10 dni kontaktu ze Świadkami Jehowy świadectwa


10 dni kontaktu ze Świadkami Jehowy

[...] Członkowie sekty nakręcani przez Towarzystwo Strażnica z Brooklynu nowojorskiego, chociaż przez jedyne 10 dni, ale wywarli znaczący wpływ na moje życie.

Po licznych spotkaniach, w których uczestniczyłem (kiedy to obrzydzano mi naszą wiarę: "prano mózg"), byłem zdruzgotany i rozbity, na krawędzi załamania, nie wiedząc, co mam robić.

Zacząłem mimo wszystko poszukiwać jakiegoś wyjścia. Zaczęło się to dziać wtedy, kiedy moja dziewczyna udała się na częstochowską pielgrzymkę. Kiedy zaś wróciła, usłyszawszy ode mnie o wszystkim, oddała głos swojej koleżance, która dostarczyła mi Pańską książkę [chodzi o książkę, o której będzie mowa dalej]. A było to w sierpniu 1988 roku. Od tamtej pory rozpocząłem częste czytanie Biblii, połączone z jej szczegółowym studiowaniem, rozdział po rozdziale. Pragnę teraz przedstawić szczegółowy opis tego, co rozegrało się w ciągu owych 10 dni.

Był sierpień 1988 roku. Moja dziewczyna, Agnieszka, z którą poznałem się 4 miesiące wcześniej, przygotowywała się do pielgrzymki na Jasną Górę. W dniu, gdy rozpoczynała się pielgrzymka, po pożegnaniu z nią, udałem się do domu. I chociaż nie znaliśmy się długo, to jednak już wtedy zaczęło mi jej brakować. Zazdrościłem jej bliskiego obcowania z Bogiem, z tego też powodu powstała w moim sercu tęsknota za Tym, Który nas kocha i Który pozostał na zawsze w naszych sercach. Tak się złożyło, że następnego dnia, kiedy na przystanku autobusowym oczekiwałem na autobus do pracy, zauważyłem przy pobliskim bloku stojący autokar, na którym widniał przyklejony od środka plakat z napisem: "Kongres Świadków Jehowy - Sprawiedliwość Boża" - zaciekawiło mnie to. Tego samego dnia, przypadkowo na weselu spotkałem mojego kolegę. Tak się złożyło, że nasza rozmowa sprowadziła się do tego, co zobaczyłem na szybie stojącego autokaru. Okazało się, że mój kolega ma z nimi kontakt i uczestniczył w pierwszych 2 dniach kongresu świadków Jehowy na warszawskim stadionie dziesięciolecia. Podczas naszej rozmowy kolega opowiedział mi o "wspaniałej atmosferze", jaka między nimi panuje, tzn. "uczciwość, miłość, wiara - to atrybuty typowe dla nich" - tak mi tłumaczył. I dodał, że następnego dnia tzn. w niedzielę, odbędzie się ostatni dzień kongresu "Sprawiedliwość Boża". "Jeśli chcesz - powiedział mi - to można pojechać, z Ostrołęki jadą 3 autokary". Jak wcześniej napisałem, czułem wielki głód Boga, dlatego chętnie przystałem na jego propozycję, nie wiedząc zupełnie, w co się pakuję. Gdy następnego dnia z rana dotarłem do tej grupy, wsiedliśmy do autokaru i odjechaliśmy do Warszawy.

Dosłownie od razu obsiedli mnie i zaczęli wykładać mi treść swojej nauki, wprowadzając mnie w temat, a przy okazji wmawiając mi, że Kościół Katolicki głosi naukę fałszywą, pełną odstępstwa i grzechu, co jest sprzeczne z treścią Biblii. Przez cały dzień kongresu (kiedy już się tam znalazłem) przenikała mnie "idea" ich społeczności. Przekonywali mnie (w telegraficznym skrócie), że żyjemy w dniach ostatnich, i jeśli ktoś nie przyjmie ich nauki, to zostanie zgładzony przez Jehowę, tak jak cały świat, w którym żyjemy.

Doskonale posługując się wyrwanymi z kontekstu wersetami Ksiąg świętych, przekonywali mnie o prawdziwości swojej nauki. Potrafili perswazyjnie wzbudzić we mnie zainteresowanie swoją nauką, a zwłaszcza czasopismami "Strażnica" i "Przebudźcie się!" Przytaczając mi niechlubne fakty z historii Kościoła Katolickiego, potrafili doskonale obrzydzić mi jego naukę i wspólnotę, jednocześnie siebie ukazując w pięknym świetle, jako nieskalanych grzechem i okrutnie "prześladowanych przez świat" głosicieli najprawdziwszej nauki: dosłownie jako "męczenników za wiarę..."

Po kolejnych spotkaniach (już po kongresie), miałem straszliwie "wyprany" mózg. Byłem rozbity wewnętrznie, na granicy załamania. Strasznie cierpiałem, kiedy już [nie] znajdowałem się pod ich wpływem. Kilkakrotnie myślałem o samobójstwie, a nocami zanosiłem się od płaczu. Później coś mnie tknęło, żeby się modlić: "Boże! Błagam Cię, daj mi Cię poznać takim, jakim jesteś naprawdę". Doskonale pamiętam, jak obrzydzali mi kult krzyży, "obrazków" [świętych wizerunków], nawiązując do starotestamentowych bałwochwalczych kultów Baala i Molocha, których dopuszczali się Żydzi, odstępujący od prawdziwej wiary w Jahwe. Prawdy wiary, o jakich mi mówili, tzn.: że Jezus nie jest Bogiem; że Trójca Św. w ogóle nie istnieje [a] Duch Święty nie jest Osobą; [że] dusza ludzka umiera wraz z ciałem..., itp. To zaprzeczenie prawdom wiary przyprawiało mnie o zawrót głowy, wprawiając w przerażenie na myśl, że to, w co do tej pory wierzyłem, było po prostu kłamstwem. Jednego razu mój kolega (w czasie spotkania) opowiedział o tym, jak syn pewnego kościelnego, będąc w trudnej sytuacji, a nawet bardzo [trudnej], napuścił sobie do wanny wody i podciął sobie żyły. To, co zauważyłem wtedy, po prostu mnie przeraziło: parsknęli śmiechem, jakby ktoś opowiedział im "mocny" dowcip. Już wtedy zauważyłem [u nich] dwie wielkie sprzeczności. Gdy teraz spojrzę na to wszystko z góry [tzn. z dystansu], to odnoszę wrażenie, że za tymi ludźmi stoi jakaś dziwna, tajemnicza, demoniczna siła, która nimi kieruje.

Strasznie upływały mi te dni, kiedy rozgrywały się te wydarzenia. Wreszcie po 10 dniach oczekiwania, wróciła z pielgrzymki moja dziewczyna, Agnieszka. Gdy opowiedziałem jej o wszystkim, skutek był taki, że była bardzo, bardzo smutna i powiedziała mi, że zaprosi swoją koleżankę, aby ona "otworzyła mi oczy" na ich naukę.

