OLA MA KOTA
Odcinek 18.
– Mamo, ale tu się nic nie dzieje! – powiedział Szymon. Od kwadransa wpatrywał się w okno z takim
napięciem, jakby czekał na przyjazd zapowiadanej atrakcji sezonu.
– A co ma się dziać? – spytałam.
– Dokładnie nie wiem... coś powinno się dziać!
„Widok z mojego okna” – chyba każdy kiedyś pisał takie wypracowanie. Spojrzałam przez okno,
wyostrzyłam wzrok jak polujący jastrząb i skupiłam całą swoją uwagę na widoku za oknem. Sąsiad
wyszedł na poranny spacer z pieskiem. Na niewielkim trawniku szalał seter, węszył i tropił ślady
swoich koleżków. Sąsiad patrzył na psa rozdrażniony. Prawie słyszałam, jak mówi: „No już! Rób swoje
i wracamy”. Ulicę dalej przejeżdżający autobus ochlapał dwójkę przechodniów. Wiał dość silny wiatr
i znów zapowiadało się na deszcz.
OLA MA KOTA
ODCINEK 18.
OLA MA KOTA
Odcinek 18.
– Napiszę, że z mojego okna przede wszystkim widzę drugi blok, taki sam jak nasz, i widzę kawałek
trawnika, a poza tym nic a nic się nie dzieje i kropka – stwierdził Szymon.
– Jak to i kropka? – od razu zareagowałam – Pani uzna, że nie umiesz patrzeć i dostaniesz jedynkę.
– Ale kiedy ja naprawdę nie wiem, co tu można opisać.
– Jak to nie wiesz? Napisz, że mieszkasz koło parku, a w parku zawsze coś się dzieje.
– Ale z mojego okna nie widzę parku, musiałbym siedzieć prawie przy ścianie i do tego krzywo...
z nosem przy szybie.
– To siedź przy ścianie! – zdecydowałam ostro.
Szymon patrzył na mnie zdziwiony. Nic nie rozumiał. Zawsze go strofowałam, żeby się nie garbił,
że kręgosłup... że prawidłowa postawa... że światło z lewej strony... Teraz nie wiedział, czy żartuję,
czy mówię poważnie. Postanowił mnie sprawdzić. Usiadł przy oknie i ostentacyjnie się zgarbił. Nie
zareagowałam, stałam dalej jak zahipnotyzowana, wpatrywałam się w widok za oknem, który mnie
przygnębił.
– Szymon ma rację – pomyślałam – Rzeczywiście nic się nie dzieje!
Nagle na parapet jak bomba spadł Gustaw. Przyprawił mnie co prawda o lekki atak serca,
ale i rozbawił. Zauważył pewnie, że gapimy się bez niego przez okno i natychmiast postanowił sprawdzić,
co się dzieje. Niestety, nasz kot też nie zauważył za oknem nic ciekawego, więc ziewnął zrezygnowany
i zwinął się w kłębek na zeszycie Szymona.
Niewinne zdanie mojego syna: „Ale tu się nic nie dzieje!”, wycelowało we mnie swój palec. Bo kiedy
się nad tym mocniej zastanowić, to nie jest zwykłe zdanie, to jest oskarżenie.
– Aleksandro! – zawołało do mnie zdanie – to nie chodzi o widok za oknem, chodzi o twoje życie.
Dlaczego w twoim życiu tak mało się dzieje?
W pierwszej chwili wzruszyłam ramionami, ale zdanie jak małe ziarenko upadło na podatny grunt
w mojej głowie i już po chwili jak w żyznej glebie wypuściło pierwszy korzonek.
Bez entuzjazmu pomaszerowałam do kuchni i zabrałam się do robienia obiadu. Inne kobiety lepiej
sobie wymyśliły swoje życie – myślałam, szatkując młodą kapustę. Na przykład taka Natasza.
Codziennie pij e kawę z jakąś znaną osobą, zadaje jej dwa albo trzy pytania i nazywa to wyczerpującym
wywiadem. Nastawiłam kapustę i zabrałam się do obierania ziemniaków. Po południu Natasza siedzi
dwie, trzy godzinki w redakcji i przegląda stos kolorowych magazynów, żeby mieć rozeznanie,
co pisze konkurencja, a tak naprawdę czyta tylko horoskopy i nowe trendy w kosmetyce. Nastawiłam
ziemniaki i zabrałam się za kotlety. Tłukłam je bez litości, myśląc, jak to wieczorem Natasza biegnie
na przyjęcie z okazji jakiegoś otwarcia albo jubileuszu, zajada koreczki z kawiorem i popij a białym
winem.
