OLA MA KOTA
Odcinek 4.
Jesień!
Uwielbiam jesień. To najpiękniejsza pora roku. Dzisiaj było tak ładnie! Ten zapach parku, lekki wiatr,
nagrzane słońcem żółte liście, kasztany, wrzosy. Mogłabym biegać, śpiewać i tańczyć.
– Zobacz, jak Gustaw bawi się w tych liściach! – śmiała się Zuzia.
Wszyscy buszowaliśmy w złotych, jesiennych liściach, ale Gustaw kompletnie oszalał... Pękaliśmy
ze śmiechu, kiedy nasz kot tak długo bawił się zielonym kasztanem, aż ten skapitulował i rozebrał
się do brązowego podkoszulka. Adam robił nam zdjęcia, a Szymon wciąż podrzucał liście, krzycząc
na całe gardło: „Uwaga na głowy liście spadają, liście spadają!”. Było super! Do domu wróciliśmy
skostniali z zimna.
Mhmm. Jesień. To dziwna pora roku. W dzieciństwie, zwłaszcza w tym szkolnym, był to dla mnie
punkt zwrotny, jakaś granica. Kończyły się letnie szaleństwa, czas dla ciała, i teraz zaczynał się
czas dla ducha. Jesienią w świeżym fartuszku, z nowym piórnikiem i czystymi zeszytami – odkąd
pamiętam – zaczynałam nowe życie.
Obiecywałam sobie, że w tym roku będę pilniejsza, bardziej systematyczna... i że na wszystko znajdę
czas. Co roku jesień wysłuchiwała moich postanowień, chociaż zima i tak wygrywała łyżwami,
sankami i karnawałem.
– Adam... może zapiszemy się razem na jakiś kurs? – spytałam
niby od niechcenia, kiedy sprzątałam ze stołu po kolacji, a Adam
z dzieciakami siedzieli przy komputerze, oglądając nasze dzisiejsze
zdjęcia.
– Jaki kurs?
– Nie wiem... nie chciałbyś się czegoś nowego nauczyć...
na przykład włoskiego?
– Mhmm – odpowiedział bez entuzjazmu.
OLA MA KOTA
ODCINEK 4.
OLA MA KOTA
Odcinek 4.
– Fajnie byłoby pojechać latem do Włoch i rozumieć,
co mówi do nas kelner, a poza tym... powinniśmy coś robić
razem, no wiesz... tylko ty i ja... Dwa wspólne wieczory
w tygodniu, powtarzanie razem słówek... oglądanie
włoskich starych fi lmów... fajnie byłoby, nie?
– Kochanie, a czy nie można oglądać starych włoskich
fi lmów bez nauki włoskiego?
– No to może joga? – ciągnęłam niezrażona. Może to
jeszcze lepszy pomysł... bo możemy ćwiczyć w domu,
nabierzemy kondycji przed wyjazdem na narty... nauczymy
się medytować, oddychać... Jak myślisz? Fajnie?
– Mhmm...
– Mamo, chyba boli mnie gardło – pisnęła Zuzia.
No i baaach!!! Mój optymizm nagle prysnął jak bańka mydlana. Zanurkowałam w domowej apteczce
w poszukiwaniu pastylek na gardło.
Bo jesień tak jak prawdziwa kobieta jest zmienna. A może są dwie jesienie? Jest ta złota – pachnąca
wrzosami i pełna postanowień – i ta druga – chlapiąca kałużami i strasząca czarnymi myślami.
Jesienią trzeba odpowiedzieć sobie samemu na pytanie: Zasypiamy na zimę czy nie?
Bo jeśli żyjemy szybko, zmiennie i kolorowo, to bywa, że jesienią zastanawiamy się: Zwolnić tempo
życia czy nie? Z perspektywy jesieni cały higieniczny optymizm, uśmiechy z reklamy, dieta i jogging
przed śniadaniem nagle tracą sens. Jesienią natura rozbiera się, by stanąć nago przed nami i
bezwstydnie patrzeć nam w oczy.
– No i co? – pyta – a ty jak wyglądasz bez makij ażu, fryzury i ubrań kryjących to i owo?
Pytanie: Zasypiać na zimę czy nie? – to właściwie pytanie: Zmienić coś w swym życiu czy nie, walczyć
czy udawać, że wszystko jest OK?
– Adam...
– Mhmm...