3 dni później, jej koleżanka, Beata, przychodząc na spotkanie ze mną, przyniosła napisaną przez Pana książkę pt. Pismo Święte przeczy nauce świadków Jehowy. Co prawda z oporami, ale przyjąłem tę książkę do przeczytania. I rzecz dziwna, kiedy zacząłem ją czytać widząc naukę Biblii w prawdziwym świetle, poczułem, że zaczynam stawać na nogi i uwalniać się od mylnych przekonań, jakie już się we mnie zakorzeniły.

Po przeczytaniu całej książki, poczułem się naprawdę wolnym człowiekiem, a to, co wydarzyło się, przyczyniło się do tego, że zacząłem studiować Księgi święte Starego i Nowego Testamentu...

Maciek R., Ostrołęka.

"Jestem w jej oczach niewierzącym"

Kto dał świadkom Jehowy moralne prawo do rozbijania rodzin? Co ja mam zrobić, gdy żona moja została świadkiem Jehowy? Przez ostatnie dwa lata wciąż muszę z nią walczyć o to, w jakim duchu mają być wychowywane nasze dzieci. Ze swoich zebrań z "Sali Królestwa" przynosi coraz to nowe twierdzenia, często są to cytaty z Pisma Świętego, które ją ustawiają przeciwko mnie. Ja, wierzący i praktykujący katolik, jestem w jej oczach niewierzącym. Śmie nawet cytować mi Apostoła Pawła: "Uświęca się bowiem mąż niewierzący dzięki swej żonie" (1 Kor 7, 14), tłumacząc mi, że ona nasz związek uświęca i ma prawo do przekazywania swojej wiary. Żaden z moich argumentów nie ma w jej oczach jakiejkolwiek wartości. Żona uważa, że ma jedyną rację, i wszystko, co przeczytała w "Strażnicy", jest dla niej dogmatem. Moje argumenty zbija cytatem z Pisma Świętego albo tym, czego się nauczyła ze "Strażnicy", a gdy jedno lub drugie da się obalić, ona i tak wie, że ma rację. Już nie wiem, co robić. Jestem cały obolały i cierpiący. Przecież to wszystko dzieje się w moim małżeństwie i w mojej rodzinie, w moim mieszkaniu. Wywalczyłem sobie prawo do wychowania dzieci w wierze katolickiej, w której przecież wzięliśmy ślub. Ale jest to rozwiązanie siłowe, a żona przecież i tak będzie przemycała dzieciom swoją naukę. Zresztą otwarcie twierdzi, że czeka na ich pełnoletność. Proszę mi wierzyć, że chwilami już nie mam siły i najchętniej wziąłbym rozwód. Przed takim rozwiązaniem powstrzymuje mnie moja wiara, miłość do dzieci i żony - bo przecież nadal ich kocham (ona też deklaruje swoją miłość) - a także obowiązek właściwego wychowania moich dzieci. Jednak bardzo się boję, że nie udźwignę już tego krzyża i że w końcu rzeczywiście się rozwiodę. [...]

Efektem tych wszystkich zdarzeń jest nerwica serca i rodząca się obsesja na punkcie świadków Jehowy. [...]

Proszę, aby ten list był przestrogą dla całej wspólnoty wierzących w Kościele, i nie tylko w Kościele katolickim. Nie chcę, aby to, co mnie dotknęło, było udziałem innych ludzi. Codziennie przebaczam i staram się przebaczać sprawcom mojej udręki (znam ich osobiście) i uszanować ich w miłości bliźniego, ale nienawiść i żółć też się wylewa, a wtedy wszystko odżywa na nowo.

"Bogiem tatusia jest szatan"

Pragnę podzielić się problemami, które głęboko leżą w moim sercu. Dziękuję za modlitwy w intencji mojej żony - świadka Jehowy. Myślę, że życie przy boku kogoś z organizacji Strażnica, oprócz cierpień, jest też cennym doświadczeniem. Mnie osobiście dało to bardzo dużo. Po pierwsze: sięgnąłem po Biblię zaintrygowany wypowiedziami świadków Jehowy. Po drugie: ogromna chęć udowodnienia im błędów i fałszerstw sprawiła, że sam głęboko zacząłem rozważać teksty święte. Dopiero teraz widzę bogactwo przesłań Jezusowych, sens dogmatów wiary, rzeczywistość sakramentów, mnogość darów Eucharystii. Po trzecie: życie katolika, to nie tylko chodzenie do Kościoła, ale głoszenie i świadczenie, odważne świadczenie o Jezusie wszędzie, gdzie jesteśmy: w sklepie, na ulicy, w pracy. Po czwarte: to świadkowie Jehowy swym ciągłym atakowaniem i poniżaniem Matki Bożej, zmusili mnie do rozmyślań. Skutek jest taki: oddałem się osobiście pod Jej opiekę. Chcę Jej macierzyńskiego ciepła, niech w prośbach swoich wstawia się u Swego Syna, bo któż zna Go lepiej, jak Matka. To Ona cierpiała wspólnie pod krzyżem, to Ona była wierna Jezusowi do końca, to Ona objawiła się w Lourdes, Fatimie, Gietrzwałdzie, a teraz w Medjugorie, to Ona wzywa do modlitwy i pokuty. Teraz wiem, jak byłem biedny bez Niej. Po piąte: od dwóch lat uczestniczę w spotkaniach grupy modlitewnej, prowadzonej przez dwóch wspaniałych księży. Tej radości nie da się po prostu opisać. Jak dobrze jest wspólnie wielbić Boga. Reasumując: odpowiedź na to wszystko może być jedna - Pan Jezus mnie kocha, pragnie, abym stał się żywy w żywym Jego Kościele. Nagina On moją pychę, lenistwo... i sam jeszcze nie wiem co, bym szedł i siał ziarno Jego Ewangelii. Z tego miejsca gorący apel do wszystkich ludzi będących w rozpaczy, a których najbliżsi wstąpili do organizacji Strażnica (czytałem o takich nieszczęściach w "Effacie"). Nie załamujcie rąk, Pan Jezus to wszystko widzi, a skoro pozwala, by świadkowie Jehowy obrażali Go, to znaczy, że chce się nimi posłużyć dla nawrócenia wielu. Hiob też stracił wszystko, co miał na ziemi, a potem to odzyskał z woli Bożej. To prawda, że serce pęka na taki widok, gdy dwie moje córki (4 i 6 lat) mówią: "Bogiem tatusia jest szatan" i chcą chodzić z mamusią na zebrania świadków. Kiedy poszedłem z nimi do kościoła - nie uklękły ze mną i nie przeżegnały się, a po wieczornej modlitwie, młodsza dumnie powiedziała: "Ja i tak do Jehowy się modliłam". Moja odpowiedź na to wszystko brzmi: "Bądź wola Twoja, Panie!" Ja i tak będę je kochał do końca, jak Chrystus kocha swój Kościół. Stwierdzam, że świadkowie są wielkim nieszczęściem dla całej ludzkości, lecz - poprzez cudowny plan Boży, może dla mnie i dla wielu staną się błogosławieństwem? Chwała Chrystusowi za każde doświadczenie.

