Polski bohater wojny secesyjnej
Chancellorsville, Wirginia, 2 maja 1863 roku, godzina 18:30
- Ognia!
Żołnierze Unii wystrzelili jednocześnie. Dym zakrył szańce przy farmie Hawkinsa, a pociski przerzedziły szeregi Konfederatów wybiegających z lasu.
- Ognia!
Kolejna salwa zatrzymała w miejscu nacierających. Nie na długo jednak.
Z lasu wylewały się kolejne fale żołnierzy ubranych w szare mundury i było jasne, że przerwanie prowizorycznych umocnień bronionych przez żołnierzy Unii jest kwestią czasu. I to bardzo krótkiego czasu.
Południowcy dopadli pierwszych szeregów żołnierzy Północy. Ci odrzucili strzelby bezużyteczne w bezpośrednim starciu i sięgnęli po szable i rewolwery. Walka była bezlitosna. Wrzaski walczących mieszały się z jękami rannych i odgłosami strzałów. Nikt nie prosił o litość i nikt jej nie okazywał. Ranni leżący na ziemi byli cięci szablami i dobijani z rewolwerów.
W pierwszym szeregu walczył wąsaty mężczyzna w mundurze z dystynkcjami pułkownika wojsk Unii. Sztychem szabli uśmiercił właśnie jakiegoś Południowca, kiedy kątem oka zauważył postać w szarym mundurze nadbiegającą z lewej strony. Sięgnął do kieszeni, wyciągnął Colta i strzelił biegnącemu prosto w twarz.
- Mamo! - krzyknął tamten i martwy padł na ziemię.
Pułkownik stał przez chwilę nad trupem z dymiącym rewolwerem w lewej dłoni i uważnie wpatrywał się w twarz przeciwnika, który ostatnie słowo w swoim życiu krzyknął... po polsku.
Włodzimierz Bonawentura Krzyżanowski urodził się w wielkopolskim Rożnowie niedaleko Poznania 8 lipca 1824 roku w rodzinie o sporych tradycjach wojskowych. Jego ojciec i wujowie walczyli o Polskę pod sztandarami Napoleona, a jego brat brał udział w Powstaniu Listopadowym.
Był kuzynem Fryderyka Chopina - siostra jego ojca, Justyna była matką wielkiego kompozytora.
Rodzina wpadła w ogromne długi, które spowodowały śmierć ojca i zmusiły rodzinę do wyprowadzki z majątku. Matka oddała Włodzimierza pod opiekę krewnym mieszkającym w Poznaniu, po czym zresztą rodzeństwa wyjechała do Warszawy.
Młody Włodek trafił do Gimnazjum św. Marii Magdaleny w Poznaniu będącego jednym z najgorętszych ognisk polskości w zaborze pruskim. Wziął czynny udział w antypruskim powstaniu w 1846 roku. Powstanie obliczone na spowodowanie rozruchów niepodległościowych we wszystkich trzech zaborach spaliło jednak na panewce. Powstańcy zostali aresztowani i trafili do pruskich kazamatów.
W obawie przed represjami 22-letni Włodzimierz wyjechał do Hamburga, gdzie wsiadł na statek płynący do Ameryki.
W Nowym Jorku nie było mu łatwo. Nie znał ani słowa po angielsku, nie miał żadnego fachu w ręku i nie znał nikogo, kto by mu pomógł. Zamieszkał kątem u jakiegoś Polaka i imał się wszelkich prac jednocześnie kontynuując naukę. Po jej zakończeniu znalazł stała pracę jako inżynier-geodeta przy wytyczaniu nowych linii kolejowych biegnących na zachód.
Wytyczone przez niego linie istnieją do dziś.
Podczas pracy na kolei poznał absolwenta akademii wojskowej West Point generała Burnetta i wkrótce ożenił się z jego córką, 21-letnią Caroline. Razem z żoną przeniósł się do Waszyngtonu i założył firmę handlową. Dorobił się dużych pieniędzy i zaangażował politycznie po stronie Partii Republikańskiej.
W 1860 roku wsparł kandydaturę Abrahama Lincolna na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jego zwycięstwo w wyborach spowodowało wybuch wojny domowej.
Stany Zjednoczone w tamtym czasie były podzielone na wysoko uprzemysłowioną Północ oraz oparte na niewolnictwie Południe. Napięcie między dwoma częściami kraju wzrastało od wielu lat i w końcu osiągnęło masę krytyczną. Wybór abolicjonisty Lincolna na stanowisko prezydenta był iskrą na beczkę prochu. Rozpoczęła się pierwsza wojna totalna w dziejach ludzkości.
