Mam 20 lat i mieszkam sam w jednorodzinnym domku nad Odrą, gdzieś w Polsce. Jest czwartek wieczór, 10 lipca 1997 roku. Wsypuję piasek do worków, inni wiążą te worki, a jeszcze inni noszą je w miejsca najsłabsze na wale. Tego dnia od rana jestem bardzo podniecony, gdyż wokół mnie krząta się grupa około 30 żołnierzy i znajomi z miasta. Cały dzień, do późnego wieczora pracowaliśmy przy układaniu worków na wale.
Około godziny 21.00 wróciłem do swojego domu, który był oddalony od wału o jakieś 100 metrów. Gdy wszedłem do domu, spostrzegłem, że został wyłączony prąd, więc nie namyślając się długo poszedłem po ciemku do drugiego pokoju spać. Rozebrałem się do naga, gdyż tak: mi się najlepiej śpi. W pewnej chwili pomyślałem sobie o żołnierzach krzątających się wokół mnie. Podnieciłem się tak, iż nie mogłem za- I snąć, ponieważ myślałem tylko o tych żołnierzach.
Moje podniecenie wciąż rosło i wzmagało się. Mając w pamięci wysokiego żołnierza dotknąłem swojego przyrodzenia. Stało jak maszt i pulsowało do tego stopnia, iż czułem przepływającą krew dokładnie w każdym miejscu. Cały czas moje myśli były skierowane na to, co widziałem w dzień, a dokładnie na wysokiego blondyna w wojskowym mundurze, ubranego do pasa. Był to obraz mojego ideału: blond włosy, podgolone bardzo wysoko i krótkie, mocno zbudowany na klatce piersiowej i rękach oraz na plecach.
Myśląc o nim zacząłem powoli dotykać mojego nabrzmiałego kutasa. Był taki gorący, że myślałem, iż zaraz wybuchnie. Będąc myślami na tym blond-żołnierzu zacząłem ręką robić ruchy, które bardzo dużo sprawiały mi przyjemności. Rozpocząłem szybką i ostrą jazdę. Coraz szybszymi ruchami sprawiłem, iż byłem tak podniecony, że przystopowałem i po chwili zacząłem od nowa. W głowie miałem tylko myśli o dotykającym mnie i całującym żołnierzu.
Wykonując samogwałt na moim fiucie zacząłem się pocić. W pewnym momencie nie wytrzymałem i poczułem, że to już. Podczas orgazmu poczułem kilka kropel spermy na swojej twarzy i włosach. Po tym wytarłem się i poszedłem spać.
Rano w piątek około godziny 6.00 obudził mnie hałas dobiegający z wału. Był to samochód lub coś takiego głośnego. Myśląc o tym wstałem. Rozbolała mnie głowa i idąc do kuchni popatrzyłem w okno. I stanąłem jak wryty. Patrzę i nie wierzę własnym oczom. Przetarłem parę razy oczy i założyłem okulary. Zauważyłem żołnierzy bez koszulek, krzątających się przy przeciekającym na dole wale. Przestała mnie boleć głowa, zjadłem tylko dwie kromki chleba i postanowiłem iść do żołnierzy i pomagać im, i poprzyglądać się, tak jak to zawsze robię chodząc po mieście. Włożyłem tylko spodenki i heja na wał, "na polowanie"!
Wychodząc z domu usłyszałem od sąsiada (45 lat):
- Ty też idziesz pomóc?
- Tak, w końcu muszę też bronić swojego domu i innych przed wodą.
- A woda wysoka?
- Słyszałem, że do wczoraj poziom podniósł się o 75 cm - powiedziałem.
- Sporo.
Podchodząc do wału i żołnierzy oraz kilkunastu mieszkańców spytałem żołnierzy, w czym, a raczej jak mogę im pomóc.
- A bierz worek z piachem i idź za tymi ludźmi - odpowiedział mi jeden.
Tak też zrobiłem: wziąłem worek, który z ledwością zarzuciłem na plecy, i poszedłem za żołnierzami, oglądając się, gdzie jest ten blondyn. Bardzo mi się podobają blondyni, a szczególnie o krótkich włosach.
Po półgodzinie znalazłem wzrokiem mojego blondyna. Wracał po worek, ale był jeszcze daleko. To ja poszedłem szybciej i rzuciłem worek tam, gdzie mi kazano. Z powrotem biegłem po kolejny, wiedząc, że już mi ciężko. Akurat gdy ja brałem ten worek, to Maciek (bo tak miał na imię) podszedł do mnie i wziął za drugi koniec; powiedział:
- Pomogę ci, we dwójkę zawsze lżej.
- Dobra, dzięki za pomoc.
Złapaliśmy ten worek i niesiemy go. W pewnej chwili on krzyknął do mnie:
- Uważaj!