Lech S., Olsztyn.

Opętali mego syna i córkę

Chcę, aby tragedia, którą przeżyłam, dotarła do rodziców i ich pociech - ku przestrodze. W życiu przeszłam niejedno, ale zawsze myślałam i wierzę, że Pan Jezus cierpiał bardziej i pocieszałam samą siebie.

1 lipca 1992 r. mój syn Maciej skoczył do wody na głowę. Nieudany skok - paraliż czterech kończyn. Lekarze walczyli o jego życie, ja natomiast szukałam ratunku u Boga i Matki Boskiej. Maciejowi lekarze dawali 2 tygodnie życia. Poświęciłam się całkowicie modlitwie. Przyjmowałam codziennie Komunię Św. Przywieziono mi z Lichenia wodę i opłatek dla chorych. Podzieliłam innych chorych i syna tym opłatkiem, dawałam mu do picia tę wodę i pocierałam mu nią ręce i nogi. Stał się cud - Maciej przeżył. Kryzys minął - powracał do zdrowia. Jednak był załamany psychicznie. Starałam się mu pomóc i przekonać, że wiara czyni cuda, aby uwierzył, że wyzdrowieje. Był dobrym synem i katolikiem, w szpitalu przyjmował Komunię Św. Za jego zdrowie oddałabym swoje życie bez chwili wahania. Przyrzekłam ordynatorowi, że nigdy przy Maćku nie zapłaczę. Tak było, lecz gdy wychodziłam ze szpitala, płakałam na głos. Teraz, gdy to wspominam, zastanawiam się, skąd miałam tyle siły, jak mogłam pogodzić tyle obowiązków. Wiem - jestem przekonana, że to łaska Boga. To On dodawał mi siły, by wytrwać w tym nieszczęściu.

Po roku udałam się do lekarza, który leczył Maćka - był zaskoczony postępami w leczeniu. Zrobiliśmy zdjęcia rentgenowskie - okazało się, że Maciej uzyskał 40% poprawy zdrowia. Lekarz powiedział, że gotów jest uwierzyć w cuda. Według jego wcześniejszych rokowań Maciej miał nadawać się tylko do łóżka ortopedycznego, a jest w stanie jeździć na sportowym wózku inwalidzkim.

Po powrocie do domu, syna zaczęli odwiedzać koledzy - w tym świadek Jehowy, który był niegdyś naszym sąsiadem. Nie podejrzewałam, aby świadkowie Jehowy mogli omotać mego syna. Następną tragedią była śmierć mojego męża: wyszedł do pracy i już nie wrócił. Utonął.

Kolejne załamanie. Zostałam sama z trojgiem dzieci. Rozumieliśmy się jednak i pocieszaliśmy wzajemnie. Tego ciepła i harmonii teraz mi brakuje. Nadal pracowałam, pomimo tego, że jestem na rencie chorobowej. Nie mogłam dopuścić, aby czegoś brakowało moim dzieciom. Poświęciłam się dla nich całkowicie. Skończyłam też kurs samochodowy, aby w razie potrzeby móc wozić mego syna. Nie chciałam być od nikogo zależna. To wszystko robiłam dla nich, bo sądziłam, że kiedyś zostanie to docenione. Niestety spotkało mnie wielkie rozczarowanie.

Po tylu poświęceniach zostałam odtrącona przez Maćka i swą córkę Kasię (która także zamierza zostać świadkiem Jehowy). Stało się to potajemnie - zostali opętani przez sektę świadków Jehowy. Moje słowa i uczucia przestały mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie. Zniszczyli książeczki do nabożeństwa, różańce - nie tylko swoje, ale także moje, męża i starszego syna. Maciek powiedział mi też, że swój krzyż od bierzmowania wyrzucił do kosza na śmieci. Bardzo rozpaczałam, że wyrządzili mi taką krzywdę - byłam bliska obłędu. Prosiłam Katarzynę, aby posprzątała grób ojca, ale nie zrobiła tego, bo na cmentarzu są krzyże. Mimo że źle się czułam, musiałam zrobić to sama. Nad grobem męża ogarnął mnie żal i rozpłakałam się. Gdyby żył, nie dopuściłby do tego. Prosiłam go w myślach o radę: jak mam dalej żyć? Psychicznie załamana, wróciłam do czterech ścian i położyłam się, aby odpocząć, bo upały i zmęczenie dały o sobie znać. Po krótkim odpoczynku wstałam i upadłam. Straciłam przytomność. Mam kłopoty z sercem, więc w pierwszej chwili sądziłam, że to serce. Okropny ból w klatce piersiowej i rozległy siniak na nodze. Sama jak kołek w płocie - nikogo, kto mógłby udzielić pomocy. Okazało się, że mam pęknięte żebro. Żadnej litości i współczucia ze strony Macieja i Katarzyny - mają swoich "braci" i "siostry" - świadków Jehowy, ja jestem im nie potrzebna. Zaczęły się dziać dziwne rzeczy: syn chciał mi pokazać, jak łamie się obrazy na mojej głowie. Zaczęłam płakać. W nerwach powiedziałam, że dobrze, że ma bezwładne nogi, to nie będzie mógł podeptać krzyża. Odparł, że może po nim pojeździć kołami. Zastanawiałam się, co jeszcze ci ludzie mogą mi zrobić, aby doprowadzić mnie do obłędu.

Pewnej nocy miałam sen: przyśnił mi się mój mąż. Wyszedł z mgły ubrany w biały habit, przepasany brązowym sznurem - ręce trzymał w rękawach. Powiedział mi, że zostałam na ziemi, bo mam dużo do zrobienia, że nie mam prawa załamać się, że muszę walczyć. Słyszałam oddalający się głos: "Walcz, walcz, jesteś silna! Walcz!" Ten sen bardzo mi pomógł. Nie poddam się i będę walczyć z tą sektą, gdyż uważam, że są to źli ludzie. Myślę, że skrzywdzili nie tylko mnie, ale także moje dzieci, bo ich serca zamieniły się w głazy.

A. S., Augustów.

"Teraz już wiem, co znaczy Antychryst i jego nauka"

[...] Moja mama chodziła co tydzień do Komunii, prawie co dzień do kościoła, jeździła w pielgrzymkach nawet do Lichenia itp. Gdy zetknęła się ze świadkami Jehowy, bluźni na wszystko, co święte, aż krew we mnie kipi. Wszystko, co święte wyrzuca, pali, ściąga, zaprzecza i bluźni. Aż do momentu, gdy ściągnęła krzyżyk ze ściany. Dość tego! Krzyża z serca mego nie usunie. Byłem spokojny, ale do czasu, czy my jesteśmy zwierzętami? Bez wiary! Mówi, że wszystkie obrazy i krzyż to bałwany. Aż wstyd powtarzać, ale wybaczcie mi to.

