ona prawa czuć się z tym źle.
Eve pragnęła daru zrozumienia, Mark dał jej dar rady. Przyjął rolę kogoś, kto rozwiązuje problemy, podczas gdy ona chciała mieć przy sobie kogoś, kto potwierdzi jej uczucia. [...]
Tłumaczy to, dlaczego mężczyźni bywają sfrustrowani, gdy ich szczere próby wspierania kobiet w rozwiązywaniu ich problemów nie są odbierane z wdzięcznością, a nawet spotykają się z dezaprobatą. Pewien mężczyzna opowiadał, że niemal rwał sobie włosy z głowy z powodu swojej narzeczonej, która bez przerwy mówiła mu o problemach w pracy, lecz gdy dawał jej jakieś rady, odmawiała ich przyjmowania. Inny mężczyzna w tych słowach bronił się przed swoją narzeczoną zarzucającą mu, że zmienia temat rozmowy, gdy tylko mu zaczyna opowiadać o czymś, co ją niepokoi: „Jaki jest sens o tym jeszcze mówić? Niczego tu nie możesz zrobić". Kolejny mężczyzna skomentował to mówiąc, że kobiety zdają się nurzać w swoich problemach, chcą bez przerwy o nich rozmawiać, podczas gdy on i inni mężczyźni chcą się ich pozbyć, albo znajdując dla nich rozwiązanie, albo kpiąc sobie z nich.
Próba rozwiązania problemu lub uporania się z kłopotem przebiega na poziomie pojawiającego się w rozmowie komunikatu. Jednak dla większości kobiet, które zwykle mówią o problemach pojawiających się w pracy lub w bliskich relacjach, komunikat nie jest sednem skargi. Liczy się pewien metakomuni-kat: mówienie o problemie jest zaproszeniem do wyrażenia zrozumienia („Wiem, jak się czujesz") lub podobnej skargi („Czułam się podobnie, gdy przydarzyło mi się to samo"). Innymi słowy, rozmowy o kłopotach nastawione są na wzmocnienie porozumienia przez wysyłanie metakomunikatów: „Jesteśmy takie same; nie
307
jesteś sama". Kobiety czują się sfrustrowane, gdy nie tylko nie otrzymują tego wzmocnienia, lecz przeciwnie - czują się trzymane na dystans z powodu rady, które wydają się metakomunikatem: „Nie jesteśmy tacy sami Ty masz problemy, ja mam rozwiązania".
Co więcej, wzajemne zrozumienie jest symetryczne, symetria zaś przyczynia się do wzrostu poczucia wspólnoty. Udzielanie rad natomiast jest asymetryczne. Ustawia ono dającego radę na pozycji większego znawcy, osoby rozsądni ej szej i o większej kontroli, jednym słowem - jako kogoś wyżej. To zaś wpływa na pojawienie się efektu dystansu. [•••]
Równoległe ścieżki . . *
Przedstawione różnice zdają się sięgać daleko w przeszłość, do czasu naszego dorastania. Szesnastoletnia dziewczyna powiedziała mi kiedyś, że woli spędzać wolny czas z chłopakami niż z dziewczynami. Chcąc sprawdzić swoje koncepcje, spytałam, czy zarówno chłopcy, jak i dziewczyny rozmawiają o problemach. Tak, zapewniła mnie, jedni i drudzy o tym mówią. Ale czy robią to w ten sam sposób, spytałam. O nie, odpowiedziała. Dziewczyny mówią o tym i mówią. Chłopcy poruszają jakąś sprawę, jeden z nich proponuje rozwiązanie i zamykają dyskusję.
Frustracje kobiet i mężczyzn powstające w sytuacji komunikacji z płcią przeciwną wynikają ze stosowania interpretacji opartej na jednym systemie rozmowy do komunikacji prowadzonej zgodnie z innym systemem. W rozmowach o problemach chłopcy i mężczyźni nie reagują w taki sam sposób jak kobiety. Źródła tej zasadniczej różnicy stały się dla mnie jasne, gdy porównałam zapis rozmowy przeprowadzonej przez dwóch chłopców z dziesiątej klasy z podobną rozmową między parami dziewczyn; ten drugi zapis pochodził z kasety wideo z rozmowami najlepszych przyjaciółek, nagranej w ramach projektu badawczego prowadzonego przez psychologa Bruce'a Dorvala.
Analizując nagrania rozmów na kasetach wideo odkryłam, że chłopcy i dziewczęta mówią do siebie nawzajem o swoich głębokich troskach w odmienny sposób. Pary dziewcząt, zarówno z szóstej, jak i dziesiątej klasy, rozmawiały szczegółowo o problemach jednej ze swoich koleżanek. Któraś naciskała, by dowiedzieć się czegoś więcej, mówiąc „Ja wiem" okazywała wsparcie. Podane niżej krótkie fragmenty zapisu rozmów ukazują zasadniczą różnicę między dziewczynami a chłopcami.
Dziesięcioklasistki rozmawiają o problemach, jakie Nancy ma ze swoim chłopakiem i matką. Okazuje się, że Nancy i Sally uczestniczyły wspólnie w grupowej wycieczce do innego stanu. Pod naciskiem matki Nancy niespodziewanie opuściła grupę. Była zdenerwowana, że musi wyjechać przed czasem. Sally wzmacnia uczucia Nancy mówiąc, że ten nagły wyjazd wytrącił z równowagi także jej przyjaciółki.
308
NANCY: O Boże, to było straszne. Nie mogłam uwierzyć, że każe mi przyjechać do domu.
SALLY: Pomyślałam, że jest w tym coś absurdalnego, to znaczy w jednej chwili sobie wyjeżdżamy, a za moment Nancy nas zostawia: „Wybaczcie, ale muszę już iść". [Obie się śmieją]. Nie wiedziałam, o co w tym wszystkim chodzi, aż tu Judy podchodzi do mnie i szepcze do ucha (gdy wszyscy już o tym wiedzieli): „Czy słyszałaś, że Nancy wraca do domu". Ja zaś na to: „Co?" [Obie się śmieją]. „Nancy wraca do domu". „Dlaczego?" pytam. A ona: „Matka jej każe". Ja zaś [robiąc minę]: „O!" A ona wciąż to samo: „Nancy wyjechała". No i cóż, powiedziałam: „NO TAK, nieźle to ZROBIŁA, nie przyszła się nawet pożegnać". Przez to jej gadanie zaczynam kipieć ze złości. Więc mówię [udając ryk]: „W porządku!" Była zdenerwowana, Judy. Ja także byłam, „Boże".
•' '."". i -.'-Ą \ f":'; ','• , , " ' , " ',' :•/ r_\" > v' , "; ' , , • ,4
Sposób, w jaki Sally reaguje na kłopoty przyjaciółki, polega na potwierdzeniu jej uczucia załamania spowodowanego wymuszonym przez matkę wcześniejszym powrotem z wycieczki; Sally informuje Nancy, że jej wyjazd wytrącił z równowagi jej przyjaciółki. Analiza zapisu rozmowy między chłopcami w tym samym wieku pokazuje, jak odmiennie reagują oni na wzajemne mówienie o problemach.
Dziesięcioklasiści także wyrażają głębokie uczucia. Ich rozmowa jest także rozmową o kłopotach, lecz nie skupiają się na problemach któregoś z nich, rozwodząc się nad nimi czy wnikając w nie. Każdy natomiast mówi o swoich problemach i nie zwraca uwagi na problemy drugiego, jakby uważając, że są nieistotne.
W pierwszym fragmencie zaczerpniętym z zapisu rozmowy tych chłopców Richard mówi, że martwi się, ponieważ jego przyjaciółka, Mary, nie jest z nikim umówiona na zbliżającą się potańcówkę, Todd zaś zbywa jego zaniepokojenie.
RICHARD: O Boże, strasznie się będę czuł, jeśli zostanie w domu.
TODD: Przecież nie zostanie w domu, to śmieszne. Dlaczego po prostu kogoś nie poprosi?
Jednak Todd sam jest rozdrażniony, bo on także nie ma żadnej partnerki na tę samą imprezę. Wyjaśnia, że nie chce prosić Anity, zaś teraz z kolei Richard kpi sobie z jego zatroskania:
TODD: Czułem się fatalnie, gdy wczoraj wieczorem przyszła do mnie i zaczęła ze mną rozmawiać. RICHARD: Dlaczego?
TODD: Wie wiem, myślę, że czułem się nieswojo. RICHARD: Nigdy tego nie pojmę. [Śmiech]. , , .-
Richard nie tylko nie sili się, by pokazać, że zrozumiał Todda, lecz bez ogródek stwierdza, iż nie zrozumiał (co zostało zapisane pogrubioną czcionkę), i/ ; ;
Następnie Richard mówi Toddowi, że niepokoją go jego problemy z alkoholem. Todd odpowiada zmieniając temat, mówi o swoich niepokojach, o uczuciu alienacji.
RICHARD: Gdy wczoraj wieczorem odwiozłem Annę do domu, ochrzaniła mnie. TODD: Naprawdę?
l
309
RiCHARD: Czy wiesz, że dowiedziała się o tym zajściu między Samem a mną zeszłego czwartku wieczór? ToDD: Mhm. RICHARD: Wiedziała o tym. Po prostu powiedziała mi, a potem zaczęła mówić o piciu.
Wyobrażasz sobie?... Powiedziała, „Czy wiesz jak bardzo wszystkich ranisz, kiedy to robisz. Ciągle tracisz umiar". A potem, „Nie podoba mi się to. Ranisz Sama. Ranisz
Todda. Ranisz Mary. Ranisz Loisa.
No wiesz, gdy mi to powiedziała, zatkało mnie. [Przerwa] Nie wypiłem naprawdę tak dużo. '"
TODD: Czy ciągle rozmawiasz z Mary, no wiesz, dużo?
RiCHARD: Czy ciągle rozmawiam z Mary?
TODD: No właśnie, to dlatego wkurzyłem się w piątek. -»
RICHARD: Dlaczego?
TODD: Dlatego. '/*; ,:. •>• .</ ...
RICHARD: Dlaczego?
TODD: Ponieważ nie wiedziałem, dlaczego wy wszyscy po prostu po... To znaczy tylko poszedłem na górę, by wziąć parę rzeczy, a was już nie było. Powiedziałem sobie: „W porządku, to mnie w ogóle nie obchodzi. On to znowu zacznie". 4 ,
Jak pokazują linie pogrubionego druku, kiedy Richard mówi o swoim zdenerwowaniu z powodu słów Annę, która wypomina mu fatalne zachowanie po pijanemu, Todd odpowiada przywołując swoje własne troski: czuł się opuszczony i zraniony, gdy Richard zniknął z imprezy razem z jego przyjaciółką Mary.
Przez całą rozmowę Todd wyraża smutek z powodu poczucia wyobcowania i opuszczenia. Richard reaguje, starając się odciągnąć Todda od uczuć, w jakich tkwi. Gdy Todd mówi, że czuł się nieswojo podczas imprezy dzień wcześniej, Richard stwierdza: ........ •• • .,.«;,«,,- — r />
RICHARD: Jak mogłeś się czuć nieswojo? Znasz Lois i znasz Sama.
TODD: Nie wiem. Po prostu czułem się obco, a potem zeszłej nocy znów, to znaczy na imprezie, Sam po prostu obskakiwał wszystkich, on zna każdą dziewczynę ze stowarzyszenia. Było ich tam chyba z pięć.
RICHARD: Nie! Wcale nie znał wszystkich.
TODD: Znał mnóstwo ludzi. Był... sam nie wiem.
RICHARD: Znał tylko Lois. Nie znał wszystkich.
TODD: Czułem się po prostu nie na miejscu tamtego dnia, absolutnie nie na miejscu.
Zwykle czuje się..., to znaczy... RiCHARD: Dlaczego? • :,•...,...
TODD: Nie wiem. Nie czuję się już nawet dobrze w szkole. , RiCHARD: Nie wiem, zeszłej nocy... - , ,
TODD: Myślę, że teraz wiem, co czuje Roń Cameron i oni. [Śmiech] RiCHARD: [Śmiech] Nie, nie myślę, że czujesz się tak źle jak Roń Cameron. TODD: Nabieram cię.
RICHARD: No tak, ale dlaczego niby miałbyś się tak czuć? Znasz więcej ludzi... TODD: Nie mogę już z nikim rozmawiać. RICHARD: Znasz więcej osób niż ja.
310
Mówiąc Toddowi, że nie można ani uzasadnić, ani zrozumieć jego uczuć, Richard nie uznaje, że go one nie obchodzą. Jego jasnym celem jest pocieszenie przyjaciela, by mógł się poczuć lepiej. Jego słowa oznaczają: „Nie powinieneś się czuć tak źle, ponieważ twoje problemy nie są aż tak straszne". [...] .,t
Kobiety stykając się z męskim stylem rozmów, oceniają go na podstawie swych standardów konwersacyjnych. Wykazują one troskę podążając za czyjąś wypowiedzią na temat problemu - przez stawianie pytań dotyczących tego problemu. Gdy mężczyźni zmieniają temat, kobiety sądzą, że wykazują oni brak zrozumienia, co oznacza utratę bliskości. Jednak zaniechanie stawiania sondujących pytań równie dobrze może być wyrazem respektowania potrzeby niezależności drugiej osoby. [...]
Kobiety są skłonne do wykazywania zrozumienia wobec uczuć innej kobiety. Gdy mężczyźni starają się je pocieszyć mówiąc, że ich sytuacja nie jest tak ponura, kobiety odbierają to jako lekceważenie lub bagatelizowanie ich uczuć. Teraz oni tracą bliski kontakt właśnie wtedy, gdy zachęcają do jego umocnienia. Starając się zainicjować konwersację symetryczną, osiągają niesymetryczną.
Różna symetria «
Rozmowa między Richardem i Toddem pokazuje, że choć odpowiedzi chłopców są asymetryczne, gdy patrzy się na nie oddzielnie - każda z nich bowiem pomija troskę drugiego - to w zestawieniu okazują się symetryczne: Todd dokładnie w taki sam sposób reaguje na zaniepokojenie Richarda jego problemami z piciem, w jaki Richard odpowiada na uczucia Todda co do jego alienacji; obaj zaprzeczają, że jest to jakiś problem.
RICHARD: Chłopie, po prostu nie mam ochoty, to znaczy po tym, co Annę powiedziała zeszłej nocy, nie mam ochoty tego więcej robić.
TODD: Nie wydaje mi się, żeby to tak wyglądalo. Sam wiedziałeś, że to nie był duży problem. RICHARD: Ah, Annę - Sam powiedział jej, że przewróciłem się na imprezie. TODD: Kłamstwo.
RICHARD: Nie upadłem. Potknąłem się, poślizgnąłem. Utrzymałem równowagę. "*f
TODD: Nie przejmuj się tym. RICHARD: Przejmuję się. Głupio się czuję wobec Sama. Nie chcę tak się zachowywać na waszych oczach. TODD: To nie ma znaczenia, że czasami się głupio zachowasz, gdy jesteś w trakcie rzucania palenia.
•LI
Todd zaprzecza, iż Richard był tak pijany, że się zataczał („Kłamstwo"), a następnie mówi, że nawet jeśli stracił kontrolę, to nie było w tym nic złego, to było śmieszne.
Interpretując tę rozmowę między dwoma chłopcami z dziesiątej klasy, początkowo zaważyłam ich wzajemne pocieszanie się i okazywany brak zainteresowania, a także ujawnianie przed sobą wzajemnie własnych problemów postrzeganych w kategoriach związku i podobieństwa. Możliwe jest jednak przyjęcie innej perspektywy. Ich rozmowa może być dła nas wzruszająca wfaśnie dlatego, że została oparta na asymetriach statusu lub, dokładniej, na odwróceniu tego typu asymetrii. Gdy Todd mówi o swoich problemach, sam zajmuje pozycję potencjalnie niższą i zaprasza Richarda do przyjęcia pozycji wyższej przez zaprzeczenie problemom i asymetryczną ofertę rady lub sympatii. Pokazując własne kłopoty, Richard rezygnuje z przyjęcia wyższej pozycji i przywraca symetryczną podstawę, wysyła metakomunikat typu: „Jesteśmy po prostu parą facetów starających się dać sobie radę w świecie, który jest twardy dla nas obu, i obaj w równym stopniu możemy sobie z tym poradzić".
Z tej perspektywy każda „kobieca" reakcja - na przykład „Widzę jak się czujesz; musisz czuć się strasznie; też bym się tak czuł, gdyby się to mnie przydarzyło" - miałaby dla chłopców diametralnie odmienne znaczenie, skłanialiby się bowiem do interpretowania jej przez pryzmat statusu. Tego typu reakcja byłby to metakomunikat: „Wiem, że jesteś niekompetentnym palantem, wiem jak strasznie musisz się czuć. Jeśli byłbym równie niekompetentny jak ty, to czułbym się tak samo. Ale masz szczęście, że nie jestem i mogę ci teraz pomóc; jestem bowiem zbyt utalentowany, by niepokoiły mnie tego typu problemy". Innymi słowy, wycofywanie się z okazywania sympatii jest wyrazem wielkoduszności, w tej mierze, w jakiej sympatia jest potencjalnym wyrazem protekcjonalności.
Kobiety często są niezadowolone z reakcji mężczyzn na rozpoczynane przez nie rozmowy o problemach, mężczyźni zaś czują się źle, gdyż oskarżani są o niewłaściwe reakcje w sytuacji, gdy starają się okazać pomocni. Richard i Todd wydają się jednak usatysfakcjonowani tym, w jaki sposób wzajemnie reagowali na swoje problemy. Reakcje te miały sens. Gdy kobieta i mężczyzna rozmawiają ze sobą, problem polega na tym, że każde z nich oczekuje odmiennych odpowiedzi. Podejście mężczyzn polega na pośrednim uśmierzaniu uczuć przez zaatakowanie ich przyczyn. A ponieważ kobiety oczekują, że ich uczucia zostaną wzmocnione, podejście mężczyzn sprawia, że same czują się zaatakowane. [...]
„Pomogę ci, jeśli cię to zabija"
Marina kupiła komputer i musiała się nauczyć jego obsługi. Po przeczytaniu podręcznika i zrobieniu pewnych postępów wciąż jeszcze miała wiele pytań, poszła więc do sklepu, w którym kupiła komputer, i poprosiła o pomoc. Mężczyzna wskazany do pomocy sprawił, że poczuła się jak najgłupsza istota na ziemi. Podczas wyjaśnień używał specjalistycznego języka, ona zaś za każdym razem, gdy musiała stawiać pytanie o znaczenie słów, czuła się jeszcze bardziej niekompetentna - wrażenie to było wzmacniane przez ton jego głosu, gdy odpowiadał, ton, który wysyłał metakomunikat: „To oczywiste, przecież wszyscy to wiedzą". Wyjaśniał coś tak szybko, że nie było możliwości, by to zapamiętała. Po powrocie do domu zdała sobie sprawę, że nie jest w stanie przywołać w pamięci tego, co demonstrował, nawet jeśli wcześniej nadążała za jego wyjaśnieniami.
312
l
Po tygodniu, ciągle nie mając jasności, drżąc z obawy przed interakcją, Martha wróciła do sklepu zdecydowana, by zostać tam dopóty, dopóki nie zdobędzie potrzebnych jej informacji. Tym razem osobą, która została posłana do pomocy, była kobietą. I wtedy doświadczenie korzystania z pomocy radykalnie się zmieniło. Przez większość rozmowy kobieta unikała terminów technicznych, a gdy użyła jakiegoś, pytała, czy Martha rozumie, co on oznacza, gdy nie rozumiała, wyjaśniała go w prosty sposób. Gdy odpowiadała na pytania, ton jej głosu nigdy nie dowodził, że każdy powinien to wiedzieć. Gdy pokazywała, jak coś wykonać, prosiła zwykle Marthę o zrobienie tego, a nie sama demonstrowała to na jej oczach. Odmienny styl tego „nauczyciela" sprawił, że i Martha poczuła się jak inny „student": raczej kompetentny niż głupi, wcale nie poniżony przez swoją niewiedzę.
Z pewnością nie wszyscy mężczyźni przekazują informacje w sposób wprowadzający niejasność i poniżający uczniów. Pośród utalentowanych nauczycieli jest wielu mężczyzn. I nie wszystkie kobiety przekazują studentom informacje tak, że są one dla nich łatwe do zrozumienia. Wiele kobiet jednak mówi o doświadczeniach podobnych do doświadczenia Marthy, zwłaszcza gdy mają do czynienia z komputerami, samochodami i sprzętem technicznym; twierdzą, że czują się bardziej swojsko, gdy instrukcji udziela kobieta. Może to być wyjaśnione poprzez różne znaczenia wiązane z udzielaniem pomocy. Jeśli kobiety skupiają się na wzajemnym związku, to będą motywowane, by minimalizować różnice w poziomie fachowości i być maksymalnie zrozumiałymi. Celem kobiet jest utrzymanie wrażenia podobieństwa i równych statusów, a dzielenie się wiedzą wrażenie takie umacnia. Ton głosu wysyła wówczas raczej metakomunikaty wsparcia niż lekceważenia, choć samo „wsparcie" może być doświadczane jako protekcjonalność.
Jeśli mężczyzna skupia się na negocjacji statusu i czuje, że ktoś musi zdobyć przewagę, to może się poczuć lepiej, gdy tym kimś jest on sam. Posiadanie lepszej informacji, wiedzy lub umiejętności stawia go na wyższym poziomie, co może przejawiać się w sposobie mówienia. A jeśli niekiedy mężczyźni wydają się świadomie wyjaśniać rzeczy w sposób, który sprawia, że okazują się one trudne, to może się tak dziać dlatego, że przyjemne uczucie posiadania większej wiedzy jest wzmacniane, gdy student nie rozumie. Ten zakres wyższości zmniejsza się z każdym fragmentem wiedzy zdobywanej przez studenta. A może po prostu chodzi o to, że bardziej zależy im na pokazywaniu większej wiedzy i umiejętności niż na zapewnieniu, by ta wiedza była dzielona z innymi. i :
Pewien kolega, który zna moje poglądy, twierdził, że ma potwierdzające je dowody zaczerpnięte z oberwacji pewnej naukowej konferencji. Kobieta, która wygłaszała krótki wykład, zatrzymywała się co pewien czas i pytała słuchaczy: „Czy śledzą Państwo to, o czym mówimy?". Kolega przypuszczał, że jej podstawową troską było to, by słuchacze zrozumieli, o czym mówiła. Gdy zaś on przedstawiał swój referat, jego główną myślą było to, by nie skompromitować się przed słuchaczami - i taka sama troska, o ile mógł to ocenić, motywowała innych mężczyzn przedstawiających referaty. Z tego punktu widzenia: jeśli zacieranie śladów
313
w celu uniknięcia ataku pociąga za sobą zaciemnianie tezy, to jest to jednak cena, którą warto zapłacić.
Nie twierdzę, że kobiety nie pragną czuć się osobami pełnymi wiedzy i wpływowymi. Szczerze mówiąc, zwracanie się do innych z pytaniem, czy są w stanie podążać za twoim tokiem rozumowania może być uważane za ustawianie siebie na wyższej pozycji. Wydaje się jednak, że posiadanie informacji, bycie ekspertem lub umiejętność posługiwania się narzędziami nie są to główne źródła władzy dla większości kobiet. Ich władza zwiększa się raczej wtedy, gdy mogą się okazać pomocne. A nawet więcej, skupiają one uwagę bardziej na związku niż na niezależności i zaufaniu do siebie, czują się silniejsze wtedy, gdy silna jest wspólnota.
Rozmowa-porozumienie i rozmowa-informacja
•"' " J» ")>', *1U ' *
Kto więcej mówi, kobiety czy mężczyźni? Na pozór sprzeczne dowody, co do tego mogą być ze sobą pogodzone, jeśli rozróżni się sfery, które nazywam wypowiedzią publiczną i wypowiedzią prywatną. Większość mężczyzn czuje się lepiej, gdy wypowiada się „publicznie", a większość kobiet - gdy wypowiada się „prywatnie". Innym sposobem uchwycenia tych różnic jest użycie terminów rozmowa-informacja i rozmowa-porozumienie.
Dla większości kobiet język rozmowy jest przede wszystkim językiem porozumienia, sposobem tworzenia związków i negocjowania relacji. Nacisk jest kładziony na pokazywanie podobieństw i odpowiadających sobie doświadczeń. Od dzieciństwa dziewczynki krytycznie odnoszą się do rówieśniczek, które starają się wybić i pokazać, że są lepsze niż inne. Kobiety uważają, że najbliższe związki mają w domu lub w miejscach, gdzie czują się jak w domu - z jedną lub kilkoma osobami, z którymi czują się jak u siebie - innymi słowy, w czasie rozmów prywatnych. Jednak nawet do najbardziej publicznych sytuacji można podchodzić jak do wypowiedzi prywatnych.
Dla większości mężczyzn rozmowa jest przede wszystkim środkiem zachowania niezależności, a także negocjowania i zachowania statusu w hierarchicznym porządku społecznym. Dokonuje się to przez demonstrowanie wiedzy i umiejętności oraz przez zajmowanie centralnego miejsca na scenie dzięki takim zachowaniom werbalnym, jak opowiadanie historyjek, żartowanie i przekazywanie informacji. Od dzieciństwa mężczyźni uczą się wykorzystywać rozmowę jako sposób przyciągania i utrzymywania uwagi. Dlatego czują się lepiej w szerszych grupach, składających się z osób mniej im znanych, w najszerszym tego słowa znaczeniu - w czasie „wypowiedzi publicznych". Jednak nawet do najbardziej prywatnych sytuacji można podchodzić jak do wypowiedzi publicznych, bardziej jak do przekazywania informacji niż budowania porozumienia.
r ••«
Wypowiedzi prywatne:
rozgadane kobiety i milczący mężczyźni t!«
Jakie jest źródło stereotypowego przekonania, że kobiety dużo mówią? Dale Spender sugeruje, że większość ludzi odczuwa poświadomie (jeśli nie uznaje świadomie), że kobiety, podobnie jak dzieci, powinny być raczej widziane niż słyszane, jakikolwiek zakres ich wypowiedzi wydaje się im zatem zbyt szeroki. Badania wykazały, że jeśli mężczyźni i kobiety wypowiadają się w równej mierze w jakiejś grupie, to sądzi się, że kobiety mówią więcej. Pogląd Spendera jest więc prawdziwy. Według innego wyjaśnienia, w przekonaniu mężczyzn kobiety mówią dużo dlatego, że ich wypowiedzi pojawiają się w sytuacjach, w których mężczyźni nie mówiliby wiele: w rozmowach przez telefon, w przyjacielskich spotkaniach towarzyskich, podczas których nie zawsze omawia się sprawy interesujące dla mężczyzn; lub gdy jakaś para znajduje się w grupie kobiet lub sama w domu, innymi słowy - w wypowiedziach prywatnych.[...]
Różne źródła, począwszy od tak poważnych jak badania psychologiczne, poprzez tak bliskie codzienności jak listy z prośbami o poradę pisane do tygodników, skończywszy na tak wyrafinowanych jak filmy i sztuki teatralne, przynoszą wciąż tę samą mądrość: kobiety są rozczarowane milczeniem mężczyzn w domu. Kobiety wciąż się skarżą: „Wydaje się, że innym jest w stanie powiedzieć wszystko, mnie zaś nic".
Film zatytułowany Dworce American Style zaczyna się od rozmowy, w której Debbie Reynolds twierdzi, że między nią a Dickiem van Dyke'em nie ma porozumienia, on zaś protestuje i mówi, że informuje ją o wszystkim, co przychodzi mu na myśl. Dzwonek do drzwi przerywa ich kłótnię, małżonkowie uspokajają się, otwierają drzwi i z ciepłym uśmiechem witają swoich gości.
Wiele małżeństw prowadzi za zamkniętymi drzwiami rozmowy podobne do tej. Podobnie jak bohaterka grana przez Debbie Reynolds, kobiety czują, że mężczyźni nie komunikują się z nimi. Podobnie jak mąż grany przez Dicka van Dyke, mężczyźni czują się niesłusznie oskarżani. Jak ona może żyć w przekonaniu, że nie mówi jej niczego, podczas gdy on jest w równym stopniu przekonany, że mówi jej wszystko, o czym tylko pomyśli? Jak to się dzieje, że mężczyźni i kobiety mogą mieć tak różny obraz tych samych rozmów?
Gdy coś nie wychodzi, ludzie rozglądają się wokoło szukając, kogo lub co można by obarczyć winą: jest to albo osoba, z którą starają się nawiązać komunikację („Jesteś wymagający, uparty, skupiony na sobie"), albo grupa, do której się należy („Wszystkie kobiety są wymagające", „Wszyscy mężczyźni są skupieni na sobie"). Niektóre osoby winią relacje („Po prostu nie potrafimy się komunikować"). Lecz w głębi duszy, niezależnie od kierowanych na zewnątrz form obwiniania, większość ludzi jest przekonana, że to z nimi jest coś nie w porządku.
Jeśli konkretne osoby lub określone relacje byłyby winne, to nie istniałyby sytuacje, w których tak wiele różnych osób ma takie same problemy. Prawdziwym problemem jest styl prowadzenia rozmów. Kobiety i mężczyźni
315
mówią w odmienny sposób. Nawet gdy się ma najlepsze intencje, próbowanie rozwiązania problemu przez rozmowę może jedynie pogorszyć sytuację, jeśli to właśnie sposób wypowiadania się jest przyczyną pojawiania się problemu.f...]
Unikanie wzajemnego obwiniania się
Różnica między publicznym i prywatnym wypowiadaniem się lub między roz-mową-informacją a rozmową-porozumieniem może być wyjaśniona w kategoriach statusu i związku. Nie jest zaskakujące, że kobiety czują się w rozmowie najlepiej w atmosferze bezpieczeństwa i bliskości, w otoczeniu przyjaciół i osób równych sobie, natomiast mężczyźni są w swoim żywiole, gdy pojawia się potrzeba stworzenia i utrzymania ich statusu w grupie. Lecz sytuacja jest tu złożona, gdyż za status i związek płaci się tą samą walutą. To, co wydaje się licytacją o status, w zamierzeniu może być wyrażaniem bliskości, za tym zaś, co wydaje się utrzymywaniem dystansu, może kryć się zamiar uniknięcia wyrażania oznak wyższości statusu. Zrozumienie stylu konwersacyjnego odmiennej płci może pozwolić na uniknięcie błędnych, raniących i nieuzasadnionych interpretacji.
Gdy mężczyźni prowadzą długie wywody na spotkaniach, wiele kobiet - łącznie z prowadzącymi badania - postrzega to w kategoriach „dominacji", której zamiarem jest pozbawienie kobiet możliwości uczestniczenia i publiczne napinanie muskułów wyższego statusu. Jednak rezultat, to, że przede wszystkim mężczyźni mówią na spotkaniach, nie musi oznaczać, że ich intencją jest pozbawienie kobiet możliwości wypowiadania się. Ci, którzy łatwo zdobywają się na wypowiedzi, zakładają, że inni czują taką samą swobodę w zabieraniu głosu. W tym sensie swobodne wypowiadanie się mężczyzn może być widziane jako dowód na to, że zakładają oni, iż kobiety mają ten sam co oni status: metakomuni-kat płynący z ich zachowania mógłby być taki: „Wszyscy jesteśmy równi, rywalizujmy więc o zabieranie głosu". Jeśli taka jest rzeczywiście intencja (a wierzę, że często, choć nie zawsze, tak jest), to kobiety mogą się przyznać, iż to one nie włączają się w spotkania i podjąć kroki zmierzające do wyrównania tego braku równowagi, nie winiąc mężczyzn za intencjonalne zamykanie im ust.
Winowajcą nie jest zatem konkretny mężczyzna czy nawet styl właściwy mężczyznom, przyczyna tkwi w różnicy między stylami kobiet i mężczyzn. Jeśli tak jest, to obie grupy mogą się jakoś dopasować. Kobieta może zdecydować się na mówienie bez zaproszenia lub może zacząć mówić nie czekając na moment wydający się uprzejmą przerwą. Lecz dostosowanie się nie powinno dotyczyć tylko jednej strony. Mężczyzna powinien przyswoić sobie, że kobieta, która nie jest przyzwyczajona do zabierania głosu w grupie, nie ma takiej swobody wypowiadania się jak on. Ktoś, kto czeka na długą miłą przerwę przed zadaniem pytania, nie odnajduje przed sobą sceny przygotowanej na swoje wystąpienie, w przeciwieństwie do tych, którzy nie czekają na przerwę, czyli na moment po tym jak inny rozmówca skończy swoją wypowiedź (lub zanim ją rozpocznie). Ktoś, kto jest przyzwyczajony do tego, że zaprasza się go do wypowiedzi („Niewiele powiedziałaś, Millie. Co o tym
316
myślisz?"), nie ma w zwyczaju wyrywania się do głosu. Podobnie jak w wielu innych obszarach, sam fakt, że uznaje się równość, nie zapewnia jeszcze równych możliwości, jeżeli ktoś nie jest przyzwyczajony do sposobu, w jaki się odbywa dana gra. Dopuszczenie kogoś do tańca nie gwarantuje jeszcze wspólnej zabawy, gdyż mógł on nauczyć się tańczyć w innym rytmie. • , • • t •' < t • . •
Pytania przeglądowe
1. Tannen omawia metakomunikaty, gdy opisuje rozmowę Marka i Eve o jej operacji piersi. Czym jest metakomunikat?
2. Wyjaśnij, co Tannen ma na myśli, gdy mówi, że „wzajemne zrozumienie jest symetryczne, lecz udzielanie rad asymetryczne".
3. Co zdaniem Tannen jest wsparciem, gdy Richard mówi Toddowi, że jego poczucie alienacji jest nieuzasadnione i niezrozumiałe?
4. Dlaczego, w opinii Tannen, Richard i Todd są zadowoleni ze swojej rozmowy, nawet jeśli każdy z nich lekceważył niektóre z trosk drugiego?
Kwestie do omówienia
1. Wyjaśnij, jak to się dzieje, że osoba, która szuka zrozumienia, może nie potrafić odebrać rady jako „daru", a osoba szukająca rady, może mieć kłopoty z odebraniem zrozumienia jako „daru".
2. Jeśli byłbyś na miejscu Tannen, co powiedziałbyś mężczyźnie, który był gotów rwać sobie włosy z głowy z powodu narzeczonej, która wciąż mówiła mu o swoich problemach w pracy, ale odmawiała przyjęcia jakiejkolwiek z dawanych przez niego rad?
3. Richard mówi, że niepokoją go jego problemy z piciem, a Todd zmienia temat. Co w twoim przekonaniu dokonuje się w tym momencie rozmowy?
4. Sparafrazuj główną różnicę między rozmową-informacją a rozmową-porozumieniem i podaj przykład każdej z nich z własnego doświadczenia.
5. Jak Tannen odpowiada na pytanie „Cóż zatem robić?". Innymi słowy, jakiej rady udziela, jeśli chodzi o radzenie sobie z różnicami między rozmową-informacją a rozmową-porozumieniem?
Na następnych stronach opisano niektóre z kulturowych nacisków wywieranych na mężczyzn i wpływających na ich sposoby ekspresji. Autor, Bernie Zilbergeld, jest psychoterapeutą specjalizującym się w seksualnej terapii mężczyzn. Książka, z której pochodzi ten urywek, jest 650-stronico-wym przewodnikiem mającym na celu podniesienie rangi relacji seksualnych przez dostarczenie mężczyznom argumentów za większym skupieniem się na przyjemności niż na dokonaniu. Z góry zastrzegam jednak, że ten tekst nie dotyczy bezpośrednio seksu. Włączyłem go tu ze względu na opinie Zilber-gelda o wpływie, jaki kultura i życie społeczne mają na wypaczenie komunikacji z kobietami stające się udziałem wielu mężczyzn. k; Zilbergeld opisuje rywalizujące ze sobą naciski, które z jednej strony skłaniają młodych chłopców do stawania się „macho", z drugiej zaś
317
są źródłem wymagań, by mężczyźni byli bardziej zainteresowani relacjami, lepiej wyrażali swoje uczucia, i byli bardziej zaangażowani w domowe obowiązki i opiekę nad dziećmi. Zestawia on niektóre z obrazów pojawiających się w mediach, mających uczyć młodych chłopców, co znaczy „bycie mężczyzną", i przeciwstawia je analogicznym obrazom dziewcząt. Wskazuje na to, że choć ani od chłopców, ani od dziewcząt nie oczekuje się, aby wyglądali i działali tak jak płeć przeciwna, to jednak etykietka „baba" nadana chłopcu uderza w niego z o wiele większą negatywną siłą niż etykietka „chłopczyca" nadana dziewczynce.
Artykuł ten powtarza także tezę postawioną przez Deborah Tannen, że dziewczynki uczą się koncentrować na nawiązywaniu kontaktów z innymi, podczas gdy chłopcy kładą nacisk na rozwiązywanie problemów i spełnianie zadań. Gdy spytasz dziewczynkę, kto jest jej najlepszą przyjaciółką, prawdopodobnie usłyszysz: „Moją najlepszą przyjaciółką jest Janie, ponieważ rozmawiamy ze sobą i mamy wspólne sekrety". Gdy spytasz o to samo chłopca, prawdopodobnie usłyszysz: „Moim najlepszym przyjacielem jest Robert, ponieważ gramy wspólnie w baseball i robimy mnóstwo innych rzeczy". Jak zauważa Zilbergeld, „te odmiennie kładzione akcenty przygotowują scenę pod wielkie problemy w relacjach ludzi dorosłych", relacjach opartych na zasadniczo różnych definicjach intymności.
Ojcowie starają się wzmacniać stereotypy kulturowe, którymi wypełnione są media, nie dlatego, że właśnie taki jest ich zamiar, lecz dlatego, że przejęli je oni od swoich własnych ojców. Zilbergeld podsumowuje, że „przygotowanie mężczyzn do życia społecznego dostarcza bardzo mało wartości z zakresu tworzenia i utrzymywania relacji intymności". W większości zachodnich kultur chłopcy przyswajają sobie silne komunikaty dotyczące wartości rywalizacji i to właśnie one będą dominowały w stylach komunikacji, jakie podejmą w przyszłości. Jednak nawet ci chłopcy czy młodzi mężczyźni, którzy skutecznie rywalizują z innymi, są czasami postawieni pod murem, gdy stają się zażenowani, przestraszeni i potrzebują pomocy. Jeśli ktoś taki przyzna się do problemu, przestaje być tym, kim powinien być, a jeśli się nie przyzna, zacznie gorzej wykonywać swoje zadania, a nawet może wpędzić się w jakąś chorobę. Nie dziwi więc, że mężczyźni otwierają się na ogół o wiele rzadziej od kobiet. Mówiąc krótko, w opinii autora: „Bycie mężczyzną jest podobne do życia w zbroi, w gotowości do walki, by potwierdzić samego siebie. Zbroja może zapewniać ochronę (choć nie jest jasne przeciwko czemu), lecz jest także czymś strasznie ograniczającym i niezbyt zabawnym".
W ostatniej części swojego tekstu Zilbergeld rozszerza tę analizę na komunikaty, jakie chłopcy przyswajają sobie w odniesieniu do seksu. Naciski związane z samym rozwojem, obrazy obecne w mediach oraz kulturowe stereotypy łączą się ze sobą i skupiają uwagę chłopców niemal wyłącznie na fizycznej stronie seksu. Seksualność dziewcząt natomiast znajduje ujście w kontaktach bardziej osobistych. Ta różnica trwa także w dorosłym życiu.
318
Zilbergeld nie podsuwa w tej części książki zbyt wielu rozwiązań problemu, na jaki wskazuje. Pomaga nam jednak w częściowym zrozumieniu, dlaczego mężczyźni i kobiety komunikują się w różny sposób.
t >H " f
Bernie Zilbergeld >>• , > • •. . w
Wychowanie zalęknionych bohaterów V;
Za: Bernie Zilbergeld, The New Male Sexuality. Copyright 1992 Bernie Zilbergeld. Przedruk za zgodą Bantam Books, oddział Bantam Doubleday Dell Publishing Group, Inc. .
„Sfysz?, ze dziewczynom bylo trudniej, lecz nie udowodnisz mi, że tak było. Dorastanie było jak piekło. Niewiarygodne naciski przez cały czas i wszędzie. Musiałem być dobry w szkole i dobry w sporcie, dbać o swoje męskie oblicze i nie wycofywać się z bójek, później zaś musiałem być dobry w kontaktach z dziewczynami, udawać, że wiem wszystko o seksie i robię to regularnie. Często pragnąłem, by cały świat po prostu sobie zniknął i zostawił mnie samego. Nie wiem, co bym wtedy zrobił, ale nic by się i tak nie pogorszyło".
MĘŻCZYZNA, 36
„Zabrało mi pól wieku, by zdać sobie sprawę, że żyłem połową życia, że pogrzebałem ważne uczucia i elementy samego siebie. Byłem gównianym ojcem i mężem. Nie chodzi o to, że kogoś znieważałem, czy coś w tym rodzaju, ale przez większość czasu nie było mnie nawet w domu. Poza pieniędzmi i jakimiś domowymi naprawami niczego tam nie wniosłem. Dopiero, gdy urodził mi się wnuk, dokonałem jakiegoś zwrotu. Z nim jestem osobą w pełni. Mogę go kochać, tulić, słuchać go i naprawdę do niego mówić. Brzmi to zabawnie, słuchanie czterolatka i mówienie do niego, ale to prawda. Wyrażane przez niego emocje pozwoliły mi odblokować moje własne uczucia. To smutne, że moja żona zmarła, zanim mogłem się stać dla niej prawdziwym partnerem. Smutno mi też, że nie dałem więcej moim własnym dzieciom i że tak wiele mnie ominęło".
MĘŻCZYZNA, 54
Kształtowanie mężczyzny .»,
W naszej kulturze mężczyźni balansują na cienkiej linie. Podobnie jak ich ojcowie i dziadowie, muszą być pewni, że ich zachowanie odpowiada temu, co jest uważane za męskie. Wystarcza niewiele - być może jedno niepowodzenie lub jedna oznaka słabości - by stracić swoje miejsce w zaczarowanym kręgu mężczyzn. [...] Lecz jeśli mężczyzna nie jest mężczyzną, kim się staje? Odpowiedź, w którą zdaje się wierzyć większość mężczyzn, brzmi: „Zupełnie nikim". Jest tak, ponieważ ich tożsamość jest nierozerwalnie związana z ich rolą płciową.
Niepokój, że można być uważanym za nie-mężczyznę, utrzymuje mężczyzn w stanie niemal nieprzerwanej czujności i lęku. Tłumaczy to także pewien brak
319
elastyczności z ich strony. Jeśli skutki zmiany zachowania mogą okazać się tak okrutne, że aż utraci się swoją tożsamość, to nie podejmuje się łatwo takich zmian. To nic nowego jeśli chodzi o mężczyzn; w społeczeństwach zachodnich jest tak od setek lat. Nowe jest wszakże to, że tradycyjna definicja męskości stała się przedmiotem głębokiej refleksji oraz ataku. Sprawiło to, że przesłanie, jakie otrzymują teraz mężczyźni, stało się całkowicie mętne. Oczekuje się, że mężczyźni wciąż będą okazywali wszystkie męskie cnoty, lecz współcześnie powinni oni być także wrażliwi i zdolni do wyrażania uczuć, a więc mieć te cechy, które zazwyczaj były uważane za kobiece. Bycie mężczyzną stało się dziś trudniejsze niż kiedykolwiek.
Konsekwencje tego są, w moim mniemaniu, niezbyt przyjemne. Przekształcamy męskie niemowlaki w istoty dorosłe, umieszczając je niejako poniżej poziomu człowieczeństwa, odcinając je od znacznej części nich samych, od tego co dotyczy troski, pielęgnowania życia i ekspresji, zmuszając do przywdziewania zbroi niemal przez cały dzień i całą noc, i sprawiając, że tak naprawdę istoty te są jedynie bladym odbiciem tych osób, którymi mogłyby być. W dawnych czasach mężczyźni byli przynajmniej sowicie wynagradzani za to, że udawało im się ukształtować swoją osobowość zgodnie z oczekiwaniami społeczeństwa. Ostatnio jednak zostali wystawieni na bezlitosną krytykę, raz - za to, że są takimi, na jakich zostali wychowani, a dwa - za to, że nie są takimi, jakimi nie chciano ich widzieć. W całym kraju, w programach typu talk-show, w niezliczonych książkach i artykułach, gabinetach terapeutycznych oraz sypialniach i kuchniach słychać krzyk: „Dlaczego mężczyźni nie są bardziej zainteresowani relacjami, dlaczego nie są bardziej delikatni, dlaczego nie wyrażają uczuć, nie są bardziej zainteresowani domem i troską o dzieci?". Te pytania nie są, rzecz jasna, pytaniami, lecz oskarżeniami.
A niby dlaczego mężczyźni powinni być właśnie tacy? Gdzie mogli się nauczyć skupiania uwagi na relacjach, wyrażania emocji, zainteresowania dziećmi? Odpowiedź brzmi: nigdzie.
Mniej więcej przed upływem trzeciego roku życia chłopcy i dziewczynki uświadamiają sobie, że nie są po prostu dziećmi - są natomiast dziećmi-chłopcami i dziećmi-dziewczynkami, i to rozróżnienie jest niezwykle istotne. Od tego momentu bowiem informacje, jakie są przez nie przyswajane, przechodzą przez soczewkę tego zabarwionego płcią filtru. Nawet tak z pozoru neutralne zajęcia, jak gotowanie, gra w piłkę i uczenie się matematyki, są poddane wpływowi tej soczewki. Już bardzo wcześnie w pojęciu dziecka gra w piłkę i matematyka to coś dla chłopców, podczas gdy gotowanie jest dla dziewczynek. Te pojęcia można łatwo modyfikować we wczesnych latach - chłopiec, który widzi dumę ojca towarzyszącą jego kulinarnym zdolnościom, może łatwo dojść do wniosku, że gotowanie jest dla mężczyzn - lecz zasada, że wszystko jest postrzegane przez pryzmat płci, pozostaje. Jest to szczególnie prawdziwe w takich obszarach jak seksualność, która jest zawsze i wszędzie widziana w związku z płcią; we wszystkich kulturach reguły związane z seksualnym zachowaniem mężczyzn i kobiet są odmienne.
320
To, czego kultura uczy chłopców i dziewczynki, zależy od obowiązujących w niej obrazów mężczyzn i kobiet, od tego, jaką wizję ich dorosłości zawiera ta kultura. Choć w ostatnich latach nasze oczekiwania wobec mężczyzn i kobiet stały się przedmiotem ponownej oceny, bardzo znaczący wpływ wciąż wywierają tradycyjne definicje. Pokaźna liczba badaczy ustaliła, że większość oczekiwań wobec mężczyzn można sprowadzić do kilku cech: być silnym i niezależnym, osiągnąć sukces, nie być „babą" (innymi słowy, nie być podobnym do kobiet), interesować się seksem i być walecznym. Oto jeden z opisów, zaczerpnięty z książki Harolda Robbinsa: „Był to silny mężczyzna. [...] Gdy kroczył, ziemia trzęsła się, inni mężczyźni kochali go i bali się zarazem, kobiety drżały przed potęgą jego lędźwi, ludzie zabiegali o jego względy". Może się to wydać co nieco starodawne, lecz oto jak Sidney Sheldon w niedawno wydanej powieści opisuje głównego bohatera: „Był on jak potęga natury, podporządkował sobie wszystko na swojej drodze". W powieści wydanej w 1989 roku, zatytułowanej Sophisticated Lady, czytamy o bohaterze (który oczywiście był „wysoki, a jego ciało było zbudowane potężnie"): „Gdy tylko się pojawiał, promieniował od niego jakiś spokojny rodzaj siły i autorytetu....". Nie trzeba dodawać, że miał on też wielkie sukcesy jako biznesmen. Oto współczesna wersja mężczyzny: mniej szorstki, bardziej wyrafinowany, ale wciąż silny i osiągający sukcesy. Opisy mężczyzn, jakich się podziwia, występujące zarówno w książkach, jak i filmach, nieustannie, wprost lub pośrednio, niosą ze sobą pierwiastek siły, władzy i niezależności.
Oczywiście, mamy także obrazy przeciwne: mężczyźni słabi, mężczyźni pasywni i totalni nieudacznicy, jak Dagwood Bumstead. Wiemy jednak, że nie reprezentują oni sobą tego, czego się oczekuje, że to właśnie ich nieudacznictwo sprawia, iż stają się śmieszni. Prawdziwi mężczyźni nie zachowują się w ten sposób.
Mali chłopcy i małe dziewczynki z pewnością nie są tacy sami - na przykład chłopcy są przeciętnie bardziej aktywni i agresywni - lecz jako dzieci mężczyźni i kobiety są do siebie bardziej podobni niż jako dorośli. Chłopcy i dziewczynki kochają zabawę, są ciepli, otwarci, ekspresywni, kochający, bezbronni oraz posiadają wszystkie te pozostałe cechy, które sprawiają, że dzieci są dla nas tak bardzo pociągające, lecz gdy przyglądamy się dorosłym mężczyznom, pytamy, co stało się z tymi wszystkimi wspaniałymi cechami. Jako dorośli mężczyźni ujawniają je w o wiele węższym zakresie, jeśli w ogóle tak się dzieje. Pozbawiono ich wielu spośród najlepszych cech, jakie niegdyś mieli. W dodatku niektóre najgorsze i najgroźniejsze ich skłonności - ku agresji, a nawet ku przemocy - zostały nadmiernie rozwinięte.
Choć w toku dalszego wywodu pokreślam rolę uczenia się i uspołecznienia, nie mam zamiaru zakładać, że różnice biologiczne między płciami nie istnieją. Z pewnością istnieją. Natura wyznaczyła różne cele mężczyznom i kobietom, zgodnie z nimi ich zaprogramowała. Niezależnie jednak od tego wychowanie, jakiemu poddani są chłopcy, jest uderzająco odmienne od wychowania dziewczynek i ono także ma ogromny wpływ. Nie jesteśmy w stanie całkowicie odwrócić dyspozycji genetycznych, możemy je jednak w pewnym stopniu kształ-
321
tować. Na przykład, prawdopodobnie jest tak, że genetycznie mężczyźni są bardziej agresywni od kobiet, lecz to, jak często i w jaki sposób agresja jest wyrażana, w znacznym stopniu zależy od treści społecznych komunikatów, jakie otrzymują chłopcy i mężczyźni.
Przez ostatnie siedem lat byłem zaangażowany w pomoc w wychowaniu chłopca o imieniu łan, który teraz ma osiem lat. Zarówno on, jak i jego przyjaciele są całkiem różni od wszystkich znanych mi mężczyzn. Wyrażanie uczuć? Nie ma problemu. Gdy ranie jego uczucia, łan wali prosto z mostu: „Bernie, zraniłeś moje uczucia, a to wcale nie jest przyjemne". Gdy wchodzimy do pokoju pełnego obcych ludzi, chwyta mnie za rękę i mówi: „Jestem przestraszony. Wiesz, jaki jestem nieśmiały". Nie ma problemu z powiedzeniem, że jest smutny lub z przeproszeniem osoby, którą obraził. Płacze, śmieje się i uśmiecha się w sposób, który rozjaśnia niebo dla wszystkich wokoło, a także dosłownie skacze z radości.
Mali chłopcy są poważnym problemem dla wszystkich społeczeństw, ponieważ społeczeństwa nie chcą, aby mężczyźni byli tacy jak ci chłopcy. Pojawia się pytanie, w jaki sposób sprawić, by owi otwarci i ekspresywni chłopcy, którzy noszą w sobie całą swoją bezbronność i lęk, stali się silnymi, zdecydowanymi wykonawcami, gotowymi do spełniania tego wszystkiego, co w oczach społeczeństwa uchodzi za męskie. Pomyślmy, jak sympatyczną istotą jest mały chłopiec, który mówi z drżeniem: „Boję się, że ten potwór zaraz mnie porwie", lecz nie chcemy przecież, by dwudziestoletni czy trzydziestoletni mężczyzna zachowywał się w taki sposób. Przeciwnie, chcemy, by zaprzeczył swojemu lękowi („Ja nie boję się potworów") oraz stwierdził, że zaraz kopnie jakiegoś potwora w tyłek.
Wychowywanie w męskości zaczyna się tuż po narodzinach dziecka, a potem trwa nieprzerwanie przez resztę jego życia. Już przed upływem szóstego czy siódmego roku życia zostają udzielone ważne lekcje. Obraz tego procesu pojawia się w jednej ze scen niedawno wydanej powieści o strzelaninie w podstawówce. Dochodzi do ogólnego zamieszania, słychać strzały, wynoszone są zwłoki; mówiąc krótko - trauma. Jak reagują dzieci? „Malutka dziewczynka wybucha płaczem. Pucułowaty, sześcio-siedmioletni chłopiec także płacze. Chłopiec stojący obok niego jest nieco starszy, może ośmioletni. Zapatrzony przed siebie, zagryza wargi, pręży się w stylu «macho». W ciągu trzech lat, między piątym a ósmym rokiem życia nauczył się, co znaczy być mężczyzną". Nie będzie płakał, być może już nigdy. Nie będzie okazywał ani lęku, ani zależności, ani czułości i być może nawet nie spyta o kierunek, gdy się zgubi. Utraci zdolność nie tylko do ujawniania uczuć, lecz także do doświadczania i rozpoznawania ich. Nie zrozumie, dlaczego jego dziewczyna czy żona będzie chciała po prostu się przytulić, usłyszeć o jego lęku i wyrazić swój, po prostu pogadać o tym. [•••] •;jfJii« f
Ważnym elementem procesu uspołeczniania chłopców jest komunikat: „Nie bądź jak dziewczyna". A ponieważ wszystkie kobiety, niezależnie od wieku, są delikatniejsze - wyrażają uczucia, płaczą, są bardziej ukierunkowane na innych ludzi - fakt, że mężczyźni nie powinni być tacy jak one, staje się skutecznym sposobem wytłumienia ich delikatniejszej strony. Dziewczynom i kobietom po-
322
zwala się na o wiele większą swobodę. „Chłopczyca" nie jest w najmniejszym stopniu tak poniżającym docinkiem jak „dziewczynka" czy „baba". Dziewczęta mogą bawić się w zabawy chłopców, korzystać z ich zabawek, nosić ich ubrania, lecz czy możesz sobie wyobrazić, jak zostałby nazwany chłopiec, który w wieku czterech czy pięciu lat nosiłby sukienkę, bawił się w dom lub lalkami.
Kobiety i mężczyźni skupiają uwagę na zasadniczo różnych rzeczach. Gra, w którą angażują się kobiety, i to niezależnie od wieku, to związek z innymi; widać to nawet w zabawie. Lalki (typowe zabawki dziewcząt) o wiele bardziej sprzyjają wychowaniu do intymności niż samochody i pistolety chłopców. Lalkę możesz pocieszyć, przytulić, nakarmić, mówić do niej i spać z nią. A co możesz zrobić z wozem strażackim, który nie ma nic wspólnego z relacjami?
Spytaj małą dziewczynkę o jej najlepszą przyjaciółkę, a usłyszysz: „Moją najlepszą przyjaciółką jest Janie, ponieważ rozmawiamy ze sobą i mamy wspólne sekrety". Badania wykazują, że dziewczęta o wiele więcej czasu niż chłopcy spędzają na interakcjach sam na sam ze swoimi przyjaciółkami, co jeden z naukowców określił jako „serdeczną przyjaźń". Chłopcy podążają w odmiennym kierunku. Uczą się, że zasadniczą sprawą w życiu jest działanie i podejmowanie dokonań w świecie, czyli na zewnątrz, nie zaś w rodzinie, czyli wewnątrz. Gdy pyta się małych chłopców o ich najlepszych przyjaciół, odpowiedzi z reguły dotyczą aktywności: „Moim najlepszym przyjacielem jest Robert, ponieważ gramy wspólnie w baseball i robimy wiele innych rzeczy". Chłopcy o wiele więcej czasu niż dziewczęta spędzają w wieloosobowych grupach, biorąc udział we wspólnych zabawach. Przed szóstym czy siódmym rokiem życia różnice, które prześladują potem dorosłe pary, są już oczywiste. Chłopcy kładą nacisk na działanie, dziewczynki na rozmowę.
Te odmienne akcenty stanowią podłoże ogromnych problemów w relacjach ludzi dorosłych. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety mówią, że potrzebują miłości i intymności, lecz przez te słowa rozumieją co innego. Pragnieniem kobiet jest intymność twarzą w twarz: chcą rozmawiać. Mężczyźni wolą intymność ramię w ramię: chcą działać.
Niemal we wszystkich społeczeństwach kobiecość zostaje nadana wraz z odpowiednimi cechami płciowymi. Nie odnosi się to do męskości czy męstwa. Posiadanie właściwych organów płciowych jest konieczne, ale nie wystarczające. Jak to ujął Norman Mailer: „Nikt nie urodził się mężczyzną; zapracowałeś na swoją męskość, jeśli byłeś wystarczająco dobry, wystarczająco odważny..."
Chłopiec wcześnie dochodzi do przekonania, że nie może być taki jak osoba, która znaczy dla niego najwięcej, to znaczy jego matka. Poza wyjątkowymi sytuacjami wygrzewanie się w jej cieple i czerpanie z jej życiowych sił szybko przestaje być akceptowane, nie można też zbyt długo myśleć, że tak jak ona kiedyś się będzie rodziło dzieci. Ona jest kobietą, on zaś nie może być do niej podobny, ani do żadnej innej kobiety. W rezultacie zostaje wyrwany z najbliższej relacji, jaką ma i jaką kiedykolwiek będzie miał. W większości społe-
323
czeństw pierwotnych chłopcy także byli odrywani on swoich matek, lecz oddawano ich wówczas pod opiekę jednego lub kilku mężczyzn, którzy kierowali ich rozwojem. W naszym społeczeństwie nie ma takiej możliwości.
Istnieje tylko tata lub inna osoba, która odgrywa tę rolę wobec chłopca. To właśnie od niego chłopiec nauczy się najważniejszych zasad dotyczących męskości. Niestety, w naszym społeczeństwie ta relacja rzadko jest pozytywna czy dająca siły do życia. Ojcowie są często nieobecni fizycznie, a gdy już są, bywają nieobecni emocjonalnie. Fizyczne przywiązanie, emocjonalna bliskość, wyrazy akceptacji i miłości to ludzkie doświadczenia otrzymywane od ojców jedynie przez niewielu chłopców. Tragedią o największym znaczeniu dla mężczyzn jest to, że nie są oni szanowani, kochani, ukierunkowywani oraz obdarowywani siłami życiowymi przez swoich ojców.
Richard Heckler, znawca walk obronnych, wspomina, co się działo, gdy był dzieckiem i jego ojciec, marynarz, wrócił do domu z rocznego rejsu: <.-•• •••.-. , , • •-: .'.f,
Byłem z niego dumny, dumny, że był moim ojcem, dumny z tego, że po roku niewidzenia go i nie będąc nawet pewnym, jak wygląda, wciąż miałem ojca. Podszedł do mnie i we właściwy v dla siebie, sztywny i formalny sposób wyciągnął do mnie rękę. „Witaj synu. Czy opiekowałeś się swoją matką i siostrą, gdy mnie nie było?" Miałem dziewięć lat i chciałem, by mnie wziął w ramiona i powiedział, że mnie kocha. Lecz nie zrobił tego, ani wtedy, ani nigdy.
Jeżeli chłopcy otrzymują cokolwiek od swoich ojców, to jest to wzmocnienie w nich tendencji do bycia „macho" (tata w wiele większym zakresie niż mama uczy konieczności bycia twardym) oraz wymogów związanych ze skutecznym działaniem oraz osiąganiem sukcesów. Oto historia opowiedziana przez terapeutę Terrance'a O'Connora:
Pierwszy rok liceum szedł mi bardzo trudno. Ojciec zrobił mi piekło z powodu wyników, jakie przyniosłem z testu wyrównawczego. Czułem się strasznie. Siedząc w swoim pokoju wciąż przyglądałem się wynikom testu... Nagle zdałem sobie sprawę, że liczby były dopiero wstępnymi wynikami, musiały one jeszcze zostać przekształcone. Byłem zadziwiony. Ujęte w procenty, moje wyniki osiągnęły poziom dziewięćdziesięciu. Z ogromną ulgą pobiegłem, by pokazać to ojcu. „Dlaczego więc do diabła nie dostajesz lepszych stopni?" - ryknął. To było jak sztylet w moje serce. Ani słowa miłości, ani słowa pochwały. Wróciłem do pokoju, zaciskając zęby i pięści, i zacząłem się modlić: „Drogi Boże, nigdy, nigdy, ale to nigdy nie pozwól mi stać się takim dorosłym jak ten sukinsyn".
Nie chodzi o to, by winić naszych ojców, którzy robili z nami jedynie to, co kiedyś zrobiono z nimi. Jednak rany zadane przez ten brak troski sięgają głęboko i rzadko można je zaleczyć. Tylko niewielu mężczyzn jest w stanie wyrazić w jakiś sposób ten pierwotny ból i zaleczyć rany. Jeśli chcesz zobaczyć, jak dorośli mężczyźni płaczą, znajdź im jakieś bezpieczne miejsce i pozwól mówić o swoich ojcach. Nic więcej nie trzeba.
Ponieważ chłopiec, odrywany od swojej pierwszej realnej intymnej relacji, nie wchodzi w podobną relację ze swoim ojcem, jest uczony zestawu postaw, przekonań i zachowań, które nie sprzyjają intymności, wejdzie w dorosłe
324
życie całkowicie nieprzygotowany na wymagania stawiane przez dojrzałą relację. Jest to proste i zatrważające: Przygotowywanie mężczyzn do życia w społeczeństwie daje im bardzo niewiele z tego, co miałoby jakąś wartość dla kształtowania i utrzymywania intymnych relacji.
Ponieważ wychowanie mężczyzn w tak znacznej mierze pozostaje w opozycji wobec cech kobiecych, mężczyźni dochodzą do przekonania, że te cechy, a tym samym kobiecość jako taka, są czymś dziwnym i niższym. Wynikiem tego jest rozwinięcie nawyku, by nie brać kobiet na serio. Choć mężczyzna może głęboko kochać kobietę i pragnąć być wobec niej troskliwy, uczciwy i pełen szacunku, to ma za sobą długie lata wychowania, które popychały go w przeciwnym kierunku. Kobiety są wstrętne, dziwaczne i odrażające; są słabe i zależne, nie mają siły i niezależności, a więc cech, jakich oczekuje się od niego; są nazbyt emocjonalne i nielogiczne; są zdane na łaskę i niełaskę swoich hormonów (jakby tylko one posiadały hormony i cykle); i, no cóż, nie patrzą na świat tak jak mężczyźni. Ponieważ w celu zbudowania własnej męskości chłopiec musiał zostać oderwany od swojej matki i spraw kobiecych w ogóle, jest w nim także lęk przed ponownym popadnięciem pod władzę kobiety. Znalezienie się w tej sytuacji byłoby nazbyt podobne do dzieciństwa - okresu, gdy był nie-mężczyzną. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałby jakikolwiek mężczyzna, jest bycie „popychadłem" lub „pantoflarzem", ponieważ wskazuje jasno, że nie jest się już w tym stopniu mężczyzną, by utrzymywać pod kontrolą „małą kobietkę". Często prowadzi to także mężczyzn, i to niezależnie od tego, jak bardzo kochają swoje partnerki, do częściowej nieumiejętności traktowania ich jako pełnych istot ludzkich, posiadających równe prawa. Ta nieumiejętność poważnego traktowania kobiet może być źródłem znacznych tarć w dorosłych relacjach i, jak zobaczymy później, może negatywnie wpływać na seks.
Ponieważ siła i zaufanie do siebie są pierwszymi celami, jakie stawiamy przed naszymi mężczyznami, są oni wychowani do nieufności oraz niechęci wobec bardziej bezbronnych i ekspresywnych stron samych siebie. Gdy chłopiec przygląda się dorosłym wokół niego, zauważa, że mężczyźni są bardzo różni od kobiet. Są twardsi i bardziej mrukliwi, nie wyrażają wielu uczuć, nie rozmawiają
0 sprawach osobistych, nie dotykają w ten sposób, w jaki to robią kobiety, są ponadto podziwiani i nagradzani za osiągnięcia, które nie mają nic wspólnego z tym, co kocha on w swojej matce.
Chłopcy są nagradzani za „wytrzymywanie", za „nieustępowanie", za to, że nie płaczą, nie są słabi. Gdy łan skończył cztery lata wypowiadał już słowa „twardy" i „silny" z podziwem. Gdy skończył pięć lat takie słowa jak „mięczak"
1 „baba" weszły do jego słownika jako negatywne określenia mężczyzn. Niekiedy, gdy był na mnie zły, potrafił eksplodować krzycząc: „Jesteś po prostu mięczak".
Częścią bycia twardym jest to, że się nie otrzymuje lub nie potrzebuje dotyków pełnych miłości, jakie otrzymują wszystkie malutkie dzieci. Rodzice wcześnie przestają dotykać swoich synków; wydaje się to bowiem takie kobiece, oznaka traktowania ich jako dzieci lub dziewczynki. Córki natomiast wciąż są dotykane i obejmowane. W końcu dochodzimy do tego, że mamy kobiety, które
325
rozumieją dotyk jako podstawową potrzebę człowieka, a także lubią dotykać i być dotykane, widząc w tym sposób wzmacniania kontaktu i okazywania uczuć; mężczyźni, przeciwnie, tracą sprzed oczu potrzebę dotyku, z wyjątkiem dotykania na przykład jako części tynkowania domu lub seksu.
Chłopcy uczą się, że pomocą w sprawdzaniu samego siebie jest rywalizacja. Jeśli jesteś równie dobry albo nawet lepszy od innych, to przynajmniej jesteś mężczyzną. Być może nie takim mężczyzną, jakim chciałbyś być lub powinieneś być, lecz przynajmniej nie wypadasz z konkurencji.
Większość z nas nie miała żadnego wyboru: musieliśmy okazywać naszą męskość niezależnie od tego, jak czuliśmy się do tego wyposażeni lub przygotowani. Oto jak Julius Lester w swoim eseju Being a Boy opisuje męki, przez które przechodziło wielu z nas. Porównując samego siebie do dziewcząt, mówi:
j To jest dopiero życie, myślałem. Brak ciągłego napięcia, by się sprawdzać. Żadnej konieczności,
,(i by wciąż rywalizować. Gdy czułem się upokorzony na boisku piłkarskim lub grając w baseball,
dziewczyny stały po obu stronach stadionu i śmiały się ze mnie, ponieważ one nie musiały robić nic poza byciem dziewczynami. Każdy wschód słońca prowadził mnie ku linii startowej kolejnego dnia dziesięcioboju olimpijskiego, lecz nie miałem żadnej nadziei, że kiedykolwiek
[5 zdobędę choćby brązowy medal.
Rywalizacja okazała się jedną z bardziej okrutnych stron męskiego wychowania. Po pierwsze, dlatego, że tak niewielu z nas było w stanie wygrywać i w związku z tym czuć się dobrze patrząc na siebie. Jak wielu chłopców może dojść do doskonałości w grze w baseball, koszykówkę czy piłkę? Co zaś powinni zrobić wszyscy inni? Niezliczeni mężczyźni mieliby tak wiele do powiedzenia o tym, jak w swoich chłopięcych latach czuli się upokorzeni, nie potrafiąc w niczym zwyciężyć, a nawet nie będąc dość dobrzy, by wybrano ich do drużyny, którą akurat kompletowano. Czuli się źle nie dlatego, że nie udało im się zagrać, ale dlatego, że sama ich osobowość czy męskość zostały zakwestionowane.
Ponadto rywalizacja jest antytezą intymności. Jak mówi psycholog, Ayala Pines, w rywalizacji stawia się pytanie: „kto jest na szczycie" lub „kto jest na na czele". W intymności natomiast stawia się pytanie: „jak blisko jesteśmy lub chcielibyśmy być ze sobą?" Bliskość łączy się z otwartością, to znaczy z tym, jaką część nas jesteśmy w stanie dzielić z innymi. Lecz jeśli w twoim umyśle istnieje już pewien układ nastawiony na rywalizację, niełatwo być otwartym, gdyż pojawia się lęk, że to, co ujawnisz, może być użyte przez drugiego z korzyścią dla niego.
Ze względu na nacisk, jaki się kładzie w ich przypadku na siłę i zaufanie do samych siebie, mężczyznom trudno jest się przyznać do nierozwiązanych osobistych problemów. Nie chodzi o to, że problemy się w ogóle nie pojawiają, ale że podejmujesz je, rozwiązujesz i panujesz nad nimi, nie szukając pomocy i nie skarżąc się. W znacznej mierze właśnie to oznacza bycie twardym i niezależnym - bycie mężczyzną.
Podobnie jak wiele innych idei, które przyswajają sobie mężczyźni, także ta stawia ich niejako pod ścianą. Co powinien zrobić mężczyzna, gdy czuje się zagubiony, przestraszony lub gdy potrzebuje pomocy? Niemal z definicji, gdy przyznaje się do zagubienia, lęku lub prosi o pomoc, musi być z nim coś nie tak. Nie jest tak twardy, jak powinien być. Jeśli jednak nie przyzna się do swoich niepokojów i nie otrzyma pomocy, może dosłownie wpędzić się w chorobę i gorzej wypełniać zadania, nad którymi pracuje. Na całym świecie to przekonanie prowadzi do zabawnych zachowań - mężczyźni potrafią bez końca jeździć w kółko swoimi samochodami, gdyż zatrzymanie się i zapytanie o kierunek sugerowałoby, że potrzebują pomocy, której zresztą potrzebują. ,:
Wielu mężczyzn nie przyznaje się swoim partnerkom do niepokojów i lęków. Starają się po prostu dawać sobie radę ze wszystkim samodzielnie. Widziałem wiele sytuacji, w których jakiś mężczyzna stawał wobec zasadniczego problemu dotyczącego całej jego rodziny - na przykład możliwości utraty pracy lub przeniesienia do innej części kraju - lecz nie powiedział o tym ani słowa swojej partnerce. Czując jego dystans i irytację wiedziała, że coś jest nie tak, lecz bała się wszczynać rozmowę, by go nie rozzłościć: „Już ci mówiłem, wszystko jest w porządku. Zostaw mnie". Jeśli jednak nie zaczęłaby o tym rozmawiać, sama musiałaby cierpieć przez jego zachowanie i mogłaby za to winić także samą siebie. [...] • . ,-;
Inną konsekwencją niezdolności do wyrażania problemów jest to, że mężczyźni często nie otrzymują tego, czego potrzebują. Dużo czasu zajmuje im przyznanie się do choroby lub do innych dolegliwości fizycznych, a jeszcze więcej - przyznanie się do emocjonalnego strapienia. Sama myśl o tym, że istnieje potrzeba zwrócenia się do jakiegoś specjalisty z prośbą o pomoc w poradzeniu sobie z osobistymi i relacyjnymi problemami, jest dla wielu z nich klątwą. Mężczyźni zmieniają się pod tym względem - na przykład coraz częściej, zwracają się o pomoc do terapeutów - ale zmiana ta zachodzi powoli, a jeśli chodzi o gotowość do przyznawania się do problemów osobistych, to w porównaniu z kobietami mężczyźni są jeszcze całkowicie zacofani.
Nie jest łatwo chłopcom i mężczyznom. Nie jest łatwo porzucić ciepłą i czułą stronę samego siebie. Nie jest łatwo zdusić uczucia zależności, miłości, lęku, i niepokoju. Nie jest łatwo zawsze przyjmować pozę i udawać, że jest się bardziej obeznanym ze światem, bardziej ufnym w swoje siły, bardziej pewnym siebie, bardziej dzikim, niż się jest w rzeczywistości. Istnieje bardzo wiele sytuacji, w których mężczyzna czuje się przestraszony lub pokonany i nie pragnie niczego więcej, niż być przytulonym i pocieszonym, dokładnie tak jak tuliła i pocieszała go matka przed wieloma laty. Nie może jednak tego dostać. Nie potrafi przyznać się do swoich uczuć i nie potrafi poprosić o przytulenie. I jest to bardzo smutne. Podobnie jak wielu mężczyzn, może zdecydować się na topienie swoich uczuć w alkoholu lub seksie; seks zapewni mu przynajmniej jakiś kontakt cielesny i odsunie od niego uczucia, lecz ani alkohol, ani seks nie jest tym samym co rzeczywista pociecha, fizyczna lub emocjonalna. Zbyt nieszczęśliwy nie może dostać tego, czego rzeczywiście potrzebuje i pragnie.
Niełatwo sprostać nieustannej konieczności dokonywania czegoś i odnoszenia sukcesu, czy to na stadionie, w sali konferencyjnej, czy w sypialni. Choć cały ten
327
proces bywa zwykle pokazywany w sposób romantyczny, pozostaje faktem, że chłopcy i mężczyźni doprowadzają się często do choroby i szaleństwa starając się, trwać w gotowości do dokonań. Nie jest wcale takie rzadkie, że sportowcy wymiotują w szatniach przed zawodami (wyobraź to sobie w jakiś romantyczny sposób, jeśli potrafisz) i wprawiają się w jakiś morderczy szał, który w każdej innej sytuacji byłby słusznie poczytany za stan psychotyczny. Nie jest łatwo mężczyźnie wchodzić w relację seksualną z przekonaniem, że wszystko zależy od tego, jak dobrze tego dokona (zwłaszcza w tej sferze, której nie jest w stanie kontrolować), lecz co innego może zrobić?
Bycie mężczyzną jest podobne do życia w zbroi, w gotowości do walki, by potwierdzić samego siebie. Zbroja może zapewniać ochronę (choć nie jest jasne przeciwko czemu), lecz jest także czymś straszliwie ograniczającym i niezbyt zabawnym. W istocie nie ma w niej ani krzty humoru. Być może właśnie dlatego tak wielu mężczyzn uzależnia się od alkoholu oraz od innych sposobów niszczenia samych siebie. Być może stąd pochodzi męska fascynacja sportem.
W sporcie znosi się wiele zakazów, które normalnie ciążą nad mężczyznami. Mężczyzna może wyrażać swoje emocje i swoją ekspresję wobec ulubionej drużyny lub graczy w takim stopniu, w jakim ma na to ochotę. Może ich oklaskiwać z niepohamowanym entuzjazmem, co można by nawet wziąć za miłość. Może zachowywać się ekstatycznie i podskakiwać, gdy wygrywają, a popadać w rozpacz i płakać, gdy przegrywają. Pozwala mu się na żarty i kreatywność. Może nosić idiotyczne kapelusze oraz koszulki, przygotowywać plakaty, wiersze i piosenki, po prostu wygłupiać się. Jest tam nawet mnóstwo kontaktu fizycznego: stukanie się tyłkami i głowami, dotykanie się ramionami i rękami, padanie sobie w objęcia. Można tam też bez większego ryzyka wyrażać swoją złość, komentować przekleństwem źle odgwizdanego spalonego, jakąś decyzję lub pomyłkę. Sport jest jedną z tych bezpiecznych sfer, w których mężczyźni mogą ponownie stać się chłopcami, mogą zrzucić z siebie fasadę pana Usztywnionego-i-pod-Kontrolą i po prostu bawić się. Sport, który się uprawia, albo któremu się kibicuje, to jedno z niewielu pól, na których dorośli mężczyźni pokazują taką ekspresywność i pozwalają sobie na tyle żartów, co łan i jego przyjaciele. Czy można się więc dziwić, że tak bardzo to kochają?
Uczenie się seksu
„Bez żadnej winy z mojej strony doszedłem do wieku młodzieńczego. Gdy zmniejszyły się naciski, bym sprawdzał siebie na stadionie, ogólna sytuacja jeszcze się pogorszyła - ponieważ od tego momentu musiałem sprawdzać siebie w relacjach z dziewczynami. Oczekiwania, jakie stanęły przede mną, przerastały mnie. [...] Obowiązek jednak wzywał i z trzepoczącą między nogami ochroną na genitalia, noszoną przez uczniów dziewiątej klasy w sali gimnastycznej, ruszyłem.
JULIUS LESTER
Między jedenastym a czternastym rokiem życia dzieci wchodzą w okres dojrzewania płciowego. Mózg wysyła sygnał do przysadki, by zwiększyła produk-
328
cję hormonów wzrostu, a u mężczyzn także testosteronu. Jedną z pierwszych zewnętrznych oznak okresu dojrzewania jest gwałtowne przyśpieszenie wzrostu fizycznego, nie mające sobie równego od czasu pierwszych lat życia. W ciągu następnych kilku lat chłopięcy penis i worek mosznowy zwiększają się do rozmiarów właściwych człowiekowi dorosłemu, pojawia się owłosienie na twarzy i łonie, tworzy się sperma i nasienie. W wieku piętnastu lat chłopcy (podobnie jak i dziewczęta) są zdolni do seksualnej reprodukcji. Czują się inaczej niż poprzednio, starają się przyzwyczaić do swoich nowych ciał, nadać sens doświadczanym nowym wrażeniom, poradzić sobie z oddziaływaniem hormonów. Testosteron u chłopców i estrogen u dziewcząt są źródłem zasadniczej różnicy między nimi
- hormony, sprawiają, że chłopcy i dziewczęta wypatrują siebie nawzajem, lecz jednocześnie hormony jeszcze silniej popychają ich na odrębne drogi, już i tak dobrze ukształtowane.
Zanim chłopcy zaczną współżyć seksualnie z partnerkami czy nawet przed pierwszymi aktami samoerotyzmu, wiedzą, że zainteresowanie seksualne i waleczność są czymś zasadniczym dla bycia mężczyzną. Jest to komunikat, który przenika naszą kulturę. Oto jak myśli sam o sobie bohater jednej z powieści: „Mimo wszystko był mężczyzną w sensie fizycznym, z wysoko rozwiniętym popędem seksualnym. Znajdował przyjemność w kontaktach z kobietami, z wszystkimi rodzajami kobiet...". Wszystkimi rodzajami: a zatem z niskimi, wysokimi, młodymi, starymi, otyłymi, szczupłymi, inteligentnymi i głupimi. Lubił to i zapewne nie był zbyt drobiazgowy. Nie możesz być bohaterem, jeśli nie masz wysoko rozwiniętego popędu seksualnego. Gdy Jerry Brown był gubernatorem Kalifornii, jedną z najważniejszych była kwestia jego życia seksualnego. To, że nie wydawał się w nie zaangażowany, było nie do zaakceptowania. Cały stan odetchnął z wielką ulgą, gdy dowiedzieliśmy się, że spotyka się z Lindą Ronstadt.
To interesujące, że w wyzwolonych latach dziewięćdziesiątych wciąż mamy podwójne standardy dotyczące seksu, jedne dla mężczyzn, drugie dla kobiet. Mimo wszystko chłopcy to chłopcy, i jak możesz mieć coś przeciwko chłopcu, który rozsiewa swój dziki owies? Mamy skłonność do podziwiania mężczyzn, którzy uwodzą dziewczyny. O ile mi wiadomo, nikt nie miał za złe Johnowi F. Kennedy'emu, gdy wyszło na jaw, że przespał się niemal z każdą kobietą w mieście; w rzeczywistości większość znanych mi mężczyzn zaczęła go po tym darzyć jeszcze większym respektem. Choć nie oczekuje się już od kobiet, że będą dziewicami, to niech Bóg broni je przed uprawnianiem seksu ze zbyt wieloma mężczyznami. '-"•' •;»ł"'i»"J" i-; .
Ponieważ seksualność jest tak ważnym elementem męskości, mężczyźni odczuwają nacisk, by udawać ciągłe zainteresowanie seksem, niezależnie od tego, czy są nim naprawdę zainteresowani. Muszą włączać się w żarty i przekomarzania. „Zdobyłeś jakąś, Fred?". „Jasne. Było ich tak dużo, że nie wiedziałem, co z nimi zrobić". Muszą też znosić kpiny ze strony swoich rówieśników, jeśli
- Boże broń - w zaawansowanym wieku osiemnastu czy dwudziestu trzech lat wciąż jeszcze nie uprawiali seksu. Jest to wielki układ, w którym się oszukuje, kłamie i odczuwa się własną nieadekwatność. [...] .
Dziewczyny zwracają się ku czemu innemu. Być może dlatego, że ich seksualność jest mniej natrętna niż chłopców. Prawdopodobnie jednak większe znaczenie ma to, że natura wymyśliła odmienne zadania dla kobiet i dla mężczyzn (znalezienie partnera, który dostarczy opieki i pomoże wychować dzieci). [...]
Kilkunastoletnie dziewczyny nie są skupione na seksie tak bardzo jak ich rówieśnicy. [...] Seksualność dziewcząt przechodzi lub znajduje ujście w osobistym związku. Chcą kochać się z Czarującym Księciem lub z Prawym Człowiekiem. Idea, że grupa dziewcząt zbiera się, by uprawiać seks z jakimś powszechnie znanym i szczególnie atrakcyjnym mężczyzną tylko dlatego, że jest on gotowy im się oddać, jest nie do pomyślenia. O wiele częściej niż w przypadku mężczyzn, pierwsze doświadczenie seksualne kobiet odbywa się z partnerem, którego kochają. Kobiety także o wiele rzadziej niż mężczyźni będą szukały seksu dla samego seksu. Nic więc dziwnego, że gdy Lonnie Barbach i Linda Levine pytały kobiety, co jest warunkiem dobrego doświadczenia seksualnego, najczęściej wymieniały one pozytywną relację. „Kobiety mówiły o bezpieczeństwie, dodawaniu otuchy i wzajemnym dzieleniu się, które dokonuje się w relacji emocjonalnej, jako o koniecznych warunkach wstępnych dobrego seksu".
Jta Widzimy tu różnice między mężczyznami i kobietami obecne nadal w dorosłym życiu. Dla kobiet seks jest wpisany w związek osobisty. Dla mężczyzn zaś istnieje raczej sam w sobie, jest aktem, w który można wejść albo z miłością albo bez, angażując albo nie, nawiązując związek albo nie. Choć w badaniach mężczyźni zgadzają się z kobietami, że miłość sprzyja satysfakcji seksualnej, to o wiele łatwiej niż kobiety skorzystaliby z nadarzającej się okazji.
O tym, że seks, o którym uczą się chłopcy, jest czymś nastawionym na dokonanie, nie trzeba nawet wspominać. Czym innym mógłby się on stać dla kogoś, kto już przez ponad dziesięć lat jest wychowywany jak automat do mnożenia dokonań?
Pytania przeglądowe ' ' * "" ''''* "
1. Opisz trzy popularne obecnie przedstawienia telewizyjne lub osobowości ze świata mediów, które pomagają określić, co oznacza dziś być „mężczyzną" i „kobietą".
2. Niektórzy ludzie powiedzieliby, że różnice między mężczyznami i kobietami mają podłoże genetyczne, nie są zaś zdeterminowane społecznie. Co odpowiedziałby na to Zilbergeld?
3. Wyjaśnij różnicę, o której mówi Zilbergeld: między intymnością „twarzą w twarz" a intymnością „ramię w ramię".
4. Co Zilbergeld ma na myśli, gdy mówi, że chłopcy są „odrywani" od swojej pierwszej naprawdę intymnej relacji - tej, która łączy ich z matką?
5. Czym jest „podwójny standard" dla mężczyzn i kobiet w sferze seksu? Czy zgadzasz się z Zilbergeldem, że istnieje on w dalszym ciągu?
Kwestie do omówienia
1. Cofnij się myślą do pierwszego wspomnienia o tym, co to znaczy być chłopcem lub dziewczynką. Skąd przyszedł do ciebie taki komunikat? Jak bardzo wpłynął na ciebie? Czy wciąż jest on częścią definicji twojej własnej roli seksualnej?
330
2. Zilbergeld opisuje swojego młodego przyjaciela, lana, który potrafi komunikować się w sposób nietypowy dla mężczyzn. Jaką tezę tu stawia?
3. Zastanów się nad ulubionymi zabawkami znanych ci chłopców i dziewczynek (od roku do sześciu lat). Jakie zabawki wspomagają porozumienie i sprzyjają nauce postaw i umiejętności intymności? Jakie oddziałują wręcz przeciwnie lub są obojętne?
4. Łatwo jest wymienić te rodzaje aktywności, które uczą chłopców rywalizacji. Jakie aktywności, jeśli w ogóle takie istnieją, uczą rywalizacji dziewczynki? Czy sądzisz, że analiza efektów rywalizacji poczyniona przez Zilbergelda odnosi się do obu płci?
5. Jakie problemy z komunikacją odnajdziesz w swoim własnym doświadczeniu, problemy, które zdają się być zakorzenione w wymaganiu, by mężczyźni mnożyli dokonania.
Część 4
Związki
$Rozdział 10
Negocjowanie związku
We wstępie do rozdziału 2 o komunikacji interpersonalnej podkreślałem, jak bardzo ważne jest, aby uświadomić sobie, że za każdym razem, kiedy porozumiewamy się z kimś, to między innymi uzgadniamy nasze tożsamości, co oznacza wzajemne wypracowywanie definicji nas samych i drugiej osoby. Jest to jedna z przyczyn tak ścisłego związku między jakością porozumiewania się a jakością życia - na to, kim jesteśmy, ma nieustanny wpływ nasze porozumiewanie się z innymi. Dlatego także podkreślałem, że funkcją porozumiewania się jest nie tylko publiczne wyrażanie myśli i uczuć lub instrumentalne załatwianie spraw. Komunikacja ma charakter ekspresyjny i instrumentalny, ale jest także procesem konstruowania osoby.
Jeden ze sposobów mówienia o tym, czym jest ów aspekt porozumiewania się, który obejmuje proces konstruowania osoby, polega na posłużeniu się pojęciem negocjowania obrazu własnej osoby (negotiating selves). Pozwala ono opisać, w jaki sposób we wczesnej fazie każdej relacji ludzie w nią zaangażowani bezpośrednio lub pośrednio zabiegają o swoją pozycję, czasami rywalizując ze sobą, ale najczęściej współpracując. Taki proces negocjowania zachodzi wtedy, gdy pracownicy poznają swoich szefów, gdy pary przechodzą wczesne fazy związku i gdy nauczyciele i uczniowie po raz pierwszy się spotykają. We wszystkich tych sytuacjach ludzie uzgadniają, kim są w odniesieniu do innych. Później, kiedy związek rozwija się, ten proces uzgadniania trwa nadal, aczkolwiek zazwyczaj nie w takiej jawnej formie. Czasami bardzo drobne zdarzenia oznaczają przejście od ścisłego stosunku szef-podwładny do stosunku łączącego współpracowników w zespole lub od znajomości do przyjaźni i do seksualnego partnerstwa. Przez cały czas w toku wszelkich rodzajów relacji ludzie uzgadniają obrazy własnej osoby. Jest to część tego, co się dzieje zawsze kiedy, ludzie porozumiewają się ze sobą.
334
W fundamentalnym tekście dotyczącym komunikacji, napisanym wspólnie z Carole Logan, rozpatrywaliśmy szczegółowo proces negocjowania obrazu własnej osoby. Poniższy fragment to pierwsza połowa rozdziału, w którym omawiany jest ten temat. Najpierw podajemy kilka przykładów ilustrujących, o czym mówimy, a następnie przedstawiamy definicję procesu. Podkreślamy, że ludzie nie podejmują decyzji, czy będą uczestniczyć w tym procesie - zachodzi on przez cały czas, w każdej kulturze. Jednak ludzie stale podejmują ważne decyzje, w jaki sposób włączą się w ten proces. Analogicznie nie istnieją „dobre" lub „złe" sposoby uzgadniania tożsamości. Mamy do czynienia jedynie z rezultatami-dość dobrze dającymi się przewidzieć skutkami wyborów dokonanych przez każdą z osób.
Zwracamy uwagę, że określenie „negocjowanie" oznacza, iż proces ten ma charakter ciągły i wzajemny. Ludzie współpracują ze sobą, aby określić obraz własnej osoby nawet wtedy, kiedy się kłócą lub są ze sobą w konflikcie. Proces ten jest wzajemny w tym sensie, że na wybory jednej z osób mają wpływ wybory drugiej i vice versa. Jest to także proces, w którym mamy do czynienia z „wkładami" i „produktami", „wdychaniem" i „wydychaniem" czy „dawaniem" i „braniem". Określamy to, kim jesteśmy, po części za pomocą tego, co wyrażamy werbalnie i niewerbalnie, a po części dzięki temu, co zauważamy, odczuwamy lub spostrzegamy w odniesieniu do innej uczestniczącej w relacji osoby (lub osób).
Słowo Ja (self), stanowiące część omawianego określenia, kieruje naszą uwagą ku temu, że w trakcie porozumiewania się zmieniają się tożsamości. Carol i ja przyznajemy, iż każdy posiada pewne stałe rysy stanowiące, że jest tym, kim jest, przyznajemy także, iż wszyscy postępujemy według pewnych przewidywalnych wzorców. Jednakże kładziemy nacisk na to, w jaki sposób relacje z innymi zmieniają te tożsamości, czasami nieznacznie, a czasami istotnie. Zwracamy uwagę na to, w jaki sposób nasze Ja kształtuje się w rodzinie, z której się wywodzimy, i w jaki sposób zmienia się na przykład pod wpływem tego, jak odbieramy krytykę.
W tym artykule przyjęto zatem dwa założenia: (a) że relacje międzyludzkie składają się po części z toczących się procesów uzgadniania i (b) że jedną z najważniejszych kwestii podlegających uzgadnianiu jest to, kim jesteśmy. Dwa następne artykuły tego rozdziału opierają się na tych podstawowych założeniach i poszerzają je.
335
#John Stewart i Carole Logan
Negocjowanie obrazu własnej osoby
Za: John Stewart, Carole Logan, Together: Communicating Interpersonally, McGraw-Hill 1993, fragmenty rozdz. 9
Zwróć uwagę na różnice między tymi dwiema rozmowami:
Rozmowa 1
RICARDO: Mam pomysł, co moglibyśmy zrobić w niedzielę popołudniu.
CHERYL: Co byś chciał robić?
RICARDO: Chciałbym zobaczyć ten nowy park, o którym czytaliśmy. Słyszałem, że jest tam kilka ładnych szlaków rowerowych i spacerowych. Może zabierzesz coś do jedzenia i spędzimy tam popołudnie.
CHERYL: Świetny pomysł. Kiedy po mnie przyjedziesz?
RICARDO: Będę koło pierwszej.
Rozmowa 2
DERECK: Mam pomysł, co moglibyśmy zrobić w niedzielę popołudniu.
MARIA: Dobrze. Chciałabym, żebyśmy spędzili ten czas razem, ale wolałabym nie spotykać się z twoimi przyjaciółmi. Zróbmy coś tylko we dwoje.
DERECK: Dobrze. Może poszlibyśmy do centrum, a potem do kina. W niedzielę nie ma tam dużego tłumu.
MARIA: Ale tam jest zwykle pełno małych dzieci. Zróbmy coś bardziej aktywnego.
DERECK: Dobrze, chcesz pospacerować albo pojeździć na rowerze nad jeziorem?
MARIA: Świetnie! O której mam po ciebie przyjechać?
DERECK: Może koło pierwszej?
Jak opisałbyś Ricarda z rozmowy 1? Jako osobę aktywną, aserty wną, kreatywną, przywódcę, osobę podejmującą decyzje? Czy jako osobę bierną, miłą, zgodną, dostosowującą się? A co powiesz o Cheryl? Które z tych określeń pasuje do niej? Czym różnią się Cheryl z rozmowy 1 i Maria z rozmowy 2? A jaką osobą jest Dereck w stosunku do Marii?
Odpowiedzi są dość oczywiste. W rozmowie 1 Ricardo prezentuje się jako osoba aktywna, asertywna i jako ten, kto podejmuje decyzje („Chciałbym zobaczyć ten nowy park...", „Może zabierzesz coś do jedzenia...", „Będę około pierwszej"), Cheryl natomiast jest bardziej bierna, zgodna, miła („Co chciałbyś robić?", „Świetny pomysł"). W tej rozmowie Ricardo określa się jako „przywódca", Cheryl akceptuje tę definicję i sama określa się jako „osoba dostosowująca się". Co ważne, mogą to być typowe dla Cheryl i Ricarda sposoby określania siebie w ich relacji albo mogą też istnieć inne sytuacje, w których Cheryl jest przywódcą, a Ricardo osobą dostosowującą się.
336
Porównajmy te dwie rozmowy. Maria określa się jako osoba w znacznie bardziej skłonna, w porównaniu z Cheryl, podejmować decyzje. Chce w takim samym stopniu co Dereck decydować o planach na niedzielne popołudnie, zamiast pozostawić jemu wszystkie decyzje. Dereck, jak się wydaje, dobrze czuje się z taką równością. Akceptuje to, w jaki sposób Maria się określa i sam określa się jako osoba zgodna i współpracująca. I znów, może to być, lecz nie musi, typowy dla tych dwojga ludzi sposób określania siebie i drugiej osoby.
Charakterystyka tych czterech osób jest oczywista, ponieważ w ich rozmowach ujawnia się Ja lub tożsamość każdego z nich. Kiedy Cheryl mówi do Ricarda: „Co byś chciał robić?", określa siebie jako osobę dostosowującą się i zachęca go do pokierowania podjęciem przez nich decyzji. Kiedy natomiast Maria mówi: „Chciałabym, żebyśmy spędzili ten czas razem, ale wolałabym nie spotykać się z twoimi przyjaciółmi", określa siebie jako równorzędnego uczestnika procesu podejmowania decyzji o sposobie spędzania niedzieli. Kiedy następnie Dereck odpowiada: „Dobrze. Może poszlibyśmy do centrum ...", wyraża w tej wypowiedzi, że akceptuje to, w jaki sposób Maria określa samą siebie. Ich definicje samych siebie i tej drugiej osoby nie pozostają zatem jedynie „w ich głowach"; ich tożsamości pojawiają się i zostają wypracowane w rozmowie.
Nasz komentarz do tych krótkich konwersacji powinien wyjaśnić, jak tych czworo ludzi uczestniczy w procesie tworzenia definicji samych siebie i definicji innych osób porozumiewających się z nimi oraz reagowania na te definicje. To właśnie jest negocjowanie obrazu własnej osoby.
Chcemy podkreślić, że nikt w tych dwóch rozmowach nie uzgadniał tożsamości „poprawnie" i nikt nie robił tego „źle". Nie istnieją poprawne i złe sposoby uczestniczenia w tym procesie. Mamy jedynie do czynienia z rezultatami tego, w jaki sposób to robimy, ze skutkami, które mogą być przez nas chciane lub niechciane. W przedstawionych krótkich rozmowach wszystkie rezultaty są, jak się wydaje, pozytywne. Ricardo i Cheryl wydają się w pełni zadowoleni z określeń każdego z nich, jakie sami tworzą, podobnie jak Maria i Dereck. Jeśli jednak ktoś z tej czwórki chciałby zmienić swą tożsamość - to, w jaki sposób został określony w relacji z inną osobą - mogłoby mu w tym pomóc poszerzenie wiedzy o procesie negocjowania obrazu własnej osoby.
Chcemy także podkreślić, że tych czworo ludzi nie może uniknąć uzgadniania tożsamości. Proces ten zachodzi zawsze, kiedy ludzie porozumiewają się ze sobą. Niezależnie od tego, czy kontakt jest krótki czy dłuższy, czy porozumiewanie się ma charakter ustny czy pisemny, zapośredniczony czy bezpośredni, bezosobowy czy interpersonalny, osoby w nim uczestniczące pośrednio lub bezpośrednio będą tworzyć definicje samych siebie i reagować na definicje stwarzane przez innych. Osoba, która odręcznie pisze list na kolorowej papeterii, definiuje sama siebie inaczej niż osoba, która pisząc taki sam list posługuje się edytorem tekstu lub maszyną do pisania. Osoba, która odbierając telefon mówi „taak", określa siebie w inny sposób niż osoba, która mówi „Dzień dobry. W czym mogę Panu pomóc?" Proces ten zachodzi nawet wtedy, kiedy wydaje się, że rozmowa nie dotyczy żadnego konkretnego tematu czy przedmiotu.
337
Rozmowa 3
JAN: Cześć Paul. Co słychać?
PAUL: (Milczenie i nachmurzona mina)
JAN: O co chodzi?
PAUL: O nic. Daj spokój.
JAN: Czemu jesteś w takim złym humorze?
PAUL: Daj spokój. Nie mówmy o tym.
JAN: Dobra, w porządku. Wypchaj się! Mam to gdzieś!
W tym wypadku, chociaż Jan i Paul nie rozmawiają na żaden konkretny temat, o żadnej kwestii czy zdarzeniu, z pewnością uzgadniają swe tożsamości. W tej rozmowie Paul określa siebie samego i Jana mniej więcej w ten sposób:
"Postrzegam siebie jako osobę niezależną od ciebie (milczenie - „O nic. Daj spokój"). Nie zamierzam wiele o sobie mówić. Wydajesz mi się kimś, kto czuje się lepszy ode mnie; wydaje mi się, że widzisz mnie jako kogoś opryskliwego lub nierozsądnego. Ale ja wiem lepiej. Mam swoje powody, aby się gniewać."
Natomiast Jan definiuje siebie i Paula mniej więcej tak:
"Postrzegam siebie jako osobę przyjacielską i troskliwą („Cześć, co słychać?", „O co chodzi?"). Miałem dobrą wolę trochę zaryzykować, ale widzę, że jesteś nierozsądny i chcesz się izolować. Istnieją więc pewne granice tego, jak długo będę przyjacielski i troskliwy („Dobra, w porządku. Wypchaj się! Mam to gdzieś!")."
Istnieją międzykulturowe badania nad porozumiewaniem się, które pokazują, w jaki sposób negocjowanie obrazu własnej osoby przebiega w różnych miejscach na świecie. Na przykład pewien badacz zaobserwował w Kenii, jak w barze w Nairobi trzech Kenijczyków z klasy średniej, władających trzema językami, uzgadniało swe tożsamości, częściowo posługując się przechodzeniem na któryś z tych języków - angielski, suahili i luyia, czyli dialekt ojczysty. Dwóch rozmówców powiedziało w suahili „Jak Ci dzisiaj poszło?", „U mnie wszystko w porządku" i „Czekam na ciebie, żebyś zamówił dla mnie butelkę (piwa)". Następnie jeden z nich zmienił język na angielski-suahili, aby powiedzieć „Chyba żartujesz, bwana" i dalej dodać w języku luyia „To ja ciebie tu spotkałem, więc to ty powinieneś pierwszy postawić piwo". Rozmówca posłużył się zmianą języka, aby pomóc sobie w przedefiniowaniu siebie z fundatora piwa na tego, którego się zaprasza. Po odpowiedzi drugiego rozmówcy, także w języku luyia, trzeci mężczyzna po angielsku zaoferował się mediować, który z nich ma rację co do tego, kto powinien postawić piwo. Badacz podkreśla, że głównym sposobem określenia siebie jako mediatora było posłużenie się językiem angielskim'. Tych trzech mężczyzn stosowało wybór języka jako jeden ze sposobów uzgadniania określenia samego siebie.
* C. M. Scotton, The Negotiation of Identities in Comersation: A Theory of Markedness and Code Choice, „International Journal of Sociological Linguistics" 1983, 44, 119-125.
338
Podobną sytuację można obserwować w Stanach Zjednoczonych, kiedy Afro-Amerykanie przechodzą z tzw. blach English, czyli odmiany języka angielskiego, jaką się posługują, na standardowy amerykański angielski, inaczej określając się w „nieoficjalnym" kontekście porozumiewania się niż w kontekście „oficjalnym". Rozmawiając z rodziną i przyjaciółmi niekiedy posługują się gramatyką, słownictwem, wymową i gestami charakterystycznymi dla angielszczyzny ludzi czarnych, natomiast w sytuacjach kontaktu z przedstawicielami władzy słownictwem, wymową i gestykulacją charakterystyczną dla angielskiego ludzi białych. Zjawisko to występuje także w innych sytuacjach międzykulturowych. Na przykład „większość przypadków przechodzenia z języka hiszpańskiego na angielski lub odwrotnie, występująca u tych dwujęzycznych Amerykanów, których rodzimym językiem jest hiszpański, ma na celu zmianę ich samookreślenia się"2. Te międzykulturowe badania pokazują przede wszystkim, że rozmówcy stosują wybór języka tak, jakby uważali, że mają szeroką gamę możliwości i że przyjęcie tej, a nie innej opcji jest uzgadnianiem własnej tożsamości"3.
Rozumienie procesu uzgadniania tożsamości jest więc ważne przede wszystkim z dwóch powodów: dlatego, że czynimy to zawsze, kiedy porozumiewamy się z innym i czynią tak też inni ludzie, oraz dlatego, że proces ten wpływa na naszą tożsamość, na to kim jesteśmy w relacjach z innymi ludźmi. Trzeci ważny powód, dla którego warto jest zrozumieć proces uzgadniania tożsamości, to fakt, że nasze wybory w trakcie tych negocjacji wpływają na to, w jakim miejscu na wymiarze „bezosobowe-międzyludzkie" lokuje się nasze porozumiewanie się. [...] Określony wybór prawie przesądza, że nasze porozumiewanie się będzie miało charakter bezosobowy, inny zaś sprawia, że przybierze w większym stopniu charakter międzyludzki, osobisty. Jeśli więc chcesz, aby kontakt z twoim partnerem, z pracownikiem, z kolegą, siostrą czy rodzicem miał określony charakter, to musisz jak najwięcej wiedzieć o tym, jak przebiega proces uzgadniania tożsamości.
Wyjaśnienie terminów
Negocjowanie
W jednej z bardziej znanych prac negocjowanie zdefiniowane jest jako dwustronne komunikowanie się w celu osiągnięcia porozumienia w sytuacji, gdy obie strony mają częściowo wspólne, a częściowo sprzeczne interesy4. Inna autorka po przejrzeniu dwudziestu różnych opracowań tego zagadnienia doszła do podobnej definicji. Stwierdziła, że wszystkie te opracowania dotyczą sytuacji cechujących się trzema właściwościami: (1) ludzie w nich uczestniczący tworzą lub budują związki, (2) ich wzajemne relacje można umieścić na pewnej skali: od
*2 Tamże, s. 122-123.
3 Tamże, s. 133.
4 R. Fisher, W. Ury, Dochodząc do TAK. Negocjowanie bez poddawania się, Warszawa, PWE, 1995.
339
rywalizacyjnych czy konfrontacyjnych do kooperatywnych czy cechujących się współdziałaniem i (3) dochodzą oni do decyzji wspólnie5.
Definicje te obejmują większość tego, co my rozumiemy pod tym terminem. Po pierwsze, posługujemy się nim, aby zwrócić uwagę na fakt, że omawiany proces zachodzi w relacji między ludźmi. Nie można po prostu negocjować z samym sobą. Gdy próbujesz uzgodnić cenę używanego samochodu, warunki rozwiązania prawnego czy też określenie samego siebie i kogoś innego, w negocjacjach zawsze udział biorą przynajmniej dwie osoby.
Nasz drugi powód jest ściśle związany z pierwszym; negocjowanie jest procesem aktywnym, a nie biernym. Nie jest to coś, co ci się po prostu przydarza. Podejmujesz działanie na podstawie swoich wyborów. I odnosi się to do wszystkich rodzajów negocjacji, łącznie z uzgadnianiem określeń samego siebie. Przed przeczytaniem powyższych rozważań mogłeś niewiele zastanawiać się nad samookreśleniami, które stale tworzysz i na które reagujesz. Mamy jednak nadzieję, że trzy przytoczone rozmowy pomogły ci uzmysłowić sobie, że stale dokonujesz wyborów na drodze negocjacji. Być osobą to znaczy dokonywać wyborów. Mamy także nadzieje, że rozmowy te pokazują, iż im bardziej świadomie będziesz uczestniczył w tym procesie, tym efektywniej będziesz wybierał.
Termin negocjowanie (uzgadnianie) wskazuje także, że wynik tego procesu nie jest z góry przesądzony. Jeśli każdy wiedziałby, co z tego wyniknie, to nie negocjowałby, ale działał z rozpędu. W prawdziwych negocjacjach musi istnieć chociażby możliwość ruchu. Termin negocjowanie określa więc proces, w którym udział biorą przynajmniej dwie osoby dokonujące wyborów, a rezultaty tych wyborów stanowią bardziej lub mniej otwarty zbiór.
Chcielibyśmy także wskazać, że negocjacje (uzgodnienia), podobnie jak porozumiewanie się, składają się z dwóch rodzajów czynności: nadawania i odbierania, dawania i brania, słuchania i wypowiadania się, wdychania i wydychania. I ponieważ te dwa procesy występują jako część transakcji, to są ze sobą połączone, w tym znaczeniu, że porozumiewające się osoby tworzą je wspólnie. W tym szczególnym znaczeniu negocjacje są synonimem porozumiewania się6. Ilekroć porozumiewasz się z kimś czy negocjujesz, oboje nadajecie sygnały i przyjmujecie je do wiadomości, uczestnicząc i będąc świadomymi, dając i dostarczając, słuchając i wypowiadając się. W sytuacji bezpośredniego kontaktu obserwujesz osobę, z którą się porozumiewasz, i interpretujesz to, co ona mówi (słuchając), a jednocześnie gestykulujesz, poruszasz się, kiwasz głową i mówisz (przekazując). Te same dwie podstawowe czynności występują, gdy rozmawiasz przez telefon. Nawet w komunikowaniu się na piśmie czy za pośrednictwem radia i telewizji występują oba takie procesy. Słuchanie drugiej strony przez dziennikarza czy spikera ma ograniczenia; muszą oni przyjmować założenia co do
*5 M. E. Diez, Negotiation Competence: A Conceptualization of the Rules od Negotiation Interaction, Contemporaty Issues in Language and Discourse Processes, D. G. Ellis (red.), W. A. Donohue, Hillsdale, NJ, Lawrence Erlbaum, 1986, s. 225.
6 Nie w każdym jednak sensie. Definicja negocjacji pokazuje, że jest to szczególny rodzaj porozumienia.
340
tego, kto ich odbiera, opierać się na tym, co badania sondażowe mówią o ich odbiorcach, a także na tym, czego dowiedzieli się od osób, które do nich dzwonią. Niekiedy ich reakcje są odroczone do czasu, gdyż uzyskają ocenę tego, co napisali, lub otrzymają listy od słuchaczy lub widzów. Jednak to, co „otrzymują", wpływa na to, co piszą lub mówią i w jaki sposób piszą lub mówią. Takie same dwa procesy cechują wszelkie sposoby porozumiewania się stosowane przez ludzi. Z naszych przykładów wynika chyba w sposób oczywisty, że ludzie raz są bardziej świadomi toczących się negocjacji, a kiedy indziej dzieje się to poniżej progu ich świadomości. Na przykład w niektórych krajach arabskich pokazanie komuś podeszwy butów uważane jest za bardzo obraźliwe, określa go jako osobę niegodną szacunku. Ktoś, kto nie zna kulturowego znaczenia tego gestu, mógłby oprzeć but na krześle lub biurku i w ten sposób bezwiednie obrazić swego arabskiego partnera. Podczas negocjacji byłoby to ważne zdarzenie, ale jedna z osób nie byłaby tego świadoma. Zdarza się, że ludzie nie zdają sobie sprawy z gniewnego wyrazu własnych twarzy, ostrego tonu głosu czy bezceremonialności słów. Badania pokazują jednak, że osoby, które w większym stopniu zdają sobie sprawę z toczących się negocjacji, są postrzegane jako osoby porozumiewające się w sposób bardziej kompetentny i skuteczny7. Opłaca się więc w jak najwyższym stopniu zdawać sobie sprawę z procesu, który często może przebiegać poza naszą świadomością.
Obraz własnej osoby
Wielowymiarowość i zmienność. Na początku tego rozdziału stwierdziliśmy, że zawsze kiedy człowiek porozumiewa się z kimś, oddziałuje na samego siebie - na swoją tożsamość, na to kim jest. Stwierdzenie to mogło wydać się trochę dziwne. „Jestem tym, kim jestem - mógłbyś powiedzieć - i nie zmienia się to za każdym razem, kiedy z kimś rozmawiam. Gdybym nie miał stałego rdzenia swego Ja, ludzie myśleliby że jestem bałamutny, dwulicowy czy nawet schizofreniczny".
„No cóż - odparlibyśmy - i tak, i nie." Z jednej strony istnieją pewne stałe czy utrwalone wzory. Twoja genetyczna struktura jest niezmienna, twoja płciowa i rasowa tożsamość także prawdopodobnie się nie zmienia i w przyszłości nie zmieni. Masz poza tym pewne głęboko zakorzenione nawyki. Ktoś, kto zna cię od urodzenia, może prawdopodobnie wskazać te twoje cechy, które miałeś w wieku czterech lub pięciu lat i które masz nadal, na przykład optymizm lub zainteresowanie mechanicznymi przedmiotami. A jeśli spojrzysz na swoje stare fotografie z dzieciństwa, to będziesz mógł zobaczyć, że tożsamość osoby na zdjęciach jest w pewien sposób taka sama jak tej osoby, którą jesteś dzisiaj.
Z drugiej strony co najmniej pod tyloma względami jesteś inny, pod iloma jesteś taki sam. Pomyśl, na przykład kim byłeś mając dziewięć czy dziesięć lat, a kim mając lat czternaście lub piętnaście. Dorastanie jest okresem zachodzenia
*7 B. J. O'Keefe, The Logic of Message Design: lndividual Differences in Reasoning about Communication, „Communication Monograph" 1988,35,30-103.
341
znaczących zmian w naszej tożsamości. Albo pomyśl o sobie z czasów, zanim się ożeniłeś (wyszłaś za mąż) i o sobie później, lub też o swej tożsamości w okresie, kiedy jeszcze nie miałeś dzieci i kiedy już je miałeś. Chodzi nam o to, że tożsamość człowieka nie jest po prostu jednolitą bryłą niezmiennych cech, przekonań i wartości.
Przypominamy raczej karczoch albo, jak sądzą niektórzy, cebulę. Karczoch ma swój rdzeń, choć zbudowany jest głównie z zachodzących na siebie liści. Cebula to bardziej skrajny model: cała składa się z liści i nie ma w środku rdzenia. Ludzie są podobni. Na przykład jeden z przyjaciół Johna posiada wszystkie poniższe cechy:
wysportowany ma dużo energii głęboko religijny uwielbia ciemne piwo egoistyczny niezręczny niezwykle oczytany szczęśliwie bezdzietny opiekuńczy wobec swojej żony mający węża w kieszeni zły słuchacz ambitny troszczy się o innych uwielbia występować przejmuje się zdrowiem
Lista ta mogłaby obejmować jeszcze setki pozycji i wszystkie byłyby pomocne w scharakteryzowaniu tożsamości tej osoby. I chociaż niektóre z cech przyjaciela Johna wydają się nawet sprzeczne - na przykład „egoistyczny" i „troszczy się o innych" - to są one elementem tego, kim jest on w różnych sytuacjach i w różnych relacjach. Kiedy jest z ludźmi, którzy pozwalają mu decydować o temacie rozmowy, koncentruje się prawie wyłącznie na swoich własnych zainteresowaniach, ale kiedy współpracuje z ludźmi ze swojej wspólnoty religijnej, bardzo troszczy się o ich dobro.
Podobnie może być w twoim przypadku. Możesz myśleć o sobie jako o kimś, kto jest stale opanowany, nastawiony zadaniowo, przyjacielski, wysportowany i inteligentny, natomiast ktoś, kto zna cię od wielu lat, zgodziłby się, że jesteś przyjacielski i inteligentny, ale w pracy jesteś zestresowany i nie jesteś zbyt sprawny w dyscyplinach polegających na rzucaniu i łapaniu piłki. Z jego punktu widzenia zatem twój obraz zmienia się w różnych sytuacjach. Ważne jest, aby pamiętać, że żaden z was nie myli się. Tożsamość ma charakter wielowymiarowy i jest czymś żywym, a być żywym oznacza zmieniać się. Nasze Ja zmienia się więc w czasie i różne jego wymiary ujawniają się w różnych sytuacjach.
Nieosobiste i osobiste aspekty. [...] Ja, które wprowadzasz do procesu uzgadniania obrazu własnej osoby, to połączenie właściwości nieosobistych czy związanych z rolą społeczną oraz cech osobistych, specyficznych. Żadna osoba nie jest jedynie „studentem", „bratem", „mechanikiem", „przewodniczącym klubu" czy „ekspedientem". Nikt nie jest jedynie „nieśmiały", „przyjacielski", „uparty", „asertywny", „chętny do współpracy", „dzielny", „sztuczny", „przywódczy" czy „dostosowujący się". Jedyna sensowna odpowiedź na pytanie „Jaki jesteś?" brzmi „W jakiej sytuacji?" lub „Wobec kogo?" Nasza tożsamość nieustannie zmienia się i składa się zarówno z nieosobistych, jak i osobistych cech lub właściwości.
342
Kształtowanie się w przeszłych i obecnych relacjach z ludźmi. Nasze Ja zmienia się w czasie, ponieważ to, kim jesteśmy, kształtuje się w trakcie relacji z ludźmi, wśród których żyjemy. Proces ten rozpoczyna się wraz z naszymi narodzinami, a nawet wcześniej. Niektóre badania wskazują, że na płód oddziaływać może muzyka lub rozmowy słyszane przed narodzinami8. Jednakże najważniejsze aspekty tożsamości każdej jednostki kształtują się w rodzinie, z której pochodzi, w grupie, w której spędza pierwsze sześć do dziesięciu lat życia. Na przykład jedno z twoich rodziców stale zaznajamiało cię z nowymi ludźmi, od kiedy tylko nauczyłeś się mówić, i dzisiaj nadal łatwo jest ci zawierać nowe znajomości. Albo przeprowadzałeś się wiele razy w dzieciństwie i dzisiaj czujesz się bezpieczniej, kiedy masz swoje własne „miejsce", wolisz też spędzać wakacje w pobliżu domu. Mogłeś zapamiętać, że zawsze mówiono ci, że jesteś bardzo atrakcyjny fizycznie, nadal więc lubisz, jeśli robi ci się zdjęcia. Mogłeś też mieć zupełnie odmienne doświadczenia:
„Mój ojciec jest alkoholikiem. Nigdy nie przyznał się do tego faktu. Kiedy byłam w domu on i mama bardzo często kłócili się. My, sześcioro dzieci, byliśmy przez nich traktowani jak pionki w ich wojennych grach. Zawsze zastanawiałam się, czy jestem odpowiedzialna za jego picie. Kiedy oni walczyli ze sobą, zawsze uciekałam do swojego pokoju. Tam czułam się bezpieczna. Teraz mam 22 lata i od dwóch lat jestem mężatką. Mam taką przypadłość, że kiedy pojawi się jakiś najdrobniejszy problem, zawsze za to przepraszam. Przepraszam, kiedy mleko nie jest zimne, kiedy mokry ręcznik został w torbie na przybory do gimnastyki. Chcę po prostu obwiniać się za wszystko, nawet za rzeczy, nad którymi nie mam kontroli"'.
Wiele współczesnych badań nad dysfunkcjonalnymi rodzinami kładzie nacisk na to, w jaki sposób u ludzi uzależnionych od alkoholu, kokainy, leków i innych substancji chemicznych wzory zachowań, które wzmacniają te uzależnienia, wykształcają się już w rodzinie pochodzenia10. Inne badania koncentrują się na tym, jaki jest wpływ uzależnienia na dzieci lub innych członków rodziny osób uzależnionych. Zestawiając uzyskane wyniki stwierdzono, że dorosłe dzieci alkoholików, niezależnie od płci, grupy społeczno-ekonomicznej czy tożsamości etnicznej, mają trzynaście wspólnych cech. Na przykład wiele dorosłych dzieci alkoholików „ma trudności z realizowaniem zaplanowanych działań od początku do końca", „kłamie, kiedy najłatwiej byłoby powiedzieć prawdę", „osądza się niezwykle surowo", „traktuje siebie bardzo poważnie", „stale poszukuje aprobaty i potwierdzenia" i „wykazuje niezwykłą lojalność, nawet wtedy, kiedy oczywiste jest, że ktoś na lojalność nie zasługuje"11. Takie opracowania pokazują, w jak
*8 Zob. np. W. E. Freud, Prenatal Attachment and Bonding, w: Prę- and Perinatal Psychology: Ań Introduction, T. R. Yerney (red.), New York, Human Sciences, 1987, s. 68-87.
9 „Sharon R." cytowana w: C. Black, It Will Never Happen to Me! Children of Alcoholics as Youngsters - Adolescents - Adults, Denver, M.A.C., 1982, s. 9.
10 J. R. Milam, K. Ketcham, Under the Influence: A Guide to the Myths and Realities of Alcoholism, Seattle, Madrona, 1981; D. Goodwin, Is Alcoholism Hereditaryn, (New York, Oxford, 1976.
" J. Geringer Woititz, Adult Children of Alcoholics, Pompano Beach, F. Health Communications, 1983; zob. także: M. Beattie, Codependent No Morę, New York, Harper/Hazelden, 1984; M. Beattie, Beyond Codependency, New York, Harper/Hazelden, 1989; A. Wilson Schaef, Co-Dependence: Misunderstood-Mistreated, New York, Harper & Rów, 1986.
343
wysokim stopniu rodzina, w której się wychowujemy, wpływa na ukształtowanie się naszej tożsamości i samooceny. Przeszłe relacje z ludźmi w dużej mierze przyczyniają się do ukształtowania wzoru, który uczestniczy w budowaniu naszego obecnego Ja.
Obecne relacje z innymi są również istotne. Kiedy przekonasz się, że nowy kolega naprawdę cię lubi, może mieć to wielki wpływ na twoją autodefinicję. Otrzymanie szóstki od nauczyciela, którego szanujesz, może wpłynąć na to, jak sam siebie postrzegasz. Jeśli w pracy kierownik pozytywnie oceni twoje wyniki albo da ci podwyżkę, to poprawi to nie tylko twój nastrój i stan twojego konta w banku, ale może także poprawić twój obraz samego siebie. Zdarzają się także sytuacje odwrotne. Przykładów dostarcza „podręcznik dokopywania", który opracowała terapeutka Jennifer James. Jest to zbiór krytycznych uwag mogących wyrządzić poważne szkody w obrazie własnego Ja osoby, do której są kierowane. Jak wskazuje autorka, niektórzy ludzie skłonni są przekazywać krytyczne uwagi w formie „kanapek", składających się zarówno z pochwał, jak i oskarżeń:
„Masz dobrą figurę jak na swój wiek".
„To jest bardzo ładna sukienka, kochanie. Szkoda, że nie mieli twojego rozmiaru".
Pięćdziesięciotrzyletni mężczyzna mówi na pierwszej randce do kobiety owdowiałej po trzydziestu dwóch latach małżeństwa: „Często widywałem swoich kolegów z pracy z ich grubymi żonami i zawsze dziwiłem się, jak oni mogą kochać takie kobiety. Ale teraz kiedy poznałem ciebie, zrozumiałem, że ważny jest charakter tej osoby".
Inne uwagi krytyczne mogą być wypowiadane na przykład w stosunkach z teściami lub przybranymi rodzicami:
Matka mówi smutnym tonem: „Kochająca córka nie widywałaby się ze swoim ojcem, gdybyśmy się rozwiedli". Była teściowa wygłasza taką uwagę: „Teraz, kiedy Tomek ponownie się ożenił i jest taki szczęśliwy, nie musi już brać narkotyków, jak to robił, kiedy był twoim mężem". Sześciolatka zwraca się do swojej macochy: „Czy myślałaś kiedyś o mnie jako o Kopciuszku? Nie. A ja naprawdę o tobie myślę jako o starej, paskudnej macosze".
A oto jeszcze inne „klasyczne" złośliwości:
„Kto idzie dziś wieczorem na przyjęcie?". Powiedziałam potulnie: „Ja pójdę". Pytanie zostało powtórzone i znów powiedziałam głośniej: „Ja pójdę". Odpowiedź: „Wiem, że ty pójdziesz, ale czy ktoś inny chce iść?".
Koleżanka z pracy o innej koleżance: „Nie podobają mi się jej usta. Dolne zęby są cofnięte, a przednie są za duże... no wiesz, tak jak u ciebie"12.
*12 J. James (red.), The Slug Manual: The Rise and Fali ofCriticism, Seattle, Inner Cosmos, 1983, s. 9-10, 14-15, 44.
344
Wszystkie te przykłady ilustrują, w jaki sposób inni ludzie wpływają na to, kim jesteś. Twoja obecna praca, szkoła, sytuacje życiowe wpływają na to, w jaki sposób określasz samego siebie. Podobny wpływ wywiera twoje obecne życie towarzyskie. Na tożsamość każdej osoby zawsze oddziałuje to, jak przebiega jej porozumiewanie się z innymi ludźmi. Struktura genetyczna ma pewien wpływ na to, kim jesteś, ale główne czynniki określające nasze Ja są związane z porozumiewaniem się. W jednej z najnowszych książek czynniki te są opisane w części zatytułowanej „The discursive construction of identities"13. Przedstawiono tam, w jaki sposób tożsamości są konstruowane - czy tworzone - podczas dyskursu, konwersacji, rozmowy. Jeden ze współautorów tej części następująco podsumowuje swoje główne idee:
„Chcę odrzucić tradycyjny [...] wyjściowy punkt psychologicznych badań dotyczących Ja jednostki [...] biorąc za podstawę nie wewnętrzną subiektywność jednostki, lecz praktyczne procesy społeczne zachodzące «między» ludźmi. Innymi słowy, chcę zastąpić punkt wyjściowy, którym była przypuszczalna «rzecz» [...] umiejscowiona wewnątrz jednostki, czymś, co umiejscowione jest (jeżeli «umiejscowione» może być właściwym słowem) w ogólnym towarzyskim rozgardiaszu całego codziennego życia [...]"14.
Tożsamości poszczególnych osób, podkreśla Shotter, są określane przez wzajemne relacje i mają charakter transakcyjny, to znaczy są kształtowane przez to, co zachodzi między ludźmi. Wyrastają z „powszechnego zgiełku porozumiewania się w codziennym życiu". To, kim jesteśmy dzisiaj, stanowi połączenie wzorów z przeszłości, ukształtowanych przez relacje z innymi, w których pozostawaliśmy będąc dziećmi i młodymi ludźmi, oraz wzorów obecnych, powstających w relacjach, których doświadczamy dzisiaj. Zarówno przeszłe, jak i obecne doświadczenia wynoszone z porozumiewania się z innymi wpływają na naszą tożsamość. Nasz termin „negocjowanie obrazu własnej osoby" odnosi się do procesu porozumiewania się, w którym obraz taki jest kształtowany.
Pytania przeglądowe
1. Co oznacza termin „negocjowanie obrazu własnej osoby"?.
2. Nie istnieją „poprawne" i „złe" sposoby negocjowania obrazu własnej osoby. Mamy do czynienia jedynie z ... tego procesu.
3. Czy ludzie są bardziej podobni do cebul czy do karczochów?
4. Jaka jest rodzina, z której pochodzisz? Kto do niej należał (należy)?
Kwestie do omówienia
1. Zweryfikuj twierdzenie głoszące, że zawsze w trakcie porozumiewania się nasz obraz własnej osoby podlega negocjacjom. Jak przebiega ten proces, kiedy wymieniasz z kimś „Cześć" na ulicy? Jak on przebiega, kiedy kupujesz coś w butiku?
*13 Jest to tytuł części drugiej w: J. Shotter, K. J. Gergen (red.), Texts of Jdentity, London, Sage, 1989, s. 82-151.
14 J. Shotter, Social Accountability and the Social Construction of «You», w: tamże, s. 137.
345
2. Odwołaj się do własnych doświadczeń dotyczących innych kultur, aby opisać jakieś charakterystyczne dla nich sposoby negocjowania obrazu własnej osoby.
3. Jakich specyficznych wzorców porozumiewania się nauczyłeś się w rodzinie?
4. Jeśli negocjowanie jest procesem wzajemnym i polegającym na współdziałaniu, to nie jesteś w stanie samodzielnie kontrolować jego wyników. Wynika z tego, że, nie możesz w pełni kontrolować tego, kim jesteś, kiedy się z kimś porozumiewasz. Przedyskutuj ten wniosek.
Poniższy tekst jest dłuższy od wielu innych. Przyczyną jest między innymi to, że omawia on złożony problem: w jaki sposób relacje z innymi są uzgadniane, regulowane i korygowane (repaired). Ted Grove jest profesorem Portland State University w stanie Oregon, zajmuje się zagadnieniami porozumiewania się za pomocą mowy. W tym rozdziale, pochodzącym z jego książki dotyczącej relacji między dwiema osobami, porusza kilka tematów.
Rozpoczyna od rozróżnienia społecznych i osobistych wymiarów relacji między dwiema osobami. Ogólne ramy porozumiewania się są określane przez definicję roli, jaką przyjmuje każda z osób i jaką przypisuje drugiej osobie, ale jego specyfika wyrasta z niepowtarzalnych norm i oczekiwań, którymi kierują się porozumiewające się jednostki. Jak podkreśla Grove, te społeczne i indywidualne czynniki kształtują się w trakcie zachowań konwersacyjnych.
Przedstawia również ogólnie, w jaki sposób osoby prowadzące rozmowę wspólnie sterują znaczeniem i w jaki sposób współdziałają w celu skorygowania specyficznych zakłóceń. Wyodrębniono trzy rodzaje „działań naprawczych", jakie podejmujemy w trakcie konwersacji: korygowanie sformułowań, korygowanie błędów i korygowanie dwuznaczności. Grove opisuje, na czym polega każdy z nich i w jaki sposób wpływają one na przebieg relacji.
Wprowadza następnie rozróżnienie między taktem a taktyką, częściowo w celu podkreślenia znaczenia różnych motywów prowadzenia rozmowy. Ludzie posługują się takimi taktownymi wypowiedziami, jak wstępne przeprosiny („Nie chciałbym przeszkadzać, ale..."), wstępne interpretacje („Nie spodoba ci się to, ale...") i inne wypowiedzi, których celem jest osłabienie lub złagodzenie efektu tego, co mówią. Te same posunięcia konwersacyjne mogą być jednak stosowane także w celu zaspokojenia bezpośrednich potrzeb własnych rozmówcy; są one wówczas raczej taktyką niż przejawem taktu. Grove przestrzega przed niebezpieczeństwem stosowania taktyk przeinaczających nasze intencje, takich, które są nadużywane, i takich, które tworzą samospełniające się proroctwo.
Potem autor kieruje uwagę na wymiar władzy w relacjach i wzory wzajemnej kontroli. Przestawia różnice między działaniami konwersacyjnymi będącymi reakcją na zachowania drugiej strony i takimi, które mają
346
charakter autonomiczny. Dalej zastanawia się nad tym, w jaki sposób władza wpływa na porozumiewanie się przyjaciół, małżonków i współpracowników. Stwierdza, że istnieją różne rodzaje władzy, a relacje cechują się różnymi wzorami wymiany władzy. Na końcu wysuwa przypuszczenie, że być może dla partnerów relacji byłoby najlepiej, gdyby różne rodzaje władzy miały charakter asymetryczny, a nie zrównoważony.
Przeczytanie tego rozdziału powinno umożliwić dobre ogólne zrozumienie dynamiki procesu uzgadniania relacji.
#Theodore G. Grove
Porządkowanie rozmowy: relacje społeczne
Za: Theodore G. Grove, Dyadic Interactions, Copyright Inc., Dubuque, Iowa. Przedruk za zgodą.
1991 William C. Brown Communication,
Relacja w komunikacji interpersonalnej obejmuje oczekiwania dotyczące tego, co będzie myślał, czuł i jak będzie się zachowywał każdy z uczestników rozmowy wobec swego partnera. Oczekiwania podzielić można na dwie klasy. Oczekiwania wynikające z roli społecznej są kategorialnymi sposobami odnoszenia się do obcych, małżonków, ludzi posiadających większą lub mniejszą władzę, ludzi młodszych lub ludzi starszych itp. Oczekiwań tych uczymy się dorastając w określonym społeczeństwie. Równocześnie oczekiwania w relacjach osobistych są kształtowane w trakcie niepowtarzalnej historii wcześniejszych interakcji. Rozpatrzymy teraz, jaki wpływ na nasze codzienne rozmowy wywierają oczekiwania związane z rolami społecznymi.
Relacje oparte na rolach społecznych
- ' . -O
[...] Znaczna część wpływu wywieranego na rozmowę przez nasze relacje uwarunkowana jest przez role społeczne. W kulturze amerykańskiej ludzie uczą się odgrywać określone role w trakcie dorastania. Idąc na przykład do lekarza po pomoc medyczną zazwyczaj oczekujemy, że będziemy odpowiadać na pytania, sami zadamy kilka pytań i będziemy stosować się do instrukcji. Lekarz w tej samej sytuacji zachowuje się zgodnie z pewnymi ograniczeniami dotyczącymi zachowań wobec pacjenta. Zarówno lekarz, jak i pacjent kierują się w rozmowie pewnym zespołem oczekiwań. Wszyscy mamy bowiem pewne prawa i obowiązki określone przez role społeczne związane z relacją lekarz-pacjent.
Podczas rozmowy między przełożonym i podwładnym w pracy podwładny zazwyczaj zakłada, że będzie dostosowywał swe zachowanie do tego, co powie lub zrobi przełożony. Przełożony natomiast ma pewne zobowiązania wobec
347
XAVOUIZOJ BiugzpBMOJd qosods EU BMAfdM ipspj qoXjsrqoso qoAj z
•nfoMzoj dBjg XuoiS9J>[o BjguSfeiso BJOPJ 'pjsiqoso ąOBUIBJ M giS BA\AqpO TUIB.jgUJJEd OMOptlZOtl IIUAUBZEIMZ I IUIJ9peMz.ld
Mio3Zjd 'iuiB[duin>i 'AoBjd z iuiB9ioj[ 'raiAuiofeuz
Xzp3IUI EAYOUIZO^I 'MOUJZOJ njgiM tlSfep M XuEAVOJJBJZS5[n UBMppZOO I UUOU
gizpnj l[S3f 'XjSiqOSO J9}5[BJBqO BUI BfOE(9^ '3łSiqoSO ZBJ9J, 'qoXuZD9{Ods qDBJOJ EU 9}JBdO 15JZBIMZ BU BIU9Zjfods po 5MOUIZOJ BU ifOBpJ UI9MX{dA\ pBU BIUBZBMZOJ 9ZSBU A
PSOUUIAJUI BBAVOUMOJ I
BZDZSBJMZ :o9izp9iA\od '/v\orazoj qoXzsBu qo/(uuT
sojjj oj jsgf Xpgp[ '
gzom oAq ;/{oqo sojj[ jS9ffeqoso feStup fej ijsaf -od M 90BfBBuiod qoXuzD9{ods joj Asidgzjd qoAj ^ -9jsiqoso sfoBpj 9U23iJLo9ds qoAoBfBjs9i>{o UBA\]>[9zoo qoXA\o5pBMA\ po 9iu
-Z9JBZ9IU BfndgjS^M 9J 9DIUZO^ '90IUZ9J 9IS BZBMHBZ IUIy(uBqDO>[BZ qtq TUIB>[UOZ{BUI
AzpSiui luiBfołjBjgjui i AoBjd M iuiBfo>[BJ9jui '^opBMzjd qoi>[si{q iiuBp^Bagjui T qoXuio(Buz qoi>[9iBp iraBfojfBjgjui KzpSim gpsiMAzoo 'fsuzosjods gzpuBJ I p} o lurejgujJBd Xzpira ip>[BJ9}ui gofezoĄop rnfAozvys/& 9U|9o 9Z>[Bj
Bnjp B 'Ui9ii9ds5[9 B{/(q Bupgf qoXJ9J5[ A\ 'q9so .red op 9is X{isoupo
BU qoX}JBdo ipB fef BOBfnMOJ[unJ9pin 9iMOuizoj fazsBU gfspBU r uojjs nqo ps
'qosods Au{BA\XpiA\9Zjd u9iM9d M 9iq9is op tjisoupo 9ts Xui9izpq 9z 'qoBiu9iupozn qoXoBZD|iiu qoXzsBU BU 9is felkraido qoXuzo9jods J9J
BIU9IB}Sfl '^UOJIS 9iqO O9} Op 9IS BfBIU^ZO^ZJtJ •9IUBMOqOBZ fsf BU Auł ZIU 9IUBMOqOBZ 9ZSBU BU B^BAVyC{d/W 9IZpq niudojS UJ^ZSZAM 9IUZOBUZ AV BOBZpBMOjd fef BqOSO
9Z 'Xui9fn5[9zoo XoBJd siMBJds M ^Mouizoa SBZopoj •ifonł^sui M feSuBJ szsz^M Xqoso
SBU Op 9IS B09JMZ UJ^ZO Z 'OJ BU qBMOB9J AuisXqB '9fnZB5[BU „BJflUMOOBld" BUZ09{Ods
-\oi qoioAvs nuBstdszjd z giupoSz 9is BfnMoqoBz AUOJJS 9iqo fezoAMZBz zm
4JM/(ZOJBJBU" I ZBJOO ZBM9IUOd '„pAzj ui9s
DOUIOd BZSd3[ lUZOlUIOUOjnB pIZpJBq
-qopszjd"
9Z '
'ui9i A\
9Z '
9IS f90BfnMOSOJSOp XqOSO
Bfo5[BJ9jui fgoBfnjgiJi /(qoso ipj op 9iuBA\oqoBz AuigfnMosojsop -jaiiqoojn9u AZD iU9iojoqoXsd 'nuiop UI^ZSBU A\ feojozop 'BiugiuptujBz IUIBU z BDfe[BZpBAVojd9zad feqoso 'iuiB?[jBpod gis
JS9f JJ3dS5[9 AZO 'BTU9ZOBUZ BUI 3TU BIUBpBZ O9ZSBU BIU9ZpIM
ttp[und z '9MOIUZOJ f9DBfBuXzoodzoj izpgi/wodAM oSgf op OBMOSOJSOP 9is AUIBJBJS 'giMBjds sfgpiBr A\ suipf z 9is Xui9fnj|nsuoj[ poj>[9|i 'ifojjBjgjui ngiq9zad o9u -reuopijunj niuBjgidsM feznjs gjB 'gujBJjiqjB giosiAvAzoo BS aiu i\oi /faidgzjd •qoBpBip qoy{uui npiM /w i rasiuzon T uiapioAzonBU Xzpgiui XMOUIZOJ niuBMojnS
-3J M BfBBUIOd qO^UZ09{Ods [OJ Z 3DfefB5IIuXM BIUBMIJ[gZDO 9UqOpO(J 'B5[IUAVOOBjd
z partnerem na wielu różnych poziomach. Na przykład możemy myśleć o którejś z naszych relacji jako o związku między „przyjaciółmi", „najlepszymi przyjaciółmi", „znajomymi", „kochankami" lub „współpracownikami". Nawet takie zwykłe etykietki nadawane relacjom mogą mieć wpływ na nasze oczekiwania co do występujących w nich zachowań i tym samym mogą służyć jako wskazówki co do właściwego zadawania pytań, ujawniania siebie czy odsłaniania itp. (Hecht, 1984; Knapp i in., 1980). Sam fakt myślenia w kategoriach takich określeń nadanych relacjom pomaga ludziom w wyborze odpowiedniego zachowania się w rozmowie.
Osobisty charakter relacji ukierunkowuje rozmowę także na innym poziomie. Nasza wiedza dotycząca relacji pogłębia zdolność do regulowania rozmowy z określonym partnerem. W jednym z badań nad zapamiętywaniem rozmów wiedza dotycząca zachowań stanowiła ponad 80 procent pamiętanych wzorców dominacji werbalnej (Planalp, 1985). Wiedza odnosząca się do sytuacji oraz inne formy wiedzy na temat relacji również mogą odgrywać pewną rolę w dostarczaniu nam wskazówek co do tego, w jaki sposób mamy strukturalizować nasze przekazy, tak aby były one dostosowane do określonej relacji. [...]
Na kombinację zachowań dających nam poczucie większej lub mniejszej intymności składają się: liczba wzajemnych spojrzeń, uśmiechy, dystans fizyczny, dotyk lub jego brak, liczba intymnych tematów poruszanych w rozmowie i głębokość „słownego odsłaniania się" oraz tym podobne. Można zauważyć, jak w miarę rozwijania się rozmowy każda ze stron koryguje pewne zachowania, tak aby utrzymać taki poziom intymności, jaki uważa za właściwy, pożądany.
Przykład 1. Kate i Alexis poznały się, ponieważ mają wspólnego przyjaciela. Po niewielu okazjonalnych interakcjach obie uważają relację między nimi za dość serdeczną i, nie zastanawiając się nad tym specjalnie, odnoszą się do siebie z raczej małą dozą intymności. Poza zdawkowymi wymianami uścisków dłoni przy spotkaniu nigdy się nie dotykały. Podczas interakcji stoją w odległości około 120 cm, utrzymują kontakt wzrokowy na poziomie pozwalającym na prowadzenie miłej, przyjacielskiej rozmowy, która dotyczy przeważnie tematów mało osobistych, a kiedy już odważą się poruszyć takie tematy, to „odsłaniają się" w niewielkim stopniu.
Niekiedy doraźne okoliczności sprawiają, że uśmiechają się do siebie lub głośno śmieją podczas rozmowy, lub nieoczekiwanie zagłębiają się w osobiste tematy, ich interakcja odbywa się w ciasnej przestrzeni fizycznej, przypadkowo zdarza im się wzajemnie dotknąć. Podczas takich wydarzeń poziom intymności ich interakcji przez chwilę staje się wyższy od wyznaczonego przez obecną relację. Natychmiast i bez namysłu wyrównują go wówczas poprzez ograniczenie wymiany spojrzeń, odwrócenie tułowia i głowy odrobinę od rozmówcy lub inne zachowania zwiększające dystans. Każda z nich w wystarczającym stopniu odwzajemnia te „dystansujące" zachowania i poziom intymności przez obie uważany za właściwy dla ich relacji zostaje przywrócony. Podobne korekty w odwrotną stronę można zaobserwować wówczas, gdy przez chwilę intymność ich rozmowy staje się niższa niż oczekiwana lub zadowalająca w ich relacji.
349
1 Przykład 2. Kerry i Anna są siostrami, a także bliskimi przyjaciółkami i ich relację cechuje odpowiednio wysoki poziom intymności. W trakcie interakcji, które często dotyczą bardzo osobistych tematów i wiążą się ze znacznym odsłanianiem się, stoją bardzo blisko siebie, często wymieniają długo trwające spojrzenia, czasami posługują się ekspresyjnym dotykaniem dłoni lub ramienia partnerki.
