Odcinek 18
Andrei tam nie było, przynajmniej duchem. Jej ciało nie wytrzymało takiego szoku i uczyniła to, co zrobił przed Carlos Santa Maria - po prostu zemdlała, wypuszczając z ręki słuchawkę. Victor jeszcze przez kilka chwil wzywał ją przez telefon, ale odwołała go pielęgniarka do jednego z poważniej chorych pacjentów. Rozumiał, że kobieta, do której dzwonił, musiała bardzo przejąć się informacją, ale na pewno nie jest sama w domu i ktoś się nią zajmie.
Faktycznie, nie mylił się, za kilka chwil do pomieszczenia wszedł Raul i od razu zobaczył leżącą Andreę. Skoczył ku niej i usiłował ocucić, co mu się dosyć szybko udało. Zauważył jednak, że nadal jest dość blada i nie może wykrztusić ani słowa, tylko cicho płacze. Przytulił ją spontanicznie, próbując uspokoić. Była taka krucha w jego ramionach!
- Co się tu dzieje? - donośny głos Gregoria wdarł się w ciszę. - Dlaczego mój syn tuli służącą?
- Ona zemdlała, tato. Nie wiem, co się stało, musiała dostać jakąś złą wiadomość. Zaniosę ją do jej pokoju, dobrze?
- Dobrze, skoro musisz - Monteverde nie ukrywał, że nie jest zadowolony z nagłej opieki jego syna nad Andreą.
Raul chwycił słaniającą się kobietę i na rękach zaniósł do łóżka. Okrył kocem i zawahał się, czy zostać z nią, czy udać się po coś do picia, ale z opieki wybawił go przerażony Juan:
- Co się stało mojej siostrze?
- Nic wielkiego, zemdlała w salonie, to na pewno nic poważnego. Juanie, przynieś jej coś do picia.
Brata Andrei zmiotło w jednej sekundzie, w drugiej był już ze szklanką wody. Podskoczył do siostry i z czułością przystawił szklankę do ust, pozwalając się napić. Upiła kilka łyków i przestała, toteż Juan odstawił szklankę. Znów zaczęła szlochać.
- Powiedz nam, co się stało - zainteresował się Raul.
Ona jednak nie mogła się odezwać, dopiero ciepły wzrok brata przywrócił ją do świadomości na tyle, że zdołała wyszeptać:
- Carlos...W szpitalu...Ciężko chory...Umiera.
Juan otworzył szeroko oczy, szczerze zaszokowany tą wiadomością. Od razu przypomniał sobie, jak siostra prosiła go, aby ostrzegł jej ukochanego przed jego rodziną i poczuł się trochę winien, że mu się to nie udało.
- Jesteś pewna? Może to jakaś pomyłka...albo głupi żart? - podejrzewał nawet rodzinę Santa Maria, iż Viviana lub Felipe, albo nawet Sonya po prostu zakpili z biednej dziewczyny.
- Jestem...Dzwonił doktor Victor Bolivares ze szpitala Dobrego Serca Chrystusa i powiedział, że mam się pośpieszyć, jeśli chcę jeszcze porozmawiać z Carlosem.
Niepowstrzymany płacz wylewał się z niej nieprzerwanie. Raul zaszokował się jeszcze bardziej, niż Juan, kiedy usłyszał, co następuje:
- Oni go zabili...Jego żona i brat...Oni go zabili, Juanie, oni go zabili!
- Chwileczkę! - młodszy Monteverde w końcu starał się coś zrozumieć. - Bolivares to lekarz Carlosa Santa Marii! Czy to o tego Carlosa chodzi? I to jego rodzina miała go niby zabić?
Brat Andrei pokiwał głową.
- Tak, moja siostra zakochała się w nim bez pamięci i podejrzewa, że jego rodzina życzy sobie jego śmierci ze względu na majątek. Rozumie pan, takie tam dziewczęce rojenia - Juan musiał coś wyjaśnić Raulowi, w końcu on był jego panem, niezależnie od tego, co sądziła Andrea. Jej jednak w tej chwili i tak było obojętne, czy brat zdradził jej tajemnicę, czy nie.
- Zakochała się w Carlosie Santa Maria? We wrogu mojego ojca? Przecież...- ugryzł się w język. Nie będzie teraz rozmawiał o różnicy klas, należy na razie zająć się Andreą. - Juanie, ona jest coraz bardziej blada i nie potrafi się opanować, wezwij lekarza, proszę. Ja z nią zostanę, bądź spokojny.
- Dobrze, zaraz to zrobię - brat Andrei już korzystał z telefonu w kuchni. W międzyczasie Raul próbował uspokoić dziewczynę, ale na próżno.
- Muszę...muszę do niego iść...- usiłowała wstać, ale zaraz zakręciło się jej w głowie i mało nie upadła.
- Nie, nigdzie pani nie pójdzie aż do przyjazdu lekarza - Raul delikatnie powstrzymał ją przed dalszymi próbami podniesienia się z łóżka. - Cokolwiek jest Carlosowi Santa Maria, nie pomoże mu pani w tym stanie. Jestem pewien, że doktor da pani coś ma wzmocnienie i będzie pani mogła iść, gdzie tylko zechce.