Ciągle mówi Babilon, Armagedon, Potop itp. Teraz już wiem, co znaczy Antychryst i jego nauka. Dość długo szukałem właśnie takiej książki, oprowadzającej po Piśmie św., ponieważ sam czytałem coś i 10 razy, ale dopiero po przeczytaniu Waszej książki [chodzi o książkę: Pismo Święte przeczy nauce świadków Jehowy] uświadomiłem sobie odpowiedź na zarzut i upewniłem się o zgodności z nauką Kościoła. Cały wic polega na tym, że księża na kazaniach (młodzi) mówią, że świadkowie postępują właściwie (dobrze się odnoszą). Wyciągam wniosek, że księża nie są należycie szkoleni. Na parafii jest obecnie po 3-5 księży i to wszystko jest obojętne, czekają, aż świadkowie ściągną Krzyż z kościoła lub naplują księżom w twarz. Pamiętam, jak babcia mi mówiła dawniej, [że] jak się zjawili, to chłopi ich przegnali, a obecnie księża mówią, bierzcie z nich przykład. (Jakbym nie słyszał, to bym nie pisał). Dość długo szukałem właśnie takiej książki. Czy my nie zauważamy, że pełne są stadiony, tak że to nie jest problem marginesowy, lecz społeczny, bo jest ich obecnie tysiące, a jutro będą miliony. Sekta ta pochodzi z Zachodu, a tam wszystko jest biznesem, są nawet w stanie wmówić koniec świata. Zająć majątki i upozorować samobójstwo lub inne nieszczęście, jak to było już w puszczach Gujany itp. Rozmawiałem ze sprzedawczynią w Katowicach, to mówi, że nawet księża się pytają o podobne książki, które obejmowałyby zarzuty i odpowiedzi...

Henryk B., Chorzów.

Sieją przewrotne doktryny

Pragnę Panu [mowa o p. Tadeuszu Kundzie] pokrótce opisać historię, która z pozoru może jest banalna, ale chciałbym, żeby była przestrogą dla innych ludzi. Otóż ponad 5 lat temu świadkowie Jehowy zapukali do moich drzwi. Kilkakrotnie żona moja, Teresa, zbywała ich, ale ja przytłoczony cierpieniami duchowymi, problemami zdrowotnymi oraz sytuacją w kraju, nie widząc sensu życia, postanowiłem ich posłuchać. Świadkowie Jehowy to dobrzy psycholodzy, bazujący głównie na problemach życia codziennego, byli wytrwali i w końcu znaleźli u mnie podatny grunt, gdyż moje cierpienia, załamanie, zachwiało potężnie moją wiarę katolicką.

Zgodziłem się na zaprowadzenie u mnie tak zwanego studium biblijnego. Świadkowie Jehowy roztaczali przede mną wspaniałą wizję życia wiecznego na rajskiej ziemi. Zapewniali, że już w niedługim czasie Bóg usunie wszelkie zło i usunie inne religie, a tylko świadkowie Jehowy wejdą do nowego świata, w którym zapanuje pokój. Cytaty jakie przytaczali ze swoich publikacji, takich jak "Strażnica" i "Przebudźcie się!", znajdowały jakby potwierdzenie w Piśmie świętym. Nauki te były tak sugestywne, iż uwierzyłem, że znalazłem swoją drogę do zbawienia. Po skończonym studium, które odbywało się raz w tygodniu i trwało 1 godzinę, zawsze był czas na luźną rozmowę. Ludzie, którzy do mnie przychodzili, byli zawsze bardzo mili, serdeczni, przejawiali duże zainteresowanie moimi problemami. W ciężkich chwilach ofiarowali swoją pomoc i uwierzyłem, że nareszcie znalazłem przyjaciół. Jakież to było bardzo obłudne i fałszywe, dopiero teraz zrozumiałem. Pragnę też Pana poinformować, że w czasie takich rozmów, w delikatny sposób, mimochodem, ale zawsze mieli coś negatywnego do powiedzenia na temat księży, Kościoła lub Papieża . Spytano mnie kiedyś, czy wiem, co znaczy słowo "parafianin" - nie wiedziałem, więc ze słownika wyrazów obcych przeczytano mi to, co cytuję: "Parafianin - to człowiek parafii, przestarzale - człowiek bez ogłady, wykształcenia, zacofany i ograniczony". Koniec cytatu. Cóż, taki się też poczułem, gdyż moja wiedza religijna była minimalna. Po 2 lub 3 miesiącach studiowania książki wydanej przez świadków Jehowy pod tytułem Będziesz mógł żyć wiecznie w raju na ziemi, zaczęto delikatnie naciskać na mnie, jak i na żonę, by przyłączyła się do studium. Sugerowano też, że koniec świata jest bliski. Kiedy nastąpi Armagedon, ja wejdę do nowego świata, a moja żona zginie. Tak też zaczęliśmy studiować obydwoje z żoną, a po pewnym czasie przyłączyła się do nas moja córka. Zaczęliśmy uczestniczyć w zebraniach w tzw. Sali Królestwa; czytać tak jak nam sugerowano tylko i wyłącznie wydawnictwa świadków Jehowy; pozbyliśmy się z domu wszystkich obrazów świętych, wizerunków Jezusa Chrystusa, Maryi oraz krzyża, gdyż to w oczach świadków Jehowy było bałwochwalstwem. Oboje z żoną i córką nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, ale tak ukierunkowano nasz tok myślenia i postępowania, że można śmiało powiedzieć, że robiono nam pomału, ale systematycznie, pranie mózgu. Pozbyliśmy się również z domu książek, a muszę Panu powiedzieć, że mieliśmy piękną domową bibliotekę z klasyką i beletrystyką: dzieła Sienkiewicza, Bunscha, Kraszewskiego oraz innych uznanych pisarzy. Czytaliśmy tylko to, co otrzymaliśmy od świadków. Artykuły narzucone odgórnie, nie wiadomo przez kogo napisane, bo nigdy nie były przez nikogo podpisane, były anonimowe. Zerwaliśmy też wszelkie kontakty z rodziną.

Ciągle wspominano, że czas końca jest bliski. Naciskano, żebyśmy zaczęli głosić drugim o Królestwie Bożym, pomimo że nasza wiedza była minimalna. Ale do głoszenia od drzwi do drzwi zawsze chodziliśmy z doświadczonym głosicielem. Naciskano również, żebyśmy przyjęli symbole, to znaczy chrzest. Ja zrobiłem to pierwszy, żona z córką ciągle się wahały, ale po pewnym czasie i one zostały ochrzczone. Zapyta Pan, czy moje życie i mojej rodziny stało się szczęśliwsze, beztroskie? Nie! Ciągle miałem jakieś wątpliwości, miotały mną sprzeczne uczucia, ciągle mi czegoś brakowało, zerwaliśmy wszystkie kontakty z rodziną bliższą i dalszą, nie braliśmy udziału w żadnych uroczystościach rodzinnych, ale zastępcza rodzina "świadków" nam nie wystarczała. W końcu to przecież obcy ludzie, ale wmawiano nam, że stanowimy jedną rodzinę świadków Jehowy.