Czasami, pod wpływem okoliczności zewnętrznych lub temperamentu sióstr, ten wysoki poziom intymności interakcji zmniejsza się. Przypuśćmy, że ich interakcja odbywa się przy szerokim restauracyjnym stole, wtedy kompensują zmniejszoną bliskość fizyczną intensyfikując kontakt wzrokowy lub wychylając się do przodu. Może też być tak, że Anna gniewa się na Kerry i ogranicza kontakt wzrokowy, liczbę wypowiedzi i stopień odsłaniania się. Kerry automatycznie koryguje to, dążąc do zwiększenia kontaktu wzrokowego, przysuwając się bliżej i być może dotykając ramienia lub dłoni Anny, prosi w ten sposób o osobiste ujawnienie uczuć. Podobnie jak w rozmowach Kate i Alexis, takie korekty można uznać za prawie stałą cechę ich zachowań.
''1*4
'" Przykład 3. Jeff i Kathy są współpracownikami w biurze tego samego pracodawcy. Odmiennie niż uczestniczki w dwóch poprzednich relacjach nie doszli do zgodnej definicji tego, jaki jest stopień intymności ich relacji. Jeff rozpoczął pracę dopiero kilka tygodni temu i prawie od razu jego stosunek do Kathy zawierał nieco większą dozę intymności niż Kathy życzyłaby sobie tego. Jeff staje bliżej, zwraca swe ciało bardziej bezpośrednio w jej kierunku, stosuje więcej ciągłych spojrzeń oraz częściej pyta o osobiste sprawy i sam porusza więcej osobistych tematów niż Kathy uważa za właściwe. Jeff konsekwentnie dąży do coraz bardziej intymnych zachowań, Kathy reaguje zwiększając dystans zarówno w werbalnych, jak i motorycznych zachowaniach. Jeff zaś przystosowuje się do tego, podejmując dalsze starania zmierzające do zmniejszenia przepaści.
W ich interakcji stale trwa taniec ruchów w tę lub przeciwną stronę i oboje są zirytowani brakiem wspólnej interpretacji stopnia intymności ich relacji. Z powodu różnicy w interpretacji tego, co każde z nich uważa za odpowiadającą mu formę interakcji, obydwoje odczuwają napięcie. Ostatecznie uda im się jakoś dopasować swoje zachowania lub zupełnie przerwą interakcję. Takie różnice co do ukrytych definicji relacji przyjmowanych przez partnerów nie mogą się utrzymywać w nieskończoność.
Czytelnikowi mogą oczywiście przyjść na myśl inne przykłady „z życia", ilustrujące, w jaki sposób nasze ukryte definicje intymności relacji przekładają się na następujące po sobie zachowania podczas rozmowy i w jaki sposób wpływają one na nasze próby porozumienia się z innymi ludźmi. Opisane procesy to jedynie przykłady wielu możliwych sposobów wpływu naszych relacji interpersonalnych na powszechne zjawiska odwzajemniania i kompensowania występujące w codziennych rozmowach. A ___„„...,...„,.,.. .,..,, „.,,..,„..,.,-. ,,,, ,„»r, •„..
Koordynowanie znaczeń
Podejście określane jako koordynowanie znaczeń kładzie nacisk na to, w jaki sposób różne konteksty ustanawiają ramy uzgadniania znaczenia (Cronen, Pearce, Harris, 1982). Jednym z ważniejszych kontekstów jest specyficzna osobista relacja istniejąca między dwiema osobami. W skrócie mówiąc, ludzie interpretują wzajemnie swe zachowania i reagują na te interpretacje zgodnie ze znaczeniami, które potwierdzane są przez kontekst ich relacji. Zachowanie nabiera znaczenia w zależności od reguł obowiązujących w poszczególnych relacjach.
Poniższe rozważania odnoszą się do poprzednio opisanych hipotetycznych relacji między Kate i Alexis, Kerry i Anną oraz Jeffem i Kathy. Rozmowa w każdej z tych relacji podlega regułom znaczeniowym (rules of meaning) i regułom działania (rules of action) z grubsza odpowiadającym, odpowiednio, interpretacyjnym i behawioralnym aspektom interakcji. Regułami znaczeniowymi posługujemy się, aby zrozumieć, co się dzieje, a reguły działania wskazują nam, jak mamy zareagować na to, co zrozumieliśmy.
Przypuśćmy na przykład, że Kate, i Kerry i Jeff zwracają się każde do swego partnera: „Podoba mi się ta kurtka, nowa?" W serdecznej i niezbyt intymnej relacji między Kate i Alexis ta ostatnia może uruchomić taką regułę znaczeniową: Kate znalazła do rozmowy dogodny nieosobisty temat, a w konsekwencji pojawi się taka reguła zachowania się w tej relacji: Jeśli któraś z nas poruszy jakiś wygodny temat, oczekuje się, że druga z nas włączy się i rozwinie ten temat. Kate tak właśnie postępuje.
Kerry i Anna, inaczej niż Kate i Alexis, są siostrami, bardzo sobie bliskimi i wzajemnie się wspierającymi. Reguły ich relacji odnoszące się do interpretacji znaczenia i do zachowania w obliczu tej samej wypowiedzi są zupełnie odmienne. U Anny uruchamia się następująca interpretacja uwagi Kerry osadzona w ich relacji: Kiedy okazujemy zainteresowanie jakimś elementem stroju tej drugiej, to znaczy, że same chciałybyśmy taki mieć. Reguła zachowania mówi, że należy zaproponować pomoc i towarzystwo w zakupach i Anna odpowiada: „Kupiłam ją wczoraj na wyprzedaży. Mogą jeszcze mieć takie same w tym rozmiarze. Mam jutro czas o dziesiątej. Jeśli chcesz, to zajrzymy tam, a potem pójdziemy coś zjeść".
Jeśli chodzi o Jeffa i Kathy, to kontekst relacji narzuca jeszcze inne reguły interpretacji znaczenia i reguły zachowania. Jak wynika z powyższego opisu, nie doszli oni do uzgodnionej definicji ich relacji, a więc ich reguły będą całkowicie odmienne i interpretacje znaczenia w małym stopniu skoordynowane. W odpowiedzi na uwagę Jeffa dotyczącą kurtki Kathy pomyśli: Jeszcze jedna sztuczka, Żeby się gapić na moją figurę albo wstęp do jego zwykłych nazbyt osobistych uwag. Odpowie mu: „Tak, właśnie ją kupiłam", i odwróci się od niego. Jeff pomyśli: Ona jest wspaniała i nadal udaje trudną do zdobycia, co znaczy, że jest mną zainteresowana. Może jeszcze raz ją zagadnę'. „Hej, Kathy..."
Zgodnie z podejściem kładącym nacisk na skoordynowane kierowanie znaczeniem w miarę rozwoju relacji tworzą się reguły wnioskowania o znaczeniu zachownia drugiej strony i reguły mówiące, jak należy się zachować w odpowiedzi. To z kolei wywołuje u drugiej strony reakcje oparte na regułach
351
znaczeniowych, a następnie zastosowanie odpowiednich dla relacji reguł działania, i tak dalej. Na reguły składają się oczekiwania związane ze specyficzną relacją. Obie strony uczestniczące w relacji stosują te reguły w celu kierowania interpretacjami i zachowaniami, co powoduje, że ich rozmowy sterowane są przez kontekst ich osobistej relacji.
Korygowanie rozmowy
W poprzednich rozważaniach opisywaliśmy, w jaki sposób rozmowa może być sterowana przez reguły charakterystyczne dla relacji, natomiast teraz przedstawimy jeden spośród wielu sposobów, w jaki posiadanie jakiejkolwiek w ogóle osobistej relacji z partnerem powoduje stosowanie określonych zachowań regulacyjnych. W tym celu musimy przedstawić najpierw podstawowe dane na temat kategorii sekwencji organizujących interakcje. [...]
s s Coraz powszechniej uznaje się, że w nasze rozmowy wbudowane są sekwencje wypowiedzi, dotyczące niejasności naszych wypowiedzi, korygujące różne błędy i odnoszące się do przejmowania głosu i spójności rozmowy. Te korygujące sekwencje nazwane zostały „aktami naprawiania konwersacji" (corwerational repa-irs) (Schegloff, Jefferson, Sacks, 1977). Składają się one z pojedynczych wypowiedzi lub krótkich fragmentów rozmowy, które ukierunkowane są na zakłócenia w wypowiedziach, takie jak nieścisłości, luki w pamięci prowadzące do pominięcia istotnych informacji, błędy logiczne i różnego rodzaju niejasne sformułowania. Jeśli te sekwencje są skuteczne, to służą „przywracaniu linii porozumienia" między rozmówcami, skupieniu rozmowy na wspólnych sprawach, tematach i motywach.
Akty naprawiania konwersacji są między innymi dlatego tak ważne dla utrzymywania spójności rozmowy, że wyjaśniają nieporozumienia i dzięki temu umożliwiają dalsze prowadzenie sensownej wymiany. Niekiedy osoba, która zabiera głos, sama dostrzega problem i inicjuje działanie naprawcze:
Lou: Tego po prostu nie było tam, gdzie patrzyłam.
JEANNIE: Ach.
Lou: Nie to miałam na myśli. .,
Czasami to słuchacz inicjuje zachowanie naprawcze:
Lou: Tego po prostu nie było tam, gdzie patrzyłam. JEANNIE: Na pewno tam było.
Po rozpoczęciu działania naprawczego także osoba, która popełniła błąd, dokonuje poprawki:
Lou: Miałam na myśli, że patrzyłam dokładnie na to i tego nie widziałam. Druga osoba też dokonuje korekty:
*•'"'• •:•'.•'•.- . ?;f l'i ' '••'"". 'i^H;;--'-'. {.<\i*t,:i , : V;''
JEANNIE: Ach tak, masz na myśli, że tego nie dostrzegłaś. Rozumiem, o co ci chodzi.
Jeśli osoba, która popełniła błąd, inicjuje naprawę, to znacznie częściej sama dokonuje aktu naprawy niż słuchający. Stwierdzono też, że kiedy słuchający zapoczątkowują korektę, to dokonują całego aktu naprawy prawie równie często jak osoby, które wypowiedziały problematyczne stwierdzenie (Zahn, 1984).
Bardziej istotne dla naszych rozważań dotyczących wpływu relacji na przebieg rozmowy były przeprowadzone przez Zahna (1984) porównania rozmówców rozpoczynających interakcję (nieznajomych) z rozmówcami, którzy już poprzednio mieli ze sobą kontakt (relacja osobista). Obserwował on nieporozumienia wynikające ze sposobu wystawiania się (problemy złej wymowy, błędy gramatyczne, przejęzyczenia, nieprawidłowe zwroty, błędów (problemy logiczne lub pragmatyczne, wypowiedzi odbierane jako niestosowne, nie na temat lub nieprawdziwe) i niejednoznaczności (trudności ze zrozumieniem; wypowiedzi odbierane jako nie zawierające informacji, niejasne lub niepełne, także problemy ze słyszeniem i uwagą). Jeśli chodzi o rozpoznawanie i naprawianie zakłóceń należących do kategorii błędów, to zachowania się rozmówców będących w osobistej relacji i nie znających się uprzednio były porównywalne. Jednakże te dwie grupy różniły się znacznie pod względem rozpoznawania i naprawiania zakłóceń wynikających ze sposobu wysławiania się i niejednoznaczności. Pary pozostające w osobistej relacji były bardzo aktywne, jeśli chodzi o korygowanie wieloznacznych wypowiedzi, jedynie w minimalnym stopniu podejmowały działania naprawcze w zakresie sposobu wysławiania się, natomiast pary nieznajomych stosowały odwrotny wzorzec działań naprawczych.
Korygowanie wysławiania się Korygowanie błędów Korygowanie niejednoznaczności
Relacja osobista Nieznajomi 6 14 10 25 •» *ua»»t-
Widoczne jest zatem, że osoby, które już wcześniej miały ze sobą kontakt, bez wahania identyfikują i korygują niejednoznaczne wypowiedzi. To znaczy, że kiedy rozmawiamy z ludźmi, których znamy, chętnie i bezpośrednio staramy się uporać z trudnościami, które mają wpływ na zrozumienie znaczenia wypowiedzi, takimi jak problemy z jasnością wypowiedzi, uwagą i słyszeniem, jeśli zaś kontaktujemy się z kimś po raz pierwszy, to staramy się korygować zakłócenia wynikające ze sposobu wysławiania się, takie jak zła wymowa i inne nieprawidłowe sygnały, które (1) są od razu dostrzegane przez obie strony i (2) mają maty wpływ na zrozumienie tego, co ma na myśli druga osoba.
Ten stosunkowo większy nacisk w początkowych interakcjach na problemy zewnętrznej formy, a jednocześnie mniejsza uwaga poświęcana kwestii znaczenia, pozwalają przypuszczać, że między nieznajomymi musi dochodzić do większej liczby niewykrytych nieporozumień niż między rozmówcami, których łączy relacja osobista, choćby nawet najsłabsza. Jest to zgodne z ogólnym sądem, że podczas początkowej interakcji strony są bardziej zainteresowane zachowaniem pozorów zgodności niż osoby, które się już dłużej znają. Z powodu naszego poczucia delikatności względem innych lub z innych przyczyn w czasie początkowej interakcji poświęcamy mało wysiłków na wyjaśnienie utrudniających interpretację problemów wieloznaczności, a te najczęściej mogą występować właśnie wtedy, kiedy rozmawiamy po raz pierwszy! Odkrycie to nasuwa pomysł, jaki sposób działania moglibyśmy obrać w celu polepszenia porozumiewania się w początkowej rozmowie zarówno zabierając głos, jak i słuchając. Moglibyśmy mianowicie trochę mniej zajmować się formą wypowiedzi, a zwrócić nasze wysiłki na jej zamierzone znaczenie. :»n '«; •..
Równocześnie dla różnych naszych osobistych relacji jest prawdopodobnie zbawienne, gdy w rozmowach bardziej zajmujemy się znaczeniem. Ta dbałość odzwierciedla się w zachowaniach, które idą znacznie dalej niż tylko korygowanie wieloznacznych wypowiedzi. Jeśli osobista relacja jest dla nas dostatecznie ważna i jeśli chcemy poruszyć jakiś drażliwy temat lub przekazać jakąś nieprzyjemną informację czy treści krytyczne, to często okazuje się, że wprowadzamy do naszych wypowiedzi różne „taktowne" wyrażenia. Wyrażenia te mogą jednak być stosowane również z innych przyczyn. Możemy posługiwać się tymi samymi „taktownymi" wyrażeniami w celach taktycznych, na przykład wtedy, kiedy nie chcemy być obwiniani z powodu treści naszej wypowiedzi, czy wtedy, kiedy nie chcemy przyjąć odpowiedzialności za to, co powiedzieliśmy. Ten język „taktu i taktyki" jest jeszcze jednym przykładem tego, jak te same zachowania w różnych rozmowach mogą wynikać z zupełnie odmiennych motywów. Jest to także jeszcze jeden przykład wpływu wywieranego przez nasze osobiste relacje na nasz sposób wyrażania się i na przebieg całych rozmów.
J
Język taktu i taktyki
Wszyscy doświadczyliśmy trudności ze znalezieniem środków wyrazu, gdy rozmowa z osobami, z którymi mamy osobiste relacje, dotyczyła drażliwych tematów lub spraw mających wpływ na nasz wzajemny szacunek i poczucie tożsamości. Istnieją pewne regulacyjne środki towarzyszące wprowadzaniu do rozmowy potencjalnie zagrażających wypowiedzi. Ervin Goffman (1981) zauważył, że w obliczu wielu drażliwych kwestii i dzielących nas spraw wykazujemy stałą chęć i zdolność do współpracy z drugą osobą. Na podstawie własnych obserwacji, stwierdził on, że wiele z tego, co robimy w trakcie interakcji, służy cementowaniu naszej relacji i podtrzymywaniu stałej, codziennej współpracy - utrzymywaniu kruchego roboczego konsensu (working consensus).
Jeśli Goffman ma rację, to w naszych codziennych rozmowach powinny występować pewne elementy podtrzymujące ten roboczy konsens (Weinstein, 1966). Środki takie powinny być stosowane wystarczająco często, aby można je było uznać za powszechne. Ponadto powinny towarzyszyć tym tematom rozmów, które są drażliwe, mogą dzielić ludzi lub wywoływać jawne zagrożenie, powinny także sprzyjać łagodzeniu tych napięć w interakcji, które mogłyby
354
zerwać dalsze ustalenia co do współpracy oraz istniejące relacje. Środki te powinny mieć na celu ułatwianie sytuacji w niepewnych lub w wysoce wybuchowych kwestiach i powinny umożliwić do prowadzenie interakcji do końca minimalnie nadszarpując roboczy konsens kontaktujących się stron.
Po przebadaniu wielu interakcyjnych epizodów Weinstein wyodrębnił kilka klas takich właśnie „taktownych" środków występujących na początku lub na końcu wypowiedzi w rozmowie. Cztery najpowszechniejsze to: wstępne usprawiedliwienia, wstępne interpretacje, ujawnienie motywów nieosobistych, ujawnienie motywów altruistycznych. . ..•'., •'•..-'• :i ,.j :V •/.;?• •• ••••,:•*•&>*:!>
Wstępne usprawiedliwienia
Nie jestem tego całkiem pewien ... •,.«>{'
Nie chcę przeszkadzać, ale ...
To nie znaczy, że się z tobą nie zgadzam ...
Tak mi to przyszło do głowy, chciałbym ci powiedzieć ...
Wstępne interpretacje
A więc, nie zrozum tego źle ...
Nie spodoba ci się to, ale ... ,
Nie pomyśl, że jestem głupia, kiedy powiem ...
Obiecaj mi, że się nie pogniewasz, jeśli ja ...
Ujawnienie motywów nieosobistych
To nie jest uwaga do ciebie, ale ...
To nie jest nic osobistego, jednak ja mam zamiar ...
Z racji swojej pracy muszę ci powiedzieć ... ' ' '
Słuchaj, żeby oni się trzymali z dala ode mnie, musisz ...
Ujawnienie motywów altruistycznych < r, ,-,s ,'•t-- ;i H n »< M
Jako przyjaciel muszę ci powiedzieć, że ... . „, ,
Gdybyśmy nie były tak blisko ze sobą, nie mogłabym ci powiedzieć ...
To jest dla mnie bardzo trudne, ale ktoś musi ci powiedzieć ...
Żebyś sobie nie stwarzała fałszywych nadziei, musisz wiedzieć ... " ;
Wstępne usprawiedliwienia są chyba najłatwiejsze do zauważenia. Polegają one na wyrażaniu przeprosin lub usprawiedliwień przed drażliwymi lub jawnie zagrażającymi fragmentami wypowiedzi. Wstępne interpretacje mówią partnerowi rozmowy, jak bardzo źle czułby się lub jaka mogłaby być jego reakcja na drażliwą treść, zanim jeszcze zostanie ona wypowiedziana i często wyrażają prośbę, aby partner powstrzymał się przed taką oczekiwaną reakcją. Zarówno wstępne usprawiedliwienia, jak i wstępne interpretacje, określanie wspólną nazwą „zaprzeczeń" (disclamers), były później badane przez kilku autorów (Eakins, Eakins, 1978; Hewitt, Stokes, 1975), przez jeszcze innych zaś uważane były za rodzaj zapowiadanych naruszeń reguł rozmowy, określanych terminem „środków zapobiegających" (preventions) (np. McLaughlin, 1984).
Deklarowanie nieosobistych motywów występuje przed drażliwą częścią wypowiedzi lub później i wskazuje, że motywy mówiącego są obiektywne, neutralne, nie mają na celu wyrządzenia osobistej szkody i (często) leżą poza l kontrolą mówiącego. „To nie jest nic przeciwko tobie osobiście, Elaine, ale w związku ze zwolnieniami w firmie w twoim wydziale....". Natomiast w wypadku deklarowania motywów altruistycznych mówiący zapewnia, że jego motywy są całkowicie osobiste, „to dla twojego własnego dobra", ponadto sugeruje, że wiele ryzykuje przejmując się w tym stopniu, żeby ci to w ogóle powiedzieć. Telewizyjne reklamy miętowych pastylek do odświeżania oddechu, płynów do płukania ust i pasty do zębów czasami także posługują się tą metodą: „Słuchaj Bili, jesteśmy od dawna przyjaciółmi i ktoś Ci musi powiedzieć, że Janet porzuciła Cię, bo... miałeś nieprzyjemny oddech". [...] • <,'u-,<:.\si sNuc/y.usw,
Te taktowne wypowiedzi są pewnym rodzajem klasyfikujących komentarzy, wprowadzających określony kontekst lub modyfikujących pozostałą część wypowiedzi. Odnoszą się zazwyczaj do intencji mówcy, jego uczuć lub sytuacji, w jakiej się znajduje, do potencjalnych uczuć słuchającego lub jego sytuacji, lub też do relacji między mówiącym a słuchającym. Jeśli są stosowane w celu zachowania zaufania i postaw współpracy, to mogą służyć udobruchaniu słuchacza, powstrzymaniu go przed pochopnym wyciągnięciem szkodliwych wniosków, „zyskaniu na czasie", zanim możliwe będzie przedstawienie pełnego wyjaśnienia, kładą w ten sposób podwaliny pod korektę negatywnych skutków wywołanych przez drażliwą treść. Jeśli są stosowane oszczędnie, to mogą dostarczać swego rodzaju „społecznego smaru", zmniejszającego tarcia między stronami w sytuacjach, w których muszą się one uporać ze złymi wiadomościami lub drażliwymi kwestiami, które mogłyby narazić na szwank zaufanie, wzajemny szacunek, ducha współdziałania i cały ich roboczy konsens.
Czytelnik mógł jednak zauważyć, że niektóre z przedstawionych przykładów nie pasują do nakreślonego dotychczas konstruktywnego obrazu, opartego na pozytywnych intencjach sterowania rozmową. Istnieją co najmniej trzy powody usprawiedliwiające taką reakcję.
Taktyki. Niektóre z tych przykładów mogą nie wywoływać ciepłych uczuć u czytelnika, ponieważ wszyscy przypominamy sobie takie sytuacje, kiedy inni prze-praszali, stosowali wstępne interpretacje naszych odczuć i deklarowali swoje motywy w sposób, który wydawał się służyć ich własnym potrzebom, a nie był przejawem troski o potrzeby słuchającego lub nie służył celom komunikacji interpersonalnej. Taki sam język może być wykorzystywany w służbie wąskich interesów mówiącego - może być stosowany jako taktyka, a nie jako dowód taktu. Nie jest to oskarżenie pod adresem taktyki; czytelnik w tej książce namawiany jest do stosowania wielu rodzajów taktyk. Kiedy jednak te środki przeinaczają intencje rozmówcy i są stosowane w celu uzyskania przewagi emocjonalnej nad partnerem rozmowy, to takie zachowanie przynosi procesowi interakcji więcej szkód niż pożytków.
Na przykład wstępne przeprosiny mogą być pustym gestem wprowadzanym do „protokołu" rozmowy, gestem, na który mówca może się później powołać. Wstępne interpretacje odczuć słuchającego mogą być ze strony mówiącego próbą ochronienia się przed nieprzyjemnością poradzenia sobie ze słusznymi i normal-nymi reakcjami emocjonalnymi partnera na niepokojącą informację. Wszelkie
356
określanie własnych motywów może być stosowane jako danie sobie wolnej ręki w celu wygłoszenia najbardziej bolesnych i krzywdzących sądów bez ponoszenia za to odpowiedzialności. Krótko mówiąc, jeśli takie motywy przedstawiane są jako przejaw taktu, to przebieg rozmowy może odwrócić się na gorsze. ,V; ,
2. Nadużywanie. Nawet wypowiedzi stosowane z poczucia taktu mogą zakłócić procesy porozumiewania się. Jeśli są nadużywane, to mogą zacząć brzmieć jak czcze frazesy i obniżać wiarygodność mówcy. Być może znasz kogoś, kto codziennie rozpoczyna co najmniej jedną wypowiedź od wygłoszenia przeprosin typu: „Tak mi to przyszło do głowy...", nawet wtedy, kiedy to nie ma znaczenia, jak wiele namysłu stało za tą uwagą lub jeśli wynika to jasno z jej treści. Czasami zaś nasze zdziwienie budzi fakt, że ktoś przypisuje sobie samemu naszą myśl wyrażoną wcześniej w tej samej rozmowie. Może to być nieprzyjemnie częste doświadczenie w kontakcie z osobami, które stale odwlekają przejście do sedna rzeczy. Nadużywanie wstępnych przeprosin może spowodować, że słuchacz źle oceni treść i pomyśli: „No tak, i znów jakaś niedokończona myśl". Może też nie zawracać sobie głowy dalszym uważnym słuchaniem, niezależnie od tego, jak wartościowa byłaby ta uwaga, co jest równie dysfunkcjonalne. Czasami mamy zwyczaj „wyłączać się", kiedy słyszymy takie poprzedzające zastrzeżenia, a potem nie „włączamy się" ponownie i w konsekwencji nie odbieramy podczas rozmowy pożytecznych informacji od partnera.
3. Samospełniające się przepowiednie. Określiliśmy samospełniające się przepowiednie jako opinie, które wywołują te zachowania, które przepowiadają. Być może znasz na przykład kogoś, kto zdecydowanie zbyt często z uprzedzeniem interpretuje twoje emocjonalne reakcje mówiąc: „Nie denerwuj się (nie złość się, nie przejmuj się, nie oburzaj się, nie czuj się zakłopotany), ale musisz wiedzieć, że..." Takie pozornie taktowne zachowanie może wywołać tę właśnie reakcję, której mówiący chce, jak twierdzi, zapobiec. Jeśli zostajemy przez te osobę przestrzeżeni, że to, co mamy usłyszeć, może z powodzeniem wywołać określoną reakcję emocjonalną, to przypuszczalnie wzrośnie prawdopodobieństwo, że zastosujemy się do tego przewidywania. „Masz rację. Jestem bardzo zdenerwowany!" Jeśli ktoś za nas wybiera, jak mamy zareagować, łatwo jest postąpić zgodnie z tą z góry podaną receptą. [...]
Dotychczas nasze rozważania na temat wpływu osobistych relacji na przebieg rozmowy ograniczały się jedynie do konkretnych zachowań oraz ich interpretacji, a także do sekwencji zachowań. Jednakże osobiste relacje określają całe schematy wymienianych między kontaktującymi się osobami wypowiedzi rozpoczynających rozmowę i odpowiedzi na nie. Schematy te wywierają wpływ na całą rozmowę, a nawet na przebieg wszystkich rozmów w historii danej relacji. Teraz przejdziemy do takich właśnie aspektów relacji - wywierających rozległy wpływ na kompleksowy przebieg rozmów.
i
Wzory kontroli w relacjach
[...] Większość omawianych dotychczas w tym rozdziale zachowań służących kierowaniu rozmową odbywa się bez udziału naszej świadomości, być może z wyjątkiem komentarzy i języka taktu. Opiszemy teraz, w jaki sposób cechy
357
relacji wpływają zarówno na przebieg całej rozmowy, jak i na drobne fragmenty interakcji. Analizując wzory takich szerokich oddziaływań, opiszemy rozmowy dobrze znane czytelnikowi. [...]
W zależności od charakteru konkretnej relacji interpersonalnej rozmowy mogą znacznie różnić się stopniem wzajemnego uwarunkowywania reakcji rozmówców. Na jednym krańcu znajdują się takie rozmowy, w jakich wszyscy braliśmy udział, gdy nasze własne zachowanie wydaje się całkowicie kierowane przez poprzedzające je zachowania drugiej osoby. Możemy wtedy czuć się jak marionetka poruszana przez kogoś innego. Na przykład w trakcie interakcji z dominującym rodzicem albo krewnym możemy odczuwać, że to wyłącznie druga strona wygłasza swe zdanie w rozmowie, lub w pracy ktoś może uważać, że dyktatorski szef całkowicie kontroluje wszelkie prowadzone z nim rozmowy.
W innych relacjach skrajne uzależnienie reakcji może być równie silne, lecz rozłożone bardziej równomiernie. Wszyscy byliśmy świadkami lub uczestnikami rozmów przypominających mecze ping-ponga, w których zachowanie obu stron wydawało się uzależnione niemal wyłącznie od tego, gdzie wymierzony był ostatni strzał partnera. Na przykład dwoje kochanków albo współpracowników może prowadzić kłótnię, w której każda tura rozmowy jest reakcją sprowokowaną przez ostatnią uwagę drugiej osoby, prawie bez oznak świadczących, że jest to zamierzony wybór. W tym wypadku, podobnie jak w jednostronnej wymianie z dominującym rodzicem czy dyktatorskim szefem, rozmowa może wyglądać tak, jakby miała „swoje własne życie".
Na drugim krańcu znajdują się takie wszystkim znane rozmowy, w których reakcje partnerów wydają się uzależnione od siebie jedynie w minimalnym stopniu. Określa się je jako „mówienie obok siebie" albo „nadawanie na innych falach". Rozmowy te cechuje pewien rodzaj anarchii zachowań, gdyż wydaje się, że żadna ze stron nie reaguje na partnera, ani nie wywiera na nią najmniejszego wpływu jego poprzednie zachowanie. Przykładów mogą dostarczyć takie sytuacje, w których obie osoby są tak zajęte przygotowywaniem swoich następnych wypowiedzi, że nie troszczą się o uważne słuchanie tego, co mówi partner. W takich rozmowach zmiana tematu następuje prawie zawsze przy podjęciu kolejnej tury rozmowy, co wynika zwykle raczej z przerywania i podnoszenia głosu niż ze stosowania reguł.
Większość rozmów prawdopodobnie plasuje się jednak między ekstremami skrajnej reaktywności i skrajnej autonomii. W rozmowach tych istnieje pewien stopień wzajemnej zależności zachowań, towarzyszy temu ciągłość poruszanych tematów i uporządkowane przejmowanie tur, a niekiedy występują zachowania cechujące się pewną niezależnością od ostatniej reakcji drugiej strony, co sugeruje, że obie strony rozważnie wybierają w każdej turze spośród kilku możliwych zachowań. Partnerzy nieprzerwanie przystosowują się do napięcia, wybierając między dwiema skrajnościami możliwymi w jednej rozmowie, wykazują zmienny stopień uzależnienia swych wzajemnych zachowań (powiedzmy od 5 do 95 procent) w różnych jej momentach. Jest to balansowanie między autonomią i reaktywnością - między niezależnością a wzajemną zależnością.
358
Symetrycznie uwarunkowane interakcje to takie, w których zachowania obu stron uzależnione są w mniej więcej tym samym stopniu od zachowań partnera. Czasami, gdy okoliczności określają równy status rozmówców, ten wzór występuje w rozmowach między współpracownikami, przyjaciółmi, obcymi i innymi rozmówcami, Niekiedy jednak tak się nie dzieje. Jeśli na przykład pomagasz przyjacielowi w rozliczeniach podatkowych, to jego zachowanie w rozmowie może być znacznie bardziej uzależnione od twojego niż odwrotnie. W takich sytuacjach interakcja jest uwarunkowana asymetrycznie.
Asymetrycznie uwarunkowane interakcje to takie, w których obserwuje się pewne niezrównoważenie wpływu wywieranego wzajemnie na siebie przez obie strony. Zachowanie jednej osoby wydaje się wówczas bardziej uzależnione od zachowania drugiej. Niektóre relacje o charakterze dominacji-podporządkowania między małżonkami lub partnerami związków uczuciowych oparte są na takim wzorze wzajemnego uwarunkowania, podobnie jak większość rozmów między przełożonymi i podwładnymi w pracy. Również twoje rozmowy z nauczycielem zazwyczaj cechuje nierównomierny wpływ wzajemny. Jak powiedzieliśmy wcześniej, pacjent również bardziej sugeruje się tym, co mówi lekarz niż odwrotnie.
Wszyscy byliśmy świadkami lub uczestnikami takich rozmów, w których zachowanie nie odpowiadało temu, czego można by oczekiwać na podstawie powiązań ról społecznych partnerów. Wyjaśnienia dostarczyć tu mogą innego rodzaju czynniki regulujące rozmowę, mianowicie władza w relacjach.
Władza w relacjach
[...] Przyjaciele, małżonkowie i współpracownicy pozostający w osobistej relacji mają pewien zasób prywatnych informacji o sobie nawzajem. Mają szereg doświadczeń z rozmów prowadzonych w przeszłości, ukierunkowujących ich oczekiwania i regulujących późniejsze rozmowy. Kumulujące się epizody rozmów kształtują oczekiwania dotyczące przyszłych relacji i w ten sposób określają kształt interakcji, pozytywnych lub negatywnych. W ten sposób powstają normy określające, kto wprowadza do rozmowy określone tematy i pomysły, i jak każda ze stron powinna reagować na inicjatywę drugiej. Partnerzy wspólnie modelują oczekiwania odnoszące się do ich własnych zachowań i do zachowań drugiej osoby - nawykowe sposoby odnoszenia się do siebie, których efektem są mniej lub bardziej symetryczne lub asymetryczne rozmowy. Rozpoczynając rozmowę, każda ze stron zdaje sobie sprawę z oczekiwań względem jej zachowania i przypuszcza, w jaki sposób zachowa się partner - ma oczekiwania odnoszące się do tego, co jest właściwe, a co niewłaściwe w ich specyficznej osobistej relacji.
Spojrzenie na te dające się zauważyć wzory zależności jako wzory określające stosunki władzy w relacjach ma pewne zalety. Nie chodzi nam tutaj o pozycję jednostki w jakiejś organizacji lub o prawomocną władzę przypisaną do formalnego statusu. Raczej o takie wzory rozmawiania i zachowania, które wskazują na to, kto — jeśli w ogóle znajdziemy taką osobę - jest bardziej
359
odpowiedzialny za przebieg konkretnej rozmowy lub jej fragmentu. Z tego punktu widzenia ten, kto w większym stopniu przystosowuje swoje zachowanie do zachowania partnera ma mniejszą władzę w konkretnej rozmowie.
Jakie są źródła władzy w relacjach? W dużej mierze władza taka jest odzwierciedleniem sposobu postrzegania wymiaru władzy przez osoby pozostające w osobistej relacji. [...] Zazwyczaj mamy do czynienia z bardzo zindywidualizowanymi wyobrażeniami tego, na czym polega władza. W jednym z badań wyróżniono sześć różnych sposobu rozumienia władzy: instynktowy pozytywny popęd, charyzma, uzależnienie od posiadanych zasobów, władza polityczna, kontrola i autonomia (Goldberg i in., 1983). To, w jaki sposób jednostka rozumie, czym jest władza w konkretnym związku międzyludzkim, może w mniejszym lub większym stopniu odpowiadać każdemu z tych aspektów.
Władza w danej relacji może być rozumiana na przykład jako rodzaj zależności od „zasobów" konwersacyjnych. Takim zasobem mogą być wszystkie werbalne i niewerbalne zachowania partnera, do których się dostosowujemy, zachowania ograniczające zakres naszych możliwych reakcji. Zarazem to, w jakim stopniu zachowujemy pewną niezależność od tych ograniczeń, świadomie wybierając nasz własny tok działania, zdając sobie sprawę z istnienia innych możliwości, stanowi miarę kontroli i autonomii naszych zachowań konwersacyjnych.
Można dostrzec specyficzne dla danej relacji rozkłady władzy w tych relacjach osobistych, w których istnieją już różnice rang lub pozycji, czyli formy władzy wynikające z kontekstu. Na przykład ten sam przełożony może mieć odmienne doświadczenia w relacjach z dwoma podwładnymi, wynikające z różnic w stosunkach władzy w takich relacjach. W interakcji z jednym podwładnym przełożony może być wyraźnie osobą kierującą, natomiast drugi podwładny może wykazywać stosunkowo więcej kontroli nad przebiegiem interakcji w rozmowie, nawet jeśli wzajemne uwarunkowanie zachowań jest nadal nieco asymetryczne. Niektórzy ludzie „uzyskują od swoich szefów to, czego chcą", innym idzie gorzej.
Różnice rozkładów władzy w poszczególnych diadach mogą wyjaśniać duże rozbieżności rezultatów uzyskiwanych w rozmowach prowadzonych przez różnych ludzi o tej samej pozycji z tym samym przełożonym lub podwładnym. Na przykład po rozmowie z moją szefową oceniam ją jako osobę o zdecydowanych przekonaniach, mającą wysokie wymagania. Ty natomiast sądzisz, że jest władcza i onieśmielająca. Różne definicje relacji pociągają za sobą różne wzory interakcji w diadach, co z kolei przyczynia się do większej lub mniejszej satysfakcji oraz poczucia osiągnięcia celu. Owo poczucie może następnie wpływać na to, jak będziemy postrzegać partnera rozmowy, co zamyka koło i prowadzi do przekształcenia lub utrwalenia wzoru stosunków władzy w relacji z danym partnerem. Sekwencja ta opisuje, w jaki sposób nasze relacje stale wpływają na treść i przebieg naszych rozmów. Stanowi ona w dodatku wyraz samospelniającej się przepowiedni, o czym pisaliśmy wcześniej. Do pewnego stopnia każdy z nas ma taką władzę w danym związku, jaką wydaje się mu, że ma.
Można by zatem sądzić, że władza jest stosunkowo zrównoważona w stosunkach między partnerami, a więc wzajemne uwarunkowanie reakcji powinno się
360
w krótkim czasie wyrównać. Zauważyliśmy, że moje i twoje zachowania w prawie jednakowym stopniu są dostosowywane do zachowań drugiej osoby. Byliśmy jednak wszyscy świadkami rozmów między przyjaciółmi, małżonkami i współpracownikami, w których tak się nie dzieje.
Można porównać swoje związki z różnymi przyjaciółmi, biorąc pod uwagę stosunki władzy. Twoja definicja relacji z którymś z przyjaciół może na przykład obejmować zmienne wzory władzy w trakcie różnych waszych kontaktów. Przejawiasz stosunkowo większą władzę podczas niektórych spotkań, podczas innych zaś mniejszą. W jeszcze innych rozmowach z tym samym przyjacielem zmiany stopnia wzajemnego uzależnienia zachowań są tak częste, że trudno byłoby określić takie ogólne różnice. W takim związku rozkład władzy w relacji można scharakteryzować jako zrównoważony.
Masz jednak kontakty z innymi przyjaciółmi, znajomymi czy współpracownikami o równej ci pozycji, w których brakuje takiej symetrii. Większość z nas uczestniczy w takich relacjach, w których nasz własny udział i inicjatywa okazywana w rozmowach wydają się znacznie przewyższać to, co demonstruje partner. Większość z nas ma też takie relacje, w których nasze zachowanie wydaje się konsekwentnie bardziej uzależnione od inicjatywy drugiej osoby.
Można by sądzić, że utrzymywanie asymetrii w relacji w akceptowalnych granicach może stanowić jedno z kryteriów zachowania przyjaźni przez dłuższy czas. Jednak jest to tylko spekulacja, wzory władzy obserwowane w naszych rozmowach odzwierciedlają różnice w definicjach różnych relacji.
Podsumowanie
Cechy relacji łączącej dwoje ludzi mają różnoraki wpływ na ich konwersacje. W procesie dorastania w określonej kulturze jednostki uczą się, jak prowadzić rozmowy, częściowo dzięki obserwacji konwencjonalnych zachowań toczących się wokół nich. Uczą się, kiedy oczekuje się uległości i innych zachowań, które zgodnie z obowiązującymi zwyczajami są uznawane za właściwe dla poszczególnych rodzajów stosunków zachodzących między rolami społecznymi. Te ogólne oczekiwania dotyczące zachowania się w trakcie rozmów przyczyniają się do regulowania wszystkich rozmów, zwłaszcza jednak takich, których partnerzy nie mieli żadnego wcześniejszego kontaktu.
Partnerzy innych rozmów mieli już pewną liczbę kontaktów i na podstawie wcześniejszego przebiegu ich indywidualnej relacji wytworzyli pewne zwyczaje dotyczące sposobu odnoszenia się i reagowania na siebie nawzajem. Rozmowy w takiej osobistej relacji mogą koncentrować się głównie na pracy, życiu towarzyskim, kontaktach osobistych lub na jakimś połączeniu tych trzech dziedzin. Oczekiwania dotyczące właściwego poziomu intymności wywołują wówczas odpowiednie zachowania mające na celu utrzymanie tego pożądanego poziomu.
Znaczenie zachowań konwersacyjnych dla kontaktujących się stron zależy w znacznym stopniu od tego, jak postrzegają one charakter swojej relacji.
361
Partnerzy konkretnej relacji często prowadzą rozmowy w powtarzalny ustruk-turalizowany sposób. Niektóre cechy relacji wyznaczają, w jaki sposób partnerzy korygują swe rozmowy, jakiego języka używają w dyskusjach o delikatnych sprawach, a także mają wpływ na te aspekty kontroli i władzy w relacji, które wyrażają się w strukturze rozmów.
Bibliografia
't " > ' l ! -V ." \ ' , </ l W)ł>\ '• (' "f
Argyle M., Dean J. (1965) Eye-Contact, Distance, and Ąffiliation, „Sociometry" 28, 289-304. Cappella J.N. (1985) The Management of Conversations, w: Handbook of Interpersonal Communication, M. L. Knapp, G. R. Miller (red.), Beverly Hills, CA, Sagę Publications. Capella J. N. (1987) Interpersonal Communication: Definitions and Fundamenta! Questions, w:
Handbook of Communication Science, C. R. Berger, S. H. Chaffe (red.), Beverly Hills, CA, Sagę
Publications. Cronen V„ Pearce W.B., Harris L. (1982) The Coordinated Management of Meaning, w: Comparative
Human Communication Theory, F. E. X. Dance (red.), New York, Harper & Rów. Eakins B. W., Eakins R. G. (1978) Sex Differences in Human Communication, Boston, Houghton
Mifflin Co.
Goffman E. (1981) Człowiek w teatrze życia codziennego, przeł. H. i P. Śpiewakowie, Warszawa, PIW. Goldberg A. A., Cavanaugh M. S., Larson C. E. (1983) The Meaning of Power, „Journal of Applied
Communication Research" 11, 89-108. Hecht M. L. (1984) Satisfying Communication and Relationship Labels: Intimacy and Length of
Relationship as Perceptual Frames of Naturalistic Conversations, „The Western Journal of
Speech Communication" 48, 201-216.
Hewitt J. P., Stokes R. (1975) Disclaimer, „American Sociological Review" 40, 1-11. Jones E. E., Thibaut J. W. (1958) Interaction Goals as Bases of Inference in Interpersonal Perception,
w: Person Perception and Interpersonal Behavior, R. Tagiuri, L. Petrullo (red.), Stanford, CA,
Stanford University Press. Knapp M. L., Ellis D. G., Williams B. A. (1980) Perceptions of Communication Behavior Associates with Relationship Terms, „Communication Monographs" 47, 262.
McLaughlin M.L. (1984) Conversation: How Talk Is Organized, Beverly Hillls, CA, Sagę Publications.
Piaget J. (1922) Mowa i myślenie dziecka, przeł. J. Kołudzka, Warszawa, PWN. Planalp S. (1985) Relational Schematu: A Test of Alternative Forms of Relational Knowledge as
Guides to Communication, „Human Communication Research" 12, 3—29. Schegloff E. A., Jefferson, G., Sacks H. (1977) The Preference for Self-correction in the Organization of Repair in Conversation, „Language" 53, 361-382. Waitzkin J. (1984) Doctor-Patient Communication, „Journal of the American Medical Association"
252, 2441-2446. Weintein E. A. (1966) Toward a Theory of Interpersonal Tactic, w: Problems in Social Psychology,
C. W. Backman, P. F. Secord (red.), New York, McGraw-Hill. Zahn C. J. (1984) A Reexamination of Conversational Repair, „Communication Monographs" 51,
56-66.
Pytania przeglądowe
1. Na czym polega różnica między społecznym a osobistym wymiarem relacji? .. ,. ,
2. Co to jest „wiedza na temat relacji"?
3. Na czym polega różnica między „regułami interpretacji znaczenia" i „regułami zachowania"?
362
4. Co to znaczy, kiedy mówimy, że akty naprawiania konwersacji służą „przywracaniu linii porozumienia" między rozmówcami?
5. Podaj przykład z własnego doświadczenia dla każdego z czterech sposobów „taktownych" środków wyrazu, które przedstawia Grove - wstępnych usprawiedliwień, wstępnych interpretacji, ujawnienia nieosobistych motywów, ujawnienia altruistycznych motywów.
6. Co to jest władza w relacjach? Jakie są główne źródła tej władzy? , "• ' 'HVh">c: w
Kwestie do omówienia
'H i
1. Wybierz jedną z trzech relacji, które opisuje Groves - między Kate i Alexis, Kerry i Anną lub Jeffem i Kathy. Jak opisałbyś za pomocą terminów wprowadzonych w poprzednim artykule (autorstwa mojego i Carole Logan) sposób, w jaki partnerzy ci uzgadniają obrazy własnej osoby?
2. Sprawdź na podstawie swego własnego doświadczenia przedstawione tu dane na temat sposobów korygowania zakłóceń wynikających ze sposobu wysławiania się, błędów i niejednoznaczności. Pomyśl o tym, w jaki sposób porozumiewasz się z kimś, z kim jesteś w bliskiej relacji, a jak porozumiewasz się z nowym znajomym. Czy twoje działania naprawcze zgodne są z przedstawionym tu wzorcem?
3. Co myślisz na temat głównych uwag Grove'a na temat „taktu" i „taktyki"? Czy sugeruje on, że powinniśmy unikać stosowania „taktyk"? Czy bycie „taktownym" pociąga za sobą jakieś niebezpieczeństwa?
4. Niektórzy ludzie zajmujący się porozumiewaniem sądzą, że kwestie władzy i kontroli są związane ze wszystkimi relacjami. Inni uważają, ze tylko niektóre relacje cechują się władzą i kontrolą. A co ty o tym myślisz?
5. Czy w większości swoich rozmów z przyjaciółmi masz zwyczaj działać z pozycji autonomii, czy raczej z drugiego krańca kontinuum autonomia-reaktywność?
Osoba ludzka potrzebuje potwierdzenia. [...] Zwierzę nie ma potrzeby potwierdzania siebie, ponieważ niezaprzeczalnie jest tym, czym jest. Inaczej jest z [człowiekiem]. Odesłany z naturalnego królestwa gatunków i wydany na ryzyko istnienia jako samotna jakość, otoczony atmosferą chaosu powstającego wraz z nim, skrycie i nieśmiało czeka na Tak, które pozwoli mu istnieć, a które może przyjść do niego tylko od innej osoby ludzkiej. Ten niebiański chleb własnego istnienia podawany jest jednej [osobie] przez drugą*.
MARTIN BUBER
Potwierdzenie i jego przeciwieństwo, czyli niepotwierdzenie, to ważne elementy procesu uzgadniania tożsamości. Jak sugerują słowa Mar-tina Bubera, w mniejszym lub większym stopniu występują oba w każdym związku i odróżniają pozytywne relacje od toksycznych.
* M. Buber, Distance and Relation, w: The Knowledge of Mań, New York, Harper & Rów, 1965,s. 71.
363
Potwierdzenie oznacza aktywne zaakceptowanie osoby jako osoby, uznanie jej za podmiot, za wyjątkowego, niewymiernego, wybierającego, myślącego człowieka, do którego możemy się zwrócić. Autorzy kolejnej pracy wskazują, że Buber jako pierwszy użył tego terminu w sensie interpersonalnym. W zacytowanych słowach uznaje on, że jest to zjawisko odróżniające świat człowieka od świata pozaludzkiego. Sądzi, że odkrywamy swoją osobowość czy człowieczeństwo w kontakcie z innymi. Uczę się tego, że jestem osobą, kiedy doświadczam afirmacji ze strony innej osoby. To jedna z zasadniczych funkcji komunikacji: dawać potwierdzenie innym i doświadczać potwierdzenia siebie. v- Ken Cissna i Evelyn Sieburg zajmującą się porozumiewaniem się za pomocą mowy (speech communication) i przez kilka lat zajmowali się potwierdzeniem. Ich esej dzieli się na część definiującą i opisującą to zjawisko, część zawierającą wyróżnienie czterech jego wymiarów i dłuższą część z systematycznym omówieniem zachowań oznaczających potwierdzenie i brak potwierdzenia.
Autorzy dowodzą, dlaczego reakcje, które określają jako reakcje obojętności, braku zrozumienia i reakcje dyskwalifikujące, są reakcjami odmowy potwierdzenia. Obojętność oznacza negowanie istnienia drugiej osoby, natomiast brak zrozumienia to reagowanie tylko na własne wyobrażenie o kimś, nawet sprzeczne z jego percepcją samego siebie. Komunikujemy obojętność na przykład unikając kontaktu wzrokowego lub fizycznego albo ignorując tematy, które porusza druga osoba. Brak zrozumienia może być komunikowany w następujący sposób: „Nie bądź głupi - z pewnością się nie boisz" albo „Przestań płakać, nic ci się przecież nie dzieje!" Dyskwalifikacja jest techniką negowania bez wyraźnego powiedzenia „nie", okazujemy ją na przykład „robiąc minę męczennika", odpowiadając nagłą zmianą tematu lub mówiąc: „Gdybym miał zamiar cię skrytykować, powiedziałbym, że twoja fryzura jest okropna, ale tego nie powiem".
Reakcje potwierdzające są, jak wskazują autorzy, mniej jasno określone niż reakcje odmowy potwierdzenia. Wyróżniają jednak trzy rodzaje afirmacji: zauważanie drugiej osoby (recogniłion), uznanie jej znaczenia i wartości (acknowledgment) i akceptację (endorsemenf). Ponadto podkreślają, że „reakcja potwierdzająca ma strukturę dialogu, jest obopólną aktywnością polegającą zarówno na wspólnym mówieniu, jak i wspólnym milczeniu". Współbrzmi to z moimi przemyśleniami na temat kontaktu, a także z poglądami kilku innych osób, które przyczyniły się do powstania tej książki. . , <, , \_
364
Kenneth N. Leone Cissna i Evelyn Sieburg
Wzory potwierdzenia i odmowy potwierdzenia w interakcjach M ,,,,,, „
Za: Kenneth N. Leone Cisnna, Evelyn Sieburg, Patterns of Interactional Confirmation and Disconfir-mation, w: Rigor and Imagination, Carol Wilder-Mott, John Weakland (red.), Praeger Publishers. Greenwood Publishing Group, Inc., Wesport CT, 1981, s. 23O-239. Copyright 1981 Praeger Publications. Skrócono i przedrukowano za zgodą.
Termin „potwierdzenie" (confirmatiori) został użyty po raz pierwszy w interpersonalnym kontekście przez Martina Bubera (1956), który nadał potwierdzaniu szeroki sens egzystencjalny, uznając je za podstawę człowieczeństwa i miarę stopnia humanitaryzmu charakteryzującego dane społeczeństwo. Chociaż Buber nie zdefiniował jasno tego pojęcia, konsekwentnie zwracał uwagę na znaczenie potwierdzenia w stosunkach międzyludzkich:
„Podstawa życia człowieka z człowiekiem jest dwojaka, składa się na nią z jednej strony pragnienie każdego, by być akceptowanym przez innych takim, jakim się jest, a nawet takim, jakim można się dopiero stać, a z drugiej strony wrodzona ludzka zdolność do udzielania takiej akceptacji swemu bliźniemu. [...] Prawdziwe człowieczeństwo istnieje tylko tam, gdzie ujawnia się ta zdolność (s.102)".
R. D. Laing (1999) wielokrotnie cytował Bubera w swoim opisie potwierdzenia i odmowy potwierdzenia jako jakości przekazywanych w relacji dwojga lub więcej ludzi. Potwierdzenie to proces uzyskiwania przez jednostki „wsparcia" u innych, co - jak opisał Laing - pociąga za sobą uznanie i zrozumienie. Choć Laing zajmował się teoretyczną stroną pojęcia gruntowniej niż ktokolwiek inny, to jego ujęcie ograniczało się do psychiatrii: dotyczyło skutków odrzucenia w rodzinach schizo-freników. W takiej rodzinie, zauważył Laing, często jedno z dzieci jest wybierane przez innych jej członków do roli odbiorcy szczególnie destruktywnych aktów komunikacji. Jak tłumaczy Laing, chodzi o to, że „dziecko nie tyle jest obiektem oczywistych zaniedbań czy nawet bezpośredniego urazu, ile raczej zostaje poddane presji subtelnego, ale trwałego braku potwierdzenia, zazwyczaj nie zamierzonego" (1999, s. 115). Później Laing (1966) przyrównał potwierdzenie do specjalnego rodzaju miłości, dzięki której „pozwalamy drugiemu istnieć, lecz z uczuciem i troską", i przeciwstawił ją negacji (lub przemocy), która polega na tym, że staramy się pogwałcić wolność drugiej osoby, zmusić ją do działania tak, jak sobie tego życzymy, ale z krańcowym brakiem troski, obojętnością wobec egzystencji drugiej osoby lub jej przeznaczenia. Ten motyw okazywania troski przy jednoczesnej rezygnacji z kontroli nad drugą osobą jest często spotykany w literaturze psychiatrycznej i stanowi ważny element akceptacji w naszym rozumieniu. Laing podkreślał znaczenie potwierdzenia, nie próbował jednak zdefiniować go w kategoriach konkretnych zachowań, zauważył jedynie, że ma ono wiele form:
365
„Istnieją różne rodzaje potwierdzenia i niepotwierdzenia. Potwierdzenie można wyrazić poprzez uśmiech (wizualne), uścisk ręki (dotykowe), wyartykułowanie naszej sympatii (słuchowe). Afirmująca reakcja jest odpowiednia do wywołującego ją działania, wyraża rozpoznanie poprzedzającego ją aktu i akceptację jego znaczenia dla wykonującej go osoby, jeśli nie dla samego odpowiadającego. Potwierdzająca reakcja jest bezpośrednią odpowiedzią, trafia «w sedno sprawy* i utrzymuje się na tej samej długości fali, co inicjujące lub wzbudzające ją działanie (Laing, 1999,s. 113-114).
ii W 1967 r. Watzlawick, Beavin i Jackson ulokowali pojęcie potwierdzenia w szerszym kontekście porozumiewania się ludzi i uznali je za niezbędny element wszelkich interakcji międzyludzkich, polegający na subtelnym, lecz mającym wielką moc uprawomocnianiu wyobrażenia drugiej osoby o samej sobie. Twierdzili oni, że każda jednostka interakcji oprócz swej treści zawiera także informacje o wzajemnej relacji, przedstawiając najpierw autodefinicję jednej osoby (P), a następnie reakcję na tę autodefinicję ze strony drugiej osoby (O). Według tych autorów, reakcja ta może przybrać jedną z trzech możliwych form: może być potwierdzeniem, odrzuceniem lub zaprzeczeniem. Ta ostatnia forma niesie informację „Ty nie istniejesz" i oznacza odrzucenie drugiej osoby jako wiarygodnego źródła informacji. Potwierdzenie oznacza uznanie autodefinicji rozmówcy. „O ile wiemy, to potwierdzenie przez osobę O obrazu siebie, jaki ma osoba P, jest przypuszczalnie najważniejszym pojedynczym czynnikiem zapewniającym rozwój psychiczny i równowagę, jaki dotychczas wyodrębniliśmy w naszych badaniach nad porozumiewaniem się" - piszą Watzlawick, Beavin i Jackson (1967, s. 84). Materiał opisowy, jaki przedstawili w celu zilustrowania zaprzeczenia, obejmuje wypadki całkowitej nieświadomości istnienia drugiej osoby, niedokładnego postrzegania punktu widzenia drugiej osoby lub umyślnego wypaczania cech przypisywanym sobie przez inną osobę bądź zaprzeczania im.
Sieburg (1969) posłużyła się rozumowaniem Watzlawicka oraz pojęciami potwierdzenia i odmowy potwierdzenia, aby odróżnić porozumiewanie się sprzyjające rozwojowi, konstruktywne, skuteczne, funkcjonalne czy „terapeutyczne" od porozumiewania się nie posiadającego tych cech. Stworzyła ona metody pomiaru służące systematycznej obserwacji akceptującego i nieakceptującego porozumiewania się (1969, 1972); wymyśliła pierwszą skalę pozwalającą mierzyć poczucie bycia potwierdzonym przez inna osobę. Doskonaliła teorię (1975), a ostatnio posłużyła się omawianym pojęciem do opisu systemów komunikacji zarówno w organizacjach (1976), jak i w rodzinie. W tym czasie powstało wiele prac teoretycznych i badań empirycznych zgłębiających te istotne kwestie (por. Cissna, 1976a; 1976b). [...]
Wymiary potwierdzenia > i.-,: ., , : s , ., »
W literaturze można odnaleźć bezpośrednie uwagi dotyczące różnych aspektów zjawiska. Potwierdzenie jest oczywiście, jak wynika z definicji, związane z doświadczaniem samego siebie; zajęliśmy się więc przede wszystkim wyróż-
366
nieniem tych specyficznych aspektów doświadczania samego siebie, na które wywierać mogą pozytywny lub negatywny wpływ interakcje z innymi ludźmi. Szczególnie istotne dla nas wydają się cztery takie aspekty:
1. Aspekt istnienia (jednostka doświadcza siebie jako istniejącą) ;
2. Aspekt związku (jednostka spostrzega siebie jako będącą- w-relacj i z innymi)
3. Apekt znaczenia lub wartości
4. Aspekt prawdziwości doświadczenia
' "-;''
Założono więc, że zachowanie jednej osoby wobec drugiej jest w takim stopniu potwierdzające, w jakim spełnia następujące funkcje w odniesieniu do doświadczania siebie przez drugą osobę:
1. Jest wyrazem dostrzeżenia, uznania istnienia drugiej osoby . •' i <'' ' > " ;
2. Jest potwierdzeniem istnienia związku z drugą osobą •; , l( % =
3. Jest potwierdzeniem znaczenia lub wartości drugiej osoby
4. Jest wyrazem akceptacji lub „aprobaty" doświadczania siebie przez drugą osobę (dotyczy to zwłaszcza sfery emocjonalnej)
Zakłada się, że każda jednostka zachowania zawiera metakomunikaty odnoszące się do każdej z powyższych funkcji, co może nadać jej charakter potwierdzenia lub odmowy potwierdzenia:
Potwierdzenie
„Ty dla mnie istniejesz" ' "" >rl „Jesteśmy w kontakcie" „Jesteś dla mnie kimś ważnym" „Twój sposób doświadczania świata jest uzasadniony"
Odmowa potwierdzenia
„Ty dla mnie nie istniejesz" '
„Nie ma między nami kontaktu" „Nie jesteś dla mnie ważny" „Twój sposób doświadczania świata fł jest błędny" '
Poszukując behawioralnych korelatów tych funkcji doszliśmy do wniosku, że nie można wskazać konkretnych zachowań, które powszechnie pełniłyby takie potwierdzające funkcje, ponieważ jednostki różnią się tym, w jaki sposób interpretują te same zachowania; to znaczy, że interpretują bodźce i przypisują im swe własne znaczenie. Pomimo tego zastrzeżenia co do możliwości przyczynowego wiązania zachowań jednej osoby z wewnętrznym doświadczeniem drugiej przyjmujemy pogląd symbolicznego interakcjonizmu, iż znaczenie pewnych symbolicznych sygnałów staje się poszechnie uzgodnione i dlatego mogą one być jednomyślnie interpretowane przez większość ludzi jako wyrażające pewne określone postawy innych osób wobec nich. Takie sygnały mają zatem wartość informacyjną i mogą wywoływać u odbiorców poczucie bycia zauważanym lub ignorowanym, akceptowanym lub odrzucanym, rozumianym lub nierozumianym, traktowanym podmiotowo lub „uprzedmiotawia-nym", docenianym lub lekceważonym. Założenie to zostało w bardzo ogólny sposób potwierdzone przez nasze dotychczasowe badania (Sieburg, Larson, 1971). [...] . .... ,.., _ , „,,,„ .,,,,,. ., . „, ,..„.. ,.„ ... _ „.„,................,r
367
Systematyzacja przejawów braku potwierdzenia *h,« «
Rozmaite zachowania lub ich brak były opisywane przez klinicystów i teoretyków jako szkodliwe dla niektórych aspektów obrazu siebie ich odbiorców. Podzieliliśmy je na trzy ogólne grupy lub zespoły zachowań reprezentujących nieco odmienne style reakcji:
1. Reakcja obojętności (zaprzeczanie istnienia drugiego lub istnienia relacji)
2. Reakcja niezrozumienia, braku wrażliwości (zaprzeczanie temu, co przeżywa druga osoba)
3. Reakcja dyskwalifikacji (negowanie wartości, znaczenia drugiej osoby)
Te grupy reakcji obejmują zachowania werbalne i niewerbalne, wokalne i niewokalne. Ponieważ obejmują one zarówno aspekty treści interakcji, jak i związane z jej procesem, oznacza to, że osoby notujące obserwacje muszą być przeszkolone tak, by oceniały każdy notowany fragment zachowania w kategoriach jego jawnej treści, jego właściwości transakcyjnych i leżącej u jego podstaw struktury. Żadna pojedyncza wypowiedź nie jest oceniana oddzielnie, ponieważ jest ona zawsze reakcją na takie lub inne zachowanie i odbierana jest przez drugą osobę jako mająca znaczenie dla jej Ja.
Odmowa potwierdzenia jako okazywanie obojętności
Odmowa potwierdzenia istnienia drugiej osoby jest zaprzeczaniem najbardziej podstawowego aspektu doświadczania siebie. Obojętność może być zupełna, tak jak wtedy, kiedy neguje się obecność drugiej osoby; może ona sugerować odrzucenie istnienia relacji z drugą osobą; lub może być jedynie odmową wobec prób porozumienia się ze strony drugiej osoby.
Zaprzeczanie obecności. Brak choćby minimalnych oznak zauważania wiąże się z alienacją, autodestruktywnością, przemocą w stosunku do innych i z psychozami. Laing posłużył się przypadkiem „Petera", dwudziestopięcioletniego psychotycznego pacjenta, aby zilustrować potencjalne długoterminowe skutki chronicznej obojętności okazywanej dziecku, które w konsekwencji mogło dojść do przekonania, że w ogóle nie istnieje - lub czuć się winne z tego powodu, że istnieje, sądząc, że nie ma nawet prawa zajmować miejsca.
„Peter [...] był młodym mężczyzną pogrążonym w poczuciu winy z powodu tego, że zajmuje miejsce w świecie, nawet w znaczeniu fizycznym. Nie mógł sobie uświadomić [...], że ma prawo do posiadania jakiejkolwiek obecności dla innych. [...] Doniosłym aspektem jego dzieciństwa było to, że jego obecność w świecie była w dużej mierze ignorowana. Nie przywiązywano większej wagi do tego, że przebywał w tym samym pokoju z rodzicami w czasie, kiedy odbywali stosunki seksualne. Sprawowano nad nim opiekę fizyczną - dobrze karmiono, ciepło ubierano, nie przeszedł też w czasie wczesnych lat życia przez fizyczną separację rodziców. Jednocześnie jednak przez cały czas był traktowany tak, jak gdyby w «rzeczywistości» nie istniał. Być może gorszym doświadczeniem niż fizyczna separacja było przebywanie z rodzicami w tym samym pokoju i bycie ignorowanym, nie ze złej woli, ale z powodu zupełnej obojętności" (Lang, 1999, s. 159-160).
368
Taka skrajna obojętność może być także niszcząca dla dorosłego, co pokazuje następujący fragment posiedzenia terapii małżeńskiej (Sieburg, prywatna taśma wideo). Znaczące jest to, że podczas wybuchu żony mąż siedział milczący i nieprzystępny.
• l V>'->' s " V ': l ' ,,,5 t<. ',!V*/ U
TERAPEUTA: ...i czy można okazywać emocje?
ŻONA: Nie w moim domu.
TERAPEUTA: Czy on [mąż] kiedykolwiek powiedział, że nie należy mówić o uczuciach?
ŻONA: Ale on nigdy nic nie mówi! . >n, .-H ;.>>
TERAPEUTA: Ale w jakiś sposób przekazuje Ci informacje?
ŻONA: [głośno] Tak! A on przekazuje tylko odgrodzenie się - niezależnie od tego, co mówię, niezależnie od tego, co robię, nie dostaję żadnej odpowiedzi-zero-nie obchodzi mnie!
TERAPEUTA: A czy to w jakiś sposób powoduje, że czujesz się niedobra, zła.
ŻONA: Och, z pewnością nie zła, czuję się po prostu niczyml
TERAPEUTA: A więc dlaczego czujesz, że on cię dezaprobuje? ••<••••••>•• f<
ŻONA: Ponieważ nic nie dostaję! [łzy] Jeśli czuję się zniechęcona - jak wtedy, kiedy szukam pracy cały dzień i wszędzie mi odmawiają - i płaczę - zero! Nie przytuli mnie, nie poklepie, nie powie „Może jutro Ci się uda" - tylko odgrodzenie się. A kiedy jestem na niego zła, to zamiast także zezłościć się, on po prostu odchodzi
• zupełnie nic! Cały czas czuję się nie dopuszczana i blokowana. TERAPEUTA: A czego byś chciała od niego?
ŻONA: [spokojnie] Może czasami wystarczyłoby poklepanie po plecach. Ale nie! - On nic sobie ze mnie nie robi. Jak mam poczuć, że jestem kimś rzeczywistym? [łzy]
Unikanie zaangażowania. Takie skrajne przypadki obojętności są przypuszczalnie dość rzadkie, ponieważ nawet najmniejsze zwrócenie na kogoś uwagi potwierdza przynajmniej jego obecność. Słabsze oznaki obojętności jednak także rodzą poczucie alienacji, frustrację i obniżenie poczucia własnej wartości. Zauważanie jest niezbędnym pierwszym krokiem do akceptacji drugiej osoby, jednak samo w sobie nie wystarcza, jeżeli nie towarzyszą mu pewne sygnały wskazujące na chęć zaangażowania się.
Szczegółowe sposoby sygnalizowania drugiej osobie, że jesteśmy zainteresowani kontaktem (bliskością) nie są w pełni znane, ale badania pozwoliły na wyróżnienie kilku wyraźnych sygnałów niechęci do kontaktowania się lub angażowania się w stopniu wyższym niż minimalny. Zostały one włączone do naszej systematyzacji zachowań negujących. Szczególne znaczenia ma posługiwanie się następującymi spośród nich: .,. sw
• bezosobowy język - unikanie posługiwania się pierwszą osobą (ja, mnie, mój, moje) na korzyść zbiorowego „my" lub „ktoś" bądź skłonność do rozpoczynania zdań od form bezosobowych, gdy wypowiada się jakiekolwiek osobiste stwierdzenie (takich jak „wydaje się, że", „trzeba by");
• unikanie kontaktu wzrokowego;
• unikanie kontaktu fizycznego, z wyjątkiem rytuałów, takich jak podawanie ręki;
• inne niewerbalne sygnały „dystansowania się". ,, -«. ,s • • <• ^,5
369
Odrzucanie porozumiewania się. Trzecim sposobem sygnalizowania innemu człowiekowi swej obojętności jest odpowiadanie w sposób nie związany lub tylko minimalnie związany z tym, co ten ktoś właśnie powiedział, przerywające lub rozłączające tok interakcji.
Reakcja całkowicie „nie na temat" jest oczywiście bardzo podobna do zaprzeczania obecności drugiego człowieka, ponieważ osoba, której kwestie są stale ignorowane może szybko zwątpić w swoje istnienie, a w najlepszym wypadku czuć się nie słyszana, nie zauważana lub nie uznawana za ważną. Prawdopodobnie dlatego Laing nazwał powiązanie czy adekwatność reakcji „istotą akceptacji" i zauważył, że tylko odpowiadając „na temat" jednostka może nadać znaczenie temu, co przekazuje druga osoba, a także okazać, że ją zauważa. (Laing, 1961, s. 87).
Najbardziej skrajną formą odrzucenia porozumiewania się jest monolog, w którym jedna osoba ciągle mówi, ani nie słuchając, ani nie potwierdzając niczego z tego, o czym mówi druga. Świadczy to o niezauważaniu drugiej osoby i o braku zainteresowania nią, o tym, że służy ona jedynie mówcy słuchającemu samego siebie jako społecznie akceptowany słuchacz. Mniej kategoryczne odrzucenie porozumiewania się następuje wtedy, gdy odpowiadający nawiązuje w pewnym stopniu do tego, co mówi druga osoba, jednakże natychmiast przechodzi do zupełnie innych, wybranych przez siebie kwestii. - ••
m Odmowa potwierdzenia jako brak zrozumienia (niewrażliwość) *^'' '
Termin „brak zrozumienia, niewrażliwość" (imperviousness), stosowany tutaj za Laingiem, oznacza niezdawanie sobie sprawy z tego, w jaki sposób spostrzega siebie druga osoba (Watzlawick i in., 1967, s. 91). Niewrażliwość jest odmową potwierdzenia, ponieważ zniekształca sposób wyrażania siebie przez inną osobę lub zaprzecza mu. Niewrażliwość przyczynia się do dehumanizacji związków międzyludzkich, ponieważ jedna osoba nie postrzega drugiej taką, jaka ona naprawdę jest, lecz widzi jej nieprawdziwe Ja. Zachowanie takiego niewrażliwego rozmówcy polega na stosowaniu różnych taktyk negujących lub dyskredytujących wyrażane przez drugą osobę uczucia. Może przybierać formę stanowczego zaprzeczania temu, że partner naprawdę czuje to, o czym mówi („Ty nie miałeś naprawdę tego na myśli") lub może być wyrażone bardziej pośrednio, jako reinterpretacja odczuć drugiej osoby i nadanie im formy bardziej akceptowanej („Mówisz tak tylko dlatego, że...") czy próba zastąpienia niektórych przeżyć lub odczuć swoimi własnymi („Próbujesz powiedzieć, że..."), zakwestionowania prawa drugiej osoby do żywienia takich uczuć („Jak ty w ogóle możesz tak czuć, po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłam?"), może też przybrać jakąkolwiek inną formę przeinaczania czyichś odczuć. [...]
Nieco innym przejawem niezrozumienia jest tworzenie i nadawanie drugiej osobie nieprawdziwej tożsamości, a następnie potwierdzanie tej fałszywej tożsamości, chociaż wcale nie jest ona częścią własnego doświadczenia tej drugiej osoby. Laing nazywa to pseudopotwierdzeniem (1999, s. 115). Na przykład matka, która uparcie twierdzi, że jej córka jest zawsze posłuszna i „nigdy nie sprawia
370
żadnych kłopotów", może interpretować akty nawet jej najbardziej buntowniczej agresji tak, by pasowało to do obrazu spokojnej córki, jaki sama posiada, a rodzice psychopatycznego mordercy mogą opisywać swojego syna jako „grzecznego chłopca". Takie fałszywe potwierdzenia często wspierają fikcyjny obraz innej osoby zgodny z tym, jak chcieliby widzieć ją inni, czemu towarzyszy brak faktycznej akceptacji tej osoby taką, jaką ona jest, lub brak akceptacji tego, co naprawdę odczuwa. Wydaje się, że ta forma negacji jest często próbą dodania otuchy podejmowaną w dobrej wierze, zazwyczaj jest także motywowana potrzebą zredukowania przykrości odczuwanej przez mówiącego.
„Nie bądź głupi - na pewno się nie boisz!" ,^j
„Teraz możesz myśleć, że tak czujesz, ale ja wiem lepiej". „Przestań płakać - nic ci nie dolega!" „Jak ty w ogóle możesz sią o coś takiego martwić?" „Nieważne, co mówisz, ja i tak wiem, że mnie nadal kochasz".
Takie reakcje są odrzuceniem tego, co wyraża inna osoba, a także często odrzuceniem jej tożsamości, ponieważ rodzą wątpliwości co do zasadności jej sposobu przeżywania, sugerują bowiem: „Ty nie czujesz tak, jak mówisz, że czujesz; tobie się tylko zdaje, że tak czujesz".
Subtelna odmiana tej samej taktyki ma miejsce wtedy, kiedy rozmówca reaguje w sposób selektywny, nagradzając drugą osobę uwagą i odpowiedzią nawiązującą do tego, o czym mówiła poprzednio, jedynie wówczas, gdy osoba ta porozumiewa się w sposób przez niego aprobowany, a zachowując milczenie lub obojętność, gdy to, co mówi, lub to, jak się zachowuje, nie jest aprobowane. Może to znaczyć, że mówiący ogranicza się do reagowania na tematy zainicjowane przez siebie, ignorując każdy temat wprowadzony przez kogoś innego.
Brak zrozumienia jest uważany za brak potwierdzenia, ponieważ przyczynia się do powstania uczucia niepewności dotyczącego własnego Ja lub niepewności co do prawdziwości własnego doświadczenia. Z niewrażliwością i brakiem zrozumienia mamy do czynienia wtedy, kiedy ktoś mówi drugiej osobie, co ona czuje, nie zważając na to, w jaki sposób doświadcza ona sama siebie, kiedy ktoś określa jej uzdolnienia i możliwości, nie mając żadnych podstaw, które by to potwierdzały, kiedy ktoś przypisuje drugiej osobie jakieś motywy bez żadnego odwołania się do jej własnych odczuć lub ignoruje jej próby wyrażenia siebie, jeżeli nie pasują do posiadanego jej obrazu, skądinąd fałszywego. [...] iq iŁSłrtsiwloą o?łv/ ajaini y.>P>,Bti?;'Woq>)U JcrroJ vs.3iotei<B,v
Odmowa potwierdzenia jako dyskwalifikowanie
Według Watzlawicka (1964), dyskwalifikacja jest techniką, która pozwala jednostce coś powiedzieć, faktycznie tego nie mówiąc, zaprzeczyć nie mówiąc „nie" i nie zgodzić się, nie wyrażając tego wprost. Niektóre przekazy, werbalne i niewerbalne, zaliczone są do tej grupy, ponieważ (1) dyskwalifikują rozmówcę, (2) dyskwalifikują wypowiedź innej osoby lub (3) dyskwalifikują same siebie. , . ... , ______ „..._„„ .„„,..„ ..... „, ,_
l
371
Dyskwalifikowanie rozmówcy. Ta kategoria może obejmować bezpośrednie obrażanie czy dyskredytowanie drugiej osoby, jak obrzucanie jej wyzwiskami, krytykowanie, obwinianie i atakowanie z wrogością, a także formy pośredniego lekceważenia, jak westchnienia udręki, pomruki zniecierpliwienia, zwracanie się do dorosłego tonem głosu zastrzeżonym zwykle dla dzieci opóźnionych w rozwoju, obracanie wszystkiego w żart, sarkazm lub wiele innych taktyk robienia z innej osoby kogoś zbyt mało kompetentnego lub rzetelnego, aby jego wypowiedzi mogły być wiarygodne. Jest to szczególne, nie pozwalające na żadną odpowiedź poniżenie drugiej osoby, stanowiące wyraźny metakomunikat o tym, że nie ma ona żadnej wartości lub znaczenia. Oto przykłady wypowiedzi małżonków pochodzące z sesji terapeutycznych:
• „Czy ty nigdy nie możesz niczego zrobić dobrze?"
• „No proszę, i znowu!" [westchnienie]
• „Słyszeliśmy, co mówisz za pierwszym razem - czemu ty się zawsze powtarzasz?"
• „Nic dziwnego, że złamała się tylna oś, skoro ty siedziałaś na tylnym siedzeniu!" [śmiech]
• „Dlaczego ty zawsze musisz otwierać usta, kiedy nie wiesz, o czym mówisz?"
Dyskwalifikowanie wypowiedzi. Niektóre wypowiedzi bez względu na treść dyskredytują inną osobę, ponieważ pozostają bez związku z jej poprzednią wypowiedzią - to znaczy nie „wynikają" z uprzedniej wypowiedzi w sensie transakcyjnym. (Jest to także taktyka obojętności i może służyć obydwu rodzajom braku potwierdzenia). Takie zachowania badane były przez Sluzkiego, Beayina, Tarnopolskiego i Yernona (1967), którzy posługiwali się terminem „transakcyjna dyskwalifikacja", oznaczającym każdą niespójność czy nieodpowiedniość w reakcji rozmówcy w stosunku do kontekstu poprzedniej wypowiedzi partnera. Jak zauważają ci autorzy, między dwoma kolejnymi wypowiedziami występuje związek na dwóch poziomach: (a) ciągłości między treścią obu wypowiedzi (czy dwie osoby mówią o tym samym?) i (b) sygnalizowania odbioru wcześniejszego komunikatu (jakie sygnały potwierdzające odebranie i zrozumienie poprzedniej wypowiedzi daje rozmówca?). Jeśli wypowiedź ma charakter przerwania relacji na obu tych poziomach, to mówimy, że zaszła transakcyjna dyskwalifikacja wcześniejszej wypowiedzi.
Podobna dyskwalifikacja ma miejsce wtedy, kiedy rozmówca reaguje wybiórczo na jakieś uboczne sygnały w wypowiedzi drugiej osoby, pomija natomiast zasadniczy temat. Odpowiadający może więc potwierdzać próby porozumiewania się ze strony innej osoby, ale nadal reaguje tak, jakby nie dostrzegał istoty sprawy. Takie „odbiegające od tematu" reakcje były wyróżnione i badane przez Jiirgena Ruescha (1958), który zauważył, że rozmówca często zaczyna mówić na przedstawiony temat, ale potem kontynuuje „bez związku", kierując rozmowę w inną stronę. Reakcja nie jest zupełnie oderwana, łączy się bowiem w pewien sposób, choć słabo, z uprzednią wypowiedzią. Ponieważ taka reakcja „nie na temat" budzi u pierwszego rozmówcy zwątpienie co do wartości lub znaczenia tego, co próbował powiedzieć, uważana jest za rodzaj negacji. .,.. . ,,,,„,,,„,,„„,
372
Komunikat dyskwalifikujący sam siebie l
Trzecim sposobem, którym może posłużyć się rozmówca, aby „coś powiedzieć, faktycznie tego nie mówiąc", jest wysyłanie komunikatów, które dyskwalifikują same siebie. Można to zrobić na wiele sposobów, najpowszechniejsze to niejasność, wieloznaczność i niespójność formy wypowiedzi z treścią. Takie sposoby reagowania ujmowane są łącznie, ponieważ wszystkie można uznać za techniki unikania zaangażowania w kontakt z inną osobą za pomocą nadawania metakomunikatu „Ja się nie porozumiewam", a w konsekwencji „My nie jesteśmy w relacji ze sobą".
Systematyzacja zachowań potwierdzających
Zachowania potwierdzające nie są tak precyzyjnie określone jak zachowania negujące, ponieważ mniejsze było zainteresowanie ich badaniem. Wyróżnienie specyficznych zachowań, które mają ogólnie potwierdzający charakter jest trudne, chyba że przyjmiemy po prostu, iż afirmacją jest brak zachowań negujących. Najwyraźniej problem ten wymaga jeszcze badań, ale ogólnie można powiedzieć, że zachowania potwierdzające to takie zachowania, które pozwalają innym doświadczać własnego istnienia i własnej wartości, a także dają im poczucie pozostawania we wzajemnym związku z innymi. Za Laingiem (1999) zachowania te podzielić można na trzy grupy: zauważanie czyjegoś istnienia, zwracanie nań uwagi i udzielanie poparcia, aprobaty.
Zauważanie czyjegoś istnienia. Zauważanie drugiej osoby wyrażane jest przez patrzenie na nią, częste podtrzymywanie kontaktu wzrokowego, dotykanie, zwracanie się bezpośrednio do tej osoby oraz przez umożliwienie jej wypowiadania się bez przerywania lub zmuszania do monologu. Zauważanie i uznawanie istnienia niemowlęcia oznacza branie go na ręce i przytulanie, nie tylko w celu zaspokojenia podstawowych dla przeżycia potrzeb; w wypadku dorosłego może to być również kontakt fizyczny (dotyk), ale także kontakt psychiczny, polegający na stosowaniu osobistego języka, jasności, zgodności, „przystawalności" sposobu wypowiadania się oraz autentycznej autoekspresji. Innymi słowy, dawanie potwierdzenia wymaga, aby jednostka traktowała inną osobę z szacunkiem, odpowiadając na pochodzące od niej próby nawiązania relacji i uznając jej potrzebę istnienia w świecie.
Zachowania wyrażające uznanie znaczenia i wartości drugiej osoby.
Wyrazem potwierdzenia wartości drugiej osoby jest bezpośrednia i „na temat" odpowiedź na komunikat drugiej osoby. Nie jest konieczne chwalenie jej czy nawet zgadzanie się z nią, ale jedynie kontakt. Buber (Friedman, 1960) dostrzegł ten aspekt pisząc, że wzajemnie potwierdzający się partnerzy mogą nawet „walczyć ze sobą jako bezpośredni przeciwnicy", a Laing (1999) miał to samo na myśli, kiedy twierdził, że nawet odrzucenie może być potwierdzeniem, jeśli jest
373
bezpośrednie, nie ma cech odbiegania od tematu i jeśli przyznaje się, że to, co mówi drugi, jest ważne i zasadne. Słuchanie, poświęcanie komuś uwagi, branie pod uwagę tego, co mówi, a także potwierdzanie znaczenia drugiej osoby przez bezpośrednie odpowiedzi jest prawdopodobnie najbardziej cenioną formą potwierdzania - i chyba najrzadszą. Potwierdzenie takie oznacza, że to, co wyraża inna osoba, jest przez nas akceptowane, a także ułatwia ekspresję i zachęca do niej.
Zachowania wyrażające akceptację. Ta grupa zachowań obejmuje reakcje wyrażające akceptację odczuć drugiej osoby jako prawdziwych, trafnych i będących „w porządku". Ogólnie oznacza po prostu przyzwolenie na to, by inny był sobą, bez oskarżeń, pochwał, analizowania, usprawiedliwiania, modyfikowania czy zaprzeczania.
Zachowanie akceptujące ma strukturę dialogu, jest obopólną aktywnością, polegającą na wspólnej rozmowie, a czasami na wspólnym milczeniu. Nie jest to jednokierunkowa rozmowa; nie jest to wymiana handlowa, podczas której każdy z rozmówców udaje, że słucha, i przerywa tylko po to, by znów zacząć mówić. Jest to złożone działanie, w którym każdy uczestniczy zarówno jako podmiot, jak i jako przedmiot, przyczyna i skutek zachowania drugiej osoby. Krótko mówiąc, zachowanie akceptujące, jak wszelkie porozumiewanie się, nie jest czymś, co się robi, jest to proces, w którym jednostka uczestniczy.
Bibliografia . ,. .^Y<, ^M, Ms jt;m. jjJf j.
Buber M., (1957) Distance and Relation, „Psychiatry" 20, 97-104.
Cissna K. N. L. (1975) „Facilitative Communication and Interpersonal Relationships: Ań Empirical
Test of a Theory of Interpersonal Communication", University of Denver (praca doktorska). Cissna K. N. L. (1976) „Interpersonal Confirmation: A Review of Current/Recent Theory and
Research" (referat). Cissna K. N. L. (1976) Interpersonal Confirmation: A Review of Current Theory Mesurement, and
Research, Saint Louis, Saint Louis University. Cissna K. N. L. (1979) „Gender, Sex. Type, and Perceived Confirmation: A Response from the
Perspective of Interpersonal Confirmation", International Communication Association Convention, Philadelphia (referat). Cissna K. N. L., Keating S. (1979) Speech Communication Antecedents of Perceived Confirmation,
„Western Journal of Speech Communication" 43, 48-60. Friedman M. S. (1960) Dialogue and the «Essential WE»: The Bases of Values in the Philosophy od
Martin Buber, „American Journal of Psychoanalysis" 20, 26-34. Laing R. D. (1965) Mystification, Confusion and Conflict, w: Intensive Family Therapy, I. Boszormenyi-Nagy, J. L. Framo (red.), New York, Harper & Rów. ,•••"<>;! ty '4, - •"->:•
Laing R. D. (1970) Knots, New York, Yintage,
Laing R. D. (1996) Polityka doświadczenia, przeł. A. Grzybek, Warszawa, KR. Laing R. D. (1999) „Ja" i inni, przeł. B. Mizia, Poznań, Rebis. Laing R. D. Esterson A. (1995) Zdrowie, szaleństwo i rodzina. Rodziny schizofreników, przeł. M.
Jurewicz, Warszawa, PWN. •„, „.,..,.,-.,., ,-rt*.:*.»*»«,»•* -i-wiui ,v> .n,\u<ji'-f>
374
Ruesch J. (1958) The Tangential Response, w: Psychopathology of Communication, P. H. Toch,
J. Zuben (red.), New York, Grune & Stratton.
Ruesch J., Bateson G. (1951) Communication: The Social Matrix of Psychiatry, New York, Norton. Sieburg E. (1969) „Dysfunctional Communication and Interpersonal Responsiveness in Smali Groups",
University od Denver (praca doktorska). Sieburg E. (1972) „Toward a Theory od Interpersonal Confirmation" University od Denver (materiał niepubl.). Sieburg E. (1975) Interpersonal Confirmation: A Paradigm for Conceptualization and Measurement,
San Diego, United States International University. Sieburg E. (1976) Confirming and Disconfirming Organizational Communication, w: Communication in Organizations, J. L. Owen, P. A. Page, G. I. Zimmernan (red.), St. Paul, West Publishing. Sieburg E., Larson C. E. (1971) „Dimensions of Interpersonal Response" (referat). Watzlawick P. (1964) Ań Anthology od Human Communication, Pało Alto, Science and Behavior
Books. Watzlawick P., Beavin J, Jackson D. D. (1967) Pragmatics of Human Communication: A Study of
Interactional Patterns, Pathologies, and Paradox.es, New York, Norton.
Pytania przeglądowe
1. Podaj jednozdaniową definicję terminu „potwierdzenie".
2. Omów różnice między czterema aspektami potwierdzenia przedstawionymi przez Cissnę i Sieburg - aspektem istnienia, aspektem związku, aspektem znaczenia lub wartości, aspektem prawdziwości doświadczenia.
3. Czy według tych autorów w procesie potwierdzenia-braku potwierdzenia ważniejsze są sygnały werbalne czy niewerbalne?
4. „Najbardziej skrajną formą komunikowania odrzucenia jest...".
5. Jaki rodzaj negacji występuje w poniższym przykładzie:
RAE: „Cholera! To fatalnie, że test jest jutro! To mnie naprawdę wkurza!" KRIS: „Nie jesteś wściekły, jesteś tylko przestraszony, bo się za mało uczyłeś".
6. Podaj przykład tego, że jakaś osoba „coś mówi, faktycznie tego nie mówiąc".
7. Wyjaśnij różnice między zauważaniem drugiego a uznawaniem czyjegoś znaczenia i wartości.
Kwestie do omówienia
1. Dlaczego termin „potwierdzenie" dobrze określa, to co było tu opisane? Można potwierdzić rezerwację biletu, albo też potwierdzić swoją wcześniejszą obietnicę. W jaki sposób te znaczenia odzwierciedlają przyjęte tutaj znaczenie potwierdzenia?
2. Zwróć uwagę na to, że w pierwszym paragrafie pod nagłówkiem „Wymiary potwierdzenia" autorzy akcentują, że zjawisko to ma charakter transakcyjny lub odnosi się do relacji międzyludzkich. Powtórz własnymi słowami to, czego dowiedziałeś się od nich.
3. Wszyscy doświadczamy negacji, czasami z destrukcyjną regularnością. Podaj przykład sytuacji, w której to ty zareagowałeś obojętnością. Przykład, kiedy sam doświadczyłeś takiej reakcji ze strony innej osoby. Zrób to samo w odniesieniu do braku zrozumienia (niewraż-liwości) i dyskwalifikacji.
4. Kiedy ktoś jest „niewrażliwy", to na co jest niewrażliwy? Przedyskutuj to.
5. Wymyśl przykład okazywania braku zrozumienia (niewrażliwości) „w dobrej wierze", to jest niewrażliwości motywowanej szczerym pragnieniem pocieszenia lub chronienia drugiej osoby. Zrób to samo w odniesieniu do dyskwalifikacji.
6. Wymień pięć konkretnych zachowań potwierdzających, których doświadczyłeś w ciągu ostatnich czterech godzin. ___....._T „;,.,
Rozdział
11
Przyjaźń
Przyjaźń jest związkiem, w którym uczestniczymy wszyscy. Jednocześnie nie jest ona, jak wykazują autorzy, zjawiskiem dobrze zdefiniowanym. Zrozumienie natury tego rodzaju relacji i poznanie, jak przyjaźń rozwija się w czasie, może służyć wzbogaceniu naszych przyjaźni. To są właśnie dwa tematy poniższego artykułu.
Został on oparty jest na wielu badaniach i przemyśleniach. Zwłaszcza Mac Parks rozmyślał o bliskich relacjach, badał je i pisał o nich przez kilka lat. Możesz więc ufać uogólnieniom poczynionym przez autorów.
Po zwróceniu uwagi na trudności w definiowaniu czegoś tak powszechnego i amorficznego jak przyjaźń skupiają się oni na pięciu cechach charakterystycznych tego typu związku: (1) dobrowolności, (2) równości pozycji, (3) pomocy, (4) wspólnych zajęciach, (5) zaufaniu i wsparciu emocjonalnym. Następnie pokrótce opisują, na czym polega każda z nich, tak że pod koniec tego omówienia otrzymujemy dość jasny obraz natury przyjaźni.
Następnie rozpatrują zagadnienie rozwoju przyjaźni w sposób zarówno gruntowny, jak i pomocny w życiu. Mówią o drodze wiodącej ku coraz większej intymności i przywiązaniu, ku poszerzeniu i zróżnicowaniu interakcji (przyjaciele mogą rozmawiać prawie o wszystkim niemal wszędzie), ku zwiększaniu wzajemnej zależności, specjalizowaniu kodu komunikacyjnego (przyjaciele „mówią tym samym językiem"), ku zmniejszaniu niepewności poznawczej (zazwyczaj mogę przewidzieć, co zamierza zrobić mój przyjaciel) oraz ku zwiększaniu sieci kontaktów i zazębianiu się ich (moi przyjaciele są twoimi przyjaciółmi, twoi przyjaciele są moimi, a nasi wspólni przyjaciele często przyjaźnią się nawzajem). Zauważają również, że zmiana w obrębie jednego z tych wymiarów wpływa na wszystkie pozostałe czynniki. Tak jak w części pierwszej, ważny jest każdy z omawianych przez autorów wymiarów rozwoju relacji, a razem wzięte obejmują one wszystkie kluczowe aspekty zagadnienia.
376
Mara, Mac i Teri nie próbują powiedzieć, jak masz zdobywać przyjaciół czy porozumiewać się z nimi, ale przekazują duży zasób użytecznych spostrzeżeń dotyczących tej najpowszechniejszej, a często najważniejszej z naszych relacji.
Mara B. Adelman, Malcolm R. Parks i Terrance L. Albrecht
Natura przyjaźni i jej rozwój
Wyjątki z pracy Mary B. Adelman, Malcolma R. Parksa i Terrance'a L. Albrechta, z książki Communicating Social Support autorstwa Terrance'a L. Albrechta, Mary B. Adelman i współpracowników, s. 106-123. Copyright 1987 Sagę Publications. Przedruk za zgodą Sagę Publications, Inc.
Natura przyjaźni
„Przyjaźń" to niezbyt precyzyjny termin. Nawet jeśli zawęzimy jego definicję do północnoamerykańskiego i zachodnioeuropejskiego modelu przyjaźni, to jednomyślność w kwestii istoty przyjaźni pojawia się tylko na najbardziej ogólnym poziomie. Reisman (1979, s. 108) na przykład definiuje przyjaciela jako kogoś, „kto lubi kogoś innego dobrze mu życzy i wierzy, że te uczucia i dobre intencje są odwzajemniane". Argyle i Henderson (1985, s. 64) także nie byli bardziej konkretni, definiując przyjaźń następująco: !
„Przyjaciele to ludzie, których lubimy, których towarzystwo sprawia nam przyjemność, z którymi mamy wspólne zainteresowania i razem robimy różne rzeczy, którzy są pomocni i rozumiejący, którym można zaufać, z którymi czujemy się swobodnie i którzy dają nam emocjonalne wsparcie".
Trudności związane z takimi definicjami polegają na tym, że nie pozwalają one na dokładne odróżnienie przyjaźni od innych bliskich relacji międzyludzkich. Większość cech przyjaźni w jakimś zakresie można odnaleźć w innych bliskich związkach (zob. Argyle, Henderson, 1985). Sądzimy, że ze względu na tę niejasność pojęcia takie jak „przyjaciel" i „bliski przyjaciel" najlepiej traktować jako społeczne i poznawcze etykiety. Ich znaczenia wywodzą się z indywidualnego aktu określenia relacji mianem przyjaźni, nie należą do jakiegoś wyjątkowego i teoretycznie sprecyzowanego obszaru pojęciowego
Przyjaźń to niezbyt ścisłe pojęcie także dlatego, że jest zarówno rodzajem relacji, jak i cechą, którą ludzie przypisują innym rodzajom relacji. Na przykład ludzie często patrzą na inne rodzaje relacji tak, jakby były one przyjaźnią („Jest moją kuzynką, ale przede wszystkim przyjaciółką" lub „Moja żona jest moim
377
najlepszym przyjacielem"). Ludzie często zaliczają krewnych do grona bliskich przyjaciół. I odwrotnie, często traktują bliskich przyjaciół jak członków rodziny (np. „Jesteś dla mnie jak brat").
Żadna z tych obserwacji nie powinna sugerować, że okręt przyjaźni jest pusty, a wiele innych relacji wiezie jego ładunek. Być może przyjaźń da się odróżnić od innych relacji przez powiedzenie, co przyjaźnią nie jest. Małżeństwo na przykład wiąże się z wszystkimi oczekiwaniami wysuwanymi wobec przyjaźni, ale przyjaźń nie wiąże się z wszystkimi oczekiwaniami wysuwanymi wobec małżeństwa. To oczywiście nasuwa pytanie o to, jakie są oczekiwania wobec przyjaźni i jakie są jej cechy. Nasz wykaz tych właściwości - musimy przyznać, że nie jedyny możliwy - obejmuje następujące czynniki: (1) dobrowolność, (2) równość pozycji, (3) pomoc (4) wspólna aktywność, (5) poufny charakter i wsparcie emocjonalne.
Dobrowolność. Rodzimy się w rodzinie, ale przyjaciół wybieramy. Świadomość wyboru odróżnia przyjaźń od większości związków rodzinnych (bliższych i dalszych) i relacji w pracy. Żaden inny bliski związek, oprócz małżeństwa, nie ma takiego silnego klimatu dobrowolności. Dostrzeganie tej dobrowolności może przydać wsparciu otrzymanemu od przyjaciół większą wartość właśnie dlatego, że otrzymujący je wie, iż było ono dane raczej z wyboru niż z poczucia obowiązku. Jednakże nawet ta świadomość podlega pewnym ograniczeniom. Zakres kontaktów z krewnymi u ludzi dorosłych staje się w coraz wyższym stopniu kwestią wyboru (Argyle, Henderson, 1985). Co więcej, przyjaźnie często zawierane są wewnątrz większego kręgu przyjaciół i dlatego też czyjaś faktyczna wolność wyboru może być ograniczona przez wyraźne społeczne naciski na zawarcie lub utrzymanie danej przyjaźni w ramach tego kręgu. , , ,, v , ...,(..,, ,,
Równość. Bliskie przyjaźnie zazwyczaj opierają się na podzielanym odczuciu, że uczestnicy są równi pod względem pozycji społecznej (Reisman, 1979; 1981). W badaniach przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych i Niemczech (Yerbrugge, 1977) zostało ustalone, że równość pozycji społecznej jest ważnym czynnikiem wyboru bliskich przyjaciół wśród dorosłych. Jednak mniej głębokie przyjaźnie nie zawsze muszą być zawierane między równymi sobie. Wiele związków wywodzących się ze sfery zawodowej to „przyjaźnie mieszane" w tym sensie, że zawierają elementy równości i nierówności. Na przykład przełożonych i ich ulubionych podwładnych często łączą stosunki zawodowe i przyjaźń. W takich przypadkach dla zaznaczenia przejścia od sfery jednej relacji do drugiej potrzebne są zawiłe systemy reguł. Ogólnie można jednak powiedzieć, że im bliższa jest przyjaźń, tym więcej równości będą w niej dostrzegać uczestnicy.
Pomoc. W większości badań nad przyjaźnią podkreśla się, że przyjaciele to ludzie, którzy pomagają sobie nawzajem (np. Argyle, Henderson, 1985; Crawford, 1977; Parlee, 1979; Reisman, 1981; Reisman, Shorr, 1978). We współczesnych
378
kulturach Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej istnieją jednak wyraźne granice pomocy materialnej i przysług oczekiwanych od przyjaciół. Przyjaciele zazwyczaj raczej troszczą się o siebie, a nie opiekują sobą nawzajem (Allan, 1983). O ile od przyjaciół można oczekiwać doraźnej i drobnej pomocy, o tyle pomoc długoterminowa i znacząca musi zazwyczaj pochodzić od krewnych lub instytucji publicznych. W badaniach nad mężczyznami, którzy przeszli zawały serca, Croog, Lipson i Levine (1972) odkryli na przykład, że pomoc od przyjaciół była dodatkiem do wsparcia ze strony rodziny, a nie formą główną czy równoważną.
Wspólna aktywność. Argyle i Henderson (1985, s. 84) zaobserwowali, że „przyjaciół potrzebujemy przede wszystkim, by wspólnie z nimi coś robić, zwłaszcza spędzać wolny czas, wychodzić z domu i bawić się". Oczywiście związki małżeńskie i rodzinne również łączą się ze wspólną aktywnością, ale wiele z tych zajęć jest odczuwanych jako podejmowane wspólnie bardziej z poczucia obowiązku niż dla czystej radości z ich wykonywania. Wspólne spędzanie czasu wolnego z przyjaciółmi pozwala bardziej cieszyć się daną aktywnością po prostu dla niej samej. Z przyjaciółmi można także oddawać się takim zajęciom, które są mało atrakcyjne dla małżonka lub innych członków rodziny. Przyjaciele pomagają nam znaleźć ujście dla zainteresowań nie podzielanych z członkami rodziny i dają nam możliwość czerpania przyjemności z działania, które nią ma większego wpływu na nasze relacje, jak to się dzieje w rodzinie. .......Ł >, J0,--, «„-.i-. i„. ,,,
Zwierzanie się i wsparcie emocjonalne. Ważnym tematem pojawiającym się w literaturze dotyczącej wsparcia w przyjaźni jest zapewnianie wsparcia emocjonalnego, możliwości intymnych zwierzeń i odczuwanie przywiązania (np. Allan, 1983; Argyle, Henderson, 1985; Bankoff, 1981; O'Connor, Brown, 1984; Quam, 1983). Przyjaźnie mogą pełnić rolę głównego źródła wsparcia emocjonalnego dla osób niezamężnych, nastolatków doświadczających napięć związanych z rozwojem niezależnej tożsamości, mężczyzn i kobiet, którym małżonkowie nie dają wsparcia, ludzi starszych, którzy nie mają krewnych mieszkających w pobliżu (Argyle, Henderson, 1985). Przyjaciele mogą zatem, przynajmniej częściowo, rekompensować braki odczuwane w innych związkach. Nawet dla tych, którzy mają wiele bliskich związków rodzinnych, przyjaciele mogą pełnić rolę ważnego źródła wsparcia emocjonalnego, co najmniej z dwóch powodów. Sieci relacji przyjacielskich nie mają tak gęstych powiązań jak sieci rodzinne i dlatego łatwiej jest utrzymać informację w sekrecie. Troska o poufność i prywatność w subiektywnych definicjach przyjaźni zajmuje ważne miejsce (Argyle, Henderson, 1985; Crawford, 1977; Reis-man, Shorr, 1978). Ponadto przyjaźnie łatwiej jest zerwać niż więzy rodzinne. Jest to rodzaj „wyjścia bezpieczeństwa" na wypadek, gdyby problemy wynikłe z dążenia do uzyskania wsparcia emocjonalnego stały się dla związku zbyt destrukcyjne. ,.;...,.„,.„ , .... ___,,,, ,.,
379
Wymiary rozwoju związku dos v <
[...] Co to znaczy, gdy mówi się, że relacja „rozwinęła się"? Związki rozwijają się w kilku kierunkach naraz, nie ma więc jednej odpowiedzi na to pytanie. Jednakże sądzimy, że w miarę pełne spojrzenie na rozwój relacji międzyludzkich obejmuje sześć wymiarów. O związkach osobistych można zatem powiedzieć, że rozwijają się, gdy (1) wzrasta bliskość i przywiązanie emocjonalne, (2) wzrasta zakres i zróżnicowanie wzajemnych interakcji, (3) wzrasta stopień wzajemnej zależności lub wzajemnego wpływu, (4) kod komunikacyjny się specjalizuje, (5) niepewność poznawcza wobec siebie i drugiej osoby maleje i (6) splatają się sieci znajomości partnerów. Zmiany dotyczące każdego z tych czynników powinny wpływać na pozostałe. Co więcej, choć zajmujemy się głównie rozwojem przyjaźni, te wymiary rozwoju dotyczą w zasadzie każdego bliskiego związku.
Zwiększenie bliskości i przywiązania. Najbardziej oczywistym i najczęściej badanym aspektem rozwoju związku jest stopień odsłonięcia siebie i intymność. Wymiar ten możemy uznać za „głębokość" rozwoju relacji (Altman, Taylor, 1973; Levinger, Snoek, 1972). Wraz z rozwojem związku uczestnicy zazwyczaj ujawniają coraz więcej informacji osobistych, wyrażają więcej pozytywnych i negatywnych uczuć, otwarciej formułują pochwały i krytykę (Altman, Taylor, 1973; Huston, Burgess, 1979). W kategoriach ogólnych oznacza to, że wartość i waga wymienianych nagród i kar wzrasta wraz z rozwojem związku (np. Altman, Taylor, 1973; Aronson, 1970; Hatfield, Utnę, Traupmann, 1979; Huesmann, Levinger, 1976). Na przykład Hays (1984) stwierdził w badaniach podłużnych, że rozwój relacji był związany ze zwiększeniem intymności zachowań. Wymiar głębokości relacji wskazuje, że intymność rozmów prowadzonych przez jej uczestników wzrasta wraz z rozwojem ich związku (np. Altman, Taylor, 1973; Naegele, 1958; Parks, 1976). Interakcje stają się ukierunkowane bardziej na cechy szczególne jednostki niż na cechy ogólne, stereotypowe, które może ona podzielać z innymi osobami (Miller, Steinberg, 1975).
W miarę wzrostu intymności interakcji nasila się wiele zmiennych emocjonalnych, takich jak lubienie się czy kochanie (np. Huston, Burgess, 1979), i kilka zmiennych poznawczych z nimi związanych. W jednym z najnowszych badań nad rozwojem przyjaźni (Eggert, Parks, 1987) stwierdzono silne pozytywne korelacje między miarami lubienia się, miłości, bliskości, dostrzeganego podobieństwa, zadowolenia z komunikacji i oczekiwaniem, że przyjaźń będzie trwać w przyszłości.
Te odkrycia wskazują, że wymiar głębokości rozwoju przyjaźni pozostaje we wzajemnym związku ze wsparciem społecznym. Wraz z rozwojem przyjaźni zwiększają się bowiem możliwości zapewnienia najbardziej intymnych form wsparcia społecznego, takich jak wsparcie emocjonalne, a ponadto uczestnicy relacji bardziej cenią otrzymywane wsparcie. Wzrost możliwości i wartości wsparcia jest bodźcem do dalszego rozwoju relacji. .... ,
Zwiększanie zakresu i różnorodności interakcji. Wraz z rozwojem przyjaźni interakcje między przyjaciółmi nie tylko stopniowo dotyczą coraz bardziej intymnych spraw, ale także coraz szerszego zakresu spraw. Jest to wymiar „szerokości" rozwoju związku (Altman, Taylor, 1973). Rozmowa i odsłanianie się obejmują tematy o większej różnorodności (np. Altman, Taylor, 1973; Naegele, 1958; Parks, 1976). W języku teorii wymiany można to wyrazić tak, że wraz z rozwojem relacji wzrasta różnorodność wymienianych dóbr (np. Hatfield i in., 1979). Kwestię tę dobrze ilustrują badania podłużne nad rozwojem przyjaźni między osobami tej samej płci przeprowadzone przez Haysa (1984). Stwierdził on w nich, że pary, których przyjaźnie się zacieśniły, podejmowały więcej zachowań należących do większej liczby kategorii interakcji (np. współdziałanie, pomoc w wykonywanych zadaniach, wzajemna otwartość, wyrażanie emocji) niż pary, które zerwały ze sobą lub nie zdołały zbliżyć się przez trzymiesięczny okres badań. Odkrycia te wskazują, że bliższe przyjaźnie dostarczają jednostkom więcej zróżnicowanych typów wsparcia społecznego i że zdolność do zapewnienia takiej różnorodności przyczynia się do ogólnego rozwoju związku.
Wraz z rozwojem relacji interakcje między jej uczestnikami zachodzą w coraz większej liczbie sytuacji i kontekstów (np. Huston, Burgess, 1979). Bliższe związki łatwiej są przenoszone na nowe płaszczyzny, w mniejszym stopniu uzależnione od szczególnego kontekstu sytuacyjnego. Oznacza to, że bliskie związki mogą służyć jako źródło wsparcia w bardziej różnorodnych sytuacjach niż związki „słabsze", mniej rozwinięte.
Zwiększanie wzajemnej zależności. Związki rozwijają się w takim stopniu, w jakim uczestnicy stają się bardziej zależni od siebie nawzajem (zob. Kelley, 1979; Kelley i Thibaut, 1978). To, co każda z osób otrzymuje, staje się bardziej uzależnione od zachowań drugiej. Ich indywidualne cele i zachowania stają się bardziej zsynchronizowane i zazębiają się (np. Altman, Taylor, 1973; Huston, Burgess, 1979). Jeśli uczestnicy są przekonani, że korzyści, jakie uzyskują w danym związku, mogą pochodzić także z różnych innych źródeł, to prawdopodobieństwo, że związek się rozwinie, jest mniejsze (Huston, Burgess, 1979).
Wzajemna zależność i uwarunkowanie mają kilka skutków dla rozwoju procesu wsparcia społecznego. Po pierwsze, wzrost wzajemnej zależności powoduje zwiększenie możliwości zastępowania jednych dóbr lub rodzajów wsparcia przez inne. Osoba, która daje wsparcie w jednej sferze, może dostać w zamian wsparcie w innej. Równocześnie mniej rozwinięte lub „słabsze" związki, jak się wydaje, częściej funkcjonują na zasadzie dawania i brania dóbr podobnych (Hatfield i in., 1979). Choć właściwość ta utrudnia skoordynowanie bliskich związków, to wpływa również na rozszerzenie zakresu zachowań umożliwiających odwzajemnienie wsparcia, a przez to zmniejsza prawdopodobieństwo, że niemożność odwzajemnienia się podobnymi dobrami zakłóci cały związek. Ponadto zwiększenie wzajemnej zależności jest zazwyczaj połączone ze zmniejszaniem się zainteresowania szybkim rewanżem za przysługę i okazaną pomoc. Bliscy przyjaciele mają skłonność do większej tolerancji wobec nierówności w zakresie dawania i otrzymywania wsparcia, ponieważ odmiennie niż osoby
3»ł pozostające w mniej bliskich związkach mogą uznać, że mają dużo czasu i sposobów na przywrócenie równowagi (Hatfield i in., 1979). Omówione cechy współzależności pozwalają sądzić, że badania biorące pod uwagę jedynie takie wsparcie, które może być szybko odwzajemnione w postaci podobnych korzyści, pomijają dużą część bogactwa procesu wsparcia społecznego w bliskich związkach.
Wyspecjalizowanie kodu komunikacyjnego. Rozwój relacji cechują nie tylko zwiększanie głębokości i zakresu komunikacji, ale także zmiany w strukturze komunikacji. Uwagi na temat porozumiewania się chodzących ze sobą par, które poczynili Waller i Hill (1951, s. 189), odnoszą się również do porozumiewania się bliskich przyjaciół:
„W wyniku rozmów i doświadczeń pojawia się wspólny świat dyskursu, który charakteryzuje poczucie pojawienia się czegoś wyjątkowego między dwiema osobami [...] wkrótce tworzą one specjalny język, własne, charakterystyczne, mające dla nich specjalne znaczenie wyrażenia, f j: 3 pieszczotliwe przezwiska, żarty; jako para mają własną historię i odrębną kulturę".
Specjalizacja kodu komunikacyjnego występuje na kilku poziomach (Bern-stein, 1964; Hopper, Knapp, Scott, 1981; Knapp, 1984). Rozwinąć się może rodzaj prywatnego slangu, żargonu. Konwencjonalne formy językowe mogą zyskać znaczenia nowe, w pełni rozumiałe tylko dla uczestników związku. Komunikaty werbalne mogą być skrócone, niepełne. To, co zwykle było komunikowane werbalnie, zaczyna być komunikowane niewerbalnie.
Specjalizacja kodu komunikacyjnego ma zarówno metodologiczne, jak i formalne znaczenie w studiach nad wsparciem społecznym. Obserwatorzy mający za zadanie kodować interakcje pod kątem ich znaczenia dla udzielanego wsparcia, mogą po prostu przeoczyć wiele z tego, co dzieje się w bliskim związku, jeżeli sami uczestnicy im w tym nie pomogą. Co więcej, występowanie wyspecjalizowanego lub „ograniczonego" kodu oznacza, że rozmowa delikatnie wzmacnia i wspiera ich związek w trwały sposób, który jest niezależny od jej jawnej treści (zob. Bernstein, 1964). Jednakże występowanie w tych kodach tak wielu elementów ukrytych może być również barierą na drodze ku renegocjacji i zmianie, gdy partnerzy mają trudności z rozmawianiem o ich związku (metakomunika-cja) w otwarty sposób (zob. Adelman, Siemon, 1986).
Zmniejszanie niepewności poznawczej. Ludzie mają głęboko wszczepioną potrzebę „poszukiwania sensu" swoich interakcji społecznych (Heider, 1958). Znaczna część tego, co zachodzi podczas rozwoju związku, jest zatem uzależniona od zdolności partnerów do przewidywania i wyjaśnienia swoich wzajemnych zachowań, to jest do zmniejszania niepewności (Berger, Calabrese, 1975). Większość teorii rozwoju związków wprost lub w domyśle uznaje za szczególnie ważne procesy zmniejszania niepewności. Jak wskazują Parks i Adelman (1983, s. 56): „Żadna z teorii nie zakłada, że relacje interpersonalne mogą się rozwijać, jeśli ich uczestnicy nie są w stanie przewidzieć i wyjaśnić swoich wzajemnych zachowań". Procesy redukowania niepewności są również, jak podkreślaliśmy gdzie indziej (zob. Albrecht, Adelman, 1984), jądrem procesu wsparcia społecznego. s ••"••
382
Zmniejszenie niepewności polega na wytworzeniu się u jednostki poczucia, że wie, jak zachowywać się wobec drugiej osoby, wie, jak ta osoba prawdopodobnie zachowa się wobec niej, i że rozumie, dlaczego będzie to takie a nie inne zachowanie (Berger, Calabrese, 1975; Berger i in., 1976; Parks, 1976). Jeżeli niepewność jest zredukowana, to rośnie zaufanie do własnych przewidywań i atrybucji. Ma to także pozytywny wpływ na większość wymiarów relacji między partnerami. Empirycznie stwierdzono związek między wskaźnikami redukcji niepewności a zwiększeniem głębokości i zakresu komunikacji, częstości komunikowania się w ogóle, a metakomunikowania w szczególności, miarami emocjonalnego przywiązania i atrakcyjności, kontaktów i wsparcia uzyskiwanego od znajomych i przyjaciół partnera, postrzeganego podobieństwa, a nawet ogólnej stabilności osobistych związków w czasie (np. Berger, Calabrese, 1975; Berger i in., 1976; Eggert, Parks, 1987; Parks, 1976; Parks, Adelman, 1983).
Poszerzenie się i zazębianie się sieci kontaktów społecznych Niezależnie od naszych wewnętrznych doświadczeń relacje osobiste są także obiektami społecznymi istniejącymi w szerszym kontekście, na który składają się sieci naszych powiązań społecznych. To, w jaki sposób uczestnicy rozwijającego się związku powiązani są tymi sieciami, jest więc ważnym wymiarem samej relacji.
Kierunek rozwoju relacji osobistej jest silnie uzależniony od takich czynników związanych z sieciami powiązań społecznych, jak stopień, w jakim partnerzy tworzą pokrywającą się sieć kontaktów przyjacielskich, postrzegają, że przyjaciele i rodzina popierają ich związek, komunikują się z kręgiem przyjaciół każdego z nich, czują sympatię do przyjaciół i rodziny każdego z nich. Badania nad rozwojem związków przyjacielskich i miłosnych pokazały, że czynniki te są pozytywnie związane z wzajemnym emocjonalnym przywiązaniem partnerów, bliskością, zaangażowaniem, spostrzeganym podobieństwem, satysfakcją, częstością porozumiewania się i trwałością relacji (np. Eggert, Parks, 1987; Lewis, 1973; Milardo, 1982; Parks, Stan, Eggert, 1983). [...]
Podsumowanie =
Przyjaźń jest najbardziej pojemną i elastyczną relacją międzyludzką. Najlepiej da się ją zrozumieć jako społeczną i poznawczą etykietę nadawaną relacjom, które charakteryzuje stosunkowa dobrowolność, dostrzegana równość, dawanie i przyjmowanie pomocy, wspólne działanie, zwierzanie się i udzielanie wsparcia emocjonalnego.
Bibliografia vKU^
Adelman M. B., Siemon M. (1986) Communicating the Relational Shift: Separation among Adult
Twins, „American Journal of Psychotherapy", 60, 96-109. Albrecht T.L., Adelman M.B. (1984), Social Support and Life Stress: New Directions For Communication Research, „Human Communication Research", 11, 3-32.
383
Allan G. (1983) Informal Networks of Care: hsues Raised by Barclay, „British Journal of Social
Work", 13, 417^33. Altman L, Taylor D. A. (1973) Social Penetration: The Development of Interpersonal Relationships,
New York, Holt, Rinehart, & Winston.
Argyle M., Henderson M. (1985) The Anatomy of Relationships, London, Heinemann. Aronson E. (1970) Some Antecedents of Interpersonal Attraction, w: Nebraska Symposium on
Motivation, W. J. Arnold, D. Lecine (red.), Lincoln, Univbersity of Nebraska Press. Bankoff E. A. (1981) Effects of Fiendship Support on the Psychological Well-being of Widows, w:
Research in the lnterweave of Social Roles: Friendship, H. Z. Lapota, D. Maines (red.),
Greenwich, CT, JAI. Berger C. R., Calabrese R. J. (1975) Some Explorations in Initial Interaction and Beyond: Toward a Developmental Theory of Interpersonal Communication, „Human Communication Research", l, 99-112. Berger C.R. i in. (1976) Interpersonal Epistemology and Interpersonal Communication, w: Explorations in Interpersonal Communication, G. R. Miller (red.), Newbury Park, CA, Sagę. Bernstein B. (1964) Elaborated and Restricted Codes: Their Social Origins and Some Conseąuences,
„American Anthropologist", 66(2), 55-69.
Crawford M. (1977) What is a Friend? „New Society", 42, 116-177. Croog S. H., Lipson A., Levine S. (1972), Help Pattems in Severe lllness: The Roles of Kin Network,
Non-family Resources, and Institutions, „Journal of Marriage and the Family", 32, 32-41. Eggert L. L., Parks M. R. (1987) Communication Network Involvement in Adolescents' Friendships and Romantic Relationships, w: Communication Yearbook 10, M. L. McLeughlin (red.), Newbury Park, CA, Sagę. Hatfield E., Utnę M. K., Traupmann J. (1979) Eąuity Theory andlntimate Relationships, w: Social Change in Developing Relationships, R. L. Burgess, T. L. Huston (red.), New York, Academic Press. Hays R. B. (1984) The Development and Maintenance of Friendship, „Journal of Social and Personal
Relationships", l, 75-98.
Heider F. (1958) The Psychology of Interpersonal Relations, New York, John Wiley. Hopper R., Knapp M. L., Scott L. (1981) Couples' Personal Idioms: Exploring Intimate Talk, „Journal of Communication", 32, 23-33. Huesmann L. R., Levinger G. (1976) Incremental Exchange Theory: A Formal Model for Progression in Dyadic Social Interaction, w: Advances in Experimental Social Psychology, L. Berkowitz,
E. Walster (red.), t. 9, New York, Academic Press. Huston T. L., Burgess R. L. (1979) Social Exchange in Developing Relationships: Ań Overview, w:
Social Exchange in Developing Relationships, R. L. Burgess, T. L. Huston (red.), New York,
Academic Press. Kelley H. H. (1979) Personal Relationships: Their Structuires and Processes, Hillsdale, NJ, Lawrence
Erlbaum. Kelley H. H., Thibaut J. W. (1978) Interpersonal Relations: A Theory of Interdependence, New York,
John Wiley.
Knapp M. L. (1984) Interpersonal Communication and Human Relationships, Boston Allyn & Bacon. Leyinger G., Snoek J. D. (1972) Attaction in Relationship: A New Look at Interpersonal Attraction,
Morristown NJ, General Learning Press. Lewis R. (1973) Social Reaction and the Formation of Dyads: Ań Interactionist Approach to Matę
Selection, „Sociometry", 36, 409-418. Milardo R. M. (1982) Friendship Networks in Developing Relationships: Converging and Diverging
Social Environments, „Social Psychology Quarterly", 45, 162-172. Miller G. R., Steinberg M. (1975) Between People: A New Analysis of Interpersonal Communication,
Science Research Associates. Naegele K. D. (1958) Ań Exploration of Some Social Distinction, „Harvard Educational Review", 28,
232-252. O'Connor P., Brown G. W. (1984) Supportive Relationships: Factor or Fancy? „Journal of Social and
Personal Relationships", l, 159-175. ' ' • >
384
Parks M. R. (1976) „Communication and Relational Change Processes: Conceptualization and Findings", Department of Communication, Michigan State University (niepublikowana rozprawa doktorska).
Parks M. R., Adelman M. B. (1983) Communication Networks and the Development of Romantic Relationships: Ań Expansion of Uncertainty Reduction Theory, „Human Communication Research", 10, 55-79.
Parks M. R., Stan C. M., Eggert L. L. (1983) Romantic Involvement and Social Network Involvement, „Social Psychology Quarterly", 46, 116-131. u s, : s-:;^ t •
Parlee M. B. (1979) The Friendship Bond, „Psychology Today", 13, 43-54.
Quam J. K. (1983) Older Women and Informal Supports: Impact of Prevention, „Prevention in Human Services", 3, 119-133.
Reisman J. M. (1979) Anatomy of Friendship, New York, Irvington.
Reisman J. M. (1981) Adult Friendships, w: Persona! Relationships 2: Developing Personal Relationships, S. W. Duck, R. Gilmour (red.), London, Academic Press.
Reisman J. M., Shorr S. E. (1978) Friendship Claims and Expectations among Children and Adults, „Child Development", 49, 913-916.
Yerbrugge L. M. (1977) The Structure od Adult Friendship Choices, „Social Forces", 56, 576-597.
Waller W. Hill R. (1951) The Family: Dinamic Interpretation, New York, Holt, Reinhart & Winston.
Pytania przeglądowe
1. Co sprawia, zdaniem autorów, ze przyjaźń jest terminem „niezbyt precyzyjnym"?
2. Jaki jest związek między właściwościami przyjaźni określanymi jako „pomoc" i „wspólna aktywność"? W jaki sposób mogą się one zazębiać?
3. Dlaczego bliscy przyjaciele są bardziej skłonni do tolerowania chwilowej nierówności niż osoby pozostające w mniej bliskich relacjach?
4. Podaj z własnego doświadczenia przykład wzrastania specjalizacji kodu komunikacyjnego w relacji między tobą a twoim przyjacielem (przyjaciółką).
5. Co autorzy mają na myśli mówiąc o „poszerzaniu się sieci kontaktów społecznych i ich zazębianiu się"?
Kwestie do omówienia
1. Autorzy twierdzą, że „równość pozycji społecznej" jest jedną z definicyjnych cech przyjaźni. Zauważają jednak także, że w niektórych związkach przyjacielskich elementy równości i nierówności podlegają negocjacjom. Dla mnie jest uderzające, że nierówność częściej może być normą niż równość. A co o tym myślisz? Czy równość pozycji społecznej jest definicyjną cechą w twoich przyjaźniach?
2. Autorzy piszą że zmiany dotyczące jednego wymiaru rozwoju przyjaźni wpływają na zmiany innych wymiarów. Podaj przykład tego zjawiska. Na przykład w jaki sposób wzrost różnorodności interakcji może wpływać na bliskość przyjaźni i wzajemne przywiązanie? Jaki wpływ może mieć rosnąca specjalizacja kodu komunikacyjnego na sieć kontaktów i ich zazębianie się?
3. Niekiedy wydaje się, że porozumiewanie się zwiększa, a nie zmniejsza niepewność poznawczą. Im lepiej poznajemy przyjaciela, tym częściej z góry zakładamy, co oznaczają jego zachowania. Czy to zjawisko lub twoje własne doświadczenie podważają to, co autorzy powiedzieli na temat redukcji niepewności?
4. Jeden z wniosków z badań nad sieciami kontaktów mówi, że jeśli moja rodzina i moi przyjaciele nie lubią jakiegoś mojego przyjaciela, to znacznie zmniejsza się prawdopodobieństwo, że nadal pozostaniemy przyjaciółmi. Czy ta tendencja znajduje potwierdzenie w twoich doświadczeniach? Przedyskutuj ten problem.
5. Czy zgadzasz się z autorami, że przyjaźń jest „najbardziej pojemną i elastyczną relacją międzyludzką"? Dlaczego jest to ważne?
385
r
Steve Duck, wykładowca komunikacji interpersonalnej na University of Iowa, napisał wiele książek o tym, jak rozumieć i wzbogacać stosunki międzyludzkie. Przedstawiony w tej książce tekst rozpoczyna od wyjaśnienia, w jakim stopniu tworzenie więzi jest umiejętnością nabytą, którą wpaja się każdemu z nas - z większym lub mniejszym skutkiem - i której można się nauczyć, aby dzięki temu lepiej radzić sobie w życiu. Autor nie sądzi, że budowanie przyjaźni to tylko i wyłącznie proces mechanicznego wykorzystywania pewnych nabytych umiejętności, jest jednak przekonany, że umiejętności stanowią część tego procesu, podobnie jak stanowią one część procesu malowania Mony Lisy. Zakłada również, że główną korzyścią, jaką może dać nam takie podejście do tworzenia więzi, jest wiara we własne siły, wiara w możliwość doskonalenia własnych sposobów zdobywania przyjaciół i podtrzymywania przyjaźni.
Duck omawia ogólne cechy, jakimi zgodnie z powszechnymi oczekiwaniami winni odznaczać się przyjaciele, oraz reguły, jakie zgodnie z powszechnymi oczekiwaniami winny być przestrzegane w przyjaźni. Następnie ogromną część swego tekstu poświęca rozważaniom dotyczącym tego, co nazywa „pożytkami" płynącymi z przyjaźni, czyli tego, co przyjaciele nam dają lub co dla nas robią. Autor podaje sześć powodów, dla których potrzebujemy przyjaciół: przynależność i poczucie niezawodności przymierza; integrację emocjonalną i stabilność; okazje do mówienia innym o sobie samych; pomoc i wsparcie fizyczne; potwierdzenie własnego znaczenia i wartości oraz okazje do pomagania innym; wreszcie wsparcie osobowościowe.
Rozważnia Ducka pomagają mi zrozumieć, jakie są cechy tych przyjaźni, którymi mogę się cieszyć. Na przykład gdy piszę te słowa, Mason Brock, jeden z naszych przyjaciół, Kris i moich, podwozi Lincolna do przedszkola - to dobry przykład „pomocy i fizycznego wsparcia", jakich Mason nam udziela. Kiedy jesteśmy z Kris w towarzystwie Masona, nasza przyjaźń daje nam okazję do mówienia o sobie, zastanawiamy się wówczas nad tym, w jakim stopniu nasze priorytety i wartości są do siebie podobne, a w jakim różnią się od siebie. Ponieważ Mason jest młodszy i mniej ustabilizowany życiowo niż my, nasza przyjaźń z nim również nam stwarza okazje do pomagania jemu, co zapewnia nam dobre samopoczucie, albowiem jest potwierdzeniem naszego znaczenia i naszej wartości. Mogę także do pewnego stopnia odczuć, co nasza przyjaźń daje Masonowi i co moglibyśmy zmienić, aby nasze stosunki stały się jeszcze lepsze. Już ten krótki przykład jasno pokazuje, że myśli zawarte w tym tekście mogą wam pomóc w zrozumieniu przyjaźni, a nawet w ich wzbogaceniu.
386
Steve Duck
Nasi przyjaciele, my sami
Za: Steve Duck, Understanding Relationships, rozdz. 1. The Guilford Press, Division of Guiford Publications, Inc. 1991.
Tworzenie więzi jest w istocie bardzo skomplikowanym i długotrwałym procesem, najeżonym wieloma pułapkami i wyzwaniami. Związki nie przytrafiają się nam tak po prostu; muszą być budowane - inicjowane, rozwijane, utrzymywane w dobrej formie i chronione przed naszym zgorzknieniem. W tym celu musimy być aktywni, rozważni i fachowi. Naiwnością jest sądzić, że po prostu zawiera się przyjaźń, narzeczeństwo, romantyczny związek partnerski lub małżeństwo, a dalej idzie samo. To tak jakby wierzyć, że można pojechać przed siebie samochodem, jeżeli przekręci się kluczyk w stacyjce, usadowi na tylnym siedzeniu i pozwoli samochodowi robić, co sam zechce.
Przeciwnie, zbudowanie bliskiego osobistego związku (z kimś, kto przecież na początku był dla nas obcy) wymaga starannego dostrojenia się i ustawicznej kontroli, a także wielu bardzo szczególnych umiejętności. Niektóre z nich to: dokładne rozpoznawanie potrzeb drugiej osoby; wybór odpowiednich stylów porozumiewania się; sygnalizowanie sympatii i zainteresowania za pomocą nieznacznych ruchów ciała, takich jak ruchy oka i zmiany pozycji; odkrywanie sposobów zaspokajania osobowościowych potrzeb obu stron; zestrojenie własnego zachowania z zachowaniem drugiej osoby we wspólnym „tangu"; ujawnianie właściwych informacji i opinii w odpowiedni sposób i w odpowiednich okolicznościach, tak by te informacje i opinie stanowiły zachętę i pozwalały przezwyciężać nieśmiałość; budowanie zaufania; stawianie stosownych wymagań; wreszcie budowanie systemu zobowiązań. Krótko mówiąc, jednostka musi przejawić wiele złożonych zachowań. Wymagają one biegłości w sztuce świadomej autoprezentacji, zwracania uwagi na odpowiednie cechy drugiej osoby w odpowiednim czasie oraz należytego dozowania przyjaźni.
Na dobrą sprawę nauka kierowania związkiem, podobnie jak nauka jazdy, wymaga całej gamy różnych umiejętności, które muszą być koordynowane. Nawet gdy umiemy już prowadzić, musimy wzmagać czujność za każdym razem, gdy przesiadamy się do nowego modelu samochodu, podróżujemy po nieznanym kraju lub jedziemy nieznanymi ulicami, tak samo, gdy budujemy nowy związek, powinniśmy uczyć się od nowa i modyfikować lub ze wzmożoną uwagą śledzić to, co robimy. Każdy z nas ma swoje ulubione historyjki o napięciu, skrępowaniu i zażenowaniu, czyli uczuciach, które pojawiły się na pierwszym spotkaniu z nowym sąsiadem lub „przyjacielem przyjaciela", były to: jakieś niezręczne milczenie, nieopatrzna uwaga, trudna sytuacja. To właśnie wówczas ujawniają się i są poddawane wyszukanym próbom kwalifikacje w dziedzinie przyjaźni, a sama intuicja najwyraźniej okazuje się niewystarczająca.
357
Ponieważ tworzenie związków jest umiejętnością nabytą, nawet w takich nowych sytuacjach również można ją rozwijać, doskonalić, szlifować (co więcej, uczynić przedmiotem szkolenia i ćwiczeń), podobnie jak każdą inną taką umiejętność. Można ją doprowadzić do poziomu mistrzostwa, na którym wszystko przebiega tak sprawnie i automatycznie, że można - mówiąc w przenośni - odwrócić uwagę od pozycji, jaką zajmują względem siebie hamulec i gaz, i obmyślać sposoby, które pozwolą na grzeczne, umiejętne, ostrożne lub satysfakcjonujące kierowanie (związkiem), sprawiając, że inne osoby znajdujące się wewnątrz będą mogły się cieszyć bardziej płynną jazdą!
Nie jesteśmy zwykle gotowi, by myśleć o przyjaźni i bliskich związkach w ten nowy sposób, a więc odczuwamy irracjonalną niechęć do takiego myślenia. Ludzie pytają czasem: „Jak pan może przedstawiać bliski osobisty związek jako zwykłą sprawność techniczną. Czyż nie jest on bardziej mistyczny, bardziej magiczny, bardziej moralny i mniej manipulatorski, niż chce go pan widzieć?". Tacy ludzie wydają się szczęśliwi, gdy postrzegają związki jedynie jako stany przyjemnej bierności: związki po prostu nam się przytrafiają i nie musimy robić nic specjalnego — nie mówiąc już o robieniu czegoś w sposób właściwy.
Moja odpowiedź jest jasna: nie twierdzę, że przyjaźń to tylko technika, tak jak nie twierdzę, że wyrób pięknego mebla, granie na fortepianie zachwycającej rapsodii czy zdobywanie mistrzostwa świata w zawodach sportowych jest tylko działalnością odtwórczą. Jednak każde z tych działań zawiera pewne elementy, które koniecznie trzeba opanować, zanim można będzie się wznieść na wyższy poziom umiejętności. Nie namaluje się Mony Lisy, jeśli wcześniej nie zdobędzie się jakiejś wiedzy o malowaniu postaci, używaniu płótna, trzymaniu pędzla, mieszaniu farb i tak dalej. Co więcej, badania to potwierdzają. Uczeni traktują teraz „pracę nad więziami" jak proces, który zachodzi przez cały czas trwania związku i obejmuje ciągłą niezmienną konieczność podejmowania we właściwym czasie właściwych decyzji i działań, mających na celu utrzymanie owego związku (zob. np. Baxter, Dindia, 1990). [...]
Taki sposób patrzenia na związki daje wiele korzyści. Dostarcza wzorów prostych i użytecznych porad praktycznych dla ludzi, którzy są nieszczęśliwi w jednym lub w kilku związkach, a także dla Judzi samotnych lub sfrustrowanych. Zwraca uwagę na to, co można zrobić, aby związek wzbogacić. Przeciwstawia się także powszechnemu, ale raczej zbyt uproszczonemu założeniu, że związki opierają się wyłącznie na wzajemnym dopasowaniu osobowości dwóch jednostek. Ten rozpowszechniony mit głosi, że każdy ma swojego Pana Odpowiednika lub Panią Odpowiednik albo że można z góry opisać przyjaciół. Gdyby była to prawda, wystarczyłoby sporządzić wykaz cech swego idealnego partnera - poszukiwanie partnera lub kogoś, dla kogo się będzie atrakcyjnym, byłoby jak pójście na zakupy lub zrobienie spisu kontrolnego w celu zdobycia tego, na co ma się ochotę. Prawem kontrastu przyjęte tu nowe podejście będzie skoncentrowane na działaniach, na zachowaniach, na prostych błędach, jakie ludzie popełniają na różnych etapach przyjaźni......., ,.,.,,., ,„„,-,„ ,,,,;-,.
388
Czy naprawdę tak dziwny i nie do przyjęcia jest pogląd, że ludzi można szkolić, by stosowali bardziej satysfakcjonujące style funkcjonowania w związkach? Niezupełnie. Terapeuci, pracownicy socjalni, lekarze i dentyści otrzymują obecnie wskazówki dotyczące sposobów kształtowania stosunków z pacjentami oraz wyrabiania w sobie dodającego otuchy i konstruktywnego podejścia do nich. Wiemy również, że agenci ubezpieczeniowi i sprzedawcy samochodów są szkoleni w zakresie sposobu odnoszenia się do potencjalnych klientów, że obsługa pokładowa samolotów pasażerskich i policja także otrzymują instrukcje, jak się zachowywać w trakcie służbowych kontaktów, że kierowników zachęca się dziś do tego, by poświęcali czas na budowanie dobrych stosunków osobistych ze swoimi pracownikami. Taki nacisk na wyuczone umiejętności pozwala się wznieść ponad banalną, zdroworozsądkową radę dla samotnych, aby „wyszli z domu i zaczęli się spotykać z wieloma ludźmi". Kieruje też naszą uwagę na fakt, że problemy w stosunkach międzyludzkich wynikają po części, jeżeli nie w całości, raczej z niewłaściwego „funkcjonowania w związkach" niż po prostu z braku wystarczająco licznych okazji do ich nawiązywania.
Pewne dane nasuwają przypuszczenie, że każdy z nas prawdopodobnie trwoni wiele ze swego potencjału, który mógłby wykorzystać w związkach, i że tego potencjału nie pomnaża. Badania amerykańskie (Reisman, 1981) wykazują, że ludzie deklarują posiadanie średnio około piętnastu „przyjaciół", chociaż liczba ta zmienia się w zależności od wieku (siedemnastolatki deklarują posiadanie około dziewiętnastu przyjaciół, podczas gdy dwudziestoośmiolatki mają ich tylko dwunastu; czterdziestopięciolatki szesnastu, natomiast ludzie w wieku lat sześćdziesięciu mogą się cieszyć średnio piętnastoma przyjaciółmi). Jednak gdy prosi się ludzi, aby skupili się wyłącznie na związkach najbardziej satysfakcjonujących, zażyłych i bliskich, to ich liczba spada dramatycznie do około sześciu (dokładnie wynosi 5,6). [...]
Istota przyjaźni
Jeden z moich przyjaciół zdefiniował kiedyś przyjaciela jako kogoś, kto widząc, że jesteś pijany i bliski tego, by wejść na stół i zaśpiewać, dyskretnie odciągnie cię na bok, aby cię uchronić przed realizacją tego zamiaru. Ta definicja faktycznie zawiera w sobie sporo istotnych aspektów przyjaźni: troskę, pomoc, lojalność i podniesienie interesów drugiej osoby do rangi priorytetu. Zobaczymy później, dlaczego to wszystko jest ważne. Jednak gdy badacze zaczęli dokładniej analizować sens przyjaźni, skupili się na dwóch ściśle określonych aspektach: na ogólnych cechach, jakie ludzie przypisują przyjaciołom, oraz na regułach przyjaźni, jakich przestrzegania oczekują.
Istnieją pewne cechy, które wydają się szczególnie pożądane u przyjaciół, i pewne charakterystyczne wymogi, które w powszechnym mniemaniu musi spełniać ktoś, kto jest przyjacielem. Davis i Todd (1985) stwierdzili, że zawsze oczekujemy, iż przyjaciel będzie kimś, kto jest uczciwy i otwarty, okazuje nam
389
swe uczucia, opowiada nam o swoich sekretach i problemach, w razie potrzeby udziela nam pomocy, ufa nam i sam jest godzien zaufania, dzieli z nami czas i zajęcia, okazuje nam szacunek i wyraźnie nas ceni, a także jest gotów czynić wszystko, by doszło do zgody w przypadku nieporozumień. Tego właśnie oczekujemy od przyjaciół i to spodziewamy się w rewanżu dla nich robić. Te cechy tworzą bardzo złożony obraz. Jednak gdy zwróci się uwagę na zasady, które faktycznie obowiązują w przyjaźni, to można dostrzec, że najważniejsze z nich są raczej proste (Argyle, Henderson, 1985): prowadzić rozmowy; nie zdradzać innym powierzonych sobie tajemnic; powstrzymywać się od publicznego krytykowania; spłacać długi i odpłacać przysługą za przysługę. Badacze ci wykazują także, że wsparcie emocjonalne, odpowiedzialność i zaufanie należą do tych reguł, które wyróżniają przyjaźnie wysokiej próby spośród tych mniej bliskich.
W idealnych warunkach przyjaciel jest więc otwartym, czułym, ufnym, pomocnym i niezawodnym towarzyszem, który szanuje naszą prywatność, utrzymuje kontakty z nami z całym szacunkiem należnym regułom dobrego wychowania i nam samym, nie krytykuje nas publicznie i zarówno oddaje nam przysługi, jak i odwzajemnia te, które my mu wyświadczyliśmy. Nie jest prawdopodobne, by przyjaźń w prawdziwym życiu odpowiadała temu ideałowi, i wszyscy wykazujemy pewną dozę tolerancji. Jednak przyjaźń to dobrowolne więzy łączące dwoje ludzi i powyższe ideały mogą być rozpatrywane jako cześć niepisanej umowy między nimi, której złamanie może stać się przyczyną rozpadu związku (Wiseman, 1986).
Inną ważną wizję przyjaźni proponuje Wright (1984). Podkreśla także „dobrowolny charakter wzajemnej zależności" w przyjaźni: ważne jest to, że ludzie z własnej woli wybierają związek, że chcą złączyć swe losy. Kładzie również nacisk na czynnik „osoby jako osoby", czyli stopień, w jakim cieszymy się kimś raczej przez wzgląd na niego samego lub nią samą niż z powodu tego, co on lub ona dla nas robi. Nowsze badania na ten remat (Lea, 1989) potwierdzają, że „nagrody odnoszące się do naszego Ja", czyli sposób, w jaki druga osoba wpływa na nasz stosunek do nas samych, są równie ważne, jak wszystko to, co robi ona dla nas. Sposób, w jaki związek pomaga nam się ustosunkować do siebie samych, oraz jego dobrowolny charakter to elementy kluczowe, oddające istotę przyjaźni.
Pożytki z przyjaźni
Jeśli chce się dać odpowiedź na poważne pytanie: „Dlaczego potrzebujemy przyjaciół?", to można zabrać się do tego na kilka sposobów. Można po prostu przyjąć, że każdy potrzebuje zażyłości, co prawdopodobnie wynika z ukształtowanych w dzieciństwie potrzeb zależności, jak mówią nam psychoanalitycy. Być może, coś w tym jest, jak zobaczymy dalej, jednak za potrzebą przyjaźni kryje się coś więcej niż potrzeba zażyłości — i za potrzebą zażyłości kryje się zresztą więcej, niż można by przypuszczać. Na przykład można by zapytać, jak rozwija się zażyłość, jak się ją wyraża, co jeszcze się zmienia, kiedy ona wzrasta, i tak
390
dalej. Można by też zwrócić uwagę na ciekawe odkrycie (Wheeler i in., 1983; Hays, 1989), że zarówno mężczyźni, jak i kobiety wolą kobiety jako swoich przyjaciół od serca. Arkin i Grove (1990) wykazują, że nieśmiali mężczyźni wolą rozmawiać z kobietami nawet wtedy, gdy nie znajdują się w sprzyjającym intymności otoczeniu. Co więcej, ludzie, którzy rozmawiają w ciągu dnia z wieloma kobietami, są zdrowsi od tych, którzy mają mniej rozmówczyń (Reis, 1986). To jasne, że potrzeby zażyłości i przyjaźni są dość złożone i mogą podlegać wpływowi takich czynników, jak płeć i inne elementy społecznego kontekstu.