W wojnie secesyjnej po raz pierwszy zastosowano nowoczesne, a co z tym idzie - zabójcze taktyki walki. Użycie broni powtarzalnej, ładowanej odtylcowo oraz pierwszych karabinów maszynowych zbierało krwawe żniwo wśród żołnierzy. Po raz pierwszy zastosowano pociągi pancerne, okręty zbudowane z żelaza (w tym także okręt podwodny), łączność telegraficzną oraz taktykę spalonej ziemi. Życie straciło ponad 600 tysięcy mieszkańców Ameryki - więcej niż w obu wojnach światowych w XX wieku.
Krzyżanowski zgłosił się do wojska jako prosty szeregowy zaledwie dwa dni po ogłoszeniu przez Lincolna mobilizacji. Szybko zorganizował w Waszyngtonie oddział złożony z imigrantów, który obronił stolicę przed pierwszymi atakami rebeliantów. W uznaniu tych zasług został mianowany kapitanem, potem majorem oraz uzyskał pozwolenie na rekrutację emigrantów do wojsk Unii.
Ruszył do Nowego Jorku, gdzie rozpoczął ogromną kampanię rekrutacyjną mającą na celu wciągnięcie do wojska jak największej ilości przybyszów z Europy. Wkrótce powstaje 58. Ochotniczy Pułk Piechoty Nowego Jorku włączony w skład Armii Potomaku zwany „Polskim Legionem”. Szkolenie wojskowe rozpoczyna się pod koniec października 1861 roku. Awansowany do stopnia pułkownika Krzyżanowski zostaje jego dowódcą.
58. Pułk przeszedł swój chrzest bojowy w bitwie pod Cross Keys w dolinie Shenandoah w Wirginii. Polacy rozgromili oddziały Konfederatów, które uderzyły na lewe skrzydło wojsk Unii.
Niedługo potem oddział dowodzony przez Krzyżanowskiego okrył się chwałą podczas Drugiej Bitwy pod Bull Run.
1 maja 1863 roku Armia Potomaku dowodzona przez generała Josepha Hookera spotkała się z potężną armią Konfederatów pod dowództwem generała Roberta Lee niedaleko miejscowości Chancellorsville w Wirginii. Wybitny strateg Lee postanowił osłabić środek swoich pozycji i rozkazał swojemu najlepszemu generałowi Thomasowi Jacksonowi uderzyć na czele 30 tysięcy żołnierzy na prawe skrzydło wojsk Hookera.
Wybrał najlepiej jak mógł. Na prawym skrzydle Armii Potomaku znajdował się XI Korpus dowodzony przez generała Olivera Howarda. Jego żołnierze pewni swoich osłoniętych lasem pozycji spędzili cały dzień 2 maja na bezczynności: grali w karty, pichcili jedzenie przy ogniskach i opalali się na słońcu. Tuż za nimi znajdowały się tabory i stanowiska artylerii.
Krzyżanowski z przerażeniem obserwował rozprężenie i beztroskę oddziałów XI Korpusu. Jego interwencje u generała Howarda nie przyniosły skutku, więc postanowił utrzymać w gotowości bojowej przynajmniej swój pułk. Około godziny 18:00 oddziały Konfederatów uderzyły z lasu na zupełnie nieprzygotowane wojska Howarda. Żołnierze Unii wpadli w popłoch. Uciekali na oślep i padali od kul i ciosów Południowców. Na przyjęcie nieprzyjaciela gotowi byli tylko Polacy.
Pierwsza salwa osadziła atakujących w miejscu. Po niej nastąpiła druga i trzecia. Mrowie żołnierzy w szarych mundurach nadal wylewało się z lasu.
Tragicznym zbiegiem okoliczności wśród atakujących znajdowała się polska brygada dowodzona przez kapitana wojsk Południa Leona Jastrzębskiego. Doszło więc do bratobójczej walki. Na bezdrożach Wirginii Polacy w niebieskich mundurach Unii siekli szablami i zabijali strzałami z rewolwerów swoich rodaków noszących szare uniformy Konfederacji.
Niewiele ponad czterystu żołnierzy nie mogło powstrzymać na długo tysięcy nacierających Konfederatów. Starcie przy farmie Hawkinsa trwało około dwudziestu minut. Południowcy zmasakrowali Polaków, ale działa i tabory zostały w tym czasie odciągnięte w bezpieczne miejsce.