Studiując sam z żoną Pismo święte, przyłapywałem się na tym, że wersety, które cytują świadkowie, są wyrwane z kontekstu. Zacząłem porównywać Pismo święte w wydaniu świadków Jehowy, protestanckie oraz wydanie katolickie, i tą metodą stwierdziłem, że Pismo święte świadków ma wiele nieścisłości, dodanych wyrazów, przecinków, które zmieniają sens całego zdania lub całego tekstu. Kiedy rozmawiałem o tym ze starszymi zboru, próbowano mi wmówić, że wszystko jest w porządku, że tak powinno być.

Nie starczyło by czasu, Panie Tadeuszu, bym przytoczył wszystkie wątpliwości, które dręczyły mnie i moją rodzinę, oraz omówienie ich, a więc o Boskości Chrystusa, o nieśmiertelności duszy ludzkiej, czy Maryja, Matka Boża jest zwykłą kobietą (do takiej rangi zdegradowali ją świadkowie), czy jest osobą świętą, czy istnieje piekło, kwestia krzyża, tradycji chrześcijańskich i wiele, wiele innych. W modlitwie prosiłem Boga o jasność umysłu i zrozumienie, jak również o pomoc Ducha Świętego. Ta misterna budowla, jaką świadkowie starali się zbudować na mojej niewiedzy, runęła w gruzy. Miłosierny, Wszechmocny Bóg dał mnie, marnotrawnemu synowi, szansę powrotu do Jego Chrystusowego Kościoła. Tą szansę stworzyła mi nasza kuzynka, mocno stojąca w wierze, która podsunęła nam Pana książki. W chwili, kiedy wraz z rodziną podjęliśmy decyzję o wystąpieniu z organizacji i zakomunikowaliśmy to starszym zboru, zaczęły się naciski. Próbowano wszelkimi sposobami zatrzymać nas w organizacji. Proponowano nam, abyśmy przez jakiś czas byli nieaktywnymi członkami, nie chodzili do służby i nie brali żadnego udziału w życiu zborowym, a tylko modlili się o pomoc do Boga i czytali literaturę świadków, która pomoże nam przetrwać kryzys. Argumenty moje na temat fałszywych proroctw, czyli końcu świata, które tak często przepowiadali, a które nie spełniały się, zbywali wykrętami. Kolejnym argumentem było to, iż czytając tej organizacji historię, dowiedziałem się, iż świadkowie dawniej obchodzili święto Bożego Narodzenia, symbolem też ich był krzyż w koronie, który tak często widniał na okładce "Strażnicy". W roku 1936 świadkowie stwierdzili, że dostali nowe objawienie i zamienili krzyż na pal. Każda zmiana przywódcy tej organizacji niosła za sobą kolejne "objawienia" i kolejne zmiany. Nie wiem, na jakiej podstawie "prorocy" z Brooklynu obliczyli, że tylko 144 tys. ludzi wejdzie do nieba i że ten ostatek, który został, liczy sobie około 6000 osób żyjących jeszcze na ziemi. Powoływano się na werset Mt 24, 34.

A więc czas jest bardzo bliski, gdyż pokolenie żyjące od 1914 roku, jest już w bardzo podeszłym wieku, [i] z chwilą, kiedy ostatni z nich umrze - nastąpi Armagedon. Ponieważ kolejne proroctwo może się nie spełnić, ci wspaniali "prorocy" wymyślili nowe objawienie, które mieli przekazać na łamach kolejnych "Strażnic". Będąc w tym roku w Ustce, zostałem zaczepiony przez kobietę świadka Jehowy, która proponowała mi czasopisma. Odmówiłem i powiedziałem, że nie chcę w ogóle rozmawiać ze świadkami, gdyż sam byłem świadkiem i w kwietniu tegoż roku wystąpiłem wraz z rodziną z organizacji. Wywiązała się między nami dyskusja i kobieta ta sama przyznała, że jest w trzecim pokoleniu [rodziny, która należy do organizacji]. Już będący świadkiem jej dziadek, w 1975 roku twierdził, że miał nastąpić koniec świata. Pożegnał się z rodziną, poszedł na miejsce zbiórki, bo miał być żywcem wzięty do nieba. Nie było żadnego cudu, dziadek wrócił nad ranem do domu. Ale u świadków jest ślepe posłuszeństwo i w Brooklynie wykręcili się, że nastąpi nowe objawienie. Rozmowa ze mną dała jej dużo do myślenia, a zwłaszcza [gdy] poprosiłem ją, aby sobie przeczytała wersety z Księgi Powtórzonego Prawa 18, 20-22, gdzie jest wyraźnie napisane, że fałszywy prorok prorokuje, ale Bóg go nie posłał i jego przewidywania się nie spełniają. Taki [prorok] zasługuje na śmierć.

Miłość, o której tak chętnie głoszą świadkowie, jest bardzo obłudna i fałszywa. Z chwilą, kiedy wystąpiliśmy z organizacji ludzie ci, a z niektórymi byliśmy bardzo blisko, odwrócili się od nas, na ulicy na nasz widok odwracają głowy, udają, że nas nie widzą i nie znają, ludzie, którym nic złego nie zrobiliśmy, a muszę Panu nadmienić, że nie było żadnego biblijnego wykroczenia, żeby nas tak traktować.

Za to w Kościele, kiedy postanowiliśmy odnowić akt wiary i powrócić jak te zbłąkane owieczki do owczarni, zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie. Mnie, moją żonę i córkę przy ołtarzu przywitało aż 4 księży. Była uroczysta Msza, którą celebrowało 4 księży z proboszczem na czele. Zostaliśmy przyjęci bardzo serdecznie i z radością. Było to wspaniałe przeżycie.

Większość z nas, katolików śpi duchowo, nie śpią natomiast świadkowie Jehowy oraz inne sekty. Sieją przewrotne doktryny. Nie dajmy się wciągnąć.

Dziękujemy Panu Bogu i Matce Bożej, że powołali tak wspaniałych ludzi jak Pan, Panie Tadeuszu, i tak pokierowali Pana krokami, iż potrafi Pan znaleźć odpowiedź na zarzuty świadków Jehowy oraz innych sekt.

Serdecznie dziękujemy za okazaną pomoc. Szczęść Boże!

Teresa, Lech N. i Beata M., Puławy.

"Opuściłem tę najbardziej zakamuflowaną organizację szatana"

Tak się składa, że ja byłem świadkiem Jehowy przez 27 lat. Dziś jestem najbardziej szczęśliwym człowiekiem na ziemi, a to dlatego, że 8 lat temu opuściłem tę najbardziej zakamuflowaną organizację szatana. Stwierdzam to z całą odpowiedzialnością .

Roman S. z Włocławka.