Przynależność i poczucie niezawodności przymierza
W tekście o samotności i „pożytkach" ze związków - o tym, co one właściwie nam dają - Weiss (1974) wysunął tezę, że głównym skutkiem pozostawania w związkach jest poczucie przynależności i „niezawodności przymierza". Dotyka on sfery bardzo istotnej z punktu widzenia wiedzy o ludzkim doświadczeniu. Wszyscy cenimy sobie przynależność i chcemy być akceptowani; nawet ci, którzy wybierają samotność, pragną, by była ona następstwem ich własnego, a nie czyjegoś wyboru. Nikt nie chce być wygnańcem, pariasem lub wyrzutkiem społecznym. Dotkliwe skutki, jakie odczuwał ktoś, kogo zmuszono do nieprzynależności, były przez długi czas uznawane za surową karę w starożytnej Grecji, gdzie ludzi można było postawić przed sądem skorupkowym i oficjalnie skazać na zesłanie lub wygnanie. Współczesnym tego odpowiednikiem jest praktyka stosowana w brytyjskich związkach zawodowych w przypadku łamania związkowych reguł: towarzyszom pracy, kolegom i sąsiadom winnego oraz innym związkowcom poleca się, aby w ogóle z nim nie rozmawiali.
Prawem kontrastu, związki dają nam poczucie włączenia, poczucie bycia członkiem grupy, członkostwo zaś pociąga za sobą określone przywileje. Jednym z tych przywilejów jest „niezawodność przymierza", to znaczy istnienie więzi, co do których można mieć pewność, że zadziałają na naszą korzyść, gdy będzie to potrzebne. Można ukuć powiedzonko: „Kto przyjacielem jest ci w biedzie, ten cię nigdy nie zawiedzie", a mówiąc naszym językiem istnienie przyjaźni gwarantuje niezawodność przymierza: jednym z dowodów na to, że ktoś jest twoim przyjacielem, jest to, że pomaga ci, gdy masz kłopoty.
Integracja emocjonalna i stabilność
Co bardzo istotne, wspólnoty przyjaciół gwarantują o wiele więcej niż tylko poczucie przynależności i niezawodność przymierza (Weiss, 1974). Dostarczają również koniecznych punktów zaczepienia dla opinii, przekonań i reakcji emocjonalnych. Przyjaciele są punktami orientacyjnymi, które informują nas o tym, jakie nasze reakcje będą prawidłowe, oraz modyfikują nasze postawy i przekonania lub sterują nimi zarówno bezpośrednio, jak i w sposób subtelny. Zastanówcie się na przykład nad tym, jak odmiennie wyrażają głęboki żal różne kultury. W niektórych krajach jest dopuszczalne, by paść wówczas na ziemię, posypać się prochem i głośno zawodzić, w innych kulturach okazywanie tego uczucia jest całkiem nie do przyjęcia, nacisk zaś pada na pełne godności panowanie nad sobą
391
w miejscach publicznych. Wyobraźcie sobie reakcje w Wielkiej Brytanii, gdyby królowa tarzała się po ziemi, aby okazać swą żałość, lub w Stanach Zjednoczonych, gdyby prezydent i Pierwsza Dama uczestniczyli w wojskowych pogrzebach z poczernionymi twarzami i rozdzierali szaty. Ludzie mają do dyspozycji wiele różnych sposobów okazywania głębokiego żalu, ale radzą sobie z tym silnym uczuciem typowo, w sposób szczególnie akceptowany w ich własnej kulturze.
Podobnie jak kultury, także przyjaciele i bliscy wypracowują zarówno własne zbiory podzielanych zainteresowań, wspólnych interesów i zespołowych problemów, jak i własne zestawy podzielanych znaczeń, wspólnych postaw wobec życia oraz zbiorowych emocji. Przyjaciół często ceni się wysoko właśnie dlatego, że tak samo jak my patrzą na świat, to samo ich bawi lub też mówią tym samym językiem. Badacze komunikowania się (Hopper i in., 1981; Bell i in., 1987) wykazali, że przyjaciele i kochankowie opracowują swe własne „prywatne dialekty" lub sposoby mówienia o takich rzeczach, jak uczucia, seks i części ciała, tak by ich wypowiedzi były niezrozumiałe dla osób trzecich. Wykorzystując zwroty mające ukryte znaczenie, osoby stanowiące parę mogą informować się wzajemnie w miejscach publicznych o swoich sprawach prywatnych. Dobre tego przykłady można znaleźć na łamach gazet w dniu Walentynek. Co na przykład zrobić z wiadomością, którą znalazłem w lokalnej gazecie studenckiej: „Lesisty parowku, cała moja para dla ciebie na zawsze. Kocham cię. Przeciskacz"? Przypuszczalnie to coś znaczy zarówno dla osoby, która zamieściła ogłoszenie, jak i dla osoby, która w zamierzeniu miała być jego odbiorcą. Bądźcie czujni. Para, która ogłasza: „Idziemy do domu, aby zrobić trochę naleśników", może w rzeczywistości planować spędzenie upojnej nocy!
Taki język jest właśnie szczególną ilustracją zasady, że różne kultury posługują się różnymi dialektami lub językami. Podobnie jak kultury, przyjaciele mają swoje rutynowe zachowania lub przekonania, których nie muszą podzielać wszyscy inni ludzie w danym kraju czy danej kulturze, a które właśnie z tego powodu nabierają większego znaczenia w życiu codziennym. Samotność jest, a izolacja może być, nieszczęściem właśnie dlatego, że pozbawia ludzi takich psychologicznych punktów orientacyjnych i punktów zaczepienia. Ludzie samotni tracą równowagę, jaką uzyskuje się dzięki możliwości porównywania własnych życiowych reakcji z reakcjami innych ludzi, ludzi których się zna, lubi i poważa. [...]
Samotność i izolacja są zatem niszczące, ponieważ pozbawiają człowieka okazji do nieskrępowanej konfrontacji własnych opinii i postaw z opiniami i postawami innych ludzi - bliskich przyjaciół. Ludzie, którzy rozstali się z przyjaciółmi, stają się niespokojni, zdezorientowani, nieszczęśliwi, a nawet bardzo niestabilni pod względem emocjonalnym; ich niepokój może się pogłębiać właśnie dlatego, iż czują, że ich zachowanie jest niewłaściwe, mogą także doświadczać co jakiś czas nieoczekiwanej huśtawki nastrojów. Mówią często
0 nagłych zmianach humoru i utracie kontroli, która czasem pociąga za sobą gwałtowny wybuch; w każdym jednak przypadku ich osądy są nieprzewidywalne
1 chwiejne, oni sami zaś mogą stawać się niezwykle czujni, podejrzliwi lub nerwowi w obecności innych, nieznanych ludzi.
392
Przyjaźń spełnia zatem i inną funkcję. Potrzebujemy przyjaciół, bo to oni zapewniają nam stabilność emocjonalną i pomagają określić, w jakim stosunku pozostajemy do innych ludzi oraz czy jesteśmy „w porządku". Najłatwiej da się to zauważyć w okresach napięcia i kryzysu. Pamiętam takie wydarzenie. W domu studenckim, gdzie byłem zastępcą kierownika, zgasły wszystkie lampy. W tej sytuacji rozsądek nakazywałby znaleźć latarkę elektyczną i czekać na wznowienie dostawy prądu. W rzeczywistości wszyscy zrobiliśmy co innego - zeszliśmy po omacku na dół do świetlicy i gadaliśmy ze sobą: potrzeba porównania naszych reakcji na nagły wypadek była tak silna i powszechna, że nawet kierownik, przedstawiciel nauk medycznych, który uzyskał stopień doktora zarówno w Oksfordzie, jak i w Cambridge, zrobił to samo. Różnorodne przykłady takiego zachowania możemy często obserwować po różnego rodzaju stresach i kryzysach: od tłumu ludzi, którzy gromadzą się, by wymieniać relacje po pożarze lub wypadku samochodowym, do nerwowych pogwarek, jakie prowadzi dziatwa szkolna, gdy przybywa lekarz, żeby zaszczepić ją przeciw odrze lub gruźlicy. [...]
Okazje do mówienia innym o sobie
Jest i trzeci powód, dla którego potrzebujemy przyjaciół (Weiss, 1974). Jedną z najważniejszych potrzeb jest potrzeba porozumiewania się. To szczególne koło zostało w zadziwiający sposób wynalezione po raz drugi kilka pokoleń temu przez kwakrów reformujących więziennictwo, którzy usiłowali przeciąć łączność między przestępcami przebywającymi w więzieniu, by nie mogli oni szkolić się nawzajem w zakresie sposobów popełniania przestępstw. Jeden z reformatorskich projektów głosił, że więźniowie powinni być od siebie odizolowani. To, co się wydarzyło potem, było bardzo pouczające: więźniowie spędzali wiele czasu wystukując zaszyfrowane wiadomości na ścianach i rurach, wynajdując środki przekazywania informacji i wypracowując inne pomysłowe sposoby nawiązywania kontaktu. To oczywiste, że ludzie, którzy wbrew własnej woli przebywają w odosobnieniu, czują potrzebę porozumiewania się. Mamy zatem kolejną funkcję zdrowych związków przyjacielskich: wytyczanie przestrzeni, w której może dochodzić do takich jednoczących działań - wymiany zdań na każdy temat, nie tylko ważnych wydarzeń, ale także banalnych głupstewek i intymnych szczegółów z życia osobistego. Podczas badań prowadzonych na Uniwersytecie Iowa ustaliłem wraz z moimi studentami (Duck i in., 1991), że większość rozmów między przyjaciółmi trwa bardzo krótko (średnio około trzech minut) i dotyczy błahostek. Nikt nie uznaje tych rozmów za szczególnie znaczące. Odnawiają one związek, potwierdzają go i celebrują jego istnienie, a sama konwersacja jest tylko środkiem realizacji tych celów.
Łagodną formę tej nieprzepartej potrzeby porozumiewania się można zaobserwować w pociągach, samolotach i autobusach dalekobieżnych. Tam właśnie wielu ludzi inicjuje rozmowy - choć zwykle są to monologi - które pozwalają im komunikować coś drugiemu człowiekowi lub opowiadać mu o sobie i swoich poglądach. Uderza przy tym często intymność smutnych opowieści. Osoby całkowicie obce niejednokrotnie zostają uraczone historią całego życia, szczegółami
393
z życia rodzinnego oraz prywatnymi poglądami kogoś, kogo nigdy przedtem nie widziały i prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczą. Zaiste, to właśnie jest prawdopodobnie najważniejsze, ponieważ słuchacz, którego nigdy więcej się nie zobaczy, nie może wyjawić treści „spowiedzi" przyjaciołom lub kolegom, a tym samym zaszkodzić reputacji spowiadającego się. (Jeżeli wiadomo, że słuchacz i czyniący wyznania znów się spotkają, jak w przypadku lekarzy i pacjentów, kapłanów i parafian, doradców i klientów lub prawników i tych, którzy zasięgają ich porad, to słuchacze są zobowiązani przez surowe kodeksy etyki zawodowej do nieujawniania tego, co im powiedziano. W pociągu „etyka" sprowadza się do statystycznego prawdopodobieństwa, skrajne zaś nieprawdopodobieństwo tego, że jeden z nieznajomych spotka przyjaciół drugiego, samo w sobie jest pokrzepieniem.)...
Zapewnienie pomocy i fizycznego wsparcia '. .»
Innym „pożytkiem" płynącym ze związków międzyludzkich jest po prostu to, że oferują one wsparcie fizyczne, psychologiczne lub emocjonalne. Skupiamy się teraz na wsparciu fizycznym i pomocy, które często są dla nas równie znaczące, jak wszystkie inne rodzaje wsparcia.
Na przykład ludzie osieroceni przez przyjaciela lub małżonka mówią o braku oparcia - są odcięci od kogoś, kto pomagał im dawać sobie radę z życiem oraz przyjmować odpowiednią postawę wobec problemów, zadań i ciągle nowych wątpliwości, jakie niesie ono ze sobą. Może to przybierać jedną z dwóch form: wsparcia fizycznego (takiego jak pomoc w wykonywaniu codziennych obowiązków) i wsparcia psychologicznego (z jakim mamy do czynienia wtedy, gdy ktoś okazuje, że wysoko nas ceni, lub pozwala nam stwierdzić, że nasze opinie mają duże znaczenie). Istoty ludzkie potrzebują obu tych typów wsparcia, które są wyraźnie odmienne.
Bardzo łatwo to zobrazować. Kiedy przyjaciel daje ci prezent urodzinowy, powinieneś przyjąć ten podarunek tak, jakbyś nań nie zasługiwał, a równocześnie masz podkreślić dobroć przyjaciela („Och, nie powinieneś robić sobie kłopotu. To naprawdę bardzo miło z twojej strony"). Krótko mówiąc, odpłacamy przyjacielowi, przyjmując podarunek jako dowód przyjaźni i wychwalając przyjaciela. „Wymieniamy" niejako prezent na miłość i szacunek. Wyobraź sobie, co by się stało, gdybyś się odwdzięczył przyjacielowi dając dokładną równowartość podarunku w brzęczącej monecie. Byłby on z pewnością urażony niestosownością tego czynu: zmieniłbyś charakter wymiany społecznej, a tym samym i charakter związku, skupiając się raczej na pieniądzach niż na prezencie jako symbolu przyjaźni. I rzeczywiście, zostało wykazane (Cheal, 1986), że prezenty jako jednostronna darowizna stanowią rzadkość, normą zaś jest wzajemne obdarowywanie się, co dowodzi, że odgrywa ono istotną dla związku rolę. Wymiana podarków spełnia symboliczną funkcję cementowania i celebrowania związku.
Można podać i inne przejrzyste przykłady na rzecz tezy, że charakter wymiany lub pomocy pomaga określić rangę i typ związku. Na przykład wielu starszych ludzi czuje się dotkniętych faktem stopniowego popadania w coraz
394
większą fizyczną zależność od osób zatrudnionych do pomocy w załatwianiu ich codziennych życiowych spraw. Starsi nie mogą tak łatwo dosięgnąć rzeczy, których potrzebują, nie mogą zadbać o siebie i stają się coraz bardziej uzależnieni fizycznie od innych, a jednocześnie coraz mniej zdolni do odwzajemniania się przyjaciołom poprzez oddawanie im przysług za przysługi przez nich wyświadczone. Jest to jedna z przyczyn, dla których wielu ludzi nie lubi swego podeszłego wieku i źle się z nim czuje: przykre jest dla nich uczucie bezradnego uzależnienia połączone z uczuciem nieustannego zadłużenia w sytuacji, gdy dług nigdy nie będzie spłacony. Dla wielu starszych ludzi naprawa mebla, upieczenie placka z owocami lub zrobienie na drutach swetra może stać się towarem na wymianę, a tym samym wyzwaniem rzuconym zależności: a zatem trzeba pozwalać starszym ludziom, by robili coś dla innych i by mogli w ten sposób dowodzić sobie i reszcie świata, że są wartościowi i ciągle jeszcze mogą przynosić pożytek. [...]
Potwierdzenie własnej wartości i znaczenia oraz okazja do pomagania innym
Ludzie, którzy są samotni, mówią zazwyczaj, że nikt o nich nie dba, że są bezużyteczni, nieciekawi, że mają małą wartość i nie nadają się do niczego. Badania rozmów prowadzonych przez ludzi znajdujących się w ciężkiej depresji niezmiennie ujawniają oznaki tego, że stracili oni szacunek dla własnej osoby i poczucie własnej wartości (Gotlib, Hooley, 1988). Innymi słowy, zaczęli postrzegać siebie samych jako bezwartościowych i nic nie znaczących, często dlatego, że mieli wrażenie, że wszyscy ich tak widzą. Co więcej, analiza listów samobójców wykazuje, że wiele prób samobójczych jest podejmowanych po to, by zmusić jakiegoś konkretnego przyjaciela do zmiany oceny osoby samobójcy lub by przyjaciel ów doznał wstrząsu i dokładnie sobie uświadomił, jak bardzo w istocie ceni osobę samobójcy. Dlatego właśnie Alfred Adler z właściwą sobie przenikliwością utrzymywał, że każde samobójstwo jest zawsze wyrzutem lub zemstą.
Jedną z przyczyn, dla których wysoko cenimy sobie przyjaciół, jest zatem ich wkład w naszą samoocenę i nasze poczucie własnej wartości. Przyjaciele mogą go wnosić zarówno bezpośrednio, jak i pośrednio: mogą nas chwalić albo mówić nam, że inni ludzie mają o nas dobrą opinię. Rozsprzedana w wielomilionowym nakładzie książka Dale'a Carnegie na temat tego, „Jak zdobywać przyjaciół i wpływać na ludzi", zwraca uwagę na pozytywne skutki takiego właśnie działania. Przyjaciele mogą umacniać nasze poczucie własnej wartości także innymi sposobami: interesując się tym, co robimy; słuchając nas; prosząc o radę i w ogóle postępując w sposób świadczący o tym, jaką wagę przywiązują do naszych opinii. Jednak istnieją i mniej rzucające się w oczy, bardziej pośrednie sposoby, za pomocą których mogą oni wyrażać dobre mniemanie o naszej wartości. By wspomnieć o najważniejszym - fakt, że wolą spędzać czas z nami niż z kim innym, musi świadczyć o tym, że cenią nasze towarzystwo wyżej niż towarzystwo innych ludzi.
395
Istnieje także bardziej wyrafinowana wersja przyjacielskich oddziaływań. Ponieważ przyjaciele nam ufają i są od nas zależni, dają nam szansę, abyśmy to my pomagali im. Dzięki temu mamy okazję przyjąć na siebie odpowiedzialność za nich, czuć się osobą pomocną im, dawać rozważne rady i w konsekwencji ogólnie cieszyć się dobrym samopoczuciem. Dzięki przyjaciołom mamy możliwość podejmowania odpowiedzialności i pouczania innych ludzi.
Niewątpliwie wszystko to jest bardzo istotne, jeśli chodzi o podtrzymywanie związku i czynienie go satysfakcjonującym dla obu partnerów, sprawą kluczową zaś jest to, abyśmy nauczyli się ekspresji. Trzeba zapamiętać, że ludzie, którzy tego nie potrafią (na przykład nie umieją okazywać zainteresowania lub sprawiają wrażenie, że mają dla innych mało czasu, albo nigdy nie pozwalają sobie pomóc czy coś doradzić), z pewnością odkryją, że inni nie mają chęci na związki z nimi. Wszyscy potrzebują wskaźników swej wysokiej wartości i okazji do pouczania innych, tak jak i my tego potrzebujemy, więc jeśli nie dajemy im odpowiednich sygnałów, odrzucą nas - tak jak my zrobilibyśmy na ich miejscu. [...]
Wsparcie osobowościowe
Istnieje coś jeszcze bardziej fundamentalnego dla bliskich związków. Najnowsze badania wykazują, że każdy z czynników wymienionych wyżej - poczucie wspólnoty, stabilność emocjonalna, porozumiewanie się, zapewnianie pomocy, podbudowywanie poczucia własnej wartości - na swój sposób służy wspieraniu i integracji osobowości ludzkiej (Duck, Lea, 1982). Każdego z nas charakteryzuje wiele dla niego właściwych myśli, wątpliwości, przekonań, postaw, zastrzeżeń, nadziei, oczekiwań i opinii na temat powszechnych wzorów życiowych. Nasza osobowość to nie tylko styl zachowania (na przykład nasza introwersja lub ekstrawersja), ale także nasze myśli, wątpliwości i przekonania. Jest to obszar pełen symboli, przestrzeń, w której jesteśmy sobą, system splatania się ze sobą myśli, doświadczeń, interpretacji, oczekiwań i prywatnych treści. Nasza osobowość byłaby dla nas bezużyteczna, gdyby wszystkie te opinie i znaczenia nie były, ogólnie mówiąc, wspierane. Po prostu przestalibyśmy cokolwiek robić, gdybyśmy nie mieli zaufania do naszych myśli czy przekonań, tak jak przestajemy robić pewne rzeczy, co do których jesteśmy przekonani, że są złe. Niektórzy schizo-frenicy i osoby w depresji przestają robić cokolwiek, gdy świat ich myśli się rozpada: po prostu siedzą i bezmyślnie patrzą w przestrzeń. * Każdy z nas potrzebuje regularnych zapewnień, że świat naszych myśli lub nasza przestrzeń symboliczna jest solidna i wiarygodna. Dzięki pomocy przyjaciela możemy odkryć zarówno to, że nie mamy racji, jak i to, co powinniśmy zrobić, aby ten stan rzeczy zmienić, a wreszcie to, że w pewnych sprawach rację mamy. Możemy prowadzić pełne wigoru dyskusje dotyczące różnych naszych przekonań, należy się jednak spodziewać, że nasi przyjaciele pod względem wielu postaw i zainteresowań będą bardzo do nas podobni, toteż te dyskusje będą najprawdopodobniej krzepiące, a nie destrukcyjne. Mimo to wszyscy znamy złość i ból, które są następstwem naprawdę poważnej sprzeczki z bliskim przyjacielem — o wiele bardziej nieprzyjemnej niż sprzeczka z wrogiem. Z tego wszystkiego
396
powinniśmy wysnuć wniosek, że na przyjaciół wybieramy takich ludzi, którzy pomagają podtrzymywać nasz świat wewnętrzny - osobowość, i czujemy się tłamszeni, podgryzani lub zaszczuci, gdy nie dostarczają oni takiego wsparcia.
Jakiego typu ludzie najlepiej wspierają naszą osobowość w sposób, który tu opisałem? Przede wszystkim takiego wsparcia dostarczają ci, którzy podzielają nasz sposób myślenia. Im więcej „sposobów myślenia", które ktoś z nami dzieli, tym łatwiej nam się z nim porozumiewać: możemy przyjąć, że nasze słowa i założenia będą łatwiej zrozumiane przez kogoś, kto jest osobą „tego samego typu, co my", niż przez kogoś, kto taki nie jest - nie będziemy narażeni na ciągle powracający dyskomfort bezustannego tłumaczenia się, tłumaczenia sensu naszych wypowiedzi i naszych dowcipów.
To jeszcze nie wszystko, choć nakreślenie tego wprowadzającego w błąd szczegółu obrazu zabrało badaczom wiele czasu. Po pierwsze, typ podobieństwa, jakie musi nas łączyć z drugą osobą, abyśmy mogli efektywnie się z nią porozumiewać, zależy od etapu, jaki osiągnął nasz związek z tą osobą. Na etapach początkowych zupełnie wystarczy, że znajomi są ogólnie do siebie podobni, natomiast na etapach późniejszych podobieństwo musi być bardziej złożone, dokładniej określone, bardziej wyrafinowane i bardziej szczegółowe. Jedna z możliwych do zdobycia umiejętności w zakresie przyjaźnienia się dotyczy tego, jakich typów podobieństwa poszukiwać w danym okresie trwania związku. Ogólne podobieństwo postaw jest doskonałe na etapach od wczesnego do środkowego, ale później znaczy o wiele mniej, jeśli partnerzy nie pracują nad odkrywaniem podobieństw na głębszym poziomie, obejmującym sposoby widzenia innych ludzi i rozumienia ich charakterów. Bardzo bliscy przyjaciele muszą stosować takie same schematy interpretacyjne do rozumienia działań, dyspozycji i charakterów ludzi w ogóle oraz określonych przypadków z grona wspólnych znajomych. Takie podobieństwo jest rzadkie i wysoko cenione. Choćby z tego względu, jeśli już nie z żadnego innego, bolesna i niezmiernie istotna jest utrata osoby, która je oferuje.
Utrata lub brak osób szczególnie bliskich albo przyjaciół w jakimś stopniu pozbawia nas oparcia, którego potrzebuje nasza osobowość, toteż jest niezbędne dla naszego zdrowia psychicznego, abyśmy dysponowali umiejętnościami pozwalającymi tego uniknąć. Utrata ukochanej osoby lub przyjaciela nie tylko sprawia, że w pewnym stopniu umieramy, ale pozbawia zaczepienia te części naszej osobowości, które zwykle były wspierane przez tę utraconą osobę, co może sprawić, że nasza psychika legnie w gruzach. Oczywiście, będzie to zależało od tego, w jak wysokim stopniu nasza osobowość była wspierana przez tego właśnie partnera, jakie konkretne jej elementy były tu uwikłane, jak chętnie są one wspierane przez innych, czy strata nastąpiła nagle, jak wiele czasu mieliśmy na oswojenie się z nią itd. Co więcej, utrata lub brak przyjaciół oraz bliskich, satysfakcjonujących związków nie tylko wyzwala uczucia niepokoju i żalu lub powoduje depresję; może także wywołać inne, poważniejsze formy psychologicznej dezintegracji i degeneracji, często połączone ze wspomnianymi wcześniej fizycznymi i psychicznymi efektami ubocznymi. Wiele znanych chorób psychosomatycznych i stanów histerycznych wynika z problemów w sferze związków
397
międzyludzkich, choć liczba lekarzy zdających sobie z tego sprawę nie jest tak duża, jak można by oczekiwać (zob. Lynch, 1977). Zbyt długo w naukach medycznych zakładano, że wewnętrzny stan równowagi psychicznej jednostki jest czymś danym i że właśnie utrata tej równowagi powoduje skutki psychosomatyczne. Obecnie stało się jasne, że najpewniejszym sposobem zakłócenia równowagi psychicznej człowieka jest zburzenie jego bliskich związków (Gerstein, Tesser, 1987). Potrzebujemy przyjaciół, aby pozostawać w zdrowiu zarówno fizycznym, jak i psychicznym: dlatego też podwójnie ważne jest doskonalenie sposobów zdobywania przyjaciół i utrzymywania związków przyjacielskich. Ważnym pierwszym krokiem jest rozpoznanie różnych potrzeb, jakie każdy związek może zaspokoić, oraz środków, za pomocą których można to osiągnąć.
Bibliografia
Argyle M., Henderson M. (1985) The Anatomy of Relationships, London, Methuen. ! . ; ic".« Arkin R., Grove T. (1990) Shyness, Sociability and Patterns of Everyday Affiliation, „Journal of Social and Personal Relationships" 7, 273-281. Baxter L. A., Dindia K. (1990) Marital Partners' Perceptions of Marital Maintenance Strategies,
„Journal of Social and Personal Relationships" 7, 187-208. Bell R. A., Buerkel-Rothfuss N., Gore K. (1987) „Didyou Bring the Yarmulke for the Cabbage Patch
Kid?": The Idiomatic Communication ofYoung Lovers, „Human Communication Research" 14, i 47-67. Cheal D. J. (1986) The Social Dimensions of Gift Behaviour, „Journal of Social and Personal
Relationships" 3, 423-39. Davis K. E., Todd M. (1985) Assessing Friendship: Prototypes, Paradigm Cases and Relationship
Description, w: Understanding Personal Relationships, S. W. Duck, D. Perlman (red.), London,
Sagę. Duck S. W., Lea M. (1982) Breakdown of Relationships as a Threat to Personal Identity, w:
Threatened Identities, G. Breakwell (red.), Chichester, Wiley. Duck S. W. i in. (1991) Some Evident Truths About Communication in Everyday Relationships: Ali
Communication is not Created Eąual, „Human Communication Research" 18, 114-129. Gerstein I. H., Tesser A. (1987) Antecedents and Responses Associated with Loneliness, „Journal of
Social and Personal Relationships" 4, 329-63. Gotlib J. H., Hooley J. M., (1988) Depression and Marital Distress: Current and Future Directions, w:
Handbook of Personal Relationships, S. W. Duck (red.), Chichester, Wiley. Hays R. B. (1989) The Day-to-Day Functioning of Close versus Casual Friendship, „Journal of Social and Personal Relationships" l, 75-98. Hopper R., Knapp M. L., Scott L. (1981) Couples' Personal Idioms: Exploring Intimate Talk, „Journal of Communication" 31, 23-33. Lea M. (1989) Factors Underlying Friendship: Ań Analysis of Responses on the Acquaintance
Description Form in Relation to Wright's Friendship Model, „Journal of Social and Personal
Relationships" 6, 275-292.
Lynch J. J. (1977) The Broken Heart: The Medical Conseąences of Loneliness, New York, Basic Books. Reis H. T. (1986) Gender Effects in Social Participation: Intimacy, Loneliness, and the Conduct of u Social Interaction, w: The Emerging Field of Personal Relationships, R. Gilmour, S. W. Duck
(red.), Hillsdale, NJ, Lawrence Erlbaum. Reisman J. (1981) Adult Friendships, w: Personal Relationships 2: Developing Personal Relationship,
S. W. Duck, R. Gilmour (red.), London, Academic Press. Weiss R. S. (1974) The Provisions of Social Relationships, w: Doing Unto Others, Z. Rubin (red.),
Englewood Cliffs, NJ, Prentice-Hall. •„•- ".< v-=~'v--...--.,., <".-»!••• > •• •". •••• '-J,M<I*-'
398
Wheeler L., Reis H. T., Nezelek J. (1983) Loneliness, Social Interaction and Sex Roles, „Journal of
Personality and Social Psychology" 35, 742-54. Wiseman J. P. (1986) Friendship: Bonds and Binds in a Yoluntary Relationship, „Journal of Social and
Personal Relationships" 3, 191-211. Wright P. H. (1984) Self Referent Motivation and the Intrinsic Quality of Friendship, „Journal of
Social and Personal Relationshios" l, 114-30.
Pytania przeglądowe
1. Zdefiniuj pojęcie tworzenia więzi. •* ' ' ' ' ' "\
2. Co mówią badania na temat liczby „najbardziej satysfakcjonujących, zażyłych i bliskich" związków wśród osób w twoim wieku?
3. Duck wymienia cztery główne „reguły", które jak wynika z badań, mają być charakterystyczne dla przyjaźni. Jakie to reguły?
4. Wypełnij puste miejsce, wyjaśnij treść zdania i powiedz, czy zgadzasz się z nim czy nie i dlaczego: „Zarówno mężczyźni, jak i kobiety wolą bliskich partnerów, którzy są..."
5. Co to znaczy, mieć „poczucie niezawodności przymierza"? J
6. Powiedz, na czym polega spełniana przez przyjaźń funkcja potwierdzania rzeczywistości. Podaj z własnego doświadczenia jakiś przykład obrazujący realizację tej funkcji.
7. Wyjaśnij, co Duck ma na myśli, kiedy mówi, że czasem trzeba pozwolić, by starsi ludzie zrobili coś dla innych.
8. Jaki jest, zdaniem Ducka, związek między siecią kontaktów przyjacielskich i zdrowiem psychicznym jednostki? Powiedz, czy zgadzasz się czy nie z takim punktem widzenia.
Kwestie do omówienia
1. W jakim stopniu przykład nauki jazdy podany przez Steve'a Ducka pasuje do twojego doświadczenia w zakresie nauki tworzenia związków? Pod jakimi względami nie pasuje?
2. Sprawdź twierdzenie Ducka o średniej liczbie „przyjaciół" podawanej przez ludzi w twoim wieku i średniej liczbie „satysfakcjonujących, zażyłych i bliskich" związków. Czy dostrzegasz jakieś różnice wśród swoich znajomych?
3. Jaką rolę w zażyłych związkach pełnią prywatny język i osobiste wzory? Jakie wnioski na temat podobieństwa między przyjaźniami i kulturami nasuwa istnienie takich prywatnych sposobów wyrażania się?
4. Jak wyjaśnia Duck zjawisko „nieznajomych z pociągu (autobusu, samolotu)", polegające na tym, że twój towarzysz podróży, którego nie znasz, opowiada ci o intymnych szczegółach ze swego życia? Dlaczego tak się dzieje?
5. Co możesz powiedzieć na stwierdzenie Ducka, że z wielu ważnych względów ludzie często dają prezenty imieninowe w zamian za szacunek i miłość.
6. Przedstaw wyjaśnienia Ducka dotyczące roli podobieństw w związkach przyjacielskich i ustosunkuj się do nich.
Autor kolejnego tekstu był, a może ciągle jeszcze jest, wykładowcą filozofii na East Tennesse State Uniwersity. Tekst ten ukazał się w niezwykłym zbiorze poświęconym poszczególnym filozoficznym aspektom związków międzyludzkich. Jak zobaczycie, John Hardwing zwraca uwagę na to, że choć związki międzyludzkie często wywołują poważne problemy
399
etyczne, niewielu ludzi myślało i pisało o tym, jak w takich sytuacjach działa etyka. Jedna z przyczyn podanych przez niego w celu wytłumaczenia tego zaniedbania odpowiada tezie wysuniętej przez Deborah Tannen w rozdziale 9. Większość dzieł filozoficznych została napisana przez mężczyzn, mężczyźni zaś zwykle przekładają kwestie bezosobowe nad o-sobiste.
Niezależnie od tego, czy przyznacie mu rację, czy też nie, zwróćcie uwagę na to, jak Hardwig wykłada podstawy swej etyki. Definiuje on związek osobisty, w przeciwieństwie do związku guasi-osobistego i bezosobowego, jako związek, w którym chcę ciebie jako celu, a nie jako środka do celu, związek, w którym postrzegam „ciebie i realizację twoich celów jako część mnie i realizację moich celów". Związek osobisty łączy się także z chęcią pozostawania w kontakcie właśnie z tobą, a nie jedynie z chęcią zdobycia czegoś, co może być dostarczone przez ciebie, ale też przez kogoś innego. Hardwig przeciwstawia ten typ związku związkowi quasi-osobistemu, w którym chcę mieć „określony typ przyjaciela", „określony typ żony" lub męża, którym mógłbyś być ty. Takie związki mogą wydawać się osobiste, ale w rzeczywistości takie nie są, ponieważ wybiera się osobę, która pasuje do pożądanej kategorii, czyli nie chodzi tu o wybieranie kogoś ze względu na to, kim ten ktoś jest jako jednostka. Co więcej, Hardwig twierdzi, że naprawdę osobisty związek może określać także nienawiść, wówczas nienawidzę ciebie, a nie tego, co uosabiasz, co robisz lub co popierasz.
Poniższa analiza ułatwia zrozumienie takiego typu związku, w którym ja chcę właśnie ciebie, ale „ty po prostu chcesz być kochany i chroniony lub pozostawać w związku małżeńskim określonego rodzaju. Jak wykazuje Hardwig, „związki są często inicjowane lub zrywane z powodu tego, czy chcę ciebie, czy kogoś, kto...."
Główna zasada etyki związków osobistych Hardwiga głosi, że kiedy postawy lub działania depersonalizują związki osobiste, gwałcą tym samym istotę owych związków, a gwałtu tego rodzaju powinno się unikać. Zasada ta podkreśla doniosłą rolę, jaką w związkach osobistych pełnią motywy. Motywy w pełni dopuszczalne w niektórych związkach bezosobowych - na przykład powinność, zobowiązanie czy litość - często są niestosowne w związkach osobistych. „Wprawdzie to miłe - wyjaśnia autor - gdy można się poczuć życzliwym, łaskawym lub litościwym, któż jednak zniesie związek emocjonalny z osobą, w której oczach będzie z zasady, lub choćby tylko bardzo często, obiektem łaskawości, życzliwości czy litości?".
Wynika z tego, po pierwsze, że podstawę do nawiązywania i utrzymywania związków osobistych między dorosłymi powinny stanowić raczej wspólne obu stronom poczucie radości życia i siły niż słabość i potrzeba. [...J
Z podstawowej zasady etycznej Hardwiga wynika także to, że ludzie w związkach osobistych powinni zachowywać się względem siebie tak uczciwie i otwarcie, jak tylko jest to możliwe, i to dlatego, że chcą tego, a nie z poczucia obowiązku, zobowiązania czy quid pro quo (ty zrobiłeś to dla mnie, więc teraz jestem ci dłużny). To wszystko nie oznacza, że motywy takie, jak obowiązek, litość i sympatia, są zawsze niestosowne w związkach osobistych, lecz tylko to, że powinny one zajmować pozycje pomocnicze, nie zaś sytuować się w centralnym punkcie związku.
Trzeci wniosek, który można wyciągnąć, mówi, że w związkach osobistych tak naprawdę nie da się oddzielić egoizmu i altruizmu - zainteresowania samym sobą i zainteresowania drugim człowiekiem. Jest tak, ponieważ jeśli związek jest związkiem osobistym, „twoje cele są także moimi celami", a więc „podział na dawanie i branie tym samym się załamuje". To ważne stwierdzenie, toteż zachęcam was, abyście spróbowali je wykorzystać w waszych osobistych związkach. Nie oznacza ono, że w takich związkach nie ma nigdy konfliktów ani że wszystkie interesy są w nich wspólne, jednak podstawą jest tam owa wzajemność.
Czwarty wniosek sprowadza się do tego, że związki osobiste nie mogą i nie powinny być uzasadniane przez odwoływanie się do jakiejś wyższej wartości, takiej jak miłość, przyjemność lub przydatność społeczna. Są one celami samymi w sobie, uzasadnionymi swym własnym istnieniem. Jeśli próbuje się je uzależnić od jakiejś innej wartości, to deper-sonalizuje się je.
Ostatni wniosek to stwierdzenie, że etyka prywatnych związków rozpatruje ludzi nie jako indywidua, lecz jako istoty stanowiące elementy składowe pewnego systemu, połączone bliskimi więzami z innymi istotami. Ta systemowość nie czyni mnie zależnym od twojej przyjaźni ani nawet od twojej obecności, ale oznacza, że jeśli nasz związek się kończy, zmieniam się - tak jak ty się zmieniasz.
W konkluzji Hardwig formułuje tezę, że kiedy zakończenie związku staje się koniecznością, jest zarówno możliwe, jak i pożądane, by doprowadzić do niego, nie depersonalizując przy tym samego związku. Małżonkowie i adwokaci uwikłani w sprawy rozwodowe mogliby z pożytkiem dla siebie podumać nad tym stwierdzeniem.
Sądzę, że ten esej skłania do myślenia, i mam nadzieję, że się ze mną zgodzicie. Stawia on kilka istotnych, ale niezbyt często zadawanych pytań na temat przyjaźni i innych związków międzyludzkich. Ich rozważenie może dostarczyć wskazówek pomocnych w obliczu trudnej decyzji.
401
John Hardwig
W poszukiwaniu etyki związków osobistych
Za: John Hardwig, In Search of an Ethics of Personal Relationships, w: Person to Person, George Graham, Hugh Lafollette (red.), Copyright Tempie University Press. Przedruk za zgodą. ,,,,,
Chociaż minęło już dziesięć lat, ciągle mam przed oczyma studentkę, która wziąwszy się pod boki przerwała brutalnie mój piękny wykład na temat etyki Kanta. „Czy Kant mówi - zapytała - że jeśli śpię z moim chłopakiem, powinnam spać z nim z poczucia obowiązku?". Oto moja odpowiedź: „A kiedy skończycie, powinnaś mu powiedzieć, że zrobiłabyś to samo dla każdego, kto znalazłby się na jego miejscu". Cóż mogłem rzec?
Nie szukamy tego, co już mamy. Tytuł, który dałem, zobowiązuje mnie zatem do postawienia tezy, że nie mamy etyki związków osobistych. I rzeczywiście taki jest mój pogląd, wyrosły z incydentów takich, jak wyżej opisany.
Mówiąc bardziej szczegółowo, wierzę, że przez co najmniej trzysta minionych lat, filozofowie rozmyślający nad etyką nieświadomie wpisywali się w bezosobowy kontekst, w którym jeden człowiek znaczy dla drugiego mało lub nic. Zadawali sobie zatem pytanie, do jakich zasad można się odwoływać, pragnąc ustrzec ludzi przed tym, by się wzajemnie nie tratowali w pogoni za własnymi odrębnymi i często sprzecznymi interesami. W konsekwencji to, co teraz badamy i czego uczymy pod mianem etyki, jest niemal całkowicie etyką związków bezosobowych.
Różne można dać odpowiedzi na pytanie, dlaczego filozofowie myśleli w kategoriach związków bezosobowych. Byli oni, historycznie rzecz biorąc, niemal wyłącznie mężczyznami, a mężczyźni zazwyczaj wierzyli, że sfera publiczna, w której przeważają związki bezosobowe, jest o wiele ważniejsza i bardziej godna badania niż prywatne i osobiste wymiary życia. Być może też założenie, że etyka dotyczy związków bezosobowych, odzwierciedla rosnącą bezosobowość nowoczesnego społeczeństwa lub świadomość, że nowa technologia daje nam coraz większą możliwość oddziaływania na życie ludzi bardzo od nas odległych.
Jednak nawet jeśli filozofowie nie myśleli o związkach osobistych, gdy opracowywali swoje zasady etyki, to mogłoby się wydawać, że etyka odpowiednia dla związków bezosobowych powinna funkcjonować co najmniej równie dobrze w kontekstach osobistych. Albowiem w osobistych związkach pokusa, aby gruboskórnie lekceważyć lub naruszać nawzajem swoje interesy, powinna być słabsza dzięki temu, że jeden człowiek ma dla drugiego większe znaczenie. Sensowne zatem wydaje się założenie, że zasady składające się na etykę związków bezosobowych będą należycie funkcjonowały także w kontekstach osobistych.
Założenie to jednak jest błędne. Etyka związków osobistych musi być, jak staram się to wykazać, całkiem inna niż etyka związków bezosobowych. Etyka
402
tradycyjna jest, w najlepszym razie, bardzo niekompletnym, drobnym elementem historii etyki związków osobistych. Często jednak jest jeszcze gorzej - jako z gruntu błędna lub przewrotna nie nadaje się do wykorzystania w kontekście związków osobistych. Istotnie, wiele tradycyjnych etyk nakłania nas usilnie do wyboru takich zachowań, które będą nieodpowiednie w kontekstach osobistych; dlatego też stosowanie ich wówczas często może być niebezpieczne i destrukcyjne.
Nie szukamy tego, co już mamy. Nie mam wprawdzie własnej etyki związków osobistych, ale zamierzam wysunąć kilka sugestii do tego, jak taka etyka powinna, a jak nie powinna wyglądać. Ponieważ moje poglądy na etykę związków osobistych zależą, co naturalne, od tego, co ja uznaję za związek osobisty, zacznę od krótkiego omówienia natury i struktury związków osobistych.
Będę jednak trochę oszukiwał: od początku do końca mówię o związkach osobistych tak, jakby były one statyczne. Jest to oczywiście rażące uproszczenie, jednak brak miejsca, a co za tym idzie, ograniczenie możliwości dokładnych wyjaśnień wyklucza omówienie początków, końców i dynamiki związków osobistych.
Cóż więc jest związkiem osobistym? Związkami osobistymi, stanowiącymi przeciwieństwo związków bezosobowych, są oczywiście miłość, bycie kochankami, przyjaciółmi, małżonkami, rodzicami i tak dalej. Ale takie związki nie zawsze są osobiste, ponieważ istnieją wszelkiego rodzaju małżeństwa z wyrachowania, Arystotelesowskie „pożytecznych przyjaźnie", Hobbesowskie sojusze mocy i wiele odmian całkiem bezosobowych związków seksualnych. Musimy zatem odróżniać to, co jest nazywane związkiem osobistym (miłość, przyjaźń, małżeństwo), od związków osobistych w głębszym znaczeniu. Związki takie jak miłość, przyjaźń i małżeństwo, nawet gdy nie są osobiste w głębszym znaczeniu, nie są również związkami w pełni bezosobowymi. Dlatego też w stosunku do takich przypadków używam określenia „związki quasi-osobiste", termin „związki osobiste" rezerwując dla tych związków, które są osobiste w tym głębszym sensie, jaki mam nadzieję tu wyjaśnić. Stosuję więc trójpodział na związki osobiste, ąuasi--osobiste i bezosobowe.
Zacznijmy od podziału na związki osobiste i bezosobowe. Chciałbym sformułować dwie uwagi w celu scharakteryzowania związków osobistych: (1) Jeśli pozostaję z tobą w związku osobistym, chcę ciebie. Ty (i twoja pomyślność) jesteś (jest) więc jednym z moich celów. Jest to zapewne tylko część treści zawartej w słowach troszczyć się i niepokoić o drugą osobę. (2) Jeśli mój związek z tobą ma być osobisty, tym celem musisz być ty - dokładnie ty, a nie żadna inna osoba. W związkach osobistych osoby nie są zastępowalne. [...]
Po pierwsze zatem, idea uczynienia ciebie jednym z moich celów ma być przeciwstawiona obu członom Kaniowskiej dychotomii, obejmującej szanowanie ciebie jako celu samego w sobie i traktowanie ciebie jako środka do moich celów.
403
Kant chciałby, żebym szanował cię jako osobę, tak jak szanowałbym każdego innego człowieka, po prostu dlatego, że obaj (wszyscy) jesteśmy (jesteście) osobami. Szanować cię jako cel sam w sobie znaczy uznawać, że masz dla mnie wartość niezależnie od tego, jaki użytek mógłbym z ciebie zrobić. Co więcej, znaczy to uznawać, że twoje cele i zamiary mają wartość niezależnie od tego, jakie mogą być moje cele i zamiary, oraz respektować w swoim działaniu twoje cele i zamiary jako mające takie samo prawo do realizacji jak moje. Chociaż szacunek dla ciebie i twoich celów stanowi część związku osobistego, nie jest tym, co czyni związek osobisty osobistym, cennym, a nawet co czyni go w ogóle związkiem. Natomiast uznanie ciebie za jeden z moich celów określa twoją wartość w stosunku do mnie; jest to postrzeganie ciebie i realizacji twoich celów jako części mnie i realizacji moich celów. Nie oznacza to, oczywiście, pomniejszenia cię do rozmiarów środka do moich celów. Przeciwnie, chcę ciebie. Jesteś jednym z moich celów.
Druga charakterystyczna cecha związku osobistego - czyli to, że ja chcę dokładnie ciebie - ma rzucić światło na różnicę między związkiem tego typu a związkami bezosobowymi, a także w dalszej kolejności na różnicę między postrzeganiem ciebie jako jednego z moich celów a postrzeganiem ciebie albo jako celu samego w sobie, albo jako środka do moich celów. Intencje charakterystyczne dla związków osobistych różnią się od tych, które są charakterystyczne dla związków bezosobowych. Jest to różnica między:
chęcią dostania czegoś (T) i chęcią dostania T od ciebie chęcią dania T i chęcią dania T tobie > = ;
chęcią zrobienia T i chęcią zrobienia T z tobą
Pierwszy zestaw intencji lub pragnień buduje związki bezosobowe; drugi, związki osobiste. Istnieje na przykład ogromna różnica między pragnieniem bycia kochanym i pragnieniem bycia kochanym przez ciebie; zasadnicza różnica między pragnieniem pójścia do łóżka (z kimś) i pragnieniem pójścia do łóżka z tobą. Różnica ta, jak się zdaje, zachowuje doniosłość niezależnie od tego, czy „T" oznacza stosunkowo mało istotne rzeczy, jak zabranie na spacer, przygotowanie śniadania, wspólne wyjście na przyjęcie i pójście do kina, czy też tak podstawowe sprawy, jak odkrywanie swojej duszy, otrzymywanie miłości i emocjonalnego wsparcia, dzielenie przestrzeni życiowej i posiadanie dzieci.
Jeśli chcę czegoś (co jest przeciwieństwem chcenia czegoś od ciebie), to depersonalizuję cię, redukuję cię (w swoich oczach) do jakiegoś X, które jest posiadaczem lub wytwórcą pewnych dóbr. Ponieważ to dóbr tych pragnę, a nie ciebie, każdy, kto mógłby i chciałby mi je dostarczyć, byłby równie dobry. Język skrupulatnie wyławia akty depersonalizacji: chcę „kogoś, kto...." Jest tak, że gdy chcę „czegoś", a ty stajesz się dla mnie „kimś, kto" jest posiadaczem lub wytwórcą tego dobra, to pomniejszam cię do rozmiaru jednego ze środków do moich celów. Ten rodzaj pożądania i zamiary, które są jego wynikiem, budują związek bezosobowy, chociaż wiele z tego, co nazywa się zwykle „związkami osobistymi", powstało na bazie takiego właśnie bezosobowego pożądania.
404
l
Przejdźmy teraz do związków quasi-osobistych. Są to związki powszechnie zwane osobistymi, ale nie będące związkami osobistymi w tym głębszym sensie, który tu rozważam. Związki ąuasi-osobiste można analizować według podobnych zasad. Załóżmy, że jest dla mnie istotne posiadanie takiego typu żony lub takiego typu przyjaciela, który będzie pomagał mi w pracy. W takich przypadkach moje pragnienie lub nasz związek nie są po prostu bezosobowe, ponieważ nie chodzi tu wyłącznie o to, bym uzyskał pomoc w swojej pracy - chcę pomocy od przyjaciela lub od żony. Jest to przypadek pośredni, rodzaj związku, jaki nas łączy (żona, kochanka, ktoś kochany, przyjaciel, dziecko), stanowi podstawę, z której wyrasta moje pragnienie; pewien rodzaj związku jest jednym z moich celów.
Ale nasz związek jest ciągle w pewnym sensie abstrakcyjny lub bezosobowy. Chcę czegoś od ciebie, ponieważ jesteś moją żoną (kochanką, przyjacielem, dzieckiem). Chciałbym tego samego od każdej żony (kochanki, przyjaciela, dziecka). Tak więc ty nie masz istotnego udziału w narodzinach mojego pragnienia, ty nie jesteś jednym z moich celów. W takich przypadkach związek, którego pragnę, musi być zdefiniowany (przeze mnie) w kategoriach ról i odpowiadających im reguł zachowania. Nazywam takie związki quasi-osobistymi. Są one ważne z punktu widzenia etyki związków osobistych, ponieważ właśnie w związkach tego typu często zostajemy zranieni, zwłaszcza jeżeli wierzymy, że jesteśmy zaangażowani w związek osobisty.
Jeszcze dwie tezy dotyczące związków osobistych są istotne z punktu widzenia ich etyki. Po pierwsze, chociaż mówię tu głównie o pozytywnych, zdrowych związkach osobistych, trzeba koniecznie zdać sobie sprawę z tego, że nienawiść, tak jak miłość, może być związkiem osobistym. Podobnie, jak uraza, gniew, pogarda. Nienawiść jest osobista, jeśli nienawidzę ciebie, a nie tylko jakichś rzeczy, które uosabiasz lub robisz czy popierasz, nie tylko „każdego, kto...."
W przypadkach osobistej nienawiści mogę gorąco pragnąć, aby ogólnie wiodło ci się jak najgorzej. Nienawiść osobista jest o wiele bardziej bezkompromisowa i często bardziej zajadła niż bezosobowa. Rozsądek podpowiada, że powinniśmy unikać związków zdominowanych przez niepohamowaną nienawiść, złość czy urazę. Jednak, co ciekawe, nienawidzący często nie zrywają osobistych związków z tymi, których nienawidzą. Wymaga to wyjaśnienia. Musi ono sprowadzać się do tego, że jeśli ciągle cię nienawidzę i jednym z moich celów jest twoja niepomyślność, to musi istnieć jakiś rodzaj więzi między tobą a mną. To ty jesteś dla mnie ważny, bo inaczej nie chciałbym poświęcać swojego życia na unieszczęś-liwianie ciebie. Przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, przeciwieństwem miłości jest obojętność.
Druga teza ważna z punktu widzenia etyki związków osobistych zwraca uwagę na to, że mogą istnieć jednostronne związki osobiste. Przypuśćmy, że chcę ciebie, a ty po prostu chcesz być kochany i chroniony lub zależy ci na określonym typie małżeństwa. Czy pozostaję wtedy z tobą w związku osobistym, podczas gdy ty pozostajesz ze mną w związku bezosobowym lub quasi-osobowym? Być może. Ale to z pewnością nie jest taki związek, jakiego pragnąłbym. Takie związki
405
iiifeŁ
stanowią dobrą pożywkę dla wyzysku i tragedii. W każdym razie niemal zawsze przynoszą głębokie rozczarowanie, ponieważ pragniemy zazwyczaj związków obustronnie osobistych. To znaczy, że nie tylko chcę ciebie, nie zaś po prostu jakiegoś dostarczyciela określonych dóbr i usług, ale chcę jeszcze, żebyś ty chciał mnie, a nie „kogoś, kto...."
Chociaż struktury logiczne osobistych, quasi-osobistych i bezosobowych związków wydają się całkiem odmienne, to mogą być ogromne [...] trudności ze znalezieniem wśród nas takich, którzy wiedzą, w związkach jakiego rodzaju pozostają. Czy chcę ciebie, czy chcę czegoś (od ciebie)? Czy chcę związku z tobą, czy chcę związku określonego typu, z „kimś, kto...."? Nawet jeśli sądzę, że chcę ciebie, to czy jest tak dlatego, że natrafiam na coś, co jest tobą, czy też dlatego, że akurat przypominasz mi moją sympatię z dzieciństwa albo masz duże powodzenie. Jeśli nie mogę zgłębić swych pragnień i intencji w takim stopniu, by dokonać w tej materii trafnych rozróżnień, to nie będę prawdopodobnie wiedział, czy pozostaję z tobą w związku osobistym, a tym mniej, czy ty pozostajesz w związku osobistym ze mną. Mimo takich trudności jest niezmiernie ważne — zarówno ze względów etycznych, jak i psychologicznych - abyśmy wiedzieli, w jakich typach związków faktycznie pozostajemy. Związki się często nawiązuje lub zrywa w wyniku postawienia kwestii, czy chcę ciebie, czy „kogoś, kto..."
[...] Oczywiście, charakteryzując związki osobiste i quasi-osobiste bazuję na moich własnych intuicjach, z którymi inni mogą się nie zgadzać. Szczęśliwie, z mojej argumentacji nie wynika, że podane przeze mnie cechy charakterystyczne tych związków muszą zostać uznane za warunki konieczne, a tym bardziej za warunki konieczne i wystarczające związku osobistego. Osiągnę swoje cele, jeśli się okaże, że wiele bardzo zdrowych i pięknych związków osobistych ma właśnie taką strukturę, jaką im przypisałem, oraz że powody, jakie często skłaniają nas do tego, aby pragnąć związków osobistych, znalazły swe odbicie w moich sformułowaniach.
II
t Teraz uwagi co do etyki związków osobistych. Moje główne twierdzenie i podstawowa zasada sprowadza się do tego, że etyka w żadnym razie nie może depersonalizować związków osobistych, ponieważ zadaje wówczas gwałt istocie tych związków, temu, co je wyróżnia i powinno wyróżniać spośród innych związków, wreszcie intencjom, pragnieniom i nadziejom, z jakimi się w nie wchodzi. Konkretne osoby z natury rzeczy pozostają w związkach osobistych. Ale większość sposobów myślenia o etyce zachęca nas lub wymaga od nas, abyśmy traktowali nas samych lub osoby, które kochamy, jako „kogoś, kto....". I to prowadzi do wielu trudności, zarówno na poziomie teorii metaetycznej, jak i na poziomie praktycznym etycznego lub moralnego nakazu. [...]
406
I,t' "J ''!
III
„Nie chcę, żebyś mnie zabierał - wy buchnęła moja żona - chcę tylko, żebyś chciał ze mną wyjść. Jeśli nie chcesz wyjść, po prostu dajmy sobie z tym spokój". Motywy, intencje i powody działania odgrywają o wiele większą rolę w etyce związków osobistych niż w etyce związków bezosobowych. Rzeczywiście, motywacja tych, którzy są nam bliscy, jest często ważniejsza niż to, co z niej wynika. Nawet jeśli w związkach osobistych przywiązuje się wagę do działań, to często dlatego, że te działania postrzega się jako symbole lub oznaki kryjących się za nimi uczuć, pragnień lub zaangażowania. Działania zatem niejednokrotnie wydają się bezwartościowe lub przewrotne, jeśli kryją się za nimi niewłaściwe motywy.
W bezosobowych sytuacjach i związkach natomiast o wiele częściej jesteśmy skłonni pogodzić się z tym, że ludzie robią dobre rzeczy ze złych pobudek, a nawet często stwarzamy zachęty (na przykład prawne i finansowe), które mają zwiększyć prawdopodobieństwo zarówno dobrego postępowania, jak i dobrego postępowania ze złych pobudek. Na przykład nie martwiłbym się zbytnio o motywy mojego kongresmena, gdybym mógł być pewien, że będzie on zawsze słusznie głosował. Byłbym jednak głęboko zaniepokojony, gdybym się dowiedział, że moja żona jest ze mną przede wszystkim ze względów finansowych. I mógłbym być jeszcze bardziej zaniepokojony, gdyby jej zachowania od samego początku były zachowaniami typowo żoninymi. Etyka związków osobistych musi więc kłaść większy nacisk na motywy i intencje, a mniejszy na działania i skutki, to właśnie powinno ją odróżniać od większości teorii etycznych.
Jednak motywy, jakie etycy uważają za chwalebne w kontekstach bezosobowych, są zwykle nieodpowiednie i nie do zaakceptowania w kontekstach osobistych. Działania motywowane poczuciem obowiązku, zobowiązania lub nawet odpowiedzialności są często nie do przyjęcia w związkach osobistych. Zdrowy związek osobisty nie może stać na fundamencie motywacji tego rodzaju, co więcej, ten rodzaj motywacji nie może pojawiać się zbyt często. [...] Byłoby katastrofą dowiedzieć się, że współmałżonek od trzydziestu siedmiu lat pozostaje w związku małżeńskim wyłącznie lub nawet przede wszystkim z poczucia obowiązku wynikającego z małżeńskiego kontraktu.
Z podobnych powodów motywy życzliwości, litości czy współczucia są także nie do przyjęcia jako motywy charakterystyczne dla związków osobistych lub w nich dominujące. Akty łaskawości, altruizmu i miłosierdzia również, ogólnie rzecz biorąc, nie wchodzą w rachubę. Podobnie jak poświęcanie istotnych interesów lub poczucie poświęcania samego siebie. W związkach osobistych osób dorosłych zasadniczo nie do przyjęcia jest także ojcowski czy matczyny autorytaryzm. Wprawdzie to miłe, gdy można się poczuć życzliwym, łaskawym lub litościwym, któż jednak zniesie związek emocjonalny z osobą, w której oczach będzie z zasady, lub choćby tylko bardzo często, obiektem łaskawości, życzliwości czy litości? Oczywiście, zawsze będą się zdarzały jakieś sytuacje, w których jest się obiektem takich postaw w których pojawienie się takich postaw byłoby bardzo pożądane [...] jednak dopóty, dopóki są one postrzegane jako wyjątki. Co
407
więcej, nawet w przypadkach wielkiego nieszczęścia - na przykład zapadnięcia na ogólnie wyniszczającą chorobę - nie sądzę, abym chciał, żeby moja żona lub przyjaciele zostali przy mnie kierując przede wszystkim litością lub życzliwością. •'•:•.-»•
Nawet, jeśli nasze relacje są w zasadzie w porządku, to możemy, jak sądzę, przyjąć kilka nauk pomocnych w głębszym zrozumieniu etyki związków osobistych. Przede wszystkim należy pamiętać, że podstawę do inicjowania i utrzymywania związków osobistych między dorosłymi (a może także między dorosłymi i dziećmi) powinno stanowić właściwe obu partnerom poczucie siły, pełni i radości życia, a nie poczucie słabości, braku, pustki lub niemożności.
Wszystko, co nie jest wspólnym obu stronom poczuciem radości życia i siły, prowadzi do motywów nie zasługujących na akceptację, które zostały już omówione. Ponadto, jeśli postrzegam siebie przede wszystkim jako osobę znajdującą się w potrzebie, będę się zbytnio skupiał na sobie samym i swoich potrzebach. Będę zatem miał skłonność do depersonalizowania ciebie, a więc postrzegania jedynie jako kogoś, kto może wyjść naprzeciw moim potrzebom. Nie będę też, z reguły, potrafił dawać z własnej nieprzymuszonej woli, szczodrze i radośnie: skoro postrzegam siebie jako osobę, która nie ma tyle, ile mieć powinna, każda moja darowizna będzie mi się wydawała wymuszoną daniną. (Czy to oznacza, że ci, którzy najbardziej potrzebują związku osobistego pierwszej klasy, będą niezdolni do zbudowania go? Obawiam się, że może być to prawda).
To, że dawanie musi być w oczywisty sposób dobrowolne i radosne, wiąże się z tematem drugiej nauki z zakresu etyki związków osobistych. Właściwym motywem działania w związkach osobistych, co wyróżnia je i powinno je wyróżniać spośród innych związków, jest po prostu to, że chcemy tak właśnie się zachowywać. Ludzie dążą do celów, jakie sobie postawili, ponieważ po prostu tego chcą (oczywiście, to właśnie ma się na myśli, kiedy się mówi, że coś jest celem). W osobistym związku jednak wśród twoich celów znajduję się ja i moja pomyślność. Z tego punktu widzenia łatwo można dostrzec, dlaczego motywy powinny odgrywać centralną rolę w związkach osobistych, a także i to, dlaczego pragnienie, aby robić razem to, co się robi, jest często jedyną możliwą do przyjęcia motywacją: motywacja przesądza o tym, czy mamy do czynienia ze związkiem osobistym.
Oczywiście, nie można zakładać, że związki osobiste muszą się opierać na odczuciach niekontrolowanych, na czymś w rodzaju pierwiastków zwierzęcych w osobowościach partnerów. Prawdę powiedziawszy, jest sens mówić o robieniu czegoś nawet ze złych pobudek po to, by w swoim czasie takie wymuszone postępowanie zmieniło ciebie, twoje uczucia i twoje pobudki. Ale bezustanne usiłowania, aby wzbudzić w sobie odpowiednie uczucia, również są nie do przyjęcia ani nie przynoszą pożądanych skutków. Jeśli musisz nieustannie zmuszać się do tego, aby chcieć coś ze mną lub dla mnie lub dla naszego związku robić, to w pewnym momencie oboje (obaj, obie) musimy przyznać, że ja i moja pomyślność nie należą do twoich celów i że tym samym nasz związek nie jest związkiem osobistym.
408
Nie twierdzę, że działania, których motywem jest poczucie obowiązku lub jakieś zobowiązanie, altruizm lub samopoświęcenie, życzliwość, litość, miłosierdzie, sympatia itd., nigdy nie zdarzają się w związkach osobistych. Mogą być nawet odpowiednie w niezwykłych okolicznościach. Są one jednak rodzajem mechanizmu obronnego, który porównuję do siatki bezpieczeństwa przy występie na linie. Jesteśmy bezpieczniejsi z siatką, ale występ nie jest dobry, jeśli okazuje się ona potrzebna często. Podobnie mechanizmy obronne mogą w czasach kryzysu chronić nas, a także to, co jest dla nas ważne, ale nie zapewniają i nie mogą zapewnić tego, co w związkach osobistych pełni funkcję kluczową. Jeśli zatem ciągle, lub choćby tylko często, przyłapujemy się na myśleniu w kategoriach motywów i pojęć, które - jak utrzymuję - są zasadniczo niewłaściwe w związkach osobistych, jest to oznaka, że nasze związki opierają się na chwiejnych podstawach, są niezdrowe, zagrożone, nadwątlone, albo że nigdy nie stały się związkami osobistymi, jakich pragnęliśmy (por. Hardwig, 1984).
Wiąże się z tym trzecia nauka z zakresu etyki związków osobistych. W odniesieniu do nich zasadniczo nie da się zastosować rozróżnienia między egoizmem i altruizmem. Żadna strona nie poświęca osobistych interesów, ani wielkodusznie, ani z wyrachowania, ponieważ oba interesy, z którymi mamy tu do czynienia, nie są od siebie niezależne, a nawet nie do końca są dwoma interesami. Albowiem twoje cele są także moimi celami, a więc podział na dawanie i branie tym samym się załamuje. W kontekstach bezosobowych może ci wystarczyć, że szanuję twoje (niezależne) interesy. Ale w kontekście osobistym będziesz chciał, żeby twoje interesy mnie obchodziły, ponieważ jeśli twoje interesy mnie nie obchodzą, to twoja pomyślność nie jest jednym z moich celów.
Nie znaczy to, oczywiście, że wszystkie interesy będą wspólne, znaczy jednak, że obchodzą mnie nawet te z twoich interesów, które nie są moimi interesami. (Mogę nie lubić spektakli operowych, ale wiedząc, jak wiele znaczą one dla ciebie, pragnę, aby znalazło się dla nich miejsce w twoim życiu. Twój kontakt z operą jest dla mnie ważny choćby przez to, że kontakt z operą innych ludzi, którzy mogą ją kochać tak samo mocno, po prostu ważny dla mnie nie jest). Nie twierdzę też, oczywiście, że w związkach osobistych nigdy nie ma konfliktu interesów. Jednak takie konflikty są umiejscowione w kontekście wzajemnego znaczenia, a zatem są rozpatrywane i rozwiązywane w inny sposób. W związkach osobistych konflikty interesów są konfliktami we mnie samym, a to zupełnie co innego niż konflikt interesów, w którym jedną ze stron jestem ja, a drugą ktoś, kto jest odrębną jednostką.
Czwarta nauka z zakresu etyki i związków osobistych jest następująca. Ponieważ związki osobiste są celami - mało tego, celami ostatecznymi i niewymiernymi - nie mogą i nie muszą być uzasadniane przez odwołanie do jakiejś wyższej wartości, takiej jak miłość, przyjemność, przydatność lub społeczna użyteczność. Każda etyka, która usiłuje uzasadniać związki osobiste w kategoriach dóbr bardziej podstawowych, depersonalizuje związki osobiste. Ujmuje nas jako istoty pożądające tych bardziej podstawowych dóbr, a nie siebie nawzajem.
409
Także tego, co dają ludziom związki osobiste, nie można należycie określić w kategoriach abstrakcyjnych wartości. Każdy związek osobisty jest dobrem sui generis. Związków osobistych, w które przecież są uwikłane konkretne, niemożliwe do zastąpienia osoby, nie da się sprowadzić do wspólnego mianownika, tak by stały się porównywalne, nie depersonalizując ich przy tym. Chociaż osoby, które znalazły się w sytuacji wymagającej dokonania wyboru między różnymi osobistymi stosunkami, mówią czasem (i prawdopodobnie myślą) o porównywaniu tych stosunków przez sprowadzenie do abstrakcyjnych wspólnych mianowników, ocenianie ich wartości w taki sposób sprowadza kochane przez nas osoby do roli zwykłych ucieleśnień pewnych form, a tym samym depersonalizuje zarówno te osoby, jak i nasz stosunek do nich. ', . *r>
Piąta i ostatnia nauka służy podsumowaniu tych rozważań i wyciągnięciu z nich wniosków. Etyka związków osobistych musi rozpatrywać ludzi w kategoriach nieatomistycznych, musi być oparta na doktrynie związków duchowych. Ludzie postrzegają się nawzajem w kategoriach nieatomistycznych, jeśli widzą przynajmniej niektóre inne jednostki nie tylko jako środki mające im zapewnić dobre samopoczucie, ale także jako część ich dobrego samopoczucia. Jak sugerowałem wcześniej, nie mogę wyjaśnić, dlaczego cenię sobie związek z tobą (wyżej niż dobra, które chciałbym od ciebie dostać), w inny sposób niż mówiąc, że czuję więź między nami. Doszedłem do postrzegania siebie samego jako jestestwa, które może się spełniać tylko poprzez istnienie, które obejmuje związek z tobą. Tak więc, widzę siebie po części jako część szerszej całości, która jest nami. To nie oznacza, że postrzegam ciebie jako konieczny lub wystarczający warunek mojej pomyślności. Jeśli nasz związek się skończy, to mój świat się nie rozpadnie i powinienem o tym wiedzieć. Ale jeśli nasz związek rzeczywiście się skończy, to będę musiał zmienić wyobrażenie o sobie samym i swojej pomyślności.
Koniecznie musimy pamiętać, że związki międzyludzkie mogą być zarówno dokuczliwie osobiste, jak i chwalebnie osobiste. I rzeczywiście może się wydawać, iż rację mają ci, którzy twierdzą, że gdy stosunki są zdrowe i dobrze się układają, nie potrzeba żadnej etyki. Sądzę jednak, że pozorna słuszność tego stwierdzenia stanowi odbicie ograniczoności naszych sposobów myślenia o etyce. Osobiście byłbym skłonny utrzymywać, że naprawdę potrzebujemy etyki na dobre czasy i dla zdrowych pięknych związków - etyki dążeń, która służyłaby do wyjaśniania, co chcemy w związkach osobistych osiągnąć, oraz do przypominania nam o tym, dzięki czemu są one tak dobre. -, > < i i-asfiiii
Co więcej, nawet gdy w związkach osobistych dochodzi do zaburzeń i napięć, czy też gdy wkrada się do nich wrogość, nie zawsze można lub trzeba je depersonalizować. Także etyka nie może milcząco nam zalecać lub wręcz żądać od nas, abyśmy depersonalizowali nasze związki zawsze wtedy, gdy wybuchają w nich poważne konflikty. Postawa depersonalizująca w związku osobistym będzie często zniekształcała zaistniałe problemy. Jeśli pominąć moją miłość do ciebie, to zniknie moje wzburzenie wywołane tym, że znowu upijasz się do nieprzytomności, a tym samym i problem, który nas podzielił. Albowiem mogę ze spokojem przyjmować do wiadomości pijaństwo innych ludzi, nie związanych ze
410
mną osobiście. Moja troska nie jest po prostu troską bezosobową, która obejmuje bez różnicy wiele możliwych obiektów.
Zdepersonalizowanie (lub zakończenie) związku może być właściwe jako końcowe posunięcie w obliczu nie dających się usunąć trudności. Nie uważam jednak, że nawet w takich przypadkach depersonalizacja jest zawsze najlepszym sposobem postępowania. Myślę bowiem, że powinniśmy dążyć do zdobycia wiedzy o tym, jak kończyć związki, nie depersonalizując ich przy tym. Gdybyśmy potrafili nauczyć się tego, aby dalej dbać i osobiście się troszczyć o naszych byłych ukochanych, przyjaciół i partnerów, moglibyśmy, w przypadku gdy zostajemy opuszczeni, czuć się szczęśliwsi i mniej zgorzkniali niż wtedy, gdy kończymy nasze związki w poczuciu wrogości, gniewu i odrzucenia lub nawet z pewnego rodzaju obojętnością charakterystyczną dla stanowiska bezosobowego; moglibyśmy też, dzięki temu, mieć w chwili zakończenia związku lepszą orientację co do przyczyn kłopotów, jakie się w nim pojawiły, oraz większą zdolność do pójścia naprzód, ku innym związkom. ,*V
Cóż więc należy zrobić? Jeśli przyjmiemy moje stanowisko, że etyka związków osobistych jest potrzebna i powinna być odmienna od etyki związków bezosobowych, to pole etyki rozszerzy się, a teoria etyczna okaże się dziedziną zbadaną o wiele mniej gruntownie, niż się mogło by nam wydawać. Mój pogląd bowiem zakłada, że istnieją rozległe, w dużej mierze niezbadane obszary poza sferą, którą zwykliśmy uznawać za etykę. Starałem się wskazać ten obszar, ale zaledwie zacząłem go badać.
1. Powinniśmy zastanowić się nad tym, czy związki osobiste zawsze są lepsze. Gdyby tak było, związki bezosobowe byłyby jedynie rezultatem ograniczeń naszego poczucia więzi, a co za tym idzie, powinien istnieć stały etyczny imperatyw personalizowania kontekstów społecznych, gdy tylko to możliwe, i rozszerzania naszego poczucia więzi. Podejrzewam jednak, że lepiej, aby niektóre związki pozostały bezosobowe, a także że istnieją sytuacje, w których nieosobowe traktowanie drugiej osoby jest dobrą strategią, ponieważ wrogość, uraza, wstręt i wiele form konfliktu stają się o wiele bardziej przykre i trudniejsze do opanowania, gdy są osobiste. Musimy także lepiej zrozumieć, co dokładnie oznacza depersonalizacja związku.
2. Potrzeba nam etyki związków ąuasi-osobistych (miłości, małżeństwa, przyjaźni), nie będących zarazem związkami osobistymi (w sensie, jaki usiłowałem tu wytłumaczyć). Albowiem właśnie w takich kontekstach ludzie są prawdopodobnie traktowani w sposób najbardziej wyniszczający, wykorzystywani i maltretowani. Co więcej, związki ąuasi-osobiste mają do odegrania ważną rolę zarówno wtedy, gdy łączą się ze związkiem osobistym, jak i wtedy gdy ze związkiem osobistym się nie łączą. Małżeństwo jest również instytucją finansową; nasz pogląd na to, jacy powinni być rodzice, ma przyczynić się do zapewnienia dzieciom ochrony i wychowania nawet wtedy, gdy nie są kochane; nawet mieszkanie razem jest po części układem, który ma przyczynić się do zmniejszenia trudów codziennego życia.
3. Powinniśmy znaleźć jakiś sposób radzenia sobie z konfliktami i napięciami rodzącymi się zarówno na gruncie związków osobistych, jak i związków bezosobowych. Czy jest moralne na przykład kupowanie gier komputerowych i złotych łańcuchów dla syna, podczas gdy inne dzieci głodują, po prostu dlatego, że jest on moim synem i pozostaję z nim w związku osobistym? Problemy dotyczące zakresu,
411
fp w jakim faworyzowanie tych, z którymi jesteśmy związani osobiście, może być uprawnione, są dla mnie bardzo kłopotliwe i prawie się nie poddają mojej etycznej intuicji.
4. Mając więc wszystko to na względzie powinniśmy, być może, jeszcze raz przeanalizować „etykę obcego", aby zobaczyć, czy w świetle etyki związków osobistych i quasi-osobistych potrzebna jest korekta naszej etyki związków bezosobowych.
5. I na koniec, niewątpliwie trzeba, abyśmy dokładniej zrozumieli, co czyni związki osobistymi, lepiej zdawali sobie sprawę z wartości takich związków oraz mieli możliwość zapoznania się z dokładniejszym i bardziej rozwiniętym wykładem etyki związków osobistych. Ta prawda, nawet jeśli będzie miała powodzenie przekraczające moje najśmielsze oczekiwania, zaledwie dotknęła powierzchni tematu.
l
Dopóki nie zrobimy tego wszystkiego, wydawanie oświadczeń na temat istoty „moralnego punktu widzenia" będzie przedwczesne.
Podziękowania: Praca ta została podjęta w 1978 roku na seminarium National Endowment for the Humanities, którym kierowała Amelie Rorty. W różnych wersjach tekstu zostało wykorzystane wiele pomocnych uwag krytycznych i sugestii pochodzących od członków tego seminarium oraz z wydziałów filozoficznych East Tennessee State University oraz Yirginia Commonweath University, od uczestników seminarium Kathy Emmett, poświęconego związkom osobistym, od wydawców tej książki, a zwłaszcza od Amelie Rorty i Mary Read English. Moi liczni dobroczyńcy pozostawili mnie z całą masą płodnych i ważnych pomysłów, jak poprawić i zmodyfikować to, co powiedziałem, które partie tekstu jeszcze raz przemyśleć, niestety jednak zbyt często nie miałem wystarczającej dozy rozumu i wiedzy, by móc wykorzystać ich sugestie w niniejszej pracy.
Bibliografia
Gilligan C. (1982) In a Different Yoice: Psychological Theory and Women's Development, Cambridge,
Harvard University Press.
Hardwig J. (1984) Should Women Think in Terms of Rights. „Ethics" 94, 441-455. Noddings N. (1984) Caring: A Feminine Approach to Ethics and Moral Education, Berkeley,
University of California Press. Stocker M. (1976) The Schizophrenia of Modern Ethical Theories, „Journal of Philosophy" 73,
Williams B. (1976) Persons, Character, and Morality, w: The Identities of Persons, A. G. Rorty (red.), Berkeley, University of California Press.
Pytania przeglądowe
1. Dlaczego Hardwig sądzi, że nie mamy jeszcze etyki związków osobistych?
2. Podaj dwie cechy charakterystyczne związków osobistych, które Hardwig uważa za najważniejsze.
3. Co oznacza człon „quasi" w określeniu „związki quasi-osobiste"?
4. Przedstaw i objaśnij podstawową zasadę Hardwigowskiej etyki związków osobistych.
5. Wypełnij puste miejsca i wyjaśnij: Podstawę do inicjowania i utrzymywania związków osobistych między dorosłymi (a może także między dorostymi i dziećmi) powinno stanowić „przede wszystkim właściwe ... poczucie.......i....
412
6. Wyjaśnij, co Hardwig chce pokazać za pomocą swoich pięciu nauk z zakresu etyki związków osobistych; co mianowicie znaczy, że trzeba „rozpatrywać ludzi w kategoriach nieatomistycznych". Ponieważ jest to sprawa bardzo istotna, podaj kilka przykładów tego, na czym polega postrzeganie ludzi jako „nieatomistycznych".
•V
Kwestie do omówienia
1. Wyjaśnij, na czym polega różnica między traktowaniem człowieka jako środka do celu i traktowaniem człowieka jako celu samego w sobie. Podaj przykład, aby zilustrować swoje wyjaśnienia.
2. Jaki związek istnieje między drugą z najważniejszych cech charakterystycznych związku osobistego podanych przez Hardwiga a moimi rozważaniami na temat wyjątkowości i nieza-stępowalności w rozdziale drugim?
3. Dlaczego Hardwig sądzi, że jednostronny stosunek osobisty jest „dobrą pożywką dla wyzysku i tragedii"?
4. Dlaczego motywy i intencje odgrywają o wiele większą rolę w związkach osobistych niż w związkach bezosobowych?
5. Dlaczego Hardwig nie pochwala - ale i całkowicie nie odrzuca - motywów obowiązku, altruizmu, litości i sympatii w związkach osobistych?
6. Hardwig utrzymuje, że rozróżnienia między egoizmem i altruizmem zasadniczo nie da się zastosować w odniesieniu do związków osobistych. Przytocz argumenty, jakie podaje na poparcie tej tezy, i powiedz, czy się z nimi zgadzasz.
7. Hardwig mówi, że powinniśmy nauczyć się tego, by kończąc związek nie depersonalizować go. Wróć myślą do ostatniego razu, kiedy kończył się twój związek. Czy ktoś go zdeper-sonalizował? Jakie to miało skutki? Jak mogłeś sprawić, by ten związek pozostał osobisty, a jednak został zakończony.
ue
Rozdział
12
Rodziny
Virginia Satir jako terapeutka rodzinna zawsze podkreślała kluczowe znaczenie efektywnej komunikacji. Napisała kilka znaczących książek i przeprowadziła wiele warsztatów i seminariów, pomogła setkom rodzin poprawić ich wzajemne porozumiewanie się. Ten tekst został zaczerpnięty z jej książki The New Peoplemaking. Autorka wyjaśnia w niej, co to jest sieć rodzinna i dlaczego zrobienie mapy sieci twojej rodziny może pomóc w ujawnieniu wielu informacji dotyczących tego, jak się w rodzinie porozumiewacie.
Tak jak większość prac tej autorki, również to opracowanie jest praktyczne i bliskie życiu. Satir proponuje, abyś w trakcie lektury narysował mapę sieci twojej rodziny. Gdy określisz więzi między parami osób w rodzinie i role poszczególnych jednostek, zobaczysz, ile możesz się dzięki temu dowiedzieć. Później, gdy przejdziesz do następnego etapu - trójkątów - podejrzewam, że pojawią się nowe odkrycia. Często podobnie jak Satir dostrzegałem, że chociaż trójkąt jest najmocniejszą formą geometryczną -jest szeroko stosowany w mostach, szkieletach domów, dźwigach i innych konstrukcjach, to w relacjach międzyludzkich stanowi formę najsłabszą. Dlaczego? Ponieważ według Satir: „Trójkąt to zawsze para plus jeden, a skoro może kontaktować się tylko dwoje ludzi naraz, to ktoś w trójkącie zawsze jest «nie do pary», zostawiony sam sobie". Musiałem się z tym zmierzyć, gdy umarł ojciec Kris, pozostawiając trójkąt składający się ze mnie, Kris i jej mamy; kwestia taka powstała znów czternaście lat później, gdy urodził się Lincoln i powstała nowa rodzina utworzona przeze mnie, Kris i Lincolna.
Satir wysuwa kilka sugestii dotyczących sposobu radzenia sobie z nieuniknionymi problemami powstającymi w związku z trójkątami w rodzinie.
414
Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że „nikt nie może poświęcić takiej samej uwagi dwóm osobom równocześnie", ale także, że jeśli będziesz cierpliwy, to okaże się, że dynamika porozumiewania się jest zmienna jak pogoda na pustyni. Następnie trzeba zwerbalizować wszystko, co cię martwi i zdać sobie sprawę, że gdy jesteś wykluczony, to jest to spowodowane właściwościami struktury trójkąta, a nie tym, że jesteś niedobry czy robisz coś złego.
Satir posługuje się przykładem wymyślonej rodziny Lintonów - tworzy ona sieć obejmującą czterdzieści pięć różnych jednostek - pięć osób, dziesięć par i trzydzieści trójkątów. Nic dziwnego, że porozumiewanie się w rodzinie może być frustrujące!
W tej pracy Satir nie wyjaśnia szczegółowo, jak radzić sobie ze wszystkimi możliwymi problemami związanymi z porozumiewaniem się w rodzinie. Podaje jednak sposób ułatwiający rozumienie tego, co się dzieje, l to jest jej największy wkład.
l
Yirginia Satir
Mapa twojej rodziny
Za: Yirginia Satir, The New Peoplemaking, rozdz. 13, s. 182-193. Science and Behavior Books 1988.
Na początku mojej pracy z rodzinami zaskoczyła mnie olbrzymia, nieskoordynowana, wielokierunkowa aktywność: fizyczna, czyli ruchy ciała, a także psychiczna, w formie sprzecznych komunikatów, niedokończonych zdań itd. Najbardziej przypominało mi to puszkę z robakami, które mój ojciec zabierał na ryby jako przynętę. Robaki były splątane, bez przerwy wiły się i ruszały. Nie mogłam określić, gdzie jeden z nich się kończył, a drugi zaczynał. W rzeczywistości mogły przemieszczać się jedynie w górę, w dół, dookoła siebie lub na bok, ale sprawiały nieodparte wrażenie, jakby były jednym, żywym, celowo działającym organizmem. Mam poczucie, że gdyby jeden z tych robaków mógł mówić, powiedziałby to samo, co słyszałam przez lata od członków rodzin: Dokąd zmierzam? Co ja robię? Kim jestem?
Porównanie sposobu zachowywania się wielu rodzin do sprawiającej wrażenie celowego wicia się plątaniny robaków wydało mi się tak trafne, że sieć połączeń istniejących między członkami rodziny nazwałam puszką robaków.
O,
•'t 17
Rozdział ten ma na celu pokazanie, jaka jest sieć twojej rodziny i jak sporządzić jej mapę. Myślę, że najlepiej można to zadanie zrealizować posługując się przykładem wymyślonej rodziny Lintonów i pokazując, jak sieć ich połączeń działa na ich korzyść i przeciwko nim. Nawiasem mówiąc, w rzeczywistości nikt nie może zobaczyć takiej sieci, ale na pewno poczujesz ją, gdy ćwiczenia przedstawione dalej wystarczająco ją przybliżą.
Oto Lintonowie - poszczególne osoby tworzące rodzinę w obecnym stanie.
RODZINA LINTONÓW - STAN OBECNY
ALICE
Dorosła kobieta
38 lat
JOHN
Dorosły mężczyzna
40 lat
JOE
Dziecko płci męskiej
17 lat
BOB
Dziecko płci męskiej
16 lat
TRUDY
Dziecko płci żeńskiej
12 lat
Przyczep duży arkusz papieru do ściany tam, gdzie wszyscy będziecie go dobrze widzieć. Zacznij mapę swojej rodziny od narysowania pisakiem kółek przedstawiających każdą osobę. Twoja rodzina może obejmować dziadka lub inną osobę współtworzącą twoje gospodarstwo domowe. Jeśli tak, dodaj kolko dla tej osoby w rzędzie z innymi dorosłymi.
Jeśli ktoś należał do rodziny kiedyś, ale teraz już do niej nie należy, przedstaw jego lub ją zakreskowanym kółkiem. Jeśli mąż lub ojciec nie żyje, opuścił rodzinę lub rozwiódł się z żoną, a jego żona nie zawarła małżeństwa ponownie, to twoja mapa powinna przedstawiać to tak:
Jeśli kobieta wyszła za mąż ponownie, to będzie to wyglądało tak:
417
Jeśli drugie dziecko umarło lub przebywa poza domem, to twoja mapa będzie wyglądałaby tak: ......
r
Wierzę, że każdy, kto kiedykolwiek był częścią rodziny, odciska swój wyraźny ślad. Osoba, która odeszła, jest często bardzo żywa w pamięci tych, których pozostawiła. Często te wspomnienia odgrywają ważną rolę - nierzadko negatywną - w tym, co się dzieje w teraźniejszości. Jednak nie musi tak być. Jeśli odejście nie zostało zaakceptowane z jakiejkolwiek przyczyny, to duch tej osoby jest wciąż obecny i niejednokrotnie zakłóca teraźniejszość, a jeśli zostało zaakceptowane, to dotycząca nieobecnej osoby sfera życia teraźniejszego jest wolna od problemów.
Każda osoba jest odrębnym Ja, które może być określane za pomocą imienia, fizycznych cech, zainteresowań, gustów, uzdolnień, nawyków - wszystkich właściwości, jakie charakteryzują ją jako jednostkę.
Dotychczas nasza mapa ukazuje członków rodziny jako wyspy, ale każdy, kto żył w rodzinie, wie, że nikt nie może w niej zostać samotną wyspą na długo. Różni członkowie rodziny są połączeni siecią więzi. Powiązania te mogą być niewidoczne, ale istnieją, są mocne i trwałe jakby były ze stali.
Dodajmy kolejny element naszej mapy: pary. Pary mają specjalne role w rodzinie. Poniższa ilustracja przedstawia pary w rodzinie Lintonów wraz z nazwami ról.
Role i pary w rodzinie dzielą się na trzy podstawowe kategorie: małżeństwa, określane jako mąż i żona, rodzice-zstępni (dzieci), określane jako oj-ciec-córka, matka-córka, ojciec-syn i matka-syn, oraz rodzeństwa, z określeniami brat-brat, siostra-siostra i brat-siostra. Role w rodzinie zawsze związane są z parami. Nie ma roli żony bez męża, ani ojca lub matki bez syna czy córki itd.
418
,'WOfl fiil Ml
Przekonania o tym, co oznaczają różne role dla różnych osób, mogą być odmienne. Każda rola wywołuje odmienne oczekiwania. Ważne jest, aby dowiedzieć się, jakie znaczenie mają różnorakie role dla każdego członka rodziny.
Kiedy rodzina przychodzi do mnie, nieco skonsternowana, przede wszystkim pytam każdego z jej członków, jak rozumie swoją rolę. Bardzo żywo w mojej pamięci zapisała się pewna para. Ona powiedziała: „Myślę, że bycie żoną oznacza przygotowywanie posiłków na czas, sprawdzanie, czy ubrania mojego męża są w porządku i utrzymywanie niemiłych rzeczy dotyczących dzieci i dnia codziennego z dala od niego. Myślę, że mąż powinien zapewnić dobry poziom życia. Nie powinien sprawiać żonie kłopotów".
On powiedział: „Myślę że bycie mężem oznacza, że jest się głową rodziny, zapewnia się dochody i dzieli się problemami z żoną. Myślę, że żona powinna mówić mężowi, co się dzieje. W łóżku powinna być jak kotka".
Oboje wcielali zatem w życie swoje poglądy dotyczące tego, na czym polegają role w rodzinie; nie wiedzieli przy tym, jak różnią się w tej ważnej kwestii. Nigdy nie rozmawiając na ten temat po prostu uznali, że ich poglądy na
C 419
własne role są takie same. Kiedy podzielili się tymi poglądami, na nowo powstało między nimi porozumienie i ich związek zaczął dawać im więcej satysfakcji. Wielokrotnie dostrzegałam ten sam problem w rodzinach, które przychodziły do mnie po pomoc.
A jakie są definicje i oczekiwania wobec poszczególnych ról w twojej rodzinie? Jakie jest twoje własne wyobrażenie o tych rolach? Dlaczego by nie siąść razem i nie podzielić się tym, co myślicie o rolach swoich, męża lub żony i dzieci? Myślę, że może was spotkać kilka niespodzianek.
Przeanalizujmy teraz inny aspekt kwestii ról. Alice Linton jest osobą, która żyje, oddycha, nosi określony numer sukienki. Jest także żoną, kiedy jest z Johnem, i matką, kiedy jest z Joem, Bobem lub Trudy. Pomocne będzie, gdy pomyślimy o jej rolach, jak o różnych kapeluszach, które wkłada na odpowiednie okazje. Oprócz tego, że jest sobą, co stanowi jej stały strój, Alice używa poszczególnych kapeluszy tylko wtedy, gdy jest z osobą, która odpowiada danemu kapeluszowi—roli. W ciągu dnia więc Alicja wciąż zakłada i zdejmuje kapelusze. Jeśli ona lub John mieliby nosić wszystkie kapelusze na raz, wyglądaliby tak, i mogłoby im być nieco za ciężko:
Teraz dodaj do mapy swojej rodziny linie łączące każdą osobę z wszystkimi pozostałymi. Rysując kolejną linię, pomyśl przez chwilę o danej relacji. Wyobraź sobie, co czują te dwie osoby w odniesieniu do rysowanego połączenia. Cala rodzina powinna uczestniczyć w tym ćwiczeniu, aby każdy mógł spróbować poczuć, jakie są poszczególne relacje.
Dotychczas przedstawiłam Lintonów jako osoby i pary - pięć osób i dziesięć par. Jeśli byłoby to wszystko, co musimy zaznaczyć na naszej mapie, to życie w rodzinie byłoby całkiem proste. Jednak kiedy pojawił się Joe, powstał trójkąt. I tu sprawa się komplikuje, gdyż trójkąt jest pułapką, w którą wpada większość rodzin. Więcej powiem o trójkątach później, najpierw dodajmy je do mapy rodziny Lintonów.
420
Teraz sieć relacji między Lintonami wygląda tak. Trudno wyraźnie dostrzec jakąkolwiek jej część, czyż nie? Widzisz więc, jak trójkąty zaciemniają i komplikują sprawy. W rodzinach nie żyjemy w parach, lecz w trójkątach.
Wraz z narodzinami Joe powstał nie jeden, lecz trzy trójkąty. Trójkąt to zawsze para plus jeden, a skoro może kontaktować się tylko dwoje ludzi naraz, to ktoś w trójkącie zawsze jest „nie do pary", zostawiony sam sobie. Natura trójkąta zmienia się zależnie od tego, kto jest „nie do pary", jest tak, jakby jeden trójkąt stawał się trzema (każdym w innym czasie).
Trzy powyższe trójkąty składają się z Johna, Alice i Joe'go. W pierwszym John nie ma nikogo do pary, obserwuje relację swojej żony i syna. W drugim Alice patrzy na męża i syna, którzy są razem. W trzecim mały Joe obserwuje matkę i ojca, gdy są razem. Jakie kłopoty związane są z każdym z tych trójkątów, zależeć może od tego, kto zostaje bez pary w danej chwili i czy czuje się źle pozostawiony sam sobie.
Dużo prawdy jest w starym powiedzeniu „dwoje to zespół, troje - to już tłum". Osoba bez pary w trójkącie zawsze ma wybór między przerwaniem relacji między pozostałymi dwiema osobami, wycofaniem się lub wspieraniem pary jako zainteresowany obserwator. Dokonany wybór ma decydujące znaczenie dla funkcjonowania sieci relacji całej rodziny.
Ludzie pozostający w trójkątnych relacjach podejmują wszelkie rodzaje gier. Kiedy para rozmawia, trzecia osoba może przeszkadzać lub próbować zwrócić na siebie uwagę. Jeśli dwie osoby nie zgadzają się ze sobą na jakiś temat, to jedna z nich może skłonić trzecią, by stała się jej sprzymierzeńcem; to zmienia trójkąt. ..:.. <:•.>;,;' -• -, ,
Czy pamiętasz jakąś niedawno zaistniałą sytuację, w której byleś z dwoma innymi osobami? Jak radziłeś sobie w tym trójkącie? Jak się czułeś? Jak radzicie sobie z trójkątami w rodzinie?
Rodziny są pełne trójkątów. Pięcioosobowa rodzina Lintonów ma trzydzieści trójkątów:
421
John/jego żona/jego starszy syn „- •»••;L,"•»v~-- ,
John/jego żona/jego młodszy syn ' „ '' •>
John/jego żona/jego córka
John/jego starszy syn/jego młodszy syn ' /
; John/jego młodszy syn/jego córka v
John/jego starszy syn/jego córka » Alice/jej mąż/jej starszy syn i tak dalej.
Trójkąty są niezwykle ważne, funkcjonowanie w rodzinie w wysokim stopniu zależy od tego, jak radzą sobie jej członkowie z trójkątami.
Pierwszym krokiem w kierunku uporania się z trójkątami jest zrozumienie, że nikt nie jest w stanie poświęcić równej uwagi dwóm osobom naraz. Najlepiej może jest podchodzić do nieuchronnego trójkąta podobnie jak ludzie w Teksasie do pogody: poczekaj chwilę, a zaraz się zmieni.
'. Drugim krokiem, który możesz zrobić, gdy jesteś bez pary, jest wypowiedzenie na głos swoich rozterek, tak by każdy mógł o nich usłyszeć. Trzeci krok to pokazanie własnym zachowaniem, że bycie z boku nie jest powodem do złości, wstydu czy cierpienia. Problemy powstają, gdy ludzie odczuwają bycie poza jako oznakę tego, że nie są dość dobrzy. Ach to niskie poczucie własnej wartości!
Wydaje się, że aby żyć być bez problemów w trójkącie, trzeba mieć pewne określone uczucia wobec samego siebie. Jednostka powinna myśleć dobrze o sobie i powinna być zdolna stać na własnych nogach bez pomocy innych. Kiedy jest chwilowo „wykluczona" z relacji, nie powinna czuć się mało wartościowa lub odrzucona. Powinna umieć czekać bez poczucia urazy, mówić bezpośrednio i jasno, dawać znać innym, co czuje i myśli, a nie gromadzić w sobie złe uczucia.
Jeśli spojrzysz jeszcze raz na mapę rodziny Lintonów i ich trójkąty, to zrozumiesz, jak złożona jest sieć kontaktów w rodzinie. Przykład puszki z robakami również może stać się dla ciebie bardziej zrozumiały.
Narysuj swoją „puszkę z robakami", dodając wszystkie trójkąty do twojej mapy rodziny. Użycie różnokolorowych kredek lub flamastrów może pomóc odróżnić trójkąty od par. I znów, rysując pomyśl o relacji, którą każda z Unii reprezentuje. Narysuj tylko jeden trójkąt łączący trzy osoby, choć w rzeczywistości istnieją trzy takie trójkąty. Pomyśl, jak ów trójkąt wygląda z punktu widzenia każdej z tych osób.
Sieć kontaktów w rodzinie Lintonów nie rozwinęła się z dnia na dzień. Sześć lat minęło, zanim pojawili się ludzie ją tworzący - możliwe, że nawet osiem, jeśli weźmiemy pod uwagę, że John i Alice przed ślubem przez dwa lata chodzili ze sobą. Niektóre rodziny swój skład uzupełniają przez piętnaście lub dwadzieścia lat. Innym zajmuje to rok lub dwa, a niektóre nigdy nie kończą tego procesu, gdyż rdzeń (para odpowiedzialna za rodzinę) stale się zmienia.
Kiedy Lintonowie są wszyscy razem, istnieje czterdzieści pięć różnych elementów: pięć osób, dziesięć par i trzydzieści trójkątów. Podobne elementy występują w twojej rodzinie. Każda z osób ma swój własny obraz każdego z nich. John może wydawać się żonie zupełnie inny niż swemu synowi Bobowi. Alice może spostrzegać swój stosunek do Boba w zupełnie odmienny sposób
422
niż Bob. Obraz, jaki ma John, jest prawdopodobnie jeszcze zupełnie inny. Wszystkie te zróżnicowane obrazy powinny pasować do siebie, niezależnie od tego, czy członkowie rodziny są ich świadomi. W rodzinach, w których panują dobre relacje, można swobodnie rozmawiać o wszystkich tych elementach i ich interpretacjach dokonywanych przez każdą z osób. Z kolei rodziny z problemami są nieświadome obrazów rodziny poszczególnych jej członków lub nie chcą lub nie mogą o nich rozmawiać.
Wielu członków rodzin mówiło mi, że czują się nieswojo, sfrustrowani i fizycznie skrępowani, gdy zbiera się cała rodzina. Każdy z nich odczuwa ciągły ruch, czuje się rozrywany w różnych kierunkach. Gdyby członkowie rodziny byli świadomi tego, że usiłują funkcjonować jakby w puszce z robakami, to nie czuliby się tak zakłopotani i skrępowani.
Kiedy rodziny zobaczą swoją sieć kontaktów po raz pierwszy i w pełni zorientują się, jak ogromnie skomplikowane jest życie w rodzinie, często mówią mi, jak wielką poczuli ulgę. Uświadamiają sobie, że nie mogą przez cały czas wszystkim sterować. Kto mógłby śledzić i kontrolować czterdzieści pięć rzeczy na raz? Poszczególni członkowie mogą o wiele milej spędzać ze sobą czas, kiedy nie czują potrzeby kontrolowania wszystkiego; zaczynają się bardziej interesować obserwowaniem tego, co się dzieje i planowaniem twórczych sposobów ulepszania funkcjonowania rodziny.
Wyzwaniem życia rodzinnego jest znalezienie sposobu na to, by każda osoba mogła uczestniczyć lub obserwować innych bez poczucia, że ona lub on się nie liczy. Sprostanie temu zadaniu jest niemożliwe, jeśli stajemy się ofiarą naszego starego winowajcy: niskiego poczucia własnej wartości.
Rodzinna puszka z robakami wywiera ogromne naciski na jednostkę. Ma bardzo wielkie wymagania wobec każdej z nich. W niektórych rodzinach w ogóle trudno jest być odrębną osobą. Im większa rodzina, tym więcej jednostek wchodzi w grę i tym trudniej jest każdemu jej członkowi uczestniczyć we wspólnym działaniu. Oczywiście nie mówię, że duże rodziny zawsze są nieudane. Przeciwnie, do najlepiej funkcjonujących rodzin, jakie znam, należą te z dużą liczbą dzieci.
Jednak im więcej dzieci wchodzi w skład rodziny, tym większy nacisk jest wywierany na relację między małżonkami. Rodzina licząca trzy osoby ma tylko trzy trójkąty osoba-para, rodzina z czterema członkami ma ich dwanaście; rodzina licząca pięć osób ma trzydzieści, a dziesięć osób w rodzinie tworzy 280 trójkątów! Za każdym razem, gdy przybywa nowa osoba, ograniczony czas i inne zasoby muszą zostać podzielone na więcej części. Można znaleźć większy dom i zdobyć więcej pieniędzy, ale rodzice wciąż mają po jednej parze rąk i uszu. Fale dźwiękowe zaś mogą przenosić tylko jeden zbiór słów w danym czasie w taki sposób, by nie powstał totalny harmider.
Często się dzieje tak, że bycie rodzicem jest tak przytłaczające, iż bardzo niewielka część własnego Ja każdego z rodziców znajduje swój wyraz, a związek między małżonkami staje się coraz słabszy z powodu jego zaniedbywania. Wiele par się wówczas rozpada, rezygnuje i ucieka. Marnieją jako jednostki, zawiedli jako partnerzy i prawdopodobnie radzą sobie nie najlepiej jako rodzice. Sfrustrowani, zgaszeni, bliscy śmierci emocjonalnej dorośli nie są dobrymi przywódcami w rodzinie.
423
> Jeśli związek małżeński nie jest chroniony i nie daje mu się szansy, by rozkwitł, a żaden z partnerów nie ma możliwości własnego rozwoju, to system rodzinny jest wypaczony, a rozwój dzieci będzie zaburzony.
Bycie dobrym rodzicem, w wyważony sposób pełniącym swoją rolę nie jest niemożliwe. Wystarczy, aby rodzicom wystarczyło umiejętności i samoświadomości, by utrzymać przy życiu własne Ja i swój związek małżeński, gdy puszka z robakami jest wypełniona. Tacy rodzice stoją na straży dobrze funkcjonujących rodzin. Takich, które kanalizują napięcia występujące w sieci powiązań rodzinnych, ukierunkowując je na twórczy rozwój.
Pytania przeglądowe
1. Jakie są, według Satir, trzy podstawowe kategorie ról i par w rodzinie?
2. Jaki jest związek między rolami w rodzinie a oczekiwaniami?
3. Rodzina Lintonów składa się z pięciu osób tworzących trzydzieści trójkątów. Ile jest trójkątów w twojej rodzinie?
4. Jakie główne spostrzeżenia czyni Satir na temat olbrzymiej złożoności relacji rodzinnych?
Kwestie do omówienia • «.<^ *, : < , "<
1. Dlaczeg Satir zaleca nam, by do mapy rodziny włączać członków rodziny, którzy zmarli lub przebywają poza domem?
2. Dlaczego Satir mówi, że role w rodzinie zawsze związane są z parami?
3. Jaką istotną cechę zyskuje mapa twojej rodziny, gdy przechodzisz od par do trójkątów (oczywiście oprócz pojawienia się nowej osoby)?
4. Mapa narysowana przez Satir ukazuje pary i trójkąty łączące wszystkich członków rodziny. Czy myślisz, że odnosi się to do sieci kontaktów każdej rodziny? Czy istnieją w ogóle członkowie rodziny, którzy nie są połączeni w pary lub nie stanowią części trójkąta?
5. Powtórz swoimi słowami główną radę Virginii Satir skierowaną do rodziców.
Poniższe opracowanie opiera się na przedstawionej przez Satir analizie powiązań rodzinnych. Autorzy objaśniają kilka patologicznych sposobów porozumiewania się, które powodują problemy w komunikowaniu się rodziny, i proponują kilka sposobów uczynienia komunikacji w twojej rodzinie bardziej satysfakcjonującą i bardziej konstruktywną.
Praca zaczyna się od podania listy szkodliwych reguł zaburzających komunikację w rodzinie, na przykład takich, które mówią, że źle jest prosić
0 pomoc, demonstrować złość wobec rodziców, rozmawiać o potrzebach
1 odczuciach sfery seksualnej lub wyrażać strach. W niektórych rodzinach istnieją także specyficzne zasady dotyczące postrzegania, w myśl których dzieci nie powinny na przykład zauważać tego, że tata lub mama są pijani i nie nadają się do pełnienia swoich obowiązków, lub nie należy dostrzegać tego, że przy obiedzie panuje atmosfera wrogości. Takie zasady percepcji
424
lub komunikacji skłaniają członków rodziny do toksycznych reakcji czterech rodzajów - lub inaczej: są przyczyną „poważnych zaburzeń komunikacji" - zaprzeczania, pomijania, przemieszczania lub wysyłania wewnętrznie sprzecznych komunikatów. Zaprzeczanie oznacza odrzucanie tego, co boimy się wyrazić. Pomijanie oznacza opuszczanie tych części komunikatu, które bezpośrednio wyrażają potrzeby rozmówcy i to, co on sobie uświadamia. Przemieszczanie wiąże się z pośrednim wyrażaniem uczuć, często przez przenoszenie ich na członków rodziny. W komunikatach wewnętrznie sprzecznych słowa nie zgadzają się z treściami przekazywanymi niewerbalnie, tak jak w wypadku osoby, która wrzeszczy. „Nie jestem wściekła!".
Kiedy członkowie rodziny posługują się zaprzeczaniem, pomijaniem, przemieszczaniem lub wysyłają sprzeczne komunikaty, inni członkowie muszą „czytać w myślach", by zorientować się o co chodzi, l, jak wskazują autorzy, „całe te zgadywanki kończą się tylko jednym: nieporozumieniami". Nieporozumienia mogą tylko wszystko pogorszyć: „Twoja nieodpowiednia reakcja pociąga za sobą reakcję łańcuchową, przypominającą przysłowiowe przewracające się kostki domina". McKay, Davis i Fanning proponują dwa różne sposoby walczenia z tym problemem. Jako mówiący możesz starać się formułować jednoznaczne i spójne przekazy, a jako słuchacz możesz pamiętać o sprawdzaniu wszystkich niejasnych wypowiedzi.
Przy okazji omawiania koalicji rodzinnych autorzy powtarzają główne twierdzenia Virginii Satir na temat „trójkątnych" relacji. Proponują umowę rodzinną jako sposób zwalczenia negatywnych skutków koalicji.
Następnie McKay, Davis i Fanning objaśniają osiem strategii ukrytej manipulacji, które występują powszechnie w rodzinach, i za każdym razem wskazują, jak członkowie rodziny mogą zmienić swój sposób porozumiewania się, aby zneutralizować te strategie. Praca kończy się propozycją dwóch ćwiczeń, które mają na celu pomóc członkom rodziny w tworzeniu i utrzymywaniu atmosfery zdrowej komunikacji. , .... .
Matthew McKay, Martha Davis i Patrick Fanning
Komunikacja w rodzinie
Za: Matthew McKay, Martha Davis i Patrick Fanning, Messages: The Communication Book, Copyright 1983 New Harbinger Publications, Przedruk za zgodą. ,. ,, «f
Między porozumiewaniem się w rodzinie a komunikacją z całym światem zewnętrznym istnieje jedna podstawowa różnica. Jeśli chodzi o rodzinę, to gra idzie o wiele wyższą stawkę. Możesz uniknąć konfliktu z sąsiadem z ulicy, związ-
425
'ł t»
kowym ważniakiem, swoim mechanikiem samochodowym, ale nie możesz uciec od swojej rodziny, każdej nocy musisz wracać do domu. Rodzina z chronicznie złą komunikacją staje się szybkowarem pod wysokim ciśnieniem. Każdy z jej członków jest podatny na emocjonalne wyniszczenie. Zwłaszcza dzieci mogą doznać wielu fizycznych i psychologicznych urazów.
Rodziny wpadają w kłopoty, gdy ich członkom nie wolno uzewnętrznić pewnych uczuć, potrzeb lub wiedzy. Reguł określających, o co można prosić, o czym rozmawiać lub co może być zauważane, uczymy się od rodziców. Stają się one nieświadomymi hamulcami, które uniemożliwiają nam dzielenie się ważnymi elementami naszego doświadczenia. Oto przykłady szkodliwych reguł, które zaburzają komunikację w rodzinie. W myśl tych reguł nie należy:
ift-nnn •.: M..---:.\ iq<;. ? in1 (;., ;'- i „ " ", ,|
c; 1) prosić o pomoc, s
2) rozmawiać o swoich nadziejach i marzeniach,
3) złościć się na rodziców,
4) szukać uznania i spodziewać się dostrzeżenia swojej pracy, ' ' •* 5) prosić o emocjonalne wsparcie,
S 6) pokazywać, że zostałeś zraniony,
3! 7) okazywać emocjonalnego bólu, v , . , t
8) rozmawiać o swoich potrzebach i odczuciach seksualnych,
9) zauważać lub komentować nieporozumienia lub problemy, 10) wyrażać braku zgody lub ujawniać istnienia konfliktów,
*'• 11) bezpośrednio wyrażać złości (jeżeli nie możesz udowodnić, że druga osoba jest 0* okropna, wstrętna),
12) okazywać strachu,
;Cł 13) wyrażać mieszanych uczuć, zastrzeżeń, niepewności,
'^* 14) okazywać przywiązania,
:tl 15) prosić o uwagę. -6
Oprócz tych podstawowych reguł w rodzinach mogą występować specyficzne regulacje ograniczające spostrzeganie. Decydują one o tym, co może, a co nie może być dostrzegane i omawiane. Te reguły są szczególnie surowe w odniesieniu do dzieci, które nie nauczyły się jeszcze blokowania swojej świadomości. Oto przykłady takich zasad rodzinnych:
1) nie zauważaj, że tata jest pijany i niesprawny,
2) nie zauważaj, że przy obiedzie panuje atmosfera wrogości,
3) nie lamentuj i nie rozmawiaj o śmierci babci,
4) nie mów o swoim strachu przed inwazją Marsjan,
5) nie proś o przytulenie lub dodanie ci otuchy, W
6) nie zauważaj romansu mamy.
Musisz przestrzegać takich reguł, aby przetrwać w rodzinie. Są one tworzone i ciągle wzmacniane przez strach przed odrzuceniem. Jeśli ojciec reagował złością na twój strach, to szybko nauczyłeś się, że nie powinno się wyrażać lęku. Zostałeś uwarunkowany w taki sposób w dzieciństwie, że oczekujesz, iż zostaniesz skrzywdzony, jeśli zaczniesz mówić o swych lękach. Być może zasada ta wypadła ci ze świadomości i stała się ukrytym czynnikiem wpływającym na twoje
426
działanie. Jako człowiek dorosły możesz czuć się źle ze strachem i złościć się na swoje dzieci za wyrażanie go. Tę zasadę może również zaakceptować twój małżonek, ponieważ łączy się ona z wzajemnymi korzyściami: „Ja nie pokażę swojego strachu, jeśli nie będę musiał(a) mieć do czynienia z twoim".
U większości ludzi te silne reguły ograniczające ich ekspresję są zupełnie nieświadome. Poproszeni w trakcie wizyty u terapeuty rodzinnego o wyrażenie swego cierpienia, strachu lub potrzeby wsparcia, czują się dziwnie sparaliżowani. Wydaje im się to bardzo niebezpieczne, ale nie wiedzą, dlaczego. Poczucie zagrożenia wywodzi się oczywiście stąd, że bardzo dawno temu zostali uwarunkowani, kiedy rodzice odrzucali ich za mówienie tego, co czuli, czego potrzebowali lub co zaobserwowali.
Zaburzenia w komunikacji rodzinnej
Zasady ograniczające ekspresję w rodzinie są przyczyną czterech podstawowych rodzajów zaburzeń komunikacji. Mając ograniczoną ekspresję bezpośrednią musisz zaprzeczać, pomijać, przemieszczać lub wysyłać wewnętrznie sprzeczne komunikaty dotyczące pewnych sfer twego doświadczenia.
Zaprzeczanie
Ludzie mają tendencję do zaprzeczania temu, co boją się wyrazić. Możesz zaprzeczać swoim potrzebom i uczuciom w sposób jawny lub ukryty. Jawne zaprzeczenie łączy się z takimi wypowiedziami, jak: „Nie obchodzi mnie to", „Nie ma sprawy", „Rób co chcesz", „Czuję się świetnie", „A kto tu jest zły?", „A kto tu jest zdenerwowany?", „Nic od ciebie nie potrzebuję". Ukryte zaprzeczenia jest trudniej rozpoznać, ale często towarzyszy im wzruszanie ramionami, garbienie się, jednostajne mówienie, unikanie kontaktu. Komunikują one: „To nie ma znaczenia, ja nic nie czuję".
Pomijanie
Pomijanie oznacza opuszczanie części komunikatu, zwłaszcza tych części, które bezpośrednio wyrażają twoje potrzeby i to, co sobie uświadamiasz. Zamiast powiedzieć „Chciałbym pójść na film", możesz złapać się na tym, że mówisz „Pewnie wieczorem w telewizji znów nędzny program?". Pomijając, musisz wszystko mówić okrężnym sposobem. Takie wypowiedzi nie określają kto, co, gdzie lub kiedy. Oto kilka typowych przykładów:
.-."łś
• „Było trochę samotnie" (znaczenie: „Brakowało mi ciebie, kiedy przez trzy wieczory w tygodniu byłaś na wykładach, i mam nadzieję, że w następnym kwartale będziesz miała mniej wieczornych zajęć").
• „Otworzyli nową francuską restaurację na naszej ulicy" (znaczenie: „Zjedzmy dziś kolację poza domem").
• „Do licha, gwinty są złamane, nigdy tego nie naprawię" (znaczenie: „Okaż mi trochę sympatii i przynieś mi filiżankę kawy").
427
• „Co znów chcesz, żebym zrobił?" (znaczenie: „Zostaw mnie teraz w spokoju, to pierwsza chwila dzisiaj, kiedy mogę trochę odpocząć").
• „Jesteś chyba nieco zmęczony" (znaczenie: „Czemu zrobiłeś się nagle taki zły?").
Pominięcia mają zazwyczaj jedną z trzech form:
1. Wypowiedzi w formie pytania. „Ty wciąż tutaj?" (znaczenie: „Chciałabym być sama przez kilka godzin").
2. Prośba w formie obojętnej obserwacji. „Co za piękny dzień" (znaczenie: „Pojedźmy gdzieś za miasto").
3. Pominięte odniesienia. Komunikat jest niejasny i nie określa, kto czuje, co czuje i do kogo. „Było trochę gniewu ostatnio" (znaczenie: „Ja byłem na ciebie zfy
" ' z powodu całej tej dodatkowej pracy, odkąd zwolniłaś pomoc domową"). „Nie było zbyt dużo kontaktu" (znaczenie: „Ja czułam, że straciłam kontakt z moim mężem i najstarszą córką).
Przemieszczanie
Uczucia muszą czasem wyjść na jaw, a przemieszczenie pozwala na wyrażenie ich w bezpieczniejszy sposób lub wobec bezpieczniejszej osoby. Przemieszczenie pozwala ci wyrazić twoje uczucia pośrednio. Jeśli kierujesz się zasadą zabraniającą okazywania tego, że coś cię boli, możesz znaleźć ujście dla swego bólu przez wyrażenie złości. Jeśli nie wolno ci okazywać złości w stosunku do żony, możesz zaatakować syna z powodu niewykonania obowiązków. Oto typowe przykłady substytucji: ,, , , i , , •
ł. Szef krytykuje twoją pracę. Jesteś zły, atakujesz żonę za złe gospodarowanie pieniędzmi na jedzenie.
2. Przeraziłaś się, kiedy twój syn wbiegł na jezdnię. Ze złością krzyczysz na niego, że jest „głupi i pomylony".
3. Czujesz się dotknięta i trochę osamotniona, kiedy twoja córka spędza każdego wieczoru trzy godziny rozmawiając przez telefon. Napadasz na nią za to, że nie schowała mleka do lodówki.
4. Czujesz się dotknięta i zła, kiedy twój małżonek wyraża chęć spędzenia urlopu bez ciebie. Twoja reguła zabraniająca wyrażania złości zmusza cię do przekształcenia jej w uczucie depresji.
- 5. Nie jesteś w stanie wyrazić utajonej radości z powodu tego, że twoje dzieci spędzą lato "i z twoim eks-małżonkiem. Wyrażasz zaniepokojenie o ich zdrowie i bezpieczeństwo. \ '?' .v Niespójne komunikaty - fet
Niespójne komunikaty pojawiają się, gdy informacje przekazywane przez twoją pozę, mimikę, ton głosu, tempo mówienia nie zgadzają się z treścią tego, co mówisz. Kobieta mówi do swej córki: „Nie jestem zdenerwowana tym, że do późna nie było cię w domu", ale jej głos jest ostry, chrapliwy, mówi szybko, macha palcem, drugą rękę wspiera na biodrze. Słowa po prostu nie pasują do tego, co wyraża ciało i głos. „Smutno mi, gdyż nie udało nam się zebrać całej rodziny" - oznajmia mężczyzna przy obiedzie. Jego oczy wwiercają się w oczy syna, jego szczęki są ściśnięte, jedna z dłoni zaciska się w pięść i gniecie serwetkę. Mówi, że jest smutny, ale komunikuje coś jeszcze. Może to być gniew, może być także wstrząsająca rozpacz.
428
Kiedy komunikaty nie pasują do siebie, członkowie rodziny są zmuszeni do wybrania, który z nich jest tym prawdziwym. Muszą czytać w myślach i próbować zgadnąć, co mówiący naprawdę komunikuje. Poniższe przykłady niezgodnych komunikatów podzielone są na cztery części: (1)'słowa, (2) głos i język ciała, (3) interpretacja słuchacza i (4) rzeczywisty komunikat. ',:,;•
Słowa: „Strasznie miło mi widzieć cię w domu".
Głos i język data: Ton głosu bezbarwny, jednostajny, oczy wpatrzone w podłogę, półuśmiech, ciało zwrócone lekko na bok.
Interpretacja słuchacza: Postanawia zawierzyć temu, co mówi język ciała i barwa głosu. Przyjmuje, że mówiący czuje się niezręcznie i jest zawiedziony. Słuchaczowi jest przykro.
Rzeczywisty komunikat: „Cieszę się, że jesteś w domu. Niestety nie udało mi się skończyć pracy, jak to zaplanowałem i obawiam się, że nie uda mi się jej dokończyć teraz, gdy ty wróciłeś". Mówiący kieruje się zasadą zabraniającą wyrażania czegokolwiek poza radością z powrotu bliskiej osoby. Wynikiem jest niespójny komunikat.
Słowa: „Nic nie szkodzi, że nie pójdziemy. Jest tyle do zrobienia w domu".
Głos i język ciała: Promienny uśmiech, który znika nienaturalnie szybko, pochylone ramiona, opuszczona głowa, wysoki, uspokajający głos.
Interpretacja słuchacza: Postanawia zaufać uspokajającym słowom, ale czuje napięcie i przykrość, ponieważ język ujawnia ogromne rozczarowanie.
Rzeczywisty komunikat: „Jestem ogromnie rozczarowana tym, że nie mogliśmy pójść do kina dziś wieczorem".
Słowa: „Ja tylko chcę trochę więcej wsparcia, poczucia, że troszczysz się o mnie". Głos i język ciała: Głos wysoki i krzykliwy, niemal zrzędzący, usta zaciśnięte w prostą linię, wzruszanie ramionami, patrzenie znad okularów. Interpretacja słuchacza: Postanawia zawierzyć temu, co mówi ciało i barwa głosu. „On czasem wzrusza ramionami w ten sposób i wpatruje się znad okularów, gdy jest rozzłoszczony. Musi być zły". Słuchacz odbiera komunikat jako żądanie. Rzeczywisty komunikat: Prośba o pomoc i brak nadziei, że ktoś może ją zaoferować. Język ciała mówiącego wyrażający brak nadziei jest najwyraźniej podobny do tego, jakim się posługuje wyrażając złość. Słuchacz, zmylony sprzecznymi komunikatami, przyjmuje, że mówiący ukrywa poirytowanie.
Słowa: „Strasznie się o ciebie martwię, kiedy tak się spóźniasz".
Głos i język ciała: Ręce skrzyżowane na piersi, ciężar ciała na jednej nodze, usta zaciśnięte w cienką linię, głos jest szorstki i podniesiony.
Interpretacja słuchacza: Postanawia zareagować na słowa. Czuje się trochę niepewny,
gdyż słowa nie pasują do języka ciała.
Rzeczywisty komunikat: „Czekałam i martwiłam się o ciebie. Jestem zła, że nie raczyłeś zadzwonić". , • • .-, .*'..,,''•/., < -,-j . '••> , .
Słowa: „Może zabierzesz jeszcze kilka zabawek dla dziecka?"
Głos i język ciała: Głos nieco wysoki i monotonny, tułów pochylony do przodu,
potrząsanie głową na obie strony, wskazywanie palcem.
Interpretacja słuchacza: Postanawia zawierzyć temu, co mówi ciało i barwa głosu.
Głos i wskazujący palec są interpretowane jako krytyczne, drwiące.
Rzeczywisty komunikat: „Martwi mnie, że ona nie ma czym się bawić u ciebie w domu. Boję się, że przestanie chcieć być z tobą, ponieważ będzie się tam nudzić".
Ponieważ mówiący w przeszłości mówił monotonnym głosem i wskazywał palcem,
wyrażając irytację, słuchacz domyśla się, że jest to przejaw irytacji i reaguje złością.
429
Niespójne komunikaty stanowią podstawę wielu patologii rodzinnych. Ludzie zazwyczaj przyjmują, że głos i język ciała są tymi prawdziwymi komunikatami. Przekazy te łatwo można jednak błędnie zinterpretować przez nadmierne uogólnianie. Jest to przejaw skłonności do wierzenia, że pewna poza lub intonacja zawsze oznacza to samo. „Kiedy Harry garbi się, to zawsze znaczy, że jest na mnie zły". „Kiedy Jane marszczy brwi i wskazuje palcem, to zawsze znaczy, że czegoś żąda". „Kiedy Natasha ma wysoki, ostry głos to zawsze znaczy, że jest niespokojna". Zbytnie uogólnianie przekreśla jakiekolwiek inne znaczenia, które mógłby mieć dany gest. Zwiększa to możliwość błędnej interpretacji.
Patologie rodzinne
Czytanie w myślach
Ponieważ członkowie rodziny kierują się regułami określającymi, co może, a co nie może być wyrażone, zmuszeni są porozumiewać się w sposób ukryty. Stosując pomijanie, przemieszczanie i niespójne komunikaty mówią to, co muszą przekazać. Często jednak nikt ich nie rozumie. Kiedy próbujesz zinterpretować ukryte komunikaty, jesteś zmuszony domyślać się tego, co miał na myśli nadawca. Musisz zgadywać, jakiej rzeczywistej prośby lub uczucia dotyczy komunikat. Weźmy przykład mężczyzny, który robi uwagę, że w jego domu roi się od pcheł. Ponieważ pomija on odczucia i potrzeby związane z tą kwestią, żona musi odgadnąć, czy to jego nienawiść do kota znów dała znać o sobie, czy chce, żeby wytępiła pchły w domu, czy może chciałby, aby zwróciła uwagę na problem i okazała mu współczucie. Jeśli już wcześniej mężowi zdarzało się stosować przemieszczanie, żona może się martwić, iż podniósł sprawę pcheł, ponieważ jest zły, że kupiła nowe zasłony. Sprawa skomplikuje się jeszcze bardziej, jeśli pojawiają się sprzeczne komunikaty. Jeśli stoi on z rękami opartymi na biodrach i mówi bardzo szybko, żona może wywnioskować na zasadzie nadmiernego uogólniania, że jej mąż jest bardzo zły.
Wszystkie te zgadywanki kończą się tylko jednym: pomyłkami. Jeśli odgadujesz czyjeś myśli, zawszie będziesz się mylił w jakimś procencie przypadków. Będziesz reagował zgodnie z tym, co ci się wydaje, a nie zgodnie z prawdziwym komunikatem. Twoja niedpowiednia reakcja wywoła reakcję łańcuchową przypominającą przewracające się kostki domina. Rozważ następującą sytuację: Mar-garet, której mąż domaga się ciszy i spokoju po powrocie do domu, pośpiesznie kończy kłótnię z synem, słysząc szczęk klucza w zamku drzwi frontowych. Wita go niespokojna. Jej głos jest podwyższony i urywany. Unika kontaktu wzrokowego. Z powodu nadmiernego uogólniania Al przyjmuje, że urywany, wysoki głos oznacza u jego żony złość. Odczytuje to jako przejaw irytacji spowodowanej jego spóźnieniem. Sam staje się zły, mówiąc sobie, że nie obchodzą ją długie, ciężkie godziny jego pracy. Al nie może wyrazić gniewu, więc przemieszcza go, narzeka-
430
jąć na zabawki porozkładane na podłodze. Margaret czuje się skrzywdzona, ale przemieszcza to uczucie, narzekając, że on znowu się spóźnił. Kłótnia, która się potem wywiązuje, jest w całości skutkiem czytania w cudzych myślach.
Są dwa sposoby wybrnięcia z pułapki czytania w myślach. <a
1. Jako mówiący musisz zadać sobie następujące pytania: „Jakie uczucie, życzenie lub świadomość czego pominąłem w komunikacie? Czy ton mojego głosu i język ciała odpowiadają treści mojego komunikatu?". Jeśli odkryjesz, że przekazujesz jednocześnie więcej niż jedną informację, rozbij ją na dwa odrębne komunikaty. Przypuśćmy na przykład, że masz zasadę zabraniającą wyrażania gniewu. Każesz swemu dziecku, by posprzątało swój pokój, ale zauważasz dużo gniewu w swoim głosie i w tym, że grozisz palcem. Możesz rozdzielić dwie wiadomości i wyrazić je w ten sposób: „Chcę, byś posprzątał swój pokój w ciągu godziny. Dziś rano prosiłem cię, byś to zrobił i jestem nieco sfrustrowany i zły, że jeszcze nie jest to zrobione".
2. Jako słuchający możesz walczyć z domniemaniami dotyczącymi cudzych myśli, sprawdzając wszystkie dwuznaczne komunikaty. Jeśli zauważysz, że treść komunikatu nie zgadza się z głosem i językiem ciała, opisz nie osądzając to, co obserwujesz. Zapytaj, czy może coś jeszcze powinno być powiedziane. „Zauważyłam, że twoje ramiona były jakby przygarbione i wpatrywałeś się w podłogę, kiedy rozmawialiśmy o nowym sposobie urządzenia kuchni. Czy jest coś jeszcze, co czujesz w tej kwestii?". Musisz kontrolować się, kiedy robisz założenia o uczuciach i potrzebach innych. Gdy czytasz w cudzych myślach, gdzieś w środku powinna ukazywać się czerwona chorągiewka. Jeśli przyłapiesz się na robieniu takich założeń, to zauważysz, że niektóre z nich pojawiają się wielokrotnie. Możesz mieć skłonność do wyobrażania sobie, że ludzie są rozzłoszczeni, zawiedzeni lub wysuwają ukryte żądania wobec ciebie. Takie typowe założenia wywodzą się z nadmiernego uogólniania, które sprawia, że zawsze tak samo odczytujesz pewne gesty lub ton głosu jako gniew, rozczarowanie lub żądanie.
Koalicje
Chcąc pomóc sobie w wyrażeniu niedozwolonych uczuć i potrzeb, tworzymy rodzinne koalicje. Jeśli tata złości się, kiedy syn mówi o kłopotach w szkole, to może posłucha go mama. I być może mama podzieli się z synem jakimiś negatywnymi uczuciami żywionymi wobec taty. Kiedy powstaje koalicja ma-ma-syn, tata staje się coraz bardziej osamotniony. Nie słyszy gniewu i bólu, ale jest także odcięty od ciepła i wsparcia. Tata, czując się coraz bardziej na uboczu, może próbować zawrzeć sojusz z córką. Mogą narzekać sobie nawzajem, jaka to mama jest zimna, i sekretnie porozumiewać się co do wzajemnego wsparcia w rodzinnych konfliktach. .*.«
Koalicje z rodzeństwem są dobrym sposobem radzenia sobie z punitywnym rodzicem, którego bardziej obchodzą zasady niż konkretne potrzeby jego dzieci. Koalicje dziecka z rodzicem są pomocne, gdy rodzic jest wyczerpany emocjonalnie i czuje, że utknął w martwym małżeństwie. Ogólnie rzecz biorąc, koalicje są bardzo użytecznymi krótkoterminowymi strategiami umożliwiającymi uzyskanie wsparcia i uznania. Ale zabijają szczęście rodzinne. Zwaśnione obozy atakują się i ranią nawzajem, często aż do czasu, gdy dzieci opuszczą dom albo rodzice się rozstaną.
431
Rodzinna umowa o szczerości jest antidotum na koalicje. Uczucia i potrzeby są kierowane do osoby, która powinna o nich wiedzieć. Tajemnice (i wynikające z nich koalicje) nie są dozwolone. Umowa o otwartości zapobiega na przykład tworzeniu się koalicji matki z synem, powstałej w celu ukrycia przed tatą słabych stopni syna. Podobnie niemożliwa staje się koalicja taty z mamą, w której to ojciec biadoli nad lenistwem córki. Umowa o szczerości ustanawia, że żale kierowane są do osoby, która nas uraziła. Dzięki takiej umowie cała rodzina tworzy koalicję. Jej członkowie uzgadniają, że będą popierać się nawzajem w wyrażaniu i słuchaniu ważnych informacji. Zgadzają, się na to, by uczucia i potrzeby dzielone przez dwoje z nich dzielili wszyscy.
Ukryte strategie manipulacji
W każdej próbie porozumienia się zawarta jest jakaś prośba. Zawsze staramy się wpłynąć na ludzi w pewien sposób, nawet jeśli chcemy tylko, by nas słuchali i poświęcili nam uwagę. Problem polega na tym, że wielu ludzi kieruje się regułą zabraniającą im prosić o cokolwiek. Jeśli masz taką zasadę, nie możesz otwarcie poprosić o wsparcie, pomoc, uznanie. Nikt nie wie, czego chcesz. W konsekwencji, by dostać to, czego potrzebujesz, jesteś zmuszony stosować ukryte strategie manipulacji. W rodzinach patologicznych powszechnie stosuje się osiem poniższych strategii manipulacji:
1. Oskarżanie i osądzanie. Oskarżający atakuje innych członków rodziny z powodu niezaspokajania jego potrzeb. Powinni bardziej wspierać, być bardziej kochający, pomocni w domu. Jeśli rzeczywiście zależało by im, to wracaliby do domu wcześniej, więcej zajmowaliby się dziećmi. Bronią obwiniającego jest atak. Mierzy w czuły punkt: poczucie własnej wartości, tak jak doberman, który atakuje najsłabsze miejsce. Niektórzy obwiniający osiągnęli mistrzostwo stosując swoją strategię. Czasem atakują dokuczliwym sarkazmem, który pozornie jest zabawny, ale rani głęboko. Inni wysuwają wygórowane żądania, po czym wybuchają „zrozumiałym" gniewem, gdy im się odmówi. Przez przemyślne wynajdywanie win oskarżający może skłonić członków rodziny, by częściowo dali mu to, czego chce. Może dostać wymuszoną pomoc i zwrócić na siebie uwagę. Problem polega na tym, że strategia ta działa tylko na krótką metę. Choć początkowo jest skuteczna, gdyż ludzie całkiem żywo reagują, bojąc się zranienia, noże obwiniającego stają się tępe. Członkowie rodziny stają się odporni i niewrażliwi na ataki. Skuteczna strategia traci swoją moc. Oskarżający pozostaje ze swoją kipiącą, bezsilną wściekłością.
2. Wzbudzanie poczucia winy. Ta strategia wykorzystuje powszechną potrzebę czucia się dobrym człowiekiem. Dobrzy ludzie troszczą się o innych, darowują im swój czas i energię. Poświęcają się. Wzbudzanie poczucia winy oznacza subtelne, pełne smutku dawanie do zrozumienia innym członkom rodziny, że jest nam źle. Jeśli zależałoby im, to coś by z tym zrobili. Jeśli byliby dobrymi ludźmi, to zostaliby z tobą w domu zamiast iść do kina; jeśliby naprawdę
432
kochali, skosiliby trawnik. Najlepszym sposobem wzbudzania poczucia winy jest częste wzdychanie, posępne odwoływanie się do dawnych grzechów i pomyłek, mówienie wszystkim, że czujemy się dobrze, gdy wyglądamy na nieszczęśliwych. Wywoływanie poczucia winy jest bardzo skuteczne. Ludzie mają ukrytą pretensję, ale często robią to, czego chcesz. x ;
3. Wzbudzanie litości. Ta strategia opiera się na wzbudzeniu raczej współczucia niż poczucia winy. Osoby stosujące ją zachowują się bezradnie i żałośnie. Smutne historyjki, opuszczenie ramion, wszystko, co tworzy portret ofiary. Wzbudzanie litości ma swój okres maksymalnej skuteczności. Szybko jednak pojawia się znużenie i członkowie rodziny zaczynają tracić cierpliwość dla tego pozornie niewyczerpanego potoku problemów. J-M « i?u ,<j\n< ...» ,,
4. Szantaż. Szantażowanie oznacza grożenie odmową spełnienia potrzeb innych członków rodziny. Jawnie lub skrycie sugeruje się, że nie będzie już seksu, obiad nie zostanie ugotowany, nie ma mowy o przyjęciu urodzinowym. Niektórzy szantażyści grają o wysoką stawkę, ciągle grożąc, że opuszczą rodzinę. Jak wie każdy rodzic, który groził zabraniem kieszonkowego, szantaż szybko przestaje być skuteczny, jeśli nie spełnia się gróźb. To stawia szantażującego w trudnej sytuacji. Albo wysuwa on puste groźby (które szybko zaczynają być ignorowane), albo musi realizować swoje złośliwe, niszczycielskie plany. Jeśli je realizuje i członkowie rodziny ponoszą szkodę, może narazić się na prawdziwą nienawiść. >!,'• >
5. Przekupstwo. Ta strategia polega na stosowaniu nieszczerych pochlebstw, przysług, okazywaniu uczuć w celu nakłonienia innych członków rodziny do zmiany. Seks jest odkręcany i zakręcany jak kurek. Uwaga i wsparcie pojawiają się tylko wtedy, kiedy przekupujący jest w potrzebie. Jak większość strategii ukrytej manipulacji, przekupstwo daje tylko doraźne korzyści. Na dłuższą metę członkowie rodziny przestają wierzyć w uczciwość i autentyczność przekupującego. Pojawia się uraza.
6. Zjednywanie. Zjednujący są mili. Boją się konfliktu i unikają go za wszelką cenę. Starają się sprawiać przyjemność, przymilać się, zyskiwać aprobatę. Zawsze szybko przepraszają. Zjednujący osiąga swój cel skłaniając innych, aby go lubili i czuli, że są mu coś winni. Jest tak miły, tak dużo zrobił dla każdego, jak członkowie rodziny mogliby mu odmówić tego, czego potrzebuje? Z pewnością będą tak mili i gotowi do poświęceń jak on. Problemem zjednującego jest to, że ludzie go zaniedbują. W końcu zjednujący staje się męczennikiem z długą listą ukrytych żalów. Myślał, że zawarł umowę: „Ja będę miły i ty będziesz miły". Pozostali członkowie rodziny nie dotrzymują jednak swojej części tej niewypowiedzianej umowy.
7. Okazywanie chłodu. Ta strategia wyraża się w wymownym milczeniu, zaciśniętych szczękach, odwracaniu się plecami w łóżku. Komunikat brzmi: „Nic ode mnie nie dostaniesz". Jest to strategia o dużej mocy, ponieważ przeraża ludzi.
433
Zwłaszcza dzieci są niezwykle wrażliwe na nagłe okazywanie chłodu, gdyż ich przetrwanie zależy od miłości rodziców. Wycofanie miłości jest czymś więcej niż tylko sposobem wpływania na zachowanie innych: jest to broń, która zostawia blizny. Zarówno dzieci, jak i rodzice stają się wówczas nieufni. Rozwija się ukryta wściekłość, że ktoś mógłby zabrać najcenniejsze i najniezbędniejsze z ludzkich bogactw: energię emocjonalną.
', 4 >-,;.»:* ni?-. ..-*».-,. •-. ,.';•".-
8. Ujawnianie symptomów. Kiedy wszystko inne zawiedzie i nie ma już innego sposobu, by dostać to, czego się chce, do głosu dochodzą symptomy. Ludzie odczuwają bóle głowy, zaczynają pić, mają napady depresji lub impulsywnych szaleństw, zaczynają zdradzać. Dzieci wdają się w bójki w szkole, próbują uciec z domu, cierpią na astmę, atakują rodzeństwo. Symptomy te to ukryte próby zaspokojenia pewnych potrzeb. Bóle głowy mogą dać tacie chwilę wytchnienia od pracy. Pochwica (vaginismus) może pomóc kobiecie uwolnić się na jakiś czas od seksualnie agresywnego partnera. Dziecko może dzięki astmie zaspokoić ważną potrzebę zwrócenia na siebie uwagi. Symptomy są niezwykle użyteczne, ale mogą też przynieść szkody. Kobieta w depresji w końcu nakłoni męża, by zabrał ją na wakacje. Płaci jednak za te wakacje miesiącami cierpienia.
Strategie ukrytej manipulacji są niezbędne tylko wtedy, gdy ludzie kierują się normami zabraniającymi im wyrażania potrzeb, uczuć, komunikowania wiedzy o faktach. Jeśli dwóch lub więcej członków rodziny ulega normom ograniczającym to, co mogą powiedzieć, to ich ukryte strategie można nazwać systemem rodzinnym.
Jak zachowć prawidłową komunikację
Najlepszy sposób na zdrową rodzinę to pozwolić każdemu jej członkowi na swobodę mówienia o tym, co czuje, co widzi i czego chce. Oto dwa ćwiczenia, które pomogą wam osiągnąć ten cel.
1. Sprawdzanie. Za każdym razem, gdy członek rodziny mówi coś, co cię denerwuje lub wprawia w zakłopotanie, zanotuj:
'A-.1.: : -;-,1 .^iMitiiiw i,iS:/-ff;Wv:ra ~y -iij-f'
a. Stówa: Zapisz faktyczną treść komunikatu.
b. Glos i język ciała: Jak zapamiętałeś wysokość głosu, ton, postawę i wyraz twarzy? Jakie gesty zostały użyte?
c. Twoja interpretacja: Zwróć uwagę, czy słowa zgadzają się z tonem głosu i języ-•,;!*/!. kiem ciała. Jeśli zdają się mówić co innego, to w co wierzysz? Jaką wiadomość uznajesz za prawdziwą?
d. Rzeczywisty komunikat: Poproś członka rodziny o dalsze wyjaśnienia. Opisz w nieoceniający sposób wszystkie zauważone rozbieżności między słowami
'' a komunikatem niewerbalnym. Zapytaj, czy jakieś uczucie lub potrzeba zostało pominięte. Teraz porównaj to, czego się dowiedziałeś, z tym, co początkowo • • założyłeś.
434
To ćwiczenie może pomóc stworzyć przeciwwagę dla czytania w myślach dzięki temu, że sprzyja zdobywaniu informacji niezbędnych do dokładnego odebrania komunikatu. Wykonujcie to ćwiczenie co najmniej raz dziennie przez dwa tygodnie. Pod koniec tego okresu będziecie wiedzieć, czy i w jakim stopniu zniekształcacie to, co członkowie rodziny do was mówią.
Pamiętajcie, że tendencja do czytania w cudzych myślach jest naturalna. Ponieważ ważne uczucia lub potrzeby są często pomijane lub uzewnętrzniane tylko za pomocą języka ciała, możecie wyrobić sobie nawyk zgadywania „prawdziwego" komunikatu. Problem polega na tym, że wasze domniemania nie zawsze są trafne. Tak jak w wypadku Henrietty zadręczającej się domniemaniem, że Jack próbował uniknąć małżeństwa, Wasze czytanie w myślach może dodatkowo komplikować bolesny układ rodzinny.
