Zygmunt Bauman - „Globalizacja”
„Globalizacja jest na ustach wszystkich. Słowo na czasie, które szybko zamienia się w slogan, w magiczną formułę, w hasło otwierające bramy wszystkich tajemnic teraźniejszości i przyszłości.” Jest to jedno z najczęściej używanych pojęć do opisu naszej rzeczywistości. Wyjaśniane na wiele sposobów powoli traci swą moc wyjaśniania czegokolwiek. A jednak Zygmunt Bauman podejmuje próbę udowodnienia, że globalizacja jest zjawiskiem szerszym niż się wydaje. Jego książka nie utrwala schematycznego postrzegania procesu globalizacji przez pryzmat „globalnej wioski”. Oczywiście, kiedy mówimy o „globalizacji” nadal myślimy o sieci ludzkich zależności, ogarniających całą planetę, lecz autor książki zwraca również uwagę na takie konsekwencje procesu globalizacji, jak „kurczący się czas i przestrzeń”. Według Zygmunta Baumana zniwelowanie odległości czasowych i przestrzennych dzięki technice nie tyle ujednoliciło ludzką kondycję, ile ją spolaryzowało. Warto również zauważyć, iż skutki tego zjawiska wywierają różny wpływ na poszczególne jednostki, ponieważ ich stosunek do czasu i przestrzeni nie jest taki sam. W związku z tym autor stwierdza, że globalizacja w równym stopniu dzieli i jednoczy. Mobilność staje się najwyżej cenioną wartością, a swoboda poruszania nabiera mocy głównego czynnika, który kształtuje społeczne podziały. W dzisiejszym świecie wszyscy jesteśmy w ruchu, ponieważ w świecie bezustannych zmian bezruch nie jest możliwy. I w zależności od tego jak bardzo jesteśmy mobilni stajemy się albo ludźmi „w pełni globalnymi” i dzięki temu ustalamy reguły albo tkwimy we własnej „lokalności” i podporządkowujemy się wyznaczonym zasadom, co nie stawia nas w przyjemnym położeniu. Zdaniem autora w zglobalizowanym świecie lokalność jest oznaką społecznego upośledzenia i degradacji. Zygmunt Bauman ukazuje globalizację i lokalizację jako dwa odrębne bieguny napędzane lub ograniczane przez tą samą siłę, jaką jest wspomniana już „mobilność”.
Pogłębiająca się polaryzacja prowadzi do „postępującej segregacji przestrzennej, separacji oraz wykluczenia”. W naszych miastach powstają „getta” ludzi „wykluczonych” oraz pilnie strzeżone osiedla elit, wyposażone w znaki surowego zakazu wstępu. Elity wybrały izolację i są gotowe za nią płacić. Reszta społeczeństwa jest odcięta i musi ponosić wysokie koszta psychologiczne, kulturalne i polityczne nowej izolacji. Autor spostrzega, że jeśli ta nowa eksterytorialność elity daje jej poczucie upajającej wolności, to terytorialne przywiązanie reszty odczuwa się coraz bardziej jako uwięzienie, które jest podwójnie upokarzające wobec kłującej w oczy swobody poruszania się elit. Owa niemożność zmiany okolicy wedle swego upodobania oznacza niepełne człowieczeństwo. Przynależność do jednej z grup określa więc różnicę między godnością a upokorzeniem, człowieczeństwem a jego utratą.
Autor zwraca również uwagę na to, iż „wykluczenie” coraz częściej przybiera postać pozbawienia wolności. Zastanawia się nad rosnącym odsetkiem obywateli
przebywających w więzieniach. Zwraca uwagę na współcześnie obserwowaną skłonność do uznawania za przestępstwo wszystkiego, co odbiega od wyidealizowanej normy. Tendencję taką obserwujemy szczególnie w odniesieniu do „najbardziej rozwiniętego wierzchołka świata”. Porównuje przy tym współczesne więzienie, którego celem jest całkowite zautomatyzowanie i zredukowanie kontaktu z więźniem do minimum (więźniowie są izolowani, nikogo nie widzą i sami nie są widziani) z niegdysiejszą koncepcją Panopticonu - projektem „stale nadzorowanego domu pracy” dla więźniów, mającego pełnić rolę resocjalizacyjną. Domy odosobnienia wznoszone w duchu panoptyzmu były przede wszystkim fabrykami o surowej dyscyplinie pracy. W Panopticonie najważniejszym celem stałego nadzoru było sprawdzanie czy pensjonariusz wykonuje określone rzeczy, czy przestrzega wymaganego porządku działania. Z kolei we współczesnych więzieniach nie jest
ważne co odizolowany więzień robi. Znaczenie ma to, że tam jest. Więzienia te są pomyślane jako fabryki, w których produkuje się ludzi oswojonych ze statusem „wykluczonego”, a podstawową techniką stosowaną wobec nich jest unieruchamianie. Autor książki zwraca również uwagę, iż wzrastający brak poczucia bezpieczeństwa i pewności powoduje domaganie się „prawa i porządku”, które nie znajduje innego ukojenia niż zapełnianie kolejno budowanych więzień.
Zygmunt Bauman wskazuje również idealne miasto jako kolejną formę uwięzienia. Opisuje architektoniczne utopie „doskonałej regularności i racjonalności” wraz z próbą wyjaśnienia, z jakich powodów w idealnym mieście ludzie nie mogą być szczęśliwi. Mianowicie problem polegał na tym, że struktura idealnego miasta wykluczała dwuznaczne sytuacje, eliminowała konieczność dokonywania wyborów i ryzyko oraz szansę jakiejkolwiek przygody. Przestrzeń ta została po prostu odarta ze wszystkiego, co naprawdę ludzkie, wszystkiego, co nadaje życiu wartość i wypełnia znaczeniem. Owe przestrzenie doskonale przystosowane były do zamieszkania przez „homunkulusy, urodzone i wykarmione w probówkach, przez stworzenia ulepione z funkcji administracyjnych i definicji prawniczych”, jednak dla całej reszty przestrzeń ta okazała się po prostu nieludzka.
