32. Odmieniona Nessie..?
Do pokoju wtargnęły promyki słońca. Padły na jej porcelanową twarz, a gdy otworzyła oczy…
- Jacob, czy komuś coś się stało? - Spytała patrząc uważnie na mnie.
- Przecież pytałaś mi się już o to… - Zdziwiony zmarszczyłem czoło.
- Nie pamiętam. - Mruknęła przenosząc wzrok na sufit. Zmartwiony zadałem pytanie:
- Nie pamiętasz poprzednich rozmów?
Chwilę milczała, po czym pokręciła przecząco głową i znów zasnęła.
- Cholera. - Powiedziałem sam do siebie. Co to miało być?
- To pewnie przez ten długi sen. - Carlise położył mi dłoń na ramieniu. Renesmee obudziła się już po raz trzeci i ciągle pytała o to samo. Nie wytrzymałem. Poszedłem do kuchni i oparłem się o szafkę.
- Już przestań. - Naprzeciw mnie stanął Emmett.
- Z czym przestać?
- Nessie żyję. Ciesz się. - Odpowiedział poklepując mnie po plecach.
- Hura. - Rzuciłem sarkastycznie. Co z tego, że żyję skoro nadal leży i nie ma z nią żadnego kontaktu?
- Będziemy mieli gościa. - Mruknęła cicho Alice, jednak doskonale ją usłyszeliśmy na pierwszym piętrze.
Po domu kręciło się osiem wampirów, jeden człowiek, trzech wilkołaków (wraz ze mną). Spał jeden pół-wampir. A przed domem stał…
- Ale będzie jadka! - Krzyknął Emmett i ruszył ku wyjściu. Zakląłem cicho i pobiegłem za nim.
Alec… Tylko tego jeszcze brakowało. Czy to miało oznaczać, że reszta Volturi również przyjdzie? Byłem chętny do bitwy, szczególnie, jeśli po przeciwnej stronie znalazłaby się Jane, jednak… Nie tutaj. W domu przecież leżała Renesmee. Nie chciałem wystawiać jej znowu na niebezpieczeństwo. Stanąłem naprzeciw rywala. Najważniejsze było jej dobro. Tylko jej.
Chłopak stał w ciszy i miał zmarszczone czoło, jego oczy patrzyły w okno pomieszczenia, w którym znajdowała się Nessie. Patrzyłem na niego może sekundę lub dwie, gdy zacząłem się trząś.
- Jake uspokój się! - Bella trzepnęła mnie w ramię. Jakby sama nie była wściekła!
- Kundlu nic nie wskórasz, gdy teraz przemienisz się! - Rosalie zmierzyła mnie wzrokiem. Rzeczywiście nic nie wskóram. Och, jak mi brakowało tej chłodnej, blond wampirzycy. Edward zaśmiał się cicho.
- Coś cię bawi? - Spytałem zdenerwowany. Przed nami stał członek Volturi, a on bawił się w najlepsze!
- Spokojnie. Nikt nie przyszedł walczyć. Alec chce zobaczyć się z Nessie. - Oznajmił postępując krok w kierunku wampira. Patrzyłem na niego jak na obłąkanego człowieka. Czy on słyszał sam siebie? Ten krwiopijca przyszedł zobaczyć się z Renesmee. To może jeszcze herbaty mu zrobić?! Albo jeszcze lepiej; zapolować na człowieka i na tacy podać martwe ciało?!
- Edward… - Bella położyła mężowi rękę na ramieniu.
- Zaufaj mi, kochanie. Wszystko się wyjaśni. Nasza córka mu zaufała, jestem po prostu ciekaw, dlaczego. - To rzekł i podszedł do chłopaka w pelerynie. Gratulacje Edwardzie zostałeś idiotą roku! - Jednak nie zareagował na tę myśl. Jego żona zwróciła wzrok w moim kierunku.
- Jake…
- Rób, co chcesz! - Wściekły obróciłem się napięcie. Wedle mnie moją nawet dołączyć do niego. Spojrzałem na Emmetta, którego usta były wygięte w wielki uśmiech.
- Z czego się tak szczerzysz? - Rozdrażniony zawróciłem w stronę domu. Minąłem Jaspera, który stał jak posąg, - chociaż jeden mądry, pomyślałem wchodząc do budynku. Jeśli chcą zaatakować, to ja musze być przy Renesmee. Jednak moją uwagę przykuła inna postać; Na schodach siedział chochlik wpatrzony we własne stopy. Od wypadku Nessie nie mówiła zbyt wiele, a przy byle, jakim pretekstem wychodziła z domu na całe dnie.
- Znowu nic nie widzę. - Odparła uśmiechając się kwaśno.
- Więc.. - Zacząłem cicho, lecz mi przerwała:
- Alec chce związać przyszłość z Nessie. - Wiedziałem, że to powie, jednak mimo wszystko poczułem wzbierającą się we mnie panikę.
