Małe
jest piękne, ale lepiej żyje się w grupie - kryzys gospodarczy
a separatyzm w UE
Kryzys
ekonomiczny pustoszy kolejne kraje europejskie i powoduje wzrost
tendencji separatystycznych w niektórych regionach, które nie
chcą płacić na innych lub chcą wykorzystać trudną sytuację
gospodarczą dla własnych celów. Najsilniej dążenia
niepodległościowe uwydatniają się w Katalonii, Kraju Basków,
Szkocji i Bawarii. Jednakże do rozpadu tych państw jeszcze
daleko.
Problemy
gospodarcze w Europie wzmagają tendencje separatystyczne w
różnych regionach. Nie zawsze jednak chodzi o samą
niepodległość. Czasem cele mogą być zupełnie odmienne. Rządy
krajów są bowiem gotowe na różne ustępstwa byleby utrzymać
jedność państwa. Coraz głośniej niepodległości domaga się
Katalonia i Szkocja. Nieustannie walczą o nią także Baskowie.
Chęć secesji zgłaszają również Bawaria w Niemczech, Flandria
w Belgii, Padania we Włoszech oraz Korsyka.
Independència!
Już
dawno tendencje niepodległościowe w Katalonii nie były aż tak
donośne. Autonomiczny rząd kataloński – Generalitat –
wyczuwa, że obecny kryzys gospodarczy, który dotyka Hiszpanię
może być bardzo korzystny dla Katalonii. Generalitat stara się
uzyskać coraz szerszą autonomię i większe przywileje. 11
września na Marszu Niepodległości w Barcelonie zebrało się
blisko 2 mln ludzi, co stanowi największą demonstrację w
historii Katalonii.
Rząd autonomiczny na pewno
będzie dążył do tego by jak najbardziej wykorzystać sytuację
i poszerzyć autonomię regionu. Ostatnim pomysłem była
niezależność finansowa Katalonii. Dałoby to regionowi
możliwość własnego kreowania podatków i zarządzania nimi.
Powstałby również niezależny od Madrytu skarb państwa.
Jedna
z nacjonalistycznych partii katalońskich - „Convergencia i
Unio” - skierowała do Komisji Europejskiej pytanie czy jeśli
doszłoby do secesji Katalonii mogłaby ona pozostać w strefie
euro jako niezależne państwo. Region po uzyskaniu niepodległości
musiałby również przejść cały, żmudny proces integracji z
UE. Już w 2004 roku Komisja Europejska stwierdziła, że regiony
państw członkowskich, które uzyskają autonomię nie mogą
korzystać z postanowień traktatowych. Ponadto nawet, gdyby nowo
powstałe państwo chciało integrować się z Unią miało by
poważnego oponenta w postaci samej Hiszpanii, która mogłaby
blokować członkowstwo w UE swojego regionu.
Jako
powód wzrostu nastrojów separatystycznych w Katalonii można
wskazać problemy gospodarcze regionu. Jest to obecnie najbardziej
zadłużony ze wszystkich regionów Hiszpanii. Roczny deficyt
budżetowy wynosi 12 mld euro. Długi Katalonii sięgają ponad 42
mld euro, kiedy zadłużenie całego kraju to 180 mld dolarów.
Hiszpania utworzyła specjalny fundusz ratunkowy, który ma
wspomóc finanse objętych recesją regionów. Cały fundusz
wynosi 18 mld euro. Katalonia pod koniec sierpnia zwróciła się
z prośbą o przyznanie 5 mld euro na walkę z kryzysem. Tymczasem
do końca roku region musi spłacić wierzycielom ponad 10 mld
euro. Nie zmienia to jednak faktu, że Katalonia produkuje aż 20%
hiszpańskiego PKB, kiedy jego ludność to zaledwie 15%
mieszkańców Hiszpanii (9 milionów osób). PKB Katalonii jest
porównywalny z PKB Austrii. Katalończycy pomimo własnych
problemów finansowych, czują się wyzyskiwani przez rząd w
Madrycie. Uważają, że pracują na inne biedniejsze regiony
kraju. W całej Hiszpanii panuje 25 procentowe bezrobocie, kiedy w
Katalonii bez pracy pozostaje 800 tys. osób, czyli około 9%.
Katalończyków oburza, że o środki na obsługę służb
publicznych muszą prosić stolicę kraju, kiedy Kraj Basków i
Navarra mogą same ściągać podatki.
Na 25 listopada
partie separatystyczne zaplanowały referendum w Katalonii, w
którym ludzie mają opowiedzieć się czy chcą by ich region był
niezależny od Hiszpanii. Ma ono odbyć się równolegle z
wyborami parlamentarnymi do Generalitat. Temu pomysłowi sprzyjać
może fakt, że premier Wielkiej Brytanii David Cameron zgodził
się na przeprowadzenie w 2014 roku referendum odnośnie
niepodległości Szkocji. Na referendum musi zgodzić się rząd i
król Hiszpanii.