2. Słuchanie siebie. To ćwiczenie zostało wymyślone po to, by pomóc ci odkryć stosowane przez ciebie pominięcia, przemieszczenia i niespójne komunikaty. Ilekroć będziesz uczestnikiem powodującej ból lub konflikty komunikacji, zanotuj co następuje:
a. Słowa: Zapisz cztery-pięć zdań, które wypowiedziałeś na początku.
b. Glos i język ciała: Jak zapamiętałeś ton swojego głosu, jaka była twoja postawa, co robiłeś z rękami? Co wyrażałeś swym głosem, postawą, gestami?
c. Jakie uczucie pominąłeś w komunikacji?
d. Jaka zawoalowana prośba była ukryta w tym, co mówiłeś? ''
e. Przypomnij sobie strategie ukrytej manipulacji: czy jest coś w twoim komunikacie, co wskazuje na użycie jednej z tych strategii.
f. Sformułuj od nowa swój przekaz: Zawrzyj w nim początkową treść komunikatu (jeśli była ona prawdziwa) plus to, co mówił ton twojego głosu i język ciała. Dodaj też wszystkie uczucia lub potrzeby, których teraz jesteś świadom, a które pominąłeś przedtem.
Pytania przeglądowe .
1. Jaka jest, według autorów, podstawowa różnica między porozumiewaniem się wewnątrz rodziny a porozumiewaniem się z resztą świata?
2. Jaka jest różnica między pomijaniem a przemieszczaniem?
3. Komunikat sprzeczny to taki, w którym nie ma zgodności lub „dopasowania" między jakimi elementami?
4. Wymień dwa sposoby wydostania się z pułapki czytania w myślach. Podaj przykłady z życia.
5. Jaka jest różnica między „wzbudzaniem poczucia winy" i „wzbudzaniem litości"?
Kwestie do omówienia
1. Przejrzyj dwadzieścia jeden wymienionych przez autorów toksycznych reguł, którymi kierują się rodziny. Czy którakolwiek występowała (bądź występuje) w twojej rodzinie? Czy występują w niej jakieś reguły podobne do wymienionych? Jak te zasady, twoim zdaniem, wpływają na komunikację w twojej rodzinie? Jeśli nie będziesz czuł (-a) się skrępowany (-a), omów swoje odpowiedzi z kolegą.
435
2. Autorzy wskazują, że pomijanie często przyjmuje formę pytania. Jak zaprzeczenie, przemieszczanie i niespójne komunikaty mogłyby zostać wyrażone w takiej formie?
3. Wydaje mi się, że jeden rodzaj komunikatów, które według autorów mogą być sposobem rozwiązania problemów stworzonych przez zaprzeczenie, pomijanie itd., to komunikaty-Ja, złożone z zaimka w pierwszej osobie, poprzedzającego czasownik w czasie teraźniejszym i skonkretyzowaną treść, na przykład „Ja bym chciała, abyśmy porozmawiali przez kilka minut zaraz potem, jak wracasz do domu, a nie żebyś ty najpierw czytał gazetę". Jakie inne rodzaje komunikatów doradzają autorzy?
4. Jaki jest, twoim zdaniem, związek między omawianymi przez autorów koalicjami rodzinnymi a omawianymi przez Virginię Satir sieciami relacji?
5. Które z ośmiu strategii ukrytej manipulacji są przez ciebie preferowane? Których nie używasz prawie nigdy? Jakim rodzajem przekazów mógłbyś zastąpić te, które stosujesz teraz?
Rozdział
13
Bliscy partnerzy
Ten tekst pochodzi z piątego wydania niezwykłej książki, która została napisana po to, aby dopomóc ludziom w różnym wieku w poszerzeniu ich świadomości samych siebie i w poznaniu, jakie mają możliwości wyboru w znaczących sferach życia. Włączyłem go do tego zbioru, ponieważ dotyczy niektórych najtrudniejszych i najważniejszych tematów wartych omówienia, na przykład: co to znaczy być w bliskim intymnym związku z kimś lub kochać kogoś - oraz ujmuje te kwestie osobowo, a nie bezosobowo. Jeden z autorów, Jerry, bada zagadnienia pomocy społecznej i poradnictwa, Mariannę zaś jest terapeutką rodzinną i małżeńską.
Jedną z pierwszych naprawdę ważnych kwestii, które stawiają, jest to, że „możemy doprowadzić do zmian (w naszym związku), jeśli sami się zmienimy i nie będziemy nalegać, aby druga osoba poczyniła gwałtowne i gruntowne zmiany". Oznacza to, że zasada quid pro quo („coś za coś" - daję coś tylko wtedy, jeśli dostanę coś w zamian) nie powinna być stosowana w relacjach osobistych. Jedyną częścią relacji, nad którą mam kontrolę, jest moja własna część, l chociaż zmiany zachodzące u jednego z partnerów poprzedzają zmiany u drugiego (po prostu dlatego, że związek międzyludzki jest systemem, w którym wszystko ma wpływ na wszystkie pozostałe elementy), to kierowanie wysiłków na zmianę kogoś innego poza tobą samym nie przynosi żadnych efektów. Mając to na uwadze, autorzy podkreślają: „od ciebie zależy wybór, jakie związki chcesz tworzyć".
Pierwsza ważna część tego rozdziału przedstawia dziewiętnaście cech charakterystycznych głębokich relacji. Nie powtórzę tu całej listy, ale uważam, że kilka z tych cech zasługuje na to, by się nimi bliżej zainteresować. Autorzy zwracają na przykład uwagę, że bliskość nie oznacza zatracenia poczucia swojego Ja; ludzie pozostający w zdrowych bliskich stosunkach zachowują swoje własne, odrębne tożsamości. Jest to często postrzegane i przedstawiane jako różnica między „chceniem" drugiego człowieka a „po-
437
trzebowaniem" go. Inną cechą jest to, czemu poświęca uwagę Steve Duck w rozdziale 11, że w zdrowym związku każda z osób wykazuje chęć pracy nad tym, by go podtrzymać. Jeśli relacja zawiera komponent seksualny, oznacza to także, że każda z osób stara się utrzymać trwałość miłosnego charakteru związku. Jeszcze inną ważną cechą jest to, że każda osoba znajduje sens i zaspokojenie poza związkiem, nie polegając w tym zakresie jedynie na drugiej osobie, a obydwie unikają manipulowania, wyzyskiwania czy wykorzystywania partnera. Zdrowe związki cechuje również zdolność partnerów do radzenia sobie z gniewem, który się nieuchronnie pojawia, l, co może najważniejsze, w zdrowych bliskich związkach każda osoba ma zobowiązania wobec drugiej, a inwestycje we wspólną przyszłość pozwalają im przetrwać okresy konfliktu i kryzysu.
Druga ważna część tego tekstu mówi o tym, jak przełamywać bariery dobrego porozumiewania się, blokujące rozwój i utrzymanie bliskich relacji. Złe słuchanie jest jedną z głównych barier, co oznacza, że materiały przedstawione w rozdziale 7 odnoszą się również do tego rozdziału. Ważna jest także świadomość różnic międzypłciowych w stylach porozumiewania się. W części tej Coreyowie omawiają niektóre idee poruszane w rozdziale 9 przez Deborah Tannen. Zwracają uwagę na ważne różnice kulturowe w tym, co decyduje, czy osobista komunikacja będzie „skuteczna", i podają dziewięć charakterystyk tego rodzaju komunikacji w kulturach euro-amerykańskich.
Ostatnia duża część zawiera opis nieautentycznej i autentycznej miłości. Coreyowie zauważają, że każdy z naszych związków miłosnych jest czasami częściowo nieautentyczny, oraz zalecają nam, by unikać działań, które czynią miłość nieautentyczną, na przykład: stawiania warunków, wycofywania zaufania, odmawiania ujawnienia siebie i uciekania się do manipulacji.
Następnie autorzy omawiają niektóre cechy autentycznej miłości. Dobrze byłoby, gdybym mógł przeczytać ten fragment w czasach, gdy byłem w szkole średniej i po raz pierwszy zastanawiałem się, co to naprawdę znaczy „być zakochanym". Coreyowie tłumaczą, że autentyczna miłość raczej ożywia drugą osobę niż ją tłamsi, opiera się na szacunku i odpowiedzialności oraz zarówno dla mnie, jak i dla osoby kochanej oznacza rozwój. Oznacza również przywiązanie i niezabezpie-czanie się przed zranieniem. Co interesujące, utrzymują również, że „miłość jest egoistyczna". Nie mogę bowiem kochać drugiej osoby, dopóki sam nie będę kochał, doceniał i szanował siebie. Na koniec podkreślają, że miłość oznacza pozbycie się iluzji, iż możemy kontrolować drugą osobę, siebie lub swoje otoczenie. Stwierdziłem, że jest to zgodne z prawdą - i stanowi jedną z najważniejszych myśli zawartych w tym tekście. - . ••• - >.
438
Gerald Corey i Mariannę Schneider-Corey
Bliskie związki i miłość (-
$
Za: Gerald Corey, Mariannę Schneider-Corey, / Never Knew I Had a Choice, fragmenty rozdz. 7, 9 i 12. Copyright 1993 Wadsworth, Inc. Przedruk za zgodą Brooks/Cole Publishing Company, Pacific Grove, Calif. 93950.
Wprowadzenie >
\
W rozdziale tym koncentrujemy się głównie na roli, jaką związki międzyludzkie odgrywają w naszym życiu, patrzymy jednak na te związki z szerokiej perspektywy, a także bierzemy pod uwagę różne style życia. Rozdział ten dotyczy przyjaźni, związków małżeńskich, intymnych kontaktów między ludźmi, którzy nie są małżeństwem, związków między parami „chodzącymi ze sobą", związków między rodzicami a dziećmi, związków między ludźmi zarówno tej samej płci, jak i różnych płci, alternatywnych stylów życia i innych głębokich osobistych relacji. W naszym społeczeństwie małżeństwo ciągle jest związkiem dominującym, zwłaszcza jeśli termin „małżeństwo" potraktujemy szeroko, tak że odnosił się będzie do wielu par uważających się za związane ze sobą, nawet jeśli nie są legalnym małżeństwem, a także tych, którzy tworzą związki różniące się pod wieloma względami od tradycyjnego małżeństwa. Bellah i jego współpracownicy (1985) stwierdzili, że w dzisiejszym społeczeństwie większość ludzi wciąż chce się żenić, nawet jeśli wielu z nich nie traktuje tego jako wymogu życiowego. Zwiększa się przy tym liczba ludzi nie uważających za hańbę pozostanie w stanie wolnym i więcej ludzi czyni to z wyboru. Mniejszy jest nacisk na posiadanie dzieci, a założenie rodziny staje się bardziej świadomą decyzją, niż było kiedyś. Większość badanych wierzy w miłość jako podstawę trwałego związku. Miłość i przywiązanie wydają się wysoko cenione, aczkolwiek utrzymanie tych wartości jest trudne. Większość ceni spontaniczność, solidność, wolność i bliskość oraz dzielenie się myślami, uczuciami, wartościami, celami życiowymi. Bardziej niż w przeszłości nie czują się skrępowani, jeśli chodzi o odejście z nieudanego małżeństwa, a rozwód jest uważany za jedno (ale nie jedyne) rozwiązanie nieszczęśliwego związku. Czy wybierasz małżeństwo czy nie, czy preferujesz związki tej samej czy dwóch różnych płci, masz prawdopodobnie wiele różnych rodzajów relacji z ludźmi. Co jest prawdziwe dla małżeństwa, jest w większości prawdą dla pozostałych tu wymienionych związków. Mimo różnic między związkami oznaki rozwoju i głębokości relacji są w większości takie same, podobnie jak problemy w nich występujące. W konsekwencji jakikolwiek styl życia wybierzesz, możesz uznać poglądy zawarte w tym rozdziale za podstawę do przemyślenia, jaką rolę w twoim życiu odgrywają związki. Celem tego rozdziału jest pobudzenie refleksji nad tym, czego oczekujesz od wszystkich twoich specjalnych relacji z ludźmi, a także skłonienie cię do szczerego spojrzenia na jakość tych związków.
439
Rodzaje bliskości
[Psycholog Erik] Erikson utrzymuje, że główne wyzwanie wczesnej dorosłości dotyczy zawierania bliskich relacji. Bliskość oznacza, ze jesteśmy zdolni do dzielenia się z innymi ważnymi aspektami nas samych. Omawiane przez nas kwestie barier na drodze ku bliskości oraz sposobów jej zwiększania mogą pomóc w lepszym zrozumieniu wielu różnych rodzajów związków występujących w twoim życiu. Idee zawarte w tym rozdziale mogą być pomocne w przemyśleniu, jakiego rodzaju związków pragniesz, a także w sprecyzowaniu nowych wyborów, jeśli zechcesz ich dokonać. Możesz ujrzeć w nowym świetle te związki oraz łączące się z nimi zawody i uniesienia i pomyśleć o wprowadzeniu pewnych zmian.
Rozważmy przypadek Donalda, który opowiedział nam, jak mało poczucia bliskości doświadczył od swojego ojca. Postrzegał swego ojca jako kogoś, kto nie troszczy się o niego, jest powściągliwy i zaabsorbowany własnymi sprawami. Mimo to Donald chciał się do niego fizycznie i emocjonalnie zbliżyć, a nie miał pomysłu, jak do tego doprowadzić. Podjął trudną decyzję, że porozmawia z ojcem i powie mu, jak się czuje i czego chce. Ojciec zdawał się słuchać, a jego oczy zwilgotniały, ale zaraz potem, niewiele mówiąc, szybko wyszedł z pokoju. Donald opisywał, że czuł się skrzywdzony i zawiedziony, iż ojciec nie zareagował tak, jak się spodziewał. Przeoczył jednak subtelne, ale wyraźne oznaki tego, że ojciec poczuł się wzruszony i nie był tak niewrażliwy, jakby się wydawało. To, że ojciec go wysłuchał, że odpowiedział choćby kilkoma niezdarnymi słowami, że dotknął jego ramienia i okazał emocje, było oznaką, iż podjęta przez Donalda próba uzyskania względów ojca dotarła do jego świadomości. Donald powinien zrozumieć, że dla ojca rozmowy na osobiste tematy są trudne. Może on dokładnie tak samo obawiać się odrzucenia ze strony syna, jak Donald odtrącenia przez ojca. Donald powinien okazać cierpliwość i próbować dalej, jeśli jest rzeczywiście zainteresowany zmianą wzajemnych odniesień.
Przeżycia, które stały się udziałem Donalda, mogły mieć miejsce w każdym bliskim związku. Doświadczamy uczuć skrępowania, niewyrażonych pragnień, lęku przed odrzuceniem przez naszych przyjaciół, kochanków, małżonków, rodziców lub dzieci. Kluczowe znaczenie ma to, że możemy doprowadzić do zmian, jeśli sami się zmienimy i nie będziemy nalegać, aby druga osoba poczyniła nagłe i gruntowne zmiany. To od nas zależy, czy nauczymy innych ludzi określonych sposobów stawania się bardziej bliskimi, otwartymi. Niewiele dobrego przyniesie trwonienie energii na uskarżanie się na wszystkie te aspekty, pod którymi druga osoba nie spełnia naszych oczekiwań, tak jak nie będzie pomocne skupianie się na zmienianiu innych. [...] Jeśli przyjmujesz postawę pasywną i jedynie oczekujesz, że druga osoba zmieni się w taki sposób, jaki sobie życzysz, to pozbawiasz się poczucia siły.
Bliskość, którą dzielimy z inną osobą, odczuwany w stosunku do innej osoby, może być emocjonalna, intelektualna, fizyczna, duchowa, może też stanowić dowolne połączenie tych elementów. Może być wyłączna lub nie, długoterminowa lub krótkotrwała [...].
440
t
Unikając bliskości tylko okradamy siebie. Możemy nie podejmować szansy bliższego poznawania sąsiadów i nowych znajomych z obawy, że my lub nasi nowi przyjaciele zmienią miejsce zamieszkania i przyjaźnie się skończą. Podobnie możemy nie chcieć otworzyć się na bliski kontakt z chorymi lub umierającymi, ponieważ boimy się bólu po ich stracie. Aczkolwiek takie lęki mogą być naturalne, zbyt często pozwalamy im okradać się z wyjątkowo głębokiego doświadczenia, jakim jest prawdziwa bliskość z inną osobą. Możemy znacznie wzbogacić swe życie, jeśli odważymy się na troskę o innych i pełne rozkoszowanie się czasem, który w danej chwili możemy z nimi dzielić.
Największy nacisk chcemy położyć na to, że możesz wybrać, jakiego rodzaju relacji z ludźmi chcesz doświadczać. Często nie udaje się nam dokonać własnego, niezależnego wyboru i w rezultacie „wpadamy" w pewien rodzaj związku, ponieważ myślimy: „Tak właśnie powinno być". Niektórzy na przykład „wchodzą" w małżeństwo, choć w rzeczywistości woleliby być wolni, zwłaszcza kobiety często odczuwają presję otoczenia, z której wynika, że posiadanie rodziny jest „naturalne" w ich sytuacji. Czasami ludzie wybierają relacje heteroseksualne, ponieważ myślą, że takie są wobec nich oczekiwania, choć naprawdę wolą związki homoseksualne. Zamiast ślepo akceptować, że relacje muszą mieć określony charakter lub że możliwy jest tylko jeden rodzaj stylu życia, masz wybór - dać prawdziwie przemyślaną odpowiedź na pytanie, jakie odmiany zażyłości mają dla ciebie znaczenie.
Głębokie relacje: wizja osobista
W tej części podzielimy się poglądami na temat cech głębokich relacji. Nasze wskazówki odnoszą się głównie do par, ale także do innych relacji osobistych, takich jak te, które zachodzą między rodzicem a dzieckiem, między przyjaciółmi tej samej lub odmiennej płci. Weźmy, na przykład wskazanie „Każda z zaangażowanych osób gotowa jest pracować nad utrzymaniem związku". Czasami rodzice i dzieci uznają siebie nawzajem za coś oczywistego i rzadko poświęcają czas na rozmowy o swoich stosunkach. Zarówno rodzic, jak i dziecko mogą oczekiwać, że ten drugi weźmie na siebie większą odpowiedzialność za ich relację. Te same zasady dotyczą przyjaciół lub partnerów w najważniejszym związku. Przeglądając naszą listę, odnoś ją do własnych relacji i miej, na uwadze własne specyficzne wartości kulturowe. Ponieważ wartości będące częścią dziedzictwa kulturowego odgrywają znaczącą rolę w twoich relacjach, będziesz musiał uwzględnić je w odpowiedni sposób. Przeglądając naszą listę, zastanów się, które cechy są według ciebie najważniejsze w twoich relacjach. «; • >
Uważamy, że relacje są najgłębsze wtedy, kiedy są dynamiczne i rozwijające się, a nie ustalone czy ostateczne. Mogą więc zdarzać się okresy radości i eks-cytacji, po których następują okresy walki, bólu i oddalenia. Dopóki osoby pozostające w związku rozwijają się i zmieniają, dopóty zmieniać się będzie również ich relacja. Oto cechy relacji, które wydają się nam najważniejsze.
441
• Każda z osób w związku ma odrębną tożsamość. Kahlil Gibran wyraża tę myśl w Proroku (1981, s. 13): „Lecz zachowajcie wolną przestrzeń w waszej wspólnocie. I niech niebiańskie wiatry pląsają między wami". W The Dance of Anger Harriet Goldhor Lerner (1985) mówi, że zawieranie długotrwałych związków jest trudne, ponieważ wymaga stworzenia i utrzymania równowagi między odrębnością a wspólnotą. Jeśli w związku jest zbyt małe poczucie wspólnoty, to ludzie zazwyczaj czują się wyobcowani i nie dzielą się swoimi uczuciami i doświadczeniami. Jeśli zbyt mało jest odrębności, to zatracają poczucie własnej tożsamości i kontroli. Poświęcają również zbyt dużo wysiłku na to, aby stać się takimi, jak tego oczekuje druga osoba.
,< • Chociaż każda z osób pragnie drugiej, każda może żyć bez drugiej. Ta cecha jest rozszerzeniem poprzedniej; wynika z niej, że osoby pozostają w związku z wyboru. Nie są ze sobą tak ściśle związane, że w razie rozłąki jedna lub druga czuje się zagubiona i pusta. Jeśli więc młody człowiek mówi: „Po prostu nie mogę żyć bez mojej dziewczyny", to naprawdę ma problem. Jego zależność nie powinna być odczytywana jako miłość, lecz jako poszukiwanie obiektu, który sprawi, że będzie czuł się osobą kompletną.
• Każda z osób potrafi rozmawiać otwarcie z drugą o sprawach mających znaczenie dla związku. Umieją otwarcie zgłaszać pretensje i informować, jakich pragną zmian. Potrafią prosić o to, czego chcą, a nie oczekują, że druga osoba będzie intuicyjnie wiedziała, czego potrzebują, i dawała im to. Załóżmy na przykład, że nie jesteś zadowolona(y) z tego, w jaki sposób spędzasz czas ze swoją matką. Możesz zrobić pierwszy krok i powiedzieć jej w nieosądzający sposób, że wolałabyś (wolałbyś) rozmawiać z nią na tematy bardziej osobiste. Staraj się nie mówić jej, jaka jest, skup się raczej na tym, jak się czujesz w relacji z nią.
• Każda z osób przyjmuje odpowiedzialność za swój poziom szczęścia i powstrzymuje się od obwiniania drugiej, jeśli jest nieszczęśliwa. Oczywiście, w bliskim związku lub przyjaźni zgryzota drugiej osoby musi wpływać na ciebie, ale nie powinieneś oczekiwać od niej, by cię uszczęśliwiała, dawała ci poczucie spełnienia, wzniecała entuzjazm. Aczkolwiek to, jak inni się czują, wpływa na twoje życie, to nie oni tworzą czy wywołują twoje uczucia. Ostatecznie to ty jesteś odpowiedzialny za swoje cele i za swoje życie i to ty możesz podjąć działania, by zmienić swoje postępowanie, jeśli jesteś niezadowolony czy smutny w danej sytuacji.
v-r • Osoby związane ze sobą wykazują chęć pracy nad tym, by podtrzymać związek. Jeśli mamy nadzieję utrzymać relację, to musimy od czasu do czasu przewartościowywać i rewidować sposób bycia ze sobą. Zastanów się, jak ta wskazówka odnosi się do twoich przyjaźni. Jeśli uważasz przyjaźń bliskiej przyjaciółki za oczywistą i okazujesz niewiele zainteresowania tym, co należy robić w celu podtrzymania waszej przyjaźni, to ona może poczuć się rozczarowana i zacząć się zastanawiać, co z ciebie za przyjaciółka. W • Osoby związane ze sobą umieją się razem dobrze bawić, cieszą się z robienia czegoś wspólnie. Łatwo nam stać się tak poważnymi, że zapominamy, aby poświęcić trochę czasu na cieszenie się tymi, których kochamy. Jedną z dróg
442
zmiany szarych związków jest uświadomienie sobie rzadkości chwil rozbawienia oraz ustalenie, co wprowadza nas w nastrój pozwalający cieszyć się życiem. I znów, zastanów się, czy ten punkt odnosi się do twoich bliskich przyjaciół.
• Każda z osób rozwija się, zmienia i otwiera na nowe doświadczenia. Jeśli twoje osobiste spełnienie się i potwierdzenie siebie jako osoby zależy od innych, to jest to problem. Najlepszym sposobem budowania trwałych związków z innymi jest praca nad rozwojem własnej osobowości. Nie należy jednak być zaskoczonym, jeśli napotka się opór wobec zmiany i rozwoju. Ten opór może pochodzić zarówno od nas samych, jak i od innych.
• Jeśli relacja ma również aspekt seksualny, to każda z osób stara się o utrzymanie miłosnego charakteru związku. Dwoje ludzi może nie zawsze doświadczać intensywności i świeżości wczesnego okresu ich związku, ale mogą wciąż obmyślać sposoby tworzenia atmosfery miłości i bliskości. Mogą pójść w miejsca, w których jeszcze nigdy nie byli, lub w jakiś inny sposób ożywiać codzienną rutynę. Dostrzegają, kiedy ich życie staje się bezbarwne i poszukują metod eliminowania jego nudnych aspektów. W swych relacjach seksualnych okazują wrażliwość na potrzeby i pragnienia drugiej osoby; jednocześnie umieją pytać siebie nawzajem o to, czego chcą i potrzebują.
• Pozycja obu osób jest w związku równa. Ludzie, którzy czują, że są najczęściej tymi, którzy „dają", i że ich partner jest zwykle niedostępny, kiedy jest potrzebny, mogą kwestionować równowagę w ich związku. W niektórych relacjach jedna z osób może czuć się zmuszona do przyjmowania dominującej pozycji względem drugiej, na przykład do tego, aby słuchać i dawać rady, ale samej nie zwracać się do partnera i nie okazywać jakiejkolwiek słabości czy potrzeby. Lerner (1985) mówi, że kobiety często określają swoje własne życzenia i preferencje jako takie same jak ich partnerów. W takim związku z pewnością nie ma równości. Obydwie strony powinny mieć wolę zwracania uwagi na aspekty nierówności i powinny przejawiać chęć uzgadniania zmian.
• Każda z osób aktywnie przejawia troskę o drugą. Partnerzy pozostający w zdrowym związku nie poprzestają jedynie na mówieniu o tym, jak cenią siebie nawzajem. Ich działania świadczą o trosce i zainteresowaniu bardziej dobitnie niż jakiekolwiek słowa. Każdy ma potrzebę dawania czegoś drugiemu. Obchodzi ich dobro drugiej osoby i pragną widzieć, że czuje się ona spełniona.
• Każda z osób odnajduje sens i źródla zaspokojenia poza związkiem. Czasami ludzie stają się zaborczy wobec swoich przyjaciół. Oznaką zdrowej relacji jest to, że obie strony unikają przyjmowania postawy „posiadacza" względem partnera. Aczkolwiek mogą czasami doświadczać zazdrości, nie domagają się, aby druga osoba stłumiła uczucia, które żywi wobec innych. Ich życie nie zaczęło się, gdy się spotkali, ani nie skończy się, gdyby się rozstali.
• Każda z osób unika manipulowania, wyzyskiwania czy wykorzystywania drugiej. Każda szanuje i troszczy się o drugą i przejawia chęć patrzenia na świat jej oczami. Czasami relacje rodzic-dziecko są napięte, ponieważ jedna lub obydwie strony próbują manipulować sobą nawzajem. Rozważmy przypadek ojca, który chwali się przed innymi swym synem, Rogerem, i którego uczucie opiera się
443
na fakcie, że Roger jest wybitnym sportowcem. Roger może się czuć wykorzystywany, jeśli jego ojciec jest w stanie rozmawiać tylko o sporcie. Co by się stało, gdyby zdecydował się skończyć z uprawianiem sportu? Czy nadal będzie zasługiwał na aprobatą ze strony ojca?
• Każda z osób idzie w życiu w kierunku dla niej osobiście znaczącym. Pasjonują się własnym życiem i własnymi planami. Odnosząc ten punkt do par - obie osoby czują, że ich potrzeby zaspokajane są w ramach związku, ale mają również poczucie zaangażowania w swoją pracę, zabawę i relacje z innymi przyjaciółmi i członkami rodziny. Goldberg (1987, s. 89) ma bardzo celne uwagi odnoszące się do tych kwestii:
„Prawdopodobnie najlepsze czy najzdrowsze związki zaczynają się nie od głębokich, romantycznych uczuć, lecz tam, gdzie jest prawdziwa podstawa do bycia razem na płaszczyźnie przyjaźni i gdzie istnieje przyjemność wynikająca z towarzystwa drugiej osoby, bez troski o zobowiązania i przyszłość. Dodajmy do tego zrównoważony przepływ władzy, zdrowe, wolne od wzajemnego obwiniania się rozwiązywanie konfliktów, poczucie bycia uznawanym za tego, kim się rzeczywiście jest, a także znajomość partnera oraz swobodne pragnienie bycia w pełni obecnym, bez f potrzeby uciekania czy unikania przez rozpraszanie uwagi - i oto mamy świetne zadatki na rozwój dobrego związku".
• Jeśli związek ma charakter wzajemnego zobowiązania, to partnerzy utrzymują go z wyboru, a nie jedynie przez wzgląd na dzieci, z poczucia obowiązku czy dla wygody. Wybierają utrzymywanie więzi ze sobą nawet wtedy, kiedy przeżywają ciężkie chwile, a także jeśli czasami doświadczają pustki w swoim związku. Mają wspólne cele i wartości, dlatego też gotowi są zwracać uwagę na to, czego brakuje w ich związku oraz pracować nad zmianą niepożądanych sytuacji.
• Umieją poradzić sobie ze złością w swym związku. Pary często szukają pomocy w poradniach rodzinnych oczekując, że nauczą się żyć bez walki, a konflikt się skończy. To nie jest realny cel. Ważniejsze od braku walki jest nauczenie się walki czystej i konstruktywnej, która wymaga stałego wyrażania złości i frustracji. Właśnie gromadzenie tych emocji jest przyczyną kłopotów. Jeśli złość nie jest wyrażana i traktowana konstruktywnie, bo zatruje nam związek. Na skutek przechowywania złości osoba, wobec której złość żywimy, otrzymuje jej zazwyczaj więcej niż na to zasłużyła. W innych sytuacjach stłumiona złość znajduje ujście „bocznymi kanałami", takimi jak złośliwość i wrogość. Jeśli strony w związku odczuwają złość, to powinny ją wyrażać w bezpośredni sposób.
• Każda z osób uznaje potrzebę samotności drugiej i gotowa jest dawać jej sposobność, by mogła być sama. Każda osoba pozwala drugiej na zachowanie prywatności. Ponieważ wzajemnie uznają swoją integralność, unikają wścibiania nosa do każdej myśli czy manipulowania drugim w celu odkrycia tego, co chciałby zachować dla siebie. Czasami rodzice nie respektują prawa swoich dzieci do prywatności. Ojciec może czuć się urażony, jeśli jego córka nie chce rozmawiać z nim, kiedy tylko on ma na to ochotę. Powinien sobie uświadomić, że jego córka jest oddzielną osobą z własnymi potrzebami i że może akurat wtedy, kiedy on chce z nią rozmawiać, potrzebuje samotności.
444
• Żadna z osób nie oczekuje od drugiej, ie będzie robiła dla niej to, co sama może dla siebie zrobić. Nie oczekuje od drugiej osoby, iż sprawi, że ona sama poczuje się pełna życia, iż usunie jej znudzenie, weźmie za nią na siebie ryzyko czy sprawi, że czuć się będzie doceniana i ważna. Każda z osób pracuje nad tworzeniem własnej, autonomicznej tożsamości. W konsekwencji żadna z nich nie polega na drugiej w kwestii potwierdzenia własnej wartości; ani też żadna nie pozostaje w cieniu drugiej.
• Zachęcają się nawzajem do stawania się w pełni takimi, jakimi są zdolne się stać. Niestety, ludzie często odnoszą korzyść z powstrzymywania od zmian tych, z którymi są blisko związani. Ich oczekiwania i potrzeby mogą być przyczyną oporu wobec zmian u ich partnerów i w ten sposób utrudniać im rozwój. Jednakże jeśli rozpoznają swoje lęki, to mogą przezwyciężyć potrzebę blokowania rozwoju partnera.
• Każdy z partnerów jest przywiązany do drugiego. Przywiązanie jest zasadniczą częścią bliskich relacji. Oznacza to, że dla związanych ze sobą ludzi przyszłość jest wspólnym dobrem i chcą zostać razem w czasach kryzysu i konfliktu. Wiele osób wyraża niechęć wobec jakichkolwiek długotrwałych zobowiązań w relacjach z innymi ludźmi; jak głęboko zatem pozwolą się kochać, jeśli uważają, że ich związek może zostać rozwiązany przez jedną zachciankę, kiedy sprawy przyjmą zły obrót? Być może niektórym strach przed bliskością przeszkadza w powstaniu poczucia przywiązania. Kochanie i bycie kochanym jest zarówno podniecające, jak i przerażające, być może zatem problemem staje się, jak wiele lęku chcemy znosić. Przywiązanie do drugiej osoby niesie ryzyko i ma swoją cenę, ale jest zasadniczą cechą bliskich relacji.
Radzenie sobie z barierami komunikacji
Kilka barier konstruktywnego porozumiewania się może zahamować rozwój i utrzymywanie bliskich relacji. Oto niektóre z tych przeszkód: niesłuchanie tego, co mówi druga osoba; słuchanie selektywne - to znaczy słyszenie tylko tego, co chce się usłyszeć; nadmierne zainteresowanie poszukiwaniem zrozumienia dla własnego punktu widzenia i niezwracanie uwagi na poglądy drugiej osoby; ciche przygotowywanie tego, co chce się później powiedzieć, w tym czasie kiedy „się słucha"; przyjmowanie postawy obronnej i troszczenie się głównie o ochronę samego siebie; podejmowanie prób zmieniania innych osób zamiast wcześniejszych prób ich zrozumienia; mówienie ludziom, jacy są, zamiast mówienia im, jaki wpływ wywierają na ciebie; przykładanie starych schematów do teraźniejszości i niedopuszczanie do zmiany w drugiej osobie; zbyt silne reagowanie na drugą osobę; nieokreślanie swoich potrzeb i oczekiwanie od innych, by wyczuwali je intuicyjnie; tworzenie sądów na temat innych na podstawie niesprawdzonych przypuszczeń; posługiwanie się złośliwością i wrogością zamiast bezpośredniego wyrażania odczuć; używanie tak niejasnych określeń, jak: „Manipulujesz mną!".
445
W większości tych wypadków pozostajemy tak zajęci forsowaniem naszej opinii, obroną obrazu samego siebie czy zmienianiem drugiej osoby, że nie jesteśmy w stanie zrozumieć, co ona czuje i myśli. Bariery te mogą spowodować, że trudny stanie się kontakt określany jako spotkanie Ja-Ty, w którym dwie osoby są szczere wobec siebie samych i swojego partnera, otwarcie wyrażają swoje myśli, uczucia. Zamiast tego osoby próbujące porozumieć się ze sobą odczuwają wzajemny dystans.
Deborah Tannen napisała dwa bestsellery na temat porozumiewania się kobiet z mężczyznami. W książce zatytułowanej That's Not What I Meant (1987) Tannen zajmuje się tym, w jaki sposób styl prowadzenia rozmów może zadecydować o stworzeniu lub zerwaniu związku. Utrzymuje, że męsko-damskie porozumiewanie się może być traktowane jak komunikacja międzykulturowa. Na to, jakim językiem posługujemy się w okresie dorastania, wywiera wpływ nasza płeć, pochodzenie etniczne i społeczne, tło kulturowe. Chłopcy i dziewczęta dorastają w różnych światach, nawet jeśli należą do tej samej rodziny. Następnie wiele wzorów ukształtowanych w dzieciństwie przenoszą do swych dorosłych relacji. Według Tannen te różnice kulturowe obejmują różne oczekiwania wobec roli porozumiewania się w relacjach międzyludzkich. Wszystko to tworzy nasze style rozmawiania, a nawet niewielkie różnice tych stylów prowadzą do przytłaczających nieporozumień i rozczarowań. W drugiej książce, zatytułowanej Ty nic nie rozumiesz (1994), Tannen przedstawia pogląd, że różnice stylów rozmawiania nie tłumaczą wszystkich konfliktów w relacjach między mężczyznami a kobietami, choć wiele problemów wynika z tego, iż partnerzy w odmienny sposób wyrażają swe myśli i uczucia. Autorka sądzi, że jeśli umielibyśmy uświadomić sobie różnice w stylach rozmawiania, to moglibyśmy lepiej stawiać czoło prawdziwym konfliktom i znaleźć sposób komunikowania się, który pozwoliłby przezwyciężyć te różnice.
[Carl R.] Rogers (1961) pisał wiele o sposobach ulepszania relacji międzyludzkich. Według niego, najważniejszym czynnikiem blokującym konstruktywne porozumiewanie się jest nasza skłonność do oceniania i osądzania wypowiedzi innych. Uważa on, że tym, co stoi na drodze do zrozumienia innych, jest tendencja do aprobowania lub dezaprobowania, niechęć do przyjmowania układu odniesienia drugiej osoby oraz obawa przed zmianą, jaka może się w nas dokonać, jeśli naprawdę wysłuchamy i zrozumiemy osobę mającą inny punkt widzenia. ti Jedna z propozycji Rogersa, jak można sprawdzić, czy dobrze kogoś rozumiemy, jest taka: kiedy następnym razem będziesz się spierał z partnerem, przyjacielem lub małą grupą przyjaciół, przerwij na chwilę dyskusję i dla eksperymentu wprowadź taką zasadę: „Każda osoba może mówić w swoim imieniu dopiero po dokładnym opisaniu własnymi słowami poglądów i uczuć osoby, która wypowiadała się poprzednio, tak aby ta osoba czuła się usatysfakcjonowana" (Rogers, 1961, s. 332). Przeprowadzając taki eksperyment, musisz starać się naprawdę zrozumieć drugą osobę i przyjąć jej punkt widzenia. Choć wydaje się, że brzmi to prosto, w praktyce może okazać się niezwykle trudne. Polega bowiem na postawieniu sobie wymagania, by słyszeć nie tylko to, co nam
446
odpowiada, by analizować swoje uprzedzenia i ukryte założenia, nie przypisywać wypowiedziom znaczeń niezgodnych z intencjami i nie wyciągać pochopnych wniosków, opartych na powierzchownym słuchaniu. Jeśli uda ci się sprostać temu wyzwaniu, to będziesz mógł wkroczyć w subiektywny świat osób ważnych w twoim życiu; zdobędziesz umiejętność empatii, która jest niezbędną podstawą wszystkich bliskich związków. Rogers (1980) twierdzi, że wrażliwe współtowarzyszenie oferowane przez empatyczną osobę działa uzdrawiająco i że głębokie zrozumienie jest cennym darem dla innej osoby.
Skuteczne porozumiewanie się z bliskimi
Kultura wpływa zarówno na treść, jak i na sam proces komunikacji. W niektórych kulturach bezpośrednia komunikacja jest wysoko ceniona, choć w innych kulturach takie zachowanie uważane jest za niegrzeczne i niedelikatne. W pewnych kulturach patrzenie prosto w oczy jest tak samo obraźliwe, jak w innych unikanie kontaktu wzrokowego. Harmonia w rodzinie jest kardynalną wartością w niektórych kulturach i sprzeciwianie się rodzicom przez dorosłe dzieci może być uważane za niewłaściwe. Podczas czytania poniższego omówienia miej na uwadze, że w takich kwestiach istnieją rzeczywiste różnice między kulturami. W naszych rozważaniach przyjmujemy punkt widzenia kultury europejsko-amery-kańskiej, a więc powinieneś dostosować przedstawione tu zasady do swoich uwarunkowań kulturowych. Musisz zbadać, jaki jest wpływ twojej kultury na twój styl komunikowania się i następnie zdecydować, czy chcesz zmienić pewne wzory, których się wyuczyłeś. Na przykład twoja kultura mogła nauczyć cię kontrolowania uczuć. Jeśli stwierdzisz, że ten wzór kulturowy ogranicza cię w tych sferach życia, w których chciałbyś być bardziej swobodny, to możesz zdecydować, że będziesz w większym stopniu wyrażał swe uczucia.
Z naszego punktu widzenia, jeśli dwie osoby osiągają głębokie porozumienie, to posługują się wieloma z poniższych metod:
• Zwrócone są do siebie twarzami i utrzymują kontakt wzrokowy, a kiedy jedna z nich mówi, druga słucha.
• Nie przygotowują swojej odpowiedzi w czasie, gdy druga osoba mówi. Słuchacz potrafi dokładnie streścić, co mówiący powiedział („Więc jest ci przykro, kiedy ja nie dzwonię, aby powiedzieć ci, że się spóźnię").
• Używają ścisłego i konkretnego języka („Czuję się manipulowana" jest wypowiedzią niejasną. Konkretna wypowiedź brzmiałaby: „Nie podoba mi się, że przynosisz mi kwiaty, po czym oczekujesz, że zrobię dla ciebie coś, na co przedtem nie wyraziłam ochoty").
• Mówiący wypowiada się o sobie, zamiast zasypywać drugą osobę bezosobowymi pytaniami (wypowiedź w formie pytania: „Gdzie byłeś ostatniej w nocy i czemu przyszedłeś do domu tak późno?". Osobista wypowiedź to: „Martwiłam się i bałam o ciebie, ponieważ nie wiedziałam, gdzie byłeś wczoraj w nocy").
• Słuchacz zostawia sobie przed odpowiedzią chwilę na zastanowienie się nad tym, co zostało powiedziane i jak on to rozumie. Powinien to być szczery wysiłek postawienia się w sytuacji drugiej osoby („To musiało być dla ciebie trudne, kiedy nie wiedziałaś, gdzie byłem wczorajszej nocy i myślałaś, że mogłem mieć wypadek"). ........
447
• Choć obie osoby reagują na to, co mówi druga, nie wyrażają krytycznych ocen (krytyczna opinia to: „Nigdy nie myślisz o nikim prócz siebie i jesteś zupełnie nieodpowiedzialny". Bardziej odpowiednią reakcją byłoby: „Doceniam, kiedy myślisz o tym, aby zadzwonić do mnie, wiedząc, że mogę się martwić").
• Każda ze stron powinna być szczera i bezpośrednia bez naruszania godności drugiej. Oboje nadają komunikaty-Ja, zamiast zgadywać, co druga osoba ma na myśli i mówić za nią. („Czasami martwi mnie, że nie troszczysz się o mnie i chcę dowiedzieć się, co ty o tym myślisz, a nie od razu przyjmować, że to prawda").
• Obie osoby szanują różnice występujące między nimi i unikają naciskania na drugą, by zaakceptowała jakiś punkt widzenia („Mam zupełnie inne zapatrywania na tę sprawę, ale rozumiem, że masz swoje własne zdanie").
• Istnieje zgodność (lub dopasowanie) między komunikatami werbalnymi i niewerbalnymi (jeśli ktoś wyraża gniew, nie uśmiecha się).
• Każda osoba mówi otwarcie o tym, jak odebrała reakcje drugiej (nieskuteczną odpowiedzią jest: „Nie masz prawa mnie krytykować", skuteczną: „Jestem zawiedziony tym, że nie podoba ci się to, co zrobiłem").
• Żadna z osób nie jest tajemnicza, nie oczekuje od drugiej rozszyfrowywania jej komunikatów.
Te metody są niezbędne do rozwoju każdej bliskiej relacji. Możesz spróbować obserwować siebie w czasie komunikowania się i zapisywać, w jakim stopniu stosujesz się do tych zasad. Zdecyduj, czy jesteś zadowolony z jakości twojego związku. Jeśli stwierdzisz, że chcesz poprawić jakąś relację, to pomocnym będzie rozpoczęcie pracy nad którąś z tych umiejętności. [...]
Miłość nieautentyczna a miłość autentyczna
„Miłość", która przytłacza
Nie zawsze łatwo jest odróżnić autentyczną miłość, która wzmacnia nas i tych których kochamy, od miłości, która ogranicza nas i tych, którym próbujemy ją dać. Z pewnością istnieją formy pseudomiłości, które wydają się prawdziwą miłością, lecz okaleczają nie tylko nas, ale także osobę, o której mówimy, że ją kochamy.
Oto niektóre cechy miłości, która przytłacza. Oczywiście lista ta nie jest niezmienna ani ostateczna, ale może wam posunąć pewne kategorie myślenia o tym, jaka jest wasza miłość. Osoba, której miłość nie jest autentyczna:
musi kierować i decydować za drugą osobę,
ma sztywne i nierealistyczne oczekiwania wobec tego, jak powinna się zachowywać druga osoba, aby zasługiwać na miłość, stawia warunki okazywania miłości, kocha warunkowo, wnosi niewiele zaufania w związek miłosny,
odbiera zmianę w sobie lub drugiej osobie jako zagrożenie dla kontynuacji związku, jest zaborcza,
polega na drugiej osobie w wypełnianiu pustki w życiu, nie jest związana z drugą osobą,
nie chce dzielić się ważnymi myślami i uczuciami dotyczącymi związku, ucieka się do manipulacji, aby skłonić drugą osobę do zachowywania się w określony sposób.
448
Większość z nas odnajduje część z tych przejawów nieautentycznej miłości w swoich relacjach, ale nie znaczy to koniecznie, że nasza miłość jest oszukańcza. Na przykład czasami możemy nie mieć ochoty na informowanie drugiej osoby o naszym prywatnym życiu, mieć zbyt wygórowane oczekiwania wobec niej czy próbować narzucać swój porządek. Ważne jest, aby być szczerym z samym sobą i rozpoznawać, kiedy nie okazujemy prawdziwej miłości, abyśmy mogli te wzory zmienić.
Niektóre aspekty autentycznej miłości
Dotychczas omawialiśmy przede wszystkim, czym miłość nie jest. Teraz chcielibyśmy podzielić się niektórymi uwagami na temat pozytywnych znaczeń, jakie ma dla nas miłość.
Miłość oznacza, że znam osobę, którą kocham. Jestem świadom wielu jej cech - nie tylko pięknych stron, ale także ograniczeń, wewnętrznych sprzeczności i wad. Mam świadomość uczuć i myśli drugiego i doświadczam coś z samego jądra tej osoby. Mogę przeniknąć maski i role społeczne, jakie przybiera, i wejrzeć w nią głębiej.
Miłość oznacza, że troszczę się o dobro osoby, którą kocham. Jeśli jest to prawdziwa troska, nie będzie ona polegać na przytłaczaniu drugiej osoby i zaborczym trzymaniu się jej. Przeciwnie, moja troska oboje nas czyni wolnymi. Jeśli troszczę się o ciebie, dbam o twój rozwój i mam nadzieję, że staniesz się wszystkim, czym możesz się stać. W konsekwencji nie stawiam przeszkód na drodze twojego rozwoju, nawet jeśli może mi to czasami sprawić przykrość.
Miłość oznacza szacunek dla godności osoby, którą kocham. Jeśli cię kocham, mogę traktować cię jako odrębną osobę, z twoimi własnymi wartościami, myślami, uczuciami i nie nalegam, abyś zrzekł(a) się swojej tożsamości i dopaso-wał(a) do obrazu ciebie, takiej(-ego), jakim chciał(a)bym, abyś Ty był(a). Pozwalam ci w osiąganiu samodzielności i byciu tym, kim naprawdę jesteś, zachęcam cię do tego, unikam traktowania cię jak przedmiotu czy posługiwania się tobą przede wszystkim do zaspokajania moich własnych potrzeb.
Miłość oznacza odpowiedzialność wobec osoby, którą kocham. Jeśli cię kocham, staram się reagować na większość twych najważniejszych potrzeb. Ta odpowiedzialność nie pociąga za sobą robienia dla ciebie tego, co sam(a) możesz zrobić dla siebie; ani nie oznacza, że kieruję twoim życiem za ciebie. Oznacza natomiast przyznawanie się, że to, jaki(a) jestem i co robię, dotyczy ciebie, więc jestem bezpośrednio zaangażowany(a) w twoje szczęście lub nieszczęście. Kochając możemy zranić lub zaniedbywać kochaną osobę i dlatego uważam, że miłość pociąga za sobą w pewnym zakresie poczucie odpowiedzialności za wpływ, jaki mój sposób bycia ma na ciebie.
Miłość oznacza rozwój zarówno dla mnie, jak i dla osoby, którą kocham. Jeśli cię kocham, rozwijam się dzięki mojej miłości. Pobudzasz mnie do pełniejszego stawania się tym, czym mógłbym być, moja miłość pomaga w twoim istnieniu w ten sam sposób. Oboje rozwijamy się dzięki naszej trosce o drugą osobę i jej trosce o nas; oboje dzielimy wzbogacające doświadczenie, które nie umniejsza naszego istnienia. ..... , , ., , , .......
449
Miłość oznacza uwolnienie się od strachu. W Love is Letting of Fear Jampolsky (1981) pisze, w jaki sposób martwiąc się dawnymi przewinieniami i lękając się o przyszłość zostawiamy sobie niewiele miejsca na cieszenie się i delektowanie teraźniejszością. Nieocenianie innych jest jednym z warunków pozbycia się lęku i doświadczania miłości. Akceptacja oznacza, że nie koncentruję się na zmienianiu innych, tak aby dostosowali się do moich oczekiwań co do tego, jacy powinni być.
Miłość oznacza przywiązanie do osoby, którą kocham. To przywiązanie nie pociąga za sobą podporządkowania całego siebie drugiej osobie ani gwarancji, że związek musi koniecznie być trwały. Jego konsekwencją jest natomiast wola bycia razem w momentach bólu, niepewności, zmagania się z trudnościami, rozpaczy, tak samo jak w czasie spokoju i radości.
Miłość oznacza nieoslanianie siebie. Jeśli otwieram się przed tobą z zaufaniem, to mogę doświadczyć bólu, odrzucenia, utraty. Ponieważ nie jesteś ideałem, możesz mnie zranić, a skoro w miłości nie ma żadnych gwarancji, nie mam żadnej pewności, że twoja miłość przetrwa. Miłość pociąga za sobą dzielenie się przeżyciami i wspólne przeżycia z osobą, którą kocham. Moja miłość oznacza dla ciebie, że chcę spędzać z tobą czas i dzielić z tobą ważne aspekty twego życia. Oznacza również, że pragnę dzielić się z tobą znaczącymi aspektami mojego życia. Jak przypomina Maier (1991), jednym z wymiarów miłości jest gotowość do ujawniania siebie przed tymi, których kochamy. Wielebny Maier wskazuje, że Jezus dał nam do naśladowania dobry wzór miłości. Nie tylko dzielił się swymi pięknymi kazaniami, ale też swoją frustracją i problemami, nadziejami i lękami, radością, a także bólem. Maier uważa, że kochanie w taki sposób, w jaki czynił to Jezus, jest dla nas wyzwaniem. Przecież jeśli pokazujemy, kim i czym jesteśmy, ludzie mogą nas odrzucić. „Odsłanianie się w miłości jest więc trudne, nawet niebezpieczne. O wiele łatwiej jest udawać kogoś, kim nie jesteśmy, i ukrywać tę część siebie, która nie jest już tak cudowna" (Maier, 1991, s. 42).
Miłość oznacza zaufanie do osoby, którą kocham. Jeśli cię kocham, ufam, że zaakceptujesz moją troskę i miłość i nie skrzywdzisz mnie umyślnie. Ufam, że wydam ci się godny miłości i nie opuścisz mnie; ufam we wzajemność naszej miłości. Jeśli ufamy sobie, to jesteśmy gotowi ujawniać siebie, możemy zrzucić maski i odrzucić pozory oraz pokazać prawdziwe ja.
Miłość toleruje niedoskonałości. W związku opartym na miłości są chwile nudy, chwile, w których ma się ochotę rzucić wszystko, chwile napięcia, chwile impasu. Autentyczna miłość nie oznacza nieustającej szczęśliwości. Nie opuszczam drugiej osoby w ciężkich chwilach, ponieważ pamiętam to, co przeżyliśmy w przeszłości, i mogę przewidzieć, co nas czeka we wspólnej przyszłości, jeśli dostatecznie zatroszczymy się o to, by stawiać czoło naszym problemom i pracować nad nimi wspólnie. Zgadzam się z Maierem (1991), który pisze, że miłość jest motorem zmian w życiu. Miłość jest twórczym i przeobrażającym sposobem życia. Maier jednak nie uważa, że miłość zastrzeżona jest dla idealnego świata. „Miłość jest przeznaczona dla naszego niedoskonałego świata, w którym dzieje się źle. Miłość ma być duchem działającym w bolesnych
sytuacjach. Miłość ma wnosić sens w życie, którym zdaje się rządzić nonsens" (s. 47). Innymi słowy, miłość wkracza w niedoskonały świat aby uczynić go nadającym się do życia.
Miłość wyzwala. Miłość jest dawana dobrowolnie, nie wydzielana na żądanie. Jednocześnie moja miłość do ciebie nie jest uzależniona od tego, czy spełniasz moje oczekiwania. Autentyczna miłość nie oznacza, że „będę cię kochał kiedy staniesz się idealny(a), albo kiedy staniesz się taki(a), jak oczekuję". Autentyczna miłość nie stawia warunków. Miłość jest bezwarunkowa. Maier (1991, s. 68-69) sądzi, że obraz serca wypełnionego bezwarunkową miłością daje modlitwa Świętego Franciszka z Asyżu:
\ * ' *
Panie, uczyń z nas narzędzia Twego pokoju, t ' •> ••>'(. x* '" * i '
abyśmy siali miłość, tam gdzie panuje nienawiść; ,• •, ' •,>
wybaczenie, tam gdzie panuje krzywda; ,
jedność, tam gdzie panuje zwątpienie;
nadzieję, tam gdzie panuje rozpacz; "
światło, tam gdzie panuje mrok; ! ) **> ' •'<* ''
radość, tam gdzie panuje smutek.
Spraw, abyśmy mogli nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać; , . ,
nie tyle szukać miłości, co kochać; , . ( ,,!,,,
albowiem dając - otrzymujemy;
wybaczając - zyskujemy przebaczenie; !
a umierając, rodzimy się do wiecznego życia, przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego.
Miłość dąży do rozprzestrzeniania się. Jeśli cię kocham, zachęcam cię do nawiązywania i rozwijania relacji z innymi ludźmi. Choć nasza miłość i zobowiązanie wobec siebie nawzajem może wykluczać pewne działania, nie jesteśmy całkowicie i wyłącznie przywiązani do siebie. Tylko pseudomiłość wiąże jedną osobę z drugą w taki sposób, że nie ma ona przestrzeni potrzebnej do rozwoju. Casey i Yanceburg (1985) tak ujmują ten pogląd:
„Prawdziwym dowodem naszej miłości jest nasze zaangażowanie w zachęcanie drugiej osoby do pełnego rozwoju. Jesteśmy współzależnymi osobami, które potrzebują wzajemnie swojej obecności, aby wypełnić swoje przeznaczenie. A mimo to jesteśmy także odrębnymi jednostkami. Musimy sami pogodzić się z naszymi zmaganiami (rozmyślania z 21 lutego)" ,-•„, .-'.r^ią
Miłość oznacza, że chcę osoby, którą kocham, ale nie potrzebuję jej po to, aby odczuwać pełnię. Jeśli jestem niczym bez ciebie, to nie jestem całkowicie wolny w miłości do ciebie. Jeśli ja cię kocham, a ty mnie opuścisz, to doświadczę straty, będę smutny i samotny, ale mimo to będę mógł nadal żyć. Jeśli moje znaczenie i moje przetrwanie zbytnio zależą od ciebie, to nie mogę rzucić wyzwania naszej relacji, ani też stawić ci czoła czy sprzeciwić się. Z lęku przed utratą ciebie poprzestanę na tym, co stanowi mniej niż bym chciał, a rezygnacja ta z pewnością wywoła uczucie urazy do ciebie.
Miłość oznacza identyfikowanie się z osobą, którą kocham. Jeśli cię kocham, mogę wczuć się w ciebie i popatrzeć na świat twoimi oczami. Mogę się z tobą
451
utożsamiać, gdyż umiem zobaczyć siebie w tobie i ciebie we mnie. Ta bliskość nie oznacza stale trwającej „wspólności", ponieważ dystans i rozłąka są czasem niezbędne w związku opartym na miłości. Dystans może wzmocnić poczucie więzi miłosnej, może pomóc nam na nowo odkryć siebie w taki sposób, który pozwala spotkać się inaczej.
Miłość jest samolubna. Mogę kochać ciebie tylko wtedy, gdy prawdziwie kocham, cenię i szanuję siebie. Jeśli jestem pusty, to wszystko, co mogę ci dać, to moja pustka. Jeśli czuję, że jestem pełny i wartościowy sam dla siebie, to mogę dać ci moją pełnię. Jednym z najlepszych sposobów dawania ci mojej miłości jest pełne cieszenie się sobą wspólnie z tobą.
Miłość wymaga dostrzegania potencjału kryjącego się w osobie, którą kochamy. W mojej miłości do drugiego patrzę na nią lub niego jak na osobę, którą mogłaby/mógłby się stać, jednocześnie akceptując to, kim i czym jest teraz. Istotna jest tu obserwacja Goethego: jeśli przyjmujemy ludzi jakimi są, czynimy ich gorszymi, natomiast traktując ich tak, jakby już byli tym, czym być powinni, pomagamy im stać się lepszymi.
Miłość oznacza wyzbycie się złudzenia, iż mamy pełną kontrolę nad sobą, innymi i naszym środowiskiem. Im bardziej staram się całkowicie panować nad wszystkim, tym bardziej tracę kontrolę. Miłość oznacza zrzeczenie się kontroli i bycie otwartym na wydarzenia życia. Oznacza to zdolność do bycia zaskakiwanym.
Niedawno przyjaciel mnie (Jerry'ego) zaskoczył, co stało się bodźcem do rozważenia wartości zrzekania się kontroli. Myślałem, że mieliśmy iść wczesnym rankiem na wycieczkę w góry, by zobaczyć wschód słońca. Kiedy doszliśmy do końca szlaku, ku memu całkowitemu zaskoczeniu, wsiedliśmy do balonu wypełnionego gorącym powietrzem, by odbyć przejażdżkę. Kiedy wzlecieliśmy w górę
0 świcie, ujrzeliśmy słońce wschodzące ponad chmurami i górami. Chwilę przed wdrapaniem się do kosza balonu poczułem potrzebę rozproszenia mych obaw
1 spytałem pilota, jak długo latał balonem i czy zdarza się, że takie balony spadają. Pilot spokojnie poinformował nas, że robi to już od osiemnastu lat i że te balony spadają z nieba tylko wtedy, gdy pilot tego chce! Po tym zapewnieniu mogłem chłonąć piękno efektownych gór, wschodzącego słońca i spokojnego unoszenia się z prądem. Zupełnie nie miałem kontroli nad tym, w jaki kierunku będziemy się poruszać, dowiedziałem się też, że pilot musi pozwolić, aby to wiatr nas unosił. Zaświtało mi w głowie, że zbyt kontrolowane życie nie dopuszcza do niespodzianek takich jak ta i że nie mógłbym przeżyć tej majestatycznej jazdy, jeśli nie pozwoliłbym unosić się z prądem i nie zaufałbym pilotowi i siłom natury.
Kończymy rozważania nad tym, jakie znaczenie ma dla nas autentyczna miłość, dzieląc się myślą pochodzącą z książki Fromma O sztuce miłości (1973, s. 34). Jego opis dojrzałej miłości jest dobrym podsumowaniem istotnych cech autentycznej miłości:
„[...] dojrzała miłość jest zjednoczeniem uwarunkowanym zachowaniem integralności człowieka, jego indywidualności. [•••] W miłości urzeczywistnia się paradoks, że dwie istoty stają się jedną, pozostając mimo to dwiema istotami". . ....... .s .. , , ,•<•• , ,,. ,, *
452
Bibliografia <,» - - v • U, >.., '\- ^jt •{•«>"•;,, /_,-*• /'.•».
Bellah i in. (1985) Habits of the Heart: Individualism and Commitment in American Life, New York,
Harper & Rów. Casey K., Yanceburg M. (1985) The Promise of a New Day: A Book of Daily Meditations, New York,
Harper/Hazelden.
From E. (1973), O sztuce miłości, przeł. A. Bogdański, Warszawa, PIW. Gibran K. (1981) Prorok, przeł. T. Truszkowska, Kraków, Wydawnictwo Literackie. GoldbergH. (1987) ThelnnerMale: OvercomingRoadblockstoIntimacy, New York, New American Library. Jampolsky G. D. (1981) Love Is Letting Go of Fear, New York, Bantam Books. Lerner H. G. (1985) The Dance of Anger: A Woman's Guide to Changing the Patterns of Intimate
Relationships, New York, Harper & Rów.
Maier S. (1991) God's Love Song, Corvllis, OR, Postał Instant Press May R. (1973) Man's Searchfor Himself, New York, Dell.
Moustakas C. (1975) Finding Yourself, Finding Others, Englewood Cliffs, NJ, Prentice-Hall. *' •' Rogers C. R. (1961) On Becoming a Person, Boston, Houghton Mifflin. Rogers C. R. (1980) A Way of Being, Boston, Houghton Mifflin. Tannen D. (1987) That's Not What I Meant: How Conversational Style Makes or Breaks Relationships,
New York, Ballantine. Tannen D. (1994) Ty nic nie rozumiesz. Kobieta i mężczyzna w rozmowie, przeł. A. Sylwanowicz,
Warszawa, Wyd. W.A.B.
tf
Pytania przeglądowe V^;Ą\ &<.'&$'•&'•-, 3v'.••-...-y. '.':'• •• * !vVO 6;V"VJ •;.••.'.•.< -.-. ? ••.•.'',. ..>
1. Podaj z własnego doświadczenia przykład takiej relacji, w której ludzie nie mają mocno wyodrębnionych indywidualnych tożsamości. Podaj przykład innej relacji, w której mają.
2. Co mówią Coreyowie o wyszukiwaniu wad i obwinianiu w związkach między ludźmi?
3. Wyjaśnij, na czym polega dotycząca rozwiązywania konfliktów propozycja Carla Rogersa, którą Coreyowie włączają do swych rozważań o barierach w porozumiewaniu się.
4. Co mają na myśli Coreyowie mówiąc, że skuteczne porozumiewanie się wymaga posługiwania się ścisłym i konkretnym językiem i stosowania wypowiedzi o sobie zamiast bezosobowych pytań?
5. Na podstawie własnych doświadczeń powiedz, która z dziesięciu cech nieautentycznej miłości jest najbardziej niszcząca i szkodliwa?
6. Powiedz innymi słowami: „Autentyczna miłość nie oznacza wiecznego szczęścia".
7. Powiedz innymi słowami: „Miłość oznacza wyzbycie się złudzenia, że mamy pełną kontrolę nad sobą, innymi i naszym środowiskiem". ł
Kwestie do omówienia
1. Jak reagujesz na uwagi autorów dotyczące związków między osobami tej samej płci? W jaki sposób może to uzewnętrzniać się w twoim porozumiewaniu się z lesbijkami i homoseksualistami?
2. Coreyowie mówią, że w bliskich związkach „każda z osób potrafi rozmawiać otwarcie z drugą o sprawach mających znaczenie dla związku". Czy sugerują oni, że powinieneś być całkowicie otwarty i szczery? Jakie są ważne ograniczenia w tej kwestii?
3. Jaki mógł być racjonalny powód, tego, że Coreyowie zaczęli omówienie „barier komunikacji" uwagami na temat słuchania? Czemu zaczynają oni od końca procesu porozumiewania się?
4. Oceń jedenaście uwag Coreyów na temat skutecznego porozumiewania się z perspektywy kultury innej niż euro-amerykańska. Jak sądzisz, jakie byłyby odmienne cechy skutecznego porozumiewania się w innej kulturze?
5. Coreyowie mówią, że miłość oznacza odpowiedzialność wobec osoby, którą kocham, ale nie oznacza kierowania jej życiem czy robienia za nią tego, co może ona zrobić sama. Co więc oznacza „odpowiedzialność"?
6. Jak może objawiać się w komunikacji interpersonalnej nieosłanianie siebie? - •............
453
Kiedy szukałem krótkiego, ale użytecznego omówienia relacji między parami małżeńskimi, w książce Dolores Curran zatytułowanej Stress and the Healthy Family znalazłem poniższy tekst.
Przedrukowane tutaj dane Curran zebrała na podstawie wywiadów z trzydziestoma dwoma parami małżonków i ośmioma samotnymi rodzicami. Skupiła się na tym, jak pary te radziły sobie ze stresem, a zakładam, że zdolność radzenia sobie ze stresem jest jedną z cech zdrowego, trwałego związku.
Curran wyróżnia pięć następujących cech charakterystycznych takich par, które radzą sobie ze stresem we właściwy sposób: (1) uważają one stres za normalną część życia rodzinnego, (2) dzielą się uczuciami i rozmawiają ze sobą, (3) rozwijają umiejętności rozwiązywania konfliktów i twórczego radzenia sobie z trudnościami, (4) korzystają ze wsparcia innych osób j instytucji i (5) mają umiejętność przystosowywania się.
Siedząc, jak Curran omawia każdą z tych cech, będzie można dostrzec podobieństwa między jej wnioskami a tym, co Adelman, Parks i Albrecht zaobserwowali w swoich badaniach na temat przyjaźni, przedstawionych w rozdziale 11.
Curran przedstawia dwie kluczowe kwestie związane z pierwszą cechą. Po pierwsze, zdrowe pary spodziewają się stresu; nie hołdują romantycznemu wyobrażeniu „związku idealnego". Wiąże się z tym drugie spostrzeżenie - stres jest z reguły następstwem oczekiwań. Jeśli jesteś w stanie poradzić sobie ze swoimi oczekiwaniami, poradzisz sobie ze stresem.
W dyskusji wokół drugiej cechy autorka podkreśla znaczenie ujawniania siebie, o czym była mowa w rozdziale 8. Zdrowe pary chętnie podejmują ryzyko otwartości i tworzą niezagrażające sposoby komunikowania uczuć. Curran zauważa także, że związki takich par zwykle przekształcały się w bliską przyjaźń.
Opuściłem niektóre fragmenty omówienia trzeciej cechy, ponieważ pokrywają się one z treścią rozdziału poświęconego w tej książce konfliktom. Podejście Curran jest jednak użyteczne, bo przypomina o kluczowej roli konfliktu w długotrwałych, zdrowych związkach. Curran podkreśla znaczenie zarówno umiejętności rozwiązywania konfliktów, jak i radzenia sobie z problemami.
Cecha czwarta jest potwierdzeniem tezy, którą przedstawili Adelman, Parks i Albrecht: zdrowe pary pamiętają o swoich systemach powiązań z innymi ludźmi i korzystają z nich radząc sobie ze stresem. Bardzo często pary świeżo powstałe i nowożeńcy nie dostrzegają, jak ważne są takie silne systemy wsparcia. Wierzą, że ich miłość może „pokonać wszystko" i że we dwoje mogliby z powodzeniem żyć na bezludnej wyspie. Pierwszy naprawdę trudny problem lub konflikt przypomina im prawdę, o której mówi Curran.
Ostatnia cecha to zdolność przystosowania się. Z uwagi na wszech-obecność zmian w związkach małżeńskich - zmiany pracy, zmiany miejsca zamieszkania, zmiany ekonomiczne, zmiany spowodowane przez urodzenie się dzieci itp. - pary muszą ze spokojem podchodzić do wszelkich swoich planów na przyszłość, muszą przystosować się do okoliczności, które stają przed nimi.
l znowu celem tej pracy nie jest podanie przepisu na „idealny" związek. Wskazówki zawarte poniżej mogą jednak pomóc w stworzeniu takiej relacji, w której z napotkanymi problemami będziecie mogli sobie radzić w konstruktywny, a nie destrukcyjny sposób.
Dolores Curran *
Relacje małżeńskie
Za: Dolores Curran, Stress and the Healthy Family, s. 25-60. Copyright 1985 Dolores Curran. Przedruk za zgodą Harper Collins Publishers.
„Zauważyłem, że kiedy między nami wszystko dobrze się układa, inne napięcia znikają. Ale jeśli coś się między nami popsuje, nawet kot staje się denerwujący".
CZTERDZIESTOLETNI MĄŻ
„Dobre układy" to trafne określenie, jeśli zastanawiamy się, jaki jest główny czynnik odpowiadający za panowanie nad codziennym stresem w rodzinie. Co sprawia, że w związku małżeńskim „dobrze się układa"? Co takiego w zdrowym związku małżeńskim pozwala radzić sobie skuteczniej niż innym parom z czasem, pieniędzmi, pracą i dziećmi? Próbując wyodrębnić wspólne cechy par skutecznie radzących sobie ze stresem, przeprowadziłam wywiady i badania z trzydziestoma dwoma parami małżeńskimi i ośmioma samotnymi rodzicami, określonymi jako zdrowi przez specjalistów, którzy uczestniczyli w moim wcześniejszym badaniu „Cechy zdrowej rodziny". Rodziny te cechowały pewne postawy i właściwościami, które nasuwały sugestie co do tego, na czym może polegać ich zdolność dobrego panowania nad zwykle występującym w rodzinie stresem.
Często stosuję określenie para, ponieważ jest ono nieodzowne przy omawianiu struktury rodziny złożonej z dwojga rodziców. Jednakże praca ta odnosi się także do rodzin z jednym rodzicem. Proponuję, by tam, gdzie użyte jest słowo „para", samotni rodzice stosowali słowo „rodzina", ponieważ w rodzinie z jednym rodzicem interakcja między parą małżeńską zwykle przenosi się na relację ro-dzic-dziecko, rodzic-dziadek lub rodzic-przyjaciel. Pozostawiam czytelnikowi znajdującemu się w sytuacji samotnego rodzica rozstrzygnięcie, który rodzaj relacji w jego wypadku najlepiej zastąpi określenie „para". Czasami oczywiście użycie słowa „para" jest właściwe, jeśli omawiana kwestia dotyczy byłego małżonka.
455
Pary radzące sobie ze stresem we właściwy sposób charakteryzuje pięć następujących cech:
• uważają stres za normalną część życia rodzinnego.
• dzielą się uczuciami i rozmawiają ze sobą,
• rozwijają umiejętności rozwiązywania konfliktów i radzenia sobie z trudnościami,
• korzystają ze wsparcia innych osób i otoczenia społecznego,
• mają zdolność adaptacji.
Zdrowa para uważa stres za normalną część życia rodzinnego
Zdrowe pary nie przyrównują życia rodzinnego do ideału. Ich oczekiwania i cele są często mniejsze niż oczekiwania innych par. Pojawianie się problemów w rodzinie nie wiąże się dla tych par z poczuciem własnych braków, lecz zakładają, że stresy, spowodowane na przykład postępkami dzieci czy sporadycznymi nieporozumieniami w kwestiach finansowych, są naturalną częścią życia rodziny, wypracowują więc sposoby radzenia sobie z nimi, tradycyjne i nowe.
Oczekiwania odgrywają szczególną rolę jako czynnik wpływający na zadowolenie z małżeństwa. Przykładowo jeśli on oczekuje od niej, że będzie zadowolona z niego jako kogoś potrafiącego utrzymać rodzinę, a swoją potrzebę bliskości zaspokajającego w pracy, ona natomiast oczekuje od niego, że będzie realizował swoje podstawowe potrzeby w rodzinie, to można spodziewać się napięcia. Badacze rodziny zwracają szczególną uwagę na oczekiwania jako na czynnik, który należy uwzględniać przewidując poziom satysfakcji w małżeństwie. Niedawno przedstawiono narzędzie do pomiaru rozbieżności oczekiwań pary co do związku i niezadowolenia ze związku1. Gdyby takie narzędzie się upowszechniło, to pary mogłyby określić swoje oczekiwania przed ślubem, a nie zakładać z góry, że ich oczekiwania są takie same.
Pary mają często bardzo rozbieżne oczekiwania co do tego, czym ma być małżeństwo i na czym mają polegać role małżeńskie. Pewna kobieta powiedziała: „Kiedy się pobraliśmy, on oczekiwał, że będę siedziała w domu i będę zawsze gotowa natychmiast być «razem» z nim. Wiele razy się kłóciliśmy, kiedy chciałam wrócić na studia i zdobyć dyplom w dziedzinie pomocy społecznej; on był głęboko przekonany, że pracująca żona to obelga dla jego męskości i dumy. Potem to, że pracowałam, było dla niego w porządku - tak naprawdę to był ze mnie po cichu bardzo dumny, jeżeli nie zarabiałam za dużo i nie kwestionowałam tego, że jego kariera jest na pierwszym miejscu". Ta para musiała przedefiniować swoje oczekiwania, aby poradzić sobie z normalnymi napięciami związanymi ze zmianami. Później kobieta dodała smutno: „Teraz chyba byłby zadowolony, gdybym to ja jego utrzymywała!"2.
1 R. M. Sabatelli, The Marital Comparison Level Index: A Social Exchange Measure of Marital Satisfaction (materiał niepubl.).
2 C. Tavris, The Myth ofthe 50/50 Marriage, „Woman's Day", 6 marca 1984.
456
Pary o silnej więzi małżeńskiej spodziewają się zmian jako części rozwoju i spodziewają się stresu jako rezultatu tych zmian. Pierwsza umiejętność potrzebna w radzeniu sobie ze stresem w rodzinie ma swoje źródło w oczekiwaniach małżonków i ich zdolności komunikowania ich drugiej osobie.
Zdrowa para dzieli się uczuciami i rozmawia ze sobą
„W pewnym badaniu 5000 niemieckich mężów i żon zapytano, jak często ze sobą rozmawiają. Po dwóch latach małżeństwa większości wystarczały trzy minuty rozmowy przy śniadaniu, trochę więcej niż dwadzieścia minut przy obiedzie i parę minut w łóżku. W szóstym roku było to w sumie dziesięć minut dziennie. Stan «niemal całkowitego milczenia* małżeństwa osiągały w ósmym roku związku"3.
Brak porozumiewania się nie jest zjawiskiem charakterystycznym wyłącznie dla Niemców. „Zawsze, kiedy mój mąż jest przygnębiony, muszę się z nim bawić w zgadywanki - powiedziała pewna amerykańska żona. - „Dlaczego ukrywa swoje uczucia? Im więcej go wypytuję, tym bardziej staje się posępny" . [...]
Kiedy przeprowadzałam wywiady z parami porozumiewającymi się w sposób konstruktywny, byłam zaskoczona tym, jak wiele niezagrażających technik stosują, aby wejść w kontakt z własnymi i partnera uczuciami. „Szybko nauczyłam się nie mówić «Co cię tak zmartwiło?» - powiedziała pewna kobieta. - Zawsze odpowiadał «nic», a jeśli naciskałam go, złościł się lub milkł. Któregoś dnia powiedziałam mu: «Czuję się taka samotna, kiedy coś cię martwi i nie chcesz mi o tym powiedzieć... jakbym cię zawiodła*. I naprawdę tak myślałam.
Był zaskoczony moją reakcją. Powiedział: «nie chcę, żebyś się tak czuła. Nic ci nie mówię o moich zmartwieniach, bo chcę oszczędzić ci przykrości*. I tak oto, w trosce o uczucia drugiego - ja oskarżałam go o nieczułość, a on mnie o wtrącanie się. Przekonałam go, że ukrywanie uczuć przez niego było dla mnie bardziej bolesne niż jakiekolwiek zmartwienie, którym się podzieliłby ze mną. Zgodziliśmy się, że kiedy będę się czuć odepchnięta, będę mówiła «czuję się samotna*, a on spróbuje wtedy być bardziej otwarty. Zajęło nam to dużo czasu, ale to działa. Czasem jest jednak ryzykowne".
Ryzyko to słowo często używane przez pary, gry mówią o uczuciach. „Nie zaryzykowałby konfrontacji", „Nie mogę ryzykować powiedzenia jej tego". Jednakże intymność opiera się na ponoszeniu ryzyka. Oznacza gotowość do narażenia się na zranienie, kiedy podzielimy się uczuciami, które mogą być trudne do zaakceptowania dla drugiego. Kiedy partnerzy zaryzykują i napotkają lekceważenie lub brak reakcji, wokół uczuć tworzy się kolejna warstwa ochronna. Niektóre pary dzielą tak grube mury, że uczucia objawiają się na zewnątrz tylko w formie wybuchu gniewu.
W artykule The Stresses of Intimacy Michael Griffin pisze: „Głębokiej intymności zawsze towarzyszy stres. Nie może dojść do głębokiej bliskości
Around the Network, „Family Therapy NetWorker", marzec-kwiecień 1984
457
między parą ludzi, jeśli nie walczyli oni o to, co jest dla nich ważne. Dwie osoby, którym zależy na tym, co jest dla nich ważne, bardzo łatwo mogą wejść w konflikt. Jeśli bliskość jest najważniejszą sprawą w życiu, trzeba zapłacić za nią pewną cenę, zdobywając ją przez konflikt i walkę. Ale korzyści mogą być ogromne"4.
Jednakże miłość i bliskość nie przychodzą łatwo. Wiemy, jak pracować i jak gotować, bo te umiejętności były premiowane we wcześniejszym, ekonomicznym modelu rodziny. Przyjmowaliśmy zaszczytne miana „ciężko pracującego mężczyzny" i „dobrej mamusi" jako adekwatne dla męża i żony. W rezultacie osoby, które pasowały do tych określeń, były stawiane na piedestale jako te, które gwarantują udane małżeństwo.
Dziś okazuje się, że w zdominowanym przez technikę społeczeństwie szukamy bliskości w jej najgłębszym znaczeniu, ale nie wiemy (zwłaszcza mężczyźni), jak ją osiągnąć. Bliskość to umiejętność, której trzeba się nauczyć i którą trzeba się dzielić, wciąż jednak jesteśmy nowicjuszami, jeśli chodzi o zrozumienie, na czym ona polega. Jakże często słyszę, że żona mówi: „Dobrze zarabia, jest wspaniałym ojcem, jest mi wierny, ale...", a potem sygnalizuje, że nie dzielą się uczuciami i nie potrafią rozmawiać.
Psychiatra Harold Lief, dyrektor Institute for Maritial and Sexual Health w Filadelfii sądzi, że wielu ludzi nigdy nie nauczyło się rozpoznawania i wyrażania swoich uczuć. „Boją się ośmieszyć czy zranić czyjeś uczucia, są także sparaliżowani przez ryzyko związane z odsłonięciem się, narażeniem się na zranienie. To może przerażać - przyznaje dr Lief - ale jeśli nie ryzykujesz, to twój związek ucierpi. W rezultacie każda para, jeśli naprawdę zależy jej na wspólnym życiu, musi stworzyć język, unikalny kod słów, gestów i zachowań, który tylko ona w pełni rozumie"5.
Odkryłam, że wiele zdrowych par tworzy swój własny kod. Pewne słowa dają pozwolenie na otwarcie się, podczas gdy inne ostrzegają: „Trzymaj się z daleka". List od czytelniczki mojego artykułu na temat porozumiewania się w rodzinie skłonił mnie do refleksji na temat strachu i braku odpowiedniego języka. Napisała: „Właśnie skończyłam czytać Pani artykuł i muszę Pani powiedzieć, że bardzo mi się podobał. Chciałabym tylko, żeby mój mąż go przeczytał. Mam zamiar wyciąć go i wystać mu do biura. Mam nadzieję, że poświęci trochę czasu na przeczytanie go, bo dużo by nam to dało". Jakże oczywisty problem z porozumiewaniem się tu znajdujemy - ona musi wysłać artykuł do jego biura, by przyciągnąć jego uwagę. Ich komunikacja stała się tak bezosobowa, że odbywa się za pośrednictwem poczty, chociaż żyją razem. [...]
Kiedy pary zaczynają dzielić się uczuciami, to stają się przyjaciółmi, nie tylko małżonkami czy kochankami. Element przyjaźni jest często wskazywany przez pary pozostające w dobrych relacjach. „Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Możemy rozmawiać o wszystkim". Ponieważ większość małżeństw zaczyna się
4 M. Griffin, The Stresses of Intimacy, „Spiritual Life" 1979.
5 D. Hales, Marriages That Get Better and Better, „McCall's", styczeń 1983.
458
od pociągu seksualnego, a nie od przyjaźni, niektóre pary nigdy nie zostają dobrymi przyjaciółmi. [...]
U części młodych ludzi zauważam niechęć do przekraczania granicy miedzy przyjaźnią a związkiem miłosnym. Zdają sobie sprawę, że natura związku zmieni się, a nie chcą narażać przyjaźni na szwank. To smutny komentarz do naszych kulturowych poglądów na małżeństwo - że małżonkowie nie mogą być przyjaciółmi. [...]
Na świecie są tysiące samotnych w swoim życiu małżeńskim, „niezamężnych" i „nieżonatych" małżonków. Z takich lub innych przyczyn wolą pozostać w związku, który zaczai się od miłości, ale zepsuł się przez lata. Carin Rubinstein i Phillip Shaver, autorzy In Search of Intimacy, stwierdzili, że co czwarty Amerykanin cierpi na samotność, a 13 procent osób pozostających w związkach małżeńskich uważa, że są samotne i nie kochane. Ich badania wykazały także, że mężczyźni potrzebują kobiet bardziej niż kobiety mężczyzn, ponieważ kobiety są raczej dawczyniami bliskości, a mężczyźni jej biorcami6.
Nawet dla par, które nawiązały przyjaźń, życie nie zawsze jest proste, ponieważ jedno może mieć inne upodobania niż drugie. Pracowałam z parą, która miała bardzo odmienne preferencje w kwestiach życia towarzyskiego. On nie znosił udzielać się towarzysko i chodzić na przyjęcia, ona zaś uwielbiała. „Z początku próbowałam go zmienić - przyznała. Ciągałam go na przyjęcia, gdzie on zaszywał się w kącie, a ja fruwałam w kółko, doskonale się bawiąc. W drodze do domu gniewałam się na niego, że jest aspołeczny". $•
On przytaknął i dodał: „To była sytuacja patowa. Ja z góry byłem niechętny, bo wiedziałem, że ją zawiodę i nakrzyczy na mnie. Kłóciliśmy się po każdym przyjęciu. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy, jak zazdrościłem jej umiejętności bawienia się i rozmawiania z obcymi ludźmi. Nie jestem w tym dobry, a bardzo bym chciał".
Jak sobie poradzili z napięciem w ich związku? On zdobył się na odwagę, by powiedzieć jej o swoich prawdziwych uczuciach - że nie chodzi o to, że nie lubi przyjęć, lecz że go onieśmielają. Zwykła nieśmiałość, którą ona brała za zachowanie aspołeczne, kryła się za jego niechęcią do tego rodzaju aktywności społecznej. Kiedy już zaryzykował i odsłonił się, aby jej powiedzieć, że czuje się niepewnie rozmawiając z nieznajomymi, zmieniła swoje podejście do jego potrzeb społecznych.
„Czułam się okropnie - powiedziała. - Nie wiedziałam, że był onieśmielony i przestraszony, bo nigdy taki nie jest w stosunku do mnie czy naszych bliskich znajomych".
Oto prosty przykład zmiany postaw, która zachodzi u zdrowych par, jeśli zdobędą się na ryzyko dzielenia się uczuciami. On zaryzykował, a ona doprowadziła sprawę do końca, reagując na podjęte przez niego ryzyko w znaczący sposób: zaakceptowała jego uczucia, nie zlekceważyła ich odpowiadając: „Nonsens! Czego tam się można bać? Nikt ci nie zrobi nic złego - po prostu idź tam i porozmawiaj". [...]
C. Rubinstein, P. Shaver, In Search of Intimacy, New York, Delacorte Press, 1982.
459
Podobnie zachowujemy się wobec nastolatków, co z kolei ich doprowadza do szaleństwa. Kiedy zwierzają się nam, że są grubi albo brzydcy, mówimy im, że to nieprawda. Potem nie rozumiemy, dlaczego taka pełna miłości odpowiedź wywołuje ich złość. Jeśli czują się grubi lub brzydcy, to nasze słowa wzburzają ich, bo w rzeczywistości dajemy im do zrozumienia, że ich uczucia nic nie znaczą (Nawiasem mówiąc, spodziewają się, że rodzice tak im odpowiedzą. Czyż nie zachwycaliśmy się ich przedszkolnymi rysunkami?)
Znacznie lepiej byłoby odpowiedzieć: „Wiem, co czujesz... Czasami też się tak czuję" lub „Przykro mi, że uważasz, że jesteś brzydka, bo stoi przede mną taka śliczna dziewczyna". To nie umniejsza wagi ich uczuć, lecz pozwala nam wyrazić swoje w dodający otuchy i wspierający sposób. [...]
Jak para przeżywająca stresy związane z udziałem w przyjęciach odniosła się w końcu do różnic w swoich potrzebach społecznych? Kiedy żona zdała sobie sprawę z przyczyn niechęci męża do przyjęć, nie nalegała, by chodził na nie tak często i nie zostawiała go więcej w kącie, ale wciągała do rozmów. Nie krytykowała go także za aspołeczne zachowania. Wybierali mniejsze uroczystości, zapraszali bliskich przyjaciół, z którymi on czuł się dobrze. t W rozmowie o tym podkreślali, że oboje starali się wspólnie rozwiązać problem, on - próbując udzielać się w towarzystwie, ona - mniej wymagając. Poradzili sobie z właściwym problemem - jego nieśmiałością - żeby rozwiązać problem postrzegany - przyjęcia. W tym celu musieli zaryzykować zwierzenie się z głębokich uczuć - zagrożenia i współczucia. [•••] - - .,,
Zdrowa para rozwija umiejętności rozwiązywania konfliktów i radzenia sobie z trudnościami , , •>.-..
Mówiąc najprościej, pary najłatwiej radzące sobie z codziennym stresem dopracowują się praktycznych sposobów rozwiązywania nieporozumień i pokaźnych zasobów różnych umiejętności radzenia sobie z trudnościami. Rozwiązywanie konfliktów i radzenie sobie z trudnościami są ze sobą związane, ale to nie to samo.
Umiejętności rozwiązywania konfliktów zależą w dużej mierze od porozumiewania się, podczas gdy umiejętności radzenia sobie z trudnościami zależą od kreatywności, pomysłowości i wytrwałości. Pewne pary mogą posiadać jeden zestaw umiejętności, ale nie mieć drugiego. Znałam taką parę, która umiała wspaniale rozwiązywać konflikty. Mogli rozmawiać ze sobą bez końca, dzielić się uczuciami, ujawniać dobre uczucia wobec siebie, ale ich życie rodzinne było chaotyczne, ponieważ nigdy nic nie robili ze stresami ich dotykającymi. Tylko o nich rozmawiali. Napięcia trwały i narastały, a para ta w końcu musiała szukać pomocy.
Istnieją także takie rodziny, które zajmują się stresami, ale nie konfliktem rodzącym się z tego, w jaki sposób problemy te zostały rozwiązane. Być może problem niedostatku pieniędzy zostaje rozwiązany przez podjęcie przez męża drugiej pracy, ale uraza, którą to w nim wzbudziło, może prowadzić do m wybuchów. Takie pary reagując na stres ciągle gaszą zapalającą się trawę, zamiast zająć się wyschniętym lasem zagrożonym pożarem.
Najpierw przyjrzyjmy się rozwiązywaniu konfliktów. Philip Brunstein i Pep-per Schwarz, autorzy obszernego badania dotyczącego współżycia par małżeńskich, zatytułowanego „American Couples: Money, Work, Sex", wyjaśniają, dlaczego zajęli się badaniem tego, w jaki sposób amerykańskie pary radzą sobie ze stresem: „Dzisiejsze małżeństwa muszą w większym stopniu uświadomić sobie znaczenie problemów i bardziej zaangażować się w ich rozwiązywanie. Kiedy małżeństwo zawierano na całe życie, niektóre kwestie mogły być pozostawione samym sobie, bo panowało przekonanie, że para ma całe życie na ich rozwiązanie. Ponieważ tak już nie jest, mamy nadzieję, że pewne informacje pomogą ludziom określić słabe punkty i dać swojemu małżeństwu szansę na to, aby było dla nich satysfakcjonującym doświadczeniem życiowym"7.
Nie wszystkie stresujące czynniki prowadzą do konfliktu, ale wiele z nich tak, zwłaszcza te, które mają związek z pieniędzmi, seksem, dziećmi i podziałem obowiązków w rodzinie. Jeśli te problemy wywołują silny stres i jeśli parze brakuje umiejętności potrzebnych do rozwiązania konfliktu, to mogą one zniszczyć związek małżeński. [...]
Również samotni rodzice cierpią z powodu silnego stresu, jeśli są w stałym konflikcie z byłymi małżonkami. Robert E. Emery przedstawił przegląd badań, z którego wynika, że większy wpływ na zachowanie dziecka może wywierać „zamieszanie w rodzinie" związane z rozwodem niż sama separacja, że wiele problemów występujących u dzieci rozwiedzionych rodziców pojawiło się na długo przed rozwodem, a - co najważniejsze - że dzieci rozwiedzionych rodziców, którzy nie są w konflikcie, przejawiają mniej problemów niż dzieci z rodzin pełnych, w których istnieje niezgoda. Autor sugeruje, by rodzice trzymali dzieci z daleka od swoich konfliktów i starali się robić wszystko, co w ich mocy, by dzieci miały nadal oparcie w indywidualnych relacjach z nimi8.
Osolina Ricci, terapeutka rodzinna, twierdzi, że rodzice powinni odrzucić pogląd, iż tylko matka jest ważna. „Rodzic spędzający minimum czasu z dzieckiem jest tak samo ważny, jak ten, który spędza z nim większość czasu" - twierdzi. Dobry rozwód to żadna tajemnica, chociaż towarzyszy mu dużo trudnych uczuć. Rozwieść się w dobry sposób to ciężka praca, ale czas, który rodzice temu poświęcą, zwróci się stukrotnie w ciągu następnych lat"9. [...]
Umiejętności w zakresie radzenia sobie z trudnościami są tu omawiane wielokrotnie, więc nie będę drążyć tego tematu; powiem tylko, że dobrzy rodzice zbierają, obmyślają i stosują rozmaite sposoby radzenia sobie z problemami, a nie polegają wyłącznie na jednym lub dwóch, popularnych w naszej kulturze. Na przykład nie uciekają się do stosowania aresztu domowego w wypadku każdego
7 P. Blumstein, P. Schwartz, What Makes Today's Marriages Lest? „Family Weekly", 13 listopada 1983.
8 R. E. Emery, Interpersonal Conflict and the Children of Discord and Dworce, „Psychological Bulletin" (92) 2.
9 M. Meitus, Therapist Supports Shared Parenting, „Rocky Mountain News", 12 lutego 1984.
461
przewinienia nastolatka, ale wymyślają inne kary. Kiedy brakuje pieniędzy, nie posyłają automatycznie żony do pracy, lecz próbują zmienić styl życia lub planować zakupy czy płacić za usługi na spółkę z innymi. Zamiast bez zastanowienia mówić dziecku nie, wymyślają inne odpowiedzi. Bardzo mi się podobała reakcja matki, której jedenastoletnia córka chciała malować sobie oczy. Powiedziała: „Możesz to robić, ale tak, żebym tego nie mogła zobaczyć". Było to twórcze wyjście z typowej w rodzinie stresowej sytuacji.
Rodziny najskuteczniej radzące sobie ze stresem mają setki sposobów użytecznych podczas rozwiązywania problemów związanych z kieszonkowym, oglądaniem telewizji, kłótniami między rodzeństwem, brakiem czasu i podziałem obowiązków. , . , ' . ,
Zdrowa para korzysta z pomocy otoczenia
„Nie przetrwalibyśmy bez naszych przyjaciół..."; „Gdybym nie miała rodziny w pobliżu..."; „Sąsiedzi zawsze byli w pobliżu, jeśli ich potrzebowaliśmy..."; „Nie poradziłbym sobie bez wsparcia naszego kościoła..."
Rodziny skutecznie radzące sobie ze stresem mają zupełnie odmienny stosunek do korzystania z pomocy otoczenia niż rodziny zestresowane. Te pierwsze uważają przyjaciół, krewnych, rodziny, grupy i całe środowisko za cenne wsparcie w radzeniu sobie ze stresem, natomiast rodziny silnie zestresowane korzystanie z pomocy traktują jako dowód nieumiejętności poradzenia sobie ze stresem. Mamy zaszczepione kulturowo przekonanie, że dobra rodzina to taka, która sama sobie radzi ze swoimi problemami. Jeśli musi odwoływać się do krewnych lub sąsiadów w sprawie innej niż nagły wypadek, to nie jest tak „dobra" jak inne rodziny.
Jakiekolwiek są źródła tego mitu, jestem zbulwersowana odkryciem, że ciągle jest on żywy w naszej kulturze. Słyszymy na przykład o przypadkach krzywdy wyrządzanej dzieciom, gdy rodzice nie decydują się zwrócić o pomoc, ponieważ uważają to za oznakę słabości. Istnieją źródła wsparcia, z których mogą skorzystać - kochająca rodzina, telefony zaufania, programy pomocy matkom organizowane przez parafie, zaprzyjaźnieni sąsiedzi, dobry system pomocy społecznej, pomagający zdobyć umiejętności zapobiegania stresom - a mimo to, kiedy napięcia się kumulują, rodzice narażają swoje dzieci, zamiast przyznać, że potrzebują pomocy.
Mówiąc najprościej, rodziny najlepiej radzące sobie ze stresem w największym zakresie korzystają ze wsparcia otoczenia. Kiedy potrzebują zastępstwa w opiece nad dzieckiem, kiedy ktoś zachoruje lub pojawia się inny problem, mają ludzi, do których mogą się zwrócić, którzy w razie czego też zwrócą się o pomoc. Znam pewną samotną matkę, która nigdy nie była zamężna, a ma dziesięcioletnią córkę. Kiedy zdecydowała się urodzić i wychować dziecko, przeciwni temu rodzice powiedzieli jej, żeby nie przychodziła do nich po pomoc. „Chciałam im dowieść, że mogę sama sobie poradzić - powiedziała mi - w rezultacie niemal się załamałam przez nadmiar stresu. Mój terapeuta zasugerował mi przyłączenie się
462
do grupy wsparcia składającej się z innych samotnych rodziców i to było dla mnie wybawienie. Dzwonimy do siebie, kiedy potrzebujemy pomocy. Pilnujemy nawzajem swoich dzieci, pożyczamy sobie naczynia, meble, nawet pieniądze, ale przede wszystkim jesteśmy dla siebie rodziną. Oni są dla mnie dużo bardziej rodziną niż moja własna rodzina".
Jej doświadczenie potwierdza się w wielu badaniach na temat systemów wsparcia rodzin, zwłaszcza zaś w pracy Nancy Colletta (1981), która stwierdziła, że rodzice mający duże wsparcie okazują dzieciom więcej uczuć, bliskości i mają wobec nich lepsze nastawienie, natomiast ci z małym wsparciem są wobec dzieci bardziej wrodzy, obojętni i odrzucający10. [...]
W dzisiejszym mobilnym, technologicznym społeczeństwie rzadko zdarza się, że nasi krewni i starzy przyjaciele mieszkają w pobliżu. Mogą żyć o tysiące mil od nas i być w stanie pomóc nam tylko w nagłych wypadkach, ale nie w sytuacjach codziennego stresu.
Istnieje jednak coraz więcej zorganizowanych grup wsparcia tworzonych po to, aby zaspokoić naszą potrzebę bliskich więzi z rodziną i przyjaciółmi. Przez ostatnie kilka lat pracowałam z grupami wsparcia dla rodzin weteranów wojny wietnamskiej, rodziców samotnych nastoletnich matek nieślubnych dzieci, rodziców, którym zmarło dziecko, rodzin niepełnych i rodzin zastępczych, rodziców mających chronicznie chorych członków rodziny, kobiet w ciąży, rodziców nastolatków i z innymi grupami. Odnoszę się do nich z wielkim szacunkiem i często zachęcam pary z problemami, by rozważyły przyłączenie się do jakiejś grupy wsparcia, która da im potwierdzenie i zaufanie do swojego rodzicielstwa. [...]
Zdrowa para ma zdolność adaptacji
Mimo że wiele par mówi, iż wstąpiły w związek małżeński z uzgodnionymi poglądami co do małżeństwa i życia rodzinnego, następnie wspominają - często żartobliwie - jak szybko uświadomili sobie i zaczęli przezwyciężać istniejące między nimi różnice. Niektórzy z małżonków poślubiają partnera z zamiarem nagięcia go do swojego sposobu myślenia.
Zdrowe pary przyswajają i zapożyczają od siebie techniki rozwiązywania konfliktów i radzenia sobie ze stresem. Pewna para, z którą przeprowadzałam wywiad, ze śmiechem opowiedziała o swoim stosunku do spania do późna w sobotnie poranki. „Świeżo po ślubie ja wstawałam o szóstej rano, żeby zabrać się do roboty domowej - przyznała żona - mąż zaś spał do południa i uważałam to za niemoralne. Teraz oboje śpimy do dziewiątej. Nigdy tego świadomie nie uzgadnialiśmy - po prostu jakoś tak się stało".
I choć kwestia, czy spać w sobotę do późna czy nie, nie jest poważną przyczyną stresu, to ten przykład pokazuje, jak pary stopniowo zaczynają wzajem-
10 H. I. McCubbin, C. R. Figley (red.), Stress and the Family: Coping with Normalne Transitions, t. l, New York, Brunner/Mazel, 1983.
463
nie respektować swoje przyzwyczajenia i potrzeby. Zdolność przystosowywania się jest cechą występującą w rodzinach, które skutecznie radzą sobie ze stresem.
W obliczu stresu pary posiadające zdolność przystosowywania się są w stanie zmienić postawy i zwyczaje tak, by jak najlepiej wybrnąć z sytuacji. Przykład takiej zdolności może ujawnić się w przypadku zmiany sytuacji zawodowej w małżeństwie. „Kiedy Peter stracił pracę oczywiście martwiłam się, ale wiedziałam, że możemy przejść przez to, jeśli się postaramy - relacjonowała pewna żona. - Naszym największym problemem byli krewni, którzy myśleli, że to koniec świata. Doszło do tego, że to raczej my pocieszaliśmy ich, a nie oni nas".
Niedawno przeprowadzono pogłębione badania nad cyklem życiowym rodziny, zwłaszcza nad tym, jak jest on powiązany ze stresem i zmianami. Dr Hamilton I. McCubbin i dr Charles R. Figley poprosili wybitnych naukowców zajmujących się rodziną, aby przedstawili swoje spostrzeżenia i wyniki badań na temat rodzin i stresu doświadczanego przez nie w trakcie cyklu życiowego, od zalotów do starości. Naukowcy ci reprezentowali wiele różnych punktów widzenia, jednak autorzy stwierdzają, że: „Mimo tych różnych perspektyw dostrzegali wiele podobieństw sposobów reagowania przez rodziny na różne czynniki stresujące. Metody radzenia sobie w sytuacjach różnych przejść i w różnych warunkach są bardzo podobne. Te strategie radzenia sobie obejmują poszukiwanie informacji i próby zrozumienia zdarzenia powodującego stres; szukanie wsparcia społecznego u krewnych, przyjaciół, sąsiadów, ludzi znajdujących się w podobnej sytuacji lub specjalistów; elastyczność w podejściu do ról rodzinnych i optymistyczne spojrzenie na sytuację; oraz ulepszenie sposobów porozumiewania się członków rodziny11.
,6 /*i ? *** ' , S-*' ' * ' - ' j* * > ;
Pytania przeglądowe
, < V ' i<> "J-.
1. Jaki jest, według Curran, związek między oczekiwaniami a stresem?
2. Jaki jest związek między intymnością a ryzykiem?
3. Podaj z własnego doświadczenia przykład stworzenia wraz z bliskim przyjacielem własnego kodu.
4. Jaki jest, według Curran, związek między stresem a konfliktem w związku małżeńskim?
5. Który z systemów wsparcia jest, zdaniem Curran, najbardziej przydatny dla par - nieformalna grupa przyjaciół czy grupa bardziej formalna?
Kwestie do omówienia
1. Jakie są słabe strony metod badawczych Curran? Do jakiego stopnia słabości te podważają słuszność jej spostrzeżeń? Czy twoje osobiste doświadczenia skłaniają cię do potwierdzenia, czy podważenia jej spostrzeżeń?
2. Poproś znaną ci zamężną (żonatą) osobę, aby przez tydzień obserwowała, ile minut dziennie spędza na rozmowie ze swoim małżonkiem. Jak wypadły uzyskane przez ciebie wyniki w porównaniu z wynikami cytowanymi przez Curran?
Tamże.
484
3. Jaką zależność dostrzegasz między związkiem miłosnym a przyjaźnią? Co powinno przyjść pierwsze? A może powinny się rozwijać równolegle?
4. Przypomnij sobie czasy, kiedy byłeś nastolatkiem. Jak reagowałeś na takie zachowania rodziców wobec nastolatków, o jakich mówi Curran?
5. Jaki jest twoim zdaniem najważniejszy lub najbardziej przydatny dla pary system wsparcia?
Poniższy tekst zawiera dość pełny zarys tego, jak podchodzić do konfliktu i jak się przygotować, aby był on konstruktywny, a nie destruktywny. Autorzy od dawna są związani z książką Mosty zamiast murów. W roku 1972, pracując nad jej pierwszym wydaniem, napisałem do Hugh Prathera z prośbą o zgodę na przedruk fragmentów jego książki Notes To Myself. Byłem poruszony tym, jak w zwięzłych pamiętnikarskich zapiskach ujął kilka głównych myśli, które miała zawierać moja książka. Wspaniałomyślnie zgodził się, abym wykorzystał wyjątki z jego pracy i od tej pory znajdują się one w tej książce, odgrywając w niej znaczącą rolę. Niedawno Hugh i jego żona Gayle napisali A Book for Couples. Zawarte tam omówienie konfliktu uważam za jedno z najlepszych opracowań, jakie zdarzyło mi się przyczytać.
Na początku podają oni przykład typowego, codziennego konfliktu, który pokazuje, jak wiele spornych kwestii kryje się w zwykłej sprzeczce między przyjaciółmi lub bliskimi sobie ludźmi. Początkowo jest to kłótnia o okienko dla kota. Rozmowa trwa tylko kilka minut, ale Pratherowie wyróżnili siedemnaście odrębnych spornych kwestii poruszonych w tym czasie. Nic dziwnego, że podobne sprzeczki tworzą więcej problemów, niż rozwiązują!
Następną ważną tezą tego tekstu jest to, że dyskusje, takie jak ta o okienku dla kota, „tworzą płaszczyznę związku". Innymi słowy sposób, w jaki te spory są prowadzone, określa jakość związku małżeńskiego. Oznacza to, że sam proces ma kluczowe znaczenie. To, jak przebiega kłótnia, jest ważniejsze od tego, co w z niej wynikło. Słowem proces jest ważniejszy od wyniku.
Następnie Pratherowie przedstawiają w sposób ironiczny „magiczne reguły zniweczenia każdej dyskusji". Prawdopodobnie w części z nich rozpoznasz swoje typowe zachowania - ja w każdym razie rozpoznałem. Celem zamieszczenia tej listy jest pokazanie przeciwieństw między konfliktem destrukcyjnym a konstruktywnym.
Dalej autorzy rozwijają przedstawioną wcześniej tezę o rozumieniu konfliktu jako procesu. Namawiają, abyś spróbował zrozumieć, że jeśli jesteś w konflikcie z bliską ci osobą, to „celem nie jest zgoda", lecz że „jedynym dopuszczalnym celem" tego rodzaju dyskusji „jest wasze wzajemne zbliżenie". Jest to, moim zdaniem, bardzo prosta, ale ważna myśl. Podważa ona jedno z podstawowych założeń, przez większość z nas przyjmowanych w konfliktach z ludźmi, na których nam zależy: że chodzi o to, aby wyszło na moje, aby partner wiedział, jak ja się czuję, lub aby poczuł się źle. A cóż mogłoby się stać, gdyby pary rzeczywiście zdołały przyswoić sobie tę ideę - że celem konfliktu jest wzajemne zbliżenie?
465
Dalsza część tekstu opiera się właśnie na takim założeniu. Pratherowie przedstawiają pięć kroków potrzebnych, aby przygotować się do sporu. Ich wskazówki są bardzo rozsądne i razem wzięte stanowią, jak wcześniej wspomniałem, dość pełny zarys warunków tego, żeby dobrze „przeprowadzić" spór. Nie chcę powtarzać tego, co mówią autorzy, zwrócę tylko uwagę na niektóre punkty.
W drugim kroku przygotowawczym autorzy zalecają aby: „spróbować zostawić w spokoju" kwestię, którą zamierzasz poruszyć. Chociaż nie myślę, by było dobrze tłumić rzeczywiście przeżywane emocje, wierzę, że pary mogą zyskać na stosowaniu się do tej rady. Stwierdziłem, że przeczekanie irytacji może być często relaksujące, wyzwalające i pomocne.
Kroki czwarty i piąty wskazują, co należy zrobić, aby rzeczywiście mieć na uwadze jedyny dopuszczalny, zdaniem Pratherów, cel konfliktu. Wiele można sobie uświadomić stawiając pytanie: „Czy moim celem jest porozumienie się", a nie zwycięstwo lub wyładowanie złości. Bardzo pomocne jest, według mnie, także ustalenie tego, czy jestem w pełni przekonany, że „problem dotyczy naszego związku, a nie mojego partnera".
Po przeczytaniu niektórych części eseju Pratherów byłem nieco zniechęcony tym, co mogło wydawać się pewnym uproszczeniem i naiwnym optymizmem. Naprawdę trudne spory są dużo poważniejsze i bardziej skomplikowane niż, jak się wydaje, uważają autorzy. Po bliższym przyjrzeniu się ich wskazówkom zrozumiałem jednak, że dobrze wiedzą, jak przykra jest walka z kochaną osobą. Są po prostu przekonani, podobnie jak wielu mędrców przez wieki, że odpowiadanie gniewem na gniew nic nie daje. Ostatecznie miłość (która oznacza często pozbawioną romantyzmu troskę o utrzymanie związku) jest silniejsza niż chęć samoobrony czy własne rozgoryczenie.
Hugh i Gayle Prather Rozwiązać spór i zapomnieć?
Za: Hugh i Gayle Prather A Bookfor Couple. Copyright 1988 Hugh i Gayle Prather. Wykorzystano za zgodą Doubleday, oddział Bantam Doubleday Dell Publishing Group, Inc.
Nie zakończone sprzeczki kumulują się
Nie chodzi o to, że sporne kwestie pozostają nie rozwiązane. W rzeczywistości są załatwione, ale załatwione tak jak plama z ketchupu „załatwia" dywan. Nie czyszczony dywan przez pięć lat może potroić swoją wagę, a większość związków jest tak obciążona nie przetrawionymi sporami, że popadają w stan tępego, pełnego złości odrętwienia i przestają spełniać swoje pierwotne cele. ......v„
466
„Albercie, musisz zrobić okienko dla kota. Znowu się obudziłam o trzeciej w nocy z Płakusiem stojącym mi na piersi i wpatrującym się we mnie. Mam za mało snu fazy alfa".
„Przykro mi, Paula. Wezmę się za to w ten weekend".
„Ależ Albercie, mówisz to już od miesiąca".
„Wiesz, kochanie, może po prostu będziemy zostawiać go na noc za drzwiami jak wszyscy".
„No dobrze, a co, jeśli będzie chciał wejść do środka? Co się stanie, jeśli jakiś zwierzak będzie na niego polował?"
„Co za różnica, czy będzie okienko dla kota? Jak zechce, to i tak zostanie na dworze całą noc" l
„Tak, ale będzie mógł także wejść, jeśli będzie musiał. Wiesz co, jeśli nie masz zamiaru być odpowiedzialnym opiekunem dla zwierzęcia, to nie powinieneś go trzymać".
„I to jest myśl".
„Rozumiem. I nie przeszkadza ci, że złamiesz serce Gigi?"
„Przede wszystkim, Paula, ona ma na imię Yirginia, nie Gigi. Dlaczego musimy nazywać naszego kota Płakuś, a córkę Gigi? Poza tym kupię jej pluszowego kota Garfielda z kreskówek, jak tylko znajdziemy dla naszego miejsce w schronisku".
„Wiesz co, Albert, ta rozmowa otwiera mi oczy na coś, co przeczuwałam już od bardzo dawna".
„Co takiego?" >
„To, że ciebie obchodzi tylko twoja koedukacyjna drużyna piłkarska. Od kiedy jesteś w tej drużynie o głupiej nazwie, ani razu nie bawiłeś się z Gigi ani nie drapałeś Płakusia pod brodą, gdzie nie może się wylizać. Kiedy ze sobą chodziliśmy, tylko udawałeś, że lubisz Płakusia".
„To ty namawiałaś mnie na zapisanie się do drużyny. To ty powiedziałaś, że dobrze by mi zrobiło, gdybym «dla odmiany czasami wychodził z domu». Lubię kota i kocham moją córkę. Ale nie mam ochoty spędzać soboty niszcząc okno z doskonałym widokiem".
„Wydaje mi się, że ja ciebie też nie obchodzę, Albert. I możesz sobie tam stać spokojnie i rozpakowując snickersy, życzyć sobie, żeby zagazowano Płakusia. Gdybym nie wiedziała, ile serca poświęcasz tej koedukacyjnej piłce nożnej, powiedziałabym, że stałeś siępsychotycznie niewrażliwy i nieczuły. Chyba powinieneś się leczyć".
W tym momencie Albert, dowodząc, że nie jest ani nieczuły, ani niewrażliwy, ciska batonik w okno będące przedmiotem sporu, chwyta strój do piłki nożnej i wypada z domu. W popołudniowym meczu, zdobywając bramkę dla zespołu „Yuma Yucca", łamie trzy środkowe palce prawej dłoni i w ten sposób zawiesza kwestię instalowania czegokolwiek.
Każdy nowy spór wskrzesza poprzednie !
Chcielibyśmy móc powiedzieć, że ten dialog był oryginalnym zapisem, ale była to improwizacja. Gdybyśmy dosłownie zapisali niektóre z typowych kłótni zasłyszanych podczas sesji terapeutycznych z udziałem rodzin, to zostałyby zlekceważone jako zbyt
467
wyrafinowana fikcja. W większości dygresje zawarte w powyższym dialogu są typowe i ilustrują typowe pozostałości niezałatwionych spraw, jakie można znaleźć w większości długotrwałych związków. Różnica między tą sprzeczką a realną kłótnią jest taka, że część z powyższych słów mogła zostać pomyślana, ale nie wypowiedziana. Niemniej jednak uczucie wyobcowania powstałe przy końcu dyskusji pozostaje takie samo.
W ten sobotni poranek Paula jest zła, bo jej sen ciągle jest przerywany przez kota, który prosi o wypuszczenie na zewnątrz. Taka jest istota sprawy. Gdyby para usiadła i zastanowiła się, zamiast posłużyć się tym problemem jako okazją do jeszcze większego oddalenia się od siebie, łatwo rozwiązałaby tę konkretną trudność w jeden ze stu sposobów możliwych do przyjęcia przez obie strony. Tuż poniżej progu ich świadomości kryje się jednak potężny zapas zadawnionej niezgody, dlatego też spokojne rozstrzygnięcie tej jednej kwestii staje się trudniejsze, niż by się wydawało.
Krzyk nierozwiązanych problemów jest głośny i uporczywy. Każda para odczuwa brak wspólnoty. Partnerzy pragną przezwyciężyć stare podziały, lecz ich lęk, że nastąpi dalsze oddzielenie, jest większy niż dostrzegana możliwość odwrócenia tego procesu. Podnoszenie dawnych różnic poglądów nie jest ich winą; jest to w rzeczywistości wołanie o pomoc, tyle tylko że zupełnie nie w porę.
Nieświadomie - bo większość sprzeczek odbywa się bez udziału głębszej świadomości - Albert i Paula napomykają o siedemnastu innych spornych kwestiach, z których żadna nie musiała być podnoszona w celu rozwiązania tego właśnie problemu. Oto w kolejności pojawiania się pytania pozostawione przez nich w przeszłości bez odpowiedzi, mała część całej reszty, jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie pozostałe, które wyjdą na jaw w następnych kłótniach: (1) Dlaczego obietnica Alberta nie została spełniona przez miesiąc? (2) Czy kot powinien być zostawiany na dworze na noc? (3) Czy Albert jest nieodpowiedzialny? (4) Czy rodzina powinna nadal trzymać kota? (5) Czy Albert jest nieczuły dla córki? (6) Czy Paula powinna w dalszym ciągu nazywać Yirginię „Gigi"? (7) Czy powinno się zmienić kotu imię? (8) Czy pluszowe zwierzę zastąpiłoby kota? (9) Czy koeduka-cyjna piłka nożna ma wpływ na stosunek Alberta do córki i kota? (10) Czy drużyna ma głupią nazwę? (11) Czy Albert poświęca Pauli uwagę w wystarczającym stopniu, czy zupełnie się zmienił? (12) Czy Paula chce Alberta w domu? (13) Jak ważny dla szczęścia Alberta jest widok z okna? (14) Czy Albert nadal kocha Paulę? (15) Czy Albert powinien jeść snickersy? (16) Czy sobotnie kontakty Alberta z innymi kobietami są, według Pauli, główną przyczyną jego słabnącego zainteresowania rodziną? (17) Czy Albert ma poważne problemy psychiczne?
Jak można zauważyć, większości par z trudem przychodzi skoncentrowanie się na jednej kwestii. Jest to jednak możliwe i jeśli będziemy ćwiczyć się w takim postępowaniu, to zacznie przynosić oznaki świadczące, że w naszym związku jest jeszcze miejsce na jedność i szczęście. Jeśli jedno z partnerów nie będzie trzymało się tej wskazówki, drugie nie powinno robić z tego nowego problemu ani nie dawać się wciągać w dyskusję nad nieistotnymi sprawami, lecz dostrzec ukrytą za nimi potrzebę i potraktować ją delikatnie i z miłością.
468
Spory tworzą podłoże związku
[...] Rozstrzyganie sporów w zwykły sposób jest tak niszczące dla związku, jak nierozwiązywanie ich w ogóle, ponieważ rozdźwięk nie jest usunięty, a nieudana próba tylko powiększa wątpliwości co do drugiej osoby. W kłótni o okienko dla kota wychodzi na jaw obawa Pauli o ich związek, kwestia dla niej dużo ważniejsza niż to, jak to zorganizować, aby mogła się wyspać, mimo to nie w pełni świadomie Paula zaognia ten ważniejszy problem, działając wbrew własnym interesom. Kłócąc się w ten sposób para ta, podobnie jak większość innych, jedynie produkuje kolejne kwestie, które mogą ich poróżnić. Albert prawdopodobnie nie zamierzał tak twardo forsować pozbycia się kota - właściwie mógł nawet chcieć go zatrzymać, a Paula nie miała rzeczywistych wątpliwości co do zdrowia psychicznego Alberta.
Przeszłość, która spycha tyle związków na mieliznę, jest budowana cegiełka po cegiełce. Małostkowość dopasowuje się do małostkowości, egoizm odpowiada na egoizm. Proces ten jest w znacznym stopniu nieświadomy. Każda para szybko przyzwyczaja się do kilku złych metod prowadzenia kłótni, rzadko natomiast partnerzy zastanawiają się nad tym, jakimi środkami się posługują lub jakie są tego rezultaty. Jedna osoba strofuje, druga ustępuje. Jedna przekonuje, druga milczy. Jedna wybucha gniewem, druga wycofuje się. Jedna przypochlebia się, druga ustępuje. A gdzież jest radość i piękno, gdzież jest przyjaźń, która miała rozkwitnąć, braterstwo które przez lata miało łączyć nierozerwalną więzią, pocieszenie i dobrodziejstwo życia razem? Zamiast tego jest przykry, poszerzający się klin wbity między tych dwoje i nawet najkrótszy spór obejmuje setki ponurych ech z przeszłości.
Nawet jeśli nasze sposoby rozwiązywania problemów są głęboko zakorzenione, możemy się ich łatwo wyzbyć, jeśli tylko zauważymy, że nie wychodzą nam one na dobre. Jedynym interesem, któremu służy większość dyskusji, jest mieć rację. Ale jak głęboko naprawdę sięga ten cel? Czy rzeczywiście chcemy wyrządzić krzywdę naszemu partnerowi, pokonać przyjaciela i powoli zniszczyć przyjaźń? Czasami tak może się wydawać. Opanowani kolejny raz przez emocje sporu, kroczymy uparcie w stronę naszego zwykłego sposobu kończenia kłótni: niewzruszonego milczenia, miażdżącej logiki, protekcjonalnej praktyczności, wybuchu płaczu, duszonego gniewu, męczeńskiego ustępstwa, sarkazmu, nadąsanego wycofania.
Te pozy i tysiąc innych są próbami udowodnienia czegoś zgoła innego niż miłość i, jak w przypadku wszystkich usiłowań dokuczenia własnemu partnerowi, cierpi na nich przyjaźń, ponieważ staje się ona wtedy tylko narzędziem służącym wywołaniu u drugiego poczucia winy. Miłość, jaką czuje do nas nasz partner, odbierana jest jako środek nacisku. Na swój cichy lub głośny sposób zaczynamy niweczyć związek zapominając, że sami jesteśmy częścią tego tonącego okrętu.
469
Magiczne reguły zniweczenia każdej dyskusji
[...] Dialog rozpoczynający ten rozdział został przeprowadzony z uwzględnieniem kilku, choć nie wszystkich reguł katastrofalnego porozumiewania się, a wystarczy przecież zachowanie zgodnie tylko z jedną lub dwiema z nich, aby zniweczyć najlepsze intencje. Przestrzegaj poniższych wskazówek, nawet nie całkiem ściśle, a kłopoty masz zapewnione:
1. Porusz sprawę wtedy, kiedy co najmniej jedno z was jest rozgniewane Odmiany: Porusz problem, kiedy nic nie można poradzić (w środku nocy, gdy czekacie na gości, gdy jedno z was jest pod prysznicem). Porusz go, kiedy nie można się na nim skoncentrować (gdy jedziecie złożyć zeznanie podatkowe, oglądacie w telewizji program, który was oboje interesuje, kiedy twój małżonek sprawdza rachunki).
2. Poruszając problem przy każdej sposobności rób wycieczki osobiste
Odmiany: Znaj odpowiedź, zanim zadasz pytanie. Przedstawiając problem używaj oskarżycielskiego tonu. Zacznij od zasugerowania, kto, jak zwykle, jest winien.
3. Skup się na uzyskaniu tego, czego chcesz.
Odmiany: Obezwładnij partnera, zanim zdobędzie się na obronę (przemawiaj do uczuć; przypomnij partnerowi, co dobrego dla niego zrobiłeś, bądź nadzwyczaj rozsądny). Daj partnerowi do zrozumienia, czego chcesz i bez czego będzie musiał się obejść. Jeśli zaczniesz tracić grunt, walcz nie przebierając w środkach.
4. Zamiast słuchać, myśl tylko o tym, co za chwilę powiesz.
Odmiany: Rób coś innego, kiedy mówi twój partner. Nie pamiętaj, na czym skończył. Innymi słowy, słuchaj go jak radia.
5. Koryguj wszystko, co mówi o tobie partner.
Odmiany: Zawsze, kiedy partner daje przykład twojego złego zachowania, daj mu jeszcze gorszy przykład jego zachowania. Często powtarzaj: „Tego nie powiedzia-i łem". Z góry nie zgadzaj się na wszystko, co powie partner (wylicz wyjątki, wskaż niekonsekwencje w faktach i błędy gramatyczne w jego wypowiedzi).
6. Wspomnij o tych przeszłych sprawach, które mogą być przyczyną tego, że partner zacznie się bronić.
Odmiany: Rób aluzje do sprawności seksualnej partnera. Przypomnij mężowi o wadach jego matki. Porównaj to, co robi twoja żona, do zachowań innych kobiet, a kiedy zacznie się żalić, powiedz: „Nie o to mi chodziło".
7. Zakończ mówiąc coś, co nigdy nie zostanie zapomniane.
Odmiany: Zrób coś, co będzie dowodem, że oszalałeś. W końcowym wystąpieniu obwieść, że żadne wystąpienie twojego partnera nie będzie wystarczająco odkrywcze, żadna farsa zbyt bluźniercza, żadne zakończenie wystarczająco żałosne. Zostaw przynajmniej wrażenie, że jesteś wytrącony z równowagi.
Celem nie jest zgoda
Każda para uważa, że wie jak prowadzić spory, a mimo to nie będzie przesadą stwierdzenie, że w historii większości długotrwałych związków rzadko zdarza się choćby jedna sprzeczka zakończona sukcesem. Oczywiście można się w tych
470
związkach dopatrzyć wielu nieporozumień zakończonych zgodą, ale po ich bliższym zbadaniu okazuje się, że zawsze pozostają jakieś zastrzeżenia, na które trzeba przymknąć oczy w celu osiągnięcia porozumienia.
Uważamy, że to już wystarczy, jeśli problem różnicy zdań jest rozwiązany, więc nawet przeczuwając, że nasz partner wciąż ma zastrzeżenia, brniemy naprzód zadowoleni z ustępstw, myśląc, że złe chwile przeminą. Potem z bolesną jasnością zdajemy sobie sprawę z tego, że tak się nie dzieje i osądzamy naszego partnera jako niekonsekwentnego. A jeśli to my ustąpiliśmy, to uważamy, że nasze drobne poświęcenie ma wysoką wartość i oczekujemy wynagrodzenia, ktpre nigdy nie następuje lub nigdy nie jest wystarczające; nie rozumiemy, dlaczego partner odczuwa tak mało wdzięczności. •
Celem większości sporów jest osiągnięcie formalnej zgody. Dopóki cel taki nie zostanie zastąpiony pragnieniem przyjaźni, dopóty jedynym trwałym skutkiem będzie wzajemna obcość. Pary szybko zaczynają odczuwać bezradność wobec powtarzającego się schematu ich dyskusji. Wierzą w swoją szczerą chęć wyłamania się z niego, ale nie udaje im się to. Próbują różnych reakcji, od krzyku do milczenia, od niekończących się rozmów do wychodzenia z pokoju, od rozważania wszystkich wynikłych kwestii do uporczywego trzymania się jednego problemu, jednak żaden sposób zachowania nie zmienia zwykłego nieszczęśliwego zakończenia.
Nie ma takiego wzoru zachowania, który może zmienić nawykowy przebieg kłótni. Taki przełom wymaga zmiany postaw, nie działań, chociaż w konsekwencji zmienią się także zachowania. Nie jest do tego potrzebne nic ponadto, by jasno określić cel konfliktu. Jest to niełatwe, choć nie jest skomplikowane. Zastanówmy się więc raz jeszcze, jaki powinien być ten cel. [...]
Jedynym dopuszczalnym celem dyskusji jest wasze zbliżenie się. Wasze umysły powinny się zjednoczyć, aby podjąć decyzję, zamiast dystansować się od siebie z zamiarem wywarcia nacisku. Czy to możliwe, jeśli weźmiemy pod uwagę, że ty i twój partner jesteście w wysokim stopniu samolubni? Na szczęście egoizm jest tylko częścią waszej osoby, serca pozostają wolne od jego wpływu. Nie musicie go eliminować; po prostu omińcie go, mając na względzie to, że bycie egoistą nie leży w waszym interesie. Dla ego ten pomysł jest szalony, ponieważ nie docenia ono miłości. Miłość jednak leży w waszym interesie, bo jesteście miłością, lub przynajmniej pewna wasza część nią jest, a zatem każdy spór jest okazją do tego, abyście dotarli do waszego prawdziwego ja.
Oczywiście, zrozumienie swoich prawdziwych interesów wymaga trochę czasu. Jeśli zapędzisz się w spór, to z nawyku staniesz się niewrażliwy, próbując osiągnąć cel, który przecież nie jest bliski twemu sercu. Nie oszukuj siebie. Dobrze wiesz, czy po zakończeniu sporu czujecie się sobie bliżsi. Egoistyczna część ciebie powie ci, że trochę smutku i poczucie dystansu wobec drugiej osoby to mała cena za ustępstwo, jakie wywalczyłeś, bądź za przekonanie partnera do twojego punktu widzenia, będzie też starała się przekonywać ciebie, że było to nieuniknione. Może zdarzyć się to wiele razy, zanim uda ci się zmienić swój sposób zachowania w trakcie sporów. Ta przemiana jest ważnym etapem rozwoju
471
i pociąga za sobą coraz uważniejszy wgląd we własne egoistyczne impulsy i ich następstwa. Czy było to naprawdę warte tego, jak się czujesz? Czy to wszystko naprawdę było nieuniknione?
W ten sposób zaczniesz zdawać sobie sprawę z celów, jakie chcesz osiągnąć, a ich głębsze poznanie pozwoli ci w trakcie sprzeczki zepchnąć na drugi plan swoją małostkowość. Stopniowo będziesz coraz szybciej wychwytywał swoje błędy i być może nauczysz się od razu ich unikać. Stanie się tak, ponieważ będziesz naprawdę chciał rozgrzać swoje serce i pozbyć się ciężaru. Trzymaj się więc wskazówek, które podamy, a małe porażki w twoim związku powoli ustąpią miejsca przyjaźni.
Jesteśmy tak przyzwyczajeni do myślenia o sporze jako o czymś oznaczającym oddzielenie, że często wystarczy dostatecznie zmienić formę sporu, aby pojawiło się coś nowego i aby stare nastawienie psychiczne zostało podważone. W większości przypadków wystarczy podzielić proces, jaki stanowi sprzeczka, na etapy i ułożyć je we właściwym porządku.
Spór musi przejść pięć faz, aby możliwe było jego rozstrzygnięcie. Pierwsza faza wymaga, by przynajmniej jedno z was uznało różniącą was kwestię za sporną. Drugą fazą jest wybranie momentu do jej poruszenia. Trzecia faza to podjęcie decyzji co do sposobu jej przedstawienia. Istotą czwartej jest wymiana myśli i uczuć. Piątą fazę stanowi zakończenie.
• Większość par poświęca bardzo mało uwagi pierwszym trzem etapom. Po prostu znajdują się w wirze tak zwanej żywiołowej kłótni i żadne z dwojga nie jest pewne, od czego ona się zaczęła. Musisz być bardziej świadom tematów, które poruszasz z taką beztroską. Jakakolwiek obawa dotycząca tego, co masz właśnie powiedzieć, jest bardzo pożyteczną wskazówką. Jeśli zauważysz, że masz wątpliwości, czy coś powiedzieć czy nie, to lepiej, żebyś swoje początkowe zamiary rozłożył na świadomie kontrolowane pięć etapów. Nie żałuj poświęconego na to czasu, miej w pamięci, jak bardzo ci zależy na zbudowaniu prawdziwej przyjaźni.
Pięć kroków przygotowujących do sporu
Po pierwsze, możesz zapytać siebie, czy problem, o który ci chodzi, występuje w chwili obecnej, czy tylko przypomniałeś go sobie. Innymi słowy, upewnij się, czy jest to bieżący problem, czy może jesteście już w trakcie jego rozwiązywania. Wielu ludzi z nawyku szuka w swoim małżeństwie oznak niedoskonałości i oczywiście znajdują ich wiele, ale ciągłe wątpliwości i analizowanie mogą bardziej zaszkodzić przyjaźni niż odczekanie i sprawdzenie, czy problem jest poważny i trwa nadal. Przez ten czas cieszcie się tym, co już jest między wami, nie rozprawiając na ten temat. [...]
'<_*• Jeśli sporna kwestia jest bezsprzecznie aktualna, to drugim krokiem, jaki możesz podjąć, jest próba zostawienia jej w spokoju. Nie jest to „lepsze" rozwiązanie, lecz po prostu jedna z opcji, nie doceniana w powszechnie przyjętym
472
l systemie wartości. Trzeba to jednak zrobić dogłębnie i szczerze, w przeciwnym wypadku problem zacznie narastać jak pleśń w ciemnym, niewidocznym miejscu. Świadome poniechanie spornej sprawy nie będzie zaprzeczaniem jej istnienia. W gruncie rzeczy oznacza ono szczegółowe rozważenie tego, co ci się nie podoba, a następnie podjęcie celowego wysiłku zidentyfikowania się z inną częścią siebie, tą, która nigdy nie „zaczyna sporu", jest cicha i łagodna, działa tylko w pokojowych zamiarach. [...]
Jeśli małżeństwo opowiada się za potrzebą oszczędzania energii w imię ochrony środowiska lub po prostu jest w trudnej sytuacji finansowej, notoryczne zostawianie odkręconej gorącej wody, niezamykanie lodówki czy zostawianie zapalonego światła przez jednego z partnerów może być denerwujące lub nawet szokujące dla drugiego. A przecież widok kogoś marnującego energię nie jest denerwujący ani szokujący. To nasza interpretacja wydarzenia, a nie ono samo determinuje nasze emocje. Dwuletni Jordan jest „okropnie nieodpowiedzialny". Podobno nawet (wczoraj, jeśli chodzi o ścisłość) spuścił wodę w toalecie pięć razy, a potem pobiegł do starszego brata pochwalić się swoim osiągnięciem: „John, spuściłem wodę, spuściłem!". „To ładnie" - powiedział John, ewidentnie biorąc w ten sposób udział w przestępstwie malucha. Powodem, dla którego Jordan nie powiedział o tym ojcu (który jest sumieniem rodziny w tych sprawach), było to, że to on pokazał bratu, jak to się robi, w ten sposób zachęcając go do zmarnowania ponad pięćdziesięciu litrów wody (i dodatkowo dwudziestu, które zużył ojciec na wyliczenie tej liczby). [...]
Mamy więc tutaj cztery reakcje wynikające z czterech możliwych interpretacji: duma ze strony ojca, wsparcie ze strony siedmiolatka, podniecenie dwulatka i zdziwienie kota. Oczywiście żaden pojedynczy skutek nie był spowodowany przez jakąś zewnętrzną, niezależną przyczynę. Wobec tego jak możesz powstrzymać się od zareagowania na marnotrawstwo małżonka, zamiast znów podnieść tę kwestię? Oczywiście, nie będziesz próbować nieszczerze przekonywać się, że takie praktyki nie są marnowaniem pieniędzy czy energii lub że wcale się tym nie przejmujesz. Nie będziesz też starać się przypisywać mu jakichś motywów, w które i tak nie uwierzysz, takich jak brak wiedzy czy że bardzo się starał, ale nie mógł przestać. Nieszczerość nie zakończy niefortunnego sposobu myślenia o tej sprawie. Reinterpretacja zwykle nie przynosi pożądanych skutków. [...]
Jeśli zastanowisz się przez moment i będziesz zdolny dogłębnie ocenić fakty, to być może dostrzeżesz, że twój partner jest niewinny i nie będziesz czuł się zmuszony do rozumienia, dlaczego to robi. Jeśli jednak po takiej próbie zauważysz, że nie udało ci się uwolnić od problemu, wtedy prawdopodobnie najlepszym wyjściem będzie podniesienie danej kwestii, ponieważ jest to niewątpliwie lepsze wyjście niż gromadzenie w sobie złości czy strachu. [...]
Trzeci krok to zastanowienie się, czy jest to właściwy moment. Jeśli czujesz potrzebę wyłożenia kwestii jak najszybciej, to bądź świadom swojego gniewu. Twoje serce pragnie zaczekać, ale twoje ego nie, zwłaszcza jeśli wyczuwa okazję do odegrania się. W ego kryją się skłonności do cierpienia, wycofania i samotności, które mogą sprawiać wrażenie głębokich impulsów, chociaż stanowią jedynie bardzo powierzchowną warstwę naszej psychiki.
473
Zbyt długo nasze związki były niszczone przez naszą nieświadomość. Nie składasz się tylko z egoizmu. Uspokój się więc na moment i zadaj sobie pytanie: czy to jest odpowiednia chwila? To bardzo proste pytanie. Nie potrzeba głębokiego namysłu ani załamywania rąk. Twój partner właśnie coś zrobił i jest to przedmiot sporu. Jeśli natychmiast tym się zajmiesz, to najprawdopodobniej będzie się bronił. Teraz jest w złym nastroju, wrogo nastawiony, zmartwiony lub przygnębiony, lecz wkrótce na pewno będzie bardziej skłonny do rozmowy, a nic złego się nie stanie, jeśli zaczekasz. Czy to odpowiedni moment? Po prostu popatrz i znajdź odpowiedź. Kiedy jesteś zły, chęć zaatakowania jest bardzo silna, ale jeśli dasz sobie trochę czasu na zastanowienie się, jakie są twoje prawdziwe uczucia, to pozwoli to rozładować twoją frustrację.
Czwarta faza to upewnienie się, że twoim celem jest porozumienie. Próba zmiany kogoś nie jest porozumiewaniem się, bo zdecydowałeś wcześniej, jaka zmiana jest konieczna. Twój partner zatem nie ma już nic do powiedzenia i z pewnością odczuje twoją niechęć do zastanowienia się, wysłuchania go i zrozumienia. Zanim więc zaczniesz mówić, wysłuchaj swego serca.
Nie jesteście dwojgiem adwokatów przedstawiających argumenty w prowadzonej sprawie. Chcecie się zjednoczyć, nie wygrać. Jesteście raczej jak dyrektorzy firmy, która wiele dla was znaczy, próbujący wspólnie znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. Nie ma dla was znaczenia, kto będzie autorem rozwiązania. Potrzebujecie odpowiedzi. Co masz zamiar w tym celu uczynić, jeśli twój partner zacznie się bronić? Czy jesteś przygotowany i czy przygotowywałeś się, aby uchronić miłość w swoim związku? [...]
Ostatnia kwestia do przemyślenia to pytanie, czy jest dla ciebie jasne, że problem dotyczy waszego związku, a nie twojego partnera. W naszym przykładzie problem dotyczył nie tylko Pauli, ponieważ jej niewyspanie miało wpływ również na Alberta. Czyjaś zazdrość, żądza, nadwrażliwość, oziębłość, fobia czy jakakolwiek inna cecha, która stała się powodem sporu, nie może być traktowana tak, jakby jeden z partnerów był za nią bardziej odpowiedzialny niż drugi, bo przyjaźń jest wzajemnym dzieleniem się wszystkimi ciężarami. [...]
Musisz zrozumieć, że jeśli nie podejmiesz wysiłku, aby rozwiać ten mit, to wdacie się w dyskusję z przekonaniem, że jedno z was ponosi winę w większym stopniu niż drugie, co sprawi, że będzie bardzo trudno słuchać i być otwartym. Nauczcie się traktować każdą sporną kwestię jak bezosobowego i neutralnego wroga i zwierać szeregi do walki z nim. Na przykład na uzależnienie można spojrzeć jak na huragan albo powódź - oboje potrzebujecie swojej pomocy, żeby przetrwać sztorm. Nasz pies, Słoneczny Promyczek Dynia Prather (imię to jest arcydziełem rodzinnego kompromisu), niemal co tydzień zostaje opryskany przez skunksa i fetor, jaki przynosi ze sobą do domu, jest dotkliwy. Cóż by dało obwinianie go za to? A jednak widzieliśmy rodziny złoszczące się na swojego psa za to, że „jest taki głupi". [...]
-c Te wstępne kroki, które powinny zająć ci tylko chwilę lub dwie, sprawią, że spór zacznie się przynajmniej z pewną szansą na sukces. Teraz jesteś gotów na prawdziwą sprzeczkę, taką, w której wasze umysły będą mogły się połączyć, a nie rozdzielić.
474
Pytania przeglądowe v; •;>• ,,
1. Jaką tezę stawiają Pratherowie wymieniając siedemnaście kwestii poruszonych w sprzeczce między Albertem a Paulą?
2. Co mają autorzy na myśli mówiąc, że spory „tworzą podłoże związku"? ' -• ^Hm^i
3. Zinterpretuj stwierdzenie: „Jedynym dopuszczalnym celem dyskusji jest wasze zbliżenie się". Czy zgadzasz się z nim? Uzasadnij swoją odpowiedź.
4. Co mają na myśli autorzy, gdy mówią: „Nauczcie się traktować każdą sporną kwestię jak bezosobowego i neutralnego wroga i zwierać szeregi do walki z nim"?
5. Czym się różni „ochrona własnych interesów" od egoizmu?
Kwestie do omówienia
1. Jaką alternatywę dla udowadniania swojej racji w sporze przedstawiają autorzy? '"'
2. Jaka ogólna reguła, lub reguły, zostaje złamana przez siedem „fatalnych zasad zniweczenia każdej dyskusji"? Innymi słowy, jakie ogólne postawy sprawiają, że takie posunięcia stają się destrukcyjne?
3. Które z pięciu kroków przygotowujących do kłótni najczęściej pomijasz? Co możesz w związku z tym powiedzieć o swoim sposobie „załatwiania" sporów?
4. Pewna fundamentalna perspektywa, czy może nawet całkowicie odmienny punkt widzenia, stoi za wszystkim, co Pratherowie mówią o „rozwiązywaniu sporów w taki sposób, aby nie było o czym pamiętać". Mówiąc „odmienny", mam na myśli różny od postawy, jaką zwykle przyjmujemy wobec konfliktu. Jak opisałbyś ten alternatywny punkt widzenia czy perspektywę?
Następny tekst pochodzi z bestselera zatytułowanego Fire in the Belly: On Being a Mań. Jego autor, Sam Keen, zdobył w Harvardzie stopień naukowy z teologii, a także tytuł doktora filozofii w Princeton, był długoletnim konsultantem i redaktorem popularnego czasopisma „Psychology Today". Jednym z celów Keena jest tutaj oczywiście stanięcie w awangardzie rozwijającego się „ruchu mężczyzn". Innym jego celem jest oddzielenie tego, co nazywa on „fałszywą mistyfikacją płci" od „prawdziwej tajemnicy płci".
Keen zaznacza, że używa określenia „tajemnica", aby podkreślić fakt, że nie ma prostych, wyczerpujących odpowiedzi na problemy, jakie wszyscy napotykamy w bliskich związkach. Jak sam twierdzi: „tajemnica istoty naszej seksualności nie może zostać rozstrzygnięta przez naukę". Jednym z celów jego wywodu jest ostrzeżenie czytelników, aby nieufnie podchodzili do tez głoszących, że „biologia nie jest przeznaczeniem", jak gdybyśmy mogli nauczyć się całkowitego przezwyciężenia wzorów, do których stosujemy się z racji tego, że jesteśmy mężczyzną lub kobietą.
Jak można się spodziewać po człowieku z jego wykształceniem, Sam Keen przekonuje, że chcąc zrozumieć tajemnicę płci, trzeba uświadomić sobie, że „języki płciowości i duchowości mieszają się ze sobą". Innymi
475
słowy, to, co płciowe, i to, co święte, łączy się. Co to oznacza? Częściowo oznacza, że: „Miłość powiększa tajemnicę Ja - własnego i drugiej osoby. W miłości uczymy się", tak jak uczymy się w życiu duchowym, „szanować i wielbić to, co niewyjaśnione, nieuchwytne, niezrozumiałe.
Mówiąc o małżeństwie Keen podkreśla, że nie jest ono „trwającym całe życie romansem". Większość małżonków odkrywa natomiast, że reaguje na ten rodzaj intymności, jaki pojawia się w małżeństwie, po części odkrywając na nowo czy ożywiając te wzory relacji, których nieświadomie nauczyli się w rodzinach swojego pochodzenia. Keen ilustruje napięcia miłość-niena-wiść często występujące u żonatych mężczyzn przykładowym listem skierowanym do „Drogiej Jananne". Mówi też o tym, że większość mężczyzn przechodzi sprawdzian, jakim jest kwestia ważności przyrzeczenia małżeńskiego i dotrzymywania wierności. Rozwiązanie, jak twierdzi, polega na patrzeniu na tę samą kobietę jednocześnie z szacunkiem i pożądaniem.