OLA MA KOTA
Odcinek 18.
Bryluje sprytnie i niby naturalnie wśród znanych gości, ale kątem oka wciąż sprawdza czujnie, czy jest
na linii strzału jakiegoś znanego paparazzi.
Zanim zrobiłam obiad, uparta myśl „W moim życiu nic się nie dzieje” przypominała średniej wielkości,
ale za to dobrze ukorzenioną pelargonię.
Pycha! Z koperkiem... tak jak lubię – wskazał na zasmażaną, młodą kapustkę Adam i zrobił do mnie
oko.
Normalnie bym się ucieszyła, że ugotowałam obiad, który smakuje mojemu mężowi, ale nie dziś. Dziś
uważałam, że marnuję życie, pichcąc w kuchni mało wyszukane dania, zamiast robić w życiu coś
oszałamiającego.
– Jutro Rysiek z Mariolką zapraszają nas do pubu. Masz czas? – zagadnął Adam, sprawdzając
w garnku, czy może liczyć na dokładkę kapusty.
– Oczywiście, że mam. Ja zawsze mam czas, nie robię przecież niczego szczególnego w moim życiu
– powiedziałam lodowato, a korzenie upartej myśli „Nic się nie dzieje” bezszelestnie zapuszczały się
coraz głębiej i głębiej.
Do pubu „U Ryśka” przyszliśmy nieco spóźnieni.
– No nareszcie – powiedzieli na nasz widok – Pij ecie piwo czy drinki?
– Widzieliście? – nie wytrzymała żona Ryśka.
– Dla Oli czerwone wino, dla mnie piwo – zamówił Adam.
– Co mieliśmy widzieć?
Rysiek pokazał nam zdjęcie samochodu campingowego, który jak nam zeznał, zamierza kupić na
wakacje. Samochód na zdjęciu nie był nowy, ale wyglądał dość porządnie i jak na dwie osoby wydawał
się wygodny, jednak nie przyprawił mnie o szybsze bicie serca. W naszym przypadku wakacje z dwójką
dzieci w domku campingowym na kółkach dość szybko, przynajmniej dla mnie, mogłyby się zamienić
w prawdziwy koszmar.
OLA MA KOTA
Odcinek 18.
– Fajny pomysł. Gdzie jedziecie na wakacje? – Adam zainteresował się uprzejmie.
– Do Grecji na cały miesiąc. Wyobrażacie sobie? – wzdychała żona Ryśka – gorące plaże, słońce, campingi
w fi gowych sadach, poranna kawa z widokiem na morze... studiuję teraz mapy Grecji, ceny promów na
mniejsze wyspy itd. ...ale będzie super!
– Ustalimy tylko z grubsza nasz plan włóczęgi, reszta to będzie przygoda – dodał Rysiek poważnie.
Rysiek i Mariola mieli tajemnicze miny, uśmiechali się do siebie podnieceni wspólnym planem.
– Będzie tak jak za dawnych lat – zdecydował Rysiek.
Oczy Marioli błyszczały, Rysiek rozsiadł się wygodnie i pił piwo, kiwając głową, jakby mówił: „Howgh!
Postanowione”.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mają fajnie.
– Wiecie, co będzie najzabawniejsze? – ciągnęła Mariola, przeglądając przewodniki – Najlepsze będzie to,
że codziennie rano obudzę się i będę miała inny widok z okna.
No i bach! Zatkało mnie! Cholera, czy wszyscy się na mnie uwzięli? Czy tylko u mnie nic się nie dzieje?
Tydzień zleciał mi na analizowaniu faktów, zastanawiałam się, czy nie przesadzam, może tylko mi się wydaje,
że trawa w ogródku sąsiada jest bardziej zielona.
Najpierw zadzwoniłam do Patrycji. Jak się okazało, Patrycja nigdzie nie jedzie na wakacje, bo robi remont
w wynajętym lokalu i rozkręca swój własny interes. Jest tym bardzo podekscytowana, bo wreszcie dostała
kredyt i będzie miała swoje własne „studio fryzur”, zastanawia się, czy nie zrobić małej wnęki na „studio
paznokcia”. Nie miała dla mnie czasu, a na koniec spytała, czy nie wiem, gdzie można najtaniej kupić gips
do glazury.