- Przemów im do rozsądku! - Poprosiłem dziewczynę wchodząc do drugiego pokoju.
- Ufam Edwardowi. - Rzuciła wymijając mnie i siadając na fotelu. Usłyszałem kroki nad sobą, na górze była Emily, Sam oraz Seth. Cóż, ten dom nie był dobrym schronieniem w tym momencie…
- Każdego można oszukać. - Mruknąłem. Czułem za sobą wampiry… Oni stracili rozum! Wpuścili go do domu! Aleca! Zacisnąłem pięści. Dlaczego Carlise na to pozwolił? A Rose..? Jasper..?
- Alec jest w porządku. - Rzekł Edward wchodzący do pomieszczenia.
Spokojnie Jacob, przecież nie możesz teraz zostawić Nessie. Po prostu nie pozwól by zbliżył do niej te swoje brudne łapy. Ciekawe ile zabił już ludzi? Patrzyłem na niego, ale on był zbyt mocno zajęty Renesmee. Czerwone oczy mierzyły jej sylwetkę.
- Leży tak już piąty dzień. - Poinformowałem go.
- Przyszedłem powiedzieć tylko o Brianie. - Oznajmił jakby nie słysząc mnie.
- Dobra, dzięki. Możesz już wyjść. - Powiedziałem nim zdążył odezwać się po raz drugi.
- Alec czy Aro wie, że tu jesteś? - Spytał Carlise. Oczywiście! To była pułapka! Jakim cudem Alec mógł tu się znaleźć? No niby jakim? Volturi mu pozwoliło? Po tym wszystkim? To nie było możliwe! Edward zaintrygowany spojrzał na mnie.
- Aro wiedział, że spotykam się z Renesmee. - Wydawało mi się, że jej imię wymówił z przesadną czułością. To, że kiedyś się z nią widywał nie znaczy, że teraz mu na to pozwolę!
Jedno mnie zaciekawiło, dlaczego byłem aż tak bardzo spokojny? Rozejrzałem się po twarzach zgromadzonych i zatrzymałem na Jasperze. Warknąłem cicho. Wampiry i ich sztuczki.
- Briana odkryliśmy cztery lata temu, dobrze wiedzieliśmy, jaką będzie miał moc. - Tłumaczył dalej.
- Niech zgadnę umie tak omotać przeciwnika, że czuje np. mocny zapach wampirów. - Spytałem z ironią. Dobrze wiedziałem, jaki ma talent ten nowy. Jego przeciwnik był zmylony zapachem lub dźwiękiem. Kiedy chciałem uratować Nessie zdawało mi się, że wyczuwam przy sobie miliardową liczbę pijawek. Na samo to wspomnienie zrobiło mi się niedobrze.
- Prawie zgadłeś. Akurat… - Zawahał się na moment. - Ma szczególną moc. Wyczuwa czego boi się przeciwnik, potrafi nabrać go i owinąć wokół palca. To skomplikowane... Wilkołakowi podsuwał wrażenie jakby wokół niego było kilka tysięcy wampirów. Chciałeś się bronić, bolała cię głowa, bo wyczuwałeś wampiry. To nie jest wszystko. Mógł zrobić kompletnie, co innego... wampirowi.
Po tym jak obdarzyłem go wzrokiem dopowiedział:
- Pół-wampirowi.
Spojrzał znaczącym wzrokiem na nieprzytomną. Wstałem i ruszyłem ku niemu. Tym razem przesadził! Zauważyłem kątem oka, że Sam poruszył się i zbliżył w naszą stronę, lecz Emily w ostatniej chwili chwyciła jego dłoń. Zazdrościłem mu tego. Oczywiście nie chodziło mi o Emily, tylko o to, że sam chciałbym wieść tak proste, bezproblemowe życie wraz z Renesmee.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Kiedy drogę zatarasowali mi Edward i Emmett poczułem, że wzbiera się we mnie jeszcze większy gniew.
- Nie wiem czy użył na niej swojej sztuczki. Przyszedłem tylko… - W ogóle nie wydawał się być przerażony, był dziwnie nadspokojny.
- Wynoś się stąd! - Rzuciłem gniewnie.
- Dziękujemy Alec za informację. Myślę, że będzie lepiej, jeśli już pójdziesz. - Carlise podszedł do wampira.
- Tak Aro mógłby zacząć się martwić. - Powiedziałem mierząc chłopaka, nie byłem pokonany, raczej oceniałem szanse, jakie mógłbym mieć z nim sam na sam.
- To wszystko twoja wina, pijawo! - Dorzuciłem, gdy zaczął kierować się do wyjścia.
Zatrzymał się.
- Faktycznie moja. Przepraszam.
- Przepraszam?! Przepraszam?! To nie uzdrowi Nessie! - Przechodziły po mnie fale, byłem już gotowy by zmienić się w zmiennokształtnego, a potem spadałem z emocjami w dół. Cholerny Jasper!