Uwagi Keena na temat „współkreacji" zaczynają się od ważnego stwierdzenia, że „seks może nauczyć mężczyznę i kobietę radości bycia razem; małżeństwo może dać nam poczucie komfortu i ukojenie, jakie wynika z bliskiego poznania drugiej i bycia przez nią poznanym; potrzebne jest jednak dziecko, by nauczyć nas cnoty nadziei". Jedna z głównych tez autora głosi, że zarówno ślepotą, jak i czymś niemądrym byłoby mówienie czy myślenie o heteroseksualnym seksie bez brania pod uwagę faktu, że potencjalnie jest to triada mężczyzna-kobieta-dziecko. Jest to podstawowa prawda, o której zapomina większość ludzi myślących o wyzwoleniu mężczyzn (lub kobiet). Opierając się na swoich osobistych doświadczeniach, Keen wyjaśnia prawdę propagowaną przez politycznych i religijnych konserwatystów: „Nic nie zastąpi rodziny". Rzeczywiście, w tym jednym punkcie ten wysoce wykształcony liberał zgadza się z zapatrywaniami konserwatystów: „W doli i w niedoli rodzina jest pierwszą linią obrony przed dehumanizacją i niewłaściwie ulokowaną lojalnością". „Uleczy nas jedynie taka rewolucja, w której mężczyzna i kobieta zjednoczą się i znów umieszczą bogate życie rodzinne na pierwszym miejscu w swojej hierarchii wartości" - twierdzi Sam Keen. Uważa on także, że rodziny alkoholików i takie, w których występuje inne uzależnienie lub przemoc, są gorsze niż zupełny brak rodziny. Mimo to, jak podkreśla, rodziny nie może zastąpić żadna inna instytucja. Współczesnym mężczyznom radzi, aby pomagali tworzyć zdrowe rodziny przez „bycie takim ojcem, jakiego zawsze chcieliśmy mieć, ale nie mieliśmy". Także mężczyźni nieżonaci, bezdzietni czy homoseksualiści mogą podjąć to zadanie.
Prawdopodobnie tekst ten wyda ci się prowokujący - może nawet irytujący. Oczywiście, nie musisz zgadzać się ze wszystkim, co pisze Sam Keen. Mam jednak nadzieję, że podejdziesz do tego z otwartym umysłem, zwłaszcza jeśli jesteś mężczyzną. Mężczyźni muszą w swoich związkach stawić czoło problemom równie głębokim, jak te, które podejmuje ruch wyzwolenia kobiet.
476
Sam Keen
Mężczyźni i kobiety: tworzenie wspólnoty ;
Za: Sam Keen, Fire in the Belly. Copyright 1991 Sara Keen. Przedruk za zgodą Bantam Books, oddział Bantam Doubleday Dell Publishing Group, Inc.
Tajemnica kobiety i mężczyzny
Po odrzuceniu całej mistyfikacji związanej z różnicami między płciami zauważamy, że pozostaje prawdziwa tajemnica płci. Pod fasadą wytworzonych społecznie różnic między mężczyzną a kobietą ukryta jest autentyczna tajemnica biologicznych i ontologicznych różnic.
Gabriel Marcel wprowadził użyteczne w myśleniu o płci rozróżnienie między problemem a tajemnicą. Problem oznacza postawienie pytań, na które można znaleźć odpowiedzi, ponieważ obserwator może nabrać dystansu umożliwiającego obiektywność, przeprowadzić rozstrzygające eksperymenty i zweryfikować hipotezy. Wiemy, jak sprawdzić, czy na Marsie istnieje życie albo czy wirus AIDS reaguje na pewien lek. Tajemnica z początku wydaje się tylko trudnym do rozwiązania problemem. Czy jestem wolny, czy moje życie jest zdeterminowane? Jakie są istotne - nie kulturowe - różnice między kobietą a mężczyzną? Odrobina zastanowienia pozwala zdać sobie jednak sprawę z tego, że w prawdziwej tajemnicy rozróżnienie między podmiotem a przedmiotem zaciera się. Tajemnica to coś, w czym ja sam biorę udział. Jeśli na przykład zapytam, czy powinienem się ożenić albo czy życie ma sens, to nie ma obiektywnego, naukowego punktu widzenia, który mógłbym przyjąć, żeby odpowiedzieć na takie pytania. Nie mogę odgrodzić się od swojego życia - mojej woli, moich wartości, mojego poczucia sensu, mojej płci - żeby otrzymać definitywną, weryfikowalną odpowiedź na któreś z tych pytań. Istnieją mniej lub bardziej inteligentne sposoby zgłębiania i wyjaśnienia tajemnicy naszego życia, ale nie można zredukować wielkich, mitycznych pytań - „Skąd pochodzę? Co powinienem robić? Na co mogę mieć nadzieję? Jaki jest ideał mężczyzny? Jaki jest ideał kobiety?" - do problemów, które można rozwiązać.
Kwestia płci na pierwszy rzut oka jest problemem, ale ostatecznie pozostaje tajemnicą. Nauki społeczne mogą nam powiedzieć, jak w różnych społeczeństwach są określane role związane z płcią, jak różne społeczeństwa definiują swoje ideały męskości i kobiecości, jak edukują, formują i wprowadzają chłopców w męskość, a dziewczynki w kobiecość. W tym zakresie możemy odrzucić fałszywe mity dotyczące różnic między płciami. Ale poza stereotypami leży prawdziwa tajemnica. Bóg nie stworzył osób pełniących określone role społeczne czy wykonujących męskie lub kobiece zawody - przewodniczących, listonoszy czy rzeczników - lecz mężczyzn i kobiety. Zdejmij wierzchnie warstwy społecz-
477
nych uwarunkowań, a pozostanie podstawowy fakt dualizmu mężczyzny i kobiety. Przez eony historii zbliżaliśmy się do bycia w pełni ludźmi tylko przez miłosny taniec mężczyzny i kobiety. Każda płeć jest jedną stroną wstęgi Mobiusa, częścią nieodzowną dla stworzenia całości.
Tajemnica naszej seksualnej istoty nie jest czymś, co może zostać naukowo rozstrzygnięte. Określa ona, kim jesteśmy i skąd pochodzimy. Jest głębsza niż nasza zdolność abstrahowania i obiektywizowania. Wiemy o niej więcej, niż kiedykolwiek zdołamy wyjaśnić czy wyartykułować. Każda teoria upraszcza fakty. Antropologia, socjologia, psychologia itp. mogą pokazać, jak samoograniczamy się i definiujemy płeć społecznie, jak ją kształtujemy i deformujemy, ale nigdy nie przedstawią adekwatnego wyjaśnienia przedświadomego, przedspołecznego dualizmu płci.
W czasach współczesnych istnieje prąd intelektualny pragnący zredukować płciowość do problemu, który można rozwiązać, niedogodności, którą można usunąć, czy w końcu błędu, który możemy naprawić. Na sztandarach tego ruchu widnieje slogan: „Biologia nie jest przeznaczeniem". Żywi on nadzieję, że z pomocą inżynierii społecznej i biologicznej kobiety mogą zostać „wyswobodzone" z niewoli ich macic i degradującej pracy wychowywania dzieci.
Pisarze science fiction najlepiej dostrzegli logiczne konsekwencje takiego projektu wyzwolenia rodzaju ludzkiego z „niewoli" biologii. Kiedy płeć stanie się problemem do rozwiązania, a nie tajemnicą, którą trzeba czcić, będziemy mogli liczyć, że nauka i technologia przedstawią rozwiązania, które ułatwią ludziom upodobnienie się do maszyn, komputerów, robotów. Kiedy wypracujemy sobie drogę ku wyzwoleniu z więzów płci, wartości rynkowe zastąpią wartości rodziny i wydajność zatriumfuje nad współczuciem. Troskliwe ramiona matki i silne ramiona ojca zostaną zastąpione przez inkubatory i opiekę anonimowych, zawodowych opiekunów. W swoim czasie w świecie bez płci słowa „Matka" i „Ojciec", które miały dla nas tylko nieco mniejszą moc sakralną niż słowo „Bóg", staną się niepotrzebne. Żałosnym skutkiem ubocznym takiego technologicznie zracjonalizowanego, centralnie planowanego, zorientowanego ekonomicznie społeczeństwa będzie to, że zniszczy ono wszystkie formy miłości - przyjaźń, miłość erotyczną, uwielbienie - które sprawiają, że życie jest takie wspaniałe.
Jaka więc jest różnica między kobietą a mężczyzną? Nie potrafię odpowiedzieć, ale to nie oznacza, że nie dostrzegam różnicy. Prawdziwa tajemnica chroni się w ciszy, która pozostaje po analizie problemu i jego wyjaśnieniu. Do tajemnicy naszego istnienia zbliżamy się przez pełne szacunku słuchanie, przypominanie sobie naszych przeżyć, docenianie paradoksów, a przede wszystkim przez miłość do tego, czego nie możemy zrozumieć.
Mężczyzna i kobieta mają niezależny od racjonalnych wyjaśnień sposób na zbliżenie się do siebie - jest nim język, w którym świętujemy jedność przeciwieństw - miłość i seks. Kiedy dostatecznie zagłębimy się w nasze doświadczenie płci, nieuchronnie natrafimy na punkt, w którym języki płciowości i duchowości mieszają się. Od początków zapisanej historii ludzkości fallus i srom były metaforami tego, co święte. Wiedza o naszym ciele i duchowa świadomość,
478
tajemnica płciowości i tajemnica bytu zazębiają się. Seksualność uczy nas o tym, co uświęcone, i vice versa.
„Próbują powiedzieć jaki jesteś, duchowy czy seksualny?
Zdumiewa ich Salomon i jego wszystkie żony. .. , . « , >:r
W ciele świata, jak mówią, tkwi Dusza «
i ty jesteś nią
Ale nasza istota ma takie swoje strony '
których nikt nigdy nie wyrazi" •./;•;»<«-'.•» \{v>i\A*'i >'• >r » «•>, w .-
„W nocy wnikamy w siebie z takim wdziękiem. ^
Kiedy jest jasno odrzucasz mnie, *!
jak swoje opadające włosy. s
Twoje oczy teraz pijane Bogiem *
moje twoim widokiem jeden pijak troszczy się o drugiego". vi
;»'Siic'-rs»fe'fł':'- Rumi, Open Secret* ,ji>vwj
Zarówno to, co seksualne, jak i to, co święte, wyłamuje się poza kategorie naszego rozumienia. Po trzynastu stronach skrupulatnych dociekań na temat tego, jakie imiona można nadać Bogu, Tomasz z Akwinu kończy: „Ostatecznie jednak pozostajemy z Nim złączeni jako z tym, który jest Nieznany". W ten sam sposób kobieta i mężczyzna złączeni są ze sobą jako istoty nieznane, a my obcujemy z tajemnicą, która zawiera w sobie nas samych. Miłość między nami to łączenie się i rozdzielanie, w których te części, jakimi jesteśmy jako istoty seksualne, poruszają się razem w strukturze niewidzianej całości.
Miłość powiększa tajemnicę Ja - własnego i drugiej osoby. W miłości uczymy się szanować i podziwiać to, co niewyjaśnione, nieuchwytne, niezrozumiałe. Razem gramy nasze oddzielne role w dramacie stworzenia. Nieznajomi spotykający się nocą, przeciwieństwa złączone w zapamiętałym tańcu, musimy wytężać słuch tańcząc w takt echa odległej harmonii. Zbliżanie i oddalanie od siebie; dwoje staje się jednym, rozdziela się na nowo, staje się jednym i tak w nieskończoność.
?
Pean na cześć małżeństwa - połączenie przeciwieństw ,„, ,
Małżeństwo to: afrodyzjak dla dojrzałych; wielka yoga; dyscyplina ucieleśnionej miłości; zadanie, które rozwija mężczyznę i kobietę do ich pełni; dramat, w którym mężczyzna i kobieta muszą stopniowo wyzbyć się swoich archetypów i stereotypów i zacząć się kochać jako całkowicie niedoskonałe osoby.
Jako ścieżka duchowa, taniec wspólnoty i odrębności małżeństwo zaczyna się po drugiej stronie romansu.
Jeśli uważasz, że małżeństwo jest trwającym przez całe życie romansem, to z pewnością twoje złudzenia zostaną rozwiane. To, że małżeństwo niszczy
Open Secret: Yersions of Rumi, przeł. J. Moyne i C. Barks, Putney, VT, Treshold Books, 1984.
479
romans, to najbardziej oczywista ze skarg. Naturalnie, że niszczy. Małżeństwo jest tak pomyślane, żeby mężczyzna i kobieta mogli z miłości przejść do rzeczywistości.
W romansie ludzie hodują roślinę we wspólnej doniczce, nawożą ją, podlewają, wystawiają na słońce, cieszą się, kiedy pączkuje. Kiedy roślina kwitnie, wierzą, że tak będzie wiecznie. Ale im większa namiętność, tym szybciej sprawy zdążają do przesądzonego z góry przekwitania. Roślina jest przytłoczona przez własny wzrost; następuje przerost jej korzeni. Żeby dalej kwitnąć, potrzebuje więcej miejsca. Nadchodzi odpowiedni czas na podjęcie decyzji. Czy para zainwestuje w nową donicę i przesadzi to, co między nimi wyrosło, czy oboje porzucą roślinę i zaczną od początku? Jedna droga prowadzi ku rosnącym zobowiązaniom małżeństwa, druga ku uzależnieniu od romansu, który wymaga zmiany partnera zawsze, kiedy minie pierwsza namiętność i podniecenie.
Niedawno wypieliłem kawałek płaskiego terenu leżącego przy strumyku; był zarośnięty wilczymi jagodami i młodymi olchami. Po wycięciu zarośli wyrwałem mniejsze rośliny oraz korzenie i przekopałem ziemię, tak że stała się miałka i miękka. Zasiałem koniczynę. Podlewałem ją i czekałem. Po tygodniu koniczyna wykiełkowała. Dwa tygodnie później krzaczki wilczych jagód wkroczyły z powrotem na pole - jak rozbrykani uczniowie na szkolne boisko. Niemożliwe! Zniszczyłem cały system korzeniowy, posiekałem go na kawałki. Wyciągnąłem niegrzecznych uczniów za uszy, ale okazało się, że każdy wyrósł z oderwanego kawałka pierwotnej rośliny i że oddzielne rośliny szykowały się już, aby stworzyć wzajemnie połączony system.
Miłość może zakwitnąć romansem, ale w małżeństwie powracamy do głębokich korzeni naszej psychiki, które w tajemniczy sposób są ciągle żywe, choćbyśmy je niszczyli wielokrotnie. Wielu z nas - oddzielonych i wyobcowanych z rodzin, z których pochodzimy, rozwiedzionych, weteranów licznych romansów - jest zaskoczonych tym, że kiedy osiągamy bliskość i oddanie, powracają do nas wygnane lub stłumione dziecięce uczucia, potrzeby, oczekiwania.
Dlaczego małżeństwo oraz zagrożenie - obietnica bliskości - powodują, że czujemy się, jakby nasze dusze znalazły się w szybkowarze?
Romans to tylko „tak" i wzdychanie - związek budowany wokół iluzji nieustającej afirmacji. Małżeństwo to i „tak", i „nie", i „być może" — związek zaufania, który jest przesiąknięty podstawową ambiwalencją miłości i nienawiści.
Droga Jananne! Kochani Cię i nienawidzę: uważam cię za godną pożądania i okropną, dającą spełnienie i nieznośną, pomocną partnerkę i sabotażystkę. Wiele razy znalazłem szczęście, wiele też poniosłem ran, zanim Cię poznałem. Jesteś nektarynką wszczepioną w gałąź moreli wszczepionej w korzeń brzoskwini, który wnika głęboko w moją istotę. W tobie wyczuwam pokolenia kobiet, które mnie wychowywały i raniły - moją byłą żonę, dawne kochanki, moją matkę i babkę. W jednym momencie obejmujesz mnie ramionami, jak matka-ziemia, i czuję czułość i ciepło. Chwile później patrzę w twoją twarz i widzę krwawą boginię Kali, gotową mnie pożreć. Znam cię jako kobietę, która potrafi pochwycić flet i zagrać muzykę piękniejszą niż muzyka niebios, a w godzinę później zaskowyczeć jak piskliwa suka. Dawczyni światła i mroczny potwór, strworzycielka i niszczycielka. Jesteś zachwycająca z wyjątkiem tych chwil, w których chciałbym skręcić Ci kark i tańczyć na twoim grobie.
486
Jednakże małżeństwo i rodzina mogą być najlepszym lekarstwem na nasze stare rany. Kiedy przyrzekamy małżeństwo na dobre i na złe, pośrednio deklarujemy swoją gotowość do ponownego przeżycia przerażenia i piękna niewinności. Obietnicą dzieciństwa, naturalnym, przyrodzonym prawem, którego domaga się każde dziecko, krzykiem życia jest: „Zasługuję na to, by być kochanym bezwarunkowo". Nasze wrodzone poczucie własnej dobroci niesie za sobą naiwne oczekiwanie, że można nas kochać w całości. Ta obietnica nieuchronnie zostaje złamana. Wszyscy rodzice, wszystkie kultury systematycznie hamują rozwój młodych. Miłość zostaje nam dana pod warunkiem, że jesteśmy mili, dobrze się zachowujemy, wykonujemy powinności. Każde dziecko zostaje wygnane z raju doskonałej miłości. Godzimy się z tym i stajemy się dorośli. Jednakże nadzieja na bezwarunkową miłość nie umiera, lecz pozostaje uśpiona. Kiedy wchodzimy w związek małżeński, na nowo odżywa. Przed Bogiem zaprzysięgamy niemożliwą do spełnienia, sekretną nadzieję naszego serca, kochać i troszczyć się bezwarunkowo, aż do śmierci.
Przyrzeczenia małżeńskie nieuchronnie poddawane są sprawdzianom. Czy naprawdę będzie mnie kochała, kiedy spostrzeże to, co najgorsze; kiedy spostrzeże mój smutek, niepewność, apodyktyczność, moje skamlanie i to, że potrafię tyranizować jak mały chłopiec? Czy naprawdę będzie mnie kochał, kiedy zobaczy mój gniew, moje agresywne żądania, moje próby manipulowania, aby wzbudzić poczucie winy, moje uwodzicielskie sztuczki małej dziewczynki? Jest to pewne jak to, że po dniu przyjdzie noc, że kiedy między kobietą a mężczyzną pogłębi się zaufanie, ich dziecięce strony osobowości wyjdą z ukrycia. Ja będę dzieciakiem, którym nie wolno mi było być, ty będziesz dziwką. Przestaniemy być „mili" dla siebie. Wszystkie niezakończone sprawy, jakie miałem z kobietami w ogóle, a z matką w szczególności, wszystkie niezakończone sprawy, jakie ty miałaś z mężczyznami, a z ojcem w szczególności, wszystkie obciążenia i zasługi klanu Keenów i Lovettów staną się psychiczną glebą, którą musimy odwrócić, zaorać i uprawiać razem.
Alchemia bezwarunkowej miłości, która nas koi, działa tylko wtedy, gdy kobieta i mężczyzna, znając swoje najlepsze i najgorsze strony, w końcu zaakceptują to, co jest w tym drugim nie do zaakceptowania, spalą za sobą mosty i odetną sobie drogę ucieczki.
Z reguły mężczyznom powodzi się w małżeństwie lepiej niż wtedy, kiedy są samotni. Badania wykazały, że żonaci żyją dłużej, są zdrowsi, zarabiają więcej pieniędzy. Jednakże wierność przychodzi nam znacznie trudniej niż kobietom. Mądrość ludowa głosi, że obawiamy się zobowiązań i nawet w udanym małżeństwie nie przestajemy pożądać wielu kobiet. Być może potrzebujemy seksualnej różnorodności, bo jesteśmy zaprogramowani przez ewolucję tak, aby rozsiewać nasze nasienie wszędzie, gdzie to tylko możliwe. Może potrzebujemy wielu kobiet, by podbudować swoje poczucie męskości. Niezależnie od powodów naszej niechęci do monogamii wielką zaletą małżeństwa jest to, że daje nam szansę na zagojenie wewnętrznego rozdarcia między namiętnością a wrażliwością, między naszymi schizofrenicznymi wizjami kobiety jako prostytutki i kobiety jako dziewi-
481
cy. Dopóki mężczyzna nie spojrzy na jedną i tę samą kobietę z szacunkiem i pożądaniem jednocześnie, pozostanie ofiarą własnej ambiwalencji - dzieckiem lub playboyem.
Współkreacja: miłość rodzinna i ojcostwo mężczyzny
Za życia ostatniego pokolenia nasze przemyślenia dotyczące mężczyzn i kobiet zbytnio koncentrowały się na sprawności seksualnej, miłości romantycznej i zmiennej dynamice małżeństwa w epoce, w której spotyka się często rodziny z dwojgiem pracujących rodziców. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety oddzielili dyskusję o płci od tego, co jest nam biologicznie i duchowo przeznaczone - od rodzicielstwa, wychowywania dziecka i odpowiedzialności za jego inicjację. Próba zdystansowania się od jedynego twórczego aktu, wymagającego unikalnych zdolności mężczyzny i kobiety, z pewnością musi spowodować zamęt.
Seks może nauczyć mężczyznę i kobietę radości bycia razem; małżeństwo może dać nam poczucie komfortu i ukojenie, jakie wynika z bliskiego poznania drugiej osoby i bycia przez nią poznanym; potrzebne jest jednak dziecko, by nauczyć nas cnoty nadziei. W seksie zapominamy o samych sobie i żyjemy chwilą obecną; w małżeństwie przypominamy sobie i leczymy rany przeszłości; powołując do życia dziecko inwestujemy wszystko to, czym jesteśmy, w przyszłość wykraczającą poza nasze życie. ;:
Punktem wyjścia do rozważań o tajemnicy płci, docenienia nieprzekraczalnych różnic między płciami, do świętowania połączenia się przeciwieństw jest poczęcie dziecka. Byłoby szaleństwem próbować wrócić do głupiego i represyjnego średniowiecznego poglądu, że tylko heteroseksualne stosunki mające na celu poczęcie dziecka są właściwe. Równie głupim jednak wydaje mi się myślenie, że możemy zgłębić istotę męskości czy kobiecości, męskiej czy żeńskiej seksualności bez umieszczenia dzieci w centrum naszej uwagi. Aby zachować nasze człowieczeństwo, musimy uchronić coś z pradawnego uczucia strasznej i słodkiej tajemnicy płciowości, które znajduje swoje odbicie w kulcie kreatywnego fallusa i płodnego łona. Prymitywne ludy wiedzą o tym, o czym my zaczynamy zapominać - płciowość jest wspaniała i straszna, ponieważ jest naszym pomostem do twórczej mocy samego bytu. Jeśli kiedykolwiek utracimy świadomość on-tologicznego faktu, że ludzka płciowość jest definiowana przez stan, który pośrednio obejmuje triadę kobieta-mężczyzna-dziecko, zlekceważymy coś z duchowego wymiaru płciowości.
Wydaje się, że ostanie prace i rozważania o wyzwoleniu mężczyzn dotknięte są dziwnym rodzajem niepamięci. Ruch mężczyzn umożliwił mężczyznom wyrażenie tego, jak głęboko zostaliśmy zranieni przez nieobecność ojca, jak tęsknimy za ojcami, których nigdy nie widywaliśmy, jak niepewni czuliśmy się, ponieważ nasi ojcowie nigdy nie wprowadzili nas w męskość. Ale o dziwo, rzadko mówi się o rodzinie jako głównym polu, na którym ćwiczona jest męskość. Nierzadko mężczyźni, którzy cierpieli z powodu braku ojca, postanawiają pozostawać w wię-
482
kszej bliskości z synami i spędzać z nimi czas w wartościowy sposób, lecz rodzina wciąż jest gdzieś na marginesie kręgu wartości mężczyzn.
Byłem od pięciu lat rozwiedziony, kiedy zobaczyłem tablicę reklamową, ustawioną w zadymionej, przemysłowej części Richmond, ze złowieszczym napisem: „Nic nie powetuje rozpadu rodziny". Pierwszą moją reakcją było wszczęcie dyskusji z plakatowym kaznodzieją, aby wybronić siebie i wielu moich rozwiedzionych braci, którzy rozbili rodziny z najsłuszniejszych, jak uważaliśmy, powodów. „To idiotyczne! Co za wzbudzanie poczucia winy! Dobry rozwód jest lepszy dla dzieci niż złe małżeństwo. A w każdym razie rozwód wcale nie oznacza «rozpadu». A poza tym moje dzieci mieszkają ze mną i rekompensuję im to, co straciły..." Dopiero kiedy wyczerpałem swoje obronne argumenty, ochłonąłem i byłem w stanie zrozumieć znaczenie tego stwierdzenia i spokojnie je przemyśleć.
Minęło już dwanaście lat od chwili, kiedy zobaczyłem ten plakat. Mój syn i córka z pierwszego małżeństwa już dorośli i są wspaniali. Ożeniłem się powtórnie i mam dziesięcioletnią córeczkę. Po poważnym przemyśleniu sprawy doszedłem do przekonania, że myśl z tablicy reklamowej jest prawdziwa i prorocza. Patrząc, jak moje dzieci walczyły z urazami i trudnościami, powstałymi niewątpliwie z powodu nie dających się pogodzić różnic między ich rodzicami, nauczyłem się tego, czego wielu mężczyzn uczy się dopiero po rozwodzie. Nie ma nic cenniejszego niż nasze dzieci. W cichych, wieczornych godzinach, kiedy podsumowuję sobie w myślach dokonania swojego życia, które przynoszą mi uzasadnioną dumę — tuzin książek, tysiące wykładów i seminariów, własnoręcznie zbudowana farma, taka a taka nagroda, taki a taki zaszczyt - to wiem, że trzy moje najważniejsze dokonania nazywają się Lael, Gifford i Jessamyn. Szczycę się tym, że je kochałem, wychowywałem i cieszyłem się nimi. To, że sprawiałem im ból, kiedy mnie z nimi nie było, ponieważ obsesyjnie zajmowałem się sobą czy swoją pracą, oznacza dla mnie, że zawiodłem jako ojciec i jako mężczyzna.
Zdrowie, witalność i szczęście rodziny są miarą, według której mężczyzna, kobieta i społeczeństwo powinni oceniać sukces czy porażkę. Uważam, że upadający szacunek dla rodziny jest bezpośrednio związany z trwającą zimną wojną między płciami, narastającym klimatem przemocy i poczuciem pustki i braku sensu, które prześladują nasze czasy. Sądzę, że mężczyźni i kobiety nie mają innego sposobu na odzyskanie szczerości swych serc, stanie się namiętnym i prawdziwie wolnym, niż ponowne odkrycie wielkiego znaczenia rodziny. Mężczyzna lub kobieta, którzy nie ponoszą wysiłku związanego z rodziną, dziećmi, przyszłym pokoleniem, są tylko trzciną targaną przez wiatr. ;.:;;<?
Aby zrozumieć, jak istotne jest istnienie silnych rodzin dla kultywowania ducha wolności, należy uświadomić sobie choćby fakt, że pierwszym celem tyranów i utopistów politycznej prawicy i lewicy jest zawsze rodzina. Od Platona przez Marksa do Mao, wszyscy ci myśliciele, którzy chcą, aby społeczeństwo było tak zorganizowane, by jednostki dopasowały się do jakiegoś pięcioletniego planu stworzenia idealnej republiki czy idealnego socjalistycznego lub wyznaniowego państwa, zwykle próbują zastąpić rodzinę i oddać wychowywanie młodzieży w ręce instytucji prowadzonych przez państwo. Pod hasłem wyzwolenia kobiet
483
i umożliwienia im pracy zawodowej lub wyzwolenia młodzieży od przesądów starego pokolenia, lub wpajania wartości niezbędnych w idealnym państwie, rodzice i dzieci są rozdzielani bądź ich kontakty zostają ograniczone. Nietrudno wyjaśnić motywy tej antypatii do rodziny. Dopóki podstawowa lojalność mężczyzny czy kobiety jest zarezerwowana dla rodziny i krewnych, pozostają oni poza kontrolą państwa czy jakiejkolwiek innej instytucji. Ale jeśli uda ich się przekonać, by stali się lojalni wobec „wyższych" spraw czy instytucji, będą posłuszni nakazom przywódców.
W doli czy niedoli rodzina jest pierwszą linią obrony przed dehumanizacją i niewłaściwie ulokowaną lojalnością. W zaciszu domowym możemy myśleć, mówić i wyznawać, co chcemy. Możemy wychowywać dzieci w duchu takich wartości, jakie sami wyznajemy, uczyć je szacunku wobec tradycji, które kultywujemy. Rodzina jest naturalną szkołą miłości, ponieważ najłatwiej jest kochać bezwarunkowo własne dzieci. Kochając krewnego możemy stopniowo nauczyć się rozszerzać naszą życzliwość na obcych. A ponieważ dzieci ucieleśniają nasze nadzieje, są żywym dowodem mądrego inwestowania naszego czasu i troski w życie innych.
Prawie tego nie zauważając, dobrowolnie ograniczamy swe prawa i odrzucamy lojalność, czego żaden tyran nie spowodowałby bez walki. Przez nasze coraz bardziej niewolnicze oddanie zasadom ekonomii niszczymy kolebkę wolności. Żelaznemu prawu zysku najlepiej służą ci, którzy gotowi są sami pozbawić się człowieczeństwa, przekładając wydajność nad współczucie, poświęcanie się dla rywalizacyjnych celów firmy nad lojalność wobec rodziny.
Historia słowa „ekonomia" rzuca pewne światło na nasz obecny dylemat i rzuca wyzwanie mężczyznom i kobietom. Pierwotnie słowo „ekonomia" znaczyło: „sztuka prowadzenia gospodarstwa" i kojarzyło się oszczędnością i dobrowolną prostotą. Potem, pod wpływem rewolucji przemysłowej, „ekonomia" zaczęła oznaczać system produkcji, dystrybucji i konsumpcji dóbr. Kiedy fabryka, sklep, biuro czy bank przywłaszczyły sobie lojalność mężczyzn i zastąpiły dom w roli centrum aktywności ekonomicznej, kobietom, które poważnie zajęły się prowadzeniem domu, nadano protekcjonalne określenie „domowych ekonomistek". Końcowe przekształcenie, które w rzeczywistości określić można jako poniżenie godności domu, symbolizuje niedawna zmiana, którą przeprowadzono na Uniwersytecie Iowa. To, co niegdyś było Akademią Ekonomii Domowej, zostało nazwane Akademią Nauk Konsumenckich.
Uleczy nas jedynie taka rewolucja, w której mężczyzna i kobieta zjednoczą się i znów umieszczą bogate życie rodzinne na pierwszym miejscu w swojej hierarchii wartości. W liście, który niedawno dostałem, pewna kobieta tak wyraziła tę myśl: „Rzeczywista zmiana nastąpi, gdy mężczyźni w pełni uświadomią sobie, i to w głębi duszy, nie tylko rozumowo, że są na równi z kobietami odpowiedzialni za poczęcie, wychowanie i ochronę dzieci - że dzieci nie są po prostu wynikiem seksu, zawadą dla ego lub utrapieniem, lecz ich najważniejszą powinnością - przed wojną, pieniędzmi, siłą i pozycją".
Możesz polemizować: „Wszystko to bardzo pięknie brzmi w teorii, ale w rzeczywistości dla wielu ludzi rodzina była znienawidzoną pułapką i okrutnym przeznaczeniem. To, co powinno być sanktuarium, stawało się często miejscem
484
tortur. Ramiona, które powinny nas tulić, odpychały nas. Wielu ucieka od rodziny, bo doznawali w niej krzywdy, niewoli, rozczarowania, przemocy. Dzieci alkoholików i znęcających się rodziców boją się małżeństwa i rodziny i znajdują pocieszenie w samotności. Jest tyle nieudanych małżeństw i dysfunkcyjnych rodzin, że czasami chciałoby się wyrzucić tę instytucję na śmietnik lub wymyślić coś, co by ją zastąpiło". Jest to dość prawdziwe, ale nadzieje zastąpienia rodziny jakąś doskonalszą instytucją, podobnie jak marzenia o stworzeniu w kosmosie kolonii, na którą moglibyśmy uciec, kiedy zanieczyścimy Ziemię, okazały się niebezpieczne i zwodnicze. Musimy żyć lub zginąć w okowach tego, co rodzime.
Na szczęście mnogość rodzin dysfunkcyjnych nie przesądza o ponurej przyszłości rodziny. Jednym z podstawowych motywów w mitologii jest magiczny środek leczący rany. Nasza rana jest źródłem naszego zdrowienia. Ptak ze złamanym i zrośniętym na nowo skrzydłem wznosi się najwyżej. Tam, gdzie potkniesz się i upadniesz, znajdziesz skarb.
Jednym z największych potencjalnych źródeł zmian u mężczyzn jest nasza rana, nasza tęsknota za nieobecnym ojcem. Możemy się sami uleczyć, stając się takimi ojcami, jakich chcieliśmy mieć, ale nigdy nie mieliśmy. Stworzyć ich z nicości, z pustki. Najlepszy plan wychowania dzieci naszkicowany jest jak negatyw fotografii, ukryty w ciemnej części naszej psychiki. Wejdź w kontakt ze swoim rozczarowaniem, wściekłością, żalem, osamotnieniem bez ojca, z bliską, serdeczną rodziną, której nie miałeś, a otrzymasz najlepszy projekt tego, jak wychowywać dzieci. Stań się ojcem, za jakim tęskniłeś. Leczymy się, ucząc się dawać swoim dzieciom to, czego sami nie otrzymaliśmy.
Jeśli nie jesteś żonaty, nie masz dzieci lub jesteś gejem, znajdź dziecko przyjaciela, które potrzebuje opieki i stań się zastępczym rodzicem na pół etatu. Uderzające jest dla mnie, że brak męskości w niektórych środowiskach gejów nie jest skutkiem wyrażania swej seksualności w relacjach erotycznych z mężczyznami, ale braku relacji związanych z wychowywaniem dzieci. Aby uczestniczyć w tworzeniu zdrowej przyszłości, mężczyźni, homoseksualni czy heteroseksuali-ści, muszą mieć aktywny, opiekuńczy związek z dziećmi. Mężczyzna, który nie opiekuje się ani nie uczestniczy w procesie wychowywania i inicjacji młodego pokolenia, pozostaje chłopcem bez względu na swoje osiągnięcia. Obecne pokolenie mężczyzn wie, dzięki tęsknocie za nieobecnym ojcem, że nic nie zapełni próżni, jaka powstaje, kiedy mężczyzna porzuca rodzinę, czy to z egoizmu, czy dlatego, że poświęcał się pracy, czy z powodu zaangażowania w „doniosłe" sprawy. Kiedy coś staje się dla społeczeństwa ważniejsze niż dobro jego dzieci, jest to niezawodny znak duchowej dezintegracji.
Istnieje szczęśliwe podobieństwo między tym, czego mężczyźni muszą się nauczyć, by osiągnąć swe własne spełnienie, a cechami i umiejętnościami potrzebnymi w ojcostwie. Dziecko-w-mężczyźnie najlepiej może uleczyć opieka nad dzieckiem, które ma stać się mężczyzną. Dzieci są naszymi towarzyszami zabaw i nauczycielami. Ostatnimi czasy wielu mężczyzn skarżących się, że nigdy nie doświadczyli żadnego obrzędu inicjacji, zbiera się w małych grupach i eksperymentuje z różnymi obrzędami i rytuałami. To pozytywne zjawisko, ale
485
musimy pamiętać, że prawdziwe poczucie męskości nie jest czymś, co możemy osiągnąć dzięki jakimkolwiek obrzędom. Męska inicjacja może wiązać się z obrzędem, ale rzeczywistość stojąca za nim polega na tym, co zdarza się dzień po dniu w konkretnych kontaktach między chłopcem a ważnymi w jego życiu mężczyznami, zwłaszcza zaś ojcem. Chłopiec w sposób naturalny uczy się, jak być mężczyzną, obserwując, jak jego ojciec traktuje kobiety, radzi sobie z chorobą, porażką, sukcesem, uczestniczy w obowiązkach domowych czy przytula i bawi się. O naszej ogromnej wartości przekonujemy się po raz pierwszy i na zawsze (lub w ogóle nie) dzięki pełnemu uwielbienia spojrzeniu, które dostrzegamy w oczach rodziców. Uczymy się czerpać przyjemność zmysłową dzięki ich przyjemności z kontaktu z naszym niewinnym ciałem - przytulania, siłowania się, łaskotania. Uczymy się zaufania do świata, w którym istnieje zło, kiedy przybiegamy z zadraśniętym kolanem i obejmują nas, cierpiących, troskliwe ramiona, a głos, który zawsze jest z nami, zapewnia nas, że „Wszystko będzie dobrze". Dzięki poświęcaniu się rodziców w imię naszego dobra uczymy się wielkodusznie oddawać część siebie, aby stworzyć lepszą przyszłość, której sami już nie dożyjemy.
W mojej drugiej próbie małżeństwa i ojcostwa nauczyłem się, że najważniejsze, co mogę zrobić jako ojciec, to dać dziecku poczucie, że jest mile widziane. Okazując swoją radość i zachwyt, wdrukowuję w psychikę dziecka informację: „Witam cię z radością, świat cieszy się z twojego przybycia. Doceniamy cię i cieszymy się z twojego istnienia. Erik Erikson w książce Identity and Life Cycle sformułował myśl, że pierwszym rozwojowym zadaniem dzieciństwa jest uzyskanie poczucia podstawowego zaufania. Ja powiedziałbym raczej, że pierwszą koniecznością jest uzyskanie poczucia podstawowego zachwytu i radości. Dziecko, którego samo istnienie sprawia radość rodzicom, zacznie życie z poczuciem, że jest upragnione, że jego życie jest darem, a świat cieszy się z tego, że zostało stworzone. Najłatwiej to osiągnąć przez zejście do poziomu dziecka i wykorzystanie sfery fizyczności. Z początku większość z moich pomysłów na to, co może bawić Jessamyn, była zbyt skomplikowana. W końcu odkryłem, że najbardziej lubi zwykłe siłowanie się i historyjki wymyślane na poczekaniu. Kiedy ktoś zapytał ją, co najbardziej we mnie lubi, odpowiedziała: „Lubię, kiedy się ze mną siłuje". Trudno przecenić dziecięcą potrzebę dotykania, przytulania, obejmowania.
Uczę się również rozmawiać z dziećmi, a nie mówić do nich. Kiedy po raz pierwszy byłem ojcem, miałem całą furę zasad, powinności, ideałów i wyjaśnień, które utrzymywały mnie na dystans wobec moich dzieci. Myślałem, że moim obowiązkiem jest nadzorowanie i ukierunkowywanie ich doświadczeń z pozycji mojej wyższości, tak aby chronić je przed skomplikowanymi uczuciami dorosłych i przed surowymi realiami świata, dopóki nie będą gotowe stawić im czoło. Później doszedłem do przekonania, że najlepsze, co mogę dać moim dzieciom, to szczere przedstawianie tego, co czuję, myślę i doświadczam, zaproszenie ich do mojego wewnętrznego świata, opowiedzenie takich zdarzeń, które wyjaśnią im istotę mojego pielgrzymowania jako mężczyzny.
Pewnej nocy miałem sen, w którym mój ojciec pośliznął się, spadł ze schodów i zranił się. Kiedy zaczął się podnosić, powiedziałem: „Zawsze chcesz
486
być taki wielki i silny, nawet kiedy coś ci się stanie, i nigdy nie pozwalasz nikomu, by cię podtrzymał". Odwrócił się do mnie i pozwolił mi się objąć i podtrzymać. Obudziłem się z ciężarem na sercu, refrenem ze starego hymnu na końcu języka i pytaniem w myśli. Był to wiersz z hymnu: „Kiedy jesteśmy silni, o Panie, nie zostawiaj nas samych, bądź naszym schronieniem". Pytanie zaś brzmiało: Kto podtrzymuje ojca? Nauczyłem się pozwalać podtrzymywać małego chłopca, którego w sobie mam. Kobiety często to robiły. Ale kto zaopiekuje się i pocieszy silnego mężczyznę, kiedy jest zmęczony i czuje się skrzywdzony? Trzy dni po swoim śnie znalazłem odpowiedź na to pytanie. Mój syn, Gifford, przyjechał do Sonomy, aby pomóc mi budować nasz dom. To on jest kierownikiem budowy. Ja jestem wykonawcą i robotnikiem. Cykl rodzinnej miłości został zamknięty. Rytuał jego dorastania wyznacza jesień mego życia. Ojcem, który kiedyś trzymał w swoich ramionach małego chłopca, opiekują się teraz silne ramiona jego męskiego potomka.
Pytania przeglądowe
1. Jaka jest według Sama Keena (i Gabriela Marcela) różnica między „problemem" a „tajemnicą"? Dlaczego to rozróżnienie jest ważne w tej pracy?
2. Co to znaczy, że seksualność i świętość zazębiają się, czyli że nie możesz zrozumieć tajemnicy płci, jeśli nie uporasz się z tajemnicą duchowości?
3. Co ma na myśli Keen mówiąc, że małżeństwo nie jest „romansem trwającym całe życie"?
4. Powtórz własnymi słowami to, co Keen mówi na temat problemu, jakim jest dla mężczyzn obietnica wierności?
5. Keen zgadza się z wieloma sobie współczesnymi, że przekonanie, iż właściwe są jedynie heteroseksualne stosunki między partnerami pragnącymi mieć dziecko, jest śmieszne. Ale sądzi on także, że jest nieco prawdy w tym punkcie widzenia. Wyjaśnij jego stanowisko.
6. Niektórzy ludzie twierdzą, że rodzina jest źródłem wielu problemów, które przeżywają mężczyźni i kobiety, a nie ich rozwiązaniem. Jaka jest odpowiedź Keena na tę tezę?
7. Jakie konkretne wskazówki dotyczące sposobu porozumiewania się podaje Keen ojcom?
Kwestie do omówienia
1. Dlaczego autor sądzi, że „nauka" nie może powiedzieć nam tego wszystkiego, co powinniśmy wiedzieć na temat relacji między mężczyznami a kobietami?
2. Keen twierdzi, że do prawdziwej tajemnicy można zbliżyć się „przez pełne szacunku słuchanie, przypominanie sobie naszych przeżyć, docenianie paradoksów..." Myślę, że te same zasady można zastosować w odniesieniu do naszego porozumiewania się z kimś, kogo kochamy. Jak sądzisz, co powinieneś robić jako osoba porozumiewająca się, jeśli te zasady miałyby być stosowane?
3. List Keena do Jananne jest dość mocny. Czy oddaje on choć w części to, jak odbierasz swego partnera, jeśli jesteś - lub byłeś - żonaty? Jak sądzisz, jaką myśl chce przekazać Keen za pomocą tego listu?
4. Jaką myśl na temat małżeństwa ma ilustrować opowieść Keena o krzaczkach wilczych jagód?
5. Jaka jest twoja reakcja na uwagi Keena dotyczące znaczenia i wartości rodziny?
6. Ten fragment przedstawia tylko część poglądów jednej osoby na „ruch wyzwolenia mężczyzn". Jak jednak scharakteryzowałbyś na ich podstawie podejście tego ruchu do komunikacji interpersonalnej?
Część 5
Ponad podziałami
Rozdział
14 T
\
Konflikt
Poniższy tekst pochodzi z podręcznika rozwiązywania konfliktów, napisanego przez trzech profesorów zajmujących się komunikacją werbalną. Przedstawia on kilka podstawowych idei, które - jak sądzę - należy zrozumieć, by podchodzić do konfliktów w sposób efektywny i konstruktywny.
Autorzy rozpoczynają prezentacją „przykładu podręcznikowego", który ilustruje zarówno złe, jak i potencjalnie dobre strony konfliktu. Mimo że sami autorzy nie kładą nacisku na ten aspekt, przykład pokazuje, jak nasze postrzeganie konfliktu może wpłynąć na sposoby radzenia sobie z nim. Wiele osób uważa na przykład, że konflikt zawsze jest czymś bolesnym. Z takiego punktu widzenia trudno dostrzec pozytywne strony konfliktu, chyba, że ktoś lubi, by go za coś winiono, krzyczano na niego i poniżano. Jeśli jednak widzimy konflikt jako coś całkowicie negatywnego, to będziemy zachowywać się zgodnie z takim obrazem i możemy doprowadzić do tego, że stworzymy samospełniające się proroctwo - im bardziej wierzymy, że sytuacja jest okropna, tym bardziej się taką stanie. Jak pokazuje przedstawiony przykład, konflikt ma także pozytywne strony. Ujawnia uczucia, z którymi potem można sobie poradzić. W ten sposób ludzie często znajdują nowe rozwiązania problemów, które ich męczyły. Pierwszym krokiem na drodze do poradzenia sobie z konfliktem jest więc otworzenie się na jego pozytywne wartości. Tylko wtedy bowiem można, jak mówią autorzy, analizować „zarówno specyficzne zachowania i wzorce interakcji, które występują w konflikcie, jak i czynniki, które kształtują owe wzorce".
Folger, Poole i Stutman definiują konflikt jako „interakcję ludzi zależnych od siebie, którzy uważają, że mają niezgodne cele oraz postrzegają siebie nawzajem jako przeszkody w osiągnięciu owych celów". Oznacza to, że wewnętrzna walka jednostki według tej definicji nie jest konfliktem. Konflikt zawsze wiąże się z komunikacją. Definicja podkreśla także, że konflikt nie zaistnieje, jeśli zaangażowane weń osoby nie są od siebie
490
zależne. Ma więc miejsce tylko wtedy, gdy poglądy lub działania jednej osoby wpływają w jakiś sposób na poglądy i działania drugiej osoby. W przeciwnym wypadku strony mogłyby po prostu ignorować siebie nawzajem.
Główna część tego rozdziału poświęcona jest rozróżnieniu konstruktywnych i destruktywnych interakcji konfliktowych. Jedną z różnic jest to, że konflikty konstruktywne są realistyczne, co oznacza, że koncentrują się na realnych problemach, które mogą być potencjalnie rozwiązane przez zaangażowane strony, podczas gdy konflikty destruktywne są nierealistyczne, co oznacza, że są w dużej mierze manifestacją agresji, która ma na celu pokonanie lub zranienie drugiej strony. W konflikcie konstruktywnym postawy i zachowania są plastyczne, podczas gdy w destruktywnym charakteryzują się sztywnością, W dodatku sposób rozwiązania konfliktu konstruktywnego opiera się na założeniu, że wszystkie zaangażowane weń strony mogą zrealizować przynajmniej część swoich celów, natomiast konflikt destruktywny jest postrzegany w kategoriach całkowitego zwycięstwa jednej strony i porażki innych. Wreszcie, konflikt konstruktywny ma miejsce wtedy, gdy strony chcą razem „rozpracować" dzielące je różnice, a nie ignorować je lub po prostu obstawać przy swoim.
W części końcowej autorzy przedstawiają ideę, że każdy krok poczyniony przez jedną stronę konfliktu ma wpływ na inne strony i dlatego właśnie konflikt często degeneruje się, stając się cyklem czy wzorem destruktywnym. Owe cykle można traktować jako pewne samonapędzające się całości. Oznacza to, że warunkami skutecznego poradzenia sobie z konfliktami są: (a) zidentyfikowanie takich cyklów oraz (b) chęć oraz możliwość podjęcia jednostronnego działania, które przerwałoby destruktywny cykl. Dalsze teksty w tym rozdziale zawierają sugestie dotyczące późniejszych stadiów konfliktu i efektywnych strategii radzenia sobie z nimi.
Joseph P. Folger, Marshall Scott Poole i Randall K. Stutman
Konflikt i interakcja
.t* 'JA'.", l
Za: Joseph P. Folger, Marshall Scott Pole, Randall R. Stutman, Working Through Conflict: Strategies for Relationships, Groups, and Organizations. Copyright Harper Collins College Publishers. Przedruk za zgodą.
Potencjał interakcji konfliktowej a
Często mówi się, że z konfliktu mogą płynąć korzyści. Szkoleniowcy, doradcy, konsultanci i autorzy podręczników poświęconych rozwiązywaniu konfliktów zwracają uwagę na potencjalnie pozytywne funkcje konfliktu: ujawnianie ważnych
491
kwestii, powstawanie nowych, twórczych idei, rozładowanie nagromadzonych napięć, umacnianie związków, weryfikacja i sprecyzowanie celów i zadań, stymulacja zmian społecznych mających na celu zniesienie nierówności i niesprawiedliwości. Wskazuje się na te zalety, by uzasadnić konflikt jako normalne i zdrowe zjawisko oraz by podkreślić, jak ważne jest właściwe zrozumienie i rozwiązywanie konfliktów.
Dlaczego jednak w ogóle istnieje potrzeba takiej argumentacji. Każdy z nas kiedyś uczestniczył w konflikcie i prawie każdy chętnie przyzna, że miało to swoje dobre strony. Dlaczego więc socjologowie, autorzy popularnych podręczników i konsultanci upierają się przy tym, by tłumaczyć nam coś, o czym już wiemy? Być może odpowiedź znajdziemy badając jakiś rzeczywisty konflikt. Zawiłości historii specyficznego przypadku mogą bowiem ukazać przyczyny, dla których utrzymuje się negatywny obraz konfliktu. Rozważmy więc dość typowy przypadek konfliktu w małej grupie pracowników.
Przypadek 1.1: Telefon zaufania dla kobiet
Telefon zaufania dla kobiet jest rodzajem pogotowia, do którego mogą zgłosić się ofiary gwałtów i domowych sytuacji kryzysowych. Działa w mieście średniej wielkości i zatrudnia siedem kobiet, pracujących na całych etatach i dorywczo. Pracownice stworzyły spójną organizację i wszystkie decyzje podejmowały jako grupa - nie miały formalnego przełożonego. Ośrodek powstał jako organizacja ochotnicza i rozwinął się dzięki funduszom lokalnym i państwowym. Grupa jest bardzo dumna ze swych demokratycznych i feministycznych tradycji.
Atmosfera w Ośrodku jest raczej nieformalna. Pracownice spotykają się poza pracą i są przyjaciółkami, ale istnieje niepisane porozumienie, że nie ma obowiązku przejmowania odpowiedzialności za przypadek prowadzony przez koleżankę. Praca w tej placówce jest wyczerpująca emocjonalnie, więc przejmowanie się dodatkowo zmartwieniami innych byłoby ponad siły indywidualnych pracownic. Ta norma zachęcała, by każdy pracował samodzielnie i nie obarczał innych swoimi problemami.
Konflikt pojawił się wtedy, gdy Diana, nowa pracownica z zaledwie sześciomiesięcznym doświadczeniem, uwikłała się w bardzo nieprzyjemny przypadek. Jedna z jej podopiecznych została zamordowana przez mężczyznę, który wcześniej ją zgwałcił. Diana nie mogła sobie z tym poradzić. Czuła się winna temu, co się stało. Kwestionowała swoje umiejętności i ciągle męczyło ją pytanie, co mogła zrobić, by nie dopuścić do tragedii. W miarę upływu kolejnych miesięcy Diana miała coraz większe trudności z dojściem do ładu ze swymi emocjami i zaczęła odczuwać brak dostatecznego wsparcia ze strony koleżanek z Ośrodka. Nie miała przełożonego, do którego mogłaby się zwrócić, nie sądziła też, by jej przyjaciele spoza pogotowia, choć starali się okazać pomoc, mogli zrozumieć stan, w jakim się znajduje, tak dobrze jak jej koleżanki z Ośrodka.
,: Od czasu zabójstwa Diana nie mogła normalnie pracować i zaczęła zauważać, że inni powoli mają jej to za złe. Miała wrażenie, że pozostałe koleżanki bardziej obchodziło to, że jej nieefektywność przysparza im dodatkowej pracy, niż
492
to, czy ona sama dochodzi do siebie po traumatycznym incydencie. Chociaż Diana nie zdawała sobie z tego sprawy, jej współpracowniczki w większości sądziły, że nie lubiła podejmować odpowiedzialności nawet przed zabójstwem. Uważały, że Diana na ogół częściej prosiła o pomoc niż inne konsultantki i że owe prośby przysparzały im dodatkowych obowiązków. Nikt jednak nie chciał powiedzieć o tym Dianie po zabójstwie, gdyż wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że nie jest to dobry moment. Po sześciu miesiącach Diana zdecydowała, że nie może dłużej pracować. Czuła presję ze strony pozostałych kobiet w Ośrodku, ale była nadal zbyt wstrząśnięta po tragedii. Poprosiła więc o dwa tygodnie płatnego urlopu, by odpocząć od sytuacji w pracy, uspokoić się, zredukować stres i powrócić do zajęć z nową energią. Jednak pozostałe pracownice odmówiły, uważały bowiem, że Diana nie wypełnia swoich obowiązków. Odpowiedziały na jej prośbę pisemnym przypomnieniem, co należy do obowiązków pełnoetatowej pracownicy. Dianę zdenerwowało odrzucenie jej prośby i zdecydowała się na napisanie formalnego zażalenia. •-. - • •:.; '^.^r^t^Jm^ •-'.*.•• i:/;-. •-•• 54
Zarówno Diana, jak i pozostałe pracownice Ośrodka odczuwały wyrzuty sumienia z powodu konieczności odwołania się do tak formalnej i konfrontacyjnej procedury. Nigdy przedtem nie zdarzyło się, by pracownica Ośrodka złożyła formalne zażalenie i cała grupa była zażenowana niezdolnością do załatwienia sprawy na gruncie nieformalnym. Powiększyło to jednak jeszcze napięcie między Dianą a resztą grupy. Wyłoniona spośród pracownic komisja, która przyjęła zażalenie Diany, zasugerowała, żeby rozwiązać problem w sposób mniej formalny, co wymagałoby zgody zarówno Diany, jak i pozostałych pracownic na powołanie mediatora — trzeciej, niezaangażowanej strony. Wszyscy zgodzili się, że takie rozwiązanie ma szansę powodzenia, więc trzecia strona została zaproszona na spotkanie, podczas którego cała załoga miała zastanowić się nad problemem.
Podczas spotkania przed grupą stanęło trudne zadanie. Każda z zatrudnionych chciała teraz ujawnić reakcje, które przedtem pozostawały w ukryciu. Padło kilka ostrych uwag pod adresem ogólnej jakości pracy Diany. Diana z kolei wyraziła swoje wątpliwości co do gotowości pozostałych do pomocy nowym pracownicom oraz udzielenia wsparcia, kiedy tego potrzebują. Mimo że dyskusja była napięta, pokierowano nią w sposób właściwy. Już na początku spotkania Diana wycofała swą skargę, co zmieniło definicję problemu. Zamiast rozpatrywać formalne bezpośrednie zażalenie jednej z pracownic zajęto się odpowiedzią na pytanie, jaki poziom wsparcia wymagany jest przez poszczególnych pracowników, by skutecznie działać w owym trudnym i emocjonalnie wyczerpującym środowisku pracy. Pracownice podzieliły się ze sobą wątpliwościami i lękami dotyczącymi niedostatków własnych kompetencji i zgodziły się z tym, że czasem trzeba zaakceptować coś, co jest poniżej standardów doskonałości. Przyznały, że wytworzyło się w ich Ośrodku coś w rodzaju kolektywnej inercji i że zaczęły systematycznie unikać dawania innym wsparcia moralnego, które czasem jest potrzebne, kiedy ma się do czynienia z trudnymi przypadkami gwałtów. Zwróciły jednak także uwagę na ograniczenia czasowe, jakim podlegały, oraz to, że każda z nich mogła wytrzymać jedynie ograniczoną porcję stresu. Grupa przyznała, że pewien poziom
493
wzajemnego wsparcia jest konieczny i że w ciągu ostatniego półtora roku nie był on zapewniony. Jedna z pracownic zasugerowała, że każdy powinien mieć możliwość poproszenia o „kontrakt ujawniający", aby móc podzielić się problemem, kiedy czuje, że potrzebna jest pomoc lub wsparcie. Kontrakt ten pozwalałby poprosić inną osobę o poświęcenie dziesięciu minut na wysłuchanie relacji
0 jakimś szczególnie drażliwym przypadku lub kwestii. Członkinie grupy przyjęły tę sugestię, gdyż uważały, że umożliwi ona uzyskanie pomocy bez nadmiernego obciążania innych. Osoba, która spełniałaby rolę słuchacza, mogłaby pomóc
1 wesprzeć inną osobę bez poczucia, że musi od razu rozwiązać za nią powierzony jej problem. Diana pozostała w pracy i po pewnym czasie zauważyła, że od kiedy mogła liczyć na wsparcie grupy, jej możliwości i zaufanie do samej siebie zaczęły wzrastać. • • . "• .v. »i<' .. • . •
Jest to typowy, „podręcznikowy" przykład radzenia sobie z konfliktem, ponieważ zakończył się rozwiązaniem, które zostało zaakceptowane przez wszystkie zaangażowane strony. Jednak mimo to ma on pewne cechy wspólne z nawet najbardziej destruktywnymi konfliktami i istniało niebezpieczeństwo, że się w taki konflikt przekształci. Po pierwsze, sytuacja była napięta i zagrażająca. Tygodnie, podczas których rozwijał się konflikt, były bardzo trudne dla wszystkich stron. Konflikty często są bardzo nieprzyjemne nawet dla bardzo doświadczonych negocjatorów i często wzbudzają lęk. Po drugie, zaangażowane w ów konflikt osoby doświadczały dużego stopnia niepewności. Nie mogły, na podstawie posiadanych informacji, zrozumieć wielu aspektów konfliktu, ani tego, w jaki sposób ich działania wpływają na jego rozwój. Konflikty charakteryzują się informacyjnym zamieszaniem; nasze działania mogą mieć konsekwencje inne od zamierzonych, jeżeli sytuacja jest bardziej złożona niż sądzimy. Diana nie wiedziała, że jej koleżanki uważały, iż zaniedbuje swoje obowiązki. Dlatego była zaskoczona odmową, kiedy poprosiła o urlop, a jej gwałtowna, wywołana złością reakcja
0 mało nie rozpoczęła poważnej wojny. Po trzecie, sytuacja była bardzo delikatna. Wystarczyło, aby jedna z pracownic zachowała się inaczej w jednym z kilku decydujących momentów i konflikt mógłby potoczyć się inaczej. Na przykład gdyby grupa zdecydowała się zwolnić Dianę, konflikt mógł albo zniknąć, albo przeciwnie - napięcie mogło zacząć narastać, co naruszyłoby relacje między pozostałymi osobami. Gdyby natomiast Diana zyskała sobie zwolenniczki, grupa mogłaby się rozpaść na dwie frakcje, co mogłoby doprowadzić nawet do rozwiązania Ośrodka.
Członkinie tej grupy w trakcie konfliktu kroczyły po cienkiej linie. Szczęśliwie udało im się nie spaść. Napięcie, nieprzyjemna sytuacja, niepewność
1 delikatna równowaga sytuacji konfliktowej sprawiają, że trudno jej stawić czoło. Dlatego konstruktywne rozwiązanie problemów nie jest łatwe i dlatego konflikty często kończą się rozwiązaniem siłowym, stłumieniem drażliwych kwestii lub wyczerpaniem po długotrwałej walce - czyli sytuacją, w której przynajmniej jedna strona znajduje się na przegranych pozycjach. Wejście w konflikt często jest jak stawianie na niepewnego konia: jeśli wszystko pójdzie dobrze - wygrasz dużo, ale
494
tyle spraw może pójść nie po twojej myśli, że niewielu ludzi zdecyduje się na taki ruch. Nic więc dziwnego, że tak wielu autorów stara się nas podtrzymać na duchu. Czują, że muszą przypominać nam o pozytywnych stronach konfliktów, gdyż przeważnie to negatywne ich skutki tkwią w naszej pamięci.
Uważamy, że najważniejsza w pracy nad konfliktem nie jest wcale minimalizacja jego negatywnych stron ani nawet podkreślanie jego funkcji pozytywnych, lecz raczej akceptacja obu aspektów i zrozumienie, w jaki sposób konflikt staje się konstruktywny bądź destruktywny. Wymaga to przyjęcia takiej koncepcji konfliktu, która zmusza do dokładnej analizy zarówno specyficznych zachowań i wzorów interakcji występujących w konflikcie, jak i sił, które na owe wzory wpływają. Co więcej, delikatna natura konfliktów oraz konsekwencje, jakie napięcie i nieporozumienia mają dla ich rozwoju, mogą być zrozumiane jedynie wtedy, gdy rozpatrujemy je na tym poziomie, na którym powstają, czyli na poziomie specyficznych interakcji między stronami.
Definicja konfliktu
Konflikt jest to interakcja ludzi zależnych od siebie, którzy uważają, że mają niezgodne cele oraz postrzegają siebie nawzajem jako przeszkody w osiągnięciu owych celów (Hocker, Wilmot, 1985). Jest to definicja bardziej precyzyjna niż te, które określają konflikt po prostu jako brak zgody, rywalizację, albo niezgodność interesów (Fink, 1968). Według niej najważniejszą cechę konfliktu stanowi to, że jest on oparty na interakcji. Konflikty są tworzone i podtrzymywane przez zachowania zaangażowanych stron i ich reakcje na siebie nawzajem. Interakcje konfliktowe mogą przybierać wiele różnych form, a każda z nich wiąże się ze specyficznymi problemami, wymaga więc specyficznych metod rozwiązywania. Najbardziej znanym typem interakcji konfliktowych są otwarte kłótnie lub rywalizacja, kiedy każda ze stron stara się pokonać drugą. Jednak konflikty mogą być bardziej subtelne. Ludzie często reagują na konflikt stłumieniem go. Komunikują się z innymi w sposób, który pozwala im uniknąć konfrontacji - albo dlatego, że boją się potencjalnych zmian, jakie konflikt może przynieść, albo dlatego, że kwestia nie wydaje im się „warta tego, by o nią kruszyć kopie". Taka reakcja na konflikt jest w równym stopniu częścią procesu konfliktowego, jak otwarte walki, które większości z nas kojarzą się z konfliktem najsilniej [...]. Uważamy, że najlepszą drogą do zrozumienia konfliktu i poradzenia sobie z nim jest skupienie się na specyficznych wzorach zachowań oraz siłach, które je kształtują.
Ludzie zaangażowani w konflikt uważają, że ich cele lub interesy są ze sobą niezgodne i że druga strona konfliktu stanowi źródło przeszkód na drodze do ich osiągnięcia. Słowem kluczowym w owej definicji jest określenie „uważają". Bez względu na to, czy cele są rzeczywiście niezgodne, czy jest to tylko przekonanie zaangażowanych stron, istnieją warunki do powstania konfliktu. Bez względu na to, czy ktoś naprawdę stoi swemu współpracownikowi na drodze, czy też ten drugi jedynie spostrzega jego zachowania jako przeszkodę, może on wystąpić przeciwko pra-
495
cewnikowi czy czuć, że unikanie pewnych kwestii jest uzasadnione. Interpretacje i poglądy stron stanowią więc w konflikcie element kluczowy. Nie oznacza to, że w rozwijającym się konflikcie cele są zawsze uświadomione. Ludzie mogą podejmować działania bez wyraźnego obrazu swoich celów lub interesów (Coser, 1961). Czasem sami nie wiedzą, dlaczego nagle znaleźli się w tak napiętej interakcji. Dopiero później zdają sobie sprawę z tego, jakie były ich prawdziwe, niejawne cele i w jaki sposób wchodziły w kolizję z celami innych (Hawes, Smith, 1973). Komunikacja jest tak ważna właśnie z powodu roli, jaką odgrywa w kształtowaniu i podtrzymywaniu interpretacji kierujących zachowaniem w konflikcie.
Problemy z komunikacją są czasami przyczyną konfliktów. Napięcie czy irytacja mogą wynikać z nieporozumień, które powstają, gdy ludzie mają bardzo różne style komunikacji (Tannen, 1986; Grimshaw, 1990). Przepytywanie może być na przykład przez drugą stronę postrzegane jako niedelikatne czy niegrzeczne. W innym przypadku osoba usiłująca uszanować prywatność drugiej może być postrzegana jako chłodna i dystansująca się. Różnice stylów są przyczyną trudnych problemów, często związanych z różnicami kulturowymi (Kochman, 1981). Nie zgadzamy się jednak z utartą opinią, że „większość konfliktów to w rzeczywistości problemy komunikacji". Większość konfliktów nie zaistniałaby bez rzeczywistej różnicy interesów. Odkrycie jej natury może być trudne, może ona zmieniać się w czasie, a czasami może być to różnica naprawdę trywialna, ale jednak istnieje. Procesy komunikacyjne są częścią konfliktu i na pewno mogą wpłynąć na kierunek jego rozwoju, ale rzadko są jedyną przyczyną trudności.
Interakcja konfliktowa charakteryzuje się współzależnością stron. Konflikt może powstać tylko wtedy, gdy zachowanie jednej strony ma konsekwencje dla strony przeciwnej. Z definicji więc strony zaangażowane w konflikt są współzależne. Konflikt w Ośrodku nie zaistniałby, gdyby zachowanie Diany nie irytowało innych pracownic i gdyby z kolei ich zachowanie nie zagrażało pozycji Diany. Co więcej, jakiekolwiek działanie podjęte w odpowiedzi na konflikt ma konsekwencje dla obu stron. Decyzja ustanowienia „kontraktu ujawniającego" wymagała od wszystkich pewnej zmiany. Gdyby Diana została zwolniona, to także nie pozostałoby bez wpływu na inne pracownice - musiałyby przejąć przypadki prowadzone przez Dianę oraz pogodzić się z własnym wizerunkiem jako tych, które mogą zostać oskarżone o niewrażliwość.
Wzajemna zależność ma jeszcze inne konsekwencje: kiedy strony są od siebie zależne, mogą sobie zarówno pomagać, jak i przeszkadzać. Dlatego konflikty zawsze charakteryzują się mieszaniną tendencji do współpracy i do rywalizacji. Każdy komentarz podczas interakcji konfliktowej może być postrzegany albo jako próba forsowania przez mówiącego własnych celów albo jako próba współpracy w celu osiągnięcia porozumienia. Ktoś będący stroną w konflikcie może uważać, że w danym momencie ważniejsze jest to, by zaakceptowano jego pogląd, niż to, by zaproponować wyjście możliwe do przyjęcia dla wszystkich. Kiedy Diana poprosiła o dwa tygodnie urlopu, nie myślała prawdopodobnie o tym, co jest najlepsze dla grupy, lecz o tym, czego ona sama potrzebuje. W innych przypadkach zaangażowane strony mogą sugerować rozwiązania, które mają zalety dla
496
wszystkich - tak jak wtedy, gdy jedna z członkiń grupy zaproponowała ustanowienie „kontraktu ujawniającego". W jeszcze innej sytuacji uczestnik może coś zasugerować z zamiarem kooperacji, ale inni mogą to zinterpretować jako forsowanie własnych celów. Niezależnie od tego, czy intencja rywalizacji rzeczywiście występuje u mówiącego, czy jest mu przypisana przez pozostałych, interakcja rozwija się wtedy przy założeniu, że ma on na względzie tylko własny interes. W trakcie dalszej interakcji motywacja do współpracy zostaje jeszcze bardziej osłabiona, a zaangażowane strony prawdopodobnie coraz mniej chętnie przyznają, że są od siebie zależne. Równowaga motywacji do współpracy i rywalizacji jest ważna jako element określający kierunek konfliktowej interakcji.
Dziedziny interakcji konfliktowych
Konflikty zdarzają się prawie we wszystkich dziedzinach życia społecznego. Większość z nas wie już od najwcześniejszych lat, że konflikty pojawiają się między członkami rodziny, na placach zabaw, w klasach szkolnych, na szkolnym boisku, w zespole baletowym, zastępie harcerskim itp. Później, mimo że związki, w które wchodzimy, stają się coraz bardziej złożone, a sytuacje społeczne, w które się angażujemy, coraz bardziej różnorodne, zauważamy, że konflikty pozostają niezwykle podobne do tych, jakich doświadczaliśmy w dzieciństwie. (W istocie, niektórzy twierdzą, że nasze wczesne doświadczenia kształtują sposób, w jaki angażujemy się w konflikty przez całe późniejsze życie). Jako dorośli napotykamy konflikty zarówno w codziennych sytuacjach w życiu zawodowym, jak i w emocjonalnie nacechowanych bliskich związkach. Znajdujemy je w zażyłych przyjaźniach i w politycznej rywalizacji, w interakcjach w grupach, które podejmują wspólnie decyzje, w małych przedsiębiorstwach, w wielkich firmach, organizacjach kościelnych i gabinetach lekarskich. W tej całej różnorodności konfliktów najczęściej interesuje nas, co jest stawką w każdym z nich. Oceniamy, czy konflikt dotyczy spraw powierzchownych czy głębokich, czy jego konsekwencje dla naszego dalszego życia będą niewielkie czy ogromne, czy są mało ważnymi wzburzeniami czy groźnymi wirami. Nasza ocena znaczenia danego konfliktu wpływa na to, ile czasu i wysiłku włożymy w układanie strategii czy budowanie zabezpieczeń lub alternatywnych rozwiązań [...].
Konstruktywna i destruktywna interakcja konfliktowa
Jak zauważyliśmy wcześniej, ludzie często kojarzą konflikt z negatywnymi konsekwencjami. Jednak w niektórych sytuacjach nie można uniknąć konfliktów niezależnie od obaw, jakie wzbudzają. Kiedy istnieją różnice, a problemy są naprawdę ważne, stłumienie konfliktu jest często bardziej niebezpieczne niż stawienie mu czoła. Psycholog Irving Janis wskazuje na słynne klęski polityczne, takie jak inwazja w Zatoce Świń czy niezdolność do przewidzenia japońskiej
497
inwazji na Pearl Harbor, w których złe decyzje polityczne miały początek w wyparciu konfliktu przez grupę podejmującą decyzję (Janis, 1972). Zasadniczą kwestią jest: Jakie formy interakcji konfliktowej niosą ze sobą oczywiste korzyści, które można osiągnąć bez rozerwania związku, zniszczenia grupy czy organizacji?
Już dawno temu, socjolog Lewis Coser (1956) podzielił konflikty na realistyczne i nierealistyczne. Realistyczne konflikty to takie, które powstają z powodu niezgodności co do sposobów realizacji celu lub co do samych celów. W takich konfliktach interakcja dotyczy konkretnych kwestii, które muszą zostać rozpatrzone przez zaangażowane strony z zamiarem usunięcia owych niezgodności. Konflikty nierealistyczne zaś są ekspresją agresji, która ma na celu wyłącznie pokonanie drugiej strony lub jej zaszkodzenie. Uczestnicy takiego konfliktu próbują osiągnąć swoje własne cele poprzez utrudnianie osiągnięcia celów drugiej stronie. Coser twierdzi, że ponieważ konflikty nierealistyczne mają na celu ekspresję agresji, głównymi środkami używanymi do ich rozwiązania są siła i przymus. Realistyczne konflikty umożliwiają zastosowanie dużo szerszej gamy technik - takich jak siła, negocjacja, perswazja, a nawet głosowanie - ponieważ są skierowane na rozwiązanie jakiegoś konkretnego problemu. Choć analiza Cosera upraszcza nieco obraz, to daje jednak wiele do myślenia i sugeruje istnienie ważnych kontrastów między konfliktami konstruktywnymi a destruktywnymi (Deutsch, 1973). Jakich kryteriów można użyć do oceny stopnia konstruktywności konfliktu? Konstruktywność konfliktowej interakcji w dużej mierze zależy od plastyczności. W konfliktach konstruktywnych strony przejawiają różnorodne zachowania - od przymusu i groźby do negocjacji, żartów i zrelaksowanej komunikacji - w celu osiągnięcia akceptowalnego rozwiązania. Osoby zaangażowane w konflikt destruktywny są mniej plastyczne, gdyż ich cel jest węziej zdefiniowany: pokonać drugą stronę. Dla destruktywnych konfliktowych interakcji charakterystyczne są przewlekłe, niekontrolowane cykle eskalacji napięcia lub długotrwałe próby unikania zasadniczych kwestii. W konflikcie konstruktywnym interakcja w grupie będzie dość często zmieniała kierunek. W procesie pracy nad konfliktem będą następować po sobie krótkie cykle eskalacji i deeskalacji, unikania i konstruktywnej pracy.
ii Wróćmy do przypadku Ośrodka. Grupa stosowała szeroki wachlarz stylów interakcji - od groźby złożenia zażalenia do próby współpracy w celu osiągnięcia zadowalającego wszystkich rozwiązania. Diana i pozostałe członkinie grupy zangażowały się we wrogie lub zagrażające działania, lecz nie podtrzymywały długo tego stylu i kiedy konflikt zaczął narastać, powołały trzecią stronę. Konflikt miał wszelkie cechy konfliktu konstruktywnego. W konflikcie destruktywnym uczestniczki mogłyby odpowiedzieć na złożenie przez Dianę zażalenia zawieszeniem jej w obowiązkach, a Diana mogłaby odpowiedzieć podaniem ich do sądu albo próbą zdyskredytowania Ośrodka w lokalnej prasie. Jej reakcja jeszcze bardziej usztywniłaby postawy innych i Diana mogłaby zostać zwolniona z pracy w Ośrodku, co z kolei skłoniłoby ją do dalszej zemsty. Według innego scenariusza, konflikt mógłby zakończyć się destruktywnym unikaniem. Diana mogłaby nie ujawniać swych problemów, a jej koleżanki mogłyby - świadomie lub nie
498
- podtrzymywać taką postawę, zmieniając temat, jeśli pojawiłaby się wzmianka
0 zabójstwie, albo w ogóle unikając rozmów z nią. Sytuacja Diany pogarszałaby się i w końcu być może musiałaby odejść. Ośrodek powróciłby wtedy do „normalności" do czasu, gdy pojawiłby się kolejny podobny problem. Mimo że szkody wyrządzone przez destruktywne unikanie są w tym przypadku znacznie mniejsze niż szkody niesione przez eskalację wrogości, nie można ich ignorować: Ośrodek traci dobrą konsultantkę, a źródło przyszłych podobnych strat nie zostaje usunięte. W obydwu przypadkach to nie zachowania są destruktywne - ani unikanie, ani wrogie interakcje nie są szkodliwe same w sobie - lecz raczej jest to brak plastyczności stron, który blokuje ich działania tak, że tworzą wzorzec eskalacji lub unikania.
W konfliktach konstruktywnych interakcja jest ukierunkowana dzięki wierze w to, że wszystkie strony mogą osiągnąć ważne dla nich cele (Deutsch, 1973). Interakcja odzwierciedla ciągły wysiłek, by pogodzić pozornie niezgodne ze sobą pozycje. Zupełnie inaczej jest w przypadku konfliktu destruktywnego, w którym interakcja opiera się na wierze uczestników, że jedna strona musi wygrać, a druga musi przegrać. Rozwiązanie powstałe w wyniku konstruktywnej konfliktowej interakcji powinno być satysfakcjonujące dla wszystkich stron i nacechowane ogólnym poczuciem, że każda strona coś zyskała (na przykład nowy pomysł, większe zrozumienie dla stanowiska innych, większe poczucie solidarności). W niektórych przypadkach charakterystyczna dla konfliktów destruktywnych orientacja wszystko-albo-nic wynika ze strachu przed przegraną. Ludzie próbują zdyskredytować alternatywne rozwiązania, gdyż uważają, że jeśli ich własne propozycje nie będą zaakceptowane, to stracą przeznaczone dla nich środki, obniży się ich samoocena i stracą szacunek pozostałych członków grupy. W innych przypadkach takie nastawienie w konflikcie bierze się nie z motywów rywalizacyjnych, ale ze strachu przed trudnościami związanymi z pracą nad trudnym konfliktem. Grupy, które polegają na głosowaniu jako sposobie podejmowania decyzji, często uciekają się do niego, gdy dyskusja staje się gorąca
1 członkowie grupy nie widzą innego wyjścia z coraz bardziej zagrażającej sytuacji. Każda próba dalszej dyskusji nad alternatywnym rozwiązaniem czy argumentowania w obronie poszczególnych pozycji wydaje się ryzykowna. Głosowanie może rzeczywiście położyć kres zagrażającej interakcji, ale sprzyja także orientacji wszystko-albo-nic, która może łatwo przekształcić się w cykle destruktywne. Ci, których rozwiązania zostały odrzucone w głosowaniu, muszą przeciwstawić się naturalnej niechęci do rozwiązań, które zwyciężyły, mogą też próbować „wyrównać porachunki" w następnych konfliktach. Konstruktywna konfliktowa interakcja jest czasem także rywalizacyjna; jeśli bowiem rozwiązanie ma zadowalać obie strony, to muszą one bronić swych własnych stanowisk. Mimo że strony w konstruktywnym konflikcie mogą mocno trzymać się swych pozycji, jednocześnie są otwarte na zmiany, jeśli przekonają się, że zmiany te pozwolą przyjąć najlepsze rozwiązanie. Potrzeba utrzymania posiadanej władzy, zachowania twarzy czy postawienia oponenta w złym świetle nie przeszkadza w zmianie stanowiska. W konfliktach destruktywnych strony często przyjmują stanowiska
499
przeciwne, spolaryzowane, a obrona takich nienegocjowalnych pozycji staje się ważniejsza niż wypracowanie rozwiązania, które mogłoby być zaakceptowane przez wszystkich. Przedstawiony opis destruktywnych i konstruktywnych interakcji konfliktowych jest, rzecz jasna, idealizacją. Rzadko spotyka się konflikt, który ma wyłącznie cechy destruktywne lub konstruktywne. W rzeczywistości wiele konfliktów zawiera zarówno konstruktywne, jak i destruktywne interakcje. Uważamy jednak, że lepsze radzenie sobie z konfliktami jest wynikiem podtrzymywania konstruktywnych wzorów interakcji konfliktowej.
Konflikt jako zachowanie interakcyjne
Konflikt jest z natury interakcyjny. Nigdy nie znajduje się wyłącznie pod kontrolą jednej osoby (Kriesberg, 1973). Reakcje drugiej strony i oczekiwania dotyczące tych reakcji stanowią bardzo ważny element. Każdy komentarz w trakcie konfliktowej interakcji jest wypowiedziany z pewną świadomością lub przewidywaniem reakcji, jaką wywoła. Owa podstawa przewidywania każdego kolejnego ruchu w interakcji powoduje, że konflikty mają tendencję do przeistaczania się w interakcje cykliczne czy repetytywne. Przypuśćmy na przykład, że Robert krytykuje Susan, swoją podwładną, za jej coraz mniejszą produktywność. Susan może przyjąć krytykę i wyjaśnić, dlaczego jej produktywność spada, redukując w ten sposób konflikt i przybliżając się do rozwiązania. Susan może też jednak odpowiedzieć agresywnie i obrazić się, co może spowodować eskalację, albo nic nie odpowiedzieć i starać się uniknąć konfliktu, co też nie doprowadzi do poprawienia sytuacji. Od momentu, w którym Robert powiedział coś Susan, a ona mu odpowiedziała, sytuacja nie jest już wyłącznie pod jego kontrolą: jego następne zachowanie będzie odpowiedzią na reakcję Susan. Zachowanie Roberta, a co za tym idzie, znaczenie tego zachowania dla Susan, zależy od wcześniejszej wymiany zdań między nimi. Z takiej konfliktowej wymiany powstaje właśnie cykl zachowań: „inicjacja-odpowiedź-odpowiedź na odpowiedź". Taki cykl trudno jest zrozumieć, jeśli się traktuje oddzielnie poszczególne wypowiedzi oraz zachowania Roberta i Susan. Jego analiza jest znacznie bardziej złożona niż analiza indywidualnych zachowań, gdyż taki cykl - dosłownie - zaczyna żyć własnym życiem. Może się sam napędzać, jeśli na przykład Susan odpowie Robertowi krzykiem, Robert będzie chciał ją ukarać, Susan stanie się jeszcze bardziej uparta i tak dalej, jak w sprężynie. Cykl może też jednak złagodnieć, jeśli Robert odpowie na wybuch Susan spokojnie i spróbuje wysłuchać jej racji. Cykle konfliktowej interakcji nabierają własnego pędu. Zmierzają w określonym kierunku - eskalacji, unikania i tłumienia, albo konstruktywnej pracy nad rozwiązaniem konfliktu. Sytuacja staje się jeszcze bardziej złożona, gdy zauważymy, że Robert wystąpił z krytyką na podstawie uprzednich doświadczeń z Susan. Zachowanie Roberta jest więc już oparte na jego przewidywaniu prawdopodobnej reakcji Susan. Podobnie odpowiedź Susan będzie wynikała nie tylko z tego, że Robert ją skrytykował, ale także z jej przewidywań dotyczących prawdopodobnych reakcji Roberta na jej
500
zachowanie. Zwykle takie estymacje są „intuicyjne" - to znaczy, że raczej nie są świadome - ale czasem strony mogą wyobrażać sobie przebieg interakcji („Jeśli teraz krzyknę na Roberta, to wycofa się i może nie będę musiała sobie tym wszystkim zawracać głowy"). Zachowania są zawsze oparte na tym, jak dane strony wzajemnie spostrzegają siebie, na tym, jakie przekonania i teorie ma jedna strona na temat reakcji drugiej strony. Jak już wspomnieliśmy, owe przewidywania są jedynie ocenami intuicyjnymi, nie muszą więc być wcale prawdziwe. W miarę rozwoju konfliktu są one rewidowane i to także w dużym stopniu przyczynia się do wyznaczenia kierunku, w jakim będzie podążała konfliktowa interakcja. Najbardziej zaskakujące w owym procesie przewidywania jest to, że stawia on ogromne trudności na drodze zrozumienia myślenia obu stron. Kiedy Susan odpowiada Robertowi, opierając się na swych przewidywaniach dotyczących jego reakcji, możemy obserwować Susan oceniającą Roberta oceniającego znaczenie jej zachowania. Kiedy Robert zastanowią się nad intencjami Susan przed zareagowaniem, możemy obserwować Roberta oceniającego Susan, która ocenia jego ocenę tego, co sama miała na myśli. Jeśli spróbujemy odnaleźć punkt wyjścia, ów szereg ocen może się wydłużać w nieskończoność i w końcu dostaniemy zawrotu głowy, jak w sali wyłożonej lustrami.
Badania poświęcone wyścigowi zbrojeń (Richardson, 1960; North, Brody, Holsti, 1963), stosunkom małżeńskim (Watzlawick, Beavin, Jackson, 1967; Rubin, 1983; Scarf, 1987) oraz relacjom podwładny-przełożony (Brown, 1983) ukazały, że owa spirala predykcji stanowi kluczowy problem konfliktów. Jeśli strony nie biorą owej spirali pod uwagę, to narażają się na ryzyko popełnienia błędów w przewidywaniach. Jednak wzięcie pod uwagę wszystkich możliwości przekracza nasze zdolności. W najlepszym wypadku ludzie dysponują zaledwie bardzo ograniczoną wiedzą o konsekwencjach, jakie ich zachowania mają dla innych, dlatego ich zdolność do radzenia sobie z konfliktami jest poważnie ograniczona. Immanentną częścią konfliktu są więc nie tylko zachowania obu stron, ale także ich myślenie i przewidywania. Najważniejsze jest, by zwrócić uwagę na to: jak konfliktowa interakcja przybiera wzór destruktywny — na który składa się radykalna eskalacja, przewlekłe lub niestosowne unikanie kwestii konfliktowych, brak plastyczności — zamiast wzoru konstruktywnego, który prowadzi do radzenia sobie z konfliktem? Konfliktowa interakcja zawsze stoi na krawędzi: jeden ruch może sprawić, że znajdzie się albo po pozytywnej albo po negatywnej stronie. W tym rozdziale zajęliśmy się kilkoma ważnymi siłami, które mogą nadać konfliktom kierunek, oraz problemami, przed którymi stają ludzie próbujący owe siły kontrolować w celu regulacji swych konfliktowych interakcji.
Bibliografia -„•• >;-.• [
Brown L.D. (1983) Managing Conflict at Organization Interfaces, Reading, MA, Addison - Wesley. Coser L. (1956) The Functions of Social Conflict, New York, Free Press. Coser L. (1961) The Termination of Conflict, „Journal of Conflict Resolution", 5, 347-353. Deutsch M. (1973) The Resolution of Conflict, New Haven, Yale Universoty Press. ....... ,•• ...'
501
Fink C. F. (1968) Some Conceptual Difficulties in the Theory of Social Conflict, „Journal of Conflict
Resolution", 12, 412-460. Grimshaw A. D. (red.) (1990) Conflict Talk: Sociolinguistic lnvestigations of Arguments in Conversations, Cambridge, Cambridge University Press. Hawes L., Smith, D. H. (1973), A Critic of Assumptions Undertyng the Study of Communication in
Conflict, „Quarterly Journal of Speech", 59, 423-435.
Hocker J. L., Wilmot W.W. (1985) Interpersonal Conflict, Dubuąue, Wm. C. Brown. Janis I. (1972) Yictims of Groupthink, Boston, Houghton Mifflin.
Kochman T. (1981) Black and White Styles in Conflict, Chicago, The University of Chicago Press. Kriesberg L. (1973), The Sociology of Social Conflicts, Englewood Cliffs, N J, Prentice Hali. Norm R. C., Brody R. A., Holsti O. (1963), Some Empirical Data on the Conflict Spiral, Peace
Research Society, Papers I, Chicago Conference, 1-14.
Richardson L.F. (1960) Arms andInsecurity, Pittsburgh, The Boxwood Press. •-.><• • •-• Rubin L. (1983) Intimate Strangers, New York, Harper and Rów. ,<(>
Scarf M. (1987) Intimate Partners: Patterns in Love and Marriage, New York, Ballantine. Tannen D. (1986) Thafs not What l Meant, New York, William Morrow. Watzlawick P., Beavin J., Jackson D. (1967) Pragmatics of Human Communication, New York,
W. W. Norton.
Pytania przeglądowe
1. Co autorzy mają na myśli, kiedy piszą, że przykład Diany i jej koleżanek pokazuje, iż konflikty mogą być pełne napięcia, zagrażające, niepewne i charakteryzują się delikatną równowagą.
2. Wyjaśnij rolę każdego z następujących terminów w zaproponowanej przez autorów definicji konfliktu: „interakcja", „wzajemna zależność", „niezgodność celów", „przeszkoda".
3. Dlaczego autorzy nie zgadzają się z tradycyjnym poglądem mówiącym, że „większość konfliktów to w rzeczywistości problemy komunikacji"?
4. Jaka jest różnica między konfliktem „realistycznym" a „nierealistycznym"?
O- • • '•• * i >
Kwestie do omówienia '
1. Kiedy czytasz opis przypadku Diany i jej koleżanek, jakie posunięcie wydaje ci się najważniejszym ruchem pozytywnym? Inaczej mówiąc: wymień to, co najbardziej przyczyniło się
* do rozwiązania konfliktu.
2. Przykładem z własnego doświadczenia zilustruj różnicę między konfliktem realistycznym a nierealistycznym.
3. Autorzy w pewnym momencie mówią o rozwiązywaniu konfliktu przez głosowanie.
(a) Jakie są ich argumenty zniechęcające do głosowania? (b) Jakie jest twoje zdanie na ten temat: zgadzasz się z autorami czy raczej nie. Dlaczego?
4. Autorzy kończą ten fragment „najważniejszym pytaniem" dotyczącym tego, w jaki sposób interakcja konfliktowa przybiera wzór destruktywny. Po przeczytaniu trzech kolejnych teksv tów w tym rozdziale odpowiedz na to najważniejsze pytanie.
W następnej części Jack Gibb dzieli się swymi spostrzeżeniami na temat tego, w jaki sposób może rozpocząć się konflikt i co można zrobić, aby stworzyć sprzyjający klimat dla komunikacji.
Jak zauważa Gibb, kiedy ktoś przewiduje lub spostrzega, że jakaś osoba lub sytuacja mu zagraża, zwykle reaguje defensywnie, co powoduje
502
dalsze reakcje defensywne innych zaangażowanych osób. Kiedy występuje jakakolwiek kombinacja sześciu elementów „wywołujących defensywność", zwykle daje to początek spirali, która zaczyna się od matych nieprzyjemności i często kończy otwartym konfliktem.
Jednak Gibb przekonuje, że spirala może mieć także inny kierunek. Im bardziej wspierający będziemy, tym mniej prawdopodobne stanie się, że pozostali uczestnicy konfliktu zinterpretują sytuację zgodnie z własnymi zniekształconymi reakcjami wywołanymi przez swoją defensywność. Jeśli więc jesteśmy w stanie zamanifestować jakąkolwiek kombinację sześciu alternatywnych postaw lub umiejętności, możemy przyczynić się do redukcji istniejącej defensywności. Nie trzeba się poddawać ani zniechęcać. Należy jedynie spróbować przestać za wszelką cenę poniżać innych, kontrolować ich i narzucać im swoją własną wyższość.
Większość moich współpracowników sądzi, że artykuł ten jest bardzo przydatny. Zauważyli, że mogą zastosować analizę sześciu wyodrębnionych przez Gibba cech defensywnego i podtrzymującego klimatu komunikacji w swoich własnych pracach. Twierdzą także, że Gibb ma rację, mówiąc, iż większość ludzi jest o wiele bardziej świadoma tego, że się nimi manipuluje lub ich oszukuje, niż myślą ci, którzy tych manipulacji i oszustw dokonują, i że taka świadomość rodzi nastawienie defensywne. Zwykle całkiem łatwo jest odkryć strategię komunikacyjną czy sztuczki używane przez drugą stronę. Kiedy ludzie zdadzą sobie sprawę z tego, że czasem to ich własne, w sposób oczywisty manipulatorskie zachowanie jest przyczyną defensywności drugiej strony, zbliżają się o krok do efektywnej komunikacji międzyludzkiej.
Jest to „klasyczny" esej pisany w czasach, gdy autorzy nie zdawali sobie jeszcze sprawy z niewłaściwości stosowania w odniesieniu do ludzi form wyłącznie męskoosobowych. Mam jednak nadzieję, że czytelnik (lub czytelniczka) będzie w stanie zignorować „szowinistyczny" język i skorzystać z doskonałych idei oferowanych przez Gibba. u
Jack R. Gibb ' ,,,- » ,;, , , * . , ,
Komunikacja defensywna
Za: Jack R. Gibb, Defensive Communication, „Journal of Communication" 11, 3 (wrzesień 1961), s. 141-148. Przedruk za zgodą „Journal of Communication" i autora.
Jeden ze sposobów zrozumienia komunikacji polega na przedstawieniu jej jako procesu dotyczącego raczej ludzi niż języka. Jeśli zatem ktoś chce ulepszyć komunikację, to musi poprawić stosunki międzyludzkie. Niniejszy artykuł dotyczy jednego z możliwych typów zmian, czyli zredukowania stopnia defensywności. ,
503
Definicja i znaczenie
•/r-*
Zachowanie defensywne definiowane jest jako zachowanie, które pojawia się, gdy jednostka wyczuwa zagrożenie albo przewiduje pojawienie się zagrożenia w grupie. Osoba zachowująca się defensywnie, mimo że nadal poświęca uwagę wspólnemu zadaniu, pokaźną część energii przeznacza na obronę siebie. Poza rozmową na temat problemu zajmuje się myśleniem o tym, jak wypada w oczach innych, jak może przedstawić się w bardziej pozytywnym świetle, jak może wygrać, zdominować innych, zrobić dobre wrażenie, uniknąć kary i/lub uniknąć lub osłabić atak — spostrzegany w danym momencie lub przewidywany. Y Takie odczucia wewnętrzne i jawne działania powodują powstanie podobnie defensywnych postaw u pozostałych członków grupy. Jeśli się ich nie powstrzyma, to narastać będą reakcje destruktywne. Zachowanie defensywne, krótko mówiąc, jest przyczyną defensywnego słuchania, wiążącego się z taką mimiką, postawą i zachowaniem werbalnym, które jeszcze bardziej podnoszą poziom obronności drugiej strony.
Nastawienie defensywne nie pozwala słuchającemu skupić się na przekazie. Osoby komunikujące się w sposób defensywny wysyłają wieloznaczne wskazówki co do swych wartości, motywów i uczuć, a ponadto defensywni odbiorcy zniekształcają to, co słyszą. W miarę jak osoba staje się bardziej defensywna, maleje jej zdolność do prawidłowego postrzegania motywów, wartości i emocji nadawcy przekazu. Przeprowadzona przez autora analiza zarejestrowanych na magnetofonie dyskusji wykazała pozytywną korelację między zachowaniem defensywnym a utratą zdolności do skutecznej komunikacji1. Zniekształcenia są duże, zwłaszcza wtedy, gdy nastawienie defensywne udziela się całej grupie.
Co więcej, zależność odwrotna także jest prawdziwa. Im bardziej „podtrzymujący" lub redukujący defensywność jest klimat komunikacji, tym mniej zniekształceń w percepcji komunikatu przez odbiorcę, wynikających z projekcji własnych lęków, motywów i obaw. Jeżeli nastawienie obronne jest zredukowane, to odbiorcy są w stanie bardziej się skoncentrować na strukturze, treści i poznawczym znaczeniu przekazu.
Kategorie komunikacji defensywnej i podtrzymującej
W ciągu ośmiu lat pracy nad zarejestrowanymi dyskusjami, które odbywały się w różnych sytuacjach, autor stworzył sześć par kategorii przedstawionych w Tabeli 1. Zachowania oceniane przez słuchaczy jako mające którąkolwiek z cech wymienionych w lewej kolumnie tabeli wzbudzają defensywność, natomiast takie,
1 J. R. Gibb, Defence Level and Influence Potential in Smali Groups, w: Leadership and Interpersonal Behavior, L. Petrullo, B. M. Bass (red.), New York, Holt, Rinehart & Winston, 1961, s. 66-81.
804
które interpretuje on jako mające którąkolwiek z cech podtrzymujących, redukują uczucia defensywne. Nasilenie tych reakcji zależy od indywidualnego poziomu defensywności jednostki oraz od ogólnego klimatu panującego w grupie w danym momencie .
Tabela l
Kategorie zachowań charakterystyczne dla klimatu podtrzymującego i defensywnego w małych grupach
Klimat defensywny
1. Ocena
2. Kontrola
3. Strategia
4. Neutralność
5. Wyższość
6. Pewność
Klimat podtrzymujący
1. Opis
2. Orientacja problemowa
3. Spontaniczność
4. Empatia
5. Równość
6. Otwartość
Ocena i opis
Komunikaty werbalne lub inne zachowania, które wydają się oceniające, powodują wzrost defensywności. Jeśli na podstawie wyrazu twarzy, sposobu mówienia, tonu głosu lub treści komunikatu można sądzić, że nadawca ocenia lub osądza słuchacza, to odbiorca przekazu staje się ostrożny. Oczywiście inne czynniki mogą osłabić taką reakcje. Na przykład jeśli słuchacz myśli, że mówiący uważa go za równego, jest otwarty i spontaniczny, to element ewaluatywny przekazu będzie zneutralizowany, a może nawet pozostanie niezauważony. Ta sama zasada dotyczy pozostałych pięciu kategorii zachowań mogących spowodować klimat defensywny. Wymienione kategorie są od siebie nawzajem zależne.
Nasze postawy wobec innych są bardzo często - czasem słusznie - oceniające i dlatego trudno jest sformułować wyrażenia, których osoba defensywna nie uznałaby za osądzające. Nawet najprostsze pytanie zawiera przekaz, że nadawca życzy sobie lub zakłada, iż odpowiedź będzie się mieściła w ramach jego systemu wartości. Za przykład niech posłuży krótka wymiana zdań między matką a synem po wstrząsie sejsmicznym, który poruszył domem. Matka: „Bobby, gdzie jesteś?". Bobby, nieśmiało i z trwogą: „Mamo, to nie ja zrobiłem". Taka odpowiedź wskazuje na chroniczną defensywność Bobby'ego, która sprawiła, że zareagował on projekcją swojej własnej winy i zrozumiał pytanie jako oskarżenie.
Każdy, kto próbował uczyć, jak posługiwać się neutralną emocjonalnie mową w celu zdobywania informacji, wie jak trudno jest nauczyć kogoś zadawać najprostsze pytanie typu „Kto to zrobił?" tak, by nie być postrzeganym jako oskarżyciel. Język tak często ma charakter oceniający, że rzeczywiście istnieją podstawy do powszechnie występującej defensywnej interpretacji.
2 J. R. Gibb Sociopsychological Processes of Group Instruction, w: The Dynamics of Instruc-tional Groups, N. B. Henry (red.), Fifty Ninth Yearbook of the National Society of the Study of Education, cz. 2, 1960, s. 115-135.
505
l Jeżeli członek grupy nie czuje się pewnie, to będzie miał skłonność do przypisywania winy, do postrzegania innych w kategoriach „dobry-zły", do oceniania swych kolegów w kategoriach moralnych oraz do kwestionowania wartości, motywów i komunikatów afektywnych zawartych w usłyszanych wypowiedziach. A skoro nacechowanie wartościami pociąga za sobą ocenianie innych, to przekonanie słuchacza, że standardy mówiącego różnią się od jego własnych, sprawia, iż staje się on defensywny.
Opisowy sposób mówienia, w przeciwieństwie do oceniającego, wzbudza minimum dyskomfortu u słuchacza. Opisowe akty mowy słuchacz postrzega jako szczere prośby o informacje lub jako przekaz o neutralnym ładunku afektywnym. Zmniejszenie defensywnego nastawienia słuchacza można osiągnąć przedstawiając uczucia, zdarzenia, spostrzeżenia lub procesy w sposób, który nie wymaga ani nie implikuje konieczności zmiany zachowania ze strony odbiorcy. Jak trudno jest jednak uniknąć podtekstów, widać choćby na przykładzie problemów, jakie dziennikarze mają z pisaniem o związkach zawodowych, komunistach, czarnoskórych czy organizacjach religijnych bez zdradzania linii politycznej gazety. Zwykle już pierwsze zdanie artykułu ujawnia, po której stronie znajdują się redaktorzy naczelni.
u Kontrola i orientacja problemowa
Wypowiedzi używane w celu kontrolowania słuchacza wywołują opór. W większości naszych kontaktów społecznych ktoś próbuje coś z kimś zrobić - zmienić jego postawę, wpłynąć na zachowanie albo ograniczyć pole działania. Stopień, w jakim takie próby kontroli wywołują defensywność, zależy od jawności wysiłków, ponieważ podejrzenie, że istnieją ukryte motywy, podwyższa opór. Dlatego wysiłki terapeutów niedyrektywnych oraz postępowych dydaktyków, zmierzających do tego, by umknąć narzucania pacjentowi lub uczniowi systemu wartości, punktu widzenia czy rozwiązania problemu, mogą napotykać poważne bariery. Kontrola jest normą i dlatego ci, którzy nie chcą kontrolować, muszą w jakiś sposób zasłużyć sobie na to, by odbiorcy nie podejrzewali ich, że mają jakieś ukryte motywy. Obfitość perswazyjnych „przekazów" w polityce, edukacji, pomocy charytatywnej, reklamie, religii, medycynie, stosunkach handlowych i doradztwie wytworzyła w słuchaczach cyniczne postawy i paranoidalne reakcje.
We wszelkich próbach zmiany kogoś tkwi założenie zmieniającego, że osoba, która ma ulec zmianie, jest w jakiś sposób niewłaściwa. Ukryte przekonanie nadawcy przekazu mówiące o ignorancji, niezdolności do podejmowania własnych decyzji, niewiedzy, niedojrzałości, niedoświadczeniu słuchacza lub jego złej lub nieodpowiedniej postawie, jest podświadomie postrzegane przez odbiorcę i daje mu podstawę do reakcji defensywnych.
Metody stosowane w celu uzyskania kontroli mogą być rozmaite. Należą do nich legalistyczne przestrzeganie szczegółów, ograniczające reguły i zasady, normy podporządkowania czy systemy prawne. Gesty, wyrazy twarzy, inne formy komunikacji niewerbalnej, a nawet tak proste zachowania, jak przytrzymanie otwartych drzwi w określony sposób, mogą także być środkami narzucania swojej woli innym i w związku z tym stanowią potencjalne źródła oporu. , „..,.„..,.,,
506
Orientacja problemowa natomiast jest przeciwieństwem perswazji. Nadawca, komunikując potrzebę współpracy w definiowaniu wspólnego problemu i szukaniu rozwiązania, stwarza taką samą orientację problemową u słuchacza, a co ważniejsze pokazuje, że nie ma gotowego rozwiązania, poglądu lub metody, którą mógłby chcieć narzucić. Zachowanie takie można określić jako przyzwalające, gdyż pozwala odbiorcy określić jego własne cele, podejmować własne decyzje i oceniać swoje własne postępy - lub zrobić to wspólnie z nadawcą. Dokładne metody osiągania atmosfery przyzwalającej nie są znane, ale muszą obejmować kompleks zachowań, które dalece wykraczają poza zwykłe zapewnienia o tym, że komunikujący nie ma ukrytego zamierzenia kontroli.
Strategia i spontaniczność
Defensywność może pojawić się u odbiorcy, jeśli podejrzewa on że nadawca stosuje z góry zaplanowaną strategię, za którą kryją się niejasne motywacje. Nikt nie chce być królikiem doświadczalnym ani pionkiem w grze czy aktorem odgrywającym dokładnie określoną rolę - nikt nie lubi być ofiarą jakiejś ukrytej manipulacji. To, co zatajone, może wydawać się ważniejsze niż jest w rzeczywistości, gdyż ważność ukrytego elementu będzie wprost proporcjonalna do stopnia defensywności odbiorcy. Żywa reakcja czytelników na materiał zawarty w książce Hidden Persuaders wskazuje na powszechność reakcji defensywnych na różne motywacje będące podstawą strategii. Niechętnie traktowani są zwłaszcza członkowie grupy postrzegani jako „odgrywający role", udający emocje, manipulujący swoimi kolegami, zatajający informacje albo posiadający własne źródła danych. Ktoś skarżył się kiedyś nawet, że inny członek grupy stosuje wobec niego „specjalną technikę słuchania"!
Ważnym elementem negatywnej reakcji na wiele tak zwanych treningów w stosunkach międzyludzkich jest opór wobec działań, które postrzegane są jako sztuczki i fortele mające oszukać i „zaangażować" ludzi, sprawić, by myśleli, że sami podejmują decyzje, lub przekonać słuchacza, że nadawca jest naprawdę zainteresowany jego problemami. Szczególnie gwałtowne reakcje mogą zostać wywołane wtedy, gdy ktoś stara się, by jego fortel wyglądał spontanicznie. Dzieje się tak na przykład w przypadku szefa, który wzbudza niechęć przez ciągłe powtarzanie następującego „spontanicznego" zachowania: spogląda na zegarek i wykrzykuje: „O rany, ale już późno - muszę biec na spotkanie". Wszyscy są przekonani, że szef byłby znacznie mniej irytujący, gdyby po prostu szczerze powiedział, że musi wyjść.
Z podobnie gwałtowną niechęcią spotyka się odgrywanie szczerości i naturalnej prostoty. Podczas przesłuchiwania taśm z sesjami poświęconymi ocenianiu i dawaniu informacji zwrotnej okazało się, że członkowie grup treningowych zaskakująco dobrze rozpoznają strategie swoich kolegów. Owa przejrzystość może być szokująca dla tego, kto stosuje strategię, gdyż zwykle uważa on, że sprytnie ukrył prawdziwe motywacje swoich „sztuczek".
Niechęć do wszelkiej nieszczerości może wyjaśniać opór wobec polityków, którzy podejrzewani są o skryte planowanie, jak zdobyć więcej głosów, opór
507
wobec psychologów, którzy słuchają kierowani innymi motywami niż rzeczywiste zainteresowanie treścią zachowań pacjenta, lub wobec ludzi nazbyt gładkich i sprytnych, których metody osiągania przewagi nad innymi cechuje nieszczerość. W grupach treningowych osoba podejmująca różne role może być traktowana podejrzliwie, gdyż zmiany te mogą być odbierane jako posunięcia strategiczne.
Z kolei zachowanie postrzegane jako spontaniczne i szczere redukuje defen-sywność. Jeśli wydaje się, że osoba komunikująca ma czyste intencje, jasne motywacje, jest szczera i prostolinijna i jeśli spontanicznie reaguje na sytuację, to prawdopodobnie wzbudzi minimalną obronność.
Neutralność i empatia
Słuchacz może przybrać postawę defensywną także wtedy, gdy neutralność wypowiedzi sprawia wrażenie, że nadawca nie dba o jego los. Członkowie grupy z reguły chcą być postrzegani jako osoby wartościowe, jako jednostki o wyjątkowych zaletach i chcą być przedmiotem zainteresowania i pozytywnych uczuć. Kliniczna, bezosobowa postawa, zgodna z poglądem, że „osoba to jedynie przedmiot studiów", przyjmowana przez wielu psychologów prowadzących grupy treningowe, często wzbudza niechęć członków grup. Komunikat o niskiej wartości afektywnej, czyli zawierający niewiele ciepła czy zainteresowania drugą osobą, stanowi tak silny kontrast z pełnym uczuć sposobem komunikowania się w sytuacjach społecznych, że czasem wydaje się, iż przekazuje odrzucenie.
Z kolei przekaz zawierający uczuciową empatię i szacunek dla wartości słuchacza ułatwia komunikację i redukuje defensywność. Słuchacz czuje się pewniej gdy na podstawie przekazu może sądzić, że nadawca identyfikuje się z jego problemami, współczuje z nim i akceptuje jego reakcje emocjonalne. Wysiłki polegające na zaprzeczaniu odczuciom odbiorcy, zapewnianiu go, że nie powinien czuć się odrzucony, czy tłumaczeniu mu, że się zanadto przejmuje, mogą wywołać u niego wrażenie, że nadawca go nie akceptuje, nawet jeśli ich intencją jest dawanie oparcia. Połączenie dwóch czynników: zrozumienia i empatii emocjonalnej, czemu towarzyszy powstrzymanie się od prób zmieniania drugiej osoby, wydaje się mieć wysoką wartość podtrzymującą właściwe porozumienie.
Powinniśmy tu także wspomnieć o roli gestów w komunikowaniu empatii. Wydaje się bowiem, że spontaniczne gesty lub wyraz twarzy sugerujący zainteresowanie drugą osobą są traktowane jako szczególnie wartościowe dowody głębokiej akceptacji.
; Wyższość i równość
Kiedy ktoś komunikuje drugiej osobie, że czuje się od niej lepszy pod względem zajmowanej pozycji, władzy, bogactwa, zdolności intelektualnych czy fizycznych lub czegokolwiek innego, wzbudza w niej nastawienie defensywne. I tu także - jak w przypadku pozostałych źródeł zakłóceń - wzbudzenie poczucia nieadekwatności powoduje, że odbiorca koncentruje się na ładunku afektywnym przekazu zamiast na jego elementach poznawczych. Następnie reaguje, blokując przyjęcie przekazu, zapominając go, rywalizując z nadawcą albo zazdroszcząc mu.
508
Osoba, która sprawia wrażenie, że uważa się za lepszą, komunikuje swój brak woli uczestnictwa we wspólnym rozwiązywaniu problemów, swą niechęć do otrzymywania informacji zwrotnych czy jakiejkolwiek pomocy i/lub to, że będzie prawdopodobnie podejmować próby pomniejszenia władzy, statusu albo wartości odbiorcy.
Istnieje wiele sposobów stworzenia atmosfery, z której wynika, że nadawca czuje się równy odbiorcy. Defensywność ulega zredukowaniu, gdy ktoś spostrzega, że nadawca chce uczestniczyć w rozwiązywaniu problemu na zasadach wzajemnego zaufania i szacunku. Różnice talentu, zdolności, wartości, wyglądu, statusu i władzy często są rzeczywiste, jednak komunikujący sprawiając wrażenie, że nie przywiązuje do nich większej wagi, wpływa na obniżenie poziomu defensywności.
Pewność i otwartość
Efekt wywoływania nastawień defensywnych przez dogmatyzm jest dobrze znany. Osoby, o których można sądzić, że znają wszystkie odpowiedzi, nie potrzebują żadnych dodatkowych danych, i które przybierają raczej postawę nauczycieli niż współpracowników, wywołują u innych ostrożność. Co więcej, w badaniach przeprowadzonych przez autora słuchacze często interpretowali przejawy pewności siebie jako znak ukrytego poczucia niższości. Jednostka dogmatyczna jest postrzegana jako osoba, która musi mieć rację i której bardziej zależy na tym, by wygrać potyczkę słowną, niż na tym, by znaleźć rozwiązanie problemu; jako osoba traktująca swoje pomysły jak prawdy, których musi bronić. Taki rodzaj zachowania był często kojarzony z działaniami uważanymi przez innych za próby kontroli. Ludzie, którzy za wszelką cenę chcieli mieć rację, sprawiali wrażenie osób o małej tolerancji dla tych członków grupy, którzy „nie mieli racji", czyli takich, którzy nie zgadzali się z nadawcą.
Defensywność odbiorcy jest redukowana wówczas, gdy nadawca komunikuje, że jest gotów modyfikować własne zachowanie, poglądy czy idee. Osoba, która wydaje się przybierać postawę otwartą, raczej bada kwestie, niż staje od razu po którejś stronie, rozwiązuje problemy zamiast debatować i jest gotowa eksperymentować i poszukiwać, wysyła tym samym komunikat mówiący, że odbiorca może mieć jakąś kontrolę nad wspólnym procesem rozwiązywania problemu lub rozważania idei. Jeśli ktoś rzeczywiście szuka informacji i danych, to na pewno nie odrzuci pomocy w procesie ich zdobywania.
Wnioski
Wnioski płynące z powyższego materiału dla rodzica, nauczyciela, kierownika, administratora czy terapeuty są raczej oczywiste. Wywoływanie defensywności stanowi przeszkodę w komunikacji i w związku z tym utrudnia - a czasem uniemożliwia - jasne przekazanie informacji i skuteczne zmierzanie do rozwiązania problemu terapeutycznego, edukacyjnego czy organizacyjnego.
509
Pytania przeglądowe v,,.,,- /„
1. Jak Gibb definiuje defensywność?
2. Czego broni „defensywność"? Co podtrzymuje „podtrzymywanie"?
3. Jakim sposobem za pomocą opisu można osiągnąć ten sam cel co za pomocą oceny?
4. Na podstawie tego, co przeczytałaś/łeś o empatii, wyjaśnij, dlaczego neutralność jest przeciwieństwem empatii.
Kwestie do omówienia ' J •
1. Czy według Gibba defensywność jest zjawiskiem powstającym w relacji między osobami, czy też uważa on, że jedna osoba bądź grupa może narzucić ją innym?
2. Gibb ostrzega przed negatywnymi konsekwencjami oceniania. Czy jednak jest w ogóle możliwe bycie nieoceniającym? Czy Gibb uważa, że tacy właśnie powinniśmy być?
3. Mimo że większość przykładów, które przytacza Gibb, dotyczy wypowiedzi słownych, każda z kategorii defensywności i podtrzymywania jest także komunikowana w sposób niewerbal-
.,, ny. Jak można komunikować niewerbalnie: ocenę, kontrolę, strategię, wyższość, spontaniczność, empatię, równość?
4. Jednym ze sposobów komunikowania spontaniczności jest ujawnienie własnych intencji. Wymień zachowania komunikacyjne, które pomagają stworzyć inne rodzaje klimatu pod-
"« trzymującego.
5. Jakie kategorie zachowań defensywnych występują najczęściej w twoim związku z przyjacielem czy małżonkiem? A z twoim szefem? Z rodzicami? Jakie kategorie zachowań
;, podtrzymujących są charakterystyczne dla owych relacji?
3; < „••{'* i " i/',ft,' J\ĄV'^>'| > '". '"' • ,'•'' .
Prawdopodobnie najpoważniejszym wyzwaniem w komunikacji międzyludzkiej jest radzenie sobie z własnym gniewem. Z jednej strony gniew wydaje się częstą emocją: wszyscy czujemy go w tej czy innej formie, każdego dnia. Z drugiej strony wydaje się, że jakakolwiek ekspresja gniewu wbija klin między nas i inną osobę. Co więc powinniśmy zrobić? Zawsze tłumić gniew? Czy poddać się swoim emocjom i pogodzić się z tym, że inni będą na nas wściekli?
W następnym tekście John Amodeo i Kris Wentworth pokazują zastosowania w życiu codziennym tego, czego nauczyli się o gniewie w swej pracy jako terapeuci rodzinni. Na początku przyznają, że gniew jest bardzo silną, a jednocześnie mało poznaną emocją. Następnie sugerują, że pracę nad gniewem należy rozpocząć od zaakceptowania, że jest on reakcją naturalną i niekoniecznie złą. Złe może być zablokowanie gniewu albo wyrażanie go w sposób destruktywny. Nie wyrażony gniew często ujawnia się w tak zwanym zachowaniu „biernie-agresywnym", takim jak spóźnianie się, powstrzymywanie się od wyrażania uczuć pozytywnych czy zapominanie o umówionych spotkaniach. Może także wywoływać fizyczne objawy związane ze stresem, takie jak ból kręgosłupa, bóle głowy czy nadciśnienie. ...... ..... ,,,,,,.„ _„,,„.»^.
Jednak gniew wyrażony w sposób efektywny może nawet wzmocnić, a nie osłabić poczucie bliskości z inną osobą i polepszyć nasze samopoczucie. Pierwszym krokiem jest zaakceptowanie gniewu jako czegoś normalnego i naturalnego. W większości przypadków bowiem gniew nie jest oznaką głębokiego nieprzystosowania psychologicznego czy traumatycz-nych przeżyć z dzieciństwa. Jest po prostu jedną z naszych naturalnych reakcji wówczas, gdy sprawy nie idą po naszej myśli.
Sposobem radzenia sobie z gniewem jest, według autorów, nauczenie się wyrażania gniewu „czystego". Ekspresja takiego gniewu pozwala wyrazić nasze własne uczucia i niezaspokojone potrzeby w sposób, który nie będzie odebrany jak oskarżenie i nie wywoła poczucia winy. Nabycie tej umiejętności komunikacyjnej nie jest łatwe i wymaga dużej wrażliwości i trafnego rozróżniania poszczególnych rodzajów przekazów. Musimy się nauczyć, że jeśli odczuwamy gniew, to powinniśmy mówić na przykład: „Nie mogę znieść tych brudnych naczyń w zlewie!", zamiast „Ile razy mówiłam ci, żebyś nie zostawiała brudnych naczyń w zlewie?" albo „Dlaczego zawsze zostawiasz po sobie taki bałagan w kuchni?" Różnica między tymi stwierdzeniami może wydawać się subtelna, jest jednak niesłychanie ważna. W pierwszym przypadku wyrażasz po prostu swój własny gniew -jest to dokładna ekspresja tego, co właśnie czujesz. W pozostałych dwóch przypadkach winisz drugą osobę, przypisujesz wywołanie swojego gniewu jej działaniom. Pierwszy sposób wyrażenia gniewu jest o wiele bardziej „czysty" niż pozostałe dwa.
Jednak nawet „czysto" wyrażony gniew często jest interpretowany jako oskarżenie. W sposób naturalny - o czym czytaliśmy już w rozdziale 4
- ludzie reagują na głośność i ton głosu. Nawet więc jeśli powiedziałeś: „Jestem zły!", mogą usłyszeć: „Znów zawaliłeś sprawę". Nie istnieje łatwe rozwiązanie tego problemu, ale w tym rozdziale autorzy proponują pewne sposoby poradzenia sobie z nim.
Podkreślają na przykład, jak ważne jest zdanie sobie sprawy przez obie strony, że to nie druga osoba jest przyczyną naszego gniewu. Dobrze jest także nauczyć się wyrażać gniew i interpretować jego ekspresję jako emfatyczne: „Nie podoba mi się to!" czy „Nie!", a nie jako atak na drugą osobę. Sposób wyrażenia gniewu często ujawnia, jaka jest struktura władzy w danej relacji międzyludzkiej. Odzwierciedla także to, czego się nauczyliśmy przyglądając się naszym rodzicom i słuchając ich i innych członków rodziny.
Na końcu rozdziału autorzy wskazują korzyści płynące z nauczenia się wyrażania czystego gniewu. Jedną z najbardziej oczywistych jest uczucie katharsis, oczyszczenia, wynikające z uwolnienia naszych emocji. Następna korzyść to lepsze poznanie samego siebie. Nauczenie się bowiem zauważania gniewu bez oceniania go w kategoriach dobry-zły pomaga odkryć, co kryje się pod powierzchnią codziennych emocji. Na przykład „możemy
- piszą autorzy - zdać sobie sprawę, że tuż pod powierzchnią naszego
511
gniewu wywołanego nie pozmywanymi naczyniami kryje się głębszy niepokój o to, czy naprawdę jesteśmy kochani".
Jeszcze jedną korzyścią płynącą z „czystego" wyrażania emocji gniewu jest to, że taka sytuacja może zwiększyć poczucie bliskości między stronami. Gdy wyrażamy gniew bezpośrednio i bez defensywności, to w pewien sposób odkrywamy się przed drugą osobą. Pozwalamy jej zobaczyć nasze prawdziwe emocje wywołane daną sytuacją, zauważyć, że coś jest dla nas ważne. Jeśli obie strony potrafią dać sobie radę z gniewem jako czystą ekspresją, to owo ujawnienie siebie może sprowadzić większą bliskość. Oczywiście nie udaje się to za każdym razem. Jednak w związkach rodzinnych, profesjonalnych, przyjacielskich czy uczuciowych tkwi prawdziwy potencjał, ponieważ - jak konkludują autorzy - „wspólne radzenie sobie z gniewem wyrażonym w sposób czysty i będącym naturalną ekspresją emocji może sprawić, że proces komunikacji pomoże jednostkom zbliżyć się do siebie". •
John Amodeo i Kris Wentworth
Radzenie sobie z gniewem . ,-•>,. ;
Fragmenty rozdziału „Working with anger" z książki Johna Amodeo i Krisa Wentwortha Being Intimate: A Guide to Successful Relationships, Yiking Penguin, 1986.
Gniew to silne, lecz słabo poznane uczucie. Niezdolność do radzenia sobie z nim często jest przyczyną problemów w naszych kontaktach z innymi ludźmi. Głównym czynnikiem powodującym tę niezdolność jest powszechne i błędne przekonanie, że gniew jest czymś złym, destruktywnym czy nieodpowiednim. To prawda, że sposób wyrażenia pretensji może spowodować wiele cierpienia w związkach między ludźmi i przemocy na świecie. Jednak wyciąganie wniosku, że to sam gniew jest odpowiedzialny za destruktywność i że w związku z tym za wszelką cenę należy go unikać, byłoby ogromnym błędem.
Znacznie bardziej skuteczne jest przyjęcie nieewaluatywnej postawy wobec gniewu, zamiast rozpatrywania go w prostych kategoriach „dobry" czy „zły". Jeśli to prawda, że rozwój zależy między innymi od tego, czy nauczymy się lubić siebie samych, to musimy nauczyć się siebie w pełni akceptować, także nasz gniew. Najgorszą ewentualnością jest zwrócenie gniewu do wewnątrz, przeciwko sobie. Inaczej mówiąc, gniew, który nie jest wyrażony i do którego się nie przyznajemy, kumuluje się w nas, tworząc napięcie odczuwane jako frustracja czy lęk. Kiedy pretensje nie znajdują zdrowego ujścia, nasz tłumiony gniew może prowadzić do uczucia chronicznego zmęczenia i depresji - zwraca się przeciwko nam, od-
512
bierając nam energię i tłumiąc witalność. Zinternalizowany gniew może być także częściowo odpowiedzialny za to, że w niektórych momentach nie wiemy dokładnie, o co nam chodzi. Pretensje zlewają się wtedy z innymi emocjami i bezproduktywnymi myślami, które nas przytłaczają.
Nagromadzony gniew może także wywołać objawy fizyczne, takie jak bóle głowy, wrzody i wiele innych chorób, których przyczyny dopiero zaczynamy rozumieć. W przyszłości być może okaże się, że akumulacja nieujawnionego gniewu w połączeniu z niezdolnością do skutecznego radzenia sobie z nim przyczynia się do powstania wielu powszechnie występujących chorób. ś
Kluczem do osiągnięcia psychicznego i fizycznego dobrostanu jest między innymi po prostu pozwolić sobie na doświadczanie gniewu, takim, jaki jest, bez oceniania go lub tłumienia z powodu strachu czy braku akceptacji. Otworzenie się na gniew może więc stać się sposobem odblokowania stłumionej energii i witalno-ści. Skuteczne radzenie sobie z gniewem może ożywić nasze relacje z innymi i zregenerować te, które uległy stagnacji lub stały się monotonnie wygodne.
Kiedy uda nam się zaakceptować gniew jako energię neutralną i powstrzymać się od moralnej oceny, to będziemy w stanie odróżniać wyrażanie go w sposób odpowiedzialny od impulsów każących nam wyładować go w sposób destruktywny i raniący innych. Potrzeba komunikowania gniewu w zdrowy sposób staje się oczywista zwłaszcza wtedy, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że nie możemy pozwolić sobie na to, by go nie wyrazić. Nasz organizm posiada jakiś rodzaj wewnętrznej inteligencji, która nakazuje nam, abyśmy wyrażali gniew. Ów zdrowy nakaz może jednak przekształcić się w niezdrowe i niebezpośrednie manifestacje gniewu, jeśli pozwolimy, by nasz system przekonań stał na przeszkodzie bezpośredniemu doświadczaniu gniewu.
Właśnie niebezpośrednie wyrażanie gniewu ma szkodliwe i zdradliwe konsekwencje dla naszych związków z innymi. Psychologowie nazywają takie zachowania „bierną agresją", ponieważ zamiast wyrazić gniew lub powiedzieć
0 nim, dajemy mu upust w biernej postaci. Jeśli na przykład boimy się konsekwencji bezpośredniego wyrażenia swoich pretensji, to gniew znajdzie ujście w takich zachowaniach, jak niedotrzymywanie terminów spotkań, spóźnianie się, powstrzymywanie się od wyrażania pozytywnych uczuć czy złośliwość. Jedna z naszych pacjentek twierdziła na przykład, że znajdowała szczególną przyjemność w przekraczaniu limitów kart kredytowych swojego męża. Nie była nawet świadoma swojego gniewu, jednak po dokładniejszym przeanalizowaniu motywów zdała sobie sprawę z tego, co tak naprawdę czuje. Doświadczała satysfakcji (poczucia władzy) mszcząc się na mężu za to, że nie okazywał jej uczucia
1 zainteresowania, którego potrzebowała. Ich związek cierpiał na tym, gdyż gniew nie miał szansy zostać wyrażony w sposób otwarty i poznany w takim stopniu, by można było odkryć jego głębsze znaczenie. Kiedy tak się stało, nastąpiła poprawa sytuacji, gdyż kobieta stała się bardziej skłonna do wyrażania swej potrzeby ciepła.
Podczas gdy jedni ludzie maskują swój gniew, wyrażając go w sposób bierny, inni dają mu ujście w sposób przesadzony, w nieprzewidywalnych wybuchach.
513
Czytamy czasem w gazetach o „miłym człowieku", który morduje swoją żonę i dzieci. Sąsiedzi są wstrząśnięci, ale dla kogoś, kto rozumie, że długotrwałe tłumienie pretensji prowadzi do gromadzenia tym potężniejszej siły przyszłej erupcji, nie jest to zaskoczeniem. Taka sytuacja może zdarzyć się w związkach, w których osoby uważają, że są wolne od gniewu. Na przykład pewna osoba silnie zaangażowana w praktyki duchowe miała mocne przekonanie, że gniew jest czymś złym. Pewnego dnia jednak nastąpił wybuch wściekłości. Kobieta, nie akceptująca swego gniewu, próbowała następnie załagodzić go, zachowując się w sposób bardzo uprzejmy i przyjacielski. Jednak jak zawsze, gdy tłumi się gniew, jej furia znów się ujawniła mimo wysiłków, żeby ją powstrzymać.
Kiedy zaakceptujemy nasz gniew i pozwolimy sobie na jego odczuwanie, możemy zacząć odróżniać wyrażanie go w sposób odpowiedzialny od impulsów nakazujących rozładowywać go w sposób destruktywny. To nie gniew rani innych, lecz raczej obwinianie i oceniające nastawienie podczas jego wyrażania. Uzyskiwanie większej kontroli nad gniewem nie oznacza tłumienia go, lecz raczej umiejętność ukierunkowania go w sposób umożliwiający lepszą komunikację i zwiększenie poczucia bliskości z inną osobą.
Uczenie się wyrażania „czystego" gniewu , i
Wyrażenie gniewu może odbywać się w sposób „czysty" bądź destrukcyjny. Gniew destrukcyjny może zranić bardzo głęboko, gdyż niesie ze sobą ataki personalne i osądzający krytycyzm. Na przykład poprzez dobór słów, ton głosu czy gesty możemy przekazać następujący komunikat: „Jesteś głupi" albo „Jesteś naprawdę samolubny" czy „Nie masz racji, czy ty nic nie rozumiesz?!". Podobne komunikaty podają w wątpliwość wartość drugiej osoby i mają charakter ataku na nią. Są stwierdzeniami typu: „Nie jesteś wartościowym człowiekiem, nie zasługujesz na miłość czy szacunek". Komunikaty takie są szczególnie bolesne, albowiem potwierdzają złe przeczucia, które możemy już wcześniej mieć na nasz temat.
Odbierając taki raniący komunikat od innej osoby, instynktownie chronimy się, atakując albo wycofując się. Wycofywanie może się odbywać na wiele sposobów - na przykład możemy zacząć kompulsywnie oglądać telewizję, jeść, pić, spać, zamykać się w sobie czy grozić zerwaniem związku. Inną reakcją w takiej sytuacji jest odwet. Polega on na atakach słownych, przypisywaniu winy drugiej osobie, towarzyszy mu poczucie pewności siebie i przekonanie, że to druga strona nie ma racji, jest zła, samolubna i niedojrzała. Taka reakcja prowadzi do eskalacji napięcia. Nieważne, czy zaatakujemy czy się wycofamy, związek na tym ucierpi, gdyż co najmniej jedna, a częściej obie strony poczują się zranione, wyizolowane i defensywne. Taka toksyczna relacja może jednak - zaskakująco - trwać w nieskończoność, wywołując negatywne nastawienie do związków z innymi ludźmi i ogólną zgorzkniałość. "K;P ,-- ri-iu ;^tr ;.;•.-••- H>
514
Celem natomiast wyrażenia czystego gniewu nie jest obwinienie innej osoby z powodu jej zachowań, uczuć czy opinii. Zamiast przypisywania winy czy analizowania drugiego człowieka („zawsze czegoś chcesz!", „jesteś zbyt depresyjny!") lub zakładania, że znamy motywy jego postępowania („po prostu chcesz się na mnie odegrać!" albo „zależy ci tylko na własnych sprawach!"), czysta komunikacja polega na ujawnianiu jedynie naszych własnych odczuć i niezaspokojonych potrzeb i jest wolna od ocen i twierdzeń wywołujących poczucie winy. Na przykład czysty gniew może być wyrażony w następujący sposób: „Złoszczą mnie te naczynia w zlewie!". W takim komunikacie jest miejsce na emocjonalną intensywność głosu, ale mimo wszystko jest on czysty, gdyż dana osoba wyraża jedynie własne uczucia, nie sugerując implikowania (przez dobór słów, ton głosu czy gesty), że inna osoba jest winna czy w jakiś sposób podejrzana. Komunikacja destrukcyjna w takiej sytuacji mogłaby wyglądać następująco: „Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zostawiała swoich brudnych naczyń w zlewie!". Różnica na pierwszy rzut oka może wydawać się subtelna, jest jednak zasadnicza. Odbierając gniew wyrażany czysto, słyszymy: „Tę osobę denerwują brudne naczynia w zlewie". Nie czujemy, że ktoś nas atakuje, więc możemy odpowiedzieć w sposób przyjazny. W przypadku komunikacji destrukcyjnej czujemy, że ktoś na nas narzeka i nas obwinia, i słyszymy: „Jestem zły, bo zrobiłeś coś nie tak". W konsekwencji możemy wycofać się, by uniknąć sytuacji, która sprawia nam przykrość. Albo możemy dać ujście własnemu gniewowi, odpowiadając sarkastycznie „Oczywiście, kochanie" albo „Znowu marudzisz".
Poczucie, że doświadczenie i wyrażenie gniewu w sposób czysty, polegający na odkryciu przed drugą osobą uczuć jest uprawnione, sprawia, iż gniew ów znajduje bezpośrednie i psychologicznie zdrowe ujście. W związku z tym prawdopodobieństwo, że ujawni się on później w sposób irracjonalny i bolesny (pasywny lub aktywny), jest znacznie mniejsze. Nasz gniew (oraz kwestie, które go wywołują) ma znacznie większą szansę być zażegnany, jeśli jest wyrażony w sposób prosty, bez przypisywania komukolwiek winy. Terapeuta małżeński Daniel Wile opisuje to w jasny sposób:
„Uczucie czy nagły przypływ gniewu doświadczony i wyrażony w bezpośredni i prosty sposób często ma efekt wyjaśniający i korzystny [...] jeśli gniew jest odsuwany, to pojawia się w formie uwstecznionej jako nagły gniew, fantazje sadystyczne lub chroniczny stan irytacji. Jeśli strach albo samokrytycyzm (poczucie winy) powstrzymują kogoś przed byciem asertywnym, to impuls staje się ukryty, a następnie może pojawić się w formie jawnej, jako nagła ekspresja (agresja), lub w formie ukrytej, zahamowanej (nieasertywnej)'".
Uwolnienie gniewu powoduje także, że miłość odczuwana w stosunku do innej osoby może nadal rozwijać się, gdyż nie jest tłumiona narastającymi warstwami tłumionej urazy.
D. Wile, Couples Therapy - a Nontraditional Approach, New York, John Wiley, 1981, s. 12.
515
l Czysta ekspresja gniewu jest wyrazem zrozumienia, że to nie inni ludzie są przyczyną naszych uczuć. Powszechność stwierdzenia „Ależ ty mnie denerwujesz" świadczy o tym, że winą za nasz gniew najczęściej obarczamy te osobę, do której ów gniew czujemy. Jednak chociaż słowa czy działania innych mogą oczywiście spowodować nasz gniew, nie mogą oni być obciążeni całkowitą odpowiedzialnością. Nasza złość może bowiem wynikać z wielu czynników, takich jak niezaspokojona potrzeba miłości, pamięć o jakichś nierozwiązanych przeszłych problemach, poczucie braku wartości, strach przed odrzuceniem, a także bieżąca sytuacja. Nasze uczucia nie mogą być przypisane jednoznacznie ani przeszłym zdarzeniom, ani teraźniejszym okolicznościom; są bowiem wynikiem obu tych czynników. Rozwój możliwy jest wtedy, gdy zaakceptujemy nasze emocje w momencie ich powstania, wyrazimy je w sposób czysty i - jeśli wydają się szczególnie silne lub nieproporcjonalne do danej sytuacji - głębiej zanalizujemy. Sytuacja — co może wydawać się zaskakujące — może zmienić się, gdy poradzimy sobie z naszymi emocjami.
Chociaż troska o własne emocje jest rzeczą ważną, nie sugerujemy, że gniew powinien być wyrażany bez względu na uczucia i potrzeby innych osób. Kiedy poznajemy bliżej siebie samych - swoje uczucia i te nasze cechy, które nie zawsze nam dobrze służą — staje się możliwe wyrażenie własnych emocji ze świadomością tego, co czują inni i wrażliwością na ich potrzeby i odczucia. Gdy gniew wygaśnie, możemy zainteresować się jego ewentualnymi następstwami, pytając drugą osobę, jak się czuje i jak odebrała nasz komunikat. Możemy wtedy odpowiednio przyjąć jej reakcję.
Jednym z najtrudniejszych i stanowiących największe wyzwanie aspektów efektywnej komunikacji jest połączenie poczucia własnej siły ze współodczuwa-niem - czyli rozwinięcie umiejętności wyrażenia własnych uczuć i emocji z jednoczesną dbałością o samopoczucie innych. Gdybyśmy zwracali uwagę tylko na to, czego sami chcemy i co czujemy, byłby to narcyzm. Zaabsorbowani sobą, bez kontaktu z otaczającym nas światem, czulibyśmy się wyobcowani i w związku z tym zubożylibyśmy własną egzystencję. Jeden z wielkich paradoksów życia polega na tym, że jeśli koncentrujemy się wyłącznie na naszych własnych potrzebach, to zaspokojenie ich staje się niemożliwe. Jednocześnie jeśli ważne są dla nas wyłącznie potrzeby i reakcje innych osób, to zaniedbujemy własne realne potrzeby. Taki wzór zachowania może być nagradzany przez przyjęcie obrazu siebie jako osoby wrażliwej i kochającej. Postrzegając siebie jako bardziej „rozwiniętych" niż inni i zobligowanych do opiekowania się nimi bez względu na własne potrzeby, znów stajemy się zubożeni i oddzieleni od naturalnej dla ludzkiej egzystencji współzależności z innymi. W końcu może dojść do wybuchów gniewu wynikających z nagromadzonego poczucia deprywacji i zaniedbania siebie.
Wychowujemy się w społeczeństwie, które uczy nas tłumić gniew. Dlatego powstrzymujemy go, uzasadniając to takimi twierdzeniami jak: „Nie chcę go zranić" albo „Nie chcę, żeby przeze mnie cierpiała". To, co wydaje się motywowane szlachetnym zainteresowaniem dobrem innych, często jest w istocie ukrytym strachem przed tym, że inni nie będą nas lubić. Lęk przed odrzuceniem oraz lęk
516
przed poczuciem izolacji i samotnością jest głównym powodem powstrzymywania gniewu i braku całkowitej szczerości między ludźmi. A jednak ryzyko bycia autentycznym często jest nagrodzone wzrostem zaufania w stosunkach z osobą, która docenia taką szczerość.
Wyrażenie czystego gniewu może przybierać różne formy. Najbardziej intensywnym sposobem jest „wybuch gniewu" bez obwiniania, na przykład gdy krzykniemy „Ja też chcę decydować, jaki film dziś obejrzymy!". Taki gniew może być odpowiedni zwłaszcza wtedy, gdy przez długi czas żywiliśmy pretensje i czuliśmy, że nasze potrzeby nie były brane pod uwagę.
Kiedy panujemy nad naszym gniewem umiejętnie i uwalniamy napięcie, jakie mogło się nagromadzić, jesteśmy wreszcie w stanie bronić swojego stanowiska bez irytacji. Kiedy jest już dla nas oczywiste, że mamy prawo powiedzieć „nie" czy wyrazić swoje potrzeby, możemy być asertywni w sposób odpowiedni do sytuacji. Uczymy się po prostu stwierdzać, jak się czujemy, co nam przeszkadza i czego chcemy, nie odczuwając przy tym gniewu pozostałego z poprzednich sytuacji.
Doświadczanie gniewu i nauczenie się jego czystej ekspresji może prowadzić do innych ważnych odkryć dotyczących nas samych. Na przykład pod warstwą oczywistych pretensji możemy zauważyć poczucie bólu czy strachu. Możemy zdać sobie sprawę, że tuż pod powierzchnią naszego gniewu wywołanego nie pozmywanymi naczyniami kryje się głębszy niepokój o to, czy naprawdę jesteśmy kochani. W tym przypadku gniew, którym chcemy zareagować, jest niebezpiecznym zwieńczeniem masy zranionych uczuć, których jesteśmy prawie nieświadomi. Jednak jeśli to właśnie gniew jest w danym momencie najwyraźniejszym uczuciem, to właśnie od niego musimy zacząć, aby zgłębić inne poziomy doświadczenia. Jeśli będziemy go całkowicie unikać (na przykład wierząc, że powinniśmy przebaczyć i zapomnieć), to możemy pozbawić się ważnej okazji podążania śladem mądrości naszych uczuć. W konsekwencji tracimy szansę nauczenia się czegoś o sobie i zbliżenia się do innej osoby.
Wyrażenie gniewu czysto i w sposób niedefensywny może nas odsłonić przed osobą, wobec której odczuwamy gniew. W celu zwiększenia poczucia bezpieczeństwa w naszym związku w procesie uczenia się nowych wzorów zachowania możemy przyjąć podstawową regułę, że każdy ma prawo do wyrażenia czystego gniewu. Zakłada to chęć poczynienia jaśniejszych rozróżnień między gniewem czystym a destrukcyjnym. Zauważenie tych różnic nie zawsze jest łatwe. Jednostki, którym zależy na własnym rozwoju i na dobrostanie drugiej osoby, są przeważnie w stanie dociec, w jaki sposób wyrażać gniew tak, by przyczyniać się do rozwiązania konfliktów.
Innym czynnikiem, który może sprzyjać owocnej komunikacji, jest sposób odniesienia się do gniewu drugiej osoby. Czy możemy po prostu przyjąć wyrażony gniew? Czy możemy odebrać uczucia bez kontratakowania czy zajmowania pozycji obronnej? Mamy oczywiście prawo odpowiedzieć, ale czy potrafimy zawczasu zrozumieć cudze uczucia i punkt widzenia? Odpowiedź na gniew jest czymś innym niż reakcja na gniew. Reakcje są z reguły automatyczne i wynikają
517
z naszych przyzwyczajeń, często wyzwalane są przez ukryte obawy, na przykład strach, że nie jest się kochanym. Odpowiedź ma miejsce wtedy, gdy odebraliśmy komunikat, pozwoliliśmy, by w jakiś sposób nas poruszył i daliśmy czas rozwinąć się świeżym uczuciom i znaczeniom. Czy możemy wysłuchać drugiej osoby nie zakładając, że chce ona przekazać coś negatywnego na temat naszej osoby albo że już nas nie kocha, ponieważ jest na nas zła? Prosty akt wysłuchania pretensji innych może stanowić ważny krok na drodze do rozwiązania problemu. Ludzie czują się lepiej, gdy wiedzą, że ich gniew jest wysłuchany, a nie ignorowany, odebrany, a nie od razu oceniony jako coś złego czy niewłaściwego. Proces odbierania gniewu innych i otwarcia się na znaczenia, jakie ze sobą niesie, może być czymś istotnym w kontakcie interpersonalnym.
Związek oparty na wzajemnym zaufaniu i miłości, dzięki zdolności radzenia sobie z rozlicznymi emocjami może stać się silniejszy. Jeśli jednak zaufanie jest kruche, to fala gniewu może mu zagrażać. W miarę wzrostu zaufania, gniew przestaje zagrażać związkowi, może natomiast przekazywać wołanie o uwagę. Jeśli naprawdę zależy nam na drugiej osobie, zależy nam także na tym, by wysłuchać jej gniewu i zrozumieć, czym został wywołany. Być może na przykład odkryjemy stopniowo, że czuje się ona niezrozumiana, niedoceniona czy niekochana.