Przez 38 lat "produkowałem" tzw. świadków Jehowy

Wszelkie moje oświadczenia na temat organizacji świadków Jehowy są zarejestrowane w Sądzie pod przysięgą i mają charakter ostrzegawczy dla: w błąd wprowadzonych ofiar "jutrzejszych", ofiar domów dla obłąkanych, samobójców, rodzin zrujnowanych materialnie i duchowo oraz innych tysiące, których Strażnica uwiodła. Osobiście, ja sam przez 38 lat "produkowałem" w Polsce i w Niemczech tzw. świadków Jehowy, jako przewodniczący okręgu. Żałuję tego i wszystkich przepraszam. Oby Bóg raczył przebaczyć moją winę przez Jezusa Chrystusa Syna Swojego.

Były świadek Jehowy - Georg N., Duisburg.

"Byłem numerem statystycznym"

Drodzy Przyjaciele! Chciałoby się rzec: "Kochani Bracia w Chrystusie!" Dlaczego nie mogę tak powiedzieć? Ponieważ mam obciążone sumienie, bo przecież występowałem przeciwko Chrystusowi. Przemierzałem ulice, miasta, wsie na terenie Polski. Głosiłem, wtedy wydawało mi się, prawdę. Byłem nieraz używany do zadań specjalnych. Jedno z takich zadań, to były częste wyjazdy do Republik Związku Radzieckiego, i tam przemycałem tę truciznę Strażnicy, którą zaraziłem siebie i innych.

Ciężka i długa była droga do Niepokalanowa, trwała 15 lat. Mój los, mój terror, jaki przeżyłem w organizacji, jest rzeczywiście doświadczeniem. Pewnego razu nie poszedłem już na zebranie, pewnego dnia postawiłem na swoim, nie tylko powiedziałem, ale napisałem list, z którego treści brzmiało jednoznacznie: występuję z organizacji. W punktach podałem dlaczego.

Kochani, dziś radość wstąpiła do mego serca, dziś czuję się tak, jak bym Pana Boga za nogi złapał, ale obciążone sumienie jest nadal. Bo to nieważne, że wyście mnie przyjęli jako syna marnotrawnego i przyjęliście mnie tutaj dzisiaj, nakarmili i gościcie, a nie zlinczowaliście mnie. Ważne jest to, jakie ja mam sumienie, i co Bóg myśli w tej sprawie. [...]

Kiedy byłem i kiedy działałem w organizacji, narobiłem wiele zła. Wtedy byłem przekonany, że idę z Pismem św., a ja szedłem ze "Strażnicą". Przekonanie moje polegało na stwierdzeniu, że "Strażnica" jest zgodna z Pismem św., ale stwierdzić tu trzeba, że Pismo św. nie jest zgodne ze "Strażnicą". Odnośniki ze "Strażnicy" mówią nam, że znajdujemy to w Piśmie św., ale wskazane treści Pisma św. mówią nam zupełnie co innego, niż sugeruje "Strażnica". To jest mechanizm działający przez Brooklyn, to jest synagoga szatana. Stwierdzam: Pismo św. mówi wyraźnie, że szatan zamienia się w anioła światłości [por. 2 Kor 11, 14]. Biblia podawana w ten sposób przez "Strażnicę", jest zbiorową hipnozą. Zbiorową, bo przecież opanowała 205 krajów [obecnie działają w 235]. Przed chwilą słyszeliśmy, w jakim stopniu zarażone są kraje, szczególnie Polska i Włochy [u nas jest aktualnie ponad 124 tys. Świadków, we Włoszech blisko 230 tys.].

Nawiązaliśmy kontakty z byłymi świadkami Jehowy z terenów Grecji, Włoch, Niemiec, USA, a ostatnio Czechosłowacji. Ci ludzie tak są zniewoleni, tak są potargani, że końcem tego wszystkiego jest często samobójstwo lub obłąkanie. Notuje się bardzo dużo przypadków choroby psychicznej. Dostaję tragiczne listy. [...]

Tak, to prawda. Tam działa pewien mechanizm. Zaskakują szarego katolika na każdym kroku. Nie wierzcie w to, że ci ludzie przekazują prawdziwe wiadomości. Dzisiaj mówię każdemu, że na nowo się uczę. Przecież ja byłem zakodowany. Byłem numerem statystycznym. Znałem tematy tylko powierzchownie i tymi tematami operowałem. Dzisiaj powiem wam prawdę: wstyd mi, że byłem w takiej organizacji. Kiedy roztrząsam takie sprawy, jakieś tematy dotyczące organizacji świadków Jehowy, to mi wstyd, że ja w to kiedyś wierzyłem. To są tak płytkie sprawy, łatwe do obalenia Pismem św. i logiką. Bardzo mnie to ucieszyło, kiedy widziałem taką silną grupę braci w Elblągu, którzy działają i odwiedzają mieszkania świadków Jehowy. I z Biblią w ręku obalają ich fałszywe nauki. To jest coś fantastycznego. Ale takich pionierów powinno być więcej. Ubolewam nad tym, że tu na tym spotkaniu nie ma tych, którzy powinni być, a szczególnie nie ma księży z tych miejscowości, gdzie najwięcej jest zborów świadków Jehowy.

Księża na ogół nie mają czasu, zajęci pracą administracyjną. Ja osobiście kilka razy byłem w mojej miejscowości u księży. Niestety, nie mieli czasu mnie wysłuchać. Nie mieli czasu nawet przeczytać tego, co przyniosłem. Chcę posłużyć się kilkoma takimi przykładami. W organizacji świadków bardzo często posługiwano się księżmi katolickimi. To znaczy adeptowi, który wkroczył już na drogę Strażnicy, lecz wahał się, mówiono: "Idź do księdza i zapytaj, daj po prostu konkretne pytanie". Wiadomą jest rzeczą, że ten ksiądz nie ma czasu. I wtedy odbywało się to w ten sposób: "Proszę księdza ja mam taką i taką sprawę". "A jaką?" I on mówi: "To z takimi głupotami przychodzisz do mnie? Daj mi spokój, nie mam czasu". Już był stracony, a dla Strażnicy pozyskany. Wtedy się mówiło: "Widzisz? Ten ksiądz nigdy ci na to pytanie nie odpowie".

Ja nie stwierdzam tu dzisiaj, że ten ksiądz jest niewykształcony, że ten ksiądz jest na niskim poziomie uduchowienia, nie, ja tylko mówię to, że ten ksiądz nie potrafi wykorzystać swojej elokwencji, swego wykształcenia do rozmowy z tym sekciarzem. A on jest przecież tym pasterzem, który powinien tej trzody strzec. [...]

