Jak Wykonać Adaptację Akustyczną w Domowym Studiu Nagrań, Cz. 1
Temat adaptacji pomieszczeń powraca jak bumerang, bo wiedzy w tej kwestii nigdy za wiele. Jak wszyscy wiemy, odpowiednia akustyka w naszym pomieszczeniu jest bardzo istotna i zupełne zaniechanie zaadaptowania go w odpowiedni sposób jest czymś, co będzie dość skutecznie uniemożliwiało nam nagranie odpowiednio brzmiących śladów czy wykonanie miksów brzmiących w miarę prawidłowo oraz przekładających się na inne niż nasze warunki odsłuchowe.
Główny problem właścicieli domowych studiów nagrań w tym temacie polega na tym, że zwykle oczekują oni szybkich i prostych rozwiązań, a przy tym tak samo skutecznych, jak te zastosowane w komercyjnych studiach, które mogą się pochwalić naprawdę przyjemnie brzmiącymi pomieszczeniami do nagrań czy odpowiednio opanowanymi pod względem akustyki reżyserkami. To jest oczywiście nieosiągalne, bo żeby móc uzyskać warunki, powiedzmy „bliskie ideałowi”, trzeba w to przedsięwzięcie włożyć sporo pracy, mieć pokaźny budżet, dużą wiedzę, niemało czasu i oparcie w postaci wyników badań przeprowadzonych wielokrotnie.
Rzeczywistość wygląda niestety tak, że większość z nas już na samym starcie jest na lekko przegranej pozycji, bo dysponuje zazwyczaj jednym, niewielkim pomieszczeniem typu własna sypialnia, piwnica czy inna szopa. A niestety rozmiary pomieszczenia, w którym przyjdzie nam pracować, mają niemały wpływ na to, jak dobre możemy osiągać wyniki. Nie myślcie jednak, że dysponując tylko swoim małym pokojem nie możemy zrobić nic, co by pomogło nam pod względem akustyki i że nigdy nie osiągniemy w takim pomieszczeniu przyzwoitych wyników, bo to jest nieprawda. Chcąc wyjść naprzeciw oczekiwaniom wielu początkujących, którzy pragną w możliwie najszybszy, najprostszy i najtańszy sposób polepszyć warunki akustyczne w swoim pomieszczeniu, postanowiłem stworzyć ten wpis, który możemy uznać za coś w rodzaju „Poradnika dla niecierpliwych i… leniwych”, taką „Adaptację w pigułce”
Nie znajdziemy tu bardzo skomplikowanych wzorów matematycznych, terminów przyprawiających o ból głowy, zawiłych opisów i masy zależności, które będą niezbędne przy profesjonalnej adaptacji akustycznej. Zamiast tego, rzucę Wam garść reguł, które będą niemal zawsze niezmienne i których spełnienie znacznie pomoże w opanowaniu większości problemów akustycznych Waszych pracowni. Mimo, iż generalnie temat adaptacji jest naprawdę dość rozległy, a osiągnięcie w stu procentach idealnego akustycznie pomieszczenia raczej dla nas nieosiągalne, to nie ma się co załamywać!
Zastosowanie kilku prostych rozwiązań i zapoznanie się z poniższymi regułami w znacznym stopniu poprawi naszą sytuację i jak się zapewne przekonacie, bardzo dokładne, drogie i czasochłonne zajęcie się tematem akustyki nie jest wcale konieczne, żeby nasze produkcje brzmiały przyzwoicie. Nie, żebym odradzał komukolwiek taką piękną i kompleksową adaptację - co to, to nie Chcę jedynie co niektórym uświadomić, że rozpruwanie i przesuwanie ścian, budowa „pomieszczenia w pomieszczeniu”, „pływającej podłogi”, wydawanie grubych sum na firmy akustyczne i wszelkie tego typu zabiegi nie jest koniecznością w osiąganiu wyników, którymi nie będziemy się wstydzili pochwalić.