W tym momencie ja upadłem i worek poleciał na mnie. Maciek od razu zdjął ze mnie worek i pomógł mi wstać i otrzepać się z piasku. Podziękowałem mu i donieśliśmy worek jeszcze sto metrów i rzuciliśmy go w przeciekający odcinek wału. Od razu zauważyłem, że niosą ostatnie cztery worki, więc powiedziałem:
- Usiądź tu, już niosą ostatnie cztery sztuki.
Usiedliśmy na workach i zaczęliśmy rozmawiać. On pierwszy zapytał:
- Jak masz na imię?
- Wojtek.
- Maciek jestem.
Udawałem, że nie wiedziałem, mimo że wczoraj słyszałem, jak go wołano. Wtedy z wału ktoś krzyknął:
- Nie ma więcej worków! Odpoczynek!
- Super - rzekł Maciej. - Od rana narobiłem się jak słoń.
- Ja też - odpowiedziałem mojemu przystojniakowi. - Skąd jesteś?
- Z II pułku saperów z Wrocławia. A ty?
- Ja mieszkam tu, za tym zielonym płotem. W tym czerwonym domu.
- O, niezła chatka. Co z żoną i dziećmi? Pewnie wywiozłeś ich?
- Nie! Jestem kawalerem i sam tu mieszkam - rzuciłem patrząc w jego prześliczne błękitne oczy.
- Ale ci dobrze. Sam w takim domku. Nie nudzisz się?
- Często odwiedzają mnie znajomi i przyjaciele.
- U nas to śpimy w dwadzieścia osób na jednej sali.
- Jak wy się mieścicie? -zapytałem z ciekawości.
- Śpimy w dwupiętrowych łóżkach.
Rozmawiając z nim miałem wrażenie, że znamy się od dawna. Miałem okazję zobaczyć z bliska, jak jest zbudowany jego piękny i gładki, niezarośnięty tors i brzuch, mięśnie rąk oraz urocze usta i oczy.
- Nie jest to zbyt miłe, bo przez pół nocy lecą same kawały - powiedział ziewając i przymykając oczy. - Dzisiaj będziemy spać pewnie na tych workach...
Myśląc, że daje mi do zrozumienia pewne rzeczy, spytałem go wprost:
- Czy nie chciałbyś nocować u mnie? Mam trzy pokoje, to mogę cię przenocować - knułem już plan.
- Nie wiem, czy dowódca by się zgodził, ale może się zgodzi, bo już trzecią dobę jestem na nogach.
Nie namyślając się, odpowiedziałem:
- To może powiemy twojemu dowódcy, że jestem twoim kuzynem i mógłbym cię wziąć do siebie na noc. Oczywiście gdy nie będziesz potrzebny przy wale. Co ty na to?
- Dobra, ale spytam.
Wstał i poszedł po workach do dowódcy. Wtedy ja mówiłem do siebie w myślach: "Tak, możesz. Tak, możesz." Ale wracający Maciek miał smutną minę. Od razu zorientowałem się, że nie może. Ale za nim zauważyłem idącego dowódcę, który powiedział:
- Możesz iść, ale jak będzie trzeba, to wyślę po ciebie chłopaków. A gdzie to jest?
- W tym czerwonym domu - odparłem i dalej siedziałem jak przyklejony do worka, aż Maciek szarpnął mnie za ubranie:
- No to chodź, idziemy do ciebie.
Nie mogłem w to uwierzyć! W ciągu dwóch minut znaleźliśmy się w domu. Jakoś tak od razu weszliśmy do sypialni. Zrobiła na Maćku duże wrażenie.
- O, jakie wielkie łóżko! - powiedział podniecającym głosem; miałem wrażenie, że wie, o co mi chodzi.
Myślami byłem przy jego torsie i rozporku. Patrzyłem i przytakiwałem mu, nie słuchając, co mówi - myślałem tylko o jego rozporku. Zdjąłem koszulkę i pokazałem mu, gdzie jest łazienka. Zapaliłem dwie świeczki (wciąż nie było prądu) i zaniosłem do łazienki. Sprawdziłem, czy jest woda. Była. Zakręciłem kurki, wyciągnąłem dwa żele - jeden pod prysznic, drugi do golenia - i podałem mojemu przystojniakowi.
- Umyj się, to dostaniesz niespodziankę - powiedziałem.
- A jaką?
- Zobaczysz.
Zamknął drzwi i po chwili usłyszałem, że leci woda. Chciałem go podglądnąć, ale oprzytomniałem i wziąłem się za szykowanie niespodzianki. Tą niespodzianką były cztery piwa, orzeszki i dwa pisma gejowskie o chłopakach w mundurach. Wszystko to położyłem na stole i zapaliłem świece, bo już robiło się ciemno. Rozścieliłem łóżko.