Dzisiaj, gdy jest mi wstyd, że byłem w organizacji świadków i uwierzyłem w takie bałamutne kłamstwa, na moje pocieszenie mam tylko to, że przecież tylu ludzi jest mądrzejszych ode mnie i oni również dali się zwieść. Są wśród nich lekarze, profesorowie, są tam ludzie z wielkim polotem - i dali się również omamić. [...] W tym systemie świadek Jehowy nie może przyjąć żadnej, dosłownie żadnej innej nauki. Ja do tego stopnia byłem zniewolony, że nawet pozwoliłem, aby świadkowie starsi doświadczeniem spalili moją bibliotekę, bo w mojej bibliotece były materiały nie pochodzące z Towarzystwa Strażnica. Dzisiaj biblioteka moja jest na nowo uzupełniana. I znów się wstydzę, że do tego stopnia dałem się ogłupić. Dlaczego świadkowie Jehowy tak łatwo trafiają do ludzi? Jak to się dzieje? Na to trudno dać odpowiedź. Łatwiej jest powiedzieć na przykład, jak trafiono do mnie, do mojej żony. Jak to się stało? Do jakiej rodziny należę? Oczywiście, że rodzina nasza od prapradziadów jest rodziną katolicką. Na jakim poziomie jest ta rodzina? No cóż, w naszej rodzinie jest dwóch księży. W naszej rodzinie są artyści, malarze, poeci i muzycy, kompozytorzy i lekarze. I do takiej rodziny również zagościła Strażnica. Coś niesamowitego. Do jakich jeszcze rodzin trafiają? Do rozbitych małżeństw, do rodzin, gdzie zawitał alkoholizm, śmierć, czy choroba. Zakładają z zainteresowanym studia biblijne i prowadzą na zebrania i czynią głosicielem. Kończy się wszystko przyjęciem chrztu. Wówczas stoisz już na własnych nogach, ale nie potrafisz zrobić kroku ani w lewo, ani w prawo, bo masz narzucone "chomąto" i klapki na oczy i koniec, i ciągniesz równo. Jeśli tylko poczniesz wierzgać, od razu masz komitet sądowniczy, który do reszty wypierze twój mózg, bo był jeszcze niedoprany. Kodowanie i pranie mózgu inaczej odbywa się. Odbywa się przez okres przygotowania do chrztu, a dalej już zbiorowo. [...]

Kochani, Biblią można wygrać każdą melodię. Dlatego dzisiaj po tylu latach stwierdzam, i nie mogę tego nie powiedzieć, że dla świadków Jehowy Biblia stała się bałwanem. Bo on widzi tylko litery, i mówi: tu jest napisane i tam jest napisane. A przecież popatrzmy głębiej na Biblię. Apostoł Paweł mówi: Litera zabija, Duch zaś ożywia [2 Kor 3, 6]. Wiecie dobrze, że kto zagłębił się w literaturę świadków Jehowy wysuwa z tego wniosek, że świadkowie Ducha [Świętego] nie mają, gdyż sami się Go wyrzekli [tzn. uznali Go za bezosobową "siłę Jehowy"]. A więc są pod zakonem tej literatury i święcie w nią wierzą, jak ja święcie w nią wierzyłem. [...]

W Elblągu opowiadałem o takim doświadczeniu, kiedy to był nakaz w organizacji palenia instrumentów muzycznych. Były to czasy odległe, a wiecie dlaczego [je palono]? Dlatego, że jeden z braci starszych dopatrzył się, że w Piśmie św., a szczególnie w Nowym Testamencie, nigdzie nie jest powiedziane, żeby grać na instrumentach, więc instrumenty należy spalić. Jeden z grających, wywodzący się z rodziny muzyków, grał pięknie na skrzypcach i chciał je ukryć. Nie udało się, bo zapytano go: "A ty, bracie, ja swoją mandolinę połamałem i spaliłem, bo nie chciała wejść do pieca, [bo] za duża. A ty, bracie, twoje skrzypce?" A on stał, załamany, głowa w dół i nie mógł pogodzić się z tym, że piękne skrzypce, bardzo drogie, musiał spalić. Więc zobaczcie, jak sekta interpretuje Pismo św. Obecnie jest zmiana, już świadek może grać na instrumentach, a jeśli wspomnicie o tamtych czasach, to mówi się: teraz jest nowe światło [poznania]. Nowe światło nie zwróci bezcennych, zniszczonych instrumentów. [...]

Czy świadek Jehowy pobiera jakieś pieniądze? Gdybym powiedział nie, bym skłamał, a gdybym powiedział tak, też bym skłamał. Więc trzeba powiedzieć coś więcej. Nie otrzymują pieniędzy wszyscy. Otrzymują pieniądze tylko ci, którzy mają dobre wyniki, a nie ten szeregowy. To są starsi zboru, to są [nadzorcy] obwodowi, to są pionierzy specjalni. Świadek Jehowy, pionier, ten pospolity, pełno czasowy, otrzymuje tylko kieszonkowe na autobusy, na pociągi, a wyżywienie musi mieć swoje. Ale ci bonzowie, którzy są na swoich terenach i mają wyniki, to mają pieniądze. Bo przecież nie raz, zresztą wielokrotnie się zdarzało, że były afery z tego "daru", za które świadkowie dadzą, bo to musicie pamiętać, że te "Strażnice", które otrzymujecie za darmo, one są zapłacone przez świadka. Tu nic za darmo nie jest. To ci z gorliwości płacą za was, a wy to rzucacie do pieca. Ale to wszystko musi być zapłacone. Najwięcej otrzymują obwodowi i ci, którzy są u steru na terenie kraju [tzn. nadzorcy okręgów, oddziałów]. [...]

"Strażnica" podkłada swój kłamliwy tekst pod autorytet Pisma św., tak jak kukułka swoje jajko do cudzego gniazda... Można to tak powiedzieć: jeśli ktoś przyjmuje interpretacje Pisma św., którą daje "Strażnica" - hoduje skorpiona na własnym i rodziny organizmie. "Strażnica" prowadzi temat i do tego tematu wyszukuje wersety [biblijne], którymi pragnie potwierdzić ten temat.

Ze względu na to, że jest to sprawa [dotycząca] Boga, wiary, religii, życia wiecznego - jest [to] sprawą zasadniczą. Każdy człowiek przywiązuje do tego wielką wagę i często oddaje się tej sprawie bez reszty. Jeżeli bezkrytycznie poznaje jakąś prawdę, po pewnym czasie w większości przypadków okaże się, że to prawda w cudzysłowie. Ja obecnie podając komuś do czytania "Strażnicę" powiadam: "Czytaj kłamstwo!" Chcę to wam jeszcze raz powiedzieć, że "Strażnica" to jest doskonałe kłamstwo! Fantastyczne, kapitalnie ułożone. Jest to manipulacja i sterowanie na odległość [tj. z Brooklynu]. Znacie działanie mediów: jest to działanie skuteczne, jest to zbiorowa ekstaza. Zobaczcie, jaka jest reakcja zahipnotyzowanych ludzi. I ja tak samo reagowałem. [...]

I tak samo żonglują wersetami świadkowie Jehowy, tylko nie jako przez pomyłkę, ale celowo. Jest to celowość wspaniale posegregowana przez centralę w Brooklynie. Do tego należy jeszcze dodać stwierdzenie, że operuje tymi zakodowanymi ludźmi. Zobaczcie, jak się zachowują, są jakby zahipnotyzowani, jak lunatycy w zbiorowej, nieuleczalnej halucynacji... [takie nietypowe zachowanie Świadków Jehowy można zauważyć podczas trwania ich kongresów, np. na stadionach]. [...]

