Jerzy Eisler
MARZEC 1968
Marzec 1968 r. to jedna z ważniejszych dat w powojennych dziejach Polski.
W naszym kraju miały wówczas miejsce tak złożone i skomplikowane procesy społeczne,
że lepiej jest posługiwać się określeniem „Marce `68” (w liczbie mnogiej, a nie pojedynczej), gdyż w sumie pod pojęciem tym kryło się kilka różnych, niekoniecznie ze sobą powiązanych, a niekiedy wręcz wykluczających się i przeciwstawnych nurtów. W praktyce wspólne im były tylko dwa czynniki: czas (wiosna 1968 r.) i miejsce wydarzeń (Polska). Co więcej,
w zależności od tego, kto i w jakim celu spoglądał później na Marzec, brał pod uwagę przede wszystkim te wątki, które w największym stopniu dotyczyły jego samego i środowiska,
w którym się wtedy się obracał.
Zrozumiałe jest więc, że osoby, które po Marcu wyemigrowały z Polski, jak i ich bliscy, którzy pozostali w kraju, najczęściej wspominają haniebną „kampanię antysyjonistyczną” - jak nieudolnie kamuflowano wówczas antysemityzm. W 1968 r.,
za sprawą rządzących wówczas Polską komunistów, antysemityzm trafił na pierwsze strony gazet oraz do głównych wydań serwisów informacyjnych radia i telewizji. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych od początku lat sześćdziesiątych systematycznie narastało specyficzne zainteresowanie społecznością żydowską, chociaż w połowie dekady mieszkało w Polsce nie więcej niż 30 tys. Żydów oraz Polaków pochodzenia żydowskiego. W konsekwencji antysemickiej czystki, która objęła aparat partyjny, a także administrację państwową, media, wojsko, świat nauki, kultury oraz sztuki, a wcześniej przeprowadzona została w szeroko rozumianym aparacie bezpieczeństwa, wiele osób na eksponowanych stanowiskach usunięto z partii i z pracy.
W następstwie tych wydarzeń w latach 1968-1972 z Polski wyemigrowało ponad
15 tys. osób. Była to już trzecia - najmniej liczna, ale chyba najgłośniejsza - fala emigracji żydowskiej z powojennej Polski. O znaczeniu tego wydarzenia stanowi przede wszystkim fakt, iż wśród 9570 osób dorosłych ubiegających się o wyjazd, wyższym wykształceniem legitymowało się 1823, a dalsze 944 studiowało. Ogromne straty poniosła wtedy polska kultura i nauka - była to wszak emigracja o obliczu wyraźnie inteligenckim.
Partyjni działacze, organizując w 1968 r. antysemicką kampanię, zapewne nie zastanawiali się nad tym, jak - w 25 lat po zagładzie dokonanej przez niemieckich nazistów na ziemiach polskich - tego typu akcja zostanie odebrana przez międzynarodową opinię publiczną. A reakcja na Zachodzie była jednoznacznie negatywna, na co wskazuje fala protestów, która miała wówczas miejsce.
Z kolei dla ludzi, którzy w 1968 r. studiowali, zwykle nawet po latach najważniejszy pozostaje studencki nurt Marca. W pamięć tych osób przeważnie najmocniej zapadły wiece, strajki i manifestacje studenckie. Kontestujący w Polsce studenci występowali wówczas pod hasłami wolnościowymi, odwołując się do lewicowej frazeologii. Walczyli przede wszystkim o demokratyzację i liberalizację systemu politycznego, a także o prawo do życia w prawdzie. Marcowe wydarzenia przyczyniły się do uformowania ruchu społecznego, który można umownie nazwać „pokoleniem'68”. Wielu ludzi z tej formacji w drugiej połowie lat siedemdziesiątych działało w antykomunistycznej opozycji, a po fali strajków w lecie 1980 r. znalazło się wśród działaczy i doradców „Solidarności”. Natomiast po zmianie ustroju
w Polsce duża część tych osób pełniła odpowiedzialne funkcje publiczne, będąc posłami, senatorami, ministrami itd. Często uznają oni Marzec za swoje najważniejsze doświadczenie życiowe, a prawdę za najważniejszą w wyznawanym systemie wartości.
Dla wielu ludzi ze świata kultury, nauki i sztuki Marzec nawet po latach jawi się głównie jako antyinteligencki pogrom, kiedy to w środkach masowego przekazu z niezwykłą brutalnością atakowano wymienianych z nazwiska pisarzy oraz naukowców, nierzadko
o ogromnych dokonaniach i zasługach. Gdy dziś przegląda się ówczesną prasę, zdumiewa, jak dużo uwagi poświęcano wtedy niepokornym. Wspólną cechą wszystkich publikacji było to, że w ślad za partyjnymi działaczami kwestionowały one nie tylko moralność i ideową słuszność atakowanych intelektualistów, lecz także ich zawodowe kwalifikacje. Jednocześnie w życiu umysłowym kraju na znaczeniu zyskiwali ludzie nowi, którzy bardzo często szybkie awanse zawdzięczali nie zdolnościom i pracowitości, lecz politycznej dyspozycyjności.
Na uczelniach w miejsce usuwanych z nich wybitnych naukowców awansowano
tzw. marcowych docentów, którzy brak habilitacji i wystarczającego dorobku naukowego nadrabiali serwilizmem i politycznym konformizmem. Ci ludzie przez następne lata niejednokrotnie kierowali życiem intelektualnym w Polsce. W skali kraju na ogólną liczbę niemal 4,5 tys. samodzielnych pracowników naukowych dokonano 575 tego typu awansów.