Zacznijmy od tego, co możemy krok po kroku zrobić, żeby polepszyć naszą sytuację (póki co, bez wydawania grosza)
Przemeblować nasze obecne pomieszczenie. Starajmy się zachować symetrię, bo ta zawsze wpłynie pozytywnie na postrzegany obraz stereo i nie tylko. Warto kanapę lub łóżko postawić na tylnej ścianie (za naszymi plecami)
Odpowiednio ustawić nasze stanowisko pracy. Unikamy stawiania biurka w rogu pokoju lub przy samej ścianie. Staramy się zachować taką samą odległość od ścian bocznych.
Odsłuchując miksów na monitorach/głośnikach staramy się przez większość czasu pracować na umiarkowanych poziomach, dzięki czemu lekko zmniejszymy wpływ pomieszczenia i odbić docierających do naszych uszu.
Unikamy gołych ścian, szczególnie tylnej. Półki z książkami, zasłony, dywany - tego typu rzeczy w niewielkim stopniu chłoną bądź rozpraszają dźwięk i zawsze lepiej je mieć, niż ich nie mieć. Praca w totalnie „gołym” pomieszczeniu byłaby masakrą…
Jak zastosujemy się do tych kilku prostych reguł, to rezultat może nie będzie turbo-powalający, ale na pewno zrobimy już jakiś mały krok w dobrą stronę. Jako drugi etap przystosowania pomieszczenia do pracy, należy przyjąć już lekko poważniejsze podejście do tematu, czyli zastosowanie elementów adaptacji akustycznej. Tutaj otwiera się morze możliwości, a do dyspozycji mamy dwie drogi - Zrób To Sam lub Idź Na Zakupy. Tą kwestię każdy z nas musi oczywiście skonfrontować z możliwościami swojego portfela. Dla ułatwienia będę podawał rozwiązania z obu frontów.
Na potrzeby tego wpisu przyjmujemy, że nasze studio ma służyć do nagrywania wokalu, jakiegoś instrumentu czy dwóch i zrobienia miksu. Będziemy zatem potrzebować:
Kompleksowego zaadaptowania całego pomieszczenia, jako reżyserki
Wydzielenia specjalnego miejsca do nagrywania
Niektórzy z Was często pytają mnie o podzielenie pomieszczenia na dwa osobne, gdzie jedno, zazwyczaj nieco większe, ma służyć jako reżyserka, a drugie, to mniejsze - jako pokój czy kabina do nagrań. Jak wiecie, bardzo mocno tego odradzam, szczególnie wtedy, gdy dysponujemy dość małym pomieszczeniem. Wierzcie mi, że dodatkowe podzielenie go na dwie klitki przyniesie więcej szkody niż pożytku. Dźwięk lubi przestrzeń, a nie cierpi klaustrofobii. Więcej detali W TYM WPISIE.
Jak zatem w miarę skutecznie zaadaptować swoje pomieszczenie, żeby służyło za reżyserkę?
Oto trzy elementy, które powinny się w naszym studiu (pokoju) znaleźć:
1. Pułapki Basowe
To najistotniejszy element akustycznego wyposażenia, którego tak często brakuje domowym pracowniom. Dobrym pomysłem jest umieszczenie ich w rogach pomieszczenia i dobrze, gdyby zakrywały 4 rogi pomieszczenia - od sufitu do podłogi. Możemy je wykonać z wełny mineralnej (polecam Isover PT80) otulonej materiałem lekko przepuszczającym powietrze. Takie ustroje możemy umieścić w rogach albo pod kątem - tak, aby zostawiły trochę dodatkowej, pustej, „trójkątnej” przestrzeni powietrznej, albo zamontować je na obu ścianach schodzących się w róg - tu również preferowane jest pokrycie od sufitu do podłogi. Należy je umieścić w ok. 10- lub 15-centymetrowej odległości od ściany, co pomoże jeszcze trochę lepiej zaabsorbować niższe pasma. Z tego względu, często buduje się je w drewnianej ramie, która ma z tyłu dodatkową pustkę i tą właśnie stroną przytwierdzamy taką pułapkę do ściany.