Uczenie się akceptacji własnego gniewu i szanowanie mądrości, jaką zawiera, jest ważnym sposobem rozwijania prawdziwej bliskości. Dzielenie się czystym gniewem, związane z odkryciem się przed drugą osobą, sprzyja komunikacji, która może pomóc dwóm jednostkom lepiej się zrozumieć. Uwolnienie tłumionej energii i dotarcie do głębszych warstw naszej uczuciowości pozwoli związkowi rozwinąć się w nieoczekiwany sposób.
Pytania przeglądowe
1. Czy stwierdzenie: „Autorzy uważają, że gniew jest dla związku czymś dobrym", jest prawdziwe czy fałszywe? Uzasadnij.
2. Co to jest zachowanie „biernoagresywne"?
3. Jaka jest główna różnica między „czystą" a „destrukcyjną" ekspresją gniewu?
4. Wyjaśnij, co mają na myśli autorzy, pisząc, że „inni nie są przyczyną naszych uczuć".
5. Co mówią autorzy o władzy i o wyrażaniu gniewu?
6. Powiedz własnymi słowami, co autorzy piszą w trzecim paragrafie od końca na temat sposobów odbierania gniewu.
Kwestie do omówienia
1. Czy kiedykolwiek doświadczyłeś/łaś fizycznych objawów - bólu głowy, krzyża itd. - które, jak się później okazało, były wywołane przez gniew? Co ci to doświadczenie uświadomiło?
2. Czym innym jest namawianie ludzi do tego, by nie „oceniali" gniewu, lecz jedynie zauważali, kiedy się pojawia, a czym innym stosowanie się do tej rady, zwłaszcza gdy gniew jest naprawdę intensywny. Zaproponuj dwie lub trzy praktyczne porady dla kogoś, kto chce powstrzymać się od oceniania własnego gniewu. ; - , , ?•..,-•
518
3. Spróbuj zilustrować różnice między gniewem „czystym" i „destrukcyjnym". Umieść w jednej kolumnie tabeli pięć lub sześć „destrukcyjnych" sposobów ekspresji gniewu, takich jak rzucanie talerzami czy plucie komuś w twarz. Zapisz skrajnie różniące się zachowania. W drugiej kolumnie tabeli umieść „czyste" sposoby ekspresji, którymi można zastąpić sposoby „destrukcyjne". Jakie cechy „czystych" ekspresji wyłaniają się z twojej listy?
4. Autorzy twierdzą, że nasze społeczeństwo uczy nas, żeby nie wyrażać gniewu. Czy możesz to potwierdzić na podstawie własnych doświadczeń? Jak ta norma wpłynęła na ciebie?
5. Co autorzy piszą na temat tego, co inni nazywają różnicą między „asertywnością" a „a-gresywnością"?
6. Myślę, że gniew można określić jako czysty albo destrukcyjny nie z powodu zachowania jednej osoby, ale z powodu tego, co dzieje się między ludźmi. Gniew, tak jak inne aspekty komunikacji, jest bowiem zjawiskiem dotyczącym relacji między ludźmi. Dlatego sądzę, że w powyższym artykule nie dość uwagi poświęcono temu, jak gniew jest odbierany. A jakie jest twoje zdanie?
Kultura zachodnia może wiele nauczyć się od innych kultur o emocjach takich jak gniew czy chęć odwetu. Jedną z takich lekcji opisali Hugh i Gale Pratherowie w krótkim fragmencie swej książki Parables from Other Planets: Folktales of the Universe.
Główny morał, jaki płynie z tej lekcji, jest taki: „Akceptowanie nienawiści - czyli wpuszczanie jej do swego serca i patrzenie na napastnika takimi samymi oczami, jakimi on na nas patrzy - jest sprawianiem bólu samemu sobie i jątrzeniem starej rany świata".
Może się wydawać, że takie stwierdzenia nie dotyczą wszystkich konfliktów, na przykład tych, których nie cechuje wysokie napięcie emocjonalne. Przesłanie Pratherów może też wydawać się beznadziejnie idealistycznym i niepraktycznym sposobem radzenia sobie z codziennymi problemami. Jeśli jednak gniew stanowi tak duży problem, jak to dostrzegamy patrząc na nasze miasta, szkoły, rodziny i firmy, to być może ich rada jest zbyt ważna, aby ją pochopnie odrzucić. Zastanówmy się nad tym.
Hugh i Gayle Prather
Tańcząca Strzała ~\
Z książki Hugha Prathera Parables from Other Planets. Copyright 1991 Hugh Prather i Gale Prather. Przedruk za zgodą Bantam Books, oddział Bantarn Doubleday Dell Publishing Group, Inc.
Fragment ten jest jedyną pozostałością ostatniego wywiadu z Saguano, z powodu niezrównanej filozofii i pogodnego temperamentu przez wielu z planety łom nazywanego Tańczącą Strzałą. Zadziwiające jest to, że Saguano udzielil owego
519
wywiadu małemu czasopismu „Niedowiarek", które niejednokrotnie poważnie atakowało Saguano i jego zwolenników.
„NIEDOWIAREK": Fakty z Pańskiego życia są powszechnie znane: wiemy, że był Pan zwykłym wieśniakiem, ożenił się Pan z kobietą ze swojej wsi, która urodziła Panu siedem córek i że nie szukał Pan niczego więcej niż ciepłych wiatrów i deszczów potrzebnych do dobrych zbiorów. Wiemy też, że w czasie wielkiej wojny, tuż przed Pańskim powrotem do domu, wrogowie torturowali, a następnie zamordowali całą Pana rodzinę, nawet najmłodszą córeczkę, która miała wtedy nie więcej niż siedem lat. Oto moje pytanie: Jeśli naprawdę Pan je kochał, jak Pan mógł wrócić do tak koszmarnej rzeczywistości, a następnie spędzić resztę życia, nauczając o tym, jak ważne jest zrozumienie, a nawet o poczuciu humoru?
SAGUANO: Czy zbrodnia byłaby mniejsza, a moja miłość do rodziny wydawałaby się większa, gdyby to morderstwo było mniej brutalne, gdyby oszczędzono moje młodsze dziewczynki lub gdyby przed śmiercią ich nie męczono? Czy dziwi Pana, że nie chcę powiększać tego samego gniewu, który je zabił?
N: Tego dnia, kiedy wrócił Pan do domu, znalazł Pan całą swoją rodzinę martwą, po długich godzinach agonii. Czy Pan wtedy pomyślał, że Bóg wywyższył je, powołując je do siebie? Czy że do jego świętego planu należało oszczędzenie Pana?
SAGUANO: Nie, tego dnia wierzyłem, że Bóg zesłał na mnie klątwę.
N: A jednak nadal Pan się uśmiecha. Czyż nie uczył Pan mieszkańców swej planety, by zaniechali zemsty po to, by nadal mógł Pan zaprzeczać temu, co Panu wyrządzono? Wydaje się, że nie zauważa Pan, iż Pańska nauka naraża wiele osób na niebezpieczeństwo.
SAGUANO: Mój synu, ja po prostu starałem się dać innym to, co uchroniło mnie przed porażającym bólem. Nigdy nie namawiałem nikogo, by szedł w moje ślady.
N: Jednak wszystkie przykłady uczą i każdy jest w pewnym sensie nauczycielem. Skutek pańskiego powszechnie znanego przykładu jest taki, że większość ludzi zaniechała obrony. Wyeliminował pan wojnę, ale nie agresję.
SAGUANO: Tak. I może to rzeczywiście nie jest do końca dobre. Złu trzeba się przeciwstawiać, ale bardzo trudno jest zdecydować, jak czynić to w poszczególnych sytuacjach. Uprzejmy nie musi znaczyć słaby. Nigdy nie propagowałem męczennictwa. Wiem tylko, że akceptowanie nienawiści - to znaczy wpuszczanie jej do serca i patrzenie na napastnika takimi samymi oczami, jakimi on na nas patrzy - jest sprawianiem bólu samemu sobie i jątrzeniem starej rany świata. Mógłbym spędzić
'- moje życie na tropieniu zbrodniarzy i zabijaniu ich. Rzeczywiście, kiedy chowałem moją ukochaną żonę i moje dzieci i sypałem zimną ziemię na ich oblicza, ogarniała mnie taka właśnie myśl.
N: Każdy byłby nią ogarnięty. W takiej sytuacji właściwe jest pogrążenie się w nienawiści.
SAGUANO: Na pewno takie odczucie nie jest czymś złym - ale jak nienawiść mogłaby przyczynić się do poprawienia sytuacji? Czy ugasiłaby mój smutek? Czy uhonorowałaby moich ukochanych? A czy gdybym poszedł za jej głosem, to dałaby mi jaśniejszą przyszłość?
N: Zemsta jest czymś naturalnym. Jest formą kontroli. Jest nieodłączną dla naszej natury emocją, która budzi energię do obrony. Lepiej przysłużyłby się Pan sprawiedliwości i swojej rodzinie dopilnowując, aby owi złoczyńcy nigdy już nie uczynili podobnej krzywdy nikomu innemu. A tak śmierć Pańskiej rodziny była śmiercią bezsensowną.
,; Zło musi być karane i każdy, kogo dotknie, musi z nim walczyć.
520
SAGUANO: Atak wznieca jedynie ogień kontrataku. Jeśli złoczyńcę zabito w gniewie, inny zajmuje jego miejsce. Dobrze jest sprawiedliwie osądzać złoczyńców i są na świecie ludzie specjalnie wykształceni, by to robić. Jednak ściganie wrogów nie jest moim życiowym zadaniem. Nie chciałem powiększać mojego bólu. Nie chciałem, by matka lub ojciec tego, który zaatakował moją rodzinę, poczuli takie samo cierpienie jak moje. A gdybym szukał zemsty, gdzież by się ona kończyła?
N: Na tych, którzy dopuścili się zbrodni, oczywiście.
SAGUANO: A co z tymi, którzy namówili ich do aktów bezprawia? A tymi, którzy z kolei namówili tamtych? Wszyscy jesteśmy w to zaangażowani i nie możemy się tego wypierać. Kiedy zacząłem dochodzić do siebie po śmierci wszystkich, których kiedykolwiek kochałem, miałem przed sobą wybór: mogłem pozostać na zawsze zdruzgotany, stać się żywym dowodem winy zabójców, albo mogłem podnieść się i otrząsnąć się z gniewu. Proszę nie zapominać, że osiągnięcie tego zabrało mi wiele lat i na pewno nikogo nie można winić, jeśli zabierze mu to jeszcze więcej czasu. Przyznam się tu do jednej rzeczy: jest mi równie trudno odpowiedzieć na setki małych prowokacji pojawiających się każdego dnia — to znaczy odpowiedzieć czymś z głębi mnie, co nie jest zwykłą irytacją.
N: Zostawmy Pańską tragedię - z którą Pan już sobie poradził na własny, specyficzny sposób - i porozmawiajmy o tragediach innych ludzi. Powiedział Pan kiedyś, że „śmiech jest najpiękniejszym dźwiękiem na naszej planecie", że „humor jest wizją", że „śmiejące się serce może osiągnąć wszystko". Jednak Pański ból powstał w związku z o wiele większym bólem Pańskiej rodziny. Pan nie doświadczył tego, co stało się ich udziałem. A co z milionami innych, którzy doświadczają cierpienia bezpośrednio? Czy oni także mają się śmiać?
SAGUANO: Ktoś, kto się śmieje, nigdy nie śmieje się z nieszczęścia. Coś takiego byłoby bezdusznością. Raczej śmieje się dlatego, że czuje jedność z tym, co widzi poza nieszczęściem. Taki śmiech nigdy nie cichnie. Nikt nie powinien wyśmiewać ani nawet pomniejszać czyjegoś bólu. Nie powinien nawet kwestionować czyjegoś strachu. Śmiech jest jedynie szczęśliwym i często cichym rozpoznaniem, co może pomóc i jak to się kiedyś skończy. Jest włożeniem ręki w strumień bólu, ale bez utraty stałego gruntu pod nogami.
N: Powaga i realizm sprzyjały liczniejszym zdobyczom społecznym niż śmiech. Podnosi on jedynie chwilowo na duchu, ale nie można mu przypisać ani jednej historycznej zmiany.
SAGUANO: Oczywiście, ma Pan raję. Ale jedyny powód, dla którego tak jest, to ten, że nikt nigdy nie próbował. I proszę spojrzeć - po tych wszystkich pozbawionych humoru zmianach, które zaszły - czy świat rzeczywiście stał się inny niż dawniej?
Pytania przeglądowe i kwestie do omówienia
1. Podsumuj własnymi słowami argumenty obu stron. Poniżej przedstawiłem moją propozycję rozpoczęcia takiego podsumowania. Przeczytaj swoje podsumowanie i przedyskutuj z kimś z klasy swój własny głos w tej debacie.
„Niedowiarek"
Pańska odmowa zemsty jest nieodpowiedzialna i nierealistyczna.
Pański przykład nauczył innych unikania wojny, ale ludzie nadal cierpią z powodu agresji
Saguano
Chcę tylko dzielić się z innymi postawą, która ochroniła mnie przed paraliżującym bólem
Rozdział
15
Komunikowanie się między kulturami
Im więcej dowiadujemy się o różnicach między ludźmi, tym bardziej skłonni jesteśmy zgodzić się z twierdzeniem, że duża część naszej codziennej komunikacji ma właściwie charakter międzykulturowy. Na przykład badaczka procesów komunikacji i autorka bestsellerów Deborah Tannen przekonuje, że nawet kobiety i mężczyźni stanowią dwie odrębne kultury, a więc najlepiej jest badać wszelkie przejawy komunikacji między kobietą a mężczyzną przyjmując, że jest to sytuacja międzykulturowości. Świadomość etniczna wzrasta, co oznacza, że zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych poszczególne jednostki chcą być uważane za członków odrębnych kultur, takich jak Amerykanie afrykańskiego pochodzenia, Tajwańczycy, niepełnosprawni, Portorykańczycy, Laotańczycy czy homoseksualiści, by wymienić tylko kilka możliwych. Niezależnie od tego, jaka jest nasza własna kulturowa tożsamość, radzenie sobie z całą tą różnorodnością może być coraz trudniejsze.
Bili Gudykunst i Young Yun Kim uczą komunikacji werbalnej oraz prowadzą studia nad komunikacją międzykulturową. Na kolejnych stronach przedstawiają ogólne podejście do komunikacji międzykulturowej, które jest wystarczająco szerokie, by objąć kontakty zarówno między Amerykanami a Japończykami, Kanadyjczykami a Meksykanami, jak i między Amerykanami afrykańskiego pochodzenia a Amerykanami azjatyckiego pochodzenia czy między laotańskimi uchodźcami a indoeuropej-skimi biurokratami, heteroseksualistami a lesbijkami, czy nawet kontakty występujące wówczas, gdy nowo poślubiona małżonka odwiedza rodzinę męża.
Podejście to zawdzięcza ową szerokość dwóm pomysłom. Po pierwsze, idei, że „kultura jest komunikacją, a komunikacja jest kulturą", czyli że komunikacja werbalna i niewerbalna to sposoby zewnętrznej manifestacji kultury. Abstrakcyjne pojęcia kultury stają się konkretne w zachowaniach komunikacyjnych. Po drugie, pojęciu obcego, które może być używane w odniesieniu do „przybyszów z innych planet, intruzów, obcokrajowców, nowo przybyłych, imigrantów oraz każdej osoby, która nie jest nam znana". Kiedy spotykamy kogoś, kogo możemy określić mianem obcego, doświadczamy pewnych przewidywalnych trudności i mamy skłonność do reagowania w pewien przewidywalny sposób. Gudykunst i Kim przedstawiają owe tendencje i sugerują, w jaki sposób możemy je sobie uświadomić, a także -jeśli to konieczne -jak możemy je zmienić.
Po pierwsze, należy wyróżnić trzy poziomy danych używanych przez ludzi do budowania przewidywań na temat innych: poziom kulturowy, socjologiczny i psychologiczny. Jeśli chodzi o dane kulturowe, to istnieje niebezpieczeństwo, że możemy być nieświadomi złożoności doświadczeń kulturowych innych osób i/lub możemy interpretować ich zachowanie w sposób etnocentryczny, to znaczy tak, jakby tylko nasza kultura miała przepis na „właściwe zachowania". Kiedy z kolei nasze przewidywania opieramy na informacjach socjologicznych, czyli dotyczących przynależności grupowej, pojawia się niebezpieczeństwo przeoczenia wielości grup, do jakich obcy może należeć, a tym samym błędnego interpretowania norm i wartości, które nim kierują. Wreszcie, rozpatrując informacje psychologiczne, musimy wziąć pod uwagę różnice indywidualne. Wszystkie trzy poziomy danych zawierają jakiś rodzaj informacji kulturowych, Gudykunst i Kim określają je więc jako „kulturowe", „socjokulturowe" oraz „psychokulturowe".
Wyciągając wnioski na podstawie danych dwóch pierwszych poziomów - kulturowych i socjokulturowych - dokonujemy kategoryzacji, która może stać się stereotypizacją. Niestety, wiele procesów kategoryzacyjnych odbywa się bez świadomego udziału umysłu, przebiegają one poniżej progu świadomości. Jednym ze sposobów poprawienia skuteczności komunikacji międzykulturowej jest odejście od czegoś, co autorzy nazywają nie wymagającą udziału umysłu „nieświadomą niekompetencją", przejście przez etap „świadomej niekompetencji" oraz „świadomej kompetencji" ku „nieświadomej kompetencji".
Najlepszym sposobem rozpoczęcia tej transformacji jest nauczenie się redukowania niepewności w stosunku do obcych, z którymi się stykamy. Gudykunst i Kim omawiają trzy główne typy strategii redukcji niepewności -pasywne, aktywne i interaktywne. Ilustrują działanie każdego z tych typów na przykładzie Hiroko - Japonki, której właśnie zostaliśmy przedstawieni. *
Kolejną omawianą barierą komunikacji międzykulturowej jest lęk. Gudykunst i Kim wyjaśniają jego genezę i sugerują metody radzenia sobie z nim. Następnie analizują niektóre procesy atrybucyjne przebiegające podczas kontaktów między kulturowych, czyli wyjaśniają, w jaki sposób osoby w nich uczestniczące dokonują atrybucji cech na podstawie zachowań, które mogą u siebie nawzajem zaobserwować. Jest to bardzo przydatna część rozważań dlatego, że pokazuje dostępne możliwości wyboru. Pokazuje na przykład, że nie musimy wyciągać pochopnego wniosku, iż coś, co odbieramy jako obrazę, jest wynikiem rzeczywistej wrogości rozmówcy.
523
Tekst ten to ogólna prezentacja problematyki różnych typów kontaktów międzykulturowych, z jakimi mamy do czynienia każdego dnia. Zawiera zarys sposobów radzenia sobie z problemami, jakie możemy napotkać. Na końcu znajdują się propozycje lektur, które stanowią rozszerzenie poruszanych zagadnień. , , , ;
William B. Gudykunst i Young Yun Kim
Komunikowanie się z obcymi:
spojrzenie na komunikację międzykulturową
Za: William B. Gudykunst, Young Yun Kim, Communicating with Strangers: Ań Approach to International Communication, wyd. 2, fragmenty rozdz. l i 2, McGraw-Hill.
Pozdrowienia. Z zadowoleniem widzę, że się różnimy. Obyśmy razem stali się czymś więcej niż prostą sumą nas obu.
: :c • , •••'• - / •: POZDROWIENIA WULKANA (STAR TREK)
W przeszłości większość ludzi rodziła się, żyła i umierała w określonym regionie geograficznym, nigdy nie stykając się z ludami o innych twarzach czy kulturach. Jednak obecnie taki sposób życia jest na świecie raczej rzadki. Nawet członkowie grup, które kiedyś żyły w izolacji - na przykład Tasadajowie na Filipinach - teraz często stykają się z przedstawicielami innych grup kulturowych. Współczesny świat został nazwany przez McLuhana (1962) „globalną wioską", z powodu gwałtownego rozwoju środków transportu i sieci komunikacyjnych (samoloty, satelity i telefony). Każda osoba żyjąca w kraju uprzemysłowionym może teraz skontaktować się z dowolną osobą z innego uprzemysłowionego kraju dosłownie w ciągu kilku minut - przez telefon - lub w ciągu kilku godzin twarzą w twarz. Żyjemy w takiej epoce historycznej, w której ważne lub interesujące wydarzenia (wojny, debaty prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, większe imprezy sportowe, śluby królewskie itp.) transmitowane są równolegle w ponad stu krajach [...].
W świecie, w którym istnieje międzynarodowa współzależność, zdolność zrozumienia ludzi z innych kultur i skutecznej z nimi komunikacji nabiera specjalnego znaczenia. Jednak potrzeba międzykulturowego zrozumienia nie zaczyna się ani nie kończy na granicach poszczególnych krajów. W każdym narodzie bowiem istnieje ogromna różnorodność grup rasowych i etnicznych, a ich członkowie codziennie kontaktują się ze sobą. W Stanach Zjednoczonych legislacja i zasady równouprawnienia, działania takie jak dowożenie dzieci z biedniejszych dzielnic do lepszych szkół i desegregacja mają zwrócić uwagę na znaczenie
524
wolnego od dyskryminacji kontaktu między członkami różnych grup rasowych i etnicznych. Analiza współczesnych tendencji demograficznych czyni potrzebę dobrych kontaktów międzygrupowych jeszcze bardziej oczywistą. W Stanach Zjednoczonych na przykład przewiduje się, że wkrótce w przeciętnym miejscu zatrudnienia dominacja białych mężczyzn ustąpi dominacji kobiet, imigrantów i innych niż biała ras (Hudson Institute, 1987). Efektywne wykonywanie pracy w wielokul-turowej instytucji wymaga od ludzi należących do różnych grup rasowych i etnicznych zrozumienia kultury i wzorców komunikacyjnych innych grup.
Powszechnie uznane jest twierdzenie, że jedną z cech odróżniających ludzi od innych stworzeń jest to, że wytworzyliśmy kulturę. Stało się to możliwe właśnie dzięki komunikacji. Dzięki niej także kultura może być przekazywana z pokolenia na pokolenie. Kultura i komunikacja są ze sobą powiązane tak ściśle, że Hali (1987) utrzymuje, iż „kultura jest komunikacją", a „komunikacja jest kulturą". Innymi słowy, komunikujemy się w taki a nie inny sposób dlatego, że zostaliśmy wychowani w określonej kulturze i przyjęliśmy jej język, zasady i normy. Jednak ponieważ uczymy się języka i owych zasad oraz norm naszej kultury bardzo wcześnie (między piątym a dziesiątym rokiem życia), to na ogół nie uświadamiamy sobie tego, w jaki sposób kultura formuje całokształt naszych zachowań, a zwłaszcza komunikację.
Podczas komunikacji z ludźmi należącymi do innych kultur następuje konfrontacja z językiem, zasadami i normami, które różnią się od naszych. Owa konfrontacja może być źródłem wiedzy o regułach i normach naszej własnej kultury, ale także źródłem frustracji albo gratyfikacji. Istnienie różnic kulturowych wskazuje na potrzebę dostosowania naszej komunikacji, nie można jednak z góry zakładać, że różnice te są barierą skutecznej komunikacji albo źródłem ułatwień (Ellingsworth, 1977). Komunikacja między ludźmi pochodzącymi z różnych kultur może być równie efektywna, jak między ludźmi pochodzącymi z tej samej kultury (Taylor, Simard, 1975). Inaczej mówiąc, komunikacja z osobą z innej kultury może być albo łatwiejsza albo trudniejsza niż komunikacja z osobą z tej samej kultury.
Jednym z głównych czynników determinujących skuteczność komunikacji z przedstawicielami innych kultur jest nasza zdolność do zrozumienia owych kultur. Jest to właściwie niemożliwe, jeśli przyjmuje się postawę zdecydowanie etnocentryczną. Zdaniem Sumnera (1940, s. 27), etnocentryzm jest „światopoglądem, według którego własna grupa jest w centrum wszystkich spraw, a wszystkie inne są porównywane i oceniane przez odniesienie do niej". Etnocentryzm prowadzi do tego, że traktujemy zasady postępowania panujące w naszej kulturze jako „właściwe", natomiast wszystkie różne od nich - jako „niewłaściwe". Tendencja do oceniania innych kultur według naszych standardów kulturowych jest naturalna, utrudnia jednak zrozumienie innych kultur i wzorów komunikacji przyjętych przez ich członków. Owo zrozumienie można uczynić łatwiejszym, jeśli przyjmuje się postawę bliższą relatywizmowi kulturowemu.
Relatywizm kulturowy głosi, że można zrozumieć zachowania innych jedynie wtedy, gdy rozpatruje się je w kontekście ich kultury. Herskovits (1973, s. 14) ujmuje to zwięźle mówiąc, że oceny muszą być dokonywane „w odniesieniu do tła
525
kulturowego, z którego powstały". Żadna z cech kulturowych nie jest „dobra" ani „zła"; jest jedynie „różna" od cech innych kultur. Nie znaczy to, że nigdy nie wolno nam dokonywać wartościujących ocen członków innych kultur. Często jest to konieczne [...]. Jednak zawieszenie owego wartościowania czy przyznanie mu statusu tymczasowego, do momentu zebrania wystarczających informacji na temat odpowiedniej kultury i próby zrozumienia jej członków, znacznie ułatwia porozumienie i skuteczną komunikację [...].
Studia nad komunikacją między kulturową
Patrz z dystansu na osobę, która nie jest ci mila; Patrz z bliska na osobę, która jest ci mila; Zbliż się do osoby, która nie jest ci mila; Oddal się od osoby, która jest ci mila.
Zbliżanie się i oddalanie, ""' '
d <>; . : , Jakże ciekawe jest życie.
'.-.-', GENSHO OGURA
Powszechnie przyjmuje się, że różnorodność kulturowego tła jednostek wpływa na ich zachowania komunikacyjne. Ów „fakt" powoduje, że wielu naukowców badających komunikację międzykulturową uważa ją za szczególną formę komunikacji, inną niż pozostałe jej formy (np. komunikacja między członkami tej samej kultury). Inni jednak nie zgadzają się z tym poglądem. Sarbaugh (1979, s. 5) stwierdza:
„Wydaje się, że wśród badaczy i praktyków komunikacji istnieje tendencja do traktowania komunikacji międzykulturowej tak, jakby był to zupełnie inny proces niż komunikacja we--' wnątrzkulturowa. Jednak jeśli wyodrębnimy zmienne zaangażowane w komunikacje, którą badamy, to okazuje się, że są one takie same dla obu rodzajów komunikacji".
Jesteśmy przekonani, że Sarbaugh ma rację - nie tylko zmienne są takie same, proces będący podstawą komunikacji także jest taki sam.
Uważamy, że żaden rodzaj badania komunikacji międzykulturowej nie może pozostawać w sprzeczności z badaniem komunikacji wewnątrzkulturowej. Przedstawiamy nasz sposób badania komunikacji, który nie tylko pozwala lepiej zrozumieć komunikację z ludźmi z innych kultur lub subkultur, lecz w równym stopniu pomaga w zrozumieniu komunikacji z członkami własnej kultury lub subkultury. Najpierw zajmiemy się kluczowym dla naszego spojrzenia na komunikację pojęciem, mianowicie pojęciem obcego jako zjawiska społecznego.
Pojęcie obcego
Do zrozumienia komunikacji między członkami odrębnych kultur jest niezbędne dostrzeżenie, że ludzie stając w obliczu różnic kulturowych (a także innych form różnic między grupowych, na przykład rasowych, etnicznych czy klasowych) mają
526
tendencję, by traktować osobę z innej grupy jako obcego. Termin „obcy" jest wieloznaczny, może bowiem odnosić się do przybyszów z innych planet, intruzów, obcokrajowców, outsiderów, nowo przybyłych, imigrantów oraz każdego, kto nie jest nam znany. Mimo tej wieloznaczności „pojęcie obcego pozostaje jednym z najważniejszych narzędzi socjologicznych używanych w analizie procesów społecznych zachodzących w świadomości i w grupach, które stają w obliczu nowych porządków społecznych" (Shack, 1979, s. 2). [...]
Obcy nie dysponują wiedzą konieczną do pełnego zrozumienia nowego środowiska oraz komunikacji znajdujących się w nim ludzi. Co więcej, członkowie grupy, w której zjawia się obcy, nic nie wiedzą o poszczególnych obcych, mimo że mogą mieć pewne informacje na temat grup czy kultur, z których oni przybywają. Skoro nie mamy informacji o poszczególnych obcych, to nasze początkowe wyobrażenie o nich nosi z konieczności charakter abstrakcyjny i kategorialny (czyli stereotypowy). Obcy klasyfikowani są na podstawie jakichkolwiek dostępnych nam informacji. Jeśli jedyna posiadana informacja mówi
0 tym, z jakiej kultury pochodzą, to będzie ona determinowała nasze początkowe wrażenie. Jeśli mamy dodatkowe informacje (np. dotyczące rasy, grupy etnicznej, płci, klasy), także je wykorzystujemy.
Obcy, według naszego wyobrażenia, to ludzie, którzy są od nas różni, są nam nie znani i którzy zetknęli się z naszą grupą po raz pierwszy. Powinno być oczywiste, że obcość jest zjawiskiem zależnym od tła - status obcego jest zawsze określany w odniesieniu do grupy gospodarza, narodu czy jakiejkolwiek innej. Obcym jest zarówno osoba ze Stanów Zjednoczonych odwiedzająca inny kraj, jak
1 przybysz z innego kraju w Stanach Zjednoczonych. Biały nauczyciel w szkole, w której przeważają czarni; rdzenny Amerykanin pracujący w organizacji, w której przeważają biali; uchodźca wietnamski w Stanach Zjednoczonych; nowo poślubiona małżonka odwiedzająca swych teściów; Amerykanin pochodzenia meksykańskiego wprowadzający się do dzielnicy zdominowanej przez białych - wszystko to przykłady obcych. Ogólnie, określamy jako obcego każdą osobę, która wchodzi w nieznane środowisko. [...]
Oczywiście nie każdy, kogo spotykamy po raz pierwszy, jest nam naprawdę nie znany. Czasem możemy już coś wiedzieć o tej osobie. Możemy powiedzieć, za Cohenem (1972), że nasze interakcje społeczne w ogóle, a nie tylko nasze interakcje z osobami, które spotykamy po raz pierwszy, są różne w zależności od stopnia obcości i/lub zaznajomienia charakteryzującego interakcję. Nasze interakcje z rodziną i przyjaciółmi charakteryzuje duża zażyłość i bliskość a kontakty ze znajomymi i współpracownikami - mniejsza zażyłość i większy stopień obcości. Kiedy spotykamy kogoś po raz pierwszy, to spotkanie takie może różnić się pod tym względem. Kiedy po raz pierwszy spotykamy bliskiego przyjaciela naszego najlepszego przyjaciela, możemy być z tą osobą już nieco zaznajomieni. Jeśli spotykamy osobę z innej subkultury naszej kultury (na przykład osobę innej rasy lub z innej grupy etnicznej), to naszą interakcję będzie charakteryzować raczej obcość niż bliskość. Kontakty z ludźmi z zupeł-
527
U
nie odrębnej kultury często charakteryzuje wysoki stopień obcości i najniższy zaznajomienia.
Terminu „obcy" używamy [...] w kontekście tych kontaktów, w których stopień obcości jest relatywnie wysoki, a stopień zaznajomienia relatywnie niski. Skupimy się na interakcjach z ludźmi z innych kultur, gdyż to właśnie dla nich charakterystyczny jest najwyższy stopień obcości i najniższy stopień zaznajomienia, ale poruszymy też problem innych interakcji o względnie wysokim stopniu obcości (na przykład interakcji między członkami różnych ras lub grup etnicznych). ; . , ' ' :'•.'•>••;
Jeśli rozważamy proces komunikacji z obcymi w kategoriach ogólnych, to niepotrzebne i sztuczne stają się rozróżnienia między komunikacją wewnątrzkul-turową, międzykulturową, komunikacją między rasami i grupami etnicznymi. Pewne zmienne mogą stać się ważniejsze w określonych sytuacjach, mniej ważne w innych (np. uprzedzenia rasowe mogą być ważniejsze w komunikacji między rasami niż podczas komunikacji wewnątrz jednej rasy), jednak każda z tych sytuacji jest uwarunkowana przez analogiczne zmienne (np. nasze uprzedzenia mogą wpływać także na komunikację wewnątrz jednej rasy, tyle że są to inne uprzedzenia - choćby seksizm). Jeśli zmienne determinujące poszczególne sytuacje oraz procesy leżące u podstaw każdego typu komunikacji są takie same, to nie ma sensu sztucznie rozdzielać owych typów. Użycie kategorii „obcy" jako pojęcia łączącego pozwala na analizę ogólnego procesu - komunikacji z obcym - który obejmuje zarówno komunikację wewnątrzkulturową i międzykulturową, jak i komunikację między rasami czy grupami etnicznymi. u
Komunikacja z obcymi - przegląd i Poziomy danych używanych w konstruowaniu przewidywań
Komunikacja z obcym opiera się na pewnych przewidywaniach dotyczących wyniku naszego zachowania komunikacyjnego. Oczywiście nie zawsze jesteśmy tego świadomi. Nasza świadomość owych przewidywań zależy od stopnia, w jakim zdajemy sobie sprawę z alternatywnych wyjść z danej sytuacji (Miller, Steinberg, 1975). Jeśli je znamy, to bardziej świadomie przewidujemy efekty naszego zachowania. Kiedy zaś rozmawiamy z obcymi, zwykle przejawiamy silniejszą tendencję do uświadamiania sobie możliwych wyników komunikacji niż wtedy, gdy rozmawiamy z kimś znajomym.
Miller i Steinberg (1975) twierdzą, że przewidując zachowania innych wykorzystujemy dane z trzech poziomów. Pierwszy poziom to dane „kulturowe". Ludzie z danej kultury z reguły zachowują się w pewien określony sposób, zgodny z postulatami, normami i wartościami danej kultury. Pozwala to nam czynić przewidywania na podstawie danych kulturowych. Miller i Sunnafrank (1982, s. 226-227) zauważają, że: •
528
„Znajomość kultury, z której pochodzi dana osoba, czyli znajomość jej jeżyka, dominujących wartości, przekonań i panującej ideologii, często pozwala na przewidzenie prawdopodobnych reakcji tej osoby na pewne przekazy [...]. Przy pierwszym spotkaniu obcego ten rodzaj informacji stanowi jedyną podstawę predykcji dotyczących komunikacji. Fakt ten wyjaśnia poczucie dyskomfortu psychicznego i braku kontroli, jakiego doświadcza większość ludzi, gdy znajdzie się w obcej kulturze: nie tylko nie mają informacji o osobach, z którymi muszą się komunikować, ale także informacji dotyczących powszechnych norm i wartości kulturowych".
Trafność przewidywań opartych na danych kulturowych zależy od dwóch głównych czynników. Po pierwsze, im więcej mamy doświadczeń na poziomie kulturowym, tym trafniej będziemy przewidywać. Kontaktując się z kimś z własnej kultury, odwołujemy się do własnych doświadczeń kulturowych. Kiedy kontaktujemy się z obcymi, trafność przewidywań zależy od naszych doświadczeń z ich kulturą. Im więcej o niej wiemy, tym trafniejsze są te przewidywania. Po drugie, błędy w przewidywaniach mogą wynikać albo z niewiedzy o doświadczeniach kulturowych obcego, albo stąd, że próbujemy przewidywać na podstawie innych doświadczeń niż te, które były jego udziałem. Popełniamy błąd na przykład wtedy, kiedy nasze predykcje są etnocentryczne, czyli budowane na podstawie własnych doświadczeń kulturowych (Miller, Steinberg, 1975).
Drugi poziom danych używanych podczas konstruowania przewidywań to dane „socjologiczne". Predykcje na tym poziomie opierają się na wiedzy o członkostwie obcego w określonych grupach lub o jego aspiracjach społecznych. „Wiedza o tym, do jakich grup należy jednostka oraz do jakich grup aspiruje, pozwala przewidzieć wiele reakcji na różne komunikaty" (Miller, Sunnafrank, 1982, s. 227). O tym, że jednostka należy do danej grupy społecznej, możemy dowiedzieć się od niej samej lub wywnioskować z pewnych jej cech. Do predykcji na poziomie socjologicznym należą na przykład te, jakie czynimy na podstawie przynależności jednostki do grup politycznych, pełnionych przez nią funkcji, jej płci i przynależności do grupy etnicznej. Miller i Sunnafrank (1982) uważają, że dane z poziomu socjologicznego są najczęściej używane w przewidywaniu zachowania członków kultury, do której sami należymy. Główny błąd, jaki można popełnić stosując dane z tego poziomu, polega na niedostrzeżeniu, że dana osoba może należeć do wielu grup jednocześnie, gdy więc komunikujemy się z innymi ludźmi, nie możemy być do końca pewni, której grupy normy i wartości najsilniej wpływają na ich zachowanie (Miller, Steinberg, 1975).
Poziom „psychologiczny" to ostatni poziom danych używanych w procesie formowania przewidywań dotyczących naszych zachowań komunikacyjnych. Na tym poziomie podstawą predykcji są pojedyncze jednostki, z którymi się komunikujemy. Interesuje nas, w jaki sposób osoby te różnią się od innych członków swojej kultury i grup, do których należą, a w czym są do nich podobne. Jeżeli przewidywania oparte są na danych psychologicznych, to „każdy uczestnik komunikacji odnosi się do drugiego, uwzględniając to, co wyróżnia go spośród innych. Biorą pod uwagę różnice indywidualne w kontekście danej sytuacji i tematu" (Dance, Larson, 1972, s. 56).
Ważne jest, by pamiętać, że nasze przewidywania rzadko oparte są tylko na
529
danych z jednego poziomu. Jeżeli mamy jakieś informacje psychologiczne o obcym, z którym się komunikujemy, to konstruując przewidywania na temat jego zachowania wykorzystujemy je i integrujemy z danymi kulturowymi i socjologicznymi. Większość owych przewidywań powstaje w wyniku kombinacji danych z wszystkich trzech poziomów, ale zwykle jeden z nich dominuje.
Dla celów niniejszej analizy zmodyfikujemy nazwy poziomów danych używanych w konstruowaniu przewidywań. Ponieważ wszystkie trzy poziomy są ściśle wzajemnie powiązane, proponujemy nazwy, które by to odzwierciedlały: poziom kulturowy, socjokulturowy i psychokulturowy. Jeszcze raz podkreślamy, że modyfikacja nazw dwóch ostatnich poziomów wynika z chęci podkreślenia ich współzależności, a nie przeciwstawiania się konceptualizacji Millera i Steinberga (1975).
* i
Kategoryzacja i partykularyzacja
Formułowanie przewidywań na podstawie danych kulturowych i/lub so-cjokulturowych można porównać do procesu generalizacji bodźca czy szukania podobieństw w procesie przewidywania zachowania kolejnych nadawców, jak twierdzą Miller i Steinberg (1975, s. 24). Wskazują oni na to, że „generalizacja bodźca jest blisko spokrewniona z abstrahowaniem: polega na obserwacji grupy obiektów i zauważaniu aspektów, które są dla nich wspólne [...]. Generalizacja bodźca z konieczności wymaga zignorowania cech różniących obiekty lub wydarzenia". Jeśli przewidywania formułowane na podstawie danych kulturowych i/lub socjokulturowych mogą być porównane do generalizacji bodźca, to przewidywania oparte na danych psychokulturowych mogą być porównane do procesu dyskryminacji bodźca, gdyż polegają na szukaniu różnic między nadawcami.
W generalizację bodźca zaangażowany jest proces kategoryzacji. Większość prac w psychologii społecznej dotyczących poznania społecznego opiera się na założeniu, że kategoryzacja stanowi podstawowy proces myślenia. Na przykład Cantor, Mischel i Schwartz (1982, s. 34) twierdzą, że kategoryzacja jest zasadniczą cechą poznania. Sugerują także, że kategoryzacja jest ważna, gdyż pozwala nam „strukturyzować i nadawać spójność naszej ogólnej wiedzy o ludziach i świecie społecznym, stając się podstawą oczekiwań dotyczących typowych wzorów zachowań oraz prawdopodobnego zakresu zróżnicowania typów ludzkich, ich charakterystycznych działań oraz cech".
Bilig (1987) nie zaprzecza, że kategoryzujemy, uważa jednak, że ponadto dokonujemy partykularyzacji. Kategoryzacja jest procesem, dzięki któremu bodźce umieszczane są w ogólnych kategoriach, partykularyzacja zaś procesem, dzięki któremu bodźce są odróżniane, oddzielane od pozostałych egzemplarzy kategorii.
Bilig zgadza się z tym, że kategoryzacja i partykularyzacja są ze sobą ściśle powiązane, „tak bardzo, że zdolność kategoryzacji wymaga istnienia zdolności partykularyzacji" (s. 133). Wskazuje na to, że: WJ „,,,.« tjjrsH,, •
„Paradoksalnie, procesy te zdają się ciążyć ku dwóm biegunom poznania: jeden z nich służy zbieraniu, grupowaniu rzeczy, drugi zaś zmierza do ich rozróżnienia. Dzięki temu umysł ludzki s wyposażony jest w dwie przeciwstawne umiejętności, pozwalające porządkować obiekty w kate-.' gorie i jednocześnie traktować je jednostkowo" (s. 134)..... • ...-••___-, - ,,-•-.., ..Ł1..f. ^
530
Billig twierdzi dalej, że „kategoryzacja nie stanowi bezpośredniej podstawy myślenia. Automatyczne stosowanie kategorii jest raczej zaprzeczeniem myślenia, jest procesem w swej naturze bezmyślnym" (s. 140).
Podsumowując należy stwierdzić, że kiedy się komunikujemy z obcymi, angażujemy zarówno zdolność kategoryzacji, jak i partykularyzacji. Jednak kategoryzacja często dominuje. Nie traktujemy wówczas obcych jako poszczególnych jednostek i komunikując się z nimi przywołujemy stereotypy (to znaczy przechowywane w naszych umysłach „obrazy" grup, z których te jednostki pochodzą) oraz postawy, jakie mamy wobec grup, do których należą [...]. Nasze stereotypy jednak są często mylne lub nie stosują się do poszczególnych jednostek i dlatego formułowane na ich podstawie przewidywania dotyczące zachowania obcych często są niedokładne. Prowadzi to do nieporozumień i nieefektywnej komunikacji. Komunikacja efektywna wymaga myślenia i zdolności partykularyzacji przekazów pochodzących od obcych. Formułowanie przewidywań wymaga uważnego przyjrzenia się specyficznym cechom i zachowaniom nieznanej jednostki. Wymaga refleksji, postępowania z namysłem. , • -, \ . .
i ' :;
Komunikacja refleksyjna i
Jak już powiedzieliśmy, ludzie przeprowadzają zarówno kategoryzację, jak i partykularyzację. Kategoryzacja jest właściwie procesem automatycznym, natomiast partykularyzacja wymaga myślenia. Co więcej, nie zawsze jesteśmy świadomi swoich procesów poznawczych. Innymi słowy, podczas naszych zachowań komunikacyjnych w różnym stopniu angażujemy procesy myślowe, świadomość i uwagę.
Są sytuacje, w których nie myślimy zbyt wiele o naszym zachowaniu. Na przykład większość naszych zachowań komunikacyjnych jest nawykowa. Gdy komunikujemy się w sposób dyktowany nawykami, zachowujemy się według skryptu czy scenariusza, czyli „spójnej sekwencji zdarzeń oczekiwanych przez jednostkę, która występuje w nich w charakterze aktora albo obserwatora". Według Langer (1978), kiedy po raz pierwszy spotykamy się z jakąś sytuacją, świadomie szukamy wskazówek, które pomogłyby pokierować naszym zachowaniem. Jednak w miarę powtarzania się danej sytuacji potrzeba świadomego rozważania zachowania maleje. „Im częściej angażujemy się w jakąś aktywność, tym bardziej jest prawdopodobne, że będziemy polegać na skryptach, by zakończyć daną aktywność, i tym mniej prawdopodobne jest, że między naszym działaniem a myślami, które w tym czasie przychodzą nam do głowy, będzie istniał jakiś związek (Langer, 1978, s. 39).
Jak wspomnieliśmy wcześniej, kiedy naszym zachowaniem rządzi przyzwyczajenie lub skrypt, poziom świadomości naszych działań czy wypowiedzi nie jest wysoki. Stosując analogię do latania samolotem można powiedzieć, że prowadzi nas „automatyczny pilot". Według Langer (1978), nie angażujemy swojego umysłu, jesteśmy „bezrefleksyjni". Ostatnie badania sugerują jednak, że w procesach komunikacji nie jesteśmy prowadzeni wyłącznie przez owego „automatycznego pilota". Poświęcamy bowiem wystarczająco wiele uwagi, by być f
531
w stanie przywołać słowa kluczowe w prowadzonej konwersacji (Kitayama, Burnstein, 1988).
Innym czynnikiem składającym się na to, że nie angażujemy w pełni umysłu jest stosowanie kategorii. Kategoryzacja często oparta jest na cechach fizycznych (np. takich jak płeć czy rasa) lub kulturowych (np. tło etniczne), często jednak kategoryzujemy innych także na podstawie ich poglądów (np. liberał czy konserwatysta) czy podejścia do życia (np. chrześcijanin czy buddysta; Trungpa, 1973). W celu partykularyzacji bodźców musimy zaangażować umysł i uświadomić sobie własne procesy myślowe. Langer (1978, s. 62) wyróżnia trzy cechy owej komunikacji refleksyjnej: „(1) tworzenie nowych kategorii; (2) otwartość na nowe informacje; (3) branie pod uwagę więcej niż jedna perspektywa". Sądzi, że „kategoryzacja jest podstawową i naturalną aktywnością człowieka. Jest sposobem poznawania świata. Każda próba eliminacji tendencyjności w myśleniu przez eliminację percepcji różnic jest skazana na niepowodzenie" (s. 154).
Langer twierdzi, że angażowanie umysłu oznacza czynienie większej, a nie mniejszej liczby rozróżnień. Ilustruje to twierdzenie przykładem klasyfikowania ludzi do kategorii „kaleki". Jeśli postrzegamy wszystkie osoby w tej kategorii jako takie same, zaczynamy traktować kategorię, w której je umieszczamy, jako ich tożsamość - „to jest kaleka". Jeśli przeprowadzimy dalsze rozróżnienie wewnątrz tej kategorii (np. stworzymy nowe kategorie), powstrzyma to nas przed identyfikowaniem osoby z kategorią. Jeśli dokonamy na przykład rozróżnienia między kaleką a osobą, która kuleje, będziemy mogli traktować tę osobę jako jednostkę.
W nowych sytuacjach, takich jak komunikacja z obcymi, stajemy się bardziej świadomi naszego zachowania. Takie sytuacje należy określić dokładniej. Berger i Douglas (1982, s. 46-47) wymieniają pięć czynników, które sprawiają, że stajemy się świadomi naszych zachowań:
„(1) w nowych sytuacjach, dla których - z definicji - nie istnieje odpowiedni skrypt, (2) kiedy ; czynniki zewnętrzne nie pozwalają na kontynuację działania według skryptu, (3) kiedy za-, chowanie określone przez skrypt staje się uciążliwe, gdyż kontynuowanie go wymaga większego wysiłku niż zazwyczaj, (4) kiedy wynik jest niezgodny z oczekiwaniami, lub (5) kiedy następuje zderzenie wielu konkurencyjnych skryptów i zawieszenie wykonywania któregoś z nich. Krótko mówiąc, jednostki będą działały według określonych sekwencji tylko wtedy, gdy owe sekwencje są dostępne, dopóki nie napotkają zdarzeń, które nie są według danego skryptu < przewidziane".
Z tego podsumowania Bergera i Douglasa można wywnioskować, że jesteśmy bardziej świadomi naszych zachowań, kiedy komunikujemy się z obcymi niż wtedy, gdy komunikujemy się z osobami, które są nam znane.
Poprawienie efektywności komunikacji z obcymi wymaga, abyśmy stali się świadomi tego, jak się komunikujemy. Howell (1982) twierdzi, że świadomość i kompetencja mogą być opisane jako czterofazowy proces: (1) nieświadoma niekompetencja, kiedy błędnie interpretujemy czyjeś zachowania, ale nie jesteśmy tego świadomi; (2) świadoma niekompetencja, kiedy wiemy, że błędnie
532
\
l interpretujemy zachowania innych, ale nie próbujemy temu zaradzić; (3) świadoma kompetencja, kiedy myślimy o naszych zachowaniach komunikacyjnych i świadomie modyfikujemy je w celu zwiększenia efektywności (wyżej określaliśmy tę fazę jako działanie refleksyjne); (4) nieświadoma kompetencja, kiedy wyćwiczyliśmy umiejętności efektywnej komunikacji do tego stopnia, że stosowanie ich stało się automatyczne.
Socjalizacja w określonej kulturze powoduje, że większość z nas błędnie interpretuje zachowania obcych i nie jest tego świadoma (to znaczy znajdujemy się w fazie pierwszej: jesteśmy nieświadomie niekompetentni). Jednym z celów tego rozdziału jest pomóc czytelnikom stać się świadomie kompetentnymi. Aby ten cel osiągnąć, prezentujemy materiał, który ma ilustrować czynniki powodujące, że błędnie interpretujemy zachowania obcych. Kiedy stajemy się świadomie niekompetentni (czyli zaczynamy rozumieć, że błędnie interpretujemy zachowania obcych), możemy świadomie (to znaczy z zaangażowaniem umysłu) starać się poprawić naszą efektywność. [...]
Niepewność w interakcjach z obcymi
Przewidywania formułowane podczas komunikacji mają za zadanie redukowanie niepewności, której doświadczamy wchodząc w interakcje z obcymi. Berger i Calabrese (1975) zauważają, że w takiej sytuacji redukcja niepewności jest najważniejszym celem. Berger (1979) zmodyfikował ten pogląd twierdząc, że próbujemy zredukować niepewność tylko wtedy, gdy istnieje szansa, że w przyszłości będziemy się kontaktować z osobą, którą właśnie poznajemy, gdy stanowi ona dla nas źródło wzmocnień lub zachowuje się w sposób odbiegający od normy. Biorąc pod uwagę to, że obcy, zwłaszcza pochodzący z innych kultur czy grup etnicznych, mogą zachowywać się w sposób odbiegający od naszych norm, możemy powiedzieć, że redukcja niepewności dotyczy bardziej sytuacji, w których komunikujemy się z obcymi niż takich, w których komunikujemy się z osobami, które znamy.
Berger i Calabrese (1975) wskazują na co najmniej dwa różne typy niepewności istniejące w sytuacjach interakcji z obcymi. Po pierwsze, niepewność dotycząca postaw, uczuć, poglądów, wartości i zachowań obcych. Na przykład musimy być w stanie przewidzieć, który z kilku alternatywnych wzorów zachowania wybierze nieznajomy. Taka sytuacja występuje, kiedy poznajemy na przyjęciu atrakcyjną osobę. Zakładając, że po przyjęciu chcielibyśmy jeszcze tę osobę spotkać, próbujemy wymyśleć taki sposób rozpoczęcia interakcji, który zachęciłby ją/jego do dalszej znajomości. Różne możliwości, które rozważamy, są właśnie predykcjami alternatywnych zachowań, które redukują naszą niepewność. Drugi typ niepewności, o którym mówią Berger i Calabrese (1975), dotyczy wyjaśnień zachowania obcych. Wyjaśniająca redukcja niepewności polega w tym przypadku na próbie odgadnięcia, dlaczego obcy zachował się w ten a nie inny sposób. Próbujemy zredukować liczbę możliwych wyjaśnień jego zachowania. Jest to konieczne, jeśli chcemy zrozumieć to zachowanie i w ten sposób zwiększyć zdolność przewidzenia zachowania obcego w przyszłości.
533
-L Wydaje się, że w naszych interakcjach z obcymi jest więcej niepewności niż w kontaktach z ludźmi, których znamy (Gudykunst, 1991). Nie znaczy to jednak, że w kontaktach z obcymi będziemy zawsze mieli silne motywy, by tę niepewność redukować. Obcy mogą zachowywać się w sposób odbiegający od normy (to znaczy od naszych norm czy reguł komunikacyjnych), rzadko jednak postrzegani są jako źródło wzmocnień i często nie przewidujemy ponownego ich spotkania w przyszłości. Kiedy nie próbujemy aktywnie zredukować niepewności dotyczącej zachowania obcych, redukcja niepewności i formułowanie przewidywań polega na kategoryzacji owych osób. Jak już wcześniej mówiliśmy, prowadzi to często do nieporozumień.
Jeśli jednak zdecydujemy się na redukowanie niepewności dotyczącej obcych, to możemy zrobić to na kilka różnych sposobów. Berger (1979) wyróżnia trzy ogólne zbiory strategii: pasywne, aktywne i interaktywne. Kiedy używamy strategii pasywnych, przybieramy postawę obserwatora „z boku" (to znaczy nie włączamy się w sytuację, którą obserwujemy). Aby zilustrować ten proces, załóżmy, że chcemy dowiedzieć się czegoś na temat Hiroko, Japonki, która została nam właśnie przedstawiona.
Oczywiście, rodzaj sytuacji, w której obserwujemy Hiroko, wpływa na to, ile informacji o niej zdobędziemy. Nie będzie ich wiele, jeśli będziemy ją obserwować, kiedy nie musi kontaktować się z innymi. Z kolei sytuacje, w których angażuje się w interakcje z kilkoma osobami na raz, pozwalają nam na porównanie sposobów, w jakie odnosi się do różnych ludzi.
Jeśli któraś z osób, z którymi kontaktuje się Hiroko, jest nam znana, możemy porównać jej zachowanie w stosunku do osób, które znamy, z zachowaniem wobec nas. Powinniśmy też zauważyć, że gdy w danej sytuacji obecni są inni Japończycy, możemy porównać zachowanie Hiroko z ich zachowaniem, aby zobaczyć, pod jakimi względami jest ona podobna, a pod jakimi różni się od członków swojej kultury.
Jest jeszcze inny aspekt sytuacji, który wpływa na zasób posiadanych przez nas informacji na temat zachowania Hiroko. Jeśli sytuacja jest formalna, to jej zachowanie będzie prawdopodobnie funkcją roli, jaką pełni w danej sytuacji, nie dowiemy się więc zbyt wiele o Hiroko jako osobie prywatnej. Bogatszych informacji dostarczą nam sytuacje, w których zachowanie nie jest wyznaczone przez role społeczne czy przepisy.
Wszystkie powyższe sytuacje wymagają od nas przyjęcia roli obserwatora. Natomiast aktywne strategie redukowania niepewności wymagają działania. Możemy na przykład zadawać pytania osobom, które znają Hiroko. Jednak kiedy pytamy kogoś o jakąś osobę, musimy pamiętać o tym, że otrzymane informacje mogą nie być dokładne. Osoby trzecie mogą celowo podawać złe informacje lub mogą nie znać dobrze Hiroko.
Możemy też zbierać informacje na temat grup, do których należy Hiroko, pytając inne osoby, które miały kontakt z owymi grupami albo nawet studiując na ten temat informacje w bibliotekach. W przypadku Hiroko możemy zebrać informacje na temat Japonii, zadając pytania komuś, o kim wiemy, że mieszkał
534
w tym kraju, albo czytając książkę o kulturze japońskiej. W ten sposób zdobędziemy informacje o kulturze, w której wyrosła Hiroko i pozwoli to nam na formułowanie przewidywań dotyczących jej zachowania na poziomie kulturowym. Używając aktywnych strategii nie wchodzimy w interakcje z osobami,
0 których zbieramy informacje. Techniki wymagające bezpośredniego kontaktu, takie jak zadawanie pytań oraz ujawnianie siebie, należą do kategorii strategii interaktywnych.
Zadawanie pytań osobie, o której zbieramy informacje, jest jedną z bardziej oczywistych strategii. Jednak nawet wchodząc w interakcję z kimś, kto jest do nas podobny, musimy pamiętać, że strategia ta ma pewne ograniczenia. Po pierwsze, możemy zadać tylko pewną liczbę pytań; sami zauważamy, kiedy zadajemy ich zbyt wiele. Po drugie, nasze pytania muszą być odpowiednie do natury interakcji
1 związku łączącego nas z drugą osobą.
W procesie komunikacji z osobą obcą występują podobne ograniczenia, a także istnieją inne. Liczba i typ pytań, które obcemu wydają się dopuszczalne, mogą być różne od tego, co my uważamy za akceptowalne. Obcy mogą także nie być w stanie odpowiedzieć na nasze pytania, zwłaszcza gdy dotyczą one tego, dlaczego zachowują się w ten a nie inny sposób (najczęściej uzyskamy prawdopodobnie odpowiedź „dlatego!", czyli: po prostu tak się zachowujemy).
Innym sposobem zdobywania informacji o obcej osobie w drodze interakcji z nią jest ujawnienie siebie, czyli powierzenie jej informacji o nas samych. Otwarcie się jest skuteczne jako strategia zbierania informacji dlatego, że istnieje norma wzajemności (Gouldner, 1960). Krótko mówiąc, norma wzajemności głosi: jeśli ja robię coś dla ciebie, ty zrobisz coś dla mnie. Wydaje się, że owa norma jest powszednikiem kulturowym — czyli, że istnieje we wszystkich kulturach.
W konwersacjach między ludźmi, którzy nie są ze sobą blisko (np. którzy spotykają się po raz pierwszy czy są tylko znajomymi), istnieje tendencja do dokładnej wzajemności, czyli udzielania informacji analogicznej do tej, jaką przed chwilą usłyszeliśmy od drugiej osoby. Na przykład jeśli Hiroko ujawni swą opinię na jakiś temat, prawdopodobnie zrewanżujemy się jej, wyznając własną opinię na ten sam temat. Jednak aspekt ten wygląda inaczej, gdy komunikujemy się z osobami z własnej grupy. Tematy, na które wypada dyskutować, są różne w różnych kulturach i różnych grupach etnicznych. Jeśli ujawnimy swoje zdanie na jakiś temat w rozmowie z obcą osobą, a ona nie odpowie tym samym, prawdopodobnie poruszyliśmy temat uznany w jej grupie za nieodpowiedni. Moment, w którym wypada ujawnić część swojego Ja, a także tempo tego procesu również różnią się w poszczególnych kulturach i grupach etnicznych. Jeśli więc nie otrzymujemy informacji na zasadzie reguły wzajemności, to jest możliwe, że otwieramy się w złym momencie albo w złym tempie. , • ;• ,. ;, - r..n\<tA ,<<,:<;,n<
. ,-:, ',.)
Lęk w interakcjach z obcymi
Kiedy komunikujemy się z obcymi nie tylko poziom naszej niepewności jest wysoki. Dotyczy to także poziomu lęku. Lęk taki najczęściej wynika z naszych negatywnych oczekiwań. Badania wskazują, że rzeczywista lub przewidywana
535
interakcja z członkiem innej grupy etnicznej prowadzi do podwyższenia poziomu lęku [...]. Negatywne konsekwencje, których obawiamy się w interakcji z obcymi, należą do czterech kategorii (zob. Stephan, Stephan, 1985).
Po pierwsze, boimy się, że ucierpi nasz obraz siebie samego. Wchodząc w interakcje z obcymi, martwimy się „że będziemy się czuli niekompetentni, niepewni i pozbawieni kontroli [...] przewidujemy, że będziemy czuć się nieswojo, że będziemy sfrustrowani i zirytowani z powodu niejasności zasad interakcji między różnymi grupami" (s. 159). Możemy też obawiać się, że ucierpi nasza samoocena, że zostanie zagrożona nasza tożsamość społeczna i że będziemy czuli się winni, jeśli w jakiś sposób obrazimy obcą osobę.
Po drugie, możemy obawiać się negatywnych konsekwencji behawioralnych wynikających z naszej komunikacji z obcymi. Możemy bać się, że obcy będzie chciał nas w jakiś sposób wykorzystać czy zdominować. Możemy też obawiać się, że w obecności obcych nie wykażemy się efektywnością albo że dojdzie do konfliktu fizycznego bądź słownego. ,-
Po trzecie, obawiamy się, że obcy oceni nas negatywnie. Boimy się odrzucenia, ośmieszenia, braku akceptacji oraz tego, że zostaniemy ocenieni według stereotypów społecznych. Owe negatywne oceny mogą być z kolei postrzegane jako zagrożenie dla naszej tożsamości społecznej. Ostatnie badania sugerują, że postrzegamy komunikację z ludźmi, których znamy, jako łatwiejszą i będącą źródłem mniejszych urazów niż komunikacja z obcymi (Hoyle, Pinkley, Ińsko, 1989). <
Możemy wreszcie obawiać się negatywnych ocen ferowanych przez członków naszej własnej grupy. Mogą oni bowiem nie pochwalać naszych interakcji z obcymi. Możemy więc bać się, że „członkowie naszej grupy odrzucą nas", „zastosują wobec nas inne sankcje" albo zidentyfikują nas „z inną, obcą grupą" (Stephan, Stephan, 1985, s. 160).
Badacze (Stephan, Stephan, 1985) zauważają, że lęk, którego doświadczamy, komunikując się z obcymi, często „nie jest pozbawiony rzeczywistych powodów. Ludzie rzeczywiście czasem robią bardzo żenujące błędy, są wykorzystywani oraz odrzucani przez własną czy inną grupę" (s. 160). To wszystko są konsekwencje komunikacji z obcymi. Jedną z reakcji emocjonalnych pojawiających się wówczas, gdy nasze oczekiwania co do obcych się nie sprawdzają, jest frustracja. „Frustracja jest uczuciem intensywnego dyskomfortu wynikającego z zablokowania drogi do celu [...]. Frustracja często prowadzi do zachowań agresywnych, czyli prób odreagowania negatywnych uczuć" (Brislin i in. 1986, s. 250).
To, jak silny będzie lęk doświadczany w kontaktach z obcymi, zależy od kilku czynników. Na przykład myślenie o zachowaniach, których będzie wymagała komunikacja z obcymi, może zmniejszyć lęk związany z interakcją (Janis, Mann, 1977). Co więcej, jeśli skoncentrujemy się na tym, by dowiedzieć się jak najwięcej, by sformułować dokładny obraz obcych, a także naszych własnych zniekształceń percepcji i myślenia, nasz lęk i negatywne oczekiwania mogą zostać zredukowane (Leary, Kowalski, Bergen, 1988). Stwierdzono także (Stephan, Stephan, 1985), że w im więcej międzygrupowych kontaktów
536
angażujemy się, im mniej etnocentryczni się stajemy i im bardziej pozytywne są nasze stereotypy, tym mniejszy staje się lęk przed kontaktami z członkami innych grup.
Procesy atrybucji
Problemem blisko związanym z niepewnością i redukcją lęku jest kwestia wykorzystania informacji o obcych do wnioskowania na temat ich zachowania. Do objaśnienia tego procesu wykorzystywana jest teoria atrybucji.
Jones i Nisbett (1972) twierdzą, że ludzie wykonujący dane zachowanie często interpretują je w inny sposób niż ludzie, którzy się mu przyglądają. W szczególności sugerują, że ludzie zwykle przypisują swoje własne zachowanie czynnikom zewnętrznym, sytuacyjnym, podczas gdy obserwatorzy przypisują zachowania właściwościom obserwowanej osoby. Nisbett, Caputo, Legant i Mare-cek (1973) proponują dwa prawdopodobne wyjaśnienia owej rozbieżności. Pierwsze jest związane z percepcją. Uwaga osób zaangażowanych w jakieś zachowanie skierowana jest na czynniki sytuacyjne, z którymi zachowanie to musi być skoordynowane. Ludziom zachowującym się w pewien sposób wydaje się więc, że ich zachowanie jest odpowiedzią na owe czynniki sytuacyjne. Jednak dla obserwatorów czynniki sytuacyjne niczym się nie wyróżniają i to raczej zachowanie jest elementem najwyraźniej widocznym. Dlatego jest bardziej prawdopodobne, że przyczyny danego zachowania upatrywać będą we właściwościach czy cechach osoby, która to zachowanie przejawia. Taki pogląd sugeruje, że kiedy komunikujemy się z obcymi, nasze wyjaśnienia ich przeszłych zachowań prawdopodobnie będą skoncentrowane na charakterystyce osoby (np. jej tła kulturowego lub przynależności grupowej). Drugie wyjaśnienie rozbieżności w postrzeganiu przyczyn zachowania sugerowane przez Nisbetta i jego współpracowników wynika z różnicy w naturze i zakresie informacji posiadanych przez aktorów i obserwatorów. Ogólnie mówiąc, ludzie, którzy realizują dane zachowanie, wiedzą więcej o swych własnych przeszłych zachowaniach i obecnych doświadczeniach niż obserwatorzy. Owa różnica w posiadanej informacji może powodować, że osoby zaangażowane w dane zachowanie nie interpretują go w terminach osobistych charakterystyk, podczas gdy obserwatorzy prawdopodobnie będą dokonywali takich interpretacji:
„Jeśli aktor danego zdarzenia obrazi inną osobę, obserwator może wywnioskować, że powodem takiego zachowania jest to, iż jest on wrogo nastawiony. Jednak aktor może wiedzieć, że rzadko zdarza mu się obrażać innych i może uważać, że jego obraza była odpowiedzią na ostatnią z serii prowokacji wykonanych przez osobę, która w końcu została zaatakowana. Różnica w informacjach dostępnych aktorowi i obserwatorowi jest, oczywiście, mniejsza, gdy aktor i obserwator znają się dobrze, ale do pewnego stopnia zawsze istnieje" (Nisbett i in. 1973, s. 155)
Kiedy osoby, z którymi się komunikujemy, są nam obce, wzrasta prawdopodobieństwo, że przypiszemy przyczynę ich zachowania jakiejś konkretnej cesze - na przykład ich kulturze lub przynależności grupowej. Innymi słowy, raczej nie będziemy przypisywać przyczyn zachowania innych kulturze, jeśli
537
pochodzą oni z tej samej kultury co my, ale ponieważ obcy często mają inne niż nasze tło kulturowe lub należą do innej grupy etnicznej, ich pochodzenie będzie stanowiło prawdopodobne wyjaśnienie ich zachowania. [...]
Podsumowanie
Komunikacja z ludźmi z naszego kręgu kulturowego, z ludźmi innych ras czy grup etnicznych i z ludźmi z innych kultur opiera się na tych samych procesach. Komunikacja w owych sytuacjach może różnić się głębokością, ale nie rodzajem. Można takie typy komunikacji określić różnymi terminami, jednak zawsze istnieje niejasność co do tego, jaka etykieta pasuje do jakiej sytuacji. Na przykład komunikacja między przedstawicielem białej rasy z Afryki Południowej i przedstawicielem czarnej rasy ze Stanów Zjednoczonych może być nazwana zarówno komunikacją między rasami, jak i komunikacją międzykulturową. Biorąc pod uwagę podobieństwo podstawowych procesów komunikacyjnych i zamieszanie, jakie może spowodować wyróżnianie rozmaitych rodzajów komunikacji i różne ich nazywanie, uważamy, że potrzebny jest opis podstawowego procesu bez konieczności odnoszenia się do poszczególnych sytuacji. Cel ten można osiągnąć przez wprowadzenie pojęcia „komunikacji z obcym". Obcy jest osobą zupełnie nieznaną i spotykającą daną grupę po raz pierwszy. Czarny uczeń w szkole, do której chodzą przeważnie białe dzieci, meksykański student na uniwersytecie w Stanach Zjednoczonych, narzeczony po raz pierwszy spotykający rodzinę narzeczonej czy kierownik ze Stanów Zjednoczonych pracujący w Tajlandii - to przykłady obcego. . ••. . . •
Na komunikację z obcymi wpływają nasze filtry pojęciowe, tak jak pojęcia przyjęte przez obcych determinują ich komunikację z nami. Owe filtry pojęciowe mogą być podzielone na cztery kategorie: kulturowe, socjokulturowe, psychokul-turowe i środowiskowe. Każdy z nich wpływa na to, jak interpretujemy przekazy nadawane przez obcych i jakie przewidywania sformułujemy co do ich zachowań. Bez zrozumienia pojęć, których używają obcy, nie możemy właściwie interpretować i przewidywać ich zachowań. •»;('-.-• ? • • ,•
Bibliografia
Berger C. (1979) Beyond Initial Interaction, w: Language and Social Psychology, H. Giles, R. St. Clair
(red.), Oxford, Blackwell. Berger C., Calabrese R. (1975) Some Exploration in Initial Interaction and Beyond, „Human
Communication Research", l, 99-112. Berger C., Douglas W. (1982) Thought and Talk: ,,Excuse me, but have I been talking to myself?",
w: Human Communication Theory, F. Dance (red.), New York, Harper and Rów. Billig M. (1987) Arguing and Thinking, Cambridge, Cambridge University Press. 4 ,
Brislin R. i in. (1986) Intercultural Interactions, Beverly Hills, CA, Sagę. Cantor N., Mischel W., Schwartz J. (1982) Social Knowledge, w: Cognitive Social Psychology, A. Isen,
A. Hastorf (red.), New York, Elsevier North-Holland.
538
Cohen E. (1972) Toward a Sociology of International Tourism, „Social Research", 39, 164-182. Dance F., Larson C. (1972) Speech Communication, New York, Holt, Rinehart and Winston. Ellingsworth H. (1977) Conceptualizing Intercultural Communication, w: Communication Yearbook 1.
B. Ruben (red.), New Brunswick, NJ, Transaction.
Gouldner A. (1960) The Norm of Reciprocity, „American Sociological Review", 25, 161-179. '
Gudykunst W. B. (1991) Bridging Differences, Newbury Park, CA, Sagę. ;
Hali E. T. (1987) Bezglośny język, przeł. R. Zimand, A. Skarbińska, Warszawa, PIW. :
Herskovits M. (1973) Cultural Relativism, New York, Random House. Howell W. (1982) The Empathic Communicator, Belmont, CA, Wadsworth. Hoyle R., Pinkley R., Ińsko C. (1989) Perceptions of Social Behavior, „Personality and Social
Psychology Bulletin", 15,365-376.
Hudson Institute (1987) Workforce 2000, Washington, DC, United States Department of Labor. Janis I., Mann, L. (1977) Decision Making, New York, Free Press.
Jones E., Nisbett R. (1972) The Actor and the Observer, Morristown, NJ, General Learning Press. Kitayama S., Burnstein E. (1988) Automaticity in Conversations, „Journal of Personality and Social
Psychology", 54, 219-224. Langer E. (1978) Rethinking the Role of Thought in Social Interaction, w: New Directions in
Attribution Research, t. 2, J. Harvey, W. Ickes, R. Kidd (red.), Hillsdale, NJ, Lawrence Erlbaum. Langer E. (1989) Mindfulness, Reading, MA, Addison-Wesley. Leary M„ Kowalski R., Bergen D. (1988) Interpersonal Information Acąuisition and Confidence in
First Encounters, „Personality and Social Psychology Bulletin", 14, 68-77. McLuhan M. (1962) The Gutenberg Galaxy, New York, New American Library. Miller G., Steinberg M. (1975) Between People, Chicago, Science Research Associates. Miller G., Sunnafrank M. (1982) Ali Is for One but One Is not for Ali: A Conceptual Perspective of
Interpersonal Communication, w: Human Communication Theory, F. Dance (red.), New York,
Harper & Rów. Nisbett R. i in. (1973) Behavior as Seen by the Actor and as Seen by the Observer, „Journal of
Personality and Social Psychology", 27, 154-165.
Sarbaugh L. (1979) Intercultural Communication, Rochelle Park, NJ, Hayden. Shack W. (1979) Open Systems and Closed Boundaries, w: Stranger in African Society, W. Shack,
E. Skinner (red.), Berkeley, University of California Press.
Stephan W., Stephan C. (1985) Intergroup Anxiety, „Journal of Social Issues", 41, 157-166. Sumner W.G. (1940) Folkways, Boston, Ginn. Taylor D. M„ Simard L. M. (1975) Social Interaction in a Bilingual Setting, „Canadian Psychological
Review", 16, 240-254. Trungpa C. (1973) Cutting through Spitritual Materializm, Boulder, CO, Shambhala.
Pytania przeglądowe
1. Co to znaczy, że mieszkamy w „globalnej wiosce"? Jakie jest znaczenie tej idei?
2. Co to znaczy, że „komunikacja jest kulturą, a kultura jest komunikacją"? ;
3. Zdefiniuj własnymi słowami pojęcie „etnocentryzm".
4. Dlaczego autorzy zmienili terminy „dane socjologiczne" i „dane psychologiczne" na terminy „dane socjokulturowe" i „ dane psychokulturowe"?
5. Jaka jest różnica między „generalizacją bodźca" a „dyskryminacją bodźca"?
6. Jakie są różnice pomiędzy nieświadomą niekompetencją, świadomą niekompetencją, świadomą kompetencją i nieświadomą kompetencją?
7. Jakie są, według Bergera i Calabrese, dwa typy niepewności doświadczanej podczas spotkań z obcymi?
8. Sparafrazuj cztery rodzaje obaw, o których autorzy sądzą, że przyczyniają się do lęku, jakiego doświadczamy komunikując się z obcymi.
539
Kwestie do omówienia • • < • • ..
1. Użycie przez autorów powyższego rozdziału pojęcia obcego w znaczący sposób rozszerza pojęcie komunikacji międzykulturowej. Wymień dziesięć różnych kontaktów, jakie możesz mieć z ludźmi w czasie zwykłego tygodnia, które według tej definicji mogą być uznane za międzykulturowe.
2. Jeśli używasz tej książki jako podręcznika w szkole wyższej, pomyśl o pierwszym spotkaniu ze swoim nauczycielem (na przykład podczas wstępnych zajęć). Jakiego rodzaju dane miały wówczas wpływ na stworzenie pierwszego wrażenia: kulturowe, socjokulturowe czy psycho-kulturowe? Jak owe spostrzeżenia wpływały na twoją komunikację z nauczycielem?
3. Co mówią autorzy na temat stereotypizacji i tego, jak jej uniknąć? Czy uważasz, że ich rady dadzą się zastosować? Czy mogłyby ci pomóc w uniknięciu niebezpieczeństw stereotypizacji, kiedy ty sam angażujesz się w komunikację międzykulturową?
4. Pomyśl o jakimś „obcym", którego chciałbyś lepiej poznać. Wymień dziewięć strategii, których mógłbyś użyć, aby zredukować poczucie niepewności - trzy pasywne, trzy aktywne i trzy interaktywne.
5. Autorzy zajmujący się procesami atrybucji nazywają „podstawowym błędem atrybucji" naturalną tendencję do przypisywania zachowania innych raczej ich wewnętrznym właściwościom (takim jak wrogość, niekompetencja, przesądy itd.) niż czynnikom sytuacyjnym (takim jak brak czasu, inne zobowiązania itd.). Wyjaśnij na czym polega kulturowa wersja owego błędu, którą opisują Gudykunst i Kim. Porównaj to zjawisko z własnymi doświadczeniami w kontaktach z obcymi. Czy i twoje atrybucje są zgodne z taką tendencją?
W 1987 roku Letty Cottin Pogrebin opublikowała wyczerpującą pracę na temat przyjaźni, opartą na bardzo dokładnych ankietach, wielu raportach z badań oraz wywiadach z blisko stu pięćdziesięcioma osobami w wieku od wczesnej dorosłości do osiemdziesięciu dwóch lat, reprezentującymi szeroki wachlarz kultur występujących w Stanach Zjednoczonych. Poniższy rozdział składa się z wyjątków z jedenastego rozdziału jej książki. Jak wskazuje tytuł, rozdział dotyczy przyjaźni, które przekraczają granice kulturowe, przyjaźni między ludźmi różnych ras, kultur, orientacji seksualnych, ludźmi w różnym wieku, a także przyjaźni z osobami niepełnosprawnymi. O wyborze tego rozdziału tak jak w pozostałych przypadkach, zadecydował fakt, że w przystępny sposób przedstawia on wyniki rzetelnych badań, wiarygodne teorie i konsekwencje praktyczne.
Ową rzetelność połączoną z przystępnością charakteryzującą pracę Pogrebin można zauważyć już w części następującej zaraz po wprowadzeniu. Zaczyna ona od oczywistego, ale ważnego twierdzenia, że jeśli mamy zamiar przekroczyć jakąś granicę, to okazuje się, iż musimy wiele wyjaśnić: sobie samym, sobie nawzajem i społecznościom, z których pochodzimy. Później poświęca kilka stron, aby opisać, na czym polegają owe wyjaśnienia.
Następnie autorka porusza kolejny ważny temat: w związkach mię-dzykulturowych musimy poradzić sobie z sytuacją, w której dwie osoby mogą być „takie same", ale nigdy do końca. To twierdzenie ilustrowane jest
540
przykładami relacji między przedstawicielem czarnej rasy a białym zacofanym farmerem, między Żydem a irlandzkim katolikiem, między białym a Portorykańczykiem oraz między Hiszpanem a Żydem. Pogrebin pisze o „poruszaniu się po świecie innej osoby", rozszerzając pojęcie „bycia takim samym, ale nie do końca" tak, by objęło wyzwania wynikające z używania różnych języków i różnic w podstawowych wartościach kulturowych. Omawia także kilka „niebezpieczeństw przekroczenia", które pojawiają się, gdy ścierają się podstawowe wartości różnych kultur.
W części zatytułowanej „Problem z «nimi» to my sami". Pogrebin omawia relacje między homoseksualistami i heteroseksualistami, niepełnosprawnymi i zdrowymi oraz osobami młodymi i starszymi. Wszystkie trzy rodzaje relacji stały się problemem ostatniej dekady, ponieważ ruch w obronie praw mniejszości rozszerzył w tych latach swój zasięg, obejmując homoseksualistów, niepełnosprawnych oraz osoby starsze, a rządowe postanowienia sprawiły, że owe mniejszości stały się bardziej widoczne. Jak zauważa autorka, grupy te wymagają osobnego omówienia, gdyż: „Nasze społeczeństwo w wysokim stopniu ciągle chce utrzymywać je w ukryciu - homoseksualistów, aby nie narzucali innym swego stylu życia, niepełnosprawnych dlatego, że nie zdrowieją, a osoby starsze dlatego, że przypominają nam wszystkim o naszym nieuniknionym losie".
Dyskusja Pogrebin na temat rodzajów wyjaśnień, jakich muszą udzielać osoby zaangażowane w relację homoseksualista-heteroseksualista, dość dokładnie odpowiada doświadczeniom zdobytym przeze mnie w ciągu dziesięciu lat komunikacji z gejami i lesbijkami. Silny związek istniejący między Kris i mną a naszymi sąsiadami - parą Johnem Paulem i Billem - dostarcza zarówno przykładów problemów mogących się pojawiać, jak i potencjału ukrytego w takich przyjaźniach opisywanych przez Pogrebin. Należy także docenić jej podsumowanie kontrastów istniejących w poglądach homoseksualistów i heteroseksualistów na homofobię, AIDS, politykę lesbijek i poparcie społeczne.
Niepełnosprawni do niedawna byli w Stanach Zjednoczonych społecznością jeszcze mniej widoczną niż homoseksualiści. Osoby na wózkach, a także niewidomi i niesłyszący stali się bardziej dostrzegalni między innymi dzięki istotnym zmianom w normach konstrukcji budynków, które obowiązują wszystkie firmy budowlane. Pogrebin omawia niektóre specyficzne problemy, jakie osoby pełnosprawne mogą napotkać podczas nawiązywania i utrzymywania kontaktów z niepełnosprawnymi. Jak ujął to pewien mężczyzna z porażeniem wszystkich kończyn: „Potrzebujemy przyjaciół, którzy nie będą traktować nas jako dziwaczne, aseksualne dzieci drugiej kategorii, ani nie będą oczekiwać, że jesteśmy jakimiś «Superkalekami» - czyli niepełnosprawnymi, którzy dokonują cudów, pracując nad sobą jak wariaci, by stać się znów pełnosprawni [...]. Chcemy po prostu, by akceptowano nas takimi, jakimi jesteśmy". Wiele zdrowych osób jest winnych właśnie powyższym zarzutom, lecz usłyszenie ich w tak bezpośredniej formie często jest dla nich szokiem.
541
Na koniec Pogrebin omawia problem przyjaźni między ludźmi w różnym wieku. Przytacza wyniki badań, z których wynika, że już trzylatki mają tendencję do „dyskryminacji wiekowej", to znaczy uważają, że ludzie starsi są chorzy, zmęczeni i brzydcy. Inne badania mówią o posiadanych przez ludzi starszych stereotypach dotyczących dzieci i nastolatków. Autorka omawia niektóre z typowych powodów braku dobrej komunikacji między osobami w różnym wieku oraz wskazuje na czynniki, które mogą sprawić, że w przyjaźni wiek będzie nieistotny. Przeciętna wieku w populacji ludzi w Stanach Zjednoczonych wzrasta, więc uwagi Pogrebin będą miaty coraz większe znaczenie i coraz szersze zastosowanie.
Podoba mi się sposób, w jaki ten rozdział rozszerza ogólne teorie przedstawione przez Gudykunsta i Kim. Doceniam także przedstawiony zakres zastosowań. Myślę, że Pogrebin pisze o tych aspektach komunikacji międzyludzkiej, które są obecnie bardzo „na czasie", a w przyszłości staną się jeszcze ważniejsze.
#Letty Cottin Pogrebin
Tacy sami a różni: przekraczając bariery koloru skóry, kultur, orientacji seksualnej, niepełnosprawności i wieku
Fragmenty artykułu Letty Cottin Pogrebin The Same and Different: Crossing Boundaries of Color, Culture, Sexual Preference, Disability, and Agę z książki Among Friends, s. 189-226. Copyright 1987 Letty Cottin Pogrebin, McGraw-Hill.
21 sierpnia 1985 roku, tak jak już kilka razy wcześniej, dwadzieścia jeden osób z pewnego działu fabryki w Mount Yernon, w stanie Nowy Jork, zebrało po dolarze. Podpisali sporządzony odręcznie kontrakt, w którym zgadzali się „podzielić się pieniędzmi równo [sic] i sprawiedliwie", i kupili los na nowojorskiej loterii stanowej. Następnego dnia ich los został wyciągnięty jako jeden z trzech wygranych. Stawką była największa w historii loterii suma: 41 milionów dolarów.
Historia dwudziestu jeden osób z Mount Yernon zainteresowała miliony osób nie tylko z powodu wysokości wygranej, ale także dlatego, że zdobywcami nagrody byli tak różni ludzie. W kontrakcie znajdowały się nazwiska osób rasy czarnej, białej, żółtej i mieszanej - takie jak Mariano Martinez, Chi Wah Tse, Jarosław Siwy i Peter Lee - imigrantów z różnych krajów, od Paragwaju do Polski, od Trynidadu do Tajlandii.
542
„Jesteśmy jak jedna wielka rodzina - powiedział Peter Lee - pomyśleliśmy, że dzięki połączeniu wysiłków zwiększymy nasze szansę i okazało się, że mieliśmy rację"1.
Owa historia jest dobrą metaforą tego, że przyjaźń przekraczająca granice etniczne i rasowe może być wygranym losem na loterii dla każdego. Nie wynika z niej jednak, że przekraczanie granic jest łatwe. Nie jest. Na drodze stoją posterunki psychologicznej straży granicznej, na których w dokładny sposób rewidowane są nasze poglądy i uprawnienia. Patrzymy na potencjalnego przyjaciela i pytamy sami siebie: „Czy on czegoś ode mnie chce?" Czy to jest ktoś, kto chce mieć w swojej szkole, pracy czy w danym momencie historycznym przyjaciela o innym kolorze skóry tylko ze względu na korzyści? Czy robi tak z powodu jakiegoś Dnia Przyjaźni? Czy ta osoba rozumie, że przyjaźni, które przekraczają pewne granice, wymagają większej ostrożności i troski niż przyjaźni wewnątrz grupo we? Czy wie, że będzie musiała włożyć w to więcej wysiłku?
Wyjaśnienia
Większość owego dodatkowego wysiłku może być określona jednym słowem: wyjaśnianie. Niezależnie od tego, jaka granica jest przekraczana - rasowa, etniczna czy jakiejkolwiek innej kategorii społecznej — obaj partnerzy wkrótce zorientują się, że muszą udzielić wielu wyjaśnień: samym sobie, sobie nawzajem i społecznościom, z których pochodzą.
Wyjaśnianie samemu sobie
W ten czy inny sposób zadajemy sobie pytanie: „Jakie znaczenie ma dla mnie przyjaźń z kimś różnym ode mnie?"
W swojej klasycznej pracy The Naturę of Prejudice Gordon Allport czyni rozróżnienie między grupą własną, czyli tą, do której należymy, a grupą odniesienia, czyli grupą, do której chcemy należeć, do której aspirujemy2. Allport podaje przykład osób rasy czarnej, które tak bardzo chcą mieć wszystkie przywileje należne białym, że otaczają się wyłącznie białymi przyjaciółmi, patrzą z góry na własną grupę i zaczynają nienawidzić sami siebie. Można także przytoczyć przykład Żydów identyfikujących się z WASP (białymi anglosaskimi protestantami) albo zamerykanizowanych Meksykanów, czyli chicanos, którzy kształcą się w języku angielskim, biegle go opanowują, by następnie odciąć się od swoich rodzin i przyjaźni z innymi Meksykanami mieszkającymi w Stanach Zjednoczonych3. -' ^- ' • •• ' < ' •• ,»',«•-, ,->.ńj.;;>.-^
1 L. Rother, Immigrant Factory Workers Share Dream, Łuck and a Lotto Jackpot, „New York Times", 23 sierpnia 1985. y, jjV},,-,.
2 G. Allport, The Naturę of Prejudice, Doubleday, Anchor Press, 1958.
3 J. Provinzano, „Settling Out and Settling In". Artykuł zaprezentowany na dorocznej konferencji American Anthropological Association, listopad 1974.
543
Kiedy przyjaźnimy się z kimś z innej grupy rasowej czy etnicznej zadajemy sobie pytanie, czy rzeczywiście lubimy tę osobę czy też używamy jej jako „wejścia" do grupy, która stanowi dla nas nieświadomą grupę odniesienia. W związku z tym wyjaśnienie udzielane samemu sobie pomaga nam zrozumieć własne motywacje. Pomaga upewnić się, czy przyjaciel akceptuje naszą tożsamość czy nie i czy przyjaźń przekraczająca granice znajduje się w równowadze ze związkami wewnątrzgrupowymi.
Wyjaśnianie sobie nawzajem
Ciągłe wzajemne udzielanie wyjaśnień jest jedną ze zdrowszych cech przyjaźni przekraczającej jakieś granice. Czarnoskóry przyjaciel wytłumaczy ci, dlaczego może mu się nie podobać, kiedy używasz wyrażenia „małpi rozum", a twoja żydowska znajoma przypomni, że nie może jeść twego słynnego pieczonego schabu. Oboje staracie się być otwarci i rozmawiacie
0 sprawach drażliwych w waszych kulturach, a także wybaczacie sobie początkową ignorancję i nie wrażliwość. Uznajecie, że wątpliwości przemawiają na waszą korzyść. Krok po kroku odkrywacie, jakie cechy grupowej przynależności drugiej osoby możecie podzielać, kiedy zaś musicie z wdziękiem pozostać z boku.
David Osborne - przedstawiciel rasy białej - tak opisuje swą zażyłą i bardzo cenioną przyjaźń z Indianinem z Montany: „Steve jest wysoki i atletycznie zbudowany, klasyczny przykład szlachetnego, pełnokrwistego wodza indiańskiego. W pierwszym roku studiów w Stanfordzie mieszkaliśmy w tym samym akademiku. W Stanfordzie było wtedy tylko dwóch Indian. Steve nie miał wyboru - żył w świecie białych. Nasza przyjaźń zaczęła się wtedy, gdy profesor języka angielskiego zadał nam napisanie pracy o rasie. Zaczęliśmy o tym rozmawiać. Poruszaliśmy kwestie, o których ludzie zwykle nie mówią. Potem spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu, wspólnie uprawialiśmy sport. Zawsze rozmawialiśmy ze sobą bardzo szczerze, ale było nam ze sobą dobrze także wtedy, gdy żaden z nas nic nie mówił.
Kiedy podwoziłem go do domu na wakacje wiosenne, zatrzymaliśmy się w miejscu, gdzie została stoczona walka między plemieniem Wodza Josepha
1 kawalerią Stanów Zjednoczonych. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że gdybyśmy żyli w tamtych czasach, bylibyśmy po przeciwnych stronach. Wtedy porozmawialiśmy o historii. Innym razem na parapecie naszego okna usiadła sowa i Steve bardzo się przestraszył. Powiedział mi, że sowa jest dla Indian symbolem nieszczęścia. Potraktowałem to bardzo poważnie. Byliśmy ze sobą tak blisko, nadawaliśmy na tej samej fali i czułem, że jego przesądy nie są wcale bezsensowne. Byłem otwarty na jego mistycyzm".
Wzajemny szacunek, akceptacja, tolerancja na różne faux pas i — od czasu do czasu - na zamknięte drzwi, otwarta dyskusja i cierpliwa wzajemna edukacja - te wszystkie czynniki nadają szczególnej głębi przyjaźni przekraczającej granice (jeśli taka się zawiąże). , ,
544
Wyjaśnienia dla własnej społeczności
Tłumaczenie się przed własną grupą może stanowić największe wyzwanie dla utrzymania przyjaźni przekraczającej granice. W 1950 roku autorzy książki Samotny tłum stwierdzili, że kontakty między czarnymi i białymi mogą napotykać problemy nie tylko ze strony białych, ale także ze strony czarnych, którzy mogą interpretować przyjazne gesty jako „syndrom Wuja Toma"4. Upływ lat niewiele zmienił pod tym względem.
W swoim artykule Fiendship in Black and White Bebe Moore Campbell pisała: „Dla białych wyrażenie «przyjaciel czarnuchów» i dla czarnych oskarżenie, że ktoś «próbuje być białym» są sposobami wywierania przez grupę presji w celu zniechęcenia do międzygrupowych interakcji"5. Nawet jeśli otwarty atak nie następuje, strach przed reakcją grupy powoduje cenzurowanie własnego zachowania. Henry, czarnoskóry, ale o jaśniejszej karnacji, zwierzył mi się, że zaniechał kontynuowania przyjaźni z białą osobą, gdy ruch Black Power stał się popularny. „Właśnie dobiegał końca okres, w którym wielu czarnoskórych o jasnej karnacji próbowało udawać białych, nie chciałem, by ktokolwiek uważał mnie za jednego z nich - wyjaśnia. - Moja tożsamość rasowa znaczyła wtedy dla mnie więcej niż jakikolwiek biały przyjaciel".
Przyjaźnie między białymi i czarnymi są „kontynuowane w konspiracji", mówi Campbell, cytując czarnoskórą pracownicę socjalną, która woli ograniczać swe przyjaźnie z białymi niż walczyć z systemem. „Czułabym się dobrze na przyjęciach wydawanych przez moją białą znajomą, bo tam wszyscy byliby liberalni, ale nigdy nie zaprosiłabym jej na moje przyjęcia, bo mam przyjaciół, którzy nie lubią białych, a nie chciałabym, by ktokolwiek poczuł się źle".
Gdyby któraś z moich białych przyjaciółek powiedziała, że nienawidzi czarnych, nie próbowałabym izolować jej od moich czarnoskórych przyjaciół. Raczej uważałabym, że kontynuowanie przyjaźni z nią jest niemożliwe. Jednak nie są to sytuacje porównywalne. Większość czarnych kiedyś ucierpiała z powodu rasizmu, biali natomiast nie mieli takich doświadczeń. Zrozumienie powodów niechęci do białych pozwala uczciwym czarnoskórym pozostawać w przyjaźni z tymi, którzy tę niechęć żywią. Fakt, że owi czarnoskórzy mają powód, by nienawidzić pewnych białych, nie usprawiedliwia tego, że nienawidzą ich wszystkich, ale w jakiś sposób to wyjaśnia [...].
Historycznie rzecz biorąc, największymi wrogami przyjaźni przekraczających granicę rasową nie byli, oczywiście, czarni ani inne mniejszości etniczne, ale stanowiący większość biali. Biali najwięcej zyskiwali na nierówności społecznej, a więc także mieli najwięcej do stracenia na przekraczających ową granicę przyjaźniach, które przez samo swoje istnienie zaprzeczały nienaruszalności hierarchii etnicznych i rasowych. Co więcej, znajdujący się u władzy biali mogli poprzeć swój brak aprobaty dla takich przyjaźni czynami w rodzaju ograniczenia dostępu do szkół, klubów czy przedsiębiorstw.
4 D. Riesman, R. Denney, N. Glazer, Samotny tłum, przeł. J. Strzelecki, Warszawa, PWN, 1971.
5 B. M. Campbell, „Friendship in Black and White", sierpień 1983 (materiał niepubl.).
545
Jeśli masz poczucie, że społeczność, z której pochodzisz, potępia którąś z twoich przekraczających granicę przyjaźni, to liczba wyjaśnień czy uzasadnień, w jakie się wdasz, zależy od tego, w jakim stopniu jesteś konformistą i czy czujesz, że masz prawo do własnego szczęścia. [...]
Tacy sami, ale nie do końca
„Z Tobem Spencerem chodzę polować na szopy - mówi były oficer policji L. C. Albritton z Camden w stanie Alabama o swoim czarnoskórym przyjacielu.
- Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Dzień spędzamy w mieście, w całej tej wrzawie, a wieczorem idziemy do domu, ładujemy nasze trzy psy do samochodu i jedziemy aż na bagna. Tam spuszczamy psy, a sami siedzimy sobie na pniu, wyjmujemy noże i tytoń, żujemy i cały świat nic nas nie obchodzi".
j Patrząc na swoje zdjęcie ze Spencerem z 1966 roku, Albritton ciągnie: „Zabawne, że oficer policji, taki jak ja, stoi sobie i, uśmiechnięty, gada z czarnuchem, bo wtedy były te wszystkie marsze i inne problemy. [...] Stary Tobe Spencer - ten czarnuch - jest zupełnie w porządku. Zawsze jest czysty jak z obrazka. I zawsze ci pomoże. Nawet jak zadzwonisz o północy"6.
Dwaj przyjaciele, których łączy to samo hobby, dwaj mężczyźni, którzy dobrze czują się razem, siedząc w nocy sami na bagnach. A jednak rasa coś tu znaczy. Nie tylko biały używa poniżającego określenia „czarnuch", ale także czyni rozróżnienie między swoim przyjacielem Tobem a resztą „czarnuchów", którzy - w domyśle - nie są ani tacy czyści, ani tacy pomocni. Tacy sami, ale nie do końca.
Leonard Fein, redaktor czasopisma „Moment", poświęconego postępowym opiniom z kręgów żydowskich, podał mi przykład przyjaźni przekraczającej granice: „Do grona naszych przyjaciół należała para irlandzkich katolików. Ale tego ranka w 1967 roku, kiedy po raz pierwszy usłyszeliśmy o bombardowaniu Izraela i moja żona zastanawiała się: kogo możemy zaprosić na dziś wieczór, kto pomoże nam przez to przejść, wybraliśmy trzy pary żydowskie. Nasi irlandzcy przyjaciele byli głęboko dotknięci. - Czy myślicie, że nie wiemy, co czuliście?
- pytali. - Na pewno — odpowiedzieliśmy — ale akurat tego wieczoru nie chcieliśmy współczucia. Potrzebowaliśmy ludzi, z którymi, jeśli tak się stanie, będziemy mogli opłakiwać śmierć Izraela - i mogli to być tylko Żydzi.
; W następnym tygodniu, kiedy już było po wojnie, moja żona i ja pojechaliśmy do Izraela. Ludźmi, którzy zamieszkali w naszym domu i zaopiekowali się naszymi dziećmi, byli właśnie owi irlandzcy przyjaciele. Zrozumieli, że są naszymi najlepszymi przyjaciółmi, a także, że nigdy nie będą dokładnie tacy jak my". [...]
Przyjaźnie Raoula, pracownika firmy reklamowej, mającego za sobą niezwykle udaną karierę, właściwie wszystkie były przyjaźniami przekraczającymi
B. Adelman, Down Home: Camden, Alabama, Times Books, Quadrangle, 1972.
546
granicę. Tak wspominał czasy, kiedy wychowywał się w rodzinie portorykańskiej, w dzielnicy Manhattanu zamieszkanej głównie przez Irlandczyków, Włochów i Żydów:
„W latach pięćdziesiątych spotykałem się z bardzo różnymi ludźmi. Wystawaliśmy na rogach ulic, obijając się przez całe wieczory, graliśmy w nogę starą puszką i należeliśmy do sześciu różnych klubów koszykarskich, od Policyjnej Ligi Sportowej po YMCA. W mojej szkole średniej było 6000 dzieci - większość to młodzież, która należała do gangów, takich jak The Beacons, The Fanwoods, The Guinea Dukes, The Irish Lords i The Diablos z hiszpańskiego Harlemu. Były też dzieci żydowskie, które nigdy się nie włóczyły, bo siedziały w domu i kuły lekcje. Członkowie gangów to byli awanturnicy i chuligani, którzy bronili swych rewirów, obejmujących przeważnie dwie ulice. Nosili skórzane kurtki, a niektórzy mieli pistolety własnej konstrukcji albo noże sprężynowe. Akceptowali mnie, bo byłem dobry w sporcie. Byłem najlepszym sportowcem w szkole i przewodniczącym klasy. Byłem chroniony przez gangi i podziwiany przez dzieci żydowskie, miałem więc wielu przyjaciół".
Sportowe osiągnięcia Raoula pozwoliły mu uzyskać stypendium na dużym uniwersytecie w jednym ze środkowozachodnich stanów. Dla niektórych był tam pierwszym Portorykańczykiem, jakiego spotkali. „Chcieli bym odśpiewał im wszystkie piosenki z «West Side Story». Pytali, czy mogą zobaczyć mój nóż sprężynowy. A ja byłem równie zafascynowany ich społecznością, jak oni mną. Moja pierwsza przejażdżka wozem drabiniastym była szokiem. Podobnie to, że obcy ludzie mówią sobie «Dzień dobry». Wszyscy moi przyjaciele - koledzy z pokoju, z drużyny i z organizacji, czarni z Chicago i Detroit i biali z farm
- wszyscy byli łagodni i mili. Byli też wielcy i silni. Kurczę, gdyby któryś z nich zamieszkał w naszej dzielnicy, miałby chyba na własność cały blok.
Po skończeniu uniwersytetu jeden z kolegów zaczął pracować w Nowym Jorku w agencji reklamowej, która grała w lidze softballu Parku Centralnego. Potrzebowali podającego, więc namówił mnie, żebym przyjechał na rozmowę wstępną. I choć nie wiedziałem nic o reklamie, byłem bardzo dobrym podającym, a właściciel agencji traktował sport bardzo poważnie, więc mnie zatrudnił. Zawsze mówię, że jestem jedynym człowiekiem w reklamie, który dostał się tam dzięki temu, że był dobry w sporcie. Podawałem więc w drużynie agencji, grałem w kosza z właścicielem i uczyłem się o reklamie. Dzięki sportowi zdobyłem więc przyjaciół i zrobiłem karierę. Nawet jeśli dla większości osób byłem «cyganem», sport otwierał mi wszystkie drzwi". ....
Tacy sami, ale nigdy do końca...
„Na początku, z powodu trudności adaptacyjnych, my, imigranci chronimy się we własnym środowisku, przestajemy z ludźmi, którzy mówią tym samym językiem i pochodzą z tego samego kręgu kulturowego - mówi Luis Marcos, psychiatra, który przybył do Stanów Zjednoczonych z Sewilli w Hiszpanii.
- Potem, kiedy poczujemy się pewniej, zaczynamy kontaktować się z ludźmi wykonującymi tę samą pracę, przeważnie tymi, którzy w jakiś sposób nam pomagają albo którym my pomagamy. Wtedy powstaje podstawa dla przyjaźni.
547
Mój nauczyciel, dyrektor oddziału psychiatrycznego w Bellevue, jest rodowitym Amerykaninem i Żydem. Pomógł mi w moich badaniach i teraz jest jednym z moich najlepszych przyjaciół. Kiedy zacząłem uczyć, przyjaciółmi zostawali moi byli studenci, gdy kończyli studia i zaczynali własne kariery".
Wspólna podstawa - zawód medyka - nie oznaczała, że miedzy Marcosem i jego przyjaciółmi nie było nieporozumień. „Kiedy po raz pierwszy poszliśmy razem na obiad, chciałem odruchowo zaplucie za nas oboje" - opowiada o czarnoskórej przyjaciółce, też lekarce, która nauczyła go, że powinien głębiej analizować swoje zachowania. - Wcale nie myślałem, że nie stać ją, by za siebie zapłacić; mogła tak samo dobrze uregulować rachunek. Ale zwyczaj wyniesiony z mojej kultury, by płacić za kobietę, był głęboko zakorzeniony w mojej osobowości. Jednak ona źle mnie zrozumiała. Poczuła, że próbuję się nią opiekować i tym samym traktuję ją protekcjonalnie, co poniżało ją jako osobę o innym kolorze skóry, jako profesjonalistkę i jako kobietę. Nasza przyjaźń przetrwała dlatego, że wyjaśniła mi, jak odczuwa sprawy, o których ja nawet nie pomyślałem".
Poruszanie się po czyimś świecie
Etnoterapeutka Judith Klein cieszy się wieloma przyjaźniami przekraczającymi granice. „Być może moje zainteresowanie ludźmi, którzy są inni niż ja, wynika z tego, że mam siostrę bliźniaczkę. Wiele osób szuka w przyjaźniach podobieństw; ja miałam ich dość w mojej siostrze, przyjaźni mogły więc zaspokajać moje inne potrzeby. Jedną z nich jest nadawanie głębi własnemu życiu. Ludzie, którzy nie są dokładnie tacy jak ja, wzbogacają moją wiedzę i doświadczenie. Pozwalają mi być ostrożnym podróżnikiem w ich świecie".
Chociaż przyjaciele starają się wyjaśniać sobie nawzajem swoje światy, to pewne różnice stanowią szczególne bariery dla bliskości.
Luis Marcos mówi o barierze językowej. „Choćbym nie wiem jak dobrze mówił, nigdy nie pozbędę się akcentu - twierdzi. - A niektórzy uznają, że mój sposób mówienia oznacza niezrozumienie. Boją się, że nie zrozumiem amerykańskiego dowcipu, a jeśli zdecyduję się na użycie mocniejszych słów, myślą, że nie mówię poważnie i winią mój «problem językowy»".
Wielu Amerykanów sądzi, że ludzie, którzy mają obcy akcent, są ignorantami, a członkowie innych grup etnicznych często zakładają, że jeśli ktoś nie ma akcentu to jest inteligentny. Niektórzy Amerykanie mają zwyczaj winić obcych za to, że pewne zachowania i wypowiedzi są dla nich niezrozumiałe. Obcokrajowcy zaś mają tendencję do tego, by za zachowania, za które normalnie Amerykanin ponosiłby odpowiedzialność, winić swoją własną „obcość". Mówią na przykład, generalizując swoją winę: „Cóż ja na to poradzę, że my, Latynosi, mamy taki gorący temperament".
Oczywiście największą barierą dla powstania przyjaźni jest całkowity opór. Po dwóch latach mieszkania w Tokio Angie Smith pogodziła się z faktem, że „Japończycy mają inne życie towarzyskie niż my". Przekonała się, że w Japonii,
548
przyjaźń jest traktowana bardziej jak obowiązek niż jak przyjemność i że jest przede wszystkim związana ze wspólną pracą7.
„Trzy razy zaprosiłam dwie pary na obiad. Mężczyźni byli moimi kolegami z pracy. I trzykrotnie mężczyźni przyszli, a ich żony nie - wspomina Smith. - Przesłały jedynie czarujące małe bileciki i kwiaty, ale widać było, że po prostu nie czułyby się dobrze w naszym domu, spędzając wieczór na towarzyskiej konwersacji. Jednak te same japońskie kobiety jadły ze mną lunch i dzieliły się bardziej prywatnymi sekretami niż w rozmowach między sobą. Kiedy byliśmy w Japonii, musiałam po prostu pogodzić się z tym, że życie towarzyskie mężczyzn i kobiet jest rozdzielone i że przyjaźń między parami nie istnieje".
Jeżeli różnice między ludźmi mają swoje korzenie w rasizmie, a nie w różnych stylach życia towarzyskiego, to poruszanie się po świecie drugiej osoby może być doświadczeniem szczególnie bolesnym.
„Czułem się niewolnikiem i myśl o rozmowie z białym napawała mnie lękiem" - pisał Frederick Douglass sto lat temu8. Dziś większość czarnych nie daje się onieśmielać białym. Oni nawet „nie potrzebują" białych przyjaciół. Niektórzy wątpią w to, czy możliwa jest przyjaźń między czarnymi i białymi, dopóki istnieją przejawy rasizmu. Feministki wszystkich rodzajów roztrząsają kwestię „Czy możemy być siostrami?" Mimo istnienia problemów, które dotyczą wszystkich kobiet, takich jak przemoc seksualna, wiele czarnoskórych kobiet nie chce współpracować w przygotowaniu zmian społecznych czy należeć do tych samych organizacji co białe kobiety, ponieważ uważają, iż białym nie zależy w wystarczającym stopniu na reformie zabezpieczeń społecznych, rozwiązaniu kwestii mieszkaniowej, problemu ciąż nastolatek czy porzucania szkoły przez dzieci - czyli na problemach, które są w centrum zainteresowania czarnoskórych Amerykanów.
Bell Hooks, pisarka i profesor wydziału kultury afro-amerykańskiej, napisała: „Zbyt często w ruchu kobiet zakładano, że uwolnienie od seksizmu wymaga jedynie przyjęcia odpowiedniej retoryki feministycznej. Co więcej, uważano, że utożsamienie się z osobą prześladowaną uwalnia od identyfikowania się z prześladowcą. W dużej mierze taki sposób myślenia białych feministek stanowił przeszkodę w zrozumieniu i przezwyciężeniu ich własnych seksistowsko-rasistow-skich postaw wobec czarnych kobiet. Mogły wiele mówić o idei braterstwa i solidarności między kobietami, a w tym samym momencie odrzucać czarne kobiety"9.
Phyllis Marynick Palmer, historyczka, twierdzi, że białe kobiety są zdumione silną pozycją czarnych kobiet w rodzinie oraz ich doświadczeniem zawodowym i że zaprzecza to stereotypom białych dotyczącym nieudolności kobiet. Białe
7 R. Atsumi, Tsukiai - Obligatory Personal Relationships of Japanese White Collar Employees, „Human Organization" 1979, 38, 1.
8 F. Dougłass, Narrative of the Life of Frederick Douglass, an American Slave, New American Library, Signet, 1968.
9 B. Hooks, Ain't I a Woman: Black Women and Feminism, South End Press, 1981.
549
kobiety także krytykują czarne kobiety za to, że ważniejsza jest dla nich solidarność rasowa niż walka z seksizmem czarnych mężczyzn. Z kolei czarnym kobietom nie podoba się to, że białe kobiety ignorują „swą własną rasistowską przeszłość i nie przyznają się do korzyści, jakie odnosiły kosztem czarnych kobiet"10. Czy z takim bagażem historycznym możliwe jest braterstwo? Czy możliwa jest przyjaźń?
„Należy porzucić ogólne pojęcie braterstwa oparte na niejasnych założeniach o podobieństwie między nami - twierdzi Diii - i zastąpić je podejściem bardziej pluralistycznym, które nie neguje istnienia obiektywnych różnic między kobietami".
Znów z pojęciem przyjaźni związane jest słowo „pluralizm". Chodzi tu
0 podkreślenie istnienia podwójnej świadomości, o niezaprzeczanie, że różnice istnieją. O zrozumienie, jak ważne jest poczucie, że jesteśmy tacy sami, a jednak różni, akceptacja „esencji samego siebie"; o zrozumienie, że przyjaciele nie muszą wykraczać poza rasę czy przynależność etniczną, ale że mogą uznać istnienie różnic
1 wzbogacić się dzięki temu. Ludzie, którzy zdołali zrealizować owe zasady, twierdzą, że stanowią one rzetelne drogowskazy dla dobrych przyjaźni, które przekraczają granice. Czasem jednak jest to trudniejsze niż się wydaje. Czasem nawet „ostrożna podróż" w świat innej osoby może okazać się podróżą koszmarną.
p ' ,• • • i • 1 i oif /y~' *>.
Ą Niebezpieczeństwa związane z przekraczaniem granic
"' „Aspirujący Anglo" szczególnie irytują Davida Hayesa Batistę. „Są to Amerykanie, którzy tak bardzo chcą się czuć z nami jak u siebie w domu, że za wszelką cenę próbują zachowywać się tak jak my. Oto przykład: Meksykanie w pewien specyficzny sposób pokrzykują przy muzyce zespołów mariaczi. Kiedy ktoś przyprowadzi przyjaciela Amerykanina i ten wrzeszczy przez cały wieczór, to wszystkim chicano w lokalu cierpnie skóra". •>-<<.w.A-<
Maxine Baca Zinn z kolei zauważa odwrotne zjawisko: chicanos (czyli Amerykanów meksykańskiego pochodzenia) adaptujących się za wszelką cenę do środowiska anglo-amerykańskiego. „Kiedyś, gdy miałam wykład na Uniwersytecie Kalifornijskim, moja przyjaciółka - także chicana - powiedziała mi, że gdy wkroczyłam w to zdominowane przez białych środowisko akademickie, natychmiast się usztywniłam. Zachowywalam się inaczej, rozmawiałam z nimi w inny sposób i nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy". Czy Zinn była po prostu zdenerwowana z powodu wykładu, czy też był to przejaw napięcia związanego z oczekiwaniem poczucia niezręczności, jakie staje się udziałem chicanos w innych środowiskach? Sama nie była pewna, co o tym myśleć.
Kiedy Charlie Chin, barman, zaczął pracować w nowym miejscu, biały współpracownik zażartował: „Jedyne, czego musisz się strzec, Charlie, to wszyscy ci chinkowie dookoła"*. Skrzywiłam się, kiedy Chin mi to opowiadał,
10 P. M. Palmer, White Women/Black Women: the Dualism ofFemale Identity and Experience in United States, „Feminist Studies", wiosna, 1983.
* Chink oznacza „żółtka" - pogardliwe określenie osób chińskiego pochodzenia. W tym wypadku jest to także przytyk do nazwiska Charliego (przyp. tłum.). <» :, . -, -,»i. .r..t-.i>..-.i .r*.
550
ale on stwierdził: „Jestem przyzwyczajony do tych żartów, więc tylko się uśmiechnąłem. W ten sposób biali starają się przełamać lody z Azjatami. Jest to amerykański sposób bycia przyjacielskim". [...]
W przypadku innej pary przyjaciół różnica we wrażliwości nie zniszczyła ich związku, była jedynie źródłem chwilowego nieporozumienia. Czarnoskóra Yvonne obraziła się, kiedy jej biała przyjaciółka, Frań, będąc u niej z wizytą zdjęła buty i położyła nogi na kanapie. „Miałam wrażenie, że w ten sposób pokazuje, że nie ma dla mnie szacunku i myślałam, że to z powodu rasy - mówi Yvonne. - Wśród czarnych panuje przekonanie, że sposób, w jaki zachowujesz się w ich domu, pokazuje, czy ich szanujesz. Także meble znaczą dla nas więcej, gdyż kupujemy je za ciężej zarobione pieniądze". Kilka tygodni później Yvonne zobaczyła, jak jedna z przyjaciółek Frań robi to samo w jej domu, i zdała sobie sprawę, że to zachowanie nie miało nic wspólnego z wyrażaniem braku szacunku dla czarnych. „Teraz już wiem, że miliony białych w całej Ameryce opierają nogi wyżej, kiedy odpoczywają, jednak nigdy przedtem nie widziałam tego elementu ich świata".
To, czego Bili Tatum dowiedział się o parze swoich białych przyjaciół, nie dało się tak łatwo wytłumaczyć. Kiedy poprosili Tatuma, by zaniósł jedzenie Helen, ich czarnoskórej pomocy domowej, która zachorowała, zapytał o jej nazwisko i adres. Okazało się, że wiedzieli jedynie, iż ma na imię Helen, i nie znali jej adresu. Znała go ich sześcioletnia córka, która kiedyś spędziła u niej tydzień, kiedy rodzice wyjechali na wakacje. 12.
„Budynek, w którym mieszkała Helen, był rozpadającą się, śmierdzącą odchodami ruiną. Na frontowych schodach siedzieli narkomani. W mieszkaniu Helen potłuczone okna zapchane były szmatami. Ona sama jako jedyne lekarstwo miała zawieszoną na szyi torebkę z asafetydą, czyli czarcim łajnem, ziołami przyrządzanymi przez czarnych z Południa, które chronią przed nieszczęściem i pomagają w przeziębieniach. Była stara, chora i gorączkowała. Powiedziała mi, że nigdy przedtem nie chorowała i że jej pracodawcy — czyli moi przyjaciele — nie zapewnili jej ubezpieczenia zdrowotnego. Było oczywiste, że nie mieli pojęcia o tym, gdzie i w jakich warunkach mieszka ta kobieta, w przeciwnym razie nigdy przecież nie zostawiliby z nią swojej własnej córki. Traktowali czarnoskórą pomoc domową w sposób zupełnie pozbawiony troski i szacunku, jaki okazywali mnie - ich czarnemu przyjacielowi i członkowi tej samej co oni klasy finansowej".
Aż do tego momentu, gdyby ktokolwiek oskarżył ową parę o rasizm, Tatum broniłby ich do upadłego. Teraz musi pogodzić to, czego się o nich dowiedział, z tym, jak bardzo ich lubił przedtem, i jest to dla niego bardzo, bardzo trudne.
Zauważa jeszcze jeden fakt dotyczący poruszania się w świecie białych przyjaciół. „Niektórzy biali sprawiają, że czuję się w ich towarzystwie bardzo dobrze dlatego, że zawsze mówią to, co myślą, nawet jeśli jest to sprzeczne z tym, co ja powiedziałem. Jednak inni biali nigdy nie podają w wątpliwość tego, co mówię. Zachowują się tak, jakby myśleli, że czarni nie potrafią bronić swoich pozycji, albo jakby się bali, że niezgadzanie się z tym, co mówię, będzie wyglądało na brak szacunku, choć w rozmowie z białym na pewno by się przed tym nie powstrzymywali".
551
Tatum nie lubi źle pojętej protekcyjności u białych, twierdzi jednak, że jest to także wina „wielu czarnych, którzy wspinają się po drabinie społecznej i którzy są tacy cholernie ostrożni w tym, co mówią. Nie wypowiedzą żadnej swojej opinii, jeśli się wcześniej nie upewnią, co na dany temat myśli ich biały przyjaciel". Takie zachowanie nie tylko nie sprzyja dobrej konwersacji, mówi Tatum, ale także „nie przyczynia się do powstawania dobrych przyjaźni".
Problem z „nimi" to my sami
Jeśli jesteś młody, zdrowy, jesteś heteroseksualistą i nie masz ani jednego przyjaciela, który byłby homoseksualistą, który jest stary lub który jest niepełnosprawny, to być może coś jest z tobą nie tak. Jeśli natomiast jesteś homoseksualistą, osobą starszą albo niepełnosprawną i wszyscy twoi przyjaciele są dokładnie tacy jak ty, to być może nie jest to twój własny wybór.
Homoseksualiści, osoby starsze i niepełnosprawne czerpią taką samą przyjemność z bliskości i towarzystwa, a także mają takie same problemy z przyjaźniami jak każdy inny. Ich przyjaźnie zasługują na osobne miejsce w tym rozdziale z tych samych powodów, dla których zajmowaliśmy się przyjaźniami przekraczającymi granice rasowe, etniczne czy klasowe, a więc dlatego, że muszą one pokonać dodatkowe bariery.
Krótko mówiąc, bariery te istnieją dlatego, że się nawzajem nie znamy. Wielu ludzi - niektórzy z nich są homofobami (czyli boją się homoseksualizmu) - osiąga dorosłość nawet nie spotykając homoseksualisty. Wielu ludzi nie znało bliżej osoby niewidomej, niesłyszącej czy poruszającej się na wózku inwalidzkim ani nawet nie spędzało dużo czasu z osobami starszymi, oprócz własnych dziadków. To, że istnieją marsze gejów, organizacje obrony praw niepełnosprawnych czy Szare Pantery, nie znaczy jeszcze, że grupy owe osiągnęły równouprawnienie w obliczu prawa czy że są traktowane jak wszyscy inni przez ludzi na całym świecie. Nasze społeczeństwo w wysokim stopniu ciągle chce utrzymywać je w ukryciu - homoseksualistów, aby nie narzucali innym swego stylu życia, niepełnosprawnych dlatego, że nie zdrowieją, a osoby starsze dlatego, że przypominają nam wszystkim o naszym nieuniknionym losie.
Z powodu naszych uprzedzeń populacje te mogą być bardziej dyskryminowane niż mniejszości rasowe czy etniczne. Izolacja owych grup sprawia, że „my" nie musimy o „nich" myśleć. Co z oczu, to z serca - i z przyjaźni. Ludzie mówili mi, że nie mają wśród przyjaciół ludzi starszych, homoseksualistów czy niepełnosprawnych dlatego, że „żyjemy w odrębnych światach", albo dlatego, że „oni" są tacy inni - to znaczy zagrażający, niepokojący i dziwni. Jednak bliższe spojrzenie przekonuje nas, że to my sprawiamy, iż oni są inni, ponieważ tworzymy świat, w którym trudno jest im żyć i wąsko definiujemy ogólnoludzkie normy. To nasz świat - homofobiczny, gloryfikujący młodość, bojący się chorób - jest dla nich
552
zagrażający, niepokojący i dziwny. Innymi słowy, największym problemem jesteśmy my sami.
Przyjaźń wymaga więc przekroczenia barier, które sami wznieśliśmy, i zagwarantowania innym ludziom tego, że będziemy ich traktować jednostkowo, a zarazem jak równych sobie.
Przyjaźnie między homoseksualistami a heteroseksualistami
Tworzenie związków przekraczających barierę orientacji seksualnej może być równie poważnym wyzwaniem jak przekraczanie granic rasowych czy etnicznych, a to dlatego, że wymaga równie intensywnego „wyjaśniania":
• Wyjaśniania samemu sobie, dlaczego będąc gejem potrzebujesz przyjaciół, którzy nie są homoseksualistami („Czy nieświadomie staram się być w porządku wobec heteroseksualistów, by zachować wiarygodność?"); albo dlaczego będąc heterosek-sualistą angażujesz się w przyjaźń z gejem? („Czyżbym w głębi duszy był homoseksualistą?").
• Wyjaśniania sobie nawzajem zwyczajów panujących w waszych światach. Na przykład wyjaśnienie przyjacielowi heteroseksualiście co oznacza wyrażenie heavy leather, albo wyjaśnienie przyjacielowi homoseksualiście, dlaczego nie może przyprowadzić swojego kochanka transwestyty na uroczystości bar micwy.
• Wyjaśniania społecznościom, z których pochodzicie, dlaczego utrzymujecie tak bliskie kontakty z jednym z „nich".
Przyjaźnie gejów z heteroseksualistami są trudne nie tylko dlatego, że świat heteroseksualny piętnuje homoseksualistów, ale także dlatego, że społeczność homoseksualistów jest określoną subkulturą. Heteroseksualiści, którzy czują się dobrze w towarzystwie swych przyjaciół gejów, mówią, że jest tak dzięki temu, iż potrafią uszanować specyfikę kultury homoseksualistów — prawie tak jakby stanowili oni odrębną grupę etniczną. Co ciekawe, według badań pewnego socjologa z Toronto, środowisko gejów ma takie same instytucje, „poczucie przynależności do ludu" i wewnętrzną sieć bliskości, jak społeczności etniczne; w środowisku gejów brakuje jedyne nacisku na rolę rodziny11. W miejscach takich jak San Francisco, gdzie żyją duże zbiorowości lesbijek, są bary dla kobiet, specyficzna muzyka, księgarnie, publikacje, folklor i moda - rozwinięta i odrębna kultura sama w sobie12.
Przez większość swojego życia geje i lesbijki muszą żyć w świecie heteroseksualistów, być może więc nie jest zbyt wygórowane oczekiwanie z ich strony, by od czasu do czasu także heteroseksualny przyjaciel przystosował się do środowiska zdefiniowanego przez homoseksualistów. Jednak nawet jeśli obie strony próbują się przystosować, to związki homoseksualistów i heteroseksualistów są poddawane próbom w wielu drażliwych kwestiach.
11 S. O. Murray, The Institutional Elaboration of a Quasi-Ethnic Community, „International Review of Modern Sociology" 1979, 9, 2
12 J. C. Albro, C. Tully, A Study of Lesbian Lifestyles in the Homosexual Micro-Culture and the Heterosexual Macro-Culture, „Journal of Homosexuality" 1979,4,4.
553
Debata między homoseksualistami a heteroseksualistami
Punkt widzenia homoseksualistów
Punkt widzenia heteroseksualistów
Na temat homofobii
W mojej obecności nie możesz się czuć swobodnie. Myślisz, że homoseksualiz-mem można się zarazić albo, że przyjaźń może prowadzić do seksu. Zachowujesz się tak, jakby każdy homoseksualista chciał cię uwieść. Boisz się, że inni pomyślą, że jesteś gejem. Seks homosek-sualny cię brzydzi, choć starasz się to ukryć. Ponosisz część odpowiedzialności za dyskryminację homoseksualistów i jeśli staniesz się moim przyjacielem, to będzie to przedmiot kłótni między nami.
Otrzymałem tradycyjne wychowanie. Nie mogę nic na to poradzić, że boję się homo-seksualizmu i że niewiele wiem na ten temat. Według mojej religii homoseksua-lizm jest grzechem. Próbuję walczyć z moimi uprzedzeniami i uczciwie mówić ci o moich odczuciach. Popieram ruch na rzecz praw gejów i nie odpowiadam za homofobię innych.
Na temat AIDS
Od kiedy wybuchła epidemia AIDS, nie dotknąłeś mnie ani nie wypiłeś drinka w szklance w moim domu. Twoja paranoja budzi we mnie pogardę. Nie chcę patrzeć, jak umierają moi przyjaciele homoseksualiści i jednocześnie czuć, że moi heteroseksualni przyjaciele traktują mnie jak trędowatego. Boję się, że jeśli zachorowałbym na AIDS, to winą za to obarczyłbyś mnie samego i odwróciłbyś się ode mnie. Czy mogę ufać takiemu przyjacielowi?
Po prostu się boję. Nie wiem, w jakim stopniu zaraźliwy jest wirus wywołujący AIDS ani jak się przenosi. Z tego, co czytałem, wynika, że nikt tego do końca nie wie. Wiem natomiast, że choroba AIDS jest śmiertelna, że najbardziej narażeni są homoseksualiści i że ty jesteś homoseksualistą. Jestem rozdarty między przyjaźnią do ciebie i strachem przed chorobą. Nie wiem, co powinienem robić, ale ty nie jesteś to osobą, która powinna mi o tym mówić.
Na temat polityki lesbijek
Lesbijstwo nie jest kwestią seksualną, ale polityczną. Każda kobieta powinna nazywać się lesbijką, podkreślać swą kobiecą tożsamość i odrzucić każdy przejawy ma-skulinizmu. Kobiety, które kochają mężczyzn i żyją w zwykłej rodzinie, wzmacniają władzę patriarchalną i przyczyniają się do dyskryminacji kobiet. Prawdziwe przyjaźnie między kobietami mogą istnieć jedynie w społecznościach lesbijs-kich. Jeśli nie zaakceptujemy lesbijstwa jako tożsamości pozytywnej, to pojęcie to będzie używane do negatywnego określania wszystkich kobiet, które nie są zależne od mężczyzn.
Popieram prawa lesbijek, a nawet ich separatyzm, jeśli im na nim zależy. Myślę, że matki-lesbijki powinny mieć prawo do tego, by wychowywać swoje dzieci. Jestem przeciwny potępianiu i dyskryminacji lesbijek. Wierzę, że feministki lesbijki i feministki heteroseksualne mogą działać wspólnie i być przyjaciółkami, jednak nie podoba mi się polityczna bojowość lesbijek i ich „nawracanie". Nie podoba mi się także wasza postawa wobec heteroseksualistów, mówiąca „jesteśmy bardziej radykalni niż wy". Podobnie jak wy uważam, że to, co robię ze swoim ciałem, to moja sprawa.
Na temat akceptacji
Chcecie, żebym zachowywał się jak hete-roseksualista wtedy, gdy uważacie, że pokazanie się z przyjacielem homoseksualistą jest krępujące. Ale ja nie mam zamiaru zmieniać sposobu mówienia czy ubierania się tylko po to, by zadowolić moją rodzinę czy przyjaciół. Nie chcę, żeby traktowano nas jak gorszą parę, kiedy z moim partnerem wybieramy się gdzieś
Nie chcesz zrozumieć jak trudno jest wytłumaczyć dziecku albo osiemdziesięcioletniemu dziadkowi styl życia homoseksualistów. Sprawiasz, że w towarzystwie z twoich modnych i wyzwolonych przyjaciół--gejów czuję się jak głupek. Traktujecie małżeństwa heteroseksualne jak Pana i Panią Nijakich, tak jakby jedyne prawdziwe uczucie mogło istnieć tylko w związkach z tobą i twoją „drugą połową". Jeśli wy możecie całować się i trzymać za ręce w miejscach publicznych, to my też chcemy okazywać sobie uczucia w taki sposób. Jeśli heteroseksualiści zadają sobie pytania w rodzaju: jak się poznaliście, jak długo jesteście ze sobą, my też chcemy być o to pytani.
..nr. ifiwc"-'!.•... n homoseksualnych. Twoi przyjaciele sprawiają, że na terytorium gejów czy podczas imprez politycznych w obronie praw gejów czuję się niechciany. Patrzycie z góry na wszystkich heteroseksualistów, zanim ich poznacie. Trudno jest być twoim przyjacielem, jeśli nie mogę nawet przedstawić cię innym ludziom bez poczucia, że jesteś ich wrogiem i że będziesz oceniał każde ich słowo.
Przyjaźń między pełnosprawnymi i niepełnosprawnymi
Wśród Amerykanów ponad 36 milionów jest niepełnosprawnych. Może to być zaburzenie słuchu, mowy, widzenia, chodzenia, poruszania się czy myślenia. Jednak tylko nieliczni są tak wrażliwi na doświadczenia owej populacji jak ci, których najbliżsi przyjaciele są dotknięci takimi ograniczeniami.
„W zeszłym tygodniu - opowiada Barbara Spring - poszłam do hotelu w centrum miasta na drinka z przyjaciółką poruszającą się na wózku inwalidzkim. Było oczywiste, że w tym hotelu nie przywiązywano wagi do tego, by niepełnosprawni czuli się tam dobrze, gdyż musiałyśmy czekać na przystosowaną dla nich windę przez pół godziny. Każdy, kto czeka na coś z osobą niepełnosprawną, dziwi się, ile czasu spędzają oni czekając".
„Kiedy byłam na studiach doktoranckich, miałam przyjaciela, który cierpiał na porażenie mózgowe - wspomina Rena Gropper. - Ponieważ mówił bardzo powoli i z widoczną trudnością, wszyscy myśleli, że jest po prostu głupi i zawsze mu przerywali. Dopiero gdy pozwalano mu skończyć, okazywało się jak błyskotliwe i oryginalne były jego pomysły".
Terry Kegan, który jest tłumaczem języka migowego, zaprzyjaźnił się z wieloma niesłyszącymi, a nawet przez dwa lata mieszkał ze swym niesłyszącym współpracownikiem. „Jeśli oni nie rozumieją, co my mówimy, to nie dlatego
- stwierdza - że są mniej inteligentni, ale dlatego, że nie widzą nas en face, albo dlatego, że nie umiemy posługiwać się językiem migowym". Kegan uważa, że każdy normalnie słyszący człowiek powinien znać sto podstawowych słów w amerykańskim języku migowym. „Ten cudowny język był w przeszłości zaniedbany. Niesłyszących zmuszano do tego, by używali normalnej mowy, czytania z ust i aparatów słuchowych, tak by nie było widać, iż są niepełnosprawni, by «pasowali» do reszty społeczeństwa. Kiedy próbowali migać, bito ich po rękach. Pozbawiło ich to znakomitej metody komunikacji. Głuchota nie jest patologią
- jest innością. Kiedy ignorujemy głuchotę niesłyszących, ignorujemy niejako ich tożsamość".
Osoby pełnosprawne stają się ostatnio coraz wrażliwsze na użycie pewnych powiedzonek, które brzmią dla nich jak rasistowskie epitety, na przykład „wiódł ślepy kulawego" czy „mówi jak ślepy o kolorach". Niektórzy uważają, że samo określenie „inwalida" jest poniżające, ponieważ nasuwa skojarzenia ze słowem „bezwartościowy". Pewien niepełnosprawny mężczyzna mówi: „To nie ja jestem
555
bezwartościowy, to postawy ludzi wobec mnie próbują pozbawić mnie wartości". Merle Froschl, pełnosprawna członkini organizacji Kobiety i Niepełnosprawność, wskazuje na to, że przeciwieństwem określenia „niepełnosprawny" jest określenie „pełnosprawny". Ludzie niepełnosprawni są oburzeni, kiedy porównuje ich się z „normą", wynika bowiem z tego, że są „nienormalni", a wszyscy inni są doskonali. Sam termin „pełnosprawny" też wywołuje pytania: Sprawny w jakim stopniu? Aby przebiec maraton? By widzieć bez okularów? Czy to wszystko nie jest względne?
Przez pewien czas używany był termin „sprawni inaczej", jednak, jak twierdzi Helen Rousso, psychoterapeutka cierpiąca na porażenie mózgowe - „takie określenia sprawiają, że czuję, jakbym miała coś do ukrycia". Rousso podkreśla: „Najbliżsi przyjaciele czasami myślą, że sprawiają ci przyjemność używając eufemizmów albo mówiąc «Nigdy o tobie nie myślę jako o osobie niepełnosprawnej». Nie chcą zaakceptować mojej niepełnosprawności, bo myślą, że jest to coś negatywnego. Tymczasem ja staram się traktować ją jako pewną istotną część mnie samej. Określa mnie coś więcej niż tylko moja niepełnosprawność i nie chcę, żeby moi przyjaciele dostrzegali we mnie tylko ową stronę. Jest ona jednak bardzo widoczna, tak jak kolor oczu. Chcę, żeby moi przyjaciele po prostu docenili i zaakceptowali mnie taką, jaka jestem".
Chodzi tu o nie o to, że istnieje jakiś „właściwy" sposób rozmawiania z ludźmi niepełnosprawnymi, ale o to, że przyjaźń niesie ze sobą zobowiązanie, by „znać swoich przyjaciół", ich wrażliwe punkty i ich preferencje. Wymaga także rozeznania, które słowa mogą ich urazić, oraz wiedzy, kiedy i jak pomóc im zrobić coś, czego sami zrobić nie mogą.
„Każda osoba niepełnosprawna informuje o tym, czego potrzebuje - mówi Froschl. - Jedna z moich niewidomych przyjaciółek pozwala, bym ujęła jej ramię przy przejściu przez ulicę, podczas gdy inna woli dawać sobie radę sama z pomocą laski. Nauczyłam się nie czynić automatycznie żadnych pomocnych gestów wobec niepełnosprawnych, gdyż często czują oni wówczas, że traktuje się ich protekcjonalnie".
„Czasem potrzebuję, by ktoś na przykład nalał mi śmietanki do kawy, ale w naszej kulturze proszenie o pomoc nie jest dobrze widziane" - mówi Rousso. Dodaje, że problemy kobiet z niezależnością są jeszcze intensyfikowane przez niepełnosprawność. „Muszę czuć, że jestem z kimś bardzo blisko, zanim otwarcie powiem, czego potrzebuję. Muszę być pewna, że jego reakcje nie sprawią, iż oboje poczujemy się poniżeni. Dla niektórych ludzi takie problemy są źródłem zbyt dużego lęku".
Lęk związany z nieznanym daje się rozproszyć wraz z redukcją obcości, z poznawaniem. Być może wyjaśnia to, dlaczego tak wiele przyjaźni między osobami niepełnosprawnymi i sprawnymi zawiązuje się wśród uczniów tej samej klasy albo współpracowników, którzy spędzają ze sobą wiele czasu.
„Niektórzy potrafią radzić sobie z czyjąś niepełnosprawnością, a inni tego nie potrafią — mówi Phil Draper, po wypadku samochodowym dotknięty porażeniem wszystkich kończyn. - Jeśli nie potrafią - co widać po tym, że w naszej obecności cichną albo mówią w nerwowy sposób czy unikają naszego wzroku - wtedy cały ciężar nawiązania relacji spoczywa na nas. Potrzebujemy przyjaciół, którzy nie będą traktować nas jak dziwaczne, aseksualne dzieci drugiej kategorii, ani nie
556
będą oczekiwać, że jesteśmy jakimiś «Superkalekami» - czyli niepełnosprawnymi, którzy dokonują cudów, pracując nad sobą jak wariaci, by stać się znów sprawni. [...] Chcemy po prostu, by akceptowano nas takimi, jakimi jesteśmy".
Akceptowanie przyjaciół takich jak Phil Draper wymaga od osoby sprawnej konfrontacji z własnym nieświadomym strachem przed chorobą i śmiercią. Wyniki pewnej ankiety pokazują, że 80 procent osób sprawnych deklaruje, że nie czuliby się niezręcznie mając za przyjaciela osobę poruszającą się na wózku inwalidzkim. Jednak „poruszanie się na wózku" znalazło się na trzecim miejscu, po „byciu niewidomym" i „byciu niesłyszącym i niezdolnym do mówienia", jako przypadłość, którą badani najbardziej baliby się być dotknięci13. Jeśli boimy się, że przydarzy nam się to samo co naszemu przyjacielowi, ten strach przenika w pewien sposób naszą przyjaźń.
Ludzie nie dotknięci żadnymi ułomnościami muszą odrzucić kult doskonałości. Ludzie niepełnosprawni nie „wyzdrowieją", gdyż nie są „chorzy". Zwykle są to zdrowi ludzie, którym nie pozwala się w sposób pełny funkcjonować w naszym społeczeństwie — w roli przyjaciół czy jakiejkolwiek innej.
„Podstawą przyjaźni jest umiejętność komunikacji - mówi Judy Heumann, pierwsza osoba po polio, która zdobyła uprawnienia nauczycielskie w Nowym Jorku, a obecnie jest przewodniczącą ruchu na rzecz praw niepełnosprawnych. - Jednak bariery takie jak niedostępność wielu domów sprawiają, że trudno jest nam po prostu «wpaść» do kogoś. Spontaniczność to jest coś, na co osoby niepełnosprawne mogą pozwolić sobie bardzo rzadko, a co osoby sprawne uważają za oczywiste.
Coraz więcej miejsc publicznych ma podjazdy i łazienki przystosowane dla ludzi na wózkach inwalidzkich, jednak większość życia towarzyskiego nadal toczy się w miejscach niedostępnych. Jeśli wiem, że będę musiała być wnoszona po schodach albo że nie mogę wypić koktajlu, bo nie mogę skorzystać z łazienki, prawdopodobnie w ogóle nie zdecyduję się pójść. Jednym z aspektów, jakie biorę pod uwagę oceniając moich przyjaciół, jest to, czy poświęcili czas i pieniądze, aby uczynić swój dom dostępnym dla ludzi na wózkach. Po tym można poznać ich wrażliwość i zrozumienie dla mnie.
Dobrzy przyjaciele są świadomi tego, że sala teatralna czy koncertowa musi być odpowiednio przystosowana, jeśli mamy się tam razem wybrać, i podzielają mój gniew i frustrację, jeśli tak nie jest. Rozumieją, dlaczego nie lubię dużych przyjęć, na których wszyscy stoją, a ja jestem na wysokości ich siedzeń. Czuję się lepiej w grupie, gdy inni siedzą podczas rozmowy. Nie mogę udawać, że w czymś uczestniczę, jeśli nie słyszę dobrze rozmów. Nie chcę jednak, aby mnie pomijano przy zaproszeniach na duże przyjęcia, chcę tylko, by ludzie byli wrażliwi na moje potrzeby.
Bez pomocy nie mogę gotować, sprzątać, prowadzić samochodu, pójść do łazienki czy ubrać się. Zatrudniam płatną pomoc do większości z tych rzeczy, ale czasem muszę poprosić o coś przyjaciela, a to daje wiele okazji do odrzucenia
*13 L. M. Shears, C. J. Jensema, Social Acceptability of Anomalous Persons, „Exceptional Children", październik 1969.
557
mnie. Czasem najlepszymi przyjaciółmi okazują się ci, którzy też są niepełnosprawni, ale w inny sposób niż ja. Mogę pomóc niewidomej kobiecie, czytając jej, opiekując się dziećmi lub prowadząc ją po mieście, a ona może wykonać te wszystkie czynności, których ja nie mogę. I nie musimy wcale być wdzięczne sobie nawzajem za pomoc - po prostu ją akceptujemy". [...]
Przyjaźnie między ludźmi w różnym wieku
Mam 46 lat a mój mąż 51. Do grona naszych przyjaciół należą dwie pary w wieku naszych rodziców. Jedna z kobiet, poetka, zawsze jest na bieżąco, jeśli chodzi o protesty polityczne czy nowych obiecujących pisarzy. Kiedyś spędziłyśmy razem miesiąc na warsztatach pisarskich. Druga kobieta - równie energiczna i oczytana jak wszyscy nasi przyjaciele - także jest zaangażowana w postępowe ruchy społeczne. Mężowie obu tych pań mają za sobą zagrażające życiu choroby, jednak ten z chorobą serca jest błyskotliwym prawnikiem specjalizującym się w prawie obywatelskim, a ten, który przeszedł wylew, nagradzanym pisarzem, obdarzonym niezwykłą wyobraźnią. Pierwszy nauczył naszego pięcioletniego syna gry w szachy. Drugi zachęcał nasze córki, by pisały opowiadania, od kiedy nauczyły się czytać. Obaj stali się wspaniałymi zastępczymi dziadkami.