Doktor przybył kilka minut później. Raul Monteverde poszedł powiadomić ojca, co się stało i dlaczego wezwał lekarza. Gregorio był conajmniej niezadowolony, że jego syn spędził tyle czasu w pokoju służby, ale przyjął wyjaśnienia Raula.
- Teraz to sprawa jej brata, dowiem się tylko potem, ile będzie musiała mieć przerwy w pracy. Nie wiesz, jaką to wiadomość otrzymała i kto do niej dzwonił? Tego mi jeszcze nie powiedziałeś.
- Niestety, nie, ojcze - Raul nie zamierzał zdradzać tajemnicy Andrei. Zresztą i tak musiał najpierw sam to sobie poukładać.
Przybyły doktor rozwiał jednak nadzieje Andrei:
- Przykro mi, ale muszę dać pani bardzo mocny środek na uspokojenie, inaczej grozi pani naprawdę poważny kłopot z sercem. Jeszcze nie widziałem tak rozdygotanej osoby!
- Nie, nie, proszę mi nic nie dawać, Juan, błagam, przekonaj doktora, ja muszę zobaczyć Carlosa, ja muszę.... - płacz urwał się w sekundzie, lekarz delikatnie przytrzymał jej ramię i nagle wstrzyknął do żył środek uspokajający. Zasnęła za kilka sekund.
- Będzie spała kilka godzin - powiedział lekarz. - Proszę jej pilnować i dbać, by nigdzie nie wychodziła conajmniej do jutra.
- Ale ktoś bardzo jej bliski znajduje się w szpitalu w poważnym stanie, będzie chciała wyjść i...
- Panie Juan! Jeśli chce pan stracić siostrę - odezwał się szorstko lekarz - to niech pan pozwoli jej wyjść. W jej stanie nie może opuścić tego pokoju, inaczej grozi jej naprawdę poważne powikłanie, rozumie pan?
- Dobrze, dopilnuję tego - zgodził się Juan.
Carlos Santa Maria budził się kilka razy, za każdym razem wzrokiem szukając Andrei. Nie było jej w pobliżu, nie było jej przy nim...A tak bardzo jej potrzebował, niezależnie od wszystkiego, co ich dzieliło, tak bardzo chciał teraz usłyszeć jej głos, mówiący jak wtedy, kiedy odwiedził ich Monteverde, a on prawie dostał ataku serca, że wszystko będzie dobrze, że jest przy nim, że czuwa, dotknąć jej ręki...I nagle zrozumiał to, co miał cały czas przed oczami, a czego nie dostrzegał, czego już dowodem było to, że nie chciał widzieć nikogo innego, że nie wzywał nikogo innego, tylko ją, Andreę! Mianowicie dostrzegł w końcu to, co jego serce wiedziało już od dawna - Carlos Santa Maria zakochał się w służącej, w zwykłej dziewczynie z prowincji - w Andrei Orta. Przysiągł sobie, że jeśli z tego wyjdzie, uklęknie przed nią - nie wiedział co prawda, jak to zrobi, ale runie przed nią na kolana - i przeprosi, by potem zapytać, czy mu wybaczy i czy...a, do diabła wszystkie konwenanse! - czy nie zostanie jego żoną! Jeśli tylko przyjdzie, jeśli tylko ją zobaczy, to obiecuje, że postara się, by wyczytała z jego oczu to, co właśnie w sobie odkrył - miłość, jaką ją obdarzył.
Andrea nie przyszła. Nie przyszła przez dobre kilka godzin, a on nie wiedział, dlaczego. Zdawał sobie sprawę z upływu czasu, za oknem robiło się coraz ciemniej, tak samo, jak w jego duszy. Porzuciła go, przecież na pewno Bolivares ją powiadomił, zresztą Victor sam powiedział, że to zrobił, kiedy tu był przed kilkoma minutami, a Carlos po raz setny szeptał pytająco "Andrea?".
Ani Felipe, ani Viviana nie zostali wpuszczeni do środka, Bolivares zadbał o to, by nikt nie burzył spokoju pacjenta, zgodził się na wizytę dopiero, kiedy pod wieczór przyszła Sonya i zaczęła robić awanturę. Miała tak wiele do powiedzenia swojemu ojcu!
Kiedy dziewczyna weszła, Santa Maria przez chwilę miał nadzieję, że to Andrea, ale niemile się rozczarował. Sonya. Córka, której tak naprawdę nigdy nie miał - przyszła go dręczyć, czy pocieszyć? Carlos już sam nie wiedział, komu ma ufać.
Dziewczyna siadła przy łóżku i spojrzała w oczy Santa Marii. Był już coraz częściej przytomny, co prawda lekarz nadal nie miał pojęcia, co wywołało zapaść, ale starania przyniosły skutek o tyle, że chory był przytomny częściej, niż sekundę na godzinę. Jednak jego życie nadal było w wielkim niebezpieczeństwie.