Wspomnianym nurtom Marca towarzyszyła walka kierownictwa partyjnego
z „rewizjonistami”, czyli intelektualistami opowiadającymi się konsekwentnie za liberalizacją i demokratyzacją systemu. Prowadzono także działania likwidujące ostatnie zdobycze
z 1956 r. na polu kultury, nauki i sztuki oraz tajne rozgrywki frakcyjne w zarządzie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Polska była wówczas areną zakulisowej walki politycznej prowadzonej przez „partyzantów”, którym patronował minister spraw wewnętrznych
gen. Mieczysław Moczar, z grupą Władysława Gomułki oraz z koterią śląską, upatrującą przyszłego szefa partii w osobie Edwarda Gierka - I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach.
W połowie lat sześćdziesiątych w dorosłe życie zaczęło wkraczać pokolenie powojennego wyżu demograficznego - ludzie wychowani oraz wykształceni już w Polsce rządzonej przez komunistów. Naiwność i swoisty brak politycznej wyobraźni młodych ludzi postanowili w cyniczny sposób wykorzystać do realizacji własnych celów skupieni wokół gen. Moczara „partyzanci”. Nazwa ugrupowania wynika z faktu, że wielu z nich - podobnie jak ich przywódca - w czasie II wojny światowej walczyło w szeregach komunistycznej partyzantki. W 1968 r. „partyzanci” zręcznie manipulowali sprawą inscenizacji „Dziadów” Adama Mickiewicza w warszawskim Teatrze Narodowym, skutkiem czego zdjęto ze sceny ten spektakl jako antyrosyjski, a nawet antyradziecki.
Wieczorem 30 stycznia 1968 r. odbyło się ostatnie przedstawienie, po którym grupa studentów - chcąc zaprotestować przeciwko decyzji władz - zorganizowała uliczną manifestację. Przed teatrem uformował się pochód szacowany na dwieście do trzystu osób. Pochód skierował się w stronę pobliskiego pomnika Mickiewicza, gdzie złożono kwiaty
w barwach narodowych oraz przyniesiony transparent. Praktycznie już po zakończeniu demonstracji interweniowała milicja, która przy użyciu pałek rozproszyła zgromadzenie. Zatrzymano wówczas 35 osób.
Po kilku tygodniach z naruszeniem obowiązujących wówczas w tym zakresie przepisów usunięto z Uniwersytetu Warszawskiego dwóch studentów: Adama Michnika
i Henryka Szlajfera. Wśród mniej lub bardziej racjonalnych zarzutów, jakie im stawiano, był
i taki, że nazajutrz po ostatnim spektaklu „Dziadów” poinformowali zagranicznego korespondenta o przebiegu ulicznej manifestacji i działaniach milicji.
Koledzy relegowanych studentów solidarnie wystąpili w ich obronie organizując
8 marca na dziedzińcu uczelni wiec, w którego trakcie potępili decyzję władz o zdjęciu „Dziadów” ze sceny Teatru Narodowego. Wyrazili również poparcie dla rezolucji uchwalonej w czasie Nadzwyczajnego Walnego Zebrania Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich. W dokumencie tym potępiono zakaz wystawiania „Dziadów” i krytykowano politykę kulturalną władz. Kiedy wiec dobiegał końca, zebrani zostali brutalnie zaatakowani pałkami przez przybyły tzw. aktyw robotniczy oraz oddziały Milicji Obywatelskiej.
Konflikt, który zapewne można było jeszcze zażegnać środkami politycznymi, nabrał dramatycznego - choć na szczęście nie krwawego - wymiaru. Przez trzy tygodnie trwały solidarnościowe wystąpienia studentów w szkołach wyższych niemal w całej Polsce.
Do protestów, a zwłaszcza ulicznych demonstracji, przyłączała się także młodzież szkolna (głównie licealiści) oraz wielu młodych robotników. Starcia uliczne między młodzieżą
a siłami porządkowymi miały miejsce w kilkunastu miastach na terenie całego kraju. Studencka rewolta, w którą zaangażowało się łącznie kilkadziesiąt tysięcy osób, z czego - jak oficjalnie poinformowano - 2730 zostało zatrzymanych przez milicję, w praktyce objęła wszystkie cywilne uczelnie w Polsce.
W wyniku „wydarzeń marcowych” pozycja Gomułki przejściowo uległa osłabieniu, ale mimo wszystko zdołał się on utrzymać u władzy. Niewątpliwie I sekretarzowi KC PZPR pomogły wydarzenia na arenie międzynarodowej, a zwłaszcza - paradoksalnie - „praska wiosna”. Gomułka od początku z rezerwą i niechęcią odnosił się do tego reformatorskiego eksperymentu, którego celem była demokratyzacja oraz liberalizacja systemu,
a w konsekwencji stworzenie „socjalizmu z ludzką twarzą”. I sekretarz uważał, że ta „rewizjonistyczna zaraza” zagraża Polsce i obawiał się, że Zachód - wykorzystując niestabilną sytuację polityczną w Czechosłowacji - mógłby próbować „wyłuskać ją
z socjalistycznej wspólnoty”.
Obok przywódcy Niemieckiej Republiki Demokratycznej, Waltera Ulbrichta, Gomułka był więc tym komunistycznym przywódcą, który najaktywniej i najusilniej przekonywał Leonida Breżniewa o potrzebie postawienia tamy „kontrrewolucji”. Ostatecznie 20 sierpnia późnym wieczorem rozpoczęła się zbrojna interwencja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. W akcji tej, wraz z oddziałami innych republik ludowych, uczestniczyło blisko 25 tys. polskich żołnierzy. Od końca II wojny światowej wojska polskie nigdy i nigdzie nie były zaangażowane na tak wielką skalę. Porównywalnych sił użyto
w późniejszych latach do tłumienia robotniczego buntu na Wybrzeżu (grudzień 1970 r.), największe zaś - zaangażowano w czasie stanu wojennego.