Kiedy opisałam owe pary komuś w moim wieku, powiedział: „Oczywiście, łatwo jest przyjaźnić się z interesującymi ludźmi, ale co z tymi nudnymi?" Odpowiedź brzmi: skoro nie zawiązuję przyjaźni z nudnymi młodymi ludźmi ani z nudnymi ludźmi w średnim wieku, dlaczego miałabym się przyjaźnić ze starszymi nudnymi osobami? A swoją drogą dlaczego on od razu myśli o ludziach starszych jako o osobach nieinteresujących? Być może sedno problemu z przyjaźniami przekraczającymi granice wieku tkwi w tym podwójnie fałszywym założeniem. Po pierwsze, myślenie, że „powinniśmy" przyjaźnić się ze starszymi ludźmi - jako pewną kategorią - oznacza brak szacunku dla ich indywidualności i tym samym dewaluuje ich przyjaźń. A po drugie, zakładanie, że ci, którzy są młodzi albo w średnim wieku, są na pewno bardziej interesujący i atrakcyjni niż ludzie po 65 roku życia, podtrzymuje ten standard oczekiwań, który pozbawia młodszych ludzi przyjaciół takich jak nasi.
Dyskryminacja wiekowa jest zjawiskiem szkodliwym dla ludzi w każdym wieku. A zaczyna się wcześnie: badania pokazują, że już trzyletnie dzieci spostrzegają starsze osoby jako chore, zmęczone i brzydkie i nie chcą się z nimi bawić14. Starsi także mają uprzedzenia dotyczące zachowania młodych. Niektórzy ludzie w wieku siedemdziesięciu lat myślą, że dzieci są lekkomyślne, niewdzięczne, zadają zbyt wiele pytań, trzeba im zawsze mówić, co mają robić, nastolatki natomiast są niedouczone, niecierpliwe i pozbawione dobrych manier15.
i
14 R. K. Jantz i in., Children 's Attitudes Toward the Elderly, University of Maryland Press, 1976.
15 A. G. Cryns, A. Monk, Attitudes of the Aged Toward the Young, „Journal of Gerontology" 1972, l, zob. też: C. Seefeld i in., Elderly Persom' Attitudes Toward Children, „Educational Gerontology" 1982, 8, 4. , .,....,., :, . . .. , ,, . ., -„•,. :»,„,,,>,.,.,.,,.,, , .„,.„..,,-.•
558
Autorzy książki Grandparents, Grandchildren piszą: „Nie powinniśmy winić młodych ludzi za to, że nie są dorośli. By dorosnąć, muszą kontaktować się z dorosłymi"16. Jednak segregacja według wieku izoluje nas od siebie. Bez pożytków płynących z wzajemnych związków mur stereotypów rośnie, cegła po cegle, aż staje się tak wysoki, że przesłania prawdziwych ludzi mieszkających po drugiej stronie.
Innym poważnym problemem jest zła komunikacja. Rozmowy między młodymi i starymi często załamują się dlatego, że „różnice sensoryczne, fizyczne i poznawcze" powodują „zniekształcenia, niemożność przekazu i społeczną niezręczność"17. Jest to skomplikowany sposób powiedzenia, że młodsi i starsi nie rozumieją się nawzajem. Każdy, kto kiedykolwiek rozmawiał z młodzieńcem, którego zakres uwagi równa się długości reklamy telewizyjnej, albo z osobą starszą, której myśli wędrują do śnieżycy w czterdziestym ósmym roku, kiedy zapytamy ją o to, jak się dziś ubrać, rozumie, jakie problemy mogą stwarzać style komunikacji każdej generacji.
Jednak stereotypy i trudności komunikacyjne nie wyjaśniają w pełni istnienia przepaści między młodymi i starymi. Brakującym ogniwem jest jeszcze postrzeganie jako atrakcyjnych tylko osób podobnych do nas samych. Ci, którzy doświadczają tego samego w tym samym czasie, znajdują wzajemne wsparcie, gdyż mają te same problemy, potrafią też zaspokoić wzajemnie swoje potrzeby. A zwykle ludzie w podobnym wieku mają takie same doświadczenia związane z zarabianiem pieniędzy, budową domu, wychowaniem dzieci i innymi wydarzeniami cyklu życiowego.
Ludzie w tym samym wieku podzielają także pewien punkt widzenia na wydarzenia historyczne i kulturalne. Dwoje sześćdziesięciopięciolatków oglądających film o wielkim kryzysie czy drugiej wojnie światowej może wymienić się wspomnieniami i reakcjami emocjonalnymi niedostępnymi dla trzydziestolatka, który nie przeżył owych życiowych kataklizmów. I chociaż możliwe, że osiemnas-tolatek i siedemdziesięciopięciolatek obaj będą lubili Vivaldiego, to ich wspólna miłość do Bruce'a Springsteena jest raczej mało prawdopodobna.
Badania Claude'a Fischera pokazują, że ponad połowa wszystkich partnerów nie różni się wiekiem więcej niż o pięć lat. Owa różnica jest jeszcze mniejsza (około dwóch lat), jeśli związek datuje się od czasów ich młodości, kiedy różnica wieku jest najbardziej znacząca i kiedy miejsca, w których spotyka się młodzież - szkoły, obozy, wojsko, pierwsze prace - podlegają ścisłej segregacji wiekowej. W przeciwieństwie do obiegowych opinii, starsi ludzie, tak jak my wszyscy, wolą przyjaciół w swoim wieku. Im więcej jest starszych ludzi w danej społeczności tym większe prawdopodobieństwo, że każdy z nich będzie miał większość przyjaciół w swoim wieku. Co więcej - choć trudno w to uwierzyć - większość
16 K. L. Woodward, A. Kornhaber, Grandparents, Grandchildren: The Vital Connection, Doubleday, Anchor Press, 1981; cyt. za „Youth is Maturing Later", New York Times, 10 maja 1985.
17 L. J. Hess, R. Hess, „Inclusion, Affection, Control: the Pragmatics of Intergenerational Communication". Artykuł przedstawiony na konferencji „Communication and Gerontology" Speech
Communication Association, lipiec 1981.
559
starszych ludzi twierdzi, że posiadanie bliskich ludzi wśród osób w tym samym wieku jest dla nich ważniejsze niż posiadanie rodziny.
Skoro preferencja związków z podobnymi nam ludźmi jest tak powszechna, to dlaczego w ogóle zajmuję się przyjaźniami przekraczającymi granice generacyjne? Dlatego że jeśli już się zawiążą, mogą być czymś bardzo dobrym - zarówno dla osób w jednym wieku, które przechodzą przez te same doświadczenia w tym samym czasie, jak i dla osób w różnym wieku, które potrafią cieszyć się swymi różnicami.
, • 38-letnia kobieta spotyka 22-letnich studentów na zajęciach w szkole prawniczej.
• Para czterdziestolatków podczas zajęć szkoły rodzenia zaprzyjaźnia się z przyszłymi rodzicami dwadzieścia lat od nich młodszymi.
• Trzech mężczyzn narzeka na wysokie czesne na uniwersytecie; dwóch jest w śred-• nim wieku, po czterdziestce, trzeci jest sześćdziesięciolatkiem, który płaci za edukację swoich wnuków.
Przyjaźni przekraczające granicę wieku stają się coraz częstsze, gdyż Amerykanie przestali rygorystycznie przestrzegać czasowego schematu pobierania się, rodzenia dzieci i podejmowania decyzji o karierze.
Są jednak także inne powody poczucia, że wiek jest w przyjaźni czymś nieistotnym. Czterdziestopięcioletnia Marie Wilson, która pracuje na kierowniczym stanowisku w jednej z fundacji i ma pięcioro dzieci, nastoletnich lub starszych, mówi: „Moje przyjaciółki są niewiele po trzydziestce i mają dzieci poniżej ósmego roku życia. Jednak mnie się wydaje, że mentalnie jestem w ich wieku. Stałyśmy się sobie bliskie, pracując razem nad organizacją pomocy dla biednych. Większość kobiet w moim wieku angażuje się raczej w sprawy lokalnego podmiejskiego życia albo planuje swoje kariery".
Podzielanie zainteresowań może stanowić równie mocną podstawę dla przyjaźni jak przechodzenie w tym samym czasie przez te same życiowe doświadczenia. Jednak bez któregoś z tych cementujących elementów różnica wieku może być trudną do pokonania przyczyną obcości. Nie chodzi mi o to, żebyśmy zaprzeczali istnieniu tej różnicy, ale raczej abyśmy uwolnili się od czegoś, co Yictoria Secunda nazywa „tyranią założeń na temat wieku"18 i abyśmy rozważyli możliwość wzbogacenia naszego życia dzięki różnicom między nami [...]
Kiedy zostają przekroczone wszystkie owe bariery i dojdzie do spotkań w wielu punktach cyklu życiowego, ludzie w różnym wieku, tak jak ludzie z różnych klas czy żyjący w różnych warunkach, odkrywają, że ci, którzy są pod tak wieloma względami „tacy sami a różni", także mogą być przyjaciółmi.
Pytania przeglądowe •wr^.wiiiioj.tiłjd'* »<Js--ł;»i«.w;j ';.<•;-.'•...• .'u.^-i/.-f <.,'.,-:.•••;
1. Kiedy angażujemy się w związki międzykulturowe, co - zdaniem autorki - musimy wytłumaczyć sobie samym? Sobie nawzajem? Naszym pozostałym przyjaciołom?
2. Co Pogrebin ma na myśli używając wyrażenia: „tacy sami, ale nie do końca"?
V. Secunda, By Youth Possesed: The Denial of Agę in America, Bobbs-Merrill, 1984.
3. W paragrafie znajdującym się przed częścią „Niebezpieczeństwa związane z przekraczaniem granic", autorka czyni rozróżnienie między „podwójną świadomością" a „zaprzeczaniem istnienia różnic". Co oznaczają te dwa terminy?
4. Powyższy tekst zawiera historię o parze białych Amerykanów, którzy proszą swojego czarnego przyjaciela, Billa Tatuma, by zaniósł jedzenie ich czarnoskórej pomocy domowej, mieszkającej w Harlemie. Warunki mieszkaniowe wstrząsnęły Tatumem. Co rasistowskiego było w „hojności" owej pary?
5. Czy podsumowanie, jakie przedstawiła Pogrebin w części zatytułowanej „Debata między homoseksualistami a heteroseksualistami", dobrze oddaje istotę problemu?
6. Dlaczego autorka omawia terminy, których używamy na określenie osób niepełnosprawnych?
7. Powiedz własnymi słowami, co miała na myśli Pogrebin pisząc: „Jeśli boimy się, że przydarzy nam się to samo, co naszemu przyjacielowi, to ten strach przenika w pewien sposób naszą przyjaźń". ,i,, -,, r . •„...
Kwestie do omówienia
1. Który z trzech rodzajów „wyjaśniania" opisanych przez Pogrebin wydaje ci się najtrudniejszy?
2. Autorka twierdzi, że „wielu Amerykanów o ludziach, którzy mają obcy akcent, myśli, iż są ignorantami", oraz że „wielu ludzi z innych grup etnicznych zakłada; jeśli ktoś nie mówi z akcentem, to jest inteligentny". W jaki sposób owo zjawisko przejawia się w wyborze przez stacje telewizyjne prezenterów i reporterów?
3. Być może zaskoczyło cię to, co przeczytałeś tu o związkach między homoseksualistami a heteroseksualistami. Co uzasadnia umieszczenie tego tematu w niniejszej książce?
4. Czy zwykle myślisz o kontaktach z ludźmi niepełnosprawnymi w terminach komunikacji międzykulturowej? Co wynika z myślenia w ten sposób?
5. Jakie problemy napotkałeś w swoich związkach z osobami starszymi? Co z opisu tych relacji przez Pogrebin wydało ci się najbardziej przydatne?
Podczas planowania tego rozdziału zamierzałem najpierw włączyć do niego teksty na temat specyficznych wzorów komunikacyjnych głównych kultur występujących w Stanach Zjednoczonych. Jednak taki pomysł bardzo szybko przestał mi się podobać, ponieważ można wyróżnić tyle kultur, że żadna książka - a już na pewno nie pojedynczy rozdział - nie mogłaby pomieścić takiej kolekcji. Zdecydowałem się więc ograniczyć zaledwie do kilku przykładów.
Pierwszy został opisany przez profesor wydziału kultury afro-amerykań-skiej uniwersytetu stanowego w San Diego. Przedstawia ona pewne cechy języka używanego przez czarnych w Stanach Zjednoczonych. Język ten, przez niektórych zwany czarnym angielskim, jest badany już od kilku dziesięcioleci, jednak pewne jego aspekty zmieniają się tak szybko, że żadne badania nie mogą uchwycić wszystkich szczegółów jego obecnej formy. Shirley Weber koncentruje się na tych cechach owego języka, które zmieniają się wolniej - historii, niektórych formach, jakie przybrał, i sposobach jego funkcjonowania w kulturze czarnoskórych Amerykanów.
561
* Na początku swego artykułu Weber zgadza się z tym, co napisali Gudykunst i Kim: że komunikacja jest kulturą, a kultura jest komunikacją. Według jej określenia: „badanie języka jest badaniem ludzi, którzy nim mówią, i sposobów, w jakie porządkują chaos świata, w którym żyją". Z perspektywy historycznej można stwierdzić, że czarny angielski jest kreolem, czyli mieszanką dwóch lub więcej języków, a konkretnie jest połączeniem angielskiego i języków ludności zachodniego wybrzeża Afryki. Od początku więc odzwierciedlał koncepcje filozoficzne kultury afrykańskiej.
Jedną z tych koncepcji jest przekonanie, że Nommo, czyli potęga słowa, daje ludziom szczególną moc. Wyjaśnia to, dlaczego żywy i barwny język ciągle jest uważany przez wielu Amerykanów pochodzenia afrykańskiego za szczególny wyraz efektywności i statusu społecznego. Wyjaśnia także wzorzec wołanie-i-odpowiedź występujący w czarnym angielskim. „Publiczność słuchająca i reagująca na przekaz - pisze Weber - jest równie ważna jak nadawca, gdyż bez jej «amen» albo «właśnie» mówca nie byłby skuteczny". Ów wzorzec wołanie-i-odpowiedź odzwierciedla także afrykański światopogląd, według którego wszystkie elementy w naturze działają razem, by osiągnąć wspólny cel.
Weber przechodzi następnie do omówienia czterech form, jakie najczęściej przybiera czarny angielski: rappin (rapowanie), runnin' it down (omawianie), dozens (tuziny, czyli wyzywanie) oraz przytaczanie przysłów. Oczywiście znaczenie słowa „rap" zmieniło się w ciągu ostatnich kilku lat, od kiedy rap stał się dominującą formą kultury masowej. Ale nawet gangsta rap i inne obecne trendy są zakorzenione w często jawnie erotycznym tańcu, który - jak wyjaśnia Weber - był początkiem rapu. Omawianie jest formą rapu bez tak mocnych podtekstów seksualnych, ale z podobnym naciskiem na szczegóły. Tuziny, czyli wyzywanie, to słowna wojna na obraźliwe określenia, często toczona żartobliwie. Tak jak poprzednie formy jest często adresowana do przysłuchującej się publiczności, która ocenia każdą odżywkę, komentując jej jakość i skuteczność. Ostatnia forma, o jakiej pisze Weber, to przytaczanie przysłów. Polega ona na tym, że uczestnicy konwesacji wplatają w swoje wypowiedzi takie przysłowia, jak „God don't like ugly" (Bóg nie lubi brzydkich) czy „Don't let your mouth write a check you ass can't cash" (Nie pozwól ustom wypisać czeku, którego twój tyłek nie mógłby zrealizować).
Tekst ten pokazuje, w jaki sposób czarny angielski odzwierciedla rolę mowy w życiu posługujących się nim ludzi. Jak pisze Weber „Powiedzenie, że ktoś jest «all jawed up» albo «smacking on some barnyard pimp», albo «ready to hat» wymaga o wiele większej wyobraźni i inwencji twórczej niż powiedzenie, że ktoś «nie ma nic do powiedzenia», «,je kurczaka» czy «jest gotowy do wyjścia»". Autorka podkreśla także fakt, że czarny angielski nadal jest używany, ponieważ ci, którzy nim mówią, wciąż mają odrębną tożsamość kulturową. Dopóki doświadczenia czarnych będą wyjątkowe
- zwłaszcza jeśli będą oni nadal dyskryminowani i uciskani - czarny angielski będzie potrzebny i będzie się rozwijał i zmieniał, wnt oysf n u.t
588
Na tej podstawie Weber konkluduje, że biali nie powinni podejmować prób nauczenia się czarnego angielskiego. Ci, którzy nie należą do kultury czarnoskórych Amerykanów, powinni uważać istnienie tego języka za wyraz tożsamości kulturowej, a nie dowód wrogości czy braku wykształcenia. „Początkiem budowania zrozumienia między rasami jest zaakceptowanie faktu, że różnica jest tym, czym jest, a więc różnicą, a nie niższością. Równość bowiem nie oznacza bycia takim samym".
Shirley N. Weber v , t , ..-„-iw, ; ,f -j, ,, -t
Potrzeba istnienia:
socjokultur o we znaczenie czarnego angielskiego ri
Shirley N. Weber, s. 220-225 z Intercultural Communication: A Reader, wyd. 7, Larry A. Samovar i Richard E. Porter, Wadsworth Publishers 1994.
„Hey blood, what it is? Ah, Mań, ain't notin to it but to do it". „Huney, I done told ya', God, hę don't lak ugly". ,.Look-a-there. I ain't seen nothin like these economic indicators'
Od rogów ulic po ławki kościelne i sale obrad - wszędzie można usłyszeć czarny angielski, choć nie wszędzie równie często. Ocenia się, że 80 do 90 procent czarnoskórych Amerykanów używa czarnego dialektu przynajmniej od czasu do czasu1. Jednak mimo że jest on używany tak powszechnie przez czarnoskórych Amerykanów na wszelkich poziomach społecznych i ekonomicznych, nadal trwa dyskusja nad jego wartością i dalszym losem. Wiele głosów w tej dyskusji wynika z braku wiedzy i niedoceniania historii czarnego angielskiego i filozofii będącej podstawą jego użycia.
Od czasu publikacji w 1972 roku książki J. L. Dillarda Black English wiele napisano na ten temat. Badania przeważnie koncentrują się na wartości historycznej i lingwistycznej czarnego angielskiego, bardzo niewiele natomiast prac poświęcono komunikacji i funkcjom kulturowym, jakie ów język pełni w społeczności czarnych Amerykanów. Wydaje się oczywiste, że skoro nie uczy się czarnego angielskiego w szkołach, a mimo to jest on szeroko używany, to musi mieć ważne funkcje w społeczności czarnych, specyficzne dla ich doświadczeń w Ameryce. Gdyby ów język nie pełnił tej ważnej roli, byłby jedynie przeżytkiem kulturowym. Każdy język jest bowiem funkcjonalnym narzędziem, które zmienia się i adaptuje
G. Smitherman, Talkiri and Testijyin, Boston, Houghton Miffilin Company, 1972, s. 2.
563
do wymagań kulturowych i technologicznych. (Badania nad ewolucją języka angielskiego i jego ekspansją w ostatnim stuleciu wywołaną akomodacją zmieniających się wartości i postępu technologicznego są dobrą ilustracją tej tezy). Niniejszy artykuł analizuje ową „potrzebę istnienia", czyli znaczenie czarnego angielskiego dla czarnej społeczności.
Język jest modelem kultury użytkownika i modelem adaptacji owej kultury do świata. Wszystkie kultury mają jakąś formę komunikacji lingwistycznej; bez języka społeczność przestałaby istnieć. Zaprzeczenie, że jakiś naród ma swój język wyrażający jego specyficzną perspektywę widzenia świata, jest odebraniem mu człowieczeństwa. Co więcej, badanie języka jest badaniem mówiących nim ludzi i sposobów porządkowania przez nich chaosu świata, w którym żyją. Podobnie więc badanie czarnego angielskiego jest tak naprawdę badaniem ludzi pochodzenia afrykańskiego i ich adaptacji do warunków amerykańskiego niewolnictwa. Smitherman pisze, że czarny dialekt języka angielskiego jest:
„Zafrykanizowaną formą angielskiego odzwierciedlającą afrykańskie lingwistyczno-kulturowe dziedzictwo czarnych Amerykanów oraz warunki niewolnictwa, prześladowań i życia w Ameryce. [...]
Jest mieszanką lingwistyczną, zaadaptowaną do warunków niewolnictwa i dyskryminacji, kombinacją języka i stylu splecioną nierozerwalnie z kulturą afro-amerykańską"2.
Wiele napisano na temat pochodzenia czarnego angielskiego i mimo że można sądzić, iż ta kwestia jest przez lingwistów rozwiązana, reszta świata nadal wydaje się pielęgnować fałszywe sądy. Zasadniczo istnieją dwa poglądy: jeden głosi, że w rozwoju tego języka obecne były wpływy afrykańskie, a drugi, że nie. Ci, którzy odrzucają tezę o afrykańskim wpływie, utrzymują, że mieszkańcy Afryki przybyli do Stanów Zjednoczonych i próbowali mówić po angielsku. Jednak z powodu braku pewnych intelektualnych i fizycznych atrybutów nie udawało im się to. Hipoteza ta nie odwołuje się wcale do struktury fonologicznej i gramatycznej języków Afryki Zachodniej, by szukać podobieństw. Nadaje mieszkańcom Afryki szczególną pozycję, inną niż pozostałym imigrantom w Ameryce. Dla każdej innej grupy podaje się powody lingwistyczne innej wymowy czy innej budowy zdań. Gdy więc Niemiec mówił „zis" zamiast „this", Ameryka rozumiała. Ale gdy Afrykanin mówił „dis", nikt z wyznawców tej teorii, - nie wpadł na pomysł, że dzieje się tak dlatego, iż kombinacja głosek taka jak „th" nie istnieje w językach afrykańskich.
W przeciwieństwie do tej hipotezy, uznającej czarny angielski za dialekt, stoi hipoteza mówiąca, że w wyniku kontaktu między mieszkańcami Afryki i Europejczykami wytworzyły się nowe języki łączące wpływy obu grup. Języki takie przybierały rozmaite odmiany w zależności od tego, czy ze strony europejskiej był to wpływ portugalskiego, francuskiego czy angielskiego. Istnieją dowody, że były używane na zachodnim brzegu Afryki już w XVI wieku (zanim rozpoczął się handel niewolnikami). Hipoteza ta została także poparta wynikami badań nad języka-
Tamże, s. 3.
mi afrykańskimi, które demonstrują gramatyczne, fonologiczne i rytmiczne podobieństwa z czarnym angielskim. Hipoteza, w myśl której czarny angielski uznaje się za rodzaj kreolu, głosi więc, że mieszkańcy Afryki zareagowali na język angielski tak samo jak na każdy inny - czyli używając fonologicznych i gramatycznych konstruktów swojego języka ojczystego.
Przyjęcie hipotezy kreolizacji języka jest pierwszym krokiem na drodze ku poprawieniu komunikacji z czarnoskórymi Amerykanami. Jednak do pełnego zrozumienia i docenienia czarnego angielskiego i jego funkcji w społeczności czarnych konieczne jest zrozumienie ogólnych zasad filozofii afrykańskiej dotyczącej języka i komunikacji oraz sposobów ich zastosowania w różnych stylach i formach komunikacji czarnych.
W książce Janheinza Jahna Muntu przedstawione są podstawowe nurty filozofii afrykańskiej, co daje ogólny przegląd kultury tego kontynentu. Co istotne, mimo że filozofie wyznawane przez poszczególne grupy Afrykanow różnią się od siebie, niektóre podstawowe pojęcia można znaleźć w większości z nich. Jedną z naczelnych zasad jest wiara, że istnienie każdej rzeczy ma swój powód. Nic nie istnieje bez powodu ani bez konsekwencji. Zasada ta stanowi podstawę wyjaśnienia czterech podstawowych elementów życia, czyli Muntu - ludzie; Kintu - rzeczy; Hantu - miejsce i czas; oraz Kuntu - modalność. Owe cztery elementy nie są stałymi obiektami, lecz raczej siłami, które wywierają swój wpływ i mają konsekwencje. Przykład z zakresu Hantu: zachód nie jest po prostu miejscem zdefiniowanym przez lokalizację geograficzną, ale siłą, która wpływa na wschód, północ i południe. Termin „świat zachodni" oznacza zatem sposób życia, który albo dopełnia albo stanowi wyzwanie dla innych stylów życia. Zachodni świat postrzegany jest jako siła, a nie jako miejsce. (Podobnie jest z pozostałymi trzema elementami).
Muntu, czyli człowiek, tym odróżnia się od pozostałych trzech elementów, że posiada Nommo, czyli magiczną moc słowa. Bez Nommo nic nie istnieje. W konsekwencji ludzkość, która posiada Nommo, staje się panem wszystkich rzeczy.
„Cała magia jest magią słowa, zaklęcia i egzorcyzmy, błogosławieństwa i przekleństwa. Przez Nommo, słowo, człowiek staje się panem rzeczy. [...]
Gdyby nie było słowa, wszystkie siły zatrzymałyby się w bezruchu, nie byłoby prokreacji, zmiany, ani życia. [...] Słowo bowiem ustala bieg rzeczy, a także zmienia je i przekształca. A ponieważ ma taką moc, każde słowo jest słowem sprawczym, każde słowo zobowiązuje. A Muntu jest odpowiedzialny za swoje słowo3". i * >i i ;\ 'i i>rilt •<,",<<
Nommo jest obdarzone taką mocą i tak poważane w społeczności czarnych, że tylko ci, którzy umieją się posługiwać słowem, mogą zostać przywódcami. Jedną z najważniejszych cech przywódcy w społeczności czarnych jest umiejętność wyrażenia potrzeb swojego ludu w sposób jak najbardziej elokwent-ny. A ponieważ Muntu jest siłą kontrolującą Nommo, które ma moc i konsekwen-
3 J. Jahn, Muntu, New York, Grove Press, Inc., 1961, s. 132-133.
565
cje, mówca musi umieć generować ruch i moc w swoich słuchaczach. Jednym ze sposobów osiągnięcia tego celu jest używanie barwnego i żywego języka. Mówi się, że z pięciu kanonów języka Inventio, czyli inwencja, jest w czarnym angielskim najważniejsza. Molefi Asante nazwał to „the coming to be of the novel", czyli tworzeniem nowego. Nawet jeśli przekaz się nie zmienia, analogie, historie, obrazy i tak dalej, muszą być świeże, nowe i żywe.
Nic nie istnieje bez Nommo, a więc i ono jest siłą budzącą poczucie wspólnoty pomiędzy tymi, którzy się komunikują - do tego stopnia, że mówca i jego słuchacze stają się jednym jako nadawcy i odbiorcy przekazu. Publiczność słuchająca i reagująca na przekaz jest więc równie ważna jak nadawca, gdyż bez jej „amen" albo „właśnie" mówca nie byłby skuteczny. Owa gra między mówcą a słuchaczami jest określona jako „wołanie-i-odpowiedź" i jest częścią afrykańskiego światopoglądu, według którego wszystkie elementy i siły są ze sobą powiązane, a nawet nierozróżnialne. Działają razem, by osiągnąć wspólny cel i stworzyć owo poczucie wspólnoty między mówcą a słuchaczami.
Ta różnica między białymi i czarnymi ostatnio ujawniła się bardzo wyraźnie podczas prowadzonego przeze mnie wykładu na temat historii afro-amerykańskiej. W trakcie wykładu jedna z moich bardziej elokwentnych czarnych studentek zaczęła odpowiadać na mój przekaz zachęcającymi komentarzami, takimi jak „dobrze", „jaśniej", „tak właśnie" i „ucz". Wkrótce dołączyło do niej kilku innych czarnych studentów, którzy wygłaszali podobne komentarze. Zauważyłam, że to zaskoczyło i zdezorientowało niektórych białych studentów. Kiedy ich o to później zapytałam, odpowiedzieli, że nie są przyzwyczajeni do tego, by w tym samym czasie mówiła więcej niż jedna osoba. Uważali, że niektóre z owych komentarzy były denerwujące i przeszkadzające. Na mnie, jako wykładowcę, działały one ożywczo i inspirująco. Studentce, która zainicjowała owe komentarze, reagowanie na to, co mówiłam, nie przeszkadzało w rozumieniu i nie uważała, że zachowuje się „nieuprzejmie".
Kolejną cechą mowy czarnoskórych Amerykanów, poza słowotwórczą inwencją mówcy i dynamizmem komunikacji, jest rytmiczność. Ma ona cechy języków afrykańskich, zachowując wzorzec spółgłoska-samogłoska-spółgłoska-sa-mogłoska. W celu osiągnięcia owego efektu, niektóre sylaby są przeciągane i mocniej akcentowane, inaczej niż w standardowym angielskim, na przykład DE-troit. Ów wzorzec rytmiczny jest przyswajany wcześnie przez młodych czarnoskórych i jest wzmacniany przez różne style.
Po tym krótkim wprowadzeniu w historyczne i filozoficzne podstawy czarnego angielskiego możemy przyjrzeć się niektórym najczęściej używanym stylom i ich roli w życiu Afro-Amerykanów. Wśród stylów świeckich najpowszechniejszym jest rappin, czyli rapowanie. Obecnie termin ten używany jest przez białych na określenie po prostu mówienia, jednak początkowo oznaczał dialog między mężczyzną i kobietą, w którym intencją mężczyzny jest zdobycie względów kobiety. Sukces mężczyzny w rapowaniu zależy od tego, czy potrafi tworzyć na tyle interesujące odżywki, aby kobieta chciała usłyszeć ich więcej. Mimo iż zna ona jego intencje, rytuał nadal jest kontynuowany. Jeśli rap jest słaby, mężczyzna prawdopodobnie nie zyska względów kobiety. ,
566
Ludziom spoza tego kręgu kulturowego rapowanie może nie wydawać się stylem ważnym w społeczności czarnych. Tak jednak nie jest - rap jest ważny dla większości czarnoskórych, gdyż w jakimś momencie życia prawie każdy, mężczyzna c/y kobieta, znajdzie się w takiej sytuacji, w której się rapuje. W społeczności czarnych rapowanie jest bowiem równoznaczne z zalotami, w ten sposób mężczyzna przedstawia się kobiecie i jest to - według rytuału - przez nią oczekiwane. Nie wszyscy mężczyźni ze społeczności czarnych osiągną pozycję przywódcy, gdyż tylko niektórzy dysponują odpowiednimi umiejętnościami językowymi, ale prawie każdy musi się nauczyć „rapować" wobec kobiety.
Tak jak inne formy mowy czarnych, rap jest rytmiczny i tak jak one ma ważne konsekwencje. Tylko dobry raper zdobywa kobiety. Jako mistrz Nommo rapper tworzy, motywuje i powoduje zmiany za pomocą słów. Wymaga to od niego wyobraźni i umiejętności natychmiastowego reagowania zarówno na pozytywne, jak i negatywne bodźce. Na przykład:
R: Hej, Mamuśka, jak się masz? , ,,
S: Dobrze.
R: Taaak, tak też mi się zdaje (mierzy ją wzrokiem od stóp do głów). Powiedz, masz męża?
S: Tak.
R: A czy twój mąż ma żonę? (wnosząc humor i wątpliwość).
Rap wymaga współpracy słuchaczki. Mówiący szuka potwierdzenia, że słuchaczka podąża za jego słowami. Rap jest starym stylem, którego młodzi mężczyźni uczą się wcześnie. Każdy mężczyzna ma swój własny styl rapowania, który dostosowuje do typu kobiety, a nieudany, pozbawiony wyobraźni rap jest w złym guście i często na czarnoskóre kobiety wpływa odstręczająco.
„Runnin' it down" (omawianie) jest formą rapowania pozbawioną podteksu seksualnego. Jest to po prostu bardzo szczegółowe wyjaśnianie czegoś. Mówiący musi plastycznie odtworzyć zdarzenie lub pojęcie w taki sposób, aby między nim a słuchaczem powstała całkowita zgoda i zrozumienie. Mówiący podaje dokładne opisy ludzi, od stóp do głów. Każdy obiekt i każda zmiana akcji jest opisana w jak najbardziej dokładny sposób. Osobie spoza tego kręgu kulturowego może się to wydać nudne albo drobiazgowe. Jednak obowiązkiem mówiącego jest używanie figuratywnego języka, tak by utrzymać uwagę słuchacza. Fragment opowiadania byłego niewolnika z Tennessee demonstruje obrazowość języka używanego w omawianiu:
„Pamiętam jak Mama opowiadała mi o jednym panu, który prawie zagłodził swoich niewolników. Okropnie był skąpy.
Niektórzy niewolnicy byli tak strasznie chudzi, że ich żebra.grzechotały o siebie jak łodygi kukurydzy schnące w gorącym wietrze. Ale kiedyś odbili to sobie podczas jednego świniobicia i było mnóstwo śmiechu, opowiadała Mama"4.
G. Smitherman, Talkin' and Testifyin', s. 156.
567
Omawianie nie jest ograniczone tylko do stylów świeckich. W kazaniu C. L. Franklina The Eagle Stirreth Her Nest prosta historia orlicy - która z początku brana jest za kurczaka, ale potem rośnie i w końcu uwalnia się - staje się dramatem wyraziście prowadzącym słuchacza przez wszystkie koleje losu ptaka. I nawet gdy orlica w końcu wydostaje się na wolność, nie mogąc dłużej znieść życia w klatce, nie odlatuje od razu, lecz przedtem ogląda swój świat, unosząc się na różnych wysokościach. Szczegóły opowiadania są tak wyraziste, że słuchacz może „zobaczyć" i „poczuć" przedstawiane wydarzenia. Na tym właśnie polega styl i efekt omawiania.
Innym powszechnym stylem czarnego języka są „dozens" (tuziny), czyli wyzywanie. Jest to bitwa na słowa, polegająca na przerzucaniu się obelgami. Nazwa „tuziny" została zaczerpnięta z terminologii dotyczącej handlu niewolnikami. Nazywano tak specyficzną technikę sprzedaży stosowaną przez handlarzy. Niepełnosprawni niewolnicy uważani byli za „towar uszkodzony" i sprzedawano ich po dwunastu po niższej cenie. Termin „tuziny" odnosi się do negatywnych cech fizycznych. Dla kogoś spoza czarnego kręgu kulturowego tuziny mogą wydawać się okrutne i brutalne. Jednak dla członków tej społeczności jest to najwyższa forma werbalnej techniki walki i językowej improwizacji. Często pojedynki rozgrywane są żartem.
Przy partii tuzinów zwykle obecna jest grupa słuchaczy, która pełni rolę sędziów oceniających oryginalność, nowatorstwo i humor komentarzy. Słuchacze zagrzewają uczestników do walki komentarzami typu: „Och, tego bym mu nie przepuścił", „Chybiony", „Nieźle", „Kiepsko", które zawierają oceny jakości odżywek i zachęcają do odpowiedzi. Walka kontynuowana jest do aż momentu, gdy zostanie wyłoniony zwycięzca, czyli gdy jeden z zawodników podda się, opuści plac boju, albo poniosą go emocje i będzie chciał rzucić się na przeciwnika. W razie konfrontacji fizycznej wynik utarczki i tak jest zdeterminowany przez wcześniejszą konfrontację werbalną. Tuziny są tak popularne, że pewna grupa rockowa umieściła je nawet na swojej płycie. Oto fragment:
Człowieku, twoja dziewczyna jest taka brzydka, że żeby napić się wody musi się podkradać do szklanki.
r s| Człowieku, ty sam jesteś taki brzydki, że twoja mama musiała zarzucać ci na głowę prześcierad-,«,. ło, żeby sen do ciebie przyszedł. , ł •..,.,,,,.,
Tuziny, tak jak inne formy komunikacji w czarnym angielskim, wymagają od nadawcy tworzenia nastroju. Ten styl bardziej niż inne polega na konfrontacji elokwencji i wywyższa tego, który sprawnie posługuje się Nommo.
Jako ostatni spośród świeckich stylów omówimy przytaczanie przysłów. Przysłowia w społeczności czarnych są traktowane jako narzędzia edukacyjne mające przekazywać wartości i prawdy. Ich powszechne stosowanie wskazuje na szacunek, jaki Afro-Amerykanie mają dla ustnej tradycji w nauczaniu i socjalizacji młodych. Powiedzenia takie jak: „what goes around comes around", „if you mąkę you bed hard you gon lay in it" (jak sobie pościelesz tak się wyśpisz), „God don't like ugly" (Bóg nie lubi brzydkich), „a hard head mąkę a soft behind" (twarda
568
głowa - miękkie siedzenie) używane są w codziennych rozmowach przez czarnoskórych Amerykanów ze wszystkich warstw ekonomicznych i społecznych i z każdym rodzajem wykształcenia. W pewnym momencie życia czarnoskórego dziecka używa się owych powiedzeń, by nauczyć je, czego życie od niego oczekuje i czego ono może oczekiwać od życia. Przedstawiają one prawdę w sposób obrazowy i mniej ofensywny, jak w powiedzeniu „nie odróżniasz ziarna od plew", które jest łagodną krytyką czyjejś niezdolności do odróżnienia rzeczy ważnych od nieważnych. I choć może się wydawać, że przysłowia są statyczne, to jednak ciągle się one zmieniają, a także powstają nowe. Jedno z nowszych odnosi się do sytuacji, w której ktoś kłamie w żywe oczy. Brzmi ono „pee on my head and tell me it's raining" (sika mi na głowę i mówi, że pada). Jeśli zaś ktoś mówi złe rzeczy na twój temat, to możesz powiedzieć: ,,Don't let your mouth write a check you ass can't cash" (Nie pozwól ustom wypisać czeku, którego twój tyłek nie mógłby zrealizować). W społeczności czarnych przysłowia można napotkać we wszystkich grupach społeczno-ekonomicznych, są one przekazywane z pokolenia na pokolenie. Rozmowy nimi okraszone osobom o innym kolorze skóry mogą wydawać się dziwne. Jednak dla czarnych przysłowia są skutecznym sposobem podsumowania wydarzeń i przewidywania ich wyniku, gdyż jako „prawdy" bardzo wcześnie przyswojone są ogólnie akceptowane.
W życiu religijnym, podobnie jak w życiu świeckim, kładzie się bardzo silny nacisk na zdolności twórcze mówiącego. Mówca (kaznodzieja) wywołuje pewne doświadczenia w świadomości słuchaczy, którzy są uczestnikami wydarzenia komunikacyjnego. Duchowny nawołuje, a jego publiczność odpowiada i w pewnym momencie stają się jednym. Duchowny stara się zaktywizować wiernych, a gdy nie okazują zaangażowania, gani ich i krytykuje. Wierni myślą, że dobre kazanie zależy także od nich, od tego, czy zagrzewają duchownego okrzykami „amen" czy „właśnie". A jeśli duchowny powie coś niezgodnego z prawdą, publiczność czuje się w obowiązku, by mu to wytknąć: „Uh, oh, Reb, you done gone too far nów!" (Hej, ojczulku, tu trochę przesadziłeś!).
Język używany przez duchownego, który z reguły posługuje się bardzo dobrze standardowym angielskim, jest przyprawiony wyrażeniami z czarnego angielskiego. Bardzo rzadko usłyszymy termin „Lord", natomiast częściej „Lawd", dlatego, że „Lord" kojarzy się z człowiekiem mieszkającym w wielkim domu, z nadzorcą, „Lawd" natomiast jest przyjacielem, który chodzi między nami, rozmawia i pociesza nas. Relacja między „Lawdem" i ludźmi jest o wiele bardziej osobista niż między nimi a „Lordem".
Mówca może także akcentować słowa, tak jak robi się to w czarnym angielskim. W swoim kazaniu C. L. Franklin powiedział „ejtfra-ordinary sight" (niezwykły widok), akcetując pierwszą sylabę, by zaraz potem poprawić się, demonstrując w ten sposób, że wie, w jaki sposób poprawnie wymówić to słowo. Kazania religijne są z reguły najbardziej dramatyczną formą przemówień i wymagają najwyższego stopnia zaangażowania publiczności. Zawierają wszystkie elementy języka czarnych i są najbardziej afrykańskie ze wszystkich stylów.
569
Czarny angielski i jego różne style świadczą o ogromnym szacunku jaki Afro-amerykanie mają dla słowa mówionego. Język ten często nazywany jest językiem hieroglificznym z powodu niezwykłej wyrazistości obrazów, jakie mówiący tworzy dla słuchacza, opisując zdarzenia albo emocje. Powiedzenie, że ktoś jest „all jawed up", „smacking on some barnyard pimp", czy „ready to hat" wymaga o wiele większej wyobraźni i inwencji twórczej niż powiedzenie, że ktoś „nie ma nic do powiedzenia", „je kurczaka" czy „jest gotowy do wyjścia". Obowiązek uczestnictwa w rozmowie zarówno mówcy, jak i słuchacza także odzwierciedla afrykański światopogląd, który kładzie nacisk na wzajemną zależność wszystkich rzeczy. Wreszcie dynamika komunikacji i odpowiedzialność człowieka jako użytkownika Nommo umieszcza komunikację i słowo mówione w domenie sił, a nie obiektów statycznych. Rytm i strumień języka jest podobny do stylu i przepływu afrykańskiego życia.
Mimo wyjaśnienia wpływu elementów afrykańskich na czarny angielski wiele osób nadal pyta: dlaczego jest on używany? Dlaczego czarni, którzy żyli w Ameryce przez setki lat, nadal mówią tym językiem? Dlaczego ci, którzy mają wyższe wykształcenie, a nawet piszą naukowe artykuły i książki w standardowym języku angielskim, w mowie posługują się owym „czarnym" językiem?
Jest wiele powodów, dla których czarny angielski nadal jest używany. Język wyraża doświadczenie. Jeśli doświadczenia grupy są specyficzne kulturowo, to grupa ta będzie potrzebowała odpowiedniego słownika do ich opisania. Jeśli biali w białych kościołach nie są weseli, to dlatego, że zostali poddani socjalizacji, która wymagała od nich bycia cichymi słuchaczami, nie potrzebują słownictwa, którego używają czarni, aby opisać różne poziomy ich odczuć duchownych. A ponieważ nie mają kręconych włosów, prawdopodobnie ich nie prasują ani nie martwią się o catching up their kitchins. Czarni Amerykanie doświadczają świata inaczej niż inne grupy żyjące w tym kraju, potrzebują więc języka, za pomocą którego mogą komunikować to doświadczenie.
Po drugie, czarny angielski przekracza powierzchowne bariery edukacji i pozycji społecznej. Jest to język, który scala, który tworzy społeczność czarnych, tak że „brat" w trzyczęściowym garniturze od Brooks Brothers może podejść do stojących na rogu ulic wyrostków, powiedzieć „Hey, blood, what it is?" (Hej, człowieku, co jest grane?) i być jednym z nich. Czarny angielski używany przez duchownych przypomina wiernym ich wspólne doświadczenia i walkę (na przykład wyrażenie „I been thur the storm" - Przeżyłem burzę). Dzięki niemu bariery dzielące czarnoskórych zmniejszają się i mogą się oni czuć ze sobą swobodnie. Wspólny kod jest warunkiem tożsamości kulturowej, definiuje bowiem elementy podzielane przez całą społeczność.
Użycie czarnego angielskiego jest wreszcie manifestem politycznym głoszącym, że czarni są potomkami mieszkańców Afryki, którzy pomimo niewoli nie oddali najważniejszej części siebie: swojego języka. Utrzymali kontakt kulturowy pozwalający myśleć i wyrażać myśli w formie innej niż ta, którą narzuca kultura
70
europejska. Jak mówi stare powiedzenie: „The namer of names is the father of things" (ten, kto nazywa, jest ojcem wszystkich rzeczy). To, że czarni w Ameryce zdołali utrzymać własny, żywy język, pokazuje, iż mają oni kontrolę nad tym aspektem życia, jest także dowodem ich determinacji, aby zachować własną kulturę. Używanie czarnego angielskiego jest formą niezgody czarnych na totalną indoktrynację przez białą kulturę Ameryki. Świadome posługiwanie się tym językiem nie jest przejawem braku inteligencji, lecz raczej woli zachowania i ochraniania stylu życia czarnoskórych Amerykanów.
Rozważania te - podjęte w nadziei budowania szacunku dla różnicy kulturowej - mają na celu pogłębienie zrozumienia i akceptacji stylów czarnego angielskiego oraz powodów, dla których czarni mówią tak, jak mówią. Teraz możemy zadać pytanie: co powinno zrobić z tym faktem społeczeństwo? Niektórzy spytają: czy biali powinni uczyć się czarnego angielskiego? Na to pytanie z całą stanowczością należy odpowiedzieć: nie! Czarny angielski nie jest językiem laboratoryjnym i nie można uczyć się go w szkołach. A nawet gdyby biali mogli nauczyć się definicji słów i gramatyki i tak nie nauczyliby się sztuki twórczej ekspresji, której nabywa się w wieku kiedy „sięga się kaczce do kolan". Brakowałoby im elementów rytmu i stylu, mówiliby jak intruzi lub obcokrajowcy.
Wobec takiego języka należy po prostu zachować otwarty umysł i nie oceniać mówiącego według europejskich standardów ekspresji. Jeśli jesteś studentem i podczas zajęć nauczyciel „przynudza", nie „wymiękaj" tylko dlatego, że czarny student powie wtedy „ucz". Zaakceptuj rolę słuchającego uczestnika. A jeśli jacyś „bloods" (czarni) użyją podwójnej negacji albo zechcą grać w tuziny, nie wysnuwaj od razu socjologicznej teorii mówiącej o tym, że na pewno brakowało im w domu silnej ręki i w związku z tym brakuje im kultury i językowej ogłady. Może się bowiem okazać, że są oni autorami twojego szkolnego podręcznika do języka angielskiego.
Użycie czarnego angielskiego nie jest u czarnych żadną patologią. Po prostu Afrykanie przeniesieni do Ameryki są jak kwiat, którego zapach jest inny, ale równie słodki jak zapach pozostałych kwiatów. Początkiem zrozumienia różnic rasowych jest akceptacja tego, że różnica jest tylko tym, czym jest: różnicą, a nie niższością. I tego, że równość nie oznacza identyczności.
Pytania przeglądowe
1. Co rozumie Weber pod wyrażeniem użytym w tytule: „Potrzeba istnienia"?
2. O co chodzi autorce, gdy porównuje reakcje Amerykanów na „this" wymawiane jako „zis" i wymawiane jako „dis".
3. W filozofii afrykańskiej, jaka jest - według Weber - relacja między Muntu i Nommo?
4. Jaka cecha filozofii afrykańskiej przejawia się w stylu czarnego angielskiego zwanym „wołanie-i-odpowiedź"?
5. Z jakich elementów kultury afrykańskiej wywodzi się rytm czarnego angielskiego?
6. Co znaczy termin „tuziny"?
7. Wyjaśnij własnymi słowami trzy powody, dla których czarny angielski jest nadal używany.
Kwestie do omówienia , , > ,
1. Podana przez Weber definicja czarnego angielskiego głosi, że ma on korzenie w „warunkach niewolnictwa, prześladowań i życia w Ameryce...." Biorąc pod uwagę to, co autorka pisze o tym języku, a także własne informacje, przemyśl, jakie cechy czarnego angielskiego szczególnie odzwierciedlają owe korzenie w „warunkach niewolnictwa i prześladowań"?
2. W pierwszym tekście rozdziału 2 zostały omówione trzy podejścia do badania języka: jako systemu, jako działania i jako zupy. Które z nich jest najbliższe podejściu do języka w filozofii afrykańskiej: „Słowo bowiem ustala bieg rzeczy, a także zmienia je i przekształca"?
3. Weber zwraca uwagę na znaczenie słowa mówionego w kulturze afrykańskiej. W kulturach europejskich istnieje raczej kult słowa drukowanego. Jak myślisz, w jaki sposób przejawia się on w sposobie mówienia Europejczyków? (Wskazówka: zwróć uwagę na rytm, pomyśl też o roli logiki).
4. Przez wiele lat ludzie myśleli, że Stany Zjednoczone mogłyby stać się wielkim tyglem, w którym stopią się wszelkie różnice międzykulturowe i wszyscy zostaną zasymilowani w jeden naród. Kiedy stało się oczywiste, że tak się nie stanie, filozofia asymilacji została zastąpiona filozofią różnorodności. Jakie argumenty podaje Weber na poparcie idei „różnorodności" raczej niż „asymilacji"? Co ty myślisz o tych argumentach? Czy zgadzasz się z tym, że ludzie ras innych niż czarna powinni porzucić zamiary nauczenia się czarnego angielskiego i posługiwania nim?
Następny tekst składa się z fragmentów niewielkiej książki opisującej doświadczenia młodego antropologa, Amerykanina o pochodzeniu żydowskim, który pojechał do Maroka, by zamieszkać tam i badać tamtejszą kulturę. Zwróciła mi na nią uwagę Tamar Katriel z Izraela, która studiowała na naszym wydziale komunikację interpersonalną. Tamar zauważyła, że zdarzenie, które opisuje Rabinów, jest doskonałym międzykulturowym przykładem potwierdzenia i braku potwierdzenia.
Potwierdzenie oznacza dostrzeżenie istnienia i znaczenia innej osoby. Ma miejsce wtedy, gdy ktoś przekazuje - werbalnie lub niewerbalnie - komunikat: „Zauważyłem ciebie, liczysz się". Powstaje pytanie, czy jest to ważne we wszystkich kulturach, czy tylko w kulturze zachodniej. Wiemy na przykład, że bezpośredni kontakt wzrokowy, który w kulturze białych oznacza dostrzeżenie kogoś, w innych kulturach (między innymi japońskiej) może być niestosowny i sprawić, że ktoś poczuje się niezręcznie. Nie jest to jedyna różnica.
Tamar zauważyła, że opis konfrontacji Rabinowa z Alim sugeruje, iż owo potwierdzenie jest bardzo ważne nie tylko w kulturze białych, lecz bywa komunikowane w zupełnie inny sposób. Rabinów myślał, że okaże uznanie osobie Alego, jeśli będzie pasywny, akceptujący i podporządkowany. Pewnego razu zdenerwował się na Alego i sądził, że zepsuje to ich wzajemne stosunki. Okazało się jednak, że w kulturze Alego konfrontacja jest bardziej potwierdzająca niż pełna akceptacja i łagodne zachowanie. Byłem zasko-
572
czony, kiedy przeczytałem, że dopiero po tej kłótni i wzajemnym zdecydowanym potwierdzeniu Rabinów i Ali zaczęli rozmawiać o zaangażowaniu Alego w radykalną grupę religijną i o prostytucji - czyli na dwa bardzo intymne tematy.
Poniższy artykuł uzasadnia pogląd, że podstawowe elementy skutecznej komunikacji interpersonalnej - kontakt, potwierdzenie, zrozumienie, jasność, wrażliwość - ważne są w każdej kulturze, jednak sposoby ich komunikowania różnią się znacząco. Innymi słowy, ogólne zasady komunikacji opisywane w tej książce obowiązują nie tylko w zachodnich, białych kulturach, lecz dotyczą wszelkich kontaktów międzyludzkich. Kultury różni sposób wyrażania tych zasad.
Paul Rabinów "•' '" ' ' i'r" '''-"' ' ' ' '*"'
Konfrontacja z Alim
Za: Paul Rabinów, Reflections on Fieldwork in Morocco, s. 40-49. Copyright 1977 The Regents of the University of California.
Ali obiecał, że zabierze mnie na wesele w wiosce Sidi Lahcen Lyussi. Byłem już na kilku podobnych uroczystościach. Najlepsze marokańskie jedzenie, muzykę i ceremonie można było spotkać właśnie tam. Była to przyjemna zmiana rytmu, przerwa w rutynie dnia codziennego. Wesele byłoby dla mnie doskonałą okazją, aby obejrzeć wioskę i aby mieszkańcy wioski obejrzeli mnie.
Tego popołudnia Ali przyszedł do mojego mieszkania. Powiedziałem mu, że nie jestem pewien, czy będę mógł z nim pójść, ponieważ cierpiałem na zatrucie pokarmowe. Ali wyraził swoje szczere rozczarowanie. Najwyraźniej liczył na to, że go podwiozę swoim samochodem, a także że pokaże się wszystkim przybywając z najbardziej interesującym gościem (jeśli nie gościem honorowym).
Kiedy przyszedł następnego dnia, czułem się nieco lepiej. Zapewnił mnie, że nie będziemy tam długo. Zaznaczył, że już wszystko zorganizował i omówił; jeśli nie pojawiłbym się w ogóle, to nie wyszłoby to na dobre żadnemu z nas. Zgodziłem się, ale kazałem mu przyrzec, że zostaniemy tylko przez godzinę, bo nadal nie czułem się dobrze. Obiecał mi to kilka razy, mówił, że wyjdziemy wtedy, kiedy tylko zechcę.
Ali i Soussi przyszli do mnie tego wieczoru, około dziewiątej i wyruszyliśmy na wesele. Już wtedy byłem zmęczony i powtórzyłem wyraźnie Soussiemu, znanemu z tego, że uwielbiał przyjęcia, że zostaniemy tylko chwilę i wracamy do Sefrou. Waxxa, OK? ,ft ....,, !r ...... ,,;,,. , ,.s;.i ,
573
Ściemniało się, kiedy wyjeżdżaliśmy z Sefrou. Kiedy zjeżdżaliśmy z szosy na lokalną drogę, wiodącą do wioski, była już zupełna noc, tak że nie wiedziałem, gdzie jesteśmy, co przyczyniało się do wzrostu poczucia niepewności co do całej wyprawy. Mimo to kiedy dotarliśmy do wioski, byłem podekscytowany. ":. Wesele odbywało się w kilku domach tworzących wspólny kompleks. Bracia po założeniu rodzin wybudowali proste domy z ziemi i zaprawy, teraz stanowiły one połączone zabudowania. Każda część kompleksu była piętrowym budynkiem. Na dole żyły zwierzęta i znajdowały się kuchnie, a pomieszczenia mieszkalne znajdowały się na piętrze, połączone chybotliwymi schodkami. Tej nocy plac otoczony domkami wyścielono słomą, przygotowując go do tańców. Powitano nas i poprowadzono na górę do długiego wąskiego pokoju, pod którego ścianami ułożono poduszki. Pośrodku stało pięć stołów, jeden za drugim. Pomyślałem, to dobrze, że przyszliśmy, to była mądra decyzja. Wszyscy zachowywali się przyjaźnie i zdawali się wiedzieć, kim jestem. Wypiliśmy herbatę i po jakiejś godzinie rozmowy i żartów podano jedzenie na pogiętych, lecz wypolerowanych metalowych tacach. Godzina rozmowy przeszła w przyjaznej atmosferze, choć mój arabski nie pozwalał na poważniejsze konwersacje. Wtedy nosiłem jeszcze brodę, więc padało wiele przyjacielskich żartów sugerujących, że jestem za młody, by ją nosić. Posiłek był prosty, ale dobrze przyrządzony, składał się z duszonego koziego mięsa podanego ze świeżo upieczonym, jeszcze ciepłym chlebem.
Po jedzeniu i jeszcze jednej herbacie zeszliśmy na dół, na podwórzec, gdzie rozpoczęły się tańce. Patrzyłem stojąc w rogu, oparty o kolumnę. Tańczyli oczywiście sami mężczyźni. Ustawili się w dwóch rzędach, twarzami do siebie, z rękami zarzuconymi na ramiona sąsiadów. Między rzędami stał śpiewak z prymitywnym tamburynem. Śpiewając i kiwał się do przodu i do tyłu. Mężczyźni odpowiadali w rytmie uderzeń, dośpiewując zwrotki do zwrotek śpiewaka. Kobiety wyglądały ze swojej części domostwa, gdzie spożywały obiad we własnym gronie. Ubrane były w swoje najlepsze ubrania - kaftany w jaskrawych kolorach. Odpowiadały na zwrotki śpiewaka własnymi zwrotkami, zagrzewając mężczyzn do dalszego tańca. Nie rozumiałem, o czym śpiewają, nie tańczyłem, mój entuzjazm więc nagle opadł. Ali był jednym z najgorliwszych tancerzy i trudno mi było zwrócić na siebie jego uwagę. Wreszcie podczas przerwy, kiedy śpiewak grzał swój tamburyn nad ogniskiem, by skóra lepiej się naciągnęła, podszedłem do Alego i powiedziałem mu uprzejmie, ale stanowczo, że nie czuję się dobrze i że jesteśmy tu już trzy godziny. Poprosiłem go, abyśmy może wracali po następnej turze tańców - była już północ. Oczywiście, odpowiedział, jeszcze tylko kilka minut, nie ma problemu, nie martw się, ja rozumiem.
Godzinę później spróbowałem znowu i otrzymałem taką samą odpowiedź. Tym razem jednak byłem zły i stawałem się coraz bardziej zniecierpliwiony. Czułem się fatalnie. Górskie powietrze stało się całkiem chłodne, a ja nie byłem odpowiednio ubrany. Czułem, że jestem całkowicie na łasce Alego. Nie chciałem się z nim pokłócić, ale także nie chciałem dłużej zostać. Nadal więc mamrotałem pod nosem, ale starałem się uśmiechać do wszystkich, którzy uśmiechali się do mnie.
574
Wreszcie, o trzeciej nad ranem, nie mogłem już dłużej wytrzymać. Czułem się okropnie i byłem wściekły na Alego, ale nie chciałem tego okazać. Zamierzałem wracać, bez względu na konsekwencje. Powiedziałem Soussiemu, że idziemy i że jeśli chce wracać ze mną, to niech znajdzie Alego. Alego jednak nigdzie nie było widać. Soussi poszedł go szukać i wkrótce wrócił do samochodu z uśmiechniętym i zadowolonym Alim. Silnik był zapalony, na znak, że jestem gotowy do drogi. Wsiedli, Soussi z przodu, a Ali z tyłu i ruszyliśmy. Przez pierwsze pięć mil droga nie różniła się właściwie od ścieżki - bez asfaltu, pełna dziur, kręta i gdzieniegdzie stroma. Byłem świeżo upieczonym kierowcą, wciąż jeszcze niepewnym swych umiejętności, całą uwagę koncentrowałem więc na tym, żeby trzymać się drogi i nic nie mówiłem. W końcu dałem sobie radę z tym odcinkiem i z westchnieniem ulgi wjechałem na szosę. u-riwutryu-i ^>i'»«o^«
Soussi gadał przez cały czas, kiedy przedzieraliśmy się wiejską drogą. Ja byłem cicho, ignorując Alego, który też nie mówił wiele. Kiedy wydostaliśmy się na szosę i zaczęliśmy mknąć gładko ku Sefrou, zapytał mnie nonszalancko: wash ferhanl (czy jesteś zadowolony?). Parsknąłem oburzony i powiedziałem, że nie. Ali drążył dalej: dlaczego nie? W prostych słowach powiedziałem mu, że jestem chory, że jest wpół do czwartej rano i że chcę znaleźć się jak najszybciej w domu, w łóżku, dodałem też, że mam szczerą nadzieję, że on sam bawił się wyśmienicie. Tak, odpowiedział, bawił się wspaniale, ale jeśli ja nie byłem zadowolony, to cały wieczór poszedł na marne i on chce wysiadać. Proszę cię, Ali, powiedziałem, jedźmy w spokoju do Sefrou. Ale dlaczego nie jesteś zadowolony? Przypomniałem mu o jego obietnicach. Jeśli nie jesteś zadowolony, to ja wysiadam i idę pieszo. I tak w kółko, kilka razy. Próby negocjacji Soussiego były ignorowane przez nas obu. Wreszcie powiedziałem Alemu, że zachowuje się jak dziecko i że właśnie tak - byłem niezadowolony. Nie podał żadnych powodów, tylko upierał się, że jeśli ja jestem niezadowolony, to on pójdzie piechotą. Pochylił się i otworzył drzwi po stronie Soussiego, co okropnie go wystraszyło. Jechaliśmy sześćdziesiąt kilometrów na godzinę, więc ja także się przestraszyłem i zwolniłem do piętnastu. Ali znów prowokował mnie pytając, czy jestem zadowolony, a ja po prostu nie potrafiłem się przemóc i odpowiedzieć mu, że tak. Moje superego mówiło mi, że powinienem, ale doświadczenia tego wieczoru w połączeniu z frustracją, że nie potrafię wyrazić po arabsku jasno tego, co czuję - to było dla mnie za wiele. Po następnej wymianie zdań i jego kolejnym blefie zatrzymałem się, by mógł wysiąść, co teraz już musiał zrobić. Wysiadł natychmiast i zaczął iść ciemną szosą w stronę Sefrou. Pozwoliłem mu odejść jakieś sto metrów, po czym podjechałem do niego i poprosiłem, by wsiadł. Popatrzył w inną stronę. Soussi spróbował go przekonać, z takim samym rezultatem. Powtórzyliśmy ten melodramat jeszcze dwa razy. Byłem zagubiony i zupełnie sfrustrowany, a w dodatku było mi niedobrze. W końcu nacisnąłem na gaz i pomknęliśmy ku Sefrou, zostawiając Alego, by sam przeszedł pięć mil dzielące go od miasta.
Natychmiast poszedłem spać, ale obudziłem się z niespokojnego snu, mówiąc sobie, że chyba popełniłem ogromny błąd, ponieważ w moim zawodzie informator ma zawsze rację. Jednak nadal nie czułem skruchy. Było całkiem możliwe, że
575
moje stosunki z Alim uległy zerwaniu i że nieodwracalnie zaprzepaściłem moje szansę na dalszą pracę w wiosce. Jednak w Maroko były jeszcze inne tematy warte badania i po prostu musiałem to wykorzystać. Spacerując po wysadzanych drzewami ulicach Ville Nouvelle przypomniałem sobie historię, którą opowiadał mi przyjaciel przed naszymi egzaminami doktorskimi. Przez cały tydzień przed egzaminami miał koszmary senne, w których widział siebie jako sprzedawcę butów. W myślach przymierzałem się do nowych zawodów, błąkając się bez celu po ulicach. Byłem jednak spokojny; jeśli to była antropologia i jeśli wszystko zepsułem, to po prostu nie było to zajęcie dla mnie. ;, i>!<
Sytuacja wydawała się całkiem jasna. Musiałem wyraźnie zobaczyć, na czym stoję. Zakładanie, że informator ma zawsze rację, prowadzi do wniosku, że antropolog powinien stać się czymś w rodzaju „nie-osoby" czy może dokładniej - całą personą. Powinien potrafić uczestniczyć w każdej sytuacji jako uśmiechnięty obserwator i notować dokładnie szczegóły badanego wydarzenia. Jeśli ktoś interesował się analizą symboliczną albo kulturą ekspresyjną, to bardziej ulotne wymiary odczuwania tonu, gestu i tym podobne nie byłyby wyjątkiem. Takie było stanowisko moich profesorów: należało po prostu znosić wszelkie niedogodności i irytujące sytuacje. Należało całkowicie podporządkować własne kody etyczne, zachowanie i światopogląd, „powstrzymać niedowierzanie", jak dumnie twierdził jeden ze współpracowników, i z wyczuciem, dokładnie rejestrować wydarzenia.
Wszystko to wydawało się bardzo proste w Chicago (gdzie, mówiąc szczerze, problemy te rozważane były czysto teoretycznie), jednak na owym weselu wcale takie proste nie było. Ali towarzyszył mi niezmiennie przez cały ostatni miesiąc i nawiązałem z nim prawdziwą znajomość, stał się raczej przyjacielem niż informatorem. Zaczynałem się aklimatyzować w Sefrou, ale mój arabski ciągle był zbyt ograniczony, byśmy mogli systematycznie współpracować. Okazało się, że wymóg większej samokontroli i zachowania obojętności był dla mnie trudny do zaakceptowania. Byłem przyzwyczajony do angażowania się w kontakty z ludźmi i perspektywa trwającej rok samokontroli, z radością ascetyzmu i produktywnej sublimacji jako jedynym pocieszeniem, nie wydawała mi się wesoła. [...]
Na weselu Ali zaczął mnie wypróbowywać w sposób, w jaki Marokańczycy próbują siebie nawzajem, by określić swoje silne i słabe strony. Prowokował mnie i naciskał. Starałem się powstrzymać od odpowiedzi w stylu asertywnym, tak jak odpowiedziałby inny Marokańczyk, i zachowywać się raczej jak antropolog, akceptujący wszystko. Jednak on interpretował moje zachowanie na swój własny sposób: postrzegał mnie jako osobę słabą, gdyż poddawałem się jego naciskom. Cykl trwał: Ali próbował, jak daleko może się posunąć, pokazywał swoją dominację i ujawniał moją uległość i brak charakteru. Nawet w drodze powrotnej do Sefrou testował mnie i - w pewien sposób - próbował poniżyć. Ali czuł się jednak niezręcznie ze swoimi zwycięstwami i zaczął definiować sytuację w terminach gość-gospodarz. Moje milczenie w samochodzie jasno pokazywało, że moja uległość się skończyła. Jego odpowiedź była mocna: Czy byłem zadowolony? Czy on był dobrym gospodarzem? -;n>\'i Dlii ci-.--s:-"; W„ W". ^Of.- 3 'W^A •:'
576
Rola gospodarza w Maroku jest kombinacją dwóch najważniejszych w tym kraju wartości. Jak w całym świecie arabskim, gospodarza ocenia się po jego hojności. Prawdziwie dobry gospodarz to taki, którego szczodrość okazywana gościowi jest naprawdę nieskończona. Jednym z największych komplementów, jakim można nagrodzić mężczyznę, jest powiedzenie o nim, że jest karim, czyli hojny. Ideałem gospodarza jest mężczyzna, który może gościć wiele osób i który szczodrze rozdaje dobra. Łączy się on bowiem w ten sposób z Allahem, który jest źródłem wszelkich dóbr.
Jeśli owa hojność jest przez gościa zaakceptowana, to wtedy ustala się bardzo jasna struktura dominacji. Gość, który jest karmiony i otaczany opieką przez gospodarza, tym samym przyznaje mu władzę nad sytuacją. Już samo przyjęcie roli gościa oznacza zaakceptowanie podporządkowania. W tym silnie egalitarnym społeczeństwie istnieje więc konieczność zrewanżowania się w celu przywrócenia równowagi. Marokańczycy zrobią niemal wszystko, by odwzajemnić gościnność, nawet jeśli sami mają z tego powodu cierpieć niedostatek. Jest to bowiem konieczne dla przywrócenia poczucia niezależności.
Później tego samego dnia poszedłem do sklepu Soussiego, by poszukać Alego i spróbować zawrzeć z nim pokój. Na początku odmówił nawet podania mi ręki i był arogancki. Jednak po mediacji Soussiego i moich niezliczonych przeprosinach zaczął się skłaniać ku porozumieniu. Kiedy wychodziłem późnym popołudniem było jasne, że nasze stosunki zostały naprawione. A nawet, że konfrontacja je pogłębiła. Ali został przeze mnie uznany jako osoba. Najpierw - według jego własnego określenia - wyciągnąłem mu dywan spod nóg, przez milczenie, a potem przez niepoddanie się jego szantażowi w samochodzie. Istniała szczęśliwa zgodność między moim punktem załamania a marokańskim stylem kulturowym. Być może w innej sytuacji moje zachowanie wyrządziłoby nienaprawialne szkody w naszych stosunkach. Jednak stawianie spraw na ostrzu noża jest elementem codziennego życia Marokańczyków i maestria w dawaniu sobie rady w takich sytuacjach jest koniecznością. Dzięki temu, że wreszcie sprzeciwiłem się Alemu, zacząłem się z nim komunikować.
I rzeczywiście, od tego momentu nasza przyjaźń kwitła. Dopiero po tym incydencie Ali odsłonił przede mną dwa aspekty swojego życia, które dotąd ukrywał: jego zaangażowanie w fanatyczną grupę religijną oraz to że jest zamieszany w prostytucję.
Pytania przeglądowe
1. O jakim błędzie w stosunkach z Alim związanym z wykonywanym przez siebie zawodem myślał Rabinów? Jaką naruszył zasadę, której powinien przestrzegać każdy dobry antropolog?
2. Dlaczego Rabinów mówi o znoszeniu wszelkich niedogodności i irytujących sytuacji jako o „powstrzymywaniu niedowierzania"?
3. Co oznacza bycie karim w kulturze marokańskiej? Jakie jest znaczenie tej cechy?
577
Kwestie do omówienia „-j. i/raL ;I*.HH!^ M. t^-usiw^-fi i:.1>:;'3..,
1. Zauważ, jaka jest organizacja przestrzeni w wiosce marokańskiej, którą opisuje Rabinów. Na przykład jak położone i zbudowane są domy? Gdzie podczas tańców są kobiety, a gdzie mężczyźni? Co można wywnioskować o kulturze na podstawie takiego wykorzystania przestrzeni?
2. Jak wytłumaczysz skrajność reakcji Rabinowa na kłótnię z Alim, to znaczy rozważanie możliwości zostania sprzedawcą obuwia lub kimś takim zamiast antropologiem. Jak myślisz, dlaczego tak silnie zareagował?
3. Co doświadczenie Rabinowa mówi o stosunku między teorią a praktyką?
4. Wytłumacz własnymi słowami opis dynamiki związku gość-gospodarz, czyli relacji domina-cja-uległość, jaką Rabinów zauważył w kulturze marokańskiej.
5. Dla Rabinowa najważniejszym wynikiem konfrontacji z Alim było to, że - jak mówi - „Ali został przeze mnie uznany jako osoba". Co Rabinów przez to rozumie?
t f-'ifti
•X' t" VV 4 '
,(',, '.'•'< ;..A; '-' .'rKit1' ;•' ' l/ %"':«'.,' . . .-^ , ;'•„*-•.
f'f t
9 ?
Rozdział
16
Spojrzenie nauczyciela
Na tę ostatnią część książki składają się trzy „spojrzenia" na to, czym jest komunikacja międzyludzka: nauczyciela, psychoterapeuty i filozofa. Mają one zilustrować trzy różne możliwe sposoby zorganizowania w spójną całość pojęć i umiejętności omówionych w piętnastu wcześniejszych rozdziałach. Każdy z tych tekstów zawiera swoiste rozwinięcie idei potraktowania komunikacji z innymi jako czegoś, co dzieje się między ludźmi, to znaczy jako kontaktu między osobami. Żaden z nich nie uwzględnia wszystkich omawianych pojęć i umiejętności, ale każdy jest wyrazem uznania za własne tych podstawowych przekonań, które są wyrażane w pozostałych tekstach: że komunikacja jest procesem obustronnym i wzajemnym, a nie czymś, co jedna osoba robi innej osobie; że komunikacja wykracza poza to, co jest tylko instrumentalne i ekspresywne, ponieważ oddziałuje na naszą tożsamość; że komunikacja jest tak złożona jak ludzie, którzy biorą w niej udział; i wreszcie przekonania, że istnieje bezpośredni związek między jakością naszej komunikacji i jakością naszego życia.
Każdy z poniższych tekstów jest odbiciem najistotniejszych zainteresowań jego autora. C. Roland Christensen jest wykładowcą w Harvard Business School. Dąży do tego, by jego studenci uczyli się poprzez komunikację interpersonalną, komunikując się z nim i ze sobą wzajemnie. Carl R. Rogers to psychoterapeuta, który pragnął, by jego pacjenci - i czytelnicy jego książek - doświadczali udziału w takiej komunikacji, która w jego najgłębszym przekonaniu mogłaby pomóc im stać się zdrowszymi. Martin Buber natomiast był filozofem, który chciał pomóc ludziom w zrozumieniu podstawowego związku między jakością ich komunikacji a jakością ich egzystencji.
Chciałbym zachęcić do wykorzystania poniższych trzech tekstów w celu odnalezienia harmonii doświadczeń płynących z wcześniejszych piętnastu rozdziałów. Komunikacja interpersonalna jest tak złożona, że łatwo
580
l jest się zgubić w gąszczu takich szczegółów, jak sygnały werbalne, sygnały niewerbalne, samoświadomość, postrzeganie osób, słuchanie, ujawnianie siebie, różnice w zachowaniu wynikające z płci, konflikt i skomplikowane problemy międzykulturowe. Można więc lekturę tych końcowych rozdziałów potraktować jako odpoczynek od pracy nad szczegółami, jako coś w rodzaju kontaktu z lasem po chwilach obserwacji poszczególnych drzew, a nawet jako wstęp przed zagłębieniem się w pozostałe rozdziały. W każdym jednak przypadku zachęcam do analizy tego, w jaki sposób ci trzej autorzy zebrali pewne idee w odpowiadającą im całość. Mogą ci oni wskazać, jak uczynić to samo.
Jak już wspomniałem, C. Roland Christensen jest wykładowcą w Harvard Business School, a ponadto głównym redaktorem książki zatytułowanej Education for Judgment: The Artisłry of Discussion Leadership. Na książkę tę składają się teksty napisane przez tych, którzy zarzucili wykładanie w ścisłym tego słowa znaczeniu na rzecz wspólnego uczenia się przez dyskusję skoncentrowaną wokół wybranego tematu. Lubię tę książkę i wykorzystuję ją w pracy ze studentami po części dlatego, że już w jej tytule przyznano, iż tworzenie warunków do dobrej dyskusji podczas zajęć jest sztuką, a nie nauką, co oznacza, że zawiera ono pewne elementy nie dające się zmierzyć i pewną dozę tajemnicy. Christensen jest nauczycielem, który to dostrzega, a w swojej pracy stosuje wiele z tego, co o komunikacji interpersonalnej zostało powiedziane w książce Mosty zamiast murów.
Jedno z takich stwierdzeń głosi, że komunikacja to coś relacyjnego, coś, co dzieje się wzajemnie, pomiędzy ludźmi. Christensen formułuje swoją wersję tej idei jako „podstawową obserwację", wskazując, że „nauczanie i uczenie się są nierozdzielne, są wzajemnym dawaniem i otrzymywaniem". Jeśli tę obserwację zastosuje się prowadząc zajęcia z osiem-dziesięcioosobową grupą studentów, to - jak doświadczył sam Christensen - można osiągnąć stan poznawczego przeładowania. Jednocześnie jednak źródłem ogromnego zadowolenia może być odkrycie, że studenci są głęboko zaangażowani „nie tylko intelektualnie, ale całą swoją osobą". Christensen wspomina, że to właśnie dzięki takim doświadczeniom zapragnął dowiedzieć się, jaki jest mechanizm podniecającego i zarazem przytłaczającego procesu dyskutowania.
Ponieważ jedyną radą, jakiej mogli mu udzielić inni nauczyciele, było: „Działaj na wyczucie", zwrócił się do tych, dzięki którym mógł przetrwać prowadzenie zajęć - do swoich studentów. Odkrył, że - bezpośrednio lub pośrednio - zawsze dają mu znać, co w trakcie zajęć poszło dobrze, a co się nie udało. Doszedł również do przekonania, że cały złożony proces dyskutowania można sprowadzić do trzech podstawowych rodzajów działań: zadawania pytań, słuchania i reagowania na wypowiedzi studentów. Opisując niektóre spośród odkryć dokonanych dzięki studentom sformułował sześć głównych wniosków. Po pierwsze, studenci mogą odgrywać
581
istotną rolę w ustalaniu tematu zajęć danego dnia. Po drugie, logika studentów może różnić się od logiki nauczyciela, co nie oznacza, że jest ona mniej użyteczna. Po trzecie, niezwykle ważnym elementem jest gospodarowanie czasem. Po czwarte, rodzaje zadawanych pytań wpływają na przebieg dyskusji. Po piąte, studenci często między sobą komunikują się skuteczniej niż może komunikować się z nimi nauczyciel, gdyż „z grubsza znają się, także od strony emocjonalnej", l w końcu - studenci tworzą kulturę zajęć, która wywiera wpływ na wszelkie działania w ich trakcie. Takimi sposobami studenci wpływają na przebieg procesu nauczania. Zdaniem Christensena, dobre uczenie zaczyna się wtedy, gdy nauczyciel jest tego świadomy.
Najważniejsza część tekstu Christensa zawiera omówienie pięciu głównych wyniesionych przez niego „nauk" dotyczącyh nauczania. Wiele mógłbym napisać na temat każdej z nich, ale ponieważ autor sam doskonale je przedstawia, jedynie je podsumuję. (1) Otwartość i troska ze strony nauczyciela zwiększają możliwość efektywnego uczenia się przez studentów. Nauczyciele troszczący się o swoich studentów nie tyle ich „rozpieszczają", ile raczej naprawdę pomagają im uczyć się. (2) Owocne dyskusje wymagają tego, by sala zajęciowa stała się przestrzenią nauki. Intelektualna otwartość i poczucie bezpieczeństwa zachęcające do podejmowania ryzyka to dwie główne cechy takiej przestrzeni. (3) Skromne wymagania dają najlepsze rezultaty. Zamiast próbować omówić każdy możliwy temat czy każdą możliwą lekturę, lepiej jest po prostu pomóc wszystkim dobrze opanować kilka zagadnień. Cóż za rewolucyjny pomysł! (4) Cierpliwość nauczyciela sprzyja uczeniu się studentów. Dociekania i rozwój wewnętrzny studentów najlepiej przebiegają, gdy nauczycel wywiera na nich niewielki nacisk. Zamieszczona w tej części opowieść o motylu jest naprawdę świetna. (5) Wiara jest najistotniejszym składnikiem dobrego nauczania. Aby wypełnić to stwierdzenie treścią, Chris-tensen kończy swój esej dziesięcioma „prawdami wiary", którymi kieruje się w pracy nauczycielskiej. Wymienię tylko kilka z nich: „Zaangażowanie się jest podstawą uczenia się"; „Uczenie jest działaniem o wymiarze moralnym"; „To, kim stają się moi studenci, jest równie ważne jak to, czego się uczą"; „Element zabawy odgrywa niezwykle istotną rolę w nauczaniu".
Trudno jest czytając poniższy tekst nie pragnąć jednocześnie, aby wszystkie zajęcia, na które zdarzy nam się uczęszczać, były prowadzone przez Christensena lub kogoś, kto do uczenia się i nauczania podchodzi tak jak on. Mam nadzieję, że również zdołasz się przekonać, iż to podejście do roli dyskusji na zajęciach akademickich może być sposobem na podsumowanie tego, co w niniejszej książce zostało powiedziane na temat komunikacji interpersonalnej.
582
C. Roland Chństensen ,
Każdy student uczy ; ,,, _,,^,(l,
i każdy wykładowca zdobywa wiedzę: wzajemne obdarowywanie się w uczeniu przez dyskusję , . . .. ,M(,^>
Strony 99-119, w: Education of Judgement: The Artistry of Discussion Leadership, C. Roland Christensen, Dawid A. Garwin i Ann Sweet (red.), Harvard Business Scholl Press, 1991.
Ktoś kiedyś powiedział, że przeżywamy nasze życie do przodu, ale rozumiemy je do tylu. Gdy spoglądam wstecz na lata uczenia przez dyskusję, dostrzegam, jak bardzo proces ten mnie intrygował, zadziwiał i intelektualnie wzbogacał. Co więcej, nic nie wskazuje na to, by fascynacja ta miała choć trochę osłabnąć. U jej źródeł leży także to podstawowe odkrycie: nauczania i uczenia się nie można rozdzielić; są to części kontinuum wzajemnego dawania i otrzymywania, które bardziej przypomina wstęgę Móbiusa niż dwustronny pierścień. W uczeniu przez dyskusję zadanie przekazywania wiedzy spoczywa nie tylko na barkach nauczyciela. Uczestniczą w nim także studenci. Wszyscy nauczają i wszyscy się uczą. Taki pogląd na dynamikę omawianego procesu odnosi się do myślenia o uczeniu przez dyskusję na każdym poziomie - począwszy od podstawowych założeń, a skończywszy na najdrobniejszych szczegółach zachowania podczas prowadzenia zajęć. Nie twierdzę, że wszystko rozumiem. Jednak spojrzenie na proces nauczania przez pryzmat wzajemności pozwoliło mi dostrzec pewne składniki tego procesu, które można nazwać, opisać, zbadać i o których można opowiedzieć.
Czytelnika nie powinno dziwić, że mój opis „tego, co wiem", a zwłaszcza tego, jak myślę podczas uczenia, przyjmuje raczej formę pytań niż stwierdzeń. Czterdzieści lat uczenia przez dyskusję zostawia swój ślad - w moim przypadku jest to awersja do oddzielania wiedzy od kwestionowania zastanych prawd, dialogu, zaangażowania emocjonalnego i rozwoju osobowego. Poszukiwanie mądrości - w odróżnieniu od zdobywania wiedzy - nigdy się nie kończy.
Niniejszy tekst przedstawia moje spostrzeżenia dotyczące procesu uczenia przez dyskusję, a także opis pewnych cech sytuacji, które pozwoliły mi te spostrzeżenia poczynić. Opowieść zaczyna się w odległej przeszłości, od opisu moich pierwszych zajęć poprowadzonych metodą uczenia przez dyskusję i pierwszych nieporadnych prób uczenia się, jak poznawać tajemnice tego procesu. Następnie pada w niej kilka hipotez dotyczących natury uczenia przez dyskusję i kluczowej roli, jaką odgrywa w nim to, że studenci wspólnie z wykładowcą kierują procesem przekazywania wiedzy. Kończy się zaś w teraźniejszości kilkoma słowami o najważniejszych naukach, jakie zdołałem wyciągnąć na temat wartości i najważniejszego składnika każdego dobrego nauczania - wiary.
583
Wczesne lata: jak nauczyłem się zdobywać wiedzę
0 uczeniu przez dyskusję ••..••.•:•.,.-•.v*
Badanie procesu dyskusji zawsze było dla mnie cudowną przygodą i daleką podróżą, która odbywała się w czterech ścianach sali wykładowej. Moja praca, podobnie jak inne owocne przedsięwzięcia edukacyjne, bardzo zyskała na szczęśliwym współdziałaniu między nauczycielem a instytucją, w której jest on zatrudniony. Koledzy wykładający w Harvard Business School uznawali uczenie nie tylko za coś, co nauczyciele zawodowo robią, ale także za przedmiot sam w sobie godny studiowania. Takie nastawienie miało wpływ na mój sposób rozumienia wszystkiego, co ucząc widziałem, słyszałem i czułem, a także na moje decyzje dotyczące jak najlepszego spożytkowania mego własnego potencjału intelektualnego.
Łańcuch moich odkryć rozpoczął się podczas pierwszych prowadzonych przeze mnie zajęć dyskusyjnych. Było to we wtorek 14 lutego 1947 roku. Wczoraj. Do dziś pozostało mi przykre wspomnienie mające posmak wizyty u chirurga szczękowego, tyle że bez znieczulenia. Miałem uczyć grupę osiemdziesięciu studentów drugiego roku obowiązkowego dla nich kursu „polityka biznesu". Cele kursu były złożone: miał on pomóc studentom poznać funkcje
1 role, jakie powinien pełnić menedżer, a także dowiedzieć się, jaką powinien dysponować wiedzą. Należało uwzględnić zwłaszcza problemy związane z podejmowaniem decyzji strategicznych. Kurs miał też bardziej podstawowy cel: rozwijanie u studentów tak istotnych cech osobowości, jak umiejętność osądu, mądrość i zasady etyczne.
:-..'• Punktualnie o 8.30, po pełnym nerwów weekendzie i poniedziałku, otworzyłem drzwi do sali nr 101 Biblioteki Bakera. Było to wąskie, chłodne pomieszcznie z postukującymi w północno-wschodnim wietrze oknami o zacinających się żaluzjach. Z przodu lekko półkolistej auli z trudem mieściła się katedra. Stół i krzesło wykładowcy tylko częściowo zakrywała zasłona. Marynarkę miałem przewieszoną przez jedno ramię, gdyż armijne życie nieco zmieniło moją posturę, a harwardzka pensja nie pozwalała na dokonanie poważniejszych uzupełnień w garderobie. W drugiej ręce ściskałem plik notatek do zajęć. Ruszyłem w kierunku katedry, zrobiłem krok na pierwszy z trzech prowadzących na nią schodków, potknąłem się i upadłem.
Oblał mnie rumieniec. Na kolanach zacząłem zbierać porozrzucane papiery. W sali było zupełnie cicho. Tylko z prawej strony rozległ się króciutki śmiech, który natychmiast został zduszony. Wziąłem głęboki oddech i w końcu podniosłem się, by spojrzeć na „nich": zobaczyłem przed sobą dziesiątki twarzy, które prawie zlewały się w jednolitą masę. Na szczęście kilka z tych twarzy uśmiechnęło się do mnie. Zadałem pierwsze pytanie: Panie Adams (chyba nietrudno się domyślić, dlaczego właśnie od tego studenta zacząłem), co mógłby pan powiedzieć o sytuacji firmy Consolidated Yultee? Wypadło to nieźle. Jednak pozostałe osiemdziesiąt minut zajęć było chaosem. Mój starannie przygotowany plan pokierowania grupą studentów tak, by w trakcie analizy zadanego problemu mogli odkryć
584
zarówno zasady polityki biznesu, jak i niezbędność mojej osoby w procesie dyskusji, miał minimalny wpływ na faktyczny przebieg zajęć.
Omawialiśmy przypadek firmy, która w czasie wojny w szybkim tempie przerzucała się na coraz większą produkcję dla wojska. W 1947 roku temat ten nadal budził żywe zainteresowanie. Studenci chcieli dyskutować o interesujących ich problemach w taki sposób, który miał sens dla nich. Zgadzali się i polemizowali, wyrażali poparcie dla opinii kolegów lub zdumienie ich naiwnością. Sporadycznie ktoś przyznawał, że gubi się w całej dyskusji. W pełni to rozumiałem, gdyż sam byłem w podobnej sytuacji. Kilku studentów wyglądało na znudzonych, ale większość zaangażowała się w omawiany problem nie tylko intelektualnie, lecz całą swoją osobą. Między dyskutującymi nie było wrogości - wszyscy byli dla siebie nawzajem bardzo uprzejmi. Jednak grupa nie dopuszczała do tego, aby wykładowca ze swoim planem poprowadzenia zajęć przeszkodził im w prowadzeniu dyskusji tak, jak chcieli.
Gdy zajęcia się zakończyły, w głowie huczały mi nadal setki słów - rozmaite wymiany zdań między studentami, mnóstwo wniosków i nawał sugestii, co prezes Consolidated Yultee powinien był zrobić. Dla mnie było to coś w rodzaju akademickiej wieży Babel czy rozrzucanie konfetti rozmów. Zadziwiła mnie reakcja studentów. Odniosłem wrażenie, że dla nich zajęcia miały sens. Po ich zakończeniu niewielkie grupki studentów pozostały w sali. Inni kontynuowali dyskusję na zewnątrz z zaangażowaniem, które zazwyczaj trudno wywołać. Kilka osób skomentowało: „Dobrze poprowadzone zajęcia, panie profesorze". Pomyślałem: „Dobrze poprowadzone zajęcia? Co też oni wygadują?"
Krótka droga powrotna do mojego gabinetu była niczym przedzieranie się przez burzę piaskową. Z tego, co działo się zaledwie chwilę wcześniej, zdołałem zapamiętać tylko kilka głównych tematów i dramatycznych stwierdzeń. Komentarze studentów mieszały mi się: nie mogłem sobie przypomnieć, kto, co powiedział i jakie reakcje poszczególne wypowiedzi wywołały. Psycholog mógłby zapewne opisać mój stan jako poznawcze „przeładowanie": zbyt dużo danych musiałem przeanalizować w zbyt szybkim tempie. Jak to możliwe, że poprowadziłem coś tak chaotycznego jak ta dyskusja? „Tego się nie da zrobić" - pomyślałem. „Tego po prostu nie da się zrobić!"
W takiej sytuacji jedynym posunięciem mogło być tylko zwrócenie się do kogoś o pomoc. Na naszej uczelni pracowali najlepsi nauczyciele, artyści sali wykładowej, którzy w swoim fachu mogli być uznani za równie doskonałych jak Monet, Miro i Jasper Johns w sztuce. Poprosiłem więc bardziej doświadczonych kolegów o wyjaśnienie, na czym polega nauczanie przez dyskusję. Niestety, osiągnięcie mistrzostwa w jakiejś działalności twórczej nie jest równoznaczne z umiejętnością wyjaśnienia tajników tej działalności czy pomocy w dążeniu do takiego samego mistrzostwa. „Działaj na wyczucie, po prostu działaj na wyczucie" - tak mi najczęściej radzili. Mimo genialnych zdolności dydaktycznych moi koledzy traktowali uczenie jak przysłowiową „czarną skrzynkę", która w swym wnętrzu zawiera potężne mechanizmy, ale do której nie można zajrzeć, by zobaczyć ich działanie.
585
Przez pierwszy rok nauczania moje zajęcia nadal wyglądały mniej więcej tak jak te pierwsze. Mijał tydzień za tygodniem, w każdym z nich trzykrotnie spotykałem się z dwiema osiemdziesięcioosobowymi grupami studentów. Dyskusja zawsze była niezwykle ożywiona - w sali często aż huczało od dialogów, przemówień, a nawet uczonych wywodów. Były rzeczowe komentarze i chwile milczenia, czasem ktoś coś szepnął, a ktoś inny wymruczał coś pod nosem. W toku dyskusji pojawiały się interesujące zagadnienia, a studentom często udawało się pod koniec spotkania dojść do wspólnych sensownych wniosków. Rozważano różne założenia i udowadniano różne twierdzenia. Odnosiłem nieodparte wrażenie, że to wzajemna współpraca napędza cały ten proces, ale nadal nie rozumiałem jego dynamiki. Przez cały czas to, co działo się wokół, było dla mnie jedynie hałaśliwą tajemnicą. Czułem się jak ktoś obcy pośród tego, co dobrze znane. Nietzsche stwierdza gdzieś, że wszystko, co ważne i głębokie, nosi maskę. Chciałem zajrzeć pod maskę, którą proces nauczania przywdziewał podczas moich zajęć. • . ni • .t>. • .',->-, t, ,
Poszukiwanie pomocy stało się dla mnie łamigłówką, pedagogiczną kostką Rubika. Po pewnym czasie odkryłem, że to studentom zawdzięczam, iż do tej pory przetrwałem prowadzenie z nimi zajęć. Stopniowo odkrycie to zaczęło otwierać mi drogę do rozumienia tajemniczego procesu nauczania przez dyskusję. Jeśli koledzy nie potrafią dać mi odpowiedzi, to może powinienem poszukać jej u studentów. Przecież to dzięki nim wszystko jakoś się toczyło. Zastanawiałem się czy, jakimś cudem, ci, którymi miałem pokierować, nie mogliby mi pomóc nauczyć się, jak to robić. Może udałoby mi się znaleźć sposób zaobserwowania tego, co wszyscy robiliśmy w trakcie dyskutowania, i odkrycia tym sposobem jakiegoś porządku w pozornym chaosie. Wymagałoby to obserwowania zajęć prowadzonych przez innych nauczycieli i, jeżeli to możliwe także przez siebie samego.
Szybko przekonałem się, że dobra znajomość przedmiotu nie jest kluczem do skutecznego uczenia. Na samym początku, jak większość nauczycieli, zakładałem, że moje zadanie polega na zanalizowaniu przewidzianego materiału w możliwie najbardziej przejrzysty i odkrywczy sposób, sformułowaniu listy pytań, które pomogłyby studentom przeprowadzić podobną analizę, a w końcu na uprzejmym, ale stanowczym pokierowaniu studentami podczas „przerabiania" ułożonych przeze mnie pytań. W jakże jaskrawej sprzeczności takie założenie stało z tym, co działo się w trakcie moich zajęć! Gdy próbowałem odkryć, co odróżniało dobre zajęcia od tych mniej udanych, zauważyłem, że najlepsze były te dyskusje, w których studenci zadawali szczególnie trafne pytania - pytania, które często biły na głowę to, co mnie samemu udało się wymyślić. Podczas najciekawszych dyskusji często musiałem znacznie zmieniać lub nawet całkowicie zarzucać starannie przygotowane plany nauczania. Ze zdumieniem stwierdziłem, że ten aspekt dobrych zajęć znajdował się w znacznej mierze poza moją kontrolą. Podobnie było z inną cechą charakterystyczną owocnych dyskusji: z tym, że studenci słuchali siebie nawzajem z uwagą i sympatią. Dobre dyskusje często biegły torami, które studentom wydawały się sensowne, ale których ja nie
586
przewidziałem. Stawało się dla mnie coraz bardziej oczywiste, że nie tylko nie potrafię, ale także nie powinienem próbować sterować przebiegiem dyskusji. Studenci byli moimi współnauczycielami.
Z biegiem czasu takie przebłyski rozumienia zamieniały się w snopy światła, które wydobyły z mroku przynajmniej część zawartości „czarnej skrzynki" procesu dyskutowania. Mój pierwszy wniosek „Tego nie da się zrobić" zmienił się w „To da się zrobić, ale nie samemu". Jeśli jednak to studenci uczyli, to na czym polegało moje zadanie? Pomóc im uczyć lepiej. Oznaczało to, że musiałem nie tylko opanować umiejętność kierowania dyskusją, ale także wynaleźć sposoby opisywania i wyjaśniania innym tajników procesu dyskutowania.
Samowiedza jest początkiem każdej innej wiedzy. Najpierw musiałem znaleźć nauczyciela w sobie, a dopiero potem mogłem go znaleźć w moich studentach i zrozumieć, jak to się dzieje, że wszyscy razem uczymy siebie nawzajem. Powoli nauczyłem się, że moje obserwowanie tego, co dzieje się podczas zajęć, może być bardziej owocne, jeśli będę się skupiał na jednym konkretnym zagadnieniu. Zacząłem przeprowadzać drobne eksperymenty. Na przykład zamiast czekać z wejściem na salę, aż zbierze się w niej cała grupa, zacząłem przychodzić na zajęcia wcześniej. Chciałem dowiedzieć się, czego może mnie to nauczyć o studentach. Ten krok przyniósł wiele cennych obserwacji. Rozmowy ze studentami i obserwowanie ich podczas wchodzenia do sali wiele mówiły o ich życiu i zainteresowaniach - kto przed zajęciami uprawiał jakieś sporty, na kogo tego dnia źle działała pogoda i kto był wyraźnie przemęczony, kogo dany temat szczególnie interesował (lub przeciwnie, kto danego dnia chciał schować się w mysią dziurę). Wcześniejsze przychodzenie na zajęcia umożliwiało także stworzenie przyjacielskiej i ułatwiającej współpracę atmosfery - krokiem w tę stronę było witanie wchodzących studentów po imieniu. Miałem też szansę przyjrzeć się, jak w danej grupie studenckiej przebiegał podział na mniejsze grupki.
A oto kilka moich innych wczesnych eksperymentów. Zarzuciłem początkową praktykę zadawania studentom pytania otwierającego dyskusję według porządku alfabetycznego ich nazwisk. Teraz mój wybór wynikał z tego, co wiedziałem o studentach i ich zainteresowaniach. Wziąłem sobie też do serca spostrzeżenie jednego ze studentów: że wśród moich pytań przeważają te zaczynające się od „co". Zacząłem zadawać więcej pytań zaczynających się od „dlaczego". Wszystko to były proste kroki wynikające z praktycznych rozważań. Ale właśnie one stanowiły pierwsze przebłyski zrozumienia, jak działa „czarna skrzynka".
Próby refleksji nad przebiegiem dyskusji w trakcie jej trwania nadal przypominały medytowanie nad rozpędzonym wozem strażackim. Odtwarzanie w pamięci przebiegu zajęć po ich zakończeniu było równie trudne. Jednak teraz miałem już pewne wyobrażenie, dlaczego niektóre zajęcia wydawały mi się bardziej owocne niż inne. Znaczna część tego, co my nauczyciele robimy podczas zajęć, okazuje się działaniem intuicyjnym. Moje zadanie polegało na zbadaniu tego pozornie automatycznego zachowania, odryciu jego mechanizmów i ustaleniu,
w jakich jego obszarach osąd sytuacji może odgrywać istotną rolę. Niezależnie od tego, czym naprawdę był proces dyskutowania, to on miał stanowić główny przedmiot moich zainteresowań w najbliższym czasie.
Zakładałem, jak większość ludzi nauki, że powinienem najpierw poszukiwać jakichś abstrakcyjnych zasad, które kierują wszystkim. Jednak moje pierwsze próby odkrycia natury procesu dyskutowania rozumianego w ten abstrakcyjny sposób niewiele dały w praktyce. Miałem wrażenie, że im niżej schodzę po „drabinie abstrakcji", tym bardziej przybliżam się do mego rzeczywistego celu, czyli do coraz głębszego zrozumienia, na czym polega natura dyskutowania. Na dole drabiny, na poziomie operacyjnym (czyli na poziomie „jak to robić"), zacząłem czynić obserwacje, które naprawdę nieco rozproszyły mroki niezrozumienia. Kiedy przychodziłem na zajęcia z prostym praktycznym eksperymentem w głowie - gdy na przykład chciałem zbadać, jaki wpływ na przebieg zajęć będzie miało proszenie o wypowiedź studentów siedzących w różnych punktach sali - uzyskiwałem rezultaty. Czasem skupiałem się na sztuce zadawania pytań. Co się stanie, gdy zadam to samo pytanie dwóm studentom z rzędu? Jaki efekt będzie miało zadanie pytania, na które student ma odpowiedzieć po chwili refleksji, a jaki postawienie tego samego pytania i oczekiwanie natychmiastowej odpowiedzi? Czasem koncentrowałem się na przekazywaniu tej samej treści na różne sposoby. Jaka jest różnica między zwróceniem się do studenta po imieniu a użyciem wyłącznie gestu? Czasem wreszcie przyglądałem się temu, jaki wpływ na proces dyskusji ma różne wykorzystanie czasu. Jak długo w sali może trwać cisza, zanim studenci staną się niespokojni? Powtarzałem te eksperymenty na każdych zajęciach, rok za rokiem, próbując, jak każdy inny badacz, za każdym razem utrzymać jak najwięcej elementów stałych, by ocenić wpływ badanej przeze mnie zmiennej na przebieg procesu dyskutowania.
Gdy nauczyłem się uważnie obserwować to, co nauczyciel mówi i robi prowadząc zajęcia, możliwości kolejnych eksperymentów i dalszego zdobywania wiedzy zaczęły się mnożyć. Sala zajęciowa okazała się doskonałym laboratorium dla moich eksperymentów nad przebiegiem procesu dyskutowania. Obserwując samego siebie i innych nauczycieli w akcji, naprawdę zacząłem się uczyć. Badając eksperymentalnie zjawisko dyskutowania odkryłem, że w trakcie dyskusji na zajęciach wszyscy jej uczestnicy, łącznie z wykładowcą, spędzają najwięcej czasu zadając pytania, słuchając odpowiedzi lub w jakiś sposób reagując na te odpowiedzi. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że właśnie te czynności - zadawanie pytań, słuchanie i reagowanie - stanowią podstawową „materię" procesu dyskutowania. Uświadomiłem sobie również, że każda dyskusja zawiera powtarzanie już znanych danych, analizę, pytania, kwestionowanie innych opinii i syntezę. Kolejności tych elementów nie da się jednak przewidzieć. Ta obserwacja podsunęła mi myśl, że jednym z podstawowych zadań nauczyciela jest łączenie różnych elementów dyskusji w całość - bezpośrednie pokazywanie studentom (lub pomaganie im w samodzielnym dostrzeganiu) związków między kwestiami poruszanymi w dyskusji w danej chwili a tymi, o których mówiono wcześniej. Zdałem sobie sprawę, że płyną z tego konsekwencje ważne dla problemu przygotowywania się do zajęć przez nauczyciela, a także dla sposobu kierowania dyskusją.
588
• We wnętrzu „czarnej skrzynki" procesu dyskutowania odkryłem dynamiczny i nieustannie zmieniający się zespół działań, które nie poddawały się abstrakcyjnej analizie. Można je było natomiast w sposób uporządkowany obserwować i wpływać na nie dzięki dokładnie określonym umiejętnościom. Wszystkie moje artykuły zamieszczone w książce Education for Judgement są w pewnym zakresie poświęcone różnym aspektom tych umiejętności, rozważanym z punktu widzenia nauczycieli praktyków. A na czym polega nasza praca? Na tworzeniu atmosfery sprzyjającej uczeniu się, na ustalaniu zasad współpracy między nauczycielem a studentem, na zadawaniu pytań i odpowiadaniu na nie, na słuchaniu wypowiedzi innych czy wreszcie na wspieraniu tworzenia się wśród studentów takich grup, w których mogliby oni uczyć siebie nawzajem. Każde z tych zagadnień dotyczy praktycznych stron procesu dyskutowania. Procesu tego nie da się rozważać w sposób abstrakcyjny, jeśli ma on pozostać tym, czym jest naprawdę, gdyż dyskutowanie to prawdziwy kawałek życia. Kierowanie nim wymaga umiejętności, cierpliwości i przede wszystkim przekonania, że jeśli tylko poświęci się temu wystarczająco dużo czasu i wysiłku, to można kierować nieładem, samemu się przy tym nie gubiąc.
Kilka obserwacji na temat procesu dyskutowania i roli studentów w kierowaniu nim
Spoglądając w przeszłość odnoszę wrażenie, że moje próby zrozumienia mechanizmów procesu uczenia przez dyskusję mają wiele cech wspólnych z samym tym procesem. W obu przypadkach można dostrzec nieporządek odkrywania: nawet najbardziej uparty odkrywca nie zdoła maszerować prosto naprzód przez dżunglę. Większość prób zrozumienia, czym tak naprawdę jest dyskutowanie, przynosi nie tylko odkrycia, ale także frustracje. Na przykład samo znaczenie tego wyrażenia wciąż nam po części umyka. Rozumiana całościowo dyskusja akademicka to doświadczenia intelektualne i emocjonalne całej sali ludzi - to zaś obejmuje materiał, którym psychologowie, neurologowie, socjologowie, antropologowie i filozofowie będą mogli zajmować się jeszcze przez wiele lat. Moje własne poszukiwania dobrej definicji na niewiele się zdają, gdy mam wybrać jedną spośród dziesięciu osób z zapałem zgłaszających się do głosu. Wszystkie procesy są zjawiskami dynamicznymi, na które składają się działania lub myśli. Jednak ta podstawowa definicja w żaden sposób nie wyjaśnia, dlaczego niektóre pytania dają początek ożywionej dyskusji, inne zaś wywołują jedynie poczucie wyobcowania lub apatię, czy dlaczego komentarze studentów-ekspertów czasem pomagają, a czasem przeszkadzają w dyskusji. Podobnie definicja ta w żaden sposób nie prowadzi do wyjaśnienia, czym różni się to, co dzieje się w sali wykładowej pełnej dyskutujących studentów, od tego, co dzieje się na taśmie produkcyjnej.
Dla mnie ćwiczenie polegające na wyszukiwaniu różnic okazało się bardziej owocne. Przeciwstawienie pojęcia procesu pojęciu treści dostarczyło praktycznej wskazówki. Mylenie opanowania nauczanych treści z opanowaniem umiejętności
589
kierowania procesem dyskusji jest przyczyną częstego błędu: takiego stylu nauczania, zgodnie z którym wykładowca stara się sprawować kontrolę nad wszystkim, co dzieje się na zajęciach. Prowadzi to do obustronnej frustracji, gdy studenci, jak zawsze, próbują chodzić własnymi drogami. Ta lekcja stała się dla mnie zrozumiała, gdy moi studenci grzecznie, lecz uporczywie sprzeciwiali się moim próbom „przeprowadzania" ich przez drobiazgowe analizy, których przygotowanie zabrało mi tak wiele godzin. A kiedy przyjrzałem się mojej początkowej inklinacji do zadawania pierwszego pytania studentom po kolei wybieranym alfabetycznie z listy, odkryłem, że jest to przykład innego częstego błędu: nieumiejętności odróżnienia procesu od procedury. Procedury to logiczne i sztywne ciągi działań. Są one konieczne przy dokonywaniu aresztowania, przeprowadzaniu operacji wycięcia wyrostka robaczkowego czy przy docieraniu do komputerowego pliku, lecz są zabójcze dla sensownej dyskusji w grupie. Dyskusje są płynne. Nie poruszają się po liniach prostych - one falują. ;>} Przez te wszystkie lata doszedłem do wniosku, że zastosowanie metafory może wzbogacić rozumienie procesu dyskutowania. Czym jest dyskusja, jeśli nie odkrywczą wyprawą, w której prowadzący dyskusję jest zarówno dowódcą, jak i członkiem załogi? Aby zrozumieć znaczenie zawiłych torów, jakimi przebiega proces dyskutowania, warto może wyobrazić sobie zajęcia dyskusyjne jako wspinaczkę wysokogórską, w której nawet pozorne odwroty prowadzą do pięcia się w górę. W procesie dyskutowania „błąd" może być bardziej pomocny niż „racja"; nieprzemyślane stwierdzenie może być początkiem ożywionej i błyskotliwej debaty, do której nigdy nie doszłoby w wyniku analizy zmierzającej prosto do celu.
Uczenie przez dyskusję powoduje znaczny hałas. Wprowadza także mnóstwo zamieszania. Wita obserwatora kakofonią słów - tego rodzaju doświadczenie potrafi zbić z tropu wykładowcę nie przygotowanego na odebranie takiego ładunku energii. Dobre dyskusje przebiegają nieoczekiwanym torem, który modyfikuje ustaloną logikę planu przeprowadzenia danych zajęć. Dobre dyskusje przynoszą nowe pytania, ujawniają i obalają uświęcone założenia, rzucają nowe światło na stare problemy, poszerzają perspektywy i tworzą nowe tory naszych dociekań. Obserwacja koncentrująca się na wybranych elementach procesu dyskutowania i systematyczna analiza mogą jednak prowadzić do odkrycia znaczenia w hałasie i logiki w nieładzie. Słowna przepychanka w trakcie akademickiej dyskusji niesie ze sobą możliwości, które sprzyjają uczeniu się zarówno przez studentów, jak i przez ich nauczycieli. To, co niepokoi wykładowcę, może ożywiać studentów: dyskusja może nieść ze sobą nie tyle nieład, ile raczej nowy ład. Uczenie przez dyskusję wymaga atmosfery wolności, otwartości, która zachęca studentów do współuczestnictwa i współodpowiedzialności za przebieg zajęć.
W uczeniu przez dyskusję porządek może być źródłem tyranii. Nieład może czynić cuda. Zakończona sukcesem dyskusja wymaga aktywnego wkładu, nie tylko współpracy, ze strony wszystkich jej uczestników. Współdziałanie - wspólny wysiłek - nie tylko angażuje i podnieca studentów, jest również
590
imperatywem dla kierującego dyskusją. Niezależnie od tego, jak ogromne są twoje umiejętności i doświadczenie, trudno ci będzie zadawać pytania, słuchać i reagować na wypowiedzi innych, a jednocześnie obserwować przebieg dyskusji, przeprowadzać jej syntezę, zastanawiać się nad nią, oceniać ją i planować, w jakim kierunku ma się dalej potoczyć. Aby czegoś takiego dokonać, nauczyciel musiałby mieć więcej niż jedną parę oczu i uszu - tego po prostu nie da się zrobić samemu!
Ta obserwacja prowadzi do kolejnego wniosku: wiele istotnych czynników, które warunkują kolejne kroki nauczyciela podczas zajęć, staje się znanych dopiero w toku dyskusji. Czy dana idea powinna zostać dokładnie przedyskutowana, czy tylko skrótowo podsumowana? Czy grupa powinna przejść do omawiania następnego tematu? Czy poziom abstrakcji w dyskusji powinien być wyższy czy niższy? Co jest dla studentów zrozumiałe? Co im umyka? Jakie tematy należy omówić ponownie? Jakie pytania niepokoją lub interesują studentów? Jakimi nowymi ścieżkami powinny pójść w danej chwili rozważania? Dobrze jest pamiętać, że nauczyciel nie ponosi wyłącznej odpowiedzialności za udzielenie odpowiedzi na te pytania. Studenci mają zadziwiająco duży udział w kierowaniu przebiegiem dyskusji. Uczestniczą oni w podejmowaniu najistotniejszych decyzji tworzących ramy dyskusji: wpływają na to, jakie zagadnienia zostaną przedyskutowane podczas zajęć, jaka będzie kolejność ich omawiania i ile czasu zostanie przeznaczone na każdy punkt. Na każdym etapie biorą udział w wyznaczaniu kierunku dalszego rozwoju dyskusji i w kształtowaniu jakości dialogu. Mają swój wkład w tworzenie kultury zajęć, biorą odpowiedzialność za własny udział w dyskusji i uczą swych rówieśników. Zdobywają i ćwiczą umiejętności kierowania i podążania za czyimś kierownictwem. Bez ich współ-kierowania nie może być mowy o prawdziwej dyskusji. l
Dobrze jest, moim zdaniem, rozpatrywać udział studentów w kierowaniu przebiegiem dyskusji w sześciu głównych kategoriach. Po pierwsze, gdy odpowiedzialność za przebieg dyskusji jest zbiorowa, studenci odgrywają istotną rolę w wyborze zagadnień, które danego dnia mają zostać omówione. Może się okazać, że przygotowana wcześniej przez nauczyciela lista zagadnień ulega rozmaitym modyfikacjom w trakcie zajęć. Studenci mogą chcieć, by zostały dodane tematy, które ich interesują, mogą sugerować takie przeformułowanie zagadnień, które sprowokuje inne pytania, lub mogą domagać się, by do rozważań danego dnia włączyć materiał z poprzednich dyskusji. Czasem studenci po prostu odrzucą zaproponowany przez nauczyciela program zajęć. W takich przypadkach kapitulacja jest zalecana, jeśli nie nieunikniona. Uczenie jest wystarczająco trudne, gdy studenci chcą się uczyć, a praktycznie niemożliwe staje się, gdy nie są tym zainteresowani. Dlatego też nauczyciele, którzy uczą przez dyskusję, nie ustalają listy zagadnień do omówienia danego dnia, tak jak to czynią wykładowcy w ścisłym tego słowa znaczeniu. Ich zadanie polega raczej na kierowaniu procesem tworzenia się takiej listy i jej ewolucją.
Po drugie, studenci wpływają na kolejność omawiania zagadnień. Nauczyciele i studenci inaczej przygotowują się do zajęć. W swoich planach przeprowadzenia zajęć nauczyciele zakładają taki przebieg rozważań, który wydaje się
591
im logiczny, uwzględnia cele dydaktyczne całego kursu i zbudowany jest na wcześniejszych doświadczeniach z materiałem do omówienia i ze studentami. Jednak logika nauczania stosowana przez wykładowców nie musi odpowiadać logice uczenia się, którą przyjmują studenci. W kierowaniu dyskusją sprawność nie zawsze równa się skuteczności. Przebieg dyskusji na dany temat przeprowadzonej rok - czy godzinę - wcześniej nigdy nie daje ostatecznych podstaw do przewidywania, jak potoczy się dyskusja na ten sam temat, która właśnie się rozpoczyna. Nawet najbardziej doświadczeni nauczyciele, którzy wykładają dłużej niż ich studenci uczą się (a czasem nawet dłużej niż ci ostatni chodzą po świecie), mają niedostateczną wiedzę na jeden zasadniczy temat: jakie są zainteresowania i style uczenia się ich studentów. W rezultacie problemy, których rozważenie na zajęciach zaplanował nauczyciel, mogą całkowicie nie odpowiadać życzeniom i potrzebom studentów.
Dlatego też mądry nauczyciel przygotowuje się do zajęć dwukrotnie: biorąc pod uwagę swój własny punkt widzenia, a także, co istotniejsze, punkt widzenia swoich studentów. Jak potraktują oni materiał zajęć? Jakimi ścieżkami pobiegną ich rozważania? Gdy podejście nauczyciela różni się od tego, czego oczekują studenci, dyskusja powinna pójść raczej w kierunku sugerowanym przez studentów. Nauczyciel może przedstawić swe propozycje, ale to studenci powinni mieć prawo ostatecznej decyzji.
Trzecim aspektem dyskusji, na który wpływ mają studenci, jest gospodarowanie czasem. ICiedy grupa mocno zaangażuje się w rozważanie danego problemu, skierowanie ich energii w inną stroną może być dla nauczyciela bardzo trudne. Można na siłę zmienić temat dyskusji, ale zainteresowania studentów nie znikną przecież z powodu odrzucenia ich przez nauczyciela. Będą powracać i dawać o sobie znać w odpowiedziach na nowe pytania nauczyciela. Wrażliwy wykładowca „usłyszy" ten brak ciągłości i odpowiednio nań zareaguje.
Po czwarte, rodzaj pytań, jakie studenci zadają nauczycielowi i sobie nawzajem, odgrywa niezwykle istotną rolę w kierowaniu krok po kroku przebiegiem dialogu. Pytania te mogą nie narzucać dalszej dyskusji żadnego konkretnego kierunku - tak jak pytania typu „Co dalej?" - ale mogą też skierować ją na inny temat. Sformułowania studentów, ton, sposób wypowiadania pytań i komentarzy wpływają na nastrój i tempo zajęć, mogą wzbudzać konflikty, podniecenie, pomagać w formułowaniu wniosków, znajdowaniu rozwiązań i w refleksji. Nauczyciel wyczulony na atmosferę w grupie będzie uważnie słuchał - i to na kilku poziomach — pytań zadawanych przez studentów i będzie respektował moc kierowania przebiegiem dyskusji, która kryje się w studenckich wyborach, do kogo ma być skierowane kolejne pytanie. Te wybory to kolejny istotny wkład studentów w kształtowanie zarówno treści, jak i stylu dyskusji.
Pracując i bawiąc się wspólnie przez pewien czas, studenci mogą lepiej poznać swoich kolegów niż nauczyciel - znają nawzajem swoje słabe i mocne strony, pragnienia, umiejętności i troski. Ponadto na bieżąco mogą uzupełniać swoją wiedzą o kolegach o najświeższe informacje. Dobrze wiedzą, w jakiej formie jest Rosę czy Juan tego konkretnego dnia, w tej konkretnej chwili. Znają zainteresowanie Hermana omawianym tematem i mieli okazję przekonać się, w jakim jest on nastroju. Czy na poprzednich zajęciach dostał w kość? A może ma jakieś kłopoty rodzinne? Takie poufne informacje są doskonale znane studentom, nauczyciel zaś zasadniczo nie ma do nich dostępu. A wszystkie wymienione czynniki ujawniają na zajęciach swoją moc podtrzymywania ciągłości lub radykalnego zmieniania kierunku dyskusji.
Znajomość takich faktów może bardzo poprawić jakość wzajemnego komunikowania się w grupie. Skuteczną komunikację - czyli taką komunikację, w której słowa niosą ze sobą większe zrozumienie zarówno ze strony słuchaczy, jak i mówiącego - trudno jest osiągnąć nawet w najlepszych warunkach. Jak zauważył nieżyjący już Fritz Roethlisberger, pierwszym prawem komunikowania się jest oczekiwać nieporozumień. Komunikowanie się jest jeszcze bardziej skomplikowane w zatłoczonej sali zajęciowej, gdzie dialog przypomina często wzajemny gwałtowny ostrzał, osobiste zaangażowanie, a często nawet namiętności towarzyszą wielu wypowiedziom, a czasu na refleksję jest niezmiernie mało. W takich warunkach poufne informacje, którymi dysponują studenci, mają większy wpływ na przebieg dyskusji niż to, co może zrobić nauczyciel, by nim pokierować.
Po piąte, ponieważ studenci tworzą grupę rówieśniczą, często mogą podczas zajęć porozumiewać się między sobą skuteczniej niż nauczyciel może porozumiewać się z nimi. Dlaczego? Nie dlatego, że potrafią bardziej rygorystycznie rozumować, mają większe talenty semantyczne czy fonetyczne, czy wreszcie są doskonalszymi ekspertami w sztuce wyjaśniania. Dzieje się tak raczej dlatego, że z grubsza się znają, także od strony emocjonalnej. W jakiej dziedzinie pani Peterson czuje się pewnie, potrafi wyjaśniać swój punkt widzenia? Co ją interesuje i czemu potrafi poświęcić tyle cierpliwości i twórczego myślenia, by umieć przedstawiać swój punkt widzenia na różne sposoby? Jakie bariery, ignorancja, uprzedzenia i brak zainteresowania ograniczają u pana Ripleya zdolność do słuchania i rozumienia?
Zwykle studenci używają również tego samego kodu językowego, wspólnego i charakterystycznego dla ich pokolenia zbioru metafor i wyrażeń idiomatycznych (na przykład „igła w stogu siana" może dla nich brzmieć gorzej niż „szkło kontaktowe w basenie"). Dzięki temu, a także dzięki pewnej wiedzy o kolegach, mogą skutecznie komunikować się między sobą, mogą mówić do siebie nawzajem, a nie tylko wygłaszać swoje opinie przed audytorium złożonym z kolegów.
Co równie ważne, studentom łatwiej niż nauczycielowi jest domagać się dalszych wyjaśnień i korygować nieporozumienia, gdyż istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że takie zachowanie z ich strony zostanie odebrane jako potencjalne zagrożenie. Łatwiej jest przyjąć wypowiedź w rodzaju „Nie rozumiem tego, co powiedziałeś" od przyjaciela niż od potencjalnego sędziego. Prostowanie nieuniknionych nieporozumień jest łatwiejsze, gdy pochodzi od kolegi, a nie od wykładowcy. Gdy student mówi do swego kolegi: „Źle mnie zrozumiałeś. Miałem na myśli to i to" lub „Przemyśl to jeszcze raz, Bili. Twoje założenia są zupełnie do kitu", takie uwagi odbierane są raczej jako ukryte prośby o pomoc niż jako oskarżenia o ignorancję i błędne argumentowanie.
593
si I wreszcie szóstym aspektem procesu dyskutowania, na który studenci wywierają ogromny wpływ, jest kultura zajęć. Ton i charakter dyskusji w grupie zależy od tego, jak studenci zwykle pracują razem podczas zajęć. Jakie są proporcje między współpracą i współzawodnictwem? Gdzie przebiega granica? Jakie zachowanie uważa się za dopuszczalne, a jakiego się już nie akceptuje? Jakie zobowiązania ma członek grupy studenckiej wobec siebie i wobec swych kolegów? Oczywiste jest, że wszyscy studenci powinni przygotowywać się do zajęć, uczęszczać na nie i brać w nich aktywny udział. Trudno jest doświadczać, czym jest dyskusja, in absentia. Ale czego więcej potrzeba? Jak studenci w konkretnej grupie odpowiedzą na podstawowe pytania, na które musi sobie odpowiedzieć każdy dyskutant: kiedy wstać, a kiedy wmieszać się w tłum; kiedy kierować, a kiedy podążać za czyimś kierownictwem? To, w jaki sposób członkowie danej grupy pomogą sobie wzajemnie w udzieleniu odpowiedzi na te pytania, kształtuje kontekst, w którym toczy się dyskusja. Sposoby rozwiązywania tych problemów mają wpływ na jakość środowiska, w którym ma miejsce proces uczenia się.
Pozorny nieład zajęć dyskusyjnych nie jest więc niczym innym niż maska, za którą kryje się złożony proces nauczania i uczenia się. Studenci odgrywają podstawową, lecz wcale nie oczywistą rolę w kierowaniu tym procesem. Tylko dostrzeżenie natury tego procesu i uważne jego obserwowanie może pomóc nam, nauczycielom, zrozumieć, że studenci wnoszą niezwykle istotny wkład w proces nauczania. A tylko zrozumienie tego faktu może być podstawą prowadzenia efektywnych dyskusji edukacyjnych. Co najważniejsze, maska, o której mowa, czyni nas, nauczycieli, ślepymi na ten podstawowy fakt: nasze zadanie polega nie tylko na uczeniu jakiegoś materiału, ale jednocześnie na pomaganiu studentom w uczeniu się, jak mają nauczać siebie nawzajem. Nie wystarczy zadawać „dobre pytania"; musimy także rozumieć sztukę zadawania pytań, słuchania i konstruktywnego odpowiadania; prezentować te umiejętności naszym studentom podczas zajęć i w ten sposób okazywać nasz szacunek dla tego, jak są ważni.
Wyniesiona nauka » * i r < . •.-'. » •
MJ ,l> ' ' ' < < J łł V<'«,f
Od tych pierwszych zajęć, które poprowadziłem i które tak mnie zdezorientowały, minęły lata. Mimo to nadal patrzę na tajemniczą moc uczenia przez dyskusję z pokorą i lękiem. Dawno porzuciłem już młodzieńczą naiwność, która kazała mi poszukiwać tej jedynej odpowiedzi na wszystkie moje nauczycielskie pytania. Nadal jednak pracuję nad rozwiązywaniem problemów pedagogicznych. Z biegiem czasu człowiek przystosowuje się do zastanych sytuacji. Jednak lata nauczania przyniosły także pewną dozę zrozumienia. Moja wiara w to, że uczenie jest czymś wspaniałym, staje się coraz silniejsza. To, czego nauczyłem się o wciąż powracających problemach i zagadkach nauczania przez dyskusję, coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że uczenie innych jest doświadczeniem, dzięki któremu samemu wiele można się nauczyć. A jeśli chodzi o badanie procesu nauczania, to czyż mógłbym znaleźć dla niego lepsze laboratorium niż sala zajęciowa, gdzie nauczyciel może eksperymentować z prawdziwą „materią" badanej dziedziny, a także weryfikować, modyfikować i ponownie weryfikować wszystkie swoje hipotezy? Wielokrotnie podkreślałem, jakie korzyści płyną z takich badań, ale zdaję sobie również sprawę z ich ceny. Głębsza i bardziej szczegółowa wiedza sprawia, że człowiek pragnie podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej. Gdy wzrasta twoja praktyczna wiedza o uczeniu, nie możesz już uciekać się do prostych wymówek - że studentom po prostu nie podobał się zadany materiał, że w tym tygodniu mieli sprawdzian w ramach innego kursu lub że (to najczęstsza wymówka) po prostu miało się zły dzień. Żadne z tych usprawiedliwień nie ma racji bytu, gdy wie się, na czym polega dynamika zajęć dyskusyjnych. Wyższe standardy stale nam przypominają, że powinniśmy bardziej się starać i osiągać lepsze wyniki.
Układając listę zatytułowaną: „Szkoda, że nie wiedziałem o tym wcześniej", zapytałem sam siebie: Czy z mego doświadczenia wynika jakaś jedna, najistotniejsza nauka? Być może odpowiedź brzmi: tak. Uczenie jest czymś, co odbywa się między ludźmi. To nie intelekt uczy inny intelekt - to ludzie uczą ludzi. Nieważne, jak bardzo zgodne z rzeczywistością i jak dokładnie sprawdzone są nasze dane, jak przejrzystymi i rygorystycznymi metodami analitycznymi się posługujemy, czy jak doskonałe techniki pedagogiczne stosujemy podczas naszych zajęć. Prawdziwe uczenie się może odbywać się tylko wtedy, gdy bierzemy pod uwagę czynnik ludzki. Jednym z elementów, które wskazują na dojrzałość pedagogiczną, jest zdolność do wspomagania technicznych umiejętności nauczania uwagą skierowaną ku ludziom.
To jest główne przesłanie. Chciałbym uzupełnić je o kilka bardziej szczegółowych nauk, które zawdzięczam studentom, kolegom i codziennej praktyce nauczania. Za niektóre z nich musiałem zapłacić znaczną cenę. Wiele z nich musiałem poznawać kilkakrotnie od nowa. Gdy się teraz nad nimi zastanawiam, żadna z nich mnie nie dziwi. Dlaczego nie pomyślałem o tym wszystkim wcześniej? Ale czy życie spędzone na prowadzeniu zajęć ze studentami to rzeczywiście wystarczająco długi czas, by odkryć, na czym tak naprawdę polega efektywne uczenie? '. ,-•.••;
1. Otwartość i troska nauczyciela zwiększają możliwości efektywnego uczenia się przez studentów. Gdy studenci postrzegają stojącego przed nimi nauczyciela jako kogoś bezosobowego i odległego - jako belfra, a nie przyjaciela - cierpią na tym ich możliwości uczenia się. „Ludzie, on żyje w jakimś innym świecie. Zupełnie nie wiem, co go nakręca... Jestem po prostu numerem dwanaście na liście". Przetrwanie procesu uczenia się wymaga ludzkiego kontekstu, jakiejś bazy emocjonalnej, w której można wzrastać. Nauczyciel, który chce stworzyć taki kontekst i ułatwić jego pojawienie się w grupie studenckiej, musi dać się poznać studentom jako coś więcej niż źródło wiedzy czy przenośna baza danych.
Nasze zwyczaje edukacyjne zakładają dystans między nauczycielami a studentami. Nie poświęcając konwenansów i nie odrzucając roli przewodników, my
595
nauczyciele powinniśmy jednak otworzyć nasze światy przed studentami. Zbyt wielu ludzi będących postaciami publicznymi stało się, jak ujęła to dr Grete Bibring, „osobami o twarzach, za którymi nikt nigdy nie żył". Nasi studenci chcą i powinni wiedzieć, co sobą reprezentujemy. Drugą stroną tego medalu jest nasza potrzeba rozumienia studentów jako ludzi. Jakie są ich ambicje, czego nie są pewni, jakie są ich słabe strony i w czym są doskonali? Kiedy szerzej otworzymy przed nimi nasze światy i staniemy przed nimi niczym na scenie, zwiększymy również nasze szansę, by dowiedzieć się czegoś o nich. Otwartość niesie ze sobą obustronne korzyści, umożliwia bowiem poznawanie siebie nawzajem.
Sama otwartość jednak nie wystarcza. Musimy łączyć ją z troską o studentów. Jako nauczyciele musimy też czynić coś więcej niż tylko troszczyć się o nich. Musimy czynnie starać się o zapewnienie im dobrych warunków i dobrego samopoczucia. Musimy nie tylko doceniać ich postępy - powinny one stać się naszą sprawą osobistą. W ten sposób wyraźnie zwiększamy szansę wzajemnego uczenia się. Jeden z moich doświadczonych kolegów powiedział kiedyś, że większość studentów chce najpierw wiedzieć, jak bardzo cię obchodzą, zanim zacznie ich obchodzić, ile wiesz. To zdanie, choć paradoksalne, ma dla mnie sens. Troska przekształca bezosobowe oferty pomocy akademickiej w dary, a każdy dar uczenia tak samo wzbogaca ofiarodawcę jak obdarowanego. Studenci wyczuwają różnicę między zdawkowymi ofertami pomocy a osobistą chęcią uczenia ich i uczenia się z nimi. Otwartość zwiększa szansę kierującego dyskusją na udzielanie pomocy studentom. Troska sprawia, że cały ten mechanizm funkcjonuje.
2. Owocne dyskusje wymagają tego, by sala zajęciowa stała się przestrzenią nauki. Kiedyś jako nowicjusz w zawodzie nauczycielskim definiowałbym „przestrzeń nauki" w kategoriach fizycznych, jako salę, w której odbywają się zajęcia. Biblioteka Bakera 101 była odpowiednią salą - miała zadowalającą akustykę, działające światła, wystarczającą liczbę krzeseł. Niczego więcej wtedy nie potrzebowałem. Jednak z biegiem lat moje rozumienie tego, czym ma być przestrzeń nauki, stawało się coraz bardziej metaforyczne i pełne coraz większych wymagań. Prawdziwa taka przestrzeń nie należy do sfery fizycznej, lecz psychologicznej, a odpowiedzialność za jej stworzenie ponosi przede wszystkim nauczyciel.
Teraz postrzegam salę zajęciową jako wspólny grunt, na któtrym studenci, nauczyciel i idee spotykają się i wzajemnie wzbogacają; przestrzeń, w której - jak sugeruje Henri Nouwen - „studenci i nauczyciele mogą bez strachu komunikować się ze sobą i sprawiać, by ich doświadczenia życiowe były źródłem obopólnego wzrostu i dojrzewania1". Stworzenie takiej przestrzeni wymaga wzajemnego zaufania, w jego atmosferze nauczyciele i uczniowie (trzeba pamiętać, że i studenci, i wykładowca występują wymiennie w obu tych rolach) stają się nawzajem dla siebie towarzyszami we wspólnym poszukiwaniu prawdy. Prawdziwa przestrzeń nauki to znacznie więcej niż tylko pomieszczenie, w którym się to
1 H. J. M. Nouven, Reaching Out, Garden City, NY, Image Books, 1986, s. 85.
596
poszukiwanie odbywa; jest to miejsce, gdzie każdy czuje się wolny, by konstruktywnie kwestionować opinie innych, i gdzie zbiór współzawodniczących ze sobą jednostek, z których każdej przyświecają własne cele, może stać się grupą wspólnie zdobywającą wiedzę.
My, nauczyciele, tworząc i podsycając atmosferę intelektualnej otwartości, pomagamy studentom uwierzyć, że potrafią coś cennego dodać do wspólnej dyskusji. Taka wiara ich z kolei zachęca do podejmowania ryzyka rozważania i przedstawiania idei - a podjęcie tego ryzyka jest warunkiem uczenia się. Być może najważniejsze jest to, że tylko w przyjaznej przestrzeni sali zajęciowej jest możliwy czynny udział studentów w dyskusji. Dyskusje, które odbywają się w prawdziwej przestrzeni nauki, sprawiają że studenci angażują się w nie intelektualnie i emocjonalnie, werbalnie i przez wewnętrzną refleksję.
Przede wszystkim zaś takie przestrzenie sprawiają, że podejmowanie ryzyka staje się bezpieczne — to znaczy o tyle bezpieczne, o ile to możliwe. A poczucie bezpieczeństwa - to, że studenci oczekują pomocy i wsparcia w trudnych sytuacjach — jest najlepszym lekarstwem na niebezpieczeństwo, które stale czyha na prowadzącego dyskusję i zawsze powinno go niepokoić: na ciszę. Joe już nie bierze takiego udziału w zajęciach jak zawsze. Co się dzieje? Czy zastanawia się nad tym, co zostało powiedziane wcześniej, rozważa kolejne pytania, które mógłby zadać, walczy z niepewnością, może temat przestał go interesować - czy też boi się? My nauczyciele czasem zapominamy, jak trudno jest studentom wykształcić w sobie umiejętność podejmowania tego, co Donald Schón nazywa ryzykiem poznawczym. Spojrzenie wstecz, na nasze własne czasy studenckie, może nam pomóc w pamiętaniu o tym. Czy nie wykorzystywaliśmy ciszy, aby chronić się przed pytaniami zadawanymi przez naszych kolegów, nauczycieli lub przez nas samych (te ostatnie często bywały najbardziej bolesne)? W bezpiecznej przestrzeni ci członkowie grupy, których potrzeby i troski są szczególnie skomplikowane (czyż to nie dotyczy nas wszystkich?), mogą ujawnić swą wrażliwość i swe potrzeby. Gdy tak się dzieje, wspólnota staje się silniejsza i wszyscy odnoszą korzyść.
Tworzenie i podtrzymywanie bezpiecznej przestrzeni nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku, a korzyści z tego płynące są ogromne. Użyta przez Davida Riesmana metafora nauczyciela jako gospodarza czy osoby witającej gości może być tu pożyteczną wskazówką. To tak niewiele kosztuje, a ma nieocenioną wartość: dowiedzieć się czegoś o studentach - kim są i co w danej chwili przeżywają - po to, aby móc ich osobiście zaprosić do dialogu, który właśnie ma się rozpocząć. Podobnie, te kilka minut, jakie my nauczyciele poświęcimy na „rozpinanie siatek asekuracyjnych" - stosując techniki wspierania studentów, którzy mogą popaść w kłopoty, prezentując w dyskusji złożone lub niepopularne punkty widzenia - to czas bardzo dobrze przeznaczony. Siatki asekuracyjne pozwalają uczestnikom dyskusji chodzić po wysoko rozpiętej linie odważnych myśli i argumentów ze śmiałością, której sprzyja poczucie bezpieczeństwa.
Jeżeli nauczyciel wspiera tworzenie się przestrzeni nauki podczas swoich zajęć, to wszyscy na tym zyskują. Grupa staje się wspólnotą. Między studentami
597
a nauczycielem rodzi się partnerstwo w realizowaniu wspólnych celów, a gotowość do podejmowania ryzyka wzrasta po obu stronach. Czasem zapominamy, że nauczyciele są równie niechętni podejmowaniu ryzyka jak studenci. Wahamy się przed ujawnieniem naszych własnych obszarów niepewności i niewiedzy. Wzdragamy się przed prezentowaniem poglądów, które nie są jeszcze dobrze wyartykułowane. Niechętnie podajemy w wątpliwość popularne poglądy. Jednak w bezpiecznej przestrzeni nauki możemy ujawnić, co wiemy i co powinniśmy wiedzieć, a także kim jesteśmy i kim chcielibyśmy być.
3. Skromne wymagania dają najlepsze rezultaty. Motywacje, dla których nauczyciele wybierają taki a nie inny zawód, bywają złożone. Za każdym razem są odmienne. Jednak nasze powołania mają pewną cechę wspólną: praca umożliwia nam jednoczesne służenie szerszej społeczności i wywieranie istotnego wpływu na życie pojedynczych studentów powierzonych naszej opiece. Opowieści o nau-czycielach-mistrzach dają nam obraz tego, czego wielcy w tym zawodzie są w stanie dokonać. Każdy z nas w jakiś sposób sam doświadczył, jaki wpływ na nasze życie może wywrzeć nauczyciel, budząc zainteresowanie jakąś dziedziną, stając się wzorem postępowania czy kształtując nasz system wartości i przekonań. Nauczyciele mogą zrobić tyle ważnego. Jednak rozmyślania nad tym, ile da się osiągnąć, mogą nie tylko inspirować, ale także oszałamiać.
Lata pracy nauczycielskiej doprowadziły mnie do paradoksalnego odkrycia, że skromne wymagania, zwłaszcza jeśli chodzi o objętość zadanego materiału, bardziej sprzyjają skutecznemu uczeniu się niż wymagania ambitne. Głęboko przyswojony materiał - taki, którego studenci uczyli się zarówno głową, jak i sercem — zostaje z nimi, a obszerne listy faktów, metod i teorii gdzieś się ulatniają. J. D Salinger zauważył kiedyś, że oznaką niedojrzałości jest pragnienie, by chwalebnie umrzeć dla sprawy, dojrzałość natomiast przynosi ze sobą chęć, by dla tej sprawy skromnie żyć. Nasz kolega Abby Hansen uważa, że najlepszymi pieśniami osób kierujących dyskusją są hymny na cześć skromnych wymagań. Zauważyłem, że uczenie idzie mi lepiej, gdy swoje wymagania dotyczące zakresu materiału, który grupa ma opanować w danym czasie, ustalam na stosunkowo skromnym poziomie. Głęboka i precyzyjna wiedza na dany temat z nawiązką wynagradza ograniczenia zakresu przyswajanego materiału. Jeśli studenci na dłużej zapamiętają kilka istotnych rzeczy, to będzie to dla nich dużo korzystniejsze niż pozornie szeroka wiedza o wielu sprawach.
.as Istnieje niewiele zadań trudniejszych od oceniania efektów naszego nauczania. Próby oszacowania, w jakim stopniu zakończyło się ono sukcesem, przypominają trochę wrzucanie monety do Wielkiego Kanionu i czekanie, by usłyszeć jej brzęk. Skąd mamy wiedzieć, jaki tak naprawdę jest nasz wkład w edukację danego studenta? Nauczyciele mają sporo wspólnego z artystami występującymi na scenie, ale brawa dla nich (lub gwizdy) mogą nie rozlec się przez lata lub nawet wcale. Któż może wiedzieć, co studentom zostaje w głowach w dzień, tydzień, rok czy dziesięć lat po seminarium? To dość zawstydzające doświadczenie, gdy absolwent dziękuje ci za wszystko, czego go nauczyłeś, a ty
598
w toku rozmowy zdajesz sobie sprawę, że wszystkie te pochwały należą się twemu koledze, a nie tobie.
Stopniowo przestałem się interesować końcowymi wynikami - jakiekolwiek by one były - i zacząłem czerpać przyjemność z samego uczenia. Kiedy rozważam wszystkie stopnie pośrednie pomiędzy sukcesem a porażką, złożoną naturę zaangażowanych w proces uczenia stron, kiedy widzę, jak wielkie wysiłki dnia codziennego nigdy nie są dooceniane, zastanawiam się nad niemożnością oszacowania długofalowych skutków uczenia. Nauczyłem się, że mądrość i skuteczność nie szukają końcowych wyników, ale stale walczą o samodoskonalenie, uczenie podobnie jak cnota jest nagrodą samo dla siebie. Dla mnie to oznacza, że jeśli stale ćwiczę się w swoich umiejętnościach, to z radością witam wszelkie uwagi i konstruktywną krytykę, jeśli eksperymentuję i rozwijam się, to moje wysiłki mogą odnieść jakiś skutek. Zdarzają się drobne cuda - tak naprawdę dzieje się to tak często, by usprawiedliwić tę nadzieję.
4. Cierpliwość nauczyciela sprzyja uczeniu się przez studentów. Cierpliwość jest cnotą powstrzymywania się, a jej efektem jest dodawanie energii studentom. Dociekania, rozwój i nauka rozkwitają, jeśli nacisk na studentów jest niewielki. Pojęcia i idee trudno jest zasadzić i hodować w naszym intelektualnym ogrodzie. Ich cykle wzrostu są nieprzewidywalne i zindywidualizowane, a o czasie zbiorów zawsze decyduje student - i odgórne ustalanie terminów sesji egzaminacyjnych nic w tym nie zmienia. Mimo to trudno mi było przyswoić sobie tę naukę. Cierpliwości niełatwo się nauczyć.
Niecierpliwość przychodzi nam łatwiej. Gdy sami już pojęliśmy zakres zastosowań i ograniczenia rozważanych idei, zdaje nam się, że jesteśmy znawcami naszych dyscyplin. Materiał jest już pod naszą kontrolą, zapominamy więc o wszystkich fałszywych krokach, jakie uczyniliśmy na drodze do jego opanowania. Jednak uczenie przez dyskusję nie jest po prostu rozdawaniem wiedzy. Studenci sami muszą wykonać swe fałszywe kroki; ich podróże ku wiedzy nie zawsze będą pokrywały się z naszą drogą. Osoby kierujące dyskusją, które nie wiedzą, jakie znaczenie ma brak sprawności w docieraniu do wiedzy, popełniają poważny błąd. Sprawne nauczanie nie zawsze jest równoznaczne ze skutecznym uczeniem się. Przeciwnie, studenci często odbierają ważną lekcję, dotarłszy do końca ślepej uliczki w rozważaniach - są to lekcje, których my nauczyciele nie jesteśmy w stanie przewidzieć przed ich pojawieniem się w toku dyskusji. To, co sprawia wrażenie dygresji, może okazać się elementem, który dyskusję z danej chwili połączy z wcześniejszymi rozważaniami. W pozornych odejściach od właściwego kierunku dyskusji studenci próbują odpowiedzieć na nurtujące ich pytania i dzieje się tak nie dlatego, że mają one jakikolwiek oczywisty związek z tematem zajęć, ale dlatego, że zagadnienia te żywo ich interesują.
