Wesoły autobus.
Piętnuję po stokroć kierowcę i pasażerów autobusu linii 171, który wiózł mnie dzisiaj do pracy. A może wazelina za podróż pełną rozrywek? No, ale dokładnie to było tak:
Kierowca uznawał tylko dwa położenia pedałów gazu i hamulca - on/off, co skutkowało licznymi meksykańskimi falami w wykonaniu pasażerów. Po jednym z nagłych zatrzymań jedna z pasażerek zgodnie z prawem bezwładności wylądowała na starszej pani. Pani wydała głośny jęk, po czym zaczęła opieprzać dziewczynę - "rękę mam chorą, a ty gówniaro starszego człowieka nie szanujesz, co to za naród dzisiaj" i tak dalej. Dziewczyna przeprosiła grzecznie, ale to niewiele pomogło. Starsza pani dalej użalała się nad swoim losem. W końcu pasażer-sąsiad stwierdził, że mogła by już przestać, bo nudne to się zaczyna robić. Starszej pani najwyraźniej był potrzebny tylko pretekst, żeby wszcząć solidną awanturę, ocierającą się o granice dobrego smaku - ani chybi brała lekcje słownictwa u przekupek.
W międzyczasie do autobusu wsiadła parka - Rysio ze swoją barbie. Rysiowi szkoda było ostatniego papierosa, bo czule tuląc go w ustach wepchał się w tłumek pasażerów. Okadzony tłumek natychmiast zawrzał słusznym gniewem, Rysio coś odpysknął, podniósł się rumor. Pierwszy raz widziałem komando staruszków z żądzą mordu w oczach okładające laskami drecha. Na przystanku komando korzystając z przewagi masy wypchnęło Rysia z autobusu - słowo daję, scena jak z oblężenia Kamieńca. Niewierny szturmuje bramę do zamku, a obrońcy spychają go laskami do fosy.
Dobra nasza, Rysio zrobił logout, autobus jedzie dalej. Staruszkowie ochłonęli, pogratulowali sobie, prawie jakieś medale chcieli sobie wręczać , ale... kolejny kłopot. Jeden z nich z tego całego zamieszania zapomniał wysiąść! Dawaj w te pędy do kierowcy, żeby otworzył drzwi na czerwonym świetle. Kierowca zaprotestował, bo on może tylko na przystanku, po groźbą utraty prawa jazdy. No, ale do jego rozmówcy logiczne argumenty najwyraźniej nie docierały. Jazgot, darcie szat, próba stłuczenia szyby, powoływanie się na bitwę pod Lenino i tak kilka minut w ten deseń. Do tego całego bajzlu dołączyła się jakaś obrończyni uciśnionych i zaczęła najeżdżać na kierowcę. Kierowca zaproponował, żeby wysiedli, bo właśnie jest przystanek. "Nie, ja panu pokażę, pan mi nie będzie mówił, co mam robić, co za chamstwo, ja pana wyrzucę z pracy!" itepe. No i bądź tu człowieku mądry, co teraz począć - chciał wysiąść, a nie wysiada...
No, w końcu jedno usiadło, a drugie wyszło. Już myślałem, że to koniec, ale złudne to były nadzieje. Na następnym przystanku kilku uczniaków chciało opuścić środek komunikacji zbiorowej. Niestety, stało to w sprzeczności z zamiarami pewnej pani w wieku pobalzakowskim, która postanowiła jako pierwsza wsiąść do autobusu. Gdy grzecznie poprosili ją, aby przestała pchać się do środka i odsunęła spod drzwi, paniusia lamentując głośno "o boże, autobus odjeżdża a ja muszę wsiąść" przypuściła szturm, rozdeptując jednemu z wysiadających stopy. W końcu jakoś się minęli. Paniusia oczywiście nie omieszkała skomentować po swojemu całego zajścia. Gdy jedne z pasażerów zwrócił jej uwagę, że wysiadający mają pierwszeństwo, paniusia zmierzyła go jadowitym wzrokiem od stóp do głów, rzucając uwagi na temat jego pochodzenia gatunkowego. Powtarzać nie będę, bom wrażliwy i mógłbym się zająknąć ze wstydu.
Nie wiem, co w tych ludzi wstąpiło. Piątek? Pogoda? Gaz bojowy sączący się spod siedzeń? Stan dróg generujący infradźwięki w zawieszeniu? W każdym razie wysiadłem z autobusu zajeżony, wściekły na wszystkich dookoła i pałający żądzą zagryzienia pierwszego lepszego, który się nawinie. Niestety nie spotkałem żadnej ofiary po drodze, więc siedzę teraz przed monitorem i wyżywam się nad klawiaturą. A masz! A masz! I pięścią w spację! A wszystko przez ten wesoły autobus...