W TYM FILMIKU zostało całkiem jasno pokazane, jak taką konstrukcję można wykonać. Jest to tylko jedna z metod (gdzie panel akurat nie siedzi w ramie, co zwiększa jego skuteczność, bo drewno nie zakrywa krawędzi arkusza wełny po bokach), ale z powodzeniem możemy zbudować pułapkę, gdzie wełna będzie w ramie, z tym, że będzie ona głębsza z tyłu, aby wytworzyć potrzebną pustkę powietrzną. Oba sposoby są bardzo efektywne.
Nie zapominajmy także o tym, że łączenia sufitu ze ścianami na całej ich szerokości także są, jakby nie było, rogami i również w nich kumuluje się sporo basu. Umieszczenie pułapek na tych łączeniach wprawdzie wiąże się z niewielkim wysiłkiem konstruktorsko-budowlanym, ale jest tego warte.
Dodatkowo, łączenie ścian z podłogą jest nie mniej istotne, ale w tym przypadku realizacja jest o wiele prostsza - wystarczy je po prostu oprzeć o ścianę pod kątem.
Miejcie na uwadze, że skurczy nam się trochę ilość dostępnej przestrzeni, ale jeśli mamy jeszcze możliwość poruszania się po tym pokoju, to jest to krok wart wykonania. Tylna ściana, czyli ta za naszymi plecami, też jest dobrym miejscem na zainstalowanie kilku takich pułapek, a nawet ściana przednia na nich skorzysta. Podsumowując, pułapek basowych nigdy za dużo! Bierzemy poprawkę na dostępne miejsce, budżet i to, jak bardzo wyrównany dół pasma chcemy uzyskać.
Tak, jak mówiłem wcześniej - pułapki możemy wykonać na własną rękę, co będzie nas oczywiście kosztowało o wiele mniej, a wcale nie jest takie trudne. Opcja druga to oczywiście zakup komercyjnych produktów - decyzja jest Wasza, a ofert na rynku nie brakuje.
I tu jeszcze słowo o pułapkach basowych i „pułapkach basowych”…
W sieci znajdziecie zapewne również oferty piankowych czy gąbkowych „pułapek basowych” w kształtach przeróżnych. Radzę być z tym dość ostrożnym i podchodzić do nich raczej sceptycznie, bo żeby taka pianka mogła pochłonąć najniższe pasma, musiałaby być bardzo gęsta i gruba, a takowe uświadczyć jest bardzo trudno. Nawet znany i ceniony Auralex ma w swojej ofercie pułapki LNRD, ale ich skuteczność w najniższych rejestrach jest niestety dość licha. I nie ma się co dziwić, bo taki materiał stawia niestety pewne ograniczenia. Nawet ten teoretycznie wyższej klasy, jakiego używają w firmie Auralex. Nie muszę więc chyba dodawać, że pianki niższej jakości, o mniejszej gęstości i jeszcze słabszych zdolnościach absorpcyjnych w ogóle nie mają racji bytu, jako pułapki basowe, prawda?
Inną formą pułapki basowej będą rezonatory, strojone na konkretną częstotliwość. Takowe są przydatne, gdy jakaś jedna uciążliwa częstotliwość, która leży poniżej zakresu, z jakim radzi sobie wełna mineralna, nie daje nam spokoju. Żeby ją znaleźć, należy oczywiście wykonać pomiary i wtedy zbudować bądź zakupić ustrój, który się nazywa Rezonatorem Helmholtza. Może wykracza to trochę poza podstawową adaptację naszego pokoju, ale warto o tym wiedzieć i nie zaszkodzi kiedyś się o takie rozwiązanie pokusić. Te ustroje można także zbudować samemu albo zdać się na komercyjne rozwiązania. Nawet nasz forumowy kolega Akysz ma w swojej ofercie takie cudo, więc jeżeli ktoś namierzył jakiś nieznośny rezonans w swoim pomieszczeniu, którego wełna nie okiełzna, to proponuję rozważyć tą drogę. No ale wróćmy do tych najistotniejszych elementów.