Potem zadzwoniłam do Majki, tu też nowiny, Majka zerwała ze swoim nowym chłopakiem, bo okazał
się przewidywalny do granic wytrzymałości i Majka tego nie wytrzymała, a Natasza znowu pokłóciła się
z Sebastianem (to akurat nic nowego), ale tym razem wzięła kota Napoleona i wprowadziła się do Majki.
Gotowały właśnie budyń i losowały, która z nich skoczy na dół do sklepiku po biszkopty.
No i co? Okazało się, że jednak nie przesadzam, że wszędzie coś się dzieje, że tylko za moim oknem jest szaro
i nudno. Moje życie miało wyglądać zupełnie inaczej, miałam zostać aktorką, wieść pasjonujące życie pełne
podróży i zaskakujących zwrotów akcji, a ja... z rzeczy najbardziej twórczych i szalonych gotuję kapustę!
O Boże! Nagle poczułam, że się duszę.
Zdanie „W moim życiu nic się nie dzieje” szumiało w mojej głowie jak spore drzewo, taki, powiedzmy, nieduży,
nie stuletni... ale jednak dąb!
Wieczorem zadzwoniła pani Emilka z przedszkola Zuzi.
– Pani Olu, nie wybrałaby się pani z nami w piątek na wycieczkę do zoo? – spytała milutkim głosikiem
– Przepraszam, że pytam tak wprost, ale wiem, że pani nie pracuje, a brakuje nam jeszcze jednego rodzica
chętnego do pomocy.
– No też coś! – pomyślałam – Co z tego, że nie pracuję. To wcale nie znaczy, że mam mnóstwo wolnego
czasu i można mnie wynająć, kiedy się chce, na wycieczkę do zoo czy coś takiego.
OLA MA KOTA
Odcinek 18.
Następnego dnia Szymon pokazał nam wypracowanie, za które dostał jedynkę. Wypracowanie naszego
syna pt. „Widok z mojego okna” dotyczyło w całości sąsiadów mieszkających w bloku naprzeciwko. Szymon
opisał po kolei piętro po piętrze, kto gdzie mieszka, czy ma psy, czy koty, czy i jak długo ogląda telewizję,
woli komputer czy też wieczorami rozmawia przez telefon itd. Najbardziej jednak interesująca była uwaga
nauczycielki pod oceną.
„Szymon, masz duży dar obserwacji i jeśli zostaniesz kiedyś detektywem, niewątpliwie ci się to przyda,
jednak w temacie wypracowania chodziło o opis przyrody za oknem i o uczucia, jakie w tobie ta obserwacja
wywołuje. Pewnie nie uważałeś, a mówiliśmy o tym na lekcji. Następnym razem trzymaj się tematu.
Niedostateczny”.
Trzymałam wypracowanie Szymona i patrzyłam przez okno, byłam pewna, że nauczycielka tę uwagę napisała
do mnie.
– Co mam z tym zrobić? – spytałam bezradnie.
– Napisałem już nowe wypracowanie. Tylko podpisz, że widziałaś tę jedynkę – mruknął Szymon ze spuszczoną
głową.
Nie miałam siły na pedagogiczne przemowy. Bez słowa położyłam zeszyt na parapecie i podpisałam.
Po chwili Gustaw z właściwym tylko dla siebie wyczuciem chwili zameldował się przy oknie. Z wdziękiem
otarł się o mnie i zaczął wpatrywać się w świat za oknem swoimi pięknymi, kocimi oczami. Nie był to wcale
znudzony wzrok bywalca, którego nic nie jest w stanie zdziwić, to był wzrok pasjonata.
– Co przegapiłem? – pytał Gustaw, zerkając w moją stronę – Jamnik z czwartego był już na spacerze?
A niech to! A seter? O rany! Widziałaś, że wróciła rodzina yorków, to dlaczego nic nie mówisz? Ale super!
Ich najbardziej lubię – Gustaw spacerował w nerwach po parapecie tam i z powrotem – Te małe yorki są
śmieszne, biegają po trawniku normalnie jak myszy.
Patrzyłam na Gustawa i w lekkiej panice zastanawiałam się, gdzie zapisałam telefon do pani Emilki. Wycieczka
do zoo to nie jest wcale zły pomysł na piątek. Zawsze coś się będzie dziać.