Możliwość secesji Katalonii
wydaje się jednak być czysto fikcyjna. Na pewno nie pozwoli na
to rząd Mariano Rajoya. Premier Hiszpanii ogłosił, że rząd na
pewno na to się nie zgodzi. Jest to jego zdaniem niezgodne z
konstytucją hiszpańską. Według ustawy zasadniczej żaden z
regionów nie może sam wystąpić o autonomię. Premier Rajoy
zdecydowanie podkreślił, że w Europie nie ma miejsca dla
niepodległej Katalonii i Kraju Basków. Ich aspiracji nie popiera
również żadna z głównych partii w Kortezach.
Tymczasem
w Kraju Basków w wyniku przeprowadzonych 21 października
wyborów, władzę w regionie przejęły dwie partie
nacjonalistyczne. Baskijscy nacjonaliści w ciągu ostatnich 32
lat nie byli u władzy tylko przez 6 lat. Jednakże tym razem
zwycięska partia PNV, która do tej pory współpracowała z
rządem w Madrycie, zdecydowanie zaostrza retorykę, domagając
się „nowego statusu politycznego”. Widząc zmiany nastrojów
społecznych w Katalonii, Baskowie także myślą o
przeprowadzeniu referendum w sprawie niepodległości.
Kryzys
ekonomiczny w Hiszpanii sprawia, że rząd dąży ku
centralizacji. Aby można było przeprowadzić cięcia w sektorze
publicznym konieczna jest współpraca z regionami. To właśnie
one odpowiadają za blisko połowę długu publicznego, są
odpowiedzialne między innymi za służbę zdrowia i system
edukacji. Hasła niepodległościowe są odpowiedzią na chęć
przejęcia przez stolicę kontroli nad budżetami regionów.
Dążenia separatystyczne mogą być zatem walką z rządem
centralnym o podział kompetencji. Przykładowo bez gospodarki
Katalonii Hiszpania nie miałaby szans na ograniczenie deficytu
budżetowego. Nacjonaliści wykorzystują kryzys, grożąc secesją
dla poszerzenia kompetencji i autonomii regionu.
Secesja
tych dwóch hiszpańskich regionów byłaby dla nich bardzo
szkodliwa. Regiony musiałyby starać się o przyjęcie do Unii
Europejskiej, straciłyby dostęp do rynku europejskiego,
odstraszyły by inwestorów, a i tak przypadłaby im do spłaty
jakaś część hiszpańskiego długu. Przywódcy ruchów
separatystycznych muszą zrezygnować z krótkoterminowych planów
i prowadzić rozsądną, stopniową politykę zmiany systemu
politycznego Hiszpanii. Racjonalizm musi
zwyciężyć.
Niezdecydowany
jak Szkot
Znacznie
poważniejsza jest możliwość rozpadu Wielkiej Brytanii. W
październiku premier David Cameron porozumiał się z premierem
Szkocji Alexem Salmondem i zgodził się na przeprowadzenie w 2014
roku referendum w sprawie niepodległości tej części Wielkiej
Brytanii. Szkocja domagała się przeprowadzenia takiego
referendum już od wielu lat. Szansa na taką procedurę pojawiła
się w 2011 roku, kiedy do władzy w Szkocji doszli
nacjonaliści.
W referendum ma paść pytanie
„Czy Szkocja powinna opuścić Zjednoczone Królestwo?”.
Obecnie nieznaczną przewagę mają przeciwnicy secesji. Nie zraża
to jednak zwolenników – ustalenie terminu referendum na 2014
rok daje im dwa lata na przekonanie opinii publicznej. Szansę na
pozytywny wynik referendum zwiększa również fakt, że obniżono
wiek wyborców do 16 lat. Szkocja Partia Narodowa wierzy, że
właśnie młodzi ludzie opowiedzą się za niepodległością.
Obserwatorzy proponowali także wprowadzenie opcji głosowania na
zmaksymalizowanie autonomii Szkocji przy jednoczesnym pozostaniu w
ramach Zjednoczonego Królestwa.
Niepodległość
Szkocji wydaje się zatem całkiem realna. Już w 1999 roku Szkoci
powołali swój parlament i rząd autonomiczny. Pora na kolejny
krok. Problemem dla Szkockiej Partii Narodowej będzie przekonanie
samych Szkotów do poparcia tej idei. Tymczasem Wielka Brytania
zagroziła, że po ogłoszeniu niepodległości przez Szkocję nie
będzie mogła ona korzystać z funta, co byłoby nie lada
problemem dla gospodarki nowo powstałego kraju.