Słysząc cały czas wodę w łazience nie mogłem się powstrzymać i podszedłem do drzwi, otworzyłem je po cichu i rozebrałem się. Zamknąłem też cicho, tak aby on nie usłyszał. Z kabiny wydobywała się para. Zapach leżącego z boku munduru upewnił mnie, że jest to 100% chłopak. Zdecydowałem się przyłączyć do niego. Pomyślałem: raz się żyje, i czy on jest gejem, czy nie, to mnie nie obchodzi. Ważne jest to, że on jest u mnie, i chcę to wykorzystać.
Otworzyłem drzwi kabiny i przed moimi oczyma stał zupełnie nagi i ociekający wodą 100% samiec. Bez zastanawiania się powiedział:
- Zapraszam, miejsca wystarczy dla dwóch.
Nie spodziewałem się takiej reakcji, ale zrobiłem to i spytałem:
- Czy mógłbyś namydlić mi plecy?
- Tak, ale ty najpierw namydlij mnie.
- OK. W wojsku też tak się mydlicie?
- Tak też się myjemy.
Zacząłem mydlić mu plecy. Boże, jakie on ma plecy - mówiłem do siebie w myślach. A zbudowany był naprawdę jak Herkules. Moje palce mydliły go, ale schodziłem nieco na ręce, kark i w pewnym momencie nie wytrzymałem podniecenia i zacząłem mydlić jego pośladki, ręce powędrowały na jego brzuch. Przytuliłem się do niego i dotknąłem jego ryśka. Zdziwiło mnie to, co poczułem pod palcami. To było coś niesamowitego: długie, grube, żylaste i gorące. Mój kochanek był świetnie krótko podgolony i było widać świetne małe uszy, które mnie podniecają. Zacząłem całować Jego mokre ciało, kark, plecy, ręce, pośladki, w końcu doszedłem do ucha i zacząłem je lizać. Zauważyłem, że to mu się podoba, więc nie przestawałem - powoli, lekko je gryzłem, a moje palce wciąż były w okolicach krocza mojego miśka Maćka, pieściły jego dyszel.
Wtem odwrócił się przodem w moją stronę. A ja jak koń, głodny, spragniony siana, zacząłem całować i pieścić jego świetnie zbudowaną klatkę piersiową. Palce schodziły coraz niżej, aż do krocza, i z powrotem w górę. W pewnej chwili chciałem, aby ten wał znalazł się w moich ustach. Schyliłem się, zabrałem się za pieszczenie językiem fallusa mojego ukochanego żołnierza. Smak jego chuja był nieprzeciętny. Wpychałem go sobie coraz głębiej i głębiej, aż cały schował się w moich ustach. W tej chwili poczułem, że mam przy sobie 100% samca. Pieściłem go może z pięć minut, aż on sam wyciągnął mi go z ust i powiedział:
- Daj teraz ty mi swojego kutasa.
Tak też zrobiłem. Wziął go i zaczął pieścić. Jest super, jest super - mogłem tak krzyczeć, ale się powstrzymałem. Było to coś wspaniałego. Nie wiedziałem, jak to smakuje, bo nie miałem okazji. Był to mój pierwszy raz, kiedy ktoś mi brał do buzi. W pewnym momencie nie wytrzymałem i krzyknąłem:
- Jest super, o tak, tak jest dobrze!
I po chwili moim ciałem wstrząsnął dreszcz i spuściłem mu się do ust. On wstał, przytulił się do mnie i wypluł mi na kark moją spermę. Po chwili odpoczynku zabrałem się za jego członka. Złapałem go i zacząłem połykać. Ruszał się w moich ustach coraz szybciej i szybciej, aż w końcu. jego ciałem wstrząsnął dreszcz i spuścił mi się do ust, a ja połykałem jego czadowy smak spermy.
Po skończeniu pieszczot wyszliśmy spod prysznica, wytarliśmy się i zaprowadziłem go do sypialni.
- To jest ta niespodzianka - powiedziałem.
- Ale za co? - zapytał.
- Za nic.
Położyliśmy się. Wziąłem czasopismo, podałem mu i oglądaliśmy je. Jeden drugiemu mówił, który mu się podoba, a który nie. Opróżniliśmy przy tym piwa i zjedliśmy orzeszki.
Zaproponowałem mojemu misiowi, abyśmy położyli się spać. Zdmuchnąłem palące się świeczki.
Ale ja byłem niezadowolony, bo zawsze sobie waliłem konia cztery razy pod rząd, więc zaproponowałem mu, abyśmy zwalili sobie gruchę. Zgodził się bez oporów.
I tak zakończyła się moja powódź tysiąclecia.