– A może zapiszemy się na tango?
– Ale dlaczego? – Adam miał oczy przestraszonego chomika. – Kochanie to tylko listopad... to nic
strasznego... przechodzi, jak co roku, jeszcze przed świętami – pocieszał mnie, ale zauważyłam,
że zaczął się o mnie martwić.
– Nie chciałbyś nauczyć się czegoś kompletnie nowego – nie ustępowałam – poznać nowych ludzi,
przeczytać dziwne książki, pojechać w nieznane, przekroczyć swoje możliwości. Czytałam, że
jeden facet w ciągu tygodnia nauczył się hipnozy.
– To już lepsze było to tango.
– Nie chciałbyś czegoś zmienić w swoim życiu?
– Nie.
– Nie?
– Nie... Mam tu i teraz wszystko, co potrzebne mi jest do życia i szczęścia. Koniec kropka.
Zawsze zazdrościłam ludziom pewności siebie, ale nie tej graniczącej z głupotą i bezczelnością...
tylko tej dotyczącej miejsca i sposobu życia. Henry D. Thoreau, chcąc jako pisarz zdać szczerą
OLA MA KOTA
Odcinek 4.
relację ze swego życia, zamieszkał samotnie w lesie o milę od najbliższego sąsiada, w domu, który
zbudował sam nad stawem Walden, a byt zapewniał sobie wyłącznie pracą własnych rak.
William Faulkner był farmerem i pisarzem – tak, właśnie w tej kolejności. Nie zmienił swego sposobu
życia nawet wtedy, gdy dostał literacką Nagrodę Nobla. Czas zbiorów był dla niego święty, odmawiał
wówczas udziału nawet w prestiżowych odczytach literackich.
Oni nie bali się jesieni, nie bali się starości, nie bali się, że coś ich omij a, że świat jest ciekawszy
gdzieś indziej. Oni wiedzieli coś bardzo ważnego o swoim miejscu i życiu – coś, czego większość
ludzi w powodzi kolorowych zachwytów i gonitw niestety nie dostrzega.
Niejasne przekonanie, że gdzieś tam jest lepiej, weselej i mądrzej z czasem może przerodzić się w
dziwną pewność, że gdzieś tam byłabym ładniejsza, mądrzejsza i bogatsza. Przekonanie to zostaje
odarte ze złudzeń właśnie jesienią. Stajemy nadzy przed sobą i wiemy już, że większość spraw
zależy od nas, musimy tylko odpowiedzieć sobie na pytanie: Zasypiać na zimę czy nie?
– Ola... zobacz, co dostałem – Adam postawił w kuchni całkiem sporą skrzynkę.
– Śliwki?
– Węgierki. Dostałem to od faceta, który ma sad... zlecił nam przeróbkę swojego domu... mój projekt
bardzo mu się spodobał... i...
– Ale co ja mam teraz z tym...
– Powidła! – podpowiedziały chórem dzieciaki.
Na dworze huczało, padał deszcz, wiał lodowaty wiatr, na drzewach nie został już ani jeden suchy
listek... a ja radziłam sobie z jesienią. Podaję przepis: nastawić muzykę: Nat King Cole, Anna Maria
Jopek, może być też Nora Jones, śliwki umyć i wyłuskać pestki (najlepiej robić to z dziećmi... im
więcej osób dryluje pestki, tym lepiej), wsypać śliwki do dużego garnka, dodać wody (niewiele, tylko
tyle, żeby śliwki nie przywarły) dusić bez cukru, ciągle mieszając. Największe właściwości lecznicze
ma zapach, jaki się wtedy wydziela, ale same powidła mają oczywiście równie skuteczne działanie.
Uwaga! Zamiast powideł można upiec ciasto ze śliwkami... Podobny efekt.
OLA MA KOTA
Odcinek 4.
W całym domu pachniało, pomyślałam, że jesieni chyba nie można brać zbyt serio. Usiadłam na kanapie,
było mi prawie błogo. Gustaw natychmiast wskoczył mi na kolana... Nasz kot spojrzał mi w oczy... on też
chciał mnie pocieszyć.
– Nie przejmuj się tak – zamruczał.
Głaskałam jego mruczące futerko i od razu poczułam się lepiej, pomyślałam, że przecież tę bezwstydnicę
jesień niedługo okryje zima... i znów będzie karnawał.