Kolejnym wątkiem „Globalizacji” jest los państw narodowych, ich perspektywy na przyszłość. Autor zastanawia się nad wciąż malejącym zakresem możliwości państwa, które nie posiada już zbyt wielu instrumentów działania w kontaktach z globalnymi siłami ekonomicznymi. W warunkach globalnej gospodarki, finansów, obiegu informacji władza polityczna ma coraz węższe perspektywy w zakresie samostanowienia i autonomii rządów poszczególnych wspólnot narodowych. Sedno sprawy leży w tym, że jak się zdaje „nikt dzisiaj nie jest pod kontrolą”. Obecne wspólnoty lokalne nie czują się uprawnione do zabierania głosu w imieniu całej ludzkości, jak również nie mają one takiej mocy, by były słuchane przez ludzkość. Nie ma też jednego jasnego celu, na który nakierowane byłyby zgodnie działania całego świata.
Mówiąc o globalizacji trudno nie wspomnieć o „konsumpcji”. Autor również nie pomija tego problemu. Baumanowscy konsumenci to przede wszystkim „zbieracze wrażeń”, dla których stan permanentnego pożądania jest po stokroć atrakcyjniejszy od zaspokojenia. Nie ma nic bardziej przykrego od spełnienia. Odnosi się to nie tylko do konsumenta, ale przede wszystkim do sprzedawców najróżniejszych dóbr konsumpcyjnych. Żeby możliwości konsumpcyjne konsumentów wzrastały, nie wolno pozwolić im na odpoczynek. Trzeba, jak twierdzi autor, utrzymywać ich w permanentnym „pogotowiu, czujnych, stale wystawionych na nowe pokusy, i
pielęgnować w nich bez przerwy stan nigdy niesłabnącego podniecenia”. Warto również przypomnieć, że ponowoczesne społeczeństwo konsumpcyjne jest, podobnie jak wszystkie znane społeczeństwa, zhierarchizowane. W społeczeństwie konsumentów ludzi dzieli się na usytuowanych „wyżej”, którzy zostają określeni przez autora mianem „turystów” i „niżej” usytuowanych - oni nazywani zostali „włóczęgami”. Jest to podział według wspomnianego już stopnia mobilności, czyli swobody wyboru miejsca, w którym się znajdują. Różnice polegają na tym, że ci stojący „wyżej” mogą pozostawić gdzieś tych stojących „niżej”, ale nigdy nie odwrotnie. Jedni mogą pozwolić sobie na opuszczenie brudnych miejsc, gdzie pozostaną ci, których nie stać na przeprowadzkę. Jednak nie ma turystów bez włóczęgów. Turyści nie mogliby korzystać z wolności, jeśli nie przywiąże się włóczęgi do miejsca. Włóczęga to alter ego turysty. Jedyna rzecz jakiej pragnie włóczęga to móc być turystą. W świecie, który nie zna spoczynku, być turystą oznacza jedyny możliwy do przyjęcia i ludzki sposób bycia w ciągłym ruchu. Różnice te są kulturowymi konsekwencjami przekształceń, jakie pociąga za sobą globalizacja. Zygmunt Bauman stawia tezę, iż na skalę ogólnoludzką zaowocowały one rozdzieleniem i polaryzacją doświadczenia, skutkiem czego pojawiają się dwie diametralnie różne interpretacje tego samego zjawiska kulturowego. „Być w ruchu” ma zupełnie inny, przeciwstawny sens dla tych, którzy znajdują się na szczycie i na dole nowej hierarchii, podczas gdy przeważająca większość, jaką jest „nowa klasa średnia”, bierze na swoje barki cały ciężar pomiędzy ekstremami opozycji i w rezultacie cierpi na ostry stan egzystencjalnej niepewności, padając ofiarą niepokojów i lęków. Potrzeba zminimalizowania tych lęków i obaw oraz osłabienia zawartego w nich potencjału niezadowolenia stanowi czynnik wzmagający polaryzację dwóch znaczeń zjawiska „mobilności”. I w ten sposób koło się zamyka. Mamy dwa światy, dwa sposoby odbierania świata, dwie strategie.
Autor prezentuje nam tutaj niezwykły paradoks: z jednej strony ukazuje wiek kurczenia się czasu i przestrzeni, niczym nie skrępowanego przepływu informacji oraz błyskawicznej komunikacji, a z drugiej strony stulecie, w którym niemal kompletnie załamało się porozumienie między wykształconymi elitami a populus. Pierwsi nie mają tym drugim nic do powiedzenia, a zapewne nic, co zabrzmiałoby dla nich znajomym echem własnych doświadczeń i widoków na przyszłość. Z kolei ci drudzy nie mają nic do zaproponowania.
Zygmunt Bauman w swoim eseju nie ocenia procesu globalizacji. Nie formułuje również spójnej prognozy przyszłych skutków tendencji, które dziś obserwujemy. Raczej proponuje zastanowienie się nad tym, jak zapanować nad żywiołem, jak wydobyć z procesu globalizacji korzyści, jak uniknąć kosztów, które w chwili obecnej są olbrzymie - wystarczy wymienić polaryzację społeczeństwa, nową biedę, rozpad tradycyjnych więzi społecznych, malejącą rolę państw narodowych, itd. Myślę, iż przedstawiona pozycja może być również sprawdzianem poziomu naszej wrażliwości społecznej, jak również inspiracją do zadawania sobie pytań na temat konstrukcji naszego sposobu życia.
5