I. TAJEMNICA MSZY ŚWIĘTEJ
Taka jest nasza wiara
Wierzę w jednego Boga, Ojca wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi [...]. I w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami [...]. Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi [...]. Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół. Wyznaję jeden chrzest na odpuszczenie grzechów. I oczekuję wskrzeszenia umarłych. I życia wiecznego w przyszłym świecie. Amen.
Któregoś roku na pielgrzymce hippisów pewien chłopak, lubujący się w prowokacjach, wyraził poważną wątpliwość co do realności istnienia subkultury „dzieci kwiatów”. Zrobiła się straszna burza. Ludzie jeden przez drugiego mówili: „ Jak to nie ma, a my kim jesteśmy? Przecież mamy swoje zasady postępowania, swoje ideały: pokój, miłość, wolność”.
Tak już jest, że ilekroć ktoś zakwestionuje ważny wymiar naszego życia, coś bliskiego sercu, stanowi to mobilizację do jasnego sformułowania zagrożonych postaw i wartości. Gdy człowiek nie jest zmuszony się bronić, nie troszczy się tak bardzo o nazywanie swoich ideałów.
W bardzo podobny sposób reagowali chrześcijanie, gdy chodzi o ich stosunek do wyznawanych prawd wiary. Dopóki nikt nie podważał ich fundamentalnych przekonań, po prostu nimi żyli. Problem zaczynał się w momencie, gdy nagle ktoś powiedział: „Nie macie racji, wierząc w Chrystusa jako Boga, bo On wcale Bogiem nie jest. Błędnie interpretujecie Pismo. Moja lektura Objawienia jest właściwsza i dobrze zrobicie, idąc za wskazaniami, które daję”. W takim momencie wszyscy czuli, że ich tożsamość jako chrześcijan zostaje zachwiana. Stawali wobec doktryny, która w ewidentny sposób podcinała korzenie Ewangelii, za którą poszli. Natychmiast zwoływano sobór, aby jednoznacznie określić postawę Kościoła wobec pojawiającego się błędu i z mocą, ogłosić wyznawaną prawdę. Trzeba było czarno na białym stwierdzić: „Taka właśnie, a nie inna, była i jest nasza wiara!” Takich historycznych momentów w dziejach Kościoła było co najmniej kilka. W niniejszy sposób powstawał krótko i jasno sprecyzowany zbiór najistotniejszych prawd wiary, który zyskał miano chrześcijańskiego Credo. Ów zbiór znalazł swoje miejsce we Mszy świętej. Z euforii, uśpienia albo rozdrażnienia wywołanego kazaniem zostajemy wyrwani wezwaniem: „Wyznajmy naszą wiarę”. Ten moment, kiedy wypowiadamy najważniejsze prawdy naszej wiary, ma nam wyznaczyć azymut wędrówki za Bogiem, który nam się objawił w Chrystusie. Dzięki Credo bowiem wiemy, jak czytać i rozumieć Pismo Święte, prowadzące nas do Zbawiciela. Otóż ten skrót wiary jest jak mapa turystyczna w górach, która wyznacza właściwe i bezpieczne szlaki. Lektura Biblii nie może doprowadzić nas do uznania, że, na przykład, Pan Jezus nie jest prawdziwym Bogiem. Ta ścieżka w górach jest zwodnicza i kończy się przepaścią.
W taki sam sposób powinniśmy odsunąć na bok wniosek z osobistej lektury Biblii, który skłaniałby nas do myślenia o więzi z Jezusem jako czymś wyłącznie prywatnym. Bo przecież: „Wierzę w Kościół święty i świętych obcowanie”. Podobnie wszystkie fragmenty Biblii powinniśmy odczytywać w świetle chrześcijańskiego wyznania wiary, które jest dla nas nieomylnym drogowskazem do Bożej prawdy.
Credo nie znalazło się przypadkiem we Mszy świętej, która jako całość jest pieśnią uwielbienia i dziękczynienia wobec Boga. Gdy bowiem uroczyście wypowiadamy słowa zawierające najważniejsze prawdy wiary, to tak jak byśmy z radością oglądali mieniący się naszyjnik z najcenniejszych pereł podarowany przez Ukochanego. Jest on znakiem naszego wybrania, potwierdzeniem miłości Pana, Jego ślubnym prezentem. Przyjmujemy ów naszyjnik z Jego rąk i, jak obdarowana kobieta, zachwycamy się jego pięknem.
Na koniec jeszcze krótka anegdota. Kiedyś pewien starszy już ksiądz tłumaczył mi dlaczego Credo następuje właśnie po kazaniu:
Bo widzisz, nawet jeśli to, co wygłosi ksiądz, gruntownie zniechęciłoby cię do pójścia za Jezusem, to masz mocny punkt oparcia: Wiara Kościoła. Kiedy kaznodzieja nagada głupot, z ulgą wyznaj: A ja jednak wierzę w Boga Ojca wszechmogącego...
Wojciech Jędrzejewski OP