Dopiero wtedy Krzyżanowski dał sygnał do odwrotu.
Po zwycięstwie pod Chancellorsville armia Konfederatów pomaszerowała na północ, by przenieść ciężar wojny na teren przeciwnika. Armia Potomaku rzuciła się w pogoń i dwa miesiące później doszło do największej bitwy stoczonej kiedykolwiek na kontynencie amerykańskim - bitwy pod Gettysburgiem.
1 lipca 1863 roku powtórzył się scenariusz spod Chancellorsville. Polacy Krzyżanowskiego dostali się pod ciężki ostrzał Konfederatów szturmujących prawe skrzydło wojsk Północy i zagrozili odcięciem reszcie armii drogi odwrotu. Pod gradem pocisków padło pięciu głównych dowódców, a Krzyżanowski został ranny. Straty w polskim pułku sięgnęły 50%, ale udało się powstrzymać szturm Południowców. Zdziesiątkowani Polacy wycofali się na jedno z pobliskich wzgórz.
Następny dzień - 2 lipca miał być dniem odpoczynku. Polacy rozbili obóz koło cmentarza Evergreen i nabierali sił po wczorajszych zmaganiach. Kiedy zapadł wieczór na wzgórze wdarł się silny oddział Konfederatów, który po krótkiej walce zepchnął Polaków i zdobył kilkanaście dział. Sytuacja była niezwykle groźna.
Historyk Douglas Freeman stwierdził, że był to decydujący moment nie tylko tej bitwy, ale i całej wojny. Południe było dosłownie o włos od zwycięstwa.
Krzyżanowski szybko opanował sytuację. Rozkazał swoim ludziom założyć bagnety i poprowadził ich do ataku na wzgórze. Przy stanowiskach artylerii doszło do krwawej walki wręcz. W końcu Polacy zmusili Południowców do odwrotu i odzyskali kontrolę nad wzgórzem.
Podczas bitwy pod Gettysburgiem również mogło dojść do bratobójczej walki Polaków z Polakami. Po stronie Południa walczył polski oddział dowodzony przez pułkownika Kacpra Tochmana i wchodzący w skład słynnej brygady „Tygrysów z Luizjany”.
Po bitwie Krzyżanowski ruszył na pomoc oddziałom Unii obleganym pod Chattanoogą oraz Knoxville. W marcu 1865 roku prezydent Lincoln awansował go do stopnia generała brygady.
Krzyżanowski był wcześniej kilkukrotnie rekomendowany do awansu, jednak nie uzyskał aprobaty Senatu. Senatorowie stwierdzili bowiem, że generałem nie może zostać ktoś, kogo nazwiska nie sposób wypowiedzieć.
Niedługo potem Włodzimierz Krzyżanowski zakończył karierę w wojsku i wrócił do cywila. Podjął pracę jako urzędnik podatkowy. W czasie powojennej rekonstrukcji kraju kierował urzędami podatkowymi w Georgii i na Florydzie. Był także jednym z głównych negocjatorów w sprawie zakupu Alaski przez Stany Zjednoczone.
Kiedy transakcja doszła do skutku Krzyżanowski został pierwszym administratorem nowo nabytego terytorium. Nie pełnił on jednak, jak podaje część historyków, roli gubernatora.
Po zakończeniu misji na Alasce osiadł w San Francisco, gdzie spotkał m.in. Henryka Sienkiewicza i Helenę Modrzejewską. Pomógł polskiej aktorce przy zorganizowaniu jej pierwszego amerykańskiego występu.
W 1878 roku wrócił do Waszyngtonu, gdzie został dyrektorem w Departamencie Skarbu. Pod koniec życia wrócił do Nowego Jorku, gdzie spisał swoje wojenne wspomnienia. Nie zapomniał o swojej starej Ojczyźnie. Pisał „Wolę najskromniejszy domek w Polsce, niźli pałace tutaj.”.
Zmarł 31 stycznia 1887 roku w Nowym Jorku i został pochowany na cmentarzy Greenwood w Brooklynie. Pięćdziesiąt lat później, w październiku 1937 roku jego prochy zostały przeniesione i pochowane z honorami wojskowymi na słynnym cmentarzu Arlington pod Waszyngtonem. Ówczesny prezydent Franklin Delano Roosevelt wygłosił z tej okazji przez radio orędzie do narodu, w którym podkreślił zasługi polskiego generała. W tym samym czasie podobne orędzie wygłosił w Polsce prezydent Ignacy Mościcki.