2. Absorbery Szerokopasmowe (panele z wełny mineralnej)
Drugi niezbędny element adaptacji. Bez tych nawet nie ma co mówić o przygotowaniu pokoju do pracy z dźwiękiem - one są podstawą do opanowania naszego pomieszczenia! Jest to najskuteczniejsza z popularnych i kompleksowych metod adaptacji, z pomocą której możemy okiełznać jakieś 90% problemów akustycznych w naszych pracowniach. Serio - bez niej, ani rusz!
Często jest tak, że większość z nas zaczyna właśnie od tych absorberów i jeśli ich wykonanie i montaż będzie prawidłowy, to rezultaty naprawdę zadowolą. Jest to rozwiązanie o niebo lepsze od wyklejania pokoju piankami, piramidkami czy kartonami po kurzych owocach, których skuteczność (naprawdę mikroskopijna) jest niczym w porównaniu do wełny mineralnej.
Mała dygresja o piankach/piramidkach/gąbczastych matach i ich popularności…
Wprawdzie wypowiadałem się o nich nie raz i zachęcam do rzucenia okiem chociażby na TEN WPIS, to tu chciałbym poruszyć ten temat z nieco innej strony. Każdy by chciał wydać jak najmniej pieniędzy i osiągnąć możliwie najlepsze i momentalnie słyszalne rezultaty. Nic w tym dziwnego, ale pewnych praw natury nie przeskoczymy. Nie możemy się spodziewać, aby gąbka o kilkucentymetrowej grubości i niewielkiej gęstości działała równie skutecznie, co skompresowana wełna mineralna. A ta wcale nie jest taka droga. Tylko, że jeśli ktoś z niewielką wiedzą w temacie widzi na pewnym serwisie aukcyjnym cenę typu 10zł za ileś tam metrów magicznej piramidki, która w opisie gwarantuje „profesjonalne” przystosowanie pomieszczenia do nagrań, to jego rozpoznanie tematu się już zwykle kończy. I to bardzo smutne jest, ale tak niestety działa świat.
Problem w tym, że to nie koniec błędnego koła. Szczęśliwy nabywca takiego akustycznego cuda wykleja tym pokój i od razu słyszy różnicę. I właśnie dokładnie w tym miejscu jest pies pogrzebany… Ponieważ pianki absorbują tylko część średnich i wysokie częstotliwości, ludzkie ucho, które jest na te rejony najbardziej wyczulone, momentalnie tą zmianę wyczuwa i interpretuje cały zabieg, jako pozytywny - „coś się zmieniło, bo to słyszę, więc jest lepiej”. Lepiej jest tylko i wyłącznie w kwestii opanowania odbić w średnich i wyższych częstotliwościach (realna, wyczuwalna i mierzalna skuteczność pianek zaczyna się bowiem od ok. 400Hz - zależy od producenta i użytego materiału).
Nie pamiętam, ile już razy tłumaczyłem zbłądzonym owieczkom, że największe problemy akustyczne mają miejsce PONIŻEJ tych kilkuset herców! To tam będą występowały wszelkiego rodzaju rezonanse wynikające z wymiarów naszego pomieszczenia, które sprawiają, że prawidłowa ocena wielu elementów brzmienia, balansu instrumentów, obrazu stereo, tzw. Sweet spotu - są wręcz niemożliwe. Teraz proszę sobie wyobrazić, że wylepimy nasz pokój takimi piankami, czyli wyhamujemy część odbić powyżej tej newralgicznej granicy, co będzie oznaczało, że nasze pomieszczenie zacznie brzmieć trochę bardziej matowo czy „ciemniej” - jak kto woli - to nie podlega dyskusji i właśnie to po zastosowaniu pianek słyszymy. Ale z uwagi na to, że nie zrobiliśmy w naszym pokoju nic dla zaatakowania niższych pasm, problem z dudnieniami staje się jeszcze większy, tylko że nie zdajemy sobie z tego sprawy. Mało tego, niewielu nawet to słyszy, bo jesteśmy mniej czuli na te pasma.