- Witaj, tato - rozpoczęła. - Przyszłam ci powiedzieć, że niedługo zostaniesz dziadkiem. Julio będzie ojcem i mam nadzieję, że zaakceptujesz go jako przyszłego zięcia - nie obchodziło ją, czy Carlos go zaakceptuje, czy nie, ale tak przyjemnie było widzieć przerażoną twarz ojca, kiedy ten zdał sobie sprawę, że jego siedemnastoletnia córka właśnie mu obwieszcza, że jest w ciąży! - Na razie tylko ty o tym wiesz, więc mam nadzieję, że nie wygadasz się przed mamą. O, przepraszam, przecież ty prawie nic nie mówisz! - dodała z kpiną i uśmiechem w sercu. Boże, co oferma - nie dosyć, że nie umie chodzić, to jeszcze leży w łóżku jak jakiś flak i prawie kona na jej oczach! Matka sprawiła jej cudowną niespodziankę, Sonya nie sądziła, że wujek z Vivianą potrafią zadziałać tak szybko i doprowadzić jej ojca do takiego stan już za kilka godzin. Ojca! Jakiego ojca, jej prawdziwym ojcem jest Gregorio Monteverde i to do niego się przeprowadzi po śmierci tego...śmiecia!
Po swoim obwieszczeniu po prostu wyszła, zostawiając Carlosa samego. Samego bardziej, niż kiedykolwiek, bo z sercem wypełnionym miłością do kogoś, kogo nie było obok niego, kiedy tak bardzo tego potrzebował.
Zarówno Viviana, jak i Felipe doszli do wniosku, że nie ma sensu czuwać tu razem całą noc, obojgu chciało się już spać i nie zamierzali spędzić nocy w szpitalu. Viviana ziewnęła po cichu i podniosła się, by napić się kawy. Zamierzała pojechać do domu i wrócić, jak się wyśpi, najwyżej wróci tutaj później i powie Carlosowi, że lekarz jej wcześniej nie wpuszczał, zresztą zgodnie z prawdą.
Zatrzymała się jednak w pół kroku. Przed nią stała trzęsąca się wewnętrznie kobieta, na zewnątrz widać było tylko łzy oraz fakt, że musiał podtrzymywać ją brat, Juan, ale stała. Viviana miała przed oczami nie kogo innego, a Andreę Orta. Dziewczyna skłamała Gregorio Monteverde razem z bratem, że ich kuzyn jest w szpitalu. Raul przychylił się do ich prośby i przekonał ojca, toteż Gregorio zgodził się, by Andrea i Juan pojechali do szpitala. Starszy Monteverde nie wiedział jednak, kogo naprawdę odwiedzali. Brat Andrei był niezadowolony, wiedział, że ryzykuje pracą, ale gdy Andrea w końcu się obudziła i popatrzyła na niego tak błagalnie, nie miał prawa się jej oprzeć. A kiedy powiedziała, że nic ją nie obchodzi własne zdrowie, że może umrzeć, byleby tylko zobaczyć Carlosa żywego, musiał jej ulec.
- Jak się czuje Carlos Santa Maria? - zapytała cicho Orta.
- A co to ciebie obchodzi? - wrzasnęła na nią zirytowana brakiem snu i niedoczekaniem się śmierci męża Viviana. - Po co tu przyjechałaś, chyba twój brat nie mówił prawdy, kiedy twierdził, że zakochałaś się w moim mężu?
Felipe wstał i z zaciekawieniem przypatrywał się całej scenie. Ale zdumiał się bardzo, kiedy usłyszał głos brata Andrei:
- Z całym szacunkiem, ale moja siostra nie zasłużyła na takie traktowanie. Owszem, ona już dawno nie kocha Carlosa Santa Maria, ale przez pewien czas się nim opiekowała i ma prawo dowiedzieć się, jak on się czuje!
- Nie ma prawa! - podszedł Felipe. - Mój brat nie chce jej widzieć i my zresztą też nie. To przez nią to całe zamieszanie z basenem, a teraz jeszcze choroba biednego Carlosa.
- Przez nią? A może przez państwa, którzy bardzo chcieliście odsunąć go całkiem od życia? - Juan dobrze się bawił, miał w sobie gniew i złość na ludzi, z którymi przyszło jego Andrei mieszkać przez pewien czas.
Ich kłótnię przerwało przybycie Victora Bolivaresa. Miał jakaś smutną, poważną i uroczystą minę.
- Czy to pani jest Andrea Orta? - zapytał, patrząc na nią.
- Tak, to ja. Czy coś się stało Carlosowi? - w obecnej chwili nie baczyła nawet, że nazwała go po imieniu.
- Proszę wejść do sali, pani Orta. Nie, to nie panią wzywał Carlos Santa Maria - powstrzymał wściekłą Vivianę. Objął ramieniem płaczącą Andreę i powiedział:
- Pytał o panią od kilku godzin. Można rzec, że zdążyła pani w ostatniej chwili. Jeśli macie sobie cokolwiek ważnego do powiedzenia, to...To proszę zrobić to szybko, pani Orta. Carlos Santa Maria umiera.
Koniec odcinka 18