Szansa
na secesję Szkocji jest znacznie poważniejsza niż w przypadku
Katalonii czy Kraju Basków, ale niesie za sobą nie mniej
trudności. Szkocja wchodzi w skład Wielkiej Brytanii od 1707
roku, co powodować może trudności w ustaleniu granic nowego
państwa. Kolejne problemy to określenie polityki obronnej nowo
powstałego kraju (Szkocja jest zwolenniczką neutralności),
wysokości jej długu publicznego, który miała by przejąć w
przypadku secesji. Szkocja posiada złoża ropy naftowej na Morzu
Północnym, lecz bez pomocy Wielkiej Brytanii może mieć
problemy z jej eksploatacją.
Podobnie jak w
przypadku regionów Hiszpanii, wielce problematyczna byłaby
kwestia członkowstwa w Unii Europejskiej. Szkocka gospodarka jest
bardzo słaba i nie sprostałaby wymaganiom unijnym. Niewiadomo
również jak rozwijać będzie się dalsza integracja i czy Unia
w najbliższym czasie będzie planowała przyjmować kolejnych
członków, póki nie upora się ze swoimi problemami finansowymi.
Niewiadomo również czy Szkoci po uzyskaniu niepodległości
chcieliby oddać choć trochę swojej suwerenności Unii
Europejskiej.
Bayern
kann es auch allein
W
Niemczech sytuacja ma się podobnie jak w Hiszpanii. Najbogatszy z
landów – Bawaria zaczyna coraz częściej wspominać o
odłączeniu się od Niemiec. Do ogłoszenia niepodległości
nawoływał niedawno jeden z czołowych polityków rządzącej w
tym landzie CSU – Wilfried Scharnagl. Narzeka on, że Bawaria
jako najbogatszy land musi dopłacać do biedniejszych regionów
północy. Wydał on książkę „Bayern kann es auch alein –
Bawaria może być też sama”, w której przedstawił swoje
tezy. Stała się ona powodem szerokiej dyskusji w całych
Niemczech.
Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że
gdyby doszło do takiego wydarzenia, niepodległa Bawaria byłaby
dziewiątą co do wielkości gospodarką Unii Europejskiej. Jej
PKB wynosi 446,5 mld euro. Poziom życia w tym landzie jest o 13%
wyższy niż średnia krajowa. Za niepodległością Bawarii
mógłby przemawiać również fakt, że w landzie panuje silne
odczucie odrębności regionalnej. Na uwagę zasługuje także to,
że Bawaria jest w większości katolicka, kiedy w całych
Niemczech dominuje protestantyzm.
CSU jest
bawarskim odpowiednikiem rządzącej w kraju CDU. CSU nie ukrywa
także, że nie popiera wielu działań rządu centralnego.
Sprzeciwia się między innymi naleganiom na utrzymanie Grecji w
strefie euro. Za niepodległością landu od lat opowiada się
również Partia Bawarska – Bayernpartei, która domaga się
„niepodległej Bawarii w zregionalizowanej Europie”.
Tymczasem
na Półwyspie Apenińskim o niepodległość Północnych Włoch
od lat walczy Liga Północy. W 1996 roku ogłosiła nawet
powstanie Federalnej Republiki Padanii. Podział Włoch na bogatą
Północ i ubogie Południe jest potęgowany przez kryzys
gospodarczy. Bogaty Mediolan nie chce płacić na ubogą Sycylię.
Liga Północy przez jakiś czas wchodziła w skład Popolo della
Liberta, rządzącej partii Silvia Berlusconiego. Po jego odejściu
zdecydowała się zakończyć współpracę i powrócić do haseł
separatystycznych i jako jedyna partia głosowała przeciwko
rządowi Mario Montiego. Jednakże współpraca z Berlusconim i
kolejne afery nadszarpnęły jej reputacje i oddaliły Włochy od
groźby podziału kraju.
Podział wewnątrz
Belgii na Walonię i Flandrię jest znany od dawna. Kryzys jeszcze
nie dotarł w pełni do Belgii, ale jeśli i ten kraj wpadnie w
poważne kłopoty finansowe całkiem prawdopodobny wydaje się
powrót pomysłów o podziale Belgii. Flandria płaci corocznie na
rzecz Walonii blisko 6 mld euro. Może to stać się zarzewiem
konfliktu między regionami.
Walka z kryzysem przeradza
się w walkę państw członkowskim Unii Europejskiej o stabilność
wewnątrz krajów. Kryzys pobudza separatyzmy, które często są
nieodpowiedzialnymi marzeniami ściętej głowy, bowiem secesja od
swoich państw mogłaby przenieść regionom kolejne trudności i
znacznie poważniejsze problemy finansowe niż te, z którymi się
zmagają. Jedyną dopuszczalną drogą dla tych regionów wydaje
się redefiniowanie wzajemnych relacji z państwami i poszerzanie
swoich autonomii, ale zachowanie korzystniejszej dla nich jedności
narodowej.
|
|
|