Co więc stało się po takiej pseudo-adaptacji, to wyczuwalna przez ucho amatora zmiana, którą on interpretuje, jako pozytywną, a w rezultacie jest to wyolbrzymienie problemu w niskich pasmach. Tak potraktowane pomieszczenie, nie dość, że brzmi matowo, bo zabraliśmy mu informacje decydujące o „jasności” brzmienia, to prezentuje nadal problemy w dole pasma. Mówiąc po polsku - pogorszyliśmy jego odpowiedź.
Dokąd więc prowadzi ta krótka dygresja?
Otóż, zastosowanie odpowiedniej adaptacji akustycznej nie ma na celu usłyszenie jakiejś dramatycznej zmiany w brzmieniu pomieszczenia (pod względem balansu pasm). Ono polega na wyrównaniu relacji między tym, jak pokój reaguje i „oddaje” nam poszczególne pasma. O absorberach mówi się, że są szerokopasmowe, ponieważ właśnie tak działają. Wełna mineralna ma tak dobre właściwości absorbujące dźwięk, że działa niemal w całym zakresie pasma (pomijając skraje) skutecznie niwelując różnice w ich balansie. I to jest jedna z dwóch kwestii, które liczą się w adaptacji.
Drugą stanowi pogłos pomieszczenia, czyli czas, przez jaki dźwięk utrzymuje się w pomieszczeniu po wygaśnięciu źródła. I jak nietrudno się domyślić, dla różnych częstotliwości będą to różne czasy. Aby już nie przedłużać, powiem w uproszczeniu, że niskie częstotliwości kotłują się w naszych pracowniach najdłużej. Mało tego, z uwagi na istniejące mody pomieszczenia, niektóre z częstotliwości będą jeszcze dodatkowo wzmacnianie i utrzymają się jeszcze dłużej. I po raz kolejny, mówimy o rejonie najniższych i niskich-średnich częstotliwości. Pianki tutaj polegną, bo nie są w stanie zatrzymać tych pasm, a wełna większość z nich opanuje (zależy oczywiście, jak niskie będą to pasma). I to jest element, w który należy się wsłuchać interpretując skuteczność naszej adaptacji.
Jeśli po ustaniu dźwięku wszystkie (a przynajmniej zdecydowana większość) z pasm nie “kołysze się” już po pomieszczeniu, to znak, że wykonaliśmy dobrą robotę. A balans pasmowy, jaki słyszymy podczas odtwarzania, nie powinien się jakoś znacznie różnić od takiego zakresu, jaki słyszymy na co dzień - co oczywiście nie będzie miało miejsca, jeśli zastosujemy tylko pianki. W razie potrzeby, zawsze możemy się wesprzeć pomiarami pomieszczenia. O tym, jak ich dokonać, pisałem.