Układane przez nas programy nauczania przyczyniają się do braku cierpliwości. Zawsze jest więcej materiału, którego trzeba nauczyć, niż czasu do jego nauczenia. Sztywny plan nauczania na każdy dzień zmusza nas do ignorowania najistotniejszych elementów kontekstu, w którym odbywa się nauczanie - wyda-
599
rżeń na uczelni, w mieście i kraju czy wreszcie spraw osobistych. Jeden z moich kolegów opowiadał mi o swoim przyjacielu, historyku zajmującym się wojną secesyjną, który w ten oto celny sposób podsumowuje taką sytuację: „Podczas moich zajęć Grant musi dotrzeć do Richmond przed Dniem Dziękczynienia, choćby nie wiem co się działo!"
Cena, jaką trzeba zapłacić za przestrzeganie tak sztywnych planów, może być bardzo wysoka. Czasem bywa to nawet okrutne. Nieznany poeta napisał: „Wszystkie kwiaty każdego jutra ukryte są w nasionach dnia dzisiejszego". Powinniśmy troszczyć się o nie, opiekować się nimi i pozwolić im wzrastać w ich własnym tempie. Przyspieszanie rozwoju na siłę może być zabójcze. Nikos Kazantzakis obrazowo pisze o tym w Greku Zorbie:
-*
,, „Przypomniałem sobie pewien poranek, gdy zobaczyłem uczepioną kory drzewa poczwarkę właśnie w chwili, gdy motyl rozrywał spowijającą go powlokę przygotowując się do lotu. Czekałem dość długo, ale motyl zwlekał. Niecierpliwie schyliłem się i zacząłem go ogrzewać własnym oddechem. I w moich oczach - szybciej, niż przewiduje natura - zaczął dokonywać się cud. Powłoka opadła i wyszedł motyl, ale kaleki. Nigdy nie zapomnę przerażenia, jakie odczułem, gdy zobaczyłem, że nie może rozwinąć skrzydeł. Drżąc próbował tego dokonać wysiłkiem całego ciała - na próżno, choć pomagałem mu oddechem. Potrzebny był tu cierpliwy proces dojrzewania. Skrzydła powinny wolno rozwijać się w słońcu. Teraz było już za późno. Ciepło mojego tchnienia zmusiło go, aby opuścił poczwarkę przedwcześnie, pomarszczony niby
-•"'<" embrion. Drżał rozpaczliwie jeszcze chwilę i umarł na mojej dłoni.
-'••• Te leciutkie zwłoki motyla spoczęły ogromnym ciężarem na moim sumieniu. Dzisiaj już ii, wiem, że pogwałcenie odwiecznych praw natury jest śmiertelnym grzechem. Nie wolno nam ulegać niecierpliwości, winniśmy z ufnością poddawać się wieczystemu rytmowi wszechświata"2.
Ta lekcja ma szczególne znaczenie dla nauczycieli. Na każde zajęcia musimy przychodzić z nieskończonym zapasem cierpliwości. Musimy też powstrzymywać się przed krytyczną oceną tempa rozwoju naszych studentów. Walter Jackson Bate przypomina nam w biografii Samuela Johnsona, jak trudno jest doceniać „rzeczywiste postępy i codzienne czołganie się doświadczenia innych ludzi3". Jednak właśnie to „codzienne czołganie się" musimy szanować i chronić. Pragnę też dodać, że musimy czynić to w kontekście stale nam towarzyszącej wiary w studentów.
5. Wiara jest najistotniejszym składnikiem dobrego nauczania. Dotychczas szczegółowo omówiłem dwa zasadnicze elementy nauczania przez dyskusję: znajomość pojęć z dziedziny pedagogiki i opanowanie umiejętności koniecznych do kierowania procesem dyskutowania. Nadszedł teraz czas na rozważenie trzeciego istotnego elementu: wiary. Wiary w to, że nasze powołanie jest cenne, w wartości rządzące naszymi relacjami z pojedynczymi studentami i z grupami studenckimi czy wreszcie w to, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż przynajmniej niektóre z celów, do których dążymy, uda nam się osiągnąć. Dla mnie wiara jest niezbędnym wymiarem nauczycielskiego życia. Dlaczego więc tak
2 N. Kazantzakis, Grek Zorba, przeł. N. Chadzinikolan, Warszawa, KiW, 1979, s. 101.
3 W. J. Bate, Samuel Johnson, New York, Harcourt, 1977, s. 233. . ... , • ;
600
rzadko się o niej wspomina? Zapewne dlatego, że ludzie nauki lepiej czują się w towarzystwie twardych faktów, logicznej analizy czy umiejętności, które z łatwością można obserwować, niż w towarzystwie tak nieuchwytnych bytów jak wiara. Jednak bez tych nieuchwytnych bytów — bez tej „duszy", która ożywia mechanizm we wnętrzu „czarnej skrzynki" nauczania przez dyskusję - techniki prowadzenia dyskusji stają się mechaniczne, nasze techniki nauczania zamieniają się w elementy manipulacji, a nasze nastawienia i motywy stają się podejrzane.
Czy wiarę można jakoś skodyfikować? Przekonałem się, że niektóre moje odkrycia nie tylko przetrwały próbę czasu, ale wraz z jego upływem zaczęły stawać się coraz istotniejsze dla mej praktyki nauczania. Natomiast inne obserwacje i konstrukcje teoretyczne gdzieś się ulotniły lub zostały zastąpione czymś bardziej przydatnym. Chciałbym przedstawić te prawdy wiary - tak dla mnie znaczące - nie jako recepty czy dogmaty, ale jako mój osobisty testament: przecież credo znaczy nic innego jak „ja wierzę".
- -"• . • iv
• Wierzę, że wykonywanie zawodu nauczycielskiego jest sprawą podstawową dla podtrzymywania i rozwoju cywilizacji. Tylko najbardziej utalentowani - mistrzowie w swoim rzemiośle, którzy potrafią wykonywać je na najwyższym poziomie - powinni podejmować się tego zadania. Jak stwierdził Theodore Roethke w swoim tekście Words for Young Writers, potrzebujemy „więcej ludzi, których specjalnością jest robienie niemożliwego"4 - a tym właśnie zajmują się nauczyciele. Moim zdaniem, uczenie niesie ze sobą ogromną odpowiedzialność, która polega na mobilizowaniu studentów, by chcieli się dowiedzieć, pokazywaniu im, jak się dowiedzieć, oraz naleganiu, by zadawali pytanie „Po co ja powinienem się dowiedzieć?" i próbowali na nie odpowiedzieć.
• Wierzę, że uczenia można się nauczyć. Przez ostatnie dwadzieścia lat moje badania w dziedzinie pedagogiki, twierdzenia i cele praktyki nauczania skupiały się na tym podstawowym przekonaniu: człowiek nie rodzi się dobrym nauczycielem, lecz nim zostaje. Możemy obserwować sztukę kierowania dyskusją, analizować ją i przekazywać nasze obserwacje innym praktykom tej sztuki. Skuteczni nauczyciele zarówno praktycznie uprawiają swój zawód, jak i przyglądają się własnym działaniom; ich sale zajęciowe to zarówno miejsca, w których uczą, jak i laboratoria, w których eksperymentują z własnym nauczaniem.
• Wierzę, że aktywne zaangażowanie jest podstawą uczenia się. Podczas zajęć dyskusyjnych zarówno studenci, jak i nauczyciele muszą coś z siebie dawać. Bez obustronnego zaangażowania dyskusja nie jest niczym więcej jak hałasem, a kierowanie nią - staje się jedynie rozwiązywaniem łamigłówki. Istnieje ogromna różnica między uczestniczeniem z przymusu w lekcji gimnastyki prowadzonej przez nielubianego nauczyciela a ćwiczeniami pełnej zapału drużyny pod okiem zaangażowanego trenera. Zaangażowanie sprawia, że biernie przyswajana wiedza zamienia się w czynną zdolność do skutecznego jej stosowania.
4 T. Roethke, Straw for the Fire: From the Notebooks of Theodore Roethke, 1943-63, D. Wagoner (red.), Garden City, NY, Donbleday, s. 185.
601
• Wierzę w to, że nauczyciele uczący przez dyskusję muszą opanować zarówno umiejętność prowadzenia procesu dyskutowania, jak i znaczną wiedzę merytoryczną w danej dziedzinie. Bez wiedzy dotyczącej procesu dyskutowania ograniczona jest skuteczność wysiłków nauczyciela próbującego pomóc studentom w odkrywaniu, przyswajaniu i trwałym zapamiętywaniu nauczanych treści. Tylko dzięki umiejętnemu kierowaniu procesem dyskutowania można realizować główny cel zajęć, to znaczy przekazywać zaplanowaną wiedzę merytoryczną.
isfc • Wierzę w to, że uczenie jest działaniem o wymiarze moralnym. Rozważania etyczne muszą kształtować dobór materiału i to, jak się nad nim pracuje podczas zajęć. Nakazy moralne muszą wpływać na to, jak traktujemy studentów
- David Riesman nazywa nauczanie „władzą połączoną ze zdolnością współod-czuwania". Również wartości, które próbujemy kultywować we wspólnocie grupy zajęciowej, muszą wynikać z takich nakazów. Jak sugerował profesor Łon Fuller, musimy czynić rozróżnienie między moralnością obowiązku — moralnością tego, co jest formalnie i/lub prawnie odpowiednie - a moralnością dążeń - pięciem się ku doskonałości i idealizmem. To ten ostatni rodzaj moralności musi dominować.
• Wierzę, że to, kim stają się moi studenci, jest równie ważne jak to, czego się uczą. Celem uczenia jest nie tylko rozwój intelektualny, ale rozwój całej osoby. Tam, gdzie przymioty całej osoby są równie ważne jak przymioty umysłu
- a tak dzieje się w każdego rodzaju prawdziwym kształceniu - musimy starać się zaangażować całą osobowość naszych studentów, tak by stali się chłonni i otwarci na różnorakie poziomy rozumienia. Musimy także sami starać się zaangażować całą naszą osobowością. Uczę nie tylko tego, co wiem, ale także tego, kim jestem.
• Wierzę, że -jak to ujął profesor Charles Gragg, - „nauczyciele także muszą się uczyć!"5. Nie możemy uczyć naprawdę, jeśli nie pozwolimy samym sobie doświadczać wzlotów i upadków w odkrywaniu nowych obszarów wiedzy - pojmowaniu i komunikowaniu idei, czemu towarzyszy przyswajanie nowych obserwacji i niekończące się pragnienie, by wiedzieć więcej. Przekazywania i zdobywania wiedzy nie da się rozdzielić - proces kształcenia jest obustronnym darem.
• Wierzę, że element zabawy odgrywa niezwykle istotną rolę w uczeniu. Na wspaniałe zajęcia składają się przeróżne stany - fajerwerki słowne, chwile wyciszenia, błyskotliwe analizy i popuszczanie wodzy fantazji - a wszystko to w nastroju świętowania. Zabawa pozwala odpocząć od rutyny. Wnosi ożywienie tam, gdzie przedtem wiało nudą, i podtrzymuje hojność, gdyż wszyscy uczestnicy dają i otrzymują radość razem z mądrością. Poza tym zabawa może uleczyć: trudno nie lubić kogoś, z kim wspólnie się śmiejemy. Humor może poszerzyć zakres tego, co możliwe. Pamiętać jednak trzeba, że - jak zauważył Samuel Johnson - „nie ma nic równie beznadziejnego jak próba zaplanowania wesołości"6. W przyjaznym i życzliwym kontekście zabawa pojawi się sama, bez wcześniejszych planów. Wyłoni się z nieuniknionych sprzeczności pojawiających
5 C. J. Gragg, Teachers Also Must Learn, „Harward Educational Review" 1940, 10, 30^7.
6 S. Johnson, The Idler, w: The Woks of Samuel Johnson, R. Lynani (red.), London, George
Cowre, 1825, t. 2, nr 58.
się we wszystkich dłuższych rozmowach: z uogólnień, które doprowadzają komentarze do maksymalnej przesady, oraz z żonglowania słowami i obrazami, które prowadzi do absurdu.
• Wierzę, że nauczycielskie zadanie oceniania studentów polega nie tyle na oddzielaniu tych utalentowanych od tych średnich, ile raczej na odkrywaniu talentów u tych, którzy sprawiają wrażenie średniaków. I wierzę, że musimy przekazywać nasze oceny w taki sposób, który pomoże studentom zrozumieć, jakie są ich mocne i słabe strony, nie burząc jednocześnie ich wiary w siebie. Trafnie powiedział Robert Frost: „Żadna cyfra jeszcze nigdy nie oddała wszystkiego, co należałoby wyrazić". W najlepszym razie oceny są co najwyżej niedokładną miarą osiągnięć akademickich. Nie oddają one wartości studenta jako osoby, czy to w chwili bieżącej, czy w przyszłości.
• Wierzę w nieograniczony potencjał, jaki kryje się w każdym studencie. Na pierwszy rzut oka wśród studentów, podobnie jak wśród nauczycieli, odnaleźć można cały wachlarz jednostek, od najzupełniej przeciętnych do niezwykle wybitnych. Jednak wewnętrzny potencjał jest niewidzialny przy pobieżnym spojrzeniu. Aby go dostrzec, trzeba wiary. Jednak byłem już świadkiem zbyt wielu cudów w świecie akademickim, by wątpić w jego istnienie. Teraz patrzę na każdego studenta jak na „materiał na dzieło sztuki". Jeśli mam wiarę, głęboką wiarę w kryjące się w studentach możliwości twórczego działania i rozwoju, to wiele możemy razem dokonać. Jeśli natomiast nie umiem wierzyć w ten potencjał, to moja niezdolność do tej wiary sieje ziarno wątpliwości. Studenci odczytują nasze negatywne sygnały, choćbyśmy nie wiem jak starannie starali się je ukryć. Uciekają wtedy od twórczego ryzyka i poprzestają na tym, co „po prostu możliwe". Wszyscy wówczas na tym tracą.
Ocena jednego z moich studentów z przedmiotu „polityka biznesu" - przyjmijmy, że ów student na imię miał Andy - wahała się pomiędzy słabą trójką a niedostatecznym. Razem wymyśliliśmy drogę wyjścia z tej sytuacji. Przed ostatecznym egzaminem decydującym o zaliczeniu i zakończeniu studiów Andy razem z całą grupą miał pięć razy napisać egzamin próbny. Po każdym egzaminie próbnym mieliśmy spotkać się i omówić to, co napisał. Andy ciężko pracował, ale czynił słabe postępy. Na naszym ostatnim spotkaniu, nieco już zniechęcony, zapytałem: „Andy, czy myślisz, że poradzisz sobie z jutrzejszym egzaminem?", Spojrzał na mnie i cicho powiedział: „Panie profesorze, nie w tym rzecz. Pytanie brzmi: czy pan myśli, że poradzę sobie z tym egzaminem? Czy pan we mnie wierzył". Ten komentarz trafił w samo sedno - i pomógł mi. Przypomniał mi o jego mocnych stronach i postępach, jakie zrobił. „Andy - powiedziałem - czy straciłbym tyle czasu na przypadek beznadziejny? Tak, myślę, że możesz zdać ten egzamin i skończyć studia. Co więcej, myślę, że zrobisz wspaniałą karierę. Wierzę w ciebie".
Moje słowa na niego wyraźnie podziałały. Uśmiechnął się i wydawało mi się, że gdy opuszczał mój gabinet, jego plecy nieco się wyprostowały. Zdał ostatni egzamin, skończył studia i odniósł znaczne sukcesy zarówno w biznesie, jak
603
i w działalności publicznej. Wielu ludzi skorzystało z jego umiejętności i z jego hojności - jego rodzina, nasza uczelnia, jego społeczność lokalna i wreszcie społeczeństwo jako całość.
Tak wiele uczymy się od naszych studentów. Andy i inni mu podobni nauczyli mnie, że jeśli połączę moją wiedzę o polityce biznesu i umiejętności kierowania dyskusją z wiarą w nich, to oni będą mogli osiągnąć to, co niemożliwe, i uczynią mnie zdolnym do tego samego. Dzieje się tak, gdyż obustronność nauczania i uczenia się - ich nierozdzielność - sprawia, że współuczestniczymy w sukcesach naszych studentów, podobnie jak współuczestniczymy w ich porażkach. Machnąć ręką na studentów to jak machnąć ręką na samego siebie. A tego nie uczyniłem nigdy.
Pytania przeglądowe
1. Co to jest wstęga Móbiusa? Jak Christensen wykorzystuje to pojęcie do przedstawienia swych poglądów w pierwszym akapicie poniższego tekstu?
2. Christensen stwierdza, iż „szybko przekonał się, że dobra znajomość zagadnień danego przedmiotu nie jest kluczem do skutecznego uczenia". Co zatem było tym kluczem?
3. Wyjaśnij rozróżnienie, jakie Christensen wprowadza między „treścią" a „procesem" oraz między „procesem" a „procedurami".
4. Wyjaśnij własnymi słowami następujące twierdzenia:
„W uczeniu przez dyskusję porządek może być źródłem tyranii. Nieład może czynić cuda". „W kierowaniu dyskusją sprawność nie zawsze równa się skuteczności".
5. Wyjaśnij omówiony przez Christensena związek między „otwartością" nauczyciela a jego „troską".
6. Daj dwa wyraźne przykłady tego, co Christensen nazywa „cierpliwością".
7. Co znaczy stwierdzenie, że „uczenie jest działaniem o wymiarze moralnym"?
Kwestie do omówienia
1. Tworzenie opisanego w niniejszym tekście podejścia do uczenia było stosunkowo łatwe dla jego autora, który prowadził zajęcia w szkole biznesu, wykorzystując metodę analizy konkretnych autentycznych przypadków. Jednak w innych rozdziałach tej książki omawiane jest zastosowanie uczenia przez dyskusję w takich dziedzinach, jak politologia, literatura i medycyna (zajęcia z anatomii mikroskopowej). Jak podejście to mogłoby być zastosowane na każdym z przedmiotów, na które w tym semestrze uczęszczasz?
2. Z jednej strony Christensen podkreśla konieczność stosowania szczegółowych - można by nawet powiedzieć, mechanicznych - technik postępowania, takich jak zadawanie pytań studentom siedzącym w różnych punktach sali czy wywoływanie studentów do odpowiedzi po imieniu lub bez użycia imion. Z drugiej strony w sposób oczywisty jest on przekonany, że doskonałe uczenie to coś więcej niż tylko dobra znajomość tej „mechaniki". Jak opisałbyś jego pogląd na to napięcie między „mechaniką" czy „regułami" a „intuicją" czy „sztuką"?
3. Co składa się, twoim zdaniem, na „kulturę zajęć", o której Christensen mówi pod koniec swego tekstu? Jak kultura ta wpływa na to, co się dzieje podczas zajęć?
4. Wydaje się, że jedną z najważniejszych obserwacji Christensena jest stwierdzenie: „Liczenie jest czymś, co odbywa się między ludźmi. To nie intelekt uczy inny intelekt -to ludzie uczą ludzi". Wyjaśnij swoimi słowami, co stwierdzenie to oznacza. Następnie ustosunkuj się do niego. Jeśli nauczyciel przyjmuje taki pogląd, to jakie odbicie powinno to znaleźć, twoim zdaniem, w przygotowywanych przez niego programach kursów, listach lektur, testach, podejściu do dyżurów i do oceniania studentów? ........
604
5. Podaj z własnego doświadczenia przykład, który pokazuje, jak ważne jest, by sala zajęciowa była przestrzenią, gdzie bezpiecznie jest podejmować ryzyko poznawcze.
6. Christensen stwierdza, że w swojej praktyce nauczycielskiej stopniowo przestał interesować się końcowymi wynikami - czyli tym w jakim stopniu jego studentom udawało się osiągnąć jakiś konkretny cel, czy to w trakcie edukacji, czy też w „rzeczywistym świecie". Jak Christensen motywuje porzucenie tego zainteresowania i czym je zastąpił? Jaka jest twoja reakcja na poglądy przedstawione w tej części tekstu?
7. Jaka jest twoja reakcja na to, co Christensen mówi o „wierze"? Czy nie jest to dość nieprecyzyjny, abstrakcyjny, a może nawet niebezpieczny temat w rozważaniach o czymś tak konkretnym i praktycznym jak uczenie? Co uzasadnia poruszanie tego tematu w powyższym tekście?
Etó'VCM0ftJHJL$ft- Rn^rlTiał sO:L^n^L'*^-w.
l \\sL-\JML,ld\
17 Spojrzenie psychoterapeuty
Carl Rogers był psychoterapeutą i teoretykiem komunikacji. Jego poglądy wywarły znaczący wpływ na autorów wielu tekstów zamieszczonych w niniejszej książce. Chciałbym gorąco polecić przeczytanie przynajmniej jednej z jego książek, na przykład On Becoming a Person, Person to Person: The Process of Becoming Human czy też jego ostatniej pracy A Way of Being. W latach pięćdziesiątych Rogers znalazł się wśród tych kilku osób, dzięki którym psychologia odeszła od wyłącznego koncentrowania się na freudowskiej psychodynamice i zmiennych, którym można przypisać wartości liczbowe, w kierunku zainteresowania całą osobą i zjawiskiem komunikowania się. Zanim zmarł w końcu lat osiemdziesiątych, stał się znanym na świecie psychoterapeutą, twórcą grup spotkaniowych i nauczycielem.
Na poniższy tekst składają się fragmenty rozdziału książki A Way of Being. Podobnie jak wiele tekstów Rogersa, również i ten był pierwotnie wygłoszonym przezeń wykładem - w tym wypadku gościnnym wykładem w California Institute of Technology. Rogers wspominał, że w trakcie przygotowań do tego wystąpienia poczuł, iż próby opisania tego, co myślał na temat komunikacji międzyludzkiej, były dlań niezwykle frustrujące. Postanowił więc nie tyle omówić temat, ile raczej go zademonstrować, spróbować -jak sam to ujął- „komunikować, a nie po prostu powiedzieć coś na temat komunikacji".
W innym miejscu Rogers pisze, że w ciągu swego życia dokonał następującego odkrycia: „To, co jest najbardziej osobiste, jest również najbardziej ogólne". Ten wykład jest dowodem potwierdzającym trafność owej obserwacji. Rogers próbuje trzymać się swoich osobistych doświadczeń w dziedzinie komunikacji, a w miarę jak je opisuje, zaczyna mówić o moim doświadczeniu - i prawdopodobnie także o twoim. Poniższy tekst pokazuje więc, jak „to, co jest najbardziej osobiste, jest najbardziej ogólne".
606
-'•K Jedną z przyczyn, dla których znaczna część poglądów Rogersa bardzo do mnie przemawia, jest to, że swój wykład na temat komunikacji rozpoczyna on koncentrując się nie na mówieniu, lecz na słuchaniu. Opisuje, co to znaczy naprawdę kogoś słyszeć i być słyszanym, co to znaczy, być słuchanym przez drugą osobę. Przez czterdzieści lat praktyki psychoterapeutycznej Rogers nauczył się, że całkowite słyszenie - słuchanie, wyjaśnianie i odpowiadanie na to, co druga osoba komunikuje nam na każdym poziomie - jest kluczem do terapeutycznej, wspomagającej rozwój relacji. Terapeuta, jego zdaniem, nie musi przeprowadzać testów psychometrycz-nych czy interpretować snów. Przede wszystkim powinien nawiązać kontakt z pacjentem, komunikować się z nim jako osobą. Rogers podsumowuje to następująco: „twórcze, czynne, wrażliwe, uważne, pełne empatii i nie osądzające słuchanie jest dla mnie ogromnie ważne w relacji z drugą osobą".
Druga spośród trzech głównych tez głoszonych przez Rogersa dotyczy tego, co nazywał „spójnością". Tym terminem określa on stan, w którym „moje doświadczenie danej chwili jest obecne w mojej świadomości, a to, co jest obecne w mojej świadomości, jest obecne w moim komunikowaniu się". Jak wyjaśnia Rogers w innych swoich tekstach, nie oznacza to, że człowiek powinien impulsywnie dawać w słowach wyraz każdej myśli, jaka przemknie przez jego umysł. Zwłaszcza gdy ktoś doświadcza mieszanych uczuć, jest ważne, by zastanawiał się, które wymiary jego doświadczenia zasługują na komunikowanie. Rogers jest również przekonany, że brak spójności często wyrasta ze strachu.
Odwrotną stroną spójności jest oczywiście stwarzanie takich warunków, w których druga osoba także będzie mogła i chciała być spójna. Jak twierdzi Rogers, często ta umiejętność jest ostatecznym sprawdzianem dla przywódcy, nauczyciela i rodzica. Jeśli w danej relacji obie strony przejawiają przynajmniej pewną dozę spójności, to ich wzajemna komunikacja bardzo na tym zyskuje.
Trzecie odkrycie Rogersa polega na obserwacji, że to, co nazywa on bezwarunkową akceptacją lub ciepłem pozbawionym chęci posiadania, jest także niezwykle istotne dla efektywnej komunikacji. Ludzie zwykle tak często spotykają się z ocenianiem i krytyką, że gdy czują się akceptowani za to, kim są, często w takiej atmosferze rozkwitają. Rogers zauważa, że ludźmi można zachwycać się zupełnie tak, jak zachwycamy się zachodem słońca.
Jak wyjaśnia Rogers w innych swych tekstach, nie chodzi mu o to, abyśmy żyli w różowej mgiełce naiwności, kochając każdego terrorystę, gwałciciela i socjopatę z pierwszych stron gazet. Wiele pracował on z „osobami chorymi" i przekonał się, co to znaczy zastosować zasadę bezwarunkowej akceptacji w komunikacji z nimi. Często podstawą jest oddzielenie osoby od jej zachowania - dzięki czemu można akceptować osobę, odrzucając jednocześnie je zachowanie. Ważne jest także, by pamiętać, że
607
ludzie działają w sposób, który wydaje im się w danym momencie najbardziej sensowny. Obserwatorzy mogą nie być w stanie pojąć sensu niektórych ich działań, ale jeśli chcemy komunikować się z nimi - niekoniecznie aprobując ich postępowanie - akceptacja może w tym pomóc. si Wówczas gdy Rogers wygłaszał ten wykład, słuchanie osoby tak otwartej i bezpośredniej występującej w takiej, stosunkowo „formalnej" sytuacji wywierało duże wrażenie. Rogers często bywał rozbrajająco bezpośredni w taki sposób. Mam nadzieję, że jego bezpośredniość umożliwi ci usłyszenie tego, co ma on do powiedzenia. Albowiem spojrzenie Carla Rogersa na komunikację między osobami jest warte poznania.
Carl Rogers ,...,.,!, Doświadczenia w komunikowaniu się
Za: Carl Rogers, Way of Being, Copyright Houghton Mifflin Company. Przedruk za zgodą.
To, co chciałbym zrobić, jest naprawdę bardzo proste. Chciałbym podzielić się z wami kilkoma rzeczami, których na własny użytek nauczyłem się na temat komunikacji międzyludzkiej. Z mojego własnego doświadczenia wyrastają pewne osobiste nauki. Wcale nie chcę powiedzieć, że wy powinniście nauczyć się tego samego lub robić to samo. Myślę jednak, że jeśli uda mi się wystarczająco rzetelnie przekazać wam moje własne doświadczenia, może będziecie w stanie skonfrontować moje słowa ze swoim doświadczeniem i ocenić, w jakim stopniu to, co mówię, jest dla was prawdziwe lub fałszywe [...] Mogę to też powiedzieć inaczej: niektóre spośród moich doświadczeń w komunikowaniu się z innymi sprawiły, że poczułem się wewnętrznie poszerzony, większy, bogatszy. Doświadczenia te przyspieszyły mój własny rozwój. Często w takich sytuacjach czuję, że ta druga osoba miała podobne reakcje i że ona także została wzbogacona, że w swoim rozwoju i funkcjonowaniu poszła do przodu. Były także inne sytuacje, w których wzrost czy rozwój każdego z nas został zahamowany, zatrzymany czy nawet odwrócony [...]
Pierwszym prostym odczuciem, którym chciałbym się z wami podzielić, jest moja radość, gdy naprawdę kogoś słyszę. Myślę, że chyba od dawna była to moja charakterystyczna cecha. Pamiętam, że miałem to uczucie jeszcze na początku szkoły podstawowej. Zdarzało się, że dziecko zadawało nauczycielowi pytanie, a nauczyciel udzielał świetnej odpowiedzi na zupełnie inne pytanie. W takich razach zawsze odczuwałem ostre ukłucie bólu i niepokoju. Moją reakcją było: „Ależ pan go nie słyszał!". Ogarniała mnie wtedy dziecinna rozpacz spowodowana tym brakiem komunikacji, który był (i nadal jest) tak częsty.
608
; Myślę, że wiem, dlaczego taką satysfakcję sprawia mi, gdy kogoś słyszę. Kiedy naprawdę udaje mi się kogoś usłyszeć, nawiązuję z nim kontakt, a to z kolei wzbogaca me życie. To właśnie dzięki słyszeniu ludzi nauczyłem się tego wszystkiego, co wiem o jednostkach, o osobowości, o międzyosobowych relacjach [...] •:'<.:• - ••'.'•' ''«
Gdy twierdzę, że słyszenie drugiej osoby sprawia mi radość, mam oczywiście na myśli głębokie słyszenie. Rozumiem przez to słyszenie słów, myśli, odcieni uczuciowych, intencji mówiącego, a nawet znaczeń wykraczających poza te świadome intencje. Czasem także w komunikacie, który pozornie nie jest zbyt istotny, słyszę głęboki ludzki krzyk, pogrzebany i ukryty głęboko pod powierzchnią osoby.
Nauczyłem się więc pytać samego siebie: czy słyszę dźwięki i wyczuwam kształt wewnętrznego świata tej drugiej osoby? Czy potrafię tak głęboko odbierać to, co mówi, by wyczuć nie tylko te znaczenia, których jest świadoma, ale także te, które chciałaby zakomunikować, lecz się ich boi? -."oo :«
Przypominam sobie na przykład rozmowę, którą miałem z dorastającym chłopcem. Jak wielu nastolatków w dzisiejszych czasach, na początku rozmowy stwierdził, że nie ma żadnych celów w życiu. Kiedy zacząłem go o to wypytywać, z jeszcze większym uporem twierdził, że nie ma żadnych, absolutnie żadnych celów. Zapytałem: „Nie ma więc nic, co chciałbyś robić?". „Nic... No cóż, może tylko... chciałbym dalej żyć". Doskonale pamiętam moje odczucia w tamtej chwili. Bardzo głęboko odebrałem ten zwrot. Ten chłopiec mógł mi po prostu mówić, że, jak wszyscy inni, chce żyć. Mógł mi również mówić - a w tym przypadku wydawało się to ewentualnością, którą koniecznie trzeba rozważyć - że w jakimś momencie pytanie, czy dalej żyć, było dla niego rzeczywistym problemem. Spróbowałem więc odbierać to, co mi komunikował, na wszystkich poziomach. Nie miałem pewności, co mi naprawdę chce przekazać. Chciałem po prostu być otwartym na wszystkie znaczenia, jakie może mieć jego stwierdzenie, łącznie z tym, że w pewnej chwili rozważał możliwość popełnienia samobójstwa. To, że chciałem i byłem w stanie słuchać go na wszystkich poziomach, było prawdopodobnie jednym z elementów, dzięki którym zanim nasza rozmowa dobiegła końca, zdołał powiedzieć mi, że niedawno był bliski zastrzelenia się. To wydarzenie ilustruje, co mam na myśli, gdy mówię, że chcę naprawdę słyszeć kogoś na wszystkich poziomach, na których ten ktoś próbuje mi coś zakomunikować [...]
Przekonałem się zarówno podczas rozmów terapeutycznych, jak i podczas intensywnych doświadczeń grupowych, które dla mnie wiele znaczą, że słyszenie ma konsekwencje. Gdy naprawdę słyszę drugą osobę i znaczenia, które w danej chwili są dla niej ważne, gdy słyszę nie tylko jej słowa, ale ją samą i kiedy daję jej do zrozumienia, że usłyszałem jej własne prywatne i osobiste znaczenia, wiele się wydarza. Przede wszystkim, pojawia się spojrzenie pełne wdzięczności. Mój rozmówca odczuwa ulgę. Chce opowiedzieć mi więcej o swoim świecie. Zalewa go nowe poczucie wolności. Staje się bardziej otwarty na proces zmian [...]
Pozwólcie, że przejdę teraz do drugiej nauki, którą chciałbym się z wami podzielić. Chcę być słyszanym. Kilka razy w życiu miałem poczucie, że kotłują się
609
we mnie nierozwiązywalne problemy, że miotam się niczym ranny zwierz w potrzasku czy, przez pewien okres, że jestem nic niewarty i że ogarnia mnie rozpacz. Myślę, że miałem więcej szczęścia niż wielu innych, gdyż w tych trudnych momentach spotkałem ludzi, którzy potrafili usłyszeć to, co pragnąłem zakomunikować, na nieco głębszym poziomie, niż sam byłem tego świadomy. Osoby te usłyszały mnie, jednocześnie nie osądzając, nie wydając diagnozy, nie szacując i nie oceniając. Po prostu słuchały, wyjaśniały wątpliwości i odpowiadały na to, co chciałem zakomunikować na wszystkich poziomach. Mogę z własnego doświadczenia potwierdzić, że kiedy jesteś w ciężkim stanie psychicznym, a ktoś naprawdę cię słyszy, nie oceniając cię, nie próbując wziąć za ciebie odpowiedzialności, nie próbując cię kształtować, to jest to wspaniałe uczucie! W trudnych dla mnie momentach umożliwiło mi to rozluźnienie się po chwilach napięcia. Pozwoliło mi uświadomić sobie przerażające uczucia: winę, rozpacz i zagubienie, które były częścią mojego doświadczenia. Jeśli ktoś mnie wysłucha i usłyszy, to mogę w nowy sposób spojrzeć na swój świat i na nowo podjąć swój trud. To zdumiewające, jak sprawy, które wydawały się nierozwiązywalne, stają się możliwe do rozwiązania, gdy ktoś cię słucha, jak zagubienie, które wydaje się nieusuwalne, zamienia się w stosunkowo przejrzysty ciąg, gdy zostajesz przez kogoś wysłuchany. Zawsze bardzo doceniałem te momenty, w których doświadczałem wrażliwego, pełnego empatii i uważnego słuchania.
Nie lubię tego, gdy nie słyszę drugiej osoby, gdy jej nie rozumiem. Gdy rzecz sprowadza się tylko do porażki prób zrozumienia czy skupienia się na tym, co mówi drugi człowiek, lub do problemów z rozumieniem jego słów, odczuwam jedynie umiarkowane niezadowolenie z siebie. Tym, czego naprawdę nie lubię u siebie, jest niezdolność do słyszenia drugiej osoby spowodowana tym, że już z góry jestem pewien, co chce mi powiedzieć i dlatego jej nie słucham. Dopiero po wszystkim zdaję sobie sprawę, że z góry założyłem, co ten drugi człowiek chce mi powiedzieć i że to właśnie słyszałem - że tak naprawdę wcale nie słuchałem. Jeszcze gorsze są sytuacje, gdy łapię się na tym, że próbuję nagiąć słowa mego rozmówcy tak, by mówiły to, co chciałbym, żeby mówiły, że to właśnie słyszę. Może to być bardzo subtelna sprawa. Zdumiewające jest, jak bardzo sprawnie mogę to robić. Jedynie dzięki drobnemu przekręceniu słów, niewielkiemu zniekształceniu znaczenia mogę stworzyć wrażenie, że mój rozmówca nie tylko mówi to, co chcę usłyszeć, ale także że jest osobą, którą chciałbym, żeby był. Dopiero gdy zacznie on protestować lub gdy sam stopniowo to zauważę, zdaję sobie sprawę, że próbowałem subtelnie nim manipulować. Wtedy odczuwam do siebie niechęć. Doświadczałem tego samego także z drugiej strony i wiem, jak bardzo frustrujące jest, gdy biorą cię za kogoś, kim nie jesteś, gdy słyszą z twoich ust coś, czego wcale nie powiedziałeś. To powoduje gniew, zdumienie i rozczarowanie.
To stwierdzenie prowadzi nas do kolejnej nauki, którą chciałbym się z wami podzielić: odczuwam ogromną frustrację i zamykam się w sobie, gdy próbuję wyrazić coś, co pochodzi z głębi mnie samego, co jest częścią mojego prywatnego, wewnętrznego świata, a druga osoba mnie nie rozumie. Gdy podejmuję ten hazard, to ryzyko próby podzielenia się czymś, co jest bardzo osobiste, z innym
610
człowiekiem, a mój przekaz nie zostaje przyjęty, zrozumiany, to jest to doświadczenie, które bardzo przytłacza i pozostawia uczucie samotności. Doszedłem do przekonania, że w wyniku takiego doświadczenia niektóre jednostki stają się psychotyczne. Takie doświadczenie doprowadza niektórych do utraty nadziei, że każdy może ich zrozumieć. Gdy już stracą tę nadzieję, wtedy ich wewnętrzny świat, który przybiera coraz dziwaczniejsze formy, staje się jedynym miejscem, w którym mogą żyć. Nie mogą już żyć w jakimkolwiek wspólnym ludzkim doświadczeniu. Współczuję im, ponieważ wiem, że gdy próbuję się podzielić jakąś wrażliwą cząstkę samego siebie, która jest bardzo osobista, cenna i niepewna, i gdy mój komunikat spotyka się z oceną, pocieszaniem i zniekształcaniem tego, co chciałem powiedzieć, moją silną reakcją jest powiedzieć sobie: „Jaki to ma sens!". W takich chwilach człowiek wie, co to znaczy być samotnym.
Jak łatwo zatem możecie stwierdzić na podstawie tego, co do tej pory powiedziałem: twórcze, czynne, wrażliwe, uważne, pełne empatii i nie osądzające słuchanie jest dla mnie ogromnie ważne w relacji z inną osobą. Jest dla mnie istotne, abym sam tak słuchał ludzi; było dla mnie niezwykle ważne, zwłaszcza w niektórych chwilach mego życia, aby mnie tak słuchano. Myślę, że wewnętrznie urosłem, gdy sam tak kogoś wysłuchałem; jestem pewien, że wewnętrznie urosłem, stałem się wolny i otrzymałem wsparcie, gdy ktoś mnie w ten sposób wysłuchał.
Chciałbym teraz przejść do kolejnego obszaru, w którym wiele się nauczyłem. • - ,, • . •
Odczuwam ogromną satysfakcję, kiedy mogę być prawdziwy, kiedy mogę być blisko tego, co dzieje się w moim wnętrzu, cokolwiek by to było. Lubię, gdy mogę słuchać siebie. Naprawdę wiedzieć, czego doświadczam w danej chwili, nie jest wcale sprawą łatwą, ale zachęty dodaje mi to, że z biegiem lat, jak mi się wydaje, staję się w tym coraz lepszy. Jestem jednak przekonany, że jest to praca na całe życie i że nikt z nas nigdy nie potrafi być wystarczająco blisko tego wszystkiego, co dzieje się w jego własnym doświadczeniu.
Czasem zamiast terminu „prawdziwość" używam słowa „spójność". Rozumiem to słowo w następujący sposób: kiedy moje doświadczanie danej chwili jest obecne w mojej świadomości, a to, co jest obecne w mojej świadomości, jest obecne w moim komunikowaniu się, wtedy wszystkie te trzy poziomy odpowiadają sobie lub są spójne. W takich chwilach jestem wewnętrznie zintegrowany, stanowię całość, jestem „w jednym kawałku". Oczywiście przez większość czasu, tak jak każdy inny, również ja jestem w jakimś stopniu niespójny. Przekonałem się jednak, że autentyczność, prawdziwość czy spójność - jakkolwiek byśmy to nazywali - jest niezwykle istotnym warunkiem najlepszej komunikacji. - > , •,••:•••'•.*.•
Co mam na myśli, gdy mówię o byciu blisko tego, co dzieje się w moim wnętrzu? Spróbuję to wytłumaczyć opowiadając, co czasem wydarza się w mojej pracy terapeuty. Czasem „narasta we mnie" uczucie, które, jak się wydaje, nie ma żadnego szczególnego związku z tym, co się wokół dzieje. Jednak nauczyłem się akceptować to uczucie w mojej świadomości, ufać mu i próbować komunikować
611
je mojemu pacjentowi. Na przykład, mówi on do mnie, a przed moimi oczami staje nagle jego obraz jako małego chłopca, który błagalnie składa ręce i mówi: „Proszę, daj mi to, daj mi to". Nauczyłem się, że jeśli umiem być prawdziwy w relacji z nim i potrafię zakomunikować mu to moje wewnętrzne uczucie, to jest bardzo prawdopodobne, że potrąci to jakąś strunę gdzieś głęboko w nim i że w naszej wzajemnej relacji zrobimy krok naprzód f...]
Czuję satysfakcję, gdy mogę się ośmielić zakomunikować moją prawdziwość drugiej osobie. Nie jest to łatwe, po części dlatego, że to, czego doświadczam, zmienia się z każdą chwilą. Zwykle między doświadczeniem a komunikacją jest pewne opóźnienie: czasami mierzone w chwilach, czasem w dniach, tygodniach czy nawet miesiącach. Doświadczam czegoś, coś czuję, ale ośmielam się to zakomunikować dopiero później, gdy doświadczenie na tyle ostygło, że mogę zaryzykować podzielenie się nim z drugą osobą. Jeśli jednak potrafię zakomunikować to, co jest we mnie rzeczywiste, w chwili, gdy to się dzieje, czuję się prawdziwy, spontaniczny i żywy.
Jestem rozczarowany, gdy zdaję sobie sprawę - a oczywiście staje się to po wszystkim, z opóźnieniem - że byłem zbyt przestraszony lub czułem się zbyt zagrożony, aby pozwolić sobie podejść blisko do tego, czego doświadczam, i że w konsekwencji nie byłem prawdziwy czy spójny. Przychodzi mi do głowy ilustrujący to przykład, choć mówienie o nim jest dla mnie nieco bolesne. Kilka lat temu zaproszono mnie do pracy w Center for Advanced Study in the Behavioral Sciences na Uniwersytecie Stanforda. Zatrudnieni tam naukowcy mają ogromną wiedzę, inteligencję i talent. Myślę, że w takiej grupie nieunikniona jest spora doza wywyższania się, popisywania się własną wiedzą i osiągnięciami. Każdy stara się wywrzeć na innych wrażenie, udawać, że jest nieco bardziej pewny siebie, że ma nieco większą wiedzę niż w rzeczywistości. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że robię dokładnie to samo - udaję, że mam więcej pewności i więcej wiedzy niż naprawdę. Trudno mi opisać, jak wielki niesmak do siebie poczułem, gdy zdałem sobie sprawę z tego, co robię: nie byłem sobą, odgrywałem rolę.
Żałuję, gdy zbyt długo tłumię swoje uczucia i potem wybuchają one w sposób, który je zniekształca, który może być atakiem na kogoś lub może kogoś ranić. Mam przyjaciela, którego bardzo lubię, ale który przejawia jedno szczególnie mnie drażniące zachowanie. Ze względu na typową skłonność do tego, by być miłym, uprzejmym i przyjemnym, zbyt długo zachowywałem moje rozdrażnienie dla siebie, a kiedy wreszcie wybuchło, uzewnętrzniło się nie tylko jako rozdrażnienie, ale także jako atak na niego. Było to raniące i odbudowanie naszej wzajemnej relacji w dawnym kształcie zajęło nam trochę czasu.
Odczuwam wewnętrzne zadowolenie, gdy mam dość siły, by pozwolić drugiej osobie, aby była odrębną rzeczywistością, oddzielną ode mnie. Myślę, że często jest to możliwość, którą odbieramy jako zagrożenie. Odkryłem, że w pewien sposób jest to ostateczny test dla osoby na kierowniczym stanowisku czy rodzica. Czy bez ograniczeń mogę pozwolić memu podwładnemu czy synowi lub córce, by stali się odrębnymi osobami o ideach, celach i wartościach, które mogą
612
nie być identyczne z moimi? Wspominam jednego ze swoich podwładnych, który często wykazywał się błyskotliwością, ale w sposób oczywisty hołdował innym wartościom i zachowywał się zupełnie inaczej niż ja. To była prawdziwa walka, w której chyba tylko częściowo udało mi się odnieść zwycięstwo: pozwolić mu być sobą, pozwolić mu rozwijać się jako osoba całkowicie odrębna ode mnie, od moich idei i moich zasad. Ale o ile udało mi się w tej walce odnieść zwycięstwo, o tyle byłem z siebie zadowolony, gdyż sądzę, że ta zgoda, by drugi człowiek był odrębną osobą, jest niezbędna do jego autonomicznego rozwoju.
Jestem na siebie zły, gdy odkrywam, że subtelnie steruję drugą osobą i kształtuję ją na swój własny obraz. Stanowiło to bolesną część mego doświadczenia zawodowego. Nienawidzę mieć „uczniów", studentów, którzy starannie ukształtowali się na wzór, którego ich zdaniem ja sobie życzyłem. Wydaje mi się, że część odpowiedzialności za to ponoszą oni sami, ale nie mogę uciec przed tą niewygodną dla mnie możliwością, że nie zdając sobie z tego sprawy subtelnie sterowałem takimi jednostkami i uczyniłem z nich kalki samego siebie, zamiast odrębnych osób, którymi mają pełne prawo w sferze zawodowej zostać.
Ufam, że z tego, co dotychczas powiedziałem, jasno wynika, iż gdy mogę pozwolić na prawdziwość w sobie lub gdy mogę ją wyczuć albo pozwolić na nią w drugim człowieku, odczuwam ogromną satysfakcję. Kiedy nie mogę pozwolić na prawdziwość w sobie albo nie pozwalam na nią w drugim człowieku, czuję wielki niepokój. Kiedy mogę pozwolić sobie na to, by być spójnym i prawdziwym, często pomagam w ten sposób drugiej osobie. Kiedy druga osoba jest w sposób oczywisty prawdziwa i spójna, często w ten sposób pomaga mnie. W tych rzadkich chwilach, kiedy głęboka prawdziwość w jednej osobie spotyka prawdziwość w drugiej osobie, powstaje wspaniała relacja „Ja-Ty", jak nazywa ją Martin Buber. Takie głębokie i wzajemne spotkanie osób nie jest częste, ale jestem przekonany, że jeśli nie zdarza się ono przynajmniej od czasu do czasu, to nie żyjemy jako ludzkie istoty.
Chciałbym teraz przejść do kolejnego obszaru mojego uczenia się o relacjach między osobami - obszaru, w którym uczenie się było dla mnie powolne i bolesne.
Doświadczam wewnętrznego ciepła i poczucia spełnienia, gdy dopuszczam do siebie świadomość faktu lub pozwalam sobie czuć, że komuś na mnie zależy, że ktoś mnie akceptuje, podziwia lub ceni. Przypuszczam, że ze względu na pewne wydarzenia z mojej przeszłości było to dla mnie szczególnie trudne. Przez długi czas miałem skłonność do prawie automatycznego odsuwania na bok jakichkolwiek pozytywnych uczuć skierowanych w moją stronę. Moją reakcją było: „Kto, ja? Niemożliwe, żeby zależało ci na mnie". Pod tym względem moja własna terapia bardzo mi pomogła. Nawet teraz nie zawsze jestem w stanie dopuścić do siebie takie pełne ciepła i miłości uczucia ze strony innych, ale gdy mi się to udaje, przynosi wielką ulgę. Wiem, że niektórzy ludzie pochlebiają mi, by zyskać coś dla siebie; niektórzy mnie chwalą, bo boją się okazać wrogość.
613
Nauczyłem się już jednak rozpoznawać to, że niektórzy ludzie naprawdę mnie cenią, lubią i kochają. Chcę to czuć i dopuszczać to do siebie. Myślę, że przestałem być samotnikiem, gdy nauczyłem się przyjmować te pełne miłości uczucia i w nich zanurzać.
Czuję się wewnętrznie wzbogacony, gdy mogę naprawdę cenić drugą osobę, gdy mi na niej zależy, gdy ją kocham i gdy mogę pozwolić, by to uczucie zostało uzewnętrznione i dotarło do tej osoby. Jak wielu innych, kiedyś bałem się, że jeśli będę okazywać swoje uczucia, to mogę wpaść w pułapkę. „Jeśli mi na nim zależy, to on będzie mógł mną sterować". Myślę, że daleko już zaszedłem na drodze porzucania takich obaw. Podobnie jak moi pacjenci, także ja powoli nauczyłem się, że ani dawanie, ani otrzymywanie czułych, pozytywnych uczuć nie niesie ze sobą niebezpieczeństwa [...]
Przypominam sobie pewnego urzędnika państwowego wysokiego szczebla w spotkaniowej grupie, w której uczestniczyłem. Był to człowiek o dużej odpowiedzialności i doskonałym technicznym, inżynierskim wykształceniu. Na pierwszym spotkaniu wywarł na mnie - i myślę, że również na innych - wrażenie samotnika, człowieka zimnego, nieco zgorzkniałego, niechętnego i cynicznego. Gdy opowiadał o tym, jak prowadzi swoje biuro, miało się wrażenie, że kieruje nim sztywno w zgodzie z regułami, bez żadnego ciepła i ludzkich uczuć. Na jednym z pierwszych spotkań opowiadał o swojej żonie i jeden z członków grupy zapytał go: „Czy kochasz swoją żonę?". Przez długi czas milczał i ten, który zadał pytanie, powiedział: „Dobra, to mi wystarczy za odpowiedź". Urzędnik odparł: „Nie. Poczekaj chwilę. Nie odpowiedziałem ci od razu, bo zastanawiałem się, czy kiedykolwiek kogokolwiek kochałem. Nie sądzę, bym kiedykolwiek kogokolwiek kochał".
Kilka dni później ten sam człowiek z wielką uwagą słuchał, jak jeden z członków grupy odkrywał przed resztą wiele swoich osobistych uczuć izolacji i osamotnienia, oraz to, do jakiego stopnia do tej pory żył za murem. Następnego dnia urzędnik, o którym mowa, powiedział: „Ostatniej nocy wiele myślałem o tym, co on nam powiedział. Płakałem. Nie pamiętam, jak dawno temu płakałem. Naprawdę coś poczułem. Myślę, że to, co poczułem, to była chyba miłość".
Nic dziwnego, że zanim tydzień dobiegł końca, udało mu się przemyśleć, jak powinien traktować swego dorastającego syna, któremu wcześniej stawiał bardzo rygorystyczne wymagania. Zaczął też naprawdę doceniać miłość, którą dawała mu żona - miłość, którą teraz mógł w jakimś stopniu odwzajemniać.
Dzięki temu, że mniej się obawiam dawania i otrzymywania pozytywnych uczuć, stałem się bardziej zdolny do zachwycania się innymi. Doszedłem do przekonania, że ta umiejętność jest dość rzadka; często nawet w przypadku naszych własnych dzieci: kochamy je, by móc nimi sterować, nie zaś dlatego, że się nimi zachwycamy. Jedno ze znanych mi uczuć przynoszących największe zadowolenie - a także jedno z doświadczeń najbardziej sprzyjających rozwojowi drugiej osoby - wyrasta z zachwycenia się drugim człowiekiem w taki sam
614
sposób, w jaki zachwycam się zachodem słońca. Ludzie są tak samo wspaniali jak zachody słońca, jeśli tylko pozwalam im być. W istocie prawdopodobnie dlatego możemy naprawdę zachwycić się zachodem słońca, że nie jesteśmy w stanie nim sterować i roztoczyć nad nim kontroli. Kiedy patrzę na zachód słońca, tak jak kilka dni temu, nie mówię do siebie: „Rozjaśnić trochę pomarańczowy w prawym rogu, dodać trochę więcej fioletu u podstawy i do koloru chmur dłożyć trochę więcej różowego". Nie robię tego. Nie próbuję sterować zachodem słońca. Przyglądam się z zachwytem i podziwem, gdy roztacza się przed mym wzrokiem. Najbardziej siebie lubię wówczas, gdy umiem zachwycać się moim pracownikiem, moim synem, moją córką, moimi wnukami w ten sam sposób. Myślę, że to podejście do sprawy ma nieco wschodni posmak; według mnie jest to podejście, które daje najwięcej zadowolenia.
Kolejna nauka, o której chciałbym krótko wspomnieć, dotyczy czegoś, z czego nie jestem dumny, ale co wydaje się faktem. Gdy nikt mnie nie ceni i mną się nie zachwyca, nie tylko czuję się wewnętrznie pomniejszony, ale moje uczucia wywierają realny wpływ na moje zachowanie. Gdy jestem ceniony, rozkwitam, i rosnę wewnętrznie, jestem człowiekiem interesującym. W otoczeniu wrogiej mi lub nie doceniającej mnie grupy właściwie staję się nikim. Ludzie zastanawiają się: jak on w ogóle mógł zdobyć taką sławę? Chciałbym mieć siłę, by zachowywać się podobnie w grupach obu rodzajów, ale osoba, jaką jestem w życzliwej, ciepłej i zainteresowanej mną grupie, różni się od osoby, jaką jestem w grupie wrogiej lub zimnej.
Docenianie czy kochanie oraz bycie docenianym czy kochanym to doświadczenia, które bardzo sprzyjają rozwojowi. Osoba, która jest kochana miłością zabarwioną zachwytem, a nie chęcią posiadania, rozkwita i rozwija swoje własne niepowtarzalne Ja. Osoba, która kocha bez chęci posiadania drugiej osoby, sama jest tym uczuciem wzbogacona. Przynajmniej takie jest moje doświadczenie.
Mógłbym przytoczyć nieco wyników badań, które pokazują, że cechy, o których mówiłem - umiejętność słuchania z empatią, spójność czy prawdziwość, akceptowanie czy cenienie drugiej osoby - jeśli są obecne w relacji międzyludzkiej, to przyczyniają się do dobrej komunikacji i konstruktywnej zmiany osobowości. Wydaje mi się jednak, że wyniki badań są w jakiś sposób nie na miejscu w takim wykładzie, jaki właśnie wygłosiłem.
Pytania przeglądowe
1. Co Rogers rozumie przez „głębokie słyszenie"?
2. Co jest, zdaniem Rogersa, głównym rezultatem tego, że ktoś zostanie w pełni czy głęboko usłyszany?
3. Co oznacza termin „spójność"? Czego on nie oznacza?
4. W jaki sposób to, że nieustannie zmieniam się, wpływa na moje bycie spójnym?
5. W których miejscach swego wykładu Rogers sugeruje, że komunikacja, o której mówi, jest właściwa w sytuacjach oficjalnych, to znaczy zawodowych?
615
Kwestie do omówienia
1. Która wypowiedź na temat słuchania w rozdziale 7 jest najbliższa opisowi Rogersa, co to znaczy słyszeć drugą osobę i być styszanym?
2. Jak pojęcie spójności użyte przez Rogersa wiąże się z tym, co w rozdziale 8 John Amodeo i Kris Wentworth mówią o komunikacji ujawniającej mówiącego?
3. Czy spójność pomaga twoim zdaniem stworzyć taki klimat komunikowania się, który jest klimatem obronnym czy raczej klimatem wspierającym (patrz rozdział 14)?
4. Jaki jest związek między tym, co Rogers mówi o tłumieniu uczuć, a stwierdzeniami na temat gniewu zawartymi w rozdziale 14?
5. Czy w którymkolwiek momencie podczas lektury tekstu Rogersa czułeś się nieswojo? Co uczucia te mówią o temacie rozdziału 8, o odkrywaniu własnego wnętrza?
6. Jak - twoim zdaniem - Neil Postman, autor tekstu „Magiczne lekarstwo komunikacji" z rozdziału 8, zareagowałby na to, co w niniejszym rozdziale mówi Rogers?
$Rozdział 18
Spojrzenie filozofa
Martin Buber, żydowski filozof i nauczyciel, urodził się w Wiedniu, dorastał we Lwowie, umarł zaś w 1965 roku w Izraelu. W ciągu swojego życia był zarazem „uczonym", czy też „intelektualistą", jak i człowiekiem niezwykle praktycznym, zainteresowanym doświadczeniami dnia codziennego. Jako intelektualista z całych sił pragnął poznawać i opisywać wszystko, co tylko dotyczyło relacji, w jakie ludzie wzajemnie ze sobą wchodzą. Jako człowiek praktyczny był zdecydowany, by wszystkie swoje teorie i twierdzenia naukowe oprzeć mocno na konkretnych faktach, których doświadczał każdego dnia. Ponieważ Buber wychowywany był przez dziadków (jego rodzice rozwiedli się) w Europie pod koniec XIX i na początku XX wieku, przeżył obie wojny światowe, brał czynny udział w wielu ruchach politycznych, był dobrze znanym, a nawet sławnym obywatelem Izraela, jego doświadczenia życiowe znacznie różnią się od twoich lub moich doświadczeń. Szczególnym przejawem geniuszu Bubera jest dla mnie to, że potrafi on wyczuć tę część swojego doświadczenia, która jest uniwersalna, i umie przekazać tę uniwersalną wiedzę o spotkaniach ludzkich mimo swego europejskiego w zasadzie dziedzictwa i swego „obcego" języka ojczystego. Czyni to tak, że zwraca się do mnie bezpośrednio i w sposób uniwersalny. Innymi słowy, mimo że w wielu punktach tak bardzo różni się ode mnie, mówi mi: „to jest moje doświadczenie; pomyśl o nim przez chwilę i może odnajdziesz w nim także swoje doświadczenie". Czasami potykam się o język Bubera, o sposób, w jaki formułuje swoje poglądy. Kiedy jednak go słucham i robię to, o co prosi, odkrywam, że ma rację. To jest moje doświadczenie, tyle że teraz rozumiem je lepiej niż poprzednio.
Nie wiem, czy ten jeden fragment z pism Bubera będzie miał takie samo oddziaływanie na ciebie. Może się tak stać, jeśli się otworzysz, by go usłyszeć. To jedna z cech pism Bubera. Choć jest on filozofem, często bywa krytykowany za to, że nie formułuje twierdzeń filozoficznych, by
617
następnie sprawdzić je i uprawomocnić za pomocą „dowodu". Zamiast tego Buber nalega, by czytelnik spróbował się z nim spotkać w rozmowie, w dialogu. Najważniejsze jest to, by czytelnik przyjrzał się, czy jego doświadczenie życiowe współbrzmi z doświadczeniem autora. To współbrzmienie jest jedynym „dowodem" na prawdziwość idei Bubera, jaki otrzyma. Dotychczas miliony ludzi doświadczyły tego współbrzmienia. Książki Bubera i książki o nim, zwłaszcza jego pracę Ja i Ty, przetłumaczono na ponad dwadzieścia języków. Czytają je ludzie na całym świecie.
Prawie każdą ze swoich książek Buber rozpoczyna od obserwacji, że każdy z nas żyje w rzeczywistości składającej się z dwóch części. „Części" te opisuje w rozdziale Ja i Ty, którego treść przedstawiłem w moim eseju w drugim rozdziale niniejszej książki. Na pierwszą część składają się nasze interakcje z przedmiotami-obiektami - ludźmi i nie tylko - w świecie. W tym modelu życia musimy jedynie rozwijać i utrzymywać naszą zdolność bycia „obiektywnymi", wyjaśniania, kim jesteśmy my i czym jest świat, za pomocą precyzyjnych teorii i potwierdzonych praw dotyczących związków przyczynowo-skutkowych. Druga część natomiast pojawia się wtedy, gdy stajemy się w pełni osobami ludzkimi w autentycznych relacjach z innymi, gdy spotykamy drugiego człowieka i dokonujemy jego uobecnienia „jako tej właśnie, całej i jedynej osoby".
Ta autentyczna relacja, o której mówi Buber, jest „najwyższą formą" tego, co nazywam komunikacją międzyosobową. Zapewne słyszałeś termin, którego używał sam Buber: relację tę nazywał „relacją Ja-Ty". Według Bubera, jednostka żyje zawsze w świecie relacji Ja-To; podczas gdy świat relacji Ja-Ty otwarty jest tylko dla osoby. Oba światy są konieczne. Nie możesz oczekiwać, że będziesz mógł się komunikować interpersonalnie z każdym i w każdej sytuacji. Jednak osobą ludzką w całej pełni możesz stać się tylko wtedy, gdy będziesz współuczestniczył w autentycznych relacjach międzyosobowych z innymi ludźmi. Jak mówi Buber, osoba nie może żyć bez To, lecz kto żyje wyłącznie z To, nie jest osobą.
Niniejszy artykuł pochodzi z wystąpienia Bubera podczas jego wizyty w Stanach Zjednoczonych w 1957 roku. Jest on szczególnie użyteczny, gdyż w pewnym sensie podsumowuje większość z tego, co Buber napisał do chwili, gdy skończył siedemdziesiąt dziewięć lat (umarł w wieku osiemdziesięciu siedmiu lat).
Zamieściłem krótkie streszczenie tego artykułu, by go nieco uprościć i pokazać, jak w rzeczywistości jasna i klarowna jest jego struktura. Jak można zauważyć w moim streszczeniu, przedmiotem interesującym Bubera są międzyosobowe relacje, które nazywa „wzajemnym odnoszeniem się ludzi do siebie" lub „międzyludzkim". Podobnie jak pozostała część tej książki, artykuł Bubera nie zajmuje się jakimś mistycznym duchowym światem, w którym wszyscy stajemy się jednością. Odnosi się on raczej do komunikacji między współczesnymi nauczycielami a studentami, politykami a wyborcami, kapłanami a parafianami czy wreszcie między tobą a mną. Na
618
początku Buber pisze o pewnych postawach i działaniach, które uniemożliwiają ludziom wejście w „prawdziwą rozmowę". Następnie opisuje cechy tej rozmowy czy „relacji Ja-Ty". W swoim streszczeniu przedstawiłem wszystkie tezy, jakie formułuje.
Gdy przeczytasz poniższy esej, zrozumiesz, skąd kilku innych autorów tekstów zamieszczonych w tej książce zaczerpnęło niektóre ze swoich idei. Na przykład możesz porównać wyjaśnienie terminu „spójność" użytego przez Carla Rogersa z tym, co Buber mówi o „byciu" i „pozorowaniu".
Jednak niezależnie od tego, czy poczynisz tego typu spostrzeżenia, czy nie, przeczytaj ten artykuł z tak głębokim zastanowieniem, na jakie cię stać. Jest on podsumowaniem wszystkiego, co zostało powiedziane w tej książce. Również moje własne doświadczenie życiowe mówi mi, że warto ten tekst zrozumieć.
Oto jego główne tezy ;
I. Relacje międzyludzkie to nie to samo co relacje społeczne.
A. W stosunkach społecznych związki między ludźmi mogą być bardzo bliskie, w grę jednak nie musi wchodzić żadna relacja mewy, istotowa, relacja między osobą a osobą.
B. Tak dzieje się dlatego, że to, co kolektywne czy społeczne, tłumi w osobach ludzkich to, co jednostkowe.
C. Jednak w sferze tego, co międzyludzkie osoba spotyka osobę.
Innymi słowy: „Chodzi o nic innego, jak tylko o to, że każdemu z dwojga ludzi drugi przytrafia się jako ten określony drugi, że każdy z dwojga tak właśnie postrzega drugiego i dlatego do niego się zwraca; nie uważa przy tym drugiego i nie traktuje go jak przedmiot, lecz jako partnera w wydarzeniu życiowym, choć by to była tylko walka bokserska".
D. Krótko mówiąc, sfera międzyludzkiego to sfera wzajemnego bycia naprzeciw. Jej rozwinięcie nazywamy dialogiką".
II. Istnieją trzy problemy, które mogą stanowić przeszkodę dla prawdziwej rozmowy, dla dialogu.
A. Pierwszym z nich jest dwoistość bycia i pozorowania, czy też esnq życia z istoty i życia z obrazu. Dialog nie będzie miał miejsca, jeśli zaangażowani weń ludzie jedynie „pozorują". Muszą oni spróbować „być".
1. „Pozorowanie" w relacji z drugim człowiekiem to troszczenie się o to, jakie wrażenie wywieramy na innych - o to, kim chcemy się im wydawać.
2. „Bycie" to spontaniczne i nieograniczone pokazywanie w naszych osobowych kontaktach z drugim człowiekiem, kim naprawdę jesteśmy.
619
3. Na ogół oba te rodzaje ludzkiego istnienia występują jednocześnie. Możemy więc co najwyżej podzielić ludzi na tych, u których w ich podstawowym zachowaniu dominuje pierwsza postawa (bycie, życie z istoty), i tych, u których dominuje
' postawa druga (pozorowanie, życie z obrazu).
4. Tam, gdzie króluje życie z obrazu, prawdziwa komunikacja między osobami jest niemożliwa: „Niezależnie od tego, jaki f, ' jest gdzie indziej sens słowa «prawda», w sferze międzyludzkiego oznacza ono, że ludzie przedstawiają się sobie jako to, czym są".
5. Skłonność do pozorowania jest jednak zrozumiała.
a. Jedną z naszych najistotniejszych potrzeb jest potrzeba potwierdzenia przez innych - nie możemy żyć bez takiego potwierdzenia ze strony innych ludzi.
b. Często wydaje się, że życie z obrazu może nam pomóc uzyskać to potwierdzenie.
c. W rezultacie „[ulleganie [pozorowi] jest prawdziwym tchórzostwem człowieka, opieranie się mu prawdziwym męstwem".
6. Zgodnie z tym poglądem nie istnieje coś takiego jak „złe bycie", lecz raczej ludzie, którzy stale zadowalają się „życiem z obrazu", a obawiają się „żyć z istoty". „Nie znam żadnego młodego człowieka, który wydawałby mi się całkowicie zły".
B. Drugi problem dotyczy tego, jak postrzegamy innych.
1. Wielu współczesnych fatalistów, takich jak Jean-Paul Sartre, wierzy, że w ostateczności możemy poznać tylko samych siebie, a „to, że mamy do czynienia wyłącznie ze sobą i swoimi sprawami, stanowi nieodwracalny los człowieka".
2. Jednak głównym warunkiem dialogu jest nawiązanie bezpośredniego kontaktu z drugą osobą i to, „by każdy uważał swego partnera za tego, właśnie tego człowieka".
a. Oznacza to postrzeganie drugiego człowieka jako bytu ze swej istoty niepowtarzalnego. „Postrzec człowieka znaczy więc dostrzec zwłaszcza jego całość jako określoną przez ducha osobę, zobaczyć dynamiczne centrum, odciskające uchwytne znaki niepowtarzalności na wszystkich jego przejawach zewnętrznych, postawie i zachowaniu".
b. Takie postrzeganie jest jednak niemożliwe, dopóki czynimy drugiego człowieka zaledwie przedmiotem naszego oglądu.
3. Postrzeganie drugiego człowieka w ten sposób przeciwne jest temu wszystkiemu w naszym świecie, co jest naukowo analityczne i redukcyjne.
a. Nie oznacza to, że nauka sama w sobie jest zła, ale że metoda naukowa ma ograniczone zastosowanie.
620
b. Niebezpieczne jest rozciąganie zastosowania naukowej, analitycznej metody na wszystkie obszary życia, gdyż nauka ma trudności z dostrzeżeniem niepowtarzalności, która jest istotą każdej osoby.
4. Ten rodzaj postrzegania nazywany jest „osobowym uobecnieniem". Tym, co czyni nas zdolnymi do takiego postrzegania, jest nasza zdolność do „realnej fantazji" w odniesieniu do drugiej osoby.
a. Realna fantazja „nie jest już [...] oglądem, lecz śmiałym, pełnym polotu, wymagającym najbardziej intensywnych poruszeń mojego bytu wkroczeniem w inne".
b. Kiedy wyobrażam sobie, co druga osoba naprawdę myśli i czuje, mogę wejść z nią w bezpośredni kontakt.
. Trzecim problemem, który hamuje rozwój dialogu, jest skłonność do narzucania zamiast otwierania.
1. Jednym ze sposobów oddziaływania na człowieka jest narzucanie mu siebie.
2. Drugim sposobem jest „znaleźć i rozwinąć w duszy drugiego, jako w niej złożone, to, co [uznajemy] za słuszne w sobie [samych]".
a. Otwarcie nie jest po prostu „uczeniem", ale raczej spotkaniem.
b. Wymaga ono wiary w drugą osobę.
c. Oznacza spełnianie roli pomocnika procesów rozwojowych już zachodzących w drugiej osobie.
3. Propagandysta jest typowym przykładem człowieka, który usiłuje wpływać na innych metodą narzucania. Nauczyciel może być równie typowym przykładem osoby, która wpływa na innych poprzez otwieranie.
4. Przyjęte tu zasady etyczne przypominają to, co głosił Immanuel Kant - że bliźni nigdy nie mogą być przez nas traktowani jako środki do celu, ale muszą stanowić cele same w sobie.
a. Jedyna różnica polega na tym, że - jak podkreśla Buber - ludzie nie żyją w izolacji, lecz w sferze międzyludzkiego,
oraz że b. aby międzyludzkie mogło zaistnieć, spełnione muszą być następujące warunki:
. > (1) pozorowanie (życie z obrazu) musi być ograniczone do minimum
(2) konieczne jest prawdziwe postrzeganie (osobowe uobecnianie) drugiego człowieka
(3) i wreszcie, narzucanie musi być ograniczone do minimum.
621
Podsumowanie cech prawdziwej rozmowy:
A. Każdy uczestnik rozmowy musi zwrócić się ku drugiej osobie i otworzyć się na nią, musi dokonać „zwrócenia się istoty".
B. Każdy musi uobecnić drugiego aktem realnej fantazji.
C. Każdy potwierdza istotę drugiego; to potwierdzenie nie musi jednak oznaczać aprobaty.
D. Każdy musi być rzeczywiście sobą.
1. Każdy musi mówić wszystko, „co [ma] do powiedzenia".
2. Żaden z uczestników rozmowy nie może kierować się myślą o własnym oddziaływaniu czy skuteczności jako mówcy.
E. Tam, gdzie zaistnieje prawdziwa rozmowa, „ma miejsce godna uwagi, nie pojawiająca się nigdzie indziej, społeczna płodność".
F. Mówienie nie zawsze jest konieczne; cisza może mieć ogromną wagę.
G. I wreszcie, wszyscy uczestnicy rozmowy muszą być w nią zaangażowani; jeśli dzieje się inaczej, rozmowa ponosi porażkę.
Jak już wspominałem, język, jakiego używa Buber, może czasem utrudniać zrozumienie tego, co ma on do powiedzenia. Jednak jeśli uważnie go posłuchasz, zapewne zdołasz uchwycić przynajmniej część tego, o czym mówi.
#Martin Buber
Między osobą a osobą
M. Buber, Ja i Ty. Wybór pism filozoficznych, przeł. J. Doktor, Warszawa, Pax, 1992, s. 138-154
Społeczne i międzyludzkie
To, co wydarza się między ludźmi, zwykło się zaliczać do dziedziny „społecznego", zacierając tym samym podstawową linię podziału pomiędzy dwoma różnymi w swej istocie obszarami świata ludzkiego. Ja sam, kiedy przed blisko pięćdziesięciu laty zacząłem samodzielnie rozeznawać się w wiedzy o społeczeństwie, posługując się wówczas nie znanym jeszcze terminem „międzyludzkie" [...], popełniłem podobny błąd. Od tego czasu z narastającą oczywistością dochodziłem do wniosku, że mamy tu do czynienia ze szczególną kategorią, a nawet, jeśli można posłużyć się obrazowo tego rodzaju fachowym pojęciem z dziedziny matematyki, ze szczególnym wymiarem naszego istnienia, i to takim, który znamy tak dobrze, że właściwie nie uświadamialiśmy sobie dotychczas jego osobliwości. A przecież wgląd w ową osobliwość ma duże znaczenie nie tylko dla naszego myślenia, lecz także dla naszego życia.
622
O zjawiskach społecznych możemy mówić wszędzie tam, gdzie współżycie wielu ludzi, ich wzajemna łączność, pociąga za sobą wspólne doświadczenia i reakcje. Ale łączność ta oznacza jedynie, że wszystkie pojedyncze istnienia zamknięte są w istnieniu grupowym i przez nie objęte. Nie oznacza, że między jednym a drugim człowiekiem wewnątrz grupy istnieje jakakolwiek osobowa relacja. Niewątpliwie odczuwają oni swą specyficzną przynależność, jeśli tak można powiedzieć, zasadniczo inaczej od wszelkiej możliwej współprzynależności z kimś spoza grupy. I z całą pewnością raz po raz pojawiają się też - zwłaszcza w życiu mniejszych grup - kontakty, często sprzyjające powstawaniu indywidualnych stosunków, choć nierzadko oczywiście stosunki te raczej utrudniają. W żadnym wypadku jednak sama przynależność grupowa nie zakłada relacji istotowej między jednym członkiem grupy a drugim. Wprawdzie znane są z historii grupy, które obejmowały nawet bardzo intensywne i intymne stosunki pomiędzy dwoma członkami - na przykład homoerotyczne, jak u japońskich samurajów i doryckich wojowników - i z uwagi na spoistość grupy je popierały, ogólnie jednak trzeba stwierdzić, że przywódcy grup, przynajmniej w późniejszym okresie dziejów, skłonni są raczej tłumić osobowy element relacyjny na korzyść elementu często kolektywnego. Tam, gdzie ten ostatni panuje wyłącznie lub choćby tylko przeważa, człowiek czuje się poddany zbiorowości, która uwalnia go od samotności, lęku przed światem, zagubienia, a w tej dla współczesnego człowieka istotnej funkcji międzyludzkie, życie między osobą a osobą, zdaje się coraz bardziej ustępować przed zbiorowością. Zbiorowość dba o to, by trzymać w karbach skłonność do osobowego zwracania się do siebie. Jak gdyby członkowie grupy mieli być zwróceni wspólnie jedynie w kierunku dzieła grupy, a do tolerowanych przez grupę osobowych partnerów relacji zwracali się tylko w drugorzędnych spotkaniach.
Różnica pomiędzy dwiema sferami stała się dla mnie jasna, kiedy pewnego razu, w dużym mieście, przyłączyłem się do pochodu stronnictwa, do którego nie należałem. Uczyniłem to z poczucia współudziału w tragicznych kolejach losu - których rychłe nadejście przeczuwałem - przyjaciela, będącego jednym z przywódców owego stronnictwa. Gdy pochód formował się, rozmawiałem z nim i z drugim, dobrodusznym „dzikim człowiekiem", też naznaczonym już jednak piętnem śmierci. Wtedy czułem ich obu jeszcze rzeczywiście naprzeciw mnie, każdego jako bliskiego mi człowieka, bliskiego nawet w tym, co było mi najdalsze - zarazem tak innego niż ja, że moja dusza raz po raz boleśnie zderzała się z jego innością, ale właśnie dzięki tej inności autentycznie przeciwstawiając mi byt. Pochód ruszył i niebawem byłem już odsunięty od wszelkiego Naprzeciw. Włączony w pochód bezmyślnie kroczyłem razem z innymi, najwyraźniej zupełnie tak samo jak ci dwaj, z którymi dopiero co wymieniłem ludzkie słowo. W chwilę później przechodziliśmy obok kawiarni, w której poprzedniego dnia posilałem się razem z przelotnie znanym mi muzykiem. W tym samym momencie otworzyły się drzwi, muzyk stanął w progu, spostrzegł mnie, jak gdyby tylko mnie, i skinął na mnie. Natychmiast wydało mi się, że zostałem wyłączony z pochodu i z obecności współmaszerujących przyjaciół i postawiony tam, naprzeciw muzyka. Nie
623
zdawałem sobie sprawy z tego, że dalej kroczę w tym samym rytmie. Czułem się, jak gdybym stał tam, przy drzwiach kawiarni i bezgłośnie, z uśmiechem zrozumienia odpowiadał temu, który na mnie skinął. Gdy odzyskałem świadomość rzeczywistości, pochód, którego czoło tworzyli moi przyjaciele i ja, dawno już zostawił kawiarnię za sobą.
Oczywiście obszar międzyludzkiego sięga dalego poza sympatię. Mogą należeć doń nawet tak proste zdarzenia jak to, gdy w zatłoczonym tramwaju dwoje nieznajomych wymienia spostrzegawcze spojrzenia, by natychmiast znów wrócić do konwencji obojętności. Ale zaliczyć trzeba tu również wszystkie, choćby przypadkowe, spotkania przeciwników, jeśli oddziałują one na wzajemną postawę, jeśli więc, choćby niepostrzeżenie, coś dokonuje się między nimi - niezależnie od tego, czy w danej chwili ma to zabarwienie emocjonalne, czy nie. Chodzi o nic innego, jak tylko o to, że każdemu z dwojga ludzi drugi przytrafia się jako ten określony drugi, że każdy z dwojga tak właśnie postrzega drugiego i dlatego do niego się zwraca; nie uważa przy tym drugiego i nie traktuje go jako przedmiot, lecz jako partnera w wydarzeniu życiowym, choćby to była tylko walka bokserska. Decydujące jest nie-bycie-przedmiotem. Jak wiadomo, niektórzy egzystencjaliści utrzymują, jakoby podstawowym faktem pomiędzy ludźmi było to, że jeden jest dla drugiego przedmiotem. O ile jednak tak się dzieje, następuje znaczna eliminacja szczególnej rzeczywistości międzyludzkiego, tajemnicy kontaktu. Oczywiście całkowicie wyeliminować jej nie można. Weźmy jako jaskrawy przykład sytuację, kiedy dwoje ludzi przygląda się sobie nawzajem. Istotne w tym zdarzeniu nie jest to, że jeden czyni drugiego swoim przedmiotem, ale to, że - i dlaczego - w pełni mu się to nie udaje. Możliwość bycia przedmiotem obserwacji jest tym, co łączy nas z każdą rzeczą. To jednak, że przez ukryte działanie mojego bytu mogę wyznaczyć obiektywizacji nieprzekraczalną granicę, jest przywilejem człowieka. Postrzeżonym, postrzeżonym jako bytująca całość, można być tylko na sposób partnerski.
!;.-« Z socjologicznego punktu widzenia można zarzucić mojemu rozróżnieniu między społecznym i międzyludzkim, że społeczeństwo opiera się właśnie na stosunkach międzyludzkich i w związku z tym naukę o nich należy właściwie uważać za podstawę socjologii. Dochodzi tu jednak do głosu niejednoznaczność pojęcia „stosunek". Mówimy na przykład o koleżeńskim stosunku dwojga ludzi w pracy i na pewno nie mamy wówczas na myśli jedynie tego, co wydarza się między nimi jako kolegami, lecz również trwały układ, aktualizujący się w owych wydarzeniach, ale obejmujący też czysto indywidualne procesy psychiczne, jak pamięć o nieobecnym koledze. Przez sferę międzyludzkiego rozumiem jednak wyłącznie aktualne zdarzenia między ludźmi, czy to w pełni wzajemne, czy też takie, które mogą niebawem wznieść się lub rozszerzyć do wydarzeń wzajemnych. Partycypacja obu partnerów jest bowiem w sposób zasadniczy niezbędna. Sfera międzyludzkiego to sfera wzajemnego bycia naprzeciw. Jej rozwinięcie nazywamy dialogiką.
Dlatego całkowitym błędem jest też usiłowanie rozumienia zjawisk międzyludzkich jako psychicznych. Jeśli na przykład dwoje ludzi rozmawia ze sobą, to do
624
rozmowy ich należy - nawet w sposób zasadniczy - to, co dzieje się w jednej i drugiej duszy, to, co dzieje się, gdy człowiek słucha i gdy sam szykuje się do zabrania głosu. Jest to jednak tylko skryty akompaniament samej rozmowy, pełnego sensu fonetycznego zdarzenia, którego znaczenie nie kryje się ani w jednym z partnerów, ani w obu razem, lecz wyłącznie w ich żywym współdziałaniu - w ich Między.
Być i pozorować
Zasadniczym problemem na obszarze międzyludzkiego jest rozróżnienie bycia i pozorowania.
Ogólnie znanym jest wprawdzie fakt, że ludzie często usilnie troszczą się o to, jakie wrażenie wywierają na innych, jednak dotychczas rozpatrywano ten fakt raczej od strony filozofii moralności niż antropologii. A przecież mamy tutaj do czynienia z jednym z najważniejszych przedmiotów antropologicznej refleksji.
Możemy rozróżnić dwa rodzaje ludzkiego istnienia. Jedno możemy scharakteryzować jako życie z istoty, życie określone przez to, czym człowiek jest, drugie zaś jako życie z obrazu, życie określone przez to, jak człowiek chce być widziany. Na ogół występują one jednocześnie. Spotykamy zapewne niewielu ludzi całkowicie obojętnych na to, jakie wrażenie wywierają na innych, ale nie bylibyśmy w stanie znaleźć nikogo, kto kierowałby się wyłącznie owym wrażeniem. Musimy zadowolić się rozróżnieniem ludzi, u których, w ich istotnym zachowaniu, dominuje pierwsza postawa, i ludzi, u których dominuje postawa druga.
Różnica ta zaznacza się oczywiście najwyraźniej w sferze międzyludzkiego, a więc we wzajemnym odnoszeniu się ludzi do siebie.
Weźmy najprostszy a jednocześnie przecież bardzo dobitny przykład: sytuację, w której obserwują się nawzajem dwie osoby, z których jedna należy do pierwszego, druga zaś do drugiego z podstawowych typów. Człowiek żyjący z istoty przygląda się drugiemu tak, jak patrzy się na kogoś, z kim utrzymuje się osobiste stosunki; jego spojrzenie jest „spontaniczne", „bezstronne"; nie jest on oczywiście całkowicie wolny od chęci pokazania się drugiemu, ale wolny jest od myśli o tym, jakie wyobrażenie o wyglądzie obserwującego może on lub powinien wzbudzić w obserwowanym. Inaczej jego partner: ponieważ chodzi mu o obraz, jaki wywołuje w drugim jego postać, w szczególności zaś „najwięcej mówiący" element jego postaci, czyli spojrzenie, „rzuca" on to spojrzenie. Za pomocą mniej lub bardziej właściwej człowiekowi zdolności ukazywania w spojrzeniu określonego elementu bytu, tworzy on spojrzenie, które powinno działać - i dość często rzeczywiście działa - jako zewnętrzny przejaw, co więcej, nie tylko jako zewnętrzny przejaw czegoś, co w tym momencie rzekomo wydarza się w sferze psychicznej, lecz też poniekąd jako odzwierciedlenie tak a nie inaczej ukształtowanego osobowego bytu.
Oczywiście trzeba to dokładnie oddzielić od innego obszaru pozorowania, co do którego ontologicznej prawidłowości nie można mieć zastrzeżeń, ponieważ
625
chodzi tutaj, jeśli tak rzec można, o prawdziwe rzeczy. Mam na myśli królestwo „prawdziwego pozoru", kiedy na przykład młodzieniec naśladuje swój bohaterski wzorzec i w jego zachowaniu porywają go fakty heroiczne, albo wyobrażenie losu, jakie przywołuje los autentyczny. „Pozwól mi udawać, aż się stanę" - słowa te dokładnie wyrażają ową tajemnicę. Nie ma tutaj niczego pozornego, naśladowanie jest prawdziwym naśladowaniem, a wyobrażenie prawdziwym wyobrażeniem, nawet maska jest maską a nie złudzeniem. Ale tam, gdzie pozór płynie z kłamstwa i jest nim przesiąknięty, międzyludzkie w swoim istnieniu jest zagrożone. Nie chodzi tu nawet o to, że ktoś kłamie, fałszywie relacjonując na przykład dany stan rzeczy; kłamstwo, o którym myślę, dotyczy nie faktu, lecz samego istnienia i samego międzyludzkiego istnienia dotyka. Czasem, chcąc zaspokoić jałową próżność, można utracić wielką szansę prawdziwego zdarzenia między Ja i Ty.
Wyobraźmy sobie teraz dwoje ludzi żyjących z obrazu, siedzących obok siebie i rozmawiająych — niech będą to: Piotr i Paweł — i policzmy postacie, które biorą udział w akcji. Mamy najpierw Piotra, takiego, jaki chce pokazać się Pawłowi, oraz Pawła, takiego, jaki chce się pokazać Piotrowi; następnie Piotra, takiego, jaki rzeczywiście ukazuje się Pawłowi, a więc Pawiowy obraz Piotra, który zazwyczaj wcale nie będzie zgadzał się z obrazem chcianym przez Piotra, i vice versa~, poza tym Piotra i Pawła, tak jak każdy z nich jawi się samemu sobie; wreszcie rzeczywistego Piotra i rzeczywistego Pawła. Dwie żywe istoty a sześć upiornych postaci-widm, które podczas rozmowy tych dwóch wielokrotnie dochodzą do głosu. Czy można by znaleźć tu jeszcze miejsce dla autentyczności międzyludzkiego?
Niezależnie od tego, jaki jest gdzie indziej sens słowa „prawda", w sferze międzyludzkiego oznacza ono, że ludzie przedstawiają się sobie jako to, czym są. Nie chodzi o to, by jeden drugiemu mówił wszystko, co przychodzi mu na myśl, lecz jedynie o to, by nie pozwolić wślizgnąć się pomiędzy siebie i drugiego żadnemu pozorowi. Nie chodzi o możność „pofolgowania" sobie przed drugim, lecz o zapewnienie człowiekowi, któremu się zwierzam, udziału w moim bycie. Chodzi o autentyczność międzyludzkiego: tam, gdzie jej nie ma, nie może być autentyczne również to, co ludzkie.
Dlatego my, którzy zaczynamy rozumieć kryzys człowieka jako kryzys Między, musimy uwolnić pojęcie szczerości od płaskiego, moralizatorsko-kaz-nodziejskiego tonu, który do niego przylgnął i pozwolić mu zabrzmieć na nowo w pojęciu prostoty. Jeśli warunkiem człowieczeństwa, w czasach prehistorycznych, było chodzenie w pozycji wyprostowanej, to może być ono zrealizowane dopiero przez prosto chodzącą duszę, przez prawdziwą szczerość, której nie trapi już żaden pozór, ponieważ przezwyciężyła ona pozorność.
Co dzieje się jednak - można zapytać - gdy ktoś, zgodnie ze swoim sposobem bycia, czyni swe życie posłuszne obrazom, jakie wywołuje w innych? Czy człowiek taki może stać się jeszcze człowiekiem żyjącym z istoty? Czy może porzucić swój sposób bycia?
Rozpowszechniona tak bardzo skłonność do życia z każdorazowo wywołanego wrażenia, zamiast ze stałości istoty, nie jest „sposobem życia". Ma przecież
626
swoje źródło w samej odwrotności międzyludzkiego: we wzajemnej zależności ludzi. Nie jest łatwo być potwierdzonym przez innych w swej istocie; z pomocą śpieszy więc pozór. Uleganie mu jest prawdziwym tchórzostwem człowieka, opieranie się mu prawdziwym męstwem. Nie chodzi tu jednak o nieubłaganą swoistość bytu czy konieczność pozostawania właśnie takim. Można walczyć o odnalezienie siebie, to znaczy o zaufanie do istoty. Walczy się ze zmiennym skutkiem, lecz nigdy nadaremnie, nawet uważając się za pokonanego. Za życie z istoty przychodzi niekiedy drogo zapłacić, ale nigdy nie za drogo. Czy jednak nie istnieje, nie rozplenia się dokoła zła istota? Nie znam żadnego młodego człowieka, który wydawałby mi się całkowicie zły. Oczywiście później coraz trudniej jest przebić twardniejącą skorupę, która otacza istotę. W ten sposób powstaje fałszywa perspektywa nieodwracalnego „sposobu bycia". Jest ona fałszywa; pozory mylą. Człowiek, jako człowiek, może zostać wybawiony.
Spójrzmy jeszcze raz na tych dwu, otoczonych marą pozornych postaci. Marę można przegnać. Wyobraźmy sobie Piotra i Pawła, którzy zaczynają czuć wstręt, coraz większy wstręt do widm, które ich zastępują. W jednym i w drugim budzi się i narasta chęć bycia potwierdzonym jako ten będący, nie inaczej. Widzimy, jak siły rzeczywistego wypierają pozór, aż wreszcie znika on zupełnie i otchłanie osobowego bytu przywołują się nawzajem.
Osobowe uobecnienie
Niewątpliwie zdecydowaną większość tego, co dziś między ludźmi nazywa się rozmową, należałoby trafniej, w dokładnym sensie tego słowa, określić jako gadaninę. Na ogół ludzie nie mówią naprawdę do siebie; każdy, chociaż zwrócony do drugiego, mówi w rzeczywistości do fikcyjnej instancji, której istnienie wyczerpuje się w wysłuchaniu go. W sposób poetycki wyraził ten stan rzeczy Czechów w sztuce Wiśniowy sad, w której członkowie pewnej rodziny wykorzystują swe spotkania wyłącznie na bezskuteczne dyskusje. Ale to, co jawi się tutaj jeszcze jako tragedia zamkniętego w sobie człowieka, dopiero Sartre podniósł do rangi zasady życiowej. Mury dzielące rozmówców uważa on wręcz za nieprzekraczalne. Według niego to, że mamy do czynienia wyłącznie ze sobą i swoimi sprawami, stanowi nieodwracalny los człowieka. Wewnętrzna egzystencja drugiego jest jego sprawą, nie moją; nie istnieje i istnieć nie może bezpośrednie odniesienie do drugiego. Ukazuje się tutaj, wyraźniej niż gdzie indziej, nieszczęsny fatalizm współczesnego człowieka, który uważa wynaturzenie za nieodmienny sposób bycia, a nieszczęście zabrnięcia w ślepy zaułek za pierwotne przeznaczenie homo sapiens, zaś każdą myśl o przełomie za reakcyjną romantykę. Ten, kto pojął naprawdę, jak bardzo nasze pokolenie zatraciło prawdziwą wolność, wolną spontaniczność Ja i Ty, mocą zobowiązującego charakteru każdego tego rodzaju doniosłego poznania musiałby sam, nawet jako jedyny na świecie, praktykować bezpośredniość i nie odstępować od niej aż do chwili, gdy cynicy przestraszą się i w jego głosie posłyszą głos własnej, tłumionej tęsknoty. ,c.-,r .,„„,-,.< , .»„,,,„
627
Głównym warunkiem zaistnienia prawdziwej rozmowy jest to, by każdy uważał swego partnera za tego, właśnie tego człowieka. Postrzegam go, postrzegam, że jest on inny, istotowo inny niż ja, w ten określony, jemu tylko właściwy i niepowtarzalny sposób istotowo inny niż ja, i akceptuję człowieka, którego postrzegam, tak że mogę z całą powagą skierować do niego, właśnie do niego, moje słowa. Być może będę musiał z całą ostrością, krok po kroku, przeciwstawiać jego poglądom na przedmiot naszej rozmowy poglądy moje. Nie chodzi wcale o uelastycznienie przekonań. Tę jednak osobę, osobowy podmiot przekonań, akceptuję w swoistości jego bytu, z którego wzięły początek przekonania - właśnie przekonania, których niezgodność muszę próbować krok po kroku wykazywać. Mówiąc „tak" do osoby, którą zwalczam, zwalczam ją po partnersku, potwierdzam ją jako stworzenie i kreację, potwierdzam także to, co jest przeciw mnie jako będące naprzeciw mnie. Oczywiście od niego zależy teraz, czy powstanie między nami prawdziwa rozmowa, wzajemność przeobrażona w słowo. Ale może ona powstać dopiero wtedy, gdy uprawnię wobec siebie drugiego jako człowieka, z którym gotów jestem kontaktować się dialogicznie; wtedy mogę mu zaufać i przypuszczać, że i on postępuje po partnersku.
Co jednak znaczy - w ścisłym sensie, w jakim używam tu tego słowa - postrzec człowieka? Postrzec rzecz, albo istotę znaczy na ogół: doświadczyć jej jako całości i jednocześnie w całej konkretności, bez ograniczających abstrakcji. Człowiek jednak - choć i jego traktować można jako istotę między istotami, a nawet rzecz pomiędzy rzeczami — jest czymś kategorialnie różnym od wszystkich rzeczy i wszystkich istot. Ponieważ nie można naprawdę pojąć człowieka, jeśli nie pojmie się go także od strony właściwego jedynie człowiekowi daru ducha, i to ducha jako uczestniczącego w sposób decydujący w osobowym bycie tej istoty żywej: ducha określającego osobę. Postrzec człowieka znaczy więc dostrzec zwłaszcza jego całość jako określoną przez ducha osobę, zobaczyć dynamiczne centrum, odciskające uchwytne znaki niepowtarzalności na wszystkich jego przejawach zewnętrznych, postawie i zachowaniu. Takie postrzeżenie niemożliwe jest jednak, jeśli - i dopóki - drugi jest dla mnie wyizolowanym przedmiotem mojego oglądu czy nawet obserwacji, ponieważ nie są one w stanie rozpoznać owej całości, owego centrum. Możliwe staje się dopiero wtedy, gdy żywiołowo wejdę w relację z drugim, gdy więc stanie się on dla mnie obecnością. Dlatego postrzeganie określam w tym szczególnym znaczeniu jako osobowe uobecnienie.
Postrzeganiu bliźniego jako całości, jedności i niepowtarzalności - chociaż zazwyczaj wadliwie rozwiniętej - przeciwstawia się w naszych czasach prawie wszystko, co zwykło się uważać za specyficznie nowoczesne. W kontaktach międzyludzkich dominuje dziś spojrzenie analityczne, redukcyjne i wywodzące. Jest analityczne - lub raczej pseudoanalityczne - ponieważ traktuje cały byt cielesno-duchowy jako złożony, a zatem i rozkładalny; nie tylko tak zwaną nieświadomość, która poddaje się relatywnej obiektywizacji, lecz również sam psychiczny strumień, który w rzeczywistości nie jest nigdy uchwytny jako obiektywnie istniejący. Spojrzenie jest redukcyjne, ponieważ różnorodność osoby ży-
628
wiącą się mikrokosmiczną pełnią możliwości chce sprowadzić do schematycznych i powtarzających się wszędzie struktur. Jest wreszcie wywodzące, gdyż zakłada, że fakt stania się człowiekiem, a nawet jego stawanie się, daje się ująć w formuły genetyczne, co więcej, że dynamiczną centralną zasadę indywidualną tego stawania się można wyrazić za pomocą jakiegoś ogólnego pojęcia. Dąży się dzisiaj nie tylko do „odczarowania" kontaktów międzyludzkich - z czym można by się nawet zgodzić - lecz także do ich radykalnego odtajemniczenia. To, co osobowe, nieustannie bliskie misterium, niegdyś podstawa najcichszych uniesień, ulega niwelacji.
To, co powiedziałem, nie jest skierowane bynajmniej przeciwko analitycznej metodzie nauk przyrodniczych. Metoda ta jest niezbędna wszędzie tam, gdzie pomaga w poznaniu jakiegoś zjawiska, nie przynosząc zarazem szkody innemu rodzajowi poznania jego swoistości, przekraczającej prawowity obszar ważności metody analitycznej. Nauki humanistyczne, które posługują się metodą analityczną, muszą pamiętać więc nieustannie o horyzontalnych, nieprzekraczalnych granicach tego rodzaju oglądu. Obowiązek ten sprawia, że zastosowanie metody w życiu staje się bardzo problematyczne; niezwykle trudno jest bowiem każdorazowo uwzględniać tu granice jako takie.
Chcąc jednocześnie czujnie troszczyć się o „dzisiaj" i przewidująco przygotować „jutro" musimy w nas samych i w pokoleniach, które przyjdą po nas, rozwijać dar, który żyje w głębi człowieka jak kopciuszek i przyszła księżniczka zarazem. Niektórzy nazywają go intuicją, ale nie jest to termin całkiem jednoznaczny. Osobiście wolałbym nazwę realna fantazja, ponieważ w prawdziwej swej istocie nie jest już ona oglądem, lecz śmiałym, pełnym polotu wymagającym najbardziej intensywnych poruszeń mojego bytu wkroczeniem w inne, co jest właśnie cechą wszystkich prawdziwych fantazji. Z tym tylko, że obszarem mojego czynu nie jest tutaj wszechmożliwość, lecz wychodząca mi naprzeciw szczególna, realna osoba, którą właśnie tak a nie inaczej, w jej całości, jedności i niepowtarzalności i w jej dynamicznym centrum, urzeczywistniającym wszystko to wciąż na nowo, mogę próbować sobie uobecnić.
Może się to jednak zdarzyć - powtórzmy jeszcze raz - tylko w żywym układzie partnerskim, to znaczy wówczas, gdy ja, dzieląc wspólną sytuację z drugim, żywotnie ustosunkuję się do jego udziału w tej sytuacji jako jego. Oczywiście ta moja postawa może pozostać nieodwzajemniona i dialogika umrze w zarodku. Jeśli jednak uda się wzajemność, międzyludzkie rozkwita w prawdziwej rozmowie.
Narzucenie i otwarcie
Zwróciłem uwagę na dwa momenty, które hamują rozwój międzyludzkiego: wciskający się pozór i niedoskonałość postrzegania. Mamy teraz przed sobą trzeci, wyraźniejszy od tamtych, ponadto w tej krytycznej godzinie potężniejszy i bardziej niebezpieczny niż kiedykolwiek.
629
Istnieją dwa podstawowe sposoby oddziaływania na człowieka, na jego poglądy i sposób życia. Pierwszy polega na tym, że chce się narzucić drugiemu siebie, swoje poglądy i stanowisko w taki sposób, by mniemał, że duchowym wynikiem działania jest jego, przez ów wpływ jedynie wyzwolone, przekonanie. Z drugim sposobem oddziaływania mamy do czynienia wtedy, gdy ktoś usiłuje znaleźć i rozwinąć w duszy drugiego, jako w niej złożone, to, co uznał za słuszne w sobie samym; ponieważ jest to słuszne, musi żyć, jako jedna z wielu możliwości, także w mikrokosmosie drugiego. Należy jedynie otworzyć ową potencjalność drugiego, i to nie przez pouczenie, lecz przez spotkanie, przez egzystencjalną komunikację między będącym a mogącym się stać. Pierwszy sposób rozwinął się najbardziej w sferze propagandy, drugi w sferze wychowania.
Narzucającego się propagandystę, którego mam na myśli, osoba, na którą chce oddziałać, w ogóle nie obchodzi jako osoba. Indywidualne właściwości mają dla niego znacznie o tyle tylko, o ile może je wykorzystać do pozyskania drugiego i w tym celu musi je poznać. W swej objętości wobec wszystkiego, co osobowe, propagandysta prześciga nawet znacznie partię, dla której działa. Dla partii rozmaitość osób ma znaczenie, ponieważ każdą, odpowiednio do jej szczególnych właściwości, można wykorzystać do pełnienia szczególnej funkcji. Element osobowy uwzględnia się tu co prawda tylko pod kątem jego specyficznej przydatności, niemniej jednak w tych granicach praktycznie się go uznaje. Natomiast dla propagandy jako takiej indywidualne właściwości są raczej ciężarem; jej chodzi po prostu o „więcej": więcej członków, więcej zwolenników, o szerszą bazę społeczną. Polityczny środek - gdzie, jak tutaj, przybiera on skrajną postać - oznacza: zawładnąć drugim przez jego depersonalizację. Ten rodzaj propagandy łączy się w różny sposób z przymusem; w zależności od potrzeb i perspektyw uzupełnia go ona lub zastępuje, ostatecznie jednak nie jest niczym innym, jak wysublimowanym, zamaskowanym przymusem. Poddaje dusze naciskowi, który umożliwia złudzenie autonomii. Polityczny środek spełnia się w skutecznym zniesieniu faktu człowieka.
Wychowawca, którego mam na myśli, żyje w świecie jednostek, którego określona część powierzana jest każdorazowo jego pieczy. Każdą z tych jednostek uważa on za predestynowaną do tego, by stać się jedyną i niepowtarzalną osobą, a tym samym podmiotem szczególnego bytu-zadania, które przez nią i tylko przez nią może być spełnione. Każda osobowa istota jawi mu się jako pojęta w takim procesie aktualizacji i wie on z własnego doświadczenia, że aktualizujące siły pozostają w nieustannej, mikrokosmicznej walce z przeciwsiłami. Nauczył się rozumieć siebie jako pomocnika aktualizujących sił. Zna owe siły: oddziaływały one i oddziaływują również na niego. Właśnie dzieło, którego na nim dokonały, wysyła im raz po raz naprzeciw, oddając im je do dyspozycji dla nowej walki i nowego dzieła. Nie może usiłować ich narzucać, ponieważ wierzy w działanie aktualizujących sił, to znaczy wierzy, że w każdym człowieku to, co słuszne, złożone jest w jedyny i niepowtarzalny sposób osobowy. Żadnego innego sposobu człowiekowi temu narzucać nie wolno, ale inny sposób, sposób wychowawcy, może i powinien otwierać to, co słuszne - co tu właśnie chce się stać - i pomagać w jego rozwoju.
630
•A Narzucający się propagandy sta nie wierzy nawet w rzeczywistości we własną sprawę, nie wydaje mu się, by własnymi siłami, bez zastosowania jego metod, których symbolem jest głośnik i reklama świetlna, mogła ona zaowocować. Otwierający wychowaca wierzy w pierwotną siłę, która osadziła się i osadza we wszystkich istotach ludzkich, aby w każdej rozwinąć się i przybrać specyficzną postać. Ufa on, że rozwój ten potrzebuje za każdym razem jedynie owej zawartej w spotkaniach pomocy, do udzielania której jest powołany i on.
Na dwu skrajnych przykładach przedstawiłem charakter i wzajemny stosunek obu postaw. Jednak wszędzie, gdzie ludzie obcują ze sobą, znaleźć można w jakimś stopniu i jedną, i drugą.
Owych dwu zasad - narzucania się komuś i otwierania kogoś - nie należy mieszać z takimi pojęciami jak pycha czy pokora. Ktoś może być pełen pychy i nie chcieć narzucać się innym, z drugiej zaś strony nie wystarczy być pokornym, by otworzyć drugiego. Pycha i pokora są stanami duszy, jednostkowymi, psychologicznymi faktami z akcentem etycznym; narzucanie się i otwarcie są procesami zachodzącymi między ludźmi, faktami antropologicznymi, wskazującymi na on-tologię - właśnie ontologię międzyludzkiego.
Na płaszczyźnie etycznej Kant wypowiedział niezmiernie ważną zasadę: bliźniego nie należy nigdy pojmować i traktować jako tylko środek, zawsze trzeba widzieć w nim jednocześnie samodzielny cel. Twierdzenie to stoi pod znakiem powinności, wywodzącej się z idei godności ludzkiej. Nasze - w sednie sprawy spokrewnione - rozważania wynikają z czego innego i co innego mają na względzie. Nam chodzi o przesłanki międzyludzkiego. Z antropologicznego punktu widzenia człowiek nie pozostaje w izolacji, lecz istnieje w całokształcie relacji między jednym i drugim człowiekiem: dopiero wzajemne oddziaływanie umożliwia dostateczne uchwycenie człowieczeństwa. Ponadto, jak wskazano, jeśli międzyludzkie ma istnieć, do relacji między osobowym bytem a osobowym bytem nie może zakraść się w zgubny sposób pozór; potrzeba też, jak wskazano, by jeden drugiego obejmował i uobecniał w jego osobowym bycie. Trzecim wreszcie podstawowym warunkiem międzyludzkiego jest, by żaden z partnerów nie chciał narzucać się drugiemu. Fakt oddziaływania na drugiego w sposób otwierający nie należy już do przesłanek, choć z pewnością jest to element odpowiedni do wprowadzenia międzyludzkiego na wyższy poziom.
To, że każdy człowiek jest przeznaczony w szczególny, jemu tylko właściwy sposób do osiągnięcia prawdziwego człowieczeństwa, można wyrazić za pomocą arystotelesowskiego pojęcia entelechii - wrodzonej samorealizacji; należy jedynie pamiętać, że jest to entelechia dzieła stworzenia. Błędem jest mówić tutaj tylko o indywiduacji; ta oznacza jedynie pierwotnie konieczne, osobowe piętno wszelkiej realizacji człowieczeństwa. To nie jaźń jako taka jest tym, co najistotniejsze, lecz fakt, że sens ludzkiego istnienia jako stworzenia spełnia się raz po raz jako jaźń. To funkcja wzajemnego otwierania ludzi, pomoc w staniu się człowieka jaźnią, wzajemna pomoc w samorealizacji człowieczeństwa oddającego sprawiedliwość stworzeniu prowadzi międzyludzkie na jego szczyt. Dopiero w dwojgu ludzi, z których każdy, obejmując myślą drugiego, jednocześnie ogarnia to, co
631
najwyższe, a co jemu właśnie jest przeznaczone i służy wypełnieniu przeznaczenia, nie zamierzając narzucać drugiemu niczego z własnej realizacji, jawi się konkretnie dynamiczna chwała istoty ludzkiej.
Prawdziwa rozmowa
Spróbujmy, dla większej jasności, zestawić cechy prawdziwej rozmowy.
W prawdziwej rozmowie ma miejsce zwrócenie się do partnera w całej prawdzie, a więc zwrócenie się istoty. Każdy rozmówca rozumie tutaj partnera, do którego (bądź partnerów, do których) się zwraca jako to osobowe istnienie. Rozumienie kogoś oznacza w tym kontekście zarazem realizację możliwego dla rozmówcy w danej chwili uobecnienia. Doświadczające zmysły i realna fantazja, uzupełniająca to, co zmysły ustaliły, współdziałają w uobecnieniu drugiego jako tej właśnie, całej i jedynej osoby. Rozmówca jednak nie tylko postrzega tego, który w ten sposób jest dlań obecny, lecz przyjmuje go jako swego partnera, a to znaczy: potwierdza, na ile jest do tego zdolny, ten drugi byt. Prawdziwe zwrócenie się jego istoty do drugiego obejmuje to potwierdzenie, tę akceptację. Oczywiście takie potwierdzenie nie oznacza jeszcze w żadnym wypadku aprobaty. Niezależnie jednak od tego, w czym nie zgadzam się z drugim, uznając go za partnera prawdziwej rozmowy, mówię mu jako osobie „tak".
Dalej: jeśli ma powstać prawdziwa rozmowa, każdy, kto bierze w niej udział, musi włączyć samego siebie. Oznacza to, że musi być zdecydowany zawsze mówić to, co myśli na temat omawianego przedmiotu. To zaś z kolei oznacza za każdym razem uszczuplony i nie odroczony wkład ducha. Nawet bardzo prawdomówni ludzie nie wyobrażają sobie, by podczas rozmowy mogli mówić absolutnie wszystko, „co mają do powiedzenia". Ale w wielkiej wierności, będącej sferą oddechu prawdziwej rozmowy, to, co w danej chwili mam do powiedzenia, ma już we mnie charakter czegoś, co chce być wypowiedziane, ja zaś nie mam prawa tego powstrzymywać, zatrzymywać w sobie. Nosi przecież, w sposób dla mnie oczywisty, znak wskazujący na przynależność do wspólnotowego życia słowa. Tam, gdzie naprawdę istnieje dialogiczne słowo, trzeba mu oddać sprawiedliwość przez otwartość. Otwartość jednak jest dokładnym przeciwieństwem gadaniny. Wszystko sprowadza się do prawomocności tego, „co mam do powiedzenia". Oczywiście muszę uważać i na to, by to, co właśnie teraz mam do powiedzenia, lecz czego nie posiadam jeszcze w formie językowej, zawrzeć w słowie wewnętrznym, a później w słowie fonetycznym. Mówienie jest naturą i dziełem, tworem i wytworem zarazem, i tam, gdzie zjawia się dialogicznie, w sferze oddechu wielkiej wierności, ma spełniać wciąż na nowo jedność ich dwojga.
Dochodzi do tego owo przezwyciężenie pozoru, na które zwróciłem uwagę. Ten, kto - nawet w atmosferze prawdziwej rozmowy - kieruje się myślą o własnym oddziaływaniu jako mówcy tego, co powinno przez niego przemówić, działa jak nauczyciel. Gdy zamiast tego, co winno być powiedziane, chcę zaprezentować swoje samolubne „ja", bezpowrotnie gubię to, co miałbym do
632
powiedzenia - niedopowiedziane wkracza to do rozmowy i niedopowiedziana staje się rozmowa. Ponieważ prawdziwa rozmowa jest sferą ontologiczną, która konstytuuje się przez autentyczność bytu, każde wtargniecie pozoru może ją okaleczyć.
Tam jednak, gdzie rozmowa spełnia się w swej istocie, między partnerami, którzy zwrócili się ku sobie w prawdzie, otwarcie się wypowiadają i są wolni od chęci pozorowania, ma miejsce godna uwagi, nie pojawiająca się nigdzie indziej, społeczna płodność. Pomiędzy ludźmi, którzy zostają pochwyceni i otwarci w swej głębi przez dynamizm żywiołowego bycia razem, słowo za każdym razem nabiera substancji. Międzyludzkie otwiera to, co kiedy indziej pozostaje zamknięte.
Zjawisko to znane jest dobrze z rozmowy dwojga osób, ale zdarzało mi się nieraz doświadczyć go także z dialogu wielogłosowym.
Około Wielkanocy 1914 roku zebrało się grono duchowych przedstawicieli niektórych europejskich narodów, na trzydniowe obrady, pomyślane jako rozmowy wstępne. Chciano zastanowić się wspólnie, jak zapobiec przeczuwanej przez wszystkich katastrofie. Zanim jeszcze ustalono płaszczyznę dyskusji, spełnione zostały wszystkie przesłanki prawdziwej rozmowy. Od pierwszej chwili panowała między zebranymi bezpośredniość. Chociaż niektórzy z nich poznali się dopiero tutaj, wszyscy rozmawiali z niesłychaną otwartością i najwyraźniej nie było nikogo, kto uległby pozorowi. Jeśli wziąć pod uwagę cel spotkania, należy określić je jako nieudane (jakkolwiek w głębi serca dziś jeszcze nie jestem przekonany o tym, że musiało się nie udać); ironia losu chciała, że decydującą dyskusję ustalono na połowę sierpnia, a historii świata niebawem udało się naturalnie rozsadzić koło. Mimo to jednak zapewne żaden z uczestników tamtego spotkania nie miał później wątpliwości, że uczestniczył w triumfie międzyludzkiego.
Konieczna jest jeszcze pewna uwaga. ' • : "• •'"
Oczywiście nie wszyscy uczestnicy prawdziwej rozmowy muszą sami zabierać głos; zachowujący milczenie mogą odgrywać niekiedy ważną rolę. Każdy jednak musi być zdecydowany nie uchylać się przed powiedzeniem tego, co ma do powiedzenia, jeśli zgodnie z tokiem rozmowy przyjdzie mu to uczynić. Naturalnie nikt nie może przy tym wiedzieć z góry, co to będzie: prawdziwej rozmowy nie można zaplanować. Co prawda od początku zawiera ona w sobie swój zasadniczy porządek, mimo to jednak niczego nie można zarządzić, bieg rozmowy należy do ducha i niejeden odkrywa to, co miał do powiedzenia, nie wcześniej, niż usłyszy wezwanie ducha.
Oczywiste jest jednak i to, że wszyscy bez wyjątku uczestnicy rozmowy muszą być tak usposobieni, by byli zdolni i gotowi sprostać warunkom prawdziwej rozmowy. Prawdziwość staje pod znakiem zapytania już wtedy, gdy choćby najmniejsza część obecnych odbiera siebie lub odbierana jest przez innych jako ci, którym nie jest przeznaczone aktywne uczestnictwo. Sytuacja taka może urosnąć do poważnego problemu. «y : * ; v;;
Miałem przyjaciela, którego zaliczam do najwybitniejszych mężów epoki. Był mistrzem rozmowy i kochał ją; jego autentyczność jako rozmówcy była ewidentna. Pewnego razu zdarzyło się jednak, że byli razem: on z żoną i dwoje jego przyjaciół z żonami; wywiązała się rozmowa, w której - jeśli o jej istotę chodzi - kobiety w wyraźny sposób nie brały udziału, mimo że ich obecność była oczywiście bardzo
633
znacząca. Rozmowa między mężczyznami przekształciła się niebawem w potyczkę między dwoma z nich (ja byłem trzecim). Także ten drugi, również ze mną zaprzyjaźniony, był zacnym człowiekiem, także on był mistrzem słowa, bardziej jednak zwracającym uwagę na rzeczowość i konkretność niż na roszczenia ducha, i odrzucającym zdecydowanie wszelką erystykę. Przyjaciel, którego nazwałem mistrzem rozmowy, nie mówił, jak zwykle, spokojnie i poważnie, lecz „błyskotliwie", zaczepnie, zwycięsko. Rozmowa nie powiodła się. [...]
Pytania przeglądowe
1 . Na czym polega wprowadzone przez Bubera rozróżnienie pomiędzy tym, co „społeczne" a tym, co „międzyludzkie"?
2. Jaka cecha kontaktu międzyosobowego może, zdaniem Bubera, charakteryzować nawet „walkę bokserską"?
3. Co Buber ma na myśli, gdy stwierdza, że „całkowitym błędem jest [...] usiłowanie rozumienia zjawisk międzyludzkich jako psychicznych"?
4. Czy zdaniem Bubera człowiek może stale i bez przerwy praktykować „życie z istoty"?
5. Przedstaw własnymi słowami, co Buber stwierdza w ostatnim zdaniu pierwszego akapitu części tekstu zatytułowanej „Osobowe uobecnienie". Do czego wzywa on czytelnika w tym zdaniu?
6. Jakie trzy rzeczy osoba, która „narzuca siebie", może narzucić swemu rozmówcy? Innymi słowy, co jest faktycznie narzucane, gdy ktoś narzuca siebie drugiemu człowiekowi? Co zaś zostaje otworzone przez osobę, która „otwiera"?
7. Co Buber ma na myśli, gdy stwierdza, że ,,[o]twartość [...] jest dokładnym przeciwieństwem gadaniny"?
Kwestie do omówienia
1. Jak rozumiesz stwierdzenie Bubera, że relacja istotowa nie wchodzi w grę w kontaktach społecznych, natomiast cechuje kontakty międzyludzkie?
2. Jakie są podobieństwa i różnice pomiędzy tym, co Buber mówi o „byciu" i „pozorowaniu", a tym, co Rogers nazywa „spójnością" (por. rozdział 17)?
3. Czy „bycie" („życie z istoty") oznacza dla Bubera całkowitą uczciwość? Czy „pozorowanie" („życie z obrazu") jest równoznaczne z kłamaniem?
4. Jakie czynniki utrudniają ci „bycie"? W jaki sposób możesz najlepiej pomóc innym, by „żyli z istoty", nie zaś „z obrazu"?
5. Jak to, co Buber mówi o naszym postrzeganiu innych, wiąże się z poglądami na temat postrzegania drugiego człowieka wyrażonymi w rozdziale 6?
6. Można odnieść wrażenie, że zdaniem Bubera metody naukowej nie da się zastosować do badania ludzkiego życia. Czy rzeczywiście Buber wyraża taki pogląd? Czy zgadzasz się z nim? Dlaczego?
7. Jak użyte przez Bubera pojęcie „realnej fantazji" wiąże się z tym, co Brownell (rozdział 7) i Rogers (rozdział 17) mówią na temat empatii? Jak ma się ono do tego, co Milt i ja mówimy o lepieniu wzajemnych znaczeń (rozdział 7)?
8. Który spośród twoich nauczycieli w największym stopniu próbował wpływać na ciebie metodą „narzucania"? Który z nich najbardziej konsekwentnie stosował metodę „otwierania"?
9. Co oznacza dla ciebie pojęcie „osobowego uobecnienia"? Co musisz zrobić, aby móc postrzegać drugiego człowieka w ten sposób?
10. Czy kiedykolwiek doświadczyłeś takiej „milczącej" rozmowy, o której wspomina Buber? Co się wydarzyło? ..v.. ,,;,.....,,,.._,..„__.. ,.; „,„,,^,„,.,„„,,, ..,_..,. ............,....,.,...,.,„„...,y., ...
634
Idee są czyste. Unoszą się w niebiańskiej jasności. Mogę je pochwycić i przyglądać się im, pasują do książek, prowadzą mnie w przyszłość wąską ścieżką
Także rano są ze mną. Idee są proste -
Ale świat toczy się kołem i mroczna śmierć jest moją przyjaciółką.
Chodź ze mną w ten mrok...
C Hugh Prather l
Indeks osób
Adelman Mara B. 17, 377, 382, 454
Adler Alfred 395
Albrecht Terrance L. 17, 377, 454
Allport Gordon 543
Amodeo John 17, 20, 258, 259, 510, 512
Argyle Michael 123,377,379
Arkin R. 391 .«,., ,,; : „.,
Arystoteles 82, 84 \
AschS. E. 192
Augsburger Dawid 180 • •
Axtell Roger E. 134
Bachtin Michaił 25
Backlund Phil 287, 288, 289 .
Barbach Lonnie 330
Barnard Christian 60
Bate Walter Jackson 600
Batista David Hayes 550 *
Beavin Janet 51, 52, 366, 372
Berger C. R. 193, 532, 533, 534
Berlin B. 295
Bibring Grete 596
Bolton Robert 20, 172, 173, 174, 236, 239
Brenner M. 205
Brownell Judi 18, 223, 224, 225
Brunstein Philip 461
Buber Martin 13, 16, 19, 21, 25, 29, 34, 37,
38, 39, 41, 42, 43, 44, 58, 102, 245, 254, a 363, 364, 365, 373, 580, 613, 617, 618,
619,621,622 Burgoon Judee 128
Calabrese R. 533
Cameron Deborah 290, 293 ,: ; , ....,.,
Campbell Bebe Moore 545
Carnegie Dale 395
Carr J. B. 164
Carson Robert 211
Christensen C. Ronald 17, 18, 19, 21, 22, 33,
580, 581, 582, 583
Cissna Kenneth N. Leone 16, 17, 364, 365 Cohen E. 527 Colletta Nancy 463
Corey Gerald 17, 20, 161, 162, 438, 439 Corey Mariannę 17, 20, 161, 162, 438, 439 Coser Lewis 498 Covey Stephen R. 10, 17, 65, 66 Croog S. H. 379 Curran Dolores 18, 454, 455
Darwin Charles R. 62
DavisK. E. 11, 389
Davis Martha 266, 267, 268, 425
Deaver Michael K. 151
Dillard J. L. 563
Douglas M. A. 195
Douglas W. 532
Duck Steven 17, 207, 386, 387, 438
Edelsky Carole 291, 297, 298, 299, 300, 301 Emery Robert E. 461 Erikson Erik 440, 486
Fanning Patrick 11, 266, 267, 268, 425
Fast Julus 18, 148, 149, 150
Figley Charles R. 464
Fischer Claude 559
Fishman Pamela 30 » .- ,
637
Folger Joseph 18, 20, 490, 491 Freud Zygmunt 62, 179, 283 Fromm Erich 452 Frost Robert 603
Gadamer Hans George 25, 254
Galileusz 61
Gibb Jack 18, 175, 502,503
Gibran Kahlil 442
Ginott Haim 175, 180, 184
Goethe Johann W. 452
Goffman Ervin 354
Goldsmith Oliver 283
Gordon Thomas 175, 259
Griffin Michael 457
Grove Theodore G. 17, 121, 149, 346, 347,
391 Gudykunst William 18, 20, 522, 523, 524,
534, 542, 562
Hali E. T. 525
Hardison James 140, 141
Hardwig John 399, 400, 401, 402
Herdenson M. 377, 379
Herskovits M. 525
Hocking John 130
Holmes Janet 293
Howe Reuel 175
Howell William 242, 532
Itard Jean-Marc Gaspard 31, 32 lvy Diana 287, 288, 289
Jackson Don 51, 52, 366
Janis lrving 497, 498
Jensen Arthur 18, 20, 200, 201, 202
Jespersen Otto 293
Johnson Samuel 600, 604
Jones E. 537
Kagan Norman 182
Kant Immanuel 402, 404, 621, 631
Kartezjusz 61, 62 ,--,.. ,,,«„„,, ft^,,i
Kay P. 295
Kazantzakis N i kos 600
Keen Sam 17, 18, 475, 476, 477
Kelley Harold 193, 196, 208 ;':j : '"'^l3
Kelly George 47
Kennedy John F. 329 ' ' -8""'"0 """"""-1
Kepler Johannes 61
Kim Young Yun 18, 20, 522, 523, 524, 542,
562 Kopernik Mikołaj 61 .....................
Laing R. D. 365, 368, 370, 373
Lakoff Robin 287, 291 , 292, 293, 295, 296
Lalanne Jacques 182
Langer E. 531, 532
Leathers Dale 1 30
Leeds-Hurwitz Wendy 76
Lerner Harriet Goldhor 442, 443
Levine Linda 330, 379
Lilienthal David 67
Lipson A. 379
Logan Carole 16, 17, 79, 80, 335, 336
Lynch James 16, 28, 29, 59
, 425
McConnell-Ginet S. 291
McCubbin Hamilton l. 464
McKay Matthew 11, 266, 267, 268
Maier S. 168
Mailer Norman 323
Mao Ce-tung 483
Marcel Gabriel 477 'J '"'
Marks Karol 62, 483
May Roiło 163
Mead Margaret 151
Miller G. 528, 530
MischelT. 195
MortonT. L. 195
Moustakas Clark 179
NicholsR. G. 220 '•' "
Nisbett R. 537 Nouwen Henri 596
Oech Roger von 240, 241 Ogden C. K. 83, 84 Osborne David 544 &
Parks Malkolm R. 17, 376, 377, 382, 454 Pascal Blaise 61 Penelope Julia 291, 293, 296 Philpott 127 '
Pines Ayala 326 Platon 483 * " '"
Pogrebin Letty Cottin 20, 540, 541, Poole Marshall Scott 18, 20, 491 Postman Neil 17, 281, 282 Powell John 30 Prather Gayle 18, 119, 465, 466, 519 p Prather Hugh 17, 18, 20, 21, 119, 465, 466, 519
BSf 'iWjiji. fsoogusy
Rabinów Paul 21, 573
Reisman J. M. 377 *•'«• ""* •>
Ricci Osolina 461 '' !" ' }
542
638
Richards I. A. 83, 84
Riesman David 597, 604
Roach Carol A. 217
Rodriguez Richard 95, 96 ,
Roethke Theodore 601
Roethlisberger Fritz 593
RogerCarl 17, 19, 21, 25, 34, 173, 175, 177,
178, 236, 237, 239, 446, 447, 580, 606,
607, 608
Rubinstein Carin 459 Ruesch Jurgen 372
Salinger Jerome David 598
Sapir Edward 93, 114, 115
Sarbough L. 526
Sartre Jean-Paul 620, 627
Satir Virginia 17, 106, 414, 415, 424, 425
Saussure Ferdinand de 76
Schón Donald 597
Schwarz Pepper 461 ' ' •
Shaver Philip 459
Sieburg Evelyn 16, 17, 364, 365
Simkins Rinck 296
Snyder Mark 210
Spender Dale 290, 292, 315
Staley Constance 296
Steinberg M. 530
Steinem Gloria 299, 300
Stevens L. S. 220
Stewart John 9, 11, 24, 36, 80, 234, 336
Stutman Randall 18, 20, 490, 491
Sumner W. G. 525 Sunnafrank M. 528
Tan Amy 112
Tannen Deborah 17, 304, 305, 306, 318, 400,
438, 446, 522 Taquiri R. 191, 195 Thomas Milt 233, 234, 239, 253, 254 Todd M. 389 Tomasz z Akwinu 479 Trenholm Sarah 18, 20, 200, 201, 202 Tyson Mikę 290
Watzlawick Paul 51, 52, 366, 370, 371
Weber Shirley N. 18, 20, 561, 562, 563
Weinstein E. A. 355
Weiss R. S. 391
Wenthworth Kris 17, 20, 258, 259, 510,
512
West C. 298 Whorf Lee 93 Wile Daniel 515
Wilmot William 16, 20, 187, 189, 200 Wittgenstein Ludwik 95 Wright P. H. 390 Wyatt NancyJ. 217
Zilbergeld Bernie 317, 318, 319 Zimmerman D. H. 298 Zinn Maxine Baca 550 Zunin Leonard 208
M
Indeks rzeczowy
Adaptatory 123, 124, 130 Adresowalność 38-39, 43, 44, 100 Afirmacja 373
- rodzaje 364 ;,.,, ,... Agresja 322
Alienacja 163, 183, 368, 369 Altruizm 401, 409 Arbitralność 83
- symboli 83 Asymetria 305, 306 Atrybucja
- błędy 213-215 . ,
- sytuacyjna 212-213 -teorie 201, 212-215
- wewnętrzna 212 Autoprezentacja 20, 151, 387
Bliskość 440, 441
- rodzaje 440
Brak potwierdzenia 364, 365, 367
- rodzaje 366
- przejawy 368-373 Bycie 619-620, 625
Czynnik Janusa 152-153 Czynności mowy 89
Datowanie 86-87,102 Depersonalizacja 404, 408-411, 630 Depresja 395-397, 434, 512 Dezintensyfikacja 124 Diagnozowanie 179 ,; ...
Dialog 64 Dialogika 624, 629
Dotyk 131, 140, 141, 325
- jako składnik komunikowania się 146
- jako źródło zaufania 143
- w innych kulturach 145 ,<,. -.,
- w stosunkach codziennych 143
- w sytuacjach kryzysowych 142 Drogi rozwoju 170 Dyskryminacja wiekowa 558 Dyskwalifikacja 364
Dziki Chłopiec z Aveyron 31-32
Efekt ..,..., _ ,., ,,,, .. ,, ,: ,,..;,.
- końca 208
- pierwszeństwa 208 Egoizm 401 Ekologia 74 Ekspresja
- afektu 123, 124
- reguły skutecznej 266
- style mężczyzn i kobiet 289 Emblematy 123, 125 Empatia 244
Epizody 202-206
- definiowane 205
- identyfikacja 202 ......
- otwarte 204-205
- zamknięte 204 Etnocentryzm 525 Etyka 402
- związków bezosobowych 402, 407, 411-412
- związków osobistych 402, 405-408, 410-412
- związków quasi-osobistych 411, 412 Etykietkowanie 86, 96, 102, 104, 160, 179,
188,192,194,195,279,295
640
Eufemizmy 87-88, 96, 112, 284, 296 Ewaluacja statyczna 84-85, 96, 102, 104
Filozofia życiowa 165-166 Frustracja 248, 536, 610
Gesty 508
Gniew 510-518, 610
- a objawy fizyczne 513
- czysty 515, 517
- destrukcyjny 514
- kontrola 514
- kumulowanie się 512
- odpowiedź a reakcja 517-518
- potrzeba komunikowania 513
- radzenie sobie 511, 514
- sposób wyrażania 511, 513
- tłumienie 516, 517
- uczenie się wyrażania 514 Grożenie 181, 280
Haptyka122, 123
Hipoteza Sapira-Whorfa 93, 103, 112, 114
Hormony 329
lllokucja 89 Iloraz kontaktu 26, 32 Ilustrator/ 123, 130 Indeksowanie 87, 102 Informacja zwrotna 288, 306
- cechy konstruktywnej 230
- reguły konstruktywnej 229 Intencja 316
- w związkach bezosobowych 404, 407
- w związkach osobistych 404, 407 Intensyfikacja 124
Interakcje
- uwarunkowane asymetrycznie 359
- uwarunkowane symetrycznie 359 Interpretacja 189
- reaktywności 127
- relacji dominacji 128
- zachowań 126 Intonacja 291
Intymność • .• f>'\'i ;•;•'
- a ryzyko 457
- poziom 349, 350
- równowaga 348
Ja
- nieznane 269, 272-274
- odsłonięte 268-269, 272-274
- ślepe 268-269, 272-274
- ukryte 269, 272-274 Język
- chiński 112-118 «*
- ciała 126, 131, 149, 435
- czarny angielski 561-571
- jako aktywność 79, 82, 88, 91, 96, 103
- jako system symboli 79, 81, 82-88, 96, 102
- jako zupa 79, 82, 92, 96, 103, 112
- kobiet i mężczyzn 289, 293
- moc twórcza 98
- mówiony 102 ;
- nie wprost 112 ;
- niewykluczający 99-101,104
- pełen szacunku 99-101,104 •
- taktu 354
- taktyki 354
- zasoby 97
Komunikacja
- a fizjologia 28-29
- a jakość życia 32, 49, 334
- aspekt treści 51-52
- aspekt związku 51-52
- a zdrowie 59-64
- bariery (zapory) 172-186,445
- bezosobowa 30, 33, 55, 56
- defensywna 503-510
- dotykowa 143
- efektywna 175, 414
- funkcje 32
- interpersonalna 37, 55
- jako akcja 46-51, 53
- jako interakcja 46-51, 53
- jako transakcja 48-51, 93
- jako proces konstruowania osoby 334
- międzykulturowa 20, 33, 522, 524, 526
- między mężczyznami a kobietami 287-302
- między partnerami intymnymi 33
- nawyki 174
- osobista 9
- osobowa 19, 24
- podtrzymująca 504-505
- równowaga 173
- synergiczna 65, 66-74
- werbalna i niewerbalna 19,33,76-78, 80,121
- wewnątrzkulturowa 526
- w rodzinie 33, 425^127
- wspierająca 280
- zaburzenia 425 Komunikaty
- niespójne 428-430
- sprzeczne 430
- „Ty" 280
641
- ukryte 430 M?- "M
- wprost 267
Konflikt interpersonalny 20, 33, 53, 141, 162, 183, 519
- cel 471
- destruktywny 465, 491, 494, 497-500
- jako proces 465
- konstruktywny 465, 491, 497-500
- nierealistyczny 498
- postrzeganie 490
- pozytywne funkcje 491 , ••>-..
- realistyczny 498
- rozwój 501 -.ił-OP^rĄ.-i-
- typy 495
- umiejętności rozwiązywania 460-461
- w związkach osobistych 409, 454 Konstrukcje lingwistyczne 289 Konstrukty osobiste 206-207
- rodzaje 207
Kontakt wzrokowy 224, 226, 231, 364, 572 Kontakty 43, 45, 47, 53, 55, 56, 57, 63, 65
- bezosobowe 56
- inicjowanie nowych 169
- interpersonalne 19, 30, 32, 37, 56
- z cudzoziemcami 141
- z osobami innych kultur 141 Kontekst 132, 140, 149, 251-252 Kontrola 152, 154, 155 Konwersacja 90-92,123
- efektywna 103
- niesymetryczna 311
- symetryczna 311
- złe nawyki 185 ;-..rr-.-i• : " > ••> Korygowanie 352
- błędów 353
- niejednoznaczności 353
- wysławiania się 353
Krytykowanie 178 ^1 •
Kultura kolektywistyczna 215
Logiczne argumentowanie 183
Małżeństwo 479-487
- oczekiwania a poziom satysfakcji 456 Manipulacja 610
- strategie 425, 432, 434 Maskowanie 124, 152-154, 263 Metafora 98, 248-249, 252, 254 Metakomunikacja 253 Metakomunikat 307, 308, 312, 313, 316 Mierzalność 40-41
Mijanie się 85-86, 96, 102
Miłość ...... ubi v!..
- autentyczna 448-452
- nieautentyczna 448—449 Mimika 122, 428 Moralizowanie 181 ' *•'•'"' ,• t, Motywy
- w kontekstach bezosobowych 407
- w kontekstach osobowych 408 Myślenie
- miękkie 240-241 r ć om v<: , .
- twarde 240-241
Napięcie interpersonalne 258, 261
Narcyzm 516
Narzucanie 621
Negocjacje 97, 203, 339-341 , .
- dwa elementy 340 Neutralizowanie 124
Obraz własnej osoby 341
- aspekty osobiste i nieosobiste 342
- negocjowanie 334, 338, 345 Oczekiwania
- wobec kobiet 321, 330
- wobec mężczyzn 321-328 :«.'<;;,>
- wobec przyjaźni 378, 389-390
- wobec ról w rodzinie 419 ,. . --,:
- w relacjach osobistych 347, 359
- wynikające z roli społecznej 347, 348 Odpowiedzialność 54, 197 Odwracanie uwagi 183
„Okno Johari" 266 , - <i"i:- / > Osąd >. ,ix .;„t o /, -
- emocjonalny 197 , ., i,
- moralny 197 Osobowość 396, 397 Oszukiwanie , ^
- oznaki 130, 131
Parafraza 225,227,236,239,247,249,251, 254 Para przyległa (adjacency pair) 90 Partykularyzacja 530-531 ,1 • • i , v «.> Percepcja 33, 35, 93, 94 j, ? («,,..
- interpersonalna 10, 192 < > v „ Perlokucja 89
Poczucie winy 270
Podtekst 150, 156 r - .
Porozumiewanie się " < •<• .
- międzykulturowe badania 338 Potwierdzenie 364, 365, 620
- rodzaje 366
- systematyzacja 373-374
- własnej wartości 395
- wymiary 366-367 '-'SZ.^-.m'-^-,;-** i.nvti •
642
Pozorowanie 619-622, 625 Proksemika 122, 123 Prośby
- proste 292
- złożone 293, 294 Prototypy 208
Przecieki niewerbalne 129, 131
Przemilczenie 283
Przekaz zwrotny (backchanneling) 127
Przewidywalność 348
Przyjaźń 33, 376-379, 383, 439, 442
- budowanie 386
- cechy 376
- istota 389 - -
- natura 377
- podtrzymywanie 442
- pożytki 390-398
- przekraczająca granice 544-560
- rozwój 376
- zasady obowiązujące 390, 556 Przynależność 391 Przywiązanie 445
Pytania dodane 287, 288, 289, 292, 294
Refleksyjność 42^3, 100 Regulatory 123 Reguły
- destrukcyjnej dyskusji 470
- działania 351-352
- znaczeniowe 351-352 Reifikacja 84, 96, 102, 104
- rodzaje 84-86 Reakcja Ja-Ty 618 Relacje społeczne 347
- głębokie 441-445 ,. „ri , ,. ,j
- osobiste 348 *"''" '*' "**"" Relatywizm
- kulturowy 525 *, , Religia 166-168 ' '*'"' *"""""''"'' v Rodzina 414
- mapa sieci 414-417, 421-423
- pary 418
- role 418-420
- stres 455, 457
- szczerość 432
- trójkąty 414, 420-423
- ukryta manipulacja 425, 432-434
- zaburzenia komunikacji 426—430 Rozkazywanie 181 »<«,» Rozmowa
- korygowanie 352-354 l
- prawdziwa 622, 628, 632-633 "ltrtfeśJ*'<V^ Rywalizacja 326
Ryzyko poznawcze 597, 610
B -
Samoakceptacja 164 Samokontrola obserwacyjna 209-210 Samoocena 173, 175, 181, 344, 395 Samorealizacja 164
Samospełniające się przepowiednie (proroctwa) 209, 357, 360, 490 Samoświadomość 33, 160, 161, 267 Samotność 391, 392
- a zdrowie 62-63
- potrzeba 444 ,.,.,<
- uczucie 611 Samowiedza 270, 587 Sarkazm 130, 280, 432 ti.; Sens
- odkrywanie 164 ..M c
- własnego Ja 163
- wżyciu 164, 168, 169-170 Skrypty 203
Słowa 106 ,
- pułapki 110
- siła 107
- zaimki 107-108 Słownik gestów 136-140 Słuchanie 217-223, 607
- aktywne 20, 232, 235-238, 247
- a słyszenie 218, 219, 236, 607
- definicja 219
- dialogiczne 20, 234-255
- efektywne 183
- empatyczne 20, 70, 235-239, 247, 611, 615
- poziomy 609
- siebie 611
- skuteczność 222, 224, 225
- trening umiejętności 219, 220
- umiejętności 222, 223 Spojrzenie 121, 122, 123 Spostrzeganie 188, 189, 200
- formowanie sądów o ludziach 206-209
- natura transakcyjna 189-192
- ocenianie relacji 209-212
- ocenianie sytuacji 202-206
- osób 188, 191-192
- przedmiotów 188, 191
- wyjaśnianie zachowania 212-215
- wzory spostrzeżeniowe 192-198 Spójność 607, 611, 613, 615, 619 Stereotypizacja 87, 523 Stereotypy 208-209
- kulturowe 318
- związane z rolą 288
Stres 173, 177, 183, 226, 249
- radzenie sobie 456-464 Symptomy 434 Synergia 66-74
643
- a komunikacja 67-69
- interpersonalna 71
- intrapersonalna 71
- negatywna 66, 71
- psychiczna 72 Szacunek 404 Szczerość
- w rodzinie 432
Świadomość 45
- obecności innych 187
Takt 354-357 • " .'-^ .Wv
Taktyka 354-356
Tabu 134, 140, 142, 143 •'•" '
Ton głosu 290 428 511
Tożsamość 161, 319, 337, 342-345, 442
- autonomiczna 445
- kulturowa 562-563
- poczucie 354 ' ' !
- poszukiwanie 163
- uzgadnianie 335, 338, 339, 363 Trójkąt Ogdena i Richardsa 83-84
Uczenie przez dyskusję 583, 604 Ujawnianie siebie 20, 33, 258-281
- nagrody 270-271
- optymalne poziomy 272-274
- przeszkody 271-272
- skuteczne 274-280
Ukryta teoria osobowości 193, 207 Umiejętności językowe 91, 96 Umowa panująca 212 Uprzedzenia 201 Uspokajanie 184
Wartości 162, 166-169,404 Władza
- w relacjach 359-362
- źródła 360
Właściwości wokalne 289 Wokalika 121-122 Wsparcie
- emocjonalne 394
- fizyczne 394
- osobowościowe 396
- psychologiczne 394
Wybór 41-42, 44, 45, 54, 55, 100, 161 Wychowywanie
- w męskości 322-328 Wyjątkowość 39-40, 44, 100
Wypowiedzi .c •';
- forma 354 , '''•>; '.'>":•
- „Ja" 258
- kwalifikujące 292, 293
- obcesowe 260
- prywatne 314, 315, 316
- publiczne 314, 316
- taktowne 355, 356
- „Ty" 258, 260
- ujawniające siebie 262, 264
- zagrażające 354
- znaczenie 354 Wyrażenia
- asekuracyjne 287, 289, 292, 293, 294
- taktowne 354
- zaprzeczające 287, 289, 292, 293, 294, 302 Wzajemność
- norma 535 Wzmocnienia 292
Zachowanie 191
- akceptujące 374
- drugiej osoby 192, 195
- przypisywanie przyczyn 196-198 Zaprzeczenia 355, 366
- wstępne interpretacje 355
- wstępne usprawiedliwienie 355 Zaufanie 68, 141, 144-145, 148, 261, 262 Zażyłość 390
Złość • '•" -' :/; •' " '"'
- wyrażanie 444
Znaczenie 97, 125, 162, 189-190,193
- koordynowanie 351 Znaki niewerbalne 121, 149
- a kultura 134-140 , !
- języka ciała 135 Związek 51, 52, 53
- bezosobowy 402-404, 406, 411
- etapy 397
- interpersonalny 29, 141, 142
- negocjacja 33, 334
- osobisty 380, 403-412
- podtrzymywanie 396
- guasi-osobisty 403, 405, 406, 411
- ulepszanie 147-148
- umiejętności budowania 387-389
- tworzenie 388
- wzbogacanie 388
Żal
- wyrażanie 391-392