Jak z tego filmu [mowa o demaskatorskim filmie "Świadkowie Jehowy" Leonarda Chretiena na kasecie wideo] wynika, i z różnych publikacji świadków Jehowy, wiele razy już przepowiadali zbliżający się koniec świata - ustalali i rozgłaszali dokładne terminy i wiele innych proroctw przepowiadali, i jak dotychczas żadne się nie spełniło, więc wersety te [Pwt 18, 21-22] Bożym palcem kierowane są w stronę fałszywego proroka spod szyldu "Strażnicy" z Brooklynu!

Były świadek Jehowy - Edmund N.

"Utożsamili się z szarańczą, opisaną w Apokalipsie"

Proroctwa "Strażnicy" straciły swą moc, bo żadne do tej pory nie sprawdziło się. Pokolenie, które miało pamiętać rok 1914, już prawie się wykruszyło. Nieliczni tylko [z tego pokolenia] pozostali na świecie, ale i oni prędko odejdą. [Brooklyn odszedł już od dotychczasowej nauki o "tym pokoleniu", które miało doczekać Armagedonu; por. "Strażnica" 21/ 1995, s. 10-21, 31]. Proroctwa o wielkim ucisku, też się nie spełniły. Tylko ostrzeżenie Pana Jezusa jest zawsze aktualne: "Strzeżcie się, żeby was kto nie zwiódł" (Mt 24, 4).

Organizacja świadków Jehowy cieszy się obfitymi łowami dzięki obietnicy bliskiego raju na ziemi, jaki według nich ma niebawem nastąpić. Wiele ludzi żali się, że ze świadkami Jehowy trudno współżyć w blokach, w domach spokojnej starości, a to dlatego, że oni wykorzystują każdą sposobność do nauczania, aż do znudzenia. Trzeba wiedzieć, że są to instrukcje odgórne, płynące z Brooklynu.

W jednym z numerów "Strażnicy" ["Strażnica" 7/1989, 18-19], świadkowie Jehowy utożsamili się z szarańczą opisaną w Apokalipsie, która szkodziła ludziom. Toteż nic dziwnego, że starają się oni zniszczyć wszystko, co jest w człowieku szlachetnego. Wszczepiają w serca swych członków nienawiść do całego chrześcijaństwa, a nie tylko do Kościoła katolickiego. Wszystkie wyznania chrześcijańskie określają słowem "Wielki Babilon" - ogólnoświatowe imperium religii fałszywej, a Organizację Narodów Zjednoczonych (ONZ) - bestią opisaną w Apokalipsie. Żaden świadek Jehowy nie wie, że organizacja [Towarzystwo] "Strażnica", do której należy, została zarejestrowana w ONZ w 1946 r. [por. E. Osmańczyk, Encyklopedia ONZ, Warszawa 1986, n. 3453].

Często na zebraniach były stawiane pytania: Co to jest ONZ, Babilon Wielki, bestia. I wszyscy słyszeli odpowiedzi pełne wrogości, nienawiści do wszystkiego i wszystkich, co nie należy do organizacji "Strażnica".

Czy można to nazwać głoszeniem dobrej nowiny? W Ewangelii według św. Jana czytamy, że ci, którzy przyjęli Chrystusa, mają prawo stać się dziećmi Bożymi (por. J 1, 12), a nie szarańczą. I jak po kolei przemijają plagi opisane w Apokalipsie, tak też przeminie plaga szarańczy. Plagi te nie sprawiają przyjemności ludziom, ale jeśli taka jest wola Boga, to naszym obowiązkiem jest przed nią się zabezpieczyć. Św. Paweł Apostoł daje wspaniałą radę w Liście do Efezjan, by wierzący w Chrystusa przyodziali się w zbroję Bożą, wzięli na siebie tarczę wiary i miecz Ducha, jakim jest Słowo Boże (por. Ef 6, 13-16). Słowo Boże jest najskuteczniejszą bronią na atak szarańczy. Przekonał się o tym każdy, kto w życiu tę taktykę zastosował. Do tego zachęca nas prorok Izajasz: "Dowiedźcie się z księgi Pana i czytajcie!" (Iz 34, 16). "Przeciwstawiajcie się diabłu, a ucieknie od was" (Jk 4, 7). Świadkowie Jehowy boją się bardzo rozmawiać z ludźmi znającymi Pismo Święte. W takich wypadkach starają się szybko kończyć rozmowę, tłumacząc się brakiem czasu. Ja sam chodziłem do ludzi, bo uważałem się za jednego ze znających "prawdę", ale na szczęście skończyło się to wykluczeniem. Za to chwała Panu, że zerwał pęta niewoli narzucone mi przez Towarzystwo "Strażnica". Teraz dokładam wiele starań, by ostrzegać ludzi przed duchową chorobą, roznoszoną przez domokrążców antychrześcijańskiej organizacji z Brooklynu. Należy pamiętać, że choć rany się zagoją, to jednak blizny pozostaną na zawsze.

Były świadek Jehowy - Kazimierz B., Wąbrzeźno

9



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jak rozmawiać ze Świadkami Jehowy, 01 ANDRZEJ WRONKA - TRÓJCA ŚWIĘTA - META JĘZYK, P. Andrzej Wronka
BYŁAM ŚWIADKIEM JEHOWY świadectwo
Do ciała kierowniczego Świadków Jehowy, Światkowie Jehowy, swiadectwa
Dlaczego odszedłem od Świadków Jehowy, Światkowie Jehowy, swiadectwa
Wydarzyło się w Światowym Biurze Głównym Świadków Jehowy wiosną 1980 roku, Światkowie Jehowy, swiade
ŚWIADECTWO ŻYCIE W ORGANIZACJI ŚWIADKÓW JEHOWY
Pisarze wczesnochrześcijańscy i mędrcy ze Wschodu a Świadkowie Jehowy(1)
GUNTHER PAPE BYŁEM ŚWIADKIEM JEHOWY (WYDANIE Z 1991 ROKU) [BRAKUJĄCY TEKST ZE STR 26 27 I 30 31)
Brian Cole świadectwo byłego Świadka Jehowy
DOBRA NOWINA DLA ŚWIADKÓW JEHOWY, KTÓRYCH KOCHA BÓG
01 Czy Świadkowie Jehowy powinni być lojalni wobec publikacji Brooklynu
10 Sprawdzenie Konstrukcji Ze W Nieznany (2)
EWANGELIA SWIADKOW JEHOWY
08 Data exodusu w ujęciu Świadków Jehowy, Drogi prowadzace do Boga, Zestaw o SJ (www dodane pl), Zes
PRAWDA WAS WYZWOLI NAWRÓCENIE ŚWIADKA JEHOWY (MIŁUJCIE SIĘ! nr 5 2006)
14 Cechy gnostyckie w nauczaniu Świadków Jehowy, Drogi prowadzace do Boga, Zestaw o SJ (www dodane p
doktryna Świadków Jehowy
39 RZECZOWNIK PNEUMA W INTERPRETACJI ŚWIADKÓW JEHOWY
Dyskusja1 ?cebook do świadka Jehowy

więcej podobnych podstron