Jaśniej już tego nie dam rady wyjaśnić Jeżeli więc ktoś Wam powie, że pianki są dobrym elementem adaptacji akustycznej, to proponuję taką osobę zapytać o argumentację i potwierdzenie tego wynikami badań, bo z jakiegoś dziwnego powodu takie przekonanie panuje wyłącznie w środowisku realizatorów-amatorów, a grono zawodowców nawet już nie podejmuje tego tematu, bo to walka z wiatrakami. To też powinno nam dać do myślenia…
Nie dalej, jak wczoraj natrafiłem na pewnym forum na interesujący temat - w skrócie: „jak zaadaptować pomieszczenie do nagrań” i oczywiście propozycja pianek od jakiegoś użytkownika wypłynęła momentalnie. Ktoś inny zakwestionował sensowność użycia tego badziewia odwołując się do któregoś z artykułów na tym blogu (to miłe), po czym człowiek proponujący wcześniej pianki napisał, że on słyszy od razu różnice po ich zastosowaniu i że “w ogóle pianki są super”. Z naprawdę niezrozumiałych dla mnie przyczyn, osoba zadająca pytanie stwierdziła więc, że kupuje te pianki… Więc zrozumcie mnie choć trochę, kiedy pastwię się nad tym błędnym myśleniem, bo ciężko jest mi pojąć, że rzeczowe, zbadane i udokumentowane argumenty nie trafiają do ludzi tak dobrze, jak opinia bliżej nieznanego młodego człowieka opublikowana na forum… Nie, żebym się uważał za wszechwiedzącego czy inne brednie, bo tak nigdy nie będzie, ale absolutnie każdy rozgarnięty realizator wie, że ten materiał się nie nadaje do kompleksowej adaptacji akustycznej i jest skuteczny tylko w niewielkim zakresie i paśmie, a jednak biznes piankowy kwitnie w najlepsze, bo klientów nie brakuje. Chyba głównie dzięki tym bzdurom powtarzanym na forach, bo nie widzę innej możliwości…
Wróćmy jednak do absorberów…
Takie panele wykonujemy z wełny, znów otulamy materiałem i montujemy na ścianach w miejscach pierwszych odbić, bo te, zaraz po rogach pomieszczenia, są drugim najważniejszym punktem strategicznym w zwalczaniu problemów akustycznych naszych pomieszczeń. Miejcie na uwadze, że sufit jest także miejscem pierwszego odbicia i należy powiesić na nim panel lub dwa (na wysokości między monitorami a naszym siedzeniem).
Dodatkowo można to rozszerzyć o grube chodniki czy dywaniki w miejscach pierwszych odbić na podłodze.
Jeszcze jedno, a właściwie dwa dość istotne miejsca, to ściana tylna i przednia. Jeżeli zapanujemy nad odbiciami docierającymi do nas zza pleców, to będziemy o wiele dokładniej słyszeli sygnał bezpośredni z monitorów - a o to przecież chodzi. Co do ściany przedniej, to tu zdania są podzielone. Różnica w czasie docierania do naszych uszu sygnału bezpośredniego i odbitego od ściany przedniej jest z reguły minimalna i nie wpływa jakoś znacząco na nasze postrzeganie, poza tym kierunkowość częstotliwości odgrywa tu też niemałą rolę, a głośniki nie emanują aż tak dużo energii z tyłu (chyba, że mają porty typu bass-refelx).
Sensowne więc wydaje się w niektórych sytuacjach zastosowanie pułapki basowej na przedniej ścianie, żeby wyłapać ewentualny nadmiar basu, choć czasem odsunięcie głośników dalej od ściany będzie wszystkim, co wystarczy w tej kwestii zrobić. Wyjątek mogą stanowić sytuacje, gdy miksujemy coś w środowisku surround i sygnał z głośnika tylnego lewego i tylnego prawego będzie docierał nie tylko bezpośrednio do naszych uszu, ale i po odbiciu od przedniej ściany. Wtedy także należy umieścić na ścianie przedniej pułapki lub panele szerokopasmowe.
Podsumowanie
Te dwa elementy (pułapki basowe i absorbery szerokopasmowe) znacząco poprawią brzmienie naszego pokoju, które nie będzie nas już przyprawiało o ból głowy, pozwoli nam na wiele łatwiejszą, znośniejszą i przyjemniejszą pracę. Zdziwimy się nagle, jak wielu rzeczy wcześniej nie słyszeliśmy, a jak głośno i wyraźnie słychać po takiej adaptacji wszelkie niedociągnięcia miksu…
W drugiej odsłonie „adaptacji w pigułce” dokończymy kwestię adaptacji pomieszczenia jako reżyserki (poznamy ten trzeci element), a także przedstawię Wam sposoby wydzielania i przygotowania kącika do nagrań - wokalu czy jakiegoś instrumentu. Do rychłego.
1