- Chciałbym jakoś jej pomóc, ale nie mogę. - Mówił cicho, szybko, lecz wyraźnie.
- Co mnie to obchodzi? Wynoś się stąd! - Powtórzyłem.
Wampir wyszedł bez słowa wraz z doktorem. Jeszcze chwilę próbowałem wyswobodzić się, bez pozytywnego skutku. Cholerni krwiopijcy!
- Kompletny idiotyzm! - Skomentowałem.
- Jake! - Pisnęła Bella i stanęła naprzeciw mnie, wyglądała tak jak wtedy, gdy dowiedziała się, że wpoiłem sobie Renesmee.
- Nessie to moja córka, a nie twoja. To jest dom Esme i Carlise, a nie twój. Alec przyszedł do nas, a nie do ciebie. Jak widzisz nie masz tutaj nic do gadania! - Gdyby jej oczy mogłyby razić prądem już dawno leżałbym martwy. Chwilę gapiłem się na nią kompletnie osłupiały, po czym usiadłem na sofie. Znowu czułem się obco w tym budynku.
- Bello myślę, że Jacob zachowuję się tak tylko, dlatego, że nie widział, co zrobił Alec w lesie podczas owego niesfornego dnia. Był wtedy zajęty ratowaniem naszej córki. - Edward przytulił się do żony od tyłu.
- Proszę bardzo, możesz mnie oświecić. - Zachęciłem go ironicznie zaciekawiony, czego też mógł dokonać Alec.
- Po pierwsze ty parchata kobyło, gdyby nie Alec to Jane zaatakowałaby cię, gdy próbowałeś uciec z Renesmee - Rzuciła Rose, po czym dodała ciszej- Zaatakował własną siostrę.
Jane by mnie zaatakowała? Poprawka - Jane zaatakowałaby Renessme, która wtedy była bezbronna i prawdopodobnie nie żywa. Nadal nikt nie wiedział, jakim cudem to się stało, jej serce nie biło, a potem ożyło. Można powiedzieć, że śmierć `kliniczna'.
Spuściłem głowę. - Była tak blisko śmierci. Nagle Bella przytuliła się do mnie i szepnęła;
- Przepraszam, Jake. Ja też się o nią martwię.
- Jasne, rozumiem. Zobaczysz będzie okej. - Pogłaskałem ją po włosach.
- Czasami zapominam, że jesteśmy po tej samej stronie. - Przyznała zawstydzona spuszczając wzrok, gdyby była człowiekiem pewnie zarumieniłaby się.
- To teraz moja kolej na przeprosiny.
Wampirzyca nadal obejmując mnie przytaknęła.
- Przepraszam. Nawet nie wiesz jak cholernie się o nią martwię. - Przyznałem próbując uśmiechnąć się, choć trochę.
- Sama nie ufałam, Alec'owi. Pamiętam jednak, że to znajomy Renesmee.
Odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej Bella zawsze mnie rozumiała. Co do Aleca miałem ogromne wątpliwości. On zawsze będzie dla mnie w przeciwnej drużynie, jednak w tym momencie przestało mnie to obchodzić. Teraz do szczęścia potrzebowałem tylko…
- Nessie! - Usłyszałem gdzieś za sobą zatroskany głos Esme.
Obróciłem się napięcie i zobaczyłem, że całą rodzina zwróciła się ku dziewczynie. Belli już nie było w moich ramionach, pochylała się nad Renesmee uradowana. Jako ostatni podszedłem do sofy. Dziewczyna nie uśmiechała się tylko rozglądała, a gdy wreszcie natrafiła na moją twarz uśmiechnęła się i szepnęła;
- Jake!
Odwzajemniłem uśmiech. A więc w końcu wszystko miało wrócić na swoje miejsce. A Renesmee…. Żyła, - co było dla mnie najważniejsze.
Nagle jej twarz stała się poważna, jakby właśnie odkryła coś szokującego. Oblizała swoje usta, a jej oczy nabrały intensywniejszego koloru. Twarz wygięła się w grymasie. Na samym początku myślałem, że coś ją boli. Chwilę jeszcze leżała nieruchomo, aż w końcu wbiła wzrok w Emily, która stała parę kroków od niej.
- Sam zabierz Emily! - Rzucił Edward. Nim cokolwiek zdążyłem pomyśleć, ba nim doszło do mnie, co jest grane mignęła mi tylko miedziana czupryna loków przed oczyma. Usłyszałem gdzieś dziki charkot, ale jakiś dziwny.. Spragniony… Z opróżnieniem zdałem sobie sprawę, że należał do Nessie… Pierwszy raz usłyszałem coś takiego... A na dodatek z jej ust! Wyglądała jak drapieżnik spragniony i gotowy do ataku. Drapieżnik, który pragnął krwi